1.08.2024

[KP] Don't fear the reaper, baby take my hand, we'll be able to fly

 Elodie Clearwater
31.12.2006 | Rodowita Mieszkanka | córka rozwodników, którzy długo walczyli o małżeństwo ze względu na dzieci | młodsza siostra | psia mama Milo i Jackie | pani kapitan drużyny cheerleaderek Mariesville High School | uczennica ostatniej klasy | przyszła prawniczka | mentalnie żyje razem z ojcem i bratem w Baltimore w stanie Maryland, fizycznie wciąż tkwi na tym pożal się boże wygwizdowie razem z matką
Codziennie wstaje o piątej trzydzieści. Zakłada dresy, wygodne buty, wiąże włosy w kucyk i kolejną godzinę spędza na bieganiu w pobliskim parku, choć nienawidzi tego z całego serca. Wraca do domu, bierze prysznic, którego temperatura mogłaby konkurować z ogniem piekielnym, ubiera najbardziej eksponujące tatuaże ciuchy i wkłada każdy kolczyk na swoje miejsce. 
Bo nienawidzi tego miasta. Nienawidzi tej zaściankowej mentalności. Nienawidzi starszych pań, które zwracają jej uwagę, że dziewczynie w jej wieku nie przystoi tak wyglądać. Nienawidzi pełnych obrzydzenia spojrzeń nauczycieli, którzy tak bardzo chcieliby ją udupić z jakiegokolwiek przedmiotu, ale nie mają ku temu podstaw. 
Uwielbia natomiast nienawiść koleżanek, które nie mają wystarczająco odwagi, by być sobą. Uwielbia to, jak patrzą na nią chłopcy, mężczyźni… Uwielbia czuć się ładna w ich oczach… Bo na co dzień tak się nie czuje. 
Mówi się, że jest buntowniczką. Mówi się, że jest wredną suką. Mówi się, że sypia z kim popadnie. Mówi się, że co noc wymyka się z domu przez okno i imprezuje do białego rana. Mówi się, że ma problem z narkotykami. Mówi się, że na lekcje przychodzi skacowana lub kompletnie pijana.
Mówi się… Mówi się o niej dużo rzeczy. Ale tylko ona wie, że żadna z nich nie jest prawdą. 
Zostawcie mnie w spokoju. Po prostu dajcie mi żyć.

2 komentarze:

  1. Lubił Flynna, naprawdę go lubił. Trzymali się nawet dość blisko, jak na Corey’a, który znajomości za wielu nie utrzymywał i przede wszystkim do siebie nie dopuszczał. Rzecz w tym, że mimo całej sympatii do niego, nie rozumiał dlaczego to on był kapitanem drużyny. Dlatego właśnie nie brakowało mu w tym momencie kumpla w szkole. W końcu trener łaskawie zauważył, że to on powinien obejmować to stanowisko i doprowadzić szkolną drużynę do zwycięstwa w międzyszkolnych mistrzostwach, a później samego siebie prosto do składu U20, a stamtąd prosto do kadry. Niczego więcej nie chciał.
    Nie skupiał się też na niczym innym. Naprawdę, całą resztę miał głęboko w dupie. Nie brał do siebie żadnych komentarzy, nie przejmował się głupim gadaniem, ale kiedy rodzona matka zaczęła jęczeć, że niepokoi ją jego brak zainteresowania płcią przeciwną, a chłopacy z drużyny zamiast na grze, zaczęli skupiać się na tym, że Kavannagh nie będzie miał kogo zabrać na pieprzony bal na zakończenie szkoły (do którego było przecież jeszcze tyle czasu), po prostu się wkurwił. I postanowił coś z tym zrobić.
    Nie musiał się nawet zastanawiać nad tym, co dokładnie ma zrobić i dlaczego. Kiedy zaczęła się przerwa na lunch, od razu po opuszczeniu klasy, ruszył prosto pod szafkę Elodie.
    Nie było jej jeszcze przy niej, dlatego oparł się barkiem o tę sąsiadującą z szafką dziewczyny i cierpliwie czekał, aż brunetka pojawi się na horyzoncie.
    — Mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia — oczywiście, że nie zamierzał ukazywać sprawy, jako proszenia o pomoc. Kavannagh nigdy o nic nie prosił. Brał jedynie to, co mu się należało. A to co planował, zdecydowanie mu się należało. Zwłaszcza, że przecież to nie tak, że ona nie miała dostać nic w zamian. Tak na dobrą sprawę, dla niej to miało być dużo bardziej opłacalne niż dla niego samego. Dla niego liczyło się jedynie to, aby chłopacy skupili się na treningach, a matka nie truła mu dupy, kiedy koncentrował się na dodatkowych ćwiczeniach i bieganiu. Ostatnie czego potrzebował to psiocząca kobieta na temat tego, że jej syn nie przyprowadził jeszcze nigdy żadnej koleżanki po szkole do domu. Nie przyprowadzał, bo miał większe ambicje niż znalezienie dziewczyny, która mogłaby być jego żoną, a z czasem z którą przejąłby interes po rodzicach. Corey chciał robić wielkie rzeczy. Corey chciał być legendą. Do tego dążył, nie zamierzał się zatrzymywać, a wszelkie przeszkody zamierzał taranować jak przeciwników na boisku. Chociaż własnej matki staranować akurat nie mógł. Dlatego właśnie stał przy szafce Elodie i posyłał jej uśmiech — usiądziesz ze mną i chłopakami na lunchu, a jak już zjemy, wszystko ci wyjaśnię — nie pytał, nie proponował. Informował co się stanie — możesz wziąć ze sobą koleżankę, jak masz ochotę — dodał z łaską, puszczając jej przy tym oczko, bo akurat obok przechodziła grupka dziewczyn z młodszej klasy. Idealnie. Brunetka nie musiała się zgadzać na to, co zamierzał, ale to, że plotki mogłyby się już pojawić, było mu mocno na rękę.

