And I don't want the world to see me
'Cause I don't think that they'd understand
'Cause I don't think that they'd understand
Kiedyś snuła wielkie marzenia o studiowaniu psychologii na University of Washington. Mieszkanie w Mariesville nigdy nie sprawiło, że te marzenia wydawały jej się nieosiągalne. Krok po kroku dążyła, by ten cel stał się prawdą, a jej kochani dziadkowie serdecznie jej w tym kibicowali. Była ambitna, bystra i błyskotliwa, a jej wrażliwość i zdolność definiowania emocji były nieocenione. Nauczyciele opisywali ją jako zdolną i inteligentną dziewczynę, która uczyni świat lepszym. Stało przed nią tak wiele możliwości, na które ciężko pracowała. Wiedziała, że nie może tego zaprzepaścić.
Wciąż pamięta rozczarowanie malujące się na twarzy dziadka i smutek w oczach babci, gdy trzy miesiące przed osiemnastymi urodzinami oświadczyła im, że zaszła w ciążę. Jej świetlana przyszłość zaprzepaściła się przez szczenięcą miłość i jeden błąd. Dziadkowie byli konserwatystami, wiernymi Bogu i przyjętym tradycjom, ale kochali Maddie tak mocno, że byli gotowi wesprzeć ją w decyzji o usunięciu ciąży. Cóż, było to dla niej niemałym szokiem, ale jednego była pewna – aborcja nie była na liście możliwości.
Gdy jej synek przyszedł na świat, był grudniowy wieczór, a za oknem sypał gęsty śnieg. Zima to jej ulubiony miesiąc, a jej maleństwo stało się jej szczęściem i sensem. Nazwała go Matthew, bo kiedyś usłyszała, że oznacza to "dar Boga". Matty z pewnością był jej darem. Przez życie idą już wspólnie prawie dwanaście lat – dwanaście lat pełne smutków i radości, wzlotów i upadków, pełne kontrastów.
Dziś obdarza cię uśmiechem, gdy obsługuje cię w lokalnym sklepie spożywczym. Mimo zmagania się z trudnościami pozostała osobą ciepłą i serdeczną, z ogromną determinacją, by zapewnić swojemu synowi jak najlepsze życie. Jest życzliwą osobą, która głęboko docenia każdy dobry gest. Życie jednak nauczyło ją niezależności i ostrożności, a nawet ograniczonego zaufania. Przez życie stara się iść z uśmiechem, ciesząc się z małych rzeczy, ale los jest okrutny i nieraz przynosi wieczory, gdy trudno jej opanować swoje uczucia.
Czasami spotyka na swojej drodze osoby, które kiedyś liczyły, że osiągnie sukcesy zawodowe i przyniesie wyborne owoce swojej ciężkiej pracy. Cóż, zawiodła. Rozczarowała wiele osób, a ponad wszystko siebie. Czasami tęskni za życiem, którego nigdy nie zaznała – życiem, które było tak blisko, a ona to zaprzepaściła. Choć Matthew stał się jej szczęściem i nadał jej życiu pięknych barw, to chwilami pozwala sobie na gdybanie, jak wyglądałaby jej rzeczywistość, gdyby wtedy nie zaszła w ciążę. Naprawdę kocha być matką, ale bycie samotną matką to inna bajka. Nieraz bardzo ją to przytłacza, nawet jeśli słyszała od dziadków, że jest silna i dzielna. Dziadków już nie ma, a ona sama tego nie widzi, a tym bardziej nie czuje.
Panicznie boi się dnia, gdy Matthew zacznie pytać o ojca. Wciąż nie wie, co mu wtedy powie, bo nienawidzi kłamstwa. Przecież nie może zaprzeczyć, że jego ojciec jest tak blisko… W końcu chodzi po ziemiach tego miasteczka. Jednego jest jednak pewna – ten fakt na zawsze pozostanie jej sekretem.
Wciąż pamięta rozczarowanie malujące się na twarzy dziadka i smutek w oczach babci, gdy trzy miesiące przed osiemnastymi urodzinami oświadczyła im, że zaszła w ciążę. Jej świetlana przyszłość zaprzepaściła się przez szczenięcą miłość i jeden błąd. Dziadkowie byli konserwatystami, wiernymi Bogu i przyjętym tradycjom, ale kochali Maddie tak mocno, że byli gotowi wesprzeć ją w decyzji o usunięciu ciąży. Cóż, było to dla niej niemałym szokiem, ale jednego była pewna – aborcja nie była na liście możliwości.
Gdy jej synek przyszedł na świat, był grudniowy wieczór, a za oknem sypał gęsty śnieg. Zima to jej ulubiony miesiąc, a jej maleństwo stało się jej szczęściem i sensem. Nazwała go Matthew, bo kiedyś usłyszała, że oznacza to "dar Boga". Matty z pewnością był jej darem. Przez życie idą już wspólnie prawie dwanaście lat – dwanaście lat pełne smutków i radości, wzlotów i upadków, pełne kontrastów.
Dziś obdarza cię uśmiechem, gdy obsługuje cię w lokalnym sklepie spożywczym. Mimo zmagania się z trudnościami pozostała osobą ciepłą i serdeczną, z ogromną determinacją, by zapewnić swojemu synowi jak najlepsze życie. Jest życzliwą osobą, która głęboko docenia każdy dobry gest. Życie jednak nauczyło ją niezależności i ostrożności, a nawet ograniczonego zaufania. Przez życie stara się iść z uśmiechem, ciesząc się z małych rzeczy, ale los jest okrutny i nieraz przynosi wieczory, gdy trudno jej opanować swoje uczucia.
Czasami spotyka na swojej drodze osoby, które kiedyś liczyły, że osiągnie sukcesy zawodowe i przyniesie wyborne owoce swojej ciężkiej pracy. Cóż, zawiodła. Rozczarowała wiele osób, a ponad wszystko siebie. Czasami tęskni za życiem, którego nigdy nie zaznała – życiem, które było tak blisko, a ona to zaprzepaściła. Choć Matthew stał się jej szczęściem i nadał jej życiu pięknych barw, to chwilami pozwala sobie na gdybanie, jak wyglądałaby jej rzeczywistość, gdyby wtedy nie zaszła w ciążę. Naprawdę kocha być matką, ale bycie samotną matką to inna bajka. Nieraz bardzo ją to przytłacza, nawet jeśli słyszała od dziadków, że jest silna i dzielna. Dziadków już nie ma, a ona sama tego nie widzi, a tym bardziej nie czuje.
Panicznie boi się dnia, gdy Matthew zacznie pytać o ojca. Wciąż nie wie, co mu wtedy powie, bo nienawidzi kłamstwa. Przecież nie może zaprzeczyć, że jego ojciec jest tak blisko… W końcu chodzi po ziemiach tego miasteczka. Jednego jest jednak pewna – ten fakt na zawsze pozostanie jej sekretem.
Madeline Green
właść. Madeline Ana Green — Maddie — 20.06.1994, Camden — Rodowita Mieszkanka Mariesville — sprzedawczyni w sklepie spożywczym “Green Grocers” — weekendowa kelnerka w “The Rusty Nail” — w sezonie dorabia jako pokojówka w miejscowym pensjonacie “Sunny Meadows B&B” — mieszka w domu w Farmington Hills, odziedziczonym siedem lat temu po dziadkach — porzucona przez matkę, gdy miała rok — wychowywana przez dziadków — samotna matka dwunastoletniego Matthew, chłopca o wrażliwym sercu lecz ciętej ripoście — miłośniczka obyczajowych książek, dawnych seriali i dobrej herbaty — hobbystycznie maluje obrazy — ukryta romantyczka, ledwo wiążąca koniec z końcem
relacje
Nie jestem fanką prowadzenia pań, ale coś czuję, że polubię prowadzić Maddie. Moja druga postać tutaj, zapraszam do tworzenia ze mną jej historii. :)
Jeśli jest ktoś chętny do przejęcia roli ojca, możemy się dogadać.
cinnamoonlattee@gmail.com
Wątki: 1/4
Poniższe wpisy mogą zawierać treści przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
cinnamoonlattee@gmail.com
Wątki: 1/4
Poniższe wpisy mogą zawierać treści przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
[Ależ ona nic absolutnie nie zaprzepaściła! Czy może można uznać, że idzie w dobrą stronę, ale bardziej krętą ścieżką? ;) Wyszła Ci ta bohaterka na prawdę przyjemna, a jej historia bardzo przejmująca. Jestem pewna, że co roku kwalifikuje się na Najlepszą Mamę w Mariesville. Chętnie dowiedziałabym się, kto jest ojcem i nakopała mu do d#$!*. Czemu Maddie wychowuje sama dziecko? I czemu taka kruszyna czuje się porażką, skoro jest dobra, zaradna, pracowita?
OdpowiedzUsuńNo cóż, trzymam kciuki, aby w końcu pojęła, ile jest warta, że jest prawdziwym skarbem. Może znajdzie się ktoś, kto jej to powie i pokaże? ;) Nasze babki muszą się znać z oczywistych względów, więc gdybyś nie miała mnie dość, zapraszam ;) Abi może czasami pilnować jej syna, wydaje mi się, że lubi układać lego. Cudownego wątkowania Maddie! ]
Abigail
[Muszę przyznać szczerze, że kartę przeczytałam, gdy była jeszcze w roboczych. I... urzekła mnie. Długo szukałam słowa by określić czymś, bo pozytywna zwyczajność nie wydaje się tu odpowiednia. Ale na pewno problemy, z którymi się zmaga może doświadczyć wielu z nas.
OdpowiedzUsuńMadeline nie ma łatwo w życiu, ale cała jej kreacja zapewnia mnie, że da sobie radę. Zdaje się, że twardą babkę stworzyłaś, która z całą pewnością stanowi dla swojego dziecka wzór do naśladowania. I niech nie myśli, że to wszystko to beznadziejny, pomylony koniec i nie tak to miało wyglądać (choć w tym przypadku mogłyby z Kopi dojść do pewnego porozumienia).
Gdyby Maddie znalazła chwilę dla siebie, to zapraszamy na kawę. Podobno Kopi robi ją bardzo dobrą. ]
Kopi Bear
[Jaka ona rozkoszna. Może plany związane z wielkim światem jej nie wyszły, ale wciąż sprawia wrażenie kogoś, kto godzi się z losem, bo pesymizm jej nie przystaje. Zazdroszczę podejścia, determinacji i podziwiam ambicje Maddie, a także jej bezinteresowność, to przede wszystkim. Jest taką prawdziwą, uroczą dziewczyną z sąsiedztwa, w której na pewno każdy chciałby mieć przyjaciółkę. No, Damien na pewno, a że są z tego samego rocznika, to widzę tu już punkt zaczepienia w ramach znajomości z czasów szkolnych. Jeśli wyrazisz więc chęć, to serdecznie zapraszam, będzie nam bardzo miło coś wspólnie napisać!]
OdpowiedzUsuńDamien
[Zgadzam się z przedmówcami, że wyszła świetnie. Jest tak życiowa, że jestem przekonany, że jej historia sama będzie się pisała. Razem z Walterem są prawie w tym samym wieku, więc jeżeli będziecie miały ochotę, to my chętnie się jakoś w tej historii pojawimy. Powodzenia z drugą postacią!]
OdpowiedzUsuńW. Underwood
Witaj raz jeszcze, cinnamoon!
OdpowiedzUsuńMaddie niesie ze sobą tak wiele emocji i głębi. Z jej silnym poczuciem odpowiedzialności i pełną kontrastów historią, doskonale wkomponowuje się w klimat Mariesville. Jej poświęcenie dla syna i walka z przeszłością są niezwykle poruszające, a my z niecierpliwością czekamy na to, jak dalej rozwinie się jej historia! Oby zawsze czuła się w Mariesville, jak w domu.
Baw się dobrze!
[Hej, hej! Ślicznie dziękuję za powitanie Rhetta. :D Początkowo miał tu być zupełnie inny pan, ale pisanie karty coś mi nie wychodziło, a pomysł na Rhetta wpadł mi pod prysznicem, a jak wiadomo stojąc pod gorącą wodą można wymyślić najlepsze wątki i postacie... No i jest samotny tatusiek. Na pewno będzie się starał, aby Prim miała udane dzieciństwo, choć jeszcze nie ogarnia w pełni rodzicielskiego życia. I chociaż widzę pomysły na wątki zarówno z Jacksonem jak i Maddie to chyba przyjdę do Maddie, bo mam wrażenie, że mogą się wspierać nawzajem w tej trudnej dość sytuacji.
OdpowiedzUsuńRhett z pewnością jest częstym gościem w sklepie, gdzie Maddie pracuje i pewnie też jej samej zdarzyło się go widzieć w nieciekawym stanie w The Rusty Nail... Ale! Skoro są między nimi tylko dwa lata różnicy to co ty na to, aby kojarzyli się jeszcze z czasów szkolnych? Można byłoby nawet założyć, że zanim Maddie zaszła w ciąże (o ile będzie Ci to pasowało do jej historii) to chwilę ze sobą byli, ot taki pierwszy związek, który długo nie przetrwał, jak to u nastolatków czasami bywa. :) Jeśli nie, to równie dobrze mogą się po prostu przyjaźnić. Ich babcie może są super kumpelami i chcąc nie chcąc, ale Maddie i Rhett często spędzali czas razem? Przez te ostatnie lata każde miało swoje sprawy na głowie, relacja mogła im się trochę poluźnić i byli bardziej na cześć?
Wpadł mi do głowy też pewien pomysł, jak można zacząć wątek. Ale jeśli się zapędzę to proszę, powstrzymaj mnie. :D Dobra, to do tego potrzebny byłby mi Matthew, który być może gdzieś w miasteczku się zapodzieje. Maddie, jak to mama, mogłaby trochę panikować i wpadnie na Rhetta, który akurat będzie na spacerze z Rosie. Od słowa do słowa wyjdzie, że szuka młodego i jej bardzo chętnie pomoże. Oczywiście żadna krzywda by mu się nie stała, a chłopak po prostu mógłby stracić poczucie czasu na farmie u sąsiadów, gdzie bawiłby się z jakimiś zwierzaczkami. :D Akurat mogłoby być to blisko domu Rhetta to zaprosiłby ich na gorącą czekoladę lub coś podobnego.
Lub pomyślimy nad czymś jeszcze innym, gdyby to Ci nie pasowało. :D
A Maddie, swoją drogą, jest tak urocza i kochana, że mam ochotę ją uściskać! I niesamowicie ciekawi mnie kto ojcem Matta jest... :D]
Rhett Caldwell
[Rhett z pewnością chętnie przyjdzie do Maddie po rady. Myślę nawet, że mogła być pierwszą osobą, spoza rodziny, do której się zgłosił po pomoc, gdy Savannah wyjechała. :D
OdpowiedzUsuńSłodkich Magnolii nie oglądałam, ale podoba mi się motyw podkochiwania się w nim! Uwielbiam takie powiązania z przeszłości, a ten zwłaszcza sprawia, że uśmiecham się szeroko. To zawsze jest urocze i takie... Ach, no ciepło się robi na sercu. :D W takim razie niech będzie dziecięce zauroczenie, to mi się nawet bardziej podoba!
Cieszę się ogromnie, że pomysł Ci się spodobał. :D Niegrzeczny ten Matthew, ale chłopcy chyba już tak czasem mają. Z trójką braci sporo przygód przeżyłam. xD Grzecznie poczekam na początek. Wzięłabym początek na siebie, ale wiem, że się nie wyrobię i czekałabyś pewnie dłużej. :")]
Rhett
Cześć! :)
OdpowiedzUsuńPosiadam nieodparte uczucie, że w kwestii "utraconych szans" Stevie i Maddie mogłyby się dogadać - choć w przypadku mojej Pani ta szansa się wydarzyła, a potem została jej brutalnie odebrana. Bije od Twoich obu postaci niesamowite ciepło, które (zwłaszcza moim Paniom) moim by się przydało. Jeżeli masz ochotę na wątek lub powiązanie z kimś z mojej małej gromadki, zapraszam.
