
CLIVE BENNETT
Home / News / LODD News / 2024 / 04 / Georgia / Savannah
Sierżant policji umiera po tym, jak został postrzelony na służbie
Sierżant policji w Savannah w stanie Georgia zmarł po tym, jak on i inny funkcjonariusz zostali postrzeleni w sobotę wieczorem podczas interwencji w sprawie napadu rabunkowego.
Georgia Bureau of Investigation poinformowało w niedzielę, że podejrzany o śmiertelne postrzelenie sierżanta Davida Christie również zmarł w wyniku obrażeń odniesionych dzień wcześniej.
Podczas incydentu ranny został także oficer Clive J. Bennett.
Władze zidentyfikowały później podejrzanego jako 50-letniego Joela Bradforda III.
Christie, wieloletni członek Departamentu Policji w Savannah z dziesięcioletnim stażem oraz weteran USMC, zmarł w szpitalu z powodu ran odniesionych po tym, jak wraz z funkcjonariuszem Bennettem zbliżył się do samochodu podejrzanego o udział w napadzie Bradforda.
Podczas incydentu ranny został także oficer Clive J. Bennett.
Władze zidentyfikowały później podejrzanego jako 50-letniego Joela Bradforda III.
Christie, wieloletni członek Departamentu Policji w Savannah z dziesięcioletnim stażem oraz weteran USMC, zmarł w szpitalu z powodu ran odniesionych po tym, jak wraz z funkcjonariuszem Bennettem zbliżył się do samochodu podejrzanego o udział w napadzie Bradforda.
Odkąd pamiętał, Mariesville miało mu do zaoferowania przede wszystkim jabłka, a on miał półtora roku, gdy rodzice odkryli, że jest na nie uczulony. Rozwiedli się natomiast, gdy poszedł do szkoły i od tamtej pory trwał w przekonaniu, że to wszystko przez te cholerne jabłka. Jeden miesiąc wakacji i co drugi weekend spędzał u ojca w Atlancie, resztę roku z matką w Mariesville. Grał w futbol amerykański, był gwiazdą szkolnej drużyny, a w corocznych kronikach regularnie lądował jako ten, który miał największe szanse na osiągnięcie sukcesu.
Sukcesem dla jego ojca było zostanie lekarzem. Dla matki — żona i gromada dzieci, no, może miło byłoby, gdyby wcisnął gdzieś w to doktorat z matematyki, ale dla wnuków wiele byłaby w stanie wybaczyć. Zlepiony z niespełnionych ambicji rodziców, cholernej alergii na jabłka, i poczucia, że na pewno można zrobić tym życiu coś więcej, zrobił zasadniczo niewiele.
Najpierw był żółtodziobem, potem krawężnikiem. Teraz nie jest nawet panem władzą, tylko gówniarzem Bennettów, któremu wydaje się, że coś mu wolno. Można i tak.
Służba nauczyła go tylko tego, żeby nikomu na tym świecie nie ufać, a już na pewno nie samemu sobie. Oprócz złej sławy ciągnie się jeszcze za nim brak talentu do gry w rzutki, bolące kolano i świadomość, że coś już w tym życiu spierdolił, ale ktoś inny zapłacił za to najwyższą cenę.
Sukcesem dla jego ojca było zostanie lekarzem. Dla matki — żona i gromada dzieci, no, może miło byłoby, gdyby wcisnął gdzieś w to doktorat z matematyki, ale dla wnuków wiele byłaby w stanie wybaczyć. Zlepiony z niespełnionych ambicji rodziców, cholernej alergii na jabłka, i poczucia, że na pewno można zrobić tym życiu coś więcej, zrobił zasadniczo niewiele.
Najpierw był żółtodziobem, potem krawężnikiem. Teraz nie jest nawet panem władzą, tylko gówniarzem Bennettów, któremu wydaje się, że coś mu wolno. Można i tak.
Służba nauczyła go tylko tego, żeby nikomu na tym świecie nie ufać, a już na pewno nie samemu sobie. Oprócz złej sławy ciągnie się jeszcze za nim brak talentu do gry w rzutki, bolące kolano i świadomość, że coś już w tym życiu spierdolił, ale ktoś inny zapłacił za to najwyższą cenę.
Ja jestem pusheen, a to jest Clivey. Jesteśmy też tu: smuteksmuteczek11@gmail.com.
Żeby żyć w Mariesville, trzeba było mieć sposób. Ten Jodie polegał na tym, że jak najmniej roztrząsała, że utknęła w tym niczym, czym było to miasteczko i nie buntowała się wobec tego, że życie napisało jej taki scenariusz a nie inny, choć nie to miała w planach. Dlatego teraz, tak na wszelki wypadek, planów miała niewiele. Skupiała się na tym, co miała do roboty, a miała sporo, bo może bycie barmanką na pełen etat nie jest najbardziej ambitną pracą na świecie, to jednak zaskakująco potrzebną i taką, że żeby mieć rozsądne pieniądze, trzeba albo się narobić, albo odpowiednio zakręcić pijanych klientów, najlepiej turystów, żeby nie oszczędzali na napiwkach. Trochę wygodniej żyło się również, gdy ignorowało się fakt, że w tej jabłkowej krainie każdy zna każdego, a przynajmniej tak się wszystkim wydaje, a te plotki, które szeptami padały w barze, w sklepie, pod kościołem i na ulicy były częścią wątpliwego uroku miasteczka, do którego trzeba było przywyknąć, bo przecież ludzie zawsze gadali, zainteresowani życiem każdego tylko nie swoim. Z tym Jodie było najtrudniej, ponieważ marzyła o anonimowości. O tym, żeby nikt jej nie znał, nie wiedział, od kogo jest, czym się zajmuje, kto jest jej byłym i że ostatnio kupiła butelkę wina, którą pustą wyrzucała następnego dnia do śmieci.
OdpowiedzUsuńW Mariesville z wielu powodów żyło się ciężko i Clive nawet nie wiedział, jak bardzo Jodie zazdrościła mu, gdy stąd wyjechał, bo tak jak jemu wydawało się jej, że w każdym miejscu na świecie będzie lepiej niż tutaj. Nie dość, że zazdrościła, to jeszcze naiwnie myślała, że kiedyś dołączy do niego w Atlancie, w której porządnie zabalują, opijając to, że Mariesville było dla nich przeszłością, do której nie musieli wracać. Została jednak tutaj, Clive wyjechał i wiele wskazywało na to, że nieźle mu się tam wiodło. Chyba, bo przecież wtedy ze sobą nie rozmawiali, a Jodie czegokolwiek mogła dowiedzieć się od znajomego znajomej albo podsłuchując w lokalnym supermarkecie plotkar, które namiętnie gadały o złotym dziecku Bennettów. Jodie uwierzyła, że dobrze mu się żyje, że się ustawił i to tak zajebiście, że gdy wrócił do miasteczka to było niespodziewane. To był tak wielki szok, że mogła jedynie wyobrazić sobie, czym ten powrót musiał smakować, jakie to musiało być uczucie wracać w to samo bagno, w którego usiłowało się uciec. Ona przynajmniej nic lepszego nie znała.
Dzisiaj w The Rusty Nail, jak na sezon w pełni przystało, było mnóstwo ludzi, a jak sezon w pełni, to czasami mogło się wydawać, że zjeżdża się tutaj połowa Georgii, by odkrywać zieleń i spokój małego miasteczka, szczególnie w tym dusznym, głośnym barze. Ale Jodie nie narzekała, bo więcej ludzi równa się więcej napiwków, a tych udało się jej zgarnąć dzisiaj całkiem sporo, a więcej godzin w pracy równa się lepszej wypłacie i chociaż nienawidziła, jak bardzo jej życie kręciło się od jednej wypłaty do drugiej, od tego, czy weźmie dodatkową zmianę, chociaż jest wykończona albo czy zostanie dłużej niż zwykle, to jednak mimo wszystko lubiła tę swoją pracę na tyle, aby jej nie zmieniać. Zresztą, co innego miałaby robić? Nie dorobiła się porządnego wykształcenia, w szkole nie miała wybitnych ocen, bo skupiała się na bieganiu, ale za to potrafiła robić wybitne drinki i nie musiała zrywać się do pracy z samego rana.
Praca Jodie miała swoje plusy i niewątpliwie od jakiegoś czasu jednym z tych plusów był Clive, choć nie powinien nim być i nie powinien uśmiechać się do niej tak ładnie, żeby się nim stać. Ale wpadał do baru całkiem regularnie i gdy akurat nie wyrywał jakiejś chętnej laski albo gdy ona nie patrzyła, to posyłał Jodie te swoje spojrzenia i uśmiechy.
Musiała uczciwie przyznać — miała do niego pewną słabość. Tak wielką, że chociaż nie zapomniała, jak ją zranił, gdy wyjechał i żył tak, jakby ona nigdy nie istniała, to jednak starała się myśleć o tym, że byli wtedy dzieciakami. Głupimi dzieciakami, którym wydawało się wiele głupich rzeczy, a potem wydarzyły się w ich życiu takie sytuacje, przez które już nie byli tacy sami. Jodie nie potrafiła ocenić, na ile i czy w ogóle zna jeszcze Clive’a, ale dalej go lubiła.
UsuńLubiła na tyle, że gdy wreszcie wyszła z pracy tylnym wyjściem, wyjątkowo nie zostając do zamknięcia, i prawie zachłysnęła się tym świeżym, chłodniejszym powietrzem, to nawet nie zirytowała się, że Clive zaczepia ją tak, jak tyle raz mówiła mu, żeby tego nie robił. Gliniarze chyba nie mogą mieć aż tak słabej pamięci?
Rozbawiona Jodie przewróciła oczami, nie powstrzymując uśmiechu, który zagościł na jej twarzy, zdecydowanie ją rozpromieniając. Całe, kurwa, szczęście, że to on na nią czekał. Nie chciała wariować i się nakręcać, ale jej były potrafił za nią łazić i czekać aż skończy pracę.
— Do twojego mieszkania? — powtórzyła tak, jakby chciała się upewnić, że się nie przesłyszała i delikatnie zmarszczyła brwi, rozważając jego ofertę. — To jakaś randka czy po prostu boisz się sam spać? — zainteresowała się zaczepnym tonem, drocząc się z nim na całego, bo o ile pierwsza propozycja rzeczywiście zabrzmiała niewinnie, to Jodie zakładała, że Clive nie zaprasza jej do siebie po to, żeby na nią patrzeć. Tym bardziej, że nie zauważyła, żeby w barze lub poza nim przygruchał sobie jakąś koleżankę.
— Zrobisz mi masaż? — dopytała nagle, jakby potrzebowała tylko tej jednej odpowiedzi, by podjąć decyzję, choć już dawno postanowiła, że da się podwieźć.
Dlatego, że tego chciała, nie dlatego, że bała się wracać sama. Robiła to przecież regularnie i mnóstwo razy, bo to było Mariesville i nic złego się tutaj nie działo, ale od kiedy Jodie rozstała się z Wadem, to faktycznie oglądała się za siebie i dwa razy sprawdzała, czy zamknęła drzwi do mieszkania. Prześladował ją, choć nie mówiła o tym wprost. Uczepił się jej, dręczył, przypominał o sobie w najmniej oczekiwanych momentach, potrafił stać pod jej domem i czekać, jeśli nie odpisywała mu na wiadomości, przychodzić do pracy i dbać o to, żeby Jodie nie zapomniała, że ma pojebanego byłego, który jest zazdrosny i niepogodzony z tym, że się rozstali. Trochę więc się go bała, a raczej tej jego nieprzewidywalności, na którą nie było rady, bo równie dobrze mógł pojawić się tu i teraz, a Jodie bardzo nie chciała wciągać w to Clive’a. Ale jak widać nie przeszkadzało jej to w tym, żeby pakować się mu do mieszkania.
Jodie
Jodie nie wiedziała, czy znała Clive lepiej, ale nawet jej nie było trudno zauważyć, że się zmienił i miał niepoukładane w głowie. Miewał dziwne zachowania, o które by go nie podejrzewała i które nie były do niego podobne, bo przecież Jodie pamiętała, jaki był z niego ogarnięty facet. Normalny, fajny, łatwy do lubienia i jeszcze łatwiejszy do tego, by się w nim po cichu podkochiwać i cieszyć się, że ma się uwagę kogoś takiego, kogo chce się mieć gdzieś przy sobie. Jodie chciała, ponieważ — pomijając fakt, jak wielkimi dzieciakami byli i że cała ich przyjaźń była zwykłym gówniarstwem, która skończyła się na pierwszej wiadomości, na którą postanowili sobie nie odpisywać — to Clive dawał jej poczucie normalności. To było całkiem przyjemne uczucie, do którego szybko się przyzwyczaiła i z utratą którego wolniej się godziła, jednak nie na tyle, aby roztrząsać to po latach. Na początku złościła się na to, że znalazł sobie nowych, lepszych, ciekawszych znajomych z wielkiego miasta i miał ją w dupie, ale raczej już jej przeszło. Clive wyjechał, bo miał plany, w dążeniu do których wydawał się całkiem zawzięty, a Jodie została, bo chociaż też miała plany, to brakowało jej uporu, by o nie walczyć. Może dlatego, że nieustannie musiała o coś walczyć, wiecznie była na przekór czemuś i komuś, ciągle coś musiała udowadniać, aż wreszcie przestało jej się to podobać. W dodatku nie potrafiła prosić o pomoc, nawet gdy jej potrzebowała, więc skoro była taka głupia, to tylko do siebie mogła mieć pretensje.
