17.09.2024

[KP] Na zielonej łące pasie pies zające, jak się który ruszy odgryzie mu uszy.

Każde miasto ma swojego dziwaka. Kogoś, komu z drogi schodzą dzieci, rozbiegając się w popłochu. Na kogo widok milczy tłum, gdy spóźniony staje w drzwiach. Kogoś, kto skutecznie odstrasza i odpycha, właściwie nie wiadomo czym. Kogoś, za kim ciągnie się dłuższy potok plotek, niż spodziewałby się w najgorszych koszmarach. Kogoś, kto skrywa pod grubą skorupą swoje sedno, coraz bardziej stając się wytworem wyobraźni. 

Finn Shrubbery

Trzydziestoczteroletni, rodowity mieszkaniec Mariesville. Współczesny kowal kontynuujący rzemiosło z dziada pradziada. Jego dziadek zajmował się głównie podkuwaniem koni i naprawą oraz tworzeniem drobnych narzędzi gospodarczych, jego ojciec zajął się kowalstwem bardziej przemysłowym, dzięki czemu nauczył go tworzenia części budowlanych. On sam zajmuje się wszystkim, co może dać pieniądze, wprowadzając do oferty także przedmioty dekoracyjne do bram czy ogrodów. Warsztat znajduje się w miejscu starej kuźni przy jednej z ulic Farmington Hills, a rodzinny dom na tej samej, długiej działce, niemal na skraju lasu.
Milczący dziwak z kamienną twarzą, o niepokojącym spojrzeniu, w którym podobno można ujrzeć rozgrzaną do czerwoności stal. Sam nie wie, kiedy stal się bohaterem miejscowych legend i wyssanych rodem z bestiariuszy historii.
Krążą pogłoski, że stosował przemoc wobec żony. O tym, że było zupełnie odwrotnie, wie zaledwie garstka mieszkańców Mariesville. Reszta wypiera fakt jego posiniaczonej niegdyś twarzy i krwistych szram wystających spod koszul – łatwiej było ocenić dwumetrowego, barczystego dziwaka niż uroczą, lecz nie wylewającą za kołnierz przyjezdną damę.
Żona zapiła się na śmierć kilka lat wstecz, mając do niego głęboki żal o brak potomstwa oraz niski status materialny. Wielokrotne przed śmiercią wszczynała awantury o jego zaangażowanie dla miejscowego przedszkola, które od lat wyposażał w szyte przez siebie maskotki. Teraz gdy już jej nie ma, mógłby w końcu zająć się odremontowaniem placu zabaw w swojej dzielnicy.
Nałogowy palacz i opiekun dziadka, będącego u schyłku życia. Rzadko kiedy widywany na ulicach Mariesville. W głębi duszy samotny, choć paskudna kotka z nadgryzionym uchem nie odstępuje go na krok. Piekielnie silny, wzywany czasem do pomocy przy ciężkich pracach fizycznych czy wypadkach. Nigdy nie odmawia pomocy mieszkańcom Mariesville. Choć cóż, niewielu ma odwagę go o nią poprosić.

 

__________________________________________________________________________________________

Tym razem pan. Znów chętni na wątki wszelakie. Finnowi przyda się trochę więcej okazji, by wyjść z domu.
W tytule dziecięca wyliczanka, a wizerunek standardowo z pinteresta.
Kontakt: wedsdxxc@gmail.com

10 komentarzy:

  1. [Hej! Odezwę się na mailu, bo chyba miałabym pewien pomysł, o ile oczywiście będziesz miała chęci! :D]

    Bailey Q

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ja chce wątek! Zauroczyła mnie chata, jego dziwadło, kotek. Wszystko. Bardzo inny człowiek, ale w taki sympatyczny sposób. Nie widzę w nim nic groźnego , czy niepokojącego! Za to aż chciałoby się go objąć i dać trochę jakiegoś ciepła i wsparcia. Myślę, że Abi nie da się odstraszyć, a ciekawska sama do niego będzie zachodzić, zaglądać, zagadywać! Nie było jej chwilę, ale na pewno go zna, jak całe miasteczko zresztą ;) Może przyniesie mu maminą pieczeń, której narobiło się troszkę za dużo nawet w pensjonacie? A może on pomagać będzie jej ojcu w drobnych naprawach i czasami zostanie na wspólną kolację? Mamy tyyyleee opcji! Zapraszamy!
    Tutaj też dobrej zabawy! Wątków na pewno nie zabraknie, jestem pewna! ;) ]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  3. [Daamn what a good looking gentleman. Finn wydaje się być takim dobrym, poczciwym człowiekiem, którego nie każdy rozumie, a część boi się zrozumieć. Małżonkowie to dziady są, nie powiem, Jen też skądś to zna. Mam nadzieję, że Finn odnajdzie szczęście. Bawcie się dobrze!
    PS. Jeśli jesteście chętni na wątek, to zapraszam, bo mogę mieć pomysł.]

