29.09.2024

[KP] Amelia Hawkins

Kiss me, beneath the milky twilight
Lead me out on the moonlit floor
Amelia Hawkins

Amelia Kennedy Hawkins ——— 25 latka; urodzona 10 lipca 1999 roku w rodzinnym domu w Applewood Grove • Makijażystka • Dorabia na boku wykonując stylizacje paznokci • Młoda Profesjonalistka •  Właścicielka przeuroczej Babette, najczęściej nazywaną Babe lub Barbie • Niespełniona artystka, która nieregularnie wrzuca covery ulubionych piosenek na YouTube, a okazjonalnie występuje w The Rusty Nail • I've got about the next 2 and a half hours planned. Then there's just darkness and possibly some dragons.

Znalezienie osoby, z którą chciałoby spędzić się resztę życia wcale nie należy do łatwych zadań. Jednak, kiedy już taka osoba się znajdzie, to podobno należy się jej kurczowo trzymać i nigdy nie wypuszczać z rąk. Amelii udało się znaleźć tego jedynego już w liceum, kiedy nieśmiały chłopak w brązowych okularach przekroczył próg klasy, w której odbywała się lekcja matematyki. Wystarczyło jedno skrzyżowanie spojrzeń, aby wspólna historia tej dwójki zaczęła się pisać. Przyjaźń prędko zmieniła się w zauroczenie i wzajemną fascynację, co poskutkowało związkiem, który pielęgnowali przez ostatnie osiem lat. Wśród rówieśników byli it couple Mariesville i nie było dnia, który spędziliby osobno, a ich rodziny liczyły, że wraz z ukończeniem liceum i wejściem w dorosłość Amelia i Jacoba powiedzą sobie tak w lokalnym kościele. Przyszłość u boku Jake miała być łatwa oraz spokojna. Koleżanki podobno zazdrościły jej tego, że w tak młodym wieku wiedziała z kim spędzi resztę swojego życia, komu będzie rodziła dzieci, gotowała obiady i pilnowała, aby po pracy mógł odpocząć. Nikogo nie interesowało, że Amelia wcale nie do końca tak wyobrażała sobie własne życie. Każda próba podjęcia tematu kończyła się jego zmianą i upomnieniem, aby cieszyła się z tego co ma, bo nie każdy od losu otrzymuje takiego Jacoba. Niektórzy za takim partnerem przecież gonią całe życie i nigdy im się nie udaje go znaleźć, a Amelia dostała go niemal podanego na tacy. Nikt już się nie pytał czego chciałaby Amelia, jej pragnienia, marzenia i ambicje były odkładane na bok, a pierwsze skrzypce grało to czego chciał Jacob ze swoimi rodzicami. Marzyła im się posłuszna żona, przynajmniej trójka dzieci, ale bardzo pragnęli, aby każde dziecko odziedziczyło błękitne oczy Amelii, więc chyba można uznać, że uwzględnili ją w tych planach, prawda? Dla zachęty i wzięcia szybszego ślubu Amelia i Jacob otrzymali dom rodziców Williamsa, kiedy oboje stali się pełnoletni. Wszystko po to, aby młoda para miała swój własny kąt i czym prędzej zaczęła starać się o potomstwo. Zgodziła się wyjść za Jacoba czwartego lipca, kiedy zaskoczył ją tym pytaniem przy wszystkich i nie umiała odmówić, gdy rodzice, państwo Williams i rodzeństwo oraz znajomi wpatrywali się z nadzieją w blondynkę. Wypowiedziane z trudem tak było największym kłamstwem, które kiedykolwiek opuściło usta Amelii. Wszyscy się cieszyli, więc jak mogłaby odebrać komukolwiek tę radość? Niewiele miała do powiedzenia w kwestii organizacji wesela, a wszystko właściwie już wiele lat temu było zaplanowane przez ich matki i ojców. Młoda para miała się tylko pojawić na miejscu. Jacob, najbliższa rodzina oraz przyjaciele żyli zbliżającym się weselem. Nikt nie dostrzegał, nawet sama Amelia, że coraz bardziej dusi się w tej sytuacji. Zabijała w zarodku pomysł o ucieczce, przecież nie mogła tak postąpić i zawieść wszystkich po kolei. Nie mogła, prawda?

Dla jednych podjęła słuszną decyzję, inni uważają, że zniszczyła mu całe życie, a pozostali nie mają na ten temat żadnej opinii. Pierwszy raz od paru lat zaczęła słuchać tego, czego sama chciała i wiedziała, że żadna siła nie zmusi jej do tego, aby pójść do ołtarza. Nie, kiedy to Jacob czekał na jego końcu i nie w tej wielkiej, księżniczkowatej sukni, w której wyglądała jak bombka. Kochała Jacoba, to było pewne, ale pewne było również to, że od dłuższego czasu nie była w nim zakochana. Pozwoliła na to, aby każdy z Williamsów powoli podbierał cząstki, które sprawiały, że Amelia była Amelią. Przemieniali ją w kogoś kim nigdy być nie chciała i dłużej to trwać też nie mogło. Zaledwie godzinę przed ceremonią podjęła decyzję, która pozwoliła jej oddychać pełną piersią. Wysokie, niewygodne szpilki zmieniła na wytarte, czerwone trampki, jeszcze nie była na tyle głupia, aby uciekać w szpilkach. Zbyt dużo guziczków do odpięcia i wstążek do rozwiązania skutecznie wybiły jej z głowy pomysł zdjęcia sukni. Przeciśnięcie się przez okno swojej starej sypialni w rodzinnym domu było niczym powrót do nastoletnich lat. Robienie tego jednak w sukni ślubnej było czymś o co Amelia nie posądzałaby nawet samej siebie. Nie zostawiła żadnej wiadomości, nic nie wyjaśniła. Jedynym śladem po jej obecności w sypialni były porzucone na podłodze szpilki, otwarte okno i kawałek białego materiału, który zaczepił o wystający gwóźdź pod parapetem.  To był wystarczający znak, że wrześniowe wesele jednak się nie odbędzie. 

