Podkład: Skillet - Standing in the storm
Ale czy słuchanie własnego strachu jest tożsame z tchórzostwem? Czy tchórzostwem jest radość z tego, że żyjemy?
Delio (Lio) O’Neal
* 07/04/1995, Camden
* Początkujący kardiochirurg
* Rodowity mieszkaniec
* Najstarsze dziecko nieżyjącego sadownika znanego z pijackich awantur i cierpiącej na schizofrenię krawcowej
* Początkujący kardiochirurg
* Rodowity mieszkaniec
* Najstarsze dziecko nieżyjącego sadownika znanego z pijackich awantur i cierpiącej na schizofrenię krawcowej
Historia
W przeddzień osiemnastych urodzin obiecałeś sobie dozgonnie, że twoja stopa już nigdy więcej nie postanie na tutejszej ziemi. Minęło jedenaście lat i znów jesteś w Mariesville, bo wujostwo zarządziło tzw. rodzinny wiec, na którym zapadnie ostateczna decyzja jakie kroki należy podjąć względem twojej matki. Przecież nie możecie pozwolić, by dalej wałęsała się samotnie po okolicy, bo może doprowadzić do czyjejś śmierci. Wsiadając na pokład samolotu lecącego z międzynarodowego lotniska w St. Louis miałeś jeszcze nadzieję, że nieco przesadzili. Przecież niedawna śmierć męża nie mogła sprawić, by jej choroba pogłębiła się aż tak bardzo. W końcu od dawna było wiadomo, że pijaństwo Matta O’Neala musi prędzej czy później do tego doprowadzić, więc nikt tak naprawdę się tym zanadto nie przejął. Nawet miejscowe służby miały w głębokim poważaniu dokładne zbadanie okoliczności, w których zginął. Ot, jednego alkoholika mniej. Cóż, choć nigdy nie przyznasz tego na głos, mieli przeklętą rację. Będąc na ich miejscu, sam zapewne zareagowałbyś podobnie.
Zakurzona półeczka
* Krew amerykańsko-szwajcarska
* Język angielski, włoski oraz romansz
* Absolwent Washington University in St. Louis (Missouri)
* Do dnia niespodziewanego powrotu zza grobu młodszej siostry jedyny faktyczny właściciel wołającego o remont rodzinnego domu w dzielnicy Orchard Heights, obok którego stale koczują bezdomne koty
* Trudna decyzja o oddaniu matki do szpitala psychiatrycznego po aferze domowej, w której omal sam nie poniósł śmierci
* Liczne blizny znaczące ciało pamiątkami po doznanych w dzieciństwie krzywdach
* Syndrom DDD (bohater rodzinny)
* Opiekun podstarzałej Astry (border collie) i Neo (dog z Bordeaux)
* Srebrne Suzuki Vitara
* Poranek rozpoczynany od słodkiej kawy lub kakao
* Uczulenie na cytrusy
* Początki anoreksji spowodowane permanentnym zapominaniem o regularnych posiłkach
* Przewlekła bezsenność
* Były narkoman
* 2017 - 2020: ćpanie zakończone zapaścią
* 2020 - 2022: pobyt w West End Clinic
* Wielokrotne próby samobójcze
* OCD
* Duszyczki
* Poprzednia KP
* Język angielski, włoski oraz romansz
* Absolwent Washington University in St. Louis (Missouri)
* Do dnia niespodziewanego powrotu zza grobu młodszej siostry jedyny faktyczny właściciel wołającego o remont rodzinnego domu w dzielnicy Orchard Heights, obok którego stale koczują bezdomne koty
* Trudna decyzja o oddaniu matki do szpitala psychiatrycznego po aferze domowej, w której omal sam nie poniósł śmierci
* Liczne blizny znaczące ciało pamiątkami po doznanych w dzieciństwie krzywdach
* Syndrom DDD (bohater rodzinny)
* Opiekun podstarzałej Astry (border collie) i Neo (dog z Bordeaux)
* Srebrne Suzuki Vitara
* Poranek rozpoczynany od słodkiej kawy lub kakao
* Uczulenie na cytrusy
* Początki anoreksji spowodowane permanentnym zapominaniem o regularnych posiłkach
* Przewlekła bezsenność
* Były narkoman
* 2017 - 2020: ćpanie zakończone zapaścią
* 2020 - 2022: pobyt w West End Clinic
* Wielokrotne próby samobójcze
* OCD
* Duszyczki
* Poprzednia KP
Gawędy odautorskie
* Przytoczony fragm. pochodzi z powieści historycznej Markusa Zusaka pt. Złodziejka książek.
* Na zdjęciu widnieje argentyński model Vito Basso.
* Chętnie oddamy w dobre rączki niedawno przybyłego do miasteczka młodszego przyrodniego brata, o którego istnieniu nikt nigdy wcześniej nie słyszał.
* Źródło kodu: : Emme's Codes.
* Ewentualna dodatkowa droga kontaktu: mailowo pod ptkaln@gmail.com lub na Discordzie pod pantera_sniezna.
* Na zdjęciu widnieje argentyński model Vito Basso.
* Chętnie oddamy w dobre rączki niedawno przybyłego do miasteczka młodszego przyrodniego brata, o którego istnieniu nikt nigdy wcześniej nie słyszał.
* Źródło kodu: : Emme's Codes.
* Ewentualna dodatkowa droga kontaktu: mailowo pod ptkaln@gmail.com lub na Discordzie pod pantera_sniezna.
[Tak się zastanawiam, czy na tym blogu nie ma przypadkiem jakiegoś zlotu okrutnych autorów xdd Prawie każda postać ma przekichane życie. Mam nadzieję, że Lio przeżyje fakt, że musiał wrócić do miasteczka i poukłada sobie życie. Bawcie się dobrze!]
