10.09.2024

[KP] you bleed just to know you're alive

And I don't want the world to see me
'Cause I don't think that they'd understand
Kiedyś snuła wielkie marzenia o studiowaniu psychologii na University of Washington. Mieszkanie w Mariesville nigdy nie sprawiło, że te marzenia wydawały jej się nieosiągalne. Krok po kroku dążyła, by ten cel stał się prawdą, a jej kochani dziadkowie serdecznie jej w tym kibicowali. Była ambitna, bystra i błyskotliwa, a jej wrażliwość i zdolność definiowania emocji były nieocenione. Nauczyciele opisywali ją jako zdolną i inteligentną dziewczynę, która uczyni świat lepszym. Stało przed nią tak wiele możliwości, na które ciężko pracowała. Wiedziała, że nie może tego zaprzepaścić.

Wciąż pamięta rozczarowanie malujące się na twarzy dziadka i smutek w oczach babci, gdy trzy miesiące przed osiemnastymi urodzinami oświadczyła im, że zaszła w ciążę. Jej świetlana przyszłość zaprzepaściła się przez szczenięcą miłość i jeden błąd. Dziadkowie byli konserwatystami, wiernymi Bogu i przyjętym tradycjom, ale kochali Maddie tak mocno, że byli gotowi wesprzeć ją w decyzji o usunięciu ciąży. Cóż, było to dla niej niemałym szokiem, ale jednego była pewna – aborcja nie była na liście możliwości.

Gdy jej synek przyszedł na świat, był grudniowy wieczór, a za oknem sypał gęsty śnieg. Zima to jej ulubiony miesiąc, a jej maleństwo stało się jej szczęściem i sensem. Nazwała go Matthew, bo kiedyś usłyszała, że oznacza to "dar Boga". Matty z pewnością był jej darem. Przez życie idą już wspólnie prawie dwanaście lat – dwanaście lat pełne smutków i radości, wzlotów i upadków, pełne kontrastów.

Dziś obdarza cię uśmiechem, gdy obsługuje cię w lokalnym sklepie spożywczym. Mimo zmagania się z trudnościami pozostała osobą ciepłą i serdeczną, z ogromną determinacją, by zapewnić swojemu synowi jak najlepsze życie. Jest życzliwą osobą, która głęboko docenia każdy dobry gest. Życie jednak nauczyło ją niezależności i ostrożności, a nawet ograniczonego zaufania. Przez życie stara się iść z uśmiechem, ciesząc się z małych rzeczy, ale los jest okrutny i nieraz przynosi wieczory, gdy trudno jej opanować swoje uczucia.

Czasami spotyka na swojej drodze osoby, które kiedyś liczyły, że osiągnie sukcesy zawodowe i przyniesie wyborne owoce swojej ciężkiej pracy. Cóż, zawiodła. Rozczarowała wiele osób, a ponad wszystko siebie. Czasami tęskni za życiem, którego nigdy nie zaznała – życiem, które było tak blisko, a ona to zaprzepaściła. Choć Matthew stał się jej szczęściem i nadał jej życiu pięknych barw, to chwilami pozwala sobie na gdybanie, jak wyglądałaby jej rzeczywistość, gdyby wtedy nie zaszła w ciążę. Naprawdę kocha być matką, ale bycie samotną matką to inna bajka. Nieraz bardzo ją to przytłacza, nawet jeśli słyszała od dziadków, że jest silna i dzielna. Dziadków już nie ma, a ona sama tego nie widzi, a tym bardziej nie czuje.

Panicznie boi się dnia, gdy Matthew zacznie pytać o ojca. Wciąż nie wie, co mu wtedy powie, bo nienawidzi kłamstwa. Przecież nie może zaprzeczyć, że jego ojciec jest tak blisko… W końcu chodzi po ziemiach tego miasteczka. Jednego jest jednak pewna – ten fakt na zawsze pozostanie jej sekretem.
Madeline Green
właść. Madeline Ana GreenMaddie — 20.06.1994, Camden — Rodowita Mieszkanka Mariesville — sprzedawczyni w sklepie spożywczym “Green Grocers” — weekendowa kelnerka w “The Rusty Nail” — w sezonie dorabia jako pokojówka w miejscowym pensjonacie “Sunny Meadows B&B” — mieszka w domu w Farmington Hills, odziedziczonym siedem lat temu po dziadkach — porzucona przez matkę, gdy miała rok — wychowywana przez dziadków — samotna matka dwunastoletniego Matthew, chłopca o wrażliwym sercu lecz ciętej ripoście — miłośniczka obyczajowych książek, dawnych seriali i dobrej herbaty — hobbystycznie maluje obrazy — ukryta romantyczka, ledwo wiążąca koniec z końcem
relacje

