UWAGA
Poniższe treści mogą zawierać elementy przeznaczone dla dorosłych
Poniższe treści mogą zawierać elementy przeznaczone dla dorosłych
Paige R. King
"I really fell for that smile"
-...
-...
Jakie jest prawdopodobieństwo, że o życiu przesądzi jeden uśmiech? Nigdy się nad tym nie zastanawiała, codziennie posyłając ich dziesiątki, a w niektóre dni nawet setki, w zależności od nastroju i frekwencji w pubie. Uśmiech nie był wpisany w umowę, ale zwiększał szansę na to, że nie spóźni się znowu z czynszem. Uśmiechała się więc, nie myśląc o tym nic więcej niż to, że czasem miała dosyć i zamiast uśmiechu posłałaby lewy prosty. Ale wtedy na pewno nie zdążyłaby z czynszem. Gdyby jednak wiedziała, że jeden głupi uśmiech może sprawić, że czynsz przestanie być jej największym zmartwieniem, może pozwoliłaby sobie chociaż raz…
Zaczęło się po pogrzebie ojca, niewinnie, bo od uśmiechu, o którym zapomniała chwilę później. Zwyczajny wieczór, jeden z wielu, których nie ma co wspominać. Nie ma znaczenia, który dokładnie, bo co z oczu, to z serca, a ona niczego wtedy jeszcze nie zauważyła. Tak naprawdę minęło sporo czasu, za nim zaczęła spoglądać przez ramię, wracając nocami do domu, ale i tak na początku zbywała ten dreszcz niepokoju oblewający plecy. Ignorowała też nocne ujadanie psa, który rozszczekiwał się chwilę po tym, kiedy gasiła światło do spania. To znaczy, nie olewała psa samego w sobie, bo to było niemożliwe i przede wszystkim niewskazane, biorąc pod uwagę, że mieszkała na drugim piętrze, a ściany wszędzie były cienkie. Po prostu nie szukała za bardzo przyczyny, zwalając to na jakieś zaniedbanie w tresurze ze strony ojca albo nowe otoczenie, do którego pies nie był przyzwyczajony. Albo tęsknotę za swoim panem. Cokolwiek to było, chciała się jedynie wyspać i nie martwić skargami sąsiadów. Ku jej niezadowoleniu, Scraps uspokajał się tylko wtedy, kiedy wpuszczała go do siebie do sypialni, cholerny kundel.
Polubiła Scrapsa szybciej, niż się spodziewała. Nie tylko dlatego, że, jak się przez przypadek dowiedziała, potrafił sam się wyprowadzać, choć to z pewnością jedna z jego największych zalet. Przede wszystkim okazał się idealnym towarzyszem nocnych powrotów do domu – nie gadał, nie musiała się do niego uśmiechać i skutecznie odstraszał podejrzanych typków. Dzięki niemu zaczęła również powoli wierzyć, że jednak nie popada w paranoję i przeczucie, że ktoś ją obserwuje, to nie jest jedynie jej wymysł. Nie mówiła mu tego wprost, oczywiście, bo w końcu nigdy nie chciała mieć psa i dalej potrafiła wymienić więcej jego wad niż zalet. Nie zmieniła zdania nawet po tym, jak najprawdopodobniej uratował jej życie.
Scraps wiedział, kiedy pod jej drzwiami pojawiał się nowy anonimowy list i z pewnością wyczuwał, że każdy kolejny budził w niej coraz większy niepokój. Musiał też wiedzieć, że zmiana zamków po tym, kiedy zgubiła klucze, niewiele dała, bo od pewnego czasu to on wchodził pierwszy do mieszkania i pozwalał jej wejść dopiero po dokładnie przeprowadzonej inspekcji. Wiedział więcej niż sąsiedzi i policja oraz jako jedyny wierzył, że ma poważne powody do strachu. Wiedział też, gdzie użreć, żeby człowiekowi pociemniało przed oczami i powinna mu szczerze podziękować, ale nie miała do tej pory czasu tego zrobić. Tego Scraps nie wiedział, ale kilka dni wcześniej ktoś wyczyścił jej konto i co gorsza narobił jej poważnych długów.
Miała wszystkiego po dziurki w nosie, wliczając w to policję i pracę, z której ledwo starczało na czynsz, a co dopiero na stratę czyichś długów. Sierść na ubraniach dodatkowo doprowadzała ją do szału, ale nie robiła psu problemów, żeby znalazł sobie miejsce na tylnym siedzeniu, kiedy pakowała swój niewielki dobytek do samochodu. W trakcie powtarzała sobie, że wcale nie ucieka, co po prostu ma lepsze rzeczy do roboty, niż czekać, aż jakiś psychol zabije ją we śnie albo aż policja postanowi działać. Nie wspominając o wierzycielach, którym nie zaimponował jej lewy prosty.
Miała wyjechać ze stanu, ale dawno nie robiła przeglądu auta i na razie nie zajechała za daleko.
Zaczęło się po pogrzebie ojca, niewinnie, bo od uśmiechu, o którym zapomniała chwilę później. Zwyczajny wieczór, jeden z wielu, których nie ma co wspominać. Nie ma znaczenia, który dokładnie, bo co z oczu, to z serca, a ona niczego wtedy jeszcze nie zauważyła. Tak naprawdę minęło sporo czasu, za nim zaczęła spoglądać przez ramię, wracając nocami do domu, ale i tak na początku zbywała ten dreszcz niepokoju oblewający plecy. Ignorowała też nocne ujadanie psa, który rozszczekiwał się chwilę po tym, kiedy gasiła światło do spania. To znaczy, nie olewała psa samego w sobie, bo to było niemożliwe i przede wszystkim niewskazane, biorąc pod uwagę, że mieszkała na drugim piętrze, a ściany wszędzie były cienkie. Po prostu nie szukała za bardzo przyczyny, zwalając to na jakieś zaniedbanie w tresurze ze strony ojca albo nowe otoczenie, do którego pies nie był przyzwyczajony. Albo tęsknotę za swoim panem. Cokolwiek to było, chciała się jedynie wyspać i nie martwić skargami sąsiadów. Ku jej niezadowoleniu, Scraps uspokajał się tylko wtedy, kiedy wpuszczała go do siebie do sypialni, cholerny kundel.
Polubiła Scrapsa szybciej, niż się spodziewała. Nie tylko dlatego, że, jak się przez przypadek dowiedziała, potrafił sam się wyprowadzać, choć to z pewnością jedna z jego największych zalet. Przede wszystkim okazał się idealnym towarzyszem nocnych powrotów do domu – nie gadał, nie musiała się do niego uśmiechać i skutecznie odstraszał podejrzanych typków. Dzięki niemu zaczęła również powoli wierzyć, że jednak nie popada w paranoję i przeczucie, że ktoś ją obserwuje, to nie jest jedynie jej wymysł. Nie mówiła mu tego wprost, oczywiście, bo w końcu nigdy nie chciała mieć psa i dalej potrafiła wymienić więcej jego wad niż zalet. Nie zmieniła zdania nawet po tym, jak najprawdopodobniej uratował jej życie.
Scraps wiedział, kiedy pod jej drzwiami pojawiał się nowy anonimowy list i z pewnością wyczuwał, że każdy kolejny budził w niej coraz większy niepokój. Musiał też wiedzieć, że zmiana zamków po tym, kiedy zgubiła klucze, niewiele dała, bo od pewnego czasu to on wchodził pierwszy do mieszkania i pozwalał jej wejść dopiero po dokładnie przeprowadzonej inspekcji. Wiedział więcej niż sąsiedzi i policja oraz jako jedyny wierzył, że ma poważne powody do strachu. Wiedział też, gdzie użreć, żeby człowiekowi pociemniało przed oczami i powinna mu szczerze podziękować, ale nie miała do tej pory czasu tego zrobić. Tego Scraps nie wiedział, ale kilka dni wcześniej ktoś wyczyścił jej konto i co gorsza narobił jej poważnych długów.
Miała wszystkiego po dziurki w nosie, wliczając w to policję i pracę, z której ledwo starczało na czynsz, a co dopiero na stratę czyichś długów. Sierść na ubraniach dodatkowo doprowadzała ją do szału, ale nie robiła psu problemów, żeby znalazł sobie miejsce na tylnym siedzeniu, kiedy pakowała swój niewielki dobytek do samochodu. W trakcie powtarzała sobie, że wcale nie ucieka, co po prostu ma lepsze rzeczy do roboty, niż czekać, aż jakiś psychol zabije ją we śnie albo aż policja postanowi działać. Nie wspominając o wierzycielach, którym nie zaimponował jej lewy prosty.
Miała wyjechać ze stanu, ale dawno nie robiła przeglądu auta i na razie nie zajechała za daleko.
18 X 1997, Atlanta, GA || nowicjuszka
kelnerka w RIBEYE Steak House
kelnerka w RIBEYE Steak House
[My ją tutaj schowamy i w razie potrzeby też będziemy użerać psycholi, żeby dziewczynę obronić! Ale napięcia w tej historii, tajemnicy i niepewności. Ładny thriller. Aż skisne z ciekawości - kto ją prześladuje???
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie nam ją przedstawiłaś, cieszę się, że dotarła do Mariesville, gdzie może odetchnąć i poczuć się bezpieczniej. Bo wierzę, Abi tym bardziej, że tutaj prześladowca jej nie dosięgnie. Pracy nie zabraknie, jeśli potrzebuje dachu nad głową, pensjonat stoi otworem, a przyjaźni mieszkancy na pewno też ją przygarną ;)
Życzę udanej gry i porywających wątków! W razie ochoty na rozpisanie czegoś razem, zapraszam!]
Abigail
[Ta sierść na ubraniach – ci, którzy mają zwierzaki, nie muszą sobie wyobrażać, ile trzeba się namęczyć, żeby i tak się jej nie pozbyć. Faktycznie Paige nie zajechała za daleko, haha, jakieś sto kilometrów, ale dobre i to! Trafiła za to do maleńkiego raju, więc wszyscy trzymamy kciuki, żeby już tutaj została, razem z czworonożnym towarzyszem! Przydrepczę niedługo na maila, tymczasem życzę Ci mnóstwa dobrej zabawy i tyle fajnych, szalonych wątków, żebyś na razie nie myślała o sprowadzaniu tu tego prześladowcy! :D]
OdpowiedzUsuńRowan Johnson
[Oj, kto to czyha na tę ciekawą Panią... Z przyjemnością przeczytałam kartę, wciągnęła mnie jej tajemnicza historia. Czuję dreszcz na plecach, ale chcę więcej! Oby tylko prześladowca nie poszedł jej tropem, biorąc pod uwagę niewielką odległość. Ale przecież najciemniej pod latarnią!
OdpowiedzUsuńSkoro już jest w Mariesville to musi wpaść do Under the Apple Tree na (ponoć) najlepszy placek jabłkowy i odrobinę wytchnienia. Kopi zaprasza.
Życzę udanego pisania i wielu wątkowych przygód! I w razie chęci zapraszam na wątek ;)]
Kopi Bear
[Ha, dobrze, że znalazło się dla Scrapsa miejsce w samochodzie, bo tak czujnego obrońcy to ze świecą szukać. I Paige, i Walter mieszkają (lub mieszkali) w Atlancie, więc może się już znają i będzie w stanie pomóc jej z samochodem? Underwood co prawda aktualnie jest na urlopie i tylko krowy i owce wypasa, ale gdyby się dowiedział o jej stalkerze, to może by i z tym mógł jakoś pomóc? W każdym razie będziemy mieć Paige na oku, bo ciekawy jestem, jak chcesz jej historię rozwinąć. Bawcie się dobrze!]
OdpowiedzUsuńW. Underwood
[ Z wielkim sercem Abi, pensjonat jest otwarty dla każdego, a Scraps może zarobić wielką michę mięsa w formie przekupstwa, żeby tak groźnie nie łypał spode łba ;) Jesteśmy elastyczne jak akrobatki!
OdpowiedzUsuńFakt, nasze babki są całkiem inne, ale wiesz... Jak Paige się wkurzy na kolejny uśmiech rudej, to nie wiem, czy ta jej czymś nie zaskoczy ;) w każdym razie, jak pojawi się odpowiednia scena w Twojej głowie, zapraszam! ]
Abi
Witaj w Mariesvile, huntress!
OdpowiedzUsuńHistoria Paige zapowiada się intrygująco – pełna napięcia, tajemniczości i wewnętrznych zmagań, które z pewnością wniosą do Mariesville mnóstwo emocji. Jesteśmy bardzo podekscytowani i mamy nadzieję, że Paige (i Scraps) pozostaną z nami na dłużej!
Powodzenia!
Przez większą część drogi z Atlanty deszcz zacinał jak szalony. Wycieraczki na przedniej szybie nie nadążały ze zbieraniem spływających po niej strug wody, która parowała tak szybko, że okna co rusz zachodziły lekką mgiełką. Miał przez to ograniczoną widoczność, nawet jeśli jechał na długich światłach, ale po drodze nie było latarni, które wspierałyby kierowców w podróży przez wyboistą momentami drogę. Utrzymywał średnią prędkość, jednak nie narzekał, bo deszcz bez wątpienia przyda się po tych wszystkich ostatnich upałach, które zafundowały im pożar w Farmington Hills. Chociaż czy on rzeczywiście był spowodowany naturą, czy jednak złośliwością drugiego człowieka – tego śledztwo jeszcze nie rozwiązało. I kto wie, czy rozwiąże. W tej małej mieścinie ludzie potrafią wiedzieć w wszystkim, albo o niczym.
OdpowiedzUsuńUlewa uspokoiła się dopiero, gdy dotarł na obrzeża Mariesville, a wokół powitały go pierwsze bezkresne sady jabłkowe, ogrodzone wysokim płotem i teraz schowane już w ciemnościach późnego wieczoru. Po drodze nie minął żadnej żywej duszy, nie licząc kilku szaraków, czających się przy poboczu, i samochodów rzadko jadących z naprzeciwka. Życie wydawało się płynąć tu wolniej, a spokój tej mieściny był naprawdę relaksujący, zwłaszcza po powrocie z większego miasta, w którym ludzie notorycznie nadużywają klaksonów, a łomot młotów pneumatycznych nigdy nie ustaje. Miejski harmider potrafił dawać się we znaki nawet komuś, kto przez wiele długich lat codziennie w nim uczestniczył. Rowan nigdy nim jednak nie przesiąkł, bo nigdy w nim na stałe nie zamieszkał, mimo że byłoby mu o niebo wygodniej żyć kiedyś w Atlancie i nie dojeżdżać co kilka dni na akcje. Ale zrobił to świadomie. Życie w wielkim mieście w ogóle go nie interesowało i to chyba po części dlatego, że będąc policjantem zdążył się do niego całkowicie zrazić. Przeszedł przez sytuacje, jakich nie życzyłby nikomu, ale nie mógł zaprzeczyć, że to właśnie te doświadczenia odpowiednio go ukształtowały. Dzięki nim poznał swoje granice oraz możliwości i nauczył się siebie na tyle dobrze, by trzymać nad sobą pełną kontrolę. Teraz natomiast, odkąd został szeryfem Mariesville, tak rzadko wyściubia nos poza granice tej mieściny, że sam złapał się dziś na tym, jak cholernie mocno odzwyczaił się od tłocznych ulic i duszącego smogu. Zrozumiał dziś, że nie tęskni. Nie był w stanie tęsknić, skoro miał całe mnóstwo zajęć, które pochłaniały jego uwagę, a podchodził do swojej funkcji poważnie, po pierwsze dlatego, że to przez mieszkańców został wybrany, a po drugie stał na straży bezpieczeństwa i na niczym nie zależało mu tak bardzo, jak na tym, żeby mieszkańcy Mariesville mogli wieść tutaj spokojne życie; razem z nim zresztą. Oczywiście, nie był człowiekiem bez skazy, bo kto w tych czasach jest idealny, nie był też nikim szczególnie wygadanym czy zabawowym, ale starał się szeryfować najlepiej, jak potrafi. Wkładał w tę powinność całego siebie, a największą nagrodą było to, że ludzie mu ufali, że mogli na nim polegać. Potrafił dawać i nie chcieć niczego w zamian, choć to wcale nie oznaczało, że dawał wszystkim jak popadnie. Miał swoje zasady. Ale szeryfem starał się być dobrym, mimo że prywatnie nie był dostępny dla każdego, choć i to w zasadzie nie jest żadna nowość, bo każdy kto go zna, wie, że nigdy nie był zbyt towarzyski. Że nie wpuszcza ludzi do swojego świata, bo wciąż za dużo ma w nim bałaganu.
Nie spodziewał się nikogo na trasie, więc stojący na poboczu samochód trochę go zaskoczył. Kojarzyłby, gdyby należał do któregoś z mieszkańców, poza tym miał blachy z Atlanty, a na takich nikt z Mariesville nie jeździ.
Słabe miejsce na postój, skoro po obu stronach drogi ciągną się ogrodzone sady, a kawałek dalej jakieś pole z bawełną. Tu ciężko zatrzymać się nawet za potrzebą. Samochód z jakiegoś powodu jednak stał i ktoś cały czas się przy nim kręcił. W normalnym przypadku pewnie przeszedłby go dreszcz grozy i nawet nie pomyślałby, żeby się zatrzymać i sprawdzić o co chodzi, ale nie był normalnym przypadkiem. Był totalnie pokiereszowanym przypadkiem i z samochodu wyszedł bez cienia strachu. W kieszeni miał odznakę, więc zabrał ze schowka jeszcze latarkę i swojego Sig Sauera, którego wsunął w spodnie z tyłu, chociaż wolał tak naprawdę, żeby mu się tu dziś do niczego nie przydał. Miał tylko trzy naboje.
Usuń— Halo? Czy potrzebna jest pomoc? — Zapytał, krocząc buciorami po płytkich kałużach, które rozłożone były na drodze, jak dziury w szwajcarskim serze. Poświecił latarką wprost na postać, znajdującą się przy bagażniku, i wtedy zdał sobie sprawę, że to kobieta. Smukła sylwetka, wąskie ramiona i kosmyki włosów, mokre od deszczu. Coś ewidentnie było z nią nie tak, choćby przez sam fakt, że nie odpowiedziała. Wątpliwe, że trafił na kogoś głuchoniemego. Prędzej na kogoś, kto może mieć coś za uszami, a kto nie sądził, że jakiś wariat zatrzyma się, żeby zaoferować pomoc.
— Rowan Johnson, szeryf Mariesville. Czy potrzebuje pani pomocy? — Przedstawił się i powtórzył raz jeszcze pytanie, tym razem podchodząc bliżej, choć wciąż utrzymując odpowiedni dystans, by zareagować, jeżeli wyciągnie broń, czy jakiś inny ostry przedmiot. A do tych drugich miał ostatnio niebywałe szczęście.
Rowan Johnson
[Super, jestem chętna na lekkie rozpoczęcie. Dajmy naszym Paniom pole do poznania się, może się polubią ;)
OdpowiedzUsuńTo proponuję jedną z pierwszych wizyt Paige w Under the Apple Tree. Mogłaby przyjść niemal przed samym zamknięciem i koniecznie potrzebować dostępu do internetu. Kopi ostatecznie zgodziłaby się zamknąć kawiarnię z klientką na sali, umożliwiając jej skorzystanie z sieci. I nie wiem, może Paige przypadkiem otworzyłaby jakąś niepokojącą wiadomość głosową, co nie uszłoby uwadze Kopi?]
Kopi Bear
Jedna szczególna zasada, która weszła mu w krew po tylu latach służby, to że nawet jeśli coś wygląda niepozornie, to wcale nie oznacza, że takie właśnie jest. Że każdego potencjalnego przestępcę należy taktować tak samo poważnie, bez względu na to, czy jest to rosły chłop, czy filigranowa panna ledwie stojąca na wietrze. Dlatego do obcego samochodu podchodził w tej chwili ostrożnie, rejestrując oczywiście to, co mówiła nieznajoma kobieta, a chociaż wypadała dość przekonująco, jakby auto naprawdę odmówiło współpracy, wcale nie uwierzył jej na słowo. Nie znał jej, a jej zachowanie było dziwne. Z jednej strony zdawała się brzmieć szczerze, ale z drugiej wyglądała na zdesperowaną, a przez to także na niepewną. Nie wzbudzała zaufania na tyle, by beztrosko rzucić się jej z pomocą, nawet jeżeli naprawdę jej teraz potrzebowała. Wciąż istniało prawdopodobieństwo, że mogła być kimś poszukiwanym, kto tuła się między stanami, nigdzie nie zagrzewając miejsca na dłużej, albo kimś kto przewozi towar, licząc na to, że funkcjonariuszom nie będzie się chciało przeszukiwać wypchanego po brzegi samochodu. Trafiła niestety na takiego, który przeszukałby go z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńPodszedł jeszcze bliżej o kilka kroków, rzucając snop światła najpierw na jej sylwetkę, żeby upewnić się, że nie ma przy sobie niczego, czym mogłaby jakoś szczególnie mu zaszkodzić, a potem na bagażnik, a raczej jego wnętrze. I właśnie wtedy, w tej sekundzie, gdy jego spojrzenie powędrowało do pierdółek zawalających bagażnik, poczuł, jak coś metalowego trafia go w skroń. Aż mu się echem po głowie to uderzenie rozeszło, tak było celne. Drugie już mniej, bo cofnął się instynktownie i pochylił sylwetkę, więc bardziej go musnęło, niż trafiło.
Automatycznie wyciągnął broń zza pleców i wycelował nią klatkę piersiową kobiety. Nie przewidywał, że się przyda, ale wiedział już, że życie lubi go zaskakiwać, dlatego zawsze nosił ją przy sobie.
— Cofnij się i rzuć przedmiot! — wrzasnął po raz pierwszy, w jednej dłoni trzymając broń, którą w nią celował, a w drugiej latarkę, którą świecił prosto w jej twarz. Palec trzymał na spuście, gotów go wcisnąć bez mrugnięcia okiem. Nie byłoby mu szkoda. Nie żałowałby nawet tych trzech ostatnich naboi, które w nim miał.
— Rzuć przedmiot! — powtórzył ostro, całym sobą oznajmiając, że nie będzie dłużej czekał. Metalową miską nie byłaby w stanie go zabić, a co najwyżej nabić guza, ale cholera wie, co miała jeszcze w tym zawalonym bagażniku. Granatów się nie spodziewał, ale jakiegoś noża kuchennego już tak. Niewiarygodne przecież, że poruszałaby się takim zapchanym autem goła i wesoła, mając do obrony jedynie stalową miskę do psiego żarcia.
Skorzystał z jej ruchu i zbliżył się dwoma większymi krokami, w międzyczasie wrzucając latarkę do bagażnika, żeby zwolnić sobie jedną rękę, choć tylko na ułamek chwili. Złapał ją zaraz za nadgarstek i mocno wykręcił rękę za jej plecy, popychając w przód, prosto na karoserię auta. Nie dbał o to, że boli, ani o to, że samochód jest mokry, brudny i twardy. Gdyby nie przekroczyła granic jego przestrzeni osobistej, na pewno by tak nie zareagował, na pewno nie musiałby jej pacyfikować.
Mogła go przecież spławić, powiedzieć, że pomoc już jedzie, ale z jakiegoś powodu wolała go zaatakować i tym samym dać mu kolejne przeświadczenie, że może mieć coś za uszami.
UsuńWsunął pistolet z powrotem za spodnie i w zamian wyciągnął z kieszeni odznakę w kształcie gwiazdy, która to właśnie różniła ją od standardowych odznak policyjnych, bo te gwiazdami nie są. Położył ją na blasze przed jej twarzą, tylko po to, by ją zobaczyła i zaraz z powrotem wcisnął w kieszeń. Jeśli wcześniej mu nie uwierzyła, a tak prawdopodobnie było, skoro zdzieliła go miską w łeb, teraz mogła być już pewna, że kłopoty jej nie ominą.
— Jeśli powiesz czego tu szukasz, to zastanowię się, czy wezwać patrol i przyszykować dla ciebie miejsce na dołku, czy nie — powiedział, wciąż przyciskając jej sylwetkę do karoserii auta i wyginając rękę za plecami. Jeśli się dogadają, może ją puści. Może.
Rowan Johnson
Tak się składa, że ten szeryf Mariesville wcale nie zakładał, że ona zatrzymała się tutaj, bo miała taką ochotę, a postoje w najbardziej odludnych miejscach to jej hobby. Interesował go wyłącznie fakt, że samochód stał i wyglądał podejrzanie, a to czy ona zatrzymała się, bo chciała, czy bo musiała, nie obchodziłoby go wcale, gdyby nie zaatakowała go kawałkiem stali. Nie zatrzymał się ani na pogawędkę, ani dlatego, że uwielbia to robić – zatrzymał się tylko i wyłącznie po to, by zapytać, czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Był na tyle uprzejmym człowiekiem, że gdy przejeżdżał obok samochodu, pozostawionego na pastwę losu na poboczu, a nie był na służbie, wcale nie udawał, że go nie widzi, nawet jeśli czasami naprawdę powinien, bo wyszłoby mu to na dobre. Kiedy zapytał, mogła spławić go prostą odpowiedzią, ale z jakiegoś powodu wolała uderzyć go miską. Z doświadczenia wiedział, że taki odruch bardzo często dotyczy osób, którzy mają coś za uszami, gdy tylko dowiadują się, że stoi przed nimi stróż prawa. Dotyczy to oczywiście też tych, którzy mają powód się bronić, ale on wychodząc z samochodu, nie zrobił absolutnie nic, co mogłoby zmusić ją do takich działań. Podszedł tylko i to tak ostrożnie, jakby sam nie był pewien, czy zza auta nie wyskoczą zaraz jacyś zawodowi mordercy. Gdyby był gwałcicielem, na pewno nie zachowywałby takiej ostrożności, a już na pewno nie zawracałby sobie głowy uprzejmościami, zwłaszcza, że byli na odludziu, gdzie i tak nikt nie usłyszałby jej wołania o pomoc. Walnąłby ją w głowę i zapakował do bagażnika, darując sobie przedstawienie z odgrywaniem roli policjanta. Na co komu w szczerym polu takie podchody.
OdpowiedzUsuńTak na ogół ludzie, którym psuje się auto, nie uciekają się do atakowania tych, którzy mogą im pomóc, chyba że bardzo nie chcą, aby ktoś kręcił się wokół ich sprzętu. Bo przewożą trupa na tylnym siedzeniu. Albo kilka kilogramów kokainy. Albo są po prostu poszukiwani i wcale im nie w smak, że ktoś zwrócił na nich uwagę. Auto mogło się zepsuć, jak najbardziej, i w to Rowan nie wątpił, tylko że teraz miał dodatkowo podstawę podejrzewać, że nie wszystko jest z tą dziewczyną w porządku. Że popsute auto to mógł być pech, a ona wpadła jak śliwka w kompot zupełnym przypadkiem i zdecydowała się walczyć pierwszą rzeczą, którą miała pod ręką. I takie akcje w swoim życiu przerobił, więc nie dziwił się już żadnym absurdom. Przestępcy potrafią chwytać się nawet największych absurdów, gdy z jednej strony nie mają już wyjścia, a z drugiej nic do stracenia.
Ten głuchy, dudniący dźwięk, jakby coś właśnie biegło w ich stronę, dotarł do niego za późno. Poczuł zaraz, że coś ładuje się na niego z impetem, warcząc i wbijając zęby w skórę na wysokości uda. Zdezorientowało go to trochę, ale ludzkim odruchem spróbował kopnąć psa w brzuch, tyle że uderzenie w ogóle nie zrobiło na nim wrażenia. Siła z jaką pysk tego psa zacisnął się na jego udzie, była tak wielka, jakby włożył je w imadło. Puścił więc nadgarstek kobiety i sięgnął znowu po pistolet, gotów strzelić do zwierzęcia bez cienia skruchy, ale wtedy jedna jej komenda wystarczyła, żeby pies zabrał zębiska i usiadł grzecznie, jak zaczarowany. Jak zaprogramowany. Jak K9. Nie bez powodu ugryzł go właśnie na wysokości tętnicy udowej. Doskonale wiedział, co należy robić.
W milczeniu, oddychając trochę szybciej, popatrzył na rozszarpane spodnie i bolący ślad, który lekko pomasował palcami. Przeniósł potem uwagę na psa, a w końcu na Paige Rachel King, gdy przedstawiła się i wyspowiadała. Teraz brzmiała na zmartwioną. Ale na jej miejscu też byłby cholernie zmartwiony swoją sytuacją.
Usuń— Byłbym naprawdę uprzejmym typem gwałciciela. Inni gwałciciele mogliby się ode mnie uczyć — powiedział, prostując się w plecach. Nie schował broni, bo w tej chwili nie ufał ani tej kobiecie, ani temu psu. A zwłaszcza psu. Skądkolwiek go dorwała, miał nadzieję, że umie nad nim panować, bo miała pod ręką wyszkolonego zabójcę.
— A więc zepsuło ci się auto — wrócił do sedna problemu, zostawiając całe to nieporozumienie, bo to co się stało już się nie odstanie. Niech będzie, że przeprosiny wystarczą, by nie roztrząsał minionych kilkunastu minut i nie myślał na razie o ściągnięciu tu policyjnego patrolu.
— Masz do kogo zwrócić się po pomoc? — Dopytał, bo nadal nie wiedział, czy już to zrobiła, czy jeszcze nie i czy w ogóle istniał ktoś, kto byłby w stanie ją stąd zgarnąć. Ustalili na razie, że zepsuło jej się auto. I zdążyli się sobie przedstawić.
Rowan Johnson
Do tej pory nie brał tego pod uwagę, bo okoliczności temu nie sprzyjały, ale ona faktycznie mogła być uciekinierką. Naprawdę mogła uciekać, tylko że wcale nie przed prawem. W dzisiejszych czasach, już pomijając fakt, że ludzie rzeczywiście mają telefony przyklejone do dłoni, posiadają też całe gromady przyjaciół, bliższych i dalszych, rodzinę, znajomych z pracy, czy sąsiadów, z którymi mieszkają przez ścianę lub płot zależnie od budownictwa. Ludzie mają przy sobie ludzi – na jednych mogą liczyć bardziej, na innych mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś, do kogo mogą zadzwonić, gdy nastanie taka potrzeba. Tymczasem, nawet jeśli on chętnie użyczyłby jej teraz telefonu, żeby wykręciła czyjś numer, albo znalazła do kogoś kontakt w internecie poprzez te kolorowe portale społecznościowe, czy inne szmery bajery, sytuacja wyglądała tak, że ona nie miała nikogo, do kogo mogła skierować się ze swoim problemem. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to brzmiało bardzo przekonująco. To brzmiało tak, jakby ciągnęła się za nią historia, która zmusiła ją do zapakowania w to niewielkie auto przynajmniej połowy mieszkania i do wyruszenia gdzieś przed siebie tak szybko i na rympał, żeby nie mieć nawet potrzeby sprawdzenia stanu technicznego wozu. Co prawda, na pierwszy rzut oka samochód wcale nie wyglądał tak, jakby miał się rozpaść przy mocniejszym trzaśnięciu drzwiami, ale problem mógł być tutaj banalny. Wystarczył rozładowany akumulator, żeby znaleźć się nagle pośrodku niczego, w miejscu gdzie technika nigdy nie dotarła tak bardzo, by zarząd dróg wreszcie pociągnął nitkę i postawił tu chociaż kilka latarni co paręset metrów. Stąd nie było już daleko do pierwszych posiadłości w ich jabłkowej mieścinie, więc spokojnie doszłaby na pieszo, szczególnie z tym psem, ale nocą na pewno szłoby się przyjemniej, gdyby poza szczerymi polami pobocza zdobiło też jakiekolwiek oświetlenie.
OdpowiedzUsuńAle zgadza się – to go nie obchodziło. Jeżeli nie ufała ludziom, ani policji, to faktycznie miała ku temu solidne powody, inaczej na pewno znalazłby się w jej życiu ktoś, do kogo mogłaby zadzwonić i kto ocaliłby ją z tej beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazła. To nie była jednak jego sprawa, poza tym zaliczał się do osób, którym nie ufała, aż w dwóch kategoriach – do ludzi i policjantów. Tu byli jednak kwita, bo on też nie ufał jej tak do końca. Zamierzał zrobić po prostu to, co do niego należy, ale to już jej sprawa, co wybierze.
— Jakieś sześć, może siedem kilometrów — odpowiedział, opuszczając broń. Nie schował jej jednak, bo nie czuł się na tyle pewnie, by stracić czujność w otoczeniu dziwnej kobiety i jej jeszcze bardziej dziwnego psa.
Podszedł do bagażnika, żeby zabrać stamtąd swoją latarkę i zerknął na Scrapsa, gdy znów przechodził obok nich, tym razem kierując się do drzwi jej samochodu. Wolał mieć oko na tego psa. I na pewno nie obraziłby się, gdyby zakneblowała czymś jego pysk.
— W Mariesville nie ma taksówek. Nie ma też Bolta, Ubera, Freenow, ani żadnych innych cudów na kiju, które chętnie was stąd zabiorą — oznajmił, otwierając drzwi od strony kierowcy. Nachylił się do środka, nie tracąc ich z oczu i przekręcił kluczyk w stacyjce. Samochód ani drgnął. Raczej była to kwestia akumulatora, skoro nie było żadnej iskry i nie reagowała też elektronika. Rzucił jeszcze krótkie spojrzenie po wnętrzu i wyprostował się, wracając uwagą do Paige. Zlustrował ją uważnym spojrzeniem po raz nie wiadomo który, choć tym razem tylko po to, by stwierdzić w myślach, że nie ubrała się zbyt ciepło jak na tak deszczowy wieczór. A od rana trąbili przecież o ulewie, nie tylko tutaj, bo i w Atlancie, skąd prawdopodobnie się tułała.
— Jest za to pensjonat, w którym można się zatrzymać — dopowiedział. Zamknął drzwi samochodu jednym pchnięciem i westchnął ciężko, zastanawiając się, czy proponowanie im podwózki to na pewno dobry pomysł. Teoretycznie wyjaśniła swoją obecność i nic nie wskazywało na to, że knuje coś niedobrego, ale nie znał jej przecież. A nie było rozsądnie wierzyć obcym na słowo, jak sama przed chwilą wspomniała. Nie walczyła jednak dalej, nie próbowała się stawiać, a wyraz jej twarzy zdradzał, że rzeczywiście nie chciała tu zostać i bez sensu sterczeć. Czy nie mogła – tego nie wiedział, ale najwidoczniej miała powód, żeby tak twierdzić. Nad psem też miała jakąś kontrolę, skoro wciąż siedział przy jej nodze i czekał, więc w teorii nie zagrażał. A on miał jeepa, który pomieści i ją i psa i może nawet cały ten dorobek, który ze sobą wiozła.
UsuńDał kilka kroków i pochylił się po miskę, która nosiła drobne ślady uderzenia. Wgniotła się troszkę na boku, ale tylko troszkę. Psu nie zrobi to raczej różnicy.
— Jeżeli zakneblujesz temu psu pysk, zawiozę was tam. Was i te wasze klamoty. — Wskazał na jej samochód, po czym oddał jej miskę i ruszył do swojego Forda Rangera z zabudowaną paką. Nie musiała się zgadzać. Przyjmie odmowę, bo to nie jemu powinno zależeć, ale będzie musiał przysłać tu patrol. Taki ma obowiązek. Ktoś jej pomóc musi, jeśli nie on, to jego koledzy.
Rowan Johnson
To już była jej sprawa, co postanowiła wziąć, a co zostawić, chociaż on na jej miejscu dokumenty zabrałby na pewno. Zostawiła potencjalnym złodziejaszkom idealną okazję do tego, by zwinąć ten wóz z wyposażeniem i zrobić na jej papierach kilka całkiem udanych przekrętów, ale może wcale się tym nie przejmowała. A może po prostu nie zdawała sobie sprawy, że Georgia ma szósty najwyższy wskaźnik kradzieży pojazdów z użyciem broni, a sama Atlanta jeszcze dwa lata temu była drugim miastem na skalę krajową w którym dokonano najwięcej takich przestępstw. To dlatego zaproponował jej zabranie gratów. Długie lata przepracował w Atlancie i dla niego zostawienie auta, tym bardziej z papierami, było niepoważne. I to gdziekolwiek, nawet tutaj, w miejscu, w którym oprócz nich nie było żywej duszy. Oczywiście to niepowiedziane, że samochód nie przeczeka nocy, bo od razu napatoczy się ktoś, kto go zwinie, ale takie ryzyko było i to dość duże, patrząc na to, że znajdowali się w stanie, który od dawna bryluje w top ten, jeśli chodzi o kradzieże aut. Nie był tutaj jednak po to, żeby ją pouczać. Na dobrą sprawę, można było wziąć ten samochód na hol, jeśli nie był w automacie i posiadał solidny element, o który da się zapiąć linę. I pozostawała też laweta, choć to już bardziej kosztowne przedsięwzięcie, na które Paige zapewne wolałaby nie marnować swoich oszczędności. Daj więc boże, żeby wszystko pozostało na miejscu, kiedy tutaj wróci, i żeby miała co rozpakować z tego auta, jeżeli dotrze w końcu tam, dokąd zmierza.
OdpowiedzUsuńOtworzył im tylne drzwi i wskoczył zaraz na miejsce kierowcy. Fotele w samochodzie były skórzane, dlatego wolał, żeby posadziła psa z tyłu. Czyszczenie paki nie należało do jego ulubionych zajęć, a biorąc pod uwagę deszcz, błoto i psa, który wrócił z pola, czyszczenie jej byłoby nieuniknione. I tak nie miał dziś z tyłu kratki, więc ładowanie psa na pakę nie miało sensu, skoro bez trudu mógł przecisnąć się nad zagłówkami tylnych siedzeń. Ze skórzanego poszycia zetrze brud i po sprawie, a tak poza tym to wolał, żeby Paige miała psa pod ręką. Niby dobrze jej się słucha, ale do zaatakowania go nie potrzebował wcale komendy, a cholera wie, czy nagle nie poczuje jakiegoś zagrożenia.
Wrzucił pistolet na półeczkę pod kierownicą, gdzie miał bardzo łatwy dostęp w razie konieczności, a latarkę do schowka znajdującego się przed siedzeniem przedniego pasażera. Dopiero teraz, gdy usiadł, a żarówka pod sufitem rzuciła odpowiednią ilość światła na wnętrze, przez dziurę na nogawce mógł dostrzec ślady psich kłów na swym udzie. Krew już się nie sączyła, ale miejsce było sine, na szczęście nie wymagało żadnego szycia, ani specjalistycznego opatrunku. Będzie musiał je oczyścić, jak tylko wróci do domu. Albo zrobi to jeszcze w pensjonacie.
Zapiął pas i uruchomił silnik, od razu wyłączając radio, choć nie dlatego, że gadający prezenter przeszkadzał mu podczas jazdy. Tym razem wolał słyszeć pasażerów, których miał za plecami. Nie przeszukał jej przecież, bo nie sądził żeby miała coś niebezpiecznego pod ta cienką bluzką czy spodniami, ale tak w gruncie rzeczy to mogła zrobić mu krzywdę nawet paskiem od torby, jeśli była na tyle zręczna i silna, by przyszpilić go do siedzenia. Nie sądził, że miała taki plan, ale wolał pozostać czujny.
— Mariesville znajduje się sto kilometrów od Atlanty — oznajmił, zerkając co jakiś czas we wsteczne lusterko. Czasami zatrzymywał się na dłużej spojrzeniem w odbiciu Paige, bo uważniej się jej przyglądał. Wyglądała na zmęczoną. Trochę ponurą. I może na niepewną, jakby też tak nie do końca mu ufała, siedząc w tym aucie i jadąc tak naprawdę bóg wie gdzie.
UsuńJeżeli nie była pewna, gdzie się znajduje, to świadomość, że jest to sto kilometrów od Atlanty na pewno da jej już jakiś obraz. Cały czas znajdowała się w Georgii, chcąc czy też nie.
— To mała mieścina pozbawiona szczególnych udogodnień — dodał jeszcze, zanim zamilkł. Jechali do pipidówy, w której wszyscy wszystkich znają, a nie do żadnej wielkiej metropolii, gdzie można zgubić się tłumie. Tu, co najwyżej, można zgubić się pomiędzy jabłoniami, chociaż nie ma takiego miejsca, w którym nie dosięgłyby człowieka plotki.
Rowan Johnson
Nie wnikał w istotę jej zaskoczenia. Nie obchodziło go, co zamierzała, dlaczego się tu znalazła i jaki ma plan żeby się stąd wydostać, bo wyglądała na osobę, która lubi radzić sobie ze wszystkim sama, i która polega wyłącznie na sobie. A on też nie należał do ludzi, którzy starają się dla innych za wszelką cenę. Zrobił dla niej wystarczająco dużo, ale tego wymagała od niego funkcja, którą tutaj sprawował, więc to bardziej zawodowe sumienie skłoniło go do udzielenia wsparcia, niż to osobiste. Pomógłby w ten sposób każdej osobie, która znalazłaby się na jej miejscu, a miał świadomość, że takich jest w tym kraju wiele, i że część z nich osiadła już na stałe w Mariesville, próbując wtopić się w małomiasteczkowy klimat. Możliwe, że oni nie mieli wyjścia. A czy Paige je miała – tego nie wiedział, bo jej nie znał i na razie wcale nie zależało mu na tym, żeby to zmienić. Życzył jej oczywiście jak najlepiej, chociaż to wyłącznie jej sprawa, co zrobi ze sobą w nadchodzących dniach, a może i w całym życiu. Jeżeli będzie potrafiła się dogadać, może nie będzie zmuszona podróżować dalej na stopa.
OdpowiedzUsuń— Ironia ci nie pomoże, gdy będziesz czekać w kolejce do tutejszego mechanika — odparł, zastanawiając się, skąd wzięła się w niej nagle taka pewność siebie. Może poczuła się już bezpieczniej? A jeszcze kilkanaście minut temu wyglądała na zrozpaczoną. Ciekawe, czy na dołku też zgrywałaby taką cwaniarę.
— Oczywiście, w końcu się dostaniesz. Może za rok, jak dobrze pójdzie — dodał, poprawiając ułożenie rąk na kierownicy. Mechanika mieli tutaj jednego, a osób, które czekały w kolejce, już kilkunastu. Mieścina była mała, a ilość pojazdów rolniczych i farmerskich przewyższała ilość samochodów osobowych. Sprawa ma się jednak tak, że bez samochodów osobowych można się tu akurat obejść, bo wszędzie jest blisko, ale bez maszyn rolniczych już nie i dlatego szczerze wątpił, że ktoś odłoży konkretną robotę tylko po to, by pomóc jakieś pannie na piękne oczy. Ale zawsze może spróbować zapracować na lawetę i wrócić tam skąd przyjechała. Niewykluczone, że tylko to jej pozostanie, gdy okaże się, że niewiele ma w sobie pokory.