OdpowiedzUsuńJennifer
[Cześć!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie to zlot okrutnych autorów, potwierdzam komentarz wyżej. xD Chyba jednak coś w tym jest, że postaciami z mocną historią pisze się ciekawiej i można wyciągnąć coś zupełnie innego! No i, dać dużo, duuużo emocji.
Ale przed Delio świetlana przyszłość, więc mam nadzieję, że wykorzysta szansę!]
Wynonna Myers
[Dziewczyny z góry mają rację... Ale ja to już cierpię niemal fizycznie, jak czytam o kolejnych urazach, bo. ... Miejcie litość!
OdpowiedzUsuńJak zawsze oryginalnie! I jak zawsze poza pochodzeniem to wrzucasz takie kochane i piękne zwierzaczki! :3 pięknie proszę go trochę ukochać!
Dobrej zabawy z kokejna postacią ;)]
Abigail
[Dziękuję za powitanie. Przychodzi mi do głowy, że Vima mogłaby przyjaźnić się z siostrą Lio w czasach podstawówki, jednak z racji tego, że przestała uczęszczać do szkoły, kontakt jakoś się urwał. Może bawiły się razem w swoich domach, więc Lio też nie byłby dla Malkovichówny całkiem obcy? Mam tylko problem z tym, w jakich okolicznościach mogliby się znowu spotkać. Może Ty masz jakiś pomysł?]
OdpowiedzUsuńVima
Powietrze w okolicy wodospadów jest rześkie i niemal lepkie od wilgoci. Vima, choć niespecjalnie skłonna do zachwytów nad cudami natury, potrafi jednak docenić kojący szum wody, zwłaszcza teraz, gdy głowę ma ciężką od gwaru po pierwszej zmianie w restauracji. Prezentuje się raczej smętnie, zwisając z kierownicy roweru, z włosami spiętymi w kok, który lada chwila się rozpadnie, cuchnąc fryturą, jakby na koniec pracy wzięła w niej prysznic. Ma świadomość, że zbite od wysiłku mięśnie łydek bardziej proszą się o gorącą kąpiel i masaż, nie okrężną drogę do domu, lecz czuje, że kolejny wieczór spędzony na bezmyślnym wpatrywaniu się ekran telewizora lub telefonu wyssie z niej resztki energii. Notoryczny kontakt z ludźmi, który wymusiła na sobie poprzez rodzaj zatrudnienia nie przynosi znaczących sukcesów w dziedzinie relacji międzyludzkich. Wręcz przeciwnie, momentami zdaje się, że dziesiątki wymuszonych uśmiechów, które posyła w kierunku klientów, jeszcze bardziej pogłębiają jej awersję do społeczeństwa. Jedyną sensowną alternatywę upatruje więc w innych banalnych radach psychologicznych poradników: przebywaniu na łonie natury, i z trudem udaje jej się przyznać, że w tej materii specjaliści mogą mieć nieco więcej racji.
OdpowiedzUsuńDonośny szelest w pobliskiej trawie gwałtownie wyrywa ją z letargu. Mruży oczy, próbując zidentyfikować źródło dźwięku, jednak ciemne chmury skutecznie chłoną światło dzienne. Mocniej zaciska dłonie na kierownicy i stawia obydwie stopy na ziemi po drugiej stronie roweru, jakby chciała się za nim schować. Zarośla rozstępują się nagle, a spomiędzy nich wyłania się pies. Vima tężeje w bezruchu, nie ma bowiem pojęcia, czy zwierzę jest nastawione pokojowo, ani jakie ma zamiary.
Vima Malkovich
[ Wow, to chyba jeden z najlepszych komplementów, jakie mogłam usłyszeć! Dziękuję Ci bardzo za takie miłe słowa, bo wzbudzenie w kimś emocji to coś naprawdę niesamowitego, cieszę się bardzo! 💜
OdpowiedzUsuńPostaci masz dużo, ale z tego co widzę to na chwilę obecną chyba z Delio mają trochę wspólnego. Ale poczekam jeszcze i zobaczę co tam nowego stworzysz, bo widziałam w roboczych, że szykuje się jeszcze jakaś pani. ;) ]
Hunter Warren
[Słuchaj, Delio O’Neal to naprawdę ciekawa postać! Jest mega złożony, ma swoje za uszami i bagaż emocjonalny, który aż prosi się o zrozumienie. Facet ma sporo za sobą, a mimo to stara się ogarnąć swoje życie. Wkurza go przeszłość, ale nie poddaje się – i to jest mega inspirujące! Wiesz, czuję do niego sympatię, bo jego historia jest taka prawdziwa. Z niecierpliwością czekam, co dalej z nim będzie, bo naprawdę z każdym krokiem odkrywa coś nowego o sobie. Fajnie, że autor tak dobrze to wszystko nakreślił!
OdpowiedzUsuńPrzyjaźń po przejściach
Oboje mają mocno popapraną przeszłość, więc na początku mogą się nie dogadywać, bo ciężko im zaufać innym. Ale z czasem zaczynają rozumieć, że więcej ich łączy, niż dzieli. Mogą sobie pomagać, Lena ogarnia Lio w remontach, a on jej trochę w kwestiach zdrowotnych, np. przy Theo. Wychodzi z tego mocna, wspierająca się ekipa.
Mentor i uczeń
Lena pokazuje Lio, jak ogarniać naprawy i majsterkowanie, a on jej w zamian doradza w medycznych sprawach, np. jak zadbać o zdrowie Theo. Wymieniają się wiedzą i z tego rodzi się ich relacja.
Wzajemne leczenie ran (trochę romans)
Oboje mają blizny po rodzinnych dramach. Mogą się powoli otwierać na siebie, zaczynając od przyjaźni, a potem coś więcej. Uczą się znowu ufać, a nawet kochać – nie tylko siebie, ale i życie.
