Man, what a hell of a year it's been, keep on bluffin', but I just can't win.
Drown my sorrows, but they learned to swim.
Noah Wells
lat 34 - były prawy skrzydłowy New York Rangers -syn marnotrawnyrodowity mieszkaniec Mariesville - syn Ivy Wells, krawcowej oraz Mitch'a Wellsa, producenta whisky, który zginął pod gruzami północnej wieży WTC w 2001 roku - brat byłego żołnierza Navy Seals, Austina - antybohater - MVP sezonu 2023/2024 - uczestnik kilku skandali w lidze hokejowej - najgorszy sort przyjaciela - powrót, z podkulonym ogonem, do rodzinnego miasteczka po trzynastu latach nieobecności - egoista kochający luksusy - niczym Król Midas, czego nie dotknie to zamienia to w śmierdzącą sprawę - stara leśniczówka na obrzeżach Mariesville jest jego aktualnym azylem - loft w Nowym Jorku w TriBeCa - Nobody knows what I'm goin' through, bet the devil wouldn't walk in my shoes. Wish someone told me "Livin' this life would be lonely" tryna get away from the old me.
Gwiazdor New York Rangers Noah Wells został zawieszony bez wynagrodzenia na co najmniej sześć miesięcy po tym, jak nie przeszedł testu na obecność narkotyków – kilka miesięcy po niepokojącym incydencie w hotelu w Filadelfii.
Zeszłej wiosny policja odebrała telefon pod numerem 911 z hotelu Four Seasons, gdzie przed meczem przeciwko Philadelphia Flyers w pokoju Wellsa znaleziono kobietę w stanie mocno odurzonym i odwieziono ją do szpitala w ciężkim stanie. Kobieta przeżyła. Noah Wells odmawia komentarza w tej sprawie, a koledzy z zespołu zeznają, że Wells nie spędzał nocy w tym hotelu. Prawy skrzydłowy nowojorskiej drużyny opuścił jednak pięć ostatnich meczów tej serii z „powodów osobistych”.
Według Franka Seravalliego z Daily Faceoff Wells został odsunięty na bok po tym, jak nie przeszedł testu narkotykowego i został umieszczony na 3. etapie ligowego programu pomocy graczom.
„Noah najwyraźniej się z czymś zmaga” – powiedział po meczu trener New York Rangers – „Jest jednym z najlepszych graczy w naszym zespole, ale musimy kontynuować sezon bez niego. Na tej sali wciąż jest ponad 20 chłopaków, którym zależy na zwycięstwie.”
Trener nie udzielił odpowiedzi na pytanie, czy wybryk Noah Wellsa mógł zawiesić cały zespół.
„Poznałem Noah z każdej strony, zarówno prywatnie, jak i członka naszej drużyny. Chcę dla niego jak najlepiej. Chcę, żeby był szczęśliwy i żeby był zadowolony ze swojego życia, niezależnie od tego, czy gra z naszym zespołem, czy nie. Mamy nadzieję, że uda mu się znaleźć spokój i uzyskać pomoc.”
- ESPN
Na głowę ma zawsze naciągniętą czapkę z daszkiem i kaptur. Nie chce rzucać się w oczy. Wie, że kilka lat temu przechadzając się po mieście, pławił się w blasku chwały, a dzisiaj pół kraju wyciera sobie jego nazwiskiem gębę, a drugie przeklina dzień, w którym prawie pogrążył nowojorską drużynę hokejową. Mieszka w starej leśniczówce, którą odkupił od brata i zastanawia się, w którym momencie zaczął podejmować najgorsze decyzje. Czy było to trzynaście lat temu, kiedy wyjeżdżał z miasteczka? Osiem lat temu, gdy pierwszy raz spróbował kokainy i popił ją drinkiem? Czy pół roku temu, kiedy nie wrócił do pokoju hotelowego wynajętego na jego nazwisko, w którym prawie przekręciła się jakaś striptizerka, o której istnieniu nie miał nawet pojęcia? A może dwa tygodnie temu, gdy uciekając przed natarczywymi fotoreporterami, podjął decyzję o powrocie do Mariesville?
[Hej!
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, co my autorzy mamy, że tak lubimy robić pod górkę naszym postaciom. Chyba za bardzo lubimy dramaty 🥲 szkoda tego Noah, ale mam nadzieję, że spokój Mariesville jakoś przejdzie i na niego, a on znajdzie tu miejsce dla siebie. Gdyby była chęć, zapraszam do Olivii ☺️]
Olivia
Cześć! :)
OdpowiedzUsuńJestem prawie pewna, że witaliśmy się dzisiaj pod kartą innej Twojej postaci, ale jak na złość nie widzę jej teraz w linkach. Wydaje mi się, że wtedy zaproponowałam Stevie - i tym razem jest tutaj moim wyborem. Pasują mi jako sąsiedzi, oboje powrócili do rodzinnych stron po "niewypale" w wielkim świecie. Daj znać, czy masz ochotę coś stworzyć.
Steven Baker oraz nieopublikowani jeszcze Laura Doe && Geonwoo Parks
[Ooo, czego Wam potrzeba? Jakie wątkowe marzenie możemy spełnić? ;) Poturbowany facet, stara leśniczówka i jakieś podejrzane historie... w sumie mnóstwo zagadek! Ale czy nie to przyciąga najbardziej takie słodkie duszyczki jak Abi? ;)
OdpowiedzUsuńEnigmatyczna i magnetyczna postać, pogubiona, za to też budująca wiele możliwości! Od nienawiści po... miłości tu nie widzę, wydaje mi się, że ma tu co najmniej kilka osób, które go nie lubią, ale... Na pewno jest ktoś, kto nie życzy mu źle! xD Oby się na nowo odnalazł, nie popełniał więcej głupot :)
Jeśli radosna młoda dziewczyna Was nie nudzi i nie drażni, zapraszamy na wątek :3 Udanej zabawy!]
Abigail
[Hejka!
OdpowiedzUsuńMuszę, bo się uduszę, ale też planowałam tu przyjść ze sportowcem, który wraca po latach nieobecności. 😂 A jeszcze pierwotnie brałam pod uwagę Jensena na wizerunek, a jak był zarezerwowany to Theo, ale coś się z nim dogadać nie mogłam i skończyłam z zupełnie innym. XD Mam nadzieję, że nie siedzisz mi w głowie, bo straszny tam błagam mam i wstyd ludzi wpuszczać. 🫢
Fajny ten Noah! Taki... Intrygujący. Mariesville ma teraz swoją gwiazdę i myślę, że może być ciekawie. Zobaczymy jak ta historia się potoczyło dalej, a Tobie życzę dużo weny i samych ciekawych wątków!^^]
Rhett Caldwell
[Mam wrażenie, może mylne, że Noah jest zagubionym i niezrozumianym przez innych mężczyzną. Dobrze, że Jen w ogóle nie interesuje się hokejem, Twój pan jest dla niej całkowicie nieznajomą twarzą. Mam nadzieję, że uda mu się dojść do siebie w miasteczku. Bawcie się dobrze!]
OdpowiedzUsuńJennifer
[Właśnie widzę, że sporo wspólnego mamy😂 Ale to dobrze, uda się nam w ten sposób lepiej dogadać! :D Dziś rano się z tego śmiałam i trochę przerażona byłam, bo tak jak "podkradanie" wizerunków się zdarza i ktoś będzie szybszy z rezerwacja tak pod rząd aż tyle mi się nie zdarzało. Także, sio z mojej głowy!😂😂
OdpowiedzUsuńO, w sumie bardzo dobry pomysł! Ale pozwolę się odezwać na priv, daj znać czy wolisz mejla czy czat, to coś ustalimy sensowniej. 😌]
Rhett Caldwell
Wzięła głęboki oddech, chowając się między regałami. Czuła, jak do oczu napływają jej łzy. O rany, jak bardzo tego nienawidziła! Inni krzyczeli i wyzywali, gdy czuli narastającą złość – albo po prostu odchodzili. A ona? Ona płakała. Ostatnim, czego potrzebowała, było zdecydowanie płakanie w sklepowym magazynie. W takich chwilach zastanawiała się, dlaczego jej marzeniem było zostanie psychoterapeutą. Praca z ludźmi była straszna i tak wyczerpująca! Kochała Mariesville, chociażby tak sobie mówiła i robiła to bardzo przekonująco. Ale mieszkańcy naprawdę potrafili dać jej czasem w kość. I dziś był właśnie taki dzień – pełno ludzi, głupie komentarze. W dodatku, przed chwilą była Pani Miller – jej dawna nauczycielka, która bardzo boleśnie krytykowała ją do innych za jej nastoletnią ciąże. Co ją to w ogóle interesowało? Jeśli sobie zniszczyła przyszłość, no to przecież sobie. Och, jak bardzo Maddie żałowała, że nie potrafiła biegu myśli zakończyć dokładnie na tym. Była silna, miała ugruntowane swoje wartości. Samotne rodzicielstwo mocno ją zahartowało na opinie innych, a gdy masz rozwinięty instynkt macierzyński, interesuje cię tylko dobro twojego dziecka. Dzielnie przyjmowała wszelkie pociski, nawet te najboleśniejsze. Jednak, koniec końców, wciąż była tylko człowiekiem, a już szczególnie w dni, kiedy była sama na zmianie.
OdpowiedzUsuńJej współpracownik się rozchorował. Chyba grypa żołądkowa. Cóż, dobrze że go nie było, nie chciała zabrać żadnego syfu do domu. Może nie byłoby aż tak źle, ale z jakiegoś powodu dostawa, która miała być za dwa dni, przyjechała tego dnia. Maddie musiała to wszystko rozpakowywać sama, podczas gdy Matty co chwile zadawał jej pytania, które wywoływały w niej tylko stres – i to poważny, wyniszczający stres. Słyszałaś, że Noah Wells wrócił do Mariesville? To prawda? Wiesz kto to, co nie? Co teraz będzie? Myślisz, że kiedyś tu przyjdzie? Co za dziecko! Miała ochotę wysłać go do Damiena i kazać mu tam siedzieć do końca dnia. On jako jedyny miał jakiś sensowny wpływ na tego chłopca. Matthew miał głęboką słabość do tych, którzy coś w życiu osiągnęli. Dla niego Damien był wielką gwiazdą, a Noah Wells wręcz bogiem. Co z tego, że było głośno o jego ostatnich skandalach i wcale nie świecił dobrym przykładem – dla jej syna ten człowiek był święty. I tak cholernie ją to bolało.
Niemniej, było to dla niej szokiem, gdy przypadkiem dowiedziała się o powrocie Wellsa do rodzinnego miasteczka. To była ostatnia rzecz, której mogła się spodziewać. W końcu osiągnął sukces, był bogaty, pewnie mieszkał w jakimś wypasionym penthousie, podczas gdy ona ledwo wiązała koniec z końcem. W każdym razie, bardzo ją to stresowało, przy czym słowo bardzo wciąż nie wyrażało dobrze targających nią uczuć. Z jednej strony żyła w lęku, że na niego wpadnie, a co gorsza – Noah. Z drugiej jednak strony, negowała to w swojej głowie. Manipulowała otaczającą ją rzeczywistość. Przecież Mariesville nie jest aż tak małe. Może wcale o nie zobaczę, tłumaczyła sobie. Miała głęboką nadzieję, że rzeczywiście tak by było.
Wyszła na sklep. Otarła zapłakane policzki i rozejrzała się dookoła. Dała radę. Oczy miała całe czerwone, ale chrzanić to! Przejdzie. Matthew siedział w biurze, grając w Brawl Stars. Towar był rozłożony, a godzina szczytu się kończyła. Jej szef obiecał, że dziś sam zamknie sklep, a ostatnie godziny sam zajmie się obsługą. Była mu wdzięczna, to był naprawdę dobry człowiek. Green Grocers leżało na samym końcu dzielnicy, więc szybko mogła się stamtąd wydostać i było też względnie blisko mieszkańcom z pobliskich dzielnic. Często przychodzili tutaj ludzie ze Śródmieścia albo Riverside Hollow i ich okolic. Ona niestety miała najdalej, ale była gotowa nie pozwolić, aby wizja dłuższego powrotu do domu miała ją załamać. Bo miała wszystko pod kontrolą i teraz to miała sobie powtarzać. Wzięła głęboki oddech i wyprostowała się, napawając się ciszą panującą w sklepie. Stanęłą przed ladą. Od dwudziestu minut nie było nikogo. Spokój, zero ludzi. Mogła nawet wyciągnąć na chwilę telefon i przejrzeć statusy na Whatsapp. W końcu miała chwilę dla siebie. I dosłownie chwilę.
UsuńUsłyszała dźwięk dzwonka sklepowego. Ktoś wszedł. Odstawiła telefon i spojrzała przed siebie. O nie.
Serce zaczęło jej bić trzy razy mocniej. Poczuła, jakby spływał po niej obfity, gęsty pot. Nie spodziewała się, że ten dzień może być aż tak gorszy. Była gotowa cierpliwie znieść już wszystko, ale na pewno nie to. Na pewno nie widok Noah w tym sklepie.
— Dzień dobry! — przywitała się. Może jej nie pamiętał? Przez jego życie na pewno przetoczyło się już wiele kobiet, o wiele bardziej wartościowych, piękniejszych i lepszych. Kto pamiętałby Madeline Green? — Zapraszam. Dziś świeża dostawa. — stało się. Stres i szok opanowały całe jej ciało.
Maddie
Nowy, czarny Ford pięcio był zdecydowanie lepszy, niż ten, który stał nieopodal stodoły na ziemi państwa Mitchell. Dave pozwolił, aby jego córka, po długich namowach jego osoby, zmieniła samochód, ale starego sprzedać nie zamierzał. Miał do niego zbyt wiele sentymentu, więc stał on na podwórzu, a sama Olivia śmiała się, że jest przyszłą ozdobą na halloween.
OdpowiedzUsuńJednak, przejażdżka nowym samochodem była tylko wymówką. Olivia, tak samo jak jej ojciec, zdecydowanie była pracoholiczką i potrafiła zerwać się w środku nocy, gdy jakieś zwierzę potrzebowało pomocy. Była też zdecydowanie osobą o wielkim sercu, choć nie otwierała go dla każdego.
Wieczór już dawno zapadł, a ulice prowadzące do Mariesville były zdecydowanie puste. Nie miała się też zresztą co dziwić; to nie była wiecznie zatłoczona, głośna i zakorkowana Atlanta. Tutaj przejazd z jednego końca na drugi nie zajmował godziny. Tu nie musiała wychodzić tak wcześnie do pracy, bo wystarczył jej zaledwie kwadrans. Brak zakorkowanego miasta był zdecydowanie udogodnieniem i jednym z (niewielu) plusów ponownej przeprowadzki do Mariesville.
Kochała to senne i spokojne miasteczko, nie mogla powiedzieć, że nie, jednak te wszystkie lata spędzone w Atlancie nieco ją zmieniły, a Olivia Mitchell na nowo musiała przywyknąć do ciszy, która otaczała ją każdego wieczoru. Ostatnio miasteczko zaliczyło kilka głośnych powrotów - w tym jej osobisty. Zawał, który dotknął jej ojca, nie pozostawił Olivia innego wyboru, niż porzucić swoje dotychczasowe życie w mieście i wrócić w rodzinne strony, by prowadzić klinikę weterynaryjną. David Mitchell miał przed sobą kilka długich miesięcy rekonwalescencji, a nikt, tak jak jego córka, nie potrafił zająć się rodzinnym biznesem.
Przyhamowała, nie będąc do końca pewna, czy to aby ta właściwa droga, jednak po chwili wjechała w głąb lasu, przez dłuższą chwilę jadąc tylko pośród drzew. Niewielkie kamyki, czy też nawet szyszki strzelały pod naporem samochodowych opon. W końcu, jej oczom ukazało się delikatne, nieco przytłumione światło, a chwilę później zobaczyła stara leśniczówkę.
Noah jej się nie spodziewał. Olivia był tym jednym, niezapowiedzianym gościem, ale wcale nie czuła się źle z tego powodu. Zatrzymała samochód nieopodal, dosłownie z niego wyskakując. Trzasnęła drzwiami, zapięła ciepłą, granatową bluzę, by następnie przejść na drugą stronę Forda, i z miejsca pasażera wyciągnęła butelkę babcinej nalewki. Była ona zapewne mocna, ale głowa nigdy po niej nie bolała na drugi dzień.
Wieczór o dziwo był nieco chłodny, a szczególnie tutaj, w lesie. Szum drzew był delikatny, zapach lasu otaczał człowieka z każdej strony. Przystanęła, spoglądając na dom. Noah zdecydowanie był w środku, niczego nieświadomy. Minęło kilka lat, od kiedy widzieli się ostatnim razem. To było dziwne uczucie, ale wiedziała, że po tym wszystkim co przeszedł, potrzebował kogoś, kto stanie obok, a nie będzie przeciwko. Może i narobił wiele głupot w swoim życiu, może i czasami nie bywało między nimi najlepiej, ale on nadal był dla niej ważny.
Zastukała w drzwi. Raz, drugi i trzeci, ramieniem opierając się o futrynę drzwi, a później całymi plecami. Do jej uszu dobiegł odgłos kroków, a chwilę później drzwi otworzyły się z lekkim skrzyknięciem, jakby protestem. Wyciągnęła rękę w bok, dokładnie tą, w której trzymała nalewkę, ale nie spojrzała od razu na Wellsa.
— Ukradłam babci i na pewno mnie zabije, a znasz Rose. Musimy to wypić jak najszybciej — powiedziała, próbując się nie roześmiać. W końcu odwróciła głowę, spoglądając na Noaha Wellsa. Niegdyś tylko mogła go nazywać swoim, od lat już jednak to było tylko wspomnienie, do którego Olivia czasami lubiła wracać.
— Cześć, Wells. Mam nadzieję, że masz kieliszki, ale jak coś, to szklanki również mogą być. Nie bądźmy wybredni.
[Za błędy, które mogły się wkraść od razu przepraszam, ale pisze z telefonu. Gdyby coś było nie tak z zaczęciem, daj znać! ☺️]
Olivia
[Myślę, że nawet największy kaptur w połączeniu z czapką z daszkiem nie uchroni go przed zbyt ciekawską częścią społeczności miasteczka. I są pytania bez odpowiedzi. Pewnie ktoś powiedziałby, że najlepiej byłoby nie wyjeżdżać z Mariesville, ale na pewno znajdą się tacy, którzy się z tego cieszyli i teraz nie są zadowoleni z jego powrotu. Pozostaje też druga strona medalu — kokaina, drink i niemal zmarła striptizerka. Noah nie ma lekko od tych trzynastu lat. Sukcesów na blogu ;D]
OdpowiedzUsuńJULIET MURRAY
Pamiętał ją. Cóż za pech! Mogło być inaczej, w końcu poszedł w wielki świat i nie oglądał się za sobą. Gdy ją zostawił i krótko po tym wyjechał, boleśnie przekonała się, że Mariesville było dla niego nie tylko ciężarem, ale nic nie wartą dziurą. Tak samo, jak ona – nie była na tyle wartościowa i ważna, by móc chociaż się pożegnać. Nie znaczyła dla niego nic, a z perspektywy czasu rozumiała to jeszcze bardziej. Ciężko jednak było na sercu, gdy oglądała w telewizji i Internecie jego wszystkie podboje. Teraz jakoś zdążyłą przywyknąć, lecz początki jego wielkiej kariery były tak bardzo trudne… Wciąż pamięta, jak każdy w Mariesville szeptał o tym między sobą, ciesząc się, że z miasteczka wyszedł taki talent. Oczywiście, Noah zawsze był utalentowany, ona doskonale o tym wiedziała. Ale widząc go wszędzie, gdy sama przeżywała takie trudności, było dla niej wówczas tragicznym doświadczeniem. Pamiętała nawet jedne z pierwszych nagłówków. “Nowy hokejowy fenomen! Prawy skrzydłowy New York Rangers pokazuje niesamowity potencjał”. “Noah Wells – niesamowity gracz, który podbija NHL!”, Wielki talent w MSG: Noah Wells zachwyca kibiców New York Rangers” i wiele innych… Nie potrafiła tego zapomnieć, gdy jeszcze wtedy wciąż nie wyleczyła się ze swoich uczuć. Czuła wobec niego gniew mieszający się z głębokim żalem, a jednocześnie przez jej serce przebijał się cichy głos: Przecież jesteś z niego dumna, prawda?. Nie była – tłumiła to w sobie tak agresywnie, aby móc zabić każdy dźwięk głosu uczuć. Ale czy z miłością można wygrać?
OdpowiedzUsuńNie. Właśnie dlatego Noah był tutaj z powrotem. Zatracił się w swojej miłości – w karierze hokejowej – tak bardzo, że nie zauważył, gdy odleciał. Powinna była czuć satysfakcję, że boleśnie upadł. Powinna cieszyć się, że życie dało mu tak mocną nauczkę, że aż musiał wrócić do tego gównianego miasteczka. Skandal – to było zwieńczeniem jego kariery. Nie umiała jednak dopuścić do siebie takich uczuć, bo nie leżało to w jej naturze.
Patrząc tak na niego, w tej całej sytuacji, poczuła swego rodzaju żałość. Stres był wciąż równie mocny, ale z ich dwójki, to przecież teraz on był na ustach ludzi, a nie ona. Stała więc tak, patrząc na niego, i w dalszym ciągu przetwarzając myśl, że ją pamiętał. Przecież miał nie pamiętać… Oprzytomniała. Teraz jakoś musiała wyjść z tego z twarzą.
— Noah? — zapytała z lekkim niedowierzaniem, mistrzowsko udając zaskoczenie. Minęły całe wieki. No co ty nie powiesz – pomyślała. Z jej ust jednak wyszły inne słowa. — To prawda, szok… — pokręciła głową, jak gdyby w pozytywnym zaskoczeniu, choć optymizm wcale jej nie towarzyszył. Stres schodził, a ona czuła narastającą złość; nie wiedziała nawet o co. O to, że tu był? Że ją pamiętał? Czy może o to, że w ogóle się odezwał?
Co u Ciebie? Miała ochotę prychnąć pod nosem. Bo co mogła odpowiedzieć, wychowuję sama dziecko podczas, gdy ty się bawisz? Zresztą, była przekonana, że wcale go to nie interesowało. Po ich rozstaniu nigdy się nie odezwał, nawet nie wysłał głupiego SMS-a. Gdy przyjeżdżał, nie chciał nawet przywitać się czy pogadać. Madeline nie była zawistna ani pamiętliwa, ale ten mężczyzna tak dogłębnie ją zranił, że nie potrafiła tak po prostu zostawić tego za sobą. Niemniej, była dojrzalsza. Nie miała już siedemnastu lat i pusto w głowie, gdy ktoś nie okazywał jej szacunku. Stąpała twardo po ziemi, była zahartowana przez życie. Nie miała zatem zamiaru tego zepsuć; trzymała fason – dla siebie i dla syna. Pomyślała o Matthew. O nie! Niepozornie cofnęła się do tyłu, jak gdyby czegoś szukała; wszystko po to, by móc zamknąć drzwi od biura. Ostatniego czego potrzebowała do tej trwającej katastrofy, to Matthew z nim w jednym miejscu, twarzą w twarz.
Usuń— Pracuję, jak widać — odpowiedziała, wracając do lady — Zajmuję się domem, tym samym, co od zawsze. Moi dziadkowie nie żyją, ale to pewnie wiesz od Irys — kontynuowała, wspominając bardzo bolesny fakt. — Dalej maluje obrazy, tak od czasu do czasu — dodała, strzepując z blatu niewidzialne okruchy. Spojrzała na niego, choć wiele ją to kosztowało. Zdecydowanie wolała unikać jego widoku, a przede wszystkim jego wzroku. Chciała mu pokazać, że jest silna; że jego obecność w ogóle jej nie interesuje, nawet nie robi na niej wrażenia. Ale czy potrafiła? Przecież było to kłamstwem… — Zależy o co pytasz — zauważyła, unosząc brew. — A u ciebie? Jak dajesz radę? — zapytała, odwracając wzrok. Oparła się o ladę. — Powrót do Mariesville, to raczej nie jest spełnienie marzeń, co?
Maddie
[Ze smutkiem to stwierdzam, ale chyba w małym miasteczku ciężko się skryć pod kapturem - ciekawi mieszkańcy i tak będą wtrącać nos w nieswoje sprawy, ale może faktycznie przynajmniej uniknie fotoreporterów. Noah nieźle wdepnął, ale życzymy mu, żeby wyszedł jednak na prostą!
