6.09.2024

[KP] Rowan Johnson

ROWAN JOHNSON
// szeryf Mariesville

Był doskonałym przykładem rozczarowania i nie tak bardzo czarną, ale jednak, owcą, która zniszczyła przyszłościowe plany jednym, srogim wybrykiem, zapomnianym, na szczęście, już lata świetlne temu. Nie płakał z tego powodu, bo to nie jego plany wzięły w łeb, a ambitnych rodziców, którzy po dziś dzień trochę się za to wstydzą, i nigdy nie żałował, choć życie miałby sielankowe, gdyby dorobił się prawniczego tytułu i strzelał z paragrafów na prawo i lewo, nie ograniczając się jedynie do prawa Mirandy i swojej broni. Ale stara szeptucha zawsze przepowiadała, że z tego dzieciaka to mecenasa nie będzie; przecież to archetyp wojownika, gotowy wykorzystać swoją siłę dla dobra wspólnego, a nie własnego. Nie napcha sobie kieszeni ludzką krzywdą, bo służy czemuś znacznie większemu od siebie. Na szczęście, prawa natury gwarantują, że kiedy jedne drzwi się zamykają, otwierają się inne – jemu otworzyły się dokładnie te, o których marzył skrycie i po cichu. Wszedł w policyjne buty i nigdy ich nie zdjął, nie ważne jak mocno obcierał sobie pięty, czy jak często potykał się o niedowiązane sznurówki, płacąc za błędy cenę tak wysoką, że w kilku przypadkach wartą niemalże życie. Bo niemożliwe rzeczywiście nie zawsze było możliwe, ale dla niego musiało stać się przynajmniej dopuszczalne. Dla niego nieosiągalne musiało stać się osiągalne, a odwaga to wybór, którego dokonał, nie jeden raz zdając sobie sprawę, że szczęście sprzyja tylko ludziom zdecydowanym na wszystko. Zdecydowanym na stąpanie po cienkiej linii między życiem, a śmiercią. Na pełnienie roli dyrygenta w walce między dobrem, a złem. Na ból, pot i łzy, i na bezkres wyrzeczeń, dzięki którym policyjne buty stają się lżejsze. A w końcu zdecydowanym również na to, że najpierw zobaczysz tragedię, a później, jak gdyby nigdy nic, z uśmiechem wybierzesz farby do pokoju.

Imiona i nazwisko:Rowan William Johnson Data i miejsce urodzenia:04.07.1988 r. Camden, Georgia Miejsce zamieszkania:posiadłość, Orchard Heights, Mariesville Aktualny zawód i miejsce pracy:szeryf, Mariesville Police Department Poprzedni zawód:oficer SWAT, Atlanta Police Department Stopień:kapitan Grupa:Lokalni Bohaterowie Pojazdy:Chevrolet Tahoe, Dodge Charger, prywatny: Ford Ranger Hobby:kajakarstwo, strzelectwo, dart, trekking

Jeżeli mieszkasz tutaj dłużej, na pewno znasz jego rodzinę – Johnsonów nie da się zresztą nie zauważyć, a tym bardziej zapomnieć, bo od pokoleń pełnią w mieście funkcje publiczne i siedzą na świeczniku, reprezentując interesy lokalnej społeczności. Na pewno kojarzysz byłego burmistrza, który nie szczędził funduszy miejscowym przedsiębiorstwom i kobietę, która stworzyła tutaj swoje prawnicze imperium. Bywają przecież na wszystkich wydarzeniach, zawsze chodzą pod rękę, a miejscowy monitoring jakimś cudem ich nie sięga, czego nie można powiedzieć o trójce ich dzieci. Zwłaszcza o tym najstarszym, Rowanie Johnsonie, który jako dzieciak skoczył kiedyś z Wodospadów Riverside i rozbił sobie głowę. Uczęszczał do lokalnych szkół i krnąbrny był z niego uczeń, choć nigdy nie wagarował, a po lekcjach udzielał się w wolontariacie i wszędzie było go pełno. Poskładał swój pierwszy kajak i testował go z dzieciakami z sąsiedztwa na stawie w Applewood Park, a na balu maturalnym został nawet królem i piękną koronę oddał później na charytatywną licytację. Miał być prawnikiem, tak jak przykazała rodzinna tradycja, więc poszedł na studia do Duke Law School w Północnej Karolinie, ale nie dotrwał do końca. Wydalono go na trzecim roku, bo uderzył wykładowcę w twarz – podobno wcale nie bez powodu, bo w czyjejś obronie, ale to akurat mało kogo wtedy obchodziło. Miał dwadzieścia dwa lata jak wstąpił do policji i dwadzieścia dwa i pół, jak chciał rzucić to w cholerę, ale tego nie zrobił, bo obiecał samemu sobie, że nie da zdeptać się tym starym wyjadaczom z Camden. Okolica usłyszała o nim po raz pierwszy, gdy wskoczył do Maple River i wyciągnął z niej topiącego się pięciolatka. Nie oczekiwał w zamian niczego, ale bohaterski czyn został doceniony przez dowódcę, który w nagrodę przepchnął go do głębszych sektorów. Wtedy okolica usłyszała o nim po raz drugi, bo rozbroił człowieka, który na oczach przechodniów przystawił sobie strzelbę myśliwską do głowy, i nie zrezygnował, gdy w afekcie to w niego skierował długą lufę. Na pewno nie zdajesz sobie sprawy, jak ciężką pracą obkupiona była jego życiowa ścieżka, bo tak niewiele o nim wiadomo, ale obiło ci się o uszy dokąd zaprowadziła go determinacja. Może twój wzrok również za nim podążał, choćby z ciekawości, kiedy mając dwadzieścia dziewięć lat dostał się w szeregi SWAT i nie przesiadywał już tak często w The Rusty Nail, albo gdy wracał po kilku dniach ze służby i w drodze do lokalnego marketu dziwnie utykał na jedną nogę. Zbywał to machnięciem ręki i stawiał ci piwo, dokładnie takie, jak lubisz, a potem oferował bezinteresowną pomoc przy naprawie płotu, który znów skrzywił się po ostatnim wietrze. Wiesz, że jeśli pojawiała się potrzeba, był dla wszystkich razem i dla każdego z osobna. Może to między innymi twoja krew uratowała mu życie, bo kiedy lokalne wiadomości obiegła informacja, że został dwukrotnie dźgnięty nożem w brzuch i potrzebuje krwi, chętnych do oddania jej nie brakowało. Walczył trzy tygodnie i wykaraskał się z tego z trudem, ale długo zastanawiał się czy było warto. Miał trzydzieści cztery lata, jego marzenia się roztrzaskały, a pożegnania ze służbą, którą przecież żył, bał się bardziej niż śmierci. Prawa natury gwarantują jednak, że kiedy jedne drzwi się zamykają, otwierają się inne – w ten właśnie sposób, w roku dwa tysiące dwudziestym drugim, został szeryfem Mariesville, by dalej służyć lokalnej społeczności. Od zawsze i na zawsze.

2010/2011 local police, Camden Police Department
2011/2015 local police, Mariesville Police Department
2015/2017 task force Nighthawks DUI, Georgia State Patrol
2017/2021 entry team SWAT, Atlanta Police Department
2022/ ∞ sheriff, local police, Mariesville Police Department

2018 — Interpol Washington, USNCB — proposal rejected
2020 — DEA, Wirginia, Special Response Team — proposal rejected
2020 — FLETC Glynco, Firearms & Counter Terrorism Instructors Team — proposal rejected
2021 — suspended from official duties; investigation into the use of weapon with fatal effect – finally exonerated, discontinuation of criminal proceedings


UWAGA: poniższe treści mogą zawierać elementy przeznaczone dla dorosłych czytelników
Hej! Zapraszam serdecznie wszystkich. Poszukujemy przyjaciół starych i nowych, znjaomości bliższych i dlaszych, a także tych dłuższych i chwilowych. Więcej informacji: zdaniezlozone@gmail.com Wizerunek: Joseph Cannata. POSTAĆ MIESIĄCA. Poprzednie karty: 1, 2

129 komentarzy:

  1. Gdyby Abigail była starsza, bardziej doświadczona albo przynajmniej swobodna i otwarta na relacje o głębszym znaczeniu niż koleżeństwo, a przede wszystkim gdyby znała siebie lepiej, pewnie dostrzegłaby jak niechybnie zbliża się ku katastrofie. Rowan nie był kimś, w kim powinna lokować jakiekolwiek uczucia czy nadzieję. Zresztą sama nie była do końca świadoma, że to robi, ona... Zwyczajnie poddawała się temu przyciąganiu i już. Nie szukała nikogo na siłę, za nikim nie wypatrywała, właściwie tak jak Rowan odcinał się od uczuć, ona na pewien czas zamykała się na relacje i to, że przy szeryfie coś się w niej przełamywało, to nie byłoby niczym złym... Gdyby nie było jednostronne i kierowało ich znajomość ku niezręczności. I gdyby orientowała się w sytuacji i nie była tak głupiutka. Bo ta jej wrażliwa i uczuciowa strona była bardzo podatna na gesty i chwile i gdy czuła się już bezpieczniej, okazywało się że wcale nie żyje skupiona tylko na pensjonacie. Okazywało się, że ma wielkie i otwarte serce, a teraz szła z nim w złym kierunku.
    To nie była jej wina, ani wina szeryfa, takie kilka chwil między nimi zwyczajnie klikneło. Abi była młoda i ostatecznie okazywało się, że Jax który ostrzegał przyjaciela, miał stuprocentową rację. Uczuciowa strona dziewczyny to była cała ona, po prostu. Ruda nie potrafi zapomnieć o pocałunkach, ani o chwilach bliskości szczególnie tak żarliwych, że człowiek wspominając tę momenty, sam siebie nie poznaje. Nie umiała przejść do porządku dziennego i zostawić w tyle tego, jak pragnęła Rowana i jak on odpowiadał namiętnością na jej obecność, ale cholera... To nie miało sensu. I Abi zdawała sobie sprawę, że musi to zostawić w tyle, nawet jeśli kotłuje się w jej wspomnieniach każda pieszczota i każdy jęk przyjemności, bo ani dziś ani jutro nie widziała możliwości, by cokolwiek z tym zrobić. To nie tak, że zaczną się spotykać, to też nie tak że Rowan nagle się nią zainteresował. To się po prostu stało. Ale winna nie była nalewka, czy wino wypite nad rzeką, tylko oni sami. I to ją gryzło najbardziej, bo zbyt łatwo było jej ulec szeryfowi, a on zbyt łatwo ulegał chwilom z nią.
    Odetchnęła znów głębiej przez rozchylone usta i poczuła ulgę, gdy zabrał jej strzelbę. W uszach jej szumiało i od razu pokręciła głową. Nie, nie było w porządku i zdecydowanie nie chciała próbować dalej z strzelbą, raczej pistolet prędzej przypadł jej do gustu. Ale nie powinna już zabierać czasu Rowanowi i pozwolić mu dokończyć trening.
    - Nie... Poczekam w aucie - zdecydowała, woląc się wycofać. Aby nie przeszkadzać jemu i trochę się też uspokoić. To byłaby fajna zabawa, ale... Nie była. - Podoba mi się pistolet - dodała jeszcze, tak żeby zaznaczyć że jej przyjazd tutaj to nie żadne marnowanie czasu. Chociaż uczenie jej, a trenowanie samemu to pewnie całkiem różne rzeczy.
    Odsunęła się, zapinając kurtkę aż po samą górę i oparła się o auto, patrząc jak Rowan się przymierza i obchodzi z bronią. Zaskakujące było ile miał w sobie gracji, bo sama strzelba czy pistolet raczej jej ujmowały, będąc narzędziem śmiercionośnym.
    Jeśli chodzi o ich kolację to na ten moment nawet nie wiedziała, co chce przygotować i czym poczęstować Rowana. Z głodu nie umrą, to na pewno, ale może czasu nie starczy na przygotowanie mu deseru.

    Abi

    OdpowiedzUsuń
  2. Mieli inne doświadczenia, inne podejście, inaczej patrzyli na świat, a jednak coś we wszechświecie sprawiło, że się przy sobie odnaleźli. Sprawy uczuciowe rzeczywiście nie należą do najprostszych i każde z nich zostawiło tę sferę życia w spokoju, choć z różnych powodów, ponieważ w przypadku Nancy nie było mowy o emocjonalnym odcinaniu się, akurat tego nie potrafiła, a szkoda, ponieważ czasami by się jej to przydało. Może więc nie była specjalistką od spraw miłosnych, ale wiedziała, że codzienność jest lepsza we dwoje. Wiedziała również, że ona i Rowan są w stanie wiele sobie dać, dopełniając się pod wieloma względami. To nie jest proste, nauczyć się siebie w ten szczególny sposób, otwierać się przed kimś, wpuszczając do swojego świata, dzielić się troskami, naginać swoje nawyki oraz upodobania, a w jego przypadku otwierać drzwi, które od dawna były zamknięte, jednak przez lata mniej lub bardziej świadomie, wspólnymi siłami stworzyli pod to solidne fundamenty. Znali się, szanowali, ufali sobie, to był początek, ale przyjaźń dużo im dawała. To miało prawo udać się tak samo, jak mogło okazać się kompletną katastrofą, ale jeśli nie spróbują, to przez resztę życia będą mogli co najwyżej zastanawiać się, co by było, gdyby spróbowali, a Nancy miała wrażenie, że tyle razy już z siebie zrezygnowała, podobnie jak on odmawiając sobie szczęścia, że nie chciała zmarnować tej szansy, gdybać i żałować. Rowan też nie mógł już zawsze odmawiać sobie szczęścia takiego rodzaju, bo jeśli ich wspólna noc coś w nim poruszyła, to chyba miało to jakieś znaczenie, musiało o czymś świadczyć. Nancy postanowiła więc pozwolić temu żyć i się rozwijać, dać czas, bo z niczym nie musieli się śpieszyć i przekonać się o tym, co przyszłość dla nich miała. Coś na pewno, w końcu w popisowy sposób dali sobie tego przedsmak, dlatego była przekonana, że mogła mieć dużo dobrego. W swoim towarzystwie nawet z najgorszego dnia potrafili zrobić ten najlepszy, więc dlaczego mieliby nie próbować dalej? Jeśli świat Rowana potrzebował naprawy, a on był gotów pozwolić na to Nancy, przy okazji dając jej choć trochę o siebie zadbać i zatroszczyć, to śmiało, bo ona bardzo tego chciała. Pragnęła ulepszać jego świat pod każdym względem. Czuła, że to nie będzie proste, oboje byli ludźmi pokiereszowanymi przez życie, więc ta słodycz, która ich od wczoraj wypełniała, to jedna z wielu rzeczy, której przy sobie doświadczą, ale było warto.
    Nawet spanie z Rowanem okazało się niezwykle przyjemne. Nancy, zgodnie z obietnicami, nie chrapała i nie wierciła się, nawet za bardzo nie zmieniała pozycji, bo najlepiej było jej, gdy przytulali się do siebie. Zasnęła w jego objęciach i w tych samych ramionach smacznie przespała część nocy, która im została i która byłaby za krótka bez względu na to, ile rzeczywiście by trwała. Musiała być naprawdę zmęczona, skoro nie obudziły jej pierwsze promienie słońca, zaglądające do sypialni przez okno, ani nawet fakt, że Rowan wstał i przez chwilę kręcił się po pokoju. Wtedy Nancy jedynie zabrała dla siebie resztę kołdry, jeszcze mocniej się nią owinęła i schowała twarz w wolną poduszkę, która beznadziejnie zastępowała Rowana, bo nie przytulała i nie głaskała po głowie, ale przynajmniej nadawała się do tego, żeby to w nią się wtulić i jeszcze na moment uciec przed dobijającą się rzeczywistością.
    Przebudziła się dopiero, gdy poczuła, że materac nieznacznie zapada się pod ciężarem ciała Rowana, a jego głos pomógł jej się rozbudzić, sprawiając, że wszystko do niej docierało, choć nie otwierała oczu.
    — Mhm — wymruczała rozczulona, uśmiechając się. A więc tak to z nim było, że zasypiała przy nim z uśmiechem na ustach i ten sam uśmiech pojawiał się na jej twarzy już podczas pobudki. Jak niby miałoby się jej to nie podobać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Właśnie przerwałeś mój sen o tobie w najlepszym momencie — przyznała sennie, trochę się zgrywając, ponieważ nie pamiętała swojego snu, ale była pewna, że jeśli śniła, to właśnie o nim. Ostrożnie przystąpiła do otwierania oczu, jednak natychmiast je zmrużyła, reagując delikatnym światłowstrętem na jasność, która panowała w sypialni. Wyciągnęła jedną rękę spod kołdry, wyswobadzając ją z tego kokonu, w który się owinęła i leniwie przesunęła nią po oczach, lekko je pocierając. Zaśmiała się, słuchając Rowana, aż wreszcie spojrzała na niego wciąż trochę zaspana.
      — Dzień dobry, ostrzegałam cię — odpowiedziała jak największe niewiniątko, mierząc go wzrokiem i uniosła brew, wracając oczami do jego twarzy. — Czy ty założyłeś mundur, żeby aresztować mnie za kradzież kołdry? — zażartowała, choć przyglądała się mu z zaciekawieniem, ale to dlatego, że nie spodziewała się tak szybko zobaczyć go w takim wydaniu. Wcale jej to nie przeszkadzało, podobał się jej w mundurze jak zawsze, a może nawet jeszcze bardziej ją kręcił, ale po prostu nie mogła uwierzyć, że podczas gdy ona była w takiej rozsypce, próbując się zebrać po intensywnej nocy, której ślady nosiło całe jej ciało, a ona w każdym mięśniu wyraźnie czuła ich wspólne szaleństwo, on wyglądał już tak dobrze. Tak, jakby wcale nie był na imprezie, nie pił tequili, nie zarwał nocy przez gorący seks.
      Leniwie się przeciągnęła, przez co tylko upewniła się, że czuje Rowana wszędzie i pokiwała głową, kontrolnie zerkając na szafkę nocną, na której były rzeczy, o które uroczo zadbał. Uśmiechnęła się i tym razem wyciągnęła rękę w jego stronę, wierzchem dłoni dotykając jego policzka.
      — I rozumiem, że bardzo chcesz, żebym tutaj na ciebie grzecznie poczekała? — zasugerowała figlarnie, nie odrywając spojrzenia od jego oczu. On jej nie wyrzucał, ona nie chciała się stąd ruszać i najchętniej zdarłaby z niego ten mundur, a następnie wciągnęła pod kołdrę, pod którą wciąż była naga, ale wiedziała, że nie powinna, skoro sami jeszcze nie postanowili, jak ich relacja będzie wyglądała i czy ten pierwszy raz miał być tym ostatnim. W jego obecności czuła się swobodnie i dobrze, wciąż było jej przyjemnie oraz błogo, choć miała ciężkie, zmęczone nogi, trochę obolałą głowę, a resztki snu wciąż ciążyły na jej powiekach, więc nie chciała się stąd ruszać. Przygotowane rzeczy na szafce nocnej oraz jego słowa uznała za zaproszenie, by zostać dłużej.
      — Zostanę i poczekam — zapewniła, placami czule gładząc jego policzek i uśmiechnęła się. Miała ochotę go pocałować, cholernie wielką ochotę, mając wrażenie, że już się za nim stęskniła, ale zamiast tego palcem dotknęła swojego czoła, dając mu w ten sposób znać, że przed jego wyjściem oczekuje buziaka na pożegnanie. Nie miała pojęcia, czy ich seks obejmował również takie czułości z samego rana, ale skoro to był niestandardowy przypadek i wyjątkowa sytuacja, to liczyła na to, że tak. Poza tym, nie zostawiał jej bez słowa, musiał wyjść, ale przyszedł się pożegnać i równocześnie zadbał o to, aby nie poczuła się zagubiona lub zdezorientowana. Zostawił rzeczy, których mogłaby potrzebować i wciąż trwał z nią w łóżku, pozwalając na to, by wpatrywała się w jego śliczne oczy. Zatroszczył się o nią.
      — Dziękuję, Rowan — rzuciła, nawiązując do tego, co dla niej zrobił. — Wracaj szybko — dodała, czule się uśmiechając i ponownie wtuliła policzek w poduszkę. Z nim mogłaby nie spać, ale skoro wychodził, a ona mogła zostać i robić, co tylko chciała, to postanowiła, że utnie sobie godzinną drzemkę, a następnie ambitnie przygotuje dla nich śniadanie.

      and I like you, I like a lot of things about you 💛🌻
      is it crazy?

      Usuń
  3. Widząc, jak niektórzy mijani ludzie przyglądali się im z nieskrywanym zainteresowaniem, a inni próbowali zachować nieco więcej dyskrecji, Paige aż sama zaczęła się zastanawiać, jakie domysły tworzyły się w ich głowach. Nie było żadnych krzywych spojrzeń, bardziej taka zwykła ciekawość, ale samo to, ile uwagi to przyciągało, było dla niej trochę zaskakujące. Na kogo w pobliżu by się nie obejrzała, ten ktoś sam zerkał w ich kierunku, a mowa tylko o ludziach, których była w stanie dostrzec przy ograniczonym oświetleniu i możliwości obrócenia się. Do tego nie miała wątpliwości, że każdy tutaj wiedział doskonale, kim jest Rowan i bez problemu go rozpoznawali, tym bardziej w mundurze, więc nie było mowy o żadnej anonimowości. Ona nie była tutejsza, nie była nawet na stałe, a jej status był właściwie bliżej nieokreślony i w gruncie rzeczy niewiele osób ją specjalnie kojarzyło, ale zdała sobie sprawę z tego, jak szybko mogło się to zmienić tylko dlatego, że stanowiła element nietypowego widoku.
    Nie była jeszcze pewna, jak się powinna czuć, mając przed sobą perspektywę, że może stać się odrobinę bardziej rozpoznawalna dla miejscowych. Nie zastanawiała się nad tym wcale, chociaż jej pobyt tutaj znacząco się wydłużał i w ogóle był postawiony pod wielkim znakiem zapytania, za którym nie wiadomo, co się w ogóle kryło. Na ten moment też była bardziej zainteresowana tym, jakie scenariusze zostaną dopisane do obrazka, który z Rowanem prezentowali, niż tym, jaki to może mieć rzeczywisty wpływ na jej osobę. Była zwyczajnie ciekawa, ale też nie tak, żeby się tym przejmować. Ostatecznie rozchodziło się tylko o uszkodzoną kostkę, co może nie było oczywistym szczegółem, ale też jakie inne powody mogły stać za tym, żeby szeryf niósł kogoś na rękach, jeśli nie pomoc? Krew się nie lała, Paige była przytomna, więc do niczego poważnego też dojść nie mogło, a do tego rzeczywiście nic nie wskazywało na to, żeby zalazła Rowanowi za skórę. Aczkolwiek całkiem prawdopodobne, że nie doceniała możliwości mieszkańców Mariesville dorabiania teorii do faktów.
    Przeniosła uwagę z otoczenia na Rowana, przechwytując jego spojrzenie rzucone z ukosa i dostrzegając jego zaintrygowanie wymieszane z rozbawieniem. Sama uśmiechnęła się lekko, zagryzając dolną wargę i zaśmiała się krótko i bezgłośnie. Wiedziała, co powiedziała, ale wynikało to bardziej z tego, jakie wrażenie na niej wywarł w tej konkretnej sytuacji, a nie o podtekstach, jakich można się było doszukać w jej słowach. Był odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu i nie widziała powodu, żeby nie dać mu ostatecznie wolnej ręki do działania – dokładnie o tym sobie myślała. Ale faktycznie, ujęcie tego inaczej nie byłoby do końca w stylu Paige, a w jej stylu zaczepki i podteksty były na porządku dziennym.
    Nim odpowiedziała, odchrząknęła znacząco, przybierając nadąsaną minę, jakby pytanie Rowana ją ubodło i popatrzyła na niego spod rzęs, by zaraz tym spojrzeniem uciec, niby to nie chcąc, by jej teatralna uraza została zauważona. Skoro już pytał i nie krył się z tym, w którą stronę mogły iść jego myśli, to postanowiła pójść dokładnie w tym kierunku i pociągnąć sugestywne żarciki.
    — No wiesz co… — mruknęła, jakby niedowierzając, że musiał o to pytać. — Raz już to udowadniałeś prawie całą noc, nie pamiętasz? To nie było przecież aż tak dawno temu ani nie trwało na tyle krótko, by mogło tak po prostu ci umknąć… Co prawda, nie miałeś wtedy na sobie munduru — westchnęła, niby to doszukując się w sobie odrobiny zrozumienia, skąd w ogóle to pytanie — ale mundur zawsze można ściągnąć. — Nadąsanie w jednej chwili zmieniło się w śmiałą, słodką prowokację, która pobrzmiewała w jej głosie i błyszczała w ciemnych oczach, którymi ponownie na niego spojrzała. Uśmiechnęła się też figlarnie i pokręciła lekko głową. — Ale skoro nie pamiętasz, to oferta zostaje ograniczona czasowo — dodała na koniec, czysto informacyjnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaleźli się akurat już przy radiowozie, więc jej uśmiech poszerzył się dodatkowo, kiedy Rowan w taki sposób poprosił, by otworzyła samochód. Rozbawiona, wystawiła do niego język, przekręcając się tak, by objąć go lewą ręką, a prawą sięgnąć do jego kieszeni, tak jak poinstruował.
      — Mów tak do mnie częściej — zamruczała przeciągle, odnajdując palcami pilot i parsknęła śmiechem. Nacisnęła guzik, spoglądając na radiowóz, by upewnić się, że trafiła na ten właściwy, a potem znów zamieniła rękę, którą obejmowała szeryfa i sięgnęła do klamki. — Nie, nie pilnuje mnie — odpowiedziała już normalnie, nawiązując do tematu tutejszych wydarzeń i sąsiadów. — Tak mi się wydaje. — Zmarszczyła lekko brwi, nagle zdając sobie sprawę z tego, że tak właściwie to chyba nie ma całkowitej pewności co do intencji starszej sąsiadki. — Nie znam się na tego typu relacjach sąsiedzkich — przyznała ostatecznie, ciągnąc za drzwi. — Ale chyba chciałabym wiedzieć, czego mogę się spodziewać i się do tego przygotować.

      Paige King

      Usuń
  4. Jedyne, czego Nancy nie pamiętała z poprzedniej nocy, to gdzie zostawiła torebkę, w której miała telefon i inne mniej lub bardziej potrzebne rzeczy, ale podejrzewała, że w domu Dawsonów jest bezpieczny, więc się tym nie przejmowała, a poza tym pamiętała wszystko. Pamiętała, do czego doszło między nią i Rowanem, jak błagała go o więcej, pamiętała smak jego pocałunków, elektryzujący dotyk, sposób, w jaki jego usta oraz język sunęły po jej ciele, odnajdując najwrażliwsze zakamarki. Pamiętała, jak z zapartym tchem w piersiach powtarzała, że jest jego i jak on mówił, że jest jej. Pamiętała nawet ten imponujący bałagan, który narobili, dobierając się do siebie. Niektóre z tych wspomnień wywoływały na jej twarzy rumieńce, inne przyjemne skurcze w brzuchu, ale żadne z nich nie sprawiało, że czegoś żałowała. Niczego nie żałowała, w nic nie wątpiła.
    Podejrzewała, że gdy się rozstaną, odrywając się od siebie na więcej niż godzinę, to dopadnie ją refleksja i pojawią się myśli, które będą ich dotyczyły, ale miała dobre nastawienie, bo wspólny poranek wyszedł im bezbłędnie. Najwyraźniej oboje w siebie wątpili, bo prawda była taka, że naprawdę nieźle nawigowali tę poranną sytuację, której się obawiali. Zachowywali się normalnie, aczkolwiek równocześnie pozwalali sobie na więcej zupełnie tak, jakby wspólne noce i poranki były dla nich czymś naturalnym. Nancy nie panikowała, że poszła z Rowanem do łóżka i co to teraz będzie, ale dlatego, że atmosfera między nimi była tylko lepsza. Zniknęły obawy związane z tym, że po wszystkim zaczną się unikać i nie będą potrafili ze sobą rozmawiać, ponieważ wiele wskazywało na to, że wciąż potrafili i wyłącznie czerpali z tego, że przesunęli granice. Do tej pory Nancy nigdy nie odważyłaby się żądać od Rowana buziaka na pożegnanie, a dzisiaj nie dość, że uważała, że on się jej należy, to jeszcze dostała go ku swojej satysfakcji.
    — Może? — powtórzyła po nim niezadowolona i pokręciła głową, odprowadzając go wzrokiem do wyjścia z sypialni, chichocząc w poduszkę. — Oczywiście, że mi to wynagrodzisz, Johnson! — zawołała za nim, bezczelnie z siebie dumna.
    Rowan miał priorytety, które Nancy rozumiała i które na tym etapie tego czegoś jeszcze jej nie przeszkadzały, ale jeśli ich relacja będzie się rozwijać i pogłębiać, to pewnego dnia najprawdopodobniej i nad tym będą musieli się trochę zastanowić. Ale wszystko przed nimi, popracują nad tym, co będzie tego wymagało, znajdzie się kilka kompromisów i jakoś to będzie, póki co Nancy korzystała z okazji i chociaż wolałaby spędzać ten poranek w towarzystwie Rowana, to jednak była na tyle zmęczona, że sen nie pozwolił jej na rozwijanie myśli. Zaledwie zamknęła oczy, a zasnęła i spała tak przez następną godzinę, w dodatku w tej samej pozycji, ale z większą ilością kołdry. Obudziła się bardziej wyspana, choć nadal mogłaby pomarzyć o kilku dodatkowych godzinach snu. Miała jednak plan, który obejmował przygotowanie śniadania, którym zamierzała się popisać, dlatego mimo lekkiego bólu głowy wstała bez zbędnego ociągania. Narzuciła na siebie koszulkę, którą Rowan dla niej zostawił, najwyraźniej zapominając, że istniało ryzyko, iż Nancy jej nie odda, chyba, że sam sobie weźmie, spragniona natychmiast wypiła szklankę wody i dokładnie pościeliła łóżko, chcąc zostawić po sobie porządek, natomiast banana zabrała ze sobą w drogę, wychodząc z sypialni. Poszła do łazienki, żeby się dobudzić i ogarnąć, co było nieco trudne, biorąc pod uwagę fakt, że nie miała tutaj swoich rzeczy, a nie chciała szperać Rowanowi po szafkach. Okrutnie brakowało jej szczoteczki do zębów, ale poratowała się płynem do płukania ust. Lodowatą wodą umyła twarz, na której miała delikatnie wypieki, zmywając z siebie resztki snu, a palcami rozplątała kosmyki włosów, które splątały się przez noc i ogarnięta wyszła z łazienki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jadła banana, idąc schodami na dół i słyszała kroki dobiegające z kuchni, co naturalnie podsunęło jej wesołą myśl, że to Rowan wrócił i się tam kręci, ale nim zdążyła się odezwać, usłyszała rozmowę, której raczej nie powinna. Nie podsłuchiwała, to stało się samo, ponieważ Nancy nie spodziewała się, że w domu Rowana spotka inną kobietę.
      Gwałtownie się zatrzymała i stała w wejściu do kuchni z szokiem wymalowanym na twarzy, wpatrując się w kobiecą sylwetkę, kręcącą się po kuchni tak, jakby była u siebie i z trudem przełknęła kawałek banana, którego zdążyła ugryźć. Przez kilka sekund rozważała ucieczkę, ale nie ruszała się z miejsca, gdyż dezorientacja opanowała jej ciało, ponieważ rozmowa, która do niej dotarła, była wymowna. To znaczy Nancy niczego nie zakładała, a przynajmniej próbowała, ponieważ znała Rowana na tyle, żeby uważać go za przyzwoitego faceta, który nie spotykałby się ze znacznie młodszą dziewczyną, pozwalając jej chwalić się sobą przed rodzicami, równocześnie idąc do łóżka z inną kobietą ale musiała przyznać, że była mocno zdziwiona. Tak bardzo, że kiedy jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Harper Owens, wyprostowała się, delikatnie marszcząc brwi.
      — Ja? — powtórzyła, pokazując na siebie palcem zupełnie tak, jakby uważała, że z ich dwójki, to jej obecność w domu Rowana była bardziej oczywista, choć z jakiegoś powodu poczuła się jak intruz. — A ja to... — zawahała się, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
      Przyjaciółka Rowana.
      Na szczęście nie musiała niczego wymyślać; dźwięk otwieranych drzwi i charakterystyczne brzęczenie kluczy skutecznie odwróciło uwagę dziewczyn od siebie, skupiając ją na gospodarzu, który właśnie się pojawił. Obie na niego spojrzały, ale spojrzenie Nancy było podejrzliwie i przeskakiwało z Rowana na Harper, a w jej głowie tłukło się mnóstwo pytań. Nagle dotarło do niej, że jeśli coś łączyło tę dwójkę, to nie miała pojęcia, co wydarzyło się między nią a Rowanem. Ile z tego było prawdziwe?
      — Ja chyba nie rozumiem, co się dzieje — wymamrotała zgodnie z prawdą sama do siebie, także czując tę dziwną atmosferę, która pojawiła się między nią a wnuczką pana Owensa. Czy mogła śnić? Czy chodziło o zazdrość? Czy Nancy właśnie była zazdrosna o Rowana? Nie pamiętała, a może nie chciała pamiętać, czy kiedykolwiek już jej się to przytrafiło, ale podejrzewała, że na pewno. Tylko dzisiaj, po tym wszystkim, to uczucie było inne.
      A gdyby atmosfera w kuchni, która z każdą chwilą wydawała się ciaśniejsza, wciąż była za mało dziwna, to w środku nagle pojawił się Timothy Owens, który również mógł podziwiać ten jednoznaczny bałagan w salonie, porozrzucane ubrania, wśród których była ich bielizna oraz bosą Nancy z nadgryzionym bananem w jednej ręce, po nocy pełnej intensywnego seksu, w koszulce Rowana, która na szczęście sięgała jej do połowy ud, zakrywając tyłek, ale wciąż była przy tym bardzo wymowny strojem. Jeżeli myślała, że gorzej być nie mogło, to mogło, ponieważ do tego wszystkiego jeszcze musiał ją poznać.
      — Dzień dobry — przywitała się uprzejmie, zerkając na niego i uśmiechnęła się, przytakując głową na jego pytanie. — We własnej osobie — powiedziała, nieznacznie rozkładając ręce i przestąpiła z nogi na nogę, pierwszy raz w życiu woląc nie mówić, niż gadać za dużo. To była cholernie pokręcona sytuacja. Co prawda, Nancy nie podejrzewała pana Owensa o bycie jedną z tych okropnych plotkar, które ze szczegółami opowiedziałyby ludziom, co widziały, ale domyślała się, że jej obecność wręcz krzyczała, że ona i Rowan uprawiali seks i Harper już na pewno nie miała co do tego wątpliwości.

      Usuń
    2. — Jesteście bardzo podobne — stwierdził uroczo Tim, najwidoczniej wesoło uciekając w wspominki, a Nancy uśmiechnęła się wyraźniej, kiwając głową, bo już to słyszała i chyba coś w tym było, szczególnie, gdy oglądała zdjęcia z młodości babci. — No nic, Harper, mamy jeszcze kilka rzeczy do zrobienia — westchnął, patrząc na swoją wnuczkę tak, jakby samym wzrokiem chciał jej dać do zrozumienia, że powinni wyjść, co spotkało się ze zrozumieniem z jej strony. Timothy był porządny człowiekiem, a dziewczyna słodko się uśmiechnęła, odbijając od blatu, o który się opierała i ruszyła w stronę dziadka, w jednej ręce ściskając komórkę.
      — Pozdrowię ją — zapewniła Nancy, ponieważ w głosie pana Owensa dało się usłyszeć sentyment, który świadczył o tym, że on i Cecily musieli dobrze się znać. Nic dziwnego, w końcu oboje spędzili tutaj całe życie.
      Lekko zniecierpliwiona odprowadziła ich wzrokiem, a kiedy wyszli spojrzała w górę i westchnęła głośno, zasłaniając twarz dłońmi.
      — Nie wierzę — mruknęła, kręcąc głową. — Rowan, masz przerąbane — dodała jeszcze, wreszcie zerkając na niego, ponieważ widziała, że jego cała ta sytuacja bawi. Ją może nawet trochę też, ale bawiłaby bardziej, gdyby po pierwsze też była w mundurze, a nie paradowała bez majtek w za dużej koszulce, a po drugie nadal odbijała się w jej głowie rozmowa, którą przypadkowo usłyszała.
      — Czy ty romansujesz z wnuczką pana Owensa? — wypaliła, upewniwszy się, że są sami. Zmarszczyła brwi, wpatrując się w Rowana z poważną miną i szeptała konspiracyjnie, jakby to był wielki sekret, który właśnie odkryła. — Bo jeśli tak, to masz strasznie przerąbane, panie Johnson — zauważyła wymownie i nie mówiła teraz tylko o sobie, gdyż na miejscu Harper bardzo by się wkurzyła. Co prawda w tej zwariowanej układance wciąż nie wszystko jej do siebie pasowało, jednak nie angażowała się w życie miłosne Rowana, więc nie wiedziała, jakie miał podboje i z kim się spotykał. Ludzie w Mariesville potrafili gadać różne rzeczy, dlatego nie przywiązywała do nich większej uwagi, ale jeśli pojawią się jakiekolwiek plotki na temat jej i Rowana, to nawet jeśli zostaną standardowo podkoloryzowane, to w dużej części będą prawdą. Nancy nie wstydziła się tego, do czego między nimi doszło, aczkolwiek wolała, żeby ludzie o niej nie plotkowali, znając tylko z tego, że przespała się z szeryfem, nawet jeśli tak rzeczywiście było.

      I want that too, even if I have to be jealous 😇💙

      Usuń

  5. [A co tu się dzieje i jak tutaj jest ślicznie! Zachwycam się razem z Nancy <3🥰]

    Nancy mogła nie pytać; to teoretycznie nie była jej sprawa, jednak praktycznie coś się zmieniło, dlatego wiedziała, że jeśli nie zapyta i nie uzyska odpowiedzi prosto od źródła, to zostaną jej domysły. A domysły nie wchodziły w grę. Nie były ani dobre, ani wystarczające, ponieważ wraz z wyobraźnią oraz emocjami, którym nie było po drodze ze zdrowym rozsądkiem, wysnują scenariusze, które nie dadzą jej spokoju. Zbyt długo pozwalała na to, aby podejrzenia rządziły jej światem i boleśnie przekonała się, że one naprawdę prowadzą donikąd, dlatego dzisiaj wolała konfrontację. Konkretną, szybką konfrontację, ponieważ w kuchni Rowana pojawiło się napięcie pełne nieporozumień, których warto czym prędzej się pozbyć. Nancy była zła, jednak sama nie wiedziała na co lub na kogo konkretnie. Trochę na siebie, trochę na Rowana i trochę na Harper, która po dzisiejszym spotkaniu musiała uważać ją za paskudną podsłuchiwaczkę, chociaż nigdy nie miała takich zamiarów, po prostu nie spodziewała się, że zastanie kogoś w kuchni.
    Harper nawet jeśli chciała palnąć coś niestosownego, to ostatecznie tego nie zrobiła, być może dlatego, że nie zdążyła, gdyż Rowan pojawił się w porę, dlatego Nancy nie chciała robić jej kłopotów wynikających ze swojej bujnej wyobraźni i ukłucia zazdrości, które się pojawiło, kiedy usłyszała jej rozmowę z koleżanką i wyobraziła sobie tę dwójkę razem wbrew rozsądkowi, który wraz z intuicją powtarzały jej, że to absurd.
    Poczuła ulgę, gdy została w kuchni tylko z Rowanem, dlatego odetchnęła cicho, czując się w jego towarzystwie zdecydowanie lepiej i swobodniej, szczególnie w takim wydaniu. Patrzyła na niego, gdy się przybliżył, nie oczekując wyjaśnień, ponieważ nie uważała, że był jej to winny, po prostu sama chciała wiedzieć, co tu właśnie się wydarzyło. Delikatnie przygryzła środek policzków, czując uśmiech, który mimowolnie cisnął się na jej usta, bo takie głupie żarty były w jej stylu, a przy okazji pomagały się rozluźnić, jednak kiedy poczuła idiotyzm tej sytuacji oraz swoich oskarżeń, odwróciła wzrok i nerwowo przestąpiła z nogi na nogę, odkładając banana na wyspę kuchenną.
    — Rany — westchnęła głośno, chowając zawstydzoną twarz w dłoniach i pokręciła głową, czując rosnące zażenowanie. Było jej za siebie strasznie głupio. — Bo jestem nienormalna — wymamrotała w swoje dłonie w tym samym momencie, w którym wszystko zaczęło spinać się w całość. Harper była zaskoczona i trochę zła, bo Nancy ją podsłuchiwała, a Nancy była zła, bo myślała, że Harper romansuje z Rowanem, ale jeszcze nieoficjalnie, więc poczuła się i zazdrosna, i zła na niego, że gdzieś po drodze do łóżka z nią pominął ten dość istotny fakt, który ostatecznie nie był żadnym faktem, tylko nieporozumieniem, ale ona zdążyła już swoje pomyśleć i go z tym skonfrontować…
    Jak niby miała mu teraz cokolwiek wyjaśnić?
    — To głupie — zaczęła niepewnie, wyciągając rękę w stronę, z której przyszła do kuchni, chcąc zacząć od samego początku, żeby przedstawić mu to w jak najlepszy sposób. Liczyła na to, że wtedy ją zrozumie, a że widziała w jego oczach troskę zamiast złości, poczuła, że nie jest na straconej pozycji i jeszcze nie ma jej za wariatki. — Zeszłam do kuchni, żeby zrobić dla nas śniadanie i nagle usłyszałam tę głupią rozmowę o starszym facecie, który ma za niedługo wrócić do domu, dlatego wnuczka Pana Owensa musi uwinąć się z pracą, żeby zdążyć się wyszykować, a potem móc się nim nacieszyć — mówiła trochę chaotycznie, próbując upchnąć tę scenkę w jak najmniejszej ilości słów i równocześnie zaniepokojona patrzyła na Rowana, obserwując jego reakcję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — I od razu pomyślałam, że chodzi o ciebie, bo ty miałeś zaraz wrócić, więc spanikowałam i pomyślałam sobie: o kurwa, co ja tu robię, bo ona już zdążyła pochwalić się rodzicom, a to brzmi całkiem poważnie — wyjaśniła, chcąc nadać swoim podejrzeniom większy sens i zacytowała samą siebie, delikatnie marszcząc brwi. — Ale zanim zdążyłam się odezwać, to ona się odwróciła i przyłapała mnie na tym podsłuchiwaniu, chociaż wcale nie chciałam jej podsłuchiwać — zaznaczyła poważnie ze spojrzeniem utkwionym w oczach Rowana i wzięła głębszy wdech. — I na paradowaniu w twojej koszulce, a potem pojawiłeś się ty i… i… przepraszam — dokończyła z wyraźną skruchą, przygryzając wargę, bo złość już dawno została zastąpiona przez zażenowanie.
      Nie czuła, że zrobiła coś bardzo złego, ale jednak było jej strasznie wstyd, ponieważ oskarżyła Rowana o coś, co nie było prawdą, a przecież plotki były krzywdzące i Nancy starała się ich unikać.
      — Chyba nie powinnam wychodzić z łóżka na kacu i bez kawy — skwitowała, ratując się żartami. Tłumaczyła swoje zachowaniem brakiem kofeiny, snu oraz alkoholem, który wczoraj w siebie wlała, a nie tym, że najzwyczajniej w świecie spanikowała przez zazdrość i to, co się między nimi wczoraj wydarzyło. Wsunęła kosmyki włosów za uszy i zaplotła ręce za plecami, rozglądając się po kuchni.
      — Więc nie sprowadzasz tutaj kochanek i nie masz pokoju zabaw? — podjęła po chwili, wracając do jego słów, jakby to była kolejna rzecz, której mogła się o nim nauczyć, choć nigdy nie podejrzewała go o posiadanie takiego pokoju. — Jesteś pewny? Bo mnie tu sprowadziłeś — droczyła się, dlatego lekko się uśmiechnęła, wciąż chcąc rozluźnić napięcie, które się pojawiło. — Pewnie kręciłoby cię, gdybym mówiła do ciebie panie — zastanowiła się na głos, nie odrywając spojrzenia od jego oczu, a uśmiech na jej twarzy stawał się wyraźniejszy i śmielszy.
      Nancy również stała się śmielsza, gdyż widziała, że Rowan podszedł do tego znacznie lepiej niż ona. Nie tracił zdrowego rozsądku i chciał rozmawiać, choć mógł się na nią wściec i niczego nie tłumaczyć. Sprawił, że była spokojniejsza.
      — To jak, dostanę kawę?

      Honey, I feel stupid being jealous, but I care about you. For you I can be more cute, you know that 💙❄️

      Usuń
  6. [Nieskromnie przyznam, że to zdjęcie idealnie oddaje ją w całości — to, jaka jest poplątana i pełna sprzeczności, i może trochę zagubiona. :D Kto może wiedzieć, co właściwie w niej drzemie, poza nią samą? A może nawet i ona tego nie wie? :D
    Pięknie dziękuję za powitanie i również życzę dobrej zabawy, a jeśli masz ochotę na jakiś wątek, to serdczenie zapraszam. :)]

    Aurelia Reinhart

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyjemnie jej było go obserwować i nawet dłonie głeboko wciskane w kieszenie przydługiej kurtki wydawały się mniej zmazrnięte. Jego wprawione i pewne ruchy sprawiały wrażenie, że broń wcale nie szarpie przy wystrzale, że nie trzeba się jej właściwie bać. Że faktycznie strzelanie może być uprawiane dla sportu, chociaż Abigail dałaby sobie głowę uciąć, że to nie do takich tarczy sportowcy strzelają. Stała więc sobie swobodnie oparta o bok męskiego samochodu i patrzyła jak zaznacza sobie pierwsze trafione cele na tarczy, jak odmierza kroki, jak chwyta broń krótką i ustawia się odpowiednio. Miała wrażenie, że robił to wszystko już tyle razy, że dziś absolutnie nic nie sprawia mu trudności. Chryste, mogłaby iść o zakład, że prawdopodobnie wyrwany z snu w środku nocy, wiedziałby gdzie i jak strzelić, jaką przyjąć pozę, aby dotrzeć do celu. I było to tak samo imponujące, co straszne, bo nie musiała go znać zbyt dobrze, a wystarczyło popytać, by dowiedzieć się, że w Atlancie to wcale nie siedział za biurkiem. A skoro nie siedział w papierach, to brał czynny udział w różnych akcjach i dźgnięcie nożem nie było jedyną nieprzyjemną rzeczą, z którą się musiał mierzyć, chociaż to akurat było wynikiem niepowodzenia i nietrafienia w więcej niż jeden cel...
    Stała tak i patrzyła dostatecznie długo, by w końcu palce nawet schowane w kieszenie, zaczęły ją mrowić z odrętwienia. Nic zatem dziwnego, że gdy tylko Rowan odpalił auto, bez pytania wcisneła się na fotel pasażera z przodu i obserwowała go sobie beztrosko dalej, będąc już w ciepłym i przyjemnym wnętrzu, choć trochę odcięta od coraz chłodniejszego na noc powietrza i wiatru. Teraz to szeryf mógł sobie ćwiczyć, czekała nawet aż zacznie się kłaść, albo koziołkować po ziemi i troszkę się ubrudzi w mokrej ziemi, bo to mogłoby być ciekawym i nawet miłym widokiem, ale on jednak zachował się porządnie i nawet za mocno nie rozbryzgał wokół siebie błota. No szkoda. Chyba czekała na jakieś popisy całkiem niepotrzebnie, ale może kiedyś jeszcze ją zabierze i pokaże, na co go stać, byleby tylko było wtedy cieplej! Bo to też wcale nie tak, że ta wycieczka i lekcja strzelania ją zanudziła i miała nadzieję, że Rowan rozumie jej reakcje i to, jakie obawy budzi w Abi broń. No i że to nie jej kawałek świata, ale ostatecznie nie musi tak być. Było w tym coś nowego, trochę ekscytującego, bo strzał i trafienie w tarczę z pistoletu naprawdę przynosiło frajdę, ale niedostatecznie dziś wielką, aby się temu oddała. Może kiedyś.
    Wciskała dłonie między uda, odchylając się nieco w bok, aby móc widzieć to, co robi brunet. Byłoby jej cieplej, gdyby zamknęła się w aucie, ale zwyczajnie miała uchylone ledwie co drzwi i gdy Rowan był bliżej i mógł coś do niej mówic, otwierała je, by go słyszeć. Gdy zaczął się zbierać, nie ruszyła się z miejsca, bo nie było nic, w czym mogłaby mu tutaj pomóc. Miała nadzieję, że nie przeszkodziła mu i nie zepsuła tego treningu za bardzo. Trochę mogła, trochę może jej wybaczy.
    - Podwieziesz mnie do pensjonatu? - poprosiła, bo od kiedy jej rodzice na te kilka dni pojechali do lekarzy, przeniosła się właśnie tam. Kwatera na poddaszu miała wszystko, czego potrzebowała, nie musiała nawet korzystać z mieszkania rodziców, które zostało wiele lat temu osobno wydzielone na parterze za dużą kuchnią i jadalnią od strony ulicy. W szafie wisiało kilka zapasowych ubrań, łózko było pościelone czystą pościelą, a osobna łazienka miała pod prysznicem zawsze jakieś kosmetyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Przesunęła nogi i usiadła prosto, zamykając już auto po swojej stronie, kiedy Rowan wsiadł do środka. Spojrzała do niego, dochodząc do wniosku, że musi coś zrobić. Już wcześniej przez myśl jej przeszła pewna psotna myśl, bo ciągle myślała, jak ogrzać ręce, ale do tego potrzebowała źródła ciepła. A ono w postaci Rowana było za daleko i nie chciała go ani zaskakiwać, ani rozpraszać, ani przeszkadzać, kiedy trzymał broń. I z reguły nie chciała go zezłościć. Ale teraz to już zupełnie inna sprawa, bo jej nie zastrzeli! Zagryzła rozbawiona dolną wargę, obracając się do niego przodem, bo o ile zaryzykuje i przetestuje jego cierpliwość tym, co zamierza, o tyle też było w tym coś śmiesznego.
      - Zabijesz mnie... - stwierdziła cicho, oceniając sytuację, ale nie było w tym ani grama wahania i mógł być pewien, że Abi kombinuje coś złego, gdy przesunęła spojrzeniem z jego twarzy po sylwetce w dół do pasa. - Muszę to zrobić, to wyjątkowa sytuacja... Trudno, możesz mnie zabić - wymruczała już bardziej pod nosem do siebie i uniosła sie, opierając kolanem o brzeg swojego siedzenia. Pochyliła w jego stronę i bezpardonowo sięgneła dłońmi do jego bluzy, aby ją unieść i wsunąć dłonie pod nią, by oprzeć o ciepłe ciało. Miała skostniałe ręce, nie były już czerwone, ale do diaska jej zwykle chłodne palce były teraz jak sopelki lodu!
      I Abigail nawet nie patrzyła przy tym w oczy brunetowi, domagając się ciepła i idąc w zaparte do jego źródła. Może trochę jej było wstyd, a może była trochę bezmyślna i nie zastanawiała się nad tym, że zostanie oceniona jak wariatka. To akurat w tym momencie było trudno orzec, ale ewidentnie czuła się przy nim dość swobodnie, aby go tak perfidnie przyatakować i wykorzystać. Za to o kolację nie musiał się wcale martwić, Abigail w kuchni w pensjonacie miała zawsze zapasy jakiś pyszności, a skoro byli na końcówce największego sezonowego szału, niczego im nie brakowało. Niekiedy nawet okazywało się, że tego wszystkiego co mają w lodówce i spiżarce jest zwyczajnie za dużo, więc nawet i dobrze, że coś dzisiaj skubną, bo po co miałoby się zmarnować.


      skostniała kruszyna :3

      Usuń
  8. Zjawisko, jakim były plotki, nie było dla Paige zupełnie obce. Po prostu zazwyczaj miała inne rzeczy do roboty niż to, by się nimi interesować albo przejmować. One niczego w jej życiu nie zmieniały, nie wpływały na żaden aspekt jej egzystencji, nawet jeśli ich treść miałaby być jakoś niesamowicie kontrowersyjna, o co w przypadku takiej osoby jak ona wcale nie było trudno. Teoretycznie łatwo było wziąć ją na celownik, przekręcić słowa, które wyszły z jej ust lub nadinterpretować jakąś reakcję – była w końcu dosyć wyrazistym i konkretnym charakterem, a do tego nie zależało jej, żeby się komukolwiek przypodobać na siłę.
    Ale tak było w Atlancie, gdzie generalnie ludzie mieli więcej ciekawszych rozrywek niż dywagacje nad plotkami. Tam nie było czasu, żeby tak bardzo interesować się życiem drugiego człowieka. Wszystko odbywało się w dużej mierze w biegu, co nie pozwało na to, by przystanąć na chwilę i popatrzeć na tego człowieka obok, przyjrzeć się jego życiu i zacząć sobie nad tym kontemplować, by następnie pójść opowiedzieć o swoich wnioskach sąsiadowi. A jeśli jednak zdarzało się inaczej i ktoś wyjątkowo interesował się życiem drugiej osoby, to raczej nie dla zwykłych plotek i niestety, ale Paige coś o tym wiedziała. Sto razy wybrałaby plotki i pomówienia niż to, czego zdążyła już doświadczyć w związku z czyjąś wnikliwością.
    Lekko przechyliła głowę na bok, kiedy Rowan ją opuszczał, by mogła przenieść się z jego ramion na tylne siedzenie samochodu. Przyjrzała mu się i to niby nie pierwszy raz, ale teraz w bardziej dociekliwy sposób i skupiając się bardziej na charakterystycznych objawach starości. Naprawdę zbliżał się do czterdziestki? Zmarszczyła brwi, uśmiechając się z niedowierzaniem. Wiedziała, że był starszy od niej, ale nie zastanawiała się, o ile dokładnie i chyba nie spodziewała się takiej różnicy. Po pierwsze, to nie wyglądał, a po drugie zawsze wydawało jej się, że w takim wieku człowiek jest bardziej ustatkowany w kontekście relacji. Tymczasem szeryf nawet nie sprawiał wrażenia, żeby do takiego stanu rzeczy dążył, choć możliwe, że byłyby to wnioski sięgające już zbyt daleko.
    Usadowiła się na tyle wygodnie, na ile była w stanie, przesuwając się trochę bardziej w głąb i za radą Rowana uważając na kostkę, by nie opuścić gwałtownie nogi i nie uderzyć nią o karoserię. Naprawdę nie była przyzwyczajona do takiej troski, nawet jeśli wynikała ona z poczucia obowiązku czy zwykłej uprzejmości, i z tego powodu zaczynała czuć się z tym trochę dziwnie. Nie źle, nawet całkiem dobrze, ale też inaczej niż zwykle, co w połączeniu ze wcześniejszą sytuacją w odczuciu Paige stawiało ją we właśnie takim dziwnym położeniu. Jakby rzeczywistość nie do końca szła w swoim zwyczajowym rytmie, a brunetka miała problemy z dostrojeniem się.
    — Niech będzie ten spray — odparła, wzruszywszy ramieniem i uśmiechnęła się ze złączonymi wargami. Głupio byłoby się dalej upierać, skoro schłodzenie kostki jak najszybciej było bardziej niż rozsądne. Chciała jedynie znaleźć się jak najszybciej w domu i zająć sobą, ale ta chwila czy dwie nie zrobią jej różnicy, a może rzeczywiście przyniosą jakąś ulgę. Opadły też trochę emocje, przynajmniej te pierwsze i najbardziej skrajne, więc Paige mogła spojrzeć na wszystko z trochę innej, mniej nerwowej perspektywy, nawet jeśli dalej czuła się dziwnie i nieswojo.
    Gdy Rowan odszedł od tylnych drzwi, dzielnie zastąpił go Scraps, opierając się przednimi łapami o siedzenie. Przechylił z zainteresowaniem łeb i zaczął machać ogonem, patrząc wyczekująco na Paige. Bezwiednie pochyliła się do niego i zaczęła drapać go za uchem, myśląc najpierw o tym, jak bardzo musiał się denerwować, kiedy Buck zaszedł ją od tyłu i nie mógł nic z tym zrobić przez głupią smycz, a za chwilę te myśli powędrowały w trochę innym kierunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ironio… Większość życia szła tak naprawdę w pojedynkę, na nikogo specjalnie nie licząc, a właśnie teraz złapała się na tym, że od kilku miesięcy mimowolnie zaczęła polegać na jakimś psie. No dobrze, nie jakimś psie, bo psie, który należał do jej ojca, ale to nie zmieniało tego, że przyzwyczaiła się, by zwracać uwagę na to, jak zachowywał się Scraps w konkretnych sytuacjach i w oparciu o to samej reagować. Co więcej, musiało jej to przynosić jakiś spokój ducha albo inny komfort, bo kiedy pociągnięta do tyłu przez napastnika, zobaczyła, że Scraps mógł się jedynie szarpać nie dalej niż na niecałe dwa metry, wtedy autentycznie się przeraziła. A kiedy teraz to do niej dotarło, poczuła się strasznie samotna, co już w ogóle było dla Paige odczuciem tak obcym, że kolejny raz dzisiaj tak naprawdę nie była pewna, co to takiego.
      — Weźmiesz go na przednie siedzenie? — spytała trochę przygaszonym głosem, dalej drapiąc psa za uchem i przelotnie zauważając powrót Rowana. — Potrzymałabym wyprostowane nogi tutaj z tyłu, więc byłoby nam tak wygodniej — dodała w ramach wyjaśnień. Miejsca na tylnych siedzeniach raczej nie brakowało, ale Scraps do najmniejszych psów też nie należał, a nie chciała ryzykować niepotrzebnych doznań bólowych wywołanych jego masą.

