ARTHUR J. SPENCER
12.05.1975 r. Rodowity mieszkaniec. Absolwent U.S. Military Academy w West Point. Sergeant Major. Były snajper 75 Pułku US Army Rangers. Weteran operacji w Somali, wojny w Kosowie i II wojny w Zatoce Perskiej. Do 2008 r. na czynnej służbie. Członek zarządu i udziałowiec w założonej przez jego rodzinę wiodącej w stanie firmie przetwórstwa drewna Babb Lumber Co. Mąż kuratorki w Mariesville Historical Museum. Ojciec dwudziestoośmioletniego programisty i dwudziestoletniej przyszłej ekonomistki. Posiadłość w Orchard Heights.
Przez lata podporządkował swoje życie uzyskaniu aprobaty ojca. John Spencer był człowiekiem niedostępnym emocjonalnie, twardym i nieugiętym. Wymagał niemożliwego i nie godził się na mniej. I choć Arthur nigdy nie był dość dobrym synem, wystarczająco utytułowanym i odznaczonym wojskowym, dostatecznie sprawnym przedsiębiorcą, odpowiednio stanowczym ojcem dla swoich dzieci, to zawsze czekał na niemożliwe do zdobycia uznanie Johna.
Z wojska wyniósł umiejętność golenia się w sześćdziesiąt sekund, PTSD i przekonanie, że dostęp do broni palnej powinien być maksymalnie ograniczony. Do ukończenia West Point i późniejszej służby przygotowywany był od małego. Miłość do ojczyzny oraz szacunek do symboli narodowych i munduru wyssał z mlekiem matki, a o jego umiejętność stania godzinami na baczność i podporządkowania się rozkazom zadbała ciężka ręka jego ojca. Arthur nigdy nie kwestionował zasadności wojskowej tradycji podtrzymywanej w jego rodzinie od pokoleń, akceptował to jako część swojego dziedzictwa, przez lata był z niego dumny. Każdy kolejny wyjazd na misję utwierdzał go jednak w przekonaniu, że to dziedzictwo umrze razem z nim.
Im bardziej pragnął aprobaty ojca, tym więcej jego błędów popełniał. Potrzebował wiele prób, nim nauczył się, jak wymagać, nie narzucając żelaznej dyscypliny. Jak karać, nie wzbudzając strachu, a szacunek. Jak stworzyć bezpieczny dla swoich dzieci dom, którego sam nigdy nie miał. Gdy uświadomił sobie, że jego ojciec był dokładnym przeciwieństwem tego, co próbował sobą reprezentować, potrzebę aprobaty zastąpiła pogarda. Arthur widział wszystkie wady swoje ojca, nienawidził go za każdą słabość jego charakteru i za cel obrał sobie naukę na każdym z jego błędów.
Podążył wyznaczoną mu ścieżką, jak każdy Spencer osiem pokoleń wstecz - akademia wojskowa, armia i praca w rodzinnym przedsiębiorstwie. Miał budować potęgę, być obrońcą tradycji. Miał być lepszą wersją swojego ojca. Udało mu się. Dwadzieścia dziewięć lat szczęśliwego małżeństwa, dwójka dzieci patrzących na niego z szacunkiem i miłością, pomnożony rodzinny majątek i utrzymana pozycja. Wie, że za plecami mówią o nim, że jest kopią swojego ojca. Chłodny, opanowany i nieprzystępny. Nikogo nie wyprowadza z błędu, choć przecież wie doskonale, że jest lepszą wersją Johna. Wolną od jego słabości.
— Pen, długo jeszcze mam czekać?! To tylko obiad u Spencerów! Pamiętasz, że według katechizmu próżność to grzech przeciw prawdzie?! — Penelope wywróciła oczami, słysząc krzyk ojca niosący się po domu. Mieli wspólnie pojawić się na rodzinnym barbecue, więc przyjechała kilka godzin wcześniej do rezydencji Dixonów, aby się przygotować. Thomas nalegał, by wraz z powrotem do Mariesville wprowadziła się ponownie do rodzinnego domu, a choć jej ojciec nigdy nie przyznałby się głośno do jakichkolwiek emocji, które w jego odczuciu oznaczały wyłącznie słabość, wiedziała, że czuł się samotny w ogromnej willi, gdzie pokoje jego dzieci czy pracownia Trudy pozostawały puste, zbierając głównie kurz i pajęczyny. Nie potrafiła się jednak zmusić do tego, by zamieszkać z ojcem pod jednym dachem, tracąc tym samym resztki mocno ograniczonej wolności. Wynajęła dla siebie kawalerkę, ale wciąż często wpadała w odwiedziny, a teraz przez kilka godzin starannie przygotowywała swoją stylizację, próbując nie zwariować, kiedy przedzierała się przez kolejne wieszaki. Ze względu na obecność ojca oraz jego przyjaciół wywodzących się z podobnych kręgów, podzielających jego staroświeckie przekonania, zamierzała odgrywać doskonale wyćwiczoną rolę bogobojnej niewiasty, a to wiązało się z konserwatywnym strojem, dlatego właśnie przetrząsała szafę w swoim starym pokoju. Penelope uśmiechnęła się pod nosem, wyobrażając sobie miny tych starych zgredów, gdyby zobaczyli jej garderobę z college’u obfitującą w obcisłe sukienki z licznymi wycięciami, które z ledwością zakrywały jej tyłek. Gdyby to był zwykły grill z przyjaciółmi Thomasa, pewnie wyciągnęłaby pierwszą lepszą szmatkę i przybrała na twarz wyćwiczoną minę, ale szli do Spencerów – a to oznaczało, że Penny musiała włożyć o wiele więcej wysiłku w swój wizerunek. Na samą myśl, że miała go zobaczyć, czuła dziwny ścisk w żołądku i uderzenie gorąca. Odkąd wyjechała na studia, a później została w Atlancie dla pracy, widywała go rzadko, w przelocie, wymieniając nudne przywitania i pozbawione głębi uprzejmości. Sądziła, że z biegiem lat jej obsesja na jego punkcie wygaśnie, zwłaszcza że znała swoją wartość i wiedziała, że przy odrobinie wysiłku mogła zdobyć każdego mężczyznę. Spotykała się już z początkującymi muzykami, studentami medycyny, prawnikami, przystojnymi i młodymi mężczyznami ze świetlaną przyszłością oraz głębokimi kieszeniami, a mimo to przyłapywała się na tym, że jej myśli co jakiś czas uciekały w zakazane rejony, doprowadzając ją do szału. Nie przyjmowała do wiadomości, że ktokolwiek mógłby jej zawrócić w głowie, że istniał na tym świecie mężczyzna zdolny do zdominowania jej myśli, fantazji, codzienności, ale im bardziej zbliżała się godzina wyjścia, tym szybciej jej serce zaczynało bić, wzbudzając nową falę frustracji. Nie pamiętała, kiedy po raz ostatni była zdenerwowana. Chyba nigdy. Zawsze szła przez życie z niezachwianą pewnością siebie, drwiącym uśmiechem na ustach i wysoko uniesionym podbródkiem. Potrafiła wybrnąć z każdej sytuacji przy pomocy odpowiednio dobranej maski, umiejętności rozszyfrowywania ludzi oraz szybkiej oceny możliwych komplikacji, jednak on miał w sobie coś, co sprawiało, że kompletnie traciła swoje opanowanie, a teraz stała przed lustrem i odrzucała kolejne stylizacje, jakby szykowała się na pierwszą randkę, nie na głupi lunch na świeżym powietrzu. Była wkurzona, że nie mogła ubrać czegoś prowokującego, co na pewno wyprowadziłoby go z równowagi i dałoby jej przewagę… Zamiast tego przeglądała bezkształtne sukienki, które wyglądały jak pierdolone worki na ziemniaki czy też jabłka, bo mieszkali w cholernym Mariesville. Spędziła stanowczo zbyt dużo czasu, układając swoje jasne pukle w miękkie fale opadające jej na plecy i na makijaż, który w większości wyglądał na naturalny, poza ustami podkreślonymi soczystym, głębokim odcieniem czerwieni. Penelope chciała, by patrzył na jej wargi, by później przez całą noc wyobrażał sobie ją klęczącą u jego stóp z ustami miękko otulającymi jego męskość, zostawiającymi ślady szminki na całej jego imponującej długości.
OdpowiedzUsuńW końcu zdecydowała się na białą sukienkę babydoll, jedną z najkrótszych, jakie posiadała, a jakie wciąż były akceptowane przez jej ojca, dzięki czemu mogła eksponować długie, opalone nogi, nawet jeśli była zapięta pod samą szyję. Na ramiona narzuciła miękki, błękitny kardigan. Wyglądała niemal zwodniczo słodko, niewinnie, jedynie czerwone usta zdradzały jej nie do końca grzeczne myśli, kiedy dołączyła do ojca na parterze.
UsuńJuż od wejścia powitał ich zapach smażonego mięsa, gwar rozmów i piski biegających z latawcem dzieci. Pomimo jesiennej pory, dzień był ciepły i słoneczny. Jej ojciec wystrzelił do przodu, witając się z mężczyznami uściskami dłoń, ale Penelope zwolniła, zostając z tyłu. Rozglądała się uważnie dookoła, szukając wzrokiem jego. Nie potrafiła ukryć grymasu rozczarowania, kiedy nie była w stanie go wypatrzyć. Może poszedł do kuchni, aby przynieść kolejną sałatkę na uginający się pod ciężarem jedzenia stół? Jej ojciec twierdził, że to familijny grill, lecz Penny widziała całkiem sporo osób. Podejrzewała, że zaprosili nieco szersze grono przyjaciół, widziała też kuzynów Williama oraz Elizabeth, pewnie gdzieś tu kręcili się siostra Miriam z mężem, może też dziadkowie Williama i Elizabeth.
— Penelope! Chodź tu — zażądał Thomas. Przywołała na twarz wyćwiczony uśmiech, maskując swój zawód wywołany nieobecnością Arthura. Jej ojciec stał u szczytu stołu, kolejni ludzie zajmowali po kolei swoje miejsca. Wskazał jej krzesło po swojej prawej stronie, tuż obok siebie miała Williama. Westchnęła w duchu, bo podejrzewała, jak potoczy się reszta dnia… Musiała ugryźć się w język, by nie spytać chłopaka, gdzie podziewał się jego ojciec, który interesował ją o wiele bardziej. Krzesło ustawione naprzeciwko niej pozostawało puste, a na skos siedziała Miriam, z którą Penelope powitała się ciepłym uśmiechem, ignorując drobne ukłucie wyrzutów sumienia. Czyżby… Czyżby miała to szczęście i…
Arthur wyszedł na taras. Penelope mimowolnie wstrzymała oddech, czując, jak jej ramiona pokrywa gęsia skórka na sam jego widok. Kurwa, naprawdę? Nie była dłużej niedoświadczoną nastolatką, nie powinna w taki sposób reagować na mężczyznę, który nawet się do niej nie zbliżył, ale był tak kurewsko seksowny, że miała ochotę wstać, zaciągnąć go z powrotem do domu, najlepiej do sypialni, choć nie miała pojęcia, czy miałaby w sobie wystarczająco dużo cierpliwości, by tam dotrzeć i sprawić, by powtarzał jej imię niczym modlitwę. Dlaczego Arthur nie mógł przypominać innych mężczyzn w swoim wieku – z piwnymi brzuszkami, łysiejących, zapuszczonych, obleśnych? To było żenujące, że była w nim zadurzona od niemal piętnastu lat. Zamiast z każdym rokiem budzić w niej coraz większy wstręt, jedynie coraz mocniej ją pociągał.