OdpowiedzUsuńWitam raz jeszcze i życzę mnóstwa wątków! ;)]
Eloise
Olivia była w miarę na bieżąco, jeśli chodziło o tą cala dziwną sytuację, która przytrafiła się Wellsowi. Nie miała w zwyczaju oceniania, każdy miał swoje życie i podejmował różne decyzje, jednak coś jej mówiło, że Noah nie miał z tym wszystkim nic wspólnego. Owszem, mógł się pogubić , popełnił kilka głupich błędów, ale na litość boską, nieprzytomna striptizerka? Jakoś to Olivia najbardziej nie pasowało.
OdpowiedzUsuńNie zastanowiła się, czy chciał ją widzieć, czy jednak może pragnął spokoju. Gdyby kazał jej odejść, uszanowałaby jego prośbę i po prostu zostawiła go samego, nie chcąc się niepotrzebnie narzucać. Noah jednak postąpił inaczej, i widziała w jego spojrzeniu jakiś rodzaj ulgi, że to właśnie ją zobaczył na werandzie starej leśniczówki. Uśmiechnęła się lekko, wchodząc do środka, kiedy mężczyzna przesunął się w drzwiach. Może i ich drogi rozeszły się już bardzo dawno temu, ale Olivia nadal traktowała Noaha jak kogoś bliskiego. Czasami żałowała decyzji, że nie zgodziła się na przeprowadzkę do Nowego Jorku, żeby być przy nim, ale w tamtym czasie po prostu czuła, że to miasto nie jest dla niej. To było jego marzenie, które się spełniło, a ona wiedziała, że czułaby się tam źle i najzwyczajniej w świecie by się tam męczyła.
— Pociągnęłam go za język. Na początku był bardzo oporny, naprawdę — powiedziała z delikatnym rozbawieniem. Austin dość szybko powiedział jej, gdzie znajduje się Noah. Wiedział dokładnie, co ich kiedyś łączyło, oraz to, że Olivia może okazać się w tym momencie dobrą podporą dla jego młodszego brata. A ona właśnie tym chciała być dla niego w tym momencie – podpora, no nagle okazało się, że nie ma wokół siebie tak wielu przychylnych mu ludzi, jak sądził.
— Zginę marną śmiercią, ale przynajmniej wypije dobry alkohol — zaśmiała się. Pozwoliła, by pocałował ją w czoło, dokładnie tak jak dawniej. Lubiła ten gest, był przyjemny i taki tylko należący do niego. Mitchell czasami uciekała myślami, i zastanawiała się, jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby podjęła decyzję, by wyjechać z kim do Nowego Jorku. Czy nadal byliby ze sobą, czy jednak i tak w końcu nadszedłby ten dzień, gdy ich drogi by się rozeszły?
Olivia rozejrzała się po niewielkiej przestrzeni, która nagle tak bardzo nie pasowała jej do osoby Noaha.
— Cóż, to musiała być cholernie łatwa decyzja, zamienić apartament w Nowym Jorku na tą chatkę — rzuciła, nie zastanawiając się nad wypowiedzianymi słowami, aż po chwili doszedł do niej ich sens i zrobiło jej się głupio.
— Przepraszam, nie powinnam. A co do zastawy, to bardziej odpowiadają mi te uszczelnione kubki — dodała, siadając na jednym z krzeseł, które były ustawione przy niewielkim stoliku. Podparła dłoń na podbródku, spoglądając na mężczyznę.
— Na zawsze. Tata miał zawał, dość poważny, i nie mogłam tego wszystkiego zostawić samopas. Poza tym, znudziło minusie już życie w Atlancie, dlatego postawiłam na małą zmianę otoczenia. I nie tylko ja, jak widać. Chcesz o tym pogadać, Noah, czy raczej wolisz powspominać stare czasy? — zapytała, przysuwając sobie jeden z kubków.
— Aż dziwne, że gdy coś się wali, nagle wiemy, gdzie mamy przyjechać, prawda? Chyba nigdy nie uwolnimy się od tego miasteczka, tak jak dawniej chcieliśmy — zaśmiała się, kręcąc głową na boki.
Olivia
Jako nastolatka, Madeline Green miała szczególnie mocno ukierunkowane myślenie. Marzyła o studiach na Uniwersytecie Waszyngtońskim, a psychologia była czymś, czego tak bardzo pragnęła. Była ambitna, zdolna i inteligentna. Nie traciła swojego cennego czasu na imprezy czy małostkowe relacje, które tylko odwracałyby jej uwagę od nauki i osłabiły samodyscyplinę. Była ulubienicą nauczycieli i dumą swoich dziadków, którzy tak wiele dla niej zrobili.
OdpowiedzUsuńAż pojawił się on.
Uwielbiała jego uwagę, dodawało jej to pewności siebie i poczucia wyjątkowości. Maddie Green dobrze wiedziała, kim był Noah Wells. W tak małej mieścinie jak Mariesville trudno było nie usłyszeć o przystojnym młodym sportowcu, którego czeka świetlana przyszłość… I jakże jej to schlebiało, że to właśnie on zwrócił na nią uwagę! Maddie nigdy nie uważała siebie za szczególnie atrakcyjną, choć też nie sądziła, że jest brzydka. Jako nasolatka nie była bardzo zakompleksiona, ale pewne cechy jej ciała i twarzy z chęcią mogła zmienić. Noah jednak sprawił, że każdy z tych kompleksów zniknął; pokochała siebie, swoją osobowość i wygląd. Z początku odmawiała mu, bo zdrowy rozsądek podpowiadał, że to nie czas na randkowanie. Z czasem jednak polubiła to, jak bardzo próbował dopiąć swego; nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła ubierać swoje najlepsze sukienki i malować usta wiśniowym błyszczykiem. Chciała, dosłownie pragnęła, żeby widział tylko ją. Nic zatem dziwnego, że była najszczęśliwszą dziewczyną w całym miasteczku, jeśli nie dalej, gdy w końcu zabrał ją na ich pierwszą randkę, którą wciąż tak doskonale pamiętała, nawet jeśli wcale tego nie chciała.
Maddie nie przeszkadzało, że ich związek był ścisłym sekretem. Wiedziała, że dziadkowie nie zaakceptowaliby jej relacji ze starszym chłopakiem. Nie mogła pozwolić, żeby jej to zepsuli… Nie mogła pozwolić, żeby jej zbytnie ambicje zabrały jej Noah, więc odsunęła to na bok. Nie potrzebowała już celujących ocen ani życia poza Mariesville, bo miała jego. Nie mogła więc pozwolić, by cokolwiek to zniszczyło. To właśnie Noah Wells sprawił, że w końcu zrozumiała na czym polega miłość. I wcale nie odbierał jej tego, gdy mówił, jak bardzo nienawidzi Mariesville. Nie zmienił jej myślenia, gdy raz po raz udowadniał swoje ambicje, pewność siebie i świadomość tego, czego chciał od życia. Ona sama również była ambitna, więc dlaczego miało być to problemem? Liczyło się tylko to, że ją kochał. Maddie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Noah Wells miał swoje cele, ale niewątpliwie kochał ją równie mocno, co ona jego. To dlatego skradał się do niej choćby po jeden pocałunek i zabierał w ciepłe dni nad jezioro. To dlatego kupował kwiaty i szeptał urocze słowa do ucha. Zawsze wiedział, co powiedzieć i doskonale pamiętał, co lubiła, a czego nie. To była miłość, o której marzyła siedemnastoletnia Madeline Green — rasowa beznadziejna romantyczka, która głęboko wierzyła, że znalazła swoją prawdziwą i jedyną miłość.
Cóż, była głupia.
UsuńŻycie prędko zweryfikowało jej sposób myślenia, gdy Noah wyjechał z miasta, pozostawiając ją bez pożegnania. Nigdy oficjalnie nie zakończyli swojego związku; gdy on był w drodze na start nowego życia, ona płakała do poduszki z ciężarem świadomości, że zniszczyła swoją przyszłość. Gdy miała te siedemnaście lat, cały świat jej się zawalił, gdy usłyszała, że jest tylko dziewczyną z małego miasteczka, która blokuje szansę na jego lepsze życie. Czuła się tragicznie, bo jak mogłaby czuć się dobrze, gdy ktoś, w kim ulokowała tak wyjątkowe uczucia, potraktował ją tak podle? Była rozżalona, rozgniewana i zraniona równocześnie. W jej głowie cały czas brzęczały jego słowa; to prawda, że wcześniej też się kłócili – i żeby to tylko raz… Ale takich słów nie powiedział jej nigdy. Przez tyle czasu świadomie bądź nie, budował jej poczucie wartości tylko po to, by w jednej chwili to wszystko zniszczyć. Wiedział, że była krucha, delikatna i wrażliwa, a mimo wszystko i tak potraktował ją, jakby nie była niczego warta. Bolało ją, że dla niego cała ich historia była tylko chwilową miłostką, gdy dla niej było to wszystkim, bo on był jej wszystkim. To było jej drugim błędem.
Pierwszym był sam Noah Wells.
Ten sam, który teraz, poturbowany przez życie gwiazdy, stał w osiedlowym sklepie w miasteczku, którym tak gardził. Ten sam, który złamał jej serce. Ten sam, z którym zaszła w ciążę.
— Dziękuję, to było trudne, ale wspomnienia o nich dalej mi towarzyszą — odpowiedziała, odwracając wzrok. Jej dziadkowie do samego końca nie dowiedzieli się, kto był ojcem ich wnuczka. Chociaż z początku bardzo dążyli, by poznać odpowiedzieć, w końcu uszanowali to, że Maddie nie chciała tego wyznać. Była zbyt upokorzona, by powiedzieć o tym komukolwiek, a tym bardziej swoim najbliższym. Jedyną osobą, która to wiedziała, był jej drogi przyjaciel, Damien, który od początku wiedział, że jej relacja z Noah skończy się boleśnie. Niestety, miał rację.
— Szczerze mówiąc, nie — odpowiedziała, ignorując jego komplementy. Nawet jakby chciała podziękować, nie potrafiła. — Nie mam czasu, by myśleć o takich rzeczach, mam inne obowiązki — i syna na utrzymaniu, więc co możesz o tym wiedzieć, dokończyła w myślach. Chciała się na niego gniewać za to, że była samotną matką, ale jej wewnętrzna prostolinijność nie pozwalała jej na to. To ona podjęła decyzję, by pozostawić fakt o ciąży samej sobie. Była przekonana, że Noah nie zaakceptowałby ich dziecka, a to byłoby dla niej jeszcze gorszym upokorzeniem. Cóż, może zareagowałby inaczej; może jakoś udałoby im się to wszystko pogodzić, ale nie potrafiła w to uwierzyć. Nie żałowała, bo było jej dobrze tylko we dwójkę… Natomiast było jej żal Matthew, który musiał dorastać bez ojca.
Gdy wspomniał o prasie, przez moment poczuła, że mu współczuje. Nieważne, co się działo i jakim był człowiekiem, na pewno nie należało to do najprzyjemniejszych chwil, gdy cały kraj o tobie bębnił i to nie w pozytywnym celu. Gdy całe twoje życie wywraca się do góry nogami, a ty nie masz na to wpływu… Bo przecież przeżyła coś podobnego. Szybko jednak przypomniała sobie, że najpewniej sam zgotował sobie taki los.
— Ja je tylko sprzedaje, nie czytam — odparła, wzruszając ramionami. Kłamała. — Poza tym, nie muszę, przecież wiem kim i jaki jesteś — wyjaśniła. Sama nie wiedziała, czy miało to zabrzmieć złośliwie, czy pocieszająco. Odchrząknęła i wyprostowała się. — Cóż, nie możesz się tak użalać nad sobą. Życie idzie dalej, nawet po klęsce żywiołowej. Na pewno sobie poradzisz — odparła, posyłając mu delikatny uśmiech. W końcu była porządnym człowiekiem, a nie złośliwym. Pozbierała parę rzeczy z lady i odłożyła na bok. Spojrzała na zegarek, najchętniej patrzyłaby wszędzie indziej niż na niego, bo stres nie opadł aż tak nisko, a jej było tak cholernie ciężko. Jeszcze Matthew w biurze… Gorzej być nie mogło. — Kupujesz coś? Zaraz wychodzę z pracy, więc mogę cię jeszcze szybko obsłużyć — wyjaśniła z nutą niecierpliwości w głosie, zakładając kosmyk za ucho. W głowie miała tylko jedno: jak wyprowadzić Matthew ze sklepu tak, by nie zobaczył Noah?
UsuńMaddie
[Odezwałam się na hangouts jak coś!^^]
OdpowiedzUsuńRhett
Nie będę ci zawracać głowy – te słowa wzbudziły w niej dziwne poczucie smutku. Bo to przecież nie tak, że zawracał jej głowę. W zasadzie, to ona chciała po prostu uciec, wrócić do domu i zapomnieć o tym, że w ogóle do tego spotkania doszło. Jednak teraz, gdy na chwilę postarała się odsunąć na bok gamę różnych emocji, które szalały w jej sercu, a nawet umyśle, uświadomiła sobie, jak bardzo musiało mu być trudno. Może była zbyt śmiała, pozwalając sobie na taki komentarz. To przecież nie o niej mówił cały kraj, zarzucając wszystko, co najgorsze. Jeszcze kilka tygodni temu kochały go tysiące, a teraz ten sam tysiąc go nienawidził. Przerażająca była myśl, jak szybko człowiek może się od ciebie odwrócić. Owszem, mogła się cieszyć, że to właśnie Noah tego doświadczył, ale nie potrafiła dopuścić do siebie tych uczuć, nawet jeśli bardzo by chciała.
OdpowiedzUsuńGdy podszedł do lady, pozwoliła sobie na dyskretne spojrzenie, badając go wzrokiem. Wyglądał źle; widać było, że targało nim wiele negatywnych emocji, które malowały się na jego twarzy. Mogła się tylko domyślić ile trzymał w sobie gniewu, złości i żalu, tak naprawdę karając tym tylko siebie.
Papierosy? Ten widok ją zaskoczył. Przez moment przyłapała się na tym, że zaczęła się martwić, jak wygląda jego rutyna. Szybko jednak zbyła te myśli, bo przecież to nie była wcale jej sprawa. Noah miał już swoje życie, które składało się z jego wzlotów i upadków. Przez te trzynaście lat Maddie nie było tam już w ogóle; najpewniej zapomniał o wszystkim, co ich łączyło, o jej trosce o niego i wsparciu, które zawsze udzielała. Nawet jeśli ta myśl — pomimo tego, jak bardzo była na niego zła i jak bardzo ją skrzywdził – bolała ją, musiała się z tym liczyć. Oboje byli już dorosłymi ludźmi, którzy mieli napisane scenariusze życia. Jemu udało się spełnić marzenia, ona była zmuszona dostosować się do tego, co było dla niej możliwe. On pławił się w luksusach, ona ledwo wiązała koniec z końcem. On porzucił wszystko, co ich łączyło, a ona poświęciła życie dziecku, które było owocem ich związku.
Słysząc jego propozycje, uniosła brew i wyprostowała się. Galeria w Atlancie? Przez moment zastanawiała się, czy rzeczywiście dobrze słyszała jego propozycję. W zasadzie nie wiedziała, jak miała się do tego odnieść — rozzłościć się czy pokornie podziękować? Wcale nie chodziło to, że ta propozycja była czymś złym. Prawdopodobnie okazałaby się dla niej bardzo pomocna, a jeśli rzeczywiście jej prace zainteresowałyby kogoś, mogłaby dodatkowo zarobić, a przy wychowywaniu Matthew każdy grosz się liczył. Jednak życie tak nie wyglądało. Po tych wszystkich latach, po tym jak ją skrzywdził i tak po prostu zostawił, nie potrafiłaby przyjąć od niego pomocy. Noah nie mógł liczyć, że tak po prostu po powrocie do Mariesville, rzuci jej propozycję w postaci kontaktu w galerii, myśląc, że wszystko będzie między nimi w porządku. Nie potrafiła myśleć, że kierował się innymi pobudkami, bo czy kiedykolwiek szczerze zależało mu na jej dobru? Trudno było jej odpowiedzieć na to twierdząco.
Westchnęła, marszcząc brwi. Jej wyraz twarzy mówił wiele, jednak chciałą być w porządku i cokolwiek na to odpowiedzieć. Nim jednak zdążyła to zrobić, drzwi od biura otworzyły się. Mamo, mogę pójść już do domu? Zamarła. Jej twarz zbladła, a serce zaczęło bić szybciej. Matthew stanął, a w jego umyśle pewnie miały miejsce fajerwerki pozytywnych emocji. To właśnie teraz widział swojego idola… i ojca. To nie tak miało być. Madeline poczuła, jak jej żołądek się ściska, choć za wszelką cenę starała się zachowywać naturalnie, nie chciała żeby Noah wyczuł jej zakłopotanie i strach.
Usuń– Matthew, tyle razy mówię ci, żebyś nie wychodził z biura, kiedy pracuję! — zganiła chłopca, starając się, żeby jej głos brzmiał normalnie, choć czuła, że nie do końca jej się to udało. Chciała odsunąć chłopca od Noah i wyprowadzić z pomieszczenia, Matty jednak w tym momencie nie widział świata poza swoim ulubionym hokeistą. Chłopiec uścisnął rękę Wellsa, wciąż wpatrując się w niego dużymi, pełnymi zachwytu oczami, choć widać było, że wciąż nie mógł uwierzyć, że to właśnie on stoi przed nim. Maddie również towarzyszyły silne emocje, choć zdecydowanie z innego powodu.
— M-Matthew — odpowiedział, dalej trzymając rękę Noah i patrząc mu w oczy. — Matthew Green.
Maddie poczuła, jak serce bije jej coraz mocniej, miała wrażenie jakby zaraz miało wyskoczyć jej z klatki. To się nie dzieje naprawdę, pomyślała. Noah nie miał pojęcia, kim naprawdę był dla tego chłopca. On w ogóle nie miał się o nim dowiedzieć. Co z tego, że w tak małym miasteczku nie było to możliwe. Nie sądziła jednak, że tak szybko dojdzie do ich spotkania! Czas jak gdyby zaczął zwalniać, a jej myśli szukały wyjścia z tej sytuacji. Maddie musiała zakończyć tę rozmowę, zanim Noah zacznie zadawać pytania, na które nie chciała odpowiadać. Zanim w ogóle zacznie mówić.
Wyciągnęła nerwowo klucze od samochodu ze swojej brązowej torebki, którą zawsze trzymała pod ladą. Jej szef czasem się o to martwił, ale tym razem okazało się to zbawienne. Wyszła zza lady i podeszła do chłopca, odsuwając go od Noah. Stanęła między nimi, kucając przed synkiem.
— Weź klucz i idź do samochodu, zaraz jedziemy do domu — powiedziała bardzo stanowczo, starała się jednak brzmieć łagodnie, by nie wprowadzić syna w zakłopotanie. — Matty! — powtórzyła się. Chłopiec westchnął głośno niezadowolony.
— Nie mogę iść z tobą? Przecież…
— Myślę że jeszcze kilka razy uda ci się spotkać pana Wellsa — zapewniła go z uśmiechem na twarzy. Chłopiec, choć niechętnie, przytaknął. Poprawił duży plecak, który powoli spadał mu z ramienia i ruszył w stronę drzwi, raz jeszcze rzucając swojemu idolowi zafascynowane spojrzenie. Był podobny do Noah, miała jednak nadzieję, że tylko ona to dostrzegała.
Maddie
— Chyba jakiś tam wpływ na Ciebie miałam — zaśmiała się, kiedy wspomniał o tym, że tylko Olivia potrafiła go jakoś w życiu ogarnąć. Cóż, chyba miał rację. Zawsze była takim cichym głosem rozsądku, który pojawiał się w odpowiednich momentach, by przypadkiem Noah nie popełnił jakiejś głupoty, której później mógł żałować.
OdpowiedzUsuńCzasami żałowała, że nie została przy nim. Może gdyby faktycznie tak się stało, nie siedziałby dzisiaj w jakiejś starej, prawie że rozpadającej się chacie, a nadal byłby w Nowym Jorku i miał się dobrze. Nigdy nie zastanawiała się, jak bardzo poważnie ją traktował. Miała wrażenie, że raczej oboje podchodzili do ich związku dosyć… naturalnie i spokojnie, jeśli tak mogłabym nazwać.
— Zamieniłeś się w pustelnika, Noah — stwierdziła, upijając łyk nalewki. W sumie, rozumiała go, bo zapewne gdyby Olivia była na jego miejscu, postąpiłaby pewnie tak samo. Chciałaby się schować w mysia norę i pewnie już nigdy nie pokazywać nikomu na oczy. Całą tą sytuacją, która dotyczyła Wellsa, była dość zagmatwana i dziwna, ale na razie naprawdę nie zamierzała ciągnąć go za język. Znała go na tyle dobrze, że wiedziała, iż za jakiś czas sam zacznie wszystko mówić. Musiała tylko poczekać, i wypić jeszcze kilka kubków nalewki babci Rosy.
Na pytanie odnośnie stanu zdrowia jej ojca, Olivia kiwnęła twierdząco głową.
— Słuchaj, ojczulek nie da się tak łatwo. Tydzień po zawale chciał już wychodzić ze szpitala, bo przecież jak on może tak bezczynnie leżeć, kiedy czeka na niego praca. Dostaje do głowy, bo mama za nim lata i drze sie, że ma siąść na tyłku i odpoczywać, a wiesz, że on nie potrafi — zaśmiała się lekko, nieco rozbawiona, ale musiała powiedzieć, że te sceny wyglądały dość zabawnie. Uwielbiała oglądać ojca, który niby przypadkiem kręcił się koło szopy czy po stajni, i kiedy nie był w zasięgu wzroku swojej żony, to zaraz się brał za coś do robienia.
Olivia zawsze wiedziała, że prędzej czy później to wszystko, co mieli w Mariesville spadnie na nią. Kiedy wyjeżdżała z miasteczka, nie miała w głowie powrotu, może na stare lata, kiedy będzie już na emeryturze. Jednak, lata spędzone w mieście dałyby sobie znać i teraz naprawdę, z ręką na sercu mogła powiedzieć, że nawet podobał jej się pomysł z ponowną przeprowadzką w rodzinne strony. Mariesville może i było dziurą, mało komu znana, ale miało swój urok.
— Odpoczniesz, wszystko ucichnie. Naprawisz ten rozpadający się kąt, nawet mogę Ci pomóc jak chcesz. Wydaje mi się, że zrównanie go z ziemią i postawienie całkiem nowego, będzie dobrym pomysłem. Przemyśl to, Wells. Potem, jak już stwierdzisz, że dosyć tego ukrywania się i wrócisz do wielkiego miasta, zawsze możesz wynajmować dla ludzi, co chcą uciec w głuchą ciszę — stwierdziła, wzruszając ramionami. Zawsze mógł mieć jakieś profity z tego, bo czemu by nie. Nie sądziła, aby Noah Wells wytrzymał tutaj długo. On był stworzony do życia w Nowym Jorku.
— Nowy Jork nie był dla mnie. Atlantę jeszcze przeżyłam, ale tam chyba nie dałabym rady — pokręciła głową, upijając kolejny łyk alkoholu. Palił przyjemnie w gardło i rozgrzewał ciało.
— Całkiem dobrze. Skończyłam weterynarię, pojeździłam trochę po kraju, żeby zdobyć doświadczenie, potem złapałam pracę w Atlancie. Nie było tak źle, ale trochę nudno. Z Tobą u boku było przynajmniej nieco ciekawiej. Och, no i ludzie zapomnieli, że byłam dziewczyna tego hokeisty — powiedziała rozbawiona, spoglądając na mężczyznę.
— Za nasze błędy. Mimo, że mogę uchodzić za idealną, też ich kilka w życiu popełniłam. Za błędy, Noah, bo ich nigdy nie unikniemy — powiedziała, wysuwając w jego stronę rękę z kubkiem w ręku.
Olivia
Czuła się tragicznie. To już nawet nie była złość; przecież nie mogła się gniewać o to, że Matthew i Noah w końcu się zobaczyli. Miała natomiast ochotę wybuchnąć płaczem, bo było w niej tyle emocji, że za żadne skarby nie potrafiła sobie z tym poradzić. Matthew bardzo często przysparzał jej wielu stresów, ale nigdy nie były przyczyną jej łez. Macierzyństwo było trudne, a samotne to już inny wymiar trudu. To, co czuła teraz, było całkowicie czym innym, bo emocje, które czuła, przypominały falę, która zaraz miała ją pochłonąć.
