22.10.2024

[KP] Lena Marshall


Lena Marshall

34 lata   |   mama 4-letniego Theo   |   kelnerka w  Java House Café
rozwódka - "Najpierw muszę naprawić kilka silników, zanim pomyślę o naprawianiu serca!"

 
Kobieta od wszystkiego – Lena ma ręce do mechaniki, ale teraz, zamiast naprawiać silniki, naprawia... zamki w drzwiach kawiarni i serwuje kawę z przymrużeniem oka.

Mama na pełnych obrotach – Jej czteroletni syn Theodor to mały tornado, ale Lena opanowała chaos z wdziękiem – kawa w jednej ręce, narzędzia w drugiej!

Ostatnia z rodziny Marshall – Odziedziczyła dom, który wygląda, jakby przeszedł apokalipsę, ale dla Leny to tylko „kolejny projekt do zrobienia”.

Królowa remontów – Lena odnawia stare meble, jakby rozwiązywała zagadki kryminalne: tu naprawi, tam podmaluje – i znowu jest pięknie! Nawet stary fotel patrzy na nią z wdzięcznością.

Życie na wysokich obrotach – Z mechaniki do kawiarni – tak, teraz robi to, co kojarzy się z ciepłą atmosferą, ale jeśli trzeba, wykręci śrubkę lepiej niż każdy miejscowy „fachowiec”.


 

 

Lena Marshall stała na ganku swojego nowego domu, trzymając filiżankę gorącej herbaty, a jesienny wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy. Spoglądała na otaczający ją krajobraz – małe, spokojne miasteczko Mariesville, które miało stać się jej nowym domem. Niespodziewany spadek po wuju zmienił wszystko. Dom, który odziedziczyła, choć wymagał gruntownego remontu, stał się symbolem nowego początku. W głowie Leny wciąż kłębiły się myśli. Czy ten nowy rozdział w jej życiu będzie inny? Czy naprawdę mogła zacząć wszystko od nowa?

Życie nie oszczędzało Leny. Wychowana w surowym, męskim świecie, dorastała bez matki, otoczona ojcem i braćmi, którzy bardziej niż emocji, nauczyli ją naprawy silników i ciężkiej pracy fizycznej. Mechanika była jej pasją, ale także sposobem na przetrwanie w świecie, w którym musiała walczyć o swoje miejsce. Przyszło to jednak z ceną – Lena zamknęła się na emocje, stając się twardą, niezależną kobietą, która rzadko kiedy pozwalała sobie na słabość.

Kiedy wyszła za mąż za Chrisa, myślała, że znalazła w nim oparcie. Jednak ich związek szybko zamienił się w pułapkę. Chris okazał się emocjonalnym tyranem, a Lena – choć walczyła, by ratować małżeństwo dla ich syna Theo – w końcu zrozumiała, że jedynym sposobem na ocalenie siebie i dziecka jest odejście. To była jedna z najtrudniejszych decyzji, jakie podjęła, ale wiedziała, że musi zacząć od nowa, gdzieś daleko od przeszłości.

Mariesville wydawało się idealnym miejscem. Małe, ciche miasteczko, pełne życzliwych ludzi, którzy jednak byli ciekawi nowej twarzy. Lena szybko odkryła, że miasteczko, podobnie jak ona, skrywa swoje sekrety. Dom, który odziedziczyła, był zaniedbany, ale nosił w sobie historię jej matki i rodziny, o której wiedziała tak niewiele. Każda deska, każdy zakamarek domu wydawał się kryć coś, co mogło rzucić nowe światło na jej przeszłość.

Praca w kawiarni, którą znalazła na szybko, była zupełnym przeciwieństwem tego, co robiła dotychczas. Serwowanie kawy, rozmowy z klientami, pomaganie przy drobnych sprawach – nie było to ekscytujące ani związane z jej pasją, ale dawało jej stabilizację i możliwość odbudowy życia od podstaw. Choć Lena wiedziała, że jej serce wciąż bije dla mechaniki, jej nowe zajęcie było tym, czego teraz potrzebowała. Pozwalało jej wrócić do życia po rozwodzie i skupić się na opiece nad Theodorem.

Każdy dzień był dla Leny nową lekcją. Poznawała mieszkańców Mariesville, którzy, choć przyjaźni, nie ukrywali swojej ciekawości co do jej przeszłości. Spotkała również kilka osób, które stały się dla niej wsparciem, choć Lena, jak zawsze, była ostrożna w otwieraniu się przed innymi. Z biegiem czasu zaczęła czuć, że może naprawdę znaleźć tu dom – nie tylko dla siebie, ale także dla swojego syna.

Wieczorami, po pracy, Lena wracała do domu i zajmowała się swoją prawdziwą pasją – odnawianiem starych mebli. Każde wgniecenie, każda rysa były dla niej historią, którą mogła przekształcić i nadać nowe życie. To zajęcie nie tylko ją uspokajało, ale też przypominało jej o możliwości przemiany – zarówno w życiu, jak i w otoczeniu. Podobnie jak meble, które odnawiała, Lena czuła, że i ona przechodzi przez proces odrodzenia.

Jednak w Mariesville nie wszystko było tak spokojne, jak mogło się wydawać. Dom wuja skrywał tajemnice, a Lena zaczęła odkrywać coraz więcej fragmentów przeszłości swojej rodziny, których nigdy wcześniej nie znała. Listy, pamiątki, stare fotografie – to wszystko zaczynało układać się w historię, którą musiała zrozumieć. Czy odnalezienie tych fragmentów przeszłości pomoże jej odkryć prawdę o matce, którą straciła tak wcześnie? Lena wiedziała, że ta podróż dopiero się zaczyna.

Mariesville mogło być miejscem, gdzie jej życie nabierze nowego sensu, ale Lena nie była tu tylko po to, by uciec przed przeszłością. Była tu, by zbudować przyszłość – dla siebie i dla Theo.




***


Cześć.

Jestem otwarta na wszelkie wątki i powiązania :)
kontakt - nieszczesciewszczesciu@gmail.com
 


21 komentarzy:

  1. [Przyznam, że postać Leny, a szczególnie ta część jej historii, która spowodowała iż nabrała charakteru i zainteresowała się mechaniką skojarzyła mi się nieco z panną Vito z komedii pt. Mój kuzyn Vinny. Mam jednak nadzieję, że wiedza naszej drogiej mamy nie przyda się w tak trudnych okolicznościach jak wspomnianej przeze mnie bohaterce. Nie dodawajmy jej kolejnej porcji stresu... Wystarczy, że przyjdzie teraz zmierzyć się jej z tajemnicami skrywanymi po przebraniem rodzinnych pamiątek.
    Życzę samych porywających wątków i wiecznego deszczyku weny, a gdybyście miały jeszcze chęci pomóc w remoncie komuś, kto w zamian zająłby się malcem, zapraszam szczególnie do Delio (biedak za nic sam się nie przyzna, że to zadanie trochę go przerasta, choć kilka razy już sobie gnaty porządnie obił).]

    Delio, Adora, Monti & Liberty

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć. Świetnie wykreowana postać, a i karta bardzo lekko i przyjemnie napisana. Mimo wielu lat stażu na blogach nadal nie umiem podjąć się na poważnie pisania postacią z dzieckiem, a jeśli już się za to zabieram, to na krótko i nieudolnie. Dlatego podziwiam. I podziwiam też Lenę, która mimo wielu przeciwności, świetnie daje sobie radę.
    Ciekawy jest również motyw z tajemnicami, które skrywa nowy dom Leny i Theo. Mam nadzieję, że długo nie będziesz kazała nam czekać na ich ujawnienie. ;-)
    W zależności od tego, w jakiej dzielnicy Lena odziedziczyła dom po wuju, mogłybyśmy zrobić z naszych pań sąsiadki. Daj znać. ;-)]

    Betsy Murray

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć, bardzo ciekawa ta babeczka! Wow, kobieta wielu talentów, niespożytej siły i niekończącej się energii. Jej subtelna wrażliwość jest ujmująca, jestem pewna, że Lena sama nie zdaje sobie sprawy z tego, ile może mieć wdzięku!
    Bardzo przykro, że małżeństwo jej nie wyszło, ale wyszła z tego z największym skarbem- synkiem i swoim szczęściem! Bardzo jej kibicuję, aby nie straciła wytrwałości w walce o to co słuszne. :)
    Wyobrażam sobie, jak Abi poleca kawiarnię sowim gościom i czasami wpada spytać, czy nikt się Lenie nie naprzykrza ;) a i czasami wypytuje ją o odrestaurowany kredens na przykład, o!
    Ah tajemnice... Nie mogłoby być zbyt łatwo, co nie? Heh, proszę tylko jej już przykro nie doświadczać! Swoje przeszła, teraz czas na miły czas! Jest zbyt fajna, aby ją krzywdzić!
    Udanej zabawy, w razie chęci, zapraszamy do rudzielca! :3]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Witam ślicznie na blogu! Samotna mamusia, hobby z renowacją starych mebli i tajemnice starego domu mnie kupiły, bo lubię takie klimaty. Postać bardzo sympatyczna, mam nadzieję, że jakoś się tu odnajdzie. No i że odkryje jakiś ciekawy sekret z przeszłości.
    Tymczasem życzę dużo weny, samych ciekawych wątków i w razie chęci zapraszam do siebie. :) ]

    Hunter Warren

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jaka ona ciekawa! Naprawdę intrygująca osoba wyłania się z tej karty – mnóstwo ciekawych zainteresowań, trudna przeszłość, a przy tym wszystkim bije od niej chęć życia i zapewnienia synkowi jak najlepszych warunków...
    Jestem przekonana, że Lunette chętnie podrzuciłaby jej trochę mebli do odnowienia, bo w tej jej zapuszczonej chatce sporo ich się znajdzie! :D To mogłaby być jakaś długofalowa współpraca, Luna chętnie w jakikolwiek możliwy sposób wsparłaby samotną matkę – w końcu sama też była wychowywana tylko przez jedno z rodziców... i wyszło jak wyszło ;p

    Miłej zabawy na blogu i oby Lena z Theo znaleźli tu swój bezpieczny kącik!
    A w razie chęci, zapraszam do siebie ;)]

    Lunette

    OdpowiedzUsuń
  6. [O, kolejny samotny rodzic na pokładzie. Cześć. ;) Widzę, że w sprawach remontu mój Eaton ma małą konkurencję, ale może Mariesville okaże się wystarczająco duże na dwie złote rączki? Sama bardzo lubię motyw tajemnic, a dom wypełniony nimi po brzegi brzmi świetnie i zapowiada się, że Lena będzie miała ręce pełne roboty w szukaniu odpowiedzi. Oby dobrze się jej wiodło w miasteczku. Udanej zabawy życzę i ciekawych wątków. :)]

    Amelia Hawkins, Eaton Grant & Rhett Caldwell

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hej,

    Mam kilka uwag co do twoich pomysłów na powiązania, więc pozwoliłam sobie podrzucić komentarz do nich na mailu.]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dziękuję za te wszystkie miłe słowa i olśnienie! Betsy faktycznie może wydać powieść w formie graficznej. Komiks to przecudowny pomysł. Podoba mi się to, co zaproponowałaś.
    Chcesz zacząć właśnie od momentu, w którym panna Murray decyduje się odwiedzić Lenę? Mogę nam na dniach podrzucić jakieś rozpoczęcie. ;-)]

    Betsy Murray

    OdpowiedzUsuń
  9. [O rety jak pięknie mi podsumowałaś Abi! Jestem wzruszona i właściwie też zdumiona, bo sama nawet nie wiedziałam, że ten rudzielec może być tak odebrany! :)
    Z tych scenariuszy które podrzuciłaś pod KP, ostatnia opcja jakoś szczególnie do mnie przemówiła! Moja postać jest młoda i myśle, że trochę wciąż naiwna, ale ostatecznie dobrze by było, gdyby rozmawiała o sowich rozterkach, a zwykle dusi je w sobie... Jakbyś miała chęć na taki wątek, w którym nasze babki odkrywają trochę siebie, to ja jestem na tak! :) ]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  10. [cudna postać a polaczenie mechaniki z kelnerka jest jak porównanie słońca do księżyca - pełen obrót o 180 stopni. Swoje musiała doświadczyć, ale ma cudownego synka. Tylko pozazdrościć ;)

    Dużo wątków i weny życzę. W razie chęci zapraszam ;)]

    Patricia

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy jeszcze od rodzinnego Mariesville dzieliło go wiele tysięcy kilometrów, miał szczerą nadzieję, że dom, w którym przyszło mu dorastać (bo wychowywać w tym przypadku byłoby zdecydowanie zbyt pięknym określeniem, skoro już od najwcześniejszych chwil przyszło mu przejąć obowiązki wiecznie nachlanego ojca oraz chorej psychicznie matki) zdołał jakimś cudem zachować się we w miarę przyzwoitym stanie. Początkowo bowiem nie zamierzał wracać tu na stałe, nic więc dziwnego, że niezbyt uśmiechało mu się babranie w okołoremontowym chaosie. Jak głupi wierzył, że w słowach wuja wspominającego o rzekomym nagłym całkowitym załamaniu się stanu zdrowia Adele kryje się wiele przesady. Nawet umowę ze szpitalem uniwersyteckim w St. Louis, w którym był wówczas zatrudniony rozwiązywał w ogromnym pośpiechu dosłownie na ostatni moment, czym wywołał mały kataklizm wśród szefostwa, które na łeb na szyję musiało szukać na jego miejsce jakiegoś zastępstwa.
    A gdyby tego wszystkiego było mało, gdy wreszcie pogodził się z faktem przymusowego ponownego osiedlenia się w tej niewielkiej mieścinie położonej na końcu świata, z całą charakterystyczną dla siebie zbytnią ambitnością założył, że najpóźniej na najbliższe Święta Bożego Narodzenia będzie mógł oficjalnie pochwalić się przed wszystkimi, że zapuszczone przez wiele lat domostwo O'Nealów odzyskało blask, którego nie miało nawet za czasów, gdy mimo całego swojego uzależnienia Matt brał jeszcze od czasu do czasu do ręki młotek. I oczywiście, że dokonał tego wyłącznie własnymi rękoma.
    Cóż, to ostatnie założenie przestało być aktualne już po około pierwszych dwóch tygodniach, ponieważ przechodząca w pobliżu jego dawna znajoma imieniem Lilith zauważywszy przypadkiem, jak znowu omal nie spada z dachu, wpieprzyła mu się niemal siłą do chałupy, twierdząc że pomoże mu w ogarnięciu tego nieszczęsnego burdelu bez względu na jego jęki. I, kurwa, wytrwała w tym postanowieniu po dziś dzień, choć Delio widząc niejednokrotnie niezwykle zaskakujące skutki dobrych chęci dziewczyny, dosłownie błagał ją, by więcej mu głowy nie zawracała. Ostatecznie jakby na to nie patrząc, zawsze była niczym huragan – pełna niespożytej energii i chęci do działania, ale nieszczególnie zastanawiająca się nad faktycznymi konsekwencjami swoich poczynań. Pół jeszcze biedy, gdy doprowadzała do zniszczenia czegoś w miarę łatwego do naprawienia, ale do cholery ciężkiej, tym razem to były dawniej solidne schody prowadzące na górne piętra ! A co gorsza ta spadająca deska omal nie przygniotła odpoczywającej w pobliżu Astry ! Nic więc dziwnego, że nagle zalała go ogromna fala irytacji i gniewu, które to emocje wyładowywał teraz wyrzucając pod nosem istne stosy włoskich przekleństw, nie zauważając nawet, że drzwi wejściowe zostały przed chwilą przez kogoś uchylone. Facetowi po prostu dałby w pysk i wygonił na cztery wiatry, ale z kobietą przecież tak postąpić nie mógł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Może byś się tak przestał dąsać. – Dopiero lekkie szturchnięcie w plecy wyrwało go z transu, pozwalając zauważyć niespodziewane wtargnięcie jeszcze jednej panny, która wciąż stojąc w progu patrzyła na nich z pewną dozą rozbawienia. – Masz gościa. – Szatynka nieznacznie pokręciła głową, dając tym samym wyraz swemu nierozumieniu dla jego wybuchu.
      - Przepraszam, mogłaby pani powtórzyć ? – Obdarzył nieznajomą roztargnionym spojrzeniem, jak zwykle w momentach zażenowania, masując lewą dłonią po karku. – A, to ? – Kiedy blondynka spełniła jego prośbę, zerknął z rezygnację na połamaną deskę. – To są po prostu skutki współpracy z kimś, kto ma aż nadmiar dobrych chęci, ale za to ogromny deficyt umiejętności budowlanych. – Nie próbował już nawet kontrolować języka, choć zdawał sobie doskonale sprawę, że tymi słowami dość mocno nadwyrężył pokłady wrodzonej dumy swojej pomocniczki. – Ale spokojnie, gdy tylko ta upiorzyca stąd wreszcie zniknie, jakoś poskładam to do kupy. – Zapewnił, przywołując na twarz jeden ze swoich szerszych uśmiechów mających przekonać cały świat, że ma nad wszystkim doskonałą kontrolę.
      - No jaaasneee, bo nasz kochany pan doktorek jak zwykle twierdzi, że ze wszystkim poradzi sobie sam. – Wymruczała ciemnowłosa, zakładając ręce na piersi i mierząc bruneta obrażonym spojrzeniem.


      Delio

      Usuń

  12. Mijał drugi dzień, gdy do pensjonatu zawitał tajemniczy, wysoki i z eleganckim wąsem jegomość i wszyscy wariowali z niepokoju nie tylko nad tym, dokąd i skąd przyjechał, ale jak teraz można wywołać na jego twarzy uśmiech. Nowy gość był pogrążony w melancholii i Abigail od dawna nie spotkała się z kimś tak przybitym, a to co zastanawiało ją najbardziej, to taki smętny i tęskny wzrok, którym ją obdarzał, gdy się mijali rano przy kuchni na śniadaniu. Z reguły była miła, ale nie ciekawska i nie wścibska, ale ten człowiek wydawał się niezwykle intrygujący i jakoś mimochodem, zaczęła na niego bardziej zwracać uwagę, szczególnie, że przyjechał do miasteczka tylko na kilka dni.
    Ruda chodziła jak struta, ostatnie dni sprawiły, że miała wielki mętlik w głowie. W jej mieszkaniu otrzymanym po babci, w którym nadal nie zmieniła ani wzorzystych wyblakłych tapet, ani nie wymieniła starej, drewnianej szafy na płaszcze, przesiadywała coraz dłuższe wieczory. Sukienka w kolorze głebokiego indygo wisiała w jej sypialni, a obok zostały odłożone w nowym pudełku kremowe sandałki na wysokiej szpilce, które miała na stopach krótko, bo tylko do przymiarki i chyba więcej ich nie założy. Miała jechać do Atlanty na uroczyste przyjęcie, ale... nie miała ochoty.
    Chodziła od rana z kąta w kąt. Nie mogła na niczym się skupić. Rano wykopując w ogródku chwasty, podziurawiła kilka korzeni od cukini, które trzeba było już wykopać i przygotować ogród na zimę. Gdy usiadła nad rozliczeniami z ubiegłego miesiąca, nie mogła doszukać się kilku faktur i szybko traciła wątek w rozmowie z księgową. A gdy w końcu wzięła się za jakąś prosta, powtarzalną pracę jak składanie pościeli w pokojach, kilka poszewek jej upadło i nadawały się od nowa do prania. Była rozbita i zaniepokojona.
    Postanowiła nie wracać na noc do mieszkania. Poddasze pensjonatu było dostosowane na osobną kwaterę, ale nigdy jej nie wynajmowali. Abi tam sypiała, gdy praca zajmowała jej za wiele czasu, albo gdy ktoś z miasteczka, gdy pomagał im przy pracy w pensjonacie na zlecenie, zostawał do zbyt późna i powrót po zmroku był raczej niewskazany. Mogła co prawda nocować u rodziców, którzy część domu za kuchnią urządzili jako swoje osobne mieszkanie, ale oni też potrzebowali spokoju. Było sporo po dziewiątej, jak zeszła na dół i wstawiła czajnik na herbatę, a gdy usłyszała pukanie do drzwi, poprawiła zsuwający się z ramienia sweterek i skierowała się do wejścia zaskoczona. Nie spodziewali się żadnych turystów, a rzadko kiedy przecież do Mariesville zawitał ktoś bez zapowiedzi.


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  13. Już pierwsze słowa nieznajomej sprawiły, że instynktownie napiął wszystkie mięśnie, zdając sobie doskonale sprawę z faktu, że niezwykle bolesne plotki dotyczące jego wszystkich problemów rodzinnych musiały już dotrzeć do jej uszu. Ach ta małomiasteczkowa mentalność... W czasach, w których jako dzieciak naprawdę potrzebował pomocy sąsiadów, nikt z nich nie miał wystarczająco dużo odwagi, by przerwać rozgrywający się w ich domu koszmar, teraz, gdy potrzebowali jego fachowej pomocy, uśmiechali się do niego obłudnie, by za plecami nadal najbezczelniej w świecie obgadywać zarówno jego samego jak i jego niedawno przybyłą do Mariesville młodszą siostrę. Oddałby naprawdę wiele, byle tylko móc znowu zwiać daleko poza jego granice, ale przecież nie mógł pozwolić, by matka po swoim ewentualnym powrocie na łono normalnego społeczeństwa musiała borykać się z całym tym chaosem sama, a coś mu mówiło, że Dahlia będąc w obecnym stanie psychicznym nie byłaby skłonna jej choć trochę pomóc. Nawet on sam, będąc od najmłodszych lat przyzwyczajonym do niemal ciągłego życia na pełnych obrotach, niejednokrotnie zdążył już przecież skończyć pod kroplówką, więc o żadnej ucieczce oczywiście nie mogło być najmniejszej mowy. Przynajmniej nie w najbliższym czasie.
    - Może i masz w tym trochę racji. – Przyznał niechętnie, widząc że ile by się nie napsioczył, blondynka i tak najprawdopodobniej tak łatwo stąd nie odejdzie. – Tylko czy naprawdę muszę być zmuszony znosić pomoc największego fachowca jakiego kiedykolwiek nosiła ta ziemia ? – Zmierzył Lilith krytycznym spojrzeniem, pragnąc się w stu procentach upewnić, że nikt nie będzie miał najmniejszych wątpliwości kogo właściwie miał na myśli. – Przecież jak tak dalej pójdzie, będę musiał ściągnąć tu całą ekipę grotołazów, bo ta wiedźma jeszcze gotowa rzucić urok, który zwali mi na głowę całą chałupę. – Westchnął ciężko, jak zwykle w momentach, gdy zaczynał tracić kontrolę nad rozwojem wydarzeń, nieświadomie rozdrapując skórę na ramionach.


    Delio

    OdpowiedzUsuń
  14. Kolejne wypowiedziane przez blondynkę słowa sprawiły, że niemal w jednej chwili przeniósł się myślami do intensywnych sesji terapeutycznych, w których uczestniczył regularnie przez ostatnie cztery lata, a które zupełnie zarzucił po swoim powrocie do Mariesville. Westchnął ciężko, wznosząc spojrzenie do sufitu. Czyżby i resztę życia powinien spędzić pod czujnym okiem specjalistów, skoro nadal do względnie normalnego funkcjonowania potrzebował tych wszystkich mądrych rad rodem prosto z poradników ?
    - Brzmisz jak moja dawna terapeutka. – Zauważył, pozwalając sobie na lekko rozbawiony uśmiech wywołany wspomnieniem chwili, w której kompletnie niespodziewanie dowiedział się, że ta niezwykle seksowna kobieta, którą korzystając z jego kolejnego ponarkotykowego haju podstawili mu pod nos koledzy z akademika jest właśnie panią psycholog. A on spowiadał się przez nią swobodnie przez kilka ładnych miesięcy jak przed zwykłą znajomą ! – Mam tylko nadzieję, że nie zażyczysz sobie teraz pieniędzy za swoje usługi. – Rzucił pół żartem pół serio, układając dłonie na biodrach, by w tej pozycji wysłuchać dalszych wywodów nieznajomej.
    A konkretniej rzecz biorąc nie tylko jej, bo stojąca obok jeszcze do chwili śmiertelnie obrażona Lilith, słysząc groźbę o tym jak to rzekomo w bliższej lub dalszej przyszłości będzie musiał skorzystać z usług ekipy budowlanej, natychmiast się ożywiła, gotowa dodać swoje trzy grosze.
    - Tym bardziej, że już raz musiałeś wracać do Camden po skończonym dyżurze, bo spadłeś z dachu i omal nie połamałeś sobie połowy żeber.
    - Oj tam, ledwie je sobie wtedy stłukłem, a to cholerstwo już przynajmniej nie przecieka, więc chyba nie jest aż tak tragicznie. – Swoim zwyczajem usiłował zbyć ją nieznacznym machnięciem ręki, lecz szatynka raz wyczuwszy wahanie Lio, nie zamierzała dać mu się znowu zamknąć w grubej skorupie stanowiącej swego rodzaju tarczę ochronną, którą zbudował wokół siebie na przestrzeni lat w obawie przed ponownymi upokorzeniami.
    - Tylko dlatego, że miałeś na tyle szczęścia, że zamiast zlecieć od razu bezpośrednio na ziemię, najpierw w pięknym stylu zjechałeś po rynnie. Oj, nigdy nie zapomnę tego huku... Poderwałeś wtedy na nogi chyba całe miasteczko. – Zachichotała, puszczając oczko wciąż stojącej przy drzwiach Lenie.
    - No dobra, dobra. – Żachnął się niemal automatycznie, a jego twarz pokrył rumieniec zażenowania. – Zamiast się ze mnie dalej nabijać, może będziecie tak łaskawe i powiecie mi co właściwie proponujecie ? – Jak prawie każdy facet kroczący kiedykolwiek po tej ziemi, a już szczególnie taki noszący w sobie palące znamię DDD miał mocno wygórowany poziom własnego ego, szczególnie w typowo męskich dziedzinach, a za taką z całą pewnością należało uznać m.in. sprawy budowlane.


    Delio, bliski puszczenia focha

    OdpowiedzUsuń
  15. Betsy Murray nigdy nie uchodziła za empatyczną i wrażliwą osobę, chociaż w gruncie rzeczy właśnie taka była. To za maską rozbieganego i rozkrzyczanego chochlika kryła tę bardziej podatną siebie na zranienie. Wiedziała, że nie może unikać ludzi, uczuć i sytuacji, które byłyby niewygodne, ale robiła wszystko, aby minimalizować straty. Kiedy zostawała sama, cichła i gasła, jakby od środka. Kładła się wtedy na swoim niebotycznie dużym łóżku, najczęściej na stosie miękkich, puchatych poduszek układając stopy. Wpatrywała się godzinami w sufit, spoglądając na niego z takim zainteresowaniem, jakby pęknięcia w białej farbie mogły opowiedzieć jej nową historię. Najczęściej wieczorami analizowała cały miniony dzień, wspominała mijanych na ulicach Mariesville ludzi, uśmiechała się na myśl o kolejnym psie, który pogonił ją z cudzego podwórka i krzywiła się, kiedy wspominała rasowe plotkary.
    Coraz częściej jej myśli zajmowała nowa sąsiadka. Farmington Hills, po śmierci wieloletniego mieszkańca, zyskała w sąsiedztwie młodą, samotną matkę. Kobieta, Lena Marshall, budziła we wszystkich ciekawość, jednak nikt nie wiedział o niej zbyt wiele, jakby wszyscy nagle bali się o kimś rozmawiać. Betsy z rozżaleniem stwierdziła, że o niej nie bali się plotkować. Może dlatego, że była swoja, tutejsza i względem niej pozwalali sobie na więcej. Tak zwyczajnie.
    Kilkukrotnie doręczała pod jej adres mniejsze paczki i parę listów. Za każdym razem witała młodą kobietę uśmiechem i zagadywała małego Theo, który towarzyszy Lenie niemal nieustannie. Betsy nie była może wielką fanką dzieci, ale często spędzała czas z siostrzenicami, które był podwójną słodyczą i podwójną erupcją nieujarzmionej energii.
    Po kolejnym tygodniu pracy, Betsy stojąc na werandzie domu rodziców, w którym jeszcze mieszkała, spoglądała w kierunku domu Leny. Słońce chyliło się ku zachodowi, ale wieczór zapowiadał się pogodny i ciepły. Mogła go spędzić razem z rodzicami, na kanapie, przed kolejnym odcinkiem popularnego teleturnieju albo…
    — Mamo! — zawołała, wbiegając do jasnej i przestronnej kuchni, która dla Betsy była najbardziej przytulnym miejscem w ich domu. Niemal zawsze w pomieszczeniu unosił się zapach wypieków lub kolejnych wytrawnych dań, które przygotowywała Bethany. Młoda Murray złapała matkę, ocierająca zawekowane właśnie słoiki, za rękę. — Mogę zabrać ten placek? — spytała, wskazując na ledwo co wyciągnięty z piekarnika placek z jabłkami. Zapach słodkich jabłek, kruchego ciasta i ogromnej ilości cynamonu sprawiał, że każdemu poleciałaby ślinka.
    — Nie zjesz sama całego… — odparła Bethany, niby to marudnie, ale jednak z szerokim uśmiechem.
    — Chcę odwiedzić nową sąsiadkę…
    — Ach! W takim razie, weź ciasto i może słoik kompotu śliwkowego? Zresztą, zaraz ci wszystko przygotuję — Bethany zarzuciła kuchenną ścierkę na ramię, wyciągnęła spod wyspy kuchennej wiklinowy koszyk i prędko zaczęła go zapełniać. Betsy w tym czasie w podskokach wbiegła na piętro, przebrała się, przeczesała palcami krótkie, niesforne włosy. Kiedy z powrotem weszła do kuchni, dźwignęła koszyk i ugięła się pod jego ciężarem. Jęknęła.
    — O, mamo… — sapnęła tylko i ucałowała matkę w policzek. A po chwili już jej nie było. Betsy w swojej torbie miała notes z pustymi kartkami i paczkę kredek, którymi mogłaby urozmaicić czas Theo, chociaż nie wiedziała, jakie upodobania ma chłopiec. Nie wiedziała nawet, jaki jest. Nie wiedziała, jaka jest Lena. Może się okazać, że Marshall zwyczajnie ją pogoni, bo nie będzie życzyła sobie gości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Murray poczuła odrobinę stresu, co było do niej raczej niepodobne, kiedy w rytmiczny sposób zapukała do drzwi sąsiadki. Zerknęła jeszcze w dół. W koszyku pyszniło się pachnące słodyczą ciasto, słoik kompotu, słoik z ogórkami w jakiejś wymyślnej zalewie, cztery jabłka z przydomowego sadu Murrayów. Betsy pokręciła głową. Wiedziała, że jej mama jest szalona, ale kiedy w koszyku dostrzegła też jajka od ich kur, doszła do wniosku, że jej mama jest naprawdę bardzo szalona.
      Ale przynajmniej teraz Betsy miała dobry powód, aby zapukać do drzwi Leny, która intrygowała ją już od pierwszego spotkania.

      Betsy Murray

      Usuń
  16. Cholera, czy w tej mieścinie nawet tajemnica lekarska nie stanowiła dla nikogo żadnej świętości ?! Ciekawa, kurwa, ile jeszcze plotek na jego temat zdążyło przez te dwa miesiące przeniknąć pod dachy miejscowych dewotek, które do kościoła uczęszczały tak regularnie tylko po to, by móc łatwiej wymieniać się najświeższymi historiami z życia innych mieszkańców... Niech on tylko dowie się czyją sprawką było to, że nagle wszyscy zdawali sobie sprawę ze skutków jego przepracowania, a dorwie go nawet na końcu świata i tak prześwięci, że odechce mu się na całe życie roznoszenia plotek. Z drugiej strony blondynka kogoś coraz bardziej mu przypominała... Z całą pewnością jednak nie należała do jego znajomych sprzed lat, więc zgadnięcie skąd mógł ją faktycznie kojarzyć zajęło mu dodatkową minutę, podczas której zastanawiał się dogłębnie nad jej propozycją.
    - Pracujesz w Java House , zgadza się ? – Spytał, gdy wreszcie przez jego umysł przeleciał obraz młodej kobiety, od której parę dni wcześniej odbierał poranną kawę, śpiesząc się do szpitala. Nie był wtedy w najlepszym humorze, więc swoim zwyczajem zrzędził na wszystkich i wszystko wokół, a że biedaczka miała pecha znajdować się akurat w polu rażenia jego języka, to i ona przy okazji nieco wówczas oberwała. – Wybacz, że tak na ciebie ostatnio naskoczyłem za tą pomyłkę z kawą. Chyba po prostu zwyczajnie się nie wyspałem, a przede mną była jeszcze poprawka pewnej skomplikowanej operacji. – Rzucił z automatu, znowu nieświadomie rozdrapując skórę na ramionach, za co jednak tym razem oberwał od Lilith po dłoniach.
    - Niepotrzebny nam tu honorowy dawca krwi. – Mruknęła, gromiąc go ostrym spojrzeniem.
    - Jeśli jednak po tym wszystkim nadal chcesz mieć ze mną do czynienia, to myślę że najlepiej będzie zacząć od naprawy tych nieszczęsnych schodów. – Stwierdził, znowu wędrując spojrzeniem w stronę oderwanej deski. – A potem razem zobaczymy co jeszcze jest do zrobienia i razem ustalimy w czym możecie mi faktycznie pomóc.


    Diabełek z pudełka

    OdpowiedzUsuń
  17. Chwała temu czemuś, co w mniemaniu większości ludzi miało sprawować opiekę nad ich losami, Lena okazała się naprawdę wyrozumiała i zamiast obrażać się za tamten poranek, próbowała obrócić go w niewinny żart. Niestety o ile na każdą osobę wychowaną w normalnie funkcjonującej rodzinie podziałałby on jak najbardziej pozytywnie, być może nawet zmusił do lekkiego śmiechu, o tyle w przypadku Delio sprawił, że biedny facet nie wiedział dosłownie gdzie oczy podziać i gdyby Lilith nie złapałaby go w porę za dłonie, dorobiłby się na ramieniu kolejnych ran. Poruszanie czasów dzieciństwa, a już w szczególności z osobą przyjezdną, a więc nie znającą prawdziwych realiów Mariesville, wywoływało w nim niemal paniczny lęk i chęć zapadnięcia się pod ziemię.
    - Mogliby sobie darować te historyjki... – Mruknął, wyrywając się z uścisku szatynki, by, gromiony przez cały czas jej ostrym spojrzeniem, raz po raz zaciskać i rozprostowywać ręce. Kiedy jednak i ta metoda na rozładowanie napięcia emocjonalnego nie poskutkowała, czmychnął na chwilę do swojego pokoju, by z jednej z szuflad biurka zgarnąć kolorową sprężynę – zwyczajną zabawkę dla kilkulatków, która w jego przypadku miała raczej właściwości terapeutyczne. Owszem, zdawał sobie doskonale sprawę, że jego dawna znajoma w międzyczasie stara się wyłożyć blondynce podstawy jego niestandardowego zachowania i, że będzie wyglądał dość specyficznie, gdy stanie ponownie w progu przerzucając z jednej dłoni do drugiej swój mały skarb, ale dopóki pozwalało mu to jako tako panować nad swoimi mimowolnymi ruchami, nie zamierzał się przejmować opinią innych.
    - Przemyślałem sprawę i myślę, że niestety wiele usterek będzie wychodzić w tzw. praniu. – Stwierdził z nieznacznym westchnięciem. – Front i dach zdążyłem już odnowić samodzielnie, więc zostało tylko wnętrze. – Dodał, woląc od razu przejść do konkretów. – A jeśli chodzi o tamtą piekielną rynnę, chyba możemy ją tak zostawić. – Stwierdził. – Jeśli o mnie chodzi, drugi raz alpinizmu dachowego uprawiać nie zamierzam. – Rzucił z nieznacznym uśmiechem.


    Delio

    OdpowiedzUsuń
  18. Widok jaki zastała w progu był totalnie niespodziewany i w pierwszej kolejności Abi uniosła brwi, patrząc na Lenę. Minęły dwie sekundy, wyraz twarzy tamtej się zmienił, więc ruda od razu się zreflektowała i chwyciła jej torbę z zakupami. Zdjęła ja ostrożnie z ramienia koleżanki, zerkając jeszcze na małego Theo i przejęła zakupy. Kiwnęła głową i wyszeptała cicho, aby kobieta weszła, a domyślając się że dziecko dopiero co usnęło na rękach marki, nie chciała go budzić. Ba! Nie wolno było budzić tego kawalera, a przy okazji należało choć odrobinę pomoc Lenie odpocząć. Już sam widok twarzy kobiety dawał jasno do zrozumienia, że jej dzień również dał w kość.
    Abi cofnęła się z progu, robiąc przejście niezapowiedzianym gościom i gdy zamknęła drzwi, zaprosiła ich na górę. Mogli usiąść w kuchni, ale Lena nieustannie z dzieckiem na rękach szybko by opadła z sił i raczej nie po to zaszła do pensjonatu. Na górze na poddaszu było łóżko, na którym mogła ułożyć synka, oraz dostatecznie dużo miejsca żeby same usiadły sobie obok i mogły porozmawiać. Albo pomilczeć, bo dzisiejsze nastroje były jakieś dobijające.
    Minęły schody na piętro, później mniejsze na poddasze, a Abi odstawiła torbę z zakupami ostrożnie obok. Wskazała blondynce, aby się nie krępowała i wyjęła z szafy koc, aby przykryć małego. Podeszła potem do koleżanki i uścisnęła ją na powitanie jak należy, posyłając pokrzepiający uśmiech.
    - Zejdę do kuchni przygotować herbaty, znajdę ciasto do tego - zaproponowała. - Jadłaś kolację? Mama dziś zrobiła sporą zapiekankę z warzyw, odgrzać ci? - dodała jeszcze, bo sama była pełna, ale nie wiedziała czy zwykłe zabiegana Lena w ogóle pamięta o posiłkach! To by jej nie dziwiło, gdyby okazało się, że ma z tym problem....
    Zaczesała rozpuszczone włosy w tył i za uszy i uśmiechnęła się już szeroko. Oh, nawet nie sądziła, że potrzebuje gości, ale świadomość że nie będzie siedzieć sama od razu poprawiała jej humor! I to ciasto, czyli coś słodkiego, na pewno też pomoże, bo dzisiaj zamiast standardowej i znanej w okolicy szarlotki, miała klasyczny biszkopt z kremem i ostatnimi letnimi owocami.


    Abigail, która zaraz o wszystkich zadba!

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak zdecydowana większość osób borykających się z DDD, Delio również miał ogromny wręcz problem z otwartym przyznaniem się, że na tym świecie istnieje w ogóle coś, z czym nie potrafi sobie poradzić samodzielnie. Szczególnie, gdy owo coś pechowo znajdowało się na należącym do niego terenie. Z tym, że dom, pod którego dachem obecnie się znajdowali już dawno nie był jego ani nawet jego i Dahlii, przynajmniej nie w pełnym rozumieniu tego słowa. Owszem, odkąd jego młodsza siostrzyczka wstała z martwych oboje oficjalnie byli jego właścicielami, ale żadne z nich raczej nie potrafiło myśleć o nim jako o swojej przystani, a już na sto procent nie jako o bezpiecznej. Owszem, po swoim przymusowym powrocie do Mariesville brunet faktycznie się do niego wprowadził, a nawet zajął jego renowacją, lecz prawdę powiedziawszy nie zamierzał wiązać się z nim na stałe. Przygotowywał go wyłącznie na wypadek, gdyby matka po swoim ewentualnym opuszczeniu murów zamkniętego oddziału psychiatrycznego miała zamiar wrócić pod jego dach. Tak przynajmniej starał się obecnie tłumaczyć sobie mimowolne rozglądanie się za jakimś innym lokum na terenie miasteczka. W rzeczywistości jednak chodziło głównie o zwyczajne uczucie paniki narastające w nim coraz mocniej z każdą chwilą zbliżającą go do przekroczenia progu należącej dawniej do rodziców sypialni oraz niewielkiego biura, w którym przed śmiercią ojciec przechowywał swoje skarby.
    - Potrzebujesz jakiegoś planu budynku ? – Spytał, próbując sobie przypomnieć gdzie też ostatnio mógł takowy widzieć, co z całą pewnością nie należało do najłatwiejszych zadań. Cholera, przecież nie jest jakimś pieprzonym architektem, więc nie narysuje go z pamięci ! – Zresztą nieważne, i tak nie mam bladego pojęcia gdzie też on się wala. – Stwierdził w końcu z rezygnacją. – Równie dobrze mógł kiedyś skończyć jako podpałka... – Zamyślił się.


    Delio

    OdpowiedzUsuń