Wchodząc do budynku szkoły, nic nie zapowiadało, że ten dzień będzie jednym z gorszych na przestrzeni kilku ostatnich lat w życiu Bailey. W zasadzie wszystko wydawało się być całkiem normalne. Kiedy przekroczyła próg podwójnych drzwi, udała się prosto do swojej szafki. Wzięła książki na kolejne dwie lekcje, bo dopiero po drugim przedmiocie miała możliwość podejścia do swojej szafki, unikając przy tym Marshalla.
Bee pilnowała jego planu zajęć, aby mieć pewność, że nie tyle nie będzie zwracać na siebie jego uwagi, co po prostu nie wejdzie mu nawet w pole widzenia. Unikanie wysokiego blondyna miała opanowane do perfekcji podczas krótkich przerw pomiędzy lekcjami. Największym problemem początkowo była przerwa na lunch, ale i na to szybko znalazła sposób. Chowała się po kątach.
Dziękowała jedynie wszechświatu, że chociaż sprowadził na nią Marshalla i cały ten problem, podarował jej w zamian zupełnie inne cele i zainteresowania. Gdyby miała dzielić z chłopakiem jakiekolwiek lekcje... Umarłaby. Najsmutniejsze było to, że dobrze wiedziała, że myśląc w ten sposób nie wyolbrzymiała. Spróbowałaby umrzeć. Zrobiłaby wszystko, żeby zlikwidować problem, żeby zniknąć.
Chociaż miała już osiemnaście lat i rozumiała przeszłość, wiedziała, że najłatwiej byłoby usunąć po prostu siebie.
***
— Słyszałaś, Bee? — Diana spojrzała na blondynkę, przechylając mocno głowę na bok — będziemy miały nowego nauczyciela od biologii.
Quinn zmarszczyła delikatnie brwi, przez co na jej czole pojawił się dwie pionowe zmarszczki. Była przewodniczącą kółka biologicznego. Jakim cudem umknęła jej tak istotna informacja?
— Co? Ale... jak to? — Zaskoczenie było wyraźnie widoczne na jej twarzy. Nie próbowała go nawet ukrywać, bo nie miała przecież żadnego powodu. Może i była przewodniczącą kółka biologicznego, ale to nie było przecież jednoznaczne z tym, że ktokolwiek miał ją o wszystkim informować priorytetowo. — Przecież pani Goldlove... miałyśmy takie plany — westchnęła z wyraźnie słyszalnym zawodem w głosie — i skąd w ogóle wiesz? To coś pewnego?
— Pani Goldlove miała wypadek w Camden — odpowiedziała, robiąc przy tym smutną minę — muszą znaleźć kogoś na szybko, bo nie wiadomo, jak długo jej nie będzie. Pan Bennett ma za dużo godzin i ponoć powiedział, że nie weźmie rozszerzenia.
— Ale chyba nie zostaniemy bez nauczyciela?
Była naprawdę przerażona, że pani Goldlove musiała akurat teraz mieć wypadek. To był jej ostatni rok. Miała składać podania na studia, na medycynę. Owszem, mogła się dużo nauczyć sama, bo i tak wyprzedzała znacząco program, ale musiała mieć nad sobą kogoś, kto będzie weryfikował jej wiedzę, podpowiadał, co jeszcze powinna wiedzieć, nie mogła być teraz bez opieki. Nie mogła sobie pozwolić na jakiekolwiek... problemy, jeżeli chciała się wyrwać z tego miasteczka, z domu, od tych ludzi, od wszystkiego, co wiązało się z życiem w Mariesville.
