15.09.2024

[KP] Corey Kavannagh

[treść karty i komentarzy jest przeznaczona dla czytelników 18+]

Corey Kavannagh
ostatnia klasa Mariesville High School |  kapitan szkolnej drużyny rugby | syn właścicieli lokalnej apteki | po lekcjach z własnej woli zbiera młodsze dzieciaki z podstawówki i uczy je grać 

Przesuwa znudzone spojrzenie po pomieszczeniu, w którym obecnie się znajduje. Jego oczy za każdym razem wyglądają dokładnie w ten sam sposób: jakby nic nie było w stanie go zainteresować, jakby wszystko co go otacza, nie miało żadnego znaczenia. Bo nie ma.
Przed sobą ma tylko jeden cel, dostanie się do U20. Wzięcie udziału w mistrzostwach świata, później przejście do reprezentacji narodowej. Nic więcej. Zasady są proste: trening siłowy przed lekcjami, trening wytrzymałościowy zaraz po lekcjach, później nauka dzieciaków i ćwiczenie rzutów. Wieczorem jogging. Zero alkoholu, zero zabawy, zero dziewczyn. Zero rozpraszaczy. Reprezentacja narodowa. Nic więcej.
Ma wsparcie rodziców. Ojciec jest dumny, kupił mu nawet samochód (chociaż początkowo miał sam na niego uzbierać), żeby mógł codziennie dojeżdżać do Camden na coraz to więcej treningów. Matka jest przerażona, bo nie może patrzeć jak jej syn porusza się na boisku bez ochraniaczy i ciągle pyta czy może zmienić rugby na futbol, bo nie ma przecież żadnej różnicy. Corey nauczył się ignorować jej troskę, ale docenia, że pojawia się na każdym meczu i chociaż ogląda je przez zasłonięte palcami oczy, zawsze po wszystkim mierzwi mu włosy, jakby nadal miał pięć lat i mówi, jak bardzo jest z niego dumna. A on? Nachyla się, aby mogła sięgnąć tych jego włosów i patrzy przed siebie. Tym samym, znudzonym spojrzeniem. Jak zawsze. 

35 komentarzy:

  1. To był jeden z tych dni, w których marzyła tylko o tym, żeby iść do domu, zakopać się pod kołdrą i nie mieć do czynienia z tymi ludźmi. Nie stało się nawet nic konkretnego, po prostu nie miała ochoty na uczestniczenie w życiu i odliczała minuty do końca lekcji. Kusiło ją, żeby po przerwie na lunch zerwać się i przeczekać pozostały czas w opuszczonej stodole (;>) tuż za Mariesville, ale powstrzymywało ją to, że nie chciała dawać nauczycielom więcej amunicji, niż już jej mieli. Nie potrzebowała problemów. Chciała tylko skończyć szkołę i wyjechać. Zamieszkać z Flynnem i układać sobie życie tam, gdzie nikt jej nie znał, gdzie nie tworzono o niej plotek, gdzie byłaby zupełnie anonimowa. Humoru Elodie nie poprawiał fakt, że w zeszłym tygodniu zarządziła dodatkową próbę układu cheerleaderek przed wyjazdowym meczem i musiała ją, kurwa, poprowadzić. Nie mogła sobie przecież pozwolić na to, żeby ktoś ją wygryzł z roli pani kapitan. Po prostu nie.
    Odesłała swoją świtę na stołówkę, a sama ruszyła jeszcze do szafki, żeby odłożyć książki. Dostrzegłszy Corey’a, zatrzymała się w pół kroku i zacisnęła zęby, już wkurzona, choć nawet nie zdążyli zamienić słowa. Tolerowała go, bo był przyjacielem jej brata, ale nic ponad to. Sam fakt, że czegoś od niej chciał, gdy miała zły humor, podnosił jej ciśnienie jeszcze bardziej. Chyba że czekał na kogoś innego i zbiegiem okoliczności ten ktoś miał szafkę niedaleko jej szafki, ale Kavannagh szybko rozwiał jakiekolwiek wątpliwości.
    — Cześć, Corey. U mnie świetnie, dzięki, że pytasz — zaszczebiotała ironicznie i spojrzała znacząco najpierw na niego, a potem na szafkę, chyba dość jasno komunikując, że powinien się przesunąć. Corey był… Cóż, dobra, nie lubiła go, ale miała przecież oczy, które działały całkiem dobrze. Wysoki, umięśniony, z twarzą tak ładną, że to powinno być nielegalne i nie dziwiła się, że laski oraz niektórzy faceci do niego wzdychali. W każdym razie był dość rozrośnięty i nie wiedziała, na ile celowo zasłaniał jej szafkę, a na ile mógł nie zdawać sobie w ogóle sprawy, że to robi. Kiedy jednak jej spojrzenie nie przyniosło efektu, wywróciła oczami i stanęła przodem do drzwiczek, napierając ramieniem na tors bruneta, żeby się przesunął. Wpisała kod i otworzyła szafkę, parskając śmiechem na jego słowa.
    — Jasne. Patrz, już zapierdalam — rzuciła sarkastycznie. Wrzuciła książki na półkę i zaczęła grzebać w środku w poszukiwaniu portfela. — Och, serio? Łaskawie pozwolisz mi ze sobą usiąść? I to z koleżanką? No nie wiem, wydaje mi się, że nie zasłużyłam na taką dobroć, jaśnie panie — powiedziała, nawet na niego nie patrząc. Słysząc chichoty, obróciła głowę akurat w idealnym momencie, by zobaczyć, jak Corey… Puszcza jej oczko? Brew Elodie podskoczyła tak wysoko, że niemal dotknęła linii włosów. — Co to było? Masz jakiś tik? — spytała i trzasnęła drzwiczkami, ściskając portfel w wolnej dłoni. Chciała wyminąć chłopaka i ruszyć w stronę stołówki, ale była trochę ciekawa, czego mógł od niej chcieć. Przy Flynnie starali się zachowywać względem siebie jak cywilizowani ludzie, ale Flynna tu nie było, więc traktowali się jak powietrze. Była ciekawa, czego takiego od niej chciał, że postanowił zejść ze swojego tronu gdzieś na Olimpie i przypomnieć sobie o jej istnieniu. Oparła się ramieniem o swoją szafkę, patrząc w górę na twarz Corey’a. Wkurzało ją, że był tak cholernie wysoki. — Powiesz czego chcesz tu i teraz, albo możesz spieprzać, Kavannagh. Nie mam ochoty się z tobą bawić — powiedziała, splatając ręce na klatce piersiowej.

    dziewczyna odwiedzająca stodołę

    OdpowiedzUsuń
  2. Ani trochę nie podobało jej się to nagłe zainteresowanie. Nie mogło oznaczać nic dobrego, bo Corey i ona nie mieli ze sobą nic wspólnego. Łączył ich tylko Flynn. A skoro Flynna tutaj nie było, cokolwiek uroiło się w głowie tego chłopaka, nie mogło być czymś dobrym dla Elodie. Już przez samo to nie miała ochoty nigdzie z nim iść. Po tym, jak się odezwał, utwierdziła się w tym przekonaniu. Chyba śnił, jeśli myślał, że pójdzie z nim po dobroci. Lub że pozwoli się zanieść.
    — Kiedy ostatnio sprawdzałam, byłam człowiekiem z wolną wolą i nie spełniałam twoich gównianych poleceń. Sprawdzam jeszcze raz i to się nie zmieniło. Wsadź sobie w dupę te rozkazy. Albo wydawaj je komuś, kogo interesujesz — prychnęła, całkowicie ignorując wzmiankę o tym, że ją zaniesie. Ciekawe jak niby chciał to robić bez oczu, które Elodie by mu wydrapała, gdyby spróbował.
    — Cheerleaderki mają swój stolik i to właśnie przy nim zamierzam usiąść, Corey — wycedziła i roześmiała się śmiechem pozbawionym wesołości. Nie robił na niej wrażenia. Naprawdę nie robił. Wiedziała, że prawie cała szkoła tańczy tak, jak Kavannagh zagra, ale Elodie też miała swoją reputację i była popularna. Nie musiała się naginać do jego woli. On był królem w swojej części królestwa, ale ona była królową w swojej.
    — W takim razie to twój problem. Nie ja czegoś od ciebie potrzebuję, tylko ty ode mnie — zauważyła i posłała mu fałszywie słodki uśmieszek. — Gdybym ci powiedziała, co zrobię, straciłabym element zaskoczenia — powiedziała, wzruszając ramionami.
    Rozluźniła się, zadowolona, że najwyraźniej odpuścił, ale dość szybko jej uświadomił, że ewidentnie się w swoim założeniu pomyliła. Jej ciało ponownie się spięło i zaczęła nieco szybciej oddychać. To nie był dobry pomysł, bo poczuła wyraźniej jego zapach, który był zdecydowanie zbyt przyjemny, a ona zbyt wkurzona.
    Jednak po słowach, które usłyszała z ust bruneta, oddech zupełnie zamarł w jej płucach. Wiedziała, co ludzie o niej mówią. Nie było w tym nawet ziarna prawdy. Na imprezy chodziła wyłącznie po meczach razem z resztą zespołu, a rzeczywistość nijak się miała do określenia ją mianem małej kurewki. Spała tylko z jednym chłopakiem na letnim obozie rok temu. Uważała to za totalną pomyłkę i coś, co kompletnie nie dało jej przyjemności, więc sobie odpuściła. Nie wiedziała, skąd wzięła się ta plotka, ale z pewnością nie była prawdziwa.
    Tylko że Flynn nie miał pojęcia o jej istnieniu, a co dopiero o tym, że nie miała pokrycia w rzeczywistości.
    — Więc to zrób — odpowiedziała cicho, obracając głowę, żeby spojrzeć mu wyzywająco w oczy. Znajdowali się zdecydowanie zbyt blisko siebie; gdyby miała wystarczająco czasu i cierpliwości, mogłaby policzyć z tej odległości jego rzęsy. — Skąd pomysł, że miałby się czymś takim przejąć? — spytała niemal szeptem. Blefowała. Wiedziała, że jej brat był nadopiekuńczy i z całą pewnością by się przejął. Zabiłby najpierw Corey’a, a potem Elodie. Liczyła jednak, że Corey też blefował. Że czegokolwiek od niej chciał, nie było aż tak ważne. — Mów czego chcesz, a wtedy pomyślę, czy usiądę z tobą na stołówce.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, Elodie była cholernie uparta. Znacznie bardziej niż Flynn, ale Corey przecież nie mógł tego wiedzieć, bo praktycznie się nie znali, a aktualnie wymienili ze sobą więcej zdań, niż przez wszystkie lata przyjaźni między jej bratem a stojącym przed nią chłopakiem.
    I w sumie nie żałowała, że wcześniej się ignorowali. Im więcej mówił, tym większą miała ochotę mu przyłożyć. Mocno.
    — Słucham? — warknęła, opuszczając głowę i patrząc na niego spod byka. Nie bez powodu jej drużyna nie siedziała przy stoliku z jego drużyną. Z tego co wiedziała, kiedyś było inaczej, ale od kiedy Elodie została kapitanką, zasady uległy zmianie. Dziewczyna była ambitna, wiedziała czego chce od życia i chciała, żeby reszta cheerleaderek również podchodziła do bycia w drużynie w ten sposób. Szybko więc odsiała najsłabsze jednostki, pozostawiając tylko te, którym zależało. Miały być skupione na celu, stąd wziął się zakaz romansowania z rugbistami. Co oznaczało trzymanie się od niech z daleka, żeby pokusa była mniejsza. — Zapomnij. Dobrze wiesz, że nie ma takiej opcji. Nie złączymy pieprzonych stolików. Wiesz jakie mamy zasady, wy podobno macie takie same — syknęła cicho, zbliżając się nieco, żeby tylko Corey mógł ją usłyszeć.
    Wspomnieniem o Jessice jedynie dolał oliwy do ognia. Elodie od zawsze była pierwsza we wszystkim, a Jess druga i nieustannie próbowała ją wygryźć. Nie została kapitanką tylko dlatego, że Elodie była zwyczajnie sprawniejsza i wymyślała lepsze układy, ale nie była lubiana bardziej. Można powiedzieć, że przez wprowadzone zasady… Dziewczyny z pewnością bez większego problemu zagłosowałyby przeciw Clearwater nawet kosztem układów, gdyby Jess pozwoliła im kręcić się przy chłopakach. A pozwoliłaby na pewno.
    — Skąd pomysł, że możesz mieć jakikolwiek wpływ na moją drużynę? — spytała lodowato zamiast przyznać, że miał rację i odrzuciła włosy do tyłu wyćwiczonym ruchem. — Zajmij się swoim podwórkiem, hm? Nie będziemy się z wami bawić, czegokolwiek chcesz. I zapomnij, kurwa, o łączeniu stolików, bo przysięgam, że przemodeluję ci twarz — warknęła, celując w niego palcem.
    Zaciskała wargi w wąską linię, powstrzymując się przed krzyczeniem z frustracji. Dlaczego musiał mieć rację? Flynn zabiłby każdego, kto jego zdaniem mógłby skrzywdzić Elodie. Łącznie z samą Elodie. I oszczędziłby swojego najlepszego kumpla, gdyby ten nawciskał mu kitu, że próbował jej bronić.
    — Flynn wie, że nie mamy ze sobą nic wspólnego — zauważyła w ostatniej desperackiej próbie wygrania tej rozmowy, mimo że chyba oboje dobrze wiedzieli, że od samego początku była na przegranej pozycji. Corey musiał zdawać sobie sprawę, że w końcu ją złamie. Że już to zrobił, a kwestią czasu było, by po prostu poszła za nim. — Nie interesuje mnie to — skłamała ponownie. Przez chwilę milczała, bijąc się z myślami. Nie zamierzała z nim siadać, póki się nie dowie, o co mu chodziło. Znała jednak miejsce, w którym mogliby porozmawiać na osobności, skoro tak bardzo tego chciał. — Nie usiądę z tobą. Ale możemy porozmawiać. Chodź — warknęła i wywinęła się spod jego ramienia, po czym ruszyła korytarzem w stronę sali gimnastycznej i przylegającej do niej damskiej szatni. Ignorowała spojrzenia, które rzucali jej nieliczni spóźnialscy zmierzający na lunch. Szła z dumnie uniesioną głową, powtarzając sobie w myślach, że wysłucha go, a potem każe mu spierdalać, czegokolwiek od niej chciał.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  4. — Czego moje oczy nie widzą, tego sercu nie żal — burknęła, wywracając oczami. Nie była przecież idiotką, ale wychodziła z założenia, że póki dziewczyny nie śliniły się do sportowców w szkole i nie zaniedbywały treningów, Elodie mogła przymknąć oko na to, że w rzeczywistości mogłyby się z nimi umawiać. To nie był jej problem tak długo, jak nie dawały dupy na treningach.
    — To tak jakbyś zapytał, czy wolę waterboarding, łamanie kołem, czy żelazną dziewicę — wycedziła, obnażając zęby. Dobrze wiedział, że żadna z tych opcji jej nie pasowała. Elodie czuła się najlepiej z daleka od sytuacji, które wprawiały ją w dyskomfort. A ta rozmowa to właśnie robiła, sprawiała, że czuła się we własnej skórze jeszcze gorzej niż zazwyczaj.
    Corey nie mógł o tym wiedzieć. Ale i tak zagrał Jess, co było dla Elodie ciosem poniżej pasa. Choć chyba nie był tak do końca w ciemię bity, skoro z tym wyskoczył. Jeśli miała obstawiać, podejrzewała, iż myślał, że dziewczynami kieruje zwykła niechęć i rywalizacja, a nie… Cóż, cokolwiek kierowało Elodie.
    — O czym ty mówisz, Kavannagh? — spytała, bo swoim kolejnym stwierdzeniem brunet ją zaintrygował. Jak to zajęcie się przez niego kim trzeba było w jej zasięgu, jeśli z nim usiądzie? Czego takiego od niej chciał, że w zamian oferował coś takiego?
    Może rzeczywiście nie domyślała się, o co mu chodzi, a może po prostu nie dopuszczała do siebie takiego scenariusza. To nie był przecież film, do cholery!
    — Zaraz zetrę ci z twarzy ten wyszczerz — warknęła, gdy znaleźli się w środku i przekręciła klucz w zamku, by nikt nie mógł wejść do szatni. Igrała z ogniem, ale to nie był pierwszy raz. — Jestem do tego przyzwyczajona. Wolę, żeby plotkowali, nie mając pojęcia, jaka jest prawda, niż żeby wszyscy widzieli nas razem na stołówce. I żeby moje dziewczyny zaczęły myśleć, że mogą siadać ze sportowcami — powiedziała, machając dłonią, jakby odganiała natrętną muchę. Oparła się plecami o drzwi, skrzyżowała nogi w kostkach, a ręce splotła na klatce piersiowej, patrząc na Corey’a wyczekująco.
    — Co ty dzisiaj pieprzysz, Kavannagh? — rzuciła, zanim zaczął mówić dalej. Im więcej słów padało z jego ust, tym mocniej była skołowana. A on miał rację, sugerując, że uda się z tym do Jessiki. Ona by w to poszła. Elodie natomiast… Nie miała na takie zabawny najmniejszej ochoty. Roześmiała się z niedowierzaniem. — Nie mówisz poważnie — stwierdziła, mając nadzieję, że on też się zaśmieje i stwierdzi, że tylko sobie żartował. Ale nie wyglądał jakby żartował. W dodatku… Propozycja ochrony była kusząca. Cholernie kusząca. Brunetka nie chciała, żeby smród plotek ciągnął się za nią dalej, gdy pójdzie na studia. Jeśli Corey był szczery i naprawdę zamierzał rozprawić się z każdym, kto robił jej koło dupy… W dodatku najwyraźniej długoterminowo, skoro mówił o U20…
    Nie, nie mogła się przecież na coś takiego zgodzić. Prawda? To by wymagało spotykania się, dotykania… Nie była pewna, czy poza tym krótkim momentem, gdy odepchnęła go ze swojej szafki, kiedykolwiek wcześniej się dotknęli.
    — Dlaczego ja? Jess zgodziłaby się bez problemu. I skąd w ogóle ten pomysł? I jak niby miałoby to wyglądać? — zasypała go pytaniami, marszcząc brwi. — Przecież my się nawet nie lubimy — zauważyła.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  5. Zamrugała szybko oczami i pokręciła głową, odsuwając od siebie myśl, która nagle przyszła jej do głowy i…
    — Zdajesz sobie sprawę z tego, jak dwuznacznie to zabrzmiało, tak? — rzuciła, nie potrafiąc się powstrzymać. Znowu narosła w niej chęć, by wymierzyć mu cios. Był jak wszyscy inni. Jak ludzie, którzy mieli ją za nic. Nie, żeby spodziewała się czegoś innego po kimś takim jak Kavannagh, ale wkurwiało ją to, że nikt nie dawał jej szansy, aby ją poznać. Prawdziwą ją, a nie plotki, które rozsiewali o niej ludzie. Sama na to wprawdzie pozwoliła, nigdy nie wyprowadzała nikogo z błędu, ale miała dość. Kurewsko dość.
    I co niby miała odpowiedzieć w takiej sytuacji?
    — Mógłbyś. I stałbyś się tak samo żałosny jak cała reszta. Ale śmiało, przecież ci nie zabronię — wzruszyła ramionami, wbijając spojrzenie w ścianę gdzieś za nim. — Kwestia przyzwyczajenia — mruknęła i przeniosła wzrok z powrotem na jego twarz.
    Przestała się śmiać, widząc, że był poważny. I czy… Właśnie ją skomplementował? Zmarszczyła brwi, niedowierzając własnym uszom. I w ogóle całej tej sytuacji. Musiało jej się to śnić. Przecież niemożliwe, żeby Corey Kavannagh proponował jej udawany związek.
    — Okej, więc jej nie niszcz. Wracaj do swoich treningów, ja wrócę do swoich, wszyscy zadowoleni — powiedziała, wciąż przyglądając mu się tak, jakby wyhodował nadprogramową głowę. Zignorowała stwierdzenie o tym, że nie zwracał na nią uwagi, bo swoim zachowaniem przeczył tym słowom.
    Ale… Jakkolwiek to wszystko było idiotyczne, wydawało się też cholernie kuszące. Ludzie mogliby dać jej spokój. Gdyby zaczęła pokazywać się publicznie z Corey’em dłużej niż przez kilka tygodni, nie mieliby o czym plotkować. Ten koszmar mógłby się skończyć… I to niewielkim kosztem. Mogła przecież poświęcić mu trochę swojego czasu. On i tak głównie trenował, nie zawracałby jej głowy zbyt często.
    — Przecież to debilizm — odezwała się w końcu. Nie mogła w końcu tak od razu się zgodzić. — Zresztą jak ty to sobie wyobrażasz? Tak z dupy mielibyśmy teraz stąd wyjść i wmawiać wszystkim, że jesteśmy parą? Nikt w to nie uwierzy i będzie jeszcze gorzej — stwierdziła. W którymś momencie nieświadomie odepchnęła się od drzwi i ruszyła w kierunku bruneta, powoli zmniejszając dystans między nimi. — Załóżmy, że hipotetycznie bym się zgodziła — podjęła po chwili. — Musielibyśmy się dotykać. Przytulać. Całować. I potrzeba czegoś więcej, niż głupiej rozmowy na korytarzu czy w szatni. Potrzebny jest plan. I rozegranie tego w odpowiedni sposób. Nie możemy tak po prostu usiąść razem na lunchu i udawać zakochanych. To… Musiałoby wyglądać inaczej. Powoli. Wszyscy wiedzą, że nie interesują cię dziewczyny, o mnie myślą, że nie bywam w związkach… Skoro chcesz szopki, niech chociaż będzie porządna — powiedziała, nie wiedząc, w którym momencie hipotetyczną sytuację zmieniła w planowanie. — Jeśli miałabym się na to zgodzić… Mam kilka warunków. Jeśli na nie nie przystaniesz, wychodzę i radzisz sobie z… Jak to było? Byle czym? Z pewnością chętnie ci pomogą — uśmiechnęła się ironicznie.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  6. — Jasne. Wiem — odpowiedziała, posyłając mu kwaśny, ironiczny uśmieszek. Nie powinna być tak przewrażliwiona na punkcie wypowiadanych przez kogoś słów. Po latach spędzonych w liceum teoretycznie przywykła do tego, że nikt nie zwraca szczególnej uwagi na to co mówi. Ludzie nie zastanawiali się nad tym, jak mogą wpłynąć na innych. Elodie miała w tej kwestii zbyt wielkie doświadczenie.
    Nie to, żeby przejmowała się tym wszystkim. Przynajmniej tak każdemu wmawiała. Samej sobie również, choć od jakiegoś czasu to przestało być tak skuteczne jak wcześniej. I właśnie dlatego oferta Corey’a ją kusiła, mimo że nie powinna, bo to był idiotyzm.
    — Zapytaj Ian’a Jamesona. Ciekawe, jaką wersję wymyśli tym razem — mruknęła i wydała z siebie ciężkie westchnienie. — Nieważne — machnęła dłonią. Elodie tak naprawdę nie zrobiła nic złego. Na imprezie z okazji rozpoczęcia drugiej klasy po prostu nie chciała się z nim przespać. Ian jednak sprzedał całej szkole zupełnie inną wersję. Potem spirala zaczęła się nakręcać. Na początku z tym walczyła. Później po prostu przestała. Wiedziała, że przez zamknięcie się z Corey’em w szatni również usłyszy coś nowego o ich dwójce.
    — Nie martwię się o wasze treningi tylko o swoje — odparła. Zagryzła dolną wargę i odwróciła wzrok. Nie chciała przyznawać się do słabości, nie komuś takiemu jak Kavannagh. Ale może powinna, bo to chyba jedyny człowiek, który miał tak bardzo w dupie wszystko inne poza sobą, że z pewnością nawet się nią nie przejmie. I dobrze. — Bo może wolałabym, żeby mówili o małej kurewce Clearwater, że się w końcu ustatkowała, niż żeby ten smród ciągnął się za mną w innym mieście, gdy pójdę na studia — powiedziała cicho. — Tak. Przetrzepią całe nasze życia, więc to ważne. Poza tym… To na pewno dotrze do Flynna, a on musi uwierzyć, że to rozwijało się powoli i że się przed tym broniliśmy. Dobrze wiesz, że inaczej nas zabije — zauważyła. Kiwnęła głową na jego kolejne słowa i również zerknęła na zegarek. Musieli się spieszyć.
    — Całowanie i przytulanie to wszystko, na co się zgadzam. Nie spędzamy ze sobą czasu sam na sam nie w miejscach publicznych, żadnego seksu, żadnych uczuć. Jeśli któreś z nas choćby pomyśli o tym, że lubi to drugie, natychmiast kończymy ten układ i nigdy więcej ze sobą nie rozmawiamy. Możemy spędzać razem przerwy i siedzieć obok siebie na wspólnych lekcjach, ale bez czułości. Poza imprezami po meczach nie mam zamiaru poświęcać ci czasu częściej niż raz w tygodniu i tylko w weekendy. Nie mam na to czasu — wyrzuciła z siebie szybko. — Aha, masz być na imprezie w ten piątek. Rozegramy to tak, żeby było wiarygodnie. To też nie jest warunek do negocjacji — zakończyła, uśmiechając się słodko.