OdpowiedzUsuńPowrót Clive'a do Mariesville porządnie namieszał Jodie w tej nijakości i rutynie, bo nagle okazał się niezłą odskocznią od całej reszty. Oboje pomagali sobie w tym, żeby o czymś zapomnieć i oboje uparcie o tym nie rozmawiali, bo po co mieliby to robić, skoro było im w tym nienazwanym układzie dobrze. W pewnym sensie seks z Clivem stał się nieodłącznym elementem życia Jodie, bo bez względu na to, jak długo się nie widzieli, to ewentualnie prędzej czy później to mijało. Wpadali na siebie, uprawiali seks, przez chwilę było im zajebiście, ponieważ nie myśleli o swoich zjebanych problemach i życiu, które ewidentnie im nie wychodziło, potem się rozchodzili i tak od nowa. Clive wiedział, gdzie może znaleźć Jodie, jeśli akurat to na nią miał ochotę, a ona nie pieprzyła się z innymi, więc niespecjalnie opierała się propozycjom Clive’a. Znowu było fajnie i miło, i przypuszczała, że będzie tak, dopóki on znowu nie postanowi stąd wyjechać.
Byłoby fajniej, gdyby nie Wade, który wpierdalał się im w ten beztroski obrazek, a swoją obecnością tak bardzo potrafił struć Jodie, że wszystkiego jej się potem odechciewało, ale gdy go nie było, to nie poświęcała mu więcej myśli niż to konieczne.
Bała się, bo nie chciała, żeby ludzie opowiadali o niej w podcastach kryminalnych przez pojebanego byłego, ale nie mogła ulegać tej chorej presji, którą na nią wywierał, żeby dała mu jeszcze jedną szansę, choć dała ich już tyle, że żadna kolejna niczego nie zmieni. Nie pakowałaby się w taką chorą relację, gdyby wiedziała, że im nie wyjdzie, a Wade okaże się obsesyjnym dupkiem, który nie da jej żyć. Chyba, ciężko powiedzieć, bo przecież tatuś jej nie kochał, natomiast ludzie, którzy coś dla niej znaczyli, nagle się rozpłynęli, a Wade został i zachowywał się tak, jakby mu na niej zależało.
UsuńJodie pamiętała o swoim byłym za każdym razem, gdy spotykała się z Clivem, który sam się w to nie mieszał, co popierała, a który widując się z nią trochę jednak to robił. Bardziej lub mniej świadomie, ale jednak ściągał na siebie i złość, i uwagę Wade’a, który dostawał szału na samą myśl, że Jodie mogła dawać psu dupy — tak jej kiedyś powiedział, a w niej to sobie żyło, bo chociaż go wtedy zgaslightingowała i paskudnie się pokłócili, to miał rację.
Nie żałowała, nie wstydziła się tego, nie uważała, że jest łatwa i puszczalska, bo bawi się w niezobowiązujący seks, ale jej były nie musiał o tym wiedzieć. Jodie to lubiła, chciała, dobrze się przy tym bawiła i traktowała jak swoją małą terapię i formę relaksu. Jedni chodzili na siłownię, inni czytali książkę, a ona zajebiście bawiła się z Clivem.
Teraz znowu roześmiała się, słysząc jego bezpośrednią odpowiedź, która była dość bezczelna, choć całkiem w jego stylu, ale Jodie nie miała z nią problemu, bo lubiła stawiać sprawy jasno. Wolała tak niż owijanie w bawełnę, udawanie, przypisywanie temu czegoś większego, chociaż niczym większym nie było.
— Myślałam, że już sobie o mnie nie przypomnisz — podsumowała pół żartem, bez pretensji, prędzej z ulgą, bo to, że dawno się nie widzieli, nie było winą Jodie, a tego, jak bardzo Clive był zajęty cycatymi laskami, choć ona też miała dość duże. Najwyraźniej zrehabilitował się tym, że dzisiaj na nią poczekał. Nie czuła się z tym wyjątkowo, ale za to była już po takim czasie napalona, w końcu miała swoje potrzeby, dlatego nie próbowała się mu opierać. Uśmiechnęła się, kiedy zachęcająco otworzył drzwi od strony pasażera i ruszyła się ze swojego miejsca, podchodząc bliżej.
— Masz dar przekonywania — podsumowała jego słowa, celując w niego palcem, gdy się przed nim zatrzymała, podnosząc spojrzenie na jego oczy. — Namówiłeś mnie — stwierdziła konspiracyjnym tonem, nieznacznie pochylając się w jego stronę i tylko na chwilę, bo zaraz po tym wyznaniu, zapakowała się do toyoty Clive’a.
Jeśli robienie jej dobrze miało ją przekonać, to zadziało, a tak poza tym to uważała, że coś tam należy się jej za to, że musiała tyle na niego czekać. Masażem też by nie pogardziła, nogi jej odpadały, a rodzajów masażu było sporo, ale tym gadaniem to przede wszystkim zaczepiała Clive’a, doskonale wiedząc, że z tych fizycznych przyjemności ma do zaoferowania jej coś więcej.
Jodie
Tak było — skończyło się, ale jednocześnie Jodie lubiła tamten czas na tyle, że miło jej się do niego wracało. Miała marzenia, plany, miała coś, co lubiła robić i coś, co sprawiało, że wierzyła, że uwolni się z Mariesville. Był Clive, mieli relację, która była wyjątkowa i dla niej ważna, bo w pewnym sensie pomogła Jodie złagodnieć. Przy nim spojrzała na siebie łaskawszym okiem, nie czuła się jak największa porażka, nie myślała tyle o swoich problemach, przez chwilę uwierzyła, że jej rodzina i ich przeszłość nie definiuje tego, kim jest.
OdpowiedzUsuńAle to prawda, że pochodzili z różnych światów i ich znajomość zawsze była trochę nieodpowiednia. Taka, która nie miała racji bytu, bo Jodie miała przejebane na całej linii i wszyscy o tym wiedzieli, więc nawet nie musiała się z tym kryć i absolutnie nikt dobrze nie patrzył na to, że kręciła się wokół Clivusia. Szczerze to im się nie dziwiła, sama by nie chciała, żeby taka dziewczyna jak ona kręciła się koło jej syna. Teraz oboje mieli przejebane, więc trochę poziom tego, jak mieli nasrane w głowach i jak problematyczni byli trochę się wyrównał.
Jodie też pamiętała, kto komu nie odpisał, kto kogo olał, kto komu nie zadzwonił złożyć życzeń na urodziny, a potem kto, gdy wracał do miasteczka, nie raczył nawet się pokazać, żeby się przywitać, ale po co miała do tego wracać? Po co miała wściekać się na Clive’a, przypominać mu, że rzeczywiście był zwykłym, rozpieszczonym dzieciakiem, który wyrządził jej krzywdę, ale o tym nie wiedział, ponieważ nie potrafiła o tym mówić. O tym, jak się na nią popisowo wypiął i że właściwie brakowało tylko, żeby na do widzenia pokazał jej dwa środkowe palce i zaśmiał się prosto w twarz. Myślała wiele razy, co by było, gdyby wyjechała z Clivem, o ile w ogóle by tego chciał, albo co by było, gdyby kontakt im się nie urwał, a on czekał na nią w tej Atlancie, ale chuj z tym jak piękne scenariusze mogły to być, dzisiaj nie miały znaczenia. Jemu kibicowała i wcale nie czuła satysfakcji, gdy Clive zamiast z gromadką dzieci i żoną wrócił do Mariesville z traumą. A jej i tak się udało bardziej niż mogłaby przypuszczać. Nie skończyła jako ćpunka, nałogowo nie piła, nie stoczyła się na samo dno i jeszcze żyła, choć miała pojebanego eks.
Skoro oboje tkwili w Mariesville, to dlaczego mieliby sobie tego nie umilić? Jodie nie wiedziała, czy ten układ, w który wpakowała się z Clivem, był czymś, czego na pewno potrzebowała i czy to było dla niej dobre, ale zajebiście się przy nim czuła, więc miała to w dupie. Uwielbiała dobry seks, zaczęła nawet lubić to, że poza nim niczego od siebie nie oczekiwali, choć czasami miała ochotę tak po prostu z nim pogadać, bo tego dla zasady nie robili prawie wcale.
Choć Jodie marzyła o tym, żeby ktoś wpierdolił Wade’owi tak bardzo, żeby się od niej odpierdolił, to jeszcze nie przyszło jej do głowy, by prosić o to Clive’a. Odwalało mu, ale wciąż był panem władzą i wydawało się jej, że istniały jakieś zasady, których się trzymał. A po drugie znała Wade’a — dostałby ten wpierdol i nic by to nie dało. Tylko jeszcze bardziej by się nakręcił, a potem mścił na niej i na nim. Clive'a mogło to nie ruszać, bo oprócz tego, że był gliniarzem i mógł lubić wątpliwą rozrywkę dostawania po twarzy, to było go stać na lekarza, miał ojca lekarza, jednak Jodie wolałaby nie zarobić od Wade’a, jego koleżków, wszystkich tych dziwnych ludzi, których znał, a wiedziała, że na to go stać. To może śmieszne, ale w całej tej sytuacji próbowała trzymać rękę na pulsie.
Usuń— No coś ty — pokręciła głową, uśmiechając się przy tym, choć tak, właśnie tak zakładała. Clive wsiadł do samochodu i jeszcze zanim ruszył, Jodie, która za bardzo nie rozglądała się po jego samochodzie, z cichym westchnieniem opadła na oparcie fotela, który delikatnie odchyliła.
— Jak mógłbyś o mnie zapomnieć? — dodała teatralnie, odwracając twarz w jego stronę, opierając policzek na fotelu i z bezczelną premedytacją oraz tym prowokacyjnym uśmiechem malującym się na ustach, pociągnęła za swój czarny top, bardziej odsłaniając swoje piersi, po których przesunęła dłońmi.
Wiedziała, że nie pożałuje, bo poznała, czym smakuje seks z Clivem. Wiedziała, jaki potrafi być, co z nią zrobić, jak sprawić jej przyjemność, a czasami potraktować tak, że ktoś inny mógłby czuć się z tym chujowo, jednak Jodie czuła, że żyje. Kręciło ją to, jak między nimi było, uwielbiała wracać do rzeczy, które sobie robili, lubiła zadręczać się myślami o nim. Jeśli to mogło pocieszyć Clive’a, też miała nasrane w głowie, ale nigdy nie była złotym dzieckiem i nie wiedziała, jak to jest, gdy zalicza się taki upadek.
W drodze do mieszkania Clive’a Jodie pozostawała względnie grzeczna, choć w swoim stylu posyłała mu wymowne, kuszące spojrzenia i uśmiechy, ryzykownie dotykała jego uda i przesuwała dłoń niebezpiecznie blisko jego krocza, żeby jeszcze bardziej się na nią napalił, chociaż ledwo zdążyła go dotknąć, a ten pierdolony samochód Wade’a, który ona też poznawała, bo mnóstwo razy myślała, że się nim gdzieś rozbiją i zabiją, trochę wyprowadził ją z równowagi. Wywróciła oczami, poprawiając się na fotelu, podążając wzrokiem za samochodem, który tak szybko zniknął, jak się pojawił i westchnęła.
— A jak myślisz? — rzuciła, choć nie oczekiwała odpowiedzi. Clive nie znał Wade’a, a na pewno już wiedział, jaki to idiota i że nie, nigdy nie daje sobie siana. Jodie było za niego wstyd, a dodatkowo zmartwiło ją to, że kręcił się po okolicy o tej porze, wkurwiając ludzi, którzy próbowali spać i że całkiem prawdopodobne jest to, że jechał do niej.
— Podejrzewa, że się pieprzymy i ma z tym problem — podzieliła się, wzruszając przy tym ramionami, bo nie wiedziała, po co mówiła o tym Clive’owi, który raczej nie przejmie się tym faktem. Tak na wszelki wypadek.
Nie podobało się jej, że ten idiota przerwał coś, co zaczęła, a skoro nie zawrócił i chyba nie czaił się na samochód Clive’a gdzieś w okolicy, bo popierdalał tak, że Jodie wątpiła, czy zdawał sobie sprawę z tego, koło kogo przejechał, to ponownie wcisnęła ciało w fotel, uniosła spojrzenie na profil Clive’a, a dłoń położyła na jego udzie, tym razem zdecydowanie przesuwając ją na jego krocze.
