11.09.2024

[KP] We keep on shouting, any which way we can

And we make the limit, now you see so easy it was nice to know
Gotta make a living, under and over around



Elizabeth Harper Murray, 30.09.1997 roznosicielka listów i plotek rodowita mieszkanka

Betsy jest najmłodszym dzieckiem Bernarda Murraya, emerytowanego listonosza, starszego brata Harolda Murraya, który ponad trzydzieści lat temu zrezygnował ze stanowiska prezesa w rodzinnej firmie, i Bethany - emerytowanej nauczycielki plastyki w szkole podstawowej. Elizabeth ma dwóch starszych braci - Scotta i Charliego.
Odkąd nauczyła się pisać, prowadzi pamiętnik, któremu nadała imię: Murphy, przez co wzbudziła w rodzicach niepokój związany z tym, że ma wyimaginowanego przyjaciela i zabrali ją na kilka sesji do psychiatry.
Pamiętnik miał być inspiracją dla książki, którą planowała wydać, ale uznała, że słaba z niej główna bohaterka i skupiła się na rysowaniu, malowaniu i innych robótkach ręcznych, a jej dziergane szaliki i czapki robią furorę wśród mieszkańców.
Betsy pracuje jako listonoszka już od czterech lat, wcześniej pracowała na pobliskiej stacji paliw, gdzie chętnie sprzedawała papierosy i piwa nieletnim. Po godzinach pracy, dwa razy w tygodniu prowadzi regularny kurs rysunku wraz ze swoją matką. Prowadzą dwie grupy - początkującą i zaawansowaną.
Można ją złapać wszędzie, nawet w barze, gdzie chętnie popija przeklęty cydr.

Drogi Murphy...


lisfarbowany@gmail.com. W tytule: The Riffles - Under and Over.
Drogi Murphy jest klikalne i prowadzi do dalszej treści karty.

25 komentarzy:

  1. [Myślę, że nasi mogą sobie przybić piątkę. Hasztag wyrzucenizuczelni. Mam nadzieję, że jeśli Betsy celowała w twarz Gabriela za jego nielojalność, to wycelowała tak dobrze, jak Rowan. Bo Gabriel to wykładowca, prawda? :D Zawsze tworzysz takie ciekawe, pełne ekscytacji historie, że już mnie to chyba naprawdę nie dziwi, że i historia Betsy taka właśnie jest. Świetny pomysł na przedstawienie postaci za sprawą pamiętnika, bo nawet jeśli to tylko skrawki, to mówią naprawdę wiele, ale wciąż nie tyle, by czuć się w pełni zaspokojonym! Chciałoby się przeczytać o stokroć więcej! Mam nadzieję, że tu w Jabłkowie będziesz bawić się przednio i tego też Ci życzę, wraz z całą masą fascynujących wąteczków :) Witam pięknie i zapraszam do siebie, jeżeli będziesz mieć ochotę!]

    Rowan Johnson

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! Bardzo ciekawą kobietkę nam tu wrzuciłaś :3 troszkę bije od niej smutek, uczucie niezrozumienia i pragnienia zostania dostrzeżoną, ale coś mi się wydaje, że sama po prostu nie daje sobie szansy. Jest urocza i na pewno mieszkańcy Mariesville cieszyli się na jej powrót, a dziś czekają na jej wizyty, by odebrać list i zamienić kilka ciepłych słów. I nie chodzi wcale o plotki, chociaż na pewno jej uszy wyłapują wszystko i byłaby najskuteczniejszymi detektywem w okolicy! :D
    Życzę mnóstwa, mnóstwaaaa przygód i wątków odbierających czas na sen! Gdyby gdzieś tam znalazło się miejsce, zapraszamy do nas :) Pensjonat może przyjąć jakieś zwroty pocztówek turystów, a Abi wezwanie do zapłaty za brak ostatniej raty czynszu z Atlanty i nawet ponaglenia z uczelni, aby odebrała dyplom i Betsy mogłaby wręczając skusić się na kawałek szarlotki ;) bawcie się dobrze! ]


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jest i ona, a w Mariesville znów te same dupki. Chodźcie z nami rozrabiać po tym przeklętym cydrze. Uważajcie tylko na gąsiora, bo listonoszki lubi dziobać najbardziej.]

    W. Underwood

    OdpowiedzUsuń
  4. Po raz pierwszy od niemal dwóch tygodni padało, gdy odebrał telefon od Birdy. Spodziewał się soczystego opierdolu za to, że jak zwykle zapomniał zadzwonić z życzeniami na jej urodziny, ale jej cichy i łagodny głos zupełnie go zaskoczył. Zawsze zdrabniała jego imię i gdy tym razem powiedziała do niego po prostu Walter, wiedział, że coś jest nie tak. Zawsze myślał, że pierwszego pochowa ojca. Wiedział o jego problemie z alkoholem już od dawna i niewydolność nerek albo marskość wątroby były jedynie kwestią czasu. Ale Shleby w przeciwieństwie do niego zawsze była okazem zdrowia i informacja o jej nagłej śmierci była szokiem dla wszystkich. To był wypadek, ogromny pech i śmierć tak niezapowiedziana i bezsensowna, że budziła powszechny sprzeciw. Nikt nie wiedział o jej tętniaku, o bombie z opóźnionym zapłonem, która w końcu dała o sobie znać w najgorszy możliwy sposób.
    Nie odwiedzał Mariesville od prawie dwunastu lat. Wyjeżdżając, spalił za sobą ten most i wcale nie zamierzał go odbudowywać, jednak jego babka uparcie dbała o to, by chociaż jedną nogą wciąż był przy rodzinie. Dzwoniła raz na pół roku, by poinformować go o najważniejszych sprawach i popomstować na jego przeklętego ojca, a swojego syna, który z roku na rok pracował coraz mniej, a coraz częściej namawiał ją na sprzedaż gospodarstwa. Walter nawet nie udawał zainteresowania losami swoich rodziców, a jednak za każdym razem, gdy od ich poprzedniej rozmowy mijało więcej niż sześć miesięcy, zaczynał wyczekiwać telefonu.
    Mariesville powitało go trzydziestoma dwoma stopniami. Spóźnił się na pogrzeb. Gdy ukradkiem pospiesznie przedzierał się na czoło pochodu żałobników, by dołączyć do babki i ojca, czuł na plecach, do których kleiła mu się czarna koszula, potępiające spojrzenia obecnych. Wiedział, że Birdy też nie będzie zadowolona z jego spóźnienia, szczególnie w taki dzień, ale babka jedynie ścisnęła pokrzepiająco jego rękę dłonią kruchą jak papier, a jednak zaskakująco silną i pewną. Posłał jej krzywy uśmiech i kiwnął głową ojcu.
    Marvin Underwood wyglądał gorzej niż kiedykolwiek. Zawsze był postawnym, dobrze zbudowanym mężczyzną. Jako stolarz nie bał się ciężkiej pracy i to zawsze widoczne było w jego sylwetce, a jednak luźny garnitur jednoznacznie wskazywał na to, że ostatnimi czasy mocno stracił na wadze. Nerwowo ocierał materiałową chusteczką spocone czoło, palce mu drżały, gdy ściskał ją w palcach. a pomimo mocnej opalenizny widać było jak bardzo jest blady. Nieobecnym wzrokiem omiótł twarz syna i dopiero po chwili kiwnął mu na powitanie głową.
    Gdy dotarli do domu pogrzebowego, Walt zajął miejsce w pierwszym rzędzie. Był zaskoczony tym, ile pojawiło się osób. Miał wrażenie, że w niewielkiej salce zgromadziło się pół Mariesville. W rogu siedziało kilka staruszek szlochających tak głośno, że aż ostentacyjnie i Underwood poczuł jakąś dziwną mieszankę zażenowania i skrępowania tym, że on nie był w stanie uronić nad matką ani jednej łzy. Zupełnie jakby nie docierał do niego fakt, że nigdy więcej jej nie zobaczy. A przecież wiedział ją teraz przed sobą, bo Birdy nalegała na otwartą trumnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozpoznawał kilka zmienionych przez czas twarzy i gdy przypadkiem spotkał kogoś wzrokiem, odpowiadał krótkim kiwnięciem na współczujące spojrzenia. Ta część pogrzebu dłużyła mu się niemiłosiernie. Jego ojciec wyszedł na środek, jednak nie dokończył swojej mowy, bo głos mu się załamał i po kilku pierwszych słowach wrócił na swoje miejsce, przez co resztę ceremonii musiała poprowadzić Birdy i młody, jąkający się ksiądz.
      Płaczki zawodziły głośno, gdy kolejni żałobnicy podchodzili do trumny pożegnać się ze zmarłą. Walter podszedł niemal na końcu, żeby nie tyle się pożegnać, co sprawdzić, jak dobrze ją zapamiętał. Ciemne włosy przeplatały siwe pasma, wiecznie uśmiechnięte oczy w kształcie migdałów otaczała teraz sieć drobnych zmarszczek, których nie zakrył nawet mocny trumienny makijaż, a głęboka bruzda na jej czole, którą miała od ciągłego zamartwiania się, wydawała się teraz płytsza i gładsza. Wyglądała na spokojną.
      Cofnął się o krok i nadepnął na czyjąś stopę. Odwrócił się gwałtownie, potrącając przy tym kobietę, która właśnie odchodziła. Złapał ją za ramię, by nie poleciała do tyłu i tylko cudem chwycił ją, nim wpadła na stojącą na podwyższeniu trumnę.
      — Uważaj — mruknął, próbując postawić ją do pionu.
      Jeszcze tego, kurwa, brakowało, żeby zbezcześcił zwłoki własnej matki.

