Jennifer Brown local hero
Całe życie zastanawiała się, czy człowiek rodzi się będąc już tchórzem, czy nabywa tę cechę z wiekiem. Uważała, że w swoim przypadku tchórzostwo wyssała wraz z mlekiem matki. Brak odwagi towarzyszył jej całe życie; myśl o nauce jazdy na rowerku sprawiała, że sikała do łóżka jako mała dziewczynka, egzaminy powodowały biegunki, a chęć przeciwstawienia się rodzicom dreszcze i migreny. Zwrot "zawalczyć o siebie" był dla niej obcy. Bała się głośno przyznać, że jej serce skradła piękna, czarnowłosa dziewczyna. Potulnie zgodziła się oddać koledze podczas imprezy studenckiej, nie chcąc, aby ją wyśmiał i obgadał przy innych. Przez lata tkwiła w małżeństwie pozbawionym miłości tylko dlatego, że bała się zawieść ojca. Odrzuciła własne marzenia, wybierając najbezpieczniejszą drogę, która miała zadowolić wszystkich dookoła. Obawiała się reakcji na prawdę, dlatego żyła w cieniu kłamstw innych ludzi. Uciekła, jak na tchórza przystało, chowając głowę w piasek i ukrywając się w stanie Georgia. W Mariesville, mieście, które pochowało jej pierwszą, niespełnioną miłość. A może dopiero teraz, pierwszy raz w życiu, postawiła na siebie?
urodzona 18.11.1986 roku w stanie Waszyngton | lekarka rodzinna w lokalnej przychodni | mieszkanka Riverside Hollow | w mieście od niedawna | rozwódka i matka zbuntowanego siedemnastolatka
Witam się ciepło. Buźka Elizabeth Mitchell, w tytule Come away Rose Betts. Szablon rossresources. Do kontaktu: themostwicked69@gmail.com. Bawmy się!
[Dobry wieczór!
OdpowiedzUsuńKrótka, ale bardzo przyjemnie napisana karta, która dość sporo o Jennifer zdradza. Myślę jednak, że nie wszystko jeszcze o niej wiadomo. Bardzo przykro mi się zrobiło podczas czytania, to wręcz niesprawiedliwe, że tkwiła tak długo w związku, z którego nie miała żadnej radości i musiała zostawić te, która kochała. Mam nadzieję, że w Mariesville odnajdzie trochę szczęścia i w końcu zacznie żyć dla siebie i skupi się na własnych potrzebach. :)
Nie wiem czy to kwestia gifów, wyglądu karty czy tekstu, ale czuję takie przyjemne ciepło bijące od Twojej postaci. Mimo przykrej historii to ciężko się nie uśmiechnąć.
Życzę udanej zabawy oraz samych ciekawych, niedających spać po nocy wątków! Jeśli mój pan może się do czegoś przydać to zapraszam. ☺️]
Rhett Caldwell
[cześć! Jaka ciekawa ta bohaterka! Bardzo to przykre, że całe życie ustępowała i nigdy nie zbuntowała się, aby zawalczyć o siebie. Mam nadzieję, że w Mariesville złapie oddech i skupi się na swoim szczęściu. I że przestanie uciekać i tchórzyć! Życzę jej, aby znalazła tu swoje miejsce, kawałek czegoś SWOJEGO. Dobrałaś idealny wizerunek, a karta wykonana tak spójnie, że niezwykle przyjemnie się na nią patrzy ;)
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze! W razie chęci, zapraszam do Abi, ona na pewno pokoloruje jej dzień z przyjemnością :*]
Abigail
[Dzień dobry, witam kolejnego lokalnego bohatera, a w tym wypadku bohaterkę. Szkoda mi jej, ale patrząc po tym, że wybrała zawód lekarza, dla mnie nie jest aż taka tchórzliwa, jak to wspomniane w karcie. Nawet jeśli całe dnie siedzi w przychodni ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że Mariesville przyniesie jej dużo miłych chwil, no i jak Sol wspomniała, w końcu przestanie uciekać. Życzę miłej zabawy i masy wątków ♥️]
Olivia
[Co prawda, straciła wiele pięknych lat, żyjąc dla kogoś, a nie dla siebie, ale to wcale nie oznacza, że jest tchórzliwa. Najważniejsze, żeby sama w to w końcu uwierzyła! Teraz ma możliwość ułożyć sobie życie tak, jak wymarzy i mam nadzieję, że tu w Mariesville będzie naprawdę szczęśliwa. Życzę dobrej zabawy na blogu i mnóstwa ciekawych wątków! :)]
