I'm so afraid I sealed my fate, no sign of soulmates. I'm just a paperweight in shades of greige.
Alexandra Collins
Alex - ur. 13.05.1989 w Camden - neurochirurg w St. Mary’s Hospital - lokalna bohaterka - ukończony Brown University - pięć lat spędzonych w Bostonie przerwane biznesowym układem ojca - jedyna córka Richarda Collinsa, spadkobiercy i właściciela Collins Winery, największego producenta win Cabernet Sauvignon w Georgii oraz Cornelii Collins, żony swojego męża - przyszła spadkobierczyni imperium winiarskiego, o którym tylko udaje, że ma pojęcie - duma ojca - dwukrotna uczestniczka wyjazdów do Jemenu w ramach Lekarzy Bez Granic - od dziecka wielka miłośniczka jazdy konnej - udziela się w organizacjach non-profit - narzeczona Edwarda Murray'a - powiązania
Każdego poranka, otwierając oczy i szykując się do wyjścia do pracy, rozumiesz coraz bardziej, że twoje życie jest pasmem oczekiwań, rozczarowań i decyzji, tych niekoniecznie podjętych przez ciebie. Nie ma w nim miejsca na marzenia, czy wzniosłe ideały. Od dzieciństwa musiałaś oswoić się z naturalnym stanem rzeczy, że ojciec zawsze będzie miał wobec ciebie, swojej jedynej córki, przeróżne oczekiwania i żeby mieć w życiu choć trochę świętego spokoju - musiałaś na nie przystawać. Kłócisz się z samą sobą, bo fasada jest wytworem nakazów i zakazów, a w głębi ducha wyrosłaś na kogoś zupełnie innego, niż wszyscy się spodziewali. Starasz się. Jesteś na każde zawołanie i skinienie palca, grzecznie realizując plan dla większego dobra. Wyłączyłaś swoje emocje, ignorujesz pragnienia. Jesteś pusta w środku, pogodzona, że tak już po prostu jest.
Może w innym życiu, gdzieś w innym miejscu. Gdzieś, gdzie na niebie widać inne gwiazdy, podjęłabyś swoje decyzje, tak różne od tych podpowiadanych ci do ucha przez rodziców i społeczeństwo. Może walczyłabyś, może odeszłabyś? Może byłabyś szczęśliwsza? Może to, co kiedyś czułaś przez krótki moment, byłoby twoją codziennością, a nie tylko niedającym ci spać w nocy wspomnieniem. Może w tym świecie ściągnęłabyś maskę wspaniałej córki, by pokazać swoją prawdziwą twarz. Twarz kobiety, która ponad wszystko chciała zostać zauważona, wybrana i pokochana, za to kim jest. Nie za to, kim kazano jej być...
Margot Robbie, Taylor Swift
* do oddania facet z Bostonu,
którego porzuciła bo wróciła na łono Camden i Mariesville
[Jakoś niegrzecznie umknęło mi powitanie Noaha, więc pozwolę sobie przywitać Cię przy drugiej postaci. Boże, jak ja jej zazdroszczę tej winiarni...
OdpowiedzUsuńI jej, uwielbiam wizerunek Margot. Jeszcze, gdy nadałaś jej moje imię, to w ogóle jestem zachwycona ;D Wielka szkoda, że Alex nosi na sobie taki ciężar spełnionych oczekiwań i założeń, że zupełnie zatraciła siebie i własne wizje. Mam nadzieję, że pod gwiazdami Mariesville uda jej się znaleźć coś własnego, co skieruje ją na skrycie ukrywane ścieżki.
Możemy poszukać ich razem, z Kopi czy Finnem (jak coś to Noaha też chętnie przygarniemy).
Zapraszam w razie chęci i życzę samych cudownych wątków! ;)]
Kopi Bear / Finn Shrubbery
[Witaj z drugą postacią :)
OdpowiedzUsuńJaka piękna ta Alex! I jaką piękną ma winiarnie! *-* Wspaniały, piękny a wręcz idealny jest to obrazek. I na pewno wiele kosztuje utrzymanie go w tak żywych i kolorowych barwach, zgodnie z oczekiwaniami... Ten rozłam wewnętrzny ma w sobie coś urzekającego do prowadzenia postaci, a jednocześnie jest przykre to, jak niezrozumiane są te charaktery, obciążone i... Kurcze strasznie mi ich szkoda.
Przemawia do mnie końcówka. Mocno. Będę trzymać kciuki, aby ta urocza pani poczuła się wolna, kochana za to kim jest i aby znalazła powód, by sobą być, ale tak w pełni na sto procent. Trzymam kciuki, aby nabrała wiatru w żagle i aby nie bała się zrzucić choć drobnej części masek, jakie pozwoliła sobie przez lata nakładać.
Bawcie się dobrze, a w razie chęci, zapraszam do Abi z którąś z postaci ;) ]
Abigail
[Oby to właśnie w Mariesville mogła być tym, kim chce, a nie tym, kim kazano jej być. Niech ta mała mieścina będzie jej własnym światem, do którego nikt nie ma prawa włazić ze swoimi buciorami bez pozwolenia. Trzymam kciuki za szczęście Alexandry w jabłkowym raju :) Życzę dużo dobrej zabawy na blogu!]
OdpowiedzUsuńRowan Johnson
[Pewnie nie powinnam od tego zaczynać, ale nie potrafię powstrzymać się od stwierdzenia, że wygląd drugiego pana w powiązaniach z lekka mnie przeraża. Aż zastanawiam się kim dokładnie jest/był dla już i tak biednej Alex. Na pierwszy rzut oka widać bowiem, że potrzebuje kogoś, kto sprawi, że wreszcie zdoła wyrwać się z błędnego koła, w którego tryby została wtrącona od małego.
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia z kolejną postacią, a w razie chęci jak zwykle zapraszam do siebie.]
Manar, Lio & Liberty
[To zdjęcie tak idealnie do niej pasuje, oddaje jej ducha.
OdpowiedzUsuńAch, jej życie przypomina mi życie Jen. To przykre, że inni ludzie tak łatwo potrafią kontrolować czyjeś wybory. Mam nadzieję, że tutaj Alex się odnajdzie i postawi na swoim. Bawcie się dobrze!]
Jennifer
Gratulacje!
OdpowiedzUsuńKolejnej osobie posyła wdzięczny uśmiech. Tym razem był to Theodore Hawthorne, filantrop i właściciel sieci hotelowej Hawthorne Grand, której początki zaczęły się w Camden, a rozwinęły w Atlancie. Ten starszy już mężczyzna był bliskim przyjacielem jego ojca, Harolda, choć Edaward raczej uważał, że była to typowo biznesowa znajomość, nacechowana szukaniem własnych korzyści. Nie chodziło tutaj wcale o podły egoizm, a raczej o transakcje i kontrakty. To wszystko było paskudnie ważne, jeśli chciałeś utrzymać się na rynku i nie wypaść z toru. Harold Murray doskonale zdawał sobie z tego sprawę i nieprzerwanie od ponad trzydziestu lat zachowywał w tej kwestii wzorową czujność. Jego staruszek był dobrym człowiekiem, który nie tylko kochał swoją rodzinę, ale naprawdę oddał swoje serce lokalnej społeczności. Wybitnie radził sobie w roli głowy rodziny, dzięki czemu dziadek Murray mógł w spokoju odejść z tego świata, wiedząc że pozostawił rodzinny interes w dobrych rękach. Choć, cóż, rodzinny interes brzmi tak delikatnie, jak na fakt, że Murray Orchards było przecież tak dobrze znane w całej Georgii. Nic zatem dziwnego, że tego wieczoru w Imperial Table w Camden zebrało się tylu wpływowych i bogatych ludzi. I wszystko to dla Mariesville — miejsca, gdzie jego rodzina ulokowała swoje korzenie i serce.
Westchnął, przechadzając się po sali i mijając ludzi, z którymi za kilka lat miałby zacząć współpracować. Harold Murray nie stawał się przecież młodszy, szykował więc Edwarda do wyznaczonej mu roli. Brunet doskonale zdawał sobie sprawę, że od tego ucieczki nie było. Tak, jak jego ojciec był zmuszony do noszenia ciężaru nazwiska Murray, tak samo miał i on. Jedną ze składowych tego o to ciężaru był właśnie ten wieczór – jego zaręczyny. To dopiero było!
Alexandra była piękną kobietą, pełną elegancji i gracji. W dodatku, była inteligentna, elokwentna i błyskotliwa. Wielu mężczyzn zazdrościło mu, że to ona była jego życiową partnerką. Kroczyli już razem tą drogą w stronę małżeństwa już dziesięć lat!
I żadne nie było szczęśliwe.
Synu, Alexandra to cudowna młoda kobieta, dajcie sobie czas, powtarzała jego matka. Wiesz przecież ile to znaczy dla twojego ojca… Poza tym, sam się przekonasz, że z czasem uczucia i tak się pojawią. Eleanor miała racje, Haroldowi bardzo na tym zależało. Miała też rację, że uczucia się pojawią. Nie pojawiła się jednak miłość, a zmęczenie, frustracja i niechęć. To wcale nie odbierało wartości Alexandrze; Edaward wiedział, że była cennym człowiekiem i naprawdę wspaniałą kobietą. Szanował ją, nawet bardzo. Ale nie kochał. W zasadzie, to nawet szczególnie jej nie lubił – ani ona jego. Od samego początku było to dla nich jasne, ich związek to tylko biznesowa umowa. Ich rodzice wierzyli, że są w sobie zakochani i nie mogą doczekać się wspólnego małżeńskiego życia, oni zaś wiedzieli, że za kurtyną prowadzą swoje własne życie. Cóż, chyba właśnie to sprawiło, że w jakiś sposób przetrzymali te dziesięć lat razem w tym całym teatrzyku.
Czas jednak płynął dalej, a rodzice wymagali więcej. Zaręczyny były tylko kwestią czasu – kwestią, która właśnie stała się rzeczywistością.
UsuńUsiadł obok Alexandry, swojej narzeczonej. Uważnie ją obserwował; odgrywała swoją rolę równie idealnie, co on. Paradoksalnie, w tej kwestii, byli dla siebie stworzeni. Zdecydowanie więcej ich łączyło niż różniło.
— Myślę, że za dwie godziny będziemy mogli stąd wyjść — oświadczył, patrząc na złoty zegarek zdecydowanie o moment za długo. Opuścił rękę i rozejrzał się wokół sali. Wiele osób było zajętych sobą, naprawdę guzik ich obchodziło, że Edaward Murray i Alexandra Collins zaręczyli się. Jednocześnie, gdyby wyszło na jaw, że nic z tego nie jest prawdziwe, paradoksalnie wszystko zaczęłoby ich nagle interesować. Uśmiechnął się pod nosem na samą myśl o tym.
— No gratulacje, moje kochane papużki! — usłyszał znajomy sobie głos, któremu towarzyszył wesoły śmiech. Max pojawił się przed nimi, od razu poprawiając humor Murray’owi. Był to jego najlepszy przyjaciel. Max na codzień mieszkał kilka kilometrów od Camden, w drugą stronę od Mariesville. To była jedna z niewielu osób, której Ned mógł mówić o wszystkim – Max wiedział wszystko o związku z Alexandrą, o ich umowie i o tym, dlaczego muszą być razem. Całe szczęście, był dyskretny. Właśnie dlatego wiedział nawet o tej wyjątkowej kobiecie, która ostatnio siedziała w głowie Edwarda zdecydowanie za dużo.
Odchrząknął. Nie mógł przecież myśleć o innej kobiecie w wieczór swojego przyjęcia zaręczynowego, prawda? Cóż, mógł. Ale to i tak było dziwne.
— Zawsze wiesz, co powiedzieć — odpowiedział, kręcąc głowa na przyjaciela. Wstał i przywitał się z Maxem. Edward gestem ręki dał znać blondynce, że wyjdzie z szatynem na korytarz.
— Słuchaj, specjalnie dla ciebie wybrałem się kilka dni temu do Mariesville. Zatrzymałem się w pobliżu, no sam wiesz jakiego miejsca… No i powiem ci, elegancko! — powiedział rozentuzjowaty Max, poklepując przyjaciela po ramieniu. — Chyba masz zamiar zabrać ją na randkę, co?
— Nie wiem. Ona raczej nie jest mną zainteresowana. Jeszcze — odpowiedział, wzruszając ramionami. — I błagam, nie rób tak więcej — zaśmiał się, kręcąc głową. Ostatnie czego potrzebował, to żeby Max narobił mu niepotrzebnych kłopotów.
Edward
Gdyby dziesięć lat temu, ktoś powiedział mu o historii faceta, który w wieczór swojego przyjęcia zaręczynowego rozmawia z przyjacielem na temat innej kobiety, zdecydowanie pomyślałby, że jest draniem. Gdyby ktoś dodał, że to w następnych latach będzie właśnie on, spaliłby się ze wstydu. Choć od młodzieńczych lat liczył się z tym, że to na jego barkach będzie ciążyć przyszłość Murray’ów, nie sądził że będzie to oznaczało związku z rozsądku. Edward nie należał raczej do beznadziejnych romantyków, jednocześnie jednak nie wykluczał możliwości zakochania się i założenia rodziny. Jego rodzice zawsze byli dla niego przykładem udanego i szczęśliwego małżeństwa; małżeństwa, które połączyła miłość. Nawet jego stryj był gotów porzucić luksusy i błogosławieństwa wynikające z bycia Murray’em na rzecz zwyczajnego życia z miłością jego życia. Dlaczego więc to Edward musiał poświęcać to, co chyba w życiu najważniejsze, dla większego dobra?
OdpowiedzUsuń— Wydaje mi się, Max, że jesteś tym bardziej podekscytowany niż ja — zauważył brunet, obserwując zachwyt malujący się na twarzy jego przyjaciela. Max, z błyskiem w oku, obdarzył Edwarda szerokim uśmiechem. Był dobrym człowiekiem; mimo głupich i lekko nieprzemyślanych komentarzy, miał naprawdę wrażliwe serce. Zawsze chciał tego, co dobre dla Edwarda. Być może dlatego przyjaźnili się już od nastoletnich lat?
— No, bo może ktoś musi być tym podekscytowanym, skoro ty wcale nie wyglądasz, jakbyś miał przed sobą szansę na przeżycie czegoś pięknego — stwierdził, patrząc na Edwarda. Brunet miał już zwrócić uwagę na to, że zobaczył ją przecież tylko raz i to przy okazji naprawy samochodu. Czy Max nie wyobrażał sobie zbyt wiele? — Słuchaj, Ned… — jego ton złagodniał. — Ja wiem, że to wszystko jest dla ciebie cholernie trudne. Wiem, że to wszystko z Alexandrą jest bardziej... hm, formalnością niż czymś prawdziwym. Ale to, co po tobie widzę, nie ma nic wspólnego z Alex — oznajmił i skrzyżował ręce na piersi, patrząc z uwagą na przyjaciela. Edward poczuł, jak serce zabiło mu mocniej. — Kogo masz w głowie, Edwardzie Murray? Bo wyraźnie nie myślisz o swojej narzeczonej.
Edward doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego przyjaciel znał go na wylot. Max wiedział, że za tym pozornym chłodem i powagą kryło się serce gotowe do pokochania bezgranicznie, do szaleństwa. Murray uśmiechnął się ciepło do przyjaciela i poklepał go po ramieniu.
Kogo masz w głowie, Edwardzie Murray? Serce ponownie zabiło mu szybciej. To prawda, że zaczął myśleć o Wynn trochę więcej niż powinien. Ależ to było głupie, skoro tak naprawdę spotkali się w najzwyklejszych okolicznościach. Nie chodziło już nawet o to, czy ona zwróciłaby na niego uwagę, bo może gdyby się postarał, mogłoby tak być. Mu było po prostu głupio.
Gdy zaczęli spotykać się z Alexandrą, oboje ustalili, że ich związek to czysta formalność; zarówno on, jak i ona, zgodzili się na ewentualność, że w ich życiu pojawi się ktoś, kogo obdarzą ciepłym uczuciem. Lata jednak mijały i nikt taki się nie pojawił, Edward zdążył przyzwyczaić się do obecności Alexandry w swoim życiu i chociaż nie był szczęśliwy, to wszystko w jakiś sposób było pod kontrolą. Zatem teraz, gdy rzeczywiście kim się zainteresował, nawet ustalona przed laty umowa nie pozwalała mu na spokój sumienia. Czuł, że robi coś niesprawiedliwego, coś co nie było w porządku wobec Alexandry. Był przekonany, że ona nic do niego nie czuła, teoretycznie nie powinna być na niego zła, skoro oboje tylko żyli obok siebie, a nie ze sobą.
UsuńPonownie przypomniał sobie słowa przyjaciela. Chciałby udzielić na to jednoznacznej odpowiedzi, lecz nie potrafił, bowiem wokół myśli o Wynonnie, pojawiało się to dziwne uczucie, które jak gdyby siłą prowadziło go do Alexandry. W końcu to przecież ona była jego kobietą. Westchnął, kręcąc głową. Kogo masz w głowie, Edwardzie Murray? Bo wyraźnie nie myślisz o swojej narzeczonej. Czy jednak rzeczywiście Max miał rację, skoro jego myśli tym razem powędrowały w stronę Alexandry?
— Dzięki, filozofie. Miła pogawędka, ale muszę wracać do narzeczonej — podkreślił, po czym odwrócił się od przyjaciela. Wcale nie musiał, po prostu wolał uniknąć krępującej rozmowy, w dodatku na korytarzu restauracji, w której odbywało się jego przyjęcie zaręczynowe. Max zawsze wiedział, kiedy uderzyć, naprawdę. Niemniej słowa, które wypowiedział, cały czas brzęczały mu w głowie.
Weź się w garść, pomyślał, wychodząc zza rogu. Dokładnie w tym samym momencie zobaczył Alexandrę. Ich spojrzenia spotkały się, a w nim coś zadrżało. Jak długo tu stała? Czy cokolwiek usłyszała? Sama myśl o tym przyprawiła go o niepokój, choć sam nie wiedział dlaczego.
Kiedy podszedł bliżej, poczuł, że coś jest nie tak, nie potrafił jednak stwierdzić co takiego. Tak naprawdę znał ją od lat, ale czasami miał wrażenie, jakby nie poznali się nigdy. Czuł, że skrywała przed nim swoje prawdziwe emocje, podobnie jak on przed nią. Może oboje grali w inną grę, której zasad nigdy do końca nie ustalili? Jego wzrok powędrował na wspaniały pierścionek zaręczynowy na palcu Alexandry. Chociaż ich związek był koniecznością, wybrał go sam, tym samym wkładając w zaręczyny choć małą cząstkę siebie. Część niego naprawdę chciała wierzyć, że to było właściwe – że to była ich droga, która w ostatecznym rozrachunku przyniesie im wiele szczęścia. Ale inna część, ta cicha lecz nieokiełznana, ta której nigdy nie chciał słuchać, szeptała, że to niemożliwe.
— Wszystko dobrze? — zapytał. Pozwolił sobie chwycić jej dłonie w swoje i spojrzał jej w oczy. Chcąc nie chcąc, ktoś mógł ich obserwować. Bo przecież o to chodziło, prawda?
your headache <3
Jej uśmiech był inny niż dotychczas. Taki sam a jednocześnie tak różny. Cóż, nie żeby uśmiechali się do siebie cały czas, bo szczerze mówiąc, ledwo w ogóle spędzali ze sobą czas. Alex była zajęta swoją pracą, która wymagała naprawdę jeszcze bardziej wartościowego i głębszego zaangażowania niż jego. Edward pracując w rodzinnej firmie i zajmując się marketem firmowym – co również było jego pomysłem, odkąd tylko ojciec wdrożył go w interesy – myślał głównie o zysku. Oczywiście, dbał o losy miasteczka, liczył się z tym, że dużo zależało od Murray Orchards. Nie sądził też, że w jakiś sposób był lepszy od innych mieszkańców Mariesville… Ale potrzebował więcej. Pragnął połączyć tradycję z nowością, coś stałego z tym, co innowacyjne. Chciał zyskać wszystko, co najlepsze w tym świecie, będąc właśnie tu, w małym Mariesville, blisko ukochanych rodziców, ulubionych sióstr, drogich przyjaciół i…
OdpowiedzUsuńNawet nie zdążył jej odpowiedzieć. Myślami była dużo dalej od tego miejsca, co oznaczało, że musiało ją coś trapić. To prawda, że ich związek nie był bliski prawdziwej relacji, ale po tych dziesięciu latach przecież cokolwiek musiał wiedzieć o swojej narzeczonej. I wiedział, że była oddaną córką. Miała też dobre i wrażliwe serce, które pobudzało ją do działania dla innych. Jej uśmiech zawsze rozświetlał dzień każdemu, kogo nim obdarzyła, i nawet jemu nie raz poprawiła tym samopoczucie, gdy praca zaczynała go przerastać. Alexandra była spokojna i zrównoważona, nigdy nie pozwalała, by emocje brały nad nią górę. Nie dążyła do konfliktów, co świadczyło o jej wielkiej pokorze i skromności. Alex nigdy nikomu nie dawała odczuć, że jest się gorszym. Można było rzec, że jego narzeczona była idealna. W głębi duszy doskonale to wiedział. Może to właśnie dlatego nigdy nie dał sobie szansę, by poczuć coś więcej?
Co ci siedzi w głowie, Alex?, zapytał siebie w myślach, obserwując oddalającą się sylwetkę Alexandry. Najwidoczniej rzeczywiście kierowała się w stronę Marthy, ale zdecydowanie co innego siedziało w jej umyśle niż jakaś pieczeń czy inna mała rzecz. Miał nieodparte wrażenie, że usłyszała słowa Maxa, a jeśli to zrobiła, najprawdopodobniej oznaczało to kłopoty – nawet jeśli nie powinno. Był mistrzem w utrzymywaniu pozorów, jednak tym razem czuł, że wszystko wymyka mu się spod kontroli. Przyłapał się na tym, że poczuł nie fizyczny, lecz emocjonalny chłód, gdy blondynka puściła jego dłonie i ruszyła przed siebie. Nie potrafił zrozumieć dlaczego tak się czuł, wiedział jednak, że nawet jeśli łączyła ich ustalona przed laty umowa, nie był wobec niej w porządku. Uświadomił sobie, jak bardzo ich więź była… pusta. Przez dziesięć lat najwidoczniej nie zbudowali niczego więcej niż wzajemnego szacunku. Nie było tutaj nawet przyjaźni. Zaczęła towarzyszyć mu przykra myśl, czy to nie on sprawił, że tak się stało?
Otrząsnął się. Rozejrzał się dookoła i mimowolnie zacisnął dłoń na mankiecie koszuli, jakby próbował utrzymać pozory kontroli. Czuł się jednak nieswojo, bo nie wiedział, czy powinien podążyć za nią. Nie wiedział czy spróbować wyjaśnić sytuację z Maxem, jeśli cokolwiek usłyszała, czy jednak udawać, że wszystko jest w porządku i wziąć je słowa za pewnik. Ich życie było tak przesiąknięte udawaniem i pozorami, że nie potrafił jej w pełni zaufać. Prawdę mówiąc, nie potrafił zaufać nawet sobie...
Stał tam jeszcze przez chwilę, sam ze swoimi myślami, posyłając tylko ciepły uśmiech do kuzynki Alexandry, która właśnie go minęło. Weź się w garść, pomyślał raz jeszcze i podjął decyzję, by nie czekać na Alexandrę, tylko po prostu jej… potowarzyszyć. Ruszył zatem pewnym krokiem przed siebie, ze swoim idealnie wyćwiczonym uśmiechem szczęśliwego i usatysfakcjonowanego mężczyzny. W głowie miał jednak tylko jedno: znaleźć Alexandrę Collins i upewnić się, że że nie nosi w sobie żadnego bólu czy żalu. Brzmiało to jednak bardzo ogólnie, biorąc pod uwagę fakt, że tak jak jemu, tak i jej ułożono całe życie.
Usuń— Tu jesteś, kochanie — uśmiechnął się na widok Alexandry, przerywając uprzejmą rozmowę swojej narzeczonej z Panią Evans. Oparł dłoń na jej talii, przyciągając ją bliżej siebie. Tym razem nie miał zamiaru pozwolić jej odejść.
— Martho, bardzo przepraszam, że przerywam waszą rozmowę… — zaczął, kładąc dłoń na sercu w przepraszającym geście. — Ale muszę porwać moją narzeczoną. Będziemy już wracać do domu — dodał z uśmiechem, starając się by jego ton brzmiał naturalnie i łagodnie. Kobieta uśmiechnęła się z wyrozumiałością, najwidoczniej niczego nie podejrzewając. Skinęła głową i z ciepłym spojrzeniem zerknęła na Alexandrę, jak gdyby wcale nie interesowała ją postać Edwarda.
— Oczywiście, Edwardzie. Zaręczynowy wieczór ma swoje prawa. — oświadczyła, sugestywnie uśmiechając się do pary. Edward poczuł, jak zaczyna się czerwienić… Miejscowe ciotki były niezawodne. Ciekawe, czy ktoś tak również myślał o jego matce? Porozmawiamy innym razem, Alex — powiedziała, wyrywając Murray’a z zamyślenia. — Pamiętaj, by podzielić się opinią, gdy zrobisz tę pieczeń! Edwardowi na pewno będzie smakować — dodała z uśmiechem, po czym odeszła, zostawiając ich samych. Brunet przytaknął, obserwując jeszcze przez chwilę oddalającą się sylwetkę kobiety. Właśnie sobie uświadomił, że chyba nigdy nie mieli własnej, domowej kolacji, tak po prostu, bez powodu i bez żadnej fałszywej otoczki.
