16.09.2024

[KP] She was carried up into the clouds, high above


Bailey Quinn
13.08. Mariesville | rodowita mieszkanka | córka zmarłego na służbie strażaka i byłej barmanki | jedyna wnuczka | uczennica ostatniej klasy Mariesville high school | wolontariuszka w Mariesville Veterinary Clinic | stara się o wolontariat w St. Mary’s Hospital | przyszła studentka medycyny | przewodnicząca kółka biologicznego i samorządu uczniowskiego | laureatka licznych konkursów | miłośniczka gorącej czekolady i jabłek w karmelu | próbuje namówić mamę i ojczyma na puchatą krówkę, którą nazwałaby Spooky

Samozwańcza mistrzyni. Wszystkiego. Z magiczną mocą rozciągania doby, jak śmieją się nauczyciele. Zawsze zgłasza się na ochotnika jeżeli ktoś potrzebuje pomocy, a ona jest w stanie tę pomoc dać. W wakacje łapie się dorywczych prac i uczy się do konkursów i egzaminów. Roznosi babeczki wśród ulubionych sąsiadów dziadków, zapewniając seniorom towarzystwo. Pomaga mamie w domu i dbając o jej szczęście udaje, że akceptuje i lubi swojego ojczyma. Słowa złego nie powie na głos, chociaż w głębi duszy, dusi głośny krzyk, bo MHS nie jest w stanie zapewnić jej rozwoju na jaki zasługuje, a przecież musi postarać się o stypendium, bo mamy nie stać na jej studia na lidze bluszczowej.
Uśmiecha się do wszystkich i opowiada głośno, jak bardzo kocha Mariesville, ale tak naprawdę marzy o tym, aby wyrwać się z tego miasteczka i nigdy więcej nie wrócić. 
Denerwuje ją, że wszyscy wiedzą, że jest córką tego strażaka, chociaż z dumą i błyskiem w oku opowiada o nim historie(jakby ktoś ich nie znał), które opowiedziała jej babcia Q. 
Kiedy bycie sobą ją przerasta, upewnia się, że jest sama w domu i zamyka się w swoim pokoju. Wie dobrze, że w żaden sposób nie skrzywdzi się poważnie, ale widok pojawiającej się krwi z cieniutkiej rany po wewnętrznej stronie uda sprawia, że czuje spokój, że nad wszystkim panuje, że wszystko będzie dobrze.  Zamyka oczy i powtarza ruch. Wszystko będzie dobrze.

14 komentarzy:

  1. [❤️❤️❤️
    PS krowa nie podlega negocjacjom. Pozdrawiam cieplutko 😘]

    pan ojczym

    OdpowiedzUsuń
  2. [No... Zrzuciłaś bombę. Czytając kp z początku pomyślałam -O! Młodsza wersja Abi, wesoła, ciepła, wszędobylska dziewczyna. I dotarłam na koniec. Uff... Ciężko się zrobiło. To mała kłamczucha. Cwaniara. I zagubione dziecko.
    Czuję, że za drzwiami jej pokoju dzieje się jeszcze więcej nieprzewidywalności. Proszę dbaj o nią!
    Udanej zabawy dla Was :*]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  3. [Może, gdyby ktoś pomógł jej spełnić marzenie wyrwania się z Mariesville, gdyby zaczęła zupełnie nowe życie gdzieś indziej, nie musiałaby już tak wewnętrznie cierpieć. Mam nadzieję, że uda jej się spełnić marzenia i odciąć się od wszystkich demonów. Życzę dobrej zabawy na blogu!]

    Rowan Johnson

    OdpowiedzUsuń
  4. [Trzymam kciuki, aby dostała krówkę. Jeśli zajedzie potrzeba to podpisze petycję. 💁🏻‍♀️ I myślę, że będzie przegłosowane, więc krówka się pojawi. 🤭🐮 Ale za te końcówkę to ty i Bailey powinnyście dostać po głowie. Nieładnie, nieładnie. (:
    Baw się dobrze!]

