Patricia Amaya
35 lat / Pochodzi z hiszpańskiej Asturii / Przeprowadzka do Mariesville w 5 roku życia / Pracuję jako florystka w The Pink Flower / mieszkanie w Downtown / Problemy zdrowotne / blizny na nadgarstkach, chowane długimi rękawami / Powiązani.
Dziewczyna z sąsiedztwa, którą wszyscy dobrze znają. Codziennie mijasz ją na chodniku, gdy przemierza ją z laseczką w dłoni, spiesząc się do pracy. Z wiecznym uśmiechem idzie przez życie, mimo faktu iż uśmiechać się idzie jej z każdym rokiem coraz trudniej. Zatem cieszy się każdym dniem, jakby to był ostatni, w którym może widzieć.
Trzydziestopięcioletnia Patricia ma korzenie hiszpańskie. Wczesne dzieciństwo było normalne. Żyła i dorastała z rodzicami i dwójką starszego rodzeństwa. W domu jednak się nie przelewało. Nie chodzili co prawda głodni, jednak od czasu, gdy zdiagnozowano u niej postępujące odwarstwienie siatkówki, zaczęło być nieciekawie. Rachunki rosły, a kasy ubywało. Musiała zadowolić się okularami, mimo zaleceń lekarzy, którzy radzili jej poddać się operacji póki była jeszcze dzieckiem, ale nie mieli pieniędzy. W wieku 5 lat po ciągłych kłótniach z tym związanych, musieli sprzedać dom, który poszedł na aukcji, by chociaż trochę pokryć koszty. Jednak tym samym trafili na "ulicę". Za ostatnie pieniądze kupili bilety w jedną stronę i wyruszyli w nieznane opuszczając znajome kąty.
Mariesville stało się drugim domem, acz łatwo nie było. Musieli zacząć wszystko od początku. Tutaj uczęszczała do szkoły i poznała zawód adekwatny do jej "problemów", wybierając rzeźbę. Jednak od lat kochała kwiaty, więc szła też i w tym kierunku. Cieszył ją wakat w kwiaciarni, bo miała ukryte marzenie, by zebrać odpowiednią ilość pieniędzy na leczenie, aby chociaż trochę lepiej widzieć. Nie spodziewa się cudu nagłego odzyskania wzroku w stu procentach, ale chciała by móc oglądać świat w minimalnym chociaż zakresie. Leczenie jest kosztowne, gdyż z wiekiem widziała juz gorzej, a to co już uzbierała, to ułamek tego, ile było potrzebne do wdrożenia pełnego leczenia. Jednak wciąż wierzy, a rodzina wraz z nią, że kiedyś się uda.
Witamy się. Coś tu u góry sobie jest. Zardzewiałam w pisaniu kart. Zapraszamy do wąteczków i powiązań. Fc: Christian Serratos. Kontakt: padmeamidala011@gmail.com
[Przepraszać z pewnością nie ma za co, bo historia Patricii wyszła aż za prawdziwie (a wiesz mi, że z autopsji wiem o czym mówię). Niestety tego typu choroby wśród stosunkowo młodych ludzi wbrew pozorom nie zdarzają się aż tak rzadko jak szczęśliwie w pełni zdrowej części społeczeństwa mogłoby się wydawać. Szczerze współczuję jej tych wszelkich tłumaczeń, które pojawiają się zapewne niemal z automatu na jej języku, gdy tylko ktoś obcy zaczyna znowu mierzyć ją dziwnym wzrokiem, nie potrafiąc (a może zwyczajnie nie chcąc - tego aspektu w wielu przypadkach do dziś nie rozgryzłam) pojąć, że zdecydowana większość chorób na tym świecie nie zna pojęcia wieku ich posiadacza. Miło jednak wiedzieć, że mimo tak poważnych problemów zdrowotnych udało jej się przynajmniej w pewnym stopniu połączyć pracę z pasją.
OdpowiedzUsuńŻyczę samych porywających wątków i masy weny.]