Spojrzał na Alexandrę, a jego dłoń na jej talii zsunęła się nieco niżej. To nie było dla niego typowe i miał dziwne przeczucie, że tym razem wcale nie chodziło o innych.
— Wracamy do domu — powiedział cicho, a jego uśmiech nieco zbladł, ustępując miejsca powadze. Dziwnym było mówić o powrocie do domu, gdy bardziej przypominało to bycie współlokatorami w jednym budynku. — Nie będziemy się żegnać, nasi rodzice i moje siostry zadbają o gości. Chodź — oświadczył pewnie, nie dając jej szansę na to, by mogła zmienić zdanie. Trzymając ją wciąż w talii, stanął obok niej, po czym zaczął prowadzić ją w stronę wyjścia, chwilami posyłając ciepły uśmiech mijającym ich ludziom.
we are just gonna keep doing it every time ♥
To prawda, mieli jeszcze tylko dwie godziny. Edward był cierpliwym człowiekiem, ale w tamtym momencie ta cecha gdzieś zniknęła i nie chciała się ukazać. Było mu coraz bardziej duszno i gorąco, jak gdyby całe to miejsce miało go zaraz pożreć. Nie lubił tego poczucia braku panowania nad czymkolwiek. Nawet jeśli oświadczył stanowczo swoją decyzję Alexandrze, dalej miał wrażenie, że wszystko było poza jego kontrolą. Budziło to w nim wiele złości i niezadowolenia, całe życie miał ustawione jak w zegarku. Ten jeden raz pozwolił, by serce mu coś podpowiedziało i stało się – zwariował. Nie wiedział wciąż, czy Alex cokolwiek usłyszała. Prawdę mówiąc, nic na to nie wskazywało. Zachowywała się naturalnie, jej zaskoczenie świadczyło o tym, że chyba chciała zostać dalej na przyjęciu i prawdopodobnie spędzić czas z przyjaciółmi. Ale on tego nie chciał; chciał, żeby to z nim Alexandra wróciła do domu, nawet teraz.
OdpowiedzUsuńBył jej wdzięczny, że tak pokornie z nim współpracowała. Nie wiedział, jak zareagowałby, gdyby powiedziała nie. A przecież mogła; wcale nie musiała przystawać na propozycję człowieka, który przez zdecydowanie większość czasu ją ignorował, a przypominał sobie o niej, gdy miało to przynieść korzyści. Edward tłumaczył się przed swoim sumieniem, że to przecież była korzyść dla ich dwojga – oboje zadowalali swoich ukochanych ojców, którzy byli reżyserami ich życia. Jednak nie zawsze było to prawdą. To on pierwszy jasno zaznaczył granice, że ten związek, to tylko formalność. To on zaproponował wiążącą ich umowę. To on wziął na siebie odpowiedzialność za ten układ, uznając, że tak będzie najlepiej dla wszystkich. W rzeczywistości, to Edward Murray szukał swojej korzyści, a nie innych. To był jednak zbyt twardy orzech do zgryzienia.
Teraz, gdy siedział obok niej w samochodzie, czuł jak wszystko zaczyna ciążyć mu coraz bardziej. Alexandra zachowywała się normalnie. Był gotów przyznać, że przebiła go w grze pozorów; przecież nikt już ich nie otaczał, nikt na nich nie patrzył ani ich nie oceniał. Byli sami, a ona w dalszym ciągu była taka… spokojna. To nie mogło być prawdą, na pewno coś siedziało w jej głowie. A może po prostu sobie to wmawiał?
— To prawda, wyszło idealnie — przyznał po dłuższej chwili, próbując zmusić się do uśmiechu. Odpalił samochód i szybko wyjechał z parkingu. Lubił jeździć samochodem, ale tym razem najbardziej marzył o tym, żeby wrócić do domu. Przeklęty Max, namieszał mu w głowie. — Ty byłaś idealna, Alex — dodał, wypowiadając komplement, którego blondynka prawdopodobnie wcale się nie spodziewała. Nie kłamał, mówił to od serca. Inna kobieta w ich układzie, nawet jeśli ciążyły na niej oczekiwania rodziców i wszystkich wokół, w końcu wybuchłaby. Ale nie Alexandra. Była taka opanowana; Edward zawsze dbał o dobrą minę do złej gry. Uśmiechał się, by zyskiwać, podczas gdy ona uśmiechała się, by móc dawać. To prawdopodobnie było największą różnicą między nimi.
Usuń— Nie tylko ja tak myślę — dodał, zwalniając. Nie mógł przekroczyć prędkości. Nic nie pił, ale nie miał zamiaru zaliczyć zatrzymania przez policję… — Sądzę, że większość mi ciebie zazdrości. Jesteś wspaniałą kobietą, powinnaś o tym pamiętać — zaznaczył. Nie było to dla niego czymś typowym, zwykle ograniczali się do pewnych formułek, krótkich rozmów o tym, co dalej czy też do rozmów o swoich rodzinach. Tym razem jednak Edward to zmienił, nie wiedział jednak czy chciał najzwyczajniej w świecie pochwalić Alexandrę, czy raczej uciszyć swoje sumienie.
Zamilkł na dłuższą chwilę. W powietrzu zawisła dziwna cisza, w której można było utonąć. — W każdym razie — powiedział w końcu, na chwilę kierując wzrok na blondynkę — Powinnaś odpocząć, dziś wiele się działo — wyjaśnił, nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo podwójne znaczenie miały jego słowa. Teraz jednak za wszelką cenę starał się zapomnieć o rozmowie z Maxem i skupić na tym, co obecne. Mimowolnie zacisnął dłonie na kierownicy, starając się zachować spokój. Przypomniał sobie słowa swojego drogiego przyjaciela. Kogo masz w głowie, Edwardzie Murray? Cholerny Max. W tamtej chwili nie był już pewny, co działo się w jego umyśle. Z jednej strony pragnął wypełnić oczekiwania rodziny, zostać mężem Alexandry i jakoś pociągnąć to do końca. Z drugiej jednak czuł, że głęboko w sercu ma inne pragnienia, które w końcu zaczęły domagać się uwagi. Jak długo mógł to jeszcze znieść?
Zerknął ponownie na Alex. Światło księżyca odbijało się od jej twarzy, podkreślając jej piękno. Ona w całości była naprawdę cudowną kobietą. Jak udało mu się w niej nie zakochać?
Zbliżali się do tabliczki z dużym napisem Mariesville. Ich dzielnica nie znajdowała się daleko od tego miejsca, więc lada moment mieli dojechać do domu.
— Może obejrzymy razem film? Albo posiedzimy chwilę na tarasie? — zaproponował, po chwili uświadamiając sobie, jak dziwnie to brzmiało w jego ustach. Pomyślał jednak, że może to było właśnie tym, czego oboje potrzebowali — trochę szczerości wśród tego całego chaosu, który przez ostatnie lata stał się ich przykrą rzeczywistością.
on się stara, serio <3
Murray nigdy nie pozwalał sobie na rozmyślania, które mogły obnażyć wszystkie jego skrywane uczucia i obawy. To prawda, że myślał nadmiernie. Stresował się o wiele rzeczy, cały czas towarzyszyło mu poczucie, że musi więcej i więcej, a w tym wszystkim musiał jeszcze zmagać się z ciągłym poczuciem napięcia i lęku, które chwilami nie dawało za wygraną. Choć rozpoczął terapię, która bardzo pomagała mu trzymać w ryzach swoje zaburzenie, to siłą rzeczy, miał poczucie że zawsze będzie na przegranej pozycji. Edward wciąż wykazywał silną potrzebę kontrolowania różnych aspektów swojego życia, w tym swojego związku z Alexandrą, przez co ciagle starał się trzymać sztywnych ram tej relacji. Zmagał się z obsesją na punkcie perfekcji, przez co w ciągu tych ostatnich dziesięciu lat dążył do bycia idealnym partnerem. Czynił to jednak w sposób mechanicznych, nie angażując w to uczuć, a tym samym pogłębiając dystans emocjonalny. Nigdy nie pozwolił sobie na głębszą refleksję, w której spojrzałby szczerze na ich relacje. To może wówczas zrozumiałby, że ich umowa była raczej wyrazem jego ucieczki od tego, co wydawało się, jakby nigdy nie mógł kontrolować. Może wtedy zauważyłby, że skupia się za bardzo na idealnym obrazie perfekcyjnej pary niż na ich realnych potrzebach. Edward Murray pragnął być kochanym i chciał tez kochać, jednocześnie jednak zamykał się na wyraźnie emocji, bo obawiał się utraty kontroli. Postawił więc, już przy samym początku, kreskę na ich związku, nie próbując nawet dostrzec, że oboje przecież mają szansę na miłość.
OdpowiedzUsuńGdy zgodziła się na jego propozycję, przez moment poczuł nieprzyjemny stres. Nigdy tego nie robili, nawet nie wiedział jak powinien się zachować. To w tamtej sytuacji uświadomił sobie, że zbudował obraz Alexandry bardziej jako współpracownicy, wręcz biznesowej partnerki niż życiowej towarzyszki. A kto spędza mimowolnie czas z tymi, których łączy tylko formalność?
Alexandra jednak, w rzeczywistości, była kimś więcej. Była kobietą, która przez te dziesięć lat towarzyszyła mu w życiu. Porzuciła wszystko, by przyjechać tu – do Mariesville, z czasem zamieszkać z nim i cały czas malować dobrą minę do złej gry. Wiedziała o wielu jego prywatnych sprawach, bo przecież nie mógł wszystkiego przed nią ukrywać. Alexandra wiedziała, że od kilku lat regularnie jeździ na terapię i zmaga się z zaburzeniem, które mocno utrudniało jego życie. Nie wiedział, czy potrafiła dobrze to wszystko zrozumieć, nawet tego nie oczekiwał. Wciąż jednak go szanowała i nie wystawiała na dodatkowe trudności. Czy mógł zatem, w wyrazie podziękowania, poświecić jej chociaż jeden wieczór? Zdecydowanie.
Wyglądałeś dzisiaj naprawdę dobrze. Jej komplement zaskoczył go równie mocno, co fakt, że przystała na propozycję. Edward zdawał sobie sprawę z tego, że był atrakcyjny. Starał się odżywiać zdrowo, jeździł na treningi i poza tym lubił się dobrze ubrać. Z Alexandrą wizualnie bardzo do siebie pasowali, temu nie można było zaprzeczyć. Słysząc jednak jej komplement, poczuł nowe, dotychczas nieznane sobie uczucie. Było mu po prostu miło. Tak zwyczajnie, po ludzku.
— Oczywiście, Alex. Będę czekać — odpowiedział z uśmiechem, odprowadzając ją wzrokiem aż do momentu, gdy zniknęła na piętrze. Przez dłuższą chwilę stał tak, myśląc o tym wieczorze. Mimowolnie zaczął zastanawiać się, czy kiedykolwiek z Alexandrą złapał przez ten rok tak naturalny kontakt jak przez kilka godzin z Wynonną? Czy miał szansę przestać udawać i być przed Alex po prostu sobą, tak jak robił to przy swojej dawnej szkolnej koleżance? Odchrząknął i speszony ruszył w stronę kuchni. Musiał powstrzymać te natrętne, ciągle powracające myśli o Myers.
Nie miał sił się przebrać się, był wypompowany. Szczerze mówiąc, dopiero w tamtej chwili, będąc sam, zrozumiał jak strasznie jest zmęczony. Przez ostatnie tygodnie słabo jadł, w dodatku odpuścił sobie ćwiczenia i w ogóle nie spał. Miał ochotę położyć się do łóżka i tak po prostu zasnąć. Zebrał jednak siły, dla niej. Bo to był tylko jeden wieczór.
UsuńZdjął marynarkę, delikatnie zawieszając ją na krześle. Ściągnął bordowy krawat, rzucając go gdzieś w bok, a następnie rozpiął kilka guzików białej koszuli. Poczuł się odrobinę lepiej.
Edward stanął przed półką z winami, starannie wybierając butelkę. Tutaj nie mógł popełnić błędu, jego narzeczona świetnie się na tym znała. Jego wzrok padł więc na eleganckie Chardonnay z Burgundii, rocznik, który cenił za wyważony smak. Idealnie wpasowywało się w atmosferę tego wieczoru; wieczoru, który miał być udany. Perfekcyjnie schłodzone, miało być nie tylko wyrazem jego dbałości o szczegóły – co było oczywistością, ale ponad wszystko subtelnym gestem, że w jakiś sposób liczy się z jej potrzebami.
Czekał na nią już na tarasie, z przygotowanym winem. Gdy zeszła, pozwolił sobie na szybkie zlustrowanie jej wzrokiem. Dziś szczególnie podobał mu się jej widok i choć nie wiedział, na ile było to próbą zagłuszenia wyrzutów sumienia, to jego drogi przyjaciel świadomie bądź nie, choćby na ten jeden wieczór, poprowadził go w stronę Alexandry Collins. Tak też uświadomił sobie, jak bardzo nie chciał, aby cokolwiek usłyszała.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, gdzie usiadła. Był to mały, lecz widoczny gest; tak dziwny i niecodzienny, że poczuł się niezręcznie. Bliskość Alexandry, bez ludzi wokół, wzbudzała w nim nieznane mu dotąd uczucia. Kontroluj się.
Nie wiedział co powiedzieć. Trzymał w ręku kieliszek białego wina, jak gdyby licząc, że temat pojawi się sam. Nie lubił tego uczucia braku możliwości nadania kierunku; lubił prowadzić, a nie być prowadzonym. Alexandra jednak złamała głęboką ciszę, wyznając coś, co wprowadziło go w poczucie zakłopotania. Miała racje, nigdy nie rozmawiali tak szczerze, od serca. Przez chwilę milczał. Co mógł jej powiedzieć? Że niedawno pojechał naprawić samochód i od tamtego czasu nie potrafi myśleć o innej kobiecie? A może o tym, że ucieka w pracę, bo tak bardzo przytłaczają go zaręczyny i wizja ślubu? Żadne z tego nie było dobrą opcją.
Wziął głęboki oddech, próbując nie zdradzić swojej rosnącej niepewności. W jego głowie pojawiła się myśl o kontrolowaniu rozmowy. Jakże przerażająca świadomość tego, że każdy temat mógłby się wymknąć spod jego panowania i wszystko, za jednym zamachem mogłoby lęgnąć w gruzach. Niestety, nawet teraz, decydując się na spokojny wieczór z Alexandrą, miał dalszą potrzebę bycia doskonałym.
— Alex… Ja… — zaczął cicho, jakby uważał na każde słowo, które miało paść. Bał się. Spojrzał na nią. Jego ręka mimowolnie przesunęła się po krawędzi kieliszka, jak gdyby był to jego sposób na uspokojenie samego siebie, na opanowanie zbyt dużej ilości uczuć. — Nie wiem, co mogę ci powiedzieć, bo czasem w ogóle nie wiem, co powinienem — oświadczył. Przez chwilę milczał, starając się nie myśleć o tym, jak to w ogóle brzmi i jak bardzo obnaża się przed Alexandrą Collins.
Usuń— Rozmowy o zwykłych rzeczach… — nagle zamilkł. Musiał znaleźć odpowiednie słowa, by nie wyjść na człowieka zupełnie pozbawionego emocji. Człowieka, który nie czuje, bo prawdą było, że czuł aż zbyt dużo. — Są miłe, ale obce — wyjaśnił, starając się zrobić to jak najdelikatniej. Czuł, jak napięcie w jego ciele nieco opada, lecz nadal kontrolował każdy swój ruch. Przez te wszystkie lata w ich relacji, tej całej formalności, starał się unikać właśnie takich chwil, gdzie musiałby odkrywać swoje emocje przed nią. Unikał tego, bo gdzie pojawiały się emocje, znikał rozsądek. Prawda?
— Niedawno zepsuł mi się samochód. Ale już jest dobrze… — zaczął. Napił się łyka wina, było bardzo dobre. — Dzisiaj dużo jeździłem, zajęty pracą. Jak zawsze. Przecież wiesz… — dodał, trochę ciszej. Ponownie na nią spojrzał. — A Tobie? — zapytał niepewnie.
<3
Edward Murray nigdy nie doświadczył w życiu swobody. Od samego początku czuł ciężar oczekiwań, jego rodzice kierowali jego życiem, podczas gdy on posłusznie się temu podporządkowywał. W jego życiu nie było miejsca na wygłupy, dzikie imprezy czy randki z dziewczyną, którą się zauroczył. Dobrze wiedział, jak zareagowałby na to wszystko jego ojciec. Edward miał świecić przykładem; miał być doskonałym nastolatkiem, a obecnie idealnym dorosłym. Z drugiej jednak strony, nigdy nie dał ani sobie, ani im szansy, by to sprawdzić.
OdpowiedzUsuńTen sam schemat powielił z Alexandrą Collins. Już na samym początku przekreślił ich szansę na coś więcej, dając jasno do zrozumienia, że nie będzie to nic więcej niż wspólny układ. Wiedział, jak dużo poświęciła, by tu być. Nie miał dużej wiedzy na temat jej życia w Bostonie, również nigdy o to nie wypytywał. Jej przeszłość była jej sprawą, podobnie jak to było u niego. Ich dwójka była częścią większego planu. Zostali ukształtowani, wybrani i połączeni zanim jeszcze sami zdążyli pojąć kim są i czego chcą. Ona miała tylko moment oddechu wolności, on w ogóle. Czy więc w ogóle mieli szansę na coś więcej?
Edward jednak zawsze wierzył, że robił to, co słuszne. Dostrzegał swoją rolę w wielkim planie ich rodziców, dostrzegał też rolę Alexandry. Mieli się w tym wspierać i tak też robili. Było to chłodnym układem, dystansujących ich od siebie, daleko było temu do uczuć. Dla niego było to jednak wygodne – nie musiał wykraczać poza wyuczone reakcje, nie musiał okazywać emocji ani angażować serca. Alexandra zaś mogła robić, co chciała, bez obaw że Edward jej to utrudni albo będzie czegokolwiek od niej oczekiwał. W rzeczywistości chciał tylko tego, by uszanowała jego granice, zrozumiała to, jak i rozumiała rolę, której jej wyznaczono. Tak też było. Dlaczego więc oboje odczuwali ten dziwny ciężar?
Siedział obok niej, z sekundy na sekundę coraz bardziej przyzwyczajając się do jej bliskości. To było coś nowego i niecodziennego, ale nie mógł powiedzieć, że było to nieprzyjemne. Nigdy nie dał sobie szansę, by poznać Alexandrę z innej strony; by poznać tę ludzką, ciepłą stronę kobiety, która miała być jego żoną, a w niedalekiej przyszłością matką jego dzieci. Choć ta myśl bardzo go przerażała i przytłaczała, to co jeśli ten jeden wieczór pod nocnym niebem pomoże choć odrobinę okiełznać te mroczne uczucia?
Murray słuchał Alexandry w milczeniu, a w sercu poczuł delikatny, dotąd obcy mu ból. Przez lata unikał jej szczerości, takich ludzkich i otwartych rozmów. Ta szczerość była wręcz oślepiająca w swojej prostocie, sprawiając, że nie wiedział już jak ma patrzeć na pewne sprawy. W pewnym stopniu cenił tę otwartość Alexandry w tym, co mówiła, bo dawało mu to poczucie, że mu ufała. Nawet jeśli nie łączyły ich romantyczne ani jakiekolwiek inne uczucia ze sfery emocjonalnej, to bardzo zależało mu, aby czuła się przy nim bezpiecznie; aby mu ufała. Fakt, delikatnie wytrąciło go to z równowagi, powodując tym samym brak poczucia kontroli, ale budziło to też dziwne poczucie ulgi, bo byli w tym wszystkim razem. Koniec końców, to nie Alexandra była jego wrogiem. On sam był nim dla siebie.
UsuńZastanawiał się, co jej odpowiedzieć. Wszystko, co mówiła, było prawdą. Tylko oni mogli siebie zrozumieć, a mimo to tak wiele trzymał w sobie. Jednak nie było to takie proste; mur, o którym wspomniała, przecież nie powstał z dnia na dzień.
Ten mur mnie chroni, Alex. Przed światem, przed oczekiwaniami innych. Przed emocjami i brakiem kontroli. Przed tobą, bo nie wiem, co bym zrobił, gdybym zakochał się w tobie, Collins. Odpowiedział jej w myślach, lecz nie potrafił wypowiedzieć tego głośno, nawet jeśli bardzo chciał.
Spojrzał jej w oczy, po raz pierwszy dostrzegając, jak bardzo pragnęła zrozumienia. Było mu głupio, tak zwyczajnie po ludzku, że w rzeczywistości pozostawił ją samą sobie.
— Max… — zaczął cicho, znów pociągając kciukiem o krawędź kieliszka. — Max jest jedyną osobą, która pokazała mi, że nic ode mnie nie oczekuje — wyjaśnił. To prawda, że miał genialny kontakt ze swoimi siostrami, szczególnie z najmłodszą Juliet, której mógł powiedziec dosłownie o wszystkim. Był jednak ich starszym bratem, musiał więc dawać im dobry przykład. Z Maxem było inaczej. Wziął głęboki oddech. — Nawet jeśli zrobiłbym coś głupiego, on nigdy nie odwróciłby się ode mnie — dodał. — Nie sądziłem, że było to czymś, co cię przejmowało… — powiedział szczerze. Najwidoczniej Alexandra przez ten czas miała pewne oczekiwania, które nie tylko nie spełnił, ale nawet nie dostrzegł.
Zamilkł na chwilę, w umyśle zapamiętując i przetwarzając jej opowieść o schronisku oraz Sophie. Historia o starym psie wywołała w nim coś, czego nie spodziewał się poczuć — ciepło. Jednak jeszcze bardziej rozczuliła go opiekuńczość i troska, którą okazała Alexandra. Była inna niż on, wykazywała szczere zainteresowanie innymi, tak po prostu – bezinteresownie.
— To miłe, że chcesz pomóc temu psu — powiedział cicho, wpatrując się w kieliszek z winem. W końcu napił się kolejnego łyka. — Może to dla niego ostatnia szansa, żeby zaznać trochę radości. — podzielił się przemyśleniem i uśmiechnął się nieco smutno. Po chwili spojrzał na nią, delikatnie przechylając głowę, jak gdyby chcąc mieć na nią jeszcze lepszy widok.
— Tak sobie pomyślałem… — zaczął, posyłając jej ciepły uśmiech. To, co siedziało mu w głowie, nie było czymś, o czym w normalnych okolicznościach w ogóle pomyślałby. Jednak ten wieczór już i tak był pełen niespodzianek. — Czy chciałabyś go może wziąć tutaj, do domu? Do nas?
♥
OdpowiedzUsuńCieszył się, że Alexandra miała dobre zdanie o Maxie. Nie wszyscy jego bliscy zawsze to podzielali; uważali, że był zbyt bezpośredni, a jego szczerość potrafiła dość mocno wprowadzić ich w zakłopotanie. Jednocześnie jednak nigdy nie nadwyrężył zaufania bruneta, a ponad wszystko nie wypowiadał się źle o jego narzeczonej. Z jakiegoś powodu Ned chciał, żeby Max myślał o niej dobrze.
— Wiesz, nie bardzo wiem, co mogę ci powiedzieć… — przyznał, nerwowo kręcąc w dłoni kieliszkiem z winem. — Nie wiem czy chcę pomocy, Alex. Wiem jednak, że chcę, aby było między nami dobrze — wyjaśnił, wzruszając ramionami. — Po prostu szczerzy. Może to nam choć odrobinę ułatwi to wszystko?
A gdybyś zrobił coś głupiego, opowiedz mi o tym, pośmiejemy się z tego razem… Chciałby, żeby to było prawdą, nie potrafił jednak w to uwierzyć. Bo głupim było, na przykład, spędzić wolny dzień z kobietą, która zagościła w jego myślach. Głupim było grać i oglądać serial z jej bratankiem, słysząc od niego, by nie złamał serca jego cioci. Czy Alexandra rzeczywiście byłaby gotowa się z tego śmiać, czy raczej dała mu do zrozumienia jak okropnym był człowiekiem? Zaczął nerwowo poprawiać kołnierz koszuli, który nagle wydawał się zbyt ciasny, pomimo rozpiętych guzików. Jego palce przesuwały się wzdłuż jasnej, bawełnianej tkaniny, a w kącikach ust pojawiło się drżenie, którego nie potrafił ukryć. Odchrząknął, starając się odwrócić wzrok od uważnego spojrzenia Alexandry, która najwidoczniej znała go lepiej niż zdawał sobie z tego sprawę. Wciąż obawiał się, czy cokolwiek usłyszała? Jeśli tak, to czy potrafiłaby zrozumieć, dlaczego to wszystko z Wynn miało miejsce? A może po prostu uznałaby go za beznadziejnego mężczyznę, który niczym nie różnił się od innych – mężczyznę, który nie potrafił zapanować nad swoimi uczuciami?
Usilnie odpędził te myśli, skupiając się na kolejnych słowach Alexandry. Te jednak okazały się zupełnym odwrotem toru jego samopoczucia. Nie potrafił się powstrzymać od śmiechu, choć przecież to wcale nie było śmieszne. Ale było tak paradoksalne dla niego, mówić o psie jako o kolejnym kroku. Byli ze sobą dziesięć lat. Inni ludzie w tym miasteczku do tego czasu zdążyli się już pobrać i mieć dzieci, a oni tak wciąż ciągnęli swój układ, że aż ich rodzice musieli zmusić ich do zaręczyn.