OdpowiedzUsuńObserwując swobodną rozmowę Noah z Matthew, zrozumiała, że nawet przez moment niczego się nie domyślił. Nie wydawał się też zaskoczony, co oznaczało, że wcześnie musiał wiedzieć, że ma syna. Było to dla niej przez chwilę zdziwieniem, ale po chwili zrozumiała, że przecież Wells wciąż miał tutaj rodzinę, która wiedziała, co się dzieje w miasteczku. Być może to właśnie od nich o wszystkim się dowiedział. Noah jednak, najwidoczniej, nie patrzył na Matty’ego jak na syna swojej byłej dziewczyny. Domyślała się, że pewnie myślał o tym, jako o kolejnym spotkaniu z młodym fanem, jakich miał setki. On nigdy nie zauważyłby prawdy, nawet gdyby mu się nią wymachiwało przed twarzą, pomyślała.
Gdy Matthew zniknął za drzwiami sklepu, posłusznie kierując się w stronę samochodu, przez chwilę poczuła ulgę. Kryzys był zażegnany, ale na jak długo?
— To prawda, czasem potrafi dać mi w kość — przyznała, wracając do swoich zawodowych obowiązków. Normalność, choć przez moment. Gdy ich dłonie przypadkowo się spotkały podczas wymiany pieniędzy, szybko poczuła się wybita z rytmu. Mały, przypadkowy gest, który wzbudził w niej bardzo silne uczucia. Szybko odsunęła rękę. Nie odpowiedziała na jego propozycję, którą ponownie jej powtórzył.
— Cześć, Noah… — pożegnała się, czekając aż mężczyzna wyjdzie ze sklepu. Gdy upewniła się, że był już dalej, oparła się o ladę i schowała twarz w dłoniach. Wciąż nie docierało do niej, co w ogóle się wydarzyło. Była roztrzęsiona przez przypływ zbyt wielu emocji, które przez ostatnie lata temperowała i uczyła się z nimi radzić. Najwidoczniej, nie zrobiła tego wystarczająco.
— Mamo! — zawołał Matthew, gdy Maddie ledwo co weszła do samochodu. — Mój idol jest w naszym sklepie, a ty mi nic nie mówisz? Zawiodłem się! — wyrzucił z siebie, jego ton był przepełniony żalem i gniewem. Doskonale zdawała sobie, jak bardzo Matthew szalał za gwiazdą nowojorskiej drużyny hokejowej. Chłopiec miał potrzebę ojcowskiego wzorca, którego Maddie nie była w stanie mu zapewnić. Im starszy był, tym bardziej się to w nim odzywało. W Noah znalazł swoje źródło inspiracji, determinacji i motywacji, by dążyć do przodu, przeć z marzeniami i działać. W rzeczywistości jego zafascynowanie Wellsem nie kończyło się tylko na plakatach i oglądaniu meczów. Matty sam należał do miejscowej drużyny, wykazując niemałe umiejętności. Maddie nie potrafiła powstrzymać syna przed rozwojem, nie chciała tego robić, nawet jeśli było to dla niej bolesne. — Nie rozumiem dlaczego tak bardzo go nie lubisz… — powiedział nagle, odwracając wzrok i patrząc gdzieś w dal. Cudownie, pomyślała, po czym bez żadnego słowa, odpaliła samochód i ruszyła w stronę domu.
UsuńStała przed oknem w kuchni. Zbliżał się wieczór, a ona cały czas myślała o tym, co tego dnia wydarzyło się w pracy. Ten cały stres związany z zobaczeniem Noah po tylu latach… Fakt, że zobaczył Matty’ego, doszło do ich interakcji… To było dla niej za dużo. Jednocześnie jednak miała wrażenie, że nie była w porządku. Nawet jeśli jej uczucia były zrozumiałe, zdawało jej się, że była zbyt surowa wobec Wellsa. To prawda, że czuła wobec niego żal, ale ona taka nie była. Nie była złośliwa i chłodna. Pomimo tego, że przez ostatnie lata otoczyła się murem i wykazywała ograniczone zaufanie, to nie była przecież złym człowiekiem. W rzeczywistości Maddie Green była głęboko wrażliwą kobietą… Na tyle wrażliwą, że potrafiło popchnąć ją to w stronę szaleństwa.
I tak też się stało.
Matty był w domu, razem z jej ukochaną sąsiadką, Panią Mindy, podczas gdy ona dojeżdżała już pod adres zamieszkania Noah. Świat był mały, a Mariesville jeszcze mniejsze. Nie było trudnym przedzwonić w parę miejsc i dyskretnie dowiedzieć się, gdzie przebywa Wells…
Czuła, jak serce bije jej mocniej z każdą chwilą, z którą zbliżała się do jego domu. Zwariowałam, pomyślała, gdy zatrzymała się pod wskazanym adresem. Nie powinnam tego robić. Nie powinna, ale wiedziała, że musi. Że chce, bo inaczej nie potrafiłaby patrzeć na siebie normalnie. Wyszła więc z samochodu, ledwo utrzymując się na nogach i chwiejnym, niepewnym krokiem idąc w stronę jego domu. Cóż, miejsce to nie wyglądało ciekawie, co tylko utwierdziło ją w tym, że również jego umysł musiał być w złym stanie.
Zapukała. Już nie było odwrotu.
— Noah — wydusiła z siebie pierwsze słowa, wypowiadając jego imię. Nie dała mu jednak szansę, by cokolwiek powiedział. Uniosła rękę w jego stronę, w wyraźnym geście, że ma jej nie przerywać. — Nie zapraszaj mnie do środka — zaznaczyła stanowczo. Po co miałby to zrobić?, pomyślała po chwili. No nic, powiedziała. Stało się. — Chciałam cię przeprosić. Cały czas myślę o tym, jak potraktowałam cię dzisiaj w sklepie. Nie powinnam była. Przeżywasz swoje własne troski i niezależnie od tego, co ja myślę na ten temat, to nie powinnam była być taka… — zatrzymała swój słowotok. Westchnęła. — Surowa — dokończyła, posyłając mu ciepły uśmiech. — I dziękuję za propozycję. Jak widziałeś sam, mam inne obowiązki. Ale może kiedyś skorzystam…
you're stuck on me like a tattoo <3
[Nie spodziewałam się, że znalazłby się tutaj ktoś, kto kojarzy CPD, jakież miłe zaskoczenie! :D Owszem, chciałam zrobić z niej Erin z 4 sezonu, zawsze miałam słabość do jej postaci i uznałam, że to idealna okazja, żeby się w nią wczuć ^^ Sama nie mogłam się pogodzić z tym, że Erin zniknęła z serialu, chyba nawet skończyłam wtedy oglądać haha
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że z pewnością będzie nam łatwiej coś ciekawe skleić z Noah, a jego tajemnicza przeszłość jest całkiem intrygująca, chciałabym odkryć co właściwie wydarzyło się w hotelu Four Seasons ;>
Odezwę się na maila :)
Erin Holland
Jeśli ktoś powinien tutaj kogoś przeprosić, to ja ciebie.
OdpowiedzUsuńTe słowa bardzo dziwnie brzmiały z ust Noah Wellsa, bo nigdy przez ostatnie trzynaście lat, choćby na chwilę, nie pomyślała że kiedykolwiek to usłyszy. Uderzyła w nią świadomość, że tak naprawdę nigdy nie zastanawiała się nad tym, czy w ogóle tego chciała i oczekiwała. To prawda, że w serduchu odczuwała żal i gniew, który przez długi czas nie dawał jej spokoju. Z czasem nauczyła się z tym żyć, całą swoją miłość i uwagę poświęcając swojemu synowi, chwilami nawet kosztem siebie. Czy jednak oczekiwała przeprosin od człowieka, który całkowicie zmienił jej życie? Madeline była człowiekiem czynu, nie słowa. Chyba właśnie dlatego słowo przepraszam nie znaczyłoby dla niej zbyt wiele. To prawda, że sama przecież tutaj teraz była i mówiła te magiczne jedenaście liter, ale przecież zdobyła się też na pewien wysiłek – zostawiła swojego syna z sąsiadką, wsiadła w samochód, jechała przez te tragiczne leśne dróżki i stała przed walącym się domem, by przeprosić człowieka, który wyrządził jej więcej krzywdy niż ona jemu. Oszalałam.
— Było, minęło — nieprawda. Co mogła jednak odpowiedzieć? — W takim razie cieszę się, że moja surowość i bezpośredniość dodała ci motywacji — oświadczyła z uśmiechem na twarzy, choć ją to zaskoczyło. Noah nie był człowiekiem, który lubił, gdy ktoś stawiał go do pionu albo wyliczał mu, co robi źle. Zdaje się, że potrafił to tolerować tylko os niej? Cóż, lata bycia matką najwidoczniej weszły jej w krew.
Gdy zaprosił ją do środka, nie do końca wiedziała, jak powinna zareagować. Był wieczór, a Pani Mindy przecież nie mogła być z Mattym wieczność. Ta kobieta szalała za Matthew, była dla niego jak druga babcia i zawsze go rozpieszczała. Często przychodziła nawet jeśli nie było takiej potrzeby. Pewnie nie pogniewałaby się, gdyby była z chłopcem chwilę dłużej… Jednak Maddie było tak strasznie głupio.
Patrzyła na niego, z lekkim zawahaniem malującym się w jej wyrazie twarzy. Broniła się synem, czasem, obowiązkami, kiedy w rzeczywistości krępowała i przerażała ją wizja, że po trzynastu latach byłaby z Noah Wellsem, swoją pierwszą i jedyną miłością, w jednym domu.
— Bardzo dziękuje, ale… — zaczęła i przerwała na moment, kierując na niego wzrok swoich brązowych oczu. Noah patrzył na nią wyczekująco, a jego luźne podejście tylko potęgowało jej zestresowanie, bo był taki normalny w tej sytuacji, podczas kiedy ona analizowała każdą cząstkę tej sytuacji. Czuła, jak serce wali jej w piersi, gdy uświadomiła sobie, że nie mogła tak po prostu odjechać… — Dobrze — odpowiedziała po chwili, ostatecznie zgadzając się. Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, gdy przekroczyła próg wejścia, mijając Noah. — Ale tylko na chwilę! — podkreśliła, odwracając się w jego stronę. Następnie pozwoliła sobie na dyskretne rozejrzenie się po miejscu, w którym obecnie mieszkał Wells. Nie pasowało do niego, przecież stać było go na więcej. Mogła dać sobie głowę uciąć, że gdyby chciał, mógłby kupić sobie dom w Orchard Heights albo Applewood Groove… Te miejsca były dla niego osiągalne, podczas gdy dla niej pozostawały jedynie obiektem niedoścignionych marzeń. Niemniej, nie mogła narzekać. Po dziadkach miała piękny, nawet jeśli średni domek, w którym panowała atmosfera ogniska domowego — to było jej celem, by nigdy nie utracić tego, co dali jej Charlotte i Earl Green.
Usuń— Nie jestem najlepszą towarzyszką do piwa… — zaczęła. Nie kłamała, wolała wino. — Do rozmowy też nie — kontynuowała, stojąc w miejscu i ściskając dłoń na pasie brązowej torebki. Jej głos delikatnie zadrżał, choć starała się brzmieć spokojnie. Spojrzała na Noah. — Więc zaprosiłeś sobie słabego gościa. Chętnie jednak napije się herbaty, jeśli masz — poinformowała go, robiąc kilka kroków do przodu. Ponownie zaczęła badać otaczające ją wnętrze. Boże, Noah, przed kim ty się ukrywasz?, zadała mu pytanie w myślach, mimowolnie kręcąc głową. Po chwili uświadomiła sobie, że on to prawdopodobnie zauważył, tak samo jak fakt, że mimowolnie oceniała to, co widziała. Niestety, taka była – głęboko zakorzeniony w niej pedantyzm dawał się we znaki, a fakt że była estetką jeszcze to pogarszał. Jednak w tym wszystkim w rzeczywistości w jakiś sposób współczuła Noah. Ten człowiek naprawdę zaszedł jej za skórę, ale swego czasu był kimś, kogo bardzo mocno kochała. A takiej przyszłości nie życzyłaby komuś, kogo darzyła tak wyjątkowym uczuciem… Był tutaj sam, w tym ponurym lesie, którego nigdy nie lubiła. Zakosztował świat, a ten później wyrzucił go prawie że z niczym.
— Noah, pozwolę sobie… — zaczęła i stanęła przed nim, jednak w na tyle bezpiecznej odległości, by móc opanować stres i skrępowanie, w które wprowadzał ją mężczyzna. — Dlaczego tutaj mieszkasz? — zapytała, patrząc mu w oczy. — Nie wciskaj kitu, wiem że stać cię na więcej.
wścibska Maddie <3
Madeline uważnie słuchała jego wypowiedzi, dokładnie analizując każde z jego słów. Gdy była młodsza, szalała za Wellsem i nie widziała poza nim świata, ale zdecydowanie były momenty, w których potrzebował, by nim potrząsnąć i oderwać od rzeczywistości, która była tylko jego. Wtedy nie miała takiej odwagi, a dziś, gdy już raz pozwoliła sobie na bycie konkretną w słowach, skończyło się tym, że czuła wyrzuty sumienia i tym samym trafiła do jego domu, wybierając herbatę.
OdpowiedzUsuń— Ze skromnością nigdy nie było ci po drodze, hm? — zażartowała z delikatnym, nieco niewinnym uśmiechem. Oboje wiedzieli, że Noah był pewny siebie i śmiały, zawsze myślał o sobie dużo. — Niemniej, to dobrze o tobie świadczy, że jest ci głupio — zauważyła. Nie kłamała. Chciała wierzyć, że jego uczucia obawy po całym tym wywyższaniu się, były wyrazem budzącej się w nim pokory, a nie płytkiego wstydu. — To też normalne, że wolisz swoje kryzysy przezywać w ciszy. Pewnie też bym tak miała — przyznała, mimowolnie starając się podnieś go na duchu. To była jednak patowa sytuacja, prędzej czy później Noah i tak musiał zmierzyć się z tym, że świat go zobaczy, a miasteczko będzie głośno mówić o jego powrocie i upadku ze szczytu. Maddie jednak nie planowała być jedną z tych osób. — Noah, w końcu będziesz musiał wyjść na świat. Nie możesz ukrywać się tutaj wiecznie. Wiem, że to będzie trudne i frustrujące, może nawet wywołać w tobie gniew, ale jeśli ktoś jest w stanie to przetrwać i sobie z tym poradzić, to właśnie ty — powiedziała stanowczo, lecz ton jej głosu był łagodny i kojący. Wciąż czuła stres i lekkie poddenerwowanie faktem, że tutaj była, skoro jednak zaczęła ten temat, to chciała okazać się dobrą osobą do słuchania. Czy jednak znów nie pozwoliła sobie na zbyt dużo? — Ech, przepraszam. Znów. Czasem wchodzę butami w życie, bycie mamą za bardzo weszło mi w krew — wyjaśniła, po chwili uświadamiając sobie z jak lekką swobodą wspomniała o swojej roli, która całkiem zmieniła jej życie. Odchrząknęła zakłopotana i w końcu usiadła na wolnym krześle. — Earl Grey, dziękuje — wybrała swoją ulubioną herbatę. Ułożyła skórzaną torebkę na swoich nogach, składając na niej swoje drobne, lecz zapracowane dłonie. Jutro czekała ją zmiana w The Rusty Nail, co oznaczało, że musiała szybko z rana przyszykować obiad, który Matthew zje przed jej wyjściem do pracy, a później zawieźć go do swojej przyjaciółki. Czasami zostawał u Pani Mindy, a gdy Damien miał wolny weekend, to go zabierał do siebie. Bywało jednak tak, że nie było gdzie zostawić Matthew i musiała brać go do baru ze sobą. Właściciel nie miał nic przeciwko, znając sytuacje Madeline. To były plusy mieszkania w tym miejscu - każdy siebie znał i rozumiał, mógł na siebie liczyć i wspierać. Mimo wszystko, w takich chwilach szczególnie tęskniła za swoimi dziadkami, którzy byli jej jedyną rodziną. Nie znała swojego ojca ani matki, która porzuciła ją, gdy miała zaledwie roczek. Chociaż jej dziadkowie kochali ją nad życie, nigdy nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jej matka to zrobiła. Dorastała w poczuciu, że nie była warta jej miłości, a bolesne rozstanie z Noah tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że ona, Madeline Green, nie jest kimś na tyle wartościowym, by pozostać w jej życiu na zawsze.
Noah z kolei miał tutaj na miejscu matkę i brata. Miał rodzinę, do której mógł wrócić w każdej chwili i znaleźć wśród niej kojące poczucie wsparcia. Maddie nie miała miejsca, do którego mogła wrócić. Jej rodziną był Matthew, jej ukochany syn, dla którego to ona miała być bezpieczną przystanią, nawet jeśli sama takiej nie posiadała.
— Najważniejsze, że nie jesteś sam, wiesz? Masz Austina, mamę… Wiem, że w tej chwili trudno jest to w pełni docenić, gdy całe życie wokół ci się wali… — przyznała, opuszczając wzrok i patrząc na swoje drżące dłonie — Ale miałeś dokąd wrócić, Noah i do kogo — zauważyła. Przez chwilę milczała. Podnosiła wzrok i spojrzała na niego z cieniem uśmiechu. — A to już jakiś plus, co?
UsuńMaddie <3
Nigdy nie znała swojej matki, tym bardziej ojca, zawsze jednak wierzyła, że choćby miało być inaczej, osobowość miała swojego dziadka. Earl był ciepłym człowiekiem, bardzo empatycznym i wyrozumiałym, który przyciągał ludzi. Wciąż pamietała, jak wiele przyjaciół, sąsiadów i mieszkańców odwiedzało ich dom, by móc po prostu pożalić się ze swoich problemów. Gdy była młodziutka, uważała że dziadek daje się wykorzystywać. Z czasem jednak zrozumiała, że jego samego nigdy to nie męczyło — czerpał radość z pomagania innym i robił to do samego końca, nawet wtedy gdy jako pierwsza odeszła babcia, a go zaatakowała choroba. Earl Green zastąpił jej ojca, wciąż pozostając uroczym dziadkiem, i pokazał lekcję tej najpiękniejszej części człowieczeństwa — tej, która pobudzała cię do dobrego, do poświęceń na rzecz drugiej osoby, do wychodzenia z własnej strefy komfortu, by żyć w zgodzie z innymi i sobą. Wciąż starała się wyciągać wnioski z tej życiowej nauki. Być może właśnie dlatego była u Noah, wcześniej przepraszając go za swoje słowa, a teraz próbując pocieszyć go i pomóc spojrzeć na jego życie z innej perspektywy. Wcale nie musiała tego robić, Noah miał racje – mogła go nienawidzić i czuć satysfakcję z tego, że tak potoczyło się jego życie. Ale to nie leżało w zgodzie z jej naturą.
OdpowiedzUsuńMaddie przez chwilę siedziała w ciszy, trzymając w dłoniach kubek z gorącą herbatą. W końcu wzięła łyk herbaty, jak gdyby próbując przełamać napięcie, które unosiło się w powietrzu, a które tak bardzo ją przenikałoby Czuła się dziwnie, siedząc tutaj z Noah, człowiekiem, który kiedyś tak wiele dla niej znaczył, a jednocześnie tak bardzo ją zranił.
– Noah... – zaczęła, a jej spojrzenie stało się bardziej miękkie, choć dalej miała w sobie wiele niepewności i stresu. – Czasami dalej bywam na ciebie zła, nie będę kłamać — przyznała, przytakując głową. Nie widziała sensu w tym, żeby go okłamywać. Zranił ją, dobrze o tym wiedział, więc nie miała zamiaru udawać, że było inaczej. — Ale życie toczy się dalej. Wokół się dzieje tyle innych rzeczy, że chyba po prostu nie mam czasu na chowanie urazy — wyjaśniła, posyłając mu delikatny uśmiech. Gniew i złość to jedno, ale uraza to drugie – na to, choćby ze względu na Matthew, nie mogła sobie pozwolić. — Wiesz, że zawsze miałam skłonność do przejmowania się ludźmi, a teraz jeszcze bardziej. Może to macierzyństwo, a może życiowe doświadczenia, nie wiem, ale jest mi z tym dobrze — kontynuowała, z cieniem uśmiechu na twarzy. Odetchnęła, czując się dobrze z tym, że to powiedziała. — Mimo wszystko, dziękuje, to miłe, że tak mnie postrzegasz.
Zapadła krótka cisza, gdy Noah zadał pytanie, które dotknęło najważniejszej i najdelikatniejszej struny jej życia — Matthew, ich syna. Było w tym coś surrealnego, wręcz abstrakcyjnego, że to właśnie Noah o to zapytał, nie mając żadnej wiedzy na temat prawdy. Maddie głęboko skrywała temat ojcostwa przed innymi, właśnie dlatego, by Wells nigdy nie dowiedział się o tym i nie zaburzył rzeczywistości i życia Matthew. Teraz jednak zastanawiała się, co było bardziej krzywdzące – ukrywać prawdę przed Matthew i Noah, czy ją wyjawić?
Usuń– Matthew... – zaczęła, biorąc głęboki oddech, jakby próbując znaleźć odpowiednie słowa. Było jej dziwnie, ale nie mogła dać tego po sobie poznać. – To najlepsze, co mogło mnie spotkać — uśmiechnęła się, opuszczając wzrok — Ale jednocześnie też najbardziej wymagające — wyznała, nieco ciszej, jak gdyby wstydziła się to przyznać. Wzięła głęboki oddech. — Jest zdecydowanie pełen energii i niesamowicie ciekawy świata. Potrafi dostrzec piękno we wszystkim, rzadko bywa przybity. Oczywiście ma własne zdanie na każdy temat i bywa przemądrzały, i choć kocham go nad całe życie, to czasem mnie to wykańcza — zaśmiała się i pokręciła głową. Przez chwilę milczała, ściskając dłonie na ciepłym kubku z herbatą. — Czasami mam wrażenie, że nie potrafię za nim nadążyć, ale ma tylko mnie, więc muszę to robić — powiedziała z delikatnym uśmiechem, ale na jej twarzy było widać ślady zmęczenia, które od dawna nosiła w sobie. — Tak naprawdę muszę być silna, nawet kiedy padam z nóg — przyznała, delikatnie wzruszając ramionami. — Ale jest dobrze, naprawdę — posłała mu ciepły uśmiech.
Wypiła kolejny łyk herbaty, zastanawiając się co dalej. Noah był spokojny, rozmawiał z nią życzliwie i miło, zdawał się być naprawdę zainteresowany nią i Matthew. Ale Madeline Green czasami bywała naiwna, bała się więc, czy i tym razem nie próbuje zakłamać rzeczywistości?
— Noah, mówiłeś, że mam prawo cię nienawidzić… — wróciła do tamtego tematu, nie potrafiła jednak spojrzeć mu w oczy. — To prawda. Nie jestem jednak w stanie cię nienawidzić, nawet jeśli byłoby to łatwiejsze.
Maddie ♥️
Madeline mogła się domyślić, że Noah o to zapyta. Hokej był bliski jego sercu, a Matty pokazał się jako mały fan tego sportu, jak i gracza. Gdyby ktoś inny o to zapytał, pewnie udzieliłaby odpowiedzi bez otoczki trudnych uczuć, ale tu było inaczej. Dziwnym było rozmawiać o tym z Noah, bo trzynaście lat temu porzucił ją i potraktował tragicznie właśnie dla tego sportu i wielkiej kariery.
OdpowiedzUsuń— Myślę, że znasz na to odpowiedź — odpowiedziała z cieniem uśmiechu na twarzy, nawiazując do sytuacji, która miała tego dnia miejsce w sklepie. Cóż, nie była tylko pewna, czy Noah zdawał sobie sprawę, że był również jego idolem. — Gra. Nawet gdybym chciała wybić mu ten pomysł z głowy, nie byłabym w stanie — wyjaśniła i zaśmiała się cicho. Hokej zawsze łączyła z Noah, nie była też zaskoczona, że Matthew wykazywał nie tylko zainteresowanie, ale również predyspozycje do gry, skoro jego własny ojciec był tak dobrym sportowcem. Czy było jej z tego powodu ciężko? Odrobinę. Matthew w wielu kwestiach przypominał Noah, a jednak to przecież ona poświęciła dziecku całe życie. Niemniej, to właśnie te części jego osobowości, które chłopiec odziedziczył po ojcu, z jakiegoś powodu kochała w nim najbardziej. — Trener mówi, że wyrośnie na zawodowego sportowca, obecnie jednak mój syn przeżywa etap pragnienia bycia influencerem. Mamy więc w domu kolorowo — podzieliła się ostatnią zajawką swojego syna. Upiła kolejny łyk herbaty, prawie jednak zakrztusiła się nim, gdy usłyszała kolejne słowa Wellsa. Było to niemalże surrealne, słyszeć takie zdanie z ust Noah. Mężczyzna całkowicie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wyglądała rzeczywistość, a ona czuła się dziwnie, słysząc jak współczuje jej czegoś, w co sam ją zapędził.