Ale nie rozmyślał nad tym jaka Paige naprawdę jest, bo niczego o niej nie wiedział, a starał się nie oceniać ludzi, których nie zna. Kiedyś ocenił kogoś pochopnie i mocno się na tym przejechał, dlatego bastował z przedwczesnymi opiniami. Ciężko wyzbyć się jednak pierwszego wrażenia, a ono w ich przypadku pozostawiało wiele do życzenia, natomiast okazji, żeby się poznać, też raczej nie będą już mieli, tak całkowicie abstrahując od tego, że najpierw musieliby nabrać w ogóle takiej ochoty. Na to raczej się nie zasnosiło.
Doszedł do wniosku, że nie będzie tracił energii na gadki szmatki, bo i po co, więc sięgnął do radia, żeby ociupinkę je podgłośnić. Leciało jakieś standardowe country, popularne dla tego rejonu. Za oknami skończyły się już bezkresne sady, a zaczęły zwykłe łąki, za to im bliżej cywilizacji byli, tym więcej domostw zaczynało pojawiać się w zasięgu wzroku. I w końcu też wyłoniły się pierwsze latarnie.
Rowan Johnson
Cześć! :)
OdpowiedzUsuńGirl power, let's go! Już to mówiłam u kogoś pod kartą, ale uwielbiam takie dzielne babki. Życzę miłego początku tygodnia oraz dużo, dużo weny.
Steven Baker, Laura Doe oraz nieopublikowany jeszcze Geonwoo Parks
Już dawno wyrósł z takich słownych gierek, więc puścił jej słowa mimo uszu, bez względu na to, ile realnie do nich dotarło, a ile zagłuszył szum opon, trących po mokrym asfalcie. Skoro jej pobyt tutaj miał być tylko chwilowym przystankiem, jakkolwiek zamierzała później kontynuować podróż zepsutym autem i brakiem wsparcia w innych ludziach – nie było najmniejszego sensu ciągnąć dyskusji. Oczywiście, mógł jej powiedzieć, gdzie w razie potrzeby znajdzie najbliższy sklep, dokąd może udać się po pomoc, czy w którym miejscu złapie najlepsze połączenie internetowe, ale sama dobrze już wiedziała, że jakoś sobie poradzi i na pewno nie zajmie jej to roku. A w trakcie poszukiwań przy okazji pozwiedza trochę okolicę – malowniczą, spokojną i przyjemną. Nie to, co zabetonowana po same brzegi Atlanta, z której najprawdopodobniej jechała. Spacery po Mariesville potrafią być naprawdę przyjemne, szkoda więc, żeby ominęło ją to doświadczenie, skoro już się tutaj znalazła.
OdpowiedzUsuńRuszył bezpośrednio do recepcji, gdy po kilki minutach jazdy, i bezwzględnego milczenia, dotarli do skromnego, choć szczególnie zadbanego pensjonatu. Abigail dbała o ten przybytek bardziej, niż o siebie, ale to dzięki jej trosce i staranności turyści uwielbiali tutaj wracać. Miała dziewczyna zamiłowanie do prowadzenia tego miejsca, i chwała jej za to, bo korzystały z niego również te osoby, które w mieścinie pojawiały się za sprawą dziwnego zrządzenia losu, mając przy sobie tylko niewielkie oszczędności. Ceny były tutaj bardzo przyzwoite, a i w przypadku długoterminowych wynajmów dało się z właścicielką bez problemu dogadać w taki sposób, żeby ostatecznie wyszło korzystnie dla wszystkich.
Przywitał się uśmiechem ze znajomą recepcjonistką, powiedział, że będzie potrzebny pokój dla kobiety, której zepsuło się auto, oraz dla jej psa, a potem zapytał tylko, czy może skorzystać z ich apteczki i zniknął za jednym z korytarzy. Wiedział już, gdzie znajdzie tutaj płyn odkażający, bandaż i plastry, bo jakiś czas temu z nich korzystał, chociaż nie dla siebie. Teraz też nie bawił się z tym długo – przemył ranę sprawnym ruchem, odcisnął w gazę i nakleił plaster w tę część, w której skóra była najmocniej poharatana, a potem odłożył apteczkę na miejsce, umył ręce i wyszedł z powrotem na główny hol. Dziurawe spodnie pójdą do wywalenia, ale to wyjątkowo małe szkody, jak na tak niespodziewaną akcję z atakującym psem.
— Proszę na siebie uważać — rzucił tylko, gdy minęli się po drodze, nie zatrzymując na żadną pogawędkę. W recepcji podziękował jeszcze za pomoc, kazał pozdrowić panią gospodarz i odjechał spod pensjonatu prosto do swojego domu, który mieścił się zaledwie kilkaset metrów stąd. Więcej go w nim jednak nie było, niż był, z oczywistego powodu, jakim było szeryfowanie, które wypełniało jego życiowy czas po brzegi. Miał co robić, bo nie był tym rodzajem szeryfa, który zrzuca obowiązki na swojego undersheriff, a sam wyciąga nogi na biurku i zaczytuje się w gazecie. Był zupełnie innym rodzajem szeryfa, kimś, kto robi dla społeczności więcej, niż rzeczywiście musi. Ale wynikało to z jego charakteru i z faktu, że kontrolowanie sytuacji zostało już na stałe wpisane w jego osobowość, nawet jeśli jest to cecha nabyta. Do niczego się jednak nie zmuszał – ciągnięcie ponadwymiarowych dyżurów sprawiało mu przyjemność i chyba tylko kwestie papierkowe sprawiały, że miewał ochotę przyłożyć sobie pistolet do głowy i pociągnąć za spust. A to gdzieś zabrakło podpisu, a to gdzieś nie uwzględniono czegoś w raporcie, a w jeszcze innym dokumencie drukarka spierdzieliła robotę i rozmazała tusz na jakimś kluczowym zdaniu.
Na szczęście, miał na komisariacie osoby z administracyjnego działu, które były tak litościwe, że wyręczały go z wertowania tej żmudnej plątaniny papierów. To na Juliet mógł liczyć przede wszystkim w temacie papierkowych spraw, bo ona, tak jak i on, przychodziła do pracy punktualnie, a z wyjściem o czasie miała niemały problem, ale co by się nie działo, zawsze gotowa była wziąć ponadprogramowe zadania. Dni leciały więc szybko. Trzeba było dokończyć sprawy związane z fotopułapkami, a i po ostatnim pożarze na farmie wciąż walały się zgliszcza, które trzeba było pomóc właścicielowi uporządkować. Miał pojemne auto, więc służył pomocą w przewożeniu różnorakich rzeczy, czy narzędzi, a nie kręcił też nosem, gdy pod koniec służby musiał podjechać do lokalnego baru, żeby uspokoić dwóch dobrze zaprawionych alkoholem panów, którzy pokłócili się o karcianą rozgrywkę i zrobili wokół dużo zamieszania. Przyziemne sprawy, ale w Mariesville nie należało spodziewać się cotygodniowych morderstw, kradzieży, czy rozbojów na środku ulicy. To nie metropolia, gdzie można wsadzić komuś kose i pozostać anonimowym, tylko dziupla, w której wszyscy wszystkich znają. Pracę miał teraz naprawdę spokojną, w porównaniu do kilku wcześniejszych lat, spędzonych w butach SWATu, gdzie akcje potrafiły wstrząsnąć człowiekiem aż do szpiku kości, ale tak musiało teraz po prostu być. Odniósł zbyt duże obrażenia psychiczne i fizyczne, żeby powrócić. Wykonywanie samosądów może i bywa czasami słuszne, ale nie zawsze rozsądne. Tyle dobrego, że teraz jest już kwita, dwa do dwóch, a nie dwa do jednego. Że może odpocząć ze spokojną głową.
UsuńCzas uciekał mu czasami przez palce, ale nigdy go nie liczył, a że zbierał się z komisariatu dopiero wieczorem, wcale już go nie dziwiło, tak samo jak i ludzi wokół. Pożegnał się z policjantami, którzy zaczynali nocną zmianę, a potem wykręcił telefon do przyjaciela, żeby mu się zapowiedzieć, że wpadnie na jakieś żarcie, bo przecież ominął go obiad na komisariacie. Był wtedy w terenie, jak zawsze, ale Jax nie potrzebował żadnych tłumaczeń. Lubił mu czasem dogryźć w żartach, że może dostanie resztki, jak zdąży, ale kiedy już przyjeżdżał, zawsze czekał na niego stek doskonały, średnio krwisty i smaczny tak, że aż palce lizać. I talerz.
Do Ribeye dotarł krótko przed zamknięciem, ale zapowiedziany i oczekiwany, więc nikt nie powinien być z tego powodu zły. Dania kończyli jeść już dwaj panowie, którym odmachał ręką na przywitanie, gdy wszedł do lokalu.
— Dobry wieczór. — Posłał ciepły uśmiech dziewczynie zza lady, która pracowała tutaj już długi czas, i usiadł przy oknie, w miejscu, w którym siadał prawie zawsze, gdy było ono wolne. Dobry był stąd widok na główną ulicę Śródmieścia, szczególnie piękną, gdy padał deszcz, ale to akurat nie dzisiaj. Dziś było naprawdę sucho, jak na nadchodzącą jesień.
Nie rozbierał się, bo nie miał z czego – był cały czas w mundurze, przecież ledwie zdążył wyjść z komisariatu, żeby tutaj zdążyć i nie zmuszać nikogo do pracy po godzinach. Poprawił tylko kamizelkę taktyczną z wyłączonym już radiotelefonem, która ostatnio uwierała go w blizny na brzuchu, i oparty wygodnie, trochę też nonszalancko, na krześle, grzecznie czekał na swoje zamówienie. Dwaj panowie podnieśli się akurat z miejsc, dziękując głośno za posiłek, i zebrali się do wyjścia, zostawiając go w absolutnie pustym lokalu. Żadna zbłąkana dusza już raczej się tutaj nie napatoczy, chociaż kto wie. Życie bywa zaskakujące, a los przewrotny. Można robić plany, ale nie można zaplanować wszystkiego.
UsuńRowan Johnson
[Wybacz, że dopiero dziś i w ogóle... tak jakoś, ale musiałam ten odpis pisać dwa razy ;< Zrehabilituję się jeszcze. ]
OdpowiedzUsuńTydzień, w którym odbywał się Festiwal Jabłek był inny niż standardowe. Na ulicach Mariesville dostrzec można było znacznie więcej twarzy niż zwykle. Po malowniczych deptakach i parkach przechadzali się turyści, a stoliki w punktach gastronomicznych niemal cały czas były zajęte. Czas ten był ukoronowaniem letniego sezonu, po którym miasteczko miało znów wrócić do standardowego zaludnienia oraz niemal rutynowych, niespiesznych dni.
Czas ten był wymagający nie tylko dla organizatorów wydarzenia, ale i dla mieszkańców, na których barkach pozostawały lokale usługowe, w tym czasie nieco nadwyrężone niż zwykle. Zwłaszcza, że w ostatnich dniach pogoda znacznie się popsuła, nie szczędząc rześkich powiewów wiatru oraz opadów deszczu. Jesień straszyła nie na żarty i nawet letnie jeszcze słońce, które w okolicach południa łapało swoje przysłowiowe 5 minut, nie dawało rady umilić brzydziejących dni.
Tego dnia Kopi miała pełne ręce roboty. Znów, z uwagi na braki kadrowe musiała wziąć nadgodziny. Choć właściwie, nie musiała. Godziła się na zwiększanie godzin pracy kilka razy w tygodniu. To była jej metoda na krążące niespokojnie myśli, które utrudniały jej funkcjonowanie w nowym życiu, którego była więźniem. Niekiedy ciężko było jej myśleć o sobie w innych kategoriach, zwłaszcza gdy aura pogodowa była raczej przygnębiająca.
W pracy panowała przyjazna atmosfera. Kawiarnia Under the Apple Tree była jednym z lokali, którzy chętnie wybierali, zarówno mieszkańcy, jak i turyści. To tutaj można było zjeść (podobno) najpyszniejszy placek jabłkowy i wypić aromatyczną kawę, przysiadając się do jednego z niewielkich, drewnianych stolików przyozdobionych świeżymi ziołami oraz świecami, przy których poustawiane były różnorakie krzesła i taborety- wiklinowe, drewniane, rattanowe. Wnętrze niewielkiego lokalu było bardzo przytulne. Przy suficie powieszone były lampki, otulające wnętrze ciepłym, nieco przygaszonym światłem. Jak co dzień, w tle leciała przyjemna, akustyczna muzyka, relaksująca i nienachalna.
Pogłośniła muzykę i skierowała swoje kroki w stronę dużych, przeszklonych drzwi. Podśpiewywała pod nosem piosenkę z ulubionej playlisty, która idealnie nadawała się do wieczornego sprzątania. W końcu nie było nic lepszego od śpiewania refrenu do mopa.
Czym prędzej przekręciła klucz w drzwiach i odchodząc wywiesiła tabliczkę na odpowiednią stronę. Zamknięte.
Odetchnęła z ulgą, że limit klientów na ten dzień się skończył. Czuła, że mięśnie powoli pobolewają i robi się coraz bardziej senna. Gdyby tylko opary z licznie robionych kaw działały jak zastrzyk kofeiny…
Niemal zjeżyła się, gdy usłyszała energiczne pukanie do drzwi. Była niemal pewna, że jeszcze przed chwilą nikogo przed nimi nie było. Przybliżyła się nieco, opierając uprzednio mop o wysoki blat obity ciemnymi, nierównymi deskami.
Dobijająca się do drzwi kobieta zdawała się być w potrzebie. Kopi uchyliła niechętnie drzwi, by lepiej zrozumieć jej błagania.
Westchnęła, słysząc jej słowa. Miała nadzieję, że tego dnia prędko uwinie się ze sprzątaniem i wróci do domu przed wieczorną chmurą opadów, o której trąbili od rana.
– Właściwie już zamknięte – powiedziała przeciągle, patrząc na dwie stojące w progu bidy. Zziajana kobieta zdawała się biec spory kawałek, prawdopodobnie specjalnie do kawiarni. Cóż, nie mogła zostawić jej na pastwę losu, nawet jeśli miałaby nie zdążyć do domu przed ulewą– Dobrze, wejdźcie. Ale naprawdę nie mogę zostać zbyt długo.
Wskazała kobiecie jeden ze stolików, znajdujących się blisko drzwi wejściowych. Dzięki temu, mimo niespodziewanego gościa mogła zmyć podłogę i uprzątnąć pozostałe stoliki.
– Może kawy? Zimno się zrobiło– zapytała jeszcze, samej chwytając za dużą filiżankę, z której co chwila popijała orzechowe cappuccino.
Kopi Bear / Finn Shrubbery
[Cześć! Późno, bo późno, ale nie mogłabym przejść obok Paige obojętnie! Historia z karty jest bardzo intrygująca. I z jednej strony straszna, a z drugiej napisana w taki sposób, że na sam koniec nawet można się uśmiechnąć. Kto wie, może Paige całkiem rozgości się w naszym miasteczku? Tego jej życzymy! No i żeby jakiś psychol dał jej spokój, skoro się wyprowadziła...
OdpowiedzUsuńMnóstwa weny i morza wątków! Baw się dobrze! :)]
Eloise
To było takie oczywiste i normalne, że tutaj, w Mariesville, co rusz wpada się na znajome twarze. Na tych sąsiadów, mieszkających kilkadziesiąt metrów dalej, na miłą kasjerkę ze sklepu, czy na stolarza, który każdego wieczora robi zakupy w miejscowym markecie, a potem wsiada na rower i wraca do domu na rodzinną kolację. Widywanie się ludźmi jest nieuniknione, jeśli żyje się w mieścinie tak małej, jak ta, a już tym bardziej, jeśli aktywnie uczestniczy się w życiu tutejszej, zżytej dość mocno społeczności. I do tej pory spotykanie znajomych twarzy naprawdę go nie dziwiło, nawet jeśli spotykał je rzadko, ale teraz, gdy podniósł spojrzenie i zobaczył przed sobą twarz Paige, tego zaskoczenia nie był w stanie wcale ukryć. Kilka zmarszczek automatycznie pojawiło się na jego czole, kiedy dostrzegł najpierw ją, tak w ogóle, a później zarejestrował fakt, że miała na sobie kelnerski mundurek, i że dostarczyła mu jedzenie do stolika zupełnie tak, jakby tutaj pracowała. Pomyślałby, że naprawdę mu się przewidziało, że może za dużo jednak czasu spędza w pracy i coś mu się w tej głowie zaczyna na serio mieszać, ale kiedy się odezwała, to wszystko stało się jeszcze bardziej realistyczne. Jakim, do cholery, cudem Paige Rachel King przyniosła mu jedzenie do stolika? Czy nie powinna być już w innym stanie, albo i na drugim końcu globu? Był święcie przekonany, że znalazła jakiś sposób i dawno się stąd wydostała, pokazując tej mieścinie środkowy palec na do widzenia. Nie widział jej przez cały ten czas, odkąd podrzucił ją i jej psiego towarzysza do pensjonatu, a przecież nieustannie gdzieś się poruszał, przecież bez przerwy kręcił się na osiedlach, czy po ulicach, które zwyczajnie w świecie patrolował. Zniknęło też jej auto, które przez kilka dni stało na poboczu. Ze sto razy wpadł na Dużego Jima, który przesiaduje do późna w tutejszym barze, a o niej zdążył już zapomnieć, wcale nie biorąc pod uwagę takiej możliwości, że została. Nie wspominając już o poszukaniu sobie tutaj pracy, czy jakiegokolwiek źródła dochodu. Poza tym, musiała gdzieś mieszkać, a na pewno nie był to pensjonat, bo tam nie bywał wcale rzadko, więc w końcu wpadliby się na siebie gdzieś na korytarzu. Wtedy, gdy spotkali się pierwszy raz pośrodku niczego, wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że Mariesville to ostatnie miejsce, w którym chciałaby zatrzymać się na dłużej, a tu proszę – Paige Rachel King w kelnerskim fartuszku obsługuje go w knajpie należącej do jego najlepszego przyjaciela. Niewiarygodnie. Aż naszła go pokusa, żeby zapytać, czy to Mariesville spodobało jej się tak bardzo, że została, czy jednak mechanik nie znalazł dla niej czasu i obiecał naprawę za rok, ale nie chciał zabrzmieć złośliwie. Pracowała u Jaxa, a skoro ją zatrudnił, to znaczy, że musiała w jakiś sposób przypaść mu do gustu. Nie przyjąłby do miejsca, w które włożył całe swoje serce kogoś, komu nie powierzyłby chociaż namiastki zaufania. Jax musiał dostrzec w niej coś, czego on sam nie mógł zobaczyć w sytuacji, w jakiej wtedy się znaleźli, gdy psia miska poszła w ruch, a za nią broń, z której na szczęście do nikogo nie strzelił.
OdpowiedzUsuńPrzyglądał się jej bacznie przez kilka sekund, za nim zamrugał powoli i w jakikolwiek sposób poruszył się na krześle. Rzeczywiście, nie tak dawno Jax wspominał o nowych pracownicach, ale kto by pomyślał, że jedną z nich będzie Paige.
— Dobry wieczór. — Skinął głową nieznacznie. — Wystarczy woda, dziękuję — odparł tylko, wciąż odrobinę skołowany takim obrotem spraw, i przysunął się do stolika. Woda i stek to raczej średnie połączenie, ale był tu samochodem i nie chciał popijać alkoholu nawet w formie wina. A na talerzu przed sobą miał soczysty stek Tomahawk z grillowanymi brukselkami z boczkiem i jabłkiem, podany na słodkim purée z batatów. Tego połączenia prawdopodobnie nie było w karcie dań. Kiedyś Jax zaserwował mu taki specjał i od tamtej pory stało się to dostępne dla niego, może nie wyłącznie, ale był pewnie jedną z nielicznych osób, dla których szefowi kuchni zamiast frytek z batatów, chciało się robić purée. Oczywiście, musiał się wcześniej na to zapowiedzieć i na pewno nie przyjść tak na rympał tuż przed zamknięciem.
UsuńRowan Johnson
[Cześć. Plan jest taki, żeby dać Vimie w końcu trochę wytchnienia od problemów, ale czy zostanie spełniony - to się jeszcze okaże. Zaintrygował mnie wątek stalkera w historii Paige i chętnie dowiem się, jak dalej potoczy się jej historia. Bardzo podoba mi się też styl karty, taki urokliwie chaotyczny i zabawny. Mam nadzieję, że wpadnie mi jakiś ciekawy pomysł na wątek i jeszcze tu wrócę, skoro nasze panie razem pracują. Dziękuję za powitanie i również życzę wciągających wątków!]
OdpowiedzUsuńVima
To prawda – do tej pory nie wiedział, gdzie Paige jest, ani co robi, ale do tej pory ta wiedza nie była mu do niczego potrzebna i całkiem prawdopodobne, że dalej też potrzebna mu nie będzie. Chyba, że Paige postanowi notorycznie łamać prawo, albo zakłócać spokój tego miejsca, wtedy będzie musiał mieć ją na oku i to nawet częściej, niż sam by chciał. Ale zakładał, że czegoś takiego w planach raczej nie miała, bo skoro podjęła pracę, to pewnie bardziej zależało jej na tym, żeby sobie zarobić albo dorobić, a nie narobić bałaganu, który będzie się za nią ciągnął. Zaskoczyła go jej obecność, bo nie spodziewał się, że postanowi zostać akurat tutaj, w małej, spokojnej mieścinie, która nie oferuje żadnych ciekawych perspektyw, szaleństw, czy nawet pracy, dzięki której dałoby się odłożyć na bok trochę oszczędności. Paige nie wyglądała wprawdzie na kogoś, komu do szczęścia potrzebne jest wysokorozwinięte otoczenie czy grube worki z kasą, ale nie wyglądała też jak ktoś, kto zamarzył sobie o żyć w miejscu, w którym ludzie znają się prawie na wylot, i gdzie ciężko zejść z języków, jeżeli już się na nich znajdzie. Dokądkolwiek zmierzała, zapakowana w auto razem z psem, jej celem na pewno nie było Mariesville. Co prawda, trochę uziemił ją tutaj zepsuty wóz, ale dwadzieścia kilometrów stąd znajduje się przecież Camden, gdzie pole do popisu w dziedzinie życia jest odrobinę większe. A dwadzieścia kilometrów to rzut beretem, więc na pewno znalazłby się ktoś, kto podrzuciłby ich do miasteczka, zresztą, sam by to zrobił, gdyby tylko zwróciła się z prośbą. W każdym razie, skoro już tutaj została, skoro nawiązała znajomości i znalazła pracę, to też dobrze. Rowan nie ma nic przeciwko przyjezdnym, dopóki nie robią wokół chlewu i nie próbują zmieniać tego miejsca w betonozę, czy inny obsypany złotem kurort. Magia tego miejsca polega na tym, że jest ono nierozerwalnie związane z naturą, że można zjeść tutaj jabłko prosto z sadu, czy nacieszyć się smakiem soczystych truskawek, które rzeczywiście smakują jak truskawki, a nie jak kartka papieru. To dlatego Rowan nie jest entuzjastą wprowadzania tutaj radykalnych zmian w kierunku urbanizacji, ale aktualny burmistrz też nie ma, na szczęście, takich zapędów, więc wszyscy mogą spać spokojnie.
OdpowiedzUsuńZdawał sobie sprawę, że dotarł tu krótko przez zamknięciem, dlatego nie ociągał się z jedzeniem. Nie chciał, żeby ktoś zostawał dłużej przez jakieś jego widzimisię, tym bardziej, że mógł ogarnąć sobie coś do jedzenia w domu. Na pewno nie byłby to tak wyśmienity stek, ani stek w ogóle, bo nie miał go w swojej lodówce, ale ukręciłby sobie coś, na czym spokojnie wytrzymałby do jutrzejszej pory obiadowej. Skoro się jednak wyrobił, to korzystał, zwłaszcza, że uwielbia purée z batatów, a ostatnio miał na nie straszną ochotę, w dodatku wiedział, że tutaj dostanie je do steku, więc to już w ogóle podwójna radość. Jax zawsze miał smykałkę do gotowania. W czasach szkolnych, gdy siedzieli razem w ławce, to właśnie on miał najsmaczniejsze kanapki w całej klasie, a teraz stworzył tu miejsce, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Jax szedł swoją drogą, a Rowan był z przyjaciela naprawdę dumny.
Wziął ostatni kęs z talerza i sięgnął po serwetkę, którą otarł po chwili usta. Zerknął kontrolnie na zegarek, żeby się zorientować czy nagiął już jakoś bardzo godziny otwarcia lokalu, a kiedy Paige pojawiła się obok, podniósł na nią spojrzenie. Znów zlustrował ją krótko, nim skupił uwagę na jej twarzy, ale dziś wyglądała po prostu lepiej, niż poprzednim razem. Ładniej. Może zaczęła dobrze sypiać, albo zaznała trochę więcej spokoju, nawet jeśli nie wybrała tego miejsca, bo chciała, a dlatego, że nie miała na razie innego wyjścia.
Uśmiechnął się lekko na jej słowa. Dawno zdążył już o nodze zapomnieć, chociaż miał tam jeszcze małe strupki, które pozostały po wbitych w skórę kłach i resztki po krwiaku, ale w żaden sposób mu to nie doskwierało. To nie pierwszy raz, gdy użarł go pies, tyle że Scraps miał naprawdę wyćwiczony, mocny ścisk.
Podniósł się z krzesła i stanął przed Paige z lekko przechyloną w bok głową. Z tej odległości, w tym świetle, dostrzegł kolczyk w jej nosie, a także drobne piegi rozrzucone po jej twarzy.
Usuń— To zależy, jakiego kalibru było to nieporozumienie — odpowiedział. W przypadku nieporozumienia człowiek może pozbawić drugiego człowieka nawet życia, więc z tą urazą bywa naprawdę różnie, ale nie myliła się. Generalnie nie chowa jej zbyt długo. — Jeśli chodzi o nasze pierwsze spotkanie, to wszystko w porządku — zapewnił i wyciągnął portfel z kieszeni. — Spodni uratować się nie dało, ale noga się zagoiła. Z głową też wszystko dobrze. Tak sądzę — powiedział, unosząc kącik ust i szperając w przegródce portfela w poszukiwaniu odpowiedniego banknotu. Zawsze płacił tutaj za jedzenie i nie wyobrażał sobie tego nie zrobić. Zawsze zostawiał też napiwki, więc Paige będzie mogła dopisać coś więcej w swoim kajeciku. — Zapytałbym o auto, ale wiem, że wciąż nie działa, skoro nadal nie wyjechałaś. Mam przynajmniej nadzieję, że żyje wam się tutaj spokojnie. — Zerknął na Paige chwilowo, a potem wyciągnął siedemdziesiąt dolarów i jej wręczył. — Bez reszty. Dziękuję. — Uśmiechnął się odrobinę wyraźniej. Danie kosztowało w okolicy pięćdziesięciu paru dolarów, więc to już wola Paige, co zrobi z resztą, która jej zostanie.
Rowan Johnson
Kiedyś wydawało mu się, że ludzie nie będą potrafili go już niczym zaskoczyć, bo na interwencjach przerobił tyle różnorakich scenariuszy, że z samych jego wspomnień dałoby się nakręcić trzymający w napięciu film akcji. Albo thriller. A w niektórych przypadkach, zwłaszcza tych z dużą ilością krwi, to nawet horror, gdyby już się uprzeć. Przy ilości słów, które przyjął w ciągu życia z naciskiem na lata służby, to cud, że jego uszy jeszcze nie zwiędły, ale za to słownik znacząco się wzbogacił, bo z niektórymi epitetami spotkał się dopiero po trzech dekadach życia, wcześniej nie mając nawet pojęcia, że takie istnieją. I to nie tylko te obraźliwe, choć ich w głównej mierze było najwięcej. Ale dobre czy złe, miłe czy niemiłe – żadne już go nie ruszały. Nie dało się wyprowadzić go z równowagi słowami, nie ważne jak siarczyste by były, i miał też wrażenie, że nie da się go nimi zaskoczyć, a tak się właśnie złożyło, że Paige go zaskoczyła. Co prawda, nie do takiego stopnia, żeby musiał się teraz schylić i zebrać szczękę z podłogi, bo to się nawet nie odbiło za bardzo w jego twarzy, ale poczuł się zaskoczony. A może nie tyle co zaskoczony, a zaintrygowany? Dawno już nie słyszał tak prostego, bezpośredniego pytania z ust kobiety, które byłoby równocześnie zaproszeniem do baru na piwo lub drinka, a już na pewno nie spodziewał się usłyszeć go ze strony Paige akurat teraz. Ewidentnie skorzystała z okazji. Ciekawe czy długo zastanawiała się nad tym, czy to aby na pewno dobry pomysł zapraszać szeryfa gdziekolwiek, wiedząc, że pierwsze spotkanie nie poszło im zbyt dobrze. Ale Rowan nie miał jej niczego za złe. Nawet jeśli ich pierwsze spotkanie rzeczywiście składało się z nieporozumień, nie wydarzyło się ostatecznie nic, z czego chciałby wyciągnąć konsekwencje. Cała ich trójka była usprawiedliwiona. On był wtedy nieufny, Paige prawdopodobnie czegoś się obawiała, a Scraps zrobił po prostu to, co do niego należało. Pożegnali się, rozeszli i już – topór wojenny zakopany. A teraz, jeżeli Paige naprawdę miała ochotę iść z nim na piwo i spędzić czas, dając im drugą szansę na nowy początek, chyba nie wypadało odmówić. Gdyby był przekorny, odmówiłby z przyjemnością, ale w jego przypadku to tak nie działa, bo na jego zemstę trzeba sobie zapracować. A tak z innej beczki, to nie były wcale te spodnie, jak to Paige beznamiętnie je określiła. To były jego ulubione spodnie! Stare, dobre Wranglery, których nie da się już nigdzie dostać. Gdyby był sentymentalny, zamiast piwa na pewno skorzystałby z opcji odkupienia spodni, ale nie jest i nigdy nie będzie. I już dawno pozbył się tego kawałka szmaty z dziurą po psich zębach.
OdpowiedzUsuńPopatrzył na Paige, biorąc głębszy wdech. Gdyby było tutaj miejsce na żarty powiedziałby, że czeka na niego żona, piątka dzieci i dwa chomiki, ale nie było, bo generalnie to istniał ktoś, komu mogło to przeszkadzać, czy raczej nie pasować. Tylko nie po jego stronie.
— Myślę, że jest ktoś taki — odparł. — Twój czworonożny przyjaciel.
Schował portfel i uśmiechnął się żartobliwie.
Scraps plątał się wtedy pod jej nogami i nie opuszczał choćby na krok, więc to i tak zadziwiające, że nie czekał na nią tutaj gdzieś za drzwiami. Chociaż, kto wie, wtedy też nie zakładał, że przybiegnie nagle z pola, a jednak przybiegł i wbił się prosto w jego nogę. Dlatego to, że nie widział go przy drzwiach, gdy wchodził, nie oznacza, że go tam nie będzie, kiedy wyjdzie.
Usuń— Jeśli to piwo we dwoje, to czemu nie — powiedział, przyglądając się Paige z lekkim uśmiechem. Położył dłonie wygodnie na swoim szerokim pasku, który miał w mundurowych spodniach. — Jeśli we troje to w zasadzie też, ale wolałbym wiedzieć. Lepiej się wtedy przygotuję, załatwię jakieś smaczki, czy coś, i założę kombinezon z kevlaru.
Rowan Johnson
To był bardzo dobry układ, więc nie pozostało mu nic innego, jak na niego przystać. Ale czy samo to, że on nikogo nie przyprowadzi, sprawi, że Paige uniknie dramy kręcącej się wokół życia towarzyskiego miejscowego szeryfa – tego zagwarantować nie mógł. W Mariesville plotki rozchodzą się szybciej, niż świeże bułeczki, więc mało kogo będzie tutaj obchodzić, że w ich spotkaniu chodziło tylko i wyłącznie o to, żeby mieć poukładane sprawy. Ludzie dopiszą sobie milion własnych historii, powielonych i przemielonych na tysiące różnych sposobów. Zrobią z nich gorących kochanków, przyjaciół, kuzynów, a nawet wrogów, którzy doszli do porozumienia i pojednania po latach długich i krwawych batalii. Dlatego nie mógł przy okazji też zagwarantować, że nie znajdzie się jakaś zazdrośnica, która nie wytarga jej za włosy, bo nawet jeśli do tej pory nie miał takich dziwnych akcji, to nie znaczy, że może ich w przyszłości nie doświadczyć. I nie ważne, że on z nikim się nie spotyka. Może to ktoś spotyka się z nim, a on jeszcze o tym po prostu nie wie? Gdyby nie miał do czynienia z ludźmi tak na co dzień, to na taką myśl prędzej postukałby się w głowę, jednak po tylu latach pracy, w której głównym czynnikiem jest właśnie człowiek, miał już niezachwianą pewność, że ludzie zdolni są do rzeczy naprawdę odklejonych i abstrakcyjnych. Nawet do życia w rzeczywistości, która nie istnieje w realnym świecie.
OdpowiedzUsuńPrześledził profil jej twarzy, gdy odwróciła się chwilowo w stronę zaplecza. To i tak za wcześnie na wydawanie rzetelnych opinii, ale chyba nie docenił jej za pierwszym razem. Była pewna siebie, niezbyt pokorna i całkiem śmiała, to fakt, ale wydawała się naprawdę miła, chociaż nadal ciężko to stwierdzić tak w stu procentach, wymieniając zaledwie kilka zdań. Pracowała jednak dla jego przyjaciela i już sam ten fakt zmieniał też postać rzeczy, bo Jackson na pewno nie zatrudnił jej tak z braku laku.
— Dzisiaj? — Podniósł brew. Mieli tu bar, który będzie czynny jeszcze przez kilka godzin, więc to nie problem, ale trochę zdumiała go prędkość, z jaką Paige załatwia sprawy. Podejrzewał, że spikną się za jakiś czas, może jutro, może w weekend, jak im podpasuje, a tak się składa, że tu jest mowa jeszcze o dzisiaj. — Kujesz żelazo, póki gorące, nie ma co — stwierdził, przyglądając się jej nieco uważniej. Uśmiechnął się po chwili i skinął głową twierdząco. — Niech będzie dzisiaj — dodał jeszcze dla pewności i skierował się w stronę wyjściowych drzwi. Miał co robić w domu, więc znalazłby sobie zajęcie, gdyby nie to, ale skoro nadarzyła się okazja, szkoda nie skorzystać. Tyle, że słaby z niego gaduła, więc na wieczór pełen zwierzeń nie ma co liczyć, aczkolwiek Paige też nie sprawia wrażenia kogoś, kto chętnie wyspowiada się ze swoich doświadczeń. Na tym polu na pewno będą zgodni. Niewykluczone też, że z każdym kolejnym piwem znajdzie się jeszcze kilka innych zgodnych pól.
— Nigdy nie wracam do cywila, ale chyba już wiesz — zauważył, mając na myśli ich pierwsze spotkanie, i przystanął przy drzwiach z dłonią położoną na klamce. Zatrzymał ją wtedy po policyjnemu, chociaż nie był na służbie. Miał przy sobie odznakę i miał też broń, choć broń to akurat nie kwestia służby, a ubrany był w dżinsy i koszulkę. Tak to już jest, że policyjne buty lubią wrastać w stopy, a już zwłaszcza tym, dla których służba stanowi sens bycia.
— Ty nie musisz wracać do cywila — powiedział, lustrując sylwetkę Paige badawczo i wcale niedyskretnie. — Całkiem dobrze ci w tym wdzianku, muszę pochwalić Jacksona za te stroje, zdecydowanie. — Uśmiechnął się krótko. — Do zobaczenia później, Paige Rachel King — powiedział i wyszedł zaraz z lokalu, w drodze do radiowozu rozglądając się z ciekawości na boki w poszukiwaniu Scrapsa.
Może pies faktycznie gdzieś tu sobie krąży, albo czeka przy drzwiach od strony zaplecza. Dopóki nie zjada nikogo żywcem i nie gania listonoszki, gdy ta jeździ na rowerze z torbą pełną listów, może chodzić sobie gdzie zechce.
UsuńW domu zdjął z siebie mundur i wziął szybki prysznic, pozwalając wodzie biczować spięte mięśnie, które po całym dniu domagały się już chwili wytchnienia. Nie stał tak zbyt długo, bo do baru miał jakieś dziesięć, może dwanaście minut na piechotę, więc musiał mieć to na uwadze, mimo że nie umówili się na żadną konkretną godzinę. Wsunął na siebie spodnie z ciemnego dżinsu i szarą bluzkę na długi rękaw, bo wieczory zaczynały być już chłodniejsze, a potem wrzucił klucz od domu w miejsce, o którego istnieniu wiedział jeszcze tylko pan Owens – lokalny ogrodnik, dopieszczający jego krzaczki – i skierował się do Riverside Hollow drogą na skróty. Ścieżka w gęstwinie chaszczy była już dobrze wydeptana, więc nie trzeba było się przedzierać przez rozlazłą leszczynę, a że nie padało, to nie było też błota, w które pewnie wpadłby tutaj po same kolana. Skrót skracał spacer o jakieś cztery minuty, więc lada moment wyszedł na chodnik, którym spokojnie doszedł do The Rusty Nail, przed którym kręciło się kilka znajomych twarzy. Część paliła papierosy, wypuszczając w powietrze kłębki dymu, a część popijała butelkowe piwo i żywo dyskutowała na różnorakie tematy. Spokojny bar, nijak podobny do tych spelun, pochowanych w ciemnych zaułkach Atlanty. W dodatku mają tu jego ulubione piwa i bourbon. Żyć, nie umierać, byle tylko się nie upodlić, chociaż ściany tego miejsca widziały i słyszały przez te lata naprawdę wiele i możliwe, że nic ich już nie zaskoczy.
Rowan Johnson
Przywitał się ze stojącymi przed barem mężczyznami, wymieniając z nimi tylko krótki uścisk dłoni i kilka niezobowiązujących zdań. Nie chciał włączać się w rozmowę, bo znał tych chłopaków i wiedział, że jak już się włączy, to ciężko będzie mu się odłączyć, a nie miał dla nich czasu, bo nie przyszedł tutaj sam. Przynajmniej nie tak do końca sam. Może dołączy do nich później – takiej możliwości nie wykluczał, bo nie był w stanie przewidzieć jak potoczy się wieczór, a zawsze istniało prawdopodobieństwo, że jego spotkanie z Paige może skończyć się właśnie po tym symbolicznym piwie. W ciszy posiedzieć też co prawda mogli, ale to na dłuższą metę nie byłoby zbyt ciekawe rozwiązanie dla Rowana, który gdzieś za plecami będzie miał całe grono osób, do których mógłby się dosiąść, by spędzić wieczór na czymś więcej, niż milczeniu i pustym patrzeniu się w szklankę z alkoholem. Ale zakładał, że skoro zaproponowała wspólne wyjście, to jej obecność nie skończy się w momencie, w którym barmanka postawi przed nim kufel piwa. Może trochę pogadają o czymś niezobowiązującym, wymienią się jakimiś podstawowymi informacjami o sobie, a później po prostu się rozejdą. Z tego, co mu się wydawało, Paige nie wiązała z tym miejscem swojej przyszłości, więc pewnie zwinie się stąd, gdy tylko mechanik dotrze do jej auta i wreszcie je naprawi. A potem zapomną o sobie tak szybko, jak szybko poznali się na drodze w szczerym polu. Ale dziś warto było skupić się na tym, co tu i teraz, dlatego czekając na Paige, splótł ramiona na wysokości klatki piersiowej i przeszedł wolnym krokiem wzdłuż drewnianego ogrodzenia, przy którym sobie przystanął. Obrzucił spojrzeniem bawiącą się klientelę i zmarszczył nieznacznie czoło. Wszyscy stali i grzecznie rozmawiali, popalając szlugi, albo sącząc kraftowe alkohole. W Atlancie byłoby zgoła inaczej, tam jeden wciągałby kreskę kokainy na parapecie, drugi skręcał jointa z haszyszem, a co odważniejsi nażarliby się fenatylu i zalegli gdzieś pod ścianą, pogrążeni we własnym świecie. Imprezowanie w tej mieścinie było ryzykowne tylko o tyle, że można narazić się na plotki, ale tak poza tym, człowiek mógł pogubić po drodze pół majątku, a i tak odzyskałby z tego większą część, jeśli nie wszystko. Nie trzeba było się obawiać, że ktoś wbije komuś kose pod żebra za krzywe spojrzenie, czy wrzuci do drinka tabletkę z GHB. Tutaj można bawić się do białego rana z niesłabnąca przyjemnością.
OdpowiedzUsuńObrócił się, słysząc Paige i odruchowo przebiegł wzrokiem po jej sylwetce, bardziej kontrolnie, niż z ciekawości. Tak już miał, że patrzył po ludziach, nawet, jeśli nie szukał przy nich niczego konkretnego.
— Zrządzeniem losu, od którego nie mogę uciec, więc wychodzę mu naprzeciw — skwitował zaczepnie i rozplótł ramiona. Zgrywał się tylko, ale chyba nie musiał tego Paige tłumaczyć, skoro ona sama też trąca go podobnymi tekstami, odkąd tylko na siebie wpadli. Zgodnie z układem, nie miała przy sobie psiego towarzysza, chociaż niewykluczone, że ten nie siedzi gdzieś na warcie w miejscu, w którym nikt go nie dostrzega, ale z którego on może obserwować swoją właścicielkę. Za Rowanem też nie przyleciała żadna dama, żeby wytargać Paige za włosy. Ale też nie wiadomo, czy takowa nie siedzi gdzieś na warcie i nie czeka na odpowiedni moment.
Wskazał dłonią kierunek do wejściowych drzwi, tym niemym gestem zapraszając ją do środka, a gdy ruszyli, w progu przypuścił ją pierwszą. Nie trafił im się dziś żaden wieczór tematyczny, więc każdy miał na sobie swoje standardowe, codziennie wydanie, za to po wczorajszym wisiało jeszcze kilka dekoracji w stylu retro. W tle leciała jakaś lokalna, nienachalna nuta, którą i tak zagłuszały gwarne rozmowy.
Przy barze pozostał wolny tylko jeden stołek, ale to żadna przeszkoda, bo stanie przez dłuższy czas nie było mu straszne, szczególnie, jeśli mógł oprzeć się przedramionami o blat i przenieść na to ciężar ciała. Zostawił więc hoker dla Paige, a sam stanął przy ladzie tuż obok, położył łokcie na plaskim drewnie i posłał barmance swój firmowy uśmiech.
Usuń— Dobry wieczór, szeryfie. Będzie Rally Point, standardowo? — Upewniła się, sięgając już po zgrabny kufel, a kiedy Rowan przytaknął skinięciem głowy, otworzyła odpowiednią puszkę i napełniła go orzeźwiającym pilsnerem od Service Brewing, którego w ostatnim czasie sobie upatrzył. W zasadzie, Service Brewing to jego ulubiony browar od wielu lat. I chyba jeden z najsmaczniejszych w stanie Georgia.