Wspólnicy w odkrywaniu tajemnic
Mogą razem odkrywać rodzinne tajemnice, bo zarówno Lena, jak i Lio mają dużo skrytych rzeczy w przeszłości. Im więcej odkrywają, tym bardziej się zbliżają, wspierają się w trudnych momentach.
Konflikt, który zmienia
Na początku mogą się ostro ścierać, bo Lena jest praktyczna i twardo stąpa po ziemi, a Lio bardziej zamknięty w sobie i pogrążony w przeszłości. Ale to właśnie zderzenie charakterów zmusza ich do zmiany i rozwoju.
Odbudowanie relacji rodzinnych
Oboje mają sporo problemów z rodziną – Lena zmarłego wuja i przeszłość, Lio swoją chorą matkę. Mogą sobie pomagać w podejmowaniu trudnych decyzji związanych z bliskimi, a przy tym wspólnie przepracować swoje rodzinne traumy. ]
Lena
Dzień był cichy i spokojny, przesiąknięty delikatnym szumem jesiennego wiatru. Lena przemierzała ulice miasteczka po porannym spacerze z Theo, chłonąc zapach świeżo opadłych liści i marząc o kubku gorącej kawy, gdy nagle jej uwagę przyciągnęły nietypowe odgłosy z pobliskiego domu.
OdpowiedzUsuńSąsiedzi z ulicy, zajęci przygotowaniami do zimy, rzadko robili większy hałas, ale stłumione dźwięki dochodzące zza drzwi domu z drewnianym gankiem były inne – pełne irytacji i pośpiechu. Miała przeczucie, że nie powinna się angażować, ale odruchowo przystanęła, gdy dobiegł ją czyjś wyraźnie zirytowany głos.
– Lilith, na miłość boską, trzymaj to, cholera jasna! – rzucił mężczyzna ze stanowczym naciskiem. Słowa przesiąknięte poirytowaniem zmieszały się z brzękiem narzędzi spadających na podłogę.
Lena, poruszona nagłością sytuacji, nie zastanawiała się długo. Nacisnęła klamkę i weszła do środka, unosząc delikatnie brew, gdy zobaczyła dwie pochylone nad czymś postaci – mężczyznę i młodą kobietę – próbujące ratować sytuację z wyjątkowo nieskoordynowaną energią. Widok ich naprędce improwizowanych działań wywołał na jej twarzy uśmiech.
Przy drzwiach leżała oderwana deska od schodów, a mężczyzna, z miną pełną frustracji, zdzierał z dłoni przetarte rękawiczki, mrucząc coś pod nosem.
– Co tu się dzieje? Potrzebujecie może trzeciej ręki? – zapytała, ukrywając lekką nutę rozbawienia i gotowa, by być świadkiem albo uczestniczką tej remontowej awantury.
[ Jeśli coś jest nie tak, daj znać ]
Lena
Otarła twarz dłonią, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Miała ogromną gulę w gardle, a jej serce biło zdecydowanie za szybko, sprawiając wrażenie obijania się o żebra dziewczyny. Wyszczotkowała pośpiesznie zęby, nie chcąc dłużej patrzeć na worki pod oczami spoglądającymi na nią z zakurzonej tafli szkła wiszącego nad umywalką.
OdpowiedzUsuńJej kawalerka była niemalże pusta, z wyjątkiem dużego plecaka kempingowego oraz sporej, poobklejanej naklejkami walizki. Resztę rzeczy zapakowała starannie w pudła i wysłała na nowy adres kurierem, jednak musiała poczekać na nie do jutra. Do Mariesville dotarła dopiero zeszłego wieczoru, mając nadzieję, że uniknie wzroku ciekawskich gapiów oraz dawnych znajomych. Miała szczęście, bo taksówkarz, który podwiózł ją z dworca autobusowego pod samo mieszkanie, musiał przeprowadzić się do miasteczka już po jej upozorowanej śmierci, jako że nigdy nie widziała go na oczy.
Wiedziała, że jedynymi osobami wiedzącymi o jej powrocie był właściciel nowego lokum Dahlii, który rozpoznał ją dopiero po tym, jak podpisała umowę wynajmu imieniem i nazwiskiem oraz ta jedna, jedyna zaufana osoba, od zawsze lojalna i pomocna, bez której prawdopodobnie faktycznie już nie byłoby jej na tym świecie.
Ogarnęła wzrokiem kawalerkę, uspokajając oddech i drżenie dłoni. Założyła na siebie przydużą, brązową, skórzaną kurtkę, dobrze wiedząc, że jej pierwszy spacer w Mariesville wcale nie będzie taki przyjemny. Już sam przejazd taksówką przywołał zbyt wiele wspomnień i nie była pewna, czy da radę sprostać widokowi dobrze znajomych uliczek, budynków i przede wszystkim ludzi w świetle dnia. Nie miała pojęcia, czy wygląd jej brata wpasuje się w to, co widziała na jego mediach społecznościowych. Ostatnie opublikowane przez niego zdjęcie było dość stare i nie mogła przestać się zastanawiać, czy faktycznie aż tak wiele się zmienił.
Zatrzasnęła za sobą drzwi i przekręciła klucz w zamku, wydając z siebie ciche westchnienie. „Co ja tu robię? Jeszcze mogę zawrócić, nie muszę się ujawniać” — myślała gorączkowo, a jej żołądek znów skręcił się w ciasny supeł. Mimo to z uporem opuściła budynek mieszkalny w Down Town i szybkim krokiem ruszyła przed siebie, wkładając w uszy słuchawki i zagłuszając dźwięki codziennego życia, samochodów, śmiechy dzieci oraz śpiew lokalnych ptaków.
