4.09.2024

[KP] And we are finally home


Olivia Mitchell
31 lat ✷ rodowita mieszkanka Mariesville ✷ córka właścicieli stadniny koni Mitchell's Horse Farm oraz Mariesville Veterinary Clinic ✷ ukończone studia weterynaryjne ✷ w od niedawna właścicielka kliniki weterynaryjnej ✷ powrót do rodzinnego miasteczka po kilku latach spędzonych w Atlancie więzi

Wgryza się w soczyste jabłko, spoglądając przed siebie. Słodki smak rozpływa się w jej ustach, a ona uśmiecha się delikatnie, łapiąc na tym, jak bardzo za tym wszystkim tęskniła. Tęskniła za tym spokojem, ciszą i brakiem pośpiechu. W Atlancie było zupełnie inaczej. Było głośno, czasami denerwująco i ludzie wiecznie gdzieś się spieszyli. Oczywiście, miasto dawało jej więcej możliwości i Olivia przez większość życia myślała, że to właśnie tam znajdzie szczęście, jednak życie zweryfikowało, że jest zupełnie inaczej. 
Bierze głęboki wdech, przymykając oczy. Nie czuje zapachu spalin, papierosów czy smogu, który towarzyszy zawsze miastu. Tutaj czuć zapach wody, świeżej trawy czy koni, które pasą się nieopodal. Mariesville pachnie jeszcze jabłkowymi sadami, chlebem babci czy też winem ojca, które David Mitchell corocznie robi i z chęcią częstuje wszystkich znajomych.  Tego jej właśnie brakowało, tych znajomych dźwięków, które porzuciła na kilka długich lat. Tu jest jej dom. Tu jest jej miejsce na ziemi. 


Hej!  Z Olivią szukamy wszystkiego - starych jak i nowych znajomości, przyjaciół może i jakiś wrogów, choć myślę, że ona to raczej należy do grona tych miłych osóbek :D Na pewno też jakiejś miłości, albo jakiegoś przelotnego romansu. Lubimy burzę mózgów 💖 pandaczerwona0@gmail.com

26 komentarzy:

  1. [Koniary, łączmy się!
    Przybiegłam przywitać, bo zasłoniłam paskudnie piękną kartę. Jest coś w tych powrotach z dużych miast w rodzinne, bardziej małomiasteczkowe strony. Wtedy nawet pory roku pachną, więc rozumiem Olivię całkowicie. Ten opis jedzonego jabłka <3.
    Życzę mnóstwa weny i samych najlepszych wątków! Myślę, że nasze panie mogłyby się znać, gdybyś miała taką chęć. :)]

    Eloise

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj w Mariesville, Czerwona pando!

    Cieszymy się, że Olivia zdecydowała się wrócić do naszego miasteczka po latach. Mamy nadzieję, że jej wspomnienia z przeszłości połączą się z nowymi, które teraz stworzy.

    Miłej zabawy!


    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć! Życie w dużym mieście potrafi przytłoczyć, chociaż sama się jeszcze o tym nie przekonałam na własnej skórze. Nic dziwnego, że Olivia zatęskniła za spokojem mniejszego miasteczka.
    Cóż, życzę dobrej zabawy i super wątków :)]

    Jordyn Cross

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Home sweet home. Austin serdecznie wita na blogu i z powrotem w Mariesville! ]
    Austin

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jej, jak ładnie opisałaś ten spokój i ulgę po powrocie do domu! A przy okazji narobiłaś mi smaku na jabłka! Myślę, że nasze dziewczyny może łączyć wiele i na pewno potrafiłyby się zrozumieć. Trzymam kciuki, aby tutaj ta Pani spotkała dobre rzeczy, jest taka urocza! Dobrej zabawy :) ]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  6. [Oczywiście, bardzo chętnie! Hmm jak tak znów spoglądam w kartę Olivi, myślę nad kilkoma scenariuszami. Mogły się spotkać w Atlancie, jedną drugiej mogła coś przekazać od rodziny o, bo przez różnice wieku mogły wcześniej się nie przyjaźnić, a od tamtej pory wręcz przeciwnie. Albo... Obydwie wróciły, więc może przyjechały tym samym autobusem? :P Lub jeden z ich koni uciekł i Abi złapała go jak wyjadał jej szpinak za pensjonatem? Mamy masę opcji! ]

    Abi

    OdpowiedzUsuń
  7. [Coś możemy pomyśleć, czemu nie? Olivia przymierza się do objęcia stanowiska weterynarza? Bo jeżeli tak, to możemy pójść w tę stronę. Walt albo znajdzie się w jakiejś podbramkowej sytuacji z którymś ze zwierzaków i szczęśliwie trafi na Olivię, albo Olivia wpadnie na gospodarstwo Underwoodów, żeby sprawdzić stan zwierząt. Mogą się znać z nastoletnich czasów, gdy Walt przyjeżdżał do dziadków na wakacje. Możemy coś z tym pokombinować. Jak masz pomysł, jak to ugryźć, to pisz od razu. ;-)]

    W. Underwood1

    OdpowiedzUsuń
  8. [Między dziewczynami są tylko 3 lata różnicy, więc myślę, że śmiało mogą się znać np. ze szkoły, a i sprawa siostry Eloise byłaby raczej Olivii znana - więc mamy tu już jakiś punkt wyjścia. Studiowały też kierunki, powiedzmy, z tej samej kategorii. Mogłaby zajmować się zwierzakami na ranczu, dziewczyny mogą urządzać sobie wspólne wycieczki, Eloise może też w wolnych chwilach, których ma wybitnie niewiele, pomagać przy koniach w stadninie. Opcji mamy wiele :D ]

    Eloise

    OdpowiedzUsuń
  9. [Cześć! Miło mi, że Jackson został przez ciebie ciepło odebrany, taki zresztą był cel. :) To dobry człowiek, mam nadzieję, że tak też uda mi się go poprowadzić. :) Bardzo spodobała mi się twoja karta, jest krótka ale treściwa, naprawdę czuć, że Olivia ma korzenie mocno w Mariesville! <3 Myślę, że to jest coś, co mocno może połączyć nasze postaci - Jax kocha Mariesville i nie wyobraża sobie życia poza granicami tego miasteczka. :) W mojej głowie jest zalążek pomysłu na ich relacje, więc odezwę się na maila. ;D]

    Jax Moore

    OdpowiedzUsuń
  10. [Eloise ma mnóstwo pracy na ranczu, ale na pewno nie odmówiłaby pomocy, gdyby padło, że brakuje rąk do pracy, nawet jakby miała przez to wydłużyć dobę. :D Więc pewnie, jak najbardziej możemy w to pójść. Co do znajomości rodzin... może w przeszłości mógł wyniknąć jakiś konflikt z powodu zbieżności interesów (jazda konna)? I może dopiero dziewczyny by poszły w to, że nie ma co drzeć kotów i być małostkowym, tylko trzeba sobie pomagać? ]

    Eloise

    OdpowiedzUsuń
  11. [Kurcze, z taką kobietką to nie tylko jezdzić konno, ale konie kraść! Aż mi się jabłek zachciało po przeczytaniu karty! Myśmy nie miały okazji nic wspólnie napisać, więc chętnie to zmienię, tym bardziej, że Rowan bardzo przepada za jazdą konną, więc jest duży punkt zaczepienia. I wypadałoby, żeby się kojarzyli, bo oboje stąd pochodzą. Może jacyś dobrzy ludzie podarowaliby Olivii kilka koszy marchewek dla koni, a Rowan przywiózłby te dary na jej stadninę i przy okazji ją odwiedził? Na pewno nie odmówi wtedy wspólnej przejażdżki!]

    Rowan Johnson

    OdpowiedzUsuń
  12. Dorothy Moore – osiemdziesięcioletnia kobieta, której zdecydowanie nie brakowało w życiu ani powodów do uśmiechu, ani powodów do pustej paplaniny. Lubiła komentować i wypowiadać się, choć wcale nie była o to proszona. Nigdy nie narzekała na brak zajęć, bo – jak sama powtarzała – ma swoją własną małą farmę. Otóż za jej uroczym, białym, farmerskim domkiem w dzielnicy Farmington Hills znajdował się czerwony kurnik, a w nim jej wesołe dziewczynki oraz jeden kogut, Gus. Poza tym miała dwie krowy – rudawą Ginger i białą w brązowe łaty Bessie. Oj, jakże kochała te swoje zwierzęta! Równie mocno kochała ludzi, naprawdę. Pomimo swojego nieokiełznanego języka i wścibskiego nosa, Dorothy była kobietą o gołębim sercu. Niektórym aż trudno było uwierzyć, że urodziła i wychowała Thomasa, któremu zdecydowanie nie brakowało powodów do marudzenia na, prawie że, wszystko. Jackson Moore jednak potrafił dostrzec w niektórych aspektach podobieństwo między swoim ojcem a babką, bo i ona miała tendencję do narzekania. Za mało jesz. Za dużo pracujesz. Czemu masz na sobie tę tragiczną koszulę? Powinieneś zmienić fryzurę, naprawdę! I wiele więcej… To były drobne kwestie, czasem wręcz śmieszne, ale słuchając tego na okrągło, naprawdę można było się załamać. Niemniej, Jackson uwielbiał spędzać z nią czas. Miała poczucie humoru, dystans do siebie i zawsze dopuszczała go do krów, nawet jeśli dziadek tego nie lubił. Jax kochał tę kobietę równie mocno, co nie znosił. Jednak to właśnie ona była kimś, kto – poza jego matką – zawsze w niego wierzyła i miała na celu jego dobro (nawet jeśli czasami wchodziła mu butami w życie).

    – Musisz obiecać, że przyjdziesz! – powtarzała. Jackson trzymał telefon w ręce, wydając jedzenie na świetlicowej stołówce. – Zrobię twoje ulubione ciasto jabłkowe, ale masz być!

    – A to nie miał być posiłek? – zapytał.

    – No przecież też będzie. Obiecaj, że będziesz!

    – Obiecuję. – rozłączył się.

    Mama zawsze mu powtarzała, że słowa należy dotrzymywać. Tę zasadę trzymał sobie głęboko w sercu. Zaparkował zatem na wjeździe przed domem swojej babci. Powoli wyszedł z samochodu, wzdychając. Cieszył się, że szedł do babci, ale wczorajszy fatalny dzień w restauracji naprawdę dał mu się we znaki. Zawsze odczuwał przeżyty intensywny stres w barkach i karku. Muszę chyba iść na masaż…, pomyślał, otwierając drzwi. Dosłownie w upływie krótkiej chwili poczuł ciepło i słodki zapach domowego ciasta. Zaciągnął się, zamykając oczy. Po chwili poczuł też zapach jabłek, jak i usłyszał kobiecy śmiech. Zrozumiał, że w kuchni ktoś towarzyszył jego babce. Słowa babci tylko go w tym utwierdziły. Hmm, co zaś wymyśliłaś, Dorothy, pomyślał i ruszył przed siebie. Kochał Mariesville i mieszkańców tego miasteczka, ale jeśli była tam któraś z przyjaciółek babci, to naprawdę tego dnia nie miał na to sił. Oczywiście uwielbiał każdą ciocię, ale zarówno one, jak i jego babcia, to były udane aparatki. Mówiły za dużo, a pytały jeszcze więcej.

    Westchnął. Wszedł do kuchni. Jego oczom ukazała się sylwetka Rose, wieloletniej przyjaciółki Dorothy i babcia jednej z jego pierwszych dziewczyn. Zaraz po niej zauważył właśnie ją…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — O — powiedział, unosząc brew. Był w szoku, bo zobaczył Olivię, swoją byłą dziewczynę. Słyszał o jej powrocie do Mariesville, było to kilka miesięcy temu. Nie wiedział, dlaczego to zrobiła, unikał też słuchania spekulacji i plotek, bo nie było to w jego zwyczaju, by przyjmować takie informacje. Pomimo tego, że miasteczko było względnie małe, to z jakiegoś powodu cały czas mijali się z Olivią. Aż dotąd.
      Odchrząknął, gdy zrozumiał, że tak stoi i głupio patrzy na brunetkę.

      — Cześć, Olivio! — przywitał się z serdecznym uśmiechem. — Jak widać, im nas więcej, tym lepiej — zaśmiał się, idąc w jej kierunku, by móc przytulić ją na powitanie. Nachylił się nad nią, po czym wyciągnął ręce, by mocno ją uścisnąć. Pomimo nagłego, nieco bolesnego rozstania, Jackson nie darzył jej żalem ani żadnym innym negatywnym uczuciem. To prawda, że zdecydowali o braku kontaktu, tak zresztą było lepiej. Tessa, z którą zaczął spotykać się dwa lata po rozstaniu z Olivią, była bardzo zazdrosna o każdą kobietę, z którą Jacksona łączyła przeszłość. Wnuczka Rose szczególnie budziła jej niechęć, nawet jeśli nie było jej już dawno w miasteczku i należała tylko do dawnej historii Jacksona. Tessa jednak dobrze wiedziała, że uczucia, którymi Moore darzył córkę Mitchellów, były naprawdę silne; to właśnie z nią, pomimo ich różnicy wieku był gotów się ustatkować. Naprawdę widział z nią przyszłość. Jednak nie był to czas dla nich, a historia potoczyła się dalej… Czy żałował?
      Puścił Olivię z objęć.

      — Babciu! — podszedł do kobiety, mocno ją przytulając. — Witaj, ciociu Rose! — spojrzał w kierunku babci Olivii — Babciu, myślałem, że zapraszasz mnie na posiłek i ciacho.

      — No przecież, że tak. Co marudzisz? — spłoszyła się, odchodząc do wnuka i biorąc w ręce miskę z jabłkami obranymi przez Olivię. — Ale to potem. Mówiłam ci o przetworach, żeś zapomniał. Nie wiem gdzie ta twoja głowa — powiedziała, kręcąc głową. Postawiła miskę na blacie. — Na co czekasz, złotko? Rękawy do góry i pomóż Olivii, dziewczyna sama przecież nie będzie tyle jabłek obierać! Już, już! — pogoniła go słowem, jak i gestem rąk. Zaśmiał się, ale posłuchał babci.

      Siadł po drugiej stronie stołu. Wziął nóż w ręce i kilka jabłek. Kątem oka spojrzał na Dorothy i Rose. No więc, jak mówiłam… Rozmawiałam z nią i okazało się, że go upił!, opowiadała żywo jego babcia. Plotkowały, oczywiście. Spojrzał na Olivię, przez chwilę badając rysy jej twarzy. Zmieniła się, wyglądała dojrzalej niż wcześniej. Wciąż była piękna.

      — Jak się masz?

      Jax Moore

      Usuń
  13. Jakoś. Chyba dobrze, przyzwyczajam się na nowo do spokoju, jaki tu panuje.

    Wydawała się skrępowana i wyglądała trochę nieswojo. Nie mógł jej się dziwić – okoliczność ich spotkania była niewygodna. Jax w zupełności zdawał sobie sprawę, że Olivia, tak jak on, zrozumiała dlaczego jego babcia go tutaj zaprosiła (jak i ją). Zarówno Dorothy, jak i Rose, były w tym niezwykle, wręcz zabawnie przewidywalne. W końcu babcia Moore przetwory uwielbiała robić sama. Najwidoczniej jednak miała w głowie jakąś swoją własną intrygę z nim w roli głównej – był tego pewien, bo Dorothy uwielbiała wchodzić mu butami w życie. Często wiele decyzji i wyborów komentowała, jak gdyby była lektorem życiowej ścieżki Jacksona Moore’a. Blondyn miał głęboką nadzieję, że obie kobiety nie miały na celu ponownego połączenia się jego dróg z Olivią (choć zdecydowanie mógł się tego po nich spodziewać). Oboje przecież nieśli już swoje życiowe bagaże… On rozwodnik, a ona spróbowała już smaku wielkiego miasta. Byli już innymi ludźmi.
    Jednak Dorothy Moore nie zawsze potrafiła to zrozumieć. Gdy Tessa się z nim rozwiodła, nawet nie ukrywała swojej radości. Nie liczyła się z tym, że przecież jej wnukowi właśnie rozsypało się życie. Nie załamuj się, lepiej dla ciebie, powtarzała mu, klepiąc go w ramię. Cała rodzina Moore’ów nie przepadała jakoś szczególnie za Tessą, ale babcia Dorothy nie przepadała za nią wyjątkowo silnie.. Uważała ją za przemądrzałą i samolubną. Gdy ta zażądała rozwodu, babcia Moore stwierdziła, że prawda o niej w końcu wyszła na jaw. Cóż, pewnie tak było – Jackson tak nie myślał. Tessa nie była przecież złą osobą. To prawda, że miewała konkretne i stanowcze opinie, ale była miła i życzliwa. Była zamknięta na ludzi, wolała raczej przebywać sama. Dopiero z czasem Jackson przekonał się, że po prostu nie kochała Mariesville tak samo, jak on – chciała więcej i przecież miała takie prawo. To prawda, że nie miała prawa go zranić, gdy od początku wiedziała, że nie tego życia chciała. Ale… Nie i już, wiedźma z niej, to tyle! – mawiała babcia Dorothy, gdy jakoś próbował ją usprawiedliwiać. I wiecznie wszystko ci wypominała! To było przykrą prawdą. Tessa bywała zazdrosna i zaborcza, szczególnie gryzło ją, że Jackson miał już pewne historie z innymi kobietami. Mówi się, że to, co należy do przeszłości, jest w przeszłości – ale nie dla Tessy Moore. Szczególnie uwielbiała wypominać mu Olivię. Starał się ją usprawiedliwiać, bo przecież łączyły ich wyjątkowo piękne uczucia.
    Jackson w trakcie związku z Tessą nigdy nie pozwalał sobie na myśli, co by było gdyby wziął ślub z Olivią, ale przed związaniem się ze swoją byłą żoną, często nachodziły go te myśli. Po ich rozstaniu bardzo długo się zbierał, choć nikomu się do tego nie przyznał. Przez długi czas wyobrażał sobie ich razem na ślubnym kobiercu, a potem jak ich rodzina się powiększa, a ona budzi się przy nim każdego dnia. To była piękna wizja, która nigdy nie mogła się spełnić – i cholernie go to bolało. Potem poznał Tessę… Z początku bardzo porównywał ją z Olivią, ale przecież w końcu coś zaiskrzyło do tego stopnia, że szczerze ją pokochał i jej się oświadczył. Cóź, może i lepiej. Kto wie, jak potoczyłby się los jego z Mitchell?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty? Jak się masz?

      Odchrząknął. Nie lubił tego pytania, bo nigdy nie wiedział jak na nie odpowiedzieć. A tym bardziej teraz, gdy pytała o to Olivia. Nie widzieli się tyle czasu, a jeszcze dłużej ze sobą nie rozmawiali. Opuścił wzrok, obierając kolejne jabłka. Pomyślał, że chciałby opowiedzieć jej tak dużo o tym, co się działo, co jest, co będzie… Co być mogło.

      — Żyję, to z pewnością — odpowiedział z serdecznym uśmiechem. Podniósł wzrok i skierował go w jej stronę. Zabawne to, gdy nie wiesz, jak rozmawiać z osobą, z którą kiedyś przeżywałeś najintymniejsze chwile swojego życia. Życie to linia prosta prawdziwej ironi… — Dalej prowadzę restaurację, idzie nawet dobrze. Wiesz, raz lepiej, raz gorzej… — dodał, wzruszając ramionami. — Spokój Mariesville pomaga zachować równowagę, jak zawsze. Więc, cóż, można powiedzieć, że po staremu! — powiedział i zaśmiał się cicho, bo w jego życiu zdecydowanie nie było po staremu. Odchrząknął, wrzucając do miski kolejne obrane jabłko.
      Dorothy podeszła do ich dwójki i zniesmaczona spojrzała na miskę jabłek. Jackson wnikliwie przeanalizował jej wyraz twarzy – to było najbardziej nieszczere zniesmaczenie, jakie kiedykolwiek widział! To oznaczało jedno – Dorothy Moore coś wymyśliła.

      — Ależ wy jesteście powolni! — zawołała, kładąc ręce na biodrach. — Jackson, jak na restauratora, to mnie zaskoczyłeś. — pokręciła głową — Nie chce wam się, ja to widzę! — oskarżyła ich, unosząc głowę. Zabrała noże z ich rąk, a następnie wzięła miskę z jabłkami. — Nie musicie nam pomagać, zmykać z kuchni. Poróbcie coś, za pół godziny poczęstunek. — oświadczyła, stanowczym gestem wypraszając ich z kuchni. Bingo! Tu ją miał, nie chciał jednak wprowadzać Olivii w gorsze zakłopotanie. Wstał zatem od stołu i wyszedł z kuchni.

      — Chcesz iść na huśtawkę? — Kiedyś przebywaliśmy tam godzinami, dokończył w myślach. Spojrzał na nią z uśmiechem. Może i dobrze się stało, że porozmawiają bez babcinych detektywów.

      Jax Moore

      Usuń
  14. [Rosie na jazdę chyba jest za mała, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby sobie kucyka pogłaskała czy na nim posiedziała. 🤭 Co ty na to, aby iść na spontana, nic nie ustalać i zobaczymy co nam z tego wyjdzie?🫢]

    Rhett i Rosie

    OdpowiedzUsuń
  15. Jackson Moore nie był typem człowieka, który prorokował, jak miałoby potoczyć się cudze życie. Zważywszy na to, w jaki sposób potoczyło się jego, uważał to za swoją zaletę, bo jak można sądzić cudze wybory, jeśli twoje własne zaprowadziły cię w zupełnie inne, niż planowałeś? Gra zwana życiem jest niesprawiedliwa i bolesna, nigdy nie wiesz, co stracisz ani nie wiesz, co zyskasz. Często to, w co inwestujesz swój umysł i serce, okazuje się klapą i porażką – zupełnie jak jego małżeństwo. Nigdy więc nie wdawał się w dyskusje na temat cudzych powrotów czy niespodziewanych decyzji; przecież nikt nie wie, co dzieje się za zamkniętą kurtyną. Miasteczko lubiło plotkować – naprawdę kochał to miejsce, ale nie był przecież ślepy ani głupi. Jackson jednak domyślał się, że powrót Olivii miał związek z jej ojcem. Zawał pana Mitchella poruszył całe miasteczko i była to niezmiernie przykra informacja. Moore zawsze miło wspomina tego mężczyznę i w dalszym ciągu darzył go serdecznymi uczuciami. Gdy jeszcze spotykał się z Olivią, często przebywał w ich rodzinnej stadninie. To było piękne miejsce, które nigdy nie straciło na uroku. Nieraz obserwował pracę ojca Olivii, od czasu do czasu pomagając mu w tym. Zawsze go podziwiał i cenił. Myśl, że mógł być jego teściem była dla Jacksona słodko-gorzka, ale niestety w życiu nie można mieć wszystkiego.

    Jednocześnie życie było też grą, która była piękna i jedyna w swoim rodzaju. Przynosiła wiele pozytywnych i wzruszających sytuacji, które były niczym tęcza po deszczu. Jackson zdecydowanie bardziej wolał się skupiać na tym, żyjąc tym zakręconym, niepewnym dziś. Miał głęboką nadzieję, że tak samo robiła Olivia. Czasami zastanawiał się, jak rzeczywiście czuła się w Mariesville. To było jej miejsce i choć Jackson zawsze wierzył, że była stworzona do podboju tego pokręconego świata, to widział jej korzenie właśnie tutaj – w tej jabłkowej krainie tego, co najbrzydsze i najpiękniejsze w małomiasteczkowej kulturze. To wcale nie oznaczało, że nie miała szans wyjść poza ograniczone możliwości Mariesville; Jackson po prostu dostrzegał w niej to, co było piękne w tym miejscu. Wkorzeniła w siebie zalety i plusy Mariesville, pozostawiając to, co brzydkie, zepsute i złe. Cieszył się, że nie pozwoliła, żeby Atlanta jej to odebrała. Jednocześnie jednak wydawała się trochę inna, bardziej doświadczona i zamknięta. Rozumiał, że na nowo musiała się tutaj odnaleźć, ale obawiał się, czy po drodze nie pogubiła wszystkich wspomnień, które tutaj zbudowała? Jackson Moore nie lubił pożegnań, a wizja tego, że musiałby na nowo pożegnać się z Olivią Mitchell nagle zaczęła wydawać się… przerażająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubił te letnie, wrześniowe popołudnia, gdy wieczór zaczął zbliżać się powolnymi krokami. W głębi duszy cieszył się, że babcia Moore dała im trochę prywatności. Skoro razem z Rose uknuły intrygę, by doprowadzić do spotkania Jaxa z Olivią, to dużo lepiej byłoby, żeby nie musieli nadrabiać prawie dwunastu lat przerwy i rozłąki przy nich. Ach, rozłąki. Poczuł, jak coś urosło mu w gardle. To wcale nie tak, że rozpamiętywał i w kółko gdybał. Dla Jacksona, a już szczególnie teraz, to co było w przeszłości, należało do przeszłości. Dawne dzieje i zakończone rozdziały, historie które zostały już napisane… Ale czy nie było nikogo na świecie, kto nie wracał do książki, której zakończenie już bardzo dobrze znał? Czy nie oglądał filmu, który przecież wiedział, jak się zakończy? A jednak za każdym razem człowiek ma tę złudną nadzieję, że tym razem będzie inaczej. I tak też, gdy wracały myśli o Olivii, moment stawał się słodko-gorzki. Jackson kochał Tessę, bardzo. Jednak ta miłość była inna; była przepełniona przywiązaniem, przyjaźnią i docenianiem. Jackson widział w Tessie swoją ostoję i bezpieczną przystań. Chociaż była zamknięta na ludzi, nigdy nie była zamknięta na niego. Wbrew tej gorzkiej zazdrości i nieprzewidywalności jej nastrojów, Jackson Moore był gotów oddać za nią życie. Ona jednak nie byłaby gotowa zrobić tego samego, lecz dla niego.
      Olivia z kolei… To był inny rodzaj miłości; miłości namiętnej, pełnej pasji i szaleństwa, a jednocześnie bezpieczeństwa, spokoju i pewności. To z nią mógł konie kraść, budować radosne, lecz jakże głębokie chwile. Ich różnica wieku nie dawała się zwykle we znaki. Uwielbiał się nią opiekować i pomagać jej wkraczać w dorosłe życie. Była tak piękna – zarówno fizycznie, jak i duchowo. Jackson Moore szalał za tą kobietą i tak bardzo pragnął być jej mężem. Życie jednak napisało im inne scenariusze, a czy z tym mógł wygrać?

      Zbliżali się do huśtawki, idąc w ciszy. Olivia postanowiła złamać ją, na szczęście. Jackson roześmiał się z ulgą, słysząc jej uwagę. Myślał, że jeśli głośno to powiedzą, spadnie na nich krępujący ciężar. On jednak poczuł się tak, jakby ten niewidzialny ciężar właśnie z niego spadł.

      — To zależy — odparł — Dorothy Moore znudzi się w momencie, gdy w jej głowie pojawi się nowy plan na moje życie — wyjaśnił, kręcąc głową. — Ta kobieta, to moje błogosławieństwo i przekleństwo — zażartował, gdy podeszli już do huśtawki. Usiadł i rozejrzał się po placu. W zasięgu wzroku była Gigner i Bessie.

      — Jak sobie radzisz z kliniką? — zapytał. Wiedział, że przejęła jej prowadzenie. — Może potrzebujesz pomocy?

      Jax Moore

      Usuń
  16. No to to czekamy cierpliwie na początek. ;>

    Rhett

    OdpowiedzUsuń
  17. Cześć! :)

    Geona jeszcze na blogu oficjalnie nie ma, ale jestem prawie pewna, że on i Olivia mogliby mieć między sobą jakieś ciekawe, pełne emocji powiązanie. Jeżeli jesteście zainteresowane to zapraszam na maila: xlonelyisthemusex@gmail.com. Życzę miłego poniedziałku i dużo, dużo weny!

    Steven Baker, Laura Doe && Geonwoo Parks

    OdpowiedzUsuń
  18. [Dziękuję ślicznie za powitanie. Mam nadzieję, że Jen także w końcu poczuje to, co Olivia - ten niczym niezmącony spokój i szczęście, ulgę. Może Jen wpadnie kiedyś do stadniny, kiedy uda się jej wreszcie przezwyciężyć kolejny lęk i spotka się z Olivią, kto wie ;)]

    Jen

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Dziękujemy za przywitanie. Mam pomysł na połączenie naszych postaci. Zaraz odezwę się na @ ]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  20. — Naiwna jesteś — zaśmiał się i spojrzał na nią — Ona już dawno weszła w moją zawodową sferę — wyjaśnił i wzruszył ramionami. Taki urok Moore’ów. On miał z siebie raczej więcej z matki, niż z ojca, zatem daleko było mu do tej wścibskiej i przemądrzałej części rodziny. Niemniej, kochał ich w cholerę.

    Słuchając Olivii, uświadomił sobie, że jej powrót musiał być trudny. Gdy choruje członek rodziny, a w dodatku ociera się o śmierć, trudno jest w dalszym ciągu być tym samym człowiekiem. Życie zmienia swój tor i swój bieg, wprowadzając chaos, który manipuluje twoją rzeczywistością. Mimo to, gdzieś z tyłu głowy miał nie tyle pewność czy przeczucie, co raczej nadzieję, że prędzej czy później Olivia wróciłaby do Mariesville. To miasteczko miało w sobie coś, co przyciągało nawet tych, którzy wydawali się na dobre uciec w wielki świat. Lubił Buszującego w Zbożu. O rety, jaka to była cudowna książka! Mógł do niej wracać za każdym razem i pomimo tego, że tak dobrze ją znał, za każdym razem czytał ją z tym samym zachwytem. Lubił więc wracać do niej, a szczególnie gdy potrzebował przypomnienia o tym, jak ważne jest odnalezienie swojego miejsca w tym pokręconym świecie. Zapamiętał ten cytat, który wyrył mu się głęboko w sercu: Sądzę, że wkrótce już będziesz musiał uświadomić sobie, dokąd chcesz dojść.. Przypominało mu to, że każdy ma swoje miejsce, gdzie może być naprawdę sobą. Dla niego tym miejscem było Mariesville. Być może dla Olivii również mogło się tym stać; kochał to, że Mariesville dawało realne uczucie przynależności. Dlatego miał głęboką nadzieję, że Olivia Mitchell odnalazłaby tutaj prawdziwy spokój w chaosie życia – tak samo, jak próbował to zrobić on.

    — Twój tata to prawdziwy wulkan energii, z tym nie wygrasz — wyjaśnił, uśmiechając się delikatnie. Robiła wszystko, co mogła i to było w tym najpiękniejsze. Porzuciła swoje życie, swoją rutynę i własną rzeczywistość, by móc być tutaj dla rodziny. Była dzielna i miał nadzieję, że to wiedziała.

    Uśmiechnął się z cieniem smutku i swego rodzaju nostalgii na uwagę Olivii. Za dużo pracy… Można było tak to ładnie ująć. Każdy miał jakieś uzależnienia, nałogi i pewne nadużycia. Dużo ludzi zapijało smutki alkoholem, rozładowywało emocje w prochach albo wyrzucali to z siebie na imprezach. Inni szukali ukojenia w rozrywce i pasji… A Jackson za uzależnienie miał pomaganie innym, a powoli również pracę. Głęboko wierzył, że pozbierał się po rozwodzie z Tessą. To była przeszłość. Samotność mu nie przeszkadzała, wieczory w Riverside Hollow były piękne. Tak, kochał życie na Farmington Hills, to miejsce pachniało wsią. Kochał mieć rzut beretem do swoich dziadków i do rodziców, uwielbiał to, że byli tak zżyci, nawet jeśli miało to rację bytu kosztem jego prywatności. Ale życie tam, w tym wielkim, wiejskim domu bez niej byłoby czymś dziwnym. Jackson nie wykluczał, że chciałby na nowo ułożyć swoje życie; może właśnie dlatego nie sprzedał domu, tylko wynajął za śmieszne pieniądze młodemu małżeństwu od Robertsonów. Byli uroczy, chcieli założyć rodzinę. On pracował w farmie u Murrayów, więc od domu nie miał daleko do miejsca pracy. Ona żyła z krawiectwa. Bardzo ich lubił i miał nadzieję, że ten dom napisał dla nich lepszą historię. Z czasem mieli w planach przeprowadzkę do Camden, kochali Mariesville, ale nie widzieli tutaj przyszłości dla swoich dzieci. Jackson to rozumiał, nawet jeśli się z tym nie zgadzał. Wierzył jednak, że Adam i Pauline mieli pozostawić po sobie dobry ślad w tym domu, którego ognisko zniszczyli z Tessą. Może kiedyś wróciłby tam z kobietą, z którą na nowo zacząłby budować swoje życie? A może kupiliby dom w Pinehill Estates, gdzie z czasem widzieliby dzieci biegające po podwórku. Tessa nie chciała mieć dzieci, w przeciwieństwie do niego. Rozumiał to, nie chciał jej zmuszać… A jednak coraz bardziej budziła się w nim myśl, że tak dużo przy niej stracił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — A dziękuję za zaproszenie, to miłe, że chcesz zapełnić mój grafik — odpowiedział z rozbawieniem, choć wcale nie żartował. — Nigdy nie odmówię pomocy, choć nie jestem pewien, czy wywożenie siana to dla mnie wymarzona sza forma relaksu — wyjaśnił. — Ale jeśli to jedyny sposób, żeby móc jakoś Wam pomóc, to mogę z chęcią się poświęcić. — dodał nagle. Mówiąc to, przez chwilę poczuł się, jakby nie mieli przerwy, a kontakt nigdy się nie urwał. Po chwili jednak szybko zmienił bieg myśli, jak gdyby zrobiło mu się… głupio?

      — Lubię być zajęty — odparł. Poczuł wewnętrzny obowiązek wytłumaczenia się Olivii. — Czas leci szybciej, a życie wydaje się przyjemniejsze. — kontynuował — Wiesz, ostatnio znowu czytałem Buszującego w zbożu — wspomniał nagle i spojrzał na nią — Pomyślałem, że coś jest w tym, co Holden mówił o dorosłości. Że wszyscy w końcu próbujemy chronić te kawałki niewinności, które gdzieś tam w nas zostały, bo dorosłość potrafi być niezłą bzdurą — podzielił się przemyśleniami. Gdy jeszcze byli parą, nieraz przeprowadzali głębokie rozmowy, który na zawsze w nim pozostały i zapisały wnioski w jego sercu. To, jak wielki miała na niego wpływ Olivia Mitchell tak naprawdę wie tylko on. Uczyniła go lepszym i dojrzalszym mężczyzną, a przecież tak czynią tylko wyjątkowe kobiety.

      — Pamiętasz, jak kiedyś planowaliśmy podróż do Nowego Jorku? — zapytał Jax, uśmiechając się nostalgicznie. Spojrzał na Olivię. To nie było wspomnienie, które żyło w nim bardzo intensywnie; było raczej tym zakurzonym wyciągniętym z symbolicznego strychu jego pamięci. Pamiętał jednak, że planowali wszystko, począwszy od tras zwiedzania po miejsca, gdzie chcieli coś zjeść. Wtedy wszystko wydawało się takie proste! Nigdy nie spełnili tego marzenia, ale przyjemnym było móc je mieć — Nigdy tego nie zrobiliśmy, ale tak sobie myślę, że to chyba nic złego. Tak już po prostu jest. Musisz zrezygnować z czegoś, by iść inną drogą — podzielił się myślą — Wiesz, czasami myślę, że życie w Mariesville, choć z pewnością mniej ekscytujące niż Nowy Jork sam w sobie, ma jednak swój własny urok. Myślę, że też to czujesz — powiedział z uśmiechem i znów na nią spojrzał. Milczał przez dłuższą chwilę.

      — Dobrze, że tu jesteś — zaczął — Bo tak bardzo cię brakowało.


      Jax Moore

      Usuń
  21. Współczuł jej sytuacji rodzinnej. Sam nie potrafił wyobrazić sobie, jak czułby się, gdyby spotkało to jego ojca lub matkę, ale faktem było, że David Mitchell sam w sobie był dla niego niczym drugi ojciec. Gdy dowiedział się o jego zawale, nie zawahał się pomóc. Gdy tylko mógł, starał się odwiedzać go i udzielić pomocnej ręki. Dave nie potrafił mu odmówić, Jax zdawał sobie sprawę, że darzył go ogromnym sentymentem, podobnie jak on jego.