OdpowiedzUsuńRowan Johnosn
[To jest absolutnie uroczy pomysł! Jeśli dasz mi chwilę, mogę nam zacząć :3 Jeśli Ty masz chęć, daj znać, poczekam]
OdpowiedzUsuńAbi
[Będę czekać 💜 https://images.app.goo.gl/3EkPDiPEqqTVUfo99]
UsuńAbi
[Akurat oglądam Zagubionych, a tu na blogu taka buźka. Przypadek? :-)
OdpowiedzUsuńW tłumie bardzo młodych postaci, Jen się wyróżnia i jakoś o wiele łatwiej jest mi sobie wyobrazić relację między naszymi paniami. Jeśli chcecie, to Betsy może próbować swoich sił w ujarzmianiu zbuntowanego nastolatka. W dodatku, w moim zamyśle matka Betsy pokonała raka piersi, więc często pojawia się na jakichś kontrolach przychodni. Jeśli widzisz jakiekolwiek inne ścieżki powiązania naszych pań i masz chęci na wątek, to zapraszamy. ;-)]
Betsy Murray
Cześć!
OdpowiedzUsuńMoja Laura jeszcze o tym nie wie, ale potrzebuje tej kobiety w swoim życiu. I Stevie również. Może Geon? Z nim to nigdy nic nie wiadomo. Jak lubisz poplątane relacje, ciężkie traumy i tym podobne -- zapraszam. Miłego poniedziałku i dużo, dużo weny życzę :)
Steven Baker oraz nieopublikowani jeszcze Laura Doe && Geonwoo Parks
[Wierz mi, wiem coś o tym, obecnie blogowe postacie z mojego rocznika to na ogół już poważni biznesmani, to jednak trochę przykre. :D Także rozumiem, Chiara to faktycznie jeszcze dzieciak, haha. Jen z kolei, poza tym, że nosi jedno z moich ulubionych imion, wydaje się być taka ciepła i spokojna, aż sama miałabym ochotę mieć kogoś takiego w swoim życiu. :D Myślę, że będzie się jej wiodło, ostatecznie to dosyć pogodna dusza. Dziękuję za powitanie, no a w razie chęci na wątek wiesz, gdzie mnie znaleźć!]
OdpowiedzUsuńChiara Moretti
[Tak krótka, a jak treściwa karta! Uwielbiam! W ogóle uważam, że Bailey będzie niesamowicie zainteresowana postacią Jennifer, no bo jak to tak, ktoś z własnej woli przyjechał i osiedlił się w Mariesville - to dla niej abstrakcja. Jeżeli różnica wieku Ci nie przeszkadza, chętnie pomyślę nad wątkiem :)]
OdpowiedzUsuńBailey Q
[Myślę, że zdecydowanie przyda jej się ktoś taki, zwłaszcza, ze ta gałąź rodziny jest z Chiarą w dosyć… napiętych stosunkach. Nie rozmawiali, odkąd Chiara z matką wyprowadziły się do Włoch, do jej ojca, czemu zresztą ta właśnie rodzina się sprzeciwiała. Także ani oni za nią nie przepadają, ani ona za nimi, a że bliskich nie można przedawkować, sądzę, że się dziewczyny dogadają. Chiara całe życie spędziła właściwie z mamą i tatą, bez kuzynów, ciotek, czy dziadków, także myślę, że czuje się teraz wyjątkowo zagubiona i samotna. Gdyby Jen trafiła na jej "gorszy moment", mogłaby się niechcący wyżalić, z czym ma problem. Ewentualnie, o ile syn Twojej panienki robi tego typu rzeczy, dziewczyny mogłyby się poznać właśnie przez niego; na przykład paliłby z Chiarą papierosy gdzieś za rogiem i Jen by go przyłapała? A raczej ich? :)]
OdpowiedzUsuńChiara Moretti
[Och, w porządku, rozumiem. Tym bardziej mi jej szkoda. :(
OdpowiedzUsuńMyślę, że Chiara mogłaby być bardzo roztrzęsiona po spotkaniu po latach z którymś członkiem swojej rodziny — dziadkiem albo wujkiem — który, generalnie, dałby jej do zrozumienia, że nie jest tutaj mile widziana. Także i atak paniki wchodzi w grę, zwłaszcza, że mała jest ostatnio rozstrojona emocjonalnie. No, a gdyby Jen potrzebowała jakiejś przyszywanej córki, to też się polecamy. :)]
Chiara Moretti
[W takim razie trzymam kciuki, oby tylko swoim powrotem nie pogorszył sytuacji!
