I'm fluent in things that were left behind.
Magdalene Maddie Nickson
26 lat | Wodnik | trzecia z piątki | beztroskie dzieciństwo na Nickson's Geese Farm | właścicielka antykwariatu „Once Upon A Time” | stała bywalczyni w Under the Apple Tree | ekspertka od rzeczy, które kiedyś coś znaczyły | umie milczeć, kiedy trzeba – i kiedy nie trzeba też
Maddie to prosta dziewczyna z Riverside Hollow – z przekornym uśmiechem, tendencją do wpadania w tarapaty i wrodzoną skłonnością do zbierania przedmiotów, które inni dawno uznaliby za zbędne. Jest trzecim z pięciorga dzieci Nicksonów, znanych w Mariesville głównie z hodowli gęsi (a przy tym komicznych incydentów na lokalnym jarmarku). Po matce, Portorykance, odziedziczyła temperament, a po ojcu – ośli upór.
Nie odziedziczyła jednak zamiłowania do drobiu. Od dziecka wolała zaszywać się w zakurzonych kątach biblioteki albo przekopywać strychy w poszukiwaniu starych książek, listów czy tajemniczych artefaktów. Miała też słabość do starszego chłopaka z sąsiedztwa, który marzył o wyrwaniu się z Mariesville. Byli razem przez chwilę, żyli wizją wspólnej ucieczki, ale gdy on wyjechał na studia i „zapomniał” wrócić na wakacje, Maddie też spakowała walizkę.
Wybrała filologię w Atlancie – po części dla siebie, po części, żeby odzyskać serce ukochanego. Skończyło się to małym skandalem na uczelni (o którym opowiada dziś z ironicznym uśmiechem) i potulnym powrotem do rodzinnego miasteczka. Zamiast kariery w mieście, przejęła niszowy antykwariat „Once Upon A Time”, który prowadzi teraz po swojemu: co tydzień zmienia witrynę, zbiera nie tylko książki, ale i dziwne bibeloty z historią, a niektórym klientom sprzedaje spod lady „coś, co samo ich wybrało”. Wieczorami, gdy antykwariat już zamknięty, potrafi spędzić godziny na zapleczu, odnawiając stare meble.
Mieszka w kawalerce na poddaszu w Downtown, gdzie kolekcjonuje rośliny, świece zapachowe oraz notatniki pełne niedokończonych historii. Nocami czyta, zapisuje myśli i prowadzi drobne śledztwa – szczególnie te dotyczące dedykacji w książkach, które trafiają do jej antykwariatu. Od czasu do czasu pomaga w Mariesville Historical Museum.
Rodzinne układanki też nie należą do najprostszych. Najstarszy brat, Michael, szykuje się do przejęcia gospodarstwa i ma jej za złe, że „uciekła przed odpowiedzialnością”. Margaret, „ta odpowiedzialna”, pracuje w Town Hill i regularnie przypomina Maddie, że „marnuje swój potencjał”. Jedynie Martin i Mia stoją po jej stronie – Maddie podsuwa Mii stare albumy z reprodukcjami, nad którymi wspólnie spędzają godziny, a Martin zrobił dla niej półki do antykwariatu i wieczorami wpada pogadać, kiedy reszta rodziny staje się nie do zniesienia. A jeśli chodzi o uczucia Maddie – jak zwykle pakuje się w kłopoty.
O przyszłości nie lubi rozmawiać. Bardziej interesuje ją to, co już było. Może dlatego w miasteczku mówi się, że wie o Mariesville rzeczy, o których inni dawno zapomnieli… albo woleliby nie pamiętać.
______
Zatęskniłam za Wami... ♥
Tym razem przychodzę z młodą pannicą ze starą duszą i zamiłowaniem do przeszłości. Nieregularny i spontaniczny ze mnie człowiek, lubię dręczyć postaci – bawmy się!