Steven Baker, Laura Doe && Geonwoo Parks
Pohukiwanie sowy, która uwiła sobie przemiłe gniazdko na najbliższym drzewie, doprowadzało go do szału. Od godziny nie dawała za wygraną i zakłócała jego błogą ciszę, w której się pławił, siedząc na starym, rozlatującym się fotelu na ganku swojej chatki. Ptaszysko skutecznie przeszkadzało mu w skupieniu się na użalaniu nad samym sobą, więc odłożył kufel z chłodnym piwem na szafkę z butami, wsunął stopy w granatowe trampki leżące obok i wstał, by wejść do chaty, uważając by nie nadepnąć na rozlatujący się próg.
OdpowiedzUsuńDrewniana chata, którą kupił dwa tygodnie temu od swojego brata wymagała gruntownego remontu. Nie chciał w niej pomieszkiwać za długo, ale była idealnym azylem, w którym mógł się zaszyć i przeczekać kilka tygodni, nim słuch o jego ostatnich wyczynach zaginie. Niemniej miał na uwadze, że jeszcze w tym tygodniu powinien kupić trochę sprzętu do naprawy i zabrać się za ogarnianie najpilniejszych spraw, bo w trakcie ostatniej ulewy, przez dach wdarło się do środka trochę wody zmoczywszy kanapę, którą i tak miał zamiar wyrzucić.
Zdecydował jednak, że nie musi być to dzisiaj, więc dzień spędził na siedzeniu przed domem i kontemplowaniu otoczenia oraz swojego życia, które niedawno obróciło się w wielkie, śmierdzące bagno. Jeszcze pół roku temu był zawodnikiem pretendującym do miana MVP w aktualnym sezonie hokejowym, aż tu nagle bajka się skończyła i wylądował w miejscu, do którego nigdy nie chciał wrócić.
Do Mariesville, do [i]domu[/i]. Do miejsca, z którego za wszelką cenę chciał się wyrwać jako nastolatek, do którego nigdy nie miał zamiaru wrócić, a tym bardziej ponownie zamieszkać w nim. Miał mieszkanie w Nowym Jorku, ale co mu po nim, skoro przed nim ciągle czaili się fotoreporterzy, którzy za jedno zdjęcie Noah dostawali krocie. Był przecież aktualnie największym sportowym skandalistą, który z hukiem został zawieszony w kolejnych meczach, na całe pół roku. Nie łudził się, że wystąpi w playoffach, bo do tego było potrzebne stawianie się na spotkaniach z ligowym psychologiem, a on tam zamiaru nie miał się pokazać.
Zrobiono z niego narkomana i lekkomyślnego człowieka. Gdyby człowiek spojrzał na jego całe życie, pewnie przyznałby im rację - był lekkomyślny, ale z uzależnieniem od dragów nieźle im się pomieszało. Przecież Noah taki nie był, a przynajmniej nie dopuszczał do siebie takiej myśli, więc nie stawi się na żadnym z zaplanowanych spotkań. [i]Jebać hokej, znajdę inną drogę życiową[/i].
I tego się trzymał od kilku tygodni. Choć wrócił z podkulonym ogonem tam, gdzie bociany zawracają, do miasta z którego tak bardzo chciał uciec; i nie miał pojęcia o rolnictwie, ani ogrodnictwie, postanowił, że coś wymyśli. Hokej był jego całym życiem od dziecka, ale urażona duma bolała bardziej. Nie będzie prosił o powrót do ligi.
Przeszedł przez mikro kuchnię, w której nie było nawet jednego palnika grzewczego i otworzył lodówkę. W tym samym momencie zaburczało mu w brzuchu i przypomniał sobie, że nie kupił sobie żadnego gotowego dania, które mógłby odgrzać w mikrofalówce, a na obiadki obrażonej mamy nie mógł liczyć. Zamknął drzwiczki, schował do kieszeni portfel i ruszył w stronę najbliższego sklepu spożywczego, który na szczęście był blisko skraju lasu, gdzie urzędował.
Noah
Naciągnął na głowę kaptur i obrał bardzo dobrze znaną mu drogę w stronę najbliższego sklepu. Od przyjazdu z Nowego Jorku i rozgoszczeniu się w starej leśniczówce, którą równie dobrze mógł nazwać stara szopą, szedł tędy dopiero po raz drugi. Nie chciał wystawiać się na widok publiczny, bo gdy spadasz z piedestału, na którym stroszyłeś piórka jak paw, zderzenie z rzeczywistością boli podwójnie. Starał się ograniczać wyjścia z chaty, zaszył się w niej i nie miał zamiaru
OdpowiedzUsuńGdy wyjechał z miasta przed prawie trzynastoma laty, postanowił, że jego noga nie postanie w nim na dłużej niż dwa dni, raz na pół roku, gdy odwiedzi swoją matkę. Irys Wells nie chciała bowiem słyszeć od młodszego syna nawet o propozycji zamieszkania w Nowym Jorku. Rodzina Wells od pokoleń zamieszkiwała Mariesville. Byli przesiąknięci tym miejscem do szpiku kości i nie wyobrażali sobie życia w innej lokalizacji. Choć matka cieszyła się, że jej synowie są ambitni i chcą w życiu osiągnąć sukces, nie pochwalała wyboru drogi przez Noah. Od najmłodszych lat chciał wyrwać się z tej dziury zabitej dechami i być kimś, nie tylko kolejnym nic nie znaczącym mieszkańcem zapyziałego miasta. Obwieszczał to światu przy każdej możliwej okazji, wierzył w osiągnięcie wyznaczonych sobie celów i nie dopuszczał do siebie myśli, że wyjdzie inaczej. Pysznił się, bo był tego tak bardzo pewnym.
Wszystko wyszło tak, jak powinno. Osiągnął sukces, zapomniał o życiu gdzieś po środku niczego, bez skrupułów wywyższał się swoim statusem, brylował na salonach. Żył pełnią życia, która przyszła wraz ze statusem gwiazdy sportowej. Korzystał z dobrodziejstw podsuwanych mu pod nos. Miał pieniądze, spełniał swoje zachcianki, nigdy nawet nie próbował się ustatkować święcie przekonany, że będzie miał na to jeszcze dużo czasu po zakończeniu kariery hokeisty.
Nie spodziewał się jednak, że lądowanie będzie tak bardzo bolesne. Z uwielbianego przez tysiące, stał się tym wytykanym palcami. Znienawidzonym przez każdego kibica, który wcześniej w euforii skandował jego nazwisko. Wielu mieszkańców na pewno śmiało się do rozpuku oglądając wiadomości sportowe, w których na okrągło rozprawiali o zawieszeniu Wellsa. Nie miał bladego pojęcia, skąd do prasy wyciekły wyniki jego testu na obecność narkotyków w organizmie, ale stało się i musiał to przetrwać. Czy był winnym? Owszem, nigdy nie był świętoszkiem i lubił dobrą zabawę, ale z igły zrobiono widły, a Noah nie miał zamiaru kajać się i tłumaczyć.
Pchnął szklane drzwi wejściowe do sklepu, a malutki dzwoneczek przywieszony u ich góry, obwieścił przyjście kolejnego klienta. Spuścił głowę nie patrząc w stronę kasy z zamiarem przejścia w stronę lodówki z mrożonkami, wrzucenia do koszyka kilku potraw, które na szybko mógł rozmrozić w mikrofalówce, jednak znajomy głos sprawił, że otrząsł się z zamyślenia i odwrócił w strone kasjerki.
UsuńNie widział jej przez ostatnie trzynaście lat, ale sposób w jaki mówiła, nie zmienił się ani trochę. Jego dźwięk dźwięczał mu w głowie przez wiele lat, utwierdzając go w przekonaniu, że nigdy nie był dobrym człowiekiem i na szczyt dostał się po trupach. Bo czym innym była jego znajomość z Madeline Green, jak nie ofiarą chorych ambicji?
- Maddie… cześć – odparł skrępowany, bo wciąż doskonale pamiętał, jak ją potraktował ponad dekadę temu. Podniósł dłoń do policzka i podrapał się po nim nie wiedząc, co mógłby więcej powiedzieć. – Minęły całe wieki – palnął pierwsze co mu ślina na język przyniosła – co u ciebie? – zapytał, bo naprawdę zainteresowało go, jak poukładała sobie życie. Do teraz nie interesował się ludźmi, których zostawiał za sobą. Życie toczyło się do przodu, więc po co zaglądać w przeszłość, ale ostatnio wiele się pozmieniało, więc czemu nie spróbować popatrzeć na to, co było kiedyś. W końcu i tak nie miał nic lepszego do roboty.
Noah
[Przeczytałam kartę, potem zobaczyłam, kto Maddie stworzył i tak jakby zero zaskoczenia. Cudownie stworzona postać, taka prawdziwa! Mam nadzieję, że Maddie na dłużej zagości w Twojej głowie, mimo że nie po drodze Ci z prowadzeniem pań, bo zdecydowanie szkoda by było, gdyby utknęła gdzieś w szufladzie. Pozostaje mi więc życzyć Ci ogromnych pokładów weny i żeby Madeline nie dała Ci spać po nocach!]
OdpowiedzUsuńEloise
Pomimo rozrywkowego życia, jakie wiódł przez minioną dekadę, wielu kobiet, które przewinęły się przez jego życie, a niektóre chwilowo zagościły w nim na dłużej, do teraz pamiętał przyspieszony rytm bicia serca, który wywoływało nazwisko Madeline Green. Był nastolatkiem, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, przechadzającą się wśród kwitnących jabłoni, z których słynęło Mariesville. Ubrana w sukienkę koloru słońca w malutkie stokrotki tak bardzo odbiegała wyglądem od rówieśniczek, z którymi miał do czynienia w szkole, na spotkaniach z przyjaciółmi, czy imprezach organizowanych przez drużynę. Przepadł od razu. Nie przeszkadzał mu nawet fakt, że była młodsza oraz nie obracała się w jego towarzystwie. Na wszystko jest przecież sposób, a on przed kilka długich miesięcy potrafił pogodzić uganianie się za Maddie oraz spotkania z przyjaciółmi. Wymykał się po treningach, nie dojeżdżał na wspólne wypady nad jezioro, byleby namówić brunetkę na spędzenie z nim kilku dłuższych chwil. I choć namawiał ją tygodniami, była nieugięta i odprawiała go z kwitkiem. Był jednak uparciuchem i jak już sobie coś postanowił, to za wszelką cenę chciał to mieć, nie rezygnował dopóki nie zdobył. Krążył i krążył, aż Maddie uległa i dała zaprosić się na randkę do tego samego sadu, w którym pierwszy raz ją zobaczył.
OdpowiedzUsuńPrzesiedzieli pod drzewami jabłoni całą wiosnę. Latem zajadali się owocami oraz kąpali jeziorze. Ciepłymi wieczorami wspinał się na piętro jej domu, by późną nocą skraść kilka pocałunków i uważać, by nie przyłapali ich jej dziadkowie. Byli zakochani po uszy, choć Noah nie przedstawił Maddie swoim przyjaciołom, ani nie przyznał się przed nimi otwarcie, że z nią jest. Z tyłu głowy miał ciągle to, że został przyjęty do Georgia State University w Atlancie oraz dostał stypendium sportowe, ale nigdy nawet o tym się nie zająknął.
Pozostanie w rodzinnym domu dla nastoletniej miłostki nigdy nie wchodziło w grę, Noah Wells był stworzony by to miejsce zostało już tylko w jego wspomnieniach. Mówił za to wiele o tym, że Mariesville to najgorsze miejsce na świecie. Dziura zabita dechami, w której tylko umierają ludzie. Opowiadał jej o tym, jak na pewno się wyrwie z miasteczka i już nigdy do niego nie wróci; snuł wizje kariery sportowca, innego życia, którego żadne z nich dotychczas nie zaznało. Noah chciał wszystkiego i nie godził się na okruchy życia, gdzieś pośrodku niczego.
Ostatnie dni sierpnia zwiastowały koniec ich związku. Spakował się, podziękował za wspaniałe kilka miesięcy, które spędzili razem, a gdy Maddie patrzyła na niego zza zaszklonych oczu, dodał kilka gorzkich słów, które nigdy nie powinny wyjść z jego ust. Ale najmłodszy z braci Wells już taki był: mówił, nim pomyślał, czy dobór słów jest odpowiedni do sytuacji.
W ciągu kolejnych lat kilkukrotnie przypomniał sobie o tym, jak potraktował Maddie, podpytywał starszego brata, czy wie, jak dziewczyna sobie radzi. Gusłyszał, że ma syna uznał, że ułożyła sobie życie i nigdy więcej nie zaprzątnął sobie nią głowy. Poza tym z Mariesville wyjechał z najlepszą przyjaciółką Olivią, która również dostała się na uniwersytet w Atlancie i to na niej skupił całą swoją uwagę.
Los bywa jednak przewrotny, więc wrócił z podkulonym ogonem do miasteczka i nie wiedział co bardziej go boli: to, że znienawidzone miejsce okazało się azylem, w którym mógł się schronić, czy to, że spadł z piedestału tak nisko, że to tutaj musiał tego azylu szukać.
Usuń- Przykro mi, że musiałaś pożegnać dziadków – odpowiedział szczerze, pamiętał ile dla niej poświęcili oraz jak wiele dla niej znaczyli. Zastąpili jej rodziców i starali się wychować możliwe jak najlepiej, co im ewidentnie wyszło. – Super, że wciąż masz tę samą pasję, pamiętam, że miałaś wielki talent. Próbowałaś może rozmów z jakąś galerią sztuki w Atlancie? Na pewno znalazłby się ktoś, kto doceniłby twoje prace… Co u mnie? – wskazał palcem w stronę regału z gazetami – Chyba prasa już wszystkim objaśniła co u mnie i nikt nie czeka na mój komentarz – rzekł z rozdrażnieniem w głosie. – Najwidoczniej mój limit spełniania marzeń został wyczerpany, teraz jest etap klęsk życiowych… - wzruszył ramionami i wziął do ręki jedną z gazet kartkując ją, jednak w ogóle nie skupiając się na treści tylko kątem oka zerkając na Maddie.
Noah
- No tak, pewnie masz rację – odparł niepewnym głosem, gdy Maddie powiedziała aby wziął się w garść i nie użalał nad sobą. W końcu robił to przez ostatnie dwa tygodnie od zawieszenia w drużynie, po przeprowadzkę do rodzinnego miasteczka. Wstydliwie stwierdził sam przed sobą, że całkiem podobało mu się rozliczanie w głowie innych ze swoich win i jojczenie nad tym, że potraktowano go niesprawiedliwie. Czy nie był już powoli żałosnym mężczyzną? – Wezmę tylko coś na obiad i nie będę zawracać ci głowy… - z tego co pamiętam i tak wiele czasu już ci zmarnowałem w życiu dodał w myślach i ruszył w stronę alejki z lodówkami, w których znajdowały się mrożonki.
OdpowiedzUsuńMadeline wydoroślała, stała się jeszcze piękniejszą kobietą, choć jako nastolatce niczego jej nie brakowało. Przez moment nie potrafił oderwać wzroku od jej pięknych, gęstych włosów w odcieniu kasztanowym oraz brązowych oczu, które niegdyś patrzyły na niego przepełnione troską i miłością. Zamierzchłe czasy, które naprawdę bardzo rzadko wkradały się do jego pamięci, bardziej przez to jak ją potraktował, aniżeli brak sentymentu. Do pierwszych miłości zawsze powraca się z jego pewną ilością, tylko on nabroił w swoim życiu tak wiele, że łatwiej było zakopać obraz jej żółtej sukienki i skradzionych pocałunków pod jabłonią, głęboko w pamięci i nie dopuszczać do siebie wstydu, który czuł.