Jodie
Z kolei Jodie nie podkochiwała się w każdym chłopaku, którego spotkała, ale może dlatego, że nie wyjeżdżała na wakacje ani do Atlanty, ani w inne miejsca. Zresztą, nigdy nie była typem dziewczyny, z którą faceci pragnęliby układać sobie życie, bo nie robi się tego z takimi jak ona, tylko była laską, którą chcieli jedynie przelecieć. Pamiętała za to, że Clive był rozchwytywany, a ona lubiła go bardziej niż było jej wolno, ale nie dlatego, że grał w futbol i był z porządnego domu, w którym nie brakowało kasy. Zrozumiała jednak, że najwyraźniej to jej bardziej zależało na tej znajomości, która dla Clive'a skończyła się za granicami Mariesville. Nie miała do niego pretensji, nawet mu się nie dziwiła, ale musiał zrozumieć, że zabolało. Może krzywda była wielkim słowem i może w ogóle nie miała skali, bo Clive rzeczywiście nie zrobił nic, czego ludzie sobie nie robią, a między nimi nie wydarzyło się nic spektakularnego, po prostu rozeszli się w ciszy, ale nie mieli pojęcia, jak potoczyłaby się ich znajomość, gdy on odpisał jej na wiadomość. Być może dzisiaj nie byłoby ich w Mariesville, a byliby w każdym innym miejscu, o którym marzyli. Może Cilve nie wracałby tutaj z traumą i bez dziewczyny, która kopnęła go w tyłek i zostawiła po czterech latach życia, które wspólnie budowali, a Jodie może nie miałaby pojebanego eks, którego ją dręczył.
OdpowiedzUsuńSporo może było w ich wspólnej historii, ale ona się nie wydarzyła, więc nie mieli, o czym mówić. To nie było coś, do czego Jodie chciała wracać, bo starała się oduczyć przekonania, że gdyby stąd wtedy wyjechała, to jej życie byłoby lepsze. Nie rozmawiała więc z Clivem o tym, że zranił ją tym, jak ją olał i na początku mocno wkurwił tym, jak wpadli na siebie pierwszy raz po jego powrocie, a on zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Potem jej przeszło, bo Clive jest zajebisty w łóżku, natomiast ona potrzebowała porządnego seksu, którego był gwarancją. Trochę wyżyła się na nim w łóżku, trochę wtedy, gdy pisał jej, że ma czas, a ona celowo odpisywała mu, że nic z tego, chociaż też miała czas i ochotę, a tak przede wszystkim to postanowiła za dużo nie myśleć, tylko korzystać.
Układ, który mieli, jej w tym pomagał, choć dziwne zaczęło być to, że Jodie nagle miała ochotę, żeby z Clivem rozmawiać i dowiadywać się, co u niego, bo nagle przypomniała sobie, że kiedyś całkiem dobrze im się gadało. Chyba przez tę zaskakującą ochotę, po udanym seksie jeszcze szybciej zakładała majtki i wychodziła zająć się swoim życiem. Nie chciała łamać niepisanych zasad. Nie chciała też zapraszać Clive’a do swojego życia, bo oprócz tego, że jego zrobiło się wystarczająco przejebane, to w tym jej już raz był i sobie z niego poszedł, więc nie miała tej potrzeby. Ich światy zawsze istniały gdzieś obok siebie, a to że na chwilę zapraszali się do nich, to jeszcze nic nie oznaczało.
Jodie nigdy się nie skarżyła, to nie było w jej stylu i może właśnie na tym polegał jej problem. Nie przyznawała się przed Clivem do tego, że męczy ją sytuacja z Wadem. Że on ją męczy, bo nie daje jej żyć. Prześladuje ją, nachodzi, czeka przed pracą, czeka po pracy, raz jest miły, a innym razem wstrętny, ubliża jej, atakuje, uderza w nią tak, żeby bolało i jeszcze do niedawna miał drugi komplet kluczy do jej mieszkania, więc nawet tam nie czuła się bezpiecznie. Bała się go, bo go znała i chociaż też uważała za kompletnego debila, to miała wrażenie, że Clive trochę go nie doceniał. Nie zamierzała jednak wyprowadzać go z tego błędu, bo on i Wade nie wchodzili sobie w drogę i wolała, żeby tak zostało.
— Nie wiem. Chyba tylko — westchnęła, wzruszając ramionami. — Mam to w dupie. Przecież nie będę tłumaczyć się mu z tego, co robię — dodała jeszcze, uprzejmie wyjaśniła i zasugerowała Clive’owi, że wolałaby, żeby on też trzymał się tego podejścia, a nie wycierał w twarz Wade'a fakt, że jego była go woli i sobie ją rucha. Dla Jodie to była prosta sprawa — to, co łączyło ją i Clive’a było ich sprawą, więc jeśli nie chciała wciągać w to swojego byłego, a nie chciała, to tego nie robiła. Właśnie dlatego, że może był debilem, ale nieprzewidywalnym. Człowiekiem, którego podejrzewa się o najgorsze, a i tak można się nieprzyjemnie zaskoczyć.
UsuńJodie mogłaby śmiało obstawiać, co Wade zrobiłby, gdyby zorientował się, kogo minął na drodze, ale najstraszniejsze było to, że nie przesadziłaby, gdyby powiedziała, że pewnie najchętniej by ich zabił. Albo przynajmniej próbowałby, bo bardzo by tego chciał. Ją i Clive’a albo chociaż jedno z nich. Sam wpierdol to byłoby mało za ten wstyd, który mu przynosiła puszczając się z psem. Rozpaczliwie więc próbowała o nim nie myśleć, dlatego swoją uwagę skupiła na tym, żeby rozpraszać Clive’a swoim dotykiem, pokazując mu cycki, które wciąż były ukryte pod ciemnym materiałem, spod którego wystawała czarna koronka i czerpać satysfakcję z tego, jak niewiele potrzebował, by się napalić. Zaśmiała się na jego słowa, posyłając mu zaskakująco niewinne spojrzenie i niby to na swoją obronę uniosła dłonie.
— Wiem, co robię — przyznała bezczelnie, ale nie kryła się z tym, że kręciło ją to, do czego potrafiła go doprowadzić. Kontrolnie obrzuciła spojrzeniem tylne siedzenia, na których leżał mundur i inne zabawki Clive’a, a potem znowu zerknęła na niego, odpinając swój pas.
— To groźba czy obietnica? — zapytała, unosząc brew i podnosząc ten swój zgrabny tyłek w tych zajebiście opiętych spodniach z siedzenia. Korzystała z okazji, z tego, że Clive jechał bardzo powoli i ostrożnie, jego samochód praktycznie się toczył. Śmiało położyła dłoń na jego kroczu, wyczuwając przez spodnie, jak bardzo na niego działała, masując go przy tym z podstępnym uśmiechem, który nie zniknął z jej twarzy nawet wtedy, gdy ustami przywarła do jego szczęki. — Pamiętasz, że obiecałeś, że zrobisz mi dobrze? — dopytała szeptem tak dla pewności, bo to jasne, że nie pogardziłaby szybkim numerkiem w samochodzie, skoro tak bardzo nie mógł doczekać się aż dobierze się do jej majtek, ale coś jej obiecał, a ona nie chciała dzisiaj tego tak szybko kończyć.
Prowokowała, ponieważ uwielbiała sprawdzać, na ile może sobie pozwolić i gdzie kończy się cierpliwość Clive’a. Uwielbiała też, gdy pokazywał jej, dlaczego nie powinna tego sprawdzać, ale ledwo co go dotknęła, a rozdzwonił się jej telefon. Zignorowała to, wciąż dotykając go swoimi ciekawskimi rączkami, ale dzwonienie telefonu się powtarzało. Jodie westchnęła i wkurwiona zamaszystym ruchem wyciągnęła telefon ze swojej tylnej kieszeni, natychmiast odrzucając połączenie od… Wade’a. Gdy tylko to zrobiła, telefon zaczął wibrować, a ekran wypełniać się wiadomościami:
„Odbierz”
„Odbierz, kurwa!!”
„Gdzie jesteś? Wiem, że nie w pracy”
„Znowu dajesz mu dupy”
„Jesteś żałosna. Śmieszna”
„Nie prowokuj mnie ty głupia pizdo,”
troublemaker Jodie
Nie zdawał, ponieważ inaczej do tego podchodził, a Jodie uczepiła się go, bo zanim wyjechał, był obecny w jej życiu i był w nim czymś dobrym. Czymś fajnym, czymś ciekawym, czymś, co w pewnym sensie chciała zatrzymać, ale nie potrafiła być na tyle samolubna, żeby robić to za wszelką cenę. Zrozumiała moment, w którym miała się wycofać. Ten moment, w którym miała przestać naciskać, pisać, żalić się, wypytywać Clive’a o to, jak mu się żyło w wielkim mieście, bo jej w tym Mariesville całkiem chujowo.
OdpowiedzUsuńAle było minęło, choć niewiele zmieniło się w kwestii tego, że Jodie kiepsko czuła się w Mariesville, tylko przynajmniej teraz miała w nim Clive’a, który w jakiś pojebany sposób łączył się z nią w tym bólu, który uciszali porządnym seksem. To nie był sposób, żeby sobie pomóc, ale oni po pierwsze nie wrócili do swojego życia z misją, aby się naprawiać, a po drugie potrzebowali tylko czegoś, co przyniesie chwilowe ukojenie. Czegoś, co będzie działało, a to, że akurat działało na nich wyłącznie to, co nie mogło im realnie pomóc, to już coś, w co się nie zagłębiali.
Jodie nie chciała ckliwymi historyjkami i powrotami do przeszłości psuć tego, co im wychodziło. W dodatku istniało spore prawdopodobieństwo, że nie przyznałaby się Clive’owi do tego, że ją zranił i potrzebowała go, gdy jej świat jeszcze bardziej się walił. Gdy dorobiła się kontuzji, gdy nie miała kasy na operację, gdy umarł Joey, który jako jedyny zachowywał się tak, jakby mu na niej zależało. Nie przyznałaby się, bo to wszystko, to był tylko jej świat, z którego Clive wymiksował się wyjeżdżając z Mariesville.
Im mniej wracali do tego, co było, tym lepiej. Tym prościej było odnaleźć się w znajomości, która była niezobowiązująca, fajna, która opierała się na dobrej zabawie i tym, że gdy ze sobą kończyli, to oboje czuli się w pełni usatysfakcjonowani. Jodie potrafiła mówić Clive’owi o tym, czego pragnęła, a i on nie miał z tym oporów, więc się dogadywali. Oboje wmawiali sobie, że niczego więcej nie potrzebują, że zajebiście korzystają z życia, choć tak naprawdę chyba wszystko, czego Jodie chciała, to żeby ktoś wreszcie ją pokochał. Nie oczekiwała tego od Clive’a, naiwna przestała być dawno temu, ale czuła, że upycha się jego uwagą, zachwytem, tym, że jej pragnie i pierwszy do niej przychodzi, choć mógł mieć każdą inną laskę i budowała w ten sposób poczucie własnej wartości. Ale zgodnie nie wchodzili w żadną poważną relację — to był tylko seks, nawet nie przyjaźń.
Clive miał niezły instynkt, bo Jodie owszem, nie miała Wade'a w dupie, ale uparła się, że nie pozwoli mu mieć na swoje życie takiego wpływu, żeby robić, co tylko mu się podoba. Hardo mówiła więc jedno, zgrywając taką twardą, jak to miała w zwyczaju, jakby nic nie mogło jej zranić, a drugie czuła i zbierała w sobie, zastanawiając się nad tym, jak mogła uwolnić się od Wade’a. Póki co nie miała pomysłu, a nie uważała, żeby namawianie Clive’a do spuszczenia mu porządnego wpierdolu było na miejscu albo cokolwiek zmieniło na lepsze. Chwilowo nie myślała jednak o tym, jak rozwiązać swoją podbramkową sytuację, a co dobrego mógł jej zrobić Clive, skoro doskonale pamiętał, że coś tam jej obiecał. W ogóle nie byłoby rozsądne, gdyby zjechali na to pobocze i pieprzyli się w jego aucie, nie było rozsądne też to, że Jodie dobierała się do niego i świeciła mu cyckami, gdy prowadził i kiedy istniało ryzyko, że Wade pojedzie tą drogą i zobaczy, co jego była wyprawiała.
UsuńProblem w tym, że same nierozsądne rzeczy przychodziły jej do głowy, bo im głupsze, bardziej ryzykowne, pełne adrenaliny i takie, które mogły jej zaszkodzić zamiast pomóc, tym bardziej Jodie czuła, że żyje.
