1.08.2024

[KP] Elodie Clearwater

 [Zarówno karta, jak i komentarze, mogą zawierać treści nieodpowiednie dla czytelników niepełnoletnich]

 Elodie Clearwater
31.12.2006 | Rodowita Mieszkanka | córka rozwodników, którzy długo walczyli o małżeństwo ze względu na dzieci | młodsza siostra | psia mama Milo i Jackie | pani kapitan drużyny cheerleaderek Mariesville High School | uczennica ostatniej klasy | przyszła prawniczka | mentalnie żyje razem z ojcem i bratem w Baltimore w stanie Maryland, fizycznie wciąż tkwi na tym pożal się boże wygwizdowie razem z matką
Codziennie wstaje o piątej trzydzieści. Zakłada dresy, wygodne buty, wiąże włosy w kucyk i kolejną godzinę spędza na bieganiu w pobliskim parku, choć nienawidzi tego z całego serca. Wraca do domu, bierze prysznic, którego temperatura mogłaby konkurować z ogniem piekielnym, ubiera najbardziej eksponujące tatuaże ciuchy i wkłada każdy kolczyk na swoje miejsce. 
Bo nienawidzi tego miasta. Nienawidzi tej zaściankowej mentalności. Nienawidzi starszych pań, które zwracają jej uwagę, że dziewczynie w jej wieku nie przystoi tak wyglądać. Nienawidzi pełnych obrzydzenia spojrzeń nauczycieli, którzy tak bardzo chcieliby ją udupić z jakiegokolwiek przedmiotu, ale nie mają ku temu podstaw. 
Uwielbia natomiast nienawiść koleżanek, które nie mają wystarczająco odwagi, by być sobą. Uwielbia to, jak patrzą na nią chłopcy, mężczyźni… Uwielbia czuć się ładna w ich oczach… Bo na co dzień tak się nie czuje. 
Mówi się, że jest buntowniczką. Mówi się, że jest wredną suką. Mówi się, że sypia z kim popadnie. Mówi się, że co noc wymyka się z domu przez okno i imprezuje do białego rana. Mówi się, że ma problem z narkotykami. Mówi się, że na lekcje przychodzi skacowana lub kompletnie pijana.
Mówi się… Mówi się o niej dużo rzeczy. Ale tylko ona wie, że żadna z nich nie jest prawdą. 
Zostawcie mnie w spokoju. Po prostu dajcie mi żyć.

21 komentarzy:

  1. Lubił Flynna, naprawdę go lubił. Trzymali się nawet dość blisko, jak na Corey’a, który znajomości za wielu nie utrzymywał i przede wszystkim do siebie nie dopuszczał. Rzecz w tym, że mimo całej sympatii do niego, nie rozumiał dlaczego to on był kapitanem drużyny. Dlatego właśnie nie brakowało mu w tym momencie kumpla w szkole. W końcu trener łaskawie zauważył, że to on powinien obejmować to stanowisko i doprowadzić szkolną drużynę do zwycięstwa w międzyszkolnych mistrzostwach, a później samego siebie prosto do składu U20, a stamtąd prosto do kadry. Niczego więcej nie chciał.
    Nie skupiał się też na niczym innym. Naprawdę, całą resztę miał głęboko w dupie. Nie brał do siebie żadnych komentarzy, nie przejmował się głupim gadaniem, ale kiedy rodzona matka zaczęła jęczeć, że niepokoi ją jego brak zainteresowania płcią przeciwną, a chłopacy z drużyny zamiast na grze, zaczęli skupiać się na tym, że Kavannagh nie będzie miał kogo zabrać na pieprzony bal na zakończenie szkoły (do którego było przecież jeszcze tyle czasu), po prostu się wkurwił. I postanowił coś z tym zrobić.
    Nie musiał się nawet zastanawiać nad tym, co dokładnie ma zrobić i dlaczego. Kiedy zaczęła się przerwa na lunch, od razu po opuszczeniu klasy, ruszył prosto pod szafkę Elodie.
    Nie było jej jeszcze przy niej, dlatego oparł się barkiem o tę sąsiadującą z szafką dziewczyny i cierpliwie czekał, aż brunetka pojawi się na horyzoncie.
    — Mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia — oczywiście, że nie zamierzał ukazywać sprawy, jako proszenia o pomoc. Kavannagh nigdy o nic nie prosił. Brał jedynie to, co mu się należało. A to co planował, zdecydowanie mu się należało. Zwłaszcza, że przecież to nie tak, że ona nie miała dostać nic w zamian. Tak na dobrą sprawę, dla niej to miało być dużo bardziej opłacalne niż dla niego samego. Dla niego liczyło się jedynie to, aby chłopacy skupili się na treningach, a matka nie truła mu dupy, kiedy koncentrował się na dodatkowych ćwiczeniach i bieganiu. Ostatnie czego potrzebował to psiocząca kobieta na temat tego, że jej syn nie przyprowadził jeszcze nigdy żadnej koleżanki po szkole do domu. Nie przyprowadzał, bo miał większe ambicje niż znalezienie dziewczyny, która mogłaby być jego żoną, a z czasem z którą przejąłby interes po rodzicach. Corey chciał robić wielkie rzeczy. Corey chciał być legendą. Do tego dążył, nie zamierzał się zatrzymywać, a wszelkie przeszkody zamierzał taranować jak przeciwników na boisku. Chociaż własnej matki staranować akurat nie mógł. Dlatego właśnie stał przy szafce Elodie i posyłał jej uśmiech — usiądziesz ze mną i chłopakami na lunchu, a jak już zjemy, wszystko ci wyjaśnię — nie pytał, nie proponował. Informował co się stanie — możesz wziąć ze sobą koleżankę, jak masz ochotę — dodał z łaską, puszczając jej przy tym oczko, bo akurat obok przechodziła grupka dziewczyn z młodszej klasy. Idealnie. Brunetka nie musiała się zgadzać na to, co zamierzał, ale to, że plotki mogłyby się już pojawić, było mu mocno na rękę.

    chłopiec ze stodoły

    OdpowiedzUsuń
  2. Spojrzał na nią ze znudzeniem, nie przejmując się jej słowami ani tym bardziej spojrzeniem. Nie przesunął się też z jej szafki, zrobił go dopiero po chwili, kiedy na niego naparła.
    — Pójdziesz grzecznie sama i usiądziesz na miejscu jebanego Aarona, zjesz bez pyskówek, a później pogadamy. Ewentualnie cię zaniosę, ale nie będę przy tym delikatny. Jak się domyślasz, wszędzie miejsca są takie same, a to oznacza, że lądowanie może być twarde i bolesne — ostrzegł, nie przejmując się jej wcześniejszą zaczepką, że niby zapomniał się przywitać — ale koleżanki nieść nie będę, więc lepiej, żeby ruszała zwinnie nóżkami — dodał, posyłając jej nawet uśmiech, chociaż wiele mu brakowało do takiego wesołego, żartobliwego. Mówił poważnie. Nie zamierzał również przyjąć negatywnej odpowiedzi. W zasadzie to żadnej odpowiedzi nie zamierzał akceptować, bo on, nie pytał. Miała zrobić to, co mówił i tyle w temacie. Nie powinna stać przy szafce. Powinna być już w drodze na stołówkę.
    — Mówię poważnie, Elodie. Siadasz przy stole rugbystów albo pożałujesz — to nie miała być groźba, ale wyszło jak wyszło. W zasadzie miał w dupie, jak zareaguje. To nie tak, że losowo sobie do niej podszedł. Chciał konkretnie ją, bo nadawał się idealnie — żartujesz sobie. Powiem ci, i tyle będę cię widział — jej nie doczekanie — zrób swoją część, ja zrobię swoją — to był początek. Potrząsnął delikatnie głową — bo co? Znowu zepchniesz mnie ramieniem? — Był naprawdę ciekawy, co takiego zamierzała zrobić. On sam planował wykorzystać sytuację. Im dłużej ze soba rozmawiali na korytarzu, tym większa szansa, że miało zobaczyć ich więcej ludzi. To oznaczało jeszcze szybsze i większe rozprzestrzenianie się plotek. To z kolei pasowało Corey’owi idealnie. Mógł się z nią zabawić, jednocześnie ją mocniej wkurzając. Jednocześnie licząc na to, że odpuści tę pyskówkę.
    Odsunął się od szafek, ale tylko po to, aby stanąć tuż za dziewczyną, a następnie ułożyć ręce po obu bokach jej głowy.
    — Powtarzam ostatni raz. Grzecznie zajmiesz wskazane przeze mnie miejsce, albo opowiem Flynnowi, jak jego siostrzyczka stała się małą kurewką — nachylił się delikatnie nad nią i wyszeptał cicho te slowa, aby nikt inny ich nie słyszał. Wiedział, że to było zgranie poniżej pasa, ale czasami to właśnie takimi zagrywkami zdobywało się decydujące punkty i doprowadzało do zwycięstwa. Skoro nie chciała sama i po dobroci, musiał znaleźć odpowiednią zachętę. I miał nadzieję, że to właśnie sprawi, że Elodie łaskawie ruszy te swoje cztery, seksowne litery w stronę stołówki — a tak się składa, że lubię twojego brata i szkoda byłoby mu podczas studiów zawracać głowę takimi historiami, hm?

