19.10.2024

[KP] Jellybean Warren

Jellybean Warren
ur. 31.10.2003 r., Atlanta ––– córka prostytutki, Margot Warren, i kryminalisty Hugona Monniera, który obecnie przebywa w więzieniu ––– od stycznia 2024 r. mieszka ze starszym bratem i babcią w Mariesville ––– dla bliskich i przyjaciół Jelly lub Beanie ––– skończyła szkołę średnią z dobrym wynikiem, ale z powodu problemów rodzinnych i braku pieniędzy nigdy nie marzyła o jakichkolwiek studiach ––– świeżo upieczona przedsiębiorczyni, która założyła swoją pierwszą firmę – Purplify – związaną z uprawą lawendy, wytwórstwem i prowadzeniem warsztatów, które oscylują wokół tej fioletowej rośliny ––– szwaczka; szyje przede wszystkim różnego rodzaju koszule i suknie, najczęściej w stylu leśnym, wiejskim i grunge, inspirując się naturą, które charakteryzują się, m.in. haftowaniami, falbankami, gorsetami i bufiastymi rękawami – swoje projekty pokazuje w Internecie i sprzedaje ––– hobbistycznie tworzy biżuterię z kamieni naturalnych ––– pomaga bratu prowadzić rodzinną farmę – Jersey Joy Farm ––– założyła Instagrama, @jelly_beanie, gdzie pokazuje swoje życie w Mariesville i promuje zarówno swój biznes, jak i rodzinną farmę oraz sklepik, który należy do jej brata ––– fanka kakao z piankami i horrorów klasy B ––– miłośniczka zwierząt domowych i hodowlanych, która angażuje się we wszelkie akcje, które mają pomóc czworonogom ––– ofiara przemocy domowej ––– przez pewne traumatyczne przeżycie, gdy była nastolatką, nabawiła się hafefobii, która objawia się lękiem przed dotykiem i charakteryzuje się, m.in. przyspieszonym biciem serca, zawrotami głowy, bólem w klatce piersiowej, potliwością i uczuciem niepokoju. Jedyną osobą, która może ją dotykać, jest jej starszy brat ––– powiązania
Małe, smukłe palce zakończone idealnie wypielęgnowanymi paznokciami, pociągnięte jasnym, beżowym lakierem, niby symbol przystosowania się – łapią się duszy i bezlitośnie zaciskają. Nie przeszkadza jej brud i piach. Sięga w ziemię, brudząc sobie ręce, przekopując niewidzialny proch, niczym ostatnie pożegnanie.

Czule dotyka listków, obdarzając łagodnym spojrzeniem to, co wdzięcznie pokazuje jej swoje piękno – wsłuchuje się w ciszę, daje porwać się zapachom i próbuje powstrzymać piętrzący się w głowie chaos, który przyjmuje coraz wyraźniejsze kształty i imię.

Ma wrażenie, że od urodzenia – aż do końca świata – jej los jest przeklęty. To nie jej grzechy. To nie jej krew, nie jej błąd, a mimo to obwinia się, ogłuszona biciem obcego, a jednocześnie tak znanego serca w swojej duszy. Chciałaby jedynie żyć, choć pieszczota zguby wydaje się tak delikatna, tak kusząca – przeżyła już wielokrotnie swoją śmierć; gdzieś w ciemnym, cuchnącym pokoju, wśród krzyków, wyzwisk, gdzieś wokół koszmarnych twarzy i rąk, gdzieś wśród mar, które przybierały wynaturzone kształty. Czasem nawet świt nie przynosił ukojenia.

I koszmary. Ciągłe koszmary. Każdy kąt domu był nawiedzony – mrok patrzył w jej stronę, krył się w ruchach, szeptał i chichotał. Wtedy potrafiła być cieniem – poruszać się cicho, skręcać, podążać za światłem. Stała się niewidzialna, a patrzenie przez nią było tak łatwe i proste. Wystarczyło zignorować łzy i strach, a potem zabarwić białe płótno czerwienią.

Uwielbia moment, gdy słońce całuje jej twarz, kiedy niebo wydaje się tak blisko, a powietrze pachnie kwiatami – odbija światło, przekształca je ostrożnie, próbując zabić w sobie to, co najgorsze. Sto tysięcy jednakowych wschodów i zachodów słońca, miliony uśmiechów i wybrzmiewający śmiech, dźwięczny jak tuzin złotych dzwoneczków. Sto tysięcy wyjątkowych chwil, które przechowuje głęboko w sobie, miliony łez i smutek, który ciągnie w dół. Sto tysięcy marzeń i milion obaw. Sto tysięcy powodów, by zostać i milion argumentów, aby odejść. I w tym wszystkim ona, która dźwiga ciężar tych stu tysięcy i tych milionów – bo jest słodka jak miód, piękna jak lawenda, a jednocześnie cierpka, tak szpetna i brudna.

I fiolet – fiolet tańczący w jej duszy i rosnący w głowie, ozdabiający serce. Lawendowy posmak ust, skóry i spojrzenie tak żywe, tak zielone jak pierwszy listek. Okrągłe oczy i wachlarz rudawych rzęs – jest letnim wiaterkiem, ciszą przed wyczekiwanym deszczem, okurzonym ametystem, który przybrał formę czegoś kruchego, i w końcu jest także kruchą porcelaną – bezbarwnym kielichem tego, co przyjęło się szeptać.

ODAUTORSKO:
Cześć!
Jelly to mój mały eksperyment, bo pierwszy raz pojawiam się gdzieś z tak słodką postacią… cóż, za ewentualne przesłodzenie przepraszam. xD Mam jednak nadzieję, że dacie jej szansę i polubicie lawendę – zapraszamy do Purplify!
Co do wątków, to szukamy: 1. przede wszystkim przyjaciół, 2. kogoś, kogo rozkochamy w lawendzie, 3. jakiegoś znajomego z dzieciństwa, z którym Jelly mogłaby spędzać czas, gdy przyjeżdżała do dziadków na wakacje, 4. wszystkiego, co trudne i emocjonalne. :>
Za inspirację dla Jelly i kod w KP dziękuję Demon Laplace'a, bo to czarodziejka HTML! 💜
P.S. Klikajcie w małe zdjęcia z Jelly w KP, bo przenoszą do fajnych zakładek! :>
fc: @aliccebelladonna
✉️: vicious1411@gmail.com

31 komentarzy:

  1. [ Witam moją najpiękniejszą, najsłodszą siostrzyczkę! 💜
    Będę się nad Jelly rozczulać w nieskończoność, bo jest cudowna. Kocham ją mocniutko!
    Życzę dużo weny, wąteczków i emołszyns! ]

    Twój Hunter

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jest słodka i smutna, idealne połączenie do ukochania! 💜 Fiolet bosko do niej pasuje!
    Piszesz tak subtelnie, poetycko, rozpływam się nad obrazami z kapejki! Wszystko tu się tak pięknie zgrywa, obrazki, treść, podstrony i chciałabym wcisnąć w ten świat moją pogodną Abi, aby troszkę pokolorowała świat drugiego rudzielca!
    Chętnie weźmiemy udział w jakiś warsztatach z robienia aromatów, albo pomożemy nazbuerac lawendy, lub posegregować ją w odpowiednie snopki. Jeśli masz chęć, zapraszamy do nas ☺️
    Baw się dobrze i proszę, bądź dla niej dobra. już wystarczająco przeszła, aż się włos jeży! ]


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  3. [Kiedy poczytałam o hafefobii, doszłam do wniosku, że życie z czymś takim nie jest łatwe, szczególnie, gdy przeciwna strona nie zdaje sobie sprawy, że dany ktoś mierzy się z taką fobią, bo wtedy zupełnie nieświadomie może generować u niej dyskomfort, albo ataki paniki. Ale Beanie jest naprawdę urocza i cieszę się, że zachowała pogodę ducha pomimo okropnej przeszłości, którą dzieliła z bratem. W ogóle miło jest czytać o takiej zażyłej, mocnej więzi rodzeństwa. Dobrze, że mają siebie, bo razem na pewno są silniejsi :) Życzę mnóstwa dobrej zabawy, oby udało Ci się zrealizować wszystkie pomysły, związane z historią Jellybean, a wena niech zawsze sprzyja tak, jak podczas tworzenia pięknej karty! :)]

    Rowan Johnson

    OdpowiedzUsuń
  4. — W końcu! — zniecierpliwiony głos babci, wita go już w chwili, kiedy przekracza próg domu, zupełnie jakby babcia czekała i nasłuchiwała każdego szelestu, który da jej znać, że wrócił do domu.
    Wypuszcza trzymanego w ramionach psa i pozwala starej, nieco zagubionej suczce zapoznać się z nowym otoczeniem, pełnym zapachów i bodźców.
    — Masz je? — pyta wyczekująco babcia, wyglądając z kuchni. — Joe i Beanie zaraz tu będą!
    — Wszystko mam — odpowiada i ostrożnie wyjmuje z torby pudełko z cukierni z pięknymi, cukrowymi kwiatami lawendy.
    Idzie za babcią do kuchni i zerka jej przez ramię, gdy ta wyjmuje te małe, słodkie arcydzieła i dekoruje nimi fioletowy tort tworząc coś bajecznie pięknego i zachwycającego.
    Hunter z trudem odrywa wzrok od dłoni babci i tego jak sprawnie w ciągu chwili zamienia prosty, domowy tort w dzieło sztuki. Myje ręce, zdejmuje bluzę i wraca do babci, która dumnie podziwia swoje dzieło.
    — I jak? — pyta z uśmiechem staruszka.
    — Jelly będzie zachwycona — odpowiada z uśmiechem. Przez chwilę chce dodać coś jeszcze, ale babcia i tak przecież o wszystkim wiedziała. Jelly nie miała nigdy prawdziwego tortu, nawet urodzinowego. On zresztą też nie. Gdy byli starsi odkładał zawsze, by poza prezentem kupić Jelly chociaż symboliczną babeczkę ze świeczką lub kawałek tortu. Gdy zaczął pracować kupił jej jeden z tych małych, gotowych tortów z marketu i zjedli go wspólnie gdzieś poza domem… Ale to nie było to samo. Nigdy nikt nie czekał na nich z niespodzianką, ani samodzielnie zrobionym i udekorowanym tortem, takim od serca. Sam poczuł tą różnicę dopiero w tym roku, gdy po raz pierwszy naprawdę świętował swoje urodziny. On, Jelly, babcia i Joe. Jak prawdziwa rodzina.
    Może dlatego pomysł by w ten sposób świętować sukces siostry aż tak bardzo go poruszał?
    Bez słowa obejmuje babcię i wtula się w nią, niemo dziękując jej za to wszystko.
    Przez chwilę znów czuje się jakby był małym chłopcem szukającym ciepła i miłości w ramionach babci. Babci, która zawsze była dla niego uosobieniem tego co dobre i bezpieczne.
    — No już, już… — staruszka głaszcze go po włosach i uśmiecha się czule, po czym całuje jego czoło. — Lepiej pomóż mi z kompotem, garnek jest ciężki.
    Stare, nieco powykrzywiane palce gładzą jego policzek i odgarniają jeden z kruczoczarnych kosmyków za ucho.
    Hunter uśmiecha się tylko i przytakuje. Czasem chciał powiedzieć babci jak bardzo ją kochał i doceniał wszystko, ale chyba nie potrafił rozmawiać o swoich uczuciach tak otwarcie nawet z nią. Z nikim poza Jelly… Miał jednak nadzieję, że babcia to wiedziała nawet bez słów.
    Kończy nalewać kompot — z tak dobranymi owocami i niebieskimi płatkami kwiatów, by wydawał się fioletowy — gdy słyszy radosny głos Jelly.
    Szybko odnajduje wzrokiem pieska, który po zapoznaniu się z okolicą zdecydował się towarzyszyć im w kuchni. Gdy tylko Jelly zagląda do pomieszczenia, zachęcająco nakierowuje psinę, by ta podbiegła się przywitać. W końcu znała już ich zapach z ostatniej wizyty w schronisku.
    Uśmiecha się z czułością obserwując jak jego siostrzyczka tuli do siebie pieska i całuje siwy pyszczek zwierzątka.
    — Wedle dokumentów nazywa się Cookie… I tak, jest nasza — odpowiada, po czym kuca obok siostry, by być bliżej tej słodkiej sceny. — Pomyślałem, że to będzie idealny prezent z okazji dzisiejszego dnia — odpowiada łagodnie i głaszcze delikatnie pieska.
    Ostatnie dni bardzo intensywnie załatwiał formalności, wszystko po to, by jak najbardziej przyspieszyć proces adopcyjny i móc zabrać biedną starą Cookie do domu, w którym mogłaby nacieszyć się ciepłem i spokojem na stare lata. Wiedział, że Jelly równie mocno chciała tego samego.
    Dotyka dłoni siostry i ściska ją lekko, po czym pochyla się i lekko obejmuje swoją małą Jelly. Z czułością całuje jej piegowaty policzek i po raz kolejny uśmiecha się z czułością, czując jak bardzo był szczęśliwy. Był szczęśliwy, bo ona była szczęśliwa.
    — Chodź, babcia bardzo się postarała z niespodzianką dla ciebie — mówi wypuszczając ją z ramion i wstając.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najchętniej wcale by jej teraz nie puszczał i po prostu trwał w tej jednej chwili, trzymając ją w ramionach i dzieląc z nią szczęście. Wiedział jednak, że to szczęście dzielili już nie tylko ze sobą, ale i rodziną, babcią i Joe. Nie byli już sami na tym świecie. To było wspaniałe uczucie, chociaż czasem Hunter czuł, że chciałby po prostu ulotnić się gdzieś z Jelly i przeżywać to wszystko tylko z nią. W końcu zawsze byli tylko oni… Wiedział jednak, że na to przyjdzie jeszcze pora. Najpierw wspólny czas z rodziną, tortem, owocowym kompotem i innymi pysznościami, a potem wieczór gdzieś na skraju lawendowych pól, gdzie będą mogli pobyć sami i porozmawiać szczerze o wszystkim, o czym nie mówili nawet babci.
      Babcia stawia tort na stole w przylegającej do kuchni jadalni. Cały stół był już pięknie przygotowany wcześniej, zastawiony i udekorowany własnoręcznie robionym koronkowym obrusem oraz wszechobecną lawendą — jej delikatnymi gałązkami i pachnącym suszem. Wszystko na stole tonęło w pastelowych barwach fioletu — od dekoracji po każdy przysmak, każde ciasteczko, kompot, czy w końcu i tort.
      — Powinnaś go pokroić skarbie, w końcu to twój dzień — babcia wręcza Jelly zabytkowy, srebrny nożyk co ciasta.