Ale sposobów na to, żeby to poczuć, było więcej, a jednym z nich ewidentnie był Wade, którego wiadomości zbyt mocno przyciągnęły jej uwagę. Jej telefon praktycznie nie gasł, wyświetlając jedną wiadomość po drugiej, a ona wpatrywała się w ten pierdolony ekran bez słowa, czytając wszystko, czego jej nie oszczędzał. Na chwilę przy tym zamilkła, delikatnie spoważniała, czując nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej, bo jednak człowiek, który kiedyś był jej facetem jechał z nią tak, jakby była nikim. Oczywiście, że się wkurwiła, zniesmaczyła, kilka razy przewróciła oczami, mając ochotę pokazać środkowy palec do telefonu, ale równocześnie czuła ogromną niemoc. Po prostu przyjmowała ciosy Wade’a i dopiero pytanie Clive’a sprowadziło ją na ziemię.
Odruchowo pokręciła głową, choć wcale nie chciała tego zrobić i dopiero, gdy się stało, dotarło do niej, co wyprawiała.
— Bywało lepiej — przyznała, odwracając twarz w jego stronę, korzystając z ciemności, która panowała w aucie i na ulicach, z tego, że słabo ją widział. — Ale też gorzej — zaznaczyła zaraz, nie zamierzając użalać się nad sobą w jego samochodzie, choć przez krótką chwilę myślała, że to zrobi.
— Mój były lubi mi słodzić — skomentowała gorzko, wracając spojrzeniem na ekran, na którym wyświetliła się kolejną wiadomość, tym razem coś o tym, że jest kurwą, albo Clive nią jest, Jodie nie wiedziała, bo nie pofatygowała się, żeby odczytać ją w całości, tylko prędko przełączyła się na tryb offline.
— Jebać to, nie będziemy przynudzać, Clive — stwierdziła dumnie. — Masz w domu coś mocnego, prawda? — zapytała, ale najwyraźniej nie oczekiwała odpowiedzi, ponieważ od razu złapała za klamkę, otworzyła drzwi i wysiadła.
W końcu nie przyjechali do Clive’a, żeby gadać.
what about slightly bigger trouble?
Oficjalnie się ze sobą tylko pieprzyli, nieoficjalnie w niewypowiedziany sposób łączyli w bólu, którym się nie dzielili, a jednak był on taki podobny. Lubili robić sobie destrukcyjne rzeczy, ale różnica między nimi była taka, że Clive miał na głowie matkę, którą opiekował się jak na grzecznego chłopczyka przystało, a do tego porządną pracę, która wymagała od niego prezentowania jakiś zasad, gdy tak woził się po miasteczku w tym swoim mundurze i z bronią przy dupie. Za to Jodie teoretycznie nie ograniczało nic. Mogłaby wykończyć się na dobre, a i tak ktoś mógłby stwierdzić, że pożyła dłużej i lepiej, niż podejrzewał, ale z jakiegoś powodu tego nie robiła. Może dlatego, że jedynie udawała pogodzoną ze swoim losem, a w głębi duszy, gdzieś, gdzie jeszcze była tamta dziewczyna z liceum, która miała marzenia i wiarę w to, że życie nawet jak skopie, to kiedyś będzie lepsze, wciąż wierzyła, że jej się ułoży. Z jednej strony nie rozumiała, dlaczego miałoby się to nie wydarzyć. Dlaczego miała być gorsza dla zasady, bo taka była od zawsze. Z drugiej strony robiła wszystko, ale to absolutnie wszystko, żeby podejmować decyzje, które nie wyprowadzą jej z bagna.
OdpowiedzUsuńClive też lubił sobie dowalać. Lubił, gdy bolało, może nawet lubił to rozbijające się po głowie uczucie moralnego kaca, które czasami lubiło dopadać takich jak oni, ale nie na długo, bo zaraz uciszali to innymi przyjemnościami. Chyba ten cały układ między nimi działał głównie dlatego, że oboje byli nieźle pojebani, choć Jodie szczerze współczuła Clive’owi, że znalazł się w tym miejscu, w którym nigdy nie powinien. Oboje wiedzieli, że nie tak miało wyglądać jego życie.
Gdyby rozmawiali o czymś więcej niż seks, cycki albo co by sobie zrobili, to Jodie powiedziałaby mu, że w jej oczach i jej skromnym zdaniem, nie był stracony i nie powinien się za takiego uważać. Miał, według niej, większe szanse, by się z tego wygrzebać, niż mogło mu się wydawać. Może nie po to, żeby wróciło tamto życie, ale po to, żeby wciąż mieć je całkiem fajne. Porządne. Lepsze od tego pełnego kryzysów oraz autodestrukcyjnych zachowań, które w oczywisty sposób miały pomóc w zagłuszaniu czegoś. Znowu takie życie, którego idzie pozazdrościć.
Jodie czasami miała poczucie, że przyczynia się do tego, co jest po prostu złe i w jakimś stopniu ciągnie Clive’a na dno, ale z drugiej strony nie zmuszała go do tych spotkań. Byli dorośli i robili to, na co mieli ochotę, więc gdyby nie mieli ochoty, żeby się pieprzyć, to by się nie pieprzyli. Też życzyła mu dobrze, bo uważała, że na to zasługiwał. Nigdy nie chciała dla niego źle, zawsze mu kibicowała.
I ten sentyment zdecydowanie w niej pozostał i przypominał o sobie, gdy się z nim spotykała, widząc w nim tego chłopaka, którego dobrze znała i z którym łączyło ją coś więcej niż to, co łączyło ich teraz. Tego mniej pojebanego, choć pojebany tak jak teraz pasował do niej bardziej. Widziała, że się zmienił i czasami nie wiedziała, czy przez to potrafiliby rozmawiać ze sobą jak dawniej. Zachowywać się tak jak wtedy, nawiązać relację głębszą niż dekolt Jodie, w który gapił się Clive za każdym razem, gdy go odsłaniała, ale nie oceniała go.
Miała do niego słabość, która odzywała się podczas spotkań i która pozwalała jej się z nim droczyć, ale nie pozwalała przekraczać granicy i mieć oczekiwań. Jedyne, czego Jodie oczekiwała, to zajebistego seksu, po którym będzie zrelaksowana i usatysfakcjonowana, a to dostawała, więc układało się im.
Dzisiaj też układało się im zajebiście, choć Wade robił wszystko, żeby popsuć humor Jodie. Wychodziło mu, chociaż próbowała temu nie ulegać, bo to nie był pierwszy raz, gdy czytała, że jest puszczalska, głupia, że jest zwykłą kurwą, którą mogłoby mieć całe miasteczko, a przecież szanowała się, bo miał ją tylko Clive. Sama nie rozumiała, dlaczego związała się z kimś takim, czy to miłość tak bardzo ją zaślepiła, czy to w ogóle była miłość, skoro teraz jedyne co czuła do Wade’a to obrzydzenie i nienawiść, choć na początku też było jej smutno, że skończyło się coś, co trwało, ale to nie było w połowie tak normalne jak to, co budował Clive ze swoją dziewczyną. Ale też musiała uczyć się żyć bez kogoś, nawet jeśli ten ktoś był pieprzonym toksykiem, który ani trochę jej tego nie ułatwiał. Za to była Clive’a musiała być strasznie głupia, że go zostawiła i nie powalczyła o kogoś, kogo podobno kochała. Jodie chyba niewiele wiedziała o miłości, bo w sumie skąd miałaby, ale zawsze myślała, że jest to uczucie, które burzy mury.
UsuńNie było okej, a Jodie miała wrażenie, że Clive pytając domyślał się prawdy, ale właśnie, co to zmieniało? Raczej nie wyglądał na zainteresowanego zwierzeniami, chętnego, by zaoferować jej swoje ramię do płaczu, a potem sprzedać kilka pocieszających słów. Była tutaj z nim i nie zamierzała wracać, kurwa, do swojego mieszkania, bo poza tym, że bała się, że Wade będzie tam na nią czekał, to nastawiła się już na to, co zrobią z Clivem. Im bardziej dojeżdżał ją były, tym większą ochotę miała, by pójść z Clivem do łóżka, pozwalając na to, aby robił z nią co chciał.
Poczekała, gdy wyjmował swoje rzeczy z samochodu, lekko ruszając nogą w miejscu, a potem poszła za nim w stronę budynku i wspięła się po schodach na drugie piętro. Weszła pierwsza, odruchowo włączając światło w mieszkaniu, które generalnie wyglądało tak, jakby ktoś, kto w nim mieszka, spędzał tu naprawdę mało czasu. Rozejrzała się, choć nic się nie zmieniało i na chwilę podeszła do okna, wyglądając na śpiące miasteczko.
— A masz coś niesłodkiego? — rzuciła z jakimś takim wyraźnym podtekstem, posyłając Clive’owi figlarny uśmiech i zaciekawione spojrzenie. Odsunęła się od okna, podchodząc do blatu, na którym zatrzymała się szklanka zimnej, brzoskwiniowej wódki, za którą Jodie złapała i bez namysłu zbliżyła do ust, starając się szybko opróżnić jej zawartość, w czym zdecydowanie pomagał słodki smak, który choć trochę gubił ostrość wódki. Skrzywiła się mimo to, odstawiając szklankę na blat, na którym oparła ciało i wyciągnęła się w stronę Clive’a, palcami zgarniając butelkę wódki, do której ledwo sięgnęła. Przy okazji zupełnym przypadkiem przycisnęła się do kuchennego blatu tak, że znowu eksponowała swój biust. Uśmiechnęła się do Clive'a niewinnie, stukając butelką o jego szklankę, zanim przybliżyła ją do siebie i pociągnęła solidny łyk, patrząc mu w oczy. Ciepło drugi raz rozlało się po jej wnętrzu, a słodycz przyjemnie paliła jej gardło. Jodie wyprostowała się, ocierając usta oraz brodę ze słodkich resztek i odstawiła butelkę wódki przed sobą. Złapała za końce topu, rzucając go z siebie jednym ruchem, zostając w koronkowym biustonoszu. Dmuchnęła we włosy, które opadły jej na twarz, rzuciła część swojej garderoby prosto w Clive’a i owinęła palce wokół alkoholu, który zabrała ze sobą, kiedy się cofnęła.
— Chodź do mnie, Bennett — powiedziała zachęcająco, nie spuszczając z niego spojrzenia, idąc na oślep gdziekolwiek, choć drogę do jego sypialni znała na pamięć. Ale kto powiedział, że akurat tam muszą wylądować?
as you wish… 🤭
Gdyby Clive zapytał, to Jodie powiedziałaby mu, że tak ogółem, to we wszystkim czuła się gorsza. Z przyzwyczajenia, z przekonania, że czego by nie zrobiła, to zawsze by się tak czuła, bo nie miała wystarczająco wielkich ambicji i nie była stworzona do wielkich rzeczy. I miał rację, choć gdyby padło to z jego ust, to faktycznie zabrzmiałoby dziwnie, bo z każdego przejebania da się wyjść, ale do tego z reguły potrzeba strasznie dużo motywacji, chęci, czegoś, co nie pozwala się poddawać, a co Jodie straciła jakiś czas temu. Mariesville było dla Clive’a przystankiem, potknięciem na tej drodze, którą nieustannie podążał od kiedy stąd wyjechał, choć mocno mu się ona skomplikowała, miejscem, w którym postanowił lizać swoje rany i potem zostawić za sobą, dla Jodie było to jedyne miejsce, które znała i w którym najprawdopodobniej zostanie do śmierci. Trochę z tym walczyła, bo tak nie musiało być, a trochę miała to już w dupie, bo sama nie wiedziała, czego tak właściwie chce, więc skoro była taka niezdecydowana, to miała problem. Może wiedział, jak to jest, może nie miał pojęcia, ale bez wsparcia było ciężko. Bez kogoś, kto kopnąłby ją w dupę, gdy było trzeba.
OdpowiedzUsuńWierzyła w niego i uważała, że to nie jest miejsce dla niego, bo zmarnowałby tutaj swój potencjał, którego byłoby szkoda, a on w pewnym sensie wierzył w nią i może dobrze by jej zrobiło, gdyby to od niego usłyszała, ale nie usłyszy, bo o tym nie rozmawiali, choć czuli się przy sobie zajebiście. Czuli się lepiej niż przy kimkolwiek innym. Mogli być przy sobie pojebani i nie musieli przejmować się tym, że będą się za to oceniać. Jodie miała Clive’a, który do niej wracał, gdy sobie o niej przypomniał albo znudził innymi laskami, ona nie ograniczała go w tym, co i z kim robił, bo chociaż sama do łóżka chodziła tylko z nim, to nie oczekiwała tego samego. Czasami dziwiła się, jakie laski wybiera, gdy widywała ich w barze, ale nie wiedziała, czy w takich chwilach przemawiała przez nią zazdrość, czy troska. Zresztą, jakie to ma znaczenie? Podobało się jej to, co ich łączyło i też chciała, żeby to trwało, bo było dla niej, jak łapanie oddechu po spędzeniu jakiejś chorej ilości czasu pod wodą. Przynosiło ulgę. Było fajne, bo mogła ogrzać się w zainteresowaniu Clive’a, na którym zawsze jej zależało i które w pewnym sensie zawsze podnosiło jej wartość.