    Jennifer

    OdpowiedzUsuń
  4. [Pozwoliłam sobie wysłać Ci maila, żeby nie syfić za dużo pod kartą.]

    Jen

    OdpowiedzUsuń
  5. Wracała z baru The Rusty Nail, zmęczona po długim wieczorze. Noc gęstniała wokół niej jak duszna zasłona, otulając jej barki swoim ciężarem. Lśniące punkty światła dobiegające z miasteczka zaczęły niknąć z wolna za horyzontem, by ostatecznie skryć się za pagórkiem, a blask gwiazd skradły kłębiące się na niebie chmury, jakby próbowały wystawić dziewczynę na próbę. Przed nią zaś rozciągał się las; ten sam, który znała od dzieciństwa.
    Kiedyś, dawno temu, ten skrót był jej drogą. Tajemną ścieżką, która prowadziła ją wprost w ramiona zieleni tak soczystej, że aż przyprawiające o zawrót głowy. Do beztroskich chwil wypełnionych melodią szumiących liści w idealnym wręcz połączeniu z nieśmiałym cykaniem koników polnych. Do ukojenia, które otulało ją zapachem dzikiej lawendy i wilgotnego mchu. Teraz jednak drzewa stały się nieprzeniknione, a ich sylwetki wydłużyły się w mroku, tworząc labirynt zwodniczych cieni, w którym łatwo było o błędny krok. Szeptały do ucha cicho i niewyraźnie, a wszystko to brzmiało jak groźba, by miała się na baczności przed czernią napływającą z każdej strony.
    Czas i ciemność odebrały Phoebe pewność siebie, a każdy kolejny metry wgłąb lasu wydawał się coraz bardziej obcy. Przyspieszyła kroku, próbując przywołać w pamięci dawny układ ścieżek, zakręty i ukryte przejścia. W mrocznych cieniach próbowała rozpoznać specyficzne układy drzew i krzewów, którymi kierowała się w minionych latach, jednak wszystko wydawało się obce. Obce i przerażające.
    Serce zaczęło bić mocniej w jej piersi, kiedy uświadomiła sobie, że coś jest nie tak. Droga, którą znała, zniknęła niespodziewanie, a las zdawał się ją pożerać. Wyciągał w jej stronę cienkie palce gałęzi, ostre niczym szpony, i wplątywał pnącza między kostki, jakby za wszelką cenę chcąc zatrzymać ją w mroku. Skręciła w lewo przekonana, że odnajdzie stary szlak, a zaraz potem w prawo i znów w lewo, aż poczuła, że wpadła w pajęczynę błędnych dróg, które prowadziły donikąd. Noc zdawała się pulsować wokół niej, a każde drzewo wydawało się milczącym świadkiem jej zagubienia.
    Nagle poczuła ostry ból, który przeszył jej nogę. Upadła na kolana, a krzyk – krótki i urywany gwałtownie, ale rozdzierający – wyrwał się z jej gardła. Łzy przesłoniły widok sprawiając, że niewyraźne kontury lasu rozmazały się jeszcze bardziej przed jej oczami.
    Po omacku zaczęła błądzić dłońmi w wysokiej trawie, aż opuszki jej palców natknęły się na zimny metal i nagle zrozumiała, że wpadła w wnyki. Stare, rdzawe, nieumiejętnie zastawione sidła, które zacisnęły się na jej kostce jak złośliwa pułapka. Drut wbił się głęboko w skórę, a krew zaczęła sączyć się po skórze na wilgotną ziemię. Próbowała się oswobodzić, ale każdy ruch tylko potęgował ból. Oddech stał się płytki, pełen paniki, która wzbierała w jej piersi i lodowatą falą rozlewała wzdłuż kręgosłupa, by ostatecznie wypełnić każdą cząstkę jej ciała. Zimne, wilgotne powietrze, które tak uwielbiała podczas jesiennych wieczorów, teraz wypełniło jej płuca i paliło żywym ogniem, paraliżując bólem na zmianę z raną na kostce.
    I wtedy usłyszała. Ktoś poruszał się w ciemności, a kroki zdawały zbliżać z każdym biciem serca. Były ciężkie i miarowe, stąpające powoli, ale z pewnością kogoś, kto doskonale wiedział, dokąd zmierza i świetnie znał drogę.
    Z każdą chwilą czuła, jak strach zaciska się wokół niej jak niewidzialna pętla. Nogi odmówiły posłuszeństwa, a jej umysł ogarnęła fala otępienia, gęsta i dusząca. Zamarła, a przeszłość wróciła do niej gwałtowną, wzburzoną falą. Poczuła się złapana, uwięziona, jak wtedy, przez własnego ojca. A w jej głowie rozbrzmiał ledwo słyszalny szept:
    Wrócił po ciebie.

