7.09.2024

[KP] To be yourself in a world that is constantly trying to make you something else is the greatest accomplishment

 

PENELOPE SOPHIA DIXON

18.06.1996 — PRACUJE ZDALNIE JAKO ANALITYK FINANSOWY DLA THE COCA COLA COMPANY — WYWODZI SIĘ Z ZAMOŻNEJ RODZINY DIXONÓW, KTÓRA OD POKOLEŃ ZAMIESZKUJE OKOLICE MARIESVILLE I POSIADA UDZIAŁY W OGÓLNOKRAJOWEJ FIRMIE ZAJMUJĄCEJ SIĘ PRZETWÓRSTWEM DREWNA — JEST PIERWSZĄ KOBIETĄ, KTÓRA W SWOJEJ RODZINIE W LINII OJCA ZDOBYŁA WYŻSZE WYKSZTAŁCENIE — SPOKREWNIONA Z THOMPSONAMI OD STRONY MATKI

Rodzina Dixonów z dziada pradziada stoi na straży ważnych, republikańskich wartości, próbując ochronić mieszkańców Mariesville przed wpływem propagandy sianej przez zdradzieckich demokratów, lewackich patałachów i demonicznych przedstawicieli społeczności LGBT. Zawsze wpajano Penelope, że Bóg jest odpowiedzią na wszystko i powinna się do Niego zwracać w chwili zwątpienia, imigranci kradną miejsca pracy Amerykanom i powinni wrócić tam, skąd przybyli, kara śmierci powinna obowiązywać w każdym stanie, a prawo do posiadania broni jest najświętszym prawem w najlepszym państwie na świecie, jakim bezsprzecznie są Stany Zjednoczone. Jej ojciec, Thomas Dixon, jest wcieleniem konserwatywnego Południowca; według niego każdy mężczyzna powinien odbyć służbę wojskową dla kraju, jako głowa rodziny rządzić domem twardą ręką, podczas gdy zadaniem kobiety jest dbanie o dom, dzieci i zaspokojenie potrzeb swojego męża. Thomas koszmarnie się jednak zawiódł na swojej rodzinie, kiedy jego żona, nie mogąc dłużej znieść psychicznej przemocy, uciekła z domu, a syn okazał się być tak samo słaby jak jego żałosna matka i zamiast bawić się samochodzikami czy udawać żołnierza, wolał bardziej kobiece zajęcia jak gotowanie czy zajmowanie się kwiatami w ogrodzie. Ciężki, skórzany pas ze stalową sprzączką nie był w stanie zrobić z Aarona prawdziwego mężczyzny; zawsze sprzeciwiał się ojcu, rzucał mu wyzwanie na każdym kroku, nie wracał do domu na noc, zaprzyjaźnił się z latynoską rodziną pasożytów żerujących na systemie socjalnym, a na dodatek wyrósł na pacyfistę, który stanowczo odmówił pójścia w ślady pradziadka, dziadka i ojca w Akademii West Point. W obliczu nieposłuszeństwa Aarona uwaga ojca skupiła się na Pen, która zdawała się być idealnie ułożoną córeczką. Chodziła co niedzielę do kościoła, ubierając konserwatywne ubrania zasłaniające każdy milimetr jej skóry, co wieczór czytała Biblię, nasycając się Słowem Bożym, jako nastolatka zaczęła nosić pierścień czystości oferowany jej przez ojca. Przynosiła ze szkoły najlepsze oceny, wychwalana za swoją cichą, potulną naturę, błyskotliwą inteligencję oraz kulturalne wychowanie. Cała uwaga Thomasa skupiła się więc na córce, która jako jedyna zdawała się spełniać jego oczekiwania, a chociaż presja i oczekiwania ojca niemal zabijały ją każdego dnia, Penelope wiedziała, że był to jedyny sposób, aby wydostać się z piekła. Cała fortuna rodziny Dixonów wywodząca się z udziałów w prężnie działającej firmie przetwórstwa drewna Babb Lumber założonej jeszcze w 1835 roku, w której Thomas pełnił obecnie rolę regionalnego prezesa, miała należeć do niej. Ojciec wyłożył ogromne pokłady pieniędzy na jej edukację, opłacając studia na prywatnej uczelni Emory University w Atlancie prowadzonej przez Kościół Metodystyczny, gdzie ukończyła studia z tytułem Master of Science in Business Analytics. Najpiękniejsze jest to, że Thomas nigdy nie podejrzewał swojej słodkiej, niewinnej córeczki o manipulację. Nigdy nie dostrzegł, że pod śliczną maską skrywa się prawdziwa diablica, która w trakcie "spotkań kółka różańcowego" imprezowała w klubie w sąsiednim mieście, niemal upijając się do nieprzytomności i tańcząc na barze w samej bieliźnie, a pierścień czystości był nic niewartą ozdobą, bo dziewictwo zdążyła stracić już w liceum. Każdy, kto był w stanie naprawdę dobrze ją poznać, wiedział, że Penelope jest zbyt pewna siebie, zadziorna i sprytna, by można było nad nią zapanować, ale jej ojciec widział dokładnie to, co chciała, by zobaczył. Popularność w szkole sprawiła, że nikt nigdy nie zdradził jej brudnych sekrecików, a wyskoki Aarona skutecznie odwracały uwagę od Penelope w najbardziej newralgicznych momentach. Sądziła, że po skończeniu uniwersytetu uda jej się znaleźć pracę w Atlancie i wyrwać spod nadopiekuńczej pieczy ojca, jednak Thomas wezwał ją z powrotem do Mariesville, a ona... posłuchała.

Z ojcem łączy ją wyjątkowo skomplikowana relacja. Thomas nigdy nie poznał prawdziwego oblicza swojej córki; jest jednak jedynym członkiem jej rodziny, który wydaje się kochać ją niezmiennie na przestrzeni upływających lat. Jej matka odeszła, porzucając ich, gdy Pen miała jedenaście lat i nigdy nie próbowała nawiązać kontaktu ze swoimi dziećmi, co Thomas skrupulatnie wykorzystał, powtarzając, że miłość jest słaba i zdradliwa, a Penelope powinna znaleźć dla siebie dobrego męża, kierując się rozsądnymi kryteriami. Jej brat przez lata oddalał się od niej coraz bardziej, ponieważ Pen nigdy nie stanęła w jego obronie w konflikcie z ojcem, za to ciągle zbierała profity związane z wyraźną faworyzacją. Nie wie, jak rozmawiać z Aaronem, który znalazł sobie inną, przyszywaną rodzinę, gdzie czuje się w pełni akceptowany. Nie potrafiła zostawić ojca samego na starość, dlatego posłusznie wróciła do Mariesville, gdzie nadal gra przed nim poukładaną córeczkę. To miasto wydaje się być teraz za małe na jej ambicje i potrzeby, ale dla Thomasa liczą się tylko jego korzenie, tradycja i działanie na rzecz lokalnej społeczności, więc ze sztucznym uśmiechem i mordem w oczach Penelope pomaga w organizowaniu lokalnych atrakcji, nawet jeśli wolałaby, żeby wszyscy zaczęli się dławić tymi pieprzonymi jabłkami. 


