24.03.2025

[KP] Kathelyn Cameron

Mi pomogły takie proszki, teraz już nie czuję mdłości 
Złości, strachu, szczęścia, nienawiści i miłości.
 
Kathelyn Cameron

Ma wrażenie, że życie ją zmieliło, przeżuło i wypluło na ten nędzny padół łez, by mogła przełknąć więcej cierpienia i strawić je w sobie, chowając cały swój ból jaki w sobie nosi za maską sarkastycznego uśmiechu. W momencie kiedy była na takim etapie swojego życia, gdzie osiągała wspaniałe sukcesy, powodziło jej się w pracy, miała szczęśliwy związek i właściwie wszystko, czego dusza zapragnie, właśnie wtedy jej świat rozpadł się na milion kawałków. Odkryła, że dzieli życie z potworem, a przysłowiowe trupy w szafie okazały się być tymi prawdziwymi. Cała miłość, którą czuła zmieniła się najpierw w niedowierzanie, później wściekłość i nienawiść, który zawładnęły jej życiem. Od tamtej pory miała problemy z gniewem, który ją pożerał i z agresją, wyładowując się na swoim najbliższym otoczeniu. W momencie, w którym dotkliwie pobiła policjanta, który zaczął kpić z niej, z jej małżeństwa i kwalifikacji zawodowych musiała sobie zrobić przerwę od pracy. Jej szef, który szanował ją, jej umiejętności i wierzył w jej potencjał — w przeciwieństwie do współpracowników u których zaufanie i sympatia do niej drastycznie spadło, kiedy okazało się, że mieszkała z mordercą, zaoferował jej powrót do pracy pod pewnymi warunkami. Stwierdziła jednak, że pieprzy terapię i nie jest nikomu winna przeprosin. Spakowała wszystkie swoje graty, zatrudniła pośrednika, który miał zająć się sprzedażą jej mieszkania i wróciła do miasteczka, z którego niegdyś uciekała w popłochu i nie miała zamiaru wracać. 

Wracając do Mariesville liczyła na to, że ułoży sobie życie na nowo, zapominając o demonach przeszłości i powodach przez które opuściła miasteczko. Naiwnie wierzyła w to, że przeszłość nie zapuka do jej drzwi i jak bardzo się myliła! W końcu miała dostatecznie dużo obecnych problemów, żeby przejmować się tymi starymi, przed którymi zdążyła już kiedyś uciec. Nie była jednak gotowa zmierzyć się z przeszłością, o której wmawiała sobie że dawno zapomniała, a która tak naprawdę wciąż ją bolała. Rzuciła się więc w wir pracy, zdobywając zaufanie szeryfa i zostając jego zastępczynią. Wszystko co robiła, było na rzecz lokalnej społeczności i dla dobra ogółu. Pieczołowicie wywiązywała się ze swoich obowiązków i robiła wszystko by panować nad sobą, swoimi emocjami, często posiłkując się tabletkami uspokajającymi.

Jest silna — zarówno psychicznie jak i fizycznie, bo życie zdążyło nieźle dać jej w kość i kilka niepowodzeń nie jest w stanie sprawić by się poddała. Nawet gdyby przewróciła się tysiąc razy, to spróbuje kolejny raz się podnieść. Ośli upór odziedziczyła po ojcu, który w jego wypadku doprowadził go do śmierci, która wcale nie była taka przypadkowa jak uważa większość mieszkańców Mariesville (z nią włącznie). Właściwie, jest tak naprawdę jego damską kopią, z wysoko wykształconą moralnością, jest niestronnicza, rzeczowa i obiektywna. Bardziej interesuje ją prawo i porządek niż przywiązanie do danej jednostki. Nawet jeśli przestępstwo popełni ktoś jej bliski, to nie cofnie się przed niczym aby dosięgnęła go sprawiedliwość i poniósł konsekwencje swoich czynów. Pragnienie postępowania właściwie jest silniejsze od niej i jej ewentualnych uczuć. Działa tak w hołdzie dla swojego ojca, któremu po śmierci obiecała, że pójdzie w jego ślady, tępiąc po drodze wszelką korupcję. Więc hej, lepiej nie proponuj jej łapówki, bo na pewno wsadzi Ci te pieniądze w du...