— A dla pani? — Kiedy zwróciła się do Paige, Rowan też przeniósł na nią spojrzenie. Z reguły większość kobiet, którą zna, nie przepada za piwem, ale do Paige piwo akurat bardzo pasowało. Z kieliszkiem tequili też mógł ją sobie wyobrazić, ale z winem już jakoś niekoniecznie. Miała zbyt twardą osobowość do lampki wina, choć pozory mylą. Czasami nawet bardzo i często.
Rowan Johnson
Nie jest natarczywy, to akurat fakt, chyba, że w sprawach służbowych, które czasami tego wymagają, chociaż z egzekwowaniem wymogów nie ma z reguły większego problemu, więc służbowo to też rzadkość. Ale za to nietaktownym zdarza mu się bywać, tyle że to już kwestia tego, że jest po prostu bezpośredni i pozbawiony oporów. Czasami sprawi komuś przykrość, bo nie ugryzie się w język, albo z rozpędu zmierzy kogoś swoją miarą, jednak w większości przypadków nie robi tego w sposób zamierzony. Plucie komuś w twarz nie przynosi mu satysfakcji, a że jest człowiekiem ugodowym, nie szuka dziury w całym, tylko stara się prowadzić do deeskalacji wszelkich napięć. Co nie zmienia oczywiście faktu, że w krytycznym momencie nie zawaha się unurzać kogoś w bagnie i sponiewierać, bo wszystko ma swoje granice, nawet ten jego ogromny dystans do samego siebie, aczkolwiek coś takiego nie zdarza się na co dzień. Paige miała cięty język, ale to nie stanowiło dla niego żadnego problemu, bo dopóki sama nie stanie się chamska w swoich wypowiedziach, z jego strony też nie uświadczy takiego zachowania. Zresztą, nawet jeśli doszłoby do czegoś takiego, Rowan miałby totalnie gdzieś te byle jakie przepychanki i prędzej odpuścił sobie zarówno ją, jak i całe słowne wojowanie, niż dał się w to wciągnąć. Szkoda byłoby mu czasu na szamotaninę z kimś, kto nie ma dla niego większego znaczenia, bo dawno już tego wyrósł. I miał ciekawsze rzeczy do roboty.
OdpowiedzUsuńLubił to miejsce między innymi za kameralny klimat, ale i za bogate zaopatrzenie. Odkąd tylko pamięta, właściciel ściąga tutaj całe mnóstwo alkoholi produkowanych w niedużych, lokalnych browarach czy destylarniach, wartych spróbowania i zapamiętania, albo wpisania na osobistą listę ulubieńców. A tak swoją drogą, przy takiej ilości różnorakich smaków, można urządzić sobie tutaj całkiem ciekawy wieczór degustacyjny, albo dwa wieczory, zależnie od tego, kto na ile ma wytrzymałą głowę. Sezonowych piw jest tak dużo, że tak na dobrą sprawę takie degustacje można robić cyklicznie całym rokiem. Aż dziwne, że nikt nie wpadł jeszcze na tego typu wieczory tematyczne.
Stuknął się kuflem w ramach toastu i wziął łyk orzeźwiającego pilsnera, ciesząc się jego pikantną goryczką i słodowym posmakiem, długo pozostającym na ustach. Zlizał piankę z górnej wargi, stanął bokiem dla baru i oparł dłoń ze szkłem o blat, a wraz z dłonią całe ciało. Wygodnie skrzyżował nogi w kostkach i rzucił krótkie spojrzenie w stronę stolików, przy których stali klienci rozgrywali partyjkę pokera. W stanie Georgia hazard wciąż jest w stu procentach nielegalny, nie licząc gry w bingo, ale nikt nikomu nie zabroni grać tak sobie w pokera w miejscu publicznym. Oczywiście, Rowan doskonale zdawał sobie sprawę, że panowie grają tu też na pieniądze, a nie tylko dla zabawy, ale czego oczy nie wiedzą tego sercu nie żal. Kasa na ich stoliku przecież nie leży. Sztabki złota tym bardziej.
Wrócił uwagą do Paige, gdy zadała pytanie i przechylił głowę lekko w bok.
— Daj spokój, Paige. — Uśmiechnął się, krzyżując z nią spojrzenie. — Naprawdę interesuje cię, co mam tutaj do roboty jako szeryf? — Podniósł brew chwilowo, trochę w to zainteresowanie powątpiewając. Jego robota nie różniła się niczym od tych, do której zobowiązani są szeryfowie wszystkich innych hrabstw w tym kraju.
No, jemu udało się akurat zwalić trochę roboty papierkowej na swoich deputies, a zgarnąć szwendanie w terenie, ale tak poza tym musiał pilnować porządku – ot, cała filozofia. Dać po łapach awanturnikom, pogrozić palcem lokalnym pijaczkom, upomnieć starsze panie, że nie wolno zniszczyć kwiatków znienawidzonej sąsiadce, a czasami postraszyć niesforną młodzież kajdankami. Tutaj życie płynie wolno, ale o tym Paige chyba zdążyła się już przekonać po tych kilkunastu, czy kilkudziesięciu już dniach pobytu.
Usuń— Lepiej powiedz, dokąd tak właściwie zmierzasz i czemu w ogóle musisz — zachęcił, po czym upił kolejny łyk piwa, nie ściągając z niej spojrzenia. — A przy okazji możesz zdradzić, jakie piwo jest twoim ulubionym, bo naprawdę mnie to ciekawi. Niewiele znam kobiet, które lubią stouty — przyznał lekko i znów podniósł usta w chwilowym uśmiechu. Mocny alkohol do niej pasował, zauważył to już wcześniej. Tatuaże też, choć nie spodziewał się takich, które symbolizują sprawiedliwość.
Rowan Johnson
Nigdy stąd nie wyjechał i nie zrobił tego nawet wtedy, gdy dostał się do policyjnej jednostki specjalnej, chociaż drzwi stały przed nim otworem. Wołał gnać sto kilometrów do Atlanty i tam na miejscu wynajmować pokój z kolegą po fachu, a potem zjeżdżać co kilka dni, czy w gorszych przypadkach co kilkanaście, niż zabrać manatki i tak po prostu się stąd wyprowadzić. Coś takiego nigdy nie wchodziło w grę, zresztą nie tylko wtedy, bo nawet gdy dostał się na prawnicze studia w sąsiednim stanie, nie było w ogóle mowy o wyprowadzce. Matka złościła się na niego z tego powodu, bo załatwiła mu stancję w doskonałej cenie i sama prawie że spakowała do wyjazdu, jakby pewna, że te studia będą spełnieniem jego marzeń, a jemu nawet przez myśl nie przeszło wynieść się do Durham. Wypychała go gdzieś w wielki świat, a sama została w tej małej mieścinie i jeszcze na domiar wszystkiego zbudowała tu swoje prawnicze imperium. A jemu wielki świat nie był do niczego potrzebny. Życie w jabłkowej mieścinie odpowiadało mu pod każdym względem, miał tu w zasadzie wszystko, czego potrzebował, a nawet więcej, niż zdołałby mieć gdziekolwiek indziej. Wystarczyło, że pojawiał się w tym wielkim świecie co jakiś czas, żeby narobić trochę bałaganu w przestępczym środowisku, a on i tak zdążył mu więcej odebrać, niż dać. Dlatego mógł się zgodzić – Atlanta jest paskudna pod wieloma względami, a tego, że w niej był i to nie jeden raz, chyba potwierdzać nie musiał. Nadal zresztą w niej bywa średnio raz na miesiąc, żeby spotkać się ze swoimi przełożonymi, którzy to właśnie w tym mieście mają sztab. Całe to hrabstwo podlega Atlancie.
OdpowiedzUsuńSkinął głową w zrozumieniu, przyjmując do wiadomości fakt, że po prostu chciała wyrwać się z miejsca, którego miała dość. To był powód, którego nie musiał rozkładać na czynniki pierwsze, bo dotyczył jej prywatnego życia, do którego było mu w tej chwili daleko. Rozmawiali niezobowiązująco, więc nie oczekiwał, że będzie zwierzać się z realnych problemów, sam zresztą też nie miał takich zamiarów. Jeżeli coś tchnęło w nią pomysł zostawienia całego miasta za sobą, to na pewno nie było błahe, tego można się domyślić i to może mu na ten czas wystarczyć. Mógł jej za to życzyć wszystkiego najlepszego, ale jeszcze się nie żegnają. Jeszcze Jack nie naprawił jej auta, albo w ogóle nawet nie zaczął.
— Cóż, tutaj nie dość, że nie znajdziesz Destress Express, to w dodatku do Atlanty jest rzut beretem — stwierdził, uśmiechając się krzywo na te dwa spostrzeżenia, ale to chyba nic straconego, bo od początku nie wiązała z tym miejscem przyszłościowych planów. — Ale tutaj spodziewać się możesz albo gościnności, albo wyniesienia na widłach, jeżeli komuś podpadniesz. Radzę nie podkradać jabłek z sadu, bo jeśli wpadniesz, nie zmyjesz tej hańby z siebie do końca życia, a twoje nazwisko zostanie wpisane na czarną listę, czarnym atramentem, do równie czarnej księgi w ratuszu. — Wziął łyk piwa, chowając rozbawiony uśmiech za kuflem. Trochę sobie teraz żartował, żadnej czarnej listy tutaj nie ma, ale to prawda, że jabłkowe sady są w tym rejonie traktowane jak ósmy cud świata.
I po części odpowiedział też na jej słowa sprzed chwili, bo jeżeli czegoś można się tutaj spodziewać, to właśnie tego, że natrafi się na niemożliwie wręcz serdecznych ludzi, albo na tych, którzy przyjezdnych traktują jak panoszącą się szarańczę, którą trzeba wyplenić. Na razie trafiła na Jacksona, a to jeden z najserdeczniejszych ludzi w tym miejscu, a nawet w promieniu kilkudziesięciu mil, więc miała szczęście. Lepszego pracodawcy wymarzyć sobie tutaj nie mogła.
Usuń— Nudzę cię, że chcesz mnie upić, czy masz wobec mnie jakieś plany? — Uniósł lekko brew i zmarszczył czoło, zastanawiając się, skąd nagle ten pomysł. — Może cię to kosztować twoją godność, bo jeżeli upijesz mnie, to upijesz też siebie, dlatego że jedyny układ jaki wchodzi w grę, to szot za szot, a kolejka za kolejkę — oznajmił, przyglądając się Paige z ciekawością. To mogło być wyzwanie, wszystko zależy od tego, jak ona sama odbierze te słowa. Mogli się przestawić z piwa na tequilę w każdej chwili.
Rowan Johnson
Uwierzyłby, gdyby powiedziała, że pyta teraz dosłownie o pieniądze, tyle że fundowanie mu alkoholu nie wchodziło w ogóle w grę. Zgodził się wyjść na piwo nie dlatego, że znalazła się sponsorka, która chętnie za niego zapłaci, tylko dlatego, że miał na to ochotę. I nie po to zostawił większy napiwek w restauracji, żeby trwoniła go na jego alkoholowe zachcianki, ale jeżeli naprawdę się uprze, to oczywiście będzie mogła zapłacić, tylko że wyłącznie za to jedno, które właśnie pił. Zaprosiła go przecież na piwo, a nie na całą skrzynkę. Poza tym, był dość dobrym obserwatorem i potrafił dodać sobie dwa do dwóch, a Paige nie bez powodu ciągnęła długie zmiany w knajpie, o czym sama mu zresztą wspomniała. Nie bez powodu musiała zrobić sobie tutaj przystanek i zatrudnić się do pracy. Potrzebowała forsy, i wcale nie na to, żeby móc rozbijać się po barach i smakować kraftowych alkoholi, a już tym bardziej płacić za obcych ludzi, o których za pół roku, będąc już w zupełnie innym miejscu, prawdopodobnie na dobre zapomni.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się, gdy podchwyciła jego żart o widłach. Gdyby był zagorzałym, hermetycznie zapuszkowanym mieszkańcem Mariesville, nigdy w życiu nie pomyślałby o strojeniu sobie żartów z tego niezwykłego miejsca, wypełnionego tradycjami, cudownymi wartościami i silną więzią społeczną. Ale bez przesady. Zagorzały nie był, hermetycznie zapuszkowany tym bardziej, a nawet jeśli miał tu swoje małe niebo na ziemi, gdzieś na wzgórzach Orchard Heights, to nie był tak chorobliwie przywiązany do miejsca, by traktować je jak świętość. Nie pozwoli robić tutaj chlewu, bo miał świadomość, jak dużą ilość pracy kosztowało ludzi doprowadzenie tego miejsca do tak sielankowego stanu: do tego, żeby było tutaj czysto, gościnnie i spokojnie, ale za kawałek ziemi pochlastać się nie da. I tak nie zabierze go ze sobą do grobu. Jak zresztą niczego.
Cmoknął zaraz i pokręcił głową, bo warunki układu były stałe, bez możliwości modyfikowania.
— Nie upijam się w pojedynkę — odparł i zajrzał chwilowo w swój kufel. Mógł skończyć na tym jednym piwie i to też byłoby w porządku, bo alkohol traktuje wyłącznie jako dodatek do wieczoru, a nie jego główną atrakcję, więc jego obecność wcale nie była konieczna. Od dawna trzyma się zresztą takiej zasady, że w towarzystwie pije alkohol na równi ze wszystkimi, albo wcale. I to nie dlatego, że ma słabą głowę. Wynika to po prostu z ograniczonego zaufania do otoczenia, a już szczególnie, gdy w grę wchodzi picie w miejscach publicznych, i dotyczy to także zakątków tej uroczej mieściny. Ludzie są nieprzewidywalni, a jego potrzeba kontrolowania sytuacji jest na tyle duża, że ostatnia rzecz, którą pozwoli sobie kiedykolwiek stracić w otoczeniu, to czujność. I to zapewne też jedno ze skrzywień zawodowych, ale chcąc, czy też nie, bezpowrotnie wpisało się w jego naturę. Nie ufał światu, ale wcale tego nie ukrywał. Świat jest popieprzony, a on wielokrotnie doznał tego popieprzenia na własnej skórze.
Podniósł spojrzenie na Paige i wziął łyk piwa, a potem odstawił kufel na bar i położył stopę na tym metalowym elemencie jej hokera, o który siedząc można zaprzeć się butami. Zostało mu jeszcze piwa na jeden, większy łyk, albo na dwa mniejsze.
— Nie ma takich pytań, których bym nie zadał — oznajmił, nie mijając się teraz wcale z prawdą. Stąd też często brała się jego nietaktowność, bo zadawał pytania, których czasami zadawać nie wypada, ale nie istniały dla niego tematy, z którymi należało obchodzić się ostrożnie. Istniały tylko takie, które warto poruszać pomału, ale przez to, że jest przyzwyczajony do działania w sposób bezpośredni, klarowny i bez zbędnych ceregieli, często przekracza pewne granice szybciej, niż druga strona zdecyduje się je dla niego otworzyć.
Ściąganie kurtyny to jego specjalność, jeżeli chodzi o te wszystkie teatrzyki odgrywane przez ludzi na co dzień, ale jego dosadność wynika też z charakteru pracy, w której trzeba być czasami naprawdę bezwzględnym, żeby przetrwać. Doświadczenia z życia gliniarza przekładały się też na jego życie prywatne, bo osobowość miał jedną i nie był w stanie jej rozdzielić, a służba odcisnęła na niej swoje ślady. To z tego powodu potrafi zbliżać się do granicy przyzwoitości i balansować na niej bardzo długo, równocześnie nie kierując się przy tym emocjami.
Usuń— Normalnie wcale by mnie to nie interesowało, ale myślę sobie, że teraz to w sumie całkiem ciekawa kwestia. Jaką tajemnicę wieziesz ze sobą z tej Atlanty, Paige? — Spytał, tym razem trochę poważniejąc. Skąd w ogóle pomysł, że jakaś tajemnica może być? Ano stąd, że wyjechała ze znienawidzonej Atlanty, ubrana w co popadnie w sam środek ulewy, z resztką baterii w telefonie i z brakiem kontaktów, które mogłaby wykręcić, prosząc o wsparcie. Utknęła w dziurze, nie będąc w stanie ogarnąć sobie zastępczego auta, a ubywające oszczędności zmusiły ją do znalezienia tutaj pracy. W dodatku miała pod ręką psa, który zachowuje się jak K9, a gdy wydawała mu polecenia, kiedy go użarł, sprawiała wrażenie osoby, która nie ma o tym dużego pojęcia. Liczył na jej szczerość, skoro zachęciła go do pytań, ale nie liczył wcale na to, że powie mu prawdę, a co najwyżej trochę się o nią otrze.
Rowan Johnson
Nie uzależnił swojego napiwku od niczego, dał te banknoty, które akurat miał w portfelu, a jej sytuacja wcale nie obchodziła go tak bardzo, jak mogło się jej wydawać. Po prostu nie chciał, żeby stawiała mu alkohol i była to cała filozofia, którą na pewno w prosty sposób jej wyjaśni, gdy tylko dojdą już do momentu płacenia za przyjemności. Jeżeli ona miała jakieś dziwne poczucie obowiązku zrekompensowania mu się za wsparcie, którego udzielił jej tamtego wieczora, to niech wrzuci pieniądze do puszki na bezdomne zwierzaki, czy cokolwiek innego, na co zbiera się w tutejszym ośrodku. Takie rozwiązanie pasowało mu zdecydowanie bardziej, niż stawianie alkoholu, ale niewykluczone, że może być dla niej trochę abstrakcyjnie, jeżeli w Atlancie takich rozwiązań nie praktykuje się na co dzień. Tą kwestią nigdy się tam na miejscu nie interesował.
OdpowiedzUsuńPopatrzył na nią w milczeniu, zastanawiając się, dlaczego w jednej sekundzie potrafi być miła, a w drugiej kąsać z niewiadomego powodu. Wyprowadzały ja z równowagi proste pytania? Początkowo nie wyglądała na kogoś, kto nie byłby w stanie poradzić sobie z niewygodnymi pytaniami, ale pierwsze wrażenia potrafią być złudne, o czym nie raz zdołał się już przekonać w biegu życia. Chyba, że poruszył tym jakąś szczególnie wrażliwą cześć jej życiorysu, to wtedy zmienia trochę postać rzeczy, chociaż nadal nie musiała spowiadać się z tego, co naprawdę działo się w jej przeszłości, bo i tak nie będzie miał możliwości tego zweryfikować. Mogła obrócić to w żart, nie brać pytania tak mocno do siebie, skoro on i tak przyjąłby każdą odpowiedź. I mogła też wyjść, jak najbardziej, na pewno nie próbowałby jej tego utrudniać. Zabrałby nogę z hokera, podziękował za piwo i resztę wieczoru spędził z kimś innym. Przyszli tu zupełnie niezobowiązująco, a jeśli Paige czuła się przesłuchiwana, gdy pytał o sprawy, które zwyczajnie go ciekawiły, to może następnym razem ugryzie się w język, zanim zdecyduje się dać mu przyzwolenie na zadawanie nietypowych pytań. Nie miał przecież w planach popsucia jej nastroju. Gdyby wiedział, że dopytywanie o Atlantę jakoś ją zaboli, całkowicie by to sobie odpuścił. Pytał, bo trochę go to ciekawiło, bo raczej mało komu przytrafia się na co dzień coś takiego, jak im przed kilkunastoma dniami.
Ale skoro zaczęła jednak mówić, wysłuchał ją, rejestrując kilka szczegółów. Zostawiła za sobą jakiś bałagan z pogryzionym facetem w tle, który prawdopodobnie mocno się zagalopował w swoich zapędach i z tego powodu wywołał taką, a nie inną reakcje u psa. I, w porządku, tyle mu wystarczy, żeby zobrazować sobie sytuację i wykluczyć przy okazji kilka innych możliwości, które brał pod uwagę od momentu ich pierwszego spotkania. Doceniał, że powiedziała trochę więcej, ale o głębszą prywatę pytać już nie będzie. Paige może pić piwo ze spokojem.
— Żyjemy w Georgii, moja droga, tutaj większość nie rozstaje się ze swoją bronią. Przejdź się na farmę Tylerów, to zobaczysz, z jakim oni chodzą arsenałem. Wtedy zrozumiesz, skąd przezorność — skwitował z uśmiechem, lekko nawet zaskoczony, że widok broni w kraju, w którym jest na nią przyzwolenie, tak bardzo ją dziwi. Tym bardziej, że na pięćdziesiąt stanów, Georgia znajduje się na szóstym miejscu, jeżeli chodzi o ranking posiadanej broni na obywatela. A Atlanta? Tam nie ma przecież dnia, żeby ktoś nie wymachiwał giwerą na ulicy. Aż niewiarygodne, że jeszcze kogoś dziwi to, że ludzie noszą w tym kraju broń.
Spodziewał się tego tylko wśród mieszkańców Mariesville, którzy nie wyściubili stąd nosa, a wielki świat znają tylko z wizytówek – oni mogli nie żyć ze świadomością, że człowiek, którego mijają na chodniku, ma przy sobie gnata, i kilku kolejnych, którzy idą gdzieś dalej, również. Ale Paige sprawiała nawet wrażenie kogoś, kto z tą świadomością się urodził.
Usuń— A skąd pomysł, że wcześniej byłem kimś innym? — Dopytał, zaciekawiony, wciąż utrzymując spojrzenie w twarzy Paige. Czyżby próbowała się czegoś dowiadywać tu i ówdzie? Inaczej chyba nie miałaby podstaw sądzić, że nie szeryfuje tutaj od zawsze. — Pracuję w policji od czternastu lat. Wcześniej byłem tylko studentem prawa — oznajmił, sięgając z powrotem po kufel. — Przez chwilę.
Dopił piwo jednym łykiem i odstawił kufel, po czym przesunął go po blacie w stronę barmanki, która sprawnie go przechwyciła. Podziękował na razie za dolewkę, bo jeżeli się skusi na drugie, to wybierze sobie jakieś inne, tak dla urozmaicenia smaków.
Rowan Johnson
Jeżeli ktoś czuł się przy nim jak na przesłuchaniu, nawet podczas zwykłej rozmowy, to ciekawe, bo do tej pory nie znalazł się odważny, który powiedziałby mu o tym wprost. Ale, nawet jeżeli to wrażenie faktycznie ludziom towarzyszyło, jedyne, co mógł zrobić, to i tak wzruszyć tylko ramionami. Nie zmieni się przecież, bo komuś coś nie leży. Jemu to w żaden sposób nie przeszkadza, ale innym najwidoczniej też nie na tyle, żeby zwrócić na to uwagę. Chociaż teraźniejszy Rowan nie różni się zbytnio od swojej młodocianej wersji, zawsze był konkretny, bezpośredni i zbyt poważny, jak na swój wiek, więc może ludzie byli już przyzwyczajeni do jego sposobu bycia i przez te wszystkie lata zwyczajnie to zaakceptowali. Paige go nie znała, a wiedziała w zasadzie tylko tyle, że jest policjantem, więc miała prawo automatycznie podciągnąć to sobie pod zawodowe skrzywienie. Każdy ma swoje własne kryteria oceniania ludzi, chociaż jej opinia nie miałaby dla niego żadnego znaczenia, przynajmniej na ten moment. Poznali się szybko i w ten sam szybki sposób o sobie zapomną, więc angażowanie się w to nie miało większego sensu, a już tym bardziej branie na poważnie jej uwag. Spotkali się grzecznościowo i już – jutro wrócą do swoich spraw, nie dzieląc się ze sobą choćby skrawkiem codzienności, bo raczej nie będzie im do tego po drodze.
OdpowiedzUsuń— Właśnie, zaprosiłaś mnie na piwo do pubu, a myślami jesteś cały czas na farmie jabłek — odparł, kręcąc lekko głową. Sama cały czas ciągnęła ten temat, więc jeżeli uważała, że ktoś się czegoś boi, to powinna uwzględnić w tym przede wszystkim siebie. Tylerowie nie mają zresztą jabłek – prowadzą gospodarstwo z polami bawełny, a szeryf jest ostatnią osobą, do której wycelują z arsenału. Chętniej sprawdzą celowniki na przyjezdnych, bo nie są zwolennikami sprowadzania tutaj mieszczuchów, ale może Paige sama kiedyś się o tym przekona. Chociaż wątpliwe, że zdąży zapuścić się do Farmington Hill, zanim stąd wyjedzie. Handel wymienny jest tam cenniejszy, niż złoto, więc odwiedziny z pustymi rękami pozbawione byłyby sensu, chyba, że miała ochotę wpakować się w kłopoty – tam akurat o to łatwo. Można wychodzić z bronią, nie mając zupełnie żadnego innego powodu poza tym, by być ubezpieczonym, a Rowan zawsze zabierał ją z tą myślą. I był więcej, jak pewny, że pod tym barem nie leży nic innego, jak Glock na amunicje dziewięć milimetrów, choć wcale nie dlatego, że ludzie czegoś się tutaj boją. To czysta przezorność. Ludzie mogą mieć broń, więc mają.
Westchnął głębiej, zabrał nogę z hokera i stanął przodem do baru, wygodnie krzyżując ramiona na szerokim blacie. Powiódł wolnym spojrzeniem po alkoholach, zaprezentowanych na ściennych półkach, na nic się jeszcze nie decydując.
— Połowę policyjnego stażu pracy przerobiłem w Atlancie. Tam sporo jest okazji, żeby stać się czujnym i przypakować — dopowiedział, zastanawiając się przez chwilę, kim jest do cholery Jack Reacher. Dopiero po kilku sekundach uzmysłowił sobie, że to fikcyjna postać, o której kiedyś czytał w książkach. A tej postaci z seriali wcale nie kojarzył.
Nie miał czasu przesiadywać przed ekranem, więc jego pojęcie było zerowe, ale nie żałował, bo oglądanie filmów, telewizji, czy seriali, nigdy nie wpasowywało się w jego zainteresowania. Od dziecka więcej czasu spędzał w terenie, rozbijając się kajakiem na rzece, albo szwendając po okolicznych pagórkach, i tak mu już zostało.
Usuń— A ty czym się zajmujesz zawodowo? Treserką psów służbowych raczej nie jesteś. — Spojrzał na Paige, lustrując krótko jej twarz. — Z prawem też bym cię nie powiązał, chociaż ta waga szalkowa całkiem ci pasuje — stwierdził. Nawet podkusiło go, żeby zapytać, skąd pomysł akurat na taki wzór, ale na razie dał sobie z tym spokój. Czasami historie, które kryją się za tatuażami, są bardziej osobiste, niż sprawy związane z przeszłością, jaka by ona nie była.
Rowan Johsnon
Jabłka nie stanowiły tutaj w zasadzie żadnej atrakcji. Jeżeli miały jakieś znaczenie, to zrozumiałe jedynie dla mieszkańców i osób, które są w stanie docenić tradycje i kulturę danego miejsca. Gdyby nie te jabłkowe sady, Mariesville nigdy nie miałoby możliwości stać się tak dobrze prosperującym miasteczkiem, więc mieszkańcy zawdzięczali ich właścicielom naprawdę wiele. To miejsce rozwinęło się dzięki wielopokoleniowym interesom, a taki prowadzili tutaj również Johnsonowie, którzy akurat przejęli rynek prawa. Jego ojciec kupił dużą ilość ziemi w okolicy, gdy piastował jeszcze stołek tutejszego burmistrza, a sporą ich część zostawili im również dziadkowie, którzy osadzili się tutaj przed laty, gdy Mariesville było jeszcze społecznością nieposiadającą osobowości prawnej. Oni mieli swój udział w przekształcaniu tej osady w municipal corporation, by mogło zacząć występować o miejskie dotacje i wciąż się rozwijać. Rowan lubił sobie pożartować z tego wszystkiego, bo w niektórych kwestiach przywiązanie ludzi do jabłek wypadało zabawnie, ale jego szacunek do tutejszych tradycji pozostawał niezmienny. Wyrósł na nich, tak samo jak na miejskich legendach i opowiastkach tutejszych babć, które lubiły puścić wodze wyobraźni i trochę sobie pofantazjować. Chociaż w żaden szczególny sposób się do tego nie przywiązywał – jak do niczego zresztą – a nie był też urzędasem, jak Paige celnie sobie założyła, mimo że pełnił urzędniczą funkcję, więc traktowanie pewnych spraw z dużą dozą dystansu nie przychodziło mu z trudem. Ona chyba też zaczynała łapać już klimat tego miejsca, skoro żarty o jabłkach przychodzą jej tak łatwo, choć nie można wykluczyć, że żartowanie to po prostu jej główny sposób komunikowania się w towarzystwie. Tak, czy siak, dogadywanie się jakoś im wychodzi, skoro nie pożegnali się nagle środkowym placem, i trwa to już dobrych kilkadziesiąt minut.
OdpowiedzUsuńIch doświadczenia w Atlancie były raczej nieporównywalne, skoro ona zajmowała się tam kelnerowaniem i ewentualnie rehabilitowaniem ludzi, a on rozbijaniem zorganizowanych grup przestępczych, zajmujących się przekrętami, o których nie śniło się nawet największym filozofom, czy też napadami na bank i odbijaniem pokiereszowanych zakładników. Akurat jego praca dla entry team'u w wyspecjalizowanej jednostce policyjnej nie ograniczała się wyłącznie do Atlanty, bo lawirowanie pomiędzy różnymi jurysdykcjami to norma, szczególnie będąc SWATem nieetatowym, więc jego doświadczenia z tym związane nie tyczyły się wyłącznie Atlanty. Tam jednak otrzymał tą najbardziej bolesną lekcję życia, a jego kariera w tej jednostce się zakończyła, więc jeśli przeklinał za to cokolwiek, to właśnie to paskudne miasto.
Popatrzył na nią zaskoczony, z uniesionymi wyżej brwiami i przechylił dziwacznie głowę, bo nie potrafił sobie wyobrazić jej ani w roli masażystki, chyba że katowała ludzi jakimś wałkiem i czerpała z tego przyjemność, a już tym bardziej w roli astrolożki. W ogóle: what the hell? Naprawdę interesowało ją wróżenie przyszłości z gwiazd? Przy tak niewyparzonej osobowości, to był naprawdę dziwny dodatek i tak – w życiu nie domyśliłby się, że chodzi właśnie o to. I wcale nie dlatego, że uważał to za bzdurę, akurat tutaj mógł dyskutować. Był święcie przekonany, że układ gwiazd ma wpływ na życie na ziemi, a czternaście lat w policji uświadomiło go, że to nie przypadek i nie pusta statystyka, że efekt transylwański rzeczywiście istnieje. Nie bez powodu też starzy rolnicy wciąż sieją uprawy w czasie od nowiu do pełni, a nie na odwrót, a w pełnię nikt nie szczepi roślin. Zabobony? Może, ale z jakiegoś powodu cały świat ma je na uwadze.
— Od początku, jak tylko zobaczyłem cię z miską w ręku, wiedziałem, że jesteś wariatką — skwitował, unosząc ku górze wskazujący palec, i zaśmiał się lekko. Żartował sobie, ale było to i widać i słychać. Za Boga nie był jednak w stanie zrozumieć jednej rzeczy: dlaczego jej tata powierzył jej psa, skoro Paige otwarcie przyznała, że nie lubi psów? Facet nie zna za dobrze swojej córki, czy jak? Pokręcona ta historia, ale nie chciał roztrząsać akurat tej części jej odpowiedzi, skoro właśnie mu powiedziała, że astrologia to jej guilty pleasure. Doprawdy, patrząc na nią, aż ciężko w to uwierzyć.
Usuń— A trzeba było pomyśleć o otworzeniu gabinetu w takim Mariesville. Tu zamiast zlotu zboczeńców, miałabyś zlot geriatryków. Kaloryferów byś się nie naoglądała, ale z dwojga złego, to chyba trochę lepsze — stwierdził i skupił uwagę na moment na barmance, która skończyła nalewać komuś piwo z kija. Poprosił ją o szklankę Blanton'sa bez dodatków, bo skoro nawinął się taki atrakcyjny temat, to jakiś dodatek do picia zdecydowanie się przyda. Mocniejszy dodatek.
Kiedy przejął szklankę z trunkiem, podziękował krótko i wrócił do wcześniejszej pozycji, znów kładąc rękę swobodnie na blacie, a stopę na metalowym elemencie hokera, na którym siedziała. Nie przeszkadzało mu, że ich nogi się stykały.
— W takim razie, co nam wywróżysz na tę końcówkę dnia, skoro ty jesteś wagą, a ja... rakiem? Dobry masaż? — Uśmiechnął się do Paige i pociągnął łyk alkoholu ze szklanki. Musiał się chwilę zastanowić, czy tym rakiem faktycznie jest, ale z tego, co pamiętał, to początek lipca mieści się w przedziale właśnie tego znaku zodiaku, więc raczej niczego nie pomieszał.
Rowan Johnson
Zasady dotyczyły upijania się, a on wciąż nie miał takiego zamiaru, tak samo jak Paige, więc nie zmienił zdania. Zdecydował się po prostu na alkohol, który w takich ilościach co najwyżej go odpręży, bo przy tych lekko ponad pięćdziesięciu mililitrach burbona zostanie już do samego końca, a jeszcze pewnie zostawi go trochę na dnie szklanki tuż przed wyjściem. Akurat single barrel nie był tym rodzajem alkoholu, którym dobrze się upić, o czym Rowan wiedział zresztą z własnego doświadczenia, a jeżeli miałby zamiar doprowadzić się do takiego stanu, poprosiłby o kolejkę srebrnej tequili. Oczywiście, co niektórym szklanka burbona pewnie wystarczy, żeby czuć się odpowiednio podchmielonym i zdolnym do zaginania czasoprzestrzeni, ale jemu potrzeba zdecydowanie więcej, poza tym, tego wieczoru byłoby akurat szkoda na to, żeby się upić. Był to co prawda wieczór zupełnie niezobowiązujący, luźny, niebędący dla nich nawet żadnym początkiem, skoro Paige przymierza się do tego, żeby za jakiś czas wyjechać, ale był przyjemny i odprężający. I po prostu dobrze będzie obudzić się nazajutrz wypoczętym, bez morderczego kaca, niedającego człowiekowi żyć przez następne pół dnia. W tej chwili dużo bardziej niż ładowanie w siebie kolejnych promili, interesowało go to, co Paige ma jeszcze do powiedzenia, bo z każdym kolejnym tematem wychodziły coraz to ciekawsze nowinki. Może to też bezsensu zawalać sobie głowę informacjami, które na dłuższą metę nie będą mu do niczego potrzebne, ale nie miał nic lepszego do roboty, a poznawanie ludzi i analizowanie ich miało swoje plusy. Policjant dobry w swoich fachu, to taki policjant, który potrafi czytać ludzi, a tego nauczyć się można tylko w praktyce.
OdpowiedzUsuń— Możliwe — odparł, wcześniej nie zastanawiając się jakoś szczególnie nad tym, czy szeryfowanie służy mu bardziej, niż praca w Atlancie. To, że ta funkcja służyła mu tak ogólnie, to akurat fakt, bo naprawdę to lubił, ale czy lepiej, niż praca w Atlancie? Ciężko było zestawić te dwa światy, więc nigdy nie próbował porównywać ich w ten sposób. Tutaj życie było spokojne, tam toczyło się na dużo wyższych obrotach i dlatego tutaj długo musiał szukać sobie zamienników, które odpowiednio uzupełniałyby zapotrzebowanie na adrenalinę. Praca w jednostce specjalnej mocniej obciążała go psychicznie, ale dawała też ogromną satysfakcję i poczucie zawodowego spełnienia, więc szara codzienność małego miasteczka wypadała na jej tle po prostu nudno. Tęsknił czasami za tym dreszczykiem emocji, gdy w gotowości czekało się w MRAPie na znak, a potem przystępowało do akcji, ale nie wróciłby już do SWATu, bez względu na warunki, jakie by mu zaproponowano. Miał swoje powody. A szeryfowanie w Mariesville było na tyle odpowiednią dla niego funkcją, że nie czuł potrzeby tego zmieniać.
— Fazę księżyca mamy do tego idealną. — Poruszył brwiami i uśmiechnął się figlarnie. Nie miał pojęcia, w jakiej fazie znajdował się teraz księżyc, bo nie prowadził w swoim życiu takich obserwacji, ani żadnego księżycowego kalendarzyka, jeżeli coś takiego w ogóle istniało. Przeczucie podpowiadało mu, że musi znajdować się przed pełnią, skoro ostatni raz pełny księżyc był na niebie ze dwadzieścia dni temu, a pełnie są na ogół raz w miesiącu, ale czy to naprawdę miało jakieś znaczenie? Na dobry masaż każda faza księżyca jest odpowiednia i tego miał zamiar się teraz trzymać.
Wziął łyk alkoholu i odstawił szklankę na blat, żeby móc podać jej lewą dłoń, tak jak sobie życzyła, automatycznie robiąc to wewnętrzną stroną do góry. Wyprostował palce i złączył je lekko, żeby te wszystkie fikuśne linie stały się widoczne, bo jak zakładał, to właśnie na nie będzie patrzyła, a nie na ilość maleńkich blizn po zadrapaniach, czy na szorstką fakturę skóry i ten ginący już odcisk przy serdecznym palcu. Raz w życiu dał dłoń jakiejś cygance, która zaczepiła go kiedyś na chodniku w Atlancie, ale okantowała go tylko na dwadzieścia dolarów, bo nie powiedziała nic, co kiedykolwiek by się sprawdziło. Paige nie przypominała jednak cyganki. A miał możliwość niedyskretnie się jej poprzyglądać, gdy ona skupiła akurat uwagę na jego dłoni.
Usuń— Z tysiąca rozmaitych zainteresowań, ty wybrałaś astrologię. Dlaczego?
To normalne, że ludzie interesują się sportem, albo grą na instrumentach, że rozwijają artystyczne zdolności, malując czy rzeźbiąc. Niektórzy mają smykałkę do tworzenia małych rękodzieł, a inni do pobijania rekordów. Ale astrologia? Ciężko zainteresować się astrologią ot tak, skoro świat wokół skupia się na tym, co przeciętne i standardowe.
Rowan Johnosn
Zainteresowanie się astrologią z nudów brzmiało trochę dziwnie i na pewno niezbyt typowo, bo z nudów to można sobie bańki puszczać, albo coś w tym stylu, ale te młodzieżowe sprawy – tak, to miało już trochę więcej sensu. Co prawda, jemu nigdy nie przyszło do głowy sięgać po jakieś horoskopy, żeby się dowiedzieć, czy miał szanse u jakiejś dziewczyny, bo po prostu szedł i działał, a później pytał, czy chodzenie ze sobą wchodzi w ogóle w grę, ale miał świadomość, że dziewczyny robiły różne dziwne rzeczy. Czytały horoskopy, albo wrzucały kolorowe słomki do miski z wodą i czekały, które jako pierwsze się zetkną, bo podobno te osoby miała połączyć wtedy wieczna miłość. Pisały na kratkach imiona i nazwiska, skreślały je później i wyliczały jakieś procenty, które miały obrazować ile dany związek ma szans na przetrwanie. To akurat żadna tam astrologia, ale to też pewnego rodzaju wróżby, które miały przewidywać przyszłość, przynajmniej w teorii. Jeszcze więcej sensu kryło się za potrzebą przewidywania przyszłości w kwestii zachowań matki, ale o prywatne sprawy nie chciał dopytywać, bo zdążył już zauważyć, że Paige nie czuje się z tym komfortowo. Do stworzenia sobie połowicznego obrazu jej osoby wystarczyło mu to, co powiedziała, ale całkiem możliwe, że jej relacje z matką też nie układały się najlepiej, albo że wcale ich nie było. To by wyjaśniało, dlaczego nie miała nikogo, do kogo mogła zadzwonić po pomoc, gdy jej auto nawaliło w samym środku dziury.
OdpowiedzUsuńTo było całkiem ciekawe doświadczenie, być tak subtelnie dotykanym przez kobietę, która z subtelnością nie ma za wiele wspólnego. Przechylił lekko głowę i zmarszczył czoło, gdy Paige zaczęła zdradzać mu to, co wyczytała z tej jego ręki. Trudny typ? Czy powinien odebrać to jako komplement? Może jakoś szczególnie łatwy to faktycznie nie jest, ale o to, żeby być trudnym też się nie stara. Jest, jaki jest – tak po prostu. Chociaż o przewidzenie jego zachowania może być trudno, tutaj kłócić się nie zamierzał, bo często sam nie jest w stanie tego zrobić. Nie postępował wedle utartych schematów, do każdego przypadku podchodząc indywidualnie, więc ciężko odgórnie założyć, co przyjdzie mu do głowy. W tej samej sytuacji jednego zbeszta, a drugiego wesprze. Nie ma jednego słusznego wzoru, według którego postępuje niezależnie od sprawy. Nie ma w zasadzie żadnego wzoru.
— Usta — odparł krótko, nie zastanawiając się nad tym wcale. — Bez rozciętej wargi jest lepiej.
Uśmiechnął się krótko i zabrał dłoń, by chwycić z powrotem szklankę i wziąć łyk alkoholu. Przy okazji rzucił krótkie spojrzenie w stronę stolików, bo te zaczynały pustoszeć. Niebawem bar się zamknie, ale mieli jeszcze chwilę, żeby wymienić tutaj kilka zdań.
Zauważał szczegóły i zbierał je w swojej głowie jak małe poszlaki, które z czasem dadzą mu większą całość, ale dopóki nie było potrzeby, w żaden sposób nie dawał tego po sobie poznać. Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek spotka Paige na swej drodze, czy to w pracy czy w życiu prywatnym, więc aż do teraz nie zawracał sobie nią głowy.
Ale skoro była, postanowił, że ułoży tę układankę, tyle że bez presji, bo wcale nie liczył na to, że zrobi to w całości. Zamierzała stąd wyjechać, więc zabraknie mu przede wszystkim czasu.
Usuń— A wróżyłaś sobie za ile się stąd wydostaniesz? — Powrócił uwagą do oczu Paige i uniósł brew w wyrazie ciekawości. — Skoro na mechanika tyle się czeka, to może ktoś ze znajomych w końcu pomoże ci się stąd wyrwać — stwierdził, trochę głośno sobie dumając. Z reguły większość ludzi ma przynajmniej jedną taka osobę w swoim życiu, do której może zwrócić się o pomoc. Paige już na samym początku powiedziała mu, że nie ma do kogo zadzwonić, ale kiedy to mówiła, znajdowała się pośrodku niczego, z rozładowanym telefonem, zepsutym autem i psem na utrzymaniu. Wtedy sytuacja była naprawdę patowa, ale teraz, po takim czasie mogła spojrzeć, na to z nieco innej perspektywy, więc – kto wie – może coś się zmieniło. Może czeka już na kogoś, kto będzie w stanie ją stąd wyciągnąć?
