29.09.2024

[KP] Amelia Hawkins

Kiss me, beneath the milky twilight
Lead me out on the moonlit floor
Amelia Hawkins

Amelia Kennedy Hawkins ——— 25 latka; urodzona 10 lipca 1999 roku w rodzinnym domu w Applewood Grove • Makijażystka • Dorabia na boku wykonując stylizacje paznokci • Młoda Profesjonalistka •  Właścicielka przeuroczej Babette, najczęściej nazywaną Babe lub Barbie • Niespełniona artystka, która nieregularnie wrzuca covery ulubionych piosenek na YouTube, a okazjonalnie występuje w The Rusty Nail • I've got about the next 2 and a half hours planned. Then there's just darkness and possibly some dragons.

Znalezienie osoby, z którą chciałoby spędzić się resztę życia wcale nie należy do łatwych zadań. Jednak, kiedy już taka osoba się znajdzie, to podobno należy się jej kurczowo trzymać i nigdy nie wypuszczać z rąk. Amelii udało się znaleźć tego jedynego już w liceum, kiedy nieśmiały chłopak w brązowych okularach przekroczył próg klasy, w której odbywała się lekcja matematyki. Wystarczyło jedno skrzyżowanie spojrzeń, aby wspólna historia tej dwójki zaczęła się pisać. Przyjaźń prędko zmieniła się w zauroczenie i wzajemną fascynację, co poskutkowało związkiem, który pielęgnowali przez ostatnie osiem lat. Wśród rówieśników byli it couple Mariesville i nie było dnia, który spędziliby osobno, a ich rodziny liczyły, że wraz z ukończeniem liceum i wejściem w dorosłość Amelia i Jacoba powiedzą sobie tak w lokalnym kościele. Przyszłość u boku Jake miała być łatwa oraz spokojna. Koleżanki podobno zazdrościły jej tego, że w tak młodym wieku wiedziała z kim spędzi resztę swojego życia, komu będzie rodziła dzieci, gotowała obiady i pilnowała, aby po pracy mógł odpocząć. Nikogo nie interesowało, że Amelia wcale nie do końca tak wyobrażała sobie własne życie. Każda próba podjęcia tematu kończyła się jego zmianą i upomnieniem, aby cieszyła się z tego co ma, bo nie każdy od losu otrzymuje takiego Jacoba. Niektórzy za takim partnerem przecież gonią całe życie i nigdy im się nie udaje go znaleźć, a Amelia dostała go niemal podanego na tacy. Nikt już się nie pytał czego chciałaby Amelia, jej pragnienia, marzenia i ambicje były odkładane na bok, a pierwsze skrzypce grało to czego chciał Jacob ze swoimi rodzicami. Marzyła im się posłuszna żona, przynajmniej trójka dzieci, ale bardzo pragnęli, aby każde dziecko odziedziczyło błękitne oczy Amelii, więc chyba można uznać, że uwzględnili ją w tych planach, prawda? Dla zachęty i wzięcia szybszego ślubu Amelia i Jacob otrzymali dom rodziców Williamsa, kiedy oboje stali się pełnoletni. Wszystko po to, aby młoda para miała swój własny kąt i czym prędzej zaczęła starać się o potomstwo. Zgodziła się wyjść za Jacoba czwartego lipca, kiedy zaskoczył ją tym pytaniem przy wszystkich i nie umiała odmówić, gdy rodzice, państwo Williams i rodzeństwo oraz znajomi wpatrywali się z nadzieją w blondynkę. Wypowiedziane z trudem tak było największym kłamstwem, które kiedykolwiek opuściło usta Amelii. Wszyscy się cieszyli, więc jak mogłaby odebrać komukolwiek tę radość? Niewiele miała do powiedzenia w kwestii organizacji wesela, a wszystko właściwie już wiele lat temu było zaplanowane przez ich matki i ojców. Młoda para miała się tylko pojawić na miejscu. Jacob, najbliższa rodzina oraz przyjaciele żyli zbliżającym się weselem. Nikt nie dostrzegał, nawet sama Amelia, że coraz bardziej dusi się w tej sytuacji. Zabijała w zarodku pomysł o ucieczce, przecież nie mogła tak postąpić i zawieść wszystkich po kolei. Nie mogła, prawda?

Dla jednych podjęła słuszną decyzję, inni uważają, że zniszczyła mu całe życie, a pozostali nie mają na ten temat żadnej opinii. Pierwszy raz od paru lat zaczęła słuchać tego, czego sama chciała i wiedziała, że żadna siła nie zmusi jej do tego, aby pójść do ołtarza. Nie, kiedy to Jacob czekał na jego końcu i nie w tej wielkiej, księżniczkowatej sukni, w której wyglądała jak bombka. Kochała Jacoba, to było pewne, ale pewne było również to, że od dłuższego czasu nie była w nim zakochana. Pozwoliła na to, aby każdy z Williamsów powoli podbierał cząstki, które sprawiały, że Amelia była Amelią. Przemieniali ją w kogoś kim nigdy być nie chciała i dłużej to trwać też nie mogło. Zaledwie godzinę przed ceremonią podjęła decyzję, która pozwoliła jej oddychać pełną piersią. Wysokie, niewygodne szpilki zmieniła na wytarte, czerwone trampki, jeszcze nie była na tyle głupia, aby uciekać w szpilkach. Zbyt dużo guziczków do odpięcia i wstążek do rozwiązania skutecznie wybiły jej z głowy pomysł zdjęcia sukni. Przeciśnięcie się przez okno swojej starej sypialni w rodzinnym domu było niczym powrót do nastoletnich lat. Robienie tego jednak w sukni ślubnej było czymś o co Amelia nie posądzałaby nawet samej siebie. Nie zostawiła żadnej wiadomości, nic nie wyjaśniła. Jedynym śladem po jej obecności w sypialni były porzucone na podłodze szpilki, otwarte okno i kawałek białego materiału, który zaczepił o wystający gwóźdź pod parapetem.  To był wystarczający znak, że wrześniowe wesele jednak się nie odbędzie. 

***
    Hej! Kartę sponsoruje Sixpence None the Richer Kiss Me, cytat o smokach z Gilmore Girls oraz Jessica Felter na wizerunku. Chętnie oddamy Jacoba, gdyby ktoś był zainteresowany. Wszystkich, którzy byli na wesele zaproszeni - przepraszamy, ale ta impreza się po prostu nie mogła odbyć. Mia może, teraz, wszystko, więc brać proszę śmiało. Można z nią się wybrać na wycieczkę rowerową, wspinaczkę, zgubić się w lesie lub zedrzeć gardło przy hitach lat 80. Do wyboru! :) Bysiaa44@gmail.com 

30 komentarzy:

  1. [No hej piękna ❤️ Jest idealna i cudowna, ale to już wiesz. Pojawimy się tu wkrótce i szybko pocieszmy po tym mini skandalu 💜]

    OdpowiedzUsuń
  2. [UCIEKAJĄCA PANNA MŁODA! ❤️ jest absolutnie czarująca i słodka! Całe szczęście, że się nie dała zadusić i stłamsić! Brawo! Widzę w niej bardzo wiele podobieństw do mojej Abi, myślę że mogłyby być super koleżankami przez lata ;)
    Udanej zabawy i ekscytujących wątków, choć coś czuję, że się tu będzie działo gorąco! Jakby ta kruszyna chciała z swoim słodkim pupilkiem umówić się na dziewczyńską noc zwierzeń z nocowaniem i nalewką, to zapraszamy :3]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  3. [Chyba gdzieś tam bije jeszcze we mnie miękkie serce (choć na co dzień skrywane), bo jak zwykle przy tego typu historiach zrobiło mi się żal porzuconego przyszłego pana młodego, który nie otrzymał od swej wybranki ani jednego słowa wyjaśnienia. Ciekawe czy on również poczuł się wreszcie wolny, czy też szczerze żałował, iż został sam na ślubnym kobiercu (zakładając rzecz jasna, że w ogóle do niego dotarł).
    W każdym razie, jeśli Amelia nie darzyła go w tym momencie najmniejszym uczuciem, trudno ganić ją za podjęcie decyzji o uciecze. Bo jaki sens miałoby długoletnie trwanie w związku opartym jedynie na jednostronnych korzyściach ?
    Życzę samych porywających wątków oraz masy weny.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jest absolutnie, niepodważalnie cudna 💜 Już chyba o tym wspomniałam, ale nie zaszkodzi powtórzyć, tym bardziej, że (absolutnie i niepodważalnie) na to zasługuje. Ros byłaby zachwycona, gdyby udało jej się zrobić zdjęcie uciekającej pannie młodej, a ja jestem totalnie zauroczona jej kreacją i mam nadzieję, że uda jej się złapać szczęście za ogon. Na pewno będę trzymać za nią kciuki. 💗]

    Ros&poison

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy Amelia zniknęła, a wszyscy zaczęli fiksować nad tym, jak doszło do jej ucieczki, jak to wpłynie na rodzinę i wizerunek pana młodego, co to ludzie powiedzą i jak to wszystko uciszyć, Abigail miała bardzo złe przeczucia. Znała blondynkę praktycznie całe swoje życie, kolegowały się od przedszkola, a już pomijając istotne fakty, że całe przygotowanie do ceremonii i wesela zajęło wiele miesięcy i kosztowało niemało, to wszystko było po prostu do jej koleżanki niepodobne! Trzeba było jednak cofnąć się o te kilka miesięcy wstecz, do dnia zaręczyn, albo nawet jeszcze wcześniej, by dostrzec pewną ryskę, niewielką, cieniutką i niemal niewidoczną na idealnym obrazie jaki prezentowało z pozoru idealne życie panny Hawkins. Trzeba było uważnie przyjrzeć się Amelii i jej otoczeniu, nasłuchiwać zgrzytu w śmiechu i wypatrywać zawahania w posyłanych spojrzeniach pełnych miłości, by zrozumieć, że wszystko co otaczało Amelię, nie dawało jej tak bezgranicznego szczęścia, jak się wszystkim wokół wydawało. Albo jak wszyscy wokół chcieli myśleć. Abigail może nie była najbliżej z wszystkich druhen pannie młodej, ale znały się dostatecznie długo, by rozgryzła już nieco wcześniej, że ten ślub nie jest szczytem marzeń koleżanki i ostatecznie dziwiła się tylko jednej rzeczy. Dlaczego Amelia zawalczyła o siebie tak późno?
    Mijał drugi dzień, gdy panna młoda zniknęła i wszyscy wariowali z niepokoju nie tylko nad tym, dokąd i jak uciekła, ale jak teraz jeszcze raz zadbać o tyle świeżych kwiatów i bialutkich gołębi na jej ślub. Niektórzy najwidoczniej wciąż uważali, że do niego dojdzie, ale na litość boska, to zaczynało przypominać jakąś farsę! Abi nie mogła się dodzwonić do koleżanki, ta pewnie zostawiła gdzieś swój telefon, albo go zgubiła i to nieobecność blondynki najbardziej ją martwiła. Ślub i jego cena?! Do diabła z tym wszystkim, rodzice pana młodego na pewno sobie poradzą z stratami, a może nawet byli ubezpieczeni od nieszczęśliwych wypadków i coś skubną z ubezpieczalni. Gdzie do cholery podziewała się Amelia i dlaczego policja jeszcze nie wszczęła poszukiwań?
    Ruda chodziła jak struta. Prezent ślubny, piekne malowany ręcznie imbryk na porcelanowym podgrzewaczu stał nadal zapakowany w jej mieszkaniu otrzymanym po babci, w którym nadal nie zmieniła ani wzorzystych wyblakłych tapet, ani nie wymieniła starej, drewnianej szafy na płaszcze. Sukienka w kolorze głebokiego indygo wisiała w jej sypialni, a obok zostały odłożone w nowym pudełku kremowe sandałki na wysokiej szpilce, które choć miała je na stopach krótko, poobcierały ją i na palcach i przy kostce, czyli dosłownie wszędzie tam, gdzie te paseczki dotykały skóry. I to chyba był znak sam w sobie, żeby iść w trampkach, albo klapkach na ten ślub, który ostatecznie się nie odbył. Albo nie iść wcale, a może wtedy jakoś by dostrzegła uciekającą Amelię, nie będąc z gośćmi? Pluła sobie w brode, bo czuła, że koleżanka nie czuje się szczęśliwa, a nie poszła do niej zapytać, czy da radę przez to przejść. Może nie były sobie najbliższymi przyjaciółkami, ale były sobie dostatecznie bliskie, aby się o siebie nawzajem zatroszczyć!
    Chodziła od rana z kąta w kąt. Nie mogła na niczym się skupić. Rano wykopując w ogródku chwasty, podziurawiła kilka korzeni od cukini, które trzeba było już wykopać i przygotować ogród na zimę. Gdy usiadła nad rozliczeniami z ubiegłego miesiąca, nie mogła doszukać się kilku faktur i szybko traciła watek w rozmowie z księgową. A gdy w końcu wzięła się za jakąś prosta, powtarzalną pracę jak składanie pościeli w pokojach, kilka poszewek jej upadło i nadawały się od nowa do prania. Była rozbita i zaniepokojona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Postanowiła nie wracać na noc do mieszkania. Poddasze pensjonatu było dostosowane na osobną kwaterę, ale nigdy jej nie wynajmowali. Abi tam sypiała, gdy praca zajmowała jej za wiele czasu, albo gdy ktoś z miasteczka, gdy pomagał im przy pracy w pensjonacie na zlecenie, zostawał do zbyt późna i powrót po zmroku był raczej niewskazany. Mogła co prawda nocować u rodziców, którzy część domu za kuchnią urządzili jako swoje osobne mieszkanie, ale oni też potrzebowali spokoju. Było sporo po dziewiątej, jak zeszła na dół i wstawiła czajnik na herbatę, a gdy usłyszała pukanie do drzwi, poprawiła zsuwający się z ramienia sweterek i skierowała się do wejścia zaskoczona. Nie spodziewali się żadnych turystów, a rzadko kiedy przecież do Mariesville zawitał ktoś bez zapowiedzi.