Adora, Delio, Monti & Liberty
[Cześć! Naprawdę biedna ta twoja Patricia, problemy ze zdrowiem, a już szczególnie gdy w grę wchodzi wzrok, to prawdziwa życiowa tragedia. Od razu pomyślałam o tym, że będąc częścią społeczności Mariesville, na pewno może liczyć na głębokie wsparcie mieszkańców, oby dzięki temu malowała jej się piękna przyszłość! :)
OdpowiedzUsuńMiło też widzieć, jak nasze blogowe grono autorskie poszerza się o twórców, którzy wracają po przerwie. Życzę dużo weny, wiele porywających wątków i motywacji w kontynuowaniu historii Patricii! ♥️
Niestety nie mogę zaprosić do wspólnego pisania, bowiem mam już tego za dużo. Może kiedyś! :)]
Jax Moore, Edward Murray & Maddie Green
[To najbardziej przykre, gdy człowieka nie stać na to, żeby zadbać o zdrowie. Myślę, że gdyby utworzono w Mariesville zbiórkę, na pewno znalazłoby się całe mnóstwo chętnych osób, które dorzuciłyby swojego centa, w tym także Rowan. Mam nadzieję, że spotka ją tutaj dużo szczęścia, a na Ciebie spadnie cała masa wciągających wątków. Życzę dużo dobrej zabawy na blogu! :)]
OdpowiedzUsuńRowan Johnson
[Cześć :) jeju, ale mocno doświadczyłaś tę kobietkę. Bardzo to przykre, gdy trzeba zmienić swoje życie i walczyć o to co ważniejsze, szczególnie, że trzeba dokonywać takich ciężkich wyborów i czasami przewartościować wszystko! Takiej rodziny, która ją wspiera to tylko pozazdrościć!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mimo problemów odnajduje się w Marsieville i spokój i sielankowość tego miejsca dobrze na nią wpływa. ;) A po kwiatki do niej Abigail na pewno regularnie przyjeżdża, aby ozdobić pensjonat!
Dobrej zabawy dla was obu <3]
Abigail
[Hej,
OdpowiedzUsuńOdezwałam się na maila z propozycją powiązania (mam nadzieję, że doszło pod dobry adres].
Choć od dnia, w którym matka podrzuciła ją do nigdy niewidzianego wcześniej dziadka, twierdząc że to tylko na parę miesięcy, bo pojawi się już na jej najbliższe urodziny, minęły ponad dwa lata, Adora wciąż nie potrafi zmusić się, by nazwać Mariesville swoim nowym domem. Jedyną jego nędzną namiastką wciąż jest dla niej stary SUV Lorenzy, a ten stały nigdy nie istniał. A gdyby tego było mało, staruszek po dłuższym poznaniu nadal zdaje się posiadać zdecydowanie niewielką część tych wszystkich wspaniałych cech, o których wspominała niegdyś w swoich historiach jej rodzicielka. Przestarzałe reguły, które stosuje niemal na każdym kroku niejednokrotnie sprawiają, że czuje się po prostu jego więźniem. Jasne, rozumie że zwyczajnie troszczy się o jej bezpieczeństwo, ale czy naprawdę za wszelką cenę musi starać się trzymać ją tak blisko siebie, nie pozwalając choćby na parogodzinną podróż nawet do pobliskiego Camden, nie wspominając już o szerszym świecie ?
OdpowiedzUsuńA co chyba najgorsze, za każdym razem, gdy wcześniej usiłowała zagadnąć go o swojego ojca, wpadał w wyraźną wściekłość, zmuszając ją po dłuższym czasie do bezwarunkowej kapitulacji. Sam fakt jednak, że przestała zadawać mu pytania na ten niezwykle nurtujący temat, nie znaczył jeszcze oczywiście, że nagle przestała również rozmyślać jak bardzo tragiczne grzechy musiał niegdyś popełnić jej padre, skoro dosłownie wszyscy, z którymi próbowała o nim do tej pory porozmawiać albo milczeli niczym grób albo szybko zmieniali temat. Niejednokrotnie głównie to było powodem jej głębokiego roztargnienia w trakcie wykonywania codziennych obowiązków domowych.