Rowan Johnson
Spuchnięte wargi też mogły wyglądać dobrze, pod warunkiem, że były efektem czegoś przyjemnego i rozpalającego, ale to zdecydowanie nie temat na dzisiejszą rozmowę. Albo i na żadną, bo kolejna może nie mieć po prostu miejsca, biorąc pod uwagę plany Paige i fakt, że ich znajomość nie była czymś, co oboje chcieli w swoim życiu zatrzymać. Wyszli na piwo, Paige odwdzięczyła mu się za pomoc, trochę niezobowiązująco pogadali i tyle – wrócą do swoich codziennych spraw, zostawiając ten wieczór w przeszłości. Oczywiście, Rowan miał świadomość, że skoro Paige zatrudniła się w Ribeye to nie wyjdzie stąd za dzień czy dwa, ale wątpił, że ich drogi będą się tutaj przecinać. Nie licząc jego odwiedzin w knajpie, o ile trafi akurat na jej zmianę, nie mieli tu żadnych wspólnych punktów, a znaleźć ich sobie też nie zamierzali.
OdpowiedzUsuńAle wieczór był miły. Rozjaśnił trochę sytuację, pozwolił ją poznać z tej drugiej strony i w jakimś stopniu skorygował to pierwsze wrażenie, które wtedy w deszczu i za sprawą dziwnego nieporozumienia, wypadło średnio. Niech dziewczyna jedzie w świat i układa sobie życie. Z rozmowy wywnioskował, że nie ma nic do stracenia, a to co najważniejsze, zabrała już ze sobą w podróż, więc niech znajdzie taki skrawek miejsca, w którym z pełnym przekonaniem będzie mogła osiąść na stałe, albo chociaż na dłużej. Czasami los sprowadza człowieka do takiego momentu, że musi wywrócić swoje życie do góry nogami. Rowan coś o tym wiedział, bo lekko ponad dwa lata temu sam zmierzył się z czymś podobnym i ostatecznie wyszedł na tym lepiej, nawet, jeśli wciąż nie był w stanie tak do końca przyznać temu racji. Przewartościowanie życia trochę go kosztowało, choć ceny, którą za to zapłacił, nie mógł poznać, a już tym bardziej zrozumieć, nikt inny oprócz niego.
Trochę zastanawiające było to, że Paige nie miała w swoim otoczeniu nawet jednego zaufanego znajomego, ale nie była przecież pierwszym takim przypadkiem. Miał do czynienia z wieloma osobami, które musiały liczyć tylko na siebie. Jednych doprowadziły do tego koleje losu, inni żyli tak z wyboru. Nie było w tym nic złego, choć życie w pojedynkę na pewno nie jest łatwe w świecie, w którym wiele spraw opiera się na znajomościach. Życie bez zobowiązań ma mnóstwo plusów, ale życie bez ludzi, na których można polegać, ma też swoje wady.
— Wszystko zależy od sytuacji. Z niespodziankami bywa różnie, czasami można się rozczarować — odpowiedział. Nie miał nic do niespodzianek, ale wszystko zależało od tego, czego ta niespodzianka miała dotyczyć. Były aspekty życia, w których lubił być zaskakiwany, ale były też takie, w których nie było miejsca dla rzeczy nieprzewidzianych.
Pokiwał głową i wziął większy łyk trunku, krzywiąc się nieznacznie pod wpływem mocnej, palącej goryczki. Powinni się już zbierać, zdecydowanie, dlatego odstawił szklaneczkę i przesunął ją pod blacie w stronę barmanki, krótko jej dziękując. Zabrał nogę z hokera i sięgnął do tylnej kieszeni spodni po portfel.
— Rozumiem, że chcesz zapłacić za moje piwo? — Upewnił się, nie próbując odbierać Paige tej powinności. Ona go zaprosiła, więc jeśli chciała zapłacić za piwo, nie miał nic przeciwko. Dżentelmeńskie zasady mówią, że płaci zawsze facet, a zasady współczesności, że płaci ten kto zaprasza. W przypadku Paige obowiązywała zasada numer dwa i Rowan nie zamierzał w żaden sposób tej zasady naginać. Skoro doszli już do takiego etapu, byłoby dobrze, gdyby rozeszli się też w zgodzie, a nie z kolejnym nieporozumieniem na karku, wynikającym tym razem z upartości.
UsuńRowan Johnson
Długie znajomości Rowan akurat posiadał, ale czy one były zażyłe to ciężko tak jednoznacznie stwierdzić. Nie licząc Jacksona, nie miał więcej takich książkowych przyjacielskich relacji. Utrzymywał kontakt z wieloma ludźmi, nie tylko stąd, ale nie były to codzienne pogaduchy przez telefon, ani nawet cotygodniowe. Nie było też mowy o wiszeniu na słuchawce przez godzinę, czy nawet pół, bo Rowan nie słynął z trajkotania ani przez telefon, ani twarzą w twarz. Mówił krótko, konkretnie i zwykle tylko tyle, ile realnie potrzeba do tego, by wystarczająco poruszyć dany temat, szczególnie, jeśli dotyczył on jego życia prywatnego. O zainteresowaniach potrafił mówić wiele więcej, o rzeczach przyziemnych też, ale to nadal nie były opowieści bogato obsadzone słowem. Nie był zbyt rozgadany. Lepiej wychodziło mu słuchanie, chociaż to też zależy kogo i o czym, bo durnych ludzi wolał ignorować tak dla własnego dobra. Powinien traktować wszystkich z szacunkiem, skoro piastował tutaj tak istotny stołek, ale były takie przypadki, że akurat łatwiej wychodziło mu deptanie ich dumy, niż utrzymywanie szacunku, więc izolowanie się od nich było wtedy najrozsądniejsze. Nie rozmawiać, nie słuchać, iść zając się czymś innym – to prawie zawsze działa, bo gdy jest się policjantem na służbie, ludzie zazwyczaj starają się nie narzucać. Zazwyczaj.
OdpowiedzUsuńPopatrzył na Paige, gdy stanęła tak blisko i pokręcił głową, zastanawiając się, czy ta dziewczyna jest w stanie złożyć chociaż jedno zdanie bez pretensji w głosie? Na dłuższą metę rozmowy z nią muszą być naprawdę wymagające, ale nie znał jej prawie wcale, więc ciężko stwierdzić, czy to taka powłoka ochronna, czy to jej naturalna osobowość. Jeśli to pierwsze, to i tak, żeby dotrzeć do tych głębszych warstw, warto zaopatrzyć się w jakiś porządny kilof, a najlepiej od razu w maszynę TBM. Na pewno była dobrym wyzwaniem dla megalomanów, czy osób, które myślą, że świat musi paść im do stóp, bo zwykły, zrównoważony charakter szybko przy niej wymięknie, ale niewykluczone też, że Paige odczuwała jakąś satysfakcję z faktu, że mogła kogoś ugryźć słowem. Nadal zbyt mało o niej wiedział, żeby wyciągnąć jednoznaczny wniosek. A może miała powody by taka właśnie być? Cholera wie. Jest dość nietypowa.
Zapłacił za burbon i zostawił napiwek, puszczając oczko do barmanki, która szerokim uśmiechem podziękowała mu za datek. Dziewczyna cały dzień obsługiwała różnego rodzaju klientelę, w tym na pewno buców i tych, którzy wymyślają coraz to głupsze drinki, by wyjść na szczególnie oczytanych koneserów, więc kilka dodatkowych banknotów na pewno ją uszczęśliwi. Zbierała może na jakieś studia, czy coś innego, co przydaje się osobom w jej wieku. On, mając dwadzieścia parę lat, był już funkcjonariuszem policji i musiał mocno się pilnować.
Wyszedł na zewnątrz, gdzie chłodne powietrze natychmiast go orzeźwiło, i stanął z boku, oparty o ścianę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że w środku panował zaduch, bo aż przyjemnie było wziąć kilka głębszych wdechów. Ludzie stali jeszcze przed lokalem, dopalając papierosy i kończąc rozmowy. Co niektórzy mieli problem z utrzymaniem pionu, ale wracali w grupkach, więc każdy wspierał się wzajemnie w tym, by uniknąć bliskiego spotkania z brukowanym chodnikiem.
Całe szczęście, że miasto zadbało o latarnie w tym rejonie, bo część osób musiałaby wracać na czworaka, żeby dojść do celu bez żadnego uszczerbku na zdrowiu, skoro teraz to nawet krawężnik okazywał się dla nich Mount Everestem. Co ten alkohol robi z ludźmi, doprawdy.
UsuńPrzeniósł uwagę na Paige, gdy wyszła z lokalu i odbił od ściany, wsuwając dłonie do kieszeni swych spodni.
— Mistrzynią pożegnań to ty nie jesteś — stwierdził, lustrując ją krótkim spojrzeniem. — Odprowadzić cię, czy wolisz spacerować nocą we własnym towarzystwie?
Mógł to zrobić, bo nigdzie się nie śpieszył, ale też nie będzie nalegać, nawet jeśli istniało jakieś prawdopodobieństwo, że któryś z tych bardziej podpitych kolesi będzie nienachalnie ją zaczepiał. Oni byli niegroźni, a co najwyżej upierdliwi, a z takimi Paige da sobie radę sama. Powinno wystarczyć im zwykłe wypierdalaj, a to słowo na pewno znajduje się w zasobie jej słownika.
Rowan Johnson
Tak naprawdę, nie wiedział dokąd będą szli. Paige nie zdradziła, w którym miejscu znalazła sobie lokum, bo ten temat jeszcze się w rozmowie nie nawinął, a to że nie wynajmowała pokoju w pensjonacie, wiedział, bo bywa tam co jakiś czas, więc istniałaby wtedy szansa, że wpadliby na siebie dużo wcześniej. Zakładał, że najprędzej znalazła jakiś kąt w centrum, bo tam najłatwiej było o pokój, kawalerkę czy poddasze, w takiej cenie, która nie obciążyłaby zbyt mocno budżetu. A jeżeli będą szli do centrum, to wtedy absolutnie nie będzie mu po drodze. Ale nie miało to znaczenia, bo nie proponował odprowadzenia jej, licząc na to, że i tak będą szli w tym samym kierunku. Z jednej strony, wypadało wyjść z taką propozycją z czystej grzeczności, ale Rowan nie czuł się zobligowany do odprowadzania jej pod budynek, więc to nie był powód, który stał za tym gestem. Sam był po prostu ciekawy, czy jego towarzystwo pasowało Paige na tyle, że przystanie na propozycję, żeby skorzystać i jeszcze trochę o czymś pogadać, czy stwierdzi, że nie potrzebuje obstawy i tym razem rzuci jakieś słowo, które nie pozostawi już żadnych złudzeń, że to definitywne pożegnanie. Skoro się zgodziła, uznał, że jego towarzystwo jej nie ciąży. A to dobrze, bo było jeszcze kilka pytań, które chętnie zada, o ile pojawi się ku temu okazja.
OdpowiedzUsuńDo tej pory chyba jeszcze nikt nie pytał go, w jakich sytuacjach lubi być zaskakiwany. Czy ludzie naprawdę posiadają odpowiedzi na takie pytania? Jeśli tak, chętnie by je usłyszał, żeby się czymś zainspirować, bo w jego przypadku odpowiedź nie była wcale łatwa. Nie był w stanie odpowiedzieć o tym w sposób czarno-biały, bo na to, kiedy lubi być zaskakiwany, składa się na to całe mnóstwo zależności. Nie dotyczy to wyłącznie samej sytuacji, ale też ludzi, którzy biorą w niej udział, bo jedna osoba sprawi mu przyjemność zaskoczeniem, a inna nie, mimo że obie zrobią to samo. Interesował ją naprawdę skomplikowany dział jego osobowości, którego sam tak do końca jeszcze nie rozgryzł.
— Przy pożegnaniach? W sumie, tak — stwierdził, idąc już wolnym krokiem w kierunku, w którym prowadziła ich Paige. Jak na razie zmierzali w stronę centrum, więc możliwe, że jego założenia się sprawdzą. — Na pewno lubię być zaskakiwany w pracy, chociaż nie w każdej sytuacji, ale jeśli wpadają nagłe akcje, na które trzeba reagować szybko, to jest okej — powiedział. Chodziło oczywiście o zastrzyk adrenaliny i sam fakt, że napatoczyła się jakaś ciekawsza robota od przewalania sterty segregatorów z biurka na biurko. On i tak miał możliwość pracować więcej w terenie, bo taki był jego warunek podczas obejmowania stanowiska, ale nie mógł odbierać pracy innym funkcjonariuszom, więc czasami zajmował się tym, czym musiał, a nie czym chciał, czyli pieprzoną biurokracją. — Lubię być zaskakiwany podczas rozmów, kiedy na przykład ktoś mówi mi nagle, że interesuje się czymś, na co nigdy bym nie wpadł. — Zerknął na Paige z lekkim uśmiechem i zaraz znów powrócił uwagą przed siebie. Nie było ruchu, więc szedł poboczem ulicy, zostawiając chodnik dla Paige, bo nie był tutaj zbyt szeroki. — Możliwe, że polubię też bycie zaskakiwanym podczas odprowadzania, kto wie — rozważył na głos, nieznacznie wzruszając ramieniem.
Wbrew pozorom, w trakcie takiego kilkunastominutowego spaceru zdarzyć może się wiele, oczywiście wszystko w granicach możliwości tak małej mieści. Żaden zamaskowany ninja z kataną raczej przed nich nie wyskoczy, ale niewykluczone, że sam spacer z Paige okaże się zaskoczeniem. Miłym, czy niemiłym to już inna sprawa, chodzi o samo zaskoczenie.
Usuń— A jak jest w twoim przypadku? Zaskakiwana pewnie lubisz być, ale w jakich sytuacjach? — Płynnie odbił piłeczkę. — Przy pożegnaniach? — Uniósł lekko brew, znów zerkając na Paige. Do takiego ostatecznego pożegnania jeszcze nie doszli, wszystko przed nimi, ale warto było wiedzieć, czy to właśnie niespodzianki na do widzenia sprawiają jej przyjemność.
Rowan Johnson
[Musi być ciężko, postaci na blogach nie mogą mieć w życiu zbyt łatwo! ;D
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa i powitanie, wy również bawcie się dobrze. ;)]
Bezinteresowność jest zaskoczeniem również dla niego, bo w dzisiejszych czasach ciężko spotkać kogoś, kto poświęcając się jakiejś sprawie, nie chciałby ugrać przy okazji czegoś dla siebie. Ale kiedy myślał w tym kontekście o sobie samym, też nie mógł jednoznacznie stwierdzić, że jest tak w stu procentach bezinteresowny. Bywał taki, bo potrafił zrobić coś dla ludzi, czy to po sąsiedzku czy nie, i nie chcieć niczego w zamian, ale bywać to nie znaczy być, a w jego przypadku wszystko zależne było jak zawsze od sytuacji. Bywały takie momenty kiedy jedynym warunkiem zdobycia czegoś dla siebie, było zrobienie czegoś dla kogoś innego, chociaż taki handel wymienny też nie jest wcale złym rozwiązaniem, a w zasadzie dość sprawiedliwym, skoro każdy wychodzi na danym układzie dobrze. Ale bywały też takie momenty, kiedy chodziło tylko i wyłącznie o zrealizowanie jakiegoś celu i zysk nie miał wtedy żadnego znaczenia, a takim celem było na przykład podrzucenie Paige i Scrapsa do pensjonatu. Swojej pracy nigdy nie podciągnąłby pod bezinteresowność, zresztą, nie zrobiłby tego w przypadku żadnej pracy, bo za wykonywany zawód każdy otrzymuje granty, ale na służbie zdarzały się sytuacje, których podejmować nie musiał, a które podejmował tylko dlatego, żeby ktoś inny mógł na tym skorzystać. Wtedy było to w jakiś sposób bezinteresowne.
OdpowiedzUsuńMógł się z nią zgodzić we wszystkim, bo mylne pozory rzeczywiście potrafią zaskakiwać, tak samo jak bezinteresowność, a zaskakiwanie samego siebie to coś, co naprawdę można polubić, o ile człowiek nie odkrywa w sobie samych wad, bo wtedy można się po prostu załamać, albo postawić na sobie krzyżyk. Można czuć się zaskoczonym pozytywnie, gdy zapiekanka, którą zrobiliśmy na spontanie okaże się najsmaczniejszym jedzeniem, którego próbowaliśmy w ostatnim czasie, ale można zaskoczyć się negatywnie, gdy zrozumiemy, że mamy dwie lewe ręce i nie ogarniamy najprostszych, życiowych spraw. Tak, czy siak, zaskakiwanie siebie zawsze idzie w parze z poznawaniem siebie, a nad tym co negatywne można popracować i spróbować to zmienić. Zaskakiwanie samego siebie nie jest złe, ale może bywać frustrujące, z kolei dla zdeterminowanych na pewno kształcące.
— W takim razie, już pomijając zapiekankę, czym do tej pory najbardziej zaskoczyłaś samą siebie? — Zapytał, zerkając na Paige. — Pozytywnie czy negatywnie to bez znaczenia, po prostu czym tak najbardziej — doprecyzował, bo to nie musiało być zaskoczenie z rzędu tych miłych. Chciał się dowiedzieć, czym w życiu zaskoczyła samą siebie najbardziej, nawet, jeśli nie była to wcale przyjemna rzecz. Oczywiście, o ile Paige będzie chciała o niej w ogóle opowiedzieć, bo może było to coś, co wiązało się bezpośrednio z jej życiem osobistym, chociaż ten dział mogła z góry wykluczyć i wyciągnąć wspomnienie z jakiegoś innego, który nie zdradzałby niczego, czego nie chciała wystawiać na światło dzienne. Nie musiała otwierać się przed nim na te prywatne sprawy, bo wcale tego nie oczekiwał. Sam omijał zresztą własną prywatę, więc w tej kwestii oboje nie dążyli akurat do tego, by dzielić się osobistymi szczegółami z życia.
Rowan Johnson
Odruchowo odwrócił się przez ramię, kiedy Paige zerknęła za siebie, i popatrzył na mijający ich samochód, a kiedy ten zwolnił i kierowca opuścił na moment szybę, pochylił się lekko i machając ręką, wymienił z nim krótkie powitanie. To jeden ze znajomych, których miał tu wiele, a wracał pewnie z roboty. Pora nie była jeszcze tak późna, by cała mieścina pogrążyła się we śnie, choć tutaj na szaleństwo na ulicach nie ma co liczyć, bo wieczorna rutyna tego miejsca wygląda zupełnie inaczej. Mariesville nie tętni życiem nocą, a przynajmniej nie na ulicach, bo akurat to, co dzieje się w tutejszych domach za ich czterema ścianami, to już zupełnie inna sprawa. W teorii prywatna, ale w praktyce wszystko wychodzi ostatecznie w plotkach, które jakieś ziarno prawdy może i w sobie mają, ale w większości są nadmuchane jednak sztucznie.
OdpowiedzUsuńWrócił uwagą do Paige, gdy zaczęła mówić i wsunął dłonie z powrotem do kieszeni swych spodni.
Odpowiedzi na jej pytania też nie były łatwe, ale jeśli chodziło o to, by nie skupiać się na banałach, tylko na kwestiach, o których nie porozmawialiby z nikim innym, to właśnie takiego typu pytań należało się spodziewać. W żadnej standardowej rozmowie Rowan na pewno nie pytałby o takie sprawy, nawet jeśli były one na swój sposób ciekawe, bo po prostu nie byłoby ku temu okazji. A tu też można było dowiedzieć się wielu istotnych informacji. Tak normalnie nie zapytałby się o jej eks facetów, bo to nie jego interes z kim Paige się spotykała, tymczasem temat wypłynął samoistnie, dając mu też jakiś dodatkowy obraz jej osoby. Może ciężko było wywnioskować to tak na sto procent na podstawie kilku zdań, ale z tego, co powiedziała, wychodziło, że Paigie bywa skłonna do zemsty, czy też do dążenia do wyrównania krzywd. Nie jemu już jednak oceniać, czy taki sposób wyeliminowania niewygodnych emocji jest dobry czy zły, bo sam nie był pod tym względem bez skazy. Teraz unikał tej formy odwetu, bo to na dłuższą metę nie przynosiło mu żadnej satysfakcji, a już tym bardziej nie kasowało z głowy poczucia krzywdy, ale kiedyś bywało z tym różnie. Kiedyś nie wyobrażał sobie nie odpłacić się komuś pięknym za nadobne. Kiedyś zwalczanie zła złem wydawało mu się jedyną słuszna opcją, ale po latach różnorakich doświadczeń trochę zmienił do tego podejście. Oczywiście, nie pozwoli się okładać jakiemuś pijaczkowi w pubie – wiadomo, że mu odda i to nawet mocniej, niż potrzeba, ale takie barowe potyczki rządzą się swoimi sprawami. Za zdradę na pewno nie powyrywałby kobiecie włosów, ani nie przywiązał jej do łóżka, ale wywaliłby ją ze swojego życia i ostrzegł, by dla własnego dobra nigdy więcej nie pokazywała mu się na oczy. A gdyby złamała zasadę i narzuciła mu się po raz kolejny, to wtedy ciężko mówić już o zemście. Wtedy broniłby się po prostu przed jej fałszywą osobowością, a nie mścił.
Przy takiej odpowiedzi aż przyszło mu na język zapytać, czy Paige w ogóle miała jakieś przyjemne doświadczenia z facetami, bo wymieniła już kilku, którzy napsuli jej krwi, a do tej pory wcale nie zakładał, by przerobiła w swoim życiu niezliczone ilości związków. Nie wyglądała na taką, którą łatwo zdobyć, ale z drugiej strony, wciąż nie mógł mieć pewności, skoro prawie niczego o niej nie wiedział. Słuchał więc, co mówiła i analizował fakty w swojej głowie, wyciągając mniej lub bardziej celne wnioski, które składał potem w jeden obrazek. Ale na razie daleko było temu obrazkowi do sensownej całości.
— Czy ten ostatni ma jakiś związek z tym, który pchał ręce tam gdzie nie trzeba, i którego pogryzł Scraps? — Dopytał, żeby rozwiać swoje wątpliwości, co do tego, czy pogryziony facet był kimś, kto dopiero zaczynał swoje podchody i zalecanki, czy jednak taki, z którym łączyła ją już jakaś dłuższa relacja. Całkiem możliwe, że ojciec dał jej pod opiekę psa wcale nie tak dawno temu, skoro nie wspomniała tak przy okazji, że po tych wszystkich odwetach z dostawcami pizzy, poprzedni panowie zostali zeżarci przez Scrapsa żywcem. Chociaż tutaj to trzeba by zacząć od tego, że Scraps może w ogóle nie dałby się tamtym facetom do niej zbliżyć.
UsuńRowan Johnson
Uśmiechnął się lekko, kiedy Paige zaprzeczyła, rozwiewając wcześniejsze wątpliwości odnośnie pogryzionego faceta. Czyli był to ktoś przypadkowy, kto jednak sprawił, że – zgodnie z tym, co powiedziała mu w barze – zostawiła za sobą jakiś bałagan i wylądowała na tym ich jabłkowym wygwizdowie, robiąc sobie tutaj przymusowy przystanek. Musiało być w tej historii coś więcej, bo przez byle kogo człowiek raczej nie przestawia całego swojego życia, ale to nie jest opowieść na ten moment i prawdopodobnie na żaden inny. Życie nie jest czarno-białe, a ten byle kto mógł być akurat jednym z wielu powodów, które przy podejmowaniu decyzji o zostawieniu Atlanty za sobą, złożyły się na całość i wspólnie przechyliły szalę. Ale nie miał wątpliwości, co do tego, że Scraps raczej nie przepada za dzieleniem się swoją aktualną opiekunką, bo na własnej skórze się o tym przekonał, nawet jeśli tamta sytuacja niewiele wspólnego miała z chęcią wzięcia sobie choćby jej kawałka. Akurat wtedy pies działał w obronie, ale nietrudno się domyślić, że przyjmie taką postawę niezależnie od tego, w jakim kontekście Paige będzie dotykana. Psy służbowe mają to do siebie, że reagują na konkretne ruchy, a w kwestii odwołania komendy słuchają wyłącznie swoich przewodników, natomiast Scraps pasował książkowo na K9, chociaż ciężko przewidzieć, czy na policyjnego czy wojskowego. Teraz nie miało to aż takiego znaczenia, skoro funkcjonował jak należy. Ale jeśli należał do jej ojca, prawdopodobnie facet był jakimś mundurowym, może już emerytowanym, może jeszcze nie. I to tym bardziej ciekawe, dlaczego Paige nie miała powodów by ufać policji, jeśli w tym środowisku, gdzie znajomości bywają cenniejsze i bardziej przekonujące, niż łapówka, miała kogoś z rodziny. Chyba, że jej ojciec jest lub był wojskowym, to już inna bajka. Tak, czy siak, Rowan miał pełną świadomość, że jej historia jest zdecydowanie dość mocno pokręcona.
OdpowiedzUsuńPopatrzył przed siebie na ulicę, o której Paige teraz wspomniała. Miała stąd całkiem blisko do pracy i w zasadzie do każdego innego miejsca też, więc mogła obejść się na razie bez auta. Dobrze, że udało jej się wstrzelić w jakąś kawalerkę akurat w tym rejonie, bo ta lokalizacja na pewno ułatwia trochę życie. Zaoszczędzi na benzynie, skoro do Ribeye jest rzut beretem. Ciężkich zakupów też nie musiała nosić kilometrami, bo sklep znajduje się kilka budynków dalej. I ceny mieszkań rozsądne, więc przy dobrych wiatrach może faktycznie uda jej się trochę zaoszczędzić na dalszą podróż.
— Nie mam pytań — odpowiedział, kręcąc krótko głową. Tak na dobrą sprawę pytania miał i to nawet całkiem sporo, ale na ten moment wolał zostawić je dla siebie. Może zapyta kiedyś, może wcale. Miał przecież na uwadze, że ich znajomość jest przelotna, więc grzebanie w jej życiu nie było mu do niczego potrzebne. Coś go ciekawiło, coś intrygowało, ale obejdzie się bez odpowiedzi, skoro za jakiś czas i tak puści to wszystko w niepamięć.
— Te ostanie resztki naszego czasu zostawiam na twoje pytanie, jeśli jakieś jeszcze masz, więc śmiało. — Zerknął na Paige. Będzie ono prawdopodobnie ostatnim, które zada, bo jakoś nie wyobrażał sobie, że zatrzymają się przed klatką, żeby sobie jeszcze trochę potrajkotać. Wypili piwo, załatwili sprawę, zdobyli święty spokój, pogadali, a Paige została już prawie odprowadzona, więc spotkanie można uznać za zakończone.
Rowan Johnson
[Cześć! Miło, że do nas wpadłaś ^^ Paige wygląda tak niepozornie, ale jak zaczęłam czytać kartę, to każda linijka wchodziła coraz szybciej i nie mogłam się oderwać. Czy tylko mnie ciekawi kim jest ten tajemniczy prześladowca i co znajdowało się w listach, które otrzymywała?!
OdpowiedzUsuńCo prawda u Anny mam komplet, ale jeśli Paige nie boi się, że Savannah sprowadzi ją na złą drogę to chętnie zaprzyjaźniłabym nasze panie! Daj znać co o tym myślisz :D]
Savannah Weber
Nad tym pytaniem też musiał się chwilę zastanowić, bo nie myślał o takich sprawach, a na co dzień starał się żyć tym, co ma tu i teraz, a nie tym co mógłby mieć, ale z jakiegoś powodu nie ma i może mieć nie będzie. Niewiele było w zasadzie takich rzeczy, które chciał zrobić, a których nie zrobił, bo w jego charakterze leżało sięganie po to, czego chce, więc jeśli naprawdę czegoś chciał, to realizował cel i wcale sobie nie odmawiał, niezależnie od kontekstu. Rzeczy niemożliwe dla niego nie istniały, dopóki o tej ich niemożliwości nie przekonał się osobiście, a to oznacza, że zawsze musiał spróbować, że musiał podjąć przynajmniej jedną próbę zrobienia z niemożliwego możliwym, żeby mieć pewność, że nie będzie w stanie czegoś ruszyć. Był więc intensywny, pełen determinacji, albo po prostu zawzięty – mówiąc prostym ludzkim językiem, i starał się nie przepuszczać okazji, na których mógł skorzystać. Mógł jej opowiedzieć o tym, że miał kiedyś szansę dołączyć do Interpolu, wyjechać stąd w pizdu, gdzieś do Waszyngtonu w Dystrykcie Kolumbii i zacząć tam nowe życie pod znakiem Międzynarodowej Organizacji Policji Kryminalnej, ale odmówił. Mógł opowiedzieć, że zaplanował kiedyś z kumplami wycieczkę nad Jezioro Kraterowe w Oregonie, żeby poskakać z klifów i spróbować szczęścia w tej dyscyplinie, ale przez kontuzję nie pojechał, a potem nigdy już nie miał okazji, albo wspomnieć o wypadku na motocyklu, po którym nigdy nie wsiadł już na żaden jednoślad, chociaż miał prawo jazdy i czasami jeszcze o tym myślał. Ale to były zbyt banalne sprawy, a miał wrażenie, że Paige oczekiwała teraz czegoś, o czym nie powiedziałby nikomu w takiej standardowej rozmowie. I zastanawiał się przez chwilę, jak ten temat ugryźć, żeby odpowiedź była zadowalająca i dla Paige i dla niego, bo rozprawiać o życiu prywatnym nie chciał, ale zależało mu na tym, by nie zostawić jej z niczym, skoro ona sama w jakiejś części opowiedziała mu przed chwilą o swoich byłych facetach, zahaczając o prywatę, chcąc czy nie chcąc.
OdpowiedzUsuń— Jest — odpowiedział powoli, też przeciągając głoski w podobny sposób i skinął wyraźnie głową. Nie jest to wprawdzie coś, o czym nieustannie myślał, bo akurat tę część przeszłości zostawił za sobą, ale jest to coś, co chciał zrobić, a czego nie zrobił, bo okazja już się nie przytrafiła, i czego nie zrobi już nigdy, nie ważne, jak bardzo by chciał.
— Po pierwsze: zawsze chciałem powiedzieć pewnemu człowiekowi, że jest pieprzonym idiotą, ale ta okazja przeszła mi koło nosa i już nie wróci — zaczął, patrząc cały czas przed siebie. — Bo to mój były przełożony, który wyniósł się na emeryturę do Key West. Nie mam z nim kontaktu, więc pozamiatane — wyjaśnił. W czasie, w którym Rowan przebywał w szpitalu, jego przełożony zrezygnował z pełnienia funkcji i nie mieli okazji spotkać się nigdy więcej. — A po drugie... — wziął nieco głębszy wdech. — Po drugie, wywiózłbym z Atlanty pewną kobietę i nie czekał na jej zgodę, a już tym bardziej na zgodę pieprzonego idioty — powiedział, równocześnie lekko wypuszczając powietrze z płuc. — Ale takiej okazji też nie będzie, bo ta kobieta już nie żyje. I to jedyna sprawa, która od czasu do czasu do mnie wraca — zdradził. Gdyby to zrobił, mając gdzieś formalności, kostki domina nigdy by się nie poprzewracały.
Nie dokonałby samosądu, nie trafiłby do szpitala, nie został szeryfem. Rzadko wracał do tych wydarzeń, bo czasu cofnąć się nie da, a to doświadczenie, choć niezwykle bolesne, było dla niego też srogą lekcją, która mocno poprzestawiała jego priorytety. Nie mógł tego nawet żałować, bo teraz też był teraz miejscu, które czyniło jego życie szczęśliwym. Szeryfowanie w Mariesville naprawdę go cieszyło i dawało satysfakcję, więc żałowanie czegokolwiek byłoby nieadekwatne do sytuacji. Te poprzewracane kostki domina zaprowadziły go aż dotąd – do życia, z którego mógł swobodnie korzystać i czerpać to, co najlepsze, bez czyhających za plecami demonów.
Usuń— Które to piętro? — Zapytał, spoglądając w górę na budynki, do których się zbliżyli. Jeśli będzie przejeżdżał tędy, czy to na służbie, czy prywatnie, zerknie w okna z czystej ciekawości.
Rowan Johnson
Zsunął spojrzenie na Paige, orientując się, że zmieniła ton. Jemu nie było przykro, więc na takiego nie wyglądał. Już nie. Teraz, jeśli sobie o tym przypominał, to czuł się przede wszystkim wkurwiony, ale naprawdę starał się nie roztrząsać wydarzeń z tamtych lat, bo kosztowały go mnóstwo nerwów, a skoro zdołał je jakimś cudem po tym wszystkim posklejać, to już niech mają ten święty spokój na wieczność. Niczego i tak nie da się naprawić, można tylko pojechać na tą pieprzoną Florydę, znaleźć idiotę i skopać mu tyłek, ale to też niczego już nie zmieni. Nie żyła kobieta, nie żył facet, który pozbawił ją życia, i Rowan też miał nie żyć, ale najwidoczniej los miał dla niego jakieś plany, skoro płatni zabójcy nie postarali się na tyle dobrze, by skutecznie go na tym chodniku zaszlachtować. Dwa ciosy nożem, oba po wbiciu przekręcone i wyjęte. Książkowo, ale jednak nie do końca, skoro przepona została przebita w sposób, który nie pozbawił go w stu procentach możliwości oddychania. Ktoś wiedział gdzie celować, ale nie miał w tym doświadczenia, więc zrobił to nieprecyzyjnie, i tylko dlatego Rowan zdołał się z tego wykaraskać. Czy to dobrze, czy to źle – kiedyś powiedziałby, że źle, dziś sprawy miały się już zgoła inaczej. Z pewnymi ranami można żyć, bo nawet jeśli się nie zagoją, człowiek po prostu się do nich przyzwyczai i nauczy z nimi trwać.
OdpowiedzUsuńNajwidoczniej odpowiedź, której udzielił, była wystarczająco satysfakcjonująca, skoro Paige zeszła z tematu i nie starała się go ciągnąć. To dobrze, bo nie powiedziałby niczego więcej. Sprawa była skomplikowana, w jakiejś części zastrzeżona klauzulą tajności, ale chodziło przede wszystkim o to, że chwila nie wystarczyłaby na opowiedzenie jej od początku do końca. Operacja Beryl trwała pół roku, musiałby streścić sześć długich miesięcy, całe sto osiemdziesiąt dni walki o rozbrojenie szajki w taki sposób, by ucierpiało przy tym jak najmniej ludzi, więc potrzebowałby na to całego wieczora. I chęci, a tego akurat brakowało mu najbardziej. Nie powiedział jej nawet, że służył dla SWATU, więc gdzie tu cała reszta historii z tym związanych.
Ale tyle im wystarczy. Wykorzystali swoją chwilę, pogadali o czymś, o czym i tak nie pogadaliby z nikim innym, i była to naprawdę fajna odskocznia od codzienności. Coś innego, nietypowego, coś co już zawsze będzie kojarzyło mu się z Paige, gdziekolwiek ona będzie i dokądkolwiek dotrze, gdy tylko wyrwie się z jabłkowego raju.
Uśmiechnął się i uniósł lekko brew na jej słowa. Potrafiła być miła i miała delikatniejszą stronę, nawet jeśli niedostępną i skrytą gdzieś głęboko pod ciężkim pancerzem. Miała powody, by trzymać ją z dala od świata zewnętrznego i rozumiał to, nawet, jeśli nie opowiedziała mu o tych powodach tak bezpośrednio. Wszystko to o czym rozmawiali tego wieczoru, dało mu wystarczający obraz świata, w którym żyła, zanim nie zdecydowała się go rzucić i wyjechać w cholerę. Więcej nie potrzebował, bo to co najistotniejsze już wiedział.
— Zatęsknisz, Paige Rachel King, zatęsknisz — zapewnił, kiedy Paige zatrzymała się przy drzwiach i machnęła mu na pożegnanie. Posłał jej ostatni uśmiech i odwrócił się, dając krok w stronę, z której przyszli, bo musiał kawałek się cofnąć, żeby potem odbić do Orchard Heights.
Zatrzymał się jednak po tych kilku małych krokach i obrócił z powrotem w kierunku drzwi do kamienicy, bo miał wrażenie, że coś słyszał, albo się przesłyszał, a wtedy Paige znalazła się niespodziewanie tuż przed nim. I zrobiła coś, co sprawiło, że jego mięśnie naprężyły się jak struna, a on po prostu zamarł. Potrzebował ułamka sekundy, żeby zrozumieć, co się właśnie wydarzyło, żeby poczuć miękkie wargi na swych ustach i słodki posmak stouta, którego wcześniej popijała. Potrzebował jej cichego westchnięcia, żeby unieść dłonie, ująć pewnie jej twarz i oddać jej pocałunek tak intensywnie, żeby świat wokół nich zawirował. O Chryste Panie.
Przyjemne mrowienie zagnieździło się w jego ciele, gdy Paige zacisnęła dłoń na jego koszulce jeszcze mocniej, aż sam wsunął palce w jej włosy, całkiem burząc konstrukcję messy koka. Całowała tak ogniście, jak ognisty miała temperament. Nie miał pojęcia, czy wszystkie Wagi takie są, ale całują naprawdę dobrze – zaprzeczyć nie mógł. A jeszcze lepiej, jeśli to osobista cecha samej Paige.
UsuńPrzygryzł lekko jej dolną wargę i zsunął dłonie do jej ramion, ale tylko na chwilę, bo zaraz złapał ją pod uda, podniósł całą jej sylwetkę i ruszył do drzwi, w których zostawiła klucz. Nie chciała być wytargana za włosy i takie tam, a zdecydowała się pocałować go w miejscu, w którym byli widziani z każdego okna ze wszystkich stojących tutaj budynków, jak w jakimś Big Brotherze, czy innym dziadowskim show. Na miłością boską, to nie Atlanta, tutaj nie wygrzebaliby się z plotek przez najbliższy rok! Oczywiście, to on by się nie wygrzebał, bo Paige zaraz stąd przecież wyjedzie i tyle ją widzieli.
— Paige — powiedział ostrzegawczo, gdy postawił ją na twardym gruncie, a jej plecy zderzyły się z drzwiami. Złapał w palce jej twarz, zadarł lekko ku górze i twardo popatrzył w te ciemne oczy, które miał tuż przed własnymi. Oblizał lekko swą dolną wargę, na której pozostał niewidzialny ślad żaru, z którym go całowała. Ich czoła prawie się teraz stykały, ich usta niemalże dotykały. Jego klatka piersiowa falowała szybciej, podobnie jak ta należąca do Paige, ale to, co się wydarzyło, było intensywne i zaskakujące. Nie lubił, kiedy ktoś w taki sposób przekracza granice jego przestrzeni osobistej, choć to też niezdrowy nawyk zawodowy, który wkradł się ukradkiem, a został na stałe, dlatego przemawiało przez niego i zaskoczenie i wzburzenie i przy okazji poruszone struny namiętności. Stąd ta ostrzegawcza reakcja – dużo różnych, z jednej strony sprzecznych, z drugiej cholernie przyjemnych odczuć, które nie powinny mieć miejsca. Ale były na tyle przyjemne, że nie oparł się pokusie skosztowania ich znowu. Położył drugą dłoń płasko na drzwiach, tuż nad jej ramieniem, żeby móc się kontrolować i odepchnąć, jeśli zabrnie to zdecydowanie za daleko, i pocałował ją, zsuwając w międzyczasie dłoń z jej twarzy na szyję. O Chryste Panie. To jakieś szaleństwo.
Rowan Johnson
Ostrzegał ją tylko i wyłącznie przed sobą, bo nawet jeśli wzajemne oddziaływanie zaczęło kiełkować już w restauracji, a rozkwitło w pubie i nawet jeśli gdzieś pojawiła się ciekawość, zaintrygowanie, czy niewinny flirt, to żadna z tych rzeczy nie miała dla niego znaczenia. Nie rozważał tej znajomości w żadnej kategorii, bo ona nie miała prawa do przyszłości i cokolwiek wydarzy się teraz, zaraz, czy za kilka chwil, to nadal pozostanie bez znaczenia. Gdyby przewidział, że finał tego wypadu do baru będzie wyglądał tak, jak teraz, po prostu pominąłby całe to rozkwitanie i przewinął akcję do tego konkretnego momentu, ale chodziło właśnie o to, że niczego nie przewidział, niczego nie zakładał i na nic nie liczył, a już szczególnie na to, że zaliczy z Paige noc pełną cielesnych uciech. Cokolwiek ona sama zaplanowała w swojej głowie, o ile coś w ogóle, bo skoro to zaproszenie na piwo nie wzięło się z sympatii, tylko z chęci zapewnienia sobie świętego spokoju, to chodziło chyba bardziej o to, żeby je odbębnić, a nie zrealizować jakiś plan – Rowan po prostu dobrze się bawił i nie wiązał z tym rozkwitającym oddziaływaniem żadnych szans. Pocałowała go i zaskoczyła, a jeśli mógł się tego spodziewać, skoro rozmawiali chwilę wcześniej o zaskakiwaniu się podczas pożegnań, nadal tego nie przewidywał. A jaki tak naprawdę Paige miała w tym pocałunku cel? Chciała go zaskoczyć, zapragnęła go, czy może znalazł się w międzyczasie jakiś zgoła inny powód? Ostrzegał ją tylko dlatego, że nie siedział w jej głowie i nie wiedział jakimi pobudkami się kierowała, bo jeśli pojawiły się w niej jakieś inne oczekiwania, poza tym, by odpowiednio zajął się nią tej nocy, to one też nie będą miały dla niego znaczenia. Warunek jest taki, że Paige niebawem wyjedzie. Gdyby nie świadomość, że za jakiś czas naprawdę zniknie z jego przestrzeni, nie dałby się wplątać w to szaleństwo. Zignorowałby sygnały, które wysyłała mu w tej chwili, ocierając się o niego biodrami, czy ciągnąc za sobą do wnętrza kamienicy, sprowadziłby rozmowę do parteru i wrócił do swoich spraw. Ale odczytywał je teraz aż za dobrze, a oni oboje dzielili potrzebę tego samego pokroju. Paige chciała go tylko na chwilę, a Rowan nie pozostawał temu bierny. Też jej teraz chciał, dlatego krótkim pchnięciem zatrzasnął za nimi drzwi i skupił się na tym, co najprzyjemniejsze. Złapał Paige w talii i przyciągnął do siebie, żeby ich biodra znów złączyły się na moment, a potem pocałował głęboko, sprawiając tym sobie lekki dreszczyk podniecenia, przebiegający po skórze. Jej wilgotne wargi smakowały słodko. Jej dłonie, gdziekolwiek właśnie błądziły, powoli go rozpalały. Sprawnie przeniósł się z ustami na jej szyję, palce wsuwając pod materiał czarnej bluzki, gdzie zetknęły się z ciepłą skórą jej brzucha i ciężko na niej spoczęły. Że też musiała wynająć lokum aż na drugim pietrze. Chętnie rozebrałby ją tutaj, właśnie teraz, ale skoro miała być dzisiaj jego, to nie zamierzał się nią dobrowolnie dzielić, więc i seks na klatce schodowej nie wchodził w grę. Niechętnie odsunął usta od jej ciała, ale zrobił to na rzecz wejścia na górę, chociaż i tak odsunął tylko na chwilę, bo znów skorzystał z siły swych ramion i podsadził Paige, by mogła opleść go nogami w pasie i utrzymać się na nim w tej pozycji. I oczywiście nie rezygnować z robienia mu dobrze ustami. Bo, jasna cholera, te usta naprawdę doprowadzały go teraz do szaleństwa.
