16.09.2024

[KP] Bailey Quinn

[treść karty i komentarzy jest przeznaczona dla czytelników 18+]
Bailey Quinn
13.08. Mariesville | rodowita mieszkanka | córka zmarłego na służbie strażaka i byłej barmanki | jedyna wnuczka | uczennica ostatniej klasy Mariesville high school | wolontariuszka w Mariesville Veterinary Clinic | stara się o wolontariat w St. Mary’s Hospital | przyszła studentka medycyny | przewodnicząca kółka biologicznego | laureatka licznych konkursów | miłośniczka gorącej czekolady i jabłek w karmelu | próbuje namówić mamę i ojczyma na puchatą krówkę, którą nazwałaby Spooky

Goni za niewinnością, którą utraciła wcale tego nie chcąc. Panna idealna, bo czuje, że w ten sposób może naprawić to, co zostało zepsute. Jakby podziękowania i słowa uznania mogły sprawić, że będzie jej łatwiej znieść swoje własne towarzystwo. 

Jakby kilka słów było w stanie wszystko naprawić. Relacje z innymi, relacje ze sobą. Bo jak ma ją szczerze lubić ktokolwiek inny, jeżeli sama siebie nie lubi? Patrząc w lustro nie widzi pogodnej blondynki o jasnych oczach i przyjaznym uśmiechu. Nie widzi też tej wersji siebie, którą widzą inni: przestraszoną, skromną lub wiecznie przepraszającą. Nie.

Kiedy patrzy w swoje odbicie widzi nic nie wartą dziewczynę, która do niczego się nie nadaje. Widzi zmęczone spojrzenie, krągłości, których nie chciała i których nienawidzi, które za wszelką cenę próbuje ukrywać oversizowymi ubraniami. Widzi naznaczone uda, których dotykał. Jakby ślad jego dłoni miał pozostać na niej już na zawsze. Słyszy słowa, które wypowiadał. Których nie chce słyszeć, a które nieustannie brzmią w jej głowie, gdy tylko nie jest wystarczająco odcięta. 

Stara się. Ciągle stara się coś udowodnić. Nie jest już pewna czy robi to dla siebie, czy dla innych.

Dlatego wydłuża swoją dobę, niosąc pomóc każdemu, kto o to poprosi, kto tego potrzebuje. Mamie, babci, dzieciakom, które nie nadążają z materiałem. Upiecze ciasto i zrobi zakupy seniorom, którzy nie mają na to siły. Po prostu… robi wszystko, żeby nie myśleć, ale czasami to za mało. Wtedy upewnia się, że jest sama w domu, zamyka się w swoim pokoju. Nie chce się naprawdę zranić, ale widok pojawiającej się krwi z cienkiej rany na wewnętrznej stronie uda sprawia, że czuje spokój, że ma nad wszystkim kontrolę, że wszystko będzie dobrze. Zamyka oczy i powtarza ruch. Wszystko będzie dobrze. 


52 komentarze:

  1. [❤️❤️❤️
    PS krowa nie podlega negocjacjom. Pozdrawiam cieplutko 😘]

    pan ojczym

    OdpowiedzUsuń
  2. [No... Zrzuciłaś bombę. Czytając kp z początku pomyślałam -O! Młodsza wersja Abi, wesoła, ciepła, wszędobylska dziewczyna. I dotarłam na koniec. Uff... Ciężko się zrobiło. To mała kłamczucha. Cwaniara. I zagubione dziecko.
    Czuję, że za drzwiami jej pokoju dzieje się jeszcze więcej nieprzewidywalności. Proszę dbaj o nią!
    Udanej zabawy dla Was :*]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  3. [Może, gdyby ktoś pomógł jej spełnić marzenie wyrwania się z Mariesville, gdyby zaczęła zupełnie nowe życie gdzieś indziej, nie musiałaby już tak wewnętrznie cierpieć. Mam nadzieję, że uda jej się spełnić marzenia i odciąć się od wszystkich demonów. Życzę dobrej zabawy na blogu!]

    Rowan Johnson

    OdpowiedzUsuń
  4. [Trzymam kciuki, aby dostała krówkę. Jeśli zajedzie potrzeba to podpisze petycję. 💁🏻‍♀️ I myślę, że będzie przegłosowane, więc krówka się pojawi. 🤭🐮 Ale za te końcówkę to ty i Bailey powinnyście dostać po głowie. Nieładnie, nieładnie. (:
    Baw się dobrze!]

    Rhett Caldwell

    OdpowiedzUsuń
  5. [Bai jest tą dziewczyną, o której mówią wszystkie matki i przyrównują do niej swoje dzieci. Dlaczego nie możesz być taka jak ona? Ambitna, młoda osoba, która jest pogubiona w swojej głowie, chociaż uważa inaczej - nie wiem dlaczego, ale właśnie tak ją widzę. Biedna jest, naprawdę. Mam nadzieję, że wszystko jej się uda, a Ty już jej więcej krzywdy robić nie będziesz. Bawcie się dobrze!]

    Jennifer

    OdpowiedzUsuń
  6. [HALO RHETT SIĘ PODPISUJE ZA KRÓWKĄ. PRZEGRANA SPRAWA! KRÓWKA JUŻ JEDZIE! 🐮
    Ja na watek zawsze i chętnie! Gdyby Bailey chciała to mogłaby sobie Dorabiać czasami jako opiekunka do młodej. O ile nie przeszkadza Ci to, że ja baaaardzo w kratke pisze. XD Ale to się zmieni, chyba, jak Becia wróci. XD]

    Rhett

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć! :)

    Skoro ciągnie ją świat medycyny to mogę mieć dla Was propozycję wątku, choć bardziej powiązania. Jeżeli jesteście zainteresowane - zapraszam na maila: xlonelyisthemusex@gmail.com. Życzę miłego poniedziałku i dużo, dużo weny.

    Steven Baker, Laura Doe oraz nieopublikowany jeszcze Geonwoo Parks

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ja wątek zawsze gdzieś wcisnę, zastanawiam się tylko jak tu ich połączyć, ale nie przychodzi mi do głowy nic szczególnego, poza jakąś taką sztampą, typu: pomoc jej babci, czy jakieś spotkanie gdzieś. Jeżeli takie oklepane sytuacji Cię nie nudzą, to możemy w to iść, chyba, że tobie coś zaświtało już wcześniej, to śmiało pisz :)]

    Rowan Johnson

    OdpowiedzUsuń
  9. [Bardzo chętnie bym coś razem stworzyła, nawet miałabym jakiś pomysł, ale na ten moment niestety już przekroczyłam mój limit wątkowy i nie wiem, jak się to wszystko czasowo i umiejętnościowo rozłoży. Jak okaże się, że daję sobie radę z tym, co mam, na pewno się odezwę ;) ]

    Jen

    OdpowiedzUsuń
  10. [Przyznaję, że podglądałam Bailey już w roboczych i absolutnie skradła moje serducho. Jednocześnie silna i taka krucha... Uwielbiam takie kontrasty.
    Obstawiam, że dziewczęta znają się ze szkoły, bo jednak trzy lata różnicy to nie aż tak dużo. Może nawet Viv pomagała Bee z lekcjami, kiedy jeszcze sama się uczyła, dawała korepetycje albo pomagała w nauce przed ważniejszymi egzaminami? Może razem snuły marzenia o ucieczce z miasteczka i wspaniałym życiu w Wielkim Jabłku? Chętnie wplątałabym je w jakieś głębsze relacje, jeśli tylko masz ochotę. Daj znać, co myślisz!]

    Vivianne

    OdpowiedzUsuń
  11. [Znalazłam pasierbicę od puchatej krówki! Jak można tak sympatycznej nastolatki nie lubić? Jest taka zaradna, uśmiechnięta, ambitna, że oby więcej takich ludzi w jej wieku na blogach i ogólnie naszej codzienności. Końcówka opisu mocno mnie zaniepokoiła. Za mocno. Wcale nie jest taką twardzielką, bo to, co robi sprawia, że ukazuje siebie jako kruchą istotę, o którą trzeba zadbać, przytulić i sprawić, że dopiero wtedy będzie dobrze. Sukcesów na blogu ;D]

    JULIET MURRAY

    OdpowiedzUsuń
  12. Z jednej strony cieszył się, że Barbra wyjechała. Naprawdę potrzebował odpoczynku. Od niej, od zgiełku w domu, który towarzyszył jej obecności, od trzymania jej przy swoim boku, żeby mogła się pochwalić, że jest żoną kogoś dzianego. Im dłużej z nią był, tym częściej zadawał sobie pytanie, dlaczego ich los tak się potoczył. Jakie zaćmienie umysłu miał, że uznał, iż ich związek, narzeczeństwo, a w końcu małżeństwo może być czymś dobrym?
    W każdym razie… Z drugiej strony jednak się nie cieszył, bo to oznaczało cały weekend z nastoletnią córką żony pod jednym dachem. Nie lubił jej. Naprawdę jej, kurwa, nie lubił. Była tak… Do bólu idealna. Uśmiechnięta, miła, grzeczna, wiecznie czymś zajęta, nigdy na nic nie narzekała… Może dla innych było to czarujące, ale dla Alexa było na maksa podejrzane. Nikt nie był tak szczęśliwy.
    A może po prostu on sam tak nie lubił swojego życia, że mierzył innych swoją miarą.
    Konkludując, nie podobało mu się to, że ma z nią spędzić cały weekend. Nie mógł uciec w pracę, bo ośrodek miał krótką przerwę na przygotowania do jesieni i zwyczajnie nie był tam potrzebny, nie miał ochoty na towarzystwo ludzi, więc pójście gdziekolwiek indziej również odpadało. Pozostawało tylko zakładać, że Bailey będzie miała jeden ze swoich wolontariatów. Albo korepetycji. Czy cokolwiek, czym ona się tam zajmowała.
    Zwlókł się z łóżka, wziął szybki prysznic i zszedł do kuchni w samych dresowych spodniach. Zwykle starał się ubierać w pełni. Barbra widziała blizny, które miał na plecach, trudno było, żeby przez te wszystkie wspólne lata ich nie dostrzegła, ale Bailey to była zupełnie inna sprawa. Nie chciało mu się wciskać kitu, że jako dziecko spadł z drzewa, podczas gdy tak naprawdę sześć lat temu w skórze tkwiły kawałki gorącego metalu i szkła.
    Nie założył koszulki, bo był pewien, że Bailey nie ma.
    Wszedł do pomieszczenia, wpatrując się w telefon, na którym sprawdzał najnowsze maile. Podszedł do ekspresu, na oślep podstawił kubek pod dyszę i również na oślep uruchomił program, czując, że narasta w nim złość po przeczytaniu maila o opóźnieniu dostawy z nowymi naczyniami do restauracji.
    — Kurwa, świetnie — warknął do siebie zablokował telefon, po czym rzucił go na blat i obrócił się, żeby zajrzeć do lodówki. To właśnie wtedy dostrzegł, że ktoś siedzi przy okrągłym stole na środku pomieszczenia. Zatrzymał się w pół kroku, z dłonią w trakcie sięgania do drzwi lodówki i zmarszczył brwi. — Cześć. Nie wiedziałem, że jesteś w domu — odezwał się. Nie czuł potrzeby, żeby się tłumaczyć, po prostu jej obecność go zaskoczyła. Szybko się otrząsnął i otworzył lodówkę. Wyjął z niej jajka i mleko, po czym obrócił się, zamykając drzwi kopnięciem. — Nie masz żadnych zajęć? Spotkań? Wizyt u staruszków z sąsiedztwa? — spytał, nic nie mogąc poradzić na to, że jego głos zabrzmiał zaczepnie i nieco ironicznie.

    pan ojczym

    OdpowiedzUsuń
  13. Mariesville było jak koszmar, z którego nie potrafiła się obudzić. Trwał i trwał, nieustannie, pomimo jej niechęci i nienawiści, jakby ktoś zapętlił czas, a ona nie była w stanie się z tej pętli wydostać. Nigdy w życiu dobrowolnie nie zgodziłaby się na to zesłanie, ale alternatywą był zamknięty ośrodek, a na myśl, że miałaby zostawić psa w domu i zamieszkać z innymi ćpunami robiło jej się zwyczajnie słabo. Zwłaszcza, że — bądź, co bądź — była przyzwyczajona do znacznie wyższych standardów, niż większość obecnych tam narkomanów. Ostatecznie nigdy nie wylądowała na ulicy, nie spała w kanałach ani nie sprzedawała się bogaczom za prochy; miała dosyć pieniędzy, by spokojnie kupić, co trzeba, a potem wrócić do domu i położyć się we własnym łóżku. Fakt faktem, że nie zdążyła aż tak spaść na dno, bo może wówczas podchodziłaby do tej kwestii całkiem inaczej. Po prostu lubiła leki, a z czasem polubiła też narkotyki. Pozwalały jej zapełnić tę mroczną pustkę w środku. Czasami Jacynth wydawało się, że dobrze wie, w którym miejscu w niej samej zionie ta pustka, bo znikały w niej wszystkie uczucia, które niegdyś znała. Teraz niemal nie pamiętała czym właściwie jest szczęście, jak się płacze ze smutku, a nie tylko w amoku wściekłości, jak to jest: czuć się bezpieczna, chciana, kochana. W domu nie zaznała takich uczuć, ale wśród przyjaciół — owszem. Matka zatrzymała ją chyba tylko przez egoistyczną potrzebę miłości niezależnej, bo odkąd Jacynth trochę podrosła i zaczęła mieć swoje zdanie, od razu się jej znudziła. Ojczym traktował ją jak dokuczliwe zwierzątko domowe, z jednej strony odganiając się jak od natrętnej muchy, z drugiej strony — na wszelkie sposoby usiłować kontrolować jej zachowanie, gdy już podrosła. Nie było żadną tajemnicą, że nie lubił dzieci w ogóle, jak i nie lubił jej samej, i od dawna kombinował, jak się pozbyć pasierbicy. Biologiczny ojciec był ostatnim dupkiem; matka o tym nie wiedziała, ale Jacynth znalazła go kiedyś w internecie i złożyła mu przyjacielską wizytę, po której utwierdziła się w przekonaniu, że dziecko takiego drania nie może być dobre. Miał nową rodzinę, dla której chyba był fantastycznym ojcem i mężem, więc Jacynth bez żalu kilkakrotnie włamała mu się do domu i wyniosła co cenniejsze przedmioty, wiedząc, że ma go w garści. Nie pisnąłby słowem na policji, bo mogłoby tak się zdarzyć, że ona pisnęłaby jego nowej żonie słówko o tym, kim jest. I co właściwie łączy ją z Loganem Petersonem. Nie mógłby się jej wyprzeć, postawiony tak wprost pod ścianą — byli do siebie podobni jak dwie krople wody. Po raz pierwszy w życiu w pełni zrozumiała wtedy swoją matkę: nic dziwnego, że nigdy jej nie chciała, skoro tak przypominała miłość, która złamała jej serce.
    Dziadkowie też wydawali się nie mieć do niej cierpliwości. Odkąd była mała i przyjeżdżała tutaj na wakacje, wyraźnie widziała to zmęczenie w ich oczach. Nie mogłaby stwierdzić na sto procent, że im nie zależy. Jakoś na pewno zależało. Ale wiedza, że jest się obciążeniem, jednak nie była najmilszą wiedzą na świecie. W dodatku uparcie próbowali przerobić ją na swoje podobieństwo; toteż kiedy usłyszała, jaką to atrakcję zaplanowała na dzisiaj babcia, natychmiast złapała psa i czmychnęła tyłem ogrodu wprost na dzikie, puste pola. Rudie szybko ją wyprzedził i zniknął, a ona biegła i biegła, aż zabrakło jej tchu. Była już na tyle daleko, że spokojnie mogła niezauważona zapalić papierosa, co też uczyniła, a potem zawołała psa. Ale, mimo kilkukrotnych nawoływań, Rudie się nie pojawił.

    jeżozwierz

    OdpowiedzUsuń
  14. Czuł na sobie jej spojrzenie, niemal paliło go w plecy, choć sam Alex pozostawał niewzruszony, starając się ignorować jawne zainteresowanie Bailey. Nie musiał jej się tłumaczyć. Nie musiał w ogóle zaczynać tematu. Wręcz nie powinien, bo to byłoby podejrzane, prawda? Tłumaczyć się z blizn, o których nie musiał pamiętać, bo przecież oficjalnie powstały w dzieciństwie…
    Odzywając się, zerknął na Bailey przez ramię, przyłapując ją na pospiesznym odwracaniu wzroku. Dopiero wówczas uświadomił sobie, co takiego robiła w kuchni. Czy ona… Uczyła się w sobotni poranek? A może odrabiała lekcje? Cokolwiek takieto to było, nie pasowało do normalnej nastolatki.
    Ale Bailey nie była normalną nastolatką, prawda? Gdyby się nad tym głębiej zastanowić, ani razu nie widział jej… Cóż, w trakcie robienia rzeczy, które świadczyłyby o tym, że w istocie ma osiemnaście lat, a nie pięćdziesiąt. Może niezbyt to wychowawcze, ale Alex chciał, żeby zrobiła coś głupiego. Nie tylko po to, żeby nazbierała wspomnień, to miał w głębokim poważaniu. Raczej po to, żeby przestała być taka sztywna. I świętoszkowata. On w jej wieku robił takie rzeczy, że kilka razy powinien wylądować w poprawczaku. Może to niezbyt dobry przykład, niegodny naśladowania kropka w kropkę, ale przynajmniej się wyszumiał, dzięki czemu mógł grać przykładnego przedsiębiorcę, męża i ojczyma. Przynajmniej przez większość czasu.
    — A dlaczego ty nie przygotowujesz się z nimi? — rzucił niby od niechcenia, choć tak naprawdę chciał wybadać grunt. Miło byłoby się jej pozbyć na wieczór. Nie powinna widzieć, jak wychodził z domu. Wiedział, że o wszystkim mówiła Barbrze, a nie chciał znowu wciskać swojej żonie kitu, że w ośrodku zdarzyła się jakaś awaria i musiał się nią zająć.
    Po jej kolejnych słowach wywrócił oczami, bo skoro zamierzała być w domu koło szóstej, znaczyło to tyle, że nie wybierała się na tę imprezę. Świetnie.
    — Powinnaś z nimi iść — odezwał się, wyjmując resztę składników na pancake’sy. — Poważnie, Bailey. Czy masz cokolwiek z życia? Cały czas wypełniasz jakieś obowiązki, skoro masz zaproszenie na imprezę i będą tak twoje koleżanki, ty też mogłabyś się z nimi wybrać. Jeśli boisz się, że mamie mogłoby się to nie spodobać, nic jej nie powiem — na sam koniec uśmiechnął się lekko i puścił blondynce oczko, licząc, że to ją przekona. Naprawdę potrzebował tego wyścigu. Znajdował się na skraju, musiał spuścić trochę pary bez stresowania się o to, czy ktoś zacznie go maglować o późne wyjście i jeszcze późniejszy powrót.
    Wyjął miskę i zaczął dodawać do niej składniki.
    — Jadłaś coś? — zapytał milszym niż zazwyczaj tonem. Czuł, że byciem sobą niczego nie ugra, postawił więc na bycie miłym. Mógł jej zrobić śniadanie. Mógł nawet z nią trochę pogawędzić, czego zazwyczaj nie robił. Mógł nawet odstawić ją na tę pieprzoną imprezę, a po powrocie z wyścigu odebrać, byleby tylko pozbyć jej się z domu na kilka godzin.

    miły pan ojczym

    OdpowiedzUsuń
  15. [Gdy zaczynałam czytać kartę, czułam, że to nie może skończyć się tak dobrze. Ale czy to było tak trudne do odkrycia? Bycie perfekcyjnym jest strasznie trudne. O ile nie powiedzieć - niszczące.
    Mnóstwa porywających historii!]

