
Is
Brian Washton
Your real name?
14/02/1990 Clinton, Utah - Psychoterapeuta - Eksperymentalne metody - Nowy w mieście
Po godzinach, kiedy miasteczko zaczyna pogrążać się w mroku, Brian Washton opuszcza prowizoryczny gabinet, urządzony w dawnej pralni jego nowego domu. Na opustoszałych ulicach, gdzie cienie budynków stapiają się z nocą, wyłania się postać, która zdaje się poszukiwać zagubionych dusz. Brian przemierza brukowane chodniki, wyłapując wzrokiem tych, którzy bez celu snują się po uliczkach, oraz tych, którzy nie potrafią oderwać się od kieliszka.
Kiedy jego wzrok zatrzymuje się na człowieku najbardziej przytłoczonym życiem, podchodzi cichym krokiem. Oferuje ramię, niczym bezpieczną przystań w wirze upadku, i zamiast kolejnego kieliszka – delikatnie podsuwa wizytówkę. Jego słowa, wypowiedziane tonem niezobowiązującym i niemal przypadkowym, brzmią:
"Organizujemy spotkania. Ja i mój przyjaciel Noah."
Napomina, jakby kompletnie zapomniał, że właśnie zainicjował coś więcej niż zwykłą rozmowę. "Myślę, że możemy ci pomóc. Ja mogę ci pomóc. Każdy problem ma jakieś sedno, do którego da się dotrzeć."
Choć metody Briana są niecodzienne – lekko nowatorskie, z lekkim naginaniem lekarskiej etyki – on naprawdę wierzy w to, co robi. W jego oczach nie ma oszustwa, tylko głębokie przekonanie, że jeden eksperyment, jedno spotkanie, jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Kiedy ulice pustoszeją, a cichy szmer nocy wypełnia miasteczko, Brian powraca do swojego gabinetu. Przysiada na staroświeckim fotelu, wygodnie rozkładając nogi na starym, drewnianym biurku. Odpala papierosa, a gęsty dym powoli unosi się ku sufitowi, mieszając się z ciszą pomieszczenia, w którym jedynie głowa własnoręcznie upolowanego łosia zdaje się go osądzać. Na półce, w starym radiu, obraca się płyta z nagraniem przemówienia jego guru. Jego głos sprawia, że czuje się trochę bardziej jak w domu.
Odautorsko
Na wizerunku Aaron Taylor-Johnson. Chętnych na dawkę szaleństwa zapraszam do kontaktu na herbatkapodnapieciem@gmail.com.
Poniższe wpisy mogą zawierać treści przeznaczone dla dorosłych.
[Dzień dobry. ☺️
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że karta Briana jest dość tajemnicza i sprawiła, że mam więcej pytań niż odpowiedzi. Myślę, że będzie on ciekawym dodatkiem do Mariesville, a coś mi mówi, że ciekawe rzeczy będą się wokół niego działy. ^^ Pytanie jak mieszkańcy zareagują na te eksperymentalne metody? 😁
Udanej zabawy życzę i samych wciągających wątków. Chwilowo nie wiem co mogłabym zaoferować od siebie, ale w razie chęci zapraszam na burze mózgów. ☺️]
Amelia Hawkins, Declan Sawyer & Eaton Grant
[Cześć! Zgadzam się z przedmówczynią :D Karta tajemnicza, ale zachęcająca do tego, by odkryć więcej. Nie wiem jaki masz plan na Briana, ale jeśli moja Maddie wpasowuje się w jakiś pomysł na wątek, to zapraszam. :D A w międzyczasie życzę udanej zabawy! :)]
OdpowiedzUsuńMaddie Green
[Przyznaję bez bicia, że trochę podglądałam kartę, gdy była jeszcze w roboczych. Niestety wspomniana przez moje poprzedniczki aura tajemniczości otaczająca Briana podziałała na mnie niczym magnes, za co serdecznie przepraszam.
OdpowiedzUsuńŻyczę samych porywających wątków i wiecznego deszczyku weny, a w razie gdybyście mieli jeszcze miejsce na dodatkowego pacjenta, to myślę że Angelo mógłby skusić się na jedną lub dwie sesje.]
Angelo, Delio, Monti & Liberty
[Cześć!
OdpowiedzUsuńKarta nie zdradza zbyt wiele, ale jest sprawnie napisana i buduje świetny obraz, który chce się poznawać! Jestem ciekawa, co to za metody i jakim człowiekiem jest nasz psychoterapeuta, co tam w jego duszy gra i na ile sobie koniec końców pozwala – mam nadzieję, że będzie mi to dane kiedyś przeczytać. :D
Od siebie życzę wiele, wiele weny i samych wyciągających wątków!]
MURPHY SHELLEY SHEPARD & JELLYBEAN WARREN
[Karta świetna. Postać świetna, ale jak tak patrzę na to zdjęcie, to... nah, ten pan zdecydowanie nie budzi we mnie zaufania i jakoś tak, wolałabym, żeby żadna z moich nie trafiła na niego na swojej drodze. :D Podziwiam za kreację. Bawcie się tu dobrze! ^^]
OdpowiedzUsuńBetsy Murray & Clementine Redford
[Wow, totalnie nietuzinkowa postać i dziwna, ale dziwna w ten piękny, intrygujący sposób. Życzę Wam dużo zabawy w tej małej mieścinie, stwórzcie tutaj mnóstwo niezapomnianych historii!]
