20.09.2024

[KP] boulevard of broken dreams

I'm so afraid I sealed my fate, no sign of soulmates. I'm just a paperweight in shades of greige.

Alexandra Collins

Alex - ur. 13.05.1989 w Camden - neurochirurg w St. Mary’s Hospital - lokalna bohaterka - ukończony Brown University - pięć lat spędzonych w Bostonie przerwane biznesowym układem ojca - jedyna córka Richarda Collinsa, spadkobiercy i właściciela Collins Winery, największego producenta win Cabernet Sauvignon w Georgii - przyszła spadkobierczyni imperium winiarskiego, o którym tylko udaje, że ma pojęcie - duma ojca - dwukrotna uczestniczka wyjazdów do Jemenu w ramach Lekarzy Bez Granic - od dziecka wielka miłośniczka jazdy konnej - udziela się w organizacjach non-profit - powiązania 


Każdego poranka, otwierając oczy i szykując się do wyjścia do pracy, rozumiesz coraz bardziej, że twoje życie jest pasmem oczekiwań, rozczarowań i decyzji, tych niekoniecznie podjętych przez ciebie. Nie ma w nim miejsca na marzenia, czy wzniosłe ideały. Od dzieciństwa musiałaś oswoić się z naturalnym stanem rzeczy, że ojciec zawsze będzie miał wobec ciebie, swojej jedynej córki, przeróżne oczekiwania i żeby mieć w życiu choć trochę świętego spokoju - musiałaś na nie przystawać. Kłócisz się z samą sobą, bo fasada jest wytworem nakazów i zakazów, a w głębi ducha wyrosłaś na kogoś zupełnie innego, niż wszyscy się spodziewali. Starasz się. Jesteś na każde zawołanie i skinienie palca, grzecznie realizując plan dla większego dobra. Wyłączyłaś swoje emocje, ignorujesz pragnienia. Jesteś pusta w środku, pogodzona, że tak już po prostu jest

Może w innym życiu, gdzieś w innym miejscu. Gdzieś, gdzie na niebie widać inne gwiazdy, podjęłabyś swoje decyzje, tak różne od tych podpowiadanych ci do ucha przez rodziców i społeczeństwo. Może walczyłabyś, może odeszłabyś? Może byłabyś szczęśliwsza? Może to, co kiedyś czułaś przez krótki moment, byłoby twoją codziennością, a nie tylko niedającym ci spać w nocy wspomnieniem. Może w tym świecie ściągnęłabyś maskę wspaniałej córki, by pokazać swoją prawdziwą twarz. Twarz kobiety, która ponad wszystko chciała zostać zauważona, wybrana i pokochana, za to kim jest. Nie za to, kim kazano jej być... 

Margot Robbie, Green Day, Taylor Swift

witamy się z Alex i obiecujemy, że więcej tu postaci od nas już nie będzie! 😁

* do oddania facet z Bostonu, którego porzuciła bo wróciła na łono Camden i Mariesville 


 

7 komentarzy:

  1. [Jakoś niegrzecznie umknęło mi powitanie Noaha, więc pozwolę sobie przywitać Cię przy drugiej postaci. Boże, jak ja jej zazdroszczę tej winiarni...
    I jej, uwielbiam wizerunek Margot. Jeszcze, gdy nadałaś jej moje imię, to w ogóle jestem zachwycona ;D Wielka szkoda, że Alex nosi na sobie taki ciężar spełnionych oczekiwań i założeń, że zupełnie zatraciła siebie i własne wizje. Mam nadzieję, że pod gwiazdami Mariesville uda jej się znaleźć coś własnego, co skieruje ją na skrycie ukrywane ścieżki.
    Możemy poszukać ich razem, z Kopi czy Finnem (jak coś to Noaha też chętnie przygarniemy).
    Zapraszam w razie chęci i życzę samych cudownych wątków! ;)]

