Lilija Thorne
Jest krucha, delikatna i słaba, a przynajmniej sama tak o sobie myśli, bo jedną z rzeczy której jej brakuje w życiu to pewność siebie. Często ma wrażenie, że jest przezroczysta, niezauważona, zupełnie jakby była zrobiona ze szkła i jeden niewłaściwy ruch miałby sprawić, że rozpadnie się na kawałki. To, że jest niewidzialna to chyba tylko jej wyobrażenie o samej sobie, bo ciężko przegapić burzę tych rudych włosów i intensywnie zielone, duże oczy a także niepewny uśmiech, kryjący się na malinowych wargach. Zazwyczaj trzyma się na uboczu, szczerze nienawidząc być w centrum uwagi i często odczuwając niepewność w kontaktach międzyludzkich. Większość czasu spędza na farmie, nie wychylając nosa poza jej bramy, chyba że w mieście szykuje się jakiś festyn, albo konkurs na największą dynię, wtedy z dumą prezentuję swoje okazy, trzymając kciuki za wygraną. Zawsze jednak jest ktoś lepszy... Farma jest dla niej całym życiem i nie wyobraża sobie siebie gdziekolwiek indziej. Ma wrażenie, że to miejsce jest jej przeznaczone i należy właśnie do niego. Nigdy nie wyściubiła nosa z Mariesville i duży, szalony świat ją zwyczajnie przeraża. Zresztą, dokąd miałaby wyjechać, kiedy ma ręce pełne roboty? Uwielbia cisze i sielski spokój, choć czasem zakłócony licznymi awanturami, do których zdążyła jednak przywyknąć, bo w końcu ona wie jak powinna się zachować, żeby wszystko było dobrze i żeby wszyscy byli bezpieczni.
W tym wątłym ciele kryje się serce wypełnione dobrocią, czystością i żarem, który wychodzi z jej wieloma emocjami. Zdarzają się jej częste porywy namiętności, przepłakane noce — bo nie radzi sobie z uczuciami, które ją wypełniają. Przejmują ją błahe sprawy, a co dopiero te poważne? Nie rozumie zła, czającego się na świecie i w swojej bezkresnej naiwności (pewnie też głupocie) wierzy, że każdy człowiek posiada w sobie dobro. Za miłość gotowa jest zapłacić najwyższą cenę, a za najbliższych wskoczyć w ogień. Jest marzycielką, wciąż błądzącą z głową w chmurach, co tłumaczy jej niezdarność w wielu sytuacjach. Mimo wszystko jest jednak odpowiedzialna, mając poczucie że wszystko spoczywa na jej barkach. Pomimo młodego wieku ciąży na niej wiele obowiązków, z których pieczołowicie się wywiązuje.
Jest prawdziwym koktajlem genów swych rodziców, połączeniem sprzeczności i pokręconą kombinacją. Wygląda niemal identycznie jak swoja matka, po niej odziedziczyła burzę rudych włosów, zielone oczy i liczne piegi, zdobiące jej skórę. Po niej ma też wrażliwość i empatię, która umożliwia jej wczucie się w niemal każdą sytuację i zrozumienie uczuć drugiej strony. Jest gotowa bronić słabszych, nawet własnym kosztem, bo w końcu co takie chucherko może zrobić? Po ojcu zaś zdecydowanie przejęła wręcz ośli upór, miłość do natury i zawziętość. Kiedy bowiem na czymś jej zależy, jest pełna pasji i zacięcia — takiego, którego nikt by się po niej nie spodziewał.
Na ogół raczej mało mówi, zdecydowanie bardziej woli obserwować niż wdawać się w dyskusję. Nienawidzi small talku, bo nigdy nie wie co powiedzieć, jak przełamać lody i jak poznawać nowych ludzi. Często wychodzi to dość niezręcznie, a ona się boi, że wyjdzie na ignorantkę, która nie wie nic o życiu i świecie. Przesadnie przejmuje się tym, co inni o niej myślą i raczej unika ludzi, by nie pomyśleli o niej nic. Zdaje się być samotniczką, zamkniętą w swojej szczelnej bańce, ale prawda jest taka że w głębi serca łaknie uwagi, czułości i miłości. Chociaż od jednej osoby. Strach przed zranieniem okazuje się jednak silniejszy. Póki co.
