21.10.2024

[KP] Adoracion Valdes

 Podkład: Dio - Rainbow in the dark


 - Ludzie powiadają, że to był diabeł - szepnął.

- A wy w to wierzycie?

- Cóż, diabeł może pojawiać się pod różnymi postaciami, również jako człowiek. 


Adoracion (Adora) Valdes
emme

12 komentarzy:

  1. [Jaka zagubiona duszyczka! 😰 Strasznie przykro z powodu jej niewiedzy i pewnej samotności, która z niej wynika! Biedna dziewczyna, jej historia wyrwała ze mnie wulkan współczucia!
    Mam nadzieję, że odnajdzie szczęście i swój rytm życia tu w miasteczku :) nie bądź dla niej okrutna! Udanej gdy z kolejną postacią]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  2. [Hej! Oj nie, aż tak daleko to bym nie sięgała. Rusty ma się lepiej, niż karta to sugeruje (czyżbym trochę w niej przesadziła, hahaha?)

    Komplikować życia swojej postaci nie chcę, więc uprzejmie podziękuję, ale życzę tobie i twoim postaciom (a widzę ich pokaźną kolekcję, pozazdrościć czasu i weny!) samych sukcesów. ;)]

    Rust Dunnagan

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Meksykańskiej narkotykowej mafii to się nie spodziewałam. ;)
    Cześć, witam kolejną postać i podziwiam ogrom weny. Adora ma piękne imię, od razu skojarzyło mi się z Adorą z książek Terrego Pratchetta. Chociaż i tak najbardziej kupił mnie szynszyl.
    Życzę powodzenia, dużo weny i wątków i oby nikt jej nie dopadł! ]

    Hunter Warren

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten dzień Patricia zaczęła jak zawsze - czyli od kubka gorącego kakao, który to był idealny na te porę roku. Przez radio słyszała, że może trochę popadać wobec czego wychodząc z domu zabrała to plecaka także parasol. Miała jeszcze trochę czasu, więc w drodze do pracy zrobiła niewielkie zakupy. Do kwiaciarni miała kawałek drogi, więc po sprawdzeniu godziny stwierdziła, że wstąpi jeszcze na małe co nieco, gdyż wyszła bez śniadania. A potem stwierdziła, że się zasiedziałą więc zostawiła pieniądze na stole i czym prędzej lokal opuściła mając nadzieje, że zdąży się tak mocna nie spóźnić. Ah to poczucie upływu czasu.
    Niewiele, ale jednak przyszła po czasie przepraszając właścicielkę, która ta zbyła machnięciem ręka. Zabrała się do pracy a ta szła jej dziś leniwie, pewnie przez tę aurę w powietrzu i bol głowy, który nasilał się w drugiej części dnia. Przy następnej kontroli będzie musiała o tym wspomnieć a tak posiłkowała się tabletkami, które pomagały, ale słabo, wiec starała się unikać schylania po coś jak tylko mogła, gdyż zabrała się za niewielkie porządki w magazynie.
    - Pat?
    - hmm, potrzebujesz czegoś?
    - kawy - odrzekła z lekka zadyszką, gdyż akurat podnosiła jakieś pudło. Skrzywiła się.
    - hej co jest? Glowa mnie znowu boli. Wzięłabym coś, ale już i tak za dużo ostatnio połykam przeciwbólowych.
    - no widać... może weź lepiej idź do domu?
    Pokręciła uparcie głową.
    - nie jest jeszcze tak źle. Za tydzień mam kontrolne badania - odparła a w swoich myślach: z których pewnie nic nowego się nie dowiem - zatem może lekarz mi poradzi. Tylko co możesz zrobić, to wypisać mi nazwy leków na kartce, bym sama już nie musiała się z tym męczyć.
    - hmm. Dobra, to idee nam zrobić kawę i w sumie możemy wywiesić kartkę o przerwie - dodała wychodząc z pomieszczenia.
    Co za ulga dla uszów, ledwo panowała nad mimiką, gdyż dziś hałasy ja denerwowały. Wzięła wdech i powoli wypuściła, by po chwili poczuć zapach kawy. Położyła karton na polkę i wyszła.
    - chyba zaczęło padać. - zauważyła po chwili, gdy już dłuższy czas przerwowały sobie.
    - nie ma dziś tak wielu klientów, więc chyba zamkniemy szybciej.
    Pokiwała głową w odpowiedzi co potem pożałowała. Tym razem nie udało jej się zapanować nad twarzą.
    - Patty ja ci mowie - idź do domu.
    - ale...
    - żadne ale albo zadzwonię do twych rodziców - zmarszczyła brwi z irytacja. Jeszcze brakowało tu ich do kompletu - gadam na serio.
    - ja też. Jestem już duża. Radzę sobie. Jest dobrze. No ale jak już nalegasz to pójdę, ale nie potrzeby by mnie odprowadzać. - dodała już bardziej szorstko. Naprawdę rozumiała troskę, ale im jej było za dużo tym to wcale w niczym nie pomagało.
    Poszła się przebrać i po chwil opuściła miejsce pracy. W miedzy czasie mocniej się rozpadało. Nie chciała czekać na autobus, więc wybrała drogę przez park. Nie spodziewała się żadnych przypadkowych spotkań, ale los to chyba lubi plątać figla i kogoś spotkała. Musiała się mocno wysilić i nagłówkować nim pojęła kogo widzi na ławce. Podeszła bliżej zastanawiając się czy przypadkiem nie pomyliła dziewczyny jakimś pijakiem, ale nie: ta sadzać po zapachu, była niezłe zalana, bo nawet gdy ja próbowała wybudzić, to spala sobie w najlepsze. Zastanawiała się co się tym razem wydarzyło, ze doprowadziła się do tego stanu, ale to nie było w tej chwili ważne. Ważniejsze było zabranie jej stad, ale nikogo w pobliżu nie słyszała by szedł. Była zdana na siebie. Chcąc nie chcąc złożyła parasol i laskę, zdając sobie sprawę, ze podróż do domu będzie wyzwaniem, no ale nie mogła jej zastawić w takim stanie i w taka pogodę.