      Paige King

      Usuń
  9. [I się nie mylisz, bo faktycznie to tutaj się wszystko zaczęło. :D Trochę jednak minie zanim dowie się całej prawdy, a póki co musi się zadowolić urokami miasteczka i mieszkańcami, a po takim miłym przywitaniu od wszystkich to wydaje mi się, że zostanie na dłużej. ^^ Być może życie na prowincji spodoba mu się na tyle, że zapomni o tych widokach na jezioro. :D
    Ślicznie dziękuję za powitanie. Jakbyś miała miejsce i ochotę na kolejny wątek to chętnie skrzyżowałabym drogi naszych panów. ^^]

    Declan Sawyer

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hej, dziękuję bardzo za przyjemne powitanie!
    Bardzo dobrze odczytałaś Ginę, bo ona jest stu procentową altruistką. A Rowan? O wow, to jest mężczyzna, dla którego można przepaść bez zastanowienia. Pomyślałam, że ciekawym byłoby połączenie ich poprzez brata Giny, który przesadza z używkami i na pewno często robi jakieś problemy. Może wpadnę z propozycją na Twojego maila? Tam wygodniej będzie wszystko rozpisać. :)]

    Gina Swanson

    OdpowiedzUsuń
  11. Domysły Nancy były absurdalne, aczkolwiek domysły miały to do siebie, że często wychodziły poza granice zdrowego rozsądku, sprawiając przy tym wrażenie całkiem logicznych, dlatego chociaż Nancy doskonale wiedziała, że Rowan taki nie jest, bo trochę już go znała i słusznie nigdy nie podejrzewała go o takie akcje, to usłyszana rozmowa skutecznie nakręciła jej wyobraźnię. Tak czysto teoretycznie Harper mogła chcieć zrobić niespodziankę, dostać się do jego domu pod nieobecność, żeby po powrocie z pracy przyjemnie zaskoczyć, o czym on mógł nie wiedzieć, więc to mogłoby stworzyć taką niewygodną sytuację, ale na szczęście nic z tego nie miało miejsca. Wyjaśnili to sobie, ponieważ Nancy szczerze przyznała się do swoich wstydliwych myśli, a Rowan je przyjął i chciał naprostować, co było dla niej bardzo ważne, czego mógł się nie spodziewać. Wychowywała się w domu, w którym mało się rozmawiało, pakowała się w relacje, w których zawsze brakowało miejsca na rozmowy, próbowała pomóc bratu, który o niczym jej nie mówił, milcząc na najbardziej niewygodne tematy. W każdej z tych sytuacji wszyscy pozostawiali jej domysły i podejrzenia, które ich nie obchodziły. To, co myślała Nancy, było jej sprawą, więc jeśli nie potrafiła sobie z tym radzić, to miała problem, aż wreszcie po prostu nauczyła się, jak dawać sobie radę. Oprócz niej nikt nie chciał rozmawiać, rozwiązywać problemów, woleli upychać je pod dywanem, więc powoli i ona przejmowała toksyczne zachowania swojej rodziny, ale nie wybaczyłaby sobie, gdyby głupimi domysłami zniszczyła im przyjaźń. Wolała nie doprowadzać do nieporozumień w swojej relacji z Rowanem, gdyż po pierwsze zależało jej na nim, a po drugie ta ich nieoczywista relacja była jedną z niewielu w jej życiu, które się udały i były zdrowe. Przyjaźnili się i ufali sobie, dlatego polegała na tej przyjaźni i to, że chciał z nią rozmawiać, wyjaśniać, rozwiewać wątpliwości, to tylko uświadomiło ją, że miała w swoim życiu odpowiednią osobę.
    To była pokręcona sytuacja, która wywołała w niej złość i zazdrość, ale ani nie uważała go za zepsutego człowieka, ani za perfidnego dupka, ani za łatwego faceta. W końcu potrzebowała sporo czasu, żeby znaleźć się z nim w jednym łóżku, więc o łatwości nie było mowy. Cały czas przebijała się przez mury, które wokół siebie postawił, wciąż istniały granice, które mieli do przekraczania, a niedoskonałości miał każdy człowiek i Nancy, której akurat ich nie brakowało, była ostatnią osobą, żeby się ich czepiać.
    — Zazdrosna? — powtórzyła po nim, kręcąc głową ze słodkim uśmiechem jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku i, podobnie jak on, położyła dłonie na swoich biodrach. — Skąd ten pomysł? Bo w podobnej sytuacji ty byłbyś zazdrosny o mnie? — zagadnęła, bezczelnie odwracając kota ogonem i uniosła brew, chociaż na jej twarzy nie brakowało delikatnych rumieńców, ponieważ naprawdę ją przejrzał. To były żarty, ale czy tego chciała czy nie, musiała spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że owszem, zdenerwowała się na to, że Rowan nie uprzedził jej o porannych gościach, ale przy okazji poczuła ukłucie zazdrości, widząc w jego kuchni inną kobietę, z którym musiała coś zrobić, ponieważ nie wypadało być zazdrosnym o przyjaciela.
    Lekko przechyliła głowę, patrząc na niego oczami, w których wyraźnie błyszczało szczere zainteresowanie, gdy słuchała o zasadach, które obejmowały jego kochanki. Rzeczywiście po tym wszystkim, co się między nimi wydarzyło, nie mogła umieścić się w tej kategorii i bardzo dobrze, bo nie chciała w niej wylądować. Trochę badała teren, trochę sprawdzała, co Rowan myśli o tym, do czego między nimi doszło. Do tej pory o tym nie rozmawiali, przyjmując tamtą noc i ten poranek za coś niezwykle naturalnego. Dla niej to było specjalne i wyjątkowe, więc podobnie jak on nie chciała zamykać tego w sztywnych ramach, nazywać, kategoryzować i odmawiać sobie czegoś wbrew sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Po co ograniczać się do jednego pokoju? — rzuciła, nieco speszona odrywając spojrzenie od jego oczu, by wzrokiem obrzucić kuchnię. Znowu mieszał jej w głowie swoją bliskością, bezlitośnie przy tym zawstydzając, a ona dostrzegała, jak na nią patrzy, stojąc przed nią w tym swoim mundurze. — W kuchni mi się podobało, w salonie, na schodach, w twojej sypialni — wyznała zgodnie z prawdą, figlarnie się przy tym uśmiechając. — Jest jeszcze tyle miejsc, ale możemy do nich dodać pokój zabaw — stwierdziła, wracając spojrzeniem do jego oczu. Droczył się z nią, a ona nie pozostała mu dłużna, kolejny raz przeciągając tę wyimaginowaną cienką linę, za której końce trzymali. Wiedziała, że nie chce być tylko jego kochanką i ogromną satysfakcję sprawiało jej, że miał do tego podobne podejście. Coś tam jednak ich łączyło.
      — Wiesz, do dupy być twoją kochanką — skwitowała żartobliwie, uśmiechając się. — Chcę dostać kawę i porządne śniadanie — postanowiła, układając jedną dłoń na blacie, po którym leniwie przesunęła palcami, pozwalając na to, aby dystans między nimi stopniowo znikał.
      — A ty? Na co masz ochotę, Johnson? — zapytała, niewinnie wpatrując się w niego z dołu tymi swoimi niebieskimi oczami, cierpliwie czekając na odpowiedź. Może nie była z niej najlepsza kucharka na świecie, ale śniadanie mogła mu zaserwować wyśmienite.

      you have no idea what you're doing to me, you better stop🤭🔥🧡

      Usuń
  12. [O wiele łatwiej tworzy się jednak postać pod zdjęcie, niż na przykład pod imię… Także też się cieszę :D Co do napadu w Charlotte, to miał on miejsce szesnaście lat temu, także Aurelia była jeszcze bardzo młoda, więc nie wiem, czy akurat taka opcja Ci pasuje. Ale sąsiedzkie powiązanie również brzmi super — można to połączyć właśnie z jakąś rozróbą w wykonaniu zbuntowanej małolaty... :D]

    Aurelia Reinhart

    OdpowiedzUsuń
  13. Niewątpliwie oboje posiadali braki, które niczego im nie ułatwiały, jednak najlepsze było to, że je w sobie wypełniali i uzupełniali. To wyglądało trochę tak, jakby właśnie dzięki nim potrafili się tak doskonale ze sobą dogadywać i rozumieć. Nancy potrzebowała w swoim życiu takiej pewności, którą gwarantowała jej znajomość z Rowanem. Potrzebowała kogoś takiego jak on. Kogoś pełnego zdrowego rozsądku, wyważonego, kto zmotywuje ją do stawiania granic, a nawet niekiedy wyznaczy je za nią i potem sprawi, że nie będzie czuła z tego powodów gryzących wyrzutów sumienia, które pojawiały się zawsze, gdy nie pozwalała wejść sobie na głowę i sprawiały, że taplała się w tym idiotycznym poczuciu winy. Gdzieś i jakoś odnalazła siebie w Rowanie i miała ogromną nadzieję, że miał podobnie. Że też jej potrzebował. Kogoś, przy kim może się otwierać, porzucać samokontrolę, pozwalać sobie na słabości, bo chociaż sprawiał wrażenie tego nieczułego gliniarza z krwi i kości, to Nancy zdążyła poznać go na tyle, a ostatniej nocy jeszcze wyraźnie się o tym przekonać, żeby wiedzieć, że ma w sobie sporo ciepła i potrafi w czułe gesty. Otwierał dłoń, a ona bez namysłu za nią łapała.
    Ale właśnie to wszystko, ta niezachwiana wiara w nich, nadzieje i emocje, to nie tylko uderzało do głowy i pozytywnie w niej mieszało, ale jeszcze generowało najróżniejsze wątpliwości, przez które Nancy nawet nie chciała przyznać się do zazdrości, pielęgnując w sobie jakieś obawy, chociaż Rowan nie miał problemu z podobnymi wyznaniami. W ten sposób znowu dodał jej śmiałości wobec tego, co czuła.
    — W takim razie wszystko wiesz — stwierdziła z nieznacznym uśmiechem, wzruszając ramionami, bo oboje tkwili w tym, że nie pozostaną obojętni na to, co się będzie u nich i z nimi działo. Tak samo jak on nie miała na to wpływu i nie mogła nic z tym zrobić, w końcu nie był jej własnością, nawet jeśli wczoraj namiętnie powtarzali sobie, że ona jest jego a on jej, ale dzisiaj dobitnie dowiedziała się, jak okropnie mogła smakować zazdrość o niego i że samolubnie nie chciała widzieć go w dwuznacznych sytuacjach z kimś innym.
    Wiedziała, że jest jego słabością, uwielbiała nią być i kochała korzystać z przywilejów, które dzięki temu miała, a chociaż starała się nie wykorzystywać tego przeciwko niemu, to czasami musiała to robić, bo inaczej to on bez przerwy miałby ją w garści. Górował nad nią wzrostem, siłą i, przede wszystkim, samokontrolą, którą ona znacznie łatwiej porzucała, dlatego niekiedy musiała sięgać po asa w rękawie, kusić Rowana i tak szybko mu nie ulegać, choć to było cholernie trudne.
    — Rowan… — wyszeptała ostrzegawczo, gdy się pochylił, a jego oddech muskał jej ucho i szyję, wywołując gęsią skórkę. Im był bliżej, tym bardziej chciała go dotknąć i poczuć. Mając go na wyciągnięcie ręki, wyraźnie czuła ciepło jego ciała i ten oszałamiający zapach. Westchnęła, przymykając oczy, rozkoszując się tym przyjemnym uczuciem, które rozlało się po jej ciele, aż nagle poczuła jego palce, które kusząco przesuwały się po jej udzie, czym jedynie jeszcze bardziej podsyciły jej pragnienia. Cholera, niby kto kogo miał tutaj w garści?
    — Chętnie wzięłabym prysznic — stwierdziła, unosząc spojrzenie na jego twarz i wcale nie udawała niewzruszonej tym, co z nią robił. Zdradzało ją dosłownie wszystko. Zdradzało to, jak chwilę temu się denerwowała, a teraz zapomniała, że po ogrodzie wciąż kręci się pan Owens i Harper, ponieważ wszystko, co ją w tym momencie obchodziło, to Rowan i nic więcej. Działał na nią jak nikt inny, dlatego doświadczała z nim ogromnych pragnień, którym towarzyszyło ciągłe uczucie niedosytu. Uśmiechnęła się figlarnie i pokręciła głową w odpowiedzi na jego słowa, choć Rowan doskonale wiedział, że Nancy poza koszulką niczego więcej na sobie nie ma, ponieważ wszystkie jej rzeczy zostały tam, gdzie je w nocy z niej zdjął, a ona jeszcze nie zaprzątała sobie głowy tym, by je posprzątać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wiesz, od czasu do czasu można zjeść deser na śniadanie — rzuciła jak gdyby nic, jakby naprawdę rozmawiali o słodkościach i delikatnie przygryzła wargę. — Z mlekiem — odpowiedziała, starając się bez trudu przenieść uwagę z Rowana na kawę, choć w głowie miała już inny pomysł na to, co mogłoby ją pobudzić. Mieli więc robić kawę i śniadanie, ale z jakiegoś powodu nadal stali jak najbliżej i wpatrywali się w siebie wyzywająco z zaczepnymi uśmiechami na twarzy, doskonale wiedząc, że ktoś z nich musi się złamać.
      Nancy chodziły po głowie samie nieprzyzwoite rzeczy, które chciałaby w tej chwili robić z Rowanem, a jednak ze wszystkiego wybrała to, na co miała ochotę z samego rana, gdy ją obudził. Skorzystała z tego, że wciąż byli blisko, wspięła się na palce, zarzuciła ręce na jego kark i na zachętę nieznacznie musnęła jego usta swoimi tylko po to, by po chwili nieśpiesznie pogłębić pocałunek. Mogli uznać, że to powitanie po jego powrocie z pracy.
      — Teraz kawa. Znajdę mleko — wyszeptała niewinnie, gdy niechętnie oderwała się od Rowana, a jej oddech zdecydowanie przyśpieszył. Musiała zająć czymś ręce, bo inaczej by się od niego nie odkleiła, a poza tym chciała się do czegoś przydać, dlatego z wielkim trudem odsunęła się i zrobiła kilka niewielkich kroków w tył, wciąż na niego patrząc.
      — Wymyśliłeś już, jak wynagrodzisz mi ten poranek? — rzuciła zaczepnie, odwracając się w stronę lodówki, aby wyjąć z niej mleko i uśmiechnęła się pod nosem, nawiązując do tego, co sam jej obiecał. Tak naprawdę niczego nie musiał jej wynagradzać, bo Nancy nie była zła, ale uwielbiała się z nim droczyć.

      I like it too, but it's a little risky. do you know how it might end? 🥵🌻❤️

      Usuń
  14. Betsy najzwyczajniej w świecie była niepoprawną optymistką. Nadal wierzyła w to, że życie może być pełne kolorów, a ludzie są dobrzy, chociaż została nieprzeciętnie skrzywdzona w okresie studiów. Dla niej, sytuacja z Gabrielem, była jej własnym końcem świata, przynajmniej w tamtym czasie. Wtedy też wszystko straciło kolor, sama Betsy zgubiła swoje rumieńce i błysk w oku. Powrót do Mariesville był jednocześnie najlepszym, i najgorszym co mogło ją spotkać. Najlepszym, bo wróciła do rodziny, w bezpieczne ramiona matki i spokojne zapewnienia ojca, że wszystko będzie dobrze. Najgorszym, bo odkąd skończyła szkołę średnią robiła wszystko, aby stąd uciec. I nie chciała tu wracać, nie na zawsze, nie na stałe. Nie do tych samych ludzi, do mentalności, która w pewien sposób ją ograniczała. Wróciła z podkulonym ogonem, chociaż miała wielkie plany i marzenia, o których głośno mówiła jeszcze przed wyjazdem.
    Ale teraz ten jej optymizm odpowiadał za to, że uwierzyła w mile spędzony czas z panem szeryfem. Te kilkadziesiąt minut spędzonych w kajaku nastrajało ją pozytywnie. Sądziła, że spędzą trasę w milczeniu, wymieniając się zaledwie paroma uwagami co do tego, jak wiosłować, czy szybciej, czy wolniej. Nie zapadła między nimi niezręczna cisza, bo nawet jeśli przez chwilę milczeli, to w znośny sposób. Murray nie miałaby nic przeciwko, gdyby jej optymizm udzielił się też Rowanowi. Lubiła się nim dzielić.
    — Ale gdybyś się nie zgodził, to pewnie byłabym już w domu i… — urwała, bo co miałaby robić w domu? Słuchać o zbliżających się wielkimi krokami wielkich europejskich wakacjach rodziców, które planowali już od roku, jak nie dłużej? Myśleć o tym, że po weekendzie będzie musiała znowu wskoczyć na rower i pokazać się wszystkim tym, którzy za nią nie przepadali? Zaszyć się w pokoju, założyć słuchawki i obejrzeć kolejny odcinek serialu?
    — Ja? Jestem typową nudziarą, mój wolny czas to czas w domu — odparła w końcu na pytanie Rowana. Betsy starała się nie mieć wolnego czasu, ale nie oznaczało, że spędzała go kreatywnie. Kursy prowadziła za namową matki, nie rysowała, nie malowała i nie tworzyła niczego, co mogłoby jej przypomnieć o tym, co czuła, kiedy uskrzydlona tworzyła kolejne obrazy w Evanston. Unikała sztuki, bo tak po prostu było jej łatwiej, ale chętnie przekazywała wiedzę, którą posiadła tym, którzy chcieli się uczyć, a wbrew pozorom takich osób było w Mariesville dość sporo. — Szydełkuję — dodała po chwili zastanowienia. — Lubię to robić, pozwala się to człowiekowi wyłączyć, naprawdę. — Zapewniła, bo wiedziała, że niektórzy robótki ręczne traktowali jako zajęcie dla starszych pań. — Pomagam mamie w ogródku lub ojcu w jego pracowni. Ale mam też psa. Cissy jest straszną atencjuszką — przyznała rozbawiona. Dotarło do niej, że odkąd porzuciła sztukę, to nie była żadnej z tych rzeczy nazwać swoim hobby. Wkraczała w zainteresowania innych, zajmując się potrzebami tych, którzy byli blisko niej. Trochę ją to zabolało, ale starała się nie dać po sobie tego poznać. Miała to szczęście, że Rowan nadal siedział za jej plecami i nie mógł zaobserwować grymasu, który wykrzywił jej buźkę.
    — Kiedyś lubiłam też zapuszczać się na rowerze daleko poza Mariesville, ale teraz mam tego trochę przesyt, wiesz… — dodała jeszcze, jakby usilnie starała się znaleźć coś, co byłoby tylko jej. Jej wyjątkowym sposobem na spędzanie wolnego czasu. — A ty? Poza łapaniem najgroźniejszych przestępców Mariesville i kajakami, co lubisz robić?
    Niewątpliwym było, że Rowan był oddany swojej pracy. Czuła to, kiedy ją przesłuchiwał, bo mimo pierdół, o które musiał pytać, pozostawał rzeczowy i zawodowo odpowiedzialny. I nie wątpiła też w to, że pływał na kajakach znacznie więcej niż którykolwiek ze spływowiczów. A odwrócenie tematu w jego stronę wydawało jej się teraz jedynym rozsądnym wyjściem.

    Betsy Murray


    Z tytułu nabicia 200 komentarz odblokowałaś specjalną nagrodę. Wygrywasz talon!
    A tu widzę zmiany w zdjeciach. Jerunie, szeryfowi to chyba nie wypada być takim ciachem, hahaha.


    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wpadłaby na to, że za tym brakiem zobowiązań w stosunku do drugiej osoby, kryła się taka bezinteresowność. W życiu coś takiego nie przyszłoby jej pewnie nawet do głowy, ale to nie oznaczało, że było to jakieś nielogiczne albo bezsensu. Może dla kogoś innego niż Paige byłoby to nawet drugim czy trzecim wyborem przy zgadywaniu, ale Paige ostatnie o czym myślała to czyjaś bezinteresowność. Ta nigdy nie znajdowała się na początku, nigdy jej nie oczekiwała i zawsze w nią powątpiewała, nawet jeśli ktoś podawał ją na czystej tacy bez żadnych dodatków. Sama nie była bezinteresowna, nie udawała, że jest inaczej, aczkolwiek nie chodziło o to, by mierzyć ludzi swoją miara – tego też nie robiła. Nie musiała posuwać się do czegoś takiego, by nabrać takich a nie innych przekonań. Relacje z innymi nie stanowiły tutaj wyjątku w żadnym wypadku. Jasne, podobała jej się idea bezinteresownej miłości i oddania, nawet gdzieś tam w głębi siebie i poza codziennością czegoś takiego by dla siebie chciała, ale miała świadomość, że to coś nie brało się znikąd, bo ktoś sobie pstryknął palcem. To była ciężka praca i mnóstwo zaangażowania, które i tak nie zawsze owocowała. Ale mimo wszystko ludzie próbowali do tego dążyć, wchodzili w związki, nawet takie, które z góry były skazane na nieszczęście. Kierowały nimi różne powody, aczkolwiek Paige stawiała, że najczęściej chodziło właśnie o samotność, czasem może jakąś nudę albo ciekawość, jednak generalnie nie miało to za wiele wspólnego z tą ośpiewywaną bezinteresownością. I nie uważała, żeby to było coś złego, ostatecznie każdy miał prawo chcieć być kochanym, a w końcu od czegoś zawsze też trzeba zacząć.
    Rowan nie wyglądał na romantyka, prawda. Ale nie wyglądał też na kogoś, kto miałby problem z kobietami. Na pewno nie miał żadnego, tego Paige była pewna, bo ani nie była ślepa, ani głucha i najczęściej nie miała trudności, by rozpoznać, kiedy ktoś z nią flirtował. Dlatego, skoro z założenia odrzucała bezinteresowność, i to tym bardziej tak głęboką i przemyślaną, skłaniała się bardziej ku temu, że za szeryfem ciągnęły się doświadczenia, które mocno wyryły po sobie piętno. Bo za casanovę też by go nie wzięła, chociaż mogłaby przez wzgląd na to, jak potoczyło się to ich jedno wyjście na piwo. Brała jednak poprawkę na kilka rzeczy, więc bagaż doświadczeń wydawał się Paige najsensowniejszym powodem, dla którego Rowan w takim wieku nie był ustatkowany i mógł bez wyrzutów sumienia skusić się na niezobowiązującą noc z nieznajomą. I może gdyby nie była trochę rozkojarzona, nie miała uszkodzonej kostki i generalnie gdyby ten wieczór wyglądał inaczej, kombinowałaby dalej, ale nie miała teraz do takich spraw głowy. Zresztą to nie była jej sprawa, a jedynie ciekawość, którą łatwo było jej teraz przełknąć.
    Zmarszczyła zabawnie nos i zmrużyła lekko oczy, kiedy tak łaskawie zgodził się wziąć Scrapsa na przednie siedzenie. Z jednej strony rozumiała, jaki mógł być z tym problem, ale z drugiej nie myślała, że może być aż tak duży, żeby robić z tego taki wyjątek. Rozbawiło ją to trochę, ale już tego nie skomentowała. Zsunęła jedynie skarpetkę, tak jak poprosił i poczekała, aż skończy ją pryskać. Cicho syknęła, czując to lekkie szczypanie, o którym wspomniał, a na końcu krótko podziękowała.
    Poprawiła się na miejscu po tym, jak Rowan zamknął drzwi i sam zaczął przygotowywać się do jazdy. Nie zwracała na to większej uwagi, skupiając się bardziej na swoich myślach. Zerknęła krótko na Scrapsa, który usadowił się z przodu i wyglądał zupełnie tak, jakby właśnie znalazł się na swoim starym, dobrym miejscu, które tylko na niego czekało. Pokręciła nieznacznie głową i nim ruszyli, sięgnęła po swój plecak i schowała do niego swój but, starając się nie pokiereszować koślawych lampionów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odezwała się przez te kilka minut, jakich potrzebowali, by dojechać pod jej kamienicę. Zwyczajnie się zamyśliła i właściwie to nawet nie zauważyła, kiedy znaleźli się na miejscu. Patrzyła trochę nieobecnym wzrokiem przed siebie przez przeciwległą szybę i dopiero kiedy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, ocknęła się z tego zamyślenia. Scraps wyskoczył na chodnik, stukając pazurami o ziemię. Zamrugała szybko kilka razy i poszukała swojego plecaka, który przed chwilą miała w rękach, jednocześnie otwierając drzwi, które miała za plecami.
      — Do mieszkania też mnie zaniesiesz jak księżniczkę? — spytała żartobliwie, odchylając się do tyłu, by spojrzeć na podchodzącego Rowana. — Tego moja sąsiadka nie chciałaby na pewno przegapić — dodała, śmiejąc się cicho, ale krótko i bez większego błysku w oczach.

      Paige King

      Usuń
  16. Może właśnie nadarzyła się okazja, żeby Rowan przypomniał sobie, udowodnił i uwierzył, że miał w sobie dużo ciepła i czułości?
    Nancy bezgranicznie w niego wierzyła. Nie miała wątpliwości jako jego przyjaciółka oraz po prostu jako kobieta, której wczoraj zawrócił w głowie. Tak już miała, że od zawsze dostrzegała w nim więcej niż on sam, ale z drugiej strony doskonale rozumiała jego niepewność, bo choć wszystko wychodziło im od wczoraj wzorowo, a oni odnaleźli się w tej sytuacji tak, jakby byli do niej stworzeni, to jednak Nancy również była pełna niepewności. Im bardziej jej zależało, tym więcej śmiałości traciła, uważając na każdy swój ruch, słowo, gest. W jakimś stopniu próbowała się pilnować, nie chcąc przesycić Rowana swoją obecnością oraz czułością, której równocześnie nie chciała mu oszczędzać, bo uważała, że każdy człowiek potrzebuje tego rodzaju troski, a z drugiej strony tak ciężko i trudno było jej się przy nim kontrolować. Przyciągał ją, pociągał, sprawiał, że nie mogła oderwać od niego wzroku, dłoni oraz ust, więc robiła to bardzo niechętnie, a im bardziej Rowan się przed tym nie bronił, odpowiadając na jej gesty, tym trudniej było jej się powstrzymywać.
    — Przejadłbyś się — rzuciła przekornie, trochę żartując, a trochę obnażając się ze swoich obaw związanych z tym, jak bardzo bała się być niewystarczająca. Nancy nie wątpiła, że większość problemów oboje tworzyli sami w swoich własnych głowach. Sami sabotowali swoje szczęście. — A na to pozwolić nie mogę — dodała, posyłając mu jednoznacznie spojrzenie, zatrzymując się blisko niego. Słodko się uśmiechnęła, układając obie dłonie na blacie, na którym mocno się oparła, z ciekawością obserwując, jak Rowan rozprawiał się z ziarnami kawy, której zapach kusząco roznosił się po kuchni. Lubiła kawę w każdej postaci, nawet tę przesłodzoną syropami, ale chyba od dzisiaj jej ulubioną będzie ta, którą smakował Rowan, ponieważ ona już zawsze będzie się jej z nim kojarzyła, a dla niej po tych wszystkich pocałunkach oraz tym, co z nim przeżyła, nic nie smakowało lepiej od niego.
    Musiała uczciwie przyznać; wczoraj, owszem, to alkohol dodawał jej odwagi, jednak dzisiaj odwagi dodawało jej to, jak świetnie się ze sobą dogadywali. Przekroczyli granice i pozwoli sobie za nimi zostać. Nie wrócili tam, gdzie byli dotychczas, po prostu budowali tę nową sytuację na swojej przyjaźni. Nie zachowywali się dziwnie, nie otoczyli się murami, śmiało zaprosili się dalej, docierając w głąb siebie. I tak, to, że mogli cieszyć się swoją bliskością, dzielić ze sobą noc, a następnie spędzać w swoim towarzystwie miły, powolny poranek, to było niesamowite.
    — Ach, tak? — zainteresowała się, słysząc jego śmiałe zapewnienia i zaśmiała się, unosząc brwi. — Bo wiesz, jestem bardzo wymagająca… — stwierdziła niewinnie, choć czysto prowokacyjnie, ponieważ tak naprawdę nie miała wielkich wymagań, niczego nie oczekiwała, wspólny prysznic brzmiał nad wyraz kusząco i przyjemnie. Był czymś, czego w tej chwili zdecydowanie potrzebowała oraz pragnęła. Czymś, co jej w zupełności wystarczy, choć niewykluczone, że narobi ochoty na więcej. A to wszystko tak bardzo ją cieszyło, że Nancy wciąż nie myślała o tym, że prędzej czy później będzie musiała rozstać się z Rowanem i wrócić do siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie jesteś przyzwyczajony? — powtórzyła, unosząc brew i łagodnie się uśmiechnęła, machając dłonią. — Powinieneś, ale nic się nie stało, nie musisz mnie za to przepraszać, jest dobrze — zgodziła się, kiwając głową, bo nie dało się ukryć, że ta niewiedza sporo namieszała w dzisiejszym poranku, ale przynajmniej pokazali, że nieporozumienia nie są im straszne. Nie była zła i nie oczekiwała przeprosin, chociaż bardzo je doceniała. Czuła się dobrze z tym, że Rowan dbał o to, aby tamta sytuacja była jak najbardziej klarowna. No i czuła, że się dogadają, ponieważ ona wolała wyjmować naczynia ze zmywarki, niż je do niej wkładać. — Pomyśl tylko, co by było, gdybym jednak nie założyła tej koszulki i postanowiła pokręcić się po twoim domu z gołym tyłkiem — zasugerowała, niekontrolowanie rozciągając usta w głupim uśmieszku i nie spuszczała rozbawionego spojrzenia z twarzy Rowana. — Byłabym odpowiedzialna za zawał pana Owensa — dodała żartobliwie, leniwie przechadzając się z jednej strony kuchni na drugą, nieustannie przesuwając palcami po blacie, aż wreszcie zatrzymała się za Rowanem i wychyliła, przenosząc wzrok na kawiarkę.
      — Kubek. Też podam — uśmiechnęła się, posyłając mu pytające spojrzenie, ponieważ nie znała jego kuchni na tyle, aby poruszać się po niej bez problemu, choć czuła się tutaj swobodnie. Korzystając z instrukcji, które uzyskała od Rowana, wyjęła dla siebie kubek, co nie obyło się wspinaczki i małej gimnastyki, dlatego z dumą wróciła do niego i postawiła kubek obok.
      — Co zazwyczaj jesz na śniadanie? Na pewno coś, co ma dużo protein, może szejki? — zagadnęła szczerze zainteresowana i przekonana, że Rowan zwraca uwagę na to, co je. Nancy dopóki nie zamieszkała z babcią absolutnie tego nie robiła, karmiąc się byle czym, byleby coś zjeść, jednak teraz nie wypadało podawać staruszce na obiad solidnej garści frytek odgrzewanych w piekarniku lub przypalonego tosta, którego można zapić sporą ilością kawy. A tak poza tym chciała rozeznać się w jego gustach, bo może trochę się już znali i przyjaźnili, ale pierwszy raz mieli okazję jeść wspólne śniadanie.

      oh, you want to find out? you have to make me show you 🌸❤️

      Usuń
  17. Skoro Nancy podjęła ryzyko związane z przekraczaniem granic w swojej relacji z Rowanem, to ich seks nie mógł być przecięty. Miał być wyjątkowy. Musiał obejmować wszystko to, za czym oboje zatęsknią, a gdy przy okazji okazało się, że świetnie się w tym odnajdują, bezbłędnie odpowiadając na swoje potrzeby, to obnażyła się ze swoich skrytych pragnień, ufając Rowanowi. Oboje nie zadowalali się byle czym, oboje wiedzieli, czego chcą, oboje pragnęli dać sobie jak najwięcej, ich zbliżenie musiało być doskonałe pod każdym względem i tak się stało. Było warte tego całego ryzyka, a wspólny prysznic będzie przyjemnym zwieńczeniem tego, czemu wczoraj pozwolili między nimi namieszać.
    Przyszłość wiązała się z mnóstwem pytań, na które Nancy nie potrafiła odpowiedzieć. Jeszcze o tym nie myślała, ale moment rozstania napełniał ją strachem i niepewnością, choć doskonale wiedziała, że to, co będzie potem, zależało od nich. Nie chciała, żeby ta noc i poranek stały się przypadkiem, którego istnienie w swojej historii będą pomijać, ponieważ zdążyła uwierzyć, że ta bliskość była im od zawsze pisana. Zresztą, dosłownie wszystko w ten sposób smakowało, jakby było na swoim miejscu, i nie chciała z tego rezygnować. Pamiętała jednak o tym, że rzeczywistość brutalnie weryfikowała zwykłe, ludzkie i pełne nadziei założenia oraz plany, dlatego starała się nie mieć oczekiwań, żeby się nie sparzyć. To oczywiste, że chciała, aby między nimi zostało tak magicznie i wspaniale, aby granice były przesunięte, a oni nieustannie się do siebie zbliżali, rozwijając tę relację, jakaś jej część naprawdę na to liczyła, ale wszystko się okaże. Tak naprawdę siebie, swoich pragnień mogła być pewna, aczkolwiek równocześnie była boleśnie świadoma, że nie ma wpływu na wszystko, nawet jeśli bardzo by tego chciała.
    — Mam zacząć się zapowiadać? — zastanowiła się na głos, rzucając Rowanowi wyzywające spojrzenie. Nie mogła sobie przypomnieć, jak to było, że zdecydowali się akurat na jego dom, ale najprawdopodobniej dlatego, że to była najlepsza i najrozsądniejsza opcja. Samo się stało, choć Nancy wiedziała, że go wtedy kusiła. — Sam mnie tutaj przyniosłeś — rzuciła po chwili z figlarnym uśmiechem, doskonale pamiętając, jak minęła im droga do jego domu i że zaczęli się do siebie dobierać już w drzwiach. Z kolei to wszystko jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że to, do czego między nimi doszło, było absolutnie niezapowiedziane. Żadne z nich tego nie przewidziało, nie planowało. Nie mieli wobec siebie takich zamiarów, ale to się wydarzyło i było uzależniające. Tak bardzo, że sama przyjaźń z wyznaczonymi granicami przestawała być wystarczająca. Smakowało lepiej niż w wyobrażeniach Nancy, a tych przecież jej nie brakowało.
    Krzątając się po kuchni Rowana, czuła na sobie jego wzrok, jednak nie przeszkadzało jej to, choć w tym domowym wydaniu nie była aż tak pewna siebie, jak chociażby wczoraj, gdy się wystroiła, ale nie pozostawała mu dłużna. Zerkała na niego, taksowała spojrzeniem, a jej twarz promieniała od uśmiechów, bo nigdy nie sądziła, że poranki po bardzo krótkim, marnym śnie mogą być aż tak przyjemne i satysfakcjonujące.
    — Więc potrafisz robić jajka w koszulkach — zauważyła Nancy z uznaniem, bo jej takie rzeczy nie wychodziły, dlatego uważała, że do tego trzeba mieć talent i z jakiegoś powodu takie talenty ją kręciły. — Ale za to nie masz kawioru — dodała po chwili żartobliwie, teatralnie się przy tym oburzając, jakby rzeczywiście jadała takie rzeczy na śniadania, a przecież nawet nie przepadała za kawiorem. — I szampana pewnie też nie? — uniosła brew, figlarnie się uśmiechając. W ogóle Nancy lubiła dość proste rzeczy. Tosty, jajecznicę, naleśniki, kanapki, nawet te z masłem orzechowym i dżemem, a szczytem jej śniadaniowych popisów była szakszuka, ale i tak trochę oszukana, gdyż przerobiona po smaki Nancy. Ciężko więc było wybrać to najbardziej ulubione danie, ale postawiła na coś szybkiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — O nie! — zawołała nagle, ewidentnie zaskoczona, gdy jej uwaga na chwilę wylądowała na kawiarce, a w tym samym czasie palec Rowana w jej żebrach. Niekontrolowanie się zgięła, instynktownie zrobiła marny unik i odruchowo złapała go za rękę, którą postanowiła odciągnąć od miejsca swoich łaskotek, choć jej głośny, beztroski śmiech zdążył wypełnić kuchnię. Zadarła podbródek, posyłając mu jednoznaczne, rozbawione spojrzenie.
      — Ale chleb i ser już chyba masz? — zagadnęła, wracając do tematu śniadania, nie odrywając wzroku od twarzy Rowana. Uznała, że na kaca, emocje i pełną wrażeń noc nic nie zadziała lepiej od porządnych, bogato wypełnionych ciągnącym się serem tostów. — Dzisiaj robimy tosty, następnym razem ty serwujesz jajka po benedyktyńsku — postanowiła, zdradzając swój plan, chociaż nikt nie powiedział, że jakikolwiek następny raz się odbędzie, ale przecież w każdej chwili mogli umówić się na wspólne śniadanie. Tak po prostu.

      is that a promise?❤️

      Usuń
  18. [ Haha, nie mogę się zdecydować! 💖💖
    A tu jaka niespodzianka się kryje, matko, nie wiem, jak Nancy jest w stanie się przy nim nie rozpłynąć! <3🥵 #luckygirl]

    Może Nancy nie trafiała na odpowiednich facetów, może miała pecha, a może chodziło jeszcze o coś innego, co sprawiało, że było jej ciężko zbudować z kimś trwałą relację. Zresztą, Rowan doskonale wiedział, że niektóre rzeczy nie były takie oczywiste i proste, jak mogłoby się wydawać. W tej chwili najbardziej liczyło się to, że przy nim czuła się fantastycznie. Nie wstydziła się swojego domowego wydania, nie wstydziła się nawet tego, że paradowała przed nim w samej koszulce zarzuconej na nagie ciało, bo przecież tak czy inaczej Rowan widział ją w pełnej krasie, pod najróżniejszymi kątami i ze wszystkimi niedoskonałościami. Tak naprawdę nie chciała, żeby przejmował się jej brakami. Tym, że rzeczywiście czuła się niewystarczająca, choć, o ironio, uważała się za atrakcyjną kobietę. Po prostu chyba sama siebie tak nie do końca kochała, dopatrując się w sobie wielu wad, którymi przysłaniała to, co dobre i wartościowe. Wynikało to z dzieciństwa, ale również związków, w które się pakowała i naprawdę nie żartowała z tym, że relacja z Rowanem była w jej życiu najzdrowszą. A to, czego chciał dla niej, było po prostu przekochane. Było czymś, co uważała za coś, co się jej nie należy, ale nie dyskutowała z tym, nie broniła się, coś w niej bardzo tego pragnęło, dlatego czerpała ogromną radość z czucia się przy nim tak dobrze. Nie pamiętała, kiedy się tak czuła. Podejrzewała, że nigdy. Że nikt nigdy nie sprawił, że czuła się tak, jakby była w odpowiednim miejscu. Rowan robił dla Nancy więcej, niż mógł podejrzewać i sprawiał, że uwierzyła, że z nim rzeczywistość może być o stokroć lepsza. Potrafiła się zaangażować, musiała jeszcze tylko przekonać się do porzucenia strachu.
    — A jak twoje serduszko to wytrzyma? — uśmiechnęła się, posyłając mu niewinne spojrzenie. — Bo wiesz, ciebie też wolałabym nie doprowadzać do zawału — zauważyła pół żartem, choć to była prawda, a przecież nie mogła wykluczyć, że jej niezapowiedziane wizyty zaczną go denerwować. Prawdę mówiąc, była szczerze zaskoczona propozycją Rowana, ponieważ do tej pory nie przyszło jej do głowy, by pojawiać się u niego od tak. To była ta niepewność, ten brak wiary w siebie, który uparcie podpowiadał jej, że nie powinna mu przeszkadzać w wolnych chwilach, pomimo tego, co się między nimi rozwijało. Zmierzali do czegoś konkretnego, ale jeszcze tego nie nazywali. Nie mieli odwagi.
    Poczuła się wyjątkowo z tym, że Rowan aż tak wpuszcza ją do swojego świata, udostępniając jej kawałek swojej bezpiecznej przystani. Miało to dla niej wielkie znaczenie, dlatego ten uśmiech, który praktycznie od wczoraj nie schodził z jej twarzy, będzie się utrzymywał na niej jeszcze długo.
    Nie brakowało go nawet teraz, choć Nancy nieco spoważniała, dokładnie przetwarzając słowa Rowana. Uniosła dłonie, opierając je na jego klatce piersiowej, gdy ją do siebie przyciągnął i wpatrywała się w niego tak, jakby nie mogła uwierzyć w to, co właśnie powiedział, bo ta randka brzmiała nie tylko kusząco, ale całkiem poważnie. To, rzecz jasna, absolutnie nie musiało być czymś zobowiązującym, Nancy bardzo chciała, żeby Rowan nie czuł się przez to, co się między nimi wydarzyło, do czegoś zobowiązany, ponieważ ona naprawdę tego nie oczekiwała, choć musiała przyznać, że jej się podobało. Trochę wymykało się spod kontroli, którą do wczoraj wydawało się, że jeszcze ma. Myślała, że po pocałunkach oraz seksie wrócą z Rowanem do normalności, do tej przyjaźni z granicami, ale docierało do niej, że to jest coraz bardziej odległe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jak mnie kiedyś zaprosisz na randkę, to dowiesz się, czy się zgodzę i czy już musisz organizować szampana… — zasugerowała całkiem niewinnie, jakby to było tylko głośne przemyślenie, a nie cicha nadzieja. Gdy Rowan się pochylił, przyglądała się mu w ciszy, cicho wzdychając i z troską odgarnęła z jego czoła kosmyk włosów, rozciągając usta w czułym uśmiechu. Na chwilę spuściła wzrok; rzeczywiście wspominała coś o następnym razie. Chciała tego. Nancy nigdy nie była na randce w wesołym miasteczku i jeśli Rowan również nie, to koniecznie musieli to nadrobić.
      — Wiem, że to, co teraz powiem może doprowadzić cię do zawału — odezwała się po chwili, przestając się w niego wpatrywać, znowu sobie żartując, choć to, co chciała powiedzieć było kontrowersyjne. — Ale tost posmarowany majonezem i na to pomidor to game changer — podzieliła się, zbliżając się do blatu, by przelać kawę do kubka. Kochała tosty z ketchupem, ale ten drugi sposób też był niezły, no chyba, że Rowan nie przepadał za majonezem. — Daj więc wszystko, co masz — poprosiła, zerkając na niego i w tym czasie, w którym przygotowanie tostera oraz składników zostawiła Rowanowi, dodała do swojej kawy mleka. Dmuchnęła w gorącą, aromatyczną taflę, której zapach unosił się po całej kuchni, już tym stawiając na nogi i uważając, by się nie poparzyć, napiła się, wzdychając z rozkoszą.

      i can't wait to have it all with you, baby❤️

      Usuń

  19. Betsy chyba miała po prostu dość rozrywki w postaci towarzystwa ludzi. Wystarczyło jej codziennie mierzenie się z chłodnymi, pełnymi pogardy spojrzeniami, ale co zrobić, kiedy te świątobliwe, starsze panie naprawdę uwierzyły w to, że Betsy wpychaniem się facetowi do łóżka rozbiła jego rodzinę? A rodzina przecież była święta.
    I to nie tak, że Betsy poza pracą nie utrzymywała kontaktów z ludźmi. Jak widać na załączonym obrazku, wychodziła z nimi chętnie i wdawała się równie chętnie w przeróżne interakcje. Dała się zaprosić na spływ kajakami, w piątki wieczorami zaglądała do The Rusty Nail nawet całkiem regularnie, ale nie spędzała tam całych nocy i nie wracała o świcie, z trudem utrzymując się w pionie. Korzystała z życia rozsądnie, chociaż czasami dopuszczała się różnych głupot. Czasami nierozsądnie zapaliła trawkę z najlepszą przyjaciółką, czasami wskakiwała do rzeki, chociaż nie była wcale wybitnym pływakiem. I pewnie robiła więcej głupich rzeczy, gdyby nie fakt, że coraz dotkliwiej odczuwała fakt bycia osobą przed trzydziestką i bez żadnych życiowych osiągnięć.
    Poza fikcyjnym rozbiciem czyjejś rodziny.
    — Możemy wyskoczyć kiedyś na darta — zaproponowała, całkiem ochoczo zresztą. Czuła się pewnie z rzutkami w dłoniach, ale czy miała jakiekolwiek szanse z człowiekiem, który używał broni, umiał to robić i pewnie cela miał lepszego niż wszyscy mieszkańcy Mariesville razem wzięci? Pewnie ich nie miała, ale Betsy doceniała dobrą zabawę i umiała przegrywać z klasą.
    Trochę to wszystko było dziwne. Jeszcze dzisiaj rano nawet nie pomyślałaby, że wytrzyma z szeryfem w ciasnej przestrzeni kajaka tak długo, a co dopiero, że będzie proponować mu wspólne spędzanie czasu. Ale stało się i Betsy jakoś specjalnie się temu nie opierała. Nie żeby zamierzała się w nim zakochiwać, ale bliższa znajomość z szeryfem mogła jej tylko pomóc. Wyszła z założenia, że stare baby może się trochę wystraszą, jak dotrze do nich, że Murray znajduje się pod protekcją szeryfa. Nie żeby zamierzała wykorzystywać Rowana tylko do jednego celu - do ochrony własnego tyłka i dbania o dobre imię, ale trudno było nie spróbować z takich dobrodziejstw nie skorzystać.
    — A pewnie, że robię. Ale nie za darmo — odpowiedziała, śmiejąc się przy tym. — Możesz pokazać mi, jak się strzela, to zrobię ci czapkę — dodała nieco zaczepnie. Nigdy nie miała broni w ręce, a mogło to być ciekawe przeżycie. I czy ona aby znowu nie znalazła pretekstu do spędzania czasu z szeryfem? Całkiem nieźle, Betsy, pochwaliła samą siebie za to, jak zapobiegliwa była.
    Dopływali powoli do miejsca, w którym większość uczestników spływu wciągało już swoje kajaki na brzeg. Ach, czyli to tutaj spływ miał swój koniec. Nie licząc jednej przygody z wywróceniem się kajaka, wodna część imprezy odbyła się względnie spokojnie. A rozmowa z Rowanem, która kleiła się dość dobrze, sprawiła, że Betsy nawet zapomniała o tym, że musi siku. Aż do teraz.
    — Robimy postój? — zagadnęła, bo skoro oboje nie chcieli zostawać na części integracyjnej, to w sumie mogliby zawrócić i zawinąć w drogę powrotną, ale krzaczki wzywały.

    Betsy Murray


    Trzeba po prostu uznać, że jeśli chodzi o oficjalną reprezentację, to w Mariesville jest najpiękniejsza. ♥ Zarówno przystojny szeryf i śliczna listonoszka odnaleźliby się na banerze reklamującym miasteczko, nie?
    P.S. Nie wiem, czy to kwestia mojej przeglądarki, ale w zakładce z kłosem, miejsce zamieszkania i poprzednie miejsce pracy nieco osunęło się w dół. To tylko u mnie tak?

