11.09.2024

[KP] We tear us into pieces, so cruelly. We all attempt to cheat death and yet we bleed.









Phobos Beaverbrook
Phobos Constantin Beaverbrook. Dwudziestotrzyletni, rodowity mieszkaniec Mariesville. Starszy o trzy minuty brat bliźniak Phoebe. Syn przedwcześnie zmarłej pianistki oraz właściciela Domu Pogrzebowego „Danse Macabre” oskarżonego i skazanego na karę śmierci za dokonanie seryjnych morderstw na terenie stanu Georgia. Od nastoletnich lat wdrażany przez ojca w tajniki zawodu, obsesji i taksydermii, od trzech lat tanatopraktor w rodzinnym interesie. Nierozłączny ze swoją siostrą, dla której gotowy jest poświęcić wszystko. Dziwny dzieciak maskujący problemy olśniewającym uśmiechem. Ostatni rok wypełniony przesłuchaniami i rozprawami. Otoczony wciąż żywo narastającymi plotkami na temat skandalu wokół jego rodziny. Samotnie zamieszkuje opustoszały dom przylegający do „Danse Macabre". Pianista samouk, wielbiciel spacerów wzdłuż Maple River, porannego joggingu i kwaśnych soków. Uzależniony od mocnej kawy i nikotyny. Niezdejmowana z lewej ręki rzemykowa bransoletka zapleciona przez siostrę, na szyi srebrny wisiorek z krzyżykiem należący do jego matki, kolorowe, luźne koszule i splątane loki. Metr osiemdziesiąt osiem pogłębiającej się depresji, empatii i szerokiego uśmiechu kontrastującego z dogłębnie smutnymi oczami. Powiązania.
I'm not sure what this could be,
Something's broke inside of me,
Tucked away and out of sight,
The after-hours bring it to life.

I can't help it,
No, I can't speak,
My skin's crawling in my sleep,
My head's screaming,
I can't stop,
I just can't wait to get under your skin.
Mówił, że szklana pustka niewidzących oczu smutnym pięknem szepcze słowa pokuszenia.
Śmierć istniała przy nim zawsze, cicho, choć zauważalnie, ciężką obecnością naznaczając każdy dzień dziecięcego życia; sączyła się zza niedomkniętych drzwi, niczym pleśń porastała chłodne, domowe ściany, nuciła wraz z wiatrem łkające treny i osaczała, zawłaszczając dla siebie włos po włosie, żyły i tętnice, jakby w swej martwicy tęskniła za skrawkami ciepła. Gdy oddychała chrapliwie, on oddychał wraz z nią, wchłaniając jej pośmiertną zgniliznę. Gdy śledziła go oczami wypchanych zwierzęcych wspomnień, nie potrafił odwrócić wzroku — wpatrywał się w smutne rzeźby, gładził futro, upewniał się, że pozostają wciąż na swoim miejscu i szeptał słowa przeprosin za nie swoje grzechy. Wpierw odebrała mu matkę, tocząc chorobą wątłe ciało; zawarła pakt z ojcowską duszą; zachłannie rozdrapała siostrzane serce. Istniała przy nim zawsze, przed nim, za nim, w nim, zatruwając tkanki i tocząc gangreną organy. Psując, krzywiąc, raniąc.

Mówił, że ich ciała są niczym najlepsze płótna spragnione talentu artysty.
Spoglądał na ojcowskie obsesje, wsłuchiwał się w przeznaczone tylko dla niego nauki i udawał przed samym sobą, że prócz smutnej fascynacji odczuwa również przerażenie. Spychał podejrzenia w głąb umysłu, okłamując siostrę, siebie, innych, z każdym miesiącem zapadając się coraz głębiej w niewypowiedziane oskarżenia i groźby. Z troską opiekował się martwymi; przejmując ojcowskie obowiązki, nie dopuszczał do ciał skażonych, katowskich dłoni; delikatnie obmywał skórę i balsamował, splatał włosy i nadawał bladym twarzom koloru — całował różem policzki, niby w ostatnim złapaniu słońca, podkreślał oczy, wargi, nosy, wprawnie przywracając do pustych powłok echo dusz. Troską obdarzał i żywych — przyjmował łzy żałobników, posyłał ciepłe uśmiechy i wspierające słowa; ostrzegał spojrzeniem ojca, próbując powstrzymać go przed kolejną podróżą; otaczał miłością ukochaną siostrę tonącą w szarości. Grając dla niej na pianinie, usiłował zasiać w niej ziarenka szczęścia, wyrywając ją z depresyjnych objęć domostwa, zabierał ją na długie spacery, czesał ją i malował, nie potrafiąc pozbyć się rozdzierającego strachu o to, że martwą stała się za życia.