- Adora, kurwa, mówię do ciebie ! – Aarón zwykle w momentach, gdy jest ignorowany nie bawi się w uprzejmości, więc i teraz oprócz wzmocnienia tonu swojej wypowiedzi przekleństwem, potrząsa wnuczkę mocno za ramiona. – Czy ty naprawdę nie możesz mieć trochę więcej kontroli nad tym pierdolonym szynszylem ? Znowu dobrał się do firanek ! – Podstawia jej pod nos poprzegryzany w wielu miejscach kawałek materiału jeszcze do niedawna wiszący na jednym z kuchennych okien.
W odpowiedzi dziewczyna zerka na staruszka spod byka, odbierając od niego nieszczęsną firanę, z którą znika następnie w swoim pokoju. No i o co były te wszystkie nerwy, przecież zaraz ją pozszywa tak, że po ostrych ząbkach Iposa nie będzie najmniejszego śladu. Pomijając już, że i tak jest tak stara i zużyta, że lada moment będzie trzeba zwyczajnie wyrzucić ją do śmieci i zastąpić nową.
- Proszę bardzo. – Mruczy obrażonym tonem, rzucając ją na kuchenny stół i bezczelnie przeciskając się obok mężczyzny stojącego w progu ze skrzyżowanym na piersiach rękoma. Cała jego postawa wręcz krzyczy, że ma jeszcze do niej o coś żal, lecz ona nie zamierza słuchać tego ani o sekundę dłużej. Chwyta więc w przelocie pierwszy lepszy płaszcz ze stojącego w przedpokoju drewnianego stojaka i pośpiesznie wychodzi na dwór, z całej siły trzaskając drzwiami z mocnym postanowieniem, że dzisiaj już tutaj nie wróci. W tym momencie nie ma jeszcze co prawda konkretnego planu na spędzenie reszty tego jakże cudownego dnia, ale nie zamierza się tym przejmować. Ostatecznie nawet w tak niewielkiej mieścinie zawsze znajdzie się jakaś mniejsza lub większa grupka młodych ludzi, którzy podobnie jak ona mają olbrzymie problemy ze swoimi dominującymi opiekunami. Wystarczy trochę cierpliwie zaczekać...
Tym razem nie trwa to nawet zbyt długo, bo już po niespełna pół godzinie, sama nie do końca wiedząc w jaki sposób do tego doszło, ma już pierwszą butelkę czystej za sobą. A potem idzie to jak zwykle samo aż do czasu, gdy poranna mżawka nie zaczyna ni stąd ni zowąd przeistaczać się w ulewę, więc wszyscy postanawiają się rozejść. Tyle że przez te kilka godzin zdążyła się już zapuścić całkiem daleko od domu, a nogi ledwie ją niosą. Mniej więcej w połowie drogi postanawia więc na parę minut przysiąść na ławce, by złapać drugi oddech. Przynajmniej tak planowała, bo chyba jednak zmęczenie musiało wziąć nad nią górę, skoro w chwili, gdy ktoś zaczął ją niespodziewanie szturchać, jej ubranie było już prawie przemoczone, a gdy stanęła jako tako na drżących nogach, ziemia zaczęła nagle wirować przed jej oczami w jeszcze większym tempie niż wcześniej.
Usuń- Co jest ? – Rzuca z ogromnym trudem, czując jak jakieś obce ręce chwytają ją za ramię i gdzieś ciągną. W normalnych okolicznościach na pewno usiłowałaby stawiać zawzięty opór, ale teraz jest już w tak podłym stanie, że ma na wszystko kompletnie wywalone. Chce tylko jak najszybciej zyskać możliwość ponownego pogrążenia się w czułych ramionach Morfeusza.
***
Gdy wreszcie się z nich wyrywa, nie ma zielonego pojęcia jak długo spała ani dlaczego właściwie nie dotarła do własnego domu, a już tym bardziej gdzie się konkretnie znajduje. Pamięta tylko, że usiadła na moment na ławce w parku, bo nagle poczuła się zbyt zmęczona, by jakoś doturlać się pod odpowiedni adres. Instynktownie rozgląda się więc za kimś, kto mógłby jej na te pytania udzielić odpowiedzi. A ponieważ nikogo takiego w najbliższej okolicy nie widzi, zmusza się do niezwykle powolnego ruszenia czterech liter. Potykając się o stojące jej na drodze meble i przeklinając cicho pod nosem, Adora dociera wreszcie do kuchni, w której zauważa dobrze znaną florystkę (łeb dosłownie jej rozsadza, więc nie potrafi przypomnieć sobie pełnego brzmienia jej imienia, chyba coś na P.…).
