Był doskonałym przykładem rozczarowania i nie tak bardzo czarną, ale jednak, owcą, która zniszczyła przyszłościowe plany jednym, srogim wybrykiem, zapomnianym, na szczęście, już lata świetlne temu. Nie płakał z tego powodu, bo to nie jego plany wzięły w łeb, a ambitnych rodziców, którzy po dziś dzień trochę się za to wstydzą, i nigdy nie żałował, choć życie miałby sielankowe, gdyby dorobił się prawniczego tytułu i strzelał z paragrafów na prawo i lewo, nie ograniczając się jedynie do prawa Mirandy i swojej broni. Ale stara szeptucha zawsze przepowiadała, że z tego dzieciaka to mecenasa nie będzie; przecież to archetyp wojownika, gotowy wykorzystać swoją siłę dla dobra wspólnego, a nie własnego. Nie napcha sobie kieszeni ludzką krzywdą, bo służy czemuś znacznie większemu od siebie. Na szczęście, prawa natury gwarantują, że kiedy jedne drzwi się zamykają, otwierają się inne – jemu otworzyły się dokładnie te, o których marzył skrycie i po cichu. Wszedł w policyjne buty i nigdy ich nie zdjął, nie ważne jak mocno obcierał sobie pięty, czy jak często potykał się o niedowiązane sznurówki, płacąc za błędy cenę tak wysoką, że w kilku przypadkach wartą niemalże życie. Bo niemożliwe rzeczywiście nie zawsze było możliwe, ale dla niego musiało stać się przynajmniej dopuszczalne. Dla niego nieosiągalne musiało stać się osiągalne, a odwaga to wybór, którego dokonał, nie jeden raz zdając sobie sprawę, że szczęście sprzyja tylko ludziom zdecydowanym na wszystko. Zdecydowanym na stąpanie po cienkiej linii między życiem, a śmiercią. Na pełnienie roli dyrygenta w walce między dobrem, a złem. Na ból, pot i łzy, i na bezkres wyrzeczeń, dzięki którym policyjne buty stają się lżejsze. A w końcu zdecydowanym również na to, że najpierw zobaczysz tragedię, a później, jak gdyby nigdy nic, z uśmiechem wybierzesz farby do pokoju.
Imiona i nazwisko:Rowan William Johnson Data i miejsce urodzenia:04.07.1988 r. Camden, Georgia Miejsce zamieszkania:własna posiadłość, Orchard Heights, Mariesville Aktualny zawód i miejsce pracy:szeryf, Mariesville Police Department Poprzedni zawód i miejsce pracy:oficer SWAT, Atlanta Police Department Stopień:kapitan Grupa:Lokalni Bohaterowie Pojazdy:Chevrolet Tahoe, Dodge Charger, prywatny: Ford Ranger Hobby:kajakarstwo, strzelanie, jazda konna, harmonijka, dart
Jeżeli mieszkasz tutaj dłużej, na pewno znasz jego rodzinę – Johnsonów nie da się zresztą nie zauważyć, a tym bardziej zapomnieć, bo od pokoleń pełnią w mieście funkcje publiczne i siedzą na świeczniku, reprezentując interesy lokalnej społeczności. Na pewno kojarzysz byłego burmistrza, który nie szczędził funduszy miejscowym przedsiębiorstwom i kobietę, która stworzyła tutaj swoje prawnicze imperium. Bywają przecież na wszystkich wydarzeniach, zawsze chodzą pod rękę, a miejscowy monitoring jakimś cudem ich nie sięga, czego nie można powiedzieć o trójce ich dzieci. Zwłaszcza o tym najstarszym, Rowanie Johnsonie, który jako dzieciak skoczył kiedyś z Wodospadów Riverside i rozbił sobie głowę. Uczęszczał do lokalnych szkół i krnąbrny był z niego uczeń, choć nigdy nie wagarował, a po lekcjach udzielał się w wolontariacie i wszędzie było go pełno. Poskładał swój pierwszy kajak i testował go z dzieciakami z sąsiedztwa na stawie w Applewood Park, a na balu maturalnym został nawet królem i piękną koronę oddał później na charytatywną licytację. Miał być prawnikiem, tak jak przykazała rodzinna tradycja, więc poszedł na studia do Duke Law School w Północnej Karolinie, ale nie dotrwał do końca. Wydalono go na trzecim roku, bo uderzył wykładowcę w twarz – podobno wcale nie bez powodu, bo w czyjejś obronie, ale to akurat mało kogo wtedy obchodziło. Miał dwadzieścia dwa lata jak wstąpił do policji i dwadzieścia dwa i pół, jak chciał rzucić to w cholerę, ale tego nie zrobił, bo obiecał samemu sobie, że nie da zdeptać się tym starym wyjadaczom z Camden. Okolica usłyszała o nim po raz pierwszy, gdy wskoczył do Maple River i wyciągnął z niej topiącego się pięciolatka. Nie oczekiwał w zamian niczego, ale bohaterski czyn został doceniony przez dowódcę, który w nagrodę przepchnął go do głębszych sektorów. Wtedy okolica usłyszała o nim po raz drugi, bo rozbroił człowieka, który na oczach przechodniów przystawił sobie strzelbę myśliwską do głowy, i nie zrezygnował, gdy w afekcie to w niego skierował długą lufę. Na pewno nie zdajesz sobie sprawy, jak ciężką pracą obkupiona była jego życiowa ścieżka, bo tak niewiele o nim wiadomo, ale obiło ci się o uszy dokąd zaprowadziła go determinacja. Może twój wzrok również za nim podążał, choćby z ciekawości, kiedy mając dwadzieścia dziewięć lat dostał się w szeregi SWAT i nie przesiadywał już tak często w The Rusty Nail, albo gdy wracał po kilku dniach ze służby i w drodze do lokalnego marketu dziwnie utykał na jedną nogę. Zbywał to machnięciem ręki i stawiał ci piwo, dokładnie takie, jak lubisz, a potem oferował bezinteresowną pomoc przy naprawie płotu, który znów skrzywił się po ostatnim wietrze. Wiesz, że jeśli pojawiała się potrzeba, był dla wszystkich razem i dla każdego z osobna. Może to między innymi twoja krew uratowała mu życie, bo kiedy lokalne wiadomości obiegła informacja, że został dwukrotnie dźgnięty nożem w brzuch i potrzebuje krwi, chętnych do oddania jej nie brakowało. Walczył trzy tygodnie i wykaraskał się z tego z trudem, ale długo zastanawiał się czy było warto. Miał trzydzieści cztery lata, jego marzenia się roztrzaskały, a pożegnania ze służbą, którą przecież żył, bał się bardziej niż śmierci. Prawa natury gwarantują jednak, że kiedy jedne drzwi się zamykają, otwierają się inne – w ten właśnie sposób, w roku dwa tysiące dwudziestym drugim, został szeryfem Mariesville, by dalej służyć lokalnej społeczności. Od zawsze i na zawsze.
2010/2011 local police, Camden Police Department
2011/2015 local police, Mariesville Police Department
2015/2017 taks force Nighthawks DUI, Georgia State Patrol
2017/2021 entry team SWAT, Atlanta Police Department
2022/ ∞ sheriff, local police, Mariesville Police Department
2018 — Interpol Washington, USNCB — proposal rejected
2020 — DEA Wirginia, Special Response Team — proposal rejected
2021 — suspended from official duties, finally exonerated, discontinuation of criminal proceedings
[yay ;) Będę pierwsza na nowej karcie - hip hip hurra.... nie no, ale teraz na poważnie. Dzięki za komentarz pod kartą ;) Z miłą chęcią popisałabym z panem szeryfem. Baa nawet myślałam o jakimś dalekim pokrewieństwie - hmmm kuzynostwo nie widziane od lat? A jeśli już mowa o rzeczonej zbiórce, to jak pisałam kartę to gdzieś tam z tyłu głowy miałam ją nawet na myśli, tylko że Patty to taka osóbka trochę skryta - pewnie, by się schowała do mysiej dziury z myślą o kłopotaniu obcych ludzi swoim "problemem".
OdpowiedzUsuńNo albo o jakiś też wykroczeniu, gdy była w trakcie przesyłki kwiatów etc do wskazanego miejsca i zdarzyłby się jakiś problem.
Albo jeszcze coś co tb wpadło do głowy, No ale nie nalegam jeśli masz nadmiar wątków.]
Patricia Amaya
Zemsta. Wyrównywanie rachunków. Odreagowywanie złości. Jak zwał, tak zwał. Paige zwyczajnie nie lubiła, kiedy robiono z niej idiotkę, a tak to wyglądało, kiedy dowiadywała się o tych różnych wyskokach. Odpłacała się pięknym za nadobne, niech będzie, ale przynajmniej czuła się dzięki temu lepiej. Krzywd to nie zmywało, nie sprawiało to też, że cokolwiek wybaczała, ale wydawało się wtedy, że wszechświat odzyskiwał swoją równowagę i mogła iść ze swoim życiem dalej. Bywała impulsywna, momentami brakowało jej empatii i nie przejmowała się perspektywą innych osób, co zakrawało trochę o egoizm i nie było co tutaj próbować udawać, że jest inaczej. Tylko Paige miała też za sobą takie momenty w życiu, kiedy czegoś takiego jej brakowało i były to wspomnienia, do których nie wracała z przyjemnością, a które wręcz przypominały, jak może się coś skończyć, jeśli o siebie nie zadba sama albo nie pokaże innym, że nie warto mieć z nią na pieńku.
OdpowiedzUsuńZ porządnymi facetami również miała do czynienia, a nie tylko z takimi, których chętnie potraktowałaby czymś więcej niż miską dla psa. Nie każde jej rozstanie było dramatyczne lub wyciągało z niej te mniej przyjemne cechy osobowości. Były takie, które odbywały się za obustronnym porozumieniem i te chyba były dla Paige trudniejsze do przełknięcia. Jakoś tak łatwiej było się na kogoś wkurzyć i wywalić jego rzeczy przez okno, niż przyznać przed sobą i tą drugą osobą, że coś jest nie tak albo usłyszeć, że przestało iskrzyć i w sumie to nie wiedzieć czemu. Jednocześnie żadna z tych relacji nie trwała specjalnie długo i każdą z nich dzielił minimalnie rok, bo po każdej robiła sobie tak zwaną przerwę od facetów. Możliwe, że miała zwyczajnie pecha albo w chwilach słabości ignorowała jakieś oczywiste sygnały, które pozwoliłyby jej uniknąć tych wszystkich rozczarowań. Może to tak naprawdę problem siedział w niej. Może jej matka miała rację, kto wie. Póki co, świat Paige się jeszcze od żadnego rozstania nie zawalił, choć zawsze zależało jej, żeby coś z tych relacji jednak wychodziło. Nie pierwsze i nie ostatnie rozczarowania, jakich mogła się w życiu spodziewać.
— Nie, absolutnie. — Pokręciła zdecydowanie głową, marszcząc lekko brwi. — Aż tak kiepskiego gustu nie mam — odparła z nutą żartu, spoglądając na Rowana z teatralnym wyrzutem, że w ogóle mógł sobie pomyśleć coś takiego. Że aż tak pozwoliłaby pozorom dać się zmylić, by zaprosić do swojego życia faceta o podobnych zapędach.
Zastanawiała się, czy może dodać, że tamtego faceta nawet nie znała i ledwo co była w stanie odtworzyć w pamięci jego twarz, której ani się nie przyglądała, ani nie widziała w całości. Uznała jednak, że im mniej będzie wdawać się w szczegóły tej konkretnej sytuacji, tym lepiej. Chciała to zostawić jak najszybciej za sobą, wyciąć ten kawałek ze swojego życia całkowicie i nigdy do niego wracać. O byłych facetach mogła spokojnie opowiadać, to były sprawy zakończone, a ta… O tej bardzo chciała myśleć, że jest skończona, ale podświadomość nie za bardzo jej na to pozwalała. Szczególnie w takich chwilach, kiedy szła ulicą i zastanawiała się, czy nie zacznie to wyglądać dziwnie, kiedy znowu rozejrzy się dookoła, milknąc na moment.
— Scraps nigdy nie musiał się jeszcze mną z nikim dzielić i może dlatego jest czasami taki zaborczy — pomyślała na głos, jakby to naprawdę mogło właśnie chodzić i jakby wcale sama nie powiedziała wcześniej, że ten pies jest po prostu nauczony reagować konkretnie w konkretnych sytuacjach. — Nie wiem, rzadko jestem w stanie zrozumieć, o co mu chodzi. — Wzruszyła ramieniem, poprawiając włosy po jednej stronie twarzy, po której włosy trzymały się w koku dużo luźniej po całym dniu.
Pies do niej trafił już po rozstaniu z tym ostatnim facetem i w tym czasie Paige nie miała za bardzo ochoty plątać się w nowy związek. Nikt interesujący nie zakręcił się w jej otoczeniu, niespecjalnie też kogoś szukała, a i tak niedługo po tym, jak Scraps z nią zamieszkał, jej życie zaczęło się wyjątkowo komplikować. Nie byłby to najlepszy czas, żeby próbować z kimś utrzymać głębszą relację, z czym i tak miała problemy, kiedy wszystko toczyło się swoim zwyczajnym rytmem, a co dopiero teraz.
Usuń— Za rogiem w lewo wynajmuję mieszkanie. Właściwie to kawalerkę — uprzedziła, przenosząc na chwilę spojrzenie przed siebie na ulicę, która ciągnęła się jeszcze przez kilka metrów, za nim skręcała. — Chciałbyś jeszcze coś wiedzieć, czy teraz moja kolej? — spytała wesoło, kalkując, że nawet idąc tym ich spokojnym tempem, nie zostało im za dużo czasu.
Paige King
Jego łagodny głos rzeczywiście działał na nią uspokajająco. Nie powinna się niczego obawiać, kiedy był przy niej. Mimo to w jej głowie i tak pojawiały się niepokojące scenariusze, że włamywacz miał broń, że teraz niebezpieczeństwo nie groziło tylko jej, ale i Rowanowi, z drugiej strony on był doświadczonym funkcjonariuszem i na pewno lepiej operował bronią… Przestań, Anna. Sama siebie skarciła w myślach, zdając sobie sprawę, że za daleko posuwa się w swoich wyobrażeniach i że najpewniej sama się nakręca. Wzięła głębszy oddech i spojrzała na niego ze słabym uśmiechem.
OdpowiedzUsuń— Dobrze… — mruknęła cicho, znacznie łatwiej było powiedzieć, że się uspokaja niż w rzeczywistości to zrobić. Słysząc jego pytania zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć, czy słyszała jakieś odgłosy prócz stłuczonego szkła. — Chyba nie… — zawahała się na moment. — Myślę, że nic takiego nie słyszałam. — dodała po chwili bardziej pewnie.
Jeszcze raz spojrzała na rozbite szkło i wodę na podłodze. Powstrzymała się przez wzmożoną chęcią posprzątania tego, co dla jednych mogło być abstrakcją, Murrayowie jednak mieli małą obsesję na punkcie porządku.
Przeszli przez kuchnię, jadalnię, salon, gabinet, łazienkę i sypialnie dla gości i nic. Totalnie nic. Na dole nie było żadnego śladu obecności włamywaczy, nic nie było poprzestawiane, a Anna by od razu zauważyła, gdyby coś zniknęło. Jedyną szansą było to by włamywacz pomknął po schodach na górę, gdzie miał większe szanse na dorwanie bardziej wartościowych rzeczy, takich jak biżuteria czy chociażby gotówka ukryta w sejfie. Nie pomyślała, że mógłby udać się do spiżarni, do której de facto drzwi były uchylone. Jednak była niemal pewna, że to ona zostawiła je otwarte, gdy dzisiejszego popołudnia zanosiła tam różne przetwory, które sama zrobiła.
— Pójdziemy na górę? — spytała, delikatnie ukrywając się za ramieniem Rowana i spoglądając za nie na schody, które ukrywały się w ciemności. Zaraz sięgnęła dłonią by zapalić światło.
Zastanawiała się czy rzeczywiście ktoś był w domu, bo dużo wskazywało na to, że jednak nie, a ona niepotrzebnie spanikowała. Zamiast dzwonić do szeryfa powinna była sprawdzić sama dom, a nie wyobrażać sobie nie wiadomo co. Z drugiej strony, gdyby natknęła się na włamywacza, kiepski byłby jej los. Było niemal pewne, że nie była w stanie sama się obronić. Po pierwsze była drobną kobietką i w starciu z mężczyzn jej szanse prezentowały się marnie z czysto biologicznych względów i fizycznej przewagi. Kolejnym aspektem było to, że nie miała broni… znaczy, wiedziała, że w domu jest broń, jej ojca, Harolda Murraya, najprawdopodobniej w gabinecie, jeśli dobrze pamiętała, ale to nie zmieniało faktu, że nie potrafiła z niej korzystać. Może powinna była nauczyć się strzelać? Ta myśl wpadła do jej głowy dość niespodziewanie, ale była dość trafna. Dotąd nigdy nie myślała o takiej formie samoobrony, ale może powinna? Zawsze uważała Mariesville za najbezpieczniejsze miejsce na świecie, za jej własną oazę; jedno było pewne – kochała z całego serca miasteczko, w którym się wychowała i nie wyobrażała sobie życia nigdzie indziej.
Sprawdzili niemal cały dom, idąc przez sypialnie jej, jej rodziców, Juliet czy nawet Edwarda, który już tu nie mieszkał. Zerknęli nawet do łazienek, omijając jedynie strych na które drzwi były zamknięte na klucz i nic nie wskazywało by zamek został otwarty wytrychem czy w jakiś inny sposób.
— Nikogo tu nie ma… — stwierdziła Anna, mrucząc bardziej do siebie niż do niego. Zmarszczyła brwi i to totalnie jej nie pasowało. Jakim cudem ten dzbanek się zbił? Może to mocniejszy podmuch wiatru? Duchy?
Anna zeszła po schodach, jeszcze raz rozglądając się po salonie.
— Mam jakąś… — paranoję. Nie zdążyła dokończyć bo szparze drzwi prowadzących do spiżarni dostrzegła słodki, rudy koci łepek i bursztynowe ślepia wlepione prosto w nią. — Idiotka ze mnie. — schowała twarz w dłoniach z nerwowym śmiechem. — Rowan! — zawołała go. — Chodź tutaj, musisz to zobaczyć. — kiedy do niej dołączył, wskazała na słodką kicię. — Boże, tak bardzo Cię przepraszam… — zaczęła błagalnym tonem, nie chcąc ściągnąć na siebie jego gniewu. — Budzę Cię w środku nocy, bo… bo... — zaczęła się jąkać z nerwów. — Bo kot zbił mi dzbanek. Oto nasz włamywacz. — westchnęła. Choć oczywiście czuła pewną ulgę, że było to zwierzę, a nie człowiek.
UsuńMiała racje, wierząc, że Mariesville jest bezpiecznym miejscem.
nieco już spokojniejsza Anna, która czuje się jak totalna idiotka i niewątpliwie groźny, koci włamywacz
W jednej chwili jechała rowerem leśną ścieżką, by wykorzystać ostatnie ciepłe dni i posiedzieć nad wodospadem i dokończyć książkę, którą bała się skończyć, ponieważ martwiła się o swoje biedne, czytelnicze serce. Była to jedna z tych książek, które były tak świetne, że aż bolały, a po nich następował czytelniczy kac, które długo nie potrafiła wyleczyć czymś innym. Z przerzuconym plecakiem na plecach, który wypełniła przekąskami i książką pedałowała niespiesznie w stronę swojego ulubionego miejsca. W uszach miała założone słuchawki, w których buchała melancholijna playlista pasująca do historii, którą czytała. Rzadko spotykała kogoś na swojej drodze, jednak Rowan był jej prawie stałym punktem wycieczek, ponieważ często widywali się na szlaku, gdy ten spacerował ze swoim koniem. Kiwali sobie głowami na powitanie, Winnie czasem machała energicznie w jego stronę, kiedy widziała go już na horyzoncie. I za każdym razem było to nadzwyczaj spokojne spotkanie.
OdpowiedzUsuńW drugiej chwili wariacko machała kierownicą roweru, by złapać równowagę, kiedy przechodzący koń nagle stanął dęba. Adrenalina natychmiast podskoczyła w jej żyła, jednak nie zdołała utrzymać roweru i szybko poczuła zimną wodę, która zaczęła ją zalewać aż po czubek głowy. Zdążyła jedynie wydać z siebie przeraźliwy pisk, który zaraz został zagłuszony przez plusk.
Była późna jesień i choć pogoda rozpieszczała mieszkańców Mariesville to woda w rzece była cholernie zimna. Tak zimna, że Winifred w pierwszej chwili od wjechania do zdradzieckiej rzeki zaparło dech w piersiach i połknęła trochę wody, która teraz jeszcze chłodziła ją od wewnątrz. Nurt nie był duży, by mógł porwać dziewczynę, jednak chwilę jej zajęło, by mogła się uspokoić i trochę racjonalniej myśleć.
Jednak nim zaczęła wdrażać swój plan uratowania swojej skóry przed utonięciem, ktoś ją uprzedził. Co prawda, Winifred umiała pływać i zapewne potrafiła sama siebie uratować z potrzasku, jednak była wdzięczna, że w mocnym chwycie została pociągnięta na proste nogi przez Rowana, a także by złapać równowagę i chwycić się czegoś, zacisnęła pięści na polarze mężczyzny.
Jej ciałem wstrząsnął kaszel, by wypluć resztę wody, której zdążyła się nałykać. Włosy miała całe mokre, a jeansowa kurtka i gruby sweter nasiąknął wodą przez co Winnie zaczęła drżeć z zimna. W butach chlupała woda.
- Jezus Maria! - wyjąkała, szczękając zębami. Rozejrzała się, aż jej wzrok padł na skubającego trawę sprawcę całego zamieszania. Mogła przysiąc, że ogier wydał z siebie dźwięk podobny do prychnięcia, jakby dla niego to była zwykła zabawa. - Bawi cię to, ty, ty…czterokopytna kreaturo? - zapytała oburzona, wyciągając oskarżycielsko palec wskazujący w stronę konia. Zwierzę tylko spojrzało na nią kątem oka, machnęło ogonem i wróciło do skubania trawy.
-Dziękuję, szeryfie. - pokiwała głową, gdy już chwilę się uspokoiła i podtrzymując się w dalszym ciągu Rowana, oboje wygramolili się z rzeki. Winnie niemal natychmiast usiadła na trawie i trzęsącymi rękami ściągnęła z pleców plecak, który też niestety nasiąknął wodą. Zaczęła wyciągać jego zawartość i jęknęła żałośnie, gdy zobaczyła, że większa część jej książki zamokła, a tusz się rozmazał.
- O nie. A miałam ją skończyć. - skrzywiła się, rozkładając plecak na kawałku nasłonecznionej trawy i położyła książkę, by ta choć trochę wyschła.
Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że nie ma przy sobie roweru. Poderwała głowę do góry, by zauważyć, że rower wesoło płynie wraz z nurtem rzeki.
-Mój rower! - krzyknęła, dźwigając się na proste nogi i ruszyła biegiem, by brzegiem dogonić uciekającego roweru.
Nie pokonała jednak dużej odległości, bo przez to, że jej buty nasiąknęły wodą to podeszwa również była wilgotna, więc biegnąc poślizgnęła się na trawie i z impetem wylądowała tyłkiem na twardą ziemię.
Usuń-Mój rower! - jęknęła, wyciągając rękę w stronę nieba w geście rozpaczy i powolnym ruchem zaraz ją opuściła wzdłuż swojego ciała.
Pustym wzrokiem wpatrywała się w niebo. Dramatyzowała?Prawdopodobnie tak, jednak ze względu na to, że nie miała prawa jazdy, to ten rower był jej jedynym środkiem transportu. Był leciwy i często potrzebował drobnych napraw, jednak był to jej rower, który kupiła kilka lat temu za pierwsze zarobione w jadłodajni pieniądze.
Zadarła głowę do tyłu, dalej leżąc na plecach i spojrzała na Rowana.
- Chciałabym zgłosić zdarzenie. Rzeka ukradła mi rower. A wcześniej byłam uczestnikiem niebezpiecznej sytuacji na drodze leśnej. - przekręciła się na brzuch i dźwignęła się na nogach, podchodząc do szeryfa. - Dziękuję jeszcze raz za pomoc.
Winifred
[Jejku, nie spodziewałam się takiego powitania, hej, jest mi przemiło! ;))
OdpowiedzUsuńCzas jest bezlitosny, więc moja przerwa zleciała mi jak jeden dzień, ale już wystarczy, haha.
Nancy to konkretna i charakterna babka, a ponieważ ma zbyt dobre serce, to inaczej być nie mogło. Bardzo chętnie coś z wami napiszemy, cała przyjemność po naszej stronie, dlatego pozwolę sobie wysłać maila, żebyśmy mogły tam wszystko omówić, bo potencjał na wątek jest spory, co bardzo mnie cieszy! ;D]
Nancy Jones
Abigail była młoda i miała ogromne chęci do życia. Skupiała się na pracy, na studiach, poświęcała wszystko dla pensjonatu i z myślą o tym, by zajmować sie i dogadzać innym, szła każdego dnia przed siebie z wysoko uniesioną głową. Nie przeszkadzało jej to, nie była egoistką i pomaganie innym płynęło jej w żyłach od zawsze. Nie wdawała się w głebsze relacje, bo po ostatnim rozstaniu z swoim pierwszym chłopakiem, nie chciała się narażać na przykrości i zranienia, ale miała ogromne serce i tłumiła w sobie wiele pragnień i tęsknot, do których się zwyczajnie nie przyznawała. A może nawet nie była ich świadoma aż do niedawna. Ta jedna chwila zapomnienia i noc z Rowanem pokazały jej, jak wiele od siebie odsuwa, a on... on był niesamowity i zasiał paskudny mętlik w jej głowie.
OdpowiedzUsuńPrzygryzła mocno dolną wargę, czując jego dłonie na biodrach, gdy usadził ją sobie wygodniej. Podobało jej się to, już wcześniej zwróciła uwagę że jego charyzma i pewność siebie są magnetyczne. Przechyliła lekko głowę, śmiało zerkając mu w oczy i z dziwną satysfakcją, nieznaną dotąd Abi, patrzyła jak jego twarz się zmienia, jak spojrzenie nabiera intensywności i usta rozciągają się w uśmiechu. Wiedziała, że go zaskoczyła, ale nie wydawał się zły, może nawet jemu również się to podobało...? Tak, zdecydowanie wyglądał jak przebiegły i zadowolony lis w tym momencie, a ona już miała pewność, że sam wykorzysta jej zagrywkę, równie mocno zaskakując także i ją. I dobrze, lubiła to, że oboje podejmowali wyzwania i sie nie wycofywali, szczególnie kiedy żadne nie chciało skrzywdzić drugiego, a to wszystko to była tylko... zabawa. Bo tym właśnie było, prawda?
Nie musiał robić wiele, by wspomnienie ich bliskości ożyły, ale niekoniecznie było to dobrym znakiem, bo przecież więcej ich dzieliło, niż mogło połączyć. Abi zdecydowanie zbyt łatwo ulegała chwili, jak również zbyt wielką słabość odkrywała względem szeryfa w sobie.
- Dopiero zaczynasz...? - uśmiechneła się wesoło, a w jej oczach błyszczały intensywnie iskierki rozbawienia i radości, kiedy wpatrwała się w jego ciemniejące źrenice. Rumieńce na policzkach wręcz ją paliły, ale mimo wszystko ta sytuacja przestawała ją peszyć, a zaczynała bawić i... I czuła jeszcze coś mrowiącego w ciele, coś zupełnie ekscytującego ekscytującego, ale to może tylko to wyzwanie buzowało jej w żyłach, ryzyko jakie podejmowała bawiąc się w ten sposób z szeryfem.
Uśmiechnęła się szerzej, gdy przyłapała go, jak zerka na jej wargi. Miała dziś na nich wiśniowy błyszczyk, ten sam co wtedy nad rzeką. Na moment wstrzymała oddech, kiedy dotknął po chwili jej dłoni, odsuwając je od piersi. Cień niepewności przez ułamek sekundy przemknął w jej spojrzeniu, ale Rowan zgodnie z danym słowem i przyjętym wyzwaniem, patrzył jej już w oczy. Ułożyła dłonie na jego ramionach, czując pod opuszkami napiete mięśnie ramion od wiosłowania pod mokrą koszulką. Poruszyła się zaskoczona dotykiem, sapnęła cicho i podciągneła wyżej na jego udach, zagryzając znów mocno dolną wargę. Nie przewidziała, że drobne muśnięcie rozpali pod jej skórą gorąc, przypominający o tym, co potrafił jeszcze innego robić tymi rękoma i chyba tylko ostatkiem silnej woli nie zerknęła na jego usta. Chciała go pocałować w tym momencie tak diabelnie mocno, aż odetchnęła głebiej, a on znów mógł poczuć pod palcami jej drobną pierś, gdy się otarła o jego palce. Zadrżała, czując że na to nie była gotowa, siadając na nim i walcząc o strój.
Usuń- Rowan... piracie... - mruknęła, pąsowiejąc już na bordowy kolor, gdy tak bezczelnie wykorzystywał jej słowa przeciwko niej. Przesunęła dłonie na jego plecy, gdy przysunął sie, by zawiązać z tyłu drugą kokardkę i znaleźli się przez to tak blisko, że już stykali się nosami. Abigail uśmiechneła się słodko, prostując plecy przez ściągnięcie łopatek i lekko przechyliła głowę, całując go krótko w kącik ust i było to najbardziej niewinne co dzisiaj zrobiła i co może dzisiaj jeszcze mu zrobi. - To nie będzie porwanie, skoro sama zażyczyłam sobie wycieczki - stwierdziła z cichym śmiechem, muskając palcami jego mokry kark pod linią włosów zroszonych wodą.
Cierpliwie czekała aż skończy i w sumie bardzo cieszyła się z tej okazji, by mu się z tak bliska poprzyglądać. Rowan zwykle trzymał dystans, ale dzisiaj pozwolił jej się przebić przez wszystkie warstwy muru jakie wzniósł.
Łobuziara, ale słodka
Wiele by dała, by tamten facet był rzeczywiście kimś tak całkowicie przypadkowym. Trochę nie mieściło jej się to wszystko w głowie, choć trwało to już całkiem długo, ale to zdecydowanie nie był taki zwykły przypadek. Nie umiałaby tego zbyt dokładnie opisać, cały czas starając się tak naprawdę od tego odciąć. Taka dysocjacja od niewygodnych doświadczeń, jakiś mechanizm obronny, który wcześniej nie był jej do niczego potrzebny, a teraz przyczyniał się do tego, że sytuacja była dla niej jeszcze trudniejsza do zaakceptowania. Zresztą ten facet nie był jej jedynym problemem, nawet jeśli te pozostałe były wynikiem właśnie jego działań, o których dowiedziała się niedawno i w raczej mało przyjemny sposób. To był okropny bałagan, którego nie miała ochoty dotykać choćby kijem z odległości… ile było stąd do Atlanty? Sto kilometrów?
OdpowiedzUsuńNie uwierzyła, że nie było już nic, o co chciałby zapytać, ale rozumiała skąd taka decyzja. Ciężko było przewidzieć, na które pytania dałoby się udzielić krótkiej i jednocześnie wyczerpującej odpowiedzi. Ponadto istniała spora szansa, że wraz z kolejną odpowiedzią, pojawią się kolejne trzy pytania na jej miejsce i na takie coś to na pewno nie starczyłoby im czasu.
W sumie trochę szkoda, jak przeszło jej przez myśl. Dawno nie miała okazji tak zwyczajnie wyjść sobie na piwo i względnie niczym się nie przejmować. Taka odskocznia od nieprzyjemnej codzienności, coś, co odwróciło trochę jej uwagę od bieżących spraw. Naprawdę szkoda, że na tak krótko, bo było nie tylko zwyczajnie miło, ale też zabawnie i ciekawie, do tego zupełnie niezobowiązująco i jakoś tak swobodnie. Jakby nieważne, co teraz zrobić czy powiedzieć, niczego by to nie zmieniło, a byłoby zrobione. Przeżyte. Tylko zostawione w tym samym miejscu na zawsze.
— No dobrze — mruknęła cicho z iskierką w oku. Sama też miała trochę pytań, które chętnie by Rowanowi zadała. Szczególnie, że nie był zbyt wylewny i jego odpowiedzi zostawiały niedosyt, ale jednocześnie kończyły się krechą, której człowiek nie był pewien, czy może przekroczyć, czy jednak zaszedłby już za daleko. — Powiedz mi może… — zaczęła, przeciągając głoski i dla dodatkowego efektu postukała palcem po dolnej wardze. — Czy jest coś, co zawsze chciałeś zrobić, ale nigdy nie było ku temu okazji? Albo może nie miałeś na to po prostu czasu? Albo już się nie da nawet tego zrobić? Takie coś, o czym nie myślisz może codziennie i nie spędza ci to snu z powiek, ale od czasu do czasu do ciebie wraca. — Wyciągnęła rękę przed siebie, oglądając krótko swoje pierścionki i zaraz popatrzyła na szeryfa, uśmiechając się jak jakieś małe diabelstwo. Wyjątkowo zadowolone z siebie diabelstwo, które postanowiło sięgnąć po nieco większy kaliber pytań.
Nie było to aż takie tragiczne pytanie, ale z pewnością sięgało dosyć głęboko. Może poruszało coś prywatnego, jednak wcale przecież nie musiało. Chodziło o coś, do czego nie doszło, coś, co się nie wydarzyło, więc jeśli się uprzeć, to nieważne, co to było, nie było prywatne w takim dosłownym kontekście. Chyba, że Rowan takich myśli nie wypuszczał na światło dzienne, to rzeczywiście odpowiedź mogła być problematyczna do sformułowania. Liczyła jednak, że się nie podda i pociągnie tę ich zabawę do końca, skoro i tak zaraz mieli się pożegnać.
Paige King
Tak sądziła, że nie był raczej typem gdybacza, który w nieskończoność przerabia wydarzenia z przeszłości i zastanawia się, czy nie lepiej byłoby postąpić inaczej. Tego mogła się również spodziewać po tym, jak obejrzała sobie jego dłoń albo zastanowić się, czy może to skupienie na „tu i teraz” nie jest jego skorupą, jaką posiadał każdy rak. Nieważne jednak, skąd miała takie przeczucie, jej pytanie było o tyle dobre, że znów wymagało wyjścia poza pewne ramy. Nie myślał o takich rzeczach na codzień, to niech pomyśli teraz przy niej, bo i tak nic z tego nie wyniknie poza tą jedną chwilą. Nie będzie okazji, by mogli wymierzyć swoją obecną szczerość i otwartość w siebie nawzajem, a były one całkiem ekscytujące właśnie na ten moment. A jeśli nie ekscytujące, to przynajmniej interesujące i inne od standardowych rozmów z nieznajomymi.
OdpowiedzUsuńNie mógł też zawieźć jakoś bardzo zawieźć oczekiwań Paige, bo zupełnie nie wiedziała, czego mogła się spodziewać. Mógł myśleć o czymś pokroju jej ziemniaczanej zapiekanki i wcale nie byłoby to nic dziwnego, skoro w jego naturze było branie tego, po co chciał siegnąć. Tacy ludzie nie stwarzają sobie okazji do żałowania zmarnowanych szans. Istniało więc spore prawdopodobieństwo, że nie miał do powiedzenia na ten temat nic ciekawego czy wyjątkowego. I byłoby to jak najbardziej w porządku. W sumie najważniejsze, że musiał się nad tym zastanowić, zamiast podzielić się jakąś gotową odpowiedzią, którą mógł usłyszeć każdy.
Paige nie miała wybujałego ego ani nie szukała specjalnie uwagi innych osób, ale musiała przyznać, że w tej sytuacji nie bycie każdym dawało taką trudną do opisania satysfakcję. Nawet jeśli tylko chwilową, to i tak było to na swój sposób przyjemne.
Pokiwała zachęcająco, żeby nie sobie nie myślał, że nie chciałaby usłyszeć czegoś więcej, skoro była jednak taka rzecz. Nawet przeszedł ją mały dreszczyk w trakcie tego oczekiwania na dalsze rozwinięcie odpowiedzi.
Przy pierwszym, ciężko było się powstrzymać i nie parsknąć z rozbawienia. Czegoś takiego można było rzeczywiście bardzo żałować. Cholera, sama żałowała podobnych sytuacji, w których gryzła się w język. Rzadko, prawda, ale jednak czasami dochodziło do takiego cudu, że Paige zostawiała swoje myśli i spostrzeżenia dla siebie. Zdecydowanie cześciej zdarzało się, że choć świerzbiła ją ręka, a zęby bolały od zaciskania, ktoś nie dostał w nos i takich chwil też żałowała. Ale Rowan mówił o swoim byłym szefie, a nie o nachalnym kliencie z pubu! Jakie to musiało być frustrujące, pracować pod kimś, kogo miało się za idiotę i który prawdopodobnie takim idiotą był. I w systemie, gdzie funkcjonowała konkretna hierarchia, której trzeba było przestrzegać.
Przy drugim połknęła powietrze wraz z urwanym chichotem. Mimowolnie wbiła wzrok w szeryfa, jakby musiała się upewnić, że mówi na poważnie i że to nie jest żadna metafora albo inna anegdota, której nie rozszyfrowała od razu. Ale nie, mówił serio i to o czymś, co rzeczywiście siedziało w nim gdzieś głęboko. Coś, co prawdopodobnie było na tyle ciężkie, że opadło na dno i wzniosło wokół siebie mnóstwo piasku, który też potrzebował czasu, żeby opaść. Jeśli Rowan trzymał się zasad, to by o tym teraz nie powiedział, ale nie miała powodów, by podejrzewać go o oszustwo. Takich rzeczy się nie wymyśla dla żartów, przynajmniej on na takiego nie wyglądał, a jak na razie jej przeczucia się spełniały.
No cóż, musiała przyznać, że tego absolutnie się nie spodziewała. Zaskoczenie odbijało się wyraźnie w jej oczach, ale nie na długo, ustępując czemuś łagodniejszemu i cieplejszemu.
— Przykro mi — odparła tylko cicho, samej wciągając trochę więcej powietrza w płuca, które po chwili wypuściła i popatrzyła przed siebie. To nie było coś, co można było skomentować inaczej, mając na to tak niewiele czasu.
Nie zdradził, kim konkretnie była to kobieta i co tak naprawdę przyczyniło się do jej śmierci, ale ciężko było się nie domyślić, skoro gdzieś w tym wszystkim swoje miejsce znalazł jeszcze wcześniej wspomniany idiota. Ciężko było też się nad tym teraz nie zastanawiać, szukając potencjalnych szczegółów, które nie zostały wymienione, a które na pewno istniały. Dlatego też nie od razu zwróciła uwagę na to, że spytał o piętro, na którym mieszkała i właściwie to prawie minęła wejście do swojej kamienicy.
Usuń— Hmm? — bąknęła, nim świadomość podrzuciła jej odpowiedź. — Na samej górze, po prawej — zreflektowała się zaraz, zadzierając głowę, by samej popatrzeć. — Ten łysy balkonik z boku, to mój — dodała jeszcze, brodą wskazując na boczną ścianę budynku, idącą prostopadle do okna, o którym mówiła, że jest „po prawej”. Nie zdążyła wystawić sobie żadnych kwiatków, których mogłyby pozazdrościć jej sąsiadki i pewnie tego wcale nie zrobi.
Budynek nie był zbyt duży. Parter i dwa piętra, gdzie te ostatnie miały pościnane sufity, co odbijało się na metrażu użytkowym mieszkań. Ale prezentował się bardzo ładnie, niektórzy mogliby powiedzieć nawet, że uroczo i malowniczo. Paige nie miała jeszcze czasu, ani chęci, żeby skupiać się na walorach estetycznych okolicy. Cieszyła się, że znalazła sobie chwilowy kąt, w którym było też miejsce dla Scrapsa i za które nie musiała sprzedawać swojej nerki czy innego narządu. Jedyny minus, o jakim myślała w kontekście tego lokum, to że było tam strasznie ciepło i wietrzenie niewiele dawało.
Sięgnęła do kieszeni kurtki po klucze, podchodząc bokiem do trzystopniowych schodków, które prowadziły do drzwi wejściowych.
— Dobrze się z tobą rozmawia, wiesz? I wydajesz się nawet całkiem miły — odparła zaczepnie, stawiając nogę na pierwszym stopniu i zaraz na drugim. — Może nawet za tobą zatęsknię, jak sobie przypomnę, że kiedyś utknęłam na chwilę w jabłkowym raju — zażartowała jeszcze, ale bez krzty złośliwości, za to ze szczerą sympatią. Na pożegnanie wykonała lekki gest ręką, w której nie trzymała kluczy i odwróciła się do drzwi, przez które zaraz miała przejść. Tylko nie zdążyła nawet kluczy przekręcić w zamku, kiedy coś ją tknęło. — Hej, Rowan… — zawołała nie za głośno, możliwe że nawet tak, że jej nie usłyszał i okręcając się, zeskoczyła ze schodków.
Stanęła zaraz na krawężniku, zaraz przed szeryfem, który chyba zdążył zrobić może z dwa kroki, nie wchodząc jeszcze na chodnik. Jeśli nie usłyszał, jak go woła, to na pewno zwrócił uwagę na dźwięk jej obcasów, które przy tym krótkim skoku uderzyły głucho o podłoże, bo odwrócił się dokładnie w chwili, w której Paige stała już przy nim.
Złapała go jedną dłonią za koszulkę w okolicach kołnierzyka i bez żadnego słowa pocałowała. Nie musiała nawet stawać na palcach, żeby dosięgnąć jego ust, bo krawężnik i jej botki skutecznie nadrabiały tę różnicę we wzroście. Chciała go zaskoczyć na pożegnanie i to tak, żeby może jednak o tym pamiętał, choćby przez jakiś czas, bo ona o jego ostatniej odpowiedzi na pewno szybko nie zapomni. I miała to być szybka akcja, dlatego trzymała go za koszulkę, żeby go do siebie przyciągnąć i zaraz odsunąć, tylko jakoś z tym odsuwaniem nie wyszło tak, jak planowała. Z samym pocałunkiem właściwie też. Ani Rowan nie wydawał się tym zaskoczony, ani nie był to szybkie i nie smakowało jak pożegnanie.
Paige King
Było jej tak niesamowicie głupio przed Rowanem. Boże, miała ochotę zapaść się pod ziemię i zniknąć z zasięgu jego wzroku. Czuła się jak totalna idiotka. Paradowała przed nim w swojej słodkiej, różowej piżamce, nawet nie pomyślała o tym, żeby się ubrać i chodzili po domu, szukając uroczego kotka. Sytuacja wydawała się być absurdalna. Kot jednak ją rozczulił na tyle, że nie umiała się powstrzymać, kucnęła przy nim i podrapała za uszkiem. Ten zamruczał rozkosznie, a na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech.
OdpowiedzUsuń— Myślisz, że jest czyjś? — zagadnęła, oglądając się na Rowana. — Musimy to sprawdzić. — stwierdziła, choć oczywiście nie zamierzała tego robić teraz. — Jutro zabiorę tego słodziaka do weterynarza. — w tym momencie totalnie zapomniała, że jutro jest niedziela i większość gabinetów weterynaryjnych była zamknięta, o ile nie wszystkie.
— Już skradł mi serce, ten mały zbój. — wzięła go na ręce, a kociak nawet nie protestował. Mógł mieć zaledwie kilka miesięcy. — Jeśli do nikogo nie należy, to będzie mój. — oznajmiła, uśmiechając się przy tym szeroko. Pogłaskała go, idąc wraz z nim w kierunku kuchni. Wcześniej zamknęła drzwi od spiżarni.
— Naprawdę nie musisz. — stwierdziła łagodnie. Nie mogła w końcu pozwolić, żeby jeszcze tutaj sprzątał! Jakby za mało go wykorzystała… — Potrzymaj kociaka, a ja to ogarnę. — stwierdziła i migiem się z tym uwinęła. Zmiotła całe szkło, wyrzucając je do kosza i zaraz umyła podłogę, pozbywając się jakichkolwiek śladów bałaganu. — I gotowe! — uśmiechnęła się, odstawiając mop do szafki.
Spojrzała na niego i nagle jakby ją oświeciło.
— Rowan… — zaczęła absolutnie poważnie. — A może Ty go weźmiesz?! — zapiszczała podekscytowana, a cała powaga uleciała w sekundę. — Boże, to niewyobrażalne, jak Wy słodko razem wyglądacie… — zamruczała pod nosem. — Masz jakiegoś zwierzaka? — zagaiła. Wciąż miała wyrzuty sumienia, że go tu ściągnęła i już sobie obmyślała w jaki sposób mogła mu się odwdzięczyć. Miała w głowie różne scenariusze. Może upiec mu ciasto? Kupić dobrą butelkę alkoholu? Zaprosić go na kolacje? Zastanawiała się nad tym i zaraz przejęła od niego kociaka, który co zabawne zeskoczył z jej rąk i zaczął ocierać się o nogi szeryfa.
— Och! Chyba woli Ciebie… — bezradnie rozłożyła ręce. — Wcale mu się nie dziwię. — dodała cichutko, z nieco zawadiackim uśmiechem. Zastanawiała się, czemu Rowan wciąż był kawalerem. W końcu był jedną z lepszych partii w Mariesville. Wyjątkowo przystojny, inteligentny, roztaczający wokół siebie poczucie bezpieczeństwa, a do tego szeryf! Panny na pewno się za nim oglądały. Może podobnie jak Anna nie miał szczęścia w miłości? Była ciekawa, ale raczej nigdy się o tym nie przekona.
— Masz ochotę na herbatę? — zaraz po zadaniu tego pytania, uświadomiła sobie jak bardzo głupie było. Najpewniej jedyną rzeczą o jakiej teraz marzył, był powrót do łóżka. Z jednej strony chciała go tu zatrzymać, nie chcąc zostać sama. Z drugiej zaś wiedziała, że to strasznie egoistyczne i powinna zadbać też o jego potrzeby, a nie tylko o swoje. — Wybacz, na pewno nie masz. Pewnie chcesz wrócić do łóżka… — zaraz się zreflektowała. — Jakoś muszę Ci wynagrodzić tą pomoc… — zaczęła dość niepewnie. — Więc może pójdziesz ze mną jutro na kolacje do RIBEYE Steak House? Albo pozwolisz, żebym coś dla Ciebie ugotowała? — zaoferowała się, mając nadzieję, że się zgodzi i że ma wolny, niedzielny wieczór. — Ale! To… Nie randka! — w pewnym momencie trochę się zestresowała, myśląc, że jej propozycja mogłaby mieć podtekst romantyczny. Przegryzła nerwowo wargę, odrobinę za mocno, bo aż do krwi. Miała wrażenie, że zrobiło się trochę niezręcznie, więc wciągnęła głęboko powietrze i próbowała ratować sytuację. — Nie chodzi o to, że nie chciałabym… — zaczęła, ale to nie brzmiało wcale lepiej. Oczywiście Rowan był atrakcyjnym mężczyzną i nie chciała mu w jakikolwiek sposób ujmować, ale nie taki był cel jej zaproszenia. — Chodzi o to… że… że... — zaczęła się mimowolnie jąkać, mimo że przecież znali się tyle lat i byli dobrymi znajomymi. — Po prostu chcę Ci podziękować. — wydukała w końcu.
odrobinkę niezręczna Anna
Ostatnio Nancy rzadko wychodziła z domu w celach typowo rozrywkowych. Jej codzienność kręciła się wokół pracy i domu, w którym próbowała organizować czas babci. Razem gotowały, piekły, wychodziły na spacery, rozwiązywały krzyżówki i książkę pełną łamigłówek, którą kupiła jej na urodziny w maju z nadzieją, że w czymś jej to pomoże. Bywało różnie, Cecily miewała lepsze i gorsze dni, a to sprawiało, że Nancy musiała przystopować. Czasami tęskniła za beztroskimi, nastoletnimi czasami, gdy podkradała dziadkom nalewki i wymykała się z domu, spędzając gorące, wakacyjne noce nad wodą lub przy ognisku, martwiąc się jedynie tym, że rano będzie musiała wstać udając, że nie ma kaca i nie jest zmęczona. Musiała więc przyznać, że zaproszenie, które dostała od Lisy Dawson niesamowicie ją ucieszyło, ponieważ z całą mocno przypomniało jej o tym, co dawno temu porzuciła. Wciskając się w czarną, krótką, klasyczną sukienkę, z koronkowymi wstawkami, aby zachować klimat imprezy, czuła się trochę znowu jak nastolatka, ale z tą różnicą, że tym razem nie musiała wymykać się oknem w środku nocy.
OdpowiedzUsuń— Za kogo jesteś przebrana? — odezwała się Cecily ze zmarszczonymi brwiami i zdziwioną miną, jakby za wszelką cenę próbowała odnaleźć w stroju swojej wnuczki coś, jakąś podpowiedź lub skojarzenie, które skierowałyby ją w odpowiednią stronę. Poprawiła nawet swoje okulary, jeszcze bardziej wychylając się zza drzwi.
— Za nikogo. To impreza bez przebrań — wyjaśniła z ciepłym uśmiechem Nancy, choć już o tym kilka razy rozmawiały, prezentując babci swój outfit. Delikatnie się obróciła, aby mogła zobaczyć ją z każdej strony i poprawiła włosy, rozkładając ręce.
— A to głupie — skwitowała Cecily, z grymasem machając ręką. — Ale ty wyglądasz pięknie — dodała, zdobywając się na szczery uśmiech, zanim powoli się odwróciła i wróciła na swój ulubiony fotel, w którym zawsze zostawiała rozpoczęte coś i włóczkę.
Żeby mieć spokojną głowę Nancy musiała zostawić swoją babcię pod opieką kogoś, komu mogła zaufać i tym razem padło na sąsiadkę, która często odwiedzała Cecily. Razem plotkowały, dziergały i oglądały najróżniejsze seriale, które potem dokładnie omawiały. Annie mieszkała blisko i miała nieocenione podejście do staruszki, ponieważ jako jedna z niewielu nad nią nadążała. Gdyby nie ona, to najprawdopodobniej Nancy nie mogłaby sobie pozwolić na to wyjście, a przecież to była domówka u Dawsonów, w dodatku halloweenowa, z takich rzeczy się nie rezygnuje.
Do Pinehill Estates dostała się taksówką, a chociaż rozważała zabranie samochodu, ponieważ to zdecydowanie była najwygodniejsza opcja, to jakaś kiełkująca w Nancy ochota, żeby się dobrze zabawić, była silniejsza od rozsądku. To nie był czas i miejsce na podejmowanie takich decyzji. Nancy miała przeczucie, że to naprawdę będzie impreza warta grzechu i gdy dotarła na miejsce, to jedynie upewniła się, że miała rację. Dom Dawsonów wyglądał imponująco. Wydawać by się mogło, że rodzeństwo pamiętało dosłownie o wszystkim, dbając o każdy szczegół, dlatego Nancy urządziła sobie małą rundkę dookoła, podziwiając okalające budynek pajęczyny oraz ukryte w trawie kości. Podziwiała Lisę za pomysłowość i chęci, ponieważ jedyne, na co ją było w tym roku stać, to jedna wydrążona dynia z resztą zwykłych dyń.
Do środka wpadła z ekscytacją, ciekawa, co jeszcze może ją tutaj spotkać i zaskoczyć, ale nie musiała długo czekać, ponieważ ledwo przekroczyła próg, a już się wystraszyła. Gwałtownie dopadł ją spray i serpentyna, która wplątała się jej we włosy. Nancy palcami próbowała wyplątać piankę z włosów, drugą ręką odsuwała od siebie balona-ducha, na którego wpadła, gdyż wzrok miała wbity w sufit i te wszystkie nieprawdopodobne ozdoby. Przez chwilę czuła się tak, jakby ktoś przeniósł ją do jakiegoś strasznego filmu, wprost na wielkie, kinowe ekrany. I pewnie czułaby się tak dalej, wciąż jak dziecko gapiąc się na żyrandole w towarzystwie sztucznych nietoperzy, gdyby nie fakt, że kolejny raz na coś wpadła i tym razem to zdecydowanie nie był balon.
— We własnej osobie — odpowiedziała rozbawiona, zatrzymując się gwałtownie, aby nie staranować Rowana, chociaż raczej o to nie musiała się martwić. Z jej strony nic mu nie groziło. Nancy roześmiała się cicho, a przygaszone światło działało na jej korzyść, ponieważ skutecznie ukryło niekontrolowany, delikatny rumieniec, który wkradł się na jej policzki. A może po prostu było jej ciepło.
UsuńZerknęła najpierw na swój strój, przyjmując pochwałę, a następnie skupiła wzrok na Rowanie, uważnie go lustrując.
— I nie tylko ja — zauważyła, śmiało odwzajemniając komplement i uśmiechnęła się uroczo. — Chyba jeszcze nie uciekasz? — zagaiła, mając na myśli to, jak popisowo prawie zderzyli się w drzwiach, praktycznie się mijając.
— Nikt stąd nie ucieknie! — zawołał uchachany Dylan, który miał na sobie maskę z filmu Krzyk i szedł w ich stronę dziarskim krokiem. Jedną ręką objął Nancy, a drugą zarzucił Rowanowi na kark i przyciągnął ich do siebie tak, jakby miał w sobie nieskończone pokłady siły. — Komu powitalnego szota? — rzucił zachęcająco, niedbale zdejmując maskę i zaśmiał się, zerkając to na Nancy, to na Rowana.
— Nie dajcie się namawiać… — dodał ostrzegawczo, wręcz popychając ich w stronę stolika, który był wypełniony po brzegi tematycznymi shotami przypominającymi mózg.
Nancy Jones
Ułamek sekundy to było trochę za krótko, żeby Paige mogła zauważyć jakąkolwiek konsternację z jego strony. Zresztą, czy reakcję zamkniętą w ułamku sekundy warto było w ogóle brać pod uwagę? Jeśli jego zaskoczenie trwało tylko tyle, to się nie liczyło. I na pewno nie wtedy, kiedy w następnej chwili nic nie wskazywało na to, że nie spodziewał się tego, co zrobiła. To się nie liczyło, po prostu, ale wcale nie oznaczało, że myślała, że Rowan to przewidział. Nie mógł przewidzieć czegoś, o czym sama pomyślała dopiero przed momentem. Żadna wróżba ani żaden przeświadczony instynkt zawodowca nie byłby w stanie o czymś takim uprzedzić.
OdpowiedzUsuńA jednak wydawało się, jakby jakimś cudem o tym wiedział. Jak inaczej wytłumaczyć to, że się nie odsunął, nie stał jak wryty, tylko odwzajemnił pocałunek, jakby to była jedynie kwestia czasu, a nie widzimisię samej Paige? Pewnie w taki sam sposób jak to, że coś, co miało być szybkim, psotnym całusem, nie było tym ani przez ułamek sekundy. Nie pocałowała go tak, jak zakładała, że to zrobi, ale nie myślała też, że zrobi to inaczej. Tak po prostu wyszło, że jak tylko dotknęła wargami jego ust, sprytny plan poszedł w zapomnienie, a na jego miejsce natychmiast wskoczyło upajające wrażenie, że za dobrze smakował, za dobrze pachniał i za dobrze pasował jej cały, żeby to miało być krótkie i szybkie pożegnanie.
Mocniej ścisnęła koszulkę, mocniej go przyciągnęła nie tyle do pocałunku, co do siebie samej. Trochę jakby rzucając mu nieme wyzwanie, że skoro nie pozostał bierny ani się nie wycofał, to ona na pewno też się nie cofnie, a co więcej – pójdzie dalej i to nie o jeden czy dwa kroki dalej, tylko wyciągnie go na cały spacer. Rozchyli wargi, przeciągnie zaczepnie językiem po jego ustach, cicho zamruczy, przylgnie do jego ciała i nie puści. Nieważne, że stali na środku ulicy, że w wielu oknach świeciły się jeszcze światła, że zaraz jakiś kolejny znajomy mógł przejeżdżać samochodem i to nie dlatego, że ją te ewentualne plotki obchodziły ja zeszłoroczny śnieg. A przynajmniej nie tylko dlatego. Po prostu ryzyko wydawało się warte temu, co towarzyszyło tej pieszczocie. Uczucie, które nie pojawia się przy kimś, kogo zna się ledwo parę godzin i kogo całuje się pierwszy raz, mając wrażenie, że właśnie od tego powinno się wszystko zacząć.
Zdążyła jedynie to pierwsze, rozchylić lekko wargi, nim ją podniósł, przerywając pocałunek i zaniósł pod drzwi, by następnie postawić i zasłonić całym sobą. Mimowolnie upewniła się, że stoi prosto. Brody unieść też nie zdążyła, bo sam to zrobił za nią, więc zrobiła to, co jej pozostało, odpowiadając zadziornie i pewnie spojrzeniem na spojrzeniem. Wyprzedził ją trochę tym wzięciem na ręce, jakby nic dla niego nie ważyła, ale to było jeszcze za mało, by ją zmieszać czy onieśmielić.
Brzmiał trochę groźnie, jakby wkroczyła na grząski grunt i wcale mu się to nie podobało. Wwiercał w nią wzrok i nie zostawił między nimi za wiele przestrzeni, chcąc czy nie chcąc trochę nad nią jednak górując. Tylko jednocześnie oddychał teraz tak samo ciężko, jak ona i to nie dlatego, że ją tu przeniósł, czego swoją drogą nie musiał robić, jeśli chciał jej teraz wytknąć naruszenie jego przestrzeni osobistej czy inną napaść. Oddychał tak, bo conajmniej dobrze było mu się z nią całować i czuł się z tym pewnie podobnie, jak Paige.
Chciał ją ostrzec, tylko przed czym? Przecież to się zaczęło budować w pubie, może nawet te pierwsze cegiełki pojawiły się w restauracji. Na pewno mu to nie umknęło, choć wtedy było to bardzo subtelne i spokojnie mogło zostać schowane za niepozornymi zaczepkami. Ta naturalna swoboda i lekkość w niewinnym flircie, nienachalna ciekawość i wzajemne zaintrygowanie. Wszystko na poziomie charakterystycznym dla raczkujących znajomości, ale trzeba było bardzo się postarać, by to tak po prostu zignorować. Ponadto, nawet Paige wspomniała, że oboje mogą odetchnąć, że nie zostanie tutaj na długo i właśnie to miała na myśli. I to nie było żaden pewnik, tylko kolejne przeczucie, które najwyraźniej się sprawdziło, skoro właśnie w taki sposób zareagował na to, że go pocałowała.
Więc przed czym ją ostrzegał? Przed tajemniczymi wielbicielkami, które wytargałyby ją za włosy za to, co się teraz działo? Proszę bardzo. Tylko może niech staną w kolejce, bo ktoś już zaczął tę zabawę za nie i jak na razie całkiem jej się to podobało.
UsuńPrzechyliła głowę lekko na bok, ale ostrożnie, żeby palce Rowana pozostały na swoim miejscu. Kąciki ust drgnęły nieznacznie do góry, zmrużyła delikatnie oczy. No, co?
Odruchowo powędrowała spojrzeniem za ręką Rowana, którą oparł o drzwi, trochę zaciekawiona tym, jaki cel krył się za tym gestem. Zaraz jednak odstawiła te rozmyślania na bok, ledwo zdążywszy nabrać powietrza, nim znów przywarli do swoich ust. I cholera, nie było w tym nic gorszego niż przed chwilą. W dalszym ciągu smakowało to tak samo dobrze, więc nie była to kwestia, że coś było nowe i dlatego tak motało zmysły.
Odepchnęła się biodrami od drzwi, wyginając plecy w lekki łuk i przylegając brzuchem do brzucha do Rowana i zamruczała cicho z zadowolenia między jednym a drugim pocałunkiem. Chciała sobie przede wszystkim zrobić miejsce i upewnić się, że klucz dalej był w drzwiach, ale w efekcie zachciało jej się jeszcze czegoś innego, czegoś więcej niż pocałunków na wargach i palców oplatających szyję. Właściwie chciała tego samego, tylko w innych miejscach i na pewno nie pod drzwiami kamienicy.
Odnalazła po omacku klucz, przekręciła, od razu pchając drzwi ciałem i schowała do kieszeni. Tyle miał więc z tej swojej zapory ręką, bo oparcie właśnie schowało się do środka. Paige zrobiła krok do tyłu, przekraczając próg i nim odsunęła się od pocałunku, złapała Rowana za rękę i pociągnęła lekko za sobą. Nie tak zaborczo, żeby nie dać mu żadnego wyboru, ale zdecydowanie, żeby nie miał wątpliwości, że mogą się całować dalej, tylko po prostu nie tutaj, bo tutaj… Tutaj mogli się tylko całować, a jeśli będą robić tylko to za długo, to w pewnym momencie na pewno któreś zacznie za dużo myśleć. A Paige nie miała ochoty teraz za dużo myśleć.
Paige King
Ich potyczki, choć frywolne i psotne, pokazywały Abigail jak głęboko chowa w sobie ciekawość i chęć zabawy i jak bardzo przez ostatni czas hamowała samą siebie przez to, że uwierzyła w rzucone w złości słowa człowieka, z którym dziś nic jej już nie łączy. Droczenie się z Rowanem przychodziło jej nadzwyczaj łatwo, właściwie nie musiała ani się specjalnie wysilać, ani myśleć nad tym, czy podjąć rzucane im pod nogi przez los okazje do gierek, czy drobnych zaczepek. On łapał okazję, nie zostawiając miejsca na przypadki, a ona nim się obejrzała, już była złowiona w te sieci i to z przyjemnością! To po prostu samo toczyło się do przodu i w zdumiewająco szybkim tempie eskalowało z niewinnych żartów do takich, które trącają specyficzne struny charakterów, testując wstrzemięźliwość, cierpliwość, a niekiedy siły woli, by zachować spokój i opanowanie. Jednak wciąż wszystko niekrzywdzącej zabawy, ciekawości i zwyczajnej chęci, choć te obejmowały coś więcej niż tylko chęć poznania siebie nawzajem coś jej się wydawało.
OdpowiedzUsuńPrzechyliła głowę na bok, czując jak po nagich plecach muskają ją wilgotne kosmyki rozsypane do tej pory po ramionach. Obserwowała oczy Rowana z usatysfakcjonowanym uśmiechem, gdy dostrzegła jak zerka na jej usta, a później na biust. Przesuneła dłońmi po jego karku i ramionach, zatrzymując je na brzuchu szeryfa, na twardej apetycznej kostce pod torsem, gdy odchylił się i oparł o trawę. Miała tyle swobody w obcowaniu z nim, aż sama siebie nie poznawała, bo przecież aż takich bliskich kontaktów nie miała z żadnym facetem od dawien dawna, trzymając nie tylko ich na dystans, ale samą siebie. Parsknęła śmiechem na stwierdzenie, że mu się odda, bo z tego co pamiętała, wycieczka była jej wyzwaniem, drugą częścią całości, zaraz po tym jak rzuciła słowa o ubieraniu i patrzeniu tylko w oczy! Na prawdę Rowan lubił mieć przewagę i lubił wygrywać, a chociażby z tego względu musiała mieć się na baczności i nie wchodzić z nim w żadne zakłady. Chociaż sama idea testowania samej siebie była kusząca.
- Możesz nazywać to jak chcesz, ale wydaje mi sie, że wcześniej wycieczka brzmiała inaczej - zapewniła wesoło i przesunęła dłońmi po paseczkach stroju, poprawiając nieco ułożenie kokardki najpierw na karku, a później sznureczek po bokach przy żebrach. Zdecydowanie nieskrępowanie wygładziła brzeg miseczki z boku lewej piersi i poprawiła ułożenie pod prawą, patrząc z lekko zagryzioną wargą na szeryfa. Był tylko mężczyzną i to, jak zwracał na nią uwagę, sprawiało jej dziś wyjątkową przyjemność. Może dlatego, że była teraz bardziej świadoma, jak może na nią patrzeć i co jeszcze może poza patrzeniem jej robić, przecząc wszelkiemu rozsądkowi.
Posłała mu znaczące spojrzenie, gdy oznajmił, że ma być grzeczna i zerknęła w ślad za nim w górę na szarzejące gdzieś już w oddali niebo. Nie było sensu przekonywać go o tym, że zawsze wie, jak się zachować, bo ostatnio razem dali niezły popis czegoś dokładnie odwrotnego. Wstała z jego ud, na krótką chwilę wstrzymując oddech, gdy przy podnoszeniu się jej biust a później brzuch znalazły się bliżej twarzy a więc i ust Rowana, a następnie zrobiła krok w tył, wyciągając w jego stronę dłonie, by mu pomóc wstać z ziemi. Musiała zebrać swoje rzeczy, więc podeszła kawałek dalej od brzegu i podniosła porzuconą w wysokiej trawie prostą sukienkę, na stopy wsunęła sandałki, zapinając je wokół kostki a następnie zawróciła do mężczyzny. Klucze, portfel, telefon, wszystko zostało w pensjonacie, do którego miała zamiar wrócić w pierwszej kolejności przed powrotem do Downtown, gdyby się nie spotkali i gdyby ta wizyta nad rzeką tak jej się nie przedłużyła. Założyła na siebie ubranie i wycisnęła wodę z włosów, czując jak na plecach i tak kosmyki moczą jej materiał, podobnie jak miseczki stroju, tworząc na niebieskiej tkaninie mokre plamy.
- Gotowy? - uśmiechnęła się szeroko, zupełnie jakby nadal go w jakiś sposób testowała. A bardzo możliwe, że podobnie jak szeryf pomyślała o tym wierceniu się w kajaku, tyle że ona nie miała absolutnie nic przeciwko i ją to bawiło.
UsuńOdebrała od niego kapok, który jej przekazał, choć nie miała ochoty nic więcej na siebie wkładać i podeszła z nim do kajaka. Zacisnęła wszystkie możliwe paski najciaśniej, aby materiał mocno do niej przylgnął i zaczesała włosy za uszy, skupiając sie na trudnym zadaniu, czyli dopasowania do szeryfa w kajaku dla jednej osoby.
- Masz doświadczenie w robieniu tego razem? - spytała, lekko oblizując dolną wargę w wyrazie niepewności i zawahania. Teraz gdy stanęli przy sprzęcie, zdała sobie sprawę, że może to być ryzykowne, za to wygodą absolutnie sie nie przejmowała.
Z pewnym zwątpieniem patrzyła na kajak, nawet na ułamek sekundy ściągneła brwi, aż pieguski na jej zgrabny nosku zatańczyły walca na skórze. Może jednak powinna wrócić pieszo, tak jak zakładała? Albo zdjąć sukienkę i wejść znów do wody, złapać kajak z jednej strony i podryfować, polegając na wiosłowaniu Rowana? Cóż, nie byłoby to na pewno tak ciekawe, jak płynięcie z nim, więc nie namawiając go, by się nie rozmyślił, poczekała aż on się wsunie pierwszy w ten swój zrywny sprzęt i opierając dłoń na jego barku, spróbowała się wcisnąć dodatkowo.
Ostrożnie ustawiła stopę między jego nogami i zsunęła się niżej, a gdy Rowan dawał jej jakieś wskazówki, dostosowywała się od razu do każdego słowa. Wolała, aby nie mieli wywrotki już na starcie, a chyba usadowienie się było najtrudniejsze! Nie było aż tak ciasno, jak sądziła, że będzie i gdy wyprostowała nogi musiała przyznać, że jeszcze sporo jej brakuje do końca długości. Rowan pływając sam miał więc nieco swobody i na pewno wygody, którą mu odebrała, ale za co nie chciała przepraszać.
- Widzisz? Zawsze jestem grzeczna - oznajmiła zadowolona, dumna i zaczepna, obracając głowę tak, by móc dostrzec choć część jego profilu i przytuliła się całym ciałem do jego sylwetki, wpasowując sie jak w układance z puzzli.
Czuła jego tors i brzuch na plecach, podczas gdy w jej własny jeszcze nie boleśnie, ale odczuwalnie przez warstwę kapoka wbijał się brzeg otworu dla pływaka. Oparła dłonie z przodu i gdy Rowan ustawił wiosło, aby odepchnąć ich od brzegu, poprawiła się unosząc nieco tyłek. Wolała przybrać taką pozycję, przy której nic jej nie ścierpnie i wysiądzie o własnych siłach, gdy dopłyną do mety tej trasy.
ahoj!
Uśmiechnęła się ciepło, słysząc jego kolejną aprobatę. Upiła kolejny, niewielki łyk rozgrzewającego trunku, a jej usta przybrały malinową barwę. Miała ochotę zlizać z nich resztki słodkiej nalewki, ale gest mógł być zbyt dwuznaczny. Zamiast tego, przetarła je wierzchem swojej drobnej, bladej dłoni. Podciągnęła kolana pod brodę, zrzucając ogrodowe klapeczki na kamienną podłogę. Ciepłe, kolorowe skarpety ogrzewały jej stopę i przysłaniały dolną część protezy, dodając nonszalanckiego sznytu jej zupełnie domowej stylizacji. Ale kto by się tym przejmował.
OdpowiedzUsuń– Też słyszałam, że jest całkiem niezła, więc zapraszam. Dla szeryfa zawsze znajdzie się wolna filiżanka! – kiwnęła głową w odpowiedzi, a na jej piegowatej twarzy malował się szczery uśmiech – Zwłaszcza, że serwujemy też sernik dyniowy. O ile szarlotka jest nieziemska, to to… – przymknęła oczy na znak rozmarzenia. Ciasto sezonowe było wyjątkowo smaczne i cóż, często podjadała je między klientami, uznając to za dodatek premiowy do swojej ciężkiej pracy. Nie na darmo zgadzała się na tyle nadgodzin i pracę ponad swoje stanowisko. Musiała nabrać trochę ciałka, a sezon jesienno – zimowy rzekomo miał temu sprzyjać.
Musiała zastanowić się chwilę, pierwotnie nie bardzo wiedząc, jak odpowiedzieć mu na pytanie. Początkowo pobyt w Mariesville był dla niej zamglonym początkiem nowego życia, okupiony szeregiem trudnych emocji. Nowe miejsce, nowa praca były tak różne od jej przeszłych założeń i tak bardzo dostosowane do jej aktualnego stanu. Potrzebowała czasu, by zaakceptować zmiany, cieszyć się tym, gdzie mimo tragedii udało jej się dojść. Powoli uczyła się cieszyć z drobnostek, dotychczas przysłanianych przez wielkie rzeczy, uznawane przez nią za jedyne słuszne powody do spełnienia i odczuwania strug szczęścia. Z każdym dniem w Mariesville zyskiwała nowe spojrzenie, a bodźce docierały do niej zupełnie na nowych płaszczyznach, jakby tu, świat ukazywał się jej w zupełnie innym świetle. To wszystko było niezwykle pouczające, dlatego dużo czasu zajmowało jej układanie nieznanych myśli w głowie w spójną, zupełnie nieoczekiwaną całość.
Nie była pewna, czy Rowana faktycznie interesuje co działo się w jej głowie czy było to jedynie niezobowiązujące, grzecznościowe pytanie. Przygryzła lekko wargę, zastanawiając się za który sznurek myśli powinna pociągnąć, by słowa rozlały się po jej języku.
– Chłodno się zrobiło, nie mogę już tyle pływać w jeziorze – skrzywiła się nieznacznie na samą myśl. Dotychczas zaczynała przecież dzień od krótkiego treningu, który traktowała jako swoją długofalową rehabilitację. Pływała niemal przez cały wiosenno – letni sezon, dzięki czemu była w stanie wybierać się na coraz dłuższe marszobiegi i spacery, powoli dążąc do formy sprzed wypadku – A bardzo pomagało mi to na moją marną kondycję. Chyba muszę przerzucić się na jakiś inny sport, ale wiesz… jestem trochę ograniczona – zaśmiała się może trochę gorzko, ale szczerze. Zerkała na pochylonego Rowana, który obdarowywał ją tak lekkim i serdecznym spojrzeniem, że nieoczekiwane napięcie podyktowane niespodziewanym spotkaniem zdecydowanie ją odpuszczało, dając pole do szczerej, koleżeńskiej rozmowy. – Co ciekawego można tu jeszcze robić?
Kopi
Nancy znała wiele osób, które wolały zioło od alkoholu i najczęściej właśnie tym raczyli się na imprezach, znała również Dylana i nie była zaskoczona, że ciągnie się za nim ten charakterystyczny zapach; tak mocny, jakby zielsko stanowiło podstawę jego perfum. Ona, co prawda, nie miała w zwyczaju palić i nie chowała po kieszeniach skrętów lub fifki, zresztą, kieszeni również nie miała, ale nie potrafiła przewidzieć, jak skończy się wieczór, chociaż zapach Dylana póki co był wystarczający. Potrzymałby ją w swoich ramionach jeszcze chwilę, a nawdychałaby się tego tyle, że przypadkowo skończyłaby upalona razem z nim i Coltem, który choć trzymał się lepiej, wyglądał podejrzanie. Wtedy Rowan nie miałby wyjścia i musiałby do nich dołączyć, co mogło być ciekawym widokiem i interesującym doświadczeniem. To nie była ich pierwsza wspólna impreza, jednak szeryf zawsze trzymał poziom oraz klasę, co ani trochę jej nie dziwiło. Przestrzegał zasad, których pilnował. Widziała, że pił alkohol, ale przy niej nigdy nie doprowadził się do stanu, w którym ich znajomi często kończyli. Chętnie zobaczyłaby go w wersjach, których jeszcze nie odkryła.
OdpowiedzUsuń— Lisa to wszystko przygotowała — zaznaczył Dylan, wskazując dłonią na równo poukładane kieliszki z małpimi mózgami, za wszelką cenę próbując uświadomić towarzystwo, że nie miał nic wspólnego ze słodkimi szotami i jego gust zdecydowanie leżał bliżej gustu chłopaków. Z kolei Nancy odpowiadały takie wymyślne rzeczy, które od razu nie wypalały gardła i były dobrym startem.
— To dopiero rozgrzewka — powiedziała psotnie, cicho śmiejąc się z reakcji Coltona na smak wypitego szota. Miała wrażenie, że dla niej byłoby najbezpieczniej, gdyby przy nich została, jednak nie mogła się powstrzymać i z zaciekawieniem obserwowała, jak butelki tequili stają się w jego dłoniach groźniejsze od broni, którą posługiwał się na co dzień. To wystarczyło, żeby w kościach poczuła ewentualne skutki wypicia tego właśnie alkoholu, dlatego otworzyła szeroko oczy, wymownie zerkając w stronę Rowana.
— Najwyżej zadzwońcie mi po taksówkę — poprosiła żartobliwie, wzruszając ramionami i bez zbędnego przedłużania ruszyła się z miejsca, idąc do kuchni. Tam cały czas krzątała się Lisa, która widząc ich trójkę oraz ilość tequili, z którą Colton rozkładał się na blacie, zagwizdała z uznaniem.
— Moje małpie mózgi wam nie smakują? — zagadnęła, mierząc chłopaków spojrzeniem, ewidentnie się z nimi drocząc i podsunęła w ich stronę wolne szkło, którego pojemność była wyraźnie większa od standardowej. — Mi bardzo smakowały — odezwała się Nancy, przy okazji witając się z krojącą cytryny Lisą. Nie kłamała, ponieważ nie musiała, a i tak nie miałaby w tym żadnego interesu. Jej szoty smakowały, jednak dawno nie piła czegoś mocniejszego, dlatego skusiła się na niewinną kolejkę. Szczególnie, że nie pamiętała kiedy ostatni raz piła tequilę, a obiecała sobie szaleństwo, więc postanowiła zaszaleć. I bardzo prawdopodobne, że dzisiejszego picia tequili również nie będzie pamiętała.
Obie dłonie położyła na blacie, wsparła się na palcach i z ciekawością oraz obawą obserwowała Colta, który niczym prawdziwy barman wymachiwał butelką.
— Dla mnie poło… — urwała nagle, dostrzegając, że jest za późno na uwagi, bowiem wszystkie kieliszki zostały bogato wypełnione alkoholem. — Za późno, może następnym razem — skwitował z udawanym przejęciem Colton, z dumą odstawiając butelkę.
Nancy przyciągnęła do siebie talerzyk z ćwiartkami cytryny, jeden kawałek zatrzymała dla siebie, a resztę podsunęła Rowanowi, posyłając mu pytające spojrzenie, nie mając pojęcia, jakie miał preferencje.
— To za co pijemy? — zagadnęła, przesuwając wzrokiem po ich twarzach. — Za niezapomnianą noc? — uśmiechnęła się z uniesioną brwią, łapiąc w palce szkło z alkoholem, którego sam kolor i zapach sprawiały, że już robiło się jej gorąco. Na szczęście pod ręką wciąż miała małpie mózgi, więc w najgorszym wypadku poratuje się właśnie nimi.
Nancy Jones
Może jeszcze tego nie zauważył albo miał jakieś inne wątpliwości z tym związane, ale Paige była dużą dziewczynką i chociaż lubiła pobawić się czasem we wróżkę, stawiając sobie horoskopy, to nie miała wybujałej wyobraźni i nie próbowała dopisywać niewiadomo jakiego znaczenia prostym rzeczom. Siedzieli w tym samym pubie, potem szli tą samą drogą, prowadzili tę samą rozmowę i żadne gdzieś w międzyczasie raczej nie odpłynęło, także Rowan nie musiał się martwić, że podchodziła do tego wszystkiego jakoś bardzo inaczej.
OdpowiedzUsuńJedyna większa różnica była taka, że nawet gdyby wywróżyła sobie z niewiarygodną dokładnością, jak to się potoczy, nie przeskoczyłaby tego, co działo się po drodze. Pomijając to, że ten czas spędzony na rozmowie uważała po prostu za udany i dobrze się w trakcie bawiła, to jej takie rzeczy były potrzebne, żeby sprawy mogły w ogóle zbliżyć się do takiego kierunku, w jakim zmierzały teraz. Nie miała żadnych oczekiwań i niczego takiego nie planowała, ale to nie oznaczało, że na miejscu Rowana mógłby się znaleźć teraz każdy. Gdyby nie było tego oddziaływania, wszystko wyglądałoby z goła inaczej, najpewniej w ogóle nie wyszliby z pubu razem. Dlatego niczego by nie przewinęła i nie pominęła, nawet jeśli nic z tego nie miało najmniejszego znaczenia na dłuższą metę. Taka z niej empirystka.
Miała jednak jeden plan, ale zrodził się dopiero przed chwilą. Nie był skomplikowany i specjalne misterny, długofalowy też nie. Obejmował wejście po schodach i dotarcie do tego małego mieszkania w tempie raczej szybszym niż wolniejszym. To był jedyny plan i naprawdę liczyła, że dadzą radę sprawnie go zrealizować, co wcale nie było takie pewne, biorąc pod uwagę, że już samo przejście do schodów trwało trochę dłużej, niż zakładała. Rowan nie spieszył się tak bardzo, jakby mógł, ale nie miała mu tego za złe, a wręcz przeciwnie. To było odurzające, czuć na własnej skórze takie pożądanie, które rozpaliło się w ciągu zaledwie krótkiej chwili.
Objęła go jedną ręką za szyję, rozchylając zapraszająco wargi w pocałunku, do którego ją przyciągnął. Drugą złapała go za przedramię, jak tylko poczuła, dokąd zmierzają jego dłonie, nie wiedząc, jak daleko skłonny byłby się posunąć, a na klatce schodowej na za wiele mu nie pozwoli, nieważne, jak bardzo by ją rozpalił. Za to do swojej szyi przysunęła go bardziej, ciaśniej obejmując, na moment wbijając paznokcie w jego skórę i wypuszczając pojedyncze westchnięcie spomiędzy ust. W trakcie próbowała się też powoli cofać w stronę schodów, które gdzieś tam miała za plecami, co nie było takie łatwe, ale w końcu poczuła za piętami pierwszy stopień. Udało jej się wejść na trzy za nim znowu ją podniósł.
Roześmiała się bezgłośnie przy jego wargach, opierając na chwilę czoło o jego. Była niemalże na sto procent pewna, że szybciej byłoby, gdyby każde z nich weszło na górę samodzielnie. Kusiło ją, żeby powiedzieć, że nie musi się tak przed nią popisywać. Albo żeby oszczędzał siły na później. Nie powiedziała jednak nic, ale może dostrzegł jakieś przesłanki podobnych słów w jej roziskrzonych łobuzersko oczach. Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała krótko, wręcz delikatnie, by w następnej chwili przenieść się z drapieżniejszymi pieszczotami na jego szyję i okolice prawego ucha. Palce jednej dłoni zsunęła na żuchwę, odchylając nieznacznie brodę Rowana, druga powędrowała do karku, a potem w górę po głowie, wczepiając się we włosy. Bez najmniejszego skrępowania zostawiała mokre ślady na jego skórze, podgryzała niektóre miejsca, by po chwili składać na nich delikatnie muśnięcia, uśmiechając się przy tym figlarnie.
Obejmowała go ciasno w pasie, starała się za dużo nie wiercić i trzymać tak blisko, jak tylko było to możliwe, ale z pewnością nie ułatwiała mu zadania, jakim było wejście na drugie piętro. Aż dziwne, że się przewrócili na tych schodach, ale nawet jeśli, to lekką ręką zrzuciłaby winę na niego, robiąc przy tym najbardziej niewinną minę, na jaką było ją stać.
Przy drzwiach, za nim je otworzyła, chwyciła Rowana na rękę, splatając ich palce i pociągnęła jego ramię za siebie, żeby ją objął i przypadkiem nie odsuwał się teraz za daleko. Zamek chrzęstnął, drzwi cicho zaskrzypiały. Weszła pierwsza, tyłem, prowadząc za sobą szeryfa, nieskrępowanie patrząc mu w oczy z uśmiechem czającym się w kącikach ust. Zamknęła drzwi, popychając go lekko na nie i oparła się o jego tors, cały czas trzymając ich splecione dłonie za swoimi plecami. Wolną ręką przekręciła zamek, zostawiając w nim klucze i zaraz przyciągnęła Rowana z powrotem do pocałunku. Ten jednak nie trwał długo, bo Paige poczuła na ręce ze plecami mokry nos i westchnęła ciężko z wyraźną irytacją.
UsuńNie zapomniała o Scrapsie. Po prostu liczyła, że ten pies jakimś cudem wczuje się w atmosferę i będzie udawał, że go tu nie ma, zamiast przechodzić do swojego rutynowego sprawdzania, czy wszystko w porządku. Nie bała się o jego reakcję wobec gościa, którego ze sobą przyprowadziła, bo to nie był ktoś, kto wtargnął tu nieproszony i akurat to sierściuch rozumiał. Na pewno też wyczuwał, że Paige w żadnej opresji nie jest i nikomu nie dzieje się żadna krzywda. Ale nie było jej przez chwilę w domu i musiał się upewnić, przy okazji sprawdzając jakie zapachy ciągnęły się za nowym przybyszem.
— Ty, futrzana przyzwoitko, idź sobie — fuknęła, spoglądając na psa i zaczęła go odpychać nogami, cofając się wgłąb mieszkania, które pogrążone było we względnej ciemności. A Rowan nie miał wyjścia i musiał iść za nią, bo go w trakcie nie puściła ani na sekundę. — Już, do siebie. — Po drodze minęli drzwi do łazienki, które były cały czas uchylone, bo to tam Scraps spędzał najwięcej czasu, wylegując się na chłodnych kafelkach. — Już! — syknęła, pokazując mu jedną ręką wejście i dopiero wtedy pies przestał kręcić się wokół nich i zawinął się do wskazanego pomieszczenia. — A ty, Rowan — zwróciła się do niego, już ciszej, zmysłowo i zalotnie — ty pójdziesz ze mną prosto do mojego łóżka.
Prosto, to było trochę za dużo powiedziane, bo mieszkanko może rzeczywiście nie było duże i żeby dostać się do części sypialnianej, wystarczyło przejść przez niewielki salon, ale po drodze stały jeszcze nierozpakowane kartony i torby, jakiś stolik kawowy, lampa, czy inna kanapa. Generalnie sporo rzeczy, które można było przewrócić, postrącać i się o nie potknąć, kiedy to nie na chodzeniu skupiał się człowiek, w dodatku poruszając się trochę po omacku.
Jedną skórzaną kurtkę, jedną koszulkę z długim rękawem, jedną parę spodni, dwie pary butów i niezliczoną ilość niecierpliwych pocałunków później znaleźli się przy łóżku.
Popchnęła Rowana sugestywnie, żeby usiadł na brzegu i przylgnęła do jego odkrytego torsu, siadając mu okrakiem na kolanach. Pocałowała go niespokojnie, ale krótko, odsuwając się minimalnie, by złapać oddech i ściągnąć kolczyki, które odłożyła na szafkę przy łóżku i przy okazji zapaliła nocną lampkę, która dała im lekkie, ciepłe światło. Kolejny szybki, niedelikatny pocałunek i kolejna przerwa, tym razem by zdjąć z niej bluzkę, pod którą nie miała już nic więcej. Nagie, lekko opalone ciało, tatuaże i wyblakłe, drobne ślady przeszłości, które nosił każdy.
Przed następną przerwą, Paige naparła na niego, ocierając się przekłutymi sutkami o jego skórę, a kiedy już zetknął się plecami z pościelą, odsunęła się i wyprostowała, żeby zająć się rozporkiem od jego spodni. Wtedy dopiero zobaczyła blizny na brzuchu Rowana i jej ruchy nieco zwolniły. Nie przestała rozprawiać się z paskiem i rozporkiem, ale uwagę miała teraz trochę rozproszoną, pojawiła się też ciekawość trochę inna, choć w dalszym ciągu dotycząca ciała.
— Boli cię to jeszcze? — spytała, spoglądając na blizny, po czym podniosła wzrok do twarzy Rowana. Blizna bliźnie nierówna, a to, że coś się zagoiło, nie oznaczało, że nie trzeba było na to uważać.
Paige King
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWciągnęła gwałtownie powietrze, gdy nagle zmieniło się jej położenie i to ona wylądowała na plecach, a zaraz potem nie mogła dodatkowo poruszyć swobodnie rękami. Odruchowo spróbowała coś z tym zrobić, bo tak się składało, że poprzedni układ jeszcze jej się nie znudził, ale ani pierwsze, ani drugie szarpnięcie nie dały żadnego efektu prócz tego, że wydawało się, że palce na jej nadgarstkach zacisnęły się trochę mocniej. Zadarła wyzywająco brodę i zmrużyła delikatnie powieki, posyłając Rowanowi urażone spojrzenie, ale ta jej butność nie zawitała na długo i nie była zbyt głęboka, co bardziej pojawiła się dla samej zasady, ot co. Pocałunek trochę ją udobruchał, ale też nie tak do końca, żeby nie chciała go ugryźć. Nie jakoś mocno, tak dla zasady. Tylko nie zdążyła, a drugiej szansy jej nie dał.