    :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wziął oddech i powoli wypuścił powietrze przez rozchylone wargi. Liczył na to, że pójdzie z nią znacznie łatwiej. Zakładał, że nie będzie się, aż tak opierać. Ale mówił poważnie, jeżeli nie zamierzała pójść sama, naprawdę ją zaniesie do tego pieprzonego stolika.
    — Poważnie, Elodie — powiedział, nie uśmiechając się nawet kącikiem ust. Dlaczego, do cholery nie mogła po prostu go posłuchać? Wziął jeszcze jeden oddech i raz jeszcze wypuścił powoli powietrze przez usta. — W porządku, w takim razie to ja usiądę przy waszym stoliku — wzruszył nagle ramionami — albo mam lepszy pomysł. Złączymy stolik cheerleaderek ze stolikiem rugbystów — spojrzał na nią — i ostatecznie usiądziesz ze mną. Wszystkie trzy pomysły mi pasują, więc wybierz, który ze sposobów najbardziej ci odpowiada — dodał, wysyłając jej wymuszony uśmiech.
    Może i mógł to załatwić bardziej dyplomatycznie. Oczywiście. Chłopacy z drużyny jednak zaczęli go wkurzać do tego stopnia, że chciał sprawę załatwić jak najszybciej, aby w końcu zamknęli gęby i skupili się na treningach. Prosić jej o nic w tym momencie nie zamierzał, a tym bardziej dzielić się z nią swoim pomysłem, bo ktoś jeszcze by usłyszał. A jego plan zakładał, że będą mieć swoją tajemnicę.
    — Jesteś pewna? — Spytał, a na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek. Szkoła rządziła się swoimi prawami. Wszyscy to wiedzieli. Wiedzieli też, że pewnych standardów nie można ruszać, bo wszystko się zaburzy. Oczywiście, że nie zamierzał prosić się o uwagę Elodie. Wolałby ją. Zdecydowanie wolałby załatwić to wszystko z nią, nie zaburzając przy tym żadnych standardów, ale… — właśnie wpadł mi do głowy jeszcze lepszy pomysł. Jess. Dziewczyny z drużyny byłyby pewnie zachwycone. Szybko zaszłaby zmiana hierarchii, hm? — Uniósł brew, obserwując jej reakcje. Oczywiście, że najlepsze zagranie zostawiając na sam koniec.
    Widząc różnicę w sposobie jej oddechu, uśmiechnął się kącikami ust, bo wiedział już, że wybrał, a Corey najbardziej na świecie uwielbiał właśnie wygrywanie.
    — Bo troszczy się o swoją młodszą siostrzyczkę — powiedział beznamiętnie, a następnie przesunął po niej spojrzeniem — i na pewno będzie ostro wkurwiony. Na tych, którzy zbrukali jej imię, ale i na nią, że na to pozwoliła — wzruszył ramionami. Mógłby to zrobić. Naprawdę mógłby to zrobić — gdybym dodał, że sprałem gębę każdego, który ośmielił się na ciebie spojrzeć, może nawet oszczędziłby przy tym mnie. W końcu starałem się o ciebie zadbać, w końcu jesteś malutką siostrzyczką mojego kumpla — dodał, a po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech — pogadamy, jak nikogo nie będzie w pobliżu — oznajmił — ale… pomyśl sobie, że nikt więcej nie ośmieli się powiedzieć jakiegokolwiek słowa na twój temat, dopóki będziesz siadać przy moim stoliku. Kuszące?

    łaskawca

    OdpowiedzUsuń
  4. — Myślisz, że i tak ze sobą nie kręcą? Po prostu nie robią tego na naszych oczach — prychnął. Zauważył już dawno, że niektórym w ogóle nie zależało na samym sporcie, zawodach i przyszłości, a jedynie na korzyściach jakie niosło bycie w drużynie. Problem polegał na tym, że Corey mierzył wysoko i chciał ich w końcu sprowadzić na ziemię. Sprawić, aby przyłożyli się nieco bardziej. Może dlatego Flynn był kapitanem. Był bardziej… ludzki? Lepiej dogadywał się z całą drużyną, sam Corey najchętniej zajechałby ich na śmierć na treningach, często przy tym narzekając trenerowi, że wymaga od drużyny za mało. Bo tak czuł. Czuł, że powinni robić więcej. Znacznie więcej.
    — Szukam rozwiązania — wzruszył ramionami — podałem ci całkiem sporo przykładowych. Wybierz, który odpowiada ci najlepiej — oznajmił.
    Uśmiechnął się. Rzadko to robił, ale kiedy czuł, że powoli zdobywa cel, nie mógł się powstrzymać. To było cholernie miłe uczucie. Wiedzieć, że już za chwilę jego problemy będą miały rozwiązanie.
    — W takim razie, nie będziesz miała nic przeciwko, jeżeli to jednak Jess z nami usiądzie, tak? — Oczywiście, że ją podpuszczał.
    Prawda była taka, że gdyby podszedł do jakiejkolwiek dziewczyny w szkole i oznajmiłby jej, że od dzisiaj siada przy stoliku drużyny, żadna nie zastanawiałaby się nad tym, co ma zrobić. Żadna nie zadawałaby głupich pytań, jak Elodie, a już na pewno nie wdawałaby się w dyskusje. Po prostu poszłaby za nim z szerokim uśmiechem na twarzy. Ale Corey nie lubił brać byle czego. Chciał to, co najlepsze. Mogli gadać o Clearwater co chcieli. Nie miał pojęcia jaka była prawda, ale… w jej oczach było coś, co go w jakiś sposób przyciągało. Jakby chciały mu coś powiedzieć, jakby przywoływały go, żeby zwrócił na nią większą uwagę… pewnie, była ładna. To nie tak, że nie zwracał uwagi na żadne dziewczyny. Po prostu nie miał na nie czasu. Nie potrzebował nikogo do związku, bo były ważniejsze rzeczy niż pielęgnowanie relacji. Był tego świadom. Dlatego nie bawił się w żadne chodzenie z dziewczynami.
    — Flynn wie, że gdyby była potrzeba, zająłbym się kim trzeba — wzruszył ramionami — oczywiście to jest w twoim zasięgu. Zajmę się nimi. Tylko. Usiądź. Przy. Tym. Jebanym. Stoliku. — Nachylił się w jej stronę, aby ponownie cicho wyszeptać słowa.
    Uśmiechnął się, kiedy przeszła pod jego ramieniem. Od razu ruszył za nią, a na jego ustach gościł połowiczny uśmiech. Puścił oczko przechodzącym spóźnialskim, domyślając się ku, dokąd szli. Idealnie.
    Kiedy dotarli na miejsce, uśmiechnął się łobuzersko.
    — Wiesz, że przyprowadzając mnie tutaj właśnie na stołówce wywołałaś więcej plotek niż gdybyś po prostu usiadła z nami? — Spytał, bo był ciekawy czy była tego w pełni świadoma — mi to pasuje, Clearwater. Właśnie tego chcę. Niczego więcej. Niech myślą, że nasze królestwa się łączą. Będziesz udawać moją dziewczynę, a w zamian dostaniesz władzę. I ochronę. Nie interesuje mnie ile z tych plotek jest prawdą. Jeżeli ktoś ma się zamknąć po prostu powiedz kto, a słowa nie piśmie ani w twoim kierunku, ani o tobie. Co jeszcze oferuję? Jak już dostanę się do U20, wszelkie zasrane imprezy z tym związane są twoje. — W zasadzie nie brał pod uwagę, że mogłaby się nie zgodzić. Jego propozycja była dobra — ja mam swoje królestwo, ty masz swoje. Możemy je zjednoczyć i sprawić, żeby ci idioci się w końcu skupili się na tym co ważne.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  5. — Trudno — wzruszył ramionami, w ogóle nie przejmując się tym, że dziewczynie te propozycje nie odpowiadały. To nie był jego problem, bo miał świadomość, że na coś ostatecznie się zdecyduje. Nazywał się w końcu Kavannagh. Zawsze dostawał to, czego chciał. Elodie też była w jego zasięgu. Zwłaszcza, że wierzył w to, że jego propozycja, gdy już ją usłyszy, spodoba się dziewczynie.
    — Otwórz się na mnie, to wszystkiego się dowiesz — oznajmił, wiedząc już dobrze, że zainteresował ją wystarczająco. Miał tylko nadzieję, że na tyle, że przestanie zadawać setki dodatkowych pytań i po prostu zacznie z nim współpracować.
    Zaśmiał się na jej słowa, kiedy znaleźli się już zamknięci w damskiej szatni. Tak właściwie mógłby nic więcej od niej nie chcieć. Trochę plotek wystarczyłoby na sam początek, a on pozwalałby na to, aby żyły własnym życiem.
    — Czyli widzisz to w ten sposób. W sumie to całkiem ciekawe. Mógłbym wyjść i powiedzieć chłopakom, że właśnie mi obciągnęłaś i w ogóle by ci to nie przeszkadzało, w przeciwieństwie do wspólnego siedzenia… — zastanawiał się na głos, zerkając na nią — specyficzny sposób bycia — stwierdził, ale nie powiedział nic więcej. Pozwolił na to, aby oswoiła się z tym, co dopiero zamierzał jej powiedzieć.
    Nie zaśmiał się. Mówił całkowicie poważnie. Nie miał czasu na związki. Ona miała w dupie co się o niej mówi, więc równie dobrze mogli pokazać się kilka razy razem, a plotki mogły żyć własnym życiem. Nikt nie ośmieliłby się słowa złego na nią powiedzieć, gdyby była jego dziewczyną.
    — Bo cheerleaderki są twoje, a ja wbrew wszystkiemu nie zamierzam niszczyć obecnej struktury — wzruszył ramionami — gdybym chciał, wybrałbym którąkolwiek. Nie zadowalam się jednak byle czym, Clearwater i dobrze o tym wiesz — właśnie ją skomplementował, powinna to docenić. Tak czy inaczej najprawdopodobniej były to pierwsze i jedyne miłe słowa jakie miał wypowiedzieć poza tym całym udawaniem, które właśnie jej zaproponował — dobrze wiedzieć — mruknął. Nie lubił jej? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Była młodszą siostrą Flynna. W zasadzie do tego ograniczał się, jeżeli chodziło o dziewczynę. Była mu całkowicie obojętna. Może czasami wkurzała go jakimiś zachowaniami w szkole, ale całkiem szczerze, nie miał czasu na analizowanie tego. Słyszał co o niej mówią, to mogło wzbudzać niechęć, ale… skupiał się na grze — żebym ci nie lubił musiałabyś wzbudzić w jakiś szczególny sposób moje zainteresowanie na dłużej niż dwie minuty, a póki co, to udało się tylko piłce — wzruszył ramionami. Był totalnie szczery — od czasu do czasu wyjdziemy gdzieś razem. Będziemy razem jeść lunch. Wpadniesz do mnie po lekcjach, moja matka będzie zachwycona, wezmę cię kilka razy na trening w Camden. Jak mój plan wypali, widzę to długoterminowo. Jeżeli uznasz, że poznałaś kogoś z kim po prostu chcesz być, zakończymy to na poziomie, jasne? Nie potrzebuje szumu, jak już dostanę się do drużyny. Na eliminacje pojedziesz ze mną — mówił, zastanawiając się czy coś pominął, czy powiedział już o wszystkim, co było dla niego ważne — jeżeli masz jakieś propozycje, możesz je w tym momencie przedstawić.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  6. — Nie o to mi chodziło — odparł od razu, bo w ogóle nie zastanawiał się nad wypowiadanymi słowami — dobrze wiesz, co miałem na myśli.
    Zmrużył delikatnie oczy, uważnie przyglądając się jej twarzy. Tak w zasadzie to nie obchodziło go to, co o niej mówią. Biorąc pod uwagę jego znajomość z Flynnem, może powinien bardziej doglądać jego siostry, ale… Kavannagh był skupiony na sobie i na rugby. Cała reszta go nie interesowała. Miał jasno postawione zasady. Które sam sobie narzucił i nie miał powodu, aby się ich nie trzymać.
    — Kwestia przyzwyczajenia — powtórzył cicho za nią, mrużąc oczy i zastanawiając się nad czymś. Nie miał czasu na zajmowanie się nie swoimi problemami. Nie miał czasu na dochodzenie ile było prawdy w tym, co o niej mówili, a ile to wyssane z palca plotki. Jego oferta mogła jednak sprawić, że przestaną gadać. Jakkolwiek było, ucichną. Więc jeżeli jego słowa miałyby być jak wszystkich innych… oznaczało to jedynie plotki i kłamstwa — dlaczego to wszystko w ogóle się zaczęło? — Spytał, mając oczywiście rozpowszechnianie opinii na jej temat. Sam nie wiedział po co właściwie o to pytał…
    Zacisnął wargi i pokręcił przecząco głową. Zdawał sobie sprawę z tego, że to nie była codzienna sytuacja, ale Elodie zaczynała go już powoli wkurzać tą swoją niechęcią.
    — Nie musisz się martwić o moje i chłopaków treningi — powiedział, chociaż on sam trochę się martwił. Inaczej nie prowadziłby właśnie rozmowy z brunetka w sprawie… związku.
    — Skoro to taki debilizm, dlaczego właśnie rozważasz zgodę? — zapytał, opierając się lędźwiami o ścianę i wysuwając odrobinę nogi do przodu. Splótł ręce pod klatką piersiową i przyglądał się uważnie brunetce. Uniósł brew, słuchając z uwagą tego, co miała do powiedzenia. — Widzieli nas gadających pod twoją szafką, a później kilka osób widziało, jak prowadzisz mnie tutaj. Myślisz, że jak usiądziemy razem to ktokolwiek będzie się zastanawiał nad tym kiedy to się zaczęło? — Uniósł wysoko brew, bo był ciekawy jej odpowiedzi. W końcu swoim zachowaniem sama mu nieco ułatwiła to, czego chciał. Faktem było, że nieszczególnie myślał o detalach, o których właśnie wspomniała, ale… w zasadzie to nie miałby problemu z pocałowaniem jej czy przytuleniem — nie wszyscy muszą się obściskiwać na widoku innych, Clearwater. Kilka całusów w miejscu publicznym wystarczy. Jak na którejś z imprez po meczu znikniemy razem, też wystarczy — wzruszył ramionami. Dla niego sprawa była prosta i nie wymagała nie wiadomo jak dużego planowania i przede wszystkim wysiłku. To miało być przecież mało angażujące. Nie po to nie ładował się w związki, aby teraz wyszło na to, że swój czas ma tracić na ten udawany. — Dobra, mów jak to widzisz i jakie masz warunki — powiedziała zerkając na zegarek na dłoni — muszę zdążyć zjeść lunch — miał rozpisaną ściśle dietę, aby utrzymać jak najlepsze wyniki w rugby. Miał cele, a nie marzenia i brał się poważnie za ich realizację. Wszystko u niego chodziło jak w zegarku. Dlatego też spojrzał wyczekująco na Elodie, licząc, że dziewczyna się pospieszy.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście, że od razu zapamiętał wymienione przez dziewczynę nazwisko. Może i koncentrował się jedynie na swojej karierze, tak z poczucia obowiązku zamierzał pogadać z Jamesonem, bo w zasadzie uciszenie tego kolesia będzie dobrym uczynkiem dla Flynna, a Corey, cóż, Flynn był jego jedynym kumplem, którego śmiało mógł określić mianem przyjaciela i może faktycznie powinien poczuć się do zaopiekowania się Elodie, kiedy jej brata tu nie było. Jego propozycja… była więc dobra. Nie tylko dla niego, dla Elodie, ale mógł śmiało myśleć o tym jako przysłudze dla przyjaciela. Tyle pieczeni na jednym ogniu. Nie mógł sobie tego wszystkiego lepiej wyobrazić.
    Nie spodziewał się usłyszeć takich słów, nigdy nie wyglądała tak, jakby miała się tym przejmować. Nie zastanawiał się, dlaczego czy to była prawda, czy jedynie plotki. Jeżeli plotki, to dlaczego. Interesował się sobą. Dlatego usłyszenie z jej ust takich słów było… zaskakujące.
    — Spadam ci z nieba — powiedział, puszczając jej przy tym oczko.
    Dobra. To mu przez cały ten czas nie przeszło przez myśl. Nie zastanawiał się nad tym czy Flynn się dowie. Zakładał, że się nie dowie, co było idtiotyzmem, bo o ile nie należał do U20 to nie miało znaczeniach, ale później już znaczenie miało mieć. Nie dał jednak po sobie poznać, że jego idealny plan nie był jednak tak idealny, jak początkowo go przedstawiał.
    — W porządku. Możemy to w takim razie zrobić po twojemu. Dla mnie najważniejszy jest efekt — oznajmił i przytaknął na wszystkie jej warunki. W zasadzie to nie miał innego wyjścia, bo chciał jej jako swoją udawaną dziewczynę. Nikogo innego.