OdpowiedzUsuńRowan Johnson
[ Złowrogo tutaj, mrocznie- I love it. Cały czas jak czytałam/ podglądałam kartę to myślałam o diable, więc dobra robota :D Podoba mi się ten Brian i kocham Aarona♥
OdpowiedzUsuńBawcie się dobrze i życzę niekończącej się weny! Jak najdzie ochotą- zapraszamy, Kat jest troszkę poturbowana, kto wie co kupi ;)]
Kat & Chris
[Hej, dobry wieczór,
OdpowiedzUsuńInformuję, że odezwałam się na maila.]
[Uwaga ! Wątek zawiera elementy, które mogą być przeznaczone dla osób w wieku +18.]
OdpowiedzUsuńLodowaty zimowy wiatr przedostający się w niektórych miejscach przez niedopinający się już zamek puchowej kurtki koloru khaki, która sądząc chociażby po licznych przetarciach w materiale swoje najlepsze lata miała już z pewnością dawno za sobą, zagnałby z powrotem do domu każdego zdroworozsądkowo myślącego wędrowca już zaledwie po kilku minutach marszu. Problem w tym, że gdy Angelo po kolejnej popołudniowej kłótni z siostrą opuszczał go kilka dni temu, czuł jedynie niemal pierwotną wściekłość. Doprawdy czy tak trudno było pojąć, że skoro wreszcie faktycznie znalazł czas i chęci na odremontowanie tego pierdolonego wybiegu dla kaczek, to ostatnim czego potrzebuje są tak zwane dobre rady tego przeklętego mistrza od wszystkiego, który za jej namową krzątał się co jakiś czas po obejściu, krytykując wszystko, za co tylko próbował się kiedykolwiek zabrać ?! Co z tego, że w pewnym momencie przypadkiem przestraszył pasącego się nieopodal Milo, który gnając na oślep staranował sztachety, powodując oburzenie tej starej dewotki, pani Black, która akurat wracała z kościoła. Oj tak, przepraszam, zwierzak trochę ochlapał ją pośniegowym błotem, wielkie halo... A to, że powiedział jej, że drze się jak stado żurawi o poranku było tylko szczerą prawdą, więc nie powinna się aż tak obrażać.
Prawdę powiedziawszy nawet teraz, gdy tak wspominał święte oburzenie widniejące na jej twarzy, śmiał się w głos. I nie chodziło tu jedynie o te kilka strzałów w żyłę zafundowane wczorajszego wieczora podczas imprezy w barze ze striptizem na obrzeżach Camden, przez które nadal miał wrażenie unoszenia się w przestworzach, czy niezliczone butelki alkoholu wychylone od rana z głupią nadzieją, że jeśli tylko jutro obudzi się na dostatecznie silnym kacu, odkopie w sobie wystarczająco dużo odwagi do stanięcia w oko w oko z najprawdopodobniej wciąż lekko obrażoną Fanny. Bo dzisiaj nie byłby w stanie spojrzeć we własne odbicie w lustrze nie mówiąc już o łagodnej twarzy ukochanej młodszej krewnej, która specjalnie dla niego porzuciła marzenia o pójściu w ślady matki i zdobycia światowej sławy.
- Spierdalaj, doskonale wiem czego potrzebuję. – Warknął w końcu wściekle, gdy nieznajomy brunet po raz już któryś z rzędu bezczelnie przekroczył jego strefę komfortu. – Serio myślisz, że jesteś taki mądry, by znaleźć cudowne remedium na moje problemy ? Otóż nie, bo ja nie wierzę w tego typu pieprzenie. – Oświadczył, zamachując się w stronę mężczyzny wciąż w połowie pełną flaszką whisky i przy okazji omal nie wykładając się jak długi na oblodzonym chodniku, co wyłącznie rozsierdziło go jeszcze bardziej. – No czego się gapisz ?! Spieprzaj, nie mamy o czym gadać. – Spróbował przywalić facetowi ponownie.
Król Piekieł Angelo
[Bardzo ciekawa postać i klimatycznie napisana karta. Mam słabość do wszelkich psychologicznych motywów i szaleństwa, więc tym chętniej dowiem się więcej o postaci. A tymczasem życzę dużo weny i wątków, w razie chęci zapraszam do siebie.]
OdpowiedzUsuńHunter Warren & Zhi Hao Chen
Choć w aktualnym stanie psychofizycznym wyglądał raczej żałośnie, gdy tak miotał się wściekle usiłując za wszelką cenę uzyskać choć chwilową satysfakcję po wcześniejszym odprawieniu męczącego gościa z jakimś uszkodzonym członkiem tak, by uzyskać stuprocentową pewność, że ten nigdy więcej nie spróbuje wkraczać między niego a jego sumienie, w normalnych okolicznościach Angelo mógłby okazać się naprawdę trudnym przeciwnikiem. Jasne, jego kondycja obecnie z całą pewnością nie była aż tak dobra jak wtedy, gdy jako dwudziestolatek dorabiał przez jakiś czas dość regularnie uczestnicząc w tych bardziej i mniej legalnych walkach bokserskich, ale dzięki cotygodniowym wyczerpującym treningom na lokalnej siłowni nadal trudno było posądzić go o brak mięśni. Zażyte prochy, wypity alkohol oraz, o żałości człowiecza uwielbiająca upokarzać już i tak dostatecznie upodlonych ludzi, zdradliwy lód pod stopami, po kilku minutach upartego wyrzucania z siebie niezbyt przyjemnych dla ucha epitetów (wśród, których dodajmy coraz częściej pojawiały się te francuskie czy hiszpańskie, a więc i tak zapewne nie do końca zrozumiałe dla jego rozmówcy) zmusił Serrano do uznania swojej porażki. No, ile razy, można, do cholery ciężkiej, zaliczać tą samą zaspę ?!
