29.09.2024

[KP] Damon Locatelli

Damon Locatelli
INSTAGRAM / POWIĄZANIA
Wybuchowa mieszanka włosko - franuskiej krwi. Jego rodzina łudziła się, że z wiekiem dojrzenie, ale mimo trzydziestu trzech lat na karku, mentalnie wciąż jest niesfornym nastolatkiem. Nie posiada żadnych zahamowań, większość wolnego czasu spędzając na imprezach lub w miejscach, gdzie może poczuć adrenalinę i podejmować kolejne ryzykowne zachowania. Tylko dzięki rodzinnym wpływom udało mu się skończyć ekonomię i zarządzanie na Oxfordzie. Jest członkiem zarządu w rodzinnej firmie, która jest jednym z czołowych producentów produktów luksusowych, nie przywiązuje jednak większej wagi do swoich obowiązków i rzadko kiedy angażuje się w sprawy zawodowe. Niczego nie planuje, nie myśli o żadnych konsekwencjach, żyje chwilą. Dużo pije, łączy ze sobą różne środki odurzające, kocha hazard, nałogowo uprawia seks. Zaliczył właśnie kolejny odwyk w prywatnej klinice, a jego rodzina nadal łudzi się, że przyniesie to jakikolwiek pozytywny rezultat. Ze względu na mające się wkrótce odbyć wybory na dyrektora generalnego w ich rodzinnej firmie, zgodził się wyjechać na jakiś czas z Rzymu i zamieszkać na drugim końcu świata u dalekiej krewnej matki w Mariesville. Jego brat i siostra obstawiają, że nie wytrzyma tu dłużej niż tydzień, obiecał więc sobie, że udowodni im, że jest gotów do poświęceń, a tym samym to on powinien przejąć stanowisko po udającym się na zasłużoną emeryturę ojcu. Nie jest przyzwyczajony do życia w małym mieście, założył z góry, że na pewno nie dogada się z tutejszymi mieszkańcami, gotów jest jednak do wszelkich poświęceń w imię przejęcia rodzinnego imperium i pozbycia się łatki „czarnej owcy” w rodzinie.

15 komentarzy:

  1. [Wolny i dziki duch, chyba tak bym go określiła. Totalnie szalona i wyzwolona dusza! Coś czuję, że namiesza w naszym malutkim i malowniczym miasteczku. ;)
    Udanej zabawy, tylko tej panny młodej wyżej nam nie krzywdź i nie łobuzuj za mocno! ]


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  2. [Przytulić się pozwoli, ale zwierzątka nie odda! 😆 Cieszę się, że Ros przypadła Ci do gustu i dziękuję za bardzo miły komentarz. <3 Proszę się tam ładnie zaopiekować panną młodą, bo inaczej naślemy na niego Tazza; może jest mały, ale na ostre ząbki i pazurki 😈 Trzymam kciuki, żeby wytrwał w małym miasteczku i utarł nosa rodzeństwu, a co!]