— Cześć, panie S. — wymamrotała, gdy usiadł naprzeciwko niej. Zawsze była taka arogancka, bezczelna, a teraz miała pustkę w głowie. Siedziała sztywno wyprostowana, czując napięcie we wszystkich swoich mięśniach. Był tak blisko, ale jak na jej gust stanowczo zbyt daleko.
— To ta niespodzianka, o której wam mówiłem! Penny postanowiła na stałe wrócić do Mariesville! Czyż to nie cudowne? — poinformował ich wszystkich Thomas, zanim rzucił się na mięso.
— To wspaniale, Penny! Brakowało nam ciebie — zapewniła ją Miriam.
— Na serio? Strasznie się cieszę, Penn. Co powiesz na wspólny wypad wieczorem? Ty i ja? — zaproponował jak zawsze pełny nadziei William. Elizabeth milczała, chociaż sądząc po odgłosach sztućców, właśnie ze złością mordowała swoją sałatkę.
Penelope nie zwróciła uwagi jednak na żadne z nich. Skinęła głową z lekkim uśmiechem, wymamrotała coś niezobowiązującego pod nosem, jednak przez cały ten czas patrzyła tylko i wyłącznie na Arthura. Próbowała wyczytać coś z jego twarzy, doszukiwała się jakiegokolwiek sygnału, który zdradziłby, co działo się w jego głowie. Penny szczyciła się tym, że potrafiła odczytać każdego, ale w przypadku tego jednego mężczyzny przez większość czasu nie umiała odgadnąć, o czym myślał, co jedynie pobudzało jej ciekawość.
Kochała wyzwania, a Arthur Spencer był największym wyzwaniem, z jakim do tej pory się zetknęła. Niemoralnym, zakazanym, cudownie pociągającym wyzwaniem.
UsuńSłyszała toczące się dookoła niej rozmowy, ale nie rozróżniała słów. Popijała co jakiś czas domowy sok, oczywiście z jabłek, i udawała, że była zaabsorbowana Williamem, który opowiadał jej o nowych miejscach w Mariesville, do których koniecznie chciałby ją zabrać, w międzyczasie nakładał na jej talerz jedzenie, którego nawet nie tknęła i nieustannie ją komplementował. Wiedziała, że nie powinna wykorzystywać głupiego zauroczenia Willa, jednak wkurzało ją to, że Arthur nie wykrzesał z siebie większej reakcji na jej widok. Rozmawiała więc z jego synem, śmiała się sztucznie z jego nieśmiesznych żartów, dotykała jego ramienia czy dłoni i komentowała, jak bardzo twarde były jego mięśnie. Odgrywała swoją rolę, nawijając jasny kosmyk włosów na palec, jakby była nim szczerze zainteresowana, chociaż śmiertelnie ją nudził, a jego desperacja była dla niej żenująca. Przez cały ten czas kątem oka nieustannie zerkała w stronę Arthura, sprawdzając, czy nie przeszkadzał mu ten widok. Zrób coś, przerwij to zaklinała go w myślach. Z reguły lubiła odstawiać swoje przedstawienia, bawić się pozorami, ale teraz szybko traciła cierpliwość.
— Podasz mi sól? — warknęła w pewnym momencie Elizabeth, zmęczona ich flirtem. Penelope sięgnęła po solniczkę w tym samym momencie co Arthur. Kiedy ich palce się ze sobą zetknęły, poczuła, jak przez jej ciało przebiega gorący prąd.
Usain Bolt
— Oj, tato. Rozmawialiśmy na ten temat wiele razy, potrzebuję własnej przestrzeni, również do pracy i…
OdpowiedzUsuń— Daję ci pół roku na te głupoty, Penelope. Później wracasz do domu. Zupełnie tego nie rozumiem, przecież w rezydencji jest tyle pustych pokoi, które pozwoliłbym ci zamienić na biuro, a ty się upierasz, żeby tkwić w tej klitce. — Penny przywykła już do tego, że ojciec rzadko pozwalał jej dokończyć rozpoczęte zdanie. W jego świecie to opinia mężczyzny i głowy rodu miała największe znaczenie, więc nie widział nic złego w przerywaniu jej w połowie słowa, by określić swoje własne stanowisko, które miało być dla niej świętością. Kiedyś najeżyłaby się od razu na ten wyraz braku szacunku, teraz jedynie upiła kolejny łyk napoju, bo już dawno osiwiałaby, gdyby zaczęła przejmować się każdą mikroagresją ze strony Thomasa. Jej ojciec był zbyt zatwardziały w swoich poglądach na świat, by ktokolwiek był w stanie zmienić jego podejście, więc Penelope nauczyła się poruszania w obrębie narzuconych przez niego zasad, jednocześnie manipulując go w taki sposób, by udawało jej się postawić na swoim. Jak na razie oceniłaby, że jej skuteczność wynosiła mniej więcej sześćdziesiąt procent, co jak na konserwatywne domostwo z tyranem na czele uznawała za osiągnięcie. Często sama ustępowała w obrębie niewielkich próśb, na których specjalnie jej nie zależało, by później móc korzystać ze swoich przywilejów – jak choćby z mieszkania w kawalerce w innej części miasta niż jej ojciec.
— W Śródmieściu. Przyzwyczaiłam się do pędu dużego miasta, więc szukałam czegoś blisko centrum. Nie przeszkadza mi hałas, a zdecydowanym plusem jest to, że mogę w każdej chwili wyjść z mieszkania, żeby popracować w którejś z licznych kawiarni. Praca zdalna potrafi sprawić, że człowiek czuje się… samotny i łaknie bliskiego kontaktu z drugą osobą — zwróciła się do Midge, odpowiadając na jej pytanie, chociaż jej ostatnie słowa były subtelną uwagą skierowaną głównie do Arthura, którego obdarzyła długim, kokieteryjnym spojrzeniem przez kilka znaczących sekund. Wiedziała, że nawet udzielająca się w ich konwersacji Miriam oraz przysłuchujący się wszystkiemu William, który tylko udawał, że na chwilę zajął się jedzeniem, nie będą w stanie rozszyfrować wiadomości ukrytej w jej słowach i jasnych tęczówkach, ale rzeczywisty adresat będzie doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co robiła.
— Och, kochanie, pamiętaj, że zawsze jesteś mile widziana w naszym domu! Jeśli masz ochotę, możesz znaleźć tutaj dla siebie spokojny kącik, zawsze inaczej pracuje się w znajomym, przytulnym miejscu. Ja co prawda jestem w muzeum, ale Arthur ma ostatnio wolniejszy okres w firmie i częściej bywa na miejscu, więc na pewno się tobą zaopiekuje, jeśli czegoś będziesz potrzebowała. — Miriam nie miała pojęcia, co właśnie zaproponowała. Penelope niemal poczuła wyrzuty sumienia, bo kobieta była dla niej taka życzliwa, a przy tym słodko nieświadoma, że właśnie dobrowolnie wpuszczała do swojego domu kataklizm. Tym razem Penn nie próbowała udawać, na jej twarzy wykwitł zadowolony, leniwy uśmiech, a oczy rozbłysły, kiedy ponownie skierowała wzrok na Arthura, by zbadać jego reakcję. Och, to było zbyt dobre. Jego własna żona właśnie dostarczyła im wymówki, by mogli spędzić czas tylko we dwoje, w prywatnej przestrzeni ich domu, przez wiele godzin, w trakcie których bez wątpienia będą w stanie znaleźć dla siebie odpowiednią rozrywkę.
— Ciociu, jesteś najlepsza. To takie miłe. Ale czy to nie problem? Nie chciałabym się narzucać — zapewniła wyćwiczonym, nieśmiałym tonem Penny, spoglądając na Midge spod długich rzęs przyciemnionych mascarą.
— Żaden problem, kochanie. Prawda, Arthurze? Mogę na ciebie liczyć, że ugościsz naszą słodką Penny w trakcie mojej nieobecności? — Midge właśnie wbijała ostatni gwóźdź do trumny swojego męża, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że Penelope daleko było do uroczej, niewinnej dziewczynki, a jej intencje nie miały nic wspólnego z jej pracą. Całe godziny w jego domu, spędzone sam na sam, bez świadków, bez ograniczeń…
Nie była w stanie ukryć swojej ekscytacji, jej policzki zabarwił delikatny rumieniec, kiedy walczyła z podniecającymi wizjami, które wypełniły jej głowę. Jedynym, co niszczyło jej humor, było zachowanie Arthura, który perfidnie ją ignorował. W żaden sposób nie wchodził z nią w dyskusję, chyba że został do tego zmuszony przez swoją żonę; jego wyraz twarzy pozostawał kamienny, a spojrzenie chłodne i obojętne, nawet w chwilach, w których ich oczy spotykały się ponad półmiskami z jedzeniem. Cała jego zdystansowana, odpychająca postawa sprawiała, że Penn zaczynała wątpić w siebie i w ich niegdysiejsze przyciąganie. Czyżby Arthur już nie czuł tego elektryzującego iskrzenia między nimi? Czyżby po latach zabawy w podchody, dręczenia się tęsknymi spojrzeniami, szeptami w ciemności obiecującymi rozkosz, jakiej wcześniej z nikim nie zaznali, rozpalającym zmysły dotykiem, Arthur wreszcie postanowił, że to koniec i nigdy więcej nie pozwoli sobie na zatracenie się w ich małej grze? Penelope niemal się nabrała na jego beznamiętną pozę, dopóki ich palce się nie zetknęły, wywołując takie napięcie, że solniczka wylądowała na stole, a jego spojrzenie wreszcie na ułamek sekundy zabarwiło pożądanie. Obserwowała go, teraz już otwarcie i bez wstydu, kiedy rozpierał się na krześle, rozpinając guzik koszuli. Przegryzła wargę, wpatrując się w niego lekko zmrużonymi oczami, w których rozbłysły figlarne iskry. Wciąż go miała. Wciąż potrafiła wypełnić jego myśli i obudzić w nim żądzę, która odbierała rozsądek i przeczyła moralności.
UsuńPenelope pochyliła się do przodu, opierając się łokciami o stół. Splotła dłonie, na których ułożyła wygodnie podbródek, zupełnie ignorując fakt, że takie zachowanie nie przystoi dobrze wychowanej damie, a dookoła niej znajdowali się inni ludzie uczestniczący do tej pory w dyskusji. Natychmiast stracili dla niej znaczenie, gdy tylko sobie uświadomiła, że wciąż miała kontrolę. A więc tak chciał się z nią bawić? Miał zamiar przez całą imprezę udawać, że Penelope była dla niego wyłącznie córką przyjaciela i był w stanie zaoferować jej tylko chłodną uprzejmość? Nie rozumiał, że im bardziej to utrudniał, tym bardziej Penny będzie na niego naciskała, czerpiąc niewysłowioną satysfakcję z niszczenia każdej bariery, którą usiłował ich od siebie oddzielić, wyznaczając między nimi granice, które przekroczyli już dawno temu. Pragnął jej. Oboje o tym wiedzieli, a ona zamierzała dobitnie mu to uświadomić, by drugi raz nie popełnił tego samego błędu, bo Penny nie mogła znieść myśli, że miałby ją odrzucić.