Rodzeństwo do przejęcia!
mail: ladychocolatecupcake@gmail.com
[Oh my, ona jest przeurocza! Jest w niej coś tak uroczo prawdziwego, co bardzo chwyciło mnie za serducho. Lubię i cenię sobie takie kreacje, ta kropla realizmu i ludzkości w postaciach zawsze mnie zachęca! Mam nadzieję, że Maddie koniec końców będzie szczęśliwa w rodzinnym Mariesville, a antykwariat będzie odbiciem jej uroczej duszy!
OdpowiedzUsuńMaddie jest regularną bywalczynią miejscowej kawiarni, a mojemu Nowicjuszowi przypadło tam pracować. Jeśli więc są jakieś chęci do stworzenia czegoś ze mną, zapraszam!
Fajnie, że wróciłaś! Baw się dobrze. :)]
Ashton Hale
[She do be cute.
OdpowiedzUsuńMoje komentarze zawsze są mega mądre, rozbudowane i mam w nich bardzo dużo do powiedzenia, więc dodam jeszcze tylko (o tak, żeby nie przedłużać przypadkiem!), że gdyby Maddie kręcił jakiś wątek, to w sumie mam dwóch panów mniej-więcej w jej wieku, z którymi mogłaby wpaść w tarapaty. Connor i Clivey zapraszają. :D
Dobrej zabawy niezależnie od tego, czy zaproszenie zostanie przyjęte, czy nie!]
[Hej,
OdpowiedzUsuńMiło widzieć, gdy autorzy powracają.
Jeśli zaś chodzi o Maddie, muszę zgodzić się z jedną z poprzedniczek - faktycznie sprawia wrażenie naprawdę interesującej osóbki z sercem na dłoni. Szkoda tylko trochę tej historii z byłym chłopakiem, ale cóż... takie są prawa młodzieńczej miłości. A kto wie, może w przyszłości na jej drodze stanie jeszcze ktoś zdolny wypełnić tę pustkę w jej sercu...
Życzę wspaniałej zabawy i dużo weny, a w razie chęci na wspólną burzę mózgów, zapraszam.]
Wendy, Liberty, Monti & Delio
[Jaki z niej cukiereczek! Przeslodka wyszla Ci ta Maddie, naprawde. W dodatku sprawia wrazenie osoby, które az chce sie miec w swoim życiu. Wydaje sie byc bardzo ciekawa. :) Mam ogromna ochote porwać was na watek, wiec jesli rowniez masz ochotę to zapraszam! 🧡 Nie wiem co prawda, jeszcze, kogo podesłać, ale cos czuje, ze Maddie spokojnie dogada sie z każdym z mojej gromadki. :)
OdpowiedzUsuńBawcie sie dobrze!^^]
Beverly Beckett, Eaton Grant & Xander Bates
[Hej! Dziękuję za ciepłe powitanie, cieszę się, że Alice została tak miło odebrana <3 Widzę, że w mieście nie brakuje nam pozytywnych promyczków, no i bardzo dobrze! Bardzo chętnie je jakoś połączę, tak sobie myślę, może w przeszłości Alice była z jej starszym bratem? Ich związek jakoś burzliwie się zakończył, a on przedstawił to swojej rodzinie tak, że Maddie myśli, że Alice to zimna sucz, która go skrzywdziła? Mam taką wizję, że Alice wpada do niej z polecenia, nie wiem, chciała np. poprosić o pomoc w renowacji jakiegoś ważnego dla niej przedmiotu, zagląda na zaplecze, zatrzaskują się drzwi i...wszystko sobie babeczki wyjaśnią, ale może na początku być różnie haha :) Daj znać co o tym sądzisz, jestem też otwarta na burzę mózgów, gdyby to nie do końca współgrało z Tobą, czy Maddie - shakeczekoladowy95@gmail.com :)]
OdpowiedzUsuńAlice