— Przepraszam — powiedział, odstawiając kieliszek i próbując uspokoić śmiech. To nie było częstym widokiem – śmiejący się do rozpuku wiecznie poważny Edward Murray. Miał nadzieję, że blondynak nie pomyśli, że coś mu się w tej głowie przestawiło, choć wysoce możliwe, że tak właśnie było. Ich rozmowa tak bardzo wymknęła się spod kontroli, że jego reakcją na to wszystko był śmiech. — O rety, przepraszam cię — powtórzył się, pocierając dłońmi o swoje uda. Pokręcił głową, sam nie wierząc, że tak zareagował. — Mamy tyle rzeczy na głowie, tyle spraw i zajęć, masz zupełną rację — przyznał jej i spojrzał na nią — Oczywiście, chętnie wybiorę się na spacer z tym pieskiem — odpowiedział pośpiesznie. — Tylko rozbawiło mnie to, że to rzeczywiście byłby dla nas jakiś kolejny, dość poważny etap — wyjaśnił, chcąc ją zapewnić, że nie miał złych pobudek ani w żaden sposób nie śmiał się z niej czy z tego, co powiedziała. — Większość moich rówieśników ma już dzieci i dziesięcioletni staż małżeński, a my dopiero się zaręczyliśmy i… No, cóż. Świetny z nas duet, co? — powiedział. Tym razem już całkiem zeszło z niego napięcie; mówił swobodnie i pewnie, nie bojąc się braku kontroli. I mógł przysiąc, że czuł to przy niej po raz pierwszy.
UsuńPowtórzymy kiedyś taki wieczór? Zrobiło mu się dziwnie ciepło na sercu, lecz jeszcze dziwniejszym uczuciem było to, że naprawdę tego chciał.
— Tak, Alex, obiecuję — odpowiedział. Jego słowa brzmiały szczerze i życzliwie, bo mówił prawdę, a na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. Tym wieczorem zrobili duży krok do przodu; krok, którego nie spodziewał się, że kiedykolwiek uczynią. Nagle zrozumiał, że zaczął czuć lęk przed utratą tego. Nie chciał, aby do tego doszło, bo w końcu, choćby na chwilę, rzeczywiście weszli na wspólny tor. Te tygodnie były wyjątkowo ciężkie. Miał wiele obowiązków, firma się rozrastała i czuł się, jakby wszystko było na jego głowie. Harold nie młodniał, więc coraz więcej obowiązków przekazywał swojemu synowi. Chwilami Edward zastanawiał się, jak wiele jeszcze zniesie?
Ten wieczór okazał się wyjątkowo udany, pomimo rozmowy z Maxem, któremu w zasadzie mógł zawdzięczyć to, co w tamtym momencie zaczęło się dziać. Ta rozmowa w zupełności sprawiła, że poczuł się lepiej. Gdy więc blondynka wstała, najpewniej chcąc podziękować za wieczór i wybrać się do sypialni, mimowolnie złapał ją za rękę, nie chcąc jej puścić.
— Czy możesz zostać jeszcze chwilę dłużej? — zapytał cicho, jak gdyby niepewnie. — Chyba, że musisz już iść… Czy zatem mogę cię odprowadzić?
♥
OdpowiedzUsuńJestem zdziwiona, że ty, najbardziej chmurny jak noc mężczyzna, którego znam, masz taki hipnotyzujący śmiech… Coś łaskotało go w sercu. W zasadzie, nigdy nie odczuwał potrzeby otrzymywania komplementów. Nie chodziło o to, że był bardzo pewny siebie, raczej nie skupiał się na powierzchownych rzeczach, kopiąc głębiej i głębiej. Miłym jednak było usłyszeć od Alex, że ma hipnotyzujący śmiech, a wcześniej, że wyglądał dobrze… To było obce i zdecydowanie niecodzienne, ale na swój sposób miłe. Zaskoczyło go, jak łatwo tym razem udało im się znaleźć wspólny język, bez żadnych barier i granic, które blokowały ich wzajemną swobodę. Podniósł rękę, żeby uścisnąć jej dłoń, ale zatrzymał się na chwilę, jakby zastanawiał się nad czymś głębszym.
— To prawda, mamy sporo do nadrobienia, ale wszystko jest możliwe — powiedział, patrząc jej w oczy. — Otóż, duet. Bo, tak jak mówisz, jesteśmy w tym razem .Jak Rose i Jack. — powtórzył za nią i uśmiechnął się, nie odrywając do niej wzrokiem. — Zaufaj mi, ja akurat nie pozwolę, żeby żadne z nas nie poszło na dno. — obiecał i ścisnął jej rękę mocniej, jakby potwierdzając niepisaną umowę, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, którego nie potrafił powstrzymać.
Był zaskoczony tym, jak bardzo cieszył się, że została. Jej bliskość była dla niego niespodziewanym ukojeniem; czymś, czego nie był świadom, że potrzebował. Alexandra nie była nieokrzesanie bezpośrednia, ale była szczera i otwarta. W tym wszystkim zachowywała ogrom elegancji i klasy, trudno było nie darzyć jej szacunkiem i wdzięcznością. Nigdy jednak nie próbował dostrzec czegoś więcej pod warstwą, która była dla niego widoczna… A przecież zdawało się, że Alexandra Collins była wyjątkowa.
Bez słowa, wciąż trzymając jej rękę, dolał jej wina, zauważając że wciąż nie dopił swojego. Było to ciekawym doświadczeniem, że rozluźnił się przy niej, nawet nie opróżniając kieliszka do połowy. Podał jej wina, po czym do wolnej ręki wziął swój kieliszek. Jej pytanie go zaskoczyło, bowiem nigdy dogłębnie nie zastanawiał się nad tym, co by było, gdyby nie był Murray’em. To było tak intensywnie w nim zakorzenione, że nie potrafił wyobrazić sobie w innej roli. Od dziecka czuł, że jest inny, niekoniecznie lepszy czy bardziej wartościowy. Szczerze mówiąc, gdzieś w głębi duszy był przekonany, że był w gorszej pozycji niż inni. Edward jednak uwielbiał myśleć negatywnie, daleko było mu do optymizmu i dostrzegania piękna w małych rzeczach. Może właśnie tego mogła nauczyć go Alexandra Collins?
— Gdybym nie był Murray’em? — powtórzył za nią, marszcząc brwi. Pozwolił sobie na jeszcze krótką chwilę przemyśleń, nadal czując ciepło jej dłoni. Jej bliskość sprawiała, że nagle wszystkie myśli o odpowiedzialności i obowiązkach, które zazwyczaj nie dawały mu spokoju, zdawały się odpływać – choćby na chwilę. — Na pewno śmiałbym się więcej — zażartował, odnosząc się do sytuacji sprzed chwili. Po chwili jednak spoważniał. — Wydaje mi się, że dużo bym podróżował, tak po prostu dla siebie, a nie dla pracy. Prawdopodobnie byłbym fotografem i, mam nadzieję, miał swoje studio… — opowiadał, uciekając do dalece odległych marzeń. — Prawdopodobnie byłbym już kilka lat po ślubie, a może nawet miał dwie córeczki, które uczyłbym grać na fortepianie — podzielił się bardziej ciepłą wizją alternatywnej rzeczywistości. Czy również w niej byłby z Alexandrą, czy raczej ich drogi nigdy by się nie spotkały? — Myślę, że byłbym bardzo spokojny i szczęśliwy — zakończył, posyłając jej ciepły uśmiech. Opuścił wzrok, upijając łyk wina. To wszystko wydawało się tak odległe, a jednocześnie nie było przecież niemożliwe czy nieosiągalne. Siłą rzeczy, nawet jeśli żył pod presją i ciężarem oczekiwań ojca, większość decyzji podejmował sam. Mógł przecież zbuntować się, jak swój stryj, i iść swoją drogą. Mógł też być delikatniejszy i przyjąć to, co daje mu los – zamiast odwracać się od Alexandry, spróbować ją poznać i pokochać. Pomyślał o tym, że gdyby nie budował tego muru wokół siebie, gdyby nie uciekał od Alex i dał im choć ułamek szansy, dziś to, co opisał, mogło być ich codziennością. Może już dawno byliby po ślubie, z dwójką dzieci biegających po domu – owocu ich małżeństwa, połączeniem tego, co w nich najlepsze.
UsuńOdchrząknął i spojrzał z powrotem na blondynkę.
— A ty? Kim byś była, gdybyś nie musiała być Alexandrą Collins?
♥
To był miły wieczór, przepełniony wzajemnym szacunkiem i zrozumieniem, a nawet w pewnym stopniu czułością. Alexandra dała wyraz tego, że mu ufa i najwidoczniej już od dawna chciała, by zrobili krok do przodu w swojej relacji – i to nie tylko jeden. On zaś pokazał, że potrafi wyjść ze swojej strefy komfortu, gdy naprawdę liczy się z tą drugą osobą. Chociaż wciąż nie był pewien, czy w tym wspólnym wieczorze, rzeczywiście chodziło o Alexandrę, czy może raczej o Wynonnę, o której myśli starał się odsunąć bardzo daleko, to sam jednak odczuwał pewien spokój. Czuł, że mógł chociaż na chwilę ściągnąć część wielowarstwowej maski, którą nosił każdego dnia. Edward w tamtej chwili był niczym dziecko, które wypuszczasz spod klosza, więc zaczyna czerpać garściami. Jednak w pewnym momencie zmęczy się i odejdzie, porzucając wszystko. Co jeśli Edward zrobiłby to samo? Takie pytanie mogło się pojawić w jego umyśle, jak i Alexandry… Mogło się również pojawić pytanie co jeśli wcale nie musiałoby tak być?
OdpowiedzUsuńGdy splotła ich palce w uścisku, spowodowała przypływ ciepłych uczuć, które pływały po całym jego ciele. To był mały gest, który z inną kobietą prawdopodobnie nic by nie znaczył. Gdyby był tutaj z inną, obcą dziewczyną, tak naprawdę nie wzbudziłaby w nim żadnych emocji, bo Edward już dawno zdążył swój umysł nastawić i nauczyć do okazywania szacunku, nie emocji. Ale Alexandra nie była zwykłą kobietą i nawet jeśli dotychczas myślał, że jest mu obca, wcale tak nie było.
— Nie potrafię sobie przypomnieć o tym… — zaczął, marszcząc czoło, jak gdyby szukał czegoś w głęb pamięci. Wizja wspólnego wyjazdu, choćby weekendu, w pierwszej chwili delikatnie wybiła go z rytmu, być może nawet zestresowała. To był miły wieczór, ale kto wiedział, co przyniesie jutrzejszy dzień? — To brzmi bardzo dobrze, naprawdę — przyznał, posyłając jej serdeczny i miły uśmiech. Dalej trzymał jej dłoń, nie chciał jej puścić. — Ale obiecałem już jeden weekend Juliet, a nie chciałbym wyjechać z tobą tylko po to, żeby pracować na odległość — wyjaśnił. Był przekonany, że mówi prawdę, bo przecież tak było. Miał dużo pracy, ten etap był bardzo czasochłonny i wymagał jego szczególnej uwagi oraz zaangażowania. To jego pomysłem była ekspansja firmy zagranicę i próbowanie nowych metod marketingowych. Czekał go niezwykle zajęty i pracowity koniec roku… Jednocześnie jednak zdawało się, jakby sumienie wolało do niego, że ucieka. I prawdopodobnie tak właśnie było. — Może innym razem?
Przez chwilę bardzo się tym przejął, jednak w końcu skupił się na tym, co miało być dalej. Edward słuchał Alex w ciszy, zapamiętując każde słowo o jej marzeniach i życiu, które mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby miała inne nazwisko lub innego ojca. Jej słowa uświadomiły mu, że miał przed sobą kobietę, w której głęboko skrywała się dziewczyna pragnąca szczęścia i wolności wyboru. A jednak była pokorna, posłuszna i skromna... Czy to wszystko było tego warte?
Oboje byli niczym dwa zagubione duchy, uwięzione w świecie, który ktoś inny dla nich stworzył.
– Mówisz, że mam takie zwyczajne marzenia, kiedy ty również takie masz… Zabawne, co? — zaśmiał się i pokręcił głową. Mieli wszystko, a jednocześnie przykre nic. — Podobają mi się twoje marzenia — oznajmił pewnie, patrząc jej w oczy — I żałuję, że nie możesz ich spełnić, bo pięknie byłoby życie bez tego wszystkiego, bez rodzinnych interesów, bez obowiązków… — kontynuował, jego wyraz twarzy był łagodny i ciepły — A ty, Alexandra, zasługujesz na dobre, piękne i szczęśliwe życie.
UsuńZatrzymał wzrok na jej dłoni, którą wciąż trzymał, po czym spojrzał na nią z ciepłym, choć melancholijnym uśmiechem. W tej chwili żałował, że nie poznali się w tej alternatywnej rzeczywistości, z własnej nieprzymuszonej woli. Może wtedy ich historia potoczyłaby się inaczej, po prostu lepiej?
Splot jego palców z jej dłońmi stał się mocniejszy, jakby chciał, by ta chwila trwała dłużej, by zatrzymać to, co właśnie się działo i nigdy nie utracić. By czuć, że Alexandra Collins jest kimś więcej, niż partnerką w życiowym układzie – że jest kobietą, z którą może rozwinąć głęboką więź.
– To prawda, że czas leci, ale jesteś coraz bliżej kontrolowania samej tego, co przekaże ci ojciec. A wtedy będziesz mogła podjąć jakąkolwiek decyzję zechcesz — oznajmił, uświadamiając jej, że mając władze, może wszystko. I jeśli wtedy sprzedałaby rodzinny interes, wbrew woli ojca, w końcu mogłaby choć odrobine być wolna. — A ja będę przy tobie — dodał, z uśmiechem, z którego biła szczerość.
Dopił kolejne łyki wina, w końcu odstawiając kieliszek na stolik. Dalej trzymał Alex za rękę, nawet nie próbując oswobodzić się z tego, na jaki tor ich naprowadziła. Nie miał potrzeby kontroli czy bycia w prowadzeniu, i wcale z tego powodu nie czuł stresu czy przerażenia. Nic zatem dziwnego, że chciałby, aby ten wieczór trwał wiecznie. Niestety, nie mógł. Badał wzrokiem jej wyraz twarzy, dostrzegając odżywiające się juz zmęczenie.
— Chodź — oznajmił, wolną dłonią zabierając od niej kieliszek i odstawiając na stolik. Wstał razem z nią. — Odprowadzimy cię do sypialni, już późno — powiedział, stojąc naprzeciwko niej. Zlustrował wzrokiem jej twarz, pozwalając sobie na delikatne odgarnięcie palcem kosmyka blond włosów, które opadły na jej czoło. Na jego twarzy widoczny był delikatny uśmiech. Poprowadził ją więc, wchodząc razem do domu i kierując sie w stronę jej sypialni.
— Dziękuje ci za ten wieczór – podziękował jej od serca, gdy zbliżali się już do drzwi jej pokoju.
<3
Jej pocałunek nie tylko go zaskoczył, ale wprowadził w osłupienie. Alexandra zdążyła szybko zniknąć za drzwiami, podczas gdy on stał tam jeszcze dłuższą chwilę. Jednak w pewnym momencie odchrząknął i prędko ruszył do swojej sypialni, która znajdowała się po drugiej stronie domu. Gdyby ktoś powiedział mu, że dzień, który zaczął, myśląc o Wynonnie Myers, zakończy się dotykiem ust Alexandry i całą jej postacią opanowującą jego umysł, najpewniej zaśmiałby się i pomyślał, że rozmawia z nim jakiś wariat. Jak widać jednak niemożliwe może stać się możliwym.
OdpowiedzUsuńGdy położył się do łóżka, pomimo fizycznego zmęczenia, nie potrafił zasnąć. Wpatrywał się w sufit, które oświetlało cienkie pasmo światła dobijającego się z księżyca i ulicznych lamp. W jego głowie cały czas brzmiały słowa Alexandry. Wierze, że oby dwoje mamy jeszcze przed sobą pięknie i szczęśliwe życie, jakkolwiek miałoby ono wyglądać. Bardzo chciał w to wierzyć, ale szczęście było dla niego pojęciem względnym. Szczęściem dotychczas była duma ojca, szeroki uśmiech matki i udane współprace biznesowe. Szczęściem było parcie do przodu na rzecz miasteczka i rozwijanie ich własnego rodzinnego imperium, w którym otaczające ich jabłka były punktem centralnym. Jego szczęście było dyktowane przez innych, uporządkowane i zawsze lśniące dla innych. Powoli jednak zauważał, że schowane w głąb duszy potrzeby były już zakurzone i powoli nie dawały już radę, ukryte w ciemności… Ile mógł tego jeszcze znieść? Co by zrobił, gdyby sam zaczął decydować o swoim szczęściu?
Wziął telefon do ręki. Dziesięć po trzeciej. Na tapecie telefonu widniały jego dwie ukochane siostry, które miały szczególne miejsce w jego sercu. Czy byłoby możliwym, by pewnego dnia na ekranie nie widział Anny i Juliet, lecz Alexandrę? Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Spojrzał na główny ekran telefonu, wchodząc w wiadomości, których wcale mu w ostatnim czasie nie brakowało – jak zresztą nigdy. Schodząc niżej, zatrzymał się na tym szczególnym czacie. Wynonna Myers. Otworzył, widząc odczytaną wiadomość, którą została wysłana jakiś czas temu. Dziękuje za te popołudnie, może kiedyś to powtórzymy?. Westchnął, czując ścisk w żołądku.
To była jego wiadomość.
O poranku powinien był przypominać cień człowieka, spał tylko niecałe trzy godziny, a sen miał tragiczny. Mimo to, nie brakowało mu energii. Odkąd się przebudził, nie mógł przestać myśleć o wczorajszym wieczorze – o tym, jak otworzył się przed Alexandrą. O dotyku jej dłoni, o bliskości jej ciała. O tym drobnym, czułym pocałunku, którego nie sądził, że kiedykolwiek od niej otrzyma. O tym, że teraz będzie tak cholernie dziwnie.
UsuńDoprowadził się do porządku, lecz nie wyszedł z pokoju. Chciał zrobić dla niej kawę i zawieźć ją do pracy, ale nie potrafił się przełamać. Edward miał poczucie, jak gdyby obnażył się swoją szczerością zbyt bardzo. Ponoć nocą człowiek mówi rzeczy, których nie odważyłby się wypowiedzieć za dnia. Rzeczywiście tak właśnie było. Co miał teraz zrobić?
Tego dnia miał wiele planów. Od momentu, gdy Alexandra wyjechała do pracy, on zajął się swoją. Rozmawiał z partnerami z Atlanty, czekała go jeszcze wideokonferencja z siecią supermarketów z okolicznego stanu. Mimo to, nie potrafił uciec myślami od Alexandry. Nie wiedział, jak się czuła z tym wszystkim. Co działo się w jej głowie po przebudzeniu?
Ku swojemu własnemu zaskoczeniu, pewne spotkania przełożył, by w porze lunchu, jak i po nim, mieć trochę czasu. Nie musiał błagać ojca o przejęcie tych terminów, zrobił to z radością.
Będę u Ciebie w okolicach lunchu, może zjemy razem? Wysłał jej krótkiego smsa, pełen obaw, że nie zgodzi się albo ją tym wystraszy. Co jeśli miniony wieczór ją speszył? Co jeśli to wszystko było tak obce i niecodzienne, że nie mógł pozwolić sobie na myślenie, że znowu to nastąpi? Przez moment zaczął zastanawiać się dlaczego tak bardzo chciał, żeby ta atmosfera, która powstała tamtego wieczoru, dalej trwała…
Bo jesteś miły. Pomyślał. Jest ci głupio, wiesz o tym. To było prawdą, nie chciał jednak uwierzyć, że kierowały nim tylko wyrzuty sumienia.
Pojawił się o ustalonej godzinie przed szpitalem w Camden, gdzie pracowała Alex. Edward czekał na nią, opierając się o bok swojego czarnego samochodu, ubrany w coś mniej formalnego, lecz wciąż bardzo eleganckiego. Miał na sobie ciemnoszare spodnie z miękkiego materiału, które idealnie układały się na jego sylwetce. Do tego założył białą koszulkę polo, której gładka tkanina kontrastowała z beżowym, wełnianym swetrem zapinanym na suwak. Na nadgarstku połyskiwał dyskretny, klasyczny zegarek, który założył pierwszy raz od dawna, a jego skórzane, ciemnobrązowe buty dopełniały wyważoną stylizację. Lubił ubierać się elegancko i gustownie, ale dziś było to dla niego szczególnie ważne. Wszystko było starannie dobrane, bo — choć nie wiedział dlaczego — tak bardzo zależało mu, by podobało się jej. Lunch zwykle jadał na miejscu, zwykle robił to też sam, pozwalając sobie na chwilę odpoczynku od ludzi. Zawsze wybierał do tego jednego miejsce, które pozwalało mu nie tylko zjeść dobry posiłek, ale także cieszyć się miłą atmosferą. Tym miejscem była restauracja RIBEYE, której właściciel wkładał całe serce w to, co przygotowywał. To tutaj mógł odpocząć od zapachu i widoku jabłek, którymi przesiąknięty był od dziecka. Z właścicielem restauracji nie mieli bliskiego kontaktu, bowiem Edward nie wydawał się dla większości ludzi przystępny, nawet jeśli mial ciepły uśmiech i życzliwy wyraz twarzy, ale mimo to on zawsze pamiętał, co zamawia i przygotowywał ten posiłek tak samo. Cenił to, bo lubił porządek i harmonię w swoim życiu. Nie przepadał za wyjazdami poza Mariesville w poszukiwaniu czegoś, co da mu przyjemność i radość. Tym razem jednak był gotów wyjść ze strefy swojego komfortu, pojechać do Camden i tam zjeść lunch z Alexandrą Collins – swoją narzeczoną.
— Cześć — powiedział drugi raz tego dnia, kiedy Alexandra wyszła z budynku i ruszyła w jego stronę. Zmierzył ją wzrokiem, pozwalając sobie na chwilę podziwu. — Czy pozwolisz, że zabiorę cię do miejsca, które wyjątkowo lubię? Jeśli jednak nie masz czasu, to chętnie zostanę tutaj z tobą i zjemy coś w szpitalnej kawiarni — dodał, uśmiechając się lekko, jakby chciał dać jej wybór, choć wyraźnie liczył na to, że wybierze jego propozycję.
UsuńByło mu miło, że jego plan układał się zgodnie z jego wyobrażeniami i oczekiwaniami. Był nawet w jakiś sposób wdzięczny temu pacjentowi, że dał mu możliwość spędzenia dwóch godzin z Alexandrą Collins. Nie wiedział, jak powinien się z tym wszystkim czuć, jednak po raz pierwszy od dawna, chociaż na chwilę, nie miał potrzeby wiedzieć. Zdawał sobie sprawę z tego, że zagłębianie się w relację z Alexandrą było ryzykiem. W tej obojętności otoczonym wzajemnym szacunkiem, było mu bezpiecznie. Nawet jeśli było to przykre, to nie wiązało się z niebezpieczeństwem, jakie przynosiło za soba serce. Emocje przypominały iskry, które rozpalały płomień trudny do ugaszenia - miłość. Edward Murray nie bał się ognia, lecz miłość była przerażająca. Wiedział, że jeśli zaangażują swoje emocje, nic już nie będzie tako samo — albo połączy ich szczera miłość, albo wszystko zostanie zrujnowane. Czy był w stanie znieść taki brak kontroli?
OdpowiedzUsuńSłysząc jej pytanie, po tym jak wsiadł do samochodu, na jego twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. Zrozumiał, że Alexandrze sprawiała przyjemność jego obecność, a przecież przez ostatnie dziesięć lat bez problemu siebie unikali i było to dla nich wygodne. A może to w rzeczywistości on był na tyle ślepy, że nie chciał dostrzec jej potrzeb i tego, że już dawnego tego chciała… Lub, co ciekawe, on sam?
— Powiedzmy, że Harold z radością chciał wesprzeć swoje ukochane dzieci — uśmiechnął się, patrząc na nią wzrokiem swoich brązowych oczu, z których biło ciepło. Edward może i pochodził z bogatej, wielopokoleniowej rodziny, uchodził za złotego chłopca i raczej onieśmielał innych niż ich zachęcał, ale nie brakowało mu tego ciepła typowego dla Murray’ów. Jego rodzina była przepełniona pracoholizmem i nakładali na siebie dużą presję, ale uwielbiali Mariesville i jego mieszkańców. Kochali ludzi. Edward nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy była w nim równie płomienna miłość, ale na pewno przejawiał pewien altruizm względem tych osób. Mimo wszystko, niewielu potrafiło dostrzec w nim wrażliwego serca, gdyż zasłaniał się wieloma warstwami i tym nieszczęsnym murem.
— Trochę pozmieniałem dziś swoje plany. Tata przejął moje dzisiejsze wideokonferencje, a za trzy godziny muszę być w biurze w siedzibie — wyjaśnił, jadąc w kierunku wybranej przez siebie lokalizacji. Nie musiał korzystać z nawigacji, bowiem zapamiętał te miejsce. Zatem, Alexandro, zdecydowanie przyjechałem tutaj po to, żeby cię zobaczyć — te słowa wypowiedział już w swoich myślach.
— Nie wiem czy to wiesz, ale uwielbiam jeść lunche w Ribeye, bardzo dobrze się tam czuje… — zaczął, skupiając się na drodze. Z jakiegoś powodu trudno było mu spojrzeć na blondynkę, bo czuł… onieśmielenie. — Ale kiedy jestem w Camden i załatwiam pewne sprawy, wtedy odwiedzam Sunny’s — kontynuował. Alex wychowywała się w Camden, powinna więc była kojarzyć to miejsce, choć wcale nie musiało tak być. Ta niewielka knajpka z nieco zużytą, ale przytulną dekoracją, przyciągała go swoją prostotą. Nie było tam luksusów ani nowoczesnych ozdób i sprzętów. Mieli natomiast genialne, domowe śniadania, które zawsze smakowały jak zrobione przez babcię. Edward uwielbiał ich puszyste omlety i chrupiące tosty z awokado, które za każdym razem smakowały tak samo. Sunny’s nie miało pretensjonalnego menu ani wymyślnych dań, a atmosfera była nieformalna i przyjemna. Zawsze można było usiąść i słyszeć dźwięk rozmów, które tworzyły miłą, żywą melodię. Edward cenił sobie te chwile prostoty i normalności w jego nierzadko stresującym życiu. To w takich sytuacjach myślał sobie, jak niewiele potrzeba mu do szczęścia i rzeczywistej radości. Tęsknił za zwyczajnym życiem, za spokojem i byciem z dala od tego poukładanego chaosu zwanego jego życiem. Przebywanie w RIBEYE czy Sunny’s pomagało mu poczuć to chociaż na chwilę. Miał nadzieje, że Alexandra również mogłaby się tam, w miejscu do którego zmierzali, dobrze poczuć, z dala od codziennych zawirowań i obowiązków.