Nie jestem fanką prowadzenia pań, ale coś czuję, że polubię prowadzić Maddie. Mojad ruga postać tutaj, zapraszam do tworzenia ze mną jej historii. :)
Jeśli jest ktoś chętny do przejęcia roli ojca, możemy się dogadać.
cinnamoonlattee@gmail.com

Wątki: 2/4

11 komentarzy:

  1. [Ależ ona nic absolutnie nie zaprzepaściła! Czy może można uznać, że idzie w dobrą stronę, ale bardziej krętą ścieżką? ;) Wyszła Ci ta bohaterka na prawdę przyjemna, a jej historia bardzo przejmująca. Jestem pewna, że co roku kwalifikuje się na Najlepszą Mamę w Mariesville. Chętnie dowiedziałabym się, kto jest ojcem i nakopała mu do d#$!*. Czemu Maddie wychowuje sama dziecko? I czemu taka kruszyna czuje się porażką, skoro jest dobra, zaradna, pracowita?
    No cóż, trzymam kciuki, aby w końcu pojęła, ile jest warta, że jest prawdziwym skarbem. Może znajdzie się ktoś, kto jej to powie i pokaże? ;) Nasze babki muszą się znać z oczywistych względów, więc gdybyś nie miała mnie dość, zapraszam ;) Abi może czasami pilnować jej syna, wydaje mi się, że lubi układać lego. Cudownego wątkowania Maddie! ]


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  2. [Muszę przyznać szczerze, że kartę przeczytałam, gdy była jeszcze w roboczych. I... urzekła mnie. Długo szukałam słowa by określić czymś, bo pozytywna zwyczajność nie wydaje się tu odpowiednia. Ale na pewno problemy, z którymi się zmaga może doświadczyć wielu z nas.
    Madeline nie ma łatwo w życiu, ale cała jej kreacja zapewnia mnie, że da sobie radę. Zdaje się, że twardą babkę stworzyłaś, która z całą pewnością stanowi dla swojego dziecka wzór do naśladowania. I niech nie myśli, że to wszystko to beznadziejny, pomylony koniec i nie tak to miało wyglądać (choć w tym przypadku mogłyby z Kopi dojść do pewnego porozumienia).
    Gdyby Maddie znalazła chwilę dla siebie, to zapraszamy na kawę. Podobno Kopi robi ją bardzo dobrą. ]

    Kopi Bear

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jaka ona rozkoszna. Może plany związane z wielkim światem jej nie wyszły, ale wciąż sprawia wrażenie kogoś, kto godzi się z losem, bo pesymizm jej nie przystaje. Zazdroszczę podejścia, determinacji i podziwiam ambicje Maddie, a także jej bezinteresowność, to przede wszystkim. Jest taką prawdziwą, uroczą dziewczyną z sąsiedztwa, w której na pewno każdy chciałby mieć przyjaciółkę. No, Damien na pewno, a że są z tego samego rocznika, to widzę tu już punkt zaczepienia w ramach znajomości z czasów szkolnych. Jeśli wyrazisz więc chęć, to serdecznie zapraszam, będzie nam bardzo miło coś wspólnie napisać!]

    Damien

    OdpowiedzUsuń
  4. [Zgadzam się z przedmówcami, że wyszła świetnie. Jest tak życiowa, że jestem przekonany, że jej historia sama będzie się pisała. Razem z Walterem są prawie w tym samym wieku, więc jeżeli będziecie miały ochotę, to my chętnie się jakoś w tej historii pojawimy. Powodzenia z drugą postacią!]

    W. Underwood

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj raz jeszcze, cinnamoon!
    Maddie niesie ze sobą tak wiele emocji i głębi. Z jej silnym poczuciem odpowiedzialności i pełną kontrastów historią, doskonale wkomponowuje się w klimat Mariesville. Jej poświęcenie dla syna i walka z przeszłością są niezwykle poruszające, a my z niecierpliwością czekamy na to, jak dalej rozwinie się jej historia! Oby zawsze czuła się w Mariesville, jak w domu.