    Ros Ridgeway

    OdpowiedzUsuń
  3. Amelia wiedziała, że jeśli nie zrobi tego teraz, to nie zrobi tego nigdy.
    Od rana trwało zamieszanie, goście zjeżdżali z całego hrabstwa i dalszych okolic. Nawet nie wiedziała kto tak na dobrą sprawę był zaproszony ani tym bardziej dlaczego osoby, o których nigdy nie słyszała są zaproszone. Od początku nikt jej nie słuchał, nikogo nie interesowało, że wolałaby skromną ceremonię z najbliższą rodziną i przyjaciółmi. Nie, rodzina Williams musiała się popisać i pokazać, że ich stać. Zresztą, jej rodzina również musiała się pokazać i wyprawić największe wesele, jakie Mariesville widziało. Mia czuła, że ten ślub bierze nie ona i Jacob, ale ona wraz z całą jego rodziną. Tą bliższą oraz dalszą i z rodzicami na czele, którzy najpewniej najchętniej wpakowaliby się im jeszcze do sypialni, aby sprawdzić czy na pewno radzą sobie w łóżku, bo przecież trzeba sprowadzić na ten świat potomka. Było jej niedobrze. Siostra się śmiała, że to z nerwów i niedługo jej przejdzie. Gemma brała ślub pięć lat temu, również ze swoją szkolną miłością i doczekała się już dwójki dzieci. Dwie, urocze dziewczynki w wieku dwóch i trzech lat miały sypać kwiatki, gdy Amelia będzie szła do ołtarza. I kochała swoje siostrzenice, naprawdę, ale patrząc na nie w ich słodkich, lawendowych sukienkach wiedziała, że nie będą miały okazji do tego, aby zostać gwiazdami tego wieczoru. Nie było na to najmniejszych szans.
    Musiała coś wymyślić, aby zostać samą. Ciągle ktoś przy niej się krzątał, poprawiał włosy, suknię, tu makijaż podobno był zły, a tu paznokieć się odłamywał. Jeśli coś było w tym dniu w porządku, to był to makijaż Hawkins i jej paznokcie. Za to dałaby sobie rękę uciąć, nie było na nich nawet najmniejszej skazy. Wciąż jeszcze nie wybuchła, kiedy jej matka wparowała do sypialni mamrocząc coś pod nosem, ale Amelia jej nie słuchała i nie miała pojęcia o co kobiecie chodziło. Właściwie to nawet nie była tym zainteresowana. Potrzebowała przynajmniej pięciu minut dla siebie. I w końcu się doczekała, kiedy wciskała matce, siostrze, przyszłej teściowej kit, że potrzebuje się pomodlić i niech dadzą jej chociaż chwilę spokoju. Kolejne kłamstwo, od lipca budowała swoje życie na kłamstwie. Było ich coraz więcej, więcej i więcej. Zamknęła drzwi na klucz i usiadła na łóżku. Ledwo się poruszała w tej kiecce, była ogromna, pełna wstążek, guzików i zbędnego tiulu. Wyglądała w tym komicznie, jak lalka, ale nie ta, którą dziewczynki chcą się bawić. Raczej jak ta, którą wybiera się w ostatniej kolejności. Sięgnęła ręką do pleców, ale nie była w stanie odpiąć nawet jednego guzika. Zapięcie tej cholernej sukni zajęło jej matce i siostrze prawie godzinę, ile sama by to odpinała? Prawie wrzasnęła ze złości, ale to tylko ściągnęłoby wszystkich do pokoju. Zamiast tego wyjęła spod łóżka stare pudełko po butach z nadzieją, że wciąż będzie tam ta jedna, niezawodna para. Była gotowa popłakać się na widok czerwonych trampek. Cisnęła szpilkami o podłogę, włożyła skarpetki i założyła trampki. Teraz albo nigdy. Spojrzała w stronę drzwi, hałasy trochę ucichły i zapewne wszyscy zeszli na dół do salonu, który – na całe szczęście – znajdował się po drugiej stronie domu. Wyjrzała przez okno, ale nie było widać żadnych gości, fotografa ani nikogo innego. Nie rozważała tego co będzie, gdy się zorientują, że jej nie ma, jak poczuje się Jacob, jego rodzina czy jej. Przez ostatnie pięć lat znosiła to, czego oni chcą, robiła to co chcieli. Nie mogła przecież dłużej w ten sposób żyć i zadowalać każdego dookoła, a o sobie nie myśleć wcale. Podniosła okno do góry i przełożyła najpierw przód sukni, a potem jedną nogę i głowę. Pamiętała, aż za dobrze, jak uciekała tak będąc nastolatką, ale wtedy robiła to, aby znaleźć się na imprezie w mieście obok, a nie zwiewała z własnego wesela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanowiła się jeszcze przez pół sekundy czy na pewno dobrze robi, ale nie było już czasu na to, aby się zawahać. Szarpnęła za sukienkę, kiedy ta zaczepiła się o gwóźdź, a delikatny materiał się rozdarł. Nawet nie było jej szkoda. Kawałek białego materiału powiewał teraz delikatnie na wietrze. Stanęła na dachu domu i rozejrzała się po raz kolejny. Ostrożnie skierowała się w stronę drzewa, z którego korzystała, gdy uciekała z domu. Robienie tego w sukni było niekomfortowe, trudne i cudem z niej zeszła. Westchnęła z ulgą, kiedy jej stopy dotknęły ziemi. Nie zwlekała, tylko uniosła materiał sukni i zaczęła biec przed siebie. Dzięki temu, że w Applewood Groove rosło wiele drzew mogła się, niejako, między nimi schować, ale i tak wyróżniała się w tej wielkiej sukni. Dlatego też czym prędzej skierowała się w stronę lasu. Nie miała żadnego planu, właściwie nic nie zaplanowała. Wiedziała tylko tyle, że ten ślub się nie odbędzie. Była pewna, że sąsiedzi ją widzieli, ale nic z tego sobie nie robiła. Nie miała zamiaru się zatrzymywać. Chciała przebiec przez las, dobiec do głównej drogi, a potem… Potem nie wiedziała co. Nie zabrała ze sobą nic, nie miała telefonu, pieniędzy. Niczego. Nieszczególnie miała czas na to, aby szukać, gdzie cisnęła swoje rzeczy, bo te zapewne zostały na dole. To teraz nie było ważne.
      Długo biegła przed siebie. Przez sukienkę prawie się kilka razy przewróciła, materiał często zaczepiał o wystające korzenie. Suknia nie wyglądała już tak ładnie, jak rano. Była zabrudzona od spodni, podarta w niektórych miejscach, ale czy to było ważne? Uciekła. I nic teraz się więcej nie liczyło. Blondynka z ulgą dostrzegła w końcu malującą się ulicę. Miała jeszcze może dwadzieścia metrów do przebiegnięcia. I to właśnie zrobiła. W duchu liczyła na to, że nikt nie będzie za nią biegł ani szukał po miasteczku. Jeszcze tego jej brakowało, aby rodzice czy Jacob ze swoimi jeździli i jej szukali. Wypadła na ulicę, ledwo łapiąc oddech i nie zważając na to, czy nie wpakuje się komuś przed maskę. Potrącenie teraz wcale nie byłoby takie głupie. Nie wiedziała, gdzie ma się kierować. Nie dlatego, że nie znała miasteczka. Nie wiedziała, dokąd może pójść, aby znaleźć trochę spokoju i pozbierać myśli. Nie zastanawiała się jednak długo, bo już zaledwie chwilę po tym, jak znalazła się na ulicy na horyzoncie pojawiło się auto, które najpierw usłyszała, a potem zobaczyła. To mógł być każdy, ale na pewno nie Jacob, bo jego zieloną Toyotę rozpoznałaby wszędzie. Stanęła na środku ulicy, mając nadzieję, że ktokolwiek tym autem jechał zatrzyma się i jej jednak nie rozjedzie.