    — No ba, tata będzie tylko odpoczywał, nic więcej! Słowo honoru… — powiedział, kładąc rękę na sercu. — Wiesz, że zrobię wszystko, co mi powiesz. Jak mógłbym ci odmówić? — odpowiedział i spojrzał na nią, uśmiechając się ciepło. Nigdy nie potrafił jej odmówić i pewnie wcale nie uległo to zmianie. Odchrząknął i opuścił wzrok. Gdyby ktoś tak bezpośrednio, bez żadnego owijania w bawełnę, zapytałby Jacksona, czy żałował, nie wiedziałby co odpowiedzieć. Wcale tutaj nie chodziło to, że nie żałował rozstania z Olivią albo że było, minęło. Tęsknił za nią, długo składał siebie samego po tym rozstaniu i wszystko mu o niej przypominało. Ale rozstanie przecież wyszło od niego; to on nie chciał jej blokować ani stawać się jej ciężarem. To, jak skończył się jego związek z Tessą wyłącznie utwierdzał go w tym, że nie można kogoś trzymać siłą, tylko dlatego, bo się go kocha. Gdy kochasz prawdziwie, miłością czystą i bezinteresowną, potrafisz puścić kogoś wolno. Olivia była stworzona do tego, by czynić wielkie rzeczy i cieszył się, że układała swoje życie po swojemu tam, gdzie chciała. Nie mógł więc powiedzieć, że tego żałował, bo czułby się tak, jakby mówił, że żałował jej szczęścia i życia, a przecież tak nie było…

    Żałował jednak minionych dni bez Olivii, straconych rocznic i niespełnionych momentów pełnych miłości i przywiązania. Żałował wspólnego realizowania marzeń i wycieczek za miasta. Żałował samotnych wieczorów i pustego miejsca w łóżku każdego poranka. Żałował pierwszych świąt bez Olivii i braku jej melodyjnego śmiechu, gdy dni stawały się trudne. I przecież wszystko to przeżywał z Tessą, ale to nigdy nie było to samo, nawet odrobinę. Tessa nie była Olivią i to było jego problemem.
    A teraz pojawiła się w Mariesville, ciągnąc swój bagaż życiowy, w którym nie było już jego. Ich wspólne chwile najpewniej były zakopane gdzieś w głąb, być może zapomniane wśród tych wszystkich wielkich przeżyć w Atlancie. Jackson nie wiedział, co działo się w jej życiu przez ostatnie kilkanaście lat, ale często wyobrażał sobie, że zapomina o nim, jak i o tym, co ich łączyło. Miasto oferowało dużo więcej niż drobne Mariesville… Czy mógł z tym wygrać?

    Uśmiechnął się, słysząc jej uwagę. Cieszył się, że wspominała miło nastoletnie lata, bo w zasadzie był przecież przez chwilę ich częścią. Gdyby mógł, to pewnie wróciłby do tamtych dni i podjął inne decyzje… Z drugiej strony, dostrzegał piękno w dniu obecnym. Nadawał swojemu życiu kształt, czasem brzydszy, ale czasem piękniejszy i wyraźniejszy… Wierzył, wręcz był pewien, że tym razem jego życie nabierze wyłącznie takich dobrych kształtów.

    — Wiem — odparł — Ale nie wiem, czy chcę… Dobrze mi tu, nie mam potrzeby nigdzie wyjeżdżać… — wyjaśnił, wzruszając ramionami — Ale lubię wspomnienia. Gdy tak się cofam, zawsze wyciągam z nich wnioski, nawet z tych o Nowym Jorku — zaśmiał się. Spojrzał na nią. Zastanawiał sie, czy jej udało się zrealizować to marzenie. Jeśli tak, to dobrze, bo to oznaczało, że korzystała z życia garściami. Czy to nie dlatego dał jej szansę odejść?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy usłyszał jej słowa, poczuł ciepło na sercu. Nie oczekiwał, że usłyszy to samo, przecież nie musiał. Ale w momencie, kiedy wyszły z jej ust, uświadomił sobie jak bardzo chciał. Olivia nigdy w pełni nie wyszła z jego serca, zabrała cząstkę jego do Atlanty i nigdy nie oddała. Nie wiedział, czy zdawała sobie sprawę z tego, jak wielki zostawiła za sobą znak; znak, który prawdopodobnie nigdy nie mógł zniknąć. Być może to właśnie dlatego podświadomie unikał zetknięcia się z nią, gdy wróciła. Być może dlatego zaszywał się wszędzie tam, gdzie na pewno nie mogło jej być. Ale jej nie było również tam, gdzie on. Nie przyszła do restauracji ani nie odzywała się, gdy przyjechała. Żadne z nich nie próbowało odzyskać kontaktu czy odbudować go. Pewnie było to rozsądne, może nawet słuszne, Jackson jednak chciał wierzyć, że było to wyrazem tego, że Olivia również nosiła go w swoim sercu.

      — Cóż, nie sądziłem że to kiedyś usłyszę — przyznał, opuszczając wzrok, jak gdyby chciał ukryć się przed spojrzeniem Olivii. — Cieszę się. To dużo dla mnie znaczy — powiedział, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Zmienił pozycję, tym razem mając bezpośredni widok na Olivię. Pozwolił sobie na to, by dokładnie jej się przyjrzeć. Brakowało mu jej widoku. Już dawno nie byli tak blisko, jak teraz.

      — Może chciałabyś opowiedzieć, co robiłaś przez te wszystkie lata? — zapytał, szczerze ciekaw jej odpowiedzi. — Jak wyglądało twoje życie, Olivio?

      Jax

      Usuń