    Kopi Bear / Finn Shrubbery

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witaj z drugą postacią :)
    Jaka piękna ta Alex! I jaką piękną ma winiarnie! *-* Wspaniały, piękny a wręcz idealny jest to obrazek. I na pewno wiele kosztuje utrzymanie go w tak żywych i kolorowych barwach, zgodnie z oczekiwaniami... Ten rozłam wewnętrzny ma w sobie coś urzekającego do prowadzenia postaci, a jednocześnie jest przykre to, jak niezrozumiane są te charaktery, obciążone i... Kurcze strasznie mi ich szkoda.
    Przemawia do mnie końcówka. Mocno. Będę trzymać kciuki, aby ta urocza pani poczuła się wolna, kochana za to kim jest i aby znalazła powód, by sobą być, ale tak w pełni na sto procent. Trzymam kciuki, aby nabrała wiatru w żagle i aby nie bała się zrzucić choć drobnej części masek, jakie pozwoliła sobie przez lata nakładać.
    Bawcie się dobrze, a w razie chęci, zapraszam do Abi z którąś z postaci ;) ]


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  3. [Oby to właśnie w Mariesville mogła być tym, kim chce, a nie tym, kim kazano jej być. Niech ta mała mieścina będzie jej własnym światem, do którego nikt nie ma prawa włazić ze swoimi buciorami bez pozwolenia. Trzymam kciuki za szczęście Alexandry w jabłkowym raju :) Życzę dużo dobrej zabawy na blogu!]

    Rowan Johnson

    OdpowiedzUsuń
  4. [Pewnie nie powinnam od tego zaczynać, ale nie potrafię powstrzymać się od stwierdzenia, że wygląd drugiego pana w powiązaniach z lekka mnie przeraża. Aż zastanawiam się kim dokładnie jest/był dla już i tak biednej Alex. Na pierwszy rzut oka widać bowiem, że potrzebuje kogoś, kto sprawi, że wreszcie zdoła wyrwać się z błędnego koła, w którego tryby została wtrącona od małego.
    Życzę powodzenia z kolejną postacią, a w razie chęci jak zwykle zapraszam do siebie.]


    Manar, Lio & Liberty

    OdpowiedzUsuń
  5. [To zdjęcie tak idealnie do niej pasuje, oddaje jej ducha.
    Ach, jej życie przypomina mi życie Jen. To przykre, że inni ludzie tak łatwo potrafią kontrolować czyjeś wybory. Mam nadzieję, że tutaj Alex się odnajdzie i postawi na swoim. Bawcie się dobrze!]

    Jennifer

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratulacje!
    Kolejnej osobie posyła wdzięczny uśmiech. Tym razem był to Theodore Hawthorne, filantrop i właściciel sieci hotelowej Hawthorne Grand, której początki zaczęły się w Camden, a rozwinęły w Atlancie. Ten starszy już mężczyzna był bliskim przyjacielem jego ojca, Harolda, choć Edaward raczej uważał, że była to typowo biznesowa znajomość, nacechowana szukaniem własnych korzyści. Nie chodziło tutaj wcale o podły egoizm, a raczej o transakcje i kontrakty. To wszystko było paskudnie ważne, jeśli chciałeś utrzymać się na rynku i nie wypaść z toru. Harold Murray doskonale zdawał sobie z tego sprawę i nieprzerwanie od ponad trzydziestu lat zachowywał w tej kwestii wzorową czujność. Jego staruszek był dobrym człowiekiem, który nie tylko kochał swoją rodzinę, ale naprawdę oddał swoje serce lokalnej społeczności. Wybitnie radził sobie w roli głowy rodziny, dzięki czemu dziadek Murray mógł w spokoju odejść z tego świata, wiedząc że pozostawił rodzinny interes w dobrych rękach. Choć, cóż, rodzinny interes brzmi tak delikatnie, jak na fakt, że Murray Orchards było przecież tak dobrze znane w całej Georgii. Nic zatem dziwnego, że tego wieczoru w Imperial Table w Camden zebrało się tylu wpływowych i bogatych ludzi. I wszystko to dla Mariesville — miejsca, gdzie jego rodzina ulokowała swoje korzenie i serce.
    Westchnął, przechadzając się po sali i mijając ludzi, z którymi za kilka lat miałby zacząć współpracować. Harold Murray nie stawał się przecież młodszy, szykował więc Edwarda do wyznaczonej mu roli. Brunet doskonale zdawał sobie sprawę, że od tego ucieczki nie było. Tak, jak jego ojciec był zmuszony do noszenia ciężaru nazwiska Murray, tak samo miał i on. Jedną ze składowych tego o to ciężaru był właśnie ten wieczór – jego zaręczyny. To dopiero było!
    Alexandra była piękną kobietą, pełną elegancji i gracji. W dodatku, była inteligentna, elokwentna i błyskotliwa. Wielu mężczyzn zazdrościło mu, że to ona była jego życiową partnerką. Kroczyli już razem tą drogą w stronę małżeństwa już dziesięć lat!
    I żadne nie było szczęśliwe.
    Synu, Alexandra to cudowna młoda kobieta, dajcie sobie czas, powtarzała jego matka. Wiesz przecież ile to znaczy dla twojego ojca… Poza tym, sam się przekonasz, że z czasem uczucia i tak się pojawią. Eleanor miała racje, Haroldowi bardzo na tym zależało. Miała też rację, że uczucia się pojawią. Nie pojawiła się jednak miłość, a zmęczenie, frustracja i niechęć. To wcale nie odbierało wartości Alexandrze; Edaward wiedział, że była cennym człowiekiem i naprawdę wspaniałą kobietą. Szanował ją, nawet bardzo. Ale nie kochał. W zasadzie, to nawet szczególnie jej nie lubił – ani ona jego. Od samego początku było to dla nich jasne, ich związek to tylko biznesowa umowa. Ich rodzice wierzyli, że są w sobie zakochani i nie mogą doczekać się wspólnego małżeńskiego życia, oni zaś wiedzieli, że za kurtyną prowadzą swoje własne życie. Cóż, chyba właśnie to sprawiło, że w jakiś sposób przetrzymali te dziesięć lat razem w tym całym teatrzyku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas jednak płynął dalej, a rodzice wymagali więcej. Zaręczyny były tylko kwestią czasu – kwestią, która właśnie stała się rzeczywistością.