    Eloise

    OdpowiedzUsuń
  16. — Dlaczego? — zapytał z nieco większym naciskiem niż zamierzał. Wziął głęboki wdech i policzył w myślach do dziesięciu. Panował nad sobą odrobinę gorzej niż zwykle, bo nawarstwiło się nieco więcej problemów, a on nie miał kiedy dać ujścia całemu temu stresowi. Barbry praktycznie nie dotykał, bo za bardzo go frustrowała, nie mógł wybrać się na wyścig, a napieprzanie w worek treningowy na siłowni nie przynosiło pożądanego efektu. Był kurewsko nabuzowany, a teraz jeszcze musiał kombinować, w jaki sposób wyrwać się z domu tak, by Bailey o tym nie wiedziała. Czy mogło być gorzej?
    Uspokoił się trochę po wzięciu kilku głębokich wdechów, ale kiedy dziewczyna na niego spojrzała, twardo odwzajemnił spojrzenie. Uniósł jedną brew, czekając na odpowiedź. Skoro była zaproszona na imprezę, dlaczego wolała siedzieć w domu i cię uczyć? Cały czas się uczyła. Raz mogła sobie przecież odpuścić…
    Zacisnął wargi w wąską linię i odstawił to, co miał w rękach, po czym podszedł do stołu, przy którym siedziała blondynka i oparł się rękoma o blat, patrząc na nią intensywnie. Chciał, żeby odwzajemniła spojrzenie.
    — O co mi chodzi? O to, że masz osiemnaście lat i zupełnie nic z życia. Same obowiązki. Wiecznie obowiązki. Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale kolejne lata to też będą obowiązki. Ostatnia klasa to też ostatni moment na zabawę i popełnianie błędów — powiedział. — Popatrz na mnie, Bailey — nakazał i zaczekał, aż wykona polecenie. — Nie robisz mi dodatkowych problemów, jeśli sam każę ci iść na imprezę i się wyluzować — zauważył i westchnął ciężko. — Jezu, Bailes, nikt nie każe ci chlać do nieprzytomności i brać udziału w orgii. Proszę cię tylko, żebyś poszła na imprezę i dała sobie odetchnąć. Jeśli chcesz, mogę cię podwieźć. A potem odebrać — zaproponował, a po jej kolejnych słowach z trudem powstrzymał się od wywrócenia oczami. Powoli wypuścił powietrze z płuc i opuścił głowę nieco niżej, wciąż wpatrując się intensywnie w jej twarz. — Nie o to chodzi. Naprawdę nie żal ci, że tracisz swoje najlepsze lata na siedzenie w pokoju? Nie chcesz zbierać wspomnień? Ani przez kilka godzin o niczym nie myśleć? Każdy potrzebuje resetu, nie wierzę, że ty nie — mruknął. Oj, on potrzebował resetu. Kurewsko go potrzebował. Ale jeśli ona nie pozwoli sobie na swój reset, on mógł zapomnieć o własnym.
    Westchnął i odepchnął się od stołu, prostując się. Już miał ruszyć po swój kubek i napić się kawy, kiedy do jego uszu dotarł charakterystyczny dźwięk. Uniósł brew i spojrzał na brzuch Bailey. Uśmiechnął się kącikiem ust.
    — Twój żołądek mówi coś innego. Siadaj. I nie próbuj ze mną dyskutować, bo cię uziemię. Ale nie tak jak myślisz. Zabronię ci wszystkich dodatkowych zajęć i biblioteki. Przez miesiąc. Więc radzę posłuchać — stwierdził i obrócił się, ruszając z powrotem do blatu, żeby zająć się przygotowywaniem ciasta.

    jeszcze trochę...

    OdpowiedzUsuń
  17. — Zauważyłem. I dalej jestem ciekawy, dlaczego przez te wszystkie lata nie widziałem, żebyś wychodziła na chociaż jedną imprezę. To nie tak, że nie masz znajomych, wiem, że masz, nie raz cię z kimś widziałem. Ale dlaczego miałabyś wybierać siedzenie w domu z matką i ojczymem, którego nawet nie lubisz niż pójść się zabawić? — zapytał, ale to było pytanie retoryczne. Tak naprawdę go to nie ciekawiło. Wiedział, że Bailey go jedynie tolerowała, że nie darzyła go żadnymi cieplejszymi uczuciami, ale było to w pełni odwzajemnione. To więc nie tak, że chciał się czegoś dowiedzieć o jej życiu. Chciał ją zmanipulować, by wyszła z domu i tym samym dała również jemu wolny wieczór.
    Uśmiechnął się pod nosem, wyraźnie widząc, że jest skrępowana… Czymś. Jego obecnością? Tym, że się zbliżył? Brakiem koszulki? Nie miał pojęcia, ale chciał, żeby to trwało. Im bardziej była zdenerwowana, tym mniej logicznie będzie myślała i tym łatwiej będzie sobie z nią poradzić. Taką przynajmniej miał nadzieję.
    — Twoje życie będzie żałosne tylko wtedy, kiedy sama pozwolisz, żeby takie było — stwierdził, wzruszając ramionami. Uśmiechnął się jednak nieco szerzej. Miał ochotę poklepać ją po głowie jak szczeniaczka. Albo dobre dziecko, którym teraz była. — Bardzo. O której zaczyna się ta impreza? Podwiozę cię — zadeklarował. Humor od razu nieco mu się poprawił.
    Nie przestając mieszać w misce składników, obrócił głowę w stronę dziewczyny i uniósł brew, patrząc na nią z politowaniem.
    — Oczywiście, że to zrobię. Naprawdę chcesz mnie prowokować? — zapytał, kolejny raz nie oczekując odpowiedzi na swoje pytanie. Powrócił wzrokiem do miski, którą trzymał jedną ręką. — Przecież cię nie uziemię, bo po tym, co usłyszałem chwilę temu, jestem pewien, że byłaby to dla ciebie nagroda, a nie kara. Skoro tak bardzo lubisz się uczyć, czytać, chodzić na te swoje wolontariaty i tak dalej, zabronię ci właśnie tego wszystkiego. Pochowam książki, które masz w pokoju i będę ci je oddawał przed wyjściem do szkoły, a po powrocie je zabierał. Więcej, będę cię odwoził i odbierał, żebyś nie mogła robić tego wszystkiego przed i po lekcjach. Powiem ochroniarzom w klinice, żeby cię nie wpuszczali, porozmawiam też z… Jak ona ma na imię? Olivia? Olivia. Porozmawiam z Olivią, żeby przez jakiś czas nie pozwalała ci zajmować się zwierzętami. Uwierz mi, jestem do tego zdolny, więc usiądź na tyłku i zaczekaj na śniadanie, które chcę ci zrobić, a potem idź do siebie i zacznij się przygotowywać do imprezy — mówił spokojnie, beznamiętnie, dodając kolejne składniki do miski. Kiedy skończył mówić, wylał pierwszą porcję ciasta na rozgrzaną patelnię i ponowie spojrzał na dziewczynę. — Mamy jasność, czy naprawdę chcesz się przekonać co do mojej szczerości w tej kwestii?

    😌

    OdpowiedzUsuń
  18. — Wybierasz siedzenie w domu — poprawił i westchnął ciężko. Cóż, aktualnie zależało mu tylko na tym, żeby pozbyć się jej z domu, ale chyba… Chyba powinien zainteresować się odrobinę jej życiem. Była w końcu córką jego żony i jako ojczym w jakimś stopniu ponosił za nią odpowiedzialność. Może warto byłoby z nią porozmawiać, zapytać, jak się miewa, dlaczego nie chce wychodzić, ale aktualnie był zaślepiony i ukierunkowany na jeden cel.
    — W żadnym momencie tego nie powiedziałem, więc nie wkładaj mi w usta takich słów. Nie myślę też w ten sposób. Po prostu zastanawiam się, co z tego życia masz — wzruszył lekko ramionami. Prychnął cicho ze śmiechem. — Masz mnie za kretyna, Bailes? Jeśli wyjdziesz sama, nie dotrzesz na tę imprezę. Pójdziesz do kliniki albo zaszyjesz się w jakichś krzakach i będziesz się uczyć. Poza tym… — urwał i spojrzał na nią z łobuzerskim uśmieszkiem. — Nie wszyscy mają takich ojczymów jak ja. Zdajesz sobie sprawę, że twoje koleżanki co kilka dni przychodzą do ośrodka i pytają o pracę, chociaż dobrze wiedzą, że ich nie zatrudnię? Uwierz mi, kiedy cię odwiozę, nabiję ci kilka punktów do popularności — puścił jej oczko. Był trochę arogancki, ale nie bez powodu. Lepsze to niż fałszywa skromność.
    Uśmiechnął się z zadowoleniem, śledząc jej ruch i wrócił do przyrządzania pancakes’ów. Nucił przy tym pod nosem, co jakiś czas upijając łyk kawy i przerzucając świeżą porcję z patelni na talerz.
    — Na pewno coś masz — mruknął. Przełożył ostatniego naleśnika, zgarnął z szafki dwa talerze i sztućce, po czym ruszył do stołu. Postawił jedzenie i dopiero wówczas popatrzył na Bailey. Nigdy nie pytała go o pieniądze. Barbra nie miała tego typu zahamowań, ale jej córka ewidentnie nie chciała drenować jego portfela.
    Nie widział więc powodu, by nie dać jej pieniędzy. To nie tak, że zbiednieje od jednych zrobionych przez nastolatkę zakupów.
    Bez słowa wyszedł z kuchni i udał się do sypialni, gdzie jego portfel spoczywał w kieszeni spodni, które miał na sobie wczoraj. Wziął go i przy okazji założył na siebie koszulkę, uznając, że powinien zasłonić blizny, zanim blondynce przyjdzie do głowy zacząć go o nie wypytywać. Wszedł z powrotem do kuchni, zastanawiając się, czy powinien jej wręczyć kartę, czy może jednak gotówkę. Niby nie miał ją za mściwą, ale wolał nie sprawdzać, jak duży debet zrobiłaby w ramach zemsty za zmuszenie jej do pójścia na tę imprezę, wyjął więc kilka banknotów.
    — Pięćset powinno wystarczyć. Możesz kupić coś jeszcze, jeśli chcesz. Są twoje — powiedział, przesuwając pieniądze po blacie w jej stronę. Zamknął portfel i wcisnął go do kieszeni, siadając przy stole. Zgarnął z talerza suchego naleśnika i zwinął go w rulonik. — Jeszcze jakieś specjalne życzenia? Dzień w spa z koleżankami? Nowe książki? Jeśli pójdziesz na tę imprezę i obiecasz mi, że będziesz się dobrze bawić, dam ci swoją kartę i będziesz mogła zaszaleć w jakiejś księgarni — uśmiechnął się kącikiem ust i odgryzł kawałek ciepłego ciasta.

    💸

    OdpowiedzUsuń
  19. Wzruszył ramionami, nie odpowiadając na jej stwierdzenie. Może i była nastolatką, ale Alex nauczył się, że w rozmowie z jakąkolwiek kobietą czasami lepiej przemilczeć pewne rzeczy, bo nigdy nie wiadomo, w jaki sposób coś odbierze. Jak teraz. W żadnym momencie nie powiedział, że jej życie jest żałosne. Dopowiedziała coś sobie i się tego trzymała, nawet kiedy powiedział wprost, że niczego takiego nie stwierdził. No cóż. Widać miała coś wspólnego ze swoją matką.
    Parsknął cicho, nie patrząc na nią.
    — Udam, że wcale tego nie powiedziałaś, chociaż teraz zdecydowanie powinienem cię uziemić — powiedział, kręcąc lekko głową. — Potrzebujesz — dodał i posłał jej kolejny uśmieszek.
    Patrzył na dziewczynę, przeżuwając swojego naleśnika i śmiejąc się w duchu do siebie samego. Mógłby się teraz z kimś założyć, że prośba o kasę miała go zniechęcić do tego całego pomysłu z wysłaniem jej na imprezę. Jednak Alex nie miał problemu z wręczeniem jej gotówki. Nawet gdyby nie miał żadnych oszczędności, wciąż dałby jej te pieniądze. Bo to był pierwszy raz, gdy Bailey go o coś poprosiła. Nie był aż takim dupkiem, żeby nie spełnić jedynej skierowanej do niego prośby.
    — Nie oddasz. Zachowaj je — odpowiedział i skinął lekko głową na jej podziękowanie.

    Na szczęście zorganizowanie wyścigu na ostatnią chwilę nie stanowiło większego problemu. Było mnóstwo ludzi, których to kręciło, wystarczyło więc poinformować dwóch czy trzech znajomych o swoich zamiarach, a oni zajmowali się resztą. Czas, gdy Bailey była na zakupach, Alex wykorzystał na sprawdzenie auta, które stało w wynajętym garażu w Camden. Wrócił dość szybko, żeby wyrobić się przed dziewczyną. Nie przygotowywał się jakoś szczególnie. Jedynie dresy zmienił na jeansy i narzucił na siebie skórzaną kurtkę, która nie ograniczała ruchów. Przed siódmą był gotowy do odwiezienia Bailey na imprezę, czekał więc w holu, grzebiąc w telefonie. Podniósł wzrok, gdy usłyszał kroki dziewczyny na schodach i… I znieruchomiał. Poruszały się jedynie jego oczy, kiedy mierzył spojrzeniem jej sylwetkę. Nigdy wcześniej nie widział jej w takim wydaniu. To nie tak, że nie wiedział, że jest ładna. Wiedział doskonale. Ale miał ją za dziecko. Poznał jej matkę, gdy miała czternaście lat i w jego umyśle wciąż była tamtą dziewczynką. Słodką, uroczą, cichą, nienoszącą wyzywających ciuchów.
    Ta sukienka może też nie była jakaś bardzo wyzywająca, ale… Ale sprawiła, że Bailey wyglądała inaczej. Nie jak nastolatka, ale jak młoda dorosła kobieta.
    Teraz jest dobry czas na to, żeby przestać się na nią gapić, Row…
    — Gotowa? — rzucił, otrząsając się z transu i odpychając się od ściany, o którą opierał się ramieniem. Wsunął na nogi tenisówki i wcisnął telefon do kieszeni spodni. — Pięknie wyglądasz, Bailes — dodał, uśmiechając się. Zdecydowanie za pięknie dla swojego dobra, dodał w myślach. — Chociaż… Mogę? — spytał i podszedł do niej powoli, po czym sięgnął do związanych włosów. Powoli zdjął z nich gumkę i rozłożył pasma, układając je tak, że wyglądała… Cóż, jeszcze lepiej. — Teraz jest idealnie — stwierdził cicho i zerknął w jej jasne oczy, wygładzając kosmyk opadający przy jej twarzy. — Panie przodem — dodał po chwili, odsuwając się z przejścia i wskazując dłonią drzwi.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  20. Roześmiał się w duchu na widok jej rumieńców. Musiał przyznać, że jej zawstydzenie było urocze, choć mógł się tego po niej spodziewać. Nie to, żeby ją jakoś dobrze znał. Nigdy wcześniej nie spędzali ze sobą za dużo czasu, nie było więc okazji, żeby się poznać, ale wiedział, że Bailey jest nieśmiała. Pomijając wszystko inne, zaróżowione policzki do niej pasowały.
    Wywrócił oczami, dostrzegając, jak poprawia sukienkę, mimo że ta nie odsłaniała zbyt wiele. Miał ochotę odciągnąć jej ręce od materiału, ale to chyba byłoby bardzo nie na miejscu, więc zacisnął jedną dłoń na kluczykach, a drugą wsunął do kieszeni spodni, powstrzymując się przez głupim, pochopnym działaniem.
    — Właściwie to tak, dobrze, że o tym wspominasz — powiedział, zatrzaskując za sobą drzwi domu, gdy wyszli na zewnątrz. Podążył za Bailey do swojego samochodu, który stał na podjeździe. — Druga w nocy to minimum. A jutro jest niedziela, więc raz mogłabyś pospać trochę dłużej i odpocząć — zauważył, wsiadłszy do środka. Odpalił auto i wskazał na nawigację. — Adres — mruknął tonem niepozostawiającym miejsca na dyskusję. Chwilę później ruszył we wskazanym kierunku.

    Wjechał w tłum, uśmiechając się do siebie, gdy liczne dłonie zaczęły uderzać w maskę jego samochodu. Krzyki, pisk opon i głośna muzyka docierały do niego, nawet jeśli wciąż znajdował się w środku. Uwielbiał takie powitania. Uwielbiał wszystko, co wiązało się z wyścigami. Branie w nich udziału było najbliższym temu, co przeżywał na pokładzie myśliwca. I igraniu ze śmiercią. Życie w Mariesville było kurewsko nudne i gdyby nie znalazł odskoczni w postaci tych wieczorów, już dawno by zwariował. Zwariowałby również dziś, jeśli Bailey nie poszłaby na imprezę, a on nie mógłby się tutaj pojawić. Aż zaczął się zastanawiać, czy nie byłoby warto kupić jej jakiegoś niewielkiego prezentu w podziękowaniu za to, że wyszła, ale… To byłoby chyba podejrzane, prawda? Nie powinien tak bardzo się cieszyć, że poszła na imprezę, zwłaszcza, że nie byli ze sobą blisko. Właściwie nie było między nimi żadnej relacji, jedynie względna tolerancja.
    Zaparkował niedaleko prowizorycznego toru, wrzucił obrączkę do schowka, bo w trakcie tych wieczorów nie był ani mężem, ani ojczymem, ani spokojnym mieszkańcem Mariesville i wysiadł. Smród palonej gumy i benzyny natychmiast dotarł do jego nozdrzy. Odchylił głowę, zaciągnął się mocno i uśmiechnął. Dla tego właśnie wciąż żył. Dla tego udawał wzorowego obywatela. Tylko w tym znajdował sens.
    — Jadę pierwszy — oznajmił, dotarłszy do prowizorycznego stanowiska zajmowanego przez Skippy’ego. Tak, to był właśnie tego typu koleś jak w filmach. Niski, brzuchaty, z długimi przetłuszczonymi włosami i w okularach jak denka od butelek. W ogarnianiu liczb jednak nie miał sobie równych, choć Alex nie startował dla kasy. Wszyscy inni natomiast…
    — Alex! — zawołał Skippy i podniósł się, żeby przywitać się z Banksem ponad stołem. — Właściwie Rory chciał startować pierwszy z Chrisem… — dodał po chwili, na co Alex uniósł brew. — …Ale jestem pewien, że jakoś uda się to…
    — Jadę pierwszy. Z Rory’m — brunet przerwał chłopakowi i rozejrzał się w poszukiwaniu tego, który był solą w jego oku. Rory jako jedyny mógł z nim konkurować. Wygrywali ze sobą naprzemiennie, ale Alex był dziś tak nabuzowany, że chciał go rozwalić. Niewykluczone, że również w sensie dosłownym. — Załatw to, Skippy — dodał i nie czekając na odpowiedź, ruszył w tłum.

