Babka Olena, znana Vimie tylko ze zdjęć i opowiadań, przybyła do Mariesville początkiem lat siedemdziesiątych, z jedną walizką, słowiańskim akcentem i jasnowłosym chłopcem przy boku. Spotkała się z raczej ambiwalentnym przyjęciem, które przemogła z czasem, gestami sąsiedzkiej życzliwości i godną podziwu zaradnością. Jej syn, Anthony Malkovich, choć pracowity, był też butny i nietaktownie bezpośredni, przez co miał wielu przyjaciół i zapewne tyle samo wrogów. Kochał konie, pokera grywanego po zachodzie słońca i mocne papierosy. Wśród prozaicznej codzienności, sen z powiek spędzały mu pokrętne plany założenia własnej stadniny. Był już koło trzydziestki, gdy krótki romans z przyjezdną fotografką pochłonął go, przeżuł i wypluł; zdjęcia koni i jabłek nie zdobywały uznania w branży, toteż pewnego grudniowego poranka, ledwie miesiąc po trzecich urodzinach Vimy, Jillian Harris zabrała walizkę i wyruszyła do RPA, pozostawiając po sobie jedynie pierścionek zaręczynowy na nocnej szafce. Jej obecność w życiu rodziny, którą nieopatrznie stworzyła, skurczyła się do comiesięcznych przelewów na utrzymanie córki.
Samotny ojciec radził sobie bez wielkiego pojęcia o rodzicielstwie, toteż wychowanie Vimy składało się z prób i błędów, ze znaczącą przewagą tych drugich. Dziewczyna musiała szybko uwinąć się z dorastaniem, by w wieku czternastu lat porzucić szkołę i pomóc ojcu w gospodarstwie. Samodzielnie kontynuowała jednak naukę, obiecując sobie – jak wielu nastolatków w jej położeniu – że opuści rodzinną mieścinę, gdy tylko dostanie się do college’u. Choć zdała egzaminy wstępne, ojciec prośbami, groźbami, a przede wszystkim brakiem funduszu studenckiego, przekonał ją, by została w domu, przynajmniej dopóki nie osiągnie pełnoletniości. Ugoda była jednak tylko powierzchowna, o czym osiemnastoletnia Vima dobitnie dawała znać, przepadając bez wieści na całe noce w Camden. Nigdy nie wplątała się w poważne tarapaty, lecz sama myśl, że pewnego dnia rozpłynie się w porannej mgle jak wcześniej jej matka, sprawiła, że Tony stał się dławiąco zaborczy. Naturalną konsekwencją coraz krótszej smyczy była gwałtownie buzująca chęć zerwania się z niej, co sprawiło, że Vima przeoczyła moment, w którym ojciec zaczął odpuszczać. Jego nieobecność i milczenie złożyła na karb nocnych partyjek pokera, podczas których Tony przegrywał kolejnego źrebaka. Gdy wieść o chorobie nowotworowej ojca w końcu wyszła na jaw, było za późno by zdążyła cokolwiek między nimi naprawić.
Białe kłamstewko zabiło w niej resztki zaufania, wznieciło za to żal i złość, przez które odtrąciła wiele pomocnych dłoni. W spadku po ojcu dostała wyremontowane gospodarstwo wraz z całym inwentarzem, połać ziemi z nietkniętymi od trzech lat fundamentami ośrodka dla turystów i kredyt, którego nie sposób było spłacić, trudniąc się sezonowymi zbiorami jabłek. Stopniowo wyprzedawała zwierzęta w sąsiedzkie ręce, aż w opustoszałej stajni pozostał tylko Ślimak, ukochany ogier ojca. Samotność zamiast spokoju przyniosła jej zgorzknienie, od którego nie ma innej drogi ucieczki niż po uprzednio spalonych mostach.
[Pięknie napisana karta, totalnie mnie pochłonęła; nie tylko zawartością, ale i wyglądem. Szczerze współczuję Vimie, bo nie dość, że nie mogła spełnić swoich marzeń, to na dodatek dostała spuściznę po ojcu, która niszczy ją od środka. Mam nadzieję, że Twoja pani wyjdzie na prostą i pozwolisz jej zaznać szczęścia. Bawcie się dobrze!]
