28.09.2024

[KP] Josephine Vale


Niedawno doszła do wniosku, że tak naprawdę, nigdy nie była do końca dzieckiem. Paradoksalnie, dopiero w momencie gdy skończyła szkołę i zaczęła stawiać pierwsze samodzielne kroki w dorosłym życiu, poczuła się odrobinę spokojniejsza. Wreszcie mogła przynajmniej częściowo wyzbyć się obowiązku opieki nad matką. Wciąż wysyła jej SMS-em przypomnienia o zapłacie rachunków i opłaceniu ubezpieczenia, a wieczorami dzwoni upewniając się, że ta na pewno zjadła cokolwiek i nie żyła jedynie słowami namiętnie wystukiwanymi w klawiaturę komputera. Lubi racjonalizować w swojej głowie fakt, że to właśnie ten odroczony bunt młodzieńczy był źródłem jej złych wyborów, zwłaszcza na polu romantycznym, kończących się równie burzliwie jak najczęściej się rozpoczynały. Dzisiaj chciałaby wierzyć, że ten okres jest już dawno za nią, a po nim nastąpi stabilizacja do jakiej ostatnio szczególnie jej tęskno. Nie umie jednak kryć dumy na myśl, że kawiarnia będąca rodzinnym biznesem, wciąż czująca na sobie ciężar długów zaciągniętych przez jej ojca, gdy była zaledwie małą dziewczynką, zaczęła wychodzić na prostą i Jo już od dawna nie dołożyła od siebie nawet dolara na dalszą działalność. Nauczyła się dość brutalnie, na własnej skórze, że nie kupi za pieniądze szczęścia, ale nic tak bardzo nie sprawiło, że poczuła się finansowo bezpieczna, jak dodatkowe zero na koncie.

po prostu Jo · trzydzieści dwa lata, urodzona i wychowana w Mariesville przez dziadków i matkę · miejscowa przedsiębiorczyni · małe mieszkanie na trzecim piętrze kamienicy w dzielnicy Downtown · właścicielka Under The Apple Tree oraz cukierniczka · zdiagnozowany dwa lata temu zespół lęku uogólnionego
Josephine Vale


z reguły nie znikamy, gdy już się zakotwiczymy na dłużej. zapraszamy na przygody
wizerunek Barbary Shilovej, w tytule Cat Power
kontakt mailowy: zasmucony.melepeta@gmail.com

7 komentarzy:

  1. [Hej,

    Przyznaję, że mina pani zerkającej ze zdjęcia zarazem sprawiła, iż poczułam lekki dreszcz, jak i jeszcze większą chęć na zapoznanie się z losami Jo i podjęcie próby zrozumienia cóż może stać za tak buntowniczym zmarszczeniem brwi. Mimo, iż początkowo chyba spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego, po bliższym zaznajomieniu się ze specyfiką GAD, stwierdzam, że szczerze współczuję jej borykania się z tą dysfunkcją. Mam jednak nadzieję, że na jej drodze znajdzie się w końcu ktoś, kto przytuli ją do swojego serca na dłużej niż tylko kilka krótkotrwałych spotkań.
    Życzę samych porywających wątków oraz całego oceanu weny, a w razie chęci zapraszam na wspólną burzę mózgów.]


    Manar, Delio & Liberty

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dobry wieczór :) Pierwsze zdanie jest tak brutalne, aż zatrzymałam się na jego kropce dłuższą chwilę. Karta niezwykle dojrzała i życiowa, podoba mi się, jak zaprezentowałaś Jo. To jest kobieta, która widzi świat w szarościach, ale nie ma złudzeń co do czarno-białych obrazków, czyż nie? Szkoda, że nie może pozwolić sobie na zmarnowanie kilku groszy i chwilę beztroski, to się przydaje. Trzeba się czasami rozpieszczać, aby czuć że się żyje!
    Bardzo przykre jest to, że musiała zbyt szybko poznać smak odpowiedzialności. Smutne to, ale tak realne... Obudziłaś we mnie jakąś melancholię. Wraca do mnie znów to pierwsze zdanie... I mam taki wniosek - Gorzki los słodkiej panny. Myślę, że nieprzypadkowo dobrałaś jej zawód, ciekawa jestem, co los dalej jej zgotuje. :)
    Życzę Wam kilku rzeczy - dobrych i wciągających wątków, ekscytacji dla Jo, miłości która szybko nie zgaśnie, nieprzespanych nocy przez nowe i piękne kolory, które zamalują trochę szarości. Zostańcie z nami jak najdłużej, proszę zarzucić ciezka kotwicę! :3 ]


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  3. [Och tak, to dodatkowe zero na koncie na pewno chciałby zobaczyć każdy z nas! Świetnie, że w historii Jo pojawiło się światełko w tunelu, i że Under The Apple Tree zaczęło na siebie zarabiać. Jedna troska z głowy, powiedzmy. Intrygująca ta Twoja kobietka, muszę przyznać szczerze, szczególnie jak przeczyta się tę kartę drugi raz, ale będąc już świadomym zaburzenia, z którym się boryka. Daje to trochę inne spojrzenie na całość :) Życzę dobrej zabawy! I proszę przyszykować solidny łańcuch i zarzucić kotwicę, bo Josephine na pewno będzie miała tutaj co robić!]

    Rowan Johnson

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć. Bycie dojrzałym nad swój wiek wcale nie jest takie fajne, jak się na pierwszy rzut oka wydaje, i często odbija się czkawką w dorosłym życiu, więc współczuję Jo skradzionego przez parentyfikację dzieciństwa. Zaprosiłabym do siebie, bo pewnie na tym polu dziewczyny nieźle by się porozumiały, ale dzieli je trochę lat i nie bardzo mam pomysł, w jakich okolicznościach mogłyby się spotkać. Jestem otwarta na propozycje, jeżeli Tobie coś przychodzi na myśl, a jeżeli nie, może w przyszłości uda się skrzyżować ich ścieżki. Wciągających wątków!]

    Vima Malkovich

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hej :) Ciężko ma dziecko zmuszone przez środowisko do przejęcia roli dorosłego. Z pewnością przekłada się to w późniejszych latach na psychikę - tak obstawiam, że lęk uogólniony, z którym Jo obecnie się zmaga mogło być tego konsekwencją. Wszystko bowiem zaczyna się w dzieciństwie. Cieszę się, że Jo może trochę odetchnąć, zważywszy na to, że ich rodzinny biznes zaczął wychodzić na prostą.
    Życzę wielu spędzających sen z oczu wątków i nieco uśmiechu na twarzy Josephine, a w razie chęci zapraszam do nas :)]
    Erin Holland

    OdpowiedzUsuń
  6. [Wpadłam poinformować, że odezwałam się na maila.]

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwszy kwartał spędzony w Mariesville przeleciał mu niemal w całości pod znakiem przyzwyczajania Rosy do znacznie spokojniejszego stylu życia niż ten, którym wcześniej była otoczona, ganianiu po całym miasteczku za wiecznie uciekającymi, a przy tym kompletnie nietykalnymi babcinymi gęsiami oraz naprawianiu ogrodzeń, półek oraz wszystkich tych pozostałych rzeczy, które wymagały pilnej konserwacji przed pierwszymi opadami śniegu. Doprawdy, pierwszy raz od wielu lat nie mógł już doczekać się Bożego Narodzenia, kiedy to nawet wiecznie zajęta czymś Brea nieco zwalniała swe zwykłe obroty, pozwalając zarówno sobie jak i pozostałym domownikom na chwilę wytchnienia.
    Tak było zwykle, bo parę dni temu staruszka niespodziewanie spadła z krzesła, łamiąc prawe biodro, ponieważ ubzdurała sobie, że pod nieobecność wnuka porozwiesza Halloweenowe ozdoby, robiąc tym samym niespodziankę przebywającej w szkole prawnuczce. Skończyło się tym, że najpierw przeleżała kilka godzin na podłodze w salonie, gdzie po swoim powrocie z pracy został ją Liberty, a potem jeszcze wykłócała się z nim zażarcie przez całą drogę powrotną ze szpitala, twierdząc że nie jest jeszcze na tyle ułomna, by musiał stale się nią opiekować. Ba, zapewniała go nawet uparcie, że wstanie już nazajutrz po otrzymaniu wypisu i groziła, że jeśli choćby spróbuje dać jej do ręki kulę, to ona go nią po prostu prześwięci przez ten durnowaty łeb. Jednym słowem zachowywała się niczym rozkapryszone dziecko, a on miał przed sobą naprawdę ciężkie miesiące. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że o ile z samodzielnym przygotowywaniem zwykłych, mało skomplikowanych posiłków od czasu przejęcia pełnych praw rodzicielskich nad małą radził sobie całkiem nieźle, to z tymi wykwintniejszymi nadal bywało różnie, a o pieczeniu ciast lepiej było w ogóle nie wspominać. Jego największy wyczyn w tej kwestii stanowiło ciasto marchewkowe i poza tą bezpieczną granicę ruszać się nie zamierzał. Szczególnie wtedy, gdy osobą oceniającą jego zdolności kulinarne miała być emerytowana cukierniczka.
    - Pilnuj jej dobrze, Jack. – Rzucił jeszcze do młodego szatyna, wnuka jednej ze znajomych seniorki nim wreszcie wraz z pasierbicą i wierną Naren na smyczy skierował się tego popołudnia do Under the Apple Tree z zamiarem kupna czegoś słodkiego na wieczór (przyjazdu mobilnej cukierni oczywiście znowu zapomniał wcześniej dopilnować).


    Liberty [Przybywam z obiecanym zaczęciem.]

    OdpowiedzUsuń