      dupek

      Usuń
  5. Abi wstrzymała oddech, patrząc na ciężkie chmury. Oparła dłonie o balustradę na werandzie i popiła słodką kawę z cynamonem z prosto z pół litrowego niebieskiego kubka. Miała w tym momencie pełne obłożenie w pokojach, bo turyści zjechali na Festiwal Jabłek w Mariesville i do 15. września zostało im jeszcze kilka dni, podczas których organizowała wczesnymi nadal ciepłymi wieczorami ogniska za pensjonatem. Goście schodzili wtedy tłumnie, najczęściej zmęczeni po przepływach rzeką kajakami, albo długich wędrówkach po malowniczej okolicy miasteczka, ale dzisiaj nie zapowiadało się, by pogoda pozwoliła im na ognisko. Nic straconego, kiełbaski poczekają na jutro, albo pojutrze i zostaną i tak wypieczone i podane pewnie, ale co z dzisiejszym dniem?
    Wróciła po czterech latach studiów w Atlancie i choć minęły dopiero trzy tygodnie, rzuciła się w wir pracy z ogromnym, niegasnącym zaangażowaniem. Wypalenie? Zmęczenie? Rozczarowanie? Wszystkiego się bała z tych trzech, szczególnie że biegała od rana do nocy jak poparzona, żadne jej nie dosięgło jeszcze, chociaż bała się chwilami, że robi za mało. Od zawsze wiedziała, że będzie tu żyć, tu się zestarzeje i umrze, a pensjonat będzie jej całym światem. Nie interesowała się podbijaniem świata, zresztą Atlanta trochę ją zmęczyła i przeżuła, a ostatecznie pojechała tam tylko po to, aby wrócić do domu. Tu było jej miejsce i nawet wołami nie chciała się dać wyciągnąć gdzieś dalej. Sporo młodych znajomych, jej rówieśników, nie chciało nawet myśleć o tym, by w domu przejmować powoli obowiązki nad gospodarstwem, czy interesem po rodzicach, Abi od zawsze wiedziała, że przejmie pensjonat. I nie mogła się tego doczekać, więc teraz żyła swoim marzeniem!
    - Hej - rzuciła z uśmiechem, schodząc z werandy, gdy zobaczyła Betsy, idącą w jej stronę. Nie spodziewała się listów do siebie, raczej rodziców, może jakieś pisma oficjalne na pensjonat i jak zawsze pogubione i źle zaadresowane pocztówki turystów. - Chcesz kawy, mam w kuchni ciepłą w ekspresie jeszcze? - zaproponowała, opierając się o belke leży schodkach na wyłożone szerokimi kamiennymi płytami przejście.
    Abigail była pogodna i ciepła, była takim typem starszej siostry, choć sama siostry ani brata nie miała, która zajmie się wszystkim i wszystkimi. Miała dopiero dwadzieścia cztery lata i wysoko rozwinięty instynkt opiekuńczy. Upiła łyk własnej kawy i spojrzała na pokaźną torbę, z której listonoszka na pewno wyłowi dla niej coś ciekawego.
    Jej mama opiekowała się pensjonatem przez lata, tata doglądał stanu technicznego i dbał o zasoby. Prowadzili przybytek po swoich rodzicach, więc w rodzinie Wilson był on jak spadek. Abi chciała to wszystko podrasować, ulepszyć i usprawnić, aby ludzie oszaleli i zachwycili się urokiem ich miasteczka i wracali na każde wakacje, a jednocześnie nie uważała, by czegokolwiek temu miejscu brakowało. Kochała je, więc jak mogłoby być inaczej. Wymieniła na recepcji komputer instalując lekki laptop zamiast starej maszyny wyjącej jak odkurzacz i kupiła nowy terminal, który bez problemu łapał zasieg. Na razie tyle z zakupów, bo nie mieli pieniędzy na więcej inwestycji. Wolała więc działać z gośćmi, organizując ogniska, wieczorki muzyczne, a nawet może jakieś warsztaty popołudniami ... Tylko jeszcze nie miała do końca na to pomysłu. Opcji było wiele, ale na razie musiała skupić się na tym, by samej stanąć na nogi, bo ciągle się czuła tak, jakby coś się za nią z tej Atlanty ciągnęło. Niby wróciła i była tu caka sobą, tylko... Nie miała takiej szalonej i dzikiej radości, jak sądziła, że będzie mieć. To było dziwne uczucie.


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  6. [Jak wykładowca dostał za swoje, to cudownie! :D Dziękuję za miłe słówka! Tak sobie myślę, że Rowan ma na pewno swój kajak i to jednoosobowy, jak na niezależnego typa przystało, of course, ale mogę w sumie uznać, że pomagał akurat w klubie i zdecydował się na spływ trochę spontanicznie. I już nie opłacało się iść po własny kajak, o. Wziął więc udział w losowanku i zgarnął kajak razem z Betsy, a czy będą z tego powodu szczęśliwi, czy nieszczęśliwi, to się w sumie okaże w trakcie wiosłowania, jak przyjdzie im pokonać jakieś rzeczne przeszkody :D Generalnie odpowiada mi ten pomysł, włącznie z późniejszym ogniskiem, więc podeślę zaczęcie na dniach, a gdybyś chciała coś jeszcze dogadać, śmiało pisz!]