Olivier nie planował Mariesville. To miasteczko było dla niego tylko punktem na mapie, przypadkowym miejscem, w którym miał złapać oddech, kiedy linie lotnicze wysłały go na przymusowe wolne. Oficjalnie: "odpoczynek, regeneracja, reset". Nieoficjalnie: konsekwencja tego, że zbyt często sięgał po coś, co miało pomóc mu zasnąć, wyciszyć myśli, zagłuszyć samotność po nocnych lotach. Samoloty były jego azylem, wysokość dawała złudzenie wolności, ale na ziemi przygniatał go ciężar własnych wyborów. Kilka tygodni temu szef wezwał go na krótką, beznamiętną rozmowę z suchym "musisz to przepracować, zanim wrócisz do kokpitu". I tak wylądował w Mariesville. Spacerując ulicami, szukał czegoś, co oderwie go od własnych myśli. Słońce chowało się za dachami niskich kamienic, a złota godzina oświetlała brukowane chodniki i witryny sklepów. Zatrzymał się przed jednym z nich, stary szyld „Once Upon A Time” wydawał się niemal kpiący, jakby ktoś przypominał mu, że przeszłość zawsze potrafi znaleźć sposób, by dogonić człowieka. Pchnął drzwi, dzwoneczki nad wejściem zadźwięczały miękko. W środku uderzył go znajomy zapach papieru i kurzu. Zamierzał tylko rozejrzeć się po regałach, schować w cieniu książek i udawać, że jest kimś innym niż pilotem, który stracił panowanie nad własnym życiem. Nie wiedział, że w tej samej chwili los szykuje mu niespodziankę, na którą ani trochę nie był gotów. Bo kiedy podniósł wzrok znad półek, zobaczył ją. Kobietę, którą ostatni raz widział w Atlancie, kilka lat temu, tamtej nocy, której nigdy nie zapomniał. Zatrzymał się w pół kroku, jakby nagle coś go uderzyło. Wysokie półki, zapach starych książek i kurz tańczący w zachodzącym świetle nagle przestały mieć znaczenie, liczyła się tylko ona, stojąca naprzeciwko niego. Przez chwilę wyglądał tak, jakby nie dowierzał własnym zmysłom. Minęły przecież lata, odkąd ostatni raz widział Maddie tamtego rozchwianego wieczoru w Atlancie. Lata, a wspomnienie wciąż było żywe: śmiech przy barze, za dużo alkoholu, jej uśmiech, który rozbroił go szybciej niż wszystkie trunki razem wzięte. A potem ta noc, której nigdy nie planował, ale której nigdy też nie wyrzucił z pamięci. Automatycznie, jakby dłoń sama o tym przypomniała, poczuł lekkie drżenie w miejscu, gdzie kiedyś zapisane były cyfry. Nieudolnie odtworzony przez niego numer - zgubił jedną literkę, jedną cholerną literkę. Próbował dzwonić, ale zawsze trafiał donikąd. I w końcu poddał się, choć żałował tego każdego dnia, ilekroć wracał myślami do niej.
OdpowiedzUsuń– Maddie… – z gardła wydarło mu się jej imię, jakby przez lata zalegało mu na języku, czekając na tę chwilę. Nie miał pojęcia, jak powinien się zachować. Czy się tłumaczyć? Czy udawać, że nic się nie stało? Przeszedł kilka kroków bliżej, jakby dystans między nimi tylko pogłębiało jego poczucie winy. Czuł, że powinien powiedzieć jej prawdę, nawet jeśli miała brzmieć jak wymówka.