OdpowiedzUsuńJeśli nie chciał odpowiadać, to mógł zignorować jej pytanie albo zwyczajnie to powiedzieć, a nie próbować odwracać jej uwagę i pozbawiać tej małej przewagi, którą na chwilę udało jej się zyskać. Wykorzystał okazję, która na pewno nie byłaby dla niego ostatnią, bo chociaż Paige do filigranowych kobietek się nie zaliczała, to wzięta z zaskoczenia przez kogoś takiej postury jak Rowan, nie miała za bardzo szans przewagi długo utrzymać. Szczególnie, jeśli sam też lubił mieć tę specyficzną kontrolę w łóżku i niechętnie się nią dzielił.
Bo ona lubiła, nawet bardzo i dzieliła się rzadko z tego względu, że najczęściej prowadziło to do nudy i to nie tylko wtedy, kiedy jakieś niedociągnięcia wynikałyby z faktu, że się jeszcze z kimś za dobrze nie poznała na tej płaszczyźnie. Po prostu była też przyzwyczajona do myśli, że jeśli czegoś chciała i żeby było to zrobione dobrze, to najlepiej wziąć to w swoje ręce i seks nie był tutaj wyjątkiem.
Ale przecież nie jest nudno. Coś było w tych pocałunkach i zresztą nie tylko w nich, że Paige skłonna była przemyśleć zaistniałą sytuację i nie kierować jakimiś tam swoimi uprzedzeniami. Była jednak uparta, więc nie było mowy, by tak po prostu sobie odpuściła i nie robiła choćby tych swoich min. Czy było to łatwe? Oczywiście, że nie. Nie, kiedy ciało chciało reagować po swojemu, targane pojedynczymi dreszczami, coraz bardziej spragnione i rozpalone.
— Nie schlebiaj sobie aż tak… — Słodkie westchnięcie wymieszało się z sarkazmem, gdy poczuła przy skórze na szyi ciepły oddech i lekką wilgoć. — Pytałam, bo może potrzebujesz jakiegoś słowa bezpieczeństwa.
Nie martwiłaby się wcale, gdyby okazało się, że zabliźnione rany dalej boleśnie mu dokuczają. No, może troszeczkę by się przejęła, w ramach jakiegoś prostego, ludzkiego odruchu, tylko by się do tego teraz nie przyznała, ale tak naprawdę pytała w kontekście samego ich zbliżenia. Może jakiś rodzaj dotyku w tych okolicach sprawiałby mu dyskomfort, może wystarczy po prostu uważać. Różnie bywało przy takich rzeczach, a skoro zdawała sobie z tego sprawę, to spytała. Tak na wszelki wypadek. Ale jeśli ona była dużą dziewczynką, to Rowan na pewno był dużym chłopcem i albo jej nie powie i będzie dzielnie zaciskał zęby, albo nie było o czym mówić.
Zagryzła wargi, kiedy przeniósł się z pieszczotami na jej piersi. Przeszedł ją dreszcz, który wyprężył jej ciało, brzuch lekko się zapadł od wstrzymywanego powietrza, które po dłuższej chwili uciekło głośno przez nos. Mimowolnie przymknęła oczy i wplotła palce w ciemne włosy Rowana, ciągnąc go przy każdym kolejnym dreszczu albo wbijając paznokcie w kark czy barki, w zależności gdzie akurat zawędrowała dłońmi.
To prawda, że Paige lubiła różnego rodzaju błyskotki i chętnie je sobie dobierała, wymieniała i dokupywała jeszcze więcej, urozmaicając kompozycje na swoich paliczkach, nadgarstkach, szyi i uszach. Nie zmieniała tylko kolczyka w nosie i tych, które teraz tak przypadły Rowanowi do gustu, przez co postanowił utrudnić jej teraz kilka spraw. Sądząc po tym, jak zwiększała się intensywność jego pieszczot i jak twardniało wybrzuszenie w jego spodniach, o które ocierała się udami, te proste, stalowe sztangi podobały się mu może bardziej niż samej Paige, która zafundowała sobie taką ozdobę kilka lat temu.
Usuń— Przestań… — Nie brzmiała zbyt przekonująco, trochę tak, jakby w słowach próbowała ukryć jęk. Dłońmi trochę go do siebie przyciągała, trochę odpychała, trochę jakby próbowała go pociągnąć do góry z powrotem do swoich ust, jakby nie mogła się zdecydować, gdzie go tak właściwie teraz chciała. Zdradzieckie ciało, nie reagowało tak, żeby było jej łatwiej, tylko żeby przypodobać się Rowanowi.
Paige King
— Zniszczy mi życie…? — powtórzyła cicho i w tym samym momencie zrobiła spory łyk cydru. Jej butelka powoli pustoszała, czuła delikatne szumienie w głowie i wiedziała, że to nie kwestia wypitego słabego alkoholu. Dochodziło do tego słońce w zenicie, dość wysoka jak na wrzesień temperatura. Betsy nie należała do osób z mocną głową. Właściwie to była ekonomiczna w tej kwestii.
OdpowiedzUsuńAle zamilkła na moment. Rowan zabrzmiał poważnie. I przez myśl jej przemknęło, dosłownie na ułamek sekundy, że jemu ktoś zniszczył życie, że kogoś nienawidził. Gwałtownie odwróciła się w jego stronę, ale pod wpływem jej ruchu zabujało ich kajakiem i niewiele brakowało, a wpadłaby do wody. Znieruchomiała, nawet na moment przestała oddychać, a pytanie, które chciała mu zadać pozostałe niewypowiedziane, zamarło na jej ustach, w jej głowie. Była ciekawa. Ciekawość to jej drugie imię, a jednak tym razem ją powstrzymała. Powstrzymała samą siebie, mimo tego, że w bardzo krótkim czasie Rowan z szeryfa zmienił się w ciekawą osobę.
Nie wykonywała już gwałtownych ruchów, nawet częściej sięgała po wiosło, aby dać mu do zrozumienia, że nie chce dla nich źle, że nie chce kąpieli w rzece ani dla siebie, ani dla niego.
Ciągle myślała o osobie, która zniszczyła jej życie. O mężczyźnie, który wpierw był powodem niewyobrażalnego szczęścia, żeby ostatecznie zostać przyczyną wszelkich nieszczęść, jakie ją spotkały. Widziała jego oczy. Do tej pory były wyraźne w jej wspomnieniach. I słyszała jego słowa, przeplatające się ze słowami matki. O tym, że pierwsza miłość zawsze boli najbardziej i praktycznie nigdy nie jest wieczne. Czy złamane serce może być powodem do nienawiści? Przyczyną zniszczonego życia?
Nawet teraz nie potrafiła nienawidzić Gabriela. Nie potrafiła go też kochać. Właściwie był nikim, bo tak naprawde nie zasługiwał na jakąkolwiek intensywną emocję z jej strony. Nie zasługiwał na nic.
— Ale z ciebie bystrzak — zaśmiała, kiedy trafił w sedno. Zawód listonosza był bezpieczny, bo nie utrata go nie zaboli, bo daleko mu do emocjonalnego bagna. — Jest bezpieczny właśnie z tych powodów. I też dlatego, że codziennie robię to samo, uciekam przed tymi samymi psami, widzę te same twarze, towarzyszę im niemal codziennie. Mogę patrzeć na to, jak ci najstarsi postępują z wiekiem, jak ci chorzy się tracą, jak rosną dzieci. Codziennie mam możliwość, aby obserwować to, co normalne. — Nabrała powietrza w płuca, zdając sobie sprawę z tego, że jej słowa mogą być ckliwe. — A czy normalność nie jest bezpieczna? — Zadając to pytanie, znowu odkręciła butelkę. Każdy jej ruch był ostrożny, powolny, jakby przestała ufać i sobie, i kajakowi.
W odpowiedzi na kolejne jego słowa roześmiała się. Głośno, perliście, radośnie. I znowu chciała odwrócić się w jego stronę, ale dotarło do niej, że ta rozmowa toczy się tak swobodnie, a jednocześnie całkiem nie płytko właśnie dlatego, że się nie widzą, że nie mogą swobodnie obserwować swoich reakcji, że nie mogą uciekać przed ciężkimi, oceniającymi spojrzeniami.
— A co, chętny? Mogę ci wysłać datę i miejsce kolejnego castingu. Ostatni skończył się fiaskiem — odparła rozbawiona, nawet nie zdając sobie sprawy, jak bardzo śmiałe, choć żartobliwe, było jej pytanie. Z trudem przychodziło jej wyobrażenie sobie tego, że w każdy inny dzień pyta o to, czy Rowan jest chętny na zostanie kandydatem na jej męża.
Betsy Murray
Absolutnie nie uważała go za nudziarza, ba, nawet podejrzewała, że gdyby był sztywniakiem, to właśnie nie przymierzaliby się do wyzerowania tych horrendalnie wielkich szotów tequili i to w dodatku na tematycznej imprezie. Nancy rozumiała, że Rowan trzyma się swoich zasad, ponieważ sama miała taką jedną, że bez względu na to, jak dobrze zamierza się bawić, pozostanie kulturalna. Niczego nie znosiła bardziej od chamstwa i prostactwa, które z niektórych ludzi wyciągał alkohol. Przyszła się tutaj bawić, odstresować, wyrwać z codzienności, w której imprezy do białego rana były rzadkością i nie chciała użerać się z dorosłymi ludźmi pozbawionymi samokontroli. Miała nadzieję, że sama również nie stanie się dla kogoś takim utrapieniem, bowiem dobrze wiedziała, jak to jest. A tak poza tym, nie chciała narobić sobie wstydu w miasteczku. Mariesville to nie Atlanta. Tutaj łatwo znaleźć się na niechcianym świeczniku.
OdpowiedzUsuńKontrolowała się i panowała nad sobą, często lepiej od innych, ale musiała przyznać, że nie wyobrażała sobie trwać w gotowości, która nie opuszczała Rowana. To przecież musiało być cholernie męczące, a i tak nie dawało gwarancji, że zapanuje nad wszystkim, co potencjalnie może się wydarzyć.
Nancy nie powstrzymała cichego śmiechu, który nagle ją dopadł, gdy Lisa na krótko dołączyła się do toastu; na szczęście nie miała w zwyczaju wymiotować po alkoholu, ale to przez to, że zazwyczaj dużo nie piła i w całym swoim trzydziestoletnim życiu tylko dwa razy upiła się tak bardzo, że urwał się jej film. Za to teraz stanowczo zbliżyła do ust ciężki kieliszek, tak obficie wypełniony alkoholem, że po zderzeniu z innymi kieliszkami kilka kropli wylądowało na jej palcach. Nie stchórzyła jednak i, obserwując kątem oka Rowana oraz Coltona, poszła w ich ślady, zdecydowanym ruchem opróżniając kieliszek. Mocny, ostry alkohol szybko rozlał się po jej gardle, paląc przełyk i sprawiając, że ciepło rozeszło się po jej wnętrzu, a charakterystyczny grymas pojawił się na twarzy. Nancy stanowczo odstawiła szkło na kuchenny blat i szybko wgryzła się w kawałek cytryny, gdyż nie była znawczynią lub smakoszką takich alkoholi jak oni. Miała na to za mało wprawione podniebienie. Nie znała się na tym i mogłaby przysiąc, że nie czuła żadnej słodyczy płynącej z agawy.
— Czyli co, wy pierwsi wymiękacie? — rzuciła zaczepnie, słysząc polecenie Rowana i uśmiechnęła się do niego, opuszkami palców ocierając kąciki ust. Oczywiście tylko się z nimi droczyła, odrobinę popisując się tym, jak wybitnie poradziła sobie z pierwszym kieliszkiem, co dodało jej śmiałości, bo zanim to zrobiła, podobnie jak oni martwiła się, czy da radę.
— Hazel! Clem! — zawołała w odpowiedzi, słysząc znajome głosy i oderwała spojrzenie od swoich dotychczasowych towarzyszy. Ucieszona odwróciła się w stronę koleżanek, z którymi poznała się na studiach, chociaż jako jedyna je ukończyła, ponieważ dziewczyny poszły w inne strony.
— Już rozumiem, dlaczego wywiało cię do tego miasteczka — stwierdziła Clementine z figlarnym uśmieszkiem, niby dyskretnie, pochylając się do swojej koleżanki, choć jej wzrok wymownie przesunął się po Rowanie i Coltonie. Była wysoką, pewną siebie blondynką, której bycie wieczną singielką nieco rzuciło się na głowę.
Hazel cicho się zaśmiała, a Nancy przewróciła oczami z głupim uśmiechem, nie będąc zaskoczona jej zachowaniem. Clem zawsze była bezpośrednia i otwarta, więc dzisiaj nie mogło być inaczej. Zdobywała mężczyzn, ale nie na długo, więc następnie płakała w ramiona przyjaciółek, skarżąc się na to, że faceci to straszne dupki.
— Właśnie poznałaś mój mały sekret — mruknęła żartobliwie Nancy, na chwilę przejmując stery. — Poznajcie się. Hazel i Clementine. Rowan i Colton — powiedziała, przedstawiając każdą i każdego, po kolei wskazując na nich dłonią. Prawdę mówiąc, dzisiejszą imprezę planowała spędzić właśnie w towarzystwie swoich przyjaciółek z Atlanty i z przypadku wpadła na Rowana, ale miała wrażenie, że akurat dziewczynom, które właśnie do nich dołączyły, to odpowiada.
Usuń— Przez telefon mówiłaś, żebyśmy kupiły wino… — zauważyła Hazel, unosząc brew i kiwnęła głową w stronę pustych kieliszków oraz napoczętej butelki. — Całe szczęście, że cię nie posłuchałyśmy — odetchnęła teatralnie, radośnie wyjmując z torby w dynie dwie butelki tequili zupełnie tak, jakby cały świat zmówił się właśnie na ten alkohol.
— To jak, możemy się dołączyć? — dodała Clem, jedną z butelek podsuwając w stronę Colta, jakby to wraz z jej popisowym uśmiechem miało zachęcić go do podjęcia decyzji. W tym samym momencie światło klimatycznie przygasło, a z salonu zaczęła dobiegać głośna muzyka.
— Możecie, ale Rowan i Colt boją się o swoje głowy, dlatego pijemy po połowie — zażartowała Nancy, postanawiając jeszcze trochę, niewinnie się z nimi podroczyć. Miała nadzieję, że nikt nie weźmie jej słów na poważnie, ponieważ to były tylko głupie żarty.
Nancy Jones
Thomas zawsze, wręcz obsesyjnie, powtarzał mu, że za bardzo ulega emocjom, a za mało rozsądkowi. Za wzór zawsze stawiał mu Luke’a, który jako jedyny z trójki synów wyróżniał się powagą i logiką ponad intuicję. W wielu aspektach przypominał ich ojca, a jednak to właśnie jemu najtrudniej było znaleźć wspólny język z seniorem Moore, mimo że to Luke stanowił największą jego dumę. Jax kochał młodszego brata, ale nigdy nie potrafiłby odnaleźć się w jego stylu życia. Nie czuł, by fakt, że jest bardziej uczuciowy, romantyczny i wrażliwy, przeszkadzał mu w byciu racjonalnym. Popełnił w życiu wiele błędów, to prawda, ale podjął też mnóstwo dobrych decyzji, które zaprowadziły go do miejsca, w którym był teraz. Choć jego małżeństwo z Tessą rozpadło się w bolesnych okolicznościach, przecież ostatecznie to przepracował i przebił się przez gęstą mgłę rozczarowania. Ostatecznie te drogi, choć kręte, przywiodły go z powrotem do jego pierwszej, wielkiej miłości – Olivii Mitchell. Ta kobieta znaczyła dla niego o wiele więcej niż mógł nawet sam sobie przyznać.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, ogromne znaczenie miała dla niego aprobata Rowana – jego przyjaciela, który widział go w najciemniejszych momentach życia. Był dla niego wzorem do naśladowania w niemal wszystkich aspektach; jego zdanie liczyło się dla Jaxa bardziej niż zdanie kogokolwiek innego. Był dla niego jak kotwica, potrafiąc go uspokoić, wyciągnąć z chaosu i pomóc zachować równowagę. I tak było i teraz. Tym razem jednak Rowan nie tylko udzielił mu dobrej rady, ale swoimi słowami zdjął z Jaxa ciężar, który przytłaczał go od kilku dni. To, co wydarzyło się z Olivią, zdecydowanie nie było tylko chwilowym uniesieniem. To była tęsknota za jej bliskością, za tym, by znów była obecna w jego życiu. Teraz wiedział, że nie mógł przegapić tej szansy.
Jax spojrzał na Rowana, czując, jak wzbiera w nim fala ulgi i wdzięczności. Przez chwilę milczał, przyglądając się przyjacielowi, który z taką prostotą i szczerością podszedł do jego z lekka skomplikowanej sytuacji.
Powoli odstawił szklankę, a jego dłoń mimowolnie zatrzymała się na krawędzi blatu. Wziął głębszy oddech i odwrócił się w stronę Rowana, opierając łokieć na stole, jakby potrzebował punktu zaczepienia, by zebrać myśli. Zmrużył lekko oczy, patrząc na przyjaciela z mieszaniną niedowierzania i powagi, której nie sposób było przeoczyć. Przysunął się nieco bliżej, jakby chciał całkowicie skupić się na jego słowach, ale jednocześnie walczył z myślami, które teraz krążyły mu po głowie z niespodziewaną intensywnością.
— Dzięki — odezwał się w końcu, odwzajemniając uśmiech. — Na pewno nie chcę popełniać tych samych błędów — wyznał, przez chwilę patrząc przed siebie. Rowan miał rację, Jax powinien skupić się na tym, co czują on i Olivia, a nie na tym, co powiedzą inni. Nigdy nie miał z tym problemu, ale po burzliwym związku z Tessą, gdzie temat innych przewijał się tak cholernie często, sam nie był pewny, jak obecnie zareagowałby w tej kwestii.
— Masz rację — powiedział w końcu, spoglądając z powrotem na przyjaciela. — Tym razem zrobię to w pełni po swojemu. W swoim tempie — uśmiechnął się, przykładając szklankę do swoich ust i upijając łyk ciemnego trunku. Szybko jednak tego pożałował, bo prawie zakrztusił się, gdy usłyszał kolejne słowa swojego przyjaciela.
Powoli odstawił szklankę, a jego dłoń mimowolnie zatrzymała się na krawędzi blatu. Wziął głębszy oddech i odwrócił się w stronę Rowana, opierając łokieć na stole, jakby potrzebował punktu zaczepienia, by zebrać myśli. Zmrużył lekko oczy, patrząc na przyjaciela z mieszaniną niedowierzania i powagi, której nie sposób było przeoczyć. Przysunął się nieco bliżej, jakby chciał całkowicie skupić się na jego słowach, ale jednocześnie walczył z myślami, które teraz krążyły mu po głowie z niespodziewaną intensywnością. Te wiadomości trafiły do niego z siłą pioruna, choć starał się zachować spokój. Powoli przeczesał dłonią włosy, zatrzymując ją ostatecznie na swoim karku i patrząc gdzieś ślepo przed siebie.
Zastanawiał się, jak najlepiej zareagować. Abigail była jego drogą przyjaciółką, która miała specjalne i jedyne takie miejsce w jego sercu. To rzeczywiście było dla niego dużo, i to nie tylko dlatego, że Abigail była mu bliska. W głowie brzęczało mu, że w pewien wrześniowy wieczór ich relacja przekroczyła granicę przyjaźni. Tamten moment pozostawił w nim ślad i coś, czego nie do końca udało mu się wymazać ani przepracować. Mimo wszystko postanowił to zostawić dla siebie...
UsuńRozumiał, że to, co wydarzyło się między Abigail a Rowanem, mogło być jedynie przypadkiem, może chwilą słabości podsyconą alkoholem. Jeśli oboje zamknęli tę sprawę, nie było powodu, by wracać do tego tematu. A jednak trudno mu było uwierzyć, że Abigail czuła pełną obojętność względem ich więzi.
— No… Cóż, co mogę powiedzieć? Skoro to wyjaśniliście i wszystko zamknięte, to dobrze… — powiedział spokojnie, choć wyraźnie widać było, że wyznanie przyjaciela wprawiło go w niemałe osłupienie. Zdawał sobie sprawę, że jego odpowiedź nie dorównywała mądrością wcześniejszym słowom Rowana, ale czuł się, jakby utknął między młotem a kowadłem. Jeśli Rowan mówił, że sprawa jest wyjaśniona, to zapewne tak właśnie było. A jednak, znając Abigail, Jackson nie potrafił tak łatwo przyjąć tego faktu do swojej upartej głowy. Może tkwiłby jeszcze w tych myślach przez dłuższą chwilę, gdyby nie wzmianka o Tessie…
To było coś, czego zupełnie się nie spodziewał. Tessa, jego była żona, kobieta, która zostawiła po sobie tyle bolesnych ran, mogła znów pojawić się w miasteczku. Wiadomość o jej możliwym powrocie do Mariesville wstrząsnęła nim bardziej niż chciałby przyznać, choćby przed samym sobą. Przez chwilę milczał, starając się zebrać myśli, po czym wziął głębszy oddech i spojrzał na Rowana, szukając w jego spojrzeniu wsparcia. Wiedział, że przyjaciel nie mógł postąpić inaczej.
— W porządku — odpowiedział, delikatnie się uśmiechając. W tyle głowy rozpoczął proces wmawiania sobie, że być może wcale nic się nie wydarzy, skoro papiery jeszcze nie dotarły i nic nie zostało potwierdzone. Odchrząknął, wypijając spory łyk trunku, który natychmiast zaczynał palić jego przełyk. Skrzywił się, próbując zignorować ten dyskomfort. — Rowan, rób, co musisz, wiesz, że nie będę mieć do ciebie żalu. Jeśli wróci, to wróci. Nasz rozdział się skończył, sama tak chciała, więc raczej nie będzie miała względem mnie żadnych oczekiwań — podzielił się swoimi przemyśleniami, po czym wyprostował się na krześle i głośno westchnął. Nie chciał zagłębiać się w te myśli. Zmarszczył brwi i spojrzał na przyjaciela.
— No to mamy niezły wieczór wyznań, co? — rzucił, śmiejąc się i kręcąc głową. Przez chwilę milczał. — Wiesz, że jesteś dla mnie jak brat, więc będę z tobą szczery… — zaczął, jego ton był poważny, ale ciepły. — Ufam ci na słowo, ale trudno mi uwierzyć, że Abigail tak po prostu rzuciła to za siebie — przyznał. W jego głosie słychać było troskę, która była niczym więcej jak braterską chęcią zrozumienia sytuacji. Absolutnie nie chciał, żeby Rowan uznał to za przypisywanie mu złych pobudek.
[Kajam się w prochu i popiele, przepraszam kolejny raz za zwłokę 🙈]
Jax Moore
Polegała na jego wiedzy i doświadczeniu, słuchając instrukcji, a kiedy już odbił kajak od brzegu wiosłem i ruszyli w stronę przystani, oparła o jego tors plecy, aby mu nie zawadzać za bardzo. Może nie był to najlepszy pomysł, ale kiedy poprosił, aby go zaskoczyła, jedna prośba wydała się zbyt mała i poza ubraniem jej pomyślała o darmowym transporcie do domu. Była grzeczna i uważała, że jest na prawdę zawsze, a jeśli na co dzień była niewinna, to po prostu przed większością ukrywała te tęsknoty i pragnienia, z których obnażył ją Rowan całując tak żarliwie, aż zapierało jej dech w piersi. Jak dobrze pamietała, on też zaskakiwał tą szalejącą w nim i drzemiącą głeboko namiętnością, która z byciem grzecznym szeryfem nie miała wiele wspólnego.
OdpowiedzUsuńBycie grzecznym zależało od kontekstu, a ona potrzebowała chyba doprecyzowania, a móc odpowiedzieć mu tak, by oboje się zgodzili. Na jego powątpiewający komentarz zatem tylko uśmiechneła się kącikiem warg i przejęła wiosło, gdy o to poprosił. Nie było to trudne, choć wielkiego doświadczenia nie miała, więc powoli zaczęła machać, by pióra lądowały w wodzie i kajak posuwał się do przodu. Spojrzała w dół, na dłonie Rowana ułożone na jej bladych udach, gdzie odcinały się ciemniejszym kolorem i gdy poprawił się na siedzisku, przysuneła się tyłkiem bliżej niego. Nie był to szczyt wygody, ale ostatecznie było lepiej, niż się spodziewała.
- Rowan... mogę cię o coś zapytać? - podjęła pewien temat, który nurtował ją od dłuższego czasu, a szczególnie zakorzenił się w jej myślach po tym, jak ostatnio widziała grymas bólu na jego twarzy, gdy podciagał się, by wyjść z własnego basenu, do którego to ona go wciągnęła. - To są właściwie dwa pytania, ale nie musisz odpowiadać, zrozumiem - dodała jeszcze, zaciskając palce na rurce wiosła i to byłoby tyle, jeśli chodziło o jej swobodę.
Peszył ją, jego charyzma była niekiedy przytłaczająca, a innym razem obezwładniała jej zmysły. Był facetem, za którym zbyt łatwo było jej sie obejrzeć, który intrygował i po prostu się podobał. Poza przystojną twarzą, dobrym charakterem i zawodem, który wzbudzał poczucie bezpieczeństwa, był po prostu ciekawym człowiekiem. I nawet jeśli mieli takie chwile, gdy się przyciągali w sposób, w jaki nie powinni, to Abigail też chciała go poznać. Zresztą wróciła i planowała tu zostać na stałe, więc zdecydowanie chciała nadrobić lata, gdy jej nie było, a jeden z synów Johnsonów został szeryfem na straży prawa, porządku i spokoju mieszkańców.
Wiosłowała powoli, ale czuła jak ramiona jej się z każdym ruchem napinają. Możliwe, że źle trzymała wiosło, albo nie zanurzała piór do odpowiedniej długości, ale te techniczne sprawy wcale jej nie interesowały. Wokół było tak cicho i spokojnie, że z przyjemnością patrzyła po okolicy, ciesząc oczy tym widokiem oraz tym, że autentycznie płynęli. Jak można było nie kochać Mariesville, kiedy było tak cudowne, piękne i urocze? I wydawało sie, że nie zada mu pytań, na które chyba dał jej przyzwolenie, czekając cierpliwie, aż je zada, bo dłuższą chwilę nic nie mówiła. Tylko to na prawdę wydawało się istotne i chciała, aby się podzielił z nią tą historią, potrzebowała tylko zebrać myśli. Te z kolei były ostatnio mocno rozbiegane z różnych powodów.
- Czy te rany na brzuchu nadal cię bolą? Albo czy bolą cię przy wysiłku? - to było pierwsze pytanie, to mniej osobiste, właściwie całkiem zwyczajne i chyba już sama znała na nie odpowiedź. Chciała tylko to usłyszeć, bo nie lubiła zostawiać żadnych kwestii własnym domysłom. Była uczuciowa i wrażliwa, ale wyobraźnia potrafiła jej szaleć i to nie było wcale dla niej dobre. Na pewno nie w tym przypadku.
Abigail była osobą łagodną, mimo całej tej swojej żywiołowości i energii, która ją rozpierała. Nie wchodziła ludziom z buciorami do życia i umiała uszanować granice. Problem z Rowanem polegał na tym, że oboje pewne przekroczyli i choć dzięki temu uświadomił jej, z czym jeszcze się nie uporała sama, to podobało jej się to. Bardziej niż powinno.
UsuńOpuściła powoli dłonie, aby oprzeć wiosło o kadłub, bo czuła już zmęczenie w rękach i trudniej jej było utrzymać sprzęt i jedną z dłoni dotknęła jego ręki. Przesuneła palcami po jego palcach, ułożonych na jej udzie i poruszyła się, zbierając w głowie słowa. Drugie pytanie ugrzęzło jej w gardle, bo wciąż nie umiała pojąć, ani wyobrazić sobie Rowana, który komuś odbiera życie. I wiedziała, była pewna i to się nie zmieni, nawet jeśli nie odpowie jej na drugie pytanie, że zrobił coś, co pewnie wymierzało sprawiedliwość, bo nie był mordercą, złoczyńcą i draniem, tylko... to zgrzytało. Mocno zgrzytało w jej głowie i jej wyobrażeniu o mężczyźnie dobrym, który postępuje zawsze słusznie.
- Opowiesz mi kiedyś, dlaczego do tego doszło? - poprosiła, w ostatniej chwili zmieniając pytanie wprost, za co zabił. Po prostu wiedziała, że musi to być skomplikowane, wiązać się z węższym i szerszym pojęciem całej sprawy, choć i o tym prawdopodobnie nie będzie mógł jej mówić. Cóż, może lepiej o pewnych sprawach nie wiedzieć, ale Abi nie lubiła niewiedzy.
Zerknęła na niego, powoli i ostrożnie odchylając się na jego tors. Uśmiechnęła się delikatnie i uważała, aby nie zabujać kajakiem, bo z wywrotki nie wiedziała, jak mogliby się wykaraskać i nie potopić z głowami pod wodą.
- To na pewno wielkie sekrety, więc może jeśli nie możesz odpowiedzieć na drugie pytanie, powiedz, czy zostawiłeś coś w Atlancie, co chciałbyś mieć tutaj, za czym tęsknisz? - trzecie pytanie było wyjściem awaryjnym, ale jeśli Rowan tak bardzo lubił zasady, mógł go nie uznać. Liczyła się z tym, ale zadała je i tak, kto nie ryzykuje, ten zostaje w tyle.
Abigail, chcąca wejść do jego świata
Bez dwóch zdań Rowan wykonywał swoją pracę z prawdziwego powołania, z pełnym zaangażowaniem, ponieważ inaczej to by się nie udało, więc Nancy nie wątpiła, że za nic w świecie nie wchodziło w grę, żeby nagle zmienił zawód i się przebranżowił, w dodatku po tylu latach, wyrzeczeniach oraz poświęceniach. Wiedziała, że był świetnym gliniarzem, w dodatku sprawdzał się w roli szeryfa, ale jeśli miała być szczera, to intrygowało ją, czy to ich urocze Mariesville, jest dla niego wystarczające. Ich życia się ze sobą przewijały, dlatego Nancy poznała niektóre kawałki jego przeszłości, a jeszcze inne niechcący usłyszała od ludzi, którzy zawsze gadali i miała wrażenie, że Rowan jest człowiekiem, który lubi dostarczać sobie mocnych wrażeń, których w takim miasteczku na próżno szukać. Szeryfem jest od dwóch lat, dla wszystkich dobrze by było, gdyby chciał pozostać nim jak najdłużej, ale tak całkiem szczerze, z ręką na sercu i obietnicą na mały palec, czy mógł powiedzieć, że ani trochę nie tęskni za tym, co zostawił w Atlancie? Za wielkimi sprawami, rozbijaniem szajek, akcjami przepełnionymi adrenaliną. Jasne, że w Mariesville miał, co robić, w końcu tutaj ludzie byli tacy sami jak wszędzie, chociaż dla nich kradzież jabłek była największym przestępstwem na świecie, ale przecież to nie równało się z tym, czego wcześniej doświadczał.
OdpowiedzUsuńNancy to fascynowało, ale nie interesowała się tym głośno, bo mimo wszystko nie była blisko z Rowanem, choć nieraz właśnie tego chciała. Ta mieścina wydawała się łaskawsza, a ją cieszyło, że po wszystkich przejściach mogła widzieć go żywego.
Uniosła brwi zaskoczona słowami Colta, próbując rozważnie nie doszukiwać się drugiego dna, odruchowo traktując je jak nieprzemyślany żart, a nie mały sekret, który nieumyślnie wypaplał, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu, który niekontrolowanie pojawił się na jej rozanielonej twarzy, a przecież nie miała żadnej pewności, że ta aluzja była skierowana w jej stronę. Chciała, żeby tak było.
Obawiała się jednak, że wychyli się komentując to wyznanie, dlatego wymownie zerknęła na Rowana, wyłapując, że nawet Hazel przyglądała się im z konsternacją wymalowaną na twarzy, zmarszczonym czołem i miną taką, jakby miała pretensje do Nancy o to, że czegoś jej nie powiedziała, co przecież nie było prawdą. Po prostu nie było, o czym mówić. Z kolei Clementine pozostała w pełni pochłonięta zagadywaniem Coltona.
— Czy ty właśnie we mnie wątpisz? — zapytała z teatralnym oburzeniem, układając jedną dłoń na klatce piersiowej, jakby to był cios prosto w serce i dumnie uniosła brodę, spoglądając w jego oczy z błyskiem. — Może nie będę skazana na samotny powrót — zastanowiła się niewinnie, ale w tych słowach ukryła się kolejna aluzja, z której Nancy nie do końca zdawała sobie sprawę. Na pewno nie zamierzała zobowiązywać Rowana do opieki nad sobą. Roześmiała się, gdy uderzyła w nią świadomość, jak wielką miał rację. Jeśli nie przystopuje, to rzeczywiście może mieć kłopoty z powrotem do domu, ale z plusów, jakie widziała w tej sytuacji, to fakt, że u Dawsonów na pewno znajdzie się wolny pokój, w którym mogłaby się zaszyć. O ile najpierw do niego trafi.
— Za mój powrót — przytaknęła, kapitulując. Złapała za kieliszek, przystawiła do ust i odważnie wychyliła, wypijając mocną zawartość. Tym razem tequila wchodziła zdecydowanie łatwiej, być może przez to, że było jej trochę mniej, a najprawdopodobniej z każdym kolejnym razem będzie tylko lepiej. Usatysfakcjonowana odstawiła kieliszek i wgryzła się w cytrynę, instynktownie bujając się do muzyki, którą Dylan starannie wybierał.
— O matko! Słyszycie to? — zawołała podekscytowana Clem, gdy z głośników poleciały gorące, hiszpańskie rytmy i przesunęła radosnym spojrzeniem po towarzystwie. — To moja piosenka! No dalej, tańczymy! — dodała, ciesząc się jak dziecko, co tylko uświadomiło Nancy, że ona i Hazel na pewno urządziły sobie biforek. Była pewna, że ma rację, gdy Clementine zrobiła obrót, a następnie zaczęła wywijać biodrami na każdą stronę, łapiąc Hazel i zadowolonego Coltona za ręce. Nie pozwoliła im na protesty, dzielnie ciągnąc ich do salonu, ponieważ tam muzyka była głośniejsza, a obserwowanie tej sceny wywołało u Nancy napad śmiechu. Wyglądało na to, że wszyscy goście przyszli tutaj w tym samym celu i każdy zamierzał wykorzystać tę noc, świetnie się bawiąc.
Usuń— A ty tańczysz? — zagadnęła Nancy, gdy ona i Rowan zostali w kuchni zdani na siebie. Poczęstowała się truskawką w białej czekoladzie z dorobionymi czarnymi oczami, która przypominała ducha i podsunęła tackę ze przekąską w stronę Rowana. Nagle pochyliła się w jego stronę, jakby miała mu do przekazania bardzo ważną informację, którą powinien zachować wyłącznie dla siebie. — Bo wiesz, znam kilka naprawdę niezłych ruchów — wyznała zachęcająco, przechylając głowę na bok i patrząc w jego oczy, przy czym zachowywała pełną powagę i tylko uroczy uśmiech zdradzał, że to żarty.
Nancy Jones
Cóż, doprowadzenie Rowana do szaleństwa na pewno przyniosłoby jej satysfakcję, prawdopodobnie nawet niemałą. W końcu wydawał się taki poukładany i stabilny, jakby gotowy na wszystko w każdej chwili, nawet na te bezwstydne pocałunki na środku ulicy przed oknami sąsiadów czy zaciągnięcie do siebie, więc wytrącenie go z równowagi byłoby czymś. Jakimś osobistym osiągnięciem, którym nie miałaby się przed kim pochwalić, ale które mogłaby podczepić do reszty tych chwil z dzisiaj nie mających większego znaczenia. Tylko wolałaby, żeby to nie było jednak takie proste i szybkie, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że pozory miałyby być tutaj bardzo mylące. Na pewno by ją to zaskoczyło, gdyby okazało się, że wystarczyłoby niejednoznaczne „przestań”.
OdpowiedzUsuńPoza tym ciekawe, jakby sam zareagował na jej miejscu. Czy pozwoliłby sobie tak beztrosko dać się komuś rozpieszczać? W dodatku kiedy ten ktoś bez większego wysiłku zabrałby się do tego w taki sposób, jakby od początku wiedział, co z nim zrobić? Takie rzeczy nie przytrafiały się Paige, nie pamięta, kiedy pierwszy seks z kimś zacząłby się w taki sposób, by jej ciało wpadłoby w taką upajającą samowolkę. To nie znaczy, że te inne pierwsze razy były złe albo całkowicie rozczarowujące, czy że Rowan zrobił teraz coś niesamowitego, czego nie zrobił przed nim nikt i nigdy. Nie wiedziała, o co chodziło, ale jeśli to ona miała zostać tutaj doprowadzona do szaleństwa, to nie miała z tym problemu, byle nie tak szybko, byle nie tak prosto.
Wzięła głębszy wdech, który gwałtownie uciekł z jej płuc, kiedy Rowan pociągnął ją trochę po łóżku, ściągając z niej spodnie. Zaśmiała się krótko, zarówno z powodu swojej reakcji, jak i odpowiedzi co do słowa bezpieczeństwa, bo przecież nie mówiła o tym na poważnie. Podniosła się lekko na łokciach i spojrzała na stojącego nad nią Rowana, przesuwając zębami po dolnej wardze. Ugięła nieznacznie nogi w kolanach, przesuwając stopami po pościeli i przechyliła głowę to na jedną, to na drugą stronę, przypatrując mu się tak przez chwilę.
Pierwsze, co przyszło jej do głowy, to że kobiety napewno czuły się przy nim naprawdę drobne i kruche, przez to jak dobrze był zbudowany i jaką aurę wokół siebie roztaczał. Cholera, ją to nawet dopadało i naprawdę pocieszała ją myśl, że to tylko jeden raz, że zaraz zniknie z jego otoczenia i nigdy więcej się nie spotkają, bo miała zamiar wyjechać ze stanu, a on był jak nieodłączny element obrazka przedstawiającego to miasteczko. Inaczej mogłoby być bardzo źle. Wtedy to nawet słowo bezpieczeństwa mogłoby nie wystarczyć.
Drugie było świadomością, że jeśli zamknie ją w swoich ramionach, to się z nich tak łatwo nie wyplącze, ale za to nie musiała się przejmować, jeśli zostawi po sobie jakieś ślady na jego skórze na jakiś czas. To będzie nic w porównaniu do tych blizn, byle tylko nie zafundować mu tam żadnego kuksańca kolanem czy łokciem. To było do zrobienia, za to w przypadku śladów po paznokciach czy zębach nie mogła wiele obiecać, jeśli dalej będzie trafiał w czułe punkty. Kusząca perspektywa, choć z jedną jej częścią potrzebowała jeszcze chwilki, żeby się oswoić.
Podniosła spojrzenie do jego oczu, wpuszczając na usta swawolny uśmieszek i usiadła powoli na brzegu łóżka tuż przed nim. Mógł tak przez chwilę sobie postać i tylko patrzeć, nie miała nic przeciwko, bo jej samej to się podobało, łechtając trochę te próżne elementy osobowości. Sięgnęła do brzegu jego spodni, leniwie pomagając im opaść z bioder do końca i przysunęła się bliżej, zaczepiając palce o gumkę bokserek. Oblizała wargi, które po chwili musnęły skórę na jego brzuchu, znacząc ją kilkoma, niespiesznymi pocałunkami. Drobne muśnięcia zaczęły wędrować krótką ścieżką w dół, a wraz z nimi obniżała się też gumka aż do momentu, do którego pozwalało na to podniecenie Rowana, bo potem gumkę mogła już tylko odsunąć i rozebrać go do końca. Trochę żałowała, że jednak nie nałożyła wcześniej szminki, może dotrwałaby do teraz…
Popatrzyła na niego jeszcze raz z dołu, tak krótko, z ciekawości, czy dalej na nią patrzył, bo w sumie na tym najbardziej jej zależało. Dlatego też, gdy jej wargi znowu zetknęły się z jego ciałem, obdarowując pieszczotami jego męskość, robiła to tak, żeby zapewnić mu atrakcyjny widok. Dlatego się nie spieszyła ani nie próbowała doprowadzać go na skraj, zwiększając stopniowo tempo czy intensywność. Wolała, żeby mógł dokładnie się temu przyjrzeć, szczególnie, że angażowała w to te usta, które podobno spodobały mu się już w pubie. Bez skrępowania zerkała też na niego co kilka chwil i uśmiechała się delikatnie, niepozornie, łapiąc szybko oddech i wracając do pieszczot, póki nie uznała, że już mu tych widoków starczy. Przynajmniej w kwestii ust, bo kiedy odsunęła się, odchylając nieznacznie do tyłu i podpierając rękami o łóżko, znów miał lepszy widok na jej piersi.
UsuńNiech ją sobie pożera wzrokiem ile chce, w jedną noc i tak się nie naje, ale może na jedną noc oszaleje na jej punkcie.
Paige King
Zrobiła smutną minkę, kiedy zrozumiała, że nie ma szans na to, aby Rowan przygarnął kociaka.
OdpowiedzUsuń— Powinieneś mieć więcej czasu dla siebie, to po pierwsze… Może gdybyś nie miał szalonych sąsiadek, które wydzwaniają do Ciebie w środku nocy, bo do ich domu włamuje się kotek, to miałbyś więcej czasu. — westchnęła, lekko kręcąc głową, wciąż nie potrafiąc wybaczyć sobie tej pomyłki. — A po drugie to nie dajesz mi wyboru, muszę przygarnąć tego słodziaka. Już jestem w nim zakochana. — uśmiechnęła się słodko. — Ciekawe tylko jak Beza na niego zareaguje… — mruknęła pod nosem, przypominając sobie, że ma psa. — Myślę, że będzie dobrze. Wszak lubi inne zwierzątka, a ludzi jeszcze bardziej.
Uśmiechnęła się, widząc, że skwitował jej niezręczną wpadkę żartem, który rozluźnił nieco atmosferę. Była mu wdzięczna za taką reakcję. Anna zazwyczaj była otwarta, każdego zagadywała, ale czasem zdarzało jej się, że była niezręczna towarzysko, albo że najpierw coś mówiła, a dopiero później to przemyślała.
— O! Wspólne gotowanie brzmi wspaniale! — wyraźnie się podekscytowała, bo uwielbiała gotować z kimś, a tak naprawdę rzadko miała ku temu okazję. Ludzie zazwyczaj wykręcali się jakimiś marnymi wymówkami, a Anna kochała spędzać czas w kuchni. — Powiedz mi tylko na co miałbyś ochotę? Coś lokalnego? — akurat w gotowaniu lokalnych potraw była najlepsza, przepisy jej babci wciąż tkwiły w jej głowie i miały wyjątkowe miejsce w jej serduszku. — A może włoska kuchnia, meksykańska, japońska? — rzuciła szybko i to był błąd. — Och, nie! Japońską sobie darujmy, bo kiepsko kręcę rolki sushi. — zażartowała. — Ale jeśli nie chcesz gotować, to ja mogę wziąć wszystko na siebie! — zapewniła go. — Ty możesz popijać winko i patrzeć, jak w kuchni powstają cuda. — roześmiała się dźwięcznie. Cały jej strach gdzieś się rozmył, a została jedynie wdzięczność i radość.
Odprowadziła go do drzwi, zatrzymując się w progu. Uniosła swoje ciemne oczy, uważnie lustrując jego twarz.
— Jeszcze raz Ci dziękuję za interwencję. — niespodziewanie wtuliła się w jego ramiona, chowając twarz w jego szyi. Nosem przesunęła po jego skórze, wdychając jego zapach i trwała w tym uścisku odrobinę zbyt długo. Minęła chwila zanim się odsunęła. — Więc jutro przyjdziesz, tak? — zapytała, jakby chciała się upewnić, że jej nie wystawi. — Może o 18? — zaproponowała i mimowolnie zerknęła na zegar. Boże, była już czwarta rano! — Nie żebym Cię wyrzucała, ale idź proszę odespać! Bo nie otrząsnę się z tych wyrzutów sumienia… — pokręciła lekko głową, a pasma ciemnych włosów rozsypały się na jej ramionach. Obserwowała, jak szeryf wychodzi, jeszcze odprowadzając go wzrokiem.
— Rowan! — zawołała, zanim wsiadł do auta. — Jakie jest Twoje ulubione ciasto? — takiego pytania pewnie się nie spodziewał, ale musiał coś krzyknąć w odpowiedzi, nawet jeśli miał obudzić sąsiadów.
Kiedy odpowiedział pomachała mu i dopiero kiedy ruszył autem w kierunku swojego domu, zamknęła drzwi i zakluczyła je.
— Boże, Anno, jak możesz być taka głupia? — uderzyła się w czoło i oparła się o drzwi, zsuwając się na dół i siadając przy nich. Zaraz podbiegł do niej bezdomny kociak. — Ty za to na pewno nie jesteś głupi, skoro wybrałeś właśnie ten dom! — uśmiechnęła się do niego i wzięła go na ręce. — Nie miałabym serca wyrzucić Cię za drzwi albo oddać do schroniska. Co prawda mogłabym Ci znaleźć inny dom, ale… Sam sobie wybrałeś właśnie ten! — tak tłumaczyła sobie swoją dość spontaniczną decyzję o adopcji kociaka, która jednak musiała być przemyślana. Pogłaskała kociaka, a kiedy ten domagał się drapania za uszkiem, już widziała w nim jednego z jej lepszych przyjaciół.
Anna Murray
Wszystko więc wskazywało na to, że Rowan odnalazł swoje miejsce na ziemi, czego Nancy mogła mu pozazdrościć, ponieważ podejrzewała, że gdyby nie babcia i ogromna potrzeba opiekowania się nią tak, jak na to sobie zasłużyła, istniało duże prawdopodobieństwo, że nie zawitałaby do Mariesville na dłużej. Bardzo lubiła to przeurocze miasteczko, które kojarzyło się jej z dzieciństwem i całą swoją młodością; z imprezami, testowaniem nalewek w szopie, opalaniem się nad rzeką, cydrami, szarlotkami, najlepszymi w całym stanie ogniskami, którym nic nie mogło dorównać, a nawet tymi pierwszymi uśmiechami i nieśmiałymi spojrzeniami, które ona i Rowan wymieniali ze sobą nad wielkim płomieniem, zanim w ogóle zaczęli rozmawiać. To były bezproblemowe czasy, w których wszystko było sielankowe i wyjątkowe, a każdy powrót do Atlanty i szarej rzeczywistości był naznaczony tęsknotą. Jako jedyna ze swojego rodzeństwa uwielbiała wracać do Mariesville, przeżywając fascynację tym miejscem od nowa.
OdpowiedzUsuńWpadała tutaj regularnie, a jednak swoją przyszłość wiązała z Atlantą. To tam układała swoje życie. Tam poszła na studia, wynajęła pierwsze mieszkanie, stawiała pierwsze kroki w zawodzie, wszystko sobie konsekwentnie układała, aż nagle została z tego wyrwana. Nie żałowała, a gdyby musiała podjąć tę decyzję ponownie, to zrobiłaby to bez wahania, gdyż babcia ją ukształtowała i to, jaka Nancy była, to jej zasługa, ponieważ Cecily to najbardziej opiekuńcza, ciepła i wrażliwa osoba, jaką kiedykolwiek poznała. Czasami tęskniła za tym, co zostawiła w Atlancie, choć o tym nie mówiła i nadmiernie zastanawiała się, czy Mariesville jest jej miejscem, które być może samo ją znalazło, a ona musiała mu tylko na to pozwolić.
Wydawało się jej, że Rowan byłby w stanie ją zrozumieć, ponieważ w pewnym sensie także przez większość życia był rozdarty między tymi miejscami i również jedno z nich ostatecznie zostawił, co akurat uważała, że mu służy, bo praca tutaj na pewno była mniej niewdzięczna niż ta w Atlancie, gdzie niekiedy aż strach wychodzić na ulicę, a poza tym świetnie wyglądał. Choć z drugiej strony to właśnie na ulicach Atlanty prawie stracił życie, więc chyba nie można powiedzieć, że miał do tej miejskiej dżungli jakikolwiek sentyment.
— Och, czyli to mój szczęśliwy dzień — podsumowała całkiem z siebie zadowolona, przyjmując jego ofertę i obserwując, jak skraca między nimi dystans.
Chyba tak. Chyba Nancy próbowała odrobinę flirtować, ale jak zwykle zachowując całkiem przyjemny, niewinny i lekki ton, tylko trochę biorąc Rowana na swoje niebieskie oczy, bowiem jego słabość wcale nie była dla niej oczywista. Może dlatego jej nie wykorzystywała? Bo sama nie zdawała sobie sprawy z tej mocy.
— Ale to dobrze, bo musisz wiedzieć, że nie proponuję tańca byle komu — zaznaczyła tak, jakby to był kolejny sekret, patrząc w jego oczy. Zawsze lubiła to, co między nimi było, a że szczególnie ceniła Rowana i zależało jej na tym, by dalej byli znajomymi, to starała się zachowywać granice, chociaż właśnie okazało się, że pod wpływem tequili całkiem łatwo je przesuwać. Całe szczęście, że na tych pamiętnych ogniskach nikt nie polewał właśnie tego alkoholu.
Im dłużej się znali, tym bardziej śmielsza się stawała, a jego pobyt w szpitalu i rekonwalescencja wzniosła ich znajomość na inny poziom. Na coś innego od robienia w jego stronę maślanych oczu. Poza tym czuła, że chociaż nie są blisko, zawsze może na niego liczyć tak samo jak on na nią.
— Uwierz mi, że warto. Odpuszczę tylko podnoszenie z Dirty Dancing, bo jesteś początkujący — zażartowała, znowu się z nim drocząc i wychyliła się, zerkając w stronę salonu, który jak na początek imprezy był całkiem nieźle wypełniony bawiącymi się ludźmi.
Usuń— No to dalej, chodź zrobić wyjątek, Rowan — rzuciła śmiało, ręką delikatnie odpychając się do kuchennej wyspy. Wyminęła go, lustrując uważnym spojrzeniem i palcem wskazującym zachęciła, aby za nią poszedł, samą siebie rozbawiając tym gestem.
W salonie było zdecydowanie bardziej klimatycznie niż w kuchni, bo oprócz tematycznych ozdób atakujących ze wszystkich stron, alkoholu w dosłownie każdym kącie, muzyki oraz przygaszonego światła, dzięki któremu łatwo zgubić się w tłumie, nastroju jeszcze dodawał fakt, że niektórzy się przebrali. Nancy odwróciła się w stronę Rowana i pomachała mu, żeby przypadkiem on jej nie zgubił.
Nancy Jones
Rowan był osobą, którą trudno zrozumieć, bo trudno go poznać. Jakoś wcześniej szczególnie nie zajmował jej myśli i możliwe, że nawet ich wspólne szaleństwo by tego nie zmieniło. Żyli osobno i z dala od siebie, każdego droga prowadziła inaczej i nawet nie mieli zbyt wiele wspólnego. Abigail po prostu wróciła do Mariesville, a zawsze była troskliwa i zainteresowana ludźmi wokół siebie, więc wydawało się to oczywiste i wcale nie podejrzane, że próbuje się dowiedzieć czegoś o szeryfie. Na pewno nic od niego nie chciała i nie miała żadnych oczekiwań! Oczywiście lepiej by było, aby nie łączyły ich sprawy zawodowe, a szczególnie te jego, bo ona nie chciałaby mieć żadnych nieprzyjemności i styczności z służbami mundurowymi, ale Rowan poza byciem szeryfem, był też mieszkańcem ich miasteczka, sąsiadem pensjonatu i po prostu ciekawą osobą. Był też kimś, kogo pocałowała pierwszy raz od kilku lat, który rozpalił ja do czerwoności i uświadomił wiele z jej wewnętrznych rozterek, ale o tym wolała nie mówić głośno. Mógł być jednak spokojny, bo jej zainteresowanie nim wynikało z niewinnego oczarowania i na pewno nie miała zamiaru utrudniać mu życia tu na miejscu i za nim ganiać natarczywie.
OdpowiedzUsuńCzy miała jakieś historyjki na jego temat w głowie, które chciała zrozumieć? Nie, to nie były historyjki. Właściwie nie wiedziała o nim wiele, a mamy nie chciała wypytywać, bo przecież ta od razu by poznała, że z Abi i jej twarzą dzieje się coś dziwnego, gdy rumieńce obleją ja aż po dekolt. Koleżanki też nie miała której spytać, bo przecież zaraz się rozniosą plotki, że durna ruda dziewucha biega za szeryfem. A zresztą lepiej wykorzystać okazję i spytać go wprost, bo już raz o tym mówili, o tym co go spotkało i dlatego korzystała z sytuacji, że są sami i nikt ich nie posłucha. Teraz tylko wszystko zależało od Rowana i tego, czy się przełamie i będzie w ogóle chciał jej coś o sobie zdradzić.
Wiedziała, że pyta o bardzo głęboką prywatę. Liczyła się z tym, że może nie dostanie odpowiedzi, ale też nie chciała, aby poczuł się osaczony. Zresztą mógł zbyć ja i tyle, nie uznałaby tego za nic niegrzecznego, bo to raczej ona teraz wściubiała nos zbyt daleko.
Patrzyła jak jego ramiona się wyciągają po obu jej bokach, gdy chwyta wiosło i znów zaczyna pracować. Ją bolały ręce, choć wiosłowała jedynie kilka minut, więc ewidentnie się do tego nie nadawała. Albo powinna się po prostu nauczyć i do ćwiczącego często bruneta, nie było sensu się porównywać. Zmarszczyła brwi, obserwując pracę jego dłoni i nadgarstków i z ciekawością przyłożyła drobne palce do jego przedramion. Czuła pod opuszkami jak pracują ku mięśnie, a skórę miał przyjemnie ciepłą i napiętą.
- Robisz to inaczej, niż ja - usprawiedliwiła ten dotyk, bo właściwie chciała na szybko podłapać te kilka ruchów. Ewidentnie była laikiem.
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy odpowiedział na jedno z pytań. Zrobiło jej się miło, że nie zbył jej milczeniem, bo gdy tak płynęli, a on się nie odzywał, sądziła, że już się nie odezwie. Na prawdę nie miałaby mu za złe! A i odpowiedź bardzo jej się spodobała, ale pewnie spodobałaby się większości jak nie wszystkim mieszkańcom Mariesville.
- To dobrze, pasujesz tutaj, nie chciałabym, abyś wyjeżdżał do Atlanty- przyznała swobodnie i szczerze, z całkowitą prostotą nie podszytą absolutnie niczym! - Ludzie cię cenią, czują się z tobą bezpiecznie - dodała, aby zrozumiał w jakimś kontekcie mówi. Czasami jej słowa brzmiały dwojako, ale nie miała tu na myśli nic, czego pewnie by sam nie wiedział.
UsuńPoruszyła się, przesuwając wyżej i gdy teraz Rowan wiosłował, oparła się wygodniej o jego tors. Przygryzła dolną wargę, przesuwając dłońmi po jego rękach wyżej, aż zatrzymała je na górze przedramion. Pamiętała doskonale, jak obudzona po szalonej nocy, czuła jak obejmuje ją ciasno i takie ramię przyszpiliło ją do salonowej kanapy. Chryste, że też nie rozwalili tych starych mebli, wyczyniając to ich szaleństwo! Odetchnęła głębiej, próbując nie myśleć o tym co niepotrzebne, choć w jego obecności szczególnie trudno było się jej skupić i oparła głowę przy jego ramieniu, odchylajac brodę i zerkając na Rowana. Musiała się odrobinę wygiąć w łuk, aby móc go zobaczyć i znów poruszyła biodrami, napierając na niego tyłkiem.
- Skrzywiłeś się, wychodząc z basenu... - napomkneła, chcąc się usprawiedliwić z gradu pytań, jakimi go zasypała.
Wyprostowała się i zdjęła z niego dłonie, układając je na swoich udach, gdy poprosił o konkretne i sprecyzowane pytanie. Nie chciała go urazić, więc potrzebowała chwili, aby znaleźć odpowiednie słowa. Wpatrywała się w wodę przed nimi, w spokojny nurt i słuchała tego rytmicznego pluskania wioseł o taflę jeszcze kilka sekund. Rowan jej nie znał, więc nie rozumiał że nawet w tak rozgadanej i energicznej osobie mogą się kryć pokłady nieśmiałości i niepewności i że tego wcale nie musi być niewiele. A Abigail była po prostu kimś... Kto nie chce zawieść. Radość i uśmiech, który wokół roztaczała nie były wcale maską, bo była szczera sama z sobą i ludźmi, których znała, ale to nie było wszystko, co mogła oferować. Dużo się troszczyła i martwiła o innych, a swoje wątpliwości i niepewności chowała głęboko pod uśmiechem. Interesowała się ludźmi, naprawdę ich słuchała i chciała ich znać. Była też lojalna i wierna, umiała dotrzymywać sekretów, a także cierpliwa. Rozumiała, że z Rowanem niemal się nie znają, a on nie ma podstaw by jej ufać i mówić o sobie, więc brak odpowiedzi nie zmienilby jej podejścia do niego, więc wdzięczna za szansę na tę rozmowę, nie chciała jej zmarnować.
Jeśli brunet się spiął przy tym temacie, to wcale tego nie wyczuła. Przeniosła spojrzenie na swoje dłonie, na błyszczące od jasnego lakieru paznokcie i zamyślona cicho mruknęła pod nosem.
- Wiem już, dlaczego dostałeś nożem - zaczęła ciszej i trochę tak, jakby nie chciała mówić za głośno, żeby nikt w okolicy jej nie usłyszał. - Ale chciałam spytać, co było wcześniej? To jest moje dlaczego, przecież ty... - sapnęła, czując że to nie jest rozmowa na przeprawę kajakiem! A może to w ogóle nie jest rozmowa, którą mieli przeprowadzić, bo Abigail czuła, że to tkwi w nim zbyt głęboko i to nie jest strefa, do której może mieć dostęp. A jednak tak jak z nich droczeniem i z próbowaniem przesuwania granic, tutaj też się nie cofnęła. Bo skoro raz Rowan zrobił coś, czego nie powinien i nawet wcześniej się nad tym nie zastanawiał, może tym razem też się nie zawaha i uchyli rąbka tajemnicy.
Minęła kolejna sekunda, w której łapała w głowie dobre słowa. Ostatecznie stwierdziła, że musi spytać wprost, nawet jeśli wyjdzie chamsko i zbyt bezpośrednio, bo nic delikatnego i łagodnego nie udawało jej się ułożyć w głowie.
- Dlaczego do tego doszło, dlaczego to zrobiłeś? - spytała cicho, nieświadomie wbijając spojrzenie w jego dłonie obejmujące wiosło i paznokcie w swoje uda.
W jej oczach był zbyt dobry, szczery i sprawiedliwy, by kogoś zabić. I była pewna, że coś więcej musi się za tym kryć. Czuła jednak, że dziś już zbliża się do granicy, której mimo chęci i pragnień czasami wymykających się spod kontroli, przekroczyć nie może. Dla własnego dobra.
Abigail inna niż zwykle
Tak właśnie przypuszczała, że będzie chciał jej oddać z nawiązką. Nie musiała o tym myśleć, to było po prostu oczywiste, bo choć były to ledwo parę chwile, zdążyła się zorientować, na jakich zasadach będą tutaj działać. Rowan lubił być najwyraźniej krok lub dwa do przodu i bez wahania te kroki stawiał, więc jeśli ona z czymś wychodziła, mogła mieć pewność, że dostanie w zamian trochę więcej. Od pierwszego pocałunku tak to wyglądało, na każdy jej gest odpowiadał mocniej, więcej, bardziej. I nie miała co narzekać, to było przyjemne i musiałaby być naprawdę okropną hipokrytką, by czegoś tutaj żałować, ale dobrze, że dosyć szybko taką zależność dostrzegła. Nie przewidzi każdej jego odpowiedzi i reakcji, nie będzie wiedziała, co dokładnie zrobi, ale będzie miała tego względny obraz, co to dawało jej trochę dyskretnej, nieoczywistej kontroli, której już tak łatwo jej nie odbierze. A nawet jeśli nie miała racji i tylko tak jej się wydawało, to przynajmniej z takim podejściem było jej lepiej na głowie i nie czuła się tak… bezwzględnie odsłonięta i bezbronna.
OdpowiedzUsuńPrzy pierwszym pocałunku pozostała trochę bierna, skupiając się bardziej na dłoni przy swojej szyi. Był gwałtowny, robiąc takie rzeczy i przez tą gwałtowność Paige brakowało trochę wiary w jego wyczucie, nie była go tak pewna, jednak zaraz tę pewność zyskiwała. Wystarczyła chwila na tej krawędzi, gdzie oddech już ścierał się z jego palcami, ale jeszcze nic go nie blokowało. Nie bała się, że chciał jej zrobić krzywdę, po prostu potrzebna była okazja, żeby zaufać jego obyciu przy takich gestach. I już zaraz się do niego dostroiła, oddając pocałunek w narzuconym przez niego rytmie.
Dziarsko odwzajemniła spojrzenie, nieznacznie odchylając głowę do tyłu na tyle, na ile pozwalał jej uchwyt wokół szyi. Spomiędzy warg uciekł jej głośniejszy jęk, który zaraz zamknęła w sobie, przełykając ślinę, kiedy poczuła w sobie palce Rowana. Miała niesamowicie silną chęć, by zacisnąć nogi na jego ręce, ograniczyć do siebie dostęp, bo kiedy tak ją trzymał, kiedy tak na nią patrzył, robiła się właśnie drobna i krucha, a to nijak zgrywało się z tym, co lubiła o sobie myśleć. Tylko gdyby zacisnęła teraz nogi, uciekając przed tymi pieszczotami, które dosłownie ją rozbrajały, mógłby się już domyślić, co dokładnie z nią wyprawia. W końcu nie była w stanie wszystkiego tuszować, ba! wcale nie chciała ukrywać każdej swojej reakcji, bo zgrywanie na siłę niezłomnej i niedostępnej nie miało żadnego sensu i wcale nie byłoby zabawne. Pewnie szybko połączyłby kropki, a Paige chciała być jeszcze tylko trochę nieuległa, trochę niepokorna, nawet jeśli już ją z tego obnażał.
Przez moment pomyślała, że da jej odetchnąć, że może znów pojawi się przestrzeń dla jej działań i inicjatywy, skoro ją puścił. Ale nie miała nawet szansy złapać oddechu, a to co zdążyła zrobić, to ugiąć lekko nogi w kolanach, bo skoro już tak bezpardonowo rzucał nią po łóżku, jakby naprawdę niczego to od niego nie wymagało, to chciała się odsunąć trochę dalej, wrócić do siadu, cokolwiek. Jakby instynktownie wiedziała już, że przy następnym jego zagraniu wcale się nie pozbiera i chciała to odciągnąć w czasie.
Cholerny cwaniak, miał nad nią przewagę choćby samej siły i w ogóle się nie wahał, by ją wykorzystywać. Nie było jak, żeby mu uciekła, musiałaby się zacząć chyba szarpać jak prawdziwa, niezdecydowana na nic wariatka, by przestał albo nawet nie zaczynał…
Jęknęła raz, drugi. Głośniej i wyżej, niż by sobie chciała na to pozwolić. Po trzecim mocno przygryzła wargę, ale pieszczoty spod jego języka wywoływały za wiele rozkosznych dreszczy, więc przy czwartym już sobie odpuściła. Tylko od czasu do czasu przygryzała sobie palec, jakby to miało znaczenie, że spośród kilku jęków, ten jeden uda jej się skryć.
— Szlag by cię… wiesz? — wysapała, oddychając ciężko i szybko. Nie będzie mu uciekać, postara się nawet być w miarę grzeczna, licząc, że doceni tę współpracę z jej strony i niedługo odpuści. Paige mu odpuściła, nie była chciwa i przecież nawet nie próbowała go doprowadzać na skraj spełnienia, a miała ku temu bardzo dobrą sposobność.
UsuńKiedy zwiększał intensywność pieszczot, gdzieś w trakcie wczepiła dłoń w jego włosy. Niedelikatnie, drapieżnie i asekuracyjnie, naiwnie wierząc, że będzie w stanie go od siebie odsunąć. Że w ogóle będzie chciała to zrobić. Mocniej zdarzyło jej się przygryźć palec, mimowolnie wciskała pośladki w łóżko i podnosiła się na palcach, odrywając pięty od pościeli, ale nie na tyle, by Rowanowi robiło to większą różnicę, zresztą czuła, jak przy takiej okazji mocniej ją przytrzymywał za biodra. Nie robiła tego specjalnie, nie miała już na to po prostu wpływu, kiedy przez ciało przepływała kolejna fala rozkoszy, kolejny dreszcz wyginał jej plecy.
— Rowan… — wymruczała, czując rosnące w podbrzuszu napięcie, że to właśnie ten moment, by przestał. Ale wcale tego nie zrobił. — Rowan — powtórzyła, chcąc zabrzmieć trochę ostrzej i z większym zdecydowaniem, jednak w to wszystko wkradł się kolejny jęk, który zupełnie zaburzył wydźwięk jej głosu. Oddech jeszcze bardziej jej przyspieszył. Szarpnęła Rowana za włosy, chcąc go od siebie odciągnąć. — Rowan, no już… — Prośba przełamała się w głosie, tylko Paige już nie wiedziałaby na ten moment, o co go tak właściwie prosiła. Czy próbowała dalej go odsunąć, czy przy sobie zatrzymać. Bo kiedy była już tak blisko, a on dalej nie przestawał, jej zaczęło wszystko obojętnieć, już nie miało znaczenia, że się ugnie do końca. Ulotniły się wcześniejsze myśli i postanowienia, wszystko zostało przysłonięte ekstazą, która zbierała się pod skórą, odbierając resztę zmysłów, aż całe to nagromadzone napięcie przeszło prądem po całym ciele. Szarpnęło oddechem. Wbiło paznokcie w to, co akurat było najbliżej. Wydusiło z gardła urywany krzyk.
— Szlag by cię… — wyszeptała bezsilnie na bezdechu, za zamkniętymi oczami, jeszcze nierozluźniona, próbując się nie uśmiechnąć z zadowolenia.
Paige King
Zdecydowanie miała o nim wyidealizowane wyobrażenie, ale ogólnie można powiedzieć, że Abigail była naiwną dziewczyną. Miała w życiu więcej szczęścia, niż sama przypuszczała, bo chociażby w zepsutej Atlancie, najbardziej przeszkadzało jej to, że jest wielka, głośna i cuchnąca. Nigdy nie została napadnięta, okradziona, czy pobita, już o gorszych zbrodniach nie wspominając. Żyła dobrym życiem, sama nie szukała kłopotów i nie robiła sobie nieprzyjaciół, po prostu przemykając dzień w dzień jakoś prosto i bezpiecznie. I nawet jeśli miała świadomość, że Rowan należał do jednostki specjalnej, co taka jednostka robi i co on sam musiał robić, to jednak seriale pozostawały serialami, filmy filmami, wyobrażenia wyobrażeniami i fabuły książek tylko książkami, wszystko zamkniete gdzieś poza jej namacalnym zasięgiem. Nigdy nie widziała go w pełnym uzbrojeniu SWATu, nigdy też nie była świadkiem, jak kimś mocniej potrząsnął, albo ryknął na kogoś ostrzegawczo, znała tylko tę spokojną i łagodną, a niekiedy namiętną odsłonę szeryfa. Było więc to naturalne, że nie jest w stanie wyobrazić go sobie po tej stronie, gdzie należy się Rowana bać, bo choć szanowała jego i szanowała też stanowisko, które obejmował, nie widziała w nim nic stanowiącego zagrożenie. Już prędzej bałaby się Finna, spotykając go w lesie, bo był wyższy o głowę i dwukrotnie szerszy w barach a z rozczochranymi włosami wyglądał jak zwierzoczłek! Ale Rowan? Rowan o szczerych oczach? To... to przecież człowiek, któremu powierzyłaby własne życie w okamgnieniu i to bez wahania. Więc tak, był w jej głowie wyidealizowany. I byłaby gotowa się kłócić, że ten obraz jest prawdziwszy, niż jakikolwiek inny.
OdpowiedzUsuńNie brakowało jej pewności siebie w sprawach zawodowych. Nie bała się śmiałych posunięć i odważnych prób zmian, zapełnienia grafiku po brzegi, albo nad wyraz jeśli chodzi o zarządzanie pensjonatem, prowadzenie strony z reklamowaniem okolicy Mariesville, wcześniej angażowaniem się w kółka i działalność na studiach, czy w ogóle działaniami związanymi z tą strefą ściśle pracową. Była działaczką, gdy był problem, szukała rozwiązania, próbowała coś robić, a gdy czegoś nie potrafiła, to dowiadywała się nowych rzeczy w temacie, zdobywała informacje, po prostu działała na próbe, albo na pewniaka, z wyczuciem, lub po omacku. Ale kwestie osobiste były dla niej jak głebokie, nieznane jezioro, poruszała się mniej pewnie i ostrożnie. Kwestie z kolei związane z emocjami to była studnia bez dna, a Abigail chyba miała zarówno lęk przestrzenny, jak i głebokości, czy wysokości... taki, który zatrzymywał ją w miejscu. O swoich własnych nie umiała mówić, a o cudze zwykle nie pytała. Była przyblokowana, odsunęła się od relacji i tej kategorii życia i skupiła na karierze, na studiach i powrocie do domu, aby zająć się pensjonatem, a więc nic dziwnego, że gdy przespali się z Rowanem, to była jej pierwsza noc z mężczyzną od kilku lat, pierwsze pieszczoty i pierwsze pocałunki, które nie tylko ją rozbudziły, ale i rozpaliły. On ją po prostu obudził z snu, w który zapadła z strachu, ale potrzebowała czegoś więcej, by całkiem się otrząsnąć z tego stanu. I zaczynała przyjmować do siebie myśl, że nie musi się niczego bać nad wyraz i niczego nie musi unikać z wyprzedzeniem.
Przechyliła głowę lekko na bok i pokiwała głową. Tak, oczywiście Rowan doskonale odczytywał jej niezdarne pytania. Ale słowa jakoś nie wypłyneły, bo obawiała się, że go urazi, albo rozdrażni. Mógł uznać ją za wścibską, nie zdziwiłaby się, ale gdy zaczął odpowiadać, zaskoczył ją. Temat był osobisty, a oni nie znali się na tyle, by sobie ufać, więc okazał jej wielki kredyt. Ona ryzykowała, zadając pytanie tak dociekliwie i sięgające głębiej, a on... Może potrzebował powiedzieć kilka rzeczy na głos, choć nie zdawał sobie z tego sprawy? Czasami rozmowa pomaga, nawet z kimś obcym, a przecież Abi obca tak do końca nie była, więc to i lepiej?
UsuńTo była chwila, gdy jego słowa nabrały kształtów i mrocznych kolorów pokrytych wyciągniętymi długimi cieniami. Abigail dostrzegła jak żyły na rękach Rowana stają się wyraźniejsze pod skórą, kiedy objął rurkę mocniej i jak knykcie bardziej odznaczają się podczas wiosłowania w jego dłoniach. Bardziej niż chwilę temu zanim padła odpowiedź. Jej twarz straciła kolor, rumieńce do tej pory rozgrzewające policzki pobladły i chyba nawet na moment wstrzymała oddech. Przez kilka ruchów wiosłem nie było słychać absolutnie nic poza cichą wodą odpowiadającą na uderzenia i sunięcie kajakiem po powierzchni, a ona czuła, jak mocno bije jej serce. Rozchyliła usta, aby nabrać głebszego powietrza dyskretnie i cicho, aby nie pociągnąć nosem, bo wezbrało w niej współczucie i wzruszenie, przeogromny smutek, który sprawił, że w oczach nie tylko zaszkliły się wielkie łzy, ale one już solidnie popłyneły jej po twarzy! Przygryzła drżące wargi i uniosła dłonie, powoli i o wiele niepewniej niż wcześniej, układając je na dłoniach bruneta.
Nie miała pojęcia... Nikt pewnie nie miał pojęcia, co przeszedł, co przeżył i z czymś się zmierzył. Miała wrażenie, że jego sylwetka stała się teraz gorąca jak wulkan i twarda jak skała, a ona jest malutka i drażni uśpiony żywioł. Nie żałowała pytania, ale że stało się to teraz, w miejscu i czasie, gdy nie może się odwrócić i spojrzeć mu w twarz. I to nic, że ramiona jej lekko zadrżały od bezgłośnego szlochu, nie wstydziła się swojej wrażliwości i empatii, ani tym bardziej łez, które były tego wyrazem. Było jej jednak tak przykro, że chyba nawet nie umiałaby tego wyrazić!
- Przykro mi z powodu tej straty - powiedziała cicho, ochrypłym i zmienionym przez ściśniete gardło głosem, układając palce przy zbielałych kostkach u rąk mężczyzny, kiedy wciąż ściskał wiosło. Pogładziła mu skórę szczupłymi palcami, chcąc by złagodniał, by odetchnął, rozluźnił się. Nie chciała wybudzać jego koszmarów.
Miała w sobie całe morze uczuć, potrafiła je z siebie wyrzucać, oddawać, dzielić się tym ciepłem i dobrem, kojąc, a także rozumiejąc. Jak na swoje lata zdumiewała dojrzałością. I broniła się tylko przed tym, co może ją porwać, w obawie że utonie, ale teraz to było coś innego. Teraz nie chciała, aby Rowan utonął, mogła być jego kołem ratunkowym od smutku i wspomnień. Chciała mu podziękować za to, że podzielił się z nią ta historią i obiecać, że zostawi to dla siebie. Ale to może jak wysiądą z kajaka, bo chciała spojrzeć mu w twarz, popatrzeć w te jego szczere oczy i obiecać, że zachowa dla siebie wszystko, co jej powierzył. To było zbyt ważne i cenne, by rzucać słowa tylko przed siebie. I potrzebowała jeszcze kilka minut, które mieli na dopłynięcie, aby uspokoić lecące łzy, których słony smak czuła już na ustach.
Pomyślała jeszcze o tym, że miał kobietę, którą kochał i którą stracił. Ona go nie rzuciła, nie odeszła bo się znudziła, ale zniknęła z tego świata bezpowrotnie. A on był sam i... i teraz kwestia tego, że sobie ulegli po nalewce wydawała jej się tak paskudna i brudna, że wyrzuty sumienia zaczęły bardzo ciasno oplatać jej kręgosłup moralny, wręcz wżynając się w każdy zakamarek boleśnie. Odetchnęła głeboko z drżeniem w piersi i zagryzła kolejny raz mocno dolną wargę. Poczuła jak zęby rozcinają delikatną skórę, gdy nad sobą nie zapanowała i zwiesiła głowę, zaciskając powieki, byleby się nie rozpłakać w głos. Nigdy w życiu nie słyszała takiej historii, to... to rozdarło jej serce na strzępy! Aż zacisnęła palce na jego dłoniach mocniej, trochę może bezwiednie. Boże, co dopiero musiało dziać się z Rowanem, który to przeżył?! I ona jeszcze w niewiedzy wcisnęła się w jego życie i nie umiała się wycofać, bo co rusz zaczepiali się i ulegali chwilom droczenia... Przecież to było... to było... Nie wiedziała jakie to było, ale było totalnie rozwalające od środka.
- Przepraszam - szepnęła cicho, trochę jękliwie, ale teraz to już trudno było powiedzieć, czy przeprasza za pytanie, czy swoją reakcję.
Abigail w ponad stu kawałkach
Nie znała głębi tej historii i prawdopodobnie nigdy jej nie pozna, bo sam ton z jakim Rowan zdradził jej jedynie odległy zarys wskazywał, że zostawiał przeszłość za sobą. Ale te trzy zdania wystarczyły, bo poruszył w niej coś więcej, niż gdyby kwieciście opowiedział o innej sytuacji, nawet pieknej i takiej która choć odrobinę go ruszyła, jak miłe wspomnienie. Te suche zdania, rzeczowe, ale odkrywające coś, co go poharatało wewnętrznie, w zupełności wystarczyły, aby oddech ugrzązł jej w płucach, serce najpierw zwolniło, a po sekundzie uderzyło w piersi z większą mocą i Abigail się rozpadła. Przecież to... to był możliwe że jego najtrudniejszy moment w życiu, ale tez najbardziej rozdzierająca historia jaką usłyszała! Abi tak czuła, że Rowan nie jest z kamienia, tlił się w nim prawdziwy płomień, chęć do życia, determinacja, nawet jeśli nie był dostepny dla każdego i nawet jeśli z reguły był zasadniczy i zdystansowany. Do cholery człowiek z kamienia nie całuje tak jak on, nie dotyka i nie pieści z taką namiętnością! Ale to... to był dramat. I nie mogła zrozumieć, jak można sie pogodzić z czymś takim. Okazywał tyle siły, że nie była w stanie pojąć, jak to robi, bo... wydawało jej się to po prostu nierealne! I to też nie tak, że był bezdusznym i zatwardziałym dziadem, do cholery! On... on był niemożliwy. Niemożliwy i niesamowity pod wieloma względami i teraz przekonywała się o tym jeszcze bardziej. Tylko dlaczego tę jego siłę musiała zbudować najgorsza tragedia, coś tak okropnego?!
OdpowiedzUsuńTo że zaczął ją uspokajać, było jeszcze gorsze, niż gdyby pozwolił jej się samej opanować! Zaszlochała głośniej, gdy przesunął dłonią po jej ramieniu, odgarnął kilka mokrych wciąż od pływania w rzece kosmyków na plecy i sama wcisnęła się w jego ciało, kręcąc głową. Nie... jak mogło być w porządku? Jak mógł tak mówić?! Na prawdę potrafił się odciąć od takich chwil? Ona... nie potrafiła tego zrozumieć, ale mając przed oczami tylko ogół sytuacji i to wystarczyło, było usłyszana historia nią wstrząsnęła.
Jeśli nie miał jej za złe, że spytała, to dobrze. Nie potrafiła jednak wydusić słowa, by nie pokazać mu, jak bardzo się przejęła. I nie mogła przeprosić drugi raz za to, jak zareagowała! Czy powinna jednak kajać się za to, jak czuje i jak to wyraża? Jax zawsze jej mówił, że czuje za bardzo i za mocno, że ta jej wrażliwość jest piękna, ale się nie przydaje i ją może połamać. Chyba właściwie miał rację. Może Rowan już wiedział, może dostrzegł drżenie ramion, jak ucieka od jego spojrzeń, obracając twarz i uciekając własnym, jak się chowa, opuszczając głowę. Nie była subtelna, ani dyskretna, a łzy leciały jej ciurkiem po twarzy, kapiąc po brodzie na sukienkę.
Czasami trzeba puścić to, co się kocha, żeby ocalić siebie słyszała to już drugi raz, ale w tym kontekście brzmiało to okropnie. Miał dużo racji, potrafiłaby się z nim zgodzić, ale teraz to dramat tej historii i jego strata przysłoniły jej trzeźwy pogląd. Oderwała dłonie od jego rąk i zasłoniła twarz, łapiąc oddech i próbując sie opanować. I nawet jeśli Rowan musiał pogodzić się z tym, co zaszło, aby samemu ruszyć do przodu, to Abigail kierująca się sercem, nie umiała zrozumieć tak zdroworozsądkowego podejścia. Nie w tym przypadku i nie od razu. Jej rozum nie wygrywał z sercem. Najwidoczniej nie była wcale silna i zaradna, na pewno nie jak szeryf.
UsuńWciąż byli na wodzie, więc powinna sie uspokoić i nie wiercić, aby nie doprowadzić do wywrotki. Dobra, gdzieś głeboko o tym pamiętała, ale gdyby wiedziała, jakiego kalibru tematu się spodziewać, nie spytałaby o to teraz! Czy on był poważny udzielając jej odpowiedzi w takim momencie? Przecież widział, jak żywa i ekspresyjna była. Zagryzła znów mocno wargę, krzywiąc się na ból rozcięcia i przetarła palcami policzki. Obróciła się nieznacznie w bok, a kajak się zakołysał, tyle że Abigail zupełnie się tym nie przejęła. Teraz przejmowała się Rowanem i chwyciła go za dłoń, którą oparł na jej ramieniu, zupełnie jakby chciała dodać mu otuchy i wyrazić głebokie współczucie. To nic że on już tego nie potrzebował, ona owszem.
- Czeka cię przyszłość, na pewno dobra, jestem pewna - stwierdziła cicho, przechylając się jeszcze trochę, by spojrzeć na niego choć trochę w tym niewygodnym, wręcz paskudnym położeniu. Teraz przeklinała ten kajak!
Abigail, której szeryf nie pomaga
Mogli zostać przy samych pocałunkach, nie ruszać się z klatki schodowej i rozsiąść się jak para nastolatków na schodach. Paige mogłaby nawet dalej stać przed budynkiem, bo to, że ktoś by ją wtedy zobaczył, było jej całkowicie obojętne. Ale nie chciała poprzestawać na samych pocałunkach, co wiedziała, można powiedzieć, od razu, jak tylko coś, co miało być właściwie żartem, okazało się czymś zgoła innym. Żaden żart nie był tak słodki i nie rozbudzał takich pragnień. Nie miała pojęcia, co to konkretnie było, ale w ogóle jej to nie przeszkadzało, żeby się tego posłuchać. Bo było to niespodziewane przyjemne i już na tym etapie niesamowicie satysfakcjonujące, więc naturalnie w Paige budziła się zachłanna ciekawość i chęć, by przekonać się, czy inne rzeczy też mogły takie być.
OdpowiedzUsuńChciała, była ciekawa, więc też zaczęła po to sięgać, ale nie mogła wiedzieć, jak zareaguje na to Rowan. Przecież wcale nie musiał odczuwać tego samego, co ona. Nie była naiwnie głupiutka, by od razu założyć, że skoro ją omotało coś tak niepozornego jak kilka pocałunków, to na niego podziało to podobnie. Może dla niego to było coś normalnego, nic specjalnego i spokojnie mógłby się bez tego obejść, nie męcząc się później z niedosytem, nie będąc targanym przez ciekawość. Paige się takie rzeczy zwyczajnie nie zdarzały, więc możliwe, że trochę się tym zachłysnęła i za bardzo dała ponieść, ale na pewno nie będzie sobie później pluć w brodę. Większe prawdopodobieństwo, że później żałowałaby bardziej tego, że nie spróbowała skusić Rowana do siebie, niż jakby odprawił ją z kwitkiem. I bardzo dobrze, że to zrobiła, bo z każdą chwilą szansa na żałowanie czegokolwiek była coraz bliższa zeru, co też było zaskakujące, wziąwszy pod uwagę, co ich łączyło.
Szczerze powiedziawszy, z godzinę lub dwie temu bardziej spodziewałaby się tego kwitka niż takiego zapału, z jakim oddawał się wodzeniu go na pokuszenie, lub, jeśli wolał tak o tym myśleć, odpowiadał na te jej zarządzenia. Poza tym, to raczej oczywiste, że wiedziała, co robi i dlaczego. Chciała go rozpalić, sprawić mu przyjemność, trafić chociaż w kilka jego słabych punktów w celu chyba jasnym dla ich obojga, tylko nie przewidziała, że tak na niego to będzie działać. Nie, żeby Paige nie miała zupełnie żadnego doświadczenia w zawracaniu facetom w głowach albo nie lubiła tego robić, ale tutaj równie istotne było to, co działo się z nią samą.
— Hmm…? — zamruczała cichutko, kiedy usłyszała swoje imię, jeszcze nie do końca oderwana od tego stanu uniesienia. Powoli to przyjemne zaćmienie samo zanikało, więc niczego nie poganiała, mimowolnie chcąc się tym jeszcze troszkę nacieszyć, tą charakterystyczną beztroską.
Odetchnęła lekko, czując te delikatne muśnięcia w okolicach jej tatuaży. Uśmiechnęła się rozkosznie, pozwalając ciału stopniowo się rozluźnić, choć w niektórych miejscach nie było to wcale takie łatwe. Rozchyliła lekko powieki, wyczuwając, jak zmienia się położenie Rowana i ignorując na razie jego nonszalancję, pocałowała go ze spokojem i delikatnością, które zdecydowanie kontrastowały z poprzednimi pocałunkami. Palce dalej trzymała wplecione w jego włosy, ale teraz już go tak nie ciągnęła ani nie drapała. Potrzebowała jeszcze kilku minut, żeby dojść do siebie, tylko cały czas łaknęła jego bliskości i pieszczot. Dlatego była teraz taka milutka i potulna, nie reagując na jawne zaczepki. Ale nie na długo, bo po tych kilku minutach ugryzła go niespodziewanie w język. Nie za mocno, tylko tak żeby poczuł.
— Co ty możesz wiedzieć o tym, czego ja pragnę, co? — zapytała w odpowiedzi z pełną świadomością, jak bezczelnie musiało to teraz brzmieć, a na jej usta wpełzł zadziorny uśmieszek. — Nie masz zielonego pojęcia — dodała z przekonaniem i musnęła językiem dolną wargę Rowana. Droczyła się z nim tylko, na pewno to widział. Po tym, co z nią zrobił, nie miała wątpliwości, że wiedział całkiem dobrze, czego mogła pragnąć, ale to nie znaczyło, że musiała mu przytaknąć. I może nawet rozumiał, że skoro przed chwilą tak się pod nim rozpływała, to musiała to przecież teraz trochę nadrobić.
Dłońmi naparła na jego tors, chcąc, żeby z niej zszedł i żeby mogła się podnieść. Przesunęła się w stronę ściany, pod którą stało łóżko i pociągnęła Rowana za sobą, żeby mógł się ułożyć na poduszkach w półsiedzącej pozycji. Zgrabnie przełożyła nad nim nogę, wspierając się rękoma o jego ramiona i uklęknęła w lekkim rozkroku. Pochyliła się do niego, odchylając mu lekko głowę do tyłu i wpiła się zachłannie w jego usta, pomrukując nęcąco.
Usuń— Powinnam cię wcześniej ostrzec, wiesz? — szepnęła przy jego ustach, łapiąc szybko oddech, nim ponownie złączyła ich wargi w pocałunku, w trakcie którego opuściła się powoli na jego męskość. Jęknęła cicho, dociskając się do niego mocniej i przez dłuższą chwilą nie poruszyła się więcej, dalej tylko obsypując Rowana gorącymi pocałunkami.
Paige King
W jej stylu nie było ocenianie innych ludzi, więc nie zamierzała patrzeć na Rowana przez pryzmat tego, jakie decyzje podjął i co zrobił, ponieważ znalazł się w miejscu, w którym Nancy nigdy nie będzie, bo nie planowała kariery policyjnej, i do tego przeżył wielką, niesprawiedliwą stratę. Nie wyobrażała sobie tego, nie potrafiła, nie chciała, gdyż strach o ludzi, których kochała i na których jej zależało, był w niej tak ogromny, że myśl o tym, że mogłoby się im coś stać, była paraliżująca. Nancy wiedziała, jak działa życie, a ludzkimi tragediami była otoczona i wręcz pochłonięta, mierząc się z nimi każdego dnia pod najróżniejszymi postaciami, podsycając w sobie przekonanie, że w ogólnym rozrachunku sprawiedliwości raczej brakuje. Jeśli więc Rowan zrobił coś, co w pewien sposób miało tę sprawiedliwość przywrócić, wymierzając komuś to, na co zasłużył, to Nancy z tym nie dyskutowała. Pewnie, że samosądy nigdy nie powinny być opcją. Nikomu nie mogły zwrócić życia, ani nie naprawiały przeżytych traum, aczkolwiek fakt, że przez to na świecie jest o jednego złego człowieka mniej i najprawdopodobniej ktoś został dzięki temu uratowany, miał znaczenie.
OdpowiedzUsuńTęskniła i tęskni, ale przystosowała się do życia w Mariesville, które bardzo lubiła, więc było jej o tyle łatwiej. Sporo kosztowało ją, żeby spakować swoje życie w walizkę, ale po pierwsze przeprowadziła się w miejsce, które już znała, a po drugie tutaj naprawdę można było odnaleźć spokój i ona właśnie tego szukała. Lubiła być dzielna, zależało jej także na byciu niezależną, więc zamiast się umartwiać, czerpała z tego, co dawało jej życie, wierząc, że reszta jakoś się ułoży. Przecież i tak nie mogła wszystkiego przewidzieć.
Na przykład dzisiaj nie przewidziała, że spotka się z Rowanem i że akurat oboje będą mieli swój szczęśliwy dzień. Musiała jednak przyznać, że jego obecność oraz towarzystwo sprawiały jej wielką radość. Z nim zawsze było jakoś lepiej.
Nancy uśmiechnęła się, zauważając szczęśliwą Clementine, która tańczyła i wygłupiała się z Coltonem, co zdecydowanie świadczyło o tym, jak wybitnie się ze sobą dogadują. Wcale jej to nie dziwiło, chociaż trochę martwiło, że dla jej przyjaciółki najprawdopodobniej skończy się tak, jak zwykle. Bardzo lubiła Colta, bo to był naprawdę zabawny i szalony człowiek, ale zdążyła poznać jego czarującą stronę casanovy, która na nią nie działała, jednak istniało całkiem duże prawdopodobieństwo, że zadziała na Clem. Nancy kontrolnie rozejrzała się jeszcze za Hazel, którą dostrzegła przy kanapie z Lisą, z którą żywo o czymś dyskutowała, trzymając w jednej ręce tajemniczy kubeczek.
— Tylko wiesz, że musisz oddać mi kontrolę? — zagadnęła ostrożnie, wracając rozbawionym spojrzeniem do jego oczu. To nie pierwszy raz, gdy Rowan był zmuszony oddać się w ręce Nancy, ale tym razem to było coś innego. — I mocno mnie trzymać — dodała z uśmiechem.
Tylko na początku musiał pozwolić jej się poprowadzić, aby była w stanie pokazać mu wszystko, co miała w zanadrzu, chociaż to mogło być ciężkie, zważywszy na tłum ludzi, który ich otaczał. Na parkiecie, o ile tak mogła nazwać środek salonu, było zdecydowanie mniej miejsca, niż początkowo zakładała, ale taka niedogodność nie mogła jej powstrzymać.
Nancy złapała za dłoń Rowana, zdecydowanie skracając między nimi dystans, przez co zapach jego perfum mógł uderzyć do jej głowy niczym tequila, i spojrzała na niego z charakterystycznym błyskiem w oku, zaczynając śmiało poruszać się w rytm muzyki. Odpowiadały jej te latynoskie klimaty, ponieważ gdy jeszcze mieszkała w Atlancie, to za namową Clementine zapisała się na lekcje bachaty. Nie myślała, że to kiedykolwiek się jej przyda, a jednak dzisiaj mogła popisywać się przed Rowanem tym, jak świetnie, rytmicznie, zmysłowo wychodziło jej kręcenie biodrami i zarzucanie włosami.
Przez chwilę tańczyła z nim przodem, a innym razem na moment odwracała się i przywierała do jego klatki piersiowej plecami, pozwalając na to, by wtedy jego dłonie swobodnie lądowały na jej talii.
Usuń— A teraz prawdziwa figura — zaproponowała ze śmiałością, gdy okazało się, że jej i Rowanowi z łatwością przyszło odnalezienie wspólnego rytmu, oddając się przy tym muzyce. Zrobiła obrót, zwinęła się w jego stronę, a gdy plecami ponownie dotarła do jego torsu, delikatnie się osunęła, przechylając do tyłu. Zerknęła w jego oczy i roześmiała się cicho, będąc pełna podziwu wobec Rowana, który dzielnie jej partnerował.
Aż nagle hiszpańskie rytmy zostały zastąpione mocnymi, klubowymi hitami.
Nancy Jones
Wolałaby uniknąć przewrócenia kajaka. I było to zupełnie naturalną postawą każdego uczestnika spływu. Raczej nikt dobrowolnie nie chciałby znaleźć się pod nieco mętną taflą rzeki. Rzeka w Mariesville nie należała do najpłytszych, nie była też szczególnie rwąca, przynajmniej tutaj, gdzie jej koryto pozostawało w miarę uregulowane. Betsy nad brzegiem rzeki spędzała sporo letnich dni, kiedy uczepiała się jak rzep psiego ogona swoich starszych braci i ich przyjaciół. Doskonale pamiętała wydarzenie, w którym niemal jeden z kolegów braci się nie utopił, przy okazji ciągnąć Betsy na dno za sobą, a które zostało wyparte przez wszystkich uczestników. Wystarczyło tylko na moment stracić dno pod palcami i było się straconym. Od tego wydarzenia minęło już wiele lat, a mimo to Betsy znacznie mniej chętnie zażywała kąpieli w rzece i nie odważyła się w niej pływać, co najwyżej moczyć nogi, kiedy ktoś inny był w pobliżu. Czuła respekt przed wodą, a większą swobodę odczuwała jedynie na kontrolowanych wodach basenów, gdzie woda była przejrzysta, a dno doskonale widoczne i przede wszystkim stabilne.
OdpowiedzUsuńMoże dlatego też do pomysłu spływu kajakowego podchodziła dość niechętnie, a pity przez nią cydr miał dodać animuszu. Miała jednak na sobie kapok, a za sobą mężczyznę, który na pewno wiedział, jak ratować ludzi. Początkowo wizja dzielenia środka transportu z szeryfem była druzgocąca, ale teraz zaczynała dostrzegać jej plusy.
— No tak. Własną normalność. Nie pomyślałam o tym… — zauważyła zaskoczona. Chyba zbyt ufnie i naiwnie spoglądała na cały otaczający ją świat, zapominając o tym, że skrywa on też te zeźlone jednostki, których normalność i codzienność daleka jest od rozumowania przeciętnego obywatela. Wiedziała oczywiście, że ludzie potrafią manipulować, okłamywać, okradać i zabijać, ale też nigdy nie zetknęła się z kimś tak naprawdę złym i okrutnym. Przesiąkniętym ciemnością.
— Ciężki wybór? No bez przesady. Popatrz tylko, jaka jestem wspaniała — zaśmiała się, kręcąc przy tym lekko głową. I parskała śmiechem po każdym kolejnym zdaniu wypowiedzianym przez mężczyznę. Kiedy tak opowiadała o ich częstych spotkaniach na posterunku, nie wyglądały one wcale źle. Mogła sobie przypisać jako zasługę, że czyniłą jego dzień w pracy lepszym, barwniejszym i pewnie po prostu milszym.
— Wyszłabym na bezdusznego potwora, gdybym mimo wszystko zachęcała cię do startowania w tym naborze? — spytała rozbawiona. Zrobiła łyk cydru i zakręciła właśnie butelkę. Miała wrażenie, że gdzieś przed nimi głosy innych spływających były podniesione, nieco głośniejsze i niosły się po rzece donośniej niż jeszcze przed chwilą. — Wiesz, zawsze też może się okazać, że te, które na mnie wiecznie donoszą, w końcu się tym znudzą i co wtedy? Wtedy nie będę mogła patrzeć w te twoje bystre oczy nawet podczas służbowych czynności… — zauważyła i chciała kontynuować, kiedy okazało się, że wcale jej się nie wydawało, iż ktoś podniósł tłok. Niemal na samym środku koryta rzeki rozbrzmiała wrzawa, kilku uczestników spływu wpadło w ogólnopojętą panikę, a jeden z kajaków był wywrócony do góry nogami. I pewnie nie byłoby to większym problemem, bo inni mogliby ten kajak obrócić, a wypadkowicze z ich pomocą wrócić na miejsca, gdyby nie fakt, że na rzece unosiły się dwa samotne, pomarańczowe kapoki.
— Szeryfie… — mruknęła zaniepokojona. — Stało się.
Murray odłożyła butelkę i sięgnęła po wiosło, zaczynając znacznie szybciej przebierać rękoma. Towarzystwo było widocznie na tyle podchmielone, że alkohol zamiast dodać odwagi, to im ją odebrał (albo dodał rozsądku), bo nikt nie wskoczył do wody, aby ratować topiących się.
Betsy Murray
Nie chciała się rozpłakać, a właściwie gdy zadawała pytanie, była gotowa usłyszeć trudną odpowiedzi - coś głębokiego i tak prywatnego, że Rowan mógł odmówić jej rozmowy na ten temat. Ale nie spodziewała się takiego kalibru i zanim w ogóle przeanalizowała jego słowa, już serce zareagowało, już ścisnęło ją w piersi i łzy popłynęły pierwsze. Nie chciała też przepraszać, bo przecież jej reakcja, nawet jeśli w jego ocenie przesadzona, była szczera. Była... W szoku. Była rozbita, zaskoczona, zmrożona tą historią. A jednocześnie smutek, współczucie i jakieś niedowierzanie mieszało się mocno i przyciskało, dusiło ją tak, że z trudem łapała oddech.
OdpowiedzUsuńJeszcze było zdecydowanie za wcześnie, by poza emocjami dojść do słusznych wniosków, dlaczego Rowan mimo że korzysta z tego, co oferuje los i nie stroni od nadarzających się okazji, tak głębiej nie jest dostępny. Bo teraz wciąż wrzały w niej emocje i pierwszy szok poznawczy. To co jej powiedział to... było coś, czego większość ludzi nie przeżyje. To było coś, co mogło złamać, a na pewno poharatać tak, że człowiek się nie pozbiera, ale niezłomność charakteru Rowana tutaj pokazywała, ile jest w stanie znieść. Był twardy, choć i to musiało mieć swoją cenę. Abi już wiedziała, że nie jest otwarty na nic głębszego i wiążącego, że jest miły ale wciąż zdystansowany, ale też nie mieli takiej znajomości, by miała prawo albo musiała tak nad tym rozmyślać. Teraz może jednak lepiej go zrozumie. Do tego pewnie dojdzie, bo ruda jest empatyczna i niezwykle troskliwa i chciała znać i rozumieć tych, których ma wokół siebie.
Kiedy brunet wrócił do wiosłowania, odetchnęła drżąco, układając dłonie na kajaku. Musiała, miała potrzebę aby coś trzymać i zresztą zaciskała palce raz po raz przed sobą na twardej powierzchni. Czuła jego bliskość teraz bardziej, wiosłował z większą siłą, a jego oddech odbijał się na jej plecach, gdy klatka mężczyzny pracowała mocniej. Spoglądała przed siebie, wdzięczna że Rowan pozwala jej na taką reakcję, nie traci cierpliwości, nie złości się i właściwie chyba nawet rozumie, że Abi taka właśnie jest. Płakała zwykle mało i gdzieś poza cudzymi spojrzeniami, bo przecież widzieć ją niewesołą to rzadkość, a gdy się smuciła, albo coś nią szamotało od wewnątrz, to nie zdradzała się przed ludźmi. Była z tym co głębsze skryta i w pewnym sensie też nie dopuszczała do siebie zbyt blisko nikogo, ale teraz, w sumie właśnie dzięki ich szaleństwu po nalewce, zaczynała rozumieć dlaczego. Zaczynała rozumieć siebie i to, że zamykała się na ludzi, a nawet na życie z czystego strachu, tylko co to za życie bez uczuć? I czy nie warto się bać, zbierać niekiedy nauczki i rozczarowania, aby cieszyć się i doceniać to co dobre bardziej? I znów pojawiało się zdumienie i szok, że jak... Jak Rowan mógł tak żyć? Tak goło, skupiony wyłącznie na obowiązkach i chwilach...? Odcięty od głosu serca... Ludzie go cenili, szanowali, lubili, miał powodzenie u płci przeciwnej, a pozostawał niewzruszony! I teraz, tutaj, niektóre sprawy rozjaśniały się same, bo on... Był roztrzaskany w drobny mak w środku i jednak się pozbierał, choć nie wszystko pewnie było posklejane, a niektórych tematów nie dało się naprawić, tak jak nie dało się cofnąć czasu. A to sprawiało, że widziała go inaczej i wszystkie barwy, w jakich go postrzegała do tej pory, nabierały intensywności. Jej podziw, a nawet fascynacja i zaciekawienie nim urosły.
Pokiwała głową, przełykając ostatnie wielkie jak groch łzy, gdy poinstruował, że ma wysiąść pierwsza, gdy za moment dopłyną. Cisza okolicy, piękny widok malowanego zachodem słońca nieba i spokój panujący wokół pomagał jej się opanować. Do tej pory nawet nie dostrzegła, jak pięknie jest nad ich głowami, gdy ogniste pomarańcze zlewały się z różem i błękitem, kiedy słońce chyliło się już za horyzont! I było jej tylko trochę głupio, że się nie kontrolowała , a wręcz rozkleiła.
UsuńWysiadanie z kajaka było trudniejsze, niż dostanie się do niego. Gdy już mogła wysiadać, podparła się dłońmi po bokach i wysunęła, ale miała wrażenie, że wyszło jej to tak niezgrabnie i przesunęła tyłkiem po ciele Rowana, że nie spojrzała na niego przez kilka kolejnych sekund, gdy sam wychodził na brzeg. Spojrzała na swoje stopy obute w sandałki i czerwone kolana, bo chyba kilka razy uderzyła o wnętrze kajaka i nie pomyślała nawet o tym, by zdjąć kapok. Miała mętlik w głowie, nawet jej od tego wszystkiego trochę szumiało i aż się wzdrygnęła, gdy nagle szeryf stanął o krok od niej. Popatrzyła najpierw na jego twarz, łapiąc kontakt wzrokowy, a potem spojrzała na dłonie, które odpinały klamry kapoka i zamiast zdjąć z siebie kamizelkę, nie pomogła mu, tylko uniosła nieco ramiona i objęła go, chowając twarz w koszulce Rowana.
- Okej - mruknęła tylko cicho, podnosząc po chwili spojrzenie do jego oczu. Cofnęła dłonie tylko trochę, pozostawiając je na biodrach szeryfa, by nie obejmować go ciasno i choć usta jej drżały i widniał na nich czerwony ślad od zębów, naprawdę się starała trzymać twardo i dzielnie. - W porządku? - spytała tym razem jego. Czy w ogóle zadawał sobie to pytanie? Czy przetrawił te wydarzenia z przeszłości i te stratę? Czy miał na to czas i w ogóle miejsce w życiu, które było poukładane i biegło dynamicznie?
Abigail obawiała się, że Rowan nie ma nikogo, kto by o niego zadbał i nie chodziło o kobietę, która byłaby bliska jego sercu i obecna w jego życiu. Chodziło o drugiego człowieka. Miał przyjaciół, rodzinę, ale czy ich również trzymał na dystans, czy był z nimi i wobec samego siebie szczery i otwarty? Czy oni o niego dbali, troszczyli się, pytali jak się ma dla niego, a nie dla siebie? Czy pytali tak, by go naprawę usłyszeć?
Przechyliła lekko głowę na bok i przysunęła się o pół kroku, zatapiając się w jego czekoladowych oczach. Miał słońce za plecami, więc nie mogła dostrzec tych jaśniejszych błysków, które niekiedy pojawiają się na tęczówce, gdy oko złapie ostrzejsze światło, ale wiedziała, że tam są.
- Chce jechać z tobą - oznajmiła krótko, bo przecież nawet tak ustalili nad brzegiem, gdy wiązał jej bikini. Nie wpraszała sie, skoro sam tak wtedy powiedział, ale jeśli posiada do domu szeryfa, tam był tylko rzut beretem do pensjonatu, gdzie miała resztę swoich rzeczy, w tym rower i klucze do mieszkania w Downtown.
Abigail
Miłość jest wyjątkowym uczuciem, którego każdy człowiek powinien co najmniej raz zasmakować, ponieważ wtedy wszystko staje się lepsze, ale miłość potrafi być okrutnie wymagająca, skomplikowana, tak samo wspaniała jak i bolesna. Cudownie jest się zakochiwać, gorzej odkochiwać, a najgorzej nie odkochać się wcale. Nancy z uczuciami była ostrożna. Przede wszystkim dlatego, że nie bardzo miała czas na związki i odpowiedzialność, która się z nimi wiązała, ponieważ każdego dnia była dosłownie pochłonięta wszystkimi możliwymi obowiązkami, a uważała, że jak się z kimś jest i kogoś się kocha, to pragnie spędzać się z nim jak najwięcej czasu i tego nie chciałaby komuś odbierać lub ograniczać, ale Clem była aktywnie poszukująca. W dodatku bardzo kochliwa, przez co historii związanych z mężczyznami miała mnóstwo, często przerabiała te same schematy, a innymi razem opowiadała rzeczy, których nie wymyśliłby najlepszy scenarzysta. Clementine marzyła o miłości jak z filmu; porywające i gorącej. Chciała się zakochać, ustatkować i być kochaną trochę bardziej niż przeciętny człowiek, dlatego zdarzało się, że niejednokrotnie lokowała uczucia w nieodpowiednich facetach, którzy wykorzystywali okazję, jaką los stawiał na ich drodze. Nancy, niestety, miała powody, aby martwić się o swoją przyjaciółkę, nie chcąc, aby przechodziła przez kolejne rozczarowanie, aczkolwiek zdawała sobie sprawę z tego, że wszyscy są tutaj dorośli i każdy robi to, co uważa za słuszne. Nie planowała więc stawać Clem i Coltonowi na drodze, tym bardziej, że rzeczywiście wyglądali tak, jakby się ze sobą dogadywali. Ona ciągle się uśmiechała, on skupiał się tylko na niej, razem się bawili i być może coś zaczynało być na rzeczy.
OdpowiedzUsuńTak na wszelki wypadek, dla swojego spokoju, Nancy postanowiła tylko mieć na nich oko, ale ciężko było skupić się na tamtej dwójce, skoro wyciągnęła Rowana na parkiet i musiała się postarać, żeby nie żałował. Zrobił dla niej dwa wyjątki, a to naprawdę była wielka sprawa, dlatego przyłożyła się do tańca i ogromną radość sprawiało jej, gdy szeryf szybko pojął, o co w tym chodzi i dołączył do jej ruchów, ruszając biodrami razem z nią. A szło mu tak świetnie, jakby również uczęszczał na jakieś taneczne zajęcia. Miał poczucie rytmu i bez problemu odczytywał kolejne kroki, przez co kilka razy Nancy czuła się tak, jakby ta oddana kontrola wracała w jego ręce zupełnie tak, jak po każdym obrocie ona wracała do niego.
W innych warunkach pewnie by sobie na to nie pozwoliła, zdając sobie sprawę z tego, że taki taniec wiązał się ze spojrzeniami i mógł niepotrzebnie rozbudzić wyobraźnię u niektórych, ale miała się dzisiaj dobrze bawić, więc to robiła. Poza tym przy Rowanie naprawdę czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że pomimo zmysłowości oraz bliskości nie zostaną przekroczone jej granice, że wszystko będzie zrobione ze smakiem, że to dla niej i dla niego jest zabawa, przy której mogą się pośmiać. Nie kłamała mówiąc, że nie tańczy z byle kim.
Nancy zaśmiała się, słysząc komentarz Rowana i wierzchem dłoni dotknęła swojego ciepłego policzka, który rumienił się nie tylko z powodu intensywnej aktywności fizycznej, ale także z powodu jego słów, które odebrała jako komplement, bo skoro był gotowy na więcej wyjątków, to chyba naprawdę musiało mu się to spodobać.
— Musisz wiedzieć, że wszystko, co powiesz, najprawdopodobniej zostanie wykorzystane przeciwko tobie — zauważyła żartobliwie, ostrzegawczo celując w niego palcem, jakby to była całkiem poważna groźba.
Nancy nie narzekała na swoją kondycję, choć ona zawsze mogła być lepsza, ale zdecydowanie nie miałaby tyle sił, żeby w ten sposób przetańczyć całą noc. Może z odpowiednią motywacją, ale raczej nie zapowiadało się, aby z kimkolwiek miała powtórzyć to, przez co z Rowanem ściągnęli na siebie uwagę imprezowiczów. Prawdę mówiąc, ten fakt nawet trochę ją zawstydził, dlatego roześmiała się i schowała twarz w dłoniach, kręcąc głową.
— Weź mnie nie strasz, bo teraz nie wiem, co zrobię, jeśli nie odgonię się od adoratorów — zażartowała konspiracyjnym tonem, przysuwając się do niego, żeby tylko z nim podzielić się swoimi obawami i w tym samym momencie poczuła, jak damska dłoń łapie ją za przedramię.
UsuńTo była Clementine, która w ten sposób próbowała zwrócić na siebie uwagę Nancy, a kiedy jej się to udało, wyszczerzyła się w ich stronę.
— Muszę cię porwać. Poszłabyś ze mną przypudrować nosek? — wypaliła, posyłając zdezorientowanej Nancy porozumiewawcze spojrzenie, którym zdecydowanie chciała jej przekazać, że muszą o czymś porozmawiać. — Nie chodzi o narkotyki — zaznaczyła natychmiast stanowczo, wyłapując dwuznaczność swojej propozycji i zatrzymała spojrzenie na Rowanie, jakby obawiała się, że mógłby podejrzewać je o takie rzeczy, czym wywołała na twarzy Nancy głupi uśmiech.
— Jasne, chodźmy, Clem — zgodziła się, domyślając się, że jej przyjaciółka jest w innej potrzebnie niż poprawianie makijażu. Przeprosiła Rowana, na którego czaili się Colt oraz Dylan i poszła ze swoją przyjaciółką w stronę łazienki, a po chwili dołączyła do nich Hazel i Lisa.
Nancy się nie pomyliła, gdyż to była zaplanowana przez Clementine akcja zebrania dziewczyn w jednym pomieszczeniu, żeby po pierwsze wyciągnąć od nich informacje na temat Colta, wygadać się na jego temat, a przy okazji urządzić całą, długą podróż po swoich poprzednich miłosnych klęskach. To całe babskie posiedzenie mocno się im przedłużyło, ponieważ w pewnym momencie Lisa przyniosła alkohol, więc przy kolejnych shotach i drinkach czas płynął jeszcze szybciej, a potem przeniosły się z łazienki do kuchni, w której dołączyło do nich kilka osób. W międzyczasie wspólnie zatańczyły, znowu plotkowały, Clem zniknęła gdzieś z Coltem, Lisa dokładała i donosiła przekąski, w czym Nancy próbowała jej pomagać, a Hazel tylko podsuwała im drinki.
Impreza trwała w najlepsze i wydawało się, że z każdą chwilą jest coraz więcej osób. Większość z nich tańczyła, jednak spora część imprezowiczów przeniosła się piętro wyżej, do jednego z gościnnych pokoi. Nancy odkryła to za sprawą wiadomości, którą dostała do Clementine, w której przyjaciółka kazała jej jak najszybciej przyjść na górę, bo to coś pilnego. Wzięła więc ze sobą Hazel i alkohol, a gdy zajrzała do pokoju okazało się, że podpici, dorośli ludzie właśnie szykują się do gry w prawda czy wyzwanie.
— Chodźcie, laski! — zawołała zadowolona blondynka, machając do swoich przyjaciółek. — Będzie super zabawa — dodała podekscytowana, klepiąc wolne miejsce i spojrzała na Coltona, który, rzecz jasna, wciąż jej towarzyszył, jeszcze bardziej uchachany niż wcześniej, z radością jej wtórując.
Obie z Hazel uznały, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby dołączyły, w dodatku alkohol płynący w żyłach zdecydowanie dodawał im odwagi, a takie gry zawsze były interesującym urozmaiceniem domówek, gdyż w takich momentach działo się najwięcej, więc nie pozwoliły na to, aby Clementine musiała je namawiać.
— Zamierzasz zdradzać wszystkim swoje sekrety, ciągle będziesz wybierał wzywania, czy może będziesz tylko obserwował? — zagadnęła Rowana, siadając naprzeciwko niego i zaciekawiona uniosła brwi. Nie sądziła, że takie zabawy są w jego stylu, ale to nie pierwszy raz, gdy ją dzisiaj zaskoczył.
Nancy Jones
Nie wiedziała jeszcze, co sobie będzie o tym wszystkim myślała już po, kiedy zostanie z tym sama, jednak z pewnością nie było się czym przejmować. Najpewniej przejdzie z tym do porządku dziennego bez roztkliwiania się i wypominania sobie czegokolwiek. Żadne wyrzuty sumienia jej nie dopadną, święta przecież nie była i bez tego, i nawet jeśli jednorazowe przygody tego typu nie gościły na stałe w jej życiu, to nie robiła nic złego, czego musiałaby się później wstydzić. Była dorosła, chciała i mogła i to samo dotyczyło Rowana, więc nigdzie nie było żadnego problemu. Nie znali się dobrze, ale wcale nie musieli, by oboje rozumieli, że to tylko tak na jedną noc. Na więcej i tak nie byłoby okazji, a gdyby jednak taka opcja istniała, to by się w ogóle tu nie znaleźli. To rozumiało się samo przez siebie, bez żadnych pytań, bez zastanawiania się nad czymkolwiek poza tym, na co miało się ochotę.
OdpowiedzUsuńZnała swoje ciało na tyle, by wiedzieć, na co mogła sobie pozwolić zaraz po orgazmie. Głównie dlatego się nie spieszyła, chciała najpierw się przyzwyczaić, sprawdzić, jak będzie to odczuwać, gdy ich ciała się złączą, a potem znaleźć to najlepsze ułożenie i dopasować rytm, który będzie odpowiadać im obojgu. Do tego spokojniejsze tempo pozwalało na to, by nie odrywać się od pocałunków, od których ust Paige rzeczywiście zaczynały robić się lekko opuchnięte, choć może to lekkie podgryzanie się nawzajem też miało tutaj wpływ. Nie przeszkadzało jej to, podobnie jak to, że Rowan delikatnie ją pod siebie ustawiał. Takie sugestie były właściwie zawsze mile widziane, stwarzały też takie dodatkowe poczucie bliskości, która pojawiała się, gdy jedno należało do drugiego, nawet jeśli tylko na tę jedną chwilę i na nigdy więcej. Niech ją do siebie dociska, przytrzymuje przy ustach albo odsuwa, by objąć spojrzeniem krągłości. Póki była na górze, w ogóle w nią to nie uderzało.
Za to ta odzywka… Chętnie znowu by go ugryzła, nawet jeśli miał poniekąd rację. Gdyby chciała, gdyby się postarała, nie wiedziałby o niczym. Nawet by się nie domyślał, że zaczepkami i droczeniem się, próbowała najpierw go sprowokować, a potem wybadać te reakcje i dowiedzieć się nie tego, na ile mogła sobie pozwolić, a na ile mogłaby ewentualnie pozwolić jemu. Robiła to jednak podświadomie, bo na pewno nie przyznałaby się na głos do tego, że z chęcią oddałaby komuś pałeczkę albo nawet dałaby się bardziej sponiewierać, gdyby tylko miała pewność, że się nie rozczaruje. Paige była po prostu trochę pokręcona, o wielu rzeczy nie mówiła na głos, a jej aluzje nie były wcale oczywiste, nie były nawet blisko tego stwierdzenia, więc kończyło się na tym, że trzymała pałeczkę przy sobie i ostatecznie nikt nie narzekał, przynajmniej w kwestii seksu.
A Rowan? Rowan może wcale się niczego nie domyślał, a po prostu był jaki był. Może był uparty tak, jak ona i była to kwestia ścierania się charakterów. Może był jedynie ciekawy i wiedząc, że tak naprawdę nie ma nic do stracenia, sam ją sobie sprawdzał. Może z tego samego powodu, że nie miał nic do stracenia, chciał dla własnej satysfakcji tą pyskatą, niepokorną pannę nieco ujarzmić. Nieważne jednak, czym się kierował, na pewno nie brakowało mu siły charakteru i temperamentu, choć ten ostatni nie miał tak jaskrawych barw, jak w przypadku Paige. Odpowiadał na zaczepki, sam prowokował, nie pozwalał tak po prostu wyprowadzić się z równowagi i… i cholernie dobrze całował, zresztą nie tylko to. Ale był przy tym wszystkim jakoś tak bardziej opanowany, podczas gdy ona bez wahania gryzłaby go i drapała, bez najmniejszych wyrzutów sumienia, jednocześnie obdarowując te same miejsca najczulszymi pocałunkami, jakby mu te wyrządzone przez siebie szkody chciała wynagrodzić.
— A wyglądam na taką? — spytała z cichym śmiechem, który wymieszał się z przyspieszonym oddechem i tłumionymi westchnięciami.
Spuściła rozbawiony wzrok na Rowana i przygryzła dolną wargę, widząc, co zamierzał. Przeszedł ją mocniejszy dreszcz i jej biodra na moment wypadły z rytmu, kiedy zaczął bawić się jej sutkiem w swoich ustach. Wzdrygnęła się raz i sekundę później jeszcze raz, a na jej twarzy błąkał się lekki uśmiech zadowolenia. Objęła go jedną ręką za szyję, wplatając palce we włosy i przyciągając bardziej do swoich piersi, drugą złapała się jego przedramienia i odchyliła się lekko, zamykając oczy. Wtedy, będąc tak wystawioną na więcej pieszczot od niego i jednocześnie trzymając się go dla utrzymania równowagi, zaczęła na nowo się na nim poruszać, ale tym razem trochę gwałtowniej, szybciej.
Usuń— Wiesz, Rowan… — jęknęła miękko, łapczywiej zaczerpując powietrze. — Myślę, że dobrze, żebyś po prostu wiedział… Nie jestem taką dziewczyną na jedną noc — wyjaśniła i na moment odciągnęła go za włosy, żeby na nią spojrzał i sama rozchyliła powieki, zerkając na niego. — Dlatego to bardzo dobrze, że tu nie zostanę. Masz bardzo dużo szczęścia. — Przeczesała pieszczotliwie jego włosy i posłała mu figlarny, nieco tajemniczy uśmiech.
Mimo tej słodkiej, wypełniającej ją rozkoszy, którą czerpała z tego, że w niej był i poświęcał tyle uwagi jej piersiom, była jeszcze w stanie ciągnąć te słowne ich słowne gierki. Nawet miała wrażenie, że bez nich to nie byłoby to samo, choć i tak cały czas rozważała, czy nie ugryźć Rowana w język jeszcze raz. Miał na razie jednak właśnie to szczęście, że bardzo jej się podobało, czym ten jego język się teraz zajmował i nie zapowiadało się tym razem na żadne przestań.
No i mówiła prawdę. Nie była dziewczyną na jedną noc. Nie chodziło o uczucia, o jakieś beznadziejne zakochiwanie się i tym podobne rzeczy, przez które miałaby mu wejść na głowę, bo raz uprawiali seks. Nie, zdecydowanie Paige nie była kochliwa. Ale nie lubiła kiedy seks był nudny, więc zawsze starała się, tak już prawie mimowolnie, żeby było do czego wracać, nawet jeśli z założenia nie miało do tego dojść. Choćby żeby wracać do tego myślami, choćby dla samotnych wieczorów w kąpieli.
Paige King
Ale zdarzało się również tak, że jak już się kogoś tak bardzo mocno kochało, to poświęcenia i wyrzeczenia przychodziły z niebywałą łatwością, ponieważ chciało się dla tej drugiej osoby wszystkiego co najlepsze, niekiedy nawet swoim kosztem, choć najważniejsze było to, aby pozostawać w zgodzie ze sobą. Podejście Rowana było odpowiednie, bardzo odpowiedzialne biorąc pod uwagę to, co Nancy słyszała od koleżanek, które umawiały się z policjantami lub poważnie próbowały układać sobie życie z gliniarzami. Wiadomo, że to nie dotyczyło wszystkich, nie było też żadnym przytykiem, zresztą nie chodziło tylko o tę grupę zawodową, a właściwie o każdego człowieka, który robił coś z prawdziwego powołania, absolutnie oddając się swojej pracy. W związkach z takimi ludźmi najwięcej poświęceń spadało na tę drugą stronę, która musiała często zagryzać zęby, znosząc strach o kogoś, kogo kocha.
OdpowiedzUsuńSuper było się zakochiwać, przeżywać miłosne uniesienia od nowa, dopisując miłości same wyjątkowe cechy, ale potem robiło się poważnie, przychodziła codzienność, rutyna i tworzenie udanego, uczciwego związku okazywało się strasznie trudne. To była wielka odpowiedzialność i Nancy przynajmniej jej nie musiała na siebie brać. Czasami bywała samotna, ale w ogólnym rozrachunku lubiła być singielką, ponieważ oprócz tego, że właściwie w każdej chwili mogła umówić się z kimś na randkę, jeśli brakowało jej uniesień tego rodzaju, a jednym z jej lepszych wspomnień z Atlanty było, jak regularnie chodziła z przyjaciółkami na szybkie randki, to gdyby kogoś miała, ominęłyby ją dzisiejsze przekomarzańce oraz tańce z Rowanem, czego chyba nie mogłaby odżałować, ponieważ podobała się jej energia, którą ze sobą mieli.
— Zobaczymy — rzuciła prowokująco zupełnie tak, jakby to już było wyzwanie i posłała Rowanowi uroczy, całkiem niewinny uśmiech. Nie sądziła, że mógłby wymięknąć i odpuścić, aczkolwiek znała towarzystwo, które postanowiło wziąć udział w grze i wiedziała, że nikt nie dostanie taryfy ulgowej, a pytania oraz zadania często będą głupie i sprośne, ponieważ wypity alkohol robi swoje, każdemu dodając odwagi.
Nancy nieznacznie się podniosła, aby dosięgnąć butelki i odczekała chwilę, chcąc mieć pewność, że każdy znalazł dla siebie miejsce. Zerknęła na podekscytowaną Clementine, następnie przeniosła spojrzenie na Rowana i z uśmiechem zakręciła butelką, w którą ze wstrzymanym oddechem wpatrywali się wszyscy. Kiedy butelka się zatrzymała, wzrok graczy padł na Maise, która na dobry początek wzięła pytanie.
— Ja mam! Jaki był twój najlepszy seks i dlaczego akurat ze mną — zawołał roześmiany Dylan, drocząc się z Maise, która najpierw rzuciła w niego poduszką, wywołując śmiech u kilku osób, a potem pokazała mu środkowy palec.
— Nie ty zadajesz pytanie, idioto — mruknęła, zerkając wymownie na Nancy z nadzieją, że uratuje ją przed tym pytaniem.
— No właśnie, ja kręciłam — oburzyła się, chwilę zastanawiając. — Jaki był twój najgorszy seks i dlaczego akurat z Dylanem — powiedziała zaczepnie, czym wywołała kolejną falę śmiechu oraz niezadowolony jęk Dylana, który w odwecie rzucił poduszką w Nancy, ale całe szczęście wylądowała na siedzącym obok Parkerze.
To pytanie dużo bardziej odpowiadało Maise, dlatego już po chwili ze szczegółami opowiadała o swoim najgorszym seksie, wywołując przy tym salwy śmiechu oraz poruszeń wśród graczy, a na koniec zaznaczyła, że to nie chodziło o Dylana. Po skończonej opowieści wyzerowała drinka i zakręciła butelką. Tym razem padło na Chrisa, który wybrał wzywanie.
Lało się pełno alkoholu, Nancy sączyła już któregoś drinka z kolei, dopisywał jej wyśmienity humor, gra była pełna śmiechów, a niektórzy siedzieli już bez koszuli lub spodni, których pozbyli się podczas głupich zadań.
Usuń— Wyzwanie! — zawołała zdecydowanie Clementine, bo podczas następnej kolejki butelka wypadła na nią, na co Dylan zacmokał.
— Pocałuj się z wybraną dziewczyną — rzucił zaczepnie, zerkając na blondynkę, która zaśmiała się głośno, zarzucając włosami.
— Po tobie spodziewałam się czegoś więcej — stwierdziła Clem, jakby to wyzwanie nie robiło na niej najmniejszego wrażenia, co nie było kłamstwem, bo całowanie się z przyjaciółkami przerabiała już dawno i była przekonana, że większość dziewczyn robiło to przynajmniej raz w życiu.
Clementine wstała ze swojego miejsca, wygładziła sukienkę i pewnie podeszła do swoich przyjaciółek. Bez większego zastanowienia najpierw mocno pocałowała się z Nancy, a na deser jeszcze Hazel, wywołując tymi pocałunkami kilka okrzyków wśród głównie męskiej części graczy. Ktoś zagwizdał, ktoś zaklaskał, Dylan poklepał Coltona po plecach, a Clem pozostała w swoim stylu niewzruszona, dumnie wracając na miejsce. Nancy nie była zaskoczona śmiałością przyjaciółki, jej wyboru równie mogła się spodziewać, dlatego jedynie otarła opuszkami placów kącik ust i rozbawiona zatopiła usta w mocnym drinku.
— Rowan, teraz twoja kolej — zauważyła Clementine, gdy zakręcona przez nią butelka zatrzymała się na szeryfie. Wszyscy zdążyli otrząsnąć się z tych gorących pocałunków i teraz wpatrywali się z rozbawieniem oraz uwagą w niego. — Słyszałam, że bierzesz tylko wyzwania więc… — uniosła palec do ust, marszcząc brwi w zamyśleniu, bo miała tak wiele pomysłów, że sama nie wiedziała, który powinna wybrać na początek, aż nagle uśmiechnęła się zaczepnie.
— Może jakiś trzydziestosekundowy striptiz dla wybranej osoby? Wiesz, jak w Magic Mike’u — poruszyła dwuznacznie brwiami, cicho się śmiejąc i pośpieszenie złapała za telefon, aby wyszukać odpowiednią piosenkę. Rzecz jasna wyzwanie rzucone przez Clem zyskało wielką aprobatę wśród reszty, niektórzy rzucali nawet zachęcające hasła, zagrzewające Rowana do erotycznych wygibasów, jego kumple klaskali, a Nancy zaśmiała się, nie spuszczając z niego błyszczącego spojrzenia.
Nancy Jones
[Dziękuję za powitanie, Kat nie ma łatwo, ale mam nadzieję, że nie porwałam się z motyką na słońce ;) Rowan bardzo mi się podoba, przykład jak z cytryn zrobić lemoniadę. Najwyraźniej nikt w tym mieście nie ma łatwo.
OdpowiedzUsuńJeśli najdzie Cię ochota na wątek z rudowłosą, zapraszam. Można zorganizować jakąś burzę mózgów nad powiązaniem, może kajaki będą punktem zaczepienia.]
Kat
Odebrała od Rowana kluczyki i poszła do auta, aby usiąść z przodu na miejscu pasażera i cierpliwie czekać na szeryfa. Teraz to był czas, aby jego obraz w jej głowie i odbiór jego osoby ułożyły się na nowo w postrzeganiu Abigail. Poznała go od strony niedostępnej dla każdego i to wszystko... to wszystko to był zbyt gruby kaliber, by od tak przeszła z tym do porządku dziennego. Zresztą tak na dobrą sprawę do tej pory w ogóle nie mieli z sobą za wiele wspólnego i nie mieli praktycznie żadnego kontaktu, aż nagle jak lawina spadło na nich spotkanie nad rzeką, wspólna noc, a później kilka dziwnych wypadków. A wszystko zadziało się jakoś szybko i w gruncie rzeczy Abi nawet nie wiedziała, jaki Rowan jest bo nie miała ani szansy, ani okazji go poznać. On po prostu wpadł do jej życia jak huragan.
OdpowiedzUsuńWiedziała, że jej reakcje i troska mogą być przytłaczające. Wiedziała, że nie każdy ją rozumie a na pewno nie wszyscy podzielają jej wrażliwość, czy entuzjazm, które przeplatały się w odczuwaniu przez nią wszystkiego wokół. Gdy szeryf odwoził ją do domu, nie było jej wstyd płaczu, może tylko trochę żałowała, że tak mocno go przytuliła, bo pozostawał nieustannie obojętny na jej gesty, a może nie chciał ich nawet dostrzegać, nawet jeśli nie szukała w nich komfortu dla siebie, tylko dla niego. No cóż, to właśnie wskazywało, jak mało go zna. Pożegnała się tym razem szybko, zbierając z jego auta gdy kierując się do swojego domu, zahaczył o pensjonat. Ty razem uciekła, przejęta a może i oszołomiona tym, co jej powiedział. Mógł być jednak pewien, że to nie zmieni sposobu, w jaki się do niego odnosiła.
Ostatnie listopadowe noce przyniosły chłód zwiastujący szybką zmianę pogody. Abigail widząc, jak po upadku z drabiny jej tato nie czuje się dobrze i wcale tak szybko jak sam deklarował, nie wraca do formy, sama postanowiła przygotować belki na werandzie do zaimpregnowania specjalnym lakierem. Martwiła się o tatę, orientując, że wiek i zdrowie ma już nie takie, jak dawniej i sam nie do końca potrafi się z tym pogodzić. Ostatnie tygodnie pokazały jej, jaka jest jeszcze młoda, jak niedoświadczona i niegotowa na mierzenie się z światem i dorosłością, do której tak się wyrywała już od nastoletnich lat! Rozterki wewnętrzne? Miała je teraz codziennie. Niepokoje związane z prowadzeniem pensjonatu? Popijała je poranną kawą i zajadała niekiedy czekoladą po obiedzie. Obawy, że z czyms nie zdąży, z czymś nie wyrobi, zawiedzie samą siebie, o czymś zapomni? Zasypiała z nimi, a cichły dopiero po wieczornej lampce wina! Od powrotu z Atlanty minęło kilka tygodni, a czuła się konsumowana żywcem...
Abigail za wiele na siebie wzięła, tego była już pewna. I może nie tyle za dużo wzieła na swoje barki, co nieostrożnie i zachłannie zagarneła na siebie to wszystko na raz, nie dając samej sobie czasu na oswojenie się z tym, że prowadzenie pensjonatu to ogrom pracy i odpowiedzialności i zakres tego jest na prawdę szeroki. Ale to cudownie, że była w Miariesville i tutaj miała zawsze do kogo zwrócić się po pomoc. Miała Jaxa i Finna, którzy przy budynku zawsze mogli jej coś dopowiedzieć. Ten pierwszy podpowiadał jej niekiedy jak zarządzać finansami, co przecież doświadczony prowadzeniem własnego lokalu znał się na tym świetnie, a ten drugi sam rwał się do pomocy przy pracach fizycznych i ostatnio wyłożył jej ścieżkę z przejścia od bramki z ulicy do schodów do domu kamiennymi płytami. Jej rodzice też nigdy do końca sami nie musieli pracować przy pensjonacie i może dlatego, to nigdy nie wydawało się do końca pracą. Dbali o dom, nieco większy niż dla ich małej rodziny i otwarty zawsze dla każdego, ale wciąż traktowali to jako coś swojego, rodzinnego, nie tylko jak biznes.
UsuńCzuć było nadchodzącą zime, mimo że jesień dopiero powoli zajrzała do miasteczka i zimno zrobiło się właściwie niedawno. Ubrana w gruby męski sweter, który skurczył się w praniu i dla jej taty był już za wąski w wystającym od maminych obiadów brzuszku i skarpetach wysoko naciągniętych ponad adidasy siedziała na schodkach werandy, mieszając uważnie wąskim pędzlem środek do impregnacji drewna w wysokiej puszce. Dzisiaj był dzień, kiedy miała zamiar pomalować całą werandę i musiała to zrobić sama, bo rodzice po dziewiątej wyjechali do Atlanty i możliwe, że wrócą za trzy dni. A na za trzy dni zapowiadano przelotne deszcze. I w sumie to był ostatni dzwonek, gdy mogła to zrobić, bo wciąż pamietała jak szeryf jej wyjaśniał, że musi być jeszcze sucho i drewno powinno wciągnąć substancję, a nie wilgoć by się przed nią zabezpieczyć.
Odchyliła głowę w tył i odetchneła głeboko, patrząc w szarawe niebo ponad miasteczkiem. Było po czternastej, ale nie była głodna i nic na obiad dzisiaj nie ugotowała. Może zje dopiero wieczorem. Żołądek miała ściśnięty z niepokoju o tatę, od kiedy usłyszała jak mama szepcze z nim o jakiejś rehabilitacji. Czy ten upadek był aż tak groźny? Nie chciała tu zostać sama, ale chyba nie miałaby wyboru... I może wynajełaby mieszkanie w Downtown, albo chociaż przygotowała je na krótki wynajem weekendowy, bo byli i tacy którzy woleli prywatne kwatery od pensjonatu, a wciąż turyści przyjeżdżali, choć było ich zdecydowanie mniej niż choćby we wrześniu przed Festiwalem Jabłek. Dzisiaj na przykład wyjechał ostatni gość i dopiero za półtora tygodnia mieli zabookowane dwie sypialnie, więc sezon się diametralnie zmieniał. Takie myśli zajmowały jej głowę i nawet nie rejestrowała tego, co się dzieje wokół. I może to lepiej, bo ostatnio miała większy mętlik i tamto również jej nie służyło.
Odkleiła wzrok od nieba dopiero słysząc cięższe kroki. Zaczesała za ucho kosmyk włosów wysunięty z niskiego warkocza i skupiła spojrzenie na Rowanie, a Bóg jej świadkiem, ale poczuła jak na sekundę serce jej zamiera. On był... nadal nie wiedziała, co o nim myśleć. Był na pewno niesamowity. I silniejszy niż sądziła. I pokazał jej, że drzemie w niej więcej pragnień i że może wcale nie trzeba się ich bać.
Abi
Podobało jej się to. Ten wspólny język. Prócz oczywistej przyjemności, jaką oboje czerpali ze zbliżenia, Paige po prostu dobrze się bawiła. Trochę tak, jakby rozmowa z pubu ciągnęła się cały czas, tylko zamiast picia piwa znaleźli sobie inne zajęcie. Zdecydowanie inne, ciekawsze i bardziej wymagające. Ale niezmiennie dobrze się bawiła, tak zwyczajnie i po prostu, czując się swobodnie i komfortowo, nawet jeśli nie wszystko było jej do końca na rękę. To były jednak drobiazgi w porównaniu do tego wszystkiego, co było na swoim miejscu i mogła przymknąć na to oko, zapomnieć na kilka chwil i skupić się wyłącznie na tym, co jej się podobało w stu procentach. Zresztą te drobiazgi, które niby nie były jej na rękę, to tak po prawdzie też mogłaby polubić, gdyby sobie na to pozwoliła, ale to już była kwestia charakteru samej Paige. Kolejne rzeczy, do których nie chciałaby się przyznać.
OdpowiedzUsuńPrócz tego, że Rowan bez wątpienia wiedział, co z nią robić, żeby nie znudziła się seksem z nim, to dodatkowo ją rozśmieszał. W tym samym czasie, w którym drżała od jego pieszczot, stopniowo zapominając o tym kurczowym trzymaniu kontroli, czuła też rozbawienie. Droczyli się ze sobą cały czas i sprawiało jej to inną przyjemność, niż jego usta podgryzające sutki czy dłonie zaciskające się na jej pośladkach. Nie nudziła się przy nim pod żadnym względem i podświadomie bardzo jej się to wszystko podobało, że nie tylko miała zapewnione przez niego cielesne przyjemności, ale również mogła liczyć na odpowiednią dawkę przekomarzanek, co było zabawą innego rodzaju, ale w dalszym ciągu zabawą po prostu. Tak, trochę ją to czasem drażniło, jednak właśnie o to chodziło, żeby się trochę prowokować, inaczej nie byłoby to zabawne i ciekawe.
Byli dla siebie na chwilę, ale Paige przez moment pomyślała, że mogłaby go naprawdę polubić. Niekoniecznie na dłużej, niekoniecznie jakoś bardzo mocno i może ostatecznie nie byłoby z tego żadnej znajomości, biorąc pod uwagę ich usposobienia i że wcale nie musieliby się dobrze dogadywać na dłuższą metę, jednak kilka wyjść na piwo na pewno nie byłoby niczym, czego by żałowali. Mogłaby go polubić, choćby za samo to, że dotrzymywał jej kroku w słownych zaczepkach i się nimi nie zrażał. Szybko jednak tę myśl od siebie odsunęła, przypominając sobie, że przecież był policjantem, a trzymanie kogoś takiego w swoim otoczeniu to nie jest coś, na co Paige chciałaby się pisać. To jedno, a drugie… drugiego nie była tak do końca pewna, ale wiązało się z tym, co wyznał jej na ulicy.
Ale całe szczęście nie miało to żadnego znaczenia.
— Obiecujesz? — spytała jękliwie, spolegliwie i wręcz prosząco, kiedy złapał ją za włosy i zaczął zostawiać mokre ślady na jej szyi. Nie mógł tego raczej zobaczyć, ale uśmiechnęła się, trochę niewinnie, trochę niesfornie. Chciała się troszkę podpasować do jego zdecydowanych gestów, troszkę bardziej się temu oddać, skupiając bardziej na samej przyjemności, która z tego wynikała i przy okazji zobaczyć, co taka subtelna uległość mogła u niego sprowokować. I było to łatwiejsze, niż przypuszczała, nawet nie korciło ją tak bardzo, by się temu opierać. Tak idealnie się ze sobą zgrywali, że naprawdę chciałaby, żeby jej obiecał, że będzie do niej później wracał, nawet jak już znajdzie się daleko stąd. Że dzisiaj zrobi wszystko, by właśnie tak było.
Pocałunek stłumił jej kolejny jęk, zaparł dech w piersiach i choć był nagły, odwzajemniła go od razu, jak na zawołanie. Objęła Rowana drugą ręką, przyciągając się do niego blisko. Przyległa piersiami do jego torsu, paznokciami zaczęła zostawiać ślady na jego plecach, nie przestając się na nim poruszać i chcąc go jeszcze bardziej i bardziej.
— Nie. — Pokręciła lekko głową, oddychając ciężko i popatrzyła mu w oczy. — Ale ty byś właśnie tego chciał — odparła pewnie, unosząc kącik ust w zadziornym uśmieszku, który zaraz zniknął wśród nienasyconych westchnięć. — I dostawałbyś od tego szału — dodała już trochę słabszym głosem, choć dalej próbowała się droczyć. Robiło jej się trochę zbyt gorąco, trochę za ciężko było mówić i dostarczać tlenu do organizmu, trochę za głośno biło jej serce. Przymknęła oczy, obejmując go ciaśniej i oparła brodę o jego ramię. Przesunęła wargami po jego skórze, czubkiem nosa ocierając się o szorstki policzek. — Mogłabym nachodzić cię w snach… — wyszeptała cichutko i słodko, jakby sama chciała złożyć mu jakąś obietnicę.
UsuńPaige King
To prawda — w związku każda strona musi coś poświęcać, a kompromisy są na porządku dziennym, ale Nancy wydawało się, że mimo wszystko to nigdy nie rozkłada się równo. Być może się myliła, w końcu sama nie miała doświadczeń w byciu z mundurowymi, więc swoje spostrzeżenia opierała jedynie na tym, co usłyszała od koleżanek, które mogły pewne rzeczy przedstawiać tak, aby to nie one wyszły na te złe, ponieważ nikt nie lubił przyznawać się do potknięć, choć one były normalną rzeczą. Wielu mundurowych ma żony i rodziny i wszyscy są szczęśliwi, umiejętnie godząc ze sobą pracę oraz dom, więc podejrzewała, że jakiś złoty środek musi istnieć, tylko nie jest to takie proste, aby go wypracować, dlatego takie związki nie są dla każdego.
OdpowiedzUsuńRowan może nie miał żony i może obecnie na jego drodze nie stanął jeszcze nikt, kto zadeklarowałby mu, że jest jego całym światem, ale przecież miał rodzinę i gdyby go nagle zabrakło, to na pewno oni by się tym przejęli. Sam mógł się o tym przekonać, gdy w ciężkim stanie wylądował w szpitalu. Był czyimś synem, bratem, pewnie wujkiem, kuzynem, dobrym kumplem i na pewno zostawiłby po sobie pustkę, której nikt już by nie wypełnił, a mimo to z godnym podziwu poświęceniem, całym sobą wchodził w swoją pracę, a w niej naprawdę każdy dzień był ogromną niewiadomą. Co prawda, Mariesville było bezpieczniejsze od Atlanty, aczkolwiek na świecie nie brakowało świrów, którzy mogli pojawić się wszędzie, więc ten spokój mógł być zwodzący.
Prawdę mówiąc, Nancy sądziła, że to Emma będzie tą szczęściarą, dla której Rowan urządzi striptiz, ponieważ siedziała najbliżej niego i na pewno jak wiele dziewczyn nie narzekałaby, gdyby padło na nią, ale widząc jego kroki w swoją stronę, jedynie pokręciła głową z niedowierzaniem.
— O Boże — wymamrotała, chociaż nawet nie zaczęli, za to Hazel w chwili otrzeźwienia, tak dla bezpieczeństwa, odebrała od Nancy szklankę z drinkiem i mocno zacisnęła na niej palce, patrząc na Rowana. Wpatrywała się w niego również Nancy, która nagle sama nie wiedziała, gdzie powinna zatrzymać swój wzrok i na czym się skupić, gdyż przez te trzydzieści sekund działo się dużo, aż gdzieś w głowie rozmyły się jej okrzyki graczy. Gdyby była bardziej pijana, gdyby wypiła o shota tequili więcej, to mogłaby pomyśleć, że ma jakieś pijackie zwidy i naprawdę bardzo niepoprawne fantazje, ale wszystko wskazywało na to, że niczego sobie nie wymyśliła.
Uśmiechnęła się, przez dłuższą chwilę wpatrując się w oczy Rowana, jednak gdy zaczął świecić swoim odkrytym brzuchem, który dodatkowo pozwalał jej całkiem bezwstydnie dotykać, to odruchowo zerknęła w tamtą stronę, czując pod opuszkami jego mięśnie, które napinały się, gdy się ruszał. Cicho się zaśmiała, kiedy zostawił jej dłoń w strategicznym miejscu, chyba po to, aby nieco ukryć swoje zawstydzenie, ponieważ okazało się, że Rowan doskonale wiedział, co robić, by to działało. Oczywiście Nancy ani przez chwilę w niego nie wątpiła, mieli okazję dzisiaj zatańczyć i udowodnił jej, że potrafi ruszać biodrami, ale takie osobiste występy, to był inny rodzaj doznań i przeżyć. Tym bardziej, że nigdy nie była na striptizie, nigdy faceci nie urządzali jej takich pokazów, więc można powiedzieć, że przeżyła z nim coś po raz pierwszy i było to warte zapamiętania.
W pokoju nagle zrobiło się duszno, a Nancy poczuła na swojej szyi jego oddech, co wywołało u niej dreszcz wzdłuż kręgosłupa i całe szczęście, że występ kończył się w tym momencie, pozostawiając u wszystkich ciekawość, co byłoby dalej. Hazel przyglądała się im z rozchylonymi ustami, a że była obok, to miała dość dobry widok i pokiwała z uznaniem głową, z kolei Nancy wymieniła z Rowanem wymowne spojrzenia i bez wahania przytaknęła, bo jeśli o nią chodziło, to zdecydowanie było to zaliczone zadanie. Schowała twarz w dłoniach, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się wydarzyło.
— Lepszy od Channinga, co nie? — zawołała podjarana Clem, zwracając się bezpośrednio do przyjaciółki, choć jej słowa spotkały się z aprobatą wszystkich kobiet.
Usuń— I to o ile lepszy! Żałuję, że to było takie krótkie — przyznała pewnie Nancy, zerkając zaczepnie na Rowana, ale słysząc zachwyty Colta oraz jego plany na przyszłość, wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem, wyobrażając sobie takie właśnie filmiki z ich udziałem. Koniecznie w rozpiętych mundurach, machających kajdankami.
— Po co czekać do jutra, może załóżcie już dzisiaj — zasugerowała niewinnie, unosząc brew, bezwzględnie podkręcając Coltona. — Jakbyście szukali menadżera lub kamerzysty, to wiecie, gdzie mnie szukać — zaoferowała, z rozbawieniem spoglądając na Colta, który złapał się za miejsce, w które dostał od Rowana, ale nie wyglądał, jakby to wystarczyło, aby go zniechęcić.
Nancy zdecydowanie potrzebowała chwili, żeby ujarzmić swoje emocje, ponieważ wraz ze śmiechem przeżywała pewną głupią fascynację tym, co zrobił Rowan, a do tego czuła się przez niego onieśmielona zupełnie tak, jakby ponownie była nastolatką. Było jej gorąco, miała ciepłe policzki, a pod palcami, mogłaby przysiąc, wciąż czuła jego skórę. Butelka jednak zdecydowała, że to nie jest pora na wytchnienie.
— Naprawdę? — rzuciła retorycznie, odbierając od Hazel swojego drinka, którego się napiła, aby zyskać trochę czasu na przemyślenia.
Mogłaby wziąć pytanie, które z pozoru wydaje się bezpieczniejsze, jednak nie chciała opowiadać przed wszystkimi o swoich seksualnych fantazjach lub pierwszym razie, a raczej tego typu pytania tutaj padały. Wyzwanie wydawało się więc czymś lepszy, bo nawet jeśli musiałaby zrobić z siebie pośmiewisko, to trwałoby to chwilę i być może ludzie nie wspominaliby tego tak, jak najskrytszych sekretów.
— Wyzwanie, Johnson — postanowiła zdecydowanie, patrząc w oczy Rowana, przed którym nie mogła tak po prostu wymięknąć.
— Moja krew — rzuciła podekscytowana Clem. — Może odwdzięczysz się Rowanowi za ten wspaniały taniec? — zaproponowała nagle, za co natychmiast została spiorunowana wzrokiem, gdyż Nancy poczuła się tak, jakby jej przyjaciółka nagle zaczęła grać do innej bramki.
— Jakby co, mam jeszcze sporo pomysłów na zadania — rzuciła tajemniczo Clementine, posyłając Rowanowi oczko, choć przecież nie prosił jej o pomoc. Nancy znała ją na tyle, by podejrzewać, jakie pomysły przychodziły do jej pijanej głowy, zresztą, nieraz grała z nią w tę grę, z kolei Rowana nie podejrzewała o aż tak sprośne i pikantne zadania. Prędzej o coś w stylu wyzerowania drinka lub zjedzenia łyżeczki ostrego sosu, a robienia malinek nieznajomym.
— To Rowan daje mi wyzwanie — zaznaczyła wymownie, przenosząc spojrzenie właśnie na niego i patrzyła na niego tymi swoimi niebieskimi oczami, w których tylko trochę błyszczało coś niebezpiecznego i posłała mu swój uroczy, niewinny licząc na to, że będzie dla niej łaskawy.
Nancy Jones
Jackson milczał, siedząc w ciszy, wpatrując się w pustą szklankę po bourbonie, jakby w tej pustce szukał odpowiedzi. Myśli krążyły wokół słów Rowana, jego postawy, tej niesamowitej równowagi, którą szeryf zdawał się odnajdować z taką łatwością. Jax zawsze podziwiał ten spokój. Rowan miał w sobie coś, czego on sam nigdy nie potrafił uchwycić — tę zdolność do zachowania opanowania, która była niemal niewzruszona, niezależnie od okoliczności. Choć sam również starał się być spokojny i racjonalny, to jego emocje, ta nieodłączna uczuciowość i wrażliwość najstarszego z trójki chłopaków Moore, często ciągnęła go w kierunku, który potrafił skończyć się boleśnie. Tymczasem Rowan w oczach Jacksona zwykle zachowywał tę nieskazitelną kontrolę, której Jaxowi nigdy nie udało się w pełni opanować. I to wcale nie tak, że był wybuchowy czy zbyt emocjonalny. Moore zdecydowanie nie należał do konfliktowych ludzi, a gdyby ktoś miał zwrócić uwagę na jego sposób bycia, nazwałby go pewnie potulnym człowiekiem i pokornym, unikającym tego, co czyniło zło drugiemu. Wynikało to jednak raczej z czystej wrażliwości serca, tej niechęci względem chaosu i niepokoju aniżeli zimnej kalkulacji i stanowczego opanowania. Być może właśnie dlatego tak bardzo był wdzięczny, że to właśnie szeryf był jego najlepszym przyjacielem niezmiennie przez te kilkanaście lat, od czasów dzieciaka aż po teraz, bo był dla niego dobrym przykładem i kimś od kogo zawsze mógł się uczyć.
OdpowiedzUsuńZawsze zazdrościł mu tego spokoju, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jax też starał się trzymać w ryzach emocje, ale nie zawsze mu się to udawało. Jego uczucia czasem prowadziły go tam, gdzie nie chciałby iść. Rowan, z drugiej strony, przypominał ocean, spokojny, ale pełen siły. Taka była jego moc — w ciszy i równowadze, która budziła nie tylko spokój, ale i ogromny szacunek.
Być może jednak podejście Rowana względem sytuacji z Abigail było inne, może bardziej pragmatyczne niż uczuciowe, bo nie łączyła go taka bliska relacja z właścicielką pensjonatu, jak Jacksona. Dla Rowana wszystko mogło wyglądać prościej niż dla Moore’a, który przejmował się tym, że doszło tylko, a może raczej aż do pocałunku i kilku słów za dużo, które wywróciły wszystko do góry nogami. Sytuacja między nimi była napięta, jednak Jax nie stracił wiary w to, że da się to naprawić. Taki już był – nigdy się nie załamywał. Zawsze potrafił znaleźć dobro w tym, co się działo, nawet gdy wszystko wydawało się niepewne. Potrafił wyciągnąć wnioski i starał się odnaleźć harmonię w kolejnych, niespokojnych scenariuszach losu. Nigdy nie buntował się, nie walczył, nie szedł pod prąd. Zdecydowanie był człowiekiem, który poddawał się pod tempo nowej rzeczywistości, jak liść, który bez sprzeciwu unosi się na wietrze. To była jego siła i coś, co sprawiało, że jego życie miało piękno, nawet w najmniejszych rzeczach.
Teraz, gdy nad jego przyjaźnią z Abigail zawisły czarne chmury, nadal wierzył, że wszystko się ułoży. Był optymistą, choć całe szczęście daleko było mu do granicy naiwności. Może teraz nie było najlepiej, ale nie potrafił uwierzyć, że to koniec. Wiedział, że z każdej burzy wyjdzie tęcza, nawet jeśli teraz, na chwilę, wszystko wydawało się mętne i niejasne. W ostatecznym rozrachunku, mimo zaskoczenia wyznaniem Rowana, był mu wdzięczny, że podzielił się z nim tą sytuacją. Otworzyło mu to nowe perspektywy i pozwoliło zrozumieć więcej o jego drogiej przyjaciółce. Choć sam nie potrafił tego przewidzieć, teraz miał większe poczucie zrozumienia i spokoju w sercu, wiedząc, że na końcu drogi ostatecznie znajdzie coś dobrego.
Tak, ta wizja Rowana z Abigail rzeczywiście go zaskoczyła, bo przedstawiała mu postać dziewczyny, której nie znał. Zawsze była wrażliwa, emocjonalna, a jej działania nigdy nie pasowałyby do roli kobiety, która działałaby w sposób kalkulowany – brałaby, czego w danej chwili chciała, a potem odcinała się od tego emocjonalnie. To zdecydowanie nie była Abigail, którą znał. Pamiętał, jak zawsze starała się działać z sercem, z pełnym zaangażowaniem. To, co zrobiła, wydawało się sprzeczne z jej naturą, jakby jej serce, które dotąd podążało za nią w każdej decyzji, nagle się wycofało.
UsuńJednak z drugiej strony wiedział jedno – ufał Rowanowi. Po wszystkim, przez co razem przeszli, zarówno w tych trudnych, wręcz druzgocących momentach życia Jaxa, jak i Rowana, miał pewność, że jego przyjaciel nigdy nie zrobiłby niczego, co mogłoby zranić drugiego człowieka. Jeśli więc do czegoś doszło, nie było to przypadkiem. Musiała tego chcieć – inaczej niewątpliwie wcale by się to nie wydarzyło. Rowan nie mógłby wciągnąć Abigail w coś, czego ona sama by nie pragnęła, a to dawało Jaxowi pewien spokój.
Jax wypuścił powietrze, a na jego twarzy pojawił się moment zadumy. Przechylił głowę, jakby chciał przekazać coś więcej. Wiedział, że zaufanie, które miał do Rowana, było niezachwiane. Zawsze cenił sobie jego lojalność, co było podstawą ich przyjaźni. Najwidoczniej tej samej cennej wartości musiało gdzieś zabraknąć w relacji z Abigail, skoro nie powiedziała mu o tym, co się wydarzyło z Rowanem, zwłaszcza wtedy, kiedy oboje przekroczyli granice swojej przyjaźni. Zacisnął palce na szklance, jakby szukał jakiejś ostatecznej odpowiedzi, zanim miałby coś powiedzieć. To była ta cisza, w której zbierały się wszystkie jego myśli, a serce szukało równowagi. Po chwili spojrzał na Rowana.
— A wiesz, może masz rację — odpowiedział, wzruszając ramionami — Może wcale nie ma sensu się nad tym rozwodzić — dodał, delikatnie przytakując w geście przyznania racji. Jednak była ta jedna rzecz, którą czuł, że musi jeszcze wyjaśnić. A skoro to Rowan skierował ku niemu te pytania, dlaczego miałby nie odpowiedzieć?
— To nie tak, Rowan, bo może nie chodzi tutaj wcale o szczerość intencji czy słów… — zaczął, ponownie kierując spojrzenie na bruneta. Zauważył, jak te kilka słów o Abigail zaczynało wymagać od niego większej uważności, jakby chciał sięgnąć głębiej w swoje uczucia, zanim je wypowie. Oboje byli już dojrzałymi mężczyznami, po przejściach, którzy nie mieli już czasu ani chęci na brak bezpośredniości. To właśnie ta szczerość czyniła ich przyjaźń silną, prawdziwą. — Abi zawsze była uczuciowa i wrażliwa, zdecydowanie daleko jej do kobiety, która traktuje takie sytuacje czysto fizycznie, biorąc, co chce, i odcinając się od tego — wyjaśnił, ton jego głosu był spokojny.
Jax przesunął ręce po blacie ciemnego baru, jakby szukał jakiejś ostatecznej odpowiedzi, której brakowało w tej rozmowie. To, co mówił, wymagało przemyślenia, ale i w jego oczach było coś, co zdradzało, że nie chciał się mylić.
— Osobiście wydaje mi się, że to, co wydarzyło się między wami, może znaczyć dla niej więcej niż powinno — dodał. Zamilkł na moment, rozważając własne słowa, widząc jak ich waga zaczyna kłaść się na atmosferze. W jego oczach dało się dostrzec chwilę refleksji.
— Ale równie dobrze mogę się mylić — dodał, wzruszając ramionami, posyłając Rowanowi uśmiech, który był pełen zrozumienia, a jednocześnie widać było w nim cień bezradności. — Nie mogę wykluczyć tego, że wcale nie znam jej tak dobrze, jak mi się wydaje, a wszystko może być inne niż myślałem.
UsuńTe ostatnie słowa były jak wyjście z własnych wątpliwości. Może nie miał odpowiedzi, ale chciał, by Rowan wiedział, że nie patrzy na tę sytuację z żalem czy rozczarowaniem. W rzeczywistości to przecież wcale nie było jego sprawą.
Jax uśmiechnął się szerzej, unosząc lekko brew, jakby zastanawiał się nad czymś przez chwilę.
— W sumie, jakbym był kobietą, to chyba też nie mógłbym się oprzeć szeryfowi — roześmiał się, rozbijając atmosferę.
Jax
Potrafiła dotrzymywać tajemnic i mógł być pewien, że jego zostaną z nią bezpieczne. Była lojalna, nawet jeśli wydawała się roztrzepana i trochę szalona, jakby wciąż nie dorosła, ale naprawdę dbała o ludzi i o to, by czuli sie przy niej dobrze i aby sama ich nie zawiodła. A na pewno dbała o nich bardziej, niż o samą siebie. Była osobą wrażliwą i uważną, tyle że na swój własny sposób. I była pozytywna, uśmiechnieta i pogodna, a gdziekolwiek szła, zarażała uśmiechem i dobrym humorem, natomiast to uznawała za swoją super moc. I zwykle każdego widziała w jasnych barwach, nawet grubowatego sąsiada, który nigdy nie odpowiadał na serdeczne pozdrowienia, a Rowan... Rowan był kimś, kogo teraz studiowała dokładniej, bo trącił w niej kilka takich nut, o których wolała zapomnieć, a o których jak się okazywało zapominać już nie musiała. Zaciekawił ją, zaintrygował i sprawił, że czuła wobec niego przyciąganie i nie przeszkadzało jej, że on sam na jej zaczepki nie odpowiada. Może troszkę studziło to jej zapędy. Jeszcze go zaskoczy o.
OdpowiedzUsuńNie uważała, aby sama miała szczególnie ciężki bagaż doświadczeń. Była młoda i całe życie na nią czekało, świat stał otwarty na oścież, gdyby tylko chciała. Wybrała jednak spokojne życie w Mariesville i niczego nie żałowała. Ostatnio nawet przekonywała się na każdym kroku, że nie ma też przed czym uciekać, a czas nawet jeśli nie goi ran, pomaga się z nimi oswoić.
- Cześć - uśmiechneła się ciepło, patrząc na szeryfa, gdy zatrzymał się już przed nią i pierwszy przywitał. I to wcale nie tak, że nagle zabrakło jej języka w gebie i nie wiedziała, co przy nim mówić, ani jak się zachować. Układała sobie klocki w głowie na temat jego osoby powolutku na nowo i nie było to łatwe po tym, co jej ostatnio zdradził. Cóż... na podstawie jego życiorysu przecież można by było nakręcić kilkusezonowy serial, więc i w jej głowie to nie znajdzie się na swoim miejscu w kilka wieczorów. A ostatnie kilka dni nie tylko nie próbowała go unikać, ale miała ręce pełne roboty i w tym czasie nie znalazła ani chwili, aby doprowadzić do ich spotkania, tak jak zrobiła to chociażby przynosząc mu brownie do domu. I miała wrażenie, że może go jednak zamęcza odrobinę... Biorąc pod uwage, że do pewnego momentu nie mieli styczności z sobą prawie wcale, a nagle spotykali się co rusz w dziwnych okolicznościach, mogło to wyglądać tak, jakby zaczęła go prześladować.
Rowan był szanowany w okolicy, jako szeryf i policjant sprawdzał się w swojej roli znakomicie. Trudno jednak było ocenić, jakim jest człowiekiem, jak można się przy nim czuć i jak bardzo na nim polegać, bedąc naprawdę blisko, bo on tej bliskości jakoś specjalnie nie szukał. I Abigail widząc, że nie rzuca się chętnie w przyjaźnie i bliskie relacje nie chciała, aby zapałał do niej niechęcią, gdy będzie wokół niego skakać z tą swoją energią jak kolorowa pchełka. Niektórzy to lubili, a inni niekoniecznie, nie wiedziała jeszcze jaki stosunek ma do jej niekończącego się zapału Rowan.
Uniosła brew i prychnęła z rozbawieniem, podnosząc się z schodków. Dzięki temu, że stała nieco wyżej, jej spojrzenie było na równi z mężczyzny i spojrzała mu w oczy, mając zamiar mu z dumą wytłumaczyć, że robota wcale nie idzie jej średnio. Szło jej dobrze! Tylko jeszcze nie zaczęła... A wieczoru wolnego i tak na nic nie planowała, bo zamartwiała się tatą i dlatego skupiała na pracy.
Usuń- Wczoraj wyszorowałam belki z resztek starego lakieru, brudu i... - zaczeła, pokazując nawet ślad po kilku drzazgach przy palcach w lewej dłoni i zacięła się, rozumiejąc, że Rowan nic jej nie zarzucał, tylko proponował pomoc. Zagryzła wargę, która już się wygoiła od ostatnich tortur, jakie jej wyrządziła i coś błysneło wesoło w jej oczach, gdy wyciągneła ręce z puszką i pędzlem w stronę szeryfa. To taka zwykła ekscytacja i radość, że chce z nią spędzić czas. Abi naprawdę nie potrzebowała wiele do szczęścia. I na szczęście ugryzła się tym razem w język, zanim zdążyła go zapewnić, że nie musi z nią tu zostawać, bo znała go i wiedziała, że gdyby nie chciał i nie był na to gotowy, to by jej pomocy zwyczajnie nie zaproponował. On też nie był szczególnie skomplikowany. Niekiedy.
Cofnęła się na werandę z schodków i obrzuciła go jeszcze raz uważnym spojrzeniem.
- Wyglądasz, jakbyś wyruszał na jakąś specjalną misję - oceniła i kucnęła przy kilku puszkach z preparatem, które miała naszykowane już wcześniej, bo jedna to zdecydowanie za mało. - Czy moja weranda jest aż tak wymagająca? - zażartowała, posyłając mu szerszy uśmiech.
Miała oczywiście zapasowy pędzel, a nawet dwa i chętnie po niego sięgnie, musiała tylko najpierw otworzyć drugą puszkę, ale te były tak diabelnie szczelnie pozamykane, że każdorazowo toczyła z nimi wojnę i czerwieniała na twarzy od wysiłku, męcząc się z ich pokonaniem. Nie miała problemów z proszeniem o pomoc, ani z jej przyjmowaniem i to też nie tak, że wstydziła się przedzwonić do Rowana z pytaniem, czy znajdzie chwilę i do niej wpadnie, pomóc zabezpieczyć belki na werandzie przez zimą, tylko... Prędzej wypadało zadzwonić do któregoś z chłopaków, którzy byli specami od reperacji i prac technicznych w okolicy, albo do przyjaciela, a nie do szeryfa, który nie miał żadnego interesu w malowaniu pensjonatowych belek. Nie chciała nadwyrężać jego dobroci i już.
Sięgnęła po drugi pędzel, gdy puszka ustąpiła i otworzyła drugi impregnat i zamoczyła w nim pędzel, mieszając substancję uważnie.
- Masz dziś wolny wieczór? - spytała po chwili zastanowienia, że jeśli tak, to może podziękuje mu zapraszając na kolację, albo na piwo w barze, gdy skończą. Wolała spędzić czas z kimś, niż sama, szczególnie że listopad był jej najmniej ulubionym miesiącem.
Abi
Zanim wyskoczyła z samochodu, chwyciła mocno rączkę torby lekarskiej i głośno wciągnęła powietrze do płuc. Nie miała pojęcia, co ich czeka i jak bardzo ogień będzie zawzięcie walczyć. Bała się, że mu nie podoła, że stanie się coś złego. Otworzyła zamaszyście drzwi Forda i pobiegła za Rowanem w stronę Tuckerów. Gorące powietrze owiało jej twarz, a zapach spalanego drewna i siana wdarł się do jej nozdrzy. Płomienie rosły w siłę; miała wrażenie, że z minuty na minutę przybierały na wielkości, pochłaniając całą stodołę, zajmując jej miejsce. Zatrzymała się tylko na trzy sekundy przed płonącym budynkiem, czując ogromny ścisk w gardle oraz sercu.
OdpowiedzUsuńRzuciła torbę niedbale na ziemię, zaraz obok Theodora, sama chwytając go za przegub, gdy ten już się wyprostował. Tętno miał miarowe, jednak niewyobrażalnie szybkie – czemu całkowicie nie można się było dziwić. Choć wyglądał na okropnie zmęczonego i przerażonego, na visus nie miał żadnych obrażeń, jednak takie zdarzenie nie sprzyjało zdrowiu, a już szczególnie starszych osób. Przyspieszony, ciężki oddech sprawiał, że jego klatka piersiowa unosiła się jak pompowany balon. Jen rozejrzała się dookoła i kiedy złapała kontakt wzrokowy z kobietą, która obejmowała dwójkę chłopców, przywołała ją do siebie gestem dłoni. Cały czas podtrzymywała Theodora pod ramię, czując jego ciężar na sobie.
- Może go pani zabrać do domu? – spytała. – Najlepiej będzie, jeśli wszyscy udacie się w bezpieczne miejsce.
Kobiety zamieniły się miejscami, a Jennifer od razu ruszyła w stronę Rowana, zabierając po drodze swoją torbę. Wyłapała kilka ostatnich wyrazów z wymiany zdań między Johnsonem a Dylanem, jednak zrozumiała cały ich sens. Wiedziała, co szeryf będzie chciał zrobić i wiedziała również, że nie będzie go w stanie powstrzymać. Spojrzeli na siebie wymownie, a wtedy on ruszył biegiem w stronę stodoły, po chwili znikając w kłębach dymu. Dopiero, kiedy straciła go z pola widzenia, poczuła wszechogarniający ją strach. Wszyscy, którzy stali wcześniej na dworze, zniknęli w bezpiecznych ścianach domu. Jen rozejrzała się dookoła, szukając sama nie wiedząc czego. Gdy ujrzała niedaleko leżący koc i ogromną beczkę z wodą, podbiegła, aby włożyć pled do środka. Z trudem go wyciągnęła, gdy materiał nabrał wody jak i dodatkowych kilogramów.
Nie wiedziała do końca, co robi. Nie była przeszkolona w tego typu wydarzeniach, a będąc całe życie tchórzem, nawet nie wyobrażała sobie siebie samej w takiej sytuacji. Mało myśląc przykryła się kocem i wbiegła do płonącej stodoły, zakrywając twarz, gdy kolejny podmuch gorąca zmusił ją do zamknięcia powiek.
- Rowan! – krzyknęła, próbując znaleźć jego postać w tumanie dymu i czerwonych płomieniach. Chciała mu pomóc, chciała zrobić więcej, ale nie wiedziała co. Ani jak. Nie widziała przed sobą nic oprócz złamanego, palącego się drewna i wszechobecnego zniszczenia.
Wybacz za zwłokę, Jen
Opadła na łóżko bez żadnych protestów, bez krzywych min. Poprawiła się tylko mimochodem, żeby nie ciągnąć sobie włosów i ułożyła nogi wyżej po bokach oraz biodrach Rowana, by miał do niej jak najłatwiejszy dostęp, ale żeby jednocześnie nie tracić kontaktu z rozgrzaną skórą i czuć jego ciało przy swoim tak bardzo, jak było to możliwe. Znów sprawiał, że czuła się drobniejsza i delikatniejsza, cielesne kontrasty między nimi uwydatniały się w świadomości, kiedy nad nią górował, ale jakoś Paige już łatwiej było się z tym pogodzić. Czuła całą sobą, że chciał jej więcej i bardziej, kiedy mu się poddawała, a ciężko było jej być obojętną na to jego chcenie, nawet jeśli stało to gdzieś w opozycji do jej zwyczajowych upodobań. Jeśli to był klucz do jego przyszłych snów, to mogła na to pójść. Ostatecznie i tak nic na tym nie straci, Rowan nie dałby jej się teraz przecież zanudzić.
OdpowiedzUsuńNiechętnie wypuściła go ze swoich objęć, pomrukując w łagodnym proteście i posłała mu tęskne spojrzenie, jakby prostując się, odebrał jej coś cennego. Na ustach jednak błąkał się subtelny, przymilny uśmiech, który niezwykle dobrze komponował się z tymi wszystkimi jękami i westchnięciami opuszczającymi te same usta. Po tęczówkach przemknął niesforny błysk, kiedy Rowan złapał ją za żuchwę i zaczął przesuwać palcem po jej wargach, ale grzecznie je rozchyliła i wystawiła lekko język. No, może nie tak do końca grzecznie, ale na pewno tak, żeby naszły go odpowiednie skojarzenia. I ugryzła jego kciuk wyjątkowo delikatnie, za nim przesunął dłoń w dół do jej szyi i jeszcze nim zacisnął palce, odchyliła brodę nieznacznie w górę, nie chcąc go blokować. Złapała pościel nad swoją głową, a drugą rękę przesunęła niespiesznie po swoim ciele do biodra, za które ją trzymał, układając palce na jego własnych, ale tak żeby mu w niczym nie przeszkadzać.
Spoglądała na Rowana spod półprzymkniętych powiek, bez najmniejszego skrępowania, z tym samym delikatnym uśmiechem, czasem tylko zagryzając wargi, kiedy jedno z kolejnych pchnięć, które przyjmowało jej ciało, niespodziewanie wywoływało mocniejszy dreszcz, rozchodzący się rozkoszną falą po niej całej. Miał ją przyszpiloną do łóżka, z odsłoniętymi piersiami, które podskakiwały zgodnie z rytmem jego bioder, z posłusznie rozchylonymi nogami i pojękującą zgodnie z tym, co czuła. Dla niego była grzecznie niegrzeczna i uległa tak bardzo, jak tylko potrafiła. Nie wzbraniała się przed niczym, rozkoszując się jego rozpalonym widokiem, gorączkowymi ruchami, pożerającym ją spojrzeniem i zdecydowanym, zaborczym dotykiem, który zostawiał ślady na jej skórze na biodrze i może na szyi też. Jeśli tak, to tego nie czuła.
Co takiego musiał usłyszeć? Słowo bezpieczeństwa? Przecież żadnego nie było i nie zaszli jeszcze tak daleko, żeby w ogóle było potrzebne. Że jej dobrze też na pewno słyszał, możliwe też że słyszeli sąsiedzi i nazajutrz będą ją witały jednoznaczne, krytyczne spojrzenia. Może jakaś kartka ze skargą na drzwiach… To nie było w porządku, że kazał jej się zastanawiać teraz nad czymkolwiek!
— Mam dla ciebie dojść? Jeszcze raz? — spytała cicho, oblizując wargę i uśmiechnęła się nieco szerzej. Nic innego nie przyszło jej do głowy i nie mógł mieć jej tego za złe, nie kiedy tak się w niej poruszał, zaciskając palce na jej szyi. Raz już doszła i to całkiem niedawno, więc ten drugi raz nie był dla niej wcale taki oczywisty, ale jeśli właśnie o to mu chodziło, jeśli to musiał i chciał od niej usłyszeć, jak szczytuje z jego imieniem na ustach, to nie będzie się przed tym specjalnie wzbraniać. Będzie musiała tylko sobie trochę z tym pomóc, ale to nie powinno stanowić problemu, szczególnie, że bardzo chciała go zadowolić.
Zerknęła chwilowo w dół, wzdychając cichutko na widok ich połączonych ciał i podniosła z powrotem spojrzenie do oczu Rowana, przesuwając palce z jego dłoni na swoje podbrzusze bliżej kobiecości. Zaczęła się delikatnie dotykać, z niewinną ciekawością przypatrując się Rowanowi. Może nie o to mu chodziło, ale i tak była ciekawa, czy mu się to spodoba.
Usuń— Powiesz mi, kiedy mogę…? — Specjalnie tak dobrała słowa, chcąc go rozbudzić bardziej świadomością, że mogła dla niego dojść jeszcze raz, ale tylko kiedy sam jej na to pozwoli. Do tego czasu będzie się dotykać bardzo delikatnie i powoli.
Paige King
Najwyraźniej oboje nie mieli najłatwiej ze swoimi rodzicami, choć to były inne trudny, bo Rowan walczył z ambicjami, które przelewali na niego rodzice, z ich wymaganiami i planami na przyszłość, a Nancy z brakiem zainteresowania. Mogła robić, co chce i jak chce, co wydawało się super, szczególnie, gdy jest się głupim dzieckiem, ale niekoniecznie wychodzi się na tym najlepiej. Jej się nawet udało, jednak nie mogła powiedzieć tak o swoim bracie. To śmieszne, ale czasami brakowało jej tego, żeby ktoś stał nad nią, gdy odrabia lekcje albo rozmawiał o tym, kim chciałaby być w przyszłości, aczkolwiek taki jest ich urok. Kibicowali swoim dzieciom we wszystkim, ale jedynie dla świętego spokoju, który zależało im zachować, by wciąż móc podróżować z jednego miejsca w drugie, fotografować przyrodę, uprzednio podrzucając dzieciaki reszcie rodziny i mieć wszystko gdzieś. Trochę im tego zazdrościła, bo żyli w świecie pozbawionym odpowiedzialności i większych trosk, ale przede wszystkim współczuła, bo sami nie zdawali sobie sprawy z tego, jak wiele ich tutaj omijało. Wierzyła jednak w ich miłość i była pewna, że rodzice Rowana również bardzo go kochają, tylko są strasznie kiepscy w okazywaniu tej miłość lub inaczej to rozumieją. Pamiętała, jak odwiedzali go w szpitalu i jak się o niego bali, a takie wydarzenia, w których życie wisi na włosku, potrafią wiele rzeczy uświadomić i jeszcze więcej zmienić.
OdpowiedzUsuńNancy domyślała się, że gra szybko się rozkręci i się nie pomyliła, bo każde kolejne pytanie lub wyzwanie było odważniejsze, a ludzie stawali się dużo śmielsi w tym, czego oczekiwali od innych albo byli gotowi zrobić. Miał na to wpływ wypity alkohol, ktoś któryś raz z kolei donosił butelki wódki oraz przeróżne napoje, z których można było zrobić drinki, ale także fakt, że towarzystwo zaczęło czuć się w swojej obecności dużo swobodniej, bo w końcu niektóre zadania czy wyznania sprawiały, że łamały się bariery, a granice przesuwały.
— Straszny z ciebie marzyciel — stwierdziła rozbawiona Hazel, zerkając z politowaniem na Colta, którego plany były ambitne, tylko brakowało chętnych do ich realizacji. Z wyjątkiem wpatrzonej w niego Clementine. — Ale ma rację — wtrąciła Clem, uśmiechając się do niego. Ona pewnie nie miałaby oporów przed aktorstwem, szczególnie jeśli za jego sprawą wylądowałaby na Bora-Bora razem z Coltonem, którego wciąż trzymała się blisko. I to ze wzajemnością.
Wyzwanie rzucone przez Rowana wywołało poruszenie nie tylko w samej Nancy, która była tak zaskoczona, że zatrzymała przy swoich ustach szklankę i zamiast się napić, wpatrywała się w niego tak, jakby zaraz miał dodać, że żartuje, ale również wśród reszty. Hazel się zaśmiała, Clem pokiwała głową z uznaniem, podziwiając Rowana za tak bezpośrednie zadanie, ktoś głupio zagwizdał, a ktoś inny zawołał coś z aprobatą.
— To ja może zrobię wam więcej miejsca — zaproponowała żartobliwie Emma, wyciągając jedną rękę w stronę Lizze, szukając w niej pomocy w wydostaniu się z pufy, a drugą oparła się o kolano Rowana, wstając.
— Uważaj, czego sobie życzysz, Johnson — skomentowała wreszcie Nancy, drocząc się z nim, ale przyjęła wyzwanie. Odłożyła drinka, ze swojej torebki, którą wcześniej odstawiła, wyjęła wiśniowy błyszczyk i dokładnie, choć nieco teatralnie wysmarowała nim swoje usta, nie spuszczając wzroku z szeryfa. To była pewna gra, którą postanowiła z nim toczyć, skoro on wyciągnął takiego asa z rękawa. Dla niej to była walka z tym, że potrafił ją onieśmielać, więc patrząc mu w oczy z prawdziwej bliskości mogła się głupio zawstydzić, aczkolwiek nie zamierzała stchórzyć. Dodatkowo motywował ją fakt, że wiele kobiet właśnie kolejny raz jej zazdrościło.
Nancy wstała i zdecydowanym krokiem pokonała dystans, który dzielił ją od Rowana, a następnie bezceremonialnie wpakowała się mu na kolana, przez co wspólnie, jeszcze bardziej zapadli się w miękką pufę. Usiadła bokiem, dlatego założyła nogę na nogę, jedną rękę zarzucając mu na kark, a drugą położyła na jego policzku. Przyciągnęła go bliżej siebie, zawieszając spojrzenie na jego oczach.
UsuńRowan nie sprecyzował gdzie konkretnie miała pocałować go Nancy, więc w ramach małego odwetu mogła przycisnąć usta do jego policzka, czoła, szyi i być przy tym z siebie całkiem zadowolona, choć Clementine na pewno nie uznałaby tego zadania, ale z jakiegoś powodu Nancy tego nie zrobiła. Ciepło jego ciała było zbyt kojące, a okazja zbyt kusząca, by jej nie wykorzystać, dlatego najpierw zaczepnie otarła czubkiem nosa o jego nos, z nieznacznie uniesionymi kącikami ust wciąż patrząc w jego oczy, tym sposobem celowo podkręcając tłum, który nie mógł doczekać się widowiska, a następnie pocałowała go.
Złączyła ich usta w powolnym, lecz intensywnym pocałunku, instynktownie przywierając do niego swoim ciałem. To nie było zachłanne, choć pobudzało pragnienia, nie było też wstydliwe, choć znalazło się w tym coś zaskakująco delikatnego. To miał być pocałunek, do którego można wracać. Taki, który najprawdopodobniej się nie powtórzy, choć całowanie Rowana okazało się niezwykle przyjemne, ale równocześnie taki, aby oboje mogli miło go wspominać.
— Zaliczone? — wyszeptała wyzywająco, odrywając się do Rowana w najmniej oczekiwanym momencie, by nie mógł nasycić się pocałunkiem oraz bliskością Nancy. W jej założeniach to miało być krótkie, acz intensywne, więc chociaż niechętnie przerwała, to z bezczelną premedytacją. Spojrzała w jego oczy, oczekując szczerej odpowiedzi, palcem delikatnie ocierając kawałek jego skóry, na której wylądował jej błyszczyk i uśmiechnęła się.
— Może od teraz powinniśmy grać w siedem minut w niebie? — rzuciła z ekscytacją Clem, rozglądając się po towarzystwie, którego niekończąca się reakcja pokazywała, że chyba byli usatysfakcjonowani wykonanym zadaniem.
ups <3
Przy Rowanie łatwo było złamać dane sobie słowo, przekroczyć wyznaczone granice zdrowego rozsądku i poprawnej relacji i ogólnie się zapomnieć. Obawiała się, że nie potrzebowali do tego wcale alkoholu, zarówno ona jak i on. Nad rzeką byli znów bliscy obalenia muru, jaki rzekomo postawili, wyjaśniając sobie zajście z tamtego wybryku, by fundament ich znajomości był trwały i bezpieczny. A w jego basenie? Chryste, wystarczył dotyk i pojawiały się iskry, ale Abigail na próżno szukała wytłumaczenia na te sytuacje. Właściwie dość szybko te poszukiwania porzuciła, bo budowały w jej głowie większy mętlik i miała z tego powodu więcej szkody niż pożytku. I pewnie Rowan też się nad tym wszystkim nie zastanawiał, bo miał ważniejsze sprawy na głowie, ale faktycznie jej uczuciowość była w tym wypadku uciążliwa i nieobliczalna. Jej serce trwało zbyt długo w uśpieniu, gdzie było bezpieczne, niewzruszone, nienarażone na wstrząsy i chyba stało się zbyt podatne na tak nieoczywiste sytuacje, które zdarzały się między rudą i szeryfem. I również stąd taki mętlik, pogubienie i ogólne rozkojarzenie - do takich wniosków ostatecznie doszła.
OdpowiedzUsuńByła młoda, niepewna i nieobyta z mężczyznami, na to zrzuciła wszystko. Bo tak naprawdę to Abigail nie chciała się teraz w nic mieszać, nie chciała się zakochiwać i komplikować sobie życia rozterkami. Nie chciała też nikogo sobą męczyć, a przecież tak wrażliwa często motała się w swoich emocjach. Rozumiała też, że Rowan nie tylko nie jest gotowy na związek, co po prostu nic w tej kategorii w tym momencie go nie interesuje, bo ma poukładane życie. A zresztą, po tym co ostatnio usłyszała, nie zdziwiłaby się, gdyby chciał pozostać jeszcze długo wolnym duchem i zatwardziałym kawalerem, do którego wzdycha pół okolicy. Ona zdecydowanie nie zamierzała burzyć mu tego jego porządku i nie chciała na pewno, aby postrzegał ją jako małolatę, która się za nim ugania, bo raz się przespali, czy potem prawie pocałowali ulegając momentom. No nie... Naprawdę była rozsądną dziewczyną, nawet jeśli rozpierała ją energia i ogólnie wydawała się trochę szalona.
Gdyby wiedziała, że Jax znów stawał w jakiejkolwiek jej obronie, teraz zeszła by na zawał. Ostatnie spotkanie z przyjacielem absolutnie nie wyglądało jak ich standardowe: pełne zrozumienia, wsparcia i ufności. To był moment, kiedy Abigail zastanawiała się, jak ma się pozbierać i czemu czuje się tak dziwnie roztrzęsiona, a on... On przeżywał swoje rozterki. I znów polała się nalewka a potem pewne granice zostały naruszone, ale to niczego nie tłumaczyło, za to przepaść jaka wyrosła między Abi i przyjacielem była gwoździem do jej własnej trumny. Wycofała się, tym razem uciekła do pensjonatu dosłownie i skupiła się na tym, co zna i co jest bezpieczne - praca. W takich chwilach wychodziła jej niedojrzałość i młody wiek, a ona to wszystko sama doskonale rozumiała i chowała się zawstydzona. Miała nadzieję, że wszystko się ułoży, gdy sama się upora tym, ile piwa sobie nawarzyła, bo choć winy dzieliło się po połowie, ostatnie tygodnie tylko dokładamy jej trosk. Nie poznawała siebie, ale to tylko świadczyło o tym, jak bardzo zamykała się na świat, skupiając tylko na tym, co jest pewne.
Zaczesała wysunięte z warkocza kosmyki za uszy i roześmiała się krótko, słysząc, że Rowan ciągnie żart. Bardzo doceniała to, że nie dawał jej odczuć żadnej niezręczności. I chyba już uwierzyła, że on nad wszystkim co się między nimi działo po prostu przeszedł do porządku dziennego. Może przywykł, jak reagują na niego kobiety, nie dziwila by się. A on nie powinien dziwić się im, że je tak przyciąga, na litość boską miał w domu lustro przecież, sama widziała!
- Kto by pomyślał... Sam szeryf, uzbrojony po zęby i groźny w swoich opiętych na tyłku portkach ratuje damy z opresji zabudowań... - mruknęła pod nosem, troszkę się drocząc i podeszła obok, aby usiąść po turecku na deskach werandy.
UsuńPoprawiła sweter, zasłaniając odkryte na dole plecy i pociągnęła pędzlem po belkach od dołu. Skoro Rowan mógł sięgnąć wyżej, mogli podzielić się po połowie tą pracą. W sumie tak byłoby chyba lepiej, niż gdyby szli z dwóch stron naprzeciwko, bo gdy spotkaliby się w połowie, po jej stronie góra byłaby nie domalowana. Chociaż mógł ją też podnieść... Podniosła spojrzenie na Rowana, chcąc ocenić dokąd może sięgnąć bez drabiny i oparła się dłonią za sobą, odchylając się w tył.
- Powinnam przynieść stołek, żeby dostać się do samej góry belek? - spytała wprost, bo przecież on sam mógł sprawdzić, dokąd machnie pędzlem. I wiedziała już teraz, że gdy uniesie rękę, a bluza mu się podwinie, jej spojrzenie samo ucieknie w stronę odsłoniętego brzucha, łakomie chwytajac skrawek jego odsłoniętej skóry. Ale to nic nie znaczyło, nikomu krzywdy nie robiła, sama cicho to przyjmując. Najwidoczniej z szeryfem tak już musiało być, że nawet kiedy nie chciał, robił wrażenie.
Uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła głową, gdy tyłków zapomniał o barze.
- Chciałam zaprosić się na kolację w ramach podziękowania, albo do baru. Nie pamiętam kiedy ostatnio raz tam byłam, a chętnie sprawdziła bym jakie mają alkohole - przyznała.
Pochyliła się, skupiając chwilę na belkach, by od samego spodu przemalować je impregnatem dokładnie. Nie była zwolenniczką piw, chyba że słodkich, smakowych, ale goryczka chmielu była dla niej za ostra. Wolała wina, albo słodkie drinki z rumu.
- Strzelanie brzmi w twoich ustach jak zabawa - dodała jeszcze, łapiąc temat. - Często jeździsz w teren ćwiczyć? Na komisariacie nie ma sali treningowej, czy czegoś takiego?
Przypomniało jej się, że chyba uczył samoobrony na jakiś spotkaniach dla kobiet. Nigdy nie brała w tym udziału, ale może powinna? Może nie samo strzelanie, ale chwyty przy napaści byłyby jej bardziej potrzebne, skoro nie miała broni i nie zamierzała takowej nabyć. Ostatnio zdawała sobie sprawę z wielu swoich słabości i kto wie, może niedługo się pojawi na takim kursie, jeśli będzie jeszcze istniał. Albo poprosi osobiście o indywidualne lekcje, a byłoby to pewnie mniej krępujące.
Abigail, która się stara
Jakoś się w tej rodzinie uchowała i wyszła na ludzi przede wszystkim dzięki babci, przejmując wiele jej cech. Nie wszystkie; na szczęście nie pozwalała ludziom wchodzić sobie na głowę, choć nie brakowało jej empatii i wrażliwości. Uważała jednak, że nawet takie cechy musiały mieć swoje granice, ponieważ inaczej byłoby już po niej i wykończyłoby ją wszystko po kolei. Nie odmawiała jednak pomocy, o czym Rowan mógł przekonać się już nieraz. Zawsze była w stanie wcisnąć go w kolejkę, przyjąć bez niej lub po godzinach, mógł przyjść do niej ze wszystkim i o każdej porze dnia i nocy, zresztą, była pewna, że w razie potrzeby mogłaby zrobić mu to samo. Mogła na nim polegać, mogła na niego liczyć i nie potrzebowali do tego regularnych spotkań, ani nawet częstych rozmów. Wystarczyło im to, co mieli. Już dawno temu coś między nimi kliknęło i tak już zostało, chociaż zaczęło się od najzwyklejszej w świecie fascynacji, od jego słabości do jej oczu i jej uśmiechów, które nieśmiało mu posyłała, gdy przyłapywał ją na tym, że się na niego bezczelnie gapiła. Coś z tego zostało w nich do dzisiaj, a reszta znajomości konsekwentnie budowała się na tym, co razem przeżywali. Na tym, że niejednokrotnie sobie pomagali i się wspierali. Rowan nie mógł pogonić Nancy ze szpitala, bo ona tam pracowała, ale mógł być opryskliwy i niemiły, co ona doskonale by zrozumiała, ale nawet tym nie sprawiłby, że przestałaby zaglądać do niego częściej niż to potrzebne, ponieważ musiała upewnić się, że jest stabilnie, nawet jeśli nic nie było w porządku.
OdpowiedzUsuńIch znajomość po prostu im wychodziła i nie trzeba było jej dodatkowo ubarwiać, jednak wyzwanie Rowana, to jego bezpośrednie żądanie, które zaskoczyło wszystkich, wywołując spore emocje nawet w wyluzowanym Colcie, delikatnie ją podkręciło. Przekraczanie takich granic w ich przypadku było ryzykowne, ale potencjalne niebezpieczeństwo zmniejszało się pod wpływem alkoholu, wypierającego myśli o ewentualnych konsekwencjach. Ostatecznie to przecież był tylko pocałunek. Ludzie nieustannie całują się z innymi ludźmi. Jeszcze niedawno Nancy całowała się z Clementine i to nie miało wpływu na ich damską przyjaźń, więc dlaczego niby ten jeden raz miał być inny?
W końcu Nancy zdarzało się myśleć o tym, jak by to było całować się z Rowanem i jeśli kiedykolwiek on choć raz pomyślał o czymś podobnym, to jak na dorosłych ludzi przystało, mogli się o tym przekonać. Co prawda, z jakiegoś powodu do tej pory tego nie zrobili, prawdopodobnie z bezwzględnego rozsądku, aczkolwiek dzisiaj chęci oraz ciekawość były silniejsze. A skoro tym zbliżeniem mieli poruszyć granice, które do tej pory stanowczo między sobą trzymali, to ten pocałunek nie mógł być byle jaki. Nancy Jones nie chciała tylko odbębnić zadania; chciała zrobić coś więcej, sięgnąć gdzieś głęboko w Rowana i pokazać mu, że nie tylko te jej oczy mogą być jego słabością i może lepiej, żeby tak nie ryzykował.
Oboje mieli świadomość, że igranie z ogniem było zgubne, jednak skoro mieli to dzisiaj zrobić, to musiało być warte zachodu i konsekwencji.
A najgorsze w tym wszystkim, a może najlepsze, było to, że okazało się, iż jego dotyk był uzależniający. Okazało się, że Nancy nie miałaby nic przeciwko, gdyby Rowan zechciał mieć ją w swoich objęciach częściej, gdyby rzeczywiście zdążył pogłębić pocałunek i gdyby mocniej trzymał ją za włosy. To było strasznie zgubne, musiała się więc odsunąć, przerywając coś, co sama zaczęła. Apetyt rzeczywiście rósł w miarę jedzenia, a to było wyjątkowo słodkie danie.
Nancy westchnęła, nieznacznie uspokajając przyspieszony oddech i kontrolnie zerknęła na Rowana, nie powstrzymując się przed uśmiechem, który cisnął się na jej rozpromienioną twarz, ale ostatecznie wzrok skupiła na rozentuzjazmowanej Clementine oraz nieźle zdziwionym Colcie, który najwyraźniej odkrywał dzisiaj nowe strony swojego kumpla.
— Nigdy w to nie grałeś? — zdziwiła się blondynka, poprawiając na swoim miejscu tak, jakby szykowała się do wykładu i uniosła dwa palce. — Dwie osoby zostają zamknięte w pomieszczeniu, może to być pokój, może składzik i dostają siedem minut, na co tylko chcą. Są dwie zasady. Pierwsza: zgoda jest najważniejsza, a druga to brak innych zasad — wyjaśniła z niebywałą pasją, zerkając na Colta. — Jak coś, to możemy pójść na ochotników — dodała, posyłając mu zaczepny uśmiech, nieustannie kusząc go i ponownie wróciła spojrzeniem na Rowana.
Usuń— Jestem przekonana, że ktoś na pewno chętnie pokaże ci, na czym to tak dokładnie polega — zasugerowała bezwstydnie, czym znowu wywołała poruszenie i cichy śmiech, nawet u Nancy, która ostrożnie wymknęła się dłoniom Rowana, przenosząc z jego kolan na tę samą pufę, bo chociaż w poprzedniej pozycji było jej bardzo wygodnie, to jeszcze sama nie wiedziała, co o tym sądzi. Czy powinna siedzieć mu na kolanach? Pewnie gdyby była trzeźwa, to w życiu by tego nie zrobiła, ale nie dlatego, że nie chciała, tylko z rozwagi, żeby pocałunek nie był początkiem obnażania się ze swoich cichych pragnień.
Nancy odebrała od Hazel drinka i napiła się, rozglądając po zebranych ludziach, do których ewidentnie przemawiała propozycja Clementine, bo mniej więcej każdy w tym pokoju miał kogoś, z kim chętnie spędziłby kilka bezkarnych minut w dwuznacznej sytuacji. Rozumiała to, gdyż wizja bycia z kimś sam na sam na kilka minut, z dala od wścibskich oczu była kusząca, o ile obie strony tego chciały, ale z drugiej strony jeśli chciały, to przecież w każdej chwili mogły urwać się stąd w jakieś ustronne miejsce. Nancy znała tę grę, ale nie była do niej przekonana, ponieważ wolała nie wylądować w ciemnym pomieszczeniu z kimś, komu nie ufała. Instynktownie zerknęła na Rowana, ponieważ on jako jeden z niewielu zaliczał się do tych ludzi, którym ufała i czuła się przy nim bezpiecznie.
— To co, pasuje? Gramy? — blondynka uniosła brew, patrząc oczekująco na swoich znajomych. — Chcesz czynić honory, Rowan? Bo przecież chyba się nie wstydzisz... — dodała wyzywająco, uśmiechając się pod nosem, czym kolejny raz odrobinę rozbawiła Nancy.
Nancy Jones
Oczywiście, że się roześmiała. Bez znaczenia, że leżała przed nim naga i w pewnym sensie bezbronna. Inna reakcja na cza-czę w przypadku Paige nie wchodziła w grę, choć pewnie kto inny mógłby się speszyć. Ale Paige? Paige miała ogromne doświadczenie w wyprowadzaniu innych z równowagi, czy to specjalnie, czy przez przypadek. Życiowe doświadczenie, zupełnie tak jakby urodziła się tylko po to, by każdym krokiem, słowem czy uśmiechem kogoś do czegoś sprowokować. Gdyby więc miała się tym peszyć albo jakoś bardziej przejmować w każdym takim przypadku, siedziałaby skulona w jakimś boksie, pracując w nudnej instytucji państwowej, jak mysz kościelna pod miotłą.
OdpowiedzUsuńŚmiała się jeszcze trochę, kiedy pociągnął ją za kostkę i kiedy ją ugryzł. Może gdyby Rowan był rzeczywiście zły, odnalazłaby w sobie trochę tej pokory i chociaż zasłoniła usta, ale oczy miał pogodne, w kącikach czaił się jeszcze wcześniejszy uśmiech niedowierzania i z tego, co jeszcze mogła stwierdzić, nastrój wcale mu nie opadł. Jedyny problem był taki, że nie umiała tańczyć cza-czy, więc tego nie mogłaby dla niego zrobić. Ale odwrócić mogła się bez żadnych przeszkód, bez dodatkowych zachęt. Aż trochę ją to zaskoczyło, że kazał jej to zrobić, a nie próbował obrócić ją samemu. Skinęła lekko, starając się już stłumić i zatuszować swoje rozbawienie i posłusznie wykonała polecenie.
Powietrze zasyczało między jej zębami i zatrzymało się na dłuższą chwilę w płucach, gdy nią wszedł i zaraz przyciągnął do siebie za włosy. Przymknęła oczy, a rozbawienie ustąpiło miejsca błogiemu zadowoleniu. Uwolniła oddech, mrucząc przeciągle w reakcji na dłoń sunącą w dół wzdłuż jej ciała. Słowa Rowana, to jak je wypowiedział, wywołały u niej dreszcz, który zostawił po sobie gęsią skórkę w niektórych miejscach na jej ciele. Bezwiednie pokiwała głową, jakby ostatecznie zgadzała się na postawione warunki. Rowan był bardzo klarowny w swoich słowach i jakoś nie miała ochoty mu się już stawiać, nie tak bardzo, ale na pewno jakieś dodatkowe potwierdzenie z jej strony nie zaszkodzi. Do tego mieli wyjaśnioną sytuację na najbliższy czas, więc żadna ze stron nie powinna narzekać.
Jeszcze nie świta, przemknęło jej krótko przez myśl, gdy z ciężkim oddechem opadła na łóżko, zgrzana i zmęczona, twarzą skierowaną do wyjścia na balkon. Przygarnęła do siebie poduszkę, ułożyła sobie pod głową i nie podnosząc się, odwróciła się w stronę leżącego obok Rowana. Też jeszcze uspokajał oddech, jego błyszczący od potu brzuch unosił się w nierównym rytmie. Powędrowała spojrzeniem w górę, po drodze na chwilę przymykając oczy ze zmęczenia, ale za nisko się położyła, żeby swobodnie móc popatrzeć na jego twarz, a nie miała teraz specjalnie ochoty za dużo się ruszać.
Musiała przyznać, że stawiał sobie naprawdę ciekawe wyzwania i chyba należała mu się jakaś nagroda za tą niezłomność, którą doprowadził ją do takiego stanu, że nie chciało jej się nawet podciągnąć, by zrównać się z jego twarzą. Zaśmiała się cicho w poduszkę i westchnęła rozleniwiona, ale też odprężona jak nigdy, mimo walącego jak młot serca i cichego szumu w uszach. Najchętniej poszłaby teraz po prostu spać, jednak nie wiedziała, jakie plany miał Rowan, kiedy sam już odzyska część swoich sił. Ktoś musiał zamknąć za nim drzwi. Scrapsowi brakowało do tego kciuków, więc ten przykry obowiązek spocznie na niej. Oby mu się jakoś bardzo nie spieszyło, bo naprawdę nie chciała się ruszać w najbliższym czasie.
— Jesteś typem Kopciuszka czy raczej Złotowłosej…? — spytała cicho lekko zachrypniętym głosem. Miała sucho w ustach, ale nie na tyle, by dźwignąć się i pójść do kuchni po szklankę wody.
Nie świtało, ale na pewno było po północy, więc trochę za późno nawet na Kopciuszka, ale na pewno zrozumiał, o co jej chodziło. Nie miała pojęcia, która dokładnie była godzina, bo poczucie czasu straciła już na początku, a później to też nie było właściwie o czym mówić. Coś, co zapowiadało się na szybki numerek, znacznie się przeciągnęło. Przyjemnie się przeciągnęło, o czym świadczyło chociażby jej stan fizyczny. Większość mięśni, które próbowałaby teraz napiąć, zaczęłoby drżeć i musiałoby jej się naprawdę desperacko chcieć ruszyć, żeby sobie to robić.
Usuń— Nie chcę cię trzymać tutaj siłą, ale nie chce mi się też wstawać — uprzedziła na wszelki wypadek. — Także jeśli musisz gdzieś zaraz być, to ogromnie mi przykro. — Uśmiechnęła się niewinnie. W ogóle nie było jej przykro, nie powinien mieć co do tego najmniejszych wątpliwości. — Możesz podziękować samemu sobie — zaznaczyła jeszcze wesoło, jakby w tej kwestii nie spadała na nią żadna odpowiedzialność. Jakby rzeczywiście była taką grzeczną i posłuszną dziewczynką, która nie zrobiła nic, by go podburzyć i samej przy tym tak przyjemnie się zmęczyć.
Zresztą, wyganiać też Rowana nie chciała. Jeśli nie miał jej jeszcze dosyć, to na spokojnie mógł sobie jeszcze tu z nią poleżeć i pooddychać. Po prostu naprawdę nie miała siły, żeby się ruszyć po tym, jak się nią zajął, a nie zamknięcie za nim drzwi nie wchodziło w grę.
Paige King
Ach, dzisiaj był Kopciuszkiem? Czyli kiedy indziej mógłby być Złotowłosą. Albo może z kim innym…? Obstawiała to drugie, co byłoby jak najbardziej zrozumiałe i Paige nie brała tego do siebie. Powody niekoniecznie były dla niej tak oczywiste jak dla Rowana, bo jej podejście do tego, co się między nimi wydarzyło, nie zmieniłoby się ani trochę niezależnie od tego, kiedy by wyszedł i co robiliby w międzyczasie. Rezultat był w końcu taki sam, że wychodzi i tyle. Nie wraca, a ona na niego nie czeka i nie wygląda go przez okno. Ale można powiedzieć, że rozumiała i nawet brała pod uwagę, że taka była norma w przypadku jednorazowych przygód. Ciężko było jej to stwierdzić, bo naprawdę rzadko takie przygody jej się przytrafiały.
OdpowiedzUsuńNie obraziłaby się jednak, gdyby Rowan zdecydował się zostać trochę dłużej, bo wtedy ona mogłaby sobie dłużej poleżeć i nacieszyć błogim stanem, w którym pościel jest wyjątkowo delikatna i przyjemnie ociera się o skórę przy każdym oddechu. Nie musiałaby się do niczego zmuszać albo przynajmniej miałaby na to więcej czasu, co niekoniecznie okazałoby się pomocne, ale może chociaż lepiej czułaby się z tym w swojej głowie. Istniała szansa, że by zasnęła, jednak na pewno by Rowana uprzedziła, że ma ją obudzić przed swoim wyjściem i się niczym nie przejmować.
Zaczęła się nawet zastanawiać, czy może nie udałoby jej się go jakoś przekonać, żeby jeszcze trochę został. Mógłby to jednak źle zrozumieć. Chodziło tylko i wyłącznie o jej wygodę. I poczucie bezpieczeństwa, ale o tym by raczej nie wspomniała, a bez tego naprawdę mógłby sobie pomyśleć nie wiadomo co.
Poczuła ruch materaca i zarzęziła gardłowo z niezadowoleniem, wciskając twarz w poduszkę. Brakowało tylko, żeby zamachała nogami z tej frustracji, ale nie miała na to siły. Westchnęła ciężko, cały czas z twarzą w poduszce. Po chwili bezruchu odchyliła nieco poduszkę, by spojrzeć na Rowana, tak dla pewności, że jej się nie wydawało i rzeczywiście wstał. A on nie tylko wstał, ale zaczął się też ubierać, cholernik… Westchnęła z ciężką rezygnacją.
— Scraps nie ugryzie, jeśli nie dasz mu powodu — mruknęła, podnosząc się na rękach i przeszła na klęczki. Przeciągnęła się, splatając na moment palce nad głową, pokręciła trochę głową na boki i pochyliła się w stronę poduszek, pod którymi zaczęła czegoś szukać. — I niestety, nie zamknie też za tobą drzwi, a ty rączki może i sprawne masz — rzuciła Rowanowi niedwuznaczne spojrzenie — ale nie aż tak. — Wyciągnęła spod poduszek czarny, prążkowany podkoszulek i luźne, szare dresy z szerokimi nogawkami i wiązane w pasie białym sznureczkiem. Podkoszulek od razu przeciągnęła przez głowę i przełożyła ręce przez odpowiednie otwory. — Niestety, ale w tym pałacu zamykamy drzwi od razu, nawet za Kopciuszkami. Bez urazy — odparła, w ślimaczym tempie przesuwając się na kraniec łóżka i uśmiechając się lekko przez ramię, puściła szeryfowi oczko.
Rozejrzała się po podłodze w poszukiwaniu swoich majtek, ale nigdzie ich nie mogła dostrzec. Była pewna, że wyrzucił je gdzieś po tej stronie, a nie było tu tyle miejsca, żeby mogły wylądować gdzieś nie wiadomo jak daleko poza zasięgiem wzroku. Chyba, że trafił w jakiś kąt, do którego nie docierało światło lampki nocnej. Za to znalazła jego koszulkę, więc sięgnęła po nią i rzuciła w jego stronę, żeby nie musiał obchodzić całego łóżka. Wstała, wciągając na siebie dresy i ostatecznie rezygnując z bielizny, bo i tak pewnie za nim wróci do łóżka, to pójdzie pod prysznic, więc bez sensu było się męczyć z szukaniem tych majtek.
— Chcesz też całusa na dobranoc? — rzuciła zaczepnie, na miękkich nogach przechodząc z części sypialnej do salonu. Minęła lampę stojącą koło kanapy, zapaliła ją i przeszła do kuchni, by nalać sobie wody do szklanki. Skoro już i tak musiała wstać, to mogła się przynajmniej napić.
UsuńW trakcie, gdy nalewała sobie wody, z korytarza rozległo się ciche skrzypnięcie i zaraz po nim ciche uderzenia pazurów o posadzkę. Scraps wyszedł ze swojej chłodnej jamy i stanął na moment, rozglądając się po słabo oświetlonym wnętrzu. Najpierw popatrzył na Paige, potem na oddalonego trochę Rowana, po czym jakby nigdy nic zaczął sobie wędrować z nosem przyciśniętym do podłogi.
Mieszkanie było naprawdę małe. Wyraźnie dzieliło się na strefy, ale nie było żadnych drzwi – nie licząc tych do łazienki – ani ścianek działowych. Z wąskiego i ciemnego korytarzyka, po minięciu łazienki, od razu wchodziło się do salonu, który stanowił centralną część mieszkanka i stąd można było przejść do kuchni, która znajdowała się po prawej stronie i którą od salonu odgradzała niezbyt szeroka wysepka, albo idąc dalej wgłąb znaleźć się w „sypialni”. Między sypialnią a salonem można było zawiesić zasłony czy coś podobnego, bo było na to miejsce, ale Paige nie chciało się w to bawić. Przestrzenności na pewno dodawał tutaj wysoki sufit, chociaż ten był ścięty od prawej strony, tej gdzie była kuchnia, większość okien i wyjście na balkonik. W mieszkaniu było parę podstawowych mebli i duża szafa w sypialni, ale poza tym było właściwie nieurządzone. I takie miało pozostać, przynajmniej na czas urzędowania Paige, która nie pofatygowała się nawet z tym, by poukładać te swoje pudła i worki w jednym miejscu.
Paige King
Alkohol dodał im odwagi, prowokując do działania, ale ich pragnienia były szczere. Nancy zrobiła coś wbrew zdrowemu rozsądkowi, który podpowiadał jej, że byłoby szkoda zrujnować tak swobodną relację jakąś chwilową chęcią zasmakowania ust Rowana, ale rzecz w tym, że to nie był tylko impuls i to wcale nie było chwilowe. To ciągnęło się za nimi od wielu lat, a oni choć niestrudzenie siebie sobie odmawiali, to im bardziej to robili, tym mocniej chcieli się spróbować. Na początku było to dla Nancy coś naiwnego, zwykła fascynacja starszym kolegą, który zawsze był gotów się nią zaopiekować, a ona głupio cieszyła się, że zwraca na nią uwagę. Z czasem, z doświadczeniami, które oboje zbierali, ich znajomość stawała się dojrzalsza i poważniejsza, z wyraźnie zaznaczonymi granicami, których zawzięcie się trzymali. Wciąż pojawiały się momenty, kiedy patrzyli na siebie zbyt długo lub żartami próbowali niewinnie przedrzeć się dalej, aczkolwiek pilnowali się. Co najwyżej mogli się przytulać, ale do dzisiaj Nancy dotykała Rowana tylko w medycznych przypadkach, gdy starała się mu pomóc, bo o to poprosił, aż kilkanaście minut temu bezwstydnie i dla czystej przyjemności oraz satysfakcji sunęła dłonią po jego brzuchu, patrząc mu przy tym w oczy, a chwilę później całowała go, siedząc mu na kolanach. To sprawiało, że mocno uderzały w nią wszystkie wspólne wspomnienia i przeżycia, każdy jeden razy, gdy pragnęła, to zrobić, ale była na to zbyt wielkim tchórzem.
OdpowiedzUsuńWszystko było takie, jak podejrzewała, że będzie: cudowne, przyjemne i wciągające. Gdyby przynajmniej okazało się, że Rowan beznadziejnie całuje albo wcale tak ładnie nie pachnie, to byłoby jej dużo łatwiej pozbyć się myśli natrętnie krążących wokół tego co jeszcze mogła od niego dostać i jak dobre by to było. Może wtedy dałaby sobie spokój, a tak to przekroczyła granicę i chciała tam zostać, nakręcając się na myśl, czy jest jakikolwiek sposób, by wrócić tam, skąd przyszli i zapomnieć o tym pocałunku oraz narkotycznej bliskości. Istniała taka, szansa, bo pili, ale raczej żadne z nich nie wypiło aż tyle, aby jutro mieć problemy z pamięcią.
Z drugiej strony nie robili nic złego. Byli dorośli. Ich znajomość wciąż mogła być taka sama — luźna i dobra. Oni wciąż mogli na sobie polegać, nie składając przy tym obietnic oraz zobowiązań, bo przecież do tego się nie nadawali, ani z niczego się nie tłumacząc, ponieważ czuli to samo i rozumieli się bez słów, ale gdzieś w tym wszystkim pozostanie gratis w postaci pocałunku.
Nancy uniosła brwi, zostając wywołana do tablicy i spojrzała na Rowana, którego słowa sprawiły, że rzeczywiście poczuła się tak, jakby to jej należał się wybór. Miał rację. Na niej skończyli tamtą grę, więc uczciwie byłoby, gdyby to ona wybierała jako pierwsza. Co prawda, wciąż jeszcze zastanawiała się, czy powinna brać udział w tej grze, ostatni raz bawiła się w to w szkole średniej, jednak w tej samej chwili dotarło do niej, jak bardzo zależy jej na tym pierwszym wyborze, żeby nikt nie sprzątnął jej Rowana sprzed nosa, ani żeby nikt nie zdążył porwać jej do tej szafy, czy gdzie to miało się odbywać. Gdyby decyzja należała do niego, to najprawdopodobniej mogłaby być o siebie spokojna, gdyż z całą pewnością mogła stwierdzić, że po tym, co tutaj dzisiaj przeszli, tym razem ona również byłaby jego wyborem, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
— Mogę być pierwsza — przyznała po namyśle, na który wciąż było stać jej nietrzeźwy umysł, zerkając na Clementine, która klasnęła i pokiwała głową, gdyż tak naprawdę nie było dla niej aż tak istotne to, kto zacznie. Najważniejsze było to, aby wreszcie ona i Colt mogli wylądować w ciemnym pokoju i ukraść dla siebie kilka minut.
— Choć bez względu na to, które z nas będzie teraz wybierać, to ty i tak będziesz musiał się stąd ruszyć — zasugerowała zaczepnie, przenosząc spojrzenie na Rowana, którego wymownie szturchnęła i posłała mu uśmiech. Jej słowa mógł uważać za bezpośrednią propozycję, która kolejny raz najwięcej emocji wywołała w znajomych, którzy ich otaczali.
— Wybieram ciebie, szeryfie — pochyliła się w jego stronę, podkreślając ten wybór tak, jakby jeszcze mógł mieć wątpliwości. Teraz już nie było na nie miejsca, a decyzja o spędzeniu siedmiu minut w ciemnym pokoju, będąc skazanymi na siebie, była jeszcze bardziej odważna i ryzykowna od tych, które podjęli do tej pory. Jeśli Rowan potrzebował przekonać się, co w tej chwili sądzi Nancy, to jej wybór chyba sporo zdradzał.
Usuń— No to mamy pierwszą parę! — zwołała od nowa podekscytowana Clem, uśmiechając się wymownie do Nancy, chociaż dłonią pocieszająco gładziła Colta po ramieniu, bo on znowu musiał poczekać na swoją kolej.
Nancy odstawiła pustą szklankę niedaleko pufy, uprzednio dopijając drinka, by dodać sobie jeszcze trochę odwagi i delikatnie położyła dłoń na udzie Rowana, żeby utrzymać równowagę i wstała ze swojego miejsca, patrząc na niego wyczekująco. Nie pośpieszała go, teoretycznie mieli przed sobą jeszcze kawał nocy, ale podejrzewała, że w tym pokoju jest sporo osób, które pragnie skorzystać z okazji bycia z kimś sam na sam, przynajmniej póki jeszcze ogarniają, co się dzieje i mogli zacząć się niecierpliwić.
— Ja mam na to świetną miejscówkę, zaprowadzę was — ożywił się Dylan, który także dopił to, co miał w rękach i podniósł się energicznie, gorączkowo gestykulując, żeby za nim poszli. Nancy postanowiła mu zaufać, ponieważ to był jego dom, więc uprzejmie podała dłoń Rowanowi i uśmiechnęła się słodko, delikatnie ciągnąc go za sobą oraz Dylanem. Zerknęła przez ramię w jego stronę, na chwilę zawieszając spojrzenie na jego oczach, ale nie szli daleko, dlatego musiała znowu spojrzeć na Dylana, gdy tak gwałtownie się zatrzymał, stając przed tajemniczymi drzwiami.
— Jak dobrze poszukacie, to może znajdziecie jakieś zabawki. Wierz mi, Nancy, Rowan wie, jak posługiwać się kajdankami — wyszeptał niby tajemniczo, pochylając się w jej stronę, choć jego spojrzenie wylądowało na Rowanie. — Miłej zabawy, gołąbeczki — zaświergotał teatralnie, cicho się śmiejąc. Otworzył drzwi i zapraszająco ponaglił ich, aby zapakowali się do niewielkiego pomieszczenia, w którym było dość ciemno. — Tylko nie podsłuchuj, zboczeńcu — rzuciła Nancy, mijając rozbawionego Dylana, który wspominał coś o tym, że cała przyjemność po jego stronie.
Potrzebowała chwili, aby rozeznać, w jakim pokoju się znajdują, a także po to, by jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności, ale korzystając z okazji, że za swoimi plecami miała drzwi, to na oślep wyczuła pod palcami najpierw klamkę, a następnie klucz, który jak gdyby nigdy nic przekręciła, chcąc mieć pewność, że nikt im tutaj nagle nie wpadnie, tak w ramach żartu, który strzeli im do pijanych głów. Cicho westchnęła, czując to charakterystyczne napięcie, budujące się w brzuchu, chociaż ona i Rowan tak właściwie niczego nie robili. Jeszcze. A może wcale nie będą, bo chociaż zasady gry raczej tego nie dopuszczały i ona polegała na tym, by się do siebie śmiało dobierać, to przecież pozostałoby to ich sekretem.
— Szkoda, że cię nie widzę — przyznała z uśmiechem, orientując się, że nadal delikatnie trzymała go za dłoń, dlatego ostrożnie ją puściła i założyła kosmyk włosów za ucho. Była ciekawa, jak Rowan się na to wszystko zapatruje.
— To jak, Johnson, chcesz znaleźć się w tym niebie? — wypaliła nagle i chociaż w jej głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia, to słowa, które opuściły jej usta były przejawem ogromnej odwagi, której nie miałaby na trzeźwo. Na trzeźwo zastanawiałaby się, dlaczego w ogóle coś takiego powiedziała i obawiała się, że ją za to wyśmieje, co wcale by jej nie dziwiło, ponieważ w głowie na pewno brzmiało to lepiej.
Ale skoro pytanie już padło, to wypadałoby odpowiedzieć, tym bardziej, że najwidoczniej odpowiedź Nancy brzmiała tak.
Nancy Jones, która już nigdy więcej nie pije
Tutaj w Mariesville każdy każdego znał, było to inne życie niż w Atlancie, czy jakimkolwiek wielkim, czy większym mieście. Abigail lubiła tu wracać, gdy studiowała, przyjeżdżała na każdy wolny weekend, święta, ferie, czasami w wakacje, jeśli miała wolne w kelnerowaniu, bo tak dorabiała na studiach, ale teraz czuła się naprawdę z powrotem jak u siebie. Spokojniejsza i szczęśliwsza. Oddychała głębiej, czuła się też lepiej, spała dłużej nie budząc się w nocy. Nie odnalazła się w szumie i pędzie, choć sama nie była najspokojniejszą osobą w okolicy, ale miała wrażenie że więcej jest osób, które chcą się wyrwać i zaszaleć poza granicami ich miasteczka. I wydawało jej się, że Rowan trochę taki jest, że nawet jeśli wyrwać się nie chce, to się odnajdzie w wielkim świecie i nie będzie mu ciężko z zmianą. Biła od niego siła, niezłomność, charyzma, pewna nieustępliwość i wytrwałość, wydawał się kimś kogo niełatwo złamać i kto jeśli będzie chciał się zmienić, to zrobi to dla samego siebie. Cóż... Ją złamała jego opowieść o tym, co przeżył, a on nadal stabilnie, pewnie stał prosto, więc tu raczej wcześniejsze przeczucie się sprawdzało. Był człowiekiem, który z wszystkim się zmierzy i przetrwa, ale na własnych warunkach. Takiej siły wewnętrznej mu zazdrościła, on przynajmniej nie chował się za głośnym śmiechem i choć nigdy nie czuła się źle z tym, jaka jest, to chyba po prostu ostatnie wydarzenia pomagały jej dojrzeć j zajrzeć wgłąb siebie.
OdpowiedzUsuńDobrze że szeryfowanie mu podpasowało i że się w tym odnalazł, bo chyba wszyscy w okolicy tak już mu ufali i do niego przywykli, że nie wyobrażali sobie innej osoby na tym stanowisku. Ona w najbliższych wyborach, na pewno odda na niego głos. I była pewna, że nie tylko ona, przecież gołym okiem można było oglądać jak na ulicy ludzie uśmiechają się i zagadują w pozdrowieniach syna Johnsonów. Właściwie jakkolwiek jego los się dalej potoczy, do tej pory można powiedzieć, wrzucił go do dobrego worka. Do twarzy mu było z działaniem dla ludzi, choć pewnie stróżowanie nad mieszkańcami malutkiej mieścinki i ratowanie ofiar zorganizowanych grup to diametralnie różne działania, ale jednak... Rowan działał w słusznej sprawie i Abi była pewna, że to jest jego kotwica. Widziała w nim człowieka, który jeśli już za coś się bierze, to zwyczajnie musi to mieć sens i dobry powód. Nie był raczej kimś, kto marnuje swoje siły i potencjał bez sensu, wydawał jej się rozsądny i odpowiedzialny. I uparty, ale to akurat jedna z wielu cech, które jej się a nim podobały.
Zerknęła w górę tylko raz. O Chrystusie niebieski! I tak samo, jak wiedziała, że przy malowaniu przez niego samej góry belek może znowu zostać narażona na przyjemne widoki, tak kolejny raz złapała się na tym, że nie jest przygotowana na to w ogóle. Chyba nigdy nie będzie. Zagapiła się za długo i zarumieniła aż po czubki uszu, gdy jej oczy prześledziły zarys mięśni brzucha przy lini wyznaczanej przez pasek męskich spodni. Chrząknęła krótko, tak do samej siebie i skupiła się na malowaniu starannie każdego elementu na dole.
- Jeśli mogę... To zapraszam, na kolację - odezwała się, uparcie tym razem nie podnosząc głowy. Trochę śmiesznie ułożyła się ta rozmowa, może troszkę dziwnie, a przynajmniej w jej odczuciu. - Dziękuję, Rowan - dodała jeszcze poważnie i głośno, bo to kluczowe słowo nie wybrzmiało ani razu. A tak poza kolacją, naprawdę była ogromnie wdzięczna, że mimo napiętego grafiku znalazł dla niej czas. Cóż... Taki właśnie był szeryf, był dla ludzi. Za to właśnie wszyscy go kochali.
UsuńMiała nadzieję, że Rowan nie ma jej za złe tych dziwnych ostatnio niepewności, tych zaczepek, chociaż... Sam na nie odpowiadał. Niekiedy. Już nie teraz, jakby się pilnował. Jakby się musiał pilnować, choć akurat to byłoby bez sensu. Tego nie umiałaby zrozumieć, bo przecież nie chciała od niego nic... to były tylko chwile, z którymi nie umiała i nie chciała walczyć. Może też nieszczególnie się starała. Nie chciała chyba nic więcej, bo on też nie chciał, a może nawet nie potrafił.... To wszystko wciąż budziło w niej szereg zmieszania, budowało mętlik i zarazem gubiło ją, ale pozwalało lepiej zrozumieć swoje ograniczenia. Totalnie szalona kombinacja, niezrozumiała i trudna. I ekscytująca, a to było najgorsze.
- Na nie słodki deser też się skusisz? - spytała, tak żeby się przygotować na całe gotowanie, które może ją czekać. Pamiętała, że smakowało mu brownie. Miała ochotę przygotować coś w kuchni, musiała tylko pomyśleć, co może wpaść w gusta szeryfa. Tu w Mariesville nie było unikatowego miejsca, do którego mogłaby go zabrać, chociaż nadawałaby się restauracja Jaxa. Tyle że chwilowo tam nie chodziła i wolałaby też nie iść dzisiaj. Ale ogólnie nie gotowała dużo, czy często, bo wiecznie była w biegu, dziś jednak to mogła być odpowiednia i dostatecznie dużej wagi okazja, aby się postarała. I chciała się postarać.
Pochyliła się mocniej i przełożyła dłoń przez belki, aby posmarować je środkiem od zewnętrznej strony werandy. Specyfik trochę śmierdział, ale niektóre farby i lakieru były gorsze. Uśmiechnęła się kącikiem ust, słysząc jak nazywa pozostałych policjantów. Niektórzy może i byli chłopcami , ale na przykład do takiego Rustina takie określenie jej nie pasowało do końca. Ale to pewnie takie specyficzne kontakty na posterunku, jak w każdym miejscu , rządziły się swoimi prawami.
- Rowan, mogłabym pojechać z tobą na ten trening strzelania? - spytała trochę nieśmiało, skupioną na swojej pracy. Była ciekawa, oj cholernie ciekawa jak to wygląda, jak to się robi i jak to się czuje. - Nigdy nie strzelałam... Nawet w szkole - przyznała, przesuwając się bliżej jego nóg, by malować dalej kolejny fragment belek. - Ja chyba w ogóle nie umiem się bić, ani bronić. Nigdy tego nie potrzebowałam - dodała z namysłem, tak mimochodem wracając wspomnieniem do zajścia sprzed jakiegoś czasu, gdy ją ratował przed szopem. Chryste, gdyby to był naprawdę jakiś włamywacz i doszłoby do starcia, to nie wiedziałaby co zrobić. Może złapałaby coś dużego i ciężkiego i zaczęła tym wymachiwać przed sobą. Albo może by czymś rzuciła... To były najbardziej prawdopodobne opcje, ale czy skuteczne?
Zaśmiała się nagle krótko pod nosem do małego skojarzenia i dźwignęła się do góry, by malować teraz belki na wysokości poręczy. Zerknęła na Rowana krótko i zaczepnie traciła go w bok ramieniem.
- Mogłabym napastnika zagadać, a z nudów by uciekł, to chyba dobry pomysł? - zaśmiała się już głośno i pokręciła głową na własne słowa. Była szalona, wesoła i dziwna. Ale lubiła to.
Abi
Siedem minut w niebie było szczególną grą, co najmniej o poziom wyższą od prawdy czy wyzwania, która autentycznie potrafiła doprowadzić ludzi do ostateczności i szaleństwa, a że wszystko rozgrywało się za zamkniętymi drzwiami, najczęściej w ciemności, to niektórzy pozwalali sobie na wiele. Zapewne dlatego zgoda była w tym wszystkim taka ważna. To wciąż była tylko głupia gra i przecież nie chodziło o to, by ktokolwiek poczuł się skrzywdzony tym, że ktoś będzie mu pakował ręce w majtki lub wykorzystany, a nie zawsze będzie oznaczało nie, nawet jeśli ktoś początkowo chętnie zgodzi się wziąć udział w zabawie. Co prawda, kwestia świadomości wśród pijanych ludzi była kontrowersyjna, ale nikt w towarzystwie się nie przewracał, nikt nie odlatywał i nikt nie zachowywał się skandalicznie, więc można było uznać, że każdy wiedział, co robi.
OdpowiedzUsuńNancy na pewno wiedziała, co robi, decydując się na Rowana, a jej wybór był oczywisty i nikogo nie zaskoczył, bo każdy, kto choć trochę ich znał i widywał na wspólnych imprezach, ten wiedział, że coś zawsze było na rzeczy, tylko to kontrolowali. Co najwyżej jej decyzja mogła zirytować panny, które ostrzyły sobie pazurki na szeryfa, który kolejny raz został im sprzątnięty sprzed nosa. To nie było tak, że ich dwójka bawiła się tylko ze sobą i na resztę byli zamknięci, po prostu były rzeczy, które mogła robić z innymi oraz takie, które mimo wszystko wolała mieć zarezerwowane dla pewnej części osób, z którą ma lepsze relacje.
Nie całowała się z każdym i to było istotne, ponieważ Rowanowi odpowiadały przygody z obcymi kobietami, natomiast u niej nie było opcji, żeby wpuścić do swojego łóżka kogoś, kogo nie znała lub poznała kilka godzin temu. Ona potrzebowała więzi, aby zdobywać się na takie rzeczy i one wciąż mogły być zupełnie niezobowiązujące oraz luźne, ale oparte na zaufaniu. Na tym, że obnażając się przed kimś ze swoich pragnień, a czasami nawet słabości, mogła być tego kogoś pewna i potrafiła przejść z tym do porządku dziennego, ponieważ seks nie był czymś złym, czego dorośli, świadomi ludzie powinni się wstydzić, aczkolwiek wiedziała, że to nie zadziała ze wszystkimi. Wiedziała, że to ryzykowne i są relacje, których nie warto wystawiać na taką próbę, bo są zbyt cenne i będzie ich szkoda. Rowan miał inne podejście, z którego Nancy niekoniecznie zdawała sobie sprawę, bo przecież nie rozmawiali ze sobą o seksie bez zobowiązań, gdyż nigdy nie było im to do niczego potrzebne. On miał jakieś swoje osobiste powody, ona też miała swoje wyuczone schematy, tylko dzisiaj to wszystko im się poprzestawiało, a to naprawdę było niebezpieczne, ponieważ oboje wiedzieli, że Nancy nie była kobietą na jedną noc, natomiast Rowan był dla niej jedną z bliższych osób w Mariesville i nie mogła stracić go przez to, że zachciało się im zabawiać ze sobą pod wpływem alkoholu podczas pijackiej gry. To była noc wyjątków, co dla nietrzeźwej głowy brzmiało zajebiście.
Roześmiała się, słysząc jego pocieszenie i nieznacznie drgnęła, gdy poczuła na swoich ramionach jego dłonie, gdyż ten dotyk przyszedł do niej nagle, a ciemność wszystko potęgowała. Szybko się jednak rozluźniła, pozwalając mu poprowadzić swoje dłonie, które ułożyła na jego klatce piersiowej, czując jak ona unosi się i opada pod wpływem miarowego oddechu.
— To jak z tańcem. Mam swoje sposoby i nie proponuję ich byle komu — wyszeptała konspiracyjnie, jakby właśnie zdradzała wielki sekret, palcami mimowolnie wygładzając materiał jego koszuli. Wzrokiem szukała w ciemności jego twarzy, bo chociaż jej wyobraźnia działała bez zarzutu i śmiało mogła odtworzyć go w swojej pamięci, to czerpałaby ogromną przyjemność z patrzenia w jego oczy.
— Ale po pierwsze nie jestem taka łatwa — uśmiechnęła się, jedną dłoń z wyczuciem przesuwając wyżej. Plecy odruchowo mocniej przycisnęła do drzwi, nie przestając powoli sunąc dłonią po jego ciele. Byli blisko. Dopiero teraz docierało do niej, jak bardzo i że poza rozwagą nie ma z tej sytuacji innego wyjścia. No może jeszcze ten uciekający czas działał na ich korzyść, zabierając im przestrzeń na robienie głupot.
Usuń— A po drugie nie powinnam nam tego robić — zauważyła niepewnie, jakby sama chciała wyprzeć ze swojej głowy tę obawę, z satysfakcją docierając do jego twarzy. Opuszkami badała fakturę jego skóry tak, by zintensyfikować swoje oraz jego doznania. Na ten moment wzrok był wyłączony z użycia, więc zmysł dotyku działał na pełnych obrotach i to bardzo ją kręciło. To, że mogła go bezkarnie dotykać, a gdy dotarła do jego policzka, to wyczuła, że Rowan uśmiecha się tak jak ona.
— Bo bardzo cię lubię i za bardzo podobało mi się całowanie z tobą — dodała z nutą rozbawienia w głosie, chociaż to było prawdziwe wyznanie. Odważne, szczere i bezpośrednie, gdyż zabawa w półsłówka nie była im do niczego potrzebna, skoro jedną nogą byli nad przepaścią.
Nancy delikatnie ujęła twarz Rowana, instynktownie przysuwając się bliżej i w tej chwili szczerze żałowała, że nie widziała tego, co pokazywały jego oczy, bo może wtedy cokolwiek byłoby łatwiejsze. Na pewno nie chciała pijackimi, trwającymi niecałe siedem minut macankami zniszczyć ich znajomość, ale zgubnie kusiło ją, by spróbować, rozsmakować się w tym i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Nie miała pojęcia, czy jest warto, ale naiwnie wierzyła, że po wszystkim wciąż mogli się przyjaźnić, bo niczego sobie nie obiecywali i nie wykorzystywali się dla zwykłej przyjemności. Dochodziła do tego fascynacja. Bała się tylko, że Rowan zmieni do niej nastawienie, straci zaufanie, zacznie unikać lub patrzeć na nią przez to, co się między nimi dzisiaj wydarzyło, porzucając to, co było przez wiele lat. Zrobienie teraz czegokolwiek było równocześnie tak samo trudne jak i proste; wystarczyło, że albo by go od siebie odepchnęła i od nowa postawiła granice, zapominając o pocałunku, albo że znowu by go pocałowała, skoro nadarzyła się okazja i miała go tak blisko siebie, że czuła ciepło, które od niego biło, pozwalając na to, żeby zaprowadziło ich to jeszcze dalej. Cokolwiek zrobi wszystko miało swoje konsekwencje, aczkolwiek niektóre z nich być może byłoby łatwiej znieść.
— Cholera, Rowan… — westchnęła cicho, kręcąc głową. — To ostatni raz — zaznaczyła tak, jakby pragnęła samą siebie do tego przekonać. Zadarła głowę wyżej, opuszkami odnajdując jego usta, chcąc mieć pewność, na jakiej wysokości się znajdują. Wsparła się na palcach, bo tym razem nie siedziała na jego kolanach, więc zdecydowanie nad nią górował i musnęła jego wargi, delikatnie łącząc ich usta w pocałunku. Tak w ramach tej gry, w której brali udział, a także dlatego, by zrobić to po raz ostatni, zanim granice wrócą na swoje miejsce. I nigdy więcej nich nie ruszą.
Nancy Jones
Miał, cholera, tempo, więc naprawdę bardzo nie chciał tu zostawać dłużej niż to konieczne. Ledwo zakręciła kran, a on już był przy drzwiach? Wyimaginowany chomik musiał w takim razie całować lepiej niż ona albo… albo Rowan po prostu taki był. Przechodził z punktu do punktu, tudzież z chwili do chwili. A skoro ich chwila dobiegła końca, to rzeczywiście nic sensownego go tu nie trzymało. Takie podejście musiało mocno w nim siedzieć, biorąc pod uwagę, jak nie tylko szybko, ale też sprawnie się pozbierał, podczas gdy ona musiała mocno skupić się na tym, żeby nie wypuścić z ręki głupiej szklanki. Cóż, Paige nie miała też w tym momencie takiej motywacji, co on.
OdpowiedzUsuńZdążyła popatrzeć, jak jego sylwetka znika za drzwiami, nim w ogóle sama do nich dotarła. Scraps był trochę szybszy i tak właściwie to on gościa odprowadził, a potem przysiadł sobie w niedużej odległości od drzwi, wbijając w nie czujne spojrzenie. W porównaniu do Rowana, to Paige naprawdę mogłaby się ubiegać o tytuł mistrza pożegnań. Aż się prosił, żeby mu to wypomnieć, ale przecież nie będzie teraz jeszcze za nim wyglądać na korytarz.
Uśmiechnęła się słabo do siebie, podchodząc do drzwi i kręcąc głową. Nawet nie życzył jej dobrej nocy, czy tam miłego dnia! Zależy, jak wcześnie czy późno już było. Naparła na drzwi, myśląc już sobie o tym, jak będą wyglądały te dwie zmiany, które sobie wzięła. Specjalnie nie piła dużo, żeby być przytomną, a i tak udało jej się wpaść w jakąś alternatywę dla kaca.
Poczuła opór i dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, że Rowan wcale nie mknął już po schodach, jak się tego spodziewała. W odruchu rozwarła drzwi szerzej, nie do końca jeszcze pewna, czemu nie mogła już ich po prostu zamknąć. Scraps wykorzystał tę okazję i przemknął koło jej nóg na korytarz, minął Rowana i skierował się od razu na schody, by rozpocząć swój psi obchód od parteru.
Paige podniosła spojrzenie do góry, nabrała powietrza w płuca, zaklęła cicho pod nosem, po czym odetchnęła i popatrzyła na szeryfa, przechylając pytająco głowę. Ściągnęła ze sobą brwi, słysząc, od czego zaczął swoje pytanie i upiła trochę wody ze szklanki. Ciekawe miał spostrzeżenia i ciekawy moment sobie wybrał, by się nimi podzielić. Gotowa była mu to otwarcie przyznać, czując już nawet na końcu języka ten posmak ironii, którym by go poczęstowała, ale to do czego ostatecznie teraz bił, konkretnie wytrąciło ją z równowagi. Na szczęście nie tak dosłownie.
Prychnęła z niedowierzaniem, odwracając na chwilę wzrok i skrzyżowała ręce pod piersiami. Zaraz jednak wróciła z powrotem uwagą do Rowana, rozchylając usta, żeby mu odpowiedzieć i to niekoniecznie w miłych słowach, ale momentalnie je zamknęła, zauważając, jak na nią patrzy. Znała ten wzrok bardzo dobrze i zawsze budził w niej mieszane uczucia, ale przede wszystkim wymuszał na niej potrzebę, by się wyprostować, unieść nieco brodę i utrzymywać kontakt wzrokowy bez względu na cokolwiek. Nie odezwała się, za to wyciągnęła w stronę szeryfa rękę, w której trzymała szklankę z wodą, bezgłośnie mu ją oferując. Woda była zimna, w jej mieszkaniu było wyjątkowo ciepło, bez względu na to, co się akurat robiło, a dopiero przed chwilą z niego wyszedł, więc może potrzebował nagle czegoś, co by ostudziło jego zapędy.
Miło, że się przejmował, ale to nie była jego sprawa. Poza tym jeszcze chwilę temu nie tracił czasu nawet na głupie dobranoc, gdzie go przecież nie wyganiała. Rzuciła nawet sugestię, że mógłby dłuższą chwilę poczekać, bo jej i tak nie chciało się ruszać z łóżka, ale w porządku, to nie był jego problem, że chciała koniecznie zamknąć za nim drzwi. Nie potrafiła więc zrozumieć, co go tknęło, by zapytać właśnie o to i przy okazji zjebać jej tym dobry nastrój. Nie była jego zmartwieniem, ani z perspektywy kochanka, ani szeryfa, a to pytanie było teraz zbyt intencjonalne i konkretne, by podciągnąć je pod ich poprzednią zabawę.
— Stoisz już po tej złej stronie drzwi na takie pytania — odparła spokojnie, ale dosyć chłodno po tej dłuższej chwili milczenia, w trakcie której Scraps zdążył obejść pozostałe piętra i właśnie wskakiwał na drugie. Usiadł przed wejściem do mieszkania obok Rowana, którego zwyczajnie ignorował i popatrzył wyczekująco na Paige, jakby zdając raport albo czekając na dalsze polecenia. Otworzyła szerzej drzwi, co nawet wyglądało trochę jak zaproszenie. — Dobranoc, szeryfie — rzuciła, jak tylko pies czmychnął do środka, zdecydowanym ruchem zamknęła drzwi, żeby nie powiedzieć, że nimi trzasnęła i od razu przekręciła klucz, zostawiając go w zamku. A potem bezsilnie osunęła się na podłogę, chowając twarz w kolanach i przygarnęła do siebie Scrapsa.
UsuńMiała naprawdę dobry humor, mimo tego, że po cholernie udanym i obłędnie wyczerpującym seksie nie mogła się nieprzerwanie wylegiwać w łóżku tyle, ile miałaby na to ochotę. Była odprężona, zaspokojona, do tego był to dla niej najprzyjemniejszy dzień od dłuższego czasu, gdzie przestała się na moment przejmować całym swoim życiowym bałaganem, a facet, który niewątpliwie urozmaicił jej ten dzień, jednocześnie na koniec go rozpieprzył i to tuż przed początkiem kolejnego.
Pieprzyć to. I nigdy więcej jednorazowych numerków.
Paige King
Stałaby, bo niech nie zapomina, że to ona pierwsza wybierała i Rowan był jej wyborem. Pomijając już jednak kwestię tego, co kto lubi, to uczucia rzeczywiście bywały problematyczne, dlatego za ich sprawą podejmowanie takich prób było aż tak ryzykowne. Nancy musiała jednak czuć przywiązanie, żeby pozwalać komuś się całować albo zamykać z tym kimś w ciemnym pokoju. Pewnie, że nie brakowało w niej fascynacji Rowanem oraz całkiem naturalnego pożądania, które się w niej gwałtownie rozpaliło, buntując dotychczasowym zasadom i rosło z każdą chwilą spędzoną w jego towarzystwie, wyrywając się do niego, by ją dotknął, pocałował, złapał w ramiona. Alkohol jedynie to podkręcał, pozbywając się resztek samokontroli, choć przez moment nawet jej przebłyski próbowały dostać się Nancy do głowy, każąc jej się pilnować. Coś w niej krzyczało, żeby zastanowiła się nad tym, co będzie dalej, jeśli się nie opanują, a to, że prędzej czy później staną przed sobą, było oczywiste, a wtedy Nancy nie wiedziała, jak miałaby odpowiedzieć Rowanowi na jego wewnętrzne rozterki. O ile w ogóle zechciałby się nimi z nią podzielić.
OdpowiedzUsuńBo przecież jeśli tego właśnie by chciał, to mogła połączyć ich jednorazowa akcja, której już nigdy więcej nie powtórzą, chociaż Nancy taka nie była i zdecydowanie wolałaby mieć go dla siebie na więcej niż raz, ale wcale nie musiał upierać się przy tym, aby stali się dla siebie obojętni. Wciąż mogli się przyjaźnić i wspierać, bez dodatków, które angażowałyby ich emocjonalnie, choć przyjaźń już i tak to zrobiła. Nie musieli trzymać się znanych ram, prowadząc swoją znajomość. Od nich zależało, co z nią zrobią i jak to zrobią, czy utkną w schematach, czy wyjdą poza nie, samym sobie udowadniając, że stereotypy nie były dla nich. Tylko czy Rowan był pewny, czego tak naprawdę chce?
To, na co pozwalała sobie w jego towarzystwie, było czymś, czego potrzebowała, jednak równocześnie nie szukałaby w nikim innym, ponieważ to nie smakowałoby tak samo, nie byłoby tak ekscytujące i poruszające. Poza tym, Rowan wydawał się być człowiekiem, który nie ma zbyt wielu słabości, więc bycie jedną z nich, nawet małą, było czymś wyjątkowym, ale nie zamierzała tego wykorzystywać. Chyba.
Problem polegał na tym, że im dłużej się zastanawiali, co powinni zrobić, tym więcej niepewności oraz wątpliwości się w nich zasiewało, a w tej chwili nie było miejsca na poważne dywagacje. Mieli siebie tak, jak pragnęli mieć od dawna i pod względem pragnień nic nie stało na przeszkodzie, by z tego skorzystać, a jednak pozwalali rozsądkowi mieszać w swoich głowach. Usiłowali trzymać się granic, ale coś pchało ich w swoje ramiona i mimo obaw Nancy się nie powstrzymała, a Rowan nie protestował. To ona zainicjowała pocałunek, zapraszając go do siebie, natomiast on jej na to odpowiedział, natychmiast porywając ją w przeżywanie nowych doznań. Oszołomił ją tym, jak chętnie odwzajemnił i pogłębił pocałunek, równocześnie nie pozwalając mu stać się zbyt zachłannym, by oboje mogli się sobą nacieszyć, dlatego mocno zacisnęła palce na jego koszuli, napierając na niego swoim ciałem, całując go pożądliwie, ale zgodnie z tym, czego się trzymali: czule i dokładnie, aby zapamiętał smak jej ust.
Jeśli jeszcze przed momentem potrafiła w miarę myśleć, rozważając to, co powinni zrobić, to teraz kompletnie porzuciła tę zdolność. Poddawała się Rowanowi, pozwalając przejąć mu inicjatywę, pragnąc, by w taki sam sposób scałowywał każdy szczegół z całego jej ciała. Pragnęła go i czuła konsekwentnie budujące się w podbrzuszu podniecenie, doskonale wiedząc, że przepadła.
Cichy jęk wyrwał się z jej ust, gdy plecami mocniej zderzyła się z drzwiami, zza których dobiegała głośna muzyka, jednak nie przywiązywała do tego większej uwagi, skupiona wyłącznie na Rowanie.
To był moment namiętności, która między nimi gwałtownie wystrzeliła, porywając w swoje szpony i, cholera, wiedziała, że to może być złe i zgubne, ale smakowało nieadekwatnie dobrze do tego, z jakim ryzykiem się wiązało.
UsuńGdy ją podniósł, jej sukienka nieco się podwinęła, a ona natychmiast owinęła się wokół niego nogami, trochę za bardzo przyciskając go nimi do siebie, pozwalając na to, aby ich biodra się ze sobą spotkały i westchnęła rozkosznie. Odrobinę rozluźniła palce, nie mnąc mu już koszuli, a drugą dłoń przeniosła na jego szyję, wciąż dotykając go z tą samą fascynacją.
— Mniej niż siedem — zauważyła cicho, uśmiechając się delikatnie i zachłannie łapała oddech, kiedy na chwilę się od siebie odsunęli. Nancy obstawiała, że zostało im już jakieś cztery, może pięć minut. — Ale wyrobimy się, przecież już kończymy — dodała prowokująco, bo przecież od poprzedniej gry to miał być tylko jeden pocałunek i ostatni raz. Tylko z jakiegoś powodu Nancy nie zamierzała jeszcze kończyć, dlatego przesunęła dłoń na jego kark, a następnie wsunęła palce w jego włosy i delikatnie za nie pociągnęła, zmuszając go do tego, aby odchylił głowę. Przycisnęła usta do jego żuchwy, zostawiając na niej kilka dokładnych, drobnych pocałunków, którymi się z nim droczyła, rzucając ciche wyzwanie, a przy okazji odtworzyła nimi ścieżkę prosto do jego warg, w które kolejny raz się wpiła. Czuła, jak bardzo jego skóra była rozgrzana, jaki on cały był gorący i nagle zaczęło przeszkadzać jej to, że byli na tej cholernej imprezie, czas im uciekał i mieli na sobie niepotrzebne warstwy ubrań, a to wszystko miało się zamknąć tylko w pocałunkach.
Nancy Jones
Dni mijały szybko, choć były raczej monotonne. W oczekiwaniu na wiadomość od mechanika, Paige najwięcej czasu spędzała w restauracji, bo i tak nie miała nic ciekawszego do roboty jak pracować. Często brała po dwie zmiany przez kilka dni podrząd, powtarzając sobie, że to i tak najlepsze, czym mogła się teraz zająć, by nie myśleć cały czas o samochodzie, a i kasy nigdy za wiele. Z początku naprawdę brała wszystko, co Jackson mógł jej wcisnąć w grafik, ale czas mijał, mechanik ciągle milczał, a Paige zaczynało powoli się nudzić, nie wspominając o zmęczeniu. Maratony były korzystne dla jej portfela, jednak na dłuższą metę, której końca długo jeszcze nie było widać, za bardzo obciążały fizycznie i psychicznie. Sama praca jej się podobała, nie było na co narzekać, ale zwyczajnie potrzebowała nieco zrównoważyć to, jak funkcjonowała. Zaczęła trochę mniej pracować, w zamian zostając w domu, wychodząc do pubu czy na spacery po okolicy, z których najbardziej cieszył się Scraps.
OdpowiedzUsuńNiespecjalnie szukała sobie towarzystwa, ale to znajdowało się po prostu samo. Bo to starsza sąsiadka upiekła ciasto, więc zapraszała na herbatę, by przy okazji wybadać, czy za Paige nie ciągną się przypadkiem jakieś interesujące ploteczki, którymi można by zabłysnąć w kółeczku gospodyń domowych. A tam później ktoś się przypałętał w parku, najczęściej jakiś miłośnik psów z piłką albo innym frisbee zupełnie przypadkiem zabranym z domu na spacer. Kto inny dosiadał się w pubie, zapraszał do gry w rzutki, proponując głupie zakłady. W sklepie zawsze ktoś zagadał, pytając o Scrapsa, który siedział zawsze na zewnątrz, czekając na nią spokojnie i nie reagując na żadne zaczepki. Tu komuś się po prostu nudziło i zagajał rozmowę, stojąc za nią w kolejce. Gdzieś ktoś organizował jakieś mniejsze wydarzenie i szukał ochotników do pomocy. Gdzie indziej można było dorwać darmowe książki. Chcąc, czy nie chcąc, bez przerwy wpadała na ludzi skorych do pogawędek i pomocy lub takich, co sami jej chwilowo potrzebowali, bo zabrakło im na przykład rąk. W większości przypadków nie zapamiętywała nawet ich imion, często sama się wcale nie przedstawiała, ale jakoś tak… ciężko było zostać zupełnie niezauważonym.
W niektórych przypadkach tak się akurat złożyło, że czyjeś imię jednak zapamiętała. Na pewno był to Jackson, bo z nim miała najwięcej styczności z oczywistych powodów, ale prócz niego było jeszcze kilka innych osób, które kojarzyła, a nawet złożyło się tak, że zaprosiła do siebie. Głównie rozchodziło się o babskie pogaduchy, bo facetów nie spraszała. Ich w ogóle starała trzymać się na dystans i zazwyczaj nikt nie miał z tym problemu. Wystarczyło, że otworzyła raz buzię, czasem może dwa razy, ale generalnie miała spokój. Generalnie nikomu nie wadziła i nikt nie wadził jej, także wszyscy byli raczej zadowoleni. A i Scraps nie miał z nikim na pieńku. Niektórzy to w ogóle pewnie lepiej kojarzyli samego psa niż jego właścicielkę, bo kto wie, co i z kim tak naprawdę robił, kiedy pracowała.
I tak sobie ten czas leciał, aż w końcu nadszedł ten długo wyczekiwany przez Paige dzień. Dostała telefon od mechanika, do którego pognała w te pędy, zrywając się trochę wcześniej z pracy. W głowie już sobie planowała wyjazd, rozważała, dokąd się uda, bo przecież świat stał przed nią otworem. Ograniczały ją tylko pieniądze, ale te zawsze można gdzieś zarobić, jeśli zabraknie drobnych na najbardziej podstawowe wydatki. Nie potrzebowała przecież dużo, mogła spać nawet w aucie – musiałaby je tylko tym razem odpowiednio zapakować swoimi rzeczami i nie będzie z tym problemu. Była już tak naprawdę w drodze ku nieznanemu, ale dalekiemu Atlancie, kiedy po dwugodzinnej dyskusji z mechanikiem okazało się, że figa, a nie wyruszy w siną dal. A co gorsza, ktoś jej tę figę starannie przygotował zawczasu i Paige już więcej nie potrzebowała, żeby na kilka dni stracić zupełnie ochotę i zapał do czegokolwiek. Doszło nawet do tego, że Jax poprosił ją, żeby wzięła sobie wolne na kilka dni i ochłonęła.
Próbowała ochłonąć. W domu. W pubie. Na spacerach. Naprawdę się starała, ale to nie do końca leżało w jej naturze. Nie była balonikiem, z którego samoistnie zaczynało ulatywać powietrze. Była balonikiem, w który pompowano powietrze, póki ktoś nie dmuchnął w niego o jeden raz za dużo.
UsuńMalowała sobie paznokcie u stóp, kiedy rozległo się pukanie. Zerknęła odruchowo w stronę drzwi, marszcząc brwi, bo nikogo się nie spodziewała. Nie licząc Scrapsa, ale Scraps nie pukał, tylko drapał w drzwi i to też nie bez przerwy. Wzruszyła więc ramieniem, postanawiając zignorować to pukanie, bo nie była w nastroju do towarzystwa. W ogóle nie była w nastroju, choć nie miała już tak parszywego humoru jak kilka dni temu, kiedy usłyszała te wspaniałe nowiny od mechanika. Ale na pukaniu się nie skończyło.
Klnąc pod nosem, zakręciła buteleczkę z białym lakierem, odstawiła ją na stolik obok kieliszka i butelki z czerwonym winem i dźwignęła się z podłogi. Podeszła do drzwi, popatrzyła wizjer i ciężko wypuściła powietrze nosem. No, rzeczywiście szeryf Johnson. Świetnie. A czego od niej chciał? W odwiedziny, żeby życzyć miłego dnia to nie przyszedł na pewno. Gdyby chciał coś takiego zrobić, to zrobiłby to wcześniej, ale to też nie miałoby za bardzo sensu. W końcu jeśli mieli do siebie wracać, to nie na jawie i nie we własnej osobie. We własnej osobie to mu ostatnio mogła przyciąć palce drzwiami, którymi trzasnęła mu przed nosem, więc szczerze wątpiła, żeby miał ochotę wracać do niej myślami, bez względu na te wcześniejsze łóżkowe obietnice. A co dopiero przyjść tak, o, w odwiedziny. Przyszedł, bo musiał, co też wskazywał jego mundur. Skoro więc on musiał przyjść, to niestety, ale pewnie ona musiała mu otworzyć.
Przekręciła zamek, przyklejając na twarz sztuczny uśmiech i otworzyła drzwi. W piżamie, która różniła się tylko kolorem podkoszulka od tego ubrania, w którym widział ją ostatnio. Dzisiaj był biały. Prócz tego miała makijaż, pomalowane na czerwono usta i włosy spięte do góry klamrą, a na palcach połyskiwały pierścionki.
— Szeryf! Cóż to za cudowna niespodzianka! — odparła z przesadnym entuzjazmem, opierając się bokiem o framugę. Wtedy dostrzegła ruch przy jego nogach i uniosła brew na widok Scrapsa. Spojrzała na Rowana, potem znowu na psa i znów na Rowana, jakby doszukując się podobieństw. Albo podejrzewając jakiś spisek. Ciężko stwierdzić, bo oboje byli najwyraźniej na służbie, a w trakcie służby różne rzeczy mogły się wydarzyć, w tym spiski. — Takich gości sobie sprowadzasz, pchlarzu… — mruknęła, mrużąc oczy i popchnęła stopą drzwi, żeby je szerzej otworzyć, co dla Scrapsa było sygnałem do wejścia. Więc wszedł. I zaraz usiadł, tak jak siedział przy nogach Rowana, tylko teraz punktem odniesienia były nogi Paige, a obiektem obserwacji szeryf. — No, to jaka przyjemność cię tutaj sprowadza? — Zniknął udawany entuzjazm, a na jego miejscu pojawiło się znużenie i odrobina niecierpliwości. Poprawiła nieco swoje ułożenie, cały czas opierając się o framugę, skrzyżowała ręce pod piersiami i popatrzyła na Rowana wyczekująco.
Paige King
A jemu co nadepnęło na odcisk? Przyjście do niej było mu aż tak nie na rękę? Naprawdę nie miał z tego absolutnie żadnej przyjemności, nawet malutkiej? Te drzwi zamknięte przed nosem musiały mu się wyjątkowo nie spodobać w takim razie, skoro mierzył ją teraz takim spojrzeniem. Fakt, sama nie była teraz dla niego najmilsza, ale jej nastrój nie miał z nim nic wspólnego, ktokolwiek by jej teraz zawracał głowę, mógł spodziewać się takiego ciepłego powitania z jej strony. Po nim też nie oczekiwała nie wiadomo czego, ale to on zjawił się pod jej drzwiami z takim nastawieniem, jakby mu sprawiła jakiś kłopot.
OdpowiedzUsuńOparła skroń o framugę, przyglądając się Rowanowi z trochę większą uwagą, bo jakoś nie bardzo pasowało jej, żeby miał być na nią zły. I rzeczywiście, jak tak mu się przyjrzała, to nie był zły. Był na służbie i był obojętny. Ach, jak miło… Cóż, wolałaby chyba, żeby był na nią jednak zły, cokolwiek przeskrobała, że aż musiał się u niej zjawić. Obojętność była… wymowna, nawet jeśli miała wynikać przede wszystkim z tego, że nie sprowadzały go tu przyjemności, a jedynie przykre obowiązki. Wiedziała jednak, że w mundurze nie był taki zawsze i dla każdego – ludzie tutaj bardzo go lubili i dobrze o nim mówili, co raczej nie miałoby miejsca, gdyby był gburem. Musiała więc mieć jakieś straszne kłopoty, choć nic takiego nie przychodziło jej do głowy lub zwyczajnie nie łapała się do odpowiedniej szufladki w biurku szeryfa. No trudno…
— Co? — bąknęła, marszcząc nos i aż się wyprostowała, spoglądając przez ramię na Scrapsa. Donos na psa brzmiał absurdalnie sam w sobie, ale uzasadnienie było jeszcze durniejsze. Potrzebowała to sobie odpowiednio przetworzyć, bo w życiu nie słyszała o czymś głupszym. Zwróciła się z powrotem do Rowana, w niezrozumieniu mrużąc oczy i rozkładając lekko ręce na boki. I z tym do niej przyszedł? Przecież to była bzdura! — Serio…? — Naprawdę nie chciało jej się w to wierzyć, ale sądząc po minie Rowana to tak, mówił całkiem serio, ale i tak patrzyła na niego z lekką niepewnością, że się z niej teraz nie zgrywał.
Słuchała go dalej, aczkolwiek jej myśli mimowolnie odpływały w kierunku tego, że Scraps miałby niby być agresywny i budzić postrach na ulicach. W ogóle jej to nie pasowało, bo chociaż rzeczywiście latał sobie po miasteczku bez jej nadzoru, to nie był psem-psychopatą. Z Paige to żaden specjalista pod tym względem, zresztą nawet wspominała, że nie lubi psów, ale to nie był jej pies, tylko jej ojca. Nie było opcji, żeby Scraps nie wiedział, jak zachowywać się na ulicy, nieważne czy był na niej sam, czy miał przy sobie opiekuna. Umiał pokazać zęby i nie wahał się ich użyć, o czym Rowan sam się zdążył przekonać, ale robił to tylko w konkretnych okolicznościach i nie rzucał się na przypadkowych ludzi. On większość ludzi miał w ogóle w swoim psim tyłku i nie zwracał na nich uwagi, pilnując swojego psiego nosa i swojego człowieka.
— Jakiej dumy…? — powtórzyła za Rowanem ostatnie słowa, które do niej dotarły, a które nijak trzymały się dla niej kontekstu. Pokręciła jednak głową, łapiąc palcami za grzbiet nosa, a drugą rękę uniosła na znak, żeby poczekał i dał jej jeszcze chwilę na ogarnięcie tego donosu w swojej głowie. Mówił o kilku rzeczach, a ona tkwiła cały czas w punkcie, w którym Scraps miałby być postrachem ulic. Tutaj trzeba było połączyć kilka kropek i wykluczyć przy okazji każdy absurd, a Paige wypiła niedawno drugi kieliszek wina.
— Czekaj — zaczęła i cicho parsknęła, podnosząc wzrok do twarzy szeryfa — czy ten „donos” — poruszała palcami w charakterystycznym geście — został złożony przez takiego, o, gościa — uniosła jedną dłoń kilka centymetrów nad swoją głowę — z dużym nosem i przedziałkiem na brodzie? — Uniosła pytająco jedną brew. — I może miał jeszcze podbite oko? — Ścisnęła ze sobą usta, żeby zatuszować swój lisi uśmieszek, ale tych iskierek, którymi zapłonęły jej oczy, nie było jak ukryć.
Jeśli w grę wchodziła męska duma, to Paige już się domyślała, skąd ten donos mógł się wziąć. W dalszym ciągu było to absurdalne i głupie, ale przynajmniej nabierało trochę sensu. I było trochę nie w porządku, bo nie zrobiła tak naprawdę nic złego, Scraps tym bardziej, a to do ich drzwi pukał szeryf, przestrzegając przed ewentualnymi konsekwencjami. W dodatku jednoznacznie dawał do zrozumienia, że lepiej by było, żeby pies chodził na smyczy i w towarzystwie właściciela, gdzie w rzeczywistości nie było to wcale konieczne. Scraps umiał się zachować, nie miała co do tego wątpliwości i jak dotąd nikt nawet krzywo na niego nie popatrzył ani nie wyraził swojego niezadowolenia z tego powodu. Właściwie to było na odwrót, pies zyskiwał chyba więcej sympatii niż jego opiekunka, chociaż podobnie jak ona do nikogo się nie przymilał, ale też nikomu nie wchodził w drogę. To nie było jednak nic dziwnego, bo Paige była po prostu Paige i nie wyróżniała się jakoś specjalnie w porównaniu do psa, który ewidentnie miał swój rozum i to niemały.
Usuń— Przynajmniej dwie trzecie tego donosu to… — urwała i odwróciła się za blaszanym dźwiękiem dochodzącym z kuchni. — W dodatku to nie moja… — Próbowała kontynuować, ale znowu się odwróciła, bo tym razem rozległo się syczenie. — Możemy to wyjaśnić w środku? — zapytała ostatecznie.
W sumie to chyba nie było tutaj za wiele do wyjaśniania. Rowan nie był głupi, na pewno większości się już domyślił, a co za tym idzie, zdawał sobie sprawę z tego, że nie chodziło tu wcale o Scrapsa, który cały czas posłusznie sobie siedział i który bezproblemowo z nim tu przyszedł. Co najwyżej bura mogła należeć się Paige, ale z tym też by się nie zgodziła. A wystawiane na celownik swobody, jaką mieli oboje dzięki temu, że Scraps sam się wyprowadzał, nie było w porządku i stanowiłoby znacznie utrudnienie życia. Dlatego chciałaby chociaż spróbować to wyjaśnić i umniejszyć znaczenia temu donosowi. Tylko miała ziemniaki na gazie, które należało trochę przypilnować, jeśli miały nadawać się do zapiekanki.
Paige King
To prawda — mógł, ale tego nie zrobił i ostatecznie znalazł się w tej sytuacji z Nancy. Trochę z przypadku, dzięki pomocy losu, który dzisiaj wystawił ich na próbę, a trochę przez to, że sami właśnie tego chcieli. Nie potrzebowali do tego gry i alkoholu, jednak na trzeźwo pozostaliby zbyt mądrzy oraz rozważni, wyciszając swoje pragnienia. Przez chwilę nawet po pijaku nieźle im szło, kontrolując się tak długo, dopóki ponownie się pocałowali. Tamten pocałunek, ten podczas gry w butelkę i na oczach znajomych, był inny od tego, do czego doszło w zamkniętym pokoju. Zabrakło im hamulców, kiedy znaleźli się sami, a że wszystkie wątpliwości rozmyły się w pragnieniach, to było łatwo się w tym zagubić.
OdpowiedzUsuńNikt nie chciał zostać sprowadzony do poziomu łóżka lub przygody i Nancy nie była wyjątkiem. Nie chciała stać się tym dla kogokolwiek, a już na pewno nie dla Rowana, z którym miała dobre relacje. I wcale nie chciała namieszać mu w głowie tymi pocałunkami, ale to zrobiła, więc teraz pozostały już tylko konsekwencje tych działań. Równocześnie musiał jednak pamiętać, że nie miała wobec niego oczekiwań. Nie całowała się z nim po to, żeby coś z tego było albo żeby poczuł się w obowiązku do stania się dla niej kimś więcej niż przyjacielem. Nie. Ona była wrażliwa i empatyczna, to bywało mylące, ponieważ nie była naiwna i pozostawała konsekwentna w swoich postanowieniach. Było jej dobrze jako singielce i to nie dlatego, że nie potrafiła się zaangażować lub kochać, oj, jak ona to potrafiła, ale przez to, że miała zbyt wielki bałagan w swoim życiu, by się nim z kimś dzielić, wciągać w to, wywracać życie do góry nogami. Do związków mieli więc podobne podejście, do seksu odrobinę inne, ale oboje nie chcieli składać sobie obietnic, dlatego pod tym względem byli wobec siebie uczciwi.
Nancy rozumiała obawy Rowana, ponieważ jej były całkiem podobne; też nie chciała go wykorzystywać ani ranić, a chociaż podejrzewała, że to wcale nie jest takie łatwe, bo wybudował wobec siebie oraz swoich uczuć mur obronny, to zasługiwał na kogoś, kto pomoże mu poskładać się w całość, na kogoś, kto zaopiekuje się jego posklejanym sercem. Niepotrzebnie dokładał sobie wyrzutów sumienia z jej powodu, bo przecież Nancy, choć pozostawała zaćmiona alkoholem, to doskonale wiedziała, że nie zostaną po tym wszystkim parą. Zauroczyła się nim dawno temu, pewnie wtedy takie zbliżenie byłoby dla niej gorsze, rozbudzając w niej nadzieję i wtedy by cierpiała, ale dzisiaj było inaczej. Nie martwiła się więc o siebie, ale o nich, bardzo bojąc się, że jutro nie będą potrafili normalnie na siebie spojrzeć i zaczną dziwnie się zachowywać. A wtedy będzie musiała poważnie się zastanowić, czy te porywające pocałunki były warte zrujnowania jej relacji z Rowanem.
Póki co wydawało się, że one niczego nie psują, tylko wręcz przeciwnie — wyciągają z nich coraz więcej, uwalniając głęboko skrywane pragnienia. Nie potrafiła powiedzieć, kiedy dokładnie to się w niej zaczęło, ale pamiętała wszystkie momenty, gdy na siebie wpadali, pielęgnując między sobą tę specyficzną energię oraz atmosferę, a potem po prostu rozchodzili się w swojej strony, zostawiając siebie w swoich myślach. Przez chwilę był taki moment, że przestała myśleć o nim w ten sposób, że pozbyła się go ze swoich cichych pragnień, ale to wracało i będzie wracać. Dzisiaj zasmakowała tego, czego sobie odmawiała i, niestety, okazało się, że jest to niebezpiecznie wciągające. Spróbowała, zapragnęła więcej i tylko czas działał na ich niekorzyść, za to oni robili wszystko, by z siedmiu minut wycisnąć, ile się da. Na moment świat rzeczywiście się zatrzymał. Zniknęło wszystko, co ich otaczało, a pozostali tylko oni i ich lgnące do siebie ciała, które nawet nie myślały o tym, żeby cokolwiek kończyć.
Zadrżała, czując jego dłonie na swoich udach, gdyż to był inny rodzaj doznań, spotęgowany nie tylko przez to, że było ciemno, a Nancy nie widząc Rowana, nie mogła przewidzieć jego następnego ruchu, ale przede wszystkim dlatego, że dotykał ją tam, gdzie jego palce nigdy wcześniej się nie zapuszczały. O ile do niedawna potrafiła się z nim droczyć, kusząc go pocałunkami, to teraz nieco jej to utrudnił. Rozchyliła usta, łapiąc ciężki i głośny oddech, odchyliła głowę, opierając ją o drzwi i zacisnęła oczy, rozkoszując się ciężarem jego ust na swojej rozpalonej szyi.
Usuń— Rowan — westchnęła ostrzegawczo, jakby chciała go powstrzymać przed tym szczególnym znaczeniem jej ciała, przez które jej wyobraźnia mocno działała, ale tak naprawdę wcale nie chciała, aby przestawał. Wzdychała z przyjemności i podsuwała mu siebie jeszcze bardziej. Pragnęła, żeby to się nie kończyło. Aby dalej mogli się scałowywać, dotykać, rozbierać i... nareszcie zobaczyć. Uśmiechnęła się, kiedy docierał do czułych punktów na szyi oraz tych po wewnętrznej stronie ud, tymi gestami wywołując dreszcze wzdłuż jej kręgosłupa, choć prawdę mówiąc, sama nie wiedziała, na czym powinna skupić się najbardziej; czy na tych pocałunkach, czy nieznośnych kciukach, którymi był coraz wyżej i bliżej, budując w Nancy oczekiwanie na ten dotyk tak wielkie, że wstrzymała swój oddech i delikatnie spięła mięśnie.
Z rozkoszy, fantazji oraz z tego świata, w którym byli tylko oni, dość brutalnie wyrwał ich koniec czasu, o którym śmiało powiadomił ich głośnym krzykiem Dylan, równocześnie wymownie pukając drzwi. Kurwa. A liczyła na to, że pijane towarzystwo o nich zapomni.
— No, skarby, czas wam minął — oznajmił bezwzględnie, w swoim stylu czerpiąc z tego ogromną radość i raz jeszcze zastukał w drzwi, ale tym razem mocniej. Na szczęście byli zamknięci na klucz.
Nancy niechętnie otworzyła oczy, przestając ignorować nawoływania gospodarza i westchnęła ciężko, czując okropną frustrację. Początkowo żartowała sobie z tych siedmiu minut, ale teraz była zawiedziona, że czas tak szybko minął. Miała wrażenie, że byli tutaj zdecydowanie mniej i wiele nie zdążyli odkryć, ale gra to gra.
— Nie ruszam się stąd — powiedziała buntowniczo, ale cicho, żeby tylko Rowan mógł ją usłyszeć i chociaż było ciemno, a Dylan nawet ich nie widział, to i tak przycisnęła środkowy palec do drzwi za to, jak brutalnie wyciągnął ją z tego rozmarzonego, cudownego stanu, a przede wszystkim zabierał z ramion Rowana. — To na pewno było mniej niż siedem minut — dodała konspiracyjnie, ponieważ czas w jego towarzystwie minął jej nieuczciwie szybko. Dopiero co się zaczął, a oni już musieli kończyć.
Ostatni raz przeczesała palcami jego włosy i grzecznie odsunęła od niego swoje dłonie, chociaż zrobiła to niechętnie. Na ustach wciąż czuła smak ich pocałunków, do których się przyłożyli, a jedną nogę leniwie opuściła, podejrzewając, że będzie musiała stanąć na swoich nogach. Siedem minut sprawiło, że chciała go jeszcze mocniej, a wszędzie tam, gdzie go przed chwilą do siebie dopuściła i miała, teraz czuła palącą pustkę, zamiast kojącego ciepła.
A więc to w ten sposób będzie smakowało jutro.
Nancy Jones
Oficjalnie, jeśli w ogóle takiego sformułowania można było użyć w tym przypadku, to była właścicielką Scrapsa. Po prostu jakoś nie myślała o nim, jak o swoim psie, chociaż był już z nią od ponad pół roku i czy tego chciała, czy nie, przywykła do jego obecności. Nie umiała jednak się przestawić i przestać określać go jako psa jej ojca. To jej ojciec miał psy. Scraps był jego psem i to pewnie od chwili, w której przyszedł na świat, bo tak to zawsze wyglądało. Jednak teraz był z nią, więc tak jakby był jej. Jedynie tak o nim nie myślała. Także jeśli zgłoszenie przyszło na psa, to tak jakby doniesiono na nią…? Chyba, że to pies miałby się tłumaczyć, składać wyjaśnienia i płacić za ewentualne straty ze swojej kieszeni. Ale gdyby tak było, to przecież Rowan by się tutaj nie fatygował, tylko zajął samym psem, więc chyba jej tłumaczenia miały tutaj coś do rzeczy. Jeśli nie, to czemu rozmawiał z nią, a nie ze Scrapsem? Na pewno lepiej by się dogadali.
OdpowiedzUsuńNa powrót skrzyżowała ramiona pod piersiami, posyłając Rowanowi wymowne spojrzenie. Naprawdę? Czyżby jednak ubodło go to, że zamknęła mu drzwi przed nosem i dlatego był teraz taki obcesowy? Służba służbą, ale na litość boską, czy to zwalnia człowieka z rozsądku? Bo takie teraz miała wrażenie, że nie rozmawia z człowiekiem, który miał swój rozum i umiał odróżnić bzdurę, mającą tyle wspólnego z prawdą, co właściwie nic, od poważnych problemów, a z maszyną, która zeskanowała kwitek i uruchomiła wskazane procedury. Ale nie chciało jej się wierzyć, że Rowan był taki zero-jedynkowy, byłaby tym naprawdę zaskoczona. Prędzej uwierzyłaby, że rzeczywiście miał jej coś za złe i tą względną obojętnością i bezstronnością chciał dać jej pstryczka w nos.
Mogła się też całkowicie mylić, a wrażenie, jakie wywarł na niej wcześniej, rozmijało się zwyczajnie z rzeczywistością. Jak najbardziej było to możliwe. Ile się w końcu znali? Raptem kilka godzin i od tygodni nie zamienili ze sobą ani słowa. Może tak właśnie było, że jak zakładał mundur, to stawał się właśnie taki. Taki, żeby doprowadzić Paige do szału, zupełnie jak kretyni z Atlanty, według których szukała atencji, a nawet jeśli nie, to tylko przesadzała.
Napięła się wyraźnie i na pewno chciała coś powiedzieć, ale ugryzła się w język. Obróciła się na pięcie i poszła do kuchni zakręcić gaz pod garnkiem. Łaskawca się znalazł. Poczeka, wysłucha. No tylko się kłaniać i wdzięczyć za taką wspaniałomyślność! Drzwi zostawiła otwarte, więc Scraps za nią nie poszedł, tylko został na swoim miejscu, wpatrując się w Rowana i kręcąc lekko łbem na boki. Paige wróciła w mniej niż w minutę, ale w tym czasie dało się spokojnie usłyszeć jej poburkiwania, którymi próbowała sobie odreagować. Stanęła w drzwiach, tak jak poprzednio i wypuściła głośno powietrze, jakby miało jej to w czymś pomóc.
— Skoro wiesz, że to odwet, to w ogóle o co się rozchodzi? — zapytała ze szczerym niezrozumieniem w oczach. — Limo ma ode mnie i dostał je na oczach kolegów, którzy prawie sikali pod siebie ze śmiechu, jak się zatoczył. — Wzruszyła lekko ramionami. — I za darmo nie dostał, a Scraps ledwo co na niego wtedy warknął — podkreśliła, nie do końca jeszcze pewna, czy chciałaby rozdrabniać się nad szczegółami. — A z mojej strony to była co najwyżej samoobrona…
Rowan nie wydawał się za bardzo tym zainteresowany. Wyglądał tak, jakby właściwie liczył na to, że przyjdzie, powie, co ma do powiedzenia, a Paige pokiwa grzecznie głową i bez słowa się do wszystkiego dostosuje. Jakby chciał mieć to już po prostu z głowy i sobie pójść, bo to co miałaby ewentualnie do powiedzenia i tak niczego nie zmieni. Była tu tylko lub aż dwa miesiące, a już dorobiła się szufladki na komisariacie – to w jego ustach brzmiało bardzo jednoznacznie i to na kilku płaszczyznach.
Opuściła ramiona wzdłuż ciała, zaciskając i rozluźniając na przemian pięści. Nie podobało jej się, jak na nią patrzył i jak do niej mówił, jakby zupełnie nie miał najmniejszego pojęcia, z kim ma do czynienia. Cokolwiek sobie zasiała podczas ich ostatniego spotkania, musiało wyrosnąć na coś dużo gorszego, niż myślała. Pożegnanie było rzeczywiście średnie, seksu nie liczyła, ale wcześniej rozmawiało im się całkiem dobrze i powiedzieli sobie o takich rzeczach, które pozwalały już stworzyć sobie w głowie jakiś konkretniejszy obrazek tej drugiej osoby. I tak, to nie miało mieć znaczenia, bo Paige nie miało to już dawno być, ale była. I to nie dlatego, że jej się odwidziało, tylko nie bardzo miała wyjście.
Usuń— Wiesz co — westchnęła ze zrezygnowaniem, podnosząc rękę do swojej szyi — to nie ma sensu. Wybacz, że marnuję twój czas — odparła bez krzty ironii czy sarkazmu.
Mogłaby mu wyjaśnić, dlaczego walnęła tamtego gościa, ale nagle wydało jej się to zupełnie bezcelowe. Nie miała świadków, którzy by potwierdzili, że faktycznie tamtemu facetowi mogło się należeć, bo na jego kolegów nie liczyła, a Scraps na świadka to się w ogóle nie nadawał. Szeryfa szczegóły nie interesowały, bo inaczej zapytałby o nie od początku, skoro się domyślił, jaka to była sytuacja. To, że Scraps biegał samopas, było faktem, jak sam powiedział i nie miała zamiaru zaprzeczać, a jedynie wyjaśnić, że to nie jest problem, tylko to i tak nie miało znaczenia. A nie chciała się bezsensownie produkować, przerabiała to już nieraz i przywykła, że mało komu tak naprawdę zależy na słuchaniu. Bez sensu było też robić sobie więcej kłopotów czy podpadać szeryfowi. Nie miała na to nawet siły.
— Chodzi tylko o to, żeby nie biegał bez smyczy, tak? — dopytała, starając się jeszcze nie myśleć o tym, jak rozwiąże kwestie pracy i zostawiania psa samego w domu.
Paige King
Jeśli dodatkowo na jej niekorzyść miało działać to, że nie robiła z siebie książkowej ofiary, no to rzeczywiście mogli mieć problem, żeby się dogadać. Nie cierpiała być ofiarą i zawsze szlag ją trafiał, kiedy ktoś tak na nią patrzył, a gdy raz zagryzła zęby i poszła coś zgłosić jak właśnie taka typowa ofiara, to i tak się przejechała. Bycie ofiarą nie dawało jej niczego prócz poczucia, że ktoś chciał zyskać nad nią nieuczciwą przewagę. Dużo lepiej czuła się z tym, że mogła załatwiać swoje problemy sama i ani nikt się nad nią nie musiał litować, ani patrzeć z góry. I pewnie, że była z siebie zadowolona, że przywaliła nachalnemu facetowi tak, że się zatoczył, a reakcja jego kolegów była w tym przypadku istotnym aspektem, bo napędzała jego potrzebę, by się na niej jakoś odegrać. A teraz, żeby być bardziej wiarygodną, miałaby się nad sobą użalać? A co z jej dumą? Ją można było sobie deptać i ugniatać, jak się chciało, bo inaczej nie miała co liczyć na rozsądne i racjonalne traktowanie?
OdpowiedzUsuńPoza tym facet skarżył się na psa, który nic mu nie zrobił w przeciwieństwie do jego właścicielki, o której wspomniał tyle co nic. A dlaczego? Bo musiałby się przyznać nie tyle do tego, dlaczego sobie zasłużył na limo, ale że w ogóle dał się tak urządzić jakiejś dziewczynie. To było śmieszne, ale też dodatkowo podkreślało absurdalność donosu.
Ale niech będzie, że się pogubiła i po drodze jeszcze zostawiła gdzieś swój rozsądek, bo nielogiczne było dla niej, dlaczego taki donos był w ogóle brany pod uwagę, skoro chodziło o zagrożenie, jakie stanowić miał luzem biegający pies. Scraps takiego zagrożenia nie stwarzał, ale faktycznie był psem i biegał luzem. Dwie na trzy rzeczy się zgadzały, a jej było wszystko jedno.
— Chryste, Rowan… — wymamrotała cicho pod nosem, przymykając na chwilę oczy. Czy nie dała teraz do zrozumienia, że odpuszcza i postara się zrobić to, co zasugerował? Nie mogli się już rozejść, żeby mogła sobie dalej poudawać, że wcale nie czuje okropnie? — Po prostu mnie zaczepiał, jak wyszłam z pubu. Nie wiem, czego dokładnie chciał, ale powiedziałam, żeby dał mi spokój i chciałam sobie iść. Wtedy złapał mnie za ramię, to mu kazałam mu spierdalać, a on to uznał za zaproszenie — mówiła o tym bez większego przejęcia, ale to dlatego, że to nie był pierwszy raz, kiedy znalazła się w takiej czy podobnej sytuacji i jakoś nie robiło to już na niej specjalnego wrażenia. Trochę przykre, jednak co mogła na to poradzić? Płakać z żalu nad sobą za każdym razem? — Przycisnął mnie do siebie, nie chciał puścić, powiedział jakieś świństwo o niedostępnych dziewczynach, pojawił się Scraps, zaczął warczeć, facet się zdziwił, a ja wykorzystałam okazję, że patrzył na psa, wyrwałam się i go walnęłam — wyrecytowała jak jakąś wyliczankę. — Taki mam odruch, kiedy nie czuję się… bezpiecznie. A że dostał z pięści, a nie z miski, to Scraps nie musiał interweniować — podsumowała, łapiąc zaraz oddech.
Może przesadziła z tym uderzeniem i powinna po prostu jak najszybciej się ulotnić, jak tylko nadarzyła się okazja i w ogóle nie musieliby teraz na siebie patrzeć. Tylko tak jak wspomniała, taki miała odruch, tak ją w sumie nauczono, bo czasami mogła przecież nie biec szybciej od napastnika, a dodatkowe zabezpieczenie mogło być na wagę złota. Czasami miała też taki odruch, kiedy się wkurzyła, ale wtedy nie było to tak mocne uderzenie, żeby sama poczuła je w zębach, chociaż i tak je zawsze zaciskała.
— Czy mógłbyś tę notatkę wyrzucić później do kosza? — spytała, zerkając wymownie na notes, który Rowan wyciągnął i zaczął w nim zapisywać coś, co jak podejrzewała, było jej słowami. — Powiedz mi tylko, czy wystarczy, że Scraps będzie na smyczy, czy mam zwrócić uwagę na coś jeszcze, żeby przypadkiem nie urazić jakiejś męskiej dumy? — Przechyliła głowę lekko na bok. — Na razie nie zapowiada się, żebym miała w najbliższym czasie stąd wyjechać, a nie chciałabym pobić rekordu swoją szufladką… — odparła, siląc się na żartobliwy ton, którym chciała poprawić nastrój przede wszystkim sobie samej.
Paige King
Abi uważała, że miała lekkie i kolorowe życie, nie dotknęło jej nigdy wielkie nieszczęście, ani żadna lekcja ciężko nie doświadczyła. Złamane serce przecież zdarza się każdemu, a prócz niego nigdy nie uległa wypadkowi, nie przeżyła ciężkiej straty, ani właściwie nie dosięgło jej nic, przed czym zgięłaby plecy. Chyba mogła nazwać się szczęściarą, bo idąc przed siebie, ledwie parokrotnie się potknęła na tej drodze zwanej życiem. Może dlatego wciąż była idealistką, choć dotkniętą dostatecznie mocno na duszy, by być już tylko skrycie naiwną i rozmarzoną, jednak skrywającą pod płaszczem pragmatyzmu romantyczne mrzonki i nie zdradzającą się z tym, ile tkwi w niej wrażliwości. To wszystko było bardzo trudne do pogodzenia i zgrania, a życie stawiając nawet najdrobniejsze wyzwania nie oszczędzało nawet szczęściarzy.
OdpowiedzUsuńGdyby tylko potrafiła spojrzeć na siebie tak, jak patrzył na swoje odbicie Rowan, przyznałaby mu rację. Ona też była silna, też stała prosto i patrzyła przed siebie odważnie, śmiało i dzielnie. Nie akceptowała siebie, obawiając się niedoskonałości, ale była silna. Wstawała rano z uśmiechem i kładła się spać spokojna. Atlanta, która nieco ją przygniotła, chłopak który złamał jej serce i wyzwania codzienności nie zmieniały tego, że biegała wokół z ogromną energią i wciąż miała siły by tym wszystkim wyzwaniom sprostać. I na dodatek śmiać się głośno, zarażając radością ludzi wokół. Była silna, choć tego nie widziała, zbyt mało wierząc sama w siebie. Była silna i może za kilka lat to dostrzeże i doceni, bo teraz zbyt w siebie wątpiła, chcąc być doskonała. A przecież ludzi doskonałych nie ma i o tym zapominać nie powinna.
Skoro miało im zejść nieco czasu na malowaniu belek, a później wybiorą się razem na strzelanie, to nie powinien spodziewać się niczego wymyślnego na kolację. Co prawda w kuchni w pensjonacie lodówka nigdy nie była pusta, a Abi też nie miała dwóch lewych rąk do gotowania, ale nieczęsto pichciła obiady z prawdziwego zdarzenia, bo zwyczajnie nie miała na to czasu. Po powrocie najczęściej jadła coś wyjetego z tostera, albo to co zostawiła jej mama, a w Atlancie bywało jeszcze gorzej. Byłoby inaczej, gdyby miała dla kogo gotować, samej dla siebie... to było nudne. Mógł być jednak spokojny, bo ani on się nie otruje, ani nie zakrztusi czymś niedogotowanym, już o to rudzielec na pewno zadba! I jeśli Rowan ma dar do krojenia cebuli bez łez i się tym sekretem podzieli, to na pewno zostanie wykorzystany w szczytnym celu.
- Nie rób takiej miny - posłała mu niewinny uśmiech, a potem zaśmiała się cicho pod nosem, odsuwając pół kroku asekuracyjnie. Bo przecież gdy stali tak obok siebie i razem pracowali, aż samo się nasuwało, aby troszkę go zaczepić, trącić biodrem, albo łokciem i ogólnie mu dokuczyć. Chciała, aby miał coś z tej pomocy, skoro się zadeklarował i tak mocno przejął, by dotrzymać słowa. Chciała go też troszkę zabawić i rozweselić. - Za rzadko się śmiejesz, a masz bardzo ładny śmiech - dodała jeszcze prostolinijnie i wzruszyła ramionami. Akurat tutaj nie było czego się wstydzić i ona sama nie wstydziła się tego, że twarz jej oblał rumieniec, bo mogła to zwalić na wysiłek i coraz chłodniejsze popołudniowe powietrze. Do tego najzwyczajniej musiała przywyknąć, że Rowan Johnson ją peszył i fascynował, a tego nie dało się zbyt łatwo ukryć.
Ściągnęła łopatki, aż coś jej przeskoczyło przy barku i skrzywiła się odrobinę. Nic jej nie odpadało i ramiona również jej nie bolały, ale ewidentnie się zastała. Spojrzała po słowach szeryfa w dół na swoje adidasy i uniosła brwi, podnosząc oczy do jego twarzy. Kąciki jej ust drgały z powstrzymywanej wesołości, bo tak sobie pomyślała, że chyba strzelanie i kalosze to kiepskie połączenie.... ale co ona tam mogła wiedzieć.
- Ok, przebiorę się - kiwnęła głową, przyjmując jego uwagę do wiadomości. - Na dzisiaj miałam zaplanowane tylko impregnowanie werandy, rodzice pojechali do Atlanty, chciałam aby wszystko było gotowe jak wrócą, albo jak mama sama wróci - przyznała, zerkając z uwagą na belki, by smarować je z należytą uwagą.
UsuńSkupienie na drewnie i tej prostej czynności pozwalało jej troszke odciążyć zatroskaną głowę. Ostatnio za wiele się działo, a ona czuła się słaba, z każdym tygodniem mniejsza i słabsza. I nic z tego, co jej zaprzątało myśli, nie do końca wiązało się z pensjonatem. Smarowała belki, znów kucając, a potem prostując się i malując poprzeczną belkę przy barierce. Miała tylko nadzieję, że nie nanosi za mało substancji na drewno, albo z nią nie przesadza. Właściwie jaka ilość impregnatu była odpowiednia? Nikt jej nie powiedział... tata miał jej powiedzieć... Odetchnęła głebiej, może troszkę drżąco i jej dłoń zawisła nad uchwytem bliżej schodów.
- Wiesz... gdy tato upadł na biodro... tego dnia, gdy wbiegłam ci pod samochód, to mocniej się obił, niż wszyscy z początku sądziliśmy. Mama szeptała z nim coś o rehabilitacji - przyznała, chcąc wyrzucić z siebie te słowa i z kimś porozmawiać. Pech chciał, że to Rowan stał obok i może nie chciał tego słuchać, ale Abi chyba w jakimś stopniu czuła, że może mu zaufać i to nie powstrzymało jej od mówienia.
Zacisnęła mocniej palce na pędzlu i mocno przesuneła nim po belce, aż włosie zaszeleściło na drewnie. Użyła za dużo siły. Zatrzymała rękę przy belce pionowej, którą Rowan właśnie pomalował i odwróciła w jego stronę głowę. Dzisiaj w pensjonacie była sama i byłaby, gdyby nie zajrzał do niej i nie został pomóc. I teraz jakoś mocniej do niej dotarło, że nigdy wcześniej tak nie było.
- Myślisz, że nic mu nie będzie? - spytała naiwnie i tak dziecinnie, odsłaniając się z tego wszystkiego, co chowała. Zwyczajnie się martwiła i bała.
Abi
Oczywiście, że zdawała sobie sprawę z konsekwencji tego zbliżenia, a zaćmiony alkoholem umysł nieustannie walczył ze spragnionym sercem, które biło szybciej pod wpływem namiętności. Mieli wątpliwości, ale równocześnie niczego sobie nie odmawiali i Nancy nie była w stanie dobitniej pokazać Rowanowi, że chce go tak samo, jak on pragnie jej i że nie wiąże z tym razem oczekiwań wychodzących poza ramy przyjaźni. W ich przypadku ostrożność nie była zła; świadczyła o tym, jak im na sobie zależało i to był dobry znak, a jeszcze lepszym znakiem było to, że pomimo innych doświadczeń oraz przyzwyczajeń podchodzili do tego tak samo. Bo przecież mogli bezmyślnie się do siebie dobrać, wykorzystując te siedem minut na prawdziwie szybki numerek, po którym rozeszliby się w swoje strony, a jednak tego nie zrobili. Wręcz przeciwnie — byli dla siebie niewyobrażalnie troskliwi, pierwszy poznając się w ten szczególny sposób, pilnie ucząc się siebie na pamięć. Pocałunki, choć zachłanne, pozostały uważne i dokładne, a dotyk, choć coraz odważniejszy, nadal był ostrożny. Przez cały czas sprawdzali, na ile mogą sobie pozwolić i Nancy każdym westchnieniem, cichym jękiem, brakiem kontroli nad własnym ciałem, które szukało jego ciała, poddając się jego dotykowi oraz błądzącym po jej skórze ustom, wyraźnie pokazywała mu, co z nią robił i jak na nią działał. Nie byłoby tego bez zaufania. Była przekonana, że do niczego by między nimi nie doszło, gdyby mu nie ufała i nie czuła się pewnie na tyle, by oddać się mu bez poczucia bycia wykorzystaną. Wiedziała przecież, że Rowan by jej tego nie zrobił, nawet jeśli przez nią łamał swoje zasady i robił coś, na co zwykle się nie zdobywał.
OdpowiedzUsuńDla niej nie stanie się obojętny. Nie będą potrafili mijać się bez słowa na chodniku, ani ze sobą nie rozmawiać, a jeśli przyjdzie taka potrzeba, to Nancy może rzucić w niego talerzem, choć szczerze wątpiła, że zasłużyłby sobie na coś takiego. Nie wykorzystywała tego, jak daleko ją do siebie dopuścił, bowiem ona zrobiła z nim to samo, ale wykorzystała szansę, żeby zdobyć się na to, czego chciała od zawsze i smakowało to zbyt dobrze, natomiast dotyk Rowana zbyt dokładnie zapisywał się w pamięci. Ostatecznie przynajmniej oboje będą mieli, do czego wracać wspomnieniami.
Niedosyt był paskudnym uczuciem, które w mgnieniu oka opanowało całe ciało Nancy, pozostawiając ją ze wszystkimi pragnieniami oraz fantazjami samą. Stanęła na swoich delikatnie drżących nogach i pociągnęła za dół sukienki, przywracając jej długość do pierwotnego stanu, śmiejąc się cicho pod nosem na komentarze Rowana, którymi zaczepiał niewzruszonego Dylana. Rzeczywiście, nie słynął on z punktualności, a akurat dzisiaj musiał się nią popisywać. Z trudem pogodziła się z końcem, który nadszedł, a wtedy Rowan wykonał jeszcze jeden gest, którym kompletnie ją zaskoczył, podsumowując ich własne siedmiominutowe niebo ostatnim pocałunkiem, który smakował wiśniami i małą tęsknotą za tym, co musieli przerwać. Nancy mimowolnie się uśmiechnęła, jedną ręką wygładzając kołnierz jego koszuli, a drugą kręcąc coś przy zamku, pozwalając Dylanowi praktycznie wpaść do nich do środka. Zmrużyła oczy, starając się przyzwyczaić do nagłej jasności oraz podejrzliwego spojrzenia Dawsona.
— Nie, ale to byłby całkiem przyjemny widok — uśmiechnął się czarująco, ewidentnie się z nimi drocząc i pokręcił głową. — Po prostu nie sądziłem, że są z was takie aniołki. Liczyłem na podartą koszulę, majtki w kieszeni na pamiątkę, słabszy krok, a wy, do cholery, wyglądacie, jakbyście tam stali i się na siebie gapili — stwierdził, wymownie mierząc ich spojrzeniem, gdy go mijali i patrzył się na nich z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy, będącym reakcją na odpowiedzi Rowana, bo chciał pikantnych szczegółów, które uwielbiał. Dylan jednak się mylił, ale nie czuła potrzeby, aby wyprowadzać go z błędu. Miała wrażenie, że przez rozterki, które przetoczyły się przez ich głowę, to było na tyle intymne przeżycie, że zostawią to dla siebie.
— Nie wiesz, co Rowan ma w kieszeniach — zauważyła rozsądnie, choć zaczepnie, przenosząc rozbawione spojrzenie na Rowana. — A co moje to moje — powtórzyła po nim, posyłając mu szczery uśmiech, ignorując naciski Dylana, który im mniej wiedział, tym bardziej ciekawski się robił i ewidentnie nie dawało mu spokoju to, co mogli robić zamknięci w tamtym pokoju i czy cokolwiek.
UsuńTeraz rzeczywiście nadeszła pora na Coltona i Clementine, którzy na pewno byli tym jeszcze bardziej podekscytowani, bo chociaż poznali się kilka godzin temu, to coś zdecydowanie między nimi kliknęło i Nancy dobrze się na nich patrzyło. Miała nadzieję, że chwila zapomnienia, nie zepsuje tego, co było między tamtą dwójką, ale to jak wszystko inne zostanie zweryfikowane dopiero jutro.
— Zrobiliśmy dla was drinki, bo na pewno jesteście bardzo spragnieni — zawołała jednoznacznie Clem, lecąc z wyciągniętymi przed sobą dwiema, wypełnionymi po brzegi szklankami, które wcisnęła im w dłonie. — Potem mi wszystko opowiesz, bo teraz, sama rozumiesz… — rzuciła podekscytowana, pochylając się w stronę przyjaciółki i nie kryjąc radości, kiwnęła w stronę czekającego Colta. Nancy nie zamierzała jej zatrzymywać, a przy okazji nie zamierzała także opowiadać o tym, jak się całowała z Rowanem, ale o tym Clementine nie musiała wiedzieć, więc tylko pokiwała głową i uśmiechnęła się, tym razem życząc tej dwójce dobrej zabawy.
Z kolei Dylan zamknął za nimi drzwi, teatralnie wyjął telefon i uruchomił minutnik, który uczciwie odmierzał równe siedem minut, co wykluczało oszustwo, a następnie żwawym krokiem ruszył do pokoju, wesoło oznajmiając reszcie, że czas się napić. Nancy nieco podejrzliwie zerknęła na drinka, którego przed chwilą dostała.
— To na zdrowie? — rzuciła niepewnie, przenosząc spojrzenie na Rowana i wyciągnęła w jego stronę szklankę, którą stuknęła o szkło w jego dłoni. Pociągnęła mały łyk, chcąc najpierw rozeznać się w tym, co to mogło być; smakowało chyba colą i mieszanką każdego alkoholu, który wpadł w ręce Clementine.
— Pójdę się przewietrzyć — wyznała nagle, co było bardzo wymowne, gdyż oboje zdawali sobie sprawę z tego, po czym Nancy próbowała ochłonąć. Wiadomo, że od wyjścia z ciemnego pokoju ciśnienie odrobinę opadło, na co miała wpływ rozmowa z innymi, ale nadal czuła resztki tego, co się między nimi wydarzyło i było jej z tego powodu nieznośnie gorąco, więc zdecydowanie potrzebowała świeżego powietrza. Zrobiła kilka kroków w tył, wciąż patrząc na szeryfa, kciukiem wskazując na wyjście na balkon, które, z tego co pamiętała, powinno być na końcu korytarza. — Idziesz czy jakoś się trzymasz? — zażartowała całkiem niewinnie, unosząc brew.
Nancy Jones
Wykrzywiła usta w cierpkim grymasie, kiedy zdecydowanie odmówił pozbycia się notatki. Nie chciała składać żadnych oficjalnych wyjaśnień, skoro nie miało to znaczenia w kwestii, w związku z którą Rowan się tu zjawił. Opowiedziała mu już o tym z rozpędu, z jednej strony nie widząc w tej sytuacji niczego szczególnego, a z drugiej uznając, że tak będzie szybciej, niż jakby miała się wykręcać. W Atlancie, kiedy jeszcze nawet nie pracowała w pubie, takie rzeczy się zdarzały całkiem często i nikt niczego nie zgłaszał, bo nikomu nie chciało się użerać z policją. Nie zawsze ktoś dostawał w twarz, bo to nie tak, że na każdą zaczepkę odpowiadała w taki sposób, ale kiedy zaczynał naruszać jej przestrzeń osobistą, Paige wchodziła na trochę inny tryb. Nie chciała mieć z tym nic więcej wspólnego, wolała nie zawracać sobie tym głowy, bo według niej nie było za bardzo czym. Zaczęła o tym mówić tylko dlatego, że uważała to za istotne w sprawie głupiego donosu na Scrapsa, tylko tyle. Takich Bronsonów świat miał na pęczki i to raczej nie był ostatni, na którego trafi w swoim życiu.
OdpowiedzUsuńOdwróciła głowę, by przez ramię popatrzeć na psa, który nie ruszył się z miejsca ani na chwilę. Dalej uważała, że sam się doskonale pilnował i do niczego jej nie potrzebował. Wystarczyło, żeby dawała mu jedzenie, wodę i może czasem zabrała do weterynarza. Chociaż z tym jedzeniem, to też zaczynała się zastanawiać, czy była mu potrzebna, skoro Jackson cały czas podrzucał mu jakieś mięso z restauracji, mimo tego, że już wiedział, że Scraps nie jest żadną bezdomną bidą, która szuka pożywienia między śmietnikami. Normalnie nie zeżarłby niczego z ulicy ani od nikogo obcego, ale najwyraźniej nawet on nie mógł oprzeć się wołowinie, którą serwowali w Ribeye. I od tego czasu zawsze patrzył na nią z cieniem wyrzutu, kiedy sypała mu chrupko do miski.
Odetchnęła z lekkim „mhm”, myśląc sobie, że będzie musiała coś dla tego kundla zorganizować. Chrzanić głupie donosy, że niby był agresywny. Gorzej, że nie wiedziała, do jakich idiotyzmów mógłby się jeszcze posunąć tamten facet i wcale by się nie zdziwiła, gdyby przyszło mu do głowy odgrywać się teraz na psie. Istniała bardzo duża szansa, że skończyłoby się to dla niego trochę gorzej niż podbitym okiem, ale wcale nie powiedziane, że nie udałoby mu się zrobić Scrapsowi krzywdy. A za takie coś ojciec zacząłby ją nawiedzać zza grobu, nieważne jak daleko uciekłaby od Atlanty, gdzie leżał pochowany.
Prychnęła śmiechem na stwierdzenie Rowana i wróciła do niego spojrzeniem. Chciałaby mu wierzyć, że właśnie tak będzie, ale byłoby to sprzeczne z jej własnymi doświadczeniami. Chyba, że mieliby uznać, że przyciągała uwagę samych wariatów i szaleńców, to niech będzie, że miał rację. Wtedy rzeczywiście mogłoby się to zgadzać.
— Zawsze znajdzie się ktoś wystarczająco odważny, głupi albo szalony — odparła z lekkim uśmiechem, układając płasko dłonie na plecach nad swoimi pośladkami i zabujała się na piętach. Właściwie to trochę do tego przywykła i nie liczyła, że miałoby się to kiedykolwiek zmienić, nawet w takim Mariesville. Widmo odważnych, głupich albo szalonych ciągnęło się za nią od kiedy pamięta i nie dotyczyło tylko mężczyzn, a takie przeświadczenie było też starannie pielęgnowane w jej podświadomości przez matkę. Swój do swego ciągnie, jak zawsze powtarzała z kwaśnym uśmiechem.
Popatrzyła na szeryfa trochę zdziwiona, że jeszcze tu był, a do tego dopytywał o coś, co nie wiązało się ani z donosem na Scrapsa, ani z facetem, któremu zafundowała limo pod okiem. Od początku wydawało jej się, że chciał mieć ją jak najszybciej z głowy i wrócić do swoich spraw. Nawet nie chciał wejść do środka, tylko wolał rozmawiać z nią w drzwiach, więc nie spodziewała się, że coś go przy okazji jeszcze zainteresuje.
— Cóż… — zaczęła powoli, zastanawiając się nad słowami. — Z tego, co zrozumiałam, to jedno i drugie? Dałoby się go reanimować, ale szkoda na to czasu i kasy. — Nie byłaby w stanie powtórzyć wszystkich szczegółów, o których powiedział jej mechanik, bo się nawet na nich wtedy nie skupiała. Tak naprawdę, kiedy już wróciła do domu, to cały czas myślała tylko o jednym, co wtedy usłyszała. Samochód nie zepsuł się sam, ale ktoś mu pomógł. Cała reszta dotarła do niej trochę później i nie było to ani trochę pocieszające, a tylko dolewało oliwy do ognia. — Lepiej zainwestować w nowe auto. To znaczy… w inne.
UsuńPaige King
To, co się między nimi wydarzyło, miało znaczenie, ale Nancy nie oczekiwała, że Dylan lub ktokolwiek będzie w stanie to zrozumieć, ponieważ dla nich to była zabawa, podczas której mogli bezkarnie spuszczać ciśnienie i bezmyślnie zabawiać się na tyle, na ile pozwoli im siedem minut. Ich dwójka podeszła do tego odrobinę inaczej; nie skupiali się jedynie na tym co powierzchowne, tylko zatracili się w przeżyciu tej chwili w najlepszy sposób. Nie chodziło o to, żeby po prostu zaspokoić swoje potrzeby, ale o to, aby zrobić to w sposób, który pozwoli im poznać się od tej intymnej, do tej pory niedostępnej strony, której zasmakowanie burzyło mury i przesuwało granice.
OdpowiedzUsuńDecydując się na tę grę, wybierając Rowana, aż wreszcie idąc z nim do pokoju, Nancy nie zdawała sobie sprawy z tego, co to zbliżenie w nich obudzi. Szczerze powiedziawszy, nie nastawiała się na coś szczególnego, ale wystarczyło zrobić jeden krok, dać się ponieść pragnieniom oraz pożądaniu, które buzowało we krwi i namawiało do tego, aby posunąć się dalej, w czym zaufanie tylko pomagało i poczuła wagę tego zbliżenia.
Cóż, być może spraw, z których nie do końca zdawała sobie sprawę było znacznie więcej, niż jej się wydawało, ponieważ Rowan zawsze pozostawał dla niej nieosiągalny i to z wielu różnych powodów. Najpierw dlatego, że gdy się poznali, to była dla niego zwykłą gówniarą, która typowo ulokowała swoje zainteresowanie w starszym koledze, a potem jakoś tak wychodziło, że brakowało im odwagi na zrobienie kroku, który cokolwiek mógłby między nimi zmienić. Zresztą, po co coś zmieniać, skoro było dobrze i po co ryzykować czymś, co im wychodziło, próbując nieznanego. Zawsze się dogadywali, zawsze łączyło ich coś wyjątkowego, coś na granicy przyjaźni i czegoś, czego nie potrafili nazwać i zawsze było szkoda tego psuć, aż wreszcie do obaw dołączyły doświadczenia, które ich zmieniły oraz ukształtowały i już tym bardziej nic nie było takie proste. Ułożyło się między nimi w najlepszy z możliwych sposobów, ponieważ wciąż byli blisko siebie i ten wieczór, a właściwie marne siedem minut, sprawiło, że stali się dla siebie jeszcze bliżsi i ważniejsi. O ile to było możliwe, a wydawało się jej, że było i jej zamglony alkoholem rozum niczego nie przekłamuje. Zbliżyli się do siebie w sposób, na który nie było ich wcześniej stać, pozbywając się muru, za którym się ukrywali.
Rowan miał rację — trzeba było pozbyć się drinków, które wcisnęła im Clementine. Ona na pewno nie miała w planach perfidnie upić ich mieszanką mocnych alkoholi, a raczej sama nie do końca ogarniała, co i w jakich ilościach wlewa do szklanki i właśnie dlatego lepiej dla nich, by tego nie wypijali. Nancy odurzał sam zapach tego wyskokowego specyfiku i dwa niewielkie łyki, które odważyła się zrobić, były wystarczające. Tym bardziej, że po pierwsze miała w planach powrót do domu na własnych nogach, a po drugie ten wieczór od początku był pełen niespodzianek, których nie chciała przegapić przez wódkę i gin w niepoważnych ilościach. W związku z tym jej drink wylądował na tym samym blacie co drink Rowana, czego Clem na pewno nie będzie im miała za złe, ponieważ mało prawdopodobne, że po tym, co zrobią z Coltem, będzie pamiętać o takich bzdurach.
Minione wydarzenia były tak intensywne, że Nancy już dawno straciła rachubę czasu, więc nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że część gości już zdążyła się rozejść albo schlać tak bardzo, że byli zmuszeni kończyć zabawę. Na zewnątrz było chłodno, ale delikatny wiatr zaskakująco przyjemnie smagał rozpaloną skórę Nancy, pomagając jej ochłonąć, ponieważ okazało się, że niedosyt w połączeniu z pożądaniem wywoływały wielką frustrację. Wciąż żałowała, że to wszystko już się między nimi skończyło, a oni wrócili do tej rzeczywistości, w której istniały granice i zdrowy dystans. Zupełnie tak, jakby za tamtymi drzwiami tego nie było. Jakby cały świat naprawdę zniknął.
Nancy roześmiała się, obserwując zmrużonymi oczami parę, która dzielnie walczyła z nieposłusznymi nogami oraz podłą przeszkodą pod postacią prostej drogi, a następnie przeniosła zaciekawione spojrzenie na Rowana.
Usuń— Cała przyjemność po mojej stronie — wyznała dwuznacznie, mając w głowie bezwstydne wspomnienie tego, jak jego usta przesuwały się po jej szyi, wywołując dreszcze oraz rozkosz. — Zawsze chciałam to zrobić — dodała, a alkohol z łatwością pchał na jej usta takie wyznania. Boże, właśnie otwierała się przed nim ze swoich głęboko skrywanych pragnień, które go dotyczyły i była w tym tak beztrosko pewna siebie, jakby stwierdzała znane im obu fakty. W sumie tamte pocałunki nie pozostawiały wątpliwości, więc to rzeczywiście trochę tak, że swoimi słowami jedynie potwierdzała to, co już było oczywiste.
Odruchowo się wyprostowała, stając obok Rowana, ale dla odmiany ustawiła się tyłem do balustrady i ostrożnie się o nią oparła, układając łokcie na wierzchu poręczy. Zadrżała, gdy zimno metalu przedarło się przez sukienkę i odchyliła głowę, wbijając wzrok w gwieździste niebo, zaciągając się świeżym powietrzem.
Słuchała Rowana z rozmarzonym uśmiechem wymalowanym na twarzy, nieznacznie przytakując głową, bo owszem, siedem minut było gównianą zasadą, która jedynie potrafiła człowieka zdenerwować.
— Wcale nie musi być gorszy — zasugerowała, patrząc na niego tymi swoimi niebieskimi, błyszczącymi oczami, w których odbijały się wszystkie możliwe światła i światełka dookoła nich. Każdy kolejny raz miał być gorszy, ponieważ bez niej, czy gorszy, bo po prostu nic nie smakowało tak samo dobrze za drugim razem? Chciałaby, że chodziło tutaj o nią, ale najwyraźniej coś wciąż nie pozwalało jej w to wierzyć.
Aż nagle stanęła prosto, zaskoczona jego słowami, ze wzrokiem utkwionym w jego profilu, podczas gdy on jak gdyby nigdy nic wpatrywał się w roześmianą parę na chodniku, która walczyła o bezpieczny powrót do domu.
— Johnson… — rzuciła tak, jakby kolejny raz chciała go przed czymś ostrzec, może właśnie przed rozpalaniem w niej tego, co próbowała ugasić, skoro mieli od nowa trzymać się pewnych granic. Nie mógł jej tak bezczelnie onieśmielać. Jego wyznanie coś w niej poruszyło, tylko jeszcze sama nie potrafiła tego dokładnie nazwać, dlatego przez chwilę tak po prostu się na niego gapiła, przetwarzając jego słowa.
— Też tylko tego żałuję — przyznała cicho, konspiracyjnym tonem, rozciągając usta w lekkim uśmiechu, choć to nie był żaden sekret. Wręcz przeciwnie; to było coś istotnego, co rzuciło jej na to inne spojrzenie, bo skoro oboje żałowali tylko tej jednej rzeczy, tej cholernej ciemności, to świetnie. Bardzo dobrze się złożyło.
— Za to teraz możesz na mnie patrzeć do woli — zauważyła z rozbrajającą szczerością i chociaż trzeźwa Nancy upierałaby się, że te słowa są pozbawione prowokacji i drugiego dna, to jednak ta, która pozwalała przemawiać głęboko skrywanym pragnieniom, doskonale wiedziała, co robi.
Nancy Jones
Trzeba było przyznać, że Paige po prostu nie była za bardzo empatyczna. Wieści od mechanika mocno wpływały na jej samopoczucie i byle pierdoła wyprowadzała ją z równowagi lub jeszcze bardziej psuła nastrój. Od kilku dni próbowała jakoś to sobie wszystko przyswoić, ale im dłużej i więcej o tym myślała, tym tylko bardziej się denerwowała, aż nawet doszło do tego, że cała ta złość i sfrustrowanie zaczęły wyciekać przez mur, którym otaczała się do pracy. Dlatego nie było jej teraz w pracy i nie będzie jeszcze przez parę dni – miała sobie odreagować, żeby wrócić z lżejszą głową i nie wyżywać się na Bogu winnych gościach, którzy nie wiedzieli, na co mieli ochotę i nie umieli się zdecydować. Zajmowała się więc sobą i chciała to robić w swoim własnym towarzystwie, ze swoją własną burzową chmurką z piorunami nad głową. I nie dość, że Rowan złapał ją w tym okropnym nastroju, to jeszcze musiała przez niego przerwać to, co akurat robiła, a tym głupim donosem położył wisienkę na szczycie tego nieszczęsnego tortu.
OdpowiedzUsuńDo niego samego nic nie miała, była zdenerwowana tak po prostu na wszystko i można powiedzieć, że otoczenie dostawało rykoszetem. Może gdyby przyszedł z jakimiś dobrymi dla niej wieściami, nie byłaby taka najeżona, ale teraz to chyba niewiele rzeczy mogłoby poprawić jej humor. Przydałaby się do tego jakaś niewiarygodnie korzystna wyprzedać samochodów w okolicy albo żeby w ogóle rozdawali je za darmo. Nie pogardziłaby wygraną na loterii, w której nawet nie brała udziału, ale do której kwitek znalazłby Scraps w trakcie swoich psich eskapad. Za magicznie naprawiony samochód też by się nie obraziła. Ciężki z niej przypadek w takich sytuacjach, nie było co zaprzeczać.
Trochę ją dodatkowo podburzył swoim podejściem, tego też nie ma co ukrywać, ale z drugiej strony nie czuła się tym zaskoczona. Czegoś takiego lub podobnego najczęściej spodziewała się po mundurach, niemniej jednak działało jej to nerwy niezależnie, kto ten w tym mundurze siedział. A na to, że jego zachowanie było odbiciem tego, jak ona potraktowała jego, zwyczajnie nie wpadła, ale to może i lepiej, przynajmniej na teraz. Nie była empatyczna i niekoniecznie dobrze znosiła krytykę, na pewno nie kiedy już i tak była rozdrażniona.
Zastanawiająca wydała jej się wzmianka o wyjątkowych sytuacjach. Chodziło o te nagłe, które miałyby miejsce, kiedy akurat nie dałoby się szeryfa znaleźć na komisariacie albo wypatrzeć gdzieś w trakcie jego patroli? Czy wyjątkową sytuacją było to, że przebywał w domu? Nie miała zamiaru go teraz o pytać, bo w założeniu nie zamierzała niczego od niego potrzebować, nie od Rowana w mundurze. Co do tego Rowana bez munduru to mogłaby się zastanowić, ale to raczej nie w najbliższym czasie. Najpierw musiała ustalić tak naprawdę, co dalej ze sobą zrobić.
Odruchowo powędrowała spojrzeniem za jego palcem i zmarszczyła brwi.
— No cholera… — zaburczała, ale zaraz nabrała mocno powietrza i przytrzymała w płucach.
Nigdzie nie wychodziła ani na nikogo nie czekała. W planach miała zrobić sobie jedzenie, skończyć butelkę wina i oglądać sitcomy na laptopie – telewizora na mieszkaniu nie było, ale jeśli miała tu zostać na dłużej, to pewnie sobie jakiś zorganizuje. Była pomalowana, bo tak zwyczajnie lubiła i był to element jej codziennej rutyny. Malowała się dla siebie, aczkolwiek jeśli coś nagle miałoby wypaść, to zawsze była gotowa, by wyjść z domu, więc taki tego plus. Paznokcie też robiła dla siebie i dla swojej przyjemności, jednak to nie znaczyło, że lubiła się pobrać z rozmazanym lakierem i poprawiać coś trzy razy.
Wypuściła powietrze. Odetchnęła. Pomyślała o jakimś zen czy czymkolwiek, co niby miało pomagać na nerwy.
— Dzięki. To właśnie o tobie myślałam, kiedy go wybierałam — stwierdziła z powagą i przekonaniem, kiwając do tego głową. Oczywiście to nie była prawda. Nie myślała o nim, kiedy decydowała się na kolor paznokci. Myślała o nim przy okazji innych rzeczy, zupełnie beztrosko i nie przywiązując do tego większej wagi, ale jak już teraz o tym wspomniała, to zaczęła się zastanawiać, czy nie powinno się to zmienić. Myślała o nim, mając z tyłu głowy cały czas przeświadczenie, że stąd wyjedzie, a teraz… teraz nie była niczego pewna.
Usuń— Jakieś sugestie co do rąk? — zapytała jeszcze na odchodne, wystawiając dłonie przed siebie z błyszczącymi na paliczkach pierścionkami i obrączkami. — Ach, a tak właściwie… — zreflektowała się zaraz, przypominając sobie o czymś. — Wybierasz się na to wydarzenie w parku przed Świętem Dziękczynienia? — Nie pamiętała, jak to się nazywało, ale widziała gdzieś jakieś ogłoszenie z tym związane, najprawdopodniej w markecie. I jedna z sąsiadek ją zaczepiła, ciekawa, czy Paige miała zamiar przyjść.
Paige King
Dostali od siebie tę swobodę, że nie musieli nazywać po imieniu tego, co między nimi było, ponieważ nie oczekiwali, że umieszczą swoją relację w sztywne ramy, których będą zawzięcie się trzymać. To było nieodkryte i trudne do zrozumienia, ale oni się w tym odnaleźli, a to liczyło się najbardziej ze wszystkiego, bo w końcu to była ich sprawa, nawet jeśli dzisiejszego wieczoru mieli kilku gapiów. Oboje nie chcieli swoim nieoczywistym zachowaniem wywoływać plotek. Nancy wciąż przyzwyczajała się, jak niewiele wystarczało, aby ludzie zaczęli dostrzegać więcej, dopisując do tego swoją filozofię, którą chętnie dzielili się z innymi, ale najmniej z głównymi zainteresowanymi i w takich miejscach jak Mariesville jest o to niezwykle łatwo. O ile jej mogłoby to nie robić większej różnicy, bo przecież nie była tutaj jakaś znana, to jednak Rowan był szeryfem o nienagannej opinii, której nie warto psuć imprezowymi wyskokami. Nawet jeśli dla nich to nie miało nic wspólnego z głupim występkiem, a chodziło o coś zdecydowanie więcej, to tak naprawdę każdy zobaczy w tym to, czego będzie chciał.
OdpowiedzUsuńNie wiedziała, co stanie się jutro, za tydzień albo miesiąc i nawet nie wiedziała, co odpowie Clementine i Hazel, jeśli zapytają o Rowana, bo podejrzewała, że jej przyjaciółki zignorują prawdę o przyjaźni i czymś, czego zgodnie postanowili nie nazywać, ale dzisiaj nie miała głowy, żeby się tym przejmować. Wciąż myślała o tym, co się między nimi wydarzyło i chociaż podejrzewała, że nie będzie łatwo pozbyć się tych fantazji z głowy, to nie sądziła, że okaże się to aż tak skomplikowane. Wyjście na balkon, które pozornie miało jej pomóc ochłonąć, niczego jej nie ułatwiło, zresztą, podobnie jak jego obecność.
— O Boże… właśnie powiedziałam to na głos — zorientowała się, dostrzegając jego uśmiech i chyba sama nie mogła uwierzyć w to, z czego się przed nim odkryła, dlatego ze wstydu na chwilę schowała twarz w dłoniach, kręcąc głową. Śmiechem próbowała przykryć swoje zażenowanie, wywołane swoim własnym tekstem. Powinna ugryź się w język, nie brnąć dalej w coś, w czy mogła się aż tak zgubić, ale nie potrafiła się powstrzymać. Nagle zapragnęła opowiadać Rowanowi o tym, jak od zawsze go pragnęła i że przez te wszystkie lata chciała go pocałować, dlatego spełniając swoje małe pragnienie, absolutnie nie miała, czego żałować. Na trzeźwo w każdej chwili mogłaby spróbować wmówić mu, że źle ją zrozumiał, ale po pierwsze nie była na trzeźwo, a po drugie zrozumiał ją dokładnie tak, jak chciała. Z Nancy uleciała gdzieś ostrożność, której do tej pory próbowała się trzymać, a jej miejsce zajęła wielka ciekawość, aby jeszcze troszkę przesunąć te granice, które dzisiejszego wieczoru już i tak dręczyli.
Najwyraźniej konsekwencje tego, co się między nimi przed chwilą wydarzyło, już się zaczęły i już się za nimi ciągnęły, uświadamiając, jak bardzo uzależniające to było. Jak jakiś pieprzony narkotyk, dla którego przepadało się po pierwszym spróbowaniu. A to, że Rowan wciąż odpowiadał na jej zaczepki, w niczym nie pomagało, ale za to było niepodważalnym dowodem na to, że nadal pragnął tego samego co ona.
— Co ja z tobą mam, Johnson — westchnęła cicho Nancy, słysząc jego słowa, ale absolutnie nie narzekała, tylko nie mogła się nadziwić temu, co ze sobą robili i że mimo pamięci o konsekwencjach, wciąż się nie zatrzymywali. Kręciło ją to, chociaż przy okazji Rowan niesamowicie ją onieśmielał, a ona nie miała pojęcia, jak to możliwe, że wciąż miał talent do wywoływania w niej takich emocji.
UsuńObserwowała go zaintrygowana. Obserwowała, jak staje naprzeciwko, jak pozbywa się między nimi zbędnego dystansu, jak dwoma ruchami pozbawia jej miejsca do tego, aby wymknąć się jego ramionom, choć to była ostatnia rzecz, która przyszłaby jej do głowy. Na zewnątrz było chłodniej niż w środku, jednak nagle zrobiło się tak gorąco jak w pokoju, w którym Dylan ich zamknął. Nancy nie miała, gdzie się cofnąć, dlatego instynktownie mocniej przywarła plecami do poręczy i oparła się o nią w odrobinę nonszalancki sposób, taki do niej nie podobny, a spojrzenie bez przerwy miała utkwione w jego twarzy. Językiem odruchowo przesunęła po wargach, gdy czuła na nich jego wzrok, a następnie uświadomiła sobie, w co się wpakowała, zachęcając go do tego, by się na nią patrzył. Ta myśl wywołała na jej ustach mimowolny uśmiech.
— I co? — rzuciła, z rosnącego napięcia delikatnie zaciskając palce na poręczy. Śmiało zadarła głowę jeszcze wyżej, niebezpiecznie wysoko, a jej wzrok odruchowo i leniwie przesunął się po jego wargach. — Podoba ci się to, co widzisz? — sprecyzowała niewinnie swoje pytanie, zatrzymując zaczepne spojrzenie na jego oczach.
W innych okolicznościach mogliby obrócić to w niezły żart i zacząć się ze sobą droczyć, w tej chwili nawet jeśli się zaczepiali i droczyli, to zmierzali w zupełnie inną stronę; jeszcze bardziej niebezpieczną. Do tej pory pierwszy pocałunek był wyzwaniem w grze, który odbyli na oczach reszty towarzystwa, zbliżenie podczas siedmiu minut w niebie było wyjątkowe, ale ograniczone czasem, więc mieli kogoś, kto ich powstrzymywał, natomiast teraz w końcu byli zdani tylko na siebie tak, jak tego chcieli.
Nancy Jones
To jak Rowan patrzył na siebie i na świat, pozostając sprawiedliwym i nie zakłamanym , budziło jej podziw. Abi może już zauroczyła się starszym mężczyzną, a może dopiero wchodziła na te drogę, ale zdecydowanie wiedziała, że jest on osobą pewnie stąpającą po ziemi i taką, która doceni i dostrzeże każdego. Bez podziałów i bez rozróżnienia na mniej i ważne osoby, czy sprawy. To było niewiarygodne, że jego krzywdy nie przysłoniły mu postrzegania i oceny tego, co miał wokół siebie. Nawet wpływowa rodzina go nie zmieniła. A przecież przeżył coś, co nie spotyka każdego i mógłby swobodnie uznać, że jego krzywda i jego ból są większe i bardziej znaczące, ale on nawet się nie wahał, pozostając neutralny. Był... Nietuzinkowy. I sam nie zdawał sobie sprawy z tego, jak postrzegają go inni, choć może domyślał się, jak widzi go ta jedną konkretna młoda rudowłosa kobieta, zbyt często zerkając na jego usta.
OdpowiedzUsuńAbi sama uśmiechnęła się szerzej, dostrzegając jego uśmiech. Podobało jej się, że ich kontakt nie zmienił się po tym, co wydarzyło się latem, choć zdawała sobie sprawę, że dla niej to było coś innego, niż dla Rowana. Ale przecież ona do niczego go nie zmusi, ani nic od niego nie będzie wymagać, po prostu cichutko będzie sobie go podziwiać i już ... I chyba nikomu krzywda się nie stanie, prawda? Chyba to było najbardziej prawdopodobne.
- Mhm... widzę, że dobrze mi idzie - rzuciła pogodnie i wstała, opierając dłoń z pędzlem na biodrze, by nieco się przeciągnąć i wygiąć plecy jeszcze raz. Ciągłe kucanie było niewygodne , a impregnowanie rzeczywiście nudne i może nie usłyszała męskiego śmiechu, ale nic nie stało na przeszkodzie, by dalej próbowała go rozbawić przy okazji tej pracy. Musiała mu jakoś umilić czas do kolacji, którą go uraczy!
Podeszła do Rowana i stanęła blisko za jego plecami, pochylając się tak, że niemal przycisnęła się do jego pleców.
- Ale ty masz talent, szeryfie - stwierdziła, zerkając mu zza ramienia, jak starannie smaruje belki. - Może powinnam pochwalić cię sąsiadkom, to na pewno prędko dostaniesz masę zgłoszeń, że potrzebują twojej pomocy - zaśmiała się, ale raczej tego nie zrobi. Ceniła jego czas, nie była złośliwa. Żartowała tylko.
Była mu wdzięczna za pomoc i chciała, aby to usłyszał. Poza tym powinna to powiedzieć głośno, nawet jeśli zbywał jej słowa machnięciem ręki i skromnym stwierdzeniem, że skoro się zadeklarował, to dotrzyma słowa. Ona wiedziała, że dotrzyma każdej obietnicy, to było właśnie w jego stylu, ale nie umniejszyło to też jej chęci, by podziękować. Nawet gdy coś mówił i było pewne, że można na nim polegać, nie chciała brać tego za pewnik i z kolei umniejszać jego obecności tutaj. To że znajdował czas dla ludzi było niezwykle ważne, dlatego każdy tak go cenił, dlatego zapracował na taką opinię, jaką mógł się chwalić nawet daleko za granicami miasteczka. I jak miałaby się w nim nie zadurzyc, skoro sam jej to ułatwiał?
Przechyliła lekko głowę i posłała mu wesoły uśmiech, stając obok i skupiając się teraz na belkach na wygodnej wysokości. Doskonale wyczuła jego słowa i to, dlaczego nie odpowiadał na takie pytania, jakie zadawała wprost. Nic nie wiedział, nic nie miał obiecać, o niczym więc nie powinien jej zapewnić. Ale w jednym miał rację i musiała to przyznać.
Usuń- Mój tato zawsze czuł się młodziej, niż zdradzała metryka - przyznała z uśmiechem, czując przyjemne ciepło w piersi, gdy myślała o domu, czy rodzicach. - Myślę że sam zapominał wielokrotnie, ile ma lat - zerknęła na Rowana i na jego dłonie, patrząc chwilę jak sprawnie i szybko maluje drewno. - Nie wiem co mówią lekarze, mama szeptała o rehabilitacji, trzymają to przede mną w sekrecie - przyznała, cicho wzdychając. Drobne palce mocniej zacisnęła na pędzlu i z pewną złością mocniej poszorowala włosiem po belce. Cholera... Miała dwadzieścia cztery lata i traktowali ją jak dziecko! Ale to nie był moment na złość, więc skupiła się na czymś innym.
- Naprawdę zdolne dłonie - zaśmiała się psotnie, znów zerkając na jego ręce i na ślady impregnatu na belce. Tak w gruncie rzeczy to nigdy w to nie wątpiła, że Rowan jest zdolny, choć przekonała się jak wiele te dłonie cudów potrafią zdziałać sama w sposób nieoczywisty. I to więcej niż raz, bo z niebywałą łatwością rozpraszał jej myśli i ją peszył, chociażby częstując muśnieciami od tych dłoni. I nie musiał nawet wiele mówić!
Zamyśliła się na tyle, że w pewnej chwili przestała malować belki, patrząc gdzieś dalej przed siebie. Nie było jej ostatnio lekko, bo wróciła i zdarzyło się za wiele na raz.
- Na co masz ochotę wieczorem? - zmieniła temat, aby nie odbiegać myślami niepotrzebnie zbyt daleko i przeniosła spojrzenie na szeryfa, wkładając pędzel z powrotem do puszki. Chodziło jej o kolację, bo może było jedzenie, za którym szczególnie przepadał.
Abigail
Gracie zawsze powtarzała, że świat jest zbyt zakłamany, by samego siebie plamić oszukiwaniem i kłamaniem. Uczciwość i szczerość były więc wartościami, które wpajano mu oraz jego braciom od dziecka. Cenił sobie fakt, że Gracie i Thomas nie oczekiwali emocjonalnego zaangażowania dzieci w tę naukę bez okazywania im tej samej szczerość i prawdomówność, których wymagali od nich. Dotychczasowe życie nauczyło go, że obietnice to coś, co nie powinno być składane lekkomyślnie. Gracie i Thomas, byli religijni, a szczególnie ich matka, brali więc sobie do serca biblijną naukę, według której nasze „tak” ma oznaczać tak, a „nie” ma oznaczać nie – wszystko miało swoje dwie strony. Czasem ta szczerość kosztowała mnóstwo negatywnych emocji, a może nawet bólu, ale jedno było pewne – to była jego droga, fundament, na którym budował swoje relacje i wybory. Szczerość wobec siebie i innych była dla niego czymś, czego nie mógłby się wyrzec. A Rowan był jednym z tych, którzy naprawdę byli mu bliscy. Jeśli miałby dzielić się swoimi spostrzeżeniami, tym, co widział – zarówno obiektywnie, jak i subiektywnie – na temat Abigail, to nie zamierzałby tego powstrzymywać. Mimo że wiedział, że obraz Abigail w oczach Rowana mógł być zupełnie inny, nie zamierzał swojej prawdy trzymać tylko dla siebie. Faktem było, że ta różnica w postrzeganiu sytuacji była... Cóż, niewygodna. Ale czy naprawdę mógł być zaskoczony? W końcu sam ostatnio przeżył szok, gdy pocałunek z jego drogą przyjaciółką wywrócił do góry nogami coś, czego nie spodziewał się w tej relacji. Jeśli więc miałby dopuścić do siebie myśl, że Rowan mógłby mieć rację, że Abigail naprawdę zostawiła to wszystko za sobą i zbudowała neutralną relację z szeryfem, to byłby w stanie to uwierzyć. Ale poza tym, czy to naprawdę było jego sprawą? Nie. Co miał powiedzieć, to powiedział. Co miał zrobić, to zrobił. A reszta była poza jego kontrolą.
OdpowiedzUsuńJackson zaśmiał się głośno, kręcąc głową z rozbawieniem, gdy usłyszał odpowiedź Rowana. Jego uśmiech miał w sobie lekkie rozbawienie, ale też pewną nutę napięcia. Podniósł szklankę, wpatrując się przez chwilę w ciemny trunek, jakby szukając odpowiedzi na swoje myśli, a potem, zerkając na przyjaciela, uniósł jedną brew.
— Chłopie, jeśli bym miał tyle uroku, co on kopniaków, to świat by chyba dawno zniknął — powiedział z lekkim śmiechem, po czym odstawił szklankę na stół i znów spojrzał na Rowana. — Apokalipsa, mówisz? — mruknął, śmiejąc się krótko. — Może masz rację... A może nie. Tessa chciała rozwodu, więc jeśli wróci, to na pewno nie po to, żeby się ze mną pogodzić — zauważył. Jego uśmiech stał się bardziej szorstki, ale zaraz potem wzruszył ramionami. — Raczej nie zapuka mi do drzwi — dodał z przymrużeniem oka, a po chwili dopił swój trunek do końca. Przez moment patrzył na pustą szklankę, jakby rozważając, co tak naprawdę może się wydarzyć, zanim znowu spojrzał na Rowana.
— Zresztą, moja relacja z Olivią oby jak najdłużej była tajemnicą, ludzie bywają zbyt wścibscy — rzucił z lekkim uśmiechem, nieco cynicznie, jakby to już nie było takie ważne.
Gdy Rowan podziękował mu za wsparcie, Jackson uśmiechnął się tylko i przytaknął, jakby to było coś oczywistego. Dla niego nie było w tym nic nadzwyczajnego – byli przyjaciółmi, braćmi z wyboru. Jax zawsze był gotów pomóc Rowanowi, na różne sposoby, nawet jeśli oznaczało to udzielanie porad bez końca. Wiedział, że mógł liczyć na to samo w każdej chwili.
Usuń— No pewnie, że wiem. Tak łatwo się mnie z życia nie pozbędziesz — zażartował, klepiąc go po plecach, a na jego twarzy pojawił się lekki, pewny uśmiech. — I dzięki, może tym razem los będzie bardziej łaskawy dla mnie i Olivii — dodał, uśmiechając się ciepło, jakby sama myśl o tym dawała mu trochę nadziei. Skrócił chwilowo wzrok, jakby rozważając coś, po czym zmienił temat.
— Swoją drogą… — zaczął, unosząc brwi, jakby nagle wpadł na coś, o czym musiał wspomnieć. — Nie wiem, czy zauważyłeś zmiany w restauracji. Ekipa nam się powiększyła o dwie nowe kelnerki. Stało się, moja kuchenna rodzina się rozrasta — powiedział z uśmiechem, lekko przesuwając szklankę na stole, jakby próbował rozluźnić atmosferę tym nowym tematem.
Jax Moore
Ich celem nigdy nie było znaleźć się w swoich ramionach, nie mogąc się się od siebie oderwać i brnąć w coś, co z jednej strony próbowali powstrzymać, a z drugiej oddawali się temu bez reszty. Nie takie mieli wobec siebie plany, nie takie zamiary. To miała być impreza jak jedna z wielu, ale posunęli się o krok dalej i Nancy nie chciała ani zawracać, ani się zatrzymywać. Podejrzewała, że alkohol miał w tym swój niezaprzeczalny udział, jednak miała świadomość tego, co działo się dookoła nich, ponieważ ostrzegawcza lampka co jakiś czas zapalała się w jej głowie, ale była po mistrzowsku ignorowana. To wszystko dlatego, że zdawała sobie sprawę, że to, co właśnie przeżywała z Rowanem, mogło nigdy się nie powtórzyć, a skoro już zaczęli i coś tak czy inaczej między nimi się zmieniło, to wręcz wypadało wykorzystać tę okazję w najlepszy sposób.
OdpowiedzUsuńJesienna pogoda i miejsce na pewno nie działały na korzyść pragnieniom, które kolejny raz między nimi wybuchały, rozpalając się, a oni z nimi walczyli. To prawda, że wcześniej mieli dobrą wymówkę, aby się im poddać, tłumacząc się grą, aczkolwiek Rowan musiał wiedzieć, że gdyby Nancy tak naprawdę tego nie chciała, to nigdy by się na to nie zdecydowała. Pragnęła tego, a los sam podsunął jej szansę. Najpierw jedną, potem drugą, a teraz trzecią i ten sam los testował jej kurczącą się cierpliwość i nie pomagał fakt, że widziała w nim to samo. Każdy jego gest, spojrzenie, wypowiedziane słowo sprawiały, że dostrzegała trud, z jakim próbował się jej oprzeć.
Była pewna, że póki co nie musieli przejmować się Clem i Coltem, bo oni byli absolutnie sobą zaabsorbowani i podejrzewała, że jeśli dojdzie między nimi do czegoś więcej, a to było pewne, to postanowią skupić się na sobie. To, rzecz jasna, nie oznaczało, że Nancy ominą rozmowy oraz tłumaczenia, ale przecież wcale nie musiała zwierzać się z tego, że to, co wydarzyło się między nią a Rowanem, było czymś wyjątkowym. Innym od tego, co wielu ludzi doświadczało podczas niezobowiązujących uniesień i wiedziała, że jest tak, ponieważ ich relacja była głębsza. Z ludzi, którzy mogliby ich szukać, pozostała jeszcze Hazel, ale ona wcześniej także wyglądała na zajętą, więc pod względem podglądaczy Nancy była spokojna. I to, jeśli miała być szczera, był jedyny spokój w jej duszy. Poza nim szalał w niej ogień, który bezwzględnie pochłaniał ją kawałek po kawałku, usiłując wydostać się na zewnątrz. To było takie trudne — stać przed Rowanem, patrzeć mu w oczy i znosić jego dotyk bez żądania więcej. Szczególnie, że nie dotykał jej tak, jak mógłby dotykać każdego; jego gesty były czułe, powolne i pełne troski, natomiast dłoń chłodna, więc koiła wciąż ciepłą, miękką skórę. Nancy niekontrolowanie wtuliła policzek w jego palce, czerpiąc przyjemność z tej czułości. Bez przerwy na niego patrzyła, utrzymując spojrzenie podniesione na jego twarz, a gdy złapał ją za podbródek, chcąc przyglądać się jej z jeszcze innej perspektywy, to delikatnie się uśmiechnęła. Dotarli do sytuacji, w której nie przypuszczała, że kiedykolwiek się znajdą, ale równocześnie takiej, którą chciałaby móc znowu przeżyć i powtarzać z tą samą fascynacją, która im towarzyszyła. Zawsze to rzeczywiście był kawał czasu, dlatego Nancy nieznacznie uniosła brwi, nie kryjąc niewielkiego zdumienia wyznaniem, którego się nie spodziewała. Tego, że będą mówić sobie takie rzeczy, obdarowując się tak wielką szczerością, również się nie spodziewała, ale przychodziło im to dzisiaj tak naturalnie i łatwo, że żal było się przed tym powstrzymywać. Tymi wyznaniami potwierdzali swoje wszystkie podejrzenia, bo chociaż Nancy do tej pory czuła, że ich relacja jest nieoczywista, to dusiła w sobie wszelkie domysły, za to dzisiaj dostała Rowana czarno na białym, bardziej niż kiedykolwiek.
Poczuła znajomy ucisk w brzuchu, gdy jego kciuk niewinnie zetknął się z kącikiem jej ust. Odetchnęła cicho przez rozchylone wargi, pozwalając mu pozostawiać na swojej skórze niewidzialne ślady, mając wrażenie, że dotyka jej tak, jakby jeszcze chciał się upewnić, że to wszystko, na co może patrzeć, jest prawdziwe. Uniosła jedną dłoń i leniwie przebiegła nią po jego przedramieniu, zatrzymując się dopiero przy nadgarstku, jednak nie po to, aby przed czymś powstrzymać Rowana, a po prostu głaskać jego skórę opuszkami. Przez ten cały czas starała się patrzeć w jego oczy, ale momentami nie mogła wytrzymać, dlatego spuszczała wzrok na jego kuszące usta, których smak niedawno poznała.
Usuń— Dużo tego podobania — zauważyła, nieco się z nim drocząc, aby przykryć to, jak bardzo mógł zawstydzać ją swoimi słowami.
— A co takiego chcesz i czujesz, gdy na mnie patrzysz? — zapytała zaintrygowana, z charakterystycznym błyskiem w oku, prawie szeptem, jednak była pewna, że Rowan dobrze ją słyszy, gdyż byli bardzo blisko. Zrobiła niewielki krok przed siebie i przywarła klatką piersiową do jego torsu, całkowicie pozbywając się między nimi dystansu.
— Opowiedz mi o tym… — poprosiła, a on mógł poczuć na sobie jej drżący oddech. — Pokaż — dodała zachęcająco, zaczepnie unosząc kąciki ust.
Zrób, co zechcesz miała na końcu języka, jednak jakimś cudem się powstrzymała, mając wrażenie, że tak czy inaczej pokazywała się ze swojej bardzo bezpośredniej i śmiałej strony, obnażając się przed nim. Chciała jednak poznać jego pragnienia, dowiedzieć się, co siedzi w jego głowie, a co w duszy, szczególnie, gdy coś z tego dotyczyło jej.
Nancy znowu się uśmiechnęła, tym razem delikatnie przygryzając dolną wargę i pokręciła głową.
— Masz ze mną to samo, co ja z tobą — podsumowała beztrosko, bo to właśnie było, to nienazywalne coś, co ze sobą mieli. Nie tylko ona mieszała mu w głowie, Rowan nie pozostał jej dłużny, sprawiając, że wariowała. Z jednej strony chciała go tak bardzo, a z drugiej wiedziała, że nie powinna go mieć.
Trudno, na to było już za późno.
sweetest temptation
W żadnym wypadku nie podejrzewałaby Rowana o wychodzenie z roli policjanta bez względu na to, czy miał na sobie mundur, czy go nie miał. Mogła to na spokojnie ocenić po jednym wspólnym wyjściu na piwo, po jego fizycznej postawie i naturalnym sposobie bycia. Nigdy nie wracał do cywila, jak to raz powiedział i w porządku, to było przecież jego życie i wydawał się z niego zadowolony. Paige wystarczyło, że dosłownie czasem ten mundur z siebie ściągał i już sprawiał wrażenie nieco znośniejszego. Przy mundurach zawsze prostowała się jak struna, a w jego przypadku czuła się tak, jakby miała za krótki kręgosłup albo nogi i to ją odrobinę drażniło. Tak już miała, więc nie był pod tym względem wyjątkiem, a nawet gdzieś z tyłu głowy czasem przelatywała taka mała myśl, że to trochę niepoważne z jej strony w ogóle się czymś takim przejmować, ale nie ze wszystkich swoich przywar człowiek mógł się przecież wyprztykać.
OdpowiedzUsuńTrochę się nie spodziewała, że podjąłby teraz zabawę w słowne gierki. Sama powiedziała to bardziej od niechcenia, żeby nie powiedzieć czegoś innego. Usta już miała otwarte i coś musiało je opuścić w związku z tematem pomalowanych paznokci i ewentualnych poprawek. Kwestia tego, jak bardzo cenzuralna chciała być, a nie wiedziała, na ile mogłaby sobie pozwolić przy Rowanie w mundurze. Zresztą denerwować się przy nim bez końca też nie mogła, skoro to nie on był pierwotnym źródłem jej złego nastroju.
Uniosła lekko kącik ust, spoglądając na Rowana z przymrużonym okiem, jakby próbowała rozczytać coś z jego twarzy. Nie spodziewała się, że na to odpowie, ale ostatecznie też się nie zawiodła. Obróciła jedną dłoń do siebie, w zastanowieniu przenosząc wzrok na paznokcie, a po chwili pokiwała głową na boki z grymasem mówiącym, że w sumie czemu nie, mogą być i czerwone. Albo że przynajmniej weźmie tę propozycję pod uwagę, kiedy nadejdzie czas na decyzję. Wróciła uwagą do szeryfa z nieco pogodniejszym błyskiem odbijającym się oczach i trochę wyraźniejszym uśmieszkiem. Naprawdę lubiła się przekomarzać, ale nie zawsze było z kim, a tu proszę, wystarczyło wkurzyć jakiegoś gościa, żeby doniósł na jej psa i zaraz zjawiał się szeryf. Zawsze gotowy do usług. I to nie tylko w godzinach pracy, jak się okazywało, skoro pomocą gotów był służyć nawet kosztem nieprzerwanego snu.
Skinęła lekko głową, wzdychając z teatralnym rozczarowaniem, kiedy wskazał na mundur.
— Teraz to nie wiem, czy warto, skoro będziesz pracował. — Cmoknęła lekko, ściskając ze sobą wargi w zawiedzionej minie. Po chwili jednak wzruszyła ramionami, przybierając zbliżony do poprzedniego wyraz twarzy. — Tak naprawdę, to nie wiem tak po prostu — przyznała, gładząc palcami wgłębienie między obojczykami. — Nie myślałam o tym jeszcze, miałam trochę inne rzeczy na głowie… Ale starsza pani z parteru mnie o to zapytała i powiem ci, że to wyglądało jak próba, a nie zwykła ciekawość sąsiedzka. — Uniosła brwi, dalej trochę zaskoczona podejściem sąsiadki. Kobieta była bardzo miła, zresztą zawsze jest, ale kiedy pytała Paige o jej zamiary co do zbliżającej się zabawy, patrzyła na nią z taką przytłaczającą uwagą, jakby odpowiedź miała zaważyć o czymś niesamowicie ważnym i istotnym. Po czym zapytana o to samo machnęła ręką, twierdząc, że jest za stara i nie opłaca jej się iść, żeby popatrzeć na nie swoje wnuki. Jednak jej spojrzenie w dalszym ciągu chyba mówiło, że Paige powinna tam pójść, inaczej świat mógłby jej tego nie wybaczyć albo stałoby się coś jeszcze gorszego.
Nie bardzo umiała sobie to też wyobrazić, jak to w ogóle miałoby wyglądać. W Atlancie takie rzeczy łatwo mogły człowieka ominąć, wystarczyło, że nie mieszkało się na przedmieściach albo nie należało się do żadnej kościelnej społeczności. Dla Paige brzmiało to trochę obco, a co za tym idzie, jakby wcale nie było dla niej, bo ani nie była tutejsza, ani nie miała w naturze udzielać się społecznie, nawet jeśli chodziło o samą obecność na podobnych zabawach. Była przyzwyczajona też do tego, że nikt nie interesował się jej życiem, zamiarami i planami, na pewno nie sąsiedzi czy jakaś kobieta, której rozsypały się zakupy na ulicy i której pomagała je zbierać. Jak na razie zapytała ją tylko sąsiadka z parteru, ale zrobiła to w taki sposób, że Paige wcale by się już nie zdziwiła, jakby nie tylko ona chciała to wiedzieć.
Usuń— Słyszałam, że ma być pokaz lampionów. Sami je robicie i puszczacie czy chodzi o coś innego? — Przygryzła dolną wargę i postukała się raptownie po obojczyku, wpatrując się teraz z wyczekiwaniem w Rowana. — I trzeba przynieść coś do jedzenia, tak?
Paige King
Ciężko było zapanować nad czymś, co zdecydowanie wymknęło się im spod kontroli. Nie podejrzewała, że jeśli kiedykolwiek do czegoś między nimi dojdzie, to włożą w to tyle emocji, które lekko, ale wyraźnie poruszyły światem i wszystkim tym, co do tej pory wydawało się im takie oczywiste, takie znajome, takie jasne. Nic nie było oczywiste, a Nancy nie potrafiła powiedzieć, w którym momencie do tego doszło. Bo to nie stało się dzisiaj. To musiało stać się wcześniej i musiało być pielęgnowane przypadkowymi spotkaniami lub myślami, którymi pozwalali wokół siebie krążyć, aż dopiero dzisiaj zapalnik znalazł się zbyt blisko ognia i to coś wystrzeliło.
OdpowiedzUsuńDwa lata to wcale nie było dużo, ponieważ rany z rodzaju tych, które nosił w swoim sercu i duszy, goiły się bardzo długo, babrały się i lubiły o sobie przypominać. Mógł leczyć je w sobie tak długo, jak tego potrzebował. Rowan miał do perfekcji opanowane to, by nie kierować się uczuciami, które przeważnie wykluczał ze swojego życia, ponieważ doskonale wiedział, że z nimi zawsze są same kłopoty, a jednak dzisiaj, tu i teraz, pozwolił im dojść do głosu. To było nowe nawet dla Nancy, gdyż znała go z bardzo opanowanej strony i nienagannej samokontroli, a w tej chwili wydawało się jej, że bez problemu przebija się przez kolejne drzwi, docierając głębiej, co było wyjątkowe.
Czuła, jak on ją dotyka. Czuła troskę, z którą to robił oraz uwagę, którą poświęcał na naukę jej ciała. Była przed nim prawdziwa, odsłonięta z pragnień i gotowa, aby zobaczył jeszcze więcej. Jednocześnie odkrywała go od strony, której do tej pory nie było dane jej poznać, na własnej skórze przekonując się, w jaki sposób całował i dotykał, co ją pochłaniało. Pragnęła zapamiętać każdy moment z tego zbliżenia; ciężar jego warg na swoich ustach, dreszcze, które wywoływały jego dłonie, zapach, którym ją otulał. Nie dobierali się do siebie bezmyślne, chcąc jedynie sięgnąć po to, na co mieli wielką ochotę. Robili to dokładnie, przywiązując wielką wagę do każdego, nawet najmniejszego gestu. Z jednej strony Nancy wiedziała, dlaczego tak się zachowują — zakładali, że to nigdy więcej się nie powtórzy, więc chcieli starannie zapisać każdą chwilę spędzoną w swoim towarzystwie głowie, by móc do tego wracać, jednak z drugiej strony nieśmiało liczyła na to, że to nie zamknie się w tym jednym razie.
Dopiero teraz, stojąc między nim a poręczą zamknięta w jego ramionach, docierało do niej, co z nim robiła. Wcześniej wyrzucała tę myśl z głowy i zbywała śmiechem, żeby się nie nakręcać, ale dzisiaj było inaczej. Dzisiaj zaczęła dostrzegać tę niewielką słabość, którą wobec niej posiadał i która pozwalała jej przekraczać granice. Nie miała wątpliwości, czego chcą i w którą stronę zmierzają.
Boże, jak ona go chciała. Wątpiła, że Rowan zdawał sobie sprawę z tego, jak wielkie pożądanie rozpalił w Nancy. A musiało być naprawdę ogromne, skoro potrafiła go prosić i bezwstydnie zachęcać, by śmiało mówił, co z nim robiła oraz pokazywał jej, jak na niego działała i co w związku z tym pragnął z nią zrobić. Ze wzajemnością skutecznie mieszali w swoich głowach, jakby to był jakiś cholerny konkurs.
Nancy kolejny raz mimowolnie wstrzymała oddech, gdy dystans między nią a Rowanem zniknął, a jego dłoń sunęła po jej wrażliwej szyi. Poczuła dreszcze na karku i wiele kosztowało ją, żeby skupić się na tym, co chciał jej powiedzieć, a nie jedynie na jego oszałamiającej bliskość i zapachu, którym przesiąkała coraz bardziej z każdym zbliżeniem. To było trzecie i wciąż różniło się od pozostałych.
Westchnęła tak, jakby już same jego śmiałe słowa sprawiły jej ogromną fizyczną przyjemność. Delikatnie przygryzła wargę, podczas gdy jego oddech oraz usta drażniły jej ucho, rozlewając po całym ciele kojące ciepło, które pragnęła nieustannie czuć. Nie była zaskoczona jego bezpośredniością, do której sama go namawiała, a raczej tym, ile te dwa zdania obudziły w niej emocji. To było skomplikowane oraz z każdą chwilą coraz bardziej niebezpieczne, ale pragnęła tego.
UsuńNie zdążyła odezwać się nawet słowem, ponieważ to wszystko działo się tak szybko; Rowan najpierw mówił, pobudzając ją swoimi wyznaniami, a następnie namiętnie całował, gotów zabrać wszystko, co mu da. Nancy bez zbędnego namysłu mocniej naparła wargami na jego usta, odwzajemniając i pogłębiając pocałunek. Ręce zarzuciła na jego kark, bardziej przyciskając do niego swoje ciało i standardowo uniosła się na palcach, by móc łatwiej oraz zachłanniej smakować jego ust.
— Jestem twoja, Johnson — wyznała prosto w jego wargi, odrywając się od nich niechętnie, ale tylko na chwilę i tylko po to, aby zaczerpnąć powietrza. — Cała twoja — podkreśliła, spojrzeniem kontrolnie przesuwając po jego oczach, zanim ponownie złączyła ich usta w pocałunku, który zdradzał wszystkie pragnienia, ale pozostał przy tym tak po prostu czuły. Taki ich.
Podejrzewała, że sposób, w jaki go całuje, wręcz krzyczał, że mu się oddaje, a jednak chciała, żeby to wyraźnie między nimi wybrzmiało. Ufali sobie, nie mogli mieć wątpliwości. Chciała, żeby Rowan usłyszał, że jest jego, nawet jeśli miała być taka tylko na ten jeden raz, na tę jedną noc. Mogła mu powtarzać to do samego rana. Pragnęła tego w sposób, którego do tej pory nie znała; czuła się tak, jakby zwariowała i to było najlepsze uczucie, jakie mogło ją spotkać.
steal me now
Całe życie spędziła w Atlancie i do niedawna nie myślała, że miałoby się to zmienić, więc małomiasteczkowe klimaty były jej obce. Mogła się jedynie domyślać i zgadywać, jak to wygląda w praktyce, bo cała potencjalna wiedza, jaką miała, pochodziła z serialów i filmów, ale te z założenia były podkoloryzowane. Paige była typowym mieszczuchem, który trzymał się swoich spraw i tego samego spodziewał się po sąsiadach i ludziach mijanych na ulicy, którzy może i byli ciekawscy, ale z tą swoją ciekawością pozostawali dyskretni, wręcz niezauważalni. I ostatecznie każdy taki był – niezauważalny, anonimowy. Nikt nie dbał o jakieś tam więzi i dla Paige to było normalne, więc naturalnie nie do końca była w stanie sobie uzmysłowić, skąd w starszej pani z parteru taka sugestywność i co ona miała tak dokładnie oznaczać.
OdpowiedzUsuńPomijając jednak kwestię samego miejsca, Paige tak po prostu nigdy nie miała okazji ani potrzeby interesować się takimi rzeczami w swoim dorosłym czy jeszcze późno nastoletnim życiu. Miała swoje problemy i do głowy by jej nie przyszło, żeby szukać na nie rozwiązania na jakiś sąsiedzkich zbiorowiskach. Rozrywkę dla siebie znajdowała też w innych miejscach i z innych okazji. Mogło to wynikać z bardzo prostej rzeczy, jaką było wychowanie i zapewne tak właśnie było. Jej rodzice sami nie wykazywali zainteresowania podobnymi inicjatywami lub nie mieli na nie czasu, więc i Paige nie zawracała sobie tym głowy, no bo skąd? Jedyne, co było choć trochę zbliżone do jakiś wydarzeń społecznych, to jakieś szkolne zabawy albo jarmarki, ale z tymi ostatnio miała do czynienia bardzo dawno temu i na pewno odbiegały one od małomiasteczkowej atmosfery. No i nikt nie wywierał tam takiej presji na udział, jak małomiasteczkowa starszyzna.
Mogła się nad tym zastanowić, bo i tak nie miała w Mariesville nic innego do roboty, a nie lubiła się nudzić. Nie była też jakimś odludkiem-pustelnikiem, który za jedyne wartościowe towarzystwo uważał tylko to swoje własne, ani nonkonformistką lubiącą robić wszystkim wszystko na przekór. W Atlancie chodziła do klubów na imprezy, na rave’y, koncerty i czasem na domówki, jeśli miała ochotę spędzić czas w otoczeniu innych osób i do tego się wyszaleć, ale takich atrakcji tutaj się nie spodziewała. Na zabawie w parku na pewno nie wyszumi się tak, jak w klubie, ale przynajmniej porobi coś innego niż praca, pub i spacery. Jeśli się wybierze, to dlatego, że miała na to ochotę, a nie dlatego, że ktoś tego po niej oczekiwał. A jeśli nie pójdzie, to nie po to, żeby komuś zrobić na złość. Obie te sprawy akurat mało ją obchodziły. Mogły dziwić i zaskakiwać, ale w większej mierze pozostawały obojętne. Ostatecznie jej obecność tutaj nie była do końca z wyboru i na pewno nie czuła się do niczego zobowiązana, bo i wcale nie było postanowione, że zostanie.
Wysłuchała, co Rowan miał do powiedzenia na temat przeddziękczynnego wydarzenia w parku i pokiwała lekko na znak, że mniej więcej przyjęła to wszystko do wiadomości. Temat przejmowania sterów zepchnęła gdzieś zupełnie, uznając, że ją to w ogóle nie dotyczy. Gra terenowa? Też nie bardzo jej bajka, do tego brzmiało jak potencjalna szansa na to, by się zgubić albo denerwować, że nie jest w stanie czegoś znaleźć. Najbardziej interesowały ją lampiony, ponieważ, i co tu dużo mówić, widziała takie coś kilka razy w telewizji i chciałaby się przekonać, czy to rzeczywiście tak ładnie wygląda na żywo. Do tego podobała jej się perspektywa spróbowania swoich sił, by taki lampion zrobić samej. Tutoriali w internecie na pewno nie brakowało, a Paige czasem miała ochotę się tak pobawić. Do jedzenia też mogła coś zrobić i przynieść, ale nad tym to się jeszcze zastanowi, skoro nie było to konieczne, tak jak myślała wcześniej. Za to z tym nastrojem może być różnie.
— W takim razie zobaczymy. Niczego nie obiecuję — powiedziała gładko, mając teraz w głowie nieco lepszy obraz tego wszystkiego. Nie umiała przewidzieć, na co ją najdzie następnego dnia, a co dopiero za kilka czy kilkanaście, więc nie chciała niczego deklarować, nawet jeśli i to nie byłoby czymś zobowiązującym.
— Ale na wszelki wypadek lepiej mnie nie wypatruj — dorzuciła niesfornie, ostrzegając go żartobliwie i odetchnęła nieznacznie. — No, to chyba na tyle, co? Na pewno masz co robić po tej stronie drzwi. — Uśmiechnęła się wymownie, ale bez cienia złośliwości, a co najwyżej trochę prowokująco. O tak, żeby nie wypaść z wprawy.
UsuńNie marzła, a nawet jeśli, to po jej stronie drzwi było wręcz nieznośnie ciepło, więc chłód z pewnością jej nie dokuczał. Drażnił ją ten paznokieć do poprawy i pewnie niedługo zacznie robić się głodna, a jeszcze nie miała zrobionego jedzenia. Do tego wypadałoby dać odsapnąć Scrapsowi, bo ten się nie ruszy z posterunku, póki drzwi pozostaną otwarte. Poza tym, właśnie, Rowan nie sprawiał wrażenia człowieka, któremu się nudzi w życiu, nawet jeśli zajmował się tak idiotycznymi donosami jak ten, z którym przyszedł do niej.
Paige King
Istniała jeszcze ta opcja, w której dają sobie wszystko, czego w tej chwili pragną, i im przechodzi. Z tym, że to było raczej niemożliwe, ponieważ doszło między nimi do czegoś niespodziewanego, co z każdą sekundą eskalowało i nie chodziło tutaj tylko o pocałunki. Tego prędzej czy później mogli się spodziewać, skoro od zawsze ich do siebie przyciągało i tylko z rozsądku się przed tym bronili, ale Nancy po prostu nie sądziła, że będzie im przy tym towarzyszyć tak wiele emocji. To stało się nagle, jednak konsekwentnie ich za sobą pociągnęło, a oni szukali dostępu siebie jak zahipnotyzowani, nieustannie chcąc więcej. Nagle rozmowa stała się niewystarczająca, natomiast próba ochłonięcia doprowadziła do tego, że jeszcze bardziej płonęli, wyraźnie czując narastające pożądanie, które nie zamierzało skończyć się w pocałunkach, bo to cały czas było za mało. Chcieli więcej, chcieli całych siebie, obnażonych ze wszystkiego, tak prawdziwie, w pełni i bez wątpliwości. Naprawdę działali na siebie jak narkotyk na narkomana, który przegrywa z nałogiem i za każdym razem potrzebuje większej dawki. Musieli zniknąć z tej domówki, ponieważ zaczęło im przeszkadzać i ciążyć to, że nie są tutaj tak całkiem sami, a intymna atmosfera, którą próbują między sobą zbudować, w każdej chwili może zostać zniszczona. Nancy nie miała w sobie siły na to, aby kolejny raz dostać przedsmak Rowana, a następnie być zmuszona do tego, żeby go sobie odmawiać, trzymając się z boku. Niczego nie planowała sobie dzisiaj odmawiać. Nie zamierzała dzielić się nim nawet z Coltem, który jeśli chciałby się czymś pochwalić, to musiał poczekać z tym do jutra, bo dzisiaj Rowan był jej.
OdpowiedzUsuńI dobrze, że w tym wszystkim, w tym niewielkim chaosie, który zapoczątkowało jedno wyzwanie w grze, nie było ani miejsca, ani czasu na to, by oddawać się rozwadze oraz myśleniu, bo myśl o jutrze była paraliżująca. A to dlatego, że oni sami jeszcze dokładnie nie wiedzieli, w imię czego podejmowali takie ryzyko. Nie miała pojęcia, czy chwila zapomnienia była tego warta, aczkolwiek te pragnienia, w których tak bezpowrotnie utonęła i przepadła, były na tyle silne, że wydawało się jej, że zasmakowanie każdego z jego pocałunków jest warte wszystkiego. Szczególnie, gdy ją tak przy sobie trzymał i obejmował, szalejąc za nią, czym sprawiał, że czuła się po prostu cudownie. Było jej tak błogo.
Nancy od przeprowadzki do Mariesville nie pakowała się w takie sytuacje; do nikogo się nie zbliżała, z nikim nie dzieliła się ciepłem swojego ciała. Nie interesowały ją przygody tego typu, bo po pierwsze nie miała na to czasu i głowy, a po drugie dopiero dzisiaj poczuła ten konkretny bodziec, który pchnął ją w jego ramiona.
— Ale musisz wiedzieć, że nie wstaję wczesnym rankiem — zaznaczyła ostrzegawczo, patrząc w jego oczy, choć nie miała pojęcia, skąd czerpała jeszcze siłę na zaczepne żarty. Naprawdę nie była rannym ptaszkiem, a już na pewno nie po intensywnym zarwaniu całej nocy, co podejrzewała, że ich czeka i Rowan zasługiwał na taką uczciwość, bo może miał jakieś poranne plany, które jej obecność mu pokrzyżuje. Oboje wiedzieli, że to nie będzie wyglądało tak, że rano się obudzą i po prostu rozejdą w swoje strony. Nie byli dla siebie obcymi ludźmi i to, co się działo, nie było takie przypadkowe.
Nancy niechętnie przerwała przyjemne pocałunki oraz bliskość, pozwalając chłodnemu powietrzu dostać się między nich, ale miała do tego motywację, ponieważ skuszona propozycją Rowana nagle bardzo zapragnęła wyjść z imprezy i znaleźć się w jego domu.
Znaleźć się gdzieś daleko stąd, gdzie będą tylko oni. W miejscu, które pozwoli im przez następne godziny dokładnie i bez pośpiechu nacieszyć się sobą. Odruchowo spojrzała na ich splecione dłonie i nieznacznie się uśmiechnęła, nie potrzebując specjalnej zachęty, aby ruszyć się z miejsca. Ekscytował ją ten powrót, ta szansa, którą sobie dali, aby przedłużyć tę noc, bo ona i tak kiedyś się skończyć, lecz mogli wyciągnąć z niej jeszcze więcej niż to, co przeżywali do tej pory. Zgodnie zebrali się więc w sobie na tyle, by się od siebie oderwać, a następnie szybko opuścić balkon i praktycznie zbiec schodami na parter. Rowan robił większe kroki, przez co Nancy musiała przyśpieszyć, żeby za nim nadążyć, dlatego jej nogi trochę się plątały.
Usuń— Idziecie już? — nagle usłyszeli za swoimi plecami znajomy głos Lisy, która była trzeźwa i nadal ogarniała całą tę imprezę. Wpadli na nią niespodziewanie, tuż przy drzwiach, jednak to dobrze, bo wypadało się pożegnać. — Tak razem? — dodała podejrzliwie, badawczo mierząc ich wzrokiem, który na dłużej zatrzymał się na ich dłoniach, za które wciąż się trzymali.
Nancy się roześmiała i wzruszyła ramionami, posyłając Rowanowi porozumiewawcze spojrzenie.
— Tak jest chyba bezpieczniej, prawda? — rzuciła, przyglądając się zdziwionej twarzy Lisy, która z niewielkim przekonaniem pokiwała głową. Wiadomo, że coś chodziło jej po głowie, a oni nie mogli jej za to winić, ponieważ ich wspólne wyjście rzeczywiście było dość oczywiste.
— Proszę, przekaż dziewczynom, że poszłam do domu — poprosiła jeszcze, na chwilę puszczając dłoń Rowana, żeby pożegnać się z Lisą, dzięki której znaleźli się dzisiaj na tej imprezie. Przytuliła ją, podziękowała, zaproponowała nawet, że jeśli da jej znać, to jutro przyjdzie pomóc sprzątać, gdyż podejrzewała, że trochę tego sprzątania będzie, a następnie zrobiła miejsce dla niego, aby on również mógł się pożegnać.
To wszystko nie trwało długo, ale Nancy miała wrażenie, że strasznie się ciągnęło. Niecierpliwiła się, co nie było do niej aż tak niepodobne, jednak dzisiaj uderzyło w nią ze zdwojoną siłą. Wcześniej tego nie miała, aczkolwiek teraz naprawdę bardzo chciała stąd wyjść i jak najszybciej znaleźć się w jego sypialni, albo gdziekolwiek zapragną.
— Wracamy pieszo? — zapytała, gdy znaleźli się przed domem, a porozrzucane serpentyny były dosłownie wszędzie, ciągnąc się za nimi i plątając się w ich nogi. Zmrużyła oczy, jakby to miało pomóc jej w uważnym przeskanowaniu okolicy, która ze względu na godzinę była całkiem cicha i pusta. Jedynie parę osób paliło papierosy niedaleko, gorączkowo o czymś rozmawiając, a tak poza tym to głównie było słychać muzykę z domu Dawsonów. Nie było nikogo, kto akurat wracałby samochodem w ich stronę, dlatego nie chcąc tracić czasu, bo każda minuta była w ich przypadku cenna, tym razem to Nancy złapała Rowana za dłoń i pociągnęła za sobą. — Chodźmy, bo jeszcze się rozmyślę… — postanowiła, rzecz jasna, znowu się z nim drocząc, a figlarny uśmiech pojawił się na jej twarzy i nie zamierzał znikać. Odwróciła się w jego stronę, posyłając mu rozbawione spojrzenie i w związku z tym, że nie patrzyła pod nogi, to znowu delikatnie się zachwiała, stając na jakiejś nierówności, co sprawiło, że jedynie mocniej ścisnęła jego dłoń i się zaśmiała.
A tak naprawdę to nie było sensu czekać na transport, skoro mieli tyle rzeczy do zrobienia.
you have no idea what this drug can do to you
Nigdy nie sądziła, że jej wysoka wrażliwość może stać się słabością lub wadą. Zawsze parła do przodu śmiało, bez lęku, za to z wielką nadzieją i naiwnością, ciekawa poznawać, doświadczać i smakować. Rodzice wpoili jej, że wszystko jest interesujące, ciekawe, ma swoją wartość, ale i cenę, a więc Abigail od małego szukała nawet w najmniejszych szczegółach czegoś dobrego i cennego - i zwykle to znajdowała! Potrafiła się cieszyć z małych rzeczy, doceniała drobne gesty i proste słowa, a ludzie pamiętali jej śmiech i troskę długo. Takie życie było proste i piękne, pełne wspaniałych barw, ale może nie przygotowali jej na trudy codzienności. Może dlatego wyolbrzymiała niewielkie problemy, niepowodzeniami przejmowała się zbyt długo, krzywdy rozpamiętywała latami szukając winy w sobie, a z niechęcią nie potrafiła sobie radzić wcale. Może dlatego rodzice nie wspomnieli jej o rehabilitacji, a Atlanta ją pożarła. Martwiła się za bardzo i często na zapas i przejmowała absolutnie wszystkim i wszystkimi, biorąc na swoje barki zbyt wiele jak na tak młody wiek. Oh ale żeby tego było mało, oczywiście z biegiem lat nic się nie zmieniało i nie zmieni, bo taka już była jej natura. Jej rodzice byli rozsądniejsi, ale to może kwestia właśnie wieku... Abi na razie patrzyła na świat sercem i nim reagowała, więc oczy można jej było wydłubać. A teraz, gdy myślała o tacie, bardzo się bała i ostatnie wieczory spędzała nad kubkiem z melisą, żeby w ogóle mogła zasnąć.
OdpowiedzUsuńWiedziała, że Rowan jest zajęty, a jego grafik nie pozwala mu na wiele elastyczności, więc tym bardziej była wdzięczna, że do niej zajrzał. Szeryfował naprawdę nienagannie, ale to wszystko kosztowało go wiele pracy i czasu, a jednak znalazł dla niej czas i kolejny raz udowadniał, że jest cudowny.
- O nie! - żachneła się, śmiejąc po jego słowach głośno. To ostrzeżenie było słodko-gorzkie, a Abi nie chciała się w takim wypadku nim dzielić, choć wyobraźnia podsunęła jej obraz rozrywanego bruneta i walczące sąsiadki. Przystanęła nawet i odchyliła głowę w tył, a krótsze kosmyki, które przy pracy łaskotać śmiały ją w policzki i nos, wraz z powiewem wiatru rozdmuchane zostały w tył, odsłaniając rumianą twarzyczkę Abi. - Nie powiem więc ani słowa, zostawię twoje zdolne dłonie tylko dla siebie - parskneła znowu, patrząc na niego roześmiana błyszczącymi wesoło oczami. Ile podwójnego dna kryło się za tymi słowami, ile pragnień, by faktycznie był jej, wiedziała tylko ona. A szeryf mógł się jedynie domyślać, albo i nie, czy jest z nim w pełni szczera, czy żartuje, czy może nie przyznaje się do czegoś sama przed sobą. I chyba ta ostatnia opcja była najbardziej prawdopodobna, bo Abigail nie była kłamczuchą i nie grała w paskudne podchody. Po tych kilku ich sytuacjach naprawdę mętlik w jej głowie raz ożywał, a raz gasł i kiedy Rowan był blisko, nietrudno się domyślić, że ten bałagan nie malał.
Abigail uwielbiała robić coś dla kogoś. Obdarowywanie innych było dla niej przyjemnością, uspokajało jej serce, sprawiało przyjemność, dawało pewność, że to życie ma sens, a ona zna swoje miejsce. Czy to dzierganie sweterków w wzory przypominające jabłka, czy tworzenie breloczków szczęścia z koralików i kamyczków wyłowionych z rzeki, czy malowanie akwarelami niewielkich sztywnych kartek na wzór pamiątkowych pocztówek, tego było naprawdę mnóstwo i nie pomijała żadnej okazji, by sprawić komuś drobny podarunek. Rowan dzisiaj swoją obecnością i nie tylko pomocą sprawiał jej radość, bo to że chciał spędzić z nią czas i pozwalał jej coś dla nich obojga przygotować, przynosiło jej na prawdę wielkie szczęście. Problem polegał jedynie na tym, że Abigail nigdy nie miała czasu aby zasiedzieć się w kuchni, a zwykle robiła jedzenie szybkie, lub takie które robi się samo. Wszędzie jej było pełno, a więc siedzenie na tyłku kilka godzin, wydawało się niemożliwe. Przygryzła lekko wargę, zerkając na niego z ukosa i kiwnęła głową, bo na pewno coś wymyśli... Na pewno. Tylko nie wiedziała jeszcze co.
UsuńPraca szła im sprawnie, ale nie zastanawiała się czy to z powodu ich niebywałych zdolności do impregnowania, czy z podziału pracy. Rowan i ona skupili się na prostych pociągnięciach pędzla i rozmawiali, a belki z każdą kolejną chwilą były coraz w większej części pokryte substancją. Kiedy jednak już przy końcu dostała pozwolenie, aby go zostawić samego i się przebrać, uciekła z werandy czym prędzej. Była ciekawa i podekscytowana na lekcje strzelania! Została w wysłużonych jeansach i starym ciepłym swetrze po tacie, ale na plecy narzuciła dodatkowo przeciwdeszczową kurtkę bo w wietrzy wisiała wilgoć mogącą zapowiadac wieczorno-nocne opady. Adidasy zmieniła na wysokie pod kolano czerwone kalosze, a na rozluźnionego nieco po całym dniu warkocza zawiązała złożoną w trójkąt wzorzystą chustkę, aby przytrzymała kosmyki przed wpadaniem jej do oczu. Była cała kolorowa i gotowa, gdy zeszła z powrotem na dół i odebrała wypłukane pędzle od szeryfa z promiennym uśmiechem. Mało brakowało a eksplodowałaby z radości, rzucając mu się na szyję, gdy wskazał jej auto, bo czas by ruszyli przed zachodem słońca.
Podczas krótkiej przejażdżki, nuciła im piosenkę, ostatnio tak popularną w radiu i zerkała na niego raz po raz. Abigail lubiła poznawać, uczyć się nowych rzeczy, a ponadto ceniła te chwile, gdy mogła się przekonać, że coś jest lub nie jest dla niej. I tak na dobrą sprawę, nie wiedziała czy lubi strzelać, czy to jej się spodoba, albo czy to na pewno nie jest dla niej, skoro nigdy tego nie robiła, więc gdy dojechali na miejsce, uspokoiła się, wyciszyła i czekając przy Fordzie na Rowana, patrzyła, opierając się plecami o pakę grzecznie, jak rozstawia tarcze na łące nieco dalej. Radził sobie sprawnie i szybko z tym zadaniem, z taką wprawą która nie pozostawiała wątpliwości, że nie jest to dla mężczyzny pierwszyzna i widziala to nawet z daleka.
Ściągnęła łopatki i odsunęła się od auta, gdy wrócił, obchodząc je do tyłu, by patrzeć jak Rowan wskakuje do środka. Oparła dłonie o brzeg paki, wyciągając łabędzią szyję, przypatrując się pokrowcom. Lekko zacisnęła usta, gdy podał jej pistolet.
- Zgadza się, nigdy - przyznała, gdy upewniał się, czy nigdy nie strzelała. Nigdy chyba też nie miała w dłoni broni, bo to wiązało się z zabijaniem i było ostatnią rzeczą, o jaką można było posądzić tę psotną pchełkę. A teraz zgłosiła się na ochotnika do strzelania, no świat się wywrócił do góry nogami!
Objęła mniejszą broń oburącz i zmarszczyła brwi, muskając smukłymi palcami metal. Zważyła pistolet ostrożnie w dłoniach, oglądając z każdej strony, obracając. Pogładziła uważnie, delikatnie, niemal czule i sapnęła, unosząc brwi, jakby odkryła coś, co zmieniało cały jej światopogląd. Pistolet był... Ładny. Czysty i lśniący. Prawie jak zabawka. Jak z filmów.
- Zimny. I ciężki - oceniła na głos, próbując chwycić tak, jak jej się wydawało że powinno się trzymać broń do strzału, ale cały czas lufa skierowana była w dół. Wygłupy by celować w szeryfa, albo zaglądać w otwór, z którego wyleci pocisk to było coś, do czego nie miała ochoty i zamiaru się posuwać. To byłoby zwyczajnie głupie.
Podniosła na niego jasne oczy, niewinne i może trochę wystraszona i oddała mu pistolet. Strzelba zainteresowała ją bardziej, bo wydawała jej się bliższa obronie. Z takiej strzelby nikt nie wyruszał zabijać, a polowania były konieczne do przeżycia, za to pistolety były bliższe akcjom policyjnym, napadom, agentowskim akcjom... Znów pewnie kino przekłamało jej obraz rzeczywisty, ale jeśli będzie trzeba pewnie jej towarzysz naprostuje fakty.
- Mogę? - upewniła się, wyciągając dłoń do długiej broni. Czerń stali lśniła groźnie na tle jej niemalże bielutkiej ręki wystającej spod rękawa granatowej kurtki i odbijała się w jej oczach. Mimo wszystko miała duży szacunek do broni, a z Rowanem czuła się bezpieczna. Nie pozwoliłby jej przecież chwytać nabitej spluwy grożącej samowystrzałem.
ciekawa pchełka
Dopiero okaże się, co zrobi z nimi jutro, bo przecież jeszcze nic nie jest przesądzone, ale komfort ich obecnej sytuacji polegał na tym, że nie myśleli o konsekwencjach. Wiedzieli, podskórnie czuli, że one się pojawią, bo musiały, ponieważ taka była kolej rzeczy i każda decyzja miała konsekwencje, ale Nancy skutecznie odsuwała od siebie tę świadomość. Próbowała naiwnie zakładać, że będzie tak normalnie, jakby mieli za sobą wspólny, przyjacielski trening, a nie zmysłową, upojną noc, która okaże się spełnieniem najskrytszych pragnień. Chciała, żeby jutro wszystko było równie łatwe jak dzisiaj. Żeby podejmowanie poważnych decyzji przychodziło im z taką samą lekkością jak to, w jaki sposób znaleźli się w swoich ramionach, postanawiając się od siebie nie odklejać. A przecież będzie tylko trudniej, bo gdy będzie już po wszystkim, to w końcu bezlitośnie dowiedzą się, przekonując na własnej skórze, z czego tak naprawdę rezygnują, gdy siebie sobie odmawiają i resztki wspólnej nocy zamkną w wspomnieniach.
OdpowiedzUsuń— Czy ty właśnie w gratisie proponujesz mi niezapomniany poranek? — zauważyła, celowo wyłapując aluzję, która jak wszystko dzisiaj między nimi, była wyjątkowo kusząca. Wczesne poranki kojarzyły się jej z obowiązkami, bo żeby pójść do pracy, musiała wcześnie wstać, więc dlatego za nimi nie przepadała, ale być może, gdyby paskudny dźwięk budzika został zastąpiony czymś milszym, a pobudki zaczęłyby wyglądać inaczej , to Nancy miałaby szansę, żeby je polubić.
Zawsze byli wobec siebie tacy do bólu rozsądni, nawet wtedy, gdy obdarzali się czułymi gestami, które czasami chyba po prostu ich przerastały, będąc tym, czego być nie powinno. Wiadomo, że lepiej mieć przyjaciela, niż stracić go z powodu nieprzemyślanego zbliżenia, ale po pierwsze ciężko było kontrolować to, co się między nimi działo, ponieważ kolejne gesty oraz pragnienia wychodziły z nich samoistnie, a po drugie tylko jeśli spróbują, przekonają się, o co chodziło z tą specyficzną energią, wiszącą między nimi. Nancy sama nie wiedziała, czy wierzy w przeznaczenie, aczkolwiek być może jakaś siła wyższa sprawiła, że oboje znaleźli się na dzisiejszej imprezie i wpadli na siebie, zamiast zniknąć gdzieś w tłumie. Regularnie do siebie wracali. Nieustannie czegoś od siebie chcieli, jednak dopiero dzisiaj potrafili zakomunikować te potrzeby i sięgnąć po ich spełnienie. Może los tak chciał, a może miała to być dla nich tylko jakaś kolejna lekcja. Ciężko powiedzieć, do czego to zmierzało, póki co do sypialni Rowana, a tam mogło wydarzyć się wszystko. Nie zatrzymywali się, bo nie byli w stanie teraz się wycofać, ponieważ to zaszło za daleko. Zbyt wiele w sobie rozpalili i narobili sobie za dużego apetytu, by tak po prostu odpuścić. Dzisiaj chcieli być swoi.
Nancy znała spojrzenie, którym obrzuciła ich Lisa — pełne wątpliwości i podejrzeń. Rozumiała je, bo ona jako jedna z niewielu osób na domówce była trzeźwa, w dodatku należała do najbardziej rozsądnych i rozważnych ludzi, stanowiąc olbrzymie przeciwieństwo Dylana. Lisa najprawdopodobniej nie chciała, żeby Nancy i Rowan narobili między sobą głupot, stąd to jej zdziwienie oraz obawy, ale plotkować o nich nie powinna, choć na pewno powie dziewczynom, że Jones nie opuściła imprezy sama. Prawdę mówiąc, cokolwiek robiliby na oczach innych i czymkolwiek nie byłoby to podszyte, każdy dopisze do tego swoją wersję, która będzie najbardziej pasowała do tego, co zobaczą oczy, a przecież nie byli po to, aby zadowalać innych. Dzisiaj mieli zadowolić siebie, to był ich priorytet, a zmartwieniami Lisy albo głupimi komentarzami Dylana zajmą się innym razem lub kompletnie o nich zapomną.
Dla umysłu zamroczonego alkoholem nagle wszystko stawało się takie banalne i beztroskie, jakby skutki działań były wymysłem zbyt poważnych ludzi. Zderzenie się z rzeczywistością, które nieubłaganie nadejdzie, może okazać się wstrząsające.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNancy cicho się zaśmiała, gwałtownie stając, gdy Rowan zbuntował się po dwóch krokach, a następnie z impetem wpadła na niego, wciąż nie mogąc uwierzyć, z jaką łatwością potrafiła odnaleźć się w jego objęciach, w których czuła się bezpiecznie. Niewinnie żartowała, ale podobało się jej, do czego te żarty doprowadziły. Mimowolnie się uśmiechnęła, nagle czując na swoich wargach jego usta, czego nie mogła pozostawić bez konkretnej odpowiedzi, a im bardziej pogłębiali pocałunek, tym mocniej ściskała jego dłoń, zupełnie się nie kontrolując. Odkleili się od siebie, co Nancy podsumowała cichym westchnieniem i patrzyła w oczy Rowana, zdecydowanie chcąc coś powiedzieć, bo zawsze miała coś do powiedzenia, ale nawet nie była w stanie tego zrobić. Nie zdążyła także uspokoić oddechu po tamtym pocałunku, jednak absolutnie jej to nie przeszkadzało. Dokładnie odwzajemniała wszystko, co jej dawał, a wolną dłonią pieszczotliwie dotknęła jego policzka.
Usuń— A jak myślisz, Johnson? — wyszeptała wprost w jego wargi, posyłając mu wymowne spojrzenie, nim ponownie złączyła ich usta w pocałunku, ale tym razem śmiało zainicjowanym przez nią. Przyłożyła się do tego, nie tylko stanowczo napierając swoimi ustami na usta Rowana, całując go tak namiętnie i zachłannie, jakby dawno tego nie robili, ale przede wszystkim pozostawiała w tym swoją delikatność i zabrała miejsce na wątpliwości. Wszystko zaczynało się między nimi niewinnie i subtelnie, ale z każdą chwilą pozwalali sobie na więcej i nabierali odwagi, aby zdecydowanie przesuwać granice. Ich pocałunki raz były słodkie i czułe, a innym razem tak intensywne, jakby świat miał zaraz się skończyć. Miała nadzieję, że tym razem jej pocałunek był wystarczający, aby zapewnić Rowana, że była daleko od rozmyślania się, chociaż niesamowicie kręcił ją sposób, którym postanowił wybijać z jej głowy takie głupie myśli.
Miała rozkojarzone spojrzenie, gdy się od niego oderwała, co zdradzało, w którą stronę powędrowały jej myśli. Odetchnęła, palcami ostatni raz przesuwając po jego policzku, zanim zabrała dłoń i patrzyła na niego z rozmarzonym uśmiechem.
— Rzeczywiście dzisiaj jest ze mnie straszna szczęściara — wyznała, choć ciężko powiedzieć, o co tak konkretnie jej chodziło, ale celowo nie precyzowała swoich słów, pozostawiając Rowanowi miejsce na domysły. Była w stanie iść dalej, zresztą, naprawdę nie zaszli daleko, odstawiając tę całuśną scenkę praktycznie pod domem Dawsonów, ale nie była głupia, żeby odmawiać takiej okazji.
— Jesteś bardzo słodki, szeryfie — podsumowała rozczulona, domyślając się, że ze wszystkich możliwych komplementów, które padały w jego stronę, ten mógł być niespotykany. Nancy zbliżyła się do Rowana i z jego niewielką pomocą wdrapała się na jego plecy. Chwilę się ustawiała, szukając dla nich najwygodniejszej pozycji, aż wreszcie mocno go objęła, przyciskając do niego swoje ciało. Przytuliła się, zaciągając jego zapachem, drażniąc ciepłym oddechem jego kark.
— A co takiego nas czeka? — dociekała bezwstydnie, szepcząc prosto do jego ucha, palce wsuwając pod materiał koszuli, z premedytacją troskliwie gładząc jego tors do tego momentu, do którego była w stanie sięgnąć. Rozchylonymi ustami niby przypadkowo ocierała o jego skórę, subtelnie ją muskając, co wywołało na jej twarzy figlarny uśmiech i sprawiało jej wielką satysfakcję. Prowokowała go to jasne, ale gdyby mogli tutaj się o tym przekonać, to Nancy pozwoliłaby Rowanowi sprawdzić, co z nią robił. Nie miał pojęcia, do czego ją doprowadzał, a przecież to był dopiero początek.
— Pewnie jest bardzo dużo rzeczy, które chciałbyś ze mną zrobić… — stwierdziła niewinnie, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie, a nie coś, co miało obnażyć go z jego najskrytszych pragnień. — I chyba nie pozwolisz mi tylko się ich domyślać — poprosiła tak, jak lubił, gdy to robiła i chociaż nie był w stanie zobaczyć jej oczu, to na pewno wiedział, w jaki sposób właśnie teraz, by na niego spojrzała.
Nancy Jones
Za to, co się między nimi działo, odpowiedzialność spoczywała tylko i wyłącznie na nich. Jeśli chcieli, to oczywiście mogli doszukiwać się wyjaśnień w przypadkach oraz przeznaczeniu, w które podobno nie wierzyli, ale każdą z decyzji, które doprowadziły ich do wspólnego powrotu do domu, podjęli sami. Może los jakoś namieszał, regularnie stawiając ich na swojej drodze, stwarzając im możliwości do przekraczania granic i wychodzenia poza strefę przyjaźni, aczkolwiek do tej pory dzielnie się temu stawiali i dopiero dzisiaj doprowadzili się do prawdziwego szaleństwa, przez które nie potrafili się od siebie odkleić. Oni to zrobili. Nancy całowała Rowana, ponieważ chciała go całować. Wiele razy zastanawiała się, jak smakują jego usta i z przyjemnością odkrywała, że bardzo dobrze, a za każdym razem jeszcze lepiej. Gdyby Nancy się uparła, to mogłaby powiedzieć, że tak musiało się stać, ale oboje wiedzieli, że wcale nie musiało, tylko stało się, ponieważ właśnie tego pragnęli. Być może mieli być dla siebie jakąś lekcją, choć wolałaby, żeby nie bolesną i krzywdzącą. Może mieli czegoś wzajemnie się nauczyć, stając się swoim kolejnym życiowym doświadczeniem, które ich ukształtuje i pomoże zrozumieć coś, czego nie rozumieli do tej pory. Nancy tego nie wiedziała, ale była pewna, że Rowan również nie był w jej życiu jakimś tam przypadkiem. To prawda, że pojawił się w nim nagle i nigdy nie sądziła, że zostanie na dłużej, ale lata mijały, a oni wciąż się siebie trzymali, nie rezygnując z tej nieokreślonej relacji mimo życiowych zawirowań, przez które nie mieli zawsze po drodze. Bywały okresy, gdy często się widywali, ale także takie, gdy długo mijali i to tylko po to, by znowu na siebie wpaść i od razu zachowywać się tak, jakby rozłąka między nimi nie istniała.
OdpowiedzUsuńDo dzisiaj naprawdę potrafili w tę swoją przyjaźń, którą mieli na swoich własnych zasadach. Nigdy na nic się nie umawiali, a jednak to między nimi tak naturalnie działało. Działali także oni na siebie i to mogło być zgubne, ale posunęli się tak daleko, że ani nie było powrotu, ani niczego by ten powrót już nie zmienił, bo oni absolutnie się sobie oddali. To uzależniające uczucie, któremu pozwolili dojść do głosu, to wszystko mogło między nimi namieszać, sprawiając, że będą musieli odnaleźć się w tej relacji na nowo, ale oboje byli zgodni — niczego nie pragnęli bardziej niż siebie.
Nancy nie miała w zwyczaju porzucać tego, co zaczęła, dlatego naprawdę zamierzała doprowadzić ich do niezapomnianego finału. On musiał taki być, bo jeśli tylko tyle miałoby im po sobie pozostać, to samo wspomnienie wspólnych chwil powinno wywoływać przyjemne dreszcze, znajome emocje oraz pożądanie, któremu nie sposób się oprzeć. Do tej pory nigdy czegoś takiego nie chciała, ale dzisiaj zamierzała zawładnąć myślami, pragnieniami oraz fantazjami Rowana. Nie spodziewała się, że potrafi być aż tak samolubna, ale jak widać miał sposoby, aby to z niej wyciągnąć.
— Och, a myślałam, że to ja będę twoim śniadaniem — przyznała bezwstydnie, a chociaż mogła zrzucić to na nadmiar alkoholu, który krążył w jej organizmie, to jednak oboje wiedzieli, że to nie była jego sprawka. Nancy mówiła to, czego pragnęła, bo alkohol owszem dodawał jej odwagi, jednak przede wszystkim poczuła się przy Rowanie na tyle swobodnie, że rzucanie takimi tekstami, których nie wypowiadała w formie żartu, tylko całkiem poważnych, kuszących propozycji, przychodziło jej z łatwością. Zresztą, on robił coś bardzo podobnego; nakręcał ją na wszystko, co dopiero miało się między nimi wydarzyć zupełnie tak, jakby jeszcze nie była wystarczająco podniecona.
— Z nawiązką mówisz? — wyłapała zadowolona, trochę mocniej przyciskając klatkę piersiową do jego pleców, jednak tym razem pilnowała swoich nóg, by nie drażnić nimi blizn Rowana, bo przecież nie chciała sprawiać mu bólu, a wyłącznie samą przyjemność, a on i tak wziął na siebie ciężar jej ciała. Mogła za to, skoro o przyjemności mowa, drażnić inne części jego ciała, co śmiało robiła. Dotykała go, niby niewinnie przesuwając opuszkami palców po jego torsie, a wargi starannie przyciskała do jego skóry, na której celowo zostawiała mokre ślady, by chłodne powietrze wzmacniało doznania. Zaczepiała go to fakt, ale skoro mieli potem zamienić się rolami i Rowan cokolwiek chciał jej oddawać, to przecież nie mogła mu tego ułatwić. Podejrzewała, że długo nie będzie mieć go w garści, choć mogła próbować, więc korzystała ze swojej niewielkiej przewagi, uśmiechając się pod nosem.
UsuńTo był ich pierwszy raz, więc można powiedzieć, że dopiero się poznawali, dlatego z uwagą chłonęła każdą reakcje jego ciała, zapamiętując, w których miejscach Rowan lubi być dotykany bardziej, żeby potem móc bezczelnie to wykorzystywać. Nancy z reguły nie dopuszczała do siebie myśli, że mogła być czyjąś słabością, ale skoro dzisiaj nawet najmniejszy gest z jego strony, dobitnie jej to pokazywał, zamierzała sprawdzić, jak daleko pozwoli jej się posunąć. Przewidywał wspólny poranek i śniadanie, a to chyba dobrze o nich świadczyło. O tym, że nie zamierzali rozstać się bez słowa w dziwnej atmosferze.
Pokręciła głową, nie mogąc powstrzymać głupiego uśmiechu, który cisnął się na jej usta. Cicho się zaśmiała, obejmując go jedną ręką na wysokości obojczyków.
— Uwierz mi, że cały czas myślę — przyznała szczerze, nie będąc zawstydzona tym, w którą stronę wędrowały jej myśli. Nie sprowadzała ich znajomości do samej cielesności, ale w tym momencie po prostu nie potrafiła myśleć o czymś innym. Wszystko kręciło się wokół tego, co jeszcze tej nocy mogą sobie dać i z jakiegoś powodu Nancy miała pewność, że dużo. — Ty sprawdzisz mnie? To ja, mój drogi, z chęcią przekonam się, ile z tych moich intensywnych myśli będziesz w stanie spełnić — podsumowała, prowokując go na całego ze świadomością, czym takie rzucanie wyzwań mogło się skończyć, a przecież to, co się między nimi działo było oczywiste, a oni już nie mogli oderwać od siebie rąk.
Nancy Jones
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMówiła, że się zastanowi nad swoim uczestnictwem w zabawie organizowanej w parku, ale tak naprawdę w momencie, w którym upewniła się, że lampiony mogą być zrobione własnoręcznie, sprawa była już przesądzona. Właściwie ziarenko zakiełkowało i koniec, nie było już odwrotu. Obejrzała całe mnóstwo filmików instruktażowych o lampionach do zrobienia samemu w domu, w ciągu kilku następnych dni przygotowała sobie odpowiednie materiały i kiedy już miała wszystko, co potrzebne, wpadła w swój twórczy szał. Czasami coś ją takiego dopadało, taka chęć, żeby pobawić się klejem, młotkiem albo innymi kombinerkami, zrobić coś samej i spróbować przy okazji czegoś nowego, nawet jeśli efekty miałyby się okazać kompletną klapą i finalnie projekt do niczego się nie nadawał. Zawsze bardzo starała się, żeby jednak coś jej tam wyszło, nie kończyła na jednej próbie, a do niektórych takich rzeczy wracała po jakimś czasie, żeby spróbować jeszcze raz. Origami, kubki lepione samodzielnie z gliny, sojowe mydełka albo świeczki, łapacze snów czy nawet renowacja starej okiennicy, z której schodziła nie tylko farba, ale i kawałki samego drewna – te i inne rzeczy Paige miała już wypróbowane, a za tym kryły się jeszcze godziny obejrzanych filmików na YouTubie. Ale lampionów jeszcze nie robiła, więc skoro nadarzała się okazja, żeby spróbować, szkoda byłoby sobie tego odmówić. Tym bardziej, że mogła zająć głowę czymś konkretnym i do tego przyjemnym, co w dodatku nie wymagało od niej wchodzenia w za wiele interakcji z innymi ludźmi, więc nie ryzykowała, że się na kogoś zdenerwuje albo ktoś zdenerwuje się na nią. Niby finalnie i tak miała znaleźć się wśród ludzi, żeby te lampiony puścić w pokazie, ale liczyła, że do tego czasu jej nastrój trochę się już unormuje. Bo nie było sensu robić tych lampionów, jeśli nie miała zamiaru przyjść na to wydarzenie, to było raczej oczywiste.
OdpowiedzUsuńSkończyło się tak, że dopieszczała swój lampion jeszcze tego samego dnia, co odbywała się zabawa. Miała w sumie trzy takie, które się nie rozlatywały i sprawiały wrażenie, że mogłyby polecieć w górę, ale według Paige tylko jeden nadawał się do tego, żeby puścić go w pokazie z innymi. To, że poleci, to jedno, jednak chodziło też o to, żeby ta papierowo-druciana konstrukcja jakoś się prezentowała. Nie mogła w końcu pokazać publicznie byle czego, nawet jeśli nikt i tak nie zwróciłby uwagi ani nie wiedział, że akurat ten konkretny lampion został zrobiony przez nią. Dopieszczanie tego wybrańca zabrało jej trochę czasu, ale i tak nie miała zamiaru brać udziału w wydarzeniu od początku do końca. Tak naprawdę chciała puścić tylko lampion, więc w sumie mogła poczekać, aż się ściemni i pójść do parku dopiero wtedy, kiedy zbliżałaby się pora pokazu.
Jednak w międzyczasie trochę bardziej zaczęła zastanawiać się nad tym, kiedy najszybciej byłaby w stanie wyjechać z Mariesville i do głowy przychodziły jej przez to różnorakie myśli. W tym takie, że skoro i tak tu jest, to może rzeczywiście warto było nieco pożyć tym małomiasteczkowym klimatem i przestać tak ignorować to miejsce. Nie było w końcu takie złe i przecież zawsze mogła trafić gorzej, w miejscu dużo mniej przyjaznym, w którym naprawdę musiałaby walczyć o swoje przetrwanie. Tutaj za to szło jej całkiem gładko i miała względny spokój. Dlatego ostatecznie wyszła z domu trochę wcześniej, jeszcze kiedy było widno, biorąc ze sobą nie tylko lampion, ale też przygotowane wcześniej tarteletki z kremem dyniowo-cynamonowym, żeby nie było, że przyszła z pustymi rękami. A kiedy mijała drzwi sąsiadki na parterze, to była wręcz pewna, że słyszała szuranie, jakby kobieta czuwała przy tych drzwiach cały dzień i sprawdzała, co ostatecznie zrobi Paige w związku z ich wcześniejszą rozmową.
Na miejscu potrzebowała chwili, żeby się odnaleźć, bo chyba pierwszy raz widziała tylu ludzi naraz zgromadzonych w jednym miejscu. To znaczy, widziała już tłumy, ale w nie Mariesville, gdzie ta przestrzeń funkcjonowała trochę inaczej niż do tego, co było znana Paige do tej pory. W samym parku była już nieraz, ale nigdy nie był on tak pełny i w kolorach innych niż natury. Nie czuła się tym jednak w żaden sposób przytłoczona, nie chciała jedynie kręcić się bez celu między ludźmi, szczególnie, że musiała jeszcze uważać, żeby nie zaplątać się w smycz Scrapsa, tak bardzo była nieprzyzwyczajona do chodzenia z tym głupim sznurem w ręce… Zapytała kogoś przy tablicy podziękowań, gdzie najlepiej zanieść tarteletki, czy może w ogóle lepiej ich nie zanosić nigdzie i się do nich nie przyznawać, a później, za nim zdążyła sobie pomyśleć, co dalej, w towarzystwo wciągnęła ją grupka jakiś dzieci. Właściwie to nie ją, tylko Scrapsa, których zachwycał dzieciaki swoimi umiejętnościami znajdowania piłki tenisowej nawet w najbujniejszych krzakach. Nie miała nic przeciwko, żeby się z nim pobawiły, przynajmniej znalazła wymówkę, dlaczego pchlarz nie był na smyczy, bo kto to niby widział, żeby pies miał aportować uwiązany do sznurka. Sama usiadła niedaleko na brzegu jednej z piknikowych ławek i bezwiednie przypatrywała się zabawie.
UsuńKtoś co chwila się dosiadał, odchodził, zagadywał, ktoś inny przynosił papierowe tacki z różnym jedzeniem, stawiał dzbanki z napojami, częstował, pytał czy smakuje. Było trochę głośno, było sporo zamieszania, urywanych rozmów, ale jednocześnie było luźno i niezobowiązująco. Miała nawet wrażenie, że nikt nie zwracał zupełnie uwagi na to, że nie jest stąd i że jej dotychczasowe zaangażowanie w cokolwiek ograniczało się w sumie do obserwowania czyiś dzieci, które biegały z psem i rzucały mu piłkę. Zero barier, żadnych dziwnych spojrzeń, może trochę wścibskich pytań, ale nic ponadto. I tak sobie przesiedziała większość czasu, zamieniając od czasu do czasu z kimś kilka słów, podjadając porzucone łakocie i popijając sok żurawinowy.
W pewnym momencie większość dzieciaków rozbiegła się do swoich rodziców, a do stołu, przy którym siedziała, dosiadła się jakaś mała rodzinka – rodzice i dwie dziewczynki, które, jak się okazały, były trochę nieśmiałe i od jakiegoś czasu przyglądały się harcom Scrapsa, ale nie miały odwagi do nich dołączyć. Dopiero kiedy inne dzieci sobie poszły, a pies przybiegł do Paige, układając się przy jej nogach pod ławką, nabrały trochę odwagi. Niedużo, bo w dalszym ciągu potrzebne było towarzystwo rodziców, którzy rozpoczęli z nią kolejne pogaduszki o niczym szczególnym, interesując się głównie tym, skąd była, co robiła teraz i jak nauczyła Scrapsa posłuszeństwa, aż w końcu zapytali, czy miałaby coś przeciwko, gdyby na chwilę zostawili pod jej okiem dziewczynki, porozumiewawczo zerkając w stronę ozdobionego namiotu, pod którym rozłożony był parkiet na którym od jakiegoś czasu do tańca ustawiały się pary.
Nie miała nic przeciwko. Dziewczynki chyba też nie, bo kiedy znudziła im się zabawa z psem i wróciły do stolika, nawet nie spytały o swoich rodziców. Za to zapytały Paige, czy umie robić warkocze i za nim zdążyła odpowiedzieć, jedna z nich wyjęła ze swojego plecaka pudełko z jakimiś koralikami, piórkami i innymi fikuśnymi ozdobami do włosów. Chciały się przygotować na atrakcję wieczoru, jaką miał być pokaz lampionów, do którego nie zostało wiele czasu. No i tak właściwie Paige została postawiona w sytuacji bez wyjścia przez dwie blondyneczki, którym zachciało się bawić we fryzjera.
Usiadła więc okrakiem, sadzając młodszą przed sobą i zabrała się za czesanie, a starsza, żeby się nie nudzić, postanowiła uczesać w międzyczasie Paige, wplatając w jej ciemne włosy te różne ozdóbki. Nie wiedziała, co się dokładnie działo na jej głowie, ale sądząc po tym, co była w stanie wyczuć, nie było to nic, czego później musiałaby żałować. Scraps w tym czasie wskoczył na ławkę i ułożyć łeb na nogach młodszej dziewczynki, co wzbudziło w niej ogromny zachwyt. Została wybrana i miała go teraz całego dla siebie, jak to pociesznie stwierdziła.
UsuńPóźniej nadszedł w końcu czas na najważniejszą dla Paige atrakcję. Po drodze na pokaz lampionów odłączyła się od rodzinki, życząc im miłego wieczoru i ze Scrapsem na smyczy, zaczęła rozglądać się za jakiś dobrym stanowiskiem, z którego mogłaby puścić swoje małe dzieło. Nie było wcale łatwo, bo ludzie tłumnie migrowali z pozostałych części parku, szukając tego samego co ona. Za to zamiast fajnego miejsca, dostrzegła między ludźmi pana szeryfa, który jakoś wcześniej nie rzucił jej się w oczy wcale, mimo tego, że tak ogólnie to trudno było go przeoczyć wśród innych. Mimowolnie uśmiechnęła się na jego widok, aczkolwiek nie czekała, aż złapią się spojrzeniami. Był wyraźnie zajęty, zaangażowany w koordynowanie całego tego przedsięwzięcia. Poza tym szansa, że miałby wyhaczyć ją w tłumie, była raczej mała, a ona stała też dosyć daleko, dlatego wróciła do szukania sobie odpowiedniego miejsca, przy okazji zgarniając dla siebie trzy podgrzewacze od kogoś, kto je tutaj rozdawał.
Była z siebie bardzo zadowolona, kiedy jej lampion, wraz z dziesiątkami innych, uniósł się ku niebu. Stała z rękoma na biodrach i przyglądała się migającym na kolorowo światełkom, skupiając się oczywiście na tym jednym, jej własnym w żółtym kolorze z powycinanymi esami-floresami, które pozaklejała czerwonym papierem dla dodatkowego efektu. Scraps leżał sobie posłusznie na trawie przy jej nogach, zupełnie niezainteresowany pięknym widokiem wznoszących się lampionów, za to bardzo ochoczo się z tej ziemi podniósł, kiedy powiedziała, że będą się zaraz zbierać, tylko pójdą sobie na jeszcze krótki spacer gdzieś, gdzie będzie mniej ludzi. Miała w końcu jeszcze dwa lampiony, które też miały szansę wzlecieć do nocnego nieba, ale te chciała puścić bez świadków. Nie były takie fajne, jak ten, który już zniknął jej z oczu.
Znalazła sobie przyjemne miejsce na obrzeżach parku, ale wcale nie jakoś daleko od całej imprezy, bo w dalszym ciągu wyraźnie dało się słyszeć odgłosy dobrej zabawy, która niedługo niby miała dobiec końca. Nie dałoby się tego stwierdzić po tym hałasie, w ogóle nie brzmiało to, jakby ludzie mieli zaraz zbierać się do swoich domów, ale w sumie wcale się temu nie dziwiła. Zostało jeszcze mnóstwo jedzenia i niewymęczonych dzieci. To jednak już nie była pora dla Paige, żeby się integrować. Co za dużo, to niezdrowo, a dzisiaj chyba nadrobiła większość zaległości ze swojego pobytu w Mariesville, całkiem dobrze się przy tym bawiąc, choć nie robiła niczego szczególnego.
Rzuciła niedbale smycz Scrapsa na ziemię, przykucnęła i świecąc sobie telefonem, zaczęła ostrożnie wyciągać ze swojego plecaka pozostałe dwa lampiony. Wyciągnęła jeden, kiedy pchlarz nagle zawarczał głośno i odruchowo na niego spojrzała, marszcząc brwi, a później chciała się odwrócić w kierunku, w którym patrzył on, ale ledwo podniosła się z kucek, kiedy poczuła gwałtowne szarpnięcie do tyłu. W tej samej chwili czyjeś ramię owinęło się wokół jej szyi, jakaś dłoń przykryła usta. Paige niewiele myśląc ugryzła mocno to, co miała zaraz przy ustach i na chwilę odzyskała swobodę, jednak na bardzo krótko.
— Widzę, że dalej ostro się bawisz — usłyszała przy swoim uchu. — Tobie by się chyba bardziej przydała ta smycz, co myślisz?
No, kurwa mać… Samego głosu nie skojarzyła sobie od razu, ale teksty już tak i z niedowierzaniem rozpoznała w trzymającym ją facecie tego kretyna z pubu. Krew w niej zawrzała ze wściekłości, ale też z rosnącej paniki, bo, do cholery, nie miała siły się oswobodzić, kiedy ledwo mogła złapać oddech. Próbowała odciągnąć jego ramię, jednak trzymał ją zbyt mocno, w dodatku ciągnął tak, że z trudem łapała równowagę i jeszcze chwila, a będzie szurać nogami po ziemi. Przed sobą widziała, jak rozszczekany i rozjuszony Scraps próbował się do niej wyrwać, ale z jakiegoś powodu nie mógł. Ten głupi sznur musiał o coś zahaczyć, niech to cholera by wzięła i wszystko poszło się jebać…
UsuńI nagle ją puścił. Tak nagle, że poleciała jak długa do przodu, lądując twarzą w trawie zaraz przed Scrapsem, który natychmiast się uciszył i zaczął szturchać ją mokrym nosem, cicho popiskując, jakby chciał ją przeprosić. Wylądowała z niemałym impetem, który ją trochę oszołomił, ale na szczęście nie uderzyła się w głowę. Była jednak tak niepewna tego, co się stało, tak zmieszana, że po prostu tak leżała, próbując ogarnąć głową, co się odwalało. W jednej chwili wyciągała sobie lampiony, w następnej cholerny zboczeniec zachodził ją od tyłu i próbował gdzieś zaciągnąć, a chwilę później ją puszczał, tak po prostu. Nie popchnął jej, tego była z jakiegoś powodu pewna jak niczego na świecie. Wywaliła się, bo cały czas próbowała się wyswobodzić, więc kiedy ją puścił, siłą rzeczy poleciała do przodu. Jej świadomość zaplątała się wokół kilkudziesięciu ostatnich sekund i nie dopuszczała do siebie niczego innego, powtarzając wszystko w pętli i nie pozwalając Paige ruszyć do przodu, póki nie dotrze do niej, co się stało.
Paige King
— To na zachętę muszę zaprosić cię na szarlotkę. Jest wybitna. I dla każdego uczestnika castingu w gratisie — zaśmiała się serdecznie. Nie miała sposobu na to, aby zachęcać mężczyzn. Jej dotychczasowe relacje z przedstawicielami płci przeciwnej rodziły się zupełnie naturalnie, jakby przez przypadek, więc sama myśl, że miała urządzać casting albo na poważnie zagnieździć się w aplikacji do randkowania, wprawiała ją w przerażenie. Betsy kiedyś założyła tam konto, dodała dwa zdjęcia i zwiększyła promień poszukiwań. Trafiali się i chłopcy z Mariesville, których od razu przesuwała w lewo i chłopcy w Camden, którzy nie byli jej znani i dostawali szansę na to, aby ją poznać. Bezskutecznie. W końcu Betsy nie miała samochodu, a pożyczenie wozu od rodziców na randkę było co najmniej niedorzeczne. Współcześnie mężczyźni za to okazywali się leniami, którzy chcieli ją poznać, ale chcieli też, żeby to ona do nich przyjeżdżała. Dlatego się poddała. Skupiała się na relacji, którą miała - friends with benefits z jednym z kolegów starszych braci. I więcej w tym było benefits niż friends, ale i tak zdążyły się na ich temat narodzić już plotki. Gdyby kiedykolwiek ktokolwiek postanowił nakręcić serial Plotkara z Mariesville Betsy Murray byłaby jedną z głównych bohaterek, ale taką z przymusu, w końcu się o to nie prosiła.
OdpowiedzUsuńI jak, o dziwo, przyjemnie spędzało jej się czas z szeryfem, na zupełnie prywatnej, lekkiej pogawędce, okraszonej dowcipem, śmiechem i anegdotami, tak teraz cieszyła się, że Rowan jest na pokładzie jej kajaka. Że jest w ogóle obecny na spływie. Zachował zimną krew, podczas, gdy większość wpadała w panikę. Nawet Betsy zaczęła mocniej i szybciej wiosłać, poczerwieniała aż na buzi, a jej oczy błyszczały z niezdrowej ekscytacji. Powinna być przerażona, ale nie myślała o tym, bo adrenalina uderzyła niespodziewanie. Mogła zostać bohaterką! Pomocnicą bohatera tak właściwie, ale zamierzała słuchać jego poleceniem i pomóc potrzebującym. Mężczyzna stanowczo wydał krótką listę poleceń. Nikt z obecnych i wyznaczonych do zadań nie protestował. Część uczestników spływu płynęła dalej, bez świadomości wypadku, który miał miejsce za ich plecami.
Betsy dostrzegła ludzi w kotłującej się wodzie. Zachowali jednak resztki rozsądku i złapali ich kajaka. Ten wywrócony do góry nogami był już transportowany do brzegu, pozostali kajakowicze wyłapywali dryfujące przedmioty osobiste i wiosła.
Wszyscy dopłynęli w pobliże zarośniętego brzegu. Poszkodowani wykaraskali się na brzeg i pierwsze co - wybuchnęli głośnym śmiechem. Murray wciąż trzymając swoje wiosło, miała ochotę przełożyć nim po ich głupich łepetynach. Fuknęła coś niezrozumiałego pod nosem, marszcząc gniewnie czoło. Obejrzała się krótko na szeryfa.
— Co za pacany! — skwitowała tylko.
— Dobra, płyniemy dalej! — Powiedział jeden z wywróconego kajaku. Odwrócili go, wylali wodę i z powrotem zajmowali swoje miejsca. Murray pokiwała głową. Była wdzięczna, że nikomu nie stało się nic poważnego, ale ona sytuację traktowała poważnie, w przeciwieństwie do tych, którym faktycznie coś mogło się stać.
— Może powinniście się bardziej skupić na wiosłowaniu, a nie na piciu — zawołała donośnie, grożąc im swoim wiosłem, a jak! W końcu była w bojowym nastroju.
— Spadaj, Murray, zajmij się swoim nosem! — Odparł cwaniakowaty młody mężczyzna, którzy otrzepywał teraz włosy z nadmiaru wody. Część ekipy ratunkowej była już pośrodku rzeki, gdzie płynąc z prądem starali się dogonić pozostałych.
Betsy Murray
Sama uwielbiała ich lokalną kuchnię, więc jego wybór był wysoce zadowalający. Co prawda lubiła odkrywać nowe smaki, jednak zawsze z pewnego rodzaju sentymentem wracała do tych starych, pochodzących z rodzinnych stron. W końcu czy istniało coś lepszego niż przepisy przodków na dania przygotowane z lokalnych, świeżych produktów?
OdpowiedzUsuń— Sernik na zimno — powtórzyła jego słowa i nieco zaskoczył ją ten wybór, spodziewała się czegoś nieco bardziej wymyślnego. Z rodzynkami? Czy bez? Nie zdążyła już go zapytać, bo jego samochód właśnie odjeżdżał. Jako że sama nienawidziła rodzynek, zdecydowała, że będzie bez nich. Liczyła, że Rowan miał podobne upodobania.
Nie zasnęła od razu po jego wyjściu. Krzątała się jeszcze chwilę po domu, zaczęła sprzątać salon, upewniła się, że wszystkie okna są pozamykane i jeszcze raz sprawdziła czy zamknęła drzwi. W końcu ostrożności nigdy za wiele, prawda? Nalała jeszcze wodę dla kota i chwytając za swoją poduszkę weszła po schodach, kierując się w kierunku sypialni. Przez dłuższy czas kręciła się w łóżku, nie mogąc się pozbyć natrętnych myśli, ale w końcu udało jej się przespać kilka godzin. Odczuła skutki tej niespodziewanej pobudki, więc wypiła kawę mocniejszą niż zwykle. Pierwszą z rzeczy, którą zrobiła rano było zadzwonienie do kliniki weterynaryjnej i sprawdzenie czy w sieci nie było żadnego ogłoszenie o zgubionym zwierzaku. W klinice jednak nikt nie odebrał, ciężko było się jednak dziwić, skoro była niedziela, a ogłoszenia żadnego nie znalazła, przynajmniej takiego, które by pasowało do kotka, który się do niej przybłąkał. Zastanawiała się czy zamieścić jakiś post na swoich socialach, ale na razie się z tym wstrzymała, przynajmniej do czasu wizyty u pani weterynarz.
Już w południe zaczęła przygotowywać sernik, aby móc później wstawić go do lodówki. Sięgnęła po klasyczny przepis, bez żadnych smakowych przełamań ani innych udziwnień. Pół godziny przed jego przyjściem wstawiła kaczkę z jabłkami do piekarnika, stwierdzając, że mogą zrobić wspólnie sałatkę. Cały czas pod nogami kręcił jej się kot, licząc na to, że może skapnie mu kawałek smakowitego mięska.
Kiedy usłyszała dzwonek na drzwi, zerknęła przelotem na swoje odbicie w lustrze, miała na sobie obcisły, karmelowy sweter i beżową, krótką spódniczkę. Odruchowo poprawiła swoje długie, proste włosy, zakładając je z jednej strony za ucho.
— Dobry wieczór, cześć! — przywitała go z ciepłym uśmiechem i przytuliła delikatnie na przywitanie. — Cieszę się, że jesteś! — zamknęła za nim drzwi. — Ojej, nie trzeba było! — zawołała, ale chętnie przyjęła od niego butelkę wina. — Ale myślę, że będzie idealnie pasować do kaczki… — mruknęła, zerkając na etykietę wina. — Bardzo dziękuję! — jej usta znowu ułożyły się w uśmiechu. Właściwie, uśmiech prawie nigdy nie schodził z twarzy Anny Murray. Wszelkie emocje, które odczuwały zawsze były wymalowane na jej twarzy. Ciężko jej było ukryć i schować jakiekolwiek uczucia. — Więc… przygotowałam kaczkę z jabłkami i pomyślałam, że zrobimy do tego wspólnie jakąś sałatkę, co Ty na to? — oznajmiła, zapraszając go w głąb domu. — Napijesz się czegoś? Herbaty, wody, soku, a może otworzyć już winko? Jak wolisz? — weszła do kuchni, odruchowo wstawiła butelkę do lodówki, aby alkohol nieco się schłodził. Wokół można było wyczuć aromaty przypraw, jak i słodki zapach pieczonych jabłek. — Właściwie nie wiem co lubisz najbardziej, ale mam nadzieję, że Ci to podejdzie… — szepnęła z nadzieją. Byłaby załamana, gdyby jej kuchnia mu nie smakowała! Na co by mu było takie podziękowanie…. Wyrzuciła jednak tą myśl szybko z głowy i niepewność zastąpiła uroczym, pełnym słodyczy uśmiechem.
Anna Murray
Faktycznie działo się między nimi wiele nietypowych rzeczy, które jedynie podkreślały, jak bardzo to wszystko było wyjątkowe. Nancy pierwszy raz w życiu czuła, jaki ma wpływ na Rowana, który nie potrafił się jej oprzeć tak samo, jak ona nie potrafiła oprzeć się jemu. Również robiła rzeczy, na które normalnie by się nie zdecydowała. Nie miała w zwyczaju pozwalać mężczyznom na to, aby zabierali ją do siebie. Nie oferowała im się, nie deklarowała, że jest ich, nie zaczepiała i nie myślała o tym, jak wiele mogła im dać. Przy Rowanie było inaczej, ponieważ łączyło ich coś głębszego, coś wykraczającego poza fizyczność, a nawet pociąg seksualny. Mieli już okazję, by dać upust tym pragnieniom. Mogli wykorzystać siedem minut i dobrać się do siebie w jakimś składziku, a potem poprawić w każdym innym, wolnym pokoju, a jednak tego nie zrobili, ponieważ wiedzieli, że to nie byłoby wystarczające. To nie było dla nich. Zasługiwali na coś więcej niż kilka minut. Zasługiwali na ciężką, intymną atmosferę, na to, aby ich myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół siebie oraz tego, co ze sobą przeżywali. Mogli dać sobie naprawdę wiele, ale dopiero dzisiaj odważyli się po to sięgnąć i to było ekscytujące. Nancy pragnęła, żeby podczas każdej ze wspólnych chwil, Rowan patrzył w te jej niebieskie oczy i dokładnie chłonął to, co z nią robił. Żeby zatracał się w niej tak, jak w nikim.
OdpowiedzUsuńDzisiaj wszystko wydawało się tak śmiesznie proste i oczywiste, że Nancy jak zbuntowane dziecko nie chciała mierzyć się z jutrem, a myśl o nim niczym zmora obijała się po jej głowie. Chciała, żeby dzisiaj trwało i się nie kończyło. Bała się tego, co nastąpi, gdy będzie już po wszystkim, a oni nie będą wiedzieli, co ze sobą zrobić. To znaczy — nie chcieli się krzywdzić i wykorzystywać, gdyby było inaczej, to zrobiliby już to dawno temu i zdążyliby się rozejść, ale po prostu strach był silniejszy od rozsądku, choć wciąż zbyt mały, by wygrać z pożądaniem. Seks im wyjdzie, to było pewne, ale dopiero przez następne dni okaże się, jak będą nawigować nową rzeczywistość. Jak często będą o sobie myśleć, ile razy wracać do tej jednej, wspólnej nocy, czy coś sprowokuje ich do tego, aby zasmakować się kolejny raz i regularnie do siebie wracać. Cholera, Nancy już teraz wiedziała, że wciąż chciałaby pozostać jego słabością i wyjątkiem od wszystkich reguł.
— Mogę być twoim najlepszym deserem o każdej porze dnia i nocy — zasugerowała niewinnie jak aniołek, choć rzeczywiście w Nancy czaiło się coś z diablicy. Zazwyczaj taka nie była, ograniczając się do zaczepek i, niekiedy, trafnych złośliwości, jeśli sytuacja tego wymagała, ale zdecydowanie potrafiła kusić. Lubiła taka być, lubiła tym zaskakiwać i uwielbiała widzieć, że przynosi to upragnione skutki. Do tej pory nie pokazywała się z tej strony Rowanowi, ponieważ nie miała pewności, co by o tym sądził, ale dzisiaj wreszcie zobaczyła, że taka się mu podoba i przez to wychodziła z niej paskudna prowokatorka. Wiedziała, że go nakręca, a jej słowa doprowadzają go do granicy szaleństwa, którą zamierzał przekroczyć dopiero, gdy znajdą się w domu, a nie w samym środku mokrego zagajnika, ale o to chodziło, by zawrócić mu w głowie tak bardzo, żeby nie chciał oderwać się od niej przez resztę nocy.
— A myślisz, że sprawisz, że będę błagać o więcej? — zapytała zaczepnym tonem, znowu zmysłowo szepcząc do jego ucha. Droczyła się, ale nie miała wyjścia, skoro Rowan robił dokładnie to samo. Nakręcał, uwodził, rozpalał i ani myślał, żeby dać jej spokój. Pragnęła móc znowu go całować, a następnie na własnej skórze przekonać się, z jaką pasją dotrzyma tych wszystkich obietnic, które jej złożył. Nancy wydawało się, że nie ma takich fantazji, których by się wstydziła, ale może razem z nim zacznie odkrywać jakąś swoją stronę, której do tej pory nie znała i wtedy okaże się, że rzeczywiście były rzeczy, których do siebie nie dopuszczała, a których z nim zacznie pragnąć? Nie miała pojęcia, ale chętnie się tego przy nim dowie. Doprowadził ją do takiego etapu, że pozwoliłaby mu na wszystko.
Droga do domu Rowana minęła im całkiem szybko, najprawdopodobniej za sprawą tego skrótu, na który się zdecydował, chociaż pragnienia Nancy były boleśnie wielkie, więc wydawało się jej, że nie wytrzymałaby kolejnych minut drogi. Jej powrót był niewątpliwie lekki oraz przyjemny — dobrze było jej na plecach Rowana, a i nie brakowało jej interesujących zajęć, za pomocą których mogła skupiać całą swoją uwagę na Rowanie, ale zdążyła zatęsknić za byciem z nim twarzą w twarz. Jej uśmiech powiększał się, gdy na horyzoncie widziała swój dzisiejszy przystanek. Nieczęsto bywała u niego w domu, raczej częściej widywali się gdzieś w biegu lub to on wpadał do niej, więc za każdym razem była tak samo zaintrygowana jego posiadłością, która była po prostu piękna. Gdyby było cieplej, to musiałby siłą wyciągać ją z tego basenu, którego odrobinę mu zazdrościła. Nancy lubiła swój dom; był uroczy i przytulny, ale ze sto razy mniejszy od domu Rowana, w dodatku dzieliła go z babcią, a czasami nawet z bratem i niekiedy zazdrościła, że on miał taki komfort bycia samemu, chociaż doskonale wiedziała, że większość czasu i tak spędza poza domem. Ale chyba można powiedzieć, że miał taką swoją oazę, natomiast ona tej swojej wciąż szukała.
Usuń— Bardzo mnie dzisiaj rozpieszczasz, Johnson... — zauważyła z uśmiechem, będąc z tego faktu bardzo zadowolona, ponieważ to jasne, że podobało się jej takie traktowanie. Ostrożnie zsunęła się z pleców Rowana i grzecznie się od niego odsunęła, plecami opierając się o elewację. — Więc lepiej uważaj, bo jeszcze się mnie nie pozbędziesz — dodała żartobliwie, choć niby ostrzegawczo, z niewinnym uśmiechem, podążając za nim wzrokiem w drodze po klucze i z powrotem.
Odruchowo przygryzła wargę, przechodząc z nogi na nogę, a figlarny uśmiech nieustannie błąkał się po jej rozpromienionej twarzy, gdyż obecna sytuacja była dla niej czymś cholernie ekscytującym. Nie robiła takich rzeczy i gdyby nie on, to dalej by ich nie robiła. Nigdy nie sądziła, że kiedyś będzie stać z Rowanem przed jego domem zniecierpliwiona, nie mogąc się doczekać aż otworzyć drzwi, ponieważ gdy tylko znajdą się w środku, absolutnie się sobie oddadzą. Jeszcze bardziej niż do tej pory.
— W takim razie mam nadzieję, że solidnie policzysz sobie za ten transport — zauważyła jeszcze z wyraźnym podtekstem, zerkając na jego mokre buty, które poświęcił na przedzieranie się przez zarośnięty skrót. Niech jej nie oszczędza, bo ona jego nie zamierza.
Kiedy drzwi się otworzyły, Nancy odruchowo spojrzała na Rowana i skinęła głową, korzystając z jednoznacznego zaproszenia, dlatego ledwo przekroczyła próg, a już się zatrzymała. Wyprostowała się, odwracając w jego stronę i nawet nie pozwoliła mu wejść do środka, a co dopiero zamknąć drzwi, tylko w całej tej swojej bezwstydnej, bezpośredniej wersji, wyciągnęła dłoń w jego stronę, złapała za materiał koszuli i przyciągnęła do siebie, szybko składając na jego ustach pocałunek. Czuły i obezwładniający. Najpierw jeden, potem drugi i kolejny, pozwalając im na to, aby naturalnie przerodziły się w coś dużo bardziej namiętnego oraz zachłannego. Trochę niezdarnie pozbyła się swoich butów, ponieważ zawzięcie napierała swoimi ustami na jego wargi. Wsparła się na palcach, by być wyżej, jedną dłoń zarzuciła na jego kark, nagle i mocno przylegając do niego swoją klatką piersiową, natomiast jej druga dłoń zaczęła sprawnie rozprawiać się z guzikami koszuli. Każda warstwa ubrań była w tej chwili nieznośna i naprawdę nie było ważne to, że dopiero co weszli do domu, że zdążyli zrobić tylko kilka kroków, a do sypialni wciąż mieli daleko. Co z tego, skoro po drodze mieli tyle miejsc, że w każdym z nich mogliby sobie coś zrobić, a to i tak byłoby mało.
don't be shy, give me all of you
Kilkadziesiąt sekund to nie było dużo czasu i normalnie nie miałaby żadnego problemu, żeby się w takiej chwili rozeznać i gdzieś ją sobie przyporządkować. Nikt nie miałby takiego problemu, każdy robił to przecież tysiące razy w ciągu dnia bez udziału woli. Jednak w tym przypadku Paige coś przeszkadzało w tym mimowolnym procesie, coś, co ciężko byłoby jej nazwać, bo doświadczała tego chyba po raz pierwszy w życiu. Jakby nagle znalazła się w innym miejscu i czasie, niż w rzeczywistości była, nie będąc jednocześnie pewną żadnych szczegółów, bo te nie dość, że były za jakąś mgłą, to jeszcze przeplatały się z teraźniejszością. To w połączeniu z nagłą utratą równowagi i upadkiem sprawiało, że Paige zbierała się w sobie wyjątkowo długo, mimo dosyć silnych i zdecydowanych instynktów zachowawczych, które zazwyczaj w niej buzowały. Dopiero kiedy przez te niejasne skojarzenia przepłynęło krótkie wspomnienie, a konkretnie kilka słów, coś w niej zaskoczyło i rozwiało dezorientującą mgłę.
OdpowiedzUsuńPrzepadłem dla tego uśmiechu…
Momentalnie otworzyła szeroko oczy, podciągnęła się na rękach i obróciła przodem do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stała w uścisku napastnika. Serce waliło jej jak szalone, a jego bicie dudniło jej w uszach i pulsowało w skroniach. Oddech był gwałtowny, nierówny, jakby właśnie przebiegła maraton. Na plecach i karku czuła zimny pot. Wszystko było takie podobne, ale jednocześnie zupełnie inne i coś jej podpowiadało, że to na tych różnicach powinna się skupić.
Nie było żadnej krwi ani krzyku. Scraps nie ujadał z boku, przygotowując się do kolejnego ataku. Zamiast tego stał zaraz przy jej boku, szturchał ją nosem i co chwila lizał po uchu. Nie była w mieszkaniu. Nie była nawet w pieprzonej Atlancie.
Zamrugała raptownie, gdy niewyraźny obraz przed oczami gwałtownie zaczął się przed nią zmieniać. Tobie by się chyba bardziej przydała ta smycz… wylądował przyciśnięty do ziemi, z twarzą niedaleko jej butów. Odruchowo przyciągnęła nogi bliżej siebie, uginając kolana i wycofała się kawałeczek. Przełknęła ślinę, nie bardzo rozumiejąc, co mu się stało, bo jeszcze do niej nie dotarło, że był tutaj ktoś jeszcze. Po pierwsze, było już ciemno, a po drugie dalej rozdzielała teraźniejszość od skojarzeń, a w tych nie było osoby trzeciej. Patrzyła tępo na faceta przyduszonego do ziemi i zupełnie nic rozumiała. Wzdrygnęła się na wykrzyczane słowa, które nie pochodziły z jego ust i podniosła spojrzenie wyżej, ledwo co uświadamiając sobie, kto tu jeszcze był i co tak właściwie robił. W nieprzerwanym osłupieniu przyglądała się całej sytuacji, nie ruszając się ze swojego miejsca. Przerzucała wzrok to na Rowana, to na Bucka, powtarzając sobie w myślach, że nie jest w mieszkaniu w Atlancie, jakby potrzebowała to sobie dodatkowo jeszcze uświadamiać, tak to wszystko było dla niej odrealnione.
Zapatrzyła się trochę w miejsce, w którym facet zniknął jej z oczu, po tym jak Rowan go puścił i kazał mu spierdalać. W międzyczasie bezwiednie próbowała odsunąć od siebie Scrapsa, ale jej ruchy były niezbyt zdecydowane i stanowcze, więc futrzak nie odpuszczał, nosem ciągle sprawdzając, czy na pewno nic jej nie jest. Jak już Buck zniknął w parkowych ciemnościach i nie było go słychać, w końcu zaczęły napływać do niej inne bodźce i wrażenia, w tym irytacja wywołana tymi psimi umizgami.
— Przestań już, kundlu — fuknęła, ręką odpychając Scrapsa, ale od razu się zreflektowała i złapała za poły skóry na karku, by przyciągnąć go do siebie z powrotem. — To nie twoja wina, tylko tego głupiego sznurka — mruknęła cicho, a nawet wyjątkowo łagodnie i odetchnęła, przenosząc uwagę na Rowana. Pies też na niego popatrzył, wywalając język i z zadartym łbem przysiadł w spokoju na ziemi, machając powoli ogonem. Jakby nie był pewny, czy być wdzięcznym za odwaloną za niego robotę, czy czuć się tym faktem zaniepokojonym.
Czy była cała? Tak, nic jej nie odpadło, zębów nie straciła, miała tylko nieprzyjemny posmak w ustach po tym, jak ugryzła tego czuba w rękę. Trochę się pewnie ubrudziła, kiedy upadła, drobinki piasku i jakieś kamyczki wybijały jej się w dłonie, na których się opierała. Może jakieś ozdóbki powypadały jej z włosów, może obiła sobie kolana, ale to nie były duże straty i wątpiła, by szeryfowi chodziło o takie drobiazgi. Czy wszystko było w porządku? Cóż, to było trochę trudniejsze pytanie, ale w skrócie w porządku nie było.
Usuń— Nie wiem — odpowiedziała dyplomatycznie z wyraźną nutą frustracji i zirytowania, wycierając wierzchem dłoni ubrudzony od ziemi policzek.
Na więcej nie było na razie co liczyć. Nie będzie z nim przecież rozmawiać, siedząc jak to ciele na ziemi i patrząc na niego z dołu, kiedy sam już stał wyprostowany. Ostatnie, na co miałaby teraz ochotę, to rozmawiać z kimkolwiek, znajdując się w takim położeniu i nie chodziło o to, że sobie właśnie z czymś sama nie poradziła. Dosłownie nie podobał jej się obecny fizyczny układ, w jakim się znajdowali. Spróbowała więc dźwignąć się na nogi i oderwała ręce od podłoża, przenosząc ciężar ciała na stopy, ale jej tyłek znów wylądował twardo na ziemi po tym, jak przez prawą stopę i kostkę przeszedł ją bolesny prąd, zostawiając po sobie równie bolesne pulsowanie.
— …mać — syknęła przez zęby, przełykając z bólem część przekleństwa. Zacisnęła powieki i odchyliła głowę do tyłu, burcząc gniewnie jak wyjątkowo niezadowolony kot. Mogła obić sobie kolana, ale mogła też sobie uszkodzić kostkę, bo czemu nie. I w trakcie tego kociego burczenia nie omieszkała też puścić soczystej wiązanki pod adresem Bucka. W międzyczasie zaczęła obracać się niezgrabnie na klęczki, żeby ułatwić sobie wstawanie. — … na kolanach, ze swoim fiutem w mordzie… — burczała pod nosem, nie szczędząc sobie przekleństw ani kreatywności w związku z tym, jak najchętniej sama urządziłaby w tym momencie tego faceta. — No ja pieprzę… — jęknęła cicho, kiedy już sobie trochę odreagowała. — A to był taki fajny dzień, wiesz? To przyszedł i go spieprzył… Daj mi, proszę, rękę, bo nie wiem, czy powinnam na tej nodze w ogóle stawać…
Ostatecznie nie była ani do końca cała, ani nie było w porządku.
Paige King
Paige miała to całkowicie gdzieś, czego chciał od niej ten gość i jakie miał powody. Nie obchodziło ją, czy mu się spodobała, czy że kiepsko przyjmował odmowy, czy że w ogóle nie mógł przełknąć faktu, że dostał od niej limo na oczach znajomych. Dla niej wystarczyło powiedzieć mu raz, żeby dał jej spokój, a drugi to już był przejaw wyjątkowej cierpliwości z jej strony, nie wspominając o wywołaniu w niej chęci do rękoczynów, więc kiedy mimo to nie docierało, taki delikwent z automatu był wykluczony z czegokolwiek z jej strony. Żadna wyrozumiałość ani powściągliwość nie wchodziła w grę. Cierpliwość nie była mocną stroną Paige i wyczerpywała się jeszcze szybciej, gdy naruszano wyraźnie zaznaczone granice i to bez najmniejszego wyczucia. Nietrudno było ją zdenerwować, to nie stanowiło żadnej tajemnicy, ale takie typy i sytuacje wynosiły ten gniew na zupełnie inny poziom, który najczęściej odciskał swoje piętno właśnie na sprawcy.
OdpowiedzUsuńByła okropnie wściekła i w ogóle nie miałaby żadnego żalu, gdyby Rowan z niczym się nie powstrzymywałby, nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku wyszłoby, że przesadził. Zamknęłaby oczy, żeby nie było, że cokolwiek widziała, jeśli byłaby taka potrzeba. Jednak mimo złości, nawet przez myśl jej nie przeszło, by pójść zgłosić Bucka oficjalnie. Systemowe rozwiązania często okazywały się nieskuteczne i niewystarczające i były przez to kolejną irytującą rzeczą, którą miałaby na głowie, więc tak się składało, że od bardzo długiego czasu nie były pierwszym sposobem na rozwiązywanie problemów, jaki przychodził jej do głowy. Na przykład teraz była przekonana, że zdecydowanie lepiej podziałałoby znalezienie jakiegoś porządnego kija, który doskonale dogadałby się z kolanami Bucka, jego samochodem, jeśli takowy posiadał i może nawet zajmowanym lokum. Drastyczność przekonań Paige po prostu rosła wykładniczo względem jej złości, ale plus był taki, że w skrajnych przypadkach najczęściej kończyło się na samym myśleniu i wyobraźni, bo nie była przecież psychopatką. A już na pewno nie idiotką, żeby samej narażać się na jakieś groźne konsekwencje prawne.
Była wściekła, ale też trochę roztrzęsiona, co już nie było tak łatwe do dostrzeżenia, przynajmniej na ten moment. Złość i gniew skutecznie przysłaniały wszystko inne, jednak nie zmieniało to faktu, że to się w niej kotłowało i przez to nie zwracała takiej uwagi na różne niuanse, które normalnie wychwyciłaby od razu w słowach Rowana i pewnie nie omieszkałaby się za te słówka go pochwytać. Musiała się najpierw uspokoić.
Z jego pomocą podciągnęła się z ziemi i lekko podskakując na lewej nodze, przystanęła tak, żeby móc się go swobodnie złapać i oprzeć bez narażania się na kolejne nieprzyjemne doznania. Wolną ręką przesunęła najpierw po swoim nosie w okolicach kolczyka, żeby upewnić się, że żadna trawa czy zbutwiały kawałek liścia się tam nie zaplątał, a potem zaczęła otrzepywać spodnie, chcąc doprowadzić się do względnego porządku.
— Słucham? — bąknęła trochę rozkojarzona, po chwili dopiero sięgając palcami do swoich włosów i złapała za rozplątujący się warkoczyk, który musiał wysunąć się z uścisku kolorowej spineczki w trakcie całego zajścia. Z luźnych pasemek rzeczywiście zsuwały się migoczące koraliki. — Ojej, rzeczywiście… — mruknęła z cicho pobrzmiewającym przejęciem w głosie i rozplątała warkoczyk do końca, łapiąc w dłoń ostałe ozdóbki i schowała je do kieszeni skórzanej kurtki. Nie będzie już zbierać tych, co zdążyły pospadać na ziemię, ale te co się da, to zaraz dopilnuje, żeby jeszcze trochę posiedziały na jej włosach albo wylądowały w kurtce. Poprzerzucała delikatnie włosy na oba ramiona, żeby skontrolować ich stan i w razie potrzeby na nowo zabezpieczyć jakiś warkoczyk albo pasemko splecione z kolorową tasiemką. Nie było dużo tych poprawek, bo i tak większość jej ciemnych kudłów pozostawała rozpuszczona, ale na wszelki wypadek wolała się upewnić, bo naprawdę byłoby jej szkoda teraz to wszystko pogubić.
Zapomniała się na chwilę i przeniosła ciężar ciała na prawą nogę, chcąc się rozejrzeć za resztą swoich rzeczy i zerknąć w stronę miejsca, w którym zaplątała się smycz Scrapsa. Zesztywniała, zaciskając mocno zęby i głośno wypuściła powietrze nosem. Bolesne pulsowanie w kostce nasiliło się, szybko przypominając Paige, że coś zdecydowanie było nie tak. Dobrze, że nie przestała trzymać się Rowana, bo rzeczywiście mogłaby zaraz znowu stracić równowagę, a skoro mógł tego nie znieść, to nie warto było przecież ryzykować, cokolwiek miał przez to na myśli. Ścisnęła ze sobą wargi, czując, jak do oczu powoli napływają jej łzy. Zaczęła myśleć o tym, co stało się z jej nogą, a przez to bardziej skupiała się też na samym bólu, który zwyczajnie narastał, niezależnie od tego, czy próbowała stopą ruszać, czy nie. Teraz i tak niewiele więcej mogła stwierdzić, prócz tego, że bolało coraz mocniej i że stawanie na prawej nodze jest raczej niewskazane. Najlepiej byłoby, żeby zdjęła but, ale teraz nie miało to sensu, bo i tak było za ciemno, a potem mogła go już nie założyć.
Usuń— Rowan — zwróciła się do niego dosyć zasadniczo, ale też trochę niechętnie. — Nie dam rady dojść sama do domu. Nie w rozsądnym tempie — oznajmiła w taki sposób, jakby jeszcze się tego nie domyślił. — Nie wiem, czy tylko sobie coś naciągnęłam, czy jest to coś poważniejszego, ale wolałabym nie sprawdzać, czy może być gorzej niż jest — wyjaśniła dodatkowo, wyraźnie zbierając się w sobie do czegoś więcej. — Dlatego chciałabym cię zapytać, czy masz może teraz jeszcze jakieś plany? — Zakładała, że mógł je mieć, bo niby zabawa w parku już się kończyła, ale to wcale nie oznaczało, że na tym kończyła się jego praca. Bardziej jednak niż o same plany, pytała o coś trochę innego, o co trudno było jej zapytać tak wprost. — Jeśli masz zajęty wieczór, to byłoby mi miło, gdybyś pomógł mi pozbierać moje rzeczy, odplątał Scrapsa i może pomógł dojść z powrotem na imprezę i stamtąd sobie już jakoś poradzę — dodała jeszcze. Cały czas mówiła dosyć sztywno i trochę zbyt rzeczowo, ale tak jej było łatwiej nie krzywić się cały czas z bólu. Poza tym prosiła o pomoc, a to już samo w sobie było dla niej niełatwe.
Paige King
Może Rowan nie powinien sprawiać, że Nancy poczuje się w jego ramionach tak wyjątkowo, jak w niczyich do tej pory, ponieważ to było zbyt niebezpieczne, jeśli rzeczywiście chcieli zamknąć wszystkie uczucia oraz pożądanie w tej jednej nocy. Z drugiej strony chyba było już za późno na rozwodzenie się nad tym, co było dobre a co nie, gdyż oboje wiedzieli, że skoro ma to się nie powtórzyć, to muszą dać z siebie wszystko, by zapamiętali tę noc ze szczegółami. Zresztą, Nancy od zawsze czuła się przy nim wyjątkowo, bo Rowan nigdy nie patrzył na nią jak na zdobycz, którą śmiało mógł dopaść i się zabawić, a jak na kogoś, kto jest dla niego ważny. Z każdą sekundą była coraz bardziej pewna, że między nimi na pewno nie chodzi o spełnienie jednorazowej ochoty, która nagle ich naszła, że nie traktowali tego jak standardowego numerku z kimś nieznajomym i wyjątkowo trzeźwo dostrzegała, że z wielu powodów nie da się porównać tego do czegoś, co już przeżywała. I z jednej strony niesamowicie ją to fascynowało, bo z Rowanem doświadczała czegoś nowego, co wyciągało z niej najskrytsze pragnienia, które w sobie chwała, ponieważ dotyczyły jego, a z powodu przyjaźni zawsze traktowała go jak zakazany owoc, a z drugiej wciąż trochę się bała, ponieważ to było intensywne i gwałtowne, pojawiło się między nimi z całą swoją mocą i Nancy chciała, żeby zostało, a nie jedynie rozmyło się we wspomnieniach.
OdpowiedzUsuńPodobało się jej to, że chciał od niej czegoś więcej niż samego ciała, dostrzegając w niej to coś, czego spora część ludzi nie dostrzegała. Dla wielu mężczyzn była piękna i wielu z nich próbowało swoich sił, ale Nancy nigdy nie chciała być tylko kawałkiem ładnej buzi, którą można się pochwalić jak trofeum i wykorzystać, a dość często spotykała się właśnie z takim traktowaniem. Rowan ją szanował i, choć z każdą chwilą wymykało się im to spod kontroli, z takim samym szacunkiem się do niej dobierał, skupiając na niej całą swoją uwagę, przykładając się do każdego gestu i każdej czułości, celebrując z nią tę chwilę. Chciał jej tak naprawdę i bezgranicznie czyli tak samo, jak ona pragnęła mieć jego. Była gotowa oddać się mu, ale nie było w tym miejsca na kompromisy, dlatego on musiał oddać się na równi. To, czego chciał od niej — ona chciała od niego.
— Nie możesz mnie tak po prostu obezwładniać — stwierdziła z rozbrajającą szczerością, cicho się śmiejąc, gdy Rowan znalazł sposób na jej zachłanne pocałunki i w jednej chwili sprawił, że stał za nią, a jej dłonie chwilowo nie mogły błądzić po jego ciele. Celowo mocniej przywarła do niego swoimi pośladkami, ponieważ z satysfakcją odkryła, do czego go doprowadziła i przymknęła powieki, czując jego usta na swoim karku. Spokojnie odetchnęła, starając się zapanować nad brakiem cierpliwości. Z reguły było z tym u niej kiepsko, ale dzisiaj stała się absolutnie niecierpliwa, tracąc dla niego głowę, przez co zaczęła beztrosko całować go praktycznie w drzwiach jego domu, ignorując fakt, że pozostawały otwarte. Na szczęście godzina była późna, a zresztą i tak przez cały wieczór odstawili już kilka pokazów; jeden nawet przed domem Dawsonów.
Uśmiechnęła się, słuchając jego słów, a gdy uporał się z drzwiami, to Nancy natychmiast poczuła się pewniej i bezpieczniej. Atmosfera stała się jeszcze cięższa, gwałtownie gęstniejąc, przez co zrobiło się między nimi intymniej i prywatniej, a napięcie rosło, wyczulając ją na każdy dotyk, nawet ten najmniejszy.
— Smacznego, Johnson — rzuciła zduszonym przez podniecenie głosem, znajdując w sobie jeszcze trochę miejsca na taki rodzaj śmiałości, który wręcz zahaczał o bycie bezczelnym. Jej skóra zderzyła się z zimnym blatem, a ona odchyliła głowę, z przyjemnością ułatwiając Rowanowi dostęp do swojej delikatnej skóry i z rozkoszą odkryła, że bez problemu trafiał w jej najczulsze miejsca. Wyrywał z jej ust ciche westchnienia, które coraz bardziej wypełniały kuchnię, ale Nancy nie traciła czujności, dlatego bardziej rozsunęła nogi, obejmując go nimi w pasie i odrobinę zsunęła się po blacie w jego stronę, wychodząc mu biodrami naprzeciw. To w połączeniu z jego językiem i kciukami zahaczającymi o cienką bieliznę, którymi tak nieznośnie ją kusił, sprawiło, że spomiędzy jej rozchylonych warg wyrwał się cichy jęk, a dreszcze rozeszły się wzdłuż kręgosłupa.
Usuń— Cholera — mruknęła cicho zaskoczona, kiedy ich usta ponownie namiętnie się spotkały, nie szczędząc sobie intensywnych pocałunków, natomiast jego dłoń tym razem znalazła się na jej szyi, tym samym dostarczając jej kolejnych doznań. Rowan ani nie miał pojęcia, co z nią robił, ani jak bardzo Nancy chciała, aby zasmakowało mu to zbliżenie. Tak bardzo jak nic innego.
Oczywiście musiał to zrobić. Musiał swoimi komplementami onieśmielić Nancy, a ona nie mogła inaczej zareagować, skoro tak na nią patrzył, bezwstydnie chłonąc jej widok; w czarnych koronkach, z rozrzuconymi włosami, zarumienionymi policzkami i ciężkim oddechem, który jej zawzięcie towarzyszył. Widział ją taką pierwszy raz, a chociaż nie miała problemu z tym, aby eksponować przed nim swoje ciało, to tak właśnie na nią działał, że wariowała. Dzisiaj naprawdę coś nad nią czuwało, skoro zdecydowała się pod tę sukienkę, która zdążyła już gdzieś tam wylądować, założyć porządny komplet bielizny.
— Zawstydzasz mnie — wyznała patrząc mu w oczy i nieznacznie pokręciła głową z dezaprobatą wobec tego, do czego właśnie mu się przyznała, a nieśmiały uśmiech zakręcił się na jej twarzy. Nie pierwszy raz słyszała, że jest piękna, ale z jego ust brzmiało to inaczej. Lepiej, bardziej wyjątkowo i miało dla niej większe znaczenie. Nie potrafiła powiedzieć, co się z nią działo, czuła tak wiele i wszystko było takie intensywne.
— Jestem cała twoja — potwierdziła natychmiast, kusząco ocierając o jego wargi swoimi rozchylonymi ustami i wsunęła obie dłonie pod materiał jego koszuli, która za sprawą jednego, zdecydowanego ruchu wylądowała na podłodze. — A ty jesteś mój — dodała znacząco, kontrolnie spoglądając z dołu w oczy Rowana, jakby coś chciała z nich wyczytać, lecz zaraz figlarny uśmiech ponownie pojawił się na jej twarzy, a ona mocno go pocałowała. Dzisiaj miał być jej. Takie miała żądania.
Zbliżyła się do niego, przylegając klatką piersiową do odsłoniętego torsu, w końcu czując na sobie jego kojące ciepło. Wreszcie mogła to zrobić. Wreszcie mogła poczuć jego skórę na swojej skórze bez zbędnych warstw, a chciała jeszcze więcej. Chciała jeszcze równie bezgranicznie poczuć go całego.
— Chcę cię. Pragnę, Rowan — wyszeptała, zaczepiając czubkiem nosa o jego nos. Jedną dłoń położyła na jego policzku, czule gładząc go kciukiem, podczas gdy jej usta kolejny raz odnalazły jego usta, a drugą ręką bez trudu rozprawiła się z zamkiem w spodniach, pod które wsunęła ciekawskie palce, którymi zaczęła chętnie sprawdzać, jak na nią reaguje, jednocześnie bardzo dokładnie zapoznając się z jego ciałem.
you are my biggest pleasure
Abigail nie sądziła, aby trzeba było być szczególnym znawcą broni i strzelania i że jest to konieczne by wiedzieć, że pistoletem albo strzelbą nie należy głupio wymachiwać , a już na pewno celować w żywą istotę. Wystarczyło po prostu troszkę myśleć i mieć minimum wyobraźni. Obchodziła się z bronią ostrożnie, bo nie raz przecież słyszała w wiadomościach o wypadkach, gdy nieopatrznie co komuś w ręku wystrzeliło i ranna została osoba postronna, albo nawet zwierzę! Na litość boską, ona przecież jakby teraz postrzeliła Rowana, to nie wiedziałaby nawet jak mu pomóc, poza wybraniem numeru na pogotowie!
OdpowiedzUsuń- To nowe? - spytała, spoglądając z uwagą na czysty lśniący metal. Nie dało się zauważyć, że to co pokazywał jej teraz Rowan jest tak zadbane, jakby dopiero co odebrał te sztuki z sklepu.
Odłożyła broń i odebrała od niego okulary. Widziała w sieci kilka razy filmiki, jak ktoś oberwał w twarz z broni, ale to zwykle tyczyło się mocnego wyrzutu przy wystrzale z długiej strzelby. Nie kojarzyła, by kiedykolwiek choć usłyszała, że ktoś sobie zrobił krzywdę pistoletem, ale gdy Rowan powiedział, że to z niego najpierw postrzelają, uśmiechnęła się zadowolona. Właściwie na tym sama mogłaby skończyć, bo szczególnego pociągu do broni nie miała, a dzisiaj przyjechała tu z ciekawości. No i chciała spędzić czas z mężczyzną, jej prośba, aby ją zabrał była spontaniczna, ona... nawet się nad tym nie zastanawiała.
- Chryste! - pisneła, zasłaniając dłonią uszy, gdy Rowan swobodnie się odsunął, a potem strzelił, co wywołało taki huk, aż podskoczyła w miejscu. Szeroko otworzyła oczy, wpatrując się w niego z pewnym niezrozumieniem, co się właśnie stało i odetchneła głebiej. Nie była gotowa! Nie uprzedził ją, że strzela! Wiedziała, że broń jest głośna, ale do diaska, nigdy nie była niej tak blisko!
Rzuciła mu karcące spojrzenie, jakby to on był winny temu, że się wystraszyła. Poprawiła kurtkę, naciągając ją bardziej na ramiona i podeszła, stając przed Rowanem. Tak myślała, że pomoże jej sie ustawić i odpowiednio ułożyć ramiona i że da jej szereg wskazówek co robić, jak się zachować, kiedy dosięgnąć spustu. Notowała jego słowa w głowie, ale jej uwaga była podzielona dwojako, na to po co tu przyjechali i to, co czuła, kiedy stanął za nią blisko i wyjaśniał wszystko cierpliwie instruując. I tego też była pewna, że spodoba jej się to, z jaką uwagą się do niej zwraca, ile czasu jej poświęca, że nawet samo strzelanie nie będzie na tyle ważne, tylko to, że są tu razem. Była beznadziejną kłamczuchą wobec samej siebie.
To było zadziwiające, jak ciepłe i przyjemne miał dłonie, nawet jeśli na dworze nie było zbyt miło, a oni trzymali śmiercionośny metal. Ułożyła drobne ręce na pistolecie, tak jak jej powiedział, obejmując broń zgodnie z jego poleceniem. Lekko mrużąc oczy, by lepiej widzieć tarczę i wskazane sfery punktów na narysowanym celu i zaczerpneła powietrza. Nacisnęła spust, aż poczuła jak siła wystrzały idzie w jej ciało i pchnęło ją w tył na szeryfa, który ją asekurował chyba właśnie po to. Stała zbyt mało stabilnie najwidoczniej, ale ten odrzut był silniejszy, niż sądziła że będzie! Zdumiona stała oparta o tors bruneta, patrząc na broń w swoich dłoniach.
- Jeszcze raz? - zadarła głowę i obejrzała się na niego przez ramię. Chyba się pospieszyła po prostu.
Abigail
Chwilowo niewiele myśleli, stuprocentowo, oddając się pogoni za pragnieniami oraz przejmującemu dotykowi, ale sporo wskazywało na to, że najprawdopodobniej nie chcieli zamykać wszystkiego w tym jednym razie, jednak z rozsądku konsekwentnie trzymali się tej wersji, gdyż wychodzenie poza przyjaźni było dużo bardziej niebezpieczne od tkwienia w samej przyjaźni, a chcieli dla siebie jak najlepiej. Nie chcieli się ranić, krzywdzić, zawodzić, nie chcieli tracić się przez głupie błędy i fakt, że spróbują, ale nic z tego nie będzie. Rowan od dawna był obecny w życiu Nancy, ostatnie dwa lata jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyły, ponieważ życie w jednym miasteczku coraz częściej przeplatało ze sobą ich drogi, co sprawiało, że ich relacja stawała się głębsza, ale dopiero dzisiaj przekroczyła każdą z wyznaczonych granic. Rzecz w tym, że naprawdę nie wyobrażała sobie scenariusza, w którym go traci. Wolałaby nigdy nie zasmakować go w ten szczególny sposób, nie przekonać się o tym, jak cudownie jest w jego ramionach i do jakiego szaleństwa może doprowadzić jego dotyk, niż przekreślić tym wspólne lata. Stało się jednak inaczej, a Nancy z olbrzymią fascynacją odkrywała Rowana od tej strony, którą do tej pory uznawała za zakazaną, z każdą chwilą spędzoną w jego objęciach łapiąc się na tym, że chce coraz więcej. Tego zdecydowanie nie dało się zamknąć w jednej nocy, nie dało się po prostu zostawić i beznamiętnie wrócić do rzeczywistości, ale ta świadomość absolutnie jej nie przeszkadzała, tylko jeszcze bardziej do niego przyciągała. Sprawiała, że pragnęła wznieść to zbliżenie na taki poziom, aby doświadczać z Rowanem czegoś, czego od dawna nie przeżywali i czego nie będą mogli porównać do tego, co już znali.
OdpowiedzUsuńTyle obok siebie przeszli, w tylu różnych sytuacjach się widzieli, również tych najgorszych, kiedy wydawało się, że już nic dobrego na nich nie czeka, że dzielenie się także jedną z tych lepszych chwil w życiu, w której znaleźli się wspólnie, zawzięcie dostarczając sobie niebywałej rozkoszy, to już samo w sobie było wyjątkowe, a oprócz tego śmiało obnażali się przed sobą ze swoich największych słabości oraz pragnień, których sami nie rozumieli, więc wytrwale szukali tego zrozumienia w sobie. Byłoby prościej, gdyby ta bliskość nie była nasycona tyloma uczuciami, ale przecież wtedy nie znaleźliby się tak blisko siebie, dążąc do tego, by stać się jednością.
Rowan mocniej ją do siebie przycisnął, a Nancy wykorzystała tę okazję, zadarła głowę wyżej i ustami subtelnie muskała rozgrzaną skórę na jego klatce piersiowej oraz szyi, delikatnie zaczepiając o nią zębami, zatracając się w czułości, która z nich wychodziła. Ciepło rozlało się po jej wnętrzu, kiedy powiedział coś, co bardzo chciała usłyszeć; był jej. I choć takie wyznania niosły za sobą pewną odpowiedzialność, to dzisiaj nie mieli czasu o niej myśleć. Rozczulona uniosła kąciki ust, patrząc mu w oczy, zanim na dobre oddała się słodkim pocałunkom, które wymieniali z taką pasją, jakby zaraz mieli stąd zniknąć. Nancy chciała dotykać Rowana. Chciała go pieścić i sprawiać niewyobrażalną przyjemnością, robiąc z nim wszystkie rzeczy, o których jeszcze nawet nie zdołali pomyśleć, dlatego tą dłonią, która miejsce znalazła w jego spodniach, starała się dostarczać mu takiej samej dawki przyjemności jak on jej, podniecona tym, jak na niego działała. Odchyliła głowę, włosy zsunęły się z ramion do tyłu, a ona przez rozchylone wargi łapała oddech, który przyśpieszył w tym momencie, w którym jego usta wylądowały na jej szyi oraz odkrytych piersiach. Wsunęła palce w jego włosy, nieznacznie je mierzwiąc oraz ciągnąc za nie za każdym razem, gdy przez jej ciało przechodziła fala przyjemności.
— Rowan — westchnęła zduszonym głosem, a jego imię już mieszało się z cichymi jękami, które wyrywał z jej gardła swoimi niezawodnymi ustami oraz językiem. — Cholera, co ty ze mną robisz — wyrzuciła z siebie z ekscytacją, gdy jej ciało niekontrolowanie zadrżało, a ona instynktownie podsuwała w jego stronę swoją klatkę piersiową, brzuch i każde inne miejsce, do którego docierały jego usta. Mokre ślady, które zostawiał po sobie na jej rozpalonej skórze, skutecznie pobudzały zmysły Nancy, tworząc w głowie obrazy, których nie mogła się doczekać. Rowan budował napięcie, cholernie ją nakręcając, ale równocześnie pozostawał przy tym taki… opiekuńczy i dokładny, pilnując każdej jej reakcji, a ona musiałaby naprawdę oszaleć, aby cokolwiek teraz przerywać.
UsuńObserwowała go tym swoim rozmarzonym spojrzeniem, spod długich rzęs i ciężkich powiek, a na jej ustach majaczył figlarny uśmiech. Delikatnie pokiwała głową, chcąc go zachęcić do tego, żeby pozbył się ostatniego elementu jej dzisiejszego stroju, bo po pierwsze chciała tego, a po drugie była pewna, że kiedy poczuje, jak bardzo mokra przez niego była, to pozbędzie się resztek samokontroli.
— Seksownie wyglądasz między moimi udami — przyznała bezwstydnie i prowokacyjnie, palcami przesuwając po jego włosach, leniwie rozsuwając nogi. Intensywnie wpatrywała się swoimi błyszczącymi oczami w jego oczy, a wierzchem dłoni pogładziła jego policzek. Z jednej strony pragnęła go zachłannie, tu i teraz, a z drugiej bardzo podobało się jej, że nie brakuje między nimi czułości oraz troski, a każdy ruch był przemyślany, bo wiedzieli, co chcą sobie dać.
— Ufam ci — wyznała szeptem, biorąc głęboki wdech i opuszkami palców zmysłowo przejechała po jego dłoniach, które trzymał na skrawku jej bielizny, kolejny raz bezczelnie namawiając go do tego, by się go pozbył i zabrał to, co Nancy postanowiła, że pragnie mu dać. Wszystko to, co było jego.
keep making me crazy, baby
Ją ograniczała jedynie wyobraźnia i przezorność. No i może trochę prawo, ale czego oczy nie widzą… Nie spoczywała na niej żadna większa odpowiedzialność. Nie taka, z której ktoś miałby ją z urzędu rozliczać, ani która świeciłaby ludziom po oczach, budując w nich szczególne oczekiwania. I to jej bardzo odpowiadało, nawet jeśli z założenia czyjeś oczekiwania spychała na dalszy plan. Dlatego ta jej pamiętliwość i chęci, by się odgrywać za wyrządzone krzywdy i przykrości, nigdy nie były tępione i mogła sobie spokojnie z nimi żyć. Czasem jej matka coś tam skomentowała, kiedy Paige była już starsza, ale wtedy już się nauczyła nie przejmować tak jej gadaniem. Za to ojciec w pewien sposób w niej to pielęgnował, powtarzając, że nie powinna pozwalać innym źle się traktować i że jasno należało dawać to do zrozumienia. Prawdopodobnie nie miał na myśli tego, by trzymać w pobliżu kij na wypadek odwetu, ale nie wdawali się nigdy w takie szczegóły, więc to uznawała, że to kwestia interpretacji.
OdpowiedzUsuńPomijając jej obecne przekonania, wyobraźnię i przezorność, gotowa była sobie odpuścić dalsze zawracanie głowy jakimś typem. Tak dla świętego spokoju, bo nawet jeśli miała ogromną ochotę coś mu zrobić, mogła się spodziewać, że dla niego byłoby to jak odpalenie lontu. Nie miała z nim styczności od sytuacji sprzed pubu, a on i tak znalazł sobie powód, żeby wejść jej w drogę i narobić zamieszania. Zdążyła już dwa razy o nim zapomnieć, więc kiedy już ochłonie, zapomni po raz kolejny. Chyba, że stan jej kostki okaże się jakiś tragiczny, to wtedy będzie go wyklinać za każdym razem, kiedy ją zaboli.
Uleciało z niej trochę napięcia, kiedy Rowan wspomniał o tych swoich planach i uśmiechnęła się lekko. Gdyby wiedziała, że już sobie mniej więcej ustalił, co będą robić, w ogóle by o nic nie pytała, nie musząc zmagać się z ciężarem niektórych słów, ale wtedy nie uraczyłby ją takim tekstem. Gładkość i swoboda, z jaką mu one przychodziły, naprawdę bardzo dobrze odwracały uwagę, musiała mu to przyznać. Tylko może nie teraz, może kiedy indziej, kiedy może ta jego pewność siebie będzie tego akurat potrzebować.
— Wolałabym wszystkim zająć się po prostu w domu — oznajmiła, mając na myśli również zakładanie bandaża. — Chyba, że po drodze musisz coś jeszcze załatwić, to niech będzie, że zdejmę but w samochodzie — odparła ostentacyjnie, jakby naprawdę nie było innego wyjścia i oparła się o drzewo zgodnie z prośbą, obserwując mimowolnie, jak pakował powyginany już lampion do jej plecaka, a później wyplątał smycz z krzaków.
Żaden szpital nie wchodził w grę. Ze skręceniem czy zwichnięciem spokojnie sobie poradzi w domu, przecież nie mogła upaść tak pechowo, żeby wymagało to specjalistycznej interwencji. Poza tym nie bolało ją aż tak bardzo i noga nie była totalnie nie do ruszenia. Rosnący obrzęk tę ruchliwość zaburzał, tak właśnie zakładała, ale przede wszystkim nie miała ochoty tracić czasu na izbie przyjęć, na której niewiadomo ile by musiała czekać. Także gdyby Rowan się jednak uparł i przerzucił ją sobie przez ramię, to na pewno nie obyłoby się bez protestów. Nie nawoływałaby Scrapsa, żeby coś zrobił, ale nie mogła obiecać, że sam z siebie by nie zareagował. No i sama też nie pozostałaby bierna, próbując jakoś skutecznie się oswobodzić. Już i tak była przecież podminowana, więc o kompromisy z jej strony było jeszcze trudniej niż zwykle.
— A tak w ogóle — zaczęła, marszcząc delikatnie brwi — co tutaj robiłeś? — Właśnie sobie pomyślała, że to byłby naprawdę dziwny zbieg okoliczności, żeby dwóch facetów postanowiło pójść za nią w parkowe krzaki. — Poszedłeś za mną, czy za Buckiem? — Przechyliła głowę na bok, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Skojarzyła sobie, co mówił przed chwilą, kiedy wspomniała o dobrze spędzonym dniu, ale nie były to tak precyzyjne słowa, jak te o obecnych planach. Mógł to powiedzieć bardziej mimochodem, a nie w ramach rekreacyjnego podtekstu. W międzyczasie poczekała, aż Scraps do niej podejdzie i pochylając się ostrożnie, odpięła mu smycz, po czym podała ją Rowanowi, żeby mógł schować do jej plecaka.
Paige King
Bał się, że nie będzie dla niej wystarczający? Zabawne — Nancy obawiała się, że to ona nie jest wystarczająca dla niego. Pomijając kwestię urody, bo fizycznie zdecydowanie sobie podpasowali, a i potrafili się ze sobą nieźle dogadać, oboje mieli świadomość, że nie bez powodów postawili na bycie singlami, choć chętnych, by to zmienić, mogłoby nie brakować. Rzecz w tym, że Nancy prowadziła takie życie, które wielu osobom nie pasowało, a to dlatego, że rodzina, która praktycznie miała ją w dupie, ciągnęła się za nią jak ten najgorszy cień, a ona wciąż pozwalała im wplątywać się w ich sprawy. Rowan był świadkiem wielu awantur i dziwnych sytuacji, do których doprowadzał chociażby jej brat, którego ona jak na złość nie potrafiła się pozbyć, bo chyba tak naprawdę wcale nie chciała, a na nim jej rodzinka się nie kończyła. Nancy po prostu wiedziała, że byłaby kiepską partnerką do życia, choć przyjaciółka była z niej naprawdę porządna, a Rowan zasługiwał na kogoś lepszego. Była za to przekonana, że chociaż sam w to nie wierzył, to nawet nie zorientuje się, gdy ktoś na jego drodze poskłada mu to rozbite serce, wydobywając z niego uczucia, o których nie miał pojęcia. Sami nie dawali sobie szansy na coś więcej. Do tej pory oboje pozostawali niezwykle zamknięci na takie sprawy, a dzisiaj sama nie wiedziała, co w nich wstąpiło. To znaczy, wiedziała, co to jest — to co było między nimi od dawna, a co zawzięcie w sobie zagłuszali, mając na uwadze konsekwencje brnięcia w to coś, aczkolwiek naprawdę musieli zwariować na swoim punkcie, skoro tak łatwo z tego zrezygnowali. Niewiele ze swojego zachowania mogli zrzucić na alkohol, ponieważ zbyt dobrze wiedzieli, do czego dążą i czego pragną, by chować się za stanem nietrzeźwości. Nancy była bardzo pobudzona i świadoma tego, co się między nimi dzieje. Wyraźnie czuła na sobie dotyk Rowana, a co więcej, bezwstydnie zachęcała go, żeby dotykał ją jeszcze bardziej, bez oporów i granic. Oddała się mu ufnie, pozwalając na to, by robił z nią oraz jej, co tylko chciał, snując w głowie plany, jak mu się za to wszystko odegra, bo przecież przyjemność musiała być obopólna. Jego dotyk nie zostanie bez odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńDo dzisiaj nie spodziewała się, że może na niego aż tak działać, ale musiała przyznać, że to było strasznie uzależniające uczucie, doprowadzać Rowana do takiej ostateczności, że musi pozbyć się całej swojej samokontroli i poddać się temu, co robiła z nim Nancy, znajdując się w sytuacji, której mógł nie kontrolować. Do tej pory nie wyobrażała sobie, jak wiele kryje się za tymi wszystkimi znaczącymi spojrzeniami, na których się łapali oraz za tymi uśmiechami, którymi się wymieniali. Dojrzewało to w nich od dawna, aż wreszcie dotarli do momentu, w którym musiało się wydarzyć i porwało ich to bez reszty.
Nieśmiały uśmiech pojawił się na twarzy Nancy, która nieznacznie pokręciła głową, wsłuchując się w komplementy, których nie szczędził jej Rowan. Nie rozumiała, jak to robił, że nadal działał na nią tak onieśmielająco, skoro przed chwilą sama prosiła go, by zdjął jej majtki, ale był w tym niezawodny. W dodatku dochodził do tego jego dotyk, który wywoływał w niej przyjemne dreszcze i uciechę, której nie potrafiła opisać słowami. Takie to było intensywne oraz fascynujące. Delikatnie drgnęła, czując dłonie na swoich udach i kontrolnie zerknęła w tamtą stronę, oddychając ciężko po kolejnym, intensywnym pocałunku. Przygryzła dolną wargę, prawie wstrzymując oddech, kiedy w miejscu koronkowych majtek pojawiły się jego palce. Odchyliła głowę, przymykając oczy i z rozkoszą zapoznawała się z tym szczególnym dotykiem, którego pozwalał jej doświadczać. Dokładnie poczuła jego palec, który wyrwał z niej cichy jęk, natomiast język sprawił, że głośniejszymi, błogimi jękami wypełniła się cała kuchnia. Instynktownie wysuwała biodra w jego stronę, błagając w ten sposób o więcej i mocniej, zaciskając palce na jego włosach, za które delikatnie ciągnęła lub niekontrolowanie bardziej go do siebie przyciskała.
Jej ciało zdradzało ją ze wszystkich pragnień, a chociaż kilka razy próbowała niespokojnie zacisnąć uda, nie mogą wytrzymać tej budującej się przyjemności, to Rowan nad wszystkim czuwał, solidnie pilnując, by tego nie robiła. Mocny uścisk na jej biodrach mieszał się z intensywnymi ruchami języka, sprawiając, że była jeszcze bardziej mokra oraz przyciśnięta do blatu, a w jej podbrzuszu budowała się obezwładniająca przyjemność, przez którą wiła się na tym blacie, tylko cudem niczego z niego nie zrzucając. Próbowała go przy tym wszystkim obserwować, kilka razy nawet jej się to udało, a jej niebieskie oczy spotkały się jego, ale przeważnie nie była w stanie tego robić, za bardzo przejęta tym co się działo.
Usuń— Cholera — wymamrotała cicho, prawie niewyraźnie przez bardzo wyraźne jęki, które zdecydowanie podkreślały to, w jakim stanie się znalazła przez nadchodzące spełnienie, jak bardzo go pragnęła. — Chcę cię — zażądała głośno, gwałtownie napinając mięśnie pod wpływem rozlewającej się po ciele rozkoszy i nieznacznie podparła się na łokciach, nie chcąc ani dłużej zwlekać, ani czekać, a Rowan chyba czytał jej w myślach, skoro w tym samym momencie bez trudu porwał ją z blatu, zamieniając go na wygodną kanapę.
Nancy delikatnie się podniosła, wyciągając ręce w jego stronę, aby natychmiast przyciągnąć go do siebie. Ich ciała się ze sobą zderzyły, a ona łapczywie odwzajemniała jego pocałunki, dłonie układając na jego policzkach.
— Chcę poczuć, jak bardzo mnie pragniesz — rzuciła zaczepnie, posyłając mu prowokujące spojrzenie, niecierpliwie się o niego ocierając. Kurwa. Oboje pragnęli się tak bardzo, że to naprawdę przechodziło wszelkie granice. Wychodziło poza to, co Nancy do tej pory znała, a jej ciało płonęło, gotowe na każdy ruch. Ten konkretny był niespodziewany, choć zdecydowanie wyczekany i sprawił, że jęknęła głośno, delikatnie wyginając plecy i ściskając nogami jego biodra. Czuła na sobie ekscytujący ciężar jego ciała, kojące ciepło, a także rytm, które obrało jego serce i świat dookoła nich tym bardziej przestał istnieć. Musiała się przyzwyczaić, ale równocześnie już niespokojnie ruszała biodrami, chcąc doświadczyć jeszcze więcej.
— Rowan — westchnęła ciężko prosto w jego wargi, leniwie ocierając o nie swoimi ustami. Zadrżała, wyraźnie się na nim zaciskając, była gorąca i mokra, a jedna z jej dłoni powędrowała przez jego szyję oraz ramię w dół ręki i nieśmiało wsunęła palce w jego dłoń. — Lubię mocno, a ty? — zapytała z trudem, lecz bezpośrednio i z figlarnym uśmiechem, który majaczył na jej ustach, choć oczy pozostawały nieprawdopodobnie niewinne; wielkie, niebieskie i wbite w niego. Palcami drugiej ręki wciąż czule gładziła go po policzku i muskała jego wargi, subtelnie zahaczając o nie wargami, tak w kontraście do tego z jaką zachłannością oraz intensywnością spotykały się ich biodra.
show me how you like it
Tylko ktoś z pokręconą rodzinką mógł ją zrozumieć, dlatego Rowanowi przychodziło to z taką łatwością, bo oboje mieli skomplikowane, rodzinne relacje, które odbijały się na nich bardziej, niż by tego chcieli. To żałosne, jak wiele Nancy uzależniała od ludzi, których przy sobie nie miała. Przyzwyczaiła się, że czego by nie zrobiła, to zawsze będzie za mało, ale czasami wciąż łapała się na głupim pragnieniu, że może ktoś to doceni, że ktoś z nich pozwoli jej polegać na sobie tak, jak ona pozwalała im i okaże jakiekolwiek wsparcie. Zawsze mogli na nią liczyć, a przecież tyle razy obiecała sobie, że to ostatni raz. Wyznaczała im granice, do dzisiaj stawiała je nawet Rowanowi, aczkolwiek jeśli chodziło o jej rodzinę, miała wielkie problemy z tym, żeby je rzeczywiście wyegzekwować i się ich trzymać, ponieważ jakaś jej część jeszcze z nich nie zrezygnowała, naiwnie wierząc w ich magiczną, wewnętrzną przemianę, choć dawno powinna dać sobie z nimi spokój. Brat wracał jak bumerang, ściągając na głowę Nancy same kłopoty i problemy, bo przez swój temperament i brak umiaru w piciu nieustannie w coś się pakował, czego Rowan nieraz był świadkiem. To była strasznie porąbana sytuacja, która mocno odbijała się na jej życiu, więc to oczywiste, że odbiłaby się także na życiu tego, który zechciałby z nią być. Jeśli kiedykolwiek znajdzie kogoś tak wyrozumiałego i rozsądnego, kto będzie miał podobne podejście co Rowan, to może coś z tego będzie, bo póki co trafiała na mężczyzn, którzy ewidentnie nie byli świadomi, na co się piszą i to z czasem wychodziło. A gdyby tego było mało, na głowie miała jeszcze babcię.
OdpowiedzUsuńJą i Rowana łączyło wiele, zmagali się z podobnymi problemami, które od dziecka pielęgnowała w nich rodzina, ale jednak wciąż sporo się różnili i Nancy zazdrościła mu jego stanowczości, bo chociaż również potrafiła taka być, to z odpowiednim podejściem dało się ją złamać. Zazdrościła mu tego, jak potrafił stawiać granice i się ich trzymać, nie zważając na to, wobec kogo taki jest. W pracy niewątpliwie był profesjonalistą, któremu nikt nie wchodził w drogę, a w życiu potrafił ustawić nawet swoją rodzinkę. Był nieugięty, choć czasami zastanawiała się, czy go to nie męczy. Nancy wiele razy próbowała być dzielna na siłę i wiedziała, czym to się w jej przypadku kończy.
Ale dzisiaj ani nie było miejsca, ani czasu, ani nawet siły, aby zaprzątać sobie tym głowę, gdyż energię postanowiła spożytkować na coś dużo bardziej przejmującego, pociągającego i słodszego. Porzuciła wszystko, co do tej pory zajmowało jej głowę, całą swoją uwagę kierując na Rowana oraz przyjemne myśli, które w niej podsycał. Był nieprawdopodobny, a ona nie sądziła, że gdy znajdą się w takiej przejmującej bliskości, to będzie działał na nią jeszcze bardziej, przez co pozwoli sobie na tyle sprośnych słów, którymi się przed nim obnażała. Przy okazji okazało się, że nie tylko idealnie do siebie pasowali, ale jeszcze potrafili dać sobie więcej, niż zakładali. To od początku miał być seks, którym dosięgną nieba i wzniosą to, co do tej pory znali, na zdecydowanie wyższy poziom, aczkolwiek przechodził najśmielsze oczekiwania.
Nancy uśmiechnęła się słodko, rozczulona jego słowami, których z jednej strony starała się, aż tak do siebie nie brać, bo to było ryzykowne, a z drugiej nic nie mogła poradzić na to, że docierał nimi do niej i głośno odetchnęła, czując go w sobie jeszcze dalej. Byli tak cholernie blisko siebie, jak nigdy wcześniej. Mocno zadrżała, zaciskając się na nim, wciąż z fascynacją przyzwyczajając się do tego uczucia. Zadarła brodę i uniosła oczy, aby spojrzeć na swoje uziemione ręce, które Rowan stanowczo przyciskał do kanapy i natychmiast pokiwała głową na jego pytanie.
— Chcę — wyznała zaczepnie, a jej ciało samo ją zdradzało, poddając się jemu, jakby miał nad nim całkowitą kontrolę. Chciała wrócić spojrzeniem do jego twarzy, lecz okolice uszu oraz szyi miała niewyobrażalnie wrażliwe na dotyk, dlatego przymknęła oczy, czując gęsią skórę, którą wywołały jego pocałunki. — Dostanę wtedy klapsa? — rzuciła wyzywająco, drocząc się z nim z bezczelną premedytacją, choć tak naprawdę doskonale wiedziała, że to ona jest na przegranej pozycji i jego palce, które zaciskały się wokół jej nadgarstków, nie pozostawiały złudzeń. Dzielnie próbowała jednak jakoś go rozproszyć, odwrócić uwagę, przejąć inicjatywę, niewinnie pozaczepiać, przymierzała się nawet do tego, by odwrócić ich miejscami, ale na to jeszcze przyjdzie czas.
Usuń— Masz śliczne oczy — wyszeptała, znowu tak nieadekwatnie do tego, co działo się między nimi niżej. Wiele razy wpatrywała się w jego oczy, ale dzisiaj doświadczała tego inaczej, a i one były jakieś inne. Ciemniejsze, bardziej błyszczące, mieniące się czymś, czego wcześniej nie dostrzegała. Zresztą, w ogóle dopiero dzisiaj, mogła podziwiać go w całości. Obserwować, jego mięśnie, które napinały się pod wpływem mocnych ruchów, poznać siłę jego rąk, delikatność ust oraz języka, a także bezpieczeństwo, które przynosiły jego ramiona.
Nancy niekontrolowanie zacisnęła uda, gdy ruchy jego bioder stały się intensywniejsze, głębsze i szybsze, przez co czuła go naprawdę wyraźnie. Przez jej ciało przechodziły dreszcze i przyjemne prądy, a ona instynktownie podsuwała mu swoje biodra, zachłannie pragnąc więcej. Gwałtownie poruszyła rękami, chcąc go dotknąć, ale trzymał ją tak mocno, że ledwo drgnęła. Chciała go też pocałować i dopiero teraz dotarło do niej, jak ją urządził.
— Kurwa — wyrzuciła z siebie mimowolnie głosem, który drżał przez intensywność tej chwili. Znowu nieznacznie wygięła plecy i odchyliła głowę, jak mantrę powtarzając jego imię, które mieszało się z głośnymi jękami, więc całe szczęście, że nie zaszyli się w jakimś pokoju na imprezie, bo każdy usłyszałby, co Rowan robił z Nancy i co ona o tym sądziła.
— Pokaż mi — zaczęła z trudem, próbując skupić się na czymś więcej niż tylko to, co działo się między jej drżącymi udami. Czuła, że to może nie potrwać długo, rzucona przez niego na granicę kompletnego spełnienia i rozkoszy, na której za jego sprawą nieustannie balansowała. — Co mnie przez te wszystkie lata omijało — skwitowała z niemal niewidocznym uśmiechem, który gubił się w błogości malującej się na jej twarzy. Miała zamroczone spojrzenie, które zawzięcie wbijała w Rowana spod przymrużonych powiek, zarumienione policzki i rozgrzaną skórę.
— Proszę cię — wyrzuciła z siebie nagle, odrywając głowę od kanapy na tyle, na ile była w stanie, co było niemym żądaniem pocałunku. — Chyba się nie wstydzisz? — dodała śmiało, unosząc kąciki ust. Ich ciała odbijały się o siebie rytmicznie, Nancy delikatnie ścisnęła dłonie, gdy przez jej ciało przechodziła kolejna fala obezwładniającej przyjemności, a ona robiła się niebezpiecznie mokra.
is that enough, or do you need more, sir?
Nieprzypadkowo dzisiaj się z nim tutaj znalazła. Chciała towarzystwa Rowana, chciała spędzić czas z kimś, przy kim czuje się dwojako - bezpiecznie i jednocześnie niepewna samej siebie. Chciała wyjść poza pensjonat, który choć był dla niej wszystkim, to ostatnio nie pozwalał jej nawet na chwilę wytchnienia. Potrzebowała zmienić scenerię, spróbować czegoś innego, nowego, czegoś co wzbudzi w niej ekscytację, a może będzie też niebezpieczne. Abigail i broń to dwie rzeczy, które się nie układają razem w żadnej układance, ale może właśnie o to chodziło, aby zaryzykowała i wyszła poza szablon, a wtedy ruszy głową i odsapnie od codzienności. Rowan nie zabrał jej tylko z werandy pensjonatu, ale wyrwał ją z pętli trosk i może sam doskonale to wyczuwał. Nie zdziwiłaby się, był spostrzegawczy, a jej udowodnił już parokrotnie, że potrafi ją rozgryźć.
OdpowiedzUsuńOd jej powrotu z Atlanty wszystko pędziło w dziwne strony. Upiła się więcej niż raz, choć będąc na studiach była pilną i porządną dziewczyną, skupiającą się na obowiązkach bardziej niż imprezach. Popełniła kilka błędów z mężczyznami, gdzie jednego znała całe życie, a inny był niemal obcy. Spotkała kogoś, kto totalnie wywrócił jej przekonania do góry nogami i doświadczała wszystkiego na nowo. Nie poznawała siebie, ale może też dopiero teraz miała szansę na to poznanie nowej, dorosłej Abigail. Przecież wciąż miała wiele czasu, wciąż była młoda i chyba za szybko i za bardzo chciała dorosnąć, goniąc za celami których zdobycie czekało ją przez kolejne lata. Nie była sprinterem, ale maratończykiem i o tym musiała pamiętać. Był moment, gdy sumienie ją gryzło i doszukiwała się wyjaśnień, albo racjonalizowała każdy swój krok, ale to było męczące. Teraz miała ważniejsze troski, martwiła się tatą i chciała zająć pensjonatem sama na poważnie, aby rodzice mogli odpocząć. I to wydawało jej się tak ciężkie i tak wielkie, że zaczynała wątpić w siebie. Nie potrzebowała problemów i rozterek, ani tych wątpliwości. Nie potrzebowała wyrzutow sumienia i niepewności. Chciała żyć i mieć co wspominać na starość. I wiedziała, że póki nikogo nie krzywdzi może szaleć i ufać sobie samej tak jak do tej pory. I chciała wierzyć, że w końcu z wszystkim sobie poradzi.
Skupiała się na jego wskazówkach, ale nie brała ich zbyt na poważnie. Nie w takim sportowym i zawodowym sensie. Po prostu podążała za poleceniami i radami i nie pomyślała nawet, że wiedza Rowana o tym jakie są style strzelania, albo rodzaje postaw do tego, jest aż tak rozległa. Sama nie wiedziała nawet, że to jak ktoś stoi i celuje, może mieć swoje kategorie i nazwy! Była pewna, ale i wydawało się to oczywiste i jakieś logiczne, że na przestrzeni lat i pracy z bronią absolutnie opanował tę sztukę, a skoro te egzemplarze były jego prywatne, rozwinęła się u niego pasja i stąd taka wiedza. Ale to nie był i nie będzie jej konik, chyba że zarazi ją ku jej zaskoczeniu zamiłowaniem do strzelectwa. Wtedy chyba sam szeryf będzie bardziej zaskoczony niz Abi. Niech będzie, że ruda da mu do tego szansę, a dzisiaj sama skorzysta z tej okazji, którą sama chwyciła w ferworze dzikich zawirowań, jakie ostatnio wokół siebie miała.
Kąciki jej ust lekko drgnęły ku górze, gdy ramiona Rowana otoczyły jej sylwetkę. To było przyjemne uczucie, choć pamiętała że to mocniejsze objęcie, było intensywniejsze w odczuciach. Odetchnęła głębiej i patrzyła jak ustawia jej drobne dłonie na pistolecie. Jak to możliwe, że jego zawsze były ciepłe? Stanęła pewniej, wysunęła lewą stopę jak wskazał do przodu i trzymając broń pewnie, nacisnęła spust. Znów ramiona jej drgnęły, ale w tors bruneta za sobą wpadła z mniejszą siłą. Zapomniała o wdechu, ale nie wierzyła że pójdzie jej dzisiaj chociaż przyzwoicie. Właściwie to że trafiła w tarczę ją, zaskoczyło i... Podekscytowało, dodając chęci do kolejnej próby.
Stanęła znów pewniej, na lekko rozstawionych stopach i uniosła lufę wyżej. Chyba ją opuszczała za bardzo. Tym razem nacisnęła spust wraz z lekkim wdechem i kula świsnęła obok tarczy, ledwo liżąc jej brzeg.
Usuń- Z tobą jest lepiej - skwitowała, obracając się lekko przez ramię i posyłając mu uśmiech. Tak na zachętę, aby jeszcze jej nie skreślał.
Obiecała sobie, że spróbuje jeszcze trochę, kilka razy i nie będzie uparta. A potem popatrzy na zawodowca, bo lubiła obserwować Rowana. Miał w sobie wiele atrakcyjnych i pociągających cech i już pomijając to, jaki było przystojny i apetycznie zbudowany, zwyczajnie dobrze się przy nim czuła. Kiedy objął ją jeszcze raz, poprawił jej dłonie, bo za bardzo napinała palce lewej ręki i powtórzył kilka najistotniejszych wskazówek, oderwała oczy od tarczy, a nawet od broni. Obróciła głowę i korzystając z okazji, że ma go tak blisko jak nad rzeką i prawie tak blisko jak po letnim wieczorze, zadarła podbródek i przesunęła nosem po jego policzku, a potem nawet musnęła brodę Rowana wargami. Odetchnęła głębiej, czując jego wodę po goleniu i środki piorące na ubraniu i nacisnęła spust. Tym razem chyba trafiła.
a little trouble
Betsy chichotała, kiedy Rowan w niezwykle subtelny i ujmujący sposób zwracał uwagę szczylowi, którego dopiero co wyciągnęli o wspólnych (a jakże!) siłach z wody. Murray umiała się z tego śmiać, mimo że wcześniej zareagowała niemalże rozważnie, dostrzegając przewrócony kajak. Daleko jej wszak było do superbohaterki. Prędzej to Rowan zasługiwał na taki przydomek i raczej nikt w Mariesville by się z tym nie kłócił.
OdpowiedzUsuńChłopakom miny zrzedły, kiedy Johnson słownie zrównał ich z podłożem. Ba! W opinii blondynki zasługiwali na więcej szczerości, ale postanowiła nawet tego nie komentować, bo potem mogłoby się to na niej odbić. Nie wątpiła, że właśnie tacy gogusie pomagali tym znudzonym, starym babom tworzyć donosy właśnie na nią. W końcu to graffiti, o którego stworzenie była oskarżana, a które niszczyło teraz jedną ze ścian budynku, w którym zlokalizowano miejską bibliotekę, jakoś powstać musiało. I nie było to dzieło artysty, bo przecież Betsy zrobiłaby to po prostu lepiej. Gdyby to ona dzierżyła w swoich dłoniach puszki ze sprayem, to mural na ścianie biblioteki byłby uznany za kultowy i raczej nikt nie chcialby się go pozbywać. A ogromny napis fuck the police ozdobiony paroma wykrzyknikami, gwiazdkami i spluwami był zwyczajnie tandetny.
Gdy oddalali się od brzegu, zmrużyła oczy, groźnie spoglądając na gagatków. Dwoma palcami, wskazującym i środkowym wykonała gest, który miał znaczyć, że ma ich na oku. O, tak! Chciała być groźna, a pewnie była komiczna, ale przecież mogła podskakiwać do kogo chciała. W obecności Rowana czuła się po prostu bezpiecznie, wszak - po opuszczeniu kajaka, będzie łatwo jej się schować za wysokim, barczystym mężczyzną.
— Wiesz, to może być nie tylko szarlotka z bitą śmietaną, ale i z domowymi lodami o smaku śmietanki — zareklamowała, robiąc samej sobie smaka na to pyszne, wypełnione lekko kwaśnym jabłkowym nadzieniem, ciasto. — Możesz zgłosić się w ciągu najbliższego tygodnia. Później oferta przestaje być wiążąca — zagroziła, choć mijało się to z prawdą. Jej matka szarlotkę piekła na bieżąco, bo był to ulubiony deser Bernarda Murraya. Zresztą Bethany miała wiele pasji, a jedną z nich było obdzielanie sąsiadów jedzeniem. Rzadko się zdarzało, aby szarlotka przetrwała u nich w domu dłużej niż dwa dni.
Żartowała o castingu, o poszukiwaniach męża, ale nie żartowała z zaproszeniem na ciasto. Wiedziała, że pewnie przyjdzie jej to sprecyzować, choć byłoby miło zostać zaskoczonym przez szeryfa pod drzwiami jej rodzinnego domu. Ale wtedy te baby miałyby o czym gadać!
— Daleko do miejsca docelowego? — spytała, bo w tym całym niechcemisię, które towarzyszyło jej podczas przygotować do spływu i późniejszego ogniska, nawet nie zapoznała się z trasą i innymi atrakcjami, a wiedziała, że takie na pewno są w planie. Była jednak przekonana, że kto jak kto, ale pan szeryf wiedział. A nawet jeśli nie, bo była w błędzie, to przecież pozostawało im płynąć za pozostałymi. — Zostało ci tam coś jeszcze z tego cydru? — Tym razem ostrożnie obejrzała się przez ramię, potrząsając swoją butelką, w której wiele nie było. Za to jej policzki zrobiły się o wiele bardziej rumiane i pozostawało stwierdzić, że to albo zasługa cydru, albo emocji wywołanych akcją ratunkową, albo słońcem. Jednak najbardziej prawdopodobnym była wersja składająca się z wszystkich trzech czynników. Alkoholu, adrenaliny i słońca.
Betsy Murray
Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś myślał o jej zdrowiu i związanych z tym potrzebach. Wiedziała, co należy zrobić z kostką i w jej głowie wyglądało to po prostu tak, że zajmie się tym sama, jak zwykle, ale żeby do tego doszło, musiała znaleźć się w domu. Myśli kierowały się teraz najprostszą i najkrótszą drogą zgodną z tym, do czego Paige przywykła. Nie miała teraz za bardzo wewnętrznej przestrzeni, żeby brać pod uwagę inne możliwości i oceniać, czy przypadkiem nie wypadały one korzystniej. Zakładała, że różnica w czasie pomiędzy wstępnym opatrzeniem kostki w radiowozie, a w mieszkaniu, nie będzie dłuższa niż kilka minut. W końcu na piechotę nie szła tutaj specjalnie długo, a skoro Rowan przytaknął na jej wybór, to sądziła, że nie będzie żadnych dodatkowych przystanków po drodze.
OdpowiedzUsuńPokiwała lekko głową, pomrukując cicho ze zrozumieniem, ale też w pewnym zastanowieniu. Popatrzyła krótko na Scrapsa, próbując sobie wyobrazić, jak to musiało wyglądać z boku i czy to była kwestia przypadków, że pies nie zorientował się wcześniej, że ktoś za nimi szedł, a akurat Rowan miał ich wtedy na oku. Sama też wyjątkowo nie zerkała przez ramię, więc może wychodziło na to, że zarówno ona, jak i futrzak zdążyli nieco spuścić z tonu, od kiedy są w Mariesville. Nie byłoby to takie dziwne, biorąc pod uwagę, że jak dotąd to nic specjalnie złego im się nie przytrafiło, a praktycznie wszyscy ludzie, z którymi mieli do czynienia, byli co najmniej mili, jeśli nie wyjątkowo sympatyczni. Nic też dziwnego, że jeśli wśród tylu ciepłych ludzi miał się trafić rodzynek, to akurat padło na Paige...
— Nie wyglądał, jakby miał ochotę na pogawędkę — przyznała mrukliwie z przekąsem, wzdrygając się pod wpływem nieprzyjemnego, zimnego dreszczu, który nagle przebiegł jej po plecach, a w gardle stanęła jakaś ciężka gula. Buck miał szczęście, że smycz się o coś zaczepiła, ale Paige miała większe, że mimo to czuwał nad nią ktoś jeszcze poza Scrapsem, nawet jeśli był to zwykły przypadek, że akurat Rowan cokolwiek zauważył.
Powinna mu podziękować, nawet przeszło jej to przez myśl, ale jednocześnie czuła się okropnie nieswojo w swoim własnym ciele i to najbardziej pochłaniało teraz jej uwagę. Nie myślała o tym, co by było gdyby, nie musiała sobie niczego specjalnie wyobrażać, by wiedzieć, jak blisko krawędzi się znalazła. Znowu. I jakie miała szczęście... Ale ten specyficzny niepokój pełzał leniwie pod jej skórą, nigdzie się nie spiesząc i sprawiając, że Paige miała ochotę zamknąć się gdzieś na cztery spusty, w jakimś małym miejscu, do którego nikt nigdy by nie zaglądał i w którym nie musiałaby martwić niczyją obecnością. A wcześniej, za nim by się zamknęła, wyszorowałaby się porządnie w gorącej wodzie. I przepłukała usta płynem dezynfekującym. Nie cierpiała się tak czuć.
Patrzyła cały czas bezwiednie na Scrapsa, mierząc się ze swoimi zaplątanymi myślami, które wzmagały ten wewnętrzny niepokój. Zwierzak przysiadł przy jej nogach, kręcąc co chwila łbem na boki, gotów na dalsze polecenia albo sygnały. Był trochę zaalarmowany, było to po nim widać, ale znosił to wszystko zdecydowanie lepiej niż ona. Kto wie, co takiego przeżył z jej ojcem, za nim razem poszli na emeryturę, może takie rzeczy to dla niego chleb powszedni. Paige, mimo różnych nieprzyjemnych doświadczeń z udziałem facetów, takie coś wytrącało zupełnie z równowagi i to bardziej, niż by się tego po sobie spodziewała. Miała w sobie nabudowany przez miesiące paranoiczny strach i stres, które w ciągu tych kilku tygodni w Mariesville nieco osłabły, ale nie zniknęły całkowicie i wystarczył jeden zbieżny bodziec, by ją rozstroić.
Nie od razu dotarło do niej pytanie Rowana. Spojrzała na niego z opóźnieniem, następnie spuściła wzrok na miejsce, w które kierował światło latarki, czyli na jej stopy, gdzie jedna unosiła się kilka centymetrów nad ziemią, a potem dopiero zwróciła uwagę na wyciągniętą w jej stronę dłoń. Zamrugała, jakby nie do końca rozumiejąc, o co mu teraz dokładnie chodziło i dopiero jak w jej głowie echem odbiło się jego pytanie, sytuacja się dla niej rozjaśniła.
No tak, miał ją odwieźć, a więc najpierw musieli się dostać do samochodu. Nawet po to odpięła Scrapsowi smycz, żeby żadne z nich nie musiało go trzymać i żeby się znowu gdzieś ten sznurek nie zaczepił.
Usuń— Chyba nie mam wyjścia — zauważyła, wzruszywszy ramionami i złapała dłoń Rowana, żeby zbliżyć się do niego drobnym skokiem na jednej nodze. — Byłoby łatwiej, gdybyś nie był taki wielki — stwierdziła mimochodem, zdając sobie sprawę, że trochę będzie musiała się wyciągnąć, żeby móc się na nim stabilnie oprzeć. — Albo gdybym miała kilka centymetrów więcej. — Może brakowało jej trochę więcej, żeby go swobodnie objąć ramieniem tak, żeby ani ona nie musiała się wyciągać, ani on pochylać, mimo że nie była najniższą dziewczyną. Podniosła spojrzenie do jego twarzy, tym razem trochę bardziej z bliska i uśmiechnęła się ciepło, ale słabiutko i raczej subtelnie. — Dziękuję — odparła, układając drugą dłoń na jego mostku, po którym delikatnie go pogładziła, po czym wzruszyła nieznacznie ramieniem. Wolałaby nie musieć mu dziękować, oczywiście, bo lepiej by było, żeby w ogóle takie rzeczy się nikomu nie przytrafiały, ale świat nie był pięknym, bezproblemowym miejscem, nawet tutaj w jabłkowym raju, więc trochę wdzięczności Rowanowi się należało.
Paige King
Sposób, w jaki Rowan reagował na Nancy, to, co pozwalał jej sobie robić, porzucona samokontrola i cały ten rozsądek, to wszystko dodawało jej takiej śmiałości oraz odwagi, które doprowadzały do tego, że z jej ust padały słowa, których w innych okolicznościach mogłaby się wstydzić, nawet jeśli po pierwsze nie było czego się wstydzić, a po drugie mówiła samą prawdę. Otwierała się przed nim ze swoich najskrytszych, najbardziej wstydliwych pragnień, które zdecydowanie w niego wycelowała, licząc na to, że spełni je wszystkie, a potem pokaże jej jeszcze więcej. Wiedziała, że nie doszłoby do czegoś podobnego między nią a kimkolwiek innym, ponieważ nikomu nie ufała tak, jak jemu, a zaufanie razem z pożądaniem grały pierwsze skrzypce. Nancy czuła się przy nim bezpiecznie, pozwalała mu więc na to, by ją dominował, przyciskał jej nadgarstki do kanapy, miał nad nią zdecydowaną przewagę, którą mógł wykorzystać i jeszcze bezczelnie prosiła się o klapsy, skoro już poznali się na tyle, żeby wiedzieć, że oboje lubili mocno, co intensywnie sobie udowadniali. Gdyby tego było mało, to ona w swoim stylu dorzucała do tego czułość i odpowiednią dawkę słodkości, zgrabnie przeplatając to, co ostre i bezczelne z tym, co rozbrajające i troskliwe. Zachłanne pocałunki łączyli ze słodkimi, a to, jak na siebie patrzyli, na zawsze zostanie w jej myślach.
OdpowiedzUsuńNancy instynktownie powiodła spojrzeniem niżej, z fascynacją obserwując, jak mocno spotykały się ich biodra; dopiero wtedy dotarło do niej, ile siły wkładał Rowan w każde dokładne pchnięcie. Rozchyliła usta, przyglądając się mięśniom, które rysowały się pod skórą, zawzięcie pracując, przesunęła wzrokiem po bliznach, chłonęła widok jego nagiego ciała, do którego miała bezgraniczny dostęp i miała ogromną ochotę go po nim dotykać i całować. Cholera. Działy się z nią rzeczy, których nie przewidziała. Łapała się na tym, że bardzo chciałaby, żeby się to nie kończyło, a jeśli musiało, to żeby coś ponownie pchnęło ich w swoje ramiona, gdyż w jego objęciach było jej niesamowicie.
Frustracja opanowała jej ciało, gdy on nagle z niej zniknął, a orgazm, do którego wytrwale się zbliżała, gwałtownie się oddalił, co sprawiło, że dotarło do niej, w co Rowan pogrywa. Pokręciła z dezaprobatą głową, choć lekki uśmiech na jej twarzy sprawiał, że przyjmowała to wyzwanie, skoro w ten sposób chciał się bawić. Czule odwzajemniła pocałunek, zdecydowanie wynagradzając sobie nim to, co zostało jej bezczelnie odebrane, a następnie spojrzała w jego oczy, unosząc brew z zaciekawieniem.
— Mogę się tobą zajmować na wiele, różnych sposobów — zauważyła podstępnie, ewidentnie nie czując wstydu. Była zadowolona z takiego obrotu spraw, ponieważ oprócz tego, że od kiedy znaleźli się na kanapie szukała sposobu, aby dostać się na górę, to wreszcie mogła do woli go dotykać oraz całować. Mieli chwilę wytchnienia, podczas której mogliby spróbować zapanować nad przyspieszonym oddechem lub szaleńczym rytmem serca, ale to była naprawdę krótka chwila, bo Nancy z nieprawdopodobną lekkością znalazła się na Rowanie, któremu z łatwością przyszło przeciągnięcie jej po tej kanapie prosto do siebie. Była nim kompletnie oszołomiona, a gdy znalazła się w pozycji siedzącej, to dopiero wtedy poczuła, jakie miała słabe i ociężałe nogi, kolejny dowód na to, co się między nimi działo.
Ustawiła się na nim i jęknęła głośno, gdy ponownie się w niej znalazł, drażniąc jej najczulsze punkty, kolejny raz odkrywając z nią nowe doznania. Przymknęła oczy, przyzwyczajając się do tego uczucia, jednocześnie rozkoszując się jego ustami na swoich piersiach, które były tak wrażliwe na jego język, że jeśli wciąż nie chciał już doprowadzać jej do spełnienia, to musiał przestać tak ją pieścić.
— Zostaw tam coś po sobie — westchnęła po chwili, składając mu całkiem poważną propozycję, bo skoro posunęli się tak daleko, to nie miała nic przeciwko jednoznacznym śladom na swojej delikatnej skórze. Przesunęła dłońmi po jego ramionach i karku, wsunęła je w jego włosy, a ciche jęki nieustannie uciekały z jej gardła. Zaczęła powoli się poruszać w przód i w tył, badając w ten sposób, na ile mogła sobie pozwolić. Podejrzewała, że na naprawdę dużo, a że bardzo lubiła być na górze i kręciła ją zabawa w dominację, co mogło zaskakiwać, to zamierzała wykorzystać okazję.
UsuńMocniej złapała Rowana za jego włosy i z wyczuciem zmusiła go do tego, żeby oderwał się od jej piersi. Zaczepnie spojrzała mu w oczy, pochyliła się nad nim, palcami jednej ręki odsuwając z jego czoła tych kilka niesfornych kosmyków i złączyła ich usta w czułym pocałunku, równocześnie ruszając biodrami szybciej. Przycisnęła do siebie ich ciała, doprowadzając do tego, że dodatkowo się o siebie ocierali, intensyfikując rozkoszne przeżycia i nagle pociągnęła za jego włosy, jeszcze bardziej odchylając mu głowę.
— Często to sobie wyobrażałeś? — rzuciła bezczelnie, starając się brzmieć pewnie i śmiało, choć jęki mogły psuć to wrażenie, ale bez nich nie mogło się obyć, gdyż Nancy nieustannie się poruszała, z wielką starannością i intensywnością, z premedytacją mocno się na nim zaciskając, by jej gorące i mokre wnętrze bez przerwy ciasno go oplatało. — Mnie na tobie — sprecyzowała, zatapiając usta w jego szyi. Przycisnęła je mocno do miejsca pod jego szczęką, następnie zsunęła się nimi na jabłko Adama i jeszcze niżej, dokładnie zasypując jego skórę drobnymi pocałunkami, w niektórych miejscach subtelnie używając zębów.
— Mnie pod tobą — wymieniała dalej, gorącym oddechem odbijając się od mokrych śladów, które zostawiała, stanowczo i szybciej ruszając biodrami. Jej włosy luźno na niego opadły, dodatkowo łaskocząc skórę pojedynczymi kosmykami, a na jej twarzy malował się słodki, pełen satysfakcji uśmiech. — Mnie na kolanach przed tobą, gdy robię ci bardzo, ale to bardzo dobrze — zagadnęła, posuwając się jeszcze dalej, mając każdy ruch przemyślany. Podniosła na Rowana swoje niewinne i grzeczne spojrzenie, ale sam mówił coś o zajmowaniu się nim, a Nancy nic nie mogła poradzić na to, że miała całkiem bujną wyobraźnię.
— Że jestem cała twoja — wymruczała, wciąż nie powstrzymując jęków i westchnień, które nieustannie gdzieś się w tym wszystkim plątały. Coś błysnęło w jej niebieskich oczach, a ona obie dłonie przeniosła na jego klatkę piersiową. Oparła się na nich, zdecydowanie się od niego odklejając, a kiedy znalazła się dalej, to dodatkowo przechyliła się do tyłu, polegając na silnych rękach, które trzymał na jej plecach. Wysunęła w stronę Rowana swoje piersi, a także biodra, których ruch zmieniła; pokręciła nimi, zataczając kółka i następnie zaczęła poruszać się w górę i w dół. Mocno. Mocniej niż do tej pory i szybciej, co wyrwało z jej rozchylonych ust jeszcze głośniejszy jęk, w którym mieszało się jego imię. Odrzuciła głowę do tyłu, włosy tym razem gładko pofrunęły na plecy, a Nancy prezentowała się mu ze śmiałością, ciekawa, co o tym wszystkim sądzi. Czy podoba mu się to, co widzi oraz to, czego doświadcza?
Starała się i przykładała, aby czerpał ogromną przyjemność z tego, co potrafiła robić, ale wiedziała także, że istotne są inne walory, jak chociażby to, że mógł się jej przyglądać, dokładnie obserwując jak tym razem, to ona brała sobie jego.
A poza tym, była zaintrygowana, co może usłyszeć w odpowiedzi na swoje pytanie, ponieważ ona tak; ona często to sobie wyobrażała.
every part of me can be all yours, but you have to be just mine
selfish Nancy Jones
Abigail nie potrzebowała wyskoków adrenaliny i raczej wszystkie jej mniej i bardziej drobne sposoby na spędzanie wolnego czasu były spokojne. I niech będzie, że nudne, chociaż nawet w dzierganiu można było dostrzec jakąś ekscytację! Była inna niż Rowan, choć nie było to zaskoczeniem dla żadnego z nich, bo więcej ich dzieliło, niż łączyło, a strzelanie... budziło w niej ciekawość i sprawiało, że krew przyspieszała jej w żyłach, ale to wciąż nie było czymś, za czym by poszła na ślepo, chcąc zgłebiać temat.
OdpowiedzUsuńTaka pasja pasowała jednak do Johnsona doskonale i już niekoniecznie dlatego, że przydział mundur. On sam wydawał się tak stabilny, pewny i zdecydowany, że łatwo było go sobie wyobrazić jak celuje i naciska spust. By chronić. W jej wyobraźni Rowan nie był tym złym, czarnym charakterem, który zabija. Może powinna jednak bardziej przyjrzeć się tarczom... I przestać go idealizować wreszcie.
Kąciki ust drgnęły jej w niewinnym uśmiechu. Gdy posłał jej upominające spojrzenie, lustrowała jego twarz z dołu jeszcze tylko chwilę. Nie robiła nic złego! Nigdy nic złego nie robili, żadne z nich, to po prostu samo się działo... Były to może poważne błędy, małe pomyłki, albo drobne głupstwa, ale jakkolwiek tego nie nazwać, nie zmieniało to faktu, że coś co się działo między nimi, kiedy padała iskra wzniecająca płomień, to faktycznie było coś, czego później nie dało się ignorować. A do iskierki wystarczyło niewiele. I później żadne z nich się nie wycofywało. Abi nie miała złudzeń i nie wyobrażała sobie nie wiadomo czego, a Rowan... Boże drogi, tylko on sam wiedział, co mu siedzi w głowie i jak to wszystko postrzega. Fascynował ją, była nim zauroczona, ale do diaska przecież niczego na nim nie wymusi. Do niczego go też nie będzie zmuszać, choć tak swoją drogą, ani razu nie musiała go do niczego namawiać, bo gdy już byli blisko siebie, bo on wcale nie uciekał.
Rozluźniła palce, gdy odebrał od niej pistolet i przejęła lornetke, aby dostrzec, czy trafiła. Owszem, ale nie w cel. Zabiła zakładnika. Na szczęście była to tylko lekcja i papierowy człowiek, a marne szanse, że Abi się w tym całym strzelaniu odnajdzie, choć ten ostatni sprawił, że na policzkach wykwitły jej rumieńce, a w oczach błysnęło. Może to jednak wcale nie broń, ale tego nie powie głośno, widząc pewną zmianę w zachowaniu szeryfa.
Potarła zmarzniete palce, wsuwając lornetkę do kieszeni swojej kurtki i stanęła dwa kroki dalej od Rowana, aby patrzeć jak ustawia broń i strzela z strzelby. Lekko zacisnęła usta w wyrazie większej niepewności. Większa broń, to chyba większa trudność, ale to nic, czego nie mogła spróbować pod okiem bruneta. I może właśnie dzięki niemu pierwszy i ostatni raz chwyci w dłonie coś takiego, bo przecież zwykle wielu okazji na to nie miała.
- Ok, spróbujmy - kiwneła głową i podeszła bliżej, stając znów przed mężczyzną. Liczyła że znów ją ustawi i wyjaśni tym razem dokładnie, jak nie zrobić sobie krzywdy.
Abi
Ale oni nie byli standardowym przypadkiem, więc to, co się między nimi działo, z najróżniejszych powodów również wychodziło poza wszystko, czego do tej pory się trzymali. Dla siebie naginali swoje zasady, a w niektórych momentach kompletnie się ich pozbywali, sięgając po to, co było wypełnione uczuciami. To był najbardziej zaskakujący aspekt tego zbliżenia; to, jak wiele emocji nim w sobie rozbudzili oraz ilu z nich pozwoli wydostać się z głębi, by się między nimi solidnie zakorzenić. Nancy całą sobą czuła oraz wiedziała, że dzisiejsza noc w niej zostanie. Że jej resztki będą się za nią ciągnęły i przypominały o wszystkim, z czego się przed nim obnażyła. Rowan był jej słabością od kiedy się poznali, jednak dopóki trzymali się wyznaczonych granic, docierało to do niej z jakąś mniejszą siłą. Dzisiaj uderzyło w nią z mocą, której się nie spodziewała. Było takie wyczekane, smakowało wszystkim tym, czego pragnęła, było czymś, co mogłaby przeżywać bez końca, za każdym oddając się w jego ręce z takim samym pożądaniem. To z jednej strony było cudowne i piękne, ale z drugiej bez przerwy niebezpiecznie balansowali na granicy między przyjaźnią, a tym czymś, czego nigdy nie chcieli nazywać w odniesieniu do siebie. Nancy nie miała pojęcia, co będzie jutro. Nie miała żadnych wyobrażeń dotyczących nadchodzącego poranka, ani nawet najbliższych dni. Wiedziała za to, była absolutnie pewna, że to, co się między nimi wydarzyło jest szczere i prawdziwe i będzie takie bez względu na to, co dalej zrobią. Rowan jest jej przyjacielem, jedna noc nie sprawi, że nagle przestanie nim być, choć może porządnie potrząsnąć tym ich światem, który próbowali starannie sobie poukładać.
OdpowiedzUsuńBardzo lubiła doprowadzać go do szaleństwa. Uwielbiała także się wykazywać, dlatego wykorzystała moment, w którym zażyczył sobie, żeby znalazła się na nim. Wiedziała, że w innym wypadku nie miałaby aż takich szans, aby sprowadzić go pod siebie, chyba, że znalazłaby jakiś niezawodny sposób na to, by go całą sobą obezwładnić, więc ta dominacja, która całkiem jej się podobała, odbywała się za jego przyzwoleniem, ale to bardzo dobrze, ponieważ Nancy mogła mu udowodnić, że warto było się jej poddać. Poza tym, ogromne znaczenie miało dla niej to, że robił to z podobną ufnością, godząc się na rzeczy, o których w normalnych przypadkach nie było mowy. To tylko dodawało wyjątkowości zbliżeniu, które może było mocne, przepełnione prowokacjami i bezczelnymi zaczepkami, ale równocześnie nie brakowało w nim czułości. Nie brakowało uwagi, którą sobie poświęcali, skupiając się na tym, aby poczuć się przy sobie jak najlepiej. Odkrywali się z pasją, krok po kroku, poznając się od tych stron, które do dzisiaj pozostawały dla nich niedostępne, a teraz Nancy jeszcze bardziej chciała się nimi dzielić z Rowanem. Pragnęła, żeby odsłaniał ją ze wszystkiego i przyjmował to z taką troską oraz intensywnością jak do tej pory. Do wszystkiego dochodziło między nimi tak naturalnie, jakby od zawsze było im to pisane.
Nancy miała niewinne oczy i twarz aniołka, jednak nie brakowało jej tej mniej grzecznej strony, która z niej coraz bardziej wychodziła, gdyż kręciło ją oraz podniecało to, jak Rowan na nią reagował. Im bardziej poddawał się jej ruchom, im więcej przyjemności oraz błogości malowało się na jego twarzy, tym bardziej przykładała się do tego, co robiły jej biodra. Pragnęła, żeby ten obraz — jej na nim z rozchylonymi ustami, zarumienionymi policzkami, z włosami leniwie opadającymi na plecy, z falującymi piersiami, które zdobił pozostawiony przez niego ślad i napiętymi od wysiłku mięśniami — trwale zapisał się w jego głowie, by mógł to wspominać, wracać do tego, łapać się na tym, że mu tego brakuje.
Mocno zagryzła wargę i jęknęła, prostując się i jeszcze bardziej wypychając ciało w jego stronę, gdy jego dłoń zgrabnie wylądowała na jej pośladku. Poczuła ciepło rozchodzące się po piekącej skórze oraz przyjemny prąd, wspinający się po lędźwiach, dlatego mocniej naparła dłońmi na ciało Rowana, wbijając w niego swoje paznokcie.
— Myślałam, że to ja zajmuję się tobą — zauważyła przekornie, patrząc mu w oczy, ale absolutnie nie narzekała na to, gdzie znalazł się jego kciuk, którym zaczął ją pieścić. Zadrżała pod wpływem przyjemności, jeszcze mocniej się na nim zacisnęła i oddychała szybciej, spuszczając wzrok na miejsce, w którym łączyły się ich ciała, bo ten widok od samego początku bardzo jej się podobał. Z satysfakcją obserwowała, z jaką pasją oraz pożądaniem do siebie dopadali, chcąc dać raz zabrać sobie jeszcze więcej.
Usuń— Co ja z tobą mam — wyrzuciła z siebie, zaczepnie i słodko, unosząc kąciki ust, gdy jej ciało absolutnie się mu poddawało, reagując na dotyk oraz słowa, którymi rzucał jej seksowne rozkazy. Wiedziała, że nie będzie z nim łatwo, wiedziała, że uzyskanie odpowiedzi na takie prowokujące pytanie, musiało wiązać się z czymś więcej, a kilkoma czułymi pocałunkami go nie oszołomi i strasznie jej się to podobało. — Dojdę dla ciebie — zapewniła z trudem, drżącym głosem. Była blisko, co Rowan na pewno czuł, dlatego mogła dojść bez problemu, musiała tylko jeszcze bardziej wzmocnić ruchy swoich bioder, ale skoro oboje lubili mocno, to nie stanowiło żadnego problemu. Nieustannie patrzyła mu w oczy, gdy zaczęła poruszać się na nim zdecydowanie i zachłannie, czując go w sobie głębiej i mocniej, zawzięcie zbliżając się do tej przyjemności, która konsekwentnie budowała się w jej podbrzuszu, a jego kciuk niezawodnie jej to ułatwiał.
— Rowan — wezwała go głośno i rozkosznie, jęcząc oraz przycisnęła do niego swoje biodra, gdy obezwładniająca fala przyjemności gwałtownie rozlała się po jej ciele. Instynktownie złapała go za dłoń, którą trzymał między jej nogami, chcąc ją stamtąd odsunąć, ponieważ jej kobiecość stała się zbyt wrażliwa, a rozkosz, którą odczuwała, zbyt intensywna, przez co wydawało się jej, że tego nie zniesie. Zrobiła się jeszcze bardziej mokra i gorąca, pulsowała szybko, ciasno się wokół niego owijając. Nancy wygięła plecy, zacisnęła uda oraz oczy i bardziej napięła swoje mięśnie, pozwalając na to, aby orgazm leniwie, ale dokładnie przeszedł po jej drżącym ciele wraz z całą masą dreszczy.
do you want to keep trying? do you want to give us a chance? do you even know what you want?
Też jej przeszło przez myśl, że to oszołomienie mogło być wynikiem uderzenia w głowę, ale była pewna, że do tego nie doszło. Co więcej, podświadomie wiedziała, że jest zdezorientowana i pogubiona, że nie mogła zebrać tych myśli i ich sobie po ludzku ułożyć. Niepokój i napięcie, których główne źródło już zniknęło z horyzontu, w dalszym ciągu rozbijały jej uwagę i wprowadzały w konsternację, przenosząc w trochę bardziej odległe miejsce i czas. Paige była zwyczajnie wytrącona z równowagi, ale inaczej niż normalnie, bo przeważnie chodziło o takie emocje jak gniew i złość. Teraz rozchodziło się o coś innego, co dużo trudniej było jej okazać i wyrazić, bo nie były to uczucia, do których nawykła i sam ten fakt sprawiał już, że ciężko było jej się w tym wszystkim odnaleźć. W takiej sytuacji traciła trochę tej swojej wyrazistości charakteru, a jej niezłomna i nieulękła postawa, to podejście, że zawsze była gotowa reagować na zaczepki czy inne ataki, słabły, ustępując czemuś, co było bardziej spolegliwie i przypominało chęć, by się gdzieś schować zamiast aktywnie bronić. Na pierwszy rzut oka wyglądało to tak, jakby Paige była jedynie rozkojarzona, bo też komu by od razu przyszło do głowy, że w jej przypadku mogło chodzić o coś więcej? To było zupełnie do niej niepodobne i nie bardzo pasowało do całokształtu, który sobą prezentowała na co dzień i wcale nie trzeba było znać ją jakoś długo, żeby ze spokojem takiej opcji w ogóle nie brać pod uwagę.
OdpowiedzUsuńNie miała łatwego życia, ale też nigdy nie widziała w tym jakiejś tragedii. Od kiedy pamięta, zawsze musiała mierzyć się z różnymi trudnościami, które niekoniecznie znajdowały się na drodze każdego człowieka, radzić sobie z nimi albo czasem zwyczajnie przyjąć do świadomości, że nieważne, czego by nie zrobiła, niczego by to nie zmieniło i trzeba z tym żyć. Jednak nigdy się nad sobą nie użalała i pewnie dlatego bez większego wzruszenia akceptowała to, jakie miała doświadczenia i co ją w życiu spotykało. To ją w końcu kształtowało, zaczynając od życia z neurotyczną matką i z rzadko obecnym w domu ojcem, przez konsekwencje wynikłe z jej niepokornego charakteru, kończąc na zwykłych zbiegach okoliczności. Może to stanowiło taką wybuchową mieszankę, która ją w te wszystkie doświadczenia ubierała, uczyła niektórych odruchów i je w Paige pielęgnowała. No i był też ten ojciec, który w pewnym momencie wziął sobie dużo rzeczy do serca i dobitnie jej wyjaśnił, że nie może sobie pozwalać na to, jak czasami ludzie chcieli ją traktować.
— Zabrzmiało, jakbym miała chcieć tych usług więcej i częściej — zauważyła, chcąc wykrzesać z siebie trochę psotnego i zaczepnego nastroju, który przy Rowanie towarzyszył jej najwięcej. Nie było w tym tyle pewności i zdecydowania, co zazwyczaj, brakowało tego pazura i błysku w oku, który rozświetlał jej tęczówki, ale kąciki czerwonych ust uniosły się trochę wyżej, rozpogadzając nieco jej twarz. Nie było to pewnie zauważalne, biorąc pod uwagę ograniczony dostęp światła, ale samej Paige było z tym odrobinę lepiej i lżej na duchu. — Niemniej, ciekawa perspektywa… — skwitowała jeszcze cichym mruknięciem, zarzucając mu ramię przez szyję i ustawiła się tak, żeby mógł ją przytrzymywać z jak największą swobodą przy swoim boku.
O tym, żeby może Rowan mógłby ją zanieść, też nie pomyślała. Już to parę razy przerobili, ale w zupełnie innych okolicznościach, do tego Paige nikt normalnie na rękach nie nosił, więc ani tego nie oczekiwała, ani sama nie proponowała. Możliwe, że tym razem byłaby to rzeczywiście szybsza opcja, może nawet wygodniejsza, ale mimo trudności, które mieli w związku z ograniczonymi możliwościami poruszania się, jej myśli odpłynęły w inne zakamarki umysłu, jak tylko w miarę zaczęli iść naprzód. Było trochę nieporęcznie, co chwila musiała się poprawiać i przysuwać na nowo, bo nie była w stanie cały czas trzymać ramienia w taki sam sposób, jednocześnie dopasowując do ruchów i chodu Rowana, a do tego nie szła przecież normalnie, tylko podskakiwała na jednej nodze.
Krzywiła się trochę, bo wstrząsy sprawiały, że w kostce co rusz narastało bolesne pulsowanie, do tego but naprawdę zaczynał sprawiać wrażenie ciaśniejszego, jednak jakoś nie przyszło jej do głowy, że w grę wchodziła jeszcze inna opcja, by dotarli do samochodu.
UsuńScraps szedł przed nimi, węsząc i zatrzymując się co jakiś czas, by upewnić się, że dalej się za nim wloką albo żeby sobie dokładniej sprawdzić jakiś kawałek ziemi czy innego krzaka. Nie plątał się przy nogach, ale też nie oddalał się za bardzo. Co chwila pojawiał się w snopie światła latarki cały albo tylko częściowo. Nie znał miejsca docelowego, jednak mimo to wyglądało to tak, jakby doskonale wiedział, dokąd mają iść.
Popatrzyła na Rowana, jakby sobie właśnie przypomniała, że tu jest, kiedy zadał pytanie o lampiony i w tym samym momencie zahaczyła czubkiem buta zdrowej nogi o ziemię, tracąc na moment równowagę, przez co bardziej się na nim uwiesiła, drugą ręką asekuracyjnie chwytając się jego munduru. Scraps stanął, odwracając się w ich stronę i nastawił wyczekująco uszy, obserwując bacznie. Paige cicho syknęła, ale ciężko było stwierdzić, czy to z bólu, czy bardziej z irytacji.
— Te są brzydkie — wyjaśniła krótko, poprawiając się, żeby mogli iść dalej. Było to bardziej męczące, niż przypuszczała, takie kuśtykanie. — Krzywe i w ogóle koślawe, ale wydaje mi się, że mogłyby się wznieść, tylko na pokaz się nie nadawały. Chciałam je puścić osobno, a nie tak przy wszystkich. — Brzmiało to trochę głupio i infantylnie, szczególnie, że mówiła o tym z przekonaniem i całkiem poważnie, jakby to było oczywiste i jasne od samego początku, że w trakcie pokazu nie mogła przecież wypuścić byle czego. Było tam mnóstwo innych, różnych lampionów i ten jej najładniejszy i tak ginął w ich gąszczu, więc dwa inne, nawet jakby miały okazać się okropnymi szkaradami, też uleciałyby niezauważone przez większość zebranych. Nikt nie kojarzył, czyj lampion był czyj, poza samymi właścicielami, ale najwyraźniej Paige to wystarczyło, nawet jeśli to była tylko zabawa.
— Nie śmiej się ze mnie — mruknęła, najwyraźniej świadoma, jak to brzmiało i wyglądało. — Tarteletki też przyniosłam tylko te, co mi wyszły ładne.
Paige King
Ostatnia rzecz, której Nancy chciała, to wzbudzać w Rowanie poczucie winy i skazywać go na walkę z kacem moralnym. Musieli to sobie ustalić — nie robili nic złego. Rowan nie robił nic wbrew Nancy, nie krzywdził jej, przekraczał granice mając jej pozwolenie. Gubili się przy tym w uczuciach, których nie potrafili nazwać i to rzeczywiście stanowiło problem, bo pewnie ani nie będą w stanie wiele sobie jutro powiedzieć, gdy to wszystko będzie w nich takie świeże, ani nie będą w stanie zdobyć się na wielkie obietnice, ale tych Nancy nie oczekiwała. Co prawda, mieli za sobą pierwszy seks, ale na pierwszej randce jeszcze nie byli, więc Rowan nie musiał czuć wobec niej zobowiązań. Niech po prostu wciąż będzie jej przyjacielem, niech to się nie zmienia, a cała reszta jakoś się im ułoży. Przede wszystkim sami musieli zrozumieć, o co chodziło z ich uczuciami, a to było skomplikowane, ponieważ Nancy przeżywała coś, czego do tej pory nie miała. Miała przeróżne związki, spotykała się z mężczyznami, nigdy nie uprawiała po prostu przygodnego seksu, więc teoretycznie wszystkie jej zbliżenia powinny być wyjątkowe, a jednak to dzisiejsze było wspanialsze od każdego z nich i sprawiało, że czuła się doskonale. Nie wstydziła się, nie bała, ufała mu i podobało się jej to, w którą stronę to zmierza, choć to była ryzykowna strona. Cokolwiek się nie stanie — będzie dobrze, jeśli tylko paskudnie się przy tym nie zranią. Najlepiej i najbezpieczniej byłoby, gdyby się to nie kończyło, a oni zawsze mogliby tak przy sobie naturalnie trwać, ale rzeczywistość była brutalniejsza od cichych marzeń.
OdpowiedzUsuńBłogość to przez chwilę było wszystko, co Nancy czuła. Przez jej ciało przepływały fale przyjemności, a ona bezwolnie opadła w ramiona Rowana, chętnie dając mu się zagarnąć i mocno do siebie przyciągnąć. Otoczył ją opieką, dbając o to, aby czuła się przy nim bezpiecznie. Trochę żałowała, że nie doszedł z nią, ale wiedziała, że to i tak go nie ominie, a ona po prostu już dłużej nie mogła wytrzymać, otrzymując od niego zbyt wiele przyjemności, którą dodatkowo nakręcały jego jęki. Poddała się więc temu, co silny orgazm robił z jej ciałem i mocno się do niego przytuliła.
Oddychała ciężko i szybko, starając się zapanować nad sercem, które tłukło się w klatce piersiowej, kilka niesfornych kosmyków opadło na niego, drażniąc jego skórę, a Nancy szukała bliskości Rowana, tak cudownie dochodząc do siebie w jego objęciach. Złożyła lekki pocałunek na jego czole, zamykając oczy i uśmiechnęła się rozczulona, słysząc jego komentarz. Co oni ze sobą mieli.
Nancy miała ociężałe nogi oraz ręce, ale dłońmi czule złapała za policzki Rowana, które delikatnie pocierała kciukami, patrząc w jego oczy. Zbliżyła się muskając jego wargi z troską, a ciche westchnienie opuściło jej usta, gdy wyraźniej poczuła go w sobie przez to, że podnieśli się z kanapy. Oparła o siebie ich czoła, przyciskając do niego swoje rozgrzane, drobne ciało, które jeszcze chwile temu drżało z obezwładniającej przyjemności.
— Dwadzieścia dwa — wtrąciła się uprzejmie, uśmiechając się szeroko, kompletnie rozczulona początkiem jego wyznania, które dotykało w niej coś, przed czym sama przed sobą się nie przyznawała. Nie sądziła, że już wtedy mogła zapaść mu w pamięć tak mocno, że do dzisiaj pamiętał sukienkę, którą wtedy założyła. Nancy przyjechała do Mariesville w tym samym dniu, w którym odbywał się festyn i początkowo miała na niego nie iść, ale babcia skutecznie ją namówiła, a znajomi powtarzali, że musi kogoś poznać. Była pod wrażeniem, gdy poznała Rowana z wielu powodów, ale przede wszystkim dlatego, że słyszała o nim wcześniej, w końcu był z tych Johnsonów i dużo ludzi tutaj o nim gadało, a po drugie imponował jej tym, jaki miał na siebie plan, idąc swoją własną ścieżką.
Od samego początku był dla niej nieosiągalny, a dodatkowo wtedy znajdowali się w innych miejscach w swoim życiu; ona była beztroską studentką, która jeszcze sama nie wiedziała, gdzie ją to życie zaprowadzi, on dojrzałym facetem, który robił karierę. Tak naprawdę nigdy nie czuła, że jest dla niego kimś odpowiednim, ale lubiła myśl, że mogłaby, choć nawet nie zamierzali próbować.
UsuńPonownie wsunęła palce w jego włosy, delikatnie się nimi bawiąc, a rozmarzony uśmiech nie znikał z jej rozpromienionej twarzy. Uniosła brodę, chcąc dać Rowanowi lepszy dostęp do swojej wrażliwej szyi, wsłuchując się w jego słowa, którymi ewidentnie odkrywał się przed nią z tego, co o niej sądził, czym trochę mieszał jej w głowie, choć chłodna ściana, z którą zderzyły się jej plecy, nieco ją otrzeźwiła.
— Mam ją do dzisiaj — przyznała, mocniej owijając wokół niego swoje nogi, czym przycisnęła do siebie jego biodra i jęknęła rozkosznie, kolejny raz czując go w sobie głęboko. — To moja ulubiona bluza — wyznała szczerze, nie zamierzając jej oddawać, chociaż może po tylu latach powinna. Rowan mógł myśleć, że dawno temu się jej pozbyła, a jednak z jakiegoś powodu wciąż miała ją w swojej szafie, wciąż ją zakładała, uwielbiała w niej spać, otulać się nią w zimne wieczory. To była najlepsza rzecz, jaką miała, a równocześnie wyjątkowa pamiątka po tych wspólnych latach. Byli wtedy tacy młodzi, że to naprawdę dziwne, że nie wykorzystali okazji, która się im wtedy nadarzyła.
— Rowan — westchnęła głośno z aprobatą, gdy ruchy jego bioder stawały się intensywniejsze, a ona brał ją sobie pod tą ścianą z niebywałą lekkością, gdzieś na schodach, w drodze do sypialni tak, jakby postanowił, że zrobią to w każdym kącie jego domu, który był spory, więc jeszcze dużo przed nimi. — Gdybym wiedziała wcześniej, to przebrałabym się na imprezę w mundurek i byłabym twoją seksowną pielęgniarką — wymruczała do jego ucha, a jej słowa mieszały się z jękami. Paznokcie jednej dłoni wbiła w jego kark i zacisnęła oczy, czując ogromną przyjemność, a była większa niż wcześniej, ponieważ jej gorące i mokre wnętrze było jeszcze bardziej wrażliwe.
Musiała jednak przyznać, że to wyznanie zaskoczyło ją najbardziej ze wszystkich, gdyż nie sądziła, że mogłaby go kręcić w tamtym czasie, a poza tym nigdy nie przypisywała sobie żadnej roli w jego powrocie do zdrowia. Pracowała w miejscu, do którego trafił, ale w związku z tym, że był dla niej ważny odwiedzała go częściej niż to konieczne i dbała bardziej niż o kogokolwiek innego, starając się dać mu czas oraz wsparcie, którego potrzebował. Widziała, że był rozbity, nie łudziła się, że pomogła mu się poskładać, aczkolwiek walczyła o niego.
— Wiesz, że nigdy bym z ciebie nie zrezygnowała, prawda? — zapytała retorycznie, lokując spojrzenie w jego ciemnych oczach i uśmiechnęła się czule, zaczepnie zahaczając czubkiem nosa o jego nos. Mógłby ją wtedy stamtąd wywalać, nie odzywać się i kazać spadać, Nancy i tak by się nie poddała. Potrafiła być bardzo uparta, gdy jej na kimś zależało.
— Jestem cała twoja, Johnson — potwierdziła, choć nie musiała, skoro ciasno oplatała go nogami i od jakiegoś czasu konsekwentnie się do siebie dobierali, ale lubiła to powtarzać. Lubiła, jak to brzmiało w jej ustach, teraz mocno przyciśniętych do warg Rowana, z których skradała namiętne pocałunki. Nie przerwała ich nawet, gdy dotarli do sypialni, której walory na pewno będzie podziwiała rano, ponieważ teraz za bardzo skupiała się na nim. Wygodnie rozsiadła się na jego kolanach, celowo ruszając biodrami, by tym razem to znowu on poczuł ją na sobie i odsunęła się nieznacznie, gdy światło rozjaśniło pokój. Wyprostowała się, składając kilka subtelnych pocałunków na jego twarzy, szyi, a następnie torsie, delikatnie zsuwając się z jego kolan.
— Co powiesz na łyżeczkę? — zagadnęła, unosząc brew i patrząc w jego oczy, ale zamiast położyć się na łóżku obok niego, Nancy zaczęła niebezpiecznie przesuwać się niżej, jakby po głowie chodziło jej coś jeszcze innego.
— Dam ci czas na zastanowienie się lub wybranie innej pozycji — wyszeptała zaczepnie, przygryzając skórę na jego klatce piersiowej. Bardzo nie chciała z niego schodzić, natychmiast poczuła się tak dziwnie pusta, ale dzisiaj to jeszcze ona go nie próbowała, a skoro to mogła być tylko ta jedna noc, to bez sensu się ograniczać. Nancy naprawdę chciała go zasmakować, dlatego składała staranne pocałunki na jego szyi, torsie i brzuchu, odkrywając jego najwrażliwsze punkty i całując go po nich czule, lecz równocześnie zachłannie, mając wzrok utkwiony w jego oczach. On został na brzegu łóżka, a ona wygodnie wylądowała na swoich kolanach przed nim, patrząc na niego figlarnie.
Usuń— Lubisz mocno, zgadza się? — rzuciła, bezczelnie się z nim drocząc i prowokując. Językiem najpierw przesunęła po swoich wargach, porządnie je zwilżając, a następnie z fascynacją sprawdziła, jak tym razem to on zareaguje na jej język, którym nie zamierzała próżnować, dlatego dokładnie przejechała nim po całej jego długości, a następnie objęła go swoimi ustami, zasysając policzki.
everything will be fine. i love that you do things with me that no one else does
Czyli Nancy również powinna mieć wyrzuty sumienia związane z tym, jak dzisiejszej nocy bezwstydnie wpadła w ramiona Rowana, wprowadzając słodki chaos we wszystko, co do tej pory miał poukładane, bezczelnie doprowadzając do tego, że złamał swoje własne postanowienia, co było do niego tak bardzo niepodobne, że nie przyszłoby jej do głowy, że miała w sobie aż taką moc. Najprawdopodobniej dopadnie ją to wszystko jutro, aczkolwiek na swoje niewielkie usprawiedliwienie miała jedynie to, że chociaż to ona pierwsza go pocałowała, uruchamiając całą tę lawinę namiętności, to on sobie tego zażyczył. Oboje nie przewidzieli, co po tym może się stać lub, najzwyczajniej w świecie, nie chcieli tego przewidzieć, więc to zignorowali. Nie ulegało jednak wątpliwości to, że od kilku godzin konsekwentnie się do siebie zbliżali, stając się dla siebie kimś więcej, kimś ważnym i wyjątkowym. Uczuć przybywało, przez co łatwiej było się w nich zgubić, a jeszcze łatwiej poddać i z ciekawością odkrywać, co przyniesie przyszłość. Nancy także nie żałowała dzisiejszej nocy, absolutnie podobało się jej wszystko, co ze sobą robili, a uczucia, które im towarzyszyły oraz emocje, które się pojawiały, wyłącznie dodawały tej chwili magii. Cokolwiek jutro nastąpi, chociaż wciąż była dobrej myśli, licząc na ich dojrzałość, Rowan również zawsze będzie miał swoje specjalne miejsce głęboko w niej.
OdpowiedzUsuńNancy przywiązywała się do rzeczy i potrafiła obdarzać je sentymentem, który skutecznie powstrzymywał ją przed tym, żeby się ich pozbyć. Kolekcja ta nie była duża, ponieważ to naprawdę musiało być coś, co kojarzyło się jej z czymś wyjątkowym, ale bluza Rowana zdecydowanie spełnia to kryterium. Przede wszystkim należała do niego, nawet jeśli kilka lat temu znalazła miejsce w jej szafie, przypominała o tamtym lecie, podczas którego się poznali, a następnie zaskakująco często na siebie wpadali, wymieniając się uśmiechami i nieśmiałymi spojrzeniami. Nancy bardzo żałowała, że tamtej nocy Rowan nie odprowadził jej do domu, ale przynajmniej zostawił po sobie pamiątkę, która cała nim pachniała. Poza tym, to była naprawdę porządna bluza, której byłoby szkoda się pozbywać. Nie pozbyła się również tej niebieskiej sukienki, która tak pięknie podkreślała kolor jej oczu.
Tylko problem w tym, że po godzinach Nancy nie nosiła swojego seksownego stroju, ale dla niego mogłaby zrobić wyjątek. Rowan musiał pamiętać, że mógł, a nawet powinien, przychodzić do niej o każdej porze dnia i nocy, gdy potrzebował pomocy. Zresztą, zawsze był mile widziany i to nie było ważne, czy ona była wtedy w pracy, czy w domu, a on coś sobie zrobił czy po prostu chciał przyjść. Z troski nie oszczędzi mu kazań o tym, że powinien się oszczędzać i bardziej na siebie uważać, ale zawsze mu pomoże i doskonale wie, że on zrobi dla niej to samo. Że zawsze będzie przy niej.
Nancy wyczuła, jak mięśnie Rowana napinają się pod wpływem niespodziewanej dawki przyjemności, którą najpierw zapewniły mu jej usta na jego skórze, a następnie na nim, dlatego opuszkami palców przesunęła po jego brzuchu, układając na nim dłoń, podczas gdy drugą ręką pomogła ustom oraz językowi, które ciasno do niego przylegały. Delikatnie się uśmiechnęła, co najwyraźniej było widać w jej błyszczących i roześmianych oczach, ucząc się tego, jak Rowan lubi być w ten szczególny sposób dotykany. Chciał czule? Dostanie tak czule jak nigdy wcześniej. Potulnie skinęła głową, dotykając go z uwagą i czułością, lecz nie brakowało w tym stanowczości, a może nawet zachłanności, która wychodziła z Nancy, gdy chciała więcej, nakręcona tym, jak na nią reagował. Kurwa, czuła, że mu się to podoba. Czuła, że za sprawą swoich gorących ust miała go całego, a on się jej oddawał.
Widziała i chłonęła jego reakcję na siebie, co jedynie motywowało ją do czułych działań, którym postanowiła go nie oszczędzać, gdyż czerpała ogromną satysfakcję z tego, co się z nim działo. Znowu robiła się okrutnie mokra, z czego nawet nie zdawał sobie sprawy. Patrzyła mu w oczy, sunąc po nim namiętnie, dogłębnie badając językiem wszystkie jego najczulsze punkty, czasami robiła to szybciej, a innym razem celowo zwalniała, chcąc by Rowan oszalał na jej punkcie. Wiedziała jednak, że na tym nie skończą, dlatego grzecznie się zatrzymała, czując jego stanowcze palce we włosach.
Usuń— Och, Rowan — wymamrotała w jego usta, leniwie podnosząc się z kolan i natychmiast pogłębiła pocałunek, układając dłonie na jego przedramionach, których się przytrzymała. Wdrapała się na łóżko i ponownie znalazła się w jego bezpiecznych ramionach. Całowała go namiętnie, z wyczuciem oraz troską gładząc jego policzek i wykorzystała moment na to, aby tak po prostu skradać z jego warg kolejne pocałunki. — Jesteś niesamowity — przyznała szeptem, patrząc w jego oczy, w których odbijało się światło lampki i uśmiechnęła się słodko. Oddychała szybciej, gdy jej gorące ciało zderzyło się z chłodną pościelą, a ona lekko opadła na miękkie poduszki, na których rozrzuciły się jej włosy. Odpowiednio się ułożyła, ciasno przylegając całą sobą do Rowana, który był za nią i wygięła się, aby móc na niego spojrzeć. Wyciągnęła rękę w jego stronę i złapała go za kark, śmiało zmuszając do tego, aby się pochylił i ją pocałował, bo była tego naprawdę spragniona. Kolejny raz mocno przywarła do niego wargami, równocześnie unosząc nogę, aby dać mu do siebie całkowity dostęp.
— Już się zdążyłam stęsknić — rzuciła zaczepnie, zaglądając w jego oczy, gdy poczuła, jak wypełnia ją całym sobą. Jęknęła, zaciskając się na nim w pierwszym odruchu, przy okazji uświadamiając sobie, jak cholernie jej się to podoba i jak bardzo chce, żeby to się powtarzało. Z każdą sekundą i ona pragnęła go mocniej, głębiej i wyraźniej, a pozycja, od której zaczęli testowanie łóżka Rowana rzeczywiście była niezłym początkiem, bo oprócz tego, że mogli ją przekształcić w co tylko chcieli, to ich ciała z łatwością odnalazły wspólny rytm, a Nancy znalazła się bardzo blisko Rowana i mogła do woli go całować.
well, to be honest, i love the thought of you being addicted to me, so do it, my dear
Paige nie lubiła robić rzeczy na odwal, niezależnie, czy chodziło o obsługiwanie podpitych facetów w pubie, sprzątanie mieszkania, czy wycięcie z papieru i bibuły lampionów albo jakąś inną, niecodzienną inicjatywę, na którą naszła ją ochota. Zdarzało się, że w trakcie traciła do czegoś cierpliwość – to przecież nie była jej mocna strona – ale z reguły kończyła to, co zaczęła i starała się, żeby było to zrobione najlepiej, jak tylko była w stanie. Nie musiało być perfekcyjnie ani idealnie, nie chodziło o to, by wychodzić na geniusza w każdej dziedzinie, której się tknęła, ale skoro już się za coś zabierała, to chciała to po prostu zrobić co najmniej dobrze, a każda taka czynność miała jakieś swoje szczególne aspekty, na które należało zwrócić uwagę. W przypadku lampionów sądziła, że są takie dwa: to, że lampion musi polecieć i że powinien wyglądać ładnie. Druga z tych rzeczy była subiektywna i możliwe, że Paige trochę zbyt krytycznie podchodziła do swoich wyrobów, ale skoro jej się coś nie podobało, to na pewno nie zamierzała wystawiać tego na pokaz.
OdpowiedzUsuńNie myślała o tym, żeby jakoś wyjątkowo przypodobać się społeczności. Wychodziła z założenia, że biorąc w czymś dobrowolny udział, wypadało spróbować się wpasować, nawet jeśli czegoś nie do końca rozumiała albo uważała za śmieszne czy zupełnie niepotrzebne. Nikt jej przecież na siłę nie ciągnął na tę zabawę, przyszła sama, ale mimo zaciętego usposobienia i zdecydowanego braku chęci, by siedzieć pod czyjąś podeszwą, jakoś tam obyta trochę była i wiedziała, jak się czasem zachować, nawet jeśli miało to odbiegać od jej zwyczajowego sposobu bycia. Inaczej by się sprawa miała, gdyby ktoś ją zmusił do udziału w wydarzeniu, jeśli w ogóle komuś by się to udało. Wtedy nie pozostawiłaby żadnych wątpliwości, co sobie myśli i jaki ma stosunek do tego wszystkiego. Ale tak się nie stało, Paige zrobiła to, na co miała ochotę, kierując się przede wszystkim chęcią, by spróbować swoich sił w robieniu lampionów, a później trochę ciekawością. I nie chciała, żeby to było byle jakie spędzenie czasu.
— A po co miałabym w takim razie przychodzić? — zapytała retorycznie, marszcząc lekko brwi i dopasowując się na nowo do sylwetki Rowana. — Jestem czasem zrzęda i gbur, ale nie szukam sobie specjalnie do tego okazji. — Dźgnęła go delikatnie łokciem w bok w ramach żartu, udając jednak, że nie zrobiła tego specjalnie, bo akurat niby mimochodem spoglądała w drugą stronę. — Mam całe mnóstwo powodów do narzekania. Jeden, na przykład, kręci się przed nami — oznajmiła, nie do końca poważnie, wskazując brodą na Scrapsa, który widząc, że nic się nie dzieje, wrócił do swoich spraw wymagających dokładnego powąchania. — Mówiłam ci, żebyś mnie nie wypatrywał — rzuciła zaczepnie z udawanym przekąsem, łapiąc go na jego własnych spostrzeżeniach.
Pokręciła głową, uśmiechając się i cmokając cicho pod nosem. Musiał widzieć, jak siedziała z tymi dziewczynkami na ławce, pozwalając w tym czasie wyszaleć się na parkiecie ich rodzicom. Warkoczyki miała posplatane i dało się to zauważyć tak samo, jak pomalowane na czerwono paznokcie, ale to, że wspomniał konkretnie o dziewczynkach, świadczyło o tym, że musiała mu się rzucić gdzieś w trakcie w oczy. I to właściwie nie jeden raz, a do tego pewnie trochę jej się poprzyglądał, skoro zwrócił uwagę na taki drobiazg jak kolor paznokci. Jednak Paige to nie przeszkadzało, było nawet na swój sposób pociągające, nie wspominając, że przydatne, biorąc pod uwagę, że między innymi dlatego znalazł się w dobrym miejscu i we właściwym czasie. Nie chciała też za bardzo wychodzić z jakimiś wnioskami naprzód, ale poniekąd było to też do przewidzenia, że gdzieś w międzyczasie jedno zawiesi spojrzenie na drugim.
Z ust uciekł jej pomruk zdziwienia, kiedy usłyszała propozycję Rowana, ale jeszcze bardziej zdziwiła ją wzmianka o Scrapsie. Obie rzeczy ją zdumiały, bo wzięcie ją na ręce wydało jej się całkiem dobrym pomysłem, bo rzeczywiście się wlekli, ale jednocześnie nie bardzo potrafiła to sobie wyobrazić. Z kolei w drugim przypadku zupełnie nie rozumiała, o co Rowanowi chodziło.
— To znaczy, co mam zrobić? — bąknęła, nie kryjąc tego swojego niezrozumienia. — Też go wziąć na ręce? — prychnęła z rozbawieniem, powoli jednak uświadamiając sobie, w czym mógł widzieć problem, więc przystanęła, biorąc z ulgę głębszy oddech, bo takie kuśtykanie było naprawdę męczące, nawet jeśli miała przy tym solidne wsparcie. — Scraps, pchlarzu, chodź tu — zawołała, czekając chwilkę, aż pies do nich podbiegnie. — Widzisz tego gościa w mundurze? Lubisz mundury, co nie? — mówiła, zwracając się do Scrapsa i w kilku drobnych podskokach ustawiła się przodem do Rowana. — Tu ma rękę — złapała go za nadgarstek ręki, którą przytrzymywał ją w talii — i ta ręka może być tu i tu, i tam — zaczęła przesuwać dłoń po sobie, w górę i w dół, nie przejmując się, gdzie dokładnie trafiła, czy na żebra, czy na pośladek, czy gdziekolwiek indziej. — Druga to samo. Nie gryziemy gościa w mundurze, tak? Jak coś się zmieni, to dam ci znać, ale póki co gość w mundurze jest w porządku, rozumiesz? — podsumowała, powstrzymując się od śmiechu.
UsuńScraps patrzył się na nią z przechylonym łbem i wyglądało to trochę tak, jakby naprawdę chciał zrozumieć, o co jej chodziło, ale równie dobrze mogło być to spojrzenie, którym chciał zapytać, czy ma go za idiotę. Nie był w końcu głupim psem, nie reagował bezmyślnie na każdy krzyk czy rzężenie i pewnie na spokojnie był w stanie ocenić, w jakim nastroju była Paige i wyczuć w dużej mierze, jakie ktoś miał wobec niej intencje. Był jednak tylko psem i nie miał jak wyrazić swoich wątpliwości co do sposobu, w jaki próbowała mu wyjaśnić, że gościu w mundurze nie stanowi zagrożenia. Musiał więc jakoś sobie radzić z Paige i jej średnim obyciem z psami.
Odwróciła się do Rowana, ściskając ze sobą wargi, żeby się nie roześmiać i popatrzyła mu w oczy, czekając na jego ewentualną reakcję. Domyśliła się, o co mu chodziło, ale to nie zmieniało faktu, że nie za bardzo wiedziała, co miała w związku z tym zrobić, tak zupełnie na poważnie. Osobiście wątpiła, by Scraps rzucił mu się do gardła, gdyby ją podniósł, nawet wcześniej o nic nie pytając, bo musiałaby sama zareagować naprawdę w bardzo jednoznaczny i zdecydowany sposób, co obejmowało krzyk, wyrywanie się i szarpanie, a nie widziała powodu, by reagować tak na Rowana. Mogłaby się zdziwić, skrzywić, burknąć coś pod nosem i może zasugerować, żeby ją postawił, ale przecież nie próbowałaby się wywinąć z jego objęć jak jakaś wariatka.
— Więcej nie jestem w stanie zrobić — odparła zupełnie poważnie i trochę jakby bezradnie, potakując przy tym głową. — Ale wydaje mi się, że zrozumiał — dodała nieco ciszej, jakby nie chciała, żeby Scraps ją usłyszał i bez żadnego zastanowienia objęła Rowana lekko za szyję, przechylając głowę na bok i posłała mu ciekawskie, wyczekujące spojrzenie.
Paige King
Betsy pierwsza wypatrzyła chaos na wodzie, ale w Mariesville Betsy już miała taką rolę - dowiadywała się i wypatrywała wszystkiego jako pierwsza albo przynajmniej jedna z pierwszych. Zawsze słyszała, że to barmani zbierają pikantne, smutne lub absurdalnie śmieszne historie, a nikt nie opowiadał o listonoszach. Zwłaszcza o listonoszach w takich wsiach jak Mariesville. Poza sezonem świątecznym, bo u Amerykanów listopad i grudzień obfitował w okazje do świętowania i zakupów on-line, Besty rzadko kiedy śpieszyła się w swojej pracy. Miała więc chwilę, aby się zatrzymać i posłuchać, a czasami nawet popatrzeć. A że z natury była ciekawską istotką, to nie szczędziła sobie tego i owego.
OdpowiedzUsuńMiała świadomość, że dzisiejsze wydarzenie nie obejdzie się bez echa i nie chodziło o samą akcję ratunkową. Ba! Nie byłaby zdziwiona, gdyby za tydzień, najdalej za dwa tygodnie, została pomówiona o romans z szeryfem, a ten będzie musiał składać oficjalne wyjaśnienia na posterunku. Kto wie? Może będzie musiał zrezygnować z dalszego prowadzenia spraw związanych z donosami na panienkę Murray, aby zachować spokój i obyczajność, w tej mało przyzwoitej mieścinie?
Zresztą - musiałaby przyznać, że bycie oskarżoną o romans z kimś takim, jak szeryf, to raczej zaszczyt niż obelga. Raz, że szeryf to szeryf, zajmował zaszczytną pozycję w społeczności, a dwa - wyglądał jak wyglądał. Nie było w tym mieście kobiety, która nie uznałaby szeryfa za przystojniaka. W dodatku był dobrze zbudowany, a Betsy trochę żałowała, że siedząc przed nim, nie może popatrzeć na pięknie rysujące się mięśnie ramion.
— No to będę czekać — zaśmiała się. Sama Betsy była łasuchem, choć praca, w przeważającej części opierająca się na wysiłku fizycznym, robiła swoje. Betsy od dziecka była szczupła, w niektórych momentach swojego życia nawet za bardzo. Niewiele brakowało, a jako nastolatka nabawiłaby się poważnych zaburzeń związanych z odżywianiem, ale miała to szczęście, że jej bliscy pozostawali czujni. Teraz lubiła zjeść, choć z gotowaniem nie radziła sobie zbyt dobrze, dlatego cieszyła się z komfortu życia z dobrze gotującą mamą. I wcale się tego nie wstydziła, chociaż miała już te prawie trzydzieści lat na karku.
Ostrożnie wychyliła się do tyłu, aby złapać za butelkę. Chciało jej się pić, tak po prostu. Wzmożony wysiłek związany z akcją ratunkową obudził w niej pragnienie. A lekki, musujący cydr mógł je skutecznie ugasić.
— Nie śpieszy mi się — zauważyła spokojnie. — Nie zrozum mnie źle, Rowan. — Chyba pierwszy raz zwróciła się do niego tak bezpośrednio, używając jego imienia. Aż sama poczuła się z tym dziwnie i zamilkła na chwilę. Betsy zwyczajnie w świecie bywała nadpobudliwa i długie wytrwanie w ciszy było dla niej trudne, dlatego dość szybko podjęła, nie dając mu zbytnio szans na to, aby coś wtrącił. Dodatkowo, wytrzymanie w bezruchu było tak samo trudne. Wydawać by się mogło, że mała Murray jest nieaktywna tylko wtedy, kiedy śpi. Wyciszała się jednak też wtedy, kiedy mogła malować, ale odkąd została dość brutalnie wyrzucona ze studiów, nie malowała dla siebie, nie tworzyła kreatywnie, nie otwierała się na sztukę. Sama uważała, że przez to nieco zdziczała, ale nie była się w stanie przełamać.
Niemniej - pauza w jej przemowie była zauważalna, bo nawet sama ją odczuła.
— Nie śpieszy mi się, ale muszę siku. — Dodała, jakby przepraszająco. Ale podczas tego niezbyt długiego spływu, wypiła troszeczkę, a też dla obeznanych w świecie ludzi nie było tajemnicą, że damskie pęcherze to mają mniejszą pojemność. — Ale wytrzymam te piętnaście minut, naprawdę. — I mówiąc to, zrobiła kolejny łyk cydru. Tak, jakby picie miało jej pomóc z coraz bardziej palącym problemem.
Betsy Murray
Rowan w dalszym ciągu nie rozczarowywał, kiedy chodziło o riposty, co Paige całkiem się podobało. Po pierwsze, miała z tego satysfakcjonującą zabawę, jakieś wyzwanie, na które ciężko było liczyć na co dzień, a po drugie, zajmowało to głowę i odwracało uwagę w przyjemny i naturalny sposób. Nie musiała się zmuszać, by odciągać swoje myśli od tego wielkiego kołtuna niepewności, który plątał się po jej głowie, wręcz przychodziło to samo bez żadnych trudności. Lubiła się przekomarzać, lubiła też w takim przypadku nad drugą osobą, ale godny przeciwnik był zdecydowanie bardziej interesującą opcją i chociaż odpowiedź Rowana była bezlitosna, nie czuła się w żaden sposób urażona ani dotknięta. Na jej usta jedynie wpełzł krótki uśmieszek, a ramiona drgnęły bezradnie – no trudno, skoro tak mówił i brał to tak na poważnie.
OdpowiedzUsuńWestchnęła cicho, przewracając oczami na tekst o teatrzyku i pokręciła lekko głową. Naprawdę nie wiedziała, o co mu chodziło i nic innego nie przyszło jej do głowy, choć prawdą było, że się przy tym trochę zgrywała. Poza tym, że nie znała za bardzo komend, których nauczony był Scraps i nie była też na sto procent pewna, jakie pełnił zadania, kiedy jeszcze był z jej ojcem na służbie, to właśnie tak mniej więcej wyglądała jej komunikacja z tym zwierzakiem. Nie wydawała mu konkretnych poleceń, tylko do niego gadała zupełnie jak do człowieka, takiego z niższym ilorazem inteligencji. W sumie pewnie tak by mówiła do młodszego brata, gdyby takowego miała, nawet jeśli jego inteligencja nie byłaby żadnym problemem, a przynajmniej tak to sobie wyobrażała. Czy Scraps rozumiał chociaż jedną trzecią tego, co próbowała mu przekazać? Nie miała zielonego pojęcia. Coś na pewno czasem zrozumiał, ale zdecydowanie częściej wychodziło na to, że ciężko było im się dogadać.
Połknęła jęk bólu, krzywiąc się, kiedy ją podniósł, bo ta zmiana ułożenia nie pozostawiła jej kostki bez odzewu. Poczuła jednak delikatną ulgę, kiedy stopa znalazła się wyżej i nie oddziaływał na nią ciężar reszty ciała. Poprawiła swoje objęcia wokół szyi Rowana, luźno układając ręce. Zauważyła, że trzymał ją całkiem stabilnie, więc nie musiała się dodatkowo asekurować, ale w takim ułożeniu po prostu było chyba najwygodniej trzymać dłonie w tych okolicach.
— Mówiłam ci, że to nie mój pies — przypomniała, nawiązując do tematu i jednocześnie potwierdzając jego przypuszczenia bez najmniejszej skruchy. — Nie pamiętam poszczególnych komend, a tata nie zostawił mi żadnej instrukcji do niego. — Wzruszyła ramionami. — Ale patrz, chyba naprawdę zrozumiał, a nie zawsze mu to wychodzi — powiedziała to z zadowoleniem i niemalże dumą, choć ta druga była bardziej kolejnym teatrzykiem. Oczywiście, nie musiała wspominać, że problem raczej nie leżał w tym, żeby pies ją zrozumiał, co żeby ona potrafiła przekazać mu odpowiednio polecenia.
Scraps szedł przed nimi i wyglądało na to, że nie robiło mu różnicy, czy towarzyszący mu ludzie idą na trzech czy dwóch nogach. Ważne, że szli, że nie znikali mu z oczu i że jedyna istotna zmiana dotyczyła tempa poruszania się, bo rzadziej się teraz zatrzymywał, żeby sobie coś obwąchać i częściej się na nich oglądał, żeby zorientować się, czy idzie w dobrym kierunku.
Uśmiechnęła się lekko i pokiwała krótko głową na wzmiankę o lepszym nastroju. Nie widziała potrzeby, żeby wyprowadzać go z błędu, bo choć zaczęła sobie trochę z nim pogrywać i żartować, to ciężki niepokój dalej pełzał pod jej skórą i wiercił dziurę w brzuchu. Było jej po prostu łatwiej to tuszować, kiedy mogła się poprzekomarzać, bo odsuwała od tego swoje myśli. Niemniej jednak, w głowę się nie uderzyła i jeśli wcześniej jej zachowanie właśnie w taki sposób martwiło Rowana, to rzeczywiście niepotrzebnie. Wtedy by pewnie tak łatwo nie odpuścił i zawiózł Paige na izbę przyjęć.
Przez chwilę miała ochotę powiedzieć coś w stylu, że miło, że się tak nią przejmował, ubierając swoje słowa w jakiś wyzywający ton, ale zrezygnowała z tego w tej samej chwili, w której przyszło jej to do głowy. Nie brzmiało to na dobrą zaczepkę, skoro Rowan podchodził do tego zdecydowanie bardziej jak do obowiązku, który przytrafił mu się w trakcie zmiany i takie coś leżało najpewniej w jego naturze. Komukolwiek by się coś takiego przytrafiło, mógł liczyć na podobne traktowanie, tego Paige była całkowicie pewna. Kwestia była po prostu taka, że on zająłby się tak, albo podobnie, każdym, ale raczej nikt tak nie zajmował się nią, więc komentarze tego typu byłyby bardziej przytykiem w jej osobę, a po co samemu sobie wymierzać ciosy. Dziwne uczucie, ale również całkiem miłe i to mówiąc już na serio.
Usuń— Niechętnie, ale muszę przyznać, że mogłeś mieć rację — stwierdziła, wypuszczając powietrze przez nadymane policzki i przekrzywiła głowę, spoglądając na swoje kostki. — Szybko i mocno puchnie… Zaraz zamek nie przejdzie. — Skrzywiła się lekko zauważając znaczącą różnicę między prawą a lewą kostką, gdzie prawa już mocno się odznaczała, mimo krótkiego czasu i sztywnego materiału botka, którego Paige wolałaby nie musieć rozcinać, żeby móc się zająć urazem.
Paige King
Sama też nigdy wcześniej nie miała żadnego zwierzaka pod opieką. Jej ojciec zawsze miał jakiegoś psa, ale to zawsze były jego psy. Wychowane, wyszkolone albo w trakcie szkolenia, psy specjalne, które bywały w domu tak długo i często, jak ich opiekun, czyli Paige widziała je rzadziej niż częściej. Na pewno się nimi nie zajmowała ani nie opiekowała, ale nie dlatego, że nie mogła i miała jakiś zakaz bawienia się z nimi, co nie chciała i zazwyczaj nie było też na to czasu. Poza tym zamiast bawić się z psem czy go wyprowadzać, wolała wtedy porobić coś z ojcem, co nie zawsze się udawało, a i tak zawsze gdzieś w tle wspomnień latał jakiś pchlarz, bo rzadko któryś odstępował go dalej niż na krok. I kto wie, może obecna niechęć Paige do psów brała się właśnie z tego, że od dzieciństwa widziała w nich konkurencję o uwagę jednego z rodziców, którą notorycznie w swoich oczach przegrywała? Bo zapytana teraz, dlaczego ich nie lubi, nie umiałaby podać żadnych większych i głębszych konkretów, nie licząc jakiś banałów, które mogły brzmieć zbywalczo w przypadku kogoś, kto w pewien sposób wychowywał się obok nich, a tak niewiele o nich wiedział.
OdpowiedzUsuńJej ojciec zmarł w szpitalu. Scraps został w jego domu, do którego Paige na jakiś czas się przeniosła, a gdy nadszedł czas pogrzebu, poproszono ją, by wzięła go ze sobą. W trakcie ceremonii psa przejął jakiś funkcjonariusz w odświętnym umundurowaniu i razem wzięli udział w pochodzie, ale na koniec Paige dostała smycz z powrotem do ręki i nikt więcej o Scrapsa nie pytał, nikt niczego więcej od niego nie chciał. Została więc z nim sama, a że nie była bezduszna, to wzięła go ze sobą, bo co innego miała z nim zrobić? Mogła go komuś oddać, poszukać mu jakiegoś domu czy coś w tym stylu, bo naprawdę uważała się za ostatnią osobę, która nadawała się do opieki nad psem, ale jak tylko zaczynała się nad tym zastanawiać, w głowie pojawiał się obraz ojca pokazującego dezaprobatę wobec tego pomysłu. Niby już nie żył, jednak jego osoba i obecność nie przestała Paige towarzyszyć tak od razu, a później, w ciągu kilku następnych miesięcy w pewien sposób do Scrapsa już się przyzwyczaiła. Do tego miała trochę inne rzeczy na głowie, które martwiły ją zdecydowanie bardziej niż pies, który ostatecznie też miał okazję się wykazać.
Z początku chciała poczekać ze zdejmowaniem i opatrywaniem czegokolwiek, bo taka kolej rzeczy naturalnie układała jej się w głowie, a co za tym szło, czuła się z tym bardziej komfortowo. Jednak nie przewidziała, że kostka będzie tak szybko puchnąć. Bolała ją cały czas, ale to nie było nic dziwnego, skoro była kiepsko usztywniona właśnie materiałem obuwia i był to bardzo świeży uraz. W bucie zrobiło jej się trochę ciaśniej już wcześniej, ale to też nie było nic dziwnego i w ciągu ostatnich kilkunastu minut nie odczuwała żadnej różnicy. Dopiero jak teraz na to popatrzyła, zauważyła, jak opuchlizna postępuje, więc logicznie na to patrząc, rzeczywiście było lepiej chociaż zdjąć but. Bardzo je lubiła i byłoby jej szkoda, gdyby musiała spisać je na straty z takiego głupiego powodu.
Myślała, że Rowan zaraz ją postawi i wtedy ściągną z jej stopy but, dlatego mocno się zdumiała, kiedy zaczął się obniżać do kucków. Z nią na rękach. Spojrzała na jego twarz z głupią miną i oczami wypełnionymi zdziwieniem, jednocześnie obejmując go trochę ciaśniej, jakby nie do końca pewna, czy zdoła się teraz nie wywrócić. Chciała mu powiedzieć, że właśnie, mógł ją postawić i też by sobie poradzili, drugą nogę miała przecież całkowicie sprawną i nie musiał się tak wysilać z przysiadami, ale chyba dała na sobie zrobić za duże wrażenie. Spotykała silnych facetów, facetów trenujących, facetów chodzących regularnie na siłownie i facetów uprawiających jakieś sporty, jednak jakoś chyba nigdy ta ich siła czy sprawność nie miała okazji przy Paige tak zabłysnąć.
A na dodatek, w tych kuckach, jeszcze ją sobie posadził na nodze. I jak tu nie poczuć się nagle małą i bezradną? I jeszcze zaopiekowaną, co dla Paige w ogóle było wrażeniem tak rzadko doświadczanym, że nawet go nie rozpoznawała i myliła właśnie ze zdumieniem i zaskoczeniem. Ponadto jej było w tej pozycji całkiem wygodnie, wygodniej niż jakby miała stać i walczyć o równowagę w trakcie, gdy Rowan ściągałby z jej stop botek. A jemu tak było wygodniej, czy w ogóle się nad tym nie zastanawiał?
UsuńPrzytaknęła bezgłośnie, kiwając głową na znak, że jasne, niech zdejmuje ten but. Właściwie to niech robi już co chce i co uważa za słuszne, nie będzie protestować. Jeszcze zaraz z nią wstanie z tej pozycji i jak nigdy nic ruszy dalej, bez żadnej zadyszki, bez kropelki potu na czole. Cholerny Terminator. Scraps w tym czasie do nich podszedł i przysiadł za plecami Paige, najwyraźniej wyczuwając, że robią przystanek i może im to chwilę zająć.
Poczuła nieprzyjemne, piekące ciągnięcie, które wywołało krzywy grymas na jej twarzy. Zacisnęła powieki i zęby, kiedy ból zaczął się nasilać i mimowolnie skuliła ramiona, wstrzymując też oddech. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, jaki miała próg bólu, ale też nie doświadczyła go w niewiadomo jakich ilościach. Do jednego rodzaju nawet się przyzwyczaiła, jednak to był specyficzny wyjątek, a poza tym nie spotkała ją nigdy żadna dotkliwsza krzywda. Niczego sobie w życiu nie złamała, nawet z bólem zęba nie miała do czynienia. Za to kostka bolała ją okropnie, wyciskając łzy z kącików oczu i nie wiedziała, czy w ogóle mogło ją to tak boleć, czy po prostu to ona była wrażliwsza na takie doznania.
Wypuściła głośno powietrze przez usta, gdy Rowan do końca ściągnął botek i wzięła kilka szybszych oddechów. Już nic nie ciągnęło i nie szarpało, teraz tylko zostało pulsowanie, rozdrażnione tkanki i ogólnie napięcie w ciele, które narosło przez przeszywający ból.
— Zajebiście… — mruknęła zachrypniętym głosem, zerkając na kostkę, która wyglądała, jakby ktoś próbował wcisnąć pod skórę piłkę do tenisa i szło mu dość ciężko, ale powoli dosięgał obranego celu. W tym świetle ciężko było jej stwierdzić, czy zmieniała już kolor, ale to chyba był najmniejszy problem. — Plus jest taki, że chyba nie trzeba niczego nastawiać — odparła, choć nie brzmiało to tak optymistycznie jak powinno. Dla pewności delikatnie i powoli poruszyła stopą okrytą jeszcze białą, krótką skarpetką, by upewnić się, że została zachowana względna ruchomość. Opuchlizna to utrudniała, ale generalnie wyglądało na to, że poruszać jako tako kostką mogła, tylko okropnie to bolało i rozchodziło się to na cała stopę. — A tobie nie jest tak ciężko? — spytała nagle, zwracając się do Rowana, którego twarz znajdowała się teraz całkiem blisko. — Głupio by było, żeby tobie też się coś teraz stało.
Chciała rozmawiać. Rozmowa odwracała uwagę i tamowała łezki błyskające przy rzęsach.
Paige King
Betsy już od dawna nie przejmowała się plotkami na swój temat. Początkowo to było okropne i bolesne, bo nie dość, że wróciła do Mariesville ze złamanym sercem, po nieudanej próbie życia gdzie indziej, to jeszcze uważano ją za panienkę, która szuka swojego sugar daddy. Prawda była taka, że Murray miała tak dobrą i silną relację ze swoimi rodzicami, w tym z ojcem, że nawet nie miała potrzeby przenosić czegokolwiek z tej relacji do relacji z innymi mężczyznami. Nie była skrzywdzoną przez los dziewczynką, która nie była, a chciała być córeczką tatusia. Słyszała o takich, co szukają uznania u starszych i zajętych mężczyzn, tylko po to, aby zapełnić pewną lukę powstałą na wcześniejszym etapie życia.
OdpowiedzUsuńA Betsy po prostu lubiła trochę starszych od siebie. Mogło to wynikać z faktu, że wychowała się w towarzystwie starszych braci, obserwując przede wszystkim ich i ich kolegów, przez co jej rówieśnicy byli zwyczajnie nieciekawi. Ale ceniła sobie też starszych od siebie za doświadczenie.
Dlatego tak łatwo przychodziło jej godzenie się z plotkami, które w niewielkim ułamku znajdowały pokrycie z rzeczywistością. Łatwo było obarczyć ją winą za niektóre występki, ale i przypisać romans z zajętym facetem, bo już raz coś takiego zrobiła. A święta też nie była. Przecież nie raz i nie dwa pojawiała się pijana w The Rusty Nail i w podobnym stanie maszerowała przez miasteczko do swojego domu. I uwodziła wtedy, kiedy miała ochotę, tego, na kogo miała ochotę. Nie byli to jednak ani żonaci, ani zajęci w jakikolwiek inny sposób. Tak po prostu - trochę przyzwoitości w sobie miała.
Jedyny problem polegał na tym, że czasami plotki dotykały kompletnie niewinnych ludzi, którzy nie radzili sobie z fałszywymi oskarżeniami.
Może domniemany romans z szeryfem dałby jej pewne wsparcie, które ucieszyłoby krążące wokół niej plotki? Może sam fakt, że ktoś tak ważny w Mariesville i niemal nietykalny, stojący ponad prawem, się nią zainteresował, pozwoliłby na to, aby inni traktowali ją z większym szacunkiem? Problem polegał na tym, że wszelkie plotki i domysły na jej temat snuły te, które nudziły się najbardziej, a które jako napalone mamuśki chętnie skorzystałyby z zaproszenia do łóżka Rowana. Tego była pewna.
Betsy powinna przystopować z piciem w słońcu, bo jej myśli dotykały niebezpiecznych tematów. Jeszcze chwila i ten romans mu zaproponuje!
— A ty? — odbiła piłeczkę, bo nie wiedziała. Przybyła ten event z dwiema koleżankami, które pewnie już dawno o niej zapomniały, bo ich celem było właśnie wskoczenie komuś do łóżka. Betsy nie była zainteresowana podrywaniem młodych, przyjezdnych, którzy w Mariesville szukali tylko letniej przygody. — Mogę zostać, ale nie muszę, jeśli masz lepszą propozycję… — mruknęła. Bez żadnego skrępowania założyła, że szeryf Johnson chętnie spędzi z nią czas poza kajakiem. Czy to na ognisku, gdzie obecni byliby pozostali uczestnicy spływu, czy też w innych okolicznościach.
— Zakładam, że dziewczyny dorwały już tych… — urwała. Sięgnęła do wiosła i zaczęła leniwie pomagać Rowanowi. Rozmowa i jakiekolwiek działanie pomagało jej zapomnieć na chwilę o potrzebie sikania. — Podobno do miasta przyjechała grupka kawalerów z dużego miasta. Jakaś korporacja, jakiś wyjazd służbowy. I chyba lubią te, które łatwo rozkładają nogi. A moje koleżanki lubią je rozkładać — dodała rozbawiona. — Tylko miejscowi im się znudzili.
I właśnie. To był paradoks. A może nawet i paranoja, bo kobiety, młode, wolne, ładne i zgrabne, które faktycznie wskakiwały ochoczo do łóżek innym, były bezkarne, a Betsy, która nie pamiętała, kiedy spała ostatnio z kimś, kto nie byłby Anthonym, obrywała każdą najgorsza plotką.
Betsy Murray
[Hihi, taka jestem bezlitosna, ale słabości nigdy za wiele <3]
OdpowiedzUsuńSprawy uczuciowe miały to do siebie, że z reguły najczęściej były dość skomplikowane, a Nancy na pewno nie była w nich najlepsza, skoro ze związków, w których była, ewidentnie nic nie wychodziło, aczkolwiek każdy z nich kończył się dość naturalnie. Uczucia się wypalały lub plany na przyszłość się ze sobą nie zgadzały, więc wypadało sobie podziękować, spakować się i zaczynać wszystko od nowa. Rowanowi w jego sprawach uczuciowych namieszało coś tragicznego, co sprawiło, że nagle skończyło się coś, co miało się nie kończyć, więc to nic dziwnego, że zamknął swoje serce, trzymając się tych swoich postanowień. Nancy wiedziała jednak, że pewnych rzeczy nie da się przewidzieć, nawet jeśli bardzo się chce. Oboje przeżywali coś niespodziewanego i oboje otwierali się na coś wyjątkowego, czego do tej pory do siebie nie dopuszczali, ale skoro to się stało, to może Rowan nie był na to aż tak bardzo niegotowy, jak mu się wydawało. Na pewno nie chciała namieszać mu w głowie wspólną nocą, ponieważ za bardzo ceniła sobie ich przyjaźń, żeby ryzykować dla chwilowej rozrywki i, mogłaby przysiąc, że nie traktowała tego jak zwykłej zabawy.
To, do czego między nimi doszło, stanie się problemem tylko wtedy, jeśli oni wyniosą to do takiej rangi i sami zrobią sobie z tego problem. Naprawdę sporo od nich zależało, dlatego musieli się postarać, żeby rzeczywistość, która jutro nadejdzie, była jak najlepsza. Nancy brała pod uwagę różne scenariusze, ponieważ od zawsze lubiła być przygotowana na wszystko, choć to było niemożliwe, i uwielbiała mieć plany awaryjne, jednak najmocniej trzymała się tej wersji, w której między nimi jest jeszcze lepiej, a oni wciąż się dogadują. Wierzyła w nich, wierzyła w ich przyjaźń, która została wystawiona na próbę, ale która śmiało mogła ją przetrwać.
Nancy spodobało się komplementowanie Rowana, bo chociaż podejrzewała, że on tego nie potrzebuje i zna swoją wartość, to strasznie ją to kręciło. Cieszyła ją jego radość, niewyobrażalną satysfakcję sprawiał jej ten jego szczery uśmiech, przy którym śmiały się również jego oczy, a niekiedy nawet zaskoczenie wobec tego, co czułego wydostaje się z jej ust. Znali się tyle lat, a Nancy nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek powiedziała mu jakikolwiek komplement. Być może, ale najprawdopodobniej próbowała żartami przykryć swoje zawstydzenie, więc to się nie liczyło i dzisiaj nadrabiała.
Musiał uwierzyć, że ciepłem swojego ciała i pieszczotami pragnęła doprowadzać go do jeszcze większego szaleństwa, za każdym razem osiągając z nim jeszcze wspanialsze niebo. Bardzo podobało się jej, gdy miała go w swoich ustach, ale musiała przyznać, że gdy był w niej, to doprowadzał ją do ekstazy. Westchnęła, czując go głęboko w sobie, jednak szybko jej słodkie westchnienia zostały zastąpione przez głośne, błogie jęki, które uciekały z jej zdartego gardła. Czuła go wyraźnie, a i tak mocno się na nim zaciskała, otulając go swoim gorącym wnętrzem, gdy tak niezawodnie się w niej poruszał. Tak, jakby cała ta droga, którą przeszli, żeby znaleźć się w jego łóżku, od momentu powrotu, przez początek w kuchni, seks w salonie oraz pod ścianą na schodach, nie robiła na nim większego wrażenia. Nancy czuła, że jej mięśnie dadzą jutro o sobie znać, gdyż dawno nie przeżyła czegoś takiego intensywnego, w co zaangażowałaby tak wiele partii ciała.
— To propozycja? — rzuciła zduszonym głosem, odchylając głowę, żeby spojrzeć w śliczne oczy Rowana, w które dzisiaj wpatrywała się bezwstydnie, chłonąc to, w jaki sposób na nią patrzy. Widziała prawdziwe pożądanie, które z nich wychodziło, widziała tańczące iskierki oraz troskę. Dostrzegała w nich więcej niż zwykle. — Niewielka tęsknota jest wskazana — stwierdziła przekornie, rozciągając usta w figlarnym uśmieszku, jednak zaraz przez jej ciało przeszedł silny dreszcz, ponieważ jego palce najpierw zaczepiły o jej pierś, a następnie wylądowały na jej ciepłej i mokrej kobiecości, rozpalając ją do granic możliwości.
Nancy myślała, że bardziej się nie da, jednak to, co zaczął z nią teraz robić, dostarczając jej podwójną przyjemność, to powinno być karalne. W momencie miał ją w garści, a ona nawet nie próbowała z tym walczyć, tylko się jemu poddawała, czerpiąc rozkosz z każdego gestu. Delikatnie się wygięła, jednak dolną część ciała mocno przycisnęła do Rowana, nie pozwalając na to, aby ich ciała choć trochę się od siebie odsunęły. Dodatkowo podniecało ją to, że praktycznie bez przerwy się o siebie ocierali, a tym samym pobudzali.
Usuń— Ale nie pozwolę ci tęsknić zbyt długo — zapewniła, łamiący się głosem, po którym wyraźnie było słychać, co się z nią dzieje, szczególnie, gdy słowa mieszały się z jękami pełnymi aprobaty, przekleństwami i jego imieniem, które wraz z dźwiękiem dopadających siebie ciał, wypełniały całą sypialnię.
Nancy uważała, że kontrolowana tęsknota będzie strzałem w dziesiątkę, choć to zależy od tego, co jutro postanowią, ale bardzo nie chciała, żeby Rowan się nią znudził. Z jednej strony dawała mu siebie całą, jednak z drugiej pragnęła się dawkować, żeby zawsze miał ochotę, aby do niej wracać. Aby zawsze chciał ją mieć, aby smakował jej na najróżniejsze sposoby. Nie potrafiła powiedzieć, co będzie jutro i jak ich relacja zacznie wyglądać, ale wiedziała, że po takim seksie, którego resztki będzie czuła przez następne dni, nie będzie chciała odmawiać sobie Rowana. Do tej pory jakoś jej to wychodziło, ale tylko dlatego, że nie wiedziała, co traci, a od dzisiaj wiedziała i nie zamierzała tego tracić.
— Chcesz, żebym już skończyła? — wyrzuciła z siebie, ciężko oddychając. Jedną dłoń dość gwałtownie zacisnęła na chłodnej, ale już zmiętej pościeli, w której plątały się ich połączone w jedność ciała. Ściskała ją tak mocno, jakby chciała ją zgnieść, natomiast palce drugiej dłoni swobodnie położyła na dłoni Rowana, która znajdowała się między jej drżącymi udami. Prowokacyjnie bardziej ją do siebie przycisnęła, skoro oboje lubili mocno, a prąd przyjemności rozszedł się po jej ciele. — Czujesz, co ze mną robisz? — zapytała retorycznie, nie mając wątpliwości, że wyraźnie czuje i dodatkowo dobrze widzi, co się z nią przez niego dzieje. Z przyjemności wywróciła oczami, wciąż niewinnie się w niego wpatrując, natomiast delikatny uśmiech nie schodził z jej twarzy.
Wieczne testy brzmiały dość poważnie i jak coś, co miałoby trwać naprawdę długo, więc Rowan musiałby się poważnie zastanowić, czy wytrzymałby z Nancy, jednak to było coś, czego ona również potrzebowała. Pragnęła i rozpaczliwie potrzebowała takiej bliskości, czułości, poczucia bezpieczeństwa i, po prostu, przyjemności. Potrzebowała porządnego, zajebistego seksu, który wyrwie z jej piersi ostatni głośny oddech, który ją wykończy i wypełni ochotą na więcej. Potrzebowała tej bliskości z Rowanem. Tego wszystkiego z nim.
Mogliby więc zostać wiecznymi testerami, gdyż współpracowali ze sobą bezbłędnie, a dodatkowo Nancy wydawało się, że w jego domu powinni przetestować i dokładnie sprawdzić jeszcze kilka miejsc, nie tylko łóżko. Łazienka, zaduch i gorący seks w wannie to też coś, co skrycie jej marzyło, a jeśli Rowan wolał prysznic, to znajdą go u niej.
do you want me to call you louder? do you want me to beg you? make me do it, baby
To że Rowan sam siebie akceptuje i zna z całym wachlarzem zalet i wad, było oczywiste i widoczne w jego pewności siebie i swobodzie, z jaką przemierzał miasteczko i każdego dnia dopilnowywał wszelkich obowiązków, jakie zostały mu nadane wraz z objęciem roli szeryfa. To że zna siebie i nie zrobi nic wbrew sobie wydawało się oczywistym, widząc jego niezłomność charakteru i zdecydowanie w podejmowanych działaniach, ale Abigail przecież sama się już przekonała, że niekiedy są sytuacje, w których sam Rowan lekko się gubi. I to prawda, że nie ma ludzi idealnych, tak samo jak jeszcze pewniejszym jest fakt, że nawet Johnsona można zaskoczyć i... sprawić, że zachwieje się w posadach swojej piramidy zasad i wartości. Pod wieloma względami różnili się bardziej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać, bo choć Abi wiedziała co chce robić w życiu i gotowa była do wielu poświęceń, brakowało jej takiej pewności siebie, która pozwoli jej w swoją siłę uwierzyć. Ale i to Rowan zapewne zdążył już dostrzec, tym bardziej że parokrotnie dopuścił ją bliżej siebie i sama Abi też odkryła się przed nim jeśli nie w słowach, to zdradzając się gestami.
OdpowiedzUsuńW jej oczach szeryf był fascynującym i niesamowitym człowiekiem. Chyba nie znała nikogo takiego jak on, z taką determinacją i konsekwencją realizującego się każdego dnia. Pomijając jej słabość do mężczyzny, był po prostu niesamowitą osobą. I nawet jeśli wodziła za nim odrobinę za bardzo rozmarzonym wzrokiem, a na jego bliskość była zbyt wrażliwa, to miała nadzieję, że nie wprawia go to w zakłopotanie i nie drażni. Ale jak miałaby reagować inaczej, skoro wciąż pamiętała jak smakują jego pocałunki i uczucie bliskości jakoś mimo upływu tygodni nie chciało opuścić jej głowy! Była za młoda i naiwna, by się od tego odciąć i dzisiaj tym surowym spojrzeniem, inaczej niż dotychczas, pokazywał jej gdzie leżą granice.
Słuchała uważnie wszelkich wskazówek i próbowała dostosować się do poleceń. Strzelanie nie było błachostką, a jej spodobał się bardziej lżejszy i krótki pistolet. Opanowanie uchwytu i ułożenie dłoni w koszyczek było o wiele prostsze, niż poświęcenie uwagi na ustawienie strzelby, objęcie jej w taki sposób, by się nie skrzywdzić i jeszcze przytrzymanie dostatecznie stabilnie, by nie wybić sobie zębów. Czuła jak Rowan sprawdza jej uchwyty, jak wciska palce pod stzrelbę pod jej obojczykiem i ogólnie ogląda jej postawę z każdej strony jak prawdziwy nauczyciel. Uśmiechnęła się nawet kącikiem ust, bo pasowała mu ta rola, zresztą pasowało mu wiele ról i była pewna, że w wielu, by się dobrze odnalazł. Z strzelbą nie było żartów i z strzelbą wolała sie nie wygłupiać, zważywszy na fakt, że zwyczajnie nie wiedziała z jaką siłą ona ją odrzuci przy wystrzale. Rowan był obok i Bogu dzięki, ale nie ustrzeże jej przez wszystkim. Abi odetchnęła krótko, czując jak ją obejmuje nisko przy biodrach i skupiła się na tarczy z celem. Lekko zmrużyła oczy, próbując wycelować i ułożyć odpowiednio broń i przez moment wydawało jej się, że wszystko wokół odrobinę zwalnia. Odetchneła znowu, a wypuszczając powietrze przycisnęła palec do spustu. Miała skostniałe palce, ale zawsze może wcisnąć je w kieszenie i patrzeć jak Rowan trenuje, przecież nie przyjechała tu z nim po to, by odbierać mu jego czas. Czułaby się z tego powodu winna.
Przy kolejnym wdechu nacisnęła, strzelając. Pocisk poszybował do tarczy, ale szarpnęło ją w tył, aż jęknęła krótko, czując nacisk na ramię i stopa poślizgnęła jej się na mokrej ziemi. Runełaby tyłkiem w błoto, gdyby nie stojący blisko niej Rowan i ostatecznie znów ją musiał łapać.
Zaklęła pod nosem i czuła, że broda jej drży. Huk był dużo głośniejszy z oczywistych względów, a dodatkowo jakoś to ją bardziej wystraszyło! Mimo że chwilę temu słyszała odgłos strzałów, gdy Rowan przeładował strzelbę. Obróciła się do niego, patrząc mu blada w twarz i opuściła broń, pewna że nie trafiła i jeszcze pewniejsza, że do tego sportu to się totalnie nie nadaje.
Abi
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc, od pierwszego pocałunku Nancy stała się tak bardzo zaabsorbowana Rowanem, że miała gdzieś, czy ktoś mógłby ich widzieć lub słyszeć. Nie chciała dostarczać rozrywki pijanym imprezowiczom na domówce, ale gdyby na niej zostali i zaszyli się w jakimś pokoju, to nie obchodziłoby jej, kto może być za drzwiami, ponieważ była pochłonięta jego bliskością, ale u niego w domu stworzyli dla wyjątkową, intymną atmosferę, która była ciężka, gęsta i dosadnie podkreślała, że to nie był jednorazowy wyskok. Brała wszystko, co jej dawał i oddawała się mu z nawiązką, uzależniając się od jego dotyku oraz uczuć, które im towarzyszyły. Dawno nie czuła czegoś takiego. Dawno nie była z kimś tak blisko, ponieważ nie dopuszczała do siebie w ten sposób wielu mężczyzn, gdyż seks opierała na zaufaniu i bez tego nie potrafiła oddać się takiemu szaleństwu. Musiała to robić z kimś, kto nigdy nie pozwoli jej poczuć się wykorzystaną i wiedziała, że na Rowanie mogła polegać, a on udowadniał jej to gestami, których jej nie szczędził i którymi sprawiał, że czuła się nieziemsko. Im bardziej poddawali się temu, co między nimi wystrzeliło, tym bardziej chciała to powtarzać, co wydawało się całkiem możliwe do zrealizowania, skoro oboje potrafili powiedzieć, że tego właśnie pragną, a to, co wspólnie przeżywali, jedynie podsycało te pragnienia. Starała się więc, bo po pierwsze byłoby jej bardzo szkoda, gdyby udało mu się o tej nocy zapomnieć, a po drugie była samolubna i dzielić się nim nie chciała tak samo, jak on nią, dlatego zależało jej na tym, żeby ze wszystkich cichych pragnień i potrzeb, te związane z nią oraz ich wspólną nocą były największe.
Uśmiechnęła się nieznacznie, słysząc jego słowa, choć musiała przyznać, że ciężko było zebrać myśli w momencie, w którym orgazm był na wyciągnięcie ręki. Fale przyjemności, które dreszczem rozchodziły się po jej ciele skutecznie odciągały myśli od tego, co będzie, całą jej uwagę skupiając na tym, jak bardzo chciała znowu dojść i jak jeszcze bardziej chciała, żeby Rowan doszedł w niej. Mocniej zacisnęła palce na jego nadgarstku, gdy dłoń ułożył na jej szyi, co właściwie tylko i wyłącznie nakręciło ją na niego jeszcze bardziej, skutecznie podsycając szalejące w niej emocje. Z kolei to jedynie uświadomiło jej, na jak wiele mogłaby mu pozwolić. Mógłby przekroczyć wszystkie jej granice, zrobić z nią oraz z nimi co tylko chce, mógłby zasiać największy chaos, a ona wciąż chciałaby więcej.
— O tak, cudownie — wyrwało się jej spomiędzy rozchylonych warg, którymi łapała powietrze, oddychając szybko i ciężko, podczas gdy ruchy Rowana stały się jeszcze bardziej zachłanne i łapczywe, wyraźnie świadczące o tym, że też był blisko, a to z kolei było cholernie satysfakcjonujące. — Nie przestawaj — poprosiła gwałtownie, unosząc wzrok i zawieszając otumanione spojrzenie na jego ciemnych oczach, wpatrując się w nie intensywnie, choć z trudem, ponieważ to, co działo się z nimi niżej, ten mocny, bezlitosny i gorączkowy sposób, w jaki się w niej poruszał, wywoływał w niej prawdziwą ekstazę. Nancy śmiało podsuwała się w jego stronę, ciasno do niego przylegając, by mógł wsuwać się w nią jeszcze głębiej, docierając w najczulsze miejsca. Na jej twarzy malowała się błogość oraz aprobata wobec wszystkiego co robił, choć palce jej drugiej ręki nagle znalazły się na jego biodrze, na którym się zacisnęły, ale ani myślała, żeby go powstrzymywać, skoro przed chwilą błagała o więcej.
Poczuła przyjemny ucisk w podbrzuszu, dodatkowo nakręcona słowami Rowana, którego ciepły oddech odbijał się od jej skóry, czule ją drażniąc, a ona aż delikatnie zacisnęła zęby, otulając go swoim ciasnym wnętrzem.
Na jej ustach majaczył lekki uśmiech, bo chociaż była pochłonięta tym, co działo się z nimi fizycznie, to usłyszała, że ją uwielbia, a to wywołało w niej miłe uczucie ciepła. Nie skupiała się jednak na tym zbyt długo, ponieważ nagle Rowan znalazł się jeszcze głębiej, zderzając ze sobą ich ciała i wyrywając z jej gardła okrzyk przyjemności. Była tak rozkosznie, zupełnie niekontrolowanie głośna, pozwalając na to, by uciekało z jej ust wszystko, co się na nie pchało: od jęków, przez przekleństwa, po jego imię, które często powtarzała. Gdyby doprowadził ją do takiego stanu na imprezie, to wszyscy by o tym wiedzieli.
Usuń— Proszę cię — wyrzuciła z siebie, delikatnie przytakując głową na jego słowa i przygryzła dolną wargę, starając się zignorować drżenie ciała, które wywoływało nadchodzące spełnienie. Przez to, że mocno przylegała ciałem do Rowana, czuła, jak bardzo bije mu serce, co wcale jej nie dziwiło, ponieważ jej biło podobnie, a ona jedynie nie wiedziała, skąd brał w sobie tyle siły, by każde pchnięcie było tak intensywne oraz dokładne, przy czym pozostawał taki stanowczy, sprawiając, że dochodziła pod jego dyktando. — Pragnę cię, Rowan. Pragnę, żebyś we mnie skończył — wyznała bezwstydnie, zawzięcie wpatrując się w jego oczy, by mógł widzieć, co z nią robił. — Błagam cię, zrób to — poprosiła, wbijając paznokcie w jego skórę. Przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz, zwiastujący orgazm, a jej uda mimowolnie zadrżały. — Udowodnij mi, że jestem cała twoja. Pokaż, że wszystko jest twoje — dodała prowokująco, unosząc kąciki ust i zbierając w sobie resztki tego, co jej na to pozwoliło, ponieważ zaraz po tym nadszedł wyczekiwany orgazm, który był intensywniejszy od tego, który już dzisiaj przeżyła. Jej mięśnie się napięły, a ona poruszyła się niespokojnie pomimo tego, że Rowan ją trzymał. Mocno się na nim zacisnęła, czując błogie uczucie spełnienia, które stało się jeszcze większe i lepsze, gdy poczuła, jak on ją sobą wypełnia. Ciepło rozlewało się po jej wnętrzu. Mocno docisnęła do niego swoje pośladki, drżąc i zamknęła oczy, swobodnie na niego opadając, by móc się tak po prostu przytulić i w jego objęciach przeżyć ich pierwszy wspólny orgazm.
You won. I can beg you like this forever, but only if forever is ours
W żadnym razie nie brała tego wszystkiego za jakiś pokaz siły albo umyślną próbę zrobienia na niej wrażenia. Nie znali się ani długo, ani za dobrze, ale wcale nie musieli, żeby mogła stwierdzić, że Rowan nie należał do tego typu mężczyzn, którzy szukają i wykorzystują okazje, by komuś zaimponować, nieważne czy chodziło o drugiego faceta czy o kobietę. To by zupełnie do niego nie pasowało i głównie na tym wrażeniu Paige opierała swoje wnioski, ale czy się myliła? Nie musiał nikomu nic udowadniać. Wystarczyło, że robił to, co do niego należało w taki sposób, w jaki uważał za właściwy i na tym się koncentrował, nie szukając u nikogo poklasku, bo poklask nie przyczyniał się do tego, jaki był ostateczny rezultat jego działań, a to było najistotniejsze. Był oddany przede wszystkim sobie i swoim wartościom i naprawdę nie potrzebowała godzin obserwacji i głębokich rozmów, żeby to zauważyć.
OdpowiedzUsuńNiczego to jednak nie zmieniało. To, że zrobił wrażenie na Paige, było tylko i wyłącznie sprawą po jej stronie stołu. Nie myślała w tej konkretnej chwili, dlaczego wolał kucnąć zamiast ją zwyczajnie postawić, po prostu ją to wyjątkowo zdumiało w równie wyjątkowo pozytywny sposób, bo te wszystkie spostrzeżenia na jego temat oddziaływały też na podświadomość. Sama siła i wytrenowanie mogły nie zwrócić jej uwagi aż taki bardzo, bo choć zewnętrzna powłoka człowieka nie była dla niej zupełnie bez znaczenia, to jednak to co w środku było dla niej istotniejsze i tym samym ciekawsze. A Rowan, choć już na starcie tracił u niej kilka punktów sympatii ze względu na jej uprzedzenia do mundurowych, był całkiem interesujący pod tym swoim pancerzem. I to ją nie dziwiło, był w końcu Rakiem.
Wydała z siebie bardzo odkrywcze „hmm”, słysząc, że ciężej byłoby mu podnieść ją ponownie, niż teraz wstać z kucek z nią na rękach. To jej dało trochę do myślenia i choć nie od razu skojarzyła sobie, do czego mogło to nawiązywać, to nim dotarli do radiowozu, miała już pewien domysł. Najpierw musiała sobie po prostu przypomnieć o jego bliznach, które same w sobie nie musiały być wcale tak oczywistym punktem zaczepienia. Były pamiątką po poważnym urazie, który miał miejsce już jakiś czas temu, sądząc po tym, w jakim stanie były ślady – mogła dodać do swoich spostrzeżeń, że Rowan goił się bardzo ładnie. Wspomniał, że te konkretne miejsca czasem go bolą, więc domyśliła się już, że to czasem to właśnie takie momenty i mogła sobie nawet wyobrazić, na jakiej zasadzie ten ból działał. Skończyła szkołę dosyć dawno i krótko pracowała w fizjoterapii, ale co nieco się wtedy dowiedziała i pamiętała do dzisiaj.
Cóż, jeśli chciał teraz stracić w jej oczach, to nie szło mu za dobrze, aczkolwiek biorąc pod uwagę ich charaktery, na pewno będzie miał jeszcze okazję, żeby to nadrobić.
— Och, bez znaczenia, rób ze mną co chcesz. Tak, żebyś czuł się bezpiecznie — odpowiedziała żartobliwie. Było jej to obojętne, na którym miejscu usiądzie, bo nie myślała ani o tym, jak to mogłoby wyglądać dla osób trzecich, które akurat zwróciłyby na to uwagę, ani o tym, gdzie mogłoby być jej wygodniej. Kostka bolała i będzie boleć i tak, nawet kiedy zostanie usztywniona od razu. Różnicę mogło zrobić to, że z tyłu rzeczywiście mogła ją ułożyć wyżej, ale wtedy wolałaby psa posadzić z przodu, a to mogło nie do końca pasować Rowanowi. A to, że ktoś widząc ją na tylnym siedzeniu radiowozu, pomyślałby, że coś przeskrobała, latało jej koło nosa, nawet jeśli zaraz miałyby z tego tytułu rozejść jakieś plotki.
Cicho westchnęła i zaśmiała się krótko pod nosem, uświadamiając sobie, że rzeczywiście po tej części parku kręciło się jeszcze sporo ludzi i nie zdziwiłaby się, gdyby to była w dodatku większość wszystkich uczestników dzisiejszej zabawy. Ciekawe, jak często ludzie w miasteczku mieli sposobność zobaczyć ich szeryfa niosącego na rękach jakąś kobietę, którą przyszło mu uratować – niczym rycerz i dama w opałach. Paige co prawda do damy było daleko, ale Rowan od takiego rycerza to chyba nie odbiegał aż tak bardzo.
Usuń— Dużo macie takich wydarzeń w ciągu roku? — zagadnęła, kiedy Rowan stawał już przy aucie i poprawiając ułożenie ręki, którą go obejmowała, żeby nie stracić równowagi, kiedy będzie ją opuszczał na ziemię. — Takich, wiesz… wspólnych — doprecyzowała, choć po jej minie można było uznać, że to nie było do końca określenie, o które jej chodziło. — Takich, na których chcą cię widzieć starsi sąsiedzi, o. — Pokiwała głową, z zadowoleniem, że znalazła idealne słowa i uśmiechnęła się wesoło.
Paige King
Od tego letniego wieczoru, podczas którego się poznali, Nancy wiedziała, że nie jest dla Rowana tylko ładną buzią, której zdobyciem można się pochwalić przed kumplami i nawet jeśli od początku wpadła mu w oko, to zawsze zachowywał się tak, żeby przede wszystkim czuła się przy nim kimś więcej. Oboje dostrzegali w sobie coś więcej niż ktokolwiek, dlatego tak bardzo lubiła spędzać z nim czas. Mniej lub bardziej świadomie zawsze szukała jego towarzystwa, które wyróżniało się wśród ich znajomych, a kiedy już je znajdowała, to podobnie jak dzisiaj trudno było się im rozstać, choć dzisiejsze powody były trochę inne. Potrafili ze sobą żartować, rozmawiać o poważnych rzeczach, a gdy słowa były niewystarczające, bez problemu milczeli w swoim towarzystwie, tak po prostu napawając się swoją obecnością. Potrafili również nie widzieć się całymi tygodniami, wpaść na siebie i zacząć zachowywać się przy sobie tak, jakby mijający czas nie miał żadnego znaczenia. Dzisiaj znowu zetknęli się ze sobą przypadkiem, lecz tym razem to spotkanie było inne, pod wieloma względami lepsze niż cokolwiek, co do tej pory ze sobą przeżyli. Dzisiaj Nancy także czuła się przy nim kimś więcej. Czasami miała wrażenie, że wmawia sobie to, że między nimi jest coś aż tak wyjątkowego, ale to, co dzisiaj ze sobą zrobili, co sobie powiedzieli i, w pewnym sensie, naobiecywali, jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że nie chodziło wyłącznie o to pożądanie, które budowało się między nimi przez lata, osiągając rozmiar, którego nie da się dłużej ignorować. To było prawdziwe. Wciąż nienazwane, nadal takie w ich stylu, pełne uczuć, emocji oraz obaw, ponieważ oboje czuli się dla siebie niewystarczający, ale szczere.
OdpowiedzUsuńIntensywny orgazm, który ze sobą przeżyli, naprawdę sprawił, że czas stanął w miejscu. Wydarzyło się coś, czego Nancy nie potrafiła nazwać, bo wyjątkowo brakowało jej słów, ale było tak perfekcyjne, że już zaczynała żałować, że za niedługo minie. Rozluźniła się w ramionach Rowana, dając jemu oraz sobie czas na to, aby dokładnie przeżyć to, co sobie zrobili. Mógł ją mocno ściskać i przytulać, mogło być jej przy tym nieprawdopodobnie gorąco, ale nie chciała, żeby ją puszczał. Jeszcze nie teraz. Wiedziała, że ten moment nadejdzie, że będą musieli się rozejść, ale póki co wolała czerpać z bliskości Rowana, której tak strasznie potrzebowała, że nie zdawał sobie z tego sprawy, nie mógł, ponieważ Nancy dopiero teraz to zrozumiała, jeszcze nie myśląc o tej pustce, która się pojawi, gdy magia tej nocy minie. Oddychała ciężko, wciąż starając się zapanować nad szalonym biciem serca oraz oddechem, część twarzy wciskając w poduszkę z zamkniętymi oczami. Delikatnie zacisnęła uda, wyraźnie czując, że jego już między nimi nie ma, choć pozostawił po sobie ślady. Między nią a Rowanem zapadła cisza, którą przerywały jedynie ich oddechy, ale nie było w tym czegoś złego, właściwie zdradzało to więcej niż jakiekolwiek słowa. Leniwie poruszyła dłonią, którą wcześniej zaciskała na jego nadgarstku i przesunęła nią powoli po jego przedramieniu, wyczuwając pod opuszkami rysujące się pod skórą żyły oraz rozluźniające się mięśnie, które z troską gładziła. Nieznacznie odwróciła twarz, by ustami musnąć jego rozgrzaną skórę i westchnęła cicho, przez chwilę wpatrując się w sufit. Nie miała pojęcia, jak długo trwali w tym błogim zawieszeniu, przyciskając do siebie spocone ciała, wtuleni tak, jakby rzeczywiście mieli zaraz sobie zniknąć i dopiero, kiedy Rowan rozluźnił swój uścisk wokół Nancy, dotarło do niej, że trzymał ją naprawdę mocno.
— Rowan? — westchnęła po chwili, cicho i łagodnie, nie chcąc swoim zmęczonym głosem, który nosił ślady tych wszystkich jęków, zburzyć tego momentu. Nancy najpierw nieznacznie przekręciła się w stronę Rowana, odwracając zarumienioną twarz w jego stronę i dłonią delikatnie sięgnęła jego twarzy, odsuwając z niej swoje włosy, które były wszędzie rozsypane, co wywołało u niej rozczulony uśmiech.
Następnie, korzystając z tego, że lżej ją obejmował, powoli się podniosła, uważnie pilnując, aby nie wkradł się między nich niepotrzebny dystans, z lekkim trudem rozplątała ich nogi i zawisła nad nim, błyszczącymi oczami przesuwając po jego twarzy, z satysfakcją chłonąc jego widok oraz świadomość, do czego go doprowadziła. Uśmiechnęła się i pochyliła w stronę Rowana, składając na jego ustach delikatny, czuły pocałunek zwieńczający ich seks.
Usuń— Jest ci wygodnie? Dobrze? — zainteresowała się, z troską zawieszając spojrzenie na jego oczach, gdy niechętnie przerwała ten leniwy pocałunek. Co prawda, bezwstydnie zmierzyła go wzrokiem, podziwiając jego ciało, które po takim wysiłku fizycznym wyglądało jeszcze lepiej, ale wiedział, że martwiła się o jego blizny, ewentualny ból. To było coś, na co musiał uważać, często mu to powtarzała. — Bo mi bardzo — przyznała rozmarzona, cały czas się uśmiechając. Przysunęła się, ponownie przywierając do niego swoim ciałem, ale tym razem ułożyła się przy nim przodem. Twarz schowała w zagłębieniu jego szyi, a dłoń położyła na jego klatce piersiowej blisko serca. Nie musiała mówić o tym, jakie to zbliżenie było zajebiste i niesamowite, ponieważ miała wrażenie, że to było oczywiste, gdyż to, co się z nią działo, nie pozostawiło wątpliwości.
— Tylko muszę cię przed czymś ostrzec — wyznała, przyglądając się mu z dołu. — Nie wiem, kiedy dam radę się stąd ruszyć — powiedziała żartobliwie, choć było w tym mnóstwo prawdy, ponieważ tylko trochę się podniosła, a już czuła wszędzie, że po takim zbliżeniu jej ciało i organizm oszaleją. To było, mocne, intensywne i bezlitosne dla każdego mięśnia, a te mięśnie dadzą o sobie szybko znać. Na szczęście pamiętała obietnicę niezapomnianego poranka, więc przynajmniej do wschodu słońca nie zamierzała martwić się tym, jak i czy w ogóle da radę się podnieść na ciężkie nogi.
Nancy zerknęła w stronę okna, uświadamiając sobie, że zgubiła rachubę czasu i nie ma pojęcia, która jest godzina, ale podobno, szczęśliwi czasu nie liczą, a ona rzeczywiście poczuła się dzisiaj wyjątkowo dobrze. Tak, jakby wszystko było na swoim miejscu. To było tym bardziej wyjątkowe, ponieważ niekiedy czuła się tak, jakby wszystko dookoła niej było pozbawione sensu i żywych barw, jakby jej życie było żadne, a chwile z Rowanem zawsze pomagały dostrzec jej coś więcej.
forever starts now ❤️
Betsy czasami zastanawiała się, czy w jej przypadku ewentualne zamążpójście byłoby w stanie powstrzymać plotki na jej temat. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od tego, że pijany Scott nieco inaczej przedstawił historię jej wydalenia z uczelni, kiedy po pijaku znalazł grono słuchaczy w The Rusty Nail. I w sumie Betsy powinna nienawidzić brata i mieć uraz do lokalnego baru, ale… nie potrafiła. Wiedziała, że Scott nie kontrolował się po alkoholu, a że nawet na trzeźwo lubił ubarwiać historie… Cóż, to ich łączyło. Wyobraźnia rodzeństwa Murray nie znała granic, a wyłamywał się z tego schematu jedynie racjonalny i stonowany Charlie.
OdpowiedzUsuńNiemniej, Betsy daleko było do brania ślubów, do romansowania z szeryfem również, bo przecież do tej pory nawet go nie lubiła, ale coś czuła, że choć na chwilę mogłaby zamknąć wtedy usta plotkarom. Tylko czy to było warte? Jeszcze większej nienawiści skierowanej w jej stronę? Czasami miała ochotę zrezygnować z bycia listonoszem i wiedziała, że jej ojciec nie miałby nic przeciwko temu, ba, byłby szczęśliwy, że jego córka postanowiła się ogarnąć. A chciała rezygnować, bo właśnie dość miała gadania i wysłuchiwania. Z wiekiem było jej coraz ciężej przechodzić obok krzywdzących pomówień, zwłaszcza kiedy nie dotyczyły jej, a miejscowa loża szyderców nie szczędziła nikogo. Odbijało się to na niej pewnie dlatego, że sama angażowała się w podobną działalność. Dlatego wolała się z tego wszystkiego śmiać i póki śmiech dawał sobie z tym radę, nie robiła nic więcej. Bo też i po co.
Sama była w niemałym szoku, że zapytała Rowana o alternatywę. Jeszcze kilkadziesiąt minut temu z wyraźnym niezadowoleniem przyjęła informację o tym, że będzie dzieliła z nim kajak. Ale z każdą przepłyniętą milą i z każdym kolejnym łykiem cydru, czuła się lepiej. Swobodniej. O dziwo, wbrew jej pierwotnym założeniom, całkiem miło rozmawiało się z szeryfem i nawet zaprosiła go już na najlepszą szarlotkę, którą piekła jej matka.
Zrzucała to na karb okoliczności przyrody, które były sprzyjające ku temu, aby zacieśniać znajomości, a właściwie je zawierać.
Czy mogła coś stracić, decydując się na czas spędzony z Rowanem? Nie. Mogła za to zyskać. Mogła z zupełnie innym nastawieniem stawiać się na posterunku w przypadku kolejnych wezwań. Odbywać te głupie przesłuchania w innej atmosferze. Może właśnie sympatia szeryfa, nie tylko ta oficjalna, mogła pomóc jej w przeżywaniu kolejnych upokorzeń?
— Czyli tak trochę to moja wina, że płyniesz? — spytała, choć miała świadomość tego, że niekoniecznie to ona musiała zostać osobą bez pary. Ale została, więc to była jej wina, bo gdyby wycofała się ze spływu, wbrew protestom organizatora, to Johnson pewnie spędzałby dzisiejszy dzień po swojemu. Pewnie znacznie ciekawiej niż w kajaku z Betsy Murray.
— Jeżeli będziesz tak miły… — rzuciła cicho, bo wiedziała, że jej koleżanki na pewno będą robić wszystko, aby móc przebywać sam na sam z celami, jakie sobie obrały, a ona wtedy pewnie zostałaby rzucona na pastwę tych podpitych koleżków, którzy woleli się potopić niż zachować resztki zdrowego rozsądku. I pewnie nie jedną, a pewnie nawet więcej niż dwie nowe rzeczy na swój temat by usłyszała.
— Jestem gotowa na propozycję. I obiecuję, że jeśli uznasz, że pora się rozstać, to grzecznie wrócę do domu — odparła wesoło, skrzyżowała dwa palce i uniosła rękę ku górze, aby Rowan mógł dojrzeć ten gest. Nie chciała jeszcze wracać do domu, bo musiałaby pewnie wysłuchiwać zatroskanej matki, ale nie chciała też zbytnio naprzykrzać się szeryfowi.
Betsy Murray
Rowan miał szczęście, ponieważ Nancy nie do końca zdawała sobie sprawę z cudownej mocy, w której posiadaniu się znalazła, a która na niego działała, sprawiając, że przez nią, lub dla niej, robił aż tyle wyjątków, bo gdyby była świadoma, to chętnie i z premedytacją by po nią sięgała, gdyż to, co się między nimi wydarzyło, uderzyło jej do głowy. Poruszyło wszystkie założenia, postanowienia i zasady Rowana, ale również dla niej nie pozostało obojętne, tylko wstrząsnęło całym jej światem i tym, co do tej pory jej się wydawało. To naprawdę była noc wyjątków, a najlepsze w niej było to, że Nancy i Rowan się nie zatrzymywali, tylko ciągnęli to dalej. Miłym zaskoczeniem była łatwość, z jaką nawigowali rzeczywistość po wszystkim. Uniesienia pełne przyjemności się skończyły, ale oni wciąż trwali w tej czułości, cieple i spokoju, wyraźnie czując resztki wspólnej nocy. Zbliżyli się do siebie, co kosztowało ich sporo emocji i wciąż dbali o to, aby atmosfera między nimi zachowała swoją niepowtarzalność. Tego nie dało się skategoryzować. Nie dało się wrzucić do jednego worka z tym, co do tej pory przeżyli, bo to nie była przyjemność bez sentymentów, zwykły przypadek ani czysty seks bez zobowiązań, choć rzeczywiście zanim do tego doszło, niczego sobie nie obiecali. Wciąż tak było, choć wypełnili tę noc wieloma słowami, które były niespodziewanymi wyznaniami i podkręciły wszystko, co przeżyli w swoim towarzystwie.
OdpowiedzUsuńPrawda była taka, że gdyby Rowan chciał, to Nancy mogłaby sobie pójść, chociaż niechętnie i to byłoby dla niej trudne, ale skoro wolał, żeby została, co bardzo jej pasowało, to świetnie się składa. Podobało się jej w tym jego domu, który nie widział innych kobiet. Podobało się w jego wielkim łóżku, a najbardziej podobało się jej w jego ramionach, w których czuła się bezpiecznie, spokojnie i beztrosko, jakby nagle zniknęły wszystkie problemy. Bardzo nie chciała, żeby to uczucie się kończyło, ponieważ było jej doskonale, dlatego zamierzała korzystać i obdarować Rowana kolejną dawką czułości, skoro się przed nimi nie bronił i nie protestował, tylko jeszcze bardziej ją do siebie przyciągnął. Nie wyobrażała sobie, że mieliby się ubrać i rozejść, że mieliby nagle stać się wobec siebie oszczędni, traktując się tak, jakby ten seks się nie odbył lub nie miał znaczenia, bo miał i oboje o tym wiedzieli. To było nagłe i świeże, ale nieprawdopodobnie ekscytujące i Nancy chciała sprawdzić, co z tego wyjdzie. Nie miała oczekiwań, to z wielu powodów było ryzykowne i z wielu mogło skończyć się porażką, ale potrafili dogadać się ze sobą w życiu i w łóżku, znali od lat, przyjaźnili się, dlatego wierzyła, że przynajmniej się nie skrzywdzą.
— Nie pozwalaj i wybij mi z głowy, jeśli wpadnę na taki głupi pomysł — zgodziła się leniwie, wtulając w niego z rozmarzonym uśmiechem, będąc spokojniejsza, gdy usłyszała od niego, że jest dobrze. Dłonią nieśpiesznie gładziła jego tors, od czasu do czasu rysując wzorki na jego skórze i przyglądała się mu, momentami nie mogąc uwierzyć w to, że jest tutaj właśnie z nim.
Zaśmiała się, słysząc jego słowa i pokręciła głową, muskając ustami okolice jego obojczyka. Mimowolnie zamknęła oczy, gdy Rowan zaczął przesuwać palcami po jej włosach i skroni, gdyż ten gest był kojący. Już jej było błogo i rozkosznie, a teraz zrobiło się jej jeszcze bardziej spokojnie i nieco sennie, bo to była naprawdę długa noc. Przyjemny ciężar kołdry, którą ich otulił i ciepłe ciało Rowana, do którego się przytulała, nie pomagały w utrzymaniu otwartych oczu.
— Nie lubiłeś Halloween? — zdziwiła się uprzejmie, zaskoczona jego słowami, ponieważ wydawało się jej, że większość ludzi lubi to święto i całą otoczkę z nim związaną. Dzieciaki miały frajdę, a i dorośli świetnie się przy tym bawili, o czym dobitnie świadczy koniec tej nocy. — Jeszcze tego nie wiesz, ale jestem idealną kompanką do spania. Nie wiercę się, nie chrapię, co najwyżej mogę podkradać kołdrę, ale ty wiesz, co się robi ze złodziejami, a ja najwyżej poniosę konsekwencje tego występku — zareklamowała się, zachowując przy tym zaczepny ton, a jej słowa rozbawiły ją samą na tyle, że na jej twarzy pojawił się figlarny uśmiech.
UsuńOdetchnęła, wyraźnie rozluźniając się w objęciach Rowana, delikatnie układając na nim nogę zgiętą w kolanie. Podejrzewała, że oboje byli przyzwyczajeni do spania w pojedynkę, co było bardzo wygodną opcją, ale z nim było jej cudownie. Łóżko było ogromne, mieli mnóstwo miejsca, a i tak pozostali wtuleni w siebie, nadal nie chcąc się od siebie odklejać, bo to nie było konieczne. Prędzej czy później wrócą do rzeczywistości, która ich sobie wyrwie, ale jeszcze nie teraz.
— Ale może lepiej, żeby ci się to za bardzo nie spodobało, bo co jeśli będziesz chciał ciągle ze mną sypiać? — zastanowiła się na głos, choć mówiła szeptem, z premedytacją brzmiąc dwuznacznie. Niewinnie się z nim droczyła, co było o tyle śmieszne, że z jednej strony bardzo powoli odpływała, a buzia nie mogła jej się zamknąć. Cóż, może miała mu dużo do powiedzenia, może zawsze gadała przed snem, a może po prostu chciała gadać, żeby jeszcze nie zasnąć i nie przyciągnąć tego poranka, który to wszystko zakończy.
sunbeamie 🌻💛
O dziwo, Rowan chyba trochę się nie doceniał, ponieważ tej wyjątkowej nocy pokazał Nancy cały wachlarz czułości i emocji, na które było go stać i po które potrafił sięgać. Wciąż mu ufała, a nawet sprawił, że to zaufanie się wzmocniło, zyskując solidniejsze podstawy, na których się opiera. Wszystko, co ich łączyło, po dzisiejszym seksie stało się mocniejsze, jakby bliskość naprawdę sprawiła, że więzi się między nimi zacieśniły. To było niespotykane i wyjątkowe, gdyż Nancy nie szukała tego, nie czekała aż to przyjdzie, nie sądziła, że dopadnie ją akurat dzisiaj i akurat z Rowanem, którego ceniła sobie jako człowieka oraz przyjaciela, a teraz dostrzegała w nim jeszcze więcej. Nic jej nie odstraszało, ani nie przerażało, a te braki, które w sobie miał, były wszystkim tym, co ona mogła w nim wypełnić. Skutecznie i dokładnie. Zresztą, to działało w drugą stronę, ponieważ on wypełniał ją sobą. Zawsze tak było, że się uzupełniali, przez co ich przyjaźń funkcjonowała bez szwanku. Tam gdzie jej brakowało stanowczości, tam zaraz pojawiał się Rowan z całkiem innym rodzajem mocy, którą dopełniał to, gdzie był potrzebny. Nancy nigdy nie przyznała się do tego, jak bardzo go potrzebuje, nawet sama przed sobą, ale dzisiaj nie miała wątpliwości. Rowan był kimś, kogo zawsze chciała mieć przy sobie i to bez względu na to, czy jako przyjaciela, czy kogoś więcej i dzisiaj wreszcie poczuła, że jest w odpowiednim miejscu. Pierwszy raz w życiu czuła, że wszystko było takie, jak być powinno.
OdpowiedzUsuńWciąż odrobinę dziwiło ją, że to wszystko było aż tak proste, że wystarczyło pójść ze sobą do łóżka, żeby odkryć, że to coś między nimi, co było zawsze, to była jednak grubsza sprawa, ale nie narzekała. To znaczy, zawsze czuła, że tak jest, jednak dopiero dzisiaj pozwoliła sobie na pewność. To było ich, to było unikatowe, to było coś, co oboje chcieli sprawdzać i mogli sobie na to pozwolić, dlatego Nancy nie chciała się wycofać. Co będzie, to się okaże, ale już całkiem długo zwlekali, odmawiając sobie siebie i to dobry moment, by przestać, a zacząć czerpać z tego, co mogli sobie dać. Po co się tak ograniczać?
— Przez jeden z najgorszych dni w roku wylądowaliśmy ze sobą właśnie tutaj — zauważyła przekornie, wciąż się uśmiechając, ale prawda była taka, że gdyby nie Halloween i Dawsonowie, którzy wpadli na to, żeby zrobić z tej okazji imprezę, bawiąc się jak za dawnych lat, to Nancy i Rowan by się dzisiaj nie spotkali. Nie wpadliby na siebie, nie porozmawialiby, nie nagięliby wszystkich zasad i by dla siebie nie przepadali. To chyba było przeznaczenie, bo przecież nie przypadek.
— Od dzisiaj musisz mieć zawsze wolne w Halloween — stwierdziła, ale tak naprawdę rozumiała Rowana, ponieważ pracowała w szpitalu i świąteczne dni, które teoretycznie miały być takie wyjątkowe i piękne, były tymi najgorszymi. Prawdopodobnie, gdyby nie dzisiejsza impreza, to Nancy większość dnia spędziłaby w pracy, a potem rozdawała cukierki dzieciom, które by ją odwiedziły. — I we wszystkie dni, których nie lubisz, żebyśmy mogli zrobić z nimi coś dobrego — zaoferowała się, rzucając Rowanowi propozycję nie do odrzucenia, ale skoro miała taką moc, że potrafiła odczarować rzeczy, których nie lubił, to warto próbować dalej.
Znowu cicho się roześmiała, a chociaż to żadna nowość, że w jego towarzystwie dużo się śmiała i uśmiechała, to dzisiaj coraz częściej się na tym łapała. Robił z nią nieprawdopodobne rzeczy, a jej było z tym nieprawdopodobnie dobrze. Idealnie wręcz.
— Raczej nie istnieje, ale możesz śmiało sprawdzać, wszystko przed nami — rzuciła pół żartem kolejną propozycję, bo choć Nancy bez mrugnięcia okiem znalazłaby coś, w czym mogłaby nie być idealną kompanką, ponieważ sabotowanie samej siebie i kopanie pod sobą dołków świetnie jej wychodziło, to dla Rowana postarałaby się, żeby wszystko było z nią idealne. Odpowiednie towarzystwo działało cuda.