Oprócz tego Clive ją kręcił, robił to od kiedy pamiętała, więc spędzając z nim czas mogła zaspokajać w sobie tę potrzebę. Niekiedy chętnie pogadałby z nim trochę bardziej, trochę więcej o życiu, a mniej o dupie i cyckach, ale pomimo tego, że oboje w jakiś pojebany sposób sobie ufali, musieli ufać, skoro poszli ze sobą na taki układ i mogli być przy sobie sobą, to jednak trzymali się tego, co było najbezpieczniejsze.
Jodie wydawało się, że mają uczciwy układ. Taki, którego oboje chcą, na którym oboje polegają i z którego każde z nich korzysta, dostając to, czego pragnie. Nie spotykali się, gdy nie chodziło o seks, a z tego, co w ten sposób sobie dawali i jakie braki upychali, nie zwierzali się sobie.
Każde z nich miało coś innego do zaoferowania, oboje się wykorzystywali, ale w całym tym miasteczku Clive był najlepszym, co mogło spotkać Jodie. Lubiła spędzać z nim czas bardziej niż z innymi, lubiła, gdy podrywał ją w barze albo sklepie, choć nie przywiązywała do tego wielkiego znaczenia. Nie szukała miłości, nie szukała jej w nim. Pewnie, że nie marzyła o tym, żeby ciągnąć taki układ przez resztę życia, ale byli młodzi, chętni, napaleni i potrzebowali się w sposób, o którym nie mówili, ale który sobie dawali. Brała pod uwagę, że może rozpaść się im to w każdej chwili, Clive nie próżnował w poznawaniu innych lasek, ale póki trwało, to korzystała.
UsuńByła wolna, bo chociaż nie miała poukładane w głowie, to nie akceptowała zdrady i nielojalności. Nie zdradzała Wade’a nawet wtedy, gdy przestało się im układać, a wciąż ciągnęli ten swój śmieszny związek, ani wtedy, gdy on sam obmacywał się z jakąś laską tylko po to, żeby kilka miesięcy później obsesyjnie uganiać się za Jodie. Miała swoje zasady, więc nie pakowałaby się w relacje z Clivem, gdyby cokolwiek łączyło ją z Wadem albo kimkolwiek innym, dlatego wszystko co robił jej były było bezpodstawne. Coś się skończyło, nie potrafił ruszyć naprzód i mogłaby spróbować to zrozumieć, gdyby nie fakt, że był w tym taki przerażający. Nie pomagał fakt jego oczywistych powiązań, o których Jodie nie chciała wiedzieć, słyszeć, widzieć, ale była z nim, więc czasami to nie było takie proste. Myślała, że się od niego uwolniła i strasznie prześladowało ją to, że było inaczej. Frustrowało, bo nie miała pomysłu, co z tym zrobić, ponieważ ani stawianie się Wade'owi nie pomagało, ani bycie bierną i obojętną.
Może Jodie powiedziałaby Clive’owi coś więcej, gdyby zapytał, jednak on nie pytał, bo ona nie mówiła, a ona tego nie robiła, nie zapraszała go, żeby nie zawracać mu dupy rzeczami, które go nie interesowały. Trochę się nie widzieli, sporo się zmienili, ale pewne rzeczy nie zmieniały się wcale i Jodie wiedziała, że Clive wie, bo ma oczy, gdy coś nie gra.
— Oby same specjalne rzeczy — zauważyła z nikłym uśmiechem, butelką wódki powstrzymując się przed dodaniem czegoś jeszcze, a piła dzisiaj trochę więcej niż zwykle, bo Wade ją wkurwił.
Ale nie myślała o nim już prawie wcale, właściwie to przestała myśleć tak na dobre, gdy pozbyła się topu, a Clive ani nie powstrzymał cichego komentarza, ani nie ukrywał tego, że podobało się mu to, co widział. Był słodki, gdy gapił się w nią z wrażenia, choć to nie było nic, co widział pierwszy raz. W ogóle musiał widzieć w swoim życiu całkiem sporo cycków, dlatego tym bardziej łechtało jej ego to, że lubił jej. Cycki to nie było wszystko, co miała do zaoferowania. Nie był to też tylko zajebiście zgrabny tyłek i to, że była taka śliczna, ale najważniejsze, że mu się podobała. Nie oczekiwała tego, ale kręcił ją fakt, że mimo wszystko traktował ją lepiej niż inne laski.
Wiedziała, że za nią pójdzie i, prawdopodobnie, podejrzewała, że dopadnie ją, zanim zdąży wejść do sypialni, ale przecież o to chodziło. Jodie mocniej zacisnęła palce wokół butelki, porządnie ją trzymając i jęknęła cicho przyciśnięta do ściany, zachłannie odwzajemniając pocałunek Clive’a. Uśmiechnęła się przy tym, a kiedy się od niej odsunął, ujęła w wolną dłoń jego policzek, który pogładziła i wpatrywała się w niego nawet wtedy, gdy jego wzrok uciekał niżej.
— Zajebiście — potwierdziła cicho z ciężkim oddechem, zarzucając ręce na jego kark i przyciągnęła do siebie, namiętnie całując. Też smakował tą brzoskwiniową wódką i pachniał tak jak zawsze, a był to zapach, do którego Jodie zaczęła się przyzwyczajać, znając na pamięć. Mocno przycisnęła do Clive’a swoje drobne ciało, palce wolnej ręki wplatając w jego włosy, za które pociągnęła, zmuszając do tego, żeby po pierwsze oderwał się od jej warg, a po drugie trochę odchylił głowę. Wsparła się na palcach, jeszcze bardziej napierając na niego swoim ciałem i zostawiła pocałunek na jego szczęce, zahaczając o szyję.
Usuń— Co masz ochotę ze mną zrobić? — zapytała wprost w jego skórę, drażniąc ją ciepłym oddechem i zadarła brodę, aby spojrzeć mu w oczy.
oopsie, what if I like to take risks? and make wishes come true? ;>>
W domu Jodie nikt jej nie chwalił, nikt w nią nie wierzył, nie mówił, że może wszystko, podczas gdy Clive był złotym chłopcem Mariesville, gwiazdą drużyny futbolowej, dzieciakiem tych Bennettów i on faktycznie mógł wszystko. Ona nawet nie zdążyła porządnie chcieć, a życie posadziło ją na tyłku i uświadomiło, że w rzeczy samej, jest spisana na straty. Oboje wiedzieli, jak brak wsparcia, wiary, czegoś, co pomogłoby odbudować zrujnowane poczucie własnej wartości działa na człowieka i Jodie, choć bardzo chciała, nie była wyjątkiem. Dała sobie zryć głowę. Może się nie doceniała, ale jak miała to robić, skoro przez całe życie była uczona tego podziału na lepszych i gorszych, na tych, którym się uda i którzy zawsze będą skazani na porażkę. Automatycznie wrzucała się więc w tę drugą kategorię, nie widząc w sobie absolutnie nic, co mogłoby sprawić, że to jej miałoby się udać. Przez chwilę taka szansa istniała, ale życie prędko ją zweryfikowało i to w najboleśniejszy sposób, odbierając jej nie tylko to, co kochała robić, ale przede wszystkim osobę, dla której była kimś nawet w tym pieprzonym miasteczku.
OdpowiedzUsuńJodie nie uważała więc, że zasługuje na więcej, bo co by to niby miało być? Teoretycznie mogła wyjechać z Mariesville w każdej chwili, bo jej w przeciwieństwie do Clive’a nic tutaj nie trzymało, ale co dalej? Wszędzie będzie barmanką lub kelnerką lub jedną i drugą i najprawdopodobniej w każdym miejscu będzie musiała harować na dwa etaty, głowiąc się, jak przetrwać do wypłaty, bo oprócz tego, że nic więcej nie potrafiła, to życie kosztowało. W większym mieście pewnie więcej niż w takiej mieścinie, a jej nie było na to stać. Na wielkie przeprowadzki, wynajmowanie ciasnych mieszkań za kokosy, bycie bezrobotną.
To dorosłe życie było skomplikowane, więc nie komplikowali układu, w którym byli. W myślach układali pytania, które zadaliby sobie, gdyby ze sobą szczerze pogadali, szukali słów, które by sobie powiedzieli, natomiast dłońmi robili coś, co nie dawało im przestrzeni na rozmowę. Im szybciej skupiali się na sobie, na tym niezobowiązującym seksie, natychmiast przypominając sobie, po co się spotykali, tym było bezpieczniej. Tym bardziej malało prawdopodobieństwo powiedzenia czegoś więcej, czegoś za dużo, czegoś, co pozwoliłoby im się przed sobą otworzyć albo, co gorsze, pokazać, że nie byli dla siebie tacy obojętni.
Clive miał złamane serce, a Jodie nawet jeśli bardzo próbowałaby tego nie widzieć, to i tak widziała. Wiedziała, że tak jest, bo chociaż nie znała go dzisiaj tak jak kiedyś, to wyraźnie dostrzegała zmiany, które w nim zaszły. Clive cierpiał, a ona niewiele mogła na to poradzić, więc sięgała po seks. Ratowała ich nim. Tym, że przynajmniej na chwilę mógł przy niej zapomnieć i poczuć się zajebiście.
Gdyby rozmawiali, to zapytałaby się, co tak właściwie stało się w Savannah i czy w ogóle chciał o tym rozmawiać. Powiedziałaby mu, że ci ludzie, którzy mu to zrobili, nigdy nie zasługiwali na to, żeby był w ich życiu. Powiedziałaby, że miał prawo być wkurwiony, zraniony, pełen żalu i niezgody wobec tego, co się wydarzyło, mogło go boleć, choć nie mógł ulegać temu bólowi zbyt długo, bo przecież z każdego przejebania da się wyjść.
Może kiedyś przyjdzie taki moment, że coś wreszcie sobie powiedzą i nie będzie na to za późno.
Póki co to nie był odpowiedni moment, przede wszystkim przez to, że ich usta były ze sobą złączone, a gdy nie były, a oni nie całowali się ze sobą tak, jakby nie robili tego od lat i musieli to koniecznie nadrobić, to przyciskali je do swoich innych części ciała. Jeśli chodziło o Jodie, to ona mogłaby całować się z Clivem przez resztę nocy, nawet stojąc pod tą ścianą, choć byłoby miło, gdyby się przy tym choć trochę obmacali, ale i bez tego cholernie przyjemnie było to, co z nią robił.
To sprawiało, że choć Jodie ewidentnie nie powinna, to pozwalała sobie na to, aby być wobec niego bardziej czułą. Łączył ich tylko seks, niezobowiązujący układ, na który oboje się zgodzili, jednak Jodie uwielbiała korzystać z przywilejów faworytki, żeby nie sprowadzać ich zbliżeń do bezmyślnego, zwierzęcego pieprzenia. Jasne, że w ten sposób zaspokajali swoje potrzeby i wypełniali braki, ale nie musieli przy tym źle się traktować, bo chwila czułości nie sprawi, że się w sobie zakochają. Prawda?
Usuń— O, kurwa — wyrwało się jej cicho z zachwytu, gdy Clive bezwstydnie przyznał się, co miał dzisiaj w planach. Jodie miała wrażenie, że nogi lekko się pod nią ugięły, stając się jak z waty, a ona poczuła charakterystyczny ścisk w podbrzuszu. — Masz bardzo ambitne plany — skomentowała zaczepnie, całkiem zadowolona z tych ambicji, bo nie żeby go prowokowała, ale chętnie przekona się, czy Clive akurat dzisiaj sprawi, że będzie krzyczała. Już nieraz to robił, więc oboje wiedzieli, że miał wielkie szanse.
Jodie mocno przygryzła wargę niezadowolona, że Clive się odsunął i zabrał dłonie, przez co i ona musiała niechętnie odsunąć od niego swoje rączki. Jakoś tak mimowolnie uśmiechnęła się tym swoim rozbrajającym uśmiechem, odwzajemniając ten jego uśmiech, który przyjemnie kojarzył się z dawnymi czasami. Patrzyła na niego, gdy szedł w stronę sypialni i odstawiła wódkę w pierwsze lepsze miejsce, które miała po drodze, bo to prawda, że nie musieli przy sobie pić. Właściwie gdyby nie Wade i jego wiadomości, to Jodie w ogóle nie musiałaby się napić, nawet na rozruch. Ale zrobiła to, żeby oczyścić się z negatywnych emocji i zadziałało, bo miała zdecydowanie lżejszą głowę.
Jodie, korzystając z zaproszenia, powędrowała za Clivem do jego sypialni i przygryzła wargę, na krótką chwilę opierając się o framugę w drzwiach, skąd obserwowała, jak pozbywa się swoich ciuchów, choć bardzo chętnie zrobiłaby to za niego. Westchnęła, obrzuciła spojrzeniem jego ciało, które zdążyła poznać zaskakująco dobrze i czuła tę kumulującą się w podbrzuszu ekscytację, która mieszała się z podnieceniem.