OdpowiedzUsuńZakładałam, że Chiara pojawiła się w mieście właśnie jakoś w lipcu, toteż faktycznie to pierwsze spotkanie dobrze by się tutaj wpasowało. Kolejne możemy umieścić tam, gdzie Tobie będzie wygodniej — czy Jennifer ma jakieś swoje ulubione miejscówki, w których spędza czas? Lub też: gdzie Chiara miałaby szansę ją spotkać? Nie chciałabym niczego poplątać w tym temacie.]
Chiara Moretti
[W sumie nic konkretnego nie chodziło mi po głowie. Myślę sobie, że mogłoby się to rozegrać na przykład na jakichś pustych polach, Chiara pewnie po tej awanturze będzie potrzebowała zaszyć się gdzieś z daleka od ludzi. Właściwie cmentarz też byłby dobrą opcją, moja dziewczyna uwielbia takie miejsca, no i może chciałaby poszukać jakichś zmarłych krewnych.]
OdpowiedzUsuńChiara Moretti
[Jasne, zdajmy się na żywioł, będzie ciekawie. Jeżeli chcesz napisać nam rozpoczęcie, to będę bardzo wdzięczna, ale jeśli nie, to też mogę, tylko z góry uprzedzam, że to nie jest moja mocna strona. :D Myślę, że wszystko ustalone, reszta na spokojnie wyjdzie w praniu.]
OdpowiedzUsuńChiara Moretti
[Super, dziękuję! :) Tak, tak chyba będzie najlepiej to rozegrać.]
OdpowiedzUsuńChiara Moretti
[Chętnie zacznę nam od jakiejś kontrolnej wizyty i trochę przybliżę tam sylwetkę Bethany, wtedy będziesz mogła zadecydować jak traktuje ją Jennifer. :D Nie obiecuję, że zrobię to jutro, ale w tym tygodniu na pewno! ;-) A resztę ustalimy w trakcie albo wyjdzie naturalnie w praniu.]
OdpowiedzUsuńBetsy Murray
[No pewnie! W kryzysowej sytuacji mogą poratować się częściami! :D Myślę, że kiedy Jen się wprowadziła, Rowan na pewno przyszedł powitać ją ze swoim jednoosobowym komitetem powitalnym. Może mógł nawet pomóc przy okazji w skręceniu jakiegoś mebla? Zakładając oczywiście, że miała jeszcze pełne ręce roboty. Można to w sumie rozpisać, gdybyś miała chęć, albo pomyśleć nad czymś zupełnie innym. Jestem otwarta, także zapraszam :)]
OdpowiedzUsuńRowan Johnson
[Cześć!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że na blogu pojawiają się starsze postacie. Zastanawiałam się skąd kojarzę panią, która użycza Jennifer wizerunku i nie dawało mi to spokoju. Sprawdziłam i przeczucie mnie nie myliło. Oglądałam Lost, a mimo wszystko zapadła mi w pamięć! Coś w tym jest, że pasuje na lekarkę ;)
Jeśli masz ochotę na wspólny wątek, to zapraszam do Michaela. Skoro Jennifer ma nastoletniego syna (na dodatek zbuntowanego), to myślę, że nie byłoby problemu znaleźć punktu zaczepienia dla naszej dwójki.