    🏎️

    OdpowiedzUsuń
  21. Alex nie tracił czasu. Chciał to poczuć już, skupił się więc na dotarciu z powrotem do auta i ustawieniu go na starcie. Miał w dupie to, kto w jakiej kolejności chciał się ścigać, Banks był organizatorem, więc nie obejmowały go żadne kolejki. Na szczęście Skippy stanął na wysokości zadania, a obok Alexa chwilę później zjawił się Rory z tym swoim zarozumiałym uśmieszkiem, który mężczyzna chętnie starłby mu z twarzy pięścią. Rory miał dwadzieścia dwa lata i był jednym z tych bananowych dzieci z Camden. Rodzice posłali go na studia, które totalnie zlewał, żył na ich garnuszku i pojawiał się na każdym wyścigu, jakby nie miał zajęć na uczelni gdzieś w innym stanie. Alexa wkurwiało, że ten chłystek był dobry. Nie było tajemnicą, że się nie lubili. Nie było też tajemnicą, że zbliżał się moment, w którym któryś z nich straci cierpliwość i zabije na torze tego drugiego.
    — Hej, Alex? — odezwał się Skippy, gdy doturlał się do auta mężczyzny. Okno było otwarte, więc Banks słyszał go bez większych problemów, choć z nienawiścią wpatrywał się w Rory’ego gazującego swój samochód. Debil.
    — Co tam, Skippy? — mruknął, nie racząc go nawet spojrzeniem. Uraczył nim natomiast dziewczynę, która wyszła na tor z czerwoną chustką w ręce i stanęła między samochodami.
    — Przypomnij mi, jak wygląda córka twojej żony? — spytał chłopak, wpatrując się gdzieś za siebie. To zaalarmowało Alexa. Popatrzył na Skippy’ego ze zmarszczonym czołem.
    — Szczupła blondynka, duże niebieskie oczy, ładny uśmiech. Patrzy na wszystkich, jakby chciała zniknąć — odpowiedział, przenosząc wzrok z powrotem na dziewczynę, która wyciągnęła rękę w górę. Zacisnął jedną dłoń na kierownicy, a drugą wbił bieg. — Dlaczego pytasz?
    — Bo Drew twierdzi, że przed chwilą na nią wpadł. Jest w pierwszym rzędzie razem z jakimiś gówniarzami — wyjaśnił Skippy, Alex nie miał jednak czasu zastanowić się nad jego słowami, bo dziewczyna opuściła chustkę gwałtownym ruchem. Skippy odskoczył od okna, a Alex razem z Rory’m wystartowali z piskiem opon. Wyrzut adrenaliny był gwałtowny, ale nie tylko wyścig był tego przyczyną. Na tyle, na ile mógł, brunet rozejrzał się po tłumie, który właśnie mijał. I dostrzegł ją w połowie jego długości.
    — Kurwa mać! — wrzasnął, uderzając dłonią w kierownicę. Docisnął gaz, ale nie po to, żeby wygrać. Chciał po prostu już dotrzeć do mety. Co ona tu robiła? Jakim cudem się tutaj znalazła? Nie chciała iść nawet na pieprzoną imprezę, do nielegalnego wyścigu tym bardziej więc pasowała jak pięść do nosa. Musiał ją stąd zabrać. Coś mogło jej się stać. Samochód mógł wypaść z toru i wjechać w tłum, ktoś mógł jej czegoś dosypać do picia, tak wiele rzeczy było tu niebezpiecznych, a on był za nią odpowiedzialny.
    Przepychanki z Rory’m zeszły na dalszy plan, zwłaszcza, gdy zostawił go w tyle, niemal wypadając z zakrętu. Do mety dotarł w rekordowym tempie. Wypadł z samochodu, nawet nie gasząc silnika i szybkim krokiem ruszył w tłum, prosto do miejsca, w którym wcześniej widział Bailey. Ludzie piszczeli, krzyczeli, gratulowali, ale zupełnie ich zignorował. Dotarłszy do dziewczyny, chwycił ją mocno za nadgarstek i wyciągnął z plątaniny ciał, prowadząc do miejsca, w którym byłoby trochę ciszej. Zwolnił dopiero za rzędem zaparkowanych na poboczu polnej drogi samochodów i oparł ją o drzwi jednego z nich.
    — Co ty tu, do kurwy nędzy, robisz, Bailey?! — wycedził, dysząc ciężko i patrząc na nią tak, jakby chciał ją poszatkować.

    😤

    OdpowiedzUsuń
  22. Gdyby nie to, że zawiadomieniem służb ściągnąłby problem na głowę głównie sobie, bez wahania podpieprzyłby tych gówniarzy, gdzie trzeba. Nie był kretynem, wiedział, że dzieciaki przychodziły tutaj, żeby obejrzeć wyścigi, napić się alkoholu i po prostu wyszumieć, ale te konkretne dzieciaki miał ochotę zabić za to, że zabrały tutaj Bailey. Kiedy wyganiał ją na imprezę, nie miał na myśli takiej imprezy. Pytanie, na ile dziewczyna była świadoma tego, dokąd się udaje i to przed nim zataiła. Powinien ją uziemić i to nie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Zabierze jej książki. Zamknie ją, kurwa, w pokoju. Tylko szkoła i nic więcej.
    — Tak, Bailey, co ty tutaj robisz! — wycedził przez zaciśnięte zęby. To, że wycelowała w niego palcem, jakby go o coś oskarżała, wkurwiło go jeszcze bardziej. Ponownie złapał ją więc za rękę i opuścił ją gwałtownym ruchem, oddychając ciężko. — Na imprezę, a nie na wyścig do Camden! Niby jesteś taka otwarta odnośnie do tego, co robisz, ale jakoś nie przyszło ci do głowy, żeby mi powiedzieć, że to jednak nie jest zwykła impreza! — wykrzyczał i odsunął się gwałtownie. Wplótł palce w swoje włosy i zaczął krążyć po polnej drodze szybkim krokiem, co jakiś czas zerkając na Bailey i mrucząc coś do siebie pod nosem. — Kurwa, co ja mam teraz z tobą zrobić? — jęknął, zatrzymując się i z odchyloną do tyłu głową patrząc w niebo, jakby tam miał znaleźć odpowiedź. — Powinienem cię odstawić do domu, ale nie mogę przegrać walkowerem. Co za… Ugh — warknął do samego siebie. W końcu ponownie podszedł do dziewczyny, oparł rękę na dachu samochodu i nachylił się nad nią.
    — Słuchaj… Mój drugi samochód jest w centrum. Zawiozę cię i zaczekasz w nim, aż wszystko tutaj się skończy, potem wrócimy razem do domu. Mam jeszcze cztery wyścigi, to zajmie z przerwami i przygotowaniami jakieś dwie godziny, nie więcej — powiedział szybko, zastanawiając się jednak w głębi duszy, czy to na pewno dobry pomysł. Już otworzył usta, żeby podsunąć jej, by zamówiła ubera na jego koszt, ale w tej samej chwili rozległ się zniekształcony przez megafon głos, który ogłaszał, kto wystartuje jako następny i że zawodnicy mają minutę, by ustawić się na starcie. — Dobra, nieważne. Idziesz ze mną — mruknął, w sekundę zmieniając zdanie. Pomysł może nie był najlepszy, ale wolał, by Bailey była z nim w samochodzie niż wracała do znajomych, którzy mogli mieć już w czubie albo być pod wpływem jakichś substancji. Alex chociaż był trzeźwy.
    Chwycił ją za dłoń i pociągnął z powrotem w tłum.
    — Żeby sprawa była jasna, Bee… Ani słowa twojej matce. Ani o tym, że tu byłaś, ani o tym, że ja tu byłem, a już na pewno nie o tym, co za chwilę się wydarzy — zerknął na nią przez ramię, nie zwalniając kroku.

    🤫

    OdpowiedzUsuń
  23. Serce biło jej coraz szybciej i coraz mocniej, w miarę, jak pies nie wracał. Rudie był jedyną żywą istotą, która ją kochała i sama myśl, że miałaby go stracić wywoływała w niej niemalże atak paniki. Wyrzuciła niedopałek na ziemię i mocno zdeptała butem, nie chcąc spowodować pożaru, a następnie wyjęła kolejnego papierosa z paczki, podpaliła go zapalniczką i ruszyła przed siebie, ciągle nawołując psa. Była zła na siebie, że puściła go zupełnie luzem, bez smyczy, ale na swoje usprawiedliwienie miała fakt, że Rudie zawsze trzymał się blisko niej i zawsze wracał na dźwięk swojego imienia. Skoro nie przybiegł, Jacynth momentalnie zaczęła gryźć się myślą, że na pewno coś mu się stało.
    Wiatr szarpał jej jasne włosy, a pod szkła okularów wrzucał jakieś okruchy, piasek lub inny pył, który dostawał się jej do oczu. W normalnych okolicznościach byłaby okropnie wkurzona, ale te okoliczności, niestety, nie były normalne. Po głowie kołatało jej się tylko jedno: nie mogła stracić Rudiego. Po prostu nie mogła. Chyba popełniłaby samobójstwo z żalu i wściekłości na samą siebie. Żałowała, że nie ma ze sobą prochów, które mogłyby ją uspokoić i wyrwać z łap nadciągającej wyraźnie histerii. Albo chociażby leków; te zostawiła w domu u dziadków, nie myśląc o nich kompletnie, kiedy ratowała się ucieczką przed niechcianą wizytą. Na samo wspomnienie tej sytuacji przeszedł ją dreszcz. Brr, gdyby miała teraz siedzieć z tą idealną, ułożoną dziewczyną, którą tak zachwycała się jej babcia… prawdopodobnie w nadziei, że wnuczka weźmie z niej przykład. Jak gdyby nie rozumiała, że im częściej chwali się kogoś nielubianego, tym bardziej podsyca się odczuwalną wobec niego niechęć.
    Dla Jacynth Bailey była smarkulą o sztucznie przesłodzonym charakterze, dziecinna, pozbawiona pazura buntowniczki. Kompletnie różniła się od towarzystwa, z którym przebywała w mieście i czuła się przy niej tak, jakby patrzyła na dziecko z podstawówki. Chociaż była tylko niecały rok młodsza. W myślach zabawiała się obstawianiem, jakich nielegalnych rzeczy Bailey nie zaliczyła i z pewnością nigdy nie zaliczy; kupno alkoholu, picie alkoholu, papierosy, seks w pustej klasie w szkole, kradzież albo bójka. Nie potrafiła postawić jej w żadnej z tych sytuacji.
    I oto była, jak gdyby wyczarowała ją myślami — wyrosła tuż przed jej nosem, głaszcząc zadowolonego z siebie Rudiego. W duchu odetchnęła z ulgą, że pies jest cały i zdrowy, natomiast na zewnątrz cała aż spięła się z niechęci.
    — Sorry, możesz oddać mi psa? — spytała, zachodząc ją od tyłu i siląc się na neutralny ton.

    Jacynth

    OdpowiedzUsuń
  24. W tej chwili ani trochę jej nie wierzył. Myślał w ten sposób, że podczas swojego pierwszego wyjścia na imprezę (na pewno od kiedy ją znał) musiała od razu polecieć na grubo. Nie żadna domówka ze znajomymi, nawet nie impreza w klubie, co jeszcze jakoś by zrozumiał. Jakimś cudem jej znajomi wkręcili się na nielegalne wyścigi, które organizował sam Alex.
    Ironia losu była tak popieprzona, że kiedy oparł rękę o samochód, odrzucił głowę do tyłu i zaczął się śmiać pozbawionym wesołości śmiechem.
    — Nie wiedziałaś. No jasne. I pewnie zaciągnęli cię tu siłą — parsknął. Ponownie się nad nią nachylił, próbując doszukać się w jej twarzy fałszu, triumfu, czegokolwiek, co świadczyłoby o tym, że o wszystkim wiedziała i chciała go zdemaskować przed swoją matką. Cóż, Alex był trochę paranoikiem, ale trudno mu się dziwić, prawda? Stale musiał oglądać się za siebie, zastanawiać się, czy nikt go tutaj nie znajdzie. To tak mocno wpływało na jego psychikę, że odbijało się również na życiu rodzinnym.
    — Mylisz się. Jesteś. W tym momencie jesteś cholernie dużym problemem — syknął, nie dając jej powiedzieć nic więcej. Niewiele sobie robił z jej oporu, trzymał jej rękę pewnie i mocno, ciągnąc w stronę swojego auta, w którym musiał znaleźć się jak najszybciej. Teoretycznie mógłby sobie darować resztę wyścigów, ale po pierwsze był na to zbyt dumny, a po drugie nigdy nie wiedział, jacy ludzie na niego postawili. Wolał, by się na nim nie mścili za ucieczkę z toru.
    — Och, w to nie wątpię. Zwłaszcza w miejsca, w których nie powinnaś się znaleźć — warknął, zaciskając palce mocniej. — Przestań się szarpać! — nakazał, odwracając się do niej gwałtownie. Dyszał ciężko ze zdenerwowania i przez próbę zaciągnięcia jej do auta. Najłatwiej byłoby po prostu przerzucić ją sobie przez ramię i zanieść, ale nie chciał robić aż takiej sceny.
    Zmierzył ją krytycznym spojrzeniem, potem obejrzał się przez ramię na grupkę jej znajomych, a na sam koniec ponownie popatrzył na nią i z zaciśniętymi zębami wypuścił jej rękę ze swojego uścisku.
    — Dobra — wycedził. — Ale wsiadasz do auta. I nawet nie próbuj żadnych numerów, bo inaczej cię tam zaniosę i dopiero wtedy poczujesz co to wstyd — wycelował w nią palcem, po czym obrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył do samochodu, ignorując Skippy’ego, który w którymś momencie podbiegł i coś zaczął mówić. Alex jedynie warknął coś w odpowiedzi, nie zwalniając. Wsiadł do samochodu i trzasnął drzwiami tak mocno, że niemal zbił szybę. Odpalił silnik i zacisnął dłonie na kierownicy, czekając, aż Bailey łaskawie do niego dołączy na siedzeniu pasażera. Mogło się to wydawać nieodpowiedzialne, w końcu martwił się o jej bezpieczeństwo, a teraz zmuszał do tego, żeby wsiadła razem z nim do samochodu i wzięła udział w wyścigu. Ale Alex był pewny swoich umiejętności i wiedział, że będąc obok niego będzie bezpieczniejsza niż tkwiąc w tłumie, w który ktoś mógł w każdej chwili przypadkiem wjechać.

    😤

    OdpowiedzUsuń
  25. — Jak to nie byłaś zaproszona? Dlaczego mi nie powiedziałaś? — warknął. Teraz byłby na nią wściekły za cokolwiek, nawet za to, że ktoś nie zaprosił jej na imprezę. I że mu o tym nie powiedziała. Może wówczas wymyśliłby jej coś innego. Zagadałby z właścicielem biblioteki, żeby pozwolił jej pobuszować w książkach przez całą noc. Albo podrzuciłby ją do jakiejś koleżanki. Było dużo miejsc, do których mogłaby się udać i przez jakiś czas nie wracać, żeby on mógł niezauważony opuścić dom i wziąć udział w wyścigu. Myślał, że była zaproszona, tylko nie chciała iść na imprezę, bo nie. — To już słyszałem — wywrócił oczami.
    Słuchał tego, co miała do powiedzenia i wkurwiał się coraz bardziej. Z minuty na minutę dokręcała śruby, o których istnieniu nie mogła mieć pojęcia, a jednak to robiła. Bo częściowo miała rację. Nie z tym, że zdradzał Barbrę, nigdy tego nie zrobił, choć nie dlatego, że nie miał na to ochoty, po prostu wiedział, że w tym małym miasteczku informacja o tym dotarłaby do niej bardzo szybko. Nie czuł jednak do tej kobiety nic głębszego. Wręcz czuł ulgę, gdy nie spędzali ze sobą czasu. I nie miał ochoty na zabawę w dom. Nigdy. Wciąż nie rozumiał, jakie procesy myślowe zaszły w jego mózgu, że postanowił się z nią ożenić. Chyba po prostu… Związek z nią był wygodny. Normalny. I różnica wieku przestała już wzbudzać tak silne emocje w mieszkańcach Mariesville. Można więc powiedzieć, że przywykł do rutyny, która wiązała się z Barbrą.
    Ale gdyby mógł cofnąć czas i zrobić to wszystko inaczej… Jego życie by tak nie wyglądało.
    — Co ty sugerujesz, hm? — spytał znacznie ostrzej niż zamierzał. — To nie jest twoja sprawa, co robię w swoim wolnym czasie. Tak samo jak moje życiowe wybory. Pilnuj swojego własnego nosa, Bailey. A jeśli piśniesz słówko o tym, że mnie tu dzisiaj widziałaś, ja też nie będę siedział cicho — warknął, celując w nią palcem i cofając się w stronę auta.
    — Byłbym bardziej, gdyby wcale cię tu nie było — burknął i ruszył na linię startu, powoli ustawiając auto we właściwej pozycji. — Och, nawet nie masz pojęcia. Wyrwałyby ci włosy, żeby siedzieć na twoim miejscu — powiedział, nic sobie nie robiąc z jej sarkazmu. Zerknął na nią krótko, szybko wracając spojrzeniem do dziewczyny, która miała rozpocząć następny wyścig. — Lepiej się trzymaj — doradził, zanim ruszył z piskiem opon.

    Chciał jak najszybciej znaleźć się z powrotem w domu. Gdyby nie to, że miał pasażerkę, jeździłby znacznie mniej ostrożnie, ale pamiętał, że obok ktoś siedzi. Po ostatniej rundzie nie wysiadł, żeby pogadać ze Skippy’m i odebrać od niego pieniądze, nie pozwolił też Bailey pożegnać się ze znajomymi, po prostu ruszył w kierunku Camden, żeby zmienić sportowe auto na to, którym mieli wrócić do Mariesville. Zaparkował w ciemnym garażu i zgasił silnik. Przez chwilę słyszał jedynie ich oddechy; jego własny był ciężki i niespokojny. Zamiast się odstresować, był jeszcze bardziej zdenerwowany.
    — Czego chcesz w zamian za milczenie przed matką? — zapytał cicho, uznając, że najlepiej od razu przejść do rzeczy.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  26. Telefon zerwał ją niemal na równe nogi. Zaskoczona, Olivia usiadła na łóżku, przez pierwsze sekundy nie wiedząc, co się dzieje. Rozejrzała się, chcąc zlokalizować źródło dźwięku, po chwili znajdując telefon głęboko pod poduszką. Musiała go tam wepchnąć podczas snu, ale to w tej chwili było najmniej ważne.
    Dochodziła piąta nad ranem, była niedziela. Dzień, w którym Olivia miała choć na chwilę odpocząć, złapać oddech. Tak dawno nie miała już dnia wolnego, praktycznie od kiedy tylko wróciła do Mariesville, a to oznaczało od dobrych trzech miesięcy, ciągle coś robiła, była czymś zajęta. Jak nie kliniką, to jeździła po ludziach, których zwierzęta potrzebowały pomocy. Z pracy od razu lądowała w drugiej, czyli w stajni. Farma zawsze wymagała dodatkowych rąk do pracy, a tych ostatnio było jak na złość mało.
    W końcu odebrała, zachrypniętym głosem mówiąc ciche „słucham”. Nie znała numeru, choć po chwili już wiedziała, z kim rozmawia i w czym był problem.