    Rowan Johnson

    OdpowiedzUsuń
  7. Walter nie spodziewał się, że ktokolwiek jeszcze o nim pamięta, jednak podłapane ukradkowe spojrzenia i szepty, w których przewijało się jego imię, uświadomiły mu, że nie chociaż on nie czuł potrzeby utrzymywania stałego kontaktu z rodzicami, to jednak był nieodłączną częścią ich życia. Musieli o nim wspominać i prawdopodobnie niejednokrotnie odpowiadać na niewygodne pytania o to, co się z nim dzieje i dlaczego nie przyjeżdża. Nie był nawet pewny, czy Marvin w ogóle wie, czym jego syn się aktualnie zajmuje. Prawdopodobnie tak jak wszyscy trwał w przeświadczeniu, że Walt wciąż jest policjantem w Atlancie. Od jego przyjazdu nie mieli jeszcze okazji porozmawiać na osobności i żaden nie wykazywał chęci, by to szybko nadrobić.
    Uniósł brwi, gdy usłyszał jej głos. Przez moment wpatrywał się w nią w niezrozumieniu. Przyjechał. Fakt, na pogrzebie dziadka się nie pojawił, ponieważ był wówczas w trakcie szkolenia w Wirginii. Do teraz nie mógł sobie tego wybaczyć, chociaż Birdy niejednokrotnie powtarzała mu, że rozumie i że nie ma do niego o to żalu. A jednak nie było żadnego powodu, dla którego mógłby opuścić pogrzeb matki, nawet gdyby chciał. Reakcja blondynki zbiła go z tropu, bo w pierwszej chwili w ogóle jej nie rozpoznał. i
    Dopiero gdy dostrzegł stojących za nią mężczyzn i w całkowicie dorosłych, zmężniałych twarzach rozpoznał Scotta i Charliego Murrayów, uświadomił sobie, że ma przed sobą ich młodszą siostrę. Nie mógł sobie przypomnieć jej imienia. Bethy? Bonnie? Ostatnim razem widział ją, gdy była jeszcze nastolatką. Nie przypominała już tamtego chudego podlotka, za którym uganiał się Tony. Nigdy nie była brzydka, a jednak nagła i niechciana myśl o tym, na jak atrakcyjną kobietę wyrosła, zupełnie go zaskoczyła. Nie spodziewał się zawierania nowych-starych znajomości nad trumną własnej matki. Dał sobie uścisnąć dłoń i skrzywił się, słysząc kondolencje. Wcześniej nalegał, by Birdy poinformowała wszystkich o tym, że rodzina nie życzy sobie wyrazów współczucia, ale babka z pełną stanowczością i w kilku krótkich słowach wybiła mu ten pomysł z głowy.
    Dostrzegł delikatną smugę tuszu pod oczami i zaczerwienione od płaczu powieki, więc ugryzł się w język, zacisnął usta i jedynie kiwnął głową. Zapominał o tym, że to nie była jedynie jego strata. Shelby przez tę ponad dekadę stała się częścią tej hermetycznej społeczności i była bliższa wielu obecnym na pogrzebie w gruncie rzeczy obcym jej ludziom niż własnemu synowi. Dziwnie było na to patrzeć, czuł się zagubiony i zupełnie nie na miejscu.
    — Zawsze mówiłam, że ten chłopak w końcu wszystkich nas do grobu wpędzi — westchnęła głośno Birdy, doganiając odchodzącą kobietę. Złapała blondynkę pod ramię, ciągnąc ją w stronę starszego małżeństwa. — Bernie, Beth, nalegam, żebyście zabrali się ze mną i Marvem. Charlie mówił, że musi wracać do Daphne i dziewczynek, ale u Waltera w samochodzie też jest jeszcze miejsce i Scott… — Birdy odwróciła się przez ramię i zerknęła na stojących w pobliżu trumny mężczyzn. — Scott! Wally zawiezie ciebie i Betsy do nas na obiad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jego babka nie pytała. Ona zarządzała, bezczelnie wykorzystując nie tylko swój sędziwy wiek, ale również fakt, że pochowała właśnie synową. Underwood nie miał wyboru, musiał się podporządkować woli babki i ruszył za kobietami wzdłuż ławek ku wyjściu z kaplicy.
      — To twój? — zagaił go Scott, gdy szli w stronę stojącego na parkingu czarnego Hellcata. — Zajebisty.
      — Wypożyczony — mruknął zbywająco Walt, otwierając przed Betsy drzwi i odsuwając fotel, by się wcisnęła do tyłu. Scott ją jednak wyprzedził i wpakował się na tylne siedzenie. — I chujowy, a nie zajebisty. Chyba że lubisz samochody, które jeżdżą tylko prosto.
      — A gdzie mają jechać? W bok? — zaśmiał się głośno Murray, ale Walter jedynie uniósł brew z lekkim zażenowaniem i spojrzał pytająco na dziewczynę.
      Zasunął fotel i zamknął za nią drzwi, gdy wsiadła.
      — Charlie obstawiał, że nie przyjedziesz. Ja trochę też, ale Tony mówił, że na pewno będziesz, nie Betsy? — Scott oparł się łokciami o zagłówki ich foteli, pochylając się do przodu. Ewidentnie nie miał zamiaru zapinać pasów.