    OdpowiedzUsuń
  20. [No cóż, to tak razem się w siebie wpatrują, haha! <3]

    Nancy była przekonana, że Rowanowi nie grozi utrata posady szeryfa. Zdobył zaufanie mieszkańców Mariesville, przyzwyczaił ich do pewnych standardów, mając takiego szeryfa czuli się bezpieczniej, a i miasteczko pozostawało całkiem spokojne. Spodobał się ludziom, którzy byli wymagający, a oni przyzwyczaili się do jego obecności na tym miejscu i chociaż najprawdopodobniej wśród mieszkańców nie brakowało tych, którym z racji swojego zawodu zaszedł za skórę, to jednak większość za nim przepadała. Był lubianym szeryfem, sprawiedliwym, znanym ze swoich zasług, a nie większych lub mniejszych afer, dlatego Nancy uważała, że posada jest jego, przynajmniej dopóki to jemu nie znudzi się szeryfowanie w małej mieścinie, bo to na pewno miało swoje plusy i minusy, i nieraz potrafiło być męczące, szczególnie, gdy chodziło o konflikty lub sprawy, w których wszyscy wszystkich znają.
    Kondycja Rowana była doskonała, wybita wręcz, co oczywiście dało się zauważyć na pierwszy rzut oka, aczkolwiek w nocy Nancy miała okazję jeszcze się o tym przekonać, ponieważ nie oszczędzali się, realizując swoje najskrytsze pragnienia. Podejrzewała, że jeśli któreś z nich mogłoby narzekać na kondycję, to padłoby na nią, gdyż to w jej życiu brakowało dodatkowej aktywności fizycznej, chociażby krótkich, ale regularnych treningów, przez co odczuwała w swoim ciele tę ich intensywną noc, ale jeśli miała być szczera, to chętnie znajdzie miejsce w swoim grafiku na tak satysfakcjonujące, wspólne kardio. Na samo wspomnienie tego, co się wydarzyło, uśmiech cisnął się na jej usta.
    — Masz rację. Jesteś przy mnie bezpieczny — roześmiała się, choć dużo bardziej podobała się jej wizja, w której Rowan aktywnie bierze udział w usta-usta. Prawda była jednak taka, że przy niej i on, i jego serce byli bezpieczni, bez względu na to, co by się działo.
    Nancy nie bała się, że skrzywdzi Rowana; przyjaźnili się, więc wierzyła, że to nauczyło ich, jacy są i jak powinni się ze sobą obchodzić. Wiedziała jednak, że poruszyli stałym gruntem, który do tej pory mieli pod nogami, a to mogło odrobinę nimi zachwiać. Czuła, wszystko jej to podpowiadało, że powinna jak najmniej o tym myśleć, nie rozkładać na miliony czynników i nie zastanawiać się nad tym dokładnie tak, jak nie zastanawiała się wczoraj, ale że zależało jej na nim, to chciała dla nich jak najlepiej. Sprawdzą, dokąd ich to zaprowadzi, przekonają się i, w najgorszym wypadku, dadzą spokój, to nic złego, ale martwiła się, czy wtedy tak po prostu wrócą do przyjaźni, zamykając się w jej granicach, skoro już teraz przychodziło im to z trudem.
    — Lubię — przyznała, nie kryjąc się z tym, że z fascynacją przyglądała się Rowanowi, którzy przechadzał się po kuchni i odetchnęła z teatralną ulgą, gdy w jego ręce trafiło to, czego poszukiwał. — W przeciwieństwie do ciebie? — zgadywała z uśmiechem, unosząc brew i wymownie kierując wzrok na zamkniętą tubkę majonezu. Ale ketchup też uwielbiała.
    — Jeszcze mam coś w zanadrzu — zauważyła tajemniczo, puszczając mu oczko, a chociaż przede wszystkim sobie żartowała, to od wczoraj rzeczywiście poznawali się na inny sposób i ona tak samo dowiedziała się o nim kilku nowych rzeczy, co bardzo się jej podobało. Niewykluczone, że jeśli będą to kontynuować, to jeszcze nieraz się zaskoczą, szczególnie, gdy wciąż będą śmiało odkrywać się ze swoich ukrytych pragnień.
    Nancy objęła dłońmi kubek z kawą i przeniosła się bliżej Rowana, aby pomóc mu w zrobieniu śniadania, które może nie było najbardziej wymagającym jedzeniem na świecie, ale jak już zdążyli zauważyć, we dwoje wszystko stawało się lepsze. Odstawiła kubek, a następnie zabrała się za przygotowanie chleba na tosty, tylko ten nagły telefon, który się rozdzwonił, trochę sprowadził Nancy na ziemię, wyrywając ją z tego transu, w którym ewidentnie była od wczoraj. Zmarszczyła brwi, w pierwszej chwili się niepokojąc i posłała Rowanowi pytające spojrzenie, jakby to on miał wiedział, dlaczego jej babcia dzwoni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — W odnalezieniu mojej wnuczki! Porwali ją — w odpowiedzi na pytanie Rowana w telefonie nagle rozbrzmiał się zmartwiony, spanikowany głos staruszki. W tle było słychać sąsiadkę, która próbowała pocieszyć Cecily, równocześnie podpowiadając jej, co powinna powiedzieć, a Nancy zmarszczyła brwi, rozchylając usta. — I.. i ja nie wiem, gdzie ona jest. Nie odbiera telefonu, a przecież zawsze odbierała! Nie ma jej, a miała być — dodała chaotycznie. — Wczoraj wyszła na imprezę i nie wróciła — wtrąciła gorączkowo sąsiadka, uznając to za pomocną i potrzebną informację. — Boże, a jak ktoś jej coś zrobił? — obie zastanowiły się na głos, nakręcając się na tę historię, którą przyjęły w swojej głowie.
      — Nancy, kojarzy ją pan? Taka śliczna dziewczyna, taka kochana, matko jedyna — zalamentowały, przegadując siebie, jednocześnie nie pozwalając nikomu dojść do głosu.
      Nancy zrobiła wielkie oczy, pełne zdziwienia i niedowierzania, wpatrując się Rowana i wsłuchując w słowa Cecily. Była zszokowana tym, co przyszło jej do głowy, choć nie mogła jej za to winić, ponieważ zachowała się jak skończona gówniara albo jakiś inny, okropnie nieodpowiedzialny człowiek. Słysząc to wszystko, poczuła nieprzyjemny uścisk w żołądku i ze wstydu schowała twarz w dłoniach. Pokręciła głową, czując się okropnie ze świadomością, że naraziła babcię na stres; Cecily się martwiła, a Nancy beztrosko spędzała czas z Rowanem. Co prawda, staruszkę i panią Watson poniosła wyobraźnia, przez którą bez przerwy się nakręcały na coraz gorsze scenariusze związane z uprowadzeniami i zabijaniem, ale można było tego uniknąć. Fakty były takie, że Nancy rzeczywiście nie odbierała, ponieważ jej telefon został u Dawsonów, czym się absolutnie nie przejęła, ale sęk w tym, że faktycznie miała wrócić na noc do domu, a nie wróciła i, gdyby tego było mało, nawet rano nie odezwała się do babci, że żyje i że będzie później. Nie zapomniała o niej, po prostu przy Rowanie tak bardzo oderwała się od tej swojej rzeczywistości, popadając w to, co od wczoraj ze sobą mieli, a co jej bardzo się podobało, że przeciągała powrót do codzienności, żeby tego nie stracić. Chyba przeciągała go tak bardzo, że on sam postanowił po nią przyjść. W dodatku pod postacią wielkiego poczucia winy.
      Teraz najgorsze było jednak to, że nie miała pojęcia, czy się odzywać i przyznawać, że jest z Rowanem, czy potem będzie kłamać, że była u koleżanki. W pierwszej chwili wyciągnęła rękę, by przejąć komórkę i uspokoić babcię, ale powstrzymała się. Nie musiałaby się tłumaczyć, gdyby nie doprowadziła do takiego zamieszania, no i nie musiałaby wciągać w to Rowana, ale stało się. Zerknęła na niego, szukając w nim jakiejś podpowiedzi.

      it's because with you the world ceases to exist 🤭🌻
      little troublemaker Nancy Jones

      Usuń
  21. W Atlancie było trochę inaczej; Nancy regularnie dzwoniła do babci i starała się ją odwiedzać, ale w wychodzeniu ze swoich czterech ścian miała nieco więcej swobody. Nikomu nie musiała tłumaczyć się z tego, gdzie wychodzi i dokąd, choć jej towarzyszkami najczęściej była Clem i Hazel, więc automatycznie nikt nie wiedział, czy wróciła do mieszkania na czas, czy kilka godzin później. Nikt nigdy specjalnie się nią nie interesował, nawet w dzieciństwie jej rodzice nie bywali nadopiekuńczy, dlatego była nauczona funkcjonowania w takim świecie, w którym nikt nie suszył jej głowy. Dopiero, gdy zamieszkała z babcią, a Cecily przyzwyczaiła się do jej obecności i martwiła nagłą nieobecnością, to się zmieniło. Nancy starała się informować ją o przedłużającym się dyżurze, nadgodzinach, tym wszystkim, co jej wypadało i opóźniało powrót do domu, a wtedy najczęściej to właśnie pani Watson wpadała dotrzymać towarzystwa staruszce i wszyscy byli spokojniejsi; Nancy tym, że Cecily była zaopiekowana, a ona tym, że jej wnuczce nic się nie stało. To, co miało miejsce, było paskudnym popisem braku odpowiedzialności ze strony Nancy, dlatego nawet nie próbowała się usprawiedliwiać. Spieprzyła sprawę i się do tego przyznawała, gdyż to, do czego przez ostatnie dwa lata przywykła Cecily sprawiło, że w takiej sytuacji mogła zakładać najgorsze.
    — Rozmawia? — powtórzyły zaskoczone kobiety, a gdyby je widzieli, to zauważyliby, jak wymieniają ze sobą podejrzliwe spojrzenia, chociaż na ich twarzy maluje się ulga. — Jak to? Nie rozumiem. Jest tam cała i zdrowa? O matko, całe szczęście — powiedziała z nadzieją Cecily, już spokojniejsza, ponieważ opanowanie Rowana udzieliło się kobietom.
    Nancy wysłuchała, co miał do powiedzenia, za co była mu niesamowicie wdzięczna, bo wybrnął z tego, nie zdradzając szczegółów. I to nie tak, że wstydziła się tego, do czego między nimi doszło, wręcz przeciwnie — to było niesamowite — aczkolwiek nie chciała wciągać w to swojej babci i pani Watson, bo dla nich od razu oznaczałoby to, że Rowan jest jej chłopakiem. Co prawda, Cecily zostawiłaby to dla siebie lub za niedługo zapomniała, ale sąsiadka mogła komuś o tym wspomnieć, czego Nancy wolałaby uniknąć. Naprawdę nienawidziła plotek, chociaż nie miała wpływu na to, co po dzisiejszej sytuacji pomyślą sobie starsze panie. No i Harper z panem Owensem, którzy jednak widzieli więcej.
    — Hej, babciu, jestem. Przepraszam — odezwała się łagodnie, wreszcie decydując się przejąć komórkę Rowana, chcąc jeszcze bardziej uspokoić staruszkę. Jej głos od razu ją rozweselił, działając kojąco, choć pytań nie brakowało. Nancy spokojnie wyjaśniła babci, że naprawdę zaraz będzie w domu, a wtedy wszystko jej opowie, dopytała o to, czy wzięła leki, czym celowo skierowała rozmowę na inny temat, a kiedy się pożegnała i rozłączyła, oddała komórkę Rowanowi, patrząc na niego z nietęgą miną.
    — Musimy przełożyć nasze plany — stwierdziła pół żartem, choć było jej ich szkoda. — Powinnam wracać — podsumowała, ale oboje zdawali sobie z tego sprawę. Nie tak miał wyglądać ten poranek ale to były konsekwencje jej głupoty, dlatego pretensje mogła mieć jedynie do siebie. I tak było, bo było jej cholernie źle z tym, że musiała porzucić to, co zaczęli tutaj organizować. Śniadanie i prysznic zeszły na dalszy plan, pozostawiając w Nancy jedynie uczucie ogromnego niedosytu. Chciała tego, co mieli zaplanowane. Chciała jeszcze poczuć Rowana, zanim przyjdzie im się rozstać i wrócić do swoich obowiązków, przytulić się i potrwać jeszcze w tych żartach oraz beztroskiej atmosferze, ale obiecała, że za niedługo będzie w domu, więc tym razem nie mogła zawieść babci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Zostawiłam torebkę u Dawsonów, ale do cholery mogłam dzisiaj zadzwonić i uprzedzić tę panikę — wyjaśniła, bo choć nie musiała się tłumaczyć, to było jej strasznie głupio. Tym bardziej, że tej sytuacji dało się uniknąć. Z tego co pamiętała, jej torebka została w tym pokoju, w którym grali w butelkę, a że to był pokój mało uczęszczany, to podejrzewała, że odnajdzie się, gdy Lisa dotrze do niego ze sprzątaniem. W każdym razie Nancy i tak planowała tam później podjechać, bo chciała odzyskać torebkę, telefon i swój wiśniowy błyszczyk, który Rowan zdążył polubić, więc sprawa się wyjaśni.
      — Wiem, dałam dupy — skwitowała, chociaż Rowan jej ani nie oceniał, ani nie próbował pouczać. Po prostu miała wyrzuty sumienia przez to, że naraziła starszą osobę na wielki stres. Dopiero po chwili dotarł do niej dobór słów, którego dokonała, dlatego zaśmiała się, delikatnie zaciskając oczy i potrząsnęła głową, dłońmi opierając się o blat. Nie mogła uwierzyć, że to powiedziała.
      — Kończę kawę, która jest przepyszna, przebiorę się i… mógłbyś mnie podwieźć? — zaplanowała, posyłając mu pytające spojrzenie i delikatny uśmiech. Nie musiał, mogła sobie zorganizować inny transport, może nawet powrót pieszo dobrze by jej zrobił, ale chciała zrobić to szybko i trochę liczyła na to, że jej w tym pomoże.

      I don't want to, but I think it's time to say goodbye 😭💔

      Usuń
  22. Opowie jej wszystko, ale to nie będzie cała prawda, a jedynie jej część, ponieważ czuła, że powinna jakoś się wytłumaczyć i przy okazji opowiedzieć, jak dobrze bawiła się na imprezie, jednak nie chciała zdradzać szczegółów dotyczących jej i Rowana. Nie robiła z tego tajemnicy, ale póki co wolała, zostawić to dla siebie. Po pierwsze chciała uniknąć niewygodnych pytań, a po drugie tak naprawdę oni sami nie wiedzieli, co będzie dalej, więc zwierzanie się z tego starszym paniom i angażowanie ich w tę sytuację, to była ostatnia rzecz, którą powinna zrobić.
    Ale przecież Nancy i bez matki Rowana wiedziała, że nie jest dla niego wystarczająca, dlatego nawet nie byłaby zdziwiona zdaniem kobiety, a jeśli jego rodzina kiedykolwiek poznałaby jej rodzinę i spędziłaby z nią dłuższą chwilę, to istniało wielkie prawdopodobieństwo, że przez ten chaos, którego by doświadczyli, Rowan nie miałby spokoju od ględzenia własnej matki, która dopiero wtedy dostałaby porządne argumenty i powody do narzekania. Mimo wszystko, wierzyła, że jego matka chciała dla niego dobrze, po prostu chyba jeszcze do niej nie dotarło, że nie poukłada mu życia. Za to Nancy nie wątpiła w zdrowy rozsądek Rowana oraz w to, że sam potrafił podejmować decyzje dotyczące jego życia, ale wiedział, jak to jest, nikt nie chce być kością niezgody, a prawda jest taka, że jej nazwisko nigdy nie będzie ważne i odpowiednie. Co najwyżej mogła poratować się tym, że jej matka jest siostrą Eleanor Murray, jednak to niewiele zmieniało. Na szczęście to była na tyle odległa, a nawet niepewna, przyszłość, że póki co nie musieli się nią martwić, choć akurat jeśli chodziło o jej rodzinę, to o nią mógł być spokojny, raczej nikt nie kręciłby na nosem na takiego wybranka i nikt nie uważałby, że jest nieodpowiedni, a co najwyżej zdziwiliby się, skąd go Nancy wytrzasnęła. No, może z wyjątkiem jej brata, bo tutaj o sympatię między panami jest ciężko.
    Najlepsze w tym wszystkim było to, że Cecily nawet nie była zła. Nie oczekiwała przeprosin i nie miała pretensji, po prostu się zmartwiła, ale Nancy sama w sobie pielęgnowała całe to poczucie winy, uważając, że zawaliła na całej linii. Co nie zmienia faktu, że wieczór oraz noc, które spędziła z Rowanem były idealne. Nie mieściły się w jej wyobrażeniach, ponieważ nie miała śmiałości, by myśleć o nich w ten szczególny sposób, ale wszystko, co się wydarzyło, było tym, czego pragnęła. Tego nie dało się opisać żadnymi słowami, a już na pewno nie tak prostymi i pozbawionymi magii, która się między nimi zadziała. Wciąż nic się nie zmieniło i oboje podchodzili do tego w ten sam sposób, nie mogąc nadziwić się pięknu chwil, które ich połączyły i które dla Nancy miały szczególnie miejsce w sercu.
    — Wiem — westchnęła, starając się nie dołować, bo wiedziała, że Rowan ma rację, a ona jest dla siebie zbyt surowa i zwyczajnie nie mogła nad wszystkim panować, ale chyba za bardzo weszło jej to w krew. — Tylko do tego, że oni dają dupy, wszyscy są już przyzwyczajeni i to nic nowego — stwierdziła, delikatnie wzruszając ramionami, ale tak było zawsze. Jej największy wysiłek nigdy nie będzie współmierny z tym, że oni nagle zdobędą się na minimum, ponieważ do tego, ile ona z siebie daje, też wszyscy zaczynali się przyzwyczajać i z to z czasem będzie za mało. Tak już było, ale Nancy nauczyła się tego trochę za późno.
    — Póki co, za każdym razem, gdy będziesz brał prysznic, pomyśl, jak dobrze byłoby ci ze mną… — poprosiła niewinnie, choć zaczepnie dźgnęła go palcem w brzuch i uniosła spojrzenie na jego oczy. Skoro musieli obejść się smakiem, a równocześnie przekonali się o tym, na co było ich stać, to Nancy bezczelnie i samolubnie chciała, żeby wyobraźnia Rowana nie dawała mu wytchnienia, żeby wracał do ich bliskości, żeby choć trochę za nią zatęsknił. Planów nie odwoływali, tylko z przyczyn niezależnych od siebie przekładali, więc dla niej były one tak samo aktualne oraz chciane jak dla niego. Odłożyła kubek z resztką kawy, pokręciła głową i cofnęła się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dziękuję, pewnie zjem w domu jakieś powitalne śniadanie w związku z moim odnalezieniem — zażartowała, przechodząc z kuchni do salonu, w którym bez problemu mogła pozbierać swoje ubrania, bo one rzucały się w oczy. W oczy rzucał się także mały bałagan na kanapie, który był ich dumnym dziełem i który momentalnie przywołał na myśl wszystko, do czego tutaj doszło. Nancy wzięła wdech i powoli wypuściła powietrze, uśmiechając się pod nosem na ten widok. Przy okazji zbierania ciuchów, które przyciskała do swojej klatki piersiowej, poprawiła poduszki, choć to niewiele zmieniło.
      — A ty pamiętaj, że tosty z majonezem i koniecznie pomidorem! — zawołała, praktycznie znikając na schodach, ale musiała mu o tym przypomnieć, bo bez tego to danie się nie liczyło.
      Nancy przebrała się w swoje wczorajsze ciuchy w łazience, a że nic więcej przy sobie nie miała i mogła jedynie poprawić włosy, dość szybko wróciła na dół gotowa, w dłoniach wciąż trzymając koszulkę Rowana, bo chciała ją wyprać.
      — Dobra, możemy jechać — stwierdziła, pokonując ostatni stopień schodów. Od razu skierowała się po swoje buty, które wczoraj również zostawiła po sobie w małym nieładzie. — To zabieram, żeby mieć pretekst do tej niezapowiedzianej wizyty — mruknęła żartobliwie, machając tym, o czym mówiła. Tak naprawdę nie potrzebowała takiego pretekstu, mieli plany, ale nie zaszkodzi się ubezpieczyć.

      oh, you're right, now you've really cheered me up, baby 😈🔥

      Usuń
  23. Nie musiała znać całej historii, by już wiedzieć, że Rowan z trudem, a może wcale nie do końca pozbierał sie po swoich stratach, płacąc wysoką cenę za to, że raz odsłonił swoje serce. Może dlatego był teraz tak skupiony na obowiązkach, nie szukając na siłę ani żony, ani nawet nie angażując sie w te swaty, które na pewno w miasteczku niejedna babcia, czy matka by mu urządziła, aby go porwać do rodziny. kandydatek przecież by nie brakowało. Jakby nie patrzeć, szeryf był dobra partią i łakomym kąskiem. Ale był też odpowiedzialny, obowiązkowy i miał swoje priorytety, układał sobie życie na własnych zasadach i może dlatego był też niejako nieuchwytny dla tych, którzy chcieli go mieć. I tak czuła, że takiego faceta to złapać sie nie da, on sam musi tego po prostu chcieć i było to naprawde niesamowite. Ona właśnie to również w nim podziwiała, że nie żył pod dyktando innym i był nieugięty w prawdzie z samym sobą.
    Kwestie strzelania i czy jej się podobało bardzo, czy tylko trochę pozostawi w milczeniu. Raczej nie bedzie to niespodzianką, że szybko o powtórkę nie poprosi, jeśli w ogóle to kiedykolwiek zrobi. Rowan zresztą był dość bystry by połączyć kropki, więc i wypytywania go o jej wrażenia się nie spodziewała. Było miło i już, spróbowała i to tyle. Zaśmiała się psotnie, gdy się wzdrygnął i niemal zassał kolejny wdech zaskoczony jej ruchem. Przygryzła z skruchą dolną wargę i spojrzała na jego dłonie zaciśniete na jej nadgarstkach przez bluzę z uwagą. Udało jej się go zaskoczyć, to niespodzianka! Odetchneła krótko, wracając na swoje miejsce już grzecznie i posłała mu szeroki uśmiech.
    - Lubię prezenty niespodzianki, więc zepsułeś okazję, ale ogrzewacze na dłonie mogą się przydać - stwierdziła i wsuneła ręce w rękawy, zaciskając palce na brzegach kurtki tak, by schować zziębniete palce maksymalnie jak się da w ubraniu. Oczywiście, że nie miała problemów z krążeniem, miała wzorowe zdrowie i nawet niezłą kondycję, więc te wiecznie zimne paluszki to był jej urok i tyle. Tak jak Rowan mógł o każdej porze robić za grzejniczek, tak ona mogła być soplem przez cały rok.
    Wbiła się w fotel, nieco kuląc ramiona, jakby starała się zmniejszyć powierzchnię swojego ciała i zerkała na niego z uśmiechem. Rozbawiło ją, jak łatwo udało jej się go podejść, bo miała wrażenie, że szeryf jest zawsze czujny i gotowy odeprzeć wszelkie ataki, nawet takie niestandardowe jak ten, który na nim przeprowadziła.
    - Ja zawsze marzne, nie martw się - zapewniła jeszcze, żeby przypadkiem nie doszedł do wniosków, że to całe strzelanie i wyjazd w pole jej zaszkodzi. Chorowała rzadko, a przeziebienia jeśli się jej łapały to tylko na kilka chwil. Ostatecznie nie narzekała za bardzo. - Zrobię do kolacji grzańca z wina, albo piwa, to już całkiem mi przejdzie - stwierdziła. - Co wolisz? Przygotuję chyba kurczaka, więc chyba piwo pasuje bardziej, prawda? - zagadneła, zastanawiając się już na głos, ale i licząc na to że zdradzi jej swoje preferencje. Miała nadzieję, że kolację zjedzą dobrą, sytą i w miłej atmosferze.

    niewinna Abi :3

    OdpowiedzUsuń
  24. Jackson kochał Mariesville. Uwielbiał ten małomiasteczkowy klimat, ludzi, którzy potrafili czerpać radość z najprostszych rzeczy, doceniając codzienność w sposób, o jakim mieszkańcy wielkich miast mogli tylko pomarzyć. Każda drobnostka, każda najmniejsza rzecz czy prosta radość stawały się w Mariesville powodem do świętowania, jakby cały świat zwalniał, by skupić się na tym, co naprawdę ważne. Ten nawyk był równie mocno zakorzeniony w nim samym, co pozwalało mu prowadzić proste i szczęśliwe życie.
    Ale Jax nie był naiwny. Choć jego miłość do tego jabłczanego miasteczka była wielka i płomienna, to nie przesłaniała mu jego wad. Dostrzegał to, co w Mariesville było piękne, wyjątkowe i wartościowe, ale widział też to, co wadliwe, krzywe czy po prostu brzydkie. Czasami więc ta zaleta mieszkańców przejawiająca się w zdolności do celebrowania drobnych rzeczy potrafiła zamieniać się w paskudną wadę. Bowiem uwaga, którą mieszkańcy kierowali ku szczegółom, czasem biegła w złym kierunku — prosto w te miejsca, które nie powinny ich interesować ani dotyczyć. Plotki, nieproszone rady czy uwagi dla niektórych stawały się codziennym paliwem, bez którego trudno byłoby im przetrwać dzień. Każdy po kolei regularnie pojawiał się na językach największych plotkarzy, a Jackson wcale nie był wyjątkiem. A przecież nie chodziło nawet o to, że ludzie zlinczowaliby go za próbę odbudowania relacji z Olivią. Wręcz przeciwnie – gdyby zapytać babcine przyjaciółki, urocze starsze sąsiadki czy ciotki, pewnie kibicowałyby mu z całych sił. Może nawet dorzuciłyby swoje trzy grosze, by przyspieszyć całą sprawę i niebawem zapytać: „A kiedy ślub?”. Jednak ich przesłodzona troska nie dawała im prawa do mieszania się w jego życie, komentowania go ani traktowania jako tła do swoich rozmów przy herbacie.
    Zarówno Jax, jak i Rowan, potrafili być na językach ludzi, chociaż im samym było daleko do plotkarzy. Jackson nigdy nie rozmawiał o innych, jeśli temat nie dotyczył jego bezpośrednio ani nie pozwalał sobie na oceny czy osądy tam, gdzie nie miał prawa ich wyrażać. Jeśli ktoś próbował wsadzić nos w nie swoje sprawy, Jackson po prostu ucinał rozmowę. Wiedział, jak wielką moc mają słowa, więc nie zamierzał nieświadomie dorzucać drewna do ogniska plotek, które płonęły na ulicach Mariesville.

    Być może właśnie dlatego przyjaźń z Rowanem przyszła mu tak naturalnie, a Johnson niezmiennie od kilkunastu lat był jego druhem. Chociaż pod wieloma względami znacznie się od siebie różnili, ich wartości, zasady i moralność leżały dokładnie w tym samym miejscu, zbudowane na tych samych, solidnych fundamentach. Jackson często myślał, że każdemu życzyłby takiej przyjaźni – nacechowanej szacunkiem, szczerą troską, a jednocześnie zdrowymi granicami, które sprawiały, że żaden z nich nie przekraczał linii, których przekraczać nie powinien.
    Byłoby jednak naiwnością – może nawet zbytnią śmiałością – gdyby przyznał, że łatwo jest znaleźć takiego przyjaciela. Wiedział, że to nie była kwestia przypadku ani szczęśliwego trafu. Owszem, od samego początku przypadli sobie do serca, lecz fakt, że ich przyjaźń trwała tak długo, niezachwianie i na przekór wszystkiemu, był dowodem ich wspólnej pracy, wysiłku i starań; nic przecież nie przychodziło samo. Każda rozmowa, każdy gest, każde wsparcie, które oferowali sobie nawzajem, budowały tę relację. To właśnie czyniło ich przyjaźń tak wyjątkową i piękną – była bowiem świadectwem zaangażowania, a nie kaprysem losu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jackson nie miał więc wątpliwości, jak wielką wartość miała dla niego obecność Rowana w życiu. Wiedział, że Johnson szczerze pragnie dla niego wszystkiego, co najlepsze – równie mocno, jak Jax pragnął tego samego dla niego. W tym leżała ich siła. Byli dla siebie nie tylko przyjaciółmi, ale i rodziną, której nie dało się zastąpić ani podważyć.

      Blondyn spojrzał na przyjaciela z uśmiechem. Rzeczywiście dawno nie widział, żeby Rowan przychodził tak regularnie, jak wcześniej, ale rozumiał jak wiele na głowie miał miejscowy szeryf. Mariesville było spokojnym miasteczkiem, ale wciąż nieidealnym. Poza tym, ostatnie kilka tygodni w Ribeye było tak nerwowe, że nawet nie miałby czasu wyjść i pogadać z przyjacielem.

      — Nie przejmuj się — rzucił bez zawahania — Pamiętaj, że zawsze mogę wysłać Luke’a, żeby dostarczał ci steka codziennie do pracy — zaśmiał się. Myśl o jego młodszym bracie, który, choć był jego prawą ręką w restauracji, nie cierpiał roli chłopca na posyłki, wywołała u niego lekki uśmiech. Luke zdawał się mieć talent do wpadania w te niezbyt wdzięczne obowiązki, mimo że Jax wcale nie oczekiwał tego od niego. I tak był mu wdzięczny, że zdecydował się na drugi etat w restauracji pomimo tego, że jego życie zawodowe już samo w sobie było dość zajęte. Rozumiał więc dlaczego bycie chłopcem na posyłki nie zawsze podobało się Luke’owi. Jackson oczywiście rozważał zatrudnienie dostawcy, to zaś byłby ważny krok. Wizja rozwinięcia Ribeye do tego poziomu, że mógłby dostarczać zamówienia do okolicznych miejscowości, była ekscytująca. Ale wciąż pozostawała w sferze marzeń. Wydatki rosły, a Jax nie chciał ryzykować utraty swojej ukochanej restauracji, którą darzył uczuciem równie głębokim, co samo Mariesville.
      — Też się cieszę, że jest nas więcej. To duża pomoc, zarówno dla mnie, jak i dla Luke’a — zauważył — A szczególnie teraz, z Olivią w tle — dodał z lekkim uśmiechem. Restauracja pochłaniała mu mnóstwo czasu, szczególnie w sezonie. Ale nowy etap z Olivią stawał się dla niego priorytetem.
      — Vima zostaje na stałe. Ma trochę… Hmm, nietuzinkowy charakter, ale myślę, że będzie dobrze — powiedział, wspominając córkę Anthony’ego Malkovicha – Druga kelnerka to Paige. Pojawiła się niedawno w mieście i jasno zaznaczyła, że nie zostanie tutaj zbyt długo. Potrzebuje źródła zarobku… – przerwał na moment, spoglądając na Rowana — Sprawiła wrażenie godnej zaufania, a ja, jak to ja, nie mogłem odpuścić szansy, by komuś pomóc – wzruszył ramionami.

      [Po takim czasie aż wstyd się tutaj pojawiać :D Ale grudzień mnie dojechał, styczeń również, ale zbieram się w całośc, więc nadrabiam zaległości. Kajam się w prochu i popiele, mamy nadzieję, że przyjmiecie nas z powrotem ;)]

      Jax

      Usuń
  25. Każde z nich było samowystarczalne, jednak z tą różnicą, że Rowan zawsze chciał taki być, nie pozwalając przygnieść się wymaganiom oraz ambicjom rodziców, bo sam wiedział, czego chce i stawiał na swoim bez względu na to, jakie konsekwencje mógł tym zachowaniem na siebie ściągnąć, natomiast Nancy trochę nie miała wyjścia i musiała taka się stać. Musiała pogodzić się z tym, że może polegać tylko na sobie, choć pozwalała na to innym, a z czasem uparła się, że zawsze będzie sobie ze wszystkim radzić, bez względu na cenę, którą musiałaby ponieść, dlatego kiedy nie wychodziło, to nie potrafiła prosić o pomoc, tylko wyżywała się na sobie. Jej rodzina nigdy nie była wymagająca tak jak rodzina Rowana, dlatego najprawdopodobniej dzieliło ich wszystko, co możliwe, a jednak coś ich połączyło. Na szczęście Nancy również nie przejmowała się zdaniem swoich rodziców czy rodzeństwa, rozmawiała z nimi sporadycznie, a widywała się jeszcze rzadziej, nawet święta spędzały tylko z babcią, więc nie mieli nic do powiedzenia na temat jej życia, choć i tak im na tym nie zależało. Ono po prostu ich nie obchodziło. Dawniej bardzo przeżywała, co uważają i starała się im przypodobać, ale wreszcie zrozumiała, że to nie ma najmniejszego sensu, a na siłę nikt jej nie zaakceptuje. Z tą świadomością zaczęło się jej żyć znacznie lżej i łatwiej, więc trzymała się tego, jak tylko mogła i nie pozwoliłaby zrujnować tego matce Rowana, chociaż musiała uczciwie przyznać, że jej zdanie pewnie zapadłoby Nancy w pamięć. Najważniejsze było jednak to, że to przy nim czuła się w pełni akceptowana. Pragnęła go, chciała tego, co zaczęli nieśmiało budować na swoich zasadach, chciała przekonać się, w którą stronę to pójdzie, jak im się rozwinie i czy coś z tego będzie, dlatego nie zamierzała rezygnować z niego, ponieważ komuś może się to nie spodobać.
    Niestety prawda była taka, że wyglądało to w ten sposób, ponieważ Nancy na to pozwoliła. Dopuściła do tej sytuacji, gdyż z całej czwórki to właśnie jej musiała trafić się empatia. Gdyby była jak rodzeństwo lub rodzice, gdyby potrafiła nie przejmować się innymi i skupiać się tylko na sobie, to również wobec niej nikt nie miałby oczekiwań, nikt nie przejmowałby się jej potknięciami. Zapracowała na to, że było inaczej, ponieważ zamiast odwracać wzrok od problemów, zabierała się za ich rozwiązywanie, nie znosząc nieporadności. Sęk w tym, że po prostu nie wzięła pod uwagę, że w któryś momencie to stanie się zbyt wymagające, że wszyscy przyzwyczają się, że gdy są kłopoty, to Nancy się nimi zajmie, więc przestaną dawać z siebie cokolwiek, a całą odpowiedzialność przerzucą na nią. Nie była za dobra na ten świat, to za dużo powiedziane, raczej była zbyt naiwna, choć nienawidziła tak o sobie myśleć. Człowiek uczył się na błędach, dlatego gdyby mogła zacząć życie od nowa, to tym razem wiedziałaby, czego nie robić, chociaż z drugiej strony nie była tego taka pewna, gdyż naprawdę miała tylko Cecily i nie wyobrażała sobie, co by było, gdyby brakowało staruszki w jej świecie. Jej babcia wynagradzała ten trud całą sobą.
    — No gust masz całkiem niezły, to racja — stwierdziła wymownie, teatralnie się nad tym zastanawiając i zaśmiała się, mierząc Rowana wzrokiem, gdy wskazał na siebie. — Jesteś, ale wtedy moje wizyty byłyby zbyt oczywiste, a tak pozostaje element zaskoczenia — zauważyła sprytnie, przyciągając do siebie buty. Cieszyła się, że ta propozycja niezapowiedzianych wizyt jest wciąż aktualna i oboje doskonale wiedzieli, dlaczego mogliby się szukać. Pochyliła się, wciągając jeden but za drugim na swoje stopy, a kiedy się wyprostowała, raz jeszcze obrzuciła Rowana zaczepnym spojrzeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dokonałam uczciwej wymiany. Za koszulkę zostawiłam majtki w twojej sypialni — wyznała nagle, gdy stanęli naprzeciwko siebie, a przez drzwi dostało się do środka chłodne powietrze, które od razu uderzyło w ciepłe policzki Nancy. Uśmiechnęła się, patrząc na niego tak, jakby się droczyła, choć coś zdecydowanie błyszczało jej w oczach i Rowan nie miał innego wyjścia, jak dopiero w sypialni przekonać się o prawdziwości jej słów. Poza tym chciała, żeby miał w głowie myśl, że być może stojąc teraz przed nim nie ma majtek. I że przez całą drogę w jednym aucie także nie będzie ich miała.
      Figlarny uśmiech nie schodził z jej ust, a ona skorzystała z okazji, że jeszcze nie przekroczyli progu i że kawałek drzwi wciąż ich zasłaniał, palcami niewinnie zaczepiła o środek dłoni Rowana, by po chwili mocno przywrzeć do niego całym ciałem i skraść z jego ust czuły pocałunek, który jednak dość szybko przekształcił się w coś dużo bardziej namiętnego, co odrobinę utrudniło to pożegnanie, jednak nie mogła się powstrzymać. Cholernie chciała jeszcze go pocałować, kolejny raz zasmakować. Nie wiedziała, czy później znajdzie się okazja, by w ten sposób się rozstać, bo jeśli babcia i sąsiadka będą stały w oknie, to Nancy nie rzuci się Rowanowi na szyję, jednak teraz śmiało sobie na to pozwoliła. Był pocałunek na powitanie, to i na pożegnanie musi być.

      is that enough, or do you want some more? 🧡🤭

      Usuń
  26. Przecież to właśnie Rowan był przykładem prawdziwie bezinteresownego człowieka, który dla dobra ogółu, bardzo często obcych ludzi, który widzi pierwszy i ostatni raz, był gotów zdobywać się na poświęcenia, ryzykując własnym życiem. Utratą czegoś, czego nie dało się w żaden sposób zwrócić. Widział tyle tragedii, a równocześnie przetrwał tak wiele niebezpiecznych i trudnych sytuacji, wciąż brnąc przed siebie i na przekór wszystkiemu, że był kimś godnym podziwu. Idealnym przykładem człowieka z prawdziwym powołaniem, który od początku wiedział, gdzie chce się znaleźć i to miejsce było dla niego stworzone. Robił rzeczy, na które najprawdopodobniej nie byłoby stać Nancy, ponieważ nosiła w sobie znacznie więcej strachu o samą siebie. Ale oni chyba tak już mieli, że sami jakoś tak paskudnie się nie doceniali. Nancy prędzej wytknęłaby sobie błędy, niż pochwaliła za to, że coś jej wyszło.
    Rowan nie mógł zapomnieć jeszcze o tym, że potrzebowała go także ona. Jako przyjaciela, człowieka, mężczyzny. Jako kogoś, przy kim potrafiła łagodniej na siebie spojrzeć, przy kim zaczynała lubić wczesne poranki i nieprzespane noce, jako kogoś, kim po prostu był. Potrzebowała ze wszystkim; z całym pakietem zalet, ale także tymi brakami, które posiadał tak jak ona, a które czuła, że mogła w nim wypełnić. Wiedziała, że to skomplikowane. Wiedziała o tym od momentu, w którym zdecydowali się na siebie, oddając się wszystkim pokusom i to ryzyko, które wtedy podjęli, ono wciąż wisiało nad ich głowami, ale mimo to chciała Rowana. Tak absolutnie i bezgranicznie.
    Nancy też lubiła w nim wszystko. Lubiła to, że był dużo bardziej zdroworozsądkowy od niej, że lepiej się kontrolował, że nie ulegał emocjom tak szybko jak ona. Lubiła to, że na wielu płaszczyznach stanowił jej totalne przeciwieństwo, a na innych byli do siebie bardzo podobni. Lubiła, że potrafił i chciał rozmawiać, że nie ignorował problemów nawet tak głupich jak dzisiejsza, poranna sytuacja, a jednocześnie doskonale dogadywali się bez słów. Bez końca mogłaby wymieniać, co jeszcze w nim lubi, a to i tak zawsze będzie za mało.
    Musiała pożegnać się z nim w ten szczególny sposób, bo gdyby tego nie zrobiła, gdyby nie pocałowała go raz jeszcze, to wróciłaby do domu z jeszcze większym niedosytem i żalem. Nie zdążyła zapomnieć, jak Rowan smakował, to było tak wyjątkowe uczucie, że ono na zawsze zapadnie w jej pamięć, jednak chętnie i zachłannie sobie o tym przypominała, mając wrażenie, że gdy byli ze sobą w tej bliskości, to świat naprawdę się zatrzymywał, a oni kradli dla siebie kolejne sekundy, które należały tylko do nich. Nancy musiała jednak uczciwie przyznać, że nie spodziewała się, że jej czuły gest w połączeniu z poprzednimi słowami, doprowadzi do wybuchu prawdziwej bomby. Jęknęła, gdy tym razem to Rowan pocałunkami naparł na jej usta, a niekontrolowany uśmiech, który się na nich pojawił, sprawił, że odwzajemniała je trochę chaotycznie zupełnie tak, jakby w ten sposób mogła poczuć go bardziej. Była prawdziwie zaskoczona tym, jak niewiele im brakowało, aby po prostu zacząć się do siebie dobierać, ale paskudnie by skłamała, gdyby powiedziała, że nie podobało się jej to, do czego zmierzali, cholernie ją to kręciło, od nowa pobudzając w niej pragnienia, które wcześniej odrobinę ostudził telefon od Cecily.
    Drżący oddech wydostał się z jej rozchylonych ust, gdy wylądowała na stoliczku, na którym nie było wiele miejsca, a Rowan prędko znalazł się między jej nogami. Podniosła na niego rozkojarzone spojrzenie, ponieważ wzbudził w niej tyle emocji, że gdyby nie chodziło o część garderoby, o coś, co się czuło, to zapomniałaby, gdzie zostawiła majtki. Gorączkowo przytaknęła głową, przesuwając wzrok na broń, której chłód delikatnie podrażnił jej skórę, wywołując gęsią skórkę i przygryzła dolną wargę, gdy jej uda niekontrolowanie zadrżały przez elektryzujący dotyk Rowana. Cholera, co on z nią robił. I cholera, jak on na nią działał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogła uwierzyć w to, czego właśnie doświadczała. W to, że pewnie stał między jej nogami w tym swoim cholernym mundurze i się z nią droczył, skazując na słodkie tortury przez to, jak powoli przesuwał palcami po jej skórze w tak wrażliwych miejscach. Przy okazji wyglądał tak seksownie, że aż cicho westchnęła na tę myśl. Pierwsza zaczęła, ale nie sądziła, że tak się tym urządzi.
      — Coś wymyślę — zauważyła, kompletnie nie przejmując się tym, że jej powrót do domu mógłby się delikatnie przedłużyć. Najważniejsze, że babcia była spokojniejsza i wiedziała, że Nancy nic nie jest, a dodatkowo znajduje się w obecności Rowana. Och, gdyby tylko Cecily naprawdę wiedziała, w jak dobrych rękach znalazła się jej wnuczka...
      — Sam się przekonaj, czy na pewno — rzuciła bezczelnie, choć jej serce mocniej zabiło, bo coraz trudniej było pozostać przy nim taką niegrzeczną, tym bardziej, że ewidentnie miał na to swoje sposoby. Odchyliła głowę, starając się zapanować nad szybkim oddechem i rozciągnęła usta w zaczepnym uśmiechu. Sama już nie wiedziała, czy lepiej było zostawić te majtki na sobie, czy jednak ta bezwstydna niespodzianka podobała się Rowanowi.
      — A jeśli tak, to dostanę nagrodę za pomysłowość? — pociągnęła tę swoją prowokacyjną przemowę, patrząc na niego spod przymrużonych powiek zupełnie tak, jakby aż tak nie ruszało jej to, co z nią robił, a prawda była taka, że zrobiła się mokra w pierwszej sekundzie, gdy tylko ją dotknął i wiedziała już, że to ciekawe uczucie tak się podniecać, nie mając na sobie bielizny. — Następnym razem sam je sobie zabierz, szeryfie… — zasugerowała niewinnie, przechylając głowę na bok ze wzrokiem utkwionym w jego ślicznych oczach. Uśmiechnęła się, nieznacznie zsuwając ze stolika, by zbliżyć do siebie ich biodra, a nogą zaczepnie przesunęła po nodze Rowana.

      maybe a little more? please, remind me how you like it 🥵💖

      Usuń
  27. Pochodzili z dwóch, różnych światów, wychowywali się w innym środowisku, ich rodzin praktycznie nic nie łączyło, a jednak dzieciństwo zasiało w ich podobne braki, pozostawiając z problemem, z którym sami musieli sobie radzić. Gdyby Nancy nie wiedziała, jak łatwo jest mieć problemy z samooceną i jak bardzo można czuć się niewystarczającym człowiekiem, który sam się nie docenia, to jeszcze bardziej dziwiłaby się, że Rowan przeżywał coś podobnego. To nigdy nie powinno mieć miejsca, a jednak miało i żałosne było to, ile wysiłku trzeba włożyć w to, by z tym wygrać, a jak mało potrzeba, by utknąć w tym na dobre albo by jedno słowo zrujnowało cały postęp. Gdzieś w tym wszystkim, w tym, co na pozór było ich wadami, odnalazła siebie w Rowanie i coś zdecydowanie było na rzeczy, bo rzeczywiście czuła się przy nim kompletna, gotowa obnażać się ze swoich słabości, odkrywać swoją kruchość. Chciała, żeby wiedział, ile to dla niej znaczy i że dla niej był więcej niż wystarczający. Był kimś, kogo potrzebowała. Był wszystkim, o czym nawet nie śmiałaby marzyć, budując w sobie przekonanie, że nie zasługiwała na to, by czuć się tak, jak czuła się przy nim. Tak wyjątkowo, tak na swoim miejscu.
    Zresztą, Nancy musiała uczciwie przyznać, że wiele z tego, co działo się między nimi, było czymś, o czym mogła jedynie cicho marzyć, zdając się na swoją fantazję. Wiele razy zastanawiała się, jak Rowan całuje i jak to jest być w jego objęciach nie po przyjacielsku. Fascynował ją jako człowiek, ponieważ posiadał w sobie wiele cech, z których mogła czerpać, przy okazji czegoś się ucząc i pociągał jako mężczyzna, rozpalając w niej pragnienia, a przede wszystkim uczucia, o których istnieniu prawie zapomniała. Zawsze wydawał się jej taki nieosiągalny, taki nie dla niej, a wczoraj okazało się, że chciał jej równie mocno co ona jego. Im bardziej w to brnęli, im więcej sobie dawali, pozbywając się wszelkich granic, tym mocniej go pragnęła. Chciała być jego i jeszcze bardziej chciała, żeby on był jej, a to wszystko, co w ostatnich godzinach budowali, choć opierali to na latach przyjaźni, pozostało właśnie takie, jakby od początku miało takie być.
    Kiedyś z tego domu wyjdą, na szczęście Nancy nie mieszkała daleko, a z każdym pocałunkiem wizja rozstania oddalała się, choć dosłownie kilka minut wcześniej była pogodzona z pożegnaniem. Nie planowała tego, w czym się znaleźli. Nie miała takich zamiarów, chociaż pierwsza zaczęła się droczyć oraz prowokować, ale jej majtki dopiero później miały przypadkiem wpaść w ręce Rowana. Wciąż nie mogła przyzwyczaić się do tego, jak na niego działa, więc nie spodziewała się, że jej słowa w połączeniu z pocałunkami, doprowadzą do tego, że jego dłonie wylądują pod jej sukienką.
    — Mnie też nie zadowalają półśrodki — wyszeptała, patrząc mu w oczy tak, jakby coś właśnie sugerowała i zadarła brodę, by go pocałować, ale jej na to nie pozwolił, za co posłała mu trochę ostrzegawcze spojrzenie, ponieważ droczenie się z nią w tym momencie, to naprawdę była tortura dla jej spragnionego, podnieconego ciała. Tym bardziej, że kciuk Rowana nie próżnował, sprawiając Nancy przyjemność, która falą dreszczu rozeszła się po wnętrzu jej ud. Zerknęła w dół, w to miejsce, w którym jego dłonie znikały pod warstwą ciemnego materiału i jęknęła z rozkoszy, gdy początkowo leniwe ruchy stawały się intensywniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — O tak, powinieneś — zgodziła się z urywanym oddechem, równocześnie dając upust swojej aprobacie, a jej serce zaczęło wręcz gwałtownie dudnić w klatce piersiowej, chociaż na twarzy, której wyraz zdradzał to, jak doskonale jej było, malował się figlarny uśmiech. Musiał wiedzieć, że uwielbiała nagrody, szczególnie te specjalne — w jego wykonaniu.
      Nancy zachłannie odwzajemniła pocałunek Rowana, instynktownie wysuwając biodra w jego stronę, przyciskając się mocno do jego kciuka, by poczuć go wyraźniej, a wraz z nim tę elektryzującą rozkosz. Jedną dłoń położyła na jego policzku, choć szybko wsunęła ją w jego włosy, na których zacisnęła palce, za pomocą których zdecydowanie go przy sobie przytrzymała, kolejnymi pocałunkami spijając z ust pożądanie, natomiast drugą dłoń zatrzymała w okolicy jego prawego biodra. W ten sposób mogła swobodnie go do siebie przyciągnąć, doprowadzając do tego, że ich biodra się zderzyły, a stoliczek niebezpiecznie drgnął.
      — Daj mi siebie — wyszeptała słodko prosto w jego usta, odrywając się na chwilę, by zaczerpnąć powietrza. Oddychała jeszcze szybciej i ciężej, a jej rozmarzony wzrok błądził po jego twarzy. — Rowan… — jęknęła cicho, czule przyciskając usta do jego żuchwy, drażniąc skórę ciepłym oddechem. Musiała go poczuć, zanim to wszystko się skończy. Pragnęła raz jeszcze zatracić się w tej bliskości, którą dzielili ze sobą kilka godzin temu i która była dla niej tak samo ekscytująca jak wtedy. Czuła charakterystyczne skurcze w brzuchu, czuła, jak bardzo robiła się przez niego mokra i czuła przez jego spodnie, co z nim robiła. Szybki seks nie wydawał się aż tak zadowalający jak perspektywa całej nocy spędzonej na przyjemnościach, tych wszystkich godzin, podczas których można tak wiele zrobić, ale Nancy rozpaczliwie pragnęła Rowana.

      you are the best prize in the world, be mine 💖💖

      Usuń
  28. Pozbierała resztki szkła z podłogi i wyrzuciła je do kosza, czując lekkie pieczenie w okolicy kącika ust. Jej dłonie już nie drżały, ale czuła, że wewnątrz cała trzęsie się tak, jakby była galaretą. Już dawno powinna była przyzwyczaić się do niekontrolowanych wybuchów agresji Austina, ale ostatnio działo się to z byle powodu i miała wrażenie, że pod tym względem brat nawet samemu sobie przestał już ufać. Rano nazywał ją młodszą siostrzyczką, a wieczorami, po kilku kieliszkach wódki, rzucał się do niej z łapami tylko dlatego, że rozmawiała przez telefon i trochę się przy tym śmiała. Przeszkadzało mu, że w pobliżu może być ktoś, kto potrafi się jeszcze cieszyć, mimo że tkwi w bagnie po pas, bo sam, mając dopiero trzydzieści pięć lat, był jak zgorzkniały dziad. Z dwoma wyrokami za pobicie, posiadanie narkotyków i napad z bronią, które odsiedział w zakładzie karnym w Atlancie. Wiedziała, że nie miał tam lekko, ale czy to go usprawiedliwiało? Złamał prawo i został za to ukarany. Nikt sobie tego nie wymyślił, takie są fakty. Ona rzuciła dla nich całe swoje życie, pogrzebała marzenia i poświęciła się w imię rodziny, a oni zwyczajnie to wykorzystali i kopnęli ją w tyłek. Nienawidziła ich za to, ale nie miała na razie wyjścia, jak tkwić w tym, dopóki nie wyjdzie na prostą z długami, które spadły na nią po śmierci ojca. Mogła się wyprowadzić i mieć święty spokój, ale nie byłoby jej stać na opłacanie rachunków i spłacanie długów, a domu sprzedać nie mogła, bo ten należy w połowie do Austina. Plus sytuacji był taki, że Austin czasami przynosił do domu pieniądze, już mniejsza o to skąd, czy uczciwie je zarobił czy nie, więc dokładał się trochę do utrzymania domu. Większość tych pieniędzy przepijał, ale nie zostawiał jej z niczym. Mogła zrobić przynajmniej ludzkie zakupy i przygotować jakiś obiad, a także ograniczyć się do dwóch etatów, a nie trzech, które wyssałyby z niej chyba wszystkie siły. Praca kelnerki nie jest wcale lekka. Dobrze, że w pensjonacie mogła odpocząć psychicznie, bo tam panuje wyjątkowy spokój, a Austinowi nie wpadło na razie do głowy, żeby przychodzić tam do niej i wykręcać awantury.
    Z gonitwy myśli wyciągnęło ją głośne pukanie do drzwi. Spięła się cała w obawie, że to pukanie obudzi Austina, który spał od jakiejś godziny i szybko przeszła do przedpokoju, żeby otworzyć drzwi i nie narażać brata na kolejny napad agresji. Nie pomyślała, kogo mogło tutaj przywiać, ale typowała, że to będzie któryś z kolegów brata, z którymi ten wiecznie ubija jakieś interesy. Wolała nawet nie pytać, co to za interesy – nie obchodziło jej, w co Austin się pakuje. Poświęciła mu wystarczająco dużo, by wreszcie zacząć martwić się o samą siebie.
    Mina jej zrzedła, gdy po uchyleniu drzwi dostrzegła w nich Rowana. Obrzuciła go spojrzeniem i przełknęła lekko ślinę, bo nie wyglądał, jakby przyjechał tu na herbatkę. Na sobie miał mundur, a na twarzy nietęgą minę i to jej wystarczyło, żeby zrozumieć, że chyba wcale go nie przekonała swoimi wcześniejszymi zapewnieniami, że Austina w domu dziś nie zastanie. Skłamała wtedy, ale wolała, żeby szeryf nie odwiedzał ich w domu. To były te godziny, w których Austin najczęściej smacznie już sobie spał, pijany w sztok, więc nie chciała, żeby ktokolwiek go budził. Zwyczajnie się bała, bo miała pewność, że jego niezadowolenie odbije się wyłącznie na niej.
    — Rowan... — popatrzyła na niego, przymykając drzwi na tyle, żeby nie mógł dostrzec tego, co dzieje się za jej plecami. Mówiła mu po imieniu, bo nie znali się od dziś. Przyjaźnili się kiedyś, zanim ona nie pogrzebała tej przyjaźni, wyjeżdżając do wielkiego miasta, a to małe zostawiając daleko za sobą bez cienia smutku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziała, że zachowała się wtedy okropnie i rozumiała, że Rowan może mieć jej to za złe. Próbowała odbudować kiedyś tę znajomość, ale on nie dał im kolejnej szansy. Rozumiała dlaczego, przyjęła to ze skruchą. Teraz on był szeryfem Mariesville, a ona ledwie radzącą sobie w życiu prawie trzydziestolatką, która wróciła na stare śmieci, żeby pomóc rodzinie, a została z niczym. Totalnie spłukana, jak nic nieznaczące zero.
      — Austin wyszedł — skłamała gładko i spojrzała na list, który trzymał w dłoni. — Powinnam mu coś przekazać? — podniosła spojrzenie do jego twarzy, próbując z niej coś wyczytać, ale nie potrafiła. Był jak skała – twardy i nieodgadniony. Jego spojrzenie ciążyło, a postawa wskazywała, że nie przyszedł tu z przyjacielskimi zamiarami. Zmienił się przez te wszystkie lata, ale znała jego historię. Trochę ją śledziła, na tyle na ile pozwalały robić to wspólne znajomości. Nadal był przystojny, pewny siebie i pociągający, ale w jego spojrzeniu brakowało beztroski, którą ona znała jeszcze z tamtych lat. Życie dało im popalić, oboje byli tego świadomi.