Był egoistą. Wszystko, co robił w życiu, zrobił z myślą o samym sobie, ale nie dawało mu to przyzwolenia na wytknięcie Maddie, że była przeszkodą w jego świetlanej karierze i na zawsze pozostanie w prowincjonalnej mieścinie, nie osiągając niczego. Gdy przekopując się przez mrożonki i wybierając mieszankę warzyw do której dorzuci ryż oraz wędzonego łososia, którego już ściągnął z półki, sięgnął pamięcią do tego dnia i poczuł jak wstyd zalewa go na nowo. Miał wtedy tylko dwadzieścia lat i kariera hokeisty była powodem, dla którego żył. Z perspektywy czasu zdał sobie sprawę, że powinien zakończyć ich związek w bardziej cywilizowany sposób, dobrać słowa, które nie pozostawią po sobie skazy na wiele lat, wytłumaczą podjętą decyzję, a nie obrażą Maddie, która przecież miała takie same szanse na spełnianie swoich marzeń, jak i on. Może za bardzo zawrócił jej w głowie, że zdecydowała się ich nie realizować?
Położył wybrane produkty na ladę i dorzucił do nich paczkę papierosów, która była dostępna obok sklepowej kasy. Nie palił często, ale lubił mieć pod ręką papierosy, by zająć czymś ręce.
– Gdybyś miała ochotę, znam właściciela małej galerii w Atlancie, który wyszukuje nowe talenty. Może mógłby rzucić okiem na twoje prace? – Sam nie wiedział dlaczego to zaproponował. Może chciał zadośćuczynić jej za to, jakim był kutasem trzynaście lat temu i pomóc dziewczynie, bo ewidentnie jego przewidywania się ziściły i nigdy stąd nie wyjechała.
Nim zdążyła odpowiedzieć, a po minie sądził, że bardziej chciała mu dopiec niewybrednym komentarzem, zdawał sobie sprawę, że był ostatnią osobą, od której przyjęłaby pomocną dłoń, drzwi za ladą otworzyły się i do środka wkroczył, na oko dziesięcio-dwunastoletni dzieciak z plecakiem założonym na jedno ramię i zmierzwionymi włosami. – Mamo, mogę pójść już do domu? – zapytał jej, po czym przeniósł wzrok na Wellsa, a ten zobaczył jak jego źrenice rozszerzają się, a usta mimowolnie układają w O wyrażające zdziwienie. – Noah Wells? – zapytał, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kto przed nim stoi. Mężczyzna skinął głową i w końcu ściągnął z głowy kaptur wyciągając dłoń w stronę dzieciaka.
- Tak, Noah Wells. Miło mi cię poznać… - poczekał aż chłopiec otrząśnie się z pierwszego szoku i mu przedstawi.
Noah
Noah w sekundę odczytał zdenerwowanie dzieciaka i uśmiechnął się przyjaźnie, aby dodać mu odwagi do rozmowy. Wielokrotnie miał do czynienia z młodszymi fanami, którzy pojawiali się na treningach nowojorskiej drużyny, a gracze po każdym z nich ustawiali się do zdjęć z chłopcami, którzy w euforii poznania ulubionych sportowców, nie potrafili przypomnieć sobie nawet swojego imienia. Na tej podstawie nie mógł odgadnąć, że chłopiec uważał go za swojego idola, bo to poważna sprawa, ale był pewny, że darzył go niemałą sympatią. Z tego, co się zorientował w mieście nadal funkcjonowała drużyna hokeistów, w której stawiał swoje pierwsze kroki i był ciekawy, czy syn Maddie zasila jej szeregi. A może wybrała dla niego inny sport nie chcąc wychować własnego syna na chama, z którym nastoletnia Madeline miała wątpliwą przyjemność bycia w związku lata temu?
OdpowiedzUsuńSam fakt posiadania przez brunetkę syna nie był dla niego zaskoczeniem. Starszy brat, Austin oraz jego matka nigdy nie wyjechali z miasteczka, a on zawsze starał się wygospodarować kilka minut w tygodniu, by porozmawiać z pracującym w stadninie koni Mitchellów, bratem. Ten, jak stara plotkara, przekazywał mu coraz to ciekawsze informację o ludziach, których Noah kiedyś znał, więc gdy miasteczko zaczęło rozprawiać na temat błogosławionego stanu byłej dziewczyny Wellsa, jego brat uprzejmie doniósł mu o tym z prędkością światła. Noah zdziwił się, bo był pewnym, że nastoletnia wtedy panna Green, nie byłaby w stanie ulokować uczuć tak szybko w innym mężczyźnie, poczuł delikatnie uczucie zazdrości, by po chwili odetchnąć z ulgą, że nie trafiło na niego, bo nie było nawet cienia szansy, że to jego dziecko, prawda?
Owszem, pewnej letniej nocy, pomiędzy ogniskiem a nocą na łące pod kaskadami błyszczących gwiazd, dostał przyzwolenie Maddie aby posunąć się o krok dalej, niż skradanie kolejnych pocałunków. Wykorzystał sytuację i mógł cieszyć się mianem pierwszego mężczyzny Maddie, ale miał wtedy dziewiętnaście lat i zawrócił wcześniej w głowie dwóm innym dziewczynom, więc wiedział jak postępować, aby do niczego nie doszło. No i zabezpieczył się, bo wiedział, że ryzyko było zbyt wielkie i nie warte postawienia na szali całej swojej przyszłości. Nie było szans aby Matty był jego synem, na sto procent.
Nie śledził kolejnych wiadomości pojawiających się na forum publicznym Mariesvielle, na temat swojej byłej dziewczyny. Nie miał bladego pojęcia, co stało się z ojcem chłopca, czy wciąż razem byli i wychowywali syna, czy może została samotną matką, a ojciec co drugi weekend przejmuje opiekę nad synem i stara się nadrobić spędzony czas. Austin nic nie wspominał, a on nie dociekał, bo nie było to jego sprawą, a przez lata całkowicie wypadło mu to z głowy. Mimowolnie jednak zerknął na identyfikator z jej imieniem, który miała przypięty do koszulki i zobaczył tam nic innego jak Maddie Green. Czyli za zamążpójściem się nie spieszyła.
- Jasne Matthew, nie wydaje mi się żebym się gdzieś wybierał z tego miasteczka przez najbliższe tygodnie, więc jeszcze nie raz się spotkamy, a teraz lepiej posłuchaj się mamy… Powiem ci w tajemnicy, że ja do teraz boję się mojej mamy jak ognia – zniżył głos kierując słowa do młodzieńca i przybił mu żółwika na pożegnanie, a ten uszczęśliwiony wziął z rąk swojej rodzicielki klucze do auta i wybiegł przez drzwi wejściowe do sklepu. – Młody jest wulkanem energii, musi być naprawdę ciężko za nim nadążyć – odwrócił się z powrotem do kobiety i wyciągnął studolarówkę kładąc ją na ladzie. Maddie wydała resztę, a on w tym samym momencie sięgnął po pieniądze przypadkiem muskając swoją dłonią jej. Nie odsunął się pierwszy, jednak zauważył jak szybko zrobiła to ona. Jakby jego dotyk palił żywym ogniem. Podniósł wzrok i patrząc w brązowe oczy, w których czaiła się niepewność przeplatana z niezadowoleniem podziękował za obsługę. – Zastanów się nad tą galerią, nie wątpię, że wciąż masz talent… - Spakował swoje zakupy do plastikowej reklamówki, zarzucił na głowę kaptur i ruszył w stronę wyjścia – Do zobaczenia Maddie, wpadnę niedługo…
UsuńNoah <3
Maddie Green i jej brązowe tęczówki nie potrafiły opuścić jego głowy przez kolejną połowę dnia. Ilekroć chciał skupić się na przeglądaniu oferty internetowej jednego ze sklepów meblarskich, w którym planował zrobić zakupy, jej twarz stawała mu przed oczami. Odganiał natrętne wspomnienie, które nie dawało spokoju i z uporem maniaka scrollował stronę w poszukiwaniu wygodnej sofy i łóżka sypialnianego, bo ostatnie noce na tym rupieciu, który był na pewno starszy od niego, dawały mu się we znaki. Nawykł do luksusów i ciepło wspominał swój wspaniały nowojorski apartament, w którym pozostawił materac wypełniony włóknem kokosa. Sprężyny tej pseudo kanapy, która stała po środku leśniczówki zdążyły wbić mu się w każde żebro i pozostawić na nich dorodne siniaki. Tylko póki co nie mógł się zdecydować na jakikolwiek mebel, bo wciąż przed oczami miał brunetkę.
OdpowiedzUsuńA może to jej zasługa a nie tych wystających sprężyn? Może to jej słowa o wzięciu się w garść, ostre, ale musiał jej oddać, że bardzo na miejscu, zmotywowały go do działania. Był twardym facetem, który nie bał się porządnej przepychanki na tafli lodu, a teraz użalał się nad sobą, bo do prasy wyciekły wyniki jego testów? Niech rzuci kamieniem ten, który w ich drużynie nie brał jakiś narkotyków. Trawka była powszechniejsza od papierosów, w końcu w Nowym Jorku zalegalizowano jej spożycie ponad dwa lata temu, a kilka tabletek ekstazy dla lepszej zabawy na piątkowej imprezie u kolegi z Rangersów? To on miał pecha, że je wziął, a w poniedziałek został wyrywkowo poddany testom. To, że trener zrobił z niego pierwszoligowego ćpuna, ubodło najbardziej, ale nigdy za sobą nie przepadali, więc czego się spodziewał?
Stwierdził, że musi wziąć się w garść i nie może ukrywać się przed całym bożym światem, w tym miejscu, które imitowało dom. Poprosił już Austina, by wybrali się nazajutrz do sklepu budowlanego i kupili najpotrzebniejsze artykuły budowlane aby: raz – załatać dziurę w dachu, dwa – naprawić cieknący kran, trzy wymienić stłuczoną szybę w oknie w kuchni, która aktualnie była zabita deską. Sam zaśmiał się do siebie, gdy zrobił listę rzeczy wymagających natychmiastowej naprawy. Był żałosny…
- Jezu, gdzie ja wylądowałem. Nie mogłem wynająć mieszkania w centrum? – wstał od stołu, przeciągnął się i spojrzał na telefon, który leżał obok laptopa. Zero połączeń przychodzących, jak i zero wiadomości. Kiedyś dzwonił tyle razy dziennie, że miał ochotę wyrzucić go przez okno, dzisiaj milczał jak zaklęty. Przyjaciele zapomnieli o nim bardzo szybko, był im już niepotrzebny, bo popadł w niełaskę społeczeństwa amerykańskiego. Nie chcieli się przyjaźnić z kimś bezinteresownie, a tylko na takie osoby mógłby teraz liczyć, gdyby oczywiście w ogóle takie znał. - How the hell did I lose a friend I never had? - zanucił pod nosem tekst piosenki Finneas’a i przeszedł do lodówki, wyciągając z niej puszkę zimnego Budlight’a. Oparł się o blat kuchenny i zrobił łyk złotego napoju.
Ciszę, którą zapewniał otaczający go las, przerwał odgłos nadjeżdżającego samochodu, nie spodziewał się gości, z resztą Austin chyba nie wygadał się całemu miasteczku, że w nim przebywa. A przynajmniej prosił go o to, bo bał się taniej sensacji wywołanej przez jakiegoś byłego kolegę z liceum, który nienawidził go za odniesiony sukces sportowy, podczas gdy on został w miasteczku i roztył w starym, wypierdzianym fotelu.
Usuń- Kogo licho niesie? – Odłożył puszkę na stolik i przeszedł do wejścia, gdy auto zaparkowało, a drzwi trzasnęły. Uchylił drzwi leśniczówki i wyszedł na ganek zastanawiając się czy nie ma omamów. Oto stała przed nim kobieta, o której rozmyślał jeszcze pięć minut temu, a z jej ust wydobył się potok słów. Wysłuchał jej do końca i potarł twarz dłonią, po czym przeczesał włosy starając się ukryć rozbawienie.
- Ej, Maddie, spokojnie, ja się nie gniewam… Jeżeli ktoś powinien kogoś tutaj przeprosić to ja ciebie – odrzekł zgodnie z prawdą. – Chyba nagadałem ci kiedyś o wiele więcej przykrości, niż ty mi dzisiaj. Twoja surowość sprawiła, że wziąłem się za naprawianie tej rudery, a uwierz mi, wcześniej, przez dwa tygodnie kontemplowałem raczej wielkości dziur do załatania… Może jednak wejdziesz? Mam piwo, herbatę i chyba nawet jakiś wolny kubek, który nie jest dziurawy… Nalegam.
your tattoo <3
Odkąd Rhett został ojcem, świat zmienił swoje barwy. Dawniej widział rzeczy w prostych kategoriach – praca, przyjemności, czas dla siebie. Wszystko było poukładane, zorganizowane, niemal przewidywalne. Teraz jako ojciec, każda decyzja wydawała się mieć większy ciężar. Każdy krok, każdy wybór, każdy najmniejszy szczegół życia obracał się wokół Primrose. To nie była już tylko jego podróż – teraz była ich. Bycie ojcem nauczyło go czegoś, czego nigdy wcześniej nie zrozumiał: odpowiedzialność to nie chwilowy wysiłek, ale stały, niekończący się proces. Kiedy Savannah była jeszcze z nimi, opieka nad Prim była wyzwaniem, ale miał kogoś, z kim mógł dzielić ten ciężar. Nawet jeśli ich relacja zaczęła się kruszyć, a Savannah powoli oddalała się emocjonalnie, była obok – przynajmniej na chwilę. Kiedy odeszła, wszystko spadło na jego barki. Nie było już wsparcia w chwilach zmęczenia, nie było nikogo, kto mógłby przejąć choćby część odpowiedzialności, choć na moment. Samotne ojcostwo było nieporównywalnie trudniejsze niż kiedykolwiek sobie wyobrażał. Każda decyzja, każda obawa, każda chwila niepewności spoczywała wyłącznie na nim.
OdpowiedzUsuńRhett nie był idealnym ojcem, wiedział to. Czasami czuł się przytłoczony, zmęczony, wręcz wyczerpany emocjonalnie. Ale też nigdy nie kochał nikogo tak, jak kochał Primrose. To dla niej stał się bardziej rozważny, bardziej uważny. Już nie mógł pozwolić sobie na nieprzemyślane decyzje. Teraz każde ryzyko miało swoją wagę – już nie tylko dla niego, ale przede wszystkim dla niej.
Wspólne spacery po obiedzie były ich małą tradycją, z której rezygnować nie miał najmniejszego zamiaru. Mimo, że nie zawsze miał na to ochotę, nie zawsze chciało mu się wyjść to zdawał sobie sprawę z tego, jak ważne to było dla Primrose. Dziewczynka uwielbiała obserwować konie na farmach i inne zwierzątka. Zatrzymywali się niemal przy każdym domu, gdzie coś się działo. Mogła spędzić godzinę na obserwowaniu kozy, która żuła trawę i nie robiła nic, poza tym. Było w tym coś fascynującego, czego Rhett nie mógł już zrozumieć. Dziecięcy móżdżek Prim działał w końcu na innych zasadach niż jego. On dorósł, magia, którą czuł jako dziecko wyparowała i zmieniła się w szarą rzeczywistość, z której nie było ucieczki. Zazdrościł jej tego, że widziała świat w innych, lepszych barwach. Problemy jej nie dosięgały, a to tylko dlatego, że Rhett ją przed tym chronił. Zostawiła ją matka, a to było wystarczająco wiele, jak na roczne dziecko. Więcej cierpieć już nie musiała.