Życzę dużo weny i mam nadzieję, że Jennifer zagrzeje długo miejsce w Mariesville.]
Michael Carter
Czuła się tak, jakby ktoś wywlókł jej wnętrzności na lewą stronę, odsłaniając kości i mięśnie, i zakończenia nerwowe, a wszystko to było wielką zbitą masą, która wyła z bólu. Nigdy przedtem nawet nie była w stanie wyobrazić sobie, że cokolwiek może wywołać cierpienie tak wielkie, że jest się gotowym na wszystko, byle od niego uciec. Teraz na własnej skórze doświadczała takiego uczucia, dzień w dzień, nieprzerwanie, odkąd jej rodzice zginęli. Wszystkie formalności w Memphis załatwiała pod wpływem silnych środków uspokajających i przy wsparciu przemiłej sąsiadki z parteru, która nie pozwoliłaby zrobić Chiarze krzywdy. Tych leków nie zostało jednak zbyt wiele; była również przekonana, że nikt nie zechce przepisać jej większej dawki. Problem polegał na tym, że bez nich właściwie nie była w stanie przestać płakać. Ta rana, żal po utracie obojga rodziców jednocześnie, wciąż była zbyt świeża, by zadziałały na nią jakiekolwiek opatrunki. Krew sączyła się przez każdy materiał. Może gdyby nie zginęli w tym samym momencie, albo gdyby nie zginęli tak nagle; było wiele może i jeszcze więcej gdyby, przy pomocy których usiłowała usprawiedliwić swój żałosny stan, ale wszystkie te próby nie przynosiły żadnego efektu. Jedynie bardziej chciało jej się płakać.
OdpowiedzUsuńNiemal od razu po sprzedaży mieszkania (którą zresztą również załatwiła w trybie ekspresowym), ruszyła do rodzinnego miasteczka matki, które czasami migotało gdzieś na obrzeżach wspomnień, mgliste i niewyraźne, ale wyczuwalnie obecne. Chciała sprawdzić, jak wiele zapamiętała i jak wiele się zmieniło; popytać i posłuchać o życiu mamy, zanim jeszcze została jej mamą; być może nawet zyskać rodzinę, której obecnie była całkiem pozbawiona. Najbardziej jednak chciała odpocząć — pod tym względem przystanek Mariesville stanowił naprawdę dobry punkt wyjściowy.
Wmawiała sobie, że zatrzyma się na chwilę, porozmawia z kim trzeba, wypije herbatkę na rodzinnym pikniku, a potem pojedzie dalej. Dokąd? Nie wiedziała. Chwilowo i tak tkwiła w próżni, nie mogąc ruszyć ani do przodu, ani wstecz. Miała mnóstwo uzasadnionych obaw i jeszcze więcej tych abstrakcyjnych. Czuła się taka słaba, za słaba, by nawet wyjść gdziekolwiek poza pensjonat. Od przyjazdu dwa dni temu praktycznie cały czas spała. Próbowała wmusić w siebie jakiś pokarm, chociaż żołądek wciąż miała ściśnięty z nerwów i żalu, włączała stare seriale i pozwalała sobie przy ich akompaniamencie na nowo zapaść w sen. Kot czuwał tuż obok, zawsze gotów do pocieszania czy przytulania, i Chiara była mu naprawdę za to wdzięczna. Na ten moment był jedyną żywą istotą, która w jakiś sposób się o nią troszczyła.