Dobrze znała drogę do domu, mimo że kilka rzeczy się zmieniło. Mariesville wyglądało bardziej nowocześnie, ludzie zdawali się nieco bardziej uśmiechnięci, a kątem oka zobaczyła nawet kilka bardzo nowoczesnych samochodów. Nie była pewna, czy to jej wspomnienia były zniekształcone przez to, co działo się w domu, czy to miejsce faktycznie zmieniło się na lepsze. I dlaczego, skoro faktycznie jest lepiej, każda spoglądająca na nią para oczu wprawiała ją w aż taki stres. Zdecydowanie minęła kilka osób, z którymi chodziła kiedyś do szkoły. Zastanawiała się, czy ją rozpoznali. Czy to wszystko wokół niej było inne, czy może ona sama zmieniła się od swojego wybryku?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńStanęła pod drzwiami wejściowymi dobrze znanego sobie domu. Czuła, jak jej ręka zaciska się w pięść w kieszeni kurtki i spojrzała na czubki adidasów, które miała na sobie. Nie chciała płakać. Nie chciała przyznać się przed samą sobą, że tęskniła za bratem — w końcu to on ją opuścił. Zostawił ją samą, nie zważając na fakt, że ojciec zwróci całą swoją nienawiść w jej stronę. Potarła cienką bliznę widniejącą na brodzie, pamiątkę po tym, jak ojciec popchnął ją z całej siły, przez co uderzyła twarzą o krawędź stołu. Wspomnienia przemykały przez głowę Dahlii niczym zbyt szybka prezentacja w Power Poincie.
UsuńWreszcie zapukała do drzwi, nerwowo tupiąc piętą i ocierając o siebie palce jednej dłoni — ręce miała tak spocone, że opuszki ślizgały się o siebie bez żadnego punktu zaczepienia.
Gdy drzwi otworzyły się, pospiesznie wzięła głęboki wdech. Spojrzała na brata spode łba, zaciskając usta w cienką linię. Wyobrażała sobie ten moment tyle razy, miała nawet przygotowanych kilka żartów, które odwróciłyby uwagę od tego, jak niedorzeczna była cała ta sytuacja, jednak teraz czuła się tak, jakby coś w niej umarło. Głos utknął jej w gardle, a poczucie lęku wymieszało się z gniewem. Osłupiona twarz Delio wyglądała niemalże głupio, jednak może to było tylko jej przeświadczenie — wciąż próbowała przekonać samą siebie, że już nie miała brata, choć w głębi duszy wiedziała, że to zwykłe kłamstwo, mechanizm obronny starannie wypielęgnowany przez lata niekontrolowanej frustracji i poczucia odrzucenia.
— Hej — wydusiła z siebie w końcu, wzruszając ramionami i uśmiechając się kącikiem ust.
siostra zombie
Poruszyła nerwowo stopą, jakby próbowała wgnieść piętą mały dołek w ganku. Jej nozdrza zadrżały lekko, gdy przez otwarte drzwi poczuła zapach domu rodzinnego przyprawiający ją o mdłości. Miała ochotę biec z powrotem na dworzec autobusowy i kupić bilet do Atlanty, skąd poleciałaby pierwszym lotem do Chicago. Jednak obiecała sobie, że nie stchórzy, że naprawi to, co zepsuło się tyle lat temu, częściowo z jej winy. Nie mogła jednak odtrącić od siebie uczucia niechęci w stosunku do brata. Czasem miała wrażenie, że wypielęgnowała w sobie bardzo duże pokłady nienawiści, jednak nie miała pewności, czy był to jedynie mechanizm obronny, czy Delio faktycznie zasłużył na cierpienie, które mu zadała, nie kontaktując się z nim aż tyle czasu.
OdpowiedzUsuńWpatrywała się tępym wzrokiem w brązowego psa stojącego u jego boku, by po kilkunastu sekundach wreszcie spojrzeć mężczyźnie w twarz. Wyglądał jak zombie, miał wielkie wory pod oczami oraz poszarzałą skórę. Widać było, że nie spał dobrze. Poczuła w klatce piersiowej ukłucie spowodowane wyrzutami sumienia, jednak momentalnie zepchnęła je na dalszy plan, przełykając ślinę.
Wysłuchała dokładnie każdego słowa wypowiedzianego przez bruneta i zacisnęła pięści w kieszeniach kurtki. Poczucie winy w przeciągu chwili przerodziły się w szyderczą złość — kolejną emocję, która w jej mniemaniu była łatwiejsza niż żal, tęsknota lub smutek. Może dlatego aż tak często posługiwała się sarkazmem dzierżonym przez nią niczym obusieczny miecz. Już dawno zdała sobie sprawę, że jej dawny perlisty śmiech przerodził się w dziwny rodzaj kiepskiej komedii uprawianej przez nią własnym kosztem. Pokręciła głową z niedowierzaniem, uśmiechając się lekko i marszcząc brwi.
— A miałoby to jakiś sens? — spytała, układając usta w cieniutką linię.
Przypomniała sobie ostatnią wiadomość, którą wysłała do brata, siedząc w swoim pokoju po pierwszym prysznicu od tygodnia, tego samego dnia, którego pijany ojciec, szukający zapasowej flaszki w piwnicy, w końcu ją z niej wypuścił. Pamiętała, łzy skapujące na rozmazany ekran telefonu, na źle napisanego SMS-a pełnego błędów spowodowanych trzęsącymi się rękami dziewczyny. Na nadgarstkach miała ślady po linie użytej przez matkę do przywiązania córki do kaloryfera.
Westchnęła głośno, otrząsając się z chwilowego zamyślenia, po czym wskazała palcem na wnętrze domu, dobrze znajomą otchłań rozpaczy, w której przyszło jej się wychować. Wolnym krokiem przeszła obok Delio i trzymanego przez niego psa oraz przekroczyła próg. Bez zastanowienia ruszyła w stronę kuchni, by następnie usiąść na dobrze znajomym drewnianym krześle przed laty należącym do jej ojca, jakby chciała przekonać samą siebie, że teraz mężczyzna nie miał nad nią żadnej władzy. Oparła łokcie na blacie, wpatrując się w miejsce, gdzie zwykle znajdowała się puszka piwa. Miała wrażenie, że wszystkie emocje i roztrzęsienie towarzyszące jej od kilku ostatnich dni zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Czuła teraz jedynie pustkę.