    Patty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Adora! - potrzasnęła ja. Nic! spróbowała znowu - kolejny raz bez rezultatu. Dopiero po któreś już próbie raczyła zareagować cos tam mamrocząc pod nosem - No wstajemy. Wykrzesać chociaż trochę energii - powiedziała marszcząc nos od bardziej intensywniejszego zapachu, który poczuła. Ciekawa była już wcześniej, gdzie się to podziewała, gdy nagle znikła, bo pachniała niezbyt świeżo. - No a teraz do góry - podsadziła ja aby ja podeprzeć a potem wziąć pod bokiem. Dobrze, że zapamiętała kierunek drogi. Jednak tak jak się spodziewała - powrót do domu był meczący. Prawie przy tym spadły jej klucze jak próbowała otworzyć drzwi. A się zasapała... Niby takie chuchro, ale swoje ważyło.
      Usadziła Adorę na kanapę a sama poszła się przebrać i trochę rozgrzać, bo zrobiło jej się zimno. A potem ogarnęła dziewczynę zdejmując jej buty i mokre ciuchy użyczając jej dosyć długa i pulchna koszule i ułożyła na kanapie. Przez cały czas spała jak zabita będąc w takim stanie nieważkości, ze nawet stado słoni jej by nie obudziło i nakryła ja kocem. Na stoliku przygotowała wodę i aspirynę a także kanapki jakby była głodna. Później sobie porozmawiają, gdy trochę wytrzeźwieje. Psik! - otrząsnęła się z przenikłego od deszczu chłodu, wiec poszła sobie zaparzyć herbaty z imbirem. Po wypiciu sama zasnęła oparta głowa o stol trzymając jeszcze kubek w dłoni, który wysunął się z dłoni po dłuższym czasie robiąc przy tym hałas.
      [kuchnia jest blisko salonu jakby co - w sumie takie m1]