    Rhett Caldwell

    OdpowiedzUsuń
  5. [Bai jest tą dziewczyną, o której mówią wszystkie matki i przyrównują do niej swoje dzieci. Dlaczego nie możesz być taka jak ona? Ambitna, młoda osoba, która jest pogubiona w swojej głowie, chociaż uważa inaczej - nie wiem dlaczego, ale właśnie tak ją widzę. Biedna jest, naprawdę. Mam nadzieję, że wszystko jej się uda, a Ty już jej więcej krzywdy robić nie będziesz. Bawcie się dobrze!]

    Jennifer

    OdpowiedzUsuń
  6. [HALO RHETT SIĘ PODPISUJE ZA KRÓWKĄ. PRZEGRANA SPRAWA! KRÓWKA JUŻ JEDZIE! 🐮
    Ja na watek zawsze i chętnie! Gdyby Bailey chciała to mogłaby sobie Dorabiać czasami jako opiekunka do młodej. O ile nie przeszkadza Ci to, że ja baaaardzo w kratke pisze. XD Ale to się zmieni, chyba, jak Becia wróci. XD]

    Rhett

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć! :)

    Skoro ciągnie ją świat medycyny to mogę mieć dla Was propozycję wątku, choć bardziej powiązania. Jeżeli jesteście zainteresowane - zapraszam na maila: xlonelyisthemusex@gmail.com. Życzę miłego poniedziałku i dużo, dużo weny.

    Steven Baker, Laura Doe oraz nieopublikowany jeszcze Geonwoo Parks

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ja wątek zawsze gdzieś wcisnę, zastanawiam się tylko jak tu ich połączyć, ale nie przychodzi mi do głowy nic szczególnego, poza jakąś taką sztampą, typu: pomoc jej babci, czy jakieś spotkanie gdzieś. Jeżeli takie oklepane sytuacji Cię nie nudzą, to możemy w to iść, chyba, że tobie coś zaświtało już wcześniej, to śmiało pisz :)]

    Rowan Johnson

    OdpowiedzUsuń
  9. [Bardzo chętnie bym coś razem stworzyła, nawet miałabym jakiś pomysł, ale na ten moment niestety już przekroczyłam mój limit wątkowy i nie wiem, jak się to wszystko czasowo i umiejętnościowo rozłoży. Jak okaże się, że daję sobie radę z tym, co mam, na pewno się odezwę ;) ]

    Jen

    OdpowiedzUsuń
  10. [Przyznaję, że podglądałam Bailey już w roboczych i absolutnie skradła moje serducho. Jednocześnie silna i taka krucha... Uwielbiam takie kontrasty.
    Obstawiam, że dziewczęta znają się ze szkoły, bo jednak trzy lata różnicy to nie aż tak dużo. Może nawet Viv pomagała Bee z lekcjami, kiedy jeszcze sama się uczyła, dawała korepetycje albo pomagała w nauce przed ważniejszymi egzaminami? Może razem snuły marzenia o ucieczce z miasteczka i wspaniałym życiu w Wielkim Jabłku? Chętnie wplątałabym je w jakieś głębsze relacje, jeśli tylko masz ochotę. Daj znać, co myślisz!]

    Vivianne

    OdpowiedzUsuń
  11. [Znalazłam pasierbicę od puchatej krówki! Jak można tak sympatycznej nastolatki nie lubić? Jest taka zaradna, uśmiechnięta, ambitna, że oby więcej takich ludzi w jej wieku na blogach i ogólnie naszej codzienności. Końcówka opisu mocno mnie zaniepokoiła. Za mocno. Wcale nie jest taką twardzielką, bo to, co robi sprawia, że ukazuje siebie jako kruchą istotę, o którą trzeba zadbać, przytulić i sprawić, że dopiero wtedy będzie dobrze. Sukcesów na blogu ;D]