    Baw się dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  6. [Hej, hej! Ślicznie dziękuję za powitanie Rhetta. :D Początkowo miał tu być zupełnie inny pan, ale pisanie karty coś mi nie wychodziło, a pomysł na Rhetta wpadł mi pod prysznicem, a jak wiadomo stojąc pod gorącą wodą można wymyślić najlepsze wątki i postacie... No i jest samotny tatusiek. Na pewno będzie się starał, aby Prim miała udane dzieciństwo, choć jeszcze nie ogarnia w pełni rodzicielskiego życia. I chociaż widzę pomysły na wątki zarówno z Jacksonem jak i Maddie to chyba przyjdę do Maddie, bo mam wrażenie, że mogą się wspierać nawzajem w tej trudnej dość sytuacji.
    Rhett z pewnością jest częstym gościem w sklepie, gdzie Maddie pracuje i pewnie też jej samej zdarzyło się go widzieć w nieciekawym stanie w The Rusty Nail... Ale! Skoro są między nimi tylko dwa lata różnicy to co ty na to, aby kojarzyli się jeszcze z czasów szkolnych? Można byłoby nawet założyć, że zanim Maddie zaszła w ciąże (o ile będzie Ci to pasowało do jej historii) to chwilę ze sobą byli, ot taki pierwszy związek, który długo nie przetrwał, jak to u nastolatków czasami bywa. :) Jeśli nie, to równie dobrze mogą się po prostu przyjaźnić. Ich babcie może są super kumpelami i chcąc nie chcąc, ale Maddie i Rhett często spędzali czas razem? Przez te ostatnie lata każde miało swoje sprawy na głowie, relacja mogła im się trochę poluźnić i byli bardziej na cześć?
    Wpadł mi do głowy też pewien pomysł, jak można zacząć wątek. Ale jeśli się zapędzę to proszę, powstrzymaj mnie. :D Dobra, to do tego potrzebny byłby mi Matthew, który być może gdzieś w miasteczku się zapodzieje. Maddie, jak to mama, mogłaby trochę panikować i wpadnie na Rhetta, który akurat będzie na spacerze z Rosie. Od słowa do słowa wyjdzie, że szuka młodego i jej bardzo chętnie pomoże. Oczywiście żadna krzywda by mu się nie stała, a chłopak po prostu mógłby stracić poczucie czasu na farmie u sąsiadów, gdzie bawiłby się z jakimiś zwierzaczkami. :D Akurat mogłoby być to blisko domu Rhetta to zaprosiłby ich na gorącą czekoladę lub coś podobnego.
    Lub pomyślimy nad czymś jeszcze innym, gdyby to Ci nie pasowało. :D
    A Maddie, swoją drogą, jest tak urocza i kochana, że mam ochotę ją uściskać! I niesamowicie ciekawi mnie kto ojcem Matta jest... :D]

    Rhett Caldwell

    OdpowiedzUsuń
  7. [Rhett z pewnością chętnie przyjdzie do Maddie po rady. Myślę nawet, że mogła być pierwszą osobą, spoza rodziny, do której się zgłosił po pomoc, gdy Savannah wyjechała. :D
    Słodkich Magnolii nie oglądałam, ale podoba mi się motyw podkochiwania się w nim! Uwielbiam takie powiązania z przeszłości, a ten zwłaszcza sprawia, że uśmiecham się szeroko. To zawsze jest urocze i takie... Ach, no ciepło się robi na sercu. :D W takim razie niech będzie dziecięce zauroczenie, to mi się nawet bardziej podoba!
    Cieszę się ogromnie, że pomysł Ci się spodobał. :D Niegrzeczny ten Matthew, ale chłopcy chyba już tak czasem mają. Z trójką braci sporo przygód przeżyłam. xD Grzecznie poczekam na początek. Wzięłabym początek na siebie, ale wiem, że się nie wyrobię i czekałabyś pewnie dłużej. :")]

    Rhett

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć! :)

    Posiadam nieodparte uczucie, że w kwestii "utraconych szans" Stevie i Maddie mogłyby się dogadać - choć w przypadku mojej Pani ta szansa się wydarzyła, a potem została jej brutalnie odebrana. Bije od Twoich obu postaci niesamowite ciepło, które (zwłaszcza moim Paniom) moim by się przydało. Jeżeli masz ochotę na wątek lub powiązanie z kimś z mojej małej gromadki, zapraszam.