OdpowiedzUsuń- Dobra, kurwa, wygrałeś. – Mruknął ostatecznie, gwałtownie poprawiając kurtkę i taksując bruneta spojrzeniem w stylu rozdrażnionego byka. Przeczuwając że wbrew wszelkiemu rozsądkowi adrenalina wciąż w każdej chwili może wziąć nad nim górę, wcisnął ręce głęboko do kieszeni. – Masz rację, coś mi się tam rzeczywiście obiło o uszy. – Przytaknął, wyciągając z jednej z nich zapalniczkę i podsuwając ją mężczyźnie. – Trudno przecież nie słyszeć o nowych upierdliwych przybyszach, gdy codziennie stoi się za barem w tak małej miejscowości. – Zaśmiał się, przypominając sobie ostatnią, wyraźnie mocno podkoloryzowaną, historyjkę o dziwnym doktorku niemającym chyba nic lepszego do roboty od wiecznego wpychania nosa w problemy egzystencjonalne swoich bliźnich i rozdrapywania ich ran. A teraz z jakiegoś powodu na jego długą listę trafił on sam. Ciekawe... – Szczerze powiedziawszy jednak aż do tej pory myślałem, że jest w tych plotkach masę przesady... – Cmoknął z dezaprobatą, dając tym samym wyraz, co sądzi zwykle o tego typu historyjkach. – Ale ty naprawdę nie wiesz chyba kiedy odpuścić, skoro nadal tu ślęczysz...
Angelo
Czy faktycznie znajdował się obecnie na krawędzi ? Raczej nie, przez ostatni tydzień unosił się na skrzydłach manii, czyli znajdował się w swoim ulubionym stanie. Oczywiście, to właśnie wówczas popełniał najwięcej głupot kierując się chwilowymi impulsami, za które przychodziło mu później często słono pokutować. Ale czyż nie było to i tak o wiele lepsze od tej piekielnej, zazwyczaj i tak z góry skazanej na porażkę walki o podniesienie się z łóżka, którą podejmował za każdym razem z pomocą siostry, gdy potem nagle wpadał znowu w bezlitosne szpony depresji ?
OdpowiedzUsuń- Pomyłka. – Zaprzeczył, kręcąc przy tym gwałtownie głową. – Daleko mi dzisiaj do odklepania nokautu przed losem, jeśli to miałeś na myśli. – Stwierdził, nieświadomie wkładając dłoń pod chustę i przeciągając nią po wciąż jeszcze świeżej bliźnie rozciągającej się od lewej części krtani aż do początku obojczyka stanowiącej niezbity dowód jak blisko odebrania sobie życia był jeszcze niedawno.
Szczęście w nieszczęściu, że zaalarmowana wyraźnie zdenerwowanym szczekaniem Miry Fanny przybiegła pędem do pokoju brata, gdy ten jeszcze był na etapie cięć próbnych i, wykorzystując jego parosekundowy szok, gwałtownie wytrąciła mu nóż z ręki, płacząc i wyzywając go od najgorszych egoistów. Biedna mała przez większą część czasu odgrywała przed nim niewzruszoną wojowniczkę, ale gdy stawiał ją w tak kryzysowych sytuacjach, zawsze pękała niczym góra lodowa skąpana promieniami słońca, za co później nieodmiennie szczerze go przepraszała.
- Cóż, niech będzie. – Ustąpił niechętnie po uprzednim blisko półminutowym ponownym zawieszeniu spojrzenia na sylwetce dziwnego mężczyzny. Tym razem jednak głęboka irytacja czająca się wcześniej w ciemnych tęczówkach bostończyka zastąpiona została zwyczajną ciekawością, a więc jego cechą jak najbardziej wrodzoną a nie wywołaną wyłącznie magiczną mocą używek. – A skoro dzięki tobie chwilowo nie muszę martwić się zapaleniem płuc, to chyba jestem ci winien przynajmniej imię. – Westchnął ciężko, zaciągając się głęboko papierosowym dymem. Niby taka głupota – zwykłe wyjawienie kilku liter, ale ergo: zwykle burzyło ostatnie mury między nieznajomymi, pozwalając na większą poufałość, a on prawdę powiedziawszy wciąż nie czuł się do końca przekonany, czy faktycznie tego chce, secundo: jego rodzice okazali się nie tylko tak niezwykle uprzejmi, by nadać mu imię, którego brzmienie wyraźnie tchnęło europejskim wiatrem, ale także, o zgrozo, motywami biblijnymi, co w takiej sytuacji jak obecna brzmiało gorzej niż groteskowo. – Jestem Michelangelo.
Upadły anioł
[Nawet nie wiesz, jak ucieszył mnie Twój komentarz! Cichutko zachwycałam się Brianem (od cudownego Aarona na wizerunku, przez treść karty, po cudownie intrygującą kreację) i sama chciałam przydreptać i zaproponować wątek. A tymczasem mnie ubiegłaś. ♥
OdpowiedzUsuńZarówno terapia, jak i dołączenie do kultu, brzmi szalenie interesująco, co prawda nie wiem, jakby się zapatrywał na to Rain... Ale on znajduje się obecnie w takim miejscu, że potrzebuje kogoś, kto wskaże mu odpowiedni kierunek. Rain odtrąca od siebie ludzi (i nie umie ich przy sobie utrzymać), ale w rzeczywistości desperacko potrzebuje bliskości drugiej osoby. Myślę, że mogłaby się tutaj wytworzyć dość niezdrowa relacja, gdzie pacjent toksycznie przywiązuje się do swojego terapeuty. Oczywiście wszystko zależy także od tego, w jakiej fazie akurat będzie znajdował się Rain, bo wtedy może traktować Brian zgoła inaczej.]