    JULIET MURRAY

    OdpowiedzUsuń
  12. Z jednej strony cieszył się, że Barbra wyjechała. Naprawdę potrzebował odpoczynku. Od niej, od zgiełku w domu, który towarzyszył jej obecności, od trzymania jej przy swoim boku, żeby mogła się pochwalić, że jest żoną kogoś dzianego. Im dłużej z nią był, tym częściej zadawał sobie pytanie, dlaczego ich los tak się potoczył. Jakie zaćmienie umysłu miał, że uznał, iż ich związek, narzeczeństwo, a w końcu małżeństwo może być czymś dobrym?
    W każdym razie… Z drugiej strony jednak się nie cieszył, bo to oznaczało cały weekend z nastoletnią córką żony pod jednym dachem. Nie lubił jej. Naprawdę jej, kurwa, nie lubił. Była tak… Do bólu idealna. Uśmiechnięta, miła, grzeczna, wiecznie czymś zajęta, nigdy na nic nie narzekała… Może dla innych było to czarujące, ale dla Alexa było na maksa podejrzane. Nikt nie był tak szczęśliwy.
    A może po prostu on sam tak nie lubił swojego życia, że mierzył innych swoją miarą.
    Konkludując, nie podobało mu się to, że ma z nią spędzić cały weekend. Nie mógł uciec w pracę, bo ośrodek miał krótką przerwę na przygotowania do jesieni i zwyczajnie nie był tam potrzebny, nie miał ochoty na towarzystwo ludzi, więc pójście gdziekolwiek indziej również odpadało. Pozostawało tylko zakładać, że Bailey będzie miała jeden ze swoich wolontariatów. Albo korepetycji. Czy cokolwiek, czym ona się tam zajmowała.
    Zwlókł się z łóżka, wziął szybki prysznic i zszedł do kuchni w samych dresowych spodniach. Zwykle starał się ubierać w pełni. Barbra widziała blizny, które miał na plecach, trudno było, żeby przez te wszystkie wspólne lata ich nie dostrzegła, ale Bailey to była zupełnie inna sprawa. Nie chciało mu się wciskać kitu, że jako dziecko spadł z drzewa, podczas gdy tak naprawdę sześć lat temu w skórze tkwiły kawałki gorącego metalu i szkła.
    Nie założył koszulki, bo był pewien, że Bailey nie ma.
    Wszedł do pomieszczenia, wpatrując się w telefon, na którym sprawdzał najnowsze maile. Podszedł do ekspresu, na oślep podstawił kubek pod dyszę i również na oślep uruchomił program, czując, że narasta w nim złość po przeczytaniu maila o opóźnieniu dostawy z nowymi naczyniami do restauracji.
    — Kurwa, świetnie — warknął do siebie zablokował telefon, po czym rzucił go na blat i obrócił się, żeby zajrzeć do lodówki. To właśnie wtedy dostrzegł, że ktoś siedzi przy okrągłym stole na środku pomieszczenia. Zatrzymał się w pół kroku, z dłonią w trakcie sięgania do drzwi lodówki i zmarszczył brwi. — Cześć. Nie wiedziałem, że jesteś w domu — odezwał się. Nie czuł potrzeby, żeby się tłumaczyć, po prostu jej obecność go zaskoczyła. Szybko się otrząsnął i otworzył lodówkę. Wyjął z niej jajka i mleko, po czym obrócił się, zamykając drzwi kopnięciem. — Nie masz żadnych zajęć? Spotkań? Wizyt u staruszków z sąsiedztwa? — spytał, nic nie mogąc poradzić na to, że jego głos zabrzmiał zaczepnie i nieco ironicznie.