    Czuła się, jakby miała dać występ życia. A to była tylko impreza. Planowała tylko usiąść obok Corey’a i trochę z nim pogadać, a potem zakończyć wieczór wymuszeniem na nim, żeby odprowadził ją do domu. A właściwie, żeby przeszedł się z nią kawałek do zakrętu, zza którego nikt nie powinien ich już zobaczyć.
    Nie pozwoliła jednak, żeby ta cała popieprzona sytuacja wpłynęła na układ zatańczony po wygranej chłopaków. Jak zawsze wypadła perfekcyjnie, jej zespół również. Po meczu wraz z dziewczynami udała się do szatni, by przygotować się na imprezę. Elodie postarała się trochę bardziej niż zwykle. Do welurowej małej czarnej z długimi rękawami włożyła nawet szpilki, których nienawidziła nosić, rozpuściła i wyprostowała ciemne włosy, a makijaż zrobiła nieco delikatniejszy niż zwykle, żeby nie wyglądać zbyt buntowniczo. Nie wiedziała, na ile komplementy koleżanek są szczere, ale do domu Christiana Tomilsona, który urządzał imprezę, weszła pewnym krokiem i z uśmiechem, czując się w swojej skórze całkiem dobrze, co było w jej przypadku odmianą od reguły.
    — Muszę się napić — mruknęła do Julie i ruszyła w stronę kuchni, żeby zrobić sobie drinka.

    👠

    OdpowiedzUsuń
  7. Elodie nie musiała brać czynnego udziału w tym zbiegowisku, żeby wiedzieć, że drużyna pojawiła się na imprezie. Zerknęła tylko, by się upewnić co do obecności Corey’a, bo jakoś trudno było jej uwierzyć w to, że traktował ten plan poważnie. Nie dostrzegła go, tłum zasłaniał jej rugbistów, ale jego nazwisko skandowane przez ludzi uświadomiło jej, że jednak się pojawił, a wtedy… Odetchnęła z ulgą. To głupie, bo to przecież on do niej przyszedł i chciał, żeby była jego udawaną dziewczyną, ale teraz, gdy dostrzegła w tym okazję dla siebie, dobrze by było, aby się nie wycofał.
    Chciała już to mieć za sobą, nie mogła jednak podejść do niego w tej konkretnej chwili. Potrzebowali względnej prywatności. Niby na widoku, ale na tyle daleko od innych, żeby nie byli w stanie podsłuchać ich rozmowy. Otaczający go tłum zdecydowanie nie spełniał warunków.
    — Słyszałam, że byłaś dzisiaj sam na sam z jedenastką — odezwała się Julie, gdy znalazły się w kuchni. Elodie nie miała przyjaciółek, ale Julie była jej najbliższą koleżanką z drużyny. Do teraz, bo wystarczyło, że usłyszała z jej ust to jedno zdanie, by całkowicie ją skreślić.
    Chociaż nie dała tego po sobie poznać. Jedynie w myślach wywróciła oczami. Milczała, nie racząc jej również żadną odpowiedzią.
    — No więc…? — drążyła dziewczyna, przysuwając się do brunetki i z konspiracyjnym uśmieszkiem trącając ją łokciem. — Jaki jest? Nie ma za bardzo kogo zapytać, on raczej nie jest zainteresowany laskami. Musisz mi zdradzić wszystko — roześmiała się w jej założeniu zapewne przyjaźnie, ale Elodie miała ochotę jej przyłożyć, odwrócić się i wyjść.
    — Nie ma czego zdradzać — odpowiedziała w końcu zimno.
    — Przestań, podobno siedzieliście tam z dwadzieścia minut. W tym czasie można już coś zdziałać — powiedziała Julie, wyjmując z lodówki jakiś sok. Elodie była przygotowana we własnym zakresie. Nigdy nie piła z butelek, które były wcześniej otwarte, sięgnęła więc do torebki i wyjęła swoją piersiówkę. Chwyciła jeden z czerwonych kubków i nalała do niego sowitą porcję alkoholu.
    — Może ty byś coś zdziałała — burknęła w odpowiedzi, szukając jakiegokolwiek napoju, który nie byłby odkręcony. W końcu znalazła sprite’a, więc dolała go do wódki.
    — Och, więc lubi powoli? No dalej, nie torturuj mnie — jęknęła dziewczyna. Elodie zerknęła na nią znad kubka, ale jej spojrzenie przyciągnął ktoś inny. Rozchyliła wargi i zamrugała kilka razy na widok Corey’a w towarzystwie… Chucka? Jakkolwiek miał na imię ten koleś.
    — Skoro jesteś taka ciekawa, sama go zapytaj, bo ja nie mam pojęcia — odezwała się nieco głośniej, prostując się i opierając jedną dłonią o blat wyspy kuchennej. Uniosła kubek do ust i uśmiechnęła się bez wesołości. — Masz świetne wyczucie czasu, Kavannagh. Julie jest bardzo ciekawa, jaki jesteś w łóżku i czy lubisz powoli. Uznałam, że najlepiej będzie, jeśli zapyta u źródła — zerknęła na koleżankę, która patrzyła na nią z mordem w oczach i czerwonymi policzkami. — Twierdzi też, że przez ten czas w szatni zdążyłaby coś z tobą zdziałać — dodała, żeby zawstydzić dziewczynę jeszcze bardziej. Chciała zemsty. Krwawej. — Byłbyś chętny, żeby jej na to pozwolić?