Rain Morland
Mariesville przypominało ciepłe i szeroko rozwarte ramiona matki, w które chciało się wtulić. O tej porze roku powietrze było rześkie a liście zielone. Noah przemierzał krętą drogę swoim zaufanym samochodem, którego bagażnik niemal szorował po jezdni od obciążenia. Wiózł w nim całe swoje życie - przynajmniej te części, które dało się upchnąć do kartonowych pudeł. Resztę Noah pozostawił w mieście, pośród wieżowców i betonu.
OdpowiedzUsuńTak od teraz miało wyglądać jego życie - jak kadr z "Dźwięków muzyki". Noah został ostrzeżony, że na początku swojej Transcendencji może czuć się zdezorientowany i tak właśnie było. Wiedział jednak, że Libel wybrał to miejsce, ponieważ uważał, że Noah wyjdzie to na dobre. A kim był, żeby kwestionować decyzje kogoś tak doświadczonego, jak patriarcha Libel.
Minął sklep spożywczy, stację oraz kościół. Starał się zapamiętać każdy zakręt i każdą ulicę, i rozrysować sobie w głowie mapę miasta. Miał zamiar jak najszybciej się zaaklimatyzować. Od innych przewodników wiedział, że największym problemem, z jakim spotykają się inne gałęzie, jest absolutna awersja ze strony ich liderów do choćby częściowej asymilacji. Noah nie zamierzał się izolować. Zamierzał wsiąknąć w to miejsce, zrozumieć je i jego problemy. Bo jak można było leczyć coś, o czym nie miało się pojęcia?
Przez dłuższą chwilę krążył. Wiedział, że jego nowy dom znajduje się poza miastem, ale instrukcje, które otrzymał w wiadomości były dosyć oszczędne. W końcu jednak zza horyzontu wynurzył się dom.
Jego nowy dom był skromny. Była to dwupokojowa pchełka z małym patio i białymi drzwiami. Dzieci Słońca użyczyły mu środków, aby odnowić dom, jednak styl w jakim został postawiony zdradzał jego prawdziwy wiek.
Obok domu stała komórka, która wkrótce miała stać się salką medytacji dla ludzi, którzy już wkrótce mieli zjechać do Mariesville. Leeder poczuł ukłucie w żołądku na samą myśl o tym, jak mało ma czasu na przygotowania.
Noah zatrzymał samochód na podjeździe. Stało tam także drugie auto. Musiało należeć do Briana - mężczyzny, z którym dotychczas kontaktował się meilowo. Washton miał być jego przewodnikiem po Mariesville. Mieszkał tu dłużej, jeśli nie zawsze i chyba był całkiem lubiany przez mieszkańców.
Kiedy Noah wysiadł z samochodu dostrzegł, że drzwi pożarowe salki są otwarte. Otrzepał spodnie, wepchnął klucze do auta głęboko do kieszeni spodni i ruszył przed siebie.
Zastał Briana, kiedy ten przesuwał stoły. Nie miał pojęcia, do czego służyło to pomieszczenie, zanim Dzieci wykupiły działkę. Może spotykało się tu koło gospodyń?
– Cześć... Potrzebujesz z tym pomocy? – zapytał, podchodząc bliżej, żeby podać mu rękę.
Nie czytałam go po napisaniu i nie zmusisz mnie do tego
Mieszane, zdecydowanie ciepłolubne, geny Angelo sprawiały, że on również z niecierpliwością czekał na powrót wiosny. Owszem, jako artystyczna dusza potrafił docenić piękno zimowego krajobrazu, ale zdecydowanie nie lubił naciągania na siebie grubej warstwy ubrań czy przedzierania się przez zaspy. A odkąd wrócił do Mariesville do tego wszystkiego dochodziło jeszcze codzienne upewnianie się czy żadne z licznych zwierząt, które regularnie ściągał do domu, przypadkiem się nie przeziębiło. Z drugiej strony to właśnie podczas tych chłodniejszych wieczorów uprawiało się najlepsze treningi na świeżym powietrzu. W gorące, długie dni człowiek mógł sobie pozwolić nawet na godziną przerwę, położenie się na skąpanym w promieniach słońca wzgórzu i zapomnienie o całym świecie, podczas gdy obecna pora roku zmuszała do upartego kontynuowania biegu.
OdpowiedzUsuń- Tak właściwie to jeszcze nie postanowiłem. – Wzruszył lekko ramionami, przystając niepewnie na ganku.
Choć w obecnym stanie logiczne myślenie przychodziło mu jeszcze trudniej niż zwykle, i tak nagle z całą mocą dotarło do niego, że właśnie znalazł się na terenie należącym do faceta, o którym plotki mówiły mniej więcej tyle, że nie należy do typowych mieszkańców tego uroczego miasteczka. Na ile potrafił to ocenić po ich krótkiej rozmowie, nie było w tym ani krztyny przesady. Miejscowi przyzwyczaili się już dawno do często nie do końca zrozumiałych zachowań Serrano i zwykle nie zwracali na nie zbytniej uwagi aż do momentu, gdy nie zagrażał za bardzo sobie ani im. W takich przypadkach nieodmiennie najpierw wzywali odpowiednie służby, a potem zdzwonili do jego siostry, by poinformować ją o jego aktualnym miejscu pobytu. Może więc powinien uznać Briana za szaleńca i zwiać gdzie pieprz rośnie dopóki miał jeszcze na to okazję ? Z drugiej strony, gdyby facet odpowiednio wcześnie go nie zaczepił, zapewne tłukłby się tak jeszcze bez celu przez wiele godzin, by następnie dowlec się do jednego z tych opuszczonych domków myśliwskich na skraju lasu i lec tam jak długi.
- Pewnie prześpię się jak zwykle w jakiejś wolnej chacie w lesie, a rankiem wrócę do siebie. – Mruknął, ostatecznie decydując się skorzystać z propozycji bruneta i wejść do środka.