    Równo pół godziny później zjawiła się na jednej z miejscowych farm, bo właściciel cielaka, który niedawno się urodził, był totalnie załamany i nie wiedział już co robić. Wchodząc do obory, na samym jego końcu zobaczyła małą puchatą krówkę, którą kilka dni temu odrzuciła matka. Na szczęście cielak został dość dobrze zaopiekowały w pierwszej dobie życia, co było dla niego najważniejsze, ale mimo wszystko wydawał się dość słaby. Miał problemy z jedzeniem, a Theodor Soledad nie miał zbyt wiele czasu, aby zająć się wychowaniem malucha. Olivia jęknęła w duchu, jednak wiedziała, że odmówić nie może w żaden sposób. Po pierwsze, i chyba jedyne, sumienie jej na to nie pozwalało. Nie wiedziała jak, ale musiała zająć się cielaczkiem, który spoglądał teraz na nią z zaciekawieniem. W głowie zaświtała jej myśl, jak to wszystko ze sobą pogodzić, a podświadomość podpowiadała jej, że to wszystko może się udać, i wątpiła, że z ust tej jednej osoby usłyszy odmowę. Umówiła się więc z właścicielem, że jeszcze dzisiaj maluch zostanie przywieziony do Mitchell’s Horse Farm. Kiedy wracała, napisała krótkiego smsa do Bailey z prośbą, żeby pojawiła się Uniejów domu najszybciej, jak tylko będzie mogła.

    Bailey Quinn była tą dziewczyną, która przywodziła jej na myśl tylko ciepłe uczucia. Lubiła ją, i jej obecność w klinice czasami bardzo mocno pomagała Olivia. Bailey miała w sobie ogromną miłość do zwierząt i dobre podejście do nich. Była miła, wesoła i miała w sobie ciepło, a Olivia czasami łapała się na tym, że były ze sobą bardzo podobne. Olivia również kochała to miasteczko, ale tak jak Bailey miała ochotę wyrwać się stąd i poznać kawałek świata.
    Lubiła ją. Lubiła jej spokój, dobry humor i zaraźliwy śmiech, który niejednokrotnie wypełniał klinikę weterynaryjną, kiedy już były same.

    — Bailey! — zawołała, widząc w oddali sylwetkę nastolatki, kiedy przekroczyła próg bramy. Pomachała do niej, upijając łyk chłodnej już kawy, po czym ruszyła w jej stronę. Ubrana swobodnie, w za dużą bluzę, cieplejsze spodnie i wysokie kalosze. To była farma, tu nie było miejsca na strojenie się.
    — Dzięki, że przyszłaś, Mała. Muszę Ci coś pokazać, i w sumie prosić Cię o pomoc, bo gdybym chciała, to i tak się nie rozdwoję — powiedziała, kiedy w końcu stanęła oko w oko z Bailey Quinn. Olivia uśmiechnęła się, nieco rozbawiona. Widziała to pytające spojrzenie ze strony blondynki.
    — Chodź do stodoły. Ale błagam, tylko nie piszcz — poprosiła, ruszając w stronę budynku. Olivia Mitchell bardzo dobrze wiedziała, jak Bailey mocno marzyła o takiej puchatej krówce. A ona chyba po części to marzenie jej spełniła.
    Muuuu 🧡🐮

    OdpowiedzUsuń
  27. — No tak, masz rację. Co mnie interesuje twoje życie, nie? Wcale nie mieszkamy pod jednym dachem i nie jestem twoim jebanym ojczymem, nie mam prawa się wtrącać — syknął, marszcząc nos. Wiedział, że miała rację, olewał ją. Ale teraz był tak wściekły, że oskarżyłby ją o wszystko, nawet o wybuch pieprzonej trzeciej wojny światowej i spadek wartości dolara.
    — To nie jest twój interes, Bailey — warknął, a potem po prostu obrócił się na pięcie i ruszył do samochodu.

    Nie wiedział, co się za chwilę wydarzy. Wiedział natomiast, że jego życie tak czy inaczej się zmieni. Bo albo Barbra się z nim rozwiedzie, gdy już się o wszystkim dowie, a to oznaczało samotność, albo razem z Bailey będą mieli sekret, a on da jej powody ku temu, żeby mogła go szantażować. Nie żeby spodziewał się czegoś takiego po dziewczynie, według niego była zbyt spokojna i grzeczna na takie zagrania, ale… Ale nie spodziewał się też, że zobaczy ją wśród widowni na nielegalnym wyścigu, więc równie dobrze mógł się mylić. Wprawdzie nie znalazła się tam z własnej woli, jak twierdziła, ale fakt pozostawał faktem.
    Zacisnął dłonie na kierownicy, czekając na to, co dziewczyna odpowie. A kiedy w końcu się odezwała, na chwilę przestał oddychać. Jego ciało zesztywniało tak bardzo, że równie dobrze można by go pomylić z kamieniem.
    — Słucham? — zapytał w końcu, otrząsając się z szoku. Przynajmniej częściowo, bo wyjście z tego stanu wydawało mu się w tej chwili bardzo trudne. Z jednej strony miał Bailey w takiej wersji, którą znał: grzeczną uczennicę, idealną córkę, dziewczynę, dla której doba była za krótka, bo miała tyle dodatkowych zajęć. A z drugiej miał słowa, które właśnie do niego wypowiedziała.
    I to był tak ogromny, komiczny kontrast, że Alex w końcu parsknął krótkim śmiechem.
    — Nie mówisz poważnie — rzucił i obrócił się na fotelu w jej stronę, opierając lewe przedramię na kierownicy. Pochylił się lekko, przyglądając się jej twarzy. A raczej konturowi twarzy, bo w garażu było zbyt ciemno, żeby dostrzec cokolwiek więcej. — Ty… — urwał, nie dostrzegając na jej twarzy oznak tego, że mogła robić sobie z niego żarty. Zatem on też spoważniał. — Nie. Nie ma takiej opcji. Masz pojęcie, co może ci się tam stać? Jacy ludzie przychodzą na te wyścigi? Nie wspominając o tym, że nie wszyscy jeżdżą tak jak ja i ktoś mniej doświadczony może stracić panowanie nad samochodem i wjechać w tłum. W którym byłabyś ty. Nie. Po prostu nie. Wymyśl coś innego — nakazał, obracając się i otwierając drzwi, żeby wysiąść. Zaczekał, aż Bailey zrobi to samo i zamknął auto. — Zażycz sobie czegokolwiek oprócz tego…. Opłacę ci studia, żebyś nie musiała liczyć wyłącznie na stypendium. Dostaniesz pieska, kotka, nowy regał na książki, czy co tam sobie wymyślisz, ale nie pojawisz się więcej na żadnym wyścigu, Bailey — powiedział pewniej, otwierając dla niej drzwi od strony pasażera drugiego samochodu.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  28. Ze strony Bailey spodziewała się każdej reakcji. Oliwia była wręcz na nią gotowa i nawet się nie zdziwiła, kiedy z ust dziewczyny wyrwał się pisk. Bailey Quinn tyle razy mówiła jej puchatych krówkach, że Liv powoli zaczynała twierdzić, że jej młoda pomocnica ma obsesje. Lekką bo lekką, ale miała nadzieję, że nie przerodzi się w coś większego.
    Oliwia uśmiechnęła się z rozbawieniem, spoglądając w stronę młodego cielaczka. Chyba czuł się całkiem dobrze w towarzystwie koni. Sprawiał wrażenie, jakby cała ta sytuacja jakoś nie bardzo go obchodziła. Zwierzak zwrócił głowę w stronę Bailey, po czym zamruczał dość głośno, jakby na odpowiedź jej pisku, a wtedy Olivia już nie wytrzymała, śmiejąc się z całej tej sytuacji.
    — Cóż, obrzydliwy to on chyba nie jest— stwierdziła, opierając się o metalową bramkę boksu, w którym znajdował się karmelowy cielak.
    — Ma dopiero kilka dni, ale matka go odrzuciła, a stary Soledad nie ma czasu, żeby go odchować. Nie miałam serca, żeby zostawić tego malucha na pastwę losu, ale teraz w sumie nie wiem co z nim zrobić. Znaczy, na początek musimy zadbać o to, żeby go wykarmić. Dlatego chciałam się z Tobą właśnie zobaczyć, Bailey — zaczęła, spoglądając w stronę blondynki. Zlustrowała uważnie jej twarz, na dłuższą chwilę zatrzymując spojrzenie na roziskrzonych od emocji oczu.
    — Jak sama wiesz, mam dość dużo pracy w klinice. Muszę ją wyprowadzić na prostą, gdy tata dostał zawału, wszystko jakoś poupadło. Do tego jest jeszcze stadnina, a ostatnio jakoś brakuje nam rąk do pracy — wyjaśniła, wyciągając rękę w stronę cielaka, który z chęcią zbliżył się w stronę Olivii, pozwalając, by młoda kobieta pogłaskała go po pysku.
    — Pomożesz mi, Bee? Z nim? Wszystko Ci wyjaśnię i pokażę, ale to wiąże się z tym, że musiałabyś tu przychodzić. Zrozumiem, jeśli odmówisz, w końcu masz jeszcze inne zajęcia, szkołę, przyjaciół — dokończyła, znów spoglądając w stronę panny Quinn. Miała jednak cichą nadzieję, że Bailey nie odmówi jej pomocy. Jej ręce bardzo by się przydały w stadninie, Olivia co do tego akurat się nie myliła. Jednak, nie byłaby też w żaden sposób zła czy zdziwiona, gdyby blondynka jej odmówiła, przecież miała do tego prawo, a ona nie mogła wywierać na niej żadnej presji, to nawet nie przyszłoby Mitchell do głowy.
    — Potem będę musiała mu chyba znaleźć jakiś dom. Na chwilę obecną mamy za dużo zwierząt, krowa to kolejny wydatek. Jest słodka, owszem, ale jednak chyba nie będzie mogła tu zostać na stałe — powiedziała. Jakoś na razie nie myślała o tym, żeby cielak został w stadninie jako atrakcją dla dzieciaków. Owszem, kręciło ich się tu sporo, bo co rusz w stadninie były organizowane jakieś zajęcia edukacyjne, spotkania i różnego typu imprezy, ale Olivia nie myślała pod tym kątem. Zamyśliła się na moment, marszcząc przy tym lekko brwi.
    — Myślisz, Bailey, że to byłby dobry pomysł? Żeby został w stadninie? — zapytała w końcu, zwracając twarz w stronę nastolatki.
    Prosze nazwać krówkę 🐮

    OdpowiedzUsuń
  29. Udawał, że nie słyszy jej pytania, choć słyszał je bardzo wyraźnie, jako że byli całkiem sami w zamkniętym garażu. Zignorował je jednak, wysiadając z auta, ale kiedy Bailey pojawiła się przed nim i spojrzała mu w twarz, mówiąc dalej, nie mógł już pozostawić tego bez odpowiedzi. Spojrzał prosto w jej jasne oczy i… I nawet w słabym świetle dostrzegł, że wyglądają jakoś inaczej. Nie były tak puste jak zazwyczaj…. Nie wyglądały jak jego własne, zanim zaczął organizować wyścigi.
    Ale to przecież niemożliwe. Bailey i on nie byli do siebie ani trochę podobni. Szantażem zmusił ją do pójścia na imprezę, podczas gdy sam nie potrzebowałby namawiania. Nie mieli wspólnych tematów, rzadko rozmawiali i tak naprawdę zupełnie się nie znali, choć mieszkali pod jednym dachem już kilka lat. Czy to możliwe, że… Że jego pasierbica była do niego bardziej podobna, niż mogłoby się wydawać?
    — To wbrew zasadom — wypalił w końcu. Była to oczywiście bujda. Poza tym to Alex ustalał zasady. Ale Bailey z pewnością o tym nie wiedziała. I nie zamierzał dopuścić do tego, by dowiedziała się, że to on był organizatorem. Branie udziału w czymś takim to jedno, ale gdyby wiedziała, że stał za tym wszystkim… Słyszał w wyobraźni zgrzyt zaciskanych na jego nadgarstkach kajdanek, bo był pewien, że szybciutko naprowadziłaby na niego gliny. — Tak jak dzisiaj, kiedy mi się wyrywałaś i nie chciałaś za mną iść, nawet jeśli dbałem o twoje bezpieczeństwo? Jakoś tego nie widzę — prychnął. Oparł przedramię na szczycie drzwi i przestąpił z nogi na nogę, tracąc cierpliwość. Wywrócił też oczami. Miał ochotę zwyczajnie wepchnąć ją na siedzenie, nie zwracając uwagi na ewentualne protesty, ale nie dotykał kobiet w ten sposób. Choć Bailey potrafiła poruszyć tę wrażliwą strunę w nim, która sprawiała, że niemal kipiał z wściekłości. Dotychczas nie podejrzewał, że to jest możliwe.
    Czekał na jej odpowiedź, ale uważał, że potwierdzenie z jej strony to tylko formalność. Przecież właśnie na stypendium tak ciężko pracowała, prawda? Podejrzewał, że nie chciała prosić Alexa o pieniądze. Dlatego sam jej je oferował.
    Ale dziewczyna ponownie go zaskoczyła. Zacisnął zęby i zadrżał z tłumionej złości. Znowu temat tej przeklętej krowy. Myślał, że wcześniej wyraził się wystarczająco jasno w tej kwestii.
    — Słucham? — warknął, opuszczając głowę i spoglądając na nią spod byka. — Poważnie? Odrzucasz ofertę opłacenia studiów i dajesz mi tak gówniany wybór, że równie dobrze mogłabyś zapytać, czy wolałbym umrzeć na dżumę czy czarną ospę? — potarł dłonią czoło. Zaczynał lekko drżeć z wkurwienia. Miał dość tego wieczoru. Nie dość, że nie zdołał się porządnie wyładować, bo miał pasażerkę, to jeszcze Bailey mocniej go nakręcała. — Wsiadaj, kurwa, do samochodu. Porozmawiamy w domu — wycedził, wskazując na wnętrze auta, do którego wciąż nie weszła. — Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę, bo nie chcesz poznać mojej nieprzyjemnej strony, Bailey…

    😤

    OdpowiedzUsuń
  30. — A jakie to ma znaczenie? Byłaś ze mną w samochodzie, bo tak zdecydowałem. Koniec tematu — mruknął z niezadowoleniem. Oczywiście, że w jakiś sposób się o nią martwił. Bo była córką jego żony i chciał, żeby była bezpieczna, zwłaszcza w jego towarzystwie. Wciąż miał ją za dziecko, za które był odpowiedzialny, nawet jeśli nie był jej prawdziwym ojcem. Czy zamierzał jednak przyznawać się do tego na głos? Absolutnie nie, jakkolwiek to o nim świadczyło.
    Uniósł brew, zaskoczony jej przeprosinami. Jeśli chciała go tym zmiękczyć, to… Cóż, trochę jej się udało, ale o tym również nie planował jej informować. Choć pewnie mogła to dostrzec, zważywszy, że jego sylwetka przestała być na moment tak sztywna i wyprostowana. Ale tylko na moment, bo mówiła dalej, a dalszy ciąg tej rozmowy już mu się tak bardzo nie podobał. Nie miał racjonalnego argumentu na to, dlaczego odmawiał jej tej krowy. Po prostu nie bo nie. Bo jej chciała, a jego z jakiegoś powodu to wkurzało.
    W tym momencie jednak podjęcie decyzji było niemożliwe. Nie chciał pieprzonej krowy, ale nie chciał też ponownie zabierać jej na wyścig. Znalazł się w impasie i nie miał pojęcia, która decyzja byłaby mniejszym złem. Dla niego, oczywiście, bo przecież nie dla niej. Jej samopoczucie nie miało żadnego znaczenia.
    — Nie każę ci czuć się świetnie. Ani dziękować. W ogóle nic ci nie każę robić poza przyjęciem tych pieniędzy i niewspominaniem nikomu o tym, czego dzisiaj byłaś świadkiem. Naprawdę wolisz krowę od opłacenia studiów? Świetne masz priorytety, Bailey — mruknął, wywracając oczami.
    Z zadowoleniem (względnym, bo przecież wciąż był wkurwiony) zamknął za nią drzwi i obszedł samochód, żeby zająć miejsce kierowcy. Wsiadł i odpalił auto, po czym wyjechał z garażu i ruszył w stronę Mariesville. Musieli przeżyć ze sobą jeszcze dwadzieścia minut.
    — Mam. Po prostu nie zachowujesz się odpowiednio, żeby ją poznać — burknął i przyspieszył nieco, zadowolony, że dziewczyna nie chciała z nim rozmawiać. On też tego nie chciał.
    A przynajmniej tak myślał, póki cisza panująca w samochodzie nie zaczęła mu nieco ciążyć. Nie przywykł do przebywania z Bailey sam na sam i chciał… Uciec z tej ciężkiej atmosfery, problem w tym, że nie miał takiej możliwości.
    — Dlaczego chcesz, żebym zabrał cię na kolejny wyścig? — zapytał w końcu po kilku długich minutach, uprzednio ciężko wzdychając. Nie, żeby w ogóle rozważał zgodę na coś takiego, chciał po prostu jakoś zapełnić ciszę. A może jednak rozważał? W końcu sama chciała być z nim w samochodzie, a nie w tłumie, a jeśli czegoś w tym życiu był pewny, to swoich umiejętności panowania nad jakimikolwiek maszynami z silnikiem. Latał myśliwcem, do cholery, prowadzenie samochodu nie stanowiło dla niego wyzwania. — Nie chciałaś nawet iść na imprezę, a teraz podoba ci się szybka jazda?