Lila, Lilijka — 17 maja 2006, Mariesville — osiemnastoletnia uczennica ostatniej klasy liceum — rolniczka — córka właściciela farmy Słodkie Jabłuszko, który niegdyś był pełen pasji i radości, a dziś jest zgorzkniałym alkoholikiem — najstarsza z piątki rodzeństwa, po niej kolejno: czternastoletnia Flora, dwunastoletnia Violet, dziesięcioletnia Daisy i pięcioletni Teodor — cztery lata temu śmierć zabrała jej mamę, a ona wciąż nie umie wyleczyć się z żałoby i tęsknoty, która trawi jej serce — ma niesamowitą rękę do roślin, nad życie kocha zwierzęta, jest wegetarianką — dom w dzielnicy Farmington Hills
[Hej! Ona jest cudowna i przeurocza :) Tak trochę jej współczuję bycia najstarszą z rodzeństwa. Sama jestem najmłodsza i to najlepsze, co mogło mi się trafić. Mam wrażenie, że te najstarsze rodzeństwo zawsze ma pod górkę. Ale Lilija zdaje się radzić sobie z tą rolą. ;) W zasadzie to jej rodzina, tak jak rodzina mojego Wesa, żyją z rolnictwa, więc już mamy jakiś punkt odniesienia.
OdpowiedzUsuńJeśli miałabyś chęć na wątek, zapraszam jednak do mojej Maddie - mieszkają na tej samej dzielnicy, a Mads widziałabym tutaj jako jej nabytą starszą siostrę. ;) Jeśli więc Lilijka lubiłaby spędzać czas u Greenów i wcale nie przeszkadzałby jej prawie trzynastoletni urwis, to zapraszamy. :D
W międzyczasie życzę udanej zabawy! :)]
Maddie Green
[Jaka ona jest piękna! W sumie, jej rodzeństwo również. Nie dość, że piękna z zewnątrz, to w środku również, bo Lilka wydaje mi się być takim promyczkiem słońca. Mam nadziejecie, że będziecie się tu dobrze bawić, a w razie ochoty zapraszam do Olivii :)]
OdpowiedzUsuńOlivia
Choć od jego powrotu do miasteczka minęło już ponad pół roku, Delio nadal nie mógł pozbyć się dziwnego przeświadczenia, że najbliżsi sąsiedzi nadal zastanawiają się kiedy wreszcie i u niego uaktywni się gen szaleńca. Tak jakby czyny przodków zawsze pozostawiały trwały ślad w DNA. Owszem, miał większą szansę, by w przyszłości zapaść na schizofrenię lub inną chorobę psychiczną, lecz czy naprawdę musiał się tym przejmować już teraz, gdy nic nie przepowiadało, by faktycznie przypadła mu w udziale historia zdrowia matki ? Jeśli o niego chodziło, wolał raczej cieszyć się dniem dzisiejszym i dokładać wszelkich starań, by te bezczelne dewotki nigdy nie poznały prawdy o jego uzależnieniu od prochów. Może i przestał je zażywać już pięć lat temu, ale nie zmieniało to faktu, że do końca życia miał pozostać narkomanem, co z kolei z pewnością w jakimś stopniu zawdzięczał jakże znienawidzonemu ojcu.