***
    Hej! Kartę sponsoruje Sixpence None the Richer Kiss Me, cytat o smokach z Gilmore Girls oraz Jessica Felter na wizerunku. Chętnie oddamy Jacoba, gdyby ktoś był zainteresowany. Wszystkich, którzy byli na wesele zaproszeni - przepraszamy, ale ta impreza się po prostu nie mogła odbyć. Mia może, teraz, wszystko, więc brać proszę śmiało. Można z nią się wybrać na wycieczkę rowerową, wspinaczkę, zgubić się w lesie lub zedrzeć gardło przy hitach lat 80. Do wyboru! :) Bysiaa44@gmail.com 

17 komentarzy:

  1. [No hej piękna ❤️ Jest idealna i cudowna, ale to już wiesz. Pojawimy się tu wkrótce i szybko pocieszmy po tym mini skandalu 💜]

    OdpowiedzUsuń
  2. [UCIEKAJĄCA PANNA MŁODA! ❤️ jest absolutnie czarująca i słodka! Całe szczęście, że się nie dała zadusić i stłamsić! Brawo! Widzę w niej bardzo wiele podobieństw do mojej Abi, myślę że mogłyby być super koleżankami przez lata ;)
    Udanej zabawy i ekscytujących wątków, choć coś czuję, że się tu będzie działo gorąco! Jakby ta kruszyna chciała z swoim słodkim pupilkiem umówić się na dziewczyńską noc zwierzeń z nocowaniem i nalewką, to zapraszamy :3]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  3. [Chyba gdzieś tam bije jeszcze we mnie miękkie serce (choć na co dzień skrywane), bo jak zwykle przy tego typu historiach zrobiło mi się żal porzuconego przyszłego pana młodego, który nie otrzymał od swej wybranki ani jednego słowa wyjaśnienia. Ciekawe czy on również poczuł się wreszcie wolny, czy też szczerze żałował, iż został sam na ślubnym kobiercu (zakładając rzecz jasna, że w ogóle do niego dotarł).
    W każdym razie, jeśli Amelia nie darzyła go w tym momencie najmniejszym uczuciem, trudno ganić ją za podjęcie decyzji o uciecze. Bo jaki sens miałoby długoletnie trwanie w związku opartym jedynie na jednostronnych korzyściach ?
    Życzę samych porywających wątków oraz masy weny.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jest absolutnie, niepodważalnie cudna 💜 Już chyba o tym wspomniałam, ale nie zaszkodzi powtórzyć, tym bardziej, że (absolutnie i niepodważalnie) na to zasługuje. Ros byłaby zachwycona, gdyby udało jej się zrobić zdjęcie uciekającej pannie młodej, a ja jestem totalnie zauroczona jej kreacją i mam nadzieję, że uda jej się złapać szczęście za ogon. Na pewno będę trzymać za nią kciuki. 💗]

    Ros&poison

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy Amelia zniknęła, a wszyscy zaczęli fiksować nad tym, jak doszło do jej ucieczki, jak to wpłynie na rodzinę i wizerunek pana młodego, co to ludzie powiedzą i jak to wszystko uciszyć, Abigail miała bardzo złe przeczucia. Znała blondynkę praktycznie całe swoje życie, kolegowały się od przedszkola, a już pomijając istotne fakty, że całe przygotowanie do ceremonii i wesela zajęło wiele miesięcy i kosztowało niemało, to wszystko było po prostu do jej koleżanki niepodobne! Trzeba było jednak cofnąć się o te kilka miesięcy wstecz, do dnia zaręczyn, albo nawet jeszcze wcześniej, by dostrzec pewną ryskę, niewielką, cieniutką i niemal niewidoczną na idealnym obrazie jaki prezentowało z pozoru idealne życie panny Hawkins. Trzeba było uważnie przyjrzeć się Amelii i jej otoczeniu, nasłuchiwać zgrzytu w śmiechu i wypatrywać zawahania w posyłanych spojrzeniach pełnych miłości, by zrozumieć, że wszystko co otaczało Amelię, nie dawało jej tak bezgranicznego szczęścia, jak się wszystkim wokół wydawało. Albo jak wszyscy wokół chcieli myśleć. Abigail może nie była najbliżej z wszystkich druhen pannie młodej, ale znały się dostatecznie długo, by rozgryzła już nieco wcześniej, że ten ślub nie jest szczytem marzeń koleżanki i ostatecznie dziwiła się tylko jednej rzeczy. Dlaczego Amelia zawalczyła o siebie tak późno?
    Mijał drugi dzień, gdy panna młoda zniknęła i wszyscy wariowali z niepokoju nie tylko nad tym, dokąd i jak uciekła, ale jak teraz jeszcze raz zadbać o tyle świeżych kwiatów i bialutkich gołębi na jej ślub. Niektórzy najwidoczniej wciąż uważali, że do niego dojdzie, ale na litość boska, to zaczynało przypominać jakąś farsę! Abi nie mogła się dodzwonić do koleżanki, ta pewnie zostawiła gdzieś swój telefon, albo go zgubiła i to nieobecność blondynki najbardziej ją martwiła. Ślub i jego cena?! Do diabła z tym wszystkim, rodzice pana młodego na pewno sobie poradzą z stratami, a może nawet byli ubezpieczeni od nieszczęśliwych wypadków i coś skubną z ubezpieczalni. Gdzie do cholery podziewała się Amelia i dlaczego policja jeszcze nie wszczęła poszukiwań?
    Ruda chodziła jak struta. Prezent ślubny, piekne malowany ręcznie imbryk na porcelanowym podgrzewaczu stał nadal zapakowany w jej mieszkaniu otrzymanym po babci, w którym nadal nie zmieniła ani wzorzystych wyblakłych tapet, ani nie wymieniła starej, drewnianej szafy na płaszcze. Sukienka w kolorze głebokiego indygo wisiała w jej sypialni, a obok zostały odłożone w nowym pudełku kremowe sandałki na wysokiej szpilce, które choć miała je na stopach krótko, poobcierały ją i na palcach i przy kostce, czyli dosłownie wszędzie tam, gdzie te paseczki dotykały skóry. I to chyba był znak sam w sobie, żeby iść w trampkach, albo klapkach na ten ślub, który ostatecznie się nie odbył. Albo nie iść wcale, a może wtedy jakoś by dostrzegła uciekającą Amelię, nie będąc z gośćmi? Pluła sobie w brode, bo czuła, że koleżanka nie czuje się szczęśliwa, a nie poszła do niej zapytać, czy da radę przez to przejść. Może nie były sobie najbliższymi przyjaciółkami, ale były sobie dostatecznie bliskie, aby się o siebie nawzajem zatroszczyć!
    Chodziła od rana z kąta w kąt. Nie mogła na niczym się skupić. Rano wykopując w ogródku chwasty, podziurawiła kilka korzeni od cukini, które trzeba było już wykopać i przygotować ogród na zimę. Gdy usiadła nad rozliczeniami z ubiegłego miesiąca, nie mogła doszukać się kilku faktur i szybko traciła watek w rozmowie z księgową. A gdy w końcu wzięła się za jakąś prosta, powtarzalną pracę jak składanie pościeli w pokojach, kilka poszewek jej upadło i nadawały się od nowa do prania. Była rozbita i zaniepokojona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Postanowiła nie wracać na noc do mieszkania. Poddasze pensjonatu było dostosowane na osobną kwaterę, ale nigdy jej nie wynajmowali. Abi tam sypiała, gdy praca zajmowała jej za wiele czasu, albo gdy ktoś z miasteczka, gdy pomagał im przy pracy w pensjonacie na zlecenie, zostawał do zbyt późna i powrót po zmroku był raczej niewskazany. Mogła co prawda nocować u rodziców, którzy część domu za kuchnią urządzili jako swoje osobne mieszkanie, ale oni też potrzebowali spokoju. Było sporo po dziewiątej, jak zeszła na dół i wstawiła czajnik na herbatę, a gdy usłyszała pukanie do drzwi, poprawiła zsuwający się z ramienia sweterek i skierowała się do wejścia zaskoczona. Nie spodziewali się żadnych turystów, a rzadko kiedy przecież do Mariesville zawitał ktoś bez zapowiedzi.