    Corey nie brał pod uwagę innego scenariusza niż wygrana. Dlatego na imprezę udał się w naprawdę dobrym humorze. Świadomość, że od tego wieczoru miał też wejść w życie jego i Elodie plan, sprawiała, że nawet z przyjemnością na tę imprezę szedł. Chyba po raz pierwszy w życiu robił to z prawdziwą przyjemnością, a nie jedynie z poczucia obowiązku.
    Ubrał się jak zawsze po wygranym meczu. Dżinsy, biała bawełniana koszulka i kurtka z jego jedenastym numerem i nazwiskiem. Ciemne włosy miał jedynie przeczesane po prysznicu i pozostawione same sobie do wyschnięcia, co dodawało mu chłopięcego uroku, tak kontrastowego do jego spojrzenia i wyrazu twarzy.
    Oczywiście, że gdy drużyną weszli do domu Tomilsona, zebrani już goście zaczęli gwizdać, krzyczeć z radości i okazywać entuzjazm z powodu pojawienia się zwycięskich chłopaków. Jak za każdym razem, gdy wygrywali, dzieciaki ze szkoły podchodzili do nich, chwalili i powtarzali, aby tak trzymali. Corey nie napawał się tym w specjalny sposób. Celował wyżej, dlatego kilka komplementów z ust rówieśników nie było dla niego niczym specjalnym.
    — Cheerleaderki miały świetny układ — rzucił ktoś, a Corey spojrzał w stronę chłopka, aby po chwili zerknąć na swojego kumpla z drużyny, Chase’a i odezwać się do niego
    — Ma rację, Elodie jest świetną kapitan. Popisały się dziewczyny — niby nic znaczącego, ale komplementy z ust Corey’a były rzadkością. Dlatego też nie zapytał czy dziewczyny już dotarły. Na szczęście nie musiał, bo dostrzegł jak Elodie z koleżanką wchodzą do kuchni. Nie zastanawiając się nad tym co robi, sam zgarnął Chase’a i ruszył z nim w tym samym kierunku.