      chodźcie do nas <3

      Usuń
  6. [Wybacz tak późną odpowiedź na przemiłe powitanie, ale już jestem, zgłaszam się i jestem bardzo chętna na wątek! <3 Myślę, że Mia i Isabela na pewno się dogadają, bo widzę w Amelii siłę charakteru, a Isabela naprawdę to docenia. Ja chyba nigdy nie odważyłabym się na to, co zrobiła Mia! Cieszę się, że ostatecznie jednak podążyła za głosem serca, nawet, jeśli tym samym skazała się na nieprzychylne opinie.
    Isabela to (tak często, jak pozwala na to praca...) bywalczyni The Rusty Nail, więc może pokombinujemy z tym?]

    Isabela

    OdpowiedzUsuń
  7. [Powiedzmy, że Rusty też sobie nie wyobrażał, samo tak wyszło ;D

    Dziękuję za miłe słowa. ^^]

    OdpowiedzUsuń
  8. Nijak mu się tutaj nie podobało i mógł szczerze przyznać, że nienawidził tego miasta. Kompletnie nic się tutaj nie działo, a jedyną rozrywką, na jaką pozwalali sobie inni, był jakiś pieprzony festiwal jabłek. To nie były jego klimaty, uwielbiał przebywać wśród ludzi, najlepiej upijając się w towarzystwie modelek w jakimś popularnym klubie. Rzym tętnił życiem, kręciło się tam nie tylko mnóstwo studentów i mieszkańców, ale przede wszystkim turystów, wokół ciągle było głośno, a tutejsza cisza kompletnie go dobijała. Wiedział, że stawka jest wysoka i chciał za wszelką cenę udowodnić, że gotów jest na każde poświęcenie, obawiał się jednak, że nie uda mu się podołać wyzwaniu. Czuł, że prędzej wyląduje w zakładzie psychiatrycznym, niż uzyska fotel prezesa w rodzinnej firmie, ale nie wróci do domu po tak krótkim okresie pobytu u ciotki, jego rodzeństwo zdecydowanie miałoby zbyt wiele powód, aby później się przez to z niego ciągle nabijać. Docisnął pedał gazu, trzymając w dłoni butelkę ulubionej whisky. Miał na koncie wiele wybryków, ale każdy uchodził mu na sucho, zakładał więc z góry, że tutaj także będzie podobnie. Nawet jeśli dopadłby go jakiś szeryf, na pewno będzie przekupny, ludzie potrafili zrobić wszystko dla pieniędzy, nawet jeśli udawali, że zależy im na byciu stróżem prawa.
    - Kurwa mać! – przeklął pod nosem po włosku, dociskając hamulec. Niewiele brakowało, a kobieta właśnie popełniłaby planowane lub nie samobójstwo. Miała szczęście, że upił dopiero kilka łyków z butelki i jego reakcja była natychmiastowa, inaczej za pewne nie byłoby już jej na tym świecie, a on miałby przez to poważne kłopoty. Spowodowanie śmiertelnego wypadku pod wpływem alkoholu na pewno nie wyglądałoby dobrze w jego aktach, a przyjechał tu przecież po to, aby pokazać się w jak najlepszym świetle i udowodnić wszystkim, że jest gotów, aby zasiąść na fotelu prezesa spółki.
    - Czy ty do reszty oszalałaś?!! – wypadł jak poparzony z samochodu, żywo przy tym gestykulując – Jeśli chciałaś się zabić, mogłaś rzucić się pod jakiś pociąg, a nie mój nowy samochód. Po pierwsze, zniszczyłabyś mi lakier, a po drugie, miałbym przez ciebie pieprzone kłopoty – dodał, podciągając rękawy marynarki i przeczesując dłonią włosy. Nie łatwo było go wyprowadzić z równowagi, ale wizja więzienia, zamiast bycia na szczycie, nijak mu się nie uśmiechała, a jej durny wybryk właśnie do tego mógł doprowadzić.
    - Urwałaś się z jakiejś imprezy Halloween czy co? – zlustrował ją wzrokiem, przy okazji będąc już nieco spokojniejszym. Koniec końców jej nie rozjechał, była cała i zdrowa, jego samochód także, ale i tak wisiała mu przez to drinka – Chętnie wezmę udział w czymś, co nie jest jakimś pieprzonym festiwalem jabłek czy potańcówką dla seniorów – jęknął, otwierając drzwi od strony pasażera – Wisisz mi naprawdę dobrą imprezę i drinka, mogłem pójść przez ciebie do więzienia – dodał, wzdrygając się przy tym na samą myśl o takim miejscu.

    bohater

    OdpowiedzUsuń
  9. Takiego początku w miasteczku się nie spodziewał, ale w gruncie rzeczy nawet mu to odpowiadało. Narzekał na nudę, a tu proszę, uciekająca panna młoda, na dodatek całkiem ładna i spełniająca jego standardy. Zakładał, że największym skandalem w tej dziurze może być jedynie jakaś durna kradzież jabłek, najwyraźniej pomylił się co do tego miejsca i kto wie, może nawet nie będzie żałował, że zgodził się spędzić tutaj jakiś czas.
    - Ludzie miewają różne fetysze. Cała we krwi pewnie też nie wyglądałabyś tak źle, zwłaszcza, jeśli ktoś lubi takie sprawy – zaśmiał się, obserwując, jak wsiada do samochodu. Musiała być naprawdę zdesperowana, skoro zaufała kompletnie obcemu mężczyźnie. Zawsze mógł okazać się jakimś seryjnym mordercą, albo gwałcicielem, nawet jeśli nie wyglądał jak ktoś, kto musiałby zbytnio przekonywać kobiety do seksu z nim – Nie, nie jestem, moje życie jest zbyt barwne, abym musiał szukać przygód, mordując rzucające się pod mój samochód kobiety. Nie byłem nigdy ofiarą przemocy, moi rodzice są całkiem normalni, a zwierzęta lubię bardziej, niż ludzi – dodał, odpowiadając na pytanie, którym wyprzedziła jego myśli. Seryjni mordercy byli zazwyczaj wychowywani przez jakiś psycholi, lub dorastali w nawiedzonych sierocińcach, do tego w każdym kryminale, który czytał, znęcali się na początku nad biednymi zwierzętami. Jego rodzinka, choć chwilami popierdolona, miała się całkiem nieźle, nawet jeśli wszystko skupiało się teraz głównie na wyścigu o stołek prezesa imperium Locatelli.
    - Tak, to moje narzędzie zbrodni, oprócz nożyczek mam jeszcze maczetę, jakiś łom i broń, poszukaj w schowku. Przy okazji wybierz, czym mam cię zamordować i dokąd mam właściwie jechać. Tylko gdzieś, gdzie będę mógł cię swobodnie zakopać – dodał, ruszając z miejsca. Nie znał zbyt dobrze okolicy, nie miał pojęcia, gdzie mogą napić się w spokoju drinka, liczył więc na jej pomoc w tej kwestii. Miał nadzieję, że w tej małej miejscowości mają w ogóle jakieś bary czy kluby, potańcówki dla seniorów to nijak nie była jego bajka, a patrząc po okolicy, głównie takie za pewne można było tutaj znaleźć. Chcąc nie chcąc, musiał to wszystko znieść i przyzwyczaić się do nieco innej rzeczywistości. W końcu czego nie robi się dla pieniędzy i wysokiego stołka w rodzinnej firmie.
    - Co się stało, że uciekłaś z własnego ślubu? Musimy wobec tego wznieść toast, za ciebie i za…ciebie – dodał, wskazując gestem na butelkę, która leżała pomiędzy siedzeniami – Jestem Damon, przyleciałem tutaj z Rzymu. Po pierwsze, jest mi u was zdecydowanie za zimno, po drugie, nienawidzę tej dziury i gdybym mógł, pewnie bym zawrócił, ale nie, nie pomyliłem dróg – wyjaśnił, nie zdradzając zbytnio szczegółów i powodów swojej wizyty. Jego rodzina bywała medialna, nie wiedział komu może tutaj zaufać, a komu nie, mało kto go tutaj na szczęście znał i zamierzał robić wszystko, aby zostało tak jak najdłużej. Anonimowość była całkiem fajna, zwłaszcza, że w Rzymie wiele osób trzymało się z nim tylko po to, aby osiągnąć jego kosztem karierę w świecie mody.