      Usuń
  5. Na jak długo jej sie przysnęło? Nie miała pojęcia. Wiedziała tylko, ze cala zesztywniała od bezruchu. Przeciągając sie nieopatrznie straciła na szczęście pusty już kubek na ziemie - swoja droga swój ulubiony - który sie roztrzaskał w drobny mak. Skrzywiła się na sam dźwięk i westchnęła zrezygnowana idąc w stronę aneksu, w którym to miała schowana zmiotkę i szufelkę. Wróciła po chwile do swego bałaganu i trochę po omacku zaczęła sprzątać ignorując przebłyski i plamki. W takiej to sytuacji zastała ja Adora. Wychwyciła ruch wiec popatrzyła sie w tamta stronę uśmiechając sie półgębkiem. Trochę nie poradnie jej szło ogarnianie rozbitego kubka, bo rozprysł w każda możliwa stronę, wiec musiała trochę pomacać podłogę w poszukiwaniu odłamków nim sie w końcu odezwała.
    - tabletki zostawiłam ci na stole jakbyś ich potrzebowała. - powiedziała nie przerywając zajęcia. - jak jesteś na silach cos zjeść to kanapki ci zrobiłam - dodała.
    - a co do twoich ciuchów, to je uprałam. Tylko jeszcze nie wyciągnęłam z pralki, wiec na parę godzin cię u siebie ugoszczę. Myślę, ze do dobry pomysł, byś wyglądała dosyć przyzwoicie. - uśmiechnęła sie - nie krępuj sie jeśli chcesz wziąć prysznic. - poinstruowała - to drugie drzwi na lewo w korytarzu. - Możesz śmiało sie ugościć i dalej pospać, bo wydaje mi się, żeś jeszcze nadal wczorajsza. Porozmawiać możemy później o tym co ci się znowu przytrafiło.
    A na pewno coś się zdarzyło, tylko teraz rozmowa sensu i tak by nie miała prawa bytu. Zaczęła nasłuchiwać.
    - A teraz wybacz. Chyba pranie się skończyło. Pojdę wywiesić - to mówiąc wstała od stołu, trochę się wyciągnęła aż jej strzykło w łokciu i wyszła.
    Westchnęła. Oj Adora, co z ciebie kiedyś wyrośnie...- mruknęła już w mniejszym kantorku, który przebudowano wcześniej z większej łazienki, zanim ja oddano do użytku. Oprócz pralki znajdowała sie obok suszarka, na której pranie zaczęła wywieszać.

    dobra gospodyni ^.^

    [a ja nadal myślę jak ich ze sobą naprowadzić by doszło do rozmowy - i przez to myślenie trochę wena padła ;/ ->> a jakby tak rodzina Amayi wpadła do domu dziadka Adory w odwiedziny, dziewczyny by nie było w tym czasie a pojawiła by się ona później?]