OdpowiedzUsuńJennifer
[Przykra historia, na szczęście dziewczyna ma przed sobą jeszcze całe życie i wierzę, że los w końcu rozda pomyślne karty, albo po prostu wreszcie się do niej uśmiechnie. Niech czas sprzyja pisaniu, życzę dobrej zabawy na blogu :)]
OdpowiedzUsuńRowan Johnson
[Serce się kraje! Młoda, osamotniona, zgorzkniała. Skrzywdzona po prostu. Dotkliwie ją doświadczyłaś, jesteś przebrzydle okrutna. Baw się dobrze, zadbaj o nią troszkę, daj jej ociupine ciepła i radości! Bardzo trzeba ją ukochać! ]
OdpowiedzUsuńAbigail
[No niełatwy ma Vima start w samodzielne, dorosłe życie. Ojciec Walta też lubił przegrywać rodzinny majątek w pracy, więc pewnie się z Tonym nie raz spotkali przy stole, poza tym i Underwood i Vima stracili niedawno rodziców. Jeżeli masz ochotę coś razem pomyśleć, to mamy kilka punktów zaczepienia. Mogą być nawet sąsiadami, jestem w stanie sobie wyobrazić to, że Birdy wykupuje część inwentarza Vimy, żeby jej go później odsprzedać, jak dziewczyna wyjdzie na prostą. Bawcie się dobrze i do napisania?]
OdpowiedzUsuńW. Underwood
[Oj, kolejna osóbka, której ktoś próbował na siłę ułożyć życie. Mam jednak nadzieję, że los, który wybrała okaże się dla niej o wiele szczęśliwszy niż ten, który miał zamiar zaoferować jej ojciec.
OdpowiedzUsuńPS. Ślimak skradł moje serce.
Życzę samych porywających wątków oraz wielu wiader weny, a w razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]
Manar, Liberty & Delio
[Cześć! W Vimie widzę trochę odbicie Penny, która również zmagała się z ojcowskimi oczekiwaniami, chociaż ona ze smyczy zrywa się potajemnie, oficjalnie wciąż odgrywając przyznaną jej rolę. Myślę jednak, że obie mają w sobie podobne zgorzknienie i złość, a razem stanowiłyby niebezpieczną mieszankę wybuchową. W ogóle Ślimak, co za cudowne imię dla ogiera :D Mam nadzieję, że z czasem w Mariesville znajdą się osoby, przed którymi Vima będzie w stanie otworzyć swoje serduszko i uda jej się zbudować dla siebie szczęśliwą przyszłość.]
OdpowiedzUsuńPenelope Dixon
[Hejo :) Bardzo fajna, kompleksowa postać! Podoba mi się jej historia, choć do najszczęśliwszych nie należy. Ale do najgorszych też nie i myślę, że Vima znajdzie tutaj sposobność, by nieco życiorys rozweselić :D
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dobrej zabawy i ciekawych wątków!]
Paige King
[Hm, to sprawdź maila.]
OdpowiedzUsuńW. Underwood
[Hej,
OdpowiedzUsuńOdezwałam się na maila.]
[Bardzo dziękuję za miłe słowa ♥ Kurcze, też nie mam na ten moment żadnego konkretnego pomysłu, ale będę nad czymś myśleć i wpadnę, jak coś mi się w głowie pojawi ciekawego.]
OdpowiedzUsuńJen
[Hej!
OdpowiedzUsuńJakże smutna historia Twojej Vimy. Bardzo przykre, że została całkiem sama, jednak Erin również odcinając się od całej przeszłości podziela obecnie jej los. Twój pomysł na powiązanie mi jak najbardziej odpowiada, co więcej zainspirował mnie do małego rozbudowania. Erin prowadzi swoją własną sprawę na terenie Camden. Poprosiłaby, żeby pomogła jej w znalezieniu tajemniczego jegomościa - co skutkowałoby ponownym wkroczeniem Vimy w szemrane towarzystwo pod przykrywką. Przez to powrócą do Erin demony przeszłości, o których nie chciałabym zbyt dużo na ten moment zdradzać, żeby nie spoilerować :D Jeśli Tobie będzie odpowiadało wprowadzenie nieco większego zamieszania do życia Vimy możemy zaczynać. Myślę, że najrozsądniej będzie, jeśli ja rozpocznę z perspektywy Erin. Daj znać czy coś jeszcze warto zawrzeć, jeśli nie to czekam na zielone światło :)]
Erin
Ciężkie, zwiastujące nadchodzący deszcz chmury zaczynały już zbierać się nad horyzontem, gdy odłożył młotek z powrotem do skrzynki na narzędzia, decydując się wreszcie zakończyć na ten dzień wszelkie prace. Nie żeby przerażała go wizja kilku zimnych kropel wlewających się za kołnierz. Po prostu bolące mięśnie dawały mu znać, że nieco przesadził, w związku z czym następnego ranka najprawdopodobniej będzie przeklinał głupotę, która kazała mu założyć, iż samodzielnie wyremontuje tą przeklętą, totalnie zapuszczoną chałupę najpóźniej do Świąt Bożego Narodzenia. Cóż, prawdę powiedziawszy nie spodziewał się, że od dnia jego wyjazdu ojciec nie wykazał choćby najmniejszej chęci do naprawienia czegokolwiek, o czym świadczyły coraz to nowsze usterki odkrywane przez Delio niemal na każdym kroku. Owszem, zdawał sobie sprawę, że ów mężczyzna nie był mistrzem budowlanym, ale za dawnych czasów zdarzało mu się mimo wszystko czasem majsterkować. Obecnie jednak aż dziw brał, że domostwo Państwa O’Neal jakimś cudem jeszcze się doszczętnie nie zawaliło.