    🏉

    OdpowiedzUsuń
  8. — Czyli kapitan zwraca uwagę na dziewczyny… — Chase wyszczerzył się wesoło, jednocześnie klepiąc Corey’a po plecach.
    — Są w pewnym sensie częścią… drużyny — te zdanie nie przeszło mu przez usta gładko. To nie tak, że uważał cheerleaderki za zbędne. Zdawał sobie sprawę z tego, że ich zadaniem było dopingowanie i motywowanie drużyny do zwycięstwa — zagrzewają nas, no nie? — Spojrzał na kumpla, wzruszając ramionami — powinniśmy je doceniać — powiedział jeszcze — ale w granicach rozsądku, Chase, przede wszystkim skupiamy się na naszej grze — dodał szybko, żeby chłopak nie nabrał wątpliwości, że jako kapitan pozwala na jakiegokolwiek rozproszenie. Nic takiego nie miało mieć miejsca. I chciał mieć pewność, że dla Chase’a to jest jasne.
    — Czyli to nie ma żadnego związku z tym, że sterczałeś ostatnio przy jej szafce, hm? — Chase nie dawał za wygraną. Zadając swoje pytanie poruszył sugestywnie brwiami, a jego uśmiech niemal z każdą sekundą stawał się szerszy.
    — Przy czyjej szafce? — Spytał, udając, że nie ma pojęcia o co chodzi, chociaż doskonale wiedział i w duchu triumfował. To co zakładał, się spełniało. Wystarczyło, że kilka osób ich widziało, a lawina wystartowała. Corey’owi to pasowało.
    — Na pewno nie przy swojej — Chase ponownie szturchnął kapitana i posłusznie skierował się we wskazanym przez niego kierunku. — No proszę — spojrzał wymownie to na Elodie, to na Corey’a i kolejny raz się szeroko uśmiechnął, jednocześnie puszczając oczko do Julie.
    — Kto ma kogo pytać? — Corey nie zdążył się wystarczająco zainteresować, bo Elodie kontynuowała, a on przeniósł spojrzenie na Julie. Przyglądał się jej ze swoją standardową miną, która jasno mówiła, że nie zamierzał odpowiadać na takie pytania ani wdawać się w taką dyskusję.
    — Poważnie, Julie? — Spytał, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmieszek. Nie miał jednak nic wspólnego z sympatią czy serdecznością.
    — Ja tam bym pozwolił — Chase się odezwał, zerkając na obie cheerleaderki — powoli, szybko, na ostro, jak tylko będziesz chciała — zaśmiał się. Corey w tym samym czasie od razu podążył ręką do jego głowy i zdzielił go w jej tył.
    — Auć — chwycił się za głowę. — Ty możesz sterczeć pod szafką pani kapitan, ale cała reszta to już nie ma praw?
    — Rozmawialiśmy — powiedział, ale specjalnie przeniósł spojrzenie na Elodie i zatrzymał je na niej na znacznie dłużej niż powinien — po prostu rozmawialiśmy. Może przez to mamy inne prawa, bo nie myślimy, jak najwyraźniej cała reszta, jedynie o seksie — oznajmił, powoli przenosząc wzrok na Julie, a później na Chase’a. Chłopak się zaśmiał, a spojrzenie Corey’a spochmurniało. Uniósł pytająco brew i czekał na wyjaśnienie tego zachowania. Zamierzał wycinać je z niego sam spojrzeniem.
    — Myślę o seksie, boisku i grach na PSie — sprecyzował, uśmiechając się przy tym szarmancko — Julie, kapitan nie jest zainteresowany, ale ja z tobą chętnie podziałam — oznajmił, wciąż rozbawiony.
    Corey wywrócił oczami, chociaż jego mina przedstawiała prawdziwe zdegustowanie.
    — Mam nadzieję, że wiecie czym są prezerwatywy.
    — Mam ich całe mnóstwo. Mogę się podzielić, jak zajedzie potrzeba, kapitanie — Corey miał ochotę go udusić i w jednej chwili żałował, że to z nim znalazł się w kuchni. Mógł wziąć każdego, kurwa, innego, a wziął naczelnego błazna.
    — Nie słuchaj go. W zasadzie obie go nie słuchajcie. Chyba mocno oberwał podczas meczu. W każdym razie, Julie, w jednym miał rację. Nie byłbym chętny — przeniósł spojrzenie na Elodie — co pijesz? — Spytał, jakby ten dziwny początek nie miał w ogóle miejsca.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  9. — Ty tylko…? — Powtórzył za nią, bo chociaż nie zamierzał początkowo wdawać się w jakiekolwiek dyskusje… mógł ją w sumie trochę podręczyć, nie? To nie tak, że czerpał satysfakcję z tego. Raczej robił to dla własnego interesu. Jak to mówią, po trupach do celu, a że jego celem było jak najlepsze odebranie fałszywego związku… to inna kwestia.
    — Ja mogę cie, Julie, zabrać do szatni — Chase wyszczerzył szeroko zęby — albo możesz mnie zabrać, jak będzie was więcej — dodał, od razu wizualizując sobie w głowie swój pomysł, co było widać, po rozmarzonym uśmieszku, który wkradł się na jego twarz.
    — Widziałaś kiedykolwiek, żebym się chociaż zbliżył do szatni w towarzystwie innym niż chłopaki z drużyny? — Corey uniósł wysoko brew — jak już plotkujecie to chociaż postarajcie się zrobić to tak, żeby to brzmiało w miarę sensownie, hm? Jak coś, co mogłoby się wydarzyć — wzruszył ramionami, wsuwając jedną dłoń do kieszeni spodni.
    Podążył spojrzeniem do kubeczka Elodie, a następnie spojrzał na jej twarz i uśmiechnął się kącikiem ust.
    — Myślałem, że pani kapitan daje dobry przykład pozostałym z drużyny — stwierdził, uważnie obserwując, jak się poruszała i zbliżała do niego. Przechylił lekko głowę i omiótł spojrzeniem jej sylwetkę, gdy już usiadła. Zrobił krok w jej stronę, aby zajrzeć do trzymanego w jej ręce kubeczka. Nie, wcale nie zrobił tego po to, aby mieć pretekst do znalezienia się bliżej.
    — Przygotowuje się do eliminacji — przypomniał w odpowiedzi na jej propozycję — ale przypilnuję, żebyś ty nie wypiła za dużo — dodał, wędrując wzrokiem po jej twarzy. W zasadzie z chęcią zabrałby jej tego drinka, ale właściwie to nie był jego problem. Mogła pić, jeżeli chciała. Nie każdy był przecież jak on.
    — To do którego chciałabyś startować, co? Myślałem, że wszyscy poza kapitanem to ochłapy, Juls — Chase zmrużył powieki, patrząc na blondynkę.
    — Musiałabyś się zdecydowanie dużo bardziej postarać, Clearwater, żebym czuł się w ten sposób — odpowiedział, przechylając głowę w bok.
    — Dobra, Juls, widok kapitana rozmawiającego z dziewczyną to i tak rzadkość, nie przeszkadzajmy, co? — Chase znacząco spojrzał w stronę drzwi.
    — Zaraz ci przywalę mocniej niż oberwałeś na boisku, Bishop — ostrzegł kolegę z drużyny i po chwili powrócił spojrzeniem do Elodie.
    Kiedy dwójka nastolatków opuściła kuchnię, Corey nie odsunął się od razu od blatu i brunetki. Stał tak jeszcze przez chwilę, uważnie jej się przypatrując.
    — Czyli tak to ma wyglądać — mruknął, mając na myśli ich plan, chociaż gdyby ktoś teraz wszedł do pomieszczenia, nie miałby pojęcia, czego mogły dotyczyć — zadowolona z efektu czy życzysz sobie jakieś poprawki? — Spytał, zabierając z jej rąk kubeczek z drinkiem. Powąchał go i zmarszczył nos wraz z brwiami, przenosząc z powrotem spojrzenie na nią — poważnie? Naprawdę mam cię przypilnować do końca imprezy, żebyś przypadkiem nie zaliczyła zgona? — Spytał, powoli odsuwając się od niej. Wciąż trzymał jej drinka i zastanawiał się czy ma w ogóle ochotę go jej oddać.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  10. — Nie próbuje być zabawny — stwierdził, z uniesioną brwią spoglądając na blondynkę — jestem śmiertelnie poważny — dodał i ułożył dłoń w miejscu serca, jakby ten gest miał faktycznie dodać powagi jego słowom.
    Kavannagh spojrzał na brunetkę z delikatnym uśmiechem.
    — A Julie wcale nie stała obok, jak o tym mówiłaś, hm? — Spytał, chociaż doskonale znali odpowiedź całą czwórką. Zresztą, to i tak nie było istotne. Skupiał się na jej twarzy, na krótką chwilę odrywając spojrzenie od jej oczu, aby zerknąć w dół, tuż po tym, gdy poczuł delikatne trącenie. Uniósł kącik ust, powracając wzrokiem do jej spojrzenia — pilnuj się, Clearwater — szepnął, nachylając się delikatnie do niej, ale po chwili powrócił do pierwotnej pozycji. — Wielkie rzeczy wymagają wielkich poświęceń — wzruszył ramionami, ale po chwili na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Całkiem szczery, bo to były pierwsze słowa od Elodie, które go chwaliły. Nie, aby mu zależało na jej komplementach. Nie, aby zależało mu na czyichkolwiek, ale pani kapitan, jak dobrze pamiętał, nie chwaliła niczyjej gry. Nie mógł więc pozostać niewzruszony — naprawdę wyszukany komplement. Słyszałem wiele na temat swojej gry i potencjalnego dostania się do składu, ale czegoś takiego… — urwał i zaśmiał się cicho — ktoś musi — wzruszył ramionami — byłoby tragicznie, gdybyś pijana złamała nogę — stwierdził. Bo to był jeden z powodów, przez które sam sobie odmawiał. Był ostrożny, był uważny, ale po alkoholu… nie tylko on mógł stracić na uwadze, ale również wszyscy dookoła stawali się momentalnie potencjalnym zagrożeniem. Corey nie chciał ryzykować w jakikolwiek sposób dla kilku godzin lepszej zabawy.
    — Założymy się? — Spytał zaczepnie, odpowiadając na jej puszczone oczko, dokładnie tym samym.
    Przechylił głowę, mrużąc powieki.
    — Nie wyobrażałem sobie tego w ogóle — stwierdził — chociaż muszę przyznać, że dużo łatwiej byłoby po prostu wejść tu jako para, a oni i tak by to łyknęli — wzruszył ramionami i pokręcił głową na jej uniesiony kciuk.
    Ponownie powąchał zawartość kubeczka i zmarszczył mocno nos.
    — Jasne i mam uwierzyć, że na tym jednym jedynym się skończy? — Spytał, a na jego usta wkradł się delikatny uśmiech, gdy tylko próbowała odebrać kubeczek — i co będę z tego miał? — Spytał całkiem poważnie — wątpię co prawda, że byłabyś w stanie mnie dogonić, ale… wystarczy, że podniosę rękę i nie będziesz miała szans na odebranie swojego kubeczka — posłał jej ironiczny uśmieszek — no dalej, przekonaj mnie, że warto użerać się ze wstawioną Elodie, może mnie skusisz — zaśmiał się, zgodnie z zapowiedzią unosząc rękę w górę. Nie było szansy, aby go dosięgnęła — słucham, dlaczego mam ci oddać tego całkiem możnego drinka? Jeden logiczny argument. Będziesz w stanie chociaż tyle wymyślić? — Spytał, nie odrywając od niej spojrzenia swoich ciemnych oczu.

    💁🏻‍♂️

    OdpowiedzUsuń
  11. Przewrócił oczami na jej słowa, ale uśmiechnął się przy tym połowicznie. Ponownie zerknął w dół, gdy go trąciła nogą. Tym razem jednak złapał dłonią kostkę dziewczyny i ścisnął wokół nogi palce, zatrzymując ją na krótką chwilę przy sobie.
    — Uwierz, nie chcesz wiedzieć — odpowiedział ściszonym głosem, powoli rozluźniając uścisk. Puścił ją i delikatnie odłożył jej nogę tuż przy swoim udzie. Nie odrywał przy tym spojrzenia od jej twarzy. Przyglądał się jej przez cały ten czas z uwagą, udając całkowite zignorowanie obecności Chase’a i Julie.
    — Naprawdę myślisz, że to tobie by uwierzyli? — Uniósł brew, chociaż doskonale wiedział jakby było — bo mam nieodparte wrażenie, że to moje słowa byłyby brane za te… pewne — puścił jej oczko i uśmiechnął się, całkiem szeroko jak na siebie.
    — I nie będziesz. Już o to zadbam — odpowiedział, wiedząc już dobrze, co zamierzał zrobić. Zaśmiał się cicho, gdy się zbliżyła, a kiedy już ich towarzystwo opuściło pomieszczenie, tylko lekko pokręcił głową z czymś na wzór rozbawienia.
    — A propos twojego brata… kiedy zamierza odwiedzić stare śmieci? — zapytał, chociaż nie zamierzał w tym momencie w szczególnie się wdawać w rozmowę na temat Flynna. Chciał jej zabrać alkohol, to było priorytetowe.
    Dlatego jego usta kolejny raz były wygięte w uśmiechu, kiedy już trzymał kubeczek w swojej dłoni i miał pewność, że Elodie tak łatwo do niego nie dosięgnie. — Nieszczególnie mi to robi, tak tylko mówię — dodał, bo jakoś nie potrafił sobie wyobrazić jej wkurwionej. I niby w jaki sposób to miałoby… cokolwiek dla niego zmienić. Zmarszczył jednak brwi, słuchając jej dalszych słów. Zdecydowanie nie spodobało mi się użyte przez nią stwierdzenie, że przyszedł do niej po pomoc. Nie nazwałby tego w ten sposób. Zdecydowanie. To była wymiana korzyści i Elodie powinna była być tego świadoma. — a mogło być tak miło, Clearwater — stwierdził, nie robiąc sobie z nic z jej informacji, że mogłaby tak po prostu się po nim wspiąć. Nie brał tego na poważnie. Tak, jak przez myśl mu nie przeszło, że dziewczyna będzie się wspinać na cokolwiek, włączenie z kuchenną szafką. Z tym większym zdziwieniem przypatrywał się, gdy dziewczyna ściągnęła buty, a już po chwili trzymała w dłoni kubeczek i wypijała jego zawartość.
    — I mam uwierzyć, że te wyzerowanie drinka nie sprawi, że będzie ci szumiało w głowie — stwierdził, unosząc przy tym brew i jednocześnie przechylając głowę, aby jej się uważnie przyjrzeć. — Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś niemożliwa? — Nie oczekiwał jednak odpowiedzi.
    Słuchał tego, co miała do powiedzenia i jedynie skinął lekko głową. Nie miał zastrzeżeń, co do jej pomysłów.
    — Musisz tylko wiedzieć, że jestem fatalnym tancerzem — stwierdził, podchodząc do niej. Wyminął ją, a następnie przytrzymał drzwi prowadzące do wyjścia z kuchni i przepuścił ją w nich. Przystanął, czekając aż wyjdzie i przesunął wzrokiem po jej sylwetce, tak dla niepoznaki, aby pozory zostały zachowane, chociaż musiał przyznać, że jej tyłek w tej sukience wyglądał niesamowicie dobrze.
    — Czyli będziecie startować w zawodach? — zapytał, jakby przez cały ten czas spędzony w kuchni prowadzili dalej najzwyczajniejszą z rozmów.