— Przechodziła na pasach, kiedy jakiś facet ją zaatkował. Chyba chodziło o torebkę — Diana zawsze wszystko wiedziała z najdrobniejszymi szczegółami. Bailey nie lubiła tego gadulstwa i wścibskości w koleżance, ale musiała przyznać, że to właśnie te cechy dziewczyny, czasami ją ratowały. Bee... skupiała się w głównie na nauce i angażowaniu się w życie mieszkańców. Starała się mieć zawsze zapełniony swój grafik. Nie lubiła mieć wolnego czasu, bo wtedy miała czas na rozmyślanie, a nie lubiła tego robić. Męczyło ją to. Strasznie ją męczyło i sprawiało, że jej humor stawał się nie do zniesienia. Nie dla innych. Dla niej. Kiedy za dużo myślała, nienawidziła siebie. Tego w jaki sposób wyglądały jej oczy, jak kąciki ust opadały w dół, jak cała sylwetka zaczynała się zamykać... i wszystkie te myśli. Nienawidziła ich tak samo mocno. Nienawidziła wszystkiego, kiedy tylko miała szansę na pozwolenie sobie na zostanie ze sobą samą.
Odcięła się od Diany. Zamiast słuchać, co koleżanka miała do powiedzenia, myśli Bailey wybiegały daleko w przyszłość. Co się stanie, jeżeli nie będzie zajęć? Co się stanie, jeżeli nie napisze wystarczająco dobrze egzaminów? Jeżeli dostaną nowego nauczyciela, ale ten nuczyciel nie będzie miał możliwości skontaktowania się z rekruterami z uniwerków? Pani Goldlove powtarzała, że na pewno powie o Bailey dobre słowo. Co się stanie, jeżeli nie będzie mogła tego zrobić? Jeżeli nie wyjedzie z Mariesville? Jeżeli zostanie tutaj na zawsze? Dlaczego widziała siebie w zaniedbanym domu, całkiem samą, odcietą od świata? Dlaczego zaczęło robić jej się ciemno przed oczami, a nabieranie powietrza do płuc nagle stało się takie trudne?
— Bee, oddychaj — usłyszała Dianę, ale głos dziewczyny brzmiał, jakby dochodził do niej zza grubej ściany. Był przytłumiony i odległy. Bardzo odległy. — Bee — Diana mocno objęła blondynkę, przyciskając jej ciało do swojego. — Oddychaj. Oddychaj, Bee — szeptała, głaszcząc proste włosy przyjaciółki.
Ciało Quinn, które w jednej chwili się spięło, zaczynało się rozluźniać, a dźwięki zaczynały normalnie do niej docierać.
— Wszystko będzie dobrze — Diana uśmiechnęła się przyjacielsko, chociaż w jej oczach skrywała się troska — na pewno będziemy miały nowego, dobrego nauczyciela, a nawet jeżeli nie, przecież masz najlepsze wyniki w całej szkole. Tylko musisz pamiętać o oddychaniu. Jak nie będziesz oddychać, to nawet nowy nauczyciel nie pomoże — Diana się zaśmiała, przez cały ten czas tuląc do siebie dziewczynę i głaszcząc ją po głowie. Wiedziała jak działać z Bailey, kiedy dopadały ją ataki paniki.
— Muszę się stąd wyrwać.
— Wiem, Bee, wiem — uśmiechnęła się lekko, powoli rozluźniając uścisk.
***
Pani Goldlove faktycznie nie było za biurkiem w klasie biologicznej. Na uczniów czekał dyrektor, a jego mina zdradzała, że miał do przekazania niewesołe wiadomości, ale jednocześnie znalazł zastępstwo. Bailey była tego pewna, bo chociaż minę miał poważną, jego spojrzenie było spokojne.
— Usiądźcie — powiedział, kiedy chóralne dzień dobry już wybrzmiało, a każdy z uczniów stał przy swojej ławce — zapewne słyszeliście już o pani Goldlove — zrobił długą pauzę, a następnie westchnął ciężko i ze zmarszczkami na czole wygłosił mowę o tym, jacy to ludzie bywają okrutni, że Camden może być niebezpieczne — możliwe, że gdyby pozwoliła na kradzież torebki, nie doszłoby do wypadku samochodowego, ale nie była przecież w stanie tego przewidzieć. Widzicie... dlatego trzeba reagować. Może gdyby ktoś jej pomógł... — ponownie zawiesił głos, odkaszlnął i słabo się uśmiechnął — jeżeli ktoś ma ochotę, może napisać kartkę do szpitala z życzeniami powrotu do zdrowia. Bailey, zajmiesz się ich dostarczeniem? — Zapytał, ale nie pozwolił jej nawet odpowiedzieć — jutro jeszcze będziecie mieć okienko, ale już od czwartku będzie zastępstwo. Pan Lessing przejmie rozszerzenia.