Usuń— Jesteśmy — oświadczył, gdy zaparkowali w pobliżu knajpy. Edward szybko wyszedł z samochodu, po czym skierował się w stronę Alexandry i stanął obok niej. Delikatnie ułożył dłoń na jej plecach i pokierował ją w kierunku oszklonych drzwi.
— Jak zamówimy coś, to może opowiesz mi, jak mija ci dzień w pracy? — zapytał, gdy weszli do środka i zajęli wolne miejsce. Starał się pamiętać, że dla Alexandry takie gesty miały znaczenie, w końcu sama wspomniała o tym zeszłej nocy. Edward nie był szczególnie wylewny w uczuciach, ale zwracał uwagę na drobne rzeczy i starał się je zapamiętywać.
Czekając na kelnerkę – tę samą, która często go obsługiwała, gdy pojawiał się w tym miejscu — dyskretnie obserwował Alexandrę. Dostrzegał, jak piękne i delikatne ma rysy twarzy. Zauważył, że jej usta układały się w urokliwy uśmiech, a jej blond włosy były gładkie i lśniące. Każda część Alexandry Collins była piękna i spowodowało to, że serce zabiło mu odrobinę mocniej.
♥️
Chociaż wcale nie było jego planem zabrać ją w miejsce, z którymi miała wiele miłych wspomnień, to cieszył się, że właśnie tak wyszło. Zobaczył ją z innej strony – kobiety, która swego czasu była nastolatką, taką jak każda inna, spotykała się ze swoimi przyjaciółmi i przeżywała radosne chwile, które stały się jej dobrymi wspomnieniami. Na samą myśl o tym coś ścisnęło go w gardle, bo nie potrafił sobie przypomnieć, czy on sam miał takie wspomnienia ze swojej młodości. To prawda, że w czasach szkolnych był tym popularnym Murray’em, za którym szalały dziewczyny, zapraszali go na każde imprezy, a na przerwach spędzał czas z tymi, którzy tworzyli zgraną, popularną ekipę. Jednak już w czasach młodzieńczych był tak pochłonięty oczekiwaniami ojca, że najwidoczniej nie skupił się na tym, by cieszyć się beztroskimi, może i nawet głupimi chwilami, które teraz byłyby dla niego wyjątkowymi wspomnieniami.
OdpowiedzUsuńMiłym było zobaczyć zdjęcie Alex ze swoimi szkolnymi przyjaciółkami. Pokazując mu to, co wisiało na ścianie i opisując, jakie wiązała z tym wspomnienia, nieświadomie pomogła mu zrozumieć, że wcale nie był tak dobrym obserwatorem, jak mogło mu się zdawać. Bywał tutaj często, ale w wyniku swojego pochłonięcia sobą, nigdy nie zwrócił uwagę na zdjęcia ludzi wiszące na ścianie wskazanej mu przez Alex.
Kelnerka pojawiła się tak nagle, że w przypływie jednej chwili wyrwała Edwarda od własnych przemyśleń i zagłębienia się w słuchanie Alexandry Collins. Sytuacja, która miała miejsce zaraz po tym, była dla niego swoistym doświadczeniem. Brunet oglądał, jak jego narzeczona wstaje i serdecznie przytula Panią Donovan, która – jak się domyślał – była właśnie tą wspomnianą mamą jej koleżanki z liceum. Zwykle takie sytuacje go drażniły i wprowadzały w zakłopotanie, bowiem nie lubił chwil, kiedy jego otoczenie stawało się chaotyczne czy też nieprzewidywalne… Dla innych było to wyrazem piękna faktu, jaki świat jest mały i jak zaskakujący. Dla niego raczej przypominało to wytrącenie z równowagi i zagubienie toru swojej ukierunkowanej drogi. Tutaj jednak było inaczej. Było to dla niego rozczulającym, choć zdecydowanie niecodziennym widokiem, widzieć jak Alexandra rozluźnia się i pozwala na swobodę i naturalność. Nie był zaskoczony, ponieważ Pani Donovan, naprawdę urocza i ciepła kobieta, zawsze wprowadzała do tego miejsca poczucie normalności – tej, którą Edward tak bardzo pragnął, a tak rzadko doświadczał w swojej codzienności. Alex w swoim życiu pewnie nie raz doświadczyła tego ze strony tej kobiety. Na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, a on przyłapał się na tym, że dziejąca się przed nim scena przyniosła mu pokłady ogromnej radości. Gdy jednak Alexandra przedstawiała go jako swojego narzeczonego, poczuł lekkie ukłucie… Speszył się, czując mieszankę pewnej nieswojości, lecz również nieznanej mu dotąd dumy. Jego starannie kontrolowany świat nagle stał się jeszcze bardziej publiczny, bo przecież to właśnie tutaj uciekał od wszystkiego, w tym od związku z Alexandrą. A teraz sam ją tutaj przyprowadził, czując uderzenie gorąca na dźwięk słów mój narzeczony. Mimo to, skinął głową z szacunkiem, gdy Pani Donovan śmiało wspomniała, że doskonale się znają, a jej pytanie o wybór posiłku wywołał subtelny, lecz autentyczny uśmiech na jego twarzy. Pomimo całego zamieszania związanego z zaręczynami i plotkami, w tej chwili to miejsce dawało mu – i Alexandrze – chwilę spokoju.
— Myślę, że dziś zostanę przy omlecie, dziękuję — odpowiedział łagodnie, rzucając Alex krótkie, ale ciepłe spojrzenie. Chociaż zarówno całe Camden, jak i Mariesville, mówiło o ich zaręczynach, to w tamtej chwili czuł, że są dwojgiem zwyczajnych ludzi w uroczym lokalu i ta wizja bardzo mu się podobała.
UsuńKobieta odeszła z ich zamówieniami, lecz nie był to koniec wrażeń. Alexandra miała swój własny plan, a Edward obserwował, jak go realizuje. Miał mieszane uczucia, gdy robiła im zdjęcie. Nie był na nią zły, ale zdecydowanie nie był wielkim fanem takich spontanicznych chwil, w których tracił kontrolę nad tym jak wygląda czy co robi. Być może to właśnie dlatego miał tak mało zdjęć? Niemniej, jego uczucia szybko uległy lekkiej zmianie, gdy Alexandra wspomniała o ich dzieciach. Poczuł coś dziwnego – coś, co sprawiło, że przez chwilę odwrócił wzrok, a potem uśmiechnął się lekko, choć z dystansem. Wizja dzieci była bliską, nieuniknioną przyszłością. Teraz jednak Alex była w swoim własnym świecie, spontaniczna i pełna życia. Było to dla niego czymś nowym oraz niemałym zaskoczeniem, lecz nie mógł zaprzeczyć, że jej energia w jakiś sposób go fascynowała.
— Pięknie — powiedział cicho, gdy zobaczył zdjęcie. Patrzył na ich uśmiechy z polaroidu. Scena wyglądała obco, wręcz idyllicznie, ale w głębi czuł coś zupełnie innego. Miał wrażenie, że jeśli tylko dałby temu szansę, takie uśmiechy i bliskie chwile stałyby się ich codziennością.
Po chwili jednak oderwał się od swoich przemyśleń, skupiając swoją uwagę na Alexandrze i jej dniu. Było mu szkoda, że nawet w pracy nie mogła uciec od tego wszystkiego. Ludzie zawsze mówili i to było nieuniknione. On zdążył się do tego przyzwyczaić, ona zapewne też, ale dopiero teraz zaczął się zastanawiać, czy ta nieustanna uwaga nie przytłaczała jej? Szczególnie w pracy, gdzie przecież miała prawo odpocząć od swojego codziennego życia. Edward domyślał się, że szpital był dla Collins odskocznią. Było ją stać na to, żeby nie pracować… W zasadzie, nie zaskoczyłby się, gdyby jego przyszły teść w jakiś sposób naciskał go na to, aby po ślubie Alex skupiła się na domowym życiu, kontrolując wyłącznie ich rodzinny interes. Może z czasem chciałby zaangażować w to Edwarda, skoro od kilkunastu lat tak bardzo zależało jego ojcu i Richardowi na połączenie ich królestw. Murray jednak nie potrafił wyobrazić sobie, że mógłby to zrobić Alexandrze. Chciał, aby dalej się rozwijała; już i tak stał się jej przeszkodą, dlaczego zatem miałby to pogorszyć jeszcze bardziej?
— Royals — prychnął pod nosem i roześmiał się, kręcąc głową. — Nieźle cię nazwali — odpowiedział z lekko kpiącym uśmiechem, opierając się wygodniej na krześle. Może zazdroszczą, że jesteś moją księżniczką?, pomyślał mimowolnie. Gdy to zrozumiał, mimowolnie odchrząknął i odwrócił wzrok.
— Mój dzień? — powtórzył za nią, zaskoczony. Wciąż nie potrafił przyzwyczaić się do tego, że naprawdę ją to interesowało. — Hmm… Jak zawsze, bez szczególnych atrakcji. Dzisiaj dużo rozmów z Atlantą, ale mogło być gorzej — powiedział, uśmiechając się delikatnie. — Trochę myślałem o twojej propozycji… Jeśli bardzo ci zależy, to możemy w ten weekend jechać do tego domku. Mam akurat mniej zajęć… — powiedział niepewnie. Kłamał. Miał być zarobiony i przeładowany pracą, tak jak zawsze. Z jakiegoś jednak powodu znajdował większą swobodę w okłamaniu Alexandry niż powiedzeniu wprost jestem gotów poświęcić ci więcej czasu. Szczerość była niewątpliwie przerażająca dla Edwarda Murraya, a szczególnie szczerość, którą miałby pokazać Alexandrze.
♥️
Znajdziesz czas na szybki wypad ze mną?
OdpowiedzUsuńPoczuł, jak uderza w niego fala gorąca w efekcie zakłopotania. Cóż, właśnie jej zaproponował wspólny wyjazd, więc tak – chciał znaleźć czas. To nie była spontaniczna decyzja, naprawdę o tym myślał i zrozumiał, że jest to wybór, którego chce dokonać. Edwardowi daleko było do nieprzewidywalności i spontaniczności. Każdy jego ruch był idealnie wywarzony, przemyślany i zaplanowany. Dla większości takie życie mogło wydawać się nudne, sztywne i przytłaczające, ale on znajdywał kojące poczucie spokoju w tym swoim kontrolowaniu wszystkiego. Teraz jednak, będąc tutaj z Alexandrą Collins, swoją narzeczoną, panowanie nad wszystkim wymykało mu się spod kontroli, i w pewien sposób było w tym coś pięknego.
Obserwował Alexandrę, jak gdyby chcąc odczytać jej myśli. Zachowywała się inaczej; cały czas była uśmiechnięta, tryskała energią i emanowała radością. Był to niecodzienny widok, ale budził w nim wiele ciepłych uczuć. Mogło go to irytować, bo wprowadzało element chaosu w jego starannie zaplanowaną codzienność, jednak wcale tak nie było. To było tylko kilkanaście godzin, a Edward siedząc naprzeciwko niej w Sunny’s, zaczął zdawać sobie sprawę, jak ta jej swoboda i radość zaczęła mu się podobać.
— No, cóż, tak — odparł zakłopotany. Jej pytanie o wyjazd było niczym kolejne wyzwanie. Wysoce możliwe, że w normalnych okolicznościach nigdy by się na to nie zgodził, a już tym bardziej sam nie wyszedłby z taką inicjatywą. Jednak teraz, patrząc na jej zaskoczony, a jednocześnie pełen nadziei wyraz twarzy, zrozumiał że coś się w nim zmieniło. Być może stało się to zeszłej nocy, gdy udało im się przełamać pewne emocjonalne lody; albo wtedy, gdy Max zbyt bardzo wszedł butami w jego życie, uświadamiając mu, że wyrzuty sumienia nie pozwalają mu skupić się na innej kobiecie niż Alexandrze Collins. A może stało się to już dawno, tylko dopiero teraz zaczynał to akceptować?
Spojrzał na jej rękę delikatnie spoczywającą na jego dłoni. Jej dotyk budził w nim gamę zupełnie nowych emocji – takich, które Alexandra nigdy przecież nie miała w nim wzbudzić, a właśnie to robiła. Każdy jej ruch wywraca jego umysł do góry nogami, rozbijał to, co dotychczas było mu znane i wygodne. Miał chęć chwycić jej dłoń i nie puszczać, jak gdyby w obawie, że za moment miałoby coś się zmienić. Co ty ze mną wyprawiasz, Alexandro Collins? — zapytał sam siebie w myślach, mimowolnie powoli przeciągając palcami po ustach w geście zastanowienia. Meksyk wydawał się tak odległy od jego uporządkowanego świata, a jednocześnie kusząco bliski, bo właśnie tam mógłby uciec z nią od swoich obowiązków, od planów, od rutyny… I naprawdę wyjątkowo mocno chciał zobaczyć, dokąd ich to zaprowadzi.
— Możesz śmiało zarezerwować lot — odpowiedział spokojnie, z delikatnym uśmiechem na twarzy, choć w środku czuł, że to była jedna z najbardziej nieplanowanych decyzji w jego życiu. W rzeczywistości raczej oboje wiedzieli, że to było coś więcej niż tylko spontaniczny wypad – to był ich test, jak i szansa na coś innego, może nawet lepszego. Edward nigdy nie potrafił wprost przyznać samemu sobie, że zasługiwał na prawdziwe, nieudawane szczęście. Dlaczego nie mógł spróbować znaleźć go właśnie przy niej?
Zaczynam lubić twój dotyk, pomyślał, gdy w dalszym ciągu czuł ciepło dłoni Alexandry na swojej. Mogło trwać to nieustannie, ale nie powinno. Delikatnie oswobodził rękę, opuszczając wzrok, który następnie wbił w posiłek, który przed chwilą przyniosła Pani Donovan. W jego żołądku od nadmiaru emocji działy się rewolucje, a powoli zbliżało się do tego, by i jego umysł przeżywał to samo.
Usuń— Po prostu potrzebuję odpoczynku, naprawdę wiele się dzieje, a w domu dalej jest nieporządek. Doprowadza mnie to do szaleństwa, nie umiem się uspokoić i opanować, gdy wokół mnie nie ma porządku — wyjaśnił, zbierając się do spożycia swojego lunchu. Skłamał, znów. Prawdą było, że ich dom aktualnie nie przypominał jego oazy spokoju, a raczej wzbudzał w nim stres i obawy, bo nienawidził bałaganu. Nie było to jednak prawdziwym powodem, dla którego chciał jechać chociaż na jeden weekend do Meksyku. W rzeczywistości chciał spędzić czas z Alexandrą, zobaczyć ją z dala od tego wszystkiego, co ich otaczało i wynagrodzić lata pokornego podporządkowania oczekiwaniom innych. Tak, bał się cholernie; bał się, że jeszcze głębiej dostrzeże piękno i niepowtarzalność Alexandry Collins; bał się, że rozbudzi w sobie namiętne pragnienia, które gdy zapłoną już raz, stają się uzależniające. Bał się, że jego serce poczuje coś więcej, a on nie będzie potrafił oprzeć się Alexandrze – kobiecie, przy której nikt nie przechodzi obojętnie. Prawdę mówiąc, był przerażony. Zastanawiał się, czy blondynka podświadomie liczy na coś więcej niż tylko weekendowy wypad. Paraliżowało go to, bo wiedział, że jeśli pozwoli sobie na cokolwiek więcej, niż już zrobił, nie będzie już odwrotu.
— Wiesz… — zaczął, próbując wybrać odpowiednie słowa. Musiał to idealnie rozplanować, nie mógł przecież iść na żywioł. Czuł jednak, że każdy jego ruch zdradzał więcej, niż chciał. — Myślę, że oboje potrzebujemy odrobiny wytchnienia, pewnie się zgodzisz. A ten wyjazd może być dobrym miejscem, żeby... — Zawiesił głos, nie wiedząc, jak dokończyć myśl bez zdradzania swoich lęków, ale również… pragnień. — Cóż, choćby na chwilę się wyłączyć — dokończył. Wiedział, że Alexandra zasługiwała na więcej, a ten wyjazd mógł pokazać mu, że w końcu powinien przestać się bać i pozwolić sobie czuć. Tak, w pewnym stopniu chciał uciec od obowiązków i od bałaganu w domu, ale teraz, w tej chwili, zdał sobie sprawę, że ten wyjazd będzie zderzeniem z prawdą, przed którą przez lata uciekał. Już w tamtej chwili, z każdą mijającą godziną, stawało się coraz trudniejsze utrzymywanie tego muru, który tak starannie wokół siebie zbudował. Wystarczyło, by otworzył się przed nią tylko trochę, a mur zaczynał kruszeć. I to go przerażało najbardziej.
— Będzie miło, prawda? — spojrzał jej głęboko w oczy. Wiedział, że jeśli raz pójdzie w tę stronę, to cały ten chłodny, formalny układ może się zmienić i stać czymś więcej. Było to przerażającą i chaotyczną wizją, lecz gdzieś głęboko w środku pragnął tej zmiany bardziej niż czegokolwiek innego.
♥️
Edward zawsze działał w oparciu o precyzyjne, wręcz pragmatyczne kalkulacje i racjonalne decyzje. Żyjąc w swoim własnym świecie, gdzie każdy krok miał przewidywalne, często nieuniknione konsekwencje, odczuwał poczucie kontroli i bezpieczeństwa. Relacja z Alexandrą była oparta na wyraźnych granicach i chłodnej rutynie, które od początku zdawały się być dla niego wygodnym układem, a w głębi serca zawsze liczył, że również dla niej. Miała swobodę działania, tak jak on, dopóki spełniali swoje role, nigdy nie wychodząc poza wyznaczone ramy. Nie było żadnych nieprzewidzianych uczuć, a tym samym – żadnych komplikacji. Unikał sytuacji pobudzanych emocjami, bo wiedział, że uczucia potrafią zaślepić, a on przecież nie mógł sobie na to pozwolić. Całe jego życie było zaplanowane, wręcz rozpisane jak na mapie, na której znajdowały się wyraźne linie granic. Emocje były chaotyczne i zbyt niepewne, a pozwalając sobie na ich głębsze odczuwanie, straciłby to, co miał najlepszego – zdolność trzeźwego osądu i poczucie kontroli.
OdpowiedzUsuńJednak z dniem, gdy zobaczył Wynn i otworzył drzwi do świata, z którego nie było już ucieczki, zaczynał rozumieć niewygodną prawdę – nie będzie szczęśliwy dopóki nie wyjdzie z własnej strefy komfortu. Jeszcze kilkanaście godzin wcześniej w jego głowie kiełkowała nadzieja, że to właśnie Wynonna pozwoli mu zasmakować rzeczywistego szczęścia, będąc dla niego symbolem swobody i wolności. Nie był jednak świadom, że przez te dziesięć lat jego dusza połączyła się z duszą Alexandry Collins. Mógł zagłuszać głos swojego serca, bić się z własnymi myślami i odciągając siebie od drogi prowadzącej do Alexandry, ale w końcu musiało się to skończyć. Wydarzyło się to tak nagle i niespodziewanie, że rzeczywiście budziło to w nim swoisty niepokój. Nie był to jednak taki niepokój, który pojawiał się w nim przy złych inwestycjach czy trudnych negocjacjach, lecz ten, który budzi się w człowieku, gdy rzeczywistość zaczyna wymykać się spod kontroli i zmieniać swoje barwy. Zeszłej nocy dopuścił do tego, by Alexandra nie była już tylko częścią układu, który oboje doskonale rozumieli. Wpuścił ją do swojego świata, powodując, że teraz wszystko mogło stać się zagadką – emocjonalną i nieprzewidywalną.
Ta zagadka była jednak warta rozwiązania, bo coś w Alexandrze zaczynało go fascynować. To samo, co przez dziesięć lat ignorował, a teraz im dłużej spędzał z nią czas, tym bardziej to uczucie się nasilało. Patrząc na nią, widział już nie tylko kobietę, z którą dzielił dekadę swojego życia, ale również kogoś, kto mógł stać się z jego największym, lecz najpiękniejszym wyzwaniem.
Patrzył na nią, słuchając jak mówi o Meksyku z tym widocznym błyskiem jej błękitnych oczy, które przykuły jego uwagę bardziej, niż by tego chciał. Przez lata nigdy nie spędzali czasu, tak jak teraz, bo oboje wiedzieli, jakie role im narzucono. Alexandra przyjęła to z godnością, podczas gdy on czuł się, jak gdyby skuto go w kajdany. Ale teraz, kiedy Alexandra świadomie, bądź też nie, okazywała pragnienie zbliżenia się do niego, coś w nim zaczęło się zmieniać – zaczynał rozumieć, że być może to on nałożył na siebie te nieszczęsne kajdany.
— Oczywiście, ufam ci, Alexandro. Zaplanuj wszystko tak, jak tego chcesz — powiedział, posyłając jej ciepły uśmiech. To nie było dla niego typowe, ale przecież Alexandra jako jedna z niewielu tak naprawdę nigdy nie zawiodła jego zaufania i w końcu zaczynał to rozumieć. — A jeśli chodzi o nasz dom, zgadzam się. Anna cały czas wierci mi w głowie, aby tak zrobić i chyba rzeczywiście tak będzie — zgodził się, przytakując. Wziął pierwsze kęsy omletu – smakował tak dobrze, jak zawsze, gdy tu jadał. Edward może nie był typem człowieka, który rozpływał się nad takimi kwestiami, jak dobry posiłek. Małe rzeczy raczej nie budziły w nim większego poczucia satysfakcji i radości. Natomiast zdecydowanie cenił sobie spożywanie posiłku w dobrej, spokojnej atmosferze. I jeszcze jakiś czas temu nie sądziłby, że tak bardzo relaksujące może okazać się spożywanie posiłku z narzeczoną.
UsuńOparł się wygodniej w swoim miejscu, nie potrafiąc oderwać spojrzenia od Alexandry. Czuł to samo napięcie co ona. Podświadomie, gdzieś w tyle głowy, zastanawiał się, czy to co działo się między nimi, mogło być prawdziwe?
Gdy usłyszał jej słowa o plaży, kąpielówkach i potarganych włosach, nie mógł powstrzymać krótkiego roześmiania się.
— To chyba pierwszy raz, kiedy widzę cię tak podekscytowaną — powiedział, a w jego głosie zabrzmiał delikatny ton rozbawienia. Wspomniany przez nią widok dla niego był niemal abstrakcyjny. Szybko jednak dotarło do niego, że i on będzie oglądał niecodzienny widok – zrelaksowaną Alexandrę Collins, w eleganckim stroju kąpielowym, podkreślającym jej piękne ciało. Niemal się zakrztusił, gdy przyłapał siebie samego na tej myśli. Odchrząknął i na chwilę odwrócił wzrok.
— Zaskoczę cię jeszcze bardziej… — zaczął po chwili krótkiej ciszy — Ale naprawdę nie mogę się doczekać, jak w końcu odłożę telefon, odpocznę od Harolda i będę odcięty od tego całego świata — wyznał, znów kierując na nią wzrok. Być może zdecydował się na ten wyjazd również dlatego, bo podświadomie wiedział, że ten wyjazd będzie dla nich kluczowy – nie tylko jako chwilowy odpoczynek od wszystkiego, ale jako coś, co mogłoby na nowo zdefiniować ich życie.
♥️
— To ja dziękuję, że poświęciłaś mi czas, Alexandro, to dla mnie bardzo ważne — odpowiedział z ciepłym uśmiechem na twarzy. Nie kłamał. Czas spędzony z Alexandrą był dla niego naprawdę wartościowy. Uświadomił mu, że wiele można zmienić, a uczucia, które wcześniej udawał przed innymi, mogą stać się rzeczywistością. Nie musiał już dłużej uciekać myślami do innej kobiety ani szukać tego, czego mu brakowało, gdzie indziej. Najwidoczniej wszystko to było bliżej niż kiedykolwiek mu się zdawało – u Alexandry Collins.
OdpowiedzUsuńWyszli razem, a droga do szpitala minęła w ciepłej atmosferze. Pod szpitalem jego narzeczona znowu go zaskoczyła, składając pocałunek na jego policzku. To był niewinny gest, ale tak niecodzienny i nowy, że budził w nim gamę silnych emocji. Alexandra zaczęła działać na niego elektryzująco, co było niezwykle onieśmielające. Sam nie wiedział, kiedy na jego twarzy pojawił się uśmiech, a już zdecydowanie nie miał pojęcia, kiedy zszedł.
Po ich pożegnaniu wykonał kilka telefonów. Miał jechać do firmy, ale ojciec dał mu znać, że dziś ma cały dzień wolny. To było dla niego niecodzienne, nie prosił przecież swojego ojca o takie rzeczy. Jego rzeczywistość ulegała zmianie, lecz z jakiegoś powodu wcale mu to nie przeszkadzało.