Cześć! Już dawno nie napisałam tak długiej karty postaci, mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam ;) Chciałam w pełni wykorzystać małomiasteczkowy klimat i mimo że Penny nie podziela poglądów ojca to jeśli ktoś chciałby się zmierzyć z prawdziwym konserwatystą Dixonem, spróbujemy takie spotkanie umożliwić! Bardzo ugodowa ze mnie osoba, chyba nie ma pomysłu, na który bym się nie zgodziła, lubię robić burze mózgów i wątki zarówno te bardziej, jak i mniej skomplikowane. Mail: arthvmis@gmail.com

20 komentarzy:

  1. [Może i jest totalną wariatką, która powinna tkwić w odosobnieniu, ale i tak ją kochamy, bo wiemy też, jaka potrafi być urocza. No, czasem. Rzadko. Prawie nigdy. Ale hej! To nasza wariatka, a to wszystko zmienia.
    Powtórzę się, ale dawno się tak nie wciągnęłam w kartę, zachłystując przy co drugim zdaniu, bo przebijało wcześniejsze, ale nie przygotowywało mnie na kolejne. Uwielbiam to, jak nietypową postacią Penny jest, wiesz o tym, cała jej kreacja mnie zachwyca i napisałabym więcej, ale jej ego i tak ciężko będzie w tak małym miasteczku zmieścić, więc na tym skończę... A niebawem wpadnę z początkiem!]

    yours truly,
    Damien

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ja się muszę przyznać, że podglądałam i wcale nie żałuję. Bo wiem i nie raz się już przekonałam, jakie cuda wychodzą spod Twoich paluszków! Podziwiam i zielenieję. <3
    Jestem absolutnie zachwycona Penny. Kreacja oryginalna, zdumiewająca, a złożoność postaci to jakiś kosmos. Na bank z ochotą dałabym jej się wmanewrować w wszystko, co by chciała i jeszcze bym jej za to dziękowała :D
    Kawał pięknej karty, taki solidny, porządny i sycący jak najpyszniejszy serniczek! Udanej zabawy i wątków tak porywających, żeby zarwać kilka godzin snu! :) Chyba boję się wysłać do niej Abi, ale w razie gdyby coś, zapraszam]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  3. [Tak czułam, że ten pierścień czystości to ściema i fotomontaż! Ależ wyrachowaną kobietkę tutaj sprowadziłaś, chociaż i tak mam wrażenie, że jej zołzowatość to taka trochę jakby zbroja, pod którą kryje się znacznie więcej ciepła. Mam wrażenie, że jest po prostu skrzywdzona, ale niewykluczone, że się mylę :D W każdym razie, witam w tutejszych progach zarówno Ciebie, jak i Twoją pannicę. Niech Penny tańczy sobie na blacie do rana, tylko niech okien sąsiadom nie wybija, dobrze? :D Mam nadzieję, że będziesz bawić się dobrze i tego też życzę – i w to też nie wątpię!]

    Rowan Johnson

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cudowna jest! Zgadzam się z przedmówcami, że to kawał dobrej postaciowej roboty na bardzo wielu płaszczyznach. Życzę jej spełnienia zawodowego, uczuciowego i towarzyskiego, a przede wszystkim możliwości wyzbycia się tej sztucznej łatki idealnej córeczki, która musi ją uwierać. Jutro odezwę się do Ciebie na maila z propozycją relacji, jeśli oczywiście masz ochotę spoufalać się z moim gburem :D Życzę Ci morza weny, cudownych wątków i samych miłych chwil na blogu!]

    Ambrose Crow

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ależ ja ją uwielbiam, świetna kreacja postaci, a końcówka karty to mistrzostwo. Współczuję jej tak toksycznych rodzinnych relacji. Mam nadzieję, że mimo wszystko uda jej się kiedyś wyrwać z miasteczka i żyć dokładnie tak, jak sobie to zaplanuje. Myślę, że z Henrym znaleźlibyśmy kilka punktów zaczepienia, zwłaszcza, że pochodzą z podobnych sfer, więc jeśli miałabyś ochotę coś wspólnie stworzyć, zapraszam :) Życzę dużo weny! :)]

    Henry J.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj w Mariesville, windflower!
    Twoja Penelope to prawdziwie intrygująca postać – perfekcjonistka z pozoru, która skrywa pod powierzchnią zupełnie inną naturę. Z pewnością wniesie sporo emocji do miasta i zapewni sporo zaskakujących zwrotów akcji.

    Udanej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  7. — Jeszcze raz, Marco nie może iść, bo?
    Estella przewróciła oczami, poprawiając włosy, które przez wzgląd na nagły podmuch wiatru wpadły jej za okulary. Kiedy była nastolatką uparcie wciskała do oczu soczewki, ale raz zdarzyło się jej zapomnieć wyciągnąć je na noc, nabawiła się infekcji i jednocześnie traumy, że oślepnie. Teraz jednak, gdy studiowała, okulary dodawały jej powagi, jak sama twierdziła, z wyraźnie brzmiącą w głosie dumą i pewnością. Wada była na tyle mała, że prawdopodobnie wcale ich nie potrzebowała, nie przez cały czas, ale już na dobre wpisały się w bycie częścią jej osobowości.
    — Czy ty mnie w ogóle słuchasz? — Pokręciła głową, posyłając mu rozdrażnione spojrzenie. — Musiał zostać dłużej w robocie, wiesz ile teraz mają pracy? Nie każdy może się lenić przez większość dnia.
    Uniósł brwi, nie dopytując już, z jakiego powodu to jemu się obrywa, gdy jako jedyny nie znalazł wymówki, żeby udać się z Estellą na wydarzenie organizowane przez ratusz. Właśnie przez to, że tak mało pracował. Znaczy się, oficjalnie, w radiu. Nie sądził, aby jego siostrę interesowało, że praktycznie każdą wolną chwilę poświęcał na tworzenie nowej muzyki, która chociaż ostatecznie lądowała w folderze wciśniętym w folder, to była obiecującym początkiem. Brak weny twórczej doskwierał mu od wyjścia z ośrodka, przez co dobijał się myślą, że potrzebował stymulantów, aby w ogóle cokolwiek napisać, teraz bezpowrotnie wyzbyty z tej cząstki siebie, która odpowiadała za kreatywność. Siadał przed pianinem i uderzał w klawisze, ale potrafił jedynie naśladować znane już rytmy, to samo z gitarą. Coś się jednak zmieniło, ale nie chciał zapeszać, zwykle mało przesądny, ostatnio pomny na uniknięcie jakiejkolwiek ewentualności mogącej spieprzyć wyjątkowo dobrą passę.
    — A… po co my właściwie tam idziemy? — zapytał po chwili. Estella wydała z siebie pełne frustracji warknięcie, ale przyciągnięta za ramię roześmiała się pogodnie. — Nabijam się. Tylko nie za długo, dobra? Może i pracuję mniej niż byś mi życzyła, ale wciąż muszę się przygotować dla moich dwóch słuchaczy.
    Wiedział, że będzie pełnił wyłącznie funkcję ozdobną, a po mniej więcej kwadransie siostra kompletnie zapomni o jego istnieniu, zajęta swoimi sprawami. Był na to przygotowany, upewniając się wcześniej, że nie zmarnuje popołudnia aż tak, aby chociażby czegoś nie zjeść. Atrakcje przewidywały bowiem poczęstunek, warsztaty o czymś, o czym nie miał pojęcia (ale był gotów się dowiedzieć), i rozstrzygnięcie konkursu na najlepszą wyklejankę z obierków po jabłkach. Tylko przez chwilę, bo nie był jeszcze aż tak zgorzkniały, zastanawiał się nad tym, jak przedszkolaki powstrzymały procesy gnilne ich obierkowych misiów, kwiatków, chmurek i innych obiektów łatwych do przekalkowania przez skupione na prostocie dzieci. Będzie miał czas się posiąść tę wiedzę. Estella zniknęła nawet wcześniej niż się spodziewał, znajdując swoje koleżanki i wciskając mu do ręki smoothie za dwa dolary, jakby zielona mieszanka warzyw i owoców miała wynagrodzić mu, że nie był teraz w swojej kawalerce, robiąc coś faktycznie przydatnego.
    Wsunął rękę do kieszeni spodni, drugą dalej trzymając wilgotny, plastikowy kubek z napojem, który smakował jak breja. Wiedział, że Aaron dałby mu za to po głowie, ale wbrew dobru świata cieszył się, że na głębokie południe nie dotarli jeszcze aktywiści ratujący żółwie, bo dzięki temu wciąż mogli cieszyć się plastikowymi słomkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W innym wypadku breja wygrałaby walkę z papierem, a słomka przeistoczyłaby się w smutny zwis ociekający sokiem jabłkowym zmieszanym z innym sokiem jabłkowym. Może wtedy nie mógłby się napić. I na pewno miąższ nie stanąłby mu w gardle. Nie musiałby przycisnąć pięści do ust, aby nie zwrócić na siebie uwagi duszącym kaszlem. To bez znaczenia. Ona i tak odwróciła głowę.
      Był gotów przysiąc, że niezależnie od upływu czasu jej spojrzenie było tak samo elektryzujące. Wiedział, że walczyła ze sobą, aby ukryć zaskoczenie, przykryć je mieszanką niesmaku i obojętności, jakby jakąkolwiek inna reakcja miała sprawić, że zostanie mylnie zachęcony do spróbowania czegokolwiek, chociażby przyjaznego kiwnięcia głową. W najgorszym przypadku zmniejszenia dzielącego ich dystansu, przyciągnięcia jej do siebie i wciśnięcia języka do ust zanim zdąży mu powiedzieć, że go nienawidzi. Byłby bardziej skory do porzucenia wszelkich zahamowań, gdyby gdzieś w pobliżu kręcił się jej ojciec, teraz w wieku, który bardziej niż wcześniej narażał go na zawał. Seniora Dixona nie mogło być jednak nigdzie dookoła, o czym świadczyło kilka nadprogramowych guzików odpiętych w jej bluzce. Zauważył od razu, wciąż głodny tego widoku, jakby nie poznał jej ciała lepiej niż ktokolwiek inny. Jakby nie nosiła na skórze śladu przeznaczonego tylko dla niego.
      Była rozbrajająco piękna.
      Równie zjawiskowa jak wtedy, gdy pierwszy raz spojrzał na nią inaczej. Wciąż pamiętał z lekcji biologii, że najbardziej wyjątkowe, przyciągające wzrok zwierzęta zwykle okazywały się być jednocześnie najbardziej jadowite. Wpadał w pułapkę i niczego się nie uczył. Penny wyglądała tak, jakby miała wbić mu długopis w oko, debatując nad tym pomysłem tym gorliwiej im bliżej niej się znajdował.
      — Mogę dostać ulotkę? — wyciągnął rękę, przygotowany na to, że zostanie w nią uderzony kawałkiem papieru z wizerunkiem Marii Thompson na okładce. Zamiast tego otrzymał jednak zimne spojrzenie i usta zaciśnięte tak mocno, że zaczęły przypominać różową kreskę. — Niezbyt to profesjonalne, bo ja naprawdę chciałbym się czegoś dowiedzieć o… — Urwał, zerkając na zawartość broszury, którą ostatecznie sam wziął między palce. Uniósł nieznacznie brwi, nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmiechu. — Wekowaniu. No cóż.
      Westchnął, zupełnie jakby spodziewał się, że to wystarczy do rozładowania napięcia. Sprawienia, że ostatnie dwa lata, nawet nieco mniej, kompletnie nie zaistniały, a wszystko znów było… tak samo skomplikowane. Wciąż wolał tamto skomplikowane, gdy krzyczeli na siebie zamiast rozmawiać, a ich ciała zdradzały ich potrzeby i kompletnie wyśmiewały rozsądek. Tak cholernie za nią tęsknił.
      — Churri, proszę, kilka minut twojego czasu, dasz mi wyja—
      Nie dokończył, urywając w momencie, w którym do stolika z ulotkami podeszła kobieta w wieku jego matki, może trochę młodsza, nieprzejęta toczącą się rozmową. Kompletnie niezrażona przeglądała stos identycznych broszur, zupełnie jakby nie był to kawałek papieru, o którego istnieniu zapomni aż do czasu kolejnego sprzątania torebki, czyli za jakieś dwa miesiące.
      — A konkurs na najlepszy obrazek z obierków, to gdzie? — zapytała, patrząc na Penny. Damien musiał przycisnąć palec wskazujący i kciuk do grzbietu nosa. Wiedział, że gdyby byli sami, to już dawno znalazłaby sposób, aby go spławić, ale wciąż nie był gotów na omawianie wszystkiego, co chciał powiedzieć, przy tej połowie miasteczka, która się tu zebrała.

      Damien

      Usuń
  8. Miał wrażenie, że minęła cała wieczność zanim kobieta odeszła w końcu od stanowiska, jakby sama rozważała, czy ma jeszcze jakieś pytania, czy rzuci się na żywioł i podejmie największe ryzyko swojego życia - obejrzy resztę ekscytujących atrakcji spontanicznie. Damien westchnął, odprowadzając ją wzrokiem, ociężale przenosząc spojrzenie na Penny dopiero po chwili, jakby wierząc, że rzucanie obelg przyjdzie jej trudniej, gdy będzie sprawiał wrażenie niewzruszonego. Trochę był. Mówiła mu gorsze rzeczy, więc powinna była wiedzieć, że przyrównanie go do śmiecia zrobiłoby na nim faktyczne wrażenie może dekadę temu, gdy dopiero zapoznawał się z jej temperamentem. Teraz był bardziej skupiony na dyskomforcie związanym z miąższem między zębami i tym, że tak naprawdę nigdy nie lubił soku jabłkowego w żadnej postaci. Mary Thompson patrzyła na niego niemal z pogardą ze swojego ulotkowego portretu, i tego, który znów odłożył na stolik, i z tego leżącego na podłodze. Obawiał się, że nie o jego niechęć do legendarnych towarów eksportowych Mariesville jej chodziło. Kobieca solidarność nie miała go jednak zrazić, nawet gdy miał przeciwko sobie ducha kochanej przez ogół założycielki miasta i demona z krwi i kości, swoją Penny.
    — Zabrali mi telefon na odwyku. Wiedziałaś, że dużo osób zostawia jedno uzależnienie na rzecz drugiego? Podobno obsesja social mediów to plaga pierwszej kolejności, chociaż sądzę, że to była wyłącznie wymówka i po prostu nie chcieli, żebyśmy zadzwonili do jakiegoś dilera. W każdym razie, teraz palę jak pojebany. — Wzruszył ramionami. Nie wiedział, z jakiego powodu w ogóle jej to mówi, ale tylko taka kolej rzeczy wydawała mu się naturalna: Penny wiedziała o nim wszystko. Ta nieco ponad roczna luka ciążyła mu na umyśle. — Ale u ciebie się chyba nic nie zmieniło?
    Ton miał delikatnie oskarżycielski. Pobrzmiewała w nim nuta zawodu. Nie miała już osiemnastu lat, więc słuchanie zgorzkniałego rasisty, który winę za wszystkie swoje porażki zrzucał na innych przestało być urocze. Z drugiej strony, o czym też wiedział, gdyby wyrwała się spod skrzydeł ojca w pełni, to może teraz widziałby ją z pierścionkiem na palcu i dzieciakiem przypadkowego idioty w drodze, bo nie byłoby nikogo, kto mówiłby jej, że ten nie jest dość dobry.
    On chciał być. Wiedział, że może być.
    A jednak nikt, żadna inna osoba na całym świecie, nie była w stanie wywołać w nim mieszanki tak skrajnych emocji. Mógł tylko przewrócić oczami i zapleść ręce na klatce piersiowej, wciąż odczekując kilka sekund dłużej, jakby łudził się, że zaraz sama machnie ręką i przyzna, że powiedziała za dużo. Nie, nie ona, a chociaż kochał Penelope Dixon do bólu, w całej jej zaburzonej wspaniałości, to wciąż miał czasem ochotę nią potrząsnąć i wymusić przyznanie, że zachowuje się jak skończona wariatka.
    — No tak, chcę z tobą porozmawiać tylko po to, żeby dobrać się do twoich majtek. Dorośnij, Penny, nigdy nie chodziło tylko o seks, a jeśli takie masz wyobrażenie, to może niepotrzebnie marnuję sobie i tobie czas.
    Czuł na sobie zmartwione spojrzenie Estelli, nagle znów zainteresowanej chwilę wcześniej porzuconym bratem. Cała jego rodzina wiedziała, że jego relacja z Penny to huragan gotów przybrać możliwie najbardziej niszczycielską postać w dowolnym momencie. Nie byli temu związkowi przeciwni, ale nigdy nie ukrywali jednocześnie, że chętniej widzieliby ich dwójkę osobno niż razem: bez wybuchów, trzaskania drzwiami, przyciągania tak silnego, że rujnowali wszystko na swojej drodze. Damien nigdy nie był niepoprawnym optymistą, ale nie mógł dać im, ani Penny, wygrać w tej batalii opinii. Byli też dla siebie dobrzy, czuli i kochający. Nikt nie rozumiał jej szalonego umysłu tak dobrze jak on, nikt nie był dla niego taką muzą jak ona. Sprowadzanie wszystkiego do jednej rzeczy, próby wmówienia, że wszystko inne było nic nie warte, podnosiło mu ciśnienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak… nie mógł pozbyć się wątpliwości, których istnienie podsycały fakty. Nie panował nad własnymi słowami, już teraz wiedząc, że później będzie żałował, że nie udało mu się zachować spokoju, tak jak obiecał samemu sobie, że zrobi. No i strasznie chciało mu się teraz palić.
      — Aaron przyjechał mnie odwiedzić, dwa razy. A ty? Każdego pieprzonego dnia łudziłem się, że przyjdziesz, ale skoro nie mogłaś się ze mną dobrze bawić, to już nie byłem ci potrzebny? Może jednak masz rację, może zawsze chodziło tylko o seks, a prochy tak namieszały mi w głowie, że widzę rzeczy, których nigdy nie było — wytknął złośliwie. Gdyby nie to, że większość odwiedzających znajdowała się na zewnątrz budynku, to na pewno zostaliby podsłuchani, generując nowy zestaw plotek, które jakimś cudem zawsze omijały uszy pieprzonego Thomasa Dixona. Od powrotu widział go dwa razy, a jego dzień dobry! było umiejętnie ignorowane, być może z racji ironicznego tonu zamkniętego nawet w powitaniu. — Obwiniasz mnie o wszystko, bo zawsze wmawiano ci, że masz rację, ty, nikt inny, ale otwórz w końcu oczy i wyjdź z tej cholernej bańki, którą dla ciebie stworzono, Penny. Nie jesteś nieomylna, a to, co stało się z nami, nie jest tylko moją zasługą.
      Żałował, że dał się ponieść emocjom. Nie o to mu chodziło. Naprawdę chciał porozmawiać. Rzecz w tym, że Penny nie za bardzo rozmawiać umiała, a już na pewno nie o swoich uczuciach, cudzych uczuciach i konsekwencjach, które to za sobą ciągnęło. Próbował przebić się przez jej skorupę i chociaż swego czasu odniósł sukces, to teraz wiedział, że cały proces trzeba będzie zacząć całkowicie od nowa. Podjął szereg złych decyzji, których żałował, ale nigdy nie sądził, że przyjdzie mu zapłacić za nie tak ogromną cenę.
      — Penelope! — Linda Thompson zmaterializowała się obok nich tak nagle, że Damien wzdrygnął się zaskoczony. — Och, i młody Figueroa. Emily wspominała, że pracujesz w radiu? Muszę kiedyś koniecznie posłuchać.
      Wymusił uśmiech, nie mogąc inaczej na widok dobrodusznej twarzy bibliotekarki. Napięta atmosfera nie zraziła kobiety, która zajęła się porządkowaniem już całkiem schludnego stolika, poprawiając nawet płatki kwiatów wetkniętych do ozdobnego wazonu.
      — W każdym razie, kochana, potrzeba więcej ulotek dla naszego towarzystwa historycznego. Weź kolegę i przynieście całe pudło ze składzika, dobrze? Jak to będzie wyglądać, gdy zabraknie broszurek, nie możemy na to pozwolić!

      i know u love me

      Usuń
  9. [Dobrze to wszystko Penny rozegrała - totalnie podziwiam i jej kibicuję! Choć takie miejscami podwójne życie musi też męczyć.
    Cóż, przychodzę z opóźnionym przywitaniem - i witam cieplutko, życząc jednocześnie samych cudownych historii!]

    Eloise

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Oooh... Ja właśnie też to zobaczyłam. Pytanie tylko, czego Pen może szukać w pensjonacie... Ale na pewno swój powód znajdzie!

    To co... Idziemy w to? :D ]


    Abi

    OdpowiedzUsuń
  11. [Nie chciałabym, żeby Juliet jadła kiedykolwiek jabłko na oczach Penelope ;D To aż strach, żeby się nie zadławić na dobre! A tak całkiem na poważnie, zaserwowałaś porządną historię. Wyróżnia się. Jest zupełnie inna. Taka nieoczywista. Aż ciężko uwierzyć, że przez tyle lat umiejętnie gra idealną córkę przed ojcem, a tak naprawdę to trochę diabeł w ludzkiej skórze ;D Daleko jej do anioła, ale miasteczko potrzebuje takich ludzi, jak ona! Sukcesów na blogu ^^]

    JULIET MURRAY

    OdpowiedzUsuń
  12. — Nawet nie wymówiłem jego imienia, słoneczko, to ty masz obsesję i paranoję jednocześnie. Sprawdzić, czy nie ma go pod stołem? Zainstalował tu podsłuch? Ma dostęp do kamer? Na litość boską, ogarnij się.
    Penny nie rozumiała, że istnienie jej i jej ojca było zbyt ściśle powiązane, aby można było myśleć o jednym bez myślenia o drugim. Niestety. Wolałby na dobre wyciszyć swoją głowę i zapomnieć o tym, że Thomas w ogóle istniał, teraz na pewno niesamowicie dumny z siebie, że jednak się względem niego nie pomylił, że słusznie ostrzegał swoją ukochaną córeczkę, żałując zapewne, że ta ostatnia wciągnięta kreska nie była również ogólnie ostatnią czynnością, jakiej Damien dokonał. Wiele nocy poświęcił na rozważanie tego wszystkiego, wypominając sobie głupotę i czując wstyd, że ten chujek mógł faktycznie mieć rację, a Penny była dla niego za dobra, z całym swoim szaleństwem, które ktoś inny, ktoś właściwy, być może mógłby okiełznać. Był jednak egoistą, który nie potrafił pogodzić się z myślą, że jego ukochana miałaby znaleźć się w ramionach mężczyzny, którym on nie był, nie dopóki wciąż istniał cień szansy i nadzieja na to, że będą potrafili ze sobą porozmawiać.
    Sam nie wiedział, jakiego rezultatu właściwie oczekiwał. Powrotu do tego, co było kiedyś? Do emocji tak silnych, że popychały ich w destrukcyjne strony? A jednocześnie składające się na najlepsze doświadczenia, jakich kiedykolwiek zaznał. Tęsknił za jej śmiechem, za tańcem w kuchni, gdy ubrana wyłącznie w jego koszulkę śpiewała piosenki ABBY, za winem pitym na balkonie, siedząc naprzeciw siebie ze splecionymi nogami, rozmawiając o rzeczach tak abstrakcyjnych, że rozumieć mogły je wyłącznie ich pochłonięte sobą nawzajem umysły. Była wszystkim, czego potrzebował.
    Nawet, gdy próbowała go odepchnąć, siląc się na okrucieństwo.
    Ktoś, kto Peneleope nie znał, mógłby odpuścić po usłyszeniu wszystkiego, co właśnie mu powiedziała, ale Damien był wyuczony jej reakcji, jej emocji, nawet sposobu, w jaki odgarniała włosy z twarzy, gdy potrzebowała chwili na zebranie myśli przed zadaniem kolejnego ciosu. Znał ją lepiej niż ona sama znała siebie, każdy centymetr jej ciała i każdy zakamarek jej mrocznego umysłu, który przyciągał go mocniej i mocniej, z każdą chwilą szaleństwa jeszcze bardziej. Dopiero przy niej tak naprawdę czuł, że żyje, mogąc zaczerpnąć oddech ściśniętymi obawą płucami.
    — I jak sobie to wyobrażasz? Będziemy się widywać w tym cholernym miasteczku i udawać, że się nie znamy? Nie odpowiesz na moje przywitanie, będziesz usilnie odwracać wzrok, gdy będziemy się mijać, wyjdziesz z knajpy, gdy mnie tam zobaczysz? — Przewrócił oczami, nie kryjąc irytacji. — Nie oświadczam ci się, wariatko, chcę po prostu…
    Zawahał się. Nie wiedział. Cholera, naprawdę nie wiedział, czego on tak właściwie chce. Miał kilka opcji, ale żadna nie wydawała się dość dobra, wystarczająco satysfakcjonująca, dość rozsądna, chociaż pieprzyć rozsądek. Ostatecznie wyraz jego twarzy złagodniał, gdy na chwilę opuścił wzrok, przyglądając się jej palcom zakończonym schludnymi paznokciami pomalowanymi na blady róż. Nie mógłby zliczyć ile razy zostawiały na jego plecach ślady, ale również przeczesywały jego włosy w czułym odruchu, gdy miał je trochę zbyt długie, a przez to podatne na wiatr, uwielbiające kręcić się, gdy na zewnątrz zaczynało być choć trochę wilgotno. Spojrzenie, które jej posłał, było pozbawione wcześniejszego gniewu, bo chyba w końcu zrozumiał. Mając ją przed sobą, waleczną, piękną, złośliwą i zranioną. Mogła udawać, że ich historia jest zamkniętym rozdziałem, który nie pozostawił piętna, ale oszukiwałaby przede wszystkim samą siebie, bo każdy, nawet postronny obserwator wiedziałby, że to okrutne kłamstwo.
    — Chcę, żebyś przestała mnie nienawidzić, Penny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerwana rozmowa nie pozwoliła mu dodać niczego więcej. Nie mógł też domagać się wyjaśnień, nie wiedząc kompletnie, w jaki sposób zinterpretować jej przytyk względem jego rodziny. Wiedział, że będzie musiał o to zapytać, a jeśli nie ją, to na pewno swojego brata czy matkę, osoby decyzyjne, gdy chodziło o wszystko, co miało jakiekolwiek znaczenie. Obawiał się tego momentu, nie chcąc powodować rozłamu, wywoływać kłótni, czy ucinać kontaktu z osobami, które wspierały go niezależnie od wszystkiego. Jeśli jednak dokonali za niego wyboru w kwestii, w której nie mieli prawa tego robić, to był gotów uświadomić im ten błąd. Nagle wszystkie zdawkowe odpowiedzi i unikanie tematu Penelope zaczęło nabierać głębszego, smutnego sensu, jaki wypełniał go poczuciem niepewności oraz strachem przed odpowiedzią. Wiedział, że nigdy nie byli jej szczególnie przychylni, ale to… Dłoń, która znajdowała się w jego kieszeni, wbiła paznokcie w szorstką skórę, zmuszając go do porzucenia tych rozważań, przynajmniej teraz. Pani Thompson i tak przypatrywała mu się ze zmartwieniem, nie chciał dać jej powodów do kolejnych plotek.
      — Jasne, chętnie pomogę. Kim jestem, aby blokować ciekawskim umysłom pochłanianie wiedzy na tak istotne tematy? — zapytał retorycznie, posyłając kobiecie uśmiech, którego - zgodnie z jego przewidywaniem - nie odczytała jako ironicznego.
      — Dokładnie, dokładnie o tym mówię! — Ucieszyła się, klepiąc go po plecach. Miała zadziwiająco dużo siły. — Nie zawiedźcie mnie, dzieciaki.
      Penny nie zwlekała, zupełnie jakby łudziła się, że niemal biegnąc przez cały korytarz w swoich dizajnjserskich szpilkach nie będzie wyglądała podejrzanie. Damien podążył za nią, wolniej, zostawiając miedzy nimi na tyle dużo przestrzeni, aby mogła pomyśleć, że jednak zrezygnował, ale wiedział, że wówczas wcale nie poczuje ulgi. Prędzej zawód. Na to czekał. Odwróciła się, a on posłał jej szeroki, niemal zwycięski uśmiech, jakby przyłapał ją na czymś, co pragnęła zachować w tajemnicy jeszcze przez chwilę.
      — Nie martw się, jestem. Obiecałem twojej ciotce, że pomogę. Jak mógłbym się teraz wycofać?
      Penelope siłowała się z kluczem do drzwi schowka, a Damien nonszalancko oparł się barkiem o ścianę tuż obok. Cały zgiełk imprezy zostawili za sobą, teraz docierały do nich wyłącznie pojedyncze okrzyki i śmiechy dzieci, zmieszane rozmowy dorosłych, przypadkowa muzyka przygrywająca wydarzeniu. Wystarczyło, żeby się nachylił, a mógłby lepiej poczuć zapach jej perfum, jego ulubionych, bo chociaż przechodziła przez fazy różnych zapachów, to zawsze wracała do tego, który komplementował najbardziej. Miała teraz dłuższe włosy, a gdy wyciągnął dłoń, aby dotknąć jej karku, to poczuł łaskotanie złotych kosmyków na skórze dłoni. Zadrżała. Wiedział, gdzie skierować palce, wcale nie musząc wciskać ich pod jej ubranie, aby wstrzymała oddech, a jej dolna warga została przygryziona, niszcząc starannie nałożony błyszczyk.
      — Powiedz mi, żebym sobie poszedł, każ mi spierdalać, mów mi, że mnie nie chcesz, że tego nie czujesz, że jesteśmy skończeni, że nie masz ochoty, a ja zostawię cię w spokoju…
      Nachylił się, nie zmniejszając jednak dzielącego ich dystansu w pełni, po części, aby dalej się z nią podroczyć, ale głównie po to, aby nie odbierać jej wyboru. Bądź jego iluzji.

      it's you, it's you, it's all for you

      Usuń
  13. Ile razy kazała mu spierdalać? Ciężko byłoby mu zliczyć, gdyby podjął się tego zadania. Nie chcę cię więcej widzieć rzucane w szale, na przykład, gdy dał się sfotografować z jakąś modelką, której imienia nawet nie znał. Uchylał się później przed wazonem, który kilka dni wcześniej wybierali razem w Anthropologie, bo Penny roześmiała się na propozycję pójścia do Targetu. Wielki bukiet, podarowany z okazji rocznicy-nie-rocznicy, rozsypał się pomiędzy odłamkami ceramiki niewartej swojej ceny, a on zamiast zarzucić jej szaleństwo czuł skok adrenaliny i przyciąganie jeszcze większe niż wcześniej. Złapał ją za włosy, odchylił jej głowę i zostawił na jej szyi pocałunek tak namiętny, że pozostawiony ślad musiała przykrywać golfami przez następnych kilka dni, bo zbliżał się termin powrotu do domu w ramach przerwy od zajęć. To nie był jedyny raz. Mówiła rzeczy, których wcale nie miała na myśli, bo lubiła go prowokować, lubiła przekraczać z nim granice i testować, na jak wiele jeszcze jej pozwoli zanim nie rzuci tego wszystkiego w cholerę. Był chyba jedynym mężczyzną będącym w stanie nie tylko wytrzymać to wszystko, ale też okiełznać jej dzikość w taki sposób, aby wcale jej nie tłamsić. Chwile zawahania nie wpływały na ostateczne wnioski: coś musieli jednak robić dobrze. Takiej namiętności nie można było tak po prostu udawać. Miał wrażenie, za każdym razem, że rozbierając ją odkrywał jej ciało od nowa, przemierzając je językiem i ustami, badając jej reakcje i wyczekując tych, z którymi już był zaznajomiony.
    Kochał jej krzyk, jej swobodę, jej pasję. Ręce zaciskane na pościeli i biodra drżące z powodu wyczekiwanego orgazmu.
    Żadna inna kobieta nie była w stanie doprowadzić go do tej samej, choćby zbliżonej przyjemności. Była jego pierwszą, a on był jej pierwszym. Zupełnie jakby chrześcijańscy fundamentaliści mieli w tej jednej kwestii rację, gdy usiłowali wszystkim wmówić, że jedno zbliżenie wystarczyło, aby ciało było oddane tylko tej jednej, jedynej osobie. Nie wierzył, aby Bóg rzeczywiście miał w tym jakikolwiek udział. Wszystko sprowadzało się do nudnych reakcji chemicznych, ale mających jakże wspaniały, ciekawy rezultat.
    Nauka wciąż nie była w stanie określić skali wyrażającej to, jak bardzo jej potrzebował. Przesuwając wzrokiem wzdłuż jej ślicznej twarzy, która pierwszy raz od momentu ich spotkania nie zionęła nienawiścią. Patrzył na nią z odległości zaledwie kilku centymetrów, tuż przed bliskością, która rozmyłaby pole widzenia i odebrała mu tę wyjątkowość obserwowania. Jej oczu, policzków, warg, które otarły się o jego i z trudem powstrzymały go od zerwania z niej ubrań na środku korytarza w budynku użyteczności publicznej. Wiedział jednak, że noc spędzona w areszcie i każda plotka, jaka urodziłaby się z  powodu ich nieostrożności, byłaby tego warta.
    — Wcale nie chciałaś, żebym odszedł, przecież wiesz — odparł, a kącik jego ust drgnął, unosząc się ku górze. Nie mógł opanować hedonistycznej dumy związanej z tym, że chociaż mogła udawać, mogła się wzbraniać, była jego. Zawsze. — Nigdy nie wygraliśmy tej walki.
    Po przeciwnym stronie ringu: postanowienie o trzymaniu się od siebie z daleka. Zawsze tak samo słabe, nieprzygotowane do starcia, istniejące wyłącznie jako wymuszona potrzeba poczucia chwilowej kontroli nad swoim życiem. Ale… pieprzyć kontrolę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyciągnął ją do siebie tą dłonią, która dalej spoczywała na jej karku, chwilę wcześniej kciukiem głaszczą linię włosów. Smak jej warg natychmiast rozszedł się po wnętrzu jego ust, słodki i cierpki jednocześnie, jakby wszystko, co składało się na Penelope, musiało być duetem skrajności. Schowek wpuścił ich do środka już bez większych problemów, a drzwi zamknęły z hukiem plecy Penny, gdy Damien przyparł ją do ściany. Jego dłonie przesuwały się wzdłuż jej twarzy, ostatecznie zatrzymując po obu stronach szyi, utrzymując jej podbródek ku górze. Zdążył zapomnieć, jak elektryzujące i niezwykle było to uczucie. Jak mocno potrafiło bić jego serce. Jak bardzo jego ciało było jej oddane, reagując nawet na najmniejszy dotyk. Z wzajemnością. Znajdował się tak blisko, że czuła materiał jego ubrania ocierający się o jej, włącznie z wybrzuszeniem w jego spodniach. Żałował, że to pomieszczenie gospodarcze miało tak słabe światło: chciał ją widzieć, chciał dowiedzieć się wszystkiego na nowo, upewnić, że jego fantazje dalej pokrywały się z rzeczywistością. To musiało jednak wystarczyć.
      — Myślałem, że się zajebię bez twojego dotyku, Penny — przyznał między pocałunkami, coraz bardziej niecierpliwymi. Nie sądził, aby istniało cokolwiek, co mogłoby ją teraz od niego oderwać. Był prawdopodobnie jedyną osobą, która wiedziała jak bardzo seksualna, wyzwolona i świadoma swoich należnych przyjemności była. Szczycił się tym, że nikt nie dotykał jej równie umiejętnie. Nikt nie potrafił tego robić, a ona nie dawała im kolejnej szansy, aby się nauczyli. Była wymagającą kochanką, ale jednocześnie niezwykle wdzięczną, a jej język potrafił czynić legendarne rzeczy. Napisał raz o tym piosenkę, chociaż wytwórnia kazała mu ją schować na dno szuflady i poczekać aż Marylin Manson zainteresuje się odkupieniem tak odważnego tekstu.
      Ujął jej podbródek między palce, chcąc utrzymać nieprzerwany kontakt wzrokowy. Wyglądała na niemal zirytowaną słabościami własnego ciała, podczas gdy Damien nie mógł powstrzymać zadziornego, pełnego satysfakcji uśmiechu, gdy wsuwał rękę za materiał jej spódnicy. Nie miała na sobie bielizny, co choć było czymś naturalnym za czasów ich związku, teraz było niespodzianką, która tylko bardziej go podekscytowała. Był gotów ściągnąć jej majtki zębami, ale ta opcja podobała mu się równie mocno. Jej też. Wiedział, że jej też. Wilgoć, jaką poczuł między palcami, sprawiła, że ponownie nachylił się i pociągnął za jej dolną wargę, zostawiając na niej krótki pocałunek.
      — Wiedziałem, że się za mną tęskniłaś. — Nie mógł sobie odmówić. Wiedział, że teraz nie ryzykował dostaniem w twarz, czy kolejną obelgą. Jej oddech przyspieszył, a z ust wydobywały się ciche pomruki, które świadczyły o przyjemności spowodowanej ruchem jego dłoni.  

      i will adore you even after
      you change your mind about me

      Usuń
  14. Wiedział, że ten brak majtek nie był decyzją podjętą przez wzgląd na niego, ale to nie miało teraz znaczenia. Penelope ignorująca szafkę z bielizną, ta sprzed kilku godzin, wciąż wierzyła, że nie chce go widzieć, nie chce mieć z nim nic wspólnego i najlepiej, gdyby udało się całkiem wymazać ich wspólną historię, już na dobre. Nawet jej wersja sprzed dziesięciu minut próbowała upierać się przy tym samym, choć determinacja topniała wraz ze wzrostem temperatury ciał, a wystarczyły tylko krótkie, magnetyczne spojrzenia i pożeranie się wzrokiem, nawet podczas dyskusji pełnej złośliwości, obelg i oskarżeń. A może zwłaszcza podczas takiej, jakby ładowali się negatywnymi emocjami, aby dać im upust w ten a nie inny sposób. To nie było zdrowe, nie było też poprawne, nie odnosiło się do kanw żadnych zasad, daleko od jakichkolwiek granic, ale… działało. Damien zawsze uważał normalność za słowo o najbardziej wymuszonej definicji, zastanawiając się, kto podjął decyzję, aby określić jeden zbiór zachowań jako społecznie akceptowalny, pozostawiając szeroką grupę w szarej strefie potencjalnej dezaprobaty. Tworzyli własne normy. Burzliwe, głośne i budzące zgorszenie, ale wiedział, że w ponurych spojrzeniach tkwiła zazdrość wywołana potrzebą skosztowania czegoś równie wyzwalającego, ale nieosiągalnego. Czuł się wyjątkowy. Z ustami na jej karku, palcami poruszającymi się w niej i wolną dłonią, która przez materiał spódnicy ścisnęła jej pośladek.
    — Ile orgazmów musiałaś udawać, żeby pozbyć się z łóżka tych wszystkich facetów, którzy nie byli mną? — zapytał, a w jego głosie słychać było uśmiech. Owionął jej ucho ciepłym oddechem, zaraz później przygryzając jego płatek, choć nie drocząc się nazbyt długo. Był zachłanny, pragnąc zbadać każdy fragment jej skóry tu i teraz, nacieszyć się jej bliskością, ale jednocześnie niczego nie przeciągać, bo czekał na ten moment zdecydowanie zbyt długo, teraz uwidaczniając swoje zniecierpliwienie. Każda komórka jego ciała rwała się do niej, czcząc ją, adorując, biorąc to, co było mu należne. Uwielbiała jego zaborczość, nie miał wątpliwości. — Wystarczyło, że znalazłem się obok i cała drżałaś z podniecenia, kochanie.
    Z wzajemnością, o czym nie musiał wspominać, była tego świadoma. Widziała jego wygłodniały wzrok i czuła na sobie jego łapczywość, jakby za wszelką cenę chciał się nasycić, chociaż było to pragnienie wymagające ciągłego, bezustannego zaspokajania. Z trudem powstrzymał się przed oderwaniem guzików w jej bluzce, teraz chaotycznie rozpinając je zwinnymi palcami, aby odsłonić kolejny fragment jej doskonałego ciała. Penny była próżna, dzięki czemu wyglądała jak modelka wczesnego millenium, wierna tym kanonom piękna, które wielu przestały już obchodzić. Uwielbiałby ją niezależnie od wszystkiego ale to, jak wiele czasu poświęcała na zachowanie swojej doskonałości, doprowadzało go do pierwotnego rodzaju szaleństwa. Tym mocniejszego, gdy znów przyłapał ją na kłamstwie.
    — Nigdy nie przestałaś chcieć być moja. — Oblizał wargi, znów przeklinając słabe światło składzika. Ciemnych zawijasów na jej skórze, tuż pod biustem, nie dało się jednak pomylić z niczym innym, a chociaż tak naprawdę wiedział, że kłamała, że na pewno nie pozbyła się swojego tatuażu, to wciąż poczuł ulgę. I jeszcze większe podniecenie. Ich świadectwa wzajemnej miłości i oddania nadal tam były, pamiątki lat durnych, lekkomyślnych i pozbawionych zahamowań. Mógł być teraz o dekadę starszy, ale gdyby znów zaciągnęła go do salonu tatuażu, to nie wahałby się nawet przez sekundę.
    Do palców, które wciąż znajdowały się w jej wnętrzu, dołączył kciuk odpowiedzialny za spotęgowanie drżenia jej nóg. Masował jej kobiecość, bez trudu odnajdując ten najbardziej newralgiczny punkt, jednocześnie odbierając Penny oddech. Czuł jej paznokcie na swoich ramionach, samemu zmuszony do powstrzymania cichego westchnienia, bo w spodniach zaczynało boleśnie brakować mu miejsca i wyłącznie resztki silnej woli powstrzymywały go od odwrócenia jej, przyciśnięcia się do jej pleców i zminimalizowania dzielącego ich dystansu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pragnął jej tak bardzo, że nie umiał pozwolić sobie na ten egoizm, chciał zapewnić jej coś, o czym będzie mogła myśleć nocą, dotykając się przez materiał piżamy. O jego palcach, o jego języku i jego ustach. O tym, że patrzył na nią intensywnie, gdy jęczała, a całe jej ciało wiło się niekontrolowanie, niezdolne do przyjęcia tak ogromnej przyjemności po tak długim czasie tęsknoty za tym uczuciem.
      — Patrz na mnie. — Wyszeptał stanowczo, chwytając ją za podbródek, aby odchyloną głowę ponownie przyciągnąć do przodu. Chciał widzieć każdą, nawet najmniejszą zmianę w emocjach, każdy rumieniec, lepiej słyszeć wszystkie dźwięki, które z siebie wydawała. Wyzwalała w nim seksualność, jakiej nie był w stanie odkryć nikt inny, wszystkie jego fetysze i zachcianki były związane wyłącznie z jej ciałem. Była wszystkim, czego potrzebował, a dawanie jej orgazmu znajdowało się na szczycie podstawowych potrzeb, całkowicie rujnując hierarchię wypracowaną przez Maslowa. Damien wiedział lepiej. Nie mógł się więc droczyć. Doprowadził ją do ostatecznego spełnienia, przedłużając ten moment nieustającym dotykiem, który przeistoczony w cudowny dyskomfort zmusił ją do zaciśnięcia nóg i niemal płaczliwych jęków. Rzadko kiedy miał ją przed sobą tak uległą, oddaną, gotową pozwolić mu na wszystko, czego pragnął, aby tylko dalej było jej tak dobrze.
      Odsunął się niemal z żalem, pozwalając plecom Penny na podtrzymanie jej w pionie, gdy oparta o drzwi walczyła z oddechem.
      Z wciąż utrzymywanym kontaktem wzrokowym podniósł palce pokryte jej wilgocią, przysuwając je do twarzy i przeciągając po nich językiem. Słony smak jej podniecenia wypełnił jego usta, wyrywając z gardła cichy pomruk aprobaty, gdy Penny obserwowała go z uwagą wciąż na wpół zamroczoną ekstazą. Chciał więcej. Przyklęknąć przed nią, rozchylić jej uda i sprawić, że zagłuszy nawet ten cholerny, jazgotliwy jazz, którego nawet mimo bycia muzykiem po prostu nie umiał docenić. Wiedział jednocześnie, że to nie był moment, w którym zasłużyła na więcej, poza tym jego chciwość nie odnosiła wyłącznie jej potrzeb, chociaż wiedział, że lubiła jego stanowczość. Ponownie zmniejszył dzielący ich dystans, a te same palce, które nosiły teraz mieszankę jego śliny i jej wilgoci, oparł o jej głowę, naciskając w dół i bez trudu sprowadzając ją na kolana.
      — Wiesz, co robić.

      somewhere between hopeless
      romantic and sex addict

      Usuń
  15. Cześć! :)

    A to Ci ciekawe zajęcie - w życiu bym na to nie wpadła. Bardzo inspirująca postać, lubimy takie silne babki. Zaproponowałabym Laurę albo Stevie jako koleżankę, ale nie wiem czy dziewczyny odnalazłyby ze sobą wspólny język. Życzę miłego poniedziałku i dużo, dużo weny.

    Steven Baker oraz czyhający w roboczych Laura Doe && Geonwoo Parks

    OdpowiedzUsuń