      Dama w potrzebie 👰🏼‍♀️🤍

      Usuń
  4. [Cześć! Przychodzę do Damona, bo myślę, że ten wątek mógłby być totalnie interesujący <3 Myślę, że on i Tessa stanowiliby mieszankę wybuchową, a wspólny wątek zdecydowanie byłby dla mnie taką odskocznią, bo Tess jak na razie ma sporo ciężkich rozmów do przeprowadzenia i przydałaby jej się jakaś rozrywka, a nie mam wątpliwości, że Damon na pewno by jej dostarczył niezapomnianych wrażeń :D Co powiesz na to, żeby jakoś ich razem uwikłać? Skoro Damon nie jest przyzwyczajony do życia w małym miasteczku, mógłby czasami szukać dla siebie jakiś nocnych rozrywek, podróżując do Atlanty, gdzie właśnie w jednym z klubów mógłby spotkać Tessę. Ona szukała wolności, strasznie chciała zaznać życia, którego wcześniej nie mogła, więc przez jakiś czas ostro imprezowała. Mogliby razem spędzić noc, może kilka nocy, zanim on wróciłby do Mariesville na resztę swojego wyroku... A później nagle spotyka tutaj Tess, która na dodatek jest funkcjonariuszką prawa. Może gdzieś w okolicy otworzyłaby się nielegalna miejscówka, gdzie można uprawiać hazard, Damon poszedłby tam trochę pograć, byłby nalot policji, zostałby zaaresztowany przez Tess i... może chciałby ją trochę zaszantażować? Coś w stylu wypuść mnie, jeśli nie chcesz, żeby wszyscy się dowiedzieli, co robiliśmy w Atlancie (jestem nawet gotowa zaryzykować, że razem wzięli jakieś środki odurzające, więc byłaby przerażona, gdyby ktoś miał się dowiedzieć...), może uwikłają się właśnie w jakąś gierkę wzajemnego przyciągania i odpychania. W każdym razie to taka luźna propozycja, która przyszła mi do głowy ;) Możemy dowolnie zmodyfikować.]

    Tessa

    OdpowiedzUsuń
  5. [Aha, no ładny gagatek się tu pojawił. Biorąc pod uwagę zaściankowość u niektórych mieszkańców naszego Mariesville, może on wzburzyć niejeden pożar. Takich ludzi nam trzeba, żeby nie było zbyt nudno. Miło będzie na to popatrzeć! Z daleka, lub bardziej z bliska jeśli masz ochotę na wątek z Kopi lub Finnem.
    Udanych, niegrzecznych wątków! I jak coś, wiesz, gdzie nas znaleźć ;)]

    Kopi / Finn

    OdpowiedzUsuń
  6. [To rzeczywiście byłby ogromny kontrast, gdyby tak zestawić Millie i Damona razem w jednej rubryczce ;D Ale Millie, jeśli dowiedziałaby się czemu Damon tu w ogóle przyjechał, na pewno pomogłaby mu wytrzymać w Mariesville, żeby udowodnił rodzinie, że jest godzien przejęcia interesów. Chociaż na pewno by ją denerwował swoim zachowaniem, coś tak czuję ;D Z drugiej strony, ona z ciekawością słuchałaby jego opowieści o wielkim świecie. Jeśli chcesz, możemy zaplanować im zapoznawcze spotkanie w The Rusty Nail, albo ustalić coś bardziej konkretnego. Ślicznie dziękuję za powitanie na blogu! (:]