    witaj nieznajoma

    OdpowiedzUsuń
  10. Naprawdę jej współczuł, jeśli tkwiła przez lata w związku z kimś, kogo kochała. Nie rozumiał dlaczego ludzie nie potrafią wprost powiedzieć o tym, co ich boli i zakończyć niewygodnej dla nich relacji, zwłaszcza w przypadku, kiedy kierowali się nie swoim dobrem, a tym, co powie rodzina czy sąsiedzi. Właśnie dlatego nie lubił małych miejscowości, nie miał takiego problemu w Rzymie, zresztą, był typem, który zawsze podąża własnymi ścieżkami i robi tylko to, na co ma ochotę. No, nie licząc przyjazdu do tej dziury, ale tutaj w grę wchodził stołek prezesa, a nie jakiś durny związek, zwłaszcza, że nie wierzył w miłość. Od lat wiódł szczęśliwe życie singla, korzystając z przygód na jedną noc, które w jego mniemaniu były najlepszą opcją i tylko po to jakiś stwórca podzielił świat na mężczyzn i kobiety.
    - Dlaczego nie skończyłaś tego wcześniej? W życiu chodzi o przyjemności, własne przyjemności, nigdy nie powinno się kierować zdaniem innych. Dobrze, że w porę przejrzałaś na oczy – rzucił, śmiejąc się przy okazji pod nosem, bo zabrzmiał niczym tani filozof. Był ostatnią osobą, która powinna udzielać komuś rad, tym bardziej miłosnych. Małżeństwo było dla niego średniowiecznym przeżytkiem, za dużo pięknych kobiet na świecie, aby całe życie miał ograniczać się do jednej. Zresztą, nie istniało coś takiego jak miłość, bardziej przywiązanie czy przyzwyczajenie, którego ona najwyraźniej z czasem jednak miała dość.
    - Jeśli mam być szczery, nijak nie zbierałbym cię z asfaltu, prędzej uciekł z miejsca wypadku i zadbał o to, żeby nie iść do więzienia – wzruszył bezradnie ramionami, robiąc przy tym minę niewinnego chłopca. Nigdy nie brał odpowiedzialności za swoje czyny, a wypadek pod wpływem alkoholu był ostatnim, czego potrzebował w swojej kartotece. Jego lista grzechów była długa, ale nie pozbawił nigdy nikogo życia i wolałbym, aby już tak pozostało do końca.
    - Nie mam problemu z tym, aby kobiety chciały uprawiać ze mną seks, nie muszę ich zabijać, aby poczuć je w sobie – roześmiał się, wzdrygając się na samą myśl i skojarzenia, jakie przyszły mu do głowy. Zdecydowanie powinien przestać oglądać kryminały, jego wyobraźnia była bardzo bujna i obrazy, które mu teraz podsuwała, były co najmniej obrzydliwe – Poza tym fakt, nie lubię się męczyć, nigdy nie pracowałem fizycznie, a natura obdarzyła mnie na tyle dobrymi genami, że nie muszę aż tak dużo ćwiczyć, aby mieć idealnie wyrzeźbione ciało – wyszczerzył się dumnie, będąc wdzięcznym rodzince za taki spadek. Jego sylwetka była wręcz idealna i zdawał sobie z tego sprawę, jego ego było większe niż kontynenty obydwu Ameryk, nie miał zamiaru tego przed nią ukrywać. Wychodził z założenia, że ludzie muszą być pewni siebie, jeśli chcą cokolwiek osiągnąć w życiu, jakieś kompleksy czy przesadna skromność to coś, co mogło mieć byt jakieś kilkadziesiąt lat temu.
    - W takim razie, kierunek Atlanta – zarządził, wpisując stosowny kierunek w nawigacji samochodowej. Nigdy nie był w tamtym okolicach, chętnie pozna więc miejsca do których warto pójść, jeśli tutaj skazany był na jakiś jeden, durny i pewnie w dodatku staroświecki pub.
    - Nie musisz mi tego dwa razy powtarzać – mrugnął do niej porozumiewawczo, jak gdyby nigdy nic zatrzymując z piskiem opon samochód na środku drogi – Jeśli chcesz, mógłbym to zrobić nawet i zębami…- mruknął porozumiewawczo, pochylając się w jej kierunku, aby chwycić w dłonie materiał sukienki i uwolnić ją z ciężaru, jaki ewidentnie stanowiła dla niej ta tandetna sukienka.

    do usług kochanie

    OdpowiedzUsuń
  11. Miał wrażenie, że znalazł się w jakiejś innej rzeczywistości, ewentualnie w jakimś pokręconym śnie. Rzucająca się pod koła panna młoda, przejawiająca przy okazji cechy niewyżytej seksualnie, a to wszystko w jakiejś zapyziałej dziurze, gdzie cudem funkcjonował zasięg w komórce. Zachowanie jego towarzyszki było dość dziwne i nietypowe, ale podobało mu się. Nie miałby nic przeciwko, gdyby uprawiali teraz seks w samochodzie na środku drogi, nawet gdyby wykorzystał sytuację, kiedy dziewczyna jest w rozsypce.
    - Czy twój niedoszły mąż jakkolwiek zaspokajał cię seksualnie? – roześmiał się, pochylając się nieco w jej stronę i rozchylając jej uda szerzej. Była naprawdę atrakcyjną kobietą i zdecydowanie marnowałaby się w związku małżeńskim, dobrze, że uciekła i nie dała się nikomu uciemiężyć – Mi naprawdę nie trzeba dwa razy powtarzać, ale w samochodzie mogłoby być nieco niewygodnie. Jeśli chcesz, mogę zdjąć zębami nie tylko tą pieprzoną podwiązkę – dodał, zsuwając dłonią w dół wspomnianą podwiązkę. Jej uda były przyjemnie ciepłe, a skóra muśnięta jeszcze letnim słońcem. Zsuwając materiał w dół, subtelnie przejechał palcem po wnętrzu jej ud, licząc, że wywoła tym samym automatyczną, przyjemną reakcję ze strony jej organizmu.
    - Pewność siebie jest bardzo istotna w dzisiejszych czasach – dodał, wracając do pozycji siedzącej i uruchamiając silnik. Miał gdzieś trąbiące na nich z tyłu samochodu, dbał tylko o siebie, ale jak nic cenił sobie wygodę, a szybki seks na siedzeniach samochodu nie był czymś, co go podniecało tak, jak w nastoletnich czasach – To zachowam na pamiątkę. Wątpię, że kiedykolwiek jeszcze jakaś uciekająca panna młoda rzuci mi się pod koła – zaśmiał się, bawiąc się przez jakiś czas podwiązką na palcu i wsuwając ją zaraz po tym do kieszeni. Nie miał pojęcia, jaki bieg wydarzeń przybierze dzisiejszy dzień, ale podobał mu się taki początek w tym mieście. Obstawiał, że będzie musiał cały wieczór zapijać smutki w barze, a tu proszę, ta wioska była w stanie zapewnić mu jednak jakiekolwiek rozrywki. Jeśli to będzie dalej tak samo wyglądało, kto wie, może nawet mu się tutaj spodoba i pobyt w małym miasteczku to nie będzie dla niego aż taka kara, jak zakładała cała jego rodzina.
    - Czyli dzisiaj zaczynasz życie na nowo, tak? Nowa Amelia, która w końcu może żyć, tak, jak chce i nikt nie zmusza jej już do tego, aby ciągle miała zatrucie pokarmowe? Co na to twoja rodzina? – uniósł pytająco brew, ciekaw historii jej życia. Taka ucieczka ze ślubu w małym mieście na pewno była skandalem i nie zdziwiłby się, gdyby jej rodzina ją za to przeklęła. W mieście, gdzie społeczność jest ze sobą mocno zżyta i każdy każdego zna, ludzie zdecydowanie za bardzo przejmują się tym, co pomyślą inni i przesadnie dbają o dobry wizerunek, nawet jeśli w domu wszystko nie wygląda już tak kolorowo.

    zawsze pomocna "złota rączka"

    OdpowiedzUsuń
  12. Zdecydowanie coraz bardziej jej współczuł i cieszył się, że koniec końców nie doszło do tego ślubu. Znał ją zaledwie krótką chwilę, ale zdążyła zdobyć jego sympatię i przekonać go w tym czasie, że naprawdę nie kochała mężczyzny za którego planowała dzisiaj wyjść.
    - Ja zawsze robię to, na co tylko mam ochotę, więc trochę ciężko mi postawić się w twojej sytuacji, ale naprawdę gratuluję – odwrócił głowę w jej kierunku, mrugając od niej z uśmiechem na ustach – Jeśli chcesz, możesz zacząć to świętować – dodał, otwierając jedną ręką schowek, aby wyjąć z niego paczkę papierosów – Nie palę, to nie fajki, a coś, co będzie dobre, żeby się jeszcze bardziej rozluźnić – otworzył zgrabnym ruchem paczkę, zachęcając, aby poczęstowała się skrętem. Nie wiedział, na ile jest to tutaj w ogóle legalne, ale nigdy nie przejmował się takimi rzeczami, najwyżej przekupi znów jakiegoś policjanta, albo ją, jeśli będzie chciała sama pójść go gdzieś przez to zgłosić. Miał wrażenie, że jej życie było jak dotąd cholernie nudne, o zgrozo, to seksualne również. Nie wyobrażał sobie tkwić przez wiele lat w takim bagnie, niczym uwięzionym w klatce, ale nikt nie jest w stanie cofnąć czasu.
    - Jeśli wyląduję przez ciebie w areszcie, znajdę tego faceta i zmuszę, abyś jednak musiała z nim być do końca życia – zaśmiał się, samemu wkładając sobie jednego ze skrętów do ust – Tam jest gdzieś jeszcze zapalniczka, odpal mi – poprosił, skupiając się na prowadzeniu samochodu. Zaczynali w końcu zbliżać się do jakiegoś większego miasta, a tam zdecydowanie będzie czuł się bardziej, jak u siebie. Nie rozumiał ludzi, którzy dobrowolnie wybierali takie dziury i których jarało obcowanie z naturą, połączone ze sprzedawaniem jakiś durnych jabłek.
    - Nie, właściwie to skłamałem z tym, że zawsze robię to, co sam chcę. Moja rodzina wysłała mnie tu na siłę, więc też musiałem zrobić coś wbrew sobie, aby ich zadowolić. Nie tylko twoje relacje rodzinne będą od dzisiaj zjebane, znaczy moje są od zawsze, ale nie narzekam – dodał rozbawiony, nie zamierzając ukrywać celu swojego pobytu w miasteczku – Muszę wytrzymać w tej cholernie nudnej, pozbawionej atrakcji, cichej i okropnej miejscowości, jeśli chcę objąć fotel prezesa firmy – wyjaśnił, czując, że skoro ona do wszystkiego mu się przyznała, on także jest jej winien szczere wyznanie. Była kompletnie obca, ale miał wrażenie, że doskonale się rozumieją, kto wie, może nawet będzie jego jedyną koleżanką w tym pieprzonym miasteczku. Bywał tu dawniej w czasach dzieciństwa, ale rodzice wiedząc, że obcowanie z naturą go męczy, a nie relaksuje, szybko ulegali i pozwalali wracać mu do ukochanego Rzymu.
    - Jebać wściekłe rodziny – uniósł na moment ręce w górę w geście zwycięstwa, klaszcząc przy tym na znak, że dopinguje jej w tej nowej, bardziej niezależnej i dbającej o to, czego sama chce i potrzebuje wersji – Co chce w takim razie zrobić nowa Amelia? – spojrzał na nią z zaciekawieniem i iskierką w swoim elektryzującym spojrzeniu, gotów rzucić się z nią dzisiaj w ogień. Zdecydowanie dobrze wybrała, rzucając się pod jego samochód, jest pieprzonym mistrzem rozrywki i życia bez żadnych zahamowań.