Angelo
— Cóż, przykro mi, że zawiodłem — zażartował. Z dwojga złego lepiej, że był młodszy, niż starszy.
OdpowiedzUsuńOdebrał klucze, minął Briana i zaczął studiować salkę. Parkiet trzeba było wypolerować, może w przyszłości wymienić, kiedy tylko znajdą fundusze. Ściany były świeżo odmalowane i to z zaskakującą precyzją (ciekawe, czy Washton był za to odpowiedzialny). Okna wymagały rolet albo jakiejś folii, która nie pozwoliłaby zaglądać do środka. Salka była na uboczu, ale doświadczenie mówiło mu, że to tylko kwestia czasu, zanim zaczną się tutaj kręcić wścibscy mieszkańcy, a może i nawet dziennikarze. W erze, kiedy każdy miał w kieszeni kamerę, trzeba było przykładać szczególnie dużą wagę do takich detali. Nie zamierzał ryzykować komfortu swoich braci i sióstr dla odrobiny słońca.
— Cóż, między innymi po to tu jesteśmy. Wierzę, że to miasto ma potencjał stać się czymś pięknym przy naszej pomocy — powiedział, odwracając się do Briana.
Dzieci Słońca stanowczo przestrzegały swoich liderów przed pokusą stworzenia psychologicznej bariery pomiędzy nimi, a resztą społeczności. Bycie wybrańcem Libela mogło obudzić w człowieku instynkt do zbudowania hierarchii. Brian, który dużo lepiej rozumiał realia życia w mieście takim jak Mariesville, mógł być chodzącym przypomnieniem dla Noah, że pomimo bycia bardziej wrażliwym duchowo, wcale nie był tu najważniejszy.
— Dzięki za pomoc — powiedział. — Mam dosłownie kilka pudeł, prawie wszystko posprzedawałem. W ogóle, zaprosiłbym cię na piwo, ale jeszcze nie byłem na zakupach.
Otworzył bagażnik i wyciągnął z niego brązowy karton. Potem wdrapał się na schodki i przez chwile gimnastykował się, żeby wyciągnąć klucze jednocześnie nie upuszczając bagażu. Wkrótce zamek kliknął, a drzwi otworzyły się.
W środku było chłodno. Z tego co wiedział, w salonie był kominek na drewno, który odpowiadał za ogrzewanie całego domku.
Noah postawił pudło na podłodze i nacisnął włącznik światła. Nic się nie stało.
— Ach. No tak. Gdzie jest skrzynka? Trzeba włączyć zasilanie — rzucił.
Dziwnie się czuł pytając zupełnie obcego człowieka, gdzie są bezpieczniki w jego własnym domu, ale cóż, dzięki Dzieciom byli teraz braćmi. Musiał się po prostu wyzbyć indywidualistycznego sposobu myślenia, który podpowiadał mu, żeby się wstydzić.
Just two guys being men
Oczywiście i on słyszał o tych historiach rodem z horrorów, które od jakiegoś czasu powtarzały sobie z ust do ust miejscowe plotkarki. Trudno byłoby nie, skoro dzięki dobroduszności Fanny owe szanowane damy tak często gościły w murach ich rodzinnej willi. Za dawnych czasów, gdy przyjeżdżali do Mariesville wraz z rodzicami było zgoła inaczej. Duża część mieszkańców patrzyła bowiem krzywo na specyficznych znajomych sławnej niemal na cały świat divy operowej i głośne imprezy, które organizowali wraz z mężem przynajmniej raz w tygodniu. No i w dodatku te często skąpe stroje... No jak tak można. Ich córka, choć tęskniąca wyraźnie za wielkomiejskim zgiełkiem, potrafiła wrosnąć w lokalną społeczność, a nawet stać się jej integralną częścią, więc nawet konserwatywne dewotki były w stanie odpuścić jej niektóre grzechy, do których należało ich zdaniem zaliczyć chociażby te wszystkie sukienki czy bluzki z dekoltem lekko odsłaniającym obojczyki i plecy. Ostatecznie nie tylko dokładała wszelkich starań, by nieco przystopować zachowanie szalonego brata, ale także dbała o całą społeczność, udzielając korepetycji najmłodszym, wytwarzając naturalne leki, czy pomagając im w zakupach oraz innych domowych obowiązkach.
OdpowiedzUsuń- Ludzie od zawsze lubią gadać. Zwłaszcza w tak małych miejscowościach, gdzie każdy dzień jest praktycznie taki sam jak poprzedni. – Zauważył, odwieszając kurtkę na najbliższy wieszak i rozglądając się ciekawie dookoła. – A ja znam te ścieżki lepiej niż własną kieszeń. Jakby nie patrząc jako dzieciak spędzałem tu niemal każde wakacje, łażąc po takich miejscach, do których nikt inny nie miałby odwagi nawet się zbliżyć, więc nie sądzę, byś musiał martwić się o moje bezpieczeństwo. – Zapewnił, ani słowem nie zająkując się o tym, że zanim została mu postawiona odpowiednia diagnoza psychiatryczna, kilkakrotnie siedział w więzieniu, gdzie nauczył się paru sztuczek przydatnych w tego typu sytuacjach.
Angelo
Pozornie błahy problem z brakiem energii szybko przerodził się w prawdziwe utrapienie, wymagające dokładnego śledztwa, polegającego na sprawdzeniu każdego urządzenia i żarówki.
OdpowiedzUsuń— Jeśli jedna żarówka powoduje zwarcie, to cały układ jest skopany — rzucił Noah, wzdychając z rezygnacją.
