
RAVELIN Munson
♦♦♦
♦♦♦
ur. 14 października 2000 r., Atlanta ––– pielęgniarka ––– zaczęła pracę w Select Specialty Hospital w Atlancie, ale zrezygnowała z niej kilka miesięcy temu, gdy dowiedziała się o odziedziczonych długach po zmarłych rodzicach; obecnie zadłużenie liczy ponad 600 tys. dolarów ––– rozwódka; jej burzliwe małżeństwo przetrwało rok ––– od stycznia 2025 r. w Mariesville; pracuje jako osobista pielęgniarka i asystentka Zhi Hao Chena, skuszona spłatą jej długu, wysoką pensją i benefitami ––– zajmuje mały pokoik w domu swojego pracodawcy ––– przenosząc się do Mariesville, wzięła ze sobą tylko jedną walizkę i Crispy, dwuletnią kotkę ––– powiązania ––– grupa: Nowicjusze ––– ...
W ciszy słychać najgłośniejszy krzyk – i doskonale wie, ile ten krzyk znaczy, a potem szept za szeptem, krok za krokiem i przecinanie sznureczków – porcelanowa laleczka ucieka, biegnie w mrok, w tę otchłań ziejącą pustką, i potyka się, rozbijając małe, białe kolana.
Pachnie bzem i wanilią – roztacza wokół siebie mgiełkę iluzji, odbija światło jak pryzmat, tworząc skomplikowane wersje samej siebie, żadnej nie lubiąc. Próg absolutny męskiej obecności i próg różnicy – te same słowa, gesty i czyny; ulubiony mrok i melodia, które wciąż się zmieniają – tańczą i drgają jak w kalejdoskopie.
Idealny makijaż, nienaganne ułożone włosy i bawełniany sweterek z wygładzonym, białym kołnierzykiem – perfekcja, uniesiony wysoko podbródek, przełknięcie tabletek od psychiatry. I te cielęce oczy – te widzące wszystko, załamujące światło, ozdobione wachlarzem czarnych rzęs.
Bliżej jej jednak do strzaskanego szkła niż nieskazitelnej tafli – naznaczona własność, w której należy upatrywać posłuszeństwa; szatańskie wersety szeptane w ciemnościach głosem, który wyciąga jej duszę z piekieł, kuszący śpiew Orfeusza; zniecierpliwiony i kierowany tęsknotą, własnym ja.
Chce jednak żyć, tu i teraz, całą sobą – zdziera więc głos i starannie pielęgnuje blizny – piękne, niektóre jasne, inne świeże. Blizny nie pozwalają zapomnieć – blizny uczą wychodzić z mroku.
Aktywacja neuronu jest sumą wkładów synaptycznych – mrok pobudza synapsy, impuls przekracza próg aktywacji; to nie ona jednak podejmuje decyzję i być może nigdy nie będzie w stanie niczego zmienić. To nie ma znaczenia, bo niestraszne jej popsucie ani zgnilizna – gdy chciało się oswoić monstrum, trzeba było przyzwyczaić się do ugryzień.
Pachnie bzem i wanilią – roztacza wokół siebie mgiełkę iluzji, odbija światło jak pryzmat, tworząc skomplikowane wersje samej siebie, żadnej nie lubiąc. Próg absolutny męskiej obecności i próg różnicy – te same słowa, gesty i czyny; ulubiony mrok i melodia, które wciąż się zmieniają – tańczą i drgają jak w kalejdoskopie.
Idealny makijaż, nienaganne ułożone włosy i bawełniany sweterek z wygładzonym, białym kołnierzykiem – perfekcja, uniesiony wysoko podbródek, przełknięcie tabletek od psychiatry. I te cielęce oczy – te widzące wszystko, załamujące światło, ozdobione wachlarzem czarnych rzęs.
Bliżej jej jednak do strzaskanego szkła niż nieskazitelnej tafli – naznaczona własność, w której należy upatrywać posłuszeństwa; szatańskie wersety szeptane w ciemnościach głosem, który wyciąga jej duszę z piekieł, kuszący śpiew Orfeusza; zniecierpliwiony i kierowany tęsknotą, własnym ja.
Chce jednak żyć, tu i teraz, całą sobą – zdziera więc głos i starannie pielęgnuje blizny – piękne, niektóre jasne, inne świeże. Blizny nie pozwalają zapomnieć – blizny uczą wychodzić z mroku.