OdpowiedzUsuńW przeciwieństwie do Matta jego syn potrafił jednak panować nad ilością wypitego alkoholu, dzięki czemu podczas wolniejszych wieczorów, takich jak ten dzisiejszy mógł sobie w miarę bezpiecznie pozwolić na legalną wizytę w The Rusty Nail i podjęcie kolejnej próby wypytania miejscowych pijaczków o faktyczne powody śmierci ich dawnego kompana od kieliszka. Zwykle wystarczyło postawić im kilka darmowych drinków, by język rozwinął im się na tyle, że zaczynali sami z siebie gadać jak najęci. Znacznie gorzej bywało, gdy trafiał na tych bardziej wytrzymałych, gdyż zazwyczaj to właśnie oni dość szybko orientowali się w jaką bezczelną grę zabawia się z nimi młody O’Neal, lecz nawet z takimi zazwyczaj dało się wejść w komitywę. Wystarczyło uświadomić im, że prędzej czy później będą potrzebować fachowej pomocy medycznej lub wyszeptać kilka z tych nieprzyjemnych plotek, o których wszyscy wiedzieli, że są najprawdopodobniej nieprawdziwe, ale i tak nikt nie chciał, by dotarły one do niektórych uszu i zagrozić ich dalszemu rozpowiedzeniu. Najgorsi byli jednak ci, którzy po przekroczeniu swoich możliwości, niespodziewanie dostawali kompletnej furii i startowali do niego z pięściami, zarzucając mu, że dawno temu zwiał do wielkiego miasta i teraz wtyka nos w sprawy miejscowych, o których przecież nie ma zielonego pojęcia. Cóż, w pewnym sensie mieli nawet rację, ale z pewnością nie wtedy, gdy chodziło o jego ojca, gdyż podświadomie wyczuwał, że za jego przedwczesną śmiercią stało coś więcej niż zwyczajne przedawkowanie, to raz, dwa, teraz gdy dorósł, nie miał najmniejszej ochoty dłużej być ich workiem treningowym. Tak samo zresztą jak nie zamierzał pozwalać, by napadali na inne osoby znajdujące się w jego najbliższym otoczeniu, co zdawało się mieć właśnie miejsce kilka stolików dalej.
- Wybacz Ed, dokończymy później. – Rzucił jeszcze do swego dotychczasowego rozmówcy, by następnie zacząć powoli zmierzać w stronę wyraźnie wstawionego mężczyzny wrzeszczącego na młodą rudowłosą dziewczynę. – Przepraszam, mogę jakoś pomóc ? – Spytał, instynktownie wkraczając między nieznajomą a faceta tak jak to czynił za każdym razem, gdy jego szanowny ojczulek zamierzał zaatakować Dahlię.
Lio, prywatny Anioł Stróż
[Cześć, Lilija jest śliczna — zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz! :> Urocza, delikatna duszyczka.
OdpowiedzUsuńCo prawda, domyślam się, że będąc tak wrażliwą i empatyczną, ma trochę przerąbane, ale dostrzega więcej niż inni ludzie i to jest wyjątkowe; tak jak ona!
Udanej zabawy i dużo weny!]
Nancy Jones
Harlow Clarke
[Uwaga ! Słowa uważane za wulgarne. Czytasz na własną odpowiedzialność.]
OdpowiedzUsuńDelio sprzed pięciu lat zapewne usłuchałby słów pijanego mężczyzny nazbyt obawiając się powtórki z własnych nieprzyjemnych doświadczeń z wstawionym na umór ojcem, by pomóc komukolwiek. Ten obecny jednak dzięki długotrwałym sesjom terapeutycznym w klinice leczenia uzależnień potrafił wyłuskać z siebie niezbędną odwagę, by skwitować je jedynie lekkim westchnięciem. Choć wewnętrznie współczuł młodziutkiej nieznajomej, starał się tego zbytnio nie okazywać, doskonale pamiętając z jak wielkim wstydem musiał się borykać będąc na jej miejscu, szczególnie wtedy, gdy dosięgały go tego typu spojrzenia. Już wówczas wiedział bowiem doskonale sprawę z faktu, że zdecydowana większość ludzi zgromadzonych w barze albo naprawdę chuja wiedziała o tym, co dokładnie dzieje się za zamkniętymi drzwiami ich domostwa albo wolała tak po prostu udawać. Powiedzmy to sobie szczerze, gdyby choć jeden raz ktokolwiek oprócz policji zechciał postawić się Mattowi, życie całej ich rodziny mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Być może nawet nie straciłby przedwcześnie ukochanej młodszej siostrzyczki, a jego matka otrzymałaby w porę odpowiednie wsparcie psychiatry.