Trzeciego dnia, niemal z samego rana, zerwała się z łóżka, tknięta jakąś dziwną paniką, a potem nie była już w stanie zasnąć. Było jeszcze wcześnie, a upał stawał się coraz bardziej dokuczliwy. Chiara z ciężkim westchnieniem narzuciła na siebie jedną z tych olbrzymich koszulek, które z powodzeniem mogły robić za sukienkę, i niespiesznym krokiem ruszyła po jakieś zakupy. Potrzebowała czegoś, czym mogłaby najeść się szybko i oszczędnie, i co nie wymagałoby od niej wysiłku. Wracając miała reklamówki pełne płatków śniadaniowych i zupek chińskich; niezdrowo, ale zawsze lepsze to, niż nic.
Wyglądała okropnie, blada i rozczochrana, sine cienie pod przekrwionymi oczami, ale jak dotąd udawało jej się unikać sąsiadów, toteż nie przywiązywała większej wagi do tego, jak się prezentuje. Tym bardziej była zaskoczona (i przestraszona), słysząc tuż obok siebie sympatyczny głos, pytający o pastę do zębów. Niemal upuściła wszystkie swoje torby z zakupami. Uniosła wzrok, napotykając twarz kobiecą, acz wyraźnie zmęczoną, po czym otrząsnęła się z odrętwienia.
— Tak, ja… zapraszam — wymamrotała niewyraźnie, wpuszczając kobietę do pokoju i potykając się o leżące wokół ubrania.
Chiara Moretti, z burdelem w pokoju, bajzlem w głowie i bałaganem w sercu
Witaj w Mariesville, wicked witch!
OdpowiedzUsuńŻycie Jennifer pełne było wyzwań, ale jej obecność w naszym miasteczku to zdecydowanie znak nowego początku. Z pewnością jako matka nastolatka staje przed nowymi wyzwaniami, ale jesteśmy pewni, że zbuduje to jej wytrwałość! Cieszymy się, że jest z nami, Mariesville zyskało wspaniałego lekarza rodzinnego! Oby Jennifer szybko poczuła się częścią tej społeczności i znalazła tutaj swoje miejsce.
Powodzenia!
[Myślę, że do akcji ratunkowej możemy użyć tej informacji o pożarze z ramki Aktualności. Tam na pewno przydała się pomoc zarówno ochrony zdrowia, policji, jak i strażaków. Może wyciągną kogoś ze stodoły, bo usłyszą wołanie o pomoc? Albo niekoniecznie akurat wyciąganie ze stodoły, w każdym razie to wydarzenie daje potencjał na taki wątek :)]
OdpowiedzUsuńRowan Johnson
[Może z grubej rury? Możemy założyć, że mają już za sobą takie pierwsze spotkanie i wiedzą po prostu kto jest kto, żeby teraz bez wahania zaufać sobie dla tego wspólnego celu :)]
OdpowiedzUsuńRowan Johnson
[Właśnie miałam Cię dziś przywitać, odgrzebawszy się z zaległości. Więc bardzo mi miło, że przyszłaś do Finna ;) Ale przecież Jen nie może być taka tchórzliwa jak jej się wydaje. Ma taki odpowiedzialny zawód i jeszcze dzielnie wychowuje siedemnastolatka. A kto był w tym wieku, ten wie... jak to z nastolatkami bywa ;D
OdpowiedzUsuńTworząc Panów nigdy nie mogę się powstrzymać i zawsze mają długie włosy. Cóż, jakaś słabość...
To słucham tego pomysłu, bo ciekawy wątek zawsze chętnie ;)]
Finn Shrubbery / Kopi Bear
Do tej pory nawet nie zauważała bałaganu, który zdążył ogarnąć cały jej pokój, ale nawet, gdyby go dostrzegła, prawdopodobnie machnęłaby na to ręką. Nie miała siły sprzątać, zresztą nieszczególnie obchodził ją ten syf. W takim stanie ducha naprawdę niewiele rzeczy mogło wyrwać ją z otępienia.
OdpowiedzUsuńMimowolnym, mechanicznym ruchem wzięła pastę z półki w łazience i podała nieznajomej kobiecie. Uniosła głowę, nie chcąc wyjść na gburowatą przyjezdną i aż ją ścisnęło w żołądku, kiedy zobaczyła jej uśmiech. Od śmierci rodziców nikt nie uśmiechał się do niej w ten sposób; zawsze były to wyrazy pełne obawy i troski, ale nigdy zrozumienie.