    Mildred Atkinson

    OdpowiedzUsuń
  7. Postąpiła głupio stojąc na środku ulicy, ale była zdesperowana, a desperacja nigdy na niej dobrze nie wyglądała. Amelia była raczej znana z tego, że podejmuje nieprzemyślane decyzje, które mają często tragiczne skutki. Jacob był tą osobą, która tłumiła w niej wszystkie niepożądane przez jego rodzinę zachowania. Dopiero teraz zaczęła czuć się na nowo, jak ona. Może nie do końca, bo do tego było jej jeszcze naprawdę daleko. Cholernie daleko, ale zrobiła pierwszy krok. Ten najważniejszy i na całe szczęście zdecydowała się na niego zanim powiedziałaby sakramentalne tak. Wtedy dopiero miałaby przejebane, bo kto to widział rozwód? I to jeszcze w takim małym miasteczku w rodzinie, która była przecież każdej niedzieli w kościele. Zresztą, to nie było ważne. Ważne było to, że auto się zatrzymało i chociaż nie znała się na autach to wiedziała tyle, że musi być cholernie drogie i z całą pewnością nie należy do pierwszego lepszego mieszkańca tego zadupia. Kochała Mariesville, ale było dla niej zwyczajnie za małe. Zbyt… Jabłkowe. Zbyt idealne. Jakby nie było w nim miejsca nawet na najmniejszy błąd. Na potknięcie się, bo zaraz wszyscy o tym będą wiedzieć.
    Mężczyzna, który wysiadł z samochodu z wściekłością wymalowaną na twarzy i wyczuwalną w głosie nie był kimś, kogo Amelia znała. Raczej kojarzyła większość mieszkańców, więc była spora szansa na to, że nawet nie jest stąd. Nie mogła uciec całkiem z miasteczka, ale może mogłaby zrobić sobie kilkugodzinny wyjazd stąd. Gdziekolwiek.
    — Nie chciałam się zabić, a gdybym planowała to zrobiłabym to w bardziej poetycki sposób. Potrącenie przez auto jest brudne. Źle bym wyglądała cała we krwi — odparła. Wzruszyła ramionami, ale jeśli chciała go wykorzystać do swojego niecnego planu wyjazdu stąd to może powinna być nieco milsza. — Nie, ja… Urwałam się ze swojego ślubu. Tego się nie spodziewałeś, co?
    Uznała, że nie ma sensu ukrywać prawdy, a jeśli był stad to prędzej czy później usłyszy o wariatce, która uciekała ze ślubu i zostawiła swojego kochającego narzeczonego bez słowa. Z pewnością to będzie news miesiąca. Jak nie roku. Nie przypominała sobie, aby wydarzyło się ostatnio coś równie szalonego, jak to. Przyjrzała się nieco uważniej mężczyźnie, który wyglądał jakby zdecydowanie nie był z tych stron. Był przystojny, nawet bardzo, a ładne buźki zawsze zapamiętywała. Tej z pewnością wcześniej nie widziała w miasteczku.
    — Nie jesteś seryjnym mordercą, co? — Przecież nawet, gdyby był, to by jej nie powiedział. Przez dłuższy moment miała problem, aby wcisnąć się z tą kiecką do środka. Zerwałaby ją z siebie, gdyby tylko mogła, ale chyba lepiej było nie paradować w samej bieliźnie przed facetem, którego widziała pierwszy raz na oczy i który mógł okazać się być tak naprawdę każdym. Upchała materiał sukni przed sobą. Wyglądała teraz komicznie. — Masz jakieś nożyczki?
    Miała gdzieś, że matka Jacoba będzie wkurzona o kieckę, ale Amelia nie zamierzała w niej dłużej zostać. Przynajmniej nie w całej sukni, bo najchętniej odcięłaby cały dół i przerobiła ją na krótką kieckę. Co mogłaby zrobić, gdyby tylko miała dostęp do odpowiedniego sprzętu, ale na to na razie nie mogła liczyć.
    — Mogę postawić nawet i dwa za to — dodała. Odchyliła głowę do tyłu opierając się o zagłówek. Jak doszło do tego, że znalazła się w takiej sytuacji? Jak mogła na to wszystko pozwolić? Miała ochotę zacząć wyć z bezsilności, ale co by to jej teraz dało? — Jestem Amelia tak w ogóle. I zwykle nie rzucam się ludziom pod auta, ale dziś jestem trochę zdesperowana na wydostanie się z tej dziury. Gdziekolwiek, byle za szybko mnie nikt nie znalazł. A ty? Przejezdny, odwiedzasz rodzinę czy źle skręciłeś na autostradzie i wylądowałeś na zadupiu, o którym mało kto pamięta?

