3.12.2024

[KP] Michelangelo Serrano

 Uwaga ! Postać z chorobą afektywną dwubiegunową. Czytasz na własną odpowiedzialność. 


 Podkład: Ozzy Osbourne ft. Jeff Beck - Patient Number 9 


Każdy jest trochę szalony. Jedyna różnica pomiędzy nami a nimi jest taka, że oni lepiej się maskują.


Michelangelo (Angelo) Serrano26/12/1993, Boston (MA) Barman w The Cave of taste ChAD Aktywista społeczny Organizacje prozwierzęce i proekologiczne Skrzyneczka tajemnic Duszyczki
Odkąd tylko pamięta błądzi gdzieś między niebem i piekłem. Niezdolny do trwałego zaprzedania duszy żadnej z tych krain. Nosi w sobie zarówno piętno anioła o ogromnych, niebieskich oczach, jak i czarnookiego Lucyfera. Jego przeznaczeniem jest przedwczesne odejście z tego przeklętego padołu w najbardziej spektakularny sposób, jaki można sobie tylko wyobrazić, a jednak czyjeś niewidoczne dłonie nadal trzymają go przy życiu nakazując mu grać dalej w tą pierdoloną rosyjską ruletkę. Jest pieprzonym przestępcą i człowiekiem z sercem na dłoni. Jest duszą towarzystwa i samotnikiem. Jest przyjacielem i jest wrogiem. Jest okrutną bestią i jest łagodną dziecięcą maskotką.
Kim jest więc tak naprawdę Angelo Serrano? Cóż, chyba najprościej byłoby po prostu stwierdzić, że przypomina nieco wulkan tuż przed erupcją - jeszcze piękny i w miarę niegroźny, ale zdolny wybuchnąć w tylko sobie wiadomym momencie pod wpływem byle iskry.

Odautorsko

14 komentarzy:

  1. [Czyli dobrze rozumiem, że siostra Angelo boi się szczurów, a on takowego trzyma w ich wspólnym domu? No nieźle.
    Dobrze, że ten dom taki duży, to Fanny ma się gdzie schować!
    Podziwiam za to, ile pomysłów masz w swojej głowie, a skoro nie dogadujesz się już ze swoimi paniami, to nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć powodzenia i udanego pobytu w Mariesville z Angelo. Bawcie się soczyście. ;-)]

    Betsy Murray

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jest wszystkim i niczym. Jeju jaki chaos! Ja się pogubiłam, a co dopiero on! Kolejna ciekawa postać i znów zaskakujesz tym, gdzie Cię nosi fantazja 😉🤣 dobrej zabawy po raz kolejny ❤️]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hej, dziękuję za powitanie Giny!
    Cóż, taka to z niej kobietka, która nie ma odwagi prosić kogoś o pomoc, ale będzie nad tym pracowała, bo chyba nie ma wyjścia, jeśli nie chce spaść na samo dno. Zobaczymy, jak historia się potoczy. :) U Ciebie gromadka różnorodnych charakterów! Podziwiam ilość weny i pomysłów na postacie. :) Chętnie zapoznam się z pomysłami, które masz, także zapraszam. Również życzę dużo udanej zabawy na blogu, dziękuję!]

    Gina Swanson

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hej! Dziękuję za ciepłe powitanie. Miejsce na nowego pacjenta jak najbardziej mamy ale ostrzegam, że na jednej sesji się nie skończy ;) Jeśli masz ochotę, zapraszam na maila i na pewno coś wykombinujemy.]