Jej wzrok powędrował z powrotem w stronę Delio, który wszedł do kuchni tuż za nią. Celowo jak ognia unikała widoku drzwi do piwnicy.
— Co chcesz wiedzieć? — spytała do dłuższej chwili milczenia. — Mogłam przynieść ci coś na sen, wyglądasz jak siedem nieszczęść. I kawę.
Miała świadomość, że należało się mu wyjaśnienie tego, dlaczego tak długo jej nie było. Część jej pragnęła jednak, aby brat sam przyznał, że ją zawiódł — miała jednak wrażenie, że w tej rodzinie „przepraszam” od lat było słowem zakazanym. Ta druga część, mała Dahlia, chciała rzucić się bratu w ramionach i płakać do wieczora. Ona jednak dzień w dzień była uciszana i zastąpiona używkami.
sisi
Lena stanęła w progu, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który cisnął jej się na usta, widząc, jak delikatnie zaogniona wymiana zdań między Delio i Lilith rozgrzewa atmosferę. Obserwowanie tej dwójki przypominało jej dawnych przyjaciół z czasów, kiedy jeszcze beztrosko siedzieli w kawiarniach, droczyli się i przekomarzali na oczach całej sali, niczym niefrasobliwa trupa. Przycupnęła przy framudze, skrzyżowała ramiona i w końcu odezwała się rozbawionym tonem:
OdpowiedzUsuń— Ech, nasz pan doktorek chyba zapomina, że wokół są ludzie, którzy z chęcią wesprą jego idealistyczne zapędy do pracy w pojedynkę. — Uśmiechnęła się szerzej, patrząc wprost na Delio, który nie odrywał wzroku od zawstydzająco potłuczonej deski. — Tylko wiesz, Delio, czasem ten nadmiar dobrych chęci to jedyne, co stoi między domem, który ledwo trzyma się kupy, a… no, kolejnym wypadkiem przy pracy. — Przesunęła spojrzeniem po śladach bałaganu i szybko dodała, zanim zdążył jej przerwać: — Nie martw się, jeśli będzie trzeba, zrobię ci szybki kurs z okiełznania chaosu budowlanego. Mam w końcu trochę wprawy.
Lilith przewróciła oczami, teatralnie wzdychając, jakby mówiła: „No właśnie, Lena wie, o czym mówi”, ale zaraz posłała jej wdzięczne spojrzenie. Obie zdawały sobie sprawę, że Delio najchętniej pracowałby po cichu, bez całego tego wsparcia i uwagi, którą nagle musiał przyjąć. Lena, nieco bardziej już poważnym tonem, dodała:
— Ale tak między nami… sama czasem potrzebuję jakiejś „upiorzycy”, żeby nie zostać pochłoniętą przez własne wyobrażenia o tym, co zrobię najlepiej. Wiesz, Delio, czasem taka pomocna dłoń to jedyny sposób, żeby dokończyć plan, zanim zamieni się w wieczny projekt.
Delio westchnął, zerkając na Lilith kątem oka. Było jasne, że jego frustracja wynikała nie tyle z samej pracy, ile z tej nieoczekiwanej konfrontacji między jego własnymi ambicjami a realiami życia w Mariesville. Delikatne uniesienie brwi wyraziło więcej, niż chciałby zdradzić.
— Dobra, dobra, ale kto mi odda za tę deskę? — rzucił z udawanym wyrzutem, wciąż z twarzą pół-serio, pół-rozbawioną. Lena zaśmiała się pod nosem i machnęła ręką:
— Mówię ci, jeszcze ją docenisz, a jak ci się znudzi, to zawsze może przejąć ten remontowy horror. Oczywiście pod warunkiem, że uznasz, iż two
Lena
[ a za Lilith <3 ]
Lena stała w progu, wpatrując się w wymianę zdań między Delio a Lilith. Ich napięta interakcja miała w sobie coś znajomego, jak echa sprzed lat, gdy sama brała udział w takich kłótniach. Nie miała zamiaru wtrącać się, ale czuła, że sytuacja wymaga od niej reakcji.
OdpowiedzUsuń— No tak, pan idealista znowu w swoim żywiole — mruknęła pod nosem, unosząc brwi. Działał jak zawsze, odgradzając się od wszystkich, którzy próbowali mu pomóc. Ale Lena wiedziała, że to nie tylko kwestia jego ambicji; to był sposób na unikanie konfrontacji z własnymi słabościami.
Postanowiła nie czekać, aż napięcie sięgnie zenitu. — Może warto pomyśleć, co tak naprawdę oznacza robienie wszystkiego samemu? — zapytała, starając się nadać swojemu głosowi neutralny ton. W tej chwili nie zamierzała być miła ani łagodna. Wolała raczej wyrazić swoje zdanie jasno i bezpośrednio.
Lena przyglądała się Delio, czekając na jego reakcję, ale nie zamierzała go pocieszać ani delikatnie nazywać rzeczy po imieniu. W końcu nie była jego terapeutką. — Nie zmuszam cię do przyjmowania pomocy, ale może czasami warto otworzyć się na inne opcje — dodała, nie kryjąc ciekawości, co on na to.
Zerknęła na bałagan, który wokół siebie stwarzali, i wróciła wzrokiem do Delio. — Wiesz, to, co robisz, nie jest tylko twoją sprawą. Mamy tutaj swoją ekipę, a jeśli kiedykolwiek zechcesz, możesz z niej skorzystać.