      chodźcie do nas <3

      Usuń
  6. [Wybacz tak późną odpowiedź na przemiłe powitanie, ale już jestem, zgłaszam się i jestem bardzo chętna na wątek! <3 Myślę, że Mia i Isabela na pewno się dogadają, bo widzę w Amelii siłę charakteru, a Isabela naprawdę to docenia. Ja chyba nigdy nie odważyłabym się na to, co zrobiła Mia! Cieszę się, że ostatecznie jednak podążyła za głosem serca, nawet, jeśli tym samym skazała się na nieprzychylne opinie.
    Isabela to (tak często, jak pozwala na to praca...) bywalczyni The Rusty Nail, więc może pokombinujemy z tym?]

    Isabela

    OdpowiedzUsuń
  7. [Powiedzmy, że Rusty też sobie nie wyobrażał, samo tak wyszło ;D

    Dziękuję za miłe słowa. ^^]

    OdpowiedzUsuń
  8. Nijak mu się tutaj nie podobało i mógł szczerze przyznać, że nienawidził tego miasta. Kompletnie nic się tutaj nie działo, a jedyną rozrywką, na jaką pozwalali sobie inni, był jakiś pieprzony festiwal jabłek. To nie były jego klimaty, uwielbiał przebywać wśród ludzi, najlepiej upijając się w towarzystwie modelek w jakimś popularnym klubie. Rzym tętnił życiem, kręciło się tam nie tylko mnóstwo studentów i mieszkańców, ale przede wszystkim turystów, wokół ciągle było głośno, a tutejsza cisza kompletnie go dobijała. Wiedział, że stawka jest wysoka i chciał za wszelką cenę udowodnić, że gotów jest na każde poświęcenie, obawiał się jednak, że nie uda mu się podołać wyzwaniu. Czuł, że prędzej wyląduje w zakładzie psychiatrycznym, niż uzyska fotel prezesa w rodzinnej firmie, ale nie wróci do domu po tak krótkim okresie pobytu u ciotki, jego rodzeństwo zdecydowanie miałoby zbyt wiele powód, aby później się przez to z niego ciągle nabijać. Docisnął pedał gazu, trzymając w dłoni butelkę ulubionej whisky. Miał na koncie wiele wybryków, ale każdy uchodził mu na sucho, zakładał więc z góry, że tutaj także będzie podobnie. Nawet jeśli dopadłby go jakiś szeryf, na pewno będzie przekupny, ludzie potrafili zrobić wszystko dla pieniędzy, nawet jeśli udawali, że zależy im na byciu stróżem prawa.
    - Kurwa mać! – przeklął pod nosem po włosku, dociskając hamulec. Niewiele brakowało, a kobieta właśnie popełniłaby planowane lub nie samobójstwo. Miała szczęście, że upił dopiero kilka łyków z butelki i jego reakcja była natychmiastowa, inaczej za pewne nie byłoby już jej na tym świecie, a on miałby przez to poważne kłopoty. Spowodowanie śmiertelnego wypadku pod wpływem alkoholu na pewno nie wyglądałoby dobrze w jego aktach, a przyjechał tu przecież po to, aby pokazać się w jak najlepszym świetle i udowodnić wszystkim, że jest gotów, aby zasiąść na fotelu prezesa spółki.
    - Czy ty do reszty oszalałaś?!! – wypadł jak poparzony z samochodu, żywo przy tym gestykulując – Jeśli chciałaś się zabić, mogłaś rzucić się pod jakiś pociąg, a nie mój nowy samochód. Po pierwsze, zniszczyłabyś mi lakier, a po drugie, miałbym przez ciebie pieprzone kłopoty – dodał, podciągając rękawy marynarki i przeczesując dłonią włosy. Nie łatwo było go wyprowadzić z równowagi, ale wizja więzienia, zamiast bycia na szczycie, nijak mu się nie uśmiechała, a jej durny wybryk właśnie do tego mógł doprowadzić.
    - Urwałaś się z jakiejś imprezy Halloween czy co? – zlustrował ją wzrokiem, przy okazji będąc już nieco spokojniejszym. Koniec końców jej nie rozjechał, była cała i zdrowa, jego samochód także, ale i tak wisiała mu przez to drinka – Chętnie wezmę udział w czymś, co nie jest jakimś pieprzonym festiwalem jabłek czy potańcówką dla seniorów – jęknął, otwierając drzwi od strony pasażera – Wisisz mi naprawdę dobrą imprezę i drinka, mogłem pójść przez ciebie do więzienia – dodał, wzdrygając się przy tym na samą myśl o takim miejscu.