— To bardzo szczodre, panie S. Czyli spełnisz każdą moją prośbę? Tak się składa, że mam obecnie duże… potrzeby. — Uśmiechnęła się drwiąco, bawiąc się słowami, przemycając podwójne znaczenie z wykalkulowaną premedytacją. Doskonale się czuła, wiedząc, że mieli widownię i musiała ostrożnie wysyłać mu znaki, a jednocześnie robić to w na tyle dosadny sposób, by Arthur dla niej oszalał. Uwielbiała testować jego granice, sprawdzać, na jak wiele jej pozwoli, zanim uprzytomni sobie, że w ogóle nie powinien uczestniczyć w jej podchodach. Zauważyła, że o ile w młodości dość szybko ucinał jej dwuznaczne komentarze, o tyle wraz z upływającymi latami pozwalał jej na coraz więcej, zanim świadomość tego, co robił, spadała na niego niczym lodowaty prysznic. — Właśnie potrzebuję pomocy z moim łóżkiem. Ostatnio strasznie skrzypi, może źle wkręciłam jakieś śrubki… Myślę, że pan S. idealnie nadawałby się do tego, żeby… sprawdzić jego wytrzymałość. — Trudno było zdecydować, czy Penelope bardziej zależało na sprawdzeniu trwałości samej drewnianej ramy, czy może kondycji mężczyzny w łóżku. Spuściła wzrok, udając speszoną, niemal zawstydzoną własnymi sugestiami, ale to był tylko kolejny akt; oboje wiedzieli, jak wielką przyjemność czerpała z ich tańca. Kiedy zostawali sami, Arthur już wielokrotnie mógł się przekonać, że nie miała żadnych hamulców, była odważna i nieposkromiona, gdy szeptała mu na ucho, co chciałaby, by z nią zrobił.
Odchyliła się na krześle w wyraźnie lepszym nastroju. Zaczęła nawet cicho nucić pod nosem, wrzucając do ust kilka winogron, które eksplodowały słodyczą na jej języku. Czuła, że odzyskała panowanie nad sytuacją, przynajmniej do momentu, w którym poczuła subtelny dotyk na swojej łydce. Zakrztusiła się, zaczęła kasłać, aż zaniepokojony Will uderzył ją kilka razy w plecy. Penelope podziękowała mu i odczekała, aż chłopak odwróci się do swojej siostry, z którą wdał się w żywą dyskusję. Sama nieznacznie odsunęła się z krzesłem do tyłu, by móc spojrzeć pod stół. Widok Arthura na kolanach był dla niej… zabójczy. Ich oczy się spotkały i Penny zastanawiała się, czy fantazjował w tej chwili o tym samym co ona; jak składa czuły pocałunek po wewnętrznej stronie jej kolana, a później wytycza wargami ścieżkę wyżej wzdłuż jej drżącego uda, by zatopić język w jej wilgoci, ucztując na niej pomimo obecności jego żony, dzieci, rodziców i teściów przy stole. Jej oddech mimowolnie przyspieszył, a rumieniec wywołany podnieceniem pogłębił się, oblewając również jej szyję i dekolt. Tak bardzo chciała wpleść palce w jego włosy, przyciągnąć go bliżej, poczuć jego język na sobie, a wraz z nim siłę jego pożądania…
UsuńJej wzrok przykuł błysk stali. Uśmiechnęła się złośliwie i przesunęła stopę tak, by nastąpić na nóż, po który Arthur się schylił.
— Poproś ładnie — wyszeptała do niego. Sama chwyciła między palce dół sukienki i zaczęła powoli podwijać materiał do góry, odsłaniając coraz więcej opalonej skóry na udach, zaraz jednak przyszedł jej do głowy kolejny pomysł. Uznała, że to stanowczo za mało, mężczyzna zasługiwał na prawdziwą karę za to, że ośmielił obudzić w niej niepewność swoją oschłością. Niech żałuje każdej pierdolonej sekundy, w trakcie której ośmielił się omijać ją swoim spojrzeniem.
Penelope niechętnie oderwała od niego wzrok i powiodła nim dookoła siebie, oceniając szanse na to, czy zostaną przyłapani. Miriam właśnie wstawała od stołu, powtarzając, że musiała uzupełnić sałatkę ziemniaczaną, jej specjał, który szybko znikał z salaterek. Thomas był odwrócony plecami do niej, w jednej ręce ściskał tłuste, ociekające olejem żeberka, drugą klepał Parkera po ramieniu i wyglądało na to, że szybko nie skończą. William zażarcie kłócił się z Elizabeth, chociaż była tak rozkojarzona bliskością skrytego pod stołem Arthura, że zupełnie nie wyłapywała kontekstu. Najważniejsze, że nikt nie zwracał na nich uwagi.
Penny wsunęła dłonie pod materiał sukienki. Delikatnie uniosła swoje biodra do góry i powolnym ruchem zsunęła z siebie parę białych, koronkowych majtek, które zdążyły przesiąknąć już jej podnieceniem. Materiał zatrzymał się w okolicy jej kostek, a ona spoglądała Arthurowi prosto w twarz z pozornie niewinnym wyrazem twarzy, ale jej oczy rzucały mu wyraźne wyzwanie. Będzie siedział teraz naprzeciwko niej, mając świadomość tego, że nie miała na sobie bielizny. Będzie myślał tylko o niej, nie potrafiąc dłużej skupić się na posiłku, żonie czy znajomych. Byli na rodzinnym grillu, a ona bez cienia wahania zsunęła z kształtnych bioder majtki tylko po to, by go dręczyć, by przypomnieć mu, że nie miał prawa jej ignorować.
Ruch po jego stronie.
najsłodsza zmora
Penny zakryła usta serwetką, by ukryć pełen złośliwej satysfakcji uśmiech, kiedy Arthur cedził kolejne słowa z taką miną, jakby wypowiadanie ich na głos sprawiało mu fizyczny ból. Widziała wyraźną reprymendę w jego oczach, ale nie powstrzymywało jej to przed dalszym brnięciem do przodu w ich małej potyczce. Zaganianie mężczyzny w kozi róg sprawiało jej zbyt wiele frajdy. Oboje wiedzieli, że Spencer zrobi wszystko, by przez najbliższe tygodnie omijać jej mieszkanie szerokim łukiem, wynajdując kolejne absurdalne wymówki, zasłaniając się brakiem czasu czy innymi obowiązkami, by za wszelką cenę uniknąć wizyty w kawalerce w centrum miasta, gdzie Penelope przywitałaby go w komplecie seksownej bielizny, wodząc go na pokuszenie. Biedna ciocia Miriam szczerze zmartwiła się stanem jej łóżka, nie zdając sobie sprawy z tego, że powodem nieprzespanych nocy Penny wcale nie była wadliwa konstrukcja ramy, a pikantne fantazje z udziałem jej męża. Arthur mógł unikać mieszkania Penn w centrum, lecz ostatecznie nie będzie miał wyjścia i musiał o tym wiedzieć, co tłumaczyło jego irytację; wystarczyło, by blondynka zrobiła swoją smutną, rozczarowaną minkę i poskarżyła się Midge, że wciąż miała problemy z łóżkiem, a Arthur jeszcze tego samego dnia zostałby wysłany na inspekcję przez swoją żonę, która zignorowałaby każdy jego sprzeciw. Miriam zawsze otaczała Penelope szczególną opieką, zapewniając wtedy jeszcze młodziutką nastolatkę, że chociaż jej matka odeszła, Penn wciąż miała w swoim życiu osoby, którym na niej zależało i Midge zawsze będzie tuż obok niej, gotowa pomóc jej w każdej sytuacji. Starsza kobieta dotrzymała swojego słowa, odgrywając w życiu Penelope rolę kobiecego wzorca, z jednej strony będąc przewodniczką w trakcie trudnego okresu dojrzewania, z drugiej przypominając nieco dobrą koleżankę gotową wysłuchać szkolnych plotek czy zabrać Penny na babski wypad po sklepach, knajpkach z dobrym jedzeniem czy do kina. To z kolei stało się przyczyną napięć pomiędzy Penelope a Elizabeth – młodsza z pociech Spencerów nie lubiła dzielić się uwagą swojej matki i nie rozumiała, dlaczego Miriam poświęcała tyle czasu dziewczynie, która przecież wciąż miała swojego ojca i dlaczego Penny spędzała tyle czasu w ich domu, towarzysząc im również w trakcie rodzinnych wyjazdów na weekend poza Mariesville czy dłuższe, letnie wakacje. Nigdy nie podobało jej się również to, że Penn zdawała się robić wszystko, by zwrócić na siebie uwagę Arthura, często siadając mu na kolanach i nieskrępowanie tuląc się do niego, nawet gdy zbliżała się już do swoich siedemnastych urodzin.
OdpowiedzUsuń— Nie mam żadnych planów — odparła spokojnie Penelope, jednak kąciki jej ust zadrżały, z trudem utrzymując sztuczny uśmiech na twarzy, a w jej oczach pojawił się błysk złości, kiedy Midge przejechała dłonią po barku Arthura, delikatnie masując jego kark, zanim ruszyła w głąb domu. Był to niewielki przejaw poufałości w małżeństwie z wieloletnim stażem, ale w przypadku Penny było to jak polanie benzyną niewielkiego ognia zawiści, który zawsze płonął gdzieś w jej wnętrzu, teraz wybuchając z pełną mocą i zaślepiając ją swoją intensywnością. Dobrze, że ciotka Miriam niemal natychmiast się wycofała, bo Penelope nie była przekonana, czy byłaby w stanie poskromić swoje emocje. Wiedziała, że nie miała żadnych podstaw do swojej zazdrości; jej relacja z Arthurem była skomplikowana, naznaczona młodzieńczymi latami, w których jeszcze nazywała go wujkiem, późniejszą nastoletnią fascynacją i ciągnącą się latami grą w podchody, gdy robiła wszystko, by rozpalić jego wyobraźnię i zmysły wyuzdanymi pozami, niegrzecznym flirtem czy dotykiem. Nigdy jednak do niczego między nimi nie doszło. Arthur co prawda nie odrzucił jej wprost, w ostrych słowach każąc zakończyć te wygłupy, ale nigdy też nie stracił w pełni swojego opanowania.