    OdpowiedzUsuń
  6. Grzeczna dziewczynka pomyślała uśmiechając sie półgębkiem rozwieszając pranie. Zignorowała dźwięki wydobywające sie z toalety, które słyszała dokładnie z niedomkniętych do końca drzwi, ale taktycznie rzecz mówiąc nie ruszyła się by pomoc dziewczynie. Jakaś lekcje z tej eskapady musiała doświadczyć. Westchnęła ciężko. To był taki głupi wiek, gdzie wszelaki bunt był na porządku dzienny a doświadczenie wszelakich nowych przygód był normalnym zjawiskiem. Żałowała, ze sama nie mogła za młodu zaszaleć jak przeciętny nastolatek. No ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem - taki już jej był los doświadczać niewygód wzrokowych.
    W domu znowu zapanowała cisza, wiec po porobieniu paru jeszcze domowych rzeczy, zadzwonieniu do szefowej z informacja, ze dzień czy dwa jej nie będzie i dodzwonieniu sie - tak posiadała numer telefonu, gdyż któregoś razu wymusiła go na dziewczynie, tak na wszelki wypadek, acz nie korzystała z niego aż do dzisiaj - do dziadka Adory i poinformowaniu jej, ze jest cala, bezpieczna i zostanie u niej na noc bez zbędnego tłumaczenia, dlaczego zostaje, zakończyła rozmowę. Nie był tym zachwycony, ale tez sie za bardzo nie sprzeciwiał mimo, ze wyczuwała w jego glosie frustracje i złość.
    Zjadła kolacje, a ze nie chciało jej sie jeszcze spać to zeszła do piwnicy. Pomieszczenie przerobiła na pracownie, gdzie trzymała swoje gliniane "dzieła" i tak pracowała tak długo, aż w końcu i ja trochę przymuliło a ze miała tu kanapę to zasnęła na niej.
    Zasypiając zastanawiała się jak zaplanować następny dzien.
    Noc minęła dosyć szybko. Wstając myślała już o kawie, ale najpierw sie ogarnęła. Nie spieszyła się idąc do kuchni w spodniach od dresu i topie bez rękawów, które odsłaniały blizny po cieciach, bo miewała chwile... i przypadkowe blizny, które nabawiła się przypadkowo przez swa prawie ślepotę. Bez wpadek i wypadków się nie obyło i zajęła się śniadaniem. Myślą co by tu przygotować treściwego i na tyle lekkiego, by szybko "nie wyszło" góra.
    - dzień dobry! - powiedziała do wchodzącej Adory - wyspałaś się. Robię śniadanie.. na cos masz ochotę? - zapytała.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przytaknęła.
    - Słyszę, że juz lepiej się czujesz - odparła pogodnie. Nie chciała dziewczyny spłoszyć, bo mimo starań dziewczyny wyczuwała napięcie. - wejdź śmiało. Ja nie gryzę.
    Miała ochotę zachichotać, ale opanowała się na tyle, że sie tylko uśmiechnęła.
    - w sumie myślałam o jajkach po benedyktyńsku i tostach, ale masz racje - owsianka będzie lepsza. - odpowiedziała - powinnam jeszcze gdzieś je mieć. O ile nie zabrałam ich do pracowni w formie przekąski - zamyśliła się na parę minut. Zobacz w szafce koło piekarnika.
    Przez cały czas stała do niej odwrócona. - pranie pewnie już wyschło, wiec będziesz mogła wrócić do swoich ciuchów i pokazać się ludziom. Wybacz, ze cię przebrałam, ale no... twoje rzeczy nie pachniały zbyt dobrze - uzupełniła trochę skrepowana, by ta nie pomyślała, że ma jakieś dziwne myśli i wykorzystuje je na prawie nieprzytomnej osobie.
    Odkręciła wodę, by nalać ja do czajnika i postawiła na gazie.
    - nie musisz się stresować nieobecnością w domu. Jak spałaś to zadzwoniłam do twego dziadka... - zrobiła pauzę - trochę się wkurzał, ale powiedziałam mu że jesteś cala i zdrowa i parę dni u mnie będziesz. Coś tam pomarudził, gdzieś tam w tle słyszałam też urocze wrzaski na zwierzaka. - zachichotała - poważnie zniszczył firanki? - zapytała rozbawiona - ale w końcu zaakceptował fakt, że u mnie jesteś. Acz prosił o zamykanie drzwi następnym razem. - westchnęła - jakby można było powstrzymać szynszyla by nabrał manier. To takie niewykonalne. - zachichotała uznając to za dobry żart - chciałbym móc to zobaczyć. A wracając do spraw bieżących... róbmy w końcu to śniadanie, bo twój brzuch zdrajca niedługo nas zje obie i nastanie problem. - skończyła swe przemówienie pewnie wytracając ja z równowagi natłokiem informacji i pytań.

    [nie mogłam się oprzeć.. tak mnie ta fretka rozbawiła, pfuu szynszyl]