      Underwood

      Usuń
  8. Walt tylko na nią zerknął, gdy zapytała o to, dlaczego wypożyczył właśnie Dodge’a. Scott wyprzedził jego odpowiedź, chociaż niewiele miała wspólnego z rzeczywistością. Skrzywił, gdy kątem oka dostrzegł, jak mężczyzna pacnął swoją siostrę w głowę. Był jedynakiem i podobne braterskie gesty były mu zupełnie obce, więc nie do końca to rozumiał.
    — Napisałem mu, że przyjadę. Pytał, czy przyjść na pogrzeb, ale powiedziałem mu, że nie ma sensu — odpowiedział, spoglądając na Betsy nieco uważniej
    Z Anthonym miał pobieżny kontakt, ale poza Birdy był jedyną osobą w Mariesville, z którą faktycznie czasem rozmawiał. W ich rozmowach przewijały się czasem imiona dziewczyn, ale nie przypominał sobie, by Tony wspominał coś o swojej relacji z Betsy. Pamiętał, że jako nastolatkowie mieli się ku sobie, ale z jakiegoś powodu im nie wyszło. Zupełnie nie przypuszczał, że mógł mieć z tym coś wspólnego, chociaż nie pasowało mu wtedy to, że jego najlepszy kumpel bujał się z jakąś małolatą, która w dodatku rozpowiadała wszystko na lewo i prawo. Do teraz pamiętał lanie, które dostał od swojego dziadka, gdy wyszło na jaw, że ukradli z barku ojca Scotta i Charliego butelkę whiskey. On nie był przekonany, ale bracia byli pewni, że nakablowała na nich ich młodsza siostra.
    Fakt, że mówiła w imieniu Tony’ego świadczył o tym, że mieli bliską relację. Nie spodziewał się, że Anthony w końcu faktycznie poderwie córkę Murrayów, ale gdy teraz o tym myślał, układało mu się to w całkiem logiczną całość i nie było w tym nic zaskakująco. A jednak, nie wiedzieć czemu, był zaskoczony.
    — Może wpadnę na jednego — odparł, posyłając Scottowi lekki uśmiech. — Może Charlie też wpadnie? Ekipa będzie w komplecie.
    — Nie ma opcji, stary, Charlie to teraz ojciec rodziny. Odpowiedzialny i inne takie bzdury. — Scott zaśmiał się, ale w jego głosie nie słychać było szyderstwa, a raczej coś na kształt… ciepła?
    Do gospodarstwa Birdy dojechali szybko. Jedną z zalet Dodge’a i jednym z powodów, dla których wybrał ten samochód, była prędkość. Nie zdziwiło go to, że Betsy wysiadała w pośpiechu. Nie siliła się nawet na kurtuazję, by zaczekać, aż reszta wysiądzie i pognała prosto do domu. Spojrzał za nią i zmarszczył brwi, gdy Birdy ją dogoniła. O tym też nie wiedział. Nie miał pojęcia, że jego babka jest tak blisko z Murrayami. Był obcym we własnym domu.
    — Stary? — Scott siłował się z fotelem, próbując wysiąść. Walt pomógł mu i ruszyli za resztą. — Kurwa, no typowe. Dzisiaj nieaktualne, Tony mi napisał, że już jest umówiony z Betsy.
    — Nie wiedziałem, że są razem. Nic nie wspominał, że…
    — Bo nie są — przerwał mu Murray. Wzruszył ramionami, ale uśmiechnął się, spoglądając na plecy znikającej za drzwiami wejściowymi siostry. — Chyba nie są. Przynajmniej jeszcze nie. Ale nieważne, jebać tego zdrajcę. Pójdziemy sami.
    Obiad już na nich czekał. Birdy zadbała o to, by pod ich nieobecność córka sąsiadów przygotowała wszystko dla nielicznych gości. Babka porozsiadała wszystkich i dla Walta nie zostało już żadne wolne miejsce poza tym między Marvinem a Betsy.
    — Tutaj, Wally — przywołała go ponaglająco. — Siadaj, bo ci obiad stygnie.
    Usiadł z zamiarem szybkiego zjedzenia i ewakuowania się. Miał nadzieję, że Elizabeth zajmie się rozmową z siedzącą po jej drugiej stronie Scottem, ale on od razu wziął się za rozlewanie chętnym alkoholu. Widział kątem oka, że jego ojciec zamierza coś powiedzieć, więc upatrując w tym swojej jedynej drogi ucieczki, odwrócił się do blondynki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Podobał mi się dźwięk kompresora — zagaił, nakładając sobie kawałek babcinej pieczeni. Dostrzegł niezrozumienie na jej twarzy, więc wyjaśnił: — Pytałaś, dlaczego wypożyczyłem ten samochód, skoro jest chujowy. Jest chujowy. Dużo pali, prawie nie skręca i łatwo się nim zabić. Ale podoba mi się, jak brzmi.
      Widział, że Betsy jest niechętna do interakcji już od ich pierwszego kontaktu. I zupełnie by go ten fakt nie zdziwił, gdyby nie to, że rozpoznała go od razu. Jakby go pamiętała, jakby nie był jej całkowicie obcy. Próbował przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek mieli ze sobą dłuższą interakcję, ale za każdym razem gdy przyjeżdżał do Mariesville, traktował ją tak samo. Jako niezbędny i niechciany dodatek do Scotta i Charliego, a później też do Tony’ego, gdy ten zaczął robić do niej maślane oczy. Ale chyba nigdy nie dał jej odczuć swojej niechęci. Pamiętał, że zawsze coś bazgrała albo rysowała w swoim notatniku, pamiętał też, że nosiła włosy odgarnięte za uszy. Tak, jakby trochę była w swoim świecie, ale zawsze pozostawała czujna na to, co się dzieje dookoła niej.
      — Jak tam… — zaczął niepewnie, wertując w głowie wszystkie uzyskane u Birdy informacje, które zawsze spychał do podświadomości jako nieistotne. — …historia sztuki?

      Walt

      Usuń
  9. Spojrzała w ślad za komentarzem Betsy na przesyłki w jej dłoniach i odsunęła się kawałek, by biegnąca para mogła się schować w środku pensjonatu. Cofnęła się też krok, aby blondynka mogła wejść pod zadaszenie, gdy kolejne ciężkie krople zaczęły spadać z pochmurnego nieba. Zagubiona pocztówka pewnie trafi na tablicę korkową przy jadalni, gdzie o poranku serwowali śniadania gościom w otwartej kuchni, a przesyłki... Przełknęła ślinę, próbując sobie przypomnieć, czy to to czego nie chce czytać, czy może zwykłe przypomnienie o odbiorze dyplomu. Były dwie koperty... Więc pewnie jedno i drugie.
    - Dzięki, Betsy, ciekawa byłam, kiedy mnie dorwą - rzuciła z kwaśnym uśmiechem i wsunęła wszystkie przesyłki do tylnej kieszeni jeansów. Później otworzy.
    Zawróciła do drzwi i skinęła blondynce, aby szła za nią. Zatrzymała się jeszcze i spojrzała na rower.
    - Wiesz, z tyłu jest duży garaż, to będzie najlepsze miejsce na rower, a jak przeczekamy deszcz to albo wrócisz sucha, albo... Możesz zostać na noc, jutro powinno być znowu słoneczko - zaproponowała lekko. - Nie sprawdzałam prognozy, nie wiem ile ma nam tu lać - wzruszyła ramionami, ale nie traciła uśmiechu. No cóż, ziemia była wysuszona, w lasach i całej okolicy istniało wysokie zagrożenie pożarów, więc ten deszcz był im o wiele potrzebniejszy, niż się wydawało. Przecież kilka dni temu doszło do pożaru! I to nie było podpalenie, a przynajmniej nikt nic nie udowodnił w tym kierunku, jedynie biedni Tuckerowie musieli się liczyć z stratami, gdy ogień zajął im kawałek pola. Szczęście że prognozy na festiwal wyglądały wręcz wzorowo.
    Pensjonat był interesem rodzinnym, ale to nigdy nie było na pierwszym miejscu, żeby ściągać z ludzi pieniądze. Betsy jeśli zostanie, to nie powinna się czuć w obowiązku cokolwiek opłacać. Poza tym Abigail sama nie mieszkała w pensjonacie, ale niekiedy w nim nocowała, gdy łapała ją ulewa jak ta, która nadchodziła, albo kończyła siedzenie nad rozliczeniami w środku nocy. Nie pierwszy i nie ostatni raz któryś z mieszkańców również tu szukał schronienia i było to całkowicie naturalne!
    - W zasadzie... Chodź, wejdziemy od tyłu od razu do kuchni, a teraz schowajmy rower - zaproponowała, zawróciła i wyminęła Betsy, by złapać jej jednoślad i poprowadzić go szybko na tył budynku. Blondynka miała swoją wielką, ciężką torbę, więc Abi wolała aby się nie musiała wysilać więcej, zresztą po calutkim dniu rozwożenia poczty też na pewno była zmęczona.
    Pensjonat był pokaźnym domem o dwóch piętrach. Cześć przeznaczona na prywatne mieszkanie rodziców Abi była właśnie od tyłu. Garaż był obok, ale nie trzymali tam nic poza wieloma narzędziami jej ojca. Nie mieli samochodu, nigdy go nie potrzebowali tak właściwie. Miejsce więc było i na jeden i na kilka rowerów, bo samochody turystów stały na wyznaczonych miejscach bez zadaszenia. Wystarczyło otworzyć, wprowadzić rower do środka, zamknąć blaszane wejście i już mogły zawracać do pensjonatu od zejścia na ogródek w którym hodowali kilka ozdobnych kwiatów a w zeszłym roku odmalowali szeroką ławkę. I to biegiem, bo gdy chowały rower, totalnie się rozpadało, a ciężkie krople z siłą zaciekle uderzały w ziemię.


