3.10.2024

[KP] Isabela Redwood

did i hit a nerve, bitch boy?

30 X 1993 —— BRIGHTON, ANGLIA → NOWY JORK, NOWY JORK → MARIESVILLE, GEORGIA ——  CÓRKA PROKURATORKI ORAZ WŁAŚCICIELA SIECI SKLEPÓW JUBILERSKICH —— OB/GYN W SZPITALU W CAMDEN —— STUDIA MEDYCZNE UKOŃCZONE NA COLUMBIA UNIVERSITY —— MIESZKANIE W DOWNTOWN —— NOWICJUSZKA —— POWIĄZANIA



Wychowała się w głośnym domu, pełnym śmiechu, muzyki z lat osiemdziesiątych i dźwięków gier komputerowych. Tak przynajmniej było w te dobre dni, pozbawione wybuchowej złości, wyzwisk oraz niepewności. Isabela szybko przyzwyczaiła się do hałasu, sprzecznych emocji, które odczuwała za każdym razem, gdy widziała samochody rodziców pojawiające się na podjeździe. Miejsce, w którym miała czuć się bezpiecznie, budziło w niej tylko niepokój. Przestała szukać zrozumienia w oczach starszych sióstr, pochłoniętych przez stosy podręczników prawniczych, zaczęła natomiast koncentrować się na swojej własnej przyszłości. Kiedy miała dziesięć lat, pierwszy raz zaczęła odpowiadać rodzicom na ich złość — w dwunaste urodziny złapała matkę za rękę, zanim ta zdążyła uderzyć jej twarz.

Jeśli czegoś nauczyła ją domowa niestabilność, to bycia gotową każdą na zmianę, spadające z nieba bomby i gorzki smak rozczarowania. Umiała się bronić, wybijać ściany, które dzieliły ją od wymarzonego celu, krzyczeć, kiedy nie chciano jej słuchać. W szkole radziła sobie świetnie, ale nigdy nie była ulubienicą nauczycieli — zachowywała się zbyt bezczelnie i nieustannie dopytywała, dopóki nie dostała zadowalającej odpowiedzi. Przyjmowała zaproszenia na prawie wszystkie imprezy, a na sprawdziany uczyła się z bólem głowy i elektrolitami w ręce. Aplikacje na studia składała z pewnością, że dostanie się tam, gdzie będzie chcieć.

Kontakt z rodziną ucięła po wielkiej kłótni. Na studiach poznała narzeczonego, którego pokochała stanowczo zbyt mocno, wbrew wszystkiemu, co podpowiadał jej rozsądek. Pierścionek zaręczynowy z wielkim diamentem wyrzuciła przez okno, gdy zastała niedoszłego męża w objęciach koleżanki z pracy. Isabela ma wrażenie, że wszystkich traci w płomieniach, nigdy tak po prostu. Kiedyś jej to przeszkadzało, teraz po prostu bawi. Ma tylko jedną przyjaciółkę, obecnie żyjącą na innym kontynencie, i wielu znajomych, którzy nie tęsknią za nią i których jej też nie brakuje.

W Mariesville znalazła się całkiem przypadkowo. Po zakończeniu rezydentury zastanawiała się, czy chce zostać w Nowym Jorku, ale szybko stwierdziła, że potrzebuje powiewu świeżości. Usłyszała o wakacie w szpitalu w Camden i, tknięta dziwnym przeczuciem, zdecydowała się na ubieganie się o posadę. Jakiś czas później spakowała się do trzech wielkich waliz, przyleciała do Mariesville i zaczęła pracę. Mieszka tutaj niecałe pół roku, ale na razie jest całkiem zadowolona. Podoba jej się życie w samym centrum urokliwej i tętniącej życiem miejscowości, tak innej od nieco zapomnianego już Brighton i porzuconego Nowego Jorku. Zdążyła już odnaleźć swoją ulubioną kawiarnię, bar z dobrymi drinkami i sklep, w którym kupuje papierosy.

Jest wygadana i często uśmiechnięta, ale mocno skryta. Ceni sobie towarzystwo, lecz nikomu nie pozwala zbliżyć się na zbyt niebezpieczny dystans. Łatwo się złości, szybko uspokaja. Nie znosi niesprawiedliwości oraz ignorancji, bez trudu wyraża swoje niezadowolenie czy irytację. Pierwsza do kłótni, ostatnia do pogodzenia się — bywa jadowita, potrafi być też mściwa. Mimo wszystko, zawsze broni słabszych, często rozdaje komplementy, w pracy dzieli się własnoręcznie pieczonymi ciastami, a na nocne dyżury przynosi kawę. Pacjentom oddaje serce, walczy o nich do ostatniej chwili. Uwielbia zabawę, ładne ubrania, koty, komedie romantyczne i kolorowe ozdoby do mieszkania. Ciągle jest przygotowana do odejścia, zostawienia za sobą wszystkiego w poszukiwaniu następnej wersji swojego życia, ale na ten moment... Na ten moment chyba wolałaby chociaż przez chwilę niczego nie zmieniać.

_________________________________


Wizerunku użycza przepiękna Florence Pugh.

Isabela to synteza kilku innych moich postaci i jestem bardzo ciekawa, co z tego wyniknie. <3 Zapraszamy wszystkich do wspólnej zabawy, Isabela może i gryzie, ale tylko sprowokowana...

mail: ketsurui567@gmail.com

20 komentarzy:

  1. [Przyznam, że pierwszy raz widzę taki zapis specjalizacji medycznej wybranej przez Isabelę. Cóż, człowiek podobno uczy się całe życie...
    W każdym razie panna Redwood jawi się jako niezwykle wielowymiarowa osóbka i coś mi mówi, że zajdzie za skórę równie wielu osobom, jak sprawi, że zostanie polubiona. Zresztą czyż przy takiej historii można się temu w ogóle dziwić ? Raczej nie, najważniejsze jednak, że udało jej się wydrzeć z ramion toksycznego domu i zacząć nowe życie, z którego wydaje się być względnie zadowolona.
    Życzę samych porywających wątków i wiecznych wybuchów weny, a w razie chęci na wspólną burzę mózgów, zapraszam. ]


    Manar, Delio & Liberty

    OdpowiedzUsuń
  2. [Mam nadzieję, że to właśnie ta mieścina będzie tym miejscem na ziemi, w którym Isabela zazna wreszcie spokoju, a przede wszystkim stabilności. Gdzie stworzy takie swoje własne, dobre dla siebie samej życie, o. Życzę Ci świetnej zabawy na blogu i całej masy fajnych historii! Na dniach odpiszę nam na mailu, bo teraz już będzie mi łatwiej pisać o śniegu po pas, gdy nie ma trzydziestostopniowych upałów :D Wiesz, gdzie mnie szukać wrazie co! Hej! :)]

    Rowan Johnson

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam panią doktor! Isabela to taka kobieta z pazurem, super - w każdej społeczności takiej potrzeba. Co prawda miała ciężkie dzieciństwo, ale wyszła z tego obronną ręką (o tyle o ile). Przynajmniej potrafiła o siebie zawalczyć. Samych ciekawych wątków i mnóstwa weny ;)]

    Jennifer

    OdpowiedzUsuń
  4. [O rety, ile w niej sprzeczności! Jest świetna, silna i zaradna, ale doszukuję się w niej również jakiejś głęboko skrywanej wrażliwości. Mam nadzieję, że tu w miasteczku tak cichym i spokojnym, taka dziewczyna z głośnego domu się odnajdzie! Oby już nie musiała wyburzać żadnych ścian!
    Dobrej zabawy! :) ]


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  5. [O, bardzo mi miło ^^ Elizabeth w ogóle ma taką miłą twarz.
    Masz może jakiś pomysł? Nasze dziewczyny są bardzo różne i zastanawiam się, jakby mogła wyglądać ich relacja i jak je można połączyć, oprócz oczywistego wątku medycznego.]

    Jen

    OdpowiedzUsuń
  6. [O kurczę, o czymś takim w ogóle nie pomyślałam! W sumie to jest to ciekawy pomysł, takiego wątku jeszcze nie prowadzę. Co prawda ktoś się kręci wokół mojej pani, ale możemy zobaczyć, jak Jen zareaguje na taką propozycję. W życiu się wszystko może wydarzyć. Chcesz coś jeszcze ustalić czy idziemy na żywioł?]

    Jen

    OdpowiedzUsuń
  7. [Ten gif jest przecudowny i idealnie pasuje do całokształtu karty <3 Dziewczyna naprawdę sporo przeszła, zwłaszcza, że wiele takich spraw związanych z przemocą dzieje się 'za zamkniętymi drzwiami'. Dobrze, że przykre wydarzenia z przeszłości przekuła niejako w swoją siłę i stała się silną, niezależną, pewną siebie kobietą sukcesu. Jeśli miałabyś ochotę coś razem napisać, to zapraszam do któregoś z moich facetów, myślę, że znalazłaby wspólny język z każdym z nich i uda nam się coś dla nich wymyślić. Życzę dużo weny <3]

    Damon&Henry

    OdpowiedzUsuń
  8. Jennifer rzadko kiedy wychodziła z mieszkania. Oczywiście, opuszczała je, gdy musiała iść do pracy bądź urządzała wycieczkę na cmentarz lub szybkie przejście wzdłuż rzeki, jednak to by było na tyle. Na palcach jednej ręki mogłaby policzyć, ile razy pojawiła się w centrum miasta w innym celu, niż zrobieniu dużych zakupów spożywczych. Lubiła swój azyl w Riverside Hollow i świadomość, że nikt nie może jej tam ruszyć, bo to jej własność. Socjalizowała się w przychodni oraz podczas wizyt domowych i to jej wystarczało. Co prawda czasem zdarzały się sytuacje, kiedy - nie z własnej woli - została wciągnięta w skomplikowane wydarzenia, które wymagały od niej później długiego okresu wewnętrznej izolacji. Ceniła sobie spokój dostarczany przez jej małe, ale przestronne mieszkanie.
    Dzisiejszego popołudnia coś się jednak zmieniło. Jen poczuła, że nie chce spędzić kolejnego wieczoru sama, w towarzystwie lampki wina i książki psychologicznej, której nie potrafiła skończyć. Nie myślała o konkretnej osobie; chciała po prostu znaleźć się w tłumie, nasłuchując rozmów i wybuchów śmiechu, będąc jednością ze społecznościom. Długo stała przed lustrem w łazience, zastanawiając się, co zrobić. W końcu westchnęła głęboko, spięła loki metalową spinką, poprawiła delikatnie makijaż i ubrała długą bordową sukienkę z dekoltem w karo, i wyszła. Zrobiła to wszystko szybko, bojąc się, że nagle zmieni zdanie i stanie w półkroku, nie chcąc ruszyć dalej.
    Do centrum miasta zajechała swoim Fordem. Zaparkowała przy jakimś sklepie cukierniczym, w którym nadal było sporo ludzi. Wyszła z samochodu, pociągając za sobą brązową, skórzaną torebkę. Żałowała, że nie wzięła czegoś mniejszego i lżejszego. Zanim ruszyła przed siebie, przystanęła na moment i przymknęła oczy, zaciągając się powietrzem i wchłaniając dochodzące do niej zewsząd odgłosy. Słońce, choć powoli chylące się ku zachodowi, wciąż rzucało przyjemne, ciepłe promienie na jej jasną skórę. Uśmiechnęła się mimowolnie, nie zdając sobie sprawy, że po głośnym Baltimore kiedykolwiek mogłoby brakować jej hałasu ludzi.
    Ulice były wyjątkowo tłoczne, choć Jen zastanawiała, czy nie jest tak przypadkiem w każdy piątek. Szła bez celu, rozglądając się dookoła. Widać było, że jesień zaczyna pochłaniać całe miasteczko; kolory czerwieni, żółci i pomarańczy pojawiały się na każdej witrynie. Brown idealnie wtapiała się w tło. Weszła w zakręt, kiedy nagle poczuła mocne uderzenie. Przechyliła się lekko do tyłu i upuściła torebkę, próbując złapać równowagę. Skołowana spojrzała na kobietę, która w nią weszła. A może to Jennifer spowodowała zderzenie ciał?
    - Tak, tak, w porządku – odpowiedziała, dotykając swojej klatki piersiowej. Zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek innego, nieznajoma podała jej torebkę i uśmiechnęła się zawadiacko.
    - Och – wypadło jej z ust, całkowicie niezamierzenie. Nie spodziewała się żadnej interakcji między nimi, a już szczególnie nie takiej. – Nasze wspólne pierwsze wrażenie było dość nagłe i wybuchowe – rzuciła, szybko karcąc się w głowie za te słowa. Co za głupota, pomyślała. Nie wiedziała, dlaczego tak zareagowała. Może to przez sposób, w jaki spoglądała na nią nieznajoma.
    - Jestem Jennifer. U ciebie też wszystko w porządku? Chyba oberwałaś mocniej – powiedziała, podchodząc bliżej i lekko dotykając jej ramienia.

    Jen

    OdpowiedzUsuń
  9. [Hej,

    Mam pewien pomysł na wątek/powiązanie, aczkolwiek wolałabym ustalić szczegóły na PW. Czy mogę prosić o kontakt ?]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Dobry wieczór!:) Z Brighton do Nowego Jorku, z NYC do Mariesville. To dopiero podróż! Być może w Mariesville zazna spokoju, którego widać, że brakowało jej w rodzinnym mieście. Bardzo mi się podoba to, że Isabela to taka babka, którą można faktycznie na swojej drodze spotkać. Uwielbiam takie postacie. W dodatku wizerunek Florence tak świetnie do niej pasuje! Pugh idealnie nadaje się do takich babeczek, które na swoim potrafią postawić i dążą do upragnionego celu. Samych udanych wątków życzę, a gdyby była chęć to zapraszam do siebie. Tak myślę, że Isabel i Mia mogłyby się dogadać, ale decyzję pozostawię Tobie. :)
    Jeszcze raz – dobrej zabawy!]

    Amelia Hawkins, Eaton Grant & Rhett Caldwell

    OdpowiedzUsuń
  11. [Dziękuję serdecznie za komentarz pozostawiony pod kartą Montiego. O jednym mogę cię z pewnością zapewnić - limitu ciemnych chmur nad jego głową to ja jeszcze nie wyczerpałam (zwłaszcza na punkcie uczuciowym).
    A skoro już i tak przybyłam tutaj w jego sprawie, chciałabym zaproponować przypadkowe spotkanie w barze (czy gdzie tam wam akurat najbardziej pasuje), które dość szybko przerodziłoby się w próbę poderwania Isabeli (może nawet zbyt daleko posuniętą, w końcu to Satyr, więc granic w tym zakresie nie zna).]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Pozwoliłam sobie odezwać się jeszcze na mailu.]

      Usuń
  12. [Niełatwą speckę sobie wybrała, coś o tym wiem ;) A kawka na nocne dyżury to must have!
    Cudny wizerunek dla niej wybrałaś. Ten tort z nią wygląda jeszcze apetyczniej xD
    Mam nadzieję, że w Mariesville odnajdzie swoje miejsce, bezpieczne i spokojne, gdzie będzie mogła podążać dalej, po swojemu. Fajna z niej babka, serio. Chcemy wątek!
    Hej. ]

    Kopi Bear / Finn Shrubbery

    OdpowiedzUsuń
  13. [Ja też chcę wątek, ale nie wiem jak je połączyć... Mam taki pomysł, że Abi pomoże Isabeli odkryć siłę w jej wrażliwości, a ona potowarzyszy rudej przy winie. Musimy je tylko spiknąć, żeby jakoś zapałały do siebie sympatią, ale to wierzę, nie będzie trudne! ;) Może turystka w pensjonacie zacznie nagle rodzić?!]

    Abi

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy blisko dwa lata temu po raz pierwszy przekraczał próg domu należącego niegdyś do jego niesławnego pradziadka od strony matki, nie zakładał, by miał osiąść tu na stałe. Planował jedynie zaczekać aż mechanik zwróci mu samochód i ruszyć w dalszą podróż, której dokładnego celu nie znał nawet on sam. Po kolejnej kłótni z narzeczoną Parmę opuścił w tak wielkim szale, że zapomniał nawet zabrać niektóre podstawowe drobiazgi, obiecując sobie solennie, że nigdy więcej tam nie wróci. Rodzice Montiego musieli jednak uznać to za następny chwilowy wybryk swego jedynego syna, skoro przez pierwszy miesiąc powstrzymali się od jakiegokolwiek komentowania jego decyzji. Niestety wszyscy, którzy choć trochę znali system wartości Państwa de Condé, zdawali sobie sprawę, iż idylla ta nie może trwać wiecznie. Główną zasadę kreującą ich życiem stanowiło bowiem pomnażanie majątku i błyszczenie w świetle telewizyjnym kamer. Prawdziwe szczęście ich zdaniem mogło równie dobrze nie istnieć. Filozofia wyznawana przez Montgomery’ego stanowiła kompletne przeciwieństwo tej okrutnej reguły, co niejednokrotnie już wcześniej doprowadzało między nimi do zażartych wojen. Nie inaczej oczywiście było i tym razem. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, ponieważ dość szybko z niejakim zaskoczeniem odkrył, że dzieląca ich obecnie bariera oceanu stała się również tą niepisaną granicą, której jego apodyktyczni rodzice nie zdecydują się przekroczyć. Teraz, gdy zamieszkał w USA wystarczyło, iż przez parę pierwszych tygodni uparcie ignorował ich telefony, by wreszcie dali mu całkowity spokój. Najwidoczniej obowiązki związane z prowadzeniem kopalni znów pochłonęły ich na tyle, by nie znaleźli choćby paru dni na osobistą podróż do Mariesville. Ta niewielka mieścina z początku mająca być dla niego synonimem więzienia stała się niespodziewanym kluczem do wyzwolenia, co wystarczyło by mimo krzywych spojrzeń części sąsiadów związanych z niewybaczalnymi grzechami starego Antonio, którego był ostatecznie potomkiem, postanowił osiedlić się w niej przynajmniej na jakiś czas. Przecież niczego mu tu nie brakowało - miał dach nad głową, przynoszącą satysfakcję pracę oraz możliwość nieograniczonego kontaktu z nowy ludźmi, bo tutejszych klimat przyciągał wielu turystów. A co najważniejsze, nie musiał bać się, że jakiś nachalny dziennikarzyna pstryknie mu jakąś durnowatą fotkę. Normalnie żyć nie umierać. Tym bardziej, że atrakcji mu też nie brakowało.
    Weźmy na ten przykład The Rusty Nail, niewielki bar zapewniający nie tylko w miarę dobre drinki (jako pół Włoch i w dodatku miksolog miał w tym zakresie poprzeczkę postawioną o wiele wyżej od ponad 90 % społeczeństwa), ale także możliwość słuchania koncertów na żywo, w którym mężczyzna spędzał niemal każdy wolny wieczór z nadzieją na możliwość odstresowania się po ciężkim dniu w towarzystwie jakiejś pięknej panny, która nie będzie po nim później zbyt wiele oczekiwać. Związki w stylu aż śmierć nas nie rozłączy zdecydowanie wykraczały poza jego standardy. Po prostu nie uważał, by stanowił dobry materiał na męża i nie chciał robić nikomu złudnej nadziei. Nie inaczej było także i tego wieczoru, choć może nie do końca - tuż przed tym, gdy przekroczył próg lokalu wciągnął trochę maryśki, by zniwelować ból związany z przeciągnięciem pod końskim brzuchem. Nie na tyle jednak, by stracić całkowicie kontakt z otaczającą rzeczywistością. Wciąż jeszcze potrafił doskonale ocenić, która z kręcących się w pobliżu dam ma największą szansę, by stać się jego towarzyszką na tę noc. Spojrzenie szatyna dość szybko spoczęło na szczupłej blondynce w pobliżu baru.
    - Witaj bella, chyba rzadko tu bywasz, bo jakoś cię nie kojarzę. - Zamówiwszy uprzednio Blue Curacao, uśmiechnął się lekko do nieznajomej. - Niech zgadnę, Europa ?


    Monti

    OdpowiedzUsuń
  15. [Patrzę na ten gif i Isabella ma w sobie coś niesamowicie intrygującego! Nie tylko wizualnie, czytając kartę też czuć ten klimat ^^
    Dziękuję ślicznie za powitanie Anny na blogu!]

    Anna Murray

    OdpowiedzUsuń
  16. [No dzień dobry, kochana! Lubię podejmować i stawiać przed sobą wyzwania, a jednak usługi ezoteryczne w takiej mieścince to wysoka poprzeczka :D Dziękuję za powitanie i przemiłe słowa!
    Isabelle z kolei wydaje się silną babką, a jej przeszłość musiała mocno ją doświadczyć. Oby w tym zakątku świata odnalazła choć trochę spokoju (ale nie za wiele, żeby się nie zanudziła! :D).
    Jeszcze raz dziękuję za powitanko i gdyby naszła Cię ochota na powróżenie, skromne progi kanciapy Lunette stoją otworem!]

    Lunette

    OdpowiedzUsuń
  17. [Ja chętnie odkryję, jak nam się to potoczy spontanicznie <3 Cieszę się, że może być taki początek! Czy chcesz zacząć? Możemy przeskoczyć telefon do kliniki, a Isabela po prostu wpadnie w środku akcji do pensjonatu! :) ]

    Abi

    OdpowiedzUsuń
  18. [Talent do krótkości mam na szczęście głównie w kartach, w wątkach już się tak nie oszczędzam ;) Ochota jest u nas zawsze, żeby coś napisać, aczkolwiek nieśmiało zastanawiam się, czy Isabela trochę by mojego Rusta nie onieśmieliła... Jak myślisz?]

    Rustin

    OdpowiedzUsuń
  19. Zmierzyła wzrokiem jej ciało od góry do dołu, głównie w poszukiwaniu jakiegoś uszczerbku na zdrowiu, jednak jej wygląd: dobrze dopasowane, wyjściowe ubranie, zgrabne kształty, błyszcząca cera, zielonkawe oczy i jasne włosy okalające jej twarz sprawiły, że Jen nie spuszczała z niej wzroku odrobinę dłużej, niż miała w namyśle. Nieznajoma miała w sobie coś, co budziło w Brown ciekawość. Stojąc tak blisko, wyczuwała zapach jej perfum, który idealnie podkreślał jej kobiecość i tajemniczość. Kąciki jej ust podniosły się mimowolnie, a pytanie, które wyleciało z ust blondynki, dotarło do Jennifer dopiero po kilku sekundach. Odsunęła się, przerywając kontakt wzrokowy oraz odrywając wreszcie dłoń od ramienia kobiety. Zastanawiała się, czy ciepło, które rozeszło się po jej ciele wyszło na zewnątrz w formie rumieńców na jasnych policzkach.
    Nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się zakłopotana; kiedy pojawiła się przed nią osoba, która sprawiła, że była zawstydzona jak głupia, nastoletnia dziewczyna. Od jej pierwszego spotkania z Charlotte minęło dwadzieścia lat, więc śmiało można powiedzieć, że przez ostatnie dwie dekady życia Jennifer nikt inny nie obudził u niej takiego onieśmielenia. Jen nie była pewna, czy było to spowodowane całkowitym zaskoczeniem i nieprzygotowaniem do sytuacji, czy może jednak tym, że nieznajoma była niezwykle atrakcyjna i pewna siebie.
    - Bardzo chętnie – odparła po chwili, poprawiając lekko włosy i własną posturę. – Dawno nie jadłam na mieście – dodała, uśmiechając się ciepło.
    To tylko jeden posiłek, zadośćuczynienie, powtarzała sobie w głowie, idąc za kobietą w kierunku włoskiej restauracji na rogu. Wspólny obiad nie był grzechem, a mogła się przy tym bardzo dobrze bawić.
    - Nie zdradziłaś mi swojego imienia – powiedziała, zanim podeszły do dużych, szklanych drzwi wejściowych.

    Jen

    OdpowiedzUsuń