    OdpowiedzUsuń
  8. - brawo - pochwaliła ja - coś mi się wydaje, iż zapuściłam swój dom i musze go w końcu odgruzować. - dodała czując drobinki kurzu w nosie. Kichnęła.
    W sumie nie wiedziała czy było to dobre by dzwonić, ale lepszej alternatywy nie miała. Mężczyzna nawet, gdy był wzburzony, to chyba odczuł jakąś ulgę. Westchnęła w duchu.
    Wyczuła chwilę napięcia w powietrzu, pozwoliła jej trwać.
    - Możesz mi tu pomóc, ale nie chce żebyś pomyślała, że robię z ciebie jakąś tania sile robocza. Mam teraz parę dni wolnego, wiec jak już zabrała, to wolałbym to jakoś spożytkować. Adora nie bierz tego jakby była jakąś karą. - powiedziała pól żartem pól serio. - wyszłam z założenia, ze obojgu przyda się przerwa, niż gdyby miał poruszyć niebo i ziemi i zacząć szukać. - zauważyła ciepło. Nawet nie zauważyła, kiedy odwróciła się w stronę stołu i do niej podeszła. Usłyszała cichy płacz. Oho. Doszła do krzesła i tak jakoś nieporadnie przytuliła.
    - No wypłacz się kochana - powiedziała cichym głosem - W domu dziadka tego nie robisz się domyślam. Starasz się utrzymać wszystko pod kontrola, prawda?
    Przyklękła by być bliżej twarzy.
    - otoczyłaś sie murem, przez który ciężko się przebić. - westchnęła - uwierz mi znam to uczucie aż za dobrze - dotknęła jej twarzy zbierając łzy i je ścierając - w gruncie rzeczy jesteś dobra dziewczyna, trochę pogubiona i zapomniana, ale jak najbardziej kochana. Teraz wydaje ci się, że widzisz wszystko w czarnych barwach, ale będzie dobrze. Tylko trzeba chcieć. Nic nie przychodzi łatwo, ale jak sama nie dasz sobie pomoc, to nie będzie lepiej tylko gorzej. A przecież masz już jakieś plany na przyszłość, prawda? - zapytała ciepło - No chodź się przytul - rozłożyła ramiona szerzej, by mogła się wtulić. - no już dobrze. Dobrze.
    Prawie, ze zapomniałby o śniadaniu, gdyby to nie zaczęło sie przypalać a czajnik zaczął oznajmiać, ze woda się zagotowała. Westchnęła ciężko. Powinna wstać i się tym zając, nim podpali przy okazji dom.

    pani psycholog w akcji ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. - No jeśli chcesz, to możemy razem się z tym zmierzyć. We dwie to zawsze łatwiej - zaproponowała - może udało by się znaleźć jakiś kompromis. - poklepała po plecach.
    Uśmiech przemknął przez jej twarz, gdy wstawała z klęczek. Zdawała sobie sprawę, że to nie będzie łatwe "rozprawić" się z buntem, no ale spróbować można. A jak na razie to czas było się zmierzyć z codziennością.
    - taak. W kubku mam herbatę - odparła trochę zamyślona - do jutra jeszcze dużo czasu - chwyciła podawany kubek i postawiła na stole - chyba jest już dobra? - zerknęła w stronę kuchenki. - hmmm jakiś Charlie chodzi mi po głowie, ale nie wiem czy o nim właśnie mówimy - napiła się herbaty. - wiesz mówisz jak zapalona miłośniczka, lubisz to zajecie? Przypomina to trochę aranżacje wnętrz bardziej przestrzenną. Oczywiście nie ma czegoś takiego, ale dekorowanie i tym podobne to i owszem. - kolejny łyk. - nie... owsianka dla ciebie. Ja mało jadam - odparła. Co zresztą było widać, ale nie była typem, który się zmusza do jedzenia na sile. - wiec się nie krępuj. Żaden ze mnie rodzic, wiec wiesz. To nie więzienie a tym bardziej cela a ja nie strażnik więzienny - wyszczerzyła sie w żartach - jak zaoferowałaś pomoc to dobrze. A myślałaś, by to robić zawodowo w przyszłości? - zapytała dalej popijając swoja herbatkę. W końcu ja skończyła, zatem wstała i podeszła do czajnika trochę na czuja, bo kolejny już raz tego ranka iskrzyło jej się przed oczami. Normalnie to widziała tylko czarne, coraz większe plamy uniemożliwiające widzenie, no ale teraz było na odwrót. Zbyt długo gapiła się w okno na słonce?
    Pomagając sobie palcem nalała odpowiednia ilość. - Tyle, żeby iść na taki kierunek to trzeba się uczuć - kontynuowała jakby wcale nie przerwała chwilowego milczenia - jak tam ci z nauka idzie??