    Abi

    OdpowiedzUsuń
  10. Zupełnie zaskoczył go fakt, że ktokolwiek przysłuchiwał się ich rozmowie. Miał nadzieję raczej na niezobowiązującą pogawędkę. Wcale nie miał ochoty z nikim rozmawiać i mimo że otaczali go jedynie ludzie, których znał i którzy byli jemu lub jego rodzinie w jakiś sposób bliscy, to czuł się skrępowany tym towarzystwem. A gdy okazało się, że jego niewinne pytanie nie było jednak takie niewinne, jego zażenowanie jedynie się zwiększyło.
    Zerknął z niechęcią na ojca, słysząc jego komentarz i wrócił wzrokiem do Betsy akurat, by zauważyć jej uśmiech. Z tego, co usłyszał, wywnioskował, że skończyła studia przedwcześnie z powodu nieodpowiedniej relacji z wykładowcą, dziekanem lub inną osobą, która mogła mieć wpływ na jej dalszy los na uczelni. Nie podejrzewał, by Murray mogła uwieść kogoś dla lepszych ocen, pozycji czy jakiejkolwiek innej korzyści, ale chociaż nie znał jej na tyle dobrze, by wykluczyć to z całą pewnością, to miał wrażenie, że to była historia, jakich wiele i dziewczyna po prostu została wykorzystana. Przez ułamek sekundy spoglądał na nią z czymś, co mogło przypominać nawet troskę, ale szybko odwrócił wzrok i wrócił do jedzenia.
    — O córce Thortonów też byś powiedział, że wlazła nieodpowiedniemu człowiekowi do łóżka? — zapytał otwarcie Scotta. Murray zachłysnął się przeżuwanym kawałkiem mięsa i odkszalnął. Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale Walter nie dał mu szansy. — Stary, poczytaj sobie o groomingu i o relacjach, w których jedna strona wykorzystuje swoją pozycję, żeby uzyskać coś od drugiej. Nie wydaje mi się, żeby Betsy pożegnała się z uczelnią na własne życzenie.
    — Przecież ja tylko żartowałem, nie, Bets? — mruknął bez przekonania Scott.
    — Koniec tematu — przerwała im zniecierpliwiona Birdy. — Życie Elizabeth to jej sprawa, a nie powód do czyjejkolwiek dyskusji. Lepiej powiedz nam, Eleonor, co zamierzasz upiec w tym roku na Festiwal Jabłek. Słyszałam, że…
    Underwood nie zamierzał wcale kontynuować. Pozwolił, aby rozmowa przy stole zeszła na lżejsze tematy, przysłuchiwał się tylko, jedząc w milczeniu. Nie chciał ryzykować zadawania kolejnych pytań, więc gdy tylko opróżnił swój talerz, odszedł od stołu, używając jako wymówki faktu, że byli ze Scottem umówieni na później i musiał się przyszykować do wyjścia.
    Jedynym plusem tego, iż pochował tego dnia matkę było to, że nikt nie śmiał zwrócić mu uwagi. Nawet jeżeli ktokolwiek uznał jego zachowanie lub fakt, że zamierzał tego dnia pójść do baru i pić, za niestosowne, to zachowali to dla siebie. Jego zmęczone, mało wesołe spojrzenie było wystarczającym świadectwem tego, iż żałobę przeżywał raczej wewnętrznie.
    Wyszedł z jadalni, ale nie udał się na górę do swojego pokoju, tylko wyszedł na moment przed dom. Parne powietrze uderzyło go od razu, gdy tylko przekroczył próg. Usiadł na moment na drewnianych schodach werandy, chcąc odetchnąć w spokoju. Śmierć Shelby jeszcze nie do końca do niego docierała, ale czuł się przytłoczony i zmęczony niespodziewaną podróżą, pogrzebem, tym całym obiadem i wszystkimi sprzecznymi emocjami, które wywoływał w nim powrót do Mariesville.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gus, biały gąsior jego babki, wędrował wzdłuż werandy, podskubując czasem wydeptaną trawę. Zerknął na Waltera bez większego zainteresowania, ale wyprostował się i zjeżył pióra, gdy za plecami mężczyzny skrzypnęły drzwi. Ptak pochylił łeb i wyciągając przed siebie długą szyję, ruszył biegiem w stronę Underwooda, gęgając i posykując wściekle.
      — Gus, uspokój się, ty mały pojebie. — Walt odgonił go ręką z lekkim rozbawieniem.
      Podniósł się i sięgnął do zawieszonego pod jedną z belek karmnika dla ptaków. Chwycił garść rozsypanych tam ziaren i rzucił w gąsiora. Ten nie spuszczał wzroku z osoby, która właśnie wyszła z domu, ale odwrócił się w końcu niechętnie i cofnął się, żeby wygrzebać ziarna spomiędzy źdźbeł trawy.
      Walter zerknął przez ramię i lekki uśmiech, który miał na ustach, zniknął z jego twarzy. Przepuścił Betsy na schodach.
      — Przepraszam cię za tamto… — mruknął, gdy go mijała. — Nie wiedziałem.
      Gus stał odwrócony do nich tyłem, ale gdy tylko dziewczyna postawiła stopę na ziemi, ruszył biegiem w jej stronę.
      — Spróbuj tylko, to zrobię z ciebie rosół — syknął cicho Walter, zatrzymując ptaka w pół kroku.
      To już się powoli stawało ich rutyną. Dziewiętnastoletni już Gus rzadko atakował ludzi, raczej wolał terroryzować zwierzęta. Birdy pozwalała, by panoszył się na gospodarstwie jak król, ale zarówno ona, jak i Walter, który z Gusem spędzał niemal każde wakacje byli jedynymi osobami, które jakoś potrafiły utemperować jego wybuchowy temperament.

      W.