Balansowali na cienkiej granicy, z jednej strony stanowczo wykraczając poza zwykłą znajomość przyjaciela rodziny i młodej podopiecznej, z drugiej nie złamali jeszcze wszystkich zasad, chociaż gdyby zależało to tylko od Penelope, już dawno wylądowaliby ze sobą w łóżku, zaspokajając swoje najmroczniejsze, najdziksze żądze. Arthur wciąż trzymał ją na dystans, ale przy tym nie powstrzymywał jej przed kontynuowaniem ich sekretnego flirtu; pozostawał jednak wierny żonie, a patrzenie na nich razem sprawiało, że w Penelope furia mieszała się z zazdrością, sprawiając jej niemal ból. Naprawdę lubiła ciotkę Miriam i doceniała, co kobieta dla niej zrobiła na przestrzeni lat, jednak jej sympatia nie mogła równać się z siłą pożądania, jaką wzbudzał w niej Arthur. Pragnęła go, całego. Chciała, by myślał tylko o niej, by w tłumie ludzi zauważał zawsze tylko ją, by w każdej sekundzie swojego życia marzył o jej dotyku, o jej miękkich wargach i delikatnych opuszkach palców badających jego ciało z absolutnym oddaniem i namaszczeniem. Ten czuły dotyk między małżeństwem, jakby od niechcenia, wynikający z długich lat ich wspólnego życia, przypominał tylko Penelope, że Arthur nigdy nie był jej.
UsuńNie oznaczało to jednak, że miała zamiar pozwolić mu żyć spokojnie w tym swoim jebanie poukładanym, cudownym, sielankowym świecie, kiedy sama nie potrafiła o nim zapomnieć.
Ten uśmiech. Leniwy, pewny siebie, tak kurewsko pociągający, że aż ścisnęło ją w podbrzuszu. Ogarnęła ją nowa, jeszcze mocniejsza fala podniecenia. Igrała z nim, denerwowała, sięgała po coraz bardziej nieczyste zagrywki, a mimo to w tej chwili miała wrażenie, że to on kontrolował sytuację, chociaż klęczał pod stołem, a ona zakrywała stopą jego nóż, zmuszając go, by go sobie odebrał. Oddech uwiązł jej w gardle, wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł przyjemny prąd, kiedy jego ciepła, duża dłoń owinęła się wokół jej kostki, by wyswobodzić ją z materiału majtek, które następnie schował do kieszeni swoich spodni. Zaschło jej w gardle, wpatrywała się w niego rozszerzonymi pod wpływem szoku źrenicami, próbując odzyskać panowanie nad sobą, co okazało się niewykonalne. Arthur z nonszalancją wydostał się spod blatu, zajmując swoje miejsce, jakby nic takiego się nie wydarzyło, podczas gdy ona rozpływała się, odgrywając tę scenę w głowie raz po raz, coraz bardziej rozgrzana. Musiała sobie przypomnieć, że powinna oddychać; gwałtownie wciągnęła do płuc powietrze, próbując zignorować to, jak jej skóra mrowiła w miejscach, w którym jego palce zetknęły się z jej łydką. W porównaniu do tego, co zrobiła sama Penelope, gesty Arthura były wyważone i potulne, ale ją samą doprowadziły do białej gorączki. Marzyła o tym, by dał jej więcej, by doprowadził ją do ekstazy tu i teraz na oczach wszystkich, lecz jak ostatni tchórz podniósł się ze swojego krzesła, uciekając do domu. Penny dała mu kilka minut, pozwalając mu wierzyć, że odpuściła i nie zamierzała go dłużej dręczyć, zanim postanowiła za nim podążyć.
— Może ja też pójdę zajrzę do waszej legendarnej piwniczki i poszukam czegoś dla siebie? Jakoś nie mam ochoty na czerwone wino — skłamała gładko Penelope, bez trudu znajdując wymówkę, by podążyć za Arthurem. Może nie brzmiała specjalnie wiarygodnie we własnych uszach, kiedy znała swoje bezpruderyjne zamiary, ale żaden z obecnych gości nie mógł nawet podejrzewać, że ona i pan Spencer od lat bawili się w przeciąganie liny. Nie chciała dać mu odetchnąć. Nie chciała, by jej majtki w jego kieszeni zaczęły mu ciążyć, przypominając tylko o tym, że nie mógł jej mieć tak naprawdę, by w osamotnieniu doszedł do wniosku, że każda chwila spędzona w towarzystwie Penny była błędem i musiał to przerwać. Sama wręcz rozpaczliwie potrzebowała jego dotyku. To, co się wydarzyło pod stołem… to było dla niej stanowczo za mało, rozbudziło w niej wyłącznie trawiący jej wnętrza ogień, który mógł zostać ugaszony wyłącznie przez objęcia Arthura.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń
UsuńSpokojnie wstała od stołu i weszła do domu, kierując się w stronę pomieszczenia, gdzie Spencerowie trzymali butelki z alkoholem. Oczywiście jej ojciec i Miriam byli przekonani, że nigdy nie zaglądała do piwniczki; Arthur przynajmniej kilka razy przyłapał ją na kręceniu się w pobliżu, chociaż prawda była taka, że sama go tam zwabiała, wyłącznie w satynowym szlafroku narzuconym na nagie ciało i z dwoma przygotowanymi kieliszkami, zachęcając go do tego, by się z nią napił.
Zeszła po schodach na dół. Cicho uchyliła drzwi, po czym zamknęła je za sobą i przekręciła klucz w zamku na wszelki wypadek, by nikt im nie przeszkodził. Arthur odwrócił się, słysząc skrzypienie mechanizmu. Jego twarz pogrążona w półmroku panującym w pomieszczeniu nie zdradzała w tej chwili żadnych emocji, jednak Penny była przekonana, że stopniowo uda jej się wydobyć z niego jego prawdziwe odczucia.
— Ranisz mnie dzisiaj, panie S. — powiedziała cicho Penelope, opierając się plecami o chłodne drewno. Wydęła swoje ponętne wargi i delikatnie zmarszczyła brwi, robiąc nadąsaną minkę, która była w stanie przełamać opory każdego mężczyzny i sprawić, że Penn zawsze dostawała to, czego chciała. Dzieliło ich kilka długich kroków, mimo to napięcie między nimi było wręcz namacalne. — Nie cieszysz się, że wracam do Mariesville na dłużej? Nie tęskniłeś za mną? — zamilkła, powstrzymując zarzuty, które cisnęły jej się na usta. Ignorujesz mnie. Nie patrzysz na mnie. Pomijasz mnie w rozmowie. Nawet teraz uciekłeś do piwniczki, żeby znaleźć się jak najdalej ode mnie.
Zawahała się, a w jej błękitnych tęczówkach na chwilę rozbłysła niepewność, niemal bezbronność, tak dla niej niecharakterystyczna.
— Bo ja za tobą tęskniłam. Myślałam o tobie. Często, pewnie częściej, niż powinnam.
mała bezwstydnica
— Powinniśmy? — wypluła to słowo, jakby było dla niej największą obelgą. Penny nie kierowała się powinnościami w życiu. Interesowały ją wyłącznie płomienne pragnienia, oddawała się swoim zachciankom bez wstydu czy zastanowienia, czerpiąc garściami z trwającej chwili. Nie zastanawiała się nad konsekwencjami czy przyszłością, wychodząc z założenia, że poradzi sobie ze wszystkim, gdy odpowiedni moment nadejdzie i nie pozwalała, by jakiekolwiek wątpliwości powstrzymywały ją przed sięgnięciem po to, na co miała ochotę. Gdyby szczerze przejmowała się następstwami swoich działań, nigdy nie zabrnęłaby równie daleko w rzucaniu Arthurowi kuszącego wyzwania w trakcie każdego ich spotkania. Już dawno ustąpiłaby, mając świadomość, że ich romans mógłby wstrząsnąć fundamentami ich życia, ale wtedy nie byłaby sobą. Tą samą nieposkromioną, dziką dziewczyną, która śniła mu się niemal co noc.
OdpowiedzUsuń— Naprawdę sądzisz, że po tylu latach będziemy w stanie tak zwyczajnie przestać, jakby między nami nigdy niczego nie było? — zapytała cicho, wyglądając niemal na zranioną jego sugestią. Nie mogła znieść myśli, że mężczyzna mógł po prostu przełączyć włączniki w swojej głowie, zapomnieć o każdej małej, intymnej chwili, którą ze sobą dzielili, a później tak zwyczajnie ruszyć do przodu. Penelope wiedziała, że nie byłaby w stanie tego zrobić. Każde wspomnienie, które łączyło ją z Arthurem, było tak barwne, żywe, nasycone emocjami w jej głowie, jakby wydarzyło się zaledwie wczoraj, podczas gdy inne wspomnienia sprzed dekady zdążyły już wyblaknąć lub całkowicie zniknąć. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego to właśnie on tak na nią działał, jednak było to niepodważalne. Każdy mały gest, jaki kiedykolwiek wykonał w jej kierunku, każdy dotyk, nawet najsubtelniejszy, jakim ją obdarzył, każdy błysk pożądania w jego oczach, uśmiech przeznaczony wyłącznie dla niej, jej imię wyszeptane z taką udręką, jakby zabijała go świadomość, że nie mógł się jej oddać w całości… Wszystko to odcisnęło swoje głębokie piętno na jej duszy.
Zdarzały się również chwile, kiedy nie był w stanie dłużej walczyć ze sobą, z nią, ze spajającą ich namiętnością i Penelope chwytała się tych krótkich przebłysków, później bez końca odtwarzając je w swojej głowie. Zapominał się, kiedy siadała na jego kolanach, niezrażona faktem, że była na to zbyt duża; czasami instynktownie kładł dłoń na jej udzie, kciukiem pocierając jego wnętrze, innym razem zdarzało mu się musnąć wargami jej odkryte ramię, rozpalając ją do czerwoności. Gdy tylko uświadamiał sobie, co robił, natychmiast się wycofywał, jednak Penny żyła właśnie dla takich chwil, kiedy kierował się pragnieniami, nie rozsądkiem. Drażniła się z nim jeszcze bardziej, tyłkiem napierając na jego męskość, kręcąc się na jego kolanach, kiedy udawała, że szukała dla siebie wygodnej pozycji, w rzeczywistości drażniąc go pośladkami, aż z zadowoleniem wyczuwała pod sobą jego twardość. Nie mógł się wtedy od niej uwolnić, jeśli nie chciał, by jego żona zobaczyła go z erekcją i oskarżyła o pedofilię względem wciąż nieletniej Penny, kiedy ta zwyczajnie chciała potulić się ze swoim wujkiem. Przy składaniu świątecznych życzeń, zamiast całować go w policzek, muskała wargami kącik jego ust, lgnąc do niego całym swoim ciałem. Bywała bezwzględna, wykorzystując jego lęk przed przyłapaniem, by pozostać blisko niego, ale zwyczajnie… nie mogła przestać. Za bardzo go pragnęła.
— Doceniasz gest? Mówisz, kurwa, jakbym ci wręczyła kartkę z urodzinowymi życzeniami, nie moje majtki — ironizowała Penelope, kręcąc delikatnie głową, zanim na jej usta wystąpił leniwy, zadowolony uśmiech. — W tym rzecz, panie S. Nie musiałeś wcale ich podnosić. Mogłeś po prostu wziąć sobie nóż i wyjść spod stołu, ale to ty postanowiłeś schować je do swojej kieszeni. — Nie wszystko wynikało tylko z jej inicjatywy. Oboje wiedzieli, że mógł zignorować mały pokaz, który przygotowała specjalnie dla niego.