      Usiadł obok Alexandry, swojej narzeczonej. Uważnie ją obserwował; odgrywała swoją rolę równie idealnie, co on. Paradoksalnie, w tej kwestii, byli dla siebie stworzeni. Zdecydowanie więcej ich łączyło niż różniło.

      — Myślę, że za dwie godziny będziemy mogli stąd wyjść — oświadczył, patrząc na złoty zegarek zdecydowanie o moment za długo. Opuścił rękę i rozejrzał się wokół sali. Wiele osób było zajętych sobą, naprawdę guzik ich obchodziło, że Edaward Murray i Alexandra Collins zaręczyli się. Jednocześnie, gdyby wyszło na jaw, że nic z tego nie jest prawdziwe, paradoksalnie wszystko zaczęłoby ich nagle interesować. Uśmiechnął się pod nosem na samą myśl o tym.

      — No gratulacje, moje kochane papużki! — usłyszał znajomy sobie głos, któremu towarzyszył wesoły śmiech. Max pojawił się przed nimi, od razu poprawiając humor Murray’owi. Był to jego najlepszy przyjaciel. Max na codzień mieszkał kilka kilometrów od Camden, w drugą stronę od Mariesville. To była jedna z niewielu osób, której Ned mógł mówić o wszystkim – Max wiedział wszystko o związku z Alexandrą, o ich umowie i o tym, dlaczego muszą być razem. Całe szczęście, był dyskretny. Właśnie dlatego wiedział nawet o tej wyjątkowej kobiecie, która ostatnio siedziała w głowie Edwarda zdecydowanie za dużo.
      Odchrząknął. Nie mógł przecież myśleć o innej kobiecie w wieczór swojego przyjęcia zaręczynowego, prawda? Cóż, mógł. Ale to i tak było dziwne.

      — Zawsze wiesz, co powiedzieć — odpowiedział, kręcąc głowa na przyjaciela. Wstał i przywitał się z Maxem. Edward gestem ręki dał znać blondynce, że wyjdzie z szatynem na korytarz.

      — Słuchaj, specjalnie dla ciebie wybrałem się kilka dni temu do Mariesville. Zatrzymałem się w pobliżu, no sam wiesz jakiego miejsca… No i powiem ci, elegancko! — powiedział rozentuzjowaty Max, poklepując przyjaciela po ramieniu. — Chyba masz zamiar zabrać ją na randkę, co?

      — Nie wiem. Ona raczej nie jest mną zainteresowana. Jeszcze — odpowiedział, wzruszając ramionami. — I błagam, nie rób tak więcej — zaśmiał się, kręcąc głową. Ostatnie czego potrzebował, to żeby Max narobił mu niepotrzebnych kłopotów.

      Edward

      Usuń