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  31. Może i smarkula, ale chce załapać się na wolontariat w miejscu pracy Archera. Myślę, że mogłaby wykorzystać AJ'a do tego, aby się tam za kimś wstawił. A może chłop weźmie ją na dzień objazdowy karetką, co okaże się nie za dobrym pomysłem, bo Bailey zostanie świadkiem czyjejś śmierci? Tylko jak do tego dojść? :)

    ARCHER JACOBSON

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć. Przyznanie, że nie złamał żadnych zasad byłoby poniżej jego godności. A nie miał żadnego dobrego argumentu, który miałby ewentualnym następnym razem powstrzymać go od wzięcia jej ze sobą do samochodu.
    Kurwa, jakiego ewentualnego następnego razu? Skąd u niego taka myśl? Przecież wcale tego nie rozważał.
    Nie rozważał tego, prawda?
    — Twoja strata, polubiłabyś ją — mruknął, ignorując jej wcześniejsze pytanie, bo mimo upływu kilku długich chwil wciąż nie potrafił znaleźć na nie dobrej odpowiedzi.
    — Więc dlaczego chcesz jeszcze raz to zrobić, skoro nie twierdzisz, że ci się podoba? — tym razem to on strzelił podchwytliwym pytaniem. Wkurzało go to, że ta małolata w jakiś sposób potrafiła go wziąć pod włos. I przyprawić o lekki zawał. I nawet nie chodziło o Barbrę, po prostu… Po prostu nie mógł pozwolić, żeby coś jej się stało w tamtym tłumie.
    Zacisnął wargi w wąską linię, a dłońmi mocniej chwycił kierownicę. Znowu trudne pytanie. Znowu takie, na które nie wiedział, w jaki sposób odpowiedzieć, żeby nie było to zbyt… Podejrzane.
    — To skomplikowane — mruknął po prostu, nie mając zamiaru wtajemniczać jej w sprawy między nim a Barbrą. Nie to, żeby były jakieś sprawy akurat w tej kwestii. Po prostu nie wiedziała o niczym, a Alex się pilnował, żeby nic go nie zdradziło. Nawet dziś tak na dobrą sprawę nie popełnił żadnego błędu. No, może jeden. Nie przewidział, że ktoś zaprosi na wyścig dzieciaki z liceum.
    — Niech się zjawi, proszę bardzo. Ale Barbra nie uwierzy, gdy usłyszy od nich coś takiego. To tylko małolaty z bogatą wyobraźnią. Chcą, żebym na nie poleciał, więc wymyślają historie — wzruszył lekko ramionami, a po chwili ponownie zacisnął zęby. — Ale świetnie ucząca się córka, która nigdy jej nie okłamała, to zupełnie inna para kaloszy — przyznał, tym samym pokazując jej, jak dużą przewagę miała w tej sytuacji. Dlatego był gotów wydać krocie na jej studia, byleby tylko zamknąć jej usta. Nie chciał rozchodzić się z Barbrą i zaczynać wszystkiego od nowa w innym miejscu. Tutaj był bezpieczny, poza radarem. Przenoszenie się do innego miejsca, w dodatku z rozwodem na koncie, wszystko by skomplikowało, a on nie potrzebował tego typu adrenaliny w swoim życiu.
    — Niech będzie — odezwał się ponownie po dłuższej chwili ciszy. — Zabiorę cię na kolejny wyścig. Będziesz ze mną w samochodzie. Ale to wszystko, na co mogę się zgodzić. I tak cholernie dużo ryzykuję — mruknął i zerknął na nią przelotnie. Złapał ją na gapieniu się na niego. — Co? Dlaczego tak na mnie patrzysz? — burknął, przenosząc wzrok z powrotem na drogę. Jechał znacznie szybciej niż powinien, puścił więc gaz i rozluźnił nieco ramiona, siadając wygodniej w fotelu. — Nie zgadzam się na krowę. Żeby przypadkiem nie przyszło ci do głowy, że możesz dostać jedno i drugie. Dałaś mi do wyboru wyścig albo krowę, więc wybieram wyścig. Jasne?

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  33. — Jasne, księżniczko — odparł jedynie i uśmiechnął się pod nosem. Nigdy nie zależało mu na tym, żeby Bailey go polubiła, więc nie starał się być dla niej za bardzo przyjemny. Chciał zakładać, że teraz nie będzie musiało się to zmienić, ale… Ale chyba jednak będzie musiało. Bo naprawdę nie chciał kolejnej pieprzonej ucieczki, a to byłaby jedyna opcja, gdyby Barbra go zostawiła. Może to mało logiczne, ale nikt nigdy nie powiedział, że w życiu Alexa wszystko miało sens. Nawet jego sposób myślenia.
    Zerknął na nią krótko, choć z wyraźnym zaciekawieniem, którego wcześniej nigdy by jej nie okazał. Ale skoro mieli teraz wspólną tajemnicę, równie dobrze mógł przestać ją ignorować.
    — I co to takiego? — zapytał, wracając spojrzeniem do drogi.
    Teraz była jego kolej, żeby się zaśmiać. To nie tak, że Alex był w sobie zakochany, chociaż miał świadomość tego, w jaki sposób działa na kobiety. Ale w tym przypadku nie były to żadne przechwałki, a tym bardziej nie były to przechwałki bez pokrycia. Sięgnął do kieszeni po swój telefon, odblokował go, a potem wszedł w telegram i podał dziewczynie urządzenie.
    — Otwórz pierwszą lepszą wiadomość. Dosłownie cokolwiek — nakazał, machając dłonią. Początkowo używał tej aplikacji do kontaktu z jedynym przyjacielem z dawnego życia, co do którego był pewien, że nie wyda go armii, ale nastolatki były dość sprytne. Nie wysyłały mu wiadomości na messengerze ani smsów, bo tam nie znikały ewentualne półnagie lub nagie fotki. A tak… Bez dowodów nie ma zbrodni. — A potem jeszcze raz powiedz to, co przed chwilą powiedziałaś — dodał, rzucając jej wyzywające spojrzenie.
    — Coś wymyślę — burknął. — Cóż, nie wierzę ci. A jeśli zabiorę cię na kolejny wyścig, ty będziesz miała haka na mnie, a ja będę miał haka na ciebie i będziemy kwita — wzruszył lekko ramionami. — Wszyscy zadowoleni, mniej lub bardziej.

    To był zwyczajny dzień, a przynajmniej tak się właśnie zaczął. I skończyłby się w ten sam sposób, gdyby Alex nie potrzebował podkreślić kilku paragrafów w jednej z umów. Nie miał zakreślaczy, a gdzie najłatwiej znaleźć je w tym domu? Oczywiście, że u Bailey. Dużo się uczyła, więc był pewien, że miała takie pierdoły. Nie chciał grzebać w jej rzeczach, po prostu poszedł, otworzył szufladę i chciał z niej wyjąć żółty mazak, kiedy dostrzegł, że coś mu nie pasuje. Był pilotem myśliwca, miał oko do szczegółów, a w tej szufladzie coś się nie zgadzało. Uniósł brwi, gdy zrozumiał, co to takiego. Dno było bardzo wysoko, jakby w połowie wysokości samej szuflady, kiedy jednak dotknął jej od spodu, wszystko wydawało się w porządku. W tym samym momencie zrozumiał, że to podwójne dno. Ukrywała coś. Tylko co? Jako odpowiedzialny dorosły powinien to sprawdzić. Bo co, jeśli nie radziła sobie z presją i zaczęła coś brać? Ale tego, co w rzeczywistości znalazł, w żadnym scenariuszu nie zakładał.
    Dlatego, gdy Barbra była na fitnessie, Alex siedział w kuchni i czekał na powrót Bailey. Dłonie lekko mu drżały, bo może i nie darzył tej małolaty jakimiś głębszymi uczuciami, ale mimo wszystko świadomość, że robiła sobie coś takiego…
    — Tniesz się? — zapytał bez żadnych wstępów, gdy jej sylwetka pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Żyletka leżała na stole, a on siedział z łokciami opartymi na udach, pochylony do przodu i patrzył prosto na dziewczynę, oczekując odpowiedzi.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  34. Jego rodzina zawsze angażowała się w wszelkie lokalne przedsięwzięcia, często organizując coś także z własnej inicjatywy. Charytatywna impreza dla rodzin, które od lat związane były z miasteczkiem, była pomysłem jego ojca, a przy okazji tradycją, która trwała nieprzerwanie od dobrych kilku lat. Cieszył się, że coraz więcej młodzieży pomagało przy tym przedsięwzięciu, zwłaszcza, że nowe pokolenie nie przywiązywało już tak dużej wagi do rodzinnych korzeni.
    - Zostało jeszcze tylko rozłożyć na stołach resztę talerzy i jesteśmy wolni na dziś – uśmiechnął się w kierunku grupki dziewcząt z liceum, które od rana pomagały ekipie w przygotowaniach do jutrzejszej kolacji. Naprawdę doceniał ich zaangażowanie i miał nadzieję, że tego typu akcje pozwolą im w dobrej prezentacji swojej osoby podczas rekrutacji na wymarzone studia. Sam jako nastolatek starał się wszędzie pokazać z jak najlepszej strony, aby wypaść dobrze przed komisją w Harvardzie.
    - Pomogę wam z….- dodał, ale przerwał w połowie zdania, kiedy na sali pojawił się jeden z mężczyzn zatrudnionych do prac przy dekorowaniu pomieszczenia przed jutrzejszym przyjęciem. Poznał go w barze kilka miesięcy temu i po kilku drinkach skończyli w hotelowym pokoju. Nikt nie wiedział o jego podwójnym życiu, mieszkańcy i rodzina nie mieli pojęcia, że jest biseksualny, a on robił wszystko, aby jak najlepiej to ukrywać. Nie potrzebował skandali, zależało mu na dobrej opinii w środowisku, a nie był do końca pewien, czy mała miejscowość jest gotowa na takie rzeczy. Miał w końcu swoją idealną narzeczoną u boku i nawet jeśli obydwoje od dawna niczego już do siebie nie czuli, stanowili całkiem zgrany duet, udając perfekcyjną parę i idealną rodzinkę.
    - Jesteście młode, najlepiej znacie aktualne trendy, udekorujcie stoły jak chcecie, ja zaraz wrócę. Musimy z Lucasem powiesić jeszcze kilka dekoracji w sali obok, wołajcie, gdybyście czegoś potrzebowały. Zresztą, późno już, jeśli chcecie, idźcie do domu, a ktoś to później dokończy. Dziękuję za dotychczasową pomoc – dodał, czując narastające podniecenie. Zdecydowanie lepiej będzie, jeśli dziewczęta wrócą do siebie, a on będzie mógł tu spędzić całą noc w towarzystwie seksownego mężczyzny. Skierował szybkie kroki w stronę sali obok, wymownym spojrzeniem dając chłopakowi znać, że ma udać się za nim, aby mu pomóc.
    - Musimy powiesić jeszcze te….- rzucił głośniej, aby doszło to do dziewcząt, a kiedy zniknął z ich pola widzenia, przyparł Lucasa do ściany, opierając dłonie nad jego ramionami – Potrzebuję powtórki z tamtej nocy…- wyszeptał, starając się uspokoić nierówny oddech. Nie czekając na odpowiedź z jego strony, wbił wargi w jego pełne usta, czując, jak jego penis za wszelką cenę chcę uwolnić się z rozporka spodni. Był przekonany, że zwolnione z obowiązku dalszej pomocy dziewczęta wróciły już do domu, zwłaszcza, że piątek wieczór to czas, który powinny spędzać z rówieśnikami, a nie jako chętne do pomocy wolontariuszki, które nawet nie będą obecne na tym przyjęciu.

    doczekałaś się!

    OdpowiedzUsuń
  35. — Tak się składa, że jestem całkiem niezły z fizyki, więc możesz śmiało powiedzieć więcej — prychnął. Nie żeby ktokolwiek wiedział o jego umiejętnością, dla całego tego miasteczka był prostym facetem. Przedsiębiorczym, ale niewykraczającym inteligencją ponad przeciętną.
    W poprzednim życiu musiał jednak zaliczyć egzaminy z nauk ścisłych, a fizykę miał w małym palcu. W końcu był pieprzonym inżynierem lotnictwa. Musiał uzyskać ten stopień naukowy, żeby zająć się lataniem doświadczalnym. Co było zabawne, bo jego dawne ja nie zginęło podczas manewrów doświadczalnych tylko wojskowych po tym, jak zgodził się wziąć udział w misji, która miała mu się opłacić.
    — Więc próbujesz mi powiedzieć, że podobała ci się adrenalina, która wiąże się z szybką jazdą i chcesz sprawdzić czy to było coś jednorazowego, czy kolejnym razem też będzie tak przyjemnie — uśmiechnął się kącikiem ust.
    Wzruszył lekko ramionami i odebrał od niej telefon, po czym wsunął go do kieszeni spodni.
    — Raczej zdesperowane. Nie myśl sobie, że na to odpowiadam, małolaty mnie nie interesują. Chciałem ci tylko udowodnić, że nie jestem zadufanym w sobie bufonem — mruknął i zerknął na nią z ukosa, ale szybko wrócił wzrokiem do drogi i przyspieszył. — Daj znać, czy twoje nadnercza wyprodukują podobną dawkę hormonu do tej poprzedniej — znowu się uśmiechnął i wszedł w zakręt ze znacznie większą prędkością niż powinien.

    — Wbrew temu, co może ci się wydawać, wcale nie jestem idiotą, Bailey — odpowiedział, nie odrywając od niej wzroku. Po omacku sięgnął do stołu i przesunął żyletkę po blacie w jej stronę. Samo ostrze było czyste, więc nie mógł z całą pewnością udowodnić, że robiła sobie krzywdę. Wątpił jednak, by używała jej do golenia nóg, bo kompletne maszynki leżały w łazience i nie potrzebowały wymieniania ostrzy.
    — Skoro nie jest twoje, to dlaczego znalazłem to w twoim pokoju? W twoim biurku? W szufladzie z podwójnym dnem? — zapytał, odchylając się na oparcie krzesła i unosząc pytająco brew. — I nie, nie grzebałem w twoich rzeczach, potrzebowałem tylko zakreślacza. Ale kiedy dno szuflady znajduje się w połowie jej wysokości, robi się to podejrzane i każdy na moim miejscu by to sprawdził — wyjaśnił i podniósł się ze swojego miejsca, podchodząc do dziewczyny. Nie pytając o zgodę, złapał ją za ręce i obejrzał je dokładnie pod ostrym światłem. Podwinął rękawy swetra wyżej, żeby zobaczyć też ramiona, a potem odsunął się i ponownie usiadł. Przez chwilę po prostu jej się przyglądał. Jej bladej twarzy i panice czającej się w oczach. Nie był idiotą. Zdecydowanie nim nie był. A Bailey kiepsko kłamała.
    — Pokaż brzuch. A potem zdejmij spodnie i skarpetki — nakazał zimno. — Ręce to niejedyna część ciała, którą można ciąć, a ty coś zbyt chętnie je pokazałaś — dodał, przechylając lekko głowę i wpatrując się w jej twarz.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  36. — Naprawdę będziesz próbować teraz odwrócić kota ogonem? Nie jestem tutaj tym złym, jestem facetem, który znalazł w rzeczach swojej pasierbicy żyletkę i chce wiedzieć, do czego jej, kurwa, używa — odpowiedział spokojnie, nie dając jej się sprowokować. Zmięknąć też nie zamierzał. Może powiedzenie, że się martwił, było trochę na wyrost, ale widok ostrego narzędzia ukrytego w szufladzie go… Zaniepokoił. Nie był potworem, nie chciał, żeby zrobiła sobie krzywdę. O ile już jej sobie nie robiła, bo był w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach pewien, że się cięła.
    Ale Bailey nie była idiotką i doskonale o tym wiedział. Nie chlastałaby się po rękach, za duże ryzyko, że ktoś zacząłby zadawać pytania, gdyby latem chodziła w długich rękawach. Poza tym miała wielkie plany na przyszłość i z pewnością wolała, by jej przyszli pracodawcy nie spoglądali na nią przez pryzmat blizn na przedramionach.
    — A właśnie, że tak — warknął, patrząc na nią spode łba. — Im szybciej to zrobisz, tym szybciej będziemy mieli to za sobą. Dobrze wiesz, że potrafię być upartym draniem i nie wypuszczę cię stąd, póki się nie rozbierzesz — dodał nieustępliwym tonem. Skinął lekko głową, przyglądając się nieskazitelnej skórze jej brzucha, a kiedy zaczęła zdejmować spodnie, podążył spojrzeniem za jej dłońmi. Nie chciał chłonąć tak bardzo widoku jej szczupłych ud i zgrabnych łydek, ale…
    Odetchnął głęboko, wracając myślami na właściwe tory. Majtki w misie zdecydowanie w tym pomogły. Kącik ust drgnął mu w siłą powstrzymywanym uśmiechu na ten widok, ale szybko przywołał na twarz nieprzeniknioną maskę.
    Bez słowa zszedł z krzesła i przyklęknął, oglądając jej nogi. Wyciągnął rękę i uniósł najpierw jedną, potem drugą stopę, oglądając przestrzenie między palcami i pięty. Następnie złapał ją za biodra i obrócił tyłem do siebie, powtarzając dokładne oględziny.
    — O co dokładnie mnie prosisz, Bailey? — zapytał cicho. Nie miał w zamiarze, żeby jego głos zabrzmiał tak nisko i ochryple, głęboko, ale tak się właśnie stało. Zacisnął zęby i zerknął w górę, po czym podniósł się powoli, stając za nią. Na nogach nie dostrzegł niczego podejrzanego, ale to nie było ostatnie miejsce, w którym można się pociąć. A jeśli nie mylił się co do tej dziewczyny, była inteligentna i kreatywna. Ale Alex również taki był.
    — Teraz będę cię dotykał — oznajmił, jakby wcześniej wcale jej nie dotykał i wplótł palce w jej włosy. Przeczesywał powolnymi ruchami jasne kosmyki, oglądając głowę, kark i skórę za uszami. Tam również wydawało się czysto, więc złapał za sweter i zsunął materiał z ramienia dziewczyny, patrząc na szyję, łopatkę i kręgosłup. Potem to samo zrobił z drugą stroną. Kiedy tak jej dotykał, robiło mu się coraz cieplej, a krew spływała niżej i niżej… Aż jego męskość zaczęła napierać na materiał spodni. Może to dlatego, że była cholernie ładna. Może dlatego, że jej skóra była tak miękka i ciepła pod jego palcami. A może przez to, że kiedy wracali z wyścigu, nawiązała się między nimi nić porozumienia. Nie wiedział. Ale cokolwiek to było, nie mógł pozwolić jej się obrócić i zobaczyć go w takim stanie. Nawet te śmieszne majtki nie były w stanie go ostudzić, bo wiedział, że była pełnoletnia.
    — Po co ci te żyletki? I dlaczego je ukrywasz? — spytał cicho, stojąc tuż za nią, ale jej nie dotykając.

    🤫

    OdpowiedzUsuń
  37. Nie wierzył w to zapewnienie. Gdyby potrzebowała tego ostrza do czegoś innego niż krzywdzenie siebie, nie chowałaby go w taki sposób. Ale niby w jaki sposób miał jej to udowodnić? Nie widział żadnych śladów. Ani na rękach, ani na nogach, ani w żadnym innym miejscu, które mogłaby łatwo dosięgnąć i pochlastać.
    Widział jak drżała i zastanawiał się na ile to ze stresu, a na ile… Ze strachu przed nim? Możliwe, że się go bała? Nigdy nie dał jej ku temu powodu, poza wyścigiem, kiedy to siłą wyciągnął ją z grupy znajomych i wepchnął do samochodu, ale poza tym…
    Choć cóż, było to właściwie usprawiedliwione, bo pierwszy raz dotykał jej w innym miejscu niż dłoń, w dodatku kazał jej się rozebrać.
    — Jakie to ma znaczenie czy obejrzę cię dzisiaj, czy zrobię to jutro? — mruknął. Może miała ciężki dzień, nawet o to nie zapytał, ale w obliczu swojego znaleziska mało go to interesowało. Kim by był, gdyby nie zaczął szukać śladów? Na pewno nie mógłby spojrzeć swojemu lustrzanemu odbiciu w oczy, jeśli olałby sprawę.
    Kiedy jej oddech przyspieszył, jego własny również stał się nieco szybszy i płytszy. Przez to jej zapach docierał do niego wyraźniej, a to z kolei sprawiało, że… Tracił nad sobą kontrolę. Przymknął powieki, zastanawiając się, czy jedynie mu się wydaje, czy naprawdę wyczuwa w powietrzu delikatną woń jej podniecenia. W końcu pokręcił lekko głową, odsuwają od siebie tę myśl. Czuł to, co chciał czuć.
    Znieruchomiał, kiedy Bailey zaczęła mówić. Zacisnął zęby i wbił wzrok w tył jej głowy, jakby w ten sposób miał wyciągnąć z niej odpowiedzi.
    — A dlaczego nie chcesz powiedzieć mi dzisiaj? Dlaczego mam ci dać czas? — zapytał i otworzył nieco szerzej oczy, kiedy zaczęła się obracać. Nie był na to gotowy, nie ostygł jeszcze wystarczająco, a nie chciał, żeby zobaczyła go w takim stanie; z błyszczącymi niezdrowo oczami i twardym kutasem napierającym na materiał spodni, które, choć ciasne, z pewnością nie mogły ukryć tego, jak zareagował na jej bliskość. — Możesz… — zaczął, ale urwał, bo było za późno, a ona już stała do niego przodem. Zrobił więc jedyną rzecz, jaką mógł w tej sytuacji i usiadł z powrotem na krześle, które zajmował wcześniej. Nie udało mu się stłumić krótkiego jęku, który wyrwał się z gardła, gdy rozporek otarł jego wrażliwą skórę na obrzmiałym członku. — Ubierz się, okej? A potem pójdziemy do ciebie i przy tobie przejrzę wszystkie twoje rzeczy. Zabiorę każdą, którą mogłabyś wykorzystać do robienia sobie krzywdy. Bo wiem, że to robisz i nie wciskaj mi kitu, że tak nie jest, po prostu… Pewnie musiałbym cię rozebrać do naga, żeby znaleźć ślady — wyrzucił z siebie i chwycił w dłoń żyletkę, po czym zaczął obracać ją między palcami nerwowym ruchem. — Potrzebuję chwili — burknął w końcu, nie podnosząc na dziewczynę spojrzenia.