      Usuń
  11. Zawsze wydawało mu się, że świętowanie końca lata to jakaś dziwna pomyłka, wymyślona przez tych starszych, bo jaki młody człowiek chciał celebrować koniec wakacji i w dodatku się z tego cieszyć? Wakacje to przecież najlepszy okres w życiu, który mógłby się nigdy nie kończyć. Tak uważał kiedyś, gdy kręcił się tutaj jako szczyl, a o wypożyczalni nikt jeszcze nie słyszał. Teraz to wszystko wyglądało już zgoła inaczej. Koniec lata wieńczył przecież żniwa, zbieranie plonów, z których korzystać będą tutaj wszyscy, więc teraz miało to jak najbardziej sens, poza tym, dobrze było z pompą nacieszyć się ostatnimi dniami pełnymi słońca.
    Korzystając z wolnego weekendu, z przyjemnością pomógł serdecznemu koledze z wypożyczalni kajaków zorganizować kameralne wydarzenie nad Maple River. Nawiózł drewna na ognisko, które miało odbyć się wieczorem, wyprowadził kajaki na brzeg i przygotował pojemnik do losowania, bo cała istota dzisiejszej zabawy miała polegać na tym, żeby ludzie dobrali się we wioślarskie pary za sprawą wyciągnięcia kartki. Do pewnego momentu było mu wszystko jedno, bo nie zamierzał brać udziału w spływie, nawet jeśli było to zajęcie, które darzył szczególną sympatią, i które uprawiał zacięcie we własnym towarzystwie. Obiecał serdecznemu koledze, że razem z nim będzie nadzorował imprezę i uparcie się tego trzymał, nawet wtedy, gdy okazało się, że brakuje jednej osoby do pary. Że ktoś będzie musiał płynąć sam w dwuosobowym kajaku, i że jeśli wypadnie na jakąś mało rozgarnietą w temacie osobę, to narobi się z tego więcej szkód, niż pożytku. Rowan od razu stwierdził, że trzeba wyłączyć z losowania jakiegoś faceta, który przynajmniej sam udźwignie wiosło, i wysłać go na wody w pojedynkę, ale ten pomysł nie przeszedł, bo zaburzał podobno cały sens imprezy. Miało się losować, bo to integracja, bo to dla społeczności i koniec kropka.
    Zgodził się chyba tylko dlatego, że kolega prosił tak bardzo, jakby od tego zależało co najmniej istnienie świata. Dogadali się więc, że dołączy do osoby, która zostanie bez pary, a kiedy doszło już do losowania, okazało się, że została nią Betsy. Szczerze, to nie był nawet pewien, czy ona kiedykolwiek pływała kajakiem, więc to może dobrze, że jednak zgodził się na ten układ. Jakoś nie wyobrażał sobie tej filigranowej dziewczyny samej w dwuosobowym kajaku. Niby to żadna filozofia, ale trochę siły trzeba mieć, żeby odpychać się na rzece za dwóch. Coś o tym wiedział, choć sam od dawien dawna pływa już w swojej własnej jedynce górskiej, znacznie mniejszej i lżejszej, niż te wielkie, dwuosobowe kobyły turystyczne, wypożyczane ludziom w standardzie. Ale jakoś sobie poradzą, jeśli będą zmuszeni przenieść kajak. Betsy w jakiejś części jest już zaprawiona w boju – torba z listami też przecież swoje waży, a całą mieścine obrobić trzeba.
    Obaj z kolegą zaczęli rozdawać wszystkim kapoki, dobrane rozmiarem odpowiednio do ich wagi, a kiedy większość była już zaopatrzona, Rowan wziął jeden dla siebie, drugi dla Betsy i podszedł do niej na przymiarkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Czy już wiesz, że płyniemy razem? — Upewnił się, wręczając jej kamizelkę. Wcale nie musiała być z tego faktu zadowolona, ale jeśli chciała płynąć, to chyba nie miała wyjścia. Ewentualnie mogła się z kimś wymienić, Rowanowi to było i tak wsio ryba z kim wsiądzie do kajaka. Byleby był to ktoś na tyle sprawny, by trzymać wiosło i nim machać. — Przymierz czy pasuje.
      Tak na oko wziął dla niej S-kę, bo kapok powinien być dopasowany, ani nie za duży, ani nie za mały, chociaż gdybał też chwilę nad XS-ką. Nie był w stanie jej wymierzyć zaledwie spojrzeniem, ale bez przesady – na więcej, niż S, nie wyglądała.

      Rowan Johnson

      Usuń
  12. Cześć! :)

    Oj, coś czuję, że moje postacie będą bohaterami niejednej zasłyszanej (a może i nawet puszczonej w obieg?) przez Twoją Panią plotki. Na tę chwilę nie mogę nic od siebie zaproponować (obawiam się, że nie udźwignę ilości wątków oraz powiązań, które do tej pory sobie wymyśliłam), więc życzę miłego początku tygodnia oraz dużo, dużo weny.

    Steven Baker oraz nieopublikowani jeszcze Laura Doe && Geonwoo Parks

    OdpowiedzUsuń
  13. [Bardzo dziękuję za miłe powitanie. Ja właśnie Zagubionych skończyłam w zeszłym tygodniu i buźka Elizabeth tak mi zapadła w pamięci, że musiałam ją wykorzystać. Co do nastolatka, to niestety muszę Cię zmartwić, ale gnojek wybrał ojca, a do matki się nie odzywa, także nie ma go tu z nami, ale nie wykluczam, że pewnego dnia nagle się nie pojawi. Drogi Murphy mnie zaskoczył, nie spodziewałam się dalszej części karty. Ależ ona cwana, nie powiem - ale tak pozytywnie, żeby nie było. Przypomina mi trochę Penelope Featherington. Jen straciła matkę dobre kilka lat temu właśnie z powodu nowotworu, także możemy pociągnąć wątek w tę stronę. Betsy z mamą mogą przyjść na jakiś check-up, pogadać, zobaczyć co i jak. Może Jen nawet zobaczy w mamie Betsy trochę własnej matki? Chociaż nie wiem, jaka ona jest, ale to już tam szczegół xdd A później się zobaczy, jak wszystko się potoczy. Chcesz zacząć, mam zacząć? Ustalamy coś jeszcze?]

    Jennifer

    OdpowiedzUsuń
  14. [Pewnie, taki plan mi pasuje ;) Na spokojnie, nie spiesz się, będę grzecznie czekać.]

    Jen.

    OdpowiedzUsuń
  15. Był wdzięczny Gusowi za to, że przerwał Betsy tamtą wypowiedź. Chciałby być zdziwiony, ale zbyt dobrze znał specyfikę małych miasteczek. Plotki rozchodziły się z prędkością światła i z każdym kolejnym powtórzeniem ich treść była coraz bardziej ubarwiana. Wątpił, aby mówili o niej aż tak źle, ale po reakcji Scotta przy obiedzie, zaczynał się przekonywać, że Mariesville nie było już tym bezpiecznym, beztroskim miasteczkiem, które pamiętał z dzieciństwa.
    Ogarnął się szybko przed wieczornym spotkaniem ze Scottem. Wziął prysznic, przebrał się we flanelową koszulę i zamiast czapki z daszkiem zarzucił na głowę cienką wydzierganą czapkę, którą dostał od Birdy. Była czarna i jedynie z przodu miała małą naszywkę nadgryzionego kawałka sera.
    — O, dostałeś od Bets? — zapytał na jego widok Scott, wskazując nakrycie głowy. Był już lekko podchmielony, gdy wychodzili i Walter uznał to za żart, którego nie do końca zrozumiał.
    W Rusty Nail pojawili się dość wcześnie, przez bar przewinęło się sporo znajomych z ich szczenięcych lat, ale Walt szybko kończył wszystkie niechciane interakcje, skupiając się tylko na towarzystwie coraz bardziej pijanego Scotta. Betsy zainteresowała go swoimi słowami i chciał dowiedzieć się więcej o tym, dlaczego została wyrzucona z uczelni. Murray chętnie dzielił się szczegółami z życia swojej siostry, czasem opatrując barwną opowieść niepotrzebnym komentarzem. Im więcej Underwood się dowiadywał, tym bardziej szkoda mu było Elizabeth. Tak jak myślał od początku, dziewczyna została wykorzystana przez swojego wykładowcę i ulokowała uczucia w nieodpowiedniej osobie. Nie rozumiał, jak ktokolwiek mógł nazywać ją puszczalską i atencyjną, ale Scott był przekonany, że Betsy, mimo że była jego siostrą, była sama sobie winna. W końcu wiedziała, czym ryzykuje.
    Murray przegrał już pięćdziesiąt dolarów w bilarda, gdy lunęła ściana deszczu. Właśnie kończyli kolejną grę, gdy Walt usłyszał swoje imię i znajomy głos. Poderwał głowę do góry i kij ześlizgnął mu się z białej bili. Ta uderzyła w czarną, która poturlała się powoli prosto do łuzy.
    — Dzięki, Tony. Właśnie odzyskałem swoje pięćdzie… sto dolców — czknął wesoło Scott, opierając się chwiejnie na kiju.
    — Tony, co ty tu robisz, stary! Murray mówił, że jesteś umów… — Walter urwał wpół słowa, dostrzegając za plecami przyjaciela blond czuprynę.
    — Pamiętasz Betsy, nie? Opowiadałem ci. — Anthony cofnął się o krok i objął dziewczynę ramieniem, jakby chciał zaznaczyć swoją pozycję.
    Underwood kiwnął dziewczynie głową, ale nie potwierdził wersji przyjaciela. W ich rozmowach ani razu nie pojawiło się imię Elizabeth, mimo że co jakiś czas Tony opowiadał o swoich podbojach. Może to była po prostu zbyt świeża sprawa.
    — Musimy się zgadać na…
    — Nonsens, dołączymy do was, nie Betsy? — zawołał wesoło Tony, ciągnąc ją za sobą w ich stronę. — Stary, zdecydowanie za rzadko tu przyjeżdżasz. Mamy tyle do nadrobienia. Wiedziałaś, Bets, że Underwood jest teraz tajnym agentem?
    — Nie tajnym — poprawił go łagodnie Walt, spoglądając na podpitego przyjaciela z rozbawieniem.
    — O chuj, nic nie mówiłeś! — krzyknął Scott, zataczając się na nich ze śmiechem.
    Zajęli stolik w rogu. Underwood cieszył się z obecności Tony’ego, ale czuł się skrępowany faktem, że przerwał mu randkę z Betsy. Okazało się, że beztroski wieczór w barze był właśnie tym, czego było mu potrzeba. Anthony pilnował, by ich kufle i szklanki były zawsze pełne, rozmowa toczyła się niewymuszenie. Nie raz śmiał się w głos z przekomarzającego się rodzeństwa, a czasem cierpliwie poprawiał, gdy Tony przekręcał coś na temat jego pracy lub życia w Atlancie. Wieczór okazał się naprawdę przyjemny.
    — Dart! — zakomenderował Scott, chwiejąc się na nogach. Złapał rzutki i wskazał na Tony’ego. — Robimy turniej! Kto wygra, ten… ten…