      Twój Hunter

      Usuń
  5. [Hej! Dzięki za odzew i miłe słowa. Cóż, sama czuję tę harmonię wizerunku z samą kreacją Gustavo, która gdzieś tam buzuje w mojej głowie ;D Jakoś to się zgrało.
    Boże, te warsztaty brzmią tak super, że sama chętnie bym się na nie wybrała!!! Dlatego chętnie wyciągnęłabym Bianco w kierunku jej lawendowej krainy. Może przypomni mu o wspaniałych widokach toskańskich, fioletowych pól, w których jeszcze niedawno mógł się pławić podczas rodzinnych wyjazdów.
    Bardzo spodobał mi się ten fragment, żeby docenić ten jeden moment, w którym jest się sobą. Te warsztaty mogłyby być dla Gustavo znacznie cenniejsze niż tylko pierwotne zabicie czasu.
    Karta cudna, a jej kreacja niesamowicie ciekawa. Życzymy samych cudowności w wątkach ;)
    Stwórzmy coś fioletowego!]

    Gustavo / Finn / Kopi

    OdpowiedzUsuń
  6. [Informuję, iż wysłałam maila! Wpadł mi pewien nieśmiały pomysł do głowy :)]

    OdpowiedzUsuń
  7. Patrzy jak Jelly przełamuje swój strach i przytula się do babci. Po raz pierwszy odkąd tu zamieszkali, po raz pierwszy od czasu, gdy całkowicie zamknęła się w sobie i odizolowała nawet od bliskości jedynych życzliwych im osób jakimi byli ich dziadkowie, czy Joe.
    Hunter czuje jak do jego oczu napływają łzy, gdy ogląda tą scenę. W tej chwili wszystkie sukcesy zawodowe przestają się liczyć. Jest dumny z siostry już nie za to co osiągnęła i jak rozkwitła, a za to co właśnie zrobiła. Ten jeden czuły gest był czymś więcej, był pierwszym krokiem do pokonania fobii i zmiany na lepsze.
    Delikatnie dotyka pleców siostry, głaszcząc ją uspokajająco. Niemo zapewnia ją jak bardzo był dumny… I że wciąż jest tu obok niej.
    Śmieje się cicho i ociera mokre od łez oczy, po czym uśmiecha się z czułością, gdy tylko napotyka spojrzenie siostry. Jak na tak szczęśliwą chwilę dużo było dziś łez. Ale to były dobre łzy, nie wstydził się ich, ani nie próbował ukrywać. Po prostu był szczęśliwy, tak jak ona. Tak szczęśliwy, że nie potrafił sobie z tym poradzić, ani wyrazić tego jakoś inaczej. I trudno, tak było dobrze.
    W tej chwili najchętniej porwałby Jelly w ramiona i już nie wypuszczał, szepcząc jej tylko jak bardzo jest dumny i szczęśliwy, jak wiele radości daje mu każdy jej uśmiech i każdy dzień, w którym widzi jak staje się coraz pewniejsza. Wciąż nosiła w sobie ogrom bólu i smutku, wciąż czuł jej cierpienie, ale powoli wszystko się zmieniało. Coraz częściej dostrzegał jasne promyki słońca, które pojawiały się wraz z jej sukcesami; coraz częściej jej łzy były łzami szczęścia, a nie tylko bólu, smutku czy dręczących ją nocami koszmarów. Może kiedyś w końcu oboje całkowicie uwolnią się od przeszłości i zatracą w tej bajce chociaż na chwilę?
    Pomaga siostrze zapiąć naszyjnik, piękny i bardzo znaczący prezent, w którym Joe zachował kwiaty z pierwszych zbiorów. Pierwszy mały sukces Jelly…
    Hunter odnajduje pod stołem dłoń siostry i splata ze sobą ich palce, chcąc czuć jej bliskość i jeszcze bardziej dzielić z nią te wszystkie emocje. Zajada się lawendowym ciastem, które smakuje równie cudownie jak wygląda, i innymi słodkościami. W ciszy delektuje się tą rodzinną i niemal bajkową chwilą. Odzywa się dopiero słysząc propozycję Jelly.
    — To słodkie, ale mamy przecież oszczędności… — odpowiada. Czuje, że nie może przyjąć od niej takiego prezentu. To był jej sukces, jej pierwsze poważne pieniądze, które mogła przeznaczyć na co tylko chciała, zamiast wraz z nim spłacać długi matki, opłacać rachunki i kupować jedzenie, by jakoś przetrwać. Teraz mieli pieniądze na zachcianki, a Jelly nie chciała z tego korzystać. Albo właśnie korzystała… W końcu on też w pierwszej kolejności myślał o kupieniu czegoś dla niej. Sukienka, która zawsze jej się podobała, nowy telefon, piękna maszyna do szycia, by mogła rozwijać swoją pasję. Ostatecznie to Jelly kupiła mu gitarę, bo on sam ciągle to odkładał.
    Śmieje się tylko rozumiejąc dlaczego to robiła. Poddaje się nie chcąc odbierać jej radości.
    — Rozumiem, że chcesz mi go kupić, by mieć pewność, że będzie lawendowy? — żartuje. Chociaż pewnie naprawdę kupiłby lawendowe auto i ozdobił je reklamą z logo firmy siostry.
    Spogląda w oczy siostry, wciąż delikatnie lśniące od łez i uśmiecha się z czułością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reszta popołudnia upływa bajkowo i ciepło. Chwilami wydaje mu się to nierealne, a on sam ma wrażenie, że śni i zaraz obudzi się z powrotem w tamtym życiu. W cuchnącym mieszkaniu w Atlancie, przypominającym bardziej melinę niż dom, w świecie w którym nie mieli nic i walczyli o to by jakoś związać koniec z końcem. W świecie bez kolorów, bez lawendowych pól, stada krów i ich małego zwierzyńca. W świecie, o którym pragnął tak bardzo zapomnieć.
      Kończy zmywać, po czym pakuje do kosza termos z gorącym kakao, kubki i paczkę ulubionych pianek Jelly. Zerka przez okno. Niebo powoli nabierało ciepłych kolorów, idealnie kolorując im jeszcze bardziej ten piękny dzień.
      — Weź jakiś ciepły sweter, porywam cię — mówi, odnajdując Jelly w salonie. W towarzystwie babci, Joe i wygrzewającej się przy kominku Cookie. Psina wydawała się równie spragniona domowego ciepła i spokoju, bo momentalnie odnalazła się w nowym domu i wyglądała tak spokojnie.
      Zarzuca na siebie bluzę, po czym bierze Jelly za rękę i zabiera z domu. Prowadzi ją w stronę lawendowych pól, których kolor miesza się z kolorami zachodzącego słońca.
      — Pomyślałem, że przyda nam się też chwila tylko dla nas — mówi, po czym rozkłada znajdujący się w koszyku koc.
      Zajmuje miejsce i wyciąga termos oraz paczkę pianek.
      — Mamy zapas na cały wieczór — uśmiecha się podając jej kubek, do którego wlewa gorące kakao i dorzuca pianki.
      Przez chwilę milczy, ale cisza wcale mu nie ciąży. Jest komfortowa, spokojna i przyjemna. Idealna.
      — Jestem z ciebie dumny, wiesz? — odzywa się w końcu, patrząc na Jelly.
      W świetle zachodzącego słońca jej włosy wydają się lśnić niczym złoto. Jej blada twarzyczka nabiera kolorów, a piegi dodają jej jeszcze więcej uroku. Wygląda teraz jak słodka dziewczynka, jak wyrwana wprost z bajki.
      Przysuwa się do niej i otacza ją ramieniem. Muska ustami czubek jej głowy, po czym wtula się twarzą w jej ogniście rude włosy, pachnące słodyczą i lawendą.
      — I nie chodzi mi o twoje sukcesy w Purplify, zawsze w ciebie wierzyłem i wiedziałem, że ci się uda. Chodzi mi o to co dzisiaj zrobiłaś, jak przytuliłaś babcię… — głaszcze dłonią jej ramię, jeszcze bardziej przygarniając ją do siebie. — To twój największy sukces Jelly.
      Mówi cicho, czując ucisk wzruszenia w gardle.
      Wiedział jak potwornie trudne było dla Jelly to wszystko. Jak każdy dotyk inny niż jego był dla niej straszny. I jednocześnie jak szalenie tęskniła za ciepłymi ramionami babci i prostymi gestami. Gdy była mała mogła całe dnie spędzać na kolanach babci lub dziadka. Tym bardziej bolesne było widzieć jak w jednej chwili, przez jednego skurwiela, jego słodka siostrzyczka straciła to wszystko. I choć najbardziej bolało go cierpienie siostry, nie mógł nie dostrzegać, że dziadek i babcia też cierpieli nie mogąc jej przytulić, ani zrobić nic by jej pomóc. Ale teraz… Teraz w końcu wszystko zaczęło się zmieniać. Szkoda tylko, że dziadek tego nie doczekał.
      Hunter znów czuje jak do oczu napływają mu łzy. Uśmiecha się tylko i nie próbuje nawet ich powstrzymywać.
      — Jestem cholernie dumny i szczęśliwy Jelly, to był najlepszy prezent jaki mogłaś mi dać — mówi, po czym upija łyk gorącego kakao. Spogląda przed siebie, na piękne pola lawendy skąpane w czerwieniach i fioletach zdobiących niebo i czuje, że ta chwila nie mogła być piękniejsza i bardziej idealna.