OdpowiedzUsuńDopiero, gdy znaleźli się na drugim piętrze, a Rowan pozostawił Paige na posadzce i za nim się odsunęła, swobodnie sięgnął jeszcze po następny pocałunek, przypomniał sobie o towarzyszu, z którym ona dzieli mieszkanie, i który na powitanie wbił mu zęby w udo i rozszarpał spodnie. Jeżeli sierściuch jest wewnątrz, Paige będzie musiała zamknąć go na dłuższą chwile w jakimś składziku, albo w innym miejscu z solidnymi drzwiami, bo Rowan nie wyobrażał sobie takiego nadzoru. Jeden zły ruch i po robocie. Wolał nawet nie myśleć, co tym razem mogłoby stać się celem kłów w jego paszczy, ale ręce i nogi to na pewno nie będą.
UsuńRowan Johnson
Zdawał sobie sprawę, że weszli do mieszkania w taki, a nie w inny sposób ze względu na czworonożnego lokatora, który mógłby zareagować na niespodziewany i zbyt intensywny ruch w stosunku do Paige, ale ponieważ trzymał się zasady ograniczonego zaufania w większości życiowych spraw, nie tracił czujności nawet w momencie, w którym było już wiadomo, że powtórki z ich pierwszego spotkania nie będzie. W policyjnej jednostce specjalnej bardzo często zdarzało się, że w akcji brali udział przewodnicy ze psami służbowymi, więc Rowan jakieś pojęcie o ich funkcjonowaniu i przeszkoleniu miał, mimo że sam nigdy takiego towarzysza pod opieką nie posiadał i posiadać nie zamierzał. Reagowały na zachowania i sygnały, i nie miało to nic wspólnego z zaufaniem, bo dopadłyby każdego, kto zachowałby się niepewnie w stosunku do przewodnika, nawet jeśli ten ktoś byłby jego dobrym przyjacielem. Skupiały się przede wszystkim na odczytywaniu zachowań, dlatego Rowan grzecznie stanął przy drzwiach i nie myślał o rozpleceniu ich dłoni, nie ważne jak mocno kusiło go wsunąć swoją pod jej bluzkę, gdy jeszcze go pocałowała. Futrzana przyzwoitka to wyjątkowo trafne określenie dla tego towarzysza, bo normy moralne chyba jeszcze nigdy nie były tak bezpieczne, jak w jego otoczeniu i z tym nie można było się nie zgodzić.
OdpowiedzUsuńObserwował ich komunikację z lekko uniesionym kącikiem ust, a kiedy Paige zwróciła się już bezpośrednio do niego, przechylił lekko głowę w bok i dał się pociągnął do łóżka, chociaż nie tak prosto, jak rzeczywiście zapowiadała. Lawirowanie między kartonami i meblami, przy równoczesnym pozbywaniu się butów i rozkoszowaniu się ustami Paige, było trochę jak wyprawa przez tor przeszkód, ale nawet jeśli stojąca w którymś miejscu lampa zakołysała się pod ciężarem ciała Rowana, gdy zahaczył o nią barkiem, obeszło się bez szkód. Naprawdę niczego nie strącili, nie rozwalili, i żadne z nich nie walnęło małym palcem w twardą powierzchnię, choć to pewnie dlatego, że butów pozbyli się w przestrzeni, której tych dupereli było dużo mniej.
Ściągnął z siebie koszulkę gdzieś w pobliżu łóżka, bo usiadł na nie zaraz po tym, pchnięty sugestywnie przez Paige. Zamruczał, gdy usiadła na nim okrakiem, a potem pocałowała go niespokojnie, i położył dłonie na jej udach, żeby przyciągnąć jej sylwetkę bliżej swych bioder. Chciał, żeby poczuła, jak twardnieje dla niej, jak działają na niego te pieszczoty, którymi wprawnie go obdarowywała. Wiedziała czego chce i to mu się podobało, chociaż nie da jej przejąć dowodzenia na tym polu, ale chętnie zobaczy na co ją stać i do czego jest zdolna, żeby go zadowolić.
Złapał za materiał jej bluzki, kiedy pozbyła się kolczyków, załatwiła im odrobinę światła i zachęciła go kolejnym niespokojnym pocałunkiem. Rozebrał ją, odrzuciwszy materiał gdzieś na bok i chwycił w talii, ale tylko na ulotną chwilę, bo kiedy na niego naparła, cofnął ręce, żeby oprzeć się nimi na łokciach. Skorzystał z tego momentu i obejrzał ją sobie leniwym spojrzeniem, lekko poruszając głową na boki. Zatrzymał spojrzenie na przekłutych, sterczących sutkach i złapał zębami dolną wargę swych ust. Seksowny dodatek, zgrywający się z biżuterią, za którą Paige prawdopodobnie bardzo przepadała. Do tego ładne ciało, kuszące usta i gorące dłonie – nabierał na nią coraz silniejszej ochoty, więc jego samokontrola zaczynała podupadać.
Gdy przeniosła uwagę na blizny po dwóch kłutych ranach, które były skazą nie tylko na samym ciele, i zwolniła nieco, skorzystał i przejął ten moment. Wyprostował się dynamicznie, chwycił Paige w talii i zrzucił ją z siebie tylko po to, by znaleźć się u góry i przysiąść na jej nogach.
Przyszpilił jej nadgarstki do materaca, tuż nad jej głową, mocniej zaciskając na nich palce. Nie odpowiedział na pytanie, wpił się najpierw jej usta, całując Paige zapalczywie, ale krótko, bo chociaż wolał obejśc ten temat gładko, jakaś odpowiedź jej się należała. Popatrzył w jej oczy i odsunął twarz, gdy Paige zbliżała swoją, chcąc sięgnąć jego ust.
Usuń— Czy gdyby mnie bolało, martwiłoby cie to? — zapytał cicho, ale nie dał jej odpowiedzieć, bo gdy tylko rozchyliła usta, te znów zaczęły należeć do jego własnych. Pocałował ją intensywnie, pozwalając ich językom splątać się w tańcu. Kłamstwem byłoby zapewnienie jej, że nie boli, skoro za każdym z tych dwóch razów, kiedy ją dziś podniósł, czuł ten charakterystyczny dyskomfort powodowany przez zrosty, ale nie skupiał się na tym tak na co dzień, bo życia mu to nie utrudniało. Nauczył się z tym bólem istnieć, zresztą, to nie był najgorszy ból jakiego doznał w życiu.
Oderwał się od ust Paige, bo nabrał już ochoty na więcej i zaczął pieścić wargami jej szyję, smakując koniuszkiem języka skórę. A potem wypuścił jej nadgarstki z uścisku swych dłoni i zniżył się na tyle, żeby swobodnie złapać wargami jej przekłuty sutek i dać jej trochę innej rozkoszy. Te usta nie mogłyby mu się znudzić, zdecydowanie, ale jej piersi były tak samo kuszące. Poza tym, był już naprawdę spragniony jęków uniesienia i westchnień, które wzniosą jego ochotę na wyższy poziom. Chciał jej posłuchać, a potem sprawić, że z rozkoszy nie będzie w stanie już dłużej wykrzykiwać jego imienia.
Rowan Johnson
[Mam tylko nadzieję, że ten prześladowca jej nie dogoni!
OdpowiedzUsuńWybuchowy duet jest czymś, czego niewątpliwie pragnę <3 Tylko trochę się boję, że rozwalą razem pół miasta xD
W sumie jak długo Paige jest w Mariesville? Bo Savannah teraz wróciła w sumie po czternastu miesiącach nieobecności i zastanawiam się, jak to zgrać czasowo. ^^]
Savannah Weber
Bezwstydnie pocałowała go przed budynkiem, wciągnęła potem do kamienicy, wprowadziła do mieszkania, rozebrała, pchnęła na łóżko, a teraz mówiła żeby... przestał? Czy pasją tej kobiety było tak przy okazji doprowadzanie facetów do szaleństwa? Podniósł na Paige kontrolne spojrzenie, bo to słowo nie szło w parze z tym, czego domagało się jej ciało, ale tak na dobrą sprawę nie wiedział o niej prawie niczego. Zewnętrzna otoczka to jedno, nie ważne jak temperamentna i twarda, a traumy i przeżycia kładące się cieniem na duszy to drugie. A seks to współpraca dwojga ciał, bez względu na to, czy mowa o czymś całkowicie chwilowym, czy jednak dłuższym, wyuzdanym czy całkowicie spokojnym, albo i nudnym, jak określiłaby to zapewne Paige. To po prostu musi odpowiadać każdej ze stron. Przestać jednak nie zamierzał, bo jej niezdecydowanie, branie i odpychanie, mogło wynikać jeszcze z wielu innych kwestii, choćby z natłoku bodźców, których kolczyk dostarczał jej znacznie więcej, ale pomyślał, że na razie zwolni. Ona będzie wiedziała, czego chce, kiedy części tych bodźców zabraknie, a on zyska dodatkową pewność, że to tylko nadmiar wrażeń zmysłowych, a nie problem osadzony gdzieś znacznie głębiej. Może nie pomyślałby o tym wszystkim akurat w taki sposób, ale miał z tyłu głowy szczegół, którym Paige podzieliła się z nim wcześniej, chociaż na jak wiele pozwolił sobie ten facet, który pchał ręce nie tam, gdzie trzeba i nie do końca rozumiał, co się do niego mówi – mógł jedynie sobie gdybać. Ale to zdecydowanie nie teraz. Teraz był czas na coś przyjemnego.
OdpowiedzUsuńPrzesunął językiem po jej sutku, zassał go jeszcze z cichym westchnięciem i odsunął twarz od jej ciała, prostując się w plecach. Dłonie położył na jej brzuchu i przesunął je w dół, zatrzymując palce na guziku jej spodni, z którym rozprawił się natychmiastowo.
— Dobrze, w takim razie boli — odpowiedział na jej poprzednie pytanie, wnioskując, że nie byłaby tym zmartwiona, a więc nie przełoży się to w żaden sposób na to, co teraz robią. Inaczej zostawiłby temat i wrócił do niego może po wszystkim, a może wcale, bo tego, co będzie z nimi później, nie przewidzi żaden horoskop. To już nie te czasy, kiedy zaczynał dzień od odpowiedniej dawki morfiny, bo ból zwalał go z nóg do takiego stopnia, że uniemożliwiał nawet przekręcenie się z boku na bok w szpitalnym łóżku. Teraz towarzyszył mu dyskomfort, z którym nauczył się żyć, jakieś kłucie, ciągnięcie, a w gorszych przypadkach, choć nadal stabilnych, uczucie rozrywania. Trochę poboli i przestanie, czyli do przeżycia. Miał naprawdę wielkiego farta, że po tym wszystkim, co się wydarzyło, po utracie dużej ilości krwi, po poharatanych organach, śpiączce farmakologicznej i reanimacji na operacyjnym stole mierzył się tylko ze zrostami, bo tak na dobrą sprawę mógł nie żyć. I całkiem możliwe, że gdyby nie jego dobrze sytuowana rodzina, która zapewniła świetną opiekę lekarską, nie siedziałby teraz na Paige, tylko leżał w mogile dwa metry pod ziemią.
— Ale nie potrzebuję żadnego słowa bezpieczeństwa — dopowiedział, łapiąc za materiał jej spodni. Zsunął je w dół i wstał z łóżka, żeby pociągnąć za nogawki i pozbyć się ich raz, a dobrze, rzucając w bliżej nieokreślony kąt. Jego dżinsy też wisiały nisko na biodrach, coraz mniej skutecznie opierając się grawitacji przez rozpięty rozporek.
Przesunął spojrzeniem po jej sylwetce, lubieżnie pochłaniając oczami jej ciało. Paige miała długie nogi i seksowne wcięcie w talii, a leżała teraz przed nim w samych majteczkach i widok ten w całości absorbował jego zainteresowanie. Oczywiście, nie zamierzał teraz tak stać i tylko się patrzeć, chociaż to było bardzo przyjemne doznanie. Najchętniej wszedłby w nią całym sobą i sprawił jej niebywałą rozkosz, samemu czerpiąc z tego tyle samo, albo i więcej, ale to jeszcze nie w tej chwili. Najpierw musi doprowadzić ją do takiego stanu, że zamiast mówić o przestawaniu, zniecierpliwi się do takiego stopnia, że zacznie domagać się wzięcia.
UsuńRowan Johnson
[Więc może, skoro Sav wróciła w październiku to poznałyby się jeszcze w tym pierwszym etapie? Savannah niewątpliwie by się ucieszyła, widząc jakąś nową twarz w Mariesville, która jeszcze nie zdążyła wchłonąć plotek o niej... Może nawet na oczach mojej blondynki jej auto by się rozwaliło? Dałaby jej kontakt do mechanika? A później wzięła na drinka, żeby uleczyć jej smutki? :D]
OdpowiedzUsuńSavannah Weber
Do odwiedzin został zachęcony pieszczotami, więc teraz to właśnie ich przede wszystkim oczekiwał, chociaż, gdyby wszystkie jego czułe punkty zostały wyłapane tak od razu, instynkt na pewno też kazałby mu zwolnić, albo z lekka się wycofać, żeby nie skończyć zbyt szybko. A nie wszystko musiało opierać się przecież na dotyku, bo stanie przed Paige i pożeranie spojrzeniem jej ciała, dawało mu dużo dobrych bodźców, które wewnętrznie go napędzały. W ten sposób też ją odkrywał, a jeśli ona potrafiła działać na niego, tylko przed nim leżąc, to nie miał wątpliwości, że w tym zbliżeniu nie będzie żadnych złych momentów. Niewykluczone, że byłby w stanie doprowadzić się do rozkoszy sam, po prostu na nią patrząc, ale nie zamierzał się o tym przekonywać, skoro mógł doprowadzić się do rozkoszy, będąc w niej. To oczywiste. Dlatego nie protestował, gdy Paige usiadła na krańcu łóżka i dobrała się do jego bokserek, nawet przez myśl mu to nie przeszło. Przyglądał się jej poczynaniom, stojąc w lekkim rozkroku z zaciśniętą szczęką, a zaciskał ją tylko dlatego, że kiedy spoglądała na niego z dołu, nabierał ochoty na coś cholernie niegrzecznego. Ale wolał, żeby Paige zrobiła to w swoim tempie. Żeby zajęła się nim powoli. Żeby zadowoliła go swoimi ustami starannie, z pełnym zaangażowaniem.
OdpowiedzUsuńPomruk zadowolenia wypłynął z jego ust, gdy poczuł, jak jej wilgotne wargi oplatają się wokół niego, a język sunie po całej długości. Przymknął powieki i odchylił głowę, ale tylko na chwilę, wessany przez nagłą przyjemność, która rozprowadziła się po jego ciele, jak twardy narkotyk. O tak. To było tak kurewsko dobre, to zdecydowanie było coś, czego potrzebował. Rozchylił usta, żeby móc swobodniej oddychać, i patrząc na Paige, wypiął spinkę z jej włosów, pozwalając, by te opadły kaskadą na jej ramiona. Porzucił plastikowy element i wsunął palce pomiędzy kosmyki jej włosów, dopasowując się do jej ruchów. Zachęcał ją, wypuszczając z ust ciche westchnięcia i słówka aprobaty, a kiedy odsunęła się z tym delikatnym uśmiechem, majaczącym w kąciku ust, nie dał jej zbyt dużo czasu na odpoczynek. Sobie też zresztą nie.
Zaborczo chwycił Paige za szyję, zacisnął ostrożnie palce i pochyliwszy się przed nią, złączył ich usta w pocałunku, najpierw jednym, głębokim, potem drugim, jeszcze głębszym. Rozpaliła go i powinna spodziewać się zaraz tego samego. Wsunął drugą dłoń pod materiał jej majtek i oderwał się od jej ust, ale tylko po to, żeby patrząc jej w oczy, zanurzyć dwa palce w jej wilgotnej kobiecości i zobaczyć, jak przyjmuje ten gest. Zaczął poruszać w niej palcami, zwiększając intensywność tej pieszczoty, a w końcu wypuścił z uścisku jej szyję i wysunął też palce, w zamian chwytając Paige w talii i przerzucając jej sylwetkę w głąb łóżka. Ściągnął z niej ostatni materiał, który miała między nogami, położył dłonie na jej udach, robiąc sobie swobodny dostęp, i zbliżył usta do jej kobiecości. Zaczął pieścić ją językiem, zaskoczony tym, jak mokra była. Pragnął jej. Chciał. Żądał. I swoim językiem zamierzał doprowadzić ją teraz do pierwszego szczytowania. Złapał tylko jej ciało nad biodrami, by nie wyginała ich w tak mocny łuk, by się nie broniła, tylko całkowicie mu oddała. Teraz zwykłe przestań mogło już nie zadziałać.
To prawda, Rowan rzeczywiście był jak nieodłączny element obrazka przedstawiającego to miasteczko, ale jego też pocieszała myśl, że Paige miała na swoje życie konkretne plany, w żaden sposób niezwiązane z tym obrazkiem. Bo gdyby było inaczej, wtedy słowo bezpieczeństwa na pewno by im nie wystarczyło. Wtedy potrzebowaliby co najmniej jakiś ciężkich kul przy nogach, żeby nie dać się porwać pokusom z tej puszki pandory, którą właśnie otworzyli, biorąc sobie siebie w sposób, który pozbawiał zmysłów. I rozsądku. Czy mógłby o niej zapomnieć. Może. Czy chciałby?
UsuńPomidor.
Rowan Johnson
To, na czym przede wszystkim skupiał się Rowan, to na czerpaniu z tego zbliżenia jak największej dawki przyjemności. Niczego nie udowadniał, bo nie sądził, że w ogóle musi, a prawda jest taka, że to Paige od samego początku narzucała granice całej tej zabawie i to ona nimi zarządzała. Mogli zostać przy pocałunkach na klatce schodowej, bo to od nich zaczęli, ale wciągnęła go do mieszkania, pchnęła na łóżko i zachęcająco na nim rozsiadła. Mogli zostać przy pocałunkach na łóżku, bo te usta pozbawiały go zdolności zdrowego myślenia i chętnie nasyciłby się nimi do bólu, ale Paige poszła o krok dalej, sięgając po coś, co przeniosło te pieszczoty na płaszczyznę, która pobijała nawet całowanie sutków. Jej działania go napędzały, sprawiały, że zaczynał chcieć jej na wiele różnych sposobów, których na pewno nie byliby w stanie zrealizować tej jednej nocy, bo zabrakłoby im na to nie tylko czasu, ale i siły. To co z nim zrobiła, gdy pieściła go ustami, to było po prostu jak wyciągnięcie zawleczki z granatu, jak podpalenie lontu, albo jak wciśnięcie guzika w detonatorze. Rozpaliła krew w jego żyłach, ale chyba mogła się tego spodziewać, skoro doskonale wiedziała, co robi, posyłając mu z dołu krótkie spojrzenia i muskając językiem najczulsze miejsca na jego ciele. Nie dążyła w ten sposób przecież do tego, by ostudzić jego zapał. A on, cóż, nie dość, że brał to, co mu dawała, to brał również to, co chciał sobie wziąć, a chciał wziąć ją i właśnie zaczął, doprowadzając ją językiem do rozkoszy. I w jakimś stopniu na pewno zależało mu na tym, żeby ją obnażyć, bo interesowała go jej natura w całości, a nie tylko z tej zewnętrznej strony, którą tak dzielnie eksponowała, ale wcale nie zamierzał pozbawiać jej tej niepokornej części pancerza, bo ona też mu się w niej podobała. Nie da sobie tak po prostu przy niej dojść, Paige też musi trochę się postarać, zostawić po sobie ślad, a może sprawić nawet, że będzie tą ostatnią rozkoszą, o której zechce kiedykolwiek zapomnieć. Mogła korzystać z niego, tak jak on korzystał z niej i mogła być pewna, że on odda jej się tak samo, jak ona oddaje się jemu.
OdpowiedzUsuńBył teraz chciwy, oczywiście, ale nijak się tym faktem nie przejmował, bo zaczął ją sobie brać i nie zamierzał przestawać, dopóki nie dostanie klarownego sygnału, że w którymś miejscu kończy się dopuszczalna granica. Nie sądził jednak, żeby w ogóle zbliżał się do tej granicy, nie wspominając już o balansowaniu na niej, bo wszystkie westchnięcia Paige i to jak wczepiała palce w jego włosy, albo jak wiła się przed nim niespokojnie pod wpływem dreszczy, były dobrym poświadczeniem tego, że musiała czuć się teraz cholernie przyjemnie. Trochę jej nawet zazdrościł, ale tak czysto żartobliwie, bo sam miał teraz między jej nogami prawdziwą ucztę, nieporównywalną do niczego innego. A gdy zaczęła wypowiadać jego imię, gdy usłyszał, jak miękko wydostaje się ono z jej ust, sam poczuł ciarki na swojej skórze. Jej głos trącał kolejne struny pożądania, które zaczynały wibrować gdzieś w ciele i wzbudzać dodatkowe pokłady zadowolenia. Ale nie skupiał się teraz na tym i nie przestawał jej pieścić. Musiałby być skończonym kretynem, żeby przestać właśnie teraz, w chwili, w której jej mięśnie napinały się mimowolnie, a ciałem wstrząsał dreszcz spełnienia. Złapał mocniej jej talię i docisnął do swoich ust, nie pozwalając jej teraz wymknąć się spod fali ekstazy. Spojrzał tylko na jej twarz, chcąc stać również naocznym świadkiem spełnienia, które tak żywo się na niej odbiło. Wyglądała cholernie apetycznie, gdy dochodziła, kiedy ta niepokorność toczyła bitwę z kruchością i poddaniem się temu, co tak rozkoszne, że aż upojne. Doskonały widok.
Odsunął się, robiąc to powoli, bo czuł, że Paige trwała dłuższą chwilę w nierozluźnieniu. Bezczelnie brałby ją sobie dalej, bo miał na to niewyobrażalnie wielka ochotę, ale wyczuł już, że stopniowanie było najlepszą metodą rozpieszczania jej i tego planował się trzymać. Podniósł swoją sylwetkę na dłoniach, płasko położonych w pościeli i powiódł spojrzeniem po ciele Paige.
Usuń— Paige... — Zwilżył językiem dolną wargę i uśmiechnął się kącikiem ust, gdy zbliżył usta do konturu serduszka, wytatuowanego na biodrze i musnął go krótko. — Przecież wiesz, że ten szlag to zdecydowanie nie jest koniec, jakiego pragniesz dla mnie i dla siebie — powiedział, znów unosząc się wyżej i podciągając tym razem bliżej tatuażu w dole jej piersi. Na nim też złożył krótki pocałunek. — To, co najlepsze nadal przed nami — zauważył, mrucząc cicho, gdy odsunął się od skóry, a potem podciągnął się znacznie bliżej jej twarzy i spojrzał zaczepnie w jej oczy. Przechylił głowę lekko w bok i uniósł kącik ust, zachęcając ją do kontynuowania. Pałeczka przekazana. Teraz jej kolej.
Rowan Johnson
To, co działo się teraz między nimi, to było czyste korzystanie z chwili, bo oboje karmili się pieszczotami i czerpali przyjemność ze sposobu, w jaki poznawali się na tej płaszczyźnie, nie oczekując od siebie niczego więcej. I to też nie było coś, czego Rowan nie przeżył, bo miał prawie czterdzieści lat na karku, a za sobą wiele relacji różnego typu, ale nie mógłby nie przyznać, że było mu naprawdę dobrze, gdy robił to z Paige. Nawet pomimo tego, że w odpowiedzi na zaczepkę tak bezpardonowo ugryzła go w język! Ich zbliżenie było zupełnie niezobowiązujące i pozbawione oczekiwań, nie wiązało ich żadnymi nadziejami, czy perspektywami na przyszłość, bo oboje byli świadomi, że ten wyskok jest jednorazowy i stanowi formę czegoś w rodzaju pożegnania, choć odrobinę nietypowego, jak na przeciętne standardy. On wykorzysta ją, ona wykorzysta jego, rozejdą się potem w swoje strony i tyle – nikt nie będzie z tego powodu płakać, żadne serce nie ucierpi i żadne nadzieje nie zostaną zdeptane, bo liczy się tylko chwila, ta jedna noc, w której zostali sobie przeznaczeni. Wrócą nazajutrz do swoich spraw, żyjąc tak, jakby poprzednia noc nigdy się nie wydarzyła, albo przynajmniej spróbują tak żyć, bo wymazanie ze świadomości czegoś tak porywającego, nie będzie wcale łatwe. Ani związane z chęcią. I w zasadzie od braku chęci należałoby tutaj zacząć, bo jaki zdrowy człowiek chciałby wymazywać z pamięci tak przyjemną chwilę?
OdpowiedzUsuńPopatrzył na Paige przez chwilę i uśmiechnął się zaczepnie, nim dał ucałować sobie dolną wargę. Z jednej strony faktycznie nie mógł wiedzieć czego pragnie, bo nie siedział w jej głowie, a kto wie, czego ona skrycie oczekuje będąc z facetem w łóżku, może miał ją do tej pory za zbyt grzeczną dziewczynkę – niewykluczone, ale z drugiej strony jej ciało samo obnażało ją z pewnych pragnień i co do nich nie miał akurat wątpliwości. Nie był w stanie przewidzieć jej fantazji, ale rozgryzł już, że jej usta mówiły jedno, a ciało chciało drugie i to nie szło ze sobą w parze. Przynajmniej nie tak do końca.
Opadł plecami na poduszki w półsiedzącej pozycji, chcąc coś powiedzieć, ale jego usta zostały zaraz zajęte gorącymi pocałunkami, których nie chciał wcale na rzecz tych słów przerywać. A po chwili, gdy zanurzył się w niej głęboko, był w stanie myśleć wyłącznie o przyjemności, jaką zalała go pierwsza fala rozkoszy. Wsunął palce w jej włosy i przyciągnął do bardziej intensywnych pocałunków, w które wplatał się pomruk zadowolenia, gdy Paige zaczęła poruszać się na nim z wyczuciem. Drugą dłoń położył nad jej biodrem, naprowadzając ją na siebie bardziej, o ile było to w ogóle możliwe, skoro Paige starała się, by wypełniał ją do końca. Odsunął ją po chwili od swoich ust, bo chciał, żeby się na nim wyprostowała, i położył obie dłonie w jej talii, czerpiąc przyjemność z tego, jak płynnie się na nim poruszała.
— Spróbuj te pragnienia ukryć, wtedy nie będę wiedział — odpowiedział, posyłając jej wyzywające spojrzenie. Też się droczył, bo to była zwykła słowna gierka, ale celowo wbijał się tym trochę w jej strefę komfortu. Byli ze sobą zaledwie chwilę, ale ta chwila wystarczyła mu do zrozumienia, że Paige potrzebuje mieć poczucie kontroli nad sytuacją, chociaż niewielkie, on natomiast zamierzał delikatnie ją tego pozbawiać.
Chciała ukrywać pewne rzeczy, ale nie sądził, że to realna potrzeba, bez której nie była w stanie funkcjonować. To raczej dziwna chęć zakamuflowania pewnych cech wynikających z jej naturalności. Puszczała to momentami tak bardzo, jakby nie było jej wcale potrzebne, ale za moment łapała z powrotem, barykadując się tym, jak tarczą. Może nie zdawała sobie po prostu sprawy, że jest pociągająca w każdym wydaniu? Bo do czego, tak naprawdę, mogła chcieć cokolwiek ukrywać? Nie wspominając już o chęci bronienia się przed pieszczotami.
Usuń— A ostrzec przed czym? Tylko mi nie mów, że masz skłonności do beznadziejnego zakochiwania się. — Uśmiechnął się kącikiem ust i przesunął dłonie na jej piersi, choć w ten sposób pieścił je tylko przez chwilę. W zamian przywarł ustami do jej sutka i zassał go nieskrępowanie, próbując czerpać taką samą przyjemność i z tego, że w niej był i z tego, że pieścił jej pierś. Chciał czerpać przyjemność z niej całej i oczywiście zamierzał. Na razie na jej zasadach.
Rowan Johnson
A on na pewno był bardziej opanowany i dużo mniej temperamenty, ale nie uparty, co raczej niezłomny w trzymaniu się swoich zamiarów, które tej nocy były skoncentrowane na jednym – na wzięciu sobie Paige dokładnie tak, jak zechce. Dlatego, jeżeli Paige wykalkulowała sobie na ile może mu pozwolić, to w krytycznym momencie będzie musiała mu to jakoś zakomunikować, bo jego własne granice mogą sięgać znacznie dalej, niż jej pozwolenie. Daleki był akurat od sadomasochizmu, bo takie zabawy go nie kręcą, więc nie chodziło wcale o to, że mógłby stracić nad sobą kontrolę i zrobić jej jakąkolwiek krzywdę psychiczną czy fizyczną, ale Paige jest dla niego jednym razem, chwilą niezwiązaną z żadnym sentymentem, momentem, który nigdy więcej się nie powtórzy, i dlatego zamierzał wyciągnąć z niej jak najwięcej. Chciał to zrobić zarówno dla siebie, bo Paige rozbudziła jego pożądanie na równi z ciekawością, ale i dla niej, bo seks wcale nie musi być nudny i nie powinien taki być, jeśli dwoje ludzi potrafi odpowiadać na swoje pragnienia. Gdyby chciał ją przelecieć bez większego entuzjazmu, na pewno nie brnąłby w tę grę i nie skupiał się na tym, co mówi jej ciało, bo większe znaczenie miałoby dla niego zrobienie dobrze sobie samemu. Ale entuzjazm był i to nawet silniejszy, niż spodziewał się na początku, a cała ta gra była głównym elementem, który nadawał temu zbliżeniu wyjątkowego charakteru. Zdecydowanie odnaleźli w tym wspólny język, mimo ścierających się charakterów i wcale nie mowa tu o języku, którym jedno drugiego wynosi teraz na wyżyny rozkoszy. Mowa o zgraniu się, albo po prostu o zrozumieniu na tej płaszczyźnie. W odpowiednim momencie weźmie od niej tę pałeczkę i nie będzie musiał wcale o nią walczyć, bo Paige przekaże mu ją z przyjemnością. Ale to jeszcze chwila. Jeszcze odrobinę.
OdpowiedzUsuń— Pozory lubią mylić — odparł, choć zabrzmiało to bardziej, jak mruczenie niż mówienie, bo pieścił akurat jej sutek i nie chciał sobie przerywać, tym bardziej, że Paige mocniej go do siebie przyciągnęła. Poprzednio była jeszcze niepewna, ciągnąc go i odpychając na przemian, a teraz ewidentnie była już zdecydowana na tę formę pieszczot. — Na początku nie wyglądałaś też na kogoś, kto niespodziewanie przywali mi miską w głowę, a jednak — przypomniał, uśmiechając się do jej piersi, choć tylko przez chwileczkę, bo zaraz ostrożnie złapał zębami jej sutek i otoczył go koniuszkiem języka. Westchnął przeciągle, gdy Paige zaczęła poruszać się na nim gwałtowniej i zamknął ją ciaśniej w swoich ramionach. A po chwili bez oporów oderwał się od jej piersi, kiedy odchyliła mu głowę, trzymając palce w jego włosach i odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie. W takim razie, Paige nie jest dziewczyną na jedną noc, ale z jakiegoś powodu świadomie zdecydowała się na tę jedną noc właśnie z nim. Nie był pewien w jakim kontekście tak dokładnie teraz mówiła, chociaż o otwarte związki jej nie podejrzewał, bo wtedy zdrady by jej nie bolały i nie czułaby potrzeby w zemście przywiązywać swoich byłych do łóżka.
— Zostanę z tobą na wiele więcej, bez względu na to, czy będziesz robić to sama czy z kimś — zapewnił bezczelnie, po czym chwycił Paige za pośladki i zaczął wypychać mocniej swoje biodra w górę, żeby głęboko się w niej zanurzać w rytmie, który narzuciła.
Przeniósł jedną dłoń wyżej w jej włosy, by złapać za nie, odchylić jej głowę i dać sobie swobodny dostęp do jej szyi, którą zaczął pieścić językiem. Nie przerywał ruchów bioder, tańcząc z Paige we wspólnym rytmie, nasłuchując jej westchnień, ściskając za włosy i pieszcząc pocałunkami szyję aż do obojczyka.
UsuńW pewnym momencie przyciągnął ją do swoich ust, żeby zatopić się jeszcze na moment w namiętnym pocałunku pełnym westchnień.
— Nachodziłabyś mnie po więcej, gdyby było inaczej? — Zapytał w jej usta. Nie bez powodu uznała, że miał bardzo dużo szczęścia, w związku z tym, że wyjedzie, ale jakoś ciężko było mu zrozumieć dlaczego, a nachodzenie przyszło mu do głowy jako pierwsze.
Rowan Johnson
Prawda jest taka, że on też mógłby naprawdę ją polubić. Nie wyobrażał ich sobie jako dwójki doskonałych przyjaciół, bo oboje nie byli kimś, kto potrzebuje wokół siebie ludzi kategoryzowanych w ten sposób, ale dogadaliby się. Toczyliby prawdopodobnie wiele różnych sporów w sytuacjach, w których ich osobowości musiałyby wspólnie ociosać dla siebie ten złoty środek, ale mieli predyspozycje do stworzenia dobrej znajomości, właśnie dlatego, że potrafili się zrozumieć, a w ostatecznym rozrachunku także dopasować. To mogło się udać, ale z oczywistych powodów nigdy nie będzie miało takiej szansy, bo przyszłość zapowiada się klarownie, a jej głównym elementem ma być nieobecność Paige w tym miejscu. Dlatego Rowan skupiał się przede wszystkim na tym, co teraz, czerpiąc z ich wspólnej chwili tyle dobrego, ile tylko był w stanie. Zatapiał się w jej bliskości, chłonął jej jęki i napawał się jej ciałem, którym ona całkowicie go rozpalała, kiedy poruszała się na nim tak zmysłowo. Kiedy przylegała do niego ciasno i rysowała paznokciami skórę na plecach, dając mu w ten sposób do zrozumienia, jak dużo przyjemności czerpała z tego aktu. Mogli rozmawiać, droczyć się dalej, ale to, co zaczęło się dziać, gdy oboje odnaleźli wspólny rytm, było tak cholernie dobre, że wszystko wokół zaczynało tracić na znaczeniu. Chciał jej próbować mocniej, na wiele różnych sposobów, trochę ją sponiewierać, ale bardziej jednak porwać i rozpalić. Nie chciał niczego jej obiecywać, już pomijając fakt, że nie może obiecać czegoś, nad czym nie będzie miał kontroli, ale chyba nawet nie będzie musiał. Chwała temu, który w przyszłości będzie w stanie sprawić, że Paige zapomni o tej nocy, ale jemu wcale nie zależało na tym, żeby tylko pamiętała. Chciał, żeby do niej wracała. W kąpieli, w łóżku, w podróży, czy w pracy – gdziekolwiek i z kimkolwiek będzie. I to było wyzwanie, które postawił samemu sobie, w dodatku bez względu na to, że nigdy się nie dowie, czy rzeczywiście mu sprostał.
OdpowiedzUsuńPrzeszedł go drobny dreszcz, gdy Paige w odpowiedzi dopasowała się do jego gestów. Mocniej zacisnął palce i westchnął z zadowoleniem, a potem pokręcił głową.
— To nie jest potrzebne — zapewnił szeptem, brzmiąc zachęcająco, ale i obiecująco, jakby to, co najlepsze, czekało na nich tuż za tą obecną chwilą. Paige dążyła do tego, żeby go sprowokować tą swoją niezachwianą pewnością siebie, ale to nawet lepiej, bo miał przynajmniej świadomość, że naprawdę chciała, żeby dostawał tego szału. Chciała zapisać się w jego głowie w dokładnie taki sam sposób i była gotowa to zrobić, a jemu nie było potrzebne nic więcej, żeby tę jej gotowość wykorzystać. Podtrzymał jej chwilowe spojrzenie, a kiedy oparła brodę o jego ramię, on też przymknął powieki na kilka sekund i wsłuchał się w jej cichy, słodki szept. Jeśli była w stanie oddziaływać na niego w snach tak samo, jak oddziaływała w rzeczywistości, to nie miał nic przeciwko. Może go nachodzić. Może on na rzecz takich snów postanowi nawet więcej w tym życiu spać, a mniej pracować.
— Może tak, ale... — odparł lekko i wpuścił jej włosy z dłoni, bo w zamian złapał ją mocno w talii. — Najpierw musisz sprawić, żeby tak było. Żebym chciał, żebym dostawał szału, a na to wszystko jeszcze o tobie śnił — powiedział i podniósł się razem z Paige intensywniejszym ruchem, zamieniając ich miejscami, tyle że nie tak do końca, bo jej plecy nie wylądowały na poduszkach, a na płaskim materacu. Pocałował ją od razu, nie dając jej świadomości zbyt dużej szansy na to, by skupiła się na czymś innym, niż na przyjemności. I zaraz z taką samą namiętnością zaczął się w niej poruszać, tym razem mogąc wchodzić w nią tak głęboko i tak intensywnie, że aż przechodził go prąd.
Przygryzł lekko jej dolną wargę i wyprostował się nad nią, wsuwając się w nią mocniej, a za moment chwycił jej szczękę i przesunął kciukiem po opuchniętych ustach. Kiedy lekko je rozchyliła, wsunął w nie kciuk na kilka sekund, chcąc poczuć jej język.
Usuń— Najpierw muszę to usłyszeć, Paige — wypowiedział z ciężkim oddechem, po czym zsunął dłoń na jej szyję i zacisnął wokół niej palce. Ruchy jego bioder stały się intensywniejsze, głębsze, ale wciąż były dokładne i pełne rosnącego w nim pożądania. Drugą dłoń trzymał nad jej biodrem, dociskał do siebie i wchodził w nią zachłannie, delektując się każdym jękiem i dźwiękiem rozkoszy, który wydostawał się z jej ust. Oddychał przez rozchylone usta, nie zdejmując spojrzenia z twarzy Paige ani na moment. Obserwował ją, bo musiał mieć pewność, że nie przekłada intensywności rozkoszy na siłę swych palców, które wciąż trzymał na jej szyi, ale też dlatego, że chłonął wszystko to, co działo się na jej twarzy. Będzie do niego wracać – nie musi obiecać, on po prostu jej to dzisiaj zagwarantuje.
Rowan Johnson
Każdy kolejny ruch potęgował wzbierające się w nim uczucie przyjemności, które subtelnie rozchodziło się po jego ciele i każdy ten sam ruch sprawiał równocześnie, że jego kontrola nad zaborczymi gestami stawała się mniejsza. Ale nadal istniała, cały czas dbał o to, żeby z niczym nie przesadzić i rozdzielać uwagę na te wszystkie bodźce, które dochodziły do niego z impetem. Ale to, że Paige zaczęła się pieścić, nie ułatwiało trzymania kontroli w ryzach. To w zasadzie było dodatkowym bodźcem, na który musiał rozłożyć swoją uwagę, ale musiał, bo chciał, a nie dlatego, że tak należało. Samo to, że leżała pod nim, a jej ciało poruszało się w rytmie jego uderzeń, sprawiało, że poziom jego spełnienia rósł drastycznie szybko, a kiedy zaczęła dodatkowo pieścić się palcami, ten poziom rósł wręcz nieznośne szybko. Za szybko. Chciał spróbować jej jeszcze na kilka innych sposobów, a mieli tylko tę noc, więc dobrze byłoby nie doprowadzić się do orgazmu właśnie w tym momencie. Noc może się w związku z tym nie skończy, ale drugi raz nie będzie już tak satysfakcjonujący i dlatego zależało mu na tym, żeby upchnąć to wszystko w pierwszym, jednym i ostatnim.
OdpowiedzUsuńZabrał rękę z jej szyi i westchnął, słysząc pytania. Dobrze, że je zadała, bo stworzyła nimi bardzo dobry moment na złapanie tych dwóch oddechów przerwy, które trochę przystopują ten rosnący poziom spełnienia. Przyglądając się jej, uniósł usta w uśmiechu, przechylił głowę w bok, a potem pokręcił nią z odrobiną niedowierzania.
— Nie, masz dla mnie zatańczyć teraz, kurwa, cza-czę — odparł i wysunął się z Paige, zakładając, że ona zaraz skwituje te słowa przede wszystkim śmiechem, a dla niego będzie to świetna opcja na zmianę pozycji. Sam zresztą bliski był roześmiania się w głos, ale nie mógł, bo był tymi pytaniami po prostu... rozwalony. Na łopatki. Czy ona naprawdę potrzebowała instrukcji obsługi faceta, albo specjalnej książki opisującej seks krok po kroku, że pytała go o to, czy ma dojść? Jeszcze raz? Nie, ona zwyczajnie się z nim teraz droczyła, bo już na samym początku obrała sobie za cel prowokowanie go. I nawet jej to wychodziło, chociaż wcale nie w taki sposób, żeby się denerwował, a po prostu dobrze bawił. To przecież wcale nie wykluczało dobrego seksu.
Złapał ją nagle za kostkę i przyciągnął do siebie, a potem nachylił się nad nią i sięgnął do jej dolnej wargi, tylko po to, żeby ją ugryźć, dokładnie tak, jak ona sama pozwoliła sobie na to już kilkukrotnie.
— Odwracaj się — nakazał, wymierzając spojrzenie w jej oczy i wyprostował się znów, czekając aż Paige spełni zachciankę. Nie dał się jej położyć na brzuchu, bo natychmiast przyciągnął ją do swoich bioder i wszedł w nią intensywnie, aż jęknął przy tym, tchnięty dużą dawką przyjemności.
Wsunął palce w jej włosy, chwycił mocno i przyciągnął jej ciało do swojego torsu, w tym samym czasie poruszając się w niej miarowo.
Usuń— Masz dla mnie dojść, nie jeszcze raz, a jeszcze kilka razy — powiedział przy jej uchu. Powędrował wolną dłonią do jej kobiecości i zaczął zataczać tam subtelne okręgi palcami. — Pomogę ci — zapewnił szeptem i skupiając się na ruchach, złożył drobny pocałunek na jej karku. Podobało mu się, gdy ona sama to robiła, ale w równym stopniu podobało mu się, że miał ją teraz tak w całości. Stopniowo zwiększał intensywność wszystkich pieszczot, pozwalając fali rozkoszy pochłaniać go teraz bez końca. Było mu tak dobrze, tak cholernie dobrze, że może naprawdę mógłby jej chcieć i od tego chcenia dostawać szału.