      Gina Swanson

      Usuń
  29. [Ajć, przepraszam, że tak brzydko zniknęłam. Niespodziewany wyjazd mi wypadł i tak się zafiksowałam na tym punkcie, że nie miałam chwili, aby wpaść i ogarnąć wątki. ;D Ale już wracam!
    Nawet nie zdziwiłabym się, gdyby Rowan okazał się tą osobą, która naprowadzi Declana na odpowiednie tropy. Declan, poza tym, że jego matka pochodzi stąd nie wie nic więcej. Cała ta historia była utrzymana w tajemnicy. Co najwyżej były jakieś plotki, ale nikt nigdy tego nie potwierdził ani nie zaprzeczył. Działa więc na oślep.
    Jeśli chodzi natomiast o sam wątek to od przyjazdu mógł spędzać sporo czasu w bibliotece być może licząc na to, że w starych gazetach znajdzie coś, co pomoże mu poukładać elementy układanki w całość. Linda Thompson mogłaby się trochę zaniepokoić, że obcy człowiek spędza tu tyle czasu i czegoś z uporem maniaka szuka, może poprosiłaby Rowana, aby sprawdził co to za człowiek i aby ją uspokoić wybierze się któregoś razu do biblioteki lub trafi na Declana w innym miejscu. Co prawda nie wiem czy aż tak przejąłby się taką prośbą, ale skoro Rowan i Linda oboje są z wpływowych rodzin to może akurat? :D]

    Declan

    OdpowiedzUsuń
  30. Dać się złapać uczuciu.
    Wydawało się bardzo przypadkowe, trochę jak szansa jedna na milion, trochę obojętne, trochę beztroskie… Zdecydowanie takie, które mówiło otoczeniu, że nigdzie się z niczym nie spieszy, a nawet, że może niespecjalnie mu zależy. Z jednej strony to była duża wielka swoboda, a z drugiej chyba odwaga. Nie żył w pogoni za miłością, wręcz uważał, że mógłby jej nie sprostać, ale tym samym stawiał się w sytuacji, w której do końca życia przemierzałby świat w pojedynkę.
    Na krótką metę nie wydawało się to takie złe, jednak w szerszej perspektywie lub po wielu latach mogło się to zmienić i to z tym miałaby wiązać się ta odwaga – nie z samotnością samą w sobie, co bardziej z możliwością, że podejście do tej samotności mogło się z biegiem czasu zmienić i czy będzie się na to gotowym.
    To było ciekawe podejście, zupełnie innego od tego, które pierwsze przyszłoby Paige na myśl. Sama była zdecydowanie bardziej rozwiązła w tych sprawach, aczkolwiek nie mogłaby z całą pewnością powiedzieć, że w swoim życiu doświadczyła tej prawdziwej miłości, która ją rozgrzała albo na której się spaliła. Nie uważała się za pokiereszowaną, za rozbitą na kawałeczki, które ktoś musiałby poskładać, ale chyba nie miała za sobą jakiś wielkich uniesień i doświadczeń, o których można by napisać poczytną książkę. Była pod tym względem raczej przeciętna, bo jak każdy lubiła tę ekscytację, kiedy poznawało się nową osobę i gdzieś tam w brzuchu było czuć trzepotanie motylich skrzydeł, jednak, jak już Rowan mógł się domyślać, jej związki nie były trwałe, a co za tym szło, nie należały do tych specjalnie głębokich i poważnych relacji, bez względu na to, jak na daną chwilę myślała o nich Paige.
    Bo Paige nie wchodziła w związki na pół gwizdka, nawet w te, które od razu wydawały się najgłupszą opcją na świecie. Nie rozpaczała jednak, kiedy się kończyły. Wywoziła tylko auta byłych na złomowanie albo zostawiała gołych przywiązanych do łóżka i zamawiała im pizzę. Nie umiała może skutecznie nikogo oswoić albo, jak stwierdziłaby jej matka, gdyby kobietę stać było na takie ujmujące analogie, to ona nie nadawała się do oswojenia przez kogokolwiek.
    To było głupie i jednocześnie okropne, ale osoba matki jakimś cudem najczęściej zakradała się do myśli Paige właśnie w takich chwilach. Jakby czaiła się gdzieś za rogiem, czekając tylko na nadejście jakiegoś dołka, by nagle wyskoczyć i wbić dodatkowo kilka swoich szpilek. Głupie, bo nie rozmawiała i nie widziała matki od ponad dziesięciu lat, nie wiedziała, co się z nią działo i czy w ogóle żyła, a pozwalała jej się w dalszym ciągu prześladować. Rzadko, bo rzadko, ale jednak. Okropne, bo Paige podświadomie wiedziała, dlaczego tak się mogło dziać, ale uparcie to ignorowała, poniekąd dając matce wygrać.
    Niby była dorosła, a jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności była praktycznie samodzielna, a jednak wystarczył drobiazg, by sprowadzić ją do poziomu dziecka w pewnych kwestiach. Ot, chwila słabości i człowiek tracił swój twardy grunt.
    — Och, potrzeba chyba czegoś więcej niż noszenia na rękach, żeby z czarownicy zrobić księżniczkę — odparła, podnosząc się lekko na rękach i przesunęła się bliżej drzwi, uważając, by jak najmniej wstrząsać kostką. Na stwierdzenie o cienkich ścianach, spojrzała na Rowana z lekką konsternacją, bo to w jaki sposób o tym wspomniał, nie było dla niej jednoznaczne. Trochę jakby dystansował się od faktu bycia skutecznym gagatkiem i tamtej nocy. Albo może jej się tylko wydawało. Zresztą, niezależnie czy tylko jej się wydawało, czy nie, miał prawo nie przywiązywać do tego żadnej wagi. — Cóż… myślę, że ja jestem najmniej interesującym je elementem między tymi cienkimi ścianami — odbiła piłeczkę, odchylając lekko głowę, by uśmiechnąć się do niego kącikiem ust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że Paige była zaspakajana, było pewnie oczywiste, żadna z tego tajemnica, skoro to ona wynajmowała mieszkanie i nie była też powściągliwą kobietą, co raczej zostało od razu zauważone. Ale kto taki ją wtedy zaspokoił? To wcale nie musiało być już takie jasne, chociaż kto wie, czy jednak komuś z budynku nie dopisało szczęście i nie przyuważył, jak szeryf akurat od niej wychodził, na pożegnanie prawie dostając drzwiami w nos? Sami z niczym się nie afiszowali, ale jakoś dyskretni też nie byli. Wątpiła jednak, by było się czym przejmować, bo inaczej miasteczko chyba by huczało od takiej plotki i nawet przejezdni wiedzieliby o wszystkim więcej, niż by im zależało.
      — Za pierwszym razem brzmiało to lepiej — stwierdziła z lekkim, udawanym wyrzutem, mając na myśli zamykanie radiowozu i to, jak o to wcześniej poprosił. Tudzież polecił, żeby to zrobiła. — Klucze zawsze mam blisko siebie — dodała i potrząsnęła połą kurtki, dźwięcząc kluczami, które trzymała w kieszeni.
      Wyciągnęła w jego stronę ramiona, żeby móc go wstępnie objąć, kiedy będzie ją brał na ręce i parsknęła cicho, delikatnie kręcąc głową. Księżniczka. Obrzuciła szeryfa rozbawionym, łagodnym spojrzeniem, w duchu będąc mu szczerze wdzięczną za takie drobiazgi, którymi trochę odciągał jej uwagę od własnych myśli i słabego nastroju. Rozbawiło ją to też dlatego, że w jej uszach brzmiało to naprawdę osobliwie – nikt się nigdy do niej tak nie zwrócił, choć był to dość powszechny pieszczotliwy zwrot często kierowany do partnerek lub córek. W ogóle rzadko ktokolwiek zwracał się do niej inaczej niż po imieniu, ewentualnie bywała też wariatką.
      — No, to dawaj, rycerzu — rzuciła zapraszająco jeszcze za nim ją wyciągnął z samochodu i podniósł, a chwilę potem poprawiała już swoje objęcia wokół jego szyi i sięgała do kieszeni, w której trzymał pilot. — Właściwie… musiało ci się to spodobać, co? — spytała, mrużąc podejrzliwie oczy, kiedy palcami szukała pilota, przy okazji muskając lekko jego udo przez materiał spodni. Z lekkim opóźnieniem dotarło do niej, że tak jak za pierwszym takie rozwiązanie z otwieraniem radiowozu miało jeszcze jakiś sens, tak przy zamykaniu mogli to zrobić już inaczej.

      Paige King

      Usuń
  31. Teoretycznie Nancy mogłaby bez problemu odkryć się przed Rowanem ze swoich uczuć, bo potrafiła je nazwać, określić, wiedziała, co czuje i nigdy nie miała większych problemów z tym, by mówić o uczuciach, ale w praktyce to nie było przy nim takie łatwe, ponieważ na szali spoczywała ich przyjaźń. Relacja budowana latami, oparta na zaufaniu, relacja tak ważna, że nie chciała jej psuć wyznaniami. Podobnie jak on musiała to sobie poważnie i porządnie poukładać, nabrać tej niezachwianej pewności, dzięki której pozbędzie się przynajmniej tych większych obaw, którymi nakręcała się za każdym razem, gdy próbowała powiedzieć mu coś więcej. Nancy wierzyła, że czas dobrze mi zrobi, a pośpiech nigdzie ich nie zaprowadzi, na co najlepszym dowodem było to, jak wiele lat potrzebowali, aby zbliżyć się do siebie w ten szczególny sposób, a gdy już to zrobili, to w bezbłędnym stylu.
    Chciała stać się jego światem i chciała, żeby Rowan był jej wszystkim. Wiedziała, z czym to się wiąże, była świadoma, jak wiele przeszkód mieli do pokonania, że ich wspólne chwile nie będą opierały się tylko na niesamowitym seksie, ale to jej nie przerażało. Szczerze powiedziawszy, jeśli nie spróbują, to nie przekonają się, jak to będzie. Pozostaną im domysły i niespełnione uczucia, a Nancy nie chciała do końca życia żałować, że gdy mogła, to nie wykorzystała pięknej okazji, którą dał jej los. A może przeznaczenie.
    Mimo dobrych przeczuć i emocji, którymi była pozytywnie nastrojona, zdawała sobie sprawę z tego, że ona nie była najlepszą partią, na jaką stać Rowana. Nie pochodziła z zamożnej rodziny, nawet nie takiej, o której można powiedzieć coś wybitnie dobrego, miała problematyczne rodzeństwo, w tym brata, którego znał aż za dobrze i jeszcze babcię w pakiecie, której nie zostawi, choćby nie wiadomo co. Miała nieodparte wrażenie, że jej ciągła obecność w życiu Rowana wprowadziłaby w nim niezły chaos, ale naprawdę potrafiła wiele od siebie dawać. Angażowała się, starała, pomoże mu we wszystkim, co będzie tego potrzebowało, kierując się jego dobrem, bo to zawsze będzie dla niej ważne.
    A równocześnie z całą przyjemnością wyciągała z niego tę mniej poukładaną i pozbawioną kontroli stronę, która na chwilę odrzucała zdrowy rozsądek oraz poddawała się temu, co miała mu do zaproponowania. Nancy potrafiła być największym aniołem i najsłodszym diabłem, Rowan zdążył się o tym przekonać i dokładnie poznać każdą z jej stron, które z niej wyciągał. Bezczelnie go prowokowała, niewinnie błagała o więcej, grzecznie poddawała się temu, co z nią oraz jej robił, będąc w niego wpatrzoną jak w jakiś najładniejszy obrazek. No i musiała przyznać, że strasznie ją jarało, że przy niej nie potrafił trzymać rąk przy sobie.
    Rowan wiedział, że Nancy potrafiła prosić jeszcze ładniej, ale pragnęła poczuć go tak bardzo, że była niesamowicie usatysfakcjonowana, że taka prośba była wystarczająca. Naprawdę cholernie pragnęła, żeby się w niej znalazł i sobą wypełnił. Chciała go czuć całego, bez warstw ubrań, tak absolutnie jak tylko się dało. Gorączkowo odwzajemniła jego pocałunek, choć nie brakowało w tym tej charakterystycznej czułości, a westchnienie pełne ekscytacji wydostało się w jej ust, gdy usłyszała dźwięk paska, a następnie rozpinanych spodni, który wprowadził ją w to pełne podniecenia oczekiwanie aż wreszcie dostanie to, czego nie może się doczekać. Nancy przesunęła dłoń z biodra Rowana na jego lędźwie, jakby w ten sposób próbowała kontrolować, jak blisko niej się znajduje, a chciała jak najbliżej, a palce drugiej dłoni nieznacznie zacisnęła na przedramieniu tej ręki, którą trzymał na jej szyi i śmiało wbiła wzrok w jego brązowe oczy, unosząc kąciki ust w nieznacznym uśmiechu, bo kurwa, uwielbiała, gdy to powtarzał. Uwielbiała być jego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — A ty mój, Johnson — zaznaczyła pewnie, choć nie bez oczywistego trudu związanego z palcami na szyi, a w jej oczach wyraźnie błyszczało podniecenie. — Powiedz to — rzuciła bezczelnie, nieco zduszonym głosem, który zadrżał niebezpiecznie, gdy tak gwałtownie się w niej znalazł. Oprócz tego, że uwielbiała, gdy mówił, że ona jest jego, to chętnie usłyszy z jego ust, że on jej jest.
      Kolejny dreszcz przyjemności rozlał się po wrażliwym ciele Nancy, wyrywając z jej ust słodki jęk. Zacisnęła się na nim, rozsuwając uda, by mógł wejść w nią jeszcze mocniej i głębiej, choć stolik i wszystko, co się na nim znalazło, przesuwało się w rytmie ich bioder, które do siebie dopadały. Stopniowo naznaczali sobą każdy kąt w domu Rowana, co bardzo podobało się Nancy. Ale jeszcze bardziej kręciło ją to, że był w tym swoim mundurze, w którym wyglądał tak nienagannie i że brał ją sobie tak bezwstydnie na tym stoliczku dokładnie tak jak powinien, skoro była jego, choć nie byli tacy całkiem sami w całej posesji. Trochę zachowywali się tak, jakby rzeczywiście zamierzali doprowadzić pana Owensa do zawału lub jakby poranna sytuacja z Harper nie miała miejsca, ale prawda była taka, że oni wypadli Nancy z głowy, ponieważ jej skupienie spoczęło na Rowanie. Wszystko kręciło się wokół niego, wokół nich. Wbiła palce w jego przedramię, paznokciami lekko znacząc jego skórę i starała się bez przerwy patrzeć w jego oczy tak, jak sobie tego życzył, co z każdym przeszywająco przyjemnym pchnięciem, było coraz trudniejsze.
      — Kurwa — wyrwało się jej niekontrolowanie i dość głośno, gdy pod tym kątem trafiał w najczulsze punkty, czym ją dosłownie obezwładniał. Wczorajsze siedem minut było niczym w porównaniu do całej nocy, ale dzisiaj liczyła się każda sekunda. — Rowan — wyrzuciła jeszcze z siebie, jakby znowu o coś go błagała, a prawda była taka, że im mocniej się w niej poruszał, im mocniej wbijał palce w jej udo i szyję, tym bardziej doprowadzał ją na skraj wytrzymałości. Do jakiejś cholernej ekstazy. Nagle zacisnęła oczy, niekontrolowanie się wygięła, jej uda drgnęły, a jęki wyrażały coraz większą aprobatę wobec tego, co z nią robił. Od początku wiedziała, że to nie będzie długo trwało, wiedziała, jak na nią działał, a jednak nie mogła uwierzyć, że był w stanie doprowadzić ją do szaleństwa w aż tak krótkim czasie, a do tego właśnie zmierzali. Kompletnie nią zawładnął.

      then we will become all the best. a true love story, my dear. ❤️🌻

      Usuń
  32. Od początku wiedziała, że seks coś między nimi zmieni, ale nie była pewna, czy na lepsze czy gorsze, a że z natury była pełna obaw, dlatego wolała pragnąć Rowana w ciszy i nie sprawdzać, co może stać się z ich przyjaźnią. Do wczoraj bała się, że ich relacja ucierpi, bała się tego nawet wtedy, gdy pierwszy raz go pocałowała, lecz pokusa i satysfakcja były zbyt wielkie, żeby się zatrzymać. Z każdą sekundą, zachłanniejszym pocałunkiem, odważniejszym dotykiem upewniała się, że to, co robili, było jedną z lepszych decyzji, jakie mogli podjąć i była przeszczęśliwa. Miała za sobą cudowną noc pełną wyjątków. Noc pełną przekroczonych granic i złamanych zasad, które smakowały cholernie dobrze. Noc, podczas której poznała Rowana z innej strony, jednocześnie prezentując przed nim swoje najskrytsze pragnienia oraz potrzeby, na które on bezbłędnie odpowiadał. Przez jedną noc dał jej więcej niż ktokolwiek kiedykolwiek, a to było bardzo uzależniające uczucie, w którym chciała nieustannie się zatracać. Nancy nie narzekała, że odrobinę namieszała w życiu Rowana, doprowadzając go do takiego momentu, w którym zdecydował się odpuścić, pozbyć kontroli, przesunąć wysokie mury, które wokół siebie wybudował, pozwalając jej dostać się głębiej, a do tego dał jej otoczyć się troską i czułością, które odwzajemniał. Przy niej nie istniały rzeczy, których nie powinien. Z nią i przy niej mógł wszystko, tylko musiał to sobie uzmysłowić. Wczoraj mógł się z nią kochać, dzisiaj brać intensywnie w pierwszym lepszym kącie swojego domu, mógł z nią mieć leniwe poranki i gorące prysznice, mógł oddać się jej bez obaw, pokazując swoje największe słabości, bo ona nigdy go nie skrzywdzi, a co najważniejsze, jeśli chciał, to mógł dzielić z nią swoją rzeczywistość. Naprawdę nie musieli tak poważnie się rozstawać i wracać do swoich codzienności, mogli stać się dla siebie ich częścią. Nieodłącznym elementem, dzięki któremu wszystko będzie lepsze.
    Nancy była oszołomiona, ale nie straciła czujności i wiedziała, że słowa, które chciała od niego usłyszeć były czymś, czego na nim nie wymusi, ale Rowan wiedział, jak to między nimi działało — tak bardzo jak ona była jego, tak bardzo on musiał być jej. Nie mogli dawać sobie mniej lub więcej, bo albo oddawali się sobie w pełni, albo tego nie robili. Zdawała więc sobie sprawę z nieugiętości oraz bezkompromisowości Rowana i właśnie dlatego pragnęła usłyszeć od niego, że jest jej, bo wtedy nie miałaby wątpliwości, że tak jest. Nie nakarmiłby jej kłamstwem, nie zdobyłby się na takie słowa, gdyby nie miały być prawdą, Rowan nie miał problemu ze szczerością, a Nancy tej szczerości potrzebowała, ponieważ potrafiła sabotować swoje szczęście, a jej głowa ciągle chciała walczyć z tym, co mówiło serce, któremu ulegała.
    Czuła go w sobie całego, z każdym ruchem bioder coraz głębiej i mocniej, a gdy wydawało się jej, że bardziej już się nie da, to Rowan zgarniał całe jej ciało, przyciągał do siebie i udowadniał, że przy nim nic nie jest niemożliwe. Była nim oczarowana, odurzona i podniecona tak bardzo, że okazało się, że nie potrzebuje wiele do spełnienia, gdyż to uczucie zaczęło się w niej umacniać, gdy tak nagle w nią wszedł. Potem poddała się tej rozkoszy, robiąc się coraz bardziej mokrą, a kiedy zaczęła wyraźnie pulsować, częściej się na nim zaciskając, przez co musiał jeszcze mocniej przedzierać się przez jej gorące wnętrze, to wiedziała, że długo to nie potrwa. Nie broniła się przed tym, a nawet sama niespokojnie kręciła biodrami, by osiągnąć orgazm. Takie nagrody mogła dostawać. codziennie.
    Jęknęła głośno, gdy Rowan tak zmysłowo i seksownie wypowiadał jej imię, nierówno przy tym oddychając, co oczywiście było cholernie podniecające, a w parze z intensywnym orgazmem, który rozlał się po jej ciele, brzmiało jeszcze lepiej. Uśmiechnęła się niewyraźnie, nieprawdopodobnie usatysfakcjonowana słowami, które opuściły jego usta, gasząc w Nancy resztki wątpliwości. Jest cały jej. To brzmiało jak najlepsza nagroda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacisnęła wokół niego swoje uda i pochyliła się w jego stronę, bezpiecznie chowając się w jego objęciach. Już bez pośpiechu oraz zachłanności odwzajemniła pocałunek, starając się zapanować nad swoim oddechem, choć nagła pustka, która po nim w niej została była nieprzyjemna. Nancy delikatnie oparła głowę o tors Rowana i przymknęła oczy, próbując uspokoić serce, które biło tak, jakby zaraz miało wyskoczyć z jej klatki piersiowej, co zdecydowanie było wynikiem emocji, które wiązały się z nimi.
      — Jaką ty masz nieprawdopodobną kondycję… — skomentowała, czując i słysząc serce Rowana, jednak miała wrażenie, że jest ono lepiej przystosowane do tak intensywnych aktywności fizycznych. Zresztą, jak całe jego ciało, bo przecież wczoraj nie dość, że przyniósł ją tutaj, to potem bez trudu zajmował się nią przez następne godziny, a dzisiaj jeszcze było go stać na to. Nancy rozejrzała się po podłodze, na której nawet nie wiedziała, kiedy te kilka rzeczy wylądowało, a następnie skupiła wzrok na oczach Rowana, wpatrując się w nie z rozmarzonym uśmiechem. Rozluźniła uda, swobodnie opuszczając nogi.
      — Bo są marne — zaśmiała się, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Wiedziałam, że powinnam wziąć taksówkę — stwierdziła beztrosko, żartując, choć prawda była taka, że naprawdę ciężko było się im od siebie tak ostatecznie odkleić i pożegnać. Nie ręczyła za siebie ani za to, co może wydarzyć się, gdy znajdą się w jego samochodzie, choć z drugiej strony, gdy już wyjadą na ulicę i trafią pod jej dom, to może wtedy trzymanie rąk przy sobie oraz dystansu będzie łatwiejsze. Trochę w to wątpiła, ale nie mieli wyjścia, Nancy musiała wrócić do swojego domu, tym bardziej, że jeszcze przed chwilą strasznie przeżywała swoją nieodpowiedzialność, przez którą jej babcia się zestresowała. Cóż, szybko jej przeszło, skoro teraz siedziała przed Rowanem niemal w rozkroku w jego przedpokoju, chociaż byli o krok od wyjścia.
      — Mam trzymać dystans? — zapytała rozbawiona, wciąż patrząc w jego oczy i, tak na przekór pytaniu, powoli wyciągnęła dłoń w jego stronę i czule przesunęła nią po jego włosach, poprawiając fryzurę, którą mu zmierzwiła, a której stan był dość oczywisty. Taki, jakby ktoś porządnie trzymał go za włosy. Uśmiechnęła się z wyraźną troską, przenosząc tę samą dłoń na jego rozgrzany policzek, a potem starannie wygładziła nią jego koszulę i Rowan znów wyglądał nienagannie; tak, jakby wcale nie uprawiał przed chwilą seksu.
      — Ślicznie wyglądasz, Johnson — skomentowała z rozbrajającą szczerością, częstując Rowana kolejnym komplementem w swoim stylu i westchnęła, układając dłonie na swoich udach. — Teraz już naprawdę muszę iść — powiedziała niechętnie, ale to wiedzieli oboje. Nancy się wyprostowała, ostatni raz namiętnie pocałowała Rowana, bo nie mogła się przed tym powstrzymać, i równocześnie zsunęła się ze stoliczka, niepewnie stając na swoich nogach. Obiecała Cecily, że zaraz będzie, już i tak to przeciągnęła, dlatego chociaż najchętniej zaciągnęłaby Rowana pod prysznic, a potem znowu do łóżka i wszędzie tam, gdzie by chciał, to z wielkim żalem nie mogła tego zrobić.

      and it's an even better feeling. so tell me, you're still not fall in love? even a little? 😇💙

      Usuń
  33. Zamrugała szybko i rozchyliła lekko usta, gdy spojrzał jej w oczy nieprzejednanym wzrokiem. Nie miała już żadnych wątpliwości, że Rowan nie przyszedł tutaj z przyjacielskimi zamiarami. Jego słowa przeszyły ją tak bardzo, że aż poczuła gęsią skórkę na swoich ramionach i tego wrażenia wcale nie złagodziło to, że zwrócił sie do niej pieszczotliwym zdrobnieniem. Nie pomyślała o tym, ale to prawda, że w pewien sposób utrudniała mu czynności, skoro on był na służbie i przyszedł tutaj egzekwować prawo. Udawała, że Austina nie ma w domu, zapominając, że miała do czynienia z nieprawdopodobnie spostrzegawczym człowiekiem, wieloletnim pracownikiem policji, w tym także jednostek specjalnych. Co jej strzeliło do głowy? Naprawdę myślała, że Rowan nabierze się na jej blef? To nie pracownik socjalny, który machnie ręką na pierwsze lepsze wytłumaczenie, tylko człowiek, który w swojej karierze zamykał przestępców nieporównywalnie gorszych od Austina. Nie chciała dołączyć do brata pod żadnym pozorem, ale tak bardzo sie bała, że sytuacja odbije się na niej ze zdwojoną siłą, że wolała skłamać niż narazić się na niebezpieczeństwo. Rozumiała, że to żadne wytłumaczenie, ale wierzyła, że Rowan jest na tyle wyrozumiałym facetem, że zda sobie sprawę z pobudek, które nią kierowały. Nie zna jej przecież od dziś, tak samo jak Austina, który pierwsze problemy z prawem miał już krótko po skończeniu dwudziestu lat. Nie robiła tego dla brata, a dla siebie, dla dobra własnego, bo wiedziała, że jest tutaj zagrożone.
    Bez słowa przyjęła list, przełykając ślinę, ale gdy Rowan wszedł do środka bez pardonu i wrzasnął do Austina, coś w niej pękło. Natychmiast odwróciła się za nim, porzuciła list gdzie popadnie i pociągnęła go mocno za nadgarstek do siebie, wbijając paznokcie w szorstką skórę pod materiałem rękawa policyjnej bluzy, którą na sobie miał i która podkreślała atuty jego atletycznej sylwetki.
    — Rowan! — rzuciła, z przejęciem ciągnąc go do siebie tak, jakby przeciągała linę z kimś ciężkim po drugiej stronie. W jej spojrzeniu nie było łez, ale zdominował je nagły strach. — Nie rób tego, proszę cię, Rowan — błagała, licząc na to, że jej posłucha. — Zrobimy wszystko co trzeba, obiecuję, naprawdę, ale nie teraz. Proszę, Rowan. Jeśli teraz Austin się obudzi, to... — urwała, patrząc w ciemne oczy Rowana. Będzie wściekły, uderzy mnie. Nie chciała mówić tego na głos, ale czy musiała? Rowan na pewno widział to w jej oczach, na pewno sam doskonale wiedział jak wygląda sytuacja w domach, w których rodziny żyją na łasce agresywnych alkoholików. Na pewno wiedział, jak wygląda sytuacja w ich domu. Patrzył na ranny kącik jej ust i domyślał się, że nie zrobiła sobie tego sama. Czuła to, bo zawsze był aż nadto spostrzegawczy i świetnie łączył wszystkie kropki. Popełniła w życiu kilka niewybaczalnych błędów, jeśli o tego mężczyznę chodzi, ale znała jego dobre serce. Mógł ją nienawidzić, ale nie odwróci się od jej krzywdy, bo nie pozwoli mu na to jego dobra strona.
    — Gina! Co tu się... — przestrzeń przeciął zachrypnięty głos Austina, który stał na końcu przedopokoju, pijany i bojowo nastawiony wobec niechcianego gościa. Zaciskał dłonie w pieści, lekko chwiejąc się na nogach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dlaczego do kurwy nędzy wpuściłaś tu tego psa? — warknął i ruszył w ich stronę, z hardym spojrzeniem wbitym w Rowana. Czy on do reszty zwariował? Gina spięła się cała i wyszła bratu naprzeciw, wierząc, że go zatrzyma, albo że on nie jest aż takim kretynem i nie rzuci się na szeryfa, bo wtedy już nikt nie będzie w stanie mu pomóc. On pójdzie siedzieć na lata, bo Rowan na pewno mu to zagwarantuje, a ona polegnie, wciągnięta przez bagno długów, z których nie wypłaci się do końca życia. Musiała to jakoś zatrzymać.

      Gina Swanson

      Usuń
  34. Serce Rowana było roztrzaskane, ale jej to nie przerażało. Pewnie, że to były takie sprawy, których bardzo głęboko nie poruszali, ponieważ to dotykało wrażliwych miejsc i nawet wtedy, gdy przebywał w szpitalu, a ona zaglądała do niego częściej niż to było potrzebne i dbała o niego bardziej niż to było konieczne, potrafili tak po prostu swobodnie przy sobie milczeć, jakby cała ta cisza miała powiedzieć wszystko. Nancy domyślała się, że poskładanie jego serca, a najpierw odpowiednie zaopiekowanie się nim, to nie będzie łatwa sprawa i po drodze spotka ich mnóstwo przeszkód, ale od tylu lat się przyjaźnili, tyle przeszkód udało im się pokonać, będąc przy sobie w gorszych momentach, że mała nadzieję, że cokolwiek postanowią, to im się uda. Oboje byli ludźmi zawziętymi, którzy raczej się nie poddają. Wierzyła nie tylko w nich razem, ale wierzyła również w siebie i wierzyła w Rowana; w tę jego miłość i ciepło, których nie utracił.
    Zaczęła podejrzewać, że może nie bez powodu wciąż była singielką, chociaż próbowała poukładać sobie życie, ustatkować się i dzielić z kimś całą swoją przyszłość, ale wciąż jej coś nie wychodziło, ponieważ za każdym razem czuła, że to nie jest to. Może to zabawne, ale dopiero wczoraj poczuła, że znalazła się w odpowiednim miejscu i że to jest prawdziwa szansa, której niewykorzystanie będzie bolało przez resztę życia.
    Wszystko zaczęło się od pocałunku, gdy Rowan sprytnie wykorzystał zasady gry, ale tak naprawdę zabawą było to tylko przez moment. Przez tę chwilę, gdy Nancy teatralnie poprawiała swój błyszczyk, ponieważ potem, kiedy zasmakowała ust Rowana po raz pierwszy, przepadła. Można śmiało powiedzieć, że to, co się między nimi rozwinęło, było jego zasługą, bo to on znalazł w sobie wystarczająco dużo odwagi, by dać temu początek, a uczucia, które gwałtownie ich dopadły, zaprowadziły ich aż do tego słodkiego poranka, który tak naprawdę niczego nie kończył. Wiele wskazywało na to, że dopiero się rozkręcali i ciekawość związana z tym, co będzie dalej, wypełniała podekscytowaną Nancy, która mimo wszystko uważała, że jeśli postarają się adekwatnie do tego, jak im na sobie zależy, to połączenie dwóch rzeczywistości nie jest takie nieosiągalne. Owszem, ich światy się mijają, ale kiedy staną się dla siebie ich częścią, będzie łatwiej. Póki co buziaki na dobranoc albo na dzień dobry brzmiały bardzo kusząco, tylko ciężko powiedzieć, czy udałoby się im na nich zatrzymać.
    Nancy nie chciała się dystansować, szczególnie, gdy jedną nogą była już w swoim domu, w tej codzienności, z której na chwilę się wyrwała, przeżywając jedne z najlepszych chwil w swoim całym życiu. Jak mogłaby więc chcieć dystansu, skoro zupełnie nie potrafiła odkleić się od Rowana, o czym dobitnie świadczył fakt, że nawet gdy nie musiała, to go dotykała, niby poprawiając to czy tamto, przy okazji skradając pocałunki. Po prostu pytała, czy powinna, żeby mogli bez niespodzianek wyjść z domu i pokonać tę krótką trasę, ale nawet jeśli z rozsądku powinna się do tego zmusić, to jak miałaby to zrobić, jeśli Rowan niczego nie chciał jej ułatwiać? Doskonale wiedział, na litość boską, co się stanie, gdy jego palce znajdą się chociażby milimetr pod jej sukienką.
    Uśmiechnęła się wyraźniej na jego komplement, patrząc mu w oczy, naprawdę będąc w stanie uwierzyć, że ślicznie wygląda, choć wciąż pamiętała, że była w dość marnym poimprezowym wydaniu, w dodatku z rumieńcami na policzkach po zajebistym seksie. Miała wrażenie, że całą sobą krzyczy o tym, co ona i Rowan robili.
    — Masz ochotę na seks w samochodzie? — zapytała zaczepnie, celowo się z nim drocząc, skoro chciał w ten sposób pogrywać. Musiał tylko pamiętać, że w każdej chwili jej sukienka mogła przypadkowo się zadrzeć, w końcu Nancy miała do pokonania stopień, by w ogóle wsiąść do samochodu. — Wystarczy, że odpowiednio zaproponujesz — rzuciła figlarnie, zerkając na niego przez ramię, bezczelnie dumna z tego, że go prowokowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodząc z domu Rowana i idąc w stronę garażu, nie omieszkała z premedytacją pokręcić biodrami, gdyby akurat miał ochotę popatrzeć na jej tyłek opięty sukienką, co wywołało na jej twarzy jeszcze większy uśmiech, a nawet cichy śmiech. Spojrzała na pana Owensa i pomachała mu na odchodne, zanim zniknął za domem.
      — A chcesz przesłuchania? — zażartowała, wspinając się na stopień i odwracając twarzą w stronę Rowana, którego nienachalnie zlustrowała spojrzeniem, znajdując się wyżej niż zwykle. Oboje wiedzieli, co będzie, jeśli wspólnie pojawią się u Dawsonów. Lisa widziała, że razem wyszli i pewnie nie tylko ona, ponieważ obściskiwali się tuż pod domem, a ten kto nie widział, mógł łatwo na to wpaść, skoro oboje nagle zniknęli. Nancy nie czuła, że ma z czego się tłumaczyć, nie miała też nic do ukrycia, jednak póki co nie była gotowa, żeby odpowiadać na pytania, które w większości mogą być bezpośrednie. Najpierw chciała sama poukładać sobie to, co wydarzyło się między nią a Rowanem. Potem będzie czekać aż Clem i Hazel ją dopadną, bo przed nimi i tak się nie obroni.
      — Jedźmy prosto do mnie, oni pewnie i tak jeszcze śpią — stwierdziła po krótkiej chwili namysłu, uznawszy, że tak będzie dla nich lepiej i wsiadła do samochodu.
      Bardzo chciała odzyskać swoje rzeczy, ponieważ bez telefonu i torebki czuła się dziwnie nieswojo, jakby brakowało jej ręki, ale po pierwsze nie miała ochoty na grad pytań, a po drugie nie chciała budzić towarzystwa swoim nagłym przyjazdem, bo chociaż godzina nie była aż tak wczesna, to podejrzewała, że jeśli ich znajomi pobawili się dłużej, nie oszczędzając przy tym alkoholu, to mogli dalej spać lub dogorywać.

      you know what butterflies mean? because i feel them too 🦋🧡

      Usuń
  35. Osobiście już nie miała nic przeciwko określeniu „czarownica”. Nawet „wariatka” przestawało nieprzyjemnie dźwięczeć w uszach, kiedy słyszała je rzucone pod swoim adresem. Kiedyś ją to denerwowało, jeszcze dawniej nawet wpływało na samoocenę, ale od dłuższego czasu zupełnie nic sobie z tego nie robiła, a nawet potrafiła czerpać odrobinę satysfakcji. Też nie uważała się za złą czy zdegenerowaną osobę, nie czerpała przyjemności z krzywd innych ludzi ani nie dążyła zawzięcie do tego, by te krzywdy wyrządzać. Najzwyczajniej w świecie lubiła i chciała stawiać na swoim oraz nie pozwalała sobie wejść na głowę, a że była przy tym uparta, zacięta i nie bała się odpłacać z nawiązką, to niektórzy ludzie mieli z tym problem. A jak ktoś ma z czymś problem, to z założenia będzie przedstawiał to w negatywach i Paige ostatecznie doszła do tego punktu w życiu, w którym rozumiała, że bycie czarownicą czy wariatką w czyiś oczach, to tak naprawdę bardzo wartościowy dla niej sygnał. Nie była chodzącą cnotą, nie miała może najprzyjemniejszego charakteru, ale nie robiła też niczego złego, na co ktoś sam by sobie nie zasłużył, a jeśli dla kogoś to był problem, to… cóż, może lepiej, żeby po prostu uważał, bo Paige potrafiła mieć bardzo mało skrupułów i jeszcze mniej cierpliwości. Nie miała zamiaru podporządkowywać się komukolwiek tylko dlatego, że nie bała się odpyskować, postawić na swoim czy pokazać, jak bardzo nie warto załazić jej za skórę, a jeśli to czyniło z niej czarownicę albo wariatkę, to niech będzie – może nawet się tym zainspiruje przy kolejnym tatuażu.
    Poza tym, patrząc na to z trochę innej strony, pierwsze czarownice to były najczęściej bardzo mądre i zaradne kobiety, których jedynym przewinieniem było to, że podpadły jakiemuś księdzu czy pastorowi, podważając ich religijny autorytet. Za co więc się obrażać? Za bycie mądrą i zaradną, a do tego odważną, bo nie bojącą się iść pod prąd i to niejednokrotnie w słusznej sprawie, mimo świadomości, jakie mogą za to być konsekwencje? Jeśli tak, to Paige sama by sobie swój stos postawiła i podpaliła, nie szczędząc oczywiście wyzwisk i przekleństwem wszystkim dookoła. Można mieć swoją dumę, ale być jednocześnie mściwym i pamiętliwym.
    Pokręciła głową w udawanej dezaprobacie, cały czas mrużąc oczy i bez pośpiechu wyciągnęła rękę z kieszeni Rowana. Na widok sąsiadki z jamnikiem, pomachała do niej na przywitanie tą samą ręką, serwując jej swój firmowy uśmiech, ten, którym wyciągała napiwki od klientów i zaraz potem rozejrzała się pobieżnie za Scrapsem, by upewnić się, że nie odbił gdzieś na chwilę w bok. Owczarek zupełnie zignorował zarówno kobietę, jak i jej czworonożnego hot-doga, przechodząc przez drzwi przed szeryfem i uderzając pazurami o podłogę, od razu wbiegł na schody i skierował się do mieszkania.
    Paige bez skrępowania przyglądała się minie sąsiadki, wodząc za nią spojrzeniem póki kobieta sama nie wyszła na zewnątrz. Nie kryła przy tym swojego rozbawienia, bo twarz starszej pani wyrażała więcej niż jakiekolwiek słowa, które mogłyby teraz paść z jej ust. Szok i niedowierzanie królowały, ale prócz tego nie dało się nie zauważyć tego szalonego błysku w oczach, błysku triumfu nad koleżankami, którym opowie o tym, co właśnie widziała zaraz przy najbliższej okazji.
    — Hmm? — mruknęła pytająco i z lekkim zdziwieniem w oczach skierowała spojrzenie na Rowana. — Chcesz wejść? — dopytała, zdecydowanie nie tego się po nim spodziewając, przez co też umknęła jej frywolność jego wypowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie podejrzewała, żeby miał ochotę na takie odwiedziny przy okazji, głównie dlatego, że ich interakcje przy drzwiach do jej mieszkania, choć nieliczne, w większości nie były zbyt pozytywne. I jakoś tak założyła, że jak tylko się przy nich znajdą, szeryf, odstawiwszy ją na miejsce, ulotni się i zajmie swoimi sprawami. Miał za sobą dzień służby, w trakcie którego pilnował i nadzorował niemałe wydarzenie, a do tego robiło się późno i resztę wieczoru mógł chcieć przeznaczyć na coś innego. Może i nikt na niego nigdzie teraz nie czekał, ale Rowan nie był przecież typem, który potrzebował drugiej osoby, by produktywnie pospędzać czas. A teraz się do niej tak jakby wpraszał. Niezbyt nachalnie i całkiem po koleżeńsku, ale wcześniej naprawdę była przekonana, że będzie chciał się czym prędzej zawinąć.
      — Jeśli się nie boisz… — Bo co jeśli naprawdę byłaby czarownicą i sama korzystałaby z okazji, by zwabić go do środka w jakiś niecnych celach? Poza tym lubiła też go w taki prowokować, sugerując, że rzeczywiście mógł albo powinien się jej obawiać i nie robiła tego teraz po raz pierwszy. — I prawda, nikt mnie tyle nie nosił na rękach, co ty teraz. Jeszcze chwila i się przyzwyczaję. — Podciągnęła się lekko, obejmując go na moment nieco ciaśniej i przechyliła głowę na bok. — Jeśli chcesz wejść, to szkoda byłoby, żebyś się przeforsował na samym początku. Postaw mnie tutaj — poprosiła łagodnie, zniżając głos niedaleko jego ucha. Weszli już na piętro, więc podpierając się balustrady albo ściany przy dodatkowej asyście drugiej osoby, powinna całkiem sprawnie dojść do drzwi bez ryzykowania dodatkowych urazów. Może ta ostatnia prosta nie robiła Rowanowi aż takiej różnicy, ale to zawsze byłaby luźniejsza chwila dla mięśni i na złapanie oddechu.

      Paige King

      Usuń
  36. — Tak jest, szeryfie! — Niemal stanęła na baczność, a jej ręka drgnęła w geście salutu, ale powstrzymała się w porę. Nawet nie wiedziała, skąd się to jej wzięło. Zaśmiała się jednak i machnęła tę ręką, odwracając się na pięcie.
    Była dumna z siebie, że dotarła do końca tego spływu, że bez szwanku wydostała się z kajaka. Wiedziała, że w większości to zasługa Rowana, który cały czas siedział za jej plecami i chcąc nie chcąc, jako obowiązkowy facet, czuwał nad bezpieczeństwem imprezy. Betsy znała jednak swoje szczęście i zakładała, że gdyby w parze trafiła na kogokolwiek innego, to pewnie wylądowałaby pod wodą. Doskonale pamiętała bardzo mądre zdanie, którym kiedyś zachwycił ją jeden ze starszych braci. Wywróciła się wtedy na za dużym rowerze, bo uznała, że może być taka, jak oni. Jak Scott i Charlie. Wtedy to właśnie Scott opatrywał zadrapane kolano. Betsy Murray, już do końca życia będziesz dla siebie największym zagrożeniem. Nie inni. Nie wojna. Nie mordercy. Nie samochody. Tylko ona. I coś w tym było. Bo prawie zawsze, kiedy działa jej się krzywda, było to wynikiem jej własnych działań. Lubiła się pchać tam, gdzie nie mogła i trochę zostało jej do teraz. MImo prawie trzydziestki na karku miała w sobie jeszcze sporo dziecięcej energii.
    Pognała więc w krzaczki, które już oficjalnie stały się damską toaletą. Nikt nie miał nic przeciwko temu, dopóki wszyscy po sobie sprzątali. Co zadziwiające, na dwóch kijach rozwieszono też worek, do którego wrzucano nieczystości. I młoda Murray to szanowała. Wyciągnęła z plecaka małą butelkę z wodą, którą umyła ręce i rozejrzała się dookoła, kiedy już wyszła zza krzaczków. Dostrzegła Rowana, kiedy rozmawiał z mężczyznami przy busie, ale postanowiła przez chwilę do niego nie podchodzić.
    Jedna z jej koleżanek podbiegła do niej, ściskając ją mocno za ramię. Przysunęła się i zaczęła jej szeptać coś do ucha. Betsy roześmiała się w odpowiedzi, pokiwała głową i poinformowała rozochoconą pannę, że wraca do Mariesville. Życzyła znajomym miłej i udanej zabawy, doskonale wiedząc, że udane będzie to, co po imprezie. Poprawiając plecak na ramionach, ruszyła w kierunku Rowana. Czuła, że ma buzię i ramiona spieczone od słońca, więc filtr, który zastosowała rano, średnio dał sobie radę ze słońcem odbijającym się od tafli wody. Czuła też bardzo przyjemne zmęczenie po tej całej wodnej wycieczce.
    — Jestem. — Zameldowała się tak, jakby Rowan faktycznie mógł jej nie zauważyć. No dobra, nie należała do największych osób. Była właściwie dość drobna i szczupła, ale raczej trudno było pominąć ją w tłumie. A to dlatego, że kiedy już była między ludźmi, to starała się w tym tłumie nie ginąć - była roześmiana, nieco głośniejsza, no i ubierała dość kolorowe, raczej wielobarwne ciuchy.
    — Mieliśmy wrócić do interesów — zauważyła jednak, przechylając głowę w bok. Nie zamierzała odpuszczać. Właściwie, to była w stanie zrobić mu tę czapkę bez żadnej przysługi zwrotnej. Nie kosztowałoby jej to wiele, a mała przyszywka z jej inicjałami pewnie rozsławiłaby jej kolekcję, gdyby czapka wylądowała na głowie kogoś tak znanego w Mariesville, jak szeryf.

    Betsy Murray

    Koniecznie trzeba to kiedyś zwizualizować i wrzucić na nagłówek szablonu. Halo, Panie Burmistrzu!?
    Tak, to był firefox! Ale teraz gra i buczy na obu przeglądarkach. ♥


    OdpowiedzUsuń
  37. Rowan nigdy nie zwierzał się Nancy z tego, co się wtedy wydarzyło i czego konsekwencją było, a ona nigdy nie zadawała niewygodnych pytań, słusznie zakładając, że istniały sprawy zbyt bolesne, traumatyczne i przykre, by o nich tak po prostu mówić, w dodatku niewiele później. Nie pytała, ale nie dlatego, że nie obchodziła jej historia Rowana, po prostu interesowała się nią z prawdziwej troski a nie zwykłej ciekawości, dlatego najpierw zależało jej na tym, aby on spokojnie do siebie doszedł, zregenerował się, stanął na nogi, aby chociaż przy niej nie musiał mierzyć się z całym tym trudem, którego doświadczył. A przecież miała oczy i nie była głupia, widziała, co się z nim działo, chociaż cały swój niepokój oraz zmartwienia ukrywała pod naprawdę ślicznym uśmiechem, którym rozświetlała każdy jeden dzień, który Rowan spędzał w szpitalu, wpadając do niego nawet, gdy akurat nie pracowała, bo musiała się upewnić, że jest na tyle dobrze, na ile w tamtej sytuacji mogło być. Doskonale pamięta moment, w którym dowiedziała się, że pacjent z tymi paskudnymi ranami po nożu, którymi postawił cały szpital na nogach, walczący o życie, pilnie potrzebujący krwi, to nikt inny jak Rowan Johnson. W tamtym momencie świat nagle się zatrzymał i wszystko stało się jakąś dziwną pustką, jakby ktoś uderzył ją czymś ciężkim w głowę. Nie byli wtedy aż tak blisko jak teraz, ale był jej przyjacielem, więc ta świadomość, że mogłaby go stracić na zawsze, trwale wryła się w umysł Nancy, boleśnie przypominając jej o tym wszystkim, czego nie zdążyli zrobić i czego nie zdążyła mu powiedzieć. Fizycznie wykaraskał się z tego w pełni, utrzymywał aktywny tryb życia, miał nienaganną kondycję i siłę, psychicznie pewnie nie było aż tak kolorowo, ponieważ na duszy pozostają takie same, jeśli nie gorsze, blizny, ale o tym zawsze mógł z nią porozmawiać; znał ją. Nancy nie oceniała, nie wymądrzała się, nie prawiła kazań, starała się zrozumieć. Ranom, nawet tym najbardziej bolesnym trzeba pozwolić się zagoić.
    Zresztą, można podejrzewać, że tak czy inaczej czeka ich kilka mniej lub bardziej poważnych rozmów, gdyż coś się między nimi wydarzyło i nie mogli polegać jedynie na beztrosce oraz świetnym seksie. Po prostu okazji do głębszych rozmów na pewno im nie zabraknie.
    — Na samochodzie? — powtórzyła zaskoczona, ale równocześnie zaintrygowana, unosząc brwi z uznaniem i obrzucając spojrzeniem pojazd, a właściwie jego maskę. — Robiłeś już to na masce? — zagadnęła figlarnie, wyraźnie zaciekawiona. Nie ukrywała, że taka opcja w pierwszej chwili nie przyszła jej do głowy i dopiero jego słowa ją zainspirowały. To na pewno było cholernie interesujące doświadczenie, które należało wypróbować, bo może okaże się jakimś game changerem, który odmieni jej życie łóżkowe. Chociaż w jej przypadku tą przyjemną odmianą okazał się seks z Rowanem, który bez względu na to gdzie, w jakiej konfiguracji i ile trwał, za każdym razem był niesamowity. Dawno nie czuła się tak spełniona i usatysfakcjonowana jak po nocy z nim. Spełniał jej wszystkie zachcianki, odpowiadał na każde pragnienie, obchodził się z nią tak, jakby zdążył poznać jej ciało na pamięć, doskonale wiedząc gdzie i jak dotknąć. A najlepsze jest to, że tych sposobów na zbliżenia jest tyle, że naprawdę mają co próbować.
    Energia, która rozpierała Nancy, brała się właśnie z tego, jak dobrze czuła się przy Rowanie. Nieustannie miała na niego ochotę, więc siła na te wszystkie razy, których wspólnie doświadczyli, sama się znajdowała. Gdyby nie on, gdyby nie ta gorąca noc, którą zwieńczyli imprezę Halloween u Dawsonów, najprawdopodobniej Nancy do tej pory nie wstałaby ze swojego łóżka lub zrobiłaby to z wielkim trudem oraz niechęcią, a tak to nawet zapomniała o kacu, który przez chwilę ją pomęczył, a pocałunki, swobodne żarty i ten szybki numerek przed wyjściem skutecznie postawiły ją na nogi, sprawiając, że nawet głowa jej nie bolała. Nieraz już to mówiła, ale przy nim naprawdę wszystko było lepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Tak, niech wariują i nakręcają się na pikantne smaczki, których nie dostaną, bo bezlitośnie im powiemy, że przecież każde wróciło do swojego domu — zaśmiała się, wygodnie rozsiadając na miejscu pasażera. Sięgnęła po pasy, którymi się od razu zapięła i oparła głowę o zagłówek, podążając wzrokiem za sylwetką Rowana, a kiedy wsiadł do samochodu, leniwie przekręciła twarz w jego stronę, wciąż go obserwując. Nieznacznie się uśmiechnęła, dopiero teraz czując zarwaną noc, ponieważ powietrze z nawiewu przyjemnie muskało jej policzki, wprowadzając ją w odrobinę senny nastrój.
      — A jak myślisz? Powinniśmy? — powtórzyła po Rowanie, marszcząc brwi na znak, że zastanawia się nad odpowiedzią, jednocześnie ciekawa jego zdania. To nie było coś, co chciała ukrywać przed światem.
      Wiedziała, że Clem i Hazel będą bezlitosne w wyciąganiu informacji, i że wciskanie im, że między nią a Rowanem do niczego nie doszło, to będzie głupie kłamstwo, które wyśmieją. Zresztą, nikt by jej w to nie uwierzył, ponieważ wszyscy widzieli ich pocałunek, wszyscy wiedzieli, że na siedem minut to ze sobą zniknęli w ciasnym pomieszczeniu, że razem wyszli na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza, a ostatecznie w swoim towarzystwie opuścili imprezę i że przez ten cały czas jakoś podejrzanie się do siebie kleili. Ci, którzy schlali się tak, że nie będą pamiętać wczorajszej imprezy, nie będą mieli pojęcia, co się wydarzyło, aczkolwiek ich wyjście było bardzo oczywiste.
      — Nikt nie uwierzy, że wyszliśmy razem i obściskiwaliśmy się pod domem Dawsonów po to, żebyś mnie grzecznie odprowadził do domu — zauważyła rozsądnie, bo nawet jeśli mieliby się uciec do jakiegoś niewinnego kłamstwa, ustalając inną wersję wydarzeń, to trzeba to było zrobić z głową. Najprościej więc było nie zmyślać. Co prawda, nie wiedziała, o co może wypytywać Colton i na ile mówią sobie o intymnych sprawach, ale była pewna, że Rowan ją szanuje, więc nie martwiła się, że światło dzienne ujrzą jakieś niewygodne rzeczy.
      — Powiem, że poszliśmy do ciebie i że to była bardzo przyjemna noc… — zaczęła rozmarzona, układając w głowie swoją przemowę. Trzymałą się prawdy, na którą on również miał zielone światło. — Że było mi cudownie i że jeszcze rano było równie przyjemnie — pociągnęła, sugestywnym tonem, wymownie patrząc na Rowana. — Mogę powiedzieć, że masz świetną kondycję i zaliczyłam przy tobie mnóstwo orgazmów, ale boję się, że wtedy zrobię ci zbyt wielką reklamę — zażartowała, choć fragment o kondycji i orgazmach był prawdziwy, ale Rowan nie miał problemów z zainteresowaniem u płci przeciwnej, więc nie potrzebował takiej reklamy, tym bardziej, że Nancy już przekonała się, że jest o niego zazdrosna. Wolała oszczędzać sobie tego uczucia.
      — A potem zapytam Clem o to, co ona robiła z Coltem — podsumowała, całkiem dumna ze swojego planu; w pewnym momencie gładko zmieni temat, skupiając się na Clementine, która na pewno chętnie opowie o swojej nocy. W ten sposób Nancy nie tylko ściągnie z siebie uwagę, ale przede wszystkim uchroni się przed pytaniem, które prędzej czy później padnie z ust przyjaciółek: i co dalej z tobą i Rowanem?.

      oh, of course i feel the same! 🌻💛
      butterflies say it's because i fall for you, can you believe it? 🤭🦋