Mógł odwrócić wzrok, skupiając się na powodzie, dla którego w ogóle kucnął pod stołem, jednak on również nie potrafił w pełni jej sobie odmówić. Nadal czuła ciepło jego palców owiniętych wokół jej kostek. — Myślisz, że przejmuję się tym, że ktoś mógł nas zobaczyć? Kiedy przez cały ten czas myślałam tylko o tym, jak bardzo bym chciała, żebyś zatopił we mnie swój język przy wszystkich i doprowadził do orgazmu, nie zważając na obecność nikogo przy tym pieprzonym stole?
UsuńPenn wiedziała, że nie powinna pozwalać na to, by kierowała nią złość. Rozczarowanie postawą Arthura sprawiało jednak, że przemawiała przez nią gorycz, nadając jej tonowi głosu ostrości. Nie miała pojęcia, czego oczekiwała, ale na pewno nie chciała słyszeć, że za bardzo ryzykowali i powinni to przerwać, kiedy nie miała jeszcze nawet szansy skosztować jego pocałunku.
Powoli wypuściła powietrze z płuc, odzyskując panowanie nad sobą. Arthur nie chciał pokonać ostatniej dzielącej ich przeszkody, więc ona musiała to zrobić. Rozumiała, że nie chciał być tym złym; miał w końcu dużo do stracenia, całe życie, które dla siebie starannie ułożył, nie zakładając, że kiedykolwiek jego myśli zacznie zaprzątać młodsza od niego o dwadzieścia lat córka przyjaciela. Prawdopodobnie nie był w stanie w niektóre dni spojrzeć we własne odbicie, mając świadomość, że pożądał kobiety, która nie była jego żoną, więc to Penelope musiała stać się złoczyńcą w ich opowieści. Będzie mógł później się okłamywać, twierdząc, że nie miał innego wyjścia, że mała diablica osaczała go na każdym kroku, aż musiał się jej oddać…
Nie przeszkadzało jej bycie czarnym charakterem tak długo, jak miała szansę wreszcie zdobyć to, czego pragnęła. A pragnęła jego. Jak jeszcze niczego w swoim życiu.
Ruszyła w jego kierunku, nieśpiesznie stawiając kolejne kroki, jakby obawiała się, że spłoszy Arthura gwałtowniejszym gestem. Wolno obeszła blat, aż dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Czuła ciepło promieniujące z jego ciała i jego oddech we włosach. Uderzył w nią jego zapach, sprawiając, że zakręciło jej się w głowie. Miała ochotę wcisnąć nos w zagłębienie pomiędzy jego barkiem a szyją i wdychać jego woń jak narkomanka na głodzie. Zresztą zdarzało jej się już wcześniej podkradać jego szerokie bluzy w trakcie długich, jesiennych wieczorów spędzanych na tarasie tylko po to, by mogła poczuć otaczający ją zapach Arthura.
— Przecież wiesz, co chciałbyś ze mną zrobić — szepnęła Penelope. Powiodła delikatnie palcami po jego przegubie, śledząc zarysy wyraźnie malujących się pod skórą żył. Był to subtelny dotyk, stojący niemal w sprzeczności z jej prawdziwymi potrzebami, kiedy chciała poczuć go zdecydowanie pełniej, mocniej, na każdym centymetrze swojej odsłoniętej skóry, ale wciąż się powstrzymywała. Tak wiele razy pierwsza wykonywała krok, tak wiele razy swoimi gestami błagała o jego atencję i czułość, że potrzebowała, by chociaż raz on wyszedł z inicjatywą. Chciała, by porzucił wreszcie resztki kontroli i wziął sobie od niej to, o czym marzyli od dawna. — Każda fantazja, jaka kiedykolwiek narodziła się w twojej głowie, może się ziścić. Nie powiesz mi, że nie wyobrażałeś sobie, jak bierzesz mnie na każdej dostępnej powierzchni w tym domu. Nie powiesz mi, że nie dotykałeś się, dochodząc z moim imieniem na ustach. Nie powiesz mi, że kiedy byłeś z nią, nie wolałeś, żebym to ja była z tobą, przeżywając ekstazę w twoich ramionach… bo ja mam tak samo, panie S. — Myślała o nim. Nieustannie. Zawsze. Gdy sprawiała sobie przyjemność, to jego twarz widziała pod przymkniętymi powiekami. Gdy dotykał jej inny mężczyzna, wyobrażała sobie, że to jego dłonie suną po każdej krzywiźnie jej ciała. Nienawidziła myśli, że nie mogła go mieć i cierpiała przez świadomość, że w trakcie gdy jej łóżko pozostawało puste, on spał z żoną wtuloną w jego bok.
— Mógłbyś ze mną zrobić to co on. Pamiętasz, panie S? Nakryłeś nas właśnie na tym blacie. Przez cały czas, kiedy mnie pieprzył, wyobrażałam sobie, że to ty. Już wtedy marzyłam tylko o tobie. Odkąd pamiętam, nawiedzałeś moje sny i fantazje. — Och, dręczyła go, ale wiedziała, że to była dla niego słodka udręka. Wszystko wtedy zaplanowała. Czekała, aż skończy osiemnaście lat, by Arthur nie mógł zasłaniać się jej nieletniością i czuć wyrzuty sumienia związane z tym, że podobała mu się młodziutka, niewinna nastolatka; wybrała odpowiedni moment i stworzyła inscenizację. Nocowała wtedy u nich w domu, co nie było rzadkością, a William zaprosił swojego przyjaciela, którego niegdyś poznał na obozie sportowym i wciąż utrzymywali bliski kontakt. Chłopak mieszkał jednak w innym stanie, więc przyjechał na kilka dni w trakcie wakacji. Dom Spencerów był duży, bez problemu pomieścił ich wszystkich. Dzisiaj Penelope już nie pamiętała nawet jego imienia; służył jedynie jako pionek w jej grze, środek do celu, jakim było zwrócenie uwagi pana S. Uwiedzenie go było wręcz dziecinnie proste, a kiedy wszyscy domownicy mieli być głęboko pogrążeni we śnie, wymknęli się ze swoich sypialni i zeszli do piwniczki, bo wcześniej przekonała go, że to było najbezpieczniejsze pomieszczenie, do którego nikt nie zagląda. Penny specjalnie zostawiła uchylone drzwi, dzięki czemu na korytarz padał wąski snop światła; znała też przyzwyczajenia pana Spencera wystarczająco, by wiedzieć, że zejdzie na dół, by wychylić kieliszek alkoholu, bo wcześniej opalała się na tarasie w swoim najbardziej skąpym bikini, o którego istnieniu jej ojciec oraz Miriam oczywiście nie mieli pojęcia. Już wtedy oczy Arthura zaczynały za nią podążać, chociaż on sam chyba nie do końca był tego świadomy. Penelope była nim jednak tak obsesyjnie zafascynowana, że dostrzegała nawet najmniejsze zmiany w jego zachowaniu i nauczyła się je rozczytywać, wiedziała więc, że będzie próbował się znieczulić przy pomocy zapasów z piwniczki. Upewniła się, że jej partner był odwrócony plecami do drzwi, podczas gdy ona całkiem naga siedziała na samym skraju blatu, mając idealny widok na wejście do pomieszczenia.
UsuńWiedziała, że ich widział. Kiedy pojawił się w wąskim paśmie światła, Penelope wyzywająco spojrzała mu prosto w oczy i nie odwróciła rozpalonego wzroku ani na sekundę, podczas gdy jej biodra delikatnie falowały, odbierając sobie należną przyjemność, a z ust wyrywały się westchnienia rozkoszy. Jedną z dłoni opierała na karku swojego kochanka, który całował jej szyję, upewniając się, że nie odwróci głowy i nie dostrzeże intruza; jednocześnie odchylała głowę, by Arthur widział jej zamglone rozkoszą oczy, rumiane policzki i kropelki potu spływające po jej rozgrzanej skórze. By widział, jak poruszała wargami, wypowiadając jego imię, chociaż udami otaczała biodra innego mężczyzny.
— Nie odpowiedziałeś jeszcze na moje pytania — wyszeptała, unosząc głowę, by spojrzeć mu w oczy. Zachęcająco rozchyliła wargi, na których majaczył delikatny, słodki, niemal nieśmiały uśmiech. Skoro nie chciał ulec kusicielce, mógł ulec aniołkowi. Jednak nawet jeśli był to element gry, Penelope chciała szczerze usłyszeć, że nie mógł o niej zapomnieć.
wasza zguba
Nie podobała jej się myśl, że Arthur posiadał nad nią jakąkolwiek władzę. Szła przez życie nieokiełznana i bezczelna, rzucając wyzwanie konwenansom, przestarzałym zasadom, odrzucając tradycje, choć mogła to robić jedynie powierzchownie. Gdzieś głęboko w środku Penelope wciąż była małą dziewczynką łaknącą aprobaty ojca, zagubioną pomiędzy swoimi obowiązkami względem starzejącego się, samotnego rodzica a własną potrzebą nieposkromionej wolności. Miała wiele tożsamości, w których stopniowo zaczynała się gubić, nie będąc pewną, gdzie kończyło się kłamstwo, a gdzie zaczynała jej prawdziwa osobowość. Wiele osób w miasteczku znało ją jedynie od strony, którą chciała im pokazywać, od czasu do czasu będąc świadkami przebłysków jej temperamentu, kiedy utrzymywanie maski zaczynało ją nużyć. Sądziła, że w trakcie swojego pobytu w Atlancie dojrzała i uniezależniła się wystarczająco, by scalić ze sobą dwie rzeczywistości, które dla siebie wytworzyła, jednak powrót do Mariesville wciąż napawał ją niepewnością. W całym tym chaosie był jeszcze on – Arthur. Mężczyzna, który sprawiał, że czuła się przy nim na tyle bezpiecznie, by pokazać mu każdą ze swoich stron – zarówno tę wyuzdaną, pewną siebie, nieujarzmioną, jak i tę delikatniejszą, poszukującą zrozumienia oraz akceptacji ze wszystkimi jej wadami, z całym mrokiem, który skaził ją w dzieciństwie, popychając w kierunku manipulacji. Nigdy nie zdradził jej sekretu, chociaż mógł donieść jej ojcu, że Penny nie była ułożoną dziewczyna, za jaką ją uważali. Czekała, zastanawiając się, czy odrzuci ją, rozczarowany jej zachowaniem, zrywając wieloletnią przyjaźń między ich rodzinami i wyjątkową więź, która ich łączyła, ale to również nie nastąpiło. Miała wrażenie, że był jedynym, który jej nie oceniał. Może dlatego to właśnie jego numer wybrała, kiedy na imprezie w Camden zaczęła się źle czuć, chociaż wypiła zaledwie jednego drinka. Była przekonana, że ktoś dorzucił jej czegoś do szklanki, z każdą sekundą widok coraz bardziej rozmazywał jej się przed oczami. Wyszła z klubu, mając nadzieję, że świeże powietrze pomoże jej odzyskać świadomość, ale nogi zaczynały się pod nią uginać. Nawet nie zastanawiała się nad tym, co robiła, instynktownie wybrała jego numer, nieskładnie bełkocząc, że go potrzebowała, a on po nią przyjechał, chociaż była w mieście oddalonym o dwadzieścia kilometrów i był sam środek nocy. Później jej wspomnienia się urywały. Penelope nie pamiętała, jak w ciszy samochodu wyszeptała, że wymknęła się na tę imprezę, bo potrzebowała się znieczulić; bała się, że gdyby została w Mariesville, zrobiłaby coś, czego nie mogłaby cofnąć i nie ufała samej sobie. Przyznała, że pokusa, by go pocałować, stała się zbyt silna, a wiedziała, że Arthur ją odrzuci, wierny żonie oraz swoim ideałom. Nie pamiętała, jak Arthur wyciągnął ją z samochodu i zaniósł do domu w swoich ramionach, a ona wtulała się ufnie w jego ciało. Wydawało jej się, że czuła na skroni jego pocałunek, delikatny i czuły, ale mogła to sobie wyobrazić. Rano obudziła się w łóżku, przebrana w jedną z jego koszulek. Miała na sobie bieliznę, ale na samą myśl, że pomógł jej w nocy ściągnąć krótką, opinającą sukienkę niepozostawiającą wiele popisu wyobraźni, dostała gorących wypieków na twarzy.