Postanowił zatem wybrać się do Maxa, by móc złożyć mu niespodziewaną wizytę w pracy. Gdy tylko wszedł do gabinetu, szybko znalazł okazję, by opowiedzieć Maxowi o tym, co działo się po powrocie z przyjęcia, o ich szczerej rozmowie i bliskości, o tym uroczym lunchu oraz jej kolejnym pocałunku w policzek. To wszystko było dla Edwarda ekscytujące.
— Będziemy też w weekend razem jechać do Meksyku — dodał spokojnie, choć czuł, jak w jego sercu rośnie nieśmiała radość na myśl o wspólnej podróży.
— Cóż, to brzmi jak coś poważnego — powiedział, uśmiechając się delikatnie — A co z tym, co mówiłem? — zapytał, wracając do tamtej feralnej rozmowy. Edward wzruszył ramionami.
— Myślę, że mogę to zignorować.
— Skoro tego chcesz.
Edward spojrzał na swojego przyjaciela, zdezorientowany. Co to miało znaczyć? Max zawsze był bezpośredni, nigdy nie owijał w bawełnę. Lubował się w wyrażaniu swojej opinii, nawet kiedy nikt o nią nie prosił, a jego impulsywność była jego cechą charakterystyczną. Bywał przemądrzały i miał zdanie na każdy temat, dlatego też właśnie z tego powodu Edward poczuł się sfrustrowany. Ta odpowiedź – obojętna, mimo że głos Maxa nie zdradzał braku zainteresowania – wywołała w nim niepokój i urazę.
— Co to znaczy? — zapytał Edward, patrząc na niego przenikliwie. Nie mógł przecież zostawić tego bez wyjaśnienia. Właśnie zdobył się na odwagę, by wyznać, że noc z Alexandrą zmieniła wszystko, że razem jadą do Meksyku, zaś tamta kobieta już się nie liczy. A Max odpowiedział tylko skoro tego chcesz?
— To znaczy, że to twoja decyzja. Jeśli tego chcesz, to najważniejsze — odpowiedział Max, dopijając resztkę kawy. Jego słowa brzmiały neutralnie, a nawet życzliwie, ale Edward natychmiast wyczuł fałsz. Max kłamał.
— Jasne, obaj wiemy, że o to chodzi — wymamrotał Edward, unosząc brew i spoglądając gdzieś indziej, tylko nie na swojego przyjaciela. Był rozczarowany. Max mógł po prostu powiedzieć, co naprawdę myśli. Zawsze to robił. Dlaczego nie teraz?
Zapadła cisza, napięta i ciężka. Edward przesuwał wzrokiem po biurze, podczas gdy Max kątem oka obserwował go z boku.
— Dobrze — powiedział Max po dłuższej chwili, prostując się i spoglądając na Edwarda z tą typową dla siebie pewnością siebie. — Sądzę, że ściemniasz, przede wszystkim sam przed sobą. Dobrze wiesz, że kierują tobą wyrzuty sumienia, a nie jakieś ciepłe uczucia względem Alexandry. Zastanów się, czy naprawdę chcesz ją zranić tym wyjazdem — wyjaśnił, po czym jak gdyby nigdy nic wrócił do grzebania w laptopie. Murray patrzył na niego z niedowierzaniem. Te słowa uderzyły w niego swoją brutalną szczerością — równie bolesną, co potrzebną.
Jeździł po całym Mariesville tak bez większego celu. Mógł już dawno wrócić do domu, ale tego nie zrobił, bo wiedział, że była tam Alexandra. Prawdopodobnie szykowała ich już do wyjazdu, który był bliżej niż dalej. Przed oczami cały czas odtwarzał mu się obraz jej radosnej twarzy, kiedy byli razem na lunchu w Sunny’s. Był na siebie wściekły. Co jeśli Max miał rację? Znał go jak nikt inny, miał zatem powody, by zalozyc, a nawet być przekonanym, że Edward okłamywał siebie i Alexandrę. Coś w tym było. Przecież gdyby miały rozwinąć się między nimi pewne uczucia, to byłoby już tak dawno, a nie teraz po dziesięciu latach. W jego uszach cały czas brzmiały słowa jego przyjaciela; trafił w czuły punkt. Edward panicznie obawiał się, że zainteresowanie, którym obdarzył Alexandrę, miało na celu uciszyć wyrzuty sumienia; wyrzuty, które były w stanie go pożreć, bo Alex była wspaniałą kobietą i nie zasługiwała na życie w takiej rzeczywistości, jaką zgotowali jej ich rodzice, ale również on – Edward Murray.
UsuńPodjechał pod dom późną nocą. Alexandra z pewnością już spała, gdy on po cichu wchodził do domu, jak gdyby pragnął przejść niezauważony, bo w każdej chwili mogło dojść do konfrontacji. Jesteś już? Czy wszystko dobrze? Przerażała go mysl, że Alexandra mogłaby się pojawić i o go zapytać. Tak jednak wcale się nie stało. Z ulgą więc wszedł do kuchni, chcąc posilić się szklanką wody, by następnie przygotować sobie zioła, które czasami pomagały mu zasypiać. Szybko jednak zauważył bilety z namalowaną radosną buźką. Wziął je w ręce i poczuł, jak na jego twarz wkrada się cień delikatnego uśmiechu. I w tamtej chwili nareszcie pojął ważna prawdę – Max mógł się przecież mylić. Mógł nie mieć racji i kierować się tendencyjnym myśleniem, nie dopuszczając do siebie myśli, że jego drogi przyjaciel ostatecznie był w stanie pokochać Alexandrę Collins. Bo jak inaczej wyjaśnić ten dreszcz, który poczuł, gdy znów musnęła ustami jego policzek? Jak wyjaśnić to, że w zamian wolałby poczuć smak jej ust na swoich? Max mówił bezmyślnie, zaślepiony swoimi poglądami i przemyśleniami, podczas gdy to Edward przeżywał każdą z tych chwil. I chciał jechać do Cabo San Lucas, bo wierzył, że właśnie to będzie dla nich dobrym rozwiązaniem na nowy, świeży start.
Do sypialni więc wybrał się już bez żadnych obaw, bez tamtej kobiety w swojej umyśle, a z poczuciem, że przy Alexandrze może i nawet ta cała szopka stanie się dla nich ich własna, piękną normalnością. Zasnął, rozmyślając, jakby było leżeć z nią teraz w jednym łóżku.
Obudził się dużo szybciej niż zwykle, z werwą doprowadzając się do porządku, by móc zejść do kuchni. Nawet w obliczu najprostszych codziennych czynności lubił wyglądać schludnie i elegancko. Tego ranka założył dopasowaną białą koszulę z długim rękawem, czarne chinosy i dobrze skrojone mokasyny, które dodawały mu pewności siebie. Na nadgarstku błyszczał ten sam zegarek, co wczoraj. Wszedł do kuchni z telefonem przy uchu, będąc na połączeniu z ojcem. Nie musiał prosić długo o weekendowe zastępstwo; Harold z radością zgodził się pomóc synowi i przyszłej synowej, a ich rozmowa zakończyła się szybko, bez zbędnych pytań. Wyłączył więc na pewien czas telefon, nie chcąc, aby cokolwiek rozpraszało go podczas przygotowywania śniadania dla Alexandry. Choć nie był wybitnym kucharzem, jego mama, Eleanor, nauczyła go kilku prostych przepisów, które zawsze się sprawdzały. Tym razem postanowił zrobić jajecznicę z ziołami i tosty, starając się przy tym, aby wszystko wyglądało apetycznie.
Kiedy Alex weszła do kuchni, wszystko było już prawie gotowe. W pierwszej chwili poczuł się onieśmielony, delikatnie skrępowany jej obecnością, ale gdy spojrzał na nią, wszystkie obawy zniknęły. Na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech, a on sam podszedł do Alexandry. Max się mylił. To nie były wyrzuty sumienia – Edward chciał dać im szansę i kontynuować rozwijanie uczuć, które między nimi narastały.
Usuń— Cześć, zrobiłem ci śniadanie — oświadczył, delikatnie przesuwając kosmyk jej blond włosów za ucho. Te gesty były dla niego wyzwaniem, ale ostatnie dwa dni pokazały, że Alexandra była warta każdego momentu, gdy wychodził ze swojej strefy komfortu. — Z chęcią zjadłbym z tobą, ale dzisiaj muszę być szybciej w firmie. Zobaczymy się później w domu, dobrze? I ustalimy resztę planu — dodał, po czym zebrał się na odwagę i złożył pocałunek na jej czole. — Miłego dnia, Alexandro — powiedział cicho, patrząc jej w oczy, po czym wziął swój telefon i klucze od samochodu, kierując się w stronę wyjścia. Mógł w spokoju zacząć odliczać czas do ich wyjazdu.
♥️
Siedział w samochodzie, patrząc na ciemniejący horyzont, zanim w końcu przeniósł wzrok na dom, który z zewnątrz emanował elegancją i surowym pięknem. Jeszcze kilka dni temu wracał tutaj z frustracją, jak gdyby coś go w tym miejscu więziło. Przeprowadzka z Orchard Heights miała odmienić jego życie, ale w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło. Chaos i bałagan w środku były odzwierciedleniem jego wewnętrznego stanu.
OdpowiedzUsuńDziś jednak patrzył na ten dom inaczej. W końcu dostrzegł, że to miejsce mogło stać się ich domem. Ta myśl dodała mu energii, tak wielkiej, że pomimo długiego dnia pełnego spotkań biznesowych, znalazł chwilę, by zadzwonić do Bena. Ben był jego zaufanym architektem, który od lat pomagał jego rodzinie w renowacjach nieruchomości. Umówił się z nim na spotkanie zaraz po powrocie z Meksyku. Dom potrzebował odświeżenia, a także dobrze przemyślanego rozkładu pomieszczeń. Pomyślał o tym, że Alexandra przecież zasługuje na miejsce, w którym będzie czuła się ciepło i bezpiecznie, tak samo jak jego matka czuła się w ich rodzinnym domu. A z wizją przyszłości, gdzie przecież pojawiają się wkrótce dzieci, tym bardziej musiał i chciał przystosować ten dom dla swojej przyszłej rodziny.
Poczuł, jak w żołądku coś go ściska. Sama myśl o tym doprowadzała go do specyficznych, bardzo przytłaczających uczuć, choć niekoniecznie negatywnych. Nawet jeśli słowa Maxa wracały do niego jak bumerang, to nie potrafiły wyrzucić z niego tej cichej, nieśmiałej radości, która pojawiła się w jego sercu, gdy uświadomił sobie, że w domu czeka na niego jego urocza narzeczona.
Zamknął drzwi auta i głęboko wciągnął chłodne, wieczorne powietrze, czując, jak rozluźnia się po męczącym dniu. Powoli skierował się w stronę drzwi. Mahoniowy próg domu, w którym zamieszkał z Alexandrą, zaczynał przestawać być miejscem, które było chłodne i pełne niewypowiedzianych słów. Edward odblokował zamek i wszedł do środka, rozpinając marynarkę i wieszając ją na najbliższym wieszaku. Powitała go cisza. Nie było to niczym nowym, ale tym razem to właśnie on był inny niż zawsze – szukał Alexandry, tak bardzo chcąc ją zobaczyć.
Rozglądając się po pustym holu, zsunął buty i przeszedł do salonu. Zobaczył przez okno, że Alexandra jest na tarasie. W dłoni trzymała kieliszek wina, a jej stopy delikatnie spoczywały na sofie. Wydawała się zrelaksowana, z twarzą zwróconą ku ciemniejącemu niebu. Zatrzymał się na moment w drzwiach, obserwując ją w tej chwili spokoju. Było coś uspokajającego w tym widoku – coś, co odepchnęło wszelkie wątpliwości. Kobieta, którą obserwował, miała być jego żoną i matką jego przyszłych dzieci. Jeszcze wcześniej traktował to jako umowę, chłodny i bezuczuciowy kontrakt. Teraz jednak, patrząc na nią, nie czuł już tych samych emocji. Myślał o tym, jak przez te ostatnie dziesięć lat pokazywała raz po raz, że jest niesamowitą kobietą, a on dostrzegł to dopiero teraz. Alexandra Collins mogła stać się jego domem, bezpieczną przystanią i miłością jego życia. To przy niej mógł nauczyć się odpuszczania pewnej miary kontroli i czerpania radości z niespodzianek dnia jutrzejszego. Alexandra była niczym jesienny wiatr, który delikatnie unosi złote liście, niosąc je ku nieznanej przyszłości – niespodziewana, ale pełna wdzięku, potrafiąca wprowadzić harmonię tam, gdzie panował chaos. I chyba właśnie tego w rzeczywistości potrzebował.
— Spędziłaś miło dzień? — zapytał, wchodząc na taras i zajmując miejsce obok niej. Delikatnie ułożył jej nogi na swoich kolanach i zaczął gładzić jej stopy, odczuwając spokój i bliskość, które jeszcze niedawno wydawały się tak odległe. Zaczął dostrzegać wyjątkowość i piękno prostych, lecz jakże romantycznych gestów. Było to niezwykle niesamowitym uczuciem czuć radość z tak drobnych sytuacji, które jednak zbliżały a nie dzieliły.
UsuńObserwował jej twarz, szukając na niej emocji, które mogłyby zdradzić jej myśli, nie do końca będąc świadomym jak bardzo karmił swój wzrok jej pięknem. I to wcale nie tak, że nigdy tego nie robił. Alexandra była piękna, miała wręcz idealne rysy twarzy. Jej uśmiech był zniewalający, a wzrok błękitnych oczu hipnotyzował. Miała wspaniałą sylwetkę i był przekonany, że większość mężczyzn oglądało się za nią. Często zdarzało się, że ją obserwował i mimowolnie karmił swój wzrok jej pięknem… Tym razem jednak było inaczej, bo chodziło o coś więcej niż ciało i fizyczne pożądanie. Edward zaczął angażować nie tylko swój umysł, ale i serce. Chciał wierzyć, że to wszystko dzieje się ku dobremu. Miał nadzieję, że to, co działo się teraz między nimi, mogło być początkiem czegoś bardziej trwałego. Czegoś, co nie miało nic wspólnego z obowiązkiem ani z oczekiwaniami – ich miłości. I bal się tego tragicznie, a jego umysł panikował raz po raz, bo gdzie emocje tam nie było kontroli. Nie potrafił jednak przestać, bo jego serce wolało do Alexandry Collins, a on w końcu dopuścił je do głosu.
— Jak się czuje Cornelia? — zapytał cicho, przypominając sobie, że dziś miała się spotkać z jego przyszłą teściową. Pomimo dziesięciu lat ich związku, Edward nie potrafił określić jaka więź łączyła go z Cornelią Collins. Wziął głęboki oddech i opierając się wygodnie, przesunął wzrok swoich brązowych oczu na kieliszek wina, który trzymała w dłoni. — Jadłaś coś czy jesteś na samym śniadaniu z lunchem? — zapytał, a w jego głosie słychać było wyraźną troskę. Sam się tym zaskoczył. Mimo wszystko, zachował fason i dalej gładził nogi Alexandry. Po chwili zdobył się na odwagę i przesunął bliżej niej, drugą dłonią gładząc ją po włosach. Dzięki jej bliskości ciężar dnia zaczął powoli opadać.
— Pięknie wyglądasz — powiedział z delikatnym uśmiechem, wpatrując się w nią i dalej muskając palcami jej lśniące, blond włosy. Myślałem o tobie cały dzień, Alexandro, te słowa dopowiedział sobie już w myślach. Wiedział, że jeszcze długa droga przed nimi, ale zaczynał wierzyć, że to, co budują, ma szansę przetrwać. I choć bał się tego uczucia, czuł, że warto zaryzykować – dla niej. Dla nich.
❤️
Edward był spokojny, zawsze opanowany, z dobrą miną do złej gry. Będąc jedynym synem Harolda Murraya, z całą presją tego duszącego jabłkowego imperium, zdawało się, że nie miał czasu na miłość. Jego życie wolne było od spontaniczności, nieplanowanych wydarzeń i tego, czego nie mógł kontrolować. Nie była to tylko kwestia wychowania, bo przecież jego siostry wcale nie odczuwały tego samego, co on. Edward po prostu taki był, bowiem już jako dziecko odznaczał się zbyt dużą dojrzałością, a większość rzeczy bardziej go przytłaczała niż cieszyła. Nie był jak inne dzieci, nie szalał i nie wracał do domu zabrudzony. Większość czasu spędzał z dorosłymi, tęskno wyglądając za okno, gdy jego kuzyni biegali po ogrodzie, kiedy odwiedzało ich wujostwo. Być może to właśnie dlatego tak bardzo przerażała go radość z prostych rzeczy, a ludzkie, zwyczajne emocje paraliżowały go. Max zawsze powtarzał mu, że choć nie wierzy w miłość, to przecież nie jest możliwe, by będąc ze sobą dziesięć lat i przez prawie dekadę mieszkając pod jednym dachem, nie czuć nic.
OdpowiedzUsuńNajwidoczniej miał racje, bowiem Edward w tym kolejnym ciepłym i rozczulającym dniu z Alexandrą Collins zaczynał rozumieć, że jednak coś czuł. I czuł to, gdy po raz pierwszy zostało sami, bez nikogo wokół. Czuł to, gdy dawała mu do zrozumienia, że jest dla niego wsparciem. Czuł, gdy ojciec wywierał na niego większą presję, a wszystko wokół zdawało się go przytłaczać. Poczuł to nawet wtedy, gdy wyszedł z domu Wynn, czując ciężar na sercu, który pogłębiał sie z dnia na dzień aż w końcu coś w nim pękło. Bo nawet jeśli Max miał racje i kierowały nim wyrzuty sumienia, to czy rzeczywiście było w tym coś złego? Czy nie świadczyło to o tym, że po prostu mu zależało? Bo gdyby chodziło tylko o wyrzuty sumienia i obawy, że Alexandra coś usłyszała, to raczej nie zdecydowałby się na usunięcie numeru Wynn i zamknięcie tego rozdziału w swoim umyśle zanim zdążył się porządnie napisać. Gdyby chodziło tylko o upewnienie, nie jechałby z nią do Cabo San Lucas ani nie spędzał kolejnego wieczoru, obdarzając ją romantycznymi gestami. Mógł przysiąc, że był w stanie oddać część kontroli Alexandrze Collins, bo zaczynał zastanawiać się, czy nie kochał jej już dużo wcześniej, tylko nie potrafił lub nie chciał tego przyznać sam przed sobą.
Na jego twarzy pojawił się delikatny, delikatnie nieśmiały uśmiech, gdy wspomniała o tym, że jego obecność poprawiła jej dzień. Myślał dokładnie tak samo. I to było zdecydowanie coś miłego. Zwykle nie narzekał na swoje dni, życie szło dalej, a on się do tego dostosowywał, nawet jeśli nie zawsze chciał. Odkąd jednak jego relacje z Alexandrą ociepliły się, podobało mu się, jak potrafił zacząć cieszyć się z małych rzeczy.
— Ah… — westchnął, marszcząc brwi. Wesele. No tak. Wszystko działo się tak szybko i ostatnie dni nie przypominały jego dotychczasowego życia. Nie myślał za bardzo o weselu, niemniej nie miał zamiaru pozwolić, żeby to Cornelia kierowała tym dniem. Może wcześniej byłoby to dla niego obojętne, ale teraz wcale tak nie było. — Nie przejmuj się. Nie pozwolę, żeby Cornelia zabrała ci radość z tego dnia — odpowiedział, a po chwili dotarło do niego, co w ogóle powiedział. Z jakiegoś powodu założył, że Alexandra chciała odczuwać radość z tego dnia, ale co jeśli wcale tak nie było? Odchrząknął i zapanował nad swoimi emocjami. To wszystko było nowe, ale nader przyjemne. Bliskość Alexandry była przyjemna i relaksowała go. Mógł trwać w tej chwili cały czas.
OdpowiedzUsuń— No tak, cała Sophie — odparł, marszcząc brwi. Znał przyjaciółkę swojej przyszłej żony, choć nie do końca za nią przebadał. Jej przyjaciel miał z nią niezwykle specyficzną relację, którą zdecydowanie nie pochwalał. Sophie jednak sama w sobie dość mocno działała mu na nerwy. Była przeciwieństwem tego, co było najważniejsze i słuszne w jego życiu. Przeczyła wszystkiemu, co było jego wartością. Czasem zastanawiało go, jak jej przyjaźń z Alexandrą przetrwała tak długo, biorąc pod uwagę, że były tak różne.
Z tego zamyślenia wyrwał go dotyk Alexandry. Splotła ich palce, trzymając jego dłoń. Ten gest wiele dla niego znaczył, wprowadzając w nim kolejną gamę przyjemnych uczuć. Na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, a on naprawdę poczuł jak schodzi z niego napięcie. Rozluźnił się, wszystko dzięki Alexandrze.
— Rozpocząłem, a nawet prawie skończyłem — powiedział, a w jego głosie było słuchać nutę dumy. Miał prawo by tak się czuć, bo kosztowało go to wiele, a taka zmiana na pewno wyjdzie dla niego na plus. Jego terapeutka bardzo długo pracowała nad tym, żeby uczył się sztuki odpuszczania, lecz na próżno. Najwidoczniej była mu potrzebna przez ten cały czas Alexandra, by móc rozpocząć proces harmonizacji swojego życia. — Tata zajmie się resztą, a ja sobie odpuszczę. Postaram się, naprawdę — powiedział i krótko się zaśmiał, bo zrozumiał, jak zabawnie musiało to brzmieć w jego ustach. Przez chwilę trwała bloga cisza. Wykorzystał ją, by móc dyskretnie oglądać swoją narzeczoną. Przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej, tym razem sprawiając, że nie leżała już na sofie tylko w jego objęciach. Spojrzał na jej twarz, przeczesując palcami wolnej dłoni jej lśniące, blond włosy, a drugą dłonią gładząc jej ręce.
— Cieszę się, że jesteś.
♥️
Gdy Alexandra schowała się w jego objęciach, Edward poczuł, jak uderza w niego fala gorąca. To nie było zwykłe pożądanie, ale coś znacznie głębszego i bardziej intymnego. Ciepło, które wypełniło go od środka, przynosiło ukojenie, jakby wszystkie niepokoje i wewnętrzne rozterki, które nosił w sobie przez tak długi czas, na chwilę przestały istnieć. Siedział nieruchomo, delektując się tą chwilą, a jednocześnie obserwując Alexandrę. Bliskość między nimi wydawała się silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Nie chodziło o to, że nigdy wcześniej się nie obejmowali, bo robili to wielokrotnie, ale tym razem wiedział, że było to dla nich – nie dla kogoś innego ani dla świata. Objął ją mocniej, a jego ramiona otuliły jej drobne ciało, które wydawało się idealnie dopasowane do jego. Alexandra była jak brakujący kawałek układanki jego rzeczywistości, który nagle znalazł swoje miejsce. Edward czuł, że ten moment, te subtelne objęcie, to coś więcej niż zwykły gest – to było odnalezienie czegoś, czego długo szukał, nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy. Alexandra była kluczem do jego duszy, do spokoju, którego tak desperacko pragnął.
OdpowiedzUsuńEdward, wciąż gładząc dłonią włosy Alexandry, odetchnął głęboko, jakby każde słowo, które wcześniej wypowiedziała, zapadało w niego coraz głębiej. Miała rację, a ta świadomość spadała na niego z ogromną mocą. Zaufanie… zawsze było dla niego obcym pojęciem, bardziej teorią niż rzeczywistym uczuciem. Zaufanie wymagało odpuszczenia kontroli, a on nie mógł sobie na to pozwolić. Przez całe życie trzymał się kurczowo tej kontroli – nad sobą, nad swoimi emocjami, nad każdym aspektem swojego życia, by zaspokoić oczekiwania, które wydawały się nieustannie nad nim wisieć.
Frances, jego psychoterapeutka, przez lata powtarzała, że brak zaufania to nie tylko problem w relacjach z innymi, ale także z samym sobą. Edward dobrze wiedział, że to prawda, ale nigdy nie mógł tego w pełni zaakceptować. A jednak teraz, w ramionach Alexandry, wszystko zaczynało nabierać sensu. Jej słowa nie były wymówką ani próbą zmiany jego sposobu myślenia, ale cichym zaproszeniem do odnalezienia spokoju. Z nią nie czuł presji, nie czuł potrzeby udawania kogoś innego – mógł być sobą, nawet jeśli to oznaczało, że czasem będzie nieidealny.
Tymczasem wszyscy inni, którzy go otaczali – jego rodzice, przyjaciele, współpracownicy – chcieli czegoś od niego. Jego ojciec zawsze oczekiwał, że będzie jego dziedzicem, idealnym synem i następcą w firmie. Matka chciała, by spełniał się w roli brata i męża, bez skazy, zawsze gotowego do poświęceń. Nawet najbliższy przyjaciel chciał, by się zmienił, poprawił, zrezygnował z tego aktorzenia. Alexandra z kolei nigdy nic od niego nie wymagała. Nie wymagała by ją pokochał, dał im szansę i był prawdziwym partnerem, a przecież mogła. Teraz widząc, jak jego narzeczona reaguje na ich bliskość, jego dotyk i czułe słowa, doskonale zaczynał rozumieć, że najwidoczniej właśnie tego chciała i cierpliwie czekała na niego, kiedy on wędrował myślami gdzieś we mgle rzeczywistości. Jej cierpliwość i troska były dla niego czymś, czego nie potrafił zrozumieć. Teraz jednak zaczynał dostrzegać, jak bardzo to na niego wpływało. Z nią mógł być prawdziwy. Z nią nie musiał odgrywać żadnej roli ani spełniać cudzych oczekiwań. I właśnie to było w niej najcenniejsze – była tą osobą, przy której najwidoczniej mógł odpuścić. Mógł być nieidealnym Edwardem Murrayem – nie zawsze pewnym siebie, ale szczerym i wreszcie wolnym. Czuł, że przy niej może się zmieniać, powoli, bez presji, w tempie, które dla niego było naturalne. Mógł odkrywać, co oznacza prawdziwe zaufanie, a ponad wszystko, co oznacza kochać bez potrzeby ciągłego kontrolowania wszystkiego. I choć to było trudne, niemalże przerażające, wiedział, że Alexandra była tego warta.