    🍹

    OdpowiedzUsuń
  8. — Ja tylko… — zaczęła Julie, a Elodie przechyliła lekko głowę, przyglądając się uważnie koleżance. Pierwszy raz to nie sama Clearwater znalazła się pod czyimś obstrzałem i było to… Całkiem przyjemne. Zaczynała jej się podobać myśl, że Corey miałby zostać jej sojusznikiem. Wówczas takie sytuacje by się skończyły, prawda? Bo Elodie nikt się nie bał, a w jego przypadku wystarczyło samo tylko spojrzenie, żeby zamknąć komuś ryj.
    — Nie jest tak przyjemnie, kiedy cię tak maglują, hm? — spytała koleżankę, a następnie przeniosła wzrok na Chase’a. Zmrużyła nieznacznie oczy. — W twoim przypadku jestem w stanie uwierzyć tylko w szybko, ale takie szybko mnie nie satysfakcjonuje — powiedziała i uśmiechnęła się słodko, po czym uniosła rękę i pokazała koledze Corey’a środkowy palec. Jej uśmiech tylko się poszerzył, gdy Kavannagh przyłożył Chase’owi.
    — Tylko rozmawialiśmy — przyznała, odwzajemniając spojrzenie. Kąciki jej ust drgnęły, jakby próbowała powstrzymać kolejny uśmiech. Okej, czyli mogli zacząć spektakl.
    — W szatni też? — wypaliła Julie, na nowo skupiając na sobie uwagę Elodie.
    — Nigdy nie byliśmy w szatni, Julie. Poważnie, ludzie, powinniście zająć się swoimi życiami — burknęła, wywracając oczami. Cóż, kłamstwo mogłoby wyjść na jaw tylko wtedy, gdyby Corey zaprzeczył jej słowom. Spojrzała więc znacząco na swojego chłopaka, żeby przypadkiem nie przyszło mu do głowy zmieniać wersji. Oficjalne potwierdzenie rozmawiania przy szafce wystarczyło na ten moment.
    — Nie jestem zainteresowana ochłapami — odpowiedziała Julie Chase’owi i odrzuciła włosy do tyłu, dumnie się prostując.
    — Pewnie masz ich tyle, bo nie masz z kim używać — westchnęła Elodie i roześmiała się cicho na kolejne słowa Corey’a. Jego słowa wcale jej nie rozśmieszyły, ale chciała wypaść jak najlepiej. Jakby naprawdę na niego leciała, a wszystko co mówił było dla niej najzabawniejsze, najmądrzejsze, generalnie najcudowniejsze. — Coś, czego w naszym wieku nie powinno się pić — odpowiedziała Corey’owi i upia kolejny łyk. Drink był mocny. Czuła, że gdyby wypiła takich więcej, impreza skończyłaby się dla niej dość szybko, dlatego ten jeden musiał wystarczyć.
    Obeszła wyspę, żeby znaleźć się obok bruneta, odstawiła kubek i podciągnęła się na rękach, siadając na blacie. Dzięki temu była nieco wyżej, a spoglądanie na twarz pana kapitana nie stanowiło już tak dużego wyzwania. Podniosła swój kubek i zerknęła na chłopaka spod rzęs, zagryzając dolną wargę.
    — Chcesz trochę? Mam swój alkohol — zaproponowała, dotykając kubkiem jego ramienia.
    — To znaczy, że też możemy jawnie flirtować z zawodnikami, pani kapitan? — zaświergotała Julie, przypatrując się tej dwójce. Splotła ręce na klatce piersiowej. Elodie zerknęła w bok, ale szybko wróciła spojrzeniem do Corey’a.
    — Nie możecie, bo tutaj nikt z nikim nie flirtuje. Dlaczego dla was każda rozmowa musi być wstępem do rżnięcia? — westchnęła ciężko.
    — Nie musi, ale ty wyglądasz, jakbyś go rżnęła samym spojrzeniem — burknęła blondynka. Elodie wywróciła oczami.
    — Czy czujesz się, jakbym cię rżnęła samym spojrzeniem, Kavannagh? — zwróciła się do bruneta.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  9. — Ugh, nieważne! — sapnęła Julie, tupiąc nogą jak małe dziecko. Elodie rzuciła jej szybkie spojrzenie pełne politowania. Ta dziewczyna nie wytrzymałaby pięciu minut w jej skórze, biorąc pod uwagę, że nie potrafiła znieść delikatnego maglowania. — Wcale nie jesteś zabawny, Chase — burknęła, a w tym samym momencie brunetka parsknęła cichym śmiechem na widok rozmarzonej miny chłopaka.
    Elodie nie przyznałaby się do tego, ale odetchnęła z ulgą, że Corey nie zaprzeczył jej wersji wydarzeń. Dobrze, że się rozumieli i nie podważali wzajemnie swoich słów. Jeśli ten plan miał się udać, porozumienie było kluczowe.
    — Widziałeś, żebym nalewała alkohol? Wiesz, że tam jest, bo właśnie ci powiedziałam — uśmiechnęła się lekko, nie odrywając wzroku od jego twarzy, gdy znalazł się tak blisko. Założyła nogę na nogę, przelotnie muskając czubkiem buta jego udo. Niewinny gest, ale widziała kątem oka, jak Julie śledzi każdy jej ruch. — Kavannagh, ty całe życie przygotowujesz się do eliminacji. Rozwalisz je z palcem w dupie nawet na kacu gigancie i oboje dobrze o tym wiemy — stwierdziła, przechylając lekko głowę w bok. Nie odwróciła spojrzenia, choć miała na to ochotę, bo chyba właśnie na swój sposób go skomplementowała. A Elodie nikogo nie komplementowała. Nawet swojego brata. — Jak uroczo z twojej strony — uśmiechnęła się i upiła kolejny, tym razem niewielki, łyk.
    — Ja? Do nikogo. Chciałabym, żeby ktoś wystartował do mnie. Ale na pewno nie ty — odpowiedziała Julie, choć Clearwater słuchała jej trzy po trzy. Skupiała się na Corey’u i na tym, żeby ich flirt wypadł jak najbardziej wiarygodnie.
    — Kiedyś mi się uda — wymruczała, puszczając brunetowi oczko. Odetchnęła z ulgą, że to przedstawienie zaraz się skończy, mimo że nie dała tego po sobie poznać. Przez cały czas, w którym Julie i Chase wycofywali się z kuchni, zerkała na Corey’a spod rzęs. Przestała to robić dopiero, gdy upewniła się, że ich znajomi znaleźli się poza zasięgiem wzroku i słuchu. Pozwoliła chłopakowi wyjąć sobie kubek z dłoni i odchyliła się lekko, opierając się za plecami na rękach.
    — Właśnie tak. Wyobrażałeś to sobie inaczej? Powinniśmy być przekonujący — stwierdziła. W odpowiedzi na jego pytanie wzruszyła lekko ramionami. — Nie, było idealnie. Flirt, ale bez wciskania wszystkim w gardło, jak to się bardzo lubimy. Powoli, jakbyśmy dopiero robili do siebie podchody, ale fajnie iskrzyło. Oby tak dalej, Kavannagh — podniosła rękę i pokazała mu uniesiony w górę kciuk z lekkim uśmiechem. Uśmiech jednak szybko zniknął, a Elodie wywróciła oczami. — Dzięki za troskę, skarbie, ale sama potrafię się przypilnować. To tylko jeden drink, nikt jeszcze od tego nie umarł — powiedziała, podążając za nim spojrzeniem i mrużąc lekko oczy. Gdy zorientowała się, że znajduje się coraz dalej od niej, sprawnie zsunęła się na podłogę i podążyła za nim. — Oddaj mi kubek, Corey. Wiem, że jesteś szybki, ale ja też. Dogonię cię, jeśli uciekniesz z moją dopuszczalną dawką alkoholu na ten tydzień — zagroziła, wyciągając rękę po drinka. — Oddawaj.

    🍹

    OdpowiedzUsuń
  10. — Każdy może interpretować moje słowa jak tylko zechce — odpowiedziała nieco pokrętnie i posłała mu promienny, choć odrobinę cwaniacki uśmieszek. Zakręciła drinkiem w kubku i ponownie lekko machnęła nogą, trącając obcasem nogę bruneta. — Bo co, Kavannagh? — szepnęła, unosząc wyzywająco brodę i patrząc na niego błyszczącymi wyzwaniem oczami.
    Po chwili tymi samymi oczami wywróciła tak mocno, że mogłaby przysiąc, iż było to fizycznie słychać.
    — Nie szczerz się tak. Jeśli komuś o tym powiesz, wszystkiego się wyprę — powiedziała, ale na jej twarzy również pojawił się lekki, całkiem mimowolny uśmiech. Nic nie mogła na to poradzić. Wyglądał… Cóż, dużo przystępniej, kiedy się uśmiechał. Nie jak Corey Kavannagh, którego wszyscy znali. W ogóle cała ta gra sprawiała, że czuła się, jakby miała przed sobą kogoś zupełnie innego. Tę aktorską część jego osobowości może nawet mogłaby polubić.
    — Nie jestem nawet podchmielona — westchnęła ciężko i ponownie uniosła kubek do ust. — Za pięć minut się to zmieni — dodała, uśmiechając się kącikiem ust.
    — A o co chcesz się założyć? — szepnęła, zbliżając się do niego odrobinę. Oczywiście póki Julie i Chase byli w kuchni, bo zaraz potem się odsunęła.
    Prychnęła, jeszcze raz wywracając oczami.
    — Oczywiście, że tak byłoby łatwiej. Ale na pewno nie bardziej wiarygodnie, zwłaszcza dla mojego brata. Nie myśl sobie, że zależy mi na zdaniu tych ludzi. Tylko to właśnie oni mają przekonać Flynna, że to się rozkręcało powoli — wyjaśniła.
    — Tak, bo potrafię się kontrolować. Zresztą to cała porcja, którą ze sobą przyniosłam, a nie piję z otwartych przez kogoś innego butelek — powiedziała, cofając dłoń i mierząc Corey’a spojrzeniem. — Niewkurzoną mnie — mruknęła i zmrużyła lekko oczy. — Wiesz, że jestem wygimnastykowana i mogę się na ciebie wdrapać jak na drzewo, tak? — uśmiechnęła się łobuzersko. — Ja mam przekonać ciebie? Nie, to ty przyszedłeś do mnie po pomoc. Skoro chcesz tego co najlepsze, zajmiesz się swoją wstawioną, potencjalną dziewczyną, jak na wspaniałego, potencjalnego chłopaka przystało — stwierdziła, nie przestając się uśmiechać. Wciąż się do niego zbliżając, powoli zsunęła szpilki ze stóp. Chwilę później sprawnie weszła na kuchenny blat, obok którego stał Corey i wyprostowała się, zdecydowanie nad nim górując. Szybkim ruchem wyjęła mu z ręki swój kubek. — Dzięki za potrzymanie — puściła chłopakowi oczko i wyzerowała drinka. Zgniotła kubek i wrzuciła go do zlewu. — Ale serio, też powinieneś się napić. Może pod wpływem będziesz łatwiejszy do zniesienia — zeskoczyła z blatu i wyprostowała się, wyciągając ręce na boki, jakby prezentowała się po dobrze wykonanej figurze. Podeszła do swoich butów i założyła je z powrotem, krzywiąc się lekko. — Plan jest taki. Pójdziemy do salonu, trochę pogadamy, zatańczymy, podotykamy się, a potem odprowadzisz mnie do końca ulicy i będziesz mógł zająć się sobą. Pasuje, czy zgłaszasz jakieś poprawki? — zapytała, spoglądając na bruneta z przechyloną na bok głową.

    👩🏻‍❤️‍👨🏻

    OdpowiedzUsuń
  11. Podążyła spojrzeniem do ręki Corey’a na swojej nodze i otworzyła usta, odruchowo chcąc go zapytać, co on sobie, do jasnej cholery, wyobraża, żeby trzymać ją w ten sposób. W ostatniej chwili przypomniała sobie, że nie są sami i uśmiechnęła się kącikiem warg. Czuła, że spojrzenia Chase’a i Julie w pełni skupiają się na nich, na tym, co się między nimi działo, ale udawała, że wcale tego nie zauważa, że jej świat skurczył się do twarzy stojącego przed nią bruneta, choć tak naprawdę była aż nadto świadoma otoczenia.
    — Nie mów mi, czego chcę, a czego nie chcę. Dopiero teraz zrobiło się intrygująco — mruknęła równie cicho co on. Na kolejne stwierdzenie jedynie wywróciła oczami z ciężkim westchnieniem, bo miał rację. Polityk byłby bardziej wiarygodny od Elodie, przynajmniej zdaniem… Cóż, całej pieprzonej szkoły.
    — Podobno przyleci na święto dziękczynienia. Razem z ojcem. Będzie świetnie — odparła bez entuzjazmu, bo o ile tęskniła za tatą i bratem, tak nie wyobrażała sobie wspólnych świąt. Państwo Clearwater rozstali się w napiętej atmosferze. Sytuacji nie poprawiał fakt, że Richard szybko znalazł pocieszenie u innej kobiety, a jego była żona zadbała o to, żeby nie był więcej mile widziany w tej mieścinie. — Nie chciałbyś zabrać go na jakiś towarzyski trening? Na który mogłabym się z wami wybrać? Skoro już się bawimy w ten udawany związek, chcę mieć z tego jakąś korzyść — przyznała z kwaśnym uśmieszkiem.
    — Bo jeszcze nie oberwałeś tam, gdzie boli — burknęła, podążając sugestywnym spojrzeniem do jego krocza i uśmiechając się promiennie. — Z tobą? Miło? Bardzo szczerze w to wątpię, Kavannagh — roześmiała się, nie przestając zmniejszać dystansu między nimi.
    — Nie powiedziałam, że nie będzie mi szumiało w głowie. Powiedziałam, że nie zamierzam się nawalić i więcej pić. Nie przekręcaj — puściła mu oczko i otarła palcami górną wargę. — Raz lub dwa. Ale usłyszeć to od człowieka, który ma wszystko gdzieś… Bezcenne — stwierdziła uśmiechnięta.
    — Masz się tylko trochę pobujać i trochę mnie podotykać. Żadnej większej filozofii. Chociaż powinnam cię nauczyć kilku kroków przed balem maturalnym. Musimy się względnie prezentować jako król i królowa — powiedziała głosem tak pewnym, jakby już znała nie tylko wynik głosowania, ale również jakby wiedziała, że ten ich układ przetrwa na tyle długo, by razem wybrali się na bal. Bo w tym przypadku jedno i drugie było oczywiste, prawda? — Ugh, to znaczy, że będziemy musieli zwiększyć częstotliwość tego całego randkowania. I muszę sprawdzić, czy jesteś względnie pojętny, żeby w razie czego zacząć lekcje odpowiednio wcześniej. Jezu, jeszcze na dobre nie zaczęliśmy, a ja już jestem tym wykończona — jęknęła cicho, zanim otworzył przed nią drzwi. Przywołała na twarz swój najlepszy uśmiech i zerknęła na chłopaka przez ramię. Zrobiła to w odpowiednim momencie, by złapać go na tym, jak ją obczajał. Nie wiedziała, jak na to zareagować i czy w ogóle to robić, ale zrobiło jej się nieco cieplej. To pewnie przez alkohol. Kończyny zaczynały ją przyjemnie mrowić, co znaczyło, że pewnie procenty uderzyły jej do głowy. Dlatego zrobiło jej się duszno. Na pewno.
    — Owszem. I pewnie rozwalimy konkurencję, więc mam już przygotowany układ na międzystanowe — powiedziała, dostosowując się do tematu, który wybrał Corey. — Może zabierzesz chłopaków i pojedziecie z nami jako doping? — podsunęła z rozbawieniem.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  12. Uniosła brew z wyraźnym powątpieniem. Z tego co wiedziała, małżeństwo jego rodziców miało się świetnie. I nie musiała się tym nawet zbytnio interesować, to miasteczko było po prostu tak małe, że wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkich. Nie podważyła jednak jego zapewnienia, bo nie chciała o tym dyskutować. Ostatnim, na co by pozwoliła, to otworzenie się przed kimś takim jak Corey. Albo w ogóle przed kimkolwiek. Flynn był jedyną osobą, która znała prawdziwą Elodie i nie planowała tego zmieniać.
    — Nie… Wymagam — burknęła, marszcząc nos. On nie chciał się przyznać, że prosi ją o przysługę, ale jej również nie pasowało przyznanie się do tego samego. — Chociaż wiesz co? To i tak nie ma znaczenia. Po prostu powiem Flynnowi, żebyśmy się gdzieś wybrali. Na siłownię albo gdziekolwiek. Damy radę, nie było tematu — uśmiechnęła się fałszywie uroczo i machnęła dłonią, przechylając lekko głowę.
    — Uważaj, bo ci tak zostanie — powiedziała i wydała z siebie ciężkie westchnienie. — Och, proszę cię. Próbowałeś zabrać mi jednego drinka, nie wspominając o tym, że sam jesteś na tyle sztywny, że prędzej byś go wylał niż dopił. Więc nie chodzi o to, czego ja mogłabym nie chcieć przyznać, tylko o to, że nie ma czego przyznawać — wzruszyła lekko ramionami, a po chwili na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, tym razem szczery. — Może. A może po prostu umiem docenić komplement — puściła mu oczko.
    Nie mogła się jednak nie zgodzić z tym, że procenty trochę uderzyły jej do głowy. Kończyny miała przyjemnie zdrętwiałe, chciała się uśmiechać i w sumie Corey w tej chwili nie wydawał się aż takim złym towarzystwem. A już z pewnością był lepszy od Julie, która po tym przedstawieniu w kuchni przez całą resztę imprezy suszyłaby jej głowę.
    — Niby dlaczego nie? Skoro i tak pójdziemy na bal, bo pójdziemy, bo to bal maturalny, więc to nie podlega żadnej dyskusji, równie dobrze możemy dostać korony, które i tak się nam należą — zauważyła i zerknęła na chłopaka. — Jak widać nie, skoro robimy właśnie to co robimy — stwierdziła i idąc w stronę wyjścia, chwyciła po drodze zamkniętą butelkę wody, żeby od procentów język za bardzo jej się nie rozwiązał.
    — Och, wybacz, skarbie, już się zamykam — prychnęła cicho.
    Obróciła się na pięcie, idąc tyłem w głąb pomieszczenia i przyglądając się z uśmiechem brunetowi.
    — To by było świetne. Rugbiści w naszych kieckach wyglądaliby cudownie. I z pomponami. Pasowałyby ci do oczu — roześmiała się i zatrzymała na środku salonu. Muzyka nie dudniła tak głośno, żeby się nie słyszeli, ale wystarczająco, żeby można było do niej tańczyć. — A może właśnie potrzebuję wsparcia? — odpowiedziała pytaniem na pytanie i przygryzła dolną wargę, mierząc Corey’a spojrzeniem. — Czy ktoś ci wsadził kij w tyłek? — zapytała i z westchnieniem odstawiła butelkę na najbliższy stolik, po czym podeszła z powrotem do chłopaka. — Rozluźnij się — nakazała i chwyciła go za dłonie. Ułożyła je na swoich biodrach. — Po prostu poruszaj się do muzyki w tym samym rytmie co ja — powiedziała i zaczęła poruszać biodrami, wciąż trzymając na nich jego ręce. — To nie jest fizyka kwantowa, Kavannagh — mruknęła i podniosła spojrzenie na jego twarz. — Te lekcje tańca przed balem będą obowiązkowe, tak tylko mówię…