    ☺️

    OdpowiedzUsuń
  12. Uśmiechnął się połowicznie, mając ochotę ponownie pogładzić palcami jej kostkę. Ten dotyk był… wiedział, że nic nie warty, że nie oznaczał nic więcej niż to, co chcieli aby oznaczał, a jednak, musiał przyznać, że to było całkiem przyjemne. I mógłby przysiąść, że miał wrażenie, że przez jego plecy przeszedł lekki dreszcz, ale zdecydowanie musiało mu się jedynie wydawać. Ta gra pozorów po prostu szła im naprawdę dobrze. Nic więcej.
    Przez jego twarz przemknął delikatny uśmieszek, kiedy w żaden sposób nie odpowiedziała na jego słowa. Każde z nich wiedziało, jak wyglądała sytuacja.
    Skinął lekko głową, jako potwierdzenie i przyjęcie słów, które właśnie usłyszał. Nie miał pojęcia, jak to wszystko przeżywała sama Elodie. Od zawsze był blisko z Flynnem i o ile nim się przejmował, wiedział jak on sobie z pewnymi rzeczami i sytuacjami radził, tak nigdy nie zastanawiał się nad Elodie. Zawsze była jedynie młodszą siostrą Flynna. Nic nie znaczącą. Po prostu… nawet nie mógł nazwać jej stałym elementem przyjaciela, bo to nie było tak, że nie odstępowała brata na krok. Wręcz przeciwnie. Dobrze wiedział, że tak naprawdę w ogóle jej nie znał. Wiedział tyle, co od czasu do czasu wspomniał sam Flynn lub to, co zdążył usłyszeć ze szkoły. Nic więcej.
    — Wyobrażam sobie — powiedział, chociaż nie miało to nic wspólnego z prawdą. Nie był w stanie sobie tego wyobrazić. I nie chciał. — Oh, prosisz mnie o coś? — Spytał, jednocześnie wysoko unosząc brew. Pozwolił sobie również na połowiczny uśmiech w oczekiwaniu na jej odpowiedź. Tak, mógł o tym pomyśleć. — Bo wiesz, jeżeli tak, mógłbym to zrobić — odparł z lekkim rozbawieniem.
    Wywrócił oczami na jej słowa, naśladując jej wcześniejszy gest.
    — Może po prostu nie chcesz przed sobą przyznać, że mogłoby być — wzruszył ramionami, a później doznał małego szoku. Nie, żeby nie zdawał sobie sprawy z tego, że przez większość jest postrzegany właśnie tak, jak określiła to Elodie: ma wszystko gdzieś. Tyle, że to przecież nie była do końca prawda. Miał rzeczy, na których mu zależało i które dużo znaczyły. Miał tylko wrażenie, że nikt poza nim nie potrafił tego zrozumieć. To często wzbudzało w nim frustrację. — Mógłbym uznać, że przyznajesz, że to ci pochlebia, a to jest jednoznaczne z tym, że już wypiłaś za dużo.
    — Wiesz, że mówiąc wtedy o królestwie nie zakładałem, że będziesz chciała brać udział w tej balowej szopce — mruknął — jestem dobry na boisku, czy to nie jest wystarczające? — Spytał całkiem poważnie. Biegał szybko, taranował przeciwników. Nie musiał umieć tańczyć. Nie potrzebował tego. I nigdy nie myślał, że będzie brał udział w balu maturalnym, bo nim zdecydował się na przedstawienie Elodie swojego pomysłu, wiedział, że nie będzie miał z kim na bal iść. Nie miewał przecież czasu na takie rzeczy, więc… sytuacja była jasna. Przynajmniej do dzisiaj. — Brzmisz jakbyś narzekała — zaśmiał się — a tak tylko przypomnę, że będziesz miała z tego oczywiste korzyści — przypomniał. Owszem, chciał to, co najlepsze, ale jednocześnie liczył na to, że Elodie nie będzie więcej marudzić.
    Starał się udawać, że wcale nie przyglądał się przed chwilą jej tyłkowi. A ciągnięcie udawanej rozmowy było idealnym rozwiązaniem.
    — W sensie, że mamy odwrócić role? No nie wiem czy to dozwolone, Clearwater — zaśmiał się cicho, a następnie przechylił głowę — chciałybyście, żebyśmy tam byli? Nie boisz się rozproszenia? — Dopytał, skupiając się na rozmowie, jakby liczył, że dzięki temu zapomni o tym całym, wspólnym tańczeniu.

    😩

    OdpowiedzUsuń
  13. — Wymagasz… ciekawe — mruknął, nie odwracając od niej spojrzenia ciemnych oczu. Rozumiał dokładnie o co chodziło i dlaczego nie mogła zmusić się do użycia słowa proszę. Najwyraźniej pod tym względem byli dokładnie tacy sami, dlatego poczuł tym większą potrzebę wymuszenia tego na niej. Tak dla zasady, aby miała świadomość, że to, że chwilowo potrzebują siebie na wzajem niczego nie zmienia i to on jest tym, który rozdaje karty. Miał już się odezwać, kiedy wypaliła z tym, że sobie sami z Flynnem poradzą. Nie, aby w to wątpił. Nie podobało mu się jednak to, że nie wymusi na niej prośby, ale jednocześnie to, że właśnie stracił możliwość zobaczenia się z nimi. Nie mógł jednak dać tego po sobie poznać. Dlatego wzruszył od niechcenia ramionami — jak chcesz. Gdybyś zmieniła zdaniem wystarczy jedno, magiczne słowo — puścił jej przy tym oczko i wykrzywił usta w nic nie znaczącym uśmiechu.
    Na jej kolejne słowa, wywrócił tylko oczami, a tuż po chwili zmrużył oczy i wbił spojrzenie niemal czarnych oczu w nią.
    — Masz większy problem z tym, że próbowałem go zabrać czy z tym, że zostałby wylany? — Spytał całkiem poważnie — w zasadzie, możesz mi wytłumaczyć, co takie daje ci wypicie tego drinka, co? — Uniósł brew — jesteś przez to nagle lepsza? Zabawniejsza? A może chodzi o coś innego? — Spytał. To nie tak, że zamierzał atakować Elodie. Tak się złożyło, że to akurat na nią padło. Corey nie interesował się alkoholem, bo ten mógł osłabiać jego wyniki w sporcie, a wyniki były najważniejsze, jeżeli poważnie myślał o zawodowym graniu. A naprawdę myślał o nim poważnie. — Co ci daje wypicie tego jednego drinka, hm Clearwater? — Spytał, wciąż ze spojrzeniem utkwionym w jej oczach. Po chwili odwrócił jednak spojrzenie i mruknął cicho pod nosem, gdy wspomniała o docenianiu komplementów.
    Naprawdę liczył na to, że jeżeli opuszcza kuchnię, pozwalając sobie na pogrążenie się w rozmowie, Elodie mu odpuści ten taniec. Nie, aby się czegoś wstydził. Po prostu nie lubił i nie umiał tańczyć. Nie potrafił wyczuć rytmu i tak właściwie, w ogóle mu to nie przeszkadzało. Nie musiał być przecież we wszystkim tak świetny jak w rugby. To, że nie umiał tańczyć było niczym, bo doceniał wszystko to w czym był naprawdę świetny. Problem polegał na tym, że nie zamierzał wspominać o tym dziewczynie. I nie zamierzał wystawiać się na pośmiewisko. Dlatego trzymał się kurczowo tematu drużyny w strojach dziewczyn. Kurwa, namówiłby ich do zrobienia tego, gdyby tylko odpuściła mu taniec.
    — Jak tak bardzo chcesz, będę mógł przymierzyć twój strój. Nawet nie będę kazał ci prosić — zaśmiał się niby rozluźniony — jest tylko jeden warunek, musimy iść to zrobić teraz — podejrzewał, że była w stanie wyczuć jego wręcz desperacką próbę wykręcenia się od tańca i widział też, że ona niewiele sobie z tego robi. Co było wkurzające. A jeszcze bardziej wkurzające było to, że wyprowadziła go wśród ludzi i nie miał wyjścia. Chociaż bronił się. Stał i wpatrywał się w nią, jakby samo pokazanie się na środku salonu miało być zaliczone jako zrealizowane zadanie z planu.
    — Wymysł coś innego zamiast zdobycia koron — miał ochotę na nią warknąć, ale nie zrobił tego z prostego powodu, dookoła było za dużo dzieciaków ze szkoły, którzy mogliby coś wyłapać. Zamiast tego trzymał dłonie na jej biodrach tak, jak sobie je ułożyła i starał się, naprawdę starał się wyczuć rytm. — Dlaczego, wy, dziewczyny musicie tak lubić taniec, hm? — Mruknął, robiąc pół kroku w jej stronę. Liczył, że ze gdy znajdą się bliżej siebie, będzie łatwiej. Wcale nie było.