    bohater

    OdpowiedzUsuń
  9. Takiego początku w miasteczku się nie spodziewał, ale w gruncie rzeczy nawet mu to odpowiadało. Narzekał na nudę, a tu proszę, uciekająca panna młoda, na dodatek całkiem ładna i spełniająca jego standardy. Zakładał, że największym skandalem w tej dziurze może być jedynie jakaś durna kradzież jabłek, najwyraźniej pomylił się co do tego miejsca i kto wie, może nawet nie będzie żałował, że zgodził się spędzić tutaj jakiś czas.
    - Ludzie miewają różne fetysze. Cała we krwi pewnie też nie wyglądałabyś tak źle, zwłaszcza, jeśli ktoś lubi takie sprawy – zaśmiał się, obserwując, jak wsiada do samochodu. Musiała być naprawdę zdesperowana, skoro zaufała kompletnie obcemu mężczyźnie. Zawsze mógł okazać się jakimś seryjnym mordercą, albo gwałcicielem, nawet jeśli nie wyglądał jak ktoś, kto musiałby zbytnio przekonywać kobiety do seksu z nim – Nie, nie jestem, moje życie jest zbyt barwne, abym musiał szukać przygód, mordując rzucające się pod mój samochód kobiety. Nie byłem nigdy ofiarą przemocy, moi rodzice są całkiem normalni, a zwierzęta lubię bardziej, niż ludzi – dodał, odpowiadając na pytanie, którym wyprzedziła jego myśli. Seryjni mordercy byli zazwyczaj wychowywani przez jakiś psycholi, lub dorastali w nawiedzonych sierocińcach, do tego w każdym kryminale, który czytał, znęcali się na początku nad biednymi zwierzętami. Jego rodzinka, choć chwilami popierdolona, miała się całkiem nieźle, nawet jeśli wszystko skupiało się teraz głównie na wyścigu o stołek prezesa imperium Locatelli.
    - Tak, to moje narzędzie zbrodni, oprócz nożyczek mam jeszcze maczetę, jakiś łom i broń, poszukaj w schowku. Przy okazji wybierz, czym mam cię zamordować i dokąd mam właściwie jechać. Tylko gdzieś, gdzie będę mógł cię swobodnie zakopać – dodał, ruszając z miejsca. Nie znał zbyt dobrze okolicy, nie miał pojęcia, gdzie mogą napić się w spokoju drinka, liczył więc na jej pomoc w tej kwestii. Miał nadzieję, że w tej małej miejscowości mają w ogóle jakieś bary czy kluby, potańcówki dla seniorów to nijak nie była jego bajka, a patrząc po okolicy, głównie takie za pewne można było tutaj znaleźć. Chcąc nie chcąc, musiał to wszystko znieść i przyzwyczaić się do nieco innej rzeczywistości. W końcu czego nie robi się dla pieniędzy i wysokiego stołka w rodzinnej firmie.
    - Co się stało, że uciekłaś z własnego ślubu? Musimy wobec tego wznieść toast, za ciebie i za…ciebie – dodał, wskazując gestem na butelkę, która leżała pomiędzy siedzeniami – Jestem Damon, przyleciałem tutaj z Rzymu. Po pierwsze, jest mi u was zdecydowanie za zimno, po drugie, nienawidzę tej dziury i gdybym mógł, pewnie bym zawrócił, ale nie, nie pomyliłem dróg – wyjaśnił, nie zdradzając zbytnio szczegółów i powodów swojej wizyty. Jego rodzina bywała medialna, nie wiedział komu może tutaj zaufać, a komu nie, mało kto go tutaj na szczęście znał i zamierzał robić wszystko, aby zostało tak jak najdłużej. Anonimowość była całkiem fajna, zwłaszcza, że w Rzymie wiele osób trzymało się z nim tylko po to, aby osiągnąć jego kosztem karierę w świecie mody.

    witaj nieznajoma

    OdpowiedzUsuń
  10. Naprawdę jej współczuł, jeśli tkwiła przez lata w związku z kimś, kogo kochała. Nie rozumiał dlaczego ludzie nie potrafią wprost powiedzieć o tym, co ich boli i zakończyć niewygodnej dla nich relacji, zwłaszcza w przypadku, kiedy kierowali się nie swoim dobrem, a tym, co powie rodzina czy sąsiedzi. Właśnie dlatego nie lubił małych miejscowości, nie miał takiego problemu w Rzymie, zresztą, był typem, który zawsze podąża własnymi ścieżkami i robi tylko to, na co ma ochotę. No, nie licząc przyjazdu do tej dziury, ale tutaj w grę wchodził stołek prezesa, a nie jakiś durny związek, zwłaszcza, że nie wierzył w miłość. Od lat wiódł szczęśliwe życie singla, korzystając z przygód na jedną noc, które w jego mniemaniu były najlepszą opcją i tylko po to jakiś stwórca podzielił świat na mężczyzn i kobiety.
    - Dlaczego nie skończyłaś tego wcześniej? W życiu chodzi o przyjemności, własne przyjemności, nigdy nie powinno się kierować zdaniem innych. Dobrze, że w porę przejrzałaś na oczy – rzucił, śmiejąc się przy okazji pod nosem, bo zabrzmiał niczym tani filozof. Był ostatnią osobą, która powinna udzielać komuś rad, tym bardziej miłosnych. Małżeństwo było dla niego średniowiecznym przeżytkiem, za dużo pięknych kobiet na świecie, aby całe życie miał ograniczać się do jednej. Zresztą, nie istniało coś takiego jak miłość, bardziej przywiązanie czy przyzwyczajenie, którego ona najwyraźniej z czasem jednak miała dość.
    - Jeśli mam być szczery, nijak nie zbierałbym cię z asfaltu, prędzej uciekł z miejsca wypadku i zadbał o to, żeby nie iść do więzienia – wzruszył bezradnie ramionami, robiąc przy tym minę niewinnego chłopca. Nigdy nie brał odpowiedzialności za swoje czyny, a wypadek pod wpływem alkoholu był ostatnim, czego potrzebował w swojej kartotece. Jego lista grzechów była długa, ale nie pozbawił nigdy nikogo życia i wolałbym, aby już tak pozostało do końca.
    - Nie mam problemu z tym, aby kobiety chciały uprawiać ze mną seks, nie muszę ich zabijać, aby poczuć je w sobie – roześmiał się, wzdrygając się na samą myśl i skojarzenia, jakie przyszły mu do głowy. Zdecydowanie powinien przestać oglądać kryminały, jego wyobraźnia była bardzo bujna i obrazy, które mu teraz podsuwała, były co najmniej obrzydliwe – Poza tym fakt, nie lubię się męczyć, nigdy nie pracowałem fizycznie, a natura obdarzyła mnie na tyle dobrymi genami, że nie muszę aż tak dużo ćwiczyć, aby mieć idealnie wyrzeźbione ciało – wyszczerzył się dumnie, będąc wdzięcznym rodzince za taki spadek. Jego sylwetka była wręcz idealna i zdawał sobie z tego sprawę, jego ego było większe niż kontynenty obydwu Ameryk, nie miał zamiaru tego przed nią ukrywać. Wychodził z założenia, że ludzie muszą być pewni siebie, jeśli chcą cokolwiek osiągnąć w życiu, jakieś kompleksy czy przesadna skromność to coś, co mogło mieć byt jakieś kilkadziesiąt lat temu.
    - W takim razie, kierunek Atlanta – zarządził, wpisując stosowny kierunek w nawigacji samochodowej. Nigdy nie był w tamtym okolicach, chętnie pozna więc miejsca do których warto pójść, jeśli tutaj skazany był na jakiś jeden, durny i pewnie w dodatku staroświecki pub.
    - Nie musisz mi tego dwa razy powtarzać – mrugnął do niej porozumiewawczo, jak gdyby nigdy nic zatrzymując z piskiem opon samochód na środku drogi – Jeśli chcesz, mógłbym to zrobić nawet i zębami…- mruknął porozumiewawczo, pochylając się w jej kierunku, aby chwycić w dłonie materiał sukienki i uwolnić ją z ciężaru, jaki ewidentnie stanowiła dla niej ta tandetna sukienka.