    Gaduła

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakby nie patrzeć, ale uciekająca panna młoda nie była codziennym widokiem. Każdy ślub, na który Amelia była zaproszona kończył się szczęśliwie. Jeszcze jakiś czas temu sądziła, że ona również będzie tą szczęśliwą panną młodą. Właściwie od dwóch lat nie była już szczęśliwa, ale nie miała serca mu o tym powiedzieć. Spędziła tak dużo czasu okłamując siebie, Jacoba i wszystkich dookoła, że wszystko jest w porządku, a ostatecznie wybrała chyba najgorszy z możliwych dni, aby odejść. Była jednak zdania, że wyszła na tym lepiej, bo gdyby poszła do tego kościoła dopiero byłby cyrk. Nie żałowała niczego. Wręcz przeciwnie. Była w nastroju, aby świętować i to właśnie zamierzała zrobić. Żałowała tylko, że nie zabrała żadnych rzeczy. Nie miała telefonu, kasy ani niczego osobistego. Nie planowała uciekać z miasteczka. Potrzebowała tylko może kilkudziesięciu godzin dla siebie, a potem wróci i jakoś to wszystko wytłumaczy. Chyba. Jeszcze nie zadecydowała.
    — Może i tak, ale taki wypadek mógłby mi urwać rękę lub nogę. Wolę zostać w całości, jakbym planowała się zabić to lekami. Mniej roboty i nikt nie musiałby zeskrobywać moich resztek z asfaltu. — To była dość makabryczna rozmowa, której nie spodziewała się prowadzić w dniu swojego ślubu, a raczej niedoszłego ślubu. To było całkiem zabawne, że cały ranek i popołudnie spędziła na szykowaniu się, a teraz jechała przed siebie z facetem, którego dopiero co poznała. Desperacja naprawdę przez nią teraz przemawiała. I to bardzo głośno. — To dobrze. Bycie zamordowaną też mnie nie urządza. Takie to… głupie, nie sądzisz? Ty się namęczysz i na co komu tyle wysiłku — westchnęła. Wyjrzała przez okno, ale wszystko co widziała to znajome drzewa, sady i nic w sumie więcej. Nic więcej w tym mieście nie było. Wszystko było takie… nijakie. Na co dzień naprawdę lubiła to miejsce, ale teraz wiele by dała, aby znaleźć się daleko, daleko stąd. Najlepiej na innym kontynencie. W miejscu, gdzie nikt nie byłby w stanie jej znaleźć.
    — Poważnie się pytałam. Muszę odciąć dół tej kiecki, jest obrzydliwa, wielka i przeszkadza we wszystkim. — Wyjaśniła. Zastanowiła się przez chwilę, a potem przekręciła głowę w jego stronę. Delikatny uśmiech wkradł się jej na twarz, gdy może nieco odważny pomysł wpadł jej do głowy. — Albo możesz ją ze mnie zerwać. Wyglądasz na silnego. Dasz sobie chyba radę z materiałem, racja?
    Powrót do domu, aby się przebrać teraz absolutnie nie wchodził w grę. Nie chciała w niej dłużej zostać i w zasadzie była blisko tego, aby jednak zdecydować się ją zdjąć. Nie miała się przecież czego wstydzić. Była smukła i zgrabna, a bielizna, którą włożyła seksowna. Tylko chyba nie do końca chciała pokazywać ją komuś obcemu. Najpierw powinni wypić przynajmniej tego jednego drinka. W oczach blondynki była już wolną kobietą, która mogła robić co tylko chciała.
    — Jedź do Camden albo Atlanty. W Mariesville mamy jeden bar, ale będą mnie tam szukać, a chyba resztę tego dnia powinnam spędzić w nieco ciekawszy sposób niż wyjaśnianie czemu zwiałam — westchnęła. Najchętniej wcale nie tłumaczyłaby swojego zachowania, ale Jacob na to zasługiwał. Na wysłuchanie Amelii. Tyle była mu winna. — Miło cię poznać Damonie z Rzymu. Mariesville da się lubić, ale trzeba mu dać szansę. Na długo zostajesz?
    Wcale nie unikała odpowiedzi na pytanie o ślub. W zasadzie był pierwszą osobą, która się jej spytała o to. I wcale nie dlatego, że był pierwszą, którą spotkała. Już dawno dawała sygnały, że jest nieszczęśliwa, ale wszyscy byli zaślepieni.
    — Bo zdałam sobie sprawę, że nie mogę wyjść za kogoś, kogo nie kocham tak, jak myślałam. Powinnam odejść dawno, jakieś dwa lata temu, ale nie miałam odwagi. A jak włożyłam suknię to dotarło do mnie, że popełniam błąd. Może wyszłam na sukę, ale chociaż raz musiałam postawić na siebie.

    To jak, zerwiesz to ze mnie?

    OdpowiedzUsuń
  9. Zakończyłaby to wszystko szybciej, gdyby tylko miała więcej odwagi. Jacob i jego rodzice od dłuższego już czasu kradli cząstki Amelii. Odbierali jej osobowość próbując wykreować osobę, którą nigdy nie była. Mieli plan, aby zrobić z niej przykładną żonę, a potem matkę, która nigdy na nic nie narzeka, jest zawsze szczęśliwa i wypluwa z siebie kolejne dzieci z uśmiechem, a jeszcze w międzyczasie gotuje obiady dla męża, bo przecież trafiła się jej taka cudowna partia. I to nie tak, że Jacob był zły, bo… nie był. Dogadywali się naprawdę świetnie, ale w pewnym momencie Amelia zdała sobie sprawę, że to nie jest chłopak dla niej. Już nie wzbudzał w niej takich emocji, jak na początku, kiedy była nastolatką, a wtedy wszystko było wyraźniejsze, lepsze i wspólna przyszłość wydawała się być czymś niesamowitym, a gdy przyszło co do czego i rzeczywistość zweryfikowała ich codzienność, to przestało się jej to podobać. I szukała ucieczki, którą znalazła dopiero teraz.
    — Nie wiedziałam jak. A kiedy mówiłam, jak się z tym czuję wszyscy powtarzali, że mi przejdzie i to nerwy przed wielkim dniem. To trochę jak… z jedzeniem czegoś, co wiesz, że ci nie służy, ale jesteś tak do tego przyzwyczajony, że nie dbasz o konsekwencje. — Może to nie było najlepsze porównanie, ale pierwsze, które wpadło Mel do głowy. — Dopiero, jak założyłam sukienkę, a moja siostra zażartowała, że właśnie kończy mi się życie dotarło do mnie, że muszę to przerwać. Więc uciekłam. I teraz jestem tutaj. Z tobą. Jadąc w nieznane.
    Czuła, że gdyby na miejscu Jacoba był mężczyzna, który ją rozumie i który jej nie tłamsi potrafiłaby pójść do tego pieprzonego kościoła i wziąć ślub. Nie bałaby się, a jej życie wcale by się nie kończyło z wypowiedzeniem słów przysięgi. Tylko zaczęłaby zupełnie nowe w towarzystwie faceta, którego kochała, a który kochał ją. Taką jaka jest. Nie zmieniałby jej na siłę i nie próbowałby wmówić jej, że potrzebuje do pełni szczęścia piątki dzieci, które wychowa w domu z wielkim ogrodem, a przy okazji będzie zajmowała się zwierzętami domowymi, zbierała świeże jajka, doiła krowy i dobry Bóg (o ile istniał) raczy wiedzieć co jeszcze.
    — Za ucieczkę z miejsca wypadku dostałbyś dodatkowe parę lat. Masz kamerkę, więc byłby dowód, że sama się rzuciłam i wcale nie chciałeś rozjechać mnie specjalnie — zaśmiała się. Nie sądziła, że byłaby w stanie żartować o swojej ewentualnej śmierci, a tu proszę. Cieszyła się jednak, że do tego nie doszło, bo to dopiero byłoby przykre, gdyby faktycznie skończyła swój żywot właśnie tutaj. Jednocześnie byłoby w tym coś poetyckiego. Potrącona przez auto uciekająca panna młoda. Nagłówki w gazetach byłyby niesamowite. — Wierzę, żen nie musisz — dodała zerkając na niego. Był przystojny. Cholernie przystojny. Mariesville miało paru ładnych facetów, za którymi się niejedna oglądała, ale cholera, Damon wyglądał jakby wyrwał się prosto z wybiegu dla modeli. Ciemne włosy, opalona brązowa skóra. Nie dotknęła go, jeszcze, a była pewna, że jego brzuch jest twardy od wyćwiczonych mięśni. — I w dodatku jesteś baaardzo skromny — dodała. Wcale nie przeszkadzało jej to, że się przechwala. Miał czym. Amelia zresztą też nigdy nie umniejszała sobie, a przynajmniej dawniej tego nie robiła. Teraz sama nie wiedziała czy jej zainteresowania i talenty faktycznie mają jakieś znaczenie czy są raczej… nijakie, a ona wymyśla i nie robi nic pożytecznego ze swoim życiem.
    Nie spodziewała się nagłego zatrzymania auta, gdyby nie pas, który zapięła poleciałaby już dawno do przodu. W szoku spoglądała na Damona, no to jak rozrywa bez najmniejszego trudu sukienkę. Wiedziała, że ten materiał był słabej jakości, ale nie spodziewała się, że aż tak. Rozchyliła usta, nieco zszokowana, ale i… w dziwny sposób podniecona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Mam jeszcze podwiązkę. Podobno w niektórych krajach zdejmuje się ją zębami. Jej chyba też powinnam się pozbyć.
      Spojrzała mu wyzywająco w oczy, gotowa utonąć w błękicie jego własnych. Była wolna, przynajmniej w swojej głowie i zamierzała z tej wolności korzystać w taki sposób, który odpowiadał teraz tylko i wyłącznie jej.