- Co się stało, jakim cudem się tu znalazłam ? – Pyta, a właściwie bełkocze, bo nadal jest zbyt bardzo nietrzeźwa, by mieć pełną kontrolę nad językiem.
Mała buntowniczka (w innym wymiarze)
[Hej, dziękuję za tyle miłych słów! ;))
OdpowiedzUsuńOj, Nancy na pewno nie powiedziałaby, że zasługuje na medal, ale z kwiatów bardzo by się ucieszyła, chociaż nadal twierdziłaby, że to niepotrzebnie dostała, taka już jest.
Ale historię zgotowałaś swojej pani, jest bardzo dzielna, niech się nie poddaje i oby udało się zebrać pieniądze na leczenie, Nancy na pewno bardzo mocno jej kibicuje.
Dużo weny i bawcie się dobrze!]
Nancy Jones
W normalnych okolicznościach, widząc jak prawie niewidoma kobieta usiłuje usunąć z podłogi odłamki szkła, Adora z całą pewnością wyjęłaby jej zmiotkę z rąk, by zwyczajnie zrobić to za nią. Od, zwykły ludzki gest należący się szczególnie komuś, kto zgarnął ją wcześniej z ulicy, nie pozwalając, by dostała zapalenia płuc od istnych strug deszczu lejących się za kołnierz (choć i tak da sobie obie ręce uciąć, że bez przeziębienia się tym razem nie obejdzie, w końcu temperatury panujące w ostatnich dniach do najwyższych już nie należały). Teraz jednak wciąż jest zanadto wstawiona, by choćby myśleć o wykonywaniu jakichkolwiek obowiązków domowych. Stoi więc tylko oparta jedną ręką o framugę, zastanawiając się co powinna zrobić ze sobą dalej. Jasne, najrozsądniej byłoby teraz po prostu wrócić do domu i wślizgnąć się do środka przez jedno z uchylonych okien w rzadko używanej sypialni przeznaczonej dla gości, które nie wiedzieć czemu dziadek permanentnie zapomina zamykać na noc, sprawiając że w połowie chałupy jest później zimno niemal jak w lodówce. Jest tylko mały problem – mimo krążącego w żyłach alkoholu wciąż jest na niego zdecydowanie za bardzo wściekła, by otwarcie przyznać, że mógł mieć trochę racji, bo faktycznie tego ranka zapomniała zatrzasnąć drzwi do swojego pokoju, więc niszczycielski szynszyl szalał wesoło po wszystkich pomieszczeniach, wydając zaciętą wojnę każdej rzeczy znajdującej się w zasięgu jego ząbków.
OdpowiedzUsuń- Dziękuję. – Kiwa ospale głową, gdy ciemnowłosa wspomina o kąpieli.
Chyba rzeczywiście najwyższy czas wziąć prysznic, to raz. Dwa, czuje że zaraz zwymiotuje, a nie chce przecież dokładać swojej wybawicielce dodatkowych problemów. Sama nie ma zielonego pojęcia ile dokładnie czasu spędziła z głową w toalecie, ale gdy wreszcie wychodzi z łazienki, ma wrażenie że właśnie straciła walkę z rozjuszonym bykiem. I po co jej było aż tyle pić...
- Nigdy więcej. – Rzuca jeszcze starym jak świat hasłem nim wraca ponownie w świat snu.
Adora
[Brzmi sensownie. Może dziewczyna znowu pokłóciła się z dziadkiem, tylko tym razem nieco mniej, więc dla odmiany zamiast szwendać się po okolicy ze swoimi przyjaciółmi, pojechała gdzieś konno.]
[Cześć. Oj tak, Vima miała w życiu pod górkę, ale mam nadzieję, że gorsze czasy już za nią. Patricia niestety też doświadczyła niemałych trudności. Trzymam kciuki, by udało się jej zebrać środki na operację, w końcu nawet częściowa utrata wzroku musi być utrapieniem. Obecnie nie przychodzi mi do głowy, jak można by je powiązać, ale jak na coś wpadnę, to dam znać. Dziękuję za miłe słowa i udanych wątków!]