    do usług kochanie

    OdpowiedzUsuń
  11. Miał wrażenie, że znalazł się w jakiejś innej rzeczywistości, ewentualnie w jakimś pokręconym śnie. Rzucająca się pod koła panna młoda, przejawiająca przy okazji cechy niewyżytej seksualnie, a to wszystko w jakiejś zapyziałej dziurze, gdzie cudem funkcjonował zasięg w komórce. Zachowanie jego towarzyszki było dość dziwne i nietypowe, ale podobało mu się. Nie miałby nic przeciwko, gdyby uprawiali teraz seks w samochodzie na środku drogi, nawet gdyby wykorzystał sytuację, kiedy dziewczyna jest w rozsypce.
    - Czy twój niedoszły mąż jakkolwiek zaspokajał cię seksualnie? – roześmiał się, pochylając się nieco w jej stronę i rozchylając jej uda szerzej. Była naprawdę atrakcyjną kobietą i zdecydowanie marnowałaby się w związku małżeńskim, dobrze, że uciekła i nie dała się nikomu uciemiężyć – Mi naprawdę nie trzeba dwa razy powtarzać, ale w samochodzie mogłoby być nieco niewygodnie. Jeśli chcesz, mogę zdjąć zębami nie tylko tą pieprzoną podwiązkę – dodał, zsuwając dłonią w dół wspomnianą podwiązkę. Jej uda były przyjemnie ciepłe, a skóra muśnięta jeszcze letnim słońcem. Zsuwając materiał w dół, subtelnie przejechał palcem po wnętrzu jej ud, licząc, że wywoła tym samym automatyczną, przyjemną reakcję ze strony jej organizmu.
    - Pewność siebie jest bardzo istotna w dzisiejszych czasach – dodał, wracając do pozycji siedzącej i uruchamiając silnik. Miał gdzieś trąbiące na nich z tyłu samochodu, dbał tylko o siebie, ale jak nic cenił sobie wygodę, a szybki seks na siedzeniach samochodu nie był czymś, co go podniecało tak, jak w nastoletnich czasach – To zachowam na pamiątkę. Wątpię, że kiedykolwiek jeszcze jakaś uciekająca panna młoda rzuci mi się pod koła – zaśmiał się, bawiąc się przez jakiś czas podwiązką na palcu i wsuwając ją zaraz po tym do kieszeni. Nie miał pojęcia, jaki bieg wydarzeń przybierze dzisiejszy dzień, ale podobał mu się taki początek w tym mieście. Obstawiał, że będzie musiał cały wieczór zapijać smutki w barze, a tu proszę, ta wioska była w stanie zapewnić mu jednak jakiekolwiek rozrywki. Jeśli to będzie dalej tak samo wyglądało, kto wie, może nawet mu się tutaj spodoba i pobyt w małym miasteczku to nie będzie dla niego aż taka kara, jak zakładała cała jego rodzina.
    - Czyli dzisiaj zaczynasz życie na nowo, tak? Nowa Amelia, która w końcu może żyć, tak, jak chce i nikt nie zmusza jej już do tego, aby ciągle miała zatrucie pokarmowe? Co na to twoja rodzina? – uniósł pytająco brew, ciekaw historii jej życia. Taka ucieczka ze ślubu w małym mieście na pewno była skandalem i nie zdziwiłby się, gdyby jej rodzina ją za to przeklęła. W mieście, gdzie społeczność jest ze sobą mocno zżyta i każdy każdego zna, ludzie zdecydowanie za bardzo przejmują się tym, co pomyślą inni i przesadnie dbają o dobry wizerunek, nawet jeśli w domu wszystko nie wygląda już tak kolorowo.

    zawsze pomocna "złota rączka"