    🍆

    OdpowiedzUsuń
  38. — Więc przyzwyczaj się, że od teraz jest inaczej, bo mnie interesuje coś więcej niż twoje oceny — odpowiedział cicho bez zastanowienia, a po chwili zmarszczył brwi, bo… Bo chyba naprawdę tak było. Chyba przez to, że nawiązała się między nimi nić porozumienia podczas tego wyścigu, zaczął interesować się nią jakoś bardziej. Nie na tyle, żeby zagadywać i pytać po powrocie do domu, jak minął jej dzień, ale na tyle, żeby po znalezieniu żyletki w jej rzeczach uznać, że powinien się wtrącić, zamiast udawać, że to nie jego sprawa. — A ja potrzebuję, żebyś przestała się krzywdzić, gdziekolwiek to robisz — szepnął, oddychając nieco szybciej i ciężej, choć starał się to robić jak najciszej, bo…
    Boże, przecież to była jego pasierbica. Przecież nie mógł tak po prostu…
    Nie musiała się martwić, że zobaczy blizny na jej pachwinach, bo musiał na chwilę zamknąć oczy, żeby odciąć się od jej widoku bez spodni. Zamknął więc oczy, oparł łokcie na stole i wplótł palce we włosy, oddychając głęboko i uspokajając nie tylko galopujące serce, ale też twardego penisa, który ewidentnie chciał się wyrwać na wolność.
    Zerknął na nią dopiero, kiedy zadała pytanie i ponownie zaczął bawić się żyletką. Obracał ją w palcach jednej ręki, przyglądając się czystemu ostrzu. Miał nadzieję, że chociaż je porządnie dezynfekowała, żeby się przypadkiem nie zabić.
    — Nie, Bailey, nie jestem na ciebie zły. Martwię się — mruknął i westchnął, opadając na oparcie krzesła. Przechylił lekko głowę na bok, przyglądając się przez moment jej już w pełni ubranej sylwetce. — Z tym niemówieniem jesteśmy kwita. Póki ty nie zdradzisz mojej tajemnicy, ja nie zdradzę twojej — mimo powagi sytuacji pozwolił sobie na połowiczny uśmiech i puścił jej oczko. Jeszcze przez chwilę siedział w bezruchu, patrząc na nią, a potem podniósł się raptownie. — Chodź — nakazał i pociągnął ją za dłoń w kierunku korytarza. — Ubierz się — nakazał, samemu wsuwając na nogi buty i narzucając na siebie kurtkę. Chwycił w dłoń kluczyki, po czym wyszedł z domu.
    Niedługo później jechał w stronę Camden z Bailey na siedzeniu pasażera. Znacznie przekraczał dozwoloną prędkość, jednak wiedział, że komu jak komu, ale dziewczynie nie będzie to przeszkadzać.
    Dwadzieścia minut później zatrzymał auto na torze, na którym odbywały się nielegalne wyścigi. W ciągu dnia widać było, że to znacznie niebezpieczniejsze miejsce, niż mogłoby się wydawać, droga bowiem okrążała średniej wielkości sztuczne jezioro. Jeden nieostrożny skręt i można było skończyć w środku.
    Nie gasząc silnika, Alex wysiadł z samochodu i obszedł je, po chwili otwierając drzwi od strony pasażera.
    — Zamień się — powiedział, unosząc wyczekująco brwi. Wiedział, że nie miała prawka, ale mógł jej zrobić przyspieszony kurs. A potem pokazać, jak to jest czerpać prawdziwą przyjemność z wyrzutu adrenaliny.

    🏎️

    OdpowiedzUsuń
  39. — Dobrze wiesz, że i tak będę się martwić, bo to nie jest takie proste, żeby tak po prostu to w sobie wyłączyć — westchnął i spojrzał na nią uważniej, intensywniej, zastanawiając się, na ile to wszystko, co robiła jest niebezpieczne. I czy w ogóle coś robiła. W końcu nie znalazł żadnych śladów. Wprawdzie nie sprawdził całego ciała, nie kazał jej się rozebrać do naga, ale to chyba niemożliwe, żeby cięła się…
    Pokręcił lekko głową, odsuwając od siebie myśl o jej piersiach i tym, co miała między nogami. Pomijając to cięcie się, ledwie kilka sekund temu jego wzwód zdążył opaść, wolał nie doprowadzać się do takiego stanu po raz kolejny w tak krótkim czasie, bo wówczas mógłby się nie powstrzymać.
    — Nie zajmie to długo. I kupimy po drodze coś do jedzenia — machnął dłonią, nic sobie nie robiąc z jej obiekcji. I tak by jej nie posłuchał, bo miał swój plan, który zamierzał zrealizować tak czy inaczej.
    — Jak najbardziej — uśmiechnął się w odpowiedzi na jej uniesione brwi i zajął miejsce pasażera. Zaczekał, aż Bailey usiądzie za kierownicą. — Pamiętam. Więc dostaniesz przyspieszony kurs — oznajmił i zapiął pas, po czym gestem pokazał, że dziewczyna ma zrobić to samo. Nie, żeby nie wierzył w jej umiejętność szybkiego przyswajania informacji, ale nie był samobójcą i wolał, by ona też nie zginęła. — Ustaw fotel i lusterka — nakazał, a potem zaczął wyliczać, jakie pedały ma pod nogami i pokazywać, jak zmieniać biegi. Był jednym z nielicznych, którzy woleli samochód z manualną skrzynią biegów niż w automacie, ale nauczenie się jazdy na takim aucie dałoby Bailey niezłą przewagę nad rówieśnikami. — Pamiętaj o tym, jak będziemy wokół niego krążyć. Mam drugie auto, więc to akurat nie problem, ale postaraj się nas nie zabić, okej? — uśmiechnął się i puścił jej oczko. — Więc teraz możesz ruszać. Przyspiesz do dwudziestu na godzinę, wciśnij sprzęgło i wbij dwójkę, a potem puść i naciśnij gaz — poinstruował. Nie przejmował się lekkimi szarpnięciami czy głośno pracującym silnikiem, bo pamiętał, jak to jest się uczyć prowadzić. Cierpliwie powtarzał następne kroki, a dzięki temu, że poza jeziorem dookoła było pusto, nie bał się, że Bailey w cokolwiek uderzy i się zniechęci. Chwalił ją, gdy zrobiła coś dobrze i starał się tłumaczyć błędy, a także podpowiadać, jak powinna je skorygować. Przynajmniej podczas pierwszego okrążenia, przy drugim pozwolił jej działać samej, a przy trzecim… Przy trzecim w końcu zrobił to, po co tutaj przyjechali.
    — Kiedy powiem teraz skręcisz kierownicą w lewo i postarasz się wyprostować, zanim wylądujemy w jeziorze — oznajmił, nie pytał. Zaczekał aż przyspieszy i dotrze do zakrętu. — Teraz! — zawołał i zaciągnął ręczny, a tył samochodu zarzuciło w bok. W ten sposób pokonali zakręt, po czym Alex puścił hamulec i wyciągnął rękę, żeby w razie czego chwycić kierownicę i ich ratować. Kiedy samochód wrócił na właściwe tory, adrenalina wciąż krążyła w jego żyłach. Powtórzył poprzedni ruch, a potem jeszcze raz i kolejny, aż dotarli do miejsca, z którego zaczynali okrążenia i kazał dziewczynie się zatrzymać. Oddychał ciężko i opierał się o dzielący ich siedzenia podłokietnik, pochylając się w stronę Bailey. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, gdy spojrzał na swoją pasierbicę. — I jak? Podobało ci się? — zapytał z zadowoleniem i mimowolnie wyciągnął w stronę dziewczyny dłoń, zaczesując kosmyk jej jasnych włosów za ucho. — Czy to nie było lepsze od tego, czego śladów nie znalazłem, ale co z pewnością robisz? — dodał, a uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy przyglądał się jej wyczekująco.

    🤗

    OdpowiedzUsuń
  40. Zamarł, słysząc w oddali głos dziewczyny. Zakładał, że nikogo już nie ma i dał się ponieść chwili, czego za pewne będzie teraz żałował do końca życia. Miał narzeczoną, teoretycznie świetnie się im układało, stanowił w miasteczku wzór do naśladowania i ostatnie, czego ktoś by się mógł po nim spodziewać, to potajemne igraszki po kątach z facetem.
    - Kurwa…- mruknął pod nosem, szybko wsuwając bokserki i podciągając do góry spodnie. Powinien bardziej się kontrolować i uważać na to, co robi, był wściekły, że tak łatwo dał się ponieść emocjom i swojej drugiej, kompletnie popapranej naturze. Nienawidził tego, że kręcą go nie tylko kobiety, robił wszystko, aby z tym walczyć, ale z wiekiem coraz trudniej było mu to kontrolować i jego biseksualizm brał górę nad zdrowym rozsądkiem.
    - Bailey? – uniósł pytająco brew, rozglądając się wokół z nadzieją, że dziewczyna nie wybiegła jeszcze z budynku i będzie miał okazję wszystko jej wyjaśnić. Nie znał jej zbyt dobrze, ale wierzył, że skoro chętnie angażowała się w tak wiele akcji związanych z wolontariatem, miała dobre serduszko i nie przyjdzie jej do głowy jakiś durny szantaż, czy rozpowiadanie innym na prawo i lewo, co widziała dziś w sali bankietowej.
    - Ja…- mruknął zmieszany, nie do końca wiedząc, co właściwie chciałby jej powiedzieć. Miał ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię, nie tak go wychowano i choć był dorosłym mężczyzną, wiedział, że jego ojciec dostałby zawału na wieść, że jego ukochany Henry demoralizuje młodzież. Już widział ten nagłówki w lokalnych gazetach, że lokalny bohater sieje wśród mieszkańców zgorszenie, niemalże pieprząc się z facetem na oczach niewinnej młodzieży, mając przy tym piękną narzeczoną.
    - Przepraszam, nie powinnaś być świadkiem czegoś takiego. Moje życie jest…dość skomplikowane – odetchnął ciężko, czując się niczym nastolatek, którego mama nakryła na oglądaniu po nocach porno. Już chyba z dwojga złego wolał być jakimś ukrywającym się seryjnym mordercą niż facetem, który jest zmuszony prowadzić podwójne życie seksualne, bo jego narzeczona nijak nie daje mu satysfakcji w łóżku, zresztą, wiele innych kobiet także. Tylko grupka facetów z którymi od czasu do czasu się spotykał znała jego sekret, nawet jego rodzeństwo czy inni bliscy, nie mieli o tym zielonego pojęcia, niestety chcąc nie chcąc, wciągnięta w to została dziś także biedna Bailey.
    - Czy możemy porozmawiać? Tutaj w pobliżu jest całkiem niezła kawiarnia. Znaczy…ja nie jestem żadnym pedofilem, po prostu chciałem to wyjaśnić…- westchnął, wyraźnie zestresowany. Był zazwyczaj chodzącą oazą spokoju i pewności siebie, zwłaszcza podczas rozpraw i prowadzenia trudnych spraw, którymi z powodzeniem się zajmował. Jednak nigdy w życiu jednak nie było mu tak wstyd jak dziś i z trudem było mu ukryć swoje zdenerwowanie.

    zawstydzony Henio

    OdpowiedzUsuń
  41. Od tamtego dnia minął… Cóż, jakiś czas. Wystarczający, by Alex zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo spieprzył. Nie powinien zbliżać się do Bailey, nie powinien oglądać jej półnagiej, nie powinien jej dotykać, nawet jeśli chodziło mu tylko o jej dobro i zwyczajnie się martwił.
    Bo jeśli miałby być ze sobą szczery, trochę napieprzyło mu to w głowie. Zwykle starał się na nią nie patrzeć, ale kiedy już to robił, nie potrafił dostrzec w niej dzieciaka, którego powinien widzieć. Dla niego stała się młodą kobietą, przez którą zrobił się twardy, choć nic się między nimi nie wydarzyło. Nie był takim hipokrytą, żeby wymawiać się żoną, bo jego związek z Barb był zwyczajną fikcją, nawet ze sobą nie sypiali. Powinien jednak wymawiać się tym, że miał do czynienia z nastolatką i powtarzał to sobie w myślach za każdym razem, gdy wpadał na nią w kuchni albo na korytarzu.
    Wkrótce udało mu się zapomnieć, że cokolwiek się wydarzyło. Tak głęboko upchnął to w swojej głowie, jak zresztą wiele innych rzeczy, że z łatwością udawał, iż wszystko mu się przyśniło. Tak, to był jakiś głupi sen, w którym nie był sobą.
    Ale żeby nie kusić losu, trzymał ją jeszcze bardziej na dystans. To, że remontował świetlicę w swoim ośrodku ułatwiało wiele rzeczy, bo od rana do wieczora był zajęty, a kiedy wracał do domu, wskakiwał pod prysznic i padał niemalże nieprzytomny na łóżko tylko po to, żeby następnego dnia wszystko powtórzyć.
    Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem, mimo niedzieli. Wolał pracę niż siedzenie w domu, więc to właśnie robił, pracował. Malował wałkiem ściany na jasnoszary kolor. W dżinsach, flanelowej koszuli i poplamionych sportowych butach oraz z kropkami farby na twarzy i rękach nie prezentował się jak właściciel tego miejsca, raczej jak konserwator, ale Alex nieszczególnie się tym przejmował. Niedziele zwykle i tak były spokojne, wręcz leniwe, więc to nie tak, że musiał martwić się zawracającymi mu głowę gośćmi. Dziewczyny z recepcji wszystko pięknie ogarniały, toteż nie musiał się niczym martwić i mógł skupić się na pracy fizycznej, która go relaksowała.
    — Szefie — usłyszał głos Lily, jednej z dziewczyn, która miała dzisiaj dzienną zmianę. Nie odrywając wałka od ściany i nie schodząc z drabiny, brunet zerknął na dziewczynę przez ramię. Stała w uchylonych drzwiach, wpuszczając do środka chłodne zimowe powietrze.
    — Co tam? — rzucił od niechcenia i obrócił głowę z powrotem do ściany, wznawiając ruch ręką w górę i w dół i pokrywając ścianę świeżą warstwą farby.
    — Bai… To znaczy… Pana pasierbica przyszła. Mówi, że ma do pana jakąś sprawę. Przyprowadzić ją?
    Alex uniósł wysoko brwi i znieruchomiał. Bailey? Tutaj? A czy ona w ogóle wiedziała, gdzie się mieścił ośrodek? Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek wcześniej tu była, a on nie naciskał. Miała swoje zajęcia, często od rana do wieczora i choć raz czy dwa przemknęło mu przez myśl, żeby zaproponować jej pracę tutaj, nigdy tego nie zrobił. I dobrze, bo wówczas musieliby spędzać ze sobą znacznie więcej czasu, a to mu nie pasowało.
    Ale po co tu w ogóle przyszła? I czego mogła od niego chcieć?
    — Tak, niech przyjdzie — mruknął bez większego entuzjazmu.
    Lily bez słowa zamknęła za sobą drzwi, a on w oczekiwaniu na blondynkę skupił się na dalszej pracy.

    🪜

    OdpowiedzUsuń
  42. Każdy nerw w jego ciele był tak napięty, że miał wrażenie, iż za chwilę pęknie mu dłoń od ściskania wałka. Stał się nadmiernie wyczulony na czyjąkolwiek obecność, przynajmniej tak sobie wmawiał, bo przecież nie mogło chodzić o Bailey. Bailey była tylko jego pasierbicą. Małolatą, która nie powinna mu się podobać w żaden sposób. Do cholery, dopiero skończyła osiemnaście lat! Gdyby w zeszłym roku znalazł żyletkę i kazał jej się rozebrać, mogłaby go oskarżyć o pedofilię. I molestowanie, zważywszy, jak kurewsko twardy był po całym tym zajściu. Nikomu by się do tego nie przyznał, ale często przywoływał w pamięci obraz jej półnagiego ciała. Zbyt często. I zbyt mocno to na niego działało.
    I choć była ubrana od stóp do głów, bo w końcu mieli zimę, to i tak kiedy pojawiła się w pomieszczeniu i zerknął na nią przez ramię, widział stojącą w kuchni dziewczynę, której włosy przeczesywał, a nie tę w zimowej kurtce i wełnianej czapce. Boże, dopomóż…
    — Cześć — odparł, jakby jego myśli nie wędrowały właśnie w zakazanych kierunkach i domalował fragment ściany tuż pod sufitem, po czym zszedł z drabiny. Odłożył wałek do korytka i wytarł brudne od farby dłonie w i tak już poplamione dżinsy. — Tak, wiem. Ostatnio częściej jestem tutaj. Pewne rzeczy same się nie zrobią — machnął w stronę malowanej ściany, zachowując dla siebie informację, że mógłby to zlecić konserwatorom, po prostu chciał mieć pretekst, żeby wyrwać się z domu i nie spędzać czasu z Bails. Był dupkiem. Pieprzonym dupkiem. Przynajmniej tak to musiało wyglądać z zewnątrz. Ale on toczył wewnętrzną walkę. — Trochę — przyznał, ale zdał sobie sprawę, że to zapewne zabrzmiało jeszcze gorzej i zamaskował stwierdzenie uśmiechem. — Ale możesz mi pomóc, jeśli chcesz. Możemy malować i rozmawiać — zaproponował i podszedł do ustawionej w kącie pomieszczenia reszty sprzętu, czyli zapasowego wałka, pędzli i puszek z farbą. To nie był jego najlepszy pomysł, ale nie miał innego, a nie chciał tak chamsko jej zbywać, zwłaszcza po przełomie, który zaliczyli. W końcu powiedział jej, że może do niego przyjść z każdym problemem. Jakaś jego część nie chciała być kolejną w jej życiu osobą, na którą nie może liczyć i przez którą się tnie.
    — O czym chciałaś porozmawiać? — zapytał, kiedy wrócił na swoje miejsce na drabinie z namoczonym wałkiem i zaczął rozprowadzać farbę po ścianie. — Coś się stało? — dodał szybko, bo miał niejasne przeczucie, że gdyby nie była naprawdę zdesperowana, nie znalazłaby go tutaj.