Rhett szedł ulicą, pchał przed sobą wózek, w którym siedziała Prim razem ze swoim pluszowym królikiem, którego wszędzie ze sobą zabierała. Pod wózkiem było parę innych zabawek, ale te obecnie nie znajdowały się w kręgu zainteresowań dziewczynki. Jak to mówiła? Teraz tylko króliś. Więc na spacery chodził z nimi tylko królik w różowym wdzianku.
Mijał po drodze znajome twarze, czasami się z niektórymi witał, innych całkiem ignorował. To był czas jego i Prim, nie miał ochoty na żadne rozmowy. To miał być czas ojca z córką, większość jego znajomych o tym wiedziała. Nie robił co prawda żadnej awantury, jeśli ktoś go zaczepił, ale na ogół popołudniowe bądź wieczorne spacery należały tylko do tej dwójki. Przed sobą widział Maddie, ale nie mógł jeszcze pojąć co robi w tej części miasteczka ani dlaczego jest sama. Jasne, przecież Matthew nie miał już dwóch lat, aby chodzić z nim za rękę, jak miało to miejsce z jego córką, ale rzadko się zdarzało, aby widywał Maddie bez syna czy Matta bez matki. Dopiero, kiedy podszedł bliżej dostrzegł, jak nerwowo rozgląda się na wszystkie strony. Tym razem był mądrzejszy i włożył soczewki, bo choć wada wzroku była mała to bywała irytująca, a dzięki nim mógł dostrzec malujące się na jej twarzy napięcie oraz drżące dłonie, jakby nie wiedziała, co zrobić z nagłą falą emocji. Znali się nie od dziś i Rhett chyba nigdy wcześniej nie widział Maddie zdenerwowanej bez powodu.
Zbliżając się chciał zejść jej z drogi, bo wyraźnie nie widziała co się dzieje dookoła niej, ale miał w tym cel, aby się z miejsca nie ruszyć. Bywał ciekawski, ale wiedział, kiedy się zamknąć i nie dopytywać o szczegóły, a teraz czuł, że należało się zatrzymać.
Usuń— Cześć, Maddie — odezwał się. Zlustrował wzrokiem jej twarz, a niepokój był jeszcze wyraźniejszy niż parę sekund temu. — Co się dzieje?
Na odpowiedź długo wcale czekać nie musiał.
Rhett poczuł, jak coś ściska go w środku. Ta nieopisana, niewyobrażalna panika, kiedy dziecko zniknie choćby na chwilę, musiała być nie do zniesienia. Nie mógł nawet zacząć sobie wyobrażać, co czuje Maddie. Nawet jeśli Matt po prostu gdzieś się zagubił na chwilę, może zapomniał o czasie, to każda minuta bez wieści wydawała się wiecznością.
— Hej, hej. Spokojnie. — Zatrzymał ją kładąc dłonie na jej ramionach. W panice nic się nie zrobi. Nie zamierzał prawić jej morałów, jak ma się zachowywać. Był ostatnią osobą, która mogłaby to robić. — Gdzie widziałaś go ostatni raz? Poszukamy go razem, spacer nam nie ucieknie.
Rhett patrząc na nią, uświadomił sobie, jak niewyobrażalne musi być uczucie utraty dziecka, choćby tylko na kilka minut. Codziennie dbał o to, by Prim była bezpieczna – zawsze miał ją na oku, pilnował każdego jej kroku. Ale mimo całej ostrożności, życie potrafiło być nieprzewidywalne. Nawet krótka chwila nieuwagi mogła zamienić spokój w chaos. Poczuł przypływ wdzięczności, że Primrose bezpiecznie siedziała w wózku i patrzyła na niego swoimi dużymi, zielonymi oczami. Ale gdzieś w głębi serca czuł lęk – taki, który towarzyszył mu, odkąd został ojcem, odkąd stał się za nią odpowiedzialny.
— Pewnie bawi się gdzieś z kolegami i zapomniał, o której trzeba wrócić do domu. Sprawdzałaś już parki?
Rhett
Noah Wells przez ostatnie przynajmniej szesnaście lat swojego życia, czyli od momentu, w którym uświadomił sobie, że będzie profesjonalnym graczem hokeja, był egoistycznym dupkiem, który widział tylko czubek swojego nosa. Nie zwracał uwagi na uczucia najbliższych: matka była zbyt prostą kobietą, którą – owszem – kochał, ale widział, że nie pomoże mu w osiągnięciu swoich celów i celowo ignorował niektóre z jej dobrych rad, bo w niczym by mu nie pomogły. Jego brat, Austin, weteran wojenny, który tak bardzo chciał pomścić śmierć ich ojca, jednej z ofiar ataków terrorystycznych z 11 września 2001 roku, że ślepo zaciągnął się do wojska, nim zdążył zasmakować wejścia w świat dorosłych. Odsłużył dwie tury i wrócił do Mariesville, gdzie dziękują mu za służbę, ale żadne z tych podziękowań nie pomogą przerzucić końskiego łajna, którym się para. Byli najbliższymi kumplami, zrobiłby dla niego wszystko, ale nigdy nie zrozumiał dlaczego wolał lecieć na drugo koniec świata i brać udział w bezsensownej wojnie. Ich ojciec po prostu był w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Kropka. Nie dopisywał sobie w głowie zbędnych teorii, a może po prostu był za młody by dobrze pamiętać tamten dzień. Lekceważył uczucia najbliższej rodziny, ich opinie i potrzeby, bo to przed nim otwierają się drzwi do wielkiego świata.
OdpowiedzUsuńI tak samo zignorował uczucia Maddie, która zaufała mu, jako swojej pierwszej miłości. A on całe te uczucie wziął do rąk, chwile na nie popatrzył i zgniótł je, jak nic nieznaczącą, kartkę papieru. I naprawdę miał za co przepraszać. A było, minęło, które padło z ust Maddie na pewno nie wyczerpywało tematu. Wells nie miał nic lepszego do roboty niż naprawa tej rudery, na werandzie której stali, lubił wyzwania, więc w mig wymyślił, że mógłby się trochę postarać i zobaczyć dokąd zaprowadziły by go próby zadośćuczynienia Maddie.
Widział jak rozgląda się po chatce, w której postanowił dalej egzystować, jak jej oczy rozszerzają się z każdym zobaczonym detalem. Zareagował na to wszystko tak samo, gdy po raz pierwszy przeszedł przez próg drzwi. Nie wiedział czy miał śmiać się, czy płakać, gdy zobaczył grubą warstwę kurzu zalegających na poojcowskich meblach, na przeciekający dach, czy myszy, które rozbiły swoje obozowisko pod zlewem w kuchni. Do tej chwili i tak uprzątnął większość bałaganu, więc mógł odczuwać ciut mniejsze zażenowanie przed Maddie, niż gdyby przyszła tutaj dwa tygodnie temu.
- Stać mnie bez problemu kupić dom na Orchard Heights, sportowcy w tym kraju są naprawdę sowicie wynagradzani… - Powiedział bez cienia skrępowania, kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, że rzeczy materialne i pieniądze zawsze miały dla Noah wysoką wartość, były marzeniem, o które tak długo zabiegał. - … ale nie mam odwagi wrócić do centrum miasta, chyba boję się spojrzeć ludziom z Mariesville w twarz, za bardzo się wywyższałem. – Odpowiedział z rozbrajającą szczerością i wzruszył ramionami, wlewając do czajnika wody z kranu i stawiając go na kuchence gazowej. – Chyba mało kto wie, że jestem w mieście i chciałbym żeby tak zostało. Dziennikarze to hieny cmentarne, chętnie jeszcze przejdą się po moim grobie. Earl Grey czy zielona? – wyciągnął z szafki dwa opakowania herbat. – Mam wrażenie, że gdybym wynajął mieszkanie w Downtown, ludzie od razu zaczęliby gadać i wydałoby się, że tutaj jestem. TMZ nie śpi, a ja nienawidzę natury, lasów, komarów i ptactwa ćwierkającego o piątek rano, ale z dwojga złego lepiej w tę stronę. A poza tym, czy to miejsce nie jest urokliwe? – Zaśmiał się gdy czajnik wydał z siebie odgłos gotującej się wody, wlał ją do kubka i poczekał na decyzję brunetki, którą saszetkę powinien do niego dorzucić.
UsuńNoah <3
Noah zalał kubek parującym wrzątkiem i wrzucił do środka herbatę, o którą poprosiła Madeline, wciąż słuchając jej kojącego głosu i prób pocieszenia po życiowej porażce sportowca. Uśmiechnął się mimowolnie, bo po nikim nie spodziewał się podnoszenia go na duchu, a już w szczególności nie po brunetce, po której prędzej spodziewałby się wylania mu na głowę kubła zimnej wody, aniżeli prób przetłumaczenia, że jeszcze będzie pięknie.
OdpowiedzUsuń- Jak to jest, Maddie? – z wnętrza szafki wydobył jeszcze jeden kubek i zaparzył kolejną herbatę, tym razem dla siebie. Piwo odstawił w kąt blatu, tuż obok lodówki, nie chcąc za bardzo przy niej odstawać. Poza tym zdecydowanie wypił już dzisiaj swój limit trzech dziennie, gdy próbował zreperować pękniętą rynnę za chatą, jednak do tej naprawy potrzebował osoby bardziej fachowej niż on, więc zaprosił w swoje skromne progi Austina, który uwinął się w pół godziny. – Spotykasz mnie po tylu latach bez kontaktu, masz pełne prawo mnie nienawidzić za to, jak cię potraktowałem przed wyjazdem na studia… - podał jej porcelanowy kubek, a drugi postawił przed sobą, siadając naprzeciwko niej przy startym, zużytym jadalnianym stole, który jak cała reszta wyposażenia, czasy swojej świetlności już dawno ma za sobą. – A jednak siedzisz tutaj ze mną, a mogłabyś ze swoim synem, przejmując się tym, że moje życie lekko się posypało i starasz się pokazać mi plusy sytuacji w jakiej się znalazłem… Pamiętam, że zawsze byłaś kobietą z sercem na dłoni, ale macierzyństwo chyba jeszcze bardziej sprawiło, że troszczysz się o innych pewnie bardziej niż o samą siebie…
Nie byłby sobą, gdyby podczas naprawiania rynny, nie pociągnął Austina za język i nie wypytał o to jak żyje teraz Maddie. Starszy brat opowiedział mu o śmierci jej dziadków przed siedmioma laty, o tym jak wielką stratą było to nie tylko dla ich wnuczki, ale całego miasta. Byli ludźmi, na których każdy mógł liczyć, ciepłymi i pogodnymi, którzy nie tylko poświęcili swoje życie na wychowanie Madeline, ale i udzielali się w społeczności Mariesville. Sama kobieta po ich odejściu musiała nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości i w miarę szybko otrząsnąć się po ich stracie, bo miała pięcioletniego ówcześnie syna, który nie rozumiał na czym polega strata, ani dokąd udali się jego pradziadkowie. Austin stwierdził, że wybrnęła z tego z podniesioną głową i pomimo, że ledwo wiąże koniec z końcem i haruje jak wół na trzy etaty, to włożyła w wychowanie Matty’ego całe serce, poświęcając mu każdą wolną chwilę, których nie miała wiele.
Wszystko, co Noah tego dnia usłyszał od swojego brata, utwierdziło go w świadomości, że żyli w dwóch różnych światach. Maddie zapracowywała się w sklepie spożywczym, a weekendami dorabiała w The Rusty Nail, gdzie schodziło się całe miasto i na pewno wracała z każdej zmiany ledwo trzymając się ze zmęczenia na nogach. On w tym samym czasie większość swoich wpływów wydawał na chwilowe zachcianki i bzdury, które walały się po całym apartamencie w Nowym Jorku. Owszem, jakąś część inwestował, bo tak podpowiadali mu doradcy finansowi zatrudnieni w New York Rangers. Miał dodatkowo dwie nieruchomości w Atlancie i jedną w Miami, ale gdyby spiął się i nie wydawał pieniędzy na głupoty – mógł mieć o wiele większe zaplecze finansowe. Gdy on przechadzał się po domie handlowym Saks na Piątej Alei w Nowym Jorku, słynącego z butików największych projektantów, Maddie zastanawiała się pewnie czy może ruszyć oszczędności na czarną godzinę, by kupić prezent swojemu synowi. Dopiero teraz zaczął dostrzegać jak płytkie było jego życie.
Usuń- Okej, koniec o mnie. Jakoś z tego wyjdę. – Zrobił łyk gorącej wciąż herbaty i zamiótł jego problemy pod dywan. Wstyd mu było uzewnętrzniać się akurat przed nią, dziewczyną, której prawie wmówił, że jest nikim i jeżeli zostanie dla niej w miasteczku ich związek pociągnie go na dno. Los przewrotnie umieścił go na dnie lata później i Maddie nie miała z tym nic wspólnego. Sam był sobie winien… - Jaki w ogóle jest Matthew? Jak się odnajdujesz w roli matki?
Noah <3
Noah czuł się jakby poznawał świat na nowo. Zbyt długo był oderwany od rzeczywistości, błądzący gdzieś w świecie, o którym marzyło wielu, ale tylko garstka do niego trafiała. W tym świecie brakowało przyziemnych i palących problemów, zmagali się ciągle z sytuacjami, które na dłuższą metę nie miały znaczenia, były zbyt wyolbrzymione. On sam jednak wciągnął się tak głęboko w cały ten show biznes, że zapomniał, jak żyło się przed staniem się gwiazdą. Może nie zasługiwał na dostąpienie tego zaszczytu, skoro tak szybko zapomniał o życiu przed, o pochodzeniu z rodziny, gdzie pieniędzy starczało na godne życie, bez ekstrawagancji. Dopóki żył jego ojciec rodzinie wiodło się o wiele lepiej, ale po jego śmierci matka musiała zmierzyć się dokładnie z tym, co przeżywała Maddie. Samotne rodzicielstwo dało mocno w kość Irys, a on z tym swoim wrednym i roszczeniowych charakterem nigdy tego własnej matce nie ułatwiał. Zabawne, że zobaczył to dopiero teraz, kiedy wrócił do Mariesville i konfrontował znane mu życie, z tym od którego panicznie uciekał.
OdpowiedzUsuń- Wydaje się świetnym dzieciakiem. Fan hokeja? – zgadł po tym, jak na niego zareagował dzisiejszego popołudnia, gdy pojawił się w Green Grocers. – Gra w miejscowej drużynie? – Noah przypomniał sobie zespół młodzików prowadzony przez Pana Hutchinsona, który był pasjonatem tego sportu i zaszczepił w nim przed laty miłość do niego. To dzięki swojemu mentorowi uwierzył, że ma szanse w profesjonalnych rozgrywkach i przez całe swoje nastoletnie życie starał się robić wszystko, aby jego sen o wielkiej karierze sportowej się ziścił. Nie wiedział, czy Maddie w ogóle chciała dla swojego syna taką przyszłość, bo ich związek i to, jakim pełnym pychy człowiekiem był Noah mógł skutecznie zrazić ją do sportowców, ale na pierwszy rzut oka Wells widział, że chłopak ma do tego dobre warunki fizyczne. Może gdyby się przyłożył, mógłby ubiegać się za kilka lat o zawodowstwo?
- Austin mówił, że ojciec Matthew nigdy nie poczuł się do obowiązków rodzicielskich, przykro mi… - Mężczyzna kompletnie nie zdawał sobie pojęcia z tego w kogo naprawdę celuje te słowa, bo nigdy nie przeszło mu przez myśl, że to on może być sprawcą całego zamieszania i tego, jak życie Maddie się potoczyło. – Ale tobie jest naprawdę do twarzy z macierzyństwem. Wiem, że też chciałaś wyjechać z Mariesvielle na studia i trochę inaczej ułożyć sobie życie, ale cieszę się, że nie załamałaś się, gdy los miał zgoła inny plan.