      Twój Hunter

      Usuń
  8. Śmieje się cicho, może nieco nerwowo lub z zakłopotaniem, choć przecież nie wstydził się swoich emocji przed Jelly. Przed każdym innym, ale nie przed Jelly. Chyba po prostu nie potrafił odpowiednio zareagować, wyrażać tego co naprawdę myśli i czuje, i przez to wszystko czuł się nieco nieswojo. Ale jego słodka, mała Jelly nie oceniała. Wręcz przeciwnie… Jej drobne palce dotykają jego twarzy i ścierają z policzka pojedynczą gorącą łzę. Zupełnie tak jak dawniej, gdy to on ocierał jej łzy i tulił ją do siebie. Albo gdy już nie dawał rady i znajdował w sobie siłę tylko dlatego, że ona była obok, ocierała jego łzy i mówiła mu, jak bardzo go potrzebuje. Tylko teraz to nie były łzy bólu czy smutku, teraz było inaczej. Inaczej i podobnie, zupełnie jakby skrajne szczęście było równie bolesne i nie do zniesienia jak cierpienie.
    — Wiem, ja też — przyznaje, wtulając lekko policzek w jej dłoń. — Nawet dzisiaj, sprzątając po naszym małym przyjęciu i szykując nam kakao, myślałem właśnie o tym, że to wszystko jest jak sen, z którego zaraz się obudzę. Ale wcale tego nie chcę, chciałbym tkwić w tym stanie, w trwającej przez resztę życia śpiączce, w której wciąż przeżywałbym to wszystko co teraz. Nieważne czy byłaby to iluzja…
    Może nie powinien tego mówić? Może oboje nie powinni myśleć w ten sposób, tylko czerpać garściami z nowego życia, bez chwil zwątpienia?
    Wzdycha cicho, chcąc jakoś zrzucić z siebie ciężar tych myśli.
    — Babcia też była szczęśliwa, długo czekała na ten dzień — odpowiada, powracając do tematu.
    Nawet jeśli oboje śnili, to trudno. Chciał śnić, tkwić w tej iluzji razem z nią, nie myśląc o tym, że w końcu przyjdzie czas, że trzeba się obudzić.
    Zerka na siostrę i znów się śmieje, tym razem rozbawiony jej słowami.
    — Jesteś niemożliwa — stwierdza i całuje jej mały, piegowaty nosek. Nie spiera się o to, że wcale nie potrzebował takich prezentów, rozumiał jak było to dla niej ważne. Zamiast tego przytakuje cicho jej dalszym słowom. — To dobrze, chcę być dla ciebie oparciem Jelly, każdy twój sukces to mój sukces, a twoje szczęście to moje szczęście.
    Uśmiecha się czule. W jakiś sposób całe jej życie było jego życiem. Wiedział, że sam już niewiele osiągnie, w przeciwieństwie do niej. Wolał całkowicie poświęcić się jej, spełnianiu jej marzeń i dzielić z nią to szczęście. I tak dzielili ze sobą wszystko, od zawsze.
    Zerka na Jelly słysząc jej cichy szept i czuje wewnętrzny bunt na jej słowa, na to że w ogóle kiedykolwiek mogła w ten sposób myśleć o samej sobie. Nie miał jej tego za złe, rozumiał jej uczucia, bo sam zmagał się z podobnymi, ale i tak nie godził się na to. Od początku usiłował zrobić wszystko, by jak najbardziej ją ochronić, by tłumaczyć jej, że to co się działo w domu, nie było jej winą, a ona sama była wartościowa. Nie chciał, by przechodziła przez to co on, by zmagała się z tymi samymi uczuciami. Robił co tylko mógł… i walczył z matką, która usiłowała zniszczyć to wszystko, co z trudem wypracował.
    — Nie pozwoliłbym ci tak skończyć — odpowiada poważnie. Ściska mocniej jej dłoń, odpowiadając na jej pełen potrzeby gest. — Jeśli byłoby trzeba, a nasza matka nie… — Hunter z trudem powstrzymuje się przed słowem zdechła. Wiedział, że Jelly nie lubiła gdy tak mówił i nie chciała słuchać takich słów. Dlatego pilnuje się i tego co mówi — ...nie zaćpałaby się na śmierć, to po prostu zabrałbym cię od niej, nawet wbrew twojej woli. Parę razy byłem bliski, by to zrobić i gdybym tylko miał pieniądze, by nas utrzymać to wywiózłbym cię na drugi koniec Stanów. Nigdy nie skończyłabyś jak ona…
    Nie chciał nawet myśleć o czymś takim. Nienawidził matki już za same próby namawiania Jelly, do tego całego gówna. Nienawidził ciągłego nagabywania i prania mózgu, które uskuteczniała wpędzając Jelly w poczucie winy, manipulując nią i wykorzystując jak się tylko da. Dobrze, że zdechła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Masz dużo do zaoferowania Jelly. Jesteś jak słońce, malujące świat fioletem… — odpowiada uśmiechając się. W końcu siedzieli właśnie w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, pod niebem równie fioletowym jak pola lawendy, fioletowym jak świat Jelly. — Jesteś prawdziwym skarbem dla świata, i dla mnie. Twórz, dziel się tym co piękne i nie martw się niczym, nie dam cię nikomu skrzywdzić…
      Ostawia pusty kubek, po kakao, po czym obejmuje ją mocniej. Przeczesuje dłonią jej połyskujące, ogniście rude włosy i pozwala jej wtulić się w niego bardziej. Ukryć się w jego ramionach, tak jak to robiła zawsze, od chwili gdy była jeszcze zupełnie malutka i nie rozumiała co się dzieje, ale instynktownie wiedziała, że on ją ochroni lub pocieszy.
      — Zawsze. Bez ciebie nie — powtarza cicho, ukrywając twarz w burzy jej rudych włosów, pachnących delikatnie lawendą. Zamyka ją szczelnie w ramionach dając poczucie bezpieczeństwa i bliskości, jedynej prawdziwej bliskości bez obaw, strachu czy oczekiwań.
      — Możesz Jelly… Nigdzie nie musimy się spieszyć, mamy tyle czasu ile chcemy. Możemy tu siedzieć aż zrobi się ciemno, a potem całą noc patrząc na gwiazdy, aż do świtu. Teraz możemy wszystko — szepcze z czułością. Całuje delikatnie jej skroń i wtula się policzkiem w czubek jej głowy.
      Nawet jeśli wszystko było tylko snem, to był to ich sen i mogli robić w nim co tylko chcieli.

      Twój Hunter

      Usuń
  9. — Masz rodzinę, masz mnie… — odpowiada, chyba nie do końca rozumiejąc co chciała mu w tej chwili powiedzieć. Czy to jej nie wystarczało? Chciała czegoś więcej? Kogoś więcej?
    Do tej pory chyba nawet nigdy nie myślał, że tak mogłoby być. W jego planach zawsze byli tylko oni. Ona i on. I nikt więcej. To Jelly była całą jego rodziną. Oczywiście kochał dziadków, ale nie czuł nigdy z nimi takiej więzi jak z siostrą. Nie potrzebował, ani nie chciał nikogo więcej i był pewien, że ona czuła to samo.
    Uśmiecha się nieco blado i przytakuje, czując się nieco przytłoczony własnymi myślami. Szczęściem, obawami, że wszystko było iluzją, a teraz także myślą, że Jelly mogła pragnąć czegoś więcej poza tym, co tworzyli teraz razem.
    — Mhm, wiem — odpowiada cicho.
    Jego uśmiech nieco się poszerza, a on uśmiecha się łagodnie, słysząc jej kolejne słowa, jej cudowne zapewnienie, że był dla niej wszystkim. Był dla niej wszystkim, tak jak ona dla niego. Odkąd tylko pamiętał cały ich świat zamykał się tylko do nich dwojga. Od początku, od pierwszej chwili, gdy zobaczył swoją malutką siostrzyczkę.
    — Mogłaś, nie byłaś jej nic winna — odpowiada krótko. Choć przez te miesiące jego emocje znacznie się wyciszyły i złagodniały, temat matki wciąż był dla niego dość czarno-biały. Nie potrafił jej współczuć, nie potrafił dostrzec w niej nic dobrego, ani odpuścić jej tylko, dlatego że umarła. Słyszał o tym, że o zmarłych nie mówi się źle, ale nie godził się na to. — Niektórzy ludzie nie zasługują na nic dobrego — mówi wyrażając na głos swoje myśli.
    Zaraz jednak wzdycha cicho i nieco odpuszcza. Pamiętał ten dzień; pamiętał telefon od roztrzęsionej Jelly; i to jak usłyszał wiadomość, że matka umarła. Przedawkowała i zdechła, leżąc we własnych wymiocinach. W tamtej chwili nie czuł praktycznie nic. Jedynie żal, że to Jelly ją znalazła i musiała na to patrzeć, a jego nie było obok niej, by ją przytulić, zasłonić jej oczy i zabrać jak najdalej od tego widoku. Pojechał wtedy od razu do Atlanty rzucając wszystko.
    — Ja żałuję tylko tego, że nie zabrałem cię wcześniej. Teoretycznie mogłem to zrobić od razu po twoich szestanastych urodzinach. Mogłem siłą zabrać cię z domu, do dziadków czy gdziekolwiek, nawet do jakiegoś ośrodka, gdzie udzieliliby nam schronienia. Może wtedy byłoby inaczej… — mówi cicho. Nie chce wracać do tamtego dnia, ani chwili gdy znalazł tego skurwiela, Hugona, w łóżku obok Jelly. Hunter niewiele pamiętał z tego co się wtedy działo, był zaślepiony emocjami do tego stopnia, że pewnie byłby w stanie zabić tego drania. Nie czuł wtedy nawet bólu, kiedy ojciec Jelly go skopał i połamał mu trzy żebra. Jedyne co pamiętał dokładnie to wyraz twarzy Jelly i jej spojrzenie, najbardziej przerażające spojrzenie jakie kiedykolwiek widział. I chociaż wiedział, że nie był winny, czuł wyrzuty sumienia, że nie był dość silny i nie zabrał siostry jak najdalej od tego domu. Może dzisiaj wszystko potoczyłoby się inaczej, a ona nie musiała zmagać się z traumą.
    Teraz nie zamierzał już popełnić tego błędu, teraz zamierzał ochronić ją przed całym światem, nawet za najwyższą cenę.
    — A ty moją małą siostrzyczką, moim słodkim promyczkiem — odpowiada cicho, wtulając się w nią równie mocno, jak ona w niego. W takich chwilach czuł się najlepiej. Trzymał ją w ramionach i miał pewność, że była bezpieczna; że nie było siły, która byłaby w stanie ją skrzywdzić, nie dopóki żył i był obok.
    — W takim razie zostaniemy i obejrzymy gwiazdy — uśmiecha się, odsuwając się nieco i zjada podsuniętą mu piankę. — Będzie idealnie. Cicho, spokojnie… Tylko my i nocne niebo.
    Uwielbiał takie chwile. Ciche i spokojne, tak inne od tego co znali z dzieciństwa, cudownie kojące. Tylko oni i piękna natura, której uroku nie potrafił dostrzec w szarej i brudnej Atlancie, będącej jak betonowe więzienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zerka na siostrę, gdy ta podejmuje jego temat i potrząsa przecząco głową.
      — Nie musiałem, chciałem. Podoba mi się tu, lubię to co robię. Nawet jeśli nie myślałem nigdy o byciu hodowcą krów, to nie zamieniłbym tego na nic innego. Przecież kocham farmę i wszystkie nasze zwierzaki, jest cudownie — odpowiada, nie chcąc, by Jelly sądziła, że to także było dla niego jakąś formą poświęcenia. Może i nie znał się za bardzo na prowadzeniu farmy, ale lubił to i był tu szczęśliwy. Uśmiecha się tylko słuchając jej dalszych słów i ściska delikatnie jej dłoń. — Jelly… Twoje marzenia są moimi marzeniami. Chcę żebyś była szczęśliwa, to mi wystarczy. Reszta to tylko… — wzrusza lekko ramionami nie wiedząc co jej powiedzieć. Chyba nie miał już innych marzeń. Pogrzebał je dawno temu, a nowych nie zdążył jeszcze odkryć, w chwili obecnej była tylko Jelly i jej szczęście.
      Patrzy na siostrę nieco niepewnie i przytakuje.
      — Spełniam się… W pomaganiu zwierzakom, i wspieraniu ciebie — odpowiada. Nie chce jednak jej rozczarować, ani odbierać jej szczęścia z zatroszczenia się o niego, bo wiedział jak było to dla niej ważne. Milczy przez chwilę zastanawiając się nad sobą i nad tym, czego właściwie chciał. — Sam nie wiem Żeluś, chyba dopiero powoli odkrywam czego tak naprawdę chcę. Muszę to wszystko przemyśleć i się zastanowić, a wtedy… Czemu nie, możemy czegoś spróbować. Razem. — Hunter uśmiecha się łagodnie. — Może stworzymy kolejny biznes, tym razem z czymś twórczym? Rękodziełem, ozdobami, biżuterią? Zobaczymy…
      Chociaż jej propozycja jest słodka, Hunter czuje się z tym nieswojo. Zupełnie jakby życie własnym życiem było dla niego zbyt trudne i przytłaczające, zbyt niekomfortowe, a może i w jakiś sposób bolesne. O wiele łatwiej było poświęcić się i żyć życiem i marzeniami Jelly.
      — Jasne — uśmiecha się, z ulgą przyjmując zmianę tematu. — Zrobisz mi potem zdjęcia swojego dzieła?

      Twój Hunter

      Usuń
  10. — Ale? — dopytuje. — Chcesz czegoś więcej, prawda?
    Nie wie czemu tak go to boli. Przecież powinien się cieszyć. Tego właśnie chciał, by Jelly rozkwitła, spełniała swoje marzenia, realizowała się i zaczęła żyć życiem jakie wymarzyła. Nawet jeśli to będzie życie bez niego. Najwyraźniej nie przewidział, że poświęcając się siostrze całym swoim sercem, nie będzie gotów się od niej odsunąć czy wypuścić ją w świat, bo straci wtedy jedyny sens i cel w swoim życiu.
    Odwraca wzrok, znów spoglądając na pola lawendy. Symbol ich nowego początku i być może także swego rodzaju końca. Końca wspólnej baśni, iluzji, w której chciał się zatracić.
    Zerka na Jelly uśmiechając się do niej, choć jego uśmiech jest tylko maską, podczas gdy oczy zdradzają wewnętrzny smutek. Uśmiechał się do jej słów, do piękna i dobroci, jakie miała w sercu, ale wcale nie czuł się szczęśliwy. Zupełnie jakby całe piękno dzisiejszego dnia powoli umierało, zachodziło niczym słońce.
    Reaguje dopiero, gdy Jelly porusza temat tego, co się wtedy stało. Dostrzega jej spięcie i lekkie drżenie i natychmiast przerywa to, co się działo. Dotyka jej twarzy, przygarnia ją lekko do siebie i wtula się policzkiem w jej policzek.
    — Tak, wiem… Nic już nie mów, wiem… — szepcze jej do ucha.
    Rzadko o tym rozmawiali. Nie unikali tego tematu, ani nie traktowali jak tabu, tak jak nie unikali innych ciężkich tematów. Po prostu to nie był dobry moment, by do tego wracać. Przegadali to już wystarczająco, by teraz po prostu usiłować pogrzebać tą przeszłość i powrócić do niej dopiero, gdy oboje będą dość silni, by się z tym zmierzyć.
    — Już dobrze, nie wracajmy do przeszłości. Nie dzisiaj… Dzisiaj przed nami cała piękna noc, obejrzymy gwiazdy, wypijemy kakao i na przekór wszystkiemu będziemy tak szczęśliwi, jak tylko się da. — Uśmiecha się i przeczesuje palcami jej rude kosmyki, kończąc nieprzyjemny i bolesny temat, na który oboje nie byli w tej chwili gotowi.
    A jednak teraz to Jelly porusza coś, co było niewygodne dla niego. Może nie bolesne i traumatyczne, po prostu niewygodne.
    Przygląda się jej, gdy siada naprzeciw niego i z taką powagą wpatruje mu się w oczy. Przez chwilę czuje paraliżujący strach przed tym, co może za chwilę od niej usłyszeć. Przed tym, że to był koniec ich pięknego snu, ich osobistej bajki.
    — Przecież robię… — odpowiada cicho, czując jak bardzo go to przytłacza.
    Wpatruje się w siostrę. Coś w jej spojrzeniu i emocjach malujących się na jej twarzy budzi w nim coraz większy niepokój i coraz większy lęk. A wraz z lękiem pojawia się bunt, myśl, że nie pozwoli jej by tak po prostu go od siebie odepchnęła pod pozorem troski o jego marzenia.
    Chce coś powiedzieć, ale jej kolejne słowa sprawiają, że czuje lekką irytację. Kto jak kto, ale ona powinna to rozumieć.
    — Babcia kazała ci to powiedzieć? — pyta, odruchowo zamykając się przed nią. Czuje, że musi się bronić, zupełnie jakby jej słowa nie były wynikiem troski, a atakiem. — Myślałem, że ty akurat to rozumiesz. Nie jestem zainteresowany żadnymi bliższymi relacjami z dziewczynami, nie chcę z nikim się spotykać, randkować, nie chcę by ktokolwiek mnie dotykał, czy próbował zaciągnąć do łóżka. Powinnaś chyba to wiedzieć i akceptować… Ja nie mówię ci, żebyś znalazła sobie chłopaka i pozwoliła się dotykać — mówi, może nieco zbyt ofensywnie i zbyt wiele.
    Gdzieś w tym wszystkim czuje się nieco zraniony. Nie oczekiwał zrozumienia od babci, Joe czy kogokolwiek innego, ale od Jelly tak. W końcu pomagała nawet wytłumaczyć babci, co to znaczy, że był aseksualny i nie widział potrzeby angażowania się w jakiekolwiek relacje romantyczne. A z relacji nieromantycznych wystarczała mu Jelly. Była dla niego siostrą, najlepszą przyjaciółką i sensem życia… Jak mogła mówić coś takiego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milczy, nie mówi już nic więcej, po prostu pozwala jej się zbliżyć i oprzeć o niego plecami. Obejmuje ją i opiera się brodą o czubek jej głowy.
      — I mylisz się Jelly. Niby tak dobrze mnie znasz i rozumiesz, a nie masz racji. Nie uciekam przed sobą. Nie muszę… — mówi już spokojniej, ale wciąż z pewnym żalem. A może rozczarowaniem, że w ten sposób go oceniała. Pewnie pod wpływem babci. Albo kogoś innego…
      — Mówiłem ci, że jesteś dla mnie wszystkim. Dosłownie. Gdyby nie ty, załamałbym się i nie miał motywacji, by dalej żyć. Już dawno nie byłoby mnie tu, gdyby nie ty. — Nie chciał o tym mówić, nie lubił o tym mówić i ukrywał to starannie przed Jelly. Bywała z nim w chwilach załamania, pocieszała i dodawała mu sił. Nie zwierzał się jej jednak z chorych myśli w swojej głowie, z tego jak wracając ze szkoły czy pracy myślał o tym, by zrobić nieostrożny krok wprost na szyny pociągu, albo z tego jak kusiło go by łyknąć garść prochów matki i zapić alkoholem. Zwykle to były pojedyncze myśli, które szybko znikały pod wpływem świadomości, że Jelly na niego czekała, potrzebowała go. Nie mógł jej zostawić, żył dla niej. Nie dla siebie, ani nie dla własnych marzeń. Tylko dla niej.
      Przygryza nerwowo wargę usiłując powstrzymać emocje. Czuje ucisk w gardle i smak łez, które tym razem tłumił, by nie zdradzić się z tym co w nim siedziało i czym nie chciał nigdy obciążać Jelly.
      — Spełniam moje marzenia, uszczęśliwiając ciebie. A to czego ja chcę… dopiero teraz mam czas się nad tym zastanowić. Nie powinno ci to przeszkadzać. Chyba że komuś innemu to przeszkadza. Mówisz mi to wszystko, bo chciałabyś tu teraz siedzieć z kim innym? Z przyjaciółmi? Chłopakiem? Może kimś kogo poznałaś w sieci? Gdybyś naprawdę chciała mojego dobra nie mówiłabyś mi tego wszystkiego.
      Po raz kolejny przerzuca ciężar tego wszystkiego na nią, nie wierząc, że sama mogła dojść do takich wniosków.

      zdenerwowany braciszek

      Usuń
  11. Wie, że jej zaprzeczenie jest szczere. Jelly nie potrafiła kłamać, była na to za dobra, zbyt słodka. Mimo wszystko jakoś nie potrafi uwierzyć w to wszystko, zupełnie jakby ta myśl była dla niego zbyt bolesna.
    — Nie złoszczę się… — odpowiada cicho, starając się jakoś opanować to wszystko. — Nie mam babci za złe, bo ona nie rozumie wszystkiego. Ale ty? Jeśli rozumiesz i akceptujesz, to dlaczego mówisz coś takiego?
    Stara się za wszelką cenę nie myśleć o tym dlaczego, ani kto jeszcze mógł ją skłonić do takich refleksji. Zaraz potem pojawia się kolejna myśl… A może nie był dość dobry? Ona się rozwijała, spełniała marzenia, stawała się młodziutką kobietą sukcesu ze swoją firmą i osiągnięciami. A on? Tkwił w miejscu, był nikim. Miał cholerne dwadzieścia osiem lat i nic w życiu nie osiągnął, nie miał zawodu, wykształcenia, ani nawet cholernych obserwatorów na instagramie, który i tak prowadził głównie po to, by obserwować Jelly. Miał tylko farmę, którą odziedziczył i prowadził. Nawet jeśli to kochał, nie było w tym żadnej jego zasługi, żadnego sukcesu. Może o to jej tak naprawdę chodziło, tylko chciała to powiedzieć jakoś delikatnie zamiast kazać mu się wziąć w garść?
    Odruchowo nieco się odsuwa. Ucieka od niej wzrokiem, odchyla lekko głowę, nie czując się na siłach by patrzeć jej w oczy bez zdradzania tego, co właśnie działo się w jego wnętrzu. Czuje jak siostra mimo to ujmuje jego twarz w dłonie. Zamyka oczy i zaciska mocniej szczękę, starając się zapanować nad emocjami, nad tymi paroma słowami za dużo, którymi odsłonił przed Jelly coś, czego nie powinna wiedzieć. Ten jeden jedyny sekret, który przed nią ukrywał, nie chcąc nakładać na jej barki takiego ciężaru. Ale teraz było już za późno, nie mógł cofnąć tych słów. Mógł tylko się z nimi zmierzyć. Bierze głębszy oddech poddając się delikatnemu i czułemu dotykowi jej dłoni, które drżą delikatnie. Otwiera oczy i dostrzega w jej spojrzeniu łzy. Przygryza lekko wargi nie wiedząc co miał jej teraz powiedzieć.
    — Wystarczy… — powtarza za nią. Jej słowa są słodkie i niewinne, a mimo to jakoś nie potrafi się nimi cieszyć, choć tak bardzo tego chciał. Patrzy na nią, ale nim jest w stanie odpowiedzieć coś jeszcze, czuje jak Jelly popycha go na koc.
    Przez krótką chwilę ma chęć nawet się uśmiechnąć czując jak siostra bardzo się starała, by coś zrobić, jakoś zagłuszyć to co teraz się działo, to zwątpienie i ból, który zatruwał ich piękny wieczór.
    Hunter wpatruje się w kolorowe i coraz ciemniejsze niebo. Czuje głowę Jelly na swojej klatce piersiowej, na sercu, tak jak zawsze lubiła się do niego przytulać i zasypiać czując jego bliskość. Bicie serca. Bezpieczeństwo.
    — Jelly, jeśli chcesz dla mnie tego co najlepsze… — odzywa się cicho, czując jak głos drży mu z emocji — To może zapytaj czego ja tak naprawdę chcę.
    Co innego miał jej powiedzieć? Upierać się, że na pewno coś ukrywała? Drążyć ten temat? Mógł, ale nie widział w tym sensu. Jeszcze znów powiedziałby jej zbyt wiele.
    Odrywa wzrok od wieczornego nieba i spogląda na siostrę kiedy ta się podnosi. Nie wstaje jednak, a siada na nim okrakiem i opiera się o jego klatkę piersiową. Wpatruje się w nią. W jej tańczące na wietrze włosy, które lśnią w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, w jej ciepło oświetloną twarz i miękkie cienie. Wszystko wydaje się słodkie i bajkowe, nawet powietrze ma zapach słodyczy — kwiatów i kakao.
    Wpatruje się w oczy Jelly, skryte za kurtyną rudych rzęs, które rzucają cień na jej twarz i nie bardzo rozumie tą chwilę i milczenie, które między nimi zapadło. Nie rozumie też czemu czuje się dziwnie w całej tej scenerii i w towarzystwie siostry. Czy to przez to co powiedziała? A może przez to co sam jej powiedział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyciąga do niej rękę, dotyka dłonią jej twarzy i głaszcze kciukiem jej piegowaty policzek, jakby ocierał niewidoczną łzę. Albo po prostu po raz kolejny obdarowywał ją czułością. Przesuwa dłoń nieco dalej, a jego palce dotykają jej karku. Delikatnie przyciąga ją w swoją stronę, chcąc by się pochyliła. Jakaś dziwna myśl mówi mu, że chciałby żeby była jak najbliżej, by odgrodziła go od świata kurtyną swoich włosów i znów pozwoliła by był dla niej całym światem, tak jak ona dla niego.
      Czuje jak jej włosy lekko muskają jego twarz, gdy Jelly nachyla się do niego. Wpatruje się w jej oczy i czuje jak serce zaczyna bić mu szybciej z nadmiaru emocji, tak trudnych i sprzecznych.
      — Chcę ciebie Jelly, ty jesteś dla mnie tym co najlepsze — odzywa się spokojnie i dziwnie miękko, nie zastanawiając się nawet nad lekką dwuznacznością swojego własnego wyznania. Wiedział, że Jelly i tak zrozumie, zawsze rozumiała.
      A może nie? Może wcale jej nie wystarczał, bo pragnęła czegoś innego?

      równie zagubiony Hunter

      Usuń
  12. — Dlatego jestem ciekaw skąd ten pomysł, kto nakładł ci takich bzdur do głowy… — odpowiada, wciąż wierząc, że Jelly; jego Jelly, nigdy sama by na coś takiego nie wpadła. To pewnie babcia, ona często mówiła coś podobnego i usiłowała zmusić go do zmiany i bycia wnukiem, którego chciała mieć, a nie takim jakim naprawdę był. Albo jacyś znajomi z internetu, Jelly dostawała czasem naprawdę dziwne komentarze, może któryś zabolał ją bardziej niż się do tego przyznawała?
    Mimo wszystko czuje ulgę, że Jelly już się nie upiera, ani nie próbuje go odtrącać i po prostu jest blisko próbując go zrozumieć. Patrzy na nią i uśmiecha się lekko czując jak wtula się twarzą w jego dłoń, niczym mały skrzywdzony piesek spragniony bliskości i dotyku, który niósłby bezpieczeństwo i miłość.
    Gdy Jelly pochyla się nad nim i jest tak niemożliwie blisko znów czuje, że wszystko jest dobrze. Znów byli tylko oni, blisko siebie, ukryci przed całym światem za kurtyną jej rudych włosów. Cała rzeczywistość znów kurczyła się tylko do nich i ich emocji. Zerka na lekko rozchylone usta siostry, gdy ta najwyraźniej na chwilę zapomniała jak się oddycha.
    Przesuwa palcami z jej karku znów do policzka i głaszcze czule, jakby chciał ją uspokoić i niemo zapewnić, że wszystko jest już dobrze. Czuje ciepło jej skóry i miękki dotyk jej włosów, które muskają wierzch jego dłoni. W tej chwili pragnie przyciągnąć ją jeszcze bliżej, wtulić się w nią i na moment ukryć przed światem i własnymi uczuciami.
    — Obiecuję — odpowiada szeptem, podnosząc wzrok z powrotem do jej dużych, poważnych oczu. — Ty też mi to obiecaj, dobrze? Ja… — waha się przez chwilę. Skoro jednak powiedział jej już tak wiele, to chyba powinien powiedzieć jeszcze to. — Wytrzymam dla ciebie wszystko Jelly, ale nie odsuwaj się ode mnie, bo tego jednego nie dam rady znieść. Dobrze?
    Wpatruje się w nią, ale tym razem czuje jakby patrzył gdzieś przez nią, w pustkę i ciemne niebo, na którym jeszcze nie rozbłysnęły gwiazdy. Czuje się dziwnie nieobecny, gdy sięga do mrocznego zakamarku własnej duszy, do jedynej rzeczy jaką ukrywał przed siostrą.
    — Chyba miałem depresję — odzywa się w końcu, ciężko mu o tym mówić, tym bardziej, że sam nie wie czy dobrze rozumiał te emocje. — Miewałem bardzo złe myśli, ale pokonywałem je, bo nie chciałem cię zostawić ani zranić. Zawsze walczyłem tylko dla ciebie, nieważne czy z innymi czy z sobą. Teraz jest dobrze… — mówi cicho. Nie jest pewien czy aby na pewno było całkiem dobrze; i czy takie myśli są w stanie zniknąć tak po prostu; ale w końcu był szczęśliwy i spokojny. — Ale nie odtrącaj mnie, bo nie wiem czy to przeżyję.
    Spogląda jej w oczy z powagą. Nie chce, by czuła się za niego odpowiedzialna i by poświęcała swoje życie dla niego. Może właśnie robił jej potworną krzywdę przyznając się do tego, ale może tak było lepiej? Jeśli Jelly nie chciała się od niego odsuwać to może łatwiej będzie jej oprzeć się naciskom babci czy innych osób, gdy będzie wiedziała?
    — Poza tym mam znajomych, mam swoje pasje… Powoli to wszystko odkrywam, ale to wymaga czasu. I ciebie — zmusza się do bladego uśmiechu i czule przesuwa kciukiem po jej policzku.
    Uśmiecha się z ulgą słysząc jej pełne emocji wyznanie. A potem czuje jej słodkie, gorące usta na swojej twarzy.
    Śmieje się cicho i szczerze, czując jak powoli schodzi z niego całe napięcie z powodu tego o czym jej powiedział. Czuje ulgę, że pozbył się jedynej tajemnicy jaką miał przed siostrą i w spokoju może cieszyć się jej słodką czułością. Od zawsze uwielbiał, gdy Jelly nie wiedząc co powiedzieć lub zrobić, by jakoś go pocieszyć, po prostu zasypywała go pocałunkami. Robiła tak już jako mała dziewczynka i była w tym tak szalenie urocza.
    A jednak tym razem, choć równie słodko i czule, coś było inaczej. Hunter czuje jakieś napięcie, może niepokój z powodu całej tej rozmowy, a potem także szybsze bicie serca, gdy czuje jej pocałunek w kąciku ust. Lekko przechyla głowę, jakby chciał poczuć bardziej to muśnięcie i słodkie od kakao usta Jelly. Chciał jej bliskości jeszcze bardziej niż zwykle, tak bardzo, że aż do szaleństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ja też cię kocham Jelly — mamrocze, wciąż nieco przytłoczony dziwną mieszanką emocji, które przeżywał. Od zranienia aż po palącą potrzebę bycia blisko.
      Czuje ulgę, ale i tęsknotę, gdy siostrzyczka się odsuwa i kładzie obok. Niemal natychmiast wtula się w nią, by znów być blisko niej i czuć to wszystko. Przysuwa twarz do jej twarzy, wtulając lekko nos w jej policzek i sunąc ustami po jej ciepłym policzku, na którym pozostawia kilka delikatnych, czułych pocałunków.
      — Mhm… — przytakuje i odnajduje jej dłoń. Splata ze sobą ich palce i pogrąża się w tej jednej chwili. Oddycha słodkim lawendowo czekoladowym zapachem i czuje się w końcu dobrze. Dobrze, bezpiecznie i komfortowo. Czuje się kochany i akceptowany. Może nawet do pewnego stopnia zrozumiany? Czuje, że tak mogłoby już zostać…
      Sam nie wie kiedy ociera się lekko ustami, o kącik jej ust i muska go delikatnie na wpół w przypadkowym geście, na wpół w kolejnym delikatnym całusie, którymi obdarowywał jej piegowatą buzię. Nie wie też dlaczego znów budzi to w nim tak wielkie emocje i szybsze bicie serca. Zupełnie jakby wraz z pozbyciem się jedynej tajemnicy, jaka między nimi była, ich więź jeszcze bardziej się zacieśniła pozwalając im czuć więcej niż kiedykolwiek. A może to także była tylko iluzja?

      Hunter i poważne wyznania

      Usuń
  13. [Cześć!
    Jajku, jaka ona jest młodziutka i tyle już spadło na jej głowę. Jako fanka lawendy, gdybym tylko mieszkała w Mariesville to z pewnością często odwiedzałabym Jelly i jej małą lawendową wytwórnię. Warsztaty brzmią naprawdę świetnie. Z tego co widzę nie jestem pierwszą (i pewnie nie będę ostatnią) autorką, która chciałaby się na takie wybrać. Karta wizualnie jest przepiękna, dopracowana i ach, no z przyjemnością się czytało. Niech się Jelly wiedzie w Mariesville, a chętnych do warsztatów nie zabraknie. Miłej zabawy! ^^]

    Amelia Hawkins, Eaton Grant & Rhett Caldwell

    OdpowiedzUsuń
  14. — Nie, nie… — zaprzecza łagodnie, choć z poczuciem pewności. — Poza tym przyjaźnie nigdy nie zastąpią rodziny, a ty jesteś moją rodziną Jelly. Nikt nigdy nie będzie znał mnie jak ty, ani rozumiał jak ty, nawet przyjaciele. Zresztą, ty zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką. Jesteś dla mnie wszystkim Żeluś, przyjaciółką, moją rodziną, ukochaną siostrzyczką i moim słońcem.
    Uśmiecha się do niej czule, po raz kolejny głaszcząc jej policzek i odgarniając kilka niesfornych rudych kosmyków za jej ucho.
    — Mhm, dobrze… Zawsze razem. Bez ciebie nie — mówi wyciągając dłoń i na chwilę splatając mały palec z jej palcem w geście obietnicy, którym zawsze obiecywali sobie wszystkie ważne rzeczy w swoim życiu, od dzieciństwa aż do teraz.
    Czuje ulgę z powodu jej zrozumienia i obietnicy, choć ma wrażenie, że nie pozbył się w pełni obaw, ani poczucia, że mógł być dla niej nie dość dobry lub w jakiś sposób ciągnąć ją w dół, nie dając jej w pełni się rozwinąć. Może Jelly była zbyt przywiązana, by to dostrzec? Albo to on zbyt nienawidził siebie, by wierzyć w to, że zasługiwał na coś lepszego.
    Odpowiada jej uśmiechem na jej uśmiech odsuwając od siebie te ponure myśli, tak jak wielokrotnie odsuwał inne, znacznie gorsze.
    — Możliwe, ale ja kocham cię dłużej — odpowiada wesoło, podejmując tą słodką grę, zupełnie jakby znowu byli dziećmi licytującymi się, które z nich kocha bardziej to drugie. Nawet jeśli Jelly upierała się, że kocha go najbardziej na świecie, zawsze wtedy mówił jej, że on kochał ją dłużej, bo od pierwszej chwili, gdy pojawiła się na świecie. Może nawet już wcześniej, nim się urodziła? Pamiętał, że martwił się czy maleństwo w brzuchu matki nie ucierpi przez to, co robiła i jak nie dbała o siebie, ani noszone pod sercem życie. Może już wtedy kochał swoją nienarodzoną siostrzyczkę.
    W tej chwili nie chce jednak myśleć o przeszłości, nawet jeśli wspomnienia z malutką Jelly były jego jedynymi dobrymi wspomnieniami. O wiele bardziej wolał skupić się na tym co tu i teraz, jak i na pięknej przyszłości jaką tworzyli. Na śnie lub iluzji, w której się zatracali.
    Trzyma jej dłoń, trwa obok obsypując ją delikatnymi pocałunkami, niemo zapewniając, że wszystko będzie dobrze, że będą razem już do końca świata. Nie wie nawet kiedy coś się zmienia. Czuje jak Jelly lekko odwraca głowę, akurat w chwili w której jego usta delikatnie ocierają się o jej. Krótki czuły pocałunek ma smak kakao i lawendy, jest ciepły i niewinny. Mimo to Hunter czuje szybsze bicie serca i obawę, że zrobił coś nie tak. Tym bardziej, gdy napotyka spojrzenie Jelly.
    Wpatruje się w jej oczy, próbując wyczytać z nich coś więcej. Dostrzega jedynie jak jej szmaragdowe spojrzenie ucieka w stronę jego ust. Oblizuje lekko wargi, może nieco nerwowo, czując, że powinien coś powiedzieć, może przeprosić? Nie czuł się jednak winny, bo nie zrobił nic złego. Nie skrzywdził jej, ani nie przekraczał jej granic. To była tylko niewinna, słodka czułość…
    Zamiera w bezruchu, gdy Jelly w końcu wykonuje ruch, zbliża się i sięga do jego ust. Czuje jej słodkie, delikatnie drżące usta i subtelny pocałunek. Jej usta są delikatne, muśnięte lawendowym olejkiem i przyjemnie miękkie.
    Serce bije mu szybciej. Ten całus był słodki i niewinny, a mimo to z jakiegoś powodu Hunter czuł, jakby było w nim coś zakazanego. Emocje, które czuł były zupełnie inne niż do tej pory i chyba nie do końca potrafił je nazwać, ani nie rozumiał ich intensywności.
    Jelly się odsuwa, a on napotyka jej niepewne spojrzenie, w którym dostrzega cień strachu. Przez chwilę Hunter czuje, że kompletnie nie wie co powinien teraz powiedzieć lub zrobić, jak uspokoić siostrę i dać jej znać, że nic takiego się nie stało. Bo przecież nic się nie stało…
    Dotyka jej policzka, przesuwa po nim z czułością dłonią, po czym wplata palce w jej włosy i zbliża się do niej. Równie delikatnie i niepewnie całuje jej drżące usta, dając jej tym samym znać, że wcale nie miał jej za złe tego gestu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to było w jakiś sposób naturalne? Po tym co jej powiedział, po emocjach, które odkrył oboje chcieli jakoś wyrazić to wszystko, okazać sobie bliskość jeszcze bardziej. Nie kryło się w tym przecież nic złego, czy niewłaściwego. Tylko uczucia, proste i czyste uczucia.
      Przysuwa się nieco bliżej, czule przeczesując palcami jej ogniste kosmyki. Ociera się lekko nosem o jej twarz i uśmiecha delikatnie, uspokajająco, pomiędzy kolejnymi czułymi muśnięciami, które z każdą chwilą wydają się coraz śmielsze i spokojniejsze. Zupełnie jakby powoli przyzwyczajał się do dziwnego, nieznajomego uczucia; do niekomfortowego napięcia, które zapewne było tylko w jego głowie. Zamiast tego skupia się po prostu na tu i teraz. Na Jelly i poczuciu bliskości.

      chrzanić konsekwencje

      Usuń
  15. — Nie dasz rady. Chyba po prostu musisz kochać mnie jeszcze bardziej — śmieje się cicho.
    Nie potrafi sobie wyobrazić, by mogła kochać go jeszcze bardziej. Była jego siłą trzymająca go przy życiu, jego słońcem, bez którego już dawno pogrążyłby się w ciemności. Czy w ogóle można było kochać kogoś bardziej i dawać mu więcej?
    Czuje jej delikatne drżenie, które powoli się uspokaja. Zupełnie jakby ona także z każdą sekundą coraz bardziej zatracała się w tu i teraz, odsuwając od siebie niepokój i wątpliwości. W końcu nie mieli powodu, by się obawiać. Każde z nich oddałoby wszystko temu drugiemu.
    Jelly delikatnie odwzajemnia słodkie muśnięcia, a Hunter uświadamia sobie, że oboje właśnie przeżywali swój pierwszy pocałunek. Słodki, niewinny, pełen emocji, pierwszy pocałunek. Najpiękniejszy jaki mogli sobie wymarzyć.
    Serce drży mu niespokojnie, gdy uświadamia sobie znaczenie tej słodkiej pieszczoty. Do tej pory nigdy o tym nie myślał, nie czuł potrzeby nawet o tym myśleć. A teraz… Oddał swój pierwszy pocałunek swojej małej siostrzyczce, podarował jej coś wyjątkowego i bardzo emocjonalnego, a wraz z tym pocałunkiem ofiarował jej uczucia, o których istnieniu nie zdawał sobie sprawy. Nie żałował. Nie potrafił żałować. Jeśli ktokolwiek miał dzielić z nim to uczucie to tylko Jelly; jeśli ktokolwiek był dla niego na tyle bliski, że gotów był przekroczyć swoje granice i posmakować takiej bliskości, to tylko z nią, z jedyną istotę, której ufał bezgranicznie, i przed którą niczego się nie wstydził.
    Tym razem to on drży lekko, gdy czuje dotyk jej dłoni na swoim policzku. Znał i kochał ten gest, choć teraz było w nim coś innego, coś o wiele bardziej czułego i intymnego. Obdarowywali się nie tylko czułością, ale także dzielili się czymś bardzo prywatnym, czymś co powinno być ich tajemnicą. Pierwszą naprawdę słodką i przyjemną tajemnicą.
    Przymyka oczy składając i odwzajemniając kolejne delikatne muśnięcia na ustach siostry. Głaszcze jej włosy i poddaje się jej dotykowi. Chłonie ciepło i smak jej ust, oraz bliskość jej ciała. Wszystko inne wydaje się już nie mieć znaczenia.
    Otwiera oczy, gdy słyszy szczekanie psa i czuje jak Jelly gwałtownie się odsuwa. Pustka jaką po sobie pozostawia jest niemal bolesna…
    Hunter siada i dopiero teraz dostrzega, że była już ciemna noc, a czarne niebo usiane było gwiazdami. Wszystkie te gwiazdy nikły jednak wobec słońca, które jeszcze przed chwilą trzymał w ramionach. Uśmiecha się zerkając na Jelly i małą Cookie, która podbiega do nich radośnie.
    — Tak jak też… — odpowiada cicho, zerkając na siostrę.
    Nie ma pojęcia czy to w Jelly zaszła jakaś zmiana, czy może w nim, ale patrząc na nią ma wrażenie, że nigdy nie widział jej piękniejszej.

    Niewiele mówi, gdy wracają do domu. Czuje się dziwnie spoglądając na siostrę, na jej zarumienione policzki, czoło świecące od potu i roziskrzone oczy. Zastanawia się, czy on także wyglądał podobnie skoro również czuł, że brakuje mu tchu, a serce szaleje przyspieszając lub drżąc z emocji.
    Prysznic pomaga mu nieco ochłonąć, ale kłębiące się w głowie myśli sprawiając, że czuje raczej tylko większy zamęt i niepewność, gdy uświadamia sobie, że przeżyli właśnie swój pierwszy pocałunek. Razem. Pod gwiazdami, tak idealnie, jak w baśni…
    Przebiera się w piżamę i idzie do łóżka. Nie ma ochoty spać. Tym bardziej, że i tak pewnie nie zaśnie z emocji. Uśmiecha się gdy Cookie wskakuje do łóżka i mości sobie wygodne i ciepłe miejsce obok jego nóg. Hunter sięga po telefon i przez chwilę bezmyślnie przegląda instagrama Jelly byle tylko zająć czymś myśli i nie zastanawiać się nad tym wszystkim. Sprawdza nowe komentarze i profile komentujących.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odrywa się dopiero, gdy w pokoju zjawia się Jelly z dwoma kubkami aromatycznej herbaty. Zerka na nią i posyła jej łagodny uśmiech. Zupełnie jakby nic się nie stało, jakby to był zwykły wieczór.
      Czeka aż Jelly umości się wygodnie obok niego. Początkowo urządził im dwa piękne pokoje, takie o jakich zawsze marzyli. Szybko jednak okazało się, że ten pomysł nie miał sensu, a samotne noce były trudne i bezsenne. Nie potrafił zasnąć nie wiedząc czy jego mała siostrzyczka była bezpieczna, a ona budziła się z koszmarów nie mając nikogo obok siebie. Dość szybko zmienili plan, a dwa pokoje zmienili na wspólną sypialnię i wspólną, wymarzoną pracownię. Dopiero wtedy wszystko było naprawdę idealne i takie jak trzeba.

      kochający braciszek

      Usuń
  16. Odkłada telefon nie chcąc się tym dłużej zajmować, ani przyprawiać się o jeszcze większy mętlik w głowie. Hunter czuje, że chyba wolałby w tej chwili nie myśleć o niczym, wrócić do chwili, w której byli tylko oni i ich uczucia. Nic więcej…
    Uśmiecha się i bierze kubek. Upija łyk gorącej lawendowej herbaty, zaciągając się jej przyjemnym, relaksującym zapachem. Zerka w stronę pieska, leżącego w nogach łóżka. Cookie odpoczywa po dniu pełnym wrażeń i coraz pewniej rozciąga się na wygodnym materacu.
    — W końcu ma dom, na który zasługiwała. Cieszę się, że jest z nami… — mówi, przyglądając się zwierzakowi. Biedna suczka musiała przejść tak dużo i spędzić tyle lat za kratami schroniska, nim w końcu odnalazła dom. Hunter miał nadzieję, że będzie żyła długo, jak najdłużej, by mieć przed sobą co najmniej kilka lat zasłużonego szczęścia.
    Przenosi wzrok na siostrę słysząc jej kolejne, ciuchutkie słowa i posyła jej ciepły uśmiech, jakby niemo chciał jej przekazać, że cieszył się, że była szczęśliwa. Jej szczęście było jego szczęściem.
    A jednak Hunter ma wrażenie, że w tym szczęściu i idealnym obrazie jest jakaś rysa. Coś w zachowaniu Jelly zdradzało mu, że czymś się martwiła. Znał ją na tyle dobrze, że rozumieli się bez słów, czytał z jej oczu, twarzy i gestów jak z otwartej księgi. Tak samo jak ona z niego.
    Wpatruje się w nią i jej niepewny uśmiech. Czuje jak spięta była, a to sprawia, że on także z każdą chwilą zaczyna czuć coraz większy niepokój.
    Czeka, zastanawia się co właściwie chciała mu powiedzieć. Dostrzega jak Jelly ucieka wzrokiem, a potem rezygnuje z wyznania tego, co ją dręczyło. Czy chodziło o ten pocałunek? Czy poddając się temu co się wydarzyło, jakoś ją skrzywdził lub wykorzystał? Zranił? Żałowała tego gestu i tego, jak to się potoczyło? Te myśli sprawiają, że Hunter czuje narastającą panikę na myśl, że mógł w jakikolwiek sposób skrzywdzić jedyną osobę, którą szczerze kochał.
    — Jelly… — odzywa się cicho. Odstawia kubek i przysuwa się do niej. — Powiedz co się dzieje. Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. Tak jak ja tobie…
    Dotyka delikatnie jej ramienia, w czułym uspokajającym geście.
    — Chodzi o to co się stało? O ten pocałunek? Żałujesz tego? — pyta w końcu ostrożnie.
    Nie wie jak powinien właściwie sformułować pytanie. Obawiał się, że jeśli zapyta ją wprost czy zrobił jej krzywdę lub jakoś zranił, Jelly na pewno zaprzeczy, nie chcąc by się obwiniał. Być może zacznie szukać winy w sobie… Zawsze szukała winy w sobie, zresztą podobnie jak on. Cokolwiek działo się w ich życiu, zawsze było ich winą, bo denerwowali matkę, bo nie doceniali tego co mają, bo prowokowali, bo zrobili cokolwiek innego. Z czasem, nauczyli się sobie z tym radzić biorąc na siebie całą winę, byle odciążyć to drugie.
    Dlatego woli zapytać inaczej, zapytać czy żałowała lub co czuła, niż sugerować cokolwiek, jakąkolwiek winę lub krzywdę.

    Hunter i jego wątpliwości

    OdpowiedzUsuń
  17. Patrzy na nią wyczekująco, ale nie naciska, czeka aż Jelly będzie gotowa podzielić się z nim swoimi myślami i uczuciami, wątpliwościami i obawami, może nawet wyrzutami. Gdzieś w głębi serca boi się tego, co mógł od niej usłyszeć, ale mimo to chce wiedzieć.
    Uśmiecha się nieśmiało, gdy czuje jak Jelly ujmuje jego dłoń i jej nie odtrąca. Jej drobne, delikatne palce czule suną po jego skórze, kreśląc na niej niewidoczne wzory.
    Jego serce znów na chwilę przyspiesza, gdy słyszy jej wyznanie. Nie żałowała. On też nie żałował, nie potrafił żałować czegoś, co było tak piękne…
    — Tak wiem — odpowiada cicho, uśmiechając się lekko na wspomnienie tamtej chwili, tego jak magiczny był ten wieczór, jak delikatny i czuły był ich pocałunek, i jak słodkie były jej usta.
    Przytakuje w milczeniu zgadzając się z jej słowami. On także nie wyobrażał sobie, by jej pierwszy pocałunek wyglądał inaczej, by ktokolwiek inny mógł ją pocałować i zarazem dać jej w tym pocałunku tyle uczucia. Dopiero potem przychodzi myśl, że on sam także nie wyobrażał sobie, by mógł oddać swój pierwszy pocałunek innej dziewczynie niż Jelly. W końcu od zawsze, przez całe swoje życie kochał tylko ją. W jakiś sposób to wydaje mu się naturalne, choć raczej nie było nic naturalnego w obdarzeniu takimi uczuciami swojej siostry.
    Dostrzega jej spojrzenie i to jak jej piękne, zielone oczy studiują jego twarz zatrzymując się przy ustach. Ten widok sprawia, że ma chęć zbliżyć się do niej i znów posmakować słodyczy jej pocałunków. Także spogląda na jej delikatnie rozchylone usta, czując jak bardzo tego chce, jak tęskni za tą nową formą bliskości.
    Podnosi wzrok słysząc jej pytanie, a zaraz potem kolejne i kolejne. Czuje jak dłoń Jelly drży, gdy kieruje jego ręką i naprasza się o pieszczotę. Głaszcze jej rozgrzany policzek w uspokajającym geście i słucha potoku kolejnych słów i obaw… I sam nie wie co powinien jej odpowiedzieć. W taj chwili nie wie nawet co tak naprawdę czuje poza tym co tu i teraz. Chyba nawet nie chciał o tym myśleć w obawie przed tym, do jakich wniosek może zaprowadzić go jego umysł.
    — Ja też nie żałuję. Pocałowałem cię, bo chciałem cię pocałować i nie wyobrażam sobie, by zrobił to kto inny… Ani nie wyobrażam sobie, żeby, to ja miał przeżywać to z kim innym. I to nie tak, że nie mogę, ja po prostu nie chcę — mówi w końcu.
    Zdaje sobie sprawę, że być może to co mówił było trochę sprzeczne z tym co deklarował. Mówienie o aseksualności było świetną wymówką i tarczą, za którą się krył kończąc temat tego dlaczego jest sam, dlaczego nie chce się z nikim spotykać, flirtować ani uprawiać seksu. W końcu to nie tak, że nic nie czuł. Czuł… Choć raczej czuł potworny wstręt do całej tej sfery. Seks kojarzył mu się tylko z matką i jej klientami, z tym co brudne i odrażające, ze zboczeńcami jak ojciec Jelly czy klienci matki, którzy dotykali go wbrew jego woli, gdy był mały. Albo z dziwkami jak koleżanki matki, które potrafiły go zaczepiać i obłapiać chyba tylko dla zabawy; z wulgarnymi dziewczynami, które dawały dupy w brudnych toaletach czy na imprezach, po tym jak ostro się nawaliły i nie zastanawiały nawet co robią. Nienawidził świata swojej matki i rzeczywistości, w której nie było dnia bez tematu seksu. Nienawidził też tego, że z czasem musiał pilnować jeszcze Jelly, robić wszystko, by matka nie wciągnęła jej w to gówno, a i tak nie uchronił jej przed traumą.
    To wszystko go odrzucało… Ale chyba jednak coś czuł skoro potrafił czerpać przyjemność z dotyku i bliskości Jelly. Z ich pocałunku, który nie miał w sobie nic z odrażającego brudu, był za to czysty i piękny, idealny, jedyny jakiego mógł pragnąć.
    — Nie czuję się wykorzystany, to było dla mnie cudowne uczucie Jelly. A ty? Nie czujesz, że wykorzystałem twoją słabość, by coś ci odebrać? Albo żeby samolubnie przeżyć coś, czego ty nie chciałaś? — pyta, spoglądając jej w oczy. To było dla niego ważne, ważniejsze niż wszystko inne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oboje doświadczyli nadużyć, ale on nie pamiętał tego tak, jak ona. Był dzieckiem i nie do końca nawet rozumiał tamte sytuacje, pamiętał swoje uczucia i pojedyncze wspomnienia. Jelly była starsza, doświadczyła czegoś traumatycznego doskonale wiedząc co się dzieje; na dodatek nie skrzywdził jej ktoś obcy, a teoretycznie bliski. Czy teraz przypadkiem on sam nie stawał się dla niej kimś, kto przekracza jej granice?
      — W moim na pewno nie — odpowiada krótko, czując się już nieco zmęczony obawami Jelly. Czuje, że to wszystko przez babcie i jej ciągłe naciski lub mówienie o tym, że powinien znaleźć sobie dziewczynę. Dawniej Jelly nie obawiała się o to aż tak i ufała mu, gdy mówił, że tego nie chce. — A ty? Chciałabyś żeby był przy tobie ktoś inny? Żeby całował cię jeden z twoich wielbicieli z instagrama lub nagłych fascynatów lawendy, którzy przychodzą do ciebie niemal codziennie? Może ktoś z sukcesami, bogaty i gotowy zapewnić ci lepszą przyszłość i sławę? — odbija jej pytanie, samemu obnażając się ze swoich obaw, które tak bardzo go dręczyły.
      Milczy przez chwilę, gdy Jelly wplata w to wszystko jeszcze Boga i grzech.
      Nie wierzył w Boga, ani w jakąkolwiek siłę wyższą inną niż przypadek. Albo bezlitosne prawa natury. Czuł wręcz wstręt do religii przez to, że ich matka wciąż o tym gadała. Pieprzyła o Bogu, a potem pieprzyła się grzesząc i mając w dupie wszystko i wszystkich, poza kolejną działką. Jak miał w ogóle próbować wierzyć w cokolwiek?
      — Patrząc czego naucza Biblia, to chyba wolę trafić do piekła. Szatan jest o wiele lepszy od okrutnego i sadystycznego Boga — stwierdza, nieco się okopując i odgradzając od tego. Od cholernego poczucia winy z powodu jakiejś urojonej istoty i urojonych zasad. Wzdycha cicho patrząc na Jelly i czując słodką pieszczotę, którą obdarowywała jego dłoń.
      — Ja też tego nie rozumiem Żeluś, nie wiem co myślę, ani co czuję… Ale nie uważam, by był w tym jakiś grzech czy zła pokusa. Jeśli żadne z nas nie czuje się skrzywdzone, jeśli przez tą chwilę oboje byliśmy szczęśliwi i było nam dobrze, to co w tym złego? — pyta patrząc na nią poważnie. — Nie zrobiłem nic wbrew twojej woli, nie dotykałem cię w niewłaściwy sposób, nie wykorzystałem i nie zamierzam tego robić. Ty też nie zrobiłaś nic złego. To tylko… Emocje, czułość, miłość. Kolejny sposób okazywania sobie bliskości. Co w tym złego? Mogę całować cię w policzek lub czoło i mówić jak bardzo cię kocham, a całując się w usta nagle to samo miałoby być złe? Dlaczego? Czy nasze uczucia jakoś się zmieniły i jedna czułość jest okej, a druga nie? Wybacz Jelly, ale to bez sensu. Kocham cię od zawsze i zawsze będę cię kochał.
      Hunter nie bardzo wie, czy to co mówił miało sens, ani czy naprawdę tak myślał, czy naprawdę nie widział w tym nic złego. Czy poza dziwaczną, narzuconą przez zakłamaną religię moralnością mieli jakikolwiek inny powód, by czuć się winni za to, co myśleli i jakie mieli uczucia?

      Hunter i mały emocjonalny chaos

      Usuń
  18. [wybacz zwłokę, już nadrabiam! :)]

    Szła sprężystym, tanecznym krokiem, delikatnie kołysząc biodrami w takt piosenki nuconej cichutko pod nosem. Miała bardzo dobry humor, była wyspana i zadowolona, że po wrześniowym Festiwalu Jabłek nie wszyscy goście od razu wyjechali z pensjonatu, a kilkoro zostało specjalnie po to, aby spędzić w Mariesville dodatkowy tydzień. To oznaczało, że im się tu bardzo podoba przecież! Abi nie mogła być bardziej szczęśliwa przecież, bo właśnie tutaj kończyła się jej praca i właściwie wszystko co robiła, robiła właśnie po to.
    Od zawsze wiedziała, że przejmie pensjonat, ale nie chodziło tylko o prowadzenie tego biznesu, ale zarażanie ludzi miłością do Mariesville. Chciała, aby każdy gość przyjeżdżający tutaj i zatrzymujący się w Sunny Meadows, zakochał się w ciszy miasteczka, serdeczności mieszkańców i aromacie jabłek i kwiatów, który niósł się szeroko po całej okolicy. Chciała, aby tutaj ludzie się wyciszyli, obcując z naturą, napawając spokojem tego miejsca i urokiem malowniczych widoków. Tutaj było pięknie, miasteczko i ludzie je zamieszkujący byli niezwykli i gdy Abi studiowała ostatnie cztery lata w Atlancie i odwiedzała dom tylko weekendowo, albo na przerwy semestralne, tylko utwierdzała się w przekonaniu, że to miejsce jest najlepsze na świecie. Bezpieczne, spokojne, oferujące wszystko, czego chce ktoś ceniący prostotę. Oczywiście Atlanta ją przygniotła tym pędem i hałasem, gwałtownością wielkiej aglomeracji, a tu... tu, od kiedy wróciła dwa miesiące temu, oddychała głeboko i czuła ulgę. Była w domu.
    To właściwie niezwykłe, że znalazła czas, aby zapisać się do Jellybean na warsztaty z produkowania aromatów, bo każdy jej dzień był napięty, a wręcz pękał w szwach jeśli chodzi o obowiązki do dopilnowania, ale na prawdę musiała dać sobie czas na odpoczynek i robić przerwy w bieganiu wokół pensjonatu. Poświęcała mu całe dnie, czasami zarywała noce ślęcząc nad rozliczeniami, a przecież była wciąż młoda i mogła też zadbać trochę o siebie. Właściwie bardzo by chciała, aby czasami znajdował się jakiś dzień, taki tylko dla niej i dlatego wdzięczna była ogromnie rodzicom, że wspólnie z nią zajmowali się ich rodzinnym biznesem. Tak na prawdę sama angażowała się w prowadzenie pensjonatu, po obronie dyplomu przyjechała gotowa robić może nie rewolucję, ale wprowadzać zmiany. Chciała, aby ich interes się rozwijał, choć ostatnie lata mieli na prawdę niezłe, ale chciała też jak najszybciej odciążyć rodziców. Oni całe życie tu byli i ciężko pracowali, a Abi chciała wysłać ich na jakąś wycieczkę - nawet krótką i gdzieś blisko. I chciała udowodnić, że sama sobie z wszystkim poradzi, tyle że w tych swoich szaleństwach, w całym tym bieganiu od rana do nocy zapominała, że właściwie to... nie musi. Nic nie musi nikomu udowadniać, bo z nikim o nic nie rywalizuje. No i jakoś tak zapętliła się i doprowadziła samą siebie do lekkiego przemęczenia, więc gdy przy okazji rozmowy z Hunterem dowiedziała się, że jego siostra rusza z warsztatami z lawendą w roli głównej, od razu poprosiła, aby zaklepał jej miejsce. Kochała lawendę, w każdej szafie w pensjonacie miała woreczek tiulowy z ususzonymi kwiatami, a w swoim mieszkaniu w Downtown łazienkę wypełniały kosmetyki, których zapach przeważnie nawiązywał do tej fioletowej rośliny. I oczywiście już miała plan, że nabyte umiejętności wykorzysta też w pensjonacie, ale teraz nie myślała o pracy, a o tym, że robi coś dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Gdy dotarła do farmy, gdzie młody Warren był od roku właścicielem, poprawiła na ramieniu szmacianą torbę, w której przyniosła kilka małych słoiczków domowych powideł: śliwkowe, różane i malinowo-jeżynowe. Nie chciała przychodzić z pustymi rękoma, ale też zamierzała normalnie jak każdy zapłacić za te dzisiejsze zajęcia! Zapukała do drzwi i rozejrzała sie po podwórku, uśmiechając do samej siebie. Tu było tak pięknie, tak sielsko i bajecznie, aż nie dziwiła się, że Hunter, którego uważała za przyjaciela, tak mocno się przykładał przez ostatnie miesiące by wszystko trzymało się jak należy i jeszcze skupił się na przygotowaniu domu na przyjazd siostry! To musiało być miłe, mieć rodzeństwo i być tak blisko, ona jako jedynaczka, nie miała tego doświadczenia.

      Abi

      Usuń
  19. — Wszystko… — powtarza cicho Hunter. Jego głos przypomina szept i niewypowiedziane pytanie, przepełnione zarówno obawami, jak i czymś więcej, czymś na kształt ekscytacji z powodu niewypowiedzianych pragnień. Czy on także mógłby jej ofiarować wszystko? Całego siebie pod każdym możliwym względem? W sposób, w jaki nie odważyłby się zrobić tego z kimkolwiek innym? Czuje, że boi się tej odpowiedzi, choć jednocześnie całym sobą pragnie ją poznać.
    — Ja boję się dokładnie tego samego… Ale nie chcę od ciebie uciekać Jelly — odpowiada cicho i z powagą. Wpatruje się w jej delikatną twarzyczkę i drżące z emocji usta. To o czym rozmawiali było trudne i bolesne, choć przecież nie powinno tak być. Mieli swoje idealne życie, którym powinni cieszyć się razem. A tymczasem oboje zadręczali się myślami, że teraz, kiedy wszystko było tak piękne, stracą siebie nawzajem i swoją bezwarunkową miłość.
    Wzdycha cicho, czując potworny ciężar własnych obaw i uczuć.
    Śledzi wzrokiem Jelly, gdy ta wstaje z łóżka, ubiera swój sweter i kieruje się do okna. Słucha jej słów i sam nie wie co ma jej powiedzieć. Częściowo zgadza się z jej słowami, a częściowo czuje bunt przeciwko temu. W końcu czy w takiej miłości było cokolwiek złego? Czy krzywdzili się lub ranili, skoro oboje chcieli tego pocałunku i swojej bliskości w ten inny, całkiem nowy spokój.
    — Tak, wiem. Dostrzegam… — odpowiada w końcu. Siada na brzegu łóżka, zwracając twarz w stronę Jelly. — Tylko czemu to ma się wykluczać? Nie mogę kochać cię jednocześnie jak siostrę i jak kobietę? Już od dawna kocham cię jak siostrę i jak najlepszą przyjaciółkę, której ufam i zwierzam się ze wszystkich uczuć. A ten pocałunek i… myśl, że mogłoby łączyć nas coś więcej… Czy to nie jest po prostu kolejny rodzaj miłości? — pyta, nie mając pojęcia czy usiłuje teraz przekonać Jelly, siebie czy po prostu próbuje wspólnie z nią odpowiedzieć na nurtujące ich oboje pytania.
    Wstaje z łóżka i podchodzi do Jelly słysząc jej wyznanie i dostrzegając jej reakcję, jej łzy, które usiłowała ukryć, choć dobrze wiedziała, że i tak znał ją lepiej niż ktokolwiek inny i potrafiłby odgadnąć jej uczucia, nawet gdyby ukryła się przed nim najlepiej jak potrafi.
    — Ciii, nie płacz… — mówi łagodnie. Obejmuje ją lekko. Z czułością ociera łzę z jej policzka i scałowuje kolejną z jej twarzy. — Przecież to nic złego. Nadal nasza bliskość jest pełna słodkiej i miłości i bezpieczeństwa. Może właśnie dlatego pojawiły się inne uczucia? Ja…
    Waha się przez chwilę. Odsuwa się odrobinę i spogląda w zielone, mokre od łez, oczy siostry.
    — Ja czuję się podobnie… Pierwszy raz naprawdę chcę doświadczyć czegoś więcej, naprawdę czuję coś, czego nigdy nie czułem i nawet nie sądziłem, że potrafię czuć. I myślę, że to właśnie dlatego, że kocham cię najbardziej na świecie i ufam ci, czuję się przy tobie bezpiecznie i wiem, że nigdy nie wykorzystasz moich uczuć, ani mnie nie zranisz. Kocham cię jak moją siostrę i moją jedyną rodzinę, kocham cię jak przyjaciółkę, której mógłbym powierzyć swoje życie i czuję, że kocham cię również jak dziewczynę, której z przyjemnością oddałem swój pierwszy pocałunek… i której mógłbym oddać wszystko.
    Pochyla się i delikatnie, nieco niepewnie całuje jej usta, czując na nich słony posmak łez. Pocałunek jest krótki i wydaje się ledwie muśnięciem, ale kryją się w nim emocje, których Hunter nie potrafi wyrazić inaczej, ani nazwać właściwymi słowami. Łapie głębszy oddech i oblizuje nerwowo wargi. Opiera się czołem o jej czoło, wciąż pozostając blisko.
    — Czy jeśli chcesz żebym cię całował i był blisko w ten… inny sposób… a ja chcę dokładnie tego samego, chcę cię całować i być blisko… chcę żebyś ty mnie całowała i była dla mnie kimś więcej, kimś jak dziewczyna, do której czuję coś więcej to… Czy jest w tym coś złego? Czy jest coś złego w naszych uczuciach? W miłości? W zaufaniu? — pyta cicho, głaszcząc czule jej policzek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz potem, znów całuje jej usta, wcale nie czekając na odpowiedź, którą i tak oboje znali i czuli. Nie robili nic złego, wszystko co czuli było piękne i czyste, a obawy i wątpliwości były tylko wyrazem ich strachu, niepewności i głęboko skrywanych lęków, które pozostawiły na ich psychice głębokie i bolesne blizny.
      Przeciąga pocałunek, wkładając w niego swoje uczucia, oddając jej siebie i swoje serce w niemej prośbie, by go nie odtrącała. Obejmuje ją mocniej, aż dystans między nimi niemal całkowicie znika. Przygarnia ją do siebie, zanurza dłoń w jej lekko wilgotnych włosach i czuje ciepło jej ciała, które ociera się o jego tors. Ma wrażenie, że może poczuć nawet jej szybko bijące serce. Wszystko jest tak idealne i cudowne, pełne bliskości, która jest znana i zarazem nowa, cudownie komfortowa i ekscytująca. Serce bije mu jak oszalałe, a ciało reaguje przyjemnym napięciem. Hunter nie wie nawet kiedy przekracza kolejna granicę i nieznacznie pogłębia pocałunek. Lekko i niepewnie ociera się językiem o jej usta i język, czując elektryzujący, przyjemny dreszcz na swoim karku.

      braciszek

      Usuń