    🙊

    OdpowiedzUsuń
  43. Uniósł brew i nie udało mu się powstrzymać połowicznego uśmieszku, kiedy dostrzegł, gdzie zawędrowało jej spojrzenie. To nie tak, że mogła teraz zobaczyć coś konkretnego. Wprawdzie jego ubrudzone farbą dżinsy akurat w tym miejscu były dość dopasowane, ale jego przyrodzenie nie odznaczało się w żaden sposób.
    I, kurwa, naprawdę chciał z tym walczyć, powinien przecież, ale zanim zdołał zacisnął wargi, wypłynęło spomiędzy nich wypowiedziane cichym, lekko schrypniętym głosem:
    — Twarz mam nieco bardziej na północ. Chyba, że to nie na nią chcesz patrzeć.
    Boże, powinien smażyć się za to w piekle. Była jego pasierbicą, w dodatku nastolatką. Dorosłą, ale wciąż nastolatką i właśnie to powinien mieć w głowie, gdy wchodził z nią w interakcję. Ale jakoś teraz mu to wyleciało.
    Wzruszył ramionami.
    — Tak. Ale czasami trzeba coś zrobić samemu, żeby mieć pewność, że jest zrobione dobrze. Poza tym — urwał, rozglądając się po częściowo pomalowanym pomieszczeniu. — Odpręża mnie to — przyznał. Słysząc przytyk dziewczyny, roześmiał się śmiechem pozbawionym wesołości. — Nie, same sobie z tym świetnie radzą. Jak już, możesz im powiedzieć, żeby dały sobie spokój. Nie zatrudniam licealistów. Chyba, że ty jesteś chętna, ale z twoim napiętym grafikiem raczej wątpię — posłał jej uśmiech.
    Napił się jeszcze wody, a kiedy Bailey zaczęła malować, Alex wszedł na drabinę i zaczął robić to samo. Zerknął na nią przelotnie i ponownie się uśmiechnął, tym razem do samego siebie.
    — Nie rób tego tak mocno, bo jutro nie będziesz mogła ruszać ręką — mruknął, przenosząc wzrok z powrotem na swoją część ściany. — Aktualne. Jak najbardziej. Po prostu nigdy wcześniej tu nie przychodziłaś, więc założyłem, że coś się stało. Coś na tyle poważnego, że w końcu postanowiłaś odwiedzić mnie w pracy — powiedział i zszedł z drabiny, żeby namoczyć wałek w farbie. Zamiast jednak wrócić potem na swoje miejsce, odłożył przedmiot do korytka i wyprostował się, opierając ręce na biodrach z ciężkim westchnieniem. — Naprawdę nie jestem kretynem, Bailey. Powiedz mi, co takiego się stało. Wolę, żebyś… Ze mną porozmawiała niż znowu to zrobiła — wyznał, przypominając sobie o znalezionej żyletce. I wówczas to w niego uderzyło. Nie powinien jej unikać. Nie powinien zostawiać jej samej sobie. Mógł walczyć z tym czymś, co roiło mu się w głowie na jej temat, bo musiał jej pomóc. Musiał dla niej być, przecież obiecał. — Mam nadzieję, że jeśli każę ci się znowu rozebrać, znowu nie znajdę żadnych śladów — odezwał się cicho, mierząc uważnym spojrzeniem jej plecy, żeby nie przegapić spiętych ramion, zesztywnienia, czy jakiejkolwiek reakcji, która mogłaby ją w jakiś sposób zdradzić.

    OdpowiedzUsuń
  44. Nie udało mu się powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu, kiedy dostrzegł rozlewający się po jej policzkach głęboki rumieniec. Wyglądała uroczo. Naprawdę cholernie uroczo. Zbyt niewinnie, żeby po głowie krążyły mu na jej temat myśli, które właśnie miał. Musiał to zdusić. I to natychmiast.
    Ale zamiast to zrobić, gdy spojrzała na jego twarz, czego się zresztą nie spodziewał po takim tekście z jego strony, uśmiechnął się odrobinę szerzej i puścił jej oczko. Puścił jej oczko! Jakby z nią, kurwa, flirtował! Co za beznadziejne zachowanie. Idiota. Pieprzony idiota.
    — Samochody mnie odstresowują. I dają adrenalinę, kiedy jej potrzebuję — poprawił łagodnie. Nie musiała znać powodów, które nim kierowały. Nie musiała wiedzieć, że gonił za czymś, co od dawna było dla niego nieosiągalne, a samochody stanowiły marny substytut tego, czego nie mógł mieć. Wybrał po prostu łatwiejszą odpowiedź.
    — Jeśli to nie będzie za dużo, byłoby świetnie — przyznał. — Potrzebuję kogoś, kto ogarniałby mój terminarz i inne takie bzdety. W sumie asystentki. Nie chce dokładać dziewczynom z recepcji, one mają wystarczająco dużo na głowie, a ty… I tak jesteś blisko, więc to miałoby sens — zerknął na nią i skrzywił się lekko, przypominając sobie, jak wiele Bailey miała zajęć. Uczyła się tak dobrze, że nie powinien od niej wymagać, by jeszcze do tego pracowała. Zresztą wtedy widywaliby się częściej, a to chyba nie był zbyt dobry pomysł, biorąc pod uwagę jego obecne podejście do niej. To, że nie potrafił się ogarnąć… — Pod warunkiem, że nie będziesz brać na siebie za wiele. Wiem, jak wiele rzeczy robisz. Nie chcę ci dokładać — dodał nieco ostrzej, żeby miała świadomość, jakie są jego warunki.
    Przechylił głowę, wpatrując się nieustannie w jej plecy.
    — No więc gadaj. Ja słucham — machnął dłonią w zachęcającym geście, choć wiedział, że ze swojej obecnej pozycji nie była w stanie tego dostrzec. Czekał. Naprawdę chciał, żeby coś powiedziała, żeby to z siebie wyrzuciła. Zarzucenie go tym czymś, co ją uwierało, byłoby lepsze niż cięcie się. Mógł też zabrać ją na tor, ale naprawdę musiał skończyć dziś chociaż część ścian, bo w przyszłym tygodniu świetlica miała być używana. Z oczywistych względów więc to odpadało. Dlatego był niemal gotów ją błagać, żeby po prostu to z siebie wyrzuciła, kiedy Bailey w końcu się odezwała.
    A z jej ust nie wydobyło się nic, czego mógłby się spodziewać. Stał z otwartymi ustami, mrugając zawzięcie. Przesłyszał się? Musiał się przesłyszeć. Bo to zabrzmiało tak, jakby chciała się przed nim rozebrać, jakby chciała, żeby obejrzał dokładnie jej ciało, zupełnie jak wtedy. Czy to w ogóle możliwe? A może od oparów farby umysł płatał mu figle? Bo przecież nie mogła chcieć się mu pokazać półnaga, w dodatku tutaj.
    Ale kiedy chciał powiedzieć coś w stylu, że chyba robi sobie jaja, przyjrzał się jej nieco uważniej. Jej twarzy. Oczom. Oczom, które wyglądały, jakby… Boże, jakby go potrzebowała.
    — Kurwa — szepnął, przymykając powieki i nerwowym ruchem przeczesując palcami włosy. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Okna były lustrami weneckimi, o gapiów z zewnątrz więc się nie martwił, jednak pozostawał jeszcze monitoring. Nie zamierzał robić nic złego, ale… Ale Bailey musiała mieć prywatność, prawda?
    Po chwili wahania podszedł do drzwi i przekręcił zamek, a z kieszeni wyjął telefon. Wszedł w aplikację, po czym wyłączył tę konkretną kamerę i napisał krótkiego smsa do ochroniarza, żeby się nie martwił, bo wszystko działa. Wsunął urządzenie z powrotem i oparł się plecami o drzwi, splatając ręce na klatce piersiowej.
    — W takim razie… Rozbierz się — odezwał się cicho, nie odrywając od dziewczyny wzroku.

    🫢

    OdpowiedzUsuń
  45. Boże, musiał się uspokoić. Nie mógł, kurwa, tak się zachowywać względem niej. To było nieodpowiedzialne, nie wspominając o tym, że bardzo źle o nim świadczyło. Miał przed sobą pasierbicę, a traktował ją tak, jakby była laską, którą potencjalnie mógłby poderwać. Całkowicie pomińmy tutaj fakt, że nigdy nie przemknęło mu nawet przez myśl, żeby zdradzić swoją żonę. Nie dlatego, że tak bardzo ją kochał, to po prostu byłoby zbyt wiele zachodu i narażało go, gdyby jakaś kobieta chciała się mścić i grzebać w jego życiu. A na to z wiadomych względów nie mógł sobie pozwolić.
    — Dokładnie — skinął głową, posyłając dziewczynie połowiczny uśmieszek. — Po prostu mnie to uspokaja, wycisza — wyjaśnił i zerknął na nią z ukosa. — Serio? Na przykład jakich? — zapytał ciekawy, co takiego mogłaby wymyślić.
    — Na pewno? — dopytał, marszcząc lekko brwi. — Nie chcę, żebyś się przemęczała, Bailey. Wiem, ile masz na głowie. Proponuję ci to tylko dlatego, że wiem, że nie przyjmiesz ode mnie pieniędzy na życie na studiach tak po prostu, już dawno mi to zakomunikowałaś, a jeśli byś je zarobiła, po prostu nie miałabyś wyjścia — wyjaśnił, co nim kierowało. — Ale tylko pod warunkiem, że naprawdę masz wolny czas — zastrzegł, celując w nią palcem.
    Kim on, do cholery, się stał? Co w niego w ogóle wstąpiło? Po co to powiedział?
    Zanim jednak odpowiedział na którekolwiek z zadanych samemu sobie pytań, wszystkie myśli odpłynęły, bo kątem oka dostrzegł ruch i usłyszał padające z ust blondynki słowa. Podniósł spojrzenie i utkwił je w ciele dziewczyny. Coraz bardziej odsłoniętym ciele. Wodził wzrokiem za jej dłońmi powoli zdejmującymi kolejne ubrania. Sam splótł ręce na klatce piersiowej i oparł się plecami o ścianę obok drzwi. Oddychał głęboko, ale z każdą chwilą ciężej. Czuł, jak robi mu się ciepło, a krew zaczęła spływać w dół jego ciała. Problem w tym, że był tak bardzo wyprany z myśli, że nie potrafił nawet z tym walczyć i nim się obejrzał, materiał dżinsów zaczął go uwierać. Dobrze, że koszula była na tyle długa, żeby to zasłonić.
    — Odwróć się — polecił cichym, niskim głosem, właściwie niemal wyszeptał te słowa. Zaczekał, aż to zrobi i dopiero wtedy zaczął stawiać powolne kroki w jej kierunku. Zatrzymał się za jej plecami. Na tyle blisko, że czuł jej zapach i bijące z ciała ciepło, ale nie wystarczająco, żeby jej dotknąć. — Mogę cię dotykać? — wyszeptał. I czekał. Czekał na potwierdzenie, bo nie zamierzał robić czegoś, czego by sobie nie życzyła. Jakaś rozsądna jego cząstka liczyła, że mu odmówi.
    Ale nie odmówiła.
    Przymknął powieki i wziął głęboki wdech, nim delikatnie przeczesał palcami długie jasne włosy i przełożył je na jedno ramię. Robił dokładnie to samo, co za pierwszym razem, tylko teraz jego ruchy były wolniejsze i dokładniejsze, a zmysły bardziej wyostrzone, bo nie zapomniał, że szukał śladów świadczących o tym, że mogła się krzywdzić. Unosił jej ręce, wodził palcami po każdym odsłoniętym fragmencie skóry, a im dłużej czuł to przyjemne ciepło i miękkość, tym twardszy się robił. Na tyle, że zaczęło go to boleć, zwłaszcza, gdy po obejrzeniu tyłu jej nóg podniósł się z klęczek. Wydał z siebie cichy jęk, oparł czoło na jej głowie, a dłońmi objął szczupłe ramiona. Zaciskał powieki i ciężko oddychał, próbując się uspokoić.
    — Bailey… — sapnął z wyraźnie słyszalnym w głosie bólem. — Musisz… Musisz mi powiedzieć, że mam przestać. Każ mi się odsunąć — poprosił.

    😩

    OdpowiedzUsuń
  46. — Wcale się nie nudzę. Gdybym się nudził to bym tego nie robił. Nie robię rzeczy, których nie lubię — odpowiedział jej z uśmiechem i przechylił lekko głowę, słuchając jej odpowiedzi. — Więc to właśnie robisz? Kiedy masz czas i potrzebujesz się rozluźnić? — zapytał. Miał jakieś tam pojęcie o tym, co lubiła Bailey, bo mieszkali ze sobą pod jednym dachem od kilku lat, ale nigdy tak naprawdę nie rozmawiali na ten temat, nie szkodziło więc się upewnić.
    Tak na dobrą sprawę w ogóle się nie znali. I z jakiegoś powodu Alex czuł, że musi to zmienić choć w minimalnym stopniu.
    Zmrużył lekko oczy, przyglądając jej się bez mrugnięcia okiem.
    — Nie będę traktował cię ulgowo przez Barbrę — zapewnił. Cóż, jeszcze nie wiedział jak w ogóle zamierza ją traktować. I jaki będzie zakres jej obowiązków. W sumie nic nie wiedział. Chciał po prostu zmusić ją do przyjęcia pieniędzy, a to był jedyny pomysł, jaki wpadł mu do głowy, bo skoro nie wzięła ich wcześniej w zamian za milczenie, tym bardziej spodziewał się, że nie zaakceptuje ich tak po prostu. Praca miała największy sens. — Świetnie, w takim razie mamy umowę — również skinął lekko głową.
    Nie spodziewał się, że ten wieczór potoczy się w taki sposób. Naprawdę, była to ostatnia rzecz, którą miał w swoich planach. Nie dlatego, że z Bailey było coś nie tak. To z nim było coś nie tak. Bardzo, kurwa, wiele rzeczy było z nim nie tak. Bo choć powiedział, że sprawdza jej ciało pod kątem świeżych ran, tak naprawdę szybko przestał się na tym skupiać. Z każdym dotkniętym i obejrzanym centymetrem jej skóry twardniał coraz bardziej, aż w końcu całe jego ciało pulsowało potrzebą, którą musiał jakoś zaspokoić. Najlepiej w niej, z jej ciałem wijącym się pod jego ciężarem, z jej włosami owiniętymi wokół jego pięści, z jej wargami na swoim…
    — Bee… — sapnął, słysząc tak gwałtowne zaprzeczenie. A potem jej kolejne słowa… Nie mógł jej teraz zostawić? Bo co? Czy to możliwe, że… — Bailey… — wychrypiał ponownie. Boże, na co ona właśnie dała mu zgodę? Nie mógł jej nawet podważyć, Bailey była pełnoletnia i znacznie inteligentniejsza od swoich rówieśnic. Nie wątpił, że potrafiła świadomie wyrazić zgodę lub się z czegoś wycofać. Powinna się wycofać. Powinna go odepchnąć, ubrać się i uciec, a zamiast to zrobić, ona mu mówiła, że nie może jej zostawić, że nie może przestać…
    Czuł, jak cała jego samokontrola kruszeje, a napierający na spodnie, spragniony dotyku kutas niczego nie ułatwiał. Alex nie potrafił skupić się na tym, co powinien zrobić, co byłoby rozsądne. Skupiał się na jej cieple, zapachu, cichych westchnieniach i jeszcze czymś… Czymś, co uświadomiło mu, że to wcale nie jest jednostronne. Charakterystyczna, choć ledwie wyczuwalna woń. Czuł ją tylko dlatego, że nie miała na sobie nic poza bielizną. I to była jego zguba.
    — Jesteś mokra, prawda? — szepnął, a jego dłoń bez udziału woli powędrowała z jej ramienia w dół drobnego ciała. Zatrzymał palce na materiale jej majtek i wydał z siebie zbolały jęk, kiedy opuszki pokryła śliska wilgoć. Mimowolnie przywarł do jej pleców swoim torsem i poruszył biodrami, ocierając się o jej lędźwie. Boże, chyba jeszcze nigdy w całym swoim życiu nie był tak napalony. — Jebać to — warknął, zanim obrócił ją przodem do siebie, owinął jedno ramię wokół jej talii, drugą ręką złapał ją i pociągnął za włosy, po czym wpił się żarliwie w jej wargi, nie myśląc o konsekwencjach.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  47. — Próbujesz mi powiedzieć, że jestem nudny? — zapytał, ale nie potrafił się zmusić do groźnego tonu, wręcz przeciwnie. Uśmiechał się z rozbawieniem. Podobało mu się, jak łatwe to było; gadanie o głupotach. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek wcześniej przekomarzali się w ten sposób. Nawet tamtego dnia, gdy zabrał ją na tor i zaliczyli ten cały przełom w ich relacji. Dziś było jakoś inaczej… Lepiej.
    — Wystarczy ci tydzień? — zapytał, uprzednio skinąwszy głową. Jakaś część jego umysłu już się zastanawiała, jakie zadania jej powierzy. Tak, żeby nie miała zbyt trudno, ale też, żeby on miał nieco łatwiejsze życie. Po powrocie do domu musiał to ogarnąć, najlepiej spisać zakres obowiązków i jej przedstawić, by dała znać, czy sobie poradzi.
    Te myśli jednak dość szybko uleciały z jego głowy. Skupiał się na czymś zupełnie innym. Na niej. Na ciepłej, miękkiej skórze, na nierównym oddechu i brzmieniu jej głosu, kiedy wypowiadała jego imię. Ten szept wraz z wilgotną bielizną pod palcami zadziałały na niego jak pieprzony zapalnik. Nagle nie pamiętał, że był od niej dwa razy starszy. Nie pamiętał, że miał żonę. Nie pamiętał, że znajdują się w miejscu w jakimś stopniu publicznym. Boże, o niczym nie pamiętał, liczyło się tylko to, że nagle sobie uświadomił, jak długo ze sobą walczył, żeby jej nie dotykać. Był jak wędrowiec na pustyni, który zobaczył wodę po tym, jak jego zapasy skończyły się kilka dni wcześniej i dosłownie umierał z pragnienia.
    I był tylko jeden sposób, żeby to pragnienie zaspokoić.
    Przycisnął ją do siebie, nie przerywając pocałunku nawet na moment. Po usłyszeniu cichego jęku, który zniknął w jego ustach i poczuciu jej bioder napierających na jego biodra, wyzbył się wszelkich zahamowań, a trudno powiedzieć, że jakieś w ogóle jeszcze miał. Pozwolił jej na powolne rozpinanie guziczków, przynajmniej na początku, bo był zbyt niecierpliwym skurwielem, żeby udało jej się to zrobić w takim tempie do końca. Odsunął się nieznacznie, dysząc ciężko z rozgrzanym spojrzeniem wbitym w jej oczy i podniósł ręce, sięgając do kołnierzyka koszuli na swoim karku. Zdarł z siebie materiał wraz z koszulką, odrzucił go na podłogę i ponownie zbliżył się do Bailey. Tym razem jednak złapał ją pod udami, żeby unieść drobne ciało. Kiedy oplotła go nogami, przesunął dłonie na jej pośladki i ponowił pocałunek, tym razem bez żadnej niepewności. Pożerał ją swoimi ustami, krocząc naprzód, aż trafił na ścianę, do której przyparł dziewczynę, wciąż trzymając ją w swoich ramionach.
    — Powiedz, że mam przestać. Każ mi się odsunąć. Za chwilę nie będzie odwrotu — wyszeptał w ostatnim przebłysku rozsądku, gdy jego wargi przesunęły się na jej szyję, a potem jeszcze niżej, na dekolt. Piersi były dla Alexa swego rodzaju punktem bez powrotu, był pewien, że kiedy w końcu poczuje je na swoim języku, nie będzie w stanie się zatrzymać. Dlatego, choć jedna z jego dłoni powędrowała do krawędzi biustonosza i odsunął materiał, uwalniając jeden sutek, znieruchomiał z twarzą tuż nad nim i spojrzał na dziewczynę spod rzęs, czekając na jej decyzję.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  48. — To chyba znaczy, że ja już się wyszalałem — uśmiechnął się i puścił jej oczko. Znowu. Musiał, kurwa, przestać to robić, ale im swobodniej się przy niej czuł, tym na więcej głupich gestów sobie pozwalał.
    Choć nic nie mogło równać się z tym, co ostatecznie zrobił. Kiedy czuł jej ciało przy swoim, uciszenie myśli mówiących mu, że nie powinien tego robić, stawało się zadziwiająco łatwe. Świat przestał istnieć, liczyła się tylko Bailey. Jej ręce wodzące po jego skórze, jej nogi obejmujące go w pasie, jej pocałunki i ten zapach, który mącił mu w głowie. Dotknął kciukiem twardego sutka i przymknął powieki, myśląc o tym, jak to wszystko musiało na nią działać. Bo wiedział, że działało. Czuł każdy ruch jej bioder, czuł ciepło jej cipki i był pewien, że gdyby sięgnął pomiędzy ich ciała, poczułby również wilgoć. To nie powinno się dziać, a jednak się działo i Alex nie miał siły w tej chwili walczyć.
    — Nie… Nie chcę — sapnął i to był moment, w którym przestał się wahać. Zbliżył się jeszcze bardziej i objął wargami jej sutek, ssąc go i drażniąc językiem. To samo zrobił po chwili z drugim, ale nie zamierzał na tym poprzestać. Ostrożnie odstawił Bailey na ziemię i zaczął składać mokre pocałunki na jej mostku, brzuchu, aż dotarł do podbrzusza, klękając przed nią. — Nie masz pojęcia, jak długo chciałem to zrobić — odezwał się niskim z podniecenia głosem i zerknął w górę spod rzęs. Jego palce zahaczyły o gumkę majtek i powoli zsunął materiał z jej nóg, przez cały czas patrząc prosto w jasne oczy. Chwycił jedną nogę dziewczyny pod kolanem i podniósł ją, żeby zarzucić sobie na ramię i w końcu jej zasmakować, ale wtedy opuścił spojrzenie i zastygł w bezruchu. Wciąż ciężko oddychał, ale całe zgromadzone w nim podniecenie spadło do zera.
    Blizny. Cienkie, nieco grubsze, krótkie i długie, jakby cięte ostrzem i nieco poszarpane, a oprócz tego rany. Świeże rany. Rany, które wyglądały, jakby za chwilę miały zacząć ponownie krwawić.
    — Boże — szepnął, wpatrując się w obraz, który przed sobą miał. Jego ręka bez udziału woli zacisnęła się mocniej na jej nodze, żeby Bailey nie mogła jej opuścić i ponownie ukryć tego, co właśnie widział. Nawet nie przyszło mu do głowy, by poprzednim razem zajrzeć między jej nogi. Pomijając, że było to wówczas (dalej zresztą) nie na miejscu, skóra w pachwinach była cienka i bardzo wrażliwa. Nie potrafił sobie wyobrazić, by ktoś chciał sprawiać sobie ból w taki sposób. A jednak miał przed sobą żywy przykład tego, że istnieli ludzie, którzy tego pragnęli. Biorąc pod uwagę, że niektóre blizny wyglądały na dość stare, musiała to robić już od jakiegoś czasu. — Zrobiłaś to dzisiaj, prawda? — spytał łagodnie, ponownie patrząc w górę na twarz dziewczyny. Prawda była taka, że miał ochotę się wydrzeć i nią potrząsnąć, ale pewnie odniósłby odwrotny od zamierzonego skutek. — Dlaczego? Co się stało? Powiedz mi…