Katy, Kate, Kat — 7 lipca 1996, Mariesville — lokalna bohaterka — zastępczyni szeryfa — biseksualna — wyjechała z Mariesville zaraz po skończeniu liceum, wróciła ponad rok temu — córka szeryfa zmarłego w 2006 roku i pielęgniarki, zmarłej w 2020 roku — jedynaczka — przez lata prężnie pięła się po szczeblach kariery policyjnej w Atlancie, dwa lata temu została zwolniona z powodu napaści na funkcjonariusza — wsadziła swojego męża za kratki, który został skazany na 25 lat więzienia, aktualnie toczy się jej sprawa rozwodowa — pracoholiczka, z wysokim poczuciem odpowiedzialności i sprawiedliwości — po pracy zalewa swoje smutki alkoholem: w barze, domu, na ulicy, gdziekolwiek — aktualnie ma płytkie podejście do związków i wszelkich znajomości — nie przywiązuje się do nikogo i niczego, bo to jedyny sposób żeby uniknąć bólu i rozczarowań — śpi z bronią przy łóżku, w nocy zaś dręczą ją koszmary — ambitna, żądna władzy i sukcesów; niewątpliwie chciałaby zrzucić szeryfa z jego stołka i przejąć jego stanowisko — właścicielka mieszkania w kamienicy w Downtown i czarnego Jeepa.


18+
szukam kogoś:
- przez kogo kiedyś uciekła z miasteczka, 
- kto poruszy jej serce i sprawi że znowu uwierzy w miłość,
- brata/siostry jej męża, który/a nie wierzy w jego winę 
-  kto ma informacje na temat śmierci jej ojca
✉️wladczyniczasuiprzestrzeni@gmail.com
pierwsza postać — Lilija.

7 komentarzy:

  1. [O ja pierdzielę... no grubo. Świetna historia i mega spójna karta z dobranymi zdjęciami! nawet gdybym sobie nie poklikała i pooglądała tych wszystkich zalinkowanych fotek, to już bym była usatysfakcjonowana, ale dopieściłaś kapejke w każdym możliwym calu <3 Zgotowałaś jej paskudny los, nie wyobrażam sobie jak to jest obudzić się pewnego dnia i zorientować, że życie wokół to iluzja. I że ja jedyna się nabrałam. No, ale... dzięki temu wąteczki będą ciekawsze! :P
    Na pewno wyróżnia się w tłumie i na pewno w Mariesville wszyscy ją kojarzą. Abi jest jej totalnym przeciwieństwem, za słodka i za miła, ale myślę, że nie uciekłaby z krzykiem :D
    Baw się dobrze, oby Kathelyn znalazła tu troszkę ukojenia ;)]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  2. [Kartę pochłonęłam na jednym oddechu już kilka dni temu, ale dopiero teraz znalazłam czas na przywitanie twojej drugiej postaci. Przyznam, że w cale nie dziwię się jej obecnemu stanowi ducha. Przypuszczam, że wiele osób na miejscu Kat nigdy nie znalazłoby w sobie wystarczająco dużo odwagi, by walczyć o sprawiedliwość dla innych kosztem swojej miłości. A może tu chodzi o coś znacznie więcej ? W końcu czasem naprawdę trudno uwierzyć, że ludzie żyjący przez wiele lat tuż koło ciebie nie są aż tak honorowi jak z pozoru może się wydawać. A wtedy zaczyna się okrutna wojna między przywiązaniem, a chęcią dojścia do prawdy.
    Życzę samych porywających wątków także tutaj, a w razie chęci na kolejny wątek, zapraszam.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Niełatwe życie miała Kathelyn. Najpierw ucieczka z miasteczka, a potem mąż kanalia. Nieźle musiał nawywijać skoro dostał aż dwadzieścia pięć lat, a Kate musiała znaleźć w sobie wiele siły i odwagi, aby własnego męża zdradzić. Nic tylko można pogratulować jej podjęcia odpowiednich decyzji. :) Świetnie dobrane zdjęcia do karty, te drugie dość odważne. :D Powodzenia z drugą postacią i szybkiego znalezienia poszukiwanych powiązań!^^]