    OdpowiedzUsuń
  12. Zdecydowanie coraz bardziej jej współczuł i cieszył się, że koniec końców nie doszło do tego ślubu. Znał ją zaledwie krótką chwilę, ale zdążyła zdobyć jego sympatię i przekonać go w tym czasie, że naprawdę nie kochała mężczyzny za którego planowała dzisiaj wyjść.
    - Ja zawsze robię to, na co tylko mam ochotę, więc trochę ciężko mi postawić się w twojej sytuacji, ale naprawdę gratuluję – odwrócił głowę w jej kierunku, mrugając od niej z uśmiechem na ustach – Jeśli chcesz, możesz zacząć to świętować – dodał, otwierając jedną ręką schowek, aby wyjąć z niego paczkę papierosów – Nie palę, to nie fajki, a coś, co będzie dobre, żeby się jeszcze bardziej rozluźnić – otworzył zgrabnym ruchem paczkę, zachęcając, aby poczęstowała się skrętem. Nie wiedział, na ile jest to tutaj w ogóle legalne, ale nigdy nie przejmował się takimi rzeczami, najwyżej przekupi znów jakiegoś policjanta, albo ją, jeśli będzie chciała sama pójść go gdzieś przez to zgłosić. Miał wrażenie, że jej życie było jak dotąd cholernie nudne, o zgrozo, to seksualne również. Nie wyobrażał sobie tkwić przez wiele lat w takim bagnie, niczym uwięzionym w klatce, ale nikt nie jest w stanie cofnąć czasu.
    - Jeśli wyląduję przez ciebie w areszcie, znajdę tego faceta i zmuszę, abyś jednak musiała z nim być do końca życia – zaśmiał się, samemu wkładając sobie jednego ze skrętów do ust – Tam jest gdzieś jeszcze zapalniczka, odpal mi – poprosił, skupiając się na prowadzeniu samochodu. Zaczynali w końcu zbliżać się do jakiegoś większego miasta, a tam zdecydowanie będzie czuł się bardziej, jak u siebie. Nie rozumiał ludzi, którzy dobrowolnie wybierali takie dziury i których jarało obcowanie z naturą, połączone ze sprzedawaniem jakiś durnych jabłek.
    - Nie, właściwie to skłamałem z tym, że zawsze robię to, co sam chcę. Moja rodzina wysłała mnie tu na siłę, więc też musiałem zrobić coś wbrew sobie, aby ich zadowolić. Nie tylko twoje relacje rodzinne będą od dzisiaj zjebane, znaczy moje są od zawsze, ale nie narzekam – dodał rozbawiony, nie zamierzając ukrywać celu swojego pobytu w miasteczku – Muszę wytrzymać w tej cholernie nudnej, pozbawionej atrakcji, cichej i okropnej miejscowości, jeśli chcę objąć fotel prezesa firmy – wyjaśnił, czując, że skoro ona do wszystkiego mu się przyznała, on także jest jej winien szczere wyznanie. Była kompletnie obca, ale miał wrażenie, że doskonale się rozumieją, kto wie, może nawet będzie jego jedyną koleżanką w tym pieprzonym miasteczku. Bywał tu dawniej w czasach dzieciństwa, ale rodzice wiedząc, że obcowanie z naturą go męczy, a nie relaksuje, szybko ulegali i pozwalali wracać mu do ukochanego Rzymu.
    - Jebać wściekłe rodziny – uniósł na moment ręce w górę w geście zwycięstwa, klaszcząc przy tym na znak, że dopinguje jej w tej nowej, bardziej niezależnej i dbającej o to, czego sama chce i potrzebuje wersji – Co chce w takim razie zrobić nowa Amelia? – spojrzał na nią z zaciekawieniem i iskierką w swoim elektryzującym spojrzeniu, gotów rzucić się z nią dzisiaj w ogień. Zdecydowanie dobrze wybrała, rzucając się pod jego samochód, jest pieprzonym mistrzem rozrywki i życia bez żadnych zahamowań.

    zróbmy coś niemoralnego, głupiego i nieodpowiedniego

    OdpowiedzUsuń
  13. Jego pasażerka ewidentnie potrzebowała poczuć zew wolności i lepiej nie mogła trafić. Obstawiał, że w tak małej miejscowości nie ma zbyt wielu aż tak zdemoralizowanych i pozbawionych wszelkich granic osób jak on, był więc idealnym kompanem, aby nadrobić stracone u boku nudnego partnera lata.
    - To się chyba nazywa toksyczny związek. Nie wiem, bo nigdy w żadnym nie byłem – zaśmiał się, zatrzymując samochód na uboczu – Mam nadzieję, że zaraz nie zaatakują nas tu jacyś krasnale, ale kowboje z bronią – dodał rozbawiony, choć Stany Zjednoczone bywały zaskakujące i za pewne wszystkiego można byłoby się tutaj spodziewać. Nie lubił tu przebywać, wolał mentalność Europejczyków, poza tym niczego mu tam nie brakowało, jeśli chciał się wyszaleć, leciał do Londynu, jeśli potrzebował zrobić zakupy odzieżowe, wybierał Paryż i tak w kółko, naprawdę było w czym wybierać na miejscu.
    - Tutaj raczej nikogo nie ma, a nawet jeśli nagle jakiś szeryf wyskoczy zza rogu, nasz wrodzony urok go przekona. Jeśli urok nie da rady, pieniądze na pewno – zaśmiał się, odbierając od niej skręta, aby się zaciągnąć. Dobrze, że dziewczyna miała już do czynienia z ziołem, ludzie różnie reagowali po spożyciu, a nie chciałby skończyć martwy, biegać za nią po tych łąkach też nijak mu się nie uśmiechało – Nie, oni już przywykli do mojego stylu życia i nie ma nic, co mogłoby się dla nich znaleźć w kategorii narozrabiałeś, musiałbym być ciągle na dywaniku – mruknął, wychodząc z samochodu, aby oprzeć się o maskę i móc oglądać rozpościerający się przed nimi widok – Nie najgorzej tutaj, jeśli chciałabyś jednak popełnić samobójstwo po rozstaniu, masz gdzie – zaśmiał się, gestem wskazując na przepaść po drugiej stronie – Jestem wobec tego jak pierdolony dżin, lepiej trafić nie mogłaś – poklepał ją przyjaźnie po ramieniu, kiedy usiadła obok niego - Niech będzie, że spełnię dzisiaj twoje trzy życzenia i zrobię wszystko, abyś zapomniała o tym przeklętym dniu i o swoim eks. Brakiem portfela się nie przejmuj, telefonu to i lepiej, że nie masz. Wezmę od ciebie to, co chciałem, zamorduję cię i przynajmniej nikt cię nie namierzy, mi pasuje taki układ – wzruszył niewinnie ramionami, wyrzucając wypalonego skręta. Pobyt tutaj jednak nie rozpoczął się tak źle, jak zakładał, może nawet szybko zleci. Jeśli mieszkało tu więcej podobnych wizualnie do Amelii kobiet, nie powinien się nudzić, jego wysokie standardy będą spełnione.
    - Jakie wobec tego mamy plany na dziś? – uniósł pytająco brew, kierując w jej stronę gotowe na wyzwania spojrzenie. Nie znał okolicy, ostatni raz był tutaj jakieś kilkanaście lat temu, chcąc nie chcąc musiała być więc ich dzisiejszym przewodnikiem, nawet jeśli to on miał ‘siać zgorszenie’.

    ahoj przygodo!