On też nie nazwałby siebie fachowcem, wręcz przeciwnie - należał raczej do tych wygodnickich miastowych, którzy woleli sobie nie brudzić rąk. Ta usterka uświadomiła mu, że będzie musiał się wiele nauczyć, jeśli zamierzał tu przetrwać.
Wdrapywał się właśnie na stołek, żeby sprawdzić lampę w korytarzu, kiedy odezwał się telefon. Noah rzucił krótkie spojrzenie w stronę Briana i wrócił do pracy, a potem odwrócił się jeszcze raz. „Opiekuje się nim"? Jak dzieckiem? Zeskoczył ze stołka mając nadzieję, że coś źle usłyszał.
Wszedł do kuchni, gdzie Brian balansował na krześle i rozejrzał się. Wtedy dostrzegł pewien detal, który wcześniej mu umknął - wszystkie kurki w gazowej kuchence były poodkręcane. Noah zmarszczył brwi i szybko je zakręcił, następnie pochylił się, żeby otworzyć szafkę pod zlewem, gdzie znajdowała się butla gazowa. Zapukał w jej bok. Była pusta. Kolejna rzecz, o której powinien pamiętać.
Odwrócił się i spojrzał na Briana.
— Pod łóżkiem? — rzucił zaintrygowany.
Zostawił Washtona w kuchni, a sam skierował się do sypialni. Stało tam niezaścielone łóżko na solidnych drewnianych nogach. Wyglądało tak, jakby stało tutaj od lat i najwyraźniej tak było - nogi odbiły się na drewnianej podłodze.
Noah zajrzał pod materac. Leżała tam beżowa teczka, zamykana na gumkę. Leeder usiadł na łóżku i otworzył teczkę. W środku było pełno dokumentów. Wszystkie dotyczyły jakiejś posiadłości znajdującej się w Mariesville. Był tam akt własności, przypisany do jakiegoś mężczyzny, o którym Noah nigdy wcześniej nie słyszał, był podział gruntów.
— Ej, wiesz gdzie to jest? — zapytał, podchodząc do Briana i wręczając mu mapę, przygotowaną przez geodetę.
lol
— Nawet nie wiem, kim jest ten facet — powiedział, wskazując na miejsce, gdzie znajdowało się imię i nazwisko właściciela nieruchomości.
OdpowiedzUsuńObserwował reakcje Briana z nadzieją, że wyczyta z nich coś więcej. Obraz na telefonie niestety nie mówił mu zbyt wiele. Ot, jakiś pustostan, którego nikomu nie chciało się zburzyć.
— Nie, nie mam. Nie wiem? Libel ma w planach zbudowanie kilku domów dla wyznawców w pobliżu Mariesville, może to to? Może po to nam ta działka?
Wciąż wpatrzony w mapę przekrzywił głowę, jakby to miało mu pomóc, jakby pod odpowiednim kątem dokumenty od geodety miały pokazać mu magiczny szyfr, otwierający wrota do krasnoludzkiego skarbca. Niestety, nic takiego się nie stało. Zostały im więc dwie opcje - czekać na wyjaśnienia od Dzieci albo samemu zbadać te sprawę. Noah, jak każdy dziennikarz, nie należał do ludzi cierpliwych.
— A w sumie, masz coś do roboty? Możemy tam podjechać moim autem — zaproponował, już chwytając kluczyki. — Ja i tak miałem jechać do miasta.
Ponieważ Brian nie miał niczego w planach, już wkrótce byli w drodze do tajemniczej lokalizacji. Szybko przekonali się o dwóch rzeczach - po pierwsze, że rozsądniejszym byłoby, gdyby kierowała osoba, która lepiej zna rozkład miasta, a po drugie, że opuszczony domek znajduje się na samej granicy Mariesville, w rzadko zaludnionej części.
Noah jechał powoli po wąskiej polnej drodze. Po ich lewej ciągnął się iglasty zagajnik, po prawej rozległe pastwisko. Słońce schowało się za chmurami, więc pomimo wczesnej godziny, wokół robiło się szaro. Na niewielkim uniesieniu majaczył ich pustostan. Jakieś dwieście metrów za nim znajdował się jeszcze jakiś inny budynek, z komina którego leciał dym.
— Jak obrazkowo — mruknął Noah, zostawiając auto na poboczu.
jedziemy kur*a tutaj jest dobrze
Chciał dyskretnie zajrzeć przez okno, ale wszystkie były zasłonięte. Musiał przyznać, że to była świetna lokalizacja, jeśli doceniało się ciszę i spokój. Wokół był tylko rzadki las i ciągnące się pola. Przy drodze ciągnęły się słupy telefoniczne, więc nie powinno być też problemu z zasięgiem. Teren był pokaźny. Może miał racje i Dzieci wykupiły ten teren pod budowę domków dla wiernych? Może podpisany na dokumentach człowiek był jakoś powiązany z organizacją?
OdpowiedzUsuń— Myślisz, że to gość z dokumentów? — zapytał. — Ty co? Nie ma dzwonka...
Przez chwile zastanawiał się, czy właściciel domku nie wyszedł może do lasu albo nie jest aby tak podstarzały, że nie słyszy już pukania, ale wtedy zamek trzasnął i drzwi otworzyły się. Za nimi stał mężczyzna - około siedemdziesięcioletni, z siwą, dokładnie przystrzyżoną brodą, ubrany w kraciastą koszulę zapiętą pod samą szyję. Trzymał coś w schowanej za plecami ręce, prawdopodobnie coś do obrony przed intruzami. Noah cofnął się o pół kroku.
— Dzień dobry. Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy Przyjechaliśmy z miasta, bo chcieliśmy porozmawiać o starym domu... — Leeder już sięgał po teczkę z dokumentami, ale wtedy mężczyzna zapytał:
— Panowie dziennikarze?