Lubiła, gdy to on ją rozbierał, ale w związku z tym, że z reguły była grzeczną dziewczynką, a to było coś, co Clive w niej lubił, Jodie weszła w głąb sypialni i rozpięła swoje dżinsy. Zaczęła kręcić biodrami, powoli uwalniając się z opinającego jej ciało materiału i kłamałaby, gdyby powiedziała, że nie robiła tego z premedytacją. Oczywiście, że każdy jej ruch był przemyślany. Że celowo eksponowała swoje ciało przed Clivem, pozbywając się kolejnych części garderoby. Nawet specjalnie się wypięła, bezkarnie świecąc mu przy tym swoim zgrabnym tyłkiem w majtkach, które miały mniej niż więcej materiału, żeby podnieść dżinsy z ziemi tylko po to, aby zaraz odrzucić je gdzieś na bok.
— Tylko bez nich? — zapytała dla pewności, nieznośnie grzecznie i niewinnie, siadając na łóżku i tak dla podkreślenia swojej niewinności, przesunęła dłońmi po biuście, lekko go ściskając i bezczelnie patrząc Clive’owi w oczy, gdy odsunęła biustonosz na tyle, że kusząco odsłoniła część swoich krągłych cycków. — Czy masz jeszcze jakieś życzenia? — dopytała bezwstydnie z wyraźnym błyskiem w oku, w którym odbijała się włączona lampka, dumnie unosząc przy tym brodę i nie kryła wyraźnego zadowolenia, które malowało się na jej zarumienionej twarzy.
Założyła, że jeśli Clive planuje wylądować między jej nogami, to powinna zrobić mu między nimi miejsce, dlatego odchyliła się i oparła na łokciach, zachęcająco rozsuwając uda.
go ahead, I can't wait to feel you ;>>
Pewnie to sprawiało, że Jodie zawsze czuła się przy nim dobrze, nawet po tym, gdy zdążyli zapomnieć i przypomnieć sobie o swoim istnieniu, choć tak naprawdę ona nigdy nie zapomniała, bo Mariesville nawet na to jej nie pozwalało. Za to, gdy się jeszcze przyjaźnili i spędzali czas na czymś innym niż ruchaniu, to Clive dawał Jodie poczucie normalności. Nie skupiał się na podziałach, nie kierował stereotypami i sprawiał, że jej życie było przyjemniejsze, choć nigdy mu tego nie powiedziała. Nie zdążyła, a może nie chciała, bo ostatecznie i tak wiedziała, że ma przejebane, a on nie. Dopadło ją to wszystko później, gdy nie wyjechała z Mariesville, nie przeniosła się do Camden, tylko została w miejscu, które ją dusiło, ale równocześnie było wszystkim, co znała, więc wydawało się najbezpieczniejsze dla kogoś, kto właśnie stracił grunt pod nogami, dlatego chyba potrafiła zrozumieć, dlaczego Clive ze wszystkich miejsc na świecie wybrał właśnie to.
OdpowiedzUsuńOprócz tego, że Clive miał miękkie serce, to Jodie uważała go za wrażliwego faceta, który ostatnio trochę się pogubił, więc odstawiał beznadziejne akcje, ale robił to tak, żeby najbardziej skrzywdzić siebie. Nie rozmawiali o tym, bo niby z jakiej racji mieliby, skoro praktycznie o niczym nie rozmawiali, ale widziała, co się z nim działo. Czasami, tak z czystej troski, która przecież nie była podszyta niczym więcej niż sentymentem, martwiła się o niego. Robiła to, ponieważ jak na kogoś, kto uważał, że z każdego przejebania da się wyjść i nigdzie nie jest napisane, że tak musi być już zawsze, coś uparcie się z tego nie wygrzebywał, a może nawet jeszcze bardziej w to brnął.
Nie czuła się za niego odpowiedzialna i nie czuła, żeby Clive oczekiwał od niej więcej niż to, żeby odpisywała mu na wiadomości i przychodziła na spotkania, gdy się umówili, Jodie nie wiedziała nawet, czy zapytałaby się go co tam, bez podszywania tego podtekstami i zaczepnym tonem, bo szczerze wątpiła, że powiedziałby jej prawdę, ale tak ogólnie, to dużo o nim myślała. I to niekoniecznie o tym, że był zajebisty w łóżku, a ona nie może doczekać się następnego razu, choć to też była prawda.
Dość samolubnie lubiła jego obecność w swoim życiu. Nieregularną i taką, że nie wchodzili sobie w drogę, bo chociaż mieszkali w jednym miasteczku, mając się praktycznie pod nosem, a niekiedy jeszcze bliżej, to pozwalali na to, żeby ich życia toczyły się własnym torem, do którego wpadali na chwilę i wypadali szybko, jakby zostanie na dłużej groziło katastrofą. W pewnym sensie emocjonalne przywiązywanie się do Clive’a byłoby dla Jodie katastrofą. Nie chciała tego, bo już raz to zrobiła, a gdy ponownie odkryła, że wciąż jest z nim fajnie i miło, to zrozumiała, że miałaby jeszcze bardziej przejebane niż kiedyś.
Wychodziło im, dlatego nie próbowali tym nawigować i dodawać czegoś, co nie było potrzebne, a niosło ze sobą pewne ryzyko, choć Jodie nie skłamałaby, gdyby powiedziała, że w pewnym sensie i tak czekała aż to wszystko między nimi się skończy, bo takie rzeczy zawsze się kończyły.
Póki co jednak czekała na coś innego, ponieważ Clive rozpalił ją tymi pocałunkami, poleceniami, planami, które nawet jeśli niczym nie różniły się od tego, co zwykle robili, to jednak doprowadzenie Jodie do krzyku, to nie była taka prosta sprawa, chociaż wobec niego stawała się wyjątkowo uległa. Ufała mu na tyle, żeby to robić i to było coś, czego najwyraźniej potrzebowała, żeby całkowicie się mu oddawać. Tego dziwnego poczucia bezpieczeństwa, tej świadomości, że z nim zawsze było tak, jak powinno. Pomagały w tym czułe gesty, które mieszały się z tymi bardziej stanowczymi, a których konsekwentnie sobie nie odmawiali, bo tak lubili najbardziej. Tak im się podobało, tak nadawali temu czegoś lepszego od bezmyślnego pieprzenia, choć wciąż robili to tak, żeby nie przesadzać.
Jodie bywała samolubna, dlatego uwielbiała, gdy Clive się nią zajmował, skupiał na niej i sprawiał, że traciła zdolność logicznego myślenia, plącząc się w słowach przepełnionych aprobatą wobec tego, co z nią robił, ale to był uczciwy układ, więc tak jak on dbał o nią, tak ona dbała o niego. Wiedział, że gdyby jakimś cudem trafił do niej w ten gorszy dzień i pozwolił jej zobaczyć się w fatalnym stanie, to do niczego między nimi by nie doszło. Nie przeruchaliby się ze zwykłej uczciwości.
UsuńJodie uśmiechnęła się, obserwując Clive’a z fascynacją, kolejny raz uświadamiając sobie, jak kurewsko ją kręcił i że nawet to, jak rozpinał spodnie i pozbawił się paska, było cholernie seksowne. Spomiędzy jej rozchylonych warg wydostał się niekontrolowany, drżący oddech, kiedy Clive oparł się o łóżko najpierw kolanem, potem dłonią, a potem wreszcie pozwolił Jodie poczuć swój ciężar ciała. Szybko ujęła jego twarz w dłonie, opadając na miękki materac, ale pocałunki odwzajemniała zaskakująco powoli, zgodne z tempem, które narzucił. Było w nich trochę zachłanności, bo pragnęła go, ale przeważało to, że były takie dokładne i czułe. W tym samym czasie dłonie Jodie przesunęły się z twarzy Clive’a na jego kark, który muskała opuszkami, następnie na łopatki i wzdłuż ramion, bezkarnie go dotykając. Miała jeszcze ochotę, żeby wcisnąć je ponownie do jego spodni, choć i bez tego czuła, co z nim robiła, ale nie zdążyła, bo pocałunki, które Clive przeniósł z jej ust na szyję i dekolt, skutecznie ją rozproszyły. Westchnęła przeciągle, odruchowo przymykając oczy, rozkoszując się mokrą ścieżką, którą wyznaczały jego usta, przemykając przez najwrażliwsze miejsca, w których mógł zostawiać ślady, bo nie umawiali się, że to zakazane. Niebezpieczne z uwagi na Wade'a i jego popierdoloną głowę, ale Jodie była wolna i w dodatku uwielbiała, gdy Clive ssał albo przygryzał jej skórę. Szybko pomogła mu uporać się z biustonoszem, który także gdzieś niedbale porzucili. Palcami jednej dłoni znów przesuwała po skórze Clive’a, palcami drugiej przeczesywała jego włosy, czując konsekwentnie budujące się w podbrzuszu niecierpliwe podniecenie, które sprawiało, że już pulsowała, choć jej nie dotknął i marzyła o tym, żeby wreszcie to zrobił.
Rozmarzona uchyliła powieki, obserwując Clive'a z ekscytacją i zachwytem, ale też pewnym wyzwaniem, które niemo mu rzucała, jakby chciała poczuć jeszcze więcej. Im wędrował niżej, tym trudniej było podążać wzrokiem za pocałunkami, które zostawiał, dlatego Jodie podparła się na łokciach i zacisnęła usta, gdy ich spojrzenia się spotkały, a ona ponownie mogła obserwować go z przyjemnością. To, że, kurwa, wylądował przed nią na tych kolanach, czym dosłownie odebrał jej mowę. Doprowadził do tego, że rozpalona wpatrywała się w niego z podnieceniem wymalowanym na twarzy i dopiero roześmiała się cicho na jego komplement. Niewiele w tej chwili robiła, ale cholera, podobało się jej, że to mówił. Że go jarała.
Uniosła biodra, ułatwiając mu zdjęcie majtek, które były w tym momencie tak niepotrzebne, że aż przeszkadzały i niekontrolowanie wstrzymała oddech, gdy Clive zbliżył usta do jej ud. Poczuła, jak bicie jej serca przyspiesza i że w oczekiwaniu, by poczuć go na sobie i tę słodką ulgę, która wraz z nim nadejdzie, instynktownie napina mięśnie, podsuwając się w jego stronę.
— Kurwa, Clive — wymamrotała, czując, że się niecierpliwi, że nie może się doczekać, podczas gdy on tymi pocałunkami po wewnętrznej stronie ud jeszcze bardziej ją nakręcał i sprawiał, że robiła się mokra. — Jaki ty jesteś zajebiście seksowny — wyrzuciła z siebie prawie na jednym wdechu, przygryzając wargę i palcami przesunęła do tyłu kosmyki włosów, które opadły na jego czoło.
better not, especially since you're already on your knees <3
W sumie to Jodie nic nie wiedziała. Nie wierzyła plotkom, nie ufała ludziom, którzy powtarzali niesprawdzone, wyrwane z kontekstu informacje i w dodatku sama tyle razy padła ofiarą takich pomówień, bo komuś coś się wydawało, że z dużym dystansem podchodziła do tego, co ludzie mówili. A mówili dużo i często, bo urok tego miasteczka polegał na tym, że ludzie się znali. Lubili mniej lub bardziej, kojarzyli lepiej lub gorzej, ale zawsze na tyle, żeby móc o kimś pogadać. Clive był znany, bo oprócz tego, że był złotym chłopcem Mariesville, którym zachwycały się wszystkie starsze i młodsze sąsiadki, to jeszcze był synem znanych ludzi. Od urodzenia był więc skazany na bycie człowiekiem pozbawionym anonimowości, ze spojrzeniami skierowanymi w jego stronę i szeptami, które komentowały każdy jego krok. Kurwa, Jodie chyba palnęłaby sobie w łeb, gdyby ledwo się urodziła, a ludzie oczekiwaliby od niej samych wspaniałych rzeczy i wyborów, ale Clive świetnie znosił tę presję. Jego powrót wzbudzał w mieszkańcach poruszenie, bo nie tylko Jodie widziała go w innym miejscu. Ludzie więc gadali. Jeśli Clive zapytałby Jodie co mówili, to odpowiedziałaby mu, że dużo, bo mniej więcej każdy zastanawiał się, dlaczego tutaj wrócił i dlaczego sam, skoro podobno od dawna miał jakąś dziewczynę. To nie był przytyk, ale nikt, nawet ludzie, którzy kochali Mariesville, nie uważali, że takie nagłe powroty nie są podejrzane, a im mniej wiedzieli, tym więcej sobie dopowiadali.