    OdpowiedzUsuń
  14. Betsy była wdzięczna za ludzi, którzy ją otaczali. Po tym, jak została, mówiąc wprost, skrzywdzona na studiach, cieszyła się, że w Mariesville miała bliskich, na których zawsze mogła liczyć. Żałowała tylko, że skreśliła sobie jakiekolwiek szanse na rozwijanie przyjaźni na Northwestern, skupiona przede wszystkim na mężczyźnie, który nie był wart jej uwagi. Ale wiedziała to dopiero teraz. Z perspektywy czasu. Z bezpiecznego miejsca.
    W wieku szkolnym nie zdobyła zbyt wielu przyjaciół, swoim donosicielstwem i wścibstwem odstraszając rówieśników, więc kiedy tylko mogła biegała za swoimi starszymi braćmi i ich znajomymi, którzy też mieli pełne prawo mieć jej dość. Ale nie dawali jej tego odczuć, bo doskonale wiedzieli, że byli pod czujnym okiem rodziców. A rodzice Betsy Murray traktowali ją jak jajko, jakby mogła pokruszyć się w każdej chwili. I chociaż wdzięczna im była za troskę, to czuła, że nie pozwalają jej się rozwinąć. Co prawda, blokowała też sama siebie, ale do docierało do niej w znacznie mniejszym stopniu.
    Nie wiedziała nawet kiedy w jej życiu pojawiła się Amelia. I Amelia szybko zajęła ważne miejsce w serduchu Betsy. Nie było dnia, aby nie napisała do Mel jakiejkolwiek wiadomości. Najczęściej podsyłała jej po prostu rolki, które ją bawiły albo które kojarzyły jej się z tym, co razem przeżyły. A trochę tego było.
    Murray, przed planowanym ślubem Amelii, szykowała się do roli życia - maid of honor. I choć jej miejsce na tym wydarzeniu nie było tak ważne, jak miejsce Mel, to jednak czuła się trochę współodpowiedzialna za to, że do ślubu nie doszło. I wiedziała, że to właśnie jeszcze bardziej związało dziewczęta. I Betsy zawsze chciała mieć siostrę. I ją miała w postaci Amelii Hawkins.
    Piątkowy wieczór musiał rozpocząć się w The Rusty Nail. Betsy nieco smętna wkroczyła do baru, rozglądając się dookoła, w poszukiwaniu znajomych twarzy. Widziała swojego brata - Scotta, który przy większym stoliku, w otoczeniu kumpli i pustych szklanek, wypijał już kolejne piwo. Machnęła tylko do niego, a on skinął głową.
    Rozglądała się więc dalej, nieprzypadkowo zerkając w wahadłowe drzwi za barem, w stronę tamtejszej kuchni, ale doskonale wiedziała, że dzisiaj nie wypatrzy tam tego, którego chciała zobaczyć. Westchnęła.
    Przy niewielkim podwyższeniu, tutejszej scenie, dostrzegła jednak znajomą, blond głowę. Jeżeli Amelia plątała się przy scenie, to istniała spora szansa, że planuje uprzyjemniać dzisiaj wieczór swoim głosem. Pewnie ją nawet o tym uprzedzała, ale Betsy w ostatnim czasie zdecydowanie nie stąpała zbyt twardo po ziemi i mogła po prostu tego nie zarejestrować.
    Murray podeszła do baru, zamówiła szklankę ciemnego piwa i już z trunkiem w ręku, ruszyła w kierunku przyjaciółki. Objęła niespodziewanie i nonszalancko Amelię z talii, robiąc spory łyk piwa. Aż sobie przypomniała sytuację, w której wybrały się na imprezę w Camden i ostatecznie udawały zakochaną parę, aby pozbyć się dwóch namolnych facecików. Zachichotała.
    — Długo będziesz dzisiaj śpiewać? — spytała, zerkając na zegarek na nadgarstku. Dochodziła dwudziesta, więc The Rusty Nail nie przeżywało jeszcze swoich godzin szczytu, chociaż z każdą kolejną minutą robiło się coraz tłoczniej. Stół do bilarda był już zajęty, tarcze do darta również. Muzyka, która sączyła się z głośników, powoli zagłuszana była coraz głośniejszymi i liczniejszymi rozmowami.