    Phoebe

    OdpowiedzUsuń
  6. [A to żonka mu się trafiła! Niedobra. Całe szczęście, że się od niej uwolnił. Ciekawy wybrałaś mu zawód. I w dodatku oboje mieszkają w Farmington Hills, gdzie ojciec Betsy w niewielkim warsztacie renowuje i tworzy drewniane meble. Jest to pewien punkt zaczepienia - współpraca między panami, więc jeśli tylko jesteście zainteresowani wątkiem z sąsiadką, to dajcie znać.]

    Betsy Murray

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cześć! :D
    Jako, że przysłoniłam Twojego pana, postanowiłam się przywitać i od razu powiedzieć, że OMG, on mi daje vibe skazanego więźnia z Zielonej mili – niby straszny i wzbudza respekt, lepiej nie podchodzić, ale mimo wszystko jest dobry i ma w sobie dużą empatię, talent... Mam nadziję, że Finn da się poznać właśnie z tej strony!
    A gdybyście mieli ochotę na jakiś wątek, to zapraszamy do nas. Wynn nie jest taka straszna, a może nawet i w czymś pomoże albo wspólnie coś ogarną? :D]

    Wynonna Myers

    OdpowiedzUsuń
  8. [Daję znać, że posłałam maila. <3]

    Wynonna Myers

    OdpowiedzUsuń
  9. [Tak to właśnie jest z plotkami i małomiasteczkowymi opowieściami. Mało kogo interesuje prawda, liczy się sensacja i ocenianie po wyglądzie. Szkoda Finna, że padł ofiarą tego wszystkiego. Zwłaszcza, że wydaje się naprawdę dobrym człowiekiem.
    Życzę samych świetnych wątków! A jeśli jest chęć, serdecznie zapraszam na ranczo i do Eloise. :)]

    Eloise

    OdpowiedzUsuń
  10. Phoebe nie miała siły, by odpowiedzieć. Adrenalina wciąż krążyła w jej żyłach, dłonie drżały, a serce waliło w piersi, jakby chciało wyrwać się na zewnątrz. Kostka pulsowała bólem, a chłodna wilgoć ziemi przenikała przez materiał jej ubrań, wysysając z niej resztki ciepła. Mogła tylko patrzeć, jak mężczyzna kuca przed nią, z wprawą wyplątując ją z drucianych więzów. Zupełnie tak, jakby to, co robił, było rutyną. Jakby każdy ruch był częścią codzienności.
    Szorstkie, zmęczone pracą dłonie, jednocześnie ogromne i silne, sprawnie uwalniały jej nogę z drucianej pułapki, jakby nie kosztowało to mężczyzny ani grama wysiłku. Jakby pułapka, w którą wpadła, była zapleciona z trzcinowych liści, a nie drugu i metalu.
    Gdy mężczyzna w końcu wyciągnął wyswobodził kostkę brunetki, ulga była niemal namacalna, pomimo wciąż pulsującego bólu. To dziwne uczucie – wdzięczność zmieszana ze strachem – sprawiało, że jej myśli stawały się mętne, jakby umysł błądził we mgle. Mężczyzna mógł być wybawieniem, ale w jej wnętrzu wciąż trwała walka. Wspomnienia, cieniem przemykające przez jej myśli, boleśnie przypominały, że zawsze powinna mieć się na baczności, bo zaufanie bywało złudne.
    — Dziękuję… — wydusiła Phoebe z trudem. Jej głos był ledwo słyszalny, jakby ugrzązł gdzieś w gardle, tłamszony przez lęk. Nie podniosła wzroku, zbyt świadoma tego, jak bardzo jest bezbronna. Strach, który jeszcze chwilę temu zaciskał ją w swoich lodowatych szponach, poluzował nieco uścisk, ale wciąż czuła jego lodowatą obecność w żyłach. Cichy szept niepokoju wciąż przypominał jej, że była ranna i słaba, przez co stanowiła łatwą ofiarę.
    Tak jak wtedy.
    — Ja… chyba już jest lepiej i... dam sobie radę… — dodała cicho, jednak drżenie jej głosu zdradzało, że sama nie wierzyła w te słowa.
    Spróbowała się podnieść, wkładając w to całą resztkę siły, która jej pozostała, ale ból przeszył ją na nowo. Był tak intensywny, że na moment całkowicie sparaliżował jej umysł, gdy rozlał się gorącą falą po całej nodze niczym ogień. Zacisnęła zęby, próbując powstrzymać krzyk, ale nie zdążyła – cichy, pełen cierpienia dźwięk wydostał się spomiędzy jej warg, zanim udało się jej go zatrzymać. Skuliła się instynktownie, jakby chciała ochronić się przed kolejną falą bólu. Łzy, gorące i słone, zapiekły ją pod powiekami, jednak ze wszystkich sił nie pozwoliła im wymknąć się na policzki.

    Phoebe

    OdpowiedzUsuń