Rozchyliła wargi i otworzyła szeroko oczy.
Pan Lessing przejmie rozszerzenia.
Pan Lessing przejmie rozszerzenia.
Pan Lessing, tata Marshalla, przejmie rozszerzenia.
Tata Marshalla przejmie rozszerzenia.
Szybko się zreflektowała i przybrała standardową minę, nie chcąc dać po sobie znać, że coś było nie tak. I musiała oddychać. Musiała pamiętać o oddychaniu, bo nie chciała, żeby Diana cokolwiek zauważyła.
Marshall wiedział?
***
Wiedział.
Wiedziała, że wiedział, bo czekał na nią przy drzwiach. Ledwo opuściła klasę, od razu go zauważyła. Miała ochotę zniknąć. Zapaść się pod ziemią. Stać się niewidzialną. Zrobić wszystko, aby po prostu dał jej spokój i jej nie widział, ale to było marzenie ściętej głowy. Patrzył prosto na nią, a ona za wszelką cenę ignorowała mrożące krew w żyłach spojrzenie.
— Quinn — jego głos brzmiał jak zawsze. Nieprzyjemnie. Przerażająco.
Nie chciała się zatrzymać. Nie chciała nawet na niego spojrzeć. Chciała zniknąć. Jej ciało drżało, bo nie była na to przygotowana. Nie była przygotowana na nic, a jak później miało się okazać, to wcale nie było najgorsze.
— Mówię do ciebie, Quinn.
— Cześć, Marshall — starała się, żeby jej głos nie drżał, żeby jej ciało nie drżało. Starała się. Naprawdę się starała, ale pewne rzeczy były silniejsze, niezależne od jej woli.
— Porozmawiamy, okej?
Przytaknęła, bo nie miała innego wyjścia. Wiedziała, że porozmawiają nawet jeżeli stwierdziłaby, że to nie jest okej.
Kiedy pozostali uczniowe rozeszli się do klasy, ona i Marshall wciąż stali na korytarzu. Czekała, aż chłopak zacznie. Przez ten czas, nawet na niego nie patrzyła. Utkwiła spojrzenie tuż obok jego głowy i powtarzała sobie, że nic jej nie zrobi, bo zaczepił ją w szkole. Na korytarzu. Wszyscy widzieli, że mieli porozmawiać. Nic jej nie zrobi.
— Staruszek znowu będzie cię uczył, huh?
Górował nad nią, po prostu przy niej stojąc. Był wielki i silny tak po prostu, ale kiedy się do niej zbliżał, wydawał się jeszcze większy, a ona kuliła ramiona i czekała, nie wiedziała na co, ale czekała. Bo zawsze coś się działo. Od podstawówki. Wtedy, dręczyli ją wszyscy, za jego przywództwem, bo był głosem ludu. Dzieciaki nie interesowały się, dlaczego, ważne było, że był ktoś słabszy. Teraz, inni dali już spokój. Pamiętali jedynie, że pomiędzy Bailey i Marshallem był konflikt.
Tylko oni wiedzieli dlaczego.
Dlaczego to wszystko znosiła. Dlaczego czuła się winna, dlaczego unikała Marshalla, jak ognia. Dlaczego, kuliła się przed nim, kiedy tylko znajdował się w pobliżu.
— Pani Goldlove jest w szpitalu — powiedziała cicho. Wiedziała, że nie była w żaden sposób za to odpowiedzialna ani za wypadek dotychczasowej nauczycielki, ani tym bardziej za zastępstwo, które wybrał dyrektor.