OdpowiedzUsuńVima Malkovich
Adora jest już od dawna przyzwyczajona do tego, że w sytuacji, gdy czuje się nieco gorzej z powodu własnej wcześniejszej głupoty, musi radzić sobie całkowicie samodzielnie. Dziadek zawsze stoi wówczas oparty plecami o najbliższą ścianę ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami i patrzy na nią z tą swoją miną w stylu i coś ty sobie, mała, myślała. Czasem zdobywa się też na rzucenie jakiejś kąśliwej uwagi, za co obrywa mu się od wnuczki krzywym spojrzeniem, które zdaje się go tylko trochę rozbawiać. Nie dziwi ją wobec tego, że i poprzedniego wieczoru musiała poradzić sobie w łazience sama.
OdpowiedzUsuńW zdecydowanie większe osłupienie wprawia ją raczej widok, który widzi nazajutrz w kuchni, a zauważając lekki uśmiech na twarzy Patricii (po wytrzeźwieniu przypomniała sobie wreszcie pełne imię swojej wybawicielki), instynktownie cofa się kilka kroków, zastanawiając się czy aby ta nie stara się zastawić na nią jakiejś nieprzyjemnej pułapki. Abuelo nie tylko nigdy w życiu po takim wyskoku nie zaproponowałby jej zrobienia śniadania, ale także pognałby ją później do wykonywania zwykłych obowiązków domowych. Skoro jednak czmychnąć kobiecie bez swojego ubrania nie czmychnie, musi wziąć się w garść i coś odpowiedzieć zanim panująca między nimi cisza stanie się zbyt krępująca.
- Dzień dobry. – Mówi wesoło, choć oczy nadal starannie śledzą każdy jej ruch. Tak na wszelki wypadek, gdyby coś poszło nie tak i trzeba było czym prędzej się ewakuować. – Dziękuję za przenocowanie. – Dodaje, gryząc się mocno w język, by nie dorzucić, że musi uciekać, bo dziadek na pewno zdążył się już zacząć zamartwiać jej przedłużającą się nieobecnością. Ostatecznie przed powrotem do domu może chyba sobie jeszcze pozwolić na jakąś przekąskę. – Masz tu może jakieś płatki albo owsiankę ? – Pyta, spośród tych kilku dań, które przechodzą jej przez głowę, wybierając te względnie najbezpieczniejsze dla zmęczonego żołądka. – Jeśli chcesz, chętnie ci pomogę. – Dodaje, decydując się w końcu przekroczyć próg pomieszczenia. – Powiedz mi tylko co szykujesz.
Adora
Nie fajne życie? Ano, jest niezbyt fajne, ale od czegoś trzeba zacząć, żeby napisać dla AJ nową historię. Już taką lepszą. Patka widzę, że też nie ma lekko. Myślę jednak, że Arch chętnie będzie korzystał z usług florystki. Jakby nie było, chętnie też dorzuci się do zbiórki na leczenie, jeżeli Patricia postanowi taką założyć. Bo chłopak kasę ma i jej nie żałuje.
OdpowiedzUsuńNa dniach napiszę rozpoczęcie w takim razie :)
ARCHER JACOBSON
Grzebiąc w odpowiedniej szafce usiłuje sobie przypomnieć kiedy ostatnio tak dokładnie miała okazję zjeść normalne śniadanie. W nawale obowiązków związanych z prowadzeniem dziadkowego gospodarstwa często albo w ogóle o nim zapomina albo tylko przegryza jakieś jabłko czy bagietkę gdzieś między karmieniem zwierząt, zbieraniem indyczych (jej opiekun był jednym z niewielu ludzi w okolicach, którzy wieki temu uparli się na ich hodowlę i za nic nie chcą jej zarzucić) i kurzych jaj oraz dojeniem krów.
OdpowiedzUsuń- Znalazłam. – Oświadcza z triumfem, wyciągając na światło dzienne odpowiednie opakowanie.
Nim jednak dociera z nim do stołu, do jej uszu dociera niezbyt miła informacja dotycząca rozmowy Patricii z seniorem. Mimowolnie się więc spina, a owsianka dosłownie wypada jej z rąk i omal nie rozbija się o podłogę. Na całe szczęście ma jeszcze na tyle dużo refleksu, by złapać ją kilka milimetrów nad podłogą, co pozwala im uniknąć kolejnego niepotrzebnego sprzątania. Dla niej ta mała wpadka z szynszylem w cale nie jest śmieszna. Ba, w połączeniu z nagłym uświadomieniem sobie, że mężczyzna najprawdopodobniej zdążył już złożyć do kupy odpowiednie klocki i domyślił się, że poprzedniego wieczora znowu schlała się na umór sprawia, że czuje się jak w pułapce. Zdaje sobie bowiem doskonale sprawę, że po powrocie do domu nieźle jej się od niego za to oberwie.
- Mhm... – Przytakuje niechętnie, nerwowo bawiąc się włosami. – I to chyba te, które moja matka wysłała kiedyś swoim rodzicom z okazji następnej rocznicy ślubu. – Dodaje, mieszając leniwie łyżką w stojącym na gazie garnku. – Swoją drogą chciałabym wiedzieć, kiedy znowu będę mogła ją zobaczyć. Przecież obiecała, że po mnie przyjedzie... – Wzdycha ciężko, instynktownie ocierając rękawem cisnące się jej do oczu łzy.
Za wszelką cenę stara się zachować choć resztki honoru, ale emocje w końcu biorą górę. Nim zdąży się w ogóle zorientować, opada na najbliższe krzesło i wybucha rzewnym płaczem.
Adora [Nie dziwię się, po to był przecież dopisywany do karty.]
Czując prawie obce ręce na swoim ciele w pierwszym momencie znowu odruchowo się spina. Ostatnie dwa lata spędziła bez tego typu łagodnych gestów i teraz nie za bardzo wie w jaki sposób powinna zareagować na to niespodziewane przytulenie. Przez kilka sekund ma ochotę po prostu wstać i po prostu uciec stąd jak najdalej. Od realizacji tego planu powstrzymują ją dopiero pełne zrozumienia słowa stojącej obok Patricii.
OdpowiedzUsuń- Jestem pewna, że tylko znowu, by się niepotrzebnie wkurzył... – Mruczy, ostatecznie decydując się wtulić w jej rozwarte ramiona. – A ja po prostu chciałabym, żeby dał mi trochę więcej wolności... – Wyjaśnia. – Czasem mam nawet wrażenie, że... – Zaczyna, lecz alarmujący dźwięk czajnika, każe jej się automatycznie poderwać na równe nogi, by następnie wyminąć kobietę i przekręcić odpowiednie kurki. – Zalać ci coś ? – Pyta, wpadając w swój zwykły rytm udawania doskonałej gospodyni, której jedynym zmartwieniem jest zadowolenia pozostałych domowników oraz ewentualnych gości.
Przy okazji zagląda też do garnka z owsianką. Zdążyła się w międzyczasie trochę przypalić, ale ogólnie rzecz biorąc nie wygląda jeszcze najgorzej. Przynajmniej dopóki osobą oceniającą jej stan nie jest ktoś tak bardzo wymagający jak jej abuelo.
- A co do prac domowych, u siebie zapewne i tak zajmowałaby się czymś bardzo podobnym, więc nie ma problemu. – Stwierdza, chwytając za łyżkę. – Z tym, że na jutrzejsze popołudnie mam zaplanowane spotkanie z jakimś nowoprzybyłym do miasta facetem, który właśnie odremontowuje dom otrzymany w spadku po rodzicach i zastanawia się nad ozdobieniem poręczy roślinnymi rzeźbami. – Uprzedza jeszcze. – Chyba ma na imię Charlie i pochodzi z Minnesoty. Kojarzysz go może ? – Przez jej głowę zaczyna przepływać istna fala pomysłów na realizację tego projektu.
Adora
[ Dziękuję za powitanie. Widzę, że życie Patrici też nie oszczędza. Nie zostaje nam nic jak wstać, otrzepać brud z kolan i przeć dalej. Jeśli znajdzie się ochota na jakieś powiązanie, zapraszamy- przyjaciół nigdy za wielu.]