    🫣

    OdpowiedzUsuń
  49. I, zgodnie z jej sugestią, nic więcej nie powiedział. Za bardzo się bał, że gdyby poddawał w wątpliwość ich działanie, w końcu by się rozmyśliła, wolał więc działać zamiast mówić. Dotykał jej tak, jakby nic innego się nie liczyło, jakby teraz istnieli tylko oni, jakby tak miało po prostu być.
    Uśmiechnął się, gdy dotarł do niego jej szept i wysunął język, żeby zostawić na jej skórze mokry ślad. To samo miejsce po chwili lekko przygryzł, a na koniec pocałował i wrócił do podążania w dół coraz bliżej miejsca, które w tym momencie interesowało go najbardziej.
    Właściwie był tak skupiony na tym, żeby w końcu jej posmakować, że chyba tylko cudem dostrzegł blizny i rany. A może po prostu było ich wystarczająco, by zwrócić jego uwagę. Kurwa, nie mieściło mu się w głowie, że mogła celowo krzywdzić się w ten sposób i udawać, że tego nie robi. Przecież pytał! Znalazł żyletkę, oglądał jej ciało, chciał wiedzieć, gdzie to robi i przez co, a ona nie dość, że nic mu nie powiedziała, to jeszcze ukryła te ślady i skłamała, że wszystko jest w porządku. Był idiotą, że nie przeszukał jej pokoju dokładniej, że nie wyrzucił wszystkich ostrych rzeczy, które mogła wykorzystać, że starał się trzymać od niej z daleka, gdy ewidentnie go potrzebowała…
    — Musiałaś? — powtórzył z niedowierzaniem. Wciąż trzymał mocno jej nogę i spoglądał w górę. Widok jej nagiej, lśniącej podnieceniem cipki zupełnie stracił dla niego znaczenie i choć wciąż był twardy, w tym momencie była to tylko fizjologia, bo wszystko pękło jak bańka mydlana. Na powrót stał się ojczymem nastolatki, która z jakiegoś powodu się cięła. — Nie musiałaś, chciałaś. Zamiast odreagować jakoś inaczej, wybrałaś krzywdzenie się — powiedział cicho. Nie chciał za bardzo na nią wsiadać, bo zdawał sobie sprawę, że miała problem, ale takie tłumaczenie do niego nie docierało.
    Jeszcze raz spojrzał na ślady, a kiedy upewnił się, że po drugiej stronie widnieją takie same, puścił jej nogę, po czym wciągnął jej bieliznę z powrotem na miejsce i się odsunął. Kurwa, prawdopodobnie powinni porozmawiać o tym, co właśnie się między nimi wydarzyło, jak na siebie wzajemnie działali, ale były sprawy dużo bardziej niecierpiące zwłoki niż ich skomplikowana relacja.
    — W takim razie się ubierz, a potem słucham — mruknął. Wciąż zwracał się do niej łagodnym głosem, ale nie zamierzał dawać jej mylnego wrażenia, że tym razem odpuści. — Nie wyjdziesz z tego ośrodka, póki wszystkiego mi nie powiesz. Ze szczegółami. Kiedy się zaczęło, dlaczego, przez kogo. A później pojedziemy do domu i oddasz mi wszystkie ostre przedmioty, które masz w pokoju, w plecaku, w łazience, wszędzie. Mało tego, przeszukam ci rzeczy i sprawdzę, czy na pewno oddałaś każdą jedną jebaną żyletkę, cyrkiel, czy cokolwiek ci jeszcze przyjdzie do głowy, czym można się pociąć — wyrzucił z siebie, ubierając koszulkę, a potem narzucił na nią również koszulę. — Ale nie będziemy rozmawiać tutaj. Ubieraj się, idziemy coś zjeść — burknął.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  50. Nie skomentował jej słów, choć miał ochotę parsknąć coś w stylu gówno prawda. Nie chciał jednak być aż tak niedelikatny. To, co robiła Bailey, było poważnym problemem. Kurewsko poważnym. Problemem, z którym potrzebowała profesjonalnej pomocy. Fakt, że nie rozumiał, jak to jest mierzyć się z czymś takim, nie uprawniał go do lekceważenia jej w jakikolwiek sposób.
    Dlatego nie powiedział nic. Nie odezwał się, gdy podeszła do swoich ubrań i zaczęła je na siebie zakładać, podczas gdy on zarzucał na siebie koszulę. Nie odezwał się również, kiedy wyszli ze świetlicy i skierowali się do położonej na terenie ośrodka restauracji. Wyjął telefon i z powrotem włączył kamerę w pomieszczeniu, które właśnie opuścili.
    Przepuścił dziewczynę przodem, ale potem ją wyprzedził i udał się do loży umiejscowionej za zapewniającym prywatność przepierzeniem. O tej porze było tu dość pusto, zbliżała się godzina zamknięcia, więc nie musiał się obawiać, że ktoś ich podsłucha, ale wolał dmuchać na zimne.
    Wciąż nic nie mówił. Czekał, aż Mabel odejdzie z odebranym zamówieniem. Sam podziękował za jedzenie, zamówił jedynie czarną kawę. Miał ochotę na coś mocniejszego, ale to była jedna z tych rozmów, podczas których musiał być trzeźwy, nawet jeśli trudno będzie to wszystko udźwignąć. Dopiero gdy kelnerka zniknęła, pochylił się lekko do przodu, oparł ręce na stoliku i splótł swoje dłonie, nie odrywając wzroku od Bailey. Nie miał zamiaru zaczynać. To nie była jego historia do opowiedzenia. Rozumiał też, że nie może jej poganiać. To znaczy… Z jednej strony powinien, musiała w końcu mu wszystko wyznać, ale mógł dać jej jeszcze chwilę na uporządkowanie myśli.
    — Znasz odpowiedź na to pytanie — odparł ani myśląc, żeby odwrócić spojrzenie. Tkwił w tej samej pozycji, wciąż czekając. I czekając. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jest spięty, póki nie usłyszał z jej strony westchnienia, które najwyraźniej oznaczało, że w końcu zacznie mówić. Również nieco ciężej i dłużej wypuścił powietrze, po czym lekko się rozluźnił. Minimalnie. I tylko dlatego, że jednak się odezwała.
    — Nie o to pytałem, Bailey — przypomniał łagodnie. Rozumiał, że nie chciała na niego teraz patrzeć i to szanował, ale nie oznaczało to, że zamierzał w jakikolwiek sposób odpuścić. Musiała wszystko mu dzisiaj wyznać, żeby mógł jej pomóc, bo to wyglądało tak, jakby miejsce do cięcia już dawno się skończyło. Kurwa, po kręgosłupie przebiegł mu dreszcz na samo wspomnienie widoku świeżych ran. Musiały ją okropnie boleć, a on ich jeszcze dotykał… — To znaczy o to, ale to nie było moje najważniejsze pytanie. Najważniejsze jest takie: co się stało, że w ogóle zaczęłaś? I co wydarzyło się dzisiaj, że musiałaś zrobić to ponownie? Kiedy? Po powrocie ze szkoły? Zanim przyszłaś tutaj? Po prostu… — urwał i odetchnął drżąco, przejeżdżając dłońmi po swojej twarzy. — Chcę ci pomóc. Ale nie będę mógł, jeśli nie będę nic wiedział…

    😶

    OdpowiedzUsuń
  51. — Nie wygląda, jakby tak było — mruknął pod nosem, ale powiedział to bardziej do siebie niż do niej. Miał cholerne wyrzuty sumienia. Że jej unikał, że nie było go w domu, gdy mogła go potrzebować. Że nie zabrał jej na pieprzony tor, by wyładowała emocje, a teraz, zamiast z nią porozmawiać i zapytać co się stało, zacząć bardziej drążyć, w pierwszej kolejności przyssał się do niej ustami. Do swojej pasierbicy. Do dziewczyny, o której jeszcze kilka miesięcy temu nie pomyślałby w kontekście seksualnym, bo nie zwracał na nią uwagi. Wystarczyło, że raz zobaczył ją półnagą i to nawet nie do końca, żeby kompletnie napieprzyło mu to w głowie.
    Ale to napięcie prysło jak bańka wraz z ujrzeniem blizn i ran. Nie zamierzał jej więcej dotykać. Miała problemy, najwyraźniej mnóstwo problemów, nie potrzebowała do tego jeszcze romansu z ojczymem. To był błąd. Jednorazowy wypadek, który więcej się nie powtórzy. Ona potrzebowała pomocnika i opiekuna, a nie faceta, który ją zerżnie.
    — Zadałem więcej ważniejszych pytań, ale to właśnie na tym postanowiłaś się skupić — zauważył cicho. Gapił się na nią, jakby próbował coś wyczytać z jej twarzy, ale nie szło mu za dobrze. Doszedł więc do wniosku, że musi zaczekać, aż ona zacznie. Mógł to zrobić. Mógł być cierpliwy, pod warunkiem, że sama Bailey zamierzała zdać sobie sprawę z tego, że Alex nie odpuści. Poprzednio, gdy nie widział tych wszystkich blizn, mógł to zrobić. Ale nie teraz.
    Odchylił się lekko, ale tylko po to, żeby kelnerka mogła postawić przed nim kawę. Kiedy zniknęła, znowu oparł się o stół, a po chwili wahania sięgnął przez blat i chwycił Bailey za dłoń. Ułożył ją tak, żeby powoli lekkim masażem zacząć rozprostowywać jej zaciśnięte w pięść palce. Dawał jej czas. Czekał, wodząc własnymi palcami po jej skórze i nie odwracając wzroku nawet na moment od jej twarzy.
    A kiedy w końcu z jej ust padło wyznanie, zupełnie znieruchomiał. W głowie odbiło się echo jej wcześniejszych słów o tym, kiedy zaczęła się ciąć. Miała dwanaście lat. Dwanaście lat. Była wówczas dzieckiem! Jakiś facet dotykał jej i kazał dotykać siebie, kiedy ledwie zaczęła być nastolatką!
    Oczami wyobraźni zobaczył małą przestraszoną blondyneczkę zdaną na łaskę pedofila. Kurwa mać! Czy Barbra o tym wiedziała? Czy ktokolwiek o tym wiedział?
    Jej spojrzenie jednak powiedziało mu wszystko, co mogło go zastanawiać w tej kwestii. Nikt nie wiedział. Boże…
    — Bailey… — szepnął, mając wrażenie, że cały się za chwilę rozpadnie w środku. Ktoś ją molestował, gdy była dzieckiem, a teraz ona pozwoliła mu się dotykać. Co z tego, że była dorosła, skoro miała za sobą takie doświadczenia, a on był dwa razy starszy? Chciało mu się rzygać przez swoje własne zachowanie. — Chodź do mnie — odezwał się cicho i wstał ze swojego krzesła, po czym pociągnął dziewczynę za dłoń, którą wciąż trzymał. Objął ją ramionami, przytulając do siebie mocno. Jedną rękę oparł na jej plecach, a drugą na głowie, muskając wargami jej włosy. — Potrzebuję nazwiska, skarbie. Musisz mi podać jego nazwisko — wyszeptał jak najłagodniej, by nie pokazać po sobie, jak ogromną żądzą mordu zaczął pałać. Bo zamierzał typa zabić, bez dwóch zdań. Potrzebował jedynie się dowiedzieć, kto to, do kurwy nędzy, był.

    anioł stróż

    OdpowiedzUsuń
  52. Kiedy Bailey rozluźniła się w jego ramionach, z jakiegoś powodu nagle poczuł się jeszcze gorzej. Bo nie musiała nic mówić, by Alex poczuł, że go potrzebowała. I przez to miał wrażenie, że jest jeszcze gorszym człowiekiem, bo zamiast zdusić w sobie to całe pożądanie, które względem niej czuł, jak na dorosłego, odpowiedzialnego człowieka przystało, wolał spierdolić z domu i nie mieć do czynienia z pokusą.
    Był kretynem. Jebanym kretynem. Tym bardziej, że wiedział o problemie, nieważne, że poprzednim razem na jej ciele nie znalazł żadnych śladów. Powinien szukać lepiej, powinien nie odpuszczać… Powinien, kurwa, nie uciekać.
    — W takim razie sam się dowiem — odpowiedział cicho, uprzednio nachylając się lekko, by sięgnąć ustami jej ucha. — Mam czas i środki, więc to nie problem. Chociaż mogłabyś mi zaoszczędzić wysiłku i po prostu powiedzieć kto to — szepnął, kołysząc się lekko wciąż z nią w swoich ramionach. — Tego nie wiesz. I nie dowiesz się, póki mi go nie podasz — zauważył.
    Pozwolił jej wysunąć się ze swojego uścisku, choć nie stracili zupełnie kontaktu fizycznego. Przysunął się, nie na tyle, żeby ją przytłoczyć, ale wystarczająco, żeby oprzeć swoje ciepłe dłonie na jej barkach i zacząć je gładzić kciukami.
    — Wiem… Jestem. Nigdzie się nie wybieram. Już nie — powiedział i westchnął, przenosząc wzrok na ścianę gdzieś ponad głową Bailey. Na chwilę zacisnął zęby i odetchnął głęboko, zbierając w sobie siły. Nie chciał wyjść na szukającego wymówek kretyna, ale musiała wiedzieć, dlaczego go przy niej nie było. — Przepraszam, Bee. Nie mogłem… — urwał, biorąc głęboki wdech. — To, do czego dzisiaj między nami doszło… Gdybym cię nie unikał, zrobiłbym to wcześniej, a nie mogłem. Wciąż nie mogę… Nie powinienem… Jesteś moją pasierbicą, Bailey — szepnął, jakby się obawiał, że ktoś z pracowników mógłby go podsłuchać. — Ale dam radę. Będę przy tobie. Tak długo, jak mnie potrzebujesz — dodał, opuszczając wzrok z powrotem na blondynkę. Nie chciał się odsuwać, wręcz przeciwnie, pragnął ponownie wziąć ją w swoje ramiona i nawet wykonał ruch, jakby miał to zrobić, ale w tym samym momencie kelnerka pojawiła się w pomieszczeniu, niosąc makaron, który zamówiła Bailey. — Niech nikt nam nie przeszkadza. Możecie iść do domu, zamknę restaurację — polecił dziewczynie, która kiwnęła głową i wyszła.
    Alex zaczekał, aż Bailey usiądzie, po czym zajął miejsce, ale tym razem tuż obok niej. Objął dłonią kubek ze swoją kawą. Uniósł go do ust i upił spory łyk.
    — Jeśli nie chcesz powiedzieć, w porządku. Ale powiedz mi, co się wydarzyło, że zrobiłaś to dzisiaj — mruknął, ponownie wbijając w nią nieugięty wzrok. — Widziałem, że masz świeże rany. Dlaczego się pocięłaś?

    😐

    OdpowiedzUsuń