    Pat

    OdpowiedzUsuń
  10. Wzruszyła ramionami.
    - Mnie się wydaje, ze pójście do liceum, byłby lepszym rozwiązaniem niż siedzenie w domu. Nie mowie, ze od razu na ten a nie inny kierunek, tylko ogólnie jest lepszym pomysłem, niż spędzenie całego życia z jedna osoba. - dokończyła sznurując usta w ciasny węzeł - Wcale nie mówiłam żeby iść na ASP od razu, ale jako wolny słuchacz. Może jakieś wskazówki pomogły by ci nad projektami... Niestety, wszyscy znamy opinie twego dziadka. Tak słucham plotek, ale nie żyje nimi. Co mi z tego przyjdzie i co mam zrobić z taka wiedza? Książkę napisać? Wątpię, by komuś by się chciało takowe czytać. - siorbnęła trochę herbaty. - indywidualne może nie jest takie złe, ale gdzie tu kontakt z rówieśnikami. - pokręciła głową. Oj za dużo paplała, oj za dużo. Chyba pobyt w kwiaciarni jej nie służył. No ale żeby być sprzedajnym to trzeba moc cos sprzedać. - sama przez krótki czas tak miałam, czułam się jak w więzieniu a to było wtedy, gdy przez długi pobyt w szpitalu musiałam przerwać naukę na jakiś czas.
    Wzruszyła ponownie ramionami jakby to było nic, ale zamilkła na jakiś czas.
    - oj wiem, że za dużo gadam - mruknęła pod nosem - no dobrze starczy gadania, podjadłaś? Jeśli nadal cię głowa boli to powiedz. Mam tu gdzieś w jakieś szufladzie tabletki... - zaczęła wstawać od stołu. Trzeba było zacząć cos robić. - Zostaw gary na później. - zdecydowała.
    - dużo roboty tu nie mam, ale zawsze się cos znajdzie. Od czego chcesz zacząć? Pytam byśmy się nie dublowały.

    Pat [nie naciskam za mocno?]

    OdpowiedzUsuń
  11. Cierpliwości... tego jej czasem brakowało, gdy miewała trudnych klientów. Nie mówiąc już o cierpliwości w rozmowach z jeszcze "nastolatkami". Nie można było tego powiedzieć o Adorze, bo ja trochę rozumiała, ale i niektórych zachowań nie zamierzała pobłażać. Jednak nie czas na to. Wzięła mentalny wdech i wydech, by czegoś nie palnąć przypadkiem. Co prawda jej dziadek robił co mógł, ale nie ukrywajmy był tez ciężkim przypadkiem osoby starszej.
    - Może najpierw się w końcu ubierz - zauważyła czując chłodniej powiew wiatru na skórze, gdy ta drzwi otworzyła. - nie mam ochoty płacić więcej za ogrzewanie. No chyba, ze sama masz ochotę to zrobić z własnego kieszonkowego? - zapytała I przy okazji zwrócić kradzione? Co prawda była to mała sumka, ale musiała ja pokryć z własnym pieniędzy, by nikt się nie skapnął w kwiaciarni. - rozumiem twoje wzburzenie moja droga - Jak to dobrze było nie widzieć czasem ludzkich emocji. Człowiek był przez to lżejszy o parę kilo - ale nie wyląduj swej złości na mnie tylko dlatego, ze powiedziałam wcześniej co powiedziałam - powiedziała spokojnym głosem. Dziewczyna naprawdę nie chciała jej widzieć rozjuszonej. - Twój dziadek ma i owszem, ale starsi ludzie już tak mają a o twej matce to nawet nie wspomniałam tylko sama to zrobiłaś. Miała takie a nie inne powody, ja to naprawdę szanuje a teraz kończmy już tą bezproduktywną rozmowę. Im szybciej uporamy się z porządkami tym szybciej opuścisz to miejsce. - odparła sucho. Przy okazji miała nadzieje, iż nic po drodze nie zagubi się na zawsze, ale musiała w końcu posprzątać, bo rodzice mają do niej przyjechać na kolacje. Mogła co prawda sama wszystko zrobić, ale we dwie pójdzie szybciej i sprawniej. A i jeszcze czekała na telefon od lekarza.
    - chodź - mruknęła do niej przechodząc obok i kierując się w głąb pomieszczenia, gdzie sprzęt trzymała.

    OdpowiedzUsuń