      Usuń
  38. Nancy niczego nie miała do ukrycia — nie miała wielkich sekretów i tajemnic, od których próbowała uciec, po prostu nie przepadała za mówieniem o sobie i dużo bardziej wolała słuchać, szczególnie Rowana, którego życie, ale i on sam, był dla niej o wiele bardziej interesujący niż to, co mógł usłyszeć od niej. Nie istniały jednak pytania, na które nie dostałby odpowiedzi, tak samo jak nie istniały tematy, których Nancy usiłowałaby za wszelką cenę unikać. Wiedziała, jak ważne są szczere rozmowy, brak sekretów, których nagłe pojawienie się burzyłoby wszystko, co do tej pory zbudowali, jak istotne są nawet te największe drobnostki z przeszłości, które ich ukształtowały i które pomogą im lepiej się zrozumieć. Rozumiała to, ponieważ sama pragnęła bezgranicznie poznawać Rowana, opowieściami wypełniając te brakujące elementy jego historii, których nie miała okazji z nim przeżywać, a jednocześnie pragnęła, aby od teraz mogli być we wszystkim razem, nawet w tych najgorszych chwilach i największych trudach. Nie zamierzała pozwolić na to, aby coś znowu jej umknęło. Mieli czas, żeby zadać sobie wszystkie pytania, od tych przyjemnych po te najtrudniejsze, przejść przez poważne i lekkie rozmowy, poznać się w codzienności od tych stron, które nie były dla każdego, odczarować złe dni tak, jak udało się im to z Halloween, a do tego stworzyć nowe, piękniejsze wspomnienia, które będą tylko ich. Oczywiście to było delikatne wybieganie w przyszłość, ale Nancy była nią tak bardzo podekscytowana, że nie mogła doczekać się tego, co im przyniesie.
    Rzeczywiście pod wpływem alkoholu niektóre wyznania same pchały się na usta, zdecydowanie pomagając w ich uwolnieniu; Nancy pamiętała, co mówiła i do jakich rzeczy przyznała się Rowanowi, a każde jedno wyznanie było prawdziwe i podtrzymywała je do teraz, choć podejrzewała, że gdyby upiła się dzisiaj, po tym wszystkim, do czego między nimi doszło, to miałaby mu do powiedzenia jeszcze więcej. Póki co skupiła się na jego słowach, które odwagą nie odbiegały od tego, z czego wczoraj się obnażali.
    — Jedno z? — podchwyciła, nie spuszczając spojrzenia z Rowana i rozciągnęła usta w zaczepnym uśmiechu, kiwając głową ze zrozumieniem. Cicho westchnęła, starając się odgonić od siebie stado nieprzyzwoitych myśli, które natychmiast się pojawiły, a które miała na własne życzenie. — W końcu się doczekasz, szczęściarzu — stwierdziła pół żartem, tylko się drocząc, ponieważ czas im dzisiaj nie sprzyjał, więc seks w aucie podobnie jak seks pod prysznicem musiał, niestety, zejść na dalszy plan, ale wszystko przed nimi. Prawda była jednak taka, że w słowach Rowana było coś więcej, co coś bardzo rozczuliło Nancy, sprawiło, że zrobiło się jej miło i przyjemnie, że po jej wnętrzu rozlało się ciepło, a w brzuchu odezwały się motylki, kolejny raz dając o sobie znać. Działo się z nią wszystko to, co podejrzewała, że się stanie, jeśli kiedykolwiek przekroczy z Rowanem granice przyjaźni. Przepadła dla niego i choć to było wyjątkowe uczucie, które mogłoby się nie kończyć, było tym trudniejsze, im bliżej przymusowego rozstania się znajdowali. Co prawda, dopiero musieli określić, czym są, dając sobie pewność, że to, co czują jest odwzajemnione, ale to już znalazło się na takim etapie, że jej zależało tylko na nim. Nie interesowały ją inne znajomości, angażować zamierzała się tylko w jedną.
    Nancy zerknęła na drogę, zwracając uwagę na nieubłaganie przesuwający się krajobraz i przytaknęła rozbawiona, zgadzając się z uwagą Rowana; ich znajomi czasami zachowywali się jak duże dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Niech dorabiają, skoro jesteśmy dla nich aż tak gorącym tematem — stwierdziła żartobliwie, machając ręką na znak obojętności, bo chociaż naprawdę nie znosiła plotek, to czasami nie warto było zużywać na to nerwów. Nancy zamierzała powiedzieć prawdę, pomijając szczegóły, które powinny zostać między nią a Rowanem, więc jeśli ktoś jej nie uwierzy lub dopisze do tego swoją kontynuację, to będzie jego sprawa, nic więcej z tym nie zrobią. Co najwyżej mogą dla zabawy przytaknąć. Ich znajomi raczej nie próbują działać na ich niekorzyść, a po prostu szukają sobie okazji do głupich żartów, rzucania sugestywnymi komentarzami i śmiechów.
      Nancy przechyliła głowę, na krótką chwilę natrafiając spojrzeniem na oczy Rowana i roześmiała się głośno, wyobrażając sobie, jak mówi Cecily to samo co Hazel i Clementine.
      — Dlaczego nie? To bardzo otwarta i wyrozumiała kobieta — rzuciła przez śmiech, niewinnie wzruszając ramionami, ale nie zamierzała doprowadzić babci do zawału. — Wiesz, powiedziałabym, ale nie przy sąsiadce, bo przez nią połowa Mariesville znałaby twoje talenty — zażartowała, bo chociaż Cecily prędzej czy później zapomniałaby o wszystkim, tak pani Watson na pewno przyswoiłaby te informacje i nie omieszkała się nimi podzielić. Nancy musiała więc zgrabnie ominąć część prawdy, choć podejrzewała, że starsze panie i tak dopiszą do tego swoje domysły, bo nie były głupie, a ich wiek wskazywał na to, że doświadczeń im nie brakowało, nawet jeśli w jej przypadku, to pierwszy raz, gdy zniknęła na noc. To dość oczywiste, że nie nocuje się u byle kogo.
      — Jeśli ją spotkasz, to oczywiście powiesz jej, że byłam bardzo grzeczna, bo tak właśnie było, prawda? — zapytała zaczepnie, mrużąc delikatnie oczy. Grzeczność w przypadku ich wspólnej nocy posiadała wiele znaczeń. — Za to ja powiem, że wypiłam za dużo, ale na szczęście też byłeś na tej imprezie i jesteś dżentelmenem, który zadbał o moje bezpieczeństwo — posłała Rowanowi pytające spojrzenie, chcąc wiedzieć, co sądził o tym pomyśle i nieznacznie się uśmiechnęła. Wydawało się jej, że to najbezpieczniejsza opcja, która pozostawiała najmniej pola do tworzenia domysłów, choć Cecily najprawdopodobniej powie, że to jednak wstyd w stanie nietrzeźwości zwalać się szeryfowi na głowę i będzie kazała robić mu ciasto albo coś innego w ramach podziękowania za pomoc.

      these butterflies are crazy, but i think they're telling the truth… ❤️🥰

      Usuń
  39. Mieli bardzo wspierających znajomych to fakt, niekiedy nawet za bardzo i w zbyt oczywisty sposób popychających ich w swoje ramiona, jakby uważali, że jest im to potrzebne, choć ostatecznie okazało się, że Nancy i Rowan dobrze wiedzieli, co robią. Z niczym się nie śpieszyli, wszystko wydarzyło się w odpowiednim czasie, gdy ich relacja potrzebowała powędrować na wyższy poziom. Ich znajomym, szczególnie tym, którzy ich ze sobą poznali, a następnie dumnie obserwowali, w którym kierunku rozwija się ta relacja, musiało zabawnie patrzeć się na to, jak ich od samego początku do siebie ciągnęło, jednak zawzięcie robili wszystko, żeby trzymać się bezpiecznej przyjaźni. Nancy trochę żałowała czasu, który im przez to umknął, ale z drugiej strony rozwinęli piękną przyjaźń, dzięki której mogli zbudować coś więcej, dzięki której ten seks był czymś wyjątkowym, czymś, czego nikt inny im nie da, dlatego było warto cierpliwie poczekać na to, co ludzie, którzy dobrze ich znali, od początku przepowiadali. Doskonale wiedziała, co usłyszy od Lisy, gdy zawita do niej po swoje rzeczy, bo chociaż jej pomysły bywały mniej szalone od tych, które wpadały do głowy Colta, to jednak podobnie jak on kombinowała, co zrobić, żeby Nancy miała jak najwięcej okazji do interakcji z Rowanem.
    Dzisiejszego ranka Rowan wspomniał Nancy coś o tym, żeby nie była dla siebie taka surowa i powinien posłuchać swojej własnej rady, a nie nakręcać się na to, że mógł ją skrzywdzić. Może i mógł, ale ona też mogła mu to zrobić. Nie wiedziała, jak to będzie, nikt nie wiedział, ale prawda była taka, że Nancy decydując się na Rowana, była absolutnie świadoma jego oddania pracy. Znała go, niejednokrotnie przekonała się, że służba była jego prawdziwym powołaniem i to ona zawsze będzie dla niego najważniejsza, więc to nie tak, że wchodziła w coś, czego nie dostrzegała. Nie wkręcała sobie, że nagle coś się zmieni, a jego priorytety się poprzestawiają. Nie lubiła oszukiwać samej siebie. Nie miała pojęcia, jak to będzie, a z opowieści koleżanek zapamiętała jedynie tyle, że cholernie ciężko i skłamałaby twierdząc, że się nie boi, bo strach to naturalna sprawa, ale musiała spróbować. Musiała się przekonać, czy im wyjdzie, czy się paskudnie skrzywdzą, zamiast zakładać prawdopodobne scenariusze. Nancy widziała w nich potencjał, zresztą, okazuje się, że nie tylko ona, więc obawy, których oboje mieli mnóstwo, może całkiem nie znikną, ale popracują nad nimi, nabierając coraz większej pewności.
    — Trzeba było nie sadzać mnie na blacie i nie zdejmować sukienki — podsumowała konspiracyjnym tonem, żartobliwie przenosząc całą winę za swoją diabelską, grzeszną stronę na Rowana, ponieważ to on ją w niej obudził. Był jej największą pokusą, której uległa. Wyciągnął z niej wszystkie pragnienia, rozpalił, wyzwolił pożądanie, które od dawna usiłowała w sobie zdusić, narobił na siebie przeogromnej ochoty, aż wreszcie pozwolił na to, aby wyobrażenia przerodziły się w doświadczenia. — Podobało ci się to, wiem o tym — dodała niewinnie, ale w zaskakująco pewny siebie sposób, szczególnie jak na to, że jej policzki mimowolnie przyozdobił rumieniec. Jeszcze bardziej się uśmiechnęła, gwałtownie przesuwając na fotelu, żeby uchronić się przed łaskotkami, ale zamknięta przestrzeń mocno jej to utrudniła. A fakty były takie, że Nancy łaskotki miała dosłownie wszędzie i Rowan nawet nie musiał za bardzo się starać, aby zwijała się ze śmiechu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odetchnęła, a uśmiech i dobry humor wciąż jej nie opuszczały, choć czujnym okiem zdążyła zauważyć, że praktycznie byli już na miejscu. To zabawne, że mieszkali całkiem blisko siebie, a wizja tego rozstania nieustannie wypalała w Nancy nieprzyjemne uczucie. Wiedziała, że będzie tęsknić za Rowanem, co może nie było aż takie niespotykane, ponieważ zawsze uwielbiała spędzać z nim czas, ale tym razem wiązało się z czymś więcej.
      — Odezwę, nie pozwolę ci się aż tak stęsknić — obiecała, ponownie zawieszając spojrzenie na jego profilu, gdy od miejsca docelowego dzieliły ich ostatnie metry. — Ale na nudesy póki co nie licz — powiedziała, specjalnie się zgrywając, a przy okazji często było tak, że Nancy żartami przykrywała to, co ją bolało, a ich pożegnanie właśnie to robiło. Nie chciała i buntowała się wobec tego jak dziecko, które nie rozumie sytuacji, choć od początku wiedziała, że prędzej czy później będą musieli rozejść się w swoje strony.
      — Dziękuję, Rowan — zaznaczyła, gdy zatrzymali się pod jej domem, dziękując mu za wszystko, a nie tylko podwózkę. Dźwięk nadjeżdżającego samochodu wprawił w ruch firankę w jednym z okien, ale na szczęście byli na tyle daleko, że nie za bardzo dało się dostrzec to, co działo się w samochodzie. I świetnie się składa, bo skoro to miało być ich prawdziwe, ostateczne pożegnanie, to musiało być porządne, dlatego Nancy jedynie upewniła się, że akurat nikt nie wybrał się na spacer, szybko pochyliła się w stronę Rowana i złożyła na jego ustach słodki oraz czuły, choć zdecydowanie za krótki, pocałunek.
      — To pa — wyszeptała, dłonią ostatni raz gładząc jego policzek, podczas gdy drugą złapała za klamkę. Musieli to zrobić, jak ze zrywaniem plastra; szybko i jak najmniej boleśnie, dlatego Nancy wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę wejścia do domu, w którym już po chwili pojawiły się machające, wyczekujące jej przybycia kobiety.

      it's goodbye, but i won't stop thinking about you, my darling 😭💙

      Usuń
  40. [Dziękuję za ponowne powitanie!
    P.S.: Nowy gif jest boski ^^]

    Viv

    OdpowiedzUsuń
  41. Dokładnie zapisała w pamięci smak pocałunków, które zdążyła wymienić z Rowanem, jego elektryzujący zapach, ciepło, którym ją otaczał, gdy tak mocno trzymał w swoich ramionach, bardzo dobrze zapamiętała wszystko, co się między nimi wydarzyło i zatęskniła za tym równie szybko, co postanowiła opuścić jego samochód. Wypełniła ją przejmująca pustka, która wyrwała serce w jego stronę, walcząc z rozumem, który podpowiadał, że wszystko to, co robiła, było konieczne i rozsądne, ponieważ nie była odpowiedzialna tylko za siebie. W domu czekała na nią babcia i słodkie naleśniki na śniadanie, które Cecily przygotowała z pomocą pani Watson i nad którymi Nancy opowiedziała im półprawdę na temat tego, jak minęła jej impreza i jak to się stało, że znalazła się w towarzystwie Rowana. Na niego naleśniki również czekały, a starsze kobiety były niepocieszone, że nie zawitał u nich na śniadaniu.
    Reszta dnia minęła Nancy wręcz nużąco spokojnie, a ona zbyt często oddawała się myślom związanym z Rowanem, co najmniej kilka razy łapiąc się na tym, że wyłącza się tak bardzo, pogrążając w fantazji, że nie dociera do niej, co mówi jej Cecily, a ona opowiadała jej dosłownie wszystko, co przyszło jej do głowy, zupełnie tak, jakby nie widziała się z wnuczką miesiąc, a nie zaledwie jedną noc. W dodatku niekiedy ciężko było stwierdzić, ile z tego, co opowiadała staruszka było prawdą, ile zwykłymi plotkami, a ile jej inwencją twórczą. Późnym popołudniem Nancy wybrała się po swój telefon, który Lisa bezpiecznie przechowała w swojej sypialni, ponieważ okazało się, że pod koniec imprezy, komórka wpadła w ręce ich pijanych znajomych, którzy chętnie wypełnili galerię idiotycznymi zdjęciami, wyraźnie podkreślającymi stan ich upojenia. Na niektórych była Clem i Colt, na innych dołączył do nich Dylan, a jeszcze kilka zrobili sobie całą bandą, strasznie się przy tym wydurniając. Zanim jednak Nancy odzyskała swoją zgubę, musiała opowiedzieć Lisie, Clementine oraz Hazel, które nocowały u Dawsonów, jak minęła jej noc, odpowiadając przy okazji na kilka istotnych pytań, które kobiety przygotowywały chyba przez cały dzień, szykując się na konfrontację. Ostatecznie wyszedł im z tego nieplanowany, babski wieczór, podczas którego dużo gadały i się śmiały, podjadając przekąski, które zostały, a Nancy zagłębiła się w szczegóły znajomości Clementine i Coltona. Do Rowana odezwała się więc całkiem późno, bo dopiero, gdy dotarła do domu, szczęśliwie przeżywając przesłuchanie, ale to nie zmieniało faktu, że przez większość dnia była myślami przy nim, ponieważ nawet rozmowy kręciły się wokół niego. Odpowiedź na swoją wiadomość dostała, gdy smacznie zapakowała się do łóżka, tuż przed snem, a zdjęcie i podpis sprawiły, że uśmiechała się jak głupia do ekranu, ciesząc się sama do siebie, co było dla niej niespotykanym uczuciem. Momentalnie odechciało się jej spać; dodała serduszko do zdjęcia, a palce szybko wystukały wiadomość: śnij o mnie. Dawno nie czuła się tak, jak przy nim. Dawno nie rozpierała jej taka beztroska radość, ciekawość i ekscytacja.
    Rzeczywistość, która nadeszła po tym przyjemnym dniu była brutalna. Była wszystkim tym, czego Nancy mogła się obawiać, wszystkim, przed czym przestrzegała ją jej intuicja. Od początku wiedziała, że nie będzie im łatwo, gdy wrócą do swoich obowiązków i nie pomyliła się, gdyż okazało się, że wygospodarowanie chociażby godziny, by się zobaczyć, graniczy z cudem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na złość kolejne dni okazywały się coraz gorsze, u Nancy w pracy pojawił się jakiś pogrom pielęgniarek, przez który co druga lądowała na zwolnieniu lekarskim, a te, które jeszcze jakoś się trzymały, miały roboty co niemiara, natomiast Rowan był pochłonięty swoją pracą, a ten jeden raz, gdy czekał do piątej rano na transport złapanych złodziejaszków był szczytem żartów, które urządzał sobie z nich los. Wytchnienia, radości, wsparcia szukała w wiadomościach, które starali się wymieniać, choć było jej przykro, że każdy pomysł spotkania, każda chęć, którą śmiało wykazywali, kończyła się niczym. Gdy ona mogła, to on nie mógł, gdy on miał czas, to jej coś akurat wypadało, jeśli nie w pracy, to z Cecily. Prawdę mówiąc, coraz częściej myślała, że to jakaś prawdziwa złośliwość losu, który postanowił zagrać im na nosie zaraz po tym, jak dał im szansę, by się zbliżyć i powoli zaczynało ją to irytować, ale nie poddawała się. Cieszyła ją każda forma kontaktu, również ta niefizyczna, a wiadomości nieustannie sprawiały, że Nancy uśmiechała się do telefonu. Raz, gdy akurat była na zakupach, z premedytacją wysłała Rowanowi zdjęcie przymierzalni z podpisem: czy to jedno z tych miejsc?, chcąc od nowa rozpalić w nim wyobraźnię.
      Nancy była gotowa zaproponować ten siódmy raz, będąc zdeterminowaną, by przełożyć wszystko, co będzie tego wymagało, żeby tylko móc wreszcie spotkać się z Rowanem, ale okazało się, że jej dzień zaczął się bardzo intensywnie. Na oddziale jak zwykle działo się sporo, a brak personelu niczego nie ułatwiał, dlatego zbyt pochłonięta pracą nawet nie miała szansy, żeby złapać za telefon, choć to nie oznaczało, że nie myślała o Rowanie. Przez te wszystkie dni myślała o nim, o nich, całkiem sporo, starannie układając w swojej głowie to, do czego między nimi doszło, nabierając coraz większej pewności w swoich uczuciach. Wiedziała, że chce to kontynuować.
      — Halo, ziemia do Nancy! — blondynka pomachała dłonią przez twarzą Nancy, chcą zwrócić na siebie jej uwagę. — Mogę zrobić zdjęcie bukietu i wstawić na story, żeby mój były zwariował? — pytanie Tessy w połączeniu z tamtym gestem skutecznie wyrwało ją z zamyślenia, podczas którego intensywnie rozmyślała nad tym, co napisać do Rowana, równocześnie zerkając kątem oka na kwiaty, które niedawno przyniósł dla niej kurier. Bukiet był popisowy, składający się z jasnoróżowych piwonii, które były starannie dobrane i ułożone, owinięte idealnie pasującym, jasnym papierem, z tajemniczym liścikiem, który zawierał jedno pytanie: kolacja w sobotę?. Był piękny i nawet ją ucieszył, bo to miłe uczucie dostać kwiaty, choć nie na oczach połowy szpitala, w którym się pracuje, ale zupełnie nie w jej stylu, bo zbyt elegancki i wytworny.
      — Rób, niech mu szczęka opadnie — zachęciła swoją koleżankę, posyłając jej szeroki uśmiech i odruchowo poprawiła kwiaty, które zdążyły wylądować w wazonie na środku niewielkiego stolika, aby lepiej prezentowały się na zdjęciu. Tak, to zdecydowanie był dobry bukiet, żeby byłemu zrobiło się głupio.
      — Jak myślisz, od kogo są? — zagadnęła Jackie, która z dwoma innymi pielęgniarkami zachwycała się kwiatami, rzucając coraz to dziwniejszymi typami na to, kto mógł je sprezentować, wyraźnie przy tym żartując, na co Nancy wzruszyła ramionami, ponieważ szczerze nie miała pojęcia, czyja to sprawka.

      Usuń
    2. Z wiadomych powodów w pierwszej chwili podejrzewała Rowana, choć wybiła go sobie z głowy, uznawszy, że znał ją zbyt dobrze, żeby sprezentować jej kwiaty, z którymi nie wiązała emocji i były jej obojętne. Piękne to fakt, ale Nancy uwielbiała słoneczniki, rumianek, gipsówkę, bez, uwielbiała kwiaty, które kojarzyły się z łąkami i polami, lubiła róże, ale nie czerwone i, przede wszystkim, nie przepadała za tym, co jest aż tak oczywiste.
      W pokoju socjalnym panowało więc poruszenie, było gwarno i wesoło, aż nagle w samym sercu tego rozluźnionego chaosu pełnego kobiet pojawił się nikt inny jak on — Rowan Johnson we własnej osobie. Jego nagła obecność sprawiła, że śmiechy szybko ucichły, a wszystkie spojrzenia wylądowały na nim, w tym zaintrygowane spojrzenie Nancy, która nie spodziewała się, że dzisiaj wreszcie go zobaczy. W dodatku tutaj, w szpitalu w Camden.
      Zacisnęła usta, powstrzymując uśmiech, który mimowolnie pchał się na nie, obserwując z jaką gracją i stanowczością Rowan wyprasza z pokoju wszystkich oprócz niej. Dziewczyny najpierw wpatrywały się w niego z zainteresowaniem i konsternacją wymalowaną na twarzy, a potem posyłały Nancy pytające spojrzenia, jednak bez słowa opuściły pokój. Gdyby go nie znała, gdyby ich spojrzenia nie spotkały się na dłużej o kilka istotnych sekund, to sama pomyślałaby, że coś przeskrobała i może mieć kłopoty.
      — Cze… — powiedziała na powitanie, ale nie było dane jej dokończyć, ponieważ Rowan miał znacznie lepszy pomysł na to, jak powinno ono brzmieć i wyglądać. Dopadł do niej tak mocno i gwałtownie, że Nancy delikatnie zachwiała się na własnych nogach, które się pod nią dosłownie ugięły, a pocałunki zdusiły jej cichy jęk. To dopiero była niespodzianka; najlepsza z tych, które mogły ją spotkać. Co prawda, potrzebowała chwili, żeby jej mózg przetworzył to, co się właśnie wydarzyło, pomagając uświadomić jej, że to dzieje się naprawdę, ale nie pozostała mu dłużna. Mocno przytrzymała się jego przedramion, przycisnęła do niego swoje ciało i zachłannie odwzajemniła pocałunek, wkładając w niego całą swoją tęsknotę, by jak najszybciej się jej pozbyć. Dopiero teraz, gdy znalazł się tak blisko, dotarło do niej, jak cholernie za nim tęskniła, jak wielkie i wyniszczające uczucie to było. Całowała go bardzo namiętnie, intensywnie, zapalczywie, jakby zaraz miał jej zniknąć, przeciągając pocałunki tak długo, dopóki naprawdę nie zabrakło jej powietrza. Nie chciała, ale musiała się odsunąć, dlatego zrobiła to niechętnie i na odległość, która pozwalała im pozostać blisko siebie. Oddychała ciężko, szybko łapiąc oddech.
      — Cholera — skomentowała rozbrajająco szczerze, ale nie miała lepszego komentarza na to, co właśnie wydarzyło się między nimi. Za każdym razem to wybuchało tak nagle, a oni stawiali się tacy nieposkromieni i nienasyceni. — Mam kłopoty? Przyszedłeś mnie aresztować? — zapytała figlarnie, prawie szeptem, podczas mówienia cały czas dotykając wargami jego warg i utrzymując swoje błyszczące, rozpalone spojrzenie w jego oczach. Nieznacznie uniosła kąciki ust, ocierając czubkiem nosa o jego nos i westchnęła, przesuwając dłonie po jego ramionach w stronę karku. Kurwa, jak ona tęskniła.

      hi, baby, I missed you so much, so now don't stop kissing me 🤭💋

      Usuń
  42. Zamrugała szybko kilka razy, próbując odgadnąć, jakim tokiem myślenia kierował się Rowan, dochodząc do takich wniosków. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście mogło to mieć trochę sensu. Niby nie powiedziała wprost ani razu, kim był jej ojciec ani jakiego typu psem był Scraps i do jakiej pracy był wyszkolony, ale to też nie tak, że się z tym jakoś kryła. Nie trafiła się okazja i nie było póki co potrzeby, żeby to wyklarować, jednak jeśli ktoś się nad tym trochę bardziej pochylił, to na spokojnie mógł się wielu rzeczy domyślić i z grubsza przyjąć jakieś fakty na temat jej osoby. Ale tak z miejsca stwierdzić, że bliżej jej do wymiaru sprawiedliwości czy czegoś w tym stylu, niż do jakiegoś nieciekawego półświatka? Tak jakby w ogóle jedno z drugim całkowicie się wykluczało, jakby policja i prokuratura nie były skorumpowane nawet trochę i jakby nie zdarzały się jakieś śmiertelne wypadki przy pracy z bronią w ręku. Dla Paige służby potrafiły być takim samym rynsztokiem, jak osiedlowe patologie, z którymi żyła w sąsiedztwie albo cała ta dilerka przy publicznych boiskach do koszykówki. Ciekawe więc było dla niej to stwierdzenie, do czego było jej bliżej, bo choć z prawem nie zadzierała, nie jakoś bardzo, to na przestrzeni życia to chyba częściej zadawała się i miała do czyniena z tym rynsztokowym środowiskiem.
    — Musisz oglądać bardzo mało telewizji — stwierdziła w odpowiedzi, ostrożnie stając na ziemi. — Na pewno słyszałeś kiedyś o tym, że pod latarnią bywa najciemniej? — Popatrzyła na niego wymownie. — No i nie powiesz mi, że nigdy nie poznałeś żadnego psychola w mundurze… — Paige, o dziwo, nikogo takiego nie poznała osobiście, ale ona oglądała dużo telewizji, czytała mnóstwo książek i zdarzyło się, że prócz podcastów true crime, słuchała też ojca, kiedy opowiadał o swojej pracy, więc dlatego uważała, że ten przysłowiowy i szeroko pojęty rynsztok w służbach też dałoby się znaleźć i to nawet nie szukając go daleko i dogłębnie. — A czy się mylisz? — zastanowiła się na głos, kręcąc głową na boki. — Może, może nie… Dzisiaj byłoby za dużo świadków, żebyś mógł być na sto procent pewien. — Nie była głupia, żeby dopuścić się zbrodni na kimś, z kim widziało ją tego dnia tyle osób i to w takich okolicznościach. Nie, żeby o tym naprawdę myślała, ale jeśli już, to na pewno miałaby to dużo lepiej zaplanowane. Jednak na miejscu Rowana nie o zbrodnie by się martwiła w pierwszej kolejności.
    Oparła się jedną ręką o ścianę, a drugą złapała Rowana za ramię i kuśtykając ruszyła w stronę drzwi, przy których w gotowości czekał Scraps. Teraz szło to dużo sprawniej niż w parku i może była to kwestia, że już oswoiła się z bólem i pewniej przeskakiwała na zdrowej nodze albo chodziło o stabilną ścianę, której wcześniej brakowało i musiała polegać tylko na sylwetce szeryfa.
    — Chyba prędzej dostałbyś szklankę lekko wilgotną, bo po drodze z kuchni do drzwi wszystko bym rozlała… — zauważyła, pomrukując mimo wszystko z lekko irytacją, że nie mogła po prostu przejść jak człowiek przez korytarz, tylko kuśtykała z jedną nogą podniesioną do góry.
    Przy drzwiach puściła jego ramię i wyciągnęła klucze z kieszeni, by otworzyć drzwi. Jak tylko rozchyliły się na minimalną szerokość, Scraps bez zwłoki przemknął do środka z nosem przyciśniętym do ziemi. Paige cicho westchnęła, rozpoznając już to bojowe podejście psa i jego zachowawczą czujność. Wcześniej Scraps czekał, aż drzwi zostaną otwarte na normalną szerokość i dopiero wtedy wparowywał, by zacząć obchód, ale Paige nie była do tego w ogóle przyzwyczajona, a on nie tego nie odpuszczał, co prowadziło do mimowolnych przepychanek w wejściu, więc owczarek, żeby nie tracić czasu, zaczął wchodzić do środka jak tylko zrobiło się dla niego miejsce. Robił to praktycznie od początku, kiedy z nią zamieszkał i przestał na chwilę, kiedy trafili do Mariesville, ale dzisiaj do tego rytuału wrócił. I nie było mu się co dziwić, bo skąd mógł mieć pewność, że jakiś Buck nie czai się i nie czeka nich w środku? Musiał to sprawdzić, za nim pozwoliłby Paige wejść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popchnęła drzwi mocniej i już miała przeskoczyć nad progiem, trzymając się framugi, ale ledwo drgnęła w miejscu, niemalże przyklejając stopę do podłoża. Zaparło jej dech w piersiach, a w ustach zrobiło się sucho, w gardle znów pojawiła się ciężka do przełknięcia, niewygodna gula. Na początku, jeszcze w Atlancie, nie kojarzyła takiego zachowania psa z niczym konkretnym, ale teraz sądziła, że już wie, skąd się ono brało i wcale nie było jej z tą świadomością dobrze, bo to tylko potwierdzało te wszystkie obawy i przeczucia, które ciążyły jej na barkach przez ostatnie miesiące. Musiała o tym w pewnym stopniu zapomnieć, bo teraz, kiedy Scraps znowu to robił, ten cały niepokój uderzył w nią na nowo i sprawiał, że wcale nie miała ochoty wchodzić do mieszkania, nawet jeśli to nie było już mieszkanie w Atlancie.
      Czy wszystko z nią w porządku?
      Odepchnęła się lekko i oparła bokiem o ścianę, krzyżując ramiona pod piersiami. Przywołała na twarz lekki uśmiech i wzruszyła ramieniem, spoglądając na Rowana, po czym skinęła głową w stronę otwartych drzwi do mieszkania.
      — Wchodzisz czy tchórzysz? — rzuciła, brzmiąc lekko, niezobowiązująco i, co może było trochę dziwne, wcale nie wyzywająco.
      Podświadomie wiedziała bardzo dobrze, kto tu teraz tchórzył i podobnie wiedziała, że jeśli ktoś miałby bardziej skorzystać na tych odwiedzinach, to na pewno nie szeryf. Ale nie byłaby sobą, gdyby tak po prostu się do tego przyznała albo dała to po sobie poznać, bez choćby próby zatuszowania swoich głupich obaw i wahania, by wejść do swojego mieszkania.

      Paige King

      Usuń
  43. [Na szczęście Nancy robi perfekcyjne usta usta, więc szeryfowi nic nie grozi! <3 Niech tylko znajdzie błyszczyk… 🤭]

    Niekiedy zatęsknić również trzeba, bo chociaż to było nieprzyjemne uczucie, to naprawdę potrafiło wiele rzeczy poukładać w głowie. Po pierwsze sam fakt, że Nancy tęskniła już sporo mówił o tym, kim stał się dla niej Rowan i czym była dla niej relacja z nim, a po drugie przez ten czas, kiedy teoretycznie był obok, ponieważ dzieliły ich nic nieznaczące kilometry, zapragnęła go jeszcze bardziej, choć wydawało się jej, że to niemożliwe. Jeszcze bardziej chciała, żeby był jej, jeszcze bardziej uświadomiła sobie, jak bardzo go potrzebowała, bo nawet te zwykłe wiadomości, które ze sobą namiętnie wymieniali, mniej więcej opowiadając o tym, co u nich, a jeszcze bardziej interesując się tym, co u tego drugiego, dawały jej wiele. Pomagały przetrwać najpaskudniejsze dni w pracy, umilały wieczory i noce, sprawiały, że wczesne poranki były lepsze, a Nancy z coraz większą ekscytacją oraz nadzieją łapała za telefon, wypatrując w nim jakiejkolwiek wiadomości od Rowana.
    Tęskniła za nim całym. Tęskniła za jego bliskością, za jego zapachem, głosem, za tym, w jaki sposób ją obejmował i całował, za tymi swobodnymi żartami oraz rozmowami, za bezkarnym patrzeniem w jego oczy i bezczelnym kuszeniem. Prawdę mówiąc, nie było w Rowanie rzeczy, za którą Nancy by nie tęskniła lub nie przepadała, do tego doprowadził. Nie mogło być więc inaczej — jego odwiedziny były najlepszym, co mogło ją dzisiaj spotkać i nawet najpiękniejsze kwiaty z zaproszeniem na najbardziej wystawną kolację nie mogły się z nim równać. Faktem było, że namieszali w swojej relacji, ale najważniejsze, że potrafili to małe zamieszanie nawigować, zachowując się przy tym tak, jakby zupełnie naturalne było to, że przyjaciele, którzy się spotykają, rzucają się na siebie i oszałamiają gorączkowymi pocałunkami, które mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa. Gdyby w tej chwili obserwował ich ktoś z boku, to nie powiedziałby, że patrzy na przyjacielską relację. Nancy to absolutnie nie przeszkadzało, ponieważ to, co się między nimi działo, cała ta magia, która ich pochłonęła, to nadal było świeże, a ona wciąż bała się wciskać to w sztywne ramy czegoś, co musieliby nazwać. Oczywiście takie spotkania budziły pewne nadzieje i oczekiwania, ale najbardziej liczyło się dla niej to, że Rowan był przy niej i że łączyło ich coś wyjątkowego.
    Musiał liczyć się z tym, że jeśli zacznie ją całować, to ona odpowie mu na każdy jeden pocałunek, nie mógł więc udawać, że się tego nie spodziewał. Nancy wydawało się, że w takich reakcjach działa dość przewidywalnie, po prostu oddając się temu, co gra w jej sercu i duszy, bo chociaż uwielbiała droczyć się z Rowanem, niejednokrotnie zgrywając niedostępną, to jednak oboje wiedzieli, jak na nią działał i że poddawanie się temu, co z nią robił, było dla niej samą przyjemnością.
    Nancy dopiero, gdy oderwała się od ust Rowana, zwróciła uwagę na to, jak mocno ściskała w palcach jego mundur oraz że jej wiśniowy błyszczyk uroczo odbił się na jego wargach, prezentując się na nich bardzo wymownie. Zadowolona uniosła kąciki w dumnym uśmiechu, a kiedy jego kciuk wylądował na jej ustach, figlarnie je rozchyliła, pozwalając mu znaleźć się między nimi i zaczepnie go ucałowała, bez przerwy spoglądając w oczy Rowana.
    — Nie będę się stawiać — zapewniła wyjątkowo grzecznie, ale wizja aresztu domowego w jego posesji to naprawdę coś, do czego chętnie by doprowadziła, więc musiała się tylko dowiedzieć, za jakie przewinienie czeka ją taka (nie)kara. — No chyba, że bardzo byś tego chciał… — zasugerowała niewinnie, bo po pierwsze nie była taka łatwa, a po drugie oboje wiedzieli, że takie zdobyte lepiej smakowało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie twierdził, że Rowan musiał wyprowadzać Nancy ze szpitala w kajdankach, tym ściągnęliby na siebie zdecydowanie za dużo par oczu, mógł ją aresztować tak prywatnie, dla siebie samego. Co prawda byli w szpitalu, w miejscu, w którym pracowała i w którym miała nad sobą szefa, bo była tylko pielęgniarką, a nie szeryfem, ale przy nim niebezpiecznie łatwo zapominało się o całym otoczeniu. Nieważne, jak bardzo nieprzyzwoite by to było, chciała go.
      Nancy słuchała Rowana z wyraźnym zainteresowaniem, uśmiechając się przy tym tak, jakby poważnie rozważała jego propozycję. Już raz udało się mu ją porwać, ale musiał ją po tym dość szybko i grzecznie odstawić do domu, tym razem mogłoby to trwać znacznie dłużej, obejmować sobotę i wszystkie następnie dni.
      — Śmiało, zrób to — zachęciła go, stając przodem do stolika. Wtuliła plecy w tors Rowana, nie oszczędzając mu kontaktu swoich pośladków z jego biodrami i kroczem, co wywołało na jej twarzy bezwstydny uśmiech, ale wzrokiem powędrowała w stronę bukietu. Drgnęła, nieznacznie napinając mięśnie, gdy najpierw poczuła na karku jego ciepły oddech, a potem czułe muśnięcia. Nie miał pojęcia, a może miał, jak wrażliwymi miejscami była dla niej szyja oraz kark, ale za każdym razem, kiedy ją w tamtych miejscach dotykał, poświęcając im uwagę, przez jej ciało przepływały przyjemne prądy, a wzdłuż kręgosłupa wędrowały dreszcze. Wstrzymała oddech, czując na swojej rozgrzanej skórze jego język i, o kurwa, ale on ją tymi gestami miał. Nieprawdopodobne, jak niewiele potrzebowała, żeby przy nim zwariować. Nancy rozchyliła usta, wypuszczając ze swojego gardła drżące westchnienie pełne rozkoszy, instynktownie przechylając głowę, dając mu większy dostęp do swoich wrażliwych miejsc i gwałtownie nabrała powietrza.
      — Komuś na pewno, ale akurat ja nie mam planów na sobotę — zaznaczyła uczciwie, przymykając oczy, gdy oddech Rowana odbijał się od jej ucha. Od samego początku nie zamierzała godzić się na to zaproszenie na kolację, a tak poza tym, to nawet nie wiedziała, kto ją zaprasza; równie dobrze to mogły być żarty.
      — Nie mów, że jesteś zazdrosny — rzuciła odrobinę prowokująco, ale z trudem, starając się skupić na rozmowie, a nie na tym, jak Rowan bezbłędnie pobudzał jej zmysły. Nancy od początku wiedziała, że to nie są kwiaty od niego, więc nie była zaskoczona, ale nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek widziała go zazdrosnego. On już miał do czynienia z nią w tej wersji, choć w mocno okrojonym wydaniu, ponieważ szybko to sobie wyjaśnili i na tym samym zależało jej w tej chwili. Nieporozumienia nie były im potrzebne. Poza tym, mieszkali w takiej mieścinie, że plotki były w niej na porządku dziennym i każdemu wydawało się, że wie wszystko o wszystkich, więc chcąc nie chcąc, do Nancy docierały różne rzeczy i niektóre z nich pobudzały w niej to znajome ukłucie w żołądku, ale starała się nie wierzyć plotkom, nawet jeśli ktoś stwierdziłby, że w każdej jest jakieś ziarenko prawdy.
      Roześmiała się cicho na jego komentarz, choć gdy mocniej ją do siebie przyciągnął, a ona wyraźniej poczuła, jak jej tyłek się z nim zderza, to przeszedł ją kolejny elektryzujący dreszcz, a motylki kręciły się po brzuchu na maksymalnych obrotach. Czuła je za każdym razem, gdy widziała się z Rowanem, a nawet towarzyszyły jej wtedy, gdy tylko pisali.

      Usuń
    2. — Co ja mam z tobą, Johnson — westchnęła teatralnie w odpowiedzi tak, jakby próbowała się z nim przegadywać, także kręcąc głową. — Obściskujesz mnie w mojej pracy — zauważyła, ale nie narzekała, wręcz przeciwnie: była zafascynowana i lgnęła do niego. Nancy delikatnie położyła swoje dłonie na dłoniach Rowana, obejmując je czule i zadarła głowę, uprzednio opierając ją o jego klatkę piersiową, próbując na niego spojrzeć.
      — Co robisz w Camden? — zapytała zaciekawiona, domyślając się, że to raczej nie był standardowy kierunek szeryfa Mariesville w standardowym dniu pracy. — Coś się stało? — dopytała jeszcze z troską, ponieważ skoro Rowan pojawił się w szpitalu, to mógł mieć jakąś sprawę do załatwienia właśnie tutaj. A może potrzebował jakiejś medycznej pomocy?

      of course i know and guess what? i want it, it's only you that matters 😈❤️

      Usuń
  44. Z kolei bliskość Rowana działała na Nancy jak narkotyk i to z rodzaju tych naprawdę mocno odurzających, który bardzo szybko uzależnia, sprawiając, że jego brak lub niedosyt wiąże się z prawdziwym głodem. Takim, od którego mogłaby zwariować. W bezwstydny sposób pozbawiał jej wszelkich hamulców i zdrowego rozsądku, który przy nim tak czy inaczej niewiele miał do powiedzenia, bo poza tym, że Nancy nigdy jakoś specjalnie nie kierowała się samym rozsądkiem, to w przypadku Rowana całkowicie odrzucała, co rozum miał do powiedzenia, dając się ponieść kuszącym chwilom. Żyli tylko raz, więc po co się ograniczać?
    Być może po to, żeby ktoś, kto mógł stać za tymi cienkimi drzwiami i pilnował, by nikt nieproszony nie dostał się do pokoju socjalnego i nie przeszkadzał w przesłuchaniu, nie usłyszał w pewnym momencie jednoznacznych westchnień oraz jęków. Nancy nie lubiła robić sobie sztucznych problemów, doszukując się przeszkód tam, gdzie ich nie ma, jednak resztki zdrowego rozsądku przypominały jej, że jest w pracy, natomiast pokój, w którym znalazła się z Rowanem, nie jest zamknięty na klucz, dlatego w każdej chwili ktoś mógł do niego wejść, przymusowo stając się świadkiem czegoś pikantnego i cholernie nieprzyzwoitego. Ta wizja, choć najgorsza, była całkiem możliwa — znajdowali się przecież w szpitalu i kto wie, kiedy Nancy będzie pilnie potrzebna. Z drugiej strony właśnie ta świadomość, która teoretycznie powinna odciągać ją od takich pomysłów, sprawiała, że jeszcze bardziej ją kręciły. To było takie zakazane i nieodpowiednie, a jednocześnie tak bardzo kuszące, że jeśli Rowan natychmiast nie przestanie jej dotykać, to zrobi się tutaj za gorąco, choć równocześnie, jeśli nagle przestanie, nie dając jej tego upragnionego spełnienia oraz przyjemności, to ona tutaj oszaleje. Do końca dyżuru miała jeszcze trochę czasu, nie mogła spędzić go podniecona, mając mokro między nogami, próbując zadowolić się jedynie fantazjami.
    Uśmiechnęła się sama do siebie, jak aniołek niewinne wzruszając ramionami, brutalnie zdając sobie sprawę z tego, że porwanie, choć było bardzo pociągającą opcją, nie dojdzie do skutku, ponieważ ani ona nie mogła pozwolić sobie na to, żeby z dnia na dzień wszystkim rzucić i zaszyć się gdzieś z Rowanem, ani on nie mógł tego zrobić. Oboje byli potrzebni ludziom, choć na różne sposoby. Do dzisiaj tak trudno było im wygospodarować chociaż godzinę na spotkanie, że zniknięcie razem na kilka dni wydawało się nierealne. Na szczęście Nancy nie była aż tak zachłanna i potrafiła cieszyć się z każdego spotkania z Rowanem, nawet jeśli miałoby trwać kilka minut.
    Bukiet kwiatów to nie było to samo, co kręcąca się rano po kuchni młoda dziewczyna, ale propozycja wspólnej kolacji była już bardziej wymowna i jeśli Nancy miała być szczera, to byłaby cholernie zazdrosna, gdyby Rowan dostał od kogoś takie zaproszenie i liczyłaby na to, że również go nie przyjmie. Ale nie musiał się martwić, Nancy również nie zamierzała go ograniczać, a już tym bardziej nie traktowała każdej kobiety jako potencjalnej rywalki, po prostu wierzyła, że oni są wobec siebie uczciwi, więc nie będą robić sobie tego, co ich samych by zabolało. Jeśli mieli jakieś oczekiwania, tego samego musieli wymagać od siebie. Nie lubiła być zazdrośnicą, ale lubiła, gdy ktoś liczył się z jej uczuciami. Jeśli chciał, to śmiało mógł zaprosić ją na randkę w sobotę.
    Kolejny raz uwaga Nancy spadła z rozmowy na gesty, którymi obsypywał ją Rowan. Odetchnęła, starając się zachować spokój, ale gdy ich splecione dłonie znalazły się pod warstwą tego, co miała na sobie, wiedziała, że jest na straconej pozycji. Delikatnie przygryzła dolną wargę, całą uwagę poświęcając temu, jak jego dłonie przyjemnie badały jej ciało, wywołując przy tym gęsią skórkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Czyli jesteś samolubny — stwierdziła, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało, a nawet odpowiadało, ponieważ ona też była samolubna i też nie zamierzała się nim dzielić, więc przynajmniej Rowan ją zrozumie. Nancy instynktownie się zatrzymała, czując dotyk w okolicy żeber, tak blisko piersi, i nieznacznie napięła mięśnie, nie mogąc uwierzyć w to, że tak proste oraz delikatne gesty mogły na nią aż tak działać. To na pewno nie był dobry pomysł, żeby tak ją tutaj rozpalać, ale stało się, już nie było miejsca na przemyślenia.
      — Ale to bardzo dobrze się składa, bo na szczęście nie musisz się mną dzielić… — zaczęła i nic nie mogła poradzić na to, że cichy śmiech pełen słodyczy niekontrolowanie wyrwał się z jej gardła, wywołany subtelnymi łaskotkami, do których przyczyniły się jego usta na jej karku oraz palce na brzuchu. Mocniej ścisnęła jego dłonie, wyraźnie czując, że już dłużej tego nie wytrzyma, szczególnie, gdy Rowan tak bezwstydnie przyznawał się do tego, co robił w Camden, że przyjechał specjalnie do niej i że chciał ją obściskiwać. Powoli, za każdym razem, gdy przy sobie byli, uświadamiała sobie, co z nim robi, a to było bardzo satysfakcjonujące.
      — Wiesz dlaczego? — zagadnęła, powtarzając po nim, pozwalając na to, aby retoryczne pytanie pojawiło się między nimi na moment. Nancy niechętnie odsunęła od siebie dłonie Rowana, w co włożyła sporo samokontroli, a następnie odwróciła się do niego przodem, gwałtownie przylegając do niego klatką piersiową. — Bo jestem cała twoja — zauważyła dumnie, patrząc mu w oczy. Wsparła się na palcach, zachęcająco muskając jego usta, natomiast jego dłonie celowo ułożyła w dole swoich pleców, bardzo blisko pośladków.
      Skoro Rowan przyjechał tu się obściskiwać, to chyba nie powinni tracić czasu, prawda? Przynajmniej jedno z tych miejsc będą mieli zaliczone, a po wszystkim miał zagwarantowane, że następnym razem to Nancy odwiedzi go w pracy, choć miała wrażenie, że u nich na komisariacie wzbudziłoby to większe poruszenie wśród ludzi, ponieważ mimo wszystko w Camden byli nieco bardziej anonimowi.
      — Na co jeszcze czekasz? Specjalne zaproszenie? — wyszeptała zaczepnie w jego wargi, na które od razu mocniej naparła ustami, zachłannie pogłębiając czułe pocałunki, których mu nie szczędziła.

      how badly, sheriff? show me… 🍒💚

      Usuń
  45. Paige może i żadnych bezpośrednich związków z przestępczością nie miała, ale z pewnością znała takich ludzi, którzy takowe już mieli. W najbliższym otoczeniu znalazłoby się ich całkiem sporo, przynajmniej wtedy kiedy mieszkała w Atlancie, bo wystarczyło, żeby poszła zapukać do jednego z sąsiadów i zamiast szklanki mąki mogłaby dostać biały proszek trochę innego pochodzenia. I raczej nie objętości szklanki, nie wypłaciłaby się z tego… Nie były to zażyłe znajomości, często nawet nie znała żadnych imion, a jedynie kojarzyła twarze i to też nie tak, że wiedziała dokładnie, czym ci ludzie się zajmowali. Po prostu jak się gdzieś mieszkało, gdzieś pracowało czy nawet poszło do jakiegoś klubu, to się o pewnych rzeczach wiedziało z założenia i nie trzeba było o nic pytać. Było nawet lepiej nie zadawać żadnych pytań i pilnować swojego nosa, jeśli nie chciało się komuś podpaść, z czego zdawała sobie sprawę nawet ona i jej nie wyparzony język.
    Prawda była jednak taka, że Paige nie do końca była pewna, czy nie wlokły się za nią jakieś poważniejsze problemy, które dałoby się podpiąć pod zadzieranie z prawem. Przed wyjazdem z Atlanty doszło do spotkania z jakimiś dziwnymi typami, których nigdy wcześniej nie widziała w swoim życiu, a którzy zdecydowanie mieli do niej jakiś biznes. Spotkanie do przyjemnych nie należało i miała sporo szczęścia, że udało jej się z niego ulotnić bez większego uszczerbku na zdrowi. Przy okazji zbiegło się to w czasie z tym, jak nagle z jej konta zniknęły wszystkie pieniądze i gdyby nie drobny spadek po ojcu, to zostałaby bez grosza przy duszy. Nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodziło, nie zdążyła się za bardzo zorientować, ponieważ niedługo potem walczyła o swoje życie na podłodze w kuchni i miała inne rzeczy na głowie, a później wygodniej było to odstawić na później lub w ogóle o wszystkim zapomnieć. Niemniej jednak nie miała żadnej pewności, czy przypadkiem nie zadarła z ludźmi, którzy regularnie zadzierali z prawem i tym samym nie została wciągnięta w jakieś grubsze sprawy. To byłoby całkiem w jej stylu, wpędzić się takim przypadkiem w poważne kłopoty, nie robiąc ze swoim życiem nic nowego i innego niż zazwyczaj. Kłopoty ją najwyraźniej lubiły.
    Jakoś nie zdziwiło ją to, że Rowan nie oglądał telewizji. Po jego wyglądzie nie dałoby się tego stwierdzić, ani nawet po tym, jak się zachowywał, ale koniec końców takie wyznanie nie budziło żadnego zdziwienia. Powody były trochę zaskakujące, bo prędzej spodziewałaby się, że było mu zwyczajnie szkoda czasu i że nie znajdował w telewizji niczego interesującego, a nie tego, że wolał unikać jakiś przekłamań. Ciężko się było z nim nie zgodzić – telewizja była opiniotwórcza i wypaczała rzeczywistość, ale żeby to był powód, by całkowicie z niej rezygnować? Gazety i książki robiły to samo, nawet radio działało podobnie i tak naprawdę wszystko zależało od tego, po co człowiek sięgał i czy potrafił przepuścić to przez odpowiednie filtry. Seriale i programy, które znajdowały się w repertuarze Paige, na pewno przekłamywały rzeczywistość, ale to nie tak, że nie brała na to żadnych poprawek i wszystko to, co zobaczyła na ekranie, było jeden do jednego w prawdziwym świecie. Wychodziła jednak z założenia, że pewne pomysły na scenariusze i wizje producentów znikąd się nie brały i jakieś elementy z telewizji znalazłyby swoje odpowiedniki w rzeczywistości. Ba! Skłonna była nawet uwierzyć, że gdzieś na świecie znalazłby się nawet taki Dexter, skoro już poruszyli temat psycholi na służbie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poruszyła się nieznacznie, poprawiając swoje ustawienie przy ścianie i zerknęła przelotnie do wnętrza mieszkania, po którym kręcił się Scraps. Czuła się głupio i żałośnie, mając opory, by po prostu wejść do środka i zamknąć za sobą drzwi. To było irracjonalne, bo przecież żadnego Bucka ani innego człowieka nie mogło tam być. To nawet nie było to samo mieszkanie, w którym tarzała się po podłodze, próbując zrzucić z siebie napastnika. Nie było możliwości, żeby ktoś tam ta nią czekał albo żeby za chwilę ktoś miałby rozprawić się z zamkiem od drzwi i się na nią rzucić, kiedy uśpiłaby już swoją czujność w bezpiecznych czterech kątach. A jednak coś w jej głowie nie pozwalało jej zwyczajnie tam wejść, jak robiła to już wielokrotnie.
      Prychnęła z przekąsem pod nosem, wpuszczając na usta drwiący grymas i pokręciła przecząco głową. Nie potrzebowała wsparcia, potrzebowała kopa w dupę, żeby się ruszyć i przejść przez próg, a nie przeżywać jakieś bzdury. Rozmawiać o tym bardziej nie chciała.
      — Wszystko jest okej — odparła obojętnie, przenosząc spojrzenie na Rowana i wzruszyła nieznacznie ramionami. — Mam zasłony do powieszenia i planowałam to zrobić dzisiaj, ale to może poczekać — dodała z wymuszoną nutą żartu w głosie, wykonując bliżej nieokreślony gest dłonią i uśmiechnęła się krótko. — Dzięki za wszystko — powiedziała nieco pogodniej i z odrobinę szerszym i szczerszym uśmiechem. Nie będzie zatrzymywać szeryfa z powodu jakiś głupot.
      W międzyczasie Scraps zakończył swój obchód i wrócił do drzwi. Wychylił się nad progiem, popatrzył na Rowana, a później na Paige, przechylając zagadkowo łeb na bok, jakby nie do końca rozumiejąc, dlaczego jeszcze nie weszła do środka, skoro wszystko sprawdził i wszystko było na swoim miejscu. Droga wolna, jakby mówiło jego spojrzenie, ale widząc, że Paige się raczej nie spieszy, wyszedł na korytarz i usiadł przed nią, uznając najwyraźniej, że mogą poczekać oboje na zewnątrz. Na coś w końcu czekała, skoro nie wchodziła.