    Steven Baker, Laura Doe && Geonwoo Parks

    OdpowiedzUsuń
  9. Pohukiwanie sowy, która uwiła sobie przemiłe gniazdko na najbliższym drzewie, doprowadzało go do szału. Od godziny nie dawała za wygraną i zakłócała jego błogą ciszę, w której się pławił, siedząc na starym, rozlatującym się fotelu na ganku swojej chatki. Ptaszysko skutecznie przeszkadzało mu w skupieniu się na użalaniu nad samym sobą, więc odłożył kufel z chłodnym piwem na szafkę z butami, wsunął stopy w granatowe trampki leżące obok i wstał, by wejść do chaty, uważając by nie nadepnąć na rozlatujący się próg.
    Drewniana chata, którą kupił dwa tygodnie temu od swojego brata wymagała gruntownego remontu. Nie chciał w niej pomieszkiwać za długo, ale była idealnym azylem, w którym mógł się zaszyć i przeczekać kilka tygodni, nim słuch o jego ostatnich wyczynach zaginie. Niemniej miał na uwadze, że jeszcze w tym tygodniu powinien kupić trochę sprzętu do naprawy i zabrać się za ogarnianie najpilniejszych spraw, bo w trakcie ostatniej ulewy, przez dach wdarło się do środka trochę wody zmoczywszy kanapę, którą i tak miał zamiar wyrzucić.
    Zdecydował jednak, że nie musi być to dzisiaj, więc dzień spędził na siedzeniu przed domem i kontemplowaniu otoczenia oraz swojego życia, które niedawno obróciło się w wielkie, śmierdzące bagno. Jeszcze pół roku temu był zawodnikiem pretendującym do miana MVP w aktualnym sezonie hokejowym, aż tu nagle bajka się skończyła i wylądował w miejscu, do którego nigdy nie chciał wrócić.
    Do Mariesville, do [i]domu[/i]. Do miejsca, z którego za wszelką cenę chciał się wyrwać jako nastolatek, do którego nigdy nie miał zamiaru wrócić, a tym bardziej ponownie zamieszkać w nim. Miał mieszkanie w Nowym Jorku, ale co mu po nim, skoro przed nim ciągle czaili się fotoreporterzy, którzy za jedno zdjęcie Noah dostawali krocie. Był przecież aktualnie największym sportowym skandalistą, który z hukiem został zawieszony w kolejnych meczach, na całe pół roku. Nie łudził się, że wystąpi w playoffach, bo do tego było potrzebne stawianie się na spotkaniach z ligowym psychologiem, a on tam zamiaru nie miał się pokazać.
    Zrobiono z niego narkomana i lekkomyślnego człowieka. Gdyby człowiek spojrzał na jego całe życie, pewnie przyznałby im rację - był lekkomyślny, ale z uzależnieniem od dragów nieźle im się pomieszało. Przecież Noah taki nie był, a przynajmniej nie dopuszczał do siebie takiej myśli, więc nie stawi się na żadnym z zaplanowanych spotkań. [i]Jebać hokej, znajdę inną drogę życiową[/i].
    I tego się trzymał od kilku tygodni. Choć wrócił z podkulonym ogonem tam, gdzie bociany zawracają, do miasta z którego tak bardzo chciał uciec; i nie miał pojęcia o rolnictwie, ani ogrodnictwie, postanowił, że coś wymyśli. Hokej był jego całym życiem od dziecka, ale urażona duma bolała bardziej. Nie będzie prosił o powrót do ligi.
    Przeszedł przez mikro kuchnię, w której nie było nawet jednego palnika grzewczego i otworzył lodówkę. W tym samym momencie zaburczało mu w brzuchu i przypomniał sobie, że nie kupił sobie żadnego gotowego dania, które mógłby odgrzać w mikrofalówce, a na obiadki obrażonej mamy nie mógł liczyć. Zamknął drzwiczki, schował do kieszeni portfel i ruszył w stronę najbliższego sklepu spożywczego, który na szczęście był blisko skraju lasu, gdzie urzędował.