Przyglądała się mu uważnie, nie zamierzając ukrywać swojego zdania. Czekała na jego odpowiedź, nie dając się zbyć niczym więcej niż jego sarkastycznymi uwagami.
— Czasami łatwiej jest dzielić się ciężarem, nawet jeśli nie jest to komfortowe — powiedziała na koniec, zmieniając ton na bardziej rzeczowy, ale nadal bez emocji. Czuła, że to była właściwa ścieżka, aby dać mu do myślenia, a jednocześnie nie wpadać w pułapkę nadmiernej empatii.
Lena
Ślepia zwierzęcia połyskują niemrawo, a nozdrza wachlują nieregularnie, niemal oceniająco. Vima prewencyjnie nie odrywa wzroku od czworonoga, ledwie czując drętwiejącą w chwycie dłoń na kierownicy. Pies nie prezentuje żadnych konkretnych zamiarów, albo też dziewczyna nie potrafi ich odczytać. Tkwi więc w miejscu, nieświadoma, że wysztywniony kark i ledwie poruszająca się klatka piersiowa doskonale zdradzają jej dyskomfort. Dopiero padające słowa sprawiają, że otwiera usta, jeszcze zanim jej wzrok dosięgnie twarzy mężczyzny, a w myślach formułuje się zgryźliwa uwaga na temat “gigantów” frywolnie spuszczonych ze smyczy, w dodatku bez kagańca. Przelotne spojrzenie na nieznajomego powściąga jednak porywisty język. Spodziewa się ujrzeć upartego turystę, którego nawet nadciągająca burza nie zniechęca do wyprawy, toteż zdziwienie zupełnie zawłaszcza jej twarz, gdy rozpoznaje mężczyznę, czy raczej: coś w nim rozpoznaje. Nie potrafi stwierdzić, czy to oczy, rysy, czy może jego głos; imię nadal pozostaje zagadką, lecz jego nazwisko i dom, z którego pochodzi – nie.
OdpowiedzUsuńWspomnienia są zamglone, blade i pozbawione szczegółów, a samo doświadczenie nieco surrealistyczne; wszystko wydaje się tak odległe i obce, jakby przypadkiem zaglądnęła w czyjeś myśli, a jej samej nigdy tam nie było. Kolejne obrazy, jak przewracające się kostki domina, nakreślają zdarzenia w biegu historii jej pierwszej przyjaźni, przerwanej wraz z odejściem ze szkoły, aż do tragicznego epilogu życia dawnej przyjaciółki, wyłaniającego się z zasłyszanych przypadkiem strzępek niestworzonych historii i plotek. Ten natłok absurdalnych domysłów jest głównym powodem, dla którego Vima intencjonalnie nie myśli ani o Dhalii, ani ich relacji. Od lat ma wrażenie, że małomiasteczkowa legenda, w którą historia zdążyła obrosnąć, jest na rękę nie tylko spragnionym sensacji mieszkańcom, ale i policji, biorąc pod uwagę to, co latami działo się w tamtym domu.
– Na szczęście nie zdążył mi nic odgryźć - odpowiada bez przekonania, chyba bardziej po to, by dać sobie czas do namysłu. Zazwyczaj w takich sytuacjach Vima udaje, że nie pamięta człowieka i w ogóle miło się spotkać, ale akurat bardzo się spieszy, więc może uda się nadrobić zaległości innym razem. Ostatnimi czasy ta taktyka tylko ją zawodzi, gdyż podczas zmiany w restauracji szybkie zniknięcie z oczu dawnemu znajomemu nie wchodzi w grę. Być może to jej wcześniejsza obcesowość sprawia, że ludzie trzymają się na bezpieczny dystans i nie wychodzą poza obszar prozaicznych tematów – poza kilkoma beznadziejnymi przypadkami obsesyjnej ciekawości – niemniej jednak, taki obrót spraw jej odpowiada, a nawet budzi w niej ulgę; łaknie bowiem nawet najbardziej banalnego kontaktu z ludźmi, choć nie przyznaje się do tego nawet przed sobą.
Odruch ucieczki pozostaje w mocy, mimo wątpliwości i refleksji, niezmiennie nakazując jej oddalić się pod banalnym pretekstem. Czujna obecność na czterech łapach ogranicza jednak jej możliwości w tej materii. Znów zerka w kierunku psa, lecz tym razem spostrzega, że zwierzę chyba straciło nią zainteresowanie i choć nie jest tego do końca pewna, rozluźnia nieco ściśniętą kurczowo dłoń i przestępuje z nogi na nogę. Otwiera usta, lecz żadna błyskotliwa uwaga nie przychodzi jej do głowy, więc rzuca pierwsze słowa, jakie podpowiada jej instynkt:
– Jesteś Delio, prawda? Od O’Nealów?
Vima Malkovich
Lena wyraźnie zauważyła, że jej obecność wzbudziła u Delio napięcie, choć starała się nie okazywać, że to dostrzega. Wiedziała, że delikatne podejście tutaj nie pomoże, a próba pomocy spotka się raczej z odrzuceniem lub sarkazmem. Zamiast próbować załagodzić sytuację, postanowiła podejść do niej bezpośrednio, ale neutralnie, bez nadmiernych emocji.
OdpowiedzUsuńOparła się o framugę, skrzyżowała ramiona, przyglądając się mu z lekkim półuśmiechem, który równie dobrze mógł być wyrazem zaciekawienia. W końcu odezwała się spokojnie, ale konkretnie, celując bardziej w meritum niż w delikatność:
— Wiesz, nie musisz nikomu niczego udowadniać, a najmniej tym, którzy bardziej troszczą się o plotki niż o to, co naprawdę robisz — rzuciła, pozwalając, by w jej głosie pobrzmiewała tylko nuta praktycznego dystansu. — Nie jestem tu po to, żeby się narzucać ani żeby przyjmować wdzięczność, na którą wcale nie musisz się zdobywać.