— Ja, ja… — zaplątała się na chwilę, przy okazji odkrywając, jaki ma zachrypnięty, nieużywany od kilku dni głos. Przełknęła ślinę. — Dziękuję — dodała, trochę speszona, bowiem nie była przyzwyczajona do troski kompletnie obcych osób. — Chiara. Mam na imię Chiara — powiedziała i niedbałym gestem wskazała na tubkę. — Cała przyjemność po stronie pasty.
Uśmiechnęła się w duchu, a chociaż ów uśmiech nie sięgnął jej twarzy, poczuła, że coś zaczęło się zmieniać.
Mieszkała w Mariesville od dwóch miesięcy, kiedy udało jej się wreszcie zebrać i zrobić pierwszy krok. Przez cały ten czas sumiennie wypytywała i poszukiwała informacji o swoich krewnych; co lubią, czego nie, co się właściwie stało, że przestali się odzywać — by być tak przygotowaną, jak to tylko możliwe. Wiedziała, że nie da się zaplanować wszystkiego, ale chciała odwiedzić dziadków uzbrojona chociaż w podstawową wiedzę. Mama rzadko o nich wspominała, choć kiedyś rzuciła jedno zdanie, które zapadło Chiarze w pamięć — że dziadkowie bardzo nie chcieli, by wyszła za ojca. I kiedy postawiła na swoim, po prostu zniknęli z jej życia.
Nie była pewna, czy powinna w to wierzyć. Być może istniał jakiś inny powód. Nie idealizowała matki, nawet po śmierci, więc dopuszczała do siebie myśl, że być może Whitney była zbuntowaną smarkulą, sprawiającą kłopoty. Z drugiej strony, co takiego mogłoby zrobić dziecko, by tak dokumentnie zrazić do siebie rodzica?
Serce biło jej mocno, szybko, kiedy zbliżała się do drzwi. Nie zdążyła jednak nacisnąć dzwonka, ani zrobić tych kilku kroków, które dzieliły ją od wejścia, bo drogę zastąpił jej starszy mężczyzna z groźną miną.
— Czego tu szukasz? Wynocha stąd, ale już! I żebyś więcej nie wracała!
Wobec takiej postawy, Chiara straciła całą świeżo nabytą pewność siebie i wycofała się, najpierw powoli, później coraz szybciej, wreszcie biegła w szaleńczym tempie tam, dokąd poniosły ją nogi. Mały cmentarz był śliczny i pusty, dzięki bogu. Opadła na kolana i wrzasnęła, nic konkretnego, po prostu wyrzucając z siebie emocje. Ten mężczyzna wiedział, kim była. Cała rodzina musiała wiedzieć, że od dwóch miesięcy kryje się w pensjonacie jak tchórz, chociaż nie zrobiła nic złego. Była zarówno wściekła, jak i zrozpaczona. Podciągnęła kolana pod brodę i oparła się o nie czołem, pozwalając łzom na nowo rozerwać ranę, która zaczęła już zarastać. Trzęsła się okropnie, chociaż nie było jej zimno. Przeciwnie — czuła się tak, jakby ktoś żywcem przysmażał ją w ogniu.
Chiara
[miałam dziś tak tragiczny dzień po powrocie z urlopu... A przeczytałam Twój komentarz i zrobiło mi się tak przytulnie, aż sama pojechałabym na koniec świata do uroczego pensjonatu :)]
OdpowiedzUsuńAbigail była dziewczyną pełną ciepła i werwy do działania, nie brakowało jej energi i zawsze pamiętała, by dbać o innych. W gruncie rzeczy właściwie zawsze tak było, że troszczyła się o cały świat wokół, mniejszy bądź większy, ale nie czuła by samą siebie przez to zaniedbywała, albo o sobie zapominała. Miała niewiele potrzeb, a ta która towarzyszyła jej od zawsze to troszczenie się i podarowanie uśmiechu innym. Była pogodną osobą i wszędzie było jej pełno. Pochodząc z tak malowniczej i niewielkiej mieścinki jak Mariesville w ogóle nie miała zamiaru uciekać do większego miasta, już nie wspominając o tych najwspanialszych, największych. Podobało jej się spokojne, wolne życie, przewidywalny rytm każdego dnia, ułożony i niekiedy powtarzalny scenariusz. To nie było dla niej nudne, potrafiła znaleźć zawsze coś do zrobienia i się tym cieszyć. Lubiła i doceniała małe rzeczy.