Rowan Johnson
Szaleństwo. Pasja. Przyjemność. Błogość. W tym jednym, spontanicznym akcie, doznał wszystkich tych stanów, które czyniły go niezwykle dobrym, udanym i satysfakcjonującym. A może przede wszystkim satysfakcjonującym. Nie było chyba ani jednej komórki ciała, która w nim nie pulsowała, gdy opadł plecami na łóżko, przymknął oczy i skupił się na uspokajaniu szalejącego oddechu, który unosił nierównomiernie jego klatkę piersiową, zroszoną kropelkami potu. Od przelewającej się w ciele rozkoszy aż szumiało mu w głowie, usta niemalże wyschły, a na skórze pojawiły się wyraźne krzywizny żył, bo krew pędziła w nich teraz z zawrotną prędkością, za którą próbowało nadążyć nieudolne serce. Musiał odtajać, chwilę poleżeć, dać ciału przerobić wszystkie te bodźce, które przyjęło i które oddało, gdy łączyło się w jedność z tym należącym do Paige, a potem oba płonęły żywą namiętnością. Nie chciało mu się mówić, nie chciało mu się ruszać, w zasadzie nie chciało mu się niczego, co wymagałoby teraz jakiejś siły, ale miał pełną świadomość, że czeka go zaraz kilkunastominutowy spacer do domu. Ale to dobrze – chłodna noc, albo poranek, bo bóg jeden wie, która jest godzina, odpowiednio go orzeźwi i otrzeźwi z tego zajścia, bo powrót do rzeczywistości jest nieunikniony, a musi nastąpić szybko, bo właściwie już za kilka godzin. Może Paige zacznie pracę trochę później, niż on i jeszcze zdąży się wyspać, ale ich oboje czeka powrót do codzienności, wcale nie tak rozkosznej i słodkiej, jak ten miniony skrawek nocy.
OdpowiedzUsuńWziął głębszy wdech, gdy lekko zachrypnięty głos Paige wyparł ciszę, w której trwali, bo musiał uzupełnić płuca tlenem przed odpowiedzią. Ale i tak minęło kilkanaście sekund zanim w ogóle zebrał się do tej odpowiedzi, bo pytała go o coś, co w jego przypadku nie działało na zasadzie schematu. Czasami był Kopciuszkiem, czasami Złotowłosą – to zależało od wielu czynników: od drugiej osoby, od relacji, godziny, miejsca i jeszcze przynajmniej paru innych rzeczy, które miały wpływ na to czy wyjdzie, czy jednak zostanie. I jeszcze od chęci, zdecydowanie, od tego zależało w zasadzie wszystko, a tutaj zostawać nie chciał z oczywistych powodów, z których oboje zdawali sobie sprawę już siedząc w barze i gawędząc. Z tej mąki chleba nie będzie. Z tej mąki chleba nie może być.
— Dziś jestem Kopciuszkiem i adekwatnie do Kopciuszka nie potrzebuję twojego wsparcia, żeby wyjść — stwierdził i przechylił głowę, żeby spojrzeć na Paige, która leżała niżej, a głowię miała gdzieś na wysokości jego brzucha. — Ty zostawiłaś klucze w drzwiach, a ja rączki mam jeszcze mimo wszystko sprawne — dodał, bo gdyby musiał szukać kluczy bez jej pomocy, to sprawa wyjścia byłaby utrudniona dość mocno. — Chyba, że pies mi je odgryzie, zanim złapię klamkę, to zmienia wtedy postać rzeczy. — Uśmiechnął się lekko, bo w takim przypadku to o wyjściu w ogóle może już nie być mowy. I może właśnie psa Paige miała na myśli, gdy mówiła, że może podziękować samemu sobie. Ale skoro Scraps go wpuścił, a na to wszystko pozwolił mu z opiekunką zrobić takie niegrzeczne rzeczy, to z wypuszczeniem problemu mieć tym bardziej nie powinien.
Odetchnął raz jeszcze, dźwignął się po chwili do pozycji siedzącej, zsunął nogi na podłogę i ściągnął łopatki chwilowo, bo tej nocy jego mięśnie dostały całkiem solidny wycisk, a zwłaszcza te w okolicy bioder, które musiały trochę się napracować, że doprowadzić Paige do takiego stanu, w jakim właśnie była. A potem wstał i dopiero wtedy poczuł, że jest tak bardzo odprężony i rozluźniony, że nie ma najmniejszej ochoty ruszać tymi kończynami, a co dopiero iść i dojść w konkretne miejsce. Ale to jest konieczne, wyjścia nie ma.
UsuńSięgnął po dolną część garderoby, która leżała najbliżej łóżka, żeby po kolei ją na siebie wsunąć.
— Ale odprowadzenie do drzwi i jakieś do widzenia to mi się chyba należy — zauważył z szelmowskim uśmiechem, zapinając najpierw rozporek, a potem guzik w spodniach. Prześledził jeszcze spojrzeniem nagie ciało Paige, korzystając z tego, że leżała przed nim na łóżku i mógł swobodnie na nią popatrzeć. Nie dziwił się, że nie jest dziewczyną na jedną noc. Miała do zaoferowania wiele więcej, niż tylko ciało.
Rowan Johnson
Nie zostałby tutaj bez względu na to, jaki Paige miałaby powód, więc chcąc czy też nie, jeżeli uważała, że zamknięcie drzwi na klucz jest koniecznością, będzie musiała wstać z łóżka i to za nim zrobić. No, dobra, może rozważyłby taką możliwość, gdyby poprosiła go tak szczerze, ale pojawienia się takiego elementu nie zakładał nawet w snach, bo Paige z proszeniem miewa trudności, a już tym bardziej z dzieleniem się wewnętrznymi troskami, czy słabościami. Tak poza tym, scenariusz ich znajomości nie przewidywał momentów, które wykraczają poza ramy czegoś chwilowego i niezobowiązującego, a ich chwila właśnie przeminęła, dlatego myśl o zostaniu tutaj dłużej w ogóle nie przeszła mu przez głowę i to już nie ważne w jakim kontekście. Zresztą, to nie zmieniłoby się nawet wtedy, gdyby Paige doszła nagle do wniosku, że to tutaj odnalazła swoje miejsce na ziemi, i że to tutaj zamierza opuścić kotwicę i przymocować ją na stałe, bo ich ścierające się charaktery wykluczały zdrową relację. Dogadaliby się – to pewne, bo oboje nie mieli z tym problemu i może nawet by się polubili, ale jednak nie do końca nadawali na tych samych falach, żeby stworzyć sobie znajomość opartą na wzajemnym wsparciu, czy zaufaniu. On jest policjantem i nigdy nie przestanie nim być – ona jest kimś, kto od policjantów trzyma się z daleka. W każdym razie, rozważanie tego też nie miało sensu, bo jeśli Paige zarzuci kotwicę, to na pewno nie tutaj, tylko kilkaset mil stąd. Od początku miała sprecyzowane cele, a one wcale nie kończyły się w tym miejscu, nawet, jeśli sama nie była tak w stu procentach pewna dokąd zmierza.
OdpowiedzUsuńZłapał koszulkę, którą do niego rzuciła i założył ją na siebie, poprawiając ułożenie rękawów na przedramionach. Świadomość, że za chwilę czeka go dłuższy spacer, wcale nie napawała go optymizmem, bo najchętniej wpakowałby się pod prysznic, a potem z powrotem do łóżka, ale przetrwa to – jak wszystko w swoim życiu. Nie pamiętał już, kiedy ostatnim razem ewakuował się z czyjegoś mieszkania po chwilowej zabawie, ale to musiało mieć miejsce ze trzy, a może nawet cztery lata temu, jeszcze w Atlancie. Od tamtej pory wiele spraw w jego życiu się zmieniło, a przede wszystkim to, że nie dzielił się już na wielkie miasto i małą mieścinę, pozostając w całości tylko w tym drugim. A tutaj wszystko rządzi się swoimi prawami – hermetyczna społeczność wie o sobie wiele, może nie wszystko, ale na tyle dużo, żeby uprzykrzyć komuś życie, jeśli ten ktoś okaże się wykolejony na torach z ich zasadami. Ciężko ukryć tu romanse, ciężko ukryć zażyłości i niesnaski i ciężko pozostać tu anonimowym. W jego przypadku jest to w zasadzie niemożliwe. Za to Paige mogła korzystać ze swojej chwilowości i w ogóle nie brać tutejszych zwyczajów, czy dziwnych obyczajów do serca, bo na co jej to wszystko, skoro lada moment trafi do miejsca, w którym te zwyczaje i obyczaje będą inne. Niech tylko odłoży sobie parę centów na podróż, a mechanik reanimuje skutecznie jej auto i śmiało może ruszać, nie oglądając się za siebie.
Sięgnął po buty, które namierzył kawałek dalej w stronę drzwi, a potem, wsuwając je na stopy, podniósł spojrzenie na Paige. Złośnica.
— Całusa na dobranoc da mi już ktoś inny — odparł, wcisnął sznurówkę w niską cholewkę i podniósł się do pionu, po czym ruszył do frontowych drzwi. Uśmiechnął się pod nosem, gdy tylko pomyślał, że chyba da mu go ten chomik, którego sobie wcześniej zmyślił, po czym złapał za klucz i przekręcił go, odblokowując zamek. — Możesz zamknąć swój pałac — oznajmił, a potem nacisnął klamkę i wyszedł na korytarz. Dobrze, że dbała o swoje bezpieczeństwo, ale intuicja podpowiadała mu, że to dbanie jest podsycone czymś poważniejszym, niż tylko czystą przezornością. Na zamknięciu drzwi zależało jej tak bardzo, że aż zmusiła się i wstała z łóżka, mimo że jej organizm był temu w całości przeciwny, bo ledwie unosiła stopy, gdy szła.
— Paige, mam jeszcze jedno pytanie — zaczął, gdy odwróciwszy się, złapał jeszcze za drzwi, w górnej ich części, żeby Paige ich nie zamknęła. Myślał o tym pytaniu wcześniej, ale nie było sposobności go zadać, a teraz, gdy pewne wnioski nasunęły się same, uznał, że to dobry moment. Lepszego i tak nie będzie. Żadnego raczej już nie będzie. — Wyglądasz na taką która może mieć coś na sumieniu, ale nie wyglądasz na taką, która nie załatwia swoich spraw do końca. Czy ten facet, który pchał łapy tam, gdzie nie trzeba, definitywnie odpuścił? — Zapytał, patrząc na nią trochę po policyjnemu, czyli uważnie i przenikliwie, ale też z czymś na kształt troski, bo jeśli Paige porzuciła Atlantę, to wspomniany facet z pewnością był jedną z przyczyn. A może właśnie tą decydującą. Z kolei ktoś, kto zamyka drzwi na klucz z taką dbałością, nie może czuć się bezpiecznie, tym bardziej, że robi to nawet w miejscu, które nie ma nic wspólnego z dotychczasowym życiem.
UsuńRowan Johnson
Pokręcił nieznacznie głową, gdy trzasnęła drzwiami i z rozbawionym uśmieszkiem na ustach zszedł truchtem po schodach. Nie był jej reakcją zdziwiony, ani tym bardziej zawiedziony, bo już wcześniej Paige udowodniła mu, że niewygodnymi pytaniami łatwo wyprowadzić ją z równowagi. Kwestia tego faceta była ostatnią z tych rzeczy, która jeszcze go ciekawiła, ale przecież nie usiądzie i się nie popłacze tylko dlatego, że nie dostał odpowiedzi. Przy okazji zaspokojenia ciała, chciał jeszcze zaspokoić ciekawość, ale to już sprawa drugorzędna, która wcale nie musiała się urzeczywistnić. Przynajmniej miał świadomość, jakie Paige ma tak w ogóle nastawienie. A jej sytuacją przejąłby się tak szczerze, gdyby została tu na dłużej, bo wtedy prawdopodobnie ściągnęłaby tu za sobą jakiegoś typa spod ciemnej gwiazdy, a na to spokojna mieścina nie jest gotowa, ale skoro wyjeżdża, to znaczy, że zabiera ze sobą wszystkie swoje problemy i wszystkich szemranych ludzi, których z bliżej nieznanego powodu może mieć na swoim ogonie. Z jednej strony to go akurat nie dziwiło, że przyciągała do siebie takich facetów, bo ktoś, kto chce zbudować szczęśliwą relację, opartą na serdeczności i wzajemnym szacunku, raczej nie spojrzy w jej stronę. Serdeczności to Paige zbyt wiele tak z marszu nie oferuje, chyba, że ma swoich wybrańców, chociaż sama wspominała, że jej telefon nie posiada już takich kontaktów, a szacunek? Może, choć o szacunek ciężko też od kogoś, kogo celem jest ją prostu ją zdobyć. Jest dobra w łóżku, ale Rowan nadal uważał, że ma do zaoferowania wiele więcej, niż ciało, tyle że te wszystkie niuanse jej charakteru doceni tylko odpowiednia osoba – ktoś, kto będzie na tyle swobodny i bezkonfliktowy, by za każdym razem łapać jej ironię i pozbawiać złośliwości, a nie odpłacać się pięknym za nadobne i doprowadzać do burzy z piorunami. I tak w zasadzie jedyne, co teraz mógł zrobić od siebie na do widzenia, to w duchu życzyć jej znalezienia kogoś takiego, dokądkolwiek dotrze i gdziekolwiek będzie w przyszłości. Bo każdy zasługuje na swój kawałek szczęścia, ona również.
OdpowiedzUsuńNie wiedzieli się już później, od jej ostatniego dobranoc, choć wcale nie dlatego, że z pełnym zamierzeniem próbowali się unikać. Ich drogi po prostu się nie przecinały, bo obracali się w zupełnie innych miejscach i mieli zupełnie inne zobowiązania w codzienności, a tak poza tym, Rowan spędzał całe dnie w pracy i nie kręcił się zbyt wiele w okolicach, w których naturalnie mogła przebywać Paige. O tym, że nadal nie wyjechała, mimo że minęło Halloween, a po nim przyszedł listopad, słoneczny ale rześki i wilgotny w tej części stanu, wiedział, bo wciąż śmigała w kelnerskim fartuchu w knajpie jego przyjaciela. I wiedział nie dlatego, że na nią tam trafił, bo w ciągu miesiąca Ribeye odwiedził może ze dwa razy, ale tylko przelotem, żeby odebrać swoje zamówienie, a przy żadnym z tych razów jedzenia nie wydawała mu Paige. Wiedział po prostu stąd, że ludzie powoli zaczynali przyzwyczajać się do jej obecności w tym miejscu, a jej imię częściej przewijało się w niezobowiązujących rozmowach. I jej samochód też stał ciągle u mechanika, choć w innym miejscu podwórka, niż zawsze odkąd tam wylądował, więc Jack musiał coś przy nim grzebać, ale najwidoczniej bezskutecznie. Wcale by go to nie zdziwiło, gdyby wartość naprawy przekroczyła kilkakrotnie wartość auta. Kłóciło się to trochę z tym, co Paige zapowiadała na samym początku, ale w żaden sposób go to nie raziło, bo każdy jest tu mile widziany, oczywiście do momentu, w którym nie zacznie burzyć spokoju mieszkańców.
Ale to nie było celem Paige, ona zwyczajnie tu sobie żyła, pracowała, pilnowała swojego futrzaka i nie robiła głośnych imprez, które wkurzałyby sąsiadów, a jej też najprawdopodobniej nikt nie zachodził za skórę, skoro Rowan nie musiał odwiedzać jej, a ona nie musiała przychodzić na spowiedź do niego. To, oczywiście, nie znaczyło, że nie przewijała się czasem w jego myślach, czy to pod prysznicem po ciężkim, długim dniu, czy kiedy stał przy kawiarce i czekał, aż zaparzy się w niej mocna kawa. Gdyby był trochę bardziej sentymentalny, pewnie by ją odwiedził, chociaż mogłaby zamknąć przed nim drzwi teatralnie i tym razem nie powiedzieć już ani dobranoc, ani do widzenia. Ale sentymentalny nie jest, a to, że przewijała się w jego myślach, w zupełności wystarczało. Tak było do pewnego momentu.
UsuńDonosy nie były czymś nowym w tym otoczeniu. Tak naprawdę, to głównie one składały się na pracę tutejszych policjantów, bo to sąsiedzkie niesnaski były głównymi problemami tutejszej społeczności, a nie bandyci wybijający okna w sklepie, czy złodzieje plądrujący domy. Rowan przynajmniej raz dziennie odbierał jakiś donos, a to i tak dlatego, że z marszu spychał je na swoich zastępców, którzy z kolei spychali je na funkcjonariuszy patrolujących dane rewiry. Czasami było ich tyle, że każdy miał coś do roboty, chociaż tu naprawdę rozchodziło się pierdoły, pokroju podeptanych kwiatów, złamanej sztachety, czy jeździe rowerem w niedozwolonym miejscu. Kiedy na komisariat zgłosił się Buck z podbitym okiem, który skarżył się na agresywnego psa, to i tak było wow, bo akcja była bardziej emocjonująca, niż wszystkie poprzednie. Rowan wysłuchał mężczyzny w milczeniu, wygodnie oparty w fotelu, analizując jego słowa i marszcząc przy tym czoło, bo agresywny pies mógł tu być, czemu nie, ale jakiego sierpowego musiałby mu zadać, żeby sprezentować mu pod okiem taką śliwę. Nawet fantastyczne powieści nie przewidywały w swojej treści takich odchyleń od normy, a co dopiero prawdziwe życie.
— Pies tej kobiety się na mnie rzucił — powtarzał, wyrzucając ręce w górę. — Ludzie, do diaska, boją się chodzić po okolicy, bo jakiś agresywny kudłacz szczerzy do nich kły, szeryfie! Proszę coś z tym zrobić, niech psa weźmie hycel, a kobieta słono za to zapłaci!
Rowan wiedział już o kogo chodzi, bo jeśli w grę wchodziła kobieta i pies... i limo, to taki komplet pasował tylko do Paige.
— Pies nie jest agresywny, panie Bronson, pies reaguje na agresywne zachowania. Ale wie pan co? — Rowan przybliżył palec do swojego oka i zatoczył przy nim kółko. — To musi być naprawdę zdolny pies, że tak pana załatwił — stwierdził, kładąc rękę z powrotem na podłokietnik.
Buck poruszył się niespokojnie na krześle, wewnętrznie buchając już z nerwów. Nie ze stresu o faktycznie agresywnego psa, a ze wściekłości.
— Nie wiem, przewróciłem się, gdy na mnie skoczył, może w coś walnąłem — rzucił i podniósł się nagle z miejsca. — Pies jest agresywny i lata samopas, a teraz kręci się koło szkoły i pogryzie dzieciaki.
A więc Buck się przewrócił, kto by pomyślał. Przewrócił się i sam nabił sobie kolanem limo, zadziwiające.
— Dobrze, panie Bronson, spokojnie — Rowan podniósł lekko nadgarstek, na co mężczyzna wziął głębszy wdech, ale już nie usiadł. — Zgłoszenie przyjęte.
I tym sposobem Rowan wysiadł po kilkunastu minutach z radiowozu, choć nie przy szkole, bo zdążył zauważyć Scrapsa bliżej kamienicy, w której pomieszkiwał ze swoją opiekunką. Nie wiedział do jakich zadań pies był szkolony – nic o nim nie wiedział, ale miał do czynienia z K9, chociaż w SWAT najczęściej rasy malinois, więc w jakimś stopniu był w stanie porozumieć się z tym psem. Ale tak na dobrą sprawę, powinien wezwać hycla i pewnie zrobiłby to, gdyby był szczerym dupkiem, ale wiedział do kogo należy pies, gdzie szukać właścicielki, i że nikomu krzywdy nie zrobi, dopóki ktoś nie spróbuje zrobić krzywdy jemu. Albo Paige. Do czegokolwiek doszło między tą trójką, winy psa można doszukiwać się raczej w ostateczności. Buck nie miał żadnych śladów po psich kłach, jedynie to soczyste limo, które sprezentowała mu ręką, w tym przypadku najprawdopodobniej damska. Nie zgłaszał jednak pobicia, więc to go nie interesowało. Zgłaszał psa. A pies okazał się nawet skory do współpracy, bo wskoczył do radiowozu bez oporów i zajął miejsce tak, jak należy. Później bez problemu z niego wyskoczył, zakręcił się jeszcze wokół krzaczka i grzecznie zaczekał przed drzwiami do kamienicy. Te otworzyła im miła kobieta w starszym wieku, więc obaj równym krokiem wdrapali się na drugie piętro.
Usuń— Siad, Scraps — polecił zwierzakowi, a gdy ten spełnił komendę, Rowan pochwalił zwierzaka i zapukał w drzwi kilka razy.
— Szeryf Johnson! — oznajmił głośniej, żeby Paige nie miała już wątpliwości, kto składa jej dziś wizytę. I wcale nie po cywilnemu, tym razem.
Rowan Johnson
Nie przyjechał tu na pogaduszki. Zamierzał po prostu załatwić obowiązek, czyli zostawić słowne pouczenie, spisać potem wyjaśnienia i nie brudzić sobie głowy jakimiś nieudanymi zalotami dwójki dorosłych osób. Szkoda, że odbiło się to na psie, bo jeśli takie donosy będą wpływać częściej, a pies nadal będzie biegał samopas po okolicy, wtedy będą musiały zostać podjęte inne działania, ale na ten moment Buck wydawał się po prostu czymś urażony, a jego donos zwykłą zemstą, żeby zagrać Paige na nosie, więc może ta historia więcej się nie powtórzy. Chyba, że ich wzajemne kontakty dalej będą przybierały taki obrót, to kto wie, jaki donos będzie następny i z czyjej ręki wpłynie. Durne, że musiał stać teraz pod jej drzwiami, bo jakiś facet nie był w stanie znieść porażki i złożył donos na psa, ale taka jest rzeczywistość małomiasteczkowego szeryfa, którą zaakceptował wraz z przyjęciem obowiązków i zdążył się do tego przyzwyczaić. Nie były to akcje, za którymi przepadał, więc gdyby nie fakt, że funkcjonariusze policji mieli już co robić, na pewno przysłałby tutaj kogoś innego, ale byli zarobieni i musiał wziąć to na swoją klatę. Ale przynajmniej załatwi to szybko, bez zbędnego przeciągania, bo takiej sprawy nie było co zostawiać na później, czy rozciągać w czasie. Im szybciej zostanie zepchnięta z biurka, tym lepiej.
OdpowiedzUsuńPewności nie miał, że zastanie ją w domu, ale stąd należało zacząć, więc jeżeli nie teraz, to wróci tu później, a jeśli nie zastanie wcale, przyśle jej po prostu wezwanie i wtedy to ona będzie musiała przyjść do niego. Coś zaczęło się jednak dziać po drugiej stronie drzwi, jakieś kroki, szmery, aż w końcu strzelenie w zamku i szarpnięcie za klamkę. Westchnął w tym oczekiwaniu, położył dłonie na biodrach i przeniósł ciężar ciała na drugą nogę. W końcu drzwi się otworzyły, a za nimi pojawiła się Paige w domowym wydaniu, jeszcze, bo ewidentnie gdzieś się szykowała. Dobrze się więc złożyło, że przyjechał teraz, a nie później, bo później mógł jej nie zastać, a teraz załatwi to, co ma załatwić i oboje będą mieć sprawę z głowy. Nie zależało mu na niczym więcej.
— Żadna — odparł chłodno, w przeciwieństwie do niej nie marnując energii nawet na udawanie entuzjazmu, a już tym bardziej na inne gadki szmatki. Ich nastawienie do siebie było tożsame i Rowan nie miał w swych zamiarach niczego zmieniać, bo nie czuł najmniejszej potrzeby robić tego w jej przypadku. I tak nie będzie im ze sobą po drodze, więc próby nie są konieczne, ani niezbędne im do szczęścia.
— Wpłynął donos na twojego pchlarza — oznajmił, zerkając krótko na psa, który siedział już przy jej nodze. — Pies jest podobno agresywny, biega samopas i ludzie się go boją — przytoczył, zachowując zupełną bezstronność w tej kwestii, choć wiedział, że Scraps nie zrobi krzywdy nikomu, kto nie będzie się o to prosił, ale zasady są jasne, a psy biegające luzem po otoczeniu, wyłamują się z tych zasad. Co prawda, ich stan nie narzuca obowiązku trzymania psa na smyczy, ale hrabstwo już tak, więc tutaj sprawa jest oczywista.
— To, że biega samopas to fakt, bo go zgarnąłem z ulicy, reszta zostanie zweryfikowana. W każdym razie, ponieważ to pierwszy taki donos, a ja wiem, że pies jest twój, nie wezwałem do niego rakarza. Ale, jeżeli się to nie zmieni, a donosy będą wpływać dalej, będę musiał podjąć inne kroki w tej sprawie — uprzedził rzeczowo, patrząc się na Paige bez uśmiechu.
— Proponuję pilnować psa... albo nie deptać tak dotkliwie męskiej dumy, a żadne z nas nie będzie musiało do tej sprawy wracać — polecił i uniósł lekko brew, zastanawiając się, czy to do Paige dotarło, czy zatrzymało się gdzieś na samym początku jej krnąbrnego stylu bycia. Ale on nie żartował. I drugi raz na pewno nie będzie się powtarzał. Jeżeli donosy będą wpływać, czego na ten moment nie wykluczał, ale też nie zakładał, skorzysta z tego, na co pozwoli mu prawo, sprzeciwiające się psom, które biegają samopas, a wszelkie konsekwencje tego będzie musiała przyjąć na siebie Paige i oczywiście Scraps. O ile nikt jej za to wcześniej nie pozwie. Buck na pewno tego nie zrobi, bo pies nawet się na jego widok nie oblizał, nie mówiąc już o pogryzieniu, a czy istniał ktoś więcej, kto uważał psa za agresywnego – na ten moment nie, przynajmniej nie tak oficjalnie na papierze, ale czy nie zbierze się takich osób więcej, to już zweryfikuje czas.
UsuńRowan Johnson
Co zasiejesz, to zbierzesz i generalnie z takim przeświadczeniem Rowan rozwijał większość swoich znajomości. Starał się być sprawiedliwy, chociaż to nie jest takie łatwe, gdy trzeba poruszać się w otoczeniu, w którym ze wszystkimi żyje się dostatecznie blisko, ale były też takie aspekty w jego osobowości, które burzyły ten idealny obrazek, i które można było zacząć już tylko i wyłącznie tolerować. Na pewno zyskiwał na bezinteresowności, która przychodzi mu niezwykle łatwo, jak na kogoś, kto w zamian za załatwienie sprawy mógłby oczekiwać sowitych podziękowań w różnorakich formach. Pełnił taką funkcje i miał taką pozycję, że na samych łapówkach byłby w stanie dwukrotnie się wzbogacić, gdyby tylko chciał i gdyby tylko był takim człowiekiem, który wszędzie węszy jakiś zysk. Ale jemu w ogóle nie rozchodziło się w tym wszystkim o pieniądze. Obrał sobie za cel utrzymanie w okolicy porządku, a jedyne narzędzia, jakich chciał do tego używać, to te, które dało mu prawo i stanowa konstytucja. I jest to w zasadzie chyba jedyna rzecz, która tak szczerze łączy go z rodziną – działanie zgodnie z literą prawa. Chociaż w tym też nie był tak zupełnie bez skazy. Może nie nadużywał uprawnień do własnych celów, ale zdarzało mu się przymykać czasem oko, albo ostentacyjnie czegoś nie zauważać. Prawo prawem, a życie życiem – bywają przecież takie momenty, kiedy należy słuchać się głosu człowieczeństwa, a nie definicji zapisanych w grubych kodeksach. I dlatego ludzie go lubili. Przymykanie oka nie dotyczyło jednak wszystkich bez wyjątku, bo ci, którzy zaszli mu za skórę, nie mogli liczyć z jego strony na żadną taryfę ulgową. Co zasiejesz, to zbierzesz. Żył dobrze z ludźmi, którzy żyją dobrze z nim, ale było tak w zasadzie od zawsze, nie tylko od momentu, gdy objął funkcję szeryfa.
OdpowiedzUsuńA teraz był na służbie, przyjął zgłoszenie, w dodatku złapał psa faktycznie biegającego samopas, więc jego obowiązkiem było pouczenie Paigie. Może ona nie była jego właścicielką, ale to go akurat nie obchodziło, skoro pies od samego początku jest zależny od niej. Jak widać Buck znalazł w końcu powód, żeby zgłosić oficjalną skargę, tak więc stał się pierwszym, który popatrzył na tego psa krzywo. Albo na psa i na Paige zarazem, chociaż w swoim donosie nie wspomniał o niej choćby raz.
Pokręcił głową przecząco. Nie zamierzał wchodzić do środka, bo nie przyjechał na pogaduszki. Jeżeli nie zamierzała zgłaszać jakiegoś występku, to z powodzeniem mogli rozmawiać tutaj. Chyba, że zamierzała Bucka zgłosić.
— Tym razem stoję po odpowiedniej stronie drzwi — odparł. — A ten donos — zaczął, robiąc ten sam znak, który zrobiła przed momentem Paige — to pierwszy papier, który wpłynął oficjalnie na moje biurko i dotyczy ciebie, a w zasadzie to was. Masz już swoją szufladkę, Paige Rachel King, a jesteś tu dopiero drugi miesiąc. Albo już — zauważył, tym razem podnosząc usta w uśmiechu, ale wymuszonym. Nawet, jeśli zdawał sobie sprawę, że nie chodziło tu o psa, dostał zgłoszenie na psa. Prywatnie może i by się z tego pośmiał, ale w pracy musiał robić to, co do niego należy.
Gdyby wpłynęła skarga na Paige, jej tłumaczenia byłyby wtedy niezbędne, a teraz nie miało znaczenia to, co powie o swojej znajomości z Bronsonem i o tym, jak doszło do tego, że facet postanowił zgłosić pozbawionego opieki psa, bo ich relacja nie jest istotą tego wezwania.
Istotą tego wezwania jest biegający po wsi pies, który może być powodem czyjegoś dyskomfortu, czy nawet paniki, bo to że biega jest akurat niezaprzeczalnym faktem, skoro Rowan sam go przed momentem tu przywiózł. Akurat na razie powoduje dyskomfort Bucka, i może nikogo więcej, ale Rowan na pewno zrobi jeszcze rozeznanie w tej sprawie. Gdyby facet kłamał, to byłoby jasne, ale jego skarga jest w jakiejś części oparta na prawdzie i jest to wystarczająca prawda do tego, by spotkała się z reakcją służb.
Usuń— Domyślam się, że Bronson zrobił to w odwecie, ale jeżeli masz coś jeszcze do powiedzenia w sprawie, w której tu jestem, to wyłącz palnik. Poczekam, wysłucham — zaproponował, wskazując dłonią wnętrze domu, z którego dochodziło to charakterystyczny syczenie uciekającej z garnka wrzącej wody.
Rowan Johnson
Tak ją bolało to, że nie interesował się facetem, któremu nabiła limo, doprawdy? Jeśli dorosła kobieta nie potrafiła zrozumieć, że nie przyjechał tu w sprawie jakiegoś beznadziejnego podrywacza, tylko psa, który biegał samopas stwarzając potencjalne zagrożenie dla mieszkańców, to chyba naprawdę się przeliczył, uważając, że Paige ma do zaoferowania coś więcej, niż ciało. I nawet nie chciało mu się powtarzać, że tu nie rozchodzi się o nią, tylko o psa, bo widocznie postawiła siebie w samym epicentrum zdarzeń, w których nie była. Chyba, że to ona biega samopas i jest agresywna wobec ludzi – okej, tyle że Buck wcale nie skarżył się na nią, nawet jeżeli to ona sprawiła mu limo, już pomijając fakt, że stwierdził, że to limo nabił sobie sam. Chciała wytłumaczyć, dlaczego pies biega samopas? No to świetnie, bo na to właśnie czekał, a nie na sprawozdanie z nocnej imprezy, na której była, na której z kimś się nie dogadała, a potem przywaliła komuś limo, patrząc, jak inni faceci śmieją się z tego do łez. Co to ma do cholery wspólnego z biegającym samopas psem? Jej opowieść o minionym wieczorze nie zmieni tego, że musi dać jej pouczenie i poprosić o pilnowanie psa, bo tak – może dla niej to nie problem, że Scraps biega gdzie chce i jak chce, ale nie jest w tej mieścinie sama, a zasady są identyczne dla wszystkich. Poza tym, on nie powiedział, że wie, że to odwet. Powiedział, że się domyśla, a to znacząca różnica, bo domyślanie się może w efekcie mieć z prawdą gówno wspólnego. Niesnaski damsko-męskie też nie zwalniają ludzi z rozsądku, a Paige chyba gdzieś go zgubiła, skoro patrzyła na niego teraz tak, jakby świat stał się nagle dziwnym, nielogicznym miejscem.
OdpowiedzUsuńZareagowałby zupełnie inaczej na to, co mówiła, gdyby nie fakt, że wyglądała na taką, która nie czuje się wcale skrzywdzona tym, co się stało, a usatysfakcjonowana. Jeżeli to była samoobrona, to oczywiście słusznie, że mu przywaliła, ale czy w tej opowieści skupiła się na tym, że ktoś chciał jej zrobić krzywdę? Chciała to zgłosić? Nie. Skupiła się na reakcji facetów wokół, na tym jak zareagowała publiczność, a nie na sobie i swoim bezpieczeństwie, więc dla kogoś, kto kiedyś na co dzień jeździł do spraw, w których kobiety stawały się ofiarami seksualnej przemocy, był to jasny sygnał, że sprawa nie była na ostrzu noża. Buck się zagalopował i dostał w trąbę – ot cała historia. Jeżeli oczekiwała, że będzie ulegał ironii, którą sama wręcz kipiała, albo szczerzył się do niej, jak głupi do sera, bagatelizując jej drwiny, bo się przespali, a wcześniej miło rozmawiali, to się przeliczyła. Najwidoczniej trafiła kosa na kamień. Będzie traktował ją dokładnie tak, jak ona traktuje jego, a ostatecznie mogą zacząć się ignorować, bo kto wie, czy to nie będzie lepsze rozwiązanie dla dwójki ludzi takich jak oni.
Wziął głębszy wdech, gdy zniknęła na chwilę z pola widzenia, żeby wyłączyć gaz, a potem znów zawiesił na niej posągowe spojrzenie. Nie miał przy sobie tabletu, bo nie sądził, że mu się przyda, więc zostawił go w radiowozie, ale z wewnętrznej strony kamizelki miał mały notes z długopisem, więc wyjął go, gdy zaczęła mówić, żeby spisać wyjaśnienia. One, co prawda, nie miały nic wspólnego ze sprawą, z którą tu przyjechał – nie licząc tej wzmianki, że Scraps na Bucka co najwyżej warknął – ale na przyszłość może to być podstawa do uznania, że Buck sam szuka guza, a potem przychodzi z donosami, więc warto było mieć coś takiego w zanadrzu, nawet jeśli ostatecznie się to nie przyda.
— Jeżeli wspominasz o samoobronie... — pociągnął i spojrzał na Paige znad notesu. Nie brzmiał złośliwe, a zwyczajnie i nijak. I nie dlatego, że to mogło go nie interesować, bo powinno, jeżeli faktycznie doszło do sytuacji, w której Paige musiała się bronić, i na pewno go zainteresuje, jeżeli będzie trzeba. Brzmiał tak, bo nie da jej sobie wejść na głowę. Ona najwidoczniej też nie miała pojęcia, z kim ma do czynienia. — W jaki sposób Buck ci się naraził? — dopytał, nie łudząc się, że Paige oficjalnie to zgłosi, dlatego o to już nawet nie zapytał. Ale skoro miała miejsce jakaś nieprzyjemna sytuacja, niezwiązana już z biegającym samopas psem, to doszedł do wniosku, że Bucka też zaraz odwiedzi tak z własnej, nieprzymuszonej woli, bez donosu i bez papierologii. Tak po prostu po męsku.
UsuńRowan Johnson
Według niej pies może i zagrożenia nie stwarzał, ale to według niej. Należy wziąć pod uwagę jeszcze niecałe pięć tysięcy mieszkańców, którzy mogą mieć odmienne zdanie. Co prawda, ich wszystkich Rowan nie przepyta i nawet nie zamierzał, bo to już zakrawałoby o absurd, ale zrobi rozeznanie, tym bardziej, że tak na dobrą sprawę sam został przez tego psa ugryziony. I to wcale nie dlatego, że sobie zasłużył, bo akurat wtedy nie atakował, a się bronił, co z kolei pies uznał za zagrożenie dla właścicielki. To jest pies i pozostanie nim na wieki, niezależnie od tego, jak będzie wyszkolony. Niech nawet ktoś mu się narazi, a ten w obronie własnej kogoś pogryzie – ile będzie w tym winy człowieka? W świetle prawa niewiele, a jeżeli ktoś na tym ucierpi, to przede wszystkim pies, hasający sobie bez kontroli, któremu w najgorszym przypadku będzie grozić uśpienie. Ale Paige dobrze już to wie, bo miała w swoim życiorysie sytuację, która to potwierdzała. Rowan natomiast przyjechał zrobić tutaj co swoje, czyli upomnieć ją w tej sprawie, a nie robić jej na złość. Czy jemu chciałoby się marnować na to czas? Poza tym, gdyby chciał zrobić jej na złość, byłaby teraz w drodze ze schroniska do schroniska, zastanawiając się, gdzie ten pieprzony hycel wywiózł tego pchlarza. Ale w jego naturze złośliwość nie leży sama z siebie – jest cechą, która się pojawia, gdy ktoś próbuje zagrać na jego cierpliwości. Nie chciał toczyć z Paige bitew, bo dlaczego miałby, skoro w żaden sposób mu nie podpadła, jeszcze, ale kąsać też się nie da, tym bardziej, że nie dał jej do tego powodów. To w końcu ona pożegnała go ostatnim razem dość wymownie, a dziś w dokładnie takim sam sposób go przywitała. Może myśleć sobie o nim, co tylko zechce, bo to mu akurat zwisa, a następnym razem w ogóle zrezygnować z entuzjazmu, bo udawany jej nie wychodzi. Powinna liczyć się jednak z tym, że za każdym razem będzie miała w nim lustro ze swoim własnym odbiciem.
OdpowiedzUsuńZapisał sobie pobieżnie te najważniejsze punkty jej opowieści, żeby później móc sporządzić z tego sensowniejszą notatkę, jak już usiądzie w radiowozie i będzie miał ku temu lepszą sposobność. Pieprzony awanturnik, to było do przewidzenia, że trafi wreszcie na taką, która nie obróci jego zaczepek we flirciarski żart, tylko mu przywali. Rowan aż pokręcił lekko głową do własnych myśli, w duchu zacierając rączki, bo chętnie Bucka odwiedzi i zapyta, czy zapomniał już jak ciasne są kajdanki, albo jak długo skóra piecze po tonfie. A chyba naprawdę mu się zapomniało, skoro znów nabrał takiej pewności siebie na wolności.
— Nie mógłbym — odpowiedział krótko, bo jeśli sytuacja przedstawiała się w taki sposób, to musiał zachować jej wyjaśnienia chociażby dlatego, że jeśli za jakiś czas zgłosi się oficjalnie ktoś, kto będzie chciał Bronsona pozwać za podobną szkodę, to ta notatka będzie przydatna.
Strzelił długopisem z kciuka, wsunął go w notes i podnosząc spojrzenie na Paige, schował kajecik za kamizelkę taktyczną, do małej, ciasnej kieszonki, która się tam znajduje.
— Masz pilnować psa, a twoja to już sprawa jak będziesz to robić: czy na smyczy, na sznurku, czy na niewidzialnej żyłce mającej x metrów — powiedział, dając jej równocześnie do zrozumienia, że nie będzie jej sprawdzał, a psa po prostu zignoruje, jeżeli minie go gdzieś przypadkiem.
Oczywiście, to do momentu, gdy ktoś znowu nie postanowi napisać donosu. Jemu akurat nie przeszkadza, że Scraps biega po okolicy, ale będzie musiał zareagować na kolejne skargi, o ile takie się pojawią i nie będą Buckiem Bronsonem. A jeśli się nie pojawią, to problem nie istnieje.
Usuń— Myślę, że od tej pory żadna męska duma już przez ciebie nie ucierpi, bo jeśli lejesz facetów w taki sposób, to nikt o zdrowych zmysłach nie zaryzykuje — podsumował, zawieszając kciuki wygodnie po bokach kamizelki. — Także tutaj rekord raczej nie będzie twój — stwierdził, zastanawiając się chwilę nad tym, co Paige powiedziała jeszcze o wyjeździe. Czy też o nie-wyjeździe. — To samochód wyzionął ducha? Czy naprawa kosztuje krocie? — zapytał, korzystając z okazji, że może to zrobić.
Rowan Johnson
Chciał mieć tę sprawę z głowy i to się nie zmieniło, ale chyba co do tego się zgadzali. Paige otworzyła drzwi z niechęcią, choć nie wiedziała jeszcze wtedy po co w ogóle przyszedł, więc był to jednoznaczny sygnał dla niego, że im szybciej uwinie się z tematem, tym lepiej dla każdego z nich. A to, że samochód stał u mechanika, a Paige nadal nie wyjechała, nie szło w parze z tym, co mówiła mu od samego początku, więc skoro miał okazję zapytać i zaspokoić ciekawość, to skorzystał z tej szansy i to zrobił. Nie miał jej niczego za złe, nie sądził też, że od początku leciała z nim sobie w kulki, bo widział wtedy, że chciała stąd wyjechać, a teraz na pewne rzeczy nie miała po prostu wpływu. Ba pewno kupiłaby inne auto, gdyby miała odpowiednie oszczędności i z przyjemnością zrealizowała te zapowiadane cele, ale rzeczywistość wygląda zgoła inaczej, a kasa nie rośnie na łąkach, żeby zrywać ją sobie jak polne kwiaty. Utknęła tu i nie ma co się łudzić, że jest inaczej. A im szybciej sama zaakceptuje ten stan rzeczy, tym szybciej dostosuje się do życia w tej małej mieścinie i nałapie tu znajomości, a jeśli nałapie znajomości, wtedy będzie szansa na pojawienie się jakichś możliwości, których będzie mogła się chwycić, żeby wreszcie z pozytywnym skutkiem wyjechać. Ale Paige sama będzie wiedziała, co zrobić, skoro polega tylko na sobie, chociaż on, oczywiście, nadal będzie służył jej pomocą, tak jak wszystkim dookoła. Jeżeli będzie czegoś potrzebować, bez problemu go odnajdzie, na komisariat ma przecież rzut beretem.
OdpowiedzUsuń— Pewnie, że się znajdzie. Nie tylko Buck jest tutaj odważny, głupi i szalony zarazem — stwierdził, niczego nie koloryzując, bo może nie ma tu krwawych jatek rodem z kina akcji, ale ludzie są różni, jak zresztą wszędzie na świecie. Spokojne Mariesville też ma swoje gorsze strony i sprawy, które do dnia dzisiejszego nie zostały rozwiązane, i które prawdopodobnie nigdy rozwiązane nie zostaną, chociaż do miasta pokroju Atlanty mimo wszystko porównać się go nie da. Z reguły za większość tutejszych problemów odpowiada alkohol, niż szczera nienawiść, którą mogłaby ta mieścina obrastać, ale to i tak niczego nie usprawiedliwia. Bronson przekroczył granice i automatycznie podpadł. Paige nie musi nic zgłaszać, a Rowan tego nawet nie oczekiwał, bo nie potrzebuje zgłoszenia, żeby mieć kogoś na oku.