    chłopiec ze stodoły

    OdpowiedzUsuń
  2. Spojrzał na nią ze znudzeniem, nie przejmując się jej słowami ani tym bardziej spojrzeniem. Nie przesunął się też z jej szafki, zrobił go dopiero po chwili, kiedy na niego naparła.
    — Pójdziesz grzecznie sama i usiądziesz na miejscu jebanego Aarona, zjesz bez pyskówek, a później pogadamy. Ewentualnie cię zaniosę, ale nie będę przy tym delikatny. Jak się domyślasz, wszędzie miejsca są takie same, a to oznacza, że lądowanie może być twarde i bolesne — ostrzegł, nie przejmując się jej wcześniejszą zaczepką, że niby zapomniał się przywitać — ale koleżanki nieść nie będę, więc lepiej, żeby ruszała zwinnie nóżkami — dodał, posyłając jej nawet uśmiech, chociaż wiele mu brakowało do takiego wesołego, żartobliwego. Mówił poważnie. Nie zamierzał również przyjąć negatywnej odpowiedzi. W zasadzie to żadnej odpowiedzi nie zamierzał akceptować, bo on, nie pytał. Miała zrobić to, co mówił i tyle w temacie. Nie powinna stać przy szafce. Powinna być już w drodze na stołówkę.
    — Mówię poważnie, Elodie. Siadasz przy stole rugbystów albo pożałujesz — to nie miała być groźba, ale wyszło jak wyszło. W zasadzie miał w dupie, jak zareaguje. To nie tak, że losowo sobie do niej podszedł. Chciał konkretnie ją, bo nadawał się idealnie — żartujesz sobie. Powiem ci, i tyle będę cię widział — jej nie doczekanie — zrób swoją część, ja zrobię swoją — to był początek. Potrząsnął delikatnie głową — bo co? Znowu zepchniesz mnie ramieniem? — Był naprawdę ciekawy, co takiego zamierzała zrobić. On sam planował wykorzystać sytuację. Im dłużej ze soba rozmawiali na korytarzu, tym większa szansa, że miało zobaczyć ich więcej ludzi. To oznaczało jeszcze szybsze i większe rozprzestrzenianie się plotek. To z kolei pasowało Corey’owi idealnie. Mógł się z nią zabawić, jednocześnie ją mocniej wkurzając. Jednocześnie licząc na to, że odpuści tę pyskówkę.
    Odsunął się od szafek, ale tylko po to, aby stanąć tuż za dziewczyną, a następnie ułożyć ręce po obu bokach jej głowy.
    — Powtarzam ostatni raz. Grzecznie zajmiesz wskazane przeze mnie miejsce, albo opowiem Flynnowi, jak jego siostrzyczka stała się małą kurewką — nachylił się delikatnie nad nią i wyszeptał cicho te slowa, aby nikt inny ich nie słyszał. Wiedział, że to było zgranie poniżej pasa, ale czasami to właśnie takimi zagrywkami zdobywało się decydujące punkty i doprowadzało do zwycięstwa. Skoro nie chciała sama i po dobroci, musiał znaleźć odpowiednią zachętę. I miał nadzieję, że to właśnie sprawi, że Elodie łaskawie ruszy te swoje cztery, seksowne litery w stronę stołówki — a tak się składa, że lubię twojego brata i szkoda byłoby mu podczas studiów zawracać głowę takimi historiami, hm?

    :)

    OdpowiedzUsuń