Cztery ostatnie lata były dla niej trudne. Wyjechała na studia do Atlanty i o ile opuszczając dom miała wielkie nadzieje i była zakochana, tak szybko przekonała się, że najzwyczajniej nie nadaje do życia w dużym, tłocznym i pędzącym mieście. Nie była typową studentka, choć na krótko wpadła w wir wesołego i nieco podejrzanego towarzystwa, prędko wróciła na tory, gdzie czuła się sobą i czuła się bezpiecznie. Taki pęd , hałas, tłok, to wszystko razem skumulowane sprawiałoby, że czuła się przytłoczona, a już zdecydowanie przeszkadzało jej, że jest niezauważana i nikt sobie nie pomaga, ani nawet nie rozmawia swobodnie. Brakowało jej serdeczności, tego że zna sąsiadów z imienia, że czuje w powietrzu zapach owoców z okolicznych sadów. męczyła się w mieście, łatwo się męczyła i szybko bolała ja głową. Gdy wróciła, miała wrażenie, że odżyła na nowo, ale była też z siebie dumna że udało jej się zrealizować plan i skończyła studia z dyplomem. Kochała swój dom, dwoje urocze małe miasteczko.
Pensjonat był w jej rodzinie od pokoleń. Był to ogromny dom z drewnianą odpowiednio zabezpieczoną przed deszczem i korozją od zmian temperatur fasadą. Jej mama pomagała kucharzowi w kuchni, a ojciec zajmował się wszelkimi aspektami technicznymi, od drobnej usterki jak poluzowana po ulewie rynna, bo poważne prace jak wymiana dachówek na panele fotowoltaiczne, w które zainwestowali dwa lata temu. Abi chciała dołożyć swoją cegiełkę, jeśli nie rozbudować pensjonat to sprawić, że każdy turysta się w Mariesville zakocha jak ona i będzie tu wracał, gdy tylko będzie mieć taką możliwość. Ona na prawdę nie wyobrażała sobie lepszego miejsca na świecie!
Zalewała sobie właśnie ciepłej herbaty, gdy przed budynkiem usłyszała samochód. Dziewczyna która zwykle spędzała wieczory dorabiając u nich na recepcji (zwykle narożne biurko przy wejściu obok schodów prowadzących do pokoi na piętrze) czuła się słabiej, a nie chcąc ryzykować że złapała jakąś grypę i zaraża, poprosiła o wolne; dziś Abi ją zastępowała. Sama mieszkała w Śródmieściu , a jej rodzice w części pensjonatu za jadalnią, przerobionej na prywatne mieszkanie, ale to nigdy nie był problem, by ktoś z rodziny spędził nawet noc na czuwaniu i oczekiwaniu gościa. Akurat tu rzadko mieli przyjezdnych z zaskoczenia.
Usuń- Dobry wieczór, Jennifer - wróciła akurat do biurka, gdy przez próg przeszła szczupła brunetka o przemiłym głosie. Ruda odstawiła duży parujący kubek na blat biurka, na podkładkę w kształcie jabłuszka i wyciągnęła do niej dłoń, posyłając szeroki uśmiech. - Jestem Abigail Wilson, możesz mówić mi Abi, czekałam na ciebie - miła i serdeczna chciała zrobić dobre wrażenie od wejścia. Chciała... Nawet się specjalnie nie musiała starać, po prostu była promienna. - Masz ochotę na gorącą herbatę, mam wciąż ciepłą wodę, dopiero zdjęłam czajnik z ognia? - zaproponowała, sięgając do skrzyneczki z regału, gdzie miała klucze dla gości. I to nie były byle jakie klucze, bo jej tato zafascynował się zamkami elektronicznymi i nim jeszcze Abigail wyjechała do Atlanty, powymieniał wszędzie drzwi i zamki, które odblokowywał mechanizm na karty. Był z tego tak dumny, że całe miasteczko musiało słuchać jak się chwalił. Abi się później przekonała, że w zwykłym hotelu to na nikim nie robi wrażenia, ale nie mogła złamać mu serca.