Skinął nieznacznie głową w zrozumieniu. Nawet nie próbował mówić, żeby była dobrej myśli, bo nie jest idiotą, by wierzyć, że samochód magicznie się naprawi, jeśli sam mechanik postawił na nim krzyżyk.
— Skoro zostajesz, przynajmniej na razie, to jestem tutaj do dyspozycji mieszkańców, a więc i twojej, niezależnie od dnia. W wyjątkowych sytuacjach można znaleźć mnie w Orchard Heights, dom naprzeciwko wejścia do parku — oznajmił, bo zawsze to robił, gdy w okolicy pojawiał się ktoś nowy. Paige nowa już nie jest, bo znalazła tu sobie pracę, mieszkanie i w jakiejś części się zadomowiła, ale chciał, żeby miała świadomość, że jakkolwiek potoczy się ich znajomość, cały czas może liczyć na jego pomoc, nawet gdy on będzie poza godzinami pracy.
— W sprawie towarzysza wszystko jest już jasne — zerknął na Scrapsa, który siedział cały czas w tym samym miejscu i przeniósł wzrok automatycznie na jej stopy. Może miała w planach gdzieś wyjść, albo kogoś ugościć. — Więc pozostaje mi życzyć ci miłego dnia — powiedział, ale zanim odszedł, wskazał jeszcze palcem w kierunku jej stóp. — A tak poza tym, kolor bardzo ładny, ale piąty palec do poprawki — zauważył i uśmiechnął się lekko. Lakier nie zdążył jeszcze wyschnąć i musiał się zetrzeć, gdy szła wyłączyć palnik, albo jeszcze wcześniej. Paige na pewno sama zauważyłaby to lada moment, ale okazji do złagodzenia napięcia też szkoda było mu przepuścić, więc po prostu to zrobił.
UsuńRowan Johnson
Ona nie znosiła krytyki, a on nie miał z krytykowaniem żadnego problemu, tyle że jego krytyka nie ma nic wspólnego z wyżywaniem się na ludziach wokół, czy krzywdzeniem ich w ramach hobby. Jemu po prostu nie sprawia trudu bezpośrednia komunikacja, uzasadnione wytykanie błędów i rozmowa, w której to nie emocje grają główne skrzypce, a potrzeba załatwiania jakiejś sprawy. Domyślał się, że Paige nie była w najlepszym humorze, bo nie dało się tego nie zauważyć, skoro od samego otwarcia drzwi rzucała gromami, ale to jak się zachowywała pasowało mu też do jej zuchwałego charakteru. Ciężko było tak w zasadzie wywnioskować, kiedy trafia się na jej gorszy humor, a kiedy Paige jest po prostu sobą, bo różnice są niewielkie, a nie miał na razie podstaw sądzić, że się myli, nawet jeśli tak właśnie jest. Przebijały się od czasu do czasu jakieś przyjemniejsze cząstki jej osobowości, ale nie wiedział, czy to dlatego, że ona rzeczywiście je w sobie ma, czy dlatego, że rezygnowała na chwilę z kąśliwego tonu i tworzyło się złudne wrażenie. Gdyby przyszedł tutaj rekreacyjnie, może poświęciłby czas na rozszyfrowanie jej obecnego stanu, ale był tutaj służbowo, w dodatku z powodu donosu, złożonego po złości, na który musiał zareagować, bo nie rozmijał się w stu procentach z prawdą, żeby go zbyć. Plus był taki, że mógł ją przynajmniej przy okazji odwiedzić, bo minęło już trochę czasu od tamtej nocy, a nie zanosiło się na to, że będą widywać się po koleżeńsku raz na jakiś czas. Prywatnie na pewno jest bardziej przystępny, ale to nie zmienia faktu, że nadal jest policjantem, bo tym się jest nie tylko na służbie, więc chyba samo to wyklucza go z roli jej kolegi.
OdpowiedzUsuńWyjątkową sytuacją było w zasadzie i jedno i drugie. Nie przebywał w domu zbyt często, bo przesiadywał na komisariacie, więc naturalnie powinien być dostępny właśnie tam, ale chodziło bardziej o te dni, które miał wolne i które wolne być musiały, żeby zgadzały się te wszystkie kadrowe i administracyjne kruczki. Chodziło też o porę dnia, bo normalnie nie da się go zastać na komisariacie po dwudziestej, chyba że nagle zwala się na głowę jakaś robota, której musi poświęcić więcej czasu, albo gdy w areszcie siedzi ktoś, nad kim trzeba pełnić nadzór, a brakuje obstawy. Po nocy można szukać go zatem w domu, gdyby zdarzyło się coś, co wymaga jego interwencji. Dawał na to przyzwolenie, bo przez pracę dla SWATu był już przyzwyczajony do bycia wyrywanym nagle i niespodziewanie z życia na akcję, gdzie najpierw musiał dojechać stąd do Atlanty, więc pobudka w nocy dla mieszkańca Mariesville tym bardziej nie przysporzy mu trudu. To część jego normalności od wielu, wielu lat.
— Tak? Cudownie, właśnie o to mi chodziło, żebyś zawsze była na mnie przygotowana. Na dłoniach zrób w takim razie czerwone, będzie idealnie — odparł, dobrze wiedząc, że na pewno o nim nie myślała, bo nie zajmują sobie swoich codzienności, żeby w ogóle zaistniała taka możliwość. Ale skoro można było przemycić trochę swawoli w słowach, to dlaczego z tego nie skorzystać. Nie mieli nic do stracenia, a rzucanie takich tekstów to przecież nie grzech.
— A na wydarzenie się wybieram, jak najbardziej — przytaknął. — Ale, jak zawsze, w tej wersji — wskazał na siebie, mając na myśli wersję umundurowaną, bo na wszelkich tego typu wydarzeniach, festynach, czy spotkaniach pojawiał się służbowo. Wolał wziąć dyżur na siebie, a dać kolegom po fachu szanse na spędzenie tego czasu z rodzinami, bo on i tak nie zamierzał robić tego w ten sposób, więc może być na wydarzeniu w pojedynkę, będąc równocześnie w pracy.
Usuń— Ty się wybierasz? — odbił piłeczkę, unosząc brew lekko w górę. Może miała to w planach, jeśli dopytywała. To byłoby w zasadzie pierwsze wydarzenie i spotkanie ze społecznością, na którym Paige by się pojawiła, ale na pewno będzie mile widziana. Tym bardziej, że to ten magiczny okres tuż przed Świętem Dziękczynienia, który zawsze wprowadza ludzi w taki wdzięczny, braterski nastrój.
Rowan Johnson
Podejście starszej sąsiadki do inicjatyw społecznych wcale go nie dziwiło, bo jeżeli ktoś stał jeszcze na straży tutejszych tradycji, to przede wszystkim osoby w jej wieku, które zapoczątkowały wiele z nich, a teraz przekazywały je następnym pokoleniom do kontynuacji, by te trwały wiecznie, albo po prostu tyle, ile się da. Poza tym, każdy, kto osiedlał się w tej mieścinie, powinien przynajmniej spróbować stać się częścią tutejszej wspólnoty i brać udział w działalności kulturalnej, stowarzyszeniowej i każdej innej, która rodzi się i rozwija w społecznościach lokalnych, bo wzmacniają one więzi społeczeństwa obywatelskiego, którym mieszkańcy Mariesville właśnie są. Takie małe miejscowości to nie tylko plotki, legendy i zabobony, a przede wszystkim zbiorowość ludzka, zdolna do samoorganizacji i do porozumienia się ponad wszelkimi podziałami w każdej kryzysowej sytuacji. Dla jej sąsiadki uczestniczenie w takich wydarzeniach to swego rodzaju powinność, nic więc dziwnego, że patrzyła na Paige tak jakby jej odpowiedź miała zaważyć o czymś niesamowicie ważnym. Młodzież coraz częściej olewa te powinności, a starsze sąsiadki grożą palcem i nie odpuszczają nawet tym, którzy nie czują się z tą mieściną związani. Ale idzie to pewnie w myśl zasady, że skoro ktoś osiedlił się akurat tutaj, mając do dyspozycji cały kraj, to nie ma innego wyjścia, jak grać do tej bramki. Paige jest tutaj już dłuższy czas, jej twarz stała się w jakiejś części rozpoznawalna, choćby dla kasjerki w sklepie, czy dla stałych klientów restauracji, i w końcu zwróciła uwagę głównych strażniczek ładu, więc to naturalne, że zaczną ją uświadamiać, co jest w tym miejscu najważniejsze. Oczywiście, nigdy nie ważniejsze od jabłek, wiadomo, jabłka są święte do nieskończoności.
OdpowiedzUsuńTak, czy siak, to i tak było pozytywnie zaskakujące, że Paige w ogóle rozważała wzięcie udziału, bo sprawiała wrażenie wyjątkowo niezależnej, a równocześnie takiej, która nie ugnie się zasadom jakiejś tam społeczności, choćby tak na przekór. Na pewno nikt nie będzie zmuszał jej tam do składania żadnych przysiąg, czy obietnic, ale samo pokazywanie się wśród mieszkańców jest dla nich dość znaczące, choć i bez tego ludzie zaczną interesować się jej życiem, czy planami, bo tutaj jest to zupełnie normalne. Paige będzie musiała przyzwyczaić się, że tryb incognito tutaj nie istnieje i w to Rowan akurat nie wątpił, bo w tej mieścinie zawsze jest się na oczach wszystkich, ale jeśli dobrze zadba się o swoje sekrety, to one na pewno będą bezpieczne. O życiu Rowana ludzie nie byli w stanie nawet soczyście poplotkować, bo nie dawał im niczego, co mogliby wykorzystać jako podstawę przy produkcji pokręconych scenariuszy z nim w roli głównej, a sprawuje przecież funkcję, która stawia go świeczniku cały czas, albo wcale z niego nie zdejmuje. W dodatku jest z tych Johnsonów, o których też gada się nieustannie, bo ojciec senator to doskonała partia do trzymania na plotkarskiej muszce, zwłaszcza, że był tu kiedyś burmistrzem – dla jednych niezastąpionym, dla innych tak beznadziejnym, że aż pożal się boże, a teraz poszedł w wielki świat i może więcej.
Przechylił głowę nieznacznie w bok i zmarszczył brwi na tyle, że drobna zmarszczka wyrysowała się na jego czole. Nie chciało mu się wierzyć, że Paige nigdy nie miała okazji brać udziału w czymś takim, albo chociaż podobnym, bo to nie różni się jakoś szczególnie od miejskich wydarzeń, organizowanych czasem w centrum Atlanty. Tutaj jest po prostu bardziej kameralnie i atmosfera jest familijna, bo niemalże wszyscy się znają, ale nadal jest swobodnie. Nikt nikogo do niczego nie zmusza, ludzie bawią się i cieszą wspólnie spędzanym czasem, a czasami dzielą się swoimi dobrami, bo handel wymienny wciąż jest tutaj tak cenny, jak pieniądze.
— Słuszne założenie, bo to nie była zwykła ciekawość sąsiedzka — stwierdził, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę. — Społeczeństwo obywatelskie jest tutaj mocno zżyte i zorganizowane, a dla starszych osób to ważne, żeby takie pozostało, gdy młodsi przejmą tutaj stery — wyjaśnił pokrótce, bo Paige sama zrozumie z czasem, o co w tym wszystkim chodzi. A może wszystko stanie się jaśniejsze, gdy pójdzie na to wydarzenie i na własnej skórze się przekona, jak funkcjonuje tutejsza społeczność i jak ze sobą żyje.
Usuń— I tak w zasadzie nie musisz przynosić niczego, poza dobrym nastrojem, ale jeśli masz ochotę, to śmiało. Ludzie na pewno przyjmą to z wdzięcznością — zapewnił. — Poczęstunek organizuje ratusz, lampiony również, ale akurat w kwestii lampionów wydaje mi się, że fajniej puścić własny, jeżeli już ktoś ma ochotę to zrobić. Z tego, co wiem, będzie też gra terenowa, bo będą ją obstawiał. A tak poza tym, wszystko zaczyna się o dziesiątej w Applewood Park, ale jak przyjdziesz później, na pewno niczego nie stracisz — wytłumaczył i uśmiechnął się lekko. — Zachęcam. Warto przeżyć to chociaż raz.
Przeniósł spojrzenie chwilowo na jej stopy, zastanawiając się, czy nie zmarzła, stojąc tak boso w progu, ale tutaj przynajmniej dobrze wyschnie ten jasny lakier, którym pomalowała paznokcie. A Scraps wyglądał teraz na trochę znudzonego, ale nadal zajmował swoją pozycję, gotów w razie nagłej sytuacji zadziałać. Jego obecność przy Paige była tak naturalna, że w pewnym momencie stawał się już niedostrzegalny.
Rowan Johnson
Nie znał jej co prawda na tyle, żeby mieć pojęcie, czy kiedykolwiek spędzała czas gdzieś poza miastem, na takich właśnie wiejskich spędach, ale zdawał sobie sprawę, że dla kogoś, kto nigdy nie miał styczności z takimi wydarzeniami, cała ta społeczna zażyłość jest po prostu dziwna. Te wszystkie zgromadzenia, kameralne spotkania, podczas których panuje plemienna wręcz atmosfera, gdzie poczucie wspólnoty staje się niemalże namacalne, bo ludzie znają się na wylot na kilka pokoleń wstecz i nie sposób mówić tu choćby o kawałku anonimowości – tego na pewno nie dało się doświadczyć w półmilionowym mieście, gdzie ludzie mijają się na chodnikach tak, jakby jeden dla drugiego wcale nie istniał. W Atlancie nikt nikogo nie zaczepia na chodniku na pogawędkę, nie licząc bezdomnych, którym brakuje kilka centów do piwa, albo ulicznych chuliganów, szukających guza. Nikt się nie pyta o sąsiada mieszkającego kilka domów dalej, nikt nie wie, że najmłodsza córka lokalnego lekarza wzięła dwa dni temu ślub, bo po miesiącu można spotkać w przychodni na stołku lekarskim już kogoś zupełnie innego. Ludzie nie pamiętają o ludziach, bo w miastach twarze po sąsiedzku zmieniają się bardzo często i bardzo szybko, za to w Mariesville kasjerka, która obsługiwała ludzi dwa lata temu, będzie obsługiwać ich dalej po następnych dwóch, trzech, czy dziesięciu latach, bo tutaj rotacja prawie że nie istnieje. Jedynie w sezonie, gdy turyści korzystają z uroków okolicy, pojedynczych twarzy jest więcej, ale to i tak nie zmienia faktu, że stała społeczność pozostaje nietknięta. Rowan sam doskonale znał te różnice między wielkim miastem a małą mieściną, bo przez kilka długich lat żył rozdarty między jednym a drugim, głową będąc w metropolii, a sercem niezmiennie w tym jabłkowym grajdołku. Zdawał sobie sprawę, że w klubach w Atlancie można przeżyć imprezę życia, nie przejmując się później konsekwencjami ewentualnych wybryków, bo człowiek jest tam wyjątkowo anonimowy, ale na własnej skórze przekonał się również, że jeżeli ktoś będzie miał cię dopaść, to wreszcie cię dopadnie. W mieście można liczyć tylko na tych, których się zna, natomiast w Mariesville można liczyć na każdego i to dlatego nigdy nie przyszło mu do głowy wynieść się stąd na dłużej niż kilka tygodni, choć te kilkutygodniowe ucieczki działy się też wyłącznie dlatego, że do dłuższych nieobecności zmuszały go policyjne wezwania. Całkiem możliwe, że dla Paige to przeddzięczynne wydarzenie jest po prostu szansą na rozerwanie się w nieco inny sposób, bo ich mieścina nie oferuje żadnych szalonych atrakcji, ale dobre i to, że chciała tam w ogóle pójść, puścić chociaż lampion, bo to automatycznie wrzuci ją w środowisko, w którym królują konkretne wartości i tradycje ściśle związane z tutejsza kulturą. To zawsze jest już jakiś rodzaj społecznej adaptacji.
OdpowiedzUsuńByłby skłonny wypatrywać jej w tłumie, ale nie sądził, że będzie im ze sobą po drodze, jeżeli Paige zdecyduje się ostatecznie uczestniczyć w tym wydarzeniu. Miną się pewnie, bo to raczej niemożliwe nie przejść obok siebie chociaż jeden raz, skoro wszystko ma mieć miejsce w Applewood Park, który ma swoją ograniczoną powierzchnię, ale on będzie miał swoje zadania, a ona swoje cele i ochoty na ten dzień. Może spotkają się przy tych lampionach, bo tam na pewno będzie potrzebna obstawa, żeby wszystko odbyło się bezpiecznie i bezproblemowo, ale udział w tych samych atrakcjach na pewno nie będzie im pisany, chociażby z samego faktu, że Rowan będąc w pracy, nie będzie tego udziału w atrakcjach brać. Paige miała za to możliwość korzystania z nich do woli.
Skinął lekko głową, bo to faktycznie było już na tyle. Zrobił to, co miał zrobić, zapytał o to, o co chciał zapytać – mogli się rozejść w swoje strony i spotkać... cholera wie kiedy. Pewnie znów za sprawą jakiegoś incydentu, albo sytuacji, która zmusi ich do znalezienia się w tym samym miejscu i czasie.
Usuń— Miłego dnia, Paige — powiedział, ruszając się z miejsca. — A, tak w ogóle to wczoraj wjechały do baru nowe stouty, od dziś będą w sprzedaży — oznajmił jeszcze, zatrzymując się na chwilę przy stopniach prowadzących na niższe kondygnacje. — Powinny przypaść ci do gustu — stwierdził i uśmiechnął się lekko, tak na odchodne, bo była to już ostatnia rzecz, którą miał do powiedzenia, i o której przypomniał sobie tak mimochodem. Może Paige zechce je popróbować, a może nie, ale nie wszystkie zostaną w barze na stałe, więc to zawsze dobra okazja do degustacji i znalezienia sobie czegoś, co wywrze na kubkach smakowych wrażenie i zapisze się w osobistych gustach na dłużej.
Rowan Johnson
[Nie ma sprawy! Ja za to przepraszam, że odpisuję tak późno, ale byłam na urlopie i dopiero teraz wygrzebuję się z wszelkich zaległości, a mam ich sporo. :D
OdpowiedzUsuńJasne, czemu nie? Sav chętnie użyczy swojego autka. Może Savannah będzie jechała do centrum miasteczka po jakieś zakupy, czy coś tam załatwić i będzie świadkiem jak Paige na przejściu dla pieszych rozwala się jakiś karton i wszystkie jej rzeczy lądują na ulicy? Sav chętnie by jej pomogła ogarnąć ten bajzel ^^]
Savannah Weber
To, co łączyło wszystkie wydarzenia, organizowane cyklicznie w okolicznych parkach, to sielankowa atmosfera, wypełniająca je po brzegi. Ludzie gromadzili się stopniowo już od samego południa, zaczynając od pogawędek i zajmowania miejsc przy stołach, a później angażowali się w gry i korzystali z atrakcji, żeby na wieczór zrelaksować się i pobawić do muzyki country, a także do tego, co na niewielkiej scenie zaprezentują lokalni grajkowie. Wokół panował jeden, wielki spokój – dosłownie – nie licząc gwaru rozmów i biegających dzieciaków, które wyjątkowo wczuły się w tym roku w terenową grę, bo wyścig był naprawdę zacięty, a kilka osób zdążyło się nawet pokłócić o niepoprawnie odhaczony punkt, na szczęście wszyscy zakończyli bieg cało, bez szkód i strat. Może to nie było do końca fair podpowiadać tym słabszym, dokąd powinni się udać, żeby znaleźć obiekty z mapy, ale skoro co niektóre dzieciaki brały udział bez dorosłych, a niektóre z dorosłymi, to już samo to było niesprawiedliwe, dlatego Rowan rzucił dyskretnie kilka podpowiedzi, prosząc w zamian o dochowanie przez nich wiecznej tajemnicy. Obstawiał wydarzenie z młodym policjantem, zatrudnionym w lokalnym komisariacie lekko ponad rok temu, i obaj tak cheatowali, dzieląc się wiedzą, a potem mając ubaw z tego, że ci najlepsi zachodzili w głowę jak to możliwe, że tym najsłabszym nagle udało się zdobyć rzeczy, których do tej pory nie zdobył nikt. Nie pomogli im wygrać, ale sprawili chociaż, że ta zabawa była dla nich bardziej ekscytująca, co zresztą dało się dostrzec przy rozdaniu nagród na ich wymęczonych, ale zadowolonych twarzach. A tak poza nadzorowaniem gry, Rowan przechadzał się po parku wolnym krokiem, czasem w parze z policyjnym kolegą, czasem osobno, witał się z ludźmi i wdawał w krótkie pogawędki, nienachalnie obserwując przy tym otoczenie. Chwilę porozmawiał nawet ze swoimi rodzicami, którzy pojawili się w parku po południu i przystanęli przy tablicy podziękowań, na której zostali wyszczególnieni między innymi dlatego, że ufundowali dzisiejsze – i nie tylko – nagrody. Nie wypatrywał w tłumie Paige, bo przeczuwał, że jeżeli ona w ogóle zdecyduje się wziąć udział w tym wydarzeniu, to pewnie na sam wieczór, gdy przyjdzie czas puszczania lampionów. To dlatego zaskoczenie uderzyło w niego mocno, gdy szedł przygotowywać park do pokazu lampionów i niespodziewanie dostrzegł ją siedzącą na ławeczce z dwiema dziewczynkami, z którymi wspólnie zaplatała warkocze. Po pierwsze, ciężko było w ten widok uwierzyć, bo taki sielski kadr zwyczajnie nie pasował mu do tej Paige, którą znał, a po drugie to gryzło się z jej nastawieniem do tego miejsca, z którym nie chciała wiązać przecież żadnej części swojego życia. Po trzecie: miała czerwone paznokcie, a to w komplecie z całym tym widokiem, dla którego na chwilę przystanął, sprawiło, że na jego usta wpełzł lekki uśmiech. Miała być chwilowym epizodem w życiu tej mieściny, a siedziała właśnie na festiwalu i korzystała z jego uroków. Naprawdę zaskakujące. Ten widok był oczywiście przyjemny, choć dla niego samego, z pewnych względów, których nie musiał sobie przypominać, bo wcale o nich nie zapomniał, był też odrobinę niepokojący. Postanowił mieć ją na oku, skoro już się tutaj pojawiła, chociaż nie było to wcale takie łatwe przy zabezpieczeniu pokazu, w którym udział chcieli wziąć prawie wszyscy zebrani. Razem z kolegą po fachu starali się nadzorować całe otoczenie tak, żeby ludzie nie rozpierzchli się po parku i stosowali się do zasad bezpieczeństwa. Przeganiali tych, którzy przechodzili za otaśmowane rejony, pomagali rozdawać lampiony, a w międzyczasie instruowali pierwszorazowych uczestników, jak prawidłowo obsłużyć się podgrzewaczem i wypuścić je w powietrze.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKiedy wszystkie powędrowały do nieba, w akompaniamencie niesłabnących zachwytów, operację można było uznać za zakończoną. Kolega zadeklarował się, że poskłada zabezpieczenia, więc Rowan przeszedł się w kierunku obrzeży parku, bo zauważył podminowanego Bucka, który szedł tam sprężystym krokiem i może samo to nie robiłoby wrażenia, gdyby nie fakt, że przed momentem szła tam również Paige. Tamtego dnia, gdy zostawił Paige słowne pouczenie i pojechał później pod chatę Bronsonów, nie zastał go na miejscu. Zastał za to jego kumpli pod lokalnym barem, więc zrobił małe rozeznanie, bo ci kumple nadal naśmiewali się z tamtego wydarzenia tak, jak z jakiejś piekielnie dobrej komedii, więc wyśpiewali mu historię ze szczegółami, przy okazji nie szczędząc Paige soczystych komplementów. Gdyby je słyszała, na pewno w ramach podziękowań ufundowałaby im równie soczyste śliwy, żeby już tak całkowicie upodobnili się do Bucka i podzielili jego los. Może im też kapelusze pospadałyby z głów.
UsuńPo tym facecie można było spodziewać się głupstw, bo to taki typ, który najpierw robi, a później myśli, zresztą, to właśnie przez swoją nieposkromiona głupotę wpadł do pierdla na kilka lat. Paige zaszła mu za skórę, bo uraziła jego dumę na oczach wszystkich, u których do tej pory miał szacunek, więc to było do przewidzenia, że nie odpuści jej zbyt szybko i spróbuje się odpłacić. Nie miał oczywiście prawa zbliżać się do niej choćby na krok, ale dla niego prawo ma zupełnie inny wymiar i jest to wymiar znany wyłącznie jego przetarzanej kokainą głowie. Niewykluczone, że teraz też był nawciągany, bo ten sprężysty krok był dziwnie podejrzany, natomiast to, co Rowan dostrzegł chwilę później, gdy dotarł do nich i do ujadającego psa, którego smycz zaplątała się o jakieś krzaki, było dobrym dowodem na to, że faceta ewidentnie poniosło. A Rowan nawet się nie zastanawiał, nawet mu przez myśl nie przeszło rozwiązywać tego sporu polubownie. Idąc w kierunku szamotaniny, wyciągnął pałkę teleskopową i rozłożył ją jednym ruchem, a potem złapał Bucka za ramię, pociągnął do siebie i wsunął mu pałkę pod brodę, zakładając trójkątną dźwignię na kark. Chwycił go mocno i docisnął pałkę do tętnicy szyjnej, a potem wygiął jego rękę w tył do siebie i wycofał się z nim o kilka kroków. Czuł, że jego ciało powoli zaczyna się poddawać, bo to przyduszenie zawsze jest skuteczne, ale wiedział, że jeśli w razie czego spłynie, to nic się nie stanie. Podniesie mu nogi i facet wróci. W odpowiednim momencie wysunął pałkę spod jego brody i założył dźwignię barkową, z impetem sprowadzając go do parteru.
Buck zajęczał głośno z bólu, bo Rowan wcale nie żałował siły, chociaż te dźwignie nie wymagały jej wiele. One są po prostu skuteczne, tyle że zwykły krawężnik z nich nie skorzysta, bo nie ma o nich pojęcia, podobnie jak o posługiwaniu się policyjną pałką, czy tonfą, tak w ogóle.
— Urwiesz mi rękę, kurwa mać! — Buck zasyczał w ziemię, do której Rowan go docisnął i znów zawył z bólu. — Wystarczy, kurwa mać, przepraszam — błagał, mocno zaciskając powieki. — Przepraszam! — Grymas bólu przeszywał jego twarz, a nie ruszał się już wcale, ani o centymetr, próbował nawet nie oddychać, bo im więcej ruchów robił, tym większy ból sobie sprawiał.
Rowan nachylał się nisko nad jego głową i wciąż dociskał go pałką do ziemi, wcale nie reagując na jego błagania. Wiedział, że zadaje mu ból, ale miał świadomość, że to jedyna opcja na tego faceta, dlatego dociskał go bez krzty litości. Za te wszystkie grzechy, z których nikt nie śmiał go jeszcze rozliczyć.
— Popatrz dobrze na tę dziewczynę, Buck — rozkazał mu, ale ten nie otwierał oczu. — Popatrz na nią, kurwa! — wrzasnął i przycisnął go mocniej, na co Buck natychmiast otworzył oczy. Głowę miał skierowaną w stronę Paige, więc zobaczył ją od razu, gdy tylko podniósł powieki i szybko zamrugał, by pozbyć się drobinek piasku z rzęs. — Piękna jest, prawda? — Buck pokiwał głową w odpowiedzi prawie niezauważalnie. — Właśnie, więc posłuchaj mnie teraz uważnie — ostrzegł go przez zaciśnięte zęby. — Zbliż się do niej jeszcze raz, albo chociaż krzywo na nią spojrzyj, a urwę ci coś znacznie cenniejszego, niż rękę i to będzie twoje najmniejsze zmartwienie. Pójdziesz do więzienia w Jackson na kolanach, byle nie mieć ze mną do czynienia — zapewnił go, wyraźnie akcentując każdego słowo, żeby wszystkie dotarły do tej jego przetarzanej głowy i odpowiednio się w niej zakotwiczyły. — Zrozumiałeś? Doskonale. To teraz wypierdalaj stąd i nie pokazuj mi się więcej na oczy — nakazał, a gdy tylko się wyprostował, Buck z grymasem bólu na twarzy przekręcił się na plecy i złapał za bark. — No już! — ponaglił go, więc Buck zaczął podnosić się z ziemi. Nie patrzył już na Paige, nie patrzył na Rowana, nie zbierał dumy i nie otrzepywał się z piasku. Podniósł się tylko i odszedł chwiejnie, kurczowo trzymając się za bark.
UsuńRowan przeklął pod nosem, podsumowując go jednym siarczystym słowem, które przy okazji obrażało również jego matkę, złożył pałkę i podszedł do Paige. Zerknął przelotnie na Scrapsa, żeby upewnić się, że ten go nie zaatakuje, gdy się zbliży.
— Wszystko w porządku, Paige? Jesteś cała? — zapytał, obrzucając ją uważnym spojrzeniem i w międzyczasie przypinając pałkę do taktycznego paska przy swych spodniach. Widział, jak runęła do przodu, kiedy Buck ją puścił, więc musiał się upewnić, że nie stała jej się żadna krzywda.
Rowan Johnson
Bardzo chętnie zawinąłby Bucka do aresztu i rozprawił się z nim tak, jak należy, ale miał prawie stu procentową pewność, że będzie musiał go lada moment wypuścić, bo nie ważne jak wielką miał ochotę wcisnąć go w sanki, nie mógł przetrzymywać faceta w areszcie bez powodu. A tego powodu nie byłoby, gdyby Paige nie wniosła oskarżenia, natomiast to właśnie braku oskarżenia z jej strony Rowan był pewien. Chociaż to już było ewidentne naruszenie nietykalności cielesnej, bo faceta naprawdę poniosło, to niestety ścigać z urzędu się tego nie da, więc ładując go za kraty, tylko nabrudziłby sobie w areszcie, bo pożytku nie byłoby z tego żadnego. Pozostawało mieć nadzieję, że ostrzeżenia trafią do tej pustej głowy, a Buck w efekcie wsadzi dumę w kieszeń i nie narazi się po raz kolejny, tak dla własnego dobra, bo Rowan tych ostrzeżeń nie rzucał wcale na wiatr. Ale że facet jest idiotą i na pewno nie uczy się na błędach, bo na niczym nie uczy się tak w ogóle, więc niewykluczone, że z czasem znów Rowanowi podpadnie, a ten znajdzie wtedy sposób, żeby posłać go w diabły. I zrobi to z przyjemnością. Już pomijając fakt, że takie samcze zachowania działają na niego, jak płachta na byka, to uważał, że ktoś o takim sposobie załatwiania spraw, z jedną wielką sieczką w głowie, nie powinien istnieć w społeczeństwie. Jasne, że Paige mogła mu się spodobać, wpaść w oko, podniecić go czy cokolwiek innego, bo facet nie jest przecież ślepy, chociaż w tym przypadku ślepota wyszłaby mu na dobre, ale o względy kobiety można starać się w cywilizowany sposób, a nie atakować ją i zachodzić od tyłu, jak jakiś niewyżyty dzikus.
OdpowiedzUsuńRowan spojrzał jeszcze kontrolnie w kierunku, w którym odszedł Buck; po jego sylwetce, która zniknęła już w jednej z alejek, pozostał tylko ślad na piasku. Sukinsyn wierzgał nogami, wijąc się z bólu, ale to i tak za mało, bo przy tym, czego się dopuścił, zasłużył na sromotny łomot. To był właśnie jeden z tych momentów, w których Rowan żałował, że nie może zrzucić z siebie służbowej skóry, bo własną pięścią nauczyłby faceta prawidłowego podejścia, już nie tylko do kobiet, ale i do ludzi tak w ogóle. Agresji nie powinno się zwalczać agresją, ale w tej chwili byłoby mu wszystko jedno. Sprałby go na kwaśne jabłko i skutecznie ustawił do pionu, bez względu na te wszystkie szlachetne zasady, które powinny przyświecać ludziom prawym. Chrzanić to. Gdzie zaczyna się agresja, tam kończą się zasady.
— Widziałem — przyznał, gdy Paige wspomniała o dobrym dniu. Wyciągnął obie dłonie w jej kierunku, chwycił ją mocno, gdy je złapała, i skupił na niej uwagę. Przyznał się teraz w jakiejś części do tego, że ją obserwował, ale to nic. Pewnie nie był jedynym obserwatorem, bo sąsiadka też miała na nią oko, a tak poza tym, podobało mu się, że Paige tutaj była, że spróbowała, i nie widział powodu udawać, że jest inaczej. Musiała tu zostać, mimo że nie chciała i nie planowała, ale wcale nie traktowała tej mieściny tak totalnie po macoszemu.
— Ostrożnie — poprosił, gdy Paige zaczęła się podnosić i stawać na dwóch nogach. — Złap mnie za ramię, bo nie zniosę, jak jeszcze raz się tu przewrócisz — powiedział. Brzmiał łagodnie, ale dało się wyłapać nuty wzburzenia w jego głosie. W zasadzie, dało się je dostrzec w nim całym.
— Pogubiłaś świecidełka z włosów przez tego sukinsyna — zauważył i zacisnął szczękę chwilowo, bo myśl o Bucku doprowadzała go do wściekłości. Jeden koralik leżał tuż przy jego butach, a na pewno należał do Paige, skoro takie same miała na włosach, ale było zbyt ciemno, żeby zobaczyć, czy pospadało ich więcej. Stanu lampionu, który Paige wyciągnęła z plecaka, też nie dało się dobrze ocenić po ciemku z tej odległości. A niech się jeszcze zaraz okaże, że Buck coś jej uszkodził to... Rowan z pewnością wprosi się do niego na kolację. Tak, wproszenie się brzmiało lepiej, zwłaszcza dla kodeksu moralnego, który w tym przypadku nie będzie mieć dla niego znaczenia. Samosądy są ryzykowne i Rowan już to wiedział – smakują dobrze, nawet bardzo, tyle że bywają ciężkie w skutkach, ale sukinsyn Bronson od pewnego czasu aż się o to prosi.
UsuńRowan Johnson
Byłby w stanie załatwić go pałką w taki sam sposób, jak kijem, ale nie mógł tego zrobić z dwóch powodów. Po pierwsze, każdego dnia dźwiga brzemię policyjnej odpowiedzialności, która spoczywa na nim niezależnie od sytuacji, dlatego musiał działać zgodnie z literą prawa, tym bardziej, że sprawował tutaj dość istotną rolę, tożsamą ze staniem na straży bezpieczeństwa, która dała mu pewnego rodzaju autorytet. Dla mieszkańców był kimś, kto służy pomocą i bezstronną oceną sytuacji, kimś, komu z opaską na oczach można zaufać w kwestii bezpieczeństwa, bo zapracował sobie na to społeczne uznanie, będąc mu oddanym od najwcześniejszych lat swojej służby. Poza tym, wiedział już jak to jest być zawieszonym w czynnościach służbowych, jak to boli, gdy trzeba oddać odznakę, identyfikator i broń, bo miał w swoim życiu taki epizod, gdy było prowadzone przeciwko niemu postępowanie i to wcale nie tak dawno, bo niecałe trzy lata temu. To była jedna z dwóch najgorszych rzeczy, której doświadczył w swoim życiu i nie zamierzał przechodzić przez to ponownie przez jakiegoś lokalnego awanturnika. Po drugie, nawet jeśli Buck dostałby nauczkę, oberwał tym kijem, pałką, czy zostałby zmuszony do wymiany okien w swoim domu, albo do wyklepania karoserii w starym Chevrolecie – to wcale nie zakończyłoby tego sporu. To byłby właściwie dopiero początek, bo Buck nie jest z tych bojaźliwych, którzy ustąpią, a raczej z tych mściwych, którzy będą posuwać się coraz dalej, podsycani złością i potrzebą odpłacenia się. Rowan, który miał już doświadczenie w tego typu sprawach, dążył przede wszystkim do wyciszania takich konfliktów. Musiał użyć czasami siły i przymusu bezpośredniego, bo niektóre przypadki tego wymagały, przecież nie będzie uspokajał agresora czułymi słówkami, ale to wszystko w ramach pacyfikacji i tłumienia międzyludzkich wojen, a nie rozpoczynania ich. I teraz liczył właśnie na to, że Buck odpuści, że to ostrzeżenie nie będzie dla niego mrzonką. Facet na pewno zdawał sobie sprawę, że tym razem Rowan nadwyrężył mu mięśnie, ale następnym razem może złamać mu rękę. Albo coś innego, coś bardziej cennego.
OdpowiedzUsuńSięgnął do paska po latarkę i puścił snop światła najpierw w stronę plecaka, obok którego leżał lampion, potem w stronę psa i zaplątanej smyczy, a na koniec pod ich nogi, a konkretnie na stopę Paige. Upewnił się, że Paige trzyma się pewnie jego ramienia i kucnął powoli, żeby przyjrzeć się tej kostce bardziej z bliska. Przy skręceniu staw puchnie szybko, więc nie trzeba było znać się na medycynie, by wiedzieć, że do tego doszło. Powinna ściągnąć ten but czym prędzej i dostać porządną ilość lodu w worku, albo przynajmniej jakiś zimny okład.
— Mam już plany — odpowiedział i podniósł głowę, patrząc na Paige z dołu. — Ty jesteś moim planem — wyjaśnił krótko i uśmiechnął się nieznacznie. Piknik się skończył ale on był w pracy cały czas, a jego praca obejmuje również takie przypadki, chociaż to nie miało tak naprawdę znaczenia, bo pozostawienie Paige w takim stanie nie wchodziło w grę ani ze strony służbowego Rowana, ani ze strony prywatnego. — Wyjścia są dwa: albo jedziemy z tym od razu na izbę przyjęć, albo zdejmujesz but, zakładamy w radiowozie bandaż i odstawiam cię do domu, a potem sama decydujesz, co z tym zrobisz — powiedział, dając jej wybór tylko dlatego, że istniało prawdopodobieństwo, że musiałby ją na tę izbę przyjęć zabrać siłą, bo dobrowolnie raczej się zgodzi, a tak postąpić przecież nie mógł.
Teoretycznie. Praktycznie mógł przerzucić ją przez ramię, znosząc jakoś wszelkie ciosy, wrzaski i szamotaninę, i wrzucić do radiowozu, ale musiałby zostawić Scrapsa w takim zapętleniu, bo ten na pewno odgryzłby mu nogi, gdyby spróbował porwać stąd Paige w taki bezpardonowy sposób. I tak obserwował go cały czas, mimo że wyglądał na spokojnego.
UsuńWyprostował się zaraz, trzymając Paige za ramię, bo skoro miała do dyspozycji już tylko jedną nogę, to raczej marne szanse, że utrzyma równowagę, gdy ją puści. A musiał jakoś zebrać jej rzeczy i odplatać smycz.
— Złap się na chwilę drzewa — poprosił, świecąc latarką w kierunku najbliższego pnia, od którego dzieliło ich kilka kroków. — Pozbieram twoje rzeczy i odplączę Scrapsa.
Rowan Johnson
W tym przypadku najlepszym rozwiązaniem było dojście do kompromisu, dlatego Rowan nie próbował za wszelką stawiać na swoim. Zaoferował pomoc, ale to w końcu nie jego noga, żeby rozporządzać nią sobie według własnego widzimisię, i nie jego konsekwencje w późniejszym czasie, dlatego się nie upierał, gotowy przystać na to, na co ostatecznie zdecyduje się Paige. Miał do załatwienia jeszcze parę spraw, przede wszystkim powinien był zakończyć na komisariacie swój dzisiejszy dyżur, ale to nie jest coś, co musi zrobić w tym konkretnym czasie, więc na razie odstawił to na bok. Połączy się za chwilę z kolegą po fachu przez radiotelefon i ustali z nim plan zakończenia ich dzisiejszej współpracy, a potem będzie mógł swobodnie opuścić to miejsce i odstawić Paige do mieszkania. Byłoby lepiej, gdyby zdjęła but jak najszybciej, potraktowała kostkę ciekłym azotem w sprayu, który znajdował się na stanie policyjnej apteczki w jego radiowozie, a potem założyła opatrunek uciskowy, żeby nie dopuścić do rozległego obrzęku i krwiaków, jeżeli rzeczywiście skręciła ten staw. On, będąc na jej miejscu, zrobiłby to od razu, zgodnie z metodą RICE, głównie w obawie o późniejsze konsekwencje, bo obie nogi są mu bardzo potrzebne w pracy, ale Paige mogła zaczekać, aż dotrą do mieszkania. Na siłę nie pozbawi jej przecież garderoby i nie spryska tym sprayem, bo to już wychodzi daleko poza jego uprawnienia.
OdpowiedzUsuń— W porządku, zawiozę cię w takim razie do mieszkania — odpowiedział, gdy Paige załapała się drzewa.
Sięgnął najpierw po lampion i zaczął ostrożnie wkładać go do plecaka, w którym dostrzegł również drugi, trochę inny, ale wykonany z tych samych materiałów. Zastanowiło go, dlaczego nie wypuściła ich wszystkich, gdy był na to czas i odpowiednio zorganizowane miejsce, bo nie od dziś wiadomo, że puszczanie lampionów bez nadzoru jest zakazane w większości amerykańskich stanów, ale szybko doszedł do wniosku, że prawdopodobnie chciała to zrobić gdzieś na uboczu, skoro zdążyła go wyciągnąć, zanim zjawił się Buck.
Przerzucił plecak przez swoje ramię, podszedł bliżej Scrapsa i pochylił się po smycz, którą zaczął rozplątywać. Zaczepiła się o jakiś konar, czy cholera wie co, więc Buck miał tu wyjątkowe szczęście, bo to pewne, że skończyłby marnie, gdyby nie to.
— Poszedłem za wami — powiedział, przeciągając smycz raz jeszcze przez kawałek drewna i zaczął zwijać ją w dłoni, żeby była krótsza. Przyłożyła się do tego obecność ich dwójki w tym samym miejscu i czasie, a nie obecność każdego z osobna. Najpierw zobaczył ją, później Bucka i to uruchomiło odpowiednią reakcję w jego głowie, chociaż istniało prawdopodobieństwo, że poszedłby za Paige bez względu na Bucka, tym bardziej, gdyby samotny lampion dodatkowo zwrócił jego uwagę.
— Spodziewałem się, że na pogawędkę to żeście się tutaj na pewno nie umówili — stwierdził, zwijając smycz do końca, gdy Paige odpięła psa. Ściągnął plecak z ramienia i wrzucił ją do środka tak, by nie zaszkodziła lampionom.