OdpowiedzUsuńWciąż miała jego koszulkę, chociaż ku jej rozpaczy nie pachniała już nim.
Próbowała wtedy od niego uciec, a skończyła bardziej nim oczarowana.
— Nie rób tego — szepnęła Penelope, delikatnie kręcąc głową. Nie zamierzała zaakceptować jego słów, bo nawet jeśli nigdy nie miała szansy skosztować jego pocałunków, poczuć na sobie jego dłoni sunących po jej ciele bez cienia ostrożności, usłyszeć wyszeptanych, płomiennych wyznań będących potwierdzeniem, że pragnął jej równie mocno jak ona jego, wiedziała, że Arthur zaczął do niej należeć tej samej nocy, której przyłapał ją w piwniczce z chłopakiem wykorzystanym do zwrócenia jego uwagi. — Nie mów, że między nami nic nie ma, kiedy patrzysz na mnie w ten sposób. Nie sprawiaj, bym czuła się osamotniona w tym, co do ciebie czuję, nawet jeśli żałujesz, że wpuściłeś mnie do swoich myśli.
Ciężar jego spojrzenia był niczym najsłodsza pieszczota kochanka. Nie musiał jej dotykać, by sprawić, że jej serce gubiło rytm; czasami wystarczała jej burza widoczna w jego granatowych tęczówkach, ciemniejących wraz z narastającym między nimi napięciem. Zamknięte drzwi, półmrok i niewielka przestrzeń, którą z taką łatwością mogli pokonać, by wreszcie zmiażdżyć swoje wargi w wyczekanym pocałunku, by zedrzeć z siebie niepotrzebne ubrania i zatracić w sobie nawzajem… Wreszcie nie było między nimi miejsca na kłamstwa, stwarzanie pozorów na użytek innych, mogli zrzucić wszystkie maski, które ich od siebie oddalały i wypowiedzieć na głos słowa, które zdusili w sobie na ponad dekadę. Nie chciała marnować jeszcze więcej czasu, kiedy tak trudno było im wykradać momenty, w których nie musieli udawać, tłumić pragnień, które zawsze wrzały tuż pod cienką powłoką pozornego opanowania. Jak mógł twierdzić, że byli dla siebie niczym, kiedy uważnie patrząc w jego oczy, widziała, że była dla niego wszystkim?
UsuńWydawało jej się, że po raz kolejny poniosła klęskę. Stawiając powolne kroki w jego kierunku, podjęła ostatni trud, by przekonać go, by dał jej i sobie, temu, szansę. Uwielbiała się z nim droczyć, widzieć iskry pożądania w jego oczach, przekraczać z nim kolejne granice, ryzykując coraz mocniej wbrew chłodnemu osądowi, ale była też zmęczona ponad dekadą zmagań, w trakcie których jej zabiegi nie były odwzajemniane z podobną intensywnością. Penny nie mogła podjąć tej decyzji za niego, nie mogła go zmusić, by odrzucił swoje przekonania dla kilku chwil namiętności z nią, gdy oboje nie mieli pojęcia, jak to się mogło dla nich skończyć, a jego reakcja – czy też może raczej brak odpowiedzi, na jaką liczyła – sprawiał, że poczuła się zniechęcona i niemal odrzucona, z czym sobie dobrze nie radziła od czasu odejścia jej matki. Obiecywała sobie, że jeśli nie uda jej się teraz wydobyć na wierzch jego emocji, da sobie z nim spokój. Spróbuje o nim zapomnieć. Będzie postępowała jak grzeczna dziewczynka, córka jego przyjaciela, do porzygu uprzejma, jednocześnie umierając po trochu każdego dnia, gdy będzie sobie wyobrażała, co mogliby mieć, gdyby tylko Arthur pragnął jej odrobinę mocniej…
Wyrwał jej się zduszony okrzyk, kiedy mężczyzna uniósł ją gwałtownie do góry, sadzając przed sobą na blacie. Wzdrygnęła się, czując chłodną powierzchnię na nagiej skórze, ale Arthur samą swoją bliskością sprawiał, że zaczęła płonąć. Krew w jej żyłach zaczęła krążyć szybciej, spomiędzy jej warg wydobywały się ciche pomruki aprobaty, gdy wreszcie dotykał jej właśnie tak, jak tego potrzebowała, zapewne wyczuwając pod palcami jej wilgoć, która pokrywała również wewnętrzną stronę jej ud. Patrzyła na niego jak urzeczona, nie odwracając spojrzenia krystalicznie jasnych tęczówek od jego twarzy. Pragnęła obserwować każdy szczegół zachodzący w jego mimice, kiedy odkrywał jej ciało w sposób, na jaki wcześniej nigdy sobie nie pozwalał; każde zaciśnięcie szczęki, delikatne zmarszczenie brwi, drgnięcie mięśnia w policzku, wszystko to było dla niej cenne i wyzwalało nową falę emocji zalewającej jej drobne, choć kuszące ciało. Oboje oddychali ciężko, z trudem łapiąc powietrze, a Penelope długo pozostawała zaskakująco bierna, po prostu pozwalając mu eksplorować, jakby sama nie mogła uwierzyć w to, że to naprawdę się działo, że ona również mogła go dotykać i Arthur nie spróbuje się od niej odsunąć, mamrocząc pod nosem coś o tym, że nie powinni. Przymknęła powieki, delikatnie obracając głowę tak, by ich czoła się ze sobą zetknęły i delikatnie trąciła swoim nosem jego nos. Dla odmiany milczała, pozwalając mu mówić. Jego zachrypnięty z emocji głos trafiał prosto w struny jej serca, o których istnieniu nie wiedziała, a jej ramiona obsypała gęsia skórka.
— Wydawało mi się, że wiem, co chcę usłyszeć, ale myliłam się. Nawet w najpiękniejszych snach nie byłabym w stanie sobie wyobrazić bardziej niesamowitego wyznania. Jest niemal tak idealne, że warto było na to czekać dekadę — szepnęła, wreszcie się uśmiechając.
Tym razem nie był to wyraz złośliwości ani ironii; to był prawdziwy uśmiech, promienny, który ocieplił również je oczy, sprawiając, że zamiast lodowca zaczęły przypominać bezchmurne niebo w ciepły, letni poranek.
UsuńPenelope westchnęła, kiedy przesunął kciukiem po jej dolnej wardze; złapała go za nadgarstek, zanim zdążył odsunąć dłoń i miękko otoczyła rubinowymi wargami jego palec, ssąc z wyczuciem, bezwstydnie spoglądając mu przy tym w chmurne tęczówki. Pragnęła ujrzeć w nich to samo szaleństwo, które spalało ją od środka za każdym razem, gdy opuszkami palców muskał jej nagą skórę, wprawiając całe jej ciało w drżenie. Wreszcie coś się w niej odblokowało i zrozumiała, że Arthur nie będzie przed nią uciekał. Sunęła dłońmi w górę jego ramion i barków, czując, jak jego mięśnie cudownie się dla niej napinały, odpowiadając na jej dotyk, badała jego szeroki tors, odpinając kilka dodatkowych guzików jego koszuli, by z nieskrywaną przyjemnością przywrzeć wargami do jego mostka, zostawiając na skórze wilgotny ślad pocałunków. Oplotła go nogami w pasie, wbijając pięty w jego pośladki, by przyciągnąć go jeszcze bliżej i zachłysnęła się, kiedy swoją okrytą materiałem jeansów erekcją otarł się o jej wejście, wywołując cudowne tarcie między jej zapraszająco rozchylonymi udami.
— Możesz… — kusiła go, ignorując jego obawy. Nie mogła pozwolić mu się wycofać. Nie teraz, kiedy wreszcie byli bliżej siebie niż kiedykolwiek wcześniej. — Nie musi tak dłużej być między nami. Ja też jestem już zmęczona wiecznymi podchodami, kiedy wiem, że powinieneś być mój. Od zawsze miałeś być mój. Żaden z tych mężczyzn nie był w stanie sprawić, bym czuła choćby ułamek pożądania, który ty we mnie wzniecasz. Nie chcę żadnego z nich, chcę właśnie ciebie. Z każdym z nich wyobrażałam sobie, że to ty mnie dotykasz, ale to również przestało mi wystarczać, bo przy nich czułam tylko obojętność, a ty… wystarczy, że przypadkiem muśniesz mnie opuszkami palców i cała dla ciebie płonę. — Musiał o tym wiedzieć, był tak blisko, że bez trudu wyczuwał reakcje jej ciała całkowicie dostrojonego do jego działań. Był jej osobistym maestro, a ona instrumentem w jego rękach, na którym mógł wprawnie zagrać, wydobywając z niej kolejne dźwięki rozkoszy. Im mocniej na nią napierał, tym szybciej biło jej serce. — Nikt nie musi się o nas dowiedzieć… Nikogo nie zranimy. Nie przeszkadza mi bycie twoim brudnym sekretem, skazą, którą usilnie będziesz ukrywał przed całym światem, tak długo, jak będziesz do mnie wracał i w naszych wspólnych chwilach oddawał mi się w całości. Nie chcę dłużej ochłapów uwagi, chcę, żebyś dał mi wszystko, co od początku miało należeć tylko do mnie. — Penelope rozumiała, że jego obecne życie było dla niego ważne i nie mogła go wyrwać z ułożonej codzienności ani zażądać, by zostawił dla niej swoją wieloletnią żonę, nawet jeśli nienawidziła myśli, że to z nią będzie kładł się do łóżka co wieczór i na co dzień odgrywał rolę szczęśliwego, zakochanego męża. Powtarzała sobie, że nauczy się z tym żyć, że być może potrzebowali tylko jednej intensywnej nocy, w trakcie której będą się w stanie sobą nasycić, a później ich fascynacja zgaśnie i ruszą wreszcie do przodu…
Penn była mistrzynią w okłamywaniu samej siebie. Gdyby tak łatwo było im o sobie zapomnieć, nie czekałaby na niego ponad dekadę.