Przez sekundę zapatrzył się na jej spracowane dłonie i pożałował, że zamiast pomóc jej wyjechać z tej dziury zabitej dechami, porzucił ją na pastwę małego miasteczka i życia, które nigdy miało nie wyjść poza jego granice. Jednak gdyby namówił ją na wyjazd do Atlanty, czy wtedy byłaby zadowolona z tego, gdzie życie ją zaprowadziło? Wtedy nie miałaby Matty’ego, a sama mówiła, że to najlepsze, co ją w życiu spotkało.
Usuń- Może jest szansa na to aby w jakiś sposób zrekompensować ci to, jak się zachowałem trzynaście lat temu? – popatrzył na nią z nadzieją, że choć w tak małej części będzie mógł zrekompensować swój paskudny charakter, który miała wątpliwą przyjemność poznać.
Noah <3
- Jakim influencerem? – wzdrygnął się Noah, kiedy usłyszał o tym pomyśle. Kompletnie nic nie wiedział na temat Matthew, ledwo go poznał i uścisnął mu dłoń, ale nie miałby czystego sumienia, gdyby pozwolił chłopakowi mieć tak marne marzenia i sprzedawać swoją codzienność w Internecie za grosze. Co to, to nie! - Nie dam mu sprzedać skóry tak tanio! Not on my watch– zaprotestował, aby dodać nutki dramatyczności swojemu wybuchowi, odłożył pusty kubek z hukiem na stół. – Będzie sportowcem z prawdziwego zdarzenia, widziałem w nim wielki potencjał, a trochę się znam, nieskromnie rzecz ujmując. Ma szansę w każdej drużynie, chcesz to mu pomogę... Ale może bardziej incognito, bo tak otwarcie to mogą nas zlinczować nim dobrze zaczniemy – zaśmiał się.
OdpowiedzUsuńNoah musiał się na nowo odnaleźć w życiu. Jego kariera przez kilka długich następnych miesięcy miała trwać w zawieszeniu, a i nie miał gwarancji, co się z nią wydarzy, gdy okres zawieszenia w drużynie hokejowej minie, a on stawi się na rozmowie z zarządem New York Rangers. Czy będą chcieli mieć w swoich szeregach gracza, któremu środowisko przypięło łatkę problematycznego? A może łatwiej będzie się go pozbyć? Może to był czas na przejście na sportową emeryturę i zdefiniowanie siebie na nowo. Nie był już najmłodszy, a drużynę hokejową z Nowego Jorku zasilali od kilku sezonów utalentowani dwudziestolatkowie, którzy czyhali na jego miejsce.
- Myślisz, że trener Hutchinson, potrzebuje jakiegoś asystenta? Może się do czegoś przydam, będę pomagał mu szkolić przyszłość naszego sportowego narodu. – Mężczyzna rozentuzjazmował się swoim pomysłem na tyle, że znowu skupił się egoistycznie tylko na sobie, całkowicie przeoczając fakt, że Maddie wpadła w zakłopotanie, gdy napomknęła o ojcu chłopaka. Pomimo kubła zimnej wody, który został wylany na jego głowę przez świat sportowy i fanów hokeja, jeszcze nie nauczył się, że nie jest pępkiem świata, wciąż nieświadomie ciągle sprowadzał wszystko do ja, Noah.
- Co mam na myśli? – Na chwilę zszedł na ziemię i popatrzył na nią przegryzając wargę. – Nie wiem, czy mi na tyle zaufasz, ale na razie nie ruszam się nigdzie stąd… Może ewentualnie do lasu po drzewo, żebym miał ciepłą wodę – zażartował aby rozluźnić trochę atmosferę, po czym odchrząknął i kontynuował. – Pobędę tutaj trochę, poukrywam się, ale byłoby mi miło gdybym mógł się na coś przydać i… nie wiem… może mogę przypilnować Matthew, gdy ty będziesz w pracy? – zaczął nieśmiało ściszając głos. – Mogę pokazać mu parę tricków, poćwiczyć technikę? Łyżwy akurat zabrałem ze sobą, a jak dobrze zagadam z Panem Hutchinsonem, to pewnie pozwoli nam wejść na lodowisko na jakąś godzinkę czy dwie w tygodniu. Ale oczywiście nie zmuszam, tylko luźno proponuję…
Musiał znaleźć sobie zajęcie, aby przestać rozpamiętywać swoje nowojorskie życie, nie popaść w alkoholizm, gdy codziennie wieczorem raczył się kilkoma piwkami, z nudów. Nie mógł ciągle zasłaniać się remontem chaty, bo przecież nie miał do wyremontowania willi z basenem na wzgórzach Hollywood, a starą leśniczówkę gdzieś na skraju lasu (i końcu świata). Dodatkowo zaprzągł już do pomocy Austina, więc uwiną się z całością w kilka dni. A co dalej? Miał czytać książki? Wolałby się jednak na coś przydać….
nieogarnięty Noah ♥️
[Ślicznie dziękuję za tyle miłych słów i za powitanie na blogu! (: Tyle pięknych postaci wokół, że moja głowa zaczyna wariować, bo ze wszystkimi chciałabym coś napisać, ale wiem, że na to szanse są niestety marne ;D Jax to taki swojski facet, Edward tak naprawdę też, tylko ten już bardziej poważny, ale nazwisko zobowiązuje, a Maddie to taka dziewczyna z sąsiedztwa, którą na pewno wszyscy lubią. Zauważyłam wypełniony limit u Jaxa, ale tutaj na pewno byłaby szansa na połączenie ich poprzez The Rusty Nail, skoro jest on bywalcem tego miejsca. A z Maddie rzeczywiście mogą być sąsiadkami, a przy okazji także przyjaciółkami, jeżeli dzielą je tylko dwa lata. A może potrzebujesz kogoś konkretnego dla którejś postaci? Chętnie wypełnię brakujące luki, ale nie mam nic przeciwko wspólnemu główkowaniu :)]
OdpowiedzUsuńMildred Atkinson
W głowie Noah powoli tworzył się już plan awaryjny na nadchodzące miesiące. Przecież musiał się czymś zająć żeby nie oszaleć z bezczynności. Przyzwyczajony do życia na wysokich obrotach nie wyobrażał sobie, że teraz osiądzie na laurach (choć w jego przypadku wątpliwych laurach) i będzie trwonił czas na niepotrzebne aktywności, którym oddawało się miasteczko. Nie było mowy o wypadach na piwo do The Rusty Nail, ani na kręcenie się po centrum Mariesville, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Resztki godności, które pozbierał ze sobą z Nowego Jorku, nie pozwalały mu dać się wytykać palcami przez niegdysiejszych znajomych, którzy cieszyliby się z jego porażki o wiele bardziej, niż z odniesionego przed laty sukcesu. Rozmowa z Panem Hutchinsonem nie wydawała mu się najgorszym rozwiązaniem. Wciąż kręciłby się w świecie hokeja, mógłby nocami jeździć po starym krytym lodowisku miejskim, w którym stawiał swoje pierwsze kroki i nie wyjść z wprawy. Wiadomo, że treningi, które urządziłby sobie, czy dzieciakom (o ile dostałby w ogóle zgodę na pomaganie trenerowi), nie przygotują go do ewentualnego powrotu na największe areny w kraju, ale zawsze były niezłą odskocznią od codziennych problemów, których sobie napytał.
OdpowiedzUsuń- Jasne, rozumiem, zero presji na Matty’ego – przytaknął Maddie, która dopiła herbatę i odstawiła kubek na stół. Widział jak spięła się, gdy rzucił luźną propozycją przypilnowania jej syna podczas gdy ona będzie w pracy. Poniekąd ją rozumiał, był tylko obcym facetem, który w przypływie problemów zjawia się po latach nieobecności i korzystając z okazji chce naprawić błędy młodocianych lat.
Tylko czy gdyby nie został przebadany wyrywkowo testem na obecność narkotyków, w efekcie czego jego kariera nie zawisnęłaby na włosku, a on sam został odsunięty od gry na długie sześć miesięcy, czy pomyślałby o tym, aby wpaść na stare śmieci i próbować nawiązać na nowo kontakt z Maddie? Ba, jeszcze tego ranka, naprawiając cieknącą uszczelkę pod prysznicem, nie przyszło mu do głowy aby odnaleźć kobietę i uciąć sobie z nią pogawędkę. Nie myślał o niej od wielu długich lat, zapomniał o uczuciu, które łączyło ich, gdy był w ostatniej klasie liceum. Zdawał doskonale sobie sprawę z tego, że była jego pierwszą miłością, no może drugą, bo bezsprzecznie to hokej piastował najwyższe miejsce na jego podium, ale wciąż Maddie była dla niego lata temu naprawdę ważna. Znając jednak jej status życiowy, o którym poinformował go Austin, stwierdził, że Madeline poszła na przód, zapomniała o nim, więc i on nie wracał do niej myślami.
Będąc cenionym zawodnikiem hokejowej drużyny, nie zawracał sobie głowy ludźmi Mariesville, bo byli daleko, na samym końcu świata, od którego Noah Wells stronił. Mógł nazwać to dostosowywaniem się do panującej sytuacji, a to zawsze wychodziło mu perfekcyjnie.
- Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że mnie też urobi? – podrapał się po policzku, próbując się nie roześmiać. Co on wiedział o dzieciakach, które wchodziły niedługo w wiek nastoletni? Nic. Kompletnie. Owszem, kilku kumpli z drużyny miało już założone rodziny i przybijał sobie piątki z ich synami, czasami pograli na konsoli, gdy wpadał w odwiedziny do któregoś z zawodników, ale nic poza tym, więc był święcie przekonany o tym, że Matty wejdzie mu na głowę, a on nie będzie oponował.
UsuńWziął od niej telefon, uśmiechając się gdy zobaczył zdjęcie widniejące na tapecie. Mógł sobie tylko wyobrazić ile radości sprawił dzień, w którym zostało to zdjęcie zrobione zarówno Maddie, jak i jej synowi. Wyglądali na wyluzowanych, przeżywając najlepsze chwile swojego życia, oddając się rozrywce przygotowanej dla rodzin z dziećmi.
- Tybee Island? Zawsze uwielbiałem tam jeździć z mamą i Austinem – Noah ledwo pamiętał swojego ojca, który zginął w atakach terrorystycznych na World Trade Center; za to starszy brat i Irys próbowali zrekompensować mu beztroskie dzieciństwo, które brutalnie zabrał niezapomniany przez wielu amerykanów dzień. Kilkukrotnie zabierali go do parku rozrywki znajdującego się nieopodal Mariesville i przeżywali tam niezapomniane chwile, pełne głośnych śmiechów i okrzyków wyrażających ekscytację.
Wpisał swój numer do smartfona i położył go przed nią na stoliku. Brunetka chwyciła po niego i wyprostowała się na krześle, spoglądając surowo na Noah, celnie opisując sytuację, która nastąpi. Miała rację, Wells doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że prędzej czy później znowu wyjedzie z miasteczka pozostawiając smród zgniłych jabłek za sobą. W tej kwestii nic się u niego nie zmieniło, nienawidził tego miejsca tak bardzo, że nawet chwilowy azyl nie był w stanie tego zmienić.
- Jasne – przytaknął na jej słowa, trochę zawstydzony, bo dotarło do niego, że jest człowiekiem, na którym nikt nie mógł polegać. – Nie będę mu obiecywać rzeczy, które się nie spełnią. Chciałbym, żebyś nie miała racji, ale nie zmieniłem się pod tym względem, nadal twierdzę, że to miasto nie jest dla mnie… - wstał za nią odprowadzając ją do samochodu, którym przyjechała. Otworzył jej drzwi i poczekał aż usiądzie za kierownicą, zamknął je za nią i oparł się na otwartej szybie, wsadzając głowę do środka i patrząc na nią z uśmiechem. – Maddie, twojego adresu nigdy nie zapomnę… - uniósł jedną brew, a kąciki ust podjechały mu do góry. – Nie potrafiłbym – dodał figlarnie i odepchnął się od drzwi, robiąc kilka kroków do tyłu, wciąż utrzymując z nią kontakt wzrokowy. – Będę o siedemnastej, będzie ok?
♥️
[Przysięgam, że Rust nie jest aż taki smutny, gdy się z nim rozmawia, haha! Wręcz przeciwnie - całkiem ciepły z niego człowiek, na pewno bardzo wyrozumiały, a to smutne wrażenie, które sprawia, to totalnie moja wina. Pobiczuję się za to trochę. ;D
OdpowiedzUsuńZdradzisz mi coś więcej o tym ciekawym wątku? ;)]
Rustin
- Tak jest, szefowo - odepchnął się od jej samochodu, stanął na baczność i przyłożył dwa palce do czoła, udając, że salutuje. – Będę punktualnie i obiecuję, że nie nakręcę twojego syna na żadne durne pomysły pokroju Wellsa – na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech i przymrużył oczy, wiedząc, że jej wprawne oko zarejestruje podobieństwo do bajkowego Grincha. – Oczekuj mnie! – krzyknął za odjeżdżającym samochodem i odwrócił się na pięcie, ręce schował do kieszeni dresowych spodni i rozpromieniony, jak nastolatka po pierwszej randce, wrócił na werandę swojej chatki.
OdpowiedzUsuńUsiadł na najwyższym stopniu schodków, oparł plecami o lekko niestabilną balustradę i zapatrzył się w rozgwieżdżone niebo nad lasem, z którego dochodziło uporczywe pohukiwanie sowy, z którą męczył się od dwóch tygodni. Był o krok od włamania się do najbliższych sąsiadów i podkradnięcia strzelby, z której mógłby ustrzelić to wnerwiające ptaszysko, ale tliła się w nim jeszcze resztka humanitaryzmu dla zwierząt. Znając jego szczęście, w momencie w którym pozbyłby się kłopotu, nabawiłby się kolejnego: działaczy Greenpeace skandujących jego nazwisko z obrzydzeniem. Wolał więc nie kombinować, bo nie potrzebny był mu kolejny skandal.
Dzisiejszego wieczoru to jednak nie uparte ptaszysko krążyło mu w myślach, a Maggie, spotkanie której przywołało melodię przeszłości, o której nie rozmyślał za często, przekonany, że dziewczyna ułożyła sobie życie, a do pierwszych miłości się nie wraca. Ale co jeżeli są takie pierwsze miłości, które mają trwać wiecznie? Patrząc na nią tego wieczora przeszło mu przez myśl, że mógłby być z kimś takim, jak ona. Kiedyś znał ją na wylot i była dziewczyną z jego snów; zawróciła mu w głowie swoim urokiem i wdziękiem, których brakowało dziewczynom kręcącym się w jego towarzystwie. Nigdy więcej, przez trzynaście lat, nie poznał już żadnej kobiety, która mogłaby równać się jego pierwszej miłości.
Tylko doskonale wiedział, że nie mógł mieć wszystkiego, a życie nie wciśnie pauzy. Madeline słusznie zauważyła, że jest w Mariesville na chwile, przejazdem, a za jakiś czas znów zniknie z radaru ludzi w miasteczku i powróci do znanego mu życia w Nowym Jorku. Nie mógł pojawiać się, mącić jej w głowie, a później znów wyjechać bez pożegnania. Powściągnął swoje zapędy, kręcąc głową z dezaprobatą i wszedł do chaty z zamiarem pójścia spać.