    W.

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj w Mariesville, farbowany lisie!

    Jako nasza niezawodna roznosicielka listów — i plotek — Betsy jest prawdziwym sercem miasteczka! ;) Cieszymy się, że jest częścią tej społeczności i że zawsze wie, co w trawie piszczy! Oby zawsze czuła się tu, jak w domu.

    Miłej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  17. Nigdy nie było sytuacji, a przynajmniej Abi nigdy takiej sobie nie przypominała, że narzekali na biedę. Były gorsze sezony, były tygodnie bez żywej duszy zameldowanej w pokoju, czy rezerwacji, ale... To już przeszłość. A pensjonat nadal stał! Abigail i jej rodzice nie patrzyli zbyt często na stan konta, a nawet trudno powiedzieć, czy aby na pewno zależało im na pieniądzach. Dbali o ludzi i chcieli, aby w miasteczku pojawiały się nowe twarze. Tata Wilson za dawniejszych czasów niekiedy wpłacał jakieś drobne kwoty na rzecz lokalnej gazety, aby umieścić tam ogłoszenie o pensjonacie. Zdarzyło się, że parę razy pojechał z taką samą myślą do Atlanty, ale to było dobre dwadzieścia lat temu i nie dało spektakularnego skutku. Więcej wtedy na tym stracił, niż zyskał, jednak od kilku lat sprawa się troszkę poprawiła. Może to kwestia tego, że ludzie są przesyceni miastem, tłokiem i smogiem i hałasem. A może to tylko jedna rzecz się pojawiła i otworzyła świat? Internet! Abi jak tylko w szkole poznała się trochę na komputerach, z jednym chłopakiem z ławki zrobili stronę www i tam wrzucali zdjęcia okolicy z podpisami co to, gdzie to, jakie piękne. I dziś ta strona nadal działa! Abi chyba od dziecka po prostu wiedziała, w którą stronę iść, by dbać o interes rodziny. Gdy wspominała swoje wygłupy i zabawy z kolegą, śmiała się, ale to dzięki niemu cokolwiek zaczęła, bo sama nie wiedziała, jak się za to zabrać. Na lekcjach informatyki była zielona, ściągała. Dziś na tym samym adresie było już prawdziwe arcydzieło, serwer rezerwacji noclegów, fotogaleria całej okolicy Mariesville, opis atrakcji, rozbudowana propozycja na odpoczynek w ich stronach, a nawet zakładka z historią miasteczka. I nie chodziło o pieniądze, ani wtedy ani teraz. Chodziło o radość.
    - Coś ty, nie wywale cię na kanapę, - cmokneła wręcz iburzina tym pomysłem! - Przecież poddasze nie jest dla gości a jest tam i sofa i łóżko do spania, znajdę ci nawet jakaś piżamę - oznajmiła zdecydowanie, bo to nie ulegało żadnym podważaniem. Dwa piętra poświęcili innym ludziom, ale poza wydzielonym mieszkaniem dla rodziców, mieli też na poddaszu urządzony pokój z sypialnią na otwartej przestrzeni i tam spala zwykle Abi, gdy pracy było tak dużo, że nie wracała do mieszkania. Miała tam nawet w szafie kilka ubrań, którymi mogła się podzielić z Betsy, skoro obydwie były drobne.
    Zaśmiała się, ścierając z twarzy wielkie krople, które rozbiły się na jej piegowatym nosie. Odetchnęła głęboko i sięgnęła do szafki po duży kubek. A potem sięgnęła po drugi, bo swoją kawę zostawiła na barierce na werandzie, gdy pobiegły z rowerem! No trudno, starczyło kawy w ekspresie dla nich dwóch.
    - Nie trzeba, dzięki, kochana - spojrzała na blondynkę i zaprosiła ją gestem bliżej. - Chodź, spójrz czy nie masz ochoty na coś do kawki - zaproponowała, wskazując w szafce cynamon, kakao, syrop waniliowy i kardamon w mini młynku. Dbali o to by kuchnia była dobrze i różnorodnie wyposażona. O ile sami gotowali śniadania gościom z raczej stałego menu, tak była ona i tak dla chętnych dostępna cały czas. - To pewnie pisma z uczelni, wiesz? - rzuciła, wzruszając lekko ramionami i uniosła brwi, skyszac o kuzynce. - No tak, ona przyjechała! Boże, w ogóle nie skojarzyłam- przyznała, zastanawiając się, czy na prawdę miała ostatnio tyle na głowie, że nie rozpoznała twarzy...
    Abi ostatnio więcej biegała wokół pensjonatu, już w nim była. Duże narożne biurko przy wejściu, udające poważną recepcję było raczej zajęte przez zatrudnioną u nich dziewczynę. Kilka osób im pomagało, na szczęście mogli zapewnić im stosowne wynagrodzenie i nawet tata Wilson się cieszył, że wspiera tutejszych w ten sposób. Podrapała się po policzku i zalała kubki kawą, wyciągając też mleko z lodówki, jakby Betsy chciała sobie dodać. Ona dolała, prawie pół kubka! Lubiła kawusię słodką i mleczną.
    - No tak... Nie mam żadnego planu awaryjnego... A mamy pełni gości, wszystkie pokoje chwilowo zajęty. - przyznała, a ramiona trochę jej opadły.