Mówił, że z krwi ojca wierne synowe odbicie.
Inni przyznali mu rację, dostrzegli podobieństwo rysów, tę samą ciemną barwę oczu uważnie obserwujących otoczenie i nawyk unoszenia lewej brwi w wyrazie niemej irytacji. Osaczające, bolesne plotki podsycane przez bezlitosne nagłówki w prasie szeptały o dziwactwach i okrutnych genach, bo czy z potwora zrodzić może się cokolwiek nieskrzywionego wewnętrzną zgnilizną? Trawiony bolesnym skowytem sumienia, swego zepsucia doszukał się i on sam; przestał zaprzeczać obcym głosom, niemal agresją chroniąc tylko dobre imię siostry. Grzechy splatały się ciasno z poczuciem winy, krzycząc, skomląc, wypłakując obrzydliwe prawdy o nim samym — bo milcząc latami, mimo podejrzeń, współwinny jest za każdą obsesję i rozlaną przez ojca krew; bo dając się oszukać, mimo lat troski, winny jest za krzywdę siostry; bo sprzedając służbom każde wspomnienie i poszlakę, mimo synowej miłości, winny jest za skazanie na śmierć własnego ojca.


Przywodzi na myśl jesienne wieczory; gładzi skórę ostatnimi westchnieniami ciepła, zaszczepia w sercu melancholijne nuty i osnuwa szarością powolnego obumierania. Bije od niego nieokreślony smutek czający się w podkrążonych, zmęczonych oczach, przygarbionej sylwetce, w smukłych dłoniach coraz rzadziej dotykających pieszczotliwie bieli fortepianowych klawiszy. Snuje się wśród ludzi; niczym nakręcona, zepsuta lalka rozciąga usta w szerokim uśmiechu, desperacko zasłaniając się maskami normalności. Nosi się wciąż w kolorach, a barwne plamy luźnych koszul kontrastem odcinają się od szarości skóry, jakby wyjęto je z innego, lepszego życia.
Pachnie poranną rosą i mgłą snującą się nad rzeką, odległym wspomnieniem naiwności i fałszywej beztroski, kurzem pokrywającym coraz grubszą warstwą ciche radości i miłostki, bliskością śmierci, której oddech na stałe osiadł na jego włosach i skórze. Niewinnym kłamstwem dla uspokojenia bliskich, nieokreśloną tęsknotą za czymś ulotnym i nieosiągalnym, za czymś, co desperacko próbuje uchwycić i przy sobie utrzymać.
Nie grywa już na pożegnaniach zmarłych, pozwalając, by stojący w opustoszałym salonie fortepian pokrywał kurz; śmieje się jakby mniej dźwięcznie i radośnie; z trudem przesypia noce, nie potrafiąc wyzbyć się sprzed oczu obrazu skrzywdzonej siostry. Wciąż widzi twarz ojca i słyszy jego ostatnie słowa, gdy wbrew sobie odwiedził go w więzieniu; trawiony poczuciem winy, nie jest w stanie nienawidzić ani kochać, każdego dnia zastanawiając się, co mógł zrobić inaczej. Chwyta się desperacko przytłumionych anhedonią doznań i boi się, że nastanie dzień, gdy straci wszystko i zostanie całkiem sam, w objęcia śmierci oddając tych dla niego najważniejszych.
Cześć! Nigdy nie potrafiłam w autoreklamę, więc przywitam się tylko z Wami cicho i ciepło oraz zaproszę do wspólnych wątków z Phobosem. <3
Na wizerunku Shawn Andrews, cytaty to Aesthetic Perfection.
✉ msparseltongue@gmail.com

11 komentarzy:

  1. [Cześć! Niezwykle oryginalna, ciekawa i intrygująca postać. Jest troszkę dziwny, fakt, ale nie tak straszny. Kogoś takiego w bajkowym Mariesville się nie spodziewałam, ale... brakowało właśnie was! :) Tekst napisany przepięknie, zielenieję z zazdrości, podziwiam i jestem pewna, że zaraz spojrzę sobie w treść ponownie. Masz cudowny styl, przefrunęłam po akapitach jak po romantycznym tragicznym wierszu (moje ulubione).
    Martwi mnie, że wrażliwość chłopaka może zostać jak fortepian zakurzona przez plotki i pierwszorzędny szok na to, co się wydarzyło. Obawiam się również, że niesprawiedliwie będzie oceniany przez pryzmat ojca i przez to niedostrzeżony prawdziwy on, niedoceniony. Serce mi się kraje, bo wydaje się całkiem osamotniony, a poczucie odpowiedzialności i miłość do siostry mogą być zarowno skrzydłami, które go wzniosą, jak i ciężarem, który pociągnie za kostki w dół... Jak to będzie? :)
    Chętnie poczytałabym więcej o nim i o całej tej mrocznej, tajemniczej histori!
    Jeśli to nie za duży szok poznawczy obcować z Abi, mogę zaproponować, że raz w tygodniu będzie przynosić chłopakowi kwaśną lemoniadę. Myślę, że akurat ona dostrzeże coś więcej niż tragedia, zbrodnia i kolorowe koszule. Udanej gry :)]


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  2. [Przyznaję bez bicia, podglądałam Phobosa jak jeszcze chował się w wersjach roboczych i przeczytałam większość karty zanim ją opublikowałaś. Podpisuję się pod tym, co już napisała Sol, masz cudowny styl!
    Jeśli masz ochotę na wspólny wątek, to zapraszam z otwartymi ramionami. Myślę, że punktu zaczepienia daleko by nie trzeba szukać, biorąc pod uwagę to, że Michaelowi zmarł mąż.]

    Michael Carter

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hej! Myślę, że Betsy i Phobos łatwo nawiążą nić porozumienia, a jako rodowici mieszkańcy będą kojarzyć się niemal od pieluszek. Betsy jest tylko odrobinę starsza od Phobosa i na pewno nie chciałaby, aby na tak ładnej buzi pojawiał się smutek. Jeśli tylko macie chęci, żeby poużerać się z listonoszką, to zapraszam. ;-)]

    Betsy Murray

    OdpowiedzUsuń
  4. W Mariesville nadchodził czas zbiorów. To był ten moment w roku, kiedy sady otaczające miasteczko tętniły życiem od wczesnego świtu do późnego wieczoru, a drzewa uginały się pod ciężarem soczystych owoców. Powietrze, wciąż jeszcze przyjemnie ciepłe mimo zbliżającej się jesieni, wypełniał słodki zapach jabłek. Słońce chowało się z wolna za horyzontem, rzucając długie cienie i malując krajobraz odcieniami ciepłego bursztynu.
    Phoebe odetchnęła głęboko. Pozwoliła, by słodka woń dobiegająca z sadów otuliła ją szczelnie w swoich ramionach, jak zapamiętała to z czasów dzieciństwa, i przyprawiła o zawrót głowy swoją oszałamiającą intensywnością. Tym razem jednak słodycz, przyjemna i lepka, pozostawiła na języku cierpki posmak, który dławił i przyprawiał o mdłości.
    Powrót był dla niej niczym wejście do starego, dobrze znanego snu, który jednak teraz zdawał się dziwnie obcy. Mimo, iż miasteczko pozornie nic się nie zmieniło, Phoebe wiedziała, że zmieniło się wszystko. Te same urokliwe uliczki z wolna pokrywające się opadającymi z drzew liśćmi i skrupulatnie przystrzyżone trawniki w kolorze soczystej zieleni, które kiedyś były symbolem niewinności i ciepła, teraz zdawały się kryć coś więcej. Wspomnienia, których pamiętać nie chciała, a które podążały za nią niczym cień. Tłoczyły się gdzieś na skraju jej myśli, wciąż gorące i żywe, uparcie przywołując poczucie niepokoju i ucisk w żołądku.
    Jeden z ostatnich promieni słońca tego dnia musnął jej policzek w niemym pożegnaniu, by zaraz potem subtelny podmuch wiatru mógł otulić jej drobne ramiona swoim oddechem. Na werandzie przed pensjonatem Sunny Meadows Bed & Breakfast panowała cisza z rodzaju tych miękkich i kojących, pomimo subtelnego gwaru rozmów zachwyconych miasteczkiem turystów w wewnętrznej części jadalnianej. Poza właścicielką, która zakwaterowała ją w pokoju, nie spotkała jeszcze nikogo miejscowego, co całkowicie jej odpowiadało. W miasteczkach takich jak to plotki roznosiły się w zastraszającym tempie. A nie chciała, by Phobos dowiedział się o jej powrocie z obcych ust.
    Decyzja zapadła zupełnie niespodziewanie, nawet dla samej Phoebe. Spędziła długie tygodnie na rozmowach o powrocie do rodzinnych stron z doktorem Donovanem, jej opiekunem w klinice i głównym terapeutą, oraz bratem, skrupulatnie analizując wszystkie lęki i obawy, które oplatały ją swoimi zimnymi mackami. Każda jedna obawa rozwiana przez doktora rodziła dwie kolejne, a te zaś tuzin następnych, aż dziewczyna złapała się na tym, że ucieka. Po raz kolejny ucieka przed przeszłością, mimo iż obiecała sobie i bratu, że stawi jej czoła.
    Spakowała się więc, nie zastanawiając się nawet przez moment, po czym z samego rana zgłosiła prośbę o wypisanie z kliniki. I zanim znów zlękniony umysł podsunął jej myśli o ucieczce – w głąb samej siebie, gdzie ciemność wprawiała w błogi stan nieważkości otumaniając swoimi toksycznymi oparami – mijała taksówką granicę miasteczka. Z drżącą na bladoróżowych wargach obietnicą, że droga ucieczki została zamknięta.
    Czekam w Sunny Meadows. Nie denerwuj się na mnie. Proszę.
    Komórka ciążyła w dłoni Phoebe, kiedy po raz kolejny przesunęła błękitnymi tęczówkami po treści wiadomości. Przygryzła dolną wargę w nerwowym geście, a drobne palce zsiniały z zimna, które rozlewało się po jej wnętrzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziała, że Phobos się zdenerwuje. Czuła to każdym milimetrem swojego ciała – elektryzujące napięcie, które wpełzło pod jej skórę niczym wąż, przywołując gęsią skórkę. Wiedziała również, że zapewne nie da nic po sobie poznać, przełykając gorzką urazę, by bezpiecznie zgniła na dnie jego żołądka, przez co poczucie winy za brak informacji o powrocie jeszcze mocniej zacisnęło się na jej gardle.
      Wysłała wiadomość, mając wrażenie, że każda sekunda zwłoki coraz bardziej miażdży jej płuca, a kiedy pod błękitną chmurką z treścią wyświetlił się komunikat o dostarczeniu, wetknęła telefon głęboko do kieszeni dżinsów. Usiadła na ostatnim stopniu schodów prowadzących na werandę i przyciągnęła kolana do klatki piersiowej, czując się na powrót jak mała dziewczynka, którą była kiedyś. Dawno, w innym życiu. Wbiła wzrok w ulicę przed sobą i czekała, pozwalając by chłodne podmuchy wieczornego wiatru rozwiewały jej kruczoczarne włosy.

      home, sweet home

      Usuń
  5. [I KNOW WHAT YOU DID LAST SUMMER.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Pozwoliłam sobie posłać @ ;)]

    Abi

    OdpowiedzUsuń
  7. [Podglądałam i karta mnie oczarowała. Masz bardzo przyjemny w odbiorze styl. Poza tym lubię smutnych ludzi, a zwłaszcza smutnych wewnętrznie. Żaden pomysł mi nie przychodzi na ten moment do głowy, ale w razie chęci na burzę mózgów zapraszam do Hicksa. Chociaż ostrzegam, że on to jest smutas wielki także zewnętrznie.]/Charles

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć! :)

    Taksydermia. <3 Historią tych dwojga zachwycałam się już pod kartą siostrzyczki, ale i do brata żal by było nie zajrzeć, zwłaszcza, że taki przyjemny dla oka ma pyszczek. On i moja Laura stworzyliby intrygujące połączenie. Życzę miłego początku tygodnia oraz dużo, dużo weny. W razie chęci wątku zapraszam na maila: xlonelyisthemusex@gmail.com.

    Steven Baker, Laura Doe oraz nieopublikowany jeszcze Geonwoo Parks

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj, thanatophobio!

    Witaj w Mariesville, Phobosie!

    Nazwisko Phobosa niesie za sobą sporo ciężaru, ale w naszym miasteczku każdy ma swoją historię — a jego, choć pełna cieni, jest częścią tego miejsca. Cieszymy się, że jest tu z nami, niezależnie od tego, jak skomplikowana była jego droga. I oby tak pozostało!

    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń