26.10.2020

#2 Wydarzenie Grupowe

The Fall Fair
26th October, 2024 - Mariesville, Georgia
Drodzy Mieszkańcy Mariesville!

Z wielką radością witam Was na corocznym Jesiennym Jarmarku, który niezmiennie od lat gromadzi nas wszystkich w Applewood Park. Dziękuję wszystkim, którzy poświęcili swój czas i energię na przygotowanie tego wydarzenia — to Wasza praca czyni ten dzień tak wyjątkowym.

Dzisiejszy jarmark to nie tylko okazja do zakupu lokalnych specjałów i rękodzieła, ale także czas na wspólne spędzenie chwili w gronie rodziny, sąsiadów i przyjaciół. Wydarzenia takie jak to przypominają nam o wartości naszej społeczności i pracy rolników, rzemieślników oraz artystów, którzy włożyli serce w dzisiejsze wystawy.

Niech ten dzień będzie pełen radości, śmiechu i ciepła ogniska, które wieczorem zgromadzi nas przy dźwiękach lokalnych muzyków. Życzę Wam udanego dnia i do zobaczenia!

Burmistrz Mariesville
Sam Wilson

Kochani Autorzy! Jest nam miło powitać Was na naszym kolejnym wydarzeniu grupowym! Mamy nadzieję, że spędzicie tu wspaniały czas, pełen radości i świetnej zabawy, jeszcze bardziej rozwijając historie Waszych cudownych postaci. Życzymy Wam miłego pisania i mnóstwa weny!

Wydarzenie będzie trwać od 26 października do 3 listopada. To w tym czasie spodziewajcie się ingerencji Mistrza Gry! :)


Zasady:

1. Jeśli autor uwzględni wybrane zadanie w swoim wątku, powinien zaznaczyć to pogrubioną czcionką.
2. Gdy jedno zadanie zostanie przez kogoś wykorzystane, inni autorzy nie mogą go powtórzyć. Zadanie to zostaje wykreślone z listy dostępnych zadań.
3. Autor może wykorzystać kolejne zadanie, pod warunkiem że poprzednie zostało zakończone.
4. Każdy wątek powinien nawiązywać do zadań i celów swojej grupy, uwzględniając dynamikę Jesiennego Jarmarku.
5. Zachęcamy do nawiązywania relacji i współpracy między różnymi grupami, co wzbogaci fabułę i rozwój wątków.
Zadania Fabularne dla Grup


Rodowici Mieszkańcy
1. Opisz sytuację, w której postać opowiada komuś o historii Mariesville.
2. Twoja postać ma okazję spotkać swojego dawnego przyjaciela na jarmarku.
3. Twoja postać bierze udział w grze terenowej. Opisz napięcia lub niespodzianki, które mogą się pojawić w trakcie zabawy.
Lokalni Bohaterowie
1. Opisz sytuację, w której twoja postać udziela pomocy podczas jarmarku, kiedy dochodzi do niespodziewanego incydentu.
2. Twoja postać dokonuje akcji ratunkowej.
3. Twoja postać prowadzi warsztaty dla dzieci, które chcą nauczyć się, jak dbać o bezpieczeństwo.
Miejscowi Przedsiębiorcy
1. Twoja postać spotyka innego przedsiębiorcę, z którym konkurują.
2. Opisz sytuację, w której przedsiębiorca musi szybko zareagować na problem ze swoim stoiskiem.
3. Twoja postać organizuje akcję promocyjną. Opisz wyzwanie, jakie napotyka podczas pracy i spróbuj dojść do rozwiązania problemu.
Młodzi Profesjonaliści
1. Twoja postać uczestniczy w networkingowym spotkaniu. Opisz, jak próbuje nawiązać nowe znajomości i jakie przeszkody napotyka.
2. Opisz sytuację, w której twoja postać musi zaprezentować swój innowacyjny pomysł jednemu z odwiedzających potencjalnych inwestorów.
3. Twoja postać bierze udział w turnieju gier. Opisz dynamiczną interakcje mającą miejsce między uczestnikami.
Nowicjusze
1. Twoja postać, nowicjusz w Mariesville, musi poradzić sobie z nieznaną sytuacją podczas jarmarku.
2. Opisz moment, w którym nowicjusz poznaje mieszkańca, który dzieli się historią lokalnych tradycji. Opisz jak to wpływa na jego postrzeganie społeczności.
3. Twoja postać bierze udział w warsztatach. Opisz jakie nowe umiejętności zdobywa i jakie emocje temu towarzyszą.

12 komentarzy:

  1. Anna nie umiała ominąć tematu jarmarku, zawsze bowiem była zaangażowana w wydarzenia lokalne i nawet jeśli nie pomagała przy ich organizacji, to lubiła dodać coś od siebie. Tak było też i tym razem, bo miała dzielone stoisko ze swoją przyjaciółką Alex, gdzie ona odpowiadała za wypieki, a jej bratowa była odpowiedzialna za grzane wino. Jarmark Jesienny zapowiadał się naprawdę wyjątkowo, bo już od początku wydarzenia Applewood Park zapełniał się ludźmi, lokalsami, jak i przyjezdnymi, którzy przyjeżdżali tu, aby podziwiać niewątpliwe uroki Mariesville.
    — Cześć, Martha! — przywitała się, widząc swoją sąsiadkę, która zmierzała w stronę jej stoiska. Musiała chwilę zaczekać, bo kolejka była sporawa. Anna chciała jej wcisnąć kawałek szarlotki poza kolejką, ale przecież nie mogła być tak niesprawiedliwa.
    — Mam coś dla Ciebie! — zawołała Martha, opierając się o blat stoiska.
    — Ty dla mnie? — zapytała szczerze zdziwiona Anna, kładąc na papierowy talerzyk kawałek ciasta. Wręczyła go Marthcie. — A myślałam, że to ja Ciebie uszczęśliwię moimi słodkościami! — uśmiechnęła się szeroko.
    — Trzymaj! — kobieta wręczyła jej ulotkę, którą Anna obejrzała z zaciekawieniem. — To gra terenowa, która powinna Cię zainteresować.
    — Och, naprawdę? A byłam pewna, że w tym roku jej nie organizują… — Anna uśmiechnęła się szeroko, bo kochała takie aktywności. Była ciekawa co organizatorzy wymyślili w tym roku. Zaraz obok nich pojawiła się Juliet Murray.
    — Zastąpisz mnie. — poinformowała ją Ana, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. — Idę się zabawić. — zamachała ulotką młodszej siostrze przed twarzą, na co ta jedynie wzniosła oczy ku niebu. Kiwnęła jednak głową, nawet nie próbując protestować.
    — Pa, dziewczyny! Do zobaczenia później! — zawołała jeszcze przez ramię, zaraz znikając gdzieś w tłumie.
    Doskonale wiedziała, z kim chciała być w zespole, choć nie była do końca przekonana, czy on będzie chciał wziąć udział w grze. Średnio ją to jednak obchodziło, bo naprawdę nie miał wyboru! Przepchnęła się przez tłum ludzi, spoglądając na plan jarmarku. Stoisko z kaszmirem znajdowało się po drugiej stronie parku. Czym prędzej tam poleciała, jednak, kiedy dostrzegła te wszystkie piękne rzeczy, które mieli na stoisku Bianco, gra totalnie wypadła jej z głowy.
    — O Boże, jakie piękne… — westchnęła i nie mogąc się powstrzymać, dotknęła cudownego materiału. — Ile za te cudeńka? — uśmiechnęła się szeroko. Chciała wykupić tu absolutnie wszystko, każda kolejna rzecz kusiła ją bardziej niż poprzednia.
    — Całkiem bym zapomniała! — wyjęła z kieszeni zmiętą ulotkę. — Patrz co mam! — pokazała ją Gustavo. — Gra terenowa, w której totalnie musimy wziąć udział. Nawet nie pytam, czy masz ochotę… Wiem, że ją masz! — uśmiechnęła się szeroko, chwytając go pod ramię. — Tam rozdają mapy… — wskazała na centralną część parku.

    Anna Murray

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesienny Jarmark malował się w jego pamięci jako błogie zwieńczenie jesiennych dni. Jako dziecko chętnie brał udział w organizowanych konkursach i przeglądał zaopatrzenie okolicznych straganów w poszukiwaniu najbardziej apetycznego ciasta.
      Nigdy nie interesowało go ich własne stoisko, wystawiane tradycyjnie co roku, właśnie przy okazji tej lokalnej imprezy. Morbido Bianco miało co prawda swój niewielki butik w Mariesville, jednak nie cieszył się zbyt dużą popularnością ze względu na wysokie ceny. Marka była przecież luksusowa, a wyroby z najwyższej jakości kaszmiru pozyskiwanego dzięki cudownym kozom kaszmirskim hodowanym od lat, tuż obok Mariesville. Rodzina Bianco raz do roku znacząco obniżała ceny projektów poprzednich kolekcji, aby niemal każdy mieszkaniec mógł kupić sobie dobrej jakości sweter czy szal, idealny na coraz chłodniejsze dni.
      Niemal od rana dookoła niewielkiego stoiska kłębili się mieszkańcy, których dłonie same zatapiały się w błogim, miękkim kaszmirze, którego nigdy wcześniej nie mieli okazji dotknąć. Spoglądał ukradkiem na znajome twarze, malujące w jego głowie wspomnienia dawnych lat.
      Gustavo opierał się o chropowaty pień, popijając grzane wino. Cieszył się, że tego dnia ubrał gruby sweter, bowiem jesień śmiało wparowała na organizowane dla niej przyjęcie. Chłodne powietrze nie przeszkodziło jednak mieszkańcom do tak licznego kłębienia się między stoiskami i aktywnego spędzania czasu w Applewood Park. Zapach jabłek, cynamonu i przypraw korzennych otulały całą okolicę, a przyjemna, wesoła muzyka nadawała wydarzeniu lokalny, swojski sznyt.
      Przez swoje uprzedzenia do tego miasta, był trochę znudzony, jednak jarmark wydawał się ciekawszą opcją niż ślęczenie przed telewizorem w pustym, wypełnionym problematycznym echem domu. Za namowami znajomych i rodziny, zdecydował się przyjść… tak na chwilę.
      Ale kiedy dojrzał dna w niewielkim, papierowym kubku i już miał zbierać się do domu, usłyszał głos Anny Murray. Do diabła, czy ona zawsze musi tak… razić pozytywną energią?
      Zmarszczył brwi, słysząc jej brutalne słowa.
      – Ciao amico mio. A dlaczego tak, TOTALNIE musimy wziąć w niej udział? – nim się zorientował, już Murray ciągnęła go w jakimś kierunku, nie dbając o protesty – Daj spokój, nie będę szukał jakiś odchodów sarny i najbardziej okazałych grzybów – marudził. Nigdy nie brał udziału w corocznej grze terenowej, więc zasady zupełnie nie były mu znane. No, ale niby co można robić w zalesionym parku?! – Nie wiem co Ty znowu wymyśliłaś. Ktoś znajomy jeszcze będzie?
      Rozglądał się, ciągnięty za chłodną dłoń w kierunku centralnej części placu. Faktycznie, dookoła czekało kilka grupek, w których dojrzał bardziej lub mniej znajome twarze. Liczył, że zanim ruszą, zdąży kupić jeszcze kubeczek korzennego, rozgrzewającego trunku i pyszną, aromatyczną cynamonkę.
      Cóż, może wtedy nie byłoby tak źle.

      Gustavo Bianco

      Usuń
    2. Nie przejęła się za bardzo tym, że podejście Gustavo do gry terenowej jest dość sceptyczne. Wręcz opierał jej się, kiedy ciągnęła go w stronę stoiska organizacyjnego. Wcale jednak jej to nie zraziło, przeciwnie, im bardziej protestował, tym bardziej ona chciała mu pokazać, że to cudowna gra i grzechem byłoby nie spróbować!
      — Oj, daj spokój. — machnęła lekceważąco dłonią. — To na pewno lepsza zabawa niż stanie w kącie i picie grzanego wina. — wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. — Daj się zakochać w Mariesville! — radość i entuzjazm bił z niej na kilometr. Co prawda z powodu rodzinnych komplikacji miała dziś marny humor, ale jak tylko dowiedziała się o grze terenowej, to on od razu jej się poprawił, a już szczególnie wtedy, kiedy dowiedziała się, że Gustavo ma stoisko na jarmarku i będzie mogła go wykorzystać do tej gry.
      — Nie mam pojęcia… — powiedziała całkiem szczerze, nie wiedziała czy jej znajomi także chcieli wziąć udział w rozgrywce, bo ona była niemal pewna, że w tym roku się nie odbędzie. — Mam nadzieję, że tak! Wspaniale będzie z kimś porywalizować, a z Tobą u boku wiem, że wygram. — szturchnęła go lekko w ramię. — O! A może ktoś dołączy się do naszej gry? — zastanowiła się. — Zobaczymy. — wzruszyła lekko ramionami.
      — Cześć! — zwróciła się do dziewczyny, która rozdawała mapy. — Chcieliśmy wziąć udział w grze terenowej. Anna Murray i Gustavo Bianco. — podała ich nazwiska, aby blondwłosa kobieta mogła wpisać ich na listę. Zaraz podała im zapieczętowaną kopertę, w której znajdowała się mapa i lista rzeczy do zdobycia wymagana do ukończenia gry.
      — Zobaczmy, co my tu mamy… — otworzyła szybko kopertę, kiedy ogłosili start. — Liść z największego drzewa w Mariesville, selfie z burmistrzem, zdobycie odznaki szeryfa… Ouuu, to może być trudne! I jeśli ktoś zdobędzie ją przed nami, to nie mamy szans na wygraną! — przeczytała część zadań. — Myślę, że to zrobimy! Do której mamy czas? — zerknęła na zegarek. — Do 20! Mamy tylko dwie godziny, więc musimy się pospieszyć. — zerknęła na mapę. — Och! W tych punktach poukrywane są złote monety, które musimy zdobyć i zagadki, prowadzące do kolejnych miejsc… — przeczytała na głos. — Hm, myślę, że powinniśmy zacząć od szeryfa, tak będzie najsensowniej. Tylko… Myślisz, że jest na Jarmarku? — zmarszczyła lekko brwi.

      Anna Murray

      Usuń
    3. Poprawił materiał kamizelki taktycznej, na której dyndał kabelek radiotelefonu i ukucnął na końcu pluszowych pasów, rozłożonych na drewnianym podeście, po kolei typując dzieci do prawidłowego przejścia. Miały po pięć, sześć i siedem lat, część z nich chodziła już samodzielnie do szkoły, a Jesienny Jarmark był idealnym miejscem do przeprowadzenia warsztatów dla dzieci, które chcą nauczyć się, jak dbać o bezpieczeństwo, nie tylko na placu zabaw, ale i na drodze. Pluszowe pasy podświetlały się na zielono za każdym razem, gdy dzieci mogły bezpiecznie przejść, ale Rowan jeszcze sugestywnie wyciągał do nich ręce i zachęcał do działania. Grupa liczyła aż dwanaście osób, a poza bezpiecznym przechodzeniem przez jezdnię w scenariusz programu wchodziło także ćwiczenie ewakuacji, co chyba najbardziej przypadło im do gustów, oraz uczenie się numerów alarmowych. Dzieciaki miały do dyspozycji modele telefonów, na których mogły wykręcać numery, a każde prawidłowe wykręcenie nagradzało ich różnymi gadżetami w postaci naklejek, smyczek, czy rozmaitych kolorowanek, ufundowanych przez Ratusz.
      — Brawo, Maggie — pochwalił najmłodszą uczestniczkę zajęć i pozwolił jej przybić wysoką piątkę, kiedy wzorowo przeszła po pasach. — Teraz twoja kolej, Liam. Na chodniku przystań bokiem, popatrz w lewo bystrym okiem… — instruował chłopca, posługując się polskim wierszem, świetnie obrazującym poprawne przechodzenie przez jednię. Tutejsze dzieci nie znały tego wiersza, ale dzięki niemu szybko łapały zasady, a w dodatku łączyły te zajęcia z dobrą zabawą. I tak były naprawdę bystre i chętne do nauki. Liam przeszedł dzielnie przez pasy i przybił piątkę z Rowanem, a zaraz za nim ustawiło się następne dziecko, grzecznie czekając na swoją kolej. Wszyscy, którzy poprawnie wykonali to zadanie, kończyli warsztaty i mogli udać się po dyplomy, a później zwiedzić z rodzicami resztę atrakcji. Ależ to popołudnie było przyjemne. Dzieciaki chętnie współpracowały, rodzice zadowoleni mogli skorzystać z dobrodziejstw Jarmarku, wokół nie rozegrały się żadne spory i waśnie, przynajmniej na razie. Istna sielanka, żyć nie umierać. Co prawda, sporo czasu zajęło mu przestawienie się do takiego spokojnego trybu pracy, gdy objął stanowisko szeryfa, ale teraz wcale nie było po nim tych trudności widać. Dwa lata wystarczyły, żeby się przestawić i stać się bardziej ludzkim, o ile można było rzeczywiście takim się stać, mając w głowie kadry, które z człowieczeństwem nie mają nic wspólnego.

      Rowan Johnson

      Usuń
    4. Jego początkowy sceptycyzm rozmył się dokładnie wtedy, gdy Anna zaczęła czytać listę zadań. One wcale nie były takie głupie. I choć wciąż istniało ryzyko, że będą musieli szukać kupy jelenia, gdzieś w jego środku zapłonęła iskra wspomnień z dzieciństwa. Przecież kiedyś uwielbiał uczestniczyć w grach terenowych i podchodach! I zwykle to Anna Murray była jego dzielną towarzyszką, przy której czas płynął przyjemnie, niezależnie od okoliczności.
      Rozejrzał się dookoła i gdy ocenił, że większość grupek już rozlazła się po terenie, energicznie wyrwał kopertę z rąk Anny.
      – Oddawaj, musimy się pospieszyć! – rzucił zupełnie nieoczekiwanie, chwytając Murray pod rękę. Wzrokiem wodził po wypisanych regułach gry, jakby chcąc upewnić się, że przyjaciółka nic nie przegapiła. Nie wiedzieć skąd, iskra rywalizacji zupełnie przykryła jego początkową niechęć i pędem ruszył w bliżej nieokreślonym kierunku – Tak, zaczniemy od szeryfa – rozglądał się, zadzierając głowę wysoko ponad czupryny kłębiących się mieszkańców, ciągnąc za sobą dużo niższą koleżankę. I gdy w końcu dojrzał mundur szeryfa, gdzieś daleko pomiędzy stoiskiem z serami, a placykiem edukacyjnym dla dzieci, spojrzał radośnie na koleżankę, która zdawała się kipieć z rozbawienia – Co?! Nie śmiej się ze mnie tylko przebieraj nogami. Widzę go przy stoisku z serami. Anno może uda nam się zdobyć ser! Wymień coś czarnego na ser z czarnuszką. – przeczytał ostrożnie treść jednego z zadań – Boże Anno, masz coś czarnego?! – panikował, zupełnie ignorując swój czarny, cienki szalik, czarny breloczek w kształcie kozy, który miał przypięty do kluczy i czarne okulary, które odgradzały jego skupioną do granic możliwości twarz od niesfornych, przydługich kosmyków rozwianych na wietrze włosów.
      Przedzierał się przez kłębiących między stoiskami mieszkańców, próbując znaleźć najkrótszą drogę do szeryfa. Nie znał go osobiście, ale kojarzył, że Rowan Johnson to równy gość. Dlaczego więc miałby nie pożyczyć im odznaki? Na minutkę, choćby sekundeczkę…
      – Dobra, Ty mówisz – powiedział cicho do Anny Murray, gdy zbliżali się do stojącego tyłem do nich mężczyzny. Nie wyglądał na zajętego, więc ich szanse mogły potencjalnie wzrastać…
      W myśl zasady ja pukam, ty mówisz, lekko szturchnął mężczyznę w ramię i cofnął się o krok, czekając aż Murray przejmie stery. Oby tylko szeryf nie chciał nic w zamian, bo przecież czas deptał im po piętach!

      Gustavo Bianco

      Usuń
    5. Nie kryła rozbawienia, kiedy wręcz wyrwał jej kopertę, zawierającą wszystkie informacje, wraz z mapą i listą. Roześmiała się głośno i szczerze, bo nie sądziła, że tak szybko jego podejście się zmieni. Miło było jednak oglądać ten entuzjazm, niezależnie czy ona go nim zaraziła, czy istniał jakiś inny czynnik.
      — To na pewno on? — zapytała z powątpieniem. Bardzo dobrze znała Rowana Johnsona, bo niemal od dzieciństwa i aż do dzisiaj pozostawali dobrymi znajomymi. — Nie jestem pewna czy… — urwała, ale Gustavo już ją lekko popchnął w jego stronę. — Dzięki. — mruknęła pod nosem.
      — Cześć, Ro… — dotknęła jego ramienia, jednak natychmiast urwała, kiedy mężczyzna odwrócił się w ich stronę i to wcale nie był szeryf! — Ojejku, najmocniej przepraszam! — Anna nieco się speszyła. — Pomyliłam Pana z szeryfem… — stropiła się nieco. — Ale! Na pewno wie Pan, funkcjonariuszu… gdzie go znajdziemy? — spytała z nadzieją. Kiedy dowiedziała się, że Rowan prowadzi warsztaty dla dzieci, aby nauczyć ich dbania o bezpieczeństwo szczerze podziękowała i wzrokiem złapała Gustavo.
      — Wkopałeś mnie! — pisnęła z pretensją. Zaraz jednak się uspokoiła, zdając sobie sprawę, że Gustavo i Rowan chyba się nie znali. — No nic, najważniejsze, że zdobyłam cenne informacje. Rowan prowadzi warsztaty dla dzieciaków. — uśmiechnęła się szeroko. — Ale zanim… Może przekupimy go serem? — no bo kto nie lubi lokalnych serów? — Kupmy coś dla niego… i tak mamy tu zadanie do wykonania. — zdjęła swoją czarną spinkę i podała dziewczynie przy stoisku z serami.
      — Hej, mamy tu zadanie. Wymiana czarnego przedmiotu na ser z czarnuszką. — dziewczyna dała jej mały kawałek sera. — I! Chcielibyśmy kupić jakiś naprawdę dobry ser! Co Pani poleca? — zapytała, oglądając wystawkę. — Hmmm… — zastanawiała się krótką chwilę, ignorując pospieszającego ją Gustavo. Na litość boską, a była pewna, że to ona będzie go ciągnąć za sobą i prowadzić zabawę… A tu spotkało ją miłe zaskoczenie! — Dobra, niech będzie ten! — w końcu jakiś wybrała, sugerując się poradami sprzedającej. Zapłaciła jej, zostawiając też napiwek.
      — Dobra, poszukajmy tego stanowiska z warsztatami dla dzieci. Powinno być duże i łatwo widoczne. — kiedy biegła do Gustavo przez cały park, na jego skraju chyba widziała coś takiego. — Chyba wiem! Choć przydałaby mi się mapa Jarmarku… — poszukała w kieszeniach długiego płaszcza, ale niczego takiego nie znalazła. — Nic z tego… — westchnęła sfrustrowana. — Chyba musimy zaufać mojemu przeczuciu. — wzruszyła ramionami i poszła w kierunku, który wydawał jej się być odpowiedni. Nie minęło kilka minut, a jej oczom ukazał się Rowan, który uczył dzieci jak prawidłowo przechodzić przez pasy. — Mamy to! — zachichotała i podbiegła do mężczyzny.
      — Cześć, Rowan! — wyściskała go na przywitanie, naprawdę ciesząc się, że go widzi. — Jak mijają Ci warsztaty? Dzieciaki są grzeczne? Dobrze ogarniają? — zasypała go luźnymi pytaniami. — O, poznaj Gustavo! Bo Wy chyba się jeszcze nie znacie? Też mieszka w Orchard Heights. — zapoznała mężczyzn ze sobą i przeszła do rzeczy. — Hm, czy mógłbyś nam pożyczyć swoją odznakę? Organizator gry terenowej wymyślił sobie takie zadanie… — pokazała mu listę przedmiotów do zdobycia na której rzeczywiście była odznaka szeryfa. — Obiecuję, że oddam ją w idealnym stanie! — spojrzała na niego swoimi dużymi, słodkimi oczami. W tej chwili kot ze Shreka się do niej nie umywał. — W zamian… mamy coś dla Ciebie, żeby nie zostawić Cię z pustymi rękami. — podarowała mu chwilę wcześniej kupiony ser. — Mam nadzieję, że to jeden z Twoich ulubionych. Dziewczyna z farmy właśnie ten polecała jako nasz lokalny produkt. — uśmiechnęła się szeroko, mając nadzieję, że taki handel wymienny zadziała.

      Anna Murray

      Usuń
    6. Poczekał aż ostatnie dziecko przejdzie przez te pluszowe pasy, mrugające na zielono, i podniósł się z kucków, od razu przenosząc uwagę na pędzącą ku niemu Annę w towarzystwie Gustavo. Z automatu pomyślał, że coś musiało się stać, skoro zbliżali się biegiem, ale żywiołowe powitanie szybko dało mu zrozumienia, że chodzi o coś zgoła innego. Skinął głową w kierunku Gustavo i uśmiechnął się krótko, gdy Anna ich przedstawiła. Na stopie prywatnej rzeczywiście się nie znali, ale mieszkali w niespełna pięciotysięcznej mieścinie, w której wszyscy ludzie co najmniej się kojarzą, a akurat rodzinę Bianco można bardzo szybko połączyć z ich farmą kóz kaszmirskich, więc Rowan wiedział oczywiście kim mężczyzna jest. Facet biega zresztą czasem po Orchard Heights.
      Gdy wyjaśnili mu cel swoich odwiedzin, splótł ramiona na klatce piersiowej i popatrzył na nich z uniesionymi brwiami. A potem przeniósł uwagę na ser. Nigdy w życiu nie wziął od nikogo łapówki i to na pewno nie będzie ten pierwszy raz. Był właśnie na służbie, więc ostatnia rzecz, jaką powinien teraz robić, to uskuteczniać handel wymienny.
      — Czy wiesz co grozi policjantowi za zgubienie odznaki, Anno? — Wrócił uwagą do jej twarzy. Mogła patrzeć na niego słodkimi oczami do bólu, ale nie urobi go nimi w tej sytuacji. Nie ma takiej opcji. — Dyscyplinarka — oznajmił, bo policyjna odznaka w USA to świętość, a zgubienie jej to raz, że wielki problem, a dwa, że plama na honorze, której nie da się zmyć do końca życia. Mógł im zawierzyć, że zwrócą mu tę złotą gwiazdę, ale trafili na kogoś, kto nie ufa prawie nikomu, a jeśli chodzi o odznakę, to nawet nie ufa samemu sobie. Wolał nie myśleć o konsekwencjach, z którymi musiałby się mierzyć: z postępowaniem dyscyplinarnym, z tłumaczeniem się w sztabie, ale przede wszystkim z zawieszeniem, bo jeśli odznaka gdzieś się zapodzieje, zostanie zawieszony w pełnieniu obowiązków. Miał stawiać na szali swoją przyszłość tylko dla jakiejś gry terenowej? O nie, życie mu jeszcze miłe.
      — Prędzej chyba utnę sobie rękę i ją wam dam, niż odznakę — stwierdził, zastanawiając się, kto genialny wpadł w ogóle na taki pomysł. Powinien zlecić im zdobycie kurzych jaj, albo naręcza dyń, a nie dokumentu urzędowego. — Jedyna opcja, jaka wchodzi w grę, to że dam wam odznakę razem ze sobą, także decydujcie — zaproponował. I była to jedyna możliwa alternatywa, że pójdzie razem z nimi i w ten sposób udowodnią, że odznaka została zdobyta, a punkt odhaczony.

      Rowan Johnson

      Usuń
    7. Mina jej zrzędła, kiedy usłyszała słowa Rowana. I na Boga, miał przecież rację. Całkowicie rozumiała fakt, że nie mógł im oddać, czy raczej pożyczyć odznaki, bo na szali była jego kariera zawodowa.
      — Masz rację… — westchnęła i w tym momencie zdała sobie sprawę, że nikt nie mógł wygrać gry, co stało się wręcz absurdalne. Bo skoro jej nie oddał odznaki, a chyba była jedną z bardziej zaufanych osób w miasteczku, a przynajmniej chciała tak o sobie myśleć, to nikomu innemu też by jej nie dał! — Przepraszam, nie powinnam Cię o to prosić! — zaraz się zreflektowała i wkurzyła na osobę, która wymyśliła te zadania. — Dlaczego ktoś wpisuje na listę niemożliwy do zdobycia przedmiot?! — była mocno podirytowana.
      Na szczęście postawa Rowana całkowicie zmieniła jej humor, kiedy zaoferował, że pójdzie wraz z nimi.
      — Naprawdę?! — niemal krzyknęła z podekscytowania. — Ale wiesz, że wszystkie przedmioty trzeba oddać jednocześnie? Więc będziesz musiał być z nami aż do końca gry… Masz na to czas? — zapytała, marszcząc lekko nos. — Skończyłeś już warsztaty? — zerknęła na dzieciaki, z naklejkami i innymi gadżetami, które dostały za poprawne wykonanie zadań.
      — Ale! Nie możesz pozwolić, żeby ktoś Cię nam wykradł. — Anna nie miała zamiaru pozwolić, aby ktoś przechwycił od niech szeryfa. Choćby miała przykuć się do niego kajdankami. Mimowolnie zerknęła czy miał je przy sobie i uśmiechnęła się pod nosem, sama do siebie.
      — Mamy szeryfa! — pisnęła radośnie do Gustavo. Teraz wykonanie innych zadań wydało jej się znacznie łatwiejsze.

      Anna Murray

      Usuń
    8. – Oh doprawdy, mała pomyłka – wywrócił oczami, niewinnie skarcony przez wrobioną koleżankę. Czy szeryfowie nie powinni nosić na tyłach munduru jakiejś wielkiej, złotej naszywki? Albo chociaż złotej szarfy czy coś. To znacznie ułatwiłoby zlokalizowanie takowego delikwenta. Rzecz jasna, w imię bezpieczeństwa!
      Pospieszał ją, gdy wybierała ser, a później starała się urobić Rowana. Tykał ją łokciem już niemal machinalnie, bo w jego głowie dziewczyna miała niemal ślimacze ruchy. Rzecz jasna, zapewne nie, ale nie wiedzieć czemu żyłka rywalizacji wzięła górę. No i chyba wszyscy widzieli ten wielki tort dyniowy, który był jedną z nagród gry terenowej. A wszem i wobec było jasne, że od ciasta dyniowego lepsze jest tylko włoskie tiramisu, o.
      Można było się tego spodziewać, że szeryf był nieugięty. Faktycznie, zadanie po dłuższym zastanowieniu zdawało się być zupełnie nietrafione. No, chyba że sędziowie brali pod uwagę selfie z szeryfem, szkic czy odgniot w ziemniaku. Ale to już nie miało żadnego znaczenia, bo szeryf był ich!
      Spojrzeli na siebie triumfalnie. Co trzy głowy, to nie dwie. Zwłaszcza, że szeryf zdawał się być wyjątkowo przekonującym gościem, więc i wykonywanie zadań z nim u boku mogło być ciut łatwiejsze.
      Gustavo rozłożył prowizoryczną mapę okolicy, którą otrzymali na starcie oraz podał Rowanowi listę zadań, którą mieli do wykonania, by również miał szansę się z nią zapoznać.
      – Dobra, to od czego zaczynamy? – podniósł nos znad kartki, zerkając na swój zaktualizowany team – Widziałem, że reszta krząta się tu w pobliżu. Może zaczniemy od tych dwóch oddalonych punktów? – wskazał na mapie dwa krzyżyki, znajdujące się dość blisko siebie. Jak na jego niewprawne oko, jeden z nich był w pobliżu ratusza, a drugi obok jednego z lokali gastronomicznych. Istniało spore prawdopodobieństwo, że również po drodze uda im się wykonać jakieś zadanie – Możemy coś przy okazji wykonać? – powiódł wzrokiem w kierunku zapełnionej kartki.
      Swoją drogą, ilość zadań była naprawdę pokaźna! Wątpił, że którejś grupie uda się wykonać je wszystkie. Dlatego oni nie musieli zrobić wszystkiego, ale musieli zrobić zdecydowaną większość! A mieli ku temu duże szanse mając za towarzysza jedyny egzemplarz szeryfa tego miasta, wraz z niezbędną odznaką.

      Gustavo Bianco

      Usuń
    9. Anna nie musiała go przepraszać, bo nie było ku temu żadnych powodów, grzecznie go przecież zapytała, a on grzecznie odpowiedział. A może ktoś, kto wymyślił zadania, oczekiwał tak przy okazji kreatywności ze strony zawodników? Skro nie mogą wziąć odznaki, niech wezmą całego szeryfa, proste. Tak naprawdę zakładał, że dołączy do nich dopiero w chwili, w której będą musieli iść pokazać te zdobycze. Był na służbie, miał za zadanie ogarnąć te dzieciaki, a potem stać tu na straży bezpieczeństwa, a nie latać i odhaczać punkty terenowej gry. W ogóle, czy mógł być uczestnikiem, skoro nie zgłosił się do wzięcia udziału? Czy ta gra miała jakieś zasady, regulamin, czy jedynym jej celem było zdobycie grantów, a to w jaki sposób zostaną one zdobyte, to już wolna wola graczy? Jeśli wszystkie chwyty dozwolone, to znacząco ułatwi to sprawę.
      Przejął listę od Gustavo, popatrzył na punkty do odhaczenia i zwrócił ją z powrotem mężczyźnie. Było ich dość sporo, jak na jeden dzień biegania po wsi, ale podobno dla chcącego nic trudnego.
      — Mogę was wesprzeć tylko na terenie Jarmarku, dyżuruję dziś tutaj — oznajmił i popatrzył po ich twarzach. — Jak jest tutaj coś do zrobienia, to możemy się rozdzielić — stwierdził, o ile zasady tej gry dopuszczały w ogóle taką opcję i jego jako uczestnika trochę na gapę. Nie znał zasad i nie miał pojęcia o co chodzi, poza tym, że trzeba było zdobyć jakieś rzeczy i wszystkie razem dostarczyć do mety tego biegu. Ale rzeczywiście mógł im tutaj pomóc i to w sposób bardzo dyskretny, skoro nikt nie przywidywał, że strzela gole do konkretnej bramki, i że strzela je tak w ogóle. W czasie, w którym oni będą szukać rzeczy gdzieś dalej, on może znaleźć je dla nich tutaj, a potem spokojnie może udać się z nimi do mety i wyłożyć tam odznakę.