    🙃

    OdpowiedzUsuń
  14. Utkwił spojrzenie w jej zaciśniętej dłoni, a na jego twarz wkradał się cwany uśmieszek.
    — Śmiało, Clearwater — odezwał się cicho, przeskakując spojrzeniem między jej oczami, a jej dłonią — pamiętaj tylko, że zawsze mam opcję numer dwa. Juls byłaby zainteresowana kapitanem. Jasno dała to dzisiaj do zrozumienia. A ty… masz jakąś drugą opcję? No wiesz, nie obalą cię z rządów, jeżeli Juls się postara? — Spytał, mrużąc powieki.
    Okej. Sam wspominał jej wcześniej, że nie chce byle czego i nadal było to prawdą, ale jeżeli miał się ciągle wkurzać przez Elodie, to być może, mógłby to przemyśleć. A był pewien, że dziewczyna szybko zgodziłaby się na zostanie jego towarzyszką, tyle, że musiałby to rozegrać nieco inaczej niż otwarcie mówiąc, że miałby to być udawany związek. Nie musiał się jednak zastanawiać jeszcze nad opcją b, bo mimo wszystko liczył na to, że uda im się porozumieć i się wzajemnie nie denerwować.
    Wywrócił oczami, na jej słowa. W zasadzie widok wkurzonej Elodie… podobał mu się. I czuł, że nie wróży to niczego dobrego.
    — Z tego co się orientuję, to dopiero przyszliśmy. Dopiero zaczęła się impreza, a ja mam przeczucie, że nie skończy się na jednym — bo niby skąd miał wiedzieć, że w trakcie nie zmieni zdania i jednak uzna, że może napić się z czegoś, co zapewnia gospodarz. Nie znał jej przecież tak naprawdę. Nic o niej nie wiedział poza oczywistą oczywistością jak to, że jest młodszą siostrą Flynna — o właśnie i muszę dbać o to, żeby nasz udawany związek pozostał w tajemnicy, a cała reszta, aby była święcie przekonana, że to na serio. Skąd mam mieć pewność, że za chwilę czegoś nie wypaplasz za bardzo odprężona, hm? — Spytał, patrząc na nią z góry z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie chciał, aby alkohol spieprzył to, czego nawet nie zdążyli jeszcze porządnie zacząć.
    Liczył, że ta impreza będzie… formalnością. Początkiem czegoś, co bez problemu uda im się pociągnąć. W końcu cały plan na ten wieczór jak i na kolejne dni był turbo łatwy. A jednak miał wrażenie, że im dłużej będą przebywać sam na sam tym większa szansa na niepowodzenie tego, co sobie zaplanowali.
    I taniec. Taniec też mógł to wszystko spieprzyć, bo Corey zwyczajnie się do tego nie nadawał.
    Zacisnął usta, gdy wspomniałam że mógł to przewidzieć. Może i mógł. Może i wspólne wyjście na bal i zdobycie koron było sensowne, ale… wiedział, że cały bal będzie męczarnią.
    — Zgodzę się na bal, pod jednym warunkiem. Jakiekolwiek inne wyjścia bez tańców — naprawdę tego nie lubił. A jej rozluźnij się, Corey działało jedynie tak, że bardziej się spiął.
    Zwłaszcza, gdy zaczęła go dotykać, odzywać się dalej i… przymrużył powieki, naprawdę starając się poczuć melodię i zacząć się kołysać do jej rytmu, ale kiedy odwróciła się do niego plecami, znajdowała się tak blisko… a on miał tylko osiemnaście lat, koncentrował się jedynie na rugby, wyładowywał się owszem, ale głównie na siłowni. Nie zdziwił się, że jego kutas momentalnie zareagował na jej bliskość, a to tylko bardziej go spięło, bo nie chciał, żeby się, kurwa, zorientowała. Dobrze, że miał dżinsy, które trzymały jego kutasa w ryzach, dzięki czemu nie musiał się bać, że odwali przedstawienie: spójrzcie jaki jestem wielki i chętny.
    — Jasne, nie jest źle — mruknął, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić z własnymi rękoma. Ostrożnie wyciągnął jedną przed dziewczynę, że gdyby przysunął ją odrobinę bliżej, trzymałby ją na jej brzuchu, ale tego nie zrobił. Trzymał minimalny dystans, chociaż miał wrażenie, że czuł, jak Elodie się porusza. — Długo musimy… długo chcesz tańczyć? — Spytał, spoglądając na nią z góry.

    🍆

    OdpowiedzUsuń
  15. — Nie, ale może dotrze do ciebie w końcu, że czasami warto się zamknąć — odpowiedział momentalnie, spoglądając na nią. Przez większość czasu był brany za dupka tylko dlatego, że skupiał się na tym co dla niego najważniejsze. Ludzie, zwłaszcza rówieśnicy chyba nie potrafili zrozumieć, że drzwi do U20 dla Corey’a naprawdę miały szansę się otworzyć. To nie było marzenie, do którego realizacji potrzebował cudu. Kadra narodowa to było coś, co mógł osiągnąć, bo nie tylko był dobry w rugby. Był zajebiście dobry. Do tego nie spoczywał na laurach i ciągle ciężko pracował. Nie zawdzięczał swoich sukcesów przypadkowi czy talentowi. Jedynie ciężkiej pracy, zaangażowaniu, systematyczności. Zawdzięczał swoje sukcesy po prostu sobie. Dlatego się na nich koncentrował, wszystko inne mając, kolokwialnie mówiąc, w dupie. Były też sytuacje takie jak te, kiedy jego prawdziwa dupkowatość wychodziła na wierzch. Pomijając, że wiele jego kontaktów z ludźmi zwyczajnie się ucinało, bo nie był zainteresowany, tak poza tym… był dobrze wychowany. Ale Elodie… Elodie sprawiała, że miał ochotę zapomnieć o dobrych manierach i wpajanych do głowy przez rodziców zasadach. — W końcu oboje tego chcieliśmy, a skoro jedna strona ewidentne ma jakiś problem, to co więcej mówić — warknął, chociaż w jednym miała rację. Juls będzie chciała wszystkiego, a on nie miał do tego ani głowy, ani przede wszystkim nie miał ochoty na randkowania i związki. Prawdziwe. Poważne. Zresztą, jak dało się zauważyć, do tych udawanych też średnio się nadawał. Bo nie podobało mu się, że Elodie sama decyduje, sama podejmuje decyzję, że nie jest mu jedynie posłuszna… wtedy wszystko byłoby łatwe i bezproblemowe. Proste zasady, proste zadania.
    — To proszę, oświeć mnie — powiedział, spoglądając na nią z uniesioną brwią — w którym momencie się pomyliłem, hm? — tym razem zmrużył lekko brwi, uważnie jej się przypatrując.
    Kiedy znajdowali się na środku pokoju, próbując sprawić, żeby wyglądało na to, że tańczą, naprawdę uważał, że to wszystko nie jest tego warte. Uświadamiał sobie, że zamiast słuchania marudzenia matki, zamienił jedno marudzenie na drugie, a z dwojga złego już wolał wysłuchiwać własnej matki, zamiast nastolatki, która samą swoją obecnością go irytowała.
    Nad chłopakami… jakoś zapanuje. Dojedzie ich jeszcze mocniej, dowalając im za każde przekroczenie granicy, która im wyznaczy, za każde rozproszenie, będzie im jedynie dowalać, aż w końcu zrozumieją, co jest najważniejsze. To brzmiało jak idealny plan.
    Dlatego nie zareagował na jej słowa, mógłby pozwolić jej odejść i po prostu zapomnieć o tym całym głupim pomyśle z udawaniem, bo jak widać, żadne z nich się najwyraźniej do tego nie nadawało. Zwłaszcza, że tak nerwowo od razu zareagowała na jego słowa.
    Jego kutas drgnął, kiedy wylądowała plecami na jego ciele. Modlił się, żeby materiał dżinsów był na tyle gruby, aby nic nie poczuła. On sam starał się wciąż mieć tę samą obojętną minę.
    Nachylił się do niej, a kiedy dotarł do niego sens jej słów, w jednej chwili zrobiło mu się gorąco. I nie miało to żadnego powiązania z odczuwaniem podniecenia.
    — Tyłek może i tak, ale cała reszta jest do wymiany — odparł nieco zdenerwowany, bo jeszcze nigdy nie został złapany z twardym penisem przez dziewczynę, przez którą mu stwardniał. Zacisnął zęby i powoli ułożył dłoń na jej tali, nie zamierzając się teraz odsunąć. Nie chciał dać jej satysfakcji. Zamierzał dotrwać w tym pieprzonym tańcu do końca piosenki, a później wykorzystać okazję i się zmyć. Pieprząc już cały ten plan, cały ten udawany związek.