    Brian Washton

    OdpowiedzUsuń
  6. Mariesville przypominało mu rodzinne strony. Małe domki i idealnie proste płotki, ludzie zaglądający sobie nawzajem do domów przez okna osłonięte haftowanymi firankami. Ludzie, wchodzący sobie nawzajem w życie z butami upapranymi błotem z na wpół roztopionego śniegu, przez który brnął niespiesznie, wsłuchując się w wycie wiatru rozbijającego się po pustych uliczkach. No, może nie do końca pustych.
    Brian zgasił tlącego się między wargami papierosa, wciskając go w błoto podeszwą buta.
    Przez moment obserwował mężczyznę zataczającego się w oddali, w głębi duszy nieco licząc, że śnieg sprowadzi go do parteru. Washton nie lubił ganiać, a przynajmniej lubił sprawiać wrażenie, że nie gonił.
    — Hej, masz może ognia? — Rzucił w eter, a jego głos zmieszał się z piskiem wiatru. Sztuczka na zapalniczkę była skuteczna i niewymagająca. Po pierwsze, testowała skłonność jednostki do wypełniania próśb, które rzecz jasna stopniowo należało zwiększać. Po drugie, sprawdzała jak bardzo niekontaktowy jest pijany człowiek, którego próbuje zgarnąć z ulicy.
    Ten konkretny człowiek znalazł się zdecydowanie za blisko jego twarzy jak na pierwsze spotkanie.
    — Więc słyszałeś już o mnie. — Skonkludował, czując delikatny cień uśmiechu mimowolnie wykrzywiający jego usta. W końcu rozgłaszanie było jego działką.
    Cofnął się, pozwalając mężczyźnie znów delikatnie poślizgnąć się na chodniku. Ciężko było trafić w ruchomy obiekt, kiedy było się tak, mówiąc kolokwialnie, najebanym. Skąd wiedział? Z autopsji, jego ojciec też nigdy nie trafiał.
    — Jestem Brian. Nie będę się z tobą naparzał, litości. — Jęknął, kiedy chłopak zatrzymał się znów o krok od niego.
    — Przynajmniej nie tutaj. — Dodał, z lekkim uśmiechem wyciągając paczkę papierosów z kieszeni płaszcza.
    — To jak, masz ogień? Poczęstuję cię, jeśli powstrzymasz próby wybicia mi zębów.

    Brian Washton

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Cześć! Sekta jest mieszanką stworzoną z różnych ugrupowań, żeby uniknąć bezpośrednich odwołań do jednej, konkretnej grupy. Chociaż jeśli siedzisz w temacie to pewnie szybko wyłapiesz, które sekty zainspirowały mnie i herbatkę najbardziej. :D
    Widzę, że Brian już się czai na Angelo, więc liczę, że niedługo wpadniecie na nasze spotkanie... Jeśli któraś z twoich postaci byłaby skłonna odwiedzić Brianową świetlicę przedwcześnie, to oczywiście ja chętnie przyjmę wątek. Przeczytałam kartę Angelo i Delia i masz naprawdę świetnie pióro.]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  8. Brian odetchnął z niejaką ulgą, kiedy pięści przestały świstać tuż przy jego twarzy. Przemoc nie była mu obca, ale w tym przypadku nie miała żadnego sensu. Nie chciał próbować pacyfikować większego od siebie i zdecydowanie naćpanego gościa pięściami, ponieważ najzwyczajniej w świecie potrafił oszacować, że po prostu by tej walki nie wygrał. Pozwolenie mu się pobić, by zyskać jego sympatię jakoś mu nie leżało. Każdy inny sposób, jaki urodził się w jego głowie raczej by tej sympatii nie uzyskał. Nie po to przemarzał sobie kości.
    — Hm. Negatywna reklama to wciąż reklama. — Mężczyzna zaśmiał się, nie kwapiąc się z przejęciem zapalniczki. Po prostu włożył papierosa między wargi i nachylił się nad płomieniem. Ogień miło muskał zmarznięte policzki.
    — Racja, jestem trochę upierdliwy. Ale przez to trudniej o mnie zapomnieć. — Wypuścił dym przez nos, przekazując papierosa w ręce mężczyzny. — A przecież tu tkwi sedno. W pamięci, że kiedy stoisz na krawędzi, jest jeszcze jakiś szaleniec, który może cię złapać. — Mężczyzna pociągnął nosem, podciągając szalik wyżej pod brodę. Pogoda naprawdę była paskudna.
    — Nie mam zamiaru cię napastować… oh, nie zapytałem nawet o Twoje imię. W każdym razie, jeśli nie masz lepszego zajęcia niż rozkopywanie zasp, mogę ci zaoferować dokończenie papierosa przy kominku w moim salonie, zanim odmarzniesz. — Wraz z tymi słowami ruszył powoli przed siebie, zatrzymując się znów po kilku krokach. — Oczywiście, później pozwolę ci w spokoju kontynuować twoją wędrówkę…gdziekolwiek zmierzasz.