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  18. W pierwszej chwili chciał wstać i pomóc Tony’emu, ale gdy upewnił się, że kumpel stoi wystarczająco stabilnie na nogach, by przytrzymać Scotta, został na miejscu. Spojrzał na Betsy, chcąc powiedzieć jej coś o stanie dwójki, która właśnie opuściła lokal, ale wyprzedziła go swoim pytaniem. Był podchmielony, może nawet lekko pijany, bo przez moment czuł się całkowicie rozluźniony. Jej uśmiech mu pomagał i parsknął krótkim śmiechem, gdy usłyszał jej wyrzut.
    — Naprawdę? — odparł szczerze zaskoczony. Zaraz jednak odpowiedział jej, unosząc kącik ust w lekkim uśmiechu. — Przepraszam. Gdybym wiedział, że masz dzisiaj tak ważną randkę… — urwał, rozglądając się ostentacyjnie za Tonym. — To poszedłbym opijać śmierć matki kiedy indziej.
    Usiadł bokiem na kanapie, kładąc jedno kolano na siedzisku. Wyciągnął ramię i położył je na oparciu tak, że jedynie kilka centymetrów dzieliło jego dłoń od jej karku. Nie miał pojęcia, że to pamiętała. Dla niego to było tylko mgliste wspomnienie, raczej niesprecyzowane, a jedynie dotyczące jej relacji z Tonym, którą trochę nieświadomie sabotował. Nie zniechęcał kumpla, ale nie zachęcał go też specjalnie do żadnych zabaw z małolatą, w dodatku siostrą jego najlepszych kumpli. Zawsze była dla niego zbyt mądra, zbyt cwana i wygadana. Kompletnie nie pasowała do sympatycznego głupka, jakim był od zawsze Tony. Nie potrafił sobie wyobrazić ich rozmów, a wolał sobie nie wyobrażać, co mogliby robić poza rozmawianiem.
    Mimowolnie uniósł dłoń do czapki, gdy o niej wspomniała. Poprawił ją na czole i przechylił głowę, spoglądając na nią nieco zamglonymi, zmrużonymi oczami. Teraz sobie uświadomił, co miał wcześniej na myśli Scott.
    — To twoje dzieło? — zapytał, patrząc na nią z nowym zaciekawieniem. Pamiętał przecież, że zawsze była uzdolniona plastycznie, a jednak nigdy nie widział jej robiącej na drutach czy szydełku. — To mówisz, że Birdy mnie oszukała, gdy mi ją dawała, mówiąc, że to czapka specjalnie dla mnie? I za dwa tygodnie pół Mariesville będzie w takich chodzić? — Udawał zawiedzionego, ale w jego głosie wciąż przebijała się nuta rozbawienia. Wypił na tyle, by być w lekkim błogostanie i nie przejmować się za bardzo tym, co mówi, ale nie na tyle, by nad sobą nie panować. Był w dziwnym nastroju, a fakt, że Betsy go zaczepiała i odpowiadała na jego zaczepki w równie żartobliwym tonie, sprawiał, że kompletnie zapomniał o Tonym i ich przerwanej randce. — Nie jest mi zimno, ale wiesz… — Pochylił się ku niej, jakby chciał powiedzieć jej sekret. — Straszna ze mnie jesieniara. Jeden zimny dzień i ja już się szykuję na jesień.

    W.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Cześć! To prawda, choć nie sądzę, żeby miał wujaszka za to tępić. :D Jestem przekonana, że Betsy i cała jej rodzina są dla Neda inspiracją. No i ma przez nich ból tyłka, że tak nie potrafi wszystkiego zostawić XD Generalnie, tak! Z chęcią pisałabym się na wątek Neda z kuzynką powierniczką. <3 Lubię ustalenia mailowe, więc myślę, że jak coś, to możemy się tam zgadać! :)]

    Edward Murray

    OdpowiedzUsuń
  20. Był przekonany, że wróci do Mariesville jedynie na pogrzeb, zaraz po stypie ogarnie się i wróci do Atlanty. Dostał dwadzieścia sześć dni urlopu, ale nie zamierzał spędzać całego w tej dziurze, w której psy dupami szczekają. I na pewno nie zamierzał spędzać go z ojcem. Chciał ewakuować się jak najszybciej swoim kiczowatym hellcatem i zapomnieć o Mariesville do czasu, aż Marvin nie wykituje. Bo akurat jeżeli chodziło o Birdy, to Walt był przekonany, że babka przeżyje też jego.
    Nie spodziewał się więc, że wyląduje w barze, w którym z dziewczyną kumpla będzie żartował ze śmierci swojej matki. I że będzie się przy tym tak dobrze bawił.
    Jej wybuch śmiechu zupełnie go zaskoczył. Podobnie jak piwo zmieszane z jej śliną, które pokryło niemal całą jego twarz. Otarł oczy wierzchem dłoni i widząc, jak Betsy płacze w histerycznym śmiechu, nie mógł się powstrzymać i też się roześmiał. I śmiał się dalej, gdy pojawił się Tony. W swoim pijackim umyśle Walter uznał ten widok za tak komiczny i absurdalny, że zupełnie nie rozumiał, jak jego kumpla może to nie śmieszyć.
    Jego oskarżycielska poza i kompletnie bezpodstawne podejrzenia tylko wywołały u Underwooda kolejną salwę śmiechu.
    — Jakoś nigdy cię to nie… — Tony urwał, zbyt późno uświadamiając sobie, co powiedział do Betsy. Powiedział to jednak na tyle cicho, że istniała szansa, że dziewczyna tego nie usłyszała.
    — Co ty, stary, pierdolisz… — wydusił z siebie Walt, ocierając załzawione i mokre od piwa oczy. — Przecież my się tylko śmiejemy z mojej zmarłej matki.
    Dopiero po chwili uświadomił sobie, jak to głupio zabrzmiało i posłał Betsy krzywy, porozumiewawczy uśmiech. Zdjął czapkę, wstał i w pojednawczym geście naciągnął ją Anthony’emu na głowę. Trochę uspokojony Tony, podsiadł Walta, opadając ciężko na siedzenie i przyciągnął Betsy do siebie, mrucząc jej do ucha jakieś pijackie teksty.
    Underwood kompletnie tego nie rozumiał, ale nie zamierzał się wtrącać. W końcu Elizabeth sama powiedziała, że ich randka była udana, zanim ją przerwał swoją nieproszoną obecnością. Zaczął myśleć nad wymówką, żeby zostawić ich samych, ale nie wiedzieć czemu zamiast krótkiego “muszę spadać, bo muszę spadać”, to powiedział:
    — Byłą żonę. — Kompletnie niespodziewanie, zupełnie niepotrzebnie. Tak, jakby winny był Betsy wyjaśnienia, chociaż nie musiał się jej przecież z niczego tłumaczyć.
    W jego mniemaniu on i Catherine to była już historia. Od czterech miesięcy byli w separacji, jednak nie układało im się już dużo dłużej. Gdy przyłapał ją na zdradzie, wiedział, że to koniec jego małżeństwa.
    — Ja bym chyba zabił tego typa, z którym przespałaby się moja żona — odpowiedział bojowo Tony, podłapując nagle temat. Widać było, że powrót ze świeżego powietrza do gorącego wnętrza baru tylko go dobił. Ledwo się trzymał. — Dziwię się, stary, ser… serio, że ty to tak lekko… ja bym nie wiem, co, ale chyba bym nie mógł… Zdrada to najgorsze… — Zerknął na Betsy. — Najgorsze, co może być, nie Bets?
    Underwood nie zamierzał podejmować tematu. Nie chciał, żeby Betsy wiedziała o powodzie końca jego małżeństwa. Temat Cat wciąż był dla niego drażliwy i na samą myśl tracił ochotę na picie i na jakiekolwiek towarzystwo.
    — Ty już chyba masz dość, stary — mruknął, podnosząc się powoli. — Chodź, odprowadzimy Cię z Betsy do domu.

    W.

    OdpowiedzUsuń