OdpowiedzUsuńNo i każdy miał oczy, więc nie było jakoś szczególnie trudno zauważyć w barze pijanego Clive’a, który w tym swoim wypasionym, policyjnym mundurze zawsze wyglądał porządnie, a bez niego zachowywał się trochę tak, jakby postanowił, że musi zrobić wszystko, żeby się upodlić. Pił, otaczał się laskami, które wyrywał na swój śliczny uśmiech i ładne oczy, a one chętnie rozkładały przed nim nogi. Jodie niewiele była od nich lepsza, w sumie to wcale nie była, ale powtarzała sobie, że zna go bardziej, więc to coś innego. Clive wciąż jednak był w oczach wielu mieszkańców tym złotym chłopakiem, który skrada serca starszych sąsiadek i łamie serca tych młodszych, a fakt, że pomagał matce, działał na jego korzyść. Pomagał tuszować inne zbrodnie, bo dużo osób obojętnie machnie ręką na to, że upił się w barze, przecież był młody, po robocie i miał swoje potrzeby, a zachwyci tym, że jego matka miała w nim oparcie.
Jodie słyszała więc sporo, ale nic nie wiedziała, no oprócz tego, że Clive był zajebisty w łóżku, co była święcie przekonana, że przypadkiem usłyszała kiedyś obsługując jakieś przyjezdne laski. Widziała może więcej, ale uparcie nie wtrącała się w jego życie, bo nie czuła, że powinna. Clive’owi dobrze szło udawanie, że ma we wszystko wyjebane, Jodie zaczęła podejrzewać, że może być inaczej tylko dlatego, że sama tak robiła. Sama udawała. Czasami łapała się na tej myśli, że może powinna z nim pogadać, skoro było sporo znaków, że coś jednak nie gra, a ta poza, którą przyjął Clive była jedynie pozą, ale potem szybko wybijała to sobie z głowy. Nie mogła mierzyć go swoją miarą, choć z drugiej strony nic by się nie stało, gdyby zapytała. Oprócz tego, że mógłby się na nią wkurwić i kazać spierdalać, a tego nie chciała.
Nie chciał jej uwagi, więc nie dawała mu jej więcej niż ta, która ograniczała się do wspólnych nocy, choć te czułe gesty, które czasami z nich wychodziły, chyba zdradzały, że mogłaby mu dać jej jeszcze więcej. To też czasami przerastało Jodie, bo wiedziała, że żadne z nich nie nadaje się do relacji ambitniejszych niż sam seks, nie po tym, jak dosłownie przeżuły ich poprzednie związki. Wade przetyrał Jodie tak bardzo, że dopiero, gdy z nim zerwała, poczuła, że może oddychać, ale nie na długo, bo Wade nie zniknął z jej życia, tylko wciąż je zatruwał.
Wtedy ją tłamsił, początkowo mydląc oczy czuły obietnicami, których Jodie nie potrzebowała wiele ani zbyt wielkich, bo była zjebana i potrzebowała kogokolwiek, ale nie sądziła, że trafi na kogoś aż tak pojebanego, a teraz prześladował. W każdym z tych wariantów dodatkowo się na niej wyżywał. W jej życiu nie było miejsca na prawdziwy związek, za to układ z Clivem był wygodny, bo nieograniczający, ale jedyne, co nie grał, to fakt, że podpadł tym Wade’owi i miał u niego przejebane tak dla zasady.
UsuńClive był dla Jodie męski i seksowny, zajebiście męski i seksowny, kręcił ją tak, że wracała do niego po więcej i starała się, żeby ich układ trwał w najlepsze, ale jednocześnie wiedziała, że jest czymś skrzywdzony, bo gdyby tak nie było, to pewnych rzeczy po prostu by nie robił, bo był na to zbyt wrażliwy, dlatego musiał uciszać swoje sumienie alkoholem.
Prawda była taka, że oboje czymś się przy sobie zapychali. Clive tym, jaka Jodie była w niego wpatrzona, że uważała go za męskiego i silnego, że w pewnym sensie go podziwiała, a on jej dawał uwagę. Sprawiał, że przez pół godziny albo godzinę czuła się tak, jakby była najważniejsza, a cały ten świat, który ją skopał, to miasteczko, Wade, dwie prace, które coraz trudniej było jej pogodzić, nie istniało. Istniała tylko ona i Clive.
Uzależniała się od tego, w jaki sposób czuła się przy nim. Od tego, że chociaż wiedziała, że jest śliczna, ma zajebiste nogi, cycki, tyłek, bo najebani faceci w barze powtarzali jej to na okrągło, myśląc, że takie komplementy i noc z nim to szczyt jej marzeń, to dopiero z ust Clive’a brzmiało to po prostu inaczej. Lepiej. Jemu chciała się podobać, chciała go jarać, chciała, żeby z wrażenia brakowało mu słów. Lubiła, gdy patrzył się na nią tak, jak tylko on potrafił to robić, a potem całował tak, jakby po tym seksie wcale nie rozchodziliby się praktycznie bez słowa.
Jodie jęknęła cicho, czując pieczenie w miejscu, w którym Clive zostawił wyraźny ślad po swoich ustach i zębach, przez co mimowolnie pociągnęła za jego włosy. Kontrolnie spojrzała w tamtą stronę, zauważając, jak szybko nabiera mocnych kolorów. Obserwowała go, chłonąc każdy ruch i gest, którym się ekscytowała. Znowu z jej ust padł niewybredny komentarz, których przeciągnęła, gdy poczuła na sobie, tam, gdzie była już tak dokładnie rozpalona i mokra, jego usta. Zabrzmiało to tak, jakby mówiła coś w stylu ojapierdolękurwatak, wstrzymując przy tym oddech, który wypuściła dopiero po chwili, wzdychając słodko. Odchyliła głowę, czując jego język, który spotęgował rozkosz, jednocześnie przynosząc ulgę i ochotę na więcej. Patrzyła na Clive’a absolutnie zachwycona jego widokiem między swoimi udami, a wyglądał tak seksownie, że samo patrzenie na niego sprawiłoby jej przyjemność, którą obecnie aż przesiąkała. Była taka wrażliwa na jego dotyk, natomiast on wiedział, jak go używać, by doprowadzić ją do szaleństwa. To nieprawdopodobne, że tak szybko zdążył się jej nauczyć.
Napięła brzuch, aby unieść się trochę wyżej, żeby móc na niego patrzeć, prosto w jego oczy, które co jakiś czas na nią unosił, ale nie wytrzymała tak długo. Musiała zacisnąć oczy, gdy jeszcze mocniej i dokładniej poczuła jego język. Odchyliła głowę i jęknęła głośno, opadając na materac.
Gwałtownie złapała za jego dłoń, której palce mocno wbijał w jej biodro, ale jakoś tak kompletnie nie skupiała się na ewentualnym bólu. Niekontrolowanie, instynktownie poruszyła biodrami, a raczej próbowała poruszyć, jakby chciała uciec przed natłokiem tej oszałamiającej rozkoszy, którą jej dawał, ale nie mogła.
Usuń— Clive — wyrzuciła z siebie nagle, trochę słodko, zdradzając się z tego, co z nią wyprawiał, a trochę upominająco za to, jak stanowczo ją przy sobie trzymał, sprawiając jej obezwładniającą przyjemność. Bezczelny. — Jesteś… najlepszy — jęknęła i jeszcze mocniej zacisnęła palce na jego nadgarstku, drugą dłonią lekko uderzając w materac, zanim wplotła ją w jego włosy, nie panując nad tym, że tak jakby trzymała go teraz przy sobie, podczas gdy jej biodra wyrywały się w jego stronę, pod te usta i język, błagając o więcej.
the views from above are also very impressive ;>>
Jodie nie miała bardziej przejebane od Clive'a, ale miała dłużej, więc wiedziała, jak to jest, gdy nagle cały świat i wszyscy ludzie są źli. Wiedziała, jak to jest stać się dla siebie największym wrogiem, nie mieć motywacji, chęci i siły, żeby cokolwiek zmieniać, choć z drugiej strony jakiś instynkt przetrwania wręcz każe się ratować. Jodie wiedziała także, jak to jest, gdy z planu na resztę życia wychodzi przyjemne nic i nagle wraca się do punktu wyjścia, ale z tą różnicą, że tym razem nie ma się nic, bo wszystko, co się miało, właśnie przestało mieć prawo bytu. Dużo wiedziała, bo nie była głupia, ale nie miała za to pojęcia, jak musiał kurewsko boleć upadek ze szczytu, bo tam nigdy nie trafiła. Miała też ten plus, że nikt nie pokładał w niej wielkich nadziei i nie uważał, że coś osiągnie, więc było jej łatwiej ukryć się w miasteczku i udawać, że tak, zawsze marzyła, żeby być barmanką i kelnerką. Że użeranie się pijanymi albo upierdliwymi klientami to jej hobby.
OdpowiedzUsuńPrzypuszczała więc, że Clive bardzo cierpiał, ale ani się nie skarżył, ani nie żalił, tylko stworzył swój pojebany sposób na to, żeby jakoś poradzić sobie z tym, że został zraniony, straumatyzowany i kopnięty w dupę przez osoby, na których mógł i powinien polegać, ale cierpiał i oni nie potrafili też zrozumieć. Z kolei tego zachowania nie potrafiła zrozumieć Jodie, ale być może dlatego, że była w swoim życiu tak bardzo samotna, że szanowała każdą bliską znajomość. Dbała o nią, starała się. Walczyła nawet o to, co łączyło ją z Wadem, bo myślała, że go kocha i że miłość czasem boli.
Jodie nie uważała się za koło ratunkowe dla Clive’a, ponieważ nie robiła dosłownie nic poza tym, że się z nim chętnie pieprzyła, żartowała albo flirtowała, ale jeśli tak było, to jej to nie przeszkadzało, choć raczej nie była odpowiednim wyborem. Mariesville było pełne lasek, które bardziej od niej nadawały się do tej roli, choć było coś w tym, że w pewnym sensie Jodie miała oko na Clive’a i gdy był z nią, to nie pozwalała mu się upadlać. I nigdy mu nie pozwoli, bo chociaż nie chciała się wtrącać, w końcu to nie był obszar życia, do którego została zaproszona, to nie byłaby w stanie bezczynnie patrzeć, jak Clive mści się na sobie za to, że został skrzywdzony.
To może dziwne, ale lubiła, gdy spędzał z nią czas, ponieważ czuła, że chociaż głównie to ona ulegała jemu, godząc się na to, co pragnął z nią zrobić, to ma jakąś przynajmniej pozorną kontrolę nad tym, co Clive wyprawia. No i była wobec niego czuła, słodka, dobra, starała się, chcąc sprawić mu tak zajebistą przyjemność, żeby za każdym razem, gdy nachodziła go ochota, żeby przelecieć jakąś obcą laskę, przypominał sobie o niej i tym jak zajebiście im było. Nie z zazdrości, bo tego do siebie nie dopuszczała, choć to oczywiste, że wolała, żeby był z nią, niż rozbijał się pijany po kiblach z byle kim, ale z troski.
Clive nie tylko był zajebisty w łóżku, Jodie dostrzegała w nim znacznie więcej, bo najwyraźniej jakaś jej część wciąż próbowała, pomimo tylu zmian, które w nim zaszły, traktować go jak przyjaciela. Poza tymi oczywistymi rzeczami, które im uległy, Clive nadal był porządnym facetem, który jak nikt inny miał szansę, żeby wyrwać się stąd i zrobić to nie dla kogoś, tylko dla siebie. W tej chwili to on powinien być dla siebie najważniejszy, a to życie, które mu popisowo się posypało, ułoży się. Jodie w to wierzyła, a to sporo znaczyło, bo z reguły była tej wiary pozbawiona.
Dobrze im się trafiło, że trafili na siebie. I to w takich momentach życia, w których okazało się, że byli dla siebie tym, czego najbardziej potrzebowali. Jakby naprawdę do siebie pasowali, choć z drugiej strony wszystko udowadniało im, że nie mogą. Ale Jodie podobało się to, co między nimi było i dopóki każdemu z nich taki układ odpowiadał, a był on uczciwy, to zamierzała z niego korzystać. Nie ukrywała tego, że spotkania z Clivem jej pomagały.
Były formą rozrywki i dobrej zabawy, ale dla niej też czymś, co ją ratowało. Wyrywało ze szponów Wade’a, pozwalało zatopić się w bliskości, która nie sprowadzała się do suchego ruchania, nawet gdy musieli się uwinąć, pomagało oderwać się od rzeczywistości, która naprawdę robiła wszystko, żeby Jodie dała sobie już spokój, a ona jak na złość nie dawała. Prawdę mówiąc, jej seks z Wadem był bardziej nieczuły, nijaki i bezrozumny niż ten, który łączył ją z Clivem.
UsuńNie wiedział, ale pomagał jej, podnosząc poczucie wartości, które w dalszym ciągu błędnie mierzyła, nie tą skalą, którą powinna, jednak najważniejsze, że traktował ją lepiej niż inne laski. Tyle na nią działało. Bo czuła się seksowna, piękna i lepsza od innych, przynajmniej ten jeden raz.