      Paige King

      Usuń
  46. Właśnie to w tym wszystkim było najbardziej zaskakujące. Że potrafili się dogadać, ba, Betsy pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że potrafili się w tym wszystkim bawić. Możliwe, że potrzebowali tego oboje, przełamać pewne bariery, przez które do tej pory ich znajomość była bardziej męcząca i nużąca niż jakkolwiek pożyteczna. Przecież do dzisiaj widok Rowana jedynie ją irytował, nawet drażnił, bo za każdym razem, kiedy miała z nim styczność, musiała tłumaczyć się z cholernie absurdalnych rzeczy. Być może teraz, kiedy poznali swoje nieco inne oblicza, póki co pobieżnie, ale to zawsze, wizyty na posterunku będą przebiegać w innej atmosferze. Może w końcu oboje dostrzegą w tym coś więcej niż kolejna rzecz do odbębnienia. Nie chciała nadto wybiegać w przyszłość, ale do tej pory spotykali się przecież w absurdalnych okolicznościach, mogli więc z tego absurdu wyciągać to, co najlepsze.
    Słuchała jego propozycji z należytą uwagą. W końcu mieli dobijać targu, prawda? Być może i Betsy Murray była kiepska w prowadzeniu interesów, w końcu żadnych nie prowadziła, ale naoglądała się i filmów, i seriali, gdzie bohaterowie mieli irytująco władczy styl bycia, jednym słowem naginając wolę przeciwników. I choć nie uważała szeryfa za swojego przeciwnika, musiała go teraz traktować jak kogoś równego sobie. Albo samą siebie traktować jak równą jemu. Ta druga opcja była słuszniejsza. Przynajmniej w jej odczuciu, bo jakoś tak wydawało jej się, że Rowan reprezentuje sobą znacznie więcej niż ona sama. Czy miała z tego powodu kompleksy? Nie. Ale można było uznać, że znała swoje miejsce w szeregu.
    Zaobserwowała, jak oparł dłonie na biodrach. Omiotła spojrzeniem jego całą sylwetkę, ostatecznie skupiając się na jego oczach. Może i była nieco niższa, a może nawet więcej niż nieco, ale dumnie zadarła głowę i równie dumnie patrzyła w jego oczy. Ot, dla podkreślenia wagi interesów, które teraz omawiali. Z trudem powstrzymywała uśmiech cisnący jej się na usta. Naprawdę próbowała zachować powagę odpowiednią do sytuacji, ale zdradził ją drgający niebezpiecznie kącik ust.
    — Stoi. — Powiedziała krótko i konkretnie, wyciągając dłoń w jego stronę. — Do piwa tylko dorzuć frytki w The Rusty Nail. I jeżeli przegram w darta… — zaczęła, doskonale wiedząc, że pewnie tak będzie. — Do czapki dorzucę też szalik. I też będzie zajebiście ciepły. Z wzorem.
    Chciała być fair. Zawsze była fair. Przynajmniej jako dorosła, świadoma swoich czynów kobieta. Jako dziecko i później jako nastolatka miała spory problem z tym, żeby być fair. Kłamała, naginała rzeczywistość, przeinaczała fakty, obgadywała, tworzyła historie, które nigdy nie miały miejsca. Robiła wszystko, aby być górą, jednocześnie nie bacząc zupełnie na innych. Może dlatego nie miała kolegów i przyjaciół z dzieciństwa, może dlatego nikt ze szkoły miło jej nie wspominał. Zmieniła się. Brutalny i bolesny upadek, który zaliczyła na studiach, zmusił ją do zweryfikowania swoich wartości.

    Bets

    OdpowiedzUsuń
  47. [Clive miał pecha, ale im więcej oglądam bodycam footage na youtube (przyznaję, że to dla mnie swego rodzaju guilty pleasure), tym bardziej uświadamiam sobie, jaka to jest przerąbana robota ;D Choć w sumie praca z ludźmi nigdy nie będzie łatwa ;D Dziękujemy za miłe słowa od, bądź co bądź, samego przełożonego, w razie chęci na policyjny wątek serdecznie zapraszamy i życzymy dobrej zabawy na blogu. ;D]

    Clive Bennett

    OdpowiedzUsuń
  48. [Po prostu trzeba się z jej życia pozbyć tych toksycznych facecików i ja już o to zadbam, ale niestety - zbyt prędko nie będzie miała kolorowo. Ale! Skoro na straży prawa i porządku w Mariesville stoi Rowan, to pewnie znowu nie będzie miała tak źle. ;D Dzięki śliczne za powitanie i dostrzeżenie w Clem samych plusów! ♥]

    Clementine

    OdpowiedzUsuń
  49. [Matko, strasznie Cię przepraszam, byłam pewna, że odpisałam na ten komentarz! 🙈
    Myślę, że domówka byłaby bardzo w stylu Aurelii. Ojciec wyjechał, dom wolny, można zaprosić wszystkich młodych ludzi z okolicy, bo ostatecznie zawsze jest jakaś okazja, żeby poświętować; skargi ze strony sąsiadów na hałas, a drzwi Rowanowi otwierają jakieś pijane małolaty? :D No i prośba, by nie wyciągał konsekwencji, bo stary Reinhart ją zabije? :D]

    Aurelia Reinhart

    OdpowiedzUsuń
  50. Może gdyby Rowan nie postanowiłby na dzień dobry zamknąć ust Nancy stęsknionymi pocałunkami, to ona znalazłaby w sobie wystarczająco dużo samokontroli, by się na niego nie rzucić i nie dopuścić się obmacywania w pracy. Może nawet wybiłaby mu ten pomysł z głowy, ale całując ją tak, jak zrobił to na samym początku, natychmiast pozbawił ich tej szansy, budząc w niej pożądanie, którego nie potrafiła ugasić, a jedynie podsycała bliskością Rowana, której w ostatnich dniach wyraźnie jej brakowało. Nie chodziło tylko o seks, tak naprawdę nigdy o niego nie chodziło, o czym dosadnie przekonali się w momencie, w którym pójście do łóżka okazało się budzącym uczucia zburzeniem wszelkich założeń, zasad i granic, chodziło o to, żeby on po prostu był obok. Chciała spędzać z nim czas. Mogli gadać, śmiać się, mogli milczeć i tylko w siebie wpatrywać, z nim pragnęła wszystkiego. Jakiś czas temu przyłapała się na myśli, że byłoby cudownie, gdyby mogli po całym dniu rozłąki wracać do siebie i zatapiać się w swoich ramionach. Że byłoby idealnie, gdyby mogli przy sobie zasypiać, budzić się, a czasami, gdy ich dyżury by się ze sobą nie pokryły, mijać w łazience z całym tym pakietem czułości, którym potrafili się hojnie obdarować. Ta myśl była wspaniała, ale równocześnie Nancy czuła się tak, jakby była czymś nieodpowiednim, ponieważ to, co łączyło ją i Rowana pozostawało nienazwane. Pozwalało na to, by byli o siebie zazdrośni, by dobierali się do siebie w każdym możliwym miejscu, szalenie za sobą tęsknili i okazywali uczucia, którymi z nikim więcej się nie dzielili, a jednocześnie nie składali przy tym obietnic. To, co mieli, było zarówno zobowiązujące jak i niezobowiązujące, ale Nancy nie chciała dopuszczać do siebie innych mężczyzn tak, jak pozwoliła na to Rowanowi. Domyślała się, że niczego jej nie zabraniał, ona również nie mogła mu tego zrobić i, choć by to bolało, także kibicowałaby mu, gdyby postanowił ułożyć sobie życie z kimś innym, próbując zaznać szczęścia przy innej, ale chciała dać im szansę. Chciała spróbować, zobaczyć, gdzie ich to zaprowadzi i nie mieszać w to jeszcze kogoś tylko dlatego, że było jej wolno.
    Za namawianie do nieprzyzwoitości zdecydowanie należał się jej ten klaps, który nie tylko wyrwał z jej gardła zduszony jęk, a jeszcze sprawił, że Nancy mocniej przylgnęła ciałem do Rowana, ręce mając zarzucone na jego karku.
    — Nie spodziewałam się, że można za kimś tak bardzo tęsknić — wyznała szeptem, biorąc głębszy, niespokojny oddech, rozkoszując się pocałunkami, które konsekwentnie lądowały na jej rozgrzanej szyi. Nie żartowała, naprawdę nie sądziła, że w tak krótkim czasie tak bardzo zatęskni za Rowanem, w dodatku mając go zaledwie kilka kilometrów dalej. Komplement, który padł z jego ust, sprawił, że motyle w jej brzuchu nagle się rozszalały, jeszcze bardziej niż dotychczas, a Nancy była oczarowana i mimowolnie lekko uśmiechnęła się przez pocałunek. To mogło wydawać się śmieszne, ale takimi słowami, dla których miała specjalne miejsce w sercu, dodawał jej śmiałości.
    — Rowan — westchnęła niekontrolowanie, gdy ponownie zderzyła się ze stolikiem, który jeszcze stał stabilnie, ale to może nie potrwać długo, skoro będą się o niego wspierać, a jego ręka szybko znalazła się w jej majtkach, zapoznając się z tym, jaka przez niego była mokra i gorąca. — Tu w każdej chwili może ktoś wejść — zauważyła w naprawdę krótkiej chwili otrzeźwienia, czując w sobie jego palec, dzięki któremu uświadomiła sobie, że to, do czego zmierzali, działo się naprawdę. Cholera, naprawdę zamierzali zrealizować listę tych miejsc, skreślając z niej pierwszą pozycję. Trochę nie dowierzała, co się dzieje, choć pieszczoty, którymi Rowan jeszcze bardziej ją pobudzał, konsekwentnie wyparły wątpliwości związane z tym, co robią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic złego, ale jeśli ktokolwiek by ich tutaj nakrył, a każdy miał dostęp do tego pokoju, to Nancy miała po pracy, aczkolwiek nawet jeśli jakimś cudem by nie miała, to sama by się zwolniła, nie będąc w stanie znieść myśli, że ktoś widział ją w takim stanie, na który pozwalała sobie przy Rowanie. Ale to wciąż było zbyt ekscytujące, zmysłowe i podniecające, żeby przestać, dlatego wyciągnęła jedną rękę w stronę jego krocza, by sprawdzić, jak na nią zareaguje. Najpierw zaczęła zachęcająco go pocierać, a następnie urządziła mu krótki masaż, chcąc w ten sposób podsycić także jego doznania, bo jej było cudownie. Przymknęła oczy, mocno przygryzając wargę, starając się dusić każde westchnienie, które próbowało wymknąć się z gardła pod wpływem tego, co z nią robił. Jego palec sprawiał jej przyjemność, a pocałunki, którymi obsypywał jej kark wywoływały dreszcze wzdłuż kręgosłupa, co dodatkowo wzmacniał zarost, którym drażnił delikatną skórę, wywołując lekkie łaskotanie. Domyślała się, że mógł zostawiać ślady, z których potem będzie się trudno wytłumaczyć, ale zupełnie się tym nie przejmowała. Już drżała w jego ramionach z rozkoszy, a to dopiero początek.
      — Wiem, Johnson — sapnęła, unosząc spojrzenie na jego roziskrzone oczy i zachłannie odwzajemniła pocałunek. Już było jej trudno się kontrolować, więc nie wiedziała, co to będzie, aczkolwiek to ostrzeżenie brzmiało bardziej jak kusząca propozycja. — Masz na to pozwolenie — zaznaczyła figlarnie. Nie chodziło o to, że Nancy lubi być głośno, ale lubi mieć możliwości, aby wyrażać swoją aprobatę, które teraz zostały jej ograniczone, aczkolwiek takie były konsekwencje seksu w publicznym miejscu. Nie mogli ściągać na siebie większej uwagi niż ta, którą przyciągnęła jego wizyta.
      Panowanie nad jękami okazało się trudniejsze, gdy Rowan postanowił sprawnie się w niej znaleźć, jednak zrobił to na tyle powoli, że Nancy dokładnie czuła, jak porządnie ją wypełnia, czym wyrwał z jej gardła niewyraźne kurwa. Bardziej oparła ciężar ciała na dłoniach, którymi wciąż wspierała się o stół i pochyliła się, wysuwając biodra w jego stronę, by mogli swobodnie odnaleźć wspólny rytm. Zaczynali niespiesznie, ale im większe stawało się podniecenie, im bardziej wydostawała się z nich tęsknota, tym szybciej i mocniej do siebie dopadali, chcąc dać upust tym wszystkim emocjom. Zderzali się ciałami, a choć ubrania i te wszystkie gadżety, które Rowan miał przy swoim mundurze, trochę przeszkadzały, to rosnąca rozkosz tak czy inaczej rozlewała się po ciele Nancy z każdym pchnięciem. Zaciskała się na nim, aby czuł ją wyraźniej, aczkolwiek przy okazji zaciskała też mocno usta i zęby, pilnując tego, żeby z jej ust wyrywały się naprawdę tylko bardzo ciche jęki i westchnienia, ale z każdą sekundą było jej coraz trudniej, dlatego robiła to trochę chaotycznie. Tak samo trudne okazało się stanie na nogach, dlatego Nancy jedną rękę mocno zacisnęła na dłoni Rowana i jeszcze bardziej podpierała się na stoliku, na którym wazon z kwiatami co jakiś czas niebezpiecznie się ruszał, czym przyciągał jej spojrzenie.

      oh, now I feel it, honey. i'm afraid that after all my legs will refuse to obey me, but maybe you could do it harder? 😇💙

      Usuń
  51. Spontaniczny seks zdecydowanie miał swój urok, nawet jeśli ograniczał się do szybkiego numerku, który idealnie sprawdzał się w takich właśnie momentach, kiedy się pragnęli i chcieli bezgranicznie poczuć, a nie mieli dużo czasu i wielkiego pola do popisu, choć bez względu na to, na ile mogli sobie pozwolić, zawsze starali się dać sobie wszystko, na co było ich stać. Te podniecające chwile, które ze sobą przeżywali, tworzyły wyjątkowe wspomnienia, do których mogli wracać podczas samotnych nocy, a nawet tak między sobą. Nancy podobało się w nich to, że właściwie to nie mieli problemu z wyborem miejsca, czasu, pozycji, ponieważ wszystko wychodziło między nimi naturalnie. Wpadali na siebie i niewiele potrzebowali, żeby zacząć się całować oraz dotykać, mierząc się przy tym z uczuciami, które towarzyszyły takim zbliżeniom. Od początku wiedzieli, że to, jak będzie wyglądała ich rzeczywistość, zależy od nich i się nie pomylili. Po tej nocy, która zmieniła między nimi wszystko, mogli od nowa postawić granice, udając, że nic się nie stało i wciąż zachowywać się przy sobie tak, jak to robili, wodząc za sobą maślanymi oczami, ale tego nie zrobili, decydując się poddać temu, czemu dali upust. Musieli się tylko pilnować, żeby nie wywoływać skandalu i nie gorszyć ludzi, bo jednak oboje wykonywali zawód, który wymagał zaufania od społeczeństwa, a Rowan jako szeryf i ulubieniec większości mieszkańców Mariesville, dźwigał na sobie szczególną odpowiedzialność. No i w dodatku był z tych Johnsonów, więc zdecydowanie miał więcej do stracenia zadając się z Nancy i poddając temu pożądaniu.
    Szybki numerek nie zastąpi całej nocy zbliżeń, bo ona była wyjątkowa i była czymś, czego Nancy wypatrywała, mając cichą nadzieję, że jeszcze im się coś takiego przytrafi, ponieważ pragnęła zatracać się w nim bez reszty, bez pośpiechu, bez potencjalnych świadków, przez całe godziny, a nie tylko minuty. Chciała dać mu rozkosz całą sobą, wyciągnąć z niego mniej lub bardziej bezwstydne wyznania, przypomnieć, co potrafiły robić jej usta i jak wiele pozycji mieli jeszcze do wypróbowania. Pragnęła móc po wszystkim wtulić się w Rowana, leniwie kreślić bliżej nieokreślone znaki na jego klatce piersiowej i rozmawiać, a następnie urządzić drugą turę. Musieli więc jakoś to zorganizować, bo inaczej Nancy oszaleje, ale to, co teraz mieli, było cudowne i w jego ramionach czuła się najlepiej na świecie, więc nie narzekała. Wręcz przeciwnie — emocje i doznania odebrały jej zdolność myślenia, mieszając w jej głowie przejmującą rozkoszą. Tworzyli bardzo gorące wspomnienia. Idealnie było mieć Rowana dla siebie, móc go smakować, dzielić z nim te same przeżycia, coraz bardziej się w nim zatracać. Nie bała się tych uczuć, które zawładnęły nią od ich ostatniego spotkania, a jedynie uświadomiła sobie, że po raz pierwszy zauroczyła się nim wtedy, kiedy się poznali i od tamtego czasu to w niej dojrzewało. Wracało, gdy się spotykali, wyciszało, gdy nie widywali się przez całe miesiące, podczas których próbowała na najróżniejsze sposoby poukładać swoje życie, a teraz trwale w niej tkwiło.
    — Ja? — wypaliła między jednym pchnięciem a drugim, uprzejmie zaskoczona jego wyznaniem, które ją odurzyło. Nancy nie uważała, że jest doskonała i to pierwsze, co rozbrzmiało w jej głowie, ale cholera, tymi słowami Rowan dotarł głębiej. Coś w niej poruszył. — Ty taki jesteś. Najlepszy — podkreśliła zaraz, rozciągając usta w leniwym, rozmarzonym uśmiechu, który zdradzał całą tę przyjemność, która ogarniała jej ciało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A była ona tak wielka, że Nancy rzeczywiście nie była w stanie sama utrzymać się na nogach i potrzebowała wsparcia Rowana, z którego natychmiast skorzystała, czując uginające się kolana. Wtuliła się w niego, tył głowy opierając na jego torsie i mocno ścisnęła jego rękę, czując ten charakterystyczny ucisk w żołądku wywołany jego słowami. Powoli przekręciła głowę w jego stronę, gdy oparł czoło na jej ramieniu i zbliżyła usta do jego twarzy, czule muskając ciepłą skórę. Musiała się przy tym trochę wygiąć i nagimnastykować, dlatego jej muśnięcia lądowały wszędzie tam, gdzie Nancy akurat dostała, przez co niektóre wypadały dość niestarannie, ale było ich mnóstwo.
      — Wiesz, tak się składa, że skądś to znam — wyznała, choć nie było łatwo mówić w takim stanie. Ona przepadła za nim już ostatnio, ale dzisiaj okazało się, że może jeszcze bardziej. To były silne uczucia, adekwatnie silne do tego, co działo się między ich dolnymi partiami ciał i Nancy była bardzo przejęta tym, do czego Rowan się przyznał. To było dla niej ważne. — Możesz sobie na to pozwolić — szepnęła zachęcająco, ponieważ chciała, żeby dla niej całkowicie przepadł. Miała mu jeszcze tyle do zaoferowania, tak wiele do pokazania, tyle uczuć do przelania.
      Nancy gwałtownie mocniej przycisnęła usta do jego skóry, z trudem tłumiąc w ten sposób głośny jęk, który prawie wyrwał się z jej gardła, gdy Rowan wszedł w nią głęboko, a ich ciała się ze sobą zderzyły. Przekleństwa zmieszane z jego imieniem wydobywały się słodkim szeptem spomiędzy jej rozchylonych warg, a ona czuła, że jest blisko. Zdradzało to jej ciało; to, jak drżała w jego ramionach, to, że zrobiła się jeszcze bardziej mokra, to, że intensywnie pulsowała, potulnie i chętnie przyjmując każde jego pchnięcie, a jej mięśnie instynktownie się napinały. Wiedziała, że zaraz dojdzie i, prawdę mówiąc, tego samego chciała dla niego. Kurewsko chciała dzielić z nim to spełnienie, które zwieńczyłoby ten intensywny, mocny, szybki seks. Rozczulało ją to, jak bardzo Rowan o niej myślał, jak dbał o jej komfort, jak przewidywał pewne sytuacje, którymi ona nie zawracała sobie w tej chwili głowy, ale i tak chciała dla niego spełnienia. Uzupełniali się.
      — Dojdziesz ze mną? — zapytała figlarnie, wyraźnie czując, co z nim robiła. Tak jak ona nie pozostawał obojętny na to, jak ich ciała się ze sobą spotykały, na te mocne pchnięcia, które wykonywał, na to, jak ciasno go sobą oplatała. Mógł to zrobić, naprawdę tego chciała, licząc się z konsekwencjami. — Dla mnie — sprecyzowała cicho jęcząc i z obezwładniającej rozkoszy uniosła zamglone spojrzenie, wbijając je w sufit. Jej uda niekontrolowanie się zacisnęły, drżąc przy tym, a ona jeszcze bardziej wbiła swoje ciało w objęcia Rowana, jakby w ten sposób chciała schować się przed całym światem i w spokoju przeżywać szaleństwo, do którego ją doprowadził.

      and I will never let you fall, you can count on me, my favorite person in the world💎🌸💖

      Usuń
  52. Zabrzmiał tak stanowczo, że posłuchała go natychmiast. Wolała nie przeszkadzać i nie narażać się na konsekwencje, które Rowan wyciągnąłby bez zawahania, jeśli naprawdę zaszkodziłaby teraz jego czynnościom. Grzecznie wyszła na schody, usiadła na nich i schowała twarz w dłoniach, tylko nasłuchując wydarzeń toczących się po drugiej stronie drzwi. Po dźwiękach dochodzących stamtąd domyśliła się, że Rowan go uderzył, ale i tak była zaskoczona, że obszedł się z nim tak łaskawie, bo nie wyglądał na kogoś, kto ma jeszcze wobec Austina jakąkolwiek litość. Ich drogi rozeszły się dawno temu w niezbyt przyjemnej atmosferze, a teraz Austin, jako recydywista, stał już całkowicie po przeciwnej stronie. Przymknęła oczy, ustalając w głowie plan działania, bo będzie musiała w jakiś sposób z Rowanem porozmawiać, albo raczej sprawić, żeby on zechciał ją wysłuchać. Nie mógł zamknąć Austina, bo bez niego jej sprawy finansowe całkowicie się zawalą. Nie będzie w stanie płacić zadłużeń i żyć, a dodatkowo łagodzić podburzonych nastrojów typów spod ciemnej gwiazdy, z którymi brat robi interesy. Sama nie da rady, Rowan musiał jej wysłuchać i miała nadzieję, że przy okazji ją zrozumie, ale gdy tylko usłyszała o śniegu, podniosła głowę, a włosy na skórze aż stanęły jej dęba, bo ta informacja ją zmroziła. Czy to naprawdę możliwe, że Austin jest takim kretynem? Nie dość, że trudem wiążą koniec z końcem, to on na dodatek przewala kasę na narkotyki? Wstała, czując niepohamowane pokłady złości i spojrzała na brata morderczym wzrokiem, gdy ten był wyprowadzany przez Rowana, pochylony mocno za kark. Miała taką ochotę go uderzyć, oddać mu za te wszystkie problemy i wykrzyczeć w twarz, że jest totalnym kretynem, ale nie zdążyła się dobrze nastroić, a Austin już wylądował w radiowozie, który zatrzasnął się za nim bezpowrotnie.
    — Rowan — zaczęła, idąc w kierunku szeryfa. — Nie możesz go zamknąć, proszę, on jest idiotą, ale na pewno nie sprzedaje... — urwała, gdy Rowan wsiadł i kolejne drzwi zatrzasnęły się przed nią. Dobrej nocy, Gee? Wsunęła palce w swoje włosy, przyglądając się jak radiowóz odjeżdża. A niech cię... Johnson, fuknęła w myślach, w których zaczęła prowadzić gorączkową burzę. Musi się dostać do aresztu, cholera, musi to zrobić jak najszybciej.
    Gina wygrzebała naprędce płaszcz, szalik i ciepłe buty. Planowała wsiąść na rower, ale prawdopodobieństwo, że zabiłaby się na nim, jadąc po śniegu, było zbyt wielkie, dlatego poprosiła koleżankę, która za drobną przysługą podrzuciła ją pod budynek miejscowej komendy policji. Przebierała nogami całą drogę, a gdy dotarły, ruszyła biegiem do wejścia, nie zastanawiając się nawet, co powie, gdy znajdzie się w środku. Długi korytarz o tej porze dnia był prawie pusty, ale w oddzielnych biurach kręciło się nadal kilkoro funkcjonariuszy. Pan na portierni zwrócił na nią uwagę, więc podeszła do okienka, w które zajrzała lekko pochylona i wypaliła szybko:
    — Przyszłam do szeryfa, pana Johnsona — oznajmiła. Kiedyś mogła nazywać go przyjacielem, a dziś musiała nazywać panem. — Przywiózł tu mojego brata kilka chwil temu.
    Minęło może dwadzieścia minut, a może tylko trochę więcej. Chyba była jeszcze szansa, że nie został wpisany w rejestr? Mężczyzna wyszedł na moment, więc Gina oparła się o ścianę, a potem wpadła nagle na świetny pomysł, że jeśli pan z portierni wyszedł i zostawił uchylone drzwi, najlepiej będzie, gdy pójdzie do szeryfa sama.

    OdpowiedzUsuń
  53. Ruszyła więc gorączkowo korytarzem, w ślad za portierem, ściągając na siebie uwagę policjantów obecnych za wewnętrznymi oknami różnych biur. Puściła się biegiem, ale nie łudziła się, że zdąży dobiec chociaż do końca korytarza. Od razu poczuła, jak męskie dłonie łapią ją za ramiona, ciągną w tył i próbują zatrzymać, głośno wołając. Zaczęła się szarpać w odpowiedzi, tupać nogami i prawie już krzyczeć, starając się wyswobodzić.
    — Muszę porozmawiać z szeryfem, do cholery jasnej! — prosiła uniesionym, zdenerwowanym tonem, wpatrując się w policjantów ze złością. — Potrzebuję powiedzieć mu tylko trzy słowa! Dajcie mi wejść!
    Miała nadzieję się uspokoić, ale okazało się, że była w coraz większym afekcie. Miała nadzieję, że policjanci jej odpuszczą, ale wcale nie zamierzali. Gdy najbliższe drzwi się otworzyły, a w nich stanął Rowan z nieprzejednanym wyrazem twarzy, nic nie zapowiadało ulgi, ale wzrosła przynajmniej nadzieja, że ją wysłucha, a to już bliżej sukcesu. I tego się trzymała. Poprawiła płaszcz, wciąż trzymana przez policjantów i popatrzyła na Rowana wyczekująco. Zamieszania na pewno się nie spodziewał, ale ona też nie myślała, że kiedykolwiek dokona tutaj czegoś takiego.

    Gina Swanson

    OdpowiedzUsuń
  54. Nie było trudne, ale oboje wiedzieli, że istniały uczucia, których Rowan unikał i sobie odmawiał. Pewnie miał powody, pewnie całe mnóstwo powodów, bo takie rzeczy nie brały się znikąd, ale Nancy zdawała sobie sprawę z tego, że każde z nich posiadało braki, które prędzej czy później zaczną wychodzić, rzucając się na ich rzeczywistość. Teraz było im słodko, cudownie i beztrosko, bo chociaż ich uczucia tliły się w nich od dawna, to jednak to, na co się zdobyli, było świeże i nowe, a oni przepadali dla siebie w ten najwspanialszy sposób, pozbawiony rutyny oraz trudów codzienności, ale nie oszukiwała się. Podejrzewała, że mieli wiele rozmów do przerobienia i że musieli okazać sobie sporo wyrozumiałości w niektórych kwestiach, ale chciała spróbować i zależało jej na tym, żeby Rowan również tego chciał, żeby nie przekreślał ich tylko dlatego, że czuł się niewystarczający lub obawiał się, że nie sprosta. Nancy również miała w sobie wiele obaw; wiedziała, z jak bardzo wybrakowanej rodziny pochodzi, że pozwala im na zbyt dużo, bo strasznie łatwo popada w poczucie winy, że jego rodzina nigdy jej nie zaakceptuje, ale równocześnie wiedziała, że potrafi kochać jak nikt inny.
    To oczywiste — oboje nie chcieli się skrzywdzić, właśnie dlatego nie dawali ponieść się fali uczuć, to była ogromna odpowiedzialność, którą musieli na siebie zabrać, ale wcześnie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy byli na to gotowi.
    Nancy chciała pozostać tym promykiem słońca w życiu Rowana. Chciała wprowadzać do niego trochę inne kolory i radość, chciała dawać mu szczęście, chciała, żeby miał przy niej swoje bezpieczne miejsce, w którym zawsze będzie mógł ukryć się przed całym światem. Chciała dzielić z nim troski, przeżycia, chciała go wspierać, chciała sprawiać, że jego świat stanie się pełniejszy i lepszy. Wiedziała, że służba dodawała jego życiu wystarczająco barw, będąc wszystkim tym, co było dla niego ważne, ale wiedziała również, że każdy potrzebował czułości i bliskości, a Nancy było stać na to, aby mu je dać.
    Tak jak ona mogła być dla niego doskonała, niewątpliwie posiadając niedoskonałości, tak on mógł być dla niej najlepszy, mając wady. Był człowiekiem, któremu mogła zaufać, był jej przyjacielem, kimś, na kogo mogła liczyć pod każdym względem. Sprawiał, że czuła się przy nim cudownie i bezpiecznie, że miała motylki w brzuchu, że od ich zbliżenia ten jej świat stał się bardziej znośny. To niesamowite jaką moc ma jeden człowiek. Rowan chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, ile dla Nancy robił. Jak wiele wsparcia jej dawał, jakich zmian na lepsze w niej dokonywał, zdobywając się na swoje wyznania, traktując ją w wyjątkowy sposób, przez który łaskawiej na siebie patrzyła.
    — Och tak, cholera, zrób to dla mnie — powtórzyła z satysfakcją, gdy Rowan porzucił kontrolę, pozwalając Nancy zachęcić się do tego, by skończyć w niej i nie odmawiać sobie tej absolutnej przyjemności, do której wspólnie dążyli. Seks ze spełnieniem był cholernie ważny, nie wyobrażała sobie, że mogłaby go stąd wypuścić, gdyby nie osiągnął orgazmu. Miał się w niej zatracać bez reszty, a żeby to robić, nie mógł sprawować nad tym bezwzględnej kontroli, więc dobrze, że poddał się temu, co jej gorące i mokre wnętrze z nim robiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nancy bardzo żałowała, że nie mogła być naprawdę głośno, bo miała cholerną ochotę wykrzyczeć jego imię w momencie, w którym błoga fala oszałamiającej przyjemności rozprzestrzeniła się po jej ciele z taką intensywnością, że podtrzymywanie się Rowana, który równocześnie przyciskał ich sylwetki do stolika, który ryzykownie przesunął się po podłodze, stało się koniecznie. W kilka sekund stała się taka delikatna i wrażliwa, taka wątła i wyczulona na każdy gest. Jej mięśnie gwałtownie się napięły, a zaraz całkowicie rozluźniły i była jak lalka, którą mógł do woli trzymać w swoich ramionach i mocno przytulać, żeby nie wylądowała na ziemi. Ciche przekleństwo pełne aprobaty wydobyło się z jej ust, gdy mocno się w niego wtuliła, ale za to leniwie oparła głowę na jego klatce piersiowej, która szybko się unosiła i opadała, a z jej głębi wyrywało się mocne bicie serca. Serce Nancy także biło w zawrotnym tempie, chyba takim samym jak jego, a ona usiłowała unormować swój oddech, równocześnie próbując przywołać się do porządku; musiała wrócić na ziemię, a nie bujać w obłokach, będąc pochłoniętą przez rozkosz.
      — Cały czas jestem przy tobie — zauważyła z delikatnym uśmiechem, przenosząc dłonie na stolik, chcąc w pierwszym, rozsądnym odruchu, odciążyć Rowana, który dzielnie ją podtrzymywał, ale nigdzie się nie wybierała. Dopiero po chwili dotarło do niej, o co mu chodziło, a konkretnie w momencie, w którym zaczął się zniżać, zapraszając do siebie. Pokój, w którym się znajdowali, był wyposażony w całkiem wygodne krzesła, dwa fotele oraz niewielką kanapę idealną na szybkie drzemki, na której bez problemu by się zmieścili, więc była odrobinę zaskoczona wyborem Rowana, ale nie protestowała, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w jego ramionach. — Tak jest dobrze? Wygodnie? — zapytała z troską wymalowaną na twarzy, która sięgała błyszczących oczu w chwili, w której ostrożnie usiadła na jego kolanie, co sprawiło, że mięśnie jej nóg natychmiast się rozluźniły, a ona poczuła ulgę. Jej było wspaniale, ale zakładała, że jemu mogło zrobić się niewygodnie, w dodatku nadal dźwigał na sobie jej ciężar.
      Nancy zarzuciła rękę na kark Rowana, przysuwając się bliżej niego, a wolną dłonią dotknęła jego ciepłego policzka, patrząc mu w oczy z zadowoleniem i śmiało malującym się w nich szczęściem.
      — Powinieneś wpadać częściej — zauważyła z rozbrajającą szczerością, subtelnie opierając o siebie ich czoła, czubkiem nosa zaczepiając o jego nos. Uśmiechnęła się figlarnie, zbliżając wargi do jego twarzy. — Chociaż teraz jest chyba moja kolej — zasugerowała niewinnie, najwyraźniej nakręcona na całego tym, że ta schadzka im wyszła. Mieli do wypróbowania jeszcze sporo miejsc, a jego gabinet był na tej liście. Celowo drażniła jego skórę oddechem oraz muśnięciami, opuszkami palców bez przerwy przesuwając po jego policzku, delikatnie ścierając błyszczyk, który na nim zostawiła. Nancy zachwycała się Rowanem, uważnie się w niego wpatrując i obsypując solidną dawką czułości, a równocześnie stopniowo dochodziła do siebie po udanym seksie oraz porządnym orgazmie. Żałowała, że nie byli teraz w łóżku, że za chwilę będzie musiała to przerwać i, co najgorsze, wrócić do pracy, aczkolwiek bardzo cieszyła się, że doszło do tych odwiedzin.
      A kiedy tak na niego patrzyła, to musiała przyznać, że na jej usta pchało się wiele słów i jeszcze więcej wyznań, ale upychała je w sobie, nie chcąc psuć tej wyjątkowo intymnej chwili, która była przepełniona charakterystycznym napięciem.
      — To wszystko jest takie szalone — roześmiała się więc cicho, wsuwając palce w jego włosy, których nie musiała poprawiać, bo do teraz nie zdążyła ich dotknąć i doprowadzić do artystycznego nieładu, ale uwielbiała bawić się jego włosami. — Ale przy okazji zajebiste — przyznała zgodnie z prawdą, nie potrafiąc znaleźć lepszego określenia. Lekko uniosła kąciki ust i złożyła na czole Rowana czuły pocałunek, po czym spojrzała mu w oczy.

      I wish it would last forever 💜🌻✨💜

      Usuń
  55. Tęsknota może była marnym powodem w świetle prawa, ale dla ich dwójki okazała się wystarczająco wielkim i ważnym powodem, aby nagiąć kolejne zasady, co skończyło się tym, że zadowoleni wylądowali prosto w swoich czułych objęciach. To nie ugasiło pragnień, ani nie sprawiło, że tęsknota zniknęła na dobre, ale było cholernie przyjemne, satysfakcjonujące i potrzebne. Dla Nancy wiele znaczyło to, że Rowan pojawił się w szpitalu specjalnie dla niej. Nie dlatego, że przejeżdżał obok, nie dlatego, że musiał wybrać się do Camden, nie dlatego, że miał tu coś do załatwienia, był tu tylko i wyłącznie dla niej, a ta myśl zawładnęła jej umysłem. Może więc nie mieli dobrego wytłumaczenia na to, co Rowan tutaj robił, ale miał bajerancki mundur i odznakę, a do tego tytuł szeryfa, dlatego nikt nie zadawał zbędnych lub niewygodnych pytań, a jej akurat trafił się luźniejszy moment. Nie robili złych rzeczy; niegrzeczne owszem, ale one nie były złe. Pojawił się i chciał Nancy, więc wszyscy, z nią na czele, grzecznie na to przystali. Jego wejście było na tyle poważne i służbowe, że raczej nikt nie powinien podejrzewać ich o to, że spotkali się ze sobą w pracy, żeby bezwstydnie się obściskiwać i doprowadzać do orgazmów. Nancy przez trzydzieści lat nie zdobyła się na podobne wybryki. Dopiero przy nim pozwalała sobie, aż tak ufnie poddawać się pragnieniom, których był adresatem.
    Znacznie prościej byłoby, gdyby pracowali w tym samym mieście, wtedy mogliby łapać się w istnym biegu, na kwadrans i szybki lunch, czym oszczędziliby sobie kombinowania, ale nawet to miało swój urok. Bywało frustrujące, tęsknota była głupim uczuciem, jednak takie spotkania były porządną rekompensatą, choć i tak dopiero wynagrodzą sobie to czekanie, gdy wreszcie skradną dla siebie całą noc.
    Nancy z lekkim uśmiechem, który zdradzał jej zadowolenie, pokiwała głową, wpatrując się w oczy Rowana. Tak sądziła.
    — Ale chyba nie bardziej ryzykowne od rozkojarzonego szeryfa — zażartowała, ewidentnie się z nim drocząc, bo owszem, potrafił ją rozkojarzyć. Jej myśli często i niekontrolowanie wracały do ich wspólnych chwil, które równocześnie były jej fantazjami, ale w kryzysowych sytuacjach, w takich naprawdę mocnych przypadkach, szybko brała się w garść. Beztrosko marzyć mogła na przerwie, na tej kanapie w pokoju socjalnym, ale poza nim musiała skupić się na pacjentach. W ostatnich dniach to było coraz cięższe, jednak Nancy pamiętała, jaką odpowiedzialność na sobie nosiła. — Hm, znasz to ryzyko z doświadczenia? — zapytała zadziornie, tym razem drocząc się z nim na całego, choć podejrzewała, że skoro Rowan był chodzącą samokontrolą, to w pracy całą swoją uwagę poświęcał właśnie pracy i rozwiązywaniu tych wszystkich sąsiedzkich problemów, ale nie miała z tym problemu pod warunkiem, że dużo myślał o niej po pracy.
    — To uznaję za specjalne zaproszenie — stwierdziła, mając na myśli ten wspaniały seks, po którym wciąż próbowali do siebie dojść, co coraz lepiej im wychodziło; zapanowali nad oddechami i łomoczącym sercem, przyjemność się rozeszła, mięśnie rozluźniły i tylko to, jak miała mokro między udami, zdradzało, do czego między nimi doszło.
    Całkiem dobrze znali się jako przyjaciele, ale tak naprawdę dopiero poznawali się jako kochankowie, chociaż od początku bezbłędnie im to wychodziło. Odczytywali swoje potrzeby, odpowiadali na nie, a nawet udowadniali sobie, że są takie rzeczy, o których spróbowaniu by nie pomyśleli, a jednak przy sobie pragnęli zakosztować i rozsmakować się w nich na całego. Rowan mógł śmiało łapać Nancy za włosy, szarpać za nie, gładzić, mógł robić wiele, ponieważ ona mu ufała i najbardziej ograniczała go własna wyobraźnia. Ale z niczym nie musieli się spieszyć i to był fakt, z którym nie dyskutowała, bo podobało się jej to, w którą stronę zmierzają i jak się im to rozwija.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawało się jej, że nie może być już szczęśliwsza, a jednak, słysząc jego słowa, jej uśmiech samoistnie się powiększył, a ona mocniej wtuliła się w Rowana, gładząc jego policzek, podczas odwzajemniania słodkiego pocałunku. Dla niej to też było najlepsze szaleństwo, które ostatnio ją spotkały. To im grało, udawało się i działało pod każdym względem.
      Starała się nie odsuwać za bardzo, a jedynie tyle, ile to było konieczne, żeby mogli zaczerpnąć powietrza i do woli wpatrywać się w swoje śliczne oczy. Nie chciała tego kończyć. Nie miała ochoty ruszać się, wstawać, wymykać się z objęć Rowana. Nie chciała czuć przejmującego chłodu, bo dużo bardziej odpowiadało ciepło drugiego ciała, szczególnie jego, ale wiedziała, że nie mają wyjścia. Ta rzeczywistość dopadała ich naprawdę brutalnie, a oni nie mieli z nią nic do gadania.
      — Nie wiem, może troszkę... — zaśmiała się cicho, celowo muskając kciuka, którym Rowan przesuwał po jej wargach. Delikatnie złapała go za nadgarstek, przytrzymując przy swojej twarzy i przycisnęła wnętrze jego dłoni do swoich zwilżonych ust, zaczepnie go nimi drażniąc, tak na odchodne. Świat był dziwnie skonstruowany, obchodzenie się z uczuciami również nie należało do najprostszych, ale pomimo niedosytu Nancy cieszyła się z tego czasu, który spędziła z Rowanem. Było nieznośnie krótko i przez to chciała go jeszcze bardziej, ale za to intensywnie. — Po prostu bądź poważny. Wiesz, tak jakbyśmy naprawdę prowadzili wymagającą rozmowę — zaznaczyła, akcentując słowo wymagającą, ale tak bardziej dla żartu. Oczywiście najprościej byłoby wmówić wszystkim, że Rowan był tutaj wyłącznie w służbowej sprawie, w końcu wszyscy właśnie w to uwierzyli i z tym nie dyskutowali, a to w pełni ich usprawiedliwiało, ale raczej nikt się nie oburzy, jeśli na pożegnanie powiedzą sobie cześć. Mariesville było przecież małe.
      A skoro już nieubłaganie zbliżali się do tej najgorszej i najmniej przyjemnej części spotkania, Nancy nachyliła się w stronę Rowana, pocałowała go i westchnęła, łapiąc się krawędzi stołu, aby z jego pomocą dźwignąć tyłek. Robiła to bardzo niechętnie, z czystego rozsądku oraz odpowiedzialności, ponieważ oboje naprawdę musieli wracać do pracy, o ile nie chcieli, żeby praca i ludzie upomnieli się o nich. Nancy poprawiła swój pielęgniarski mundurek, starannie wygładzając zagniecenia, które nagle się pojawiły i zrobiła kilka niewielkich kroków w stronę lustra, by się w nim przejrzeć. Musiała się upewnić, że jej tusz się nie rozmazał, że nie ma błyszczyku wszędzie, tylko nie na ustach, że jej włosy pozostały w nienagannym stanie, który niczego nie zdradzał, a rumieńce o niczym nie świadczyły. W oczy rzucił się jej niewielki ślad, który został na jej szyi po tym, jak Rowan skubnął zębami jej wrażliwą skórę, dlatego delikatnie potarła go palcami i przełożyła włosy bardziej na tę stronę, posyłając wymowne, acz rozbawione spojrzenie Rowanowi, który także odbijał się w lustrze.
      — Gotowy?

      it seems to me that this is what we want, am I right? 🦋💖

      Usuń
  56. Betsy nie wymagała, że Rowan przestanie być na ich przymusowych spotkaniach towarzyskich szeryfem, ale miała właśnie nadzieję, że oboje trochę inaczej nie siebie spojrzą. Ona przestanie stroić fochy, bo niby od początku wiedziała, że nie jest tam z jego powodu, to jednak pozwalała sobie na humory i odreagowanie ich na niewinnym szeryfie lub którymś z jego ludzi. Robiła tak, przychodziła nafukana, obrażona na cały świat i dawała to wszystkim odczuć. Czasami przychodziła bardziej obojętna, przynajmniej z pozoru, bo całkiem sporo dusiła wtedy w sobie, żyjąc postanowieniem, że powinna być dla innych ludzi lepsza.
    Betsy, jako dorosła osoba, starała się dość mocno odpokutować to, jaką była nastolatką i dzieckiem. Teraz była bardziej świadoma swoich czynów, zarówno tych z przeszłości, jak i aktualnych. Miała więc również większą świadomość ich ewentualnych konsekwencji. Nie ukrywała, że pojawianie się raz, a nawet parę razy w miesiącu na posterunku, żeby spojrzeć w oczy szeryfowi i kolejny raz powiedzieć: to nie ja było po prostu rozczarowujące. Bo Mariesville rozczarowało ją wtedy w całej swojej rozciągłości. Była w stanie zrozumieć, że ktoś mógł jej nie lubić, że swoim zachowaniem mogła nie wpasować się w czyjeś ideologie i obrażać czyjeś wartości, ale nie wchodziła swoim życiem buciorami w cudze życie. I oczekiwała, że inni też będą szanować granice.
    Miała prawo do błędów, zwłaszcza jako młoda studentka, setki mil od domu. Miała prawo wrócić do tego domu z podkulonym ogonem i zatrzymać w tajemnicy powód, dla którego wróciła, a skoro się wydał, to miała prawo do tego, aby przeżyć to na swój sposób. Nie w Mariesville. Tutaj przyczepiono jej szkarłatną literę. Czemu? Ze względu na plotki.
    Ale mogłaby tak użalać się i złościć godzinami, dniami, a nawet i miesiącami, ale mogła też zostawić to za sobą, przynajmniej do czasu, kiedy nikt nic nie donosił i zacząć żyć. Naprawdę tego chciała. I trochę zaczynała teraz żałować, że do tej pory unikała szeryfa jako człowieka. Był całkiem sympatyczny, potrafił się uśmiechnąć, ba, nawet zażartować.
    — Chciałeś dać mi fory? — spytała z szerokim uśmiechem, mrużąc podejrzliwie oczy. — Sugerujesz, że nie umiem grać w darta? — To było pytanie, na które była tylko jedna słuszna odpowiedź. Cóż, Murray miała świadomość swoich ograniczeń, ale kto wie, może wcale nie okaże się tak tragicznym graczem u boku szeryfa, jak oboje zakładali. Udawało jej się ogrywać własnych braci, ale teraz zaczęła się zastanawiać, czy i oni nie dawali jej forów.
    Wskoczyła do busa, zajmując siedzenie przy oknie w środkowym rzędzie. Umościła swój plecak na kolanach. Czuła, że ramiona i policzki ma spieczone od słońca, że woda wyciągnęła z niej sporo energii, a wypity cydr przyjemnie szumiał w głowie.
    Betsy była w stanie zrobić i szalik, i czapkę, nawet jeśli nie zamierzał ich nosić. Kiedy usiadł obok niej, zmierzyła go uważnym spojrzeniem. Nie była nawet specjalnie zainteresowana tym, czy ktoś poza nimi postanowił wracać z powrotem do miasteczka.
    — Różowa włóczka z merynosa będzie okej? — spytała, kiedy w końcu odwróciła spojrzenie. Różowy kiedyś był męskim kolorem, a Rowan jako mężczyzna o nieprzeciętnej urodzie mógł się prezentować w różu całkiem nieźle. Jedyny problem mógł polegać na tym, że zacząłby wtedy przyciągać spojrzenia mężczyzn, a może tego sobie nie życzył. Chociaż, co ona mogła wiedzieć o orientacji szeryfa? No nic. Wokół niego kręcili się sami mężczyźni w mundurach. Trudno wtedy pozostać racjonalnym.

    Betsy

    OdpowiedzUsuń
  57. Jeszcze nie umiała stwierdzić, gdzie znajdowały się granice Rowana w kwestii prawa i pilnowania porządku. Czy był stuprocentowym służbistą, czy jednak przymykał oko częściej, niż mogło podpowiadać pierwsze wrażenie, jakie zrobił na Paige? Nie był na pewno takim sztywniakiem, jak sugerowała jego postawa, która rzucała się w oczy i sprawiała, że wyróżniał się w tłumie i to nawet nie nosząc munduru, więc miała takie małe podejrzenia, że nie patrolował miasteczka nadgorliwie i w gotowości, by wypisywać upomnienia o najmniejsze pierdoły. Poza tym, gdyby było inaczej i jednak byłby tańszym odpowiednikiem Batmana, mieszkańcy mieliby go otwarcie dość, a chodnik pod jego butami ociekałby śliną po każdym postawionym przez niego kroku. Paige jednak miała swoje uprzedzenia do munduru, stąd głównie brały się te niepewności i wątpliwości. Ciężko było jej się tego pozbyć, a tym samym nie potrafiła ani ocenić, w jakich chwilach chodziło mu tylko i wyłącznie o obowiązki służbowe, a gdzie pojawiała się zwyczajna, ludzka sympatia i życzliwość, ani jak sama powinna do tych jego różnych gestów i działań podejść. A do tego dochodziła jeszcze zwyczajna, prosta nieufność, która była wpisana w jej naturę i stanowiła jeden z elementów zewnętrznego pancerza.
    Spodziewając się, że Rowan zaraz sobie pójdzie, pozwoliła sobie na powolny powrót do swoich niepoukładanych myśli. Jednocześnie w tym rozkojarzeniu przeniosła wzrok na wyczekującego psa i bezwiednie oderwała jedną rękę od swojego ciała, wyciągając ją w stronę zwierzaka, którego zaczęła lekko i bez większego zaangażowania drapać za uchem – jak ktoś, dla kogo takie odruchy nie funkcjonują na porządku dziennym, ale komu zaświtała myśl, że może powinno się to zacząć zmieniać i od czegoś trzeba zacząć. Naprawdę nie przepadała za psami i cały czas nie była przekonana do Scrapsa, jednak musiała to w końcu przyznać, że bez niego mogłoby jej tu wcale nie być, a i potrafił też jakoś zapewnić towarzystwo. Na przykład teraz, kiedy nie wiedziała, ile czasu posterczy przed mieszkaniem, za nim poczuje, że jest gotowa wejść do środka. Bez Scrapsa sterczałaby samotnie, wpatrując się pustym spojrzeniem w popękane ściany, a tak wpatrywała się w jego psi pysk.
    Drgnęła, jakby kopnął ją prąd, kiedy Rowan się odezwał. Minęła niecała minuta, a już zdążyła przekonać siebie samą, że sobie poszedł. To była oczywista kolej rzeczy i wyciągnięte w jej stronę ramię zaburzało ten naturalny porządek, który zaistniał w jej głowie. Uniosła lekko brwi do góry, bo nie mówiła o tych zasłonach poważnie. To znaczy, były zasłony do powieszenia, takie nowe, które wystarczyło tylko rozpakować, żeby je powiesić, co miała zamiar zrobić, ale to nie było nic naglącego. W mieszkaniu były inne, ale zwyczajnie jej się nie podobały. Prócz tego miała jeszcze kupioną taką, którą chciała użyć jako kotary między salonokuchnią a sypialnią, i to też mogło spokojnie poczekać. Wspomniała o tym typowo na odczepnego, dla żartu.
    Perspektywa wejścia do mieszkania i siedzenia tam jedynie w towarzystwie psa, jakkolwiek pożytecznego i ogarniętego pod wieloma względami, była tak niezachęcająca, że Paige gotowa była stać na zewnątrz, póki miało jej się nie odwidzieć inaczej. Nie chciała być teraz sama, to było jasne, ale powody, które za tym stały, były według niej głupie i żałosne, a sama jej reakcja godna politowania, więc nie było mowy, żeby przyznała się do tego tak po prostu. Będącego pod ręką Rowana usilnie namawiać do zostania też nie miała zamiaru, bo wiedziała, jakie to byłoby dziwne i mogło prowokować pytania, na które nie chciała odpowiadać, a skoro ostatecznie zrezygnował ze szklanki wody, to trudno. Nawet jeśli miało to oznaczać, że przestoi na klatce schodowej całą noc. Nic innego i ciekawego nie miała mu do zaoferowania na ten moment, nawet piwa w lodówce nie miała, a samo jej towarzystwo… jako nagroda czy wyraz wdzięczności za te wieczorne trudy wcale nie musiało być dla niego atrakcyjną perspektywą. Nie wtedy, kiedy Paige już nie była taka zdecydowana i pewna co do swojego wyjazdu z Mariesville.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmarszczyła uniesione brwi, przekrzywiając głowę. Serio? Wyprostowała się na tyle, na ile mogła stojąc na jednej nodze i opierając się ciałem o ścianę i uśmiechnęła się w lekkim niedowierzaniu oraz z rozbawieniem błyskającym żywo w oczach. Rozchyliła nawet usta, żeby zapytać, czy naprawdę nie miał nic ciekawszego do roboty, ale zaraz je zamknęła. Nie była głupia i jeśli miała do wyboru stać na klatce schodowej albo udawać, że te zasłony to poważniejsza sprawa niż w rzeczywistości, to oczywiście, że należy je powiesić i to natychmiast.
      — Masz absolutną rację — przytaknęła i pokiwała z przekonaniem głową. Odepchnęła się ochoczo od ściany, podskakując na jednej nodze i złapała się przedramienia szeryfa. Skinęła na Scrapsa, dając mu sygnał, że wchodzą do środka, na co pies bez zwłoki podniósł się i przeszedł do mieszkania. — Karnisze są trochę wyżej niż normalnie, ale w schowku jest stara drabina… Przy okazji mógłbyś zetrzeć z nich kurz, bo to też chciałam zrobić — mówiąc, ciałem lekko naparła na Rowana, żeby to on wszedł do mieszkania pierwszy i kiedy już oboje znaleźli się w środku, zamknęła za nimi drzwi, zostawiając klucze w zamku. — I może serio byś trochę rozebrał z tego munduru? Kurzu jest tam naprawdę sporo… Poza tym na pewno się zgrzejesz, jest tutaj okropnie ciepło. — Puściła go na chwilę, opierając się o niewielką drewnianą komodę, która stała w ciemnym korytarzyku i spróbowała ściągnąć but ze zdrowej nogi tak, żeby nie zrobić sobie większej krzywdy, co nie bardzo jej wyszło. Nie miała tyle siły w rękach, żeby się na nich podtrzymać odpowiednio wysoko i długo. — Zapalisz światło? Tam jest włącznik. — Wskazała dłonią miejsce na przeciwległej ścianie, na której były przewiercone wieszaki, a na nich wisiała wysłużona, powycierana w wielu miejscach katana i jakaś bluza, pod którą to właśnie chował się włącznik.