— Mam to w dupie, wiesz o tym, co nie? — Spytał, wcale nie oczekując odpowiedzi — ostrzegam cię, Quinn — syknął, nachylając się nad nią — po prostu cię ostrzegam. Nie wkurwiaj mnie i nie dawaj mi powodów, bo ostatnio mam dużo na głowie. Trzymaj się, kurwa, z daleka, jasne?
— A-ale.
— Mam to w dupie — powtórzył, odwrócił się i odszedł. Bailey stała na korytarzu i wpatrywała się w oddalające się plecy, zastanawiając się nad tym, co niby miała teraz zrobić.
***
— Tniesz się?
Jeżeli chociaż przez krótką chwilę myślała, że tego dnia nie może wydarzyć się nic gorszego, to pierwsze pytanie jakie usłyszała po powrocie do domu było niczym ironiczny uśmieszek od życia. Jak krótka wiadomość: tak sądzisz? To zobacz.
Mój dramometr wyjebało w kosmos, kochaaaaaaam 😩😩😩😩
OdpowiedzUsuńChociaż powinnam się obrazić za krzywdzenie tak bardzo mojej kochanej dziewczynki 🥲
🫠🫠
UsuńZawsze możecie się nią zaopiekować 😇😏
Biedna Bailey.
OdpowiedzUsuńNotka napisana w dość tajemniczy sposób, bo choć odsłania nam trochę codzienności panienki Quinn, to jednak nie wyjaśnia wszystkiego.
Pozostaje mieć nadzieję, że wpuścisz do jej życia trochę słońca i dasz jej odetchnąć. ♥♥
A temu Marshallowi, to za to gnębienie, sama Betsy nakopałaby do tyłka! Liczę na to, że niebawem pokażesz nam ciąg dalszy jej historii.
Bardzo mi miło, że poświęciłaś swój czas na przeczytanie mojej notki 🫶🏻
UsuńA bo ja nie lubię tak wprost i o wszystkim od razu, ale znając życie, pewnie za jakiś czas napiszę coś więcej 👌🏻 Bails byłaby zdecydowanie, dozgonnie wdzięczna za zajęcie się Marshallem!
Cóż to za znanomy tytuł, hmmm🫢❄️
OdpowiedzUsuńPojęcia nie mam o co chodzi, ale brzmi nieciekawie dla Bailey, ciekawie dla nas. W końcu kto lubi jak postać ma ułożone życie, nie? Marshalla się raczej polubić nie ma. A coś czuję, że chyba znajdzie się ktoś to skopie mu cztery litery i nauczy trochę szacunku. 😏
Myślę, że Bailey w nagrodę za użeranie się z typem powinna dostać puchatą krówkę. 🤭🐮
w końcu ktoś mądrze mówi, dać Bails krówkę 😫😫😫
UsuńWiadomo, jakby mieli za łatwo w życiu to byłoby nudno, a tam to tyle możliwości… 😏
Tu mi prędzej czołg przejedzie niż krowa wjedzie na chatę 🙄
UsuńKtoś tu chwilę wyżej o ranieniu jego kochanej dziewczynki, a teraz co? Brak zgody na krówkę łamie jej serduszko 🥺🥺🥺
UsuńWow, dziewczyna jest naprawdę zdeterminowana, żeby się stąd wyrwać. Mam wrażenie, że Marshall nie jest jedynym problemem, który Bailey ma na głowie, ale jego zdecydowanie przydałoby się nauczyć pokory, bo on w dużym stopniu zatruwa jej życie. Mam nadzieję, że w następnym poście utrzesz mu jakoś nosa, chętnie o tym poczytam, tak samo jak o dalszych losach Bee. Niech życie choć trochę się do niej uśmiechnie, bo wydaje się być bardzo sympatyczną osobą 🙂
OdpowiedzUsuń