Zaparkował pożyczone od Austina, auto na podjeździe domu, w którym mieszkała rodzina Green i wychylił się przez boczną szybę lustrując okolicę. Na głowie oczywiście miał naciągniętą czapkę z daszkiem z logo Chicago Bulls, a na nosie czarne okulary RayBan. Miał wielką nadzieję, że nie wywoła zamieszania pojawieniem się w miasteczku, bo dotychczas omijał nawet swój rodzinny dom, choć Irys wydzwaniała do niego codziennie, by przyszedł w końcu na obiad. Wszystko było takie, jakim je zapamiętał. Zadbany podjazd i ogród, domek wciąż w bardzo dobrej kondycji, widać było, że pomimo śmierci dziadków, Madeline robi co może aby nie stracił swojej świetlności. Wyszedł ze starego pickupa, nie zawracając sobie głowy nawet zamknięciem auta na klucz, przecież mieszkali w Mariesville, tutaj nigdy nie działo się nic złego. A jedyny gang, który prosperował w okolicy, już dawno został rozbity. Choć doszły go słuchy, że Weston Belmont, z którym chodził do szkoły i był kiedyś jednym z członków grupy, odsiedział swoje i powrócił do miasteczka.
UsuńZapukał do drzwi, a gdy otworzyła mu je Maggie, a zza jej pleców wyskoczył ciemnowłosy prawie już nastolatek, Noah wyciągnął z kieszeni dłoń i pomachał w jego stronę z szerokim uśmiechem. Naprawdę cieszył się, że będzie mógł spędzić z dzieciakiem popołudnie i odłożyć na bok myśli o zaprzepaszczonej karierze, nad którą nadal niezmiennie ubolewał; chacie na skraju lasu, którą nadzór budowlany powinien skierować do rozbiórki i tym, jak jego życie będzie teraz wyglądało. Przyjął wszystkie niezbędne informacje od matki chłopca, nie orientując się nawet, w którym momencie wręczyła mu w dłoń kilka banknotów dziesięciodolarowych na ewentualną pizzę, o której mówiła.
- Zanotowałem wszystko – postukał się palcem w skroń. – Leć, bo się spóźnisz – odsunął się na bok, przepuszczając ją do wyjścia. – Nie martw się, damy sobie radę. – poklepał ją po ramieniu, gdy przystanęła na chwilę, marszcząc czoło, ewidentnie martwiąc się, czy supergwiazda sportu jest w stanie zająć się trzynastolatkiem.
- Matty, masz pełne pole wyboru. Możemy pooglądać film, pograć w kosza albo football. Jakaś gra komputerowa. Cokolwiek chcesz. Niestety dzisiaj nie pojeździmy na łyżwach, a słyszałem od twojej mamy, że masz talent, postaram się coś wykombinować…
- Obejrzymy mecz Rangersów? – Noah popatrzył na zegarek i podrapał się po głowie. Tak, jego drużyna dzisiaj miała mecz przeciwko Montreal Canadiens, starał się o tym nie myśleć i na pewno nie miał w planach oglądania, jak jego kumple stają w rozgrywkach przeciwko Kanadyjczykom, głównie z zazdrości, że jego nie ma na lodzie. Ale jak mógłby odmówić chłopakowi?
- Jasne – pokiwał głową twierdząco – mamy jakiś popcorn w domu, czy skoczymy do sklepu się przygotować?
- Mama zawsze trzyma popcorn w najwyższej szafce w kuchni – podsunął drewniany taboret i wspiął się po meblach otwierając szafkę i wyciągając z niej wielką paczkę słonej przekąski. Rzucił ją Noah i zeskoczył z mebli.
Zarówno popołudnie spędzone w towarzystwie nastolatka, jak i mecz, mógł uznać za udane. Nigdy nie opiekował się żadnymi dzieciakami, ale Matty był bezobsługowy i bezproblemowy. To tak, jakby usiadł z najlepszym kumplem i zaczął rozmawiać o rzeczach przyziemnych. O szkole, o sporcie, o nowinkach technologicznych, o których chłopak przeczytał w Internecie. Podpytał go o zawodników New York Rangers. Porozmawiali o zasadach hokeja, ale i o ulubionych zawodnikach NBA. Mężczyzna opowiedział mu o tym, jak poznał LeBrone i Koby’ego Bryanta, którego od dziecka był największym fanem. Obejrzeli mecz, który do ostatniej minuty trzymał ich w napięciu, a później wyszli jeszcze przed dom porzucać piłką do kosza. Wieczór ukoronowali pizzą na grubym cieście, z dodatkiem ekstra sera i nim się obejrzał, a Matty spał w najlepsze na kanapie, więc przykrył go kocem leżącym obok poduszek i sam rozgościł się w fotelu.
UsuńGdy Maggie przekroczyła próg domu tylko się cicho zaśmiał i położył palec wskazujący na swoich ustach, ostrzegając ją by nie hałasowała. Na ja prośbę zaniósł chłopaka do pokoju, robiąc wszystko, co w jego mocy by go nie obudzić. Spojrzał jeszcze raz na plakat New York Rangers wiszący nad jego łóżkiem i zaśmiał się pod nosem dostrzegając na nim siebie. Zdjęcie zrobiono przed dwoma laty, a dla niego było to jakby w innym życiu. Wyszedł z pokoju dzieciaka, cicho zamykając za sobą drzwi i zszedł po drewnianych schodach, przechodząc do salonu, gdzie kobieta nalewała sobie wina do kieliszka.
- Chętnie napiję się herbaty – rozsiadł się wygodnie na kanapie i powiódł za nią wzrokiem, gdy ruszyła do swojej sypialni aby się przebrać. On nie narzekałby gdyby została w stroju służbowym, bo wyglądała obłędnie w zwykłych jeansach i t-shircie, ale jego Maggie na zawsze będzie kojarzyć mu się z żółtą sukienką w stokrotki.
♥️
[część! dzięki za przywitanie.
OdpowiedzUsuńPowrót.... może i powrót - czas pokaże.
Nic na siłę. Może kiedyś.]
Patty
- Zawsze earl grey – Noah wyciągnął z drewnianego pudełka pełnego herbat torebkę z wybranego rodzaju. Nigdy nie był fanem ciepłego napoju, wieczory kończąc częściej kolejną butelką elektrolitów, które pomagały mu w funkcjonowaniu często przetrenowanego do granic możliwości organizmu, bądź po prostu piwem, które popijał gdy pozwalał mu na to rozkład rozgrywek. Dzisiaj nie miał jednak nic przeciwko herbacie w towarzystwie Madeline. Wziął ceramiczny kubek, który mu podała i postawił go przed sobą na kuchennej wyspie. Nachylił się nad blatem i wziął do ręki sznurek, którego koniec był zanurzony w wrzątku, kilkukrotnie podnosząc go do góry, by po chwili znowu zamoczyć w wodzie. Oparł się o blat i zwrócił wzrok ku kobiecie, która zdawała się być wykończona wieczorną zmianą w lokalnym barze.
OdpowiedzUsuńNie był stałym bywalcem The Rusty Nail. Gdy mieszkał w Mariesville, był zbyt młody by móc bezkarnie do niego chodzić i spędzać w nim długie wieczory, a gdy wyjechał z miasteczka i wracał tylko na kilka dni w roku, by odwiedzić matkę i brata, unikał tętniącego życiem lokalu jak ognia. Sława miała swoje plusy, ale także całe grono minusów, które przeszkadzały mu w normalnym funkcjonowaniu. Gdy raz dał się zaciągnąć Austinowi do baru, przez pół wieczoru był witany przez prawie każdego bawiącego tam mieszkańca, odpowiadając na pytania o życie w blasku fleszy w Nowym Jorku, jak i karierę profesjonalnego zawodnika ligi hokejowej. Z biegiem lat stało się to naprawdę uciążliwe i starał się nie dopuszczać do takich sytuacji. Teraz tym bardziej nie miał ochoty się tam zjawić, choć chętnie popatrzyłby na Maddie, która w obcisłym topie i jeansach uwydatniających jej atuty, krąży pomiędzy stolikami i zbiera zamówienia klientów.
- Matty to aniołek, po mamusi – uśmiechnął się dmuchając delikatnie w stronę kubka, by szybciej ostudzić herbatę i wziąć jej łyk. – Owszem, zadawał pierdylion pytań na temat Ragersów, ale nie miałem problemu z odpowiadaniem na nie. Lepiej uchylić mu rąbka tajemnicy związanej z naszą taktyką, niż być zaczepianym przez jakiegoś Johna, który pyta co tak naprawdę odwaliłem, że chowam się w Mariesville – Noah skrzywił się na wspomnienie rozmowy, którą odbył dzisiejszego poranka, gdy wracając ze sklepu ze świeżym pieczywem, spotkał jednego z mieszkańców i mordował się z jego wścibskim odpytywaniem. Nie znał nawet jego nazwiska, ale oczywiście mężczyzna kojarzył go jeszcze za czasów młodzieńczych, a tym bardziej ze skandalu z pierwszych stron gazet. – Pograliśmy w kosza, pooglądaliśmy mecz, choć powiem szczerze, że na początku podchodziłem do tego pomysłu sceptycznie. Ale Matty ma naprawdę wielką wiedze o hokeju i skoncentrował moją uwagę bardziej na jego dywagacjach na temat tego, jak ruszają się zawodnicy, więc nie przełykałem zbyt wiele goryczy, siedząc na kanapie i oglądając moją drużynę mierzącą się z największym sportowym wrogiem. – wzruszył ramionami i zrobił łyk, ale herbata była jeszcze zbyt gorąca więc poparzył sobie delikatnie język, odstawiając kubek szybko na blat i przytykając lewą dłoń do ust. – Okej, jeszcze nie – powiedział bardziej do siebie, niż do Maddie.
- A jak twoja zmiana w barze? Jesteś na pewno padnięta i czekasz aż się ulotnię do siebie – popatrzył na nią, gdy ziewnęła. - Daj spokój, nie ma sprawy. To było naprawdę przyjemne doświadczenie. Nigdy nie pilnowałem żadnego dzieciaka. Wiesz, spędza się czas z dziećmi kumpli z drużyny, ale raczej są wtedy obok, nie absorbują całej mojej uwagi. Więc mogę dopisać sobie do CV niańkę – uśmiechnął się i zapatrzył na nią, gdy przeczesywała ręką swoje długie, brązowe włosy. Maddie była jeszcze piękniejsza, niż pamiętał przez te wszystkie lata i ciężko było odwrócić mu wzrok, kiedy zachowywała się przy nim tak swobodnie, jak robiła to, gdy byli jeszcze nastolatkami. Widział, że nie krępuje się już jego obecnością tak bardzo, jak miało to dzień wcześniej, gdy odwiedziła go w jego chatce na skraju lasu. – Polecam się na przyszłość, chyba się dogadaliśmy na tyle, że jeszcze chętnie pogra ze mną w kosza, albo poogląda kolejne rozgrywki.
Usuń♥️
Jeśli tylko znajdziesz miejsce, to chętnie. Archer nie otacza się ludźmi, a jeśli już to takimi, którzy nie są ciepli i nie mają dobrego serducha. Mimo upływu lat od śmierci żony, nadal jest pogrążony w żałobie, więc warto to zmienić i załatwić mu przyjaciółkę.
OdpowiedzUsuńMyślę też, że może syn Maddie być w drużynie, którą AJ prowadzi? Wtedy nie trzeba byłoby szukać innego punktu zaczepienia ;)
ARCHER JACOBSON
- Nie przejmuj się mną, Maddie. Zawsze byłem gruboskórny i dam sobie radę z jednym Johnem, albo i dwoma – uśmiechnął się znad kubka parującego naparu, gdy brunetka podzieliła się ze swoimi spostrzeżeniami na temat miejscowych plotkarzy, którzy pragnęli wejść z butami w życie Wellsa. Radził sobie na co dzień z paparazzi, z natrętnymi fanami, z kobietami, które po jednorazowych nocach stawały się jego stalkerkami. Poradzi sobie i z mieszkańcami Mariesville, którzy przez długie lata mu kibicowali i byli dumni, że światowej klasy sportowiec wywodzi się z ich małej społeczności, a gdy tylko zaliczył poważny upadek z piedestału, zacierali ręce by utrzeć mu nosa. Przywykł do tego, że ludzie wielbią cię wyłącznie gdy jesteś na szczycie, a gdy z niego spadasz uwielbiają zbierać się nad tobą, jak sępy i dziobać w każdy bok.
OdpowiedzUsuń- Uważaj, Maddie, ta herbata może być gorąca jeszcze naprawdę przez długi czas – zaśmiał się patrząc, jak najpierw kładzie dłoń na jego ramieniu, by po chwili cofnąć ją, jakby jego ciało parzyło. Zmarszczył na chwilę czoło i potarł swój nos, ukrywając śmiech. Jego była dziewczyna nigdy nie należała do osób, które były śmiałe w swoich działaniach, była jego całkowitym przeciwieństwem, co dało się zobaczyć przed laty, gdy próbował namówić ją na pierwszą randkę, a ona zbywała go kolejnymi wymówkami, podczas gdy inne dziewczyny ze szkolnej ławki tylko czekały by zwrócił na nie uwagę. On jednak swoje pierwsze poważne młodociane zauroczenie postanowił ulokować w niej i nie miał zamiaru odpuścić.
I choć lata minęły, a przez jego życie przewinęło się kilkanaście kobiet, związki z którymi były mniej lub bardziej znaczące, opisywane w prasie, lub pozostawiane bez echa; zaczynał przypominać sobie dlaczego lata temu tak bardzo zależało mu na Madeline, że to na niej skupił całą swoją uwagę w ostatniej klasie liceum, a nie na którejś z koleżanek. Maddie promieniowała urokiem, którego brakowało innym, przyciągała go do siebie, jakby hipnotyzowała. Wiedział, jak wielką krzywdę wyrządził jej swoim wyjazdem z miasta i niezbyt umiejętnym doborem słów, które zakończyły ich związek, ale dzisiaj, kiedy widmo powrotu do Mariesville stało się jawą, znowu czuł jakąś magnetyzującą siłę bijącą od niej. Musiał mieć się na baczności i nie dać się jej porwać, bo nie wiedział gdzie będzie za pół roku, a nie miał zamiaru po raz kolejny zawrócić kobiecie w głowie i ulotnić się po chwili, tym bardziej, że teraz miała zobowiązania i poukładane dorosłe życie.
- Mam nadzieje, że żaden z nich nie naprzykrzał się tak bardzo, że stawiało cię to w bardzo niekomfortowej sytuacji – spiął się na sekundę wyobrażając sobie podpitych mężczyzn lustrujących ciało siedzącej przed nim kobiety. Absurdalnie nie chciał aby żaden z nich zwracał na nią uwagę, czując ukłucie zazdrości, że któryś mógłby okazać się nią szczerze zainteresowany. Był prawie pewnym, że w jej życiu nie było nikogo poza Mattym i ta świadomość naprawdę go uszczęśliwiała, choć nie miał zamiaru wykonać w jej stronę żadnych ruchów poza tymi czysto koleżeńskimi. – Gdybyś jednak potrzebowała wsparcia, zawsze mogę się zjawić na piwo, lub dwa. Tylko zarezerwuj mi stolik najbardziej oddalony od biesiadników – zażartował, biorąc łyk herbaty, która zdążyła już trochę ostygnąć i nadawała się do picia bez poparzenia języka.
Zapatrzył się w jej szerokim uśmiechu, a jego myśli powędrowały do chwil sprzed trzynastu lat gdy jeszcze byli razem. Ciekawe gdzie byliby teraz, gdyby wtedy nie wyjechał, albo gdyby wyjechał ale nie postawił wszystkiego na jedną kartę i poczekał na moment, gdy ukończyła szkołę i dołączyłaby do niego na uniwersytecie. Byliby wciąż razem? Może utrzymałaby go w ryzach i nie niósłby na swoich barkach brzemienia lowelasa i bawidamka? Czy wspiąłby się na szczyt u jej boku i czy Matty mógłby być ich synem? A może na przestrzeni lat ich związek rozpadłby się i każde z nich poszło w inną stronę? Miał trzydzieści cztery lata, stał na życiowym zakręcie i nagle w jego głowie pojawiła się alternatywna rzeczywistość, o której nigdy wcześniej nie myślał. Może życie u boku Maddie miałoby głębszy sens, którego wciąż brakowało Wellsowi?