    zróbmy coś niemoralnego, głupiego i nieodpowiedniego

    OdpowiedzUsuń
  13. Jego pasażerka ewidentnie potrzebowała poczuć zew wolności i lepiej nie mogła trafić. Obstawiał, że w tak małej miejscowości nie ma zbyt wielu aż tak zdemoralizowanych i pozbawionych wszelkich granic osób jak on, był więc idealnym kompanem, aby nadrobić stracone u boku nudnego partnera lata.
    - To się chyba nazywa toksyczny związek. Nie wiem, bo nigdy w żadnym nie byłem – zaśmiał się, zatrzymując samochód na uboczu – Mam nadzieję, że zaraz nie zaatakują nas tu jacyś krasnale, ale kowboje z bronią – dodał rozbawiony, choć Stany Zjednoczone bywały zaskakujące i za pewne wszystkiego można byłoby się tutaj spodziewać. Nie lubił tu przebywać, wolał mentalność Europejczyków, poza tym niczego mu tam nie brakowało, jeśli chciał się wyszaleć, leciał do Londynu, jeśli potrzebował zrobić zakupy odzieżowe, wybierał Paryż i tak w kółko, naprawdę było w czym wybierać na miejscu.
    - Tutaj raczej nikogo nie ma, a nawet jeśli nagle jakiś szeryf wyskoczy zza rogu, nasz wrodzony urok go przekona. Jeśli urok nie da rady, pieniądze na pewno – zaśmiał się, odbierając od niej skręta, aby się zaciągnąć. Dobrze, że dziewczyna miała już do czynienia z ziołem, ludzie różnie reagowali po spożyciu, a nie chciałby skończyć martwy, biegać za nią po tych łąkach też nijak mu się nie uśmiechało – Nie, oni już przywykli do mojego stylu życia i nie ma nic, co mogłoby się dla nich znaleźć w kategorii narozrabiałeś, musiałbym być ciągle na dywaniku – mruknął, wychodząc z samochodu, aby oprzeć się o maskę i móc oglądać rozpościerający się przed nimi widok – Nie najgorzej tutaj, jeśli chciałabyś jednak popełnić samobójstwo po rozstaniu, masz gdzie – zaśmiał się, gestem wskazując na przepaść po drugiej stronie – Jestem wobec tego jak pierdolony dżin, lepiej trafić nie mogłaś – poklepał ją przyjaźnie po ramieniu, kiedy usiadła obok niego - Niech będzie, że spełnię dzisiaj twoje trzy życzenia i zrobię wszystko, abyś zapomniała o tym przeklętym dniu i o swoim eks. Brakiem portfela się nie przejmuj, telefonu to i lepiej, że nie masz. Wezmę od ciebie to, co chciałem, zamorduję cię i przynajmniej nikt cię nie namierzy, mi pasuje taki układ – wzruszył niewinnie ramionami, wyrzucając wypalonego skręta. Pobyt tutaj jednak nie rozpoczął się tak źle, jak zakładał, może nawet szybko zleci. Jeśli mieszkało tu więcej podobnych wizualnie do Amelii kobiet, nie powinien się nudzić, jego wysokie standardy będą spełnione.
    - Jakie wobec tego mamy plany na dziś? – uniósł pytająco brew, kierując w jej stronę gotowe na wyzwania spojrzenie. Nie znał okolicy, ostatni raz był tutaj jakieś kilkanaście lat temu, chcąc nie chcąc musiała być więc ich dzisiejszym przewodnikiem, nawet jeśli to on miał ‘siać zgorszenie’.

    ahoj przygodo!

    OdpowiedzUsuń
  14. Betsy była wdzięczna za ludzi, którzy ją otaczali. Po tym, jak została, mówiąc wprost, skrzywdzona na studiach, cieszyła się, że w Mariesville miała bliskich, na których zawsze mogła liczyć. Żałowała tylko, że skreśliła sobie jakiekolwiek szanse na rozwijanie przyjaźni na Northwestern, skupiona przede wszystkim na mężczyźnie, który nie był wart jej uwagi. Ale wiedziała to dopiero teraz. Z perspektywy czasu. Z bezpiecznego miejsca.
    W wieku szkolnym nie zdobyła zbyt wielu przyjaciół, swoim donosicielstwem i wścibstwem odstraszając rówieśników, więc kiedy tylko mogła biegała za swoimi starszymi braćmi i ich znajomymi, którzy też mieli pełne prawo mieć jej dość. Ale nie dawali jej tego odczuć, bo doskonale wiedzieli, że byli pod czujnym okiem rodziców. A rodzice Betsy Murray traktowali ją jak jajko, jakby mogła pokruszyć się w każdej chwili. I chociaż wdzięczna im była za troskę, to czuła, że nie pozwalają jej się rozwinąć. Co prawda, blokowała też sama siebie, ale do docierało do niej w znacznie mniejszym stopniu.
    Nie wiedziała nawet kiedy w jej życiu pojawiła się Amelia. I Amelia szybko zajęła ważne miejsce w serduchu Betsy. Nie było dnia, aby nie napisała do Mel jakiejkolwiek wiadomości. Najczęściej podsyłała jej po prostu rolki, które ją bawiły albo które kojarzyły jej się z tym, co razem przeżyły. A trochę tego było.
    Murray, przed planowanym ślubem Amelii, szykowała się do roli życia - maid of honor. I choć jej miejsce na tym wydarzeniu nie było tak ważne, jak miejsce Mel, to jednak czuła się trochę współodpowiedzialna za to, że do ślubu nie doszło. I wiedziała, że to właśnie jeszcze bardziej związało dziewczęta. I Betsy zawsze chciała mieć siostrę. I ją miała w postaci Amelii Hawkins.
    Piątkowy wieczór musiał rozpocząć się w The Rusty Nail. Betsy nieco smętna wkroczyła do baru, rozglądając się dookoła, w poszukiwaniu znajomych twarzy. Widziała swojego brata - Scotta, który przy większym stoliku, w otoczeniu kumpli i pustych szklanek, wypijał już kolejne piwo. Machnęła tylko do niego, a on skinął głową.
    Rozglądała się więc dalej, nieprzypadkowo zerkając w wahadłowe drzwi za barem, w stronę tamtejszej kuchni, ale doskonale wiedziała, że dzisiaj nie wypatrzy tam tego, którego chciała zobaczyć. Westchnęła.
    Przy niewielkim podwyższeniu, tutejszej scenie, dostrzegła jednak znajomą, blond głowę. Jeżeli Amelia plątała się przy scenie, to istniała spora szansa, że planuje uprzyjemniać dzisiaj wieczór swoim głosem. Pewnie ją nawet o tym uprzedzała, ale Betsy w ostatnim czasie zdecydowanie nie stąpała zbyt twardo po ziemi i mogła po prostu tego nie zarejestrować.
    Murray podeszła do baru, zamówiła szklankę ciemnego piwa i już z trunkiem w ręku, ruszyła w kierunku przyjaciółki. Objęła niespodziewanie i nonszalancko Amelię z talii, robiąc spory łyk piwa. Aż sobie przypomniała sytuację, w której wybrały się na imprezę w Camden i ostatecznie udawały zakochaną parę, aby pozbyć się dwóch namolnych facecików. Zachichotała.
    — Długo będziesz dzisiaj śpiewać? — spytała, zerkając na zegarek na nadgarstku. Dochodziła dwudziesta, więc The Rusty Nail nie przeżywało jeszcze swoich godzin szczytu, chociaż z każdą kolejną minutą robiło się coraz tłoczniej. Stół do bilarda był już zajęty, tarcze do darta również. Muzyka, która sączyła się z głośników, powoli zagłuszana była coraz głośniejszymi i liczniejszymi rozmowami.

    bestie Betsy

    OdpowiedzUsuń
  15. Stare baby w Mariesville lubiły plotkować. Jak nie o Amelii i jej spektakularnym udaremnieniem własnego ślubu, to o Betsy i jej romansie z żonatym wykładowcą. Cóż, obie panny nie miały wśród lokalnej starszyszny zbyt dobrej opinii i może właśnie to je wzmocniło, scementowało ich więź. Dzięki sobie były silniejsze, wzajemnie wspierały się w tych gorszych chwilach i były obecne podczas tych lepszych.
    — Nie. Nie mamy żadnych planów — odpowiedziała niemal natychmiast, żeby nie stresować przyjaciółki. — Ale możemy je mieć, jak tylko skończysz pracę — dodała z uśmiechem.
    Betsy nie ukrywała, bo nawet nie miała, jak tego ukryć, że wciąż mieszkała z rodzicami, w ich domu, w swojej nastoletniej sypialni. I nie żeby narzekała, ale czuła na karku zbliżającą się trzydziestkę i miała wrażenie, że prędzej czy później będzie musiała podjąć decyzję o wyprowadzce. Zwłaszcza, że Charlie i Daphne wspominali coś o tym, że oni z dziewczynkami chętnie wprowadzą się do rodziców, zajmą się nimi, bo chcieli, żeby Emma i Soph miały swoje własne podwórko. Twierdzili nawet, że udostępnią Betsy swoje mieszkanie, pod warunkiem, że pomoże spłacać im kredyt. Wszystko było jednak w zawieszeniu, bo nikt z Murrayów nie chciał podjąć ostatecznej decyzji. A Betsy też chyba bała się po prostu zostać kompletnie samą. Bez nikogo, z kim mogłabym wieczorami przegadywać każdy swój dzień. A Betsy lubiła gadać.
    — Moich rodziców nie ma — zagaiła. — W końcu pojechali do Europy i nie wiem, czy wrócą w grudniu. — Dodała, doskonale wiedząc, że nie wrócą. Podczas ostatniej rozmowy zapowiadali, że pojawią się w Stanach najwcześniej w połowie stycznia. — Może jak skończysz pracę, to urządzimy sobie babski wieczór na kanapie? Z pizzą? Piwem? — Zapytała, w końcu puszczając przyjaciółkę. Rozejrzała się dookoła. Ludzi przybywało i miała świadomość tego, że Amelia pewnie chce co nieco zarobić, więc musiała się uzbroić w cierpliwość.
    — Ale poczekam tu na ciebie tyle, ile będzie trzeba. — Dodała od razu. I Amelia mogła wiedzieć, że Betsy nie żartuje. I że nawet zapalenie skręta wchodziłę w grę, zwłaszcza, że państwo Murray mieli się o tym nie dowiedzieć, a nawet jeśli, to… obie przecież były co najmniej dorosłe i co najmniej myślami daleko od tego, co działo się w ich najbliższym otoczeniu. Bo wszystko wskazywało na to, że i Mel, i Bet myślą o kimś.
    Murray zrobiła kolejny łyk piwa, znowu ukradkiem (ale czy aby na pewno) zerkając w stronę baru i wejścia prowadzącego na zaplecze, do kuchni. Wiedziała, że dzisiaj nie zobaczy tam tego kogoś, kogo chciała zobaczyć, ale trudno jej było ukryć, nawet za szklanką, delikatny uśmiech.
    Potrząsnęła głową, próbując się doprowadzić do względnej równowagi. Westchnęła.
    — Napijesz się czegoś? Przyniosę ci. — Swoją uwagę znowu skupia na przyjaciółce. I jak zawsze, nie mogła wyjść z podziwu, że jej najlepszą przyjaciółką była tak śliczna dziewczyna. I w sumie dobrze, że nie wyszła za mąż, bo z tego, co Betsy pamiętała, ówczesny narzeczony Amelii nie przepadał za Murrayówną. A tak, to wciąż miała Amelię w dużej części tylko dla siebie.