— Cóż, hmm… — zaczęła zakłopotana, uciekając wzrokiem po całym pomieszczeniu. — No, można tak powiedzieć. To skomplikowana sytuacja, nie ma o czym mówić — wyjaśniła, po czym znów skierowała na niego wzrok. Było jej do twarzy z macierzyństwem? Cóż, jakkolwiek to brzmiało, wcale tak nie sadziła. Była przeciętną matką i chociaż kochała Matthew nad życie, to prawdą było, że wywrócił jej życie do góry nogami. — Załamanie się nic by mi nie dało. Bywały gorsze dni, ale kiedy pierwszy raz zobaczyłam Matthew, od razu się zakochałam. On mi to wszystko wynagradza.
Rozmawiając o tym wszystkim z Noah, zrozumiała jak odległe od siebie style życia prowadzili. Dla Noah świat opierał się na pieniądzach, sukcesie i sławie, podczas gdy jej umysł kręcił się wokół troski o syna, finanse i kolejny dzień. Byli ludźmi, których swego czasu łączyło wiele, a teraz jak gdyby nie łączyło ich nic, chociaż była przecież matką jego dziecka.
UsuńMaddie wzięła głęboki oddech, czując, jak emocje przepełniają jej serce. Słowa mężczyzny, niegdyś jej wielkiej miłości, brzmiały tak szczerze, że niemal wywołały w niej falę nadziei. Ale już raz zaufała jego słowom i nie skończyło się to dobrze.
— Co masz na myśli? — zapytała, chcąc upewnić się, że dobrze go rozumie. Była ciekawa co siedziało mu w głowie, gdy to powiedział. Budziło w niej to pewne skrępowanie. Nie oczekiwała od niego żadnej rekompensaty. Było jej dobrze z jego nieobecnością w jego życiu. Nawet jeśli często bywały gorsze okresy, była raczej szczęśliwą kobietą, dostosowującą swoje myślenie do tego, co przynosiło życie. Teraz jednak życie przyniosło jej z powrotem Noah Wellsa, a ona nie do końca wiedziała jeszcze, jak ten fakt potraktować.
Maddie ♥️
Było to dziwną, lekko kłopotliwą wizją widzieć oczami wyobraźni, jak Noah angażuje się w życie i przyszłość Matthew. Maddie obserwowała mężczyznę, przez moment dostrzegając jego szczere zainteresowanie i przejęcie losem tak naprawdę ich syna, nawet jeśli o tym nie wiedział. Przez chwilę gdzieś w tyle umysłu przeszła jej myśl, że tak teraz mogła przecież wyglądać ich codzienność. Pomyślała o tym, jak inaczej mogłoby wyglądać ich życie, gdyby Noah jej nie przekreślił, a ona mogła mu zaufać. Być może teraz żyliby już dawno poza Mariesville, kariera Noah trwałaby dalej, a Matthew miałby lepsze życie, którego ona sama nie potrafiła mu zapewnić. I wcale nie chodziło o to, ze miał przy niej złe życie… Matty był cudownym chłopcem, który mimo posiadania ciętego języka, był jednak bardzo wdzięczny i życzliwy. Nigdy nie prosił o więcej niż mógł, nie wyrzucał jej że nie stać ich na dłuższe wakacji albo że nie nosi designerskich ciuchów. Madeline ceniła to w Mariesville, bo większość ludzi zamieszkująca to miasteczko wcale nie pływała w luksusach, a każdego dnia podobnej jak ona, walczyła o to, by było ich stać na podstawowe potrzeby.
OdpowiedzUsuńMimo to, nieraz nawiedzała ją myśl, która pozostawiała dość długo ślady głębokich wyrzutów sumienia — to, że świadomie zabierała swojemu dziecku szansę na lepsze życie. Czasem czuła się jak najgorszy typ egoistki, zamykając przed Matty tę możliwość, bo jego ojciec potraktował ją tak podle. Kobieta dobrze wiedziała, ze robiła to z obaw przed tym, jak traktowałyby ich syna, ale trwająca rozmowa z Noah wcale nie ułatwiała jej wyzbycia się poczucia wyrzutów sumienia. Zastanawiała się nad tym, że skoro Noah zainteresował się tak bardzo jej synem, to czy tym bardziej nie szukałby dobra ich dziecka?
Ścisnęła dłonie na kubku, patrząc na Noah z delikatnym, pełnym wdzięczności uśmiechem. Jednocześnie czuła, że musi zachować ostrożność; mimo wszystko, nie chciała żeby Noah czegokolwiek się domyślił. Każda z jego propozycji była miła, przepełniona entuzjazmem i swego rodzaju bezinteresownością, ale wciąż nie była pewna, czy to wszystko bylo najlepszym pomysłem.
— Dziękuję, doceniam że chcesz pomóc… — zaczęła, na chwilę opuszczając wzrok i wpatrując się w już prawie pusty kubek po herbacie. Zastanawiała się, jak najlepiej wyrazić swoje obawy, by nie urazić Wellsa. — Matty uwielbia hokej, ale sam widzisz, że to wciąż młody chłopak. Wiele jeszcze w jego umyśle może się zmienić. Ma prawo sam zdecydować, jaką drogą chce iść — wytłumaczyła łagodnym i spokojnym głosem. Podniosła wzrok i spojrzała na mężczyznę. — Nie chcę, żeby Matthew czuł presję.
Brunetka przez chwilę obserwowała Noah, badając wzrokiem jego twarz. Potrafiła dostrzec, że jego propozycja mu się podobała. W końcu sam stracił możliwość kontynuowania swojej kariery, wrócił do znienawidzonego przez siebie Mariesville i pewnie dość mocno się nudził. Nie chciała, aby jednak skończyło się to tak, że jej ukochane dziecko byłoby jego ucieczką od przykrej rzeczywistości. Matty był dla niej najważniejszy i wciąż o tym pamiętała, nawet w obliczu Noah Wellsa.
— Hmm… — wyszeptała, zastanawiając się. Dopiła resztkę herbaty. — Może warto zapytać pana Hutchinsona czy potrzebuje wsparcia — zasugerowała i uśmiechnęła się, próbując rozładować napięcie. Z trenerem drużyny ograniczała się wyłącznie do przywitania i pożegnania, nie wiedziała zatem, co dzieje się poza tym. — Spróbuj. Tobie pewnie nie odmówi — zauważyła i wzruszyła ramionami. Odsunęła od siebie pusty już kubek i posłała mu wdzięczne spojrzenie. — Dziękuje za herbatę.
UsuńJej myśli przerwała propozycja, którą Noah rzucił bez zastanowienia.Może mogę przypilnować Matthew, gdy ty będziesz w pracy? Serce zabiło jej trochę mocniej. Na tę propozycję nie była gotowa i poczuła, że trochę ją to przerasta. Czym innym były propozycje, które generalnie nie miałyby szans, aby stać się rzeczywistością, a czym innym takie, które tę rzeczywistość mogły zmienić. Matty w wielu aspektach przypominał Noah, a ona nie wyobrażała sobie, co byście stało, gdyby którykolwiek z nich domyślił się, że łączy ich coś więcej niż pasja i miłość do hokeja.
— Ojej, zaskoczyłeś mnie… — powiedziała cicho, dłonią przesuwając po swoim ramieniu. Wzrokiem uciekała gdzieś w dal, unikając spojrzenia Noah. Teoretycznie taka pomoc mogłaby jej się przydać, zwłaszcza że czasem naprawdę brakowało jej kogoś, kto mógłby zająć się Mattym. Jednak wciąż coś ją powstrzymywało. Był to lęk, lecz sama nie wiedziała przed czym – przed odkryciem prawdy? A może przed ponownym odrzuceniem?
Odchrząknęła. Musiała podjąć decyzję.
— Zapamiętam, dziękuję — odpowiedziała w końcu — Czasem trudno jest znaleźć opiekuna dla niego, a przejechałam się już na nianiach. Matty potrafi dobrze kogoś urobić i wtedy wracam do domu, zastając chaos, który zupełnie nie przypomina tego, co zostawiłam przed wyjściem do pracy — powiedziała, i zaśmiała się miło dla ucha, starając się by jej głos brzmiał normalnie i spokojnie. Lekko drżącymi dłońmi, które zdradzały cały jej stres, wyjęła telefon ze skórzanej torebki. Na ekranie wyświetliła się tapeta — Matty z nią, gdy w letni weekend dwa lata temu pojechali do Tybee Island. To było jedne z najpiękniejszych wspomnień, oboje naprawdę wtedy spędzili piękny czas. Chłopiec szczególnie polubił to miejsce, a Maddie obiecała mu, że jeszcze raz tam pojadą. Bardzo chciała dotrzymać tej obietnicy. Zaczęła myśleć o tym, jak zareagowałby Matthew, gdyby dowiedział się, że jego największy i najważniejszy idol chciałby z nim potrenować? Prawdopodobnie byłby o stokroć bardziej szczęśliwy niż w Tybee Island. A jakby zareagował, gdyby jego mama zabrała mu tę szansę?
— Tak w zasadzie jutro mam drugą zmianę w barze. Jeszcze nikogo nie udało znaleźć mi się do opieki, więc jeśli chcesz, to możesz przyjść — powiedziała, choć samej trudno było jej w to uwierzyć. — Wpisz swój numer telefonu, żebym miała do ciebie kontakt — poprosiła, po czym znów zaczęła wodzić wzrokiem po całym miejscu. Myślała o Matthew. Chciała dla niego dobrego życia, lepszego. To było miłe, pozytywnie zaskakujące, że Noah chciał pomóc. Uświadomiło jej to, że gdzieś w nim wciąż była cząstka tej osoby, której Maddie oddała swoje serce i nigdy nie odzyskała z powrotem. Czuła jednak też gorzki posmak prawdy, że gdyby Noah nie spadł niczym Ikar z nieba, boleśnie zderzając się z rzeczywistością, do tej rozmowy nigdy by nie doszło.
— Matty to jeszcze tylko dziecko — zaczęła cichym głosem — Szybko się przywiązuje i jest bardzo wrażliwy. Brakuje mu… — przerwała, zastanawiając się czy w ogóle wypowiedzieć to, co siedziało jej w głowie. Zaryzykowała. — Brakuje mu dwojga rodziców, a tym samym męskiego wzorca — wyjaśniła, a głos z tylu głowy krzyczał, że sama do tego doprowadziła. — Może być tak, że los ponownie uśmiechnie się do ciebie i tym razem jeszcze szerzej. Ostatecznie wyjedziesz, a Matthew przywiąże się do ciebie. Potraktujmy to więc jako sporadyczne sytuacje, dobrze? — wyjaśniła. Po Noah mogła spodziewać się wszystkiego. Ją zdążył już porzucić, nie chciała więc by spotkało to jej syna. Dla Noah wszystko było proste i oczywiste; byłby zadowolony, bo przecież zrobił coś dobrego. Nie zawsze potrafił dostrzec większego obrazu…
Usuń— Będę musiała już iść — oznajmiła, zabierając telefon i chowający go do torebki. Wstała od stołu i sama poprowadziła siebie w stronę wyjścia. — Dziękuje za gościnę — posłała mu ciepły uśmiech, gdy stanął przed nią. Zdążyła już odzwyczaić się od jego bliskości, głosu i spojrzenia. Dalej wzbudzało to w niej wiele emocji. — Wiesz, gdzie mieszkam, więc nie muszę wysyłać adresu, prawda? — powiedziała, uśmiechając się.
she can’t say „no” to him, can she?
Maddie spojrzała na mężczyznę, gdy opierał się o szybę samochodu. Pomimo upływu lat, jego uśmiech wciąż pozostawał równie piękny i urokliwy, a on sam w dalszym ciągu miał w sobie ten sam magnetyzm, który kiedyś ją przyciągnął. I może gdyby nie fakt, że w jej życiu był Matthew, a ona obrosła grubą warstwą ostrożności i dystansu, może gdyby tylko pozwoliła sobie na chwilę nieuwagi, prawdopodobnie mogłaby zakochać się w nim na nowo.
OdpowiedzUsuń— Pewnie, Wells, niech ci będzie — zaśmiała się, unosząc brwi i opuszczając wzrok, by móc odpalić samochód. Wiedziała, że musi zachować powagę i dystans, jeśli miała z tego wszystkiego wyjść bez szwanku. Nie była już siedemnastoletnią ślepo zakochaną dziewczyną, która wierzyła w każde słowo wypowiedziane przez Noah Wellsa. Mimo to, na jej twarzy pojawiły się delikatne rumieńce, a w pamięci nieśmiało odezwały się wspomnienia, gdy Noah pojawiał się wieczorami pod jej domem. Jak wiele zdążyło się zmienić od tamtego czasu, a to, co niegdyś było pięknym snem, pozostało wyłącznie niewyraźnym cieniem. — W sumie, to możesz przyjechać pół godzinki szybciej, nianiu— odpowiedziała i zaśmiała się miło dla ucha. — Dzięki za pomocy Do zobaczenia — pożegnała się, po czym odjechała z jego posesji, czując jak serce zamiast uspokoić się, zaczynało bić jej jeszcze szybciej. Gdyby ktoś tego poranka powiedział jej, że wczesny wieczór spędzi w chatce u Noah, najpewniej uśmiechnęłaby się z politowaniem, niedowierzając. Los jednak bywał przekorny, a ona przekonała się o tym niejednokrotnie. Nie wiedziała jednak, czy to dobrze.
Zwariowałam, po prostu straciłam rozum. To były słowa, które od momentu przebudzenia, powtarzała sobie na okrągło. Poranek był trudny, a popołudnie jeszcze gorsze, bo im bliżej było szesnastej trzydzieści, tym bardziej nie potrafiła poradzić sobie ze stresem i lękiem, który ogarniał jej umysł. Matthew, oczywiście, o niczym nie wiedział. Gdyby powiedziała mu szybciej, że dziś odwiedzi go Noah Wells, opiekując się nim i trenując aż do jej powrotu z pracy, zdążyłby wpaść już na pokaźną ilość ryzykownych i szalonych pomysłów, a na to nie mogła pozwolić. Noah miał rację, Matty prawdopodobnie mógł z łatwością go urobić, miał talent do niewinnego manipulowania i przekonywania do realizacji głupich pomysłów. Jego kreatywność naprawdę była zaletą i przekleństwem jednocześnie. To jednak wcale ją nie martwiło, jak sam fakt, że Noah rzeczywiście spędzi czas sam na sam z jej synem. Ba! Z ich synem. Myśl, że mógłby po tym spotkaniu domyśleć się czegokolwiek doprowadzała ją do granic szaleństwa, a ona była bardzo bliska tego, by je przekroczyć. Cholerny Wells, wciąż wiedział jak ją zaczarować i urobić. Wszystko jasne, skąd Matty miał takie umiejętności.
Niestety, stało się. Nic nie mogła zrobić, a decyzji cofnąć tym bardziej. Próbowała się uspokajać, zapewniać że wszystko będzie dobrze, a więcej już tego nie powtórzy. Chociażby właśnie w to chciała wierzyć, nawet jeśli podświadomość podpowiadała jej gdzieś w tyle głowy, że Matthew nie odpuści tej szansy. I podświadomość miała rację, bo gdy chłopiec zobaczył, kto stanął u progu drzwi od ich salonu, z wrażenia aż opuścił swój telefon.
— Uważaj. Będzie kuł żelazo póki gorące — ostrzegła Noah, podając mu listę ze wszystkimi potrzebnymi informacjami, w tym z numerem telefonu do rodziców chrzestnych Matthew – Kopi i Joe’ego. — Jest zdrów jak ryba, ale paskudnie wybredny. Jeśli nie będzie chciał zjeść obiadu, zadzwoń na ten numer i zamów, co tam młody zechce. Wrócę przed dziewiątą — poinstruowała Noah, ignorując pełne zachwytu skakanie Matthew, wsuwając mu do dłoni odpowiednią ilość pieniędzy na wypadek, gdyby rzeczywiście miał coś zamówić. Następnie posłała Noah wdzięczny uśmiech, po czym wyszeptała dziękuję i skierowała się do wyjścia. Chociaż przez cały ten czas była sympatyczna i miła, serce biło jej jak szalone, a umysł przeklinał moment, w którym na to wszystko się zgodziła. Była przekonana, że ostatecznie było to błędem, ale niestety nie mogła z tym nic zrobić. Już i tak fakt, że chciała wyjść szybciej z pracy, był ryzykowny, ale wierzyła, że się uda, bo jej szef raczej nie należał do trudnych. Nie była zresztą jedyną kelnerką w barze.
UsuńPodczas pracy myśli o Noah i Matthew nie dawały jej spokoju. Choć atmosfera była znajoma, a klienci rozmawiali wesoło, ona nie mogła skupić się na tym, co robiła. Z trudem realizowała zamówienia i pilnowała porządku, bo nieustannie wracała myślami do trwającego w domu wieczoru. Jej umysł przepełniony był negatywnymi myślami, które jednak w pewnym momencie zaczynały znikać, a to wszystko dzięki wiadomościom od syna. Kocham cię!!! Dziękuje!!!. Mama nie wierzę, że to się dzieje. JEDT SUOER!!!!!! Na jej twarzy z każdą wiadomością pojawiał się coraz szerszy uśmiech, a ona czuła szczerą radość, że jej syn czuł się dobrze. Choć na chwilę mogła uśpić swoje obawy, o przyszłość będzie matrwić się później.
Kiedy w końcu nastał moment, aby zakończyć swoją zmianę, poczuła ulgę, że udało jej się wyjść szybciej niż zwykle. Pożegnała koleżanki i wyszła na zewnątrz. Nocne powietrze ożywiło jej zmysły. W drodze do samochodu czuła, jak serce bije jej mocniej na myśl o tym, że w domu czeka Matthew z Noah.
Gdy weszła do domu, spodziewała się hałasu, głośnych śmiechów i zabawnych pisków swojego syna. Zwykle tak to wyglądało, Matty zdecydowanie nie był dzieciakiem, który lubił szybko kłaść się do łóżka. Tym razem jednak powitała ją cisza, która w pierwszej chwili napełniła ją obawą. Instynktownie rozejrzała się po pomieszczeniu, dostrzegając buty i kurtkę Noah. Uniosła brew i szybko skierowała się do salonu, gdzie zobaczyła…
— No nie wierzę — wyszeptała z niedowierzaniem, widząc chłopca śpiącego na beżowej kanapie, otulonego oliwkowym, plecionym kocem. Na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech pełen zachwytu, gdy podeszła do Matthew. Nie wiedziała, jak to się udało Noah, ale była mu dozgonnie wdzięczna, bo ganianie syna do spania było jednym z jej najgorszych obowiązków. Złożyła mu delikatny całus na czole, po czym sama opadła na fotel naprzeciwko drugiej kanapy, na której siedział Noah.
— Nie wiem, co zrobiłeś z moim synem, że zasnął, ale bardzo dziękuję — powiedziała cicho, śmiejąc się. Ściągnęła jednym ruchem czarne półbuty i poczuła, jak jej nogi są naprawdę obolałe. Może umysł w pracy był gdzie indziej, ale ciało zdecydowanie odczuwało te kilka godzin biegania po barze. — Pomożesz mi jeszcze bardziej, jeśli zaniósłbyś go do pokoju, bo Matty jest już zdecydowanie za ciężki — poprosiła, uśmiechając się życzliwie. Zakładała, że nie musi mu mówić, gdzie znajduje się jego pokój, bo Matty na pewno nie odpuściłby pokazania mu swoich plakatów i wszelkich hokejowych gadżetów. Odprowadziła Noah wzrokiem, gdy wziął chłopca w ramiona i ruszył w stronę schodów. Mogła przyzwyczaić się do tego widoku i wyobrażać sobie, że to teraz mogłaby być jej codzienność. Szybko jednak odgoniła tę wizję z umysłu.
Leniwym krokiem ruszyła do kuchni, która znajdowała się w tym samym pomieszczeniu. Kiedy Matty był mały, wiele to jej ułatwiało, bo miała go cały czas na widoku. Wzięła z półki butelkę czerwonego wina, czując, że musi choć odrobinę się rozluźnić.
Usuń— Przypadkiem nie oceniaj, jestem wykończona — powiedziała stanowczo, unosząc wskazujący palec, gdy Noah pojawił się w kuchni, obserwując, jak otwiera wino. Postawiła butelkę na białej wyspie kuchennej z dębowym blatem. Wyciągnęła dla siebie kieliszek i spojrzała na Noah. — Prowadzisz, więc nie podzielę się — zażartowała, nalewając sobie wina. — Za to tym razem ja mogę zaproponować herbatę. Albo tylko rozmowę. Skorzystasz? — zapytała, unosząc brew i patrząc na niego pytająco. Nie była pewna, czy miał zamiar wracać już do domu, czy jeszcze chwilę jej potowarzyszyć. Z jakiegoś powodu cała ta wcześniejsza niepewność i złość zniknęła, pozostawiając miejsce w jej umyśle dla spokoju. Matty spał, Noah wyglądał całkiem normalnie, a to oznaczało, że nie wydarzyło się nic, o co musiałaby się martwić.
— Jeśli chcesz zostać, to siądź, a ja idę się przebrać. Ten strój wcale nie jest wygodny — oznajmiła, kierując się w stronę swojej sypialni, która znajdowała się na piętrze. Nie kłamała. Dopasowane ciemne jeansy i t-shirt może dobrze na niej wyglądały i przyciągały wzrok mężczyzn, bo przecież właśnie o to niestety chodziło, ale zdecydowanie nie były najwygodniejszymi ciuchami. Zresztą, już od dawna nie zastanawiała się nad tym, jak w czymś wygląda, a raczej nad samą wygodą. Była atrakcyjną kobietą, która pewnie przyciągała wzrok innych mężczyzn, ale niespecjalnie ją to interesowało.
♥️
Wchodząc do sypialni, ku swojemu zaskoczeniu wcale nie czuła przyspieszonego bicia serca ani zakłopotania, które zwykle towarzyszyłyby tak niecodziennej chwili. Zamiast tego, zmęczenie dotarło do niej ze zdwojoną siłą po całym dniu stresowania się i kilku godzinach latania po pełnym barze, który, mimo że mógł pochwalić się niesamowitą atmosferą, często bywał dla niej źródłem zbyt wielu bodźców. Tego wieczoru naprawdę była bardziej niż kiedykolwiek spragniona chwili spokoju. Postanowiła jednak nie trzymać Noah w samotności, więc w pośpiechu założyła luźne, jasne spodenki, swoje ulubione białe skarpety i żółty sweter oversize — jej ulubiony, który sprawiał, że czuła się komfortowo i swobodnie. Żółty kolor zawsze był jej szczególnym upodobaniem; to radosny odcień, który rozświetlał nie tylko jej szafę, ale i wnętrze domu. Akcenty tego koloru były widoczne w dodatkach rozrzuconych po całym wnętrzu, a nawet w ogrodzie, gdzie kwiaty kołysały się w lekkim wietrze, jakby chciały przyciągnąć wzrok każdego przechodnia. Jej babcia, Charlotte, często powtarzała jak bardzo pasuje do niej ten kolor, bo Maddie była źródłem radości swoich dziadków i ich przyjaciół. Być może coś w tym było, ona sama jednak nie potrafiła w to uwierzyć.
OdpowiedzUsuńZeszła na dół, trzymając w dłoniach ciemną, dużą spinkę do włosów, którą zamierzała założyć, by uwolnić swoje brązowe włosy z uciążliwego kucyka. W kuchni czekał na nią Noah. Podeszła do jednej z szafek kuchennych, otwierając drewniane pudełko z różnorodnymi herbatami, które imponowały kolorami jak obrazy w galeriach. Zawsze cieszyła się, kiedy mogła komuś zaproponować ten ciepły napój – był jej ulubionym, a ona naprawdę była herbacianym koneserem.
— Wybierz sobie — powiedziała, podsuwając pudełko Wellsowi, który siedział już po drugiej stronie wyspy kuchennej. Jej głos był miękki, a w oczach kryło się lekkie zmęczenie, które jednak nie przeszkadzało jej w okazaniu życzliwości. Taka już była, nawet jeśli sytuacja bywała stresująca.