Usuń- Joe? Znam go? – zainteresował się mężczyzną, o którym wspomniała Maddie. W swoim życiu poznał tylko jednego faceta o tym imieniu i był to Joe Keller, z którym przyjaźnił się w czasach szkolnych, ale ich drogi bardzo dawno temu się rozeszły i przestali utrzymywać kontakt. – Nawet jak owy Joe ma czas, to może go spożytkować inaczej… Ja się na razie nigdzie nie wybieram i mam naprawdę dużo czasu – sięgnął przez długość blatu i złapał Maddie za dłoń, pocierając kciukiem jej wierzch. Popatrzył jej w oczy i rzekł: - Tym razem możesz na mnie liczyć, Maddie – cicha obietnica wybrzmiała z jego ust. Tym razem miał nadzieje, że jej nie rozczaruje.
Po chwili zabrał rękę, czując jak w narasta w nim irracjonalna potrzeba obejścia kuchennej wyspy i przyciągnięcia jej do siebie, by złożyć na jej ustach pocałunek, a dłoń zatopić w rozpuszczonych włosach, które okalały piękną twarz. Spuścił wzrok na kubek z herbatą, starając się wyrzucić z głowy obraz ich dwójki złączonych w pocałunku. Nie miał do tego najmniejszego prawa i musiał się powstrzymać od pochopnych decyzji, za które najpewniej Madeline zdzieliłaby go po twarzy i kazała nigdy więcej nie pokazywać się w progu jej domu.
- Lepiej już pójdę – odchrząknął i wstał z hokera, dopijając resztę herbaty. Zegar wybijał już naprawdę późną godzinę, a on przestał ufać sam sobie i temu, do czego byłby zdolny. Wystarczyły dwadzieścia cztery godziny żeby Madeline Green znowu zaszła mu głęboko za skórę, jak lata temu.
On this night, and in this light, I think I'm falling for you
Noah spiął się wyraźnie słuchając o mężczyźnie, który naprzykrzał się Maddie. Nie rozumiał fali złości, która niespodziewanie go zalała. Taka przecież była rzeczywistość tysięcy kelnerek na całym świecie, miały wpisane to w swój zawód. On sam kilkukrotnie chciał poderwać obsługujące go w barze dziewczyny, wychodziło to z różnym skutkiem, choć zawsze starał się być przy tym kulturalnym. Jego kumple z drużyny bywali mniej przyjemni niż sam Noah. Nigdy nie reagował, gdy któryś przekraczał granicę, odwracając wzrok, bo to przecież nie była jego sprawa, w drużynie był prawym skrzydłowym, a nie umoralniającym ojcem zagubionych owieczek. Ale tym razem mowa była o Maddie, na którą patrzył całkowicie inaczej niż na przypadkowe kobiety wykonujące swoją pracę w lokalach gastronomicznych i nie w smak mu było, że ktoś mógłby zachowywać się w stosunku do niej w podobny sposób. Prawdą było, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
OdpowiedzUsuń- Gdyby on lub ktoś inny za bardzo ci się naprzykrzał, dzwonisz i jestem w pięć minut - Wziął do ręki leżący na blacie jej telefon nie pytając o zgodę i kilkoma kliknięciami dodał swój numer do szybkiego wybierania, po czym położył go z powrotem na blacie. Nie zastanawiał się czy naruszył tym jej prywatność i przekroczył jakąś granicę, a tym bardziej nie rozmyślał nad swoją reakcją, która była irracjonalna. Oto on, Noah Wells, pojawia się po trzynastu latach nieobecności i nagle zgrywa rycerza w srebrnej zbroi, bo jakiś gościu po pijaku zaczepia jego nastoletnią miłość, którą ten sam Noah Wells zostawił podsumowując ich związek naprawdę gorzkimi słowami.
Tylko, że lata minęły, a brunet pomimo ciągłego życia w biegu, nowych doznań, czy problemów zgoła innych niż troski przeciętnego mieszkańca Mariesville, zaczął przypominać sobie, jak czuł się przy Madeline za szczenięcych lat. Była jego pierwszą miłością i kiedyś był przekonany, że jego uczucie wygasło, gdy wyjechał i zostawił znienawidzone miasto za sobą, a pamięć o niej spoczęła gdzieś na dnie świadomości, to jej widok po tylu latach poruszył jakąś czułą stronę w jego sercu. Podziwiał ją. Nigdy nie spełniła swoich młodzieńczych marzeń. Nie wyrwała się z Mariesville, nie poszła do wymarzonej szkoły i nie zdawała egzaminów końcowych, kończąc ją z dyplomem. Życie miało dla niej inny plan i widział, jak świetnie się w nim odnajduje, a Matty ewidentnie był oczkiem w jej głowie. Na pewno nie było łatwo. Samotne macierzyństwo nie należało do najlżejszych, wiedział to po tym, jak Ivy musiała go wychować samotnie po śmierci ich ojca. Dzisiaj widział w jej oczach tę samą determinację, którą widywał w oczach matki przez całe swoje dzieciństwo.
- Joe Keller? – odparł zaskoczony. – Nie wiedziałem, że w ogóle się znacie, ale cieszę się, że możesz na niego liczyć. Co u niego? – zapytał zaciekawiony wzmianką o jego dawnym przyjacielu, którego nie widział od wyjazdu do Atlanty, gdzie uczęszczał do tamtejszego collegu. – Przekabacę Matty’ego na swoją stronę, a jutro idę do trenera Hutchinsona porozmawiać z nim na temat pomocy przy trenowaniu młodzików – uśmiechnął się wciąż dumny ze swojego pomysłu. W końcu wstał z hokera i ruszył za Maddie, która odprowadzała go do drzwi.
Może mu się tylko wydawało, a może to jego chore wizje pocałowania Maddie, sprawiły, ze atmosfera na chwile zrobiła się napięta. Nie widzieli się ponad dekadę, a on już na trzecim spotkaniu wyobrażał sobie, co chciałby z nią zrobić, gdyby tylko był pewnym, że nie dostanie od niej w twarz i nie zostanie zwyzywany od nachalnych zboczeńców. Maddie nie była już jego, tak samo jak żaden skrawek jej kuszącego ciała. Nie miał do niej żadnych praw i powinien być wdzięczny, że tak łatwo przychodzi im wspólne spędzanie czasu i rozmowa, a nie wyobrażać sobie, jak bardzo chciałby zerwać z niej ciuchy i… Ogarnij się, Wells. - skarcił się w myślach odsuwając od brunetki i żegnając się z nią skinieniem głowy.
- Śpij dobrze, Maddie – odwrócił się jeszcze raz przechodząc przez drzwi i o chwilę zbyt długo patrzył w jej pięknie, brązowe oczy. Po czym odwrócił się i ruszył w stronę samochodu.
Przez resztę wieczoru odsuwał od siebie myśli o brunetce, zatapiając się w lekturze sportowych faktów i popijając schłodzone piwo. Nie chciał iść w tę stronę, nie mógł zalecać się do kobiety, którą już raz zostawił. Szanse, że zrobi to ponownie były przeogromne, przecież wciąż czekał na telefon od zarządu New York Rangers, obiecali mu, że spotkają się za kilka tygodni i przedyskutują jego przyszłość w drużynie hokejowej. A on nadal był gotów znowu zostawić Mariesville daleko w tyle, zapomnieć o kilku tygodniach przerwy i wrócić do gry, pokazując wszystkim, że nie powinni wieszać na nim jeszcze psów.
UsuńO poranku ze snu wyrwał go dźwięk budzika. Była niedziela, ale starał się trzymać swojej starej rutyny i wczesnych pobudek. Wyszedł z łóżka, narzucił na siebie dres i opuścił dom, by udać się na godzinną przebieżkę po lesie. Sport był całym jego życiem i nie miał zamiaru z niego rezygnować, musiał być w dobrej kondycji na wypadek powrotu do drużyny. Był w połowie kolejnego okrążenia, gdy usłyszał przychodzącą wiadomość. Zatrzymał się i wyciągnął telefon z kieszeni, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy przeczytał wiadomość od Madeline.
Ok, będę - odpisał pospiesznie, schował telefon do kieszeni i ruszył w stronę starej leśniczówki, w której szybko wziął prysznic, zjadł śniadanie i przebrał się w ciemne jeansy i czarny t-shirt, narzucając na to rozpiętą koszulę w kolorze khaki.
Nie widział ile dokładnie godzin kryło się pod myślą Maddie, która napisała mu czy mógłbyś przyjechać za kilka godzin?, więc stwierdził, że trzy godziny to też kilka. Wsiadł do samochodu kierując się w stronę domu kobiety. Po drodze wstąpił jeszcze do Sweet Delights, kupił kilka kawałków ciasta i wziął kawę na wynos. Punkt dwunasta w południe zadzwonił dzwonkiem do drzwi Madeline i czekał aż mu otworzy.
♥️
Gdy drzwi się otworzyły i wyłoniła się zza nich Madeline, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zsunął na koniec nosa ciemne okulary i podał jej pakunek z ciastem, a jego wzrok mimowolnie zlustrował ją od góry do dołu.
OdpowiedzUsuń- Maddie, żółty to zdecydowanie twój kolor – odparł, przechodząc przez próg, nachylił się nad nią i pocałował ją na powitanie w policzek, po czym szybko się odsunął, gdy w jego głowie na nowo zaczęły pojawiać się wyobrażenia, które towarzyszyły mu wczorajszego wieczora. Podrapał się wolną ręką po brodzie i ruszył za nią w stronę salonu, usilnie odrzucając natrętne myśli. – Nie przychodzi się w gości z pustą ręką, a Ivy bardzo zachwalała tutejszą cukiernię, więc stwierdziłem, że upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu i spróbujemy tych specjałów. – postawił na stoliku papierowe kubki z ciepłą jeszcze kawą i rozgościł się na kanapie.
- Matty jest w domu? – zapytał zaciekawiony, choć błoga cisza, która niosła się po domu nie wskazywała na to, że nastoletni już prawie wulkan energii gdzieś się w nim znajduje. Poza tym był prawie pewnym, że gdyby usłyszał, że odwiedza ich znowu Noah Wells już siedziałby z nimi w salonie i zagadywał o interesujące go sportowe fakty. Już wczorajszego wieczoru utwierdził go w tym, że jest jego zagorzałym fanem.
Popatrzył wyczekująco na brunetkę, a gdy ta pokręciła przecząco głową, przez jego myśl znowu przebiegło wyobrażenie o ich dwójce splecionych w namiętnym pocałunku. Co się z nim działo? Owszem od kilku tygodni nie był z żadną kobietą, ale to nie miało żadnego znaczenia, bo zdarzały się dłuższe okresy w ciągu których nie spotykał się z nikim i nie reagował tak wtedy na żadną dziewczynę. Nie był więc to brak okazjonalnego seksu, czy romansu jako takiego. To widok Maddie sprawiał, że krew w jego żyłach zaczynała buzować, a on tracił resztki rozsądku. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może wykonać w stronę swojej byłej dziewczyny żadnego ruchu bo nie była pierwszą lepszą kobietą, którą mógł namówić na jednorazowy wyskok, a później przejść do porządku dziennego jakby nic się nie wydarzyło. To przecież była Madeline Green, jego pierwsza poważna dziewczyna, dla której kiedyś mógłby zrobić prawie wszystko – z wyjątkiem utracenia szansy na wielką karierę, co było ich deal breakerem. Za kilka tygodni sytuacja może się znowu powtórzyć, a on zniknie z dnia na dzień, wracając do życia, które wiódł przez kilka długich lat. Mariesville było tylko pauzą w jego skrzętnie zaplanowanym grafiku, wakacjami od codzienności, do których został zmuszony. Nie mógł więc na nowo zawrócić jej w głowie, a później zniknąć.
- Jak ci minął poranek? – zagaił, gdy nastała między nimi cisza, przekierowując całą swoją uwagę z myśli o tym, co zrobiłby z jej sukienką, gdyby tylko mógł, na kubek z kawą. Wziął go do ręki, a gdy dziewczyna usiadła obok, do jego nozdrzy doszedł zapach jej perfum, od których zakręciło mu się w głowie. Przełknął ślinę i wziął głęboki oddech. Zachowywał się co najmniej irracjonalnie, jak napalony młodzieniaszek, który nie potrafi skupić się w obecności pięknej kobiety na niczym innym niż krążące w jego głowie myśli.
Nie wiedział, czy Maddie zdaje sobie sprawę z tego, jak na niego działa. Ubrana w tę cholerną żółtą sukienkę, która przywodziła mu na myśl gorące lato sprzed trzynastu lat, kiedy nie potrafił oderwać od niej swoich dłoni i ust, doprowadzała go do szału. Nie rozumiał dlaczego nikogo nie miała, była oszałamiająco piękną kobietą, która nie była świadoma swoich atutów. W alternatywnym świecie, w którym chciałby żyć w tej zapyziałej dziurze, już dawno byłaby z nim. Byłaby jego. Przez te wszystkie lata nauczył się jednak, że nie lubi robić ludziom zbędnych nadziei i tylko to trzymało go przed złożeniem Maddie niemoralnej propozycji.
Skupił się na zdjęciach stojących w pięknych, drewnianych ramkach na kominku. Ona i jej dziadkowie. Ona i Matty. Mały Matty. Wszyscy razem. Matty przebrany za małego Świętego Mikołaja. Uśmiechnął się pod nosem, bo z każdego z nich biło ciepło i miłość. Widział, jak bardzo kochała swoją rodzinę i choć dziadków już od kilku lat nie było z nią, to jednak wciąż czuł ich namiastkę w domu.
UsuńWziął w końcu pierwszy łyk kawy, nie zauważając jednak, że wieczko było niedomknięte, a gorąca ciecz wyciekła na jego udo, tworząc rozległą plamę. Westchnął przewracając oczami i odstawił kubek naprędce na stolik.
- Przepraszam, nie zauważyłem, że kawa jest niedomknięta – mruknął patrząc na nią przepraszająco.
Maybe we could make some bad decisions?
- Maddie, nie musisz, zrobię to sam – wyciągnął do niej rękę, gdy przeszli do kuchni i brunetka namoczyła ściereczkę, pomagając mu wybawić plamę. Czy chciał aby to zrobiła? Owszem. Czy bał się do czego to doprowadzi? Jak niczego innego. Usiadł posłusznie na krześle przy wyspie, a ona zignorowała wypowiedziane przez niego słowa i położyła dłoń na jego kolanie, a drugą zaczęła trzeć jego spodnie na wysokości uda.
OdpowiedzUsuńPoczuł jak krew w jego żyłach zawrzała, gdy pochyliła się nad nim, a on mógł bezkarnie wpatrywać się w nią z góry. Wzrok od razu powędrował do zagłębienia w dekolcie, gdzie bezwstydnie wpatrywał się w rowek między jej krągłościami. Nie sądził, że jest w stanie przypomnieć sobie wydarzenia sprzed trzynastu lat, gdy widok jej nagich piersi był na porządku dziennym. Głęboki dekolt sukienki sprawił, że każde z nich powróciło, przypominając mu jak uwielbiał ich widok. Jak doprowadzała go do granic, gdy zrzucała z siebie ubrania i w ciągu krótkiego lata, które przyszło im wspólnie spędzić, mógł bezkarnie dotykać ich i mieć na własność. Nie sądził, że jeszcze kiedyś poczuje się jak nastolatek, ale obecność Maddie sprawiała, że tracił zdrowy osąd, resztkami silnej woli starając się utrzymać ręce przy sobie.