    bestie Betsy

    OdpowiedzUsuń
  15. Stare baby w Mariesville lubiły plotkować. Jak nie o Amelii i jej spektakularnym udaremnieniem własnego ślubu, to o Betsy i jej romansie z żonatym wykładowcą. Cóż, obie panny nie miały wśród lokalnej starszyszny zbyt dobrej opinii i może właśnie to je wzmocniło, scementowało ich więź. Dzięki sobie były silniejsze, wzajemnie wspierały się w tych gorszych chwilach i były obecne podczas tych lepszych.
    — Nie. Nie mamy żadnych planów — odpowiedziała niemal natychmiast, żeby nie stresować przyjaciółki. — Ale możemy je mieć, jak tylko skończysz pracę — dodała z uśmiechem.
    Betsy nie ukrywała, bo nawet nie miała, jak tego ukryć, że wciąż mieszkała z rodzicami, w ich domu, w swojej nastoletniej sypialni. I nie żeby narzekała, ale czuła na karku zbliżającą się trzydziestkę i miała wrażenie, że prędzej czy później będzie musiała podjąć decyzję o wyprowadzce. Zwłaszcza, że Charlie i Daphne wspominali coś o tym, że oni z dziewczynkami chętnie wprowadzą się do rodziców, zajmą się nimi, bo chcieli, żeby Emma i Soph miały swoje własne podwórko. Twierdzili nawet, że udostępnią Betsy swoje mieszkanie, pod warunkiem, że pomoże spłacać im kredyt. Wszystko było jednak w zawieszeniu, bo nikt z Murrayów nie chciał podjąć ostatecznej decyzji. A Betsy też chyba bała się po prostu zostać kompletnie samą. Bez nikogo, z kim mogłabym wieczorami przegadywać każdy swój dzień. A Betsy lubiła gadać.
    — Moich rodziców nie ma — zagaiła. — W końcu pojechali do Europy i nie wiem, czy wrócą w grudniu. — Dodała, doskonale wiedząc, że nie wrócą. Podczas ostatniej rozmowy zapowiadali, że pojawią się w Stanach najwcześniej w połowie stycznia. — Może jak skończysz pracę, to urządzimy sobie babski wieczór na kanapie? Z pizzą? Piwem? — Zapytała, w końcu puszczając przyjaciółkę. Rozejrzała się dookoła. Ludzi przybywało i miała świadomość tego, że Amelia pewnie chce co nieco zarobić, więc musiała się uzbroić w cierpliwość.
    — Ale poczekam tu na ciebie tyle, ile będzie trzeba. — Dodała od razu. I Amelia mogła wiedzieć, że Betsy nie żartuje. I że nawet zapalenie skręta wchodziłę w grę, zwłaszcza, że państwo Murray mieli się o tym nie dowiedzieć, a nawet jeśli, to… obie przecież były co najmniej dorosłe i co najmniej myślami daleko od tego, co działo się w ich najbliższym otoczeniu. Bo wszystko wskazywało na to, że i Mel, i Bet myślą o kimś.
    Murray zrobiła kolejny łyk piwa, znowu ukradkiem (ale czy aby na pewno) zerkając w stronę baru i wejścia prowadzącego na zaplecze, do kuchni. Wiedziała, że dzisiaj nie zobaczy tam tego kogoś, kogo chciała zobaczyć, ale trudno jej było ukryć, nawet za szklanką, delikatny uśmiech.
    Potrząsnęła głową, próbując się doprowadzić do względnej równowagi. Westchnęła.
    — Napijesz się czegoś? Przyniosę ci. — Swoją uwagę znowu skupia na przyjaciółce. I jak zawsze, nie mogła wyjść z podziwu, że jej najlepszą przyjaciółką była tak śliczna dziewczyna. I w sumie dobrze, że nie wyszła za mąż, bo z tego, co Betsy pamiętała, ówczesny narzeczony Amelii nie przepadał za Murrayówną. A tak, to wciąż miała Amelię w dużej części tylko dla siebie.

    Bets

    OdpowiedzUsuń
  16. [Jak tu uroczo. ♥]

    Bets kochała swoich rodziców nad życie. Sporo wycierpieli jako rodzina, kiedy Bethany dwukrotnie zachorowała na nowotwór, ale dzięki temu stali się silniejsi. I Betsy nie wyganiała ich do Europy, ale kiedy już tam pojechali, odetchnęła z ulgą. Nikt na nią nie dmuchał i nie chuchał, nikt nie poklepywał po główce, nie robił z niej na siłę małego dziecka. Wiedziała, że jest córeczką tatusia i była z tego dumna, bo każdej córce życzyła ojca jak Bernard Murray. Był cudownym, ciepłym, ale również stanowczym i wymagającym facetem. Zresztą, rodzice Betsy byli niesamowicie wyrozumiali, gdyby nie to, Betsy na pewno musiałaby często ograniczać swoją fantazję. Teraz jednak, była zupełnie wolna i choć na głowie miała cały, spory dom, koty, kury i psa, to nie narzekała.
    I tak, jak trochę rwało jej się do mieszkania samej, tak miała przeczucie, że po powrocie Murrayów z Europy, Betsy często będzie spędzać czas pod innym adresem. I na pewno ktoś o tym zacznie gadać. Już gadali! Ale Amelia mogła nic nie wiedzieć, bo dawno się nie widziały.
    I tak, jak Mel ufała Bets, tak Betsy bezgranicznie ufała przyjaciółce. Plotki, które krążyły na ich temat, czasami były prawdziwe, czasami zawierały jedynie ziarenko prawdy, ale to, co naprawdę się działo i siedziało w sercach dziewcząt, wiedziały tylko one dwie. Żaden sekret, którego powiernikiem została, nie znalazł ujścia w tej małej, szepczącej społeczności. Betsy gotowa była bronić honoru przyjaciółki, choćby miała o niego dosłownie walczyć.
    Zaśmiała się, kiedy Amelia stwierdziła, że wysłałaby rodziców do Europy. Betsy pokręciłą przy tym głową, robiąc kolejny łyk piwa.
    — Zostań u mnie na weekend. Odpoczniesz trochę od nich — zaproponowała bez zastanowienia, bo też nie było co się zastanawiać. Niejedną noc i niejeden weekend spędzały na zmianę w swoich domach, a teraz, kiedy Betsy została sama, miała przestrzeni aż nadto i bardzo chętnie spędziłaby więcej czasu z kimś jej tak drogim, jak Amelia. — Jutro tylko na chwilę wpadnie Daphne z bliźniaczkami. — Dodała, ostrzegając lojalnie, bo czterolatki były wulkanami energii i nie każdy mógł być gotów na starcie z nimi.
    — To poproszę Willow cudownej Taylor — zażyczyła sobie przepiękną, w jej mniemaniu oczywiście, balladę panny Swift. Co jak co, ale Betsy najczęściej słuchała raczej rockowych kawałków, to jednak Taylor zdobyła jej serce przede wszystkim tym, jak różnorodny był jej repertuar. — Szykuj się, a ja lecę do Millie.
    I jak powiedział, tak zrobiła. Podeszła do baru, gdzie musiała trochę poczekać na swoją kolej, gdyż coraz więcej spragnionych wędrowców ustawiało się w kolejce. Betsy nie dopuszczała do siebie myśli, że Mildred mogłoby się nie chcieć zrobić drinka dla Amelii. Skoro Mia chciała drinka, to dostanie drinka. Piwem upiją się po kosztach w jej domu. Po paru minutach wróciła z eleganckim kieliszkiem, w którym pływał plasterek suszonej marakui.
    — Pornstar martini dla mojej księżniczki — zaśmiała się, stawiając szkło na stoliku, przy którym do występu szykowała się Amelia. Blisko sceny. Dlatego też usiadła przy nim, przysuwając swój kufel z piwem. Skoro była najwierniejszą fanką, zasłużyła na vipowskie miejsce pod samą sceną.

    Betsy

    OdpowiedzUsuń