Był doskonałym przykładem rozczarowania i nie tak bardzo czarną, ale jednak, owcą, która zniszczyła przyszłościowe plany jednym, srogim wybrykiem, zapomnianym, na szczęście, już lata świetlne temu. Nie płakał z tego powodu, bo to nie jego plany wzięły w łeb, a ambitnych rodziców, którzy po dziś dzień trochę się za to wstydzą, i nigdy nie żałował, choć życie miałby sielankowe, gdyby dorobił się prawniczego tytułu i strzelał z paragrafów na prawo i lewo, nie ograniczając się jedynie do prawa Mirandy i swojej broni. Ale stara szeptucha zawsze przepowiadała, że z tego dzieciaka to mecenasa nie będzie; przecież to archetyp wojownika, gotowy wykorzystać swoją siłę dla dobra wspólnego, a nie własnego. Nie napcha sobie kieszeni ludzką krzywdą, bo służy czemuś znacznie większemu od siebie. Na szczęście, prawa natury gwarantują, że kiedy jedne drzwi się zamykają, otwierają się inne – jemu otworzyły się dokładnie te, o których marzył skrycie i po cichu. Wszedł w policyjne buty i nigdy ich nie zdjął, nie ważne jak mocno obcierał sobie pięty, czy jak często potykał się o niedowiązane sznurówki, płacąc za błędy cenę tak wysoką, że w kilku przypadkach wartą niemalże życie. Bo niemożliwe rzeczywiście nie zawsze było możliwe, ale dla niego musiało stać się przynajmniej dopuszczalne. Dla niego nieosiągalne musiało stać się osiągalne, a odwaga to wybór, którego dokonał, nie jeden raz zdając sobie sprawę, że szczęście sprzyja tylko ludziom zdecydowanym na wszystko. Zdecydowanym na stąpanie po cienkiej linii między życiem, a śmiercią. Na pełnienie roli dyrygenta w walce między dobrem, a złem. Na ból, pot i łzy, i na bezkres wyrzeczeń, dzięki którym policyjne buty stają się lżejsze. A w końcu zdecydowanym również na to, że najpierw zobaczysz tragedię, a później z uśmiechem wybierzesz farby do pokoju.
Imiona i nazwisko:Rowan William Johnson Data i miejsce urodzenia:04.07.1988 r. Camden, Georgia Miejsce zamieszkania:własna posiadłość, Orchard Heights, Mariesville Aktualny zawód i miejsce pracy:szeryf, Mariesville Police Department Poprzedni zawód i miejsce pracy:oficer SWAT, Atlanta Police Department Stopień:kapitan Grupa:Lokalni Bohaterowie Pojazdy:Chevrolet Tahoe, Dodge Charger, prywatny: Ford Ranger Hobby:kajakarstwo, strzelanie, jazda konna, harmonijka, dart
Jeżeli mieszkasz tutaj dłużej, na pewno znasz jego rodzinę – Johnsonów nie da się zresztą nie zauważyć, a tym bardziej zapomnieć, bo od pokoleń pełnią w mieście funkcje publiczne i siedzą na świeczniku, reprezentując interesy lokalnej społeczności. Na pewno kojarzysz byłego burmistrza, który nie szczędził funduszy miejscowym przedsiębiorstwom i kobietę, która stworzyła tutaj swoje prawnicze imperium. Bywają przecież na wszystkich wydarzeniach, zawsze chodzą pod rękę, a miejscowy monitoring jakimś cudem ich nie sięga, czego nie można powiedzieć o trójce ich dzieci. Zwłaszcza o tym najstarszym, Rowanie Johnsonie, który jako dzieciak skoczył kiedyś z Wodospadów Riverside i rozbił sobie głowę. Uczęszczał do lokalnych szkół i krnąbrny był z niego uczeń, choć nigdy nie wagarował, a po lekcjach udzielał się w wolontariacie i wszędzie było go pełno. Poskładał swój pierwszy kajak i testował go z dzieciakami z sąsiedztwa na stawie w Applewood Park, a na balu maturalnym został nawet królem i piękną koronę oddał później na charytatywną licytację. Miał być prawnikiem, tak jak przykazała rodzinna tradycja, więc poszedł na studia do Duke Law School w Północnej Karolinie, ale nie dotrwał do końca. Wydalono go na trzecim roku, bo uderzył wykładowcę w twarz – podobno wcale nie bez powodu, bo w czyjejś obronie, ale to akurat mało kogo wtedy obchodziło. Miał dwadzieścia dwa lata jak wstąpił do policji i dwadzieścia dwa i pół, jak chciał rzucić to w cholerę, ale tego nie zrobił, bo obiecał samemu sobie, że nie da zdeptać się tym starym wyjadaczom z Camden. Okolica usłyszała o nim po raz pierwszy, gdy wskoczył do Maple River i wyciągnął z niej topiącego się pięciolatka. Nie oczekiwał w zamian niczego, ale bohaterski czyn został doceniony przez dowódcę, który w nagrodę przepchnął go do głębszych sektorów. Wtedy okolica usłyszała o nim po raz drugi, bo rozbroił człowieka, który na oczach przechodniów przystawił sobie strzelbę myśliwską do głowy, i nie zrezygnował, gdy w afekcie to w niego skierował długą lufę. Na pewno nie zdajesz sobie sprawy, jak ciężką pracą obkupiona była jego życiowa ścieżka, bo tak niewiele o nim wiadomo, ale obiło ci się o uszy dokąd zaprowadziła go determinacja. Może twój wzrok również za nim podążał, choćby z ciekawości, kiedy mając dwadzieścia dziewięć lat dostał się w szeregi SWAT i nie przesiadywał już tak często w The Rusty Nail, albo gdy wracał po kilku dniach ze służby i w drodze do lokalnego marketu dziwnie utykał na jedną nogę. Zbywał to machnięciem ręki i stawiał ci piwo, dokładnie takie, jak lubisz, a potem oferował bezinteresowną pomoc przy naprawie płotu, który znów skrzywił się po ostatnim wietrze. Wiesz, że jeśli pojawiała się potrzeba, był dla wszystkich razem i dla każdego z osobna. Może to między innymi twoja krew uratowała mu życie, bo kiedy lokalne wiadomości obiegła informacja, że został dwukrotnie dźgnięty nożem w brzuch i potrzebuje krwi, chętnych do oddania jej nie brakowało. Walczył trzy tygodnie i wykaraskał się z tego z trudem, ale długo zastanawiał się czy było warto. Miał trzydzieści cztery lata, jego marzenia się roztrzaskały, a pożegnania ze służbą, którą przecież żył, bał się bardziej niż śmierci. Prawa natury gwarantują jednak, że kiedy jedne drzwi się zamykają, otwierają się inne – w ten właśnie sposób, w roku dwa tysiące dwudziestym drugim, został szeryfem Mariesville, by dalej służyć lokalnej społeczności. Od zawsze i na zawsze.
[yay ;) Będę pierwsza na nowej karcie - hip hip hurra.... nie no, ale teraz na poważnie. Dzięki za komentarz pod kartą ;) Z miłą chęcią popisałabym z panem szeryfem. Baa nawet myślałam o jakimś dalekim pokrewieństwie - hmmm kuzynostwo nie widziane od lat? A jeśli już mowa o rzeczonej zbiórce, to jak pisałam kartę to gdzieś tam z tyłu głowy miałam ją nawet na myśli, tylko że Patty to taka osóbka trochę skryta - pewnie, by się schowała do mysiej dziury z myślą o kłopotaniu obcych ludzi swoim "problemem".
OdpowiedzUsuńNo albo o jakiś też wykroczeniu, gdy była w trakcie przesyłki kwiatów etc do wskazanego miejsca i zdarzyłby się jakiś problem.
Albo jeszcze coś co tb wpadło do głowy, No ale nie nalegam jeśli masz nadmiar wątków.]
Patricia Amaya
Zemsta. Wyrównywanie rachunków. Odreagowywanie złości. Jak zwał, tak zwał. Paige zwyczajnie nie lubiła, kiedy robiono z niej idiotkę, a tak to wyglądało, kiedy dowiadywała się o tych różnych wyskokach. Odpłacała się pięknym za nadobne, niech będzie, ale przynajmniej czuła się dzięki temu lepiej. Krzywd to nie zmywało, nie sprawiało to też, że cokolwiek wybaczała, ale wydawało się wtedy, że wszechświat odzyskiwał swoją równowagę i mogła iść ze swoim życiem dalej. Bywała impulsywna, momentami brakowało jej empatii i nie przejmowała się perspektywą innych osób, co zakrawało trochę o egoizm i nie było co tutaj próbować udawać, że jest inaczej. Tylko Paige miała też za sobą takie momenty w życiu, kiedy czegoś takiego jej brakowało i były to wspomnienia, do których nie wracała z przyjemnością, a które wręcz przypominały, jak może się coś skończyć, jeśli o siebie nie zadba sama albo nie pokaże innym, że nie warto mieć z nią na pieńku.
OdpowiedzUsuńZ porządnymi facetami również miała do czynienia, a nie tylko z takimi, których chętnie potraktowałaby czymś więcej niż miską dla psa. Nie każde jej rozstanie było dramatyczne lub wyciągało z niej te mniej przyjemne cechy osobowości. Były takie, które odbywały się za obustronnym porozumieniem i te chyba były dla Paige trudniejsze do przełknięcia. Jakoś tak łatwiej było się na kogoś wkurzyć i wywalić jego rzeczy przez okno, niż przyznać przed sobą i tą drugą osobą, że coś jest nie tak albo usłyszeć, że przestało iskrzyć i w sumie to nie wiedzieć czemu. Jednocześnie żadna z tych relacji nie trwała specjalnie długo i każdą z nich dzielił minimalnie rok, bo po każdej robiła sobie tak zwaną przerwę od facetów. Możliwe, że miała zwyczajnie pecha albo w chwilach słabości ignorowała jakieś oczywiste sygnały, które pozwoliłyby jej uniknąć tych wszystkich rozczarowań. Może to tak naprawdę problem siedział w niej. Może jej matka miała rację, kto wie. Póki co, świat Paige się jeszcze od żadnego rozstania nie zawalił, choć zawsze zależało jej, żeby coś z tych relacji jednak wychodziło. Nie pierwsze i nie ostatnie rozczarowania, jakich mogła się w życiu spodziewać.
— Nie, absolutnie. — Pokręciła zdecydowanie głową, marszcząc lekko brwi. — Aż tak kiepskiego gustu nie mam — odparła z nutą żartu, spoglądając na Rowana z teatralnym wyrzutem, że w ogóle mógł sobie pomyśleć coś takiego. Że aż tak pozwoliłaby pozorom dać się zmylić, by zaprosić do swojego życia faceta o podobnych zapędach.
Zastanawiała się, czy może dodać, że tamtego faceta nawet nie znała i ledwo co była w stanie odtworzyć w pamięci jego twarz, której ani się nie przyglądała, ani nie widziała w całości. Uznała jednak, że im mniej będzie wdawać się w szczegóły tej konkretnej sytuacji, tym lepiej. Chciała to zostawić jak najszybciej za sobą, wyciąć ten kawałek ze swojego życia całkowicie i nigdy do niego wracać. O byłych facetach mogła spokojnie opowiadać, to były sprawy zakończone, a ta… O tej bardzo chciała myśleć, że jest skończona, ale podświadomość nie za bardzo jej na to pozwalała. Szczególnie w takich chwilach, kiedy szła ulicą i zastanawiała się, czy nie zacznie to wyglądać dziwnie, kiedy znowu rozejrzy się dookoła, milknąc na moment.
— Scraps nigdy nie musiał się jeszcze mną z nikim dzielić i może dlatego jest czasami taki zaborczy — pomyślała na głos, jakby to naprawdę mogło właśnie chodzić i jakby wcale sama nie powiedziała wcześniej, że ten pies jest po prostu nauczony reagować konkretnie w konkretnych sytuacjach. — Nie wiem, rzadko jestem w stanie zrozumieć, o co mu chodzi. — Wzruszyła ramieniem, poprawiając włosy po jednej stronie twarzy, po której włosy trzymały się w koku dużo luźniej po całym dniu.
Pies do niej trafił już po rozstaniu z tym ostatnim facetem i w tym czasie Paige nie miała za bardzo ochoty plątać się w nowy związek. Nikt interesujący nie zakręcił się w jej otoczeniu, niespecjalnie też kogoś szukała, a i tak niedługo po tym, jak Scraps z nią zamieszkał, jej życie zaczęło się wyjątkowo komplikować. Nie byłby to najlepszy czas, żeby próbować z kimś utrzymać głębszą relację, z czym i tak miała problemy, kiedy wszystko toczyło się swoim zwyczajnym rytmem, a co dopiero teraz.
Usuń— Za rogiem w lewo wynajmuję mieszkanie. Właściwie to kawalerkę — uprzedziła, przenosząc na chwilę spojrzenie przed siebie na ulicę, która ciągnęła się jeszcze przez kilka metrów, za nim skręcała. — Chciałbyś jeszcze coś wiedzieć, czy teraz moja kolej? — spytała wesoło, kalkując, że nawet idąc tym ich spokojnym tempem, nie zostało im za dużo czasu.
Paige King
Jego łagodny głos rzeczywiście działał na nią uspokajająco. Nie powinna się niczego obawiać, kiedy był przy niej. Mimo to w jej głowie i tak pojawiały się niepokojące scenariusze, że włamywacz miał broń, że teraz niebezpieczeństwo nie groziło tylko jej, ale i Rowanowi, z drugiej strony on był doświadczonym funkcjonariuszem i na pewno lepiej operował bronią… Przestań, Anna. Sama siebie skarciła w myślach, zdając sobie sprawę, że za daleko posuwa się w swoich wyobrażeniach i że najpewniej sama się nakręca. Wzięła głębszy oddech i spojrzała na niego ze słabym uśmiechem.
OdpowiedzUsuń— Dobrze… — mruknęła cicho, znacznie łatwiej było powiedzieć, że się uspokaja niż w rzeczywistości to zrobić. Słysząc jego pytania zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć, czy słyszała jakieś odgłosy prócz stłuczonego szkła. — Chyba nie… — zawahała się na moment. — Myślę, że nic takiego nie słyszałam. — dodała po chwili bardziej pewnie.
Jeszcze raz spojrzała na rozbite szkło i wodę na podłodze. Powstrzymała się przez wzmożoną chęcią posprzątania tego, co dla jednych mogło być abstrakcją, Murrayowie jednak mieli małą obsesję na punkcie porządku.
Przeszli przez kuchnię, jadalnię, salon, gabinet, łazienkę i sypialnie dla gości i nic. Totalnie nic. Na dole nie było żadnego śladu obecności włamywaczy, nic nie było poprzestawiane, a Anna by od razu zauważyła, gdyby coś zniknęło. Jedyną szansą było to by włamywacz pomknął po schodach na górę, gdzie miał większe szanse na dorwanie bardziej wartościowych rzeczy, takich jak biżuteria czy chociażby gotówka ukryta w sejfie. Nie pomyślała, że mógłby udać się do spiżarni, do której de facto drzwi były uchylone. Jednak była niemal pewna, że to ona zostawiła je otwarte, gdy dzisiejszego popołudnia zanosiła tam różne przetwory, które sama zrobiła.
— Pójdziemy na górę? — spytała, delikatnie ukrywając się za ramieniem Rowana i spoglądając za nie na schody, które ukrywały się w ciemności. Zaraz sięgnęła dłonią by zapalić światło.
Zastanawiała się czy rzeczywiście ktoś był w domu, bo dużo wskazywało na to, że jednak nie, a ona niepotrzebnie spanikowała. Zamiast dzwonić do szeryfa powinna była sprawdzić sama dom, a nie wyobrażać sobie nie wiadomo co. Z drugiej strony, gdyby natknęła się na włamywacza, kiepski byłby jej los. Było niemal pewne, że nie była w stanie sama się obronić. Po pierwsze była drobną kobietką i w starciu z mężczyzn jej szanse prezentowały się marnie z czysto biologicznych względów i fizycznej przewagi. Kolejnym aspektem było to, że nie miała broni… znaczy, wiedziała, że w domu jest broń, jej ojca, Harolda Murraya, najprawdopodobniej w gabinecie, jeśli dobrze pamiętała, ale to nie zmieniało faktu, że nie potrafiła z niej korzystać. Może powinna była nauczyć się strzelać? Ta myśl wpadła do jej głowy dość niespodziewanie, ale była dość trafna. Dotąd nigdy nie myślała o takiej formie samoobrony, ale może powinna? Zawsze uważała Mariesville za najbezpieczniejsze miejsce na świecie, za jej własną oazę; jedno było pewne – kochała z całego serca miasteczko, w którym się wychowała i nie wyobrażała sobie życia nigdzie indziej.
Sprawdzili niemal cały dom, idąc przez sypialnie jej, jej rodziców, Juliet czy nawet Edwarda, który już tu nie mieszkał. Zerknęli nawet do łazienek, omijając jedynie strych na które drzwi były zamknięte na klucz i nic nie wskazywało by zamek został otwarty wytrychem czy w jakiś inny sposób.
— Nikogo tu nie ma… — stwierdziła Anna, mrucząc bardziej do siebie niż do niego. Zmarszczyła brwi i to totalnie jej nie pasowało. Jakim cudem ten dzbanek się zbił? Może to mocniejszy podmuch wiatru? Duchy?
Anna zeszła po schodach, jeszcze raz rozglądając się po salonie.
— Mam jakąś… — paranoję. Nie zdążyła dokończyć bo szparze drzwi prowadzących do spiżarni dostrzegła słodki, rudy koci łepek i bursztynowe ślepia wlepione prosto w nią. — Idiotka ze mnie. — schowała twarz w dłoniach z nerwowym śmiechem. — Rowan! — zawołała go. — Chodź tutaj, musisz to zobaczyć. — kiedy do niej dołączył, wskazała na słodką kicię. — Boże, tak bardzo Cię przepraszam… — zaczęła błagalnym tonem, nie chcąc ściągnąć na siebie jego gniewu. — Budzę Cię w środku nocy, bo… bo... — zaczęła się jąkać z nerwów. — Bo kot zbił mi dzbanek. Oto nasz włamywacz. — westchnęła. Choć oczywiście czuła pewną ulgę, że było to zwierzę, a nie człowiek.
UsuńMiała racje, wierząc, że Mariesville jest bezpiecznym miejscem.
nieco już spokojniejsza Anna, która czuje się jak totalna idiotka i niewątpliwie groźny, koci włamywacz
W jednej chwili jechała rowerem leśną ścieżką, by wykorzystać ostatnie ciepłe dni i posiedzieć nad wodospadem i dokończyć książkę, którą bała się skończyć, ponieważ martwiła się o swoje biedne, czytelnicze serce. Była to jedna z tych książek, które były tak świetne, że aż bolały, a po nich następował czytelniczy kac, które długo nie potrafiła wyleczyć czymś innym. Z przerzuconym plecakiem na plecach, który wypełniła przekąskami i książką pedałowała niespiesznie w stronę swojego ulubionego miejsca. W uszach miała założone słuchawki, w których buchała melancholijna playlista pasująca do historii, którą czytała. Rzadko spotykała kogoś na swojej drodze, jednak Rowan był jej prawie stałym punktem wycieczek, ponieważ często widywali się na szlaku, gdy ten spacerował ze swoim koniem. Kiwali sobie głowami na powitanie, Winnie czasem machała energicznie w jego stronę, kiedy widziała go już na horyzoncie. I za każdym razem było to nadzwyczaj spokojne spotkanie.
OdpowiedzUsuńW drugiej chwili wariacko machała kierownicą roweru, by złapać równowagę, kiedy przechodzący koń nagle stanął dęba. Adrenalina natychmiast podskoczyła w jej żyła, jednak nie zdołała utrzymać roweru i szybko poczuła zimną wodę, która zaczęła ją zalewać aż po czubek głowy. Zdążyła jedynie wydać z siebie przeraźliwy pisk, który zaraz został zagłuszony przez plusk.
Była późna jesień i choć pogoda rozpieszczała mieszkańców Mariesville to woda w rzece była cholernie zimna. Tak zimna, że Winifred w pierwszej chwili od wjechania do zdradzieckiej rzeki zaparło dech w piersiach i połknęła trochę wody, która teraz jeszcze chłodziła ją od wewnątrz. Nurt nie był duży, by mógł porwać dziewczynę, jednak chwilę jej zajęło, by mogła się uspokoić i trochę racjonalniej myśleć.
Jednak nim zaczęła wdrażać swój plan uratowania swojej skóry przed utonięciem, ktoś ją uprzedził. Co prawda, Winifred umiała pływać i zapewne potrafiła sama siebie uratować z potrzasku, jednak była wdzięczna, że w mocnym chwycie została pociągnięta na proste nogi przez Rowana, a także by złapać równowagę i chwycić się czegoś, zacisnęła pięści na polarze mężczyzny.
Jej ciałem wstrząsnął kaszel, by wypluć resztę wody, której zdążyła się nałykać. Włosy miała całe mokre, a jeansowa kurtka i gruby sweter nasiąknął wodą przez co Winnie zaczęła drżeć z zimna. W butach chlupała woda.
- Jezus Maria! - wyjąkała, szczękając zębami. Rozejrzała się, aż jej wzrok padł na skubającego trawę sprawcę całego zamieszania. Mogła przysiąc, że ogier wydał z siebie dźwięk podobny do prychnięcia, jakby dla niego to była zwykła zabawa. - Bawi cię to, ty, ty…czterokopytna kreaturo? - zapytała oburzona, wyciągając oskarżycielsko palec wskazujący w stronę konia. Zwierzę tylko spojrzało na nią kątem oka, machnęło ogonem i wróciło do skubania trawy.
-Dziękuję, szeryfie. - pokiwała głową, gdy już chwilę się uspokoiła i podtrzymując się w dalszym ciągu Rowana, oboje wygramolili się z rzeki. Winnie niemal natychmiast usiadła na trawie i trzęsącymi rękami ściągnęła z pleców plecak, który też niestety nasiąknął wodą. Zaczęła wyciągać jego zawartość i jęknęła żałośnie, gdy zobaczyła, że większa część jej książki zamokła, a tusz się rozmazał.
- O nie. A miałam ją skończyć. - skrzywiła się, rozkładając plecak na kawałku nasłonecznionej trawy i położyła książkę, by ta choć trochę wyschła.
Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że nie ma przy sobie roweru. Poderwała głowę do góry, by zauważyć, że rower wesoło płynie wraz z nurtem rzeki.
-Mój rower! - krzyknęła, dźwigając się na proste nogi i ruszyła biegiem, by brzegiem dogonić uciekającego roweru.
Nie pokonała jednak dużej odległości, bo przez to, że jej buty nasiąknęły wodą to podeszwa również była wilgotna, więc biegnąc poślizgnęła się na trawie i z impetem wylądowała tyłkiem na twardą ziemię.
Usuń-Mój rower! - jęknęła, wyciągając rękę w stronę nieba w geście rozpaczy i powolnym ruchem zaraz ją opuściła wzdłuż swojego ciała.
Pustym wzrokiem wpatrywała się w niebo. Dramatyzowała?Prawdopodobnie tak, jednak ze względu na to, że nie miała prawa jazdy, to ten rower był jej jedynym środkiem transportu. Był leciwy i często potrzebował drobnych napraw, jednak był to jej rower, który kupiła kilka lat temu za pierwsze zarobione w jadłodajni pieniądze.
Zadarła głowę do tyłu, dalej leżąc na plecach i spojrzała na Rowana.
- Chciałabym zgłosić zdarzenie. Rzeka ukradła mi rower. A wcześniej byłam uczestnikiem niebezpiecznej sytuacji na drodze leśnej. - przekręciła się na brzuch i dźwignęła się na nogach, podchodząc do szeryfa. - Dziękuję jeszcze raz za pomoc.
Winifred
[Jejku, nie spodziewałam się takiego powitania, hej, jest mi przemiło! ;))
OdpowiedzUsuńCzas jest bezlitosny, więc moja przerwa zleciała mi jak jeden dzień, ale już wystarczy, haha.
Nancy to konkretna i charakterna babka, a ponieważ ma zbyt dobre serce, to inaczej być nie mogło. Bardzo chętnie coś z wami napiszemy, cała przyjemność po naszej stronie, dlatego pozwolę sobie wysłać maila, żebyśmy mogły tam wszystko omówić, bo potencjał na wątek jest spory, co bardzo mnie cieszy! ;D]
Nancy Jones
Abigail była młoda i miała ogromne chęci do życia. Skupiała się na pracy, na studiach, poświęcała wszystko dla pensjonatu i z myślą o tym, by zajmować sie i dogadzać innym, szła każdego dnia przed siebie z wysoko uniesioną głową. Nie przeszkadzało jej to, nie była egoistką i pomaganie innym płynęło jej w żyłach od zawsze. Nie wdawała się w głebsze relacje, bo po ostatnim rozstaniu z swoim pierwszym chłopakiem, nie chciała się narażać na przykrości i zranienia, ale miała ogromne serce i tłumiła w sobie wiele pragnień i tęsknot, do których się zwyczajnie nie przyznawała. A może nawet nie była ich świadoma aż do niedawna. Ta jedna chwila zapomnienia i noc z Rowanem pokazały jej, jak wiele od siebie odsuwa, a on... on był niesamowity i zasiał paskudny mętlik w jej głowie.
OdpowiedzUsuńPrzygryzła mocno dolną wargę, czując jego dłonie na biodrach, gdy usadził ją sobie wygodniej. Podobało jej się to, już wcześniej zwróciła uwagę że jego charyzma i pewność siebie są magnetyczne. Przechyliła lekko głowę, śmiało zerkając mu w oczy i z dziwną satysfakcją, nieznaną dotąd Abi, patrzyła jak jego twarz się zmienia, jak spojrzenie nabiera intensywności i usta rozciągają się w uśmiechu. Wiedziała, że go zaskoczyła, ale nie wydawał się zły, może nawet jemu również się to podobało...? Tak, zdecydowanie wyglądał jak przebiegły i zadowolony lis w tym momencie, a ona już miała pewność, że sam wykorzysta jej zagrywkę, równie mocno zaskakując także i ją. I dobrze, lubiła to, że oboje podejmowali wyzwania i sie nie wycofywali, szczególnie kiedy żadne nie chciało skrzywdzić drugiego, a to wszystko to była tylko... zabawa. Bo tym właśnie było, prawda?
Nie musiał robić wiele, by wspomnienie ich bliskości ożyły, ale niekoniecznie było to dobrym znakiem, bo przecież więcej ich dzieliło, niż mogło połączyć. Abi zdecydowanie zbyt łatwo ulegała chwili, jak również zbyt wielką słabość odkrywała względem szeryfa w sobie.
- Dopiero zaczynasz...? - uśmiechneła się wesoło, a w jej oczach błyszczały intensywnie iskierki rozbawienia i radości, kiedy wpatrwała się w jego ciemniejące źrenice. Rumieńce na policzkach wręcz ją paliły, ale mimo wszystko ta sytuacja przestawała ją peszyć, a zaczynała bawić i... I czuła jeszcze coś mrowiącego w ciele, coś zupełnie ekscytującego ekscytującego, ale to może tylko to wyzwanie buzowało jej w żyłach, ryzyko jakie podejmowała bawiąc się w ten sposób z szeryfem.
Uśmiechnęła się szerzej, gdy przyłapała go, jak zerka na jej wargi. Miała dziś na nich wiśniowy błyszczyk, ten sam co wtedy nad rzeką. Na moment wstrzymała oddech, kiedy dotknął po chwili jej dłoni, odsuwając je od piersi. Cień niepewności przez ułamek sekundy przemknął w jej spojrzeniu, ale Rowan zgodnie z danym słowem i przyjętym wyzwaniem, patrzył jej już w oczy. Ułożyła dłonie na jego ramionach, czując pod opuszkami napiete mięśnie ramion od wiosłowania pod mokrą koszulką. Poruszyła się zaskoczona dotykiem, sapnęła cicho i podciągneła wyżej na jego udach, zagryzając znów mocno dolną wargę. Nie przewidziała, że drobne muśnięcie rozpali pod jej skórą gorąc, przypominający o tym, co potrafił jeszcze innego robić tymi rękoma i chyba tylko ostatkiem silnej woli nie zerknęła na jego usta. Chciała go pocałować w tym momencie tak diabelnie mocno, aż odetchnęła głebiej, a on znów mógł poczuć pod palcami jej drobną pierś, gdy się otarła o jego palce. Zadrżała, czując że na to nie była gotowa, siadając na nim i walcząc o strój.
Usuń- Rowan... piracie... - mruknęła, pąsowiejąc już na bordowy kolor, gdy tak bezczelnie wykorzystywał jej słowa przeciwko niej. Przesunęła dłonie na jego plecy, gdy przysunął sie, by zawiązać z tyłu drugą kokardkę i znaleźli się przez to tak blisko, że już stykali się nosami. Abigail uśmiechneła się słodko, prostując plecy przez ściągnięcie łopatek i lekko przechyliła głowę, całując go krótko w kącik ust i było to najbardziej niewinne co dzisiaj zrobiła i co może dzisiaj jeszcze mu zrobi. - To nie będzie porwanie, skoro sama zażyczyłam sobie wycieczki - stwierdziła z cichym śmiechem, muskając palcami jego mokry kark pod linią włosów zroszonych wodą.
Cierpliwie czekała aż skończy i w sumie bardzo cieszyła się z tej okazji, by mu się z tak bliska poprzyglądać. Rowan zwykle trzymał dystans, ale dzisiaj pozwolił jej się przebić przez wszystkie warstwy muru jakie wzniósł.
Łobuziara, ale słodka
Wiele by dała, by tamten facet był rzeczywiście kimś tak całkowicie przypadkowym. Trochę nie mieściło jej się to wszystko w głowie, choć trwało to już całkiem długo, ale to zdecydowanie nie był taki zwykły przypadek. Nie umiałaby tego zbyt dokładnie opisać, cały czas starając się tak naprawdę od tego odciąć. Taka dysocjacja od niewygodnych doświadczeń, jakiś mechanizm obronny, który wcześniej nie był jej do niczego potrzebny, a teraz przyczyniał się do tego, że sytuacja była dla niej jeszcze trudniejsza do zaakceptowania. Zresztą ten facet nie był jej jedynym problemem, nawet jeśli te pozostałe były wynikiem właśnie jego działań, o których dowiedziała się niedawno i w raczej mało przyjemny sposób. To był okropny bałagan, którego nie miała ochoty dotykać choćby kijem z odległości… ile było stąd do Atlanty? Sto kilometrów?
OdpowiedzUsuńNie uwierzyła, że nie było już nic, o co chciałby zapytać, ale rozumiała skąd taka decyzja. Ciężko było przewidzieć, na które pytania dałoby się udzielić krótkiej i jednocześnie wyczerpującej odpowiedzi. Ponadto istniała spora szansa, że wraz z kolejną odpowiedzią, pojawią się kolejne trzy pytania na jej miejsce i na takie coś to na pewno nie starczyłoby im czasu.
W sumie trochę szkoda, jak przeszło jej przez myśl. Dawno nie miała okazji tak zwyczajnie wyjść sobie na piwo i względnie niczym się nie przejmować. Taka odskocznia od nieprzyjemnej codzienności, coś, co odwróciło trochę jej uwagę od bieżących spraw. Naprawdę szkoda, że na tak krótko, bo było nie tylko zwyczajnie miło, ale też zabawnie i ciekawie, do tego zupełnie niezobowiązująco i jakoś tak swobodnie. Jakby nieważne, co teraz zrobić czy powiedzieć, niczego by to nie zmieniło, a byłoby zrobione. Przeżyte. Tylko zostawione w tym samym miejscu na zawsze.
— No dobrze — mruknęła cicho z iskierką w oku. Sama też miała trochę pytań, które chętnie by Rowanowi zadała. Szczególnie, że nie był zbyt wylewny i jego odpowiedzi zostawiały niedosyt, ale jednocześnie kończyły się krechą, której człowiek nie był pewien, czy może przekroczyć, czy jednak zaszedłby już za daleko. — Powiedz mi może… — zaczęła, przeciągając głoski i dla dodatkowego efektu postukała palcem po dolnej wardze. — Czy jest coś, co zawsze chciałeś zrobić, ale nigdy nie było ku temu okazji? Albo może nie miałeś na to po prostu czasu? Albo już się nie da nawet tego zrobić? Takie coś, o czym nie myślisz może codziennie i nie spędza ci to snu z powiek, ale od czasu do czasu do ciebie wraca. — Wyciągnęła rękę przed siebie, oglądając krótko swoje pierścionki i zaraz popatrzyła na szeryfa, uśmiechając się jak jakieś małe diabelstwo. Wyjątkowo zadowolone z siebie diabelstwo, które postanowiło sięgnąć po nieco większy kaliber pytań.
Nie było to aż takie tragiczne pytanie, ale z pewnością sięgało dosyć głęboko. Może poruszało coś prywatnego, jednak wcale przecież nie musiało. Chodziło o coś, do czego nie doszło, coś, co się nie wydarzyło, więc jeśli się uprzeć, to nieważne, co to było, nie było prywatne w takim dosłownym kontekście. Chyba, że Rowan takich myśli nie wypuszczał na światło dzienne, to rzeczywiście odpowiedź mogła być problematyczna do sformułowania. Liczyła jednak, że się nie podda i pociągnie tę ich zabawę do końca, skoro i tak zaraz mieli się pożegnać.
Paige King
Tak sądziła, że nie był raczej typem gdybacza, który w nieskończoność przerabia wydarzenia z przeszłości i zastanawia się, czy nie lepiej byłoby postąpić inaczej. Tego mogła się również spodziewać po tym, jak obejrzała sobie jego dłoń albo zastanowić się, czy może to skupienie na „tu i teraz” nie jest jego skorupą, jaką posiadał każdy rak. Nieważne jednak, skąd miała takie przeczucie, jej pytanie było o tyle dobre, że znów wymagało wyjścia poza pewne ramy. Nie myślał o takich rzeczach na codzień, to niech pomyśli teraz przy niej, bo i tak nic z tego nie wyniknie poza tą jedną chwilą. Nie będzie okazji, by mogli wymierzyć swoją obecną szczerość i otwartość w siebie nawzajem, a były one całkiem ekscytujące właśnie na ten moment. A jeśli nie ekscytujące, to przynajmniej interesujące i inne od standardowych rozmów z nieznajomymi.
OdpowiedzUsuńNie mógł też zawieźć jakoś bardzo zawieźć oczekiwań Paige, bo zupełnie nie wiedziała, czego mogła się spodziewać. Mógł myśleć o czymś pokroju jej ziemniaczanej zapiekanki i wcale nie byłoby to nic dziwnego, skoro w jego naturze było branie tego, po co chciał siegnąć. Tacy ludzie nie stwarzają sobie okazji do żałowania zmarnowanych szans. Istniało więc spore prawdopodobieństwo, że nie miał do powiedzenia na ten temat nic ciekawego czy wyjątkowego. I byłoby to jak najbardziej w porządku. W sumie najważniejsze, że musiał się nad tym zastanowić, zamiast podzielić się jakąś gotową odpowiedzią, którą mógł usłyszeć każdy.
Paige nie miała wybujałego ego ani nie szukała specjalnie uwagi innych osób, ale musiała przyznać, że w tej sytuacji nie bycie każdym dawało taką trudną do opisania satysfakcję. Nawet jeśli tylko chwilową, to i tak było to na swój sposób przyjemne.
Pokiwała zachęcająco, żeby nie sobie nie myślał, że nie chciałaby usłyszeć czegoś więcej, skoro była jednak taka rzecz. Nawet przeszedł ją mały dreszczyk w trakcie tego oczekiwania na dalsze rozwinięcie odpowiedzi.
Przy pierwszym, ciężko było się powstrzymać i nie parsknąć z rozbawienia. Czegoś takiego można było rzeczywiście bardzo żałować. Cholera, sama żałowała podobnych sytuacji, w których gryzła się w język. Rzadko, prawda, ale jednak czasami dochodziło do takiego cudu, że Paige zostawiała swoje myśli i spostrzeżenia dla siebie. Zdecydowanie cześciej zdarzało się, że choć świerzbiła ją ręka, a zęby bolały od zaciskania, ktoś nie dostał w nos i takich chwil też żałowała. Ale Rowan mówił o swoim byłym szefie, a nie o nachalnym kliencie z pubu! Jakie to musiało być frustrujące, pracować pod kimś, kogo miało się za idiotę i który prawdopodobnie takim idiotą był. I w systemie, gdzie funkcjonowała konkretna hierarchia, której trzeba było przestrzegać.
Przy drugim połknęła powietrze wraz z urwanym chichotem. Mimowolnie wbiła wzrok w szeryfa, jakby musiała się upewnić, że mówi na poważnie i że to nie jest żadna metafora albo inna anegdota, której nie rozszyfrowała od razu. Ale nie, mówił serio i to o czymś, co rzeczywiście siedziało w nim gdzieś głęboko. Coś, co prawdopodobnie było na tyle ciężkie, że opadło na dno i wzniosło wokół siebie mnóstwo piasku, który też potrzebował czasu, żeby opaść. Jeśli Rowan trzymał się zasad, to by o tym teraz nie powiedział, ale nie miała powodów, by podejrzewać go o oszustwo. Takich rzeczy się nie wymyśla dla żartów, przynajmniej on na takiego nie wyglądał, a jak na razie jej przeczucia się spełniały.
No cóż, musiała przyznać, że tego absolutnie się nie spodziewała. Zaskoczenie odbijało się wyraźnie w jej oczach, ale nie na długo, ustępując czemuś łagodniejszemu i cieplejszemu.
— Przykro mi — odparła tylko cicho, samej wciągając trochę więcej powietrza w płuca, które po chwili wypuściła i popatrzyła przed siebie. To nie było coś, co można było skomentować inaczej, mając na to tak niewiele czasu.
Nie zdradził, kim konkretnie była to kobieta i co tak naprawdę przyczyniło się do jej śmierci, ale ciężko było się nie domyślić, skoro gdzieś w tym wszystkim swoje miejsce znalazł jeszcze wcześniej wspomniany idiota. Ciężko było też się nad tym teraz nie zastanawiać, szukając potencjalnych szczegółów, które nie zostały wymienione, a które na pewno istniały. Dlatego też nie od razu zwróciła uwagę na to, że spytał o piętro, na którym mieszkała i właściwie to prawie minęła wejście do swojej kamienicy.
Usuń— Hmm? — bąknęła, nim świadomość podrzuciła jej odpowiedź. — Na samej górze, po prawej — zreflektowała się zaraz, zadzierając głowę, by samej popatrzeć. — Ten łysy balkonik z boku, to mój — dodała jeszcze, brodą wskazując na boczną ścianę budynku, idącą prostopadle do okna, o którym mówiła, że jest „po prawej”. Nie zdążyła wystawić sobie żadnych kwiatków, których mogłyby pozazdrościć jej sąsiadki i pewnie tego wcale nie zrobi.
Budynek nie był zbyt duży. Parter i dwa piętra, gdzie te ostatnie miały pościnane sufity, co odbijało się na metrażu użytkowym mieszkań. Ale prezentował się bardzo ładnie, niektórzy mogliby powiedzieć nawet, że uroczo i malowniczo. Paige nie miała jeszcze czasu, ani chęci, żeby skupiać się na walorach estetycznych okolicy. Cieszyła się, że znalazła sobie chwilowy kąt, w którym było też miejsce dla Scrapsa i za które nie musiała sprzedawać swojej nerki czy innego narządu. Jedyny minus, o jakim myślała w kontekście tego lokum, to że było tam strasznie ciepło i wietrzenie niewiele dawało.
Sięgnęła do kieszeni kurtki po klucze, podchodząc bokiem do trzystopniowych schodków, które prowadziły do drzwi wejściowych.
— Dobrze się z tobą rozmawia, wiesz? I wydajesz się nawet całkiem miły — odparła zaczepnie, stawiając nogę na pierwszym stopniu i zaraz na drugim. — Może nawet za tobą zatęsknię, jak sobie przypomnę, że kiedyś utknęłam na chwilę w jabłkowym raju — zażartowała jeszcze, ale bez krzty złośliwości, za to ze szczerą sympatią. Na pożegnanie wykonała lekki gest ręką, w której nie trzymała kluczy i odwróciła się do drzwi, przez które zaraz miała przejść. Tylko nie zdążyła nawet kluczy przekręcić w zamku, kiedy coś ją tknęło. — Hej, Rowan… — zawołała nie za głośno, możliwe że nawet tak, że jej nie usłyszał i okręcając się, zeskoczyła ze schodków.
Stanęła zaraz na krawężniku, zaraz przed szeryfem, który chyba zdążył zrobić może z dwa kroki, nie wchodząc jeszcze na chodnik. Jeśli nie usłyszał, jak go woła, to na pewno zwrócił uwagę na dźwięk jej obcasów, które przy tym krótkim skoku uderzyły głucho o podłoże, bo odwrócił się dokładnie w chwili, w której Paige stała już przy nim.
Złapała go jedną dłonią za koszulkę w okolicach kołnierzyka i bez żadnego słowa pocałowała. Nie musiała nawet stawać na palcach, żeby dosięgnąć jego ust, bo krawężnik i jej botki skutecznie nadrabiały tę różnicę we wzroście. Chciała go zaskoczyć na pożegnanie i to tak, żeby może jednak o tym pamiętał, choćby przez jakiś czas, bo ona o jego ostatniej odpowiedzi na pewno szybko nie zapomni. I miała to być szybka akcja, dlatego trzymała go za koszulkę, żeby go do siebie przyciągnąć i zaraz odsunąć, tylko jakoś z tym odsuwaniem nie wyszło tak, jak planowała. Z samym pocałunkiem właściwie też. Ani Rowan nie wydawał się tym zaskoczony, ani nie był to szybkie i nie smakowało jak pożegnanie.
Paige King
Było jej tak niesamowicie głupio przed Rowanem. Boże, miała ochotę zapaść się pod ziemię i zniknąć z zasięgu jego wzroku. Czuła się jak totalna idiotka. Paradowała przed nim w swojej słodkiej, różowej piżamce, nawet nie pomyślała o tym, żeby się ubrać i chodzili po domu, szukając uroczego kotka. Sytuacja wydawała się być absurdalna. Kot jednak ją rozczulił na tyle, że nie umiała się powstrzymać, kucnęła przy nim i podrapała za uszkiem. Ten zamruczał rozkosznie, a na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech.
OdpowiedzUsuń— Myślisz, że jest czyjś? — zagadnęła, oglądając się na Rowana. — Musimy to sprawdzić. — stwierdziła, choć oczywiście nie zamierzała tego robić teraz. — Jutro zabiorę tego słodziaka do weterynarza. — w tym momencie totalnie zapomniała, że jutro jest niedziela i większość gabinetów weterynaryjnych była zamknięta, o ile nie wszystkie.
— Już skradł mi serce, ten mały zbój. — wzięła go na ręce, a kociak nawet nie protestował. Mógł mieć zaledwie kilka miesięcy. — Jeśli do nikogo nie należy, to będzie mój. — oznajmiła, uśmiechając się przy tym szeroko. Pogłaskała go, idąc wraz z nim w kierunku kuchni. Wcześniej zamknęła drzwi od spiżarni.
— Naprawdę nie musisz. — stwierdziła łagodnie. Nie mogła w końcu pozwolić, żeby jeszcze tutaj sprzątał! Jakby za mało go wykorzystała… — Potrzymaj kociaka, a ja to ogarnę. — stwierdziła i migiem się z tym uwinęła. Zmiotła całe szkło, wyrzucając je do kosza i zaraz umyła podłogę, pozbywając się jakichkolwiek śladów bałaganu. — I gotowe! — uśmiechnęła się, odstawiając mop do szafki.
Spojrzała na niego i nagle jakby ją oświeciło.
— Rowan… — zaczęła absolutnie poważnie. — A może Ty go weźmiesz?! — zapiszczała podekscytowana, a cała powaga uleciała w sekundę. — Boże, to niewyobrażalne, jak Wy słodko razem wyglądacie… — zamruczała pod nosem. — Masz jakiegoś zwierzaka? — zagaiła. Wciąż miała wyrzuty sumienia, że go tu ściągnęła i już sobie obmyślała w jaki sposób mogła mu się odwdzięczyć. Miała w głowie różne scenariusze. Może upiec mu ciasto? Kupić dobrą butelkę alkoholu? Zaprosić go na kolacje? Zastanawiała się nad tym i zaraz przejęła od niego kociaka, który co zabawne zeskoczył z jej rąk i zaczął ocierać się o nogi szeryfa.
— Och! Chyba woli Ciebie… — bezradnie rozłożyła ręce. — Wcale mu się nie dziwię. — dodała cichutko, z nieco zawadiackim uśmiechem. Zastanawiała się, czemu Rowan wciąż był kawalerem. W końcu był jedną z lepszych partii w Mariesville. Wyjątkowo przystojny, inteligentny, roztaczający wokół siebie poczucie bezpieczeństwa, a do tego szeryf! Panny na pewno się za nim oglądały. Może podobnie jak Anna nie miał szczęścia w miłości? Była ciekawa, ale raczej nigdy się o tym nie przekona.
— Masz ochotę na herbatę? — zaraz po zadaniu tego pytania, uświadomiła sobie jak bardzo głupie było. Najpewniej jedyną rzeczą o jakiej teraz marzył, był powrót do łóżka. Z jednej strony chciała go tu zatrzymać, nie chcąc zostać sama. Z drugiej zaś wiedziała, że to strasznie egoistyczne i powinna zadbać też o jego potrzeby, a nie tylko o swoje. — Wybacz, na pewno nie masz. Pewnie chcesz wrócić do łóżka… — zaraz się zreflektowała. — Jakoś muszę Ci wynagrodzić tą pomoc… — zaczęła dość niepewnie. — Więc może pójdziesz ze mną jutro na kolacje do RIBEYE Steak House? Albo pozwolisz, żebym coś dla Ciebie ugotowała? — zaoferowała się, mając nadzieję, że się zgodzi i że ma wolny, niedzielny wieczór. — Ale! To… Nie randka! — w pewnym momencie trochę się zestresowała, myśląc, że jej propozycja mogłaby mieć podtekst romantyczny. Przegryzła nerwowo wargę, odrobinę za mocno, bo aż do krwi. Miała wrażenie, że zrobiło się trochę niezręcznie, więc wciągnęła głęboko powietrze i próbowała ratować sytuację. — Nie chodzi o to, że nie chciałabym… — zaczęła, ale to nie brzmiało wcale lepiej. Oczywiście Rowan był atrakcyjnym mężczyzną i nie chciała mu w jakikolwiek sposób ujmować, ale nie taki był cel jej zaproszenia. — Chodzi o to… że… że... — zaczęła się mimowolnie jąkać, mimo że przecież znali się tyle lat i byli dobrymi znajomymi. — Po prostu chcę Ci podziękować. — wydukała w końcu.
odrobinkę niezręczna Anna
Ostatnio Nancy rzadko wychodziła z domu w celach typowo rozrywkowych. Jej codzienność kręciła się wokół pracy i domu, w którym próbowała organizować czas babci. Razem gotowały, piekły, wychodziły na spacery, rozwiązywały krzyżówki i książkę pełną łamigłówek, którą kupiła jej na urodziny w maju z nadzieją, że w czymś jej to pomoże. Bywało różnie, Cecily miewała lepsze i gorsze dni, a to sprawiało, że Nancy musiała przystopować. Czasami tęskniła za beztroskimi, nastoletnimi czasami, gdy podkradała dziadkom nalewki i wymykała się z domu, spędzając gorące, wakacyjne noce nad wodą lub przy ognisku, martwiąc się jedynie tym, że rano będzie musiała wstać udając, że nie ma kaca i nie jest zmęczona. Musiała więc przyznać, że zaproszenie, które dostała od Lisy Dawson niesamowicie ją ucieszyło, ponieważ z całą mocno przypomniało jej o tym, co dawno temu porzuciła. Wciskając się w czarną, krótką, klasyczną sukienkę, z koronkowymi wstawkami, aby zachować klimat imprezy, czuła się trochę znowu jak nastolatka, ale z tą różnicą, że tym razem nie musiała wymykać się oknem w środku nocy.
OdpowiedzUsuń— Za kogo jesteś przebrana? — odezwała się Cecily ze zmarszczonymi brwiami i zdziwioną miną, jakby za wszelką cenę próbowała odnaleźć w stroju swojej wnuczki coś, jakąś podpowiedź lub skojarzenie, które skierowałyby ją w odpowiednią stronę. Poprawiła nawet swoje okulary, jeszcze bardziej wychylając się zza drzwi.
— Za nikogo. To impreza bez przebrań — wyjaśniła z ciepłym uśmiechem Nancy, choć już o tym kilka razy rozmawiały, prezentując babci swój outfit. Delikatnie się obróciła, aby mogła zobaczyć ją z każdej strony i poprawiła włosy, rozkładając ręce.
— A to głupie — skwitowała Cecily, z grymasem machając ręką. — Ale ty wyglądasz pięknie — dodała, zdobywając się na szczery uśmiech, zanim powoli się odwróciła i wróciła na swój ulubiony fotel, w którym zawsze zostawiała rozpoczęte coś i włóczkę.
Żeby mieć spokojną głowę Nancy musiała zostawić swoją babcię pod opieką kogoś, komu mogła zaufać i tym razem padło na sąsiadkę, która często odwiedzała Cecily. Razem plotkowały, dziergały i oglądały najróżniejsze seriale, które potem dokładnie omawiały. Annie mieszkała blisko i miała nieocenione podejście do staruszki, ponieważ jako jedna z niewielu nad nią nadążała. Gdyby nie ona, to najprawdopodobniej Nancy nie mogłaby sobie pozwolić na to wyjście, a przecież to była domówka u Dawsonów, w dodatku halloweenowa, z takich rzeczy się nie rezygnuje.
Do Pinehill Estates dostała się taksówką, a chociaż rozważała zabranie samochodu, ponieważ to zdecydowanie była najwygodniejsza opcja, to jakaś kiełkująca w Nancy ochota, żeby się dobrze zabawić, była silniejsza od rozsądku. To nie był czas i miejsce na podejmowanie takich decyzji. Nancy miała przeczucie, że to naprawdę będzie impreza warta grzechu i gdy dotarła na miejsce, to jedynie upewniła się, że miała rację. Dom Dawsonów wyglądał imponująco. Wydawać by się mogło, że rodzeństwo pamiętało dosłownie o wszystkim, dbając o każdy szczegół, dlatego Nancy urządziła sobie małą rundkę dookoła, podziwiając okalające budynek pajęczyny oraz ukryte w trawie kości. Podziwiała Lisę za pomysłowość i chęci, ponieważ jedyne, na co ją było w tym roku stać, to jedna wydrążona dynia z resztą zwykłych dyń.
Do środka wpadła z ekscytacją, ciekawa, co jeszcze może ją tutaj spotkać i zaskoczyć, ale nie musiała długo czekać, ponieważ ledwo przekroczyła próg, a już się wystraszyła. Gwałtownie dopadł ją spray i serpentyna, która wplątała się jej we włosy. Nancy palcami próbowała wyplątać piankę z włosów, drugą ręką odsuwała od siebie balona-ducha, na którego wpadła, gdyż wzrok miała wbity w sufit i te wszystkie nieprawdopodobne ozdoby. Przez chwilę czuła się tak, jakby ktoś przeniósł ją do jakiegoś strasznego filmu, wprost na wielkie, kinowe ekrany. I pewnie czułaby się tak dalej, wciąż jak dziecko gapiąc się na żyrandole w towarzystwie sztucznych nietoperzy, gdyby nie fakt, że kolejny raz na coś wpadła i tym razem to zdecydowanie nie był balon.
— We własnej osobie — odpowiedziała rozbawiona, zatrzymując się gwałtownie, aby nie staranować Rowana, chociaż raczej o to nie musiała się martwić. Z jej strony nic mu nie groziło. Nancy roześmiała się cicho, a przygaszone światło działało na jej korzyść, ponieważ skutecznie ukryło niekontrolowany, delikatny rumieniec, który wkradł się na jej policzki. A może po prostu było jej ciepło.
UsuńZerknęła najpierw na swój strój, przyjmując pochwałę, a następnie skupiła wzrok na Rowanie, uważnie go lustrując.
— I nie tylko ja — zauważyła, śmiało odwzajemniając komplement i uśmiechnęła się uroczo. — Chyba jeszcze nie uciekasz? — zagaiła, mając na myśli to, jak popisowo prawie zderzyli się w drzwiach, praktycznie się mijając.
— Nikt stąd nie ucieknie! — zawołał uchachany Dylan, który miał na sobie maskę z filmu Krzyk i szedł w ich stronę dziarskim krokiem. Jedną ręką objął Nancy, a drugą zarzucił Rowanowi na kark i przyciągnął ich do siebie tak, jakby miał w sobie nieskończone pokłady siły. — Komu powitalnego szota? — rzucił zachęcająco, niedbale zdejmując maskę i zaśmiał się, zerkając to na Nancy, to na Rowana.
— Nie dajcie się namawiać… — dodał ostrzegawczo, wręcz popychając ich w stronę stolika, który był wypełniony po brzegi tematycznymi shotami przypominającymi mózg.
Nancy Jones
Ułamek sekundy to było trochę za krótko, żeby Paige mogła zauważyć jakąkolwiek konsternację z jego strony. Zresztą, czy reakcję zamkniętą w ułamku sekundy warto było w ogóle brać pod uwagę? Jeśli jego zaskoczenie trwało tylko tyle, to się nie liczyło. I na pewno nie wtedy, kiedy w następnej chwili nic nie wskazywało na to, że nie spodziewał się tego, co zrobiła. To się nie liczyło, po prostu, ale wcale nie oznaczało, że myślała, że Rowan to przewidział. Nie mógł przewidzieć czegoś, o czym sama pomyślała dopiero przed momentem. Żadna wróżba ani żaden przeświadczony instynkt zawodowca nie byłby w stanie o czymś takim uprzedzić.
OdpowiedzUsuńA jednak wydawało się, jakby jakimś cudem o tym wiedział. Jak inaczej wytłumaczyć to, że się nie odsunął, nie stał jak wryty, tylko odwzajemnił pocałunek, jakby to była jedynie kwestia czasu, a nie widzimisię samej Paige? Pewnie w taki sam sposób jak to, że coś, co miało być szybkim, psotnym całusem, nie było tym ani przez ułamek sekundy. Nie pocałowała go tak, jak zakładała, że to zrobi, ale nie myślała też, że zrobi to inaczej. Tak po prostu wyszło, że jak tylko dotknęła wargami jego ust, sprytny plan poszedł w zapomnienie, a na jego miejsce natychmiast wskoczyło upajające wrażenie, że za dobrze smakował, za dobrze pachniał i za dobrze pasował jej cały, żeby to miało być krótkie i szybkie pożegnanie.
Mocniej ścisnęła koszulkę, mocniej go przyciągnęła nie tyle do pocałunku, co do siebie samej. Trochę jakby rzucając mu nieme wyzwanie, że skoro nie pozostał bierny ani się nie wycofał, to ona na pewno też się nie cofnie, a co więcej – pójdzie dalej i to nie o jeden czy dwa kroki dalej, tylko wyciągnie go na cały spacer. Rozchyli wargi, przeciągnie zaczepnie językiem po jego ustach, cicho zamruczy, przylgnie do jego ciała i nie puści. Nieważne, że stali na środku ulicy, że w wielu oknach świeciły się jeszcze światła, że zaraz jakiś kolejny znajomy mógł przejeżdżać samochodem i to nie dlatego, że ją te ewentualne plotki obchodziły ja zeszłoroczny śnieg. A przynajmniej nie tylko dlatego. Po prostu ryzyko wydawało się warte temu, co towarzyszyło tej pieszczocie. Uczucie, które nie pojawia się przy kimś, kogo zna się ledwo parę godzin i kogo całuje się pierwszy raz, mając wrażenie, że właśnie od tego powinno się wszystko zacząć.
Zdążyła jedynie to pierwsze, rozchylić lekko wargi, nim ją podniósł, przerywając pocałunek i zaniósł pod drzwi, by następnie postawić i zasłonić całym sobą. Mimowolnie upewniła się, że stoi prosto. Brody unieść też nie zdążyła, bo sam to zrobił za nią, więc zrobiła to, co jej pozostało, odpowiadając zadziornie i pewnie spojrzeniem na spojrzeniem. Wyprzedził ją trochę tym wzięciem na ręce, jakby nic dla niego nie ważyła, ale to było jeszcze za mało, by ją zmieszać czy onieśmielić.
Brzmiał trochę groźnie, jakby wkroczyła na grząski grunt i wcale mu się to nie podobało. Wwiercał w nią wzrok i nie zostawił między nimi za wiele przestrzeni, chcąc czy nie chcąc trochę nad nią jednak górując. Tylko jednocześnie oddychał teraz tak samo ciężko, jak ona i to nie dlatego, że ją tu przeniósł, czego swoją drogą nie musiał robić, jeśli chciał jej teraz wytknąć naruszenie jego przestrzeni osobistej czy inną napaść. Oddychał tak, bo conajmniej dobrze było mu się z nią całować i czuł się z tym pewnie podobnie, jak Paige.
Chciał ją ostrzec, tylko przed czym? Przecież to się zaczęło budować w pubie, może nawet te pierwsze cegiełki pojawiły się w restauracji. Na pewno mu to nie umknęło, choć wtedy było to bardzo subtelne i spokojnie mogło zostać schowane za niepozornymi zaczepkami. Ta naturalna swoboda i lekkość w niewinnym flircie, nienachalna ciekawość i wzajemne zaintrygowanie. Wszystko na poziomie charakterystycznym dla raczkujących znajomości, ale trzeba było bardzo się postarać, by to tak po prostu zignorować. Ponadto, nawet Paige wspomniała, że oboje mogą odetchnąć, że nie zostanie tutaj na długo i właśnie to miała na myśli. I to nie było żaden pewnik, tylko kolejne przeczucie, które najwyraźniej się sprawdziło, skoro właśnie w taki sposób zareagował na to, że go pocałowała.
Więc przed czym ją ostrzegał? Przed tajemniczymi wielbicielkami, które wytargałyby ją za włosy za to, co się teraz działo? Proszę bardzo. Tylko może niech staną w kolejce, bo ktoś już zaczął tę zabawę za nie i jak na razie całkiem jej się to podobało.
UsuńPrzechyliła głowę lekko na bok, ale ostrożnie, żeby palce Rowana pozostały na swoim miejscu. Kąciki ust drgnęły nieznacznie do góry, zmrużyła delikatnie oczy. No, co?
Odruchowo powędrowała spojrzeniem za ręką Rowana, którą oparł o drzwi, trochę zaciekawiona tym, jaki cel krył się za tym gestem. Zaraz jednak odstawiła te rozmyślania na bok, ledwo zdążywszy nabrać powietrza, nim znów przywarli do swoich ust. I cholera, nie było w tym nic gorszego niż przed chwilą. W dalszym ciągu smakowało to tak samo dobrze, więc nie była to kwestia, że coś było nowe i dlatego tak motało zmysły.
Odepchnęła się biodrami od drzwi, wyginając plecy w lekki łuk i przylegając brzuchem do brzucha do Rowana i zamruczała cicho z zadowolenia między jednym a drugim pocałunkiem. Chciała sobie przede wszystkim zrobić miejsce i upewnić się, że klucz dalej był w drzwiach, ale w efekcie zachciało jej się jeszcze czegoś innego, czegoś więcej niż pocałunków na wargach i palców oplatających szyję. Właściwie chciała tego samego, tylko w innych miejscach i na pewno nie pod drzwiami kamienicy.
Odnalazła po omacku klucz, przekręciła, od razu pchając drzwi ciałem i schowała do kieszeni. Tyle miał więc z tej swojej zapory ręką, bo oparcie właśnie schowało się do środka. Paige zrobiła krok do tyłu, przekraczając próg i nim odsunęła się od pocałunku, złapała Rowana za rękę i pociągnęła lekko za sobą. Nie tak zaborczo, żeby nie dać mu żadnego wyboru, ale zdecydowanie, żeby nie miał wątpliwości, że mogą się całować dalej, tylko po prostu nie tutaj, bo tutaj… Tutaj mogli się tylko całować, a jeśli będą robić tylko to za długo, to w pewnym momencie na pewno któreś zacznie za dużo myśleć. A Paige nie miała ochoty teraz za dużo myśleć.
Paige King
Ich potyczki, choć frywolne i psotne, pokazywały Abigail jak głęboko chowa w sobie ciekawość i chęć zabawy i jak bardzo przez ostatni czas hamowała samą siebie przez to, że uwierzyła w rzucone w złości słowa człowieka, z którym dziś nic jej już nie łączy. Droczenie się z Rowanem przychodziło jej nadzwyczaj łatwo, właściwie nie musiała ani się specjalnie wysilać, ani myśleć nad tym, czy podjąć rzucane im pod nogi przez los okazje do gierek, czy drobnych zaczepek. On łapał okazję, nie zostawiając miejsca na przypadki, a ona nim się obejrzała, już była złowiona w te sieci i to z przyjemnością! To po prostu samo toczyło się do przodu i w zdumiewająco szybkim tempie eskalowało z niewinnych żartów do takich, które trącają specyficzne struny charakterów, testując wstrzemięźliwość, cierpliwość, a niekiedy siły woli, by zachować spokój i opanowanie. Jednak wciąż wszystko niekrzywdzącej zabawy, ciekawości i zwyczajnej chęci, choć te obejmowały coś więcej niż tylko chęć poznania siebie nawzajem coś jej się wydawało.
OdpowiedzUsuńPrzechyliła głowę na bok, czując jak po nagich plecach muskają ją wilgotne kosmyki rozsypane do tej pory po ramionach. Obserwowała oczy Rowana z usatysfakcjonowanym uśmiechem, gdy dostrzegła jak zerka na jej usta, a później na biust. Przesuneła dłońmi po jego karku i ramionach, zatrzymując je na brzuchu szeryfa, na twardej apetycznej kostce pod torsem, gdy odchylił się i oparł o trawę. Miała tyle swobody w obcowaniu z nim, aż sama siebie nie poznawała, bo przecież aż takich bliskich kontaktów nie miała z żadnym facetem od dawien dawna, trzymając nie tylko ich na dystans, ale samą siebie. Parsknęła śmiechem na stwierdzenie, że mu się odda, bo z tego co pamiętała, wycieczka była jej wyzwaniem, drugą częścią całości, zaraz po tym jak rzuciła słowa o ubieraniu i patrzeniu tylko w oczy! Na prawdę Rowan lubił mieć przewagę i lubił wygrywać, a chociażby z tego względu musiała mieć się na baczności i nie wchodzić z nim w żadne zakłady. Chociaż sama idea testowania samej siebie była kusząca.
- Możesz nazywać to jak chcesz, ale wydaje mi sie, że wcześniej wycieczka brzmiała inaczej - zapewniła wesoło i przesunęła dłońmi po paseczkach stroju, poprawiając nieco ułożenie kokardki najpierw na karku, a później sznureczek po bokach przy żebrach. Zdecydowanie nieskrępowanie wygładziła brzeg miseczki z boku lewej piersi i poprawiła ułożenie pod prawą, patrząc z lekko zagryzioną wargą na szeryfa. Był tylko mężczyzną i to, jak zwracał na nią uwagę, sprawiało jej dziś wyjątkową przyjemność. Może dlatego, że była teraz bardziej świadoma, jak może na nią patrzeć i co jeszcze może poza patrzeniem jej robić, przecząc wszelkiemu rozsądkowi.
Posłała mu znaczące spojrzenie, gdy oznajmił, że ma być grzeczna i zerknęła w ślad za nim w górę na szarzejące gdzieś już w oddali niebo. Nie było sensu przekonywać go o tym, że zawsze wie, jak się zachować, bo ostatnio razem dali niezły popis czegoś dokładnie odwrotnego. Wstała z jego ud, na krótką chwilę wstrzymując oddech, gdy przy podnoszeniu się jej biust a później brzuch znalazły się bliżej twarzy a więc i ust Rowana, a następnie zrobiła krok w tył, wyciągając w jego stronę dłonie, by mu pomóc wstać z ziemi. Musiała zebrać swoje rzeczy, więc podeszła kawałek dalej od brzegu i podniosła porzuconą w wysokiej trawie prostą sukienkę, na stopy wsunęła sandałki, zapinając je wokół kostki a następnie zawróciła do mężczyzny. Klucze, portfel, telefon, wszystko zostało w pensjonacie, do którego miała zamiar wrócić w pierwszej kolejności przed powrotem do Downtown, gdyby się nie spotkali i gdyby ta wizyta nad rzeką tak jej się nie przedłużyła. Założyła na siebie ubranie i wycisnęła wodę z włosów, czując jak na plecach i tak kosmyki moczą jej materiał, podobnie jak miseczki stroju, tworząc na niebieskiej tkaninie mokre plamy.
- Gotowy? - uśmiechnęła się szeroko, zupełnie jakby nadal go w jakiś sposób testowała. A bardzo możliwe, że podobnie jak szeryf pomyślała o tym wierceniu się w kajaku, tyle że ona nie miała absolutnie nic przeciwko i ją to bawiło.
UsuńOdebrała od niego kapok, który jej przekazał, choć nie miała ochoty nic więcej na siebie wkładać i podeszła z nim do kajaka. Zacisnęła wszystkie możliwe paski najciaśniej, aby materiał mocno do niej przylgnął i zaczesała włosy za uszy, skupiając sie na trudnym zadaniu, czyli dopasowania do szeryfa w kajaku dla jednej osoby.
- Masz doświadczenie w robieniu tego razem? - spytała, lekko oblizując dolną wargę w wyrazie niepewności i zawahania. Teraz gdy stanęli przy sprzęcie, zdała sobie sprawę, że może to być ryzykowne, za to wygodą absolutnie sie nie przejmowała.
Z pewnym zwątpieniem patrzyła na kajak, nawet na ułamek sekundy ściągneła brwi, aż pieguski na jej zgrabny nosku zatańczyły walca na skórze. Może jednak powinna wrócić pieszo, tak jak zakładała? Albo zdjąć sukienkę i wejść znów do wody, złapać kajak z jednej strony i podryfować, polegając na wiosłowaniu Rowana? Cóż, nie byłoby to na pewno tak ciekawe, jak płynięcie z nim, więc nie namawiając go, by się nie rozmyślił, poczekała aż on się wsunie pierwszy w ten swój zrywny sprzęt i opierając dłoń na jego barku, spróbowała się wcisnąć dodatkowo.
Ostrożnie ustawiła stopę między jego nogami i zsunęła się niżej, a gdy Rowan dawał jej jakieś wskazówki, dostosowywała się od razu do każdego słowa. Wolała, aby nie mieli wywrotki już na starcie, a chyba usadowienie się było najtrudniejsze! Nie było aż tak ciasno, jak sądziła, że będzie i gdy wyprostowała nogi musiała przyznać, że jeszcze sporo jej brakuje do końca długości. Rowan pływając sam miał więc nieco swobody i na pewno wygody, którą mu odebrała, ale za co nie chciała przepraszać.
- Widzisz? Zawsze jestem grzeczna - oznajmiła zadowolona, dumna i zaczepna, obracając głowę tak, by móc dostrzec choć część jego profilu i przytuliła się całym ciałem do jego sylwetki, wpasowując sie jak w układance z puzzli.
Czuła jego tors i brzuch na plecach, podczas gdy w jej własny jeszcze nie boleśnie, ale odczuwalnie przez warstwę kapoka wbijał się brzeg otworu dla pływaka. Oparła dłonie z przodu i gdy Rowan ustawił wiosło, aby odepchnąć ich od brzegu, poprawiła się unosząc nieco tyłek. Wolała przybrać taką pozycję, przy której nic jej nie ścierpnie i wysiądzie o własnych siłach, gdy dopłyną do mety tej trasy.
ahoj!
Uśmiechnęła się ciepło, słysząc jego kolejną aprobatę. Upiła kolejny, niewielki łyk rozgrzewającego trunku, a jej usta przybrały malinową barwę. Miała ochotę zlizać z nich resztki słodkiej nalewki, ale gest mógł być zbyt dwuznaczny. Zamiast tego, przetarła je wierzchem swojej drobnej, bladej dłoni. Podciągnęła kolana pod brodę, zrzucając ogrodowe klapeczki na kamienną podłogę. Ciepłe, kolorowe skarpety ogrzewały jej stopę i przysłaniały dolną część protezy, dodając nonszalanckiego sznytu jej zupełnie domowej stylizacji. Ale kto by się tym przejmował.
OdpowiedzUsuń– Też słyszałam, że jest całkiem niezła, więc zapraszam. Dla szeryfa zawsze znajdzie się wolna filiżanka! – kiwnęła głową w odpowiedzi, a na jej piegowatej twarzy malował się szczery uśmiech – Zwłaszcza, że serwujemy też sernik dyniowy. O ile szarlotka jest nieziemska, to to… – przymknęła oczy na znak rozmarzenia. Ciasto sezonowe było wyjątkowo smaczne i cóż, często podjadała je między klientami, uznając to za dodatek premiowy do swojej ciężkiej pracy. Nie na darmo zgadzała się na tyle nadgodzin i pracę ponad swoje stanowisko. Musiała nabrać trochę ciałka, a sezon jesienno – zimowy rzekomo miał temu sprzyjać.
Musiała zastanowić się chwilę, pierwotnie nie bardzo wiedząc, jak odpowiedzieć mu na pytanie. Początkowo pobyt w Mariesville był dla niej zamglonym początkiem nowego życia, okupiony szeregiem trudnych emocji. Nowe miejsce, nowa praca były tak różne od jej przeszłych założeń i tak bardzo dostosowane do jej aktualnego stanu. Potrzebowała czasu, by zaakceptować zmiany, cieszyć się tym, gdzie mimo tragedii udało jej się dojść. Powoli uczyła się cieszyć z drobnostek, dotychczas przysłanianych przez wielkie rzeczy, uznawane przez nią za jedyne słuszne powody do spełnienia i odczuwania strug szczęścia. Z każdym dniem w Mariesville zyskiwała nowe spojrzenie, a bodźce docierały do niej zupełnie na nowych płaszczyznach, jakby tu, świat ukazywał się jej w zupełnie innym świetle. To wszystko było niezwykle pouczające, dlatego dużo czasu zajmowało jej układanie nieznanych myśli w głowie w spójną, zupełnie nieoczekiwaną całość.
Nie była pewna, czy Rowana faktycznie interesuje co działo się w jej głowie czy było to jedynie niezobowiązujące, grzecznościowe pytanie. Przygryzła lekko wargę, zastanawiając się za który sznurek myśli powinna pociągnąć, by słowa rozlały się po jej języku.
– Chłodno się zrobiło, nie mogę już tyle pływać w jeziorze – skrzywiła się nieznacznie na samą myśl. Dotychczas zaczynała przecież dzień od krótkiego treningu, który traktowała jako swoją długofalową rehabilitację. Pływała niemal przez cały wiosenno – letni sezon, dzięki czemu była w stanie wybierać się na coraz dłuższe marszobiegi i spacery, powoli dążąc do formy sprzed wypadku – A bardzo pomagało mi to na moją marną kondycję. Chyba muszę przerzucić się na jakiś inny sport, ale wiesz… jestem trochę ograniczona – zaśmiała się może trochę gorzko, ale szczerze. Zerkała na pochylonego Rowana, który obdarowywał ją tak lekkim i serdecznym spojrzeniem, że nieoczekiwane napięcie podyktowane niespodziewanym spotkaniem zdecydowanie ją odpuszczało, dając pole do szczerej, koleżeńskiej rozmowy. – Co ciekawego można tu jeszcze robić?
Kopi
Nancy znała wiele osób, które wolały zioło od alkoholu i najczęściej właśnie tym raczyli się na imprezach, znała również Dylana i nie była zaskoczona, że ciągnie się za nim ten charakterystyczny zapach; tak mocny, jakby zielsko stanowiło podstawę jego perfum. Ona, co prawda, nie miała w zwyczaju palić i nie chowała po kieszeniach skrętów lub fifki, zresztą, kieszeni również nie miała, ale nie potrafiła przewidzieć, jak skończy się wieczór, chociaż zapach Dylana póki co był wystarczający. Potrzymałby ją w swoich ramionach jeszcze chwilę, a nawdychałaby się tego tyle, że przypadkowo skończyłaby upalona razem z nim i Coltem, który choć trzymał się lepiej, wyglądał podejrzanie. Wtedy Rowan nie miałby wyjścia i musiałby do nich dołączyć, co mogło być ciekawym widokiem i interesującym doświadczeniem. To nie była ich pierwsza wspólna impreza, jednak szeryf zawsze trzymał poziom oraz klasę, co ani trochę jej nie dziwiło. Przestrzegał zasad, których pilnował. Widziała, że pił alkohol, ale przy niej nigdy nie doprowadził się do stanu, w którym ich znajomi często kończyli. Chętnie zobaczyłaby go w wersjach, których jeszcze nie odkryła.
OdpowiedzUsuń— Lisa to wszystko przygotowała — zaznaczył Dylan, wskazując dłonią na równo poukładane kieliszki z małpimi mózgami, za wszelką cenę próbując uświadomić towarzystwo, że nie miał nic wspólnego ze słodkimi szotami i jego gust zdecydowanie leżał bliżej gustu chłopaków. Z kolei Nancy odpowiadały takie wymyślne rzeczy, które od razu nie wypalały gardła i były dobrym startem.
— To dopiero rozgrzewka — powiedziała psotnie, cicho śmiejąc się z reakcji Coltona na smak wypitego szota. Miała wrażenie, że dla niej byłoby najbezpieczniej, gdyby przy nich została, jednak nie mogła się powstrzymać i z zaciekawieniem obserwowała, jak butelki tequili stają się w jego dłoniach groźniejsze od broni, którą posługiwał się na co dzień. To wystarczyło, żeby w kościach poczuła ewentualne skutki wypicia tego właśnie alkoholu, dlatego otworzyła szeroko oczy, wymownie zerkając w stronę Rowana.
— Najwyżej zadzwońcie mi po taksówkę — poprosiła żartobliwie, wzruszając ramionami i bez zbędnego przedłużania ruszyła się z miejsca, idąc do kuchni. Tam cały czas krzątała się Lisa, która widząc ich trójkę oraz ilość tequili, z którą Colton rozkładał się na blacie, zagwizdała z uznaniem.
— Moje małpie mózgi wam nie smakują? — zagadnęła, mierząc chłopaków spojrzeniem, ewidentnie się z nimi drocząc i podsunęła w ich stronę wolne szkło, którego pojemność była wyraźnie większa od standardowej. — Mi bardzo smakowały — odezwała się Nancy, przy okazji witając się z krojącą cytryny Lisą. Nie kłamała, ponieważ nie musiała, a i tak nie miałaby w tym żadnego interesu. Jej szoty smakowały, jednak dawno nie piła czegoś mocniejszego, dlatego skusiła się na niewinną kolejkę. Szczególnie, że nie pamiętała kiedy ostatni raz piła tequilę, a obiecała sobie szaleństwo, więc postanowiła zaszaleć. I bardzo prawdopodobne, że dzisiejszego picia tequili również nie będzie pamiętała.
Obie dłonie położyła na blacie, wsparła się na palcach i z ciekawością oraz obawą obserwowała Colta, który niczym prawdziwy barman wymachiwał butelką.
— Dla mnie poło… — urwała nagle, dostrzegając, że jest za późno na uwagi, bowiem wszystkie kieliszki zostały bogato wypełnione alkoholem. — Za późno, może następnym razem — skwitował z udawanym przejęciem Colton, z dumą odstawiając butelkę.
Nancy przyciągnęła do siebie talerzyk z ćwiartkami cytryny, jeden kawałek zatrzymała dla siebie, a resztę podsunęła Rowanowi, posyłając mu pytające spojrzenie, nie mając pojęcia, jakie miał preferencje.
— To za co pijemy? — zagadnęła, przesuwając wzrokiem po ich twarzach. — Za niezapomnianą noc? — uśmiechnęła się z uniesioną brwią, łapiąc w palce szkło z alkoholem, którego sam kolor i zapach sprawiały, że już robiło się jej gorąco. Na szczęście pod ręką wciąż miała małpie mózgi, więc w najgorszym wypadku poratuje się właśnie nimi.
Nancy Jones
Może jeszcze tego nie zauważył albo miał jakieś inne wątpliwości z tym związane, ale Paige była dużą dziewczynką i chociaż lubiła pobawić się czasem we wróżkę, stawiając sobie horoskopy, to nie miała wybujałej wyobraźni i nie próbowała dopisywać niewiadomo jakiego znaczenia prostym rzeczom. Siedzieli w tym samym pubie, potem szli tą samą drogą, prowadzili tę samą rozmowę i żadne gdzieś w międzyczasie raczej nie odpłynęło, także Rowan nie musiał się martwić, że podchodziła do tego wszystkiego jakoś bardzo inaczej.
OdpowiedzUsuńJedyna większa różnica była taka, że nawet gdyby wywróżyła sobie z niewiarygodną dokładnością, jak to się potoczy, nie przeskoczyłaby tego, co działo się po drodze. Pomijając to, że ten czas spędzony na rozmowie uważała po prostu za udany i dobrze się w trakcie bawiła, to jej takie rzeczy były potrzebne, żeby sprawy mogły w ogóle zbliżyć się do takiego kierunku, w jakim zmierzały teraz. Nie miała żadnych oczekiwań i niczego takiego nie planowała, ale to nie oznaczało, że na miejscu Rowana mógłby się znaleźć teraz każdy. Gdyby nie było tego oddziaływania, wszystko wyglądałoby z goła inaczej, najpewniej w ogóle nie wyszliby z pubu razem. Dlatego niczego by nie przewinęła i nie pominęła, nawet jeśli nic z tego nie miało najmniejszego znaczenia na dłuższą metę. Taka z niej empirystka.
Miała jednak jeden plan, ale zrodził się dopiero przed chwilą. Nie był skomplikowany i specjalne misterny, długofalowy też nie. Obejmował wejście po schodach i dotarcie do tego małego mieszkania w tempie raczej szybszym niż wolniejszym. To był jedyny plan i naprawdę liczyła, że dadzą radę sprawnie go zrealizować, co wcale nie było takie pewne, biorąc pod uwagę, że już samo przejście do schodów trwało trochę dłużej, niż zakładała. Rowan nie spieszył się tak bardzo, jakby mógł, ale nie miała mu tego za złe, a wręcz przeciwnie. To było odurzające, czuć na własnej skórze takie pożądanie, które rozpaliło się w ciągu zaledwie krótkiej chwili.
Objęła go jedną ręką za szyję, rozchylając zapraszająco wargi w pocałunku, do którego ją przyciągnął. Drugą złapała go za przedramię, jak tylko poczuła, dokąd zmierzają jego dłonie, nie wiedząc, jak daleko skłonny byłby się posunąć, a na klatce schodowej na za wiele mu nie pozwoli, nieważne, jak bardzo by ją rozpalił. Za to do swojej szyi przysunęła go bardziej, ciaśniej obejmując, na moment wbijając paznokcie w jego skórę i wypuszczając pojedyncze westchnięcie spomiędzy ust. W trakcie próbowała się też powoli cofać w stronę schodów, które gdzieś tam miała za plecami, co nie było takie łatwe, ale w końcu poczuła za piętami pierwszy stopień. Udało jej się wejść na trzy za nim znowu ją podniósł.
Roześmiała się bezgłośnie przy jego wargach, opierając na chwilę czoło o jego. Była niemalże na sto procent pewna, że szybciej byłoby, gdyby każde z nich weszło na górę samodzielnie. Kusiło ją, żeby powiedzieć, że nie musi się tak przed nią popisywać. Albo żeby oszczędzał siły na później. Nie powiedziała jednak nic, ale może dostrzegł jakieś przesłanki podobnych słów w jej roziskrzonych łobuzersko oczach. Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała krótko, wręcz delikatnie, by w następnej chwili przenieść się z drapieżniejszymi pieszczotami na jego szyję i okolice prawego ucha. Palce jednej dłoni zsunęła na żuchwę, odchylając nieznacznie brodę Rowana, druga powędrowała do karku, a potem w górę po głowie, wczepiając się we włosy. Bez najmniejszego skrępowania zostawiała mokre ślady na jego skórze, podgryzała niektóre miejsca, by po chwili składać na nich delikatnie muśnięcia, uśmiechając się przy tym figlarnie.
Obejmowała go ciasno w pasie, starała się za dużo nie wiercić i trzymać tak blisko, jak tylko było to możliwe, ale z pewnością nie ułatwiała mu zadania, jakim było wejście na drugie piętro. Aż dziwne, że się przewrócili na tych schodach, ale nawet jeśli, to lekką ręką zrzuciłaby winę na niego, robiąc przy tym najbardziej niewinną minę, na jaką było ją stać.
Przy drzwiach, za nim je otworzyła, chwyciła Rowana na rękę, splatając ich palce i pociągnęła jego ramię za siebie, żeby ją objął i przypadkiem nie odsuwał się teraz za daleko. Zamek chrzęstnął, drzwi cicho zaskrzypiały. Weszła pierwsza, tyłem, prowadząc za sobą szeryfa, nieskrępowanie patrząc mu w oczy z uśmiechem czającym się w kącikach ust. Zamknęła drzwi, popychając go lekko na nie i oparła się o jego tors, cały czas trzymając ich splecione dłonie za swoimi plecami. Wolną ręką przekręciła zamek, zostawiając w nim klucze i zaraz przyciągnęła Rowana z powrotem do pocałunku. Ten jednak nie trwał długo, bo Paige poczuła na ręce ze plecami mokry nos i westchnęła ciężko z wyraźną irytacją.
UsuńNie zapomniała o Scrapsie. Po prostu liczyła, że ten pies jakimś cudem wczuje się w atmosferę i będzie udawał, że go tu nie ma, zamiast przechodzić do swojego rutynowego sprawdzania, czy wszystko w porządku. Nie bała się o jego reakcję wobec gościa, którego ze sobą przyprowadziła, bo to nie był ktoś, kto wtargnął tu nieproszony i akurat to sierściuch rozumiał. Na pewno też wyczuwał, że Paige w żadnej opresji nie jest i nikomu nie dzieje się żadna krzywda. Ale nie było jej przez chwilę w domu i musiał się upewnić, przy okazji sprawdzając jakie zapachy ciągnęły się za nowym przybyszem.
— Ty, futrzana przyzwoitko, idź sobie — fuknęła, spoglądając na psa i zaczęła go odpychać nogami, cofając się wgłąb mieszkania, które pogrążone było we względnej ciemności. A Rowan nie miał wyjścia i musiał iść za nią, bo go w trakcie nie puściła ani na sekundę. — Już, do siebie. — Po drodze minęli drzwi do łazienki, które były cały czas uchylone, bo to tam Scraps spędzał najwięcej czasu, wylegując się na chłodnych kafelkach. — Już! — syknęła, pokazując mu jedną ręką wejście i dopiero wtedy pies przestał kręcić się wokół nich i zawinął się do wskazanego pomieszczenia. — A ty, Rowan — zwróciła się do niego, już ciszej, zmysłowo i zalotnie — ty pójdziesz ze mną prosto do mojego łóżka.
Prosto, to było trochę za dużo powiedziane, bo mieszkanko może rzeczywiście nie było duże i żeby dostać się do części sypialnianej, wystarczyło przejść przez niewielki salon, ale po drodze stały jeszcze nierozpakowane kartony i torby, jakiś stolik kawowy, lampa, czy inna kanapa. Generalnie sporo rzeczy, które można było przewrócić, postrącać i się o nie potknąć, kiedy to nie na chodzeniu skupiał się człowiek, w dodatku poruszając się trochę po omacku.
Jedną skórzaną kurtkę, jedną koszulkę z długim rękawem, jedną parę spodni, dwie pary butów i niezliczoną ilość niecierpliwych pocałunków później znaleźli się przy łóżku.
Popchnęła Rowana sugestywnie, żeby usiadł na brzegu i przylgnęła do jego odkrytego torsu, siadając mu okrakiem na kolanach. Pocałowała go niespokojnie, ale krótko, odsuwając się minimalnie, by złapać oddech i ściągnąć kolczyki, które odłożyła na szafkę przy łóżku i przy okazji zapaliła nocną lampkę, która dała im lekkie, ciepłe światło. Kolejny szybki, niedelikatny pocałunek i kolejna przerwa, tym razem by zdjąć z niej bluzkę, pod którą nie miała już nic więcej. Nagie, lekko opalone ciało, tatuaże i wyblakłe, drobne ślady przeszłości, które nosił każdy.
Przed następną przerwą, Paige naparła na niego, ocierając się przekłutymi sutkami o jego skórę, a kiedy już zetknął się plecami z pościelą, odsunęła się i wyprostowała, żeby zająć się rozporkiem od jego spodni. Wtedy dopiero zobaczyła blizny na brzuchu Rowana i jej ruchy nieco zwolniły. Nie przestała rozprawiać się z paskiem i rozporkiem, ale uwagę miała teraz trochę rozproszoną, pojawiła się też ciekawość trochę inna, choć w dalszym ciągu dotycząca ciała.
— Boli cię to jeszcze? — spytała, spoglądając na blizny, po czym podniosła wzrok do twarzy Rowana. Blizna bliźnie nierówna, a to, że coś się zagoiło, nie oznaczało, że nie trzeba było na to uważać.
Paige King
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWciągnęła gwałtownie powietrze, gdy nagle zmieniło się jej położenie i to ona wylądowała na plecach, a zaraz potem nie mogła dodatkowo poruszyć swobodnie rękami. Odruchowo spróbowała coś z tym zrobić, bo tak się składało, że poprzedni układ jeszcze jej się nie znudził, ale ani pierwsze, ani drugie szarpnięcie nie dały żadnego efektu prócz tego, że wydawało się, że palce na jej nadgarstkach zacisnęły się trochę mocniej. Zadarła wyzywająco brodę i zmrużyła delikatnie powieki, posyłając Rowanowi urażone spojrzenie, ale ta jej butność nie zawitała na długo i nie była zbyt głęboka, co bardziej pojawiła się dla samej zasady, ot co. Pocałunek trochę ją udobruchał, ale też nie tak do końca, żeby nie chciała go ugryźć. Nie jakoś mocno, tak dla zasady. Tylko nie zdążyła, a drugiej szansy jej nie dał.
OdpowiedzUsuńJeśli nie chciał odpowiadać, to mógł zignorować jej pytanie albo zwyczajnie to powiedzieć, a nie próbować odwracać jej uwagę i pozbawiać tej małej przewagi, którą na chwilę udało jej się zyskać. Wykorzystał okazję, która na pewno nie byłaby dla niego ostatnią, bo chociaż Paige do filigranowych kobietek się nie zaliczała, to wzięta z zaskoczenia przez kogoś takiej postury jak Rowan, nie miała za bardzo szans przewagi długo utrzymać. Szczególnie, jeśli sam też lubił mieć tę specyficzną kontrolę w łóżku i niechętnie się nią dzielił.
Bo ona lubiła, nawet bardzo i dzieliła się rzadko z tego względu, że najczęściej prowadziło to do nudy i to nie tylko wtedy, kiedy jakieś niedociągnięcia wynikałyby z faktu, że się jeszcze z kimś za dobrze nie poznała na tej płaszczyźnie. Po prostu była też przyzwyczajona do myśli, że jeśli czegoś chciała i żeby było to zrobione dobrze, to najlepiej wziąć to w swoje ręce i seks nie był tutaj wyjątkiem.
Ale przecież nie jest nudno. Coś było w tych pocałunkach i zresztą nie tylko w nich, że Paige skłonna była przemyśleć zaistniałą sytuację i nie kierować jakimiś tam swoimi uprzedzeniami. Była jednak uparta, więc nie było mowy, by tak po prostu sobie odpuściła i nie robiła choćby tych swoich min. Czy było to łatwe? Oczywiście, że nie. Nie, kiedy ciało chciało reagować po swojemu, targane pojedynczymi dreszczami, coraz bardziej spragnione i rozpalone.
— Nie schlebiaj sobie aż tak… — Słodkie westchnięcie wymieszało się z sarkazmem, gdy poczuła przy skórze na szyi ciepły oddech i lekką wilgoć. — Pytałam, bo może potrzebujesz jakiegoś słowa bezpieczeństwa.
Nie martwiłaby się wcale, gdyby okazało się, że zabliźnione rany dalej boleśnie mu dokuczają. No, może troszeczkę by się przejęła, w ramach jakiegoś prostego, ludzkiego odruchu, tylko by się do tego teraz nie przyznała, ale tak naprawdę pytała w kontekście samego ich zbliżenia. Może jakiś rodzaj dotyku w tych okolicach sprawiałby mu dyskomfort, może wystarczy po prostu uważać. Różnie bywało przy takich rzeczach, a skoro zdawała sobie z tego sprawę, to spytała. Tak na wszelki wypadek. Ale jeśli ona była dużą dziewczynką, to Rowan na pewno był dużym chłopcem i albo jej nie powie i będzie dzielnie zaciskał zęby, albo nie było o czym mówić.
Zagryzła wargi, kiedy przeniósł się z pieszczotami na jej piersi. Przeszedł ją dreszcz, który wyprężył jej ciało, brzuch lekko się zapadł od wstrzymywanego powietrza, które po dłuższej chwili uciekło głośno przez nos. Mimowolnie przymknęła oczy i wplotła palce w ciemne włosy Rowana, ciągnąc go przy każdym kolejnym dreszczu albo wbijając paznokcie w kark czy barki, w zależności gdzie akurat zawędrowała dłońmi.
To prawda, że Paige lubiła różnego rodzaju błyskotki i chętnie je sobie dobierała, wymieniała i dokupywała jeszcze więcej, urozmaicając kompozycje na swoich paliczkach, nadgarstkach, szyi i uszach. Nie zmieniała tylko kolczyka w nosie i tych, które teraz tak przypadły Rowanowi do gustu, przez co postanowił utrudnić jej teraz kilka spraw. Sądząc po tym, jak zwiększała się intensywność jego pieszczot i jak twardniało wybrzuszenie w jego spodniach, o które ocierała się udami, te proste, stalowe sztangi podobały się mu może bardziej niż samej Paige, która zafundowała sobie taką ozdobę kilka lat temu.
Usuń— Przestań… — Nie brzmiała zbyt przekonująco, trochę tak, jakby w słowach próbowała ukryć jęk. Dłońmi trochę go do siebie przyciągała, trochę odpychała, trochę jakby próbowała go pociągnąć do góry z powrotem do swoich ust, jakby nie mogła się zdecydować, gdzie go tak właściwie teraz chciała. Zdradzieckie ciało, nie reagowało tak, żeby było jej łatwiej, tylko żeby przypodobać się Rowanowi.
Paige King
— Zniszczy mi życie…? — powtórzyła cicho i w tym samym momencie zrobiła spory łyk cydru. Jej butelka powoli pustoszała, czuła delikatne szumienie w głowie i wiedziała, że to nie kwestia wypitego słabego alkoholu. Dochodziło do tego słońce w zenicie, dość wysoka jak na wrzesień temperatura. Betsy nie należała do osób z mocną głową. Właściwie to była ekonomiczna w tej kwestii.
OdpowiedzUsuńAle zamilkła na moment. Rowan zabrzmiał poważnie. I przez myśl jej przemknęło, dosłownie na ułamek sekundy, że jemu ktoś zniszczył życie, że kogoś nienawidził. Gwałtownie odwróciła się w jego stronę, ale pod wpływem jej ruchu zabujało ich kajakiem i niewiele brakowało, a wpadłaby do wody. Znieruchomiała, nawet na moment przestała oddychać, a pytanie, które chciała mu zadać pozostałe niewypowiedziane, zamarło na jej ustach, w jej głowie. Była ciekawa. Ciekawość to jej drugie imię, a jednak tym razem ją powstrzymała. Powstrzymała samą siebie, mimo tego, że w bardzo krótkim czasie Rowan z szeryfa zmienił się w ciekawą osobę.
Nie wykonywała już gwałtownych ruchów, nawet częściej sięgała po wiosło, aby dać mu do zrozumienia, że nie chce dla nich źle, że nie chce kąpieli w rzece ani dla siebie, ani dla niego.
Ciągle myślała o osobie, która zniszczyła jej życie. O mężczyźnie, który wpierw był powodem niewyobrażalnego szczęścia, żeby ostatecznie zostać przyczyną wszelkich nieszczęść, jakie ją spotkały. Widziała jego oczy. Do tej pory były wyraźne w jej wspomnieniach. I słyszała jego słowa, przeplatające się ze słowami matki. O tym, że pierwsza miłość zawsze boli najbardziej i praktycznie nigdy nie jest wieczne. Czy złamane serce może być powodem do nienawiści? Przyczyną zniszczonego życia?
Nawet teraz nie potrafiła nienawidzić Gabriela. Nie potrafiła go też kochać. Właściwie był nikim, bo tak naprawde nie zasługiwał na jakąkolwiek intensywną emocję z jej strony. Nie zasługiwał na nic.
— Ale z ciebie bystrzak — zaśmiała, kiedy trafił w sedno. Zawód listonosza był bezpieczny, bo nie utrata go nie zaboli, bo daleko mu do emocjonalnego bagna. — Jest bezpieczny właśnie z tych powodów. I też dlatego, że codziennie robię to samo, uciekam przed tymi samymi psami, widzę te same twarze, towarzyszę im niemal codziennie. Mogę patrzeć na to, jak ci najstarsi postępują z wiekiem, jak ci chorzy się tracą, jak rosną dzieci. Codziennie mam możliwość, aby obserwować to, co normalne. — Nabrała powietrza w płuca, zdając sobie sprawę z tego, że jej słowa mogą być ckliwe. — A czy normalność nie jest bezpieczna? — Zadając to pytanie, znowu odkręciła butelkę. Każdy jej ruch był ostrożny, powolny, jakby przestała ufać i sobie, i kajakowi.
W odpowiedzi na kolejne jego słowa roześmiała się. Głośno, perliście, radośnie. I znowu chciała odwrócić się w jego stronę, ale dotarło do niej, że ta rozmowa toczy się tak swobodnie, a jednocześnie całkiem nie płytko właśnie dlatego, że się nie widzą, że nie mogą swobodnie obserwować swoich reakcji, że nie mogą uciekać przed ciężkimi, oceniającymi spojrzeniami.
— A co, chętny? Mogę ci wysłać datę i miejsce kolejnego castingu. Ostatni skończył się fiaskiem — odparła rozbawiona, nawet nie zdając sobie sprawy, jak bardzo śmiałe, choć żartobliwe, było jej pytanie. Z trudem przychodziło jej wyobrażenie sobie tego, że w każdy inny dzień pyta o to, czy Rowan jest chętny na zostanie kandydatem na jej męża.
Betsy Murray
Absolutnie nie uważała go za nudziarza, ba, nawet podejrzewała, że gdyby był sztywniakiem, to właśnie nie przymierzaliby się do wyzerowania tych horrendalnie wielkich szotów tequili i to w dodatku na tematycznej imprezie. Nancy rozumiała, że Rowan trzyma się swoich zasad, ponieważ sama miała taką jedną, że bez względu na to, jak dobrze zamierza się bawić, pozostanie kulturalna. Niczego nie znosiła bardziej od chamstwa i prostactwa, które z niektórych ludzi wyciągał alkohol. Przyszła się tutaj bawić, odstresować, wyrwać z codzienności, w której imprezy do białego rana były rzadkością i nie chciała użerać się z dorosłymi ludźmi pozbawionymi samokontroli. Miała nadzieję, że sama również nie stanie się dla kogoś takim utrapieniem, bowiem dobrze wiedziała, jak to jest. A tak poza tym, nie chciała narobić sobie wstydu w miasteczku. Mariesville to nie Atlanta. Tutaj łatwo znaleźć się na niechcianym świeczniku.
OdpowiedzUsuńKontrolowała się i panowała nad sobą, często lepiej od innych, ale musiała przyznać, że nie wyobrażała sobie trwać w gotowości, która nie opuszczała Rowana. To przecież musiało być cholernie męczące, a i tak nie dawało gwarancji, że zapanuje nad wszystkim, co potencjalnie może się wydarzyć.
Nancy nie powstrzymała cichego śmiechu, który nagle ją dopadł, gdy Lisa na krótko dołączyła się do toastu; na szczęście nie miała w zwyczaju wymiotować po alkoholu, ale to przez to, że zazwyczaj dużo nie piła i w całym swoim trzydziestoletnim życiu tylko dwa razy upiła się tak bardzo, że urwał się jej film. Za to teraz stanowczo zbliżyła do ust ciężki kieliszek, tak obficie wypełniony alkoholem, że po zderzeniu z innymi kieliszkami kilka kropli wylądowało na jej palcach. Nie stchórzyła jednak i, obserwując kątem oka Rowana oraz Coltona, poszła w ich ślady, zdecydowanym ruchem opróżniając kieliszek. Mocny, ostry alkohol szybko rozlał się po jej gardle, paląc przełyk i sprawiając, że ciepło rozeszło się po jej wnętrzu, a charakterystyczny grymas pojawił się na twarzy. Nancy stanowczo odstawiła szkło na kuchenny blat i szybko wgryzła się w kawałek cytryny, gdyż nie była znawczynią lub smakoszką takich alkoholi jak oni. Miała na to za mało wprawione podniebienie. Nie znała się na tym i mogłaby przysiąc, że nie czuła żadnej słodyczy płynącej z agawy.
— Czyli co, wy pierwsi wymiękacie? — rzuciła zaczepnie, słysząc polecenie Rowana i uśmiechnęła się do niego, opuszkami palców ocierając kąciki ust. Oczywiście tylko się z nimi droczyła, odrobinę popisując się tym, jak wybitnie poradziła sobie z pierwszym kieliszkiem, co dodało jej śmiałości, bo zanim to zrobiła, podobnie jak oni martwiła się, czy da radę.
— Hazel! Clem! — zawołała w odpowiedzi, słysząc znajome głosy i oderwała spojrzenie od swoich dotychczasowych towarzyszy. Ucieszona odwróciła się w stronę koleżanek, z którymi poznała się na studiach, chociaż jako jedyna je ukończyła, ponieważ dziewczyny poszły w inne strony.
— Już rozumiem, dlaczego wywiało cię do tego miasteczka — stwierdziła Clementine z figlarnym uśmieszkiem, niby dyskretnie, pochylając się do swojej koleżanki, choć jej wzrok wymownie przesunął się po Rowanie i Coltonie. Była wysoką, pewną siebie blondynką, której bycie wieczną singielką nieco rzuciło się na głowę.
Hazel cicho się zaśmiała, a Nancy przewróciła oczami z głupim uśmiechem, nie będąc zaskoczona jej zachowaniem. Clem zawsze była bezpośrednia i otwarta, więc dzisiaj nie mogło być inaczej. Zdobywała mężczyzn, ale nie na długo, więc następnie płakała w ramiona przyjaciółek, skarżąc się na to, że faceci to straszne dupki.
— Właśnie poznałaś mój mały sekret — mruknęła żartobliwie Nancy, na chwilę przejmując stery. — Poznajcie się. Hazel i Clementine. Rowan i Colton — powiedziała, przedstawiając każdą i każdego, po kolei wskazując na nich dłonią. Prawdę mówiąc, dzisiejszą imprezę planowała spędzić właśnie w towarzystwie swoich przyjaciółek z Atlanty i z przypadku wpadła na Rowana, ale miała wrażenie, że akurat dziewczynom, które właśnie do nich dołączyły, to odpowiada.
Usuń— Przez telefon mówiłaś, żebyśmy kupiły wino… — zauważyła Hazel, unosząc brew i kiwnęła głową w stronę pustych kieliszków oraz napoczętej butelki. — Całe szczęście, że cię nie posłuchałyśmy — odetchnęła teatralnie, radośnie wyjmując z torby w dynie dwie butelki tequili zupełnie tak, jakby cały świat zmówił się właśnie na ten alkohol.
— To jak, możemy się dołączyć? — dodała Clem, jedną z butelek podsuwając w stronę Colta, jakby to wraz z jej popisowym uśmiechem miało zachęcić go do podjęcia decyzji. W tym samym momencie światło klimatycznie przygasło, a z salonu zaczęła dobiegać głośna muzyka.
— Możecie, ale Rowan i Colt boją się o swoje głowy, dlatego pijemy po połowie — zażartowała Nancy, postanawiając jeszcze trochę, niewinnie się z nimi podroczyć. Miała nadzieję, że nikt nie weźmie jej słów na poważnie, ponieważ to były tylko głupie żarty.
Nancy Jones
Thomas zawsze, wręcz obsesyjnie, powtarzał mu, że za bardzo ulega emocjom, a za mało rozsądkowi. Za wzór zawsze stawiał mu Luke’a, który jako jedyny z trójki synów wyróżniał się powagą i logiką ponad intuicję. W wielu aspektach przypominał ich ojca, a jednak to właśnie jemu najtrudniej było znaleźć wspólny język z seniorem Moore, mimo że to Luke stanowił największą jego dumę. Jax kochał młodszego brata, ale nigdy nie potrafiłby odnaleźć się w jego stylu życia. Nie czuł, by fakt, że jest bardziej uczuciowy, romantyczny i wrażliwy, przeszkadzał mu w byciu racjonalnym. Popełnił w życiu wiele błędów, to prawda, ale podjął też mnóstwo dobrych decyzji, które zaprowadziły go do miejsca, w którym był teraz. Choć jego małżeństwo z Tessą rozpadło się w bolesnych okolicznościach, przecież ostatecznie to przepracował i przebił się przez gęstą mgłę rozczarowania. Ostatecznie te drogi, choć kręte, przywiodły go z powrotem do jego pierwszej, wielkiej miłości – Olivii Mitchell. Ta kobieta znaczyła dla niego o wiele więcej niż mógł nawet sam sobie przyznać.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, ogromne znaczenie miała dla niego aprobata Rowana – jego przyjaciela, który widział go w najciemniejszych momentach życia. Był dla niego wzorem do naśladowania w niemal wszystkich aspektach; jego zdanie liczyło się dla Jaxa bardziej niż zdanie kogokolwiek innego. Był dla niego jak kotwica, potrafiąc go uspokoić, wyciągnąć z chaosu i pomóc zachować równowagę. I tak było i teraz. Tym razem jednak Rowan nie tylko udzielił mu dobrej rady, ale swoimi słowami zdjął z Jaxa ciężar, który przytłaczał go od kilku dni. To, co wydarzyło się z Olivią, zdecydowanie nie było tylko chwilowym uniesieniem. To była tęsknota za jej bliskością, za tym, by znów była obecna w jego życiu. Teraz wiedział, że nie mógł przegapić tej szansy.
Jax spojrzał na Rowana, czując, jak wzbiera w nim fala ulgi i wdzięczności. Przez chwilę milczał, przyglądając się przyjacielowi, który z taką prostotą i szczerością podszedł do jego z lekka skomplikowanej sytuacji.
Powoli odstawił szklankę, a jego dłoń mimowolnie zatrzymała się na krawędzi blatu. Wziął głębszy oddech i odwrócił się w stronę Rowana, opierając łokieć na stole, jakby potrzebował punktu zaczepienia, by zebrać myśli. Zmrużył lekko oczy, patrząc na przyjaciela z mieszaniną niedowierzania i powagi, której nie sposób było przeoczyć. Przysunął się nieco bliżej, jakby chciał całkowicie skupić się na jego słowach, ale jednocześnie walczył z myślami, które teraz krążyły mu po głowie z niespodziewaną intensywnością.
— Dzięki — odezwał się w końcu, odwzajemniając uśmiech. — Na pewno nie chcę popełniać tych samych błędów — wyznał, przez chwilę patrząc przed siebie. Rowan miał rację, Jax powinien skupić się na tym, co czują on i Olivia, a nie na tym, co powiedzą inni. Nigdy nie miał z tym problemu, ale po burzliwym związku z Tessą, gdzie temat innych przewijał się tak cholernie często, sam nie był pewny, jak obecnie zareagowałby w tej kwestii.
— Masz rację — powiedział w końcu, spoglądając z powrotem na przyjaciela. — Tym razem zrobię to w pełni po swojemu. W swoim tempie — uśmiechnął się, przykładając szklankę do swoich ust i upijając łyk ciemnego trunku. Szybko jednak tego pożałował, bo prawie zakrztusił się, gdy usłyszał kolejne słowa swojego przyjaciela.
Powoli odstawił szklankę, a jego dłoń mimowolnie zatrzymała się na krawędzi blatu. Wziął głębszy oddech i odwrócił się w stronę Rowana, opierając łokieć na stole, jakby potrzebował punktu zaczepienia, by zebrać myśli. Zmrużył lekko oczy, patrząc na przyjaciela z mieszaniną niedowierzania i powagi, której nie sposób było przeoczyć. Przysunął się nieco bliżej, jakby chciał całkowicie skupić się na jego słowach, ale jednocześnie walczył z myślami, które teraz krążyły mu po głowie z niespodziewaną intensywnością. Te wiadomości trafiły do niego z siłą pioruna, choć starał się zachować spokój. Powoli przeczesał dłonią włosy, zatrzymując ją ostatecznie na swoim karku i patrząc gdzieś ślepo przed siebie.
Zastanawiał się, jak najlepiej zareagować. Abigail była jego drogą przyjaciółką, która miała specjalne i jedyne takie miejsce w jego sercu. To rzeczywiście było dla niego dużo, i to nie tylko dlatego, że Abigail była mu bliska. W głowie brzęczało mu, że w pewien wrześniowy wieczór ich relacja przekroczyła granicę przyjaźni. Tamten moment pozostawił w nim ślad i coś, czego nie do końca udało mu się wymazać ani przepracować. Mimo wszystko postanowił to zostawić dla siebie...
UsuńRozumiał, że to, co wydarzyło się między Abigail a Rowanem, mogło być jedynie przypadkiem, może chwilą słabości podsyconą alkoholem. Jeśli oboje zamknęli tę sprawę, nie było powodu, by wracać do tego tematu. A jednak trudno mu było uwierzyć, że Abigail czuła pełną obojętność względem ich więzi.
— No… Cóż, co mogę powiedzieć? Skoro to wyjaśniliście i wszystko zamknięte, to dobrze… — powiedział spokojnie, choć wyraźnie widać było, że wyznanie przyjaciela wprawiło go w niemałe osłupienie. Zdawał sobie sprawę, że jego odpowiedź nie dorównywała mądrością wcześniejszym słowom Rowana, ale czuł się, jakby utknął między młotem a kowadłem. Jeśli Rowan mówił, że sprawa jest wyjaśniona, to zapewne tak właśnie było. A jednak, znając Abigail, Jackson nie potrafił tak łatwo przyjąć tego faktu do swojej upartej głowy. Może tkwiłby jeszcze w tych myślach przez dłuższą chwilę, gdyby nie wzmianka o Tessie…
To było coś, czego zupełnie się nie spodziewał. Tessa, jego była żona, kobieta, która zostawiła po sobie tyle bolesnych ran, mogła znów pojawić się w miasteczku. Wiadomość o jej możliwym powrocie do Mariesville wstrząsnęła nim bardziej niż chciałby przyznać, choćby przed samym sobą. Przez chwilę milczał, starając się zebrać myśli, po czym wziął głębszy oddech i spojrzał na Rowana, szukając w jego spojrzeniu wsparcia. Wiedział, że przyjaciel nie mógł postąpić inaczej.
— W porządku — odpowiedział, delikatnie się uśmiechając. W tyle głowy rozpoczął proces wmawiania sobie, że być może wcale nic się nie wydarzy, skoro papiery jeszcze nie dotarły i nic nie zostało potwierdzone. Odchrząknął, wypijając spory łyk trunku, który natychmiast zaczynał palić jego przełyk. Skrzywił się, próbując zignorować ten dyskomfort. — Rowan, rób, co musisz, wiesz, że nie będę mieć do ciebie żalu. Jeśli wróci, to wróci. Nasz rozdział się skończył, sama tak chciała, więc raczej nie będzie miała względem mnie żadnych oczekiwań — podzielił się swoimi przemyśleniami, po czym wyprostował się na krześle i głośno westchnął. Nie chciał zagłębiać się w te myśli. Zmarszczył brwi i spojrzał na przyjaciela.
— No to mamy niezły wieczór wyznań, co? — rzucił, śmiejąc się i kręcąc głową. Przez chwilę milczał. — Wiesz, że jesteś dla mnie jak brat, więc będę z tobą szczery… — zaczął, jego ton był poważny, ale ciepły. — Ufam ci na słowo, ale trudno mi uwierzyć, że Abigail tak po prostu rzuciła to za siebie — przyznał. W jego głosie słychać było troskę, która była niczym więcej jak braterską chęcią zrozumienia sytuacji. Absolutnie nie chciał, żeby Rowan uznał to za przypisywanie mu złych pobudek.
[Kajam się w prochu i popiele, przepraszam kolejny raz za zwłokę 🙈]
Jax Moore
Polegała na jego wiedzy i doświadczeniu, słuchając instrukcji, a kiedy już odbił kajak od brzegu wiosłem i ruszyli w stronę przystani, oparła o jego tors plecy, aby mu nie zawadzać za bardzo. Może nie był to najlepszy pomysł, ale kiedy poprosił, aby go zaskoczyła, jedna prośba wydała się zbyt mała i poza ubraniem jej pomyślała o darmowym transporcie do domu. Była grzeczna i uważała, że jest na prawdę zawsze, a jeśli na co dzień była niewinna, to po prostu przed większością ukrywała te tęsknoty i pragnienia, z których obnażył ją Rowan całując tak żarliwie, aż zapierało jej dech w piersi. Jak dobrze pamietała, on też zaskakiwał tą szalejącą w nim i drzemiącą głeboko namiętnością, która z byciem grzecznym szeryfem nie miała wiele wspólnego.
OdpowiedzUsuńBycie grzecznym zależało od kontekstu, a ona potrzebowała chyba doprecyzowania, a móc odpowiedzieć mu tak, by oboje się zgodzili. Na jego powątpiewający komentarz zatem tylko uśmiechneła się kącikiem warg i przejęła wiosło, gdy o to poprosił. Nie było to trudne, choć wielkiego doświadczenia nie miała, więc powoli zaczęła machać, by pióra lądowały w wodzie i kajak posuwał się do przodu. Spojrzała w dół, na dłonie Rowana ułożone na jej bladych udach, gdzie odcinały się ciemniejszym kolorem i gdy poprawił się na siedzisku, przysuneła się tyłkiem bliżej niego. Nie był to szczyt wygody, ale ostatecznie było lepiej, niż się spodziewała.
- Rowan... mogę cię o coś zapytać? - podjęła pewien temat, który nurtował ją od dłuższego czasu, a szczególnie zakorzenił się w jej myślach po tym, jak ostatnio widziała grymas bólu na jego twarzy, gdy podciagał się, by wyjść z własnego basenu, do którego to ona go wciągnęła. - To są właściwie dwa pytania, ale nie musisz odpowiadać, zrozumiem - dodała jeszcze, zaciskając palce na rurce wiosła i to byłoby tyle, jeśli chodziło o jej swobodę.
Peszył ją, jego charyzma była niekiedy przytłaczająca, a innym razem obezwładniała jej zmysły. Był facetem, za którym zbyt łatwo było jej sie obejrzeć, który intrygował i po prostu się podobał. Poza przystojną twarzą, dobrym charakterem i zawodem, który wzbudzał poczucie bezpieczeństwa, był po prostu ciekawym człowiekiem. I nawet jeśli mieli takie chwile, gdy się przyciągali w sposób, w jaki nie powinni, to Abigail też chciała go poznać. Zresztą wróciła i planowała tu zostać na stałe, więc zdecydowanie chciała nadrobić lata, gdy jej nie było, a jeden z synów Johnsonów został szeryfem na straży prawa, porządku i spokoju mieszkańców.
Wiosłowała powoli, ale czuła jak ramiona jej się z każdym ruchem napinają. Możliwe, że źle trzymała wiosło, albo nie zanurzała piór do odpowiedniej długości, ale te techniczne sprawy wcale jej nie interesowały. Wokół było tak cicho i spokojnie, że z przyjemnością patrzyła po okolicy, ciesząc oczy tym widokiem oraz tym, że autentycznie płynęli. Jak można było nie kochać Mariesville, kiedy było tak cudowne, piękne i urocze? I wydawało sie, że nie zada mu pytań, na które chyba dał jej przyzwolenie, czekając cierpliwie, aż je zada, bo dłuższą chwilę nic nie mówiła. Tylko to na prawdę wydawało się istotne i chciała, aby się podzielił z nią tą historią, potrzebowała tylko zebrać myśli. Te z kolei były ostatnio mocno rozbiegane z różnych powodów.
- Czy te rany na brzuchu nadal cię bolą? Albo czy bolą cię przy wysiłku? - to było pierwsze pytanie, to mniej osobiste, właściwie całkiem zwyczajne i chyba już sama znała na nie odpowiedź. Chciała tylko to usłyszeć, bo nie lubiła zostawiać żadnych kwestii własnym domysłom. Była uczuciowa i wrażliwa, ale wyobraźnia potrafiła jej szaleć i to nie było wcale dla niej dobre. Na pewno nie w tym przypadku.
Abigail była osobą łagodną, mimo całej tej swojej żywiołowości i energii, która ją rozpierała. Nie wchodziła ludziom z buciorami do życia i umiała uszanować granice. Problem z Rowanem polegał na tym, że oboje pewne przekroczyli i choć dzięki temu uświadomił jej, z czym jeszcze się nie uporała sama, to podobało jej się to. Bardziej niż powinno.
UsuńOpuściła powoli dłonie, aby oprzeć wiosło o kadłub, bo czuła już zmęczenie w rękach i trudniej jej było utrzymać sprzęt i jedną z dłoni dotknęła jego ręki. Przesuneła palcami po jego palcach, ułożonych na jej udzie i poruszyła się, zbierając w głowie słowa. Drugie pytanie ugrzęzło jej w gardle, bo wciąż nie umiała pojąć, ani wyobrazić sobie Rowana, który komuś odbiera życie. I wiedziała, była pewna i to się nie zmieni, nawet jeśli nie odpowie jej na drugie pytanie, że zrobił coś, co pewnie wymierzało sprawiedliwość, bo nie był mordercą, złoczyńcą i draniem, tylko... to zgrzytało. Mocno zgrzytało w jej głowie i jej wyobrażeniu o mężczyźnie dobrym, który postępuje zawsze słusznie.
- Opowiesz mi kiedyś, dlaczego do tego doszło? - poprosiła, w ostatniej chwili zmieniając pytanie wprost, za co zabił. Po prostu wiedziała, że musi to być skomplikowane, wiązać się z węższym i szerszym pojęciem całej sprawy, choć i o tym prawdopodobnie nie będzie mógł jej mówić. Cóż, może lepiej o pewnych sprawach nie wiedzieć, ale Abi nie lubiła niewiedzy.
Zerknęła na niego, powoli i ostrożnie odchylając się na jego tors. Uśmiechnęła się delikatnie i uważała, aby nie zabujać kajakiem, bo z wywrotki nie wiedziała, jak mogliby się wykaraskać i nie potopić z głowami pod wodą.
- To na pewno wielkie sekrety, więc może jeśli nie możesz odpowiedzieć na drugie pytanie, powiedz, czy zostawiłeś coś w Atlancie, co chciałbyś mieć tutaj, za czym tęsknisz? - trzecie pytanie było wyjściem awaryjnym, ale jeśli Rowan tak bardzo lubił zasady, mógł go nie uznać. Liczyła się z tym, ale zadała je i tak, kto nie ryzykuje, ten zostaje w tyle.
Abigail, chcąca wejść do jego świata
Bez dwóch zdań Rowan wykonywał swoją pracę z prawdziwego powołania, z pełnym zaangażowaniem, ponieważ inaczej to by się nie udało, więc Nancy nie wątpiła, że za nic w świecie nie wchodziło w grę, żeby nagle zmienił zawód i się przebranżowił, w dodatku po tylu latach, wyrzeczeniach oraz poświęceniach. Wiedziała, że był świetnym gliniarzem, w dodatku sprawdzał się w roli szeryfa, ale jeśli miała być szczera, to intrygowało ją, czy to ich urocze Mariesville, jest dla niego wystarczające. Ich życia się ze sobą przewijały, dlatego Nancy poznała niektóre kawałki jego przeszłości, a jeszcze inne niechcący usłyszała od ludzi, którzy zawsze gadali i miała wrażenie, że Rowan jest człowiekiem, który lubi dostarczać sobie mocnych wrażeń, których w takim miasteczku na próżno szukać. Szeryfem jest od dwóch lat, dla wszystkich dobrze by było, gdyby chciał pozostać nim jak najdłużej, ale tak całkiem szczerze, z ręką na sercu i obietnicą na mały palec, czy mógł powiedzieć, że ani trochę nie tęskni za tym, co zostawił w Atlancie? Za wielkimi sprawami, rozbijaniem szajek, akcjami przepełnionymi adrenaliną. Jasne, że w Mariesville miał, co robić, w końcu tutaj ludzie byli tacy sami jak wszędzie, chociaż dla nich kradzież jabłek była największym przestępstwem na świecie, ale przecież to nie równało się z tym, czego wcześniej doświadczał.
OdpowiedzUsuńNancy to fascynowało, ale nie interesowała się tym głośno, bo mimo wszystko nie była blisko z Rowanem, choć nieraz właśnie tego chciała. Ta mieścina wydawała się łaskawsza, a ją cieszyło, że po wszystkich przejściach mogła widzieć go żywego.
Uniosła brwi zaskoczona słowami Colta, próbując rozważnie nie doszukiwać się drugiego dna, odruchowo traktując je jak nieprzemyślany żart, a nie mały sekret, który nieumyślnie wypaplał, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu, który niekontrolowanie pojawił się na jej rozanielonej twarzy, a przecież nie miała żadnej pewności, że ta aluzja była skierowana w jej stronę. Chciała, żeby tak było.
Obawiała się jednak, że wychyli się komentując to wyznanie, dlatego wymownie zerknęła na Rowana, wyłapując, że nawet Hazel przyglądała się im z konsternacją wymalowaną na twarzy, zmarszczonym czołem i miną taką, jakby miała pretensje do Nancy o to, że czegoś jej nie powiedziała, co przecież nie było prawdą. Po prostu nie było, o czym mówić. Z kolei Clementine pozostała w pełni pochłonięta zagadywaniem Coltona.
— Czy ty właśnie we mnie wątpisz? — zapytała z teatralnym oburzeniem, układając jedną dłoń na klatce piersiowej, jakby to był cios prosto w serce i dumnie uniosła brodę, spoglądając w jego oczy z błyskiem. — Może nie będę skazana na samotny powrót — zastanowiła się niewinnie, ale w tych słowach ukryła się kolejna aluzja, z której Nancy nie do końca zdawała sobie sprawę. Na pewno nie zamierzała zobowiązywać Rowana do opieki nad sobą. Roześmiała się, gdy uderzyła w nią świadomość, jak wielką miał rację. Jeśli nie przystopuje, to rzeczywiście może mieć kłopoty z powrotem do domu, ale z plusów, jakie widziała w tej sytuacji, to fakt, że u Dawsonów na pewno znajdzie się wolny pokój, w którym mogłaby się zaszyć. O ile najpierw do niego trafi.
— Za mój powrót — przytaknęła, kapitulując. Złapała za kieliszek, przystawiła do ust i odważnie wychyliła, wypijając mocną zawartość. Tym razem tequila wchodziła zdecydowanie łatwiej, być może przez to, że było jej trochę mniej, a najprawdopodobniej z każdym kolejnym razem będzie tylko lepiej. Usatysfakcjonowana odstawiła kieliszek i wgryzła się w cytrynę, instynktownie bujając się do muzyki, którą Dylan starannie wybierał.
— O matko! Słyszycie to? — zawołała podekscytowana Clem, gdy z głośników poleciały gorące, hiszpańskie rytmy i przesunęła radosnym spojrzeniem po towarzystwie. — To moja piosenka! No dalej, tańczymy! — dodała, ciesząc się jak dziecko, co tylko uświadomiło Nancy, że ona i Hazel na pewno urządziły sobie biforek. Była pewna, że ma rację, gdy Clementine zrobiła obrót, a następnie zaczęła wywijać biodrami na każdą stronę, łapiąc Hazel i zadowolonego Coltona za ręce. Nie pozwoliła im na protesty, dzielnie ciągnąc ich do salonu, ponieważ tam muzyka była głośniejsza, a obserwowanie tej sceny wywołało u Nancy napad śmiechu. Wyglądało na to, że wszyscy goście przyszli tutaj w tym samym celu i każdy zamierzał wykorzystać tę noc, świetnie się bawiąc.
Usuń— A ty tańczysz? — zagadnęła Nancy, gdy ona i Rowan zostali w kuchni zdani na siebie. Poczęstowała się truskawką w białej czekoladzie z dorobionymi czarnymi oczami, która przypominała ducha i podsunęła tackę ze przekąską w stronę Rowana. Nagle pochyliła się w jego stronę, jakby miała mu do przekazania bardzo ważną informację, którą powinien zachować wyłącznie dla siebie. — Bo wiesz, znam kilka naprawdę niezłych ruchów — wyznała zachęcająco, przechylając głowę na bok i patrząc w jego oczy, przy czym zachowywała pełną powagę i tylko uroczy uśmiech zdradzał, że to żarty.
Nancy Jones
Cóż, doprowadzenie Rowana do szaleństwa na pewno przyniosłoby jej satysfakcję, prawdopodobnie nawet niemałą. W końcu wydawał się taki poukładany i stabilny, jakby gotowy na wszystko w każdej chwili, nawet na te bezwstydne pocałunki na środku ulicy przed oknami sąsiadów czy zaciągnięcie do siebie, więc wytrącenie go z równowagi byłoby czymś. Jakimś osobistym osiągnięciem, którym nie miałaby się przed kim pochwalić, ale które mogłaby podczepić do reszty tych chwil z dzisiaj nie mających większego znaczenia. Tylko wolałaby, żeby to nie było jednak takie proste i szybkie, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że pozory miałyby być tutaj bardzo mylące. Na pewno by ją to zaskoczyło, gdyby okazało się, że wystarczyłoby niejednoznaczne „przestań”.
OdpowiedzUsuńPoza tym ciekawe, jakby sam zareagował na jej miejscu. Czy pozwoliłby sobie tak beztrosko dać się komuś rozpieszczać? W dodatku kiedy ten ktoś bez większego wysiłku zabrałby się do tego w taki sposób, jakby od początku wiedział, co z nim zrobić? Takie rzeczy nie przytrafiały się Paige, nie pamięta, kiedy pierwszy seks z kimś zacząłby się w taki sposób, by jej ciało wpadłoby w taką upajającą samowolkę. To nie znaczy, że te inne pierwsze razy były złe albo całkowicie rozczarowujące, czy że Rowan zrobił teraz coś niesamowitego, czego nie zrobił przed nim nikt i nigdy. Nie wiedziała, o co chodziło, ale jeśli to ona miała zostać tutaj doprowadzona do szaleństwa, to nie miała z tym problemu, byle nie tak szybko, byle nie tak prosto.
Wzięła głębszy wdech, który gwałtownie uciekł z jej płuc, kiedy Rowan pociągnął ją trochę po łóżku, ściągając z niej spodnie. Zaśmiała się krótko, zarówno z powodu swojej reakcji, jak i odpowiedzi co do słowa bezpieczeństwa, bo przecież nie mówiła o tym na poważnie. Podniosła się lekko na łokciach i spojrzała na stojącego nad nią Rowana, przesuwając zębami po dolnej wardze. Ugięła nieznacznie nogi w kolanach, przesuwając stopami po pościeli i przechyliła głowę to na jedną, to na drugą stronę, przypatrując mu się tak przez chwilę.
Pierwsze, co przyszło jej do głowy, to że kobiety napewno czuły się przy nim naprawdę drobne i kruche, przez to jak dobrze był zbudowany i jaką aurę wokół siebie roztaczał. Cholera, ją to nawet dopadało i naprawdę pocieszała ją myśl, że to tylko jeden raz, że zaraz zniknie z jego otoczenia i nigdy więcej się nie spotkają, bo miała zamiar wyjechać ze stanu, a on był jak nieodłączny element obrazka przedstawiającego to miasteczko. Inaczej mogłoby być bardzo źle. Wtedy to nawet słowo bezpieczeństwa mogłoby nie wystarczyć.
Drugie było świadomością, że jeśli zamknie ją w swoich ramionach, to się z nich tak łatwo nie wyplącze, ale za to nie musiała się przejmować, jeśli zostawi po sobie jakieś ślady na jego skórze na jakiś czas. To będzie nic w porównaniu do tych blizn, byle tylko nie zafundować mu tam żadnego kuksańca kolanem czy łokciem. To było do zrobienia, za to w przypadku śladów po paznokciach czy zębach nie mogła wiele obiecać, jeśli dalej będzie trafiał w czułe punkty. Kusząca perspektywa, choć z jedną jej częścią potrzebowała jeszcze chwilki, żeby się oswoić.
Podniosła spojrzenie do jego oczu, wpuszczając na usta swawolny uśmieszek i usiadła powoli na brzegu łóżka tuż przed nim. Mógł tak przez chwilę sobie postać i tylko patrzeć, nie miała nic przeciwko, bo jej samej to się podobało, łechtając trochę te próżne elementy osobowości. Sięgnęła do brzegu jego spodni, leniwie pomagając im opaść z bioder do końca i przysunęła się bliżej, zaczepiając palce o gumkę bokserek. Oblizała wargi, które po chwili musnęły skórę na jego brzuchu, znacząc ją kilkoma, niespiesznymi pocałunkami. Drobne muśnięcia zaczęły wędrować krótką ścieżką w dół, a wraz z nimi obniżała się też gumka aż do momentu, do którego pozwalało na to podniecenie Rowana, bo potem gumkę mogła już tylko odsunąć i rozebrać go do końca. Trochę żałowała, że jednak nie nałożyła wcześniej szminki, może dotrwałaby do teraz…
Popatrzyła na niego jeszcze raz z dołu, tak krótko, z ciekawości, czy dalej na nią patrzył, bo w sumie na tym najbardziej jej zależało. Dlatego też, gdy jej wargi znowu zetknęły się z jego ciałem, obdarowując pieszczotami jego męskość, robiła to tak, żeby zapewnić mu atrakcyjny widok. Dlatego się nie spieszyła ani nie próbowała doprowadzać go na skraj, zwiększając stopniowo tempo czy intensywność. Wolała, żeby mógł dokładnie się temu przyjrzeć, szczególnie, że angażowała w to te usta, które podobno spodobały mu się już w pubie. Bez skrępowania zerkała też na niego co kilka chwil i uśmiechała się delikatnie, niepozornie, łapiąc szybko oddech i wracając do pieszczot, póki nie uznała, że już mu tych widoków starczy. Przynajmniej w kwestii ust, bo kiedy odsunęła się, odchylając nieznacznie do tyłu i podpierając rękami o łóżko, znów miał lepszy widok na jej piersi.
UsuńNiech ją sobie pożera wzrokiem ile chce, w jedną noc i tak się nie naje, ale może na jedną noc oszaleje na jej punkcie.
Paige King
Zrobiła smutną minkę, kiedy zrozumiała, że nie ma szans na to, aby Rowan przygarnął kociaka.
OdpowiedzUsuń— Powinieneś mieć więcej czasu dla siebie, to po pierwsze… Może gdybyś nie miał szalonych sąsiadek, które wydzwaniają do Ciebie w środku nocy, bo do ich domu włamuje się kotek, to miałbyś więcej czasu. — westchnęła, lekko kręcąc głową, wciąż nie potrafiąc wybaczyć sobie tej pomyłki. — A po drugie to nie dajesz mi wyboru, muszę przygarnąć tego słodziaka. Już jestem w nim zakochana. — uśmiechnęła się słodko. — Ciekawe tylko jak Beza na niego zareaguje… — mruknęła pod nosem, przypominając sobie, że ma psa. — Myślę, że będzie dobrze. Wszak lubi inne zwierzątka, a ludzi jeszcze bardziej.
Uśmiechnęła się, widząc, że skwitował jej niezręczną wpadkę żartem, który rozluźnił nieco atmosferę. Była mu wdzięczna za taką reakcję. Anna zazwyczaj była otwarta, każdego zagadywała, ale czasem zdarzało jej się, że była niezręczna towarzysko, albo że najpierw coś mówiła, a dopiero później to przemyślała.
— O! Wspólne gotowanie brzmi wspaniale! — wyraźnie się podekscytowała, bo uwielbiała gotować z kimś, a tak naprawdę rzadko miała ku temu okazję. Ludzie zazwyczaj wykręcali się jakimiś marnymi wymówkami, a Anna kochała spędzać czas w kuchni. — Powiedz mi tylko na co miałbyś ochotę? Coś lokalnego? — akurat w gotowaniu lokalnych potraw była najlepsza, przepisy jej babci wciąż tkwiły w jej głowie i miały wyjątkowe miejsce w jej serduszku. — A może włoska kuchnia, meksykańska, japońska? — rzuciła szybko i to był błąd. — Och, nie! Japońską sobie darujmy, bo kiepsko kręcę rolki sushi. — zażartowała. — Ale jeśli nie chcesz gotować, to ja mogę wziąć wszystko na siebie! — zapewniła go. — Ty możesz popijać winko i patrzeć, jak w kuchni powstają cuda. — roześmiała się dźwięcznie. Cały jej strach gdzieś się rozmył, a została jedynie wdzięczność i radość.
Odprowadziła go do drzwi, zatrzymując się w progu. Uniosła swoje ciemne oczy, uważnie lustrując jego twarz.
— Jeszcze raz Ci dziękuję za interwencję. — niespodziewanie wtuliła się w jego ramiona, chowając twarz w jego szyi. Nosem przesunęła po jego skórze, wdychając jego zapach i trwała w tym uścisku odrobinę zbyt długo. Minęła chwila zanim się odsunęła. — Więc jutro przyjdziesz, tak? — zapytała, jakby chciała się upewnić, że jej nie wystawi. — Może o 18? — zaproponowała i mimowolnie zerknęła na zegar. Boże, była już czwarta rano! — Nie żebym Cię wyrzucała, ale idź proszę odespać! Bo nie otrząsnę się z tych wyrzutów sumienia… — pokręciła lekko głową, a pasma ciemnych włosów rozsypały się na jej ramionach. Obserwowała, jak szeryf wychodzi, jeszcze odprowadzając go wzrokiem.
— Rowan! — zawołała, zanim wsiadł do auta. — Jakie jest Twoje ulubione ciasto? — takiego pytania pewnie się nie spodziewał, ale musiał coś krzyknąć w odpowiedzi, nawet jeśli miał obudzić sąsiadów.
Kiedy odpowiedział pomachała mu i dopiero kiedy ruszył autem w kierunku swojego domu, zamknęła drzwi i zakluczyła je.
— Boże, Anno, jak możesz być taka głupia? — uderzyła się w czoło i oparła się o drzwi, zsuwając się na dół i siadając przy nich. Zaraz podbiegł do niej bezdomny kociak. — Ty za to na pewno nie jesteś głupi, skoro wybrałeś właśnie ten dom! — uśmiechnęła się do niego i wzięła go na ręce. — Nie miałabym serca wyrzucić Cię za drzwi albo oddać do schroniska. Co prawda mogłabym Ci znaleźć inny dom, ale… Sam sobie wybrałeś właśnie ten! — tak tłumaczyła sobie swoją dość spontaniczną decyzję o adopcji kociaka, która jednak musiała być przemyślana. Pogłaskała kociaka, a kiedy ten domagał się drapania za uszkiem, już widziała w nim jednego z jej lepszych przyjaciół.
Anna Murray
Wszystko więc wskazywało na to, że Rowan odnalazł swoje miejsce na ziemi, czego Nancy mogła mu pozazdrościć, ponieważ podejrzewała, że gdyby nie babcia i ogromna potrzeba opiekowania się nią tak, jak na to sobie zasłużyła, istniało duże prawdopodobieństwo, że nie zawitałaby do Mariesville na dłużej. Bardzo lubiła to przeurocze miasteczko, które kojarzyło się jej z dzieciństwem i całą swoją młodością; z imprezami, testowaniem nalewek w szopie, opalaniem się nad rzeką, cydrami, szarlotkami, najlepszymi w całym stanie ogniskami, którym nic nie mogło dorównać, a nawet tymi pierwszymi uśmiechami i nieśmiałymi spojrzeniami, które ona i Rowan wymieniali ze sobą nad wielkim płomieniem, zanim w ogóle zaczęli rozmawiać. To były bezproblemowe czasy, w których wszystko było sielankowe i wyjątkowe, a każdy powrót do Atlanty i szarej rzeczywistości był naznaczony tęsknotą. Jako jedyna ze swojego rodzeństwa uwielbiała wracać do Mariesville, przeżywając fascynację tym miejscem od nowa.
OdpowiedzUsuńWpadała tutaj regularnie, a jednak swoją przyszłość wiązała z Atlantą. To tam układała swoje życie. Tam poszła na studia, wynajęła pierwsze mieszkanie, stawiała pierwsze kroki w zawodzie, wszystko sobie konsekwentnie układała, aż nagle została z tego wyrwana. Nie żałowała, a gdyby musiała podjąć tę decyzję ponownie, to zrobiłaby to bez wahania, gdyż babcia ją ukształtowała i to, jaka Nancy była, to jej zasługa, ponieważ Cecily to najbardziej opiekuńcza, ciepła i wrażliwa osoba, jaką kiedykolwiek poznała. Czasami tęskniła za tym, co zostawiła w Atlancie, choć o tym nie mówiła i nadmiernie zastanawiała się, czy Mariesville jest jej miejscem, które być może samo ją znalazło, a ona musiała mu tylko na to pozwolić.
Wydawało się jej, że Rowan byłby w stanie ją zrozumieć, ponieważ w pewnym sensie także przez większość życia był rozdarty między tymi miejscami i również jedno z nich ostatecznie zostawił, co akurat uważała, że mu służy, bo praca tutaj na pewno była mniej niewdzięczna niż ta w Atlancie, gdzie niekiedy aż strach wychodzić na ulicę, a poza tym świetnie wyglądał. Choć z drugiej strony to właśnie na ulicach Atlanty prawie stracił życie, więc chyba nie można powiedzieć, że miał do tej miejskiej dżungli jakikolwiek sentyment.
— Och, czyli to mój szczęśliwy dzień — podsumowała całkiem z siebie zadowolona, przyjmując jego ofertę i obserwując, jak skraca między nimi dystans.
Chyba tak. Chyba Nancy próbowała odrobinę flirtować, ale jak zwykle zachowując całkiem przyjemny, niewinny i lekki ton, tylko trochę biorąc Rowana na swoje niebieskie oczy, bowiem jego słabość wcale nie była dla niej oczywista. Może dlatego jej nie wykorzystywała? Bo sama nie zdawała sobie sprawy z tej mocy.
— Ale to dobrze, bo musisz wiedzieć, że nie proponuję tańca byle komu — zaznaczyła tak, jakby to był kolejny sekret, patrząc w jego oczy. Zawsze lubiła to, co między nimi było, a że szczególnie ceniła Rowana i zależało jej na tym, by dalej byli znajomymi, to starała się zachowywać granice, chociaż właśnie okazało się, że pod wpływem tequili całkiem łatwo je przesuwać. Całe szczęście, że na tych pamiętnych ogniskach nikt nie polewał właśnie tego alkoholu.
Im dłużej się znali, tym bardziej śmielsza się stawała, a jego pobyt w szpitalu i rekonwalescencja wzniosła ich znajomość na inny poziom. Na coś innego od robienia w jego stronę maślanych oczu. Poza tym czuła, że chociaż nie są blisko, zawsze może na niego liczyć tak samo jak on na nią.
— Uwierz mi, że warto. Odpuszczę tylko podnoszenie z Dirty Dancing, bo jesteś początkujący — zażartowała, znowu się z nim drocząc i wychyliła się, zerkając w stronę salonu, który jak na początek imprezy był całkiem nieźle wypełniony bawiącymi się ludźmi.
Usuń— No to dalej, chodź zrobić wyjątek, Rowan — rzuciła śmiało, ręką delikatnie odpychając się do kuchennej wyspy. Wyminęła go, lustrując uważnym spojrzeniem i palcem wskazującym zachęciła, aby za nią poszedł, samą siebie rozbawiając tym gestem.
W salonie było zdecydowanie bardziej klimatycznie niż w kuchni, bo oprócz tematycznych ozdób atakujących ze wszystkich stron, alkoholu w dosłownie każdym kącie, muzyki oraz przygaszonego światła, dzięki któremu łatwo zgubić się w tłumie, nastroju jeszcze dodawał fakt, że niektórzy się przebrali. Nancy odwróciła się w stronę Rowana i pomachała mu, żeby przypadkiem on jej nie zgubił.
Nancy Jones
Rowan był osobą, którą trudno zrozumieć, bo trudno go poznać. Jakoś wcześniej szczególnie nie zajmował jej myśli i możliwe, że nawet ich wspólne szaleństwo by tego nie zmieniło. Żyli osobno i z dala od siebie, każdego droga prowadziła inaczej i nawet nie mieli zbyt wiele wspólnego. Abigail po prostu wróciła do Mariesville, a zawsze była troskliwa i zainteresowana ludźmi wokół siebie, więc wydawało się to oczywiste i wcale nie podejrzane, że próbuje się dowiedzieć czegoś o szeryfie. Na pewno nic od niego nie chciała i nie miała żadnych oczekiwań! Oczywiście lepiej by było, aby nie łączyły ich sprawy zawodowe, a szczególnie te jego, bo ona nie chciałaby mieć żadnych nieprzyjemności i styczności z służbami mundurowymi, ale Rowan poza byciem szeryfem, był też mieszkańcem ich miasteczka, sąsiadem pensjonatu i po prostu ciekawą osobą. Był też kimś, kogo pocałowała pierwszy raz od kilku lat, który rozpalił ja do czerwoności i uświadomił wiele z jej wewnętrznych rozterek, ale o tym wolała nie mówić głośno. Mógł być jednak spokojny, bo jej zainteresowanie nim wynikało z niewinnego oczarowania i na pewno nie miała zamiaru utrudniać mu życia tu na miejscu i za nim ganiać natarczywie.
OdpowiedzUsuńCzy miała jakieś historyjki na jego temat w głowie, które chciała zrozumieć? Nie, to nie były historyjki. Właściwie nie wiedziała o nim wiele, a mamy nie chciała wypytywać, bo przecież ta od razu by poznała, że z Abi i jej twarzą dzieje się coś dziwnego, gdy rumieńce obleją ja aż po dekolt. Koleżanki też nie miała której spytać, bo przecież zaraz się rozniosą plotki, że durna ruda dziewucha biega za szeryfem. A zresztą lepiej wykorzystać okazję i spytać go wprost, bo już raz o tym mówili, o tym co go spotkało i dlatego korzystała z sytuacji, że są sami i nikt ich nie posłucha. Teraz tylko wszystko zależało od Rowana i tego, czy się przełamie i będzie w ogóle chciał jej coś o sobie zdradzić.
Wiedziała, że pyta o bardzo głęboką prywatę. Liczyła się z tym, że może nie dostanie odpowiedzi, ale też nie chciała, aby poczuł się osaczony. Zresztą mógł zbyć ja i tyle, nie uznałaby tego za nic niegrzecznego, bo to raczej ona teraz wściubiała nos zbyt daleko.
Patrzyła jak jego ramiona się wyciągają po obu jej bokach, gdy chwyta wiosło i znów zaczyna pracować. Ją bolały ręce, choć wiosłowała jedynie kilka minut, więc ewidentnie się do tego nie nadawała. Albo powinna się po prostu nauczyć i do ćwiczącego często bruneta, nie było sensu się porównywać. Zmarszczyła brwi, obserwując pracę jego dłoni i nadgarstków i z ciekawością przyłożyła drobne palce do jego przedramion. Czuła pod opuszkami jak pracują ku mięśnie, a skórę miał przyjemnie ciepłą i napiętą.
- Robisz to inaczej, niż ja - usprawiedliwiła ten dotyk, bo właściwie chciała na szybko podłapać te kilka ruchów. Ewidentnie była laikiem.
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy odpowiedział na jedno z pytań. Zrobiło jej się miło, że nie zbył jej milczeniem, bo gdy tak płynęli, a on się nie odzywał, sądziła, że już się nie odezwie. Na prawdę nie miałaby mu za złe! A i odpowiedź bardzo jej się spodobała, ale pewnie spodobałaby się większości jak nie wszystkim mieszkańcom Mariesville.
- To dobrze, pasujesz tutaj, nie chciałabym, abyś wyjeżdżał do Atlanty- przyznała swobodnie i szczerze, z całkowitą prostotą nie podszytą absolutnie niczym! - Ludzie cię cenią, czują się z tobą bezpiecznie - dodała, aby zrozumiał w jakimś kontekcie mówi. Czasami jej słowa brzmiały dwojako, ale nie miała tu na myśli nic, czego pewnie by sam nie wiedział.
UsuńPoruszyła się, przesuwając wyżej i gdy teraz Rowan wiosłował, oparła się wygodniej o jego tors. Przygryzła dolną wargę, przesuwając dłońmi po jego rękach wyżej, aż zatrzymała je na górze przedramion. Pamiętała doskonale, jak obudzona po szalonej nocy, czuła jak obejmuje ją ciasno i takie ramię przyszpiliło ją do salonowej kanapy. Chryste, że też nie rozwalili tych starych mebli, wyczyniając to ich szaleństwo! Odetchnęła głębiej, próbując nie myśleć o tym co niepotrzebne, choć w jego obecności szczególnie trudno było się jej skupić i oparła głowę przy jego ramieniu, odchylajac brodę i zerkając na Rowana. Musiała się odrobinę wygiąć w łuk, aby móc go zobaczyć i znów poruszyła biodrami, napierając na niego tyłkiem.
- Skrzywiłeś się, wychodząc z basenu... - napomkneła, chcąc się usprawiedliwić z gradu pytań, jakimi go zasypała.
Wyprostowała się i zdjęła z niego dłonie, układając je na swoich udach, gdy poprosił o konkretne i sprecyzowane pytanie. Nie chciała go urazić, więc potrzebowała chwili, aby znaleźć odpowiednie słowa. Wpatrywała się w wodę przed nimi, w spokojny nurt i słuchała tego rytmicznego pluskania wioseł o taflę jeszcze kilka sekund. Rowan jej nie znał, więc nie rozumiał że nawet w tak rozgadanej i energicznej osobie mogą się kryć pokłady nieśmiałości i niepewności i że tego wcale nie musi być niewiele. A Abigail była po prostu kimś... Kto nie chce zawieść. Radość i uśmiech, który wokół roztaczała nie były wcale maską, bo była szczera sama z sobą i ludźmi, których znała, ale to nie było wszystko, co mogła oferować. Dużo się troszczyła i martwiła o innych, a swoje wątpliwości i niepewności chowała głęboko pod uśmiechem. Interesowała się ludźmi, naprawdę ich słuchała i chciała ich znać. Była też lojalna i wierna, umiała dotrzymywać sekretów, a także cierpliwa. Rozumiała, że z Rowanem niemal się nie znają, a on nie ma podstaw by jej ufać i mówić o sobie, więc brak odpowiedzi nie zmienilby jej podejścia do niego, więc wdzięczna za szansę na tę rozmowę, nie chciała jej zmarnować.
Jeśli brunet się spiął przy tym temacie, to wcale tego nie wyczuła. Przeniosła spojrzenie na swoje dłonie, na błyszczące od jasnego lakieru paznokcie i zamyślona cicho mruknęła pod nosem.
- Wiem już, dlaczego dostałeś nożem - zaczęła ciszej i trochę tak, jakby nie chciała mówić za głośno, żeby nikt w okolicy jej nie usłyszał. - Ale chciałam spytać, co było wcześniej? To jest moje dlaczego, przecież ty... - sapnęła, czując że to nie jest rozmowa na przeprawę kajakiem! A może to w ogóle nie jest rozmowa, którą mieli przeprowadzić, bo Abigail czuła, że to tkwi w nim zbyt głęboko i to nie jest strefa, do której może mieć dostęp. A jednak tak jak z nich droczeniem i z próbowaniem przesuwania granic, tutaj też się nie cofnęła. Bo skoro raz Rowan zrobił coś, czego nie powinien i nawet wcześniej się nad tym nie zastanawiał, może tym razem też się nie zawaha i uchyli rąbka tajemnicy.
Minęła kolejna sekunda, w której łapała w głowie dobre słowa. Ostatecznie stwierdziła, że musi spytać wprost, nawet jeśli wyjdzie chamsko i zbyt bezpośrednio, bo nic delikatnego i łagodnego nie udawało jej się ułożyć w głowie.
- Dlaczego do tego doszło, dlaczego to zrobiłeś? - spytała cicho, nieświadomie wbijając spojrzenie w jego dłonie obejmujące wiosło i paznokcie w swoje uda.
W jej oczach był zbyt dobry, szczery i sprawiedliwy, by kogoś zabić. I była pewna, że coś więcej musi się za tym kryć. Czuła jednak, że dziś już zbliża się do granicy, której mimo chęci i pragnień czasami wymykających się spod kontroli, przekroczyć nie może. Dla własnego dobra.
Abigail inna niż zwykle
Tak właśnie przypuszczała, że będzie chciał jej oddać z nawiązką. Nie musiała o tym myśleć, to było po prostu oczywiste, bo choć były to ledwo parę chwile, zdążyła się zorientować, na jakich zasadach będą tutaj działać. Rowan lubił być najwyraźniej krok lub dwa do przodu i bez wahania te kroki stawiał, więc jeśli ona z czymś wychodziła, mogła mieć pewność, że dostanie w zamian trochę więcej. Od pierwszego pocałunku tak to wyglądało, na każdy jej gest odpowiadał mocniej, więcej, bardziej. I nie miała co narzekać, to było przyjemne i musiałaby być naprawdę okropną hipokrytką, by czegoś tutaj żałować, ale dobrze, że dosyć szybko taką zależność dostrzegła. Nie przewidzi każdej jego odpowiedzi i reakcji, nie będzie wiedziała, co dokładnie zrobi, ale będzie miała tego względny obraz, co to dawało jej trochę dyskretnej, nieoczywistej kontroli, której już tak łatwo jej nie odbierze. A nawet jeśli nie miała racji i tylko tak jej się wydawało, to przynajmniej z takim podejściem było jej lepiej na głowie i nie czuła się tak… bezwzględnie odsłonięta i bezbronna.
OdpowiedzUsuńPrzy pierwszym pocałunku pozostała trochę bierna, skupiając się bardziej na dłoni przy swojej szyi. Był gwałtowny, robiąc takie rzeczy i przez tą gwałtowność Paige brakowało trochę wiary w jego wyczucie, nie była go tak pewna, jednak zaraz tę pewność zyskiwała. Wystarczyła chwila na tej krawędzi, gdzie oddech już ścierał się z jego palcami, ale jeszcze nic go nie blokowało. Nie bała się, że chciał jej zrobić krzywdę, po prostu potrzebna była okazja, żeby zaufać jego obyciu przy takich gestach. I już zaraz się do niego dostroiła, oddając pocałunek w narzuconym przez niego rytmie.
Dziarsko odwzajemniła spojrzenie, nieznacznie odchylając głowę do tyłu na tyle, na ile pozwalał jej uchwyt wokół szyi. Spomiędzy warg uciekł jej głośniejszy jęk, który zaraz zamknęła w sobie, przełykając ślinę, kiedy poczuła w sobie palce Rowana. Miała niesamowicie silną chęć, by zacisnąć nogi na jego ręce, ograniczyć do siebie dostęp, bo kiedy tak ją trzymał, kiedy tak na nią patrzył, robiła się właśnie drobna i krucha, a to nijak zgrywało się z tym, co lubiła o sobie myśleć. Tylko gdyby zacisnęła teraz nogi, uciekając przed tymi pieszczotami, które dosłownie ją rozbrajały, mógłby się już domyślić, co dokładnie z nią wyprawia. W końcu nie była w stanie wszystkiego tuszować, ba! wcale nie chciała ukrywać każdej swojej reakcji, bo zgrywanie na siłę niezłomnej i niedostępnej nie miało żadnego sensu i wcale nie byłoby zabawne. Pewnie szybko połączyłby kropki, a Paige chciała być jeszcze tylko trochę nieuległa, trochę niepokorna, nawet jeśli już ją z tego obnażał.
Przez moment pomyślała, że da jej odetchnąć, że może znów pojawi się przestrzeń dla jej działań i inicjatywy, skoro ją puścił. Ale nie miała nawet szansy złapać oddechu, a to co zdążyła zrobić, to ugiąć lekko nogi w kolanach, bo skoro już tak bezpardonowo rzucał nią po łóżku, jakby naprawdę niczego to od niego nie wymagało, to chciała się odsunąć trochę dalej, wrócić do siadu, cokolwiek. Jakby instynktownie wiedziała już, że przy następnym jego zagraniu wcale się nie pozbiera i chciała to odciągnąć w czasie.
Cholerny cwaniak, miał nad nią przewagę choćby samej siły i w ogóle się nie wahał, by ją wykorzystywać. Nie było jak, żeby mu uciekła, musiałaby się zacząć chyba szarpać jak prawdziwa, niezdecydowana na nic wariatka, by przestał albo nawet nie zaczynał…
Jęknęła raz, drugi. Głośniej i wyżej, niż by sobie chciała na to pozwolić. Po trzecim mocno przygryzła wargę, ale pieszczoty spod jego języka wywoływały za wiele rozkosznych dreszczy, więc przy czwartym już sobie odpuściła. Tylko od czasu do czasu przygryzała sobie palec, jakby to miało znaczenie, że spośród kilku jęków, ten jeden uda jej się skryć.
— Szlag by cię… wiesz? — wysapała, oddychając ciężko i szybko. Nie będzie mu uciekać, postara się nawet być w miarę grzeczna, licząc, że doceni tę współpracę z jej strony i niedługo odpuści. Paige mu odpuściła, nie była chciwa i przecież nawet nie próbowała go doprowadzać na skraj spełnienia, a miała ku temu bardzo dobrą sposobność.
UsuńKiedy zwiększał intensywność pieszczot, gdzieś w trakcie wczepiła dłoń w jego włosy. Niedelikatnie, drapieżnie i asekuracyjnie, naiwnie wierząc, że będzie w stanie go od siebie odsunąć. Że w ogóle będzie chciała to zrobić. Mocniej zdarzyło jej się przygryźć palec, mimowolnie wciskała pośladki w łóżko i podnosiła się na palcach, odrywając pięty od pościeli, ale nie na tyle, by Rowanowi robiło to większą różnicę, zresztą czuła, jak przy takiej okazji mocniej ją przytrzymywał za biodra. Nie robiła tego specjalnie, nie miała już na to po prostu wpływu, kiedy przez ciało przepływała kolejna fala rozkoszy, kolejny dreszcz wyginał jej plecy.
— Rowan… — wymruczała, czując rosnące w podbrzuszu napięcie, że to właśnie ten moment, by przestał. Ale wcale tego nie zrobił. — Rowan — powtórzyła, chcąc zabrzmieć trochę ostrzej i z większym zdecydowaniem, jednak w to wszystko wkradł się kolejny jęk, który zupełnie zaburzył wydźwięk jej głosu. Oddech jeszcze bardziej jej przyspieszył. Szarpnęła Rowana za włosy, chcąc go od siebie odciągnąć. — Rowan, no już… — Prośba przełamała się w głosie, tylko Paige już nie wiedziałaby na ten moment, o co go tak właściwie prosiła. Czy próbowała dalej go odsunąć, czy przy sobie zatrzymać. Bo kiedy była już tak blisko, a on dalej nie przestawał, jej zaczęło wszystko obojętnieć, już nie miało znaczenia, że się ugnie do końca. Ulotniły się wcześniejsze myśli i postanowienia, wszystko zostało przysłonięte ekstazą, która zbierała się pod skórą, odbierając resztę zmysłów, aż całe to nagromadzone napięcie przeszło prądem po całym ciele. Szarpnęło oddechem. Wbiło paznokcie w to, co akurat było najbliżej. Wydusiło z gardła urywany krzyk.
— Szlag by cię… — wyszeptała bezsilnie na bezdechu, za zamkniętymi oczami, jeszcze nierozluźniona, próbując się nie uśmiechnąć z zadowolenia.
Paige King
Zdecydowanie miała o nim wyidealizowane wyobrażenie, ale ogólnie można powiedzieć, że Abigail była naiwną dziewczyną. Miała w życiu więcej szczęścia, niż sama przypuszczała, bo chociażby w zepsutej Atlancie, najbardziej przeszkadzało jej to, że jest wielka, głośna i cuchnąca. Nigdy nie została napadnięta, okradziona, czy pobita, już o gorszych zbrodniach nie wspominając. Żyła dobrym życiem, sama nie szukała kłopotów i nie robiła sobie nieprzyjaciół, po prostu przemykając dzień w dzień jakoś prosto i bezpiecznie. I nawet jeśli miała świadomość, że Rowan należał do jednostki specjalnej, co taka jednostka robi i co on sam musiał robić, to jednak seriale pozostawały serialami, filmy filmami, wyobrażenia wyobrażeniami i fabuły książek tylko książkami, wszystko zamkniete gdzieś poza jej namacalnym zasięgiem. Nigdy nie widziała go w pełnym uzbrojeniu SWATu, nigdy też nie była świadkiem, jak kimś mocniej potrząsnął, albo ryknął na kogoś ostrzegawczo, znała tylko tę spokojną i łagodną, a niekiedy namiętną odsłonę szeryfa. Było więc to naturalne, że nie jest w stanie wyobrazić go sobie po tej stronie, gdzie należy się Rowana bać, bo choć szanowała jego i szanowała też stanowisko, które obejmował, nie widziała w nim nic stanowiącego zagrożenie. Już prędzej bałaby się Finna, spotykając go w lesie, bo był wyższy o głowę i dwukrotnie szerszy w barach a z rozczochranymi włosami wyglądał jak zwierzoczłek! Ale Rowan? Rowan o szczerych oczach? To... to przecież człowiek, któremu powierzyłaby własne życie w okamgnieniu i to bez wahania. Więc tak, był w jej głowie wyidealizowany. I byłaby gotowa się kłócić, że ten obraz jest prawdziwszy, niż jakikolwiek inny.
OdpowiedzUsuńNie brakowało jej pewności siebie w sprawach zawodowych. Nie bała się śmiałych posunięć i odważnych prób zmian, zapełnienia grafiku po brzegi, albo nad wyraz jeśli chodzi o zarządzanie pensjonatem, prowadzenie strony z reklamowaniem okolicy Mariesville, wcześniej angażowaniem się w kółka i działalność na studiach, czy w ogóle działaniami związanymi z tą strefą ściśle pracową. Była działaczką, gdy był problem, szukała rozwiązania, próbowała coś robić, a gdy czegoś nie potrafiła, to dowiadywała się nowych rzeczy w temacie, zdobywała informacje, po prostu działała na próbe, albo na pewniaka, z wyczuciem, lub po omacku. Ale kwestie osobiste były dla niej jak głebokie, nieznane jezioro, poruszała się mniej pewnie i ostrożnie. Kwestie z kolei związane z emocjami to była studnia bez dna, a Abigail chyba miała zarówno lęk przestrzenny, jak i głebokości, czy wysokości... taki, który zatrzymywał ją w miejscu. O swoich własnych nie umiała mówić, a o cudze zwykle nie pytała. Była przyblokowana, odsunęła się od relacji i tej kategorii życia i skupiła na karierze, na studiach i powrocie do domu, aby zająć się pensjonatem, a więc nic dziwnego, że gdy przespali się z Rowanem, to była jej pierwsza noc z mężczyzną od kilku lat, pierwsze pieszczoty i pierwsze pocałunki, które nie tylko ją rozbudziły, ale i rozpaliły. On ją po prostu obudził z snu, w który zapadła z strachu, ale potrzebowała czegoś więcej, by całkiem się otrząsnąć z tego stanu. I zaczynała przyjmować do siebie myśl, że nie musi się niczego bać nad wyraz i niczego nie musi unikać z wyprzedzeniem.
Przechyliła głowę lekko na bok i pokiwała głową. Tak, oczywiście Rowan doskonale odczytywał jej niezdarne pytania. Ale słowa jakoś nie wypłyneły, bo obawiała się, że go urazi, albo rozdrażni. Mógł uznać ją za wścibską, nie zdziwiłaby się, ale gdy zaczął odpowiadać, zaskoczył ją. Temat był osobisty, a oni nie znali się na tyle, by sobie ufać, więc okazał jej wielki kredyt. Ona ryzykowała, zadając pytanie tak dociekliwie i sięgające głębiej, a on... Może potrzebował powiedzieć kilka rzeczy na głos, choć nie zdawał sobie z tego sprawy? Czasami rozmowa pomaga, nawet z kimś obcym, a przecież Abi obca tak do końca nie była, więc to i lepiej?
UsuńTo była chwila, gdy jego słowa nabrały kształtów i mrocznych kolorów pokrytych wyciągniętymi długimi cieniami. Abigail dostrzegła jak żyły na rękach Rowana stają się wyraźniejsze pod skórą, kiedy objął rurkę mocniej i jak knykcie bardziej odznaczają się podczas wiosłowania w jego dłoniach. Bardziej niż chwilę temu zanim padła odpowiedź. Jej twarz straciła kolor, rumieńce do tej pory rozgrzewające policzki pobladły i chyba nawet na moment wstrzymała oddech. Przez kilka ruchów wiosłem nie było słychać absolutnie nic poza cichą wodą odpowiadającą na uderzenia i sunięcie kajakiem po powierzchni, a ona czuła, jak mocno bije jej serce. Rozchyliła usta, aby nabrać głebszego powietrza dyskretnie i cicho, aby nie pociągnąć nosem, bo wezbrało w niej współczucie i wzruszenie, przeogromny smutek, który sprawił, że w oczach nie tylko zaszkliły się wielkie łzy, ale one już solidnie popłyneły jej po twarzy! Przygryzła drżące wargi i uniosła dłonie, powoli i o wiele niepewniej niż wcześniej, układając je na dłoniach bruneta.
Nie miała pojęcia... Nikt pewnie nie miał pojęcia, co przeszedł, co przeżył i z czymś się zmierzył. Miała wrażenie, że jego sylwetka stała się teraz gorąca jak wulkan i twarda jak skała, a ona jest malutka i drażni uśpiony żywioł. Nie żałowała pytania, ale że stało się to teraz, w miejscu i czasie, gdy nie może się odwrócić i spojrzeć mu w twarz. I to nic, że ramiona jej lekko zadrżały od bezgłośnego szlochu, nie wstydziła się swojej wrażliwości i empatii, ani tym bardziej łez, które były tego wyrazem. Było jej jednak tak przykro, że chyba nawet nie umiałaby tego wyrazić!
- Przykro mi z powodu tej straty - powiedziała cicho, ochrypłym i zmienionym przez ściśniete gardło głosem, układając palce przy zbielałych kostkach u rąk mężczyzny, kiedy wciąż ściskał wiosło. Pogładziła mu skórę szczupłymi palcami, chcąc by złagodniał, by odetchnął, rozluźnił się. Nie chciała wybudzać jego koszmarów.
Miała w sobie całe morze uczuć, potrafiła je z siebie wyrzucać, oddawać, dzielić się tym ciepłem i dobrem, kojąc, a także rozumiejąc. Jak na swoje lata zdumiewała dojrzałością. I broniła się tylko przed tym, co może ją porwać, w obawie że utonie, ale teraz to było coś innego. Teraz nie chciała, aby Rowan utonął, mogła być jego kołem ratunkowym od smutku i wspomnień. Chciała mu podziękować za to, że podzielił się z nią ta historią i obiecać, że zostawi to dla siebie. Ale to może jak wysiądą z kajaka, bo chciała spojrzeć mu w twarz, popatrzeć w te jego szczere oczy i obiecać, że zachowa dla siebie wszystko, co jej powierzył. To było zbyt ważne i cenne, by rzucać słowa tylko przed siebie. I potrzebowała jeszcze kilka minut, które mieli na dopłynięcie, aby uspokoić lecące łzy, których słony smak czuła już na ustach.
Pomyślała jeszcze o tym, że miał kobietę, którą kochał i którą stracił. Ona go nie rzuciła, nie odeszła bo się znudziła, ale zniknęła z tego świata bezpowrotnie. A on był sam i... i teraz kwestia tego, że sobie ulegli po nalewce wydawała jej się tak paskudna i brudna, że wyrzuty sumienia zaczęły bardzo ciasno oplatać jej kręgosłup moralny, wręcz wżynając się w każdy zakamarek boleśnie. Odetchnęła głeboko z drżeniem w piersi i zagryzła kolejny raz mocno dolną wargę. Poczuła jak zęby rozcinają delikatną skórę, gdy nad sobą nie zapanowała i zwiesiła głowę, zaciskając powieki, byleby się nie rozpłakać w głos. Nigdy w życiu nie słyszała takiej historii, to... to rozdarło jej serce na strzępy! Aż zacisnęła palce na jego dłoniach mocniej, trochę może bezwiednie. Boże, co dopiero musiało dziać się z Rowanem, który to przeżył?! I ona jeszcze w niewiedzy wcisnęła się w jego życie i nie umiała się wycofać, bo co rusz zaczepiali się i ulegali chwilom droczenia... Przecież to było... to było... Nie wiedziała jakie to było, ale było totalnie rozwalające od środka.
- Przepraszam - szepnęła cicho, trochę jękliwie, ale teraz to już trudno było powiedzieć, czy przeprasza za pytanie, czy swoją reakcję.
Abigail w ponad stu kawałkach
Nie znała głębi tej historii i prawdopodobnie nigdy jej nie pozna, bo sam ton z jakim Rowan zdradził jej jedynie odległy zarys wskazywał, że zostawiał przeszłość za sobą. Ale te trzy zdania wystarczyły, bo poruszył w niej coś więcej, niż gdyby kwieciście opowiedział o innej sytuacji, nawet pieknej i takiej która choć odrobinę go ruszyła, jak miłe wspomnienie. Te suche zdania, rzeczowe, ale odkrywające coś, co go poharatało wewnętrznie, w zupełności wystarczyły, aby oddech ugrzązł jej w płucach, serce najpierw zwolniło, a po sekundzie uderzyło w piersi z większą mocą i Abigail się rozpadła. Przecież to... to był możliwe że jego najtrudniejszy moment w życiu, ale tez najbardziej rozdzierająca historia jaką usłyszała! Abi tak czuła, że Rowan nie jest z kamienia, tlił się w nim prawdziwy płomień, chęć do życia, determinacja, nawet jeśli nie był dostepny dla każdego i nawet jeśli z reguły był zasadniczy i zdystansowany. Do cholery człowiek z kamienia nie całuje tak jak on, nie dotyka i nie pieści z taką namiętnością! Ale to... to był dramat. I nie mogła zrozumieć, jak można sie pogodzić z czymś takim. Okazywał tyle siły, że nie była w stanie pojąć, jak to robi, bo... wydawało jej się to po prostu nierealne! I to też nie tak, że był bezdusznym i zatwardziałym dziadem, do cholery! On... on był niemożliwy. Niemożliwy i niesamowity pod wieloma względami i teraz przekonywała się o tym jeszcze bardziej. Tylko dlaczego tę jego siłę musiała zbudować najgorsza tragedia, coś tak okropnego?!
OdpowiedzUsuńTo że zaczął ją uspokajać, było jeszcze gorsze, niż gdyby pozwolił jej się samej opanować! Zaszlochała głośniej, gdy przesunął dłonią po jej ramieniu, odgarnął kilka mokrych wciąż od pływania w rzece kosmyków na plecy i sama wcisnęła się w jego ciało, kręcąc głową. Nie... jak mogło być w porządku? Jak mógł tak mówić?! Na prawdę potrafił się odciąć od takich chwil? Ona... nie potrafiła tego zrozumieć, ale mając przed oczami tylko ogół sytuacji i to wystarczyło, było usłyszana historia nią wstrząsnęła.
Jeśli nie miał jej za złe, że spytała, to dobrze. Nie potrafiła jednak wydusić słowa, by nie pokazać mu, jak bardzo się przejęła. I nie mogła przeprosić drugi raz za to, jak zareagowała! Czy powinna jednak kajać się za to, jak czuje i jak to wyraża? Jax zawsze jej mówił, że czuje za bardzo i za mocno, że ta jej wrażliwość jest piękna, ale się nie przydaje i ją może połamać. Chyba właściwie miał rację. Może Rowan już wiedział, może dostrzegł drżenie ramion, jak ucieka od jego spojrzeń, obracając twarz i uciekając własnym, jak się chowa, opuszczając głowę. Nie była subtelna, ani dyskretna, a łzy leciały jej ciurkiem po twarzy, kapiąc po brodzie na sukienkę.
Czasami trzeba puścić to, co się kocha, żeby ocalić siebie słyszała to już drugi raz, ale w tym kontekście brzmiało to okropnie. Miał dużo racji, potrafiłaby się z nim zgodzić, ale teraz to dramat tej historii i jego strata przysłoniły jej trzeźwy pogląd. Oderwała dłonie od jego rąk i zasłoniła twarz, łapiąc oddech i próbując sie opanować. I nawet jeśli Rowan musiał pogodzić się z tym, co zaszło, aby samemu ruszyć do przodu, to Abigail kierująca się sercem, nie umiała zrozumieć tak zdroworozsądkowego podejścia. Nie w tym przypadku i nie od razu. Jej rozum nie wygrywał z sercem. Najwidoczniej nie była wcale silna i zaradna, na pewno nie jak szeryf.
UsuńWciąż byli na wodzie, więc powinna sie uspokoić i nie wiercić, aby nie doprowadzić do wywrotki. Dobra, gdzieś głeboko o tym pamiętała, ale gdyby wiedziała, jakiego kalibru tematu się spodziewać, nie spytałaby o to teraz! Czy on był poważny udzielając jej odpowiedzi w takim momencie? Przecież widział, jak żywa i ekspresyjna była. Zagryzła znów mocno wargę, krzywiąc się na ból rozcięcia i przetarła palcami policzki. Obróciła się nieznacznie w bok, a kajak się zakołysał, tyle że Abigail zupełnie się tym nie przejęła. Teraz przejmowała się Rowanem i chwyciła go za dłoń, którą oparł na jej ramieniu, zupełnie jakby chciała dodać mu otuchy i wyrazić głebokie współczucie. To nic że on już tego nie potrzebował, ona owszem.
- Czeka cię przyszłość, na pewno dobra, jestem pewna - stwierdziła cicho, przechylając się jeszcze trochę, by spojrzeć na niego choć trochę w tym niewygodnym, wręcz paskudnym położeniu. Teraz przeklinała ten kajak!
Abigail, której szeryf nie pomaga
Mogli zostać przy samych pocałunkach, nie ruszać się z klatki schodowej i rozsiąść się jak para nastolatków na schodach. Paige mogłaby nawet dalej stać przed budynkiem, bo to, że ktoś by ją wtedy zobaczył, było jej całkowicie obojętne. Ale nie chciała poprzestawać na samych pocałunkach, co wiedziała, można powiedzieć, od razu, jak tylko coś, co miało być właściwie żartem, okazało się czymś zgoła innym. Żaden żart nie był tak słodki i nie rozbudzał takich pragnień. Nie miała pojęcia, co to konkretnie było, ale w ogóle jej to nie przeszkadzało, żeby się tego posłuchać. Bo było to niespodziewane przyjemne i już na tym etapie niesamowicie satysfakcjonujące, więc naturalnie w Paige budziła się zachłanna ciekawość i chęć, by przekonać się, czy inne rzeczy też mogły takie być.
OdpowiedzUsuńChciała, była ciekawa, więc też zaczęła po to sięgać, ale nie mogła wiedzieć, jak zareaguje na to Rowan. Przecież wcale nie musiał odczuwać tego samego, co ona. Nie była naiwnie głupiutka, by od razu założyć, że skoro ją omotało coś tak niepozornego jak kilka pocałunków, to na niego podziało to podobnie. Może dla niego to było coś normalnego, nic specjalnego i spokojnie mógłby się bez tego obejść, nie męcząc się później z niedosytem, nie będąc targanym przez ciekawość. Paige się takie rzeczy zwyczajnie nie zdarzały, więc możliwe, że trochę się tym zachłysnęła i za bardzo dała ponieść, ale na pewno nie będzie sobie później pluć w brodę. Większe prawdopodobieństwo, że później żałowałaby bardziej tego, że nie spróbowała skusić Rowana do siebie, niż jakby odprawił ją z kwitkiem. I bardzo dobrze, że to zrobiła, bo z każdą chwilą szansa na żałowanie czegokolwiek była coraz bliższa zeru, co też było zaskakujące, wziąwszy pod uwagę, co ich łączyło.
Szczerze powiedziawszy, z godzinę lub dwie temu bardziej spodziewałaby się tego kwitka niż takiego zapału, z jakim oddawał się wodzeniu go na pokuszenie, lub, jeśli wolał tak o tym myśleć, odpowiadał na te jej zarządzenia. Poza tym, to raczej oczywiste, że wiedziała, co robi i dlaczego. Chciała go rozpalić, sprawić mu przyjemność, trafić chociaż w kilka jego słabych punktów w celu chyba jasnym dla ich obojga, tylko nie przewidziała, że tak na niego to będzie działać. Nie, żeby Paige nie miała zupełnie żadnego doświadczenia w zawracaniu facetom w głowach albo nie lubiła tego robić, ale tutaj równie istotne było to, co działo się z nią samą.
— Hmm…? — zamruczała cichutko, kiedy usłyszała swoje imię, jeszcze nie do końca oderwana od tego stanu uniesienia. Powoli to przyjemne zaćmienie samo zanikało, więc niczego nie poganiała, mimowolnie chcąc się tym jeszcze troszkę nacieszyć, tą charakterystyczną beztroską.
Odetchnęła lekko, czując te delikatne muśnięcia w okolicach jej tatuaży. Uśmiechnęła się rozkosznie, pozwalając ciału stopniowo się rozluźnić, choć w niektórych miejscach nie było to wcale takie łatwe. Rozchyliła lekko powieki, wyczuwając, jak zmienia się położenie Rowana i ignorując na razie jego nonszalancję, pocałowała go ze spokojem i delikatnością, które zdecydowanie kontrastowały z poprzednimi pocałunkami. Palce dalej trzymała wplecione w jego włosy, ale teraz już go tak nie ciągnęła ani nie drapała. Potrzebowała jeszcze kilku minut, żeby dojść do siebie, tylko cały czas łaknęła jego bliskości i pieszczot. Dlatego była teraz taka milutka i potulna, nie reagując na jawne zaczepki. Ale nie na długo, bo po tych kilku minutach ugryzła go niespodziewanie w język. Nie za mocno, tylko tak żeby poczuł.
— Co ty możesz wiedzieć o tym, czego ja pragnę, co? — zapytała w odpowiedzi z pełną świadomością, jak bezczelnie musiało to teraz brzmieć, a na jej usta wpełzł zadziorny uśmieszek. — Nie masz zielonego pojęcia — dodała z przekonaniem i musnęła językiem dolną wargę Rowana. Droczyła się z nim tylko, na pewno to widział. Po tym, co z nią zrobił, nie miała wątpliwości, że wiedział całkiem dobrze, czego mogła pragnąć, ale to nie znaczyło, że musiała mu przytaknąć. I może nawet rozumiał, że skoro przed chwilą tak się pod nim rozpływała, to musiała to przecież teraz trochę nadrobić.
Dłońmi naparła na jego tors, chcąc, żeby z niej zszedł i żeby mogła się podnieść. Przesunęła się w stronę ściany, pod którą stało łóżko i pociągnęła Rowana za sobą, żeby mógł się ułożyć na poduszkach w półsiedzącej pozycji. Zgrabnie przełożyła nad nim nogę, wspierając się rękoma o jego ramiona i uklęknęła w lekkim rozkroku. Pochyliła się do niego, odchylając mu lekko głowę do tyłu i wpiła się zachłannie w jego usta, pomrukując nęcąco.
Usuń— Powinnam cię wcześniej ostrzec, wiesz? — szepnęła przy jego ustach, łapiąc szybko oddech, nim ponownie złączyła ich wargi w pocałunku, w trakcie którego opuściła się powoli na jego męskość. Jęknęła cicho, dociskając się do niego mocniej i przez dłuższą chwilą nie poruszyła się więcej, dalej tylko obsypując Rowana gorącymi pocałunkami.
Paige King
W jej stylu nie było ocenianie innych ludzi, więc nie zamierzała patrzeć na Rowana przez pryzmat tego, jakie decyzje podjął i co zrobił, ponieważ znalazł się w miejscu, w którym Nancy nigdy nie będzie, bo nie planowała kariery policyjnej, i do tego przeżył wielką, niesprawiedliwą stratę. Nie wyobrażała sobie tego, nie potrafiła, nie chciała, gdyż strach o ludzi, których kochała i na których jej zależało, był w niej tak ogromny, że myśl o tym, że mogłoby się im coś stać, była paraliżująca. Nancy wiedziała, jak działa życie, a ludzkimi tragediami była otoczona i wręcz pochłonięta, mierząc się z nimi każdego dnia pod najróżniejszymi postaciami, podsycając w sobie przekonanie, że w ogólnym rozrachunku sprawiedliwości raczej brakuje. Jeśli więc Rowan zrobił coś, co w pewien sposób miało tę sprawiedliwość przywrócić, wymierzając komuś to, na co zasłużył, to Nancy z tym nie dyskutowała. Pewnie, że samosądy nigdy nie powinny być opcją. Nikomu nie mogły zwrócić życia, ani nie naprawiały przeżytych traum, aczkolwiek fakt, że przez to na świecie jest o jednego złego człowieka mniej i najprawdopodobniej ktoś został dzięki temu uratowany, miał znaczenie.
OdpowiedzUsuńTęskniła i tęskni, ale przystosowała się do życia w Mariesville, które bardzo lubiła, więc było jej o tyle łatwiej. Sporo kosztowało ją, żeby spakować swoje życie w walizkę, ale po pierwsze przeprowadziła się w miejsce, które już znała, a po drugie tutaj naprawdę można było odnaleźć spokój i ona właśnie tego szukała. Lubiła być dzielna, zależało jej także na byciu niezależną, więc zamiast się umartwiać, czerpała z tego, co dawało jej życie, wierząc, że reszta jakoś się ułoży. Przecież i tak nie mogła wszystkiego przewidzieć.
Na przykład dzisiaj nie przewidziała, że spotka się z Rowanem i że akurat oboje będą mieli swój szczęśliwy dzień. Musiała jednak przyznać, że jego obecność oraz towarzystwo sprawiały jej wielką radość. Z nim zawsze było jakoś lepiej.
Nancy uśmiechnęła się, zauważając szczęśliwą Clementine, która tańczyła i wygłupiała się z Coltonem, co zdecydowanie świadczyło o tym, jak wybitnie się ze sobą dogadują. Wcale jej to nie dziwiło, chociaż trochę martwiło, że dla jej przyjaciółki najprawdopodobniej skończy się tak, jak zwykle. Bardzo lubiła Colta, bo to był naprawdę zabawny i szalony człowiek, ale zdążyła poznać jego czarującą stronę casanovy, która na nią nie działała, jednak istniało całkiem duże prawdopodobieństwo, że zadziała na Clem. Nancy kontrolnie rozejrzała się jeszcze za Hazel, którą dostrzegła przy kanapie z Lisą, z którą żywo o czymś dyskutowała, trzymając w jednej ręce tajemniczy kubeczek.
— Tylko wiesz, że musisz oddać mi kontrolę? — zagadnęła ostrożnie, wracając rozbawionym spojrzeniem do jego oczu. To nie pierwszy raz, gdy Rowan był zmuszony oddać się w ręce Nancy, ale tym razem to było coś innego. — I mocno mnie trzymać — dodała z uśmiechem.
Tylko na początku musiał pozwolić jej się poprowadzić, aby była w stanie pokazać mu wszystko, co miała w zanadrzu, chociaż to mogło być ciężkie, zważywszy na tłum ludzi, który ich otaczał. Na parkiecie, o ile tak mogła nazwać środek salonu, było zdecydowanie mniej miejsca, niż początkowo zakładała, ale taka niedogodność nie mogła jej powstrzymać.
Nancy złapała za dłoń Rowana, zdecydowanie skracając między nimi dystans, przez co zapach jego perfum mógł uderzyć do jej głowy niczym tequila, i spojrzała na niego z charakterystycznym błyskiem w oku, zaczynając śmiało poruszać się w rytm muzyki. Odpowiadały jej te latynoskie klimaty, ponieważ gdy jeszcze mieszkała w Atlancie, to za namową Clementine zapisała się na lekcje bachaty. Nie myślała, że to kiedykolwiek się jej przyda, a jednak dzisiaj mogła popisywać się przed Rowanem tym, jak świetnie, rytmicznie, zmysłowo wychodziło jej kręcenie biodrami i zarzucanie włosami.
Przez chwilę tańczyła z nim przodem, a innym razem na moment odwracała się i przywierała do jego klatki piersiowej plecami, pozwalając na to, by wtedy jego dłonie swobodnie lądowały na jej talii.
Usuń— A teraz prawdziwa figura — zaproponowała ze śmiałością, gdy okazało się, że jej i Rowanowi z łatwością przyszło odnalezienie wspólnego rytmu, oddając się przy tym muzyce. Zrobiła obrót, zwinęła się w jego stronę, a gdy plecami ponownie dotarła do jego torsu, delikatnie się osunęła, przechylając do tyłu. Zerknęła w jego oczy i roześmiała się cicho, będąc pełna podziwu wobec Rowana, który dzielnie jej partnerował.
Aż nagle hiszpańskie rytmy zostały zastąpione mocnymi, klubowymi hitami.
Nancy Jones
Wolałaby uniknąć przewrócenia kajaka. I było to zupełnie naturalną postawą każdego uczestnika spływu. Raczej nikt dobrowolnie nie chciałby znaleźć się pod nieco mętną taflą rzeki. Rzeka w Mariesville nie należała do najpłytszych, nie była też szczególnie rwąca, przynajmniej tutaj, gdzie jej koryto pozostawało w miarę uregulowane. Betsy nad brzegiem rzeki spędzała sporo letnich dni, kiedy uczepiała się jak rzep psiego ogona swoich starszych braci i ich przyjaciół. Doskonale pamiętała wydarzenie, w którym niemal jeden z kolegów braci się nie utopił, przy okazji ciągnąć Betsy na dno za sobą, a które zostało wyparte przez wszystkich uczestników. Wystarczyło tylko na moment stracić dno pod palcami i było się straconym. Od tego wydarzenia minęło już wiele lat, a mimo to Betsy znacznie mniej chętnie zażywała kąpieli w rzece i nie odważyła się w niej pływać, co najwyżej moczyć nogi, kiedy ktoś inny był w pobliżu. Czuła respekt przed wodą, a większą swobodę odczuwała jedynie na kontrolowanych wodach basenów, gdzie woda była przejrzysta, a dno doskonale widoczne i przede wszystkim stabilne.
OdpowiedzUsuńMoże dlatego też do pomysłu spływu kajakowego podchodziła dość niechętnie, a pity przez nią cydr miał dodać animuszu. Miała jednak na sobie kapok, a za sobą mężczyznę, który na pewno wiedział, jak ratować ludzi. Początkowo wizja dzielenia środka transportu z szeryfem była druzgocąca, ale teraz zaczynała dostrzegać jej plusy.
— No tak. Własną normalność. Nie pomyślałam o tym… — zauważyła zaskoczona. Chyba zbyt ufnie i naiwnie spoglądała na cały otaczający ją świat, zapominając o tym, że skrywa on też te zeźlone jednostki, których normalność i codzienność daleka jest od rozumowania przeciętnego obywatela. Wiedziała oczywiście, że ludzie potrafią manipulować, okłamywać, okradać i zabijać, ale też nigdy nie zetknęła się z kimś tak naprawdę złym i okrutnym. Przesiąkniętym ciemnością.
— Ciężki wybór? No bez przesady. Popatrz tylko, jaka jestem wspaniała — zaśmiała się, kręcąc przy tym lekko głową. I parskała śmiechem po każdym kolejnym zdaniu wypowiedzianym przez mężczyznę. Kiedy tak opowiadała o ich częstych spotkaniach na posterunku, nie wyglądały one wcale źle. Mogła sobie przypisać jako zasługę, że czyniłą jego dzień w pracy lepszym, barwniejszym i pewnie po prostu milszym.
— Wyszłabym na bezdusznego potwora, gdybym mimo wszystko zachęcała cię do startowania w tym naborze? — spytała rozbawiona. Zrobiła łyk cydru i zakręciła właśnie butelkę. Miała wrażenie, że gdzieś przed nimi głosy innych spływających były podniesione, nieco głośniejsze i niosły się po rzece donośniej niż jeszcze przed chwilą. — Wiesz, zawsze też może się okazać, że te, które na mnie wiecznie donoszą, w końcu się tym znudzą i co wtedy? Wtedy nie będę mogła patrzeć w te twoje bystre oczy nawet podczas służbowych czynności… — zauważyła i chciała kontynuować, kiedy okazało się, że wcale jej się nie wydawało, iż ktoś podniósł tłok. Niemal na samym środku koryta rzeki rozbrzmiała wrzawa, kilku uczestników spływu wpadło w ogólnopojętą panikę, a jeden z kajaków był wywrócony do góry nogami. I pewnie nie byłoby to większym problemem, bo inni mogliby ten kajak obrócić, a wypadkowicze z ich pomocą wrócić na miejsca, gdyby nie fakt, że na rzece unosiły się dwa samotne, pomarańczowe kapoki.
— Szeryfie… — mruknęła zaniepokojona. — Stało się.
Murray odłożyła butelkę i sięgnęła po wiosło, zaczynając znacznie szybciej przebierać rękoma. Towarzystwo było widocznie na tyle podchmielone, że alkohol zamiast dodać odwagi, to im ją odebrał (albo dodał rozsądku), bo nikt nie wskoczył do wody, aby ratować topiących się.
Betsy Murray
Nie chciała się rozpłakać, a właściwie gdy zadawała pytanie, była gotowa usłyszeć trudną odpowiedzi - coś głębokiego i tak prywatnego, że Rowan mógł odmówić jej rozmowy na ten temat. Ale nie spodziewała się takiego kalibru i zanim w ogóle przeanalizowała jego słowa, już serce zareagowało, już ścisnęło ją w piersi i łzy popłynęły pierwsze. Nie chciała też przepraszać, bo przecież jej reakcja, nawet jeśli w jego ocenie przesadzona, była szczera. Była... W szoku. Była rozbita, zaskoczona, zmrożona tą historią. A jednocześnie smutek, współczucie i jakieś niedowierzanie mieszało się mocno i przyciskało, dusiło ją tak, że z trudem łapała oddech.
OdpowiedzUsuńJeszcze było zdecydowanie za wcześnie, by poza emocjami dojść do słusznych wniosków, dlaczego Rowan mimo że korzysta z tego, co oferuje los i nie stroni od nadarzających się okazji, tak głębiej nie jest dostępny. Bo teraz wciąż wrzały w niej emocje i pierwszy szok poznawczy. To co jej powiedział to... było coś, czego większość ludzi nie przeżyje. To było coś, co mogło złamać, a na pewno poharatać tak, że człowiek się nie pozbiera, ale niezłomność charakteru Rowana tutaj pokazywała, ile jest w stanie znieść. Był twardy, choć i to musiało mieć swoją cenę. Abi już wiedziała, że nie jest otwarty na nic głębszego i wiążącego, że jest miły ale wciąż zdystansowany, ale też nie mieli takiej znajomości, by miała prawo albo musiała tak nad tym rozmyślać. Teraz może jednak lepiej go zrozumie. Do tego pewnie dojdzie, bo ruda jest empatyczna i niezwykle troskliwa i chciała znać i rozumieć tych, których ma wokół siebie.
Kiedy brunet wrócił do wiosłowania, odetchnęła drżąco, układając dłonie na kajaku. Musiała, miała potrzebę aby coś trzymać i zresztą zaciskała palce raz po raz przed sobą na twardej powierzchni. Czuła jego bliskość teraz bardziej, wiosłował z większą siłą, a jego oddech odbijał się na jej plecach, gdy klatka mężczyzny pracowała mocniej. Spoglądała przed siebie, wdzięczna że Rowan pozwala jej na taką reakcję, nie traci cierpliwości, nie złości się i właściwie chyba nawet rozumie, że Abi taka właśnie jest. Płakała zwykle mało i gdzieś poza cudzymi spojrzeniami, bo przecież widzieć ją niewesołą to rzadkość, a gdy się smuciła, albo coś nią szamotało od wewnątrz, to nie zdradzała się przed ludźmi. Była z tym co głębsze skryta i w pewnym sensie też nie dopuszczała do siebie zbyt blisko nikogo, ale teraz, w sumie właśnie dzięki ich szaleństwu po nalewce, zaczynała rozumieć dlaczego. Zaczynała rozumieć siebie i to, że zamykała się na ludzi, a nawet na życie z czystego strachu, tylko co to za życie bez uczuć? I czy nie warto się bać, zbierać niekiedy nauczki i rozczarowania, aby cieszyć się i doceniać to co dobre bardziej? I znów pojawiało się zdumienie i szok, że jak... Jak Rowan mógł tak żyć? Tak goło, skupiony wyłącznie na obowiązkach i chwilach...? Odcięty od głosu serca... Ludzie go cenili, szanowali, lubili, miał powodzenie u płci przeciwnej, a pozostawał niewzruszony! I teraz, tutaj, niektóre sprawy rozjaśniały się same, bo on... Był roztrzaskany w drobny mak w środku i jednak się pozbierał, choć nie wszystko pewnie było posklejane, a niektórych tematów nie dało się naprawić, tak jak nie dało się cofnąć czasu. A to sprawiało, że widziała go inaczej i wszystkie barwy, w jakich go postrzegała do tej pory, nabierały intensywności. Jej podziw, a nawet fascynacja i zaciekawienie nim urosły.
Pokiwała głową, przełykając ostatnie wielkie jak groch łzy, gdy poinstruował, że ma wysiąść pierwsza, gdy za moment dopłyną. Cisza okolicy, piękny widok malowanego zachodem słońca nieba i spokój panujący wokół pomagał jej się opanować. Do tej pory nawet nie dostrzegła, jak pięknie jest nad ich głowami, gdy ogniste pomarańcze zlewały się z różem i błękitem, kiedy słońce chyliło się już za horyzont! I było jej tylko trochę głupio, że się nie kontrolowała , a wręcz rozkleiła.
UsuńWysiadanie z kajaka było trudniejsze, niż dostanie się do niego. Gdy już mogła wysiadać, podparła się dłońmi po bokach i wysunęła, ale miała wrażenie, że wyszło jej to tak niezgrabnie i przesunęła tyłkiem po ciele Rowana, że nie spojrzała na niego przez kilka kolejnych sekund, gdy sam wychodził na brzeg. Spojrzała na swoje stopy obute w sandałki i czerwone kolana, bo chyba kilka razy uderzyła o wnętrze kajaka i nie pomyślała nawet o tym, by zdjąć kapok. Miała mętlik w głowie, nawet jej od tego wszystkiego trochę szumiało i aż się wzdrygnęła, gdy nagle szeryf stanął o krok od niej. Popatrzyła najpierw na jego twarz, łapiąc kontakt wzrokowy, a potem spojrzała na dłonie, które odpinały klamry kapoka i zamiast zdjąć z siebie kamizelkę, nie pomogła mu, tylko uniosła nieco ramiona i objęła go, chowając twarz w koszulce Rowana.
- Okej - mruknęła tylko cicho, podnosząc po chwili spojrzenie do jego oczu. Cofnęła dłonie tylko trochę, pozostawiając je na biodrach szeryfa, by nie obejmować go ciasno i choć usta jej drżały i widniał na nich czerwony ślad od zębów, naprawdę się starała trzymać twardo i dzielnie. - W porządku? - spytała tym razem jego. Czy w ogóle zadawał sobie to pytanie? Czy przetrawił te wydarzenia z przeszłości i te stratę? Czy miał na to czas i w ogóle miejsce w życiu, które było poukładane i biegło dynamicznie?
Abigail obawiała się, że Rowan nie ma nikogo, kto by o niego zadbał i nie chodziło o kobietę, która byłaby bliska jego sercu i obecna w jego życiu. Chodziło o drugiego człowieka. Miał przyjaciół, rodzinę, ale czy ich również trzymał na dystans, czy był z nimi i wobec samego siebie szczery i otwarty? Czy oni o niego dbali, troszczyli się, pytali jak się ma dla niego, a nie dla siebie? Czy pytali tak, by go naprawę usłyszeć?
Przechyliła lekko głowę na bok i przysunęła się o pół kroku, zatapiając się w jego czekoladowych oczach. Miał słońce za plecami, więc nie mogła dostrzec tych jaśniejszych błysków, które niekiedy pojawiają się na tęczówce, gdy oko złapie ostrzejsze światło, ale wiedziała, że tam są.
- Chce jechać z tobą - oznajmiła krótko, bo przecież nawet tak ustalili nad brzegiem, gdy wiązał jej bikini. Nie wpraszała sie, skoro sam tak wtedy powiedział, ale jeśli posiada do domu szeryfa, tam był tylko rzut beretem do pensjonatu, gdzie miała resztę swoich rzeczy, w tym rower i klucze do mieszkania w Downtown.
Abigail
Miłość jest wyjątkowym uczuciem, którego każdy człowiek powinien co najmniej raz zasmakować, ponieważ wtedy wszystko staje się lepsze, ale miłość potrafi być okrutnie wymagająca, skomplikowana, tak samo wspaniała jak i bolesna. Cudownie jest się zakochiwać, gorzej odkochiwać, a najgorzej nie odkochać się wcale. Nancy z uczuciami była ostrożna. Przede wszystkim dlatego, że nie bardzo miała czas na związki i odpowiedzialność, która się z nimi wiązała, ponieważ każdego dnia była dosłownie pochłonięta wszystkimi możliwymi obowiązkami, a uważała, że jak się z kimś jest i kogoś się kocha, to pragnie spędzać się z nim jak najwięcej czasu i tego nie chciałaby komuś odbierać lub ograniczać, ale Clem była aktywnie poszukująca. W dodatku bardzo kochliwa, przez co historii związanych z mężczyznami miała mnóstwo, często przerabiała te same schematy, a innymi razem opowiadała rzeczy, których nie wymyśliłby najlepszy scenarzysta. Clementine marzyła o miłości jak z filmu; porywające i gorącej. Chciała się zakochać, ustatkować i być kochaną trochę bardziej niż przeciętny człowiek, dlatego zdarzało się, że niejednokrotnie lokowała uczucia w nieodpowiednich facetach, którzy wykorzystywali okazję, jaką los stawiał na ich drodze. Nancy, niestety, miała powody, aby martwić się o swoją przyjaciółkę, nie chcąc, aby przechodziła przez kolejne rozczarowanie, aczkolwiek zdawała sobie sprawę z tego, że wszyscy są tutaj dorośli i każdy robi to, co uważa za słuszne. Nie planowała więc stawać Clem i Coltonowi na drodze, tym bardziej, że rzeczywiście wyglądali tak, jakby się ze sobą dogadywali. Ona ciągle się uśmiechała, on skupiał się tylko na niej, razem się bawili i być może coś zaczynało być na rzeczy.
OdpowiedzUsuńTak na wszelki wypadek, dla swojego spokoju, Nancy postanowiła tylko mieć na nich oko, ale ciężko było skupić się na tamtej dwójce, skoro wyciągnęła Rowana na parkiet i musiała się postarać, żeby nie żałował. Zrobił dla niej dwa wyjątki, a to naprawdę była wielka sprawa, dlatego przyłożyła się do tańca i ogromną radość sprawiało jej, gdy szeryf szybko pojął, o co w tym chodzi i dołączył do jej ruchów, ruszając biodrami razem z nią. A szło mu tak świetnie, jakby również uczęszczał na jakieś taneczne zajęcia. Miał poczucie rytmu i bez problemu odczytywał kolejne kroki, przez co kilka razy Nancy czuła się tak, jakby ta oddana kontrola wracała w jego ręce zupełnie tak, jak po każdym obrocie ona wracała do niego.
W innych warunkach pewnie by sobie na to nie pozwoliła, zdając sobie sprawę z tego, że taki taniec wiązał się ze spojrzeniami i mógł niepotrzebnie rozbudzić wyobraźnię u niektórych, ale miała się dzisiaj dobrze bawić, więc to robiła. Poza tym przy Rowanie naprawdę czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że pomimo zmysłowości oraz bliskości nie zostaną przekroczone jej granice, że wszystko będzie zrobione ze smakiem, że to dla niej i dla niego jest zabawa, przy której mogą się pośmiać. Nie kłamała mówiąc, że nie tańczy z byle kim.
Nancy zaśmiała się, słysząc komentarz Rowana i wierzchem dłoni dotknęła swojego ciepłego policzka, który rumienił się nie tylko z powodu intensywnej aktywności fizycznej, ale także z powodu jego słów, które odebrała jako komplement, bo skoro był gotowy na więcej wyjątków, to chyba naprawdę musiało mu się to spodobać.
— Musisz wiedzieć, że wszystko, co powiesz, najprawdopodobniej zostanie wykorzystane przeciwko tobie — zauważyła żartobliwie, ostrzegawczo celując w niego palcem, jakby to była całkiem poważna groźba.
Nancy nie narzekała na swoją kondycję, choć ona zawsze mogła być lepsza, ale zdecydowanie nie miałaby tyle sił, żeby w ten sposób przetańczyć całą noc. Może z odpowiednią motywacją, ale raczej nie zapowiadało się, aby z kimkolwiek miała powtórzyć to, przez co z Rowanem ściągnęli na siebie uwagę imprezowiczów. Prawdę mówiąc, ten fakt nawet trochę ją zawstydził, dlatego roześmiała się i schowała twarz w dłoniach, kręcąc głową.
— Weź mnie nie strasz, bo teraz nie wiem, co zrobię, jeśli nie odgonię się od adoratorów — zażartowała konspiracyjnym tonem, przysuwając się do niego, żeby tylko z nim podzielić się swoimi obawami i w tym samym momencie poczuła, jak damska dłoń łapie ją za przedramię.
UsuńTo była Clementine, która w ten sposób próbowała zwrócić na siebie uwagę Nancy, a kiedy jej się to udało, wyszczerzyła się w ich stronę.
— Muszę cię porwać. Poszłabyś ze mną przypudrować nosek? — wypaliła, posyłając zdezorientowanej Nancy porozumiewawcze spojrzenie, którym zdecydowanie chciała jej przekazać, że muszą o czymś porozmawiać. — Nie chodzi o narkotyki — zaznaczyła natychmiast stanowczo, wyłapując dwuznaczność swojej propozycji i zatrzymała spojrzenie na Rowanie, jakby obawiała się, że mógłby podejrzewać je o takie rzeczy, czym wywołała na twarzy Nancy głupi uśmiech.
— Jasne, chodźmy, Clem — zgodziła się, domyślając się, że jej przyjaciółka jest w innej potrzebnie niż poprawianie makijażu. Przeprosiła Rowana, na którego czaili się Colt oraz Dylan i poszła ze swoją przyjaciółką w stronę łazienki, a po chwili dołączyła do nich Hazel i Lisa.
Nancy się nie pomyliła, gdyż to była zaplanowana przez Clementine akcja zebrania dziewczyn w jednym pomieszczeniu, żeby po pierwsze wyciągnąć od nich informacje na temat Colta, wygadać się na jego temat, a przy okazji urządzić całą, długą podróż po swoich poprzednich miłosnych klęskach. To całe babskie posiedzenie mocno się im przedłużyło, ponieważ w pewnym momencie Lisa przyniosła alkohol, więc przy kolejnych shotach i drinkach czas płynął jeszcze szybciej, a potem przeniosły się z łazienki do kuchni, w której dołączyło do nich kilka osób. W międzyczasie wspólnie zatańczyły, znowu plotkowały, Clem zniknęła gdzieś z Coltem, Lisa dokładała i donosiła przekąski, w czym Nancy próbowała jej pomagać, a Hazel tylko podsuwała im drinki.
Impreza trwała w najlepsze i wydawało się, że z każdą chwilą jest coraz więcej osób. Większość z nich tańczyła, jednak spora część imprezowiczów przeniosła się piętro wyżej, do jednego z gościnnych pokoi. Nancy odkryła to za sprawą wiadomości, którą dostała do Clementine, w której przyjaciółka kazała jej jak najszybciej przyjść na górę, bo to coś pilnego. Wzięła więc ze sobą Hazel i alkohol, a gdy zajrzała do pokoju okazało się, że podpici, dorośli ludzie właśnie szykują się do gry w prawda czy wyzwanie.
— Chodźcie, laski! — zawołała zadowolona blondynka, machając do swoich przyjaciółek. — Będzie super zabawa — dodała podekscytowana, klepiąc wolne miejsce i spojrzała na Coltona, który, rzecz jasna, wciąż jej towarzyszył, jeszcze bardziej uchachany niż wcześniej, z radością jej wtórując.
Obie z Hazel uznały, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby dołączyły, w dodatku alkohol płynący w żyłach zdecydowanie dodawał im odwagi, a takie gry zawsze były interesującym urozmaiceniem domówek, gdyż w takich momentach działo się najwięcej, więc nie pozwoliły na to, aby Clementine musiała je namawiać.
— Zamierzasz zdradzać wszystkim swoje sekrety, ciągle będziesz wybierał wzywania, czy może będziesz tylko obserwował? — zagadnęła Rowana, siadając naprzeciwko niego i zaciekawiona uniosła brwi. Nie sądziła, że takie zabawy są w jego stylu, ale to nie pierwszy raz, gdy ją dzisiaj zaskoczył.
Nancy Jones
Nie wiedziała jeszcze, co sobie będzie o tym wszystkim myślała już po, kiedy zostanie z tym sama, jednak z pewnością nie było się czym przejmować. Najpewniej przejdzie z tym do porządku dziennego bez roztkliwiania się i wypominania sobie czegokolwiek. Żadne wyrzuty sumienia jej nie dopadną, święta przecież nie była i bez tego, i nawet jeśli jednorazowe przygody tego typu nie gościły na stałe w jej życiu, to nie robiła nic złego, czego musiałaby się później wstydzić. Była dorosła, chciała i mogła i to samo dotyczyło Rowana, więc nigdzie nie było żadnego problemu. Nie znali się dobrze, ale wcale nie musieli, by oboje rozumieli, że to tylko tak na jedną noc. Na więcej i tak nie byłoby okazji, a gdyby jednak taka opcja istniała, to by się w ogóle tu nie znaleźli. To rozumiało się samo przez siebie, bez żadnych pytań, bez zastanawiania się nad czymkolwiek poza tym, na co miało się ochotę.
OdpowiedzUsuńZnała swoje ciało na tyle, by wiedzieć, na co mogła sobie pozwolić zaraz po orgazmie. Głównie dlatego się nie spieszyła, chciała najpierw się przyzwyczaić, sprawdzić, jak będzie to odczuwać, gdy ich ciała się złączą, a potem znaleźć to najlepsze ułożenie i dopasować rytm, który będzie odpowiadać im obojgu. Do tego spokojniejsze tempo pozwalało na to, by nie odrywać się od pocałunków, od których ust Paige rzeczywiście zaczynały robić się lekko opuchnięte, choć może to lekkie podgryzanie się nawzajem też miało tutaj wpływ. Nie przeszkadzało jej to, podobnie jak to, że Rowan delikatnie ją pod siebie ustawiał. Takie sugestie były właściwie zawsze mile widziane, stwarzały też takie dodatkowe poczucie bliskości, która pojawiała się, gdy jedno należało do drugiego, nawet jeśli tylko na tę jedną chwilę i na nigdy więcej. Niech ją do siebie dociska, przytrzymuje przy ustach albo odsuwa, by objąć spojrzeniem krągłości. Póki była na górze, w ogóle w nią to nie uderzało.
Za to ta odzywka… Chętnie znowu by go ugryzła, nawet jeśli miał poniekąd rację. Gdyby chciała, gdyby się postarała, nie wiedziałby o niczym. Nawet by się nie domyślał, że zaczepkami i droczeniem się, próbowała najpierw go sprowokować, a potem wybadać te reakcje i dowiedzieć się nie tego, na ile mogła sobie pozwolić, a na ile mogłaby ewentualnie pozwolić jemu. Robiła to jednak podświadomie, bo na pewno nie przyznałaby się na głos do tego, że z chęcią oddałaby komuś pałeczkę albo nawet dałaby się bardziej sponiewierać, gdyby tylko miała pewność, że się nie rozczaruje. Paige była po prostu trochę pokręcona, o wielu rzeczy nie mówiła na głos, a jej aluzje nie były wcale oczywiste, nie były nawet blisko tego stwierdzenia, więc kończyło się na tym, że trzymała pałeczkę przy sobie i ostatecznie nikt nie narzekał, przynajmniej w kwestii seksu.
A Rowan? Rowan może wcale się niczego nie domyślał, a po prostu był jaki był. Może był uparty tak, jak ona i była to kwestia ścierania się charakterów. Może był jedynie ciekawy i wiedząc, że tak naprawdę nie ma nic do stracenia, sam ją sobie sprawdzał. Może z tego samego powodu, że nie miał nic do stracenia, chciał dla własnej satysfakcji tą pyskatą, niepokorną pannę nieco ujarzmić. Nieważne jednak, czym się kierował, na pewno nie brakowało mu siły charakteru i temperamentu, choć ten ostatni nie miał tak jaskrawych barw, jak w przypadku Paige. Odpowiadał na zaczepki, sam prowokował, nie pozwalał tak po prostu wyprowadzić się z równowagi i… i cholernie dobrze całował, zresztą nie tylko to. Ale był przy tym wszystkim jakoś tak bardziej opanowany, podczas gdy ona bez wahania gryzłaby go i drapała, bez najmniejszych wyrzutów sumienia, jednocześnie obdarowując te same miejsca najczulszymi pocałunkami, jakby mu te wyrządzone przez siebie szkody chciała wynagrodzić.
— A wyglądam na taką? — spytała z cichym śmiechem, który wymieszał się z przyspieszonym oddechem i tłumionymi westchnięciami.
Spuściła rozbawiony wzrok na Rowana i przygryzła dolną wargę, widząc, co zamierzał. Przeszedł ją mocniejszy dreszcz i jej biodra na moment wypadły z rytmu, kiedy zaczął bawić się jej sutkiem w swoich ustach. Wzdrygnęła się raz i sekundę później jeszcze raz, a na jej twarzy błąkał się lekki uśmiech zadowolenia. Objęła go jedną ręką za szyję, wplatając palce we włosy i przyciągając bardziej do swoich piersi, drugą złapała się jego przedramienia i odchyliła się lekko, zamykając oczy. Wtedy, będąc tak wystawioną na więcej pieszczot od niego i jednocześnie trzymając się go dla utrzymania równowagi, zaczęła na nowo się na nim poruszać, ale tym razem trochę gwałtowniej, szybciej.
Usuń— Wiesz, Rowan… — jęknęła miękko, łapczywiej zaczerpując powietrze. — Myślę, że dobrze, żebyś po prostu wiedział… Nie jestem taką dziewczyną na jedną noc — wyjaśniła i na moment odciągnęła go za włosy, żeby na nią spojrzał i sama rozchyliła powieki, zerkając na niego. — Dlatego to bardzo dobrze, że tu nie zostanę. Masz bardzo dużo szczęścia. — Przeczesała pieszczotliwie jego włosy i posłała mu figlarny, nieco tajemniczy uśmiech.
Mimo tej słodkiej, wypełniającej ją rozkoszy, którą czerpała z tego, że w niej był i poświęcał tyle uwagi jej piersiom, była jeszcze w stanie ciągnąć te słowne ich słowne gierki. Nawet miała wrażenie, że bez nich to nie byłoby to samo, choć i tak cały czas rozważała, czy nie ugryźć Rowana w język jeszcze raz. Miał na razie jednak właśnie to szczęście, że bardzo jej się podobało, czym ten jego język się teraz zajmował i nie zapowiadało się tym razem na żadne przestań.
No i mówiła prawdę. Nie była dziewczyną na jedną noc. Nie chodziło o uczucia, o jakieś beznadziejne zakochiwanie się i tym podobne rzeczy, przez które miałaby mu wejść na głowę, bo raz uprawiali seks. Nie, zdecydowanie Paige nie była kochliwa. Ale nie lubiła kiedy seks był nudny, więc zawsze starała się, tak już prawie mimowolnie, żeby było do czego wracać, nawet jeśli z założenia nie miało do tego dojść. Choćby żeby wracać do tego myślami, choćby dla samotnych wieczorów w kąpieli.
Paige King
Ale zdarzało się również tak, że jak już się kogoś tak bardzo mocno kochało, to poświęcenia i wyrzeczenia przychodziły z niebywałą łatwością, ponieważ chciało się dla tej drugiej osoby wszystkiego co najlepsze, niekiedy nawet swoim kosztem, choć najważniejsze było to, aby pozostawać w zgodzie ze sobą. Podejście Rowana było odpowiednie, bardzo odpowiedzialne biorąc pod uwagę to, co Nancy słyszała od koleżanek, które umawiały się z policjantami lub poważnie próbowały układać sobie życie z gliniarzami. Wiadomo, że to nie dotyczyło wszystkich, nie było też żadnym przytykiem, zresztą nie chodziło tylko o tę grupę zawodową, a właściwie o każdego człowieka, który robił coś z prawdziwego powołania, absolutnie oddając się swojej pracy. W związkach z takimi ludźmi najwięcej poświęceń spadało na tę drugą stronę, która musiała często zagryzać zęby, znosząc strach o kogoś, kogo kocha.
OdpowiedzUsuńSuper było się zakochiwać, przeżywać miłosne uniesienia od nowa, dopisując miłości same wyjątkowe cechy, ale potem robiło się poważnie, przychodziła codzienność, rutyna i tworzenie udanego, uczciwego związku okazywało się strasznie trudne. To była wielka odpowiedzialność i Nancy przynajmniej jej nie musiała na siebie brać. Czasami bywała samotna, ale w ogólnym rozrachunku lubiła być singielką, ponieważ oprócz tego, że właściwie w każdej chwili mogła umówić się z kimś na randkę, jeśli brakowało jej uniesień tego rodzaju, a jednym z jej lepszych wspomnień z Atlanty było, jak regularnie chodziła z przyjaciółkami na szybkie randki, to gdyby kogoś miała, ominęłyby ją dzisiejsze przekomarzańce oraz tańce z Rowanem, czego chyba nie mogłaby odżałować, ponieważ podobała się jej energia, którą ze sobą mieli.
— Zobaczymy — rzuciła prowokująco zupełnie tak, jakby to już było wyzwanie i posłała Rowanowi uroczy, całkiem niewinny uśmiech. Nie sądziła, że mógłby wymięknąć i odpuścić, aczkolwiek znała towarzystwo, które postanowiło wziąć udział w grze i wiedziała, że nikt nie dostanie taryfy ulgowej, a pytania oraz zadania często będą głupie i sprośne, ponieważ wypity alkohol robi swoje, każdemu dodając odwagi.
Nancy nieznacznie się podniosła, aby dosięgnąć butelki i odczekała chwilę, chcąc mieć pewność, że każdy znalazł dla siebie miejsce. Zerknęła na podekscytowaną Clementine, następnie przeniosła spojrzenie na Rowana i z uśmiechem zakręciła butelką, w którą ze wstrzymanym oddechem wpatrywali się wszyscy. Kiedy butelka się zatrzymała, wzrok graczy padł na Maise, która na dobry początek wzięła pytanie.
— Ja mam! Jaki był twój najlepszy seks i dlaczego akurat ze mną — zawołał roześmiany Dylan, drocząc się z Maise, która najpierw rzuciła w niego poduszką, wywołując śmiech u kilku osób, a potem pokazała mu środkowy palec.
— Nie ty zadajesz pytanie, idioto — mruknęła, zerkając wymownie na Nancy z nadzieją, że uratuje ją przed tym pytaniem.
— No właśnie, ja kręciłam — oburzyła się, chwilę zastanawiając. — Jaki był twój najgorszy seks i dlaczego akurat z Dylanem — powiedziała zaczepnie, czym wywołała kolejną falę śmiechu oraz niezadowolony jęk Dylana, który w odwecie rzucił poduszką w Nancy, ale całe szczęście wylądowała na siedzącym obok Parkerze.
To pytanie dużo bardziej odpowiadało Maise, dlatego już po chwili ze szczegółami opowiadała o swoim najgorszym seksie, wywołując przy tym salwy śmiechu oraz poruszeń wśród graczy, a na koniec zaznaczyła, że to nie chodziło o Dylana. Po skończonej opowieści wyzerowała drinka i zakręciła butelką. Tym razem padło na Chrisa, który wybrał wzywanie.
Lało się pełno alkoholu, Nancy sączyła już któregoś drinka z kolei, dopisywał jej wyśmienity humor, gra była pełna śmiechów, a niektórzy siedzieli już bez koszuli lub spodni, których pozbyli się podczas głupich zadań.
Usuń— Wyzwanie! — zawołała zdecydowanie Clementine, bo podczas następnej kolejki butelka wypadła na nią, na co Dylan zacmokał.
— Pocałuj się z wybraną dziewczyną — rzucił zaczepnie, zerkając na blondynkę, która zaśmiała się głośno, zarzucając włosami.
— Po tobie spodziewałam się czegoś więcej — stwierdziła Clem, jakby to wyzwanie nie robiło na niej najmniejszego wrażenia, co nie było kłamstwem, bo całowanie się z przyjaciółkami przerabiała już dawno i była przekonana, że większość dziewczyn robiło to przynajmniej raz w życiu.
Clementine wstała ze swojego miejsca, wygładziła sukienkę i pewnie podeszła do swoich przyjaciółek. Bez większego zastanowienia najpierw mocno pocałowała się z Nancy, a na deser jeszcze Hazel, wywołując tymi pocałunkami kilka okrzyków wśród głównie męskiej części graczy. Ktoś zagwizdał, ktoś zaklaskał, Dylan poklepał Coltona po plecach, a Clem pozostała w swoim stylu niewzruszona, dumnie wracając na miejsce. Nancy nie była zaskoczona śmiałością przyjaciółki, jej wyboru równie mogła się spodziewać, dlatego jedynie otarła opuszkami placów kącik ust i rozbawiona zatopiła usta w mocnym drinku.
— Rowan, teraz twoja kolej — zauważyła Clementine, gdy zakręcona przez nią butelka zatrzymała się na szeryfie. Wszyscy zdążyli otrząsnąć się z tych gorących pocałunków i teraz wpatrywali się z rozbawieniem oraz uwagą w niego. — Słyszałam, że bierzesz tylko wyzwania więc… — uniosła palec do ust, marszcząc brwi w zamyśleniu, bo miała tak wiele pomysłów, że sama nie wiedziała, który powinna wybrać na początek, aż nagle uśmiechnęła się zaczepnie.
— Może jakiś trzydziestosekundowy striptiz dla wybranej osoby? Wiesz, jak w Magic Mike’u — poruszyła dwuznacznie brwiami, cicho się śmiejąc i pośpieszenie złapała za telefon, aby wyszukać odpowiednią piosenkę. Rzecz jasna wyzwanie rzucone przez Clem zyskało wielką aprobatę wśród reszty, niektórzy rzucali nawet zachęcające hasła, zagrzewające Rowana do erotycznych wygibasów, jego kumple klaskali, a Nancy zaśmiała się, nie spuszczając z niego błyszczącego spojrzenia.
Nancy Jones
[Dziękuję za powitanie, Kat nie ma łatwo, ale mam nadzieję, że nie porwałam się z motyką na słońce ;) Rowan bardzo mi się podoba, przykład jak z cytryn zrobić lemoniadę. Najwyraźniej nikt w tym mieście nie ma łatwo.
OdpowiedzUsuńJeśli najdzie Cię ochota na wątek z rudowłosą, zapraszam. Można zorganizować jakąś burzę mózgów nad powiązaniem, może kajaki będą punktem zaczepienia.]
Kat
Odebrała od Rowana kluczyki i poszła do auta, aby usiąść z przodu na miejscu pasażera i cierpliwie czekać na szeryfa. Teraz to był czas, aby jego obraz w jej głowie i odbiór jego osoby ułożyły się na nowo w postrzeganiu Abigail. Poznała go od strony niedostępnej dla każdego i to wszystko... to wszystko to był zbyt gruby kaliber, by od tak przeszła z tym do porządku dziennego. Zresztą tak na dobrą sprawę do tej pory w ogóle nie mieli z sobą za wiele wspólnego i nie mieli praktycznie żadnego kontaktu, aż nagle jak lawina spadło na nich spotkanie nad rzeką, wspólna noc, a później kilka dziwnych wypadków. A wszystko zadziało się jakoś szybko i w gruncie rzeczy Abi nawet nie wiedziała, jaki Rowan jest bo nie miała ani szansy, ani okazji go poznać. On po prostu wpadł do jej życia jak huragan.
OdpowiedzUsuńWiedziała, że jej reakcje i troska mogą być przytłaczające. Wiedziała, że nie każdy ją rozumie a na pewno nie wszyscy podzielają jej wrażliwość, czy entuzjazm, które przeplatały się w odczuwaniu przez nią wszystkiego wokół. Gdy szeryf odwoził ją do domu, nie było jej wstyd płaczu, może tylko trochę żałowała, że tak mocno go przytuliła, bo pozostawał nieustannie obojętny na jej gesty, a może nie chciał ich nawet dostrzegać, nawet jeśli nie szukała w nich komfortu dla siebie, tylko dla niego. No cóż, to właśnie wskazywało, jak mało go zna. Pożegnała się tym razem szybko, zbierając z jego auta gdy kierując się do swojego domu, zahaczył o pensjonat. Ty razem uciekła, przejęta a może i oszołomiona tym, co jej powiedział. Mógł być jednak pewien, że to nie zmieni sposobu, w jaki się do niego odnosiła.
Ostatnie listopadowe noce przyniosły chłód zwiastujący szybką zmianę pogody. Abigail widząc, jak po upadku z drabiny jej tato nie czuje się dobrze i wcale tak szybko jak sam deklarował, nie wraca do formy, sama postanowiła przygotować belki na werandzie do zaimpregnowania specjalnym lakierem. Martwiła się o tatę, orientując, że wiek i zdrowie ma już nie takie, jak dawniej i sam nie do końca potrafi się z tym pogodzić. Ostatnie tygodnie pokazały jej, jaka jest jeszcze młoda, jak niedoświadczona i niegotowa na mierzenie się z światem i dorosłością, do której tak się wyrywała już od nastoletnich lat! Rozterki wewnętrzne? Miała je teraz codziennie. Niepokoje związane z prowadzeniem pensjonatu? Popijała je poranną kawą i zajadała niekiedy czekoladą po obiedzie. Obawy, że z czyms nie zdąży, z czymś nie wyrobi, zawiedzie samą siebie, o czymś zapomni? Zasypiała z nimi, a cichły dopiero po wieczornej lampce wina! Od powrotu z Atlanty minęło kilka tygodni, a czuła się konsumowana żywcem...
Abigail za wiele na siebie wzięła, tego była już pewna. I może nie tyle za dużo wzieła na swoje barki, co nieostrożnie i zachłannie zagarneła na siebie to wszystko na raz, nie dając samej sobie czasu na oswojenie się z tym, że prowadzenie pensjonatu to ogrom pracy i odpowiedzialności i zakres tego jest na prawdę szeroki. Ale to cudownie, że była w Miariesville i tutaj miała zawsze do kogo zwrócić się po pomoc. Miała Jaxa i Finna, którzy przy budynku zawsze mogli jej coś dopowiedzieć. Ten pierwszy podpowiadał jej niekiedy jak zarządzać finansami, co przecież doświadczony prowadzeniem własnego lokalu znał się na tym świetnie, a ten drugi sam rwał się do pomocy przy pracach fizycznych i ostatnio wyłożył jej ścieżkę z przejścia od bramki z ulicy do schodów do domu kamiennymi płytami. Jej rodzice też nigdy do końca sami nie musieli pracować przy pensjonacie i może dlatego, to nigdy nie wydawało się do końca pracą. Dbali o dom, nieco większy niż dla ich małej rodziny i otwarty zawsze dla każdego, ale wciąż traktowali to jako coś swojego, rodzinnego, nie tylko jak biznes.
UsuńCzuć było nadchodzącą zime, mimo że jesień dopiero powoli zajrzała do miasteczka i zimno zrobiło się właściwie niedawno. Ubrana w gruby męski sweter, który skurczył się w praniu i dla jej taty był już za wąski w wystającym od maminych obiadów brzuszku i skarpetach wysoko naciągniętych ponad adidasy siedziała na schodkach werandy, mieszając uważnie wąskim pędzlem środek do impregnacji drewna w wysokiej puszce. Dzisiaj był dzień, kiedy miała zamiar pomalować całą werandę i musiała to zrobić sama, bo rodzice po dziewiątej wyjechali do Atlanty i możliwe, że wrócą za trzy dni. A na za trzy dni zapowiadano przelotne deszcze. I w sumie to był ostatni dzwonek, gdy mogła to zrobić, bo wciąż pamietała jak szeryf jej wyjaśniał, że musi być jeszcze sucho i drewno powinno wciągnąć substancję, a nie wilgoć by się przed nią zabezpieczyć.
Odchyliła głowę w tył i odetchneła głeboko, patrząc w szarawe niebo ponad miasteczkiem. Było po czternastej, ale nie była głodna i nic na obiad dzisiaj nie ugotowała. Może zje dopiero wieczorem. Żołądek miała ściśnięty z niepokoju o tatę, od kiedy usłyszała jak mama szepcze z nim o jakiejś rehabilitacji. Czy ten upadek był aż tak groźny? Nie chciała tu zostać sama, ale chyba nie miałaby wyboru... I może wynajełaby mieszkanie w Downtown, albo chociaż przygotowała je na krótki wynajem weekendowy, bo byli i tacy którzy woleli prywatne kwatery od pensjonatu, a wciąż turyści przyjeżdżali, choć było ich zdecydowanie mniej niż choćby we wrześniu przed Festiwalem Jabłek. Dzisiaj na przykład wyjechał ostatni gość i dopiero za półtora tygodnia mieli zabookowane dwie sypialnie, więc sezon się diametralnie zmieniał. Takie myśli zajmowały jej głowę i nawet nie rejestrowała tego, co się dzieje wokół. I może to lepiej, bo ostatnio miała większy mętlik i tamto również jej nie służyło.
Odkleiła wzrok od nieba dopiero słysząc cięższe kroki. Zaczesała za ucho kosmyk włosów wysunięty z niskiego warkocza i skupiła spojrzenie na Rowanie, a Bóg jej świadkiem, ale poczuła jak na sekundę serce jej zamiera. On był... nadal nie wiedziała, co o nim myśleć. Był na pewno niesamowity. I silniejszy niż sądziła. I pokazał jej, że drzemie w niej więcej pragnień i że może wcale nie trzeba się ich bać.
Abi
Podobało jej się to. Ten wspólny język. Prócz oczywistej przyjemności, jaką oboje czerpali ze zbliżenia, Paige po prostu dobrze się bawiła. Trochę tak, jakby rozmowa z pubu ciągnęła się cały czas, tylko zamiast picia piwa znaleźli sobie inne zajęcie. Zdecydowanie inne, ciekawsze i bardziej wymagające. Ale niezmiennie dobrze się bawiła, tak zwyczajnie i po prostu, czując się swobodnie i komfortowo, nawet jeśli nie wszystko było jej do końca na rękę. To były jednak drobiazgi w porównaniu do tego wszystkiego, co było na swoim miejscu i mogła przymknąć na to oko, zapomnieć na kilka chwil i skupić się wyłącznie na tym, co jej się podobało w stu procentach. Zresztą te drobiazgi, które niby nie były jej na rękę, to tak po prawdzie też mogłaby polubić, gdyby sobie na to pozwoliła, ale to już była kwestia charakteru samej Paige. Kolejne rzeczy, do których nie chciałaby się przyznać.
OdpowiedzUsuńPrócz tego, że Rowan bez wątpienia wiedział, co z nią robić, żeby nie znudziła się seksem z nim, to dodatkowo ją rozśmieszał. W tym samym czasie, w którym drżała od jego pieszczot, stopniowo zapominając o tym kurczowym trzymaniu kontroli, czuła też rozbawienie. Droczyli się ze sobą cały czas i sprawiało jej to inną przyjemność, niż jego usta podgryzające sutki czy dłonie zaciskające się na jej pośladkach. Nie nudziła się przy nim pod żadnym względem i podświadomie bardzo jej się to wszystko podobało, że nie tylko miała zapewnione przez niego cielesne przyjemności, ale również mogła liczyć na odpowiednią dawkę przekomarzanek, co było zabawą innego rodzaju, ale w dalszym ciągu zabawą po prostu. Tak, trochę ją to czasem drażniło, jednak właśnie o to chodziło, żeby się trochę prowokować, inaczej nie byłoby to zabawne i ciekawe.
Byli dla siebie na chwilę, ale Paige przez moment pomyślała, że mogłaby go naprawdę polubić. Niekoniecznie na dłużej, niekoniecznie jakoś bardzo mocno i może ostatecznie nie byłoby z tego żadnej znajomości, biorąc pod uwagę ich usposobienia i że wcale nie musieliby się dobrze dogadywać na dłuższą metę, jednak kilka wyjść na piwo na pewno nie byłoby niczym, czego by żałowali. Mogłaby go polubić, choćby za samo to, że dotrzymywał jej kroku w słownych zaczepkach i się nimi nie zrażał. Szybko jednak tę myśl od siebie odsunęła, przypominając sobie, że przecież był policjantem, a trzymanie kogoś takiego w swoim otoczeniu to nie jest coś, na co Paige chciałaby się pisać. To jedno, a drugie… drugiego nie była tak do końca pewna, ale wiązało się z tym, co wyznał jej na ulicy.
Ale całe szczęście nie miało to żadnego znaczenia.
— Obiecujesz? — spytała jękliwie, spolegliwie i wręcz prosząco, kiedy złapał ją za włosy i zaczął zostawiać mokre ślady na jej szyi. Nie mógł tego raczej zobaczyć, ale uśmiechnęła się, trochę niewinnie, trochę niesfornie. Chciała się troszkę podpasować do jego zdecydowanych gestów, troszkę bardziej się temu oddać, skupiając bardziej na samej przyjemności, która z tego wynikała i przy okazji zobaczyć, co taka subtelna uległość mogła u niego sprowokować. I było to łatwiejsze, niż przypuszczała, nawet nie korciło ją tak bardzo, by się temu opierać. Tak idealnie się ze sobą zgrywali, że naprawdę chciałaby, żeby jej obiecał, że będzie do niej później wracał, nawet jak już znajdzie się daleko stąd. Że dzisiaj zrobi wszystko, by właśnie tak było.
Pocałunek stłumił jej kolejny jęk, zaparł dech w piersiach i choć był nagły, odwzajemniła go od razu, jak na zawołanie. Objęła Rowana drugą ręką, przyciągając się do niego blisko. Przyległa piersiami do jego torsu, paznokciami zaczęła zostawiać ślady na jego plecach, nie przestając się na nim poruszać i chcąc go jeszcze bardziej i bardziej.
— Nie. — Pokręciła lekko głową, oddychając ciężko i popatrzyła mu w oczy. — Ale ty byś właśnie tego chciał — odparła pewnie, unosząc kącik ust w zadziornym uśmieszku, który zaraz zniknął wśród nienasyconych westchnięć. — I dostawałbyś od tego szału — dodała już trochę słabszym głosem, choć dalej próbowała się droczyć. Robiło jej się trochę zbyt gorąco, trochę za ciężko było mówić i dostarczać tlenu do organizmu, trochę za głośno biło jej serce. Przymknęła oczy, obejmując go ciaśniej i oparła brodę o jego ramię. Przesunęła wargami po jego skórze, czubkiem nosa ocierając się o szorstki policzek. — Mogłabym nachodzić cię w snach… — wyszeptała cichutko i słodko, jakby sama chciała złożyć mu jakąś obietnicę.
UsuńPaige King
To prawda — w związku każda strona musi coś poświęcać, a kompromisy są na porządku dziennym, ale Nancy wydawało się, że mimo wszystko to nigdy nie rozkłada się równo. Być może się myliła, w końcu sama nie miała doświadczeń w byciu z mundurowymi, więc swoje spostrzeżenia opierała jedynie na tym, co usłyszała od koleżanek, które mogły pewne rzeczy przedstawiać tak, aby to nie one wyszły na te złe, ponieważ nikt nie lubił przyznawać się do potknięć, choć one były normalną rzeczą. Wielu mundurowych ma żony i rodziny i wszyscy są szczęśliwi, umiejętnie godząc ze sobą pracę oraz dom, więc podejrzewała, że jakiś złoty środek musi istnieć, tylko nie jest to takie proste, aby go wypracować, dlatego takie związki nie są dla każdego.
OdpowiedzUsuńRowan może nie miał żony i może obecnie na jego drodze nie stanął jeszcze nikt, kto zadeklarowałby mu, że jest jego całym światem, ale przecież miał rodzinę i gdyby go nagle zabrakło, to na pewno oni by się tym przejęli. Sam mógł się o tym przekonać, gdy w ciężkim stanie wylądował w szpitalu. Był czyimś synem, bratem, pewnie wujkiem, kuzynem, dobrym kumplem i na pewno zostawiłby po sobie pustkę, której nikt już by nie wypełnił, a mimo to z godnym podziwu poświęceniem, całym sobą wchodził w swoją pracę, a w niej naprawdę każdy dzień był ogromną niewiadomą. Co prawda, Mariesville było bezpieczniejsze od Atlanty, aczkolwiek na świecie nie brakowało świrów, którzy mogli pojawić się wszędzie, więc ten spokój mógł być zwodzący.
Prawdę mówiąc, Nancy sądziła, że to Emma będzie tą szczęściarą, dla której Rowan urządzi striptiz, ponieważ siedziała najbliżej niego i na pewno jak wiele dziewczyn nie narzekałaby, gdyby padło na nią, ale widząc jego kroki w swoją stronę, jedynie pokręciła głową z niedowierzaniem.
— O Boże — wymamrotała, chociaż nawet nie zaczęli, za to Hazel w chwili otrzeźwienia, tak dla bezpieczeństwa, odebrała od Nancy szklankę z drinkiem i mocno zacisnęła na niej palce, patrząc na Rowana. Wpatrywała się w niego również Nancy, która nagle sama nie wiedziała, gdzie powinna zatrzymać swój wzrok i na czym się skupić, gdyż przez te trzydzieści sekund działo się dużo, aż gdzieś w głowie rozmyły się jej okrzyki graczy. Gdyby była bardziej pijana, gdyby wypiła o shota tequili więcej, to mogłaby pomyśleć, że ma jakieś pijackie zwidy i naprawdę bardzo niepoprawne fantazje, ale wszystko wskazywało na to, że niczego sobie nie wymyśliła.
Uśmiechnęła się, przez dłuższą chwilę wpatrując się w oczy Rowana, jednak gdy zaczął świecić swoim odkrytym brzuchem, który dodatkowo pozwalał jej całkiem bezwstydnie dotykać, to odruchowo zerknęła w tamtą stronę, czując pod opuszkami jego mięśnie, które napinały się, gdy się ruszał. Cicho się zaśmiała, kiedy zostawił jej dłoń w strategicznym miejscu, chyba po to, aby nieco ukryć swoje zawstydzenie, ponieważ okazało się, że Rowan doskonale wiedział, co robić, by to działało. Oczywiście Nancy ani przez chwilę w niego nie wątpiła, mieli okazję dzisiaj zatańczyć i udowodnił jej, że potrafi ruszać biodrami, ale takie osobiste występy, to był inny rodzaj doznań i przeżyć. Tym bardziej, że nigdy nie była na striptizie, nigdy faceci nie urządzali jej takich pokazów, więc można powiedzieć, że przeżyła z nim coś po raz pierwszy i było to warte zapamiętania.
W pokoju nagle zrobiło się duszno, a Nancy poczuła na swojej szyi jego oddech, co wywołało u niej dreszcz wzdłuż kręgosłupa i całe szczęście, że występ kończył się w tym momencie, pozostawiając u wszystkich ciekawość, co byłoby dalej. Hazel przyglądała się im z rozchylonymi ustami, a że była obok, to miała dość dobry widok i pokiwała z uznaniem głową, z kolei Nancy wymieniła z Rowanem wymowne spojrzenia i bez wahania przytaknęła, bo jeśli o nią chodziło, to zdecydowanie było to zaliczone zadanie. Schowała twarz w dłoniach, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się wydarzyło.
— Lepszy od Channinga, co nie? — zawołała podjarana Clem, zwracając się bezpośrednio do przyjaciółki, choć jej słowa spotkały się z aprobatą wszystkich kobiet.
Usuń— I to o ile lepszy! Żałuję, że to było takie krótkie — przyznała pewnie Nancy, zerkając zaczepnie na Rowana, ale słysząc zachwyty Colta oraz jego plany na przyszłość, wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem, wyobrażając sobie takie właśnie filmiki z ich udziałem. Koniecznie w rozpiętych mundurach, machających kajdankami.
— Po co czekać do jutra, może załóżcie już dzisiaj — zasugerowała niewinnie, unosząc brew, bezwzględnie podkręcając Coltona. — Jakbyście szukali menadżera lub kamerzysty, to wiecie, gdzie mnie szukać — zaoferowała, z rozbawieniem spoglądając na Colta, który złapał się za miejsce, w które dostał od Rowana, ale nie wyglądał, jakby to wystarczyło, aby go zniechęcić.
Nancy zdecydowanie potrzebowała chwili, żeby ujarzmić swoje emocje, ponieważ wraz ze śmiechem przeżywała pewną głupią fascynację tym, co zrobił Rowan, a do tego czuła się przez niego onieśmielona zupełnie tak, jakby ponownie była nastolatką. Było jej gorąco, miała ciepłe policzki, a pod palcami, mogłaby przysiąc, wciąż czuła jego skórę. Butelka jednak zdecydowała, że to nie jest pora na wytchnienie.
— Naprawdę? — rzuciła retorycznie, odbierając od Hazel swojego drinka, którego się napiła, aby zyskać trochę czasu na przemyślenia.
Mogłaby wziąć pytanie, które z pozoru wydaje się bezpieczniejsze, jednak nie chciała opowiadać przed wszystkimi o swoich seksualnych fantazjach lub pierwszym razie, a raczej tego typu pytania tutaj padały. Wyzwanie wydawało się więc czymś lepszy, bo nawet jeśli musiałaby zrobić z siebie pośmiewisko, to trwałoby to chwilę i być może ludzie nie wspominaliby tego tak, jak najskrytszych sekretów.
— Wyzwanie, Johnson — postanowiła zdecydowanie, patrząc w oczy Rowana, przed którym nie mogła tak po prostu wymięknąć.
— Moja krew — rzuciła podekscytowana Clem. — Może odwdzięczysz się Rowanowi za ten wspaniały taniec? — zaproponowała nagle, za co natychmiast została spiorunowana wzrokiem, gdyż Nancy poczuła się tak, jakby jej przyjaciółka nagle zaczęła grać do innej bramki.
— Jakby co, mam jeszcze sporo pomysłów na zadania — rzuciła tajemniczo Clementine, posyłając Rowanowi oczko, choć przecież nie prosił jej o pomoc. Nancy znała ją na tyle, by podejrzewać, jakie pomysły przychodziły do jej pijanej głowy, zresztą, nieraz grała z nią w tę grę, z kolei Rowana nie podejrzewała o aż tak sprośne i pikantne zadania. Prędzej o coś w stylu wyzerowania drinka lub zjedzenia łyżeczki ostrego sosu, a robienia malinek nieznajomym.
— To Rowan daje mi wyzwanie — zaznaczyła wymownie, przenosząc spojrzenie właśnie na niego i patrzyła na niego tymi swoimi niebieskimi oczami, w których tylko trochę błyszczało coś niebezpiecznego i posłała mu swój uroczy, niewinny licząc na to, że będzie dla niej łaskawy.
Nancy Jones
Jackson milczał, siedząc w ciszy, wpatrując się w pustą szklankę po bourbonie, jakby w tej pustce szukał odpowiedzi. Myśli krążyły wokół słów Rowana, jego postawy, tej niesamowitej równowagi, którą szeryf zdawał się odnajdować z taką łatwością. Jax zawsze podziwiał ten spokój. Rowan miał w sobie coś, czego on sam nigdy nie potrafił uchwycić — tę zdolność do zachowania opanowania, która była niemal niewzruszona, niezależnie od okoliczności. Choć sam również starał się być spokojny i racjonalny, to jego emocje, ta nieodłączna uczuciowość i wrażliwość najstarszego z trójki chłopaków Moore, często ciągnęła go w kierunku, który potrafił skończyć się boleśnie. Tymczasem Rowan w oczach Jacksona zwykle zachowywał tę nieskazitelną kontrolę, której Jaxowi nigdy nie udało się w pełni opanować. I to wcale nie tak, że był wybuchowy czy zbyt emocjonalny. Moore zdecydowanie nie należał do konfliktowych ludzi, a gdyby ktoś miał zwrócić uwagę na jego sposób bycia, nazwałby go pewnie potulnym człowiekiem i pokornym, unikającym tego, co czyniło zło drugiemu. Wynikało to jednak raczej z czystej wrażliwości serca, tej niechęci względem chaosu i niepokoju aniżeli zimnej kalkulacji i stanowczego opanowania. Być może właśnie dlatego tak bardzo był wdzięczny, że to właśnie szeryf był jego najlepszym przyjacielem niezmiennie przez te kilkanaście lat, od czasów dzieciaka aż po teraz, bo był dla niego dobrym przykładem i kimś od kogo zawsze mógł się uczyć.
OdpowiedzUsuńZawsze zazdrościł mu tego spokoju, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jax też starał się trzymać w ryzach emocje, ale nie zawsze mu się to udawało. Jego uczucia czasem prowadziły go tam, gdzie nie chciałby iść. Rowan, z drugiej strony, przypominał ocean, spokojny, ale pełen siły. Taka była jego moc — w ciszy i równowadze, która budziła nie tylko spokój, ale i ogromny szacunek.
Być może jednak podejście Rowana względem sytuacji z Abigail było inne, może bardziej pragmatyczne niż uczuciowe, bo nie łączyła go taka bliska relacja z właścicielką pensjonatu, jak Jacksona. Dla Rowana wszystko mogło wyglądać prościej niż dla Moore’a, który przejmował się tym, że doszło tylko, a może raczej aż do pocałunku i kilku słów za dużo, które wywróciły wszystko do góry nogami. Sytuacja między nimi była napięta, jednak Jax nie stracił wiary w to, że da się to naprawić. Taki już był – nigdy się nie załamywał. Zawsze potrafił znaleźć dobro w tym, co się działo, nawet gdy wszystko wydawało się niepewne. Potrafił wyciągnąć wnioski i starał się odnaleźć harmonię w kolejnych, niespokojnych scenariuszach losu. Nigdy nie buntował się, nie walczył, nie szedł pod prąd. Zdecydowanie był człowiekiem, który poddawał się pod tempo nowej rzeczywistości, jak liść, który bez sprzeciwu unosi się na wietrze. To była jego siła i coś, co sprawiało, że jego życie miało piękno, nawet w najmniejszych rzeczach.
Teraz, gdy nad jego przyjaźnią z Abigail zawisły czarne chmury, nadal wierzył, że wszystko się ułoży. Był optymistą, choć całe szczęście daleko było mu do granicy naiwności. Może teraz nie było najlepiej, ale nie potrafił uwierzyć, że to koniec. Wiedział, że z każdej burzy wyjdzie tęcza, nawet jeśli teraz, na chwilę, wszystko wydawało się mętne i niejasne. W ostatecznym rozrachunku, mimo zaskoczenia wyznaniem Rowana, był mu wdzięczny, że podzielił się z nim tą sytuacją. Otworzyło mu to nowe perspektywy i pozwoliło zrozumieć więcej o jego drogiej przyjaciółce. Choć sam nie potrafił tego przewidzieć, teraz miał większe poczucie zrozumienia i spokoju w sercu, wiedząc, że na końcu drogi ostatecznie znajdzie coś dobrego.
Tak, ta wizja Rowana z Abigail rzeczywiście go zaskoczyła, bo przedstawiała mu postać dziewczyny, której nie znał. Zawsze była wrażliwa, emocjonalna, a jej działania nigdy nie pasowałyby do roli kobiety, która działałaby w sposób kalkulowany – brałaby, czego w danej chwili chciała, a potem odcinała się od tego emocjonalnie. To zdecydowanie nie była Abigail, którą znał. Pamiętał, jak zawsze starała się działać z sercem, z pełnym zaangażowaniem. To, co zrobiła, wydawało się sprzeczne z jej naturą, jakby jej serce, które dotąd podążało za nią w każdej decyzji, nagle się wycofało.
UsuńJednak z drugiej strony wiedział jedno – ufał Rowanowi. Po wszystkim, przez co razem przeszli, zarówno w tych trudnych, wręcz druzgocących momentach życia Jaxa, jak i Rowana, miał pewność, że jego przyjaciel nigdy nie zrobiłby niczego, co mogłoby zranić drugiego człowieka. Jeśli więc do czegoś doszło, nie było to przypadkiem. Musiała tego chcieć – inaczej niewątpliwie wcale by się to nie wydarzyło. Rowan nie mógłby wciągnąć Abigail w coś, czego ona sama by nie pragnęła, a to dawało Jaxowi pewien spokój.
Jax wypuścił powietrze, a na jego twarzy pojawił się moment zadumy. Przechylił głowę, jakby chciał przekazać coś więcej. Wiedział, że zaufanie, które miał do Rowana, było niezachwiane. Zawsze cenił sobie jego lojalność, co było podstawą ich przyjaźni. Najwidoczniej tej samej cennej wartości musiało gdzieś zabraknąć w relacji z Abigail, skoro nie powiedziała mu o tym, co się wydarzyło z Rowanem, zwłaszcza wtedy, kiedy oboje przekroczyli granice swojej przyjaźni. Zacisnął palce na szklance, jakby szukał jakiejś ostatecznej odpowiedzi, zanim miałby coś powiedzieć. To była ta cisza, w której zbierały się wszystkie jego myśli, a serce szukało równowagi. Po chwili spojrzał na Rowana.
— A wiesz, może masz rację — odpowiedział, wzruszając ramionami — Może wcale nie ma sensu się nad tym rozwodzić — dodał, delikatnie przytakując w geście przyznania racji. Jednak była ta jedna rzecz, którą czuł, że musi jeszcze wyjaśnić. A skoro to Rowan skierował ku niemu te pytania, dlaczego miałby nie odpowiedzieć?
— To nie tak, Rowan, bo może nie chodzi tutaj wcale o szczerość intencji czy słów… — zaczął, ponownie kierując spojrzenie na bruneta. Zauważył, jak te kilka słów o Abigail zaczynało wymagać od niego większej uważności, jakby chciał sięgnąć głębiej w swoje uczucia, zanim je wypowie. Oboje byli już dojrzałymi mężczyznami, po przejściach, którzy nie mieli już czasu ani chęci na brak bezpośredniości. To właśnie ta szczerość czyniła ich przyjaźń silną, prawdziwą. — Abi zawsze była uczuciowa i wrażliwa, zdecydowanie daleko jej do kobiety, która traktuje takie sytuacje czysto fizycznie, biorąc, co chce, i odcinając się od tego — wyjaśnił, ton jego głosu był spokojny.
Jax przesunął ręce po blacie ciemnego baru, jakby szukał jakiejś ostatecznej odpowiedzi, której brakowało w tej rozmowie. To, co mówił, wymagało przemyślenia, ale i w jego oczach było coś, co zdradzało, że nie chciał się mylić.
— Osobiście wydaje mi się, że to, co wydarzyło się między wami, może znaczyć dla niej więcej niż powinno — dodał. Zamilkł na moment, rozważając własne słowa, widząc jak ich waga zaczyna kłaść się na atmosferze. W jego oczach dało się dostrzec chwilę refleksji.
— Ale równie dobrze mogę się mylić — dodał, wzruszając ramionami, posyłając Rowanowi uśmiech, który był pełen zrozumienia, a jednocześnie widać było w nim cień bezradności. — Nie mogę wykluczyć tego, że wcale nie znam jej tak dobrze, jak mi się wydaje, a wszystko może być inne niż myślałem.
UsuńTe ostatnie słowa były jak wyjście z własnych wątpliwości. Może nie miał odpowiedzi, ale chciał, by Rowan wiedział, że nie patrzy na tę sytuację z żalem czy rozczarowaniem. W rzeczywistości to przecież wcale nie było jego sprawą.
Jax uśmiechnął się szerzej, unosząc lekko brew, jakby zastanawiał się nad czymś przez chwilę.
— W sumie, jakbym był kobietą, to chyba też nie mógłbym się oprzeć szeryfowi — roześmiał się, rozbijając atmosferę.
Jax
Potrafiła dotrzymywać tajemnic i mógł być pewien, że jego zostaną z nią bezpieczne. Była lojalna, nawet jeśli wydawała się roztrzepana i trochę szalona, jakby wciąż nie dorosła, ale naprawdę dbała o ludzi i o to, by czuli sie przy niej dobrze i aby sama ich nie zawiodła. A na pewno dbała o nich bardziej, niż o samą siebie. Była osobą wrażliwą i uważną, tyle że na swój własny sposób. I była pozytywna, uśmiechnieta i pogodna, a gdziekolwiek szła, zarażała uśmiechem i dobrym humorem, natomiast to uznawała za swoją super moc. I zwykle każdego widziała w jasnych barwach, nawet grubowatego sąsiada, który nigdy nie odpowiadał na serdeczne pozdrowienia, a Rowan... Rowan był kimś, kogo teraz studiowała dokładniej, bo trącił w niej kilka takich nut, o których wolała zapomnieć, a o których jak się okazywało zapominać już nie musiała. Zaciekawił ją, zaintrygował i sprawił, że czuła wobec niego przyciąganie i nie przeszkadzało jej, że on sam na jej zaczepki nie odpowiada. Może troszkę studziło to jej zapędy. Jeszcze go zaskoczy o.
OdpowiedzUsuńNie uważała, aby sama miała szczególnie ciężki bagaż doświadczeń. Była młoda i całe życie na nią czekało, świat stał otwarty na oścież, gdyby tylko chciała. Wybrała jednak spokojne życie w Mariesville i niczego nie żałowała. Ostatnio nawet przekonywała się na każdym kroku, że nie ma też przed czym uciekać, a czas nawet jeśli nie goi ran, pomaga się z nimi oswoić.
- Cześć - uśmiechneła się ciepło, patrząc na szeryfa, gdy zatrzymał się już przed nią i pierwszy przywitał. I to wcale nie tak, że nagle zabrakło jej języka w gebie i nie wiedziała, co przy nim mówić, ani jak się zachować. Układała sobie klocki w głowie na temat jego osoby powolutku na nowo i nie było to łatwe po tym, co jej ostatnio zdradził. Cóż... na podstawie jego życiorysu przecież można by było nakręcić kilkusezonowy serial, więc i w jej głowie to nie znajdzie się na swoim miejscu w kilka wieczorów. A ostatnie kilka dni nie tylko nie próbowała go unikać, ale miała ręce pełne roboty i w tym czasie nie znalazła ani chwili, aby doprowadzić do ich spotkania, tak jak zrobiła to chociażby przynosząc mu brownie do domu. I miała wrażenie, że może go jednak zamęcza odrobinę... Biorąc pod uwage, że do pewnego momentu nie mieli styczności z sobą prawie wcale, a nagle spotykali się co rusz w dziwnych okolicznościach, mogło to wyglądać tak, jakby zaczęła go prześladować.
Rowan był szanowany w okolicy, jako szeryf i policjant sprawdzał się w swojej roli znakomicie. Trudno jednak było ocenić, jakim jest człowiekiem, jak można się przy nim czuć i jak bardzo na nim polegać, bedąc naprawdę blisko, bo on tej bliskości jakoś specjalnie nie szukał. I Abigail widząc, że nie rzuca się chętnie w przyjaźnie i bliskie relacje nie chciała, aby zapałał do niej niechęcią, gdy będzie wokół niego skakać z tą swoją energią jak kolorowa pchełka. Niektórzy to lubili, a inni niekoniecznie, nie wiedziała jeszcze jaki stosunek ma do jej niekończącego się zapału Rowan.
Uniosła brew i prychnęła z rozbawieniem, podnosząc się z schodków. Dzięki temu, że stała nieco wyżej, jej spojrzenie było na równi z mężczyzny i spojrzała mu w oczy, mając zamiar mu z dumą wytłumaczyć, że robota wcale nie idzie jej średnio. Szło jej dobrze! Tylko jeszcze nie zaczęła... A wieczoru wolnego i tak na nic nie planowała, bo zamartwiała się tatą i dlatego skupiała na pracy.
Usuń- Wczoraj wyszorowałam belki z resztek starego lakieru, brudu i... - zaczeła, pokazując nawet ślad po kilku drzazgach przy palcach w lewej dłoni i zacięła się, rozumiejąc, że Rowan nic jej nie zarzucał, tylko proponował pomoc. Zagryzła wargę, która już się wygoiła od ostatnich tortur, jakie jej wyrządziła i coś błysneło wesoło w jej oczach, gdy wyciągneła ręce z puszką i pędzlem w stronę szeryfa. To taka zwykła ekscytacja i radość, że chce z nią spędzić czas. Abi naprawdę nie potrzebowała wiele do szczęścia. I na szczęście ugryzła się tym razem w język, zanim zdążyła go zapewnić, że nie musi z nią tu zostawać, bo znała go i wiedziała, że gdyby nie chciał i nie był na to gotowy, to by jej pomocy zwyczajnie nie zaproponował. On też nie był szczególnie skomplikowany. Niekiedy.
Cofnęła się na werandę z schodków i obrzuciła go jeszcze raz uważnym spojrzeniem.
- Wyglądasz, jakbyś wyruszał na jakąś specjalną misję - oceniła i kucnęła przy kilku puszkach z preparatem, które miała naszykowane już wcześniej, bo jedna to zdecydowanie za mało. - Czy moja weranda jest aż tak wymagająca? - zażartowała, posyłając mu szerszy uśmiech.
Miała oczywiście zapasowy pędzel, a nawet dwa i chętnie po niego sięgnie, musiała tylko najpierw otworzyć drugą puszkę, ale te były tak diabelnie szczelnie pozamykane, że każdorazowo toczyła z nimi wojnę i czerwieniała na twarzy od wysiłku, męcząc się z ich pokonaniem. Nie miała problemów z proszeniem o pomoc, ani z jej przyjmowaniem i to też nie tak, że wstydziła się przedzwonić do Rowana z pytaniem, czy znajdzie chwilę i do niej wpadnie, pomóc zabezpieczyć belki na werandzie przez zimą, tylko... Prędzej wypadało zadzwonić do któregoś z chłopaków, którzy byli specami od reperacji i prac technicznych w okolicy, albo do przyjaciela, a nie do szeryfa, który nie miał żadnego interesu w malowaniu pensjonatowych belek. Nie chciała nadwyrężać jego dobroci i już.
Sięgnęła po drugi pędzel, gdy puszka ustąpiła i otworzyła drugi impregnat i zamoczyła w nim pędzel, mieszając substancję uważnie.
- Masz dziś wolny wieczór? - spytała po chwili zastanowienia, że jeśli tak, to może podziękuje mu zapraszając na kolację, albo na piwo w barze, gdy skończą. Wolała spędzić czas z kimś, niż sama, szczególnie że listopad był jej najmniej ulubionym miesiącem.
Abi
Zanim wyskoczyła z samochodu, chwyciła mocno rączkę torby lekarskiej i głośno wciągnęła powietrze do płuc. Nie miała pojęcia, co ich czeka i jak bardzo ogień będzie zawzięcie walczyć. Bała się, że mu nie podoła, że stanie się coś złego. Otworzyła zamaszyście drzwi Forda i pobiegła za Rowanem w stronę Tuckerów. Gorące powietrze owiało jej twarz, a zapach spalanego drewna i siana wdarł się do jej nozdrzy. Płomienie rosły w siłę; miała wrażenie, że z minuty na minutę przybierały na wielkości, pochłaniając całą stodołę, zajmując jej miejsce. Zatrzymała się tylko na trzy sekundy przed płonącym budynkiem, czując ogromny ścisk w gardle oraz sercu.
OdpowiedzUsuńRzuciła torbę niedbale na ziemię, zaraz obok Theodora, sama chwytając go za przegub, gdy ten już się wyprostował. Tętno miał miarowe, jednak niewyobrażalnie szybkie – czemu całkowicie nie można się było dziwić. Choć wyglądał na okropnie zmęczonego i przerażonego, na visus nie miał żadnych obrażeń, jednak takie zdarzenie nie sprzyjało zdrowiu, a już szczególnie starszych osób. Przyspieszony, ciężki oddech sprawiał, że jego klatka piersiowa unosiła się jak pompowany balon. Jen rozejrzała się dookoła i kiedy złapała kontakt wzrokowy z kobietą, która obejmowała dwójkę chłopców, przywołała ją do siebie gestem dłoni. Cały czas podtrzymywała Theodora pod ramię, czując jego ciężar na sobie.
- Może go pani zabrać do domu? – spytała. – Najlepiej będzie, jeśli wszyscy udacie się w bezpieczne miejsce.
Kobiety zamieniły się miejscami, a Jennifer od razu ruszyła w stronę Rowana, zabierając po drodze swoją torbę. Wyłapała kilka ostatnich wyrazów z wymiany zdań między Johnsonem a Dylanem, jednak zrozumiała cały ich sens. Wiedziała, co szeryf będzie chciał zrobić i wiedziała również, że nie będzie go w stanie powstrzymać. Spojrzeli na siebie wymownie, a wtedy on ruszył biegiem w stronę stodoły, po chwili znikając w kłębach dymu. Dopiero, kiedy straciła go z pola widzenia, poczuła wszechogarniający ją strach. Wszyscy, którzy stali wcześniej na dworze, zniknęli w bezpiecznych ścianach domu. Jen rozejrzała się dookoła, szukając sama nie wiedząc czego. Gdy ujrzała niedaleko leżący koc i ogromną beczkę z wodą, podbiegła, aby włożyć pled do środka. Z trudem go wyciągnęła, gdy materiał nabrał wody jak i dodatkowych kilogramów.
Nie wiedziała do końca, co robi. Nie była przeszkolona w tego typu wydarzeniach, a będąc całe życie tchórzem, nawet nie wyobrażała sobie siebie samej w takiej sytuacji. Mało myśląc przykryła się kocem i wbiegła do płonącej stodoły, zakrywając twarz, gdy kolejny podmuch gorąca zmusił ją do zamknięcia powiek.
- Rowan! – krzyknęła, próbując znaleźć jego postać w tumanie dymu i czerwonych płomieniach. Chciała mu pomóc, chciała zrobić więcej, ale nie wiedziała co. Ani jak. Nie widziała przed sobą nic oprócz złamanego, palącego się drewna i wszechobecnego zniszczenia.
Wybacz za zwłokę, Jen
Opadła na łóżko bez żadnych protestów, bez krzywych min. Poprawiła się tylko mimochodem, żeby nie ciągnąć sobie włosów i ułożyła nogi wyżej po bokach oraz biodrach Rowana, by miał do niej jak najłatwiejszy dostęp, ale żeby jednocześnie nie tracić kontaktu z rozgrzaną skórą i czuć jego ciało przy swoim tak bardzo, jak było to możliwe. Znów sprawiał, że czuła się drobniejsza i delikatniejsza, cielesne kontrasty między nimi uwydatniały się w świadomości, kiedy nad nią górował, ale jakoś Paige już łatwiej było się z tym pogodzić. Czuła całą sobą, że chciał jej więcej i bardziej, kiedy mu się poddawała, a ciężko było jej być obojętną na to jego chcenie, nawet jeśli stało to gdzieś w opozycji do jej zwyczajowych upodobań. Jeśli to był klucz do jego przyszłych snów, to mogła na to pójść. Ostatecznie i tak nic na tym nie straci, Rowan nie dałby jej się teraz przecież zanudzić.
OdpowiedzUsuńNiechętnie wypuściła go ze swoich objęć, pomrukując w łagodnym proteście i posłała mu tęskne spojrzenie, jakby prostując się, odebrał jej coś cennego. Na ustach jednak błąkał się subtelny, przymilny uśmiech, który niezwykle dobrze komponował się z tymi wszystkimi jękami i westchnięciami opuszczającymi te same usta. Po tęczówkach przemknął niesforny błysk, kiedy Rowan złapał ją za żuchwę i zaczął przesuwać palcem po jej wargach, ale grzecznie je rozchyliła i wystawiła lekko język. No, może nie tak do końca grzecznie, ale na pewno tak, żeby naszły go odpowiednie skojarzenia. I ugryzła jego kciuk wyjątkowo delikatnie, za nim przesunął dłoń w dół do jej szyi i jeszcze nim zacisnął palce, odchyliła brodę nieznacznie w górę, nie chcąc go blokować. Złapała pościel nad swoją głową, a drugą rękę przesunęła niespiesznie po swoim ciele do biodra, za które ją trzymał, układając palce na jego własnych, ale tak żeby mu w niczym nie przeszkadzać.
Spoglądała na Rowana spod półprzymkniętych powiek, bez najmniejszego skrępowania, z tym samym delikatnym uśmiechem, czasem tylko zagryzając wargi, kiedy jedno z kolejnych pchnięć, które przyjmowało jej ciało, niespodziewanie wywoływało mocniejszy dreszcz, rozchodzący się rozkoszną falą po niej całej. Miał ją przyszpiloną do łóżka, z odsłoniętymi piersiami, które podskakiwały zgodnie z rytmem jego bioder, z posłusznie rozchylonymi nogami i pojękującą zgodnie z tym, co czuła. Dla niego była grzecznie niegrzeczna i uległa tak bardzo, jak tylko potrafiła. Nie wzbraniała się przed niczym, rozkoszując się jego rozpalonym widokiem, gorączkowymi ruchami, pożerającym ją spojrzeniem i zdecydowanym, zaborczym dotykiem, który zostawiał ślady na jej skórze na biodrze i może na szyi też. Jeśli tak, to tego nie czuła.
Co takiego musiał usłyszeć? Słowo bezpieczeństwa? Przecież żadnego nie było i nie zaszli jeszcze tak daleko, żeby w ogóle było potrzebne. Że jej dobrze też na pewno słyszał, możliwe też że słyszeli sąsiedzi i nazajutrz będą ją witały jednoznaczne, krytyczne spojrzenia. Może jakaś kartka ze skargą na drzwiach… To nie było w porządku, że kazał jej się zastanawiać teraz nad czymkolwiek!
— Mam dla ciebie dojść? Jeszcze raz? — spytała cicho, oblizując wargę i uśmiechnęła się nieco szerzej. Nic innego nie przyszło jej do głowy i nie mógł mieć jej tego za złe, nie kiedy tak się w niej poruszał, zaciskając palce na jej szyi. Raz już doszła i to całkiem niedawno, więc ten drugi raz nie był dla niej wcale taki oczywisty, ale jeśli właśnie o to mu chodziło, jeśli to musiał i chciał od niej usłyszeć, jak szczytuje z jego imieniem na ustach, to nie będzie się przed tym specjalnie wzbraniać. Będzie musiała tylko sobie trochę z tym pomóc, ale to nie powinno stanowić problemu, szczególnie, że bardzo chciała go zadowolić.
Zerknęła chwilowo w dół, wzdychając cichutko na widok ich połączonych ciał i podniosła z powrotem spojrzenie do oczu Rowana, przesuwając palce z jego dłoni na swoje podbrzusze bliżej kobiecości. Zaczęła się delikatnie dotykać, z niewinną ciekawością przypatrując się Rowanowi. Może nie o to mu chodziło, ale i tak była ciekawa, czy mu się to spodoba.
Usuń— Powiesz mi, kiedy mogę…? — Specjalnie tak dobrała słowa, chcąc go rozbudzić bardziej świadomością, że mogła dla niego dojść jeszcze raz, ale tylko kiedy sam jej na to pozwoli. Do tego czasu będzie się dotykać bardzo delikatnie i powoli.
Paige King
Najwyraźniej oboje nie mieli najłatwiej ze swoimi rodzicami, choć to były inne trudny, bo Rowan walczył z ambicjami, które przelewali na niego rodzice, z ich wymaganiami i planami na przyszłość, a Nancy z brakiem zainteresowania. Mogła robić, co chce i jak chce, co wydawało się super, szczególnie, gdy jest się głupim dzieckiem, ale niekoniecznie wychodzi się na tym najlepiej. Jej się nawet udało, jednak nie mogła powiedzieć tak o swoim bracie. To śmieszne, ale czasami brakowało jej tego, żeby ktoś stał nad nią, gdy odrabia lekcje albo rozmawiał o tym, kim chciałaby być w przyszłości, aczkolwiek taki jest ich urok. Kibicowali swoim dzieciom we wszystkim, ale jedynie dla świętego spokoju, który zależało im zachować, by wciąż móc podróżować z jednego miejsca w drugie, fotografować przyrodę, uprzednio podrzucając dzieciaki reszcie rodziny i mieć wszystko gdzieś. Trochę im tego zazdrościła, bo żyli w świecie pozbawionym odpowiedzialności i większych trosk, ale przede wszystkim współczuła, bo sami nie zdawali sobie sprawy z tego, jak wiele ich tutaj omijało. Wierzyła jednak w ich miłość i była pewna, że rodzice Rowana również bardzo go kochają, tylko są strasznie kiepscy w okazywaniu tej miłość lub inaczej to rozumieją. Pamiętała, jak odwiedzali go w szpitalu i jak się o niego bali, a takie wydarzenia, w których życie wisi na włosku, potrafią wiele rzeczy uświadomić i jeszcze więcej zmienić.
OdpowiedzUsuńNancy domyślała się, że gra szybko się rozkręci i się nie pomyliła, bo każde kolejne pytanie lub wyzwanie było odważniejsze, a ludzie stawali się dużo śmielsi w tym, czego oczekiwali od innych albo byli gotowi zrobić. Miał na to wpływ wypity alkohol, ktoś któryś raz z kolei donosił butelki wódki oraz przeróżne napoje, z których można było zrobić drinki, ale także fakt, że towarzystwo zaczęło czuć się w swojej obecności dużo swobodniej, bo w końcu niektóre zadania czy wyznania sprawiały, że łamały się bariery, a granice przesuwały.
— Straszny z ciebie marzyciel — stwierdziła rozbawiona Hazel, zerkając z politowaniem na Colta, którego plany były ambitne, tylko brakowało chętnych do ich realizacji. Z wyjątkiem wpatrzonej w niego Clementine. — Ale ma rację — wtrąciła Clem, uśmiechając się do niego. Ona pewnie nie miałaby oporów przed aktorstwem, szczególnie jeśli za jego sprawą wylądowałaby na Bora-Bora razem z Coltonem, którego wciąż trzymała się blisko. I to ze wzajemnością.
Wyzwanie rzucone przez Rowana wywołało poruszenie nie tylko w samej Nancy, która była tak zaskoczona, że zatrzymała przy swoich ustach szklankę i zamiast się napić, wpatrywała się w niego tak, jakby zaraz miał dodać, że żartuje, ale również wśród reszty. Hazel się zaśmiała, Clem pokiwała głową z uznaniem, podziwiając Rowana za tak bezpośrednie zadanie, ktoś głupio zagwizdał, a ktoś inny zawołał coś z aprobatą.
— To ja może zrobię wam więcej miejsca — zaproponowała żartobliwie Emma, wyciągając jedną rękę w stronę Lizze, szukając w niej pomocy w wydostaniu się z pufy, a drugą oparła się o kolano Rowana, wstając.
— Uważaj, czego sobie życzysz, Johnson — skomentowała wreszcie Nancy, drocząc się z nim, ale przyjęła wyzwanie. Odłożyła drinka, ze swojej torebki, którą wcześniej odstawiła, wyjęła wiśniowy błyszczyk i dokładnie, choć nieco teatralnie wysmarowała nim swoje usta, nie spuszczając wzroku z szeryfa. To była pewna gra, którą postanowiła z nim toczyć, skoro on wyciągnął takiego asa z rękawa. Dla niej to była walka z tym, że potrafił ją onieśmielać, więc patrząc mu w oczy z prawdziwej bliskości mogła się głupio zawstydzić, aczkolwiek nie zamierzała stchórzyć. Dodatkowo motywował ją fakt, że wiele kobiet właśnie kolejny raz jej zazdrościło.
Nancy wstała i zdecydowanym krokiem pokonała dystans, który dzielił ją od Rowana, a następnie bezceremonialnie wpakowała się mu na kolana, przez co wspólnie, jeszcze bardziej zapadli się w miękką pufę. Usiadła bokiem, dlatego założyła nogę na nogę, jedną rękę zarzucając mu na kark, a drugą położyła na jego policzku. Przyciągnęła go bliżej siebie, zawieszając spojrzenie na jego oczach.
UsuńRowan nie sprecyzował gdzie konkretnie miała pocałować go Nancy, więc w ramach małego odwetu mogła przycisnąć usta do jego policzka, czoła, szyi i być przy tym z siebie całkiem zadowolona, choć Clementine na pewno nie uznałaby tego zadania, ale z jakiegoś powodu Nancy tego nie zrobiła. Ciepło jego ciała było zbyt kojące, a okazja zbyt kusząca, by jej nie wykorzystać, dlatego najpierw zaczepnie otarła czubkiem nosa o jego nos, z nieznacznie uniesionymi kącikami ust wciąż patrząc w jego oczy, tym sposobem celowo podkręcając tłum, który nie mógł doczekać się widowiska, a następnie pocałowała go.
Złączyła ich usta w powolnym, lecz intensywnym pocałunku, instynktownie przywierając do niego swoim ciałem. To nie było zachłanne, choć pobudzało pragnienia, nie było też wstydliwe, choć znalazło się w tym coś zaskakująco delikatnego. To miał być pocałunek, do którego można wracać. Taki, który najprawdopodobniej się nie powtórzy, choć całowanie Rowana okazało się niezwykle przyjemne, ale równocześnie taki, aby oboje mogli miło go wspominać.
— Zaliczone? — wyszeptała wyzywająco, odrywając się do Rowana w najmniej oczekiwanym momencie, by nie mógł nasycić się pocałunkiem oraz bliskością Nancy. W jej założeniach to miało być krótkie, acz intensywne, więc chociaż niechętnie przerwała, to z bezczelną premedytacją. Spojrzała w jego oczy, oczekując szczerej odpowiedzi, palcem delikatnie ocierając kawałek jego skóry, na której wylądował jej błyszczyk i uśmiechnęła się.
— Może od teraz powinniśmy grać w siedem minut w niebie? — rzuciła z ekscytacją Clem, rozglądając się po towarzystwie, którego niekończąca się reakcja pokazywała, że chyba byli usatysfakcjonowani wykonanym zadaniem.
ups <3
Przy Rowanie łatwo było złamać dane sobie słowo, przekroczyć wyznaczone granice zdrowego rozsądku i poprawnej relacji i ogólnie się zapomnieć. Obawiała się, że nie potrzebowali do tego wcale alkoholu, zarówno ona jak i on. Nad rzeką byli znów bliscy obalenia muru, jaki rzekomo postawili, wyjaśniając sobie zajście z tamtego wybryku, by fundament ich znajomości był trwały i bezpieczny. A w jego basenie? Chryste, wystarczył dotyk i pojawiały się iskry, ale Abigail na próżno szukała wytłumaczenia na te sytuacje. Właściwie dość szybko te poszukiwania porzuciła, bo budowały w jej głowie większy mętlik i miała z tego powodu więcej szkody niż pożytku. I pewnie Rowan też się nad tym wszystkim nie zastanawiał, bo miał ważniejsze sprawy na głowie, ale faktycznie jej uczuciowość była w tym wypadku uciążliwa i nieobliczalna. Jej serce trwało zbyt długo w uśpieniu, gdzie było bezpieczne, niewzruszone, nienarażone na wstrząsy i chyba stało się zbyt podatne na tak nieoczywiste sytuacje, które zdarzały się między rudą i szeryfem. I również stąd taki mętlik, pogubienie i ogólne rozkojarzenie - do takich wniosków ostatecznie doszła.
OdpowiedzUsuńByła młoda, niepewna i nieobyta z mężczyznami, na to zrzuciła wszystko. Bo tak naprawdę to Abigail nie chciała się teraz w nic mieszać, nie chciała się zakochiwać i komplikować sobie życia rozterkami. Nie chciała też nikogo sobą męczyć, a przecież tak wrażliwa często motała się w swoich emocjach. Rozumiała też, że Rowan nie tylko nie jest gotowy na związek, co po prostu nic w tej kategorii w tym momencie go nie interesuje, bo ma poukładane życie. A zresztą, po tym co ostatnio usłyszała, nie zdziwiłaby się, gdyby chciał pozostać jeszcze długo wolnym duchem i zatwardziałym kawalerem, do którego wzdycha pół okolicy. Ona zdecydowanie nie zamierzała burzyć mu tego jego porządku i nie chciała na pewno, aby postrzegał ją jako małolatę, która się za nim ugania, bo raz się przespali, czy potem prawie pocałowali ulegając momentom. No nie... Naprawdę była rozsądną dziewczyną, nawet jeśli rozpierała ją energia i ogólnie wydawała się trochę szalona.
Gdyby wiedziała, że Jax znów stawał w jakiejkolwiek jej obronie, teraz zeszła by na zawał. Ostatnie spotkanie z przyjacielem absolutnie nie wyglądało jak ich standardowe: pełne zrozumienia, wsparcia i ufności. To był moment, kiedy Abigail zastanawiała się, jak ma się pozbierać i czemu czuje się tak dziwnie roztrzęsiona, a on... On przeżywał swoje rozterki. I znów polała się nalewka a potem pewne granice zostały naruszone, ale to niczego nie tłumaczyło, za to przepaść jaka wyrosła między Abi i przyjacielem była gwoździem do jej własnej trumny. Wycofała się, tym razem uciekła do pensjonatu dosłownie i skupiła się na tym, co zna i co jest bezpieczne - praca. W takich chwilach wychodziła jej niedojrzałość i młody wiek, a ona to wszystko sama doskonale rozumiała i chowała się zawstydzona. Miała nadzieję, że wszystko się ułoży, gdy sama się upora tym, ile piwa sobie nawarzyła, bo choć winy dzieliło się po połowie, ostatnie tygodnie tylko dokładamy jej trosk. Nie poznawała siebie, ale to tylko świadczyło o tym, jak bardzo zamykała się na świat, skupiając tylko na tym, co jest pewne.
Zaczesała wysunięte z warkocza kosmyki za uszy i roześmiała się krótko, słysząc, że Rowan ciągnie żart. Bardzo doceniała to, że nie dawał jej odczuć żadnej niezręczności. I chyba już uwierzyła, że on nad wszystkim co się między nimi działo po prostu przeszedł do porządku dziennego. Może przywykł, jak reagują na niego kobiety, nie dziwila by się. A on nie powinien dziwić się im, że je tak przyciąga, na litość boską miał w domu lustro przecież, sama widziała!
- Kto by pomyślał... Sam szeryf, uzbrojony po zęby i groźny w swoich opiętych na tyłku portkach ratuje damy z opresji zabudowań... - mruknęła pod nosem, troszkę się drocząc i podeszła obok, aby usiąść po turecku na deskach werandy.
UsuńPoprawiła sweter, zasłaniając odkryte na dole plecy i pociągnęła pędzlem po belkach od dołu. Skoro Rowan mógł sięgnąć wyżej, mogli podzielić się po połowie tą pracą. W sumie tak byłoby chyba lepiej, niż gdyby szli z dwóch stron naprzeciwko, bo gdy spotkaliby się w połowie, po jej stronie góra byłaby nie domalowana. Chociaż mógł ją też podnieść... Podniosła spojrzenie na Rowana, chcąc ocenić dokąd może sięgnąć bez drabiny i oparła się dłonią za sobą, odchylając się w tył.
- Powinnam przynieść stołek, żeby dostać się do samej góry belek? - spytała wprost, bo przecież on sam mógł sprawdzić, dokąd machnie pędzlem. I wiedziała już teraz, że gdy uniesie rękę, a bluza mu się podwinie, jej spojrzenie samo ucieknie w stronę odsłoniętego brzucha, łakomie chwytajac skrawek jego odsłoniętej skóry. Ale to nic nie znaczyło, nikomu krzywdy nie robiła, sama cicho to przyjmując. Najwidoczniej z szeryfem tak już musiało być, że nawet kiedy nie chciał, robił wrażenie.
Uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła głową, gdy tyłków zapomniał o barze.
- Chciałam zaprosić się na kolację w ramach podziękowania, albo do baru. Nie pamiętam kiedy ostatnio raz tam byłam, a chętnie sprawdziła bym jakie mają alkohole - przyznała.
Pochyliła się, skupiając chwilę na belkach, by od samego spodu przemalować je impregnatem dokładnie. Nie była zwolenniczką piw, chyba że słodkich, smakowych, ale goryczka chmielu była dla niej za ostra. Wolała wina, albo słodkie drinki z rumu.
- Strzelanie brzmi w twoich ustach jak zabawa - dodała jeszcze, łapiąc temat. - Często jeździsz w teren ćwiczyć? Na komisariacie nie ma sali treningowej, czy czegoś takiego?
Przypomniało jej się, że chyba uczył samoobrony na jakiś spotkaniach dla kobiet. Nigdy nie brała w tym udziału, ale może powinna? Może nie samo strzelanie, ale chwyty przy napaści byłyby jej bardziej potrzebne, skoro nie miała broni i nie zamierzała takowej nabyć. Ostatnio zdawała sobie sprawę z wielu swoich słabości i kto wie, może niedługo się pojawi na takim kursie, jeśli będzie jeszcze istniał. Albo poprosi osobiście o indywidualne lekcje, a byłoby to pewnie mniej krępujące.
Abigail, która się stara
Jakoś się w tej rodzinie uchowała i wyszła na ludzi przede wszystkim dzięki babci, przejmując wiele jej cech. Nie wszystkie; na szczęście nie pozwalała ludziom wchodzić sobie na głowę, choć nie brakowało jej empatii i wrażliwości. Uważała jednak, że nawet takie cechy musiały mieć swoje granice, ponieważ inaczej byłoby już po niej i wykończyłoby ją wszystko po kolei. Nie odmawiała jednak pomocy, o czym Rowan mógł przekonać się już nieraz. Zawsze była w stanie wcisnąć go w kolejkę, przyjąć bez niej lub po godzinach, mógł przyjść do niej ze wszystkim i o każdej porze dnia i nocy, zresztą, była pewna, że w razie potrzeby mogłaby zrobić mu to samo. Mogła na nim polegać, mogła na niego liczyć i nie potrzebowali do tego regularnych spotkań, ani nawet częstych rozmów. Wystarczyło im to, co mieli. Już dawno temu coś między nimi kliknęło i tak już zostało, chociaż zaczęło się od najzwyklejszej w świecie fascynacji, od jego słabości do jej oczu i jej uśmiechów, które nieśmiało mu posyłała, gdy przyłapywał ją na tym, że się na niego bezczelnie gapiła. Coś z tego zostało w nich do dzisiaj, a reszta znajomości konsekwentnie budowała się na tym, co razem przeżywali. Na tym, że niejednokrotnie sobie pomagali i się wspierali. Rowan nie mógł pogonić Nancy ze szpitala, bo ona tam pracowała, ale mógł być opryskliwy i niemiły, co ona doskonale by zrozumiała, ale nawet tym nie sprawiłby, że przestałaby zaglądać do niego częściej niż to potrzebne, ponieważ musiała upewnić się, że jest stabilnie, nawet jeśli nic nie było w porządku.
OdpowiedzUsuńIch znajomość po prostu im wychodziła i nie trzeba było jej dodatkowo ubarwiać, jednak wyzwanie Rowana, to jego bezpośrednie żądanie, które zaskoczyło wszystkich, wywołując spore emocje nawet w wyluzowanym Colcie, delikatnie ją podkręciło. Przekraczanie takich granic w ich przypadku było ryzykowne, ale potencjalne niebezpieczeństwo zmniejszało się pod wpływem alkoholu, wypierającego myśli o ewentualnych konsekwencjach. Ostatecznie to przecież był tylko pocałunek. Ludzie nieustannie całują się z innymi ludźmi. Jeszcze niedawno Nancy całowała się z Clementine i to nie miało wpływu na ich damską przyjaźń, więc dlaczego niby ten jeden raz miał być inny?
W końcu Nancy zdarzało się myśleć o tym, jak by to było całować się z Rowanem i jeśli kiedykolwiek on choć raz pomyślał o czymś podobnym, to jak na dorosłych ludzi przystało, mogli się o tym przekonać. Co prawda, z jakiegoś powodu do tej pory tego nie zrobili, prawdopodobnie z bezwzględnego rozsądku, aczkolwiek dzisiaj chęci oraz ciekawość były silniejsze. A skoro tym zbliżeniem mieli poruszyć granice, które do tej pory stanowczo między sobą trzymali, to ten pocałunek nie mógł być byle jaki. Nancy Jones nie chciała tylko odbębnić zadania; chciała zrobić coś więcej, sięgnąć gdzieś głęboko w Rowana i pokazać mu, że nie tylko te jej oczy mogą być jego słabością i może lepiej, żeby tak nie ryzykował.
Oboje mieli świadomość, że igranie z ogniem było zgubne, jednak skoro mieli to dzisiaj zrobić, to musiało być warte zachodu i konsekwencji.
A najgorsze w tym wszystkim, a może najlepsze, było to, że okazało się, iż jego dotyk był uzależniający. Okazało się, że Nancy nie miałaby nic przeciwko, gdyby Rowan zechciał mieć ją w swoich objęciach częściej, gdyby rzeczywiście zdążył pogłębić pocałunek i gdyby mocniej trzymał ją za włosy. To było strasznie zgubne, musiała się więc odsunąć, przerywając coś, co sama zaczęła. Apetyt rzeczywiście rósł w miarę jedzenia, a to było wyjątkowo słodkie danie.
Nancy westchnęła, nieznacznie uspokajając przyspieszony oddech i kontrolnie zerknęła na Rowana, nie powstrzymując się przed uśmiechem, który cisnął się na jej rozpromienioną twarz, ale ostatecznie wzrok skupiła na rozentuzjazmowanej Clementine oraz nieźle zdziwionym Colcie, który najwyraźniej odkrywał dzisiaj nowe strony swojego kumpla.
— Nigdy w to nie grałeś? — zdziwiła się blondynka, poprawiając na swoim miejscu tak, jakby szykowała się do wykładu i uniosła dwa palce. — Dwie osoby zostają zamknięte w pomieszczeniu, może to być pokój, może składzik i dostają siedem minut, na co tylko chcą. Są dwie zasady. Pierwsza: zgoda jest najważniejsza, a druga to brak innych zasad — wyjaśniła z niebywałą pasją, zerkając na Colta. — Jak coś, to możemy pójść na ochotników — dodała, posyłając mu zaczepny uśmiech, nieustannie kusząc go i ponownie wróciła spojrzeniem na Rowana.
Usuń— Jestem przekonana, że ktoś na pewno chętnie pokaże ci, na czym to tak dokładnie polega — zasugerowała bezwstydnie, czym znowu wywołała poruszenie i cichy śmiech, nawet u Nancy, która ostrożnie wymknęła się dłoniom Rowana, przenosząc z jego kolan na tę samą pufę, bo chociaż w poprzedniej pozycji było jej bardzo wygodnie, to jeszcze sama nie wiedziała, co o tym sądzi. Czy powinna siedzieć mu na kolanach? Pewnie gdyby była trzeźwa, to w życiu by tego nie zrobiła, ale nie dlatego, że nie chciała, tylko z rozwagi, żeby pocałunek nie był początkiem obnażania się ze swoich cichych pragnień.
Nancy odebrała od Hazel drinka i napiła się, rozglądając po zebranych ludziach, do których ewidentnie przemawiała propozycja Clementine, bo mniej więcej każdy w tym pokoju miał kogoś, z kim chętnie spędziłby kilka bezkarnych minut w dwuznacznej sytuacji. Rozumiała to, gdyż wizja bycia z kimś sam na sam na kilka minut, z dala od wścibskich oczu była kusząca, o ile obie strony tego chciały, ale z drugiej strony jeśli chciały, to przecież w każdej chwili mogły urwać się stąd w jakieś ustronne miejsce. Nancy znała tę grę, ale nie była do niej przekonana, ponieważ wolała nie wylądować w ciemnym pomieszczeniu z kimś, komu nie ufała. Instynktownie zerknęła na Rowana, ponieważ on jako jeden z niewielu zaliczał się do tych ludzi, którym ufała i czuła się przy nim bezpiecznie.
— To co, pasuje? Gramy? — blondynka uniosła brew, patrząc oczekująco na swoich znajomych. — Chcesz czynić honory, Rowan? Bo przecież chyba się nie wstydzisz... — dodała wyzywająco, uśmiechając się pod nosem, czym kolejny raz odrobinę rozbawiła Nancy.
Nancy Jones