    😳

    OdpowiedzUsuń
  16. — Chyba dotarliśmy dobsedna problemu, Elodie — powiedział, spoglądając na nią z góry spod lekko przymrużonych powiek — nie chciałem żadnej laski. Uległej czy nie. Przyszedłem do ciebie, bo byłem pewien, że ty to zrozumiesz. Chciałem wspólnika w tym małym przedstawieniu, a co dostałem? Wyszczekaną smarkulę, która zapomniała, że jesteśmy tutaj ze względu na właśnie, wspólny interes. Może ty nic nie stracisz, jak to wyjdzie na jaw, ale dla mnie to ma znaczenie. Więc tak, nie podoba mi się, że pijesz, bo nie wiem, co zrobisz — powiedział chłodno — nie. Powiedziałaś, że nie pijesz z otwartych butelek. Skąd mam wiedzieć, że nie dorwiesz się zaraz do barku jego starych? Przypomnieć ci co o tobie wiem? Jesteś młodszą siostrą Flynna, a kiedy ten wyjechał z tej zabitej deskami wioski nagle puszczają ci lejce. Pierwsze lato bez czujnego oka brata i już zyskałaś miano małej kurewki, Clearwater — przypomniał, a później zaśmiał się gorzko — gówno mnie obchodzi co jest prawdą, a co nią nie jest. Ale z jakiegoś powodu zgodziłaś się na ten układ — nie zamierzał dowiadywać się, co jest prawdą, a co nie, nie interesowała go jej przeszłość ani to dlaczego tak właściwie się zgodziła na jego propozycje. Najważniejszym dla niego było teraz to, aby nic nie odpieprzyła. Bo może i nie wydarzyło się wiele pomiędzy nimi, ale wystarczająco, aby ktoś zwrócił na to uwagę — swoją drogą, może to nie kwestia bycia uległą laską. Może zwyczajnie nie trafiłaś jeszcze na kogoś, kto potrafiłby nad tobą zapanować — oczywiście, że uważał, że on mógłby ją poskromić. Bo nie chodziło o uczucia, nie zależało mu na tym aby go lubiła. Miała jedynie wywiązać się z zawartego układu — pamiętaj, że żniwiarz chodzi z kosą. Nie chcesz znaleźć się pod jej ostrzem, Elodie.
    Od początku nie był zachwycony jej pomysłem z tą imprezą. Obecność tutaj potwierdzała jedynie jego nastawienie, wszystko wskazywało na to, że to nie ma najmniejszego sensu. Sam nie wiedział, po co w ogóle brali się za ten taniec.
    Teraz, z nią blisko siebie i ściśniętym w dżinsach kutasem jedynie utwierdził się w tym, że to zgadzanie się na jej plan był najgorsza z możliwych opcji. Mogli zrobić to… bez poelrzonych podchodów. Obwieścić, że są razem. Usiąść na stołówce, tak jak chciał. Ograniczyć spotkania do tych koniecznych: w szkole, czasami po.
    — Coś chętnie wspominasz o moim kutasie. Chciałabyś go bliżej poznać? — Warknął, bo wolałby, aby niczego nie zauważyła. Wolałby już stąd wyjść i wrócić do domu, zapomnieć o tym nieudanym wieczorze. Spojrzał na nią z góry i pożałował. Widok jej odsłoniętej szyi i włosów na jednym ramieniu sprawił, że jego kutas miał ochotę się wyrwać, a jego wzrok skupił się na szyi. Nie, nie mógł się nachylić i jej pocałować. Nie mógł dłużej z nią tańczyć i być tak blisko. Nie mógł czekać też na koniec piosenki, każda kolejna sekunda była cierpieniem dla Corey’a i jego kutasa. Zwłaszcza dla tego drugiego. Spojrzał na nią, gdy wspomniała o wyjściu i po prostu złapał ją za nadgarstek i pociągnął w stronę wyjścia z domu. Taras był bliżej, ale nie zamierzał wracać na imprezę.
    — Albo będziesz współpracować, albo to kończymy, Elodie — wyszeptał, gdy znaleźli się przed domem. Przyparł ją do ściany plecami i zagrodził jej możliwość odejścia. I to był błąd, bo znowu znajdowali się zbyt blisko siebie. Przymrużył powieki, starając się skoncentrować — naprawdę lepiej mnie nie wkurwiać, możesz to potraktować jako ostrzeżenie. A decyzja należy do ciebie. Tak lub nie — tylko sam już nie wiedział, na co będzie odpowiadała. Będzie decydowała czy dalej będą udawać? A może czekał na zgodę, aby mógł ją pocałować? Bo gdy znowu był tak blisko niej i spoglądał na nią w ten sposób, znowu chciał to zrobić, a wyjście na zewnątrz wcale nie sprawiło, że zrobiło się chłodniej.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  17. — Poniżam cię? Dobre sobie — prychnął — wskaż mi, w którym dokładnie momencie — dodał, kręcąc przy tym głową. Po chwili ponownie prychnął i spojrzał na nią surowo. — Może gdybyś współpracowała zrozumiałabyś, że tobie też chce pomóc — oznajmił, ale nie miał ochoty już wdawać się w tę dyskusję.
    Chciał odbębnić ten taniec i mieć to z głowy. Nawet jeżeli po wyjściu z imprezy całe te udawanie miałoby się skończyć, to może chociaż przez chwilę chłopaki z drużyny daliby mu spokój. W końcu co dzisiaj zobaczyli zaproszeni, zostanie w ich pamięci.
    Liczył na świadków z kuchni. Miał nadzieję, że już działali z plotkowaniem o nich. To byłoby niczym wygrana dla Corey’a. Bo wiedział, że wówczas na pewno chociaż w szkole przestaliby truć mu dupę. Matkę jakoś jeszcze przeżyje.
    Zacisnął wargi. W tym momencie był w stanie zrobić tylko tyle, aby nie powiedzieć czegoś, czego mógłby żałować przez długi czas. Dlatego po prostu zdusił w sobie chęć odwarknięcia i wyprowadził ją z tej pieprzonej imprezy.
    — A to zabawne — odezwał się niskim głosem, mrużąc przy tym powieki — bo sama właśnie tego chcesz ode mnie. Żebym grał, jak zagrasz. Może pora zejść na ziemię. Może Flynn robił wszystko jak chciała jego mała siostrzyczka, ale jego już tutaj nie ma — powiedział — więc jak chcesz mieć spokój to po prostu współpracuj. Jedyne czego chciałem, to żebyś nie piła. Może i przesadziłem uznając z góry, że się najebiesz, ale zastanów się czy to był powód do tego wszystkiego — dodał, wciąż blokując jej drogę odejścia. Wciąż znajdował się za blisko niej. Coś jednak nie pozwalało mu odejść ani pozwolić jej odejść. Dosłownie, jakby trzymała go przy niej jakaś nieopisana energia, co było po prostu popieprzone. I z czego zdawał sobie przecież sprawę.
    Błądził spojrzeniem po jej twarzy. Uśmiechnął się kącikiem, zdając sobie sprawę z tego, że ona przyglądała się jego wargom. Dlatego sam nie pozostał jej dłużny i…
    To był błąd. To był cholerny błąd, bo jeżeli wcześniej miał wrażenie, że coś go do niej przyciąga to w tym momencie to nie była już jakaś tam energia, to był magnez. Dlatego nie zastanawiając się nad tym, co robi, nachylił się po prostu nad nią i pozwolił sobie po raz pierwszy na poniesienie się przez chwilę.
    Przywarł wargami do jej warg, jednocześnie ściągając dłoń ze ściany domu. Ułożył ją na jej karku i przyciągnął jej głowę do siebie. Nie było mowy o niewinnych iskrach przeskakujących pomiędzy nimi. Corey czuł pieprzone błyskawice, co go tylko przeraziło. Nie chciał się od niej odsuwać i przerywać tej chwili, ale jednocześnie wiedział, że nie powinien był w ogóle się do niej zbliżać. Nie powinien jej całować. Nie powinien wciąż tutaj stać i nie odsuwać się od jej ust. Ale stał. I czekał na jej reakcje. Na to, czy odda pocałunek.

    🙃

    OdpowiedzUsuń

  18. Wywrócił oczami. Może faktycznie powinien darować sobie nazywanie jej w ten sposób, zwłaszcza, że nie miał pojęcia ile w tym wszystkim prawdy.
    — Nieodpowiedzialnego dzieciaka trzymałbym na krótszej smyczy — odparł ze spokojem, rzucając jej krótki spojrzenie. Chyba był już zmęczony tym gadaniem z nią. Każde z nich miało silny charakter i naprawdę rozumiał już, że zderzenie podobieństw może prowadzić jedynie do kłótni. Bo w zasadzie odkąd zaczęli ze sobą rozmawiać, to ciągle był mniejszy lub większy konflikt. Wydawało się jednak, że teraz doszło do momentu, którego żadne z nich nie miało ochoty znosić dłużej. — Wierz w co chcesz, Elodie, w zasadzie to będzie twoja strata — wzruszył od niechcenia ramionami, spoglądając na nią spod przymrużonych powiek. Jej problem, że nie zdąży się przekonać, że naprawdę zamierzał utemperować chłopaków z tymi komentarzami.
    Przewrócił znacząco oczami, kiedy porównała go do mnicha.
    — Ciekawe, masz cholernie dużo do powiedzenia na mój temat, a tak właściwie co wiesz, poza tym, co wiedzą wszyscy? — Spytał, chociaż faktem było, że jeżeli chodziło o Mariesville był jak święty. Nie, aby w Camden nagle stawał się diabłem, ale tam spoglądali na niego… po prostu inaczej. A on to o prostu korzystał z tej energii.
    Na chwilę zacisnął wargi, bo nie miał ochoty na nowo zaczynać całej tej dyskusji. Początkowo nie zamierzał pozwolić na to, aby miała w tym wszystkim ostatnie zdanie, ale… chyba był gotów z tego zrezygnować.
    Zwłaszcza, że jego spojrzenie spadło na jej usta, a tuż po tym nie zastanawiał się nad tym co robi. Pozwolił sobie na improwizacje, a kiedy poczuł, że Elodie wcale go nie odpycha, a odwzajemnia pocałunek… wpił się w jej wargi jeszcze zachłanniej, mocniej przyciskając dłonią jej kark w swoją stronę. Przełożył dłoń ze ściany na jej biodro i przyparł ją do zimnego budynku nie zastanawiając się nad tym czy może być jej zimno. On sam był tak bardzo rozpalony, że nie przeszło mu przez myśl, że ona mogłaby czuć się inaczej.
    Kiedy jej dłoń zsuwała się w dół, wsunął kolano miedzy jej nogi i przycisnął udo do jej krocza. Nie powstrzymał cichego jęknięcia, kiedy dotknęła go przez spodnie. W jednej chwili stał się jeszcze twardszy. Przeklinał w myślach, że to się w ogóle działo, ale… nie potrafił oderwać się od jej ust. Wziąć rąk z jej ciała. Odsunąć się. Wszystko to było przecież takie proste do zrobienia, ale kiedy tylk inhalacje, żeby się wycofać, przypierał ją mocniej…
    — Kurwa mać — sapnął cicho do siebie samego, kiedy rozległy się dźwięki. Spojrzał na chłopaków w zasadzie odruchowo. Nie zdążył skomentować ich słów, bo całą uwagę poświęcił Elodie, ale jedynie pokręcił przecząco na jej słowa.
    — Zaczekaj tutaj — szepnął, jednocześnie ściągając z siebie bluzę. Ułożył ją na jej ramionach i odwrócił się plecami do niej.
    — Ej! — Krzyknął do chłopaków, ruszając w ich stronę. Przyspieszył, żeby jak najszybciej znaleźć się przy nich. Nie dziwił się, że nie speszyli się w żaden sposób ani nie zaczęli uciekać. Kavannagh może i był ponurym żniwiarzem, ale nie wychylał się, kiedy nie był orskiej potrzeby. Kiedy więc zatrzymał się przed komentującym chłopakiem, posłał mu szeroki uśmiech, a następnie zamachnął się pięścią w jego żuchwę. — Jeszcze raz, którykolwiek z was powie coś na temat Clearwater, to inaczej pogadamy — warknął, kiedy zaskoczony chłopak próbował się zorientować co się dzieje. W tym samym czasie, poczuł, jak ktoś nagle go odskakuje i chwyta za barki.
    — Kapitanie, spokojnej — usłyszał głos Chase’a, nawet nie wiedział skąd ten się tam wziął. Spoglądał jedynie na uderzonego przez siebie kolesia, a kiedy ten się zamachnął, Corey zrobił unik i złapał go w pasie, używając całej siły, aby obalić go plecami na ziemię
    swoim naporem.
    — Bójka! — Wrzasnął któryś z chłopaków znajdujący się obok, w po chwili dołączyli do okrzyków pozostali. Corey miał jeden cel, zamknąć ich wszystkich gęby.