      Paige King

      Usuń
  58. Nancy dość poważnie podchodziła do kwestii opieki nad babcią. Nie dawała sobie taryfy ulgowej, a że bardzo dużo czasu spędzała w pracy, bo po pierwsze nieustannie kogoś brakowało, a po drugie musiała pracować, żeby mieć pieniądze, starała się odpowiednio wykorzystywać każdy moment, który mogła spędzić z Cecily. Musiała czuwać nad jej lekami, wizytami u lekarza, dbała o to, żeby socjalizować babcię z innymi seniorami lub sąsiadami i żeby nie brakowało jej zajęć, gdy zostawała w domu. Razem gotowały, spacerowały, rozwiązywały krzyżówki oraz łamigłówki, oglądały seriale. Co prawda Pani Watson chętnie pomagała, ponieważ była koleżanką Cecily od prawie trzydziestu lat, ale Nancy nie lubiła się nią wyręczać. Ta cała odpowiedzialność, którą na siebie wzięła, nigdy nie była czymś, czego pragnęła; uwielbiała swoje poprzednie życie bez zobowiązań, ale jakoś się w tym wszystkim odnalazła. Zazwyczaj późne wieczory miała wolne, jednak wolała nie zostawiać swojej schorowanej babci na noc w pustym domu, a przy Rowanie zapominała się tak bardzo, że istniało ryzyko, że jeżeli da się porwać szaleństwu z nim, to prędko nie wróci. Za to on mógł wpadać do niej zawsze, za każdym razem, gdy miał czas i ochotę, a przy okazji nie musiał martwić się Cecily, bo ona nawet jeśli cokolwiek zobaczy, to szybko zapomni, ale prawda była taka, że raczej musieliby się ograniczyć do sypialni Nancy, no i istniało spore ryzyko, że sąsiadki wypatrzą gdzieś Rowana lub jego samochód, a on natknie się na jej brata, z którym nie miał najlepszych relacji i na pewno nie polepszyłby ich fakt, że sypia z jego siostrą. Cameron jest jaki jest, ale jak na starszego brata przystało, nigdy nie lubił chłopaków Nancy i każdy facet, który kręcił się koło niej, trafiał na jakąś jego głupią, czarną listę.
    Póki to, co się między nimi rozwijało, było takie świeże, nie było sensu angażować w to innych ludzi, pokazywać się, przyzwyczajać do swojej obecności, dlatego choć takie spotkania nie były wystarczające, to przyjmowała je z pokorą, ciesząc się z każdej chwili spędzonej z Rowanem. Po cichu liczyła na to, że z każdym tygodniem, a nawet dniem, będzie między nimi coraz lepiej, że czas sam zacznie się znajdować, że zaczną spędzać go ze sobą znacznie więcej, aż w końcu pewne rzeczy, takie jak nocowanie u niej, staną się zupełnie naturalne. Takie, że nikt nie będzie się im dziwił.
    Cóż, musiała przyznać, że Rowan zaimponował jej tym, jak przyszedł tu dzisiaj po swoje. Zdecydowanie mógłby przychodzić tak częściej, biorąc sobie to, co należało do niego, ale rozumiała, że stałoby się to dziwne i podejrzane, więc musiała wystarczyć jej wyobraźnia, a już było pewne, że będzie często wracać myślami do tej gorącej schadzki, która zawsze będzie przypominała jej o tym, że bez względu na to, jak bardzo Rowan był profesjonalny i skupiony na pracy, gdzieś w tym wszystkim znalazł miejsce dla niej.
    — Jeszcze jedno słowo, a stąd nie wyjdziesz — w rozmarzony sposób wyznała tę słodką groźbę, obserwując Rowana, choć doskonale wiedziała, że taka opcja nie wchodziła w grę. Musiała go wypuścić, bo oboje musieli wracać do swoich obowiązków, które magicznie nie znikną nawet za sprawą najlepszego seksu. Delikatnie przygryzła dolną wargę, odruchowo wstrzymując oddech, gdy palce Rowana muskały jej szyję, odsłaniając ten niewielki ślad, który po sobie zostawił. Obserwowała go, kiedy składał na nim przyjemny pocałunek, chłonąc ich odbicie w lustrze. To, jak ślicznie ze sobą wyglądali.
    Nancy nie bardzo przejmowała się tym, co Rowan zostawił na jej skórze, to było subtelne i nie rzucało się aż tak w oczy, o ile gdzieś blisko opadały jej włosy. Zresztą, jej się to bardzo podobało, uwielbiała takie czułe gesty, świadczące o tym, że się przy sobie zapominali i tak jak ostatnio coś podobnego zdobiło jej pierś, tak to mogło zostać na szyi.
    — Soboty? — powtórzyła zaciekawiona, gdyż do tej pory nie rozmawiali o sobocie w kontekście spotkania ze sobą. Dla Nancy to był wolny dzień, co bardzo ją cieszyło, a wizja spędzenia go z Rowanem była jeszcze lepsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Tylko się pośpiesz, bo nie jesteś jedyny — zauważyła zaczepnie, znowu się z nim drocząc i z delikatnym uśmiechem przeszła obok niego w drzwiach, utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Nie zamierzała skorzystać z zaproszenia, które było w kwiatach, więc śmiało sobie żartowała.
      Wychodząc na korytarz, dało się zauważyć, że chociaż nikt nie stał bezpośrednio pod drzwiami, to znalazły się osoby, które czekały aż pokój socjalny się zwolni, żeby udać się do niego na zasłużoną przerwę. Niektórzy przelotnie na nich zerkali, omijając ich z ulgą, by zaszyć się w pokoju, niektórzy przypatrywali się bardziej, witając się lub żegnając, a jeszcze inni udawali, że nie zwracają uwagi, za bardzo czymś pochłonięci. Nancy naprawdę próbowała zachować powagę, jednak kąciki jej ust samoistnie wędrowały do góry, a wzrok uciekał w stronę Rowana, z którym równym tempem pokonywali korytarz. Z każdym krokiem byli bliżej windy, a tym samym bliżej rozstania i to nieprzyjemnie ściskało jej żołądek. Nie chciała, żeby ten moment nadszedł, ale równocześnie nie miała możliwości, by go odwlec w czasie.
      — Daj znać, jak dojedziesz do Mariesville — poprosiła z troski, unosząc na niego wzrok. Nieznacznie pochyliła się w jego stronę, żeby mieć pewność, że tylko on ją usłyszy, aż nagle zza ich pleców rozległ się znajomy głos, który wypowiadał jej imię. Nancy gwałtownie się zatrzymała i odwróciła w stronę, z której dobiegał, tylko po to, żeby dostrzec, jak jeden z chirurgów szybko pokonuje dzielącą ich odległość. W pierwszej chwili pomyślała, że to dlatego, że jest potrzebna. Mogła być, ale najpierw chciała odprowadzić Rowana do tej cholernej windy, od której niewiele ich dzieliło.
      — Cześć, coś się stało?— zagadnęła, posyłając Oscarowi uprzejmy uśmiech i pytające spojrzenie; nie wiedziała, czego mógł od niej chcieć, ale chciała szybko się dowiedzieć i iść dalej. Oscar uśmiechnął się, kręcąc głową i wyprostował, mierząc szeryfa podejrzliwym spojrzeniem.
      — Jesteś już wolna? — zapytał wprost, wymownie przenosząc wzrok na Rowana, któremu niby kiwnął na powitanie głową, ale raczej postanowił zachowywać się tak, jakby jego obecność była chwilowym dodatkiem i skupiał się na Nancy. Za to ona zmarszczyła brwi i delikatnie potrząsnęła głową, bo nie była.
      — Jak widać, jeszcze zajęta, ale znajdę cię — zapewniła, cofając się o krok, chcąc w ten sposób dać znać Rowanowi, że powinni ruszyć się z miejsca. Nie widziała sensu w prowadzeniu rozmowy z Oscarem, skoro miała gościa, bo to po pierwsze byłoby w stosunku do Rowana niegrzeczne i głupie, po drugie nie wypada rozmawiać o służbowych sprawach przy kimś z zewnątrz, a po trzecie po prostu nie chciała tego teraz robić, skoro to nie była pilna sprawa.
      — Słyszałem o kwiatach... — zaczął, najwyraźniej uznając, że nie będzie tracił czasu, że to fantastyczny moment, by poruszać takie tematy. Zrobił to może dlatego, że wyczuł w Rowanie zagrożenie, a może dlatego, że chciał się popisać. Nancy przytaknęła, machając przy tym ręką, jakby to było coś błahego. — Wszyscy słyszeli — mruknęła żartobliwie, zdecydowanie chcąc zakończyć ten temat, nie robić wielkiego wydarzenia z otrzymania kwiatów, nie ciągnąć tej rozmowy, czym wywołała u mężczyzny cichy śmiech. Zerknęła na Rowana, próbując dyskretnie posłać mu znudzone spojrzenie, ale kolejne słowa Oscara były dla niej jak kubeł zimnej wody. — I co powiesz? Podobały ci się, Nancy? — zapytał, ewidentnie z siebie dumny i zadowolony, a ona spojrzała na niego jak na idiotę, który robi sobie z niej żarty. Już miała się odwracać, już drgnęła, by to zrobić, jednak słowa Oscara trochę wybiły ją z rytmu, przez co zaśmiała się cicho, nerwowo tak, jakby nie mogła uwierzyć, że bukiet to jego sprawka. — Śliczne jak ona, prawda? — podkreślił, uśmiechając się i obrzucił Rowana pytającym spojrzeniem, choć nie oczekiwał odpowiedzi. Kurwa, jeszcze tego jej brakowało.

      Usuń
    2. — Kolacja w sobotę aktualna? — dopytał, unosząc brew, jakby kiedykolwiek umówili się na tę kolację, a to przecież była jego propozycja w tym cholernym liściku, na którą Nancy nie zdążyła odpowiedzieć. Była wkurzona. Nie romansowała w pracy, nigdy nie umawiała się z lekarzami, z którymi pracowała w jednym miejscu, ale co najważniejsze ktoś inny siedział jej w głowie. Mimo to zrobiło się jej cholernie głupio i z nerwów bardzo ciepło, gdyż nie mogła uwierzyć, że jakiś jej znajomy z pracy postanowił postawić ją w takiej sytuacji przy Rowanie. Najwyraźniej wieści o jego wizycie szybko rozeszły się po szpitalu i Oscar postanowił się popisać, chcąc coś komuś udowodnić, jednak Nancy nie wiedziała co i komu, bo przecież nic ich nie łączyło. Do tej pory nawet nie podejrzewała go o to, że ten bukiet to jego sprawka.

      together we'll be perfect, but now little trouble in paradise 🤭💐

      Usuń
  59. Tak, to, że nie spieszyło jej się, żeby wejść do środka, nie było normalne. Było bardzo dziwne i to nawet nie dlatego, że chodziło o Paige – to byłoby dziwne w przypadku każdego, chyba że ktoś byłby z czegoś takiego znany, z takiego stania bez celu przed otwartymi drzwiami. Ludzie mieli różne dziwactwa i kaprysy, Paige nie była wyjątkiem, zdecydowanie nie, ale sterczenie na klatce schodowej czy sterczenie bez celu gdziekolwiek indziej nie należało akurat do jej zestawu odchyłów. Tak, miała tego świadomość, że już samo to mogło budzić podejrzenia, ale strategicznie postanowiła od początku ten fakt ignorować, nawet jeśli miałaby zaraz grać głupa i otwarcie twierdzić, że nie, nie ma w tym absolutnie nic nienormalnego. Natomiast gdyby Rowan otwarcie by do tego nawiązał, wymyśliłaby na poczekaniu jakąś inną głupotę albo po prostu powiedziałaby, że to nie jest jego interes. Zależy, jaki miałaby akurat nastrój w tej konkretnej chwili.
    Ale do niczego nie nawiązał. A Paige nie miała oporów, żeby jednak przekwalifikować kwestię zasłon na coś dużo poważniejszego, a nawet coś krytycznego, co w sumie nie mogło zaczekać. Co więcej, gotowa była zrobić z tego zadanie wieloetapowe i bardziej skomplikowane, jeśli zajdzie taka potrzeba. Czym jednak miałaby być ta potrzeba? Tego jeszcze nie ustaliła, lub, będąc bardziej precyzyjnym, ustalić nie chciała, przynajmniej póki nie zostanie postawiona pod ścianą i nie sięgnie poziomu naprawdę głębokiej desperacji.
    — A wiesz, że to nie jest wcale głupi pomysł? — Zamyśliła się teatralnie, jakby naprawdę rozważała to mycie okien. Nie były specjalnie brudne, jakiś czas temu się nimi zajęła i w normalnych warunkach nie myślałaby, żeby je znów myć przez następne trzy miesiące do pół roku. Ale skoro już sam proponował, to może powinna skorzystać? Odwróciła się plecami do komody, pomrukując w tym udawanym zastanowieniu i oparła się o mebel tak, jakby zaraz miała się podciągnąć i na nim usiąść. — Ale wtedy chyba wyszlibyśmy już poza ramy niezobowiązujących przysług — westchnęła z żalem, zaczepnie akcentując to jedno słowo.
    Nie zdążyła podskoczyć i przysiąść na komodzie. Światło rozjaśniło korytarzyk, zmuszając, by na chwilę zmrużyła oczy i nim się spostrzegła, Rowan już zdejmował jej but. Nie musiał tego robić, jak zresztą wielu rzeczy dzisiaj, ale to naprawdę mógł odpuścić. W końcu to nie było już coś, z czym bez pomocy nie dałaby sobie zupełnie rady albo trwałoby to niepotrzebnie długo. Ale narzekać nie miała zamiaru. Przygryzła tylko lekko dolną wargę, przesuwając po niej koniuszkiem języka i próbując się nie roześmiać do swoich myśli.
    — Albo wczułeś się w rolę — odparła, nawiązując do księżniczek i rycerzy — albo to jakaś sugestia, że to nie siebie chciałbyś rozbierać. — Cmoknęła, uśmiechając się łobuzersko i spoglądając na niego z góry, oparta o komodę. — Albo jesteś milszy, niż podejrzewałam — dodała na koniec, cały czas się drocząc.
    Popatrzyła na swoje kostki, krzywiąc się i wypuściła ciężko powietrze. Mając porównanie, nie mogła zaprzeczyć, że wyglądało to conajmniej nieciekawie, jeśli nie po prostu beznadziejnie. Miała wrażenie, że uszkodzona kostka spuchła jeszcze bardziej, od kiedy ostatni raz na nią patrzyła, czyli jakieś kilka minut wcześniej, a dodatkowo w tym świetle było wyraźnie widać, jak zaczęła zmieniać kolor. Do tego bolało i choć na szczęście ból nie nabierał na sile, to nie pozwalał o sobie zapomnieć. Zaczynała się niby powoli do niego przyzwyczajać, ale całokształt nie napawał ją za bardzo optymizmem. Dlatego wolała nie martwić się tym na głos.
    Odchrząknęła zbywająco i ściągając z ramion skórzaną kurtkę, ruchem głowy wskazała Rowanowi, gdzie mniej więcej powinien szukać schowka, o którym wspomniała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jak tylko zrobisz te kilka kroków do salonu, to po prawej — objaśniła, pochyliwszy się w stronę wieszaków i na jednym z nich odwiesiła kurtkę. Schowek mieścił się w ścianie prostopadłej do tej, przy której stała komoda i całkiem prawdopodobnie, że w pierwotnym założeniu był niewielką spiżarką. Było tam sporo półek i był naprawdę niewielki, ale z pewnością pomieściłby sporo słoików czy pudełek z suchym prowiantem, a i na ziemniaki też by się sprawdził, bo jakimś cudem nie było w nim tak ciepło jak w reszcie mieszkania, wykluczając łazienkę – w łazience jak na złość bywało nawet chłodno. Kiedy Paige się tutaj wprowadziła, nie znalazła tam żadnych słoików, a właśnie starą drabinę, połamaną miotłę, dziurawe wiadro i wysłużone szmaty, więc przyjęła, że był to schowek i jak na razie nie zamierzała tego zmieniać.
      — Bandaż, bandaż… — Odwróciła się z powrotem przodem do komody i spojrzała na swoje odbicie w owalnym lustrze, które wisiało nad meblem w metalowej, zaśniedziałej, fikuśnej ramie, która miała imitować promienie słoneczne. Krótkie i pulchne promienie słoneczne. Uśmiechnęła się do siebie, bo w końcu mogła zobaczyć, co takiego wydarzyło się na jej głowie za sprawą zabiegów fryzjerskich, które wyszły spod rąk jednej z dziewczynek. Gołym okiem było widać, że jej włosami bawiło się dziecko nie mające jeszcze za dużo wprawy, ale które bardzo ambitnie do tego podeszło. Warkoczyki przeplatane ze wstążkami były nierówne i splecione z przypadkowych pasm, na których nawleczone zostały przesadne ilości koralików, a wszystko trzymało się głównie dzięki spinkom. Cóż, włosy Paige do najłatwiejszych w obsłudze nie należały. — Gdzieś powinnam mieć apteczkę z samochodu — przypomniała sobie, wracając myślami do bieżących spraw i zaczęła kuśtykać do salonu, przytrzymując się wszystkiego, co stało po drodze. Ścian, komody, Rowana…
      Zapaliła kolejne światło, tym razem włączając żyrandol, który wisiał centralnie nad częściową salonową. Wnętrze mieszkania uległo kilku znaczącym zmianom, od kiedy Rowan był tu ostatnio, choć całkiem prawdopodobne, że żadnych różnic nie dostrzeże, bo właśnie – nie takie rzeczy go wtedy interesowały. Dalej jednak nie brakowało rzeczy, o które można byłoby się poprzewracać, nie patrząc pod nogi. Zmniejszyła się ilość pudeł i worków, które Paige sukcesywnie rozpakowywała, ale robiła to w sposób, który można było określić jako artystyczny chaos, bo nieład byłby sporym niedopowiedzeniem. Prócz tego zdążyła też obejść kilka wyprzedaży garażowych, na których zaopatrzyła się w dodatkowe mebelki i inne klamoty, którymi chciała uzupełnić wnętrze i wystrój. Jedną z takich rzeczy był drewniany stolik kawowy na nóżkach w kształcie lwich łapek, na którym i pod którym obecnie walały się przybory i pozostałości po tym, jak wycinała, składała i kleiła lampiony. Prócz tego gdzieniegdzie walały się jej ubrania, książki albo czasopisma. I kilka pudełek po jedzeniu na wynos.
      — Nie mam takiego fajnego sprayu. Ani żelowych okładów. Ale mam jakieś mrożone warzywa w zamrażalniku — oznajmiła, tak na zaś, gdyby o tym też chciał jej przypomnieć i zaczęła rozglądać się za miejscem, w którym mogła posiać wspomnianą apteczkę. — Przydałbyś się na coś pchlarzu i też poszukał apteczki — rzuciła, kiedy akurat jej spojrzenie trafiło na Scrapsa, który zdążył znaleźć sobie miejsce między stolikiem do kawy, a kanapą. Nie sądziła, żeby ją zrozumiał, ale podniósł się i podszedł do najbliższego pudła, w które wcisnął nos, a chwilę potem zaczął grzebać w nim jedną łapą.

      Paige King

      Usuń
  60. Było zaskakujące, na podstawie tego można byłoby nakręcić przezabawny sitcom. Z pewnością biłby rekordy oglądalności, na którejś z platform streamingowych. Betsy czasami trochę się droczyła z tymi starszymi paniami, ale robiła to głównie po to, aby dać im do zrozumienia, że gdyby chciała, to utarłaby im nosa. Zaskakujące było też to, jak zaściankowym i pełnym uprzedzeniem okazało się miasteczko. Murray nigdy nie sądziła, że Mariesville jest tak bardzo… konserwatywne. Nie wiedziała jednak, czy po prostu wcześniej tego nie dostrzegała, bo była tutaj wychowana i z łatwością wtapiała się w całe to społeczeństwo, czy to Chicago zmieniło jej spojrzenie na świat.
    Ale tak szczerze, gdyby ktoś miał spojrzeć na Betsy i stwierdzić, że stanowi ona zagrożenie w jakiejkolwiek formie, to… musiałby być nieźle naćpany. Dziewczę było w swojej fizyczności po prostu delikatne, drobne i niskie. Nie mogła być groźna.
    — Oczywiście, że umiem — prychnęła oburzona, a jednocześnie rozbawiona. Zaśmiała się szczerze, bo też wcale nie dziwiła się temu, że Rowan powątpiewał, nawet jeśli sympatycznie, w jej umiejętności. — Mój drogi, to będzie jedno z lepszych wyzwań, jakie cię spotka — dodała, kręcąc lekko głową. Cóż, Betsy z natury była śmiała i bezpośrednia, a wypity na słońcu cydr tylko potęgował te jej cechy. Śmiałość wobec szeryfa była więc podyktowana nie tylko jej otwartością, ale przede wszystkim zawartością butelki, którą wcześniej opróżniła.
    — Granatowa…? — jęknęła, zdecydowanie zawiedziona decyzją szeryfa. Cóż. Był zachowawczy, nic na to nie mogli poradzić. Nie zamierzała jednak wypuścić go w czystej granatowej czapce na miasto. To nie byłoby w jej stylu, zwłaszcza, że swoje wyroby przyozdabiała jakimiś oryginalnymi naszywkami albo kolorowymi wstawkami w całości wyrobu. — Może nawet… — i to był kolejny raz, kiedy poczuła się zawiedziona jego słowami. Oczywiście, że wyolbrzymiała. Oczywiście, że trochę w tym wszystkim grała, ale nie byłaby sobą, gdyby tak od razu przystała na warunki Rowana. Spojrzała na niego z cieniem uśmiechu, kręcąc przy tym głową. Jakby dawała mu do zrozumienia, żeby nie przesadzał, bo jeszcze się obrazi!
    — Jak zaczniesz łapać bandziorów w mojej czapce, to pewnie będą potem skłonni kupić ich z dziesięć, żeby wyjść. Słuchaj, szeryfie… — mówiła zupełnie niezrażona tym, że oprócz nich siedzą w samochodzie jeszcze inne osoby. — To może być idealny sposób na biznes.— Uśmiechnęła się szeroko.
    Krzyżując ręce przy piersi, osunęła się nieco w siedzeniu i przestają dręczyć mężczyznę swoją gadaniną, po prostu zaczęła obserwować krajobraz przez okno busa. Znała te widoki doskonale. Każde lato spędzali w tych okolicach, nad rzeką. Każdego roku urządzali sobie wycieczki rowerowe. Westchnęła cicho.
    Mariesville miało swoje dobre strony, ale też te nieco gorsze. Gdyby miała cofnąć się te pięć lat, to nie przypuszczałaby, że dalej będzie tutaj mieszkać, w końcu jeszcze w liceum jej celem nadrzędnym było wyrwanie się z tej dziury. Gdzieś po drodze jednak wszystko zepsuła i teraz ponosiła tego konsekwencje. I mogłaby się nad tym użalać, i mogłaby się smucić, ale potem zdarzały się takie dni, jak ten, kiedy życie w tym całym jabłkowie stawało się o wiele bardziej przystępne.

    Betsy

    OdpowiedzUsuń
  61. To były niewinne żarty, bo w rzeczywistości kolejka nie istniała, a Nancy nie przebierała w zaproszeniach na randkę i adoratorach. Gdyby jednak coś miało się zmienić, a faceci nagle zaczęliby ustawiać się w kolejce do niej, to Rowanowi zagwarantowałaby bezgraniczne pierwszeństwo, bo nie tylko uwielbiała klarowne sytuacje, ale dodatkowo stawiała na uczciwość. Mieli do stracenia znacznie więcej niż gorące spotkania na szybki seks, więc zależało jej na tym, żeby między nimi nie było niedomówień i wątpliwości. Niczego sobie nie obiecali i nie nazywali tego w konkretny sposób, po prostu płynęli z falami, jednak Nancy nie potrzebowała deklaracji, by wiedzieć, że nie chce skupiać się na innych facetach, umawiać z nimi na kolacje, czerpać z ich zainteresowania. Nawet bez pierścionka interesował ją tylko Rowan i tak jak ona nie chciałaby, żeby znalazł się w dwuznacznych sytuacjach z innymi kobietami, na kolacjach w ich domach lub jeszcze gdzieś, tak śmiało podejrzewała, że on też nie chciałby oddawać jej w ręce w innego. Jeśli coś miałoby się zmienić, jeśli ktoś pojawiłby się w jego życiu, kto jeszcze bardziej by nim zawładnął, to po prostu chciała o tym wiedzieć. Mogła mu obiecać, że on też się dowie, choć, prawdę mówiąc, była przekonana, że to niemożliwe, aby ktoś obudził w niej tyle uczuć oraz pragnień co Rowan. Nie miał sobie równych.
    Oscar na pewno mu nie dorównywał, a tą żenującą gadką jedynie się pogrążał. To było tak złe, że Nancy nie mogła tego słuchać, ale z grzeczności słuchała i to w dodatku w towarzystwie Rowana, przed którym było jej aż głupio za doktorka. Dobre w tej sytuacji było jedynie to, że w tym momencie na pewno mógł być spokojny o swoje miejsce. Kwiaty i wątpliwe komplementy to nie była droga do jej serca, w dodatku takiego, w którym ewidentnie coś się działo. Oscar był świetnym lekarzem, specjalistą w swojej dziedzinie, dużo starszym od Nancy, a do tego był beznadziejnym lowelasem, o którego podbojach huczało w szpitalu, głównie za sprawą jego popisowego rozwodu; zdradzona żona nie pozostała łaskawa i prała wszystkie brudy. To nie był kandydat na dobrego partnera, ale do tej pory nie romansował ze współpracownicami, przynajmniej o tym nie słyszała, dlatego była zaskoczona jego zachowaniem, chociaż musiała uczciwie przyznać, że ostatnio bywał dla niej zadziwiająco miły i uprzejmy, częstując komplementami. Przynajmniej teraz rozumiała dlaczego, że to żadna bezinteresowność, tylko zwykła chęć zaciągnięcia jej do łóżka, którą była zażenowana, a nawet delikatnie zezłoszczona. Rowan miał trafne przeczucia, najwyraźniej wyczuł te wątpliwe wibracje, co musiało oznaczać, że Oscarowi chodziło tylko o jedno.
    Nancy razem z nim spojrzała na Rowana w momencie, w którym postanowił się odezwać, nie pozostając przy tym łaskawym. Ona mimowolnie uniosła kąciki ust w rozbawieniu, ale doktorowi ewidentnie zrzedła mina. Mogła z satysfakcją obserwować, jak z każdą sekundą ulatuje z niego cała ta idiotyczna pewność siebie, którą nakręcał pozę casanovy. Może zrobiło mu się głupio, może był zły, ale na pewno cholernie zaskoczony reakcją Rowana. Raczej nie spodziewał się, że ta dwójka jest w tak bliskich relacjach, że szeryf wstawi się za Nancy i go wyjaśni. Co prawda, ona też się tego nie spodziewała i sądziła, że Rowan pójdzie w większą dyplomację, ale to było słodkie. To, że stanął za nią całym sobą, zauważając, że nie czuje się w tej sytuacji komfortowo i doskonale wiedząc, że nie chce iść z doktorkiem na kolację. Odmówiłaby mu sama, ale zrobiłaby to w bardziej uprzejmy sposób, bo w końcu razem pracują, więc może dobrze, że granice zostały postawione bardzo wyraźnie.
    Nancy dyskretnie się uśmiechnęła, błyszczącymi oczami obserwując, jak Rowan zbliża się do Oscara, a następnie wyjaśnia mu, jak mają się sprawy z kolacją w sobotę, jeszcze bardziej urażając jego męską dumę, która naprawdę musiała go boleć, skoro został wyśmiany na oczach kobiety, o którą się stara.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Tak, mam... A właściwie mamy już plany — podkreśliła Nancy, uprzejmie wtrącając się w wymianę zdań między panami, ale tylko dlatego, że chodziło o nią i uważała za konieczne podzielenie się swoim zdaniem. Wymieniła z Rowanem jednoznaczne spojrzenie, mając ochotę zaśmiać się z tych słynnych tostów. Bardzo niezadowolony doktorek prychnął pod nosem i mocno zmarszczył brwi, wpatrując się w Rowana jak w swojego największego wroga, a następnie przeniósł to swoje pełne pretensji spojrzenie na Nancy, jakby ona mu cokolwiek obiecała, a w tej chwili złamała dane słowo.
      — Może następnym razem — mruknął wreszcie, teatralnie zerkając na zegarek, jakby przypomniał sobie, że gdzieś musi iść. — Przecież nic nam nie ucieknie — uznał ze sztucznym uśmiechem, ponownie obrzucając ich spojrzeniem, wciąż tak samo zawiedzionym i rozczarowanym. — A teraz muszę już wracać do pacjenta… — stwierdził, prostując się i, oczywiście, ruszając przed siebie między Nancy i Rowanem, przepychając się przez nich jak jakiś gówniarz. Były zły i ona to widziała, zresztą, pewnie zauważył to każdy, kto ich mijał.
      — Nancy nie pochwaliła się, że kogoś ma — stwierdził gorzko na odchodne, tak wyrzucając z siebie te słowa, jakby myślał, że w ten sposób zrobi z niej najgorszą, a w Johnsona uderzy, na co ona mimowolnie przewróciła oczami. Co za idiota. Była pewna, że Oscar chciałby powiedzieć coś jeszcze, bo nie dawało mu spokoju to, jak dobitnie zostało mu pokazane, gdzie jest jego miejsce, ale nieprzejednana postawa Rowana niezbyt mu na to pozwalała, więc wolał się ulotnić. Nancy z zażenowania pokręciła głową, cicho przy tym wzdychając i na chwilę wbiła wzrok w swoje buty, ale opuszkiem palca wskazującego czule zaczepiła o środek dłoni Rowana.
      — No kretyn — skomentowała pod nosem, nie mogąc się przed tym powstrzymać; wkurzył ją, ale przez to, jak Rowan sobie z nim poradził, chciało się jej głupio śmiać, dlatego się roześmiała.
      — Teraz na pewno już nikt nie uwierzy, że byłeś tutaj w służbowej sprawie — zauważyła, wracając do niego spojrzeniem i musiała przyznać, że akurat ten widok i jego obecność na nowo ją rozchmurzyły, choć podejrzewała, że po szpitalu szybko rozejdzie się nowinka, że Nancy kręci z szeryfem. — A ja naprawdę mam ochotę na te tosty — stwierdziła jeszcze dla rozluźnienia atmosfery.

      even the biggest problem with you is nothing, honey. date on saturday? 😍❣️❣️🥰

      Usuń
  62. Odkąd wróciła do Mariesville, jej życie stało się pasmem bezbrzeżnej nudy. Całym sercem tęskniła z tętniącym zabawą i nocnym życiem Nowym Jorkiem, w którym zawsze trafiła się jakaś okazja, by się wyszaleć. Wiedziała, że nie mogła zostać, a raczej — że gdyby została, starałaby raczej stać się niewidzialna i unikać dawnych znajomych. Jej rzeczywistość nijak nie przypominałaby już tego, do czego przez te dwa lata zdążyła przywyknąć; patrząc więc pod tym kątem, decyzja o wyprowadzce nie była taka zła. Właściwie w ogóle nie była zła. Postąpiła słusznie. Rozsądnie.
    Rozważała też opcję przeniesienia się na drugi koniec Nowego Jorku, ale tam i tak nie odbudowałaby pozostałości swojej kariery. Środowisko baletowe było bowiem zbyt hermetyczne, w większości ograniczone do tych samych twarzy i ludzi, którzy mieli już do czynienia ze sobą nawzajem. Choćby zrobiła wszystko, co w jej mocy, tak czy siak była zrujnowana. Wszyscy wiedzieli.
    I nikt jej nie wierzył.
    Brakowało jej przyjaciół, których w Mariesville nigdy tak naprawdę nie posiadała. Od wczesnego dzieciństwa unikała zbliżania się do innych, tak na wszelki wypadek, gdyby ich także miała stracić. W obcym mieście patrzyła na to trochę inaczej; metropolie zamieszkiwało zbyt wiele ludzi, by móc szczerze się do nich przywiązać. A jednocześnie dość dużo, by się nimi otaczać. Pilnowała, by kręciło się wokół niej sporo mieszanego towarzystwa — znajomi starzy i nowi, których nieustannie starała się poznawać. Byle było ich na tyle, żeby nie musiała się obawiać, że kogoś za bardzo polubi.
    Nazywała ich przyjaciółmi, ale w zasadzie nimi nie byli. Ze swojej strony robiła wszystko, żeby był fair wobec nich: słuchała, pocieszała i doradzała, ale nie odwzajemniała się zwierzeniami. Tak było prościej. Nie zagłębiała się w odpowiedzi na zadawane pytania, dryfując po absolutnej płyciźnie, byleby tylko nikt nie zauważył tego, co było pod spodem.
    Kiedy jednak ojciec oznajmił, że musi wyjechać na weekend, Aurelia zrobiła coś, co było jedyną szansą na przegnanie nudy — zorganizowała imprezę. Właściwie nie zwracała nawet uwagi na to, kogo zaprasza, skutkiem czego głębokim wieczorem miała w domu około trzydziestu osób, które kojarzyła raczej mniej, niż bardziej. Bawili się jednak wystarczająco kulturalnie, by nie doprowadzić rezydencji do ruiny, toteż nie miała zamiaru interweniować. Po alkoholu całe to towarzystwo wydawało się jej całkiem sympatyczne; w każdym razie dość, by dobrze się z nimi czuła. Muzyka grała wystarczająco głośno, żeby zagłuszyć jej myśli, ludzie tańczyli, śpiewali i pili wódkę, słowem — domówka zapowiadała się na jedną z tych udanych.
    W każdym razie dopóki przez harmider nie przedarł się dzwonek do drzwi, po którym nastąpiło głośne walenie. Aurelia zdała sobie sprawę, że ktoś faktycznie dobijał się już od jakiegoś czasu, ale wszechobecny hałas skutecznie odwracał uwagę od tak nieistotnych rzeczy. Z niejakim trudem łapiąc równowagę na wysokich szpilkach, ruszyła, by wpuścić natręta do środka. Rozproszyła pijaną piątkę małolatów, z których każde usiłowało przekręcić klucz w otwartych drzwiach, a słysząc, kim był niespodziewany gość, westchnęła ze znużeniem. Nie wydawało się jej, by zachowywali się aż tak głośno, zwłaszcza, że dom był otoczony sporym ogrodem, który skutecznie trzymał sąsiadów z daleka od głównego budynku. Niemniej śmiało otworzyła, przybierając uprzejmy wyraz twarzy i oparła się biodrem o futrynę.
    — Dobry wieczór — przywitała się grzecznie. Może była trochę pijana, ale nie dość, by nie panować nad własnym językiem. Wciąż miała wyraźny, spokojny głos. — Czy coś jest nie tak, panie władzo? — spytała słodko, posyłając szeryfowi niewinne spojrzenie.

    Aurelia Reinhart

    OdpowiedzUsuń
  63. Doktorek nie dość, że dostał kosza na samym środku szpitalnego korytarza, to jeszcze Rowan nie był wobec niego łaskawy, klarownie pokazując mu, gdzie jego miejsce, więc Nancy rozumiała, że Oscar mógł źle zareagować na taką odmowę, natomiast spodziewała się po nim większej klasy, a nie takiego dziwnego teatrzyku, który zwieńczył szturchaniem ich ramionami jak jakiś skończony, urażony gówniarz. Naprawdę nie wiedziała, czego on się spodziewał, skoro nic ich nie łączyło, nawet za często ze sobą nie rozmawiali, więc nie łamała mu serca, wybierając Rowana, a jedynie zamykała mu drogę do siebie, by niezobowiązująco ją sobie zaliczył, bo Nancy nie była kimś, kogo się zalicza. Musiała jednak przyznać, że zaczęła poważnie zastanawiać się nad tym, czy ona wygląda jak ktoś, kto lubi jednorazowe akcje, jak ktoś, kogo można mieć przez głupi bukiet drogich kwiatów i beznadziejne teksty, jak ktoś łatwy. Łatwa nie była i do tej pory wydawało się jej, że wyraźnie stawia granice, czasami będąc przy tym brutalną, ale może musiała nad tym popracować, żeby na pewno nie kręciły się koło niej takie typy jak Oscar. Jeśli wydawało się mu, że mógł mieć każdą, to najwyższa pora, żeby obudził się z tego snu.
    — Aż taki z ciebie marzyciel? — zdziwiła się uprzejmie, niechętnie kręcąc głową. — Wiesz, że to niemożliwe — mruknęła rozbawiona, bo o ile mogła unikać doktorka prywatnie i od dzisiaj zdecydowanie zamierzała to robić, kończąc z grzecznością, to służbowo była, w pewnym sensie, skazana na jego marne towarzystwo. Śmiechem reagowała na nerwy, gdy nie mogła się głośno wściekać i trochę robiła to w tej chwili, ratując się żartami i humorem, ponieważ inaczej musiałaby się wkurzyć na to, że Oscar chciał się nią zabawić. Jej nigdy nie interesowały takie jednorazowe akcje, dlatego tym bardziej nie wchodziły w grę w miejscu, w którym pracowała, a po drugie jej szczere zainteresowanie skupione było na Rowanie. Brała na poważnie to, co ich połączyło, a dzisiejsza akcja w pokoju socjalnym jedynie utwierdziła ją w tym, że to było słuszne podejście. Poszli ze sobą do łóżka bez obietnic i na tym jednym razie mogli skończyć, rozchodząc się o poranku, a jednak wciąż czerpali z tej magii. Wciąż do siebie lgnęli, potrzebowali się, pragnęli spędzać ze sobą czas i szukali swojej bliskości. W grę weszły wiadomości, zdjęcia i ta nieszczęsna tęsknota, z którą musieli walczyć. Tego nie dało się zastąpić czymkolwiek, a już na pewno nie byle czym.
    Przy Rowanie naturalnie przychodziło Nancy utrzymanie pogody ducha i spokoju, dlatego udało się jej aż tak nie przejmować Oscarem, choć po pierwsze było jej za niego wstyd, a po drugie było jej głupio, że dostała od niego kwiaty, za które nie zdążyła podziękować i które teraz najchętniej wyrzuciłaby do kosza na śmieci. Szkoda jej było marnować na niego nerwów, tego błogiego stanu, w który wprowadził ją seks z Rowanem, który, swoją drogą, przydałby się ponownie na rozładowanie napięcia i wolała, żeby on również ich nie marnował, ponieważ doktorek nie był tego wart. Nie zasługiwał, by zawracali sobie nim głowę dłużej niż to konieczne.
    — Jak ja tęskniłam… — wyznała szeptem z subtelnym uśmiechem, który zdecydowanie rozjaśnił jej twarz i sięgnął błyszczących oczu, gdy Rowan się pochylił i zostawił na jej policzku pocałunek. To był pierwszy raz, gdy to powiedziała, ale im bliżej byli rozstania, tym mocniej to w nią uderzało. Westchnęła, zaciągając się jego zapachem, który wcześniej zmieszał się z jej zapachem i zostawił ślady na jej skórze oraz mundurku. Boże, jak ona nie chciała się z nim żegnać, jak nie chciała wracać do pracy, widzieć się z Oscarem, odpowiadać na ewentualne pytania, choć ten pocałunek chyba rozwiał wszelkie wątpliwości wśród reszty pielęgniarek. Nancy nie czuła się winna, bo nic złego nie zrobili, z kolei Rowan mógł się z nią dobrze znać, a i tak odwiedzać ją w służbowej sprawie, która dotyczyła jej babci lub brata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nareszcie — zaśmiała się, przygryzając dolną wargę, mówiąc o tym tak, jakby to było coś, na co czekała, ale taka była prawda; liczyła na to, że najbliższą sobotę spędzą razem. Niekoniecznie w grę musiały wchodzić tosty, ale akurat one bardzo jej odpowiadały. — Bo to randka, prawda? — dopytała dla pewności, trochę się z nim drocząc. Dla niej to brzmiało jak randka, więc miała nadzieję, że nie rozmija się z założeniami Rowana.
      Rozczulał ją swoją troską, imponował jej tym, jak dzisiaj o nią walczył, a swoją wizytą sprawił, że jeszcze bardziej dla niego przepadła.
      — Nie martw się, dostaniesz coś ode mnie na dobry sen, Johnson — zasugerowała, chcąc przenieść jego uwagę na coś przyjemniejszego, a to, czy mówiła tylko o miłej wiadomości, czy o czymś więcej, pozostawało jej słodką tajemnicą do momentu powrotu do domu. — Dziękuję za odwiedziny. I za to wszystko — powiedziała, patrząc mu w oczy, mając na myśli to wszystko, co się tutaj wydarzyło. Wsparcie Rowana kolejny raz okazało się nieocenione, bo nawet jeśli poradziłaby sobie bez niego, to z nim czuła się raźniej. Najchętniej w tym momencie schowałaby się w jego ramionach i wpiła w jego usta, jednak grzecznie się powstrzymała i zamiast tego niechętnie wcisnęła przycisk od windy, by ta zatrzymała się na odpowiednim piętrze.

      okay, you talked me into it! this will be our first official date 💖✨

      Usuń
  64. Wieszanie zasłon u kobiety, z którą nie łączyło go więcej niż podwózka w deszczowy wieczór, wypad do pubu i jedna noc spędzona w łóżku, i to jeszcze w trakcie służby, rzeczywiście nie brzmiało jak coś normalnego. Paige miała to z tyłu głowy, tę absurdalność sytuacji, ale najwyraźniej mogła z tym żyć i to całkiem spokojnie, bo nie wyglądała już ani na skonsternowaną, ani na poruszoną tak, jak przed wejściem do mieszkania. Zachowywała się tak, jakby to nie było wcale takie dziwne i niecodzienne i choć było to trochę naciągane, było w tym trochę udawania, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, to miała z tego jakiś komfort psychiczny. Nie wgłębiała się w to jednak, zamiast tego poświęcając uwagę poszukiwaniom apteczki, które nie odbywały się najsprawniej jak mogły z uwagi na jej ograniczoną mobilność.
    Zerknęła do najbliższego kartonu, potem do jakiejś torby, przewracając schowane tam rzeczy i podskakując na jednej nodze, przeszła bliżej kanapy, w okół której znajdowało się więcej miejsc, w których mogła posiać wspomnianą apteczkę. Zaczęła grzebać po siatkach, pudełkach i pudłach, nie zwracając uwagi na Scrapsa, który w tym czasie zdążył już przejrzeć to jedno pudło i usiadł przy nim wyczekująco, przyglądając się Paige z przechylonym na bok łbem. Za to w międzyczasie popatrzyła na szeryfa targającego i ustawiającego starą drabinę przy jednym z okien.
    — Nie jestem okrutna — odparowała, prostując się i stanęła za oparciem kanapy, opierając się o nią jedną ręką. — Dostaje żarcie i ma dach nad głową całkowicie za darmo, za to na mój koszt, więc chyba mogę mieć jakieś drobne wymagania — powiedziała całkiem na poważnie, choć nie mogła nie przyznać Rowanowi racji. Pies był pomocny i to bardziej, niż szeryf mógł wiedzieć, ale Paige nie byłaby sobą, gdyby trochę na niego nie ponarzekała. — Podatków za mnie nie rozliczy, prania nie zrobi, zasłon też nie rozwiesi… — wymieniała pod nosem, odbijając się lekko od kanapy i przeszła do kuchni, łapiąc się od razu blatu. — Nie boi się użyć zębów na natrętnych typach, ale tak to ja też potrafię — skwitowała już bardziej żartobliwym tonem, przygotowując jakąś szmatkę do wytarcia kurzy. Będąc jeszcze w kuchni, otworzyła zamrażalnik i wyciągnęła z niego torebkę z zamrożoną marchewką z groszkiem, którą przerzuciła nad blatem na kanapę.
    Wróciła do salonu, uderzając po drodze uszkodzoną stopą w worek z bliżej nieokreśloną zawartością. Chciała przeklnąć, ale ból zmusił ją, by najpierw wciągnęła gwałtownie bardzo dużo powietrza, które trzymała w płucach, póki znów nie mogła oprzeć się o kanapę. A kiedy je wypuściła, na przekleństwo wydawało się już trochę za późno. Rzuciła Rowanowi już nie tak mokrą, bo mocno wymiętą szmatkę i pochyliła się nad oparciem, łapiąc raptownie oddech.
    — Zasłony są na łóżku — wymruczała zduszonym głosem, nie podnosząc głowy przez dłuższą chwilę. Zamierzała sama po nie pójść i podać je szeryfowi, ale przed momentem zmieniła swoje plany. Teraz zamiast tego próbowała nie zetrzeć o siebie zębów i nie zedrzeć obicia z mebla, przy jednoczesnym powstrzymywaniu cisnących się do oczu łez. Mogła jedynie dziękować losowi, że mieszkanie nie było duże i nie musiała po nim tak kuśtykać, robiąc kilometry, by dostać się z jednego miejsca do drugiego, przy jednoczesnym ryzykowaniu, że zaraz znowu w coś uderzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy ból trochę odpuścił i mogła odetchnąć nieco swobodniej, przetoczyła się ostrożnie przez oparcie i bez ani krzty gracji opadła całym ciałem na siedzenie. Ból wywołany skręceniem kostki i takie ciągłe podskakiwanie na jednej nodze były bardziej męczące, niż przypuszczała. Zgrzała się w ciągu tych paru chwil, jakby kilka razy schodziła i wchodziła po tych schodach, które znajdowały się w kamienicy, aczkolwiek mogła to też być wina ogólnie panującej w mieszkaniu temperatury. Ściągnęła przez głowę ciemnozielony sweter, zostając w czarnym podkoszulku, wyciągnęła spod tyłka mrożonkę, którą wcześniej rzuciła na kanapę i zawinęła ją w zdjęty przed momentem element odzieży, żeby nie przykładać jej bezpośrednio do skóry. Ułożyła się wygodnie na tyle, na ile mogła w swoim obecnym stanie i już miała znowu odetchnąć, tym razem z ulgą i zagadnąć coś do Rowana, ale przypomniała sobie, że czegoś szukała i ostatecznie tego nie znalazła.
      — Ja pierdolę… — burknęła cicho pod nosem, łapiąc się za grzbiet nosa z przymkniętymi oczami. — Głupia apteczka i głupi bandaż. — Przetarła z niezadowoleniem powieki, dźwigając się mozolnie i niechętnie ze swojego miejsca, by wrócić do szukania.
      A Scraps jak siedział, tak siedział dalej przy tym jednym przeszukanym przez siebie kartonie i nieprzerwanie patrzył na swoją panią. Co kilka chwil pakował do środka nos ponownie, ale jakby nie był do końca pewien, co powinien dalej zrobić. Znalazł to, co miał znaleźć, ale czy miał przynieść, czy zostawić w spokoju i nie ruszać? Tego nikt mu nie powiedział, a to najwyraźniej nie był czas na domysły z jego strony.

      Paige King

      Usuń
  65. [Smołka, jak dobrze Cię tutaj widzieć. :D Twoje postacie zawsze mi robią cieplutko na serduszku, bo są tak dopracowane!
    Dziękuję za komentarz, a gdybyś miała chęć coś razem kiedyś napisać, wiesz, gdzie nas szukać! <3]

    Corinne Whitby

    OdpowiedzUsuń
  66. Nie zamierzała drążyć tego, jakie prawdziwe powody kryły się za tym, że Rowan postanowił zostać i porozwieszać zasłony w jej mieszkaniu. Głównie dlatego, że wiedziała, że jeśli ona zapyta, to on nie zostanie dłużny i też zacznie pytać, prawdopodobnie konkretnie. A po co miała się znowu denerwować i być przez to nieprzyjemna i mało znośna? Bo w taki sposób pewnie by zareagowała, gdyby nie spodobało jej się, na jakie tematy zostałaby sprowadzona rozmowa. Z jednej strony wynikałoby to zwyczajnie z jej usposobienia, a z drugiej liczyłaby na reakcję zwrotną w postaci szeryfa wracającego do swoich spraw, choć wtedy pewnie postałaby jeszcze trochę na klatce schodowej przy otwartych drzwiach. Według niej wystarczyło już tyle, że oboje wiedzieli o tym wiedzieli – o tym, że mogłaby nieprędko wejść do mieszkania sama i nie musieli o tym rozmawiać. Wygodniej było przyjąć, że chodzi tylko o zasłony, nawet jeśli nie miała żadnego celu, kiedy o nich wspomniała. Wygodniej przynajmniej dla Paige, bo szeryfowi najpewniej nie robiło to większej różnicy, nie licząc tego, że się dodatkowo dzisiaj trochę zmacha. Ale to był jego wybór, w końcu o nic go nie prosiła, aczkolwiek doceniała obie rzeczy – to, że został i nie zadawał tych nie-właściwych pytań i to, że mimo wszystko powiesi za nią te zasłony.
    Za to gdyby zapytał o Scrapsa i czemu tak właściwie z nią został, odpowiedziałaby bez problemu. Bo to był pies jej ojca. Zmarł, a zwierzak został, więc ktoś musiał się nim zająć i generalnie nie było opcji, żeby trafił do schroniska czy czegoś takiego, bo akurat to było pierwsze, co Paige przyszło do głowy, kiedy ze szpitala pojechała do domu staruszka i zastała tam wyczekującego owczarka. Nie wiedziała, że istniały inne opcje i pewnie były dużo lepsze. Niczego nie podpisywała, nikt też o nic ją nie pytał, a była ku temu okazja chociażby na pogrzebie. Czy gdyby wiedziała o tych innych opcjach, to by postąpiła inaczej i oddelegowała opiekę nad Scrapsem komuś innemu? Ciężko powiedzieć. Musiałaby być naprawdę przekonana, że tak byłoby dla niego lepiej, bo inaczej wisiałby nad nią duch ojca i jojczył do jej ucha już do końca życia, a tego wolałaby uniknąć. Przyszła, zobaczyła psa, poprzeklinała sobie w duchu i zabrała futrzaka do siebie. Nie mógł przecież zostać sam, a tak jak powiedziała – nie była okrutna. Nigdy nie rozmawiała z ojcem o tym, co by się stało, kiedy by umarł i akurat miałby pod opieką jakiegoś psa i właściwie to było bardzo głupie, że do takiej rozmowy nie doszło. Bo on zawsze miał jakiegoś psa i na pewno w końcu by kiedyś umarł, nieśmiertelny w końcu nie był, o czym się już przekonali.
    A czemu nie zajrzała do pudła, przy którym siedział Scraps? Prosta sprawa. Bo przestała zwracać na niego uwagę, jak tylko zadała mu to retoryczne pytanie. Była już przyzwyczajona do tego, że jak szczekał, to miał ku temu jakiś powód. Że czasowo wychodziła lepiej, kiedy się nie przepychali w drzwiach i pozwalała mu wejść pierwszemu. Że sam się potrafił wyprowadzić. Że wiedział, co to znaczy bronić człowieka i reagował na pewne sygnały. Że po prostu był. Ale to wszystko, bo choć wiedziała, że Scraps pierwszym lepszym kundlem nie był, to nie była zupełnie do tego przyzwyczajona i nie miała wobec niego jakiś większych oczekiwań. Szczególnie po tym, jak jeszcze w Atlancie kilka razy obsikał jej lodówkę. Nie miała pojęcia, do czego był tak naprawdę zdolny. Do czegoś na pewno był, ale nie sądziła, by ta wiedza była jej potrzebna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwróciła się, patrząc przez ramię na Rowana, kiedy kazał jej siedzieć w miejscu. Musiała się przez chwilę zastanowić, czy jej to odpowiadało, żeby tak się do niej odzywał i to w jej mieszkaniu, czy to było już coś, co zasługiwało na reakcję w postaci ciętego języka. Niby dla niej było lepiej, żeby nie wstawała i to nie tylko przez skręconą kostkę, co po prostu mogła skorzystać i z czystym sumieniem wyręczyć się kimś innym, siedząc czy leżąc sobie na kanapie i palcem nie kiwnąć. Prawie jak księżniczka. No i wspomniała wcześniej, żartem, bo żartem, ale jednak, że w sumie to niech robi z nią co chce… Tylko te mniej utemperowana część jej osobowości wolałaby chyba, żeby wyglądało to trochę inaczej, dlatego Paige musiała takie sprawy ze sobą na szybko ustalić. Cóż, koniec końców nie można mieć wszystkiego.
      Widząc, jak wyciągnął apteczkę z pierwszego kartonu, do którego zajrzał, rozdziawiła na moment usta, ale zaraz je zamknęła i zmrużyła oczy. Kiedy pochwalił Scrapsa, już się domyśliła, że to nie było szczęście czy intuicja szeryfa, nie tak do końca. Pudła sam by nie wytypował, ale zachowanie psa już zrozumiał w przeciwieństwie do niej. Poza tym zadowolona reakcja zwierzaka mówiła sama za siebie – wykonał zadanie, dostał pochwałę, można spocząć.
      — Swój swego pozna — mruknęła kapryśnie cichym głosem i choć mogło to zabrzmieć dwuznacznie, nie miała na myśli nic złego ani obraźliwego. Już wcześniej zresztą mówiła, że Scraps, podobnie jak Rowan, zachowuje się tak, jakby cały czas był na służbie. — To tylko skręcenie, w dodatku w domowych warunkach, panie „mam za wysokie kwalifikacje na szeryfa jakiejś wioski” — zauważyła już normalnym głosem, wzdychając przy tym, jakby właśnie przyszło jej znosić obecność jakiejś nadmuchanej divy. Nie chciała też jeszcze przypominać, że sama skończyła college i ma papier fizjoterapeuty, więc pewnie by sobie z tylko skręceniem poradziła, nawet takim paskudnym jak jej. — Ale jeśli bardzo ci zależy, żeby na pewno moja kostka była zabandażowana prawidłowo, to niech będzie. Pokaż mi te techniki! A jak mi się spodobają, to będziesz mógł się poczęstować tarteletką z lodówki. Pokruszoną, bo takie mi zostały. — Uśmiechnęła się do Rowana szeroko i zaczęła wracać do swojego wcześniejszego ułożenia.