      To jak, zdejmiesz? ;>

      Usuń
  10. Amelia nie do końca wiedziała co właściwie się z nią dzieje i dlaczego pozwala sobie na bycie tak odważną. I to w stosunku do faceta, którego naprawdę nie znała. Co z tego, że wiedziała, jak ma na imię? Tak naprawdę nie był dla niej nikim bliskim, a jedynie nieznajomym, który przypadkiem na nią trafił, bo akurat tamtędy jechał. Coś jednak było w nim, co sprawiało, że nie mogła się powstrzymać. W tak krótkim czasie wzbudził w niej więcej emocji niż Jacob przez ostatnie miesiące. Na początku było między nimi dobrze, dogadywali się w łóżku, a przynajmniej tak się jej wydawało, bo nie znała niczego innego. Spoglądając jednak na Damona czuła… Wiele uczuć, które do tej pory były dla niej nieznajome. Prawda była taka, że z Jacobem było zwyczajnie, może nawet trochę nudno, ale starała się nie narzekać. Zaskakujące, że wystarczyło jej dziesięć minut z facetem, którego nie znała, aby poczuć się jak napalona nastolatka, której nikt nigdy nie dotykał lub kobieta, która od długiego czasu żyła w celibacie. I w zasadzie żyła, bo Jacob wymyślił, aby do czasu ślubu się wstrzymali i zaczekali na noc poślubną, więc od lipca niewiele w tym temacie się działo.
    — Następne pytanie — mruknęła, bo aż głupio było jej odpowiadać. Jacob nie był zły, tylko miał inne myślenie. Amelia uznała, że skoro teraz jest wolna i może robić co chce to nikt się nie pogniewa, jak zabawi się z kimś innym. Nawet jeśli do niczego nie dojdzie. Dłoń bruneta okazała się ciepła, a właściwie to wręcz gorąca i zostawiała po sobie niewidoczne, podskórne ślady. Starała się powstrzymać delikatne drżenie ciała, kiedy przesuwał dłonią po jej udzie. Nie mogła nic poradzić jednak na to, gdzie jej myśli uciekły. Te myśli powinny sprawić, że zarumieniłaby się niczym nastolatka i może nawet tak się stało. Nie wiedziała, nie chciała patrzeć w lusterko, aby zobaczyć swoją małą, osobistą porażkę. — Może chcę, może tylko się droczę. Będziesz musiał się przekonać.
    Ucieczka ze ślubu, jazda z nieznajomym i zuchwałe propozycje nie były na liście rzeczy do zrobienia. Zerknęła krótko na godzinę, właśnie powinna była wchodzić do kościoła. Ciekawiło ją, gdzie są wszyscy i co teraz robią, jak bardzo cała rodzina jej nienawidzi, a przede wszystkim, jak czuje się Jake. Ale nie chciała o tym za długo myśleć, bo jaki był sens? I tak niczego już nie zmieni.
    Wzrokiem śledziła, jak bawił się błękitną podwiązką. Było w tym dość podniecającego. Pierwszy obcy mężczyzna, któremu dała do siebie taki dostęp. Może ta ucieczka wcale nie była taka zła, na jaką wyglądała. Może nie postąpiła wcale aż tak źle, jak mogłoby się jej wydawać. Raz, jeden jedyny raz, robiła coś tylko dla siebie. I czuła się z tym cholernie dobrze.
    — Tak, dziś się odradzam na nowo. Zostawiam za sobą starą Amelię i w końcu zacznę żyć po swojemu — odparła. Wydawało się, że to będzie łatwe, ale dobrze wiedziała, że wcale tak nie będzie. Tylko te parę godzin z dala od Mariesville będzie łatwe i przyjemne, ale gdy tu wróci i zmierzy się ze wszystkimi nie będzie przyjemnie. — Nie wiem, będą pewnie wściekli.
    Wzięła głęboki wdech i na moment zamknęła oczy. Wiedziała, że będą wściekli. Rodzice. Siostra. Ex narzeczony. Ex teściowie. Wszyscy. Każda jedna osoba. I nie wiedziała czy będzie ktoś, kto ją zrozumie i chciałby wysłuchać.
    — Ale to nie ważne. Niech się wściekają, przynajmniej raz coś dla siebie zrobiłam. Zasłużyłam na to.

    uciekinierka

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli była jedna rzecz, którą Amelia zrobiła dobrze to była nią ucieczka. Jasne, nie postąpiła najlepiej, bo rozsądnie byłoby to zakończyć przed planowaniem wesela i wydaniem mnóstwa pieniędzy na jego organizację. Tylko poniekąd było tak, że nikt jej nie słuchał. Starała się przedłużyć to w czasie, odwlec jakoś, ale wszyscy koniecznie uparli się na to, aby wzięli ślub w ósmą rocznicę poznania się i tak oto dziś, właśnie w rocznicę, uciekała przed swoim narzeczonym i wejściem do jego rodziny. Poczuła ulgę, taką, jakiej jeszcze nigdy przedtem nie czuła.
    — Też długo robiłam to, co chciałam. Nie zauważyłam momentu, w którym moja wolność powoli zaczęła się ograniczać — wyznała. Z początku było idealnie, a Jacob lubił to, że Amelia miała w sobie taką iskierkę niebezpieczeństwa i że zawsze była gotowa do robienia głupot, które może nie zawsze miały dobre zakończenie. Lubiła podejmować ryzyko, imprezy i niekoniecznie chciała podążać schematem, który wyznaczyli im rodzice. Amelia była gotowa na nowe wyzwania i przede wszystkim na noc szaleństw. Nie zamierzała się ograniczać i bardzo liczyła na to, że towarzystwo Damona jej w tym pomoże. Niczego bardziej niż odrobiny szaleństwa nie chciała w tym swoim ponurym życiu, które właśnie zaczynało odzyskiwać dawne kolory. — Co to… Och, coraz bardziej zaczynam cię lubić — zaśmiała się. Z chęcią wzięła od niego skręta. Sama nie wiedziała, czy to jest w tym stanie legalne, ale jakoś o to nie dbała.
    Wyjęła jednego i wsunęła go między usta, a kiedy polecił jej poszukać zapalniczki od razu to zrobiła. Skierowała się w stronę bruneta, aby zrobić to, o co prosił. Przytrzymała zapalniczkę przy skręcie i odczekała odpowiednią ilość czasu, aby się zaciągnął, a skręt faktycznie odpalił. Było w tym coś podniecającego i nowego. Nie stroniła od tej używki, od czasu do czasu lubiła, ale Jacob nie lubił, więc jej przygoda chcąc nie chcąc, ale skończyła się z ziołem bardzo szybko. Nawet, gdy wracała z jakiejś imprezy z koleżankami, a śmierdziała ziołem to potrafił zrobić awanturę. Przecież nie brała cracku, tylko wypaliła trochę zioła. Bez przesady.
    — To upewnij się, żeby nas nie zgarnęli. Mam się dziś zabawić, a nie wylądować w areszcie — odpowiedziała rozbawiona. Odpaliła również swojego. Kto by się spodziewał, że w towarzystwie nieznajomego będzie tak dobrze się bawiła? A ledwo co wyjechali z tej dziury, w której oboje byli zmuszeni zostać. — Czemu cię tu wysłali? Narozrabiałeś? — spytała ciekawa szczegółów. Ona mu się zwierzyła i liczyła na to samo w zamian. Tylko chyba jej historia nie była aż tak ciekawa, jak jego, a może? Każdy w końcu miał swoje problemy. I wcale nie oznaczało, że jej są gorsze od jego czy na odwrót.
    — Chcę odżyć — powiedziała ze stanowczością w głosie. Dawno się nie bawiła, właściwie to niemal zapomniała, jakie to jest uczucie. Było jeszcze całkiem wcześnie, więc kluby były zamknięte, ale mogli wpaść do baru. Zjeść coś i wypić parę drinków, potem poszukać miejsca na zabawę lub… Lub pójść do hotelu. Była tą myślą zaskoczona, ale opierać się nie zamierzała. — Wiem, że miałam ci postawić drinka, ale nie wzięłam ze sobą niczego. Nie mam telefonu czy karty, więc muszę polegać na tobie. Ale mogę się odwdzięczyć następnym razem — dodała. Zakładając, że kolejny raz jeszcze będzie. Skoro miał zostać w Mariesville to szansa na to, że się spotkają była naprawdę ogromna.
    — Chcę zapomnieć o tym zjebanym dniu. O moim ex i jego rodzince, o wszystkim i każdym. Jestem do twojej dyspozycji, otwarta i gotowa na nowe wyzwania. A Altanie jest spoko klub, ale dopiero otwiera się o jedenastej, a my mamy… W cholerę czasu.
    Zaciągnęła się, naprawdę czując się o wiele lepiej. Nie miała już tego pieprzonego ciężaru na ramionach, który nosiła tyle lat. Było jej w końcu łatwiej.
    — Zaparkuj gdzieś. Najlepiej z dala od ludzi.