Och, Jodie chętnie pokieruje Clivem, bo nie była wstydliwa, tylko czasami zgrywała przed nim taką niewinną, żeby jeszcze bardziej go podkręcić, wzmacniając poczucie męskiego mężczyzny, ale rzecz w tym, że nie musiała mówić mu, co ma robić, ponieważ doskonale wiedział. Wyprzedzał jej myśli, a potem, tak jak dzisiaj, spijał z niej efekty swojej ciężkiej pracy.
Nie miała pojęcia, czy powinna poudawać przed nim, że powinien postarać się bardziej dla jej aprobaty, którą już zdecydowanie dostał, ale podejrzewała, że jej uległe i słabe ciało, by na to nie pozwoliło. Mogłaby próbować, jednak na próżno, bo zdradzały ją wszystkie reakcje, których nie kontrolowała, a Clive zdążył poznać jej ciało na tyle, że wiedział, kiedy blefuje.
Teraz obnażała się przed nim ze wszystkiego; z każdej, nawet najmniejszej fali przyjemności, która przebiegała przez jej ciało. Była przy tym głośna, jęcząc nie tylko z rozkoszy, ale też delikatniej frustracji, gdy Clive uparcie nie pozwalał jej poruszyć biodrami, dając jej taką przyjemność, że zaczęła pulsować i zaciskać mięśnie szybciej, niż przypuszczała.
Ciężko jej się myślało, ale nie umknęło jej uwadze to, że Clive pozwolił Jodie złapać się za dłoń, zamknąć ją w ciasnym uścisku i trzymać, gdy jego język i usta wciąż były tam, gdzie robiła się coraz bardziej mokra. Odpowiedziała na ten gest, ściskając jego dłoń naprawdę mocno, tak mocno, jak silne było to, co budowało się w jej podbrzuszu. Wyżywała się na nim tak bardzo, jak sam tego chciał i nie ustąpiła nawet wtedy, gdy na chwilę się od niej oderwał, dając jej naprawdę krótki moment wytchnienia, który wykorzystała na to, by zaczerpnąć powietrza.
— Jeszcze trochę — poprosiła rozkosznie, znów czując go na sobie. Mocniej zacisnęła palce na jego włosach, jakoś tak zupełnie odruchowo przyciskając go do siebie tym bardziej, im bliżej była. Patrzyła na niego rozmytym, półprzytomnym, jakby odurzonym spojrzeniem, tak oszołomiona tym, co z nią robił i leniwie przesunęła go na ich splecione dłonie, przygryzając dolną wargę, by choć trochę stłumić jęki, ale to nie było możliwe, bo niekontrolowane wyrywały się z jej gardła. Pełne aprobaty, jego imienia wypowiadanego łamiącym się głosem, przeplatających się z głośnymi westchnieniami i nieustannie powtarzanymi tak,tak,tak. — Nie przerywaj — błagała znowu, wciąż niewinnie, choć ściskała jego dłoń tak, jakby chciała mu w ten sposób przekazać, że jeśli jednak przerwie, to, kurwa, ją wkurzy.
Syknęła, czując, jak w jej biodro wbijają się jego palce, zostawiając po sobie czerwone ślady, ale tym razem po drugiej stronie, aż nagle opadła na łóżko i przewróciła oczami z przyjemności, która zawładnęła jej drobnym ciałem. Rzuciła przy tym jego imieniem i nieznacznie oderwała lędźwie od łóżka, napinając mięśnie. Drżała, gdy orgazm przedzierał się przez jej ciało, zmuszając do tego, że próbowała zacisnąć uda.
Jodie potrzebowała długiej chwili, żeby odzyskać świadomość i panowanie nad własnym ciałem, a kiedy otworzyła oczy, to wbiła je w sufit, głośno oddychając. Palce leniwie zsunęła z włosów Clive'a na kark.
— Chodź do mnie — wyrzuciła z siebie cicho, chcąc przeżyć resztki tego spełnienia w jego ramionach.
I suspect that it's not just the scenery that's a favorite ;>
To prawda — nie ruchali się po to, żeby zaglądać sobie w duszę i odsłaniać kawałek po kawałku, choć Jodie czasami wydawało się, że mimowolnie zdarza się im to zrobić, a wtedy dostrzegali więcej. Clive potrafił zauważyć, kiedy Jodie przeczytała o jedną wiadomość za dużo albo gdy łapały ją rozterki, a ona widziała, jak raz jest z nim lepiej, raz gorzej. Tyle mogła więc dla niego zrobić, że przez chwilę czuł się przy niej dobrze, ale oboje wiedzieli, że to było złudne i trwające tyle ile seks. Że kończyło się, gdy Jodie wciskała tyłek w spodnie i zamykała za sobą drzwi. Wszystko podpowiadało jej, że najprawdopodobniej samopoczucie Clive’a nie było czymś, o czym powinna myśleć częściej niż wtedy, gdy znajdowali czas dla siebie, ale nie była bezduszna i myślała, choć doskonale wiedziała, z jakich powodów pozostawali na siebie zamknięci. Otwarcie zaczynało się tam, gdzie wszystko co sprośne, nieprzyzwoite i bezwstydne, a kończyło w momencie, w którym musieliby ze sobą porozmawiać. W momencie, który śmiało pozwolił Jodie przyznać, że nie jest okej, ale absolutnie nie pozwolił jej rozwinąć wyznania, korzystając z okazji, że Clive zapytał, że dał jej szansę, by zrobiło się jej lżej. Trochę nie była pewna, czy pytając, zdawał sobie sprawę z tego, że jeszcze usłyszy prawdę, czy robił to, bo wypadało zapytać, skoro przed chwilą go obmacywała, a nagle siedziała cicho, ale przede wszystkim to było jej wstyd i nie chciała zrzucać na niego swoich problemów, gdy on własnych miał w cholerę. Nic by to nie zmieniło.
OdpowiedzUsuńJodie i Clive jak na bezproblemowych ludzi byli bardzo skomplikowani w tej swojej prostocie. W tym, że swoją znajomość nazywali tylko układem bez zobowiązań, którego fajność podkreślali na każdym kroku, ale równocześnie pozwalali sobie na te przydługie spojrzenia i myślenie o tym, że w sumie to chętnie by ze sobą pogadali, bo kiedyś potrafili i im wychodziło i coś podpowiadało, że dziś wzajemnie by się zrozumieli, nie oceniając przy tym, jednak z drugiej strony to było tak dawno temu, że zdążyli się zmienić, bo to dorosłe życie, za którym tak się uganiali, porządnie ich przemieliło.
Brak oczekiwań minimalizowało ryzyko zawodu i to była kolejna z przyjemniejszych rzeczy, która się z nimi związała, bo przez te kilka miesięcy spotkań, tych nieustannych powrotów do siebie, Clive stał się w życiu Jodie czymś na ten ich pojebany sposób stałym, czymś, do czego zdążyła się przyzwyczaić, polubić, wyczekiwać i sądzić, że jej nie rozczaruje, choć ten jeden raz miał na swoim koncie. Tylko tym razem, w przeciwieństwie do tamtych czasów, niczego od niego nie oczekiwała.
Na nic nie liczyła, bo Jodie, choć to mogło brzmieć śmiesznie, biorąc pod uwagę obecność w jej życiu Wade’a, nie pozwalała się krzywdzić. W jakimś sensie lubiła czuć ból, lubiła te wszystkie autodestrukcyjne rzeczy, które sprawiały, że czuła się ze sobą jeszcze gorzej i jeszcze bardziej miała wszystkiego dość, a potem kazała sobie wziąć się w garść i brała, bo rachunków, które ostatnio stanowiły jej największą motywację, nikt za nią nie zapłaci. Motywację, by być całkiem ogarniętą stanowił również Clive, ale w umiarkowany sposób i nie za bardzo, bo nie mogła polegać na tym, co sobie zbudowali. Jednocześnie lubiła spotkania z nim, lubiła seks, lubiła, że miała do kogo pójść i że on przychodził do niej, a choć nie rozmawiali, to dawali sobie coś, co działało.
Coś na pewno było w tym, że unikanie dodatkowych problemów stało się ich priorytetem, chociaż Clive czasami zachowywał się tak, jakby wręcz ich szukał albo liczył na to, że same go znajdą. Jodie przynajmniej tego nie robiła, postanowiwszy nie dokładać sobie więcej niż to, co zapewniał jej Wade.
I tak się miotła między tymi chujowymi uczuciami, które wywoływał w niej były, sprawiając, że czuła się jak gówno, które zasługiwało na to, jak ją traktował, a między tym wszystkim cudownym, co wywoływał w niej Clive, dodając jej siły.
Wolała to drugie, bo wtedy czuła się tak zajebiście błogo, że chciała więcej. Od niego zawsze chciała więcej, bo kręcił ją bardziej niż ktokolwiek i póki co to właśnie na nim skupiała swoje pragnienia, zresztą, był odpowiedzialny za większość z nich i nawet szybkie numerki musiały być porządne.
UsuńPodobały się jej każde spotkania, na jakie się decydowali, ale musiała przyznać, że najbardziej lubiła właśnie takie jak dzisiaj. Kurwa, uwielbiała je, choć najbardziej odbiegały od prostolinijności układu. Clive był nią taki zachwycony, widziała to w jego iskrzących się oczach, którymi zerkał na nią z pożądaniem, dzielnie pracując językiem między jej nogami, mocno ją przy sobie trzymając, znacząc jej ciało, pozwalając im spleść ze sobą dłonie, robiąc, kurwa, wszystko co ryzykowne. Gdyby Jodie się nie pilnowała, gdyby straciła zdrowy rozsądek jeszcze bardziej i zbyt długo wpatrywała się mu w oczy, to źle by skończyła. Ale najwyraźniej podniecało ją balansowanie na tej granicy, lubiła to swoje własne sadomaso, od którego była wręcz tak uzależniona, że nie mogła się nim nasycić. Nie wiedziała, czym sobie zasłużyła na to, że Clive postanowił spełniać jej dzisiejsze zachcianki i tak o nią zadbać, ale nie narzekała, właściwie to mało była w stanie powiedzieć, gdy orgazm przejął kontrolę nad jej ciałem.
Dyszała z sercem dudniącym w klatce piersiowej i jedyne, co wiedziała, to, że cholernie mocno chciała poczuć Clive’a, w którego oczy spojrzała, kiedy się nad nią pochylił, a wzrok wciąż miała rozmarzony. Rozchyliła usta, gwałtownie wciągając powietrze, gdy poczuła między udami ich dłonie, które dotykały jej, gdy była taka wrażliwa, że nawet najmniejszy gest sprawiał, że mimowolnie próbowała zacisnąć nogi, ale zamiast tego mogła jedynie mocno objąć nimi Clive’a. Spojrzała więc w dół, komentując to dosadnym ja pierdolę, które szybko ucichło w nagłym pocałunku. Odwzajemniła go łapczywie, lekko odrywając głowę od łóżka, aby mocniej naprzeć ustami na usta Clive’a, choć ich palce nie próżnowały, dokładając jej rozkoszy. Wzdychała, wypychając klatkę piersiową w jego stronę, ocierając się o niego piersiami i czuła, jak wiele mógł jej jeszcze dać.
— Bardzo lubię — przyznała pewnie, choć szeptem, dopiero teraz uświadamiając sobie, że to kolejny raz, gdy go do siebie wzywała, chcąc poczuć bliskość, a naprawdę nie minęło jakoś szczególnie dużo czasu od chwili, w której przekroczyli próg jego mieszkania. Jodie przybliżyła wolną dłoń do twarzy Clive’a i najpierw przeczesała palcami jego włosy, następnie zsunęła ją na jego policzek, dotarła do jego ust, po których czule i z niebywałą lekkością przesunęła opuszkami, starannie obrysowując ich kształt, aż na koniec te same palce zbliżyła do swoich warg i przejechała po nich językiem. Bezwstydnie, prowokacyjnie, z tymi swoimi ślicznymi oczami wbitymi w jego. — A ciebie to kręci, co nie? — zagadnęła, figlarnie przygryzając palec, nawiązując do tego, że bardzo lubiła go przy sobie mieć, choć mogło to brzmieć dwuznacznie, a każde z tych znaczeń nosić w sobie prawdę.
— Czujesz, co ze mną robisz? — wyrzuciła z siebie, a chociaż była przekonana, że czuł, to i tak mocniej przycisnęła do siebie ich dłonie, bardziej rozchylając uda, aby dokładnie poczuli, jak bardzo była mokra. Nie oszczędzała sobie dotyku i jęczała przy tym wprost w usta Clive’a, muskając je i delikatnie złapała za jego szczękę, przytrzymując przy sobie. — To przez ciebie jestem taka mokra, zrób coś z tym — zachęciła bezczelnie, zębami zahaczając o jego dolną wargę, za którą pociągnęła, a biodra niby to mimowolnie wypchnęła w jego stronę. — Chcę cię błagać — wyznała zmysłowo, wyszeptała to tak, jakby to był jakiś sekret, ale Clive wiedział, że Jodie naprawdę potrafiła ładnie prosić.
I głośno.
you'd better stop or it might end badly ;>>>>>