    Noah

    OdpowiedzUsuń
  10. Naciągnął na głowę kaptur i obrał bardzo dobrze znaną mu drogę w stronę najbliższego sklepu. Od przyjazdu z Nowego Jorku i rozgoszczeniu się w starej leśniczówce, którą równie dobrze mógł nazwać stara szopą, szedł tędy dopiero po raz drugi. Nie chciał wystawiać się na widok publiczny, bo gdy spadasz z piedestału, na którym stroszyłeś piórka jak paw, zderzenie z rzeczywistością boli podwójnie. Starał się ograniczać wyjścia z chaty, zaszył się w niej i nie miał zamiaru
    Gdy wyjechał z miasta przed prawie trzynastoma laty, postanowił, że jego noga nie postanie w nim na dłużej niż dwa dni, raz na pół roku, gdy odwiedzi swoją matkę. Irys Wells nie chciała bowiem słyszeć od młodszego syna nawet o propozycji zamieszkania w Nowym Jorku. Rodzina Wells od pokoleń zamieszkiwała Mariesville. Byli przesiąknięci tym miejscem do szpiku kości i nie wyobrażali sobie życia w innej lokalizacji. Choć matka cieszyła się, że jej synowie są ambitni i chcą w życiu osiągnąć sukces, nie pochwalała wyboru drogi przez Noah. Od najmłodszych lat chciał wyrwać się z tej dziury zabitej dechami i być kimś, nie tylko kolejnym nic nie znaczącym mieszkańcem zapyziałego miasta. Obwieszczał to światu przy każdej możliwej okazji, wierzył w osiągnięcie wyznaczonych sobie celów i nie dopuszczał do siebie myśli, że wyjdzie inaczej. Pysznił się, bo był tego tak bardzo pewnym.
    Wszystko wyszło tak, jak powinno. Osiągnął sukces, zapomniał o życiu gdzieś po środku niczego, bez skrupułów wywyższał się swoim statusem, brylował na salonach. Żył pełnią życia, która przyszła wraz ze statusem gwiazdy sportowej. Korzystał z dobrodziejstw podsuwanych mu pod nos. Miał pieniądze, spełniał swoje zachcianki, nigdy nawet nie próbował się ustatkować święcie przekonany, że będzie miał na to jeszcze dużo czasu po zakończeniu kariery hokeisty.
    Nie spodziewał się jednak, że lądowanie będzie tak bardzo bolesne. Z uwielbianego przez tysiące, stał się tym wytykanym palcami. Znienawidzonym przez każdego kibica, który wcześniej w euforii skandował jego nazwisko. Wielu mieszkańców na pewno śmiało się do rozpuku oglądając wiadomości sportowe, w których na okrągło rozprawiali o zawieszeniu Wellsa. Nie miał bladego pojęcia, skąd do prasy wyciekły wyniki jego testu na obecność narkotyków w organizmie, ale stało się i musiał to przetrwać. Czy był winnym? Owszem, nigdy nie był świętoszkiem i lubił dobrą zabawę, ale z igły zrobiono widły, a Noah nie miał zamiaru kajać się i tłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pchnął szklane drzwi wejściowe do sklepu, a malutki dzwoneczek przywieszony u ich góry, obwieścił przyjście kolejnego klienta. Spuścił głowę nie patrząc w stronę kasy z zamiarem przejścia w stronę lodówki z mrożonkami, wrzucenia do koszyka kilku potraw, które na szybko mógł rozmrozić w mikrofalówce, jednak znajomy głos sprawił, że otrząsł się z zamyślenia i odwrócił w strone kasjerki.
      Nie widział jej przez ostatnie trzynaście lat, ale sposób w jaki mówiła, nie zmienił się ani trochę. Jego dźwięk dźwięczał mu w głowie przez wiele lat, utwierdzając go w przekonaniu, że nigdy nie był dobrym człowiekiem i na szczyt dostał się po trupach. Bo czym innym była jego znajomość z Madeline Green, jak nie ofiarą chorych ambicji?
      - Maddie… cześć – odparł skrępowany, bo wciąż doskonale pamiętał, jak ją potraktował ponad dekadę temu. Podniósł dłoń do policzka i podrapał się po nim nie wiedząc, co mógłby więcej powiedzieć. – Minęły całe wieki – palnął pierwsze co mu ślina na język przyniosła – co u ciebie? – zapytał, bo naprawdę zainteresowało go, jak poukładała sobie życie. Do teraz nie interesował się ludźmi, których zostawiał za sobą. Życie toczyło się do przodu, więc po co zaglądać w przeszłość, ale ostatnio wiele się pozmieniało, więc czemu nie spróbować popatrzeć na to, co było kiedyś. W końcu i tak nie miał nic lepszego do roboty.

      Noah

      Usuń