Noah uniósł wzrok, zaintrygowany. Ton mężczyzny oraz jego spojrzenie zdradzały, że raczej lepiej wyjdą na zatajeniu prawdy.
— Nie, nie. Mnie i e... szwagra interesuje kupienie działki w tych okolicach. Pod dom i małe gospodarstwo. I gdzieś nas tutaj nawigacja poprowadziła. Dziennikarze? Pan jest sławny?
Starzec machnął ręką.
— A, weź pan. Nie ja. Dom! Ale to nie jest w ogóle teren pod budowę! Mokro tutaj, ciężko postawić fundamenty, koparki się panu zakopią. Jakbym wiedział wcześniej...
Noah i jakiś dziad
Prawdopodobnie, gdyby Brian poprzestał po prostu na stwierdzeniu, że zachowuje się niczym nastolatek, potrafiłby powstrzymać cisnący mu się na usta śmiech. Moment, w którym dodał, że mu współczuje przechylił jednak czarę, powodując że Angelo prychnął rozbawiony i śmiał się przez kilka dobrych sekund.
OdpowiedzUsuń- Nie sądzisz, że czasem każdy z nas powinien sobie przypomnieć jak to było, gdy byliśmy jeszcze wystarczająco mali, by bez skrępowania pozwolić sobie na odrobinę nierozwagi ? – Odparł prowokująco, zasiadając na jednym z kuchennych krzeseł i podpierając głowę na dłoniach.
Największym plusem jego choroby był fakt, iż od czasu do czasu pozwalała mu ona w pewien sposób cofnąć się do tamtych cudownych dni i odbić zachowaniem od powszechnie obowiązującej dorosłej normy. Zadziwiające jak bardzo jeden krótki zapis sporządzony przez psychiatrę mógł odmienić ludzkie życie niemal o sto osiemdziesiąt stopni. W jednej chwili mógł przestać martwić się o prawne konsekwencje większości ze swoich czynów. Ostatecznie był szalony, więc w świetle prawa nie mógł być oceniany jak normalni obywatele, cokolwiek owa normalność miałaby w ogóle oznaczać.
- I uważasz, że jeśli obleję ten Twój test, będziesz mógł śmiało stwierdzić, że właśnie go sięgnąłem ? – Spytał, obserwując uważnie ruchy mężczyzny.
Analizował także dokładnie jego słowa, jednocześnie czując jak zbiera się mu na płacz. I bynajmniej nie było to spowodowane wyłącznie nagłym uświadomieniem sobie, że jeśli następnego dnia chciałby rzeczywiście w miarę bezpiecznie stanąć przed Fanny, powinien jak najszybciej zacząć odmawiać sobie dalszych porcji alkoholu. Chodziło raczej o gwałtowną falę wspomnień związaną z tymi wszystkim rozprawami sądowymi oraz długotrwałymi pobytami za kratkami, które zmuszony był przeżyć nim znalazł się pod stałym nadzorem medycznym.
- Kurwa, ty nawet nie wiesz jak wygląda jebane dno. – Wymruczał, mimo usilnych chęci nie umiejąc już dłużej powstrzymać łez.
Angelo
Rozmowa ze starcem nie dała im zbyt wiele. Najbardziej intrygujący okazał się dla Noah sam jej początek. Mężczyzna wziął ich za dziennikarzy - ale czego dziennikarze mogliby szukać w takiej dziurze? Może powinien zajrzeć do archiwów, kiedy już zadomowi się w siedzibie. Według umowy miał zacząć pracę już w ten weekend.
OdpowiedzUsuńNoah wyciągnął dokumenty z teczki i przypatrzył się ponownie. Wszystko by się zgadzało, oprócz...
— Ach, tak? Nie wiem. Może widziałeś go w mieście? — wymamrotał, niezainteresowany. — Ej, ty patrz tutaj. To jest piwnica czy coś?
Zaznaczył palcem pokój, który widoczny był jedynie na planie. Od początku miał wrażenie, że dom wydawał się dziwnie mniejszy, niż go sobie wyobrażał. Teraz już wiedział dlaczego.
— Chętnie bym tam wszedł, ale obawiam się, że dziadkowi może skończyć się cierpliwość. Ciągle nas pilnuje. No i robi się późno, a ja jeszcze muszę skądś wytrzasnąć butlę z gazem i żarówki — mruknął, rozglądając się. Ich wyprawa zajęła dłużej, niż się spodziewał.
Schował mapę do teczki i schował wolną rękę do kieszeni.
— Chodź, nic tu już dzisiaj nie zdziałamy. Odwiozę cię do twojego auta.
widać że boomerzy bo nie wyciągnęli telefonów i nie wpisali w google
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNoah szczególnie nie przejął się stanem stacji benzynowej. W miejscu z którego pochodził wszystko było brudne i obskurne. Właściwi, w porównaniu, Mariesville było wzorem czystości. Przynajmniej tutaj nie musiał uprawiać biegu przez płotki nad osobami nadużywającymi narkotyków i alkoholu.
OdpowiedzUsuńBrian zniknął pomiędzy półkami, a Noah poczłapał w stronę lady. Za plecami ekspedienta faktycznie wisiała informacja o butlach z gazem, wraz z cennikiem.
— Dobry wieczór. Będę tego potrzebował. A, i żarówki. Gdzie leżą? — zapytał.
Mężczyzna poprawił kaszkiet i wskazał mu kierunek. Po drodze Noah złapał dwa opakowania z mrożoną pizzą, mleko i płatki. Mógł oszukiwać siebie i Briana, ale nie chciało mu się jechać na prawdziwe zakupy. Nie dzisiaj. Nie po tym, czego się dowiedzieli.
Zdążył wrócić do lady i wyciągnąć portfel, kiedy zgasło światło.
— Często się tu to zdarza? — zapytał, rozglądając się.
— No, czasami. Zazwyczaj w trakcie burzy albo huraganu. Czasami jak jakiś ptak siądzie na linii. Są trochę stare. Elektryk był partaczem i skopał robotę, ale nikomu się od tamtego czasu nie chciało tego naprawić. Woleli wydać pieniądze na inne rzeczy — odparł mężczyzna, wzruszając ramionami. — Ale kasa działa u nas bez prądu, także w porządku.
Noah przyjrzał się kasie. Nie działała, ale sprzedawca już miał w pogotowiu przygotowywał notes i długopis.
— Okej, to poproszę jeszcze te butlę.
Razem z Brianem wyszli ze sklepu. Noah popatrzył na piwo i uśmiechnął się, a potem spojrzał na miasto. Pomimo późnej godziny, światło paliło się tylko gdzieniegdzie - zapewne tam, gdzie pracowało jakieś zastępcze źródło energii. Najwyraźniej Mariesville było całkowicie odcięte.
Mężczyzna wyciągnął z kieszeni telefon.
— Ach, kurwa. Bateria mi pada — rzucił, szybko odkładając komórkę. — Co za szczęście, że mieszkam w glinianej chacie bez prądu — dodał. — Dobra. Nie ważne. Odwiozę cię do twojego auta. Pracujesz jutro? — zamyślił się. — W ogóle, to gdzie ty pracujesz?
nosferatu
Mariesville powitało go w sposób, w jaki mogło to zrobić tylko Mariesville - pokazując mu dobitnie, że żeby przeżyć w tym mieście trzeba czegoś więcej niż karty kredytowej i czterech ścian. Gdyby nie znał tu nikogo, byłby zmuszony spędzić noc przy świecach w nieobleczonym łóżku.
OdpowiedzUsuńCo prawda, większość winy leżała po jego stronie. Mógł pojechać po pościel, ale zamiast tego wolał zwiedzać pustostany z Noah.
— Ciekawa decyzja biznesowa. Założyć gabinet terapeutyczny w mieście tak czerwonym, że aż to widać z satelity — rzucił. — Tacy jak oni do wyładowania się wolą chyba strzelnice.
Kiedy wysiedli z auta, wokoło wciąż było ciemno. Noah nie potrafił sobie wyobrazić, jak całe miasto może polegać na tak niepewnym źródle energii. Gdyby coś takiego przydarzyło się w Nowym Jorku, ubery powjeżdżałby w siebie, a influencerzy masowo skakaliby z okien wieżowców.
— Przynajmniej już gorzej nie będzie — mruknął, odstawiając butlę. Burczało mu w żołądku. Właściwie, od rana nic jadł. Latanie zawsze psuło mu apetyt.
Wyprostował się i popatrzył na Briana (albo gdzieś w stronę Briana, bo właściwie nic nie widział).
— Moja alternatywa to siedzenie w ciemności i jedzenie zamrożonej pizzy, więc... Chętnie — pokiwał głową. — Nie mieszkasz przypadkiem w elektrownii wiatrowej, nie?
Brian nie mieszkał w elektrownii. Jego dom był kawał drogi od domu Noah, co było zrozumiałe, bo Noah mieszkał na kompletnym wypizdowiu. Kiedy dotarli na miejsce, światło wciąż całkowicie nie wróciło. Ulice świeciły pustkami. Najwyraźniej znudzeni mieszkańcy po prostu poszli spać.
— A jakby gdzieś wybuchł pożar? Myślisz, że jak straż sobie radzi w takiej sytuacji?
Niechcemisielogowax
Nie lubił, gdy ktoś oglądał go w takim stanie. Czuł się wówczas kompletnie odsłonięty, niemal wręcz bezsilny w stosunku do reszty tego często okrutnego świata. Gdyby tylko mógł, zakopałby się w najgłębszej, najczarniejszej dziurze i nie wychodził z niej aż do momentu całkowitego zrelaksowania. Niestety staruszka ziemia jak do tej pory nie chciała być tak uprzejma, by nagle rozstąpić się pod jego nogami, za każdym razem zmuszając go do stanięcia w oko w oko z rzeczywistością. A ta znowu nie jawiła się mu zbyt przyjemnie, szczególnie jeśli brać pod uwagę wymówki, których nazajutrz z całą pewnością wysłucha od słusznie gniewającej się Fanny tuż po powrocie do domu. Zarzuty, na które rzecz jasna znowu nie będzie miał żadnego logicznego usprawiedliwienia. Pieprzone ChaD wciąż sprawiało, że co jakiś czas nieumyślnie rujnował życie nie tylko sobie, ale przede wszystkim ukochanej starszej siostrze, która przecież kompletnie na to nie zasługiwała. Nawet w najgorszych godzinach zawsze stała za nim murem, a on mimo usilnych chęci nie potrafił się jej odwdzięczyć. A przecież niejednokrotnie próbował. Czemu więc nigdy nic z tego nie wychodziło ? Czemu musiał składać się z aż tylu sprzecznych elementów ?
OdpowiedzUsuńPochłonięty tymi nieprzyjemnymi myślami, nie zwrócił nawet najmniejszej uwagi na ostatnie słowa Briana. Tak po prawdzie w tej chwili mężczyzna mógłby dla niego w ogólnie nie istnieć. Liczyło się jedynie jak najszybsze rozładowanie pokrętnych emocji, a skoro same łzy nie wydawały się do tego celu wystarczające, nieświadomie podwinął prawy rękaw i zaczął rozdrapywać skórę na przedramieniu.
Angelo [Spokojnie, rozumiem.]