    pan ojczym

    OdpowiedzUsuń
  13. Mariesville było jak koszmar, z którego nie potrafiła się obudzić. Trwał i trwał, nieustannie, pomimo jej niechęci i nienawiści, jakby ktoś zapętlił czas, a ona nie była w stanie się z tej pętli wydostać. Nigdy w życiu dobrowolnie nie zgodziłaby się na to zesłanie, ale alternatywą był zamknięty ośrodek, a na myśl, że miałaby zostawić psa w domu i zamieszkać z innymi ćpunami robiło jej się zwyczajnie słabo. Zwłaszcza, że — bądź, co bądź — była przyzwyczajona do znacznie wyższych standardów, niż większość obecnych tam narkomanów. Ostatecznie nigdy nie wylądowała na ulicy, nie spała w kanałach ani nie sprzedawała się bogaczom za prochy; miała dosyć pieniędzy, by spokojnie kupić, co trzeba, a potem wrócić do domu i położyć się we własnym łóżku. Fakt faktem, że nie zdążyła aż tak spaść na dno, bo może wówczas podchodziłaby do tej kwestii całkiem inaczej. Po prostu lubiła leki, a z czasem polubiła też narkotyki. Pozwalały jej zapełnić tę mroczną pustkę w środku. Czasami Jacynth wydawało się, że dobrze wie, w którym miejscu w niej samej zionie ta pustka, bo znikały w niej wszystkie uczucia, które niegdyś znała. Teraz niemal nie pamiętała czym właściwie jest szczęście, jak się płacze ze smutku, a nie tylko w amoku wściekłości, jak to jest: czuć się bezpieczna, chciana, kochana. W domu nie zaznała takich uczuć, ale wśród przyjaciół — owszem. Matka zatrzymała ją chyba tylko przez egoistyczną potrzebę miłości niezależnej, bo odkąd Jacynth trochę podrosła i zaczęła mieć swoje zdanie, od razu się jej znudziła. Ojczym traktował ją jak dokuczliwe zwierzątko domowe, z jednej strony odganiając się jak od natrętnej muchy, z drugiej strony — na wszelkie sposoby usiłować kontrolować jej zachowanie, gdy już podrosła. Nie było żadną tajemnicą, że nie lubił dzieci w ogóle, jak i nie lubił jej samej, i od dawna kombinował, jak się pozbyć pasierbicy. Biologiczny ojciec był ostatnim dupkiem; matka o tym nie wiedziała, ale Jacynth znalazła go kiedyś w internecie i złożyła mu przyjacielską wizytę, po której utwierdziła się w przekonaniu, że dziecko takiego drania nie może być dobre. Miał nową rodzinę, dla której chyba był fantastycznym ojcem i mężem, więc Jacynth bez żalu kilkakrotnie włamała mu się do domu i wyniosła co cenniejsze przedmioty, wiedząc, że ma go w garści. Nie pisnąłby słowem na policji, bo mogłoby tak się zdarzyć, że ona pisnęłaby jego nowej żonie słówko o tym, kim jest. I co właściwie łączy ją z Loganem Petersonem. Nie mógłby się jej wyprzeć, postawiony tak wprost pod ścianą — byli do siebie podobni jak dwie krople wody. Po raz pierwszy w życiu w pełni zrozumiała wtedy swoją matkę: nic dziwnego, że nigdy jej nie chciała, skoro tak przypominała miłość, która złamała jej serce.
    Dziadkowie też wydawali się nie mieć do niej cierpliwości. Odkąd była mała i przyjeżdżała tutaj na wakacje, wyraźnie widziała to zmęczenie w ich oczach. Nie mogłaby stwierdzić na sto procent, że im nie zależy. Jakoś na pewno zależało. Ale wiedza, że jest się obciążeniem, jednak nie była najmilszą wiedzą na świecie. W dodatku uparcie próbowali przerobić ją na swoje podobieństwo; toteż kiedy usłyszała, jaką to atrakcję zaplanowała na dzisiaj babcia, natychmiast złapała psa i czmychnęła tyłem ogrodu wprost na dzikie, puste pola. Rudie szybko ją wyprzedził i zniknął, a ona biegła i biegła, aż zabrakło jej tchu. Była już na tyle daleko, że spokojnie mogła niezauważona zapalić papierosa, co też uczyniła, a potem zawołała psa. Ale, mimo kilkukrotnych nawoływań, Rudie się nie pojawił.