- Chciałem się odezwać - wyrzucił z siebie szybciej, niż zamierzał - Naprawdę chciałem - przesunął dłonią po ramieniu, jakby wciąż mógł tam dostrzec wyblakły ślad po tuszu, który kiedyś nosił - Ale zgubiłem… jedną literkę. Numer nigdy nie działał - na moment spuścił wzrok, nie chcąc widzieć jej reakcji - I od tamtej pory nie mogłem sobie tego wybaczyć – dodał. Wiedział, jak to brzmiało, niczym bajka o niefortunnym przypadku, którą można spuentować gorzkim śmiechem. Ale dla niego nie było w tym nic zabawnego. To wspomnienie, które przez lata wracało nocami, kiedy cisza w hotelowych pokojach była zbyt głośna, a samotność zbyt ciężka - Szukałem cię - dodał ciszej, jakby sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać - Ale Atlanta to duże miasto. Zniknęłaś mi tak, jakbyś nigdy tam nie była – mruknął z rezygnacją. Teraz patrzył na nią, stojącą w progu swojego świata, a w jego oczach mieszało się wszystko naraz: ulga, że ją odnalazł, strach, że za późno, i dziwne, rozdzierające uczucie, że los dał mu drugą szansę, której może nie zasłużył.
Oli <3
Mariesville było pięknym miejscem, miało swój urok i niepodważalną atmosferę. Jednak było za małe, przynajmniej dla Dee. Nie zmieniało to faktu, że kochała miejsce, w którym się urodziła i ludzi, którymi była otoczona. Nie przeszkadzał jej brak anonimowości i to, że każdy zna jej imię a poczta pantoflowa jest szybsza niż jakiekolwiek współczesne środki komunikacji. Z przyjaciółmi robiła głupoty, czasem wpadała w tarapaty, szalała na imprezach, uczyła się i szukała siebie. Kiedy wyjechała jej życie zmieniło się całkowicie i było zupełnie inne niż sobie wyobrażała, ale w tym samym czasie, o dziwo, dokładnie tym czego chciała. Nawet jeśli życie poza mieściną w Georgii trwało tylko pięć lat.
OdpowiedzUsuńLudzie, w większości, mają problem z pogodzeniem się z faktem, że związki również posiadają termin ważności. I nie dotyczy to jedynie romansów. Nie ze wszystkimi, których spotkaliśmy w swoim życiu, jest nam pisane dotrzeć na metę. Zmieniamy się, dorastamy i jak z ulubionej bluzeczki, z niektórych związków wyrastamy. I wcale nie musi to być dramatyczne czy bolesne, ani nawet smutne. Jest w tym coś zupełnie naturalnego. Moore po wyjeździe do Kalifornii straciła kontakt z całą grupą znajomych ze szkolnych lat, większość interakcji ograniczyła się do serduszkowania relacji na Instragramie i krótkich komentarzy pod zdjęciami. Edith powolutku starała się powrócić do życia w miasteczku i ludzi, którzy zostali w Mariesville, jednak przychodziło to dużo trudniej niż przypuszczała. Kilka tygodni po tym jak pojawiła się w progu rodzinnego domu, szepty i plotki dotyczące jej powrotu ucichły, jednak niektórzy wciąż przyglądali jej się z ciekawością, nie śmiejąc zadać pytań by zaspokoić swoją ciekawość. Większość zakładała, że jej plany zawiodły i wróciła z podkulonym ogonem. Osobiście miała to głęboko w tyle co o niej mówią za plecami, dopóki prywatność ojca i postęp choroby został między rodziną, męczyły ją jednak rozmowy o niczym i uprzejme zainteresowanie, dlatego najwięcej czasu spędzała w domu.
Babcia już dawno przewracała się na drugi bok, rodzice właśnie weszli na piętro by odpocząć po długim dniu a ona rozsiadła się w salonie w wygodnym fotelu z książką, z którą planowała spędzić resztę piątkowego wieczoru. Rozległ się dźwięk dzwonka i brunetka zerknęła na zegarek- za pięć dziesiąta. Dee nie miała wątpliwości kogo zastanie po drugiej stronie drzwi, tylko jedna osoba mogła się o tej porze pojawić. Oprócz rodziny, jedyną osobą, z którą relacja nie uległa zmianie była Maddie Nickson, jej ride or die. Edith otworzyła drzwi z szerokim uśmiechem witając niespodziewanego gościa. Najwyraźniej jej wieczór dopiero się zaczął.
Dee