      Paige King

      Usuń
  67. Tak, to randka rozbrzmiało w głowie Nancy z taką mocą, że poczuła się, jakby właśnie w jej ręce wpadł los na loterię o szczęście, którego nie mogła zmarnować, natomiast przecież jestem twój sprawiło, że ugięły się pod nią kolana, a jej rozanieloną twarz rozświetlił jeszcze większy uśmiech. Mogła się o to podejrzewać, ale jednak nie sądziła, że to wyczekane zaproszenie rozleje po jej sercu przyjemne, jednoznaczne ciepło. Momentalnie przestała przejmować się głupim Oscarem, który ją zirytował oraz tym dyżurem, który wciąż ją czekał, choć nadal nie podobało się jej to, że musi rozstać się z Rowanem. Nienawidziła tych ich pożegnań, chociaż uświadomiła to sobie całkiem niedawno, najwyraźniej wcześniej nie dopuszczając do siebie myśli, które jasno pokazywały jej, ile Rowan dla niej znaczy i że to wychodzi poza ramy przyjaźni. A teraz, gdy w końcu mogła sobie na nie pozwolić, nie czując przy tym, że robi coś nieodpowiedniego, to było absolutnie wspaniałe. Tak samo wspaniałe jak fakt, że została oficjalnie zaproszona przez niego na ich pierwszą randkę. Nancy ze słodkim uśmiechem, delikatnie przygryzając wargę, pomachała Rowanowi, gdy znalazł się w windzie, której drzwi prędko zaczęły się zasuwać i odetchnęła, czując niedosyt, kiedy zniknął z zasięgu jej wzroku. Przez krótką chwilę wpatrywała się w stalowe drzwi, aż odwróciła się na pięcie i popędziła w swoją stronę, nie mogąc dłużej zwlekać.
    Musiała wracać do pracy. Musiała najpierw przetrwać resztę tego dnia, następnie z przyjemnością odczytać wiadomość od Rowana i zgodnie z obietnicą napisać mu o swoim bezpiecznym dotarciu do Mariesville, które zwieńczyła obiecanym zdjęciem. A potem musiała przetrwać te wszystkie, które dzieliły ją od soboty, co nie było łatwym zadaniem, ponieważ nie dość, że ekscytacja i ciekawość były w niej ogromne, a cierpliwości w tym wypadku jej brakowało, to jeszcze wszystko rosło w miarę pytań o sobotę, które chętnie zadawała Rowanowi, a które on konsekwentnie zbywał. Dopytywała się, rzucała domysłami, żądała podpowiedzi, czasami go podpuszczała, jednak pozostał nieugięty. Nancy podejrzewała, że to dlatego, że nie widział na żywo jej niebieskich oczu i tego znajomego spojrzenia, które czasami mniej lub bardziej świadomie mu posyłała, chcąc go na coś namówić.
    Na szczęście nie nudziła się, gdyż przy babci nigdy nie brakowało zajęć oraz miała sporo pracy. Atmosfera w szpitalu była trochę dziwna przez to, co się wydarzyło między nią, Rowanem i Oscarem. Czuła, że chirurg jest zły, niekiedy dawał jej to odczuć, aczkolwiek Nancy nie uważała się za winną. To on zachowywał się jak gówniarz, pozostając w jej oczach dzieciakiem, który nie potrafi poradzić sobie z odrzuceniem. Poza tym, jak można było się spodziewać, obecność Rowana wzbudziła szał, zainteresowanie i poruszenie wśród damskiej części personelu, a to z kolei generowało pytania oraz założenia, jednak Nancy nie zajmowała się w pracy plotkowaniem, więc, aby ciekawość zżarła tych najbardziej wścibskich, z satysfakcją zbywała ich swoim popisowym uśmiechem i wzruszeniem ramion. Nie przejmowała się tym, bo wszystko, co się liczyło to ta sobota, która wreszcie nadeszła i która okazała się jednym z lepszych dni, jakie mogła przeżyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Randka niespodzianka, którą zorganizował Rowan, była najwspanialszą randką na świecie. Nancy nigdy nie kręciły drogie kolacje i sztywne rozmowy, uwielbiała za to aktywność, uwielbiała, gdy coś się działo i uwielbiała się głośno śmiać, a przy nim mogła to wszystko robić, ponieważ przychodziło jej to naturalnie. Nie miało znaczenia to, ile razy wywróciła się na łyżwach, że obiła sobie tyłek, kolano i łokieć, że parę razy pociągnęłaby za sobą Rowana, gdyż miała go pod ręką i gwałtownie się go łapała za każdym razem, gdy traciła równowagę, że mimo rękawiczek zmarzły jej dłonie, bo je z przyjemnością ogrzewała w jego dłoniach, ani że w grach nie szło jej wybitnie, choć prawie pokonała Rowana w kosza i przynajmniej bardzo ładnie wyszła na zdjęciach, które zrobili sobie na pamiątkę w fotobudce. Wszystko, co wydarzyło się na randce, sprawiało jej tyle radości i dawało tak dużo szczęścia, że Nancy bawiła się jak nigdy. Trochę czuła się jak zakochana nastolatka, gdy tak trzymali się z Rowanem za ręce, skradali sobie czułe całusy, tak dużo się śmiali, że od śmiechu bolał nie tylko brzuch, ale jeszcze policzki, opychali się corndogami i przesłodzonymi, ślicznie wyglądającymi donutami, po których ich pocałunki były jeszcze słodsze. Nancy wracała do Mariesville z wypiekami, pluszowym, szarym królikiem i uroczymi rumiankami, które miały nie przetrwać, a trzymały się nieźle, nawet ten w jej włosach, który został w nich nawet wtedy, gdy pozbyła się czapki w domu Rowana. Jedynie musiała mocniej wsunąć go w gęste kosmyki włosów, a gdy to zrobiła, jeden z nich włożyła Rowanowi za ucho, przyglądając się mu z zachwytem.
      — Och, jak ślicznie — skomentowała, zdejmując ciepły płaszcz, szal oraz buty. W jego domu było przyjemnie, a Nancy, na szczęście, nigdzie nie musiała wracać, ponieważ załatwiła sobie prawdziwe wychodne i babcia miała opiekę. Słuchała Rowana, dając się mu poprowadzić do kuchni i wysoko uniosła brwi, widząc, co jeszcze dla nich przygotował. Była kompletnie rozczulona, a nawet pozytywnie wzruszona, co odrobinę odbiło się w jej błyszczących oczach, którymi uważnie wpatrywała się w piękny bukiet z jej ulubionymi kwiatami, o których on doskonale wiedział. I białe, półsłodkie wino również było tym ulubionym.
      — Ty chyba zwariowałeś. Jak? Jak to jest możliwe? — skomentowała z rozbrajającą szczerością, posyłając mu wymowne spojrzenie, bo, prawdę mówiąc, brakowało jej na to wszystko słów. Była tak bardzo zachwycona, że nie mogła uwierzyć, że to prawda, a do tego czuła się przy nim jak jakaś królewna. Trochę onieśmielona podeszła do blatu i z uśmiechem przyjrzała się kwiatom, przy okazji czytając liścik. Na blat dołożyła mini bukiecik z rumianków, królika i zdjęcia, które wyszły z fotobudki, a wzrok przeniosła na Rowana.
      — Bawiłam się wyśmienicie — przyznała, obserwując, jak napełnia kieliszki winem. — To jest jedna z lepszych randek w moim życiu, a będzie najlepsza, gdy zachwycisz się tostami — wyznała żartobliwie, patrząc mu w oczy. Wiedział, że się z nim droczy, ale nie kłamała; ich dzisiejsza randka naprawdę była najlepsza. Rowan miał absolutną rację, to był kolorowy dzień; tak przyjemnie beztroski na tle tego, co ich do tej pory spotkało.
      — Za siniaki, brak połamanych kończyn i za nas — podsumowała, oficjalnie stukając swoim kieliszkiem o kieliszek Rowana, a następnie przystawiła go do ust i napiła się wina, które było idealnie słodkie.
      Wiadome było jednak to, że takie toasty należy zwieńczyć trochę bardziej, na swój sposób, adekwatnie do tego, jakie to było wyjątkowe, dlatego, gdy tylko Nancy odsunęła od siebie kieliszek, bezpiecznie odstawiając go na kuchenny blat, wspięła się na place i śmiało pocałowała Rowana, łącząc ich usta w długim, smakującym winem pocałunkiem.

      i've never been happier. you're my happiness💖🍀

      Usuń
  68. — Nie powiedziałeś mi jednej najważniejszej rzeczy — zauważyła jeszcze, jakby coś ją nagle oświeciło. Uśmiechnęła się przy tym delikatnie, równie delikatnie marszcząc czoło. Betsy była typem ekspresywnej osoby, więc nikogo raczej nie powinno dziwić, że z jej twarzy dało się odczytać wszystkie emocje, które nią targały. Nie bawiła się w pokerowe twarze, bo utrzymanie powagi było dla niej wyjątkowe trudne, kiedy atmosfera wokół była po prostu rozrywkowa i zabawowa. — Czapka z pomponem, rozumiem? — Błysnęła zębami w uśmiechu, a potem znowu skupiła się na widokach za oknem.
    Mimo tego, że większy trud wiosłowania wziął na siebie Rowan, Betsy też czuła napięcie i przedziwne pieczenia w mięśniach ramion. Miała spięte barki i przekładało się to na delikatny ból w łopatkach, ale po prostu docierało do niej, że poza nużącą jazdą na rowerze, która jakoś specjalnie wyczynowa nie była, miała po prostu mało ruchu w ciągu dnia. Uznała prawdopodobnie, że stosunkowo aktywna praca listonosza zwalniała ją z obowiązku dbania o swoją tężyznę fizyczną i wydolność. Miała jednak to szczęście, że nadal była stosunkowo młoda i mogła śmiało naprawiać swoje błędy.
    Wolała nawet nie myśleć o tym, jaką sromotną klęskę poniesie w rzutki, ale mogła się też na to przygotować. Mogła żartować i kreować się na przeciwnika nie do pokonania, a i tak rzeczywistość miała, zapewne dość brutalnie, zweryfikować jej słowa. Nie przejmowała się tym jednak, bo nastawiała się przede wszystkim na dobrą zabawę.
    Zaśmiała się, słysząc rękawiczkach do kompletu i potaknęła głową.
    — Pewnie takie zestawy miałyby branie, mimo tego, że zimy w Georgii nie są szczególnie mroźne i śnieżne — odparła rozbawiona. Widziała oczami wyobraźni całą szajkę przestępców w wydzierganych przez nią czapkach, szalikach i rękawiczkach. Wtedy prawdopodobnie odwiedzałaby komisariat policji jeszcze częściej. Ba, może zostałaby posądzona o pomocnictwo?
    Jej uśmiech jednak nieco przygasł, kiedy Rowan wspomniał o jej obrazach. I znowu skutecznie uciekła w kierunku okna. Wiedziała, że jej reakcje są przesadzone. W końcu nigdy nie było tajemnicą, że była artystyczną, uzdolnioną duszą, która zwyczajnie się posypała. Mruknęła coś niezrozumiałego. Sama nawet nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć.
    W końcu, może nawet nieco zawstydzona, zerknęła na szeryfa.
    — Może bym mogła… — zaczęła ostrożnie. — Ale nigdy nie zajmowałam się sprzedawaniem obrazów na poważnie i nie wiem, czy byłabym w stanie tworzyć coś typowo na czyjeś zlecenie, jeśli wiesz, o co mi chodzi… — zauważyła, posyłając mu nieco bledszy niż do tej pory uśmiech. — A to, co wyszłoby ze mnie… Nie musiałoby trafić w czyjeś gusta, zresztą nie malowałam tak dawno, że pewnie nawet nie pamiętam, jak trzymać pędzel.
    Doskonale wiedziała, że nie ma racji. Doskonale wiedziała, że pamięta, jak to jest. I że coś ją do tego ciągnęło, ale coś równie skutecznie przed tym powstrzymywało.

    Betsy

    OdpowiedzUsuń
  69. W gruncie rzeczy Paige rzadko zależało, żeby obrażać kogokolwiek, nie bardzo widziała w tym cel. Prawdopodobnie robiła to częściej, niż sądziła, ale to głównie dlatego, że często mówiła od razu to, co przychodziło jej do głowy bez zastanowienia, a do tego miewała specyficzne poczucie humoru. Od czasu do czasu zdarzał się też osobliwy tok myślenia, za którym nie dało się nadążyć. Miała niewyparzony język, jednak nie kryły się za tym jakieś złe intencje, a była to raczej kwestia tego niepokornego charakteru, nieoczywistych skojarzeń i tego, co uznawała za dowcipne. Ale żeby tak z samej z siebie chcieć komuś zaleźć pod skórę, wbijając szpile? Szkoda jej było czasu, żeby tak bez żadnego powodu w ogóle zastanawiać się nad tym, gdzie mogły znajdować się czyjeś czułe punkty.
    Poza tym Rowan był Rakiem, a te mają swoje szczelne pancerzyki i niewiele miejsc, w które trzeba byłoby trafić, żeby poruszyć ich wnętrzem i przekonać się, jak intensywnie potrafią coś przeżywać albo okazywać. Można było je forsować, próbować siłą z pancerza rozebrać i u niektórych osobników taka metoda okazywała się skuteczna, ale Paige nie widziała żadnej zabawy w rozbieraniu kogoś siłą. Odbierało to pewnego uroku, jakim była na przykład kwestia przypadku, ten element zaskoczenia, że nieumyślnie takiego Raka poruszyło się w jakiś sposób, nawet jeśli miałaby to być złość. Ujawniała się wtedy jakaś spontaniczna kompatybilność charakterów, bo przecież nawet żeby kogoś wkurzyć, to właśnie – należy wiedzieć jak lub mieć do tego naturalne predyspozycje.
    Za to Paige za divę mogłaby się spokojnie obrazić. Pewnie, bywała nieznośna, możliwe że nawet cześciej niż rzadziej, dumnie zadzierała brodę i nie wiadomo, skąd właściwie ta cała duma się brała, ale żeby od razu miałaby być przez to divą? Dlatego, że nie miała solidnych znajomych ani przyjaciół, na których mogłaby liczyć, gdyby nagle jej życie wywróciło się do góry nogami? To nie przez brak pokory i niewyparzony język nie miała wokół siebie takich ludzi. Był to poniekąd jej świadomy wybór, bo przecież wiedziała, że tak jest, za nim jeszcze to życie rzeczywiście wykonało obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Problemem nie była arogancja czy niech nawet będzie – bycie divą na kartonach. Problemem był brak zaufania Paige do ludzi i nieustanne wzbranianie się, by polegać na kimś innym niż na sobie, gdzie właściwie większość podjętych prób, by cokolwiek w tych sprawach zmienić, nie kończyła się dobrze. Nie miała pancerzyka takiego Raka, bo przecież łatwo było ją choćby zdenerwować, i jako Waga posiadała swoją wrażliwość, która albo wybuchała, albo do której trzeba było się dokopywać.
    Inna sprawa, że pomimo tego, że Rowan trochę się z tego swojego munduru już rozebrał, to rzeczywiście niewiele to zmieniało i kolejny raz to udowadniał…
    — Ej! — obruszyła się, wydymając dolną wargę i ściągając ze sobą ze sobą brwi w udawanym niezadowoleniu. — Tygodnia byś nie przetrwał jako kelner, więc od moich kwalifikacji może trzymajmy się z daleka. — Wytknęła w jego stronę język i usadowiwszy się już wygodnie, w kolejnym bardzo dojrzałym geście naciągnęła palcem dolną powiekę. Nie była pewna, do czego tak naprawdę nawiązywał tym nawet, ale ponieważ ten papier z fizjoterapii był związany z jej odległą przeszłością, o której przecież nie raczyła przypominać, to zakładała, że chodziło mu o to, co robiła obecnie i już od dłuższego czasu.
    — Dla mnie to też żaden interes — prychnęła, wzruszając ramionami, bo przecież tarteletki były jej i znajdowały się w jej lodówce, więc nie musiała sobie na taką nagrodę zapracowywać. — Nie lubisz słodyczy w ogóle, czy tylko samych tarteletek? — zapytała, otwierając apteczkę, która trafiła na jej kolana. — I jaka nagroda by ci się opłacała w takim razie? — Zerknęła na niego z ukosa, uśmiechając się kącikiem ust i zaraz wróciła uwagą do swojej kostki, na której widok zrobiła krzywą minę i zaczęła z nieco przesadną ostrożnością ją sobie bandażować, przez co nie szło jej to zbyt szybko.

    Paige King

    OdpowiedzUsuń
  70. Rowan nie musiał robić wiele, żeby uszczęśliwić Nancy. Właściwie nieświadomie robił to nieustannie: wystarczyło, że przy niej był, bo jego obecność dawała jej wszystko, czego pragnęła. Przy nim czuła się trochę tak, jakby przenosiła się do innego świata, który jest lepszy i w którym choć na chwilę może pozbyć się trosk. Doceniała to, co dzisiaj dla niej zrobił i przygotował, choć wcale nie musiał, ponieważ cieszyłaby się nawet z zaproszenia na herbatę, a przy okazji miała gdzieś, czy na łyżwach lub w salonie gier zachowywali się jak gówniarze, bo w ich życiu było tak wiele przykrych rzeczy oraz spraw, które zajmowały im głowę, że zasługiwali na to, by się od nich skutecznie oderwać. Nancy nie dość, że bawiła się jak nigdy przedtem, to jeszcze tymi wszystkimi czułymi gestami pielęgnowała w sobie uczucia do Rowana, których wreszcie nie próbowała zdusić. Zawsze w niego wierzyła i była przekonana, że w ogóle nie jest z nim źle, więc jeśli teraz dodatkowo mogła być powodem tego, że sam w to uwierzył i zmienił zdanie, to czuła się z tym najlepiej na świecie.
    Na wytworną kolację teoretycznie mógł zaprosić ją każdy, jednak nie każdy wybrałby łyżwy, salon gier, rumianki i słoneczniki, które przez to już zawsze, bez względu na wszystko będą kojarzyć się jej z Rowanem i to było dla niej istotne, żeby mogli się zapamiętać, tworzyć wspomnienia, naznaczać sobą miejsca. Nancy nie miała pojęcia, czy on zdawał sobie sprawę z tego, jak ze wszystkim trafił, ale jej szczera radość, którą emanowała, na pewno nie pozostawiała złudzeń.
    — Nadrabiam osiem lat — stwierdziła łobuzersko, obie dłonie układając na policzkach Rowana, czule skradając z jego ust drobne pocałunki. — Po prostu spróbuj tego nie odwzajemniać — mruknęła rozbawiona, choć to wcale nie byłoby łatwe rozwiązanie, ale jeśli znowu nie zdążą z tostami, to będzie ich wspólna wina. Gdy ona go całowała, a on jej na to odpowiadał, to najprostszą drogę mieli do tego, by się w sobie zatracić, co Nancy bardzo w ich lubiła, bo poza tym, że do tej pory nikogo nie pragnęła tak bardzo, żeby nie móc się od niego odkleić, to naprawdę było mnóstwo rzeczy, które chciała robić z Rowanem.
    Uwielbiała go równie mocno co on ją i uwielbiała każdą sekundę spędzoną w jego towarzystwie.
    — Zostać na noc na pierwszej randce? — powtórzyła z uśmiechem, patrząc mu w oczy i udając, że intensywnie się nad tym zastanawia. — Masz wobec mnie jakieś plany? — rzuciła jeszcze z błyskiem w spojrzeniu. Kusił ją tym prysznicem, który ostatnio im przepadł, kusił całą tą nocą, którą mogła z nim spędzić, ale przede wszystkim kusił ją fakt, że to miał być czas, który poświęcą sobie, a którego wiele na co dzień nie mają. Nancy chciała łapać każdy moment, nawet najmniejszą chwilę, by być z Rowanem, dlatego perspektywa spędzenia z nim prawie całego dnia, nocy i poranku była czymś, czemu nie potrafiła się oprzeć, nawet jeśli istniały jakieś pierwszorandkowe zasady, których powinna się trzymać. On byli niestandardowym przypadkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To może najpierw tosty, a potem prysznic? Wiesz, żebyś miał dużo siły... — zaproponowała figlarnie, wpatrując się w oczy Rowana i kolejny raz zbliżyła do niego swoje wargi, ale tym razem nie tylko po to, by wycałować jego usta, ale także większy skrawek jego skóry na twarzy i szyi. Zaczepnie obrzuciła go całusami, celowo niektórymi go łaskocząc, a następnie niechętnie wyswobodziła się z jego objęć, by grzecznie zająć się tostami. Jej propozycja jasno wskazywała na to, że zostanie na noc, bo przecież po takim prysznicu jedyne miejsce, do jakiego będzie chciała trafić, to łóżko Rowana.
      — Ja wezmę się za tosty — zaczęła, zgrabnie poruszając się po jego kuchni, czując się w niej już zaskakująco swobodnie. Porządnie umyła ręce i zatrzymała się przy blacie, przyciągając w swoją stronę potrzebne składniki. — A ty, mój drogi — wycelowała w niego palcem, łapiąc za pomidora. — Trzeba go pokroić w plasterki — wyjaśniła, choć nie uważała, że to konieczne, bo to nic, czego nie da się domyślić. Uśmiechnęła się, z zaskoczenia ostrożnie rzucając pomidorem w stronę Rowana, zdając się na jego refleks.
      — Ile zjesz? — podniosła na niego spojrzenie znad chleba, chcąc się upewnić, jaką ilość tostów zrobić. Ona po tych niezdrowych przekąskach, którymi się opchnęli, nie była głodna, ale podejrzewała, że jednego tosta śmiało w siebie wciśnie, tym bardziej, że ona naprawdę je uwielbiała.

      now, baby, let's eat and have fun😈💜

      Usuń
  71. Pukał, ale wychodziło na to, że miał beznadziejne wyczucie czasu albo wybierał te drzwi, do których Paige najchętniej wywaliłaby klucz prosto na dno Rowu Mariańskiego. Było wiele rzeczy, o których nie miałaby najmniejszego problemu rozmawiać, a które dotyczyły bezpośrednio jej życia czy osoby, ale nie grali w „1000 pytań do…” ani nic w tym stylu, jak zresztą większość normalnych, dorosłych ludzi, więc rzeczywiście szansa, by trafić zarówno z czasem jak i samymi drzwiami nie musiała być największa. Do tego należało nadmienić, że do Paige nie docierało, że ktoś tak po prostu mógł chcieć ją poznać trochę lepiej, nie mając nawet ku temu żadnych szczególnych powodów poza zwykłą uprzejmą ciekawością, a przez ostatnie kilka miesięcy nabrała do tego jeszcze większego przekonania. Więc dla własnej wygody w większości przypadków ignorowała bezwiednie przejawy czyjegoś zainteresowania lub, jak już wyszło parę razy w przypadku Rowana, zdecydowanie temat ucinała, nie siląc się na szczególną subtelność.
    Gdyby miała zgadywać i o nic nie pytać, to tak, trafiłaby z tym, że nie przepadał za słodyczami. Za to nigdy nie obstawiałaby sernika jako odstępstwa od reguły. Rowan nie był słodkim gościem i taki sernik nie bardzo jej do niego pasował. Za to bywał czarujący i trochę nieoczywisty, podobnie właśnie jak gorzka czekolada z dodatkami – niby czekolada, ale jednak sama w sobie wcale nie słodka, za to w połączeniu z czymś jeszcze mogła dać naprawdę różne rezultaty.
    A odbiciem był kiepskim. Jak z krzywego zwierciadła, ale może wynikało to z jakiś uprzedzeń, które zdążył sobie wobec niej wyrobić? To byłoby fair, bo Paige od początku była uprzedzona. Niekoniecznie bezpośrednio do samego Rowana, co raczej do munduru, ale skoro tak rzadko go ściągał…
    — Może być rozpuszczalna? — dopytała pobieżnie pochylona nad bandażowaną kostką i zerknęła na niego chwilowo, usłyszawszy to ciężkie westchnięcie. Wolałaby, żeby nie zrezygnował, już zdążyła przywyknąć do myśli, że sama nie będzie musiała tych zasłon wieszać. I nie dość, że byłaby teraz rozczarowana, to jeszcze nie wiedziałaby, kiedy ostatecznie te zasłony zawisłyby na karniszu. Dlatego miała nadzieję, że kawa rozpuszczalna spełni standardy Rowana lub jeśli zacznie podbijać stawkę, to czymś, co miała akurat na stanie, a nie było tego jakoś dużo.
    Obejrzała sobie skończony opatrunek, obracając głowę na boki, żeby zaraz lekko nią pokiwać. Nie była to najładniej obandażowana kostka, ale spełniało to standardy Paige. Pan szeryf po szkoleniu z anatomii krytycznej mógłby to zrobić porządniej, ale nie sądziła, by w ostatecznym rozrachunku miało to większe znaczenie. Kostka była usztywniona i krew cały czas mogła do niej dopływać, misja zakończona, można okładać mrożonką zawiniętą w sweter. Otrzepała z zadowolenia ręce, przekonana o dobrze odwalonej robocie, uśmiechnęła się do siebie i już miała wyciągnąć się na kanapie, układając poszkodowaną nogę na przeciwległym podłokietniku, ale dotarło do niej stękanie starej drabiny.
    — Dawaj. — Poklepała miejsce na kanapie, podkurczając lewą nogę, a prawą opuściła w dół, by zrobić miejsce na zasłonę. Położyła prowizoryczny okład na ziemi, opierając go o kanapę tak, żeby móc jakoś przyłożyć do niego kostkę i zacząć ją w końcu schładzać. Nieprzyjemne pulsowanie trochę się nasiliło, ale jak już Paige wspomniała, nie była okrutna, a tym by właśnie było zostawienie Rowana samego z tymi agrafkami. — Zapomniałam, jakie to upierdliwe — przyznała z rozbawieniem, które nie trwało długo, bo to naprawdę była mozolna robota. Że też ją wzięło, żeby te zasłony zmieniać… Miała jednak ochotę jakoś urozmaicić do małe wnętrze, dodać jakiś kolorowych akcentów czy innych mniej lub bardziej fikuśnych elementów, a stare zasłony były mdłe i brzydkie. — Zasłony są jednak zdecydowanie lepsze od żaluzji — odparła, ale trochę bardziej do siebie, jakby musiała siebie napomnieć. — Nie robią tyle hałasu, jak się ucieka przez okno — mruknęła pod nosem, czekając, aż Rowan rozłoży zasłonę.

    Paige King

    OdpowiedzUsuń
  72. Okazji, żeby kogoś tutaj poznać, zdecydowanie jej nie brakowało. Przez restaurację przewijało się sporo ludzi, zarówno miejscowych jak i przejezdnych, więc gdyby tylko chciała, na pewno znalazłaby sobie niemałe towarzystwo. Jednak na razie nie chciała głównie dlatego, że wciąż oswajała się z myślą, że mogłaby zostać w Mariesville i nie w głowie jej było szukać przyjaciół. Nie taki był w końcu pierwotny plan, nie na to się nastawiała – miała wyjechać ze stanu, a zajechała ledwo sto kilometrów od Atlanty i w dodatku ten przystanek nie był dobrowolny. Nie miała nic do małych miasteczek, choć do tej pory żyła w zupełnie innym warunkach i wcześniej nie wyobrażała sobie nawet, że miałoby się to zmienić i poniekąd nadal miała z tym pewien problem. Nie były to więc warunki, w których Paige podjęłaby się refleksji nad tym, czy nie wypadałoby przestać jeżyć się tak na wszelki wypadek i stać się trochę bardziej przystępną nie tylko dla tych ludzi, na których była w pewien sposób skazana, choć i tych było dosłownie paru.
    Mimowolnie odnotowała sobie w pamięci, że kawa rozpuszczalna to chyba nie jest coś, po co szeryf sięgnąłby sam z siebie. Nie wybrzydzał, ale w jego głosie pobrzmiewała cicho taka charakterystyczna ostateczność. Ciekawe, czy był jednym z tych kawowych freaków, którzy gardzili nie tylko rozpuszczalną, ale też wszelkimi sieciówkowymi kawiarniami? Zresztą o tej porze chyba ciężko byłoby w ogóle o jakąkolwiek alternatywę inną niż kawa, którą miała w domu, więc i tak nie miał za bardzo wyjścia. Paige kawoszem nie była, herbatę też rzadko piła, stawiając zdecydowanie na zwykłą wodę albo czasem na jakiś sok. No i był też alkohol różnego rodzaju, niekoniecznie tylko okazjonalnie, ale bez urządzania sobie libacji.
    — Nie, absolutnie nie — skwitowała dosadnie, przeciągając lekko głoski. — Mam nadzieję nie musieć w ogóle uciekać z tego mieszkania, nieważne jaką drogą, ale i tak nie założyłabym tutaj żaluzji… nawet jeśli do wieszania zasłon potrzebowałabym całego posterunku albo w ogóle straży pożarnej — odparła, oczywiście nie mówiąc tak do końca poważnie, bo wiadomo, że nie wzywałaby służb w takiej sprawie, tylko sama by to jakoś załatwiła. — Poza tym, że żaluzje okropnie szeleszczą, to są totalnie nijakie.
    Uciekanie przez okno osłonięte żaluzjami to jedna rzecz, której Paige dobrze nie wspomina i która wpływała na jej wybór, ale były też kwestie czysto estetyczne. Lubiła wyraziste wnętrza, fikuśne ozdoby i w ogóle ładne rzeczy, które wcale nie musiały do siebie pasować ani stanowić spójnej kompozycji, a żaluzje jakoś nie bardzo wkomponowały się w tę wizję. Tutaj, na poddaszu, na drugim piętrze w okropnie ciepłym mieszkanku z wysokimi sufitami nie było tego tak widać, tych upodobań i gustu Paige, przynajmniej na razie. Za to porzucone już mieszkanie w Atlancie, w którym rezydowała dobre kilka lat, zdecydowanie oddawało to wszystko, co jej się podobało w przypadku wnętrz. Całkiem jednak prawdopodobne, że jeśli nic się więcej nie zmieni, to i to lokum w Mariesville doczeka się adekwatnej przemiany. Miała już drewniany stolik kawowy na lwich nóżkach, a zaraz spod sufitu będą zwisać zamszowe żółte zasłony w odcieniu musztardowym.
    — Tak będzie dobrze. — Założyła trzy agrafki i pokazała Rowanowi, o co jej chodzi. — Ale jak nie będzie równo, to w porządku — dodała, wzruszywszy ramionami, bo rzeczywiście nie miało to dla niej aż takiego znaczenia, a nierówne odstępy mogły dać ciekawy efekt. — Ważne, żeby się dobrze trzymały na szynie i materiale, bo mnie szlag będzie trafiał, jak jakaś ze środka puści… — Nie musiała chyba wspominać, że nie potrzebowała w życiu dodatkowych powodów do nerwów, prawda? Więc naprawdę najbardziej wskazane byłoby, żeby skupić na samym mocowaniu niż na odległości, w jakiej rozmieszczane miały być agrafki. — Zabiorę się za kawę, jak to skończymy — wspomniała jeszcze na wszelki wypadek i puściła do szeryfa oczko. — A gdybym nie moje zasłony, to co byś teraz robił?

    Paige King

    OdpowiedzUsuń
  73. Wydawało się jej niemożliwe, żeby kazać Rowanowi wypuszczać się z ramion i nie chcieć w ich być. Sama by sobie nie uwierzyła, gdyby to powiedziała, natomiast fakt, jak ciężko było oderwać się od niego i zająć czymś innym, niż obściskiwanie się z nim, dobitnie to podkreślał. Zrobiła to niechętnie, aczkolwiek z nadzieją, że dobrze im to zrobi, a oni nabiorą na siebie jeszcze większej ochoty; o ile to możliwe. Tosty podobnie jak prysznic im nie uciekną, więc teoretycznie mogliby zająć się sobą, ale Rowan miał je obiecane i zadbał o to, aby mogli je dzisiaj przyrządzić, więc Nancy z przyjemnością postanowiła je zrobić, naprawdę chcąc pokazać mu ten przysmak, który jej zdaniem bił na głowę tradycyjne tosty z ketchupem. To była ich podkręcona, ulepszona wersja, dlatego choć Nancy wciąż czuła na swoich ustach przyjemny ciężar ust Rowana, myśląc o tych słodkich pocałunkach, ale również całej sobocie, którą razem spędzili, świetnie się przy sobie bawiąc i przeżywając jeden z lepszych dni w ostatnim czasie, o ile nie w życiu, przykładała się do tego, żeby te tosty porządnie wypełnić serem, bo to była podstawa. Tost miał być chrupiący, a ser ciągnący.
    Zaśmiała się, przenosząc spojrzenie z chleba i sera na Rowana.
    — Och, w takim razie musisz mieć bardzo dużo siły na realizację tych wszystkich, wielkich planów — zasugerowała zaczepnie, choć ostatnie razy absolutnie nie pozwoliły jej wątpić w jego siłę, po prostu po tostach na pewno będzie miał jej jeszcze więcej. Nancy cicho się zaśmiała, celowo wymachując biodrem na bok, żeby delikatnie uderzyć nim o Rowana, który akurat przechodził obok, co wywołało na jej twarzy jeszcze większy, choć głupi uśmiech.
    Uwielbiała to, jak się przy nim czuła. Uwielbiała to, jak przy nim było. Uwielbiała, że wreszcie czuła się beztrosko i szczęśliwie. Nancy nie narzekała na swoje życie, bo ono nie było złe, tylko monotonne i pozbawione miejsca dla niej, ponieważ bardziej skupiała się na innych niż sobie, jednak sporo się zmieniło od tej imprezy u Dawsonów. Zrozumiała, że nie może z siebie rezygnować, że ma prawo do szczęścia. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była na takiej oficjalnej randce, ale za to doskonale pamiętała, że żadna z tych, na których była, nie wyglądała w ten sposób. Nigdy tak dobrze się nie bawiła, nie czuła się tak swobodnie, nie była ciekawa tego, co przyniesie przyszłość. Między nią a Rowanem doskonale działało to, od ilu lat się znali. Ta przyjaźń, o którą wcześniej się obawiali, nie chcąc jej zepsuć, wyjątkowo sprawdzała się w tym, co się między nimi działo. Było tak fajnie i dobrze, że Nancy aż zaczęła się bać, czy to na pewno mogło tak zawsze wyglądać. Tak doskonale, że bała się, że w każdej chwili coś się posypie. Nie pozwalała jednak na to, aby takie myśli zbyt często zaprzątały jej głowę, czerpiąc z momentów, które dzieliła z Rowanem.
    — Znasz się na tym co dobre, więc powinny, ale nie zapominaj o deserze — zauważyła, posyłając mu rozbawione, ale też trochę wyzywające spojrzenie. Była przygotowana na surową ocenę, bo zdawała sobie sprawę, że tosty będą smakować, o ile on lubi się majonezem i pomidorem, a wiedziała, że istnieją tacy ludzie, co tego nie lubią.
    Wróciła spojrzeniem na blat i zgodnie z tym, czego zażyczył sobie Rowan, wzięła cztery kromki chleba, wypełniła serem i złożyła ze sobą. Teraz wystarczyło je mocno podgrzać.
    — Tego nie wiem — roześmiała się, zerkając na niego, gdy pojawił się z pokrojonymi pomidorami. — To wynalazek mojego jeszcze jednego brata — wyjaśniła, delikatnie opierając się na blacie, cierpliwie czekając aż chleb przemieni się w tosty. To czekanie było najbardziej czasochłonną częścią tego przepisu, bo poza tym reszta robiła się w mgnieniu oka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Kiedyś musiał się mną zająć i zrobić coś do jedzenia, a że wcześniej zapalił z kolegami i miał małe gastro, to wymyślił coś takiego — zaśmiała się, zerkając na Rowana. — Ale wyszedł na ludzi — zaznaczyła jeszcze, uśmiechając się przy tym, bo on miał już swoją rodzinę, dla której przeprowadził się do Seattle i pracował w biurze nieruchomości.
      — Jedliśmy tosty, oglądając Piękną i bestię i piliśmy colę. Miałam siedem lat i potem chciałam tak codziennie, zresztą, bardzo długo dzień w dzień właśnie tym się zajadałam — wyznała, dobrze wspominając tamten czas.
      — A ty? Masz takie jedzenie, które dobrze ci się kojarzy? — zagadnęła, posyłając Rowanowi pytające spojrzenie, uznawszy, że to czas, aby wyjąć tosty, którymi pachniało w całej kuchni. Gdy Nancy położyła je na talerzu, uprzednio trochę parząc się w palce, były idealne, dlatego szybko wycisnęła z tubki odpowiednią ilość majonezu, którego nie mogło być ani za dużo, ani za mało i rozsmarowała go na toście. Na to położyła dwa plasterki pomidora i resztką majonezu, który został na nożu, przejechała po nich.
      — Najlepsze są na ciepło — zaznaczyła, jednocześnie zachęcając go do tego by się nimi częstował. Chrupiący wierzch, gorący, słonawy, ciągnący się ser, a to wszystko otulone zimnym, kremowym majonezem i słodkim pomidorem, dla Nancy to był smak dzieciństwa.

      enjoy your meal, darling, but remember to have room for your special dessert 🧁💙
      Nancy

      Usuń
  74. Zdarzyło się tak, że kilka razy uciekała ze swojego domu i to właśnie przez okna zasłonięte tymi nieszczęsnymi żaluzjami. Nie był to za każdym razem ten sam dom i nie zawsze były to typowe ucieczki, co bardziej wymykanie się. Czasem ciężko było jej wytrzymać z matką, czasem próbowała zwrócić na siebie uwagę ojca, czasem miała ochotę po prostu zniknąć, a raz… raz strasznie bała się zostać, więc również uciekła. Nie oknem, drzwiami, ale i tak dotychczas była to najbardziej spontaniczna ucieczka w życiu Paige.
    Nie była z siebie dumna z tego powodu. Wolała stawiać czoła przeciwnościom niż przed nimi uciekać. Wtedy lepiej czuła się sama ze sobą, wiedząc, że umie się poradzić w życiu i nie chowa pod siebie ogona, próbując wcisnąć się w jakiś ciemny kąt, ale i ją los potrafił przyprzeć do ściany, zmuszając do desperackich posunięć. Bywała przytłoczona, pewnie zresztą jak każdy, i mimo wewnętrznej niechęci do siebie samej w takich sytuacjach, uginała się pod wpływem tej rosnącej w niej desperacji, niezaspokojonych potrzeb i emocji zależnych od tych konkretnych okoliczności. Jednak ta jej upartość i duma nie do końca pozwalały na to, by nazywać to po imieniu, dlatego Paige nie miała teraz na myśli mieszkania w Atlancie, kiedy wspominała o ucieczce – to było zbyt świeże i przez to jeszcze zbyt dotkliwe, by tak swobodnie o tym rozmawiała. Przypomniały jej się te nastoletnie wybryki, kiedy było jej bardzo spieszno, by wybyć z domu i uciec przed matczynymi humorami i o takie historie z życiorysu mogła już opowiadać. To były w końcu zamknięte rozdziały, przeszłość, która nie będzie już za nią gonić i która zwyczajnie się zestarzała.
    Pokręciła lekko głową z rozbawienia, kiedy Rowan westchnął, ale już nic nie dodała. Zrobi mu tę kawę za nim skończy wieszać zasłony, o to się martwić nie musiał. Nie chciała go tylko zostawiać samego z agrafkami, a w obecnym stanie chodzenie w tę i we w tę, nawet na krótkie odległości. W mieszkaniu łatwo było jej się zresztą zapomnieć, że powinna uważać na swoją kostkę, a wypadało dać dłuższą chwilę mrożonej marchewce podziałać na opuchliznę.
    — Kajak? — powtórzyła za nim, unosząc ze zdziwieniem brwi i spojrzała na chwilę na niego, uważniej się przyglądając. — Nie wyobrażam sobie ciebie w kajaku — odparła, wracając uwagą do agrafek. Kajaki kojarzyły jej się z małymi łódkami, a w małych łódkach nie widywało się facetów postury Rowana. Ale Paige o kajakarstwie nie miała zielonego pojęcia i w ogóle trzymała się z daleka od wody, która sięgała wyżej jej kolan. — Nie jest ci niewygodnie, jak takim płyniesz? — dopytała, mimo wszystko podejmując próbę kreatywności, by go sobie jednak w takiej małej łódce wyobrazić.
    Popatrzyła krótko kątem oka na stolik, po którym i pod którym walały się pozostałości po konstruowaniu lampionów i cicho westchnęła. Generalnie wnętrze mieszkania jasno sugerowało, co miała tutaj do roboty i akurat ten mały bałagan po zabawie, jaką sobie urządziła w z okazji festiwalu, to była drobnostka. Ale pewnie to właśnie za porządki zabrałaby się najpierw, żeby stopniowo wszystko tutaj sobie poukładać, porozkładać i w trakcie jeszcze rozplanować na nowo.
    — Może zostałabym dłużej na festiwalu, poszła potańczyć… — odparła na początek, poprawiając zebraną na nogach zasłonę, której materiał przesuwała w palcach wraz z każdą zaczepioną agrafką. — A tak, to po powrocie do domu ogarnęłabym tu trochę. Później wzięłabym pewnie kąpiel, poczytałabym książkę, gadałabym do psa, a na koniec zapaliłabym kadzidełko i poszła spać. Albo jeszcze trochę poczytała — wymieniła, obracając głową to w jedną stronę, to w drugą. — O! Albo jeśli nie mogłabym zasnąć, to wyszłabym na balkon popatrzeć sobie w gwiazdy czy coś. Tutaj je przynajmniej widać, nie to co w Atlancie… Ale tak poza tym, to na dziś nie planowałam niczego szalonego.
    Szaleństwo poniekąd przyszło dzisiaj do niej samo i napsuło krwi.

    Paige King

    OdpowiedzUsuń
  75. Nie interesowały ją sporty wodne. Ani olimpiady tak w ogóle, ale to nie miało ze sobą nic wspólnego poza tym, że nie miała skąd wiedzieć, jak wygląda przykładny kajakarz. Jak wyglądała ta mała łódka też nie wiedziała, chyba nawet żadnej z bliska nie widziała, a na pewno się nie przyglądała, nawet jeśli miała wcześniej ku temu okazję. Nie był to jednak dla niej jakiś problem „nie wiedzieć” i przez to zadawać głupie pytania. Tym bardziej nie sądziła, by miała się czym przejmować w przypadku, kiedy chodziło o aktywności związane z wodą, bo szansa, że miałyby ją one dotyczyć, była bliska zeru. Paige nie umiała nawet pływać, więc na żadną łódkę, nieważne jakich rozmiarów by była, pakować się nie będzie.
    O tym, że kajaki się dobiera, też nie wiedziała i sama by na to nie wpadła, więc na taką nowinę chwilowo zmarszczyła brwi. Niech będzie, że przeciętny kajak jest całkiem długi, ale wydawało jej się, że są one też dosyć wąskie. Zastanowiła się nad tym, w dalszym ciągu nie bardzo wiedząc, jakby to mogło wyglądać, na przykład takie przymierzanie kajaka, ani jak ktoś postury Rowana miałby w czymś takim wygodnie siedzieć. Ostatecznie jednak uśmiechnęła się rozbawiona do swoich myśli, zostawiając sprawy kajaków na ich przymierzaniu, myśląc o tym trochę zbyt dosłownie.
    To rozbawienie pogłębiło się bardziej, kiedy w zamian oznajmił, że on nie wyobraża sobie jej tańczącej.
    — Serio? — Uniosła brew do góry, choć spojrzeniem śledziła ruchy swoich palców i nie wyłapałaby w tym momencie zmian w mimice Rowana, które pozwoliłyby jej zweryfikować, czy sobie przypadkiem nie żartował. — A to niby czemu? — dopytała, ale zaraz dotarł do niej drobny szczegół. — Oczywiście, pomijając to, że teraz mam skręconą kostkę, z którą ja też nie wyobrażam sobie siebie w tańcu… Ale tak ogólnie? — Zdziwiło ją to odrobinę, bo lubiła tańczyć i jakoś nigdy nie przyszyło jej do głowy, że może na taką nie wyglądać, albo że nawet ktoś nie umiałby sobie tego zobrazować. Czyżby była aż tak niezgrabna w jego oczach? Jeśli tak, to całe szczęście, że to swoje tańczenie ograniczała do zwykłej zabawy, bo mogłaby mieć problem. Tańca nie wiązała też w pierwszej kolejności z wyrażaniem czegokolwiek, choć pewnie jeśli by o tym dłużej pomyślała, to by dostrzegła tego typu zależności. Szczególnie, kiedy wybierała się na jakiś rave i mowa była o tego rodzaju sposobach, żeby się wyszaleć, ale na spokojniejszym parkiecie też by miało to zastosowanie. I wcale nie musiała być pod wpływem jakiś substancji w mniej lub bardziej płynnej formie, żeby się dobrze wtedy bawić.
    Przyjrzała się, ile mniej więcej zejdzie jeszcze agrafek, nim będzie można powiesić zasłonę i oszacowała, ile czasu na to schodzi. Rzeczywiście nie szło im to jakoś mozolnie, może dlatego, że żadne aż tak bardzo się przy tym nie starało i nie celowało w idealne rozstawienie zagięć. Trwało to trochę krócej, niż Paige zakładała na początku i chyba trochę ją to zmartwiło, bo właśnie – Rowan uwinie się z sąsiedzką działalnością charytatywną w jej mieszkaniu, gdzieś w trakcie wypije kawę i sobie pójdzie, a ona zostanie sama. Może nie do końca sama, bo był jeszcze Scraps, który wyłożył się za kanapą i odpoczywał, ale z powodu wrodzonej przekory, nie chciała polegać na psie, nawet jeśli ten pies z pewnością sobie na to zasłużył. W ogóle nie chciała polegać na nikim innym niż na samej sobie, ale dzisiaj zawiodła się już tak z dwa razy. Trzeciej porażki z rzędu wolałaby nie ponosić.
    — Jeszcze z dwie po twojej stronie i będzie gotowe. Dwie pozostałe zasłony załatwimy podobnie i będzie po robocie. — Wbrew temu, jak się czuła, zamierzała przyczepiać te agrafki do pozostałych zasłon, choć usprawnienie tego procesu nie było jej zbytnio na rękę. Tylko skoro już oboje przygotowali jedną zasłonę, dziwnie byłoby zostawić pozostałe całkowicie Rowanowi. — Posiedzę, póki marchewka jest jeszcze zimna i zrobię ci kawę. — Posłała mu krótki uśmiech i wypuszczając materiał zasłony, pochyliła się, by poprawić paczkę z mrożonką, którą prowizorycznie zabezpieczyła swetrem przy swojej kostce.

    Paige King

    OdpowiedzUsuń
  76. Prawdę mówiąc, Nancy w dalszym ciągu nie mogła uwierzyć w to, że jeden magiczny wieczór kompletnie odmienił jej znajomość z Rowanem. Że to ryzyko, które podjęli przez grę i zabawę, i może jeszcze odrobinę przez płynący we krwi alkohol, który dodał im odwagi, się opłaciło. Obawiali się tego, ile mogą stracić, ale dopiero teraz przekonywali się o tym, jak wiele zyskali. Coś jeszcze bardziej wyjątkowego, coś, co nie pojawiało się nawet w najśmielszych snach Nancy, bo chociaż może i była w stanie pomyśleć o Rowanie w ten szczególny sposób, patrząc na niego jak na mężczyznę, którym jest zainteresowana, z którym mogłaby randkować i poznawać się bliżej, to zdecydowanie brakowało jej odwagi, by po to sięgnąć. Przede wszystkim ze strachu, ponieważ to on robił z ludźmi niesamowicie głupie rzeczy, ale też dlatego, że miała wrażenie, że ten cały chaos, który jej towarzyszy, nie pasuje do poukładanego życia Johnsona.
    Cokolwiek czuwało nad nimi u Dawsonów, cokolwiek zaprowadziło ich do tego schowka, konsekwentnie pozbawiając ich kolejnych granic i cokolwiek doprowadziło do tej randki, niech to coś ich nie opuszcza, bo jest cudownie. Nancy dawno nie czuła się tak dobrze, a chociaż była bardzo ostrożna w stwierdzaniu odważnych faktów, szczególnie, że to dopiero była ich pierwsza oficjalna randka, choć przed nią i tak poszli już o kilka kroków dalej, aczkolwiek pragnęła, żeby tak już zostało. Tego była pewna.
    Pewna była również tego, jak się przy nim czuła i że było to uczucie nieporównywalne do niczego innego, bo chociaż nie nazywała tego wprost, to uwielbiała, jak Rowan na nią działał. Od zawsze uwielbiała spędzać z nim czas, natomiast od momentu, w którym pozbyli się granic było jeszcze lepiej. Czuła się przy nim tak bardzo szczęśliwa i bezpieczna, że doszła do śmiałego wniosku; mogłaby codziennie robić mu takie tosty, gdyby tylko chciał i chętnie dzieliłaby się z nim kolejnymi historyjkami, równocześnie chcąc usłyszeć je od niego. Po ośmiu latach wciąż mieli co o sobie opowiadać, a Nancy z radością odkryła, że poznawanie Rowana i odsłanianie go z kolejnych warstw, to jedno z jej ulubionych zajęć.
    Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, który sam cisnął się na jej usta, kiedy rozczulona wsłuchiwała się w jego słowa, zgadzając się z nimi kiwnięciem głowy, bo po dzisiejszym dniu corndogi znalazły specjalne miejsce również w jej sercu. I te łyżwy, przez które obili sobie tyłki. I automaty do gier. I właściwie wszystko, co wspólnie robili.
    — Mam nadzieję, że tosty także będą ci się dobrze kojarzyć — wyznała trochę nieśmiało. — To może jutro na śniadanie zaserwujesz omlety? — zaproponowała z uniesioną brwią, posyłając Rowanowi pytające spojrzenie. Nie wiedziała, czy poznał wszystkie tajniki i sekrety babci na idealne omlety, ale skoro już zaczęli ten festiwal smaków z dzieciństwa oraz tych, które dobrze się im kojarzą, pomyślała, że to będzie miłe doświadczenie. Jej sprawiało frajdę przygotowanie tostów, z którymi nie dość, że wiązało się coś dobrego, to jeszcze mogła podzielić się tym z Rowanem. To nic wielkiego, ale doceniała małe rzeczy. — Nie pogardzę śniadaniem do łóżka — dodała jeszcze, niewinnie się drocząc. Nie oczekiwała tego i, biorąc pod uwagę ich ostatni raz, nawet nie była w stanie przewidzieć, czy będą mieli na to czas, czy może jednak poświęcą go na coś ciekawszego.
    Gdy Nancy z pomocą Rowana uporała się z tostami, którymi smakowicie pachniało w całej kuchni, odwróciła się do niego przodem i opierając biodrem o blat, obserwowała go uważnie, gdy próbował jej przysmaku. Czuła się trochę tak, jakby brała udział w kulinarnym show i zaraz miała zostać poddana surowej ocenie, choć to ani nie było wybitne dzieło, ani nie wydawało się jej, żeby Rowan był aż tak ostry i wybredny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygryzła się w swojego tosta z cichym pomrukiem zadowolenia, z satysfakcją odkrywając, że był dokładnie taki, jaki powinien; chrupiący, gorący, z ciągnącym serem i słodkim pomidorem. Nieznacznie uśmiechnęła się pod nosem, trochę rozbawiona tym, jak Rowan ubrudził się majonezem, a po jego ocenie poczuła się zdecydowanie pewniej, bo to oczywiste, że zależało jej na tym, aby mu smakowało.
      — Cieszę się — przyznała z zadowoleniem. — Tylko nie wykup mi majonezu ze sklepu — zażartowała i wyciągnęła dłoń w jego stronę, opuszkiem kciuka czule przesuwając po jego wardze, ścierając z niej jego resztki. Odłożyła swój nadgryziony tost na talerz i potarła o siebie dłonie, pozbywając się z nich tego specyficznego tłustego uczucia, aby bez obaw móc sięgnąć po kieliszek z winem i jednocześnie posłała Rowanowi bardzo wymowne, niby to ostrzegawcze spojrzenie i za karę z zaskoczenia dźgnęła go palcem w brzuch, próbując się przy tym nie roześmiać.
      — Może tak… — rzuciła tajemniczo z figlarnym uśmiechem, jakby rzeczywiście potrafiła dostrzec między sobą a Bestią wspólne cechy. — Chcesz mi powiedzieć, że też je dostrzegasz i że cię niesamowicie kręcą, bo masz dziwne fetysze jak Piękna? — zapytała zaskakująco poważnie, choć prowokująco, drocząc się z Rowanem i wpatrując się w niego tymi swoimi niebieskimi oczami. Tym wzrokiem, który tak doskonale znał.
      — To była moja ulubiona, najpiękniejsza księżniczka, ulubiona bajka no i może ja też odrobinę podkochiwałam się w Bestii — wyznała po krótkiej chwili namysłu, delikatnie wzruszając ramionami. Sama nie wiedziała, dlaczego akurat Piękna i bestia stała się jej ulubioną bajką, ale jak większość małych dziewczynek kochała księżniczki i zachwycała się bezgraniczną miłością, nawet jeśli z perspektywy czasu ta bajka była głupia i absurdalna. A jej brat o tym wiedział, dlatego, żeby mieć z głowy dziecko, dał jej jeść i włączył coś, co z zaciekawieniem oglądała.

      this will be the best dessert of your life 🍒😏
      Nancy

      Usuń