Nie mógł zaprzeczyć, że ich związek nigdy nie był typowy. Od początku aranżowany i naznaczony oczekiwaniami rodzinnymi, nie miał szansy na naturalny rozkwit. Jedyne, co im pozostało, to przyzwyczaić się do ciebie i budować to, co mogło opierać się na szacunku i zrozumieniu. Edward nigdy nie dał sobie w tym wszystkim szansy na miłość, bo im większe były oczekiwania ojca, tym bardziej zaczynał się dusić. Alexandra dotychczas przypominała mu tylko o tym, co musiał, a nie o tym, czego chciał. Zaczynał jednak rozumieć, że przez te wszystkie lata to nie Harold czy Richard byli problem, a już zdecydowanie nie Alex, tylko on sam. Od samego początku zakładał, że miłość w ich przypadku, to tylko iluzja, coś co nie miało prawa sprawdzić się w ich przypadku, bo przecież nie zakochali się w sobie od razu. Mistrzowsko więc ignorował własne potrzeby, każde nieśmiałe spojrzenie, które kierował w jej kierunku, paraliżujące go obce dotąd uczucia, by ostatecznie całkowicie to wszystko zdusić, nie dopuszczając do siebie Alexandry Collins. A teraz, po tylu latach, widział, jak bardzo się mylił. Marnował ich czas, odpychając Alexandrę, tłumiąc każdą szansę na miłość, którą mogliby zbudować. A to wszystko nie dlatego, że nie mogła go pokochać, ale dlatego, że on sam nie pozwalał sobie na miłość.
UsuńEdward poczuł ciężar swoich decyzji. Miał przed sobą kobietę, która zawsze była gotowa na to, by mu dać wszystko, co miała – swoją troskę, swoje wsparcie, swoją miłość. A on, zafiksowany na obowiązkach i oczekiwaniach, nigdy jej tego nie odwzajemnił. Jednak po raz pierwszy od dawna czuł, że może coś zmienić. Mógł wyciągnąć rękę po to, co dawno temu odrzucił – szansę na miłość, której sam sobie odmawiał. Czasu nie może odzyskać, ale mógł spróbować naprawić to, co zniszczył.
— Będzie tak już zawsze — odpowiedział cicho, z pewnością w głosie. Jego dłoń delikatnie przesunęła się po jej plecach, jak gdyby sam sobie chciał w ten sposób dodać odwagi, by to wszystko kontynuować. Wiedział, że to, co mówił, było poważne. Ale to wszystko już dawno nie miało żadnego związku z wyrzutami sumienia czy Wynn. Chodziło o Alex — tylko o nią.
Przez chwilę zapanowała cisza. Edward pozwolił sobie na chwilę refleksji, zastanawiając się, czy rzeczywiście byłby w stanie dotrzymać tej obietnicy. Wiedział, że ich relacja nigdy nie była łatwa ani idealna, ale czy to nie właśnie przez to stawała się autentyczna? Miłość, której szukał, nie musiała być niczym z filmów, pełna dramatycznych uniesień i nagłych zwrotów akcji. Mogła być prosta, oparta na tym, co zbudowali przez lata – na szacunku, na wzajemnym wsparciu, na fundamentach, które Alex cierpliwie pielęgnowała.
— Wiesz, mnie i tak spotka szczęście, bo będę mógł zobaczyć ciebie na tle zachodu słońca. To widok, który zachwyca mnie o wiele bardziej niż pływające delfiny — wyszeptał, obdarzając ją ciepłym uśmiechem i patrząc głęboko w oczy. Sam był zaskoczony, jak bardzo pragnął ją teraz pocałować. Czuł jednak, że to nie jest odpowiedni moment, jeszcze nie teraz. — Alex... — zaczął, marszcząc lekko brwi. — Jeśli mamy się pobrać, chcę, żeby ten dzień był o nas. Tylko o nas. Naprawdę, bez udawania — wyznał, czując, że mówi to wprost z głębi serca. Teraz był niemal pewien, że z czasem nauczą się kochać dojrzałą, prawdziwą miłością, a ich ślub będzie początkiem tej drogi. Wiedział, że to nie będzie łatwe. Wiedział, że romantyzm, którego Alexandra mogła pragnąć, nie pojawi się z dnia na dzień. Ale był gotów spróbować – dla niej, dla siebie, dla tego, co mieli. I po raz pierwszy od wielu długich lat poczuł wdzięczność wobec swojego ojca, bo to właśnie dzięki niemu w jego życiu pojawiła się Alexandra Collins, a on wreszcie zaczął to doceniać.
ain't nobody in the world but you and I ♥️
Podobała mu się wizja poznania Alexandry od innej strony niż tej, która jawiła mu się przez ostatnie lata. Tak naprawdę znał ją tylko na tyle, na ile on sam pozwolił ją sobie poznać, oddalając od siebie możliwość tego, by wgłębić się w jej osobowość bardziej. Ślepo ignorował to, ile dawała mu szans, by móc to zmienić, by nareszcie móc nadać inny tor ich relacji. I coś boleśnie w nim pękło, gdy z każdą sekundą uświadamiał sobie ile czasu zmarnował, nie widząc, że ma u swego boku tak niesamowitą i niepowtarzalną kobietę jaką była Alexandra Collins. Wcześniej nie potrafił tego docenić, bojąc się nieznanego, teraz jednak był gotów walczyć nawet sam ze sobą, by Alexandra zrozumiała, jak bardzo zaczynało mu na niej zależeć.
OdpowiedzUsuńKiedy myślał o tym, jak wiele czasu stracił, mógł dostrzec w jej oczach odzwierciedlenie podobnych uczuć. Przez lata oboje zamykali się w swoich światach, unikając prawdziwej bliskości, ale teraz, w obliczu tych emocji, stawali się bardziej otwarci na to, co mogło być. To był moment, w którym wszystko mogło się zmienić. I najwidoczniej tak miało się stać.
Edward poczuł, jak serce mu przyśpiesza, gdy Alexandra zaczęła mówić, a jej słowa dosłownie wstrząsnęły nim jak grom z jasnego nieba. Jej pewność, z jaką wyrażała swoje uczucia, zapierała mu dech w piersiach. To, co dotychczas wydawało się niemożliwe, z piorunującą wręcz prędkością, stawało się rzeczywistością. Miał wrażenie, że czas zatrzymał się, a otaczający ich świat zniknął. Zerknął w głąb jej błękitnych oczu, uświadamiając sobie, że mógłby wpatrywać się w nie godzinami. Była hipnotyzująca, a on nie był w stanie odwrócić od niej swojego wzroku. Tak długo budował wokół siebie mur, zamykając swoje emocje, a teraz Alexandra zaczęła go burzyć. Czuł, jak pod naporem jej słów, jego serce i umysł rosną w emocjach, których nie mógł już kontrolować.
— Alex… — wyrwało mu się z ust, ale szybko zamilkł, nie mogąc znaleźć właściwych słów. Jej kciuk na jego wardze wywołał w nim elektryzującą iskrę, której wcale się nie spodziewał. W jednej chwili poczuł się tak, jak gdyby na nowo odkrywał, co to znaczy pragnąć. — Żałuję, że zrobiłem to tak późno. Nie chcę tego zepsuć… — wyszeptał, patrząc jej w oczy, by następnie skierować wzrok na jej kuszące usta. Czuł, jak fala emocji zalewa go od stóp do głów.
— Pragnę tego samego i wierzę, że to może się udać, Alex, naprawdę — wyznał, pozwalając sobie na szczerość. Alexandra przekroczyła pewną granicę, która ich dzieliła, dzięki czemu przełamała to, co powstrzymywało ich od parcia do przodu. Ta szczerość naprawdę była im potrzebna.
Jego serce biło coraz mocniej, a w głowie kłębiło się multum myśli. Z błyskiem w oczach obserwował ją, dostrzegając jak bardzo pragnie jego bliskości. I w tej samej chwili rozumiał, jak mocno pragnie tego samego. Nic jednak nie mogło przygotować go na to, co miało zaraz się wydarzyć.
Kiedy Alexandra połączyła ich usta w pocałunku, poczuł jak cały świat znika. To nie było tylko niepewne muśnięcie warg. To było ich pierwsze, prawdziwe połączenie, ich wyraz namiętności, pragnień i tęsknoty. Cała jego logika, wszystkie kalkulacje, cały ten przeklęty pragmatyzm, zniknęły jak sen, a on zrozumiał, jak bardzo tęsknił do Alexandry Collins.
UsuńUłożył swoją dłoń na jej karku, a drugą na plecach, przyciągając ją bardziej do siebie. Całował ją w pełni pasji, głodny jej bliskości i namiętności. Jednocześnie ten pocałunek wyrażał całą tę tęsknotę, złość i ból, które tkwiły w nich przez tyle lat. Zacisnął palce na jej skórze, nie mogąc przestać jej całować, bo jej usta smakowały tak cholernie dobrze. Już dawno nie czuł się tak cudownie. Wiedział, że to było to, czego chciał, a Alexandra nie była osamotniona w tym uczuciu.
— Tak strasznie cię pragnę, Alex — wyszeptał na jednym tchu, gdy ich usta na chwilę rozdzieliły się. Jego oddech był płytki i krótki, a jego klatka ruszała się szybko pod jego wpływem. Ułożył Alex na sobie, by mogła objąć go nogami, po czym pewnym ruchem wstał, mocno trzymając ją w swoich objęciach. Bez żadnego zawahania wszedł do środka, pozostając z Alexandrą w salonie, bo każda sekunda bez jej pocałunków była niczym wieczność. Utrzymał ją w ramionach, czując jak jej ciepło przenika przez materiał ich ubrań — ubrań, które powoli zaczynały go drażnić. Każdy oddech był coraz intensywniejszy, a jego serce biło jak oszalałe, gromadząc w sobie wszystkie emocje, które przez tyle lat były duszone. Z każdym ruchem czuł, jak napięcie między nimi narasta, a jego pragnienie przekracza granice, które wcześniej wydawały się niemożliwe do złamania. Alex jednak udowodniła, że daleko było temu do prawdy.
— Jesteś taka piękna — wydusił z siebie, nie mogąc się powstrzymać, aby nie przyciągnąć jej jeszcze bliżej. W jego ciele tliła się dzika energia, która miała potencjał, by rozlać się jak ogień, konsumując ich w każdym możliwym znaczeniu. Kiedy przeniósł ją na kanapę, z jej ciałem wciąż blisko swojego, poczuł, jak wszystkie myśli o świecie zewnętrznym znikają. Tego muru już nie było, wszystko runęło, a on był gotów dać jej się poznać w pełni. Przyciągnął ją do siebie tak blisko, że mógł przysiąc, iż potrafił niemal usłyszeć jak jej serce bije w rytm jego własnego. Kiedy ponownie połączył ich usta w pocałunku, tym razem stał się on bardziej intensywny i zmysłowy. Był pełen pasji i tęsknoty, jak gdyby w tej jednej chwili próbowali nadrobić wszystkie stracone lata.
Jego dłonie błądziły po jej plecach, przesuwając palcami wzdłuż jej kręgosłupa, odkrywając każdy centymetr jej skóry. Czuł jak pragnienie w nim eksploduje, paląc go od środka, kiedy jej ciało przylegało do jego. Nigdy wcześniej nie czuł się jak w tamtej chwili. W jego życiu pojawiły się kobiety, które przeżyły z nim niesamowite uniesienia, wijąc się pod nim z przyjemności i samym przekonując się do czego jest zdolny Edward Murray. Jednak żadna inna kobieta jednym pocałunkiem nie wzbudziła w nim tyle namiętności, tyle pożądania i głodu rozkoszy, co Alexandra Collins. Pragnął ją pieścić, pozwolić czuć przyjemność, której żaden mężczyzna przed nim nie był w stanie jej dać. Chciał, by z ledwością wypowiadała jego imię, gdy zaleje ją pieszczotami i bliskością, której oboje tak cholernie pragnęli.
just call my name, i’m yours to tame
Edward czuł, jak serce zaczyna mu bić szybciej, gdy Alexandra przylgnęła do niego całym ciałem. Przez lata tłumił pragnienia i emocje, trzymając się chłodnej maski profesjonalizmu. W jego głowie Alexandra była częścią jego życia, ale nie na tyle bliską, by pozwolić sobie na fantazjowanie o jej bliskości. Nie pozwalał sobie nigdy na to, by rozmyślać o tym, jak smakuje jej ciało, jak aksamitna jest jej skóra czy jak melodyjny dźwięk jej jęków. Nie wpatrywał się w nią zbyt długo, gdy w ich wspólnym mieszkaniu pod jednym dachem nieraz udawało się mu zobaczyć ją skąpiej ubraną. Była piękna, seksowna i kobieca, a on nie mógł dać się złamać. A jednak ta chwila, która teraz trwała, zmieniła wszystko. Czuł, jak jej ciepło przenika przez ubranie, jak każdy jej dotyk wyzwala w nim coś, czego nie chciał wcześniej zaakceptować — pragnął Alexandrę Collins o wiele bardziej niż mogło mu się zdawać. Tęsknił do niej pod każdym względem.
OdpowiedzUsuńJej słowa rozpalały go do czerwoności. Nie zdawał sobie sprawy z intensywności jej pragnień i pożądania, wcale mu jednak to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, czerpał garściami z jej słów, czując jak podniecenie opanowuje całe jego ciało. Wędrował dłońmi po jej ciele, aż ostatecznie zatrzymał je na jej pośladkach i ścisnął je, rozkoszując się jej krągłościami. Gdy zsunęła z niego marynarkę i zaczęła odpinać guziki jego koszuli, Edward poczuł, że jego wewnętrzna kontrola całkowicie rozpada się. Tak długo starał się wszystko trzymać na wodzy, że teraz, gdy granice zaczęły się zacierać, nie miał już siły walczyć z tym, co w nim wrzało. Otworzyło to przed nim całkowicie nową przestrzeń – przestrzeń, w której nie było miejsca na kłamstwa ani na udawanie. Alexandra była tu i teraz, naga w swoim pragnieniu, szczera w tym, czego chciała, a on wiedział, że nie mógł dłużej tego ignorować. Była dominująca, komunikowała czego pragnie, a ich dusze łączyły się w rokoszy.
Jego usta przesunęły się wzdłuż jej żuchwy, delikatnie całując ją, a jego ręce wciąż nie miały dość jej ciała, odkrywając każdy zakamarek jej krągłości. Czuł, jak jej ciało reaguje na każdy jego ruch, jak się w nim rozpuszcza, jak jego obecność staje się dla niej schronieniem, o którym marzyła.
— Alex... — wyszeptał, gdy jej usta przesunęły się po jego szyi, pozostawiając ślad, który czuł niemal jak znak własności. — Jesteś niesamowita — dodał z ledwością.
Jej słowa, gdy wyszeptała, jak bardzo go pragnęła, przeszyły go na wskroś. Płonął. Czuł, jak drży z przyjemności i podniecenia, czuł jak twardnieje przy każdym z jej pocałunków, a każdy dotyk przypominał mu, jak długo tego unikał, jak długo wypierał się prawdy. Z każdym momentem, w którym przyciągał ją bliżej, zdawał sobie sprawę, że już nie ma odwrotu. Podzielał jej uczucia, bo chciał ją równie mocno, właśnie tu i teraz. Gdy pociągnęła jego dłoń między swoje uda, nie miał zamiaru się sprzeciwiać. Wsunął dłoń w jej bieliznę, po czym pociągnął palcami po jej kobiecości, czując jak bardzo jest wilgotna przez i dla niego. Na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, a pożądanie i podniecenie płonęło w nim jeszcze bardziej. Stawało się nieokiełznane i dzikie.
UsuńDrugą dłoń ułożył na jej biodrze i przyciągnął ją do siebie, słysząc jak ich ciężkie oddechy zlewają się w jedno.
— Chcę, żebyś czuła, jak bardzo mnie podniecasz. Jesteś moja, tylko moja — powiedział prosto w jej usta, pieszcząc jej kobiecość. Podobał mu się widok tego, jak doprowadzał ją do szaleństwa. Jeszcze kiedyś nie poruszałby go fakt, że Alexandra Collins oddawałaby się innemu mężczyźnie – teraz nigdy by nie zniósł tej myśli.
Gdy poczuł, jak jej ręka sięga do jego spodni, wiedział, że zbliżają się do punktu kulminacyjnego. Nie chciał czekać. Chciał ją poczuć, chciał czuć jak jej ciało zniewala jego, biorąc go w wieczną niewolę rozkoszy i namiętności.
Nagle zabrał ręce, i pewnym ruchem ściągnął z niej jej obcisłą sukienkę. Pociągnął dłonią po jej biuście, a jego oczy błyszczały pożądaniem. Przyciągnął ją do siebie, zapalczywie całując jej szyję i dekolt, wsuwając dłoń w jej gęste włosy. Gdy delikatnie uniosła się, wykorzystał tę sytuacje by pozbyć się jej majtek. — Chcę cię poczuć, skarbie, całą — wypowiedział te słowa z ledwością. Następnie sam, nie czekając, zsunął z siebie spodnie i bieliznę, czując, jak jej nagie ciało rozpala jego własne do granic możliwości.
— Płoń dla mnie, Alex — wyszeptał jej prosto w ucho, po czym podniósł jej biodra i nareszcie pozwolił, by poczuła go w sobie.
touch me like you never
[Ale mam cudowną bratową! Alex i Anna muszą być przyjaciółkami, koniecznie. Co do zorganizowania eventu to bardzo chętnie, może jakaś pomoc dla dzieci ze szpitala w którym pracuje Alexandra? ^^]
OdpowiedzUsuńAnna Murray
Płonął. Każdy centymetr jego ciała płonął z rozkoszy, którą obdarowała go Alexandra Collins. Gdy poczuł ją w całości, z każdym ściskiem palców na jej gładkiej skórze, poddawał się pożądaniu i rozkoszy. Każde rytmiczne pchnięcie nie tylko przybliżało go do szczytu ekstazy, ale również zacieśniało więź, którą tej nocy oboje podnieśli o wiele wyżej. Jednak w tamtej chwili liczyła się tylko Alexandra, widok tego, jak rozkosz opanowuje jej ciało. Jego oczy płonęły pożądaniem, gdy dłonie pozostawały na jej pośladkach, ściskając je i gładząc. Czuł każdy zakamarek jej kobiecości, a podniecenie i bliskość szczytowania zabierała jego ciało w otchłań przyjemności. Pchał coraz szybciej, coraz mocniej i pewniej, napawając się widokiem tego, ile przyjemności dawało to jego Alexandrze. Bo właśnie w tamtym momencie stała się jego już w pełni, pod każdym względem. Naznaczył sobą jej ciało, biorąc je we własność, tak samo jak i ona jego. Jej jęki, płytkie oddechy, jej wzdychania, wszystko to było melodią dla jego uszu, która napędzała go jeszcze bardziej. I w tamtej chwili mógł przysiąść, że pragnął trwać w tym cały czas.
OdpowiedzUsuń— Tak cholernie dobrze cię czuje, Alex, tak dobrze — wyznał z ledwością, czując jak jego rozpalone ciało jest już coraz bliższe dojścia do szczytu przyjemności. Ścisnął dłoń na jej nagiej piersi, a drugą ułożył na jej biodrze, poruszając nim w harmonii ze swoimi ruchami. Robił to coraz szybciej i pewniej, składając mokre pocałunki na jej jędrnych, kształtnych piersiach, gdy czuł jak jego męskość pulsuje w rytm rozkoszy. Alexandra okazała się spełnieniem jego marzeń, o których sam nawet nie wiedział. Każda sekunda ich zbliżenia stawała się coraz bardziej wyjątkowa, a on tonął w rozkoszy. Gdy Alexandra wygięła się, wijąc z przyjemności, mimowolnie przesunął dłoń po jej nabrzmiałych piersiach, a następnie ułożył na jej szyi, delikatnie lecz zmysłowo ściskając ją. W tamtym momencie czuł, jak szczyt przyjemności ogarnia całe jego ciało, a z jego ust mimowolnie wydobył się rozkoszny jęk, którego nie potrafił powstrzymać. Ogień opanował jego ciało, a on nie umiał go ugasić, bo w tamtej chwili przeżył najlepszy akt zbliżenia, który kiedykolwiek mógł doświadczyć. Nie utorowało to tylko drogi do nieskończonych nocy pełnych uniesień, zniewalających pieszczot i niezapomnianych ekstaz. Utorowało to ponad wszystko drogę do wzajemnego zaufania, czułej bliskości i miłości.
Leżał, wpatrując się w Alexandrę, która nigdy wcześniej nie wydawała mu się tak piękna. Jego marynarka okrywała ją w sposób niemal magiczny, podkreślając jej delikatność, piękno i urok. Na jego twarzy pojawił się mimowolny uśmiech, a ręce delikatnie objęły jej drobne ciało, gładząc miękkie blond włosy. Edward przyciągnął ją bliżej, patrząc na nią z zachwytem i fascynacją w oczach. Jak mógł tak długo żyć bez Alexandry Collins? Jak udało mu się przez tyle czasu tłumić pożądanie, które czekało za drzwiami, aż w końcu je otworzy? Był głupcem i teraz zdecydowanie to rozumiał, bo nareszcie w pełni zaczął dostrzegać wartość i wyjątkowość Alexandry.
Usuń— Nie tylko tej nocy... — wyszeptał, składając na jej ustach czuły, pełen emocji pocałunek. Nie mówił tego dla zasady ani po to, by uciszyć wyrzuty sumienia czy udowodnić coś sobie lub Maxowi. To już nie miało znaczenia. Teraz mówił to z głębi serca, w pełnej zgodzie z tym, czego naprawdę pragnął – a pragnął jej. Chciał Alexandry Collins i życia z nią. — To koniec, Alex. Nareszcie.
Edward posłusznie wstał za nią, nie mogąc oderwać wzroku od jej nagiego ciała. Rozmarzył się na nowo, wyobrażając sobie wszystkie te chwile, które mieli jeszcze przeżyć razem, jakby za każdym razem był to ich pierwszy raz. Myśl o weekendzie w Meksyku, która wcześniej budziła w nim pewne obawy, teraz wywoływała tylko niecierpliwe oczekiwanie. Nie mógł doczekać się poranka, gdy będą mogli zostawić za sobą wszystko i po prostu cieszyć się sobą, a ponad wszystko on jej obecnością, jej bliskością.
— Przyjdę, obiecuję — powiedział cicho, gdy rozstali się w przedpokoju. Szybko udał się do swojej sypialni, by wejść do łazienki i odświeżyć się. Nie chciał tracić ani chwili, więc kiedy tylko był gotowy, ruszył do pokoju Alexandry. Wszedł do środka, a w powietrzu wciąż unosił się dźwięk płynącej wody spod prysznica. Położył się na łóżku, z niecierpliwością czekając na swoją narzeczoną. Tym razem emocje, które w nim buzowały, nie miały nic wspólnego z szczenięcą ekscytacją czy chwilowym zauroczeniem. Choć przed momentem odczuwał silne, cielesne pragnienie, teraz czuł spokój. Nie miał wrażenia, że traci nad czymś kontrolę albo że coś wymyka mu się z rąk. Naprawa relacji z Alexandrą mogła przyjść nagle, ale każdy kolejny krok był jego świadomą decyzją. Alexandra naprawdę stała się jego spokojem.
Jesteś taka piękna, pomyślał w duchu, z zachwytem patrząc na Alexandrę, kiedy wyszła z łazienki. Cokolwiek założyła, jakkolwiek wyglądała, zawsze była zjawiskowa. Gdy położyła się obok niego na łóżku, dotarło do niego, że to naprawdę będzie pierwsza noc, którą spędzą razem dlatego, bo tego chcą. Bez sztucznej otoczki i gry dla innych, bez udawania i bez poczucia powinności. To wszystko przestało się liczyć, była tylko ich dwójka.
— Dobranoc… — odpowiedział cicho, składając na jej czole czuły pocałunek. Objął ją rękoma, znajdując nieznany mu dotąd blogi spokój w bliskości jej ciała. Zasnął w poczuciu, że właśnie tak chciałby, aby wyglądała już każda kolejna noc.
Przebudził się z dobrym humorem, dużo wcześniej niż musiał. Mimo wszystko, wciąż lubił poczucie kontroli, a jakikolwiek wylot oznaczał, że wcześniej musiał sobie wszystko przygotować. Gdy otworzył oczy, Alexandra jeszcze spała. Ten widok był rozczulający, ale wiedział, że musi wstać. Odsunął się więc delikatnie od Alexandry, starając się jej nie obudzić. Patrzył na nią przez chwilę, doceniając spokój, który emanował z jej śpiącej twarzy. Była dla niego jak piękny sen, a myśl o wspólnym wyjeździe tylko podsycała jego radość, co zdecydowanie nie było czymś typowym w przypadku Edwarda Murraya. Ten pragmatyczny, wiecznie wszystko kalkulujący mężczyzna unikał miłości, jak ognia. Tymczasem starczyło, by tylko jeden wieczór z Alexandrą, podczas którego otworzył na nią oczy, dosłownie go zniewolił. Niemniej, Edward doskonale wiedział, że to będą dla nich pierwsze prawdziwe chwile razem, wolne od wszelkich zobowiązań i tego przytłaczającego udawania. Było w tym coś zatrważającego, ale zdecydowanie bardziej coś pięknego.