OdpowiedzUsuń- Chyba nic z tego nie będzie… - Westchnął ciężko, schodząc z dachu i przedzierając się w głąb budynku, gdzie niemal natychmiast został ośliniony od stóp do głów przez Neo.
Pamiętająca jeszcze jego dzieciństwo Astra nie miała już wystarczająco dużo sił, by przebijać się na poddasze. Tak samo zresztą jak zwykle nie wykazywała już chęci na dłuższe spacery. Odprowadziła więc ich jedynie do końca ulicy, po czym wróciła dostojnie na swoje włości, pozwalając by resztę drogi do Wodospadów Riverside przebyli jedynie we dwójkę.
Lio
[Co za piękna i dopracowana w każdym szczególe karta <3 Biedna Vima, mam nadzieję, że mimo wszystko da się jeszcze kiedyś namówić na przejażdżkę, zwłaszcza, że jej koń jest cudowny. Tak, zdecydowanie zakochałam się w Ślimaku. Trzymam też kciuki, aby na dobre uwolniła się spod presji i oczekiwań ojca i mogła żyć tak, jak jej się tylko podoba - niech tym razem już z uśmiechem na twarzy, karta musi się kiedyś odwrócić. Dużo weny! <3]
OdpowiedzUsuńH. Johnson
Tutejsze wieczory wydają się być znacznie dłuższe niż w ogromnym St. Louis, gdzie wszechobecny gwar rozmów zdawał się nie przycichać choćby na sekundę, a na tych mniej oświetlonych ulicach można było dość łatwo zderzyć się z kimś śmierdzącym lekko nadtrawionym alkoholem, czy nawet w sekundę stracić portfel lub życie. Choć od dnia powrotu stara się wmówić sobie, że podczas jedenastu długich lat nieobecności jakaś część jego duszy tęskniła do nieziemskiego wręcz spokoju jakim cechuje się owo malutkie miasteczko, wie że to pieprzone kłamstwo. Po pierwsze Mariesville nigdy nie stanowiło dla Lio synonimu raju. Wręcz przeciwnie, wszystkiego co najgorsze. Ciągłego bólu, poniżenia oraz krzywych spojrzeń rzucanych ukradkiem zza firanek, gdy po raz kolejny matka wysyłała go na poszukiwania wiecznie nachlanego na umór ojca. Nie mogąc jednak wykrzyczeć prosto w twarz całego swego żalu tym wszystkim wręcz chorobliwie obłudnym plotkarzom, którzy teraz obdarzają go codziennie szerokim uśmiechami, gotowi zrobić wszystko byle tylko szanowny Pan Doktor raczył im wybaczyć strach, który nie pozwolił im odpowiednio mocno zareagować na dramaty rozgrywające się za zamkniętymi drzwiami (choć nie zawsze, bo przecież Matt potrafił sprać swoje dzieciaki na środku ulicy) rodziny O’Neal, gdy był jeszcze na to czas, nadal dusi w sobie wszystkie nieprzyjemne emocje. Prawdopodobnie przymusowa przeprowadzka nie powinna stać się dla niego wystarczająco dobrą wymówką do przerwania terapii. Skoro jednak póki co udaje mu się utrzymać na powierzchni bez sięgania do leków uspakajających (przynajmniej nie zbyt częstego), chyba nie musi wracać w martwe mury kliniki psychologicznej, nieprawdaż ? Przecież zamiast tego regularnie spowiada się młodszej siostrze (cóż z tego, że martwej), więc nie ma powodu do obaw. Tak przynajmniej stara się rozgrzeszać się sam przed sobą z upartego braku chęci do znalezienia kolejnego specjalisty.