    Bets

    OdpowiedzUsuń
  16. [Jak tu uroczo. ♥]

    Bets kochała swoich rodziców nad życie. Sporo wycierpieli jako rodzina, kiedy Bethany dwukrotnie zachorowała na nowotwór, ale dzięki temu stali się silniejsi. I Betsy nie wyganiała ich do Europy, ale kiedy już tam pojechali, odetchnęła z ulgą. Nikt na nią nie dmuchał i nie chuchał, nikt nie poklepywał po główce, nie robił z niej na siłę małego dziecka. Wiedziała, że jest córeczką tatusia i była z tego dumna, bo każdej córce życzyła ojca jak Bernard Murray. Był cudownym, ciepłym, ale również stanowczym i wymagającym facetem. Zresztą, rodzice Betsy byli niesamowicie wyrozumiali, gdyby nie to, Betsy na pewno musiałaby często ograniczać swoją fantazję. Teraz jednak, była zupełnie wolna i choć na głowie miała cały, spory dom, koty, kury i psa, to nie narzekała.
    I tak, jak trochę rwało jej się do mieszkania samej, tak miała przeczucie, że po powrocie Murrayów z Europy, Betsy często będzie spędzać czas pod innym adresem. I na pewno ktoś o tym zacznie gadać. Już gadali! Ale Amelia mogła nic nie wiedzieć, bo dawno się nie widziały.
    I tak, jak Mel ufała Bets, tak Betsy bezgranicznie ufała przyjaciółce. Plotki, które krążyły na ich temat, czasami były prawdziwe, czasami zawierały jedynie ziarenko prawdy, ale to, co naprawdę się działo i siedziało w sercach dziewcząt, wiedziały tylko one dwie. Żaden sekret, którego powiernikiem została, nie znalazł ujścia w tej małej, szepczącej społeczności. Betsy gotowa była bronić honoru przyjaciółki, choćby miała o niego dosłownie walczyć.
    Zaśmiała się, kiedy Amelia stwierdziła, że wysłałaby rodziców do Europy. Betsy pokręciłą przy tym głową, robiąc kolejny łyk piwa.
    — Zostań u mnie na weekend. Odpoczniesz trochę od nich — zaproponowała bez zastanowienia, bo też nie było co się zastanawiać. Niejedną noc i niejeden weekend spędzały na zmianę w swoich domach, a teraz, kiedy Betsy została sama, miała przestrzeni aż nadto i bardzo chętnie spędziłaby więcej czasu z kimś jej tak drogim, jak Amelia. — Jutro tylko na chwilę wpadnie Daphne z bliźniaczkami. — Dodała, ostrzegając lojalnie, bo czterolatki były wulkanami energii i nie każdy mógł być gotów na starcie z nimi.
    — To poproszę Willow cudownej Taylor — zażyczyła sobie przepiękną, w jej mniemaniu oczywiście, balladę panny Swift. Co jak co, ale Betsy najczęściej słuchała raczej rockowych kawałków, to jednak Taylor zdobyła jej serce przede wszystkim tym, jak różnorodny był jej repertuar. — Szykuj się, a ja lecę do Millie.
    I jak powiedział, tak zrobiła. Podeszła do baru, gdzie musiała trochę poczekać na swoją kolej, gdyż coraz więcej spragnionych wędrowców ustawiało się w kolejce. Betsy nie dopuszczała do siebie myśli, że Mildred mogłoby się nie chcieć zrobić drinka dla Amelii. Skoro Mia chciała drinka, to dostanie drinka. Piwem upiją się po kosztach w jej domu. Po paru minutach wróciła z eleganckim kieliszkiem, w którym pływał plasterek suszonej marakui.
    — Pornstar martini dla mojej księżniczki — zaśmiała się, stawiając szkło na stoliku, przy którym do występu szykowała się Amelia. Blisko sceny. Dlatego też usiadła przy nim, przysuwając swój kufel z piwem. Skoro była najwierniejszą fanką, zasłużyła na vipowskie miejsce pod samą sceną.

    Betsy

    OdpowiedzUsuń
  17. — Cissy na pewno się ucieszy z wizyty swojej ulubionej koleżanki — zauważyła z uśmiechem na wzmiankę o Barbie w pakiecie. Babette, choć sporo drobniejsza niż Cissy, suczka golden retrivera, która wiernie towarzyszyła Murray już od lat trzech, to świetnie dogadywała się ze swoją większą koleżanką. Zresztą, Betsy miała wrażenie, że obie psie panny są strasznie milusińkie i rzadko kiedy kogoś szczerze nie lubiły. Poza Cissy, po domu Murrayów, pałętały się jeszcze dwie kotki i kocur, które - szczerze mówiąc - miały stosunek głęboce obojętny na psy. Często wdrapywały się na śpiąca Cissy robiąc z niej sobie legowisko, ale najczęściej patrzyły na wszystko i na wszystkich z góry, jak to koty.
    Betsy nie ukrywała, że ucieszyła się z tego, że Amelia tak chętnie przystała na jej propozycję. Już dawno nie miały dla siebie tyle czasu, a taki weekend tylko we dwie, no prawie, mógłby pomóc im nadrobić dosłownie wszystko. Jej radość była tylko większa, kiedy Mia zareagowała entuzjastycznie na drinka, którego jej przyniosła. Odwróciła się wtedy i pokazała barmance kciuka uniesionego do góry. Trudno było nie zauważyć, że w The Rusty Nail, blondynka czuje się jak u siebie.
    A Amelię traktowała trochę, jak swoją idolkę. Sama głos miała nie najgorszy, ale nigdy nie odważyła się występować przed publicznością, nie licząc występów chóru szkolnego, do którego przez parę lat należała. Nie była jednak tak odważna jak swoja przyjaciółka, zresztą więcej radości odnajdywała w malowaniu, a teraz - w niczym. Bo choć była uzdolniona plastycznie, duszę miała wręcz artystyczną, to od sztuki aktualnie stroniła. Po tym, co przeżyła na studiach, nie chciała do tego wracać. Mimo tego, za namową matki, prowadziła z nią te wszystkie kursy. Początkowo była niezadowolona, że została do tego niemal przymuszona, ale teraz była wdzięczna rodzicielce za to, że ją naciskała. Była to przyjemna odskocznia od codziennego roznoszenia listów.
    Ceniła swoich rodziców za to, jaką mieli z nią relację, że nigdy jej nie ograniczali i niczego na niej nie wymuszali. Teraz narodziły się w niej pewne obawy związane z kimś, o kim koniecznie musiała powiedzieć Amelii, ale póki co skutecznie odsuwała je na dalszy plan. Jednocześnie chciała dowiedzieć się więcej o aktualnej relacji Mii z państwem Hawkins, aby mogła ją ocenić i skomentować, a na pewno zamierzała to zrobić. Nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła.
    Gwizdnęła przez palce, kiedy Mia zadedykowała jej utwór. Wstała nawet i odwróciła się w stronę, gdzie ustawiona była większość stolików w lokalu. Dygnęła i pomachała niczym brytyjska monarchini - imię w końcu zobowiązywało - ale szybciutko usiadła, żeby nie kraść show Amelii, której delikatny, miękki głos szybko rozniósł się po całym barze. Niektórzy mogli nie być zadowoleni z repertuaru wybranego przez wokalistkę, ale większość przynajmniej umilkła, rozkoszując się właśnie śpiewem blondynki. Betsy pozwoliła sobie dołączyć do przyjaciółki w pewnym momencie:
    Life was a willow and it bent right to your wind, oh
    Head on the pillow, I could feel you sneaking in
    As if you were a mythical thing…

    Nuciła pod nosem, wczuwając się w wolne tempo piosenki, czując każde słowo całą sobą. Och, one zdecydowanie musiały się napić i nagadać! Ale póki co, Betsy wiernie czuwała pod sceną, czy to podczas trwania willow, czy każdej kolejnej piosenki, którą Amelia postanowiła dzisiaj zaśpiewać. I Bets wiedziała, że jej przyjaciółka zasługuje na znacznie więcej obserwujących na youtubie i koncerty choćby w Atlancie, ale chyba żadna z nich nie miała na tyle odwagi, aby coś takiego w końcu zorganizować. The Rusty Nail było po prostu bezpieczną przystanią.

    Betsy

    [Mamy po prostu urocze panne! :D ♥ A co do śledztwa na Twoim panu - jeteśmy umówione. :D]

    OdpowiedzUsuń
  18. Nikt nie miał prawa wiedzieć, jak czuje się Amelia, skoro ona sama tłamsiła w sobie tyle kłamstw, poczucia winy, emocji i uczuć, które tworzyły wręcz tykającą bombę. Milczała, zostając z wszystkim sama. Dusiła się, ale przeciez tak łatwo można było wszystkiemu zapobiec! Może nie mogła powiedzieć na głos o swoich wątpliwościach rodzinie, ale na litość boską... jej przyszły mąż tam był! Byli przyjaciele, ludzie którzy znali się z nią od lat! Tacy którzy wiedzieli, że nie wielkość wesela, ilość gości, czy wysokość tortu się liczą i to nie na tym zależy Amelii! Ale nikt się nie domyślił, nikt nie poszedł i nie zapytał, czy jest coś, czego panna młoda potrzebuje i teraz wszyscy zachodzili w głowę, co się dzieje. I jak w ogóle doszło do jej zniknięcia!
    Abi może nie była najbliższą przyjaciółką Amelii, ale była gotowa stanąć za nią w każdej sytuacji. Gotowa była wysłuchać ją, porozmawiać, próbować zrozumieć i pomóc. Ostatecznie nie poszła i nie dopytała, nie upewniła się, że to całe szaleństwo wokół ślubu i wesela jest właśnie tym, czego chce blondynka, bo ta i tak nieustannie była otoczona kimś z bliskich. No i na kilka prostych pytań, Abi zawsze otrzymywała zbywające odpowiedzi, więc wolała już nie męczyć przyszłej panny młodej. Bo ruda nie była rodziną i wydawało się, że w ogóle nie powinna się wtrącać. Ostatecznie więc trzymała się z boku i jedynie poszła na ceremonię, skoro otrzymała zaproszenie. Widziała co prawda, że Amelia się wycofywała, ale sądziła, że zajeta jest przygotowaniami i jakoś tak... dziwnie to wszystko wyszło. Amelia gasła, ale łapana na zamyśleniu, zbywała wszystko uśmiechem. Wydawała się tylko zmęczona i zmartwiona weselem przecież... I zostawało teraz się tylko zastanawiać i martwić, bo jednak nic nie było w porządku!
    Zanim otworzyła drzwi, szczelniej opatuliła się sweterkiem. To nie był środek zimowych mrozów oczywiście, ale Abigail znana była z szczerego uśmiechu, ciepłego serca i zimnych dłoni. problemów zdrowotnych za bardzo nie miała, ale ostatecznie zwykle ubezpieczała się na zapas przed jakimikolwiek szansami na złapanie chłodu. W pensjonacie każdy był mile widziany, zbłąkany wędrowiec, niezapowiedziany gość, ktokolwiek, więc staneła w progu z uśmiechem. Który szybko ustapił miejsca trosce i zmartwieniu na widok poszarpanej i brudnej sukni ślubnej i niepewnym oczom Amelii.
    - Cześć, wchodź - rzuciła szybko, nie tylko robiąc miejsce przyjaciółce, ale też wciagając ją do środka przez prób żwawo, aby nikt nie połapał się z ciekawskich sąsiadów, co to się właśnie dzieje. Wszyscy wokół szaleli, zachodząc w głowę gdzie jest Amelia, a więc starczyłaby chwila nieuwagi, ciekawskie oko wyglądające przez okno zza zasłonki i zaraz zleciałaby się tu rodzina niedoszłej panny młodej, to ruda wiedziała. A nie miała pewności, czy szeryf i miejscowa policja nie dostała już zgłoszenia o zaginięciu!
    Obróciła się do Amelii, zamykając za nią mocno drzwi i objeła ją mocno.
    - Chryste, tak się martwiłam! Nic ci nie jest?! - odsunęła sie, by sprawdzić, zlustrować ją od stóp do głów, w poszukiwaniu jakiś złamań, czy ran. Chociaż takich, które widać wcale sie nie spodziewała, sądziła raczej, że to co doskwiera Amelii jest gdzieś głebiej.