Wybrała odpowiednią kartę, podała blondynce i posyłając jej kolejny szeroki uśmiech, chwyciła swój kubek z herbatą pachnącą malinami, po czym wyszła zza biurka.
- Zaprowadzę cię. Jeśli masz ochotę mogę pokazać ci co gdzie jest, na pewno jutro spotkamy się na śniadaniu - dodała jeszcze, być może zbyt nachalnie oferując swoje towarzystwo i pomoc.
Abigail
[Faktycznie, mimo różnych charakterów mają ze sobą sporo wspólnego. Myślę, że Rhett jest trochę przewrazliwony jeśli chodzi o Prim i pewnie biega nawet z jakimś małym katarem do przychodzi. Ale teraz młoda faktycznie mogła coś poważniejszego złapać. A skoro Jennifer od niedawna jest w mieście to może być to również ich pierwsze spotkanie. Rhett mógłby być trochę podejrzliwy, jak to w małych miejscowościach czasami bywa. ☺️ Chętnie też wyciągniemy gdzieś Jennifer i pokażemy jej fajne miejsca. Myślę, że ta dwójka znajdzie między sobą nić porozumienia. :D Dobrze. Chętnie nam zacznę, tylko potrzebuje chwilę czasu. Mam strasznie zabiegany tydzień i dopiero w weekend, jak życie pozwoli będę mogła wrzucić początek. ☺️]
OdpowiedzUsuńRhett
[Mogę zacząć, ale nie jestem pewna kiedy. Muszę trochę wygrzebać się z zaległości. Więc możesz poczekać, to coś podeślę na dniach, a jeśli będziesz chciała możesz zacząć sama :)]
OdpowiedzUsuńRowan Johnson
[Hej,
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie za komentarz pozostawiony pod KP Lio. Faktycznie, facet zaliczył kiepski start w życie, ale wygląda na to, że zaczyna wychodzić na prostą. Przynajmniej w pewnym względzie, bo wciąż nie potrafi się przyznać do fali niezbyt przyjemnych emocji wywołanych przez przymusowy powrót do miasteczka.
Tobie również życzę samych porywających historii.]
[Cześć, hej! :D
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarz! <3 I obiecujemy się trzymać!]
Wynonna Myers
[Hej, dziękuję pięknie za powitanie! Alex jest na etapie, w którym chętnie by się z Jen zamienił i oddał jej swoją niesforną nastolatkę, więc jeśli reflektuje to droga wolna, może ją porywać, zwłaszcza, jeśli przy okazji weźmie też krowę 😩
OdpowiedzUsuńRównież bawcie się dobrze, dużych pokładów weny!]
Alex
[Pewnie, w razie czego w kontakcie! :D]
OdpowiedzUsuńBailey
[Ojej, Jennifer to naprawdę kobieta z ciężarem trudnych przeżyć. Aż chciałoby się ją przytulić. Wydaje mi się, że ma w sobie pokłady ogromnej empatii! <3 Mój Ned z kolei, to tragiczny perfekcjonista i chyba sam skazuje się na ten los, nakładając na siebie zbyt dużą presję. Za dużo egocentryzmu w tym całym jego oddaniu dla innych :)
OdpowiedzUsuńNiemniej, chętnie bym coś napisała wspólnie! Jest między nimi tylko dwa lata różnicy, więc sądzę, że uda nam się coś sensownego zgrać :) Jak coś wymyślę, odezwę się! :D]
Edward Murray