OdpowiedzUsuńDzisiejszy wieczór nie różni się zanadto w tej kwestii od pozostałych. Jak wiele razy wcześniej obchodzi wokół dostojne wodospady, mając nadzieję na dostrzeżenie czegoś, co umożliwiłoby mu ostateczne rozliczenie się ze zdecydowanie zbyt wczesną śmiercią Dahlii. Historie o jej rzekomym samobójstwie opowiedziane przez zupełnie obcych ludzi, którzy ponoć widzieli jak prawie zupełnie naga dziewczyna skacze z wysokich skał do wody i już się nie wynurza jakoś mu nie wystarczają. Przecież w takim wypadku policja powinna odnaleźć jej ciało, a pogrzeb musiał odbyć się bez niego. Coś tu ewidentnie się nie zgadza…
- Neo, wracaj ! – Nagłe puszczenie się biegiem poprzedzającego go psa, niemal natychmiast wyrywa mężczyznę z głębokich rozmyślań. Szczególnie wtedy, gdy chwilę później słyszy alarmujące szczekanie i już wie, że zwierzak znalazł coś ciekawego, więc będzie zmuszony po niego iść.
Faktycznie. Rudzielec zatrzymał się zaledwie kilka centymetrów przed chowającą się za rowerem cyklistką. Skądinąd zresztą jakoś dziwnie swemu właścicielowi znajomą. Chwilowo nie ma jednak czasu na dalsze roztrząsanie tej kwestii. Najpierw musi zapiąć pupila na smycz i spróbować uspokoić pannę.
- Przepraszam, nie spodziewałem się, że ktoś będzie tu przechodził w taką pogodę. – Posyła jej lekki uśmiech. – Mam nadzieję, że ten gigant za bardzo cię nie wystraszył.
Lio
[ Jasne, Erin jest bardzo przekonująca, jeśli jej na czymś zależy. Jakoś popracuje, żeby Vimę namówić :D
OdpowiedzUsuńNie chciałabym zrzucać na nikogo rozpoczęcia, ale jeśli miałabyś przestrzeń byłabyś chętna, żeby je naskrobać? Muszę się trochę odkopać z zaległości, dodatkowo obowiązki życia codziennego ostatnio są bardzo absorbujące.]
Erin
[Hej,
OdpowiedzUsuńWpadłam na PW z małym pytaniem.]
[hej! no aleś jej los zgotowała. Biedna ona, tak mi smutno, że aż chce mi się ją psytulić.... może kwiatka dla pięknej pani na poprawę nastroju? Rozdaje hurtem ;)
OdpowiedzUsuńKartę mi się przyjemnie czytało. Pozdrawiam i zapraszam jak by była chęć ]
Patricia
Przez ostatnie jedenaście lat niemal każdego dnia starał się wypierać wszelkie wspomnienia dotyczące rodzinnego domu, lecz gdy tylko ponownie postawił stopę w Mariesville, okrutne plotki dotyczące powodów, dla których pewnego dnia po prostu zdecydował się spakować stary plecak i uciec na studia do odległego o wiele tysięcy kilometrów St. Luis, ścisnęły go mocno w swoich ramionach, sprawiając że niemal zabrakło mu tchu. Stojąc pod drzwiami obecnie prawie walącego się domu, w którym przyszło mu dorastać, miał szczerą ochotę, by zwiać z powrotem póki jeszcze nikt z sąsiadów nie zdążył zauważyć jego przybycia na stare śmieci, lecz te parę sekund zawahania, na które wówczas sobie pozwolił, umożliwiły wujowi wepchnięcie go do środka niczym małego dziecka. A teraz znowu został sam nie tylko z całym tym chaosem dotyczącym przystosowania matki do nowego życia na zamkniętym oddziale psychiatrycznym, ale także niezwykle pilnym remontem chałupy. Doprawdy przecudnie.
OdpowiedzUsuń- Tak, masz rację. – Przyznaje, instynktownie spinając mięśnie, gdy tylko z ust dziewczyny pada nazwisko, które zamiast zwykłej rodzicielskiej miłości odziedziczył po swoim, obecnie na całe szczęście leżącym już pięć metrów pod ziemią, ojcu. Choć wie, że jest to w ogóle niemożliwe, wolałby, aby nikt go z tym facetem i jego grzechami nie łączył. – A ty jesteś... ? – Wbija ciekawskie spojrzenie w brunetkę, usiłując odtworzyć odpowiednie połączenie między dawno już minionymi czasami a teraźniejszością. Bingo ! Po około pół minucie coś mu zaczyna świtać. Z pewnością kiedyś spędzali razem sporo czasu. Chyba chodziła też z Dahlią do jednej klasy i miała ojca, który hodował konie. – Mała Vima. Vima Malkovich, zgadza się ? – Pyta, wciąż niezbyt pewny swojej pamięci. Ostatecznie, gdy opuszczał miasteczko, jego dawna koleżanka była jeszcze nastolatką, a teraz wyglądała jak dorosła kobieta.
Lio
Kiedy Jackson obracał kolejny stek na gorącym ruszcie, w jego głowie toczyły się myśli, które mieszały się z dźwiękami i zapachami kuchni. Spływająca po skroni kropla potu przypominała mu, jak wiele działo się ostatnio w jego życiu. Miał wrażenie, że duchota w kuchni była niczym w porównaniu do gęstego napięcia, które narastało w nim od tygodni. Od chwili, gdy Tessa wróciła do miasta, wszystko wywróciło się do góry nogami. Związane z nią wspomnienia sprawiały, że na nowo musiał sięgać po siłę, by zmierzyć się z trudnymi emocjami, które zepchnął gdzieś w głąb siebie.
OdpowiedzUsuńJego dni były pełne wyzwań – nie tylko tych związanych z pracą. Próba zachowania równowagi między wymaganiami rodziny, konfliktami z upartą babcią Dorothy i związkiem z Olivią, który stawał się coraz bardziej napięty, pochłaniała większość jego energii. Olivia dawała mu wsparcie, ale powrót Tessy wprowadził zamęt, który dręczył go nieustannie.
Mimo to, w tej niepewności i chaosie, jego restauracja była jedynym miejscem, które dawało mu poczucie stabilności. Jackson dostrzegał, że restauracja funkcjonowała świetnie, a praca pozwalała mu choć na chwilę oderwać myśli od burzy, która rozgrywała się w jego sercu i głowie. Zamówienia napływały, zyski rosły, a nowe kelnerki – Paige i Vima – radziły sobie doskonale. Paige była niezawodna i profesjonalna, a Vima, którą zatrudnił chwilę wcześniej, szybko wpasowała się w zespół.
Jackson zauważył jednak, że choć ta młoda dziewczyna była solidnym pracownikiem, jej chłodny sposób bycia nie do końca pasował do atmosfery, jaką chciał stworzyć w RIBEYE. Była szybka i profesjonalna, ale dystans, z jakim podchodziła do klientów, mógł w przyszłości negatywnie wpłynąć na ich wrażenia. Na razie odwiedziny się nie zmniejszyły, ale Jackson wiedział, że warto pracować nad relacjami w zespole i z klientami, zanim problem zdąży się nasilić.
Jackson, zawsze pozytywnie nastawiony do życia i wierzący, że każdy ma w sobie potencjał, nie chciał stawiać Vimy pod presją. Wierzył, że odpowiednie wsparcie z jego strony pomoże jej nabrać pewności w kontakcie z klientami. Nie był typem szefa, który krzyczy i wymaga; wolał prowadzić ludzi z cierpliwością i zrozumieniem. Miał nadzieję, że z czasem Vima otworzy się na interakcje i odnajdzie swój komfort w pracy z klientami – w końcu każdy potrzebuje trochę czasu, żeby znaleźć swoje miejsce.
Jackson wydał ostatni stek i westchnął, patrząc z kuchni na niemal pustą już salę. Gości było coraz mniej, a godzina zamknięcia zbliżała się wielkimi krokami. Czekał na ten moment cały dzień – ten powolny marsz ku upragnionemu odpoczynkowi.
Kiedy ostatni klient opuścił lokal, a personel kończył porządki, Jackson dostrzegł Vimę, pochyloną nad kasą. Przez chwilę przyglądał się jej w zamyśleniu. To był ten moment, by porozmawiać – na spokojnie, bez zbędnego pośpiechu, z nadzieją, że może uda mu się ją wesprzeć i zrozumieć, co kryje się za jej chłodnym zachowaniem.
Podszedł do niej z wyrazem łagodności w oczach, gotów wysłuchać jej perspektywy, ale też dać znać, że może na niego liczyć. Chciał, by wiedziała, że jego intencje są szczere, a troska o zespół była dla niego priorytetem.
– Vima – zaczął ciepłym tonem. – Czy mogłabyś zostać na chwilę po zamknięciu? Chciałbym z tobą porozmawiać.
Jax