    Abi

    OdpowiedzUsuń
  19. Betsy nie miała pretensji do Amelii o to, że ta nie wtajemniczyła jej w swój plan. Domyślała się nawet, że to wcale nie był plan, a impuls. Cholerne poczucie słuszności wobec podejmowanych przez siebie działań. Dlatego wspierała swoją przyjaciółkę na tyle, na ile umiała i mogła. Nie odwróciła się od niej, nie miała żadnych roszczeń ani pretensji. Stała obok niej albo za nią wtedy, kiedy tego potrzebowała. Służyła ramionami, kiedy nadeszła taka potrzeba. Nie słodziła, ale nie brakowało w niej też czułości. Znały się od lat i od lat wspierały się tak, jak potrafiły najlepiej. Miały już w tym wprawę. Były swoimi fankami i idolkami, były jak siostry z innych rodziców. Siostry z wyboru i Betsy wiedziała, że nigdy żadnej lepszej nie mogłaby mieć.
    Koncert, który dała w The Rusty Mel był przyjemny, różnorodny i trafiał w częściach w gusta każdego. Bar tętnił życiem, wkrótce muzyka stała się dla bywalców przede wszystkim tłem, ale nie dla młodej Murray. Blondynka słuchała swojej przyjaciółki jak urzeczona, podśpiewując razem z nią w odpowiednich momentach i wypijając drugie już z kolei piwo. Dbała też o to, aby Mia miała zawsze swój napój na stoliku. Bujała się na krześle, wystukiwala palcami rytm o drewniany blat stolika, zamówiła też paczkę solonych chipsów i podjadała je w międzyczasie. Na chwilę dosiadł się do niej Scott. Porozmawiali chwilę, upewnili się między sobą, że u rodziców wszystko w porządku, umówili się na weekendowy obiad u Daphne i Charliego, i tyle widziała swojego najstarszego brata. Nie zatrzymywała go jednak, wiedząc, że był już na skraju. Wypił pewnie całkiem sporo, skoro sam od siebie zdecydował się do niej podejść. Wiedziała jednak, że nie może z tego ani żartować, ani ironizować, ani jakkolwiek komentować. Scott był bardzo drażliwy na punkcie swojego problemu z alkoholem, którego nawet nie dostrzegał.
    Trochę straciła poczucie czasu, kiedy Amelia dawała swój koncert, w każdej przerwie witając przyjaciółkę przy stoliku, szerokim uśmiechem. Teraz zrobiła dokładnie to samo, wrzucając do buzi cienkiego chipsa. Jeśli to w ogóle było możliwe, jej uśmiech stał się jeszcze wyraźniejszy.
    — Też bym coś zjadła… I wiesz co. Mam w domu dwie mrożone pizze i paczkę frytek w zamrażalniku, jeśli to cię zadowala, możemy uciekać do mnie, a jeśli nie, to zahaczymy po drodze o kebsa. — Odpowiedziała. Jej mina świadczyła o tym, że jednak nad czymś myśli. Kebab zdecydowanie był po drodze do domu Murrayów. O tej godzinie w kuchni The Rusty Nail już nic nie wydawali, zresztą, z tego co jej było wiadome, najlepszego kucharza tam dzisiaj nie było. — Wybieraj. — Stwierdziła, że lepiej będzie, jeśli to Amelia podejmie decyzję. Podsunęła w stronę przyjaciółki miseczkę z chipsami. Na złagodzenie małego głoda. Zawsze coś.

    Bets

    OdpowiedzUsuń
  20. [Czeeeeeść :D
    Ja lubię takie uprzykrzanko wyjątkowo, ale widzę, że ty Amelii też nie oszczędzałaś! A szkoda, bo taka śliczna, uśmiechnięta, ach, dobrze by było, gdyby miała trochę łatwiej!
    A podbieństwa z Clive'em zdecydowanie dzieli, i to cudownie się składa, bo rzeczywiście daje nam powód, by coś wspólnie stworzyć ;D Rzutki to świetny pomysł, niech się wreszcie chłopak ogarnie i czegoś nauczy, haha. A rzutki ze śliczną sąsiadką to już w ogóle marzenie!
    Oficjalnie musimy zakończyć to mijanie się ;D]

    Clive Bennett

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie był pewien, czy jest dobrym kandydatem do wsparcia procesu zapomnienia o niedoszłym mężu, ale raczej nie była nastawiona na jakąś super poważną relację, istniało więc niskie ryzyko, że ją może skrzywdzić.
    - Jak na lata spędzone u boku super nudnego faceta i standardy małego, gównianego miasteczka, jesteś całkiem otwarta – zaśmiał się, wypuszczając kłęby dymu o charakterystycznym, dławiącym zapachu. Marihuana świetnie oczyszczała umysł i zwiększała doznania, zdecydowanie powinna być legalna w każdym miejscu, zwłaszcza, aby choćby jak teraz, szybko przełamać pierwsze lody. Sam nie miał z tym problemu, ale nie chciał, aby jego dzisiejsza towarzyszka czuła się przez niego do czegoś zmuszona, albo, co gorsza, żałowała, że zdradziła z nim swojego faceta, nawet jeśli była na etapie ucieczki sprzed ołtarza.
    - Zapomniała o czym? – uniósł pytająco brew, wpatrując się w nią z głupkowatym uśmieszkiem wymalowanym na ustach. Jej pełne wargi były cholernie zachęcające, a skoro sama wręcz się o to prosiła, nie zamierzał odmawiać jej tej przyjemności. Seks w samochodzie nie był, co prawda jakimś szczytem marzeń, ale byli w ustronnym miejscu, przed nimi rozpościerał się całkiem przyjemny widok, nie więc najgorszej, zwłaszcza, że być może nigdy więcej nie będzie dane się im spotkać.
    - Masz rację, są ciekawsze rzeczy na opłakiwanie związku, niż samobójstwo. Nawet, gdyby było kurewsko poetyckie – zaśmiał się, zbliżając się do niej jeszcze bardziej i wsuwając za ucho kosmyk jej niesfornych od wiatru włosów – Przy mnie możesz zapomnieć o wszystkim. Jest jednak mały problem, nie będziesz w stanie znaleźć ukojenia już u żadnego innego mężczyzny. Podejmujesz to ryzyko? – mruknął gardłowo, przyciągając ją maksymalnie do siebie tak, żeby samemu położyć się na masce samochodu i pozwolić, aby przylgnęła do niego swoim ciałem. Wsunął dłoń pod materiał jej sukienki, zaciskając dłonie na pośladkach. Znali się dopiero kilka godzin, nie miał pojęcia, jakie ma upodobania, zamierzał jej jednak za wszelką cenę udowodnić, że uciekając sprzed ołtarza, podjęła najlepszą decyzję w życiu. Zsunął jej bieliznę, rozsuwając swoimi udami jej nogi, aby móc swobodnie błądzić dłońmi po jej rozgrzanych wargach sromowych. Widać było, że tego potrzebowała, sam zresztą także nie narzekał, była piękną kobietą, za pewne niejeden w miasteczku miał na jej punkcie obsesje.
    - Nie bez powodu włoscy kochankowie są bohaterami tak wielu romansów. Pewne rzeczy mamy we krwi – zaśmiał się, ściągając z niej sukienkę i resztę bielizny. Jego dłoń znów powędrowała do jej pochwy, aby mógł swobodnie stymulować jej łechtaczkę, obsypując przy okazji pocałunkami jej dekolt i pogryzając sutki.

    szybciutko o nim zapomnisz

    OdpowiedzUsuń
  22. Mariesville zdecydowanie miało swój urok, choć dla Clive’a Bennetta zawsze było w nim coś lekko wątpliwego. Sam nie był pewny relacji, którą miał z tym miasteczkiem i domyślał się, że fakt, że dorastając dzielił czas na Mariesville i Atlantę pewnie miał w tym jakiś udział. Chodził tu jednak do szkoły, więc teraz, gdy wrócił po czterech latach spędzonych w Savannah, całe szczęście nie musiał budować znajomości od nowa. Jedyne, co potrzebował zrobić, to odkurzyć kilka od dawna nieużywanych kontaktów w telefonie i popytać, czy ktoś miał ochotę gdzieś wyjść. A ponieważ większość z jego starej paczki całe szczęście jeszcze nie zdążyła się porozmnażać, umawianie się na wyjścia do baru albo organizowanie spontanicznych spotkań nie stanowiło problemu.
    I choć od powrotu do Mariesville Clive mierzył się z całą górą swojego osobistego syfu, od którego czasem było mu wręcz słabo, zwłaszcza, gdy niewdzięczna robota dokładała swoje, to nie zamierzał odmawiać, gdy miał wolny wieczór, a na ekran telefonu wpadała mu wiadomość o ognisku w Riverside Hollow.
    Oczywiście domyślał się, że trzeźwy stamtąd nie wróci, ale nie planował się tym przejmować. Właściwie to bardziej na piciu zależało mu po prostu na spędzeniu czasu z ludźmi, których znał i nawet lubił, bo w ostatnich tygodniach pozwolił porwać się wirowi pracy i upewniania się, że jego matka ogarniała, co się wokół niej działo i nie zapominała przez dwa dni o tym, żeby jeść.
    Czasem miał trochę dość, ale to nie było nic, czego nie naprawiłoby zimne piwo i ognisko. Dobre towarzystwo również w tym wszystkim doceniał.
    I mógł na nie liczyć, ponieważ Nathan szybko rozkręcił imprezę, która miała miejsce przy zbudowanym i rozpalonym przez niego oraz Clive’a ognisku. Właściwie to Clive odrobinę bardziej się do niego przyłożył, ponieważ Nathan bardziej interesował się piwem, ale nie miał mu tego za złe. Byli kumplami już od bardzo dawna. Może nie najlepszymi, ale Clive doceniał, że Nate zwyczajnie o nim pamiętał, bo przecież bardzo łatwo byłoby zapomnieć o kimś, kto opuścił Mariesville, żeby pogwiazdorzyć w Savannah. Zostawił wtedy ich wszystkich i nie oglądał się za siebie, a potem wrócił z podkulonym ogonem i dziurą po kulce.
    Nie rozmawiał jednak o tym z nikim poza swoim terapeutą, do którego iść wcale nie chciał, ale musiał, jeśli planował dalej pracować w policji. To był warunek konieczny, więc bujał się tak między lekarzem w Camden, życiem towarzyskim, które zostawił w Savannah, i tym życiem, które próbował od nowa składać w Mariesville, ale bez nadziei na to, że tu zostanie.
    — Jeszcze jedno piwo i to wy będziecie pilnować mnie — ostrzegł uczciwie Clive, który po robocie nie myślał o tejże robocie i ogółem żadnego porządku nie planował tu pilnować. Dołożył jednak trochę drewna do ogniska, bo Nathan zupełnie się tym nie przejmował. — Chodź tu, Melly, odstawiłem ci dobre piwo — zwrócił się w stronę Amelii, która dopiero co do nich dołączyła, ale nie widzieli się od dawna.