    💃🏼

    OdpowiedzUsuń
  13. Odwzajemniła spojrzenie, mrużąc lekko oczy. Miała wrażenie, że toczy się między nimi swego rodzaju walka, której żadne nie chciało przegrać. I chyba się w swoim założeniu nie myliła, bo Corey miał w swoich ciemnych tęczówkach coś takiego… Coś, co sprawiało, że duch rywalizacji Elodie budził się do życia.
    — A może być gest? — zapytała z wrednym uśmiechem i uniosła zaciśniętą pięść, ale ostatecznie nie pokazała mu środkowego palca, bo akurat ktoś zajrzał do kuchni. Na szczęście szybko wyszedł, mamrocząc pod nosem jakieś przeprosiny, ale Elodie nawet nie spojrzała kim był jegomość, bo w pełni skupiała się na swoim udawanym chłopaku.
    Zwłaszcza, że nie podobał jej się ten atak. Jakby tym, że wypiła jednego pieprzonego drinka zrobiła mu wielką krzywdę. A nie była nawet za bardzo podchmielona. Weselsza, całkiem szczerze uśmiechnięta, gotowa dobrze się bawić. Tyle.
    — Mam problem z mówieniem mi, co powinnam, a czego nie powinnam — odpowiedziała, lekko przechylając głowę. Ponownie zmrużyła oczy, tym razem mocniej, wkurzona na jego zachowanie. Nic mu nie zrobiła, prawda? Więc o co mu, do jasnej cholery, chodziło? — Przypomina mi, że mam kontrolę nad swoim życiem. To ja robię sobie tego drinka, ja go piję, ja dawkuję ilość. I nikt mi tego nie zabierze, nawet ty. Zresztą nie rozumiem, o co ci chodzi. Jaki masz problem z tym, że go wypiłam? Zaszkodziłam twojemu zdrowiu? Twoim wynikom? Nie wiem, rzuciłam się na ciebie w pijackim szale i rozorałam ci twarz? — wyrzuciła z siebie, zbliżając się do niego. Wycelowała palcem w twardą klatkę piersiową i dźgnęła paznokciem jego mostek. — Jesteśmy udawaną parą, więc zajmij się swoją abstynencją, a ja zajmę się swoim brakiem jej i wszyscy będą szczęśliwi — wycedziła, po czym uśmiechnęła się promiennie, przywdziewając na twarz maskę.
    — Po namyśle, chyba bardziej kręci mnie perspektywa oglądania jak tańczysz — odpowiedziała, szczerząc zęby w wrednym uśmieszku. — Jestem cheerleaderką. To gimnastyka połączona z tańcem. Mogłeś to przewidzieć, Kavannagh — zauważyła, wzruszając ramionami. Widząc, że wciąż jest sztywny jak kłoda, westchnęła ciężko i odchyliła głowę do tyłu, zastanawiając się, jak to zmienić. W końcu wpadła na pomysł, ale musieliby się dotykać.
    Tylko że najwyraźniej to nie stanowiło większego problemu. Poza tym ustalili na samym początku, że dotykanie, pocałunki i przytulanie będą konieczne, żeby wszystko dało jakiś efekt.
    — Rozluźnij się, Corey — mruknęła, ponownie na niego patrząc, tym razem zalotnie. Podążyła dłońmi w górę jego rąk, potem przez barki, a na koniec w dół, przez tors i do bioder. — Zamknij oczy, obejmij mnie i dopasuj się do moich ruchów. Samo wyjdzie — dodała, zanim obróciła się tyłem do bruneta i przylgnęła plecami do jego ciała. Zaczęła poruszać biodrami do rytmu, sięgając rękami w górę i splatając palce na jego karku. — Chyba nie jest tak źle, hm? — spytała, zerkając na niego spod rzęs z połowicznym uśmieszkiem.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  14. Przechyliła lekko głowę, przyglądając mu się zmrużonymi oczami.
    — To będzie twój argument na wszystko, co nie będzie ci we mnie pasować? — odpowiedziała pytaniem i zbliżyła się do niego powoli, jakby była myśliwym polującym na ofiarę, chociaż to ona tu była dwa razy mniejsza i z pewnością pięć razy słabsza od Caleba. — Więc śmiało. Idź do Juls. Idź i daj jej to, czego tak bardzo chce. A chce wszystkiego. Randek, chodzenia za rączki, spijania sobie z dzióbków i tak dalej. Zobaczymy, jak długo to wytrzymasz — zakończyła i uśmiechnęła się wrednie, bo może i nie znali się zbyt dobrze, ale przecież oboje wiedzieli, dlaczego zdecydowali się na ten układ.
    Prychnęła głośno, bo zaczynał ją wkurzać. Na tyle, że nawet alkohol krążący w jej żyłach nie pomagał i miała ochotę po prostu wyjść i to pieprzyć. Nie potrzebowała tego tak bardzo, prawda? Tak długo radziła sobie bez udawanego chłopaka, równie dobrze mogła sobie radzić dalej.
    — Gówno o mnie wiesz, Kavannagh — odparła, czując, że emocje wręcz się w niej gotują. Im dłużej trwała ta rozmowa, tym mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że po tej imprezie wszystko skończy się jeszcze zanim się zaczęło. — Wyglądam ci w tym momencie na odprężoną, dupku? — warknęła.
    Chciała dać temu ostatnią szansę, naprawdę. Ale jej cierpliwość była na pieprzonym wykończeniu. Im mocniej Corey nie współpracował, tym większą ochotę Elodie miała wyjść z imprezy. Nie wyobrażała sobie tej relacji, jakkolwiek miałaby ona wyglądać. Mieliby ze sobą przebywać w miejscach publicznych i rozmawiać? Ale właśnie rozmowa im nie wychodziła.
    — Nie zapraszam cię. Nie chcesz to nie idź, to nie jest mój problem. Założyłam, że chcesz, żeby to wyszło, ale jeśli nie… — urwała i wzruszyła ramionami.
    Poruszała się do rytmu, coraz mniej zwracając uwagę na obecność bruneta. Czuła, jak bardzo był spięty, więc po prostu opuściła ręce i zamknęła oczy, tańcząc po swojemu.
    — Nie musimy wcale — machnęła dłonią i już chciała zrobić krok do przodu, żeby zniknąć z jego przestrzeni osobistej, kiedy ktoś na nią wpadł i popchnął na jego ciało. Jęknęła cicho, uderzając plecami w jego tors.
    I wtedy to poczuła. Twardą wypukłość na swoich lędźwiach. Otworzyła szerzej oczy i na kilka sekund zupełnie znieruchomiała. Nie miała pojęcia, jak na to zareagować. Oczywiście mogłaby teraz zacząć się śmiać, zwracając uwagę wszystkich wokół i tym samym ukarać go za to, co wydarzyło się w kuchni, ale… Wcześniejsza rozmowa między nimi odbyła się w cztery oczy, nikt nie był świadkiem jego szantażu i wątpliwości. Elodie nie chciała więc zniżać się do poziomu upokarzania go publicznie.
    Powoli obróciła się przodem do chłopaka i sięgnęła ręką do jego barku, żeby się nachylił.
    — Masz w kieszeni pistolet, którym postanowiłeś nagle zacząć mnie dźgać, czy tak bardzo podoba ci się mój tyłek? — spytała szeptem, drugą dłoń układając na jego karku. Dla postronnego obserwatora to musiało wyglądać jak flirt. — Jeśli chcesz wyjść i ochłonąć, nie krępuj się — dodała, odsuwając się od niego.

    🔫

    OdpowiedzUsuń
  15. — Jeśli chciałeś uległej laski, która będzie na każde twoje skinienie, mogłeś szukać dalej. Przyjaciółmi nie jesteśmy, nawet kolegami, ale ja dobrze wiem, że jesteś ponurym żniwiarzem, więc ty musisz równie dobrze wiedzieć, że nie tańczę jak ktoś mi zagra. Mam swój rozum — odpyskowała. Mierzyła go nieugiętym wzrokiem, szybko dochodząc do wniosku, że to wszystko, co tu robili, jest totalnie bez sensu. Za bardzo skomplikowane, wymagające zbyt wiele czasu i poświęcenia. Nie wyobrażała sobie, jak musiał wyglądać prawdziwy związek, skoro udawany wymagał od nich takiej logistyki. Nigdy z nikim nie była, więc nie miała porównania, ale to chyba powinno być łatwiejsze, prawda? A może właśnie dlatego, że nigdy z nikim nie byli (tak wnioskowała po priorytetach Corey’a) robili coś cholernie, wybitnie źle.
    — Choćby w tym, w którym stwierdziłeś, że wypiję więcej, nie wspominając o założeniu, że się najebię. Nie, Corey. Nie pijam na takich imprezach czyjegoś alkoholu. Gdybyś tylko słuchał tego, co mam do powiedzenia, może przy okazji też byś przyswajał informacje. Ale proszę, nie krępuj się. Powiedz, co jeszcze o mnie wiesz. Chętnie posłucham — warknęła. Dupek. Pieprzony dupek. To wszystko naprawdę nie było tego warte. Cel w tym przypadku w najmniejszym stopniu nie uświęcał środków.
    Po czymś takim nie spodziewała się, że… No właśnie, że co? Że mu stanie? Nawet nie miała pewności, że naprawdę tak było. Biorąc jednak pod uwagę, jak duża była wypukłość, którą czuła na plecach, chyba nie dałoby się tego pomylić z niczym innym. Problem w tym, że nie miała pojęcia, co z tym zrobić, jak zareagować. Odsunąć się? Tańczyć dalej? Wyciągnąć go na zewnątrz, żeby ochłonął? I dlaczego w ogóle się nad tym wszystkim zastanawiała, przejmowała? Przecież to nie był jej problem. Skoro tak bardzo mu nie pasowała jako osoba, mógł sobie po prostu iść.
    I tego się po nim spodziewała. Odejścia bez słowa. A nie potwierdzenia, że naprawdę jej ciało go kręciło i jego ręki na swojej talii. Wstrzymała oddech i oparła dłonie na jego klatce piersiowej, nie przestając kołysać się do rytmu. Kiedy tak się poruszała, mimowolnie przysunęła się bliżej, a ich ciała do siebie przyległy, przez co teraz czuła twardą wypukłość na swoim brzuchu. Czy tutaj zawsze było tak ciepło, czy ktoś nagle wyłączył klimatyzację? Czując, jakby jej wnętrze za chwilę miało się rozpuścić, sięgnęła jedną dłonią do swoich włosów i przerzuciła je na jedno ramię, tym samym odsłaniając i próbując nieco schłodzić kark.
    — Ewidentnie twojemu kutasowi cała reszta też nie przeszkadza — odpowiedziała cicho, wbijając niezdrowo błyszczące spojrzenie w twarz bruneta. Musiała powtarzać sobie w myślach, że nie może zerknąć w dół, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi na jego niezbyt mały problem. Zresztą i tak niczego by nie zobaczyła, bo dzięki temu, że ich ciała do siebie przyległy, niczego podejrzanego nie było widać. — Wyjdźmy stąd. Ja chyba też muszę się przewietrzyć. Cholernie tu gorąco — mruknęła, a jej oddech nieco przyspieszył. Gdyby nie wiedziała lepiej, pomyślałaby, że podniecenie Corey’a zadziałało również na nią. Ale wiedziała lepiej. Ktoś wyłączył klimatyzację, na pewno.

    😮‍💨

    OdpowiedzUsuń
  16. Przez chwilę po prostu na niego patrzyła i słuchała wypowiadanych przez niego słów, a potem… Odrzuciła głowę do tyłu i parsknęła śmiechem.
    Wspólnika? Sprawdź sobie definicję tego słowa, bo ewidentnie masz z tym problem. Od początku próbujesz wszystko na mnie wymusić, a kiedy nie biegam jak twoi ukochani chłopcy z drużyny, atakujesz mnie i poniżasz. Wiadomość z ostatniej chwili, nie jestem twoją własnością. Nie jesteśmy nawet razem, a ty mnie traktujesz jak… Jak swoją zabawkę. Więc wiesz co, może to jednak to dobry pomysł, żebyś poszedł z tym do kogoś innego. Wolę mieć opinię kurewki, ale robić swoje i mieć spokój, niż musieć użerać się z tobą — wycelowała w niego palcem, choć na jej twarzy widniał uśmiech. Chciała, by mimo wszystko to wyglądało, jakby rozmawiali o czymś wesołym. Nie potrzebowała żadnej sceny.
    — Świetnie, skoro cię to nie obchodzi, to po chuj stwierdziłeś, że możemy pomóc sobie nawzajem, a nie tylko tobie? — zapytała przez zaciśnięte zęby, wciąż z uśmiechem.
    A kiedy odezwał się ponownie, zapragnęła unieść rękę i uderzyć go w twarz. Zacisnęła dłonie w pięści. Jak mogła wpakować się w jakikolwiek układ z kimś takim?
    — Ciekawe, co by powiedziała twoja matka, gdyby się dowiedziała, w jaki sposób traktujesz dziewczyny — odezwała się ponownie, nienawidząc każdej sekundy, w której wciąż ze sobą tańczyli. Mogłaby wyjść. Oczywiście, że by mogła. Ale chciała, żeby to on okazał się tchórzem i uciekł pierwszy. — Grozisz mi? — zmrużyła lekko oczy. — Nie chcesz wiedzieć, do czego jestem zdolna, jeśli będę musiała z tobą walczyć, Kavannagh — wycedziła.
    Dlaczego wciąż tu był? I dlaczego mimo wszystkich słów, które przed chwilą między nimi padły, jego ciało zareagowało w ten sposób?
    — Ja jego nie, ale on mnie ewidentnie bardzo. Poza tym… Jeśli powiem ci, że masz nie myśleć o kolorze czerwonym, to o jakim kolorze pomyślisz? Skoro twój kutas dźga mnie w plecy, to chyba normalne, że zwrócę na to uwagę — również warknęła, a jej oddech przyspieszył jeszcze odrobinę. Zacisnęła jedną dłoń na materiale koszulki bruneta, jakby chciała znaleźć coś, co ją uziemi.
    Nie protestowała, w końcu sama zaproponowała, że mogą stąd wyjść. To był jej sposób na uniknięcie bycia tchórzem: dawała mu furtkę. Mógł wyjść i po prostu zniknąć. Ona też musiała znaleźć się na zewnątrz, ale nie spodziewała się, że Corey rozegra to wszystko w ten sposób; że pociągnie ją za sobą, skoro ewidentnie nie mógł jej znieść.
    — Nie będę współpracować, póki nie zrozumiesz, że nie jestem rzeczą, którą możesz przekładać z kąta w kąt — odpowiedziała, choć dosłownie właśnie to zrobił, wyciągnął ją na zewnątrz i przyparł do ściany, jakby była plastikową laleczką. Jęknęła cicho, gdy jej plecy niezbyt delikatnie zetknęły się z chłodnym murem, który w najmniejszym stopniu nie przyniósł jej ulgi. Wciąż była niezdrowo rozgrzana i szybko oddychała. Sięgnęła do swoich włosów i owinęła je wokół własnej pięści, unosząc je, żeby odsłonić zroszoną potem szyję i kark. Odchyliła głowę, przyglądając się brunetowi spod wpół przymkniętych powiek. Powinno jej przeszkadzać, że tkwili w takiej pozycji. Że nad nią górował. Że przypierał ją do ściany. Ale… Cóż. — Powinieneś się odsunąć, Corey. W końcu twoim zdaniem jestem pijana, kto wie, co mi strzeli do głowy. Mogę cię podrapać. Albo pogryźć — szepnęła, nie odpowiadając na jego pytanie. Lepiej było uniknąć odpowiedzi, bo… Bo nie wiedziała, jakiej powinna w tej chwili udzielić. — Skoro tak bardzo cię wkurzam, decyzja chyba podjęła się sama — dodała, a jej spojrzenie mimowolnie powędrowało do jego rozchylonych warg. Czuła gorący oddech na swojej twarzy oraz ciepło jego ciała na swoim ciele. Nie wiedziała nawet, że czuje je wyraźniej, bo w którymś momencie przysunęła się do niego bardziej. — Tak lub nie, Kavannagh — wyszeptała, wpatrując się w jego usta i rozchylając swoje, żeby ułatwić sobie oddychanie.