Obserwując, jak Delio walczy z własnymi emocjami, zdecydowała się nie komentować jego niechęci do przyjmowania pomocy, a już na pewno nie zamierzała wchodzić w jego rodzinne problemy. Delikatne spojrzenie, którym obrzucił Lilith, mówiło jej jedno: czuł się przyparty do muru, i to nie przez nią, ale przez całą tę sytuację, której nie mógł po prostu odciąć jednym cięciem. Jako że i tak zapowiedział już, że jej obecność mu przeszkadza, Lena wzruszyła ramionami i przygotowała się do wyjścia, ale dodała jeszcze:
— Tak czy inaczej, prędzej czy później będziesz musiał przyjąć jakieś wsparcie, żeby ten dom w końcu przestał się walić. A jeśli nie ja, to pewnie znajdzie się ktoś, kto będzie miał bardziej fachową rękę niż ja.
Odwracając się, po prostu czekała na odpowiedź, nie oczekując ani słów wdzięczności, ani przyznania jej racji. Czuła, że postawiła sprawę jasno, a reszta należała do niego.
Lena
Lena stała w progu, słuchając wymiany zdań między Delio a Lilith z delikatnym, ledwie widocznym uśmiechem. Była przyzwyczajona do takich przepychanek, niekiedy nawet brała w nich udział jako obserwator, wychowana w towarzystwie twardo stąpających po ziemi mężczyzn, którzy nigdy nie robili z siebie „aniołów stróżów” – za to byli brutalnie szczerzy. Może właśnie dlatego nie podeszła do Delio z przesadną delikatnością, a po prostu wzruszyła ramionami, gotowa przyjąć każdą reakcję z równą obojętnością.
OdpowiedzUsuń— Okej, skoro twoje zdanie o „fachowcach” jest takie, jakie jest, to ja nie będę ci się narzucać — stwierdziła spokojnie, a w jej tonie nie było ani wyższości, ani specjalnej troski, tylko praktyczna neutralność. Oparła się o framugę i spojrzała na niego uważnie. — Ale jeśli jesteś otwarty na konkrety… możemy omówić, jak uratować ten dom, zanim znowu skończysz pod kroplówką. I nie musisz mi płacić jak terapeutce. Różnica jest taka, że ja nie zamierzam z tobą rozgrzebywać starych ran, tylko wymyślić, jak poprowadzić tę rynnę, żebyś drugi raz po niej nie zjechał.
Przesunęła wzrokiem po pokoju, na moment ignorując jego rumieniec zażenowania. Trudno było jej wyobrazić sobie, jak Delio, z tą całą swoją niechęcią do uzależniania się od kogokolwiek, pozwalał sobie na rzucanie półuśmiechów – ale rozumiała, że pewnie to tylko chwilowy wybryk. Pamiętając, jak szybko mężczyźni w jej rodzinie wracali do swojej „obronnej pozycji” po takich momentach słabości, nie zamierzała się rozczulać.
— No dobra, przejdźmy do rzeczy — dodała, wracając do jego pytania. — Chciałam sprawdzić, jakie prace masz tu zaplanowane na już i czego dokładnie potrzebujesz. Jak to ustalimy, łatwiej będzie mi się ewentualnie dogadać z Lilith albo kimś innym, żebyśmy byli tu z tobą tylko wtedy, kiedy to konieczne. Dobrze wiem, że wolisz działać sam, i nie mam z tym problemu.
Oparła dłonie na biodrach, patrząc na niego spokojnie, jakby czekała, aż zdecyduje, czy w ogóle chce podjąć się tej współpracy. Była gotowa dać mu tę przestrzeń, jeśli jej potrzebował – ale też nie zamierzała ani się uśmiechać, ani udawać bardziej zaangażowanej, niż była w rzeczywistości.
Lena
Lena posłała mu życzliwy, niemal zaczepny uśmiech, wyraźnie zadowolona, że ją jednak rozpoznał – mimo całego zamieszania, które musiał mieć w głowie. Widząc jego niemal zmartwioną minę, uniosła jedną brew, jakby chciała go uspokoić.
OdpowiedzUsuń– Tak, Java House – przytaknęła ze śmiechem. – I nie martw się, nic mi nie jest. W sumie to przez ciebie chyba od rana do końca dnia miałam frajdę, słysząc, jak cię tam wszyscy wspominają. Wiesz, każdy nasz poranek ma w sobie coś z przygody, więc tamta kawa była akurat miłym akcentem – dodała, próbując sprawić, by ten drobny incydent rozmył się w ciepłej atmosferze ich rozmowy.
Lena zerknęła na schody – obdarte i mocno wysłużone, jakby dawno nikt ich nie traktował poważniej niż kilkoma pośpiesznymi kroplami lakieru. Westchnęła lekko, w głowie układając plan naprawy, ale spojrzała też na jego twarz, starając się ocenić, jak podchodzi do tego wszystkiego.
– Schody, mówisz? – zaczęła, nieco teatralnie podparłszy ręce na biodrach. – Dobry plan, bo to dosłownie fundament całego domu – dodała z lekkim uśmiechem. – I chociaż raczej nie jestem żadnym specjalistą budowlanym, to... czuję się na siłach coś z nimi zrobić. To może być nawet przyjemne! A skoro masz na myśli jeszcze inne naprawy, to wchodzę w to. Możemy zacząć od tego, co najbardziej ci doskwiera, krok po kroku.
Obserwując, jak spogląda w stronę schodów z mieszaniną powagi i chyba trochę... zawstydzenia, rzuciła mu zachęcające spojrzenie. Czuła, że musi jeszcze dodać coś, co nieco rozweseli tę chwilę.