    Good girls do bad things sometimes

    OdpowiedzUsuń
  12. W ostatnim czasie to zdecydowanie była najbardziej szalona rzecz, jaką Amelia zrobiła.
    W przeszłości nieraz zdarzało się, że znajdowała się w nieodpowiednim miejscu z nieodpowiednimi osobami, ale potem musiała się uspokoić. Jacob denerwował się za każdym razem, kiedy Amelia znikała i bawiła się w najlepsze. Nigdy go nie zdradziła, była wierniejsza niż pies i właściwie to nigdy nie przeszło jej przez myśl. Do teraz. Z tym, że powtarzała sobie, że nie są już razem. Dla niej ten związek skończył się w momencie, w którym wyszła przez okno swojej starej sypialni i nie było żadnych szans na to, aby do siebie kiedykolwiek wrócili. Potrzebowali od życia innych rzeczy, których nie mogli sobie dać. Hawkins nie mogła zostać jego żoną, wejść w rolę idealnej małżonki, a potem matki i zapomnieć o samej sobie. Jeśli komuś to odpowiadało – to śmiało, ale ona na pewno nie zamierzała do tego dopuścić.
    — Nie wiem czy toksyczny, może trochę. W pewnym momencie okazało się, że chcemy innych rzeczy — wyjaśniła. Nie chciała określać tym słowem Jacoba, ale ciężko było zaprzeczyć i faktycznie dość toksyczne to było. Zwłaszcza, kiedy nie słuchał jej nawet przez moment i udawał, że nie słyszał niczego co do niego mówiła. Stracili możliwość porozumiewania się. Trudno. Mimo, że trochę łamało się jej serce to wiedziała, że postępuje zgodnie z tym co podpowiadał jej rozum. Nie mogła zostać panią Williams. Co to, to nie. W pierwszej kolejności zamierzała odzyskać starą Amelię, a nad resztą jeszcze się zastanowi.
    — Szeryf ma lepsze rzeczy do robienia niż łapanie za trochę trawki — westchnęła. Podejrzewała, że rodzice postawili na nogi już całe miasteczko, aby ją znaleźć. Ani trochę by się nie dziwiła, gdyby tak właśnie było. Ale jakoś się tym nie przejmowała, bo i dlaczego miałaby, prawda? Znajdowała się dość daleko, a nikt nie podejrzewałby, że dziewczyna pojedzie w nieznane z nieznajomym. Z Damonem, który – jakby nie patrzeć – dalej był nieznajomy.
    — A jednak cię tutaj zesłali w ramach kary, czyli narozrabiałeś — zaśmiała się. Nie była pewna, ile ma lat, ale nie był na pewno nastolatkiem. Może trochę starszy od niej, chociaż ciężko było trafić jej w konkretny wiek. Sama często była brana za młodszą niż jest w rzeczywistości, a innym razem ludzie wmawiali jej, że jest o wiele starsza. — Nie zabiłabym się, bo mi nie wyszedł związek. Zrobiłabym to, gdyby mi jednak wyszedł. Ale skok w przepaść byłby interesujący, poetycki.
    Zaskoczyła samą siebie tym, jak sprawnie o tym powiedziała. Bo nie wątpiła, że w końcu skończyłaby jak bohaterka ostatnio oglądanego przez nią serialu i strzeliłaby sobie w łeb, zostawiając miasteczko w zawieszeniu. Każdy zastanawiałby się jak to możliwe, że młoda dziewczyna, która miała męża i takie cudowne życie strzeliła sobie w głowę. I nikt nie znałby prawdy i nigdy jej nie poznał. Wyskoczyła z samochodu, głęboko oddychając. Naprawdę czuła się w końcu wolna, jakby pierwszy raz od wielu miesięcy mogła oddychać pełną piersią. Powietrze nagle było… przyjemniejsze, orzeźwiające. Nie dusiło jej.
    — Weźmiesz ode mnie to, co chcesz? I co takiego niby możesz ode mnie chcieć? — spytała. Oparła się o maskę samochodu, rozłożyła na niej dłonie, a głowę odchyliła do tyłu spoglądając prosto w niebo. Mimo nachodzącej jesieni było tu wciąż przyjemnie ciepło. Zwykle tak właśnie było. Odsunęła się od samochodu, stając nagle przed brunetem i właściwie niewiele robiąc sobie z tego, że może wyjdzie teraz na napaloną małolatę. — Cóż, mamy dużo czasu zanim jakiekolwiek kluby się otworzą. Możemy spędzić ten czas na lepszym poznaniu się — zaproponowała z zadziornym uśmieszkiem. — Spraw, żebym zapomniała.

    Messy top lip kiss

    OdpowiedzUsuń