OdpowiedzUsuńKat
Ciekawość Patricii powoli nieco zaczyna ją przytłaczać, lecz nie chcąc wyjść na niekulturalną, czy niewdzięczną, pozwala jej na zadawanie kolejnych pytań. Ba, do każdej swojej odpowiedzi dodaje lekki uśmiech, by jeszcze bardziej podkreślić, że taaak, wciąż przecież słucha jej dokładnie z taką samą uwagą jak na wstępie. Tak naprawdę jednak część jej słów puszcza zgrabnie koło uszu, zastanawiając się skąd ona właściwie czerpie aż takie pokłady dobrej energii. Żartując tak i rozprawiając na najdrobniejsze tematy przypomina trochę Adorze jedno z tych niezwykle żywych małych dzieci, których zawsze jest wszędzie pełno.
OdpowiedzUsuńZupełnie niespodziewane pytanie dotyczące szkoły, sprawia że dosłownie zawisła z łyżką w pół drogi od swojej twarzy. A mówiło się, że w tak małych miejscowościach, w których plotki rozchodzą się niemal z prędkością światła, nic nie może ukryć się oczom wścibskich sąsiadów... A tu proszę, wyglądało na to, że jednak nie wszyscy zdawali sobie sprawę, że nigdy nie przekroczyła progu żadnej normalnej szkoły.
- Żartujesz, prawda ? – Rzuca w pierwszym odruchu, przeszywając kobietę rozbawionym spojrzeniem, które jednak już po chwili zamienia się w szczere zdziwienie. – Chyba jednak nie. – Stwierdza, widząc jej zmieszaną minę. – Wydawało mi się, że wszyscy zdają sobie sprawę, że dziadek nigdy nie pozwolił mi pójść do tutejszego liceum. – Dodaje tonem noszącym lekkie znamiona żalu. – Cóż, nic nowego. Wcześniej też uczyłam się tylko indywidualnie, a w pewnym momencie skończyło się nawet to i tyle. – Siląc się na obojętność, wzrusza ramionami. – Zresztą, dziadek i tak stale powtarza, że studia artystyczne to strata czasu, zwłaszcza dla młodej damy, więc nie ma o czy mówić.
Adora
Choć początkowo stara się jedynie za wszelką cenę ignorować uwagi Patricii, uznając że jako praktycznie obca osoba nie może po prostu dobrze zrozumieć podstaw, którymi kierowali się jej opiekunowie podczas jej wychowywania, w pewnym momencie zwyczajnie nie wytrzymuje. O mocno przestarzałych zasadach wyznawanych przez dziadka sama nie ma co prawda najlepszego zdania, ale o tych stosowanych przez matkę nie pozwoli nigdy powiedzieć złego słowa nikomu spoza najbliższego kręgu rodzinnego. Teraz też automatycznie odkłada łyżkę i podrywa się gwałtownie z krzesła z zamiarem jak najszybszego stąd wymaszerowania. Gniew przemieszany z frustracją targa nią aż do tego stopnia, że dopiero przy pierwszym podmuchu lodowatego powietrza dostającym się pod liche domowe ubranie, orientuje się że nadal nie zdążyła się przebrać we własne. No ładnie, czyli przynajmniej przez jakiś czas jest tu jeszcze uwięziona...
OdpowiedzUsuń- Dziadek ma swoje fanaberie. – Przyznaje, niechętnie cofając się do korytarza, gdzie ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma opiera się plecami o ścianę, mierząc kobietę rozjuszonym spojrzeniem. – Ale madre zwyczajnie stale przed czymś lub raczej przed kimś uciekała, więc nie mogła mi pozwolić na takie luksusy jak uczęszczanie do normalnej szkoły. Nie wiem, może przed moim ojcem... – Ma zamiar wyrzucić z siebie znacznie więcej, lecz głos grzęźnie jej w gardle, gdy tylko orientuje się, że kierowana złością właśnie wkroczyła na pole minowe. – W każdym razie dawała mi wszystko, co tylko mogła. – Kończy już nieco mniej butnie.
Adora [Całe szczęście jesień jest po naszej stronie.]