Ujęła jego twarz w swoje ręce, czując, jak jego szorstki zarost łaskocze ją we wnętrze dłoni. Nie mogła się doczekać, by poczuć go na wnętrzach swoich ud, kiedy będzie zlizywał z niej jej własne soki, być może wymieszane z jego spermą.
— Mogę smażyć w piekle. Chętnie zapłacę każdą cenę, jeśli to oznacza, że będę mogła mieć cię dla siebie choćby na jedną noc — szepnęła wprost w jego rozchylone wargi, zanim delikatnie się o nie otarła swoimi ustami w zapowiedzi pocałunku. Dręczyła ich tak jeszcze przez kilka niemiłosiernych uderzeń serca, zanim wpiła się w jego wargi z cichym jękiem.
witajcie w piekle
Cała się trzęsła. Penelope nie była niewinną dziewczyną zachowującą czystość do ślubu, choć w miasteczku panowało takie powszechne przekonanie, ale kiedy to Arthur jej dotykał, miała wrażenie, jakby robiła wszystko po raz pierwszy. Nawet najlżejsze muśnięcie odbierała jak najintensywniejszą pieszczotę, która skradała jej dech w piersiach. Ich pocałunek był zachłanny, gwałtowny, obezwładniający; ujawniał dziesięć lat nieprzerwanej tęsknoty, niegasnącego pragnienia, desperacji mieszającej się nareszcie z ulgą, bo nie musieli się dłużej powstrzymywać. Latami wyobrażała sobie ten pocałunek i dopiero zaczynało do niej docierać, w jak wielkim błędzie żyła. Nic nie mogło równać się z miękkością, a jednocześnie zaborczością jego ust, ze stanowczością jego ramienia owiniętego wokół jej talii, ciepłem oraz twardością jego ciała przyciśniętego do jej drobnej sylwetki.
OdpowiedzUsuń— Kurwa… Błagam, nie przestawaj — wymamrotała, kiedy oderwali się od siebie na chwilę, a jego usta rozpoczęły wędrówkę po każdym uwrażliwionym skrawku jej odsłoniętej skóry. Penny wbiła paznokcie w jego bicepsy i zaskomlała cichutko, kiedy opuszkami palców musnął jej gorące, mokre płatki. To było dla niej stanowczo za mało. — Jeszcze… Daj mi więcej — nalegała, dysząc ciężko. Naparła na jego dłoń, pragnąc poczuć jego palce mocniej. Jej serce biło tak szybko i mocno, że nie była pewna, czy byłaby w stanie znieść więcej, ale była tak otumaniona jego bliskością oraz pieszczotami, że nic innego nie miało znaczenia.
Jeśli tak miało wyglądać ich osobiste piekło, marzyła o tym, by już nigdy go nie opuszczać.
Mącił jej w głowie w najlepszy i zarazem najgorszy możliwy sposób. Sądziła, że to jego wygłodniały, chciwy pocałunek będzie tym, co najmocniej na nią wpłynie, ale jego słodkie gesty sprawiały, że dziwne wzruszenie ściskało ją w klatce piersiowej. Powinna myśleć wyłącznie o jak najszybszym zaspokojeniu ich żądz, marzyła, by wreszcie wypełnił ją całym sobą, pozwalając im ugasić wieloletnie pragnienie, ale rozwalał ją za każdym razem, kiedy okazywał jej czułość. Nie umiała ukryć rozczarowania wywołanego tym, że Arthur się od niej odsunął, nie było ono jednak tak obezwładniające, jak się tego spodziewała, bo koił jej zawód, odstawiając ją na ziemię z taką ostrożnością, jakby była wykonana z drogocennego, delikatnego kruszcu. Musiała się go przytrzymać, bo kiedy pocałował ją w skroń, kolana zmiękły jej tak bardzo, że omal się nie potknęła.
Spoglądała na niego wciąż zamglonym z pożądania i przyjemności wzrokiem, ale szybko pomogła mu zapiąć guziki w koszuli i nieco wygładzić zagniecenia, które zrobiła w materiale, gdy mięła go między palcami, pojękując cicho, kiedy Arthur wyjątkowo rozkosznie torturował jej szyję. A później musiała patrzeć, jak odchodzi… Jej ciało bez jego dotyku zamieniło się w bryłę lodu, w środku czuła tylko pustkę, wciąż dręczyło ją niezaspokojone pulsowanie między nogami. Bezwiednie uniosła palce do ust i uśmiechnęła się, wciąż czując smak jego pocałunku na koniuszku języka. Zignorowała to, że powiedział, że spotkają się tylko raz… Zamiast tego w jej głowie rozbrzmiewała wyłącznie słodka obietnica dwóch długich dni spędzonych razem z dala od innych.
Will zaprowadził ją po schodach na górę. Grupka młodzieży zebrała się przy przeciwległym końcu stołu od zajmowanego przez nią miejsca, więc Penelope wyjątkowo niechętnie ruszyła w ich kierunku. Austin faktycznie rozlewał shoty, wszyscy byli głośni i roześmiani, proponowali kolejne pijackie gierki, ale Penny nie potrafiła się skupić na dobrej zabawie, nie, gdy jej ciało wciąż płonęło, a umysł szalał. Próbowała się otrząsnąć, w przeciwnym razie obawiała się, że jej długie, tęskne spojrzenia rzucane w kierunku pana Spencera zdradzą jej uczucia. Wiedziała, że nikt nie domyśli się tego, co wydarzyło się w piwniczce, a mimo to obudziła się w niej paranoja, przez którą była spięta i rozkojarzona. Niczym robot odpowiadała na zadawane jej pytania, ale nie umiała się powstrzymać i ciągle zerkała w stronę Arthura, kontrolując, gdzie był i co robił.
Patrzyła z przeciwległego końca stołu, jak Arthur się podnosi i znika w domu. Nawet nie zastanawiała się nad tym, co robiła; sama wstała gwałtownie ze swojego miejsca, impetem niemal wywracając krzesło, na którym siedziała, ale zanim zdążyła wykonać choćby krok, ciotka Miriam podążyła za swoim mężem do salonu. Przez przeszklone drzwi Penelope mogła obserwować, jak Midge podchodzi do Arthura ze zmartwionym wyrazem twarzy i poprawia kołnierzyk jego koszuli, by później wygładzić marszczenia w materiale na klatce piersiowej i oprzeć swoje dłonie na jego torsie. Penny czuła, jak zalewa ją wściekłość oraz paląca zazdrość. Mocno zacisnęła zęby, a chociaż wiedziała, że nie powinna torturować się tym widokiem, nie mogła odwrócić wzroku. Miała ochotę wejść do środka, siłą odciągnąć ciotkę od Arthura i pocałować go na oczach wszystkich, by żadna kobieta nie ośmieliła się ponownie choćby na niego spojrzeć, by w całym pierdolonym miasteczku rozeszła się informacja, że Arthur Spencer należał tylko do niej… Zamiast tego mogła jedynie stać na uboczu i wykradać mu krótkie chwile.
Usuń— Penny? Coś się stało? — zapytał zmartwiony Will. Penelope uświadomiła sobie, że oczy całej grupki były skierowane na nią. Nic dziwnego, gwałtownie wstała, a później bez słowa wpatrywała się w stronę Spencerów z takim wyrazem twarzy, jakby miała ochotę kogoś zabić… Zmusiła się do rozluźnienia mięśni i posłania wszystkim uspokajającego, fałszywego uśmiechu.
— To nic takiego. Chciałam pójść do łazienki, ale kiedy tak gwałtownie podniosłam się do góry, zakręciło mi się w głowie… Nie jestem przyzwyczajona do mocnego alkoholu, chyba muszę trochę zwolnić — skłamała gładko. Teraz jednak musiała wejść do tego głupiego domu, przejść tuż obok Arthura i Miriam odgrywających rolę idealnego małżeństwa w salonie i udawać, że potrzebowała się wysikać. Zwinęła dłonie w pięści i wzięła głęboki oddech, powtarzając sobie, że była w stanie to zrobić, chociaż w jej wnętrzu kotłowała się wściekłość. Jeszcze przed chwilą całował ją. Szeptał jej do ucha, że zanurzyłby się w ich wspólnym szaleństwie bez opamiętania, gdyby tylko mógł. Błądził swoimi szorstkimi dłońmi po jej udach i pośladkach, a w jego kieszeni znajdowały się jej majtki. Zastanawiała się, czy na palcach wciąż nosił ślad jej wilgoci, jej intymny zapach. Nieustannie odtwarzała w głowie każdą sekundę ich wspólnych chwil w piwniczce, ze słodkim rumieńcem na policzkach i szerokim uśmiechem na ustach, a teraz jej bańka szczęścia została brutalnie rozbita, sprowadzając ją na ziemię, bo Arthur… był jej, ale tylko na kilka krótkich minut, w trakcie których zamknęli się we własnym świecie, tworząc od nowa fundamenty ich relacji. Nie był to jednak prawdziwy świat – jedynie ich fantazja, bo w rzeczywistości mężczyzna był mężem innej i nawet jeśli na swoich wargach wciąż czuł smak jej pocałunków, Midge pozostawała jego priorytetem.
Penelope była zmuszona obserwować ich latami, nigdy jednak nie bolało jej to tak bardzo… Miała wrażenie, jakby ktoś wbił sztylet prosto w jej serce i powoli obracał ostrze, wpychając je coraz głębiej w sadystycznie powolnym ruchu, przedłużając jej cierpienie. Wystraszyła się. Nie mogła pozwolić, by zaczęło jej szczerze zależeć na Arthurze, ponieważ nie mieli żadnej wspólnej przyszłości. To była tylko cielesna fascynacja, potrzeba rozładowania seksualnego napięcia z mężczyzną, który był dla niej zakazanym wyzwaniem. Kręciło ją to, że był od niej starszy, że posiadał rodzinę i przyjaźnił się z jej ojcem. Był dla niej niedostępny na wielu płaszczyznach, co sprawiało, że przełamywanie kolejnych granic było dla niej tylko bardziej ekscytujące, dostarczając jej rozrywki na długie lata. Właśnie w takich kategoriach musiała myśleć o Arthurze – po prostu dobrze się bawiła, po kolei niszcząc między nimi niepisane zasady, sprawdzając, jak daleko mogli się posunąć w ich grzesznym tańcu. Teraz, gdy niemal już go miała, zapewne znudzi się nim za kilka tygodni jak rzuconą w kąt zabawką. Właśnie tej opcji chciała się trzymać, bo alternatywa… alternatywa oznaczała złamane serce.