Zaczęła przygotowywać wodę na herbatę, a w tym czasie obserwowała, jak Noah przegląda wybór, zastanawiając się, co najbardziej przypadnie mu do gustu. Czekała, z kubkiem w ręku, zapominając na chwilę o codziennych zmartwieniach. Po chwili, gdy Noah dokonał swojego wyboru, włożyła saszetkę do ceramicznego naczynia, z nadzieją, że ciepła herbata przyniesie mu chwilę odprężenia po wcieleniu się w rolę niańki – i to dość udanej.
Usiadła na wysokim krześle obok niego, prostując plecy. Czuła jak napięcie w ciele powoli ustępuje. Ściągnęła gumkę z włosów, pozwalając im opaść swobodnie na ramiona. Zaczęła bawić się swoimi włosami, przeczesując je palcami i delektując się chwilą, w której mogła być po prostu sobą.
— Jak było? — zapytała, starając się ukryć w głosie nutkę nieco dziecinnej ciekawości. Wiedziała, że Matty potrafi być nieprzewidywalny, więc z niecierpliwością czekała na odpowiedź Noah. W tym czasie w końcu zawinęła włosy w lekki koczek, spinając je przyniesioną spinką. Upiła łyk wina, zakładając nogę na nogę, a w jej umyśle narastała coraz większa ciekawość. — Był grzeczny? — zapytała, opierając podbródek o dłoń i wpatrując się błyszczącymi, brązowymi oczami w Noah. Z każdą chwilą coraz bardziej interesowało ją, jak wyglądał czas, gdy Noah opiekował się Matthew. Chłopiec potrafił być prawdziwym wyzwaniem, często wywracając ten dom do góry nogami. Miał w sobie mnóstwo energii i jeszcze więcej szalonych pomysłów, ale najwyraźniej przy Noah musiał się powstrzymywać, skoro zasnął tak szybko, a dom stał w całości.
UsuńW jej myślach zrodziła się jednak niepewność; może obaj szybko złapali wspólny język, a między nimi nawiązała się więź pełna sympatii, bo byli do siebie tak bardzo podobni? Ta myśl niosła ze sobą uczucie zakłopotania i lęku. Chociaż była niezmiernie wdzięczna Noah za pomoc, obawiała się, że ta nowa relacja ujawni coś, co dotąd ukrywała – jego ojcostwo. Szybko jednak odgoniła tę myśl, bo obok niej siedział spokojny i zadowolony Noah Wells, a na piętrze beztrosko spał jej synek. Wszystko zdawało się być więc pod kontrolą.
— Pewnie męczył cię pytaniami odnośnie drużyny… Przepraszam cię za to, bo pewnie nie było to szczególnie przyjemne — powiedziała, marszcząc brwi i mimowolnie nachylając się w jego kierunku. Madeline zawsze miała w sobie spore pokłady empatii, nieustannie okazując życzliwość i współczucie innym. Noah nie był wyjątkiem, nawet jeśli to właśnie on, zaraz po nieznanych jej rodzicach, był tą osobą, która szczególnie ją zraniła i zawiodła jej zaufanie. Oczywiście, że łatwiej było trwać w gniewie na niego. Ale było to też prostsze, gdy go nie widziała, kiedy nie siedział obok niej i nie wpatrywał się w nią tak, jakby czas nigdy nie minął. Noah Wells z młodzieńczych lat bezpowrotnie skradł jej serce i najwyraźniej nigdy nie oddał go w pełni.
Odchrząknęła, szybko wstając od wyspy, by podejść do gotującej się wody. Zalała wrzątkiem kubek z herbatą, a potem wzięła go w ręce, podając Noah. Powróciła na swoje miejsce obok niego, nerwowo unosząc nieznośnie opadający sweter na drobnym ramieniu.
— Dziękuję ci jeszcze raz za pomoc. Czy mogę ci się jakoś odwdzięczyć? — zapytała, ponownie kierując wzrok na mężczyznę. Obserwowanie go w tej chwili stało się dla niej wyjątkowo onieśmielające.
❤️
— Aniołek, dobre sobie… — powiedziała, z uśmiechem, delikatnie kręcąc głową. Matty, choć miał ogromne serce i był wrażliwym chłopcem, z każdym rokiem coraz bardziej oddalał się od tego wizerunku. Tak, odznaczał się dobrymi manierami i szacunkiem do innych, zawsze biorąc pod uwagę jej zdanie, ale jego dzikie pomysły nieuchronnie prowadziły Madeline na skraj wytrzymałości. Z każdym rokiem, gdy wkraczał w wir nastoletnich szaleństw, Maddie obawiała się o jego zachowanie, ale również o własną rzeczywistość samotnej matki.
OdpowiedzUsuń— Cieszę się, że nie był aż tak męczący. To dobrze, mogę być spokojna — odpowiedziała z uśmiechem, który skrywał wiele emocji. Gdy Noah dzielił się swoimi uwagami na temat Matthew, Maddie przytakiwała z zainteresowaniem. Choć sama nie miała zbyt szczególnej wiedzy o hokeju, to jednak czuła dumę, słysząc o pasji swojego syna i jego zaangażowaniu. Nawet jako żółtodziób w tej dziedzinie, dostrzegała, że Matty potrafił zaimponować wiedzą. To uczucie radości wypełniało jej serce, mimo że wybór zainteresowań syna, z oczywistych względów, nie do końca ją uszczęśliwiał.
Jednak w miarę jak Noah mówił, Maddie poczuła, jak jej myśli wędrują w innym kierunku. Zmarszczyła brwi, spinając włosy w lekki koczek, a jej myśli uciekły w obranym przez siebie kierunku. Oboje z Noah prowadzili tak odrębne życia — ona całkowicie poświęciła się wychowywaniu syna, podczas gdy on wspinał się na szczyty kariery. W tym porównaniu Maddie wypadało dość blado, często zresztą słysząc, że zmarnowała swój potencjał. Nie wszyscy rozumieli, jaki czuła ciężar nie tylko finansowych trudności, ale także codziennych zmagań. Nieraz spędzała długie wieczory w samotności, gdy Matty przebywał u rodziców chrzestnych lub kolegów, zastanawiając się, jak mogłoby wyglądać jej życie, gdyby podążyła inną drogą, której zresztą życzył jej każdy, a która swego czasu była ścieżką do spełnienia jej marzeń i celów. Jednak mimo tych wątpliwości, gdyby ktoś zapytał ją, czy chciałaby cokolwiek zmienić, z pewnością odpowiedziałaby, że w każdej alternatywie swojego życia zawsze wybierałaby bycie matką Matty’ego, bo on jest najlepszym, co przytrafiło jej się w życiu.
Maddie mimo wszystko w prostocie swojego życia, jednocześnie jednak pełnym trudów i wyzwań, potrafiła odnaleźć chwilę szczerego spokoju. Była silna, choć często musiała stawiać czoła własnym lękom i niepewnościom, a mimo to jej serce wypełniała wdzięczność, jak i miłość. To te uczucia nadawały sens każdemu dniu, niezależnie od przeszkód, jakie napotykała na swojej drodze. Noah z kolei zdawał się tonąć w swoich negatywnych emocjach, możliwym żalu i goryczy, co nie było dla niej przyjemną świadomością.
— Musi być ci trudno tak cały czas się ukrywać. Nie ułatwia tego pewnie fakt, że ludzie potrafią być bezlitośni, niestety… — podzieliła się swoimi spostrzeżeniami, delikatnie wodząc opuszkiem palca po swojej drobnej dłoni. Chciała powiedzieć mu, że niezależnie od tego, co mogli myśleć lub mówić mieszkańcy tej okolicy, to wciąż było jego życie. Pragnęła dodać, że osiągnął upragniony sukces, a choć jego upadek był z pewnością niezwykle bolesny, to wszystkie te osiągnięcia były tego warte. Chciała zapewnić go, że los zaczyna już pisać mu kolejny wielki scenariusz życia, bo przecież to był on, Noah Wells, dla którego więcej niż jedna gwiazda na niebie świeciła jaśniej od innych.
Jednak w zamian jedynie spojrzała na niego, posyłając mu życzliwy uśmiech i pełne zrozumienia spojrzenie. Mimo że jej umysł próbował przekonywać ją, że dobrze, iż takie doświadczenia go spotkały — jako część procesu, który w końcu pomógłby mu dojrzeć — to serce zdecydowanie wygrywało w tej bitwie. A jej serce nie życzyło mu źle. Czuła w nim współczucie i troskę względem Noah w tym skomplikowanym czasie, choć wiedziała, że to, co miał do przetrwania, z pewnością było sumą niektórych z jego wątpliwych decyzji. Tak, myślała też o tym, jak wiele lat temu ich drogi rozeszły się w wyniku jego wyborów i zachowań, które tak głęboko ją zraniły. Tamte wydarzenia z młodości odcisnęły na niej trwały ślad, sprawiając, że długo nosiła w sobie ból i niezrozumienie. W tym momencie jednak zaczęła pragnąć, aby Noah dostrzegł, że wśród cieni i burz zawsze istnieje możliwość, by znowu zabłysnąć, jak najjaśniejsza gwiazda na nocnym niebie. Wierzyła, że tak jak ona nauczyła się stawiać czoła trudnościom, tak i on ma szansę na nowy początek, jeśli tylko odważy się podnieść z upadku.
Usuń— Hej, spokojnie, nie musisz się tak spieszyć — zaśmiała się, gdy zauważyła, jak Noah walczy z zbyt gorącą herbatą, mimowolnie wyciągając dłoń i kładąc ją na jego ramieniu. W tej samej chwili po całym jej ciele przeszedł dreszcz, co skłoniło ją do szybkiego cofnięcia ręki. Zaczęła pić dość mocnego łyka czerwonego wina, mając wrażenie, że zaraz wypije całą lampkę za jednym tchem.
— Moja zmiana? Cóż, jak zwykle… — odpowiedziała, gdy dotarło do niej, o co zapytał Noah, wciąż czując rumieniec na policzkach. Przymrużyła oczy, opierając się łokciem o blat, a twarzą o dłoń. — Dużo muzyki, jeszcze więcej piwa. Rozmowy ze stałymi bywalcami i zbywanie zbyt nachalnych losowych klientów z okolicznej miejscowości — streściła w pigułce, marszcząc nos w rozbawieniu. Zaczęła wodzić palcem po krawędzi blatu, unikając wzroku Noah. — Jestem, ale to nic nowego, bo zawsze jestem zmęczona — dodała z cieniem uśmiechu na twarzy, próbując ukryć swoje prawdziwe uczucia. Podniosła wzrok i spojrzała na Noah, a w jej sercu pojawiła się mieszanka cichych emocji. — Gdybym czekała, aż się ulotnisz, na pewno nie przygotowałabym ci dość sporego kubka bardzo gorącej herbaty — zażartowała, a uśmiech na jej twarzy wydawał się być nieco szerszy, choć w jej myślach wciąż krążyły obawy.
W rzeczywistości chciała przyznać, że jego obecność wywoływała w niej sprzeczne emocje. Niepokój, stres, zakłopotanie, a ponad wszystko złość, bo po tych ponad dwunastu latach pojawił się tak nagle, mogąc w jednej chwili wszystko wywrócić do góry nogami. Gdyby jednak to przyznała, zdecydowanie kłamałaby. W końcu, mimo strachu przed tym, co może przynieść ich spotkanie, nie mogła zapomnieć o chwilach, które kiedyś dzielili, bo jej serce wciąż pamiętało Noah Wellsa, a ona podświadomie liczyła, że mężczyzna zostanie z nią jeszcze tylko chwile dłużej. I choć wiedziała, jak bardzo było to nieodpowiedzialne, nie umiała okiełznać tej myśli.
— Myślę, że uda nam się wcisnąć ciebie w jego wielce zapchany kalendarz — zaśmiała się, znów upijając kolejny spory łyk wina. — Dobrze wiedzieć, że jesteś w gotowości. Zapamiętam, szczególnie wtedy, gdy okaże się, że Joe nie może z nim zostać — dodała, wspominając o ojcu chrzestnym Matthew, który spędzał z nim dość sporą ilość czasu i był dla nich przez ostatnie dwanaście lat szczególnym wsparciem.
♥️
[Hej, ja wpadam tylko zapytać co z naszym wątkiem, bo chyba gdzieś zaginęłam u Ciebie w gąszczu komentarzy 😂]
OdpowiedzUsuńOlivia
Noah rzeczywiście był gruboskórny, a jego podejście do życia wyraźnie pokazywało, że ta cecha pozostała niezmienna na przestrzeni lat. Maddie wiedziała, że w jego przypadku było to niemal konieczne. Żył w zupełnie innym świecie, gdzie codzienne troski, takie jak opłacenie rachunków czy związanie końca z końcem, zastąpiły obawy o prywatność, bezpieczeństwo i stałą presję związaną z jego nazwiskiem. Noah zawsze kroczył własną ścieżką, nie oglądając się na innych, paląc mosty i dążąc do celu po trupach. Sama nigdy nie potrafiła tak funkcjonować. Choć była asertywna — cecha, którą kochana babcia wpajała jej od dziecka — to jednocześnie ceniła sobie relacje z ludźmi i starała się nie ranić nikogo w dążeniu do swoich celów. Uważała, że można realizować swoje marzenia, nie depcząc przy tym cudzych wartości. Dla Maddie było to fundamentalne, zwłaszcza teraz, gdy była matką. Matty, jej syn, miał już dwanaście lat i powoli wkraczał w nastoletnie życie. Był bystrym, ambitnym chłopcem, który nie bał się stawiać na swoim, a jego upór często przypominał jej samej Noaha z dawnych lat.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony Maddie nie chciała, aby Matty nauczył się tego podejścia do życia, jakie prezentował jego ojciec. Z drugiej strony pragnęła, aby był pewny siebie i wiedział, jak zadbać o siebie w świecie, który nie zawsze bywał łaskawy. Gdyby kiedyś udało mu się osiągnąć wielki sukces, chciała, by potrafił zachować równowagę między asertywnością a empatią. Pragnęła też, by wiedział, że zawsze ma jej wsparcie, bez względu na to, jaką drogę wybierze.
Bycie samotną matką nie ułatwiało realizacji tych marzeń. Czasami wydawało jej się, że cały jej świat składa się z pracy na trzech etatach i walki o każdą chwilę dla siebie. Jednak mimo wszystkich trudności, była wdzięczna za życie w Mariesville. Choć tutejsi mieszkańcy mieli w zwyczaju plotkować i komentować wszystko, co działo się dookoła, byli też życzliwi i często okazywali wsparcie. To właśnie tutaj Matty mógł dorastać w otoczeniu ludzi, którzy — nawet jeśli czasem przekraczali granice w swojej ciekawości — mieli dobre serca. Maddie nie zamieniłaby tego małego miasteczka na żadne inne miejsce, bo to tutaj, wśród codziennych zmagań, odnajdywała spokój, którego Matty bardzo potrzebował.
— To zawsze stawia w niekomfortowej sytuacji, Noah — zauważyła z rozbawieniem, marszcząc lekko brwi. W pracy w barze kobiety często musiały mierzyć się z mężczyznami, którzy po kilku drinkach zaczynali tracić wyczucie. The Rusty Nail było istotnym miejscem w Mariesville — ludzie uwielbiali panującą tam atmosferę, a rozmowy przy barze często stawały się centrum lokalnych wydarzeń. Maddie jednak traktowała to miejsce z dystansem. Praca była pracą, a bar, choć przynosił pewne zyski, przyciągał różne typy ludzi — nie wszyscy byli mile widziani.
— Ale rozumiem, o co ci chodzi — przytaknęła, unosząc swoją lampkę wina i pijąc większy łyk, jakby chcąc dodać sobie odwagi, zanim opowiedziała swoją historię. — Był taki jeden gagatek. Straszny. Przychodził co weekend, zawsze podchmielony, a potem się zaczynało. W żaden sposób nie mogłam go zbyć, naprawdę… Jakiekolwiek prośby czy groźby nie działały. — opowiadała. Wspomnienie tamtych dni sprawiło, że Maddie pokręciła głową z niedowierzaniem, choć teraz, z perspektywy czasu, wszystko wydawało się łatwiejsze. — W końcu mój szef stracił cierpliwość i kazał mu zniknąć na dobre. Teraz, kiedy czasami próbuje się tu pokazać, nawet nie wpuszczają go do środka. Więc sytuacja jest opanowana — wyjaśniła, kończąc swoją opowieść. Posłała Noah ciepły, choć nieco zmęczony uśmiech.
Wiedziała, że w takich miejscach jak The Rusty Nail, różne sytuacje się zdarzały, ale mimo wszystko czuła się tutaj bezpieczna. Poza tym była pewna, że ten mężczyzna, który kiedyś próbował uprzykrzać jej życie, nie zada sobie trudu, by szukać jej gdziekolwiek indziej.
UsuńKiedy Noah przedstawił swój pomysł, Maddie uśmiechnęła się, delikatnie kiwając głową. Był uroczy, choć w rzeczywistości lata samotnego wychowywania syna, pogodzenia się z przeszłością i odnalezienia się w nowej rzeczywistości uczyniły ją silną kobietą. Może życie nie oszczędzało jej bólu, ale nauczyło ją, że nie da się tak łatwo złamać.
— Zapamiętam! Kto wie, może pewnego wieczoru okażesz się moim bohaterem — zaśmiała się, z nieco większą swobodą, przytykając kieliszek wina do ust. Z każdym kolejnym łykiem czuła, jak napięcie powoli opuszcza jej ciało. Nie wiedziała jednak, na ile była to sprawka alkoholu, a na ile samej obecności Noah, który wydawał się jakby bardziej ludzki, bardziej przystępny niż w jej wspomnieniach. Mimo wszystko, choć nie chciała się do tego przed sobą przyznać, podobało jej się to, że mogli tak po prostu rozmawiać. Bez ciężaru przeszłości, bez niewypowiedzianych żalów, jak dwoje ludzi, którzy znów się odnajdują.Pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia, gubiąc się w jego spojrzeniu. Te głębokie, brązowe oczy, które kiedyś znała tak dobrze, teraz znów przyciągały jej uwagę. Zorientowała się, że patrzył na nią z intensywnością, której dawno nikt jej nie ofiarował. Kiedy ta świadomość do niej dotarła, poczuła, jak dreszcz przeszywa jej ciało. Przez moment miała wrażenie, że czas się zatrzymał. Cokolwiek by zrobiła, gdziekolwiek by spojrzała, czuła na sobie jego wzrok. Było to zarówno onieśmielające, jak i dziwnie fascynujące. Miała ochotę odwrócić wzrok, uciec, schować się za barierą chłodnej obojętności, ale nie potrafiła. Jego spojrzenie zdawało się ją odnajdywać, nieważne jak bardzo próbowałaby od niego uciec.
— Oczywiście, że go znasz — odpowiedziała Maddie z rozbawieniem, odchylając głowę lekko do tyłu. Obecność Joe Kellera była nieodłącznym elementem jej życia od ponad dwunastu lat, zarówno jej, jak i Matty'ego. — Joe Keller, twój dawny kumpel — wyjaśniła. — Jest wypasionym ojcem chrzestnym. Rozpieszcza Matty'ego na maksa, czasem aż za bardzo — dodała, z humorem przewracając oczami. Oparła dłonie o blat stołu i pochyliła się nieco do przodu. — Ale myślę, że Matthew z radością zgodzi się, by teraz z tobą spędzać więcej czasu — dodała, śmiejąc się cicho. Na chwilę wróciło do niej poczucie rozluźnienia, ale ulotne, jak letni wiatr, bo w tym samym momencie poczuła dotyk Noah na swojej dłoni. Zamarła, zaskoczona i kompletnie nieprzygotowana na falę emocji, które ten prosty gest w niej wywołał. Jej ciało nie drgnęło nawet o milimetr, a spojrzenie jej oczu automatycznie powędrowało do jego, jakby szukała tam odpowiedzi na niewypowiedziane pytania. Słowa, które padły z jego ust, były ciche, niemal intymne, i choć wypowiedziane z całą życzliwością, jaką mógł zaoferować, zbyt mocno uderzyły w czułą strunę jej serca. Były piękne, podnoszące na duchu, takie, które każda samotna matka pragnęłaby usłyszeć. Jednak Maddie, doświadczona przez życie, nie potrafiła w pełni w nie uwierzyć. Jej serce walczyło z rozumem, a wyobraźnia podsuwała obrazy, które nastoletnia Maddie przyjęłaby z nieukrywaną radością. Te same wizje, choć teraz wydawały się słodko-gorzkie, wzbudzały w niej jednocześnie nadzieję i przerażenie. Chciała odwzajemnić ten dotyk, uścisnąć jego dłoń, dać mu znak, że nie jest sam. Ale zanim zdążyła to zrobić, Noah delikatnie, niemal niezauważalnie, wycofał rękę.
To było za dużo, nawet dla niego.
Maddie odchrząknęła, prostując się, jakby ten ruch mógł uspokoić jej chaotyczne myśli i serce bijące jak oszalałe. Nagle poczuła się jak tamta nieśmiała, ukrywająca swoje marzenia dziewczyna z przeszłości. Tyle że teraz była Madeline Green, kobietą, która widziała za dużo, przetrwała za wiele, by pozwolić sobie na taki luksus, jak wiara w coś więcej.
Usuń— Jasne. — Maddie skinęła głową i szybko wstała od wyspy. Podeszła do Noah, prowadząc go do przedpokoju, gdzie zatrzymali się na moment. — Jeszcze raz dziękuję za pomoc — powiedziała, starając się utrzymać spokojny ton. Chwyciła za klamkę, gotowa otworzyć mu drzwi i pozwolić odejść, jednak gdy to zrobiła, uświadomiła sobie, jak blisko siebie stali. Ich ramiona niemal się dotykały, a odległość między nimi wydawała się niepokojąco mała.
— I dziękuję za rozmowę. Naprawdę miło było... — dodała cicho, odwracając wzrok na ułamek sekundy, jakby szukała w sobie pewności, co dalej. Chciała się pożegnać odpowiednio, ale nie wiedziała, czy wystarczy słowo, czy może powinna uścisnąć mu rękę. A może nawet przytulić? Myśl ta wydała jej się absurdalna, więc szybko się odsunęła, uchylając drzwi szerzej. — Jedź bezpiecznie — powiedziała prawie szeptem, z trudem powstrzymując ciepły uśmiech, który mimo wszystko zawitał na jej twarzy. — Dobranoc, Noah.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za mężczyzną, Maddie wzięła głęboki oddech i oparła się o nie plecami. Cisza w mieszkaniu nagle wydała się jej zbyt przytłaczająca. Zamiast jednak pozwolić sobie na dalsze rozmyślania, Maddie postanowiła zająć się czymś prostym. Opróżniła kieliszek po winie i włożyła go do zlewu, próbując zrzucić z siebie napięcie, które towarzyszyło jej od momentu, gdy Noah wszedł do jej kuchni.
Wróciła do salonu, ale nawet ulubiony koc i migoczące światła lampki stojącej obok kanapy nie przynosiły jej ukojenia. Włączyła telewizor, licząc na to, że jakiś bezsensowny program oderwie ją od myśli o brązowych oczach Noah i tym, jak ciepło brzmiał jego głos, gdy rozmawiali. W końcu poddała się. Zgasiła światło i poszła do sypialni, choć wiedziała, że sen tak łatwo nie przyjdzie. Rzuciła się na łóżko, przewracając z boku na bok, aż wreszcie zasnęła.
O poranku Maddie usiadła przy kuchennym stole z kubkiem kawy. Musiała wstać wcześnie, bo jej droga przyjaciółka przyjechała i zabrała na cały dzień Matty’ego do siebie. Kilka dni temu bardzo czekała na ten dzień, ale teraz nie wiedziała, czy to dobrze, bo samotność była tylko idealnym paliwem dla myśli, które krążyły wokół Noah. A co gorsza, traciła kontrolę nad samą sobą.
Wzięła telefon w dłonie i weszła w czat z Noah. Jej palce zawisły nad klawiaturą, zanim w końcu napisała:
Hej Noah! Wiem, że dzis niedziela, ale jeśli nie masz planów, to czy mógłbyś przyjechać za kilka godzin?
Zawahała się przez moment aż ostatecznie wysłała wiadomość. Telefon odłożyła na stół, a serce biło zdecydowanie za szybko. Teraz pozostawało tylko czekać.
I gotta convince myself I don’t want it even though I do ❤️
[Widzisz, i właśnie dlatego zawsze żałuję kreowania zbyt wielu szczegółów zawczasu, bo później pojawiają się fajne opcje, które są sprzeczne z kanonem. W alternatywnej rzeczywistości Bunny wyszła za hokeistę, but I was too influenced by Talyor Swift's wag life.
OdpowiedzUsuńAle na pewno można przyjąć, że obracali się w tych samych kręgach, a Boston i Nowy Jork to przecież prawie to samo miejsce XD Noah mógł być dobrym przyjacielem jej męża i być teraz po jego stronie, po tym co Bunny zrobiła; albo wręcz przeciwnie, może mogła być między nimi jakaś międzydyscyplinarna wrogość i Bunny oczywiście brała stronę męża, więc ma może jakieś błędne (albo słuszne) przekonania o Noah.
Możemy się przenieść dalej z burzą mózgów gdzieś na maila :) bethgansey@gmail.com]
Bunny ✿
Stała przed lustrem w sypialni, poprawiając rękaw beżowego swetra, który chwilę wcześniej na siebie włożyła. Była to już kolejna opcja odzieżowa, którą przymierzyła tego dnia. W tle cicho brzmiał popowy hit płynący z radia, a powietrze wypełniał intensywny aromat świeżo zaparzonej czarnej herbaty. To była kolejna filiżanka, którą wypiła tego dnia – nieodłączny nawyk, gdy starała się uporać z emocjami, które zaczynały ją przytłaczać.
OdpowiedzUsuńSpojrzała w lustro, a jej wzrok przeszył krytyczny osąd. Westchnęła ciężko. Sweter wydawał się… zbyt zwyczajny. Ona sama wyglądała w nim zwyczajnie, jakby zupełnie nie zależało jej na wyglądzie. Beż zdecydowanie nie był jej kolorem. Przeciągnęła dłonią po włosach swobodnie opadających na ramiona, zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby je rozpuścić, czy może jednak zebrać w luźny kok.
Co ja wyprawiam?, zganiła się w myślach, kręcąc głową z rezygnacją. Zdecydowanym ruchem ściągnęła beżowy sweter, który zaraz niedbale rzuciła na łóżko. Przecież przesadzała. Zaprosiła Noah, żeby podziękować mu za pomoc i się odwdzięczyć, a nie po to, by zrobić na nim wrażenie. Był człowiekiem, który miał swoje własne, i to całkiem kolorowe życie, a Mariesville na pewno było tylko etapem. Poza tym… przed laty tragicznie ją potraktował, zostawiając samotną, w ciąży. Fakt, nie wiedział o tym, ale przecież miała pełne prawo być na niego zła. Miała prawo czuć żal i dystans. Miała prawo mu w ogóle nie ufać.
To właśnie te negatywne uczucia trzymała w sercu przez ostatnie lata. Dwie rozmowy – niezależnie od tego, jak przyjemne – nie mogły tak po prostu zburzyć tej bariery, prawda? To wydawało się jasne, wręcz dziecinnie proste. A jednak żadne z tych wniosków nie wyjaśniało, dlaczego każdy szmer za oknem sprawiał, że jej serce przyspieszało, a ona nerwowo zerkała na zegarek, zastanawiając się, kiedy Noah zapuka do drzwi. Nie pomagało też to, że dała mu swobodę wyboru, kiedy się pojawi – kolejny jej jakże genialny pomysł.
Nie mogła też wytłumaczyć, dlaczego w kuchni, słysząc powiadomienie przychodzącej wiadomości, rzuciła się po telefon szybciej, niż zdążyła pomyśleć. Ani tego, dlaczego na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy przeczytała te dwa proste słowa: Ok, będę.
To krótkie zdanie sprawiło, że jej serce zabiło szybciej – ledwie odrobinę, ale wystarczyło, by natychmiast zganiła siebie za to, że w ogóle do tego doszło. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek będzie zdolna do tak ciepłych uczuć przez kilka liter wyświetlonych na ekranie telefonu, napisanych tylko dla niej. Nie była już przecież nastolatką, tylko trzydziestolatką, zahartowaną przez samotne wychowywanie kapryśnego i pełnego energii dwunastolatka.
Lata nauczyły ją radzić sobie samej, kontrolować emocje, nie oczekiwać zbyt wiele od innych. Ale dzisiejszy poranek pokazywał, jak kruche bywały te mechanizmy, kiedy w ich miejsce wkradały się niepewność i ekscytacja.
Co ja do cholery wyprawiam? – zganiła siebie raz jeszcze, tym razem bardziej z przyzwyczajenia niż z przekonania. Stała przed otwartą szafą, przeglądając kolejne wieszaki z ubraniami. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy jej wzrok zatrzymał się na żółtej, kwiecistej sukience przed kolano. Idealna. Nie krzyczała o uwagę, a jednocześnie subtelnie podkreślała jej urodę, tę samą, która – choć teraz mniej ważna – nadal była widoczna. Maddie podobała się mężczyznom, nawet jeśli ich zainteresowanie dawno przestało ją interesować. Ale przecież nie chcę podobać się Noah, pomyślała, gdy zakładała sukienkę. Po prostu chcę czuć się dobrze, dodała, jakby próbując przekonać samą siebie.
UsuńStanęła przed lustrem, unosząc dłonie, by związać włosy w lekki kok. Pozwoliła jednak kilku kosmykom swobodnie opadać wokół twarzy, dodając całości naturalnej lekkości. Na koniec sięgnęła po delikatną pomadkę, nakładając cienką warstwę na usta. Wszystko po to, by wyglądać schludnie, ale niezobowiązująco. Bo przecież robiła to tylko dla siebie. Prawda?
Dzwonek do drzwi wyrwał ją z zamyślenia. Maddie odruchowo spojrzała na swoje odbicie w lustrze, poprawiając luźno związane włosy i wygładzając materiał sukienki. Serce zaczęło bić szybciej, gdy schodziła po schodach, a dłonie, mimo że trzymała je spokojnie przy ciele, lekko się trzęsły. Nacisnęła klamkę, czując, jak napięcie rozchodzi się w jej ciele. Co ja wyprawiam? – przemknęło jej przez myśl, zanim otworzyła drzwi.
Noah stał na progu z torbą w jednej ręce i dwiema kawami w drugiej. Miał na sobie czarny t-shirt i rozpiętą koszulę w kolorze khaki. Wyglądał… dobrze. Za dobrze. Na jego twarzy błąkał się znajomy, ciepły uśmiech, który kiedyś potrafił wywoływać w niej takie emocje, że do dziś nie chciała o tym myśleć.
— Cześć — powiedziała, a jej głos brzmiał nieco ciszej, niż zamierzała. Czuła, jak dziwne, przyjemne ciepło rozlewa się po jej wnętrzu. Odsunęła się na bok, robiąc mu miejsce, i poczuła lekki powiew chłodnego jesiennego powietrza, które wpadało za nim do środka. — To dla mnie? — wskazała na kawę w jego ręce — Nie musiałeś — odpowiedziała, zamykając za nim drzwi i rzucając mu życzliwe spojrzenie. Poprowadziła go do salonu, starając się, by jej krok wyglądał pewnie, choć w środku panował chaos. — Ale dziękuję. Naprawdę.
Próbowała skupić się na czymś innym niż na nim — na porządku w pokoju, na książkach ułożonych na półce, na bukiecie kwiatów stojącym na wyspie. Ale mimo to czuła jego obecność aż za wyraźnie, jakby zajmował całą przestrzeń wokół niej. Odchrząknęła cicho, starając się przejąć kontrolę nad sytuacją.
— To ja chciałam cię poczęstować, a nie odwrotnie — zaśmiała się, siadając na fotelu naprzeciw kanapy.
you’re stuck in my head and I can’t get you out of it
To miał być jeden z tych upragnionych powrotów do domu, gdy po intensywnym dniu jedyne o czym się marzy, to gorący prysznic i ciepłe łóżko. W życiu Nancy takich dni nie brakowało, a jednak ostatnio udało się jej znaleźć czas na przyjemności, które okazały się być bardzo potrzebne do tego, aby przetrwać. Do tej pory jej życie kręciło się wokół domu i pracy, ciągłych obowiązków, których dokładała sobie z takim zapałem, jakby wciąż się nudziła. Napędzała to błędne koło przez wiele lat, w pewnym sensie poświęcając się życiu w Mariesville przy babci, wobec której miała ogromne poczucie obowiązku, gdyż ta kobieta praktycznie ją wychowała. Podczas gdy jej rodzice nie mieli czasu zajmować się własnymi dziećmi, pędząc za swoimi marzeniami, to babcia Cecily zapraszała ich do siebie i dbała o nich, dając im wszystko, co miała. To dzięki niej Nancy była taka ludzka oraz całkiem normalna, chociaż nie udało się przekazać tego każdemu z jej rodzeństwa, przez co rozeszli się w swoje strony. Tylko ona interesowała się babcią, która poświęciła dla nich wszystko i niekiedy robił to również Cameron, ale on miał swoje własne motywacje, które miały niewiele wspólnego z troską lub zwykłą tęsknotą. Ten człowiek pojawiał się w ich życiu regularnie, ogarniał się na chwilę, czasami nawet łapiąc jakąś fuchę za sensowne pieniądze, a potem rozmywał się w powietrzu i znikał, hulając gdzieś po całym stanie, pozbywając się każdego grosza. Miał ciągotki do autodestrukcyjnych zachowań, alkoholu oraz kłamstw, w które naiwnie wierzyła mu już tylko i wyłącznie Cecily, ponieważ szybko zapomniała, co jej naobiecywał. Rodzice jedynie kiwali głowami, powtarzając, że go wspierają i może na nich liczyć, chociaż przez całe swoje życie robili wszystko, aby unikać odpowiedzialności, a reszta rodzeństwa kompletnie go olała. Nancy nie wierzyła swojemu starszemu bratu w ani jedno słowo, ale kochała go, więc jeszcze nie zdarzyło się, żeby odmówiła mu pomocy.
OdpowiedzUsuńKiedy dotarła do domu było już późno. Samochód zaparkowała na podjeździe, zamknęła go i skierowała się do wejścia. Od samego początku miała jakieś dziwne przeczucie, które uparcie ignorowała, wykonując wszystkie swoje ruchy z automatu. Zamknęła dom, klucze od samochodu odwiesiła na specjalne miejsce, zajrzała do babci, chcąc upewnić się, że smacznie śpi, a z kuchni wzięła butelkę wody, którą odkręciła w drodze do swojej sypialni. Weszła do niej i nawet nie pofatygowała się, by włączyć światło. Standardowo usiadła przy swojej toaletce i machinalnie zdjęła biżuterię, którą na sobie miała. Dopiero, gdy chciała starannie odłożyć ją na miejsce, włączyła lampkę i wtedy nagle coś zobaczyła. Zamarła. Zawiesiła uważne, przerażone spojrzenie na łóżku, które odbijało się w lustrze, a właściwie to na kimś, kto tam był. Nancy gwałtownie się odwróciła, prawie spadając z krzesła, na którym siedziała i czuła, że serce powoli się jej zatrzymuje. Nagle dotarło do niej, że w pokoju pachnie alkoholem, a ktoś rzeczywiście jest zawinięty w jej pachnącą, biało-różową pościel.
Zdziwiona i przestraszona ostrożnie wstała z krzesła i zakradła się bliżej łóżka, próbując rozeznać sytuację. W duchu błagała o to, żeby to był Cameron, ale gdy znalazła się wystarczająco blisko, by w swoim gościu rozpoznać nieznajomego, to była pewna, że zaraz dostanie pierwszy zawał w swoim życiu, bo z tego co pamiętała, wychodząc z domu, nikogo nie zostawiła w swoim łóżku. Spanikowała więc, a w tej panice zaczęła szukać telefonu, ponieważ chciała zadzwonić na numer alarmowy lub do szeryfa, ale dotarło do niej, że nawet nie wiedziałaby, co powiedzieć. Że obcy facet śpi w jej łóżku?
To była jedna z wielu absurdalnych sytuacji, które ostatnio działy się w jej życiu, dlatego chyba już naprawdę nic więcej nie powinno jej zaskoczyć. Nancy, w tej swojej panice oraz strachu, poczuła również złość, a ta złość sprawiła, że nagle rzuciła w smacznie śpiącego faceta klapkami, które służyły jej jako kapcie i które znalazła pod nogami niedaleko łóżka. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła i czy to było mądre zachowanie, ale… co innego niby miała zrobić?
Usuń— Coś ty za jeden!? — wyrzuciła z siebie głośno, gdy w niego trafiła. Nie miała pojęcia, czy to włamywacz, czy jakiś dziki lokator, który pomieszkuje sobie w jej domu bez jej wiedzy, czy może morderca, który myślał, że nabierze ją na pozę słodkiego śpiocha. — Nie ruszaj się — zawołała jeszcze, włączając mocne światło w całym pokoju i wyciągnęła w jego stronę gaz pieprzowy, który uprzednio wydobyła z torebki. Skąd miała wiedzieć co on trzyma pod kołdrą? Może to był jakiś chory, nowy sposób psycholi; wkradać się do domów i udawać, że się śpi, wprawiając tym ludzi w osłupienie, a następnie atakować. W drugiej ręce trzymała komórkę z wybranym numerem alarmowym i ostentacyjnie pomachała nim przed obitą twarzą nowego lokatora.
Dopiero teraz mogła mu się uważnie przyjrzeć. Wydawał się jej do kogoś podobny, tak jakby już gdzieś go widziała, ale szok i emocje brały górę, przez co nie potrafiła dopisać odpowiedniego imienia do twarzy.
— Kim jesteś, co tutaj robisz i naprawdę jeden ruch, a to — urwała wymachując zajętą ręką tak, by dać mu do zrozumienia, że mówi o śladach na jego skórze. — To będzie twój najmniejszy problem — zagroziła, a groźba ta brzmiała w jej głowie wybitnie dobrze, natomiast w rzeczywistości chyba niestety nie była straszna i wątpiła, że wielki facet akurat jej się przestraszy.
Zignorowała również fakt, że wrzaskami obudzi babcię, która nie powinna widzieć takich rzeczy, ponieważ się przerazi, gdyż to była poważna sytuacja, ale przez chwilę nad sobą nie panowała. Z furią w zmrużonych oczach i zawziętą miną przyglądała się mężczyźnie, który wyglądał tak, jakby naprawdę wyrwała go ze snu, a wtedy usłyszała głos zaspanego, pijanego Camerona, który wpadł do sypialni i natychmiast stanął między nią a łóżkiem.
— Nancy, co ty wyprawiasz? — rzucił oburzony jej zachowaniem, łapiąc ją za rękę, którą nieustannie celowała w Noah gazem pieprzowym. — Nie wolno tak traktować swoich gości — dodał, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, że ktoś obcy śpi w jej łóżku, czym jeszcze bardziej ją wkurzył, więc się wyrwała i postukała się po czole, patrząc na brata. Cóż, on też był poobijany i miał krzywo przyklejony plaster, ale zaskoczenie.
— To jest mój gość? — uniosła się, wskazując palcem na Noah i posłała mu krótkie spojrzenie. — Wybacz, jakoś nie pamiętam, żebym cię tutaj zapraszała — dodała sarkastycznie.
— Nasz — poprawił ją uprzejmie Cameron. — Co moje to i twoje, no nie? — zauważył z durnym uśmiechem, na który przewróciła oczami.
— Co to ma znaczyć? — zapytała zdezorientowana, przeskakując spojrzeniem z jednego na drugiego. — Robicie sobie ze mnie jakieś idiotyczne żarty? — dodała, prostując się.
jak widać, miło poznać ;)
Zaśmiała się, choć tak naprawdę nie powinna. Przyszła tutaj, by podnieść go na duchu, ale znała Noah na tyle długo, że wiedziała, że jakoś sobie poradzi w tej całej popapranej sytuacji, w jakiej się znalazł. Owszem, to było cholerne bagno, które z ochotą wciągało człowieka głębiej za każdym ruchem, ale przecież nie może być tak źle, prawda?
OdpowiedzUsuń— Cóż, no chyba tu masz rację, ten medal ładuje w Twoje ręce — skinęła głową, zgadzając się z jego słowami. Musiała przyznać, że ta ucieczka wyszła mu całkiem dobrze, bo w miasteczku nie kręcił się ani jeden fotoreporter, który szukałby go, żeby zrobić choć jedno zdjęcie gwieździe hokeja.
— Strasznie chujowa sprawa z tym wyszła. Ale, może to i lepiej, że przeczekasz to wszystko tutaj. Jednak, i tak Ci powinnam wybić z głowy te głupoty, chyba nawet tym młotkiem od Austina. Dragi, Noah? — zapytała, spoglądając na niego i nie kryjąc przy tym złości. Oczywiście, była świadoma tego jak wiele osób bierze kokainę. W świecie sław była ona dość łatwo dostępna, niż miałby się o nią starać zwykły śmiertelnik, miała jednak nadzieję, że Noah miał rozum i wiedział, jak wiele może stracić. Cóż, jak widać, wystarczył jeden, niewłaściwy krok i całe jego życie legło w gruzach, a on to teraz wszystko mozolnie odbudowywał.
Mimo tak wielu lat, nalewka Tosy nadal smakowała jak za pierwszym razem. Pamiętała dokładnie, jaką furorę zrobiła na pierwszej imprezie, a Olivia później starała się, by co jakiś czas dowozić ją do Atlanty. Cholera, gdyby Rosa tylko chciała, mogłaby na tym zdecydowanie zarobić sporo kasy.
— Wiesz, tak naprawdę nigdy nie było innej opcji, niż ta — powiedziała, wzruszając przy tym ramionami. Była jedynaczką, a to, co stworzyli jej rodzice, kosztowało ich wiele pracy i Olivia naprawdę nie chciała tego wszystkiego zaprzepaścić. Poza tym, rodzinny biznes szedł naprawdę dobrze, więc dlaczego miałaby z niego rezygnować? Po tych kilkunastu latach w Atlancie, naprawdę dobrze było odetchnąć świeżym powietrzem i zatracić się w ciszy.
— Dziwne, prawda? My się zmieniamy, świat pędzi do przodu, a tu wszystko nadal wydaje się takie, jak to zostawiliśmy, gdy wyjechaliśmy do Atlanty — zaśmiała się, kręcąc głową na boki, po czym znów upiła łyk alkoholu. Takie właśnie miała odczucie, jakby Mariesville ani na chwilę nie posunęło się do przodu, jakby trwało w zawieszeniu, a może to po prostu jej odczucia. Atlanta mocno ją zmieniła i już nie była ta Olivia co kiedyś, choć na pierwszy rzut oka aż tak tego nie było widać. Jednak, Olivia Mitchell nadal bardziej kochała zwierzęta od ludzi, i to ich towarzystwo ceniła bardziej, ta jedna rzecz miała pozostać niezmienna do końca jej życia. Bliskie jej osoby jednak ceniła i trzymała blisko siebie, i tak właśnie było z Wells’em. Pomimo tego, co przeszli, nadal uważała go za kogoś bliskiego i nie mogła pozwolić mu na to, by trwał sam w tym wszystkim. Była gotowa mu pomóc bez zastanowienia, nie patrząc na to, jaką cenę może zapłacić. Byli jak ogień i woda, być może właśnie to sprawiło, że te kilka lat temu związali się ze sobą. Ona łagodziła jego zapędy, on za to nadawał szybkości jej życiu, i to w ich związku podobało jej się najbardziej. Nauczył ją tego, by nie patrzeć za siebie, działać i brać garściami. Korzystać z tego, co daje życie. Ona chyba za to nauczyła go, że czasami warto przystopować, i chyba jako takiej pokory, bo gdyby nie to, to zapewne po tym wszystkim by tu nie przyjechał.
— Okej, poczekam cierpliwie na tą willę z basenem. Niech stracę — odpowiedziała równie żartobliwie, jednak z uwagą spoglądając na mężczyznę. Widziała, jak bardzo to wszystko się na nim odbiło, i było jej go po prostu szkoda. Nie miała pojęcia, przez vo przechodzi Noah, ani nawet pomysłu, jak mu pomóc. Upicie się i przegadanie wszystkiego było po prostu jedynym pomysłem, który wpadł do głowy Olivii.
— Boże, straciłam taką okazję na to, żeby mieć jakieś obłędnie drogie kowbojki — jęknęła, chwilę później śmiejąc się z rozbawieniem. Wiedziała, że gdyby naprawdę została u jego boku, Noah dałby jej wszystko.
Usuń— Oboje wiemy, że kowboj z Ciebie byłby marny, Noah. Mogę oszukać Cię we wszystkim, ale nie w tym, wybacz, kochanie — zaśmiała się. Ani trochę nie potrafiła sobie go wyobrazić w takim wydaniu. Austin był do tej roli idealnie stworzony, ale Noah? W życiu.
— Zawsze byłabym w stanie stać koło Ciebie, Noah. Niezależnie od tego, co się akurat dzieje w Twoim życiu. Jestem tutaj i to chyba wiele mówi, prawda? — zapytała, po czym zbliżyła się nieco w jego stronę, stukając swoim kubkiem o jego. Chwilę później poszła w ślady mężczyzny i też za jednym razem wypiła cały alkohol, który znajdował się w jej kubku. Piekł, ale przyjemnie.
— No wiesz? Śmiesz sugerować, że nie jestem idealna? — zapytała z rozbawieniem, również pochylając się w jego stronę. Oparła brodę na rękach, po czym westchnęła, długo i przeciągle.
— W sumie, od naszego rozstania to nic szczególnego się nie działo. Skupiłam się na studiach, zdałam je jako jedną z najlepszych w grupie, a potem zaczęłam pracę. Ostatnie trzy lata były dosyć, hm, chaotyczne? Chyba to dobre słowo. Znaczy, byłam w związku, ale on okazał się totalnym dupkiem. Wiesz, to ten typ, który uwielbia kobiety, ale był też o mnie strasznie zazdrosny. Do tego stopnia, że kiedy z nim zerwałam, potrafił mnie śledzić i urządzać różne, dziwne sceny. Przyjazd tutaj to też swego rodzaju moja ucieczka. Chyba też jestem dobrą uciekinierką, bo jeszcze tu nie przyjechał. Albo obawia się tego, że gdy się tu zjawi, to ojciec nie zawaha się użyć broni — zaśmiała się, spoglądając na Noah.
— Życie jest pokręcone, co? Musimy się dlatego upić. A potem, nie wiem, zatańczyć do naszej ulubionej piosenki. Jakież to romantyczne, nie sądzisz? — zapytała z rozbawieniem.
Olivia
– ... incydent z arbitrem podczas ostatniego spotkania był wywołany nową dynamiką w zespole. Morgan jest najbardziej profesjonalnym zawodnikiem, z jakim miałem okazję pracować. Żałuje, że poniosły go emocje i jest w pełni poświęcony drużynie, dodaje trener... – Bunny popchnęła drzwi, a mały dzwoneczek nad wejściem oskarżycielsko wybrzmiał nad jej głową, jakby chciał wszystkim dookoła powiedzieć: To ona. Patrzcie, jak daleko się upada, kiedy lata się zbyt blisko słońca. Z Nowego Jorku aż do Georgii.
OdpowiedzUsuńRadio ucichło za drzwiami piekarni, przygłuszone gwarem ulicy. Jeśli gwarem w ogóle można było nazwać jeden samochód przejeżdżający w limicie dwudziestu kilometrów na godzinę i ptaki sielsko śpiewające z kabli elektrycznych. Och, Mariesville.
Bunny wsunęła na nos okulary przeciwsłoneczne, będące wyborem stricte modowym. I... pogodowym. Była przecież pogodynką; wiedziała coś na ten temat. Nie miały one nic wspólnego z tym, że ostatnio starsza sąsiadka złapała ją przy wyrzucaniu śmieci i zapytała, czy aby jej skądś nie znała. Ani z tym, że kasjerka w sklepie zlustrowała ją wzrokiem trochę dłużej niż zwykle i poprosiła o dowód tożsamości. Bunny bardzo by to pochlebiło, gdyby nie fakt, że poprzednim razem, kiedy ta sama kobieta sprzedawała jej butelkę wina, jakoś nagle zapomniała o tym, że taką mają politykę sklepu.
Ostatnio ktoś zdecydował się otworzyć usta i informacja o ich rozwodzie w końcu trafiła do mediów. Żadnych szanujących się mediów, oczywiście, ale ludzie lubili sobie zapychać czas między kolejnymi zdjęciami tego, co Taylor Swift założyła na ostatni mecz NFL. Odnotowano spadek temperatur między najgorętszą parą NHL czy Małżeństwo na lodzie: anonimowe źródło donosi, że Jesse Morgan i Bunny Lowell zdecydowali się na rozwód bez wcześniejszych znaków.
Anonimowe źródło. Nawet nie chciała myśleć, kto z ich przyjaciół miał takie parcie, żeby gadać z dziennikarzami. Tylko kwestią czasu było, aż ktoś w końcu wygada się o prawdziwym powodzie. Wiedziała, że jej romans był tylko tykającą bombą, którą New York Rangers przerzucali między sobą niczym krążkiem na lodzie. Siedzieli cicho tylko dlatego, że cały sezon i tak był pod znakiem zapytania, a mogli za to podziękować Noah. Noah Wells. Ona to wiedziała, jak ich dobierać. Może powinna mu być wdzięczna za to, jak pięknie odwrócił od niej uwagę. Nawet skandalem nie chciał się podzielić; musiał mieć własny, lepszy, większy. Zawsze był aroganckim, samolubnym dupkiem...
Dźwięk, jaki z siebie wydała, kiedy z zaparkowanego auta wychylił się facet, nie miał nic wspólnego z elegancją ani nawet godnością. Serce podskoczyło jej do samego gardła. Poza tym, myślała, że niesprowokowane wygwizdywanie kobiet, kiedy szły sobie spokojnie ulicą, zostawiła za sobą w Nowym Jorku, razem z całą listą nieudogodnień w jej życiu; w tym męża i...
– Chyba was poje-
Cholera. Dlaczego manifestowanie nigdy nie przynosiło takich efektów, kiedy prosiła o dobre rzeczy? Biedne serce Bunny nie miało ani chwili wytchnienia.
– Nie. – Uniosła wolną rękę, jakby chciała go uciszyć. – Nie, nie, nie... Nie obchodzi mnie, czy to jakiś misterny żart, czy przyjechałeś błagać o mnie z powrotem. Nie chcę tego słuchać, Noah – powiedziała zmęczonym głosem, odmawiając nawet, żeby na niego spojrzeć.
To musiał być jakiś żart; czy to zaplanowany przez jej byłego kochanka, czy też przez jakąś siłę wyższą rządzącą wszechświatem, która teraz chciała ukarać ją za wszystkie niemoralne decyzje, które w życiu podjęła. Ktoś lub coś chciało ją najzwyczajniej wykończyć.
Bunny ✿
Odprowadziła go wzrokiem, zostawiając kawę i ciasto na stoliku, choć jej dłonie zadrżały. Obserwowała, jak siada na kanapie, a w jej głowie panował chaos – jeden wielki, niepohamowany wir myśli, choć starała się ze wszystkich sił zachować pozory opanowania. Przecież jego obecność tutaj była tylko odwiedzinami, okazją do podziękowania za pomoc. I niczym więcej. Powtarzała to sobie jak mantrę od samego rana, ale z każdą chwilą, którą spędzali razem, ta racjonalna mantra traciła swoją moc.
OdpowiedzUsuńTo on ją osłabiał – Noah Wells. Mężczyzna, który lata temu skradł jej serce i nigdy w pełni go nie oddał. Teraz był tu, w jej domu, jakby ta przerwa w czasie nie miała znaczenia, a przeszłość nagle znowu zapukała do drzwi. Noah Wells, który przypominał jej wszystko, co kiedyś ukradkiem się między nimi wydarzyło – te zakazane pocałunki w jej pokoju, ukrywane uśmiechy i namiętne spojrzenia, które mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa.
Nie była przygotowana na to, co poczuła. Każdy fragment jej ciała zdawał się krzyczeć, że jest zbyt blisko, zbyt intensywny, zbyt... Cicho westchnęła. Siedział na tej kanapie z nonszalancją, która w połączeniu z jego dojrzalszym, bardziej surowym wyglądem przyprawiała ją o zawroty głowy. Wyglądał lepiej niż kiedykolwiek – pewniejszy siebie, z lekkim cieniem na linii szczęki i spojrzeniem, które zdawało się widzieć w niej wszystko. Czuła, jak napięcie między nimi pulsuje w powietrzu, niemal namacalne, jakby każdy ruch, każda myśl była teraz zaklęta w ich małym, cichym świecie. Starała się oddychać spokojnie, nie zdradzić emocji, które uderzały w nią jak fala. Ale serce biło jej tak głośno, że bała się, iż Noah to usłyszy.
— Ach, tak — przytaknęła, starając się skupić, by nie zdradzić tego chaosu, który rozgrywał się w jej głowie. Co się z nią działo? — Wypieki w Sweet Delights są naprawdę smaczne. Jak raz spróbujesz, to zdecydowanie chcesz więcej — dodała, próbując rozładować napięcie krótkim, lekkim śmiechem. Ale ironia tych słów uderzyła ją jak chłodny powiew – bo przecież jedna rozmowa z Noah zmieniła się w kolejną, i jeszcze następną. A ona, wbrew logice, zdawała się chcieć więcej. A przecież podziękowała mu wczorajszego wieczoru. Mogła to tak zostawić, wcale nie musiała zapraszać go do swojego domu. Ale zamiast zakończyć tę sytuację na neutralnym gruncie, otworzyła drzwi – dosłownie i w przenośni. A teraz, będąc z nim sama, mimowolnie starała się zachowywać nie tylko naturalnie, ale i atrakcyjnie. Zerknęła na żółtą sukienkę, którą wcześniej tak swobodnie pochwalił. Ciepło rozlało się po jej wnętrzu, a policzki zapiekły lekko, choć próbowała to ukryć. Była wręcz pewna, że komplement padł z grzeczności, ale mimo wszystko jego słowa brzmiały tak, jakby kryło się w nich coś więcej.
Nie chciała jednak podążać tą ścieżką. Nie mogła. To był Noah – mężczyzna, który kiedyś skradł jej serce, by potem odejść, jak gdyby nic się nie stało. Ten sam Noah, który wyjechał, zostawiając ją ze złamanym sercem. I ten sam Noah, który za chwilę znów wyjedzie. Nie mogła pozwolić sobie na lekkomyślność ani na brak rozwagi, szczególnie z Mattym w tle. Nie mogła zapomnieć, że między nimi powinny być już tylko zamknięte drzwi przeszłości.
UsuńPrzełknęła ślinę i poprawiła sukienkę, jakby to mogło cokolwiek zmienić.
— Nie — odpowiedziała cicho, kręcąc głową. Czuła jego spojrzenie na sobie, zbyt intensywne, zbyt znajome. — Moja przyjaciółka odebrała go dziś rano, ma u niej być cały dzień — wyjaśniła. Posłała mu ciepły uśmiech, ale serce zabiło jej szybciej. Zrozumiała, że naprawdę była sama z Noah w domu. Każda racjonalna myśl, każda obietnica, że potrafi zachować dystans, zaczynała się rozpadać pod ciężarem chwili. Nie chciała, by pomyślał, że zaprosiła go z jakichś lekkomyślnych pobudek, że chce czegokolwiek więcej poza neutralną rozmową i koleżeńską atmosferą. Chciała podziękować, wyrazić wdzięczność, może upewnić się, że ich relacja jest czysto przyjacielska, że przeszłość to tylko zamknięty rozdział.
Ale teraz, gdy siedział naprzeciwko niej z tym swoimi spojrzeniem, które wciąż działało na nią jak magnes, Maddie czuła, że grunt pod nogami wymyka jej się coraz bardziej. Z kolei życie przypominało, że z kimś takim jak Noah czysta karta nie istnieje.
Maddie wstała nagle, przypominając sobie, że nie przyniosła sztućców. Miała wrażenie, że zrobiła to zbyt gwałtownie, dlatego zwolniła kroku, starając się wyglądać naturalnie. Weszła do kuchennego aneksu, zgrabnie wkomponowanego w przestrzeń salonu. Wzięła potrzebne rzeczy i wróciła do salonu. Tym razem, zamiast usiąść na fotelu, zajęła miejsce obok Noah na kanapie, niemal czując, jak napięcie między nimi zagęszcza powietrze.
— Mój poranek? Spokojnie — skłamała, unikając jego wzroku. Nie była w tym dobra, co zdradziło lekkie drgnięcie dłoni, gdy odstawiała sztućce na stolik. — Zajęłam się kilkoma sprawami, trochę też odpoczęłam — dodała, sięgając po kubek z kawą. Czuła, jak całe jej ciało napina się przez obecność Noah. Wodziła wzrokiem po pokoju, starając się nie patrzeć na niego, bo wiedziała, że gdy to zrobi, całkiem straci kontrolę. Nie chciała tego. Nie chciała, by ten moment wyglądał tak, jakby zależało jej na czymś więcej niż tylko okazaniu wdzięczności. Podziękowanie. Tylko tyle, powtarzała sobie w myślach, starając się utrzymać fundamenty zdrowego rozsądku.
Ale zanim zdążyła zdobyć się na odwagę i wyjaśnić, dlaczego właściwie go zaprosiła, usłyszała ciche westchnienie Noah. Podniosła wzrok i zobaczyła, jak kawa powoli wsiąka w materiał jego spodni.
Usuń— Ojej, ostrożnie — powiedziała miękko, odstawiając swój kubek. Macierzyństwo nauczyło ją zachować spokój w takich sytuacjach, dlatego uśmiechnęła się delikatnie, starając się go uspokoić. — Nic się nie stało, naprawdę. Ale chodź — dodała łagodnym tonem, wstając z kanapy. — Wyczyszczę to zanim plama zdąży się utrwalić — poleciła. Skinęła na niego, wskazując kierunek aneksu z wyspą, i ruszyła przodem, ani na chwilę nie pozwalając sobie na utratę opanowania.
Gdy znaleźli się w kuchni, Maddie wyjęła z szafki czystą ściereczkę i namoczyła ją w wodzie, po czym odwróciła się w stronę Noah. Stał oparty o wyspę, tę samą, przy której poprzedniego wieczoru rozmawiali i gdzie jego dłoń na krótko dotknęła jej dłoni. To wspomnienie pojawiło się nagle, budząc emocje, których nie chciała teraz analizować. Na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce, ale szybko odsunęła tę myśl na bok.
— Usiądź — poleciła, wskazując krzesło przy wyspie. Noah posłuchał, a Maddie podeszła bliżej. Położyła wilgotną ściereczkę na plamie na jego spodniach, jednocześnie opierając drugą dłoń na jego kolanie, zupełnie jakby to było naturalne. Czuła ciepło bijące od jego ciała, które sprawiało, że jej oddech przyspieszał, choć starała się zachować pozory opanowania. W głowie przelatywały jej myśli, że powinna po prostu dać mu ściereczkę i pozwolić, by sam się tym zajął. A jednak tego nie zrobiła.
Skupiła wzrok na materiale jego spodni, starając się ignorować fakt, że jego spojrzenie było wbite prosto w nią. Serce zabiło jej mocniej, prawie słyszała jego echo w uszach.
— Powinno zejść chociaż trochę — powiedziała cicho, odsuwając ściereczkę. Faktycznie, plama niemal całkiem zniknęła. Maddie przeciągnęła powoli dłonią po materiale, upewniając się, że wszystko jest w porządku, choć sama ta czynność przyprawiła ją o dreszcze. W końcu uniosła wzrok. Jej spojrzenie spotkało się z jego, a intensywność w jego oczach niemal odebrała jej oddech. Zawahała się, bo jej dłoń wciąż spoczywała na jego kolanie, a napięcie między nimi wydawało się niemal namacalne.
— Musisz mieć więcej szczęścia do kawy — rzuciła półgłosem, z nutą lekkości, ale i czymś, co zabrzmiało niemal prowokacyjnie. — Chociaż… może to zależy, z kim ją pijesz. — dodała jeszcze ciszej, z lekkim, niemal nieznacznym uśmiechem. Zanim jednak zdążyła zareagować na swoje własne słowa, odsunęła dłoń, jakby nagle zdała sobie sprawę z jej obecności na jego nodze. Odchrząknęła, starając się wyrwać z tej dziwnie intensywnej chwili, i poprawiła nerwowo materiał sukienki.
It's the beat that my heart skips when I'm with you
Czuła jak serce z każdą sekundą wali jej jak szalone, a oddech niebezpiecznie przyspiesza. Wszystko, co działo się w tej chwili, wydawało się tak cholernie nierealne, a jednocześnie tak intensywne i prawdziwe. Nie wiedziała, jak mogło dojść do tego, że sytuacja eskalowała do tego punktu. Przecież to były tylko spodnie. Spodnie i głupia plama. A jednak Maddie wiedziała, że gdyby wmówiła sobie, że o to właśnie chodziło, byłaby żałosną kłamczuchą. Bo to wcale nie była kwestia plamy, materiału czy niewinnego dotyku. Chodziło o bliskość. O to napięcie, które z każdą sekundą rosło między nimi, nie dając jej ani chwili wytchnienia. O tę subtelność jej gestów, które paradoksalnie miały w sobie tyle intensywności, by doprowadzić Noah do szaleństwa. Każdy ruch, każde spojrzenie — wszystko wydawało się częścią większej gry, w której granice przestawały istnieć. I choć absolutnie nie planowała, by sytuacja potoczyła się w ten sposób, musiała przyznać, że ta cholernie intensywna chemia przenikała ją od środka, burząc wszystkie mechanizmy obronne, które z takim trudem zbudowała przez lata.
OdpowiedzUsuńSłowa Noah brzmiały w jej głowie, odbijając się echem, które tylko wzmagało burzę emocji. Wcale przecież nie chodziło o spodnie, prawda? Ale nawet jeśli Noah wydawał się pewny, że chce zaryzykować, Maddie wciąż walczyła. Z nim, z sobą samą, z własnymi demonami, bo nie była pewna czy rzeczywiście była gotowa, a ta kwestia pulsowała w jej umyśle równie intensywnie jak krew w jej skroniach.
Jej oddech stawał się coraz bardziej płytki, jakby każdy wdech tylko podsycał płomień, który Noah bezlitośnie rozpalił swoją obecnością. To nie były już tylko spodnie ani głupia plama. Ta chwila była czymś więcej, czymś, co wymykało się spod kontroli i co, jak się okazało, było w niej zakorzenione od dawna. Znikome widać więc były jej starania, by zachować równowagę, a przede wszystkim rozsądek, bo przecież to był on – Noah. Jej wielka, pierwsza miłość. Człowiek, który kiedyś wypełnił całe jej serce, a później pozostawił po sobie pustkę, której żadna ilość czasu czy nowych doświadczeń nie potrafiła w pełni wypełnić. Ten sam Noah, który ją zranił i rozczarował, ale mimo to wciąż zdawał się trzymać w dłoniach fragmenty jej duszy. Ale teraz… teraz tu był, prawda? Ten sam Noah, który kiedyś jej zapragnął i najwidoczniej teraz również, skoro czuła to tak dobrze na swoim ciele. Czuła doskonale jego dłoń na swoich lędźwiach, ciepło i napięcie, które niemal przyprawiało ją o zawrót głowy, jego męskość na sobie. Obnażył się przed nią – swoje pragnienia, burzę emocji, które w nim wrzały, swoją gotowość, by zaryzykować wszystko, nawet jeśli oznaczałoby to skomplikowanie tego, co dopiero zaczęli na nowo budować. I nie było to jednostronne. Jej spojrzenie, płonące tęsknotą, zdradzało wszystko, czego nie była w stanie wypowiedzieć. Jej ciało drżało, jakby od lat było głodne bliskości, którą tylko on mógł jej dać. Choćby nawet chciała, Madeline Green nie mogłaby ukryć tego, jak bardzo Noah na nią działał. Jak bardzo za nim tęskniła. Jak bardzo pragnęła, by to wszystko było prawdziwe.
Było jednak coś jeszcze. Coś, co podsycało jej niepewność i odsłaniało kruchość jej pragnień oraz odwagi. Maddie od dawna nie była z nikim blisko – przynajmniej nie na tyle, by otworzyć się i poczuć taką ekscytację, jaką budził w niej Noah. Owszem, swego czasu spotykała się z mężczyznami, próbując dać sobie szansę na miłość, ale nigdy – z jakiegoś powodu – nie pozwoliła, by te relacje przekroczyły granicę, którą teraz tak bardzo chciała przekroczyć z Noah. Ostatni związek, jaki próbowała zbudować, zakończył się rozczarowaniem i zażenowaniem. Keith był uroczy i troskliwy, ale sztywny i pozbawiony wyczucia, jakby namiętność w ogóle nie była dla niego istotna. Maddie po tym wszystkim czuła jedynie pustkę i zagubienie. Przecież, na litość boską, była całkiem fajną babką – inteligentną, atrakcyjną, pociągającą. Więc dlaczego za każdym razem coś szło nie tak?
UsuńPóźniej przyszły tragiczne randki z Tindera, a tym samym mężczyźni, którzy po kilku kolacjach nie tylko liczyli, ale wręcz naciskali na coś więcej, jak gdyby miała wypisane na czole, że jest gotowa tu i teraz. I choć raz czy dwa poszła na kompromis, boleśnie przekonywała się, że intymność nie przychodzi łatwo, jeśli z drugą osobą brakuje chemii — tej, której z nim nigdy nie brakowało.
— Noah… — wyszeptała ledwie słyszalnie, a jej głos drżał pod ciężarem emocji, które wypełniały ją po brzegi. Wiedziała, że powinna go odepchnąć, przerwać to wszystko, zanim będzie za późno, zanim oboje wpadną do otchłani, z której wydostanie się graniczyłoby z cudem. Ale nie zrobiła tego. Nie potrafiła. Rozsądek krzyczał, że powinna postąpić inaczej, ale serce wołało jego imię, jakby przez całe trzynaście lat czekała właśnie na ten moment. Jakby czekała na niego. Nie była w stanie odsunąć się od Noah, bo pragnęła go z tą samą siłą, z jaką on pragnął jej.
Podniosła wzrok, jej ciało wciąż drżało pod wpływem jego dotyku, a kiedy spojrzała w jego oczy, dostrzegła w nich mieszankę żaru, niepewności i surowej namiętności. To wszystko niemal ją złamało, odbierając ostatnie resztki oporu. Jej drobne dłonie, drżące od natłoku emocji, zsunęły się na jego silne ramiona. Palce delikatnie zacisnęły się na materiale jego ubrania, jakby potrzebowały poczuć, że to naprawdę się dzieje.
— Błagam, Noah, nie każ mi tego robić… — wyszeptała, ledwie słyszalnie, jej głos był cichy, jakby skierowany bardziej do siebie niż do niego. Sama nie była pewna, czy miała na myśli wyrzucenie go z domu, czy powstrzymanie się przed przekroczeniem granicy, która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej rozmyta.
Czas zdawał się zatrzymać, a jej spojrzenie zdradzało wszystko, czego nie potrafiła wyrazić słowami – tęsknotę, napięcie, a może i tę iskierkę nadziei, którą skrycie w sobie nosiła przez te wszystkie lata. Mogła walczyć ze sobą, próbować przekonywać się, że to szaleństwo, mogła uparcie powtarzać, że on nie zasługuje na drugą szansę, albo że ona sama nie jest wystarczająco dobra, ale wszystko to bledło w obliczu tego, co czuła. Pragnęła go. Pragnęła z taką intensywnością, że aż trudno było jej to pojąć. I chociaż próbowała go nienawidzić, nie potrafiła. Nawet teraz, kiedy był tak blisko, a jej serce biło w zawrotnym rytmie, jedyną rzeczą, jakiej naprawdę pragnęła, było zatracić się w nim na nowo.
W końcu, niemal nieświadomie, nachyliła się ku niemu, a odległość między ich ustami stopniała do zaledwie kilku milimetrów. Czuła doskonale strukturę jego warg, ich miękkość, delikatność, która jednocześnie zdawała się wyzwalać w niej coś pierwotnego, budząc w ciele burzę emocji, której nie mogła opanować.
Usuń— Też cię pragnę, Noah — wyszeptała, niemal drżąc, wypowiadając te słowa jak wyrok na swój zdrowy rozsądek. Podjęła decyzję, która postawiła ich oboje na krawędzi przepaści. Każda chwila ich bliskości zdawała się wyzwaniem dla jej logicznego myślenia, które krzyczało, by się zatrzymała, by uciekała, zanim będzie za późno. Ale jej serce triumfowało. Wiedziała, że właśnie tego chce. Choćby na jedną chwilę, choćby teraz, choćby za cenę złamanego serca.
Jej dłoń, nieco niepewna, przesunęła się wzdłuż jego ramienia, aż zatrzymała się na jego szyi. Smukłe palce delikatnie musnęły jego kark, jakby sprawdzały, czy to wszystko jest prawdziwe. A wtedy, w tej jednej chwili, wszystkie wątpliwości zniknęły, jakby rozpłynęły się w gorącej fali pewności. Maddie zrozumiała, że już dawno spadła w tę przepaść i nie było dla niej odwrotu.
Zbliżyła się do niego jeszcze bardziej, ich ciała niemal stopiły się w jedno, a ona jeszcze lepiej czuła wybrzuszenie w jego spodniach. Jej usta, miękkie i spragnione, musnęły jego wargę z ledwo wyczuwalną delikatnością, a jednocześnie z tak subtelną prowokacją.
— Pocałuj mnie, Wells — wyszeptała, mrużąc powieki. — Jestem twoja.
your touch’s got me looking so crazy right now
Dokładnie w chwili, gdy Noah wpił się w jej usta, Madeline poczuła, jak wszystko, co przez te lata z taką determinacją trzymała w ryzach, rozsypuje się niczym domek z kart. Ten pocałunek był jak uderzenie pioruna – potężny, nieunikniony i niemożliwy do zatrzymania. Jego usta były zachłanne, pełne namiętności, której tak długo jej brakowało. Jednocześnie wydawały się znajome, jakby czas się cofnął, choć w tym wszystkim nosiły w sobie nową intensywność, dojrzalszą, głębszą.
OdpowiedzUsuńKiedy uniósł ją w ramionach i posadził na drewnianym blacie, jej ciało przeszył dreszcz, bo nagle wszystko stało się rzeczywistością. Każda cząstka jej ciała pulsowała, a serce biło tak szybko, że zdawało się, iż za chwilę wyrwie się z jej piersi. Rozsądek, który jeszcze przed momentem próbował walczyć, teraz całkowicie zamilkł, jakby zrezygnował, wiedząc, że już przegrał. Nie było już miejsca na zatrzymanie się, na wycofanie – granicę dawno przekroczyli.
Oplotła go nogami, pozwalając sobie, by pozbyć się z niego wszystkiego, co teraz wydawało się zbędne. Pragnęła czuć ciepło jego skóry, dotknąć jej i odkryć, jak się zmienił od ostatniego razu. Chciała smaku jego ust, zapachu jego ciała, a każda chwila zbliżała ich bardziej, rozpalając tę iskrę, która nigdy tak naprawdę nie zgasła. Jego dłonie wędrowały po jej ciele, sunęły pod materiałem sukienki, która teraz stała się czymś więcej niż tylko ubraniem. Miała przecież na sobie żółtą, kwiecistą sukienkę – prawie taką samą, jaką nosiła tamtego dnia, gdy mu się spodobała. Teraz ten symbol przeszłości zatoczył koło, przypominając o wszystkim, co kiedyś ich połączyło, i o tym, co wciąż w niej płonęło. Madeline pozwoliła sobie zatracić się w tej chwili, w jego dotyku i sile pragnienia, które wypełniało każdy zakątek jej jestestwa. Była jednocześnie przerażona i rozpalona do granic wytrzymałości, ale wiedziała jedno – w tej chwili nie chciała niczego innego, tylko jego.
Na jej twarzy zagościł subtelny uśmiech, gdy jego usta delikatnie przesunęły się na jej szyję, pozostawiając na skórze ciepły, mokry ślad. Ten drobny gest sprawił, że jej ciało zareagowało natychmiast – fala elektryzujących emocji przebiegła przez nią, sprawiając, że zupełnie straciła kontrolę nad sobą. Cichy, niemal urwany jęk wyrwał się z jej ust, zanim zdążyła go powstrzymać, a w jej policzkach rozlało się przyjemne ciepło. Dłonie Madeline błądziły po jego plecach, wędrując pewnie wzdłuż napiętych mięśni. Każdy dotyk zdawał się mówić więcej niż tysiąc słów, a kiedy palce zatrzymały się na jego karku, delikatnie muskając rozgrzaną skórę, poczuła, jak bardzo go pragnie. Jego słowa z kolei tylko to spotęgowały.
— Doprawdy? — rzuciła z ledwością, choć jej głos zabrzmiał zaskakująco pewnie, jakby była absolutnie świadoma sytuacji, mimo że serce waliło jej jak oszalałe. Przejechała paznokciami po jego karku, czerpiąc przyjemność z widocznego drżenia jego ciała. Nie zamierzała dłużej czekać. Zamiast pozwolić mu odpowiedzieć, to ona przejęła inicjatywę, łącząc ich usta w namiętnym, zachłannym pocałunku, jakby pragnęła czerpać garściami z każdej sekundy tej chwili. Jej dłonie wędrowały pewnie po jego ramionach, badając siłę, którą w nich czuła, by po chwili wsunąć się pod jego koszulę. Ciepło jego skóry pod opuszkami palców wywoływało u niej dreszcze, a każda przeszkoda między nimi zdawała się zbędna, wręcz irytująca. Nachyliła się, a jej usta znalazły się tuż przy jego uchu.
— Pytanie, co zamierzasz z tym zrobić, Wells... — wyszeptała zmysłowym, niemal tonem, który mogła wykrzesać z siebie tylko w tym trwającym momencie. Nie dając mu szansy na odpowiedź, ponownie połączyła ich wargi w intensywnym pocałunku. Czuła, jak traci oddech, jakby powietrze wokół nich zgęstniało pod ciężarem tej niespodziewanej bliskości. Wszystko, co się działo, miało w sobie dzikość i namiętność, której dawno nie doświadczyła. W tej chwili czuła się zupełnie wolna, emanowała pewnością siebie, która tak długo była uśpiona. Przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej, ignorując wszystko poza smakiem jego ust i tym, jak bardzo czuła się pożądana.
UsuńJej luźna sukienka niemal niezauważenie zsunęła się z ramion, a jego dłonie, sunące po jej rozgrzanej skórze, wzbudzały w niej nowe fale dreszczy. Każdy dotyk był jak eksplozja zmysłów, każdy pocałunek budził w niej tęsknotę, która zdawała się być zakorzeniona w latach bez niego. Zamknęła oczy, oddając się chwili całkowicie – bez wątpliwości czy zahamowań. Każdy jego ruch zdawał się palić ją od środka, ale ten płomień był tym, czego potrzebowała. Chciała zatracić się w nim, w jego dotyku, w jego zapachu, w każdej sekundzie, którą mógł jej ofiarować. I naprawdę cholernie pragnęła zrobić wszystko, by ta chwila trwała jak najdłużej, nawet jeśli później jej serce miało pęknąć na pół. Wcale nie było to jednak ważne, bo liczył się tylko on – Noah. Jej utęskniony Noah.
Życie jednak zdawało się przypominać o sobie. Rzeczywistość powoli wkradała się w ich świat, kiedy Maddie próbowała złapać oddech, półleżąc bez niczego na kuchennej wyspie. Próbowała złapać oddech, czując się tak, jakby każde wciągniecie powietrza przypominało jej, że to wszystko było prawdą. W pomieszczeniu unosiło się gęste ciepło intensywności ich zbliżenia, zaś Noah był obok, wciąż tak cholernie blisko, że jego obecność była wręcz namacalna. Ciężar jego dłoni na jej drobnym biodrze przypominał, co właśnie się między nimi wydarzyło. Zamknęła oczy, próbując uspokoić to, co się w niej działo, ale równie szybko je otworzyła, gdy obrazy ostatnich minut nieznośnie powracały. Wciąż czuła jego dotyk na swojej skórze, usta na swoich, ciężki dźwięk jego oddechu. W uszach wciąż odbijały się echem ich ciche jęki oraz wypowiadane w ekstazie imiona, które zdawały się wybrzmiewać w powietrzu, przypominając o tej chwili w sposób, który nic jej nie ułatwiał.
Maddie spojrzała na Noah, czując, jak chłód blatu staje się kontrastem do jej wciąż rozgrzanego ciała. Jej serce biło niespokojnie, gdy podniosła głowę, by spojrzeć na niego lepiej. I nie mogła powstrzymać się od myśli, że był po prostu idealny. Jego rysy, jak i jego obecność – wszystko w nim było tak doskonałe, jakby został stworzony przez samego boga, by przyprawić ją o zawrót głowy.
Z każdą sekundą patrzenia na niego czuła rosnącą presję, że powinna coś powiedzieć, że musi jakoś przełamać tę ciszę, tę dziwną, niewypowiedzianą przestrzeń między nimi, która zaczynała jej ciążyć. Ale wszystko w jej wnętrzu krzyczało, by tego nie robić, by po prostu zostać w tej chwili, w tej bańce, gdzie istnieli tylko oni dwoje.
Bez większego namysłu, zbliżyła się do niego, a jej palce sunęły po jego brzuchu; poczuła jego skórę pod opuszkami, co tylko pogłębiało napięcie w jej ciele. Westchnęła cicho, wiedząc, że nie mogą trwać w tym milczeniu. Było zbyt intensywne, by je ignorować.
UsuńJeszcze przez chwilę cieszyła się tą elektryzującą bliskością, której nie chciała utracić. Czuła, jak jego obecność łaskotała jej serce, jakby chciała, by ten moment trwał wiecznie. Ale w końcu, z niechęcią, zerwała się z blatu. Podniosła z ziemi bieliznę i zaczęła zakładać ją na siebie, stojąc tyłem do niego. Czuła, jak pewność siebie zaczyna ulatniać się z niej, gdy podniosła żółtą sukienkę. Wciąż stała tyłem, bo nie potrafiła na niego spojrzeć, a jednak wiedziała, że muszą coś powiedzieć czy coś zrobić. I to wcale nie chodziło o to, że żałowała. Wręcz przeciwnie, była bardzo zadowolona, nawet jeśli to był szalony, niemalże kipiący pożądaniem seks. Dzięki Noah nie tylko nakarmiła swoją tęsknotę, ale poczuła się jak kobieta. W tym wszystkim jednak cholernie bała się tego, co czuł Noah.
— A więc… — zaczęła, starając się brzmieć pewnie, choć jej głos wciąż był zachrypnięty od emocji, a jednocześnie drżał pod niepewnością. Odwróciła się do niego, po czym powoli, wręcz kokieteryjnie założyła na siebie sukienkę — Powiesz coś czy zostawiamy wszystko w sferze niewypowiedzianych słów? — zapytała cicho, odwracając wzrok od Noah i szukając spinki do włosów, którą pozbyli się z jej włosów gdzieś w trakcie tego nieziemskiego zbliżenia.
❤️
To podobno nie były żarty, a jednak Nancy czuła się tak, jakby wylądowała w samym środku jakiejś pokręconej komedii, w której panicznie próbowała się odnaleźć, logicznie przyswajając to, co się działo i chociaż mogła zrozumieć, że Cameron postanowił przenocować swojego nowego kolegę, to jednak nie pojmowała, dlaczego odpowiednio wcześniej jej tego nie powiedział, ani co mu strzeliło do głowy, żeby układać go w jej łóżku.
OdpowiedzUsuń— Co? Nie! — wyrzuciła z siebie ze zdziwieniem, mocniej marszcząc brwi. Wspaniale, facet nawet nie wiedział, jak tu trafił, za to ona doskonale pamiętała, co robiła tego wieczoru i że nie miało to z nim nic wspólnego. — Chyba powinieneś lepiej zapamiętywać, kto cię zabiera do domu. Albo mniej pić — skwitowała z przekąsem, mierząc ich obu wzrokiem. Ciśnienie dopiero powoli z niej schodziło, więc wciąż było jej daleko do wyśmienitego humoru, który ewidentnie im dopisywał, ale przynajmniej już się nie wydzierała.
— Ten Noah Wells — podkreślił bardzo wymownie Cam na odchodne, bardzo dumny ze swojej dzisiejszej znajomości, a przy tym nieprzejęty całą aferą, którą Nancy rozkręciła. To akurat dobrze, bo ona wiedziała, że jej brat również potrafi się awanturować i tego mogli sobie dzisiaj oszczędzić. Westchnęła, naprawdę chcąc być uprzejmą i gościnną, skoro nie musiała obawiać się, że facet przed nią jest mordercą lub jakimś innym wariatem, ale kiedy zaczął się do niej bezczelnie przymilać, to przewróciła oczami, choć w pokojowym geście odrzuciła klapka. I to nie tak, że nagle nie widziała, kto przed nią stoi — widziała, a nawet kojarzyła to imię i nazwisko, bo akurat ona była trzeźwa, ale póki co Noah wciąż pozostawał w jej oczach intruzem, więc chwilowo nie była w stanie podziwiać jego sławy oraz zasług sportowych, o ile z nikim go nie pomyliła, ponieważ hokeja oglądała w wyjątkowych sytuacjach. Po prostu miała wrażenie, że ostatnio często w różnych mediach oraz wiadomościach przewija się nazwisko Wells i dlatego utrwaliło się w jej głowie.
— Nie wyglądasz mi na harcerza — zauważyła, odsuwając swoją dłoń. Jeśli wydawało się mu, że nagle szarmancką postawą i pięknym uśmiechem sprawi, że Nancy puści wszystko w niepamięć, to się mylił, ale ona nie była złośliwa, więc przynajmniej doceniała, że się starał. — Nie wiem, zamówiłam z jakiejś strony na promocji — zastanowiła się, choć dopiero teraz docierał do niej absurd tej rozmowy o materacu, jakby to było w tej chwili najważniejsze. Spojrzała na swoje łóżko, następnie na Noah, który przynajmniej nie potrzebował więcej sugestii, aby zacząć się zbierać.
— Mam pralkę i potrafię robić pranie — dodała jeszcze, jakby to była jakaś wielka umiejętność, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej, gdy mężczyzna znalazł się bliżej, ponieważ niefortunnie stanęła na drodze do jego koszuli. Prawda była taka, że niczego od niego nie oczekiwała, a swoją złość kierowała przede wszystkim na Camerona, który go tutaj przyprowadził. Można powiedzieć, że rozumiała, że Noah skorzystał z zaproszenia, choć to nadal było nieodpowiedzialne, bo oboje mogli przecież tutaj wzajemnie się zabić, skoro tak naprawdę się nie znali.
— Dobra, poczekaj… — stwierdziła nagle, mając okazję przyjrzeć się temu jak ładna buźka Wellsa została urządzona i nie mogła wypuścić go stąd w takim stanie. — Mam na imię Nancy, Cameron to mój brat i podejrzewam, że to — wskazała palcem na obitą skórę na jego twarzy, delikatnie się przy tym krzywiąc. — Stało się przez niego — skwitowała, bo zbyt dobrze znała swojego brata. Co prawda, nie rozumiała, jakim cudem w tym wszystkim znalazł się Noah, aczkolwiek nie sądziła, że ktoś uparł się, żeby akurat go pobić.
— Jestem pielęgniarką i zaraz to ogarnę — zapewniła zaskakująco łagodnie, biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo przed chwilą się irytowała. Alkohol we krwi robił swoje, adrenalina robiła swoje, dlatego Noah mógł nie czuć bólu i uważać, że wszystko jest w porządku, jednak Nancy znała się na swojej robocie, więc nie było z nią dyskusji. Co więcej, podejrzewała, że gdy włączy większe i lepsze światło, to wtedy dopiero zobaczą, co mu się stało. — Siadaj z powrotem na to łóżko — poleciła, patrząc na niego tak, jakby to był rozkaz nieznoszący sprzeciwu.
Usuńkoleżaneczka pielęgniareczka
Doskonale pamiętała dzień, w którym poznała Noah. Trochę przymusowo, bo w końcu celebrowała tę datę każdego roku, jako że niedługo później uzyskała oficjalne miano dnia, w którym poznała też swojego męża. Stacja wysłała ją wtedy na segment pogodowy w terenie i krótką przejściówkę w postaci relacji z treningu New York Rangers przed kluczowym meczem sezonu; jedno z tych małych urozmaiceń od monotonii typowego harmonogramu. Pięć minut na wizji, dla których przez parę godzin odmrażała sobie tyłek na lodowisku. Ale Bunny mimo wszystko była w swoim żywiole. Nie dlatego, że jako dziewczyna z New England wychowała się na hokeju; nie dlatego, że była profesjonalistką w swojej dziedzinie; a dlatego, że nic tak bardzo nie podnosiło jej ego, jak bycie w centrum uwagi dwudziestu zawodowych sportowców.
OdpowiedzUsuńJak na ironię, Noah przedstawił się jako pierwszy. Rzucił żartem nawiązującym do jej imienia, który jeszcze nie do końca wtedy rozumiała, ale jej zakłopotany śmiech został zapomniany, kiedy krążek przejął Jesse. Kochany, czarujący Jesse, którego sama obecność rozświetlała każde pomieszczenie, do którego wchodził. Ciężko było się w nim nie zakochać przy pierwszym spojrzeniu; Bunny dobrze wiedziała coś na ten temat. Ich pierwsza randka trwała bez przerwy prawie dwanaście godzin, a trzeba przy tym zaznaczyć, że nawet ze sobą nie spali. To on pozwalał jej być zarówno najlepszą, jak i najgorszą wersją siebie.
Doskonale pamiętała też noc, w którą zdradziła Jesse'go po raz pierwszy, mimo kilku drinków dla otępienia sumienia, bo wszystkiego dokonała z premedytacją. To nie była chwila słabości czy błąd po pijaku. Bunny była jak ćma do ognia, jak i arsonistka we własnej osobie. Jakkolwiek absurdalnie to brzmiało, nie musiała szukać romansu. Jej małżeństwo miało się dobrze, jeśli nawet nie lepiej niż na początku. Miała kochającego męża, który czcił ziemię, po której chodziła, zarówno przy ludziach, jak i na osobności; uwielbiał ją rozpieszczać, a jego uczuć nie ostudziła nawet małżeńska rutyna. Bunny nie musiała domagać się uwagi ani intymności w łóżku; Jesse kochał się z nią z taką samą namiętnością, jaka towarzyszyła im w pierwszych miesiącach ich znajomości. Zupełnie jakby chciał...
Wyobrażasz sobie wychowywać tu dzieci? powiedział pewnej nocy, lekkim, sennym głosem, trzymając ją blisko w łóżku. Bunny poczuła, jakby ramię jej męża luźno przerzucone przez jej talię zaciskało się na jej szyi. To ten moment wskazałaby jako ten, w którym coś w niej pękło. Nigdy nie przestała go kochać; nie byłaby nawet pewna powiedzieć, czy nadal go nie kochała. Tyle że jej miłość stanęła w miejscu, podczas gdy jego rosła z każdym dniem, aż zaczęła ją tłamsić.
Dlaczego wybrała najlepszego przyjaciela swojego męża? Z bardzo powierzchownego, fizycznego punktu widzenia dlatego, że wiedziała, że nie powie jej nie. Zawsze wisiało między nimi napięcie, które rozciągąło się od tamtego dnia na lodzie, od tego jednego żartu; rozciągało się przez te wszystkie lata jej małżeństwa i jego przyjaźni, aż w końcu pękło. Z psychologicznego podejścia dlatego, że przynajmniej oboje mieli do stracenia to samo, tą samą osobę. Ale w tej sytuacji można by było zadać wiele logicznych pytań, na które odpowiedź była jedna: bo była złą osobą. Albo druga opcja: bo była mocno pierdolnięta w głowę. Odpowiedzi wzajemnie się komplementowały.
Bunny zacisnęła zęby, kiedy usłyszała słowa rodzinne miasteczko. Co oni w tym miejscu takiego widzieli? Czy ich wszystkich do reszty...
UsuńStąpając obeszła samochód i z lekko naburmuszoną miną wgramoliła się na miejsce pasażera i rzuciła swoje torby z zakupami na podłogę. Kto by pomyślał, że jej kochanek będzie kiedyś woził ją z bułkami.
– Pogadamy... – powtórzyła sarkastycznie. – A to ci jakaś nowość – zaśmiała się, nie mogąc uwierzyć w absurdalność tej sytuacji.
Może gdyby jej romanse bardziej skupiały się na rozmawianiu w pierwszej kolejności, to nie skończyłaby, kupując dom w miasteczku, do którego z jakiegoś powodu lgnęli wszyscy jej byli.
Bunny ze wzdychnięciem ściągnęła i swoje okulary, zawieszając je sobie na dekolcie. Zerknęła na Noah, ale szybko odwróciła wzrok, wbijając go przed siebie. Broń Boże, żeby taka ladacznica jak ona miała wyrzuty sumienia. Nie zamienili ze sobą słowa od czasu tamtego wieczoru w Las Vegas, a i wtedy nie była pewna, co takiego sobie powiedzieli w chaosie przekleństw i oskarżeń. Ciekawe, jak szybko i bezceremonialnie można przejść od zrywania z siebie ubrań do kompletnej, ogłuszającej ciszy.
– Jesteś beznadziejny w tym całym uciekaniu przed skandalem – prychnęła, zanim zrobiłoby się zbyt sentymentalnie. – Cały pic w tym, żeby wyjechać gdzieś, gdzie nikt cię nie rozpozna. – Tak jak ona! I patrzcie, jak jej to pięknie wychodzi.
puck bunny ✿
Gdy Noah podszedł do niej i oparł ją o blat, znów czuła bliskość jego ciała. Serce zabiło jej mocniej, a jej oddech na moment ugrzązł gdzieś w gardle. Mogłaby się do tego przyzwyczaić – do jego dotyku, do czułości, którą składał na wrażliwych zakamarkach jej ciała, do zapachu, który przyprawiał ją o dreszcze, do tego wzroku, który przeszywał ją na wskroś, jakby była cudem tego świata. Mogłaby się przyzwyczaić do jego obecności, do jego głosu – tego, który szeptałby zarówno rozczulające wyznania, jak i nieprzyzwoite słowa. Każda część jej ciała zdawała się drżeć pod wpływem jego bliskości, a jednak to, co powiedział, na moment ją sparaliżowało.
OdpowiedzUsuńJego słowa wdarły się w jej myśli, łamiąc każdą barierę, jaką przez te wszystkie lata z takim wysiłkiem budowała, by odgrodzić się od niego raz na zawsze. A jednak każda z nich runęła jak domek z kart, gdy tak pięknie do niej mówił. Każde zdanie, które wypowiadał, brzmiało tak pewnie, jakby nie istniał dla niego inny świat niż ten, w którym była tylko ona. Każda sylaba niosła szczerość, która wkradała się w jej serce, wypełniając każdą pękniętą przestrzeń. Całe ciało jej drżało, gdy patrzyła na niego tymi brązowymi oczami, które Noah znał zbyt dobrze, by nie dostrzec, że przepadła.
Chciała mu powiedzieć, że to niemożliwe. Że ich historia nie powinna mieć dalszego ciągu, że przeszłość nauczyła ją trzymać się od niego z daleka. Próbowała zapanować nad sobą, przekonać swój umysł, że musi postawić na tym kreskę. Podziękować za nieziemski, piekielnie intensywny seks i zakończyć to wszystko, zanim ponownie da się pochłonąć temu szaleństwu. Rozsądek podpowiadał jej, że powinna chronić swoje serce, a ponad wszystko chronić Matty'ego. Jej myśli krzyczały, że jeśli uwierzy w to, co mówił Noah, jeśli raz jeszcze wpuści go do swojego życia, to zostanie z niczym. Nie wyjdzie z tego bez szwanku. A jednak stała tam, wpatrzona w niego, jakby był jedyną stałą w jej świecie, który od dawna nie miał stabilnych fundamentów.
Nienawidziła tego, jak bardzo trzymał ją w żelaznym uścisku. Jak sprawiał, że przez te wszystkie lata nie potrafiła pokochać nikogo innego. Opowiadała sobie, że każdy z mężczyzn, których próbowała wpuścić do swojego życia, nie spełniał jej oczekiwań. Że nie rozumieli jej potrzeb. Że nie byliby dobrymi ojczymami dla Matthew. To wszystko była prawda, ale żadne z tych wytłumaczeń nie było jej prawdą. W rzeczywistości żaden z nich nie był nim. Jej serce, mimo lat rozłąki, wciąż biło w rytmie miłości i pożądania do Noah. Wdarł się w jej duszę nagle, brutalnie, pieczętując ją swoją obecnością na zawsze. Chociaż chciała, choćby próbowała z całych sił, nigdy nie znalazła drogi ucieczki.
Powinna teraz podziękować, zakończyć to spotkanie, wysłać go do domu i zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się tego dnia. Rozsądek karcił ją za każdą sekundę, którą spędzała w jego ramionach. Za to, że pozwoliła sobie być tutaj z nim, że w ogóle go zaprosiła. Karcił ją, że pozwoliła mu dotykać siebie, mamić słowami, jak gdyby wciąż była tamtą zakochaną po uszy siedemnastolatką, a nie trzydziestoletnią samotną matką. Logika krzyczała, by myślała o Mattym, wybrała stabilność i bezpieczeństwo.
Zamknęła oczy, uciekając na chwilę w ciemność, jakby tam mogła odnaleźć spokój i zebrać myśli. Próbowała dojść do rozsądnej decyzji, zmusić się, by zachować powagę, ale to było niemal niemożliwe, gdy jego zapach wciąż ją otulał, dłoń delikatnie muskała jej skórę, a usta przypominały o sobie jej skórze. Ścisnęła palce na krawędzi blatu, szukając stabilności, ale wszystko w niej zdawało się chwiać, jakby grunt pod jej stopami nagle się rozstąpił. Zbliżało się nieuchronne…
UsuńGłos serca wygrał.
Serca, które pragnęło Noah z taką intensywnością, że gotowe było ponieść każdą cenę – nawet złamanie, które już kiedyś poznało. Madeline pragnęła zawładnąć jego myślami tak, jak on zawładnął jej duszą. Chciała, by jego dłonie na zawsze były obecne na jej rozpalonym ciele, by każde jego ciche pragnienie miało w niej spełnienie. Chciała, żeby on pragnął jej tak mocno, by aż sam poczuł, jak to boli. I w tej jednej chwili, gdy wyznał jej wszystko, co dzieje się w jego umyśle, wiedziała, że nic innego się nie liczy. Tylko on – Noah. Jej dar i przekleństwo w jednym.
Otworzyła oczy i spojrzała na niego. W głębi duszy wiedziała, że ją porzuci. Zostawi, jak kiedyś. Złamie jej serce, roztrzaska je na tak drobne kawałki, że nigdy nie będzie mogła go poskładać. A mimo to westchnęła ciężko, czując, że to, co czuje, wymyka się wszelkiej logice. Jej serce oszalało. Ona oszalała, bo świadomość nadchodzącego bólu nie potrafiła jej od niego odsunąć. Jej dusza wołała do niego, tęskniła i pragnęła go z taką siłą, że żadna wola i żadna bariera nie była w stanie tego zatrzymać. Nie wiedziała, czy będzie w stanie trzymać go na dystans, mając go blisko, ale była gotowa zaryzykować. Maddie była gotowa dać mu siebie, choćby miało to kosztować jej własne zatracenie i bolesny upadek w przepaść uczuć.
Zrobiła krok do przodu, zmniejszając przestrzeń, którą chwilę wcześniej stworzył między nimi. Stanęła blisko, tak blisko, że czuła ciepło jego ciała. Jej dłoń spoczęła na jego piersi – delikatnie, jakby próbowała wyczuć bicie serca, które tak bardzo pragnęła, by biło tylko dla niej.
— Noah... — zaczęła cicho, jej głos drżał, ale nie cofnęła się. — Jeśli chcesz wiedzieć, czy cię chcę, to tak. Tak bardzo, że aż mnie to przeraża — wyznała, nie kryjąc już niczego. Wiedziała, że wyszła jeszcze głębiej poza przekroczoną już granicę, ale teraz to nie miało znaczenia. Noah miał rację – między nimi nie mogło być miejsca na przyjaźń. Nie z tym wszystkim, co ich łączyło. Nie z emocjami, które igrały z ogniem, podsycając płomienie, które mogły ich oboje spalić. — Więc proszę bardzo, Wells, mieszaj mi w głowie — powiedziała, a jej dłonie powędrowały ku jego szyi, jakby sama chciała sprowadzić ich ciała jeszcze bliżej siebie. Zawisła nad jego ustami, a potem musnęła je swoimi, czując znajomy smak, który przyprawiał ją o zawrót głowy. Przywarła do niego całym swoim ciałem, jakby chcąc ukryć się przed światem, który nie mógł zrozumieć ich szaleństwa. A następnie, z cieniem uwodzicielskiego uśmiechu i spojrzeniem skierowanym głęboko w jego oczy, głosem tak cichym i intymnym, wyszeptała w jego usta:
— Jestem twoja, Noah.
Are we dancing like we're burning in paradise?