    🫠

    OdpowiedzUsuń
  17. — Och, no nie wiem. Może wtedy, kiedy nazwałeś mnie kurewką? Albo wtedy, kiedy zacząłeś traktować mnie jak nieodpowiedzialnego dzieciaka, który nad sobą nie panuje? — syknęła, krzywiąc się. Niczym nie różnił się od tych wszystkich ludzi, nie miała pojęcia, dlaczego łudziła się, że miałoby być inaczej. Może dlatego, że był skupiony na osiąganiu sukcesów i nie wyglądał na osobę, która interesuje się plotkami. Teraz widziała, że się myliła, a nastawienie na osiągnięcie celu nie wykluczało bycia dupkiem. — Tak? Serio? I mam teraz uwierzyć w twój altruizm i szlachetne serduszko? — jej głos ociekał sarkazmem, tak samo jak uśmiech, którym obdarowała bruneta.
    — W którym momencie niby sprawiłam takie wrażenie? To ty chcesz, żebym dostosowywała się do twoich chorych zasad. Żyjesz jak mnich i wymagasz, żebym ja też tak żyła dla udawanego związku, ale nie zamierzam tego robić. Nie wiem, czy w którymś momencie dałam ci odczuć, że zamierzam wszystkich wtajemniczać w naszą umowę? Bo naprawdę nie rozumiem, dlaczego, do cholery, tak mnie potraktowałeś — splotła ręce na klatce piersiowej, zaciskając wargi w wąską linię. — Nie wiem, Kavannagh. Czy to był powód do tego wszystkiego? — odbiła jego pytanie, unosząc wzrok na jego ciemne oczy. Miała wrażenie, że za chwilę zacznie się dusić od bliskości jego ciała, ale… Ale nie widziała w tym nic złego. Oczywiście mogłaby sobie wmówić, że byli tak blisko siebie dlatego, że zależało im na odegraniu dobrze swoich ról przed innym dzieciakami ze szkoły, ale kiedy tak patrzyła na Corey’a spod rzęs, wcale nie była do końca pewna, że robią to tylko pod publiczkę.
    Bo byli tu sami. Większość wolała kręcić się po tarasie i ogrodzie, a nie przed wejściem do domu.
    Rozchyliła wargi i przejechała po nich językiem, czując, że robi jej się jeszcze bardziej gorąco, kiedy spojrzenie chłopaka prześlizgnęło się w dół jej twarzy. Boże, czy on zawsze był tak cholernie przystojny i pociągający? A może jednak miał rację i przesadziła nieco z alkoholem, dlatego tak bardzo pragnęła znaleźć się w jego ramionach…
    — To nie jest… — zdołała wyszeptać, gdy dostrzegła, że Corey nachyla się nad nią jeszcze bardziej, ale umilkła, kiedy ich wargi się ze sobą zetknęły. Wciągnęła głośno powietrze nosem, nie oponując, ale też nie odwzajemniając pocałunku. Przynajmniej w pierwszej chwili, bo czując, że jego ręka zatapia się w jej włosach i przyciska do karku, tym samym ją do siebie przyciągając, straciła nad sobą kontrolę. Zrobiła krok do przodu, przylegając do jego twardego ciała i zaciskając dłonie na materiale bluzy, którą miał na sobie, a z jej gardła wyrwał się cichy jęk. Wspięła się na palce, jednocześnie poruszając wargami. Zdecydowanie zbyt śmiało, jakby wcale nie udawali, wsunęła język do jego ust i pogłębiła pocałunek. Po całym jej ciele rozeszła się gęsia skórka, która nie miała nic wspólnego z faktem, że miała na sobie jedynie krótką, cienką sukienkę, a oni stali na późnojesiennym powietrzu. Samo to, że się dotykali, naładowało ją elektrycznością. Wmawiała sobie, że to, co czuje między nogami to wcale nie jest wilgoć i pulsowanie z pragnienia, a jedynie chłodny wiatr.
    Jedna z jej dłoni bez udziału woli zsunęła się po jego torsie, aż dotarła do paska spodni, a potem jeszcze niżej, do twardej wypukłości, którą czuła już wcześniej na swoich plecach i brzuchu. Objęła palcami penisa przez materiał dżinsów i zacisnęła na nim rękę, powoli poruszając nią po całej jego długości i czując, że robi jej się jeszcze bardziej gorąco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewykluczone, że posunęłaby się dalej, gdyby nie dźwięk otwierających się drzwi wejściowych. Natychmiast cofnęła dłoń i zdyszana oderwała się od warg Corey’a, zerkając w stronę pijanych znajomych ze szkoły. Najpierw myślała, że nie zostali zauważeni, a potem rozległo się głośne uuu i okrzyki zachęcające ich do kontynuowania.
      — Kurewka Clearwater naprawdę musi mieć pizdę ze złota, skoro udało jej się wyrwać pana kapitana — zarechotał jeden z chłopaków. Elodie zacisnęła wargi w wąską linię i odwróciła głowę w drugą stronę, żeby uniknąć ich spojrzeń. Nie mogła pokazać, że jakkolwiek ją to dotknęło, choć oczy zaczęły ją szczypać. — Daj znać, jak już ci się znudzi, może będę następny w kolejce na przejażdżkę — zawołał ten sam koleś i złapał się za krocze, a reszta towarzystwa znowu ryknęła śmiechem.
      — Możesz mi zamówić ubera? Nie wzięłam telefonu — zwróciła się cicho do Corey’a, odsuwając się od niego i obejmując ramionami. — Oddam ci kasę w poniedziałek.

      😐

      Usuń
  18. — Próbujesz zgrywać tatusia? — rzuciła ze złośliwym uśmieszkiem, przechylając głowę w bok i nie odrywając spojrzenia od twarzy Corey’a. W sumie… Chyba nazywając go w taki sposób, zbytnio by się nie pomyliła, co? Oczywiście była to z jej strony hipokryzja, bo właśnie oskarżała go o to, że słuchał plotek na jej temat, a sama również patrzyła jedynie na tę część jego osobowości, którą pokazywał światu. Ale biorąc pod uwagę, jak traktował swoją drużynę, a teraz w jaki sposób odnosił się do niej… — Daddy Kavannagh — parsknęła z przebijającym się przez złość rozbawieniem.
    Wzruszyła lekko ramionami, nie dając się zbić z pantałyku.
    — Nic o tobie nie wiem. Pokazuję ci jedynie, jakie to przyjemne, kiedy ktoś ocenia cię tak powierzchownie na podstawie tego, co usłyszał w szkole — stwierdziła, twardo odwzajemniając spojrzenie. — Fajnie, prawda? — uśmiechnęła się zimno.
    Nie zwracała uwagi na zimną ścianę za swoimi plecami, bo ciało i dłonie Corey’a rozgrzewały ją wystarczająco, a jego wargi… Nie sądziła, że pocałunek zrobi na niej tak ogromne wrażenie, iż przestanie zwracać uwagę na resztę świata. Zaklęła w myślach i mimowolnie objęła jego udo swoimi, ocierając się o materiał spodni i z pewnością zostawiając na nim mokry, śliski ślad. Pierwszy raz była w takim stanie. Jej wcześniejsze doświadczenie seksualne (jedyne zresztą) nie wiązało się z tak silnymi reakcjami ze strony jej ciała. Drżała lekko ani myśląc o tym, żeby odsunąć się od tych gorących, smakowitych warg.
    Poczuła się głupio, jak dziecko złapane przez swoich rodziców na kradzieży ciasteczek, których nie powinno jeść, ale miała całe lata, by wyćwiczyć twarz na tyle, żeby ta stawała się nieprzeniknioną maską w razie potrzeby.
    — Sama bym tego lepiej nie ujęła — szepnęła pod nosem i spojrzała na Corey’a, a kiedy odmówił jej tej jednej, małej przysługi, zacisnęła wargi w wąską linię i wypuściła ze świstem powietrze. — Dlaczego? Wiem, że masz mnie w głębokim poważaniu, ale naprawdę wolałabym jech… — urwała, dostrzegłszy, co takiego robił. Zastygła z rozchylonymi wargami i spojrzeniem pełnym niedowierzania. — Co ty robisz? — zapytała cicho, ale nie doczekała się odpowiedzi. Odruchowo wsunęła ręce w rękawy bluzy, która była dla niej ogromna i obróciła się w kierunku zamieszania. Oczy niemal wyszły jej z orbit, gdy usłyszała słowa… Ostrzeżenie padające z ust bruneta. — Ja pierdolę — sapnęła i biegiem, najszybciej, jak pozwalały jej szpilki, ruszyła do bijących się chłopaków. Dobra, Kavannagh był dupkiem, ale nie zasługiwał na to, żeby ktoś narobił mu problemów. Tak długo pracował, by osiągnąć cel, a teraz tak po prostu mógł go zaprzepaścić… Przez nią. Nie chciała tego. Radziła sobie już z gorszymi komentarzami i większą zniewagą, nie potrzebowała rycerza w lśniącej zbroi broniącego jej honoru… Choć to była część ich umowy, prawda?
    A zresztą od kiedy przejmowała się czyjąś przyszłością? Zwłaszcza jego przyszłością.
    — Rozdziel ich! — nakazała Chase’owi. Zasłoniła usta dłońmi, gdy chłopak, który ich zaczepił, wylądował na ziemi. To była jej okazja. Okazja, którą wykorzystała na to, żeby wskoczyć w środek zamieszania i wślizgnąć się między bijącą się dwójkę przodem do Corey’a. — Corey, przestań! — sapnęła, napierając rękami na jego wielką klatkę piersiową. Zawsze był taką górą mięśni? — Przestań, nie warto. Taka bójka może spieprzyć ci życie, rozumiesz? Uspokój się, to tylko jakiś kretyn, który musi się dowartościować obrażaniem mnie — powiedziała cicho, nie odrywając wzroku od jego twarzy. — Proszę — niemal wypluła z siebie to słowo, bo w innej sytuacji pewnie nie przeszłoby jej przez gardło.

    🫣

    OdpowiedzUsuń
  19. Wzruszyła ramionami. Jego słowa nie zrobiły na niej wrażenia. Najpierw musiałaby się przejmować jego zdaniem, żeby cokolwiek do siebie wziąć. Nie znali się ani tak długo, ani tak dobrze, by jego stwierdzenie ją dotknęło.
    Co nie znaczyło, że usłyszenie czegoś takiego było przyjemne.
    — W każdej chwili możesz się ode mnie uwolnić. Wystarczy, że się ode mnie odsuniesz — mruknęła zgodnie z prawdą, chociaż… Chyba nie do końca chciała, żeby to zrobił. Jego bliskość była przyjemniejsza niż się spodziewała. Jego wargi na jej własnych również. Nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby to się nie kończyło. Gdyby wciąż przyciskał ją do ściany i poświęcał jej swoją niepodzielną uwagę…
    Szybko jej przeszło. Nie mogła patrzeć na rozwój sytuacji. Nie chciała, by ktokolwiek tak się dla niej poświęcał, zwłaszcza Corey, bo to oznaczało, że będzie musiała mu się odwdzięczyć. A nie miała pojęcia, w jaki inny sposób to zrobić, niż przystając na jego warunki. Kurwa, naprawdę? Dlaczego nagle musiał być taki szlachetny?
    — Kurwa, zostaw mnie! — warknęła, gdy Chase, zamiast posłuchać jej i rozdzielić bijących się chłopaków, złapał ją ramionami w pasie i odciągnął w stronę domu, z daleka od zamieszania. — Poważnie? Zamierzasz pozwolić na to, żeby jakiś gnojek narobił mu problemów? Do cholery, zamiast zajmować się mną, rozdziel ich! — krzyknęła, szarpiąc się w uścisku kolegi z drużyny Corey’a. Ludzie w domu, widząc, że coś się dzieje, zaczęli wychodzić na zewnątrz. Chciała wyjść z nimi, ale Chase wciąż jej nie puszczał. — Zostaw mnie, dupku i mu pomóż! — jęknęła z rezygnacją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Była totalnie udupiona. Wiedziała, że po tamtej bójce musi być nieco bardziej… Ugodowa, skłonna do kompromisu. Nie podobało jej się to, ale nie miała wyboru. Dlaczego? Bo wieści szybko się rozeszły, a plotki na temat Elodie nagle ucichły. Skończyły się wyzwiska, a inni uczniowie zaczęli zachowywać się tak, jakby chcieli wkupić się w jej łaski. Jakby jedno nieodpowiednie słowo rzucone w jej kierunku miało sprawdzić, że spuści Corey’a ze smyczy, a on wszystkich pozabija. Jakkolwiek chciała się bronić przed wdzięcznością względem bruneta, musiała przyznać, że życie nagle stało się łatwiejsze.
      Więc nie dość, że po tamtej imprezie zgodziła się ciągnąć tę farsę, to jeszcze dostosowywała się do niego. Rzecz jasna musieli czasami grać przed wszystkimi i trzymać się za ręce, dawać sobie buziaki czy raz na jakiś czas chodzić na randki albo na imprezy po meczach, ale Elodie starała się być ostrożna i zbytnio do niego nie zbliżać. Nie mogła pozwolić na powtórkę tamtego pocałunku, choć nawet gdy robili to pod publiczkę upewniała się, że jej reakcja tamtego dnia nie była kwestią alkoholu. Za każdym razem, gdy czuła jego wargi na swoich, rozgrzewała się tak samo jak wtedy. Na trzeźwo po prostu lepiej to maskowała, mimo że stawało się to coraz trudniejsze, bo napięcie w jej ciele nieustannie rosło j potrzebowało ujścia.
      Grali w ten sposób przez bite dwa miesiące. Przerwę świąteczną Elodie przyjęła z ulgą, bo to oznaczało, że będzie mogła odpocząć od tego napięcia. I że zobaczy Flynna, za którym cholernie tęskniła.
      Nie przewidziała jednak, że jej brat w świąteczny poranek stwierdzi, że ma ochotę pograć z Corey’em, a plotki dotarły nawet do niego, więc zamiast iść za namową Elodie i urządzić sobie męski wypad z kumplem, wyciągnął dziewczynę z łóżka i zmusił, żeby poszła z nim na boisko. Nie chciało jej się stroić. W czapce z pomponem i puchatych rękawiczkach nie wyglądała zbyt pociągająco, co Flynn wrednie skomentował, sugerując, że dla swojego chłopaka powinna się bardziej postarać, ale skwitowała to pokazaniem bratu środkowego palca i dorzuceniem kilku nadprogramowych pianek do swojego kubka termicznego, w którym miała gorącą czekoladę.
      Tak zaopatrzona szła obok Flynna w kierunku góry mięśni, jaką był Corey i co chwilę poprawiała czapkę, która zsuwała jej się na oczy.
      — Kompletnie nie rozumiem, dlaczego to sobie robicie w taką pogodę — mruknęła. Zima w Mariesville może nie była zbyt sroga, ale Elodie była zmarźluchem. — Poza tym, święta są po to, żeby się obżerać i pić kakao, a nie spalać kalorie na mrozie. Jesteście kompletnie antyświąteczni — dodała, gdy znaleźli się obok Corey’a. — Chcesz trochę świąt w płynie? Może przeciągnę cię na jasną stronę mocy — podsunęła kubek brunetowi.

      🎄

      Usuń
  20. Upływ czasu nie sprawił, że przyzwyczaiła się do tego, jak Corey wyglądał. Im dłużej bawili się w to całe udawanie, tym bardziej była świadoma, że gdyby zwracała uwagę na płeć przeciwną, dołączyłaby do tego niezbyt wąskiego grona śliniących się na jego widok dziewczyn. Wmawiała sobie jednak, że jest ponadto i uparcie patrzyła na wszystko, tylko nie na jego mięśnie napinające się pod bluzą z każdym jego ruchem.
    Po co tu w ogóle przychodziła, do jasnej cholery?
    — Cześć, stary. Dobrze cię widzieć — odparł Flynn, a po krótkim przywitaniu odsunął się kilka kroków, żeby zacząć rozgrzewkę. Elodie zadrżała na sam widok chłopaków bez kurtek. Było jej tak kurewsko zimno, że pożałowała, iż nie zabrała jeszcze dodatkowo koca, którym mogłaby się przykryć.
    — Masz minę, jakby kubek miał cię gryźć w dupę — stwierdziła z wrednym uśmiechem i odkręciła kubek, podstawiając mu napój pod nos. — Wyluzuj, to tylko czekolada. I pianki. Trochę za dużo pianek, jeśli mam być szczera, ale spalę to wszystko po świętach — wzruszyła ramionami. Czuła, że wzrok Flynna się w nich wwierca, ale nie miała zamiaru zerkać na brata, żeby się upewnić. Nie chciała się zdradzić, powinna być przecież zapatrzona w swojego ukochanego chłopaka, nawet jeśli nie okazywali sobie żadnych uczuć. — Weź, dobrze ci zrobi — westchnęła i wcisnęła mu kubek do ręki, a z materiałowej torby, którą miała na ramieniu, wyjęła kolejny. Miała jeszcze jeden dla Flynna, ale za to, że wyciągnął ją z łóżka, na razie na niego nie zasługiwał.
    Słysząc pytanie bruneta, starszy Clearwater parsknął śmiechem i zaczął robić przysiady.
    Elodie też parsknęła.
    — Oczywiście, że nie. Nie jestem masochistką tak jak wy. Ten tutaj — wskazała palcem na swojego brata — zagroził, że jeśli nie pójdę, wrzuci mnie do jeziora. Już kiedyś tego doświadczyłam, nie mam ochoty na powtórkę. Wolę tutaj sobie odmrażać tyłek niż w lodowatej wodzie — wzdrygnęła się.
    — Wszystko przekręcasz. Nie wrzuciłem cię, sama wpadłaś — zaoponował Flynn.
    — Bo podstawiłeś mi nogę, dupku — fuknęła dziewczyna, w końcu na niego patrząc. Pokazała mu środkowy palec, a potem ostentacyjnie obróciła się do niego plecami i weszła na pierwszy rząd krzesełek na trybunach. Usiadła na jednym z nich po turecku i objęła kubek termiczny dłońmi, patrząc na rozgrzewających się chłopaków. — Pewnie. Umawialiśmy się przecież — uśmiechnęła się do Corey’a. Świąteczna kolacja z jego rodziną nawet jej za bardzo nie przeszkadzała, bo to oznaczało, że mogła wyjść z własnego domu.
    — Jasne — potwierdził Flynn, a zaraz potem syknął, uderzając się w czoło. — Kurwa, zapomniałem. Wieczorem mam się spotkać z kumplami z klasy. Ale spoko, idźcie do stodoły sami. To nie tak, że będziecie się beze mnie nudzić, nie? — zarechotał głupkowato, a Elodie przetarła dłonią twarz.
    — Jakiś ty subtelny — burknęła. — Jeśli nie chcesz, nie musimy iść sami, po kolacji on wyjdzie z kolegami, a ja wrócę do domu — zwróciła się do Corey’a, starając się nie pokazać po sobie, że taki rozwój wydarzeń wcale jej się nie podobał. Nie chciała wpieprzać się z buciorami w wolny czas bruneta, ale lubiła tam chodzić. Ta opuszczona stodoła była jej miejscem. Miejscem, w którym lubiła się chować przed całym światem. — Okej, czy możecie już zacząć te swoje przepychanki? Niektórzy tutaj marzną.

    🥤

    OdpowiedzUsuń
  21. Flynn w odpowiedzi cicho parsknął i pokręcił głową.
    — Oczywiście, że nie. Za żadne skarby nie zostałbym tu dłużej niż to konieczne, nawet gdybym mógł. Ale tak się składa, że nie mogę. Muszę dokończyć pracę semestralną, więc wracam zaraz po świętach — odparł chłopak, rozciągając się na zmrożonej trawie. Elodie przybrała na twarz nieprzeniknioną maskę, nie chcąc pokazać, że słowa brata ją zabolały. Może nie byli ze sobą jakoś szczególnie blisko, ale myślała, że jest choć jeden powód, dla którego Flynn mógłby chcieć zostać dłużej, ale widocznie się myliła.
    Przeniosła swoją uwagę na udawanego chłopaka i odwzajemniła połowiczny uśmieszek.
    — Boisz się mnie, Kavannagh? — spytała cicho, podając mu kubek i wieczko. — Chyba powinnam się czuć jak prawdziwa twardzielka. Nie wiedziałam, że ktoś taki jak ty może się bać kogoś takiego jak ja — dodała zadowolona z siebie.
    — Nie miałam innego wyjścia, nie myśl sobie — parsknęła i jakby dla potwierdzenia słów Corey’a o torbie bez dna, do kubka z gorącą czekoladą wyjęła paczkę karmelowego popcornu. Pozwalała sobie na taką rozpustę tylko w święta, nie mogła przecież stracić formy, a potrzebowała choć odrobiny luksusu. Choć nie wiedziała, czy można określić tym mianem gorącą czekoladę i słodki popcorn.
    Uśmiechnęła się, przechylając głowę w bok. Znała matkę Corey’a. W tak małym wygwizdowie jak Mariesville nie było opcji, żeby nie znać rodziców znajomych ze szkoły. Nigdy jednak nie zamieniły więcej niż kilka zdań, więc nie potrafiła sobie wyobrazić, jaka kobieta będzie podczas pierwszego oficjalnego spotkania.
    — To urocze — odezwała się w końcu, uśmiechając się jeszcze szerzej na widok miny chłopaka. — Wiesz, powinieneś bardziej doceniać zaangażowanie swoich rodziców. Chciałabym, żeby moja… — urwała, zdając sobie sprawę, że chciała powiedzieć za dużo. Zamilkła i zacisnęła wargi, po czym odchrząknęła, kręcąc głową. — W każdym razie spokojnie, dam sobie z nią radę. Jestem pewna, że się dogadamy — uśmiechnęła się, choć znacznie mniej szczerze i wesoło niż wcześniej.
    — Jasne, stary — odpowiedział Flynn i klepnął Corey’a w plecy. — Ale chwilę. Dam wam czas na zacieśnianie rodzinnych więzi — uśmiechnął się wrednie i odsunął się, po czym ruszył biegiem dookoła boiska, żeby dokończyć rozgrzewkę.
    — W takim razie będę — powiedziała dziewczyna. Nie wiedziała, że stodoła była ulubionym miejscem Corey’a i Flynna. Nigdy tam na nich nie wpadła. Zaczęła tam chodzić w połowie drugiej klasy, żeby się wyciszyć. Dopiero, gdy zaczął się cały ten układ dowiedziała się, że Corey również lubił się tam zaszywać i to on przyniósł te wszystkie rzeczy, które sprawiły, że to miejsce stało się przyjemne i przytulne.
    — Znajdźcie sobie pokój, bo jesteście obrzydliwi! — zawołał Flynn, udając odruch wymiotny, kiedy znalazł się wystarczająco blisko, by ich słyszeć. Prychnął głośno na prowokację młodszego kolegi i ustawił się na swojej pozycji.
    — Zamknij się i graj! Gdyby przyszło co do czego, pewnie skopałabym ci dupę, Kavannagh — parsknęła dziewczyna, wrzucając sobie do ust kilka ziarenek popcornu. Oczywiście sobie żartowała, była szybka i zwinna, ale nie miała szans w starciu z Corey’em. Nie znaczyło to jednak, że nie mogła go powkurzać, prawda? — Dopiero mogę zacząć jęczeć, ty dupku! — zawołała jeszcze i uśmiechnęła się wrednie.

    😘

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie przyznałaby się do tego nawet przed samą sobą, ale przyłożyła do swojego wyglądu większą wagę niż zwykle. Wmawiała sobie, że chce zrobić dobre wrażenie na rodzicach Corey’a, którzy i tak ją przecież znali, ale nieważne. Jakaś niewielka część umysłu podszeptywała jej, że dla nich jest tylko sukienka z długimi rękawami, żeby zakryć jak najwięcej tatuaży, cała reszta była… Nie, nawet w myślach nie była w stanie tego powiedzieć.
    Bordowa welurowa sukienka z długimi rękawami i białym kołnierzykiem sięgała jej do połowy ud, nogi przykrywały cieliste rajstopy, na stopach miała czarne kozaki na szpilce, a od delikatnych tatuaży na rękach odwróciła uwagę mnóstwem pierścionków i bransoletek. Zrobiła delikatny, niemal niewidoczny makijaż a włosy opuściła luźnymi falami na plecy. Gdy przeglądała się w lustrze, miała wrażenie, że patrzy na zupełnie inną osobę. Bez tatuaży i mocnego make upu czuła się, jakby brakowało jej charakteru, jakby zmieniła się z powrotem w tę łagodną Elodie, która nikomu nie wchodziła w drogę. I może tak by było łatwiej, może ci ludzie mniej by się na nią uwzięli, ale nie była tchórzem i nie wybierała łatwych rozwiązań.
    Zarzuciła na ramię torebkę, w której miała niewielkie upominki nie tylko dla rodziców Corey’a, ale też dla niego samego i dla swojego brata i wyszła z pokoju, zanim zdążyła zmienić zdanie i przebrać się w coś, w cym bardziej przypominałaby siebie.
    — Dlaczego nie jesteś ubrany? — spytała ze zdziwieniem na widok swojego brata, gdy znalazła się na dole. Miał na sobie spodnie dresowe i zwykłą koszulkę, a także był boso, jakby się nigdzie nie wybierał. Jej brwi poszybowały w górę aż pod linię włosów.
    — Bo nigdzie się nie wybieram. Nie z nią — burknął Flynn, wskazując kciukiem na ich matkę. Matkę, która wyglądała, jakby również miała gdzieś wyjść. Obdarzyła Elodie wrednym uśmiechem i nachyliła się do lustra, poprawiając szminkę na ustach.
    — No przecież nie idziemy z nią. Idziemy sami do Kavannaghów — powiedziała dziewczyna, wciąż nic nie rozumiejąc.
    — Tak się składa, że ja też dostałam do nich zaproszenie. Pani Kavannagh dzwoniła do mnie dziś rano — odezwała się Sarah, a Elodie poczuła, jak z jej twarzy odpływa cała krew.
    — Żartujesz — sapnęła. — Ona żartuje, prawda? — zwróciła się do brata, który pokręcił przecząco głową. — Flynn, proszę…
    — Nie. Zapomnij. Odbiorę cię ze stodoły jak będę wracał ze spotkania z chłopakami — przerwał jej brat i ruszył do salonu. Oddech brunetki przyspieszył, a oczy zaczęły ją szczypać. Życie z tą kobietą pod jednym dachem było wystarczającym koszmarem, a teraz jeszcze miała spędzić z nią świąteczną kolację u rodziców jej udawanego chłopaka? Świetnie, po prostu świetnie.
    — Ani słowa — warknęła, wymijając matkę i zrywając z wieszaka swój płaszcz.
    — Jasne, księżniczko — parsknęła kobieta i ruszyła za swoją córką.
    Jednak to Elodie nie wypowiedziała nawet słowa przez całą drogę do domu Corey’a. Nie było daleko, więc udała się tam pieszo, żeby ochłonąć, Sarah natomiast pojechała autem i nawet nie zaproponowała swojej córce podwózki. Kiedy więc znalazła się pod wskazanym przez bruneta adresem, jej matka już dawno była na miejscu.
    — Mogłeś mnie uprzedzić — szepnęła, zdejmując z siebie płaszcz, gdy Corey wpuścił ją do środka. Spojrzała na niego z wyrzutem, uznając, że zapewne wiedział o tym, że jej matka również jest zaproszona. Nawet jeśli nie zwracał uwagi na samą Elodie, bo była tylko udawaną dziewczyną, musiał wiedzieć od Flynna, jak bardzo niepoprawne relacje rodzeństwo miało ze swoją rodzicielką. — Flynn nie przyjdzie — dodała cicho, krzywiąc się lekko.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  23. Zacisnęła wargi w wąską linię, bo jakoś nie wierzyła, że nie wiedział. Musiał wiedzieć, choćby kilka godzin wcześniej. Na potrzeby tego całego udawania kontaktowali się ze sobą na messengerze czy smsami, nie mógł po prostu jej napisać, że jego matka odwaliła taki numer? Wówczas mogłaby… Po prostu nie przyjść. Nie tracić czasu na wyglądanie jak przyzwoita dziewczyna. Nie denerwować się całą tą pieprzoną kolacją. A skoro dowiedziała się dosłownie minutę przed wyjściem z domu, nie miała jak tego odwołać, nie wychodząc przy tym na niewdzięczną gówniarę przed jego rodzicami.
    Nie skomentowała jednak jego słów w żaden sposób. Przynajmniej tych pierwszych.
    — Nie przyszedł, bo ona tu jest. Nie bez powodu nie spędzamy z nią świąt — powiedziała cicho i odruchowo splotła swoje palce z palcami Corey’a. Na tym etapie był to odruch. Szczerze mówiąc, zaczynała się łapać na tym, że głupio się czuje, gdy są obok siebie i nie trzymają się za ręce. Co samo w sobie było jeszcze głupsze. — Boże, to będzie masakra — jęknęła. — Za maksymalnie dwie godziny się stąd zwijam. Nie wytrzymam z nią dłużej — dodała i dopiero wtedy odwzajemniła spojrzenie, którym brunet ją obrzucał. — Co się tak gapisz? — uniosła pytająco brwi, a zaraz potem je zmarszczyła w reakcji na jego pytanie. Nie umknęło jej uwadze, że to kolejny raz, gdy zasugerował, że jej codzienny wygląd niespecjalnie mu pasuje. Nigdy wcześniej się tym nie przejmowała. Lubiła się wyróżniać, być sobą pośród tych wszystkich dziewczyn, które nie miały na to odwagi i próbowały dopasować się do reszty otoczenia. Ale teraz… Jakoś… Cóż.
    — Uznałam, że dla twoich rodziców to byłoby za dużo — mruknęła. — Zawsze mogę wrócić do domu i się przebrać — dodała ze złośliwym uśmiechem.
    Zanim jednak zdążyła zrealizować tę groźbę, Corey pociągnął ją do środka domu, a jako że trzymali się za ręce, nie miała innego wyjścia niż iść za nim. Uśmiechnęła się jednym ze swoich najpiękniejszych, najbardziej niewinnych uśmiechów, którym obdarowała państwa Kavannagh i uniosła wolną dłoń, żeby im pomachać. Chwilę później tą samą dłonią trzepnęła chłopaka w ramię.
    — On pieprzy głupoty, proszę go nie słuchać. Nawet nie jesteśmy na tym etapie — powiedziała szybko, czując, że jej policzki robią się ciepłe. Elodie się nie rumieniła. Nigdy. — Jezu, Corey, naprawdę… — jęknęła, wywracając oczami. Z ulgą uciekła do kuchni, gdy zaproponował przyniesienie napoi. Kiedy znaleźli się sam na sam, jeszcze raz uderzyła go w ramię, tym razem pięścią. — Dupku! Dlaczego to powiedziałeś? Teraz będą myśleć, że pieprzymy się jak króliki! — wyjęczała i zasłoniła twarz dłońmi, oddychając głęboko. Liczyła do dziesięciu. — Już zaczynam żałować, że dałam się namówić — burknęła. — Jeśli mam to przeżyć, potrzebuję drinka — dodała, patrząc na niego ostro, tak na wszelki wypadek, żeby sobie darował kolejną moralizatorską gadkę o piciu. To jego wina. — Spoko, pomogę ci. Zakopiemy ciało w stodole i zrobimy betonową wylewkę, żeby nikt go nie znalazł — podeszła do jednego z blatów i rozejrzała się po stojących na nim butelkach. — Masz whisky?

    🫣

    OdpowiedzUsuń
  24. — Jasne, bo z ciebie przecież taki milutki koleś, wcale nie jesteś dupkiem i nie próbujesz uprzykrzać mi życia zawsze, gdy jesteśmy sami — uśmiechnęła się kwaśno, sztucznie, żeby pokazać, co o tym myśli. Zaraz potem jednak westchnęła i nieco spuściła z tonu, bo… Bo takie jego zachowanie nie miałoby żadnego sensu w obecnej sytuacji. Samo to, że mieli zjeść świąteczną kolację z jego rodzicami wydawało się czymś wystarczająco stresującym, po co miałby dodawać do tego jej matkę, w dodatku wiedząc, jak Elodie zareaguje, a co za tym idzie, nie zaznawszy ani chwili spokoju z jej strony? O Corey’u można było powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że był skończonym idiotą. Dupkiem, owszem. Ale nie idiotą. — Dobra, wierzę ci — mruknęła, dość niechętnie się do tego w ogóle przyznając.
    Zacisnęła wargi w wąską linię i zmierzyła go spojrzeniem, z którego nie dało się nic wyczytać. Nie chciała pokazać, że jakkolwiek ubodły ją jego słowa. Tylko utwierdzał ją w przekonaniu, że miał problem z jej codziennym wyglądem. Prawdopodobnie ani trochę mu się nie podobała. Ale co z tego? To był przecież tylko układ, nie musiała mu się podobać. Nie zależało jej. Ani trochę. Zupełnie nie.
    — Potrafię. Ale nie chcę. Gdybym chciała być taka jak inni, byłabym cheerleaderką (XD), a nie łyżwiarką — prychnęła. Po jego kolejnych słowach na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Natychmiast uniosła na niego spojrzenie i odetchnęła powoli, żeby się uspokoić. Robił sobie z niej jaja. Tylko się droczył, wredny dupek. Więc dlaczego akurat te słowa wywołały taką reakcję jej zdradzieckiego ciała?
    — Nie rumienię się! Jestem wkurzona! — odparowała natychmiast i zanim zdążyła się powstrzymać, dotknęła swoich policzków. Co się z nią dzisiaj działo? Jak mogła tak bardzo opuścić gardę i zachowywać się w ten sposób? — Nie jesteśmy na żadnym etapie, bo ze sobą nie jesteśmy. Nie tak naprawdę — burknęła. — Zaraz ci zetrę z twarzy ten głupi uśmieszek — zagroziła, odwracając wzrok, bo musiała się uspokoić. Chciała wrócić do domu i wykrzyczeć się w poduszkę. — Fakt, ale wolałabym, żeby mój pieprzony chłopak nie mówił o tym, że się zabezpieczamy, kiedy przedstawia mnie swoim rodzicom! — wycedziła, patrząc na niego spod byka i dopiero wówczas jakby sobie uświadomiła, co tak naprawdę powiedziała, jak go nazwała. Nie dodała udawany przed chłopak, tak jak zwykła to robić. — Udawany czy nie — dodała po chwili, żeby zamaskować wpadkę.
    Nie skomentowała w żaden sposób jego kolejnych słów, ale jej ciało ponownie zareagowało tak samo jak wcześniej. Pilnowała się jednak, żeby nie zadrżeć. Czytała za dużo spicy książek. Tak, to musiało być to. Przez tych wszystkich fikcyjnych kolesi dopowiadała sobie pewne rzeczy. Jak to, że Corey z nią flirtował. Albo to, że przed chwilą przelotnie jej dotknął. Musiała dać sobie na jakiś czas spokój.
    Zmierzyła go morderczym spojrzeniem i zmrużyła oczy.
    — Nie to nie, w takim razie radź sobie sam — wzruszyła ramionami. Wyjęła mu z dłoni jedną szklankę i obróciła się do zlewu, żeby nalać sobie wody. Uniosła ją do ust, przyglądając się brunetowi uważnie. — Poważnie? I nie będzie żadnego kazania typu nie powinnaś pić? — jej brwi poszybowały w górę, ale po chwili zastanowienia pokręciła głową. — Nie odpowiadaj, nie chcę cię zniechęcać. Zróbmy to — zamruczała z cwanym uśmieszkiem i zrobiła krok do przodu, żeby przyjrzeć się chłopakowi z przechyloną na bok głową. — A jeśli weźmiemy ją ze sobą, wypijemy ją razem? — zapytała, unosząc wyzywająco jedną brew.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  25. — Gdyby to był komplement, wiedziałbyś o tym — uśmiechnęła się wrednie. A po jego kolejnych słowach się skrzywiła. Chciała skończyć ten temat. Nie czuła się dobrze z tym, że mu się nie podobała. Nie wiedziała nawet dlaczego, miała w dupie to, co myśleli o niej inni ludzie. Ale z jakiegoś powodu fakt, że nie podobała się swojemu udawanemu chłopakowi trochę ją uwierał.
    — Pieprz się — mruknęła, ale jej wargi same wygięły się w lekkim uśmiechu, gdy brunet się roześmiał. Pierwszy raz słyszała u niego taki dźwięk. Nie miała pojęcia, skąd się wziął i dlaczego akurat teraz, ale jego śmiech był naprawdę… Przyjemny. Znacznie przyjemniejszy, niż byłaby gotowa to przyznać. I zaraźliwy. — Jezu, jesteś koszmarny — parsknęła i również się roześmiała, dając mu łokciem kuksańca między żebra. Zanim się obejrzała, chichotała jak głupiutka idiotka.
    Przynajmniej póki nie dał występu przed swoją matką.
    — Nikogo — odparła, mierząc go spojrzeniem i ignorując gęsią skórkę, która pojawiła się na jej ciele w reakcji na ten niski głos. Boże, co się dzisiaj z nimi działo? Co on wyprawiał? Dlaczego tak na niego reagowała?
    — Wolałabym z nikim nie rozmawiać na ten temat. Z tobą też nie, bo to nie jest coś, co nas dotyczy — przypomniała i uniosła ręce w geście zrezygnowania. — Lepiej nic już nie mów. Jeśli mnie zaczepi, sama sobie z nią poradzę — powiedziała pewnie, choć wcale się tak nie czuła. Bo nigdy nie rozmawiała z niczyją matką na temat swojego nieistniejącego życia seksualnego, nawet ze swoją własną i z jakiegoś powodu nie miała tak wiele rezonu, jeśli chodzi o to spotkanie, jak mogłaby mieć przy kimś innym. I bardzo jej się to, kurwa, nie podobało.
    Uniosła wzrok znad szklanki. Powoli przesunęła spojrzeniem po szerokiej klatce piersiowej, szczupłej szyi i zatrzymała się na przystojnej twarzy. Był blisko. Zdecydowanie za blisko. Na tyle, że nie czuła nic poza jego zapachem i nie widziała niczego oprócz jego sylwetki. Przełknęła nieco zbyt głośno wodę, którą właśnie miała w ustach i odstawiła szklankę, opierając się lędźwiami o szafki i unosząc nieco głowę.
    — Nie muszę. Ty robisz to za nas dwoje — odezwała się cicho i zmierzyła znaczącym spojrzeniem dystans między nimi… A raczej niemal zupełny jego brak. To nie był pierwszy raz, gdy znaleźli się tak blisko siebie. Musieli trzymać się za ręce, przytulać i wymieniać buziaki, ale teraz było jakoś inaczej. Może dlatego, że poza nimi nikogo tutaj nie było.
    — Serio? — spytała zdecydowanie zbyt wesoło i entuzjastycznie i klasnęła w dłonie. — Pieprz się ze swoimi nowymi płozami, Flynn, to jest prezent, o którym marzyłam — uśmiechnęła się szeroko, ale po kolejnych słowach Corey’a zmrużyła lekko oczy i przechyliła głowę w bok. Nawet nie słyszała, że jego matka zjawiła się w kuchni. — Brzmi ciekawie. Jaką grę?
    Wyjrzała zza bruneta i uśmiechnęła się do pani Kavannagh, choć znacznie bardziej kwaśno, niż przed chwilą do jej syna.
    — Och, nie wątpię. Pewnie zwłaszcza dla pani męża — powiedziała, powstrzymując się od wywrócenia oczami. Jej matka była miła dla wszystkich facetów, jednak ten komentarz zachowała dla siebie.
    — Dwie godziny. Maksymalnie — szepnęła do Corey’a i bez dyskusji odebrała od niego tacę. — Jaki jest plan, jeśli chodzi o uszczuplanie zapasów twojego taty?

    ;>

    OdpowiedzUsuń
  26. — Skoro tak twierdzisz — parsknęła cicho i znowu się roześmiała, rozluźniając się odrobinę. Nieczęsto zdarzało jej się to w czyimś towarzystwie, zwykle trzymała gardę wysoko uniesioną, bo ludzie byli wredni i wykorzystywali każdą chwilę słabości. Corey’a znała jako lodowatego, skupionego na jednym człowieka, który, miała wrażenie, również z pewnością nie zawahałby się przed dopieprzeniem jej. To, że raz stanął w jej obronie jeszcze o niczym nie świadczyło.
    Ale dziś zdawał się wystarczająco przystępny, by Elodie odrobinę odpuściła.
    Westchnęła i teatralnie machnęła dłonią, jakby odganiała od siebie natrętną muchę. Jednocześnie wywróciła oczami, choć na jej ustach wciąż majaczył lekki uśmieszek.
    — Miewasz swoje momenty, Kavannagh. Nawet ja muszę to przyznać — mruknęła niechętnie.
    — Nie martw się, jestem dużą dziewczynką. Poradzę sobie. Zresztą zwykle to ty prosisz o pomoc mnie. Nie chcę psuć punktacji — uśmiechnęła się wrednie. To nie była prawda, nie przypominała sobie, by kiedykolwiek prosił ją o pomoc. Nawet kiedy chciał, żeby weszła z nim w układ, tak na dobrą sprawę wcale nie poprosił. Chodziło jedynie o fakt, że to on do niej przyszedł, nie ona do niego i zamierzała mu to wypominać tak długo, jak będzie trwała ich znajomość. A biorąc pod uwagę, że chciał kontynuować tę farsę w college’u, nastawiała się na dłuższą relację.
    Wyprostowała się i przesunęła spojrzeniem po twarzy chłopaka, zanim utkwiła wzrok w jego ciemnych oczach. Wysunęła jedną stopę w taki sposób, że czubki ich butów się zetknęły, po czym kopnęła go delikatnie.
    — Zmuś mnie — powiedziała cicho, patrząc na niego wyzywająco. Cóż, oboje byli uparci, a Elodie nie zamierzała się poddawać. Ani teraz, ani w żadnej innej sytuacji. — Po prostu nie wiedziałam, że Corey Kavannagh wie co to zabawa. Ciekawe, czy mamy podobną definicję tego słowa — prawie wyszeptała, żeby jego matka nie usłyszała ich małej potyczki. Uśmiechnęła się i zanim wzięła tacę, puściła brunetowi oczko.
    Uśmiech jednak szybko zniknął, bo przypomniała sobie, że w jadalni siedzi jej matka, której nie miała ochoty oglądać.
    — To ma sens — przyznała i kiwnęła głową. — Mam dużą materiałową torbę, jest na wieszaku. I tak ją za chwilę przyniosę, mam tam prezenty dla twoich rodziców, więc to nie będzie podejrzane, jeśli później ją wezmę — powiedziała cicho. Zamilkła dopiero, gdy zbliżyli się do stołu, na którym ustawiła tacę ze szklankami. Starała się nie patrzeć na matkę. Na całe szczęście nie musiała przy niej siadać. Zajęła miejsce obok Corey’a, poświęcając całą swoją uwagę tylko jemu i jego rodzicom.
    — Och, to miłe, że pytasz — Sarah uśmiechnęła się słodko, a Elodie miała ochotę napluć jej w talerz. — Zwykle…
    — Nie mamy żadnych tradycji, pani Kavannagh — dziewczyna przerwała matce. — Zazwyczaj nie obchodzimy świąt. Moja mama jest po prostu zbyt fałszywa, żeby się do tego przyznać — uśmiechnęła się kwaśno. Z satysfakcją patrzyła, jak twarz Sarah robi się czerwona, wręcz buraczana. — Ale jeśli wy jakieś macie, śmiało. Ja się dostosuję. — Specjalnie nie powiedziała my. Zamierzała udawać, że jej matki w ogóle tu nie ma. — Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie, to bardzo miłe — posłała rodzicom Corey’a uśmiech, żeby złagodzić nieco swoją wcześniejszą wypowiedź o nieobchodzeniu świąt.
    — Tak, dziękujemy za zaproszenie — zawtórowała Sarah, posyłając swojej córce nienawistne spojrzenie.
    Które jednak szybko zmieniło się w wredne. A Elodie poczuła, że robi jej się ciepło. Bo wiedziała, co to oznacza. Jej matka coś kombinowała.
    — Słyszałam, że grasz w hokeja, Corey — zwróciła się do chłopaka, a młodsza Clearwater się skrzywiła. Z dwojga złego lepiej on niż jego ojciec. Corey nie da się złapać w sieć, a małżeństwo starszego mężczyzny mogłoby się rozpaść, gdyby nie był wystarczająco odporny. — Na jakiej pozycji?

    😌

    OdpowiedzUsuń
  27. Z jednej strony czuła, że coś się między nimi zmieniło, a z drugiej wciąż miała wrażenie, że Corey ma ją za zło konieczne do osiągnięcia własnego celu. Ta świadomość nie była przyjemna. Właściwie wolałaby, żeby wcale się do niej tamtego dnia nie odezwał, wówczas udałoby się uniknąć tej dziwnej energii między nimi. Było tyle dziewczyn, które cieszyłyby się z okazji, którą dawał ten układ. Mniej upierdliwych, mniej wrednych, mniej cynicznych dziewczyn. Dziewczyn, które nie wyglądały jak ona, których strojów czy makijażu nie musiałby komentować, bo wyglądały zwyczajnie. Wiele razy zastanawiała się, dlaczego wybrał właśnie ją. Oczywiście był aspekt tej ich wzajemnej niechęci i skupienia na swoich karierach, ale przecież każda byłaby lepsza od niej w udawanym związku. A może nawet z czasem w prawdziwym. Więc dlaczego stało się tak, że teraz to ona stała w kuchni rodziców Corey’a Kavannagh i miała zasiąść z nimi do świątecznej kolacji?
    — Mam nadzieję, że masz dużo cierpliwości, bo trochę sobie poczekasz. Mniej więcej, wiesz, całą wieczność — posłała mu wredny uśmiech i poklepała go po klatce piersiowej. Znaleźli się zdecydowanie zbyt blisko siebie, ale nie zamierzała wycofywać się pierwsza. Odchyliła lekko głowę i uniosła wzrok na twarz chłopaka. — Nie sądziłam, że chcesz ze mną rozmawiać. Trzymamy się za ręce, gramy przed wszystkimi, robimy sobie słodkie fotki na insta i to tyle. Nie musimy się poznawać. Dość jasno mi zakomunikowałeś, że nie jesteś mną zainteresowany, więc dlaczego ja miałabym się zainteresować tobą? — spytała, nie odrywając od niego spojrzenia. Mówiła cicho, w razie, gdyby matka Corey’a postanowiła zatrzymać się gdzieś w pobliżu i ich podsłuchiwać.
    Wzruszyła ramionami.
    — To nic wielkiego. Szal dla twojej mamy i wieczne pióro dla taty. Chciałam, żeby wypadło wiarygodnie, a jako twoja dziewczyna powinnam coś przynieść dla twoich rodziców — urwała i zagryzła dolną wargę, wahając się przed powiedzeniem następnej rzeczy. — Dla ciebie też coś mam. Ale wolałabym ci to dać, kiedy będziemy w stodole. Właściwie zabrałam też prezent dla Flynna, bo myślałam… — ponownie nie dokończyła i ciężko westchnęła. — To nic wielkiego — powtórzyła i posłała mu lekki uśmiech.
    — Brzmi świetnie — skomentowała i skinęła lekko głową. — Tak, cóż… To taka nasza mała tradycja — wyjaśniła. — Tym bardziej, że to nasza ostatnia klasa. Chcemy spędzić trochę czasu ze znajomymi. I z moim bratem — dodała, nieco naginając rzeczywistość. Tak naprawdę nie spotykali się z innymi znajomymi niż Flynn, a i wątpiła, że jej brat dotrzyma słowa i się pokaże, skoro przed kolacją wystawił ich w ostatniej chwili. Ale skoro Corey powiedział swojej mamie, że spotykają się ze znajomymi, uznała, że miał ku temu jakiś powód i nie zamierzała wpuszczać go na minę.
    — Lewy obrońca i kapitan — uzupełniła Elodie, spoglądając na chłopaka z ukosa. — Skromność ci nie pasuje — dodała, trącając go lekko łokciem z połowicznym uśmieszkiem.
    — Myślisz o zawodowstwie? — dopytała Sarah. Sięgnęła po butelkę z napojem sekundę po tym, jak zrobił to Corey i zachichotała, gdy ich ręce się zetknęły. Elodie rzuciła swojej matce mordercze spojrzenie. — Och, przepraszam. Byłeś pierwszy — zaświergotała, cofając rękę. — Flynn niestety nie wiąże swojej przyszłości z hokejem. A szkoda, bo jest w tym bardzo dobry. Chociaż jedno z moich dzieci jest w czymś dobre.
    Elodie nawet sobie nic nie zrobiła z przytyku, a przynajmniej wyglądała, jakby jej to nie ruszyło. Była do tego przyzwyczajona. To ojciec w nią wierzył, nie matka.
    — Przepraszam na chwilę — rzuciła bez wyrazu i wstała z krzesła. — Gdzie znajdę łazienkę? — zapytała, odwracając spojrzenie od stołu.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  28. — Tak, ale sądziłam, że robimy to dlatego, że nie mamy innego wyjścia, a nie dlatego, że chcesz ze mną rozmawiać — odpowiedziała, również wzruszając ramionami. Sama nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby lepiej się poznali. Choć w trakcie kłótni z Corey’em zazwyczaj się wkurwiała, nie można powiedzieć, że nie lubiła wchodzić z nim w interakcję, nawet jeśli ta miałaby polegać na obrzucaniu się wzajemnie obelgami.
    Jednak Elodie nigdy nie przyznałaby się do tego przed samym brunetem. Nie lubiła też się narzucać, dlatego nie spędzała z nim więcej czasu niż to absolutnie konieczne. Wiedziała, gdy nie jest gdzieś mile widziana, a nawet dziś rano odniosła wrażenie, że jej obecność na lodowisku była dla Kavannagha problemem. Na dobrą sprawę w ogóle nie powinna przychodzić do jego domu, biorąc pod uwagę jak się poczuła, ale wtedy czułaby się winna względem jego rodziców.
    — Nie, po prostu trzymam się ustaleń. Spędzasz ze mną czas w jednym celu, wiele razy to podkreślałeś — westchnęła, nagle tracąc chęć na jakikolwiek flirt. Nie mogła tak bardzo się angażować nawet w tak niewinne sytuacje. Żeby nie wysyłać mylnych sygnałów i samej takowych nie odbierać.
    — Ale chciałam — spojrzała na niego i zagryzła dolną wargę, żeby powstrzymać uśmiech. Boże, musiała się na to uodpornić. Kiedy był taki przystępny i uroczy, jej biedne serce zaczynało szaleć, tak samo jak motyle w brzuchu. Głupie, kretyńskie motyle. — Mogłabym. Nie wiem, co sobie wyobrażasz, ale przestań — trąciła go łokciem w żebra.
    Jej dłoń znieruchomiała z widelcem w połowie drogi do ust, kiedy spojrzenie strzeliło w stronę matki Corey’a. Zmarszczyła brwi, bo nie tego się spodziewała. Myślała, że Corey miał niezachwiane wsparcie rodziców. Biorąc pod uwagę, jak dobry był na lodzie, zrobiło jej się… Cóż, przykro. I wiedziała, po prostu wiedziała, że nie powinna się wtrącać, bo to nie była jej sprawa, a oni nawet nie byli ze sobą w prawdziwym związku, ale… Elodie nie zawsze potrafiła w porę się zamknąć. A to była jedna z takich sytuacji.
    — Z całym szacunkiem, pani Kavannagh, ale myślę, że nie ma pani racji — odezwała się. — Corey jest dobry w tym co robi, a dużo uniwersytetów umożliwia sportowcom studiowanie na specjalnych zasadach, żeby niczego nie zaniedbywali. Drugi raz nie będzie mógł przeżyć swojego życia, nie będzie młodszy, a okazja do zrobienia kariery się nie powtórzy. Sportowcy szybko przechodzą na emeryturę, więc później będzie mógł się zająć pracą w zawodzie — mówiła spokojnie. Tylko zaciśnięta na sukience dłoń zdradzała, jak bardzo się denerwowała. — Dziękuję — uśmiechnęła się lekko do mężczyzny i wstała, ruszając we wskazanym kierunku. Zamknęła się na klucz i stanęła przed lustrem, oddychając głęboko, żeby się uspokoić. Matka potrafiła jej dopiec zaledwie kilkoma słowami, a Elodie, mimo upływu lat, wciąż się na to nie uodporniła. Wiedziała, że dla swojej matki jest porażką. W jej wieku Sarah zaliczyła już igrzyska olimpijskie, a Elodie nawet się do tego nie zbliżyła.
    Podskoczyła lekko na dźwięk pukania. Oczy miała zaszklone, ale nie płakała, bo to i tak nie miałoby sensu. Delikatnie szczypał ją nos, ale to na tyle. Na szczęście.
    — Tak, wszystko okej — skłamała i odkręciła wodę, by opłukać ręce. Wytarła je i dopiero wtedy otworzyła drzwi, patrząc na Corey’a ze sztucznym uśmiechem. — To urocze, że się martwisz, ale umiem sama korzystać z łazienki, wiesz?

    😐

    OdpowiedzUsuń
  29. Skinęła jedynie głową, bo nie miała pojęcia, co mogłaby powiedzieć w takiej sytuacji. Przecież to były jego warunki, ona jedynie się ich trzymała. Fakt, raz złamali te swoje śmieszne zasady, całowali się bardzo na poważnie, gdy nikogo nie było w pobliżu i mogłaby przysiąc, że ujeżdżała jego udo, ale to o niczym nie świadczyło. Ot, wypadek przy pracy. W końcu taka sytuacja więcej się mie powtórzyła, on niczego nie zainicjował, a Elodie… Cóż, też nic nie zrobiła w obawie, że zostanie odtrącona, więc owszem, to był tylko układ i na tym jej myśli powinny zdecydowanie poprzestać. Nie mogła iść inną drogą.
    — Chociaż raz to ja jestem panią marudą, a nie ty — zauważyła, posyłając mu wredny uśmieszek.
    Zacisnęła wargi w wąską linię i wbiła wzrok w swój talerz, uprzednio odkładając sztućce. W milczeniu słuchała słów padających ze strony matki Corey’a. Żadne z nich właściwie nie zabolało, ale to, jakim tonem nazwała Elodie jakąś nastolatką… Boże, przecież to żałosne, że poczuła się dotknięta, zwłaszcza, że po tylu latach słuchania o swojej przeciętności od matki powinna się już przyzwyczaić. Plotki też teoretycznie powinny ją uodpornić, nasłuchała się na swój temat już takich rzeczy… A jednak jej żołądek ścisnął się boleśnie i nagle zupełnie straciła apetyt. Miała dobre intencje, chciała stanąć w obronie Corey’a, a wyszło jak zwykle i w jednej sekundzie zmieniła się w przyczynę problemów. Nawet mie spojrzała na swoją własną matkę, na której twarzy wykwitł uśmieszek satysfakcjo. Sarah lubiła, gdy ktoś czepiał się Elodie, bo to oznaczało, że miała co do swojej córki rację.
    Musiała stąd wyjść. Natychmiast.
    Corey jakby czytał jej w myślach swoją propozycją. Jego słowa wywołały nieco szerszy, szczery uśmiech na jej twarzy i skinęła głową.
    — Chętnie — przyznała. Nie miała przy sobie torby, ale to nic. — Możemy wystawić butelkę za okno i wziąć ją, kiedy wyjdziemy. Nie pójdę teraz po torebkę — podsunęła i cicho zamknęła za sobą drzwi, by nikt nie usłyszał, że opuściła już łazienkę. Na szczęście Sarah szczebiotała o jakiejś najnowszej plotce, więc i tak wszystko by zagłuszyła. — Po drodze możemy kupić coś do jedzenia — dodała, gdy jej żołądek, mimo nerwowego uścisku, dał znać, że od rana nic nie jadła. — Prowadź — szepnęła, a kiedy chłopak ruszył we wskazanym wcześniej przez siebie kierunku, Elodie cicho powędrowała za nim. Równie cicho otworzyli drzwi i dostali się do środka.
    Mimo wszystko zrobiła dobrą minę do złej gry i przed samym opuszczeniem domu państwa Kavannagh dała im prezenty, a swoją matkę kompletnie zignorowała. Wymówiła się złym samopoczuciem, a Corey zaproponował odprowadzenie jej, więc niedługo później byli wolni. Na zewnątrz Elodie podkradła się do okna gabinetu i wysoko podniosła butelkę, uśmiechając się triumfalnie. Wrzuciła alkohol do obszernej materiałowej torby i podbiegła do bruneta. Odruchowo chwyciła go za dłoń i splotła ze sobą ich palce. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie ma w pobliżu nikogo, przed kim mogliby udawać, ale się nie wycofała.
    — Na co masz ochotę? — zapytała, zastanawiając się nad jedzeniem, które mogliby kupić po drodze do stodoły.

    🥃

    OdpowiedzUsuń
  30. — Ojej — westchnęła teatralnie, ale nie mogła powstrzymać ust od wyginania się w szerokim, pełnym rozbawienia uśmiechu. Corey był dzisiaj zabawniejszy niż zazwyczaj i z jakiegoś powodu nie mogła przestać się z nim drażnić. Ale nie w ten wredny sposób, tylko bardziej taki… Sprawiający jej przyjemność. — Więc nie podoba ci się, kiedy zmieniam się w ciebie? — zaszydziła. Oboje dobrze wiedzieli, że w tym duecie to on był Panem Marudą, dlatego nie do końca wierzyła, że zamierzał się z nią napić w stodole. Ten sam Corey, który strzelił jej moralizatorską gadkę o piciu alkoholu na imprezie dobrowolnie zgodził się na wypicie z Elodie whisky, którą ukradli jego ojcu. Kim był ten człowiek i gdzie był oryginalny Corey?
    Obróciła głowę tak szybko, że coś strzeliło jej w karku i aż otworzyła usta ze zdziwienia.
    — Czekaj — odezwała się po chwili i roześmiała się głośno. — Dobrze rozumiem? Nie dość, że chcesz się ze mną napić z własnej woli, to jeszcze teraz proponujesz niezdrowe żarcie i węglowodany? Ty? Corey Kavannagh? Takie słowa naprawdę padły z twoich ust? — dopytała z rozbawieniem, po czym wyciągnęła dłoń, żeby dotknąć jego czoła, jakby chciała sprawdzić, czy nie miał przypadkiem gorączki. — Muszę zaznaczyć tę datę w kalendarzu. I szkoda, że tego nie nagrałam, żeby móc cię tym szantażować jak mnie będziesz wkurzał — ponownie się roześmiała i pokręciła głową. — Czuję, że poszedłeś dzisiaj na wystarczająco dużo ustępstw, możemy iść tam, gdzie ty chcesz — posłała mu uśmiech. Całe napięcie w ciągu kilku chwil z niej zeszło i poczuła się znacznie swobodniej. Co było ciekawym doświadczeniem, bo zawsze trzymała gardę. Miło było… Odpuścić na moment pilnowanie się. Nie sądziła, że kiedykolwiek doświadczy takiego luzu, a tym bardziej, że pojawi się on w towarzystwie Corey’a.
    — Nie masz mnie za co przepraszać, Corey — powiedziała, wzruszając ramionami. — Nie powinnam zwracać jej uwagi, zasłużyłam sobie. Po prostu nie lubię, gdy ktoś komuś umniejsza. Zwłaszcza rodzic swojemu dziecku — wyznała cicho. Nie chciała o tym rozmawiać, nie chciała też wracać do tamtej sytuacji. Elodie od razu założyła, że nie zbliży się więcej do domu bruneta, a tym bardziej do jego rodziców i mogła z tym żyć. Nie było tak źle, jak mogłoby być, gdyby matka chłopaka miała w sobie mniej kultury i zechciałaby zacząć wyzywać Clearwater, bo i z takimi sytuacjami się już spotykała. Właściwie było w porządku. — Jesteś dobrym hokeistą i łyżwiarzem, zasługujesz na to, żeby się w tym realizować, a sportowcy są w stanie normalnie studiować. Nie powiedziałam nic, co nie byłoby prawdą. Może twoja mama potrzebowała zrobić sobie ze mnie wroga, żeby to sobie uświadomić — dodała, bo oczywiście nie potrafiła ugryźć się w język. — W sumie to ja przepraszam. Nie chcę, żebyś miał przeze mnie jakieś problemy — ścisnęła odrobinę mocniej jego dłoń.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  31. — Nigdy nie powiedziałam, że jest inaczej. Po prostu od tego zaczynam zmienianie się w ciebie — posłała mu wredny uśmiech, który jednak chwilę później spłynął z jej twarzy, gdy usłyszała kolejne słowa. Jakby potrzebowała jeszcze jakiegoś potwierdzenia, że Corey jej nie lubi i tak naprawdę nie chciał spędzać z nią czasu, ale z dwojga złego była lepsza niż towarzystwo rodziców. — Przekaz zrozumiany. Już się zamykam — powiedziała chłodno, a przynajmniej na tyle chłodno, na ile była w stanie się teraz zdobyć, bo prawda była taka, że… To bolało. Choć nie chciała się do tego przyznać nawet przed samą sobą, jego odrzucenie nie wpływało na nią zbyt dobrze. I nieważne, jak wiele razy sobie powtarzała, że to wszystko między nimi to nie była prawda, jedynie układ, tak czy inaczej czuła się… Źle.
    — A potem jesteś zdziwiony, że uważam cię za ponuraka — burknęła w odpowiedzi, posyłając mu spojrzenie spod zmrużonych powiek, po czym rozluźniła dłoń, którą dotychczas ściskała jego palce, gdy szli obok siebie. W ten sposób mógł ją w każdej chwili puścić i sobie iść. Nie zamierzała go zmuszać do spędzania ze sobą czasu.
    Właśnie dlatego pokręciła głową, kiedy zaproponował, że mogą cofnąć się po auto i jechać do Camden. Dostanie się do miasta to dwadzieścia minut w jedną stronę, piętnaście, jeśli miałby wystarczająco ciężką nogę, a potem musieliby jeszcze zamówić jedzenie i zaczekać, aż ktoś je zrobi, a to z kolei oznaczało dla niego więcej czasu w jej towarzystwie. A Elodie naprawdę nie lubiła wchodzić nikomu w drogę. Wszystko, co Corey do niej dziś powiedział utwierdzało ją w przekonaniu, że to, co się z nią działo, było jednostronne. I okej, nie miała z tym problemu. Potrafiła trzymać uczucia i emocje na wodzy.
    — W takim razie jedź sam, a ja… Nie wiem, pewnie pójdę do domu — wzruszyła ramionami, choć wszystko w jej wnętrzu boleśnie się ścisnęło. Nie chciała wracać. Nie chciała tak szybko się z nim rozstawać, ale wiedziała, że musi. Kontrola. Musiała odzyskać nad sobą kontrolę. — Nie muszę, ale chyba tak będzie lepiej. Nie mam pojęcia… — urwała i wzięła głęboki oddech. Nie lubiła się uzewnętrzniać, ale w niektórych sytuacjach chyba powinna. To była jedna z takich chwil. — Nie wiem, co ci dzisiaj zrobiłam, że na każdym kroku mi przypominasz, jak bardzo to wszystko jest dla ciebie niewygodne, że nie chcesz ze mną przebywać, że źle wyglądam na co dzień i tak dalej, ale chyba mam tego dość. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego zgodziłeś się iść do stodoły, wiedząc, że Flynna tam nie będzie, więc nikt cię nie uratuje przed moim towarzystwem. To znaczy rozumiem, nie chcesz przebywać z rodzicami, a ja jestem mniejszym złem, okej, ale… Mam swój limit niechęci od ludzi, z którymi przebywam i chyba go na teraz osiągnęłam. Żeby nie było, nie mam do ciebie pretensji, rozumiem, że mnie nie lubisz. Większość ludzi mnie nie lubi, tak już po prostu jest. Ale nie muszę się zgadzać, żeby tę niechęć znosić osobiście — wyrzuciła z siebie. Była z siebie dumna, bo głos jej nie drżał. Zachowała maskę wrednej suki. I dobrze.
    Mimo to wciąż szła obok niego, czekając aż ją puści. Zatrzymała się, gdy Corey to zrobił, bo nie miała innego wyjścia. Wciąż miała jednak rozluźnioną dłoń.
    Westchnęła i wzruszyła ramionami, a po jego prośbie, by nie przejmowała się słowami jego matki, pozwoliła sobie na ponury uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie przejmuję się. To nie moje pierwsze rodeo, wiesz o tym — powiedziała i nie tracąc lekkiego uśmiechu, skinęła głową. — Proszę bardzo, ale jeśli komuś o tym powiesz, wszystkiego się wyprę — dodała. Uśmiech w końcu zniknął z jej twarzy. Rozejrzała się po ulicy, żeby się zorientować, jak daleko od domu się znajduje. Albo jakiegokolwiek innego miejsca, do którego mogłaby się teraz udać, bo nie zamierzała wrócić i natknąć się na matkę. — Powinnam już iść — oznajmiła i już miała zamiar się odsunąć, kiedy przypomniała sobie, że przecież nie dała mu prezentu. To żałosne, że w ogóle coś dla niego miała, gdy on tak bardzo nią gardził, ale nie mogłaby teraz mu tego nie dać. Sięgnęła do torby i wyjęła z niej dość niewielkie kwadratowe pudełeczko. W środku znajdował się krążek, który zdobył mistrzowskiego gola w zeszłorocznym pucharze stanleya z podpisem kapitana drużyny. Jeszcze bardziej żałosne było to, że poważnie nadszarpnęła swoje oszczędności tym zakupem, ale cóż… Nie mogła cofnąć czasu. — Wesołych świąt — powiedziała cicho, wręczając chłopakowi prezent.

      🥲

      Usuń
  32. Za każdym razem, gdy wydawało jej się, że coś się między nimi zmienia, że może nawet zaczynają się przyjaźnić, Corey robił lub mówił coś, co utwierdzało ją w przekonaniu, że tylko to sobie wyobraża. Jej serce było tak cholernie głupie… Nie zwracała uwagi na chłopaków, jej cel był jasny i dlatego zgodziła się na ten układ; wówczas była pewna, że nie będzie w stanie polubić Kavannagha, bo zwyczajnie nie była zainteresowana cyrkami, jakie nieśli za sobą faceci.
    A jednak w którymś momencie coś się zmieniło. Zaczął traktować ją jak człowieka, a nie jak plagę, do której nie wolno się zbliżać i to wystarczyło, żeby dała się podejść. Owszem, była popularna, miała koleżanki i kolegów, ale te relacje nie opierały się na sympatii. Przy nim pierwszy raz poczuła, że jej znajomość z kimkolwiek mogła być inna, ale… Była kretynką, prawda? Nie powinna pozwalać sobie na lubienie go. To żałosne.
    Czuła się teraz jak ostatni śmieć i wyrzutek. Nie, żeby dała to po sobie w jakikolwiek sposób poznać, jej zimna jak lód maska pozostała na swoim miejscu mimo tych wszystkich szczerych słów, którymi go zarzuciła. Boże, tym bardziej musiała sobie stąd iść. I zakończyć tę farsę. Ludziom mogli powiedzieć, że nie potrafili się dogadać i postanowili się rozstać, takie rzeczy się przecież zdarzały, a oni byli dwójką wyjątkowo upartych osłów i nikogo nawet by to nie zdziwiło…
    — Przestań. Nie musisz mnie oszukiwać. Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie z prawdą. Mówiłam, że to rozumiem. I naprawdę, nie mówię tego po to, żeby wzbudzić w tobie litość, użalać się nad sobą, czy cokolwiek… Po prostu… Jest jak jest — wzruszyła ramionami, przyglądając mu się. Zagryzła dolną wargę i cofnęła się o krok, gotowa odejść, ale wciąż nie wziął od niej prezentu i trzymał jej dłoń. Poczuła ukłucie irytacji, bo niepotrzebnie utrudniał coś, co było dla niej już wystarczająco trudne. Mógł się zlitować i po prostu ją puścić, a potem pozwolić odejść. Po co to w ogóle przedłużał, skoro tak bardzo nie lubił jej towarzystwa? Jaki to miało sens?
    — Po prostu weź ten prezent, Corey — odezwała się cicho, odwracając spojrzenie i przestępując z nogi na nogę. Powróciła do niego wzrokiem dopiero, kiedy się do niej zbliżył. Rozchyliła wargi, chcąc coś powiedzieć, ale nie zdążyła tego zrobić, bo zatkał jej usta pocałunkiem. Zastygła z szeroko otwartymi oczami, chyba nawet przestała oddychać, choć jej głupie serce waliło dziko w klatce piersiowej. Rozejrzała się ukradkiem, bo pierwszą jej myślą było to, że zobaczył kogoś znajomego i postanowił grać. Ale nikogo nie dostrzegła, przynajmniej nie przed sobą i nie po bokach. Dlaczego więc ją całował? Chciała o to zapytać, ale nie dał jej ku temu okazji, bo jego wargi wciąż spoczywały na jej.
    Powoli wypuściła powietrze przez nos i przymknęła powieki, opierając dłonie na jego przedramionach. Po długiej, naprawdę długiej chwili lekko rozchyliła usta i zaczęła odwzajemniać pocałunek. Dlaczego? Nie miała pojęcia. Może chciała jeszcze bardziej się dobić, a po powrocie do domu cierpieć. Nie zamierzała się tym teraz zadręczać. Po prostu pozwoliła sobie na to, czego pragnęła, nawet jeśli miało się to okazać gigantycznym błędem i zakończyć cierpieniem.

    🫠

    OdpowiedzUsuń