Teoretycznie umówić się tutaj jak najbardziej mogli, ale postawa Bucka, gdy ten zmierzał za Paige, wysyłała tak klarowne sygnały, że Rowan nie miał najmniejszych wątpliwości. Nie po tylu latach pracy w policji.
Usuń— Będziesz w stanie dokuśtykać do radiowozu? — upewnił się, stając przy niej i puszczając snop światła z latarki w kierunku jej nóg, żeby sprawdzić w jakiej pozycji stała i czy w ogóle dotykała stopą ziemi. Zarzucił plecak na swoje ramię i wyciągnął do Paige dłoń, żeby mogła wesprzeć się i bezpiecznie ruszyć z miejsca.
Rowan Johnson
Już pomijając fakt, że obserwacja otoczenia to nawyk, który wpisał się w jego naturę przez kilkunastoletnią służbę, był teraz w pracy i musiał to robić, zdając sobie sprawę, że niebezpieczeństwo nie uprzedzi go przed swoim przybyciem, tylko zwali się nagle i zupełnie niespodziewanie. Ich dwójka podlegała natomiast baczniejszej obserwacji w związku z ostatnimi wydarzeniami, które stworzyły między nimi konflikt, w konsekwencji którego rykoszetem oberwał również Scraps i jego swoboda w eksploracji otoczenia, więc to jasne, że jeśli całą trójką poszli w tą samą stronę, należało iść za nimi. Ciężko przewidzieć do czego mogłoby dojść, gdyby nikogo nie było w pobliżu, czy Buck był aż tak głupi, żeby zrobić jej jakąś krzywdę i wykopać dołek samemu sobie, ale na pewno nie obyłoby się bez szarpaniny, bo Paige na pewno nie odpuściłaby mu bez walki. I w takich przypadkach to był bardzo duży plus, że korzystała ze skoku adrenaliny i działała, chociaż świadczyło to również o tym, że w jej życiu nie brakowało podobnych scen. Musiała nabrać gdzieś doświadczenia, a raczej nie nauczyła się tego z sensacyjnych filmów, bo akurat one potrafią mocno rozmijać się z rzeczywistością. W prawdziwym życiu nie zawsze wygrywa dobro, bo w prawdziwym życiu dobro nie walczy ze złem, tylko je leczy.
OdpowiedzUsuńPopatrzył na Paige z lekko zmarszczonym czołem, zastanawiając się, czy aby na pewno wszystko było z nią w porządku, bo wydawała się być myślami w jakimś zupełnie innym miejscu. Nie miał pewności w jaki sposób upadła, bo nie widział tego zbyt dobrze, ale zakładał, że powiedziałaby mu od razu, gdyby stało się to tak niefortunnie, że uderzyłaby głową i nabiła sobie guza, albo coś gorszego. Miała problem, żeby stanąć na nogę, ale tak poza tym nie skarżyła się na żadne inne dolegliwości. Prędzej na ten spieprzony finalnie przez Bucka dzień, który spędzała całkiem fajnie, a może nawet lepiej, niż się tego na początku spodziewała. Naprawdę szkoda, że ze swoim pierwszym razem na miejscowych wydarzeniach, będzie wiązać to nieprzyjemne zdarzenie z udziałem lokalnego awanturnika, ale nadzieja w tym, że każde następne jej to wynagrodzi.
Chciał jej powiedzieć, że z kilkoma dodatkowymi centymetrami nie byłaby już tak atrakcyjna, przynajmniej dla niego, ale doszedł do wniosku, że to nie jest dobry moment na sprowadzanie rozmowy do takiego poziomu, skoro dopiero co wywinęła się z rąk obleśnego typa. Objął ją więc bez słowa, chociaż mógł tak naprawdę ją zanieść, ale sądził, że Paige z marszu by to oprotestowała, i wolnym krokiem ruszył w stronę centralnej części parku i znajdującego się tam radiowozu. Dobrze, że takie wydarzenia dopuszczały jego wjazd na teren parku, bo inaczej musieliby kuśtykać aż do głównej bramy, a to zajęłoby im ze dwa razy więcej czasu. Wtedy już naprawdę nie byłoby wyjścia, jak wziąć ją na ręce i przemierzyć tę odległość.
— Do usług — odparł na jej podziękowanie. — Oby każda kolejna była przyjemniejsza — dodał i uśmiechnął się lekko, bo bez dwóch zdań wolał słyszeć podziękowania w zgoła innych sytuacjach, a tak naprawdę to wolał nie słyszeć ich wcale. Ale świat nie rzeczywiście nie pięknym, bezproblemowym miejscem, nawet w tym jabłkowym raju. Tutaj ludzie też potrzebują pomocy, czy to przez lokalnych awanturników, którym alkohol robi wodę z mózgu, czy po prostu w poskładaniu mebli do salonu.
Poprawił ułożenie jednej ręki w jej talii, bo warstwy ubrań, jego pas taktyczny z kamizelką i nierówne kroki sprawiały, że jej położenie zmieniało się samoistnie, przesuwając raz niżej raz wyżej, a raz gdzieś w bok. Było po prostu niewygodnie, gdy tyle klamotów znajdowało się między nimi, ale musieli jakoś sobie poradzić i dokuśtykać tych kilkadziesiąt metrów do auta.
Usuń— Widziałem, że masz w plecaku jeszcze dwa lampiony — zaczął, bo ta kwestia nadal trochę go ciekawiła. — Dlaczego nie wypuściłaś ich wszystkich? Te są jakieś specjalne, czy zapasowe, gdyby tamten nawalił? — zapytał, nie zerkając na nią, bo ustawili akurat pozycję, w której szło się najwygodniej, a spoglądanie w bok jej nie sprzyjało. Musiał jeszcze przyświecać im drogę latarką, zanim dojdą do brukowanych alejek, przy których świecą wysokie lampy, a on zyska wreszcie drugą rękę do tego, żeby swobodnie Paige prowadzić.
Rowan Johnson
On zdecydowanie stał po stronie tych osób, które jej nie znają, ale rzeczywiście nie wiedział o niej niczego poza tymi strzępkami informacji, którymi wymienili się kilka, czy kilkanaście tygodni temu, gdy spędzali wieczór w barze. Chociaż wtedy też rozmawiali o czymś, co nie wnosiło w ich znajomość żadnych życiowych konkretów, nie licząc momentu, w którym Paige wplotła między słowa informację o facecie, który wciskał łapska tam, gdzie nie powinien, i który w efekcie został pogryziony przez psa. To był już jakiśżyciowy konkret, który wraz z resztą podobnych, o porzuceniu Atlanty i odcięciu się od znajomych, pozwolił mu ułożyć sobie w głowie pewien obraz jej osoby. Część z tego obrazu to elementy, o których powiedziała mu sama, część to elementy wysnute na podstawie własnych wniosków, a część to dziury, którym wciąż brakowało klarownych wycinków z jej codzienności, które pozwoliłyby realnie ją zrozumieć. Tak, czy siak, dostrzegł tę zmianę w jej usposobieniu i od razu zauważył, że to wcale nie chodzi o rozkojarzenie, wywołane nagłą sytuacją, bo z takiej sytuacji Paige mogła wyjść obronną ręką, a już na pewno nie zostawiłaby jej bez żadnej odpowiedzi. Prędzej słałaby na faceta gromy, rzucała w niego piaskiem, czy mimo bolącej kostki podeszła i kopnęła go prosto w jaja, skoro ten i tak leżał totalnie obezwładniony, a ona z jakiegoś powodu skuliła się w sobie i czekała, jakby oszołomiona, albo skupiona na czymś zupełnie innym. I do zorientowania się, że chodzi tu o coś znacznie głębszego, niż sam atak jakiegoś typa, Rowan wcale nie musiał jej znać, bo wystarczyła mu świadomość jej temperamentu, która miała się nijak do obecnej sytuacji. W normalnym przypadku musiałby obezwładniać Bucka i równocześnie odciągać rozwścieczoną Paige, tymczasem ona nie reagowała – to dlatego pomyślał, że mogła uderzyć się w głowę, bo to pierwsze, co przyszło mu na myśl, gdy stała się taka zgaszona i zupełnie niepodobna do codziennej wersji siebie. Nie sądził, że to sama sytuacja wytrąciła ją z równowagi, skoro nie stało się to za pierwszym, razem, gdy Buck się do niej dobrał, a ona sprezentowała mu limo i podeptała dumę. Wytrąciło ją coś innego, coś o czym na ten moment wiedziała tutaj tylko i wyłącznie ona. I może pies.
OdpowiedzUsuńWzruszył niewinnie ramionami i podniósł kąciki ust w rozbawionym uśmiechu, zostawiając te słowa w takiej formie, w jakiej Paige je odebrała i zinterpretowała. Ale też uważał, że to całkiem ciekawa perspektywa. Gorzej jedynie z faktem, że on jest gliną, a ona nie ufa gliniarzom, aczkolwiek może stałby się wtedy pierwszym, który sprawi, że Paige przestanie wrzucać ich wszystkich do jednego wora. To też była ciekawa perspektywa, choć ta mogła być akurat mrzonką.
Zatrzymał się zaraz, gdy poczuł szarpnięcie za materiał munduru, czując ten charakterystyczny ciężar drugiego ciała. Złączył usta w wąską linię i rzucił kontrolne spojrzenie w kierunku Scrapsa, bo on był tutaj ogniwem, który ostudzał wszelki zapał. Wziąłby ją na ręce w tej chwili, bez pytania, ale podejrzewał, że pies mógłby odebrać to jako zagrożenie, szczególnie, gdyby Paige wydała z siebie jakiś bolący dźwięk, co mogła zrobić ze względu na uraz w kostce, a wtedy nie obyłoby się bez kolejnej tragedii, bo tym razem Rowan nie zawahałby się użyć broni, gdyby został zaatakowany. Niestety, albo stety – zależy dla kogo – przekładał własne bezpieczeństwo ponad wszystko, a to pierwsze zdarzenie z udziałem psa puścił mimo uszu tylko dlatego, że było totalnym nieporozumieniem.
Pomógł jej przybrać nieco wygodniejszą pozycję, samemu sobie przy okazji zresztą też, a potem zmarszczył czoło, gdy usłyszał, że tamte dwa lampiony były brzydkie. Od razu pomyślał o tym samym, że przecież one i tak zginęłyby w gąszczu całej chmary, która wniosła się ku niebu w tym samym czasie, więc na pewno nikt nie spostrzegłby się, które należą akurat do niej.
Pokręcił głową i parsknął krótkim śmiechem, słysząc dodatkowo wzmiankę o tartaletkach, aż poczuł potrzebę spojrzenia w jej twarz, żeby się upewnić, czy nie leciała z nim sobie teraz w kulki, tyle że żeby dostrzec jej wyraz, musiałby poświecić w nią latarką, a tego robić nie chciał. Wszystko wskazywało jednak na to, że Paige mówiła serio. Że naprawdę się starała. Chciała wypaść dobrze, może dla siebie, może dla innych, a może jedno i drugie.
Usuń— Tak szczerze to muszę przyznać, że to naprawdę miłe, że się zaangażowałaś — powiedział, rezygnując już z żartobliwego tonu, bo o swoich odczuciach mówił poważnie. — Zakładałem, że możesz przyjść, skoro już wcześniej o tym wspominałaś, ale nie spodziewałem się, że weźmiesz udział tak na serio. Przyniosłaś słodkości, puściłaś lampion, pozaplatałaś warkoczyki z dziewczynkami, a w dodatku pomalowałaś paznokcie na czerwono — zauważył, unosząc kącik ust w uśmiechu. Był pod wrażeniem, ale to wydawało się logiczne, skoro znał jej wcześniejsze nastawienie, w którym górowała chęć wyjazdu, a ono stało w opozycji do sposobu, w jaki spędzała tutaj aktualny kawałek swojego życia. Chociaż to, że wybrała ładniejsze tartaletki to akurat dobre posunięcie, bo pewnie znalazłyby się tutaj osoby, które nie powstydziłyby się odpowiednio uszczypliwego komentarza. Nie ma co idealizować tego miejsca, tutaj też żyją ludzie i parapety, jak wszędzie.
— Zaniosę cię do radiowozu, co ty na to? — zaproponował wreszcie, bo poruszali się w tempie ślimaków, a tak to w momencie będą mieć tę przeprawę z głowy. — Jakbyś tylko przypilnowała swojego towarzysza, żebyśmy nie zostali zmuszeni do zrobienia sobie wzajemnej krzywdy.
Rowan Johnson
Z logicznego punktu widzenia mogła przyjść tutaj tylko po to, żeby sobie popatrzeć i pójść, bo przecież branie udziału w wydarzeniu nie jest żadnym obowiązkiem. Gdyby mu się chciało, wymieniłby teraz przynajmniej trzy powody, po co mogła tutaj przyjść, włączając to w między innymi właśnie zrzędzenie na wszystko wokół, a wyłączając z tego chęć uczestnictwa w przedsięwzięciu, ale nie widział sensu w marnotrawieniu własnej energii na jakieś słowne przekomarzanki. Fakt jest taki, że Paige tutaj przyszła i wzięła udział, mimo że on sam nie spodziewał się tak do końca, że jeśli tu przyjdzie, to będzie bawić się ze wszystkimi, a prędzej właśnie zrzędzić. To było miłe zaskoczenie, ale jeszcze milsze było to, że Paige bardzo szybko otrząsnęła się ze zdarzenia z Buckiem, bo jest już przynajmniej wiadomo, że poza urazem kostki, nie stało się nic więcej, nad czym trzeba się pochylić. Odstawi ją do mieszkania z czystym sumieniem, a potem pojedzie na komisariat zakończyć dzisiejsze sprawy i zyska trochę wolnego wieczoru. Sprawy zapowiadały się z początku gorzej, bo to, co się wydarzyło, sam jej upadek i atak lokalnego awanturnika, wyglądało naprawdę groźnie, ale wychodzi na to, że wszystko, na szczęście, rozeszło się po kościach.
OdpowiedzUsuń— Nie schlebiaj sobie aż tak — odparł z lekkim westchnięciem, podobnym do tego, którym sama kiedyś go uraczyła. — Wypatrywałem kogoś innego. Ty pojawiłaś się po drodze — wyjaśnił, nie czując się jakkolwiek złapanym na swoich własnych spostrzeżeniach, bo prawda jest właśnie taka, że po prostu ją zauważył, gdy siedziała na ławce, i nic poza tym. Gdyby do tego nie doszło, pewnie skojarzyłby sobie dopiero daleko po fakcie, że Paige zastanawiała się nad przybyciem. Nie czekał tu na nią, a już tym bardziej jej nie szukał, bo jego głowę zajmowały zupełnie inne sprawy, związane bezpośrednio z samym wydarzeniem.
Podniósł brew, obserwując Paige z dziwnym wyrazem twarzy, bo nie rozumiał jej zachowania, a do tej pory nie uważał, że może być w niej taka trzpiotka. Czy on chciał, żeby cokolwiek temu psu tłumaczyła? Naprawdę? Chciał tylko, żeby go przypilnowała w chwili, w której będzie brał ją na ręce, bo sam nie był w stanie przewidzieć jak pies zareaguje na taki ruch, a doświadczył z nim już jednego starcia i na drugim mu nie zależało, bo ono nie skończyłoby się tak dobrze, jak ostatnio dla nikogo z nich, chociażby dlatego, że teraz nie puściłby tego płazem. Gdyby miał z tym psem styczność regularnie, nie potrzebowałby asekuracji Paige w tej kwestii, bo zdołałby się go przez ten czas nauczyć do takiego stopnia, że przewidziałby wszystkie jego zachowania. Nie ma jednakowych psów służbowych, każdy ma indywidualną granicę reakcji, wypracowywaną wspólnie z opiekunem, ale tak się składa, że Paige prawdopodobnie nie miała odpowiedniej wiedzy w tym zakresie, co byłoby w zasadzie logiczne, skoro ona nawet nie lubi psów. Ciężko zrozumieć, czemu nie oddała go komuś innemu, ale, z drugiej strony, po co mu to wiedzieć, skoro to nie jego sprawa.
— Ten teatrzyk nie był potrzebny — oznajmił, nie podzielając jej humoru, bo raczej nie byłoby jej do śmiechu, gdyby faktycznie musiał uszkodzić pchlarza w sposób nieodwracalny. Jego by to nie zabolało, a możliwe, że ją i wszystkich innych, z którymi ten pies jest jeszcze powiązany, już tak.
— Wystarczyło, żebyś wydała psu komendę, chyba że nie masz o tym żadnego pojęcia, to okej, wtedy teatrzyk wydaje się zrozumiały — skomentował, łapiąc Paige pod kolana i podnosząc. Spojrzał jeszcze kontrolnie w kierunku psa, bo w tej kwestii wolał zaufać jednak samemu sobie, po czym ruszył z nią w stronę brukowanej alejki. — Ale dobrze wiedzieć, że powraca ci nastrój, bo miałem już małe obawy i zaczynałem się zastanawiać, czy nie uderzyłaś się przypadkiem w głowę — przyznał, nie żartując sobie z tego, bo akurat jej upadek mógł być groźny, a wolał mieć pewność, że nie potrzeba tu interwencji medyków. Krocząc po bruku, wyłączył latarkę palcem i zacisnął na ten czas w dłoni, bo ramiona dbały w tej chwili o to, żeby sylwetka Paige nie doświadczyła zderzenia z twardym podłożem. Radiowóz był już blisko, a w tej konfiguracji, gdy on mógł ją nieść i oboje nie nie musieli dzięki temu kuśtykać, zyskali naprawdę dużo czasu.
UsuńRowan Johnson
Teraz był już w stanie uwierzyć, że Paige mogła nie wiedzieć o co mu chodziło, bo jeżeli faktycznie dostała psa bez instrukcji obsługi, to wszystko wyjaśniało. A to i tak świetnie się składa, że Scraps w ogóle reagował na polecenia kogoś innego, niż własnego opiekuna, bo są przypadki, zwłaszcza w wojskowości, że władze nad takim psem ma wyłącznie jego przewodnik, a cała reszta to sobie może co najwyżej krzyczeć. Ciężko było zrozumieć, dlaczego dostała takiego psa bez instrukcji, ale w to Rowan nie zamierzał wnikać, bo już poprzednim razem zasugerowali sobie, że nie dzielą się prywatnymi sprawami, więc to wiedza znajdująca się poza jego zasięgiem. Mógł sobie jedynie gdybać, aczkolwiek nie próbował, bo bez potwierdzenia to też mija się z celem, ale miał już przynajmniej świadomość, że opieka nad psem spadła na Paige jak grom z nieba, zupełnie niespodziewanie, skoro nie dostała go w komplecie z wytycznymi. Gadanie do niego, jak do człowieka z niższym ilorazem inteligencji, na pewno w jakiejś części dociera do jego psiego móżdżku, chociaż on wiele więcej wnioskuje pewnie z zachowań i reakcji, tak czy siak najważniejsze jest w zasadzie to, że Paige jest w stanie go zatrzymać. A jest, bo zrobiła to tamtej deszczowej nocy na drodze wylotowej do Atlanty, kiedy wbił kły w udo Rowana, doszedłszy do psiego wniosku, że pojawił się intruz i należy go zlikwidować. Świadomie, czy nie – Paige posiada moc sprawczą, więc jest nadzieja, że w krytycznym momencie Scraps zawsze jej posłucha. Może nie jest jej, ale jest pod jej opieką, więc to ona zbierze za niego wszystkie ewentualne baty.
OdpowiedzUsuń— W porządku — odpowiedział z lekkim westchnięciem. — Najważniejsze, że zrozumiał — przytaknął, spoglądając krótko na psa, drepczącego sobie przed nimi i węszącego poszczególne krzaczki. Gdyby był szczególnym sympatykiem zwierząt, sytuacja wyglądałaby inaczej, ale nie był, prawdopodobnie dlatego, że nigdy nie miał z nimi zbyt wiele styczności. Za dzieciaka rodzice nie zgadzali się na żadne tego rodzaju dodatki, nie wspominając o tym jednym razie, gdy przez chwilę mieli kilka rybek w szklanym akwarium, więc okazji do poznania tej specyficznej więzi Rowan nie miał. Oczywiście, nie pozwoliłby na krzywdę niewinnego stworzenia, choć wynika to bardziej z człowieczeństwa, niż z faktu, że darzył je szczególnymi względami. Ale na pewno nie wziąłby na karb opieki nad zwierzakiem, niezależnie od sytuacji, bo opiekunem byłby marnym i to nie z powodu braku empatii, co z braku czasu. Skoro on sam nie ma czasu dobrze zjeść, to wątpliwe, żeby którykolwiek sierściuch miał.
Wyrywając się z lekkiego zamyślenia, spojrzał w stronę jej stóp i zmarszczył czoło. Zakładał, że kostka przestała puchnąć, ale to po prostu dlatego, że w ciemności nie widział jej zbyt dobrze, a Paige nie skarżyła się, że noga przestaje mieścić się w materiale botka. Teraz widział, już nawet z tej odległości, że coś jej bardzo mocno nie w porządku, więc zatrzymał się i zaczął kucać powoli, utrzymując proste plecy, żeby nie polecieć z Paige ani w przód ani w tył. Musieli zdjąć tego buta jak najszybciej. Powinni zrobić to od razu, zanim w ogóle ruszyli z miejsca.
— Wolałbym nie mieć racji w tej sprawie — przyznał, gdy ukucnął i wsparł sylwetkę Paige na swoim udzie. Dobrze, że oplatała jego kark ramieniem, bo w tej pozycji na pewno się nie wywrócą, chyba, że Paige postanowi go puścić – wtedy bankowo oboje wylądują na tym matowym bruku.
— Zdejmę go, dopóki jest to jeszcze możliwe, bo za chwilę trzeba będzie ciąć materiał — poinformował, wsuwając latarkę w odpowiednią szlufkę w pasie i zaraz wyciągnął dłonie do jej prawego buta. Podciągnął odrobinę nogawkę spodni, żeby rzucić okiem na skórę tuż nad cholewką, po czym złapał zamek w palce i zaczął ciągnąć go ostrożnie. W międzyczasie spoglądał na Paige, i na psa, bo wiedział, że każde mocniejsze szarpnięcie przeszyje jej staw bólem, a akurat w jej przypadku nie chciał być sprawcą tego typu odczuć. Prawda jest jednak taka, że jeśli nie zrobią tego teraz, to później będzie tylko gorzej, więc musiała zacisnąć zęby i wytrzymać.
Usuń— Naprawdę się staram — zaznaczył, łapiąc jedną ręką jej łydkę, a drugą podeszwę buta, żeby jak najmniej poruszać stawem przy zdejmowaniu go w tym najgorszym momencie, gdy pięta napierała na cholewkę, chociaż to nie było takie łatwe już przez samo to, że kostka była mocno spuchnięta. Dobrze, że but jest rozpinany, bo inaczej najmniej bolesnym rozwiązaniem byłoby skazanie go na pociachanie, a w efekcie na śmietnik.
Rowan Johnson
Postawiłby ją nawet chętniej, niż kucał w ten sposób, bo to byłoby po prostu wygodniejsze, ale ułożył ją sobie w takiej pozycji, która prawie wcale nie oddziaływała na jego lewy bok i chciał ją zachować przynajmniej w jakiejś części. Jedyny dyskomfort, jaki odczuł, pojawił się w momencie podnoszenia jej, więc liczył po prostu na to, że wstając z prostymi plecami, uda mu się ominąć ten moment, który najbardziej naraża go na rozognienie bólu. Bo z reguły z tą raną jest tak, że dopóki nie ma szansy się rozhulać z bólem, to prawie wcale nie daje o sobie znać. Są jednak takie ruchy, które w sposób szczególny oddziałują na te mięśnie, a dzieje się tak między innymi w trakcie podnoszenia jakiegoś ciężaru. Z początku to było dla niego nie do zniesienia, bo nigdy nie zwracał uwagi na to jak podnosi cięższe rzeczy, więc musiał wypracować w sobie nowe nawyki, ale po miesiącach rehabilitacji, a teraz już po latach życia z efektami dźgnięcia, nauczył się to kontrolować. Wiedział już na ile wysiłku może sobie pozwolić i w jakiej formie może się z nim mierzyć. Oczywiście, zdarzało się, że przeginał, bo zawsze był tym typem faceta, który się nie oszczędza, więc musiał to potem odpokutować, zresztą, nadal namiętnie uprawia kajakarstwo, nie dając sobie żadnych forów, ale wiedział już jak układać ciało i czego unikać, żeby po tych wszystkich cięciach, najpierw po nożu a później po operacji, funkcjonować i nie narażać się na ból.
OdpowiedzUsuńNie kucał teraz dlatego, żeby pokazać jak wytrenowany i silny jest, co żeby zaoszczędzić sobie ewentualnych konsekwencji ponownego podnoszenia jej, szczególnie, że szarpanie Bucka stało się pierwszym impulsem poruszającym pooperacyjne zrosty, natomiast to, czy było wygodniej, czy nie było, nie miało znaczenia. Tak było po prostu lepiej – on dobrze o tym wiedział, a Paige pewnie nie wiedziała, ale nie musiała, bo nie miała za bardzo pojęcia, jak to z tymi jego bliznami w rzeczywistości jest. Wkurzał go ten defekt, bo bywa cholernie upierdliwy, ale zazwyczaj nie było tego po nim widać, bo był to ból, z którym musiał nauczyć się żyć i co wreszcie mu się udało. A jeśli o zadyszce mowa – ktoś, kto dba o kondycję, nie będzie borykał się z zadyszką. Rowan ćwiczy codziennie z samego rana, nawet jeśli czasami ma na to tylko chwilę. Całym rokiem wiosłuje na rzece, nie licząc tygodni, gdy rzeka zamarza, latem pływa w basenie, a w chłodniejsze pory roku biega po parku. Sport skutecznie odciąga jego myśli, chociaż przez swoje zdrowotne perturbacje musi zadowolić się tylko tym, co może trenować bezpiecznie. Skoki z klifów odpadają, sztuki walki również.
Popatrzył na jej kostkę, ściągnąwszy botka ze stopy, i cmoknął cicho, bo nie wyglądało to dobrze. Skoro spuchła do takiego stopnia, to staw na pewno był uszkodzony i teraz kwestia tylko tego, czy skręcony czy zwichnięty. Dostrzegł jednak, że Paige nim poruszyła i nie wydała przy tym żadnego ciężkiego dźwięku, więc jest nadzieja, że jednak skręcony, a skręconego stawu faktycznie nie trzeba nastawiać. I to był duży plus, bo w tym drugim przypadku na pewno nie zawiózłby jej do mieszkania, tylko prosto na izbę przyjęć.
— Koniecznie trzeba usztywnić tę kostkę — zaznaczył, bo każdy ruch narażał ją na pogłębienie urazu. Wolałby zrobić to w radiowozie, bo miał świadomość, że po drodze będzie samochodem trzęsło i zrobienie tego przed jazdą byłoby po prostu bezpieczniejsze, ale ostatecznie przystanie na to, co zdecyduje Paige. Jeśli chciała zrobić to w mieszkaniu – w porządku, ale na pewno zrobi to przy nim, bo chciał mieć pewność, że odpowiednio zabezpieczy ten uraz.
— Jest — odpowiedział na pytanie i podniósł spojrzenie do jej oczu. Ich twarze były na tyle blisko siebie, że bez trudu zauważył błyszczące tam maleńkie kropelki. — Ale byłoby jeszcze ciężej, gdybym z pozycji stojącej musiał ponosić cię drugi raz — oznajmił, po czym podał jej botka, bo jemu potrzebna byłaby trzecia ręka, żeby go trzymać. Zaczął się podnosić na wyprostowanych plecach, co ułatwiała mu sztywna kamizelka, a kiedy stanął stabilnie, odetchnął lekko i pewnym krokiem ruszył dalej w stronę radiowozu. Coś tam zaszczypało z lewej strony, ale bez przesady. Samochód był już na tyle blisko, że dało się go stąd zauważyć, tak samo jak gromady ludzi kręcące się po parku. Tańce trwały nadal, w końcu pora nie jest jeszcze aż tak późna, żeby mieszkańcy leżeli już w łóżkach i czekali na sen.
Usuń— Siadasz z tyłu razem z psem, czy z przodu? — zapytał, bo chciał ją posadzić już w miejscu docelowym, ale z tyłu na ogół sadza się złapanych, więc to mogło być niejednoznaczne dla tych, którzy ewentualnie ją zobaczą. Oczywiście, mogło jej to wcale nie obchodzić, ale Rowan pozostawił ten wybór jej, bo jakby nie patrzeć, z tyłu szyby są ciemne i mogła usiąść tam tak, by wyprostować nogę na siedzeniach.
Rowan Johnson
Ribeye Steak House było niemal jego dzieckiem. Ta restauracja była owocem jego ciężkiej pracy, wielkiego oddania i lat samodyscypliny. Nic więc dziwnego, że Jackson Moore podchodził do wszystkiego, co z tym miejscem związane, z pewną dozą ostrożności. Prawdą było, że Ribeye miało być dla każdego, dzięki czemu klienci jego restauracji byli zarówno miejscowymi, jak i turystami. Ale załoga, która rządziła z nim w kuchni, to już zupełnie inna bajka.
OdpowiedzUsuńGdy więc wczesnym południem tamtego jesiennego dnia Paige King pojawiła się w jego restauracji w innym celu niż zasmakować steku, było to dla niego całkiem nieoczekiwane. Nie było jeszcze tłumów, a on miał dłuższą chwilę na rozmowę. Szybko okazało się, że wejście do restauracji było tylko formalnością; szukała pracy. Paige nie bawiła się we wdzięczne słówka, nie ciągnęła go za nos ani nie próbowała się przypodobać. Była pewna siebie, konkretna i bezpośrednia – zupełnie inna niż on. Powiedziała, czego potrzebuje, co może dać, a czego nie. Nie liczę na długoterminową przyszłość w tym miejscu. Przyjął to. Muszę zarobić, póki nie ruszę dalej w drogę. To zrozumiałe. Wszystko to było dla niego jasne jak słońce. Był w stanie pojąć, dlaczego potrzebowała pracy, i nawet było to dla niego miłym widokiem, widząc tę obcą, nietutejszą dziewczynę tak zdeterminowaną, by realizować swoje cele.
Ale praca w jego restauracji to była jednak inna sprawa, kwestia zbyt ważna, by tak od razu zgodził się na to wszystko z rozpędu. Podchodził do niej najpierw z lekką konsternacją. Jej bezpośredniość zrobiła na nim wrażenie, a jednocześnie go przeraziła. W Mariesville rzadko spotykał ludzi, którzy mówili to, co myśleli, bez owijania w bawełnę. Cóż, sam był szczery, ale w ten miły, delikatny sposób, trochę jak taka przysłowiowa klucha.
To, co jednak naprawdę go przekonało, to zdecydowanie jej profesjonalizm. Mówiła o swoim doświadczeniu, o tym, że świetnie radzi sobie w stresie, i Jackson wierzył, że naprawdę tak było, a nie że powtarzała to jako utartą formułkę. Twierdziła, że potrafi odnaleźć się w tłumie gości, a tych w Ribeye nie brakowało. Nie bardzo podobała mu się wizja zatrudnienia kogoś sezonowo – rzadko to robił, a jak już, to tylko w wakacje, dla nastoletnich mieszkańców Mariesville, którzy próbowali uzbierać cokolwiek na studia. Mimo wszystko, jej stanowczość sprawiła, że nie miał wątpliwości, że, niezależnie od tego, czy na stałe, czy na chwilę, okaże się pomocą, której w tym okresie w restauracji potrzebował. Postanowił ją więc zatrudnić i miał w tym intuicję, że będzie solidna i nie zawiedzie.
Luke twierdził, że oszalał, a ojciec zostawił to bez komentarza. Tak, jakby Jax w ogóle prosił ich o opinię… Paige jednak szybko wdrożyła się w zespół, a Jackson dostał dowód na to, że nie mylił się co do niej. Była dokładną i rzetelną pracownicą. To prawda, że jej wyrazisty charakter wyróżniał się, nie będąc czymś typowym dla mieszkańców Mariesville, ale nadawała temu miejscu powiew świeżości, jakiego bardzo brakowało. Dopóki nie otrzymywał – a tak właśnie było – żadnych skarg na nią, było dobrze. Poza tym spokojne podejście Jacksona sprawiało, że ich współpraca układała się bezproblemowo. Mówiono, że był dobrym szefem i ponoć tak właśnie było. Niezależnie od tego, Jax miał poczucie, że mimo jej tymczasowości, Paige wniosła do tej restauracji coś, co przyciągało gości – jej uśmiech i pewność siebie, które nie zawsze były w pełni szczere, ale działały na otoczenie jak magnes.
Tak naprawdę, Paige była dokładnie tym, czego potrzebował – osobą, która wiedziała, czego chce, i co najważniejsze, była gotowa do pracy. A przy jego ostatnich życiowych zawirowaniach taka pomoc w restauracji to naprawdę duży plus.
UsuńMinęły dwa tygodnie, a Jackson bacznie obserwował Paige. Choć nie znał jej bardzo dobrze, sprawiała wrażenie osoby solidnie zdeterminowanej, co pchało ją do przodu. Życie czasem zaskakiwało, a plany szły w zupełnie innym kierunku, niż się spodziewano. On sam nieraz zderzył się z tym przykrym faktem, a mimo wszystko wciąż uczył się życia. W końcu, jak mawiał jego ojciec, trzeba iść naprzód, Jax. Nawet jeśli nie wiesz, dokąd prowadzi ta dziwna droga. Miał rację. Jego droga, jak dotąd, poprowadziła go do założenia restauracji, burzliwego małżeństwa i jeszcze gorszego rozwodu. Ale doprowadziła go również do ukochanej Olivii, do mocniejszych przyjaźni, do utrwalenia własnych poglądów i wartości, a jedną z nich było to, jak bardzo kochał pomagać innym ludziom. I cieszył się, że mógł też pomóc Paige.
Westchnął z ulgą, gdy restauracja zamknęła się, a on wraz z pracownikami mógł zakończyć zmianę. Zwykle wychodził jako ostatni, zajmując się jeszcze kilkoma sprawami w gabinecie. Oczywiście, lubił swoją pracę, ale czasem takie ludzkie, fizyczne zmęczenie dawało o sobie znać, przysłaniając satysfakcję i zadowolenie z realizowania swojej pasji. Tego wieczoru był szczególnie wyczerpany — sporo turystów, z których niektórzy byli konfliktowi i marudni. Miał wrażenie, że przytłaczali wszystkich, a Jax obawiał się, że zmęczyli jego kelnerki. Paige jednak wydawała się trzymać, Vima również, a to najważniejsze. On sam, dopiero po zamknięciu, zrozumiał, jak spięty był przez cały dzień. Wszystko go bolało — oczy, plecy, a włosy były tłuste od oleju i potu. W restauracji panowała duszność. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza.
Kiedy znalazł się na zapleczu, marzył tylko o tym, by wciągnąć świeże powietrze pachnące nocą i zaraz wrócić do środka. Jego oczom ukazał się jednak słodki, starszy pies, który od jakiegoś czasu pojawiał się na zapleczu. Jackson nie bywał tam codziennie, ale kiedy już był, ten czworonóg zawsze na niego czekał. Nie wiedział, czy pies o tym wiedział, ale naprawdę pomagał mu się rozluźnić i poprawić nastrój. Szybko wrócił do środka, wziął resztki jedzenia i wrócił do swojego nowego znajomego, by go dokarmić.
Gdy podawał psu kolejne kawałki mięsa, nagle poczuł uderzenie w plecy. Drzwi otworzyły się, a on uniósł wzrok, słysząc znajomy głos. Spojrzał za siebie i zobaczył Paige. Jej pytanie rozbawiło go. Pokręcił głową, spojrzał na owczarka, który merdał ogonem, a potem znowu złapał wzrok psa. Pies nadal nie przejmował się obecnością Paige, ale był wyraźnie zrelaksowany w jego towarzystwie. Jackson podniósł się z klęczek, otrzepując ręce, jakby nic się nie stało, choć nieco się zakłopotał, mimo że nie do końca rozumiał, dlaczego.
— Nie. Nie chciał mnie ugryźć — odpowiedział spokojnie, choć w jego głosie brzmiała nuta zaskoczenia, bo nie spodziewał się, że Paige mogłaby martwić się o coś takiego. — Po prostu próbuję go oswoić. Nie jestem najlepszy w tej kwestii, ale chyba się zaprzyjaźniamy — dodał, lekko się śmiejąc. — Często tu przychodzi, więc go dokarmiam. Nie widziałem go wcześniej w okolicy, zastanawiałem się, czy ktoś go może nie podrzucił i nie zostawił? Cóż, kto wie… ludzie są różni… — wyjaśnił. Jego odpowiedź była trochę zbyt swobodna, jakby nie dostrzegał, jak dziwnie to wszystko wygląda z boku. Choć miał dobrą intuicję, czasem potrafił być nieświadomy drobnych znaków, zupełnie jak klasyczny facet. Westchnął, spojrzał na Paige i zamilkł na chwilę, jakby zbierał myśli.
— Wiesz, moja… — przerwał nagle, odchrząknął. — Przyjaciółka— dziewczyna, ale co to w ogóle by Paige obchodziło? — jest weterynarzem. Może zabiorę go do niej i znajdziemy dla niego jakieś miejsce, bo nie wiem, czy to bezpański, czy cudzy pies — dodał. — A jeśli cudzy, to się przecież o niego zgłosi.
UsuńZamilkł na moment, patrząc na Paige, niepewny, jak powinna zareagować na ten drobny gest troski.
Jax Moore
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNieznacznie pokręcił głową na to jej przyzwolenie, że może robić z nią, co chce i uniósł kącik ust w rozbawionym wyrazie. To brzmiało bardzo zachęcająco, nawet jeśli Paige nie powiedziała tego w tym tonie, ale jeśli mógł zrobić z nią, co zechce, byleby czuł się bezpiecznie, to otwierało furtkę do naprawdę dużego pola, na którym można spuścić wyobraźnię ze smyczy i dać się jej wyszaleć. Szkoda tylko, że ucierpiała Paige kostka, ale w większości przypadków chyba nie byłaby im potrzebna, więc to akurat żadna przeszkoda. Jak cienka jest granica między niewinnym żartowaniem a przekuwaniem tego w rzeczywistość – oboje doskonale wiedzą, bo w podobny sposób nie opierają się wyzwaniom, gdy te pojawiają się na horyzoncie. I są jeszcze te sfery życia, w których lubią być zaskakiwani, jak już wcześniej ustalili. Ale granica między sympatią, a nienawiścią bywa równie cienka, a w ich przypadku odczucia mieszają się bardzo szybko, także ciężko przewidzieć, ile z tej wyobraźni dałoby się przenieść do realnego świata i czy zdążyliby przenieść z niej coś tak w ogóle. Jak na razie to udało mu się nieść Paige samą w sobie, bez spięć po drodze, co było zaskakujące, ale nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca, a oni mają jeszcze przynajmniej kilkanaście większych kroków do radiowozu. Oczywiście, zwrócili uwagę ludzi – jakże by inaczej, skoro żyją w miejscu, w którym mieszkańcom nie umyka nawet to, że ktoś kupił prezerwatywy w lokalnym sklepie. Niby normalna rzecz, a wciąż tyle wokół niej skrępowania, jakby ktoś co najmniej rozebrał się na ladzie z kasą i miał zademonstrować jej używanie. Niósł Paige na rękach, a w ten sposób nie łapie się zbirów, co bardziej właśnie damy w opałach, więc to, co sobie ktoś pomyślał, raczej odbiegało od tego, że Paige w jakiś sposób nabroiła, a on musiał ją aresztować. Oczywiście, mógł to zrobić w taki miłosierny sposób, ale to jedynie prywatnie, na swoim własnym podwórku, dla czystej zabawy i późniejszej przyjemności, która musiałaby po niej nastąpić. Zawodowo miłosiernie nie aresztował do tej pory nikogo i to się raczej nie zmieni.
OdpowiedzUsuń— No proszę, a czym sobie zasłużyłem na takie zaufanie z twojej strony, żeby móc robić z tobą, co zechcę? — Musiał zapytać, bo to było naprawdę interesujące. — Zwłaszcza w służbowym wydaniu — zauważył, nawiązując do jej uprzedzeń względem ludzi w mundurach, o czym kiedyś jasno mu wspomniała, i zerknąwszy na nią, podniósł brew razem z kącikiem ust. Chociaż, czy jego aktualne wydanie miało jakiekolwiek znaczenie? Gliniarzem jest się cały czas. Wdzianko to tylko dodatek, żeby wyróżniać się w tłumie konkretnymi uprawnieniami, więc to, czy ma na sobie mundur czy nie ma, jest w zasadzie bez znaczenia. Przynajmniej w jego przypadku.
Gdy zapytała o tutejsze wydarzenia, nie musiał się nawet wysilać, bo odpowiedź była banalna.
— W ciągu roku jest takich wydarzeń przynajmniej dwanaście — odpowiedział. — W każdym miesiącu dzieje się coś, gdzie wypatrują cię starsi sąsiedzi — dodał, tak dla wyjaśnienia. Zatrzymał się przy tylnych drzwiach swojego radiowozu i rozejrzał się krótko w poszukiwania kolegi, z którym dzisiaj tutaj patrolował, ale nigdzie go nie wypatrzył. — Rączki masz sprawne, więc wsuń rękę do kieszeni w moich spodniach, naciśnij guzik w pilocie, a potem pociągnij za klamkę — poprosił, patrząc na jej twarz z uśmiecham majaczącym na ustach. Jeśli ona to zrobi, będzie po prostu łatwiej i szybciej.
. — A co, starsza sąsiadka pilnuje, żebyś się udzielała? — Dopytał zaraz, wracając do wcześniejszego tematu. — Ta z parteru, pani Gartner? Ach, lepiej trafić nie mogłaś. Wybaczy niechodzenie do kościoła, ale nie na wydarzenia — stwierdził, krzywiąc się teatralnie, co podsumował rozbawionym uśmiechem, po czym dał jeszcze jeden mały koczek do drzwi, żeby Paige mogła swobodnie szarpnąć za klamkę. Wolał, żeby usiadła z tyłu, bo będzie miała więcej miejsca, żeby ułożyć nogę. On jakoś przeboleje psa na siedzeniu pasażera, bo ten nie wyglądał na takiego, co miewa ADHD, więc szansa, że go coś podekscytuje do takiego stopnia, że nie usiedzi w fotelu, jest raczej marna. Już nawet przeboleje to, jeśli Paige nie zapnie pasów, bo do jej kamienicy mają rzut beretem, więc droga nie będzie długa. To była wyjątkowa sytuacja, dla której gotów był nagiąć parę zasad. Korona mu z głowy nie spadnie, a zanosząc ją prosto na kanapę w kuchnio-salono-sypialni, będzie miał przynajmniej częściową kontrolę nad tym, co Paige postanowi z tym urazem zrobić.
UsuńRowan Johnson