– No dalej, Delio, chyba się nie wycofasz, skoro już jestem – rzuciła z lekkością. – Wyciągnę cię z tego stanu, przysięgam, że nie dam się zbyć!
Lena
Lena przyglądała się Delio, gdy wracał, skupiony na zabawie sprężyną. Przerzucał ją z jednej dłoni do drugiej, a ten drobny ruch wyraźnie pomagał mu się uspokoić. Mimo że dla niej to było trochę nietypowe, nie dziwiła się. Sama wiedziała, jak to jest, gdy wokół brakowało ciepłych gestów i człowiek musiał radzić sobie sam – z chłodem w otoczeniu, z ciszą, która mówiła zbyt wiele, albo z tym nieustannym napięciem, które po latach mogło drążyć nawet najtwardszy charakter.
OdpowiedzUsuńKiedy Delio wspomniał o „usterkach, które wyjdą w praniu”, Lena skinęła głową, jakby analizując jego słowa. Nie przerywała mu, ale jej spojrzenie nabrało nieco więcej uwagi, jakby chciała wyczuć, na ile to była zgoda na współpracę, a na ile kolejna ucieczka w półśrodki. Znała ten ton dobrze, ale nie zamierzała mu tego mówić.
— Wnętrze to jedno — powiedziała spokojnie, opierając się ramieniem o framugę drzwi. — Przerabiałam kilka takich domów. Bywa, że człowiek myśli, że zna wszystkie usterki na pamięć, a potem nagle podłoga zapada się pod nogami. Więc możemy to ogarnąć krok po kroku. Zaczniemy od podstaw — dodała. W tym momencie nie chodziło jej o jakieś drobne poprawki czy szybkie naprawy, ale o systematyczne podejście. W końcu praca nad wnętrzem to był jego teren i jego decyzje. Ona mogła tylko wesprzeć tam, gdzie trzeba.
Kiedy wspomniał o rynnie i „alpinizmie dachowym”, Lena lekko uniosła brew. Próbowała sobie wyobrazić tę scenę, a na myśl o hałasie spowodowanym jego lądowaniem aż musiała stłumić cień uśmiechu. Ale nie zamierzała tego komentować. Widziała, że mówił to na poważnie, i nawet jeśli humor miał mu pomóc przełamać napięcie, szanowała jego potrzebę zamknięcia tego tematu.
— Rynna brzmi stabilnie, jeśli nie zamierzasz już z nią walczyć. Lepiej to zostawić, skoro raz już dała ci wycisk — rzuciła beznamiętnie, choć nie zabrakło jej przy tym charakterystycznej ironii, przemykającej przez ton głosu. — Jeśli potrzebujesz, mogę pomóc z inspekcją reszty. Chyba że wolisz jednak ogarnąć to sam.
Pozostawiła to pytanie otwarte, dając mu przestrzeń do podjęcia decyzji bez presji. Widziała, że woli samemu mieć kontrolę, i szanowała to.
Lena
Lena przyjrzała się Delio z uwagą, słuchając jego półżartobliwej uwagi o planie, która szybko zmieniła się w wyraźną frustrację. Chyba liczył, że będzie miała gotowe rozwiązanie na każde pytanie, a ona... cóż, była tu po to, żeby pomóc, ale nie zamierzała udawać cudotwórcy. Westchnęła cicho i sięgnęła do plecaka, wyciągając mały notes i ołówek, który zawsze nosiła przy sobie.
OdpowiedzUsuń— Plan budynku? — Powtórzyła, unosząc brwi i delikatnie uśmiechając się pod nosem. — Słuchaj, jeśli masz gdzieś te stare papiery, to super. Ale jeśli skończyły jako podpałka, jak mówisz, to jakoś sobie poradzimy. Przynajmniej nie ma co się martwić, że będą się walać pod nogami. — Ostatnie zdanie dodała bardziej do siebie, notując coś w notesie, zanim uniosła na niego wzrok.
Jej ton był spokojny, ale wyważony — ani lekceważący, ani przesadnie przyjacielski. Widziała, że facet jest bliski kolejnego spięcia, i wiedziała, że to nie moment na roztrząsanie jego napięcia. Mężczyźni, z którymi dorastała, mieli podobny sposób zamykania się w sobie, kiedy coś ich przerastało. Kluczem było nie naciskać, ale też nie odpuszczać za bardzo.
— Zacznijmy od tego, co widać gołym okiem. Jak jest coś, co od razu rzuca ci się w oczy i wymaga pilnej naprawy, pokaż mi to. — Jej wzrok powędrował w stronę kolejnych drzwi, jakby zastanawiała się, gdzie powinni skierować swoje kroki. — A jeśli coś nam wylezie w trakcie pracy, to się tym zajmiemy. Nikt tu nie oczekuje, że wszystko będzie idealne na starcie. Domy to żywe organizmy, zawsze coś się psuje w najmniej spodziewanym momencie. — Uśmiechnęła się lekko, rzucając mu spojrzenie. — Serio, widziałam kiedyś, jak woda trysnęła ludziom ze ściany w salonie. Coś pięknego.
Zrobiła kilka kroków w stronę kolejnego pomieszczenia, ale zatrzymała się w progu, patrząc na niego, by upewnić się, że jej towarzyszy.
— No to co? Pokazujesz? Jeśli chcesz, możemy zacząć od parteru, a potem przejdziemy wyżej. A jak coś ci się przypomni o tych planach, to daj znać. Może jednak gdzieś są. — Uniosła lekko brwi, dając mu czas na odpowiedź.
Nie naciskała, ale też nie zamierzała stać tu w nieskończoność. Pomoc pomocą, ale Delio musiał wyraźnie określić, na ile był gotowy jej na to pozwolić. Z doświadczenia wiedziała, że uparciuchy tego rodzaju zwykle i tak kończyły na jej warunkach, tylko potrzebowały na to więcej czasu.
Lena