UsuńCicho wysunął się z łóżka, z niecierpliwością chcąc wszystko przygotować, żeby odciążyć Alexandrę. Najpierw udał się do kuchni, by przygotować prosty, lecz pożywny posiłek na drogę. Nie był wybitnym kucharzem, więc zrobił to, co zawsze przygotowywała jego kochana mama. Ruchy Edwarda były zorganizowane i precyzyjne, tak jak zawsze – wyciągnął torby podróżne, szybko sprawdził ich zawartość, upewniając się, że wszystko, czego mogą potrzebować, jest na swoim miejscu. Klucze, dokumenty, bilety – wszystko było gotowe.
Kiedy wrócił do sypialni, Alexandra zaczęła się poruszać. Edward, widząc to, pochylił się nad nią z czułością, kładąc dłoń na jej ramieniu. Za oknem było jeszcze ciemno.
— Dzień dobry, kochanie — szepnął, uśmiechając się, kiedy otworzyła oczy. — Wszystko już gotowe — dodał miękko, siadając obok niej na łóżku. Objął ją ramieniem, przyciągając do siebie, by poczuła ciepło jego ciała. Edward przytulił ją delikatnie, pozwalając, by jeszcze chwilę rozkoszowała się powoli zbliżającym się porankiem. — Mamy trochę czasu. Wstałem szybciej, bo chciałem się wszystkim zająć, żebyś mogła w pełni odpocząć i przygotować się na wyjazd z domu — wyjaśnił. Edward czuł, jak każde westchnienie Alexandry wprowadza go w stan coraz większego spokoju. Przez ten krótki moment czas jakby się zatrzymał, a jedyne, co istniało, to ich bliskość, jej zapach, ciepło, i pewność, że to jest właśnie to, czego od zawsze szukał.
♥️
OdpowiedzUsuńAnna uwielbiała jarmarki. Co prawda jej ulubionym był wrześniowy festiwal jabłek, być może właśnie dlatego, że jej rodzina miała liczne sady w Mariesville. Jednak ten październikowy też zapowiadał się całkiem nieźle, zwłaszcza, że miała mieć na nim stoisko wraz ze swoją przyjaciółką. Anna miała zająć się wypiekami, zaś Alex grzanym winem. Zaparkowała swojego land rovera na parkingu przy Applewood Park, największym parku w miasteczku, gdzie miał się odbywać jarmark. Wyjęła z bagażnika kilka blach z świeżym, jeszcze ciepłym ciastem, niektóre piekła z samego rana, choć większość udało jej się przygotować wczoraj wieczorem, mimo iż miała ciężkie popołudnie. Wizyta w gabinecie Edwarda, całkowicie nie poszła po jej myśli, a to co tam zobaczyła, dość mocno nią wstrząsnęło. Do tej pory biła się z myślami, czy powinna była powiedzieć o wszystkim Alex… Na pewno nie dziś, pomyślała, biorąc głęboki oddech i zamykając bagażnik. Dotarła do stanowiska, które było już rozłożone przez pracowników jej ojca i ułożyła na nim blachy.
— Panowie, przyniesiecie resztę rzeczy z bagażnika, proszę? — zapytała uprzejmie i wręczyła jednemu z nich klucze do auta. — Tylko delikatnie! — zawołała za nimi, nie chcąc, aby jej wypieki zostały zgniecione albo uszkodzone w jakiś inny sposób. Najchętniej zrobiłaby to sama, ale musiała już przygotować stoisko.
Zaczęła ogarniać swoją część stoiska, rozkładając ciasta tak, aby estetycznie wyglądały. Były ich dużo i różnego rodzaju, zaczynając od szarlotki, idąc przez dyniowe ciasto, dalej były cynamonki, czy nawet korzenne ciasteczka. Anna się napracowała, z pomocą w wypiekach na szczęście przyszła jej mama, jak i młodsza siostra Juliett. Dzięki Bogu za nie, bo sama chyba by wszystkiego nie ogarnęła, a dzięki pomocy rodziny miała naprawdę spory asortyment. Wspaniale, że był tak duży wybór.
— Gdzie ta Alex? — zastanowiła się, zerkając kątem oka na zegarek. Powinna już tu dawno być, a Anna wciąż jej nie widziała. Ludzie powoli zaczynali się schodzić.
— Przy ciężarówce z zaopatrzeniem. Chłopacy nie mają dziś łatwo. — usłyszała za plecami głos Jerrego i mimowolnie zmarszczyła brwi.
— Co to niby ma znaczyć? — nawet nie czekała, aż mężczyzna jej odpowie i zostawiając na jego głowie stoisko, pobiegła na obrzeża parku, rozglądając się za przyjaciółką. Dostrzegła sylwetkę swojej przyjaciółki, siedzącej na beczce z winem. Podeszła do niej pewnym krokiem.
— Hej, Alex! — przytuliła mocno dziewczynę, kiedy ta wstała. — Zastanawiałam się właśnie, gdzie się podziewasz? Potrzebujesz może pomocy? Mogę przysłać tu pracowników ojca… — zaproponowała dość niepewnie.
Z całych sił starała się nie myśleć o wczorajszej sytuacji, ale kiedy tylko zobaczyła piękną twarz Alexandry, od razu zobaczyła Edwarda, dokumenty porozwalane po jego biurze, zupełnie jakby przeszedł przez nie huragan, jego gniew i najgorsze ślad szminki na kołnierzu jego koszuli. Obawiała się, że ta szminka wcale nie należała do Alex, tylko do Penelope Dixon. A może to tylko tak źle wyglądało? Tak czy inaczej była moralnie rozdarta, z jednej strony powinna była podzielić się z przyjaciółką tym co zobaczyła, z drugiej zaś nie mogła nie być lojalna w stosunku do brata. Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia. Anna miała nadzieję, że to wszystko okaże się jednym, wielkim nieporozumieniem. Z rozmyśleń w których utonęła wyrwał ją głos Alex.
rozdarta Anna, która próbuje udawać, że wszystko jest w porządku
Kochanie.
OdpowiedzUsuńTo słowo wypowiedziane przez Alexandrę zabrzmiało w jego uszach jak melodia. Wywołało przyjemny ścisk w żołądku, jakby całe stado motyli przeszyło go nagle, bez zapowiedzi. Nigdy wcześniej nie czuł takiej radości, takiej fali zadowolenia na dźwięk tych czułych słów. Było w tym coś nieoczekiwanego, a nawet komicznego, biorąc pod uwagę minioną noc — pełną namiętności, emocji i bliskości, której dawno nie doświadczył z takim natężeniem. Nie była to jednak finałowa scena ich relacji, a raczej prolog do czegoś wyjątkowego.
Te małe gesty — jej słowa, spojrzenia, dotknięcia — mówiły mu więcej niż jakiekolwiek wyznania. Wszystko stawało się w jej obecności piękniejsze, bardziej naturalne, prawdziwe, po prostu ludzkie. Byli teraz częścią czegoś większego, czego nie mógł do końca zrozumieć, ale czuł to całym sobą. I choć minione chwile były niezaprzeczalnie piękne, Edward wiedział, że to dopiero początek czegoś pięknego.
— Nawet nie wiesz, jak cudownie brzmią te słowa w twoich ustach... — wyszeptał, składając czuły pocałunek na jej wargach, podczas gdy jego dłonie z naturalną lekkością objęły ją, jakby były stworzone właśnie po to. Trzymałby ją tak najchętniej przez cały dzień, będąc wspólnie zanurzonymi w bliskości, w ich łóżku, w ich sypialni, z dala od wszystkiego. Na horyzoncie jednak czekał ich wspólny weekend w Meksyku, daleko od codzienności, oczekiwań i presji, która potrafiła przytłaczać.
Edward obserwował Alex z uśmiechem, jak poruszała się po sypialni, pełna energii i ekscytacji, które powoli zaczynały przenikać także do niego. Była inna niż dotychczas, bardziej promienna, radosna — i ten widok napawał go szczęściem. Był zaskoczony, ale jednocześnie cieszył się, że to właśnie on stał się integralną częścią jej nowej, szczęśliwszej rzeczywistości. Po dziesięciu latach ich związek nareszcie znalazł swój rytm, który wcześniej wydawał się wręcz nieosiągalny. Edward miał pełną świadomość, że przystosowanie się do tej nowej, harmonijnej rzeczywistości zajmie mu jeszcze trochę czasu, ale pierwszy raz czuł, że byli tam, gdzie zawsze powinni być, a dom, który wcześniej bardziej przypominał hotel, nabrał innego znaczenia i stał się miejscem pełnym ciepła i bliskości. Edward miał w głowie tylko jedną myśl – za nic nie zepsuć tego, co zaczęło trwać.
— Niestety... — westchnął, przygryzając wargę, kiedy Alexandra uraczyła go widokiem swojego nagiego ciała, drocząc się z nim. Przyłapał się na myśli jak bardzo znów chciał zasmakować jej ciała. Była taka piękna, doskonała w każdym calu, a co najważniejsze – była tylko jego. Zastanawiał się, jak przez tyle lat mógł pozwolić sobie na ignorowanie tego wszystkiego, co mogło być między nimi. Miniona noc była dla niego jasnym przypomnieniem, jak wielki popełnił błąd. Teraz jednak wszystko wydawało się układać idealnie — nie tylko ich rozmowy nabrały nowej głębi, ale i ich ciała i pragnienia w końcu znalazły idealny, wspólny rytm.
Z uśmiechem wstał i zszedł na dół, pozwalając Alexandrze w spokoju przygotować się do wyjazdu.
Gdy Alexandra wróciła, ubrana w wygodny, ale stylowy strój, Edward poczuł, jak ciepło rozlewa mu się po sercu. Była taka naturalna, swobodna, a jednocześnie emanowała pewnością siebie, która stała się jej nieodłączną ozdobą. Kiedy objęła go w pasie, jego ciało natychmiast zareagowało — przyjemne ciepło przeniknęło go na wskroś. Oplotł ją ramionami, przyciągając bliżej, a w jego brązowych oczach błyszczało coś więcej niż zwykły zachwyt — to była głęboka i szczera fascynacja.
Usuń— Jestem raczej fanem włoskiego temperamentu i ich kultury… Ale wiem, że sprawisz, że zakocham się w Meksyku — wyznał z uśmiechem, a jego dłonie delikatnie objęły jej twarz. Pocałował ją długo i czule, oddając się tej chwili, która wydawała się niemal magiczna. Było w tym coś niesamowicie błogiego — fakt, że dotarli do tego momentu, kiedy wszystko między nimi stało się tak łatwe, płynne, jakby byli stworzeni właśnie do tego. Chciał, aby to uczucie trwało wiecznie.
Kiedy szli w stronę samochodu, Alexandra nuciła pod nosem „Canción del Mariachi”, a Edward nie mógł przestać się uśmiechać. Czuł, że wreszcie naprawdę żyje — nie w pośpiechu, nie w biegu za czymś nieosiągalnym, ale zwyczajnie, tak po ludzku. Był pewien, że to wszystko zawdzięczał Alexandrze – to właśnie jej cierpliwość i lojalność doprowadziła ich do tego momentu.
Droga na lotnisko minęła im spokojnie, pełna rozmów o wspólnych planach na weekend, przerywanych tylko śmiechem Alexandry, która opowiadała o ich przyszłych przygodach w Meksyku. Edward czuł się beztrosko, z ekscytacją wyczekując tego, co miało nadejść.
— Jesteśmy. Nie ma co tracić czasu, wychodzimy — powiedział z uśmiechem, wysiadając z samochodu, gdy dotarli na lotnisko. Nagle wibracja w jego kieszeni przykuła jego uwagę. Wyciągnął telefon, rzucając okiem na ekran. Jeden z jego partnerów biznesowych próbował się z nim skontaktować, mimo wczesnej godziny. Edward zmarszczył brwi, patrząc na rozentuzjazmowaną Alexandrę, która myślami była już w Meksyku. Powinien odebrać, mogło chodzić o coś ważnego… W tym momencie jednak wybór stał się dla niego prosty, niemalże naturalny.
— Wszystko mamy? — zapytał, chowając telefon, po czym zdecydowanym ruchem odrzucił połączenie. Meksyk i Alexandra stały się teraz jego priorytetem.
♥️
Spojrzał na Alexandrę z mieszanką podziwu i melancholii, słuchając, jak z pasją opowiadała o dawnym marzeniu pracy w liniach lotniczych. Było to dla niego niemal niepojęte; nigdy nie wyobrażał sobie Alexandry w takim otoczeniu. W jego oczach zawsze wydawała się uprzejma, delikatna i pokorna, a praca stewardesy zdecydowanie wymagała odwagi i determinacji. Ostatnie dni pokazały, że Alexandrze zdecydowanie nie brakowało odwagi, lecz mimo wszystko jej opowieść uświadomiła mu, uświadomiła mu, jak wiele przegapił przez te dziesięć lat – że nigdy tak naprawdę jej nie poznał.
OdpowiedzUsuńSłysząc, jak Alexandra mówiła o niezależności, której tak pragnęła, poczuł, jakby nieświadomie dotknęła ukrytej, czułej struny w jego duszy. Od zawsze poszukiwał podobnej wolności – chciał żyć zwyczajnie, w pełni dla siebie. Jego serce rwało się do swobody, do życia według własnych zasad, do decydowania o wszystkim samodzielnie. Jednak brakowało mu tej odwagi, którą miał chociażby jego przyjaciel, nie potrafiąc przeciwstawić się ojcu i wyrwać spod jego silnego wpływu. Czasem czuł się tak, jakby próbował chwycić dwie sroki za ogon: z jednej strony, z uporem realizował swoje nowatorskie pomysły w rodzinnej firmie, z drugiej – gdzieś w głębi słyszał szept przypominający mu, jak bardzo chciałby uwolnić się od wszystkiego, co go wiązało.
Jednak słowa Alexandry uświadomiły mu, że nigdy tak naprawdę nie dał sobie szansy na coś innego. Od samego początku przyjął narzuconą mu rolę i od lat odgrywał ją perfekcyjnie. Wiedział, jak wielkie oczekiwania miał wobec niego ojciec – zwłaszcza te związane z utrzymaniem dziedzictwa Murray’ów w nienagannej formie. Firma stała się jego życiem, czymś, co naprawdę pokochał. Mimo to w głębi serca czuł, że jego dusza ciągnie gdzie indziej, przypominając mu, że jest jedynie marionetką bez własnych, wielkich marzeń. Było w tym coś boleśnie prawdziwego. Tęsknił za prostym życiem, które byłoby jego własne, z pracą, którą wybrałby sam – i chyba właśnie to jedno pragnienie wypełniało całe jego serce.
— Zastanawiam się, czy jestem w stanie wyobrazić sobie ciebie jako stewardessę — zaśmiał się krótko, zapinając pas. Jego wzrok zatrzymał się na Alexandrze, a myśli zaczęły dryfować w stronę czegoś, czego wcześniej nawet nie próbował dostrzec. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, ile ona musiała poświęcić, by stać się jego narzeczoną i przyjąć życie pod dyktando ich nazwisk. Przez te wszystkie lata był tak pochłonięty własnymi wyrzutami i gniewem wobec ojca za to, że układał mu każdą, nawet najsubtelniejszą część życia, że nigdy nie pomyślał, co Alexandra zostawiła za sobą, by być z nim. Kiedy się poznali, potraktował ją niemalże jak partnera biznesowego. Dla niego była jak element starannie przemyślanej strategii, który miał wpasować się w wyznaczony schemat ich ojców, a to przecież było świętością. Nie przyszło mu nawet do głowy, by pochylić się nad jej marzeniami czy zastanowić się nad tym, co mogłoby połączyć ich drogi. W jego oczach Alexandra była częścią idealnie dobranej układanki. Dopiero teraz, w tej jednej chwili, zobaczył, jak ślepy był na to, co mogli mieć wspólnego — coś, co leżało daleko poza oczekiwaniami ich rodzin i zobowiązaniami ich nazwisk, bo w rzeczywistości więcej ich łączyło niż dzieliło.
Coś niczym ością stanęło mu w gardle, gdy usłyszał, jak Alexandra mówiła o momencie, w którym dowiedziała się, jaka przyszłość ją czeka. U niej wyglądało to całkiem inaczej niż u niego. Na chwilę odwrócił wzrok, zmarszczył brwi i utkwił spojrzenie w losowym punkcie, próbując zebrać myśli, które zaczęły się wymykać. Nie mógł powiedzieć, że nie lubił tego pytania – słyszał je przecież dopiero po raz drugi. Pierwszy raz zadał mu je Max, gdy dowiedział się, że Harold już dawno zdecydował o jego życiu uczuciowym. Wtedy Donovan wyraził całym sobą dezaprobatę, szok i gniew, a Edward tylko siedział w milczeniu, zapatrzony w sufit. Minęło dziesięć lat, a on wciąż pamiętał ten dzień jakby to było wczoraj – dzień, który uświadomił mu, że będąc Murrayem, nigdy nie mógł być w pełni sobą.
Usuń— Tydzień przed naszym pierwszym spotkaniem — zaczął, wpatrując się przed siebie. W przeciwieństwie do Alexandry, nie miał trzech lat, by oswoić się z tą myślą. Znał ją, wiedział kim była, ale nigdy nie podejrzewał, że odegra w jego życiu aż tak kluczową rolę. — Właściwie dowiedziałem się na ostatnią chwilę, bo Harold nie planował mówić mi tego wcześniej. Uznał, że lepiej postawić mnie przed faktem dokonanym — wyjaśnił i na moment zamilkł, wypuszczając z siebie ciche westchnienie. — Mój ojciec zawsze widział we mnie posłusznego i pokornego syna. Zapewne założył, że przyjmę to spokojnie, bez żadnych protestów... I w zasadzie miał rację, bo dokładnie tak zrobiłem.
Nie kłamał – tak właśnie było. Harold oznajmił mu to podczas jednego z posiłków, gdy omawiali strategię na kolejny sezon. W pewnym momencie przeszedł do tematu współpracy z Collinsami, co już wielokrotnie wspominał, a potem dodał, że to partnerstwo obejmie połączenie ich rodzin. W przyszłym tygodniu poznasz swoją przyszłą narzeczoną. Poczuł się wtedy, jakby dostał ciosem w twarz.
Nie musicie się spieszyć, poznajcie się, traktujcie to jako randkowanie. Uczucia przyjdą same, zobaczysz. Edward tylko przytaknął i dopił zimne już espresso. Na zewnątrz wydawał się opanowany, ale w środku buzowało w nim prawdziwe piekło. Czuł się jak postać w rodzinnym teatrze, który rozgrywał się według scenariusza, na który nie miał wpływu. Absurd tej sytuacji był tak przytłaczający, że miał ochotę uciec gdzieś daleko, porzucić to wszystko. Gniew mieszał się z pragnieniem buntu, aż w końcu dotarło do niego, że to po prostu jego los – z góry przesądzony.
— Chyba oboje mieliśmy nadzieję, że możemy żyć po swojemu, ale nazwiska okazały się zbyt ciężkim bagażem, by go tak po prostu zrzucić — dodał, obserwując, jak stewardessa przechodziła obok nich z kolejną tacą szampana dla pasażerów biznesowej klasy. Było coś niezwykle ironicznego w tym, że zarówno on, jak i Alexandra mieli swoje własne plany na życie – marzenia, które nijak miały się do wymogów ich rodzin. A jednak Harold Murray miał rację, mówiąc, że uczucia pojawią się z czasem. I choć to z czasem zabrało im dziesięć lat, Edward odczuwał ogromną wdzięczność, że w końcu nadeszły. Po raz pierwszy poczuł, że z Alexandrą stworzą rodzinę, o jakiej zawsze marzył.
Ujął jej dłoń w swoją, zamykając ją w ciepłym, pełnym zrozumienia uścisku.
Usuń— Przykro mi, Alex, że wszystko musiało wyglądać tak w naszym przypadku… Myślę, że oboje zasługiwaliśmy na coś innego, coś bardziej własnego — powiedział cicho. — Ale mimo wszystko cieszę się, że jesteśmy razem, teraz już tak naprawdę… — kontynuował i nachylił się bliżej, patrząc w jej błękitne, hipnotyzujące oczy. — I że poznajemy siebie pod każdym względem… — wyszeptał, po czym złożył delikatny, czuły pocałunek na jej ustach, a drugą dłonią pogładził jej policzek.
Uśmiechnął się szeroko, kiedy Alexandra wspomniała o kolejnych podróżach. — Zdecydowanie planuję kolejne wyjazdy — przyznał, rozbawiony. — Zresztą mówiłem ci kiedyś, że gdybym nie był Murrayem, dużo bym podróżował. Teraz zdaje się, że mogę to robić nawet będąc sobą.
you’re my reflection, all I see is you ❤️
Harold Murray nigdy nie był złym człowiekiem. W wielu aspektach Edward bardzo przypominał swojego ojca. Harold był człowiekiem zdeterminowanym, skupionym na celach, które realizował z niespieszną precyzją. Cenił spokój i poczucie kontroli, a jednocześnie emanował stoickim opanowaniem, którego nikt nigdy nie zdołał zachwiać. Edward nie potrafił sobie przypomnieć sytuacji, w której ojciec wybuchłby gniewem. Owszem, Harold potrafił być niezadowolony, szczególnie wtedy, gdy jako dzieci z siostrami przekraczali granice. W takich chwilach nie krzyczał ani nie okazywał złości. Zamiast tego, z widoczną na twarzy rezygnacją, cierpliwie tłumaczył, co poszło nie tak, a potem wycofywał się, by w samotności dojść do siebie. Jego spokój był jednocześnie inspiracją i przeszkodą – dla Edwarda stanowił ideał, z którym trudno było się zmierzyć.
OdpowiedzUsuńTo właśnie ten stoicki spokój i niezmienna cierpliwość sprawiły, że w dzieciństwie Edward darzył Harolda niemal bezgranicznym szacunkiem. Jako chłopiec nie wyobrażał sobie, że mógłby kiedykolwiek postąpić wbrew ojcu. Nawet teraz, jako dorosły mężczyzna, trudno mu było przyjąć myśl, że miałby zawieść jego oczekiwania.
Być może dlatego tak łatwo zaakceptował, z zewnątrz z pozoru spokojnie, decyzję rodziny o tym, kto będzie jego życiową partnerką. Nie dlatego, że jej pragnął, ale dlatego, że nie umiał się sprzeciwić. Nie dlatego, że bał się ojcowskiego gniewu – Harold nigdy nie dawał do zrozumienia, że miałby zareagować w ten sposób. Edward obawiał się czegoś znacznie gorszego – rozczarowania.
Nie mógł znieść myśli, że Harold Murray mógłby spojrzeć na niego z zawodem, jak gdyby jego syn nie spełnił standardów, które sam w sobie zbudował na wzór ojca. Ta wizja, nie gniew czy krzyk, była dla Edwarda niewyobrażalna – zbyt bolesna, by się z nią zmierzyć. Nie wyobrażał sobie stworzyć tak głęboką rysę, której nic nie zdołałoby ukryć.
Los jednak najwyraźniej postanowił się do niego uśmiechnąć, pozwalając mu dostrzec, że nic nie musi pozostać na zawsze skomplikowane czy zniszczone. Ostatnie tygodnie z Alexandrą różniły się diametralnie od tych minionych dziesięciu lat. Choć tracił poczucie kontroli, które przez lata było jego tarczą, zyskiwał coś znacznie cenniejszego — ciepłą, pełną głębokich emocji więź z kobietą, którą miał wkrótce poślubić.
— Masz rację, zasługiwaliśmy na więcej — powiedział cicho, patrząc na nią z mieszanką żalu i ulgi. W tym wyznaniu było coś bolesnego, ale może właśnie dlatego obecna chwila wydawała się tak wyjątkowa. Może te stracone lata miały nauczyć ich wdzięczności za to, co teraz budowali. Westchnął, zatrzymując wzrok na jej uśmiechniętej twarzy, która, mimo odrobiny przekąsu, tętniła nadzieją. — I wiesz co? Myślę, że jesteśmy bliżej niż dalej, żeby spełnić nasze marzenia — dodał, a jego usta wykrzywiły się w szczerym, pełnym ciepła uśmiechu. Ujął jej dłoń, ściskając ją lekko, jakby chciał podkreślić wagę swoich słów. — Tym razem dam z siebie wszystko. Obiecuję — powiedział, z całą powagą, na jaką go było stać. Jeśli minione lata czegoś go nauczyły, to tego, że czekanie na lepszy moment to największy błąd, jaki można popełnić. Teraz był gotowy walczyć o ich wspólne szczęście. I nie miał zamiaru przegrać.
Gdy Alexandra wyszeptała swoją propozycję, przez chwilę był pewien, że żartuje. Ale jej dłoń, która pewnie wędrowała w stronę jego krocza, szybko rozwiała wszelkie wątpliwości. Przymrużył oczy, czując przyjemne ciepło rozlewające się po karku, gdy zębami delikatnie musnęła płatek jego ucha.
Usuń— Mile-high club? — powtórzył, a jego głos zdradzał zarówno zaskoczenie, jak i rosnące podekscytowanie. — Ale mi daleko do Maxa… — dodał z półuśmiechem, który zdradzał jednocześnie rozbawienie i lekką niepewność. Patrzył na nią, zastanawiając się, jak to możliwe, że raz za razem potrafiła go zaskakiwać. Alexandra była pełna niespodzianek, a tym razem przeszła samą siebie.
Jego praktyczna i zawsze ostrożna natura od razu podsunęła mu milion powodów, dlaczego to nie był dobry pomysł. Ale w tej samej chwili odzywała się w nim inna część — ta, która rzadko miała okazję dochodzić do głosu, a teraz nie zamierzała siedzieć cicho. Westchnął, próbując powstrzymać uśmiech, który mimowolnie igrał na jego ustach. Ten weekend rzeczywiście miał być inny. I wyglądało na to, że zaczynał się znacznie szybciej, niż się spodziewał.