    jeżozwierz

    OdpowiedzUsuń
  14. Czuł na sobie jej spojrzenie, niemal paliło go w plecy, choć sam Alex pozostawał niewzruszony, starając się ignorować jawne zainteresowanie Bailey. Nie musiał jej się tłumaczyć. Nie musiał w ogóle zaczynać tematu. Wręcz nie powinien, bo to byłoby podejrzane, prawda? Tłumaczyć się z blizn, o których nie musiał pamiętać, bo przecież oficjalnie powstały w dzieciństwie…
    Odzywając się, zerknął na Bailey przez ramię, przyłapując ją na pospiesznym odwracaniu wzroku. Dopiero wówczas uświadomił sobie, co takiego robiła w kuchni. Czy ona… Uczyła się w sobotni poranek? A może odrabiała lekcje? Cokolwiek takieto to było, nie pasowało do normalnej nastolatki.
    Ale Bailey nie była normalną nastolatką, prawda? Gdyby się nad tym głębiej zastanowić, ani razu nie widział jej… Cóż, w trakcie robienia rzeczy, które świadczyłyby o tym, że w istocie ma osiemnaście lat, a nie pięćdziesiąt. Może niezbyt to wychowawcze, ale Alex chciał, żeby zrobiła coś głupiego. Nie tylko po to, żeby nazbierała wspomnień, to miał w głębokim poważaniu. Raczej po to, żeby przestała być taka sztywna. I świętoszkowata. On w jej wieku robił takie rzeczy, że kilka razy powinien wylądować w poprawczaku. Może to niezbyt dobry przykład, niegodny naśladowania kropka w kropkę, ale przynajmniej się wyszumiał, dzięki czemu mógł grać przykładnego przedsiębiorcę, męża i ojczyma. Przynajmniej przez większość czasu.
    — A dlaczego ty nie przygotowujesz się z nimi? — rzucił niby od niechcenia, choć tak naprawdę chciał wybadać grunt. Miło byłoby się jej pozbyć na wieczór. Nie powinna widzieć, jak wychodził z domu. Wiedział, że o wszystkim mówiła Barbrze, a nie chciał znowu wciskać swojej żonie kitu, że w ośrodku zdarzyła się jakaś awaria i musiał się nią zająć.
    Po jej kolejnych słowach wywrócił oczami, bo skoro zamierzała być w domu koło szóstej, znaczyło to tyle, że nie wybierała się na tę imprezę. Świetnie.
    — Powinnaś z nimi iść — odezwał się, wyjmując resztę składników na pancake’sy. — Poważnie, Bailey. Czy masz cokolwiek z życia? Cały czas wypełniasz jakieś obowiązki, skoro masz zaproszenie na imprezę i będą tak twoje koleżanki, ty też mogłabyś się z nimi wybrać. Jeśli boisz się, że mamie mogłoby się to nie spodobać, nic jej nie powiem — na sam koniec uśmiechnął się lekko i puścił blondynce oczko, licząc, że to ją przekona. Naprawdę potrzebował tego wyścigu. Znajdował się na skraju, musiał spuścić trochę pary bez stresowania się o to, czy ktoś zacznie go maglować o późne wyjście i jeszcze późniejszy powrót.
    Wyjął miskę i zaczął dodawać do niej składniki.
    — Jadłaś coś? — zapytał milszym niż zazwyczaj tonem. Czuł, że byciem sobą niczego nie ugra, postawił więc na bycie miłym. Mógł jej zrobić śniadanie. Mógł nawet z nią trochę pogawędzić, czego zazwyczaj nie robił. Mógł nawet odstawić ją na tę pieprzoną imprezę, a po powrocie z wyścigu odebrać, byleby tylko pozbyć jej się z domu na kilka godzin.

    miły pan ojczym

    OdpowiedzUsuń