- Spokojnie, maleńka. – Zdając sobie aż zanadto sprawę, że za żadne skarby świata nie przemówi teraz facetowi do rozsądku, a nie chcąc też prowokować go do, póki co zbędnej, szarpaniny, zwrócił się łagodnie do rudowłosej. – Nawet, jeżeli jest tak jak mówisz, w co raczej wątpię, przypuszczam, że i tak będziesz potrzebowała pomocy przy jego odprowadzeniu. – Zawyrokował, instynktownie zerkając kątem oka na chwiejącego się na nogach brodacza na wypadek, gdyby ten zamierzał go jednak niespodziewanie zaatakować. – To jak, pozwolisz mi sobie ulżyć, czy nadal będziesz udawać dzielną Amazonkę ? – Spytał, niemal w ostatniej chwili chwytając za nadgarstek przeciwnika, który ten usiłował wymierzyć w jego stronę. – Radziłbym jednak trochę się opanować. – Cmoknął z dezaprobatą.
Lio
Doskonale rozumiał wyraźne speszenie młodziutkiej nieznajomej. Ba, nawet teraz, gdy jego własny ojczulek od paru już długich lat spoczywał głęboko w ziemi miejscowego cmentarza, w takich sytuacjach jak obecna nie potrafił pozbyć się przyśpieszonej akcji serca. I nic dziwnego, szczególnie biorąc pod uwagę w jaki sposób zakończyła się ich ostatnia szarpanina. Pijany Matt, gdy usiłował odepchnąć go od Dahlii zatoczył się na tyle nieprzewidywalnie, że wylądował z hukiem na kuchennym stole, łamiąc sobie przy okazji lewą rękę, a on w trybie natychmiastowym musiał wynieść się z domu. Ostatecznie tego rodzaju wina nie zostałaby mu nigdy wybaczona. Od tej chwili w rodzinnej chacie pojawiał się tylko, gdy mężczyzny akurat nie było, a niedługo później wyemigrował do St. Luis.
OdpowiedzUsuń- Nie musisz przepraszać, w końcu to nie Twoja wina. - Uśmiechnął się lekko do rudowłosej, rzucając starą jak świat, lecz jakże prawdziwą śpiewką. I na tym kończąc, by przede wszystkim móc skupić się na tym jakże nieprzyjemnym zadaniu.
Nie musiał być jasnowidzem, by potrafić łatwo przewidzieć, że nim jeszcze słońce zacznie chować się za horyzontem, miejscowe pijaczki znowu będą przekazywać sobie z ust do ust niestworzone historie zarówno z czasów życia ich dawnego kumpla od kieliszka, jak i rodziny tego nowego. A najpóźniej następnego ranka, najświeższe informacje będą przewijać się przez wszystkie strzechy. Ostatecznie w ten właśnie sposób działała małomiasteczkowa mentalność.
- Niech zgadnę, to Twój pierwszy raz ? – Spytał, gdy wreszcie pozbyli się nadmiernego ciężaru, a wyraźnie zdenerwowana panna wykrzesała z siebie wystarczająco dużo pewności siebie, by zawiesić na nim spojrzenie na trochę dłużej. – Nigdy wcześniej Cię tu nie widziałem, a w wolniejsze wieczory, czy popołudnia dość często tutaj zaglądam, by… - Zawiesił na parę sekund głos, uciekając wzrokiem gdzieś w dal. - … zdobyć jakiekolwiek informacje na temat odejścia własnego ojca. – Dokończył po uprzednim wzięciu głębokiego oddechu. Jak zwykle przywołując wizje przeszłości, instynktownie zarzucił na lewe ramię swój luźny kucyk i zaczął raz po raz skubać jego końcówkę.
Lio modlący się, by ziemia okazała się łaskawa