Aktywacja neuronu jest sumą wkładów synaptycznych – mrok pobudza synapsy, impuls przekracza próg aktywacji; to nie ona jednak podejmuje decyzję i być może nigdy nie będzie w stanie niczego zmienić. To nie ma znaczenia, bo niestraszne jej popsucie ani zgnilizna – gdy chciało się oswoić monstrum, trzeba było przyzwyczaić się do ugryzień.
ODAUTORSKO:
CODE ►
Ravelin jest babeczką o wielu warstwach – jak cebula. :D Zapraszamy więc do odkrywania tego, co ukryte! Przyjmiemy wszystko. ♥
► vicious1411@gmail.com
wątki: ...
UWAGA: MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI PRZEZNACZONE DLA DOROSŁYCH CZYTELNIKÓW!
Zerka na wyświetlacz telefonu i godzinę. Ponad kwadrans spóźnienia… Zhi poprawia się w fotelu i krzywi lekko. Poparzenia czasem dawały o sobie znać, nie tylko z powodu przykurczy czy ograniczających ruch blizn, ale także powodując pewien ból. Na tyle słaby, by nie potrzebował leków przeciwbólowych i zarazem na tyle silny, by irytować i nie dawać się zignorować.
OdpowiedzUsuńGosposia przynosi mu gorącą herbatę, wyśmienitą da hong pao, drogą, luksusową i wymagającą starannego zaparzania. Zhi zwolnił już niejedną gosposię z powodu herbaty — użycia złej wody, złej temperatury, pominięcia odpowiedniego traktowania suszu i wywaru. Ujmuje czarkę w swoją zdrową dłoń i zaciąga się przyjemnym zapachem orchidei i podziwia doskonałą klarownie złotą barwę. Idealnie. Aktualna gosposia uśmiecha się z wyraźną ulgą i po cichu wycofuje z salonu nie chcąc przeszkadzać swojemu pracodawcy.
Zhi powoli sączy herbatę starannie obchodząc się z kosztowną czarką z zabytkowej chińskiej porcelany. Od czasu wypadku musiał nauczyć się robić większość rzeczy lewą ręką. To było trudne i frustrujące, ale poradził sobie, potrafił nauczyć się wszystkiego, ćwiczyć aż do osiągnięcia zadowalających efektów. I chociaż wszyscy rehabilitanci chwalili jego sprawność i postępy, Chen nie był z siebie zadowolony. Wciąż musiał być bardzo ostrożny i uważny, lewa ręka nie była tak zwinna i sprawna jak niegdyś prawa. Dziś jednak prawa dłoń niemal całkowicie odmawiała mu posłuszeństwa. Niektóre poparzenia sięgały aż do kości, delikatne mięśnie dłoni i nadgarstka były trwale uszkodzone i ściągnięte, poprzerastane bliznami i często dające o sobie znać bólem.
Bardziej od niesprawnej dłoni irytowała go chyba tylko blizna na prawym policzku, części żuchwy i kawałku szyi. Nieważne jak się ubrał, jak wysoki golf założył i jak ułożył swoje włosy — ludzie i tak zawsze się gapili. Nienawidził tego wzroku — zaciekawienia, współczucia, czasem lekkiego obrzydzenia, jakby był jakimś dziwadłem albo rozrywką dla bandy wiejskich przygłupów. Choć miastowi wcale nie byli pod tym względem lepsi.
Z irytacją zerka na telefon, gdy dostaje powiadomienie z kamer przed domem. 41 minut spóźnienia… Włącza podgląd na podjazd by ocenić swoją nową pielęgniarkę, jej paskudnie krzykliwy stary samochód, niezbyt wyszukany strój jak na pierwsze spotkanie i transporterek z kotem. Albo była głupia i leniwa, że nie zapoznała się z umową albo bezczelna i należało ją utemperować. Zamyka podgląd kamery i po raz setny poprawia się w fotelu szukając wygodnej pozycji. Układa prawą dłoń tak, by nie widać było groteskowo wykrzywionej dłoni, przechyla lekko głowę, by nieco ukryć blizny i czeka.
Gdy młoda kobieta zjawia się w salonie mierzy ją wzrokiem z zaciekawieniem. Ocenia każdy szczegół — jej postawę, ubiór, to jak się prezentowała i mówiła.
— Słaba wymówka jak na spóźnienie 41 minut. Trzeba było pomyśleć o tym i wyjść odpowiednio wcześnie — odzywa się. Nie wita jej, nie wskazuje miejsca, gdzie mogłaby usiąść, ani nie wymienia uprzejmości. Pielęgniarka nie zasłużyła sobie na to wszystko okazując mu tak jawne lekceważenie i to jeszcze przed rozpoczęciem pracy.
Jego głos jest chłodny i nieprzyjemny, nieco ochrypły z powodu wypadku. Krzywi się lekko słysząc jej kolejne słowa.
— Tak, najwyraźniej ma pani problem ze zrozumieniem podstawowych informacji i dokładnym czytaniem tekstów — odpowiada. Złośliwie chwyta ją za słówka. — W umowie był wyraźny punkt żadnych zwierząt, a tymczasem przywiozła tu pani swojego śmierdzącego kota. Proszę się go pozbyć, jeśli chce pani tu pracować. Chociaż… — wpatruje się w nią z niechęcią i wyraźną wyższością. Po raz kolejny ocenia ją mierząc spojrzeniem z góry na dół. — Chyba nie nadaje się pani do tej pracy skoro punktualność, zrozumienie i trzymanie się zasad są dla pani tak trudne. Nie sądzę bym zaufał pielęgniarce, która nie potrafi zrozumieć prostego tekstu w swoim ojczystym języku. Jak miałbym oczekiwać, że w takim razie nie poda mi pani niewłaściwej kroplówki lub szkodliwej dawki środków przeciwbólowych. Może pacjentom w szpitalu wystarcza widok ładnej pielęgniareczki, ale ja oczekuję kompetencji i profesjonalizmu — mówi ostro. Pewnie gdyby nie jej skromny ubiór i zakrywający ciało sweterek ostro skomentowałby również kwestie jej urody i wdzięków. Niektóre pielęgniarki przesadzały ze strojem i podkreślaniem swoich atutów, czym od razu traciły w jego oczach. Pod tym jednym względem Pani Munson wykazała się jakimś rozsądkiem.
Usuńmilutki szef, Zhi Hao
[Oficjalnie witamy z Zhi i obiecujemy zatruć jej życie jak się tylko da! ♥]
[Przyznam że pierwszym pytaniem jakie przyszło mi do głowy, gdy odkryłam z kim na co dzień musi mierzyć się ta biedna kobieta było jak ona to znosi. Jasne, doskonale rozumiem, że przy odziedziczeniu tak ogromnych długów nie miała za bardzo innego wyjścia, ale i tak niezwykle podziwiam ją za wytrwałość (choć i tak zastanawiam się czy warto tak bardzo rujnować sobie psychikę).
OdpowiedzUsuńŻyczę samych porywających wątków i masy weny.]
Delio, Liberty, Angelo & Monti
— Na przyszłość proszę pamiętać, by punktualnie przyjechać, a nie wyjechać. To jednak dość istotna różnica — znów łapie ją za słówka udowadniając jej jak bardzo głupia była, nawet w swoich nieudolnych przeprosinach.
OdpowiedzUsuńZ zaciekawieniem obserwuje jak postawa pielęgniarki się zmienia, jak niepewność i lekkie zagubienie ustępuje miejsca irytacji i determinacji. Mała buntowniczka? To mogło być ciekawe… Do tej pory większość jego pielęgniarek było raczej dość potulnych i wrażliwych, łatwych do zaszczucia, tak słabych, że szybko zaczynały głupio się mylić lub mieć problem z prawidłowym podłączeniem kroplówki z powodu trzęsących się dłoni. Zwykle same odchodziły, czasem zwalniał je widząc, że potrafiły się na to zdobyć i jedynie go irytowały. Pielęgniarka z charakterkiem była czymś nowym.
— Czyli świadomie ignoruje pani zasady? — pyta, patrząc jak pani Munson bez pozwolenia zajmuje miejsce na kanapie naprzeciw niego.
Buntowniczka do tego bezczelna. Ciekawe…
Powinna go tym irytować, ale o wiele bardziej irytowały go te wszystkie baby z misją, współczuciem i potrzebą naprawiania świata i jego samego.
Słucha jej pełnych determinacji słów i patrzy jej prosto w oczy, ciekaw kiedy dziewczyna się podda, zawstydzi lub odwróci wzrok.
— Oceniam pani zdolność do stosowania się do zasad — odpowiada chłodno. Pielęgniarka wciąż z determinacją patrzy mu w oczy, wciąż walczy i usiłuje z nim polemizować. Zhi czuje, że powinien utemperować tą bezczelną gówniarę. Ledwie skończyła studia i popracowała kilka miesięcy w szpitalu, a zachowywała się jakby miała cokolwiek wartościowego do powiedzenia.
Zhi uśmiecha się z rozbawieniem.
— Brawo, udowadnia mi pani, że jednak przeczytała umowę i zapoznała się z dokumentacją medyczną, którą pani przesłałem. Imponujące, oczekuje pani za to wyrazów uznania? Premii? — pyta złośliwie, po raz kolejny mając chęć zarzucić kobiecie bezczelność.
Ma chęć dodać jeszcze coś na temat jej CV wzorowej studentki, ale jej kolejne słowa nieco go zaskakują. Przechyla odrobinę głowę nie pilnując już tego, by jak najmniej pokazywać swoje blizny. Pierwszy raz od czasu, gdy zaczął zatrudniać asystentów medycznych lub pielęgniarki, ktoś nie pierdolił bzdur o misji, powołaniu, o tym, że chce być nie tylko pracownikiem, ale przyjacielem. Nie chciała jego sympatii, ani nie zamierzała włazić mu w tyłek udając słodziutką?
Jego zaintrygowanie miesza z pragnieniem wytestowania jej granic, sprawdzenia czy rzeczywiście była tak profesjonalna, na jaką chciała się kreować.
— Nie zależy pani na sympatii pacjenta? Może jeszcze nie robi pani tego z powołania i altruistycznej chęci pomocy cierpiącym tylko dla pieniędzy? — pyta przekornie, choć zna odpowiedź. Gdyby było inaczej nie rzuciłaby pracy w szpitalu i nie zgodziła się pracować dla niego. Każdego można było kupić, nawet największego idealistę, a on lubił sprawdzać na jak wiele mógł się posunąć i za jaką cenę.
Słyszy jej kolejne słowa, i to jak nowa pielęgniarka sama usiłuje stawiać mu granice. Jakby na przekór odrywa spojrzenie od jej oczu i, wręcz ostentacyjnie, przesuwa wzrokiem po jej sylwetce oceniając dokładnie każdy element jej ubioru, pozę w jakiej siedziała i niewątpliwe walory estetyczne. Dopiero potem powraca spojrzeniem do jej twarzy, studiuje delikatny makijaż, który niemal nie rzucał się w oczy.
— Nie będę nawiązywał jeśli nie da mi pani do tego powodu — odpowiada chłodno. — Na ten moment to chyba jedyna rzecz jaką jestem w stanie docenić. Prosty i schludny ubiór, bez zbędnego epatowania wdziękami i wyzywającego makijażu. Lubię wiedzieć, że zatrudniam pielęgniarkę, a nie striptizerkę udającą pielęgniarkę. Jeśli chce pani profesjonalnego traktowania, proszę zachowywać się i ubierać profesjonalnie. Poza godzinami pracy również — dodaje.
Po raz kolejny poprawia się w fotelu. Nieprzyjemne mrowienie i bolesne kłucie nie pozwala mu znaleźć wygodnej pozycji, ani skupić się na rozmowie. Ostrożnie podnosi się z fotela. Opiera o stojącą obok laskę i podchodzi do niedużego stolika, na którym przygotowana była teczka z dokumentami. Podnosi ją i wyciąga w stronę pani Munson, czekając aż młoda kobieta podejdzie i weźmie od niego papiery.
Usuń— Tu ma pani mój plan dnia, rozpiskę wszystkich leków i ich dawkowanie, oraz zaleceń lekarza i fizjoterapeuty. Również kontakt do mojego lekarza i grafik wizyt domowych fizjoterapeuty, który pokaże pani co powinna pani robić. Proszę się z tym zapoznać, koniecznie ze zrozumieniem. I pozbyć się kota. Oczywiście, o ile nadal chce pani tu pracować.
Zhi, i jego ambicja rujnowania jej psychiki ♥
[Człowiek, żeby wyjść na prostą, jest w stanie wiele wytrzymać i wielu rzeczy dokonać, a Ravelin jest tego dobrym przykładem. Nawet, jeśli się nie uda, to grunt, że spróbowała, a ja trzymam kciuki, żeby Mariesville przyniosło jej szczęście! Powodzenia z kolejną postacią, udanej zabawy! :)]
OdpowiedzUsuńTanner Gentry
& Rowan Johnson
[ Co za piękna pani nam się objawiła. Bardzo szkoda, że taka biedna duszyczka trafiła do takiego zrzędy jaki Zhi, niech mu lepiej da popalić (... hehe).
OdpowiedzUsuńSuper napisana karta. Aż bym ją wyściskała. I kartę I Ravelin.
Życzę dużo wspaniałych wątków i zapraszam do siebie, jeśli jest chęć. ]
Noah Leeder