    Clive

    OdpowiedzUsuń
  23. Przeszłość, a zwłaszcza popełnione w niej błędy, zdawały się prześladować wielu ludzi w Mariesville. Clive wiedział to i owo o Melly. O tym, że gdyby wszystko poszło zgodnie z jej planem, to byłaby już chyba po ślubie, uwiązana do jednego faceta z deklaracją, że tak będzie na resztę życia. Nie oceniał ani nie wnikał w to, co się stało, że jednak pojawiała się na naprędce zorganizowanym ognisku, i że na żadnym z jej palców nie widniało nic, co przypominałoby obrączkę. Najwyraźniej tak miało być, bo Clive był teraz na etapie swojego życia, na którym zaczął wierzyć, że jeśli coś się wydarzyło, to najwyraźniej miało się wydarzyć i koniec dyskusji. Jakoś przecież musiał tłumaczyć sobie fakt, że on wciąż żył, a jego partner z Savannah nie. Potrzebował tego, żeby nie zwariować, nawet jeśli wierzył w to wszystko w zależności od humoru i pogody.
    No i starał się też wierzyć, że nie utknął w tym Mariesville, nawet jeśli przyjął tu pracę i pilnował matki, której póki co myliły się jeszcze tylko dni tygodnia i widelec z łyżką, ale Clive obawiał się, że jeśli dalej będzie tak uparta i nie pójdzie do żadnego lekarza, zacznie mylić go z sąsiadem.
    To jednak nie był czas ani miejsce na tego typu zmartwienia. Nate tankował jedno piwo za drugim, Clive też się specjalnie nie oszczędzał, właściwie nikt ze zgromadzonych przy ognisku tego nie robił.
    Upijanie się w lesie, wraz z buchającym mocno ogniem i dzikimi wrzaskami, było swego czasu ich ulubionym zajęciem. Dobrze, że do tego wrócili, chociaż na chwilę.
    — Słuchaj, zaraz to nadrobimy — wtrącił się Nate, wyjątkowo przejęty faktem, że Amelia nie była jeszcze porobiona. — Clivey, pomóż no ślicznej koleżance — zwrócił się do Clive’a, bo oprócz piwa mieli jeszcze smakową wódkę, sok, i jakieś słodkie, gazowane napoje oraz plastikowe kubeczki.
    Część z nich była już używana, więc Amelia mogła się jedynie domyślać, ile ją ominęło.
    — Dasz mi to na piśmie? — zaśmiał się Clive, pokazując Amelii gestem dłoni, by poszła za nim, do pokrzywionego, niewysokiego czegoś na kształt stołu, które zostało w to, znane młodzieży Mariesville, miejsce przytargane już lata temu. — Wódka liczi i Sprite — zaanonsował, zanim zmieszał dwa napoje w czerwonym kubku, który następnie podał Amelii. Grzechotało w nim nawet trochę lodu, który przytargali tu w worku, ale już znacznie się stopił.
    Dla siebie zrobił taki sam, w żadnym nie szczędząc alkoholu.
    Clive, jak to Clive, lubił na słodko. A wódka o smaku liczi połączona ze Sprite’em miała wręcz zabójczo słodki smak, jednak przebijało się w niej dość alkoholu, by nie było zbyt słodko.
    — Robota i dom. Dzisiaj mam wychodne — zażartował jeszcze w odpowiedzi na pytanie Amelii, choć było w jego głosie coś pełnego niezadowolenia. Pracował, spał, czasem załatwiał jakieś nieznoszące zwłoki sprawy. I na tyle wystarczało mu ostatnio czasu. — Postaw coś też na mnie, bo mam podobny plan — ostrzegł, mówiąc całkiem serio. — Pij, Mellie, i opowiadaj jak ci leci. Muszę kiedyś wpaść do The Rusty Nail, żeby cię posłuchać.

    Clive

    OdpowiedzUsuń
  24. Perypetie Amelii, związane z jej niedoszłym ślubem, obiły się Clive’owi o uszy, ale nigdy nie był z niego jakiś wielki plotkarz. Kiedy takie historie dosięgały jego uszu, głównie za sprawą mamy, która czuła najwyraźniej, że nosi w sobie jakiś obowiązek upewniania się, że jej syn wie kto z kim, gdzie, kiedy i dlaczego, wzruszał z reguły ramionami, kiwał głową i wracał do swoich spraw. Jasne, że akurat o tym, co przytrafiło się Amelii, którą przecież znał i darzył niemałą sympatią, trochę przykro było słuchać, ale nic nie działo się bez powodu.
    Zresztą, ślub to nie wszystko, co można w życiu osiągnąć. Gdyby ktoś Clive’a pytał o zdanie, a nikt nie pytał, więc te myśli zachowywał jedynie dla siebie, to ten jej facet na nią nie zasługiwał. Akurat jego Clive nie znał zbyt dobrze, ale co nie co słyszał, jaki to był typ. Taki, który żonę chciałby tresować jak psa. Na co to komu.
    Dostrzegł jednak, że na serdecznym palcu Amelii brakowało już pierścionka zaręczynowego i zawiesił na chwilę na jej dłoni wzrok, ale przecież mieli tu pić i dobrze się bawić, a nie roztkliwiać się nad przeszłością.
    — Co tylko będę chciał? — zapytał się, uśmiechając się zupełnie tak, jakby gdzieś z tyłu głowy miał już kilka pomysłów co do tego, czego mógłby chcieć, bo przed kim miał niby udawać, że Amelia nie była w jego typie? No chyba najprędzej przed samym sobą, żeby nie wyszło, że tylko jedno go interesuje, bo tak nie było. — Zapamiętam — dodał więc tylko i napił się swojego drinka, który był odrobinę mocniejszy od tego, który zaserwował przed sekundą Amelii, ale Clive uśmiechem maskował dziś fakt, że potrzebował tego wieczoru.
    Potrzebował poczuć się jak gówniarz, wleźć między drzewa, posiedzieć przy ognisku i wypić więcej niż powinien z ludźmi, których znał od dzieciaka i chodził z nimi do tej samej szkoły w tym małym miasteczku, w którym robił teraz za gliniarza.
    — Wcalę w to nie wątpie, Melly — przyznał, bo wiedział przecież, że ambicje Amelii sięgały poza Mariesville, poza Georgię, poza ten kraj. I miała głos, który spokojnie mógłby ją tam zaprowadzić, ale wyrywanie się z rodzinnego miasta łatwo brzmiało jedynie w książkach lub rozgrywało się bez trudu na ekranach telewizorów. Nawet on musiał schować swoją dumę do kieszeni i zwieźć się z Savannah, gdy życie kopnęło go po tyłku na tyle, że posypał się kompletnie. — Wiem — pokiwał jeszcze głową, bo tak samo, jak nie wątpił w talent Amelii, tak samo nie kwestionował tego, że nie mogło być jej łatwo w rodzinnym domu.
    Tkwiła tutaj, robiąc w pewnym sensie dobrą minę do złej gry i marząc o czymś innym, a Clive czuł, że mają dzięki temu więcej wspólnego, niż mogłoby im się wydawać.
    — Nie, niczego jeszcze nie wybrałem. Ale twoje auto zmieści nas oboje, o ile Nate nie postanowi z nami spać — zasugerował, teraz samemu mówiąc pół żartem, a pół serio. Kwestią noclegu zacznie się martwić, gdy impreza dobiegnie końca, a jemu zachce się spać.

    Clive

    OdpowiedzUsuń
  25. [W pierwszej chwili po przeczytaniu karty w mojej głowie pojawiła się myśl, że David byłby idealnym pomocnikiem w tej ucieczce prawie że sprzed ołtarza, ale znając życie nie mi pierwszej wpadło to do głowy. Poza tym, w zamyśle historii Davida było to, że wyjechał nie oglądając się za siebie, więc raczej nie pojawiłby się na ślubie, nawet jeżeli byłby zaproszony.

    Aleee… na potrzeby wspólnego wątku, mogłybyśmy założyć, że jednak zaproszony był. Może jako dobry znajomy sprzed lat? Może nawet nie jako gość ze strony Amelii, ale właśnie jej niedoszłego męża? Może to z nim się kumplował w liceum lub razem grali w drużynie szkolnej za młodzieńczych lat? W każdym razie - widziałabym to tak:

    Mia na spacerze z pieskiem. Ten ucieka, zaczepia smyczą kule idącego Davida - przy czym „idącego” to dość duże niedopowiedzenie. David wywija orła, Mia w akompaniamencie jego przekleństw pomaga mu się podnieść. Później okazuje się, że się znają. On może zacząć zadawać głupie pytania typu: jak tam w małżeństwie? Etc, etc.



    Chyba, że masz lepszy pomysł 💡:) jestem otwarta na propozycje!



    PS. Kupiłaś mnie tym zdjęciem! Przepiękna kobieta.
    I jeszcze nazwisko mojego ulubionego bohatera z serialu Rezydenci <3 ]

    David

    OdpowiedzUsuń
  26. [Coś zacznę, a reszta może wyjdzie w praniu? ♥️]

    Nieczęsto wychodził z domu z własnej woli. Najczęściej pod wpływem kilku osób, które od dnia powrotu natrętnie go odwiedzały i zmuszały do „aktywnego udziału w życiu społeczności Mariesville”. Czy uśmiechało mu się pokazywanie na rodzinnych piknikach? Nie. Czy był zadowolony z poświęcanej mu na atencji na tego typu spotkaniach? Nie. Dlaczego? Cóż… nie było to zainteresowanie, jakiego oczekiwał. Przyzwyczajenie do uwielbienia, błysku fleszy i kamer to co innego niż współczujące spojrzenie i pytania „jak się trzymasz?”.

    Dziś opuścił swój pokój tylko i wyłącznie dlatego, że Olivia poprosiła go o odebranie paczki z jakimiś suplementami dla koni z pobliskiej poczty. Sama nie mogła tego zrobić, bo miała nawał pracy w klinice, rodzice zajęci byli na farmie źrebiącą się klaczą, a babcia miała spotkanie z przyjaciółkami - innymi słowy zlot czarownic dywagujący nad kotłem kogo w tym sezonie z kim zeswatać.

    Nie pozostało mu nic innego jak zaopatrzyć się w swoje nieodłączne smukłe przyjaciółki i w akompaniamencie śpiewu ptaków ruszyć przed siebie wzdłuż zacienionej alejki prowadzącej równolegle do drogi w stronę centrum miasteczka.

    Pamiętał jak kilkanaście lat temu często przemierzał tę alejkę w trakcie treningów biegowych ciągłych. W pamięci utkwił mu zapach świeżo skoszonej trawy i rżenie koni, których pastwiska rozciągały się po jego prawej stronie i które odprowadzały go swobodnym kłusem aż do granicy posesji. Aż uśmiechnął się na to wspomnienie. Tym razem w swoim spacerze nie miał końskich towarzyszy. Zwierzęta, które wtedy były z nim każdego dnia w większości były już w podeszłym wieku, część już odeszła a inne nie pamiętały go wcale. Marzył by móc wejść do stajni z siodłem w garści, wskoczyć na grzbiet najbardziej narowistego konia i gnać przed siebie. Brakowało mu wiatru we włosach i dreszczyku emocji, który wywoływałby gęsią skórkę.

    Nagle zupełnie znikąd wystrzelił naprzeciw niego jakiś mały, włochaty, biały pocisk, ciągnący za sobą różową smycz. Psiak zdołał przecisnąć się pomiędzy nogami Mitchella, ale jego uprząż niestety zaplątała się o kule zaskoczonego mężczyzny i nim choćby zdążył zareagować impet szarpnięcia spowodował utratę równowagi i upadek na przysłowiowe cztery litery. Całe szczęście, udało mu się uchronić przed uderzeniem głową w wybrukowaną alejkę.

    Upadek, uziemił również smycz uciekającego diablątka, które piszcząc próbowało się wyrwać z sideł nieświadomie zastawionych przez Davida.

    - Co do wszystkich…?! - brunet usiłował się zebrać z ziemi, ale wierzgający psiak ciągle podcinał mu kule, na których mężczyzna usiłował się wesprzeć.
    Z boku musiało to wyglądać komicznie, całe szczęście byli gdzieś pośrodku niczego, więc nikt nie musiał oglądać Mitchellowej kompromitacji w zderzeniu z mikroskopijnych rozmiarów psem.

    - Uspokój się, Puszek! - warknął zirytowany Dave. - Jak będziesz się tak szarpać to żadne z nas się stąd nie uwolni…


    David

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie takiego obrotu sprawy spodziewał się, gdy decydował się na opuszczenie domu. Mimo pierwotnej niechęci do dłuższej aktywności, pobyt na zewnątrz w pierwszych minutach tego spaceru był całkiem przyjemny. Dopiero twarde zderzenie z ziemią, uświadomiło mężczyźnie, że nadal jest kaleką i nie zapowiadało się by w najbliższej przyszłości miało się to zmienić.

    Pojawienie się właścicielki małego diabła, który doprowadził Mitchella do klapnięcia na tyłek sprawiło, że mężczyzna ugryzł się w język, nim z jego ust wyleciała kolejna wiązanka przekleństw.

    - Jasne, rozumiem - skinął głową, na znak że nie ma żalu. - Te małe są najgorsze - rzucił jeszcze i ujął dłoń dziewczyny aby szybciej się pozbierać, aczkolwiek to odrobinę bodło jego już i tak mocno nadwyrężone ego.
    No bo jak tak wielki facet, mierzący ponad 180 centymetrów wzrostu, złożony właściwie z samych mięśni… no, kiedyś z samych mięśni, bo dziś część z nich znacząco zmniejszyła swoją objętość, z powodu zaniechania karkołomnych treningów, w każdym razie - jak taki facet może korzystać z pomocy drobnej blondynki w podniesieniu się z ziemi?