    Brian

    OdpowiedzUsuń
  9. [Ha, i takie reakcje utwierdzają mnie, że udało mi się osiągnąć zamierzony efekt! ;) Chociaż Zhi się nie użala, on jest draniem i mu z tym dobrze, bezczelnie sobie wykorzystuje ludzkie współczucie czy swoją pozycję i nie ma przy tym żadnych moralnych rozterek. I nie, nie obraziłam się! Bardzo się cieszę, że mi się udało go dobrze przedstawić i wywołać emocje.
    Dziękuję za miłe słowa i przy okazji wpadam powitać i życzyć powodzenia z nową postacią, bo tego pana nie kojarzę!]

    drań Zhi Hao i jego zadowolona autorka ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Uśmiechnął się, wypuszczając powietrze przez nos na kształt zduszonego śmiechu.
    — Nie miałem na myśli bezpośrednio ciebie, Angelo. — Spojrzał na mężczyznę zajętego wciskaniem chusty pod brodę. Chyba faktycznie trafił, sugerując, że przemarzał. — Balansujesz całkiem nieźle. — Dodał, tonem nieco bardziej żartobliwym, niż wcześniej zakładał. Spojrzał wymownie na jego nogi, przez moment w ciszy pozwalając mu przypomnieć sobie poślizgi pomiędzy próbami połamania mu szczęki, po czym ruszył przodem.
    Nie trwało to długo. Szybko zorientował się, że Angelo za jego plecami sprawiał mu dyskomfort. Nie mógł przewidzieć, w którym momencie jednak zmieni zdanie i zechce go dopaść. Zrównali się więc krokiem, zbaczając z ulicy w wydeptaną dróżkę pomiędzy domami. Śnieg opadał coraz większymi płatami, jakby zima chciała po raz ostatni przypomnieć o sobie wszystkim dookoła. Brian nie cierpiał zimy. Utrudniała absolutnie wszystko od poruszania przez międzyludzkie kontakty zdyszane grubymi ubraniami po te cholerne plamy błotnistej wody, które pacjenci zostawiali w jego sieni.
    — Więc, gdzie właściwie idziesz? — Zapytał w końcu, przerywając ciężką ciszę wypełniana dotychczas wiatrem szczypiącym go w twarz. Otworzył przed nimi niepozorną, skrzypiącą jeszcze bramkę, której nie zdążył naprawić odkąd się wprowadził. Jakoś nie miał do tego głowy.
    — Wiesz, poza przerwą w moim salonie. — Rzucił, opierając się biodrem o otwarte przed mężczyzną drzwi do sieni.

    Brian

    OdpowiedzUsuń
  11. [Hejo hej! Ależ tu u Ciebie zielono i wiosennie, aż chce się żyć! Jeszcze nieco przysypiam w pracy i moje neurony nie do końca działają jak powinny, więc na moment obecny nic mi nie przychodzi do głowy w sprawie wątku, ale jak tylko coś mi zabłyśnie, odezwę się! Dziękuję za powitanie i życzę dużo weny u całej gromadki o nietypowych imionach <3]