      Rowan Johnson

      Usuń
    10. Wciąż trzymała w dłoniach ser, którego Rowan z jakiegoś powodu nie przyjął. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że może go zakwalifikować jako łapówkę. Schowała go pośpiesznie do torebki, nie bardzo wiedząc co innego powinna z nim zrobić.
      — Możesz być tylko na terenie parku, tak? — zapytała, chcąc się upewnić. Kiedy Rowan potwierdził, krótko się zamyśliła. — Hm, no w porządku. Więc może zrób sobie listę tych rzeczy mapy? Bo niestety mamy tylko jedną. Ty możesz poszukać na terenie Jarmarku, a ja i Gustavo pójdziemy do Ratusza i gdzieś w okolicy restauracji? — zaproponowała, skoro Rowan i tak był tu uziemiony. — Postaramy się pośpieszyć, żeby jak najszybciej Ci tu pomóc z resztą zadań. — obiecała.
      Wzięła Gustavo pod ramię i pośpiesznym krokiem ruszyła w kierunku Ratusza, gdzie mieli zastać Burmistrza, z którym to powinni zrobić sobie selfie. Była ciekawa czy wciąż była szansa go tam zastać, a co więcej czy będzie skory do robienia sobie zdjęć z mieszkańcami. Anna była jednak pozytywnie nastawiona i miała nadzieję, że wykonanie zadanie pójdzie im w miarę szybko. Zastanawiała się przez ułamek sekundy czy powinni pojechać autem, czy szybciej dojdą pieszo. Ostatecznie postanowiła pokonać ten dystans na nogach.
      — Selfie z Burmistrzem będzie idealne na mojego Instagrama. — zażartowała z cichym śmiechem. Zazwyczaj zamieszczała tam zdjęcia z różnych akcji, imprez czy zajęć w szkole. — Myślisz, że jest jeszcze otwarte? — zapytała, kiedy dobiegli pod ratusz. Zatrzymała się na chwilę, opierając dłonią o drzwi i próbując złapać oddech.

      Anna Murray

      Usuń
  2. W blisko trzydziestoletnim Montim nadal tkwiło małe dziecko, które niejednokrotnie jeszcze dawało o sobie znać z całą mocą w najmniej oczekiwanych momentach. Wciąż miewał takie dni, podczas których wręcz unosił się na skrzydłach, zdawałoby się kompletnie niewyczerpanej energii (i to nawet bez potrzeby uprzedniego zażycia jakichś mocno podejrzanych ziółek, które w tajemnicy przed sąsiadami trzymał zawsze wciśnięte w najdalszy kąt szafki z karmą dla zwierząt w razie, gdyby znowu przyszła mu nagła chęć na szybki odlot), swoim niespodziewanym czepianiem się wszystkiego, co tylko wpadło mu wówczas w ręce, irytując niemal każdego, kto tylko miał pecha znajdować się w najbliższej okolicy. Jedna z tego typu dób przypadła akurat na Jesienny Jarmark, doroczne święto zbiorów, co wprawiło go w stan bliski euforii, zwłaszcza gdy wyraźnie zmęczona jego ciągłym wyskakiwaniem ze zdawałoby się każdego kąta Mitchell's Horse Farm niczym przysłowiowy diabeł z pudełka Olivia odprawiła go w końcu z ciężkim westchnięciem do Applewood Park, twierdząc że jeśli już koniecznie musi zamęczać kogoś swoimi licznymi pomysłami na ponowne wprowadzenie do tradycji miasteczka lekcji powożenia, to tam najprawdopodobniej znajdzie jakąś osobę zainteresowaną rozwinięciem tej idei. Dwa razy powtarzać mu nie musiała. Zanim jednak znalazł się na odpowiednim placu, zajrzał jeszcze na parę minut do domu, dochodząc do wniosku, że znacznie ułatwi sobie owo zadanie, jeśli u jego boku będzie kroczyć dumnie kasztanowata klacz. Zresztą, tym sposobem nawet, jeżeli sypnie się mu pierwotny plan, przynajmniej na bank wzbudzi sensację wśród kilkulatków jak zwykle chętnych na skorzystanie z okazji, by zrobić kilka całkowicie darmowych kółek na jej grzbiecie.


    Monti

    OdpowiedzUsuń