Spiął się widocznie gdy poczuł, że jego męskość reaguje na niczego nieświadomą kobietę. Wzrok przeniósł poza nią, na kuchenny balat, gdzie stał bukiet świeżo ściętych kwiatów, próbując odzyskać panowanie nad sobą i sytuacją. Pieprzona kawa, pomyślał i odchylił głowę do tyłu, zamykając na chwilę oczy. Bał się, że za chwilę przekroczą granicę, zza której nie ma już powrotu, bo dotyk Maddie wypalał w jego udach dziury.
Każda inna kobieta byłaby już jego, nie interesowałby go zdrowy rozsądek. Każdą inną kobietę oparłby o blat i podwinął tę pieprzoną, żółtą sukienkę, dłoń kładąc na udach. Ale Madeline Green nie była pierwszą lepszą kobietą. Była dziewczyną, której zaufanie już raz stracił i nie miał nawet pewności, czy ma szansę je odzyskać. Więc czy chwila uniesienia była tego warta?
Zabawnym był fakt, że jeszcze tydzień temu przez jego myśl nie przebiegłą możliwość, że ponownie spotka brunetkę na swojej drodze. Zamknął ten rozdział lata temu, nie powracał do niego, nie zaprzątał sobie nią głowy. Wiedział, że poukładała sobie po ich rozstaniu życie z kimś innym. Doczekała się syna i nie oczekiwał, że życie napisze tak niespodziewany dla nich scenariusz i pewnego dnia znowu zaczną ze sobą rozmawiać, a co dopiero postawi ich w tak dwuznacznej sytuacji, w której jeden ruch może zadecydować o biegu całej ich odnowionej znajomości. Kimkolwiek był ojciec Matty’ego, był pieprzonym idiotą, który dopuścił do utraty tak wspaniałej kobiety, jaką była Maddie… A teraz on, Noah Wells, mógł jednym gestem mieć ją przez chwilę dla siebie, nie licząc się z konsekwencjami, które przyszłyby później. Jego kolejnym wyjazdem, nowymi obietnicami bez pokrycia, tym samym rozczarowaniem, które już jej zafundował lata temu…
- Pieprzyć te spodnie, Maddie – wyszeptał patrząc w jej oczy. Wpatrywała się w niego zbyt intensywnie, jakby świadoma swoich czynów czekała na rozwój sytuacji, prowokując go do wykonania pierwszego ruchu. Wahał się, bo po przekroczeniu tej granicy, nie czeka na nich happy end, ponownie zderzą się z codziennością, w której nie są sobie pisani. Nie ważne jak bardzo jej pragnął, nie ważne jak na niego działała. Jego miejsce było z dala od jabłczanego miasta. Nie w Mariesville, nie przy Maddie. A daleko stąd.
- Maddie… ja… - zawahał się dotykając dłonią jej policzka i zakładając włosy za jej ucho. Był bliski poddania się uczuciu, które brało nad nim górę. Tak bardzo chciał stracić nad sobą kontrolę i poczuć smak ust Maddie na swoich.
UsuńMiał nadzieję, że nie przewidziało mu się i że pomimo tego, że się od niego odsunęła poprawiając nerwowo materiał swojej sukienki, widział doskonale, że stoją razem nad przepaścią i oboje tak bardzo pragną tego samego. Złapał ją za nadgarstki i jednym ruchem pociągnął do góry, przyciągając ją do siebie. Stanęła między jego nogami, a on położył jedną rękę na jej lędźwiach dociskając do siebie. Jego męskość odznaczała się już wyraźnie w spodniach, a Maddie na pewno czuła ją na sobie.
- Wyrzuć mnie stąd jeżeli tego nie chcesz, ja nie potrafię się opanować… – położył czoło na jej i intensywnie zaczął wpatrywać się w jej oczy czekając na pozwolenie. – Pragnę cię, Maddie… - sekundy w oczekiwaniu na jej odpowiedź zdawały się nie mieć końca.
♥️
Słowa wypowiedziane przez Maddie wstrząsnęły nim dogłębnie. Chciał by go wyrzuciła, by nie musiał podejmować jednej z najbardziej nierozsądnych decyzji w swoim życiu. Decyzji, którą podświadomie czuł, że będzie jedną z tych milowych, zmieniających po raz kolejny bieg jego historii. I choć pragnął wierzyć, że tym razem konsekwencje nie porażą go swoją negatywną mocą, to znał prawdę. Był człowiekiem, który szedł przez życie rozniecając ogień gdziekolwiek się pojawił, a później pozostawały po nim tylko zgliszcza. Maddie doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Przecież już tam była, już raz leczyła rany narażona na jego niezdecydowanie. W jednej sekundzie pragnął podarować jej cały świat, by w drugiej zrównać z ziemią i odejść, nie odwracając się za siebie.
OdpowiedzUsuńMiał niewyobrażalny talent do niszczenia wszystkiego, co mogło być w jego życiu dobre. Czy były to związki z wartościowymi kobietami, relacja z własną matką, przyjaźń, czy swoja kariera. Noah podświadomie zawsze dążył do autodestrukcji, do upadku. Mariesville miało mu przynieść spokój i opanowanie. Kontemplacje całego swojego dorosłego życia, wybrnięcie z sytuacji, w której znalazł się przez własną głupotę. Miał skupić się na przetrwaniu huraganu, którym stało się jego życie, a nie na umacnianiu trąby powietrznej, w której sercu się znajdował.
Jeszcze raz popatrzył na Maddie zanim oddał się całkowicie szaleństwu, które za chwile miał rozpętać. Był z wieloma kobietami w swoim życiu, a łatka bawidamka nie przylgnęła do niego bez powodu. Po krótkim, acz intensywnym związku z Maddie, związał się na studiach z Olivią, która jeszcze przez chwile trzymała go w ryzach. Nie była to jednak miłość, o której ludzie piszą książki. Ich związek przerodził się w przyjaźń, gdy Noah został wybrany w drafcie i podpisał kontrakt z New York Rangers, a Olivia zdecydowała, że Nowy Jork nie jest miastem dla niej. Pomyślał wtedy, że płaci cenę za to, jak potraktował Madeline, bo gdyby nie postawił wszystkiego na jedną kartę i nie zakończył z nią związku – był prawie pewnym, że byłaby u jego boku. Wtedy też Austin powiedział mu o dziecku, które pojawiło się w jej życiu, a zaskoczony Noah zrozumiał, że z grzebania w przeszłości jeszcze nigdy nic dobrego nie wyszło. Zapomniał więc o swojej pierwszej miłości i ruszył na podbój miasta, o którym śnią miliony ludzi na całym świecie.
Przez ostatnie jedenaście lat nie związał się z nikim na poważnie. Łączono go z wieloma kobietami, rozpisywano się o jego związkach na łamach pierwszych stron plotkarskich gazet. Był nie tylko sportowcem, ale i celebrytą, który brylował na ściankach, czerwonych dywanach i imprezach wypełnionych po brzegi ludźmi z Hollywood, a jednak wciąż nie potrafił ułożyć sobie życia. Może żadna z kobiet nie miała tego czegoś, co zachęcałoby go do ulokowania w niej uczuć na dłuższą chwilę, bo jego uczucia były zawsze tu, w Mariesville? Czy było możliwe, że Maddie swoją młodocianą miłością wryła się w jego serce tak głęboko, że mimo upływającego czasu, podświadomie wciąż szukał w innych kobietach choć namiastki niej? Nie potrafił sobie przypomnieć, czy jakakolwiek kobieta doprowadzała go do utraty rozumu w taki sam sposób jak Maddie.
Nie potrafił się przy niej kontrolować. Nie potrafił trzeźwo myśleć, choć nie pragnął niczego innego, doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że znowu wejdzie w jej życie z butami i w nim namiesza. Gdyby znalazł w sobie choć trochę siły, by zebrać się w sobie, przeprosić ją i odejść, bez rujnowania po raz kolejny swojego wizerunku w jej oczach – zrobiłby to. Nie zasługiwał na uwagę, którą mu poświeciła. Ba, on nie zasługiwał nawet na to, że mu wybaczyła. I rozumiał, że minęło wiele lat, a czas zabliźnił zadane przez niego rany, ale za chwile mieli zatoczyć koło. Wszechświat znowu chciał zagrać im na nosie…
Ale… ale gdyby nie chciała, już dawno stałby za drzwiami jej domu, pozbawiony złudzeń, że ma szansę na cokolwiek poza koleżeńską relacją. A tak nie było, bo wciąż stała przed nim, wpatrując się intensywnie w jego oczy, błądząc dłońmi wzdłuż jego ramienia, muskając palcami kark. Pragnęła go. A przez ciało przeszedł go dreszcz podniecenia. Dla kilku minut spełnienia, które mieli za chwilę sobie podarować, był w stanie znowu spaść, ponieść konsekwencję. Nie potrafił już tego przerwać. Nie, gdy dała mu przyzwolenie na to, by wziąć ją w swoje ramiona, scałować z jej ust każde niewypowiedziane słowo.
Usuń- Ja pierdolę, Maddie… - chciał dodać, że przeprasza, ale nie wytrzymał napięcia, które wypełniło go po zakończenia całego układu nerwowego. Wpił się w jej wargi, wstał z krzesła biorąc ją w ramiona i sadzając na kuchennej wyspie.
Stanął między jej nogami i zatracił się całkowicie w słodkim smaku jej ust. Serce biło mu jak oszalałe, emocje rozsadzały od środka. Czuł, jakby znaleźli wehikuł czasu i przenieśli się ponad dekadę wstecz, do szkoły średniej, w której zakochany był w niej po uszy. Znowu był tym nastolatkiem, który nie potrafił trzymać rąk przy sobie. Chciał mieć ją całą dla siebie, natychmiast.
- Maddie, zgłupiałem na twoim punkcie… - wyszeptał do jej ucha, językiem przejeżdżając po jej szyi. Jego palce bardzo szybko znalazły się pod żółtą sukienką, która była niespodziewaną bohaterką dzisiejszego popołudnia i pchnęła Noah w ramiona Maddie. Nie wiedział, czy zrobiła to świadomie zakładając ubranie w odcieniu, który zawsze kojarzył tylko z nią; czy może był to czysty przypadek?
Wiedział natomiast, że kolejne chwile zaważą na wielu decyzjach, które będzie musiał podjąć w przeciągu kolejnych tygodni. Po raz kolejny odsunął od siebie natrętne myśli o byciu odpowiedzialnym i dopuścił do głosu Noah, który płyną z nurtem i przyjmował to, co życie mu ofiarowało…
♥️ CHAOS
Noah siedział na kuchennym blacie całkowicie nagi i wpatrzony w leżącą obok Maddie. Kontemplował jej idealne ciało, na które padały promienie słońca, wdzierające się do kuchni przez okno. Nie potrafił oderwać wzroku od ponętnych kształtów, po których jeszcze chwilę temu wodził dłońmi i ustami. Starał się zapamiętać każdy skrawek jej odsłoniętego, doprowadzającego go do szału ciała, nie będąc pewnym, czy jeszcze kiedyś będzie miał okazje zobaczyć choćby jego malutką część. Porównywał je z tym, którego wspomnienie żyło przez lata w jego pamięci, dostrzegał zmiany, notując je w głowie. Chciał zapamiętać jak najlepiej tę chwilę, gdy wciąż próbował unormować swój oddech po jednym z najlepszych zbliżeń, jakie doświadczył w swoim życiu. Serce kołatało mu w piersi, a on nie potrafił odwrócić wzroku. Jego ręka raz jeszcze powędrowała na jej ciało, położył ją na biodrze, jakby nie chciał dopuścić do siebie głosu rozsądku. Przeciągnąć rzeczywistość, która nieuniknienie powracała do nich. Objął ją ramieniem, gdy jeszcze na sekundę się w niego wtuliła, a po chwili niechętnie puścił, gdy zeszła z blatu i podniosła sukienkę, powoli zaczynając ją na siebie nakładać. Wciąż nie odwracał od niej wzroku, siedział jak zahipnotyzowany usilnie starając się nie zeskoczyć z blatu, przerzucić ją przez ramię i zaprowadzić do sypialni, w której dałby z siebie wszystko by jeszcze raz usłyszeć jak w euforii wykrzykuje jego imię.
OdpowiedzUsuńNie ruszył się nawet o milimetr, a ocknął się dopiero, gdy usłyszał jej zachrypnięty głos. Nie odpowiedział od razu, zastanawiając się czy powinien wypowiedzieć swoje myśli na głos. Czy żałował, że dali się ponieść chwili i dali upust emocjom, które narastały w nich od pierwszego spotkania po latach? Pewnie, że żałował. Ale czy żałował, bo nie wiedział, jak wybrnąć z tej sytuacji i przejść do porządku dziennego – nie. On żałował, bo chciał więcej takich momentów. Więcej pocałunków Maddie, więcej zerwanych z niej żółtych sukienek, więcej siebie w niej. Żądza, którą zaspokoili była tylko chwilowym spełnieniem i zdawał sobie z tego sprawę. Był przekonany, że przekroczyli granicę, zza której już nie ma powrotu, bo ciągle będzie wracał do tego niedzielnego popołudnia.
Zszedł z blatu ze spuszczoną głową, wkładając na siebie leżące na krześle bokserki oraz koszulę. Zapiął kilka guzików, przeczesał dłonią włosy, zbliżając się do Maddie, sprawiając że pośladkami oparła się o blat kuchennych mebli, które miała za plecami. Ujął dłonią jej podbródek, sprawiając by popatrzyła prosto w jego oczy.
- A więc… - przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu. Tylko milimetry dzieliły ich wargi od ponownego zatopienia się w pocałunku. Cholernie chciał poczuć znów te słodkie usta, spić z nich pożądanie. Zamiast tego nachylił się nad jej uchem i wyszeptał – Chcę więcej, Maddie. To był tylko przedsmak tego, co możemy sobie dać – położył dłoń na jej plecach, powoli zjeżdżając opuszkami palców wzdłuż kręgosłupa, by finalnie objąć dłonią pośladek i delikatnie go ścisnąć. – Doprowadzasz mnie do szału, nie potrafię przy tobie trzeźwo myśleć, Maddie. – złożył pocałunek za jej uchem, delikatnie przygryzając jego płatek. – Nie będzie żadnych niedopowiedzeń. Będzie tak, jak postanowisz. Co chcesz z tym zrobić? Chcesz mnie? Masz mnie. Nie chcesz, odejdę i nie będę mieszać ci więcej mieszać w głowie. Tylko nie licz na zwykłą przyjaźń z mojej strony, Madeline. Nie będę w stanie utrzymać rąk przy sobie. Nie po tym, co przed chwilą wyczyniałaś siedząc na mnie. Ten widok będzie do mnie powracał za każdym razem gdy zamknę oczy… – odsunął się od kobiety, starając się dać jej przestrzeń i chwile do namysłu. Wszystko było w jej rękach. Powiedział czego chce. Jak bardzo jej pragnie.
Poza najlepszym seksem w życiu, niewiele więcej miał jej do zaoferowania i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Był upadłym gwiazdorem sportowym, który pogubił się w życiu i stał na rozdrożu. Nie wiedział gdzie będzie za tydzień, dwa, miesiąc. Jedyne, co było pewne w życiu Noah to fakt, że Mariesville miało być tylko przystankiem, chwilowym azylem, przeczekaniem i zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jeżeli Maddie wpuści go na nowo do swojego życia, to będzie musiał postarać się aby nie obiecywać zbyt wiele. Ostatnim czego chciał to zranić ją w ten sam sposób, w który zranił przed trzynastoma laty. Obiecać złote góry i zostawić z niczym.
Usuń- A więc? – usiadł na krześle i założył dłonie na piersiach, czekając na słowa, które opuszczą jej ponętne usta. Jego spodnie wciąż leżały na podłodze, a on siedział przed nią na wpół ubrany, licząc na to, że jednak nie wyrzuci go z domu, a weźmie za rękę i zaprowadzi do sypialni.
I like the way you make me burn it