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  12. Mężczyzna obdarzył gościa przelotnym spojrzeniem podszytym nutą dezaprobaty, kiedy odwieszał mokrą od śniegu kurtkę w sieni. Otwarte na oścież drzwi wpuszczały wiatr i śnieg do jego staranie uporządkowanej przestrzeni, lecz pozwolił Serrano zdecydować.
    — W opuszczonej chacie? — Washton przekrzywił głowę na bok, przystając w pół kroku. — Słyszałem, że w okolicach lasu dzieje się coś dziwnego. Nieznane ślady, krew na śniegu… — Wyliczał nieprzejęty, porządkując kawowy stoliczek, na którym przed wyjściem zostawił kilka książek.
    — Nawet mnie te plotki zniechęciły, a noszę na polowania broń… ale to twoja sprawa. Jeśli w środku nocy coś zacznie drapać w drzwi, lepiej ich nie otwieraj.
    Mężczyzna obdarzył gościa przelotnym spojrzeniem, w którym pobrzmiewała nuta dezaprobaty. W milczeniu odwiesił mokrą od śniegu kurtkę na wieszak w sieni, a potem spojrzał wymownie na otwarte na oścież drzwi. Mroźny wiatr wtargnął do środka, niosąc ze sobą płatki śniegu, które osiadały na podłodze i ciemnym drewnie mebli. Brian zacisnął lekko usta, ale ostatecznie pozwolił Serrano samemu zdecydować, czy chce zostawić zimową noc za sobą, czy może jednak wrócić do niej na własne życzenie.
    — W opuszczonej chacie? — Powtórzył, przekrzywiając lekko głowę, jakby rozważał absurdalność tej decyzji. Sam spędził sporą część życia w absurdalnych wręcz warunkach, ale nastoletnie życie rządziło się zgoła innymi prawami, niż to, co przystawało dorosłym. Przystanął w pół kroku i zerknął na Angelo z ukosa, zanim podszedł do kawowego stolika, gdzie w nieładzie leżało kilka uprzednio otwartych książek. Wziął jedną z nich i zaczął niespiesznie wyrównywać jej krawędzie o blat, oczekując, aż Angelo zajmie jakieś miejsce.
    — Słyszałem, że w okolicach lasu ostatnio dzieje się coś… dziwnego. — Jego głos zabrzmiał lekko, niemal niedbale, ale w wypowiadanych słowach kryło się coś więcej. — Niepokojące ślady na śniegu, porozrzucane szczątki zwierząt, a raz nawet ktoś podobno znalazł plamę krwi na drzewie. — Wzruszył ramionami, jakby sam nie do końca wierzył w te rewelacje, a jednak uznał, że warto je przytoczyć. Odłożył książkę na stos i odwrócił się w stronę Serrano, wsuwając dłonie w kieszenie.
    — Nawet mnie te plotki zniechęciły, a jestem dość sceptyczny co do małomiasteczkowych wymysłów. — Uśmiechnął się lekko, jakby chcąc zbyć temat, lecz w jego oczach czaiło się coś trudnego do odczytania. — Ale to twoja sprawa. Jeśli w środku nocy coś zacznie drapać do drzwi, po prostu ich nie otwieraj. — Rzucił żartobliwie. — Kiedy natkniesz się na to, cokolwiek narobiło staruszkom takiego stracha, daj mi znać.

    Brian

    OdpowiedzUsuń
  13. Brian przekrzywił głowę na bok, przypatrując się Angelo z lekkim, niemal rozbawionym uśmiechem. Nie przerywał mu, pozwalając, by tamten mówił, jednocześnie opierając się biodrami o kuchenną wyspę w swobodnej, choć wyraźnie oceniającej pozie.
    — Może gdybyś był nastolatkiem, powinienem udać zachwyt tą kwestią — powiedział w końcu, wzdychając lekko. — Niestety, ja również miałem swój czas buntu i autodestrukcji, więc teraz… teraz to dla mnie raczej smutne, widzieć cię takiego. — Westchnął ciężko, odbijając się od blatu, jakby ten temat go znużył. W gruncie rzeczy tuszował jedynie swoje zainteresowanie. Angelo przypominał mu jego samego. Jego zachowanie rozdrapywało dawno zabliźnione rany, wywołując nieprzyjemnie satysfakcjonujące uczucie. Z jednej strony chciał mu pomóc, z drugiej ciekawiło go, jak daleko może zajść.
    Nie dodając nic więcej, zajął się krzątaniem po kuchni. Wstawił wodę na herbatę, a potem sięgnął do lodówki, skąd wyciągnął butelkę whisky. Lodowata powierzchnia alkoholu pokryta była cienką warstwą rosy. Brian ustawił szklankę i kubek na kuchennej wyspie, przesuwając je tak, by znalazły się dokładnie przed Angelo.
    — Mamy stąd dwie drogi — oznajmił powoli, z nutą teatralności w głosie, wskazując na naczynia ruchem dłoni.
    Najpierw sięgnął po filiżankę, delikatną, ozdobioną kwiatowym motywem, kompletnie nie pasującą do surowej urody człowieka, jakim był Washton.
    — Mogę ci zaoferować wytrzeźwienie tutaj. Możemy porozmawiać jak dorośli ludzie, później, jeśli zechcesz. — Pchnął filiżankę w stronę Angelo, dając mu chwilę na reakcję.
    Potem podniósł szklankę, whiskey w środku zafalowała lekko pod wpływem ruchu.
    — Albo, mogę ci pomóc zniszczyć się jeszcze bardziej. — Jego głos był spokojny, pozbawiony oceny, jakby obie opcje były równie sensowne. Wychylił łyk alkoholu, po czym odstawił szklankę obok filiżanki z cichym trzaskiem. — Czasem, żeby odbić się od dna, trzeba go naprawdę sięgnąć.

    Brian

    OdpowiedzUsuń
  14. Brian przyglądał się Angelo w milczeniu, pozwalając mu wyrzucić z siebie słowa, nie przerywając, nie próbując go uspokajać. Wiedział, że czasem ludzie muszą po prostu mówić, nawet jeśli sami nie chcą usłyszeć tego, co właśnie wypowiadają.
    Westchnął cicho i sięgnął po szklankę z whisky, obracając ją w dłoniach. Czekał, zajmując ręce, po czym powoli odsunął ją od Angelo.
    — To nie test w szkole. Nie da się go nie zdać — odezwał się w końcu. Jego głos był spokojny, ale nie do końca łagodny — Tylko jeden z wyborów. Nie mam zamiaru cię pouczać, czy są dobre, czy złe. Moralizacja to nie moja działka — Gładkim ruchem podsunął kubek z parującą herbatą pod nos mężczyzny. Kojący zapach ziół rozchodzący się w powietrzu nie zniwelował jednak tego, jak bardzo śmierdział alkoholem. Wyglądało jednak na to, że powoli zaczynał dobijać do brzegów otrzeźwienia.
    — Wszyscy mamy swoje dno. Dla każdego poziom jest kompletnie inny, więc masz rację, twój poziom jest mi obcy — Wsunął język między zęby i przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego po prostu westchnął. Oparł łokcie na stole, nachylając się nieco w stronę Angelo, jakby chciał, by ten lepiej go usłyszał.
    Patrzył, jak Angelo kurczowo zaciska palce na kubku, jak jego dłonie drżą pod wpływem emocji. Łzy spadały do herbaty, niknąc w bursztynowym płynie, jakby nigdy ich tam nie było. Brian nie odwracał wzroku.
    W kuchni panował półmrok, światło nad zlewem rzucało długie cienie na blat, podkreślając zmęczenie malujące się na twarzy jego rozmówcy. Powietrze pachniało herbatą, alkoholem i czymś jeszcze. Czymś, co Brian znał aż za dobrze, a czego nie potrafił ująć w słowa. Oparł się wygodniej na krześle, kręcąc powoli szklanką whisky między palcami, choć nawet jej nie tknął. Nie był tu po to, żeby się napić.
    Wiedział, że nie każde dno wygląda tak samo. Wiedział też, że niektórych nie da się z niego wyciągnąć, a jedynie usiąść obok i poczekać, aż sami zdecydują, co dalej. Przypomniał sobie swoją własną wersję tego miejsca. Moment, w którym cały jego świat runął w gruzach. Kiedy uświadomił sobie, że nie wierzy w ani jedno słowo, które powtarzał jak mantrę. Kiedy musiał poświęcić wszystko, co miał, by nie musieć okłamywać się każdego dnia swojego życia.
    — Jeszcze — Dodał cicho, pozwalając temu słowu zawisnąć między nimi.

    [przepraszam za opóźnienie!]
    Brian

    OdpowiedzUsuń