    Amelia Hawkins, Eaton Grant

    OdpowiedzUsuń
  4. [Będę w takim razie trzymała za nią kciuki, aby udało się jej tutaj odetchnąć. Raczej wielu przestępców tu nie ma, to chociaz może w pracy dziewczyna odetchnie. :D
    Eaton zepsute krany wyczuwa w promieniu dziesięciu mil. ^^ Na pewno chętnie bym pomógł jej z mieszkaniem. Jeszcze w dodatku, że to sasiadka. Długo namawiać go by nie trzeba było. ;D Kathelyn sama się zgłosi, aby pomógł czy zakładamy, że Eaton pracował nad mieszkaniem jeszcze zanim się przeniosła do Mariesville?:)]

    Eaton Grant

    OdpowiedzUsuń
  5. Już prawie tydzień spędził na próbie dorwania tych dowcipnisi, którzy od dłuższego czasu widywani byli w niedalekiej odległości od miejscowych placówek edukacyjnych, zaczepiający nieletnich i ulatniający się za każdym razem, gdy tylko usłyszeli dźwięki syren lub gdzieś w pobliżu ujrzeli mundur. Powoli zaczynało go to frustrować, tym bardziej że nikt z mieszkańców jak do tej pory nie raczył złożyć oficjalnego zeznania, a on o całej sprawie dowiedział się od pozostałych rodziców. Tak jakby zrzucenie obowiązku przepłoszenia ich z miasta na kark jednej osoby miało załatwić całą sprawę znacznie szybciej i ciszej niż normalne policyjne śledztwo. Zapewne, gdyby nie chodziło tu jeszcze o bezpieczeństwo Rosy, miałby to trochę bardziej w dupie i nie zawracając sobie głowy utrzymaniem języka za zębami, oświadczyłby im wszystkim stanowczo, że uwaga, tych kilka papierków zalegających na jego biurku naprawdę robi aż tak wielką różnicę.
    - Coś mi umyka… - Mruczał jeszcze wczoraj, siedząc przy kuchennym stole z kubkiem herbaty w jednej i starą, miejscami już powycieraną mapą miasteczka w drugiej ręce. – Musi być jeszcze jedno miejsce… - Nagle jego zmęczone spojrzenie padło na średnich rozmiarów budynek gdzieś w samym środku Riverside Hollow. – Jasne, The rusty nail. – Aż klepnął się otwartą dłonią w czoło, tylko z trudem powstrzymując się od wybuchnięcia głośnym śmiechem, by nie obudzić pozostałych domowników, od wielu godzin śpiących głęboko w swoich łóżkach.
    Choć prawdę powiedziawszy niezbyt uśmiechała się mu wizyta w miejscu, w którym już od wejścia jego czuły zmysł człowieka, który kilka lat temu znalazł się niebezpiecznie blisko czerwonej linii, za którą wyła choroba alkoholowa, wychwytywał charakterystyczny zapach piwa i innych wysokoprocentowych trunków, doskonale wiedział, że jeśli teraz nie znajdzie w sobie wystarczająco dużo odwagi, by ostro porozmawiać sobie z tą dwójką w miejscu, które najwidoczniej uznali za wyjątkowo bezpieczne w związku z różnorodną klientelą, prawdopodobnie w końcu dojdzie tu do jakiejś tragedii. A główną winą za ten stan rzeczy miejscowi z całą pewnością obarczą jego – byłego złodzieja i włamywacza, który swego czasu niejednokrotnie podbił coś temu i owemu. Co gorsza będzie ich musiał jakoś sprytnie wybawić na dwór na wypadek, gdyby miało między nimi dojść do większej szarpaniny. Ostatnim czego pragnął w tej sytuacji było przecież późniejsze długie tłumaczenie się przed przełożonymi. Przecież cała ta sprawa znajdowała się po części w granicach jego prywatnego życia, więc chyba tym razem mógł wyjątkowo nagiąć trochę prawo, nieprawdaż ? Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, czyż nie takiego właśnie zachowania wymagali od niego pozostali opiekunowie, skoro przyszli do niego do domu babci, a nie na komisariat ?
    - Dalej twierdzę, że lepiej byś zrobił, gdybyś kogoś poinformował. – Wychylająca się z okna Brea po raz ostatni usiłowała przemówić swemu upartemu wnukowi do rozsądku, lecz ten tylko wzruszył ramionami.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miał misję do wypełnienia. I to nie byle jaką. Ostatecznie, gdy jego ukochana odeszła w zaświaty, solennie obiecał sobie, że od tej chwili dołoży wszelkich starań, by ochronić małą przed wszelkimi demonami tego padołu. A ci faceci właśnie kimś takim byli. W najgorszym wypadku trochę się poszarpią i ktoś wezwie szeryfa, a on dostanie zawieszenie. Nie pierwsze i najprawdopodobniej nie ostatnie, zdarza się. A on przynajmniej zdoła uciszyć swe ojcowskie sumienie. Sumienie, które wyraźnie potrzebowało rewanżu szczególnie po tym, gdy pewnego razu biedna Rosalie wróciła do domu cała zziajana i zapłakana informując, że jakiś pan usiłował namówić ją na mały spacer, ale w porę zdążyła mu się wywinąć. Cóż, bycie samotnym ojczymem czasem wymagało poświęceń nawet, jeżeli oznaczało to coś więcej niż tylko obite gnaty i trochę kropel krwi wyraźnie odbijających się na tle cytrynowej kurtki. Tym czymś były oczywiście liczne plotki, które prędzej czy później będą musiały także dotrzeć do uszu jego szefostwa. W końcu nie wypadało, by jeden z ich podwładnych bił się z jakimiś typami spod ciemnej gwiazdy tuż pod drzwiami jednej z częściej odwiedzanych miejscówek w okolicy.
      Ale dzisiaj ? Cóż, dzisiaj Bliss unosił się na skrzydłach adrenaliny zmieszanej z wyraźnym smakiem niewysłowionej wręcz satysfakcji. Nie tylko udało mu się wreszcie zlokalizować kryjówkę owych dżentelmenów, ale także zyskać niemal stuprocentową pewność, że zapamiętają go sobie na tyle dobrze, by nie zaglądać więcej do Mariesville. I tak w sumie, chyba po tym wszystkim zasłużył sobie na jednego. Ważne, żeby nie przesadził. Nie może przecież pozwolić, by dawne demony wzięły nad nim górę.
      - Wiesz co, może najpierw lepiej doprowadź się do porządku, bo wyglądasz jakbyś właśnie stoczył walkę z głodnym niedźwiedziem. – Poradziła mu zielonooka barmanka, przekrzywiając lekko głowę i mrugając do niego porozumiewawczo. – Ja w tym czasie przygotuję ci tego twojego drinka z podwójną dawką lodu. – Zaśmiała się, słysząc niestandardowe zamówienie Brazylijczyka.

      Liberty, obrońca uciśnionych i diabeł wcielony w jednym

      Usuń
  6. Pierwszy wieczór wolny od dawna zamierzał spędzić w lokalnym barze, więc po powrocie ze służby, zdjął z siebie mundur i wziął szybki prysznic, pozwalając wodzie biczować spięte mięśnie, które po całym dniu domagały się już chwili wytchnienia. Nie stał tak zbyt długo, choć do baru miał jakieś dziesięć, może dwanaście minut na piechotę, bo godzina nie była już wcale młoda. Po wyjściu z kabiny, wsunął na siebie spodnie z ciemnego dżinsu i szarą koszulkę, a potem założył buty, zamknął dom i wrzucił klucz w miejsce, o którego istnieniu wiedział jeszcze tylko pan Owens – lokalny ogrodnik, dopieszczający jego krzaczki. Skierował się do Riverside Hollow drogą na skróty. Ścieżka w gęstwinie chaszczy była już dobrze wydeptana, więc nie trzeba było się przedzierać przez rozlazłą leszczynę, a że nie padało, to nie było też błota, w które pewnie wpadłby tutaj po same kolana. Skrót skracał spacer o jakieś cztery minuty, więc lada moment wyszedł na chodnik, którym spokojnie doszedł do The Rusty Nail, przed którym kręciło się kilka znajomych twarzy. Część paliła papierosy, wypuszczając w powietrze kłębki dymu, a część popijała butelkowe piwo i żywo dyskutowała na różnorakie tematy. Spokojny bar, nijak podobny do tych spelun, pochowanych w ciemnych zaułkach Atlanty. W dodatku mają tu jego ulubione piwa i bourbon. Żyć, nie umierać, byle tylko się nie upodlić, chociaż ściany tego miejsca widziały i słyszały przez te lata naprawdę wiele i możliwe, że nic ich już nie zaskoczy.
    Przywitał się ze stojącymi przed barem mężczyznami, wymieniając z nimi tylko krótki uścisk dłoni i kilka niezobowiązujących zdań. Nie chciał włączać się w rozmowę, bo znał tych chłopaków i wiedział, że jak już się włączy, to ciężko będzie mu się odłączyć, a chciał zamówić sobie przynajmniej jedno piwo i wypić je we względnym spokoju. Wywinął się sprawnie i wszedł do środka, od razu dostrzegając siedzącą przy barze Kate, która wyglądała już na odrobinę wstawioną. Faktycznie wyszła dziś z komisariatu wcześniej, więc miała czas na to, by wypić jednego drinka za dużo, ale to nie jego sprawa, co kto robi w wolnym czasie, dopóki nie szkodzi otoczeniu. Podszedł do baru i wsunął się pomiędzy stołek, na którym siedziała, a czekających na zamówienie i gadających o czymś chłopaków, i rzucił jej krótkie, badawcze spojrzenie.
    — Chyba ktoś dobrze się tu bawi — stwierdził, ale wcale nie złośliwie, chociaż pewności stu procentowej nie miał, że Kate dopisywał ten odpowiedni nastrój. Posłał barmance swój firmowy uśmiech, gdy obsłużyła dwóch chłopaków i w następnej kolejności poświęciła uwagę jemu.
    — Dobry wieczór, szeryfie. Będzie Rally Point, standardowo? — Upewniła się, sięgając już po zgrabny kufel, a kiedy Rowan przytaknął skinięciem głowy, otworzyła odpowiednią puszkę i napełniła go orzeźwiającym pilsnerem od Service Brewing, którego w ostatnim czasie sobie upatrzył. W zasadzie, Service Brewing to jego ulubiony browar od wielu lat. I chyba jeden z najsmaczniejszych w stanie Georgia.
    Podziękował krótko i zamoczył usta w piwie, biorąc nieco większy łyk, po czym z miejsca obrzucił spojrzeniem bawiącą się klientelę i zmarszczył nieznacznie czoło. Wszyscy stali lub siedzieli i grzecznie rozmawiali, sącząc kraftowe alkohole. W Atlancie byłoby zgoła inaczej, tam jeden wciągałby kreskę kokainy na parapecie, drugi skręcał jointa z haszyszem, a co odważniejsi nażarliby się fenatylu i zalegli gdzieś pod ścianą, pogrążeni we własnym świecie. Imprezowanie w tej mieścinie było ryzykowne tylko o tyle, że można narazić się na plotki, ale tak poza tym, człowiek mógł pogubić po drodze pół majątku, a i tak odzyskałby z tego większą część, jeśli nie wszystko. Nie trzeba było się obawiać, że ktoś wbije komuś kose pod żebra za krzywe spojrzenie, czy wrzuci do drinka tabletkę z GHB. Tutaj można bawić się do białego rana z niesłabnąca przyjemnością.

    Rowan Johnson

    OdpowiedzUsuń