    To, że dziewczyna kojarzyła jego imię nie zrobiło na nim żadnego wrażenia - do niedawna był osobą publiczną, występował w telewizji, reklamach ubrań Wranglera i miał prężnie działające sociale, ale kiedy uniósł głowę jej twarz również wydała mu się dziwnie znajoma. W pierwszej chwili nie rozpoznał w dziewczynie nastolatki, która lata temu prawie codziennie odwiedzała farmę Mitchellów i proponowała mu pomoc w każdej pracy jaką miał do wykonania. Już nie była nastolatka, a piękną kobietą. Dłuższa chwilę przyglądał się jej z konsternacją, gdy już pomogła mu stanąć o czterech nogach.

    - Mia? - upewnił się, gdy coś przeskoczyło w jego umyśle i odpowiednie puzzle wskoczyły na swoje miejsce.
    Jak mógłby zapomnieć te niebieskie oczęta, które podobno maślanym spojrzeniem w niego wbijała, a przynajmniej tak twierdziła Gemma, jej starsza siostra, z którą David się wówczas przyjaźnił. On sam jednak nigdy specjalnie nie zwracał uwagi na pięć lat młodszą dziewczynę, która kręciła się w pobliżu. W jego mniemaniu Amelie bardziej interesowała praca z końmi niż David.

    - Nic mi nie jest - powiedział po chwili, kiedy złapał równowagę, a mroczki przed oczami wywołane nagłą zmianą pozycji ustąpiły. - Normalnie potrzeba byłoby kilkuset kilogramów mięsa żeby mnie przewrócić, ale teraz nie jestem w formie - uśmiechnął się ponuro. - Teraz nawet takie chucherko jest w stanie podciąć mi nogi - wskazał brodą na jasnego pieska należącego do blondynki.
    Statystycznie rzecz ujmując średnia waga byka na rodeo to ponad siedemset kilogramów, są to wyselekcjonowane okazy z największą skłonnością do skakania, rzucania się i wirowania, gdy człowiek siedzi na ich grzbiecie. David musiał mieć wypracowany każdy mięsień w ciele aby mieć siłę utrzymać się na tyle długo by nazwano go „poskramiaczem diabłów”. Nic więc dziwnego, że teraz mężczyzna czuł się jak cień samego siebie. Już i tak było lepiej niż w pierwszych dniach po przyjeździe, bo wtedy był pochłonięty przez ruchome piaski rozpaczy. Dziś na pewno brodzi jeszcze w bagnie własnych czarnych myśli, ale świeże powietrze, otoczenie koni, które od zawsze działały na niego uspokajająco i opieka, jaką nad nim roztoczono, naprawdę działały cuda.

    - Co u Ciebie? - zapytał. - Słyszałem plotki, że we wrześniu wyszłaś za mąż - rzucił bezmyślnie, a dopiero po tym spojrzał na jej dłoń. Nie było tam obrączki, co nieco zbiło go z tropu, ale przecież nie było to jednoznaczne z tym, że ktoś w związku jednak nie był.
    Najwyraźniej dalsze części plotek na temat Amelii Hawkins nie dotarły do uszu Mitchella.


    David


    [Nie ma za co ♥️]

    OdpowiedzUsuń
  28. Te słowa, które słyszała Mia to i tak były najdelikatniejsze wersje tego, co sądzili sąsiedzi na temat zajęcia Davida. Bywali i tacy, co dzwonili z oskarżeniami, jakoby David Junior miał rychle doprowadzić do grobu Davida Seniora. Byli tacy co nagabywali dziennikarzy i pisali do prasy, usiłując sprzedać nieprawdziwe informacje na jego temat, tylko po to by podłożyć mu nogę i zyskać kilka dolarów. A informacje były różne: od tego, że podobno bił matkę i babkę, gdy ojca nie było w pobliżu, aż do takich bzdur jak kazirodczy związek z własną siostrą czy to, że w każdym mieście ma jakąś kobietę, której zrobił dziecko i teraz nie płaci alimentów. Ludziom czasem brakowało piątej klepki, ale Mitchell przywykł do tego. W tej branży trzeba było mieć na wodzy nie tylko byka, którego się ujeżdżało, ale i nerwy.

    - Wydaje mi się, że trenowanie z podnóżkiem to za mało aby odzyskać formę - uśmiechnął się lekko.
    Absolutnie nie miał blondynce za złe nieupilnowanie psiaka, te stworzenia miały swój - mały, bo mały ale móżdżek i działały tylko i wyłącznie według własnego widzimisię, zwłaszcza takie maluchy.

    Z wdzięcznością przyjął z powrotem swoje dwie nieodłączne ostatnio przyjaciółki i stanął dużo pewniej, a już na pewno że zdecydowanie mniejszym napięciem. Lekarze twierdzili, że powinien poruszać się o kulach jeszcze przez co najmniej dwa tygodnie, później mógł odstawić jedną kule na kolejne dwa tygodnie i po czterech do sześciu tygodni powinien już być w stanie poruszać się o własnych siłach, oczywiście bez szaleństw. Okres rekonwalescencji i rehabilitacji miał potrwać do pół roku, ale po tym czasie nadal miał zakaz powrotu na grzbiet byka.

    - Serio? - wyrwało mu się nim zdążył w ogóle pomyśleć, że to niezbyt grzeczne, ale taki właśnie był David Mitchell: zdecydowanie częściej najpierw otwierał usta, a dopiero później myślał. - Znaczy, wybacz jeśli to zbyt osobiste… - dodał po chwili, gdy uświadomił sobie, że jest totalnym kretynem.
    Gdyby miał wolne ręce to walnąłby przysłowiowego facepalma, zamiast tego uśmiechnął się przepraszająco.

    - O ślubie powiedziała mi Gemma - przyznał po chwili namysłu. - Była taka dumna, że w końcu zdecydowałaś się założyć rodzinę, a przynajmniej takie odniosłem wtedy wrażenie - rzucił, odszukując w pamięci tamtą rozmowę telefoniczną, gdy przez przypadek wybrał numer telefonu do starej znajomej i głupio było mu się rozłączyć mimo, że nie z nią miał zamiar rozmawiać. - Później nie miałem okazji z nią rozmawiać, a jeśli chodzi o plotki to raczej nie lubię ich wysłuchiwać, a już zwłaszcza po tym jak sam byłem głównym bohaterem wielu z nich.
    Nie miał okazji rozmawiać na temat Amelii już nigdy więcej poza tą jedną sytuacją. Nie miał też zbyt dużego kontaktu z kimkolwiek z Mariesville, a nawet jeśli to najwyraźniej jej spektakularna ucieczka sprzed ołtarza musiała zbiec się w czasie z jego wypadkiem, a wówczas kontakt z Mitchellem był mocno utrudniony. Przez pierwszy miesiąc po wypadku był unieruchomiony na łóżku z toną żelastwa blokującą jakikolwiek ruch głowy i szyi, aby uszkodzony kręgosłup nie przerwał rdzenia kręgowego. Później musiał być operowany po raz drugi. Kolejne miesiące to była nauka życia na nowo i pierwsze próby poruszania się na wózku. Trzecia operacja, która miała być już ostatnią a później krótka rehabilitacja na oddziale i odesłali go do domu z zaleceniem odpoczynku. Tak oto znalazł się właśnie tu i teraz.

    - Masz może ochotę na spacer w żółwim tempie w kierunku poczty i może jakąś kawę? - zaproponował. - Nie chciałbym być wścibski, ale ucieczka sprzed ołtarza brzmi jak historia z filmu. Żal byłoby nie usłyszeć całości z pierwszej ręki.

    David

    OdpowiedzUsuń
  29. Czas podobno leczył rany, ale, zdaniem Clive’a, to była bujda na resorach. No dobrze, może nie taka całkowita, bo niektóre rzeczywiście był w stanie choć częściowo wygoić, ale jeśli już o głęboką urazę na przykład chodziło, to wiele zależało od tego, na kogo padło. Rodzice i niedoszli teściowie Amelii ogółem powinni mieć w tym wszystkim najmniej do powiedzenia. Wypominanie jej tego, co się stało czy rzucanie jej nieprzychylnych spojrzeń podczas zakupów w lokalnym supermarkecie było trochę poniżej krytyki, ale to jednocześnie tylko i wyłącznie zdanie Clive’a, który w ogóle miał o tym wszystkim najmniej do powiedzenia, bo poza tym, że był zdania, że z Amelii była i jest całkiem fajna laska, to co on miał do tego, za kogo prawie wyszła za mąż, ale jednak nie?
    No nic. Więc się nie wypowiadał, a ona zdecydowanie za dużo o tym myślała, więc dzisiejszy wieczór idealnie nadawał się do tego, by chociaż na chwilę zapomniała. Drineczki i pogaduszki miały w tym pomóc, a Clive oferował swoją asystę w obu tych kwestiach. W innych też mógł, czego pewnie Amelia domyśliła się po dwuznaczności jego komentarza, ale znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że gadanie takich rzeczy miał we krwi. Szczeniacki humor dorosłego faceta, który mentalnie wciąż był w ostatniej klasie liceum.
    — Brzmi zajebiście — skomentował więc jeszcze w dość mało elegancki sposób, ale za to jakże idealny, by wyrazić jego zadowolenie tą małą umową którą właśnie zawarli. Mogliby sobie jeszcze uścisnąć dłonie, ale Clive akurat strzelił jeszcze w stronę Amelii ten typowy dla siebie zawadiacki uśmiech i zajął się piciem swojego jakże słodkiego drinka.
    Przeniósł wzrok z powrotem na twarz Amelii, gdy rzuciła faktem, z którego w sumie nie zdawał sobie sprawy.
    — Nie mam pojęcia, kto wziął Mię z Amelii — stwierdził, wzruszając ramionami, bo ta Mia to było tak, jakby Amelia co najmniej miała na imię Amia, a przecież nie miała. Wypił już trochę jeszcze przed tym drinkiem, więc nie odpowiadał do końca za swój tok myślenia, jednak to wydawało mu się całkiem logiczne. — Wyglądasz jak Melly. Pasuje ci — podzielił się jeszcze swoim zdaniem.
    Oboje potrzebowali dzisiaj trochę wyluzować. Zresztą, nie tylko oni. Reszta towarzystwa też, tylko Clive i Amelia zajęli się swoją rozmową i swoimi drineczkami, podczas gdy reszta siedziała bliżej ogniska i zajęta była z kolei piwem. Na piwo też przyjdzie czas, na razie to, w czym odstawali od reszty musieli nadrabiać czymś mocniejszym.
    — Dlaczego nie w tym? — zapytał nagle Clive, marszcząc lekko brwi, gdy tak przerabiał w głowie jej słowa, ale cień uśmiechu nie zniknął z jego ust. — Ja to bym cię mógł najwyżej do Savannah zabrać — rzucił jeszcze, ale to nie była żadna propozycja.
    Zwyczajny fakt. Clive był mało światowy, ale w sumie czy Amelia musiała ograniczać się z występami do baru w Mariesville? No niekoniecznie.
    — A to ciekawe, bo do mojego też — zaśmiał się jeszcze, choć jego auta nawet tu nie było. Z domu matki miał tu bliżej niż z Downtown, więc zwyczajnie przyszedł spacerkiem, żeby potem jako gliniarza nie kusiło go jeżdżenie po pijaku. Nie należał do najbardziej odpowiedzialnych osób w tym towarzystwie, nawet jeśli wzbudzał zaufanie. — Piwko? — zapytał jeszcze, bo coś spieszył się ze swoim drinkiem i praktycznie już mu się kończył, więc jeśli miał wziąć jakieś dla siebie, to od razu oferował je też Amelii.

    Clive

    OdpowiedzUsuń