    😠

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego jego kutas drgnął, gdy nazwała go, kurwa, tatusiem. Zwłaszcza, że zrobiła to całkowicie prześmiewczo. Widział przecież jej spojrzenie i ten uśmieszek wpływający na jej wargi.
    A on nie był w stanie nic z siebie wydusić. Bo niby co? Tak, zdecydowanie był zmęczony tą rozmową i chociaż nigdy nie przegrywał (nie tylko na boisku), tak teraz naprawdę postanowił się podłożyć. Bo nie miał, do niej siły.
    — Nie mam pojęcia jakim cudem ktokolwiek jest w stanie wytrzymać z tobą dłużej niż to konieczne minimum — warknął.
    A później sam przedłużał te minimum, nie mogąc oderwać się od jej ust, od jej dotyku. Zupełnie jakby w tak krótkim czasie była w stanie go do siebie przywiązać. Smak jej ust był uzależniający, a przecież smakował ich dopiero pierwszy raz i już nie chciał przestać. A powinien. Powinien przestać nie tylko dlatego, że to wszystko pomiędzy nimi nie miało sensu. On taki nie był. Nie potrzebował dziewczyn. Nie potrzebował niczego, co mogłoby odciąć jego uwagę od sportu. Od treningów, od ćwiczeń, eliminacji, od U20. Ale smak jej ust… kurwa, smak jej ust sprawiał, że chociaż próbował przywołać się do porządku, wciąż nie przestawał jej całować. Czuł, ciepło między jej nogami na swoim udzie i chciał więcej. Znacznie więcej.
    A później pojawili się oni i wszystko spierdolili. Jedną wypowiedzią sprawili, że musiał się od niej odsunąć. Musiał, chociaż wcale nie chciał oddalić się, pozostawiając ją bez wyjaśnienia. Nie miał jednak wątpliwości, że wszystko zrozumie, kiedy jego pięść zmiecie radość tego frajera.
    — Kapitanie! — Chase się powtórzył, ale Corey w ogóle go nie słuchał. Miał też w dupie to, czy jego zawodnik oberwie przez wykonany przez niego samego unik. Musiał za wszelką cenę porządnie przyłożyć temu kolesiowi, aby wiadomość stała się dla wszystkich transparentna. Nikt więcej nie miał prawa obrażać Elodie, bo inaczej obije mu mordę. Jak właśnie robił teraz.
    — Nie wtrącaj się, Chase — warknął tylko, zadowolony, bo póki co nie oberwał ani razu, jedynie zadawał ciosy. Wiedział, jak się bić. Rugby może i było jedynie sportem, ale miało w sobie wiele brutalności. Teraz mógł ją wykorzystać również poza boiskiem.
    Znieruchomiał jednak, kiedy twarz Elodie, a raczej cała ona, nagle pojawiła się przed nim.
    — Odsuń się — powiedział spokojnej, nie spuszczając z oczu swojego przeciwnika — Elodie, odsuń się — powtórzył, widząc, że to na nic. Kiedy powiedziała proszę, przez krótką chwilę naprawdę chciał to zrobić. Podobało mu się, że w końcu wydusiła to słowo w jego kierunku, ale wolałby to usłyszeć w zupełnie innej sytuacji. Rzecz w tym, że nie mógł ot tak zrezygnować. Zwłaszcza, kiedy ten pajac podniósł się i ułożył dłoń na jej ramieniu po czym odepchnął ją na bok.
    — Chyba, coś ci się, kurwa, pomyliło — warknął, podchodząc bliżej, aby ponownie wymierzyć uderzenie w jego twarz. Tym razem się obronił, a on poczuł kopnięcie w udo. — Chase, bierz ją stąd — warknął, przenosząc ciężar na drugą nogę, a następnie ponownie uderzył frajera, tym razem w brzuch— nikt nie będzie obrażał Elodie, jasne? — Warknął, raz jeszcze wymierzając cios w brzuch — pytam czy to jasne?!

    🛡️

    OdpowiedzUsuń
  20. Corey nie stresował się tak naprawdę niczym, poza graniem. Kiedy jednak Flynn w przerwie świątecznej odezwał się do niego i chciał umówić się na wspólne granie… Nie był do końca pewien czy chce pograć z kumplem. Odkąd Flynn wyjechał na studia ich kontakt zdecydowanie osłabł, a w dodatku całe te udawanie pary z Elodie.
    Wiedział, że Flynn też miał uwierzyć w ten udawany związek, ale o ile był na odległość, było łatwo. Poza tym, cholera, nie miał pewności czy kumpel nie ma nic przeciwko, w końcu była jego młodsza siostrą.
    Nie stresował się nigdy takimi rzeczami, dlatego nie rozumiał, dlaczego tak właściwie teraz się przejmuje. Dlaczego w ogóle rozmyśla na takie tematy, zamiast po prostu ubrać się i udać na boisko, gdzie się umówili.
    W końcu się ruszył. Ubrał się w termiczny zestaw sportowy, który ciasno opinał jego ciało. Założył na to bluzę i opaskę na głowę, aby chronić zatoki. Nie mógł sobie przecież pozwolić na chorowanie, a klasyczna czapka wkurzała go podczas grania. Nie zakładał kurtki, bo zamierzał dobiec w ramach rozgrzewki na boisko, a później mieli grać, więc doskonale wiedział, że nie będzie mu zimno.
    Nie czekał na Flynna z rozgrzewką, bo wówczas faktycznie zdążyłby zmarznąć. Kiedy wykonywał kolejną serię skłonów, dostrzegł zbliżające się dwie sylwetki w jego stronę. Od razu rozpoznał obie, więc kiedy dotarło do niego, że Flynn przyszedł z Elodie, poczuł się… spięty.
    — Siema — powiedział, spoglądając na przyjaciela i zbił z nim piątkę, a następnie uniósł brew zerkając na Elodie i jej kubek termiczny.
    — Co tam masz? — Spytał podejrzliwie, nachylając się nad naczyniem — otwórz — poprosił, chcąc wywęszyć, co mogło znajdować się w środku. Nie, aby brał Elodie za alkoholiczkę, ale sformułowanie święta w płynie śmierdziało mu na kilometr jakimś likierem piernikowym czy innym… wynalazkiem.
    Następnie zmrużył powieki i spojrzał na kumpla.
    — Po co… Chciałaś przyjść z własnej woli w takie zimno na boisko? — Zamknął usta nim zdążył zapytać Flynna, po cholerę ją ze sobą brał. Był, zdziwiony jednak jej obecnością. Nie musiała przecież wlec się tutaj. Był umówiony z jej bratem, a nie z nią.
    Ich udawany związek działał w ostatnim czasie bez zarzutu, a z jego twarzy już dawno zniknęły ślady po bójce. Miał dużo szczęścia, bo nikt nie zgłosił tego do dyrekcji szkoły, chociaż teoretycznie wszyscy wiedzieli, co dokładnie się stało. Trener go jednak nie usadził, chociaż dosadnie przypomniał, że nie warto dla dziewczyny narażać potencjalnej kariery, dając tym samym znać, że wie o wszystkim. Nie zdziwiło go to, bo Mariesville było małe. Tu każdy wszystko wiedział. Prędzej czy później.
    — Wpadniecie później? — Zapytał, tym razem skupiając się jednak głównie na Elodie — czy widzimy się dopiero po kolacji w stodole? — Tutaj już zerkał to na jedno, to na drugie z rodzeństwa Clearwater, dochodząc do wniosku, że udawanie pary było dużo łatwiejsze, kiedy Flynna nie było w mieście.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  21. — Całą przerwę jesteś w Mariesville? — Zapytał, bo w zasadzie nie wiedział, jakie dokładnie plany miał chłopak.
    Szybko przeniósł spojrzenie na dziewczynę i trzymany w jej rękach kubek. Wywrócił oczami na jej słowa i powoli nachylił się, wąchając napój. Uśmiechnął się przy tym krzywo i spojrzał prosto w jej oczy.
    — Kubka się nie boję — stwierdził, chociaż musiał przyznać, że czekolada pachniała niesamowicie apetycznie i chociaż z reguły nie przepadał za słodyczami, nabrał ochoty na jej wypicie — gorzej z jego właścicielką — mruknął, ale wziął od niej kubek. Zakręcił jednak jego wieczko z zamiarem wypicia całości dopiero po skończonym treningu.
    — Tak myślałem, dlatego jestem… co najmniej zaskoczony, że jednak tutaj jesteś. W zimno. Z torbą bez dna — podążył spojrzeniem za dłonią Elodie, zerkając na kumpla i przez chwilę nie miał pojęcia, co właściwie ma powiedzieć. Bo wewnętrznie, wolałby, aby Flynn nie wlókł jej ze sobą. Ale przecież jako jej chłopak powinien być wdzięczny. Na całe szczęście między rodzeństwem wywiązała się rozmowa, w której w zasadzie nie musiał nawet brać udziału. Jedynie przeskakiwał wzrokiem z jednego, na drugiego Clearwatera, wzruszając przy tym lekko ramionami.
    — Tylko… — spojrzał na Elodie — po prostu się nie przejmuj moją matką, ona będzie… trochę przeżywać — westchnął ciężko, wyraźnie poirytowany samą myślą o tym, jak będzie się zachowywała kobieta, bo był w stanie to przewidzieć. W końcu Elodie jest pierwszą dziewczyną, która zamierzał przedstawić jako, swoją dziewczynę. To, że pani Kavannagh przecież ją i tak znała, nie oznaczało, że nie zamierzała się ekscytować.
    — Ale na kolacji będziesz? — Zerknął jeszcze na Flynna. W zasadzie jego nieobecność wcale nie sprawiałaby mu kłopotu. Po prostu łatwiej było grać chłopaka bez poczucia, że jej brat może się przyglądać. Cały czas był napięty, jakby wyczekiwał momentu, w którym Flynn oznajmi, że mu nie pasuje ich związek.
    — No co ty — uśmiechnął się do Elody, oddalając się o kilka kroków, aby kontynuować rozgrzewkę — święta bez stodoły to nie święta — wzruszył ramionami. Przyzwyczaił się do przesiadywania w niej, niezależnie od pory roku. Przystosowali ją pod siebie, więc nie było mowy o marznięciu, a Corey, gdy jego rodzice robili remont ubiegłej wiosny, przytargał kilka rzeczy z domu, których pani Kavannagh z przyjemnością chciała się pozbyć.
    Kolejny raz wywrócił oczami, na jej słowa, a następnie skoncentrował się już na samym Flynnie.
    — Pokaż czego cię tam nauczyli w tym Baltimore — prychnął — nadal nie wierzę, że udało ci się ją wyciągnąć z domu. I nie rozumiem, po co, jak będzie tak jęczeć cały trening to zero z tego przyjemności — przewrócił oczami, mówiąc na tyle głośno, żeby Elodie go usłyszała, bo to co najbardziej lubił w całym tym związku to niewinne dogryzanie sobie. Początkowo go wkurzała, ale z czasem… nauczył się czerpać z tego przyjemność.

    :)

    OdpowiedzUsuń