Czuł, jak jej dotyk działa na niego z każdą sekundą coraz mocniej. Gdy wstała i ruszyła w stronę toalety, przez chwilę siedział jeszcze nieruchomo, walcząc ze sobą. Spojrzał ukradkiem na pasażerów klasy biznesowej, upewniając się, że wszyscy nadal byli pochłonięci swoimi sprawami. W końcu odpiął pas i poprawił mankiety koszuli, jakby ten drobny gest mógł pomóc mu zachować resztki opanowania.
Ruszył za nią, czując, jak serce bije mu szybciej z każdym krokiem. Gdy przeszedł przez plastikową ściankę i znalazł się w ciasnej przestrzeni toalety, zobaczył ją, czekającą na niego z błyskiem w oku. Bez chwili wahania wziął ją w ramiona, przyciągając blisko, aż ich twarze niemal się stykały.
— Jesteś niemożliwa, Alex — wyszeptał z czułością, a potem złączył ich usta w namiętnym pocałunku, który był tylko początkiem tego, co chciał jej dać. Nie zamierzał czekać ani chwili dłużej, by znów spróbować słodkiego smaku jej ust i nie tylko…
❤️
Edward, po krótkiej chwili milczenia, uśmiechnął się lekko, czując, jak ciepło rozchodzi się po jego ciele, które jeszcze niedawno ogarnął przyjemny relaks. Zaśmiał się z jej żartów, choć wiedział, jak nietypowy stał się dla nich, a zwłaszcza dla niego, ten dzień. Alexandra naprawdę pomagała mu wychodzić ze swojej strefy komfortu.
OdpowiedzUsuń— Zdecydowanie nie będziemy tego opowiadać naszym dzieciom… — zgodził się, patrząc na nią z uśmiechem, który nie chciał zniknąć z jego twarzy. Ich dzieci — ta myśl kiełkowała w jego umyśle, a z każdym kolejnym momentem stawała się coraz bardziej realna. Zastanawiał się, jakie byłoby ich maleństwo. Czy odziedziczyłoby spokój ojca, czy raczej urok matki? Westchnął. — Nawet nie wiem, czy możemy o tym opowiadać wnukom — dodał, śmiejąc się cicho, a jego ton brzmiał lekko żartobliwie. Przejechał dłonią po koszuli, poprawiając jej zagięcia, zanim znów spojrzał na Alex.
— Max pomyśli, że go wkręcamy — zauważył, kręcąc głową. Jego wzrok zatrzymał się na jej twarzy, a w tym momencie poczuł, jak cała podróż nabiera nowego sensu. Choć do tej pory ich drogi były pełne niepewności, teraz wydawały się prowadzić wprost ku przyszłości – przyszłości, która jak dotąd malowała się w ponurych, mglistych barwach. Teraz jednak stała się przejrzysta, pełna jasności, pełna konkretnych decyzji i pewności, która objawiała się w ich uczuciach. To, co działo się w jego sercu, nie było przypadkiem. Edward Murray nareszcie nauczył się dopuszczać uczucia do głosu – emocje, które kształtowały się przez lata, a które on wcześniej usilnie zagłuszał. Nareszcie wypuścił z klatki miłość, którą darzył Alexandrę Collins. Zgodził się na więcej, niż kiedykolwiek planował, ale czuł się spełniony. Czuł, że w końcu był tam, gdzie powinien, nareszcie czując się szczęśliwy.
— W porządku, poczekam zanim wyjdę — zgodził się. Gdy pocałowała go delikatnie w usta, uświadomił sobie, że mógłby ją całować bez końca, raz za razem, chwilę za chwilą… Westchnął, czując coraz większe ciepło rozplywajace się po jego sercu.
Po dłuższej chwili wyszedł z kabiny, kierując się w stronę swojego miejsca, gdzie czekała na niego Alexandra. Starał się zachować spokój, w zgodzie ze swoją naturą, choć w jego oczach błyszczała radość, której nie potrafił ukryć. Posłał ciepły uśmiech stewardesie, która przyniosła im szampana, a potem usiadł obok Alexandry. Czuł jej wzrok, to jak badała każdy element jego twarzy. Było to trochę onieśmielające – sposób, w jaki go obserwowała, jak prawdopodobnie w duchu analizowała jego reakcje, to, co kryło się w jego oczach. Podświadomie jednak robił to samo, napawając się widokiem Alexandry – radości i spokoju w jej błękitnych oczach, rumieńców na jej policzkach i uśmiechu, który rozjaśniał jej twarz. Było w tym coś niesamowicie pięknego, jakby jego serce, w pełnej harmonii z umysłem, podpowiadało mu, że zaczął ją uszczęśliwiać. A przecież zasługiwała na to tak bardzo.
Słowa Alexandry wyrwały go z zamyślenia. Patrzył na nią czule, a na jego twarzy malował się błogi spokój, którego wcześniej brakowało.
— Masz rację — przyznał, przeciągając dłonią po jej policzku, a potem chwycił za kieliszek. — W takim razie musimy to nadrobić, prawda? — dodał. Podświadomość podsuwała mu obrazy tego, co wydarzyło się przed kilkoma tygodniami. Alexandra miała rację, ich zaręczyny nie były przecież typowe. Na przyjęciu rzeczywiście byli razem. Choć wówczas męczył się obecnością tam, to teraz czuł ogromną wdzięczność w stosunku do Maxa. Jego szczerość, która zwykle bywała niemal przekleństwem, tym razem okazała się błogosławieństwem dla ich związku. Edward jednak doskonale pamiętał, co działo się poza wzrokiem gości. To, jak wręczył jej pierścionek, ale też jak starannie go wybierał. Długo rozmawiał z jubilerem, dbając, by był idealny dla niej. Chciał, by pasował do elegancji i gracji Alexandry. Kiedy wówczas o tym myślał, wydawało mu się, że robi to tylko dlatego, bo musiał utrzymać pozory. Dziś jednak rozumiał, że już wtedy, podświadomie, kierował się uczuciami względem niej.
UsuńZastanawiał się nad tym również przy wyborze sposobu, w jaki jej się oświadczył. Przecież nie mógł po prostu postawić pierścionka przed nią i odejść. Choć nie zabrał jej na kolację do eleganckiej restauracji, nie udekorował domu romantycznymi kwiatami ani nie zrobił nic spektakularnego, to nie chciał aby było to takie bezosobowe. Nie zrobił dużo – siedzieli razem w salonie, rozmawiając o przyszłości i wymieniając spojrzenia, jakby nie było tam nikogo poza nimi. A po chwili milczenia, bez słów, sięgnął po małe pudełeczko. Z delikatnym uśmiechem położył pierścionek na dłoni Alexandry. Wtedy wydawało mu się, że nie było w tym żadnych głębszych uczuć, ale teraz, gdy patrzył na nią, rozumiał, że po prostu nie chciał dopuścić ich do siebie.
Gdyby mógł cofnąć czas, zrobiłby wszystko inaczej, nie czekając tak cholernie długo, nie trzymając tego w sobie przez tyle lat. Teraz jednak miał szansę to naprawić.
— Za naszą przyszłość, Alex — wyszeptał, podnosząc kieliszek, a jego spojrzenie zatrzymało się na jej oczach, pełnych miłości i nadziei.
Changing what I thought I knew
I'll be yours for a thousand lives
Edward uśmiechnął się lekko, słuchając rozmowy narzeczonej z kierowcą, a jego wzrok na dłuższą chwilę spoczął na Alexandrze. Była nie tylko inteligentna i zdolna – jej znajomość hiszpańskiego była tego doskonałym przykładem – ale i pełna życzliwości, skromności i serdeczności. To wszystko sprawiało, że była jeszcze piękniejsza, w sposób, który nie miał nic wspólnego z powierzchownością. Edward zawsze cenił sobie te wartości. Ludzie mogą posiadać fortuny i władzę, ale jeśli brak im szacunku i pokory wobec innych, to czy naprawdę mają cokolwiek, co jest warte uwagi?
OdpowiedzUsuńSpojrzał na mężczyznę i skinął głową na powitanie.
— Gracias, Rogelio — powiedział spokojnie, siadając obok Alexandry w samochodzie. Resztę rozmowy zostawił jej, bo choć jego głos nabrał ciepła, to z natury był bardziej powściągliwy i skłonny do bycia obserwatorem niż rozmówcą. Nie chodziło o brak znajomości języka. Jego rodzina zadbała, by dzieci znały ich kilka. Hiszpański opanował na tyle dobrze, by się porozumieć, choć to akurat francuski był dla niego bardziej naturalny. Niemiecki również nie stanowił wyzwania, ale w Meksyku to raczej i tak miało niewielkie znaczenie.
Oparł się wygodnie o fotel, czując przyjemny chłód klimatyzacji, która natychmiast rozpraszała wilgotne powietrze. Nie był fanem upałów – z pewnością wolałby teraz chłodniejsze dni, ale przy Alexandrze nawet najgorsze upały zdawały się mniejsze, znośniejsze, mniej irytujące. Spojrzał na nią, a w jego oczach można było dostrzec czułość, której nie próbował ukrywać. W głębi duszy wiedział, że ten wyjazd będzie czymś dobrym dla nich obojga. Odetchnął głęboko, czując spokój, który rozlewał się w nim wraz z tym momentem. Na chwilę oderwał wzrok od niej i spojrzał przez okno na niebo zdradzające zbliżający się zachód słońca. Umysł Edwarda odpłynął w tę prostą chwilę, pozwalając sobie na chwilę drobnego relaksu.
– Tacos? — powtórzył nagle za nią, jakby zaskoczony, a przez moment na jego twarzy malował się wyraz zamyślenia. — Cóż, hmm… — zaczął, wracając do rzeczywistości. Próbował zebrać myśli, a jego wzrok spoczął na jej dłoni, która delikatnie opierała się na jego kolanie. — Oczywiście, zarówno tacos, jak i spacer — dodał z lekkim uśmiechem, podnosząc wzrok na nią, a potem z powrotem kierując spojrzenie na widok za oknem. Uświadomił sobie, że naprawdę rzadko spacerował. To mogło być miłą odmianą i to w sposób, którego nie spodziewałby się po sobie. Zaczynał dostrzegać, że w ostatnim czasie życie samo w sobie stało się pełne miłych odmian, które niosły z sobą radość. Normalność, codzienność, które wcześniej wydawały mu się takie odległe, teraz zdawały się być na wyciągnięcie ręki. Wszystko to dzięki Alexandrze. Jej bliskość i jej szczerość, otworzyły przed nim drzwi do zapomnianych, a może i zupełnie nowych zakątków jego serca i duszy.
Po raz pierwszy od tak dawna poczuł, że pomimo braku pełnej kontroli nad tym, co się działo wokół, w końcu mógł być sobą.
Gdy dojechali do miejsca docelowego, dom rzeczywiście robił wrażenie. Piękna konstrukcja, doskonale wkomponowana w krajobraz, a na tle oceanu wyglądała wręcz majestatycznie. Edward, jako esteta, nie mógł nie docenić takich detali. Mimo to, gdy Rosa zaczęła oprowadzać ich po wnętrzu, a on starał się być życzliwy i skupiony, czuł, że jedyne, o czym w tej chwili marzył, to aby wziąć prysznic. Przebodźcowanie zaczęło mu doskwierać, a wiedział, że potrzebuje odświeżenia, by móc w pełni oddać się chwili i dać Alexandrze wszystko, co najlepsze.
UsuńNa całe szczęście, rozwiązanie przyszło naturalnie, gdy zostali sami w sypialni. Widok zza okna, malujący się w zachodzących barwach, oczarował także jego. Stanął obok Alexandry, wpatrując się w tę spektakularną panoramę, by po chwili zająć się tylko nią. Jego spojrzenie przeniosło się na jej twarz, którą oświetlał blask zachodzącego słońca. Jej dłoń, ciepła i delikatna, spoczywała w jego. Poczuł, jakby oglądał najpiękniejsze dzieło sztuki — dzieło, które było obecne obok niego, które miał tuż przed sobą. I to dzieło miało na imię Alexandra.
Tak, ocean był wspaniały, a zachód słońca wręcz zapierał dech w piersiach, ale to Alexandra była definicją piękna. Nie mógł oderwać od niej wzroku, chłonąc każdy szczegół jej rysów twarzy, zapadając się w nie, jakby nigdy nie chciał wrócić do rzeczywistości. Błękit jej oczu migotał, odbijając się w blasku słońca, a on zakochiwał się w niej jeszcze mocniej, jakby z każdą chwilą dostrzegał w niej coś nowego, wyjątkowego.
— A ja cieszę się, że w końcu mogę docenić to piękno — powiedział cicho, wciąż zapatrzony w Alexandrę, jakby poza nią nie istniało nic innego. Jego palce delikatnie przesunęły się po jej dłoni, czując jej ciepło, a w jego umyśle pojawiły się myśli o tym, jak dobrze czuli się razem, daleko od wszystkiego, co czekało na nich w Mariesville. Mógłby żyć tak z nią przez cały czas – w spokoju, bez presji, tylko oni, nic więcej. Czuł, że mimo trudów ich przeszłości, ta cisza, cudowna błogość tej chwili, była czymś, co nie mogło zostać zepsute. Choć zgiełk związany z zaręczynami i planowaniem przyszłości zbliżał się nieubłaganie, w tej chwili, w Cabo, liczyła się tylko ona.
Bez słowa stanął za nią, obejmując ją delikatnie w talii i chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Złożył na jej skórze czuły pocałunek, zatrzymując się na chwilę, by poczuć zapach jej perfum, który wypełniał jego zmysły. To było jak oddech, który dawał mu ukojenie, jakby wszystko na świecie zniknęło. Powoli uniósł jej dłoń do przodu, patrząc chwilę dłużej na pierścionek, który zdobił jej serdeczny palec. Ten błyszczący kamień wydawał się w tej chwili tak symboliczny i tak niezwykle osobisty, jakby nareszcie zaczął wyrażać obietnicę ich wspólnej przyszłości.
— Pięknie z nim wyglądasz, wiesz? — powiedział, uśmiechając się lekko i patrząc na pierścionek, który teraz nosiła. — A jeszcze piękniej będziesz wyglądać z obrączką — dodał, a jego uśmiech poszerzył się, zaś w jego słowach wybrzmiało ciche podekscytowanie. Ślub, małżeństwo, przyszłość... Te myśli nie wywoływały już ciężaru, jak kiedyś. Teraz, z Alexandrą u boku, były źródłem radości. Kochał ją, cenił i szanował. Pragnął założyć z nią rodzinę, przeżyć te ostatnie etapy, w których rodzice końcowo będą zadowoleni, a oni w końcu odetchną. Oczami wyobraźni widział siebie i ją, jak żyją spokojnym, normalnym życiem, wychowując dzieci i ciesząc się codziennymi drobiazgami. Na samą myśl o tym jego serce napełniała radość. Chciał jej to powiedzieć, wykrzyczeć to na cały świat – jak bardzo ją kocha, jak bardzo cieszy się, że ich związek w końcu stał się tym, na co oboje zasługiwali.
Gdy jednak odwrócił ją w swoją stronę i przyciągnął jeszcze bliżej, obejmując ją w pasie, poczuł nagłą niepewność. Nie wiedział, czy ma w sobie wystarczająco odwagi, by wypowiedzieć słowa, które cisły mu się na usta.
— Uwielbiam cię — wyszeptał w końcu, a jego głos zabrzmiał cicho, a następnie złożył na jej ustach długi, delikatny pocałunek. — I nie mogę doczekać się tacos, spaceru i wszystkiego, co Meksyk ma nam do zaoferowania.
UsuńIn your eyes, I know I’m home ❤️
Ukłucie. Gdzieś głęboko, niemal niezauważalnie, przeszyło jego serce niczym delikatne nakłucie igły w opuszek palca. Było to uczucie ledwie dostrzegalne, niemalże banalne, lecz jednocześnie pozostawiało po sobie ślad – drobną ranę, z której sączyła się krew. Ból ten, choć niepozorny, miał niezwykłą moc. W tej chwili, otoczony atmosferą czułości i emocjonalnego bezpieczeństwa, słuchając szczerego wyznania Alexandry, Edward nie potrafił się zdecydować, czy ból ten był bardziej słodki, czy gorzki. Jej słowa miały w sobie coś głęboko prawdziwego, coś, co trafiło w samo sedno jego duszy. Były piękne, lecz jednocześnie przypominały mu o błędach, o chwilach, które mógł przeżyć inaczej, gdyby tylko miał odwagę spojrzeć prawdzie w oczy. Teraz, patrząc na wszystko z perspektywy czasu, wiedział jedno – był po prostu głupi. Nie mógł cofnąć tego, co już się wydarzyło, ale to nie znaczyło, że nie mógł zbudować dla nich wspaniałej przyszłości.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na Alexandrę z czułością, jak gdyby chciał zapamiętać każdy szczegół tej chwili – blask zachodzącego słońca, który muskał jej twarz, delikatne rysy jej oblicza, które były tak piękne, że zdawały się niemal nierealne. Była jak anioł. Przesunął dłonią po jej złocistych włosach, odgarniając kosmyk za ucho, niemal niespiesznie, jakby chciał wydłużyć tę chwilę w nieskończoność. Napawał się każdą sekundą, każdym detalem, każdym oddechem. Wciąż nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. A jednak – oto byli, w tej rzeczywistości i była to najpiękniejsza rzeczywistość, jaką mógł sobie wyobrazić. Teraz to już zrozumiał – mógł uciekać przed Alexandrą Collins, mógł tworzyć mur za murem, lecz w końcu musiał zmierzyć się z prawdą, że nie chciał, aby Alexandra była gdziekolwiek indziej niż z nim. Była i zawsze będzie jego częścią, niezależnie od tego, jak bardzo próbował to wypierać czy udawać, że łączy ich jedynie wzajemny szacunek. Gdyby było inaczej, dawno temu oddałby swoje serce innej kobiecie. Bo przecież nie można spędzić z kimś dziesięciu lat, nie czując absolutnie nic. A nawet gdyby nie pokochał nikogo innego, to z pewnością realizowałby ten martwy już układ, który stworzyli z Alexandrą – mógłby choćby wdać się w romans z Penelope Dixon, swoją osobistą klątwą czy jakąkolwiek inną kobietą.
Nic z tego się jednak nie wydarzyło. Jego dusza oddała serce Alexandrze Collins na długo, zanim sam to zrozumiał. I właśnie dlatego, choć jej wyznanie ukłuło go gdzieś głęboko, w tej chwili czuł przede wszystkim wdzięczność – za nią, za ich historię i za to, że wciąż mogli razem patrzeć w przyszłość.
Edward uniósł jej twarz delikatnym, niemal nieśmiałym ruchem, jakby bał się, że rozproszy magiczną atmosferę, która ich otaczała. Jego spojrzenie wtopiło się w jej, pełne miękkości i emocji, które jeszcze niedawno były mu obce. Wziął głęboki oddech, pozwalając swoim słowom płynąć powoli, ciepło i z uczuciem. Nie zawsze potrafił wyrażać swoje emocje wprost, ale dla Alexandry był gotów się tego nauczyć, otwierając swoje serce coraz bardziej.
— Wiem, że nie wszystko zaczęło się tak, jak powinno — zaczął, a jego głos brzmiał spokojnie, lecz jednocześnie bardzo emocjonalnie. Przerwał na moment, jakby szukał odpowiedniego słowa. — Ale teraz… teraz jesteśmy w dobrym miejscu. I dzięki Bogu, bo nie wiem, co bym zrobił, gdyby ciebie zabrakło — powiedział, a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, zaś oczy zdradzały coś głębszego, niemal bolesnego. — Mogłem nie chcieć tego przyznać przed sobą, Alex, ale teraz wiem jedno. Nigdy nie wyobrażałem sobie życia bez ciebie.
Jego wyraz twarzy złagodniał, a spojrzenie stało się jeszcze bardziej czułe, jak gdyby każde słowo odsłaniało kawałek jego duszy. Gdy Alexandra odezwała się, jej słowa wywołały u niego szeroki uśmiech, a w oczach błysnęła iskra radości.
Usuń— Niech będzie i tak. Najważniejsze, żebyś była szczęśliwa, to w końcu nasz dzień — zgodził się, a jego kciuk delikatnie muskał jej policzek. — A jeśli cię to uspokoi, to myślę, że moja matka będzie zachwycona na myśl, że sami się tym zajmiemy, moja przyszła małżonko — dodał tonem, w którym brzmiała nutka żartu, ale i nieukrywana duma. Uśmiechnął się szeroko. — Już nie mogę się doczekać, aż zostaniesz Alexandrą Murray — wyznał. Mówiąc to, pochylił się, by ponownie złączyć ich usta w delikatnym, czułym pocałunku. Była w tym chwila szczerości, głębi i miłości, która z każdym dniem zdawała się wypełniać go coraz bardziej. Wizja Alexandry jako jego żony rozczulała go i napełniała szczęściem, ale to jej kolejne słowa sprawiły, że jego serce mocniej zabiło.
Uwielbiam cię, Eddy.
W jej ustach brzmiało to lepiej i piękniej niż mógłby to sobie kiedykolwiek wyobrazić. Nie odpowiedział słowami, bo ich pocałunek wyrażał więcej, niż mógłby powiedzieć. Mocniej przyciągnął ją do siebie, jego ramiona zacisnęły się wokół niej, zaś dłoń delikatnie gładziła jej policzek. Wszystko w jego gestach mówiło jedno – całym sobą należał do Alexandry Collins.
Gdy blondynka opuściła sypialnię, w pomieszczeniu zapadła cisza, w której jedynym towarzystwem Edwarda były jego własne myśli. Nie chciał pozwolić im zawładnąć sobą, wiedział bowiem jak mroczne potrafiły być zakamarki jego umysłu. Bez wahania przeszedł do łazienki, gdzie chłodna woda z prysznica koiła jego napięte mięśnie, choć nie potrafiła ukoić umysłu. Myśli o rozmowie z Alexandrą wracały uparcie. Kochał ją, ale nie mógł zaprzeczyć, że przez te dziesięć lat ich drogi były pełne żalu, gniewu i rozczarowań. Chciałby powiedzieć jej, że w tych najciemniejszych momentach pragnął jedynie schronić się w jej ramionach, ale nigdy sobie na to nie pozwolił. Chciałby móc zapewnić ją, że jego uczucia nie miały nic wspólnego z Maxem czy Wynn, że były czyste, szczere, prawdziwe. Jednak nie mógł oszukać samego siebie — tamte wspomnienia, choć odległe, wciąż powracały. Podświadomość wciąż zadawała pytanie, którego bał się zadać na głos – co by było, gdyby tamtej nocy Wynn odpowiedziała na jego wiadomość?
Odchrząknął, próbując stłumić te myśli. Nie byłoby nic, odpowiedział sobie stanowczo w myślach. Bo mam Alexandrę, która jest dla mnie wszystkim.
Po kilkunastu minutach wyszedł z sypialni, ubrany w jasną, lnianą koszulę i ciemnobeżowe szorty, a na nadgarstku miał skórzany zegarek, który otrzymał od matki. Eleanor była cudowną kobietą — ciepłą, kochającą i całkowicie odmienną od jego ojca. Zawsze zdawała się rozumieć, co działo się w jego wnętrzu, nawet jeśli sama bała się to przyznać. Edward uśmiechnął się mimowolnie na myśl o tym, jak bardzo szczęśliwa byłaby, widząc go w tej chwili. Wiedział, że byłby dla niej powodem do dumy, podobnie jak Alexandra, która uczyniła go lepszym człowiekiem.
Schodząc na dół, podziwiał wystrój domu Sophie. Miała doskonały gust, choć niestety jej wybory w kwestii mężczyzn pozostawiały wiele do życzenia. Edward nie mógł powstrzymać lekkiego grymasu, myśląc o jej skomplikowanym związku z Maxem. Kochał Donovana jak brata i cenił za szczerość, ale wiedział, że Max ranił ludzi, zanim uświadomił sobie, na czym naprawdę mu zależy.
UsuńRuszył na dół, aby odnaleźć swoją narzeczoną. Wystrój tego domu był piękny — Sophie miała doskonałe wyczucie i gust, co musiał jej przyznać. Nie miała jednak nosa do mężczyzn, skoro tak długo tkwiła w chorym układzie z Maxem. Edward kochał tego idiotę jak brata, cenił go za jego szczerość i autentyczność, ale Donovan nie był odpowiednim materiałem do ulokowania uczuć. Owszem, był zdolny do kochania, musiał jednak sam to sobie uświadomić. Zanim jednak mogło do tego dojść, po drodze ranił zdecydowanie zbyt wiele osób.
Poczuł wibrację telefonu. O wilku mowa, pomyślał, gdy zobaczył od kogo dostał powiadomienie.
Seks w samolocie? No nieźle, Murray. ;) Tylko czy z odpowiednią osobą?
Cholerny Max. Edward z irytacją schował telefon do kieszeni, czując, jak frustracja wzbiera w jego wnętrzu. Ruszył przed siebie aż w końcu znalazł Alexandrę.
Siedziała obok Rosy, radośnie rozmawiając i przeglądając zdjęcia malucha. Edward zbliżył się cicho, przysiadł obok Alexandry i objął ją w pasie. Jej obecność była jak balsam na jego skołatane nerwy. Bliskość jej ciała, dźwięk jej śmiechu, widok tego, jak promieniała, sprawiały, że burza w jego umyśle ucichła niemal natychmiast. Przytulił ją mocniej, wtapiając się w tę chwilę. Nie musiał nic mówić. Jej uśmiech i ciepło mówiły mu, że był we właściwym miejscu z właściwą osobą.
'Cause you already know what you mean to me
And our love's the only one worth fighting for