— Co się dzieje, Arthurze? Nawet jak na ciebie jesteś dzisiaj bardzo małomówny i masz taką pochmurną minę… — Penn wychwyciła słowa Miriam od samego progu tarasu. — Chodzi o to, że Elizabeth wraca za kilka dni do Princeton? Znowu włączył ci się syndrom pustego gniazda i nie możesz się pogodzić z tym, że twoja ukochana córeczka wyjeżdża? — Miriam wyraźnie droczyła się ze swoim mężem, a Penelope mimowolnie poczuła irytację, bo nie miała pojęcia, że Arthur tak przeżywał powrót córki na uczelnię. Znała jego najmroczniejszy sekret, wiedziała, jak wyzwolić jego żądzę, prowokowała go nieustannie, ale teraz uświadomiła sobie, że było jeszcze mnóstwo rzeczy, których o nim nie wiedziała, a które dla Midge były oczywistością. Tylko dlaczego to miało dla niej jakieś znaczenie? Zależało jej w końcu tylko na namiętnym, płomiennym seksie, cała reszta od zawsze i na zawsze miała należeć do jego żony.
Usuń— Penny? Potrzebujesz czegoś? Przynieść ci więcej sałatki? Zjadłaś dzisiaj strasznie mało. — Z rozmyślań wyrwał ją głos Miriam. Penelope walczyła ze sobą z całych sił, by nie spojrzeć w kierunku Arthura. Nie chciała teraz na niego patrzeć, nie po tym, jak zaledwie przed sekundą miał na sobie ręce innej kobiety.
— To nic takiego, ciociu. Po prostu muszę skorzystać z toalety — wymamrotała, wymijając ich szybko, bo nie zniosłaby ani sekundy w ich towarzystwie.
Przez resztę dnia aż do wieczoru Penelope robiła wszystko, by unikać Arthura. Nie spoglądała w jego kierunku, chociaż czuła na sobie jego palący wzrok. Kiedy wydawało jej się, że zmierzał w jej stronę, natychmiast zrywała się ze swojego miejsca i dołączała do jakiejś grupki, prowadząc nudne, nic nieznaczące konwersacje. Za punkt honoru postawiła sobie udawanie, że dla niej nie istniał, że będzie potrafiła w jednej chwili całować go do utraty tchu, roztapiać się pod jego dotykiem, by w następnej zachowywać się tak, jakby niczego między nimi nie było. Stopniowo jednak coraz więcej osób zaczynało się żegnać i rozchodzić się do domów, chociaż spora część nadal pozostawała na terenie ogrodu, ignorując fakt, że słońce już dawno zaszło i zaczynało się robić chłodno, jak przystało na jesienny wieczór. Penelope od dłuższego czasu siedziała na jednym z bujanych foteli z grubym pledem okrywającym jej nagie nogi i wpatrywała się przed siebie bez celu. Nie potrafiła wyciszyć swoich wzburzonych myśli. Arthur był słowny, ale co jeśli nagle zmieni zdanie? W piwniczce był jej, pożądanie nęciło ich oboje, sprawiając, że byli gotowi pokonać wszelkie granice od razu, ignorując fakt, że nad ich głowami ich rodziny biesiadowały przy stole, lecz później oboje ochłonęli. Może przez ten czas zdążył dojść do wniosku, że to wszystko było cholernym błędem? Może spojrzał w oczy Miriam i zdecydował, że nie mógł jej tego zrobić i po nią jutro nie przyjedzie, chociaż Penelope czekałaby na niego z utęsknieniem przez cały dzień, nie tracąc nadziei?
— Penny, moi rodzice będą się już zbierać. Arthur ich odwozi, ciebie też może od razu podrzucić do mieszkania w mieście, jeśli jesteś już zmęczona. Spakuję ci trochę jedzenia na drogę, będziesz sobie mogła odgrzać jutro na obiad — zaproponowała jej Miriam. Wydawała się wyraźnie zmartwiona, kiedy na nią spoglądała; najwyraźniej Penelope nie była aż tak dobrą aktorką, jak jej się wydawało, przynajmniej nie dzisiaj. Arthur zbyt mocno na nią oddziaływał i z każdą sekundą, którą spędzała z dala od niego, rozpadała się dzisiaj na kawałki. Pocałował ją tak, jakby się dusił, a ona była jego powietrzem, a później… później musiała patrzeć, jak odchodzi, jak czule rozmawia z Miriam, jak droczy się z Elizabeth i wiedziała, że w tym ślicznym obrazku nie było dla niej miejsca.
— Dzięki, ciociu. W takim razie będę się zbierać. — Wcześniej sama uknuła ten plan, teraz wcale nie była szczęśliwa, że utknie w jednym samochodzie z Arthurem. Przynajmniej będzie między nimi bufor bezpieczeństwa w postaci jego teściów.
Rodzice Miriam usiedli na tylnej kanapie, zmuszając Penelope do zajęcia miejsca na przednim siedzeniu pasażera. Przez całą drogę rozmawiali, ale nie wiedziała o czym; wyłączyła się i po prostu spoglądała przez szybę. Wreszcie jego teściowie wysiedli i została sama w samochodzie z Arthurem. Nie dało się zignorować wyczuwalnego między nimi napięcia, które tym razem przyjęło nieco inną formę.
Usuń— Wszystko w porządku, panie S.? — zapytała cicho, gdy nie mogła znieść dłużej tej ciszy i niepewności. Spojrzała na jego profil, z niepokoju żując między zębami dolną wargę. Jeśli żałował, wolałaby dowiedzieć się o tym teraz, zamiast robić sobie nadzieję.
zagubiona Penn
Penelope nie miała pojęcia, jak przetrwała jazdę samochodem pod dom jego teściów. Była cała napięta, dłonie zaczynały ją boleć od zaciskania ich w pięści, wcześniejsza ekscytacja i radość gdzieś wyparowały, zastąpione przez obezwładniające zmęczenie i gorycz. O ile wcześniej na tarasie czuła na sobie jego wzrok, teraz Arthur zdawał się robić wszystko, byle tylko nie spoglądać w jej kierunku. Gdy na światłach zerknęła na niego kilka razy, wyłapała mocno zwarte szczęki, drgający mięsień w jego policzku i knykcie pobielałe od zaciskania na kierownicy. Jemu również dziwna atmosfera, która między nimi zapanowała, musiała dawać się we znaki, ale Penny nie chciała ryzykować w obecności rodziców Miriam, więc milczała. Tak bardzo żałował, że stracił dzisiaj przy niej kontrolę, że teraz robił wszystko, by utrzymać panowanie nad sytuacją? Wydawało jej się, że to jedyne logiczne wyjaśnienie jego zachowania i chociaż bardzo starała się nie mieć żadnych oczekiwań… zabolało. W ciągu jednego dnia przeżyła wybuch najczystszej euforii, by teraz pogrążać się w rozpaczy, bo była przekonana, że Arthur zmienił zdanie, tylko nie wiedział, jak jej to przekazać, by doszczętnie nie zranić jej uczuć.
OdpowiedzUsuńPenelope złapała go za rękę, zanim zdążył się odsunąć i przytuliła swój policzek do wnętrza jego dłoni, wzdychając cicho. Całe napięcie, które przez wieczór skuwało jej mięśni, wreszcie odpuściło, a dotyk Arthura wydawał się leczyć rany wywołane widokiem jego i Miriam. Każdy z jego czułych gestów roztapiał jej zbroję, sprawiając, że otwierała się na niego coraz bardziej.
— Przepraszam — szepnęła, dopiero teraz uświadamiając sobie, że jej zachowanie mogło go zranić. Była tak zaprzątnięta własnymi emocjami i mętlikiem w głowie, że nie zastanowiła się nad tym, jak mężczyzna mógłby odebrać nagłą zmianę w jej nastawieniu. Chciała go ukarać za to, że zaledwie kilka minut po tym, jak ją całował, w salonie odstawiał scenkę prosto z familijnego serialu o udanym małżeństwie, ale przecież musiała pogodzić się z tym, że nigdy nie będzie miała go na wyłączność. Podobne słowo niezwykle rzadko padało z jej ust, a jeszcze rzadziej było szczere, tym razem jednak wypłynęło z niej naturalnie, bo nie mogła znieść widoku udręki w jego oczach. Uwielbiała skazywać go na słodkie tortury swoim niegrzecznym flirtem, ale nigdy więcej nie chciała być świadkiem takiej niepewności i przygnębienia, wiedząc, że to ona była przyczyną jego negatywnych emocji. — Byłam zła, kiedy zobaczyłam cię z nią. Wiem, że to głupie, przecież oglądałam was razem latami i to w bardziej intymnych chwilach, jednak… dzisiaj oboje przekroczyliśmy granicę i coś się zmieniło. Może nie powinnam przywiązywać do tego takiej wagi, nie wiem, lecz czekałam na to tyle lat… Pocałowaliśmy się i tak bardzo chciałam, żebyś przy mnie został, żebyś wciąż mnie dotykał, a ty wyszedłeś, zostawiłeś mnie samą i, kurwa, wiem, że musiałeś, ale potrzebowałam cię mieć wtedy blisko siebie… A później zaczęłam się bać, że zacząłeś żałować, zobaczyłeś swoją wielką, szczęśliwą rodzinę i postanowiłeś, że nigdy nie byłam warta podobnego ryzyka… — Zacisnęła wargi w wąską linię, odwracając wzrok, bezbronna i krucha. To było dla niej obce. Nieczęsto komukolwiek zwierzała się ze swoich najgłębiej skrywanych myśli, nie lubiła się odsłaniać, właśnie dlatego stworzyła dla siebie wiele tożsamości, za którymi mogła się schować w razie trudności. Jej ojciec nigdy nie był szczególnie empatycznym mężczyzną, a jego surowe wychowanie sprawiało, że Penelope nauczyła się swoje problemy zachowywać dla siebie, bo z przyzwyczajenia wiedziała, że nie otrzyma oczekiwanej pomocy. Thomas kazałby jej przestać się mazgaić, powtarzałby, że inni mają gorzej, a ona powinna być wdzięczna oraz szczęśliwa, że miała dach nad głową, ciepły posiłek i Boga w sercu. Według niego z każdą rozterką powinna zwracać się do kościoła i tam szukać dla siebie odpowiedzi, jeśli już koniecznie tego potrzebowała.
W takich chwilach zazdrościła Williamowi i Elizabeth, których rodzice byli o wiele cieplejsi, bardziej cierpliwi i współczujący. Nie wiedziała, czy już wtedy zaczęły w niej kiełkować te niemoralne uczucia względem Arthura, który okazywał jej o wiele więcej zrozumienia od jej ojca, troskliwie użyczając swoich ramion, gdy potrzebowała się do kogoś przytulić i przyznać, że nie do końca była szczęśliwa, nawet jeśli według swojego ojca posiadała wszystko. Może dlatego teraz słowa wypłynęły z niej równie łatwo? Bo wciąż pamiętała miękki koc, jakim ją owinął, kubek z gorącym kakao i jego silne ramię, w które mogła się wypłakać, gdy tego potrzebowała.
Usuń— Co? — wyrwało jej się. Wpatrywała się w niego zszokowana, jakby nie mogła uwierzyć w to, co słyszała. — Nie zmieniłam zdania. Jeśli już, po tym, co się stało w piwniczce, pragnę cię tylko bardziej, chociaż nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Myślałam, że to ty zmieniłeś zdanie. Próbowałam się przygotować na całą twoją stanowczą przemowę, dlaczego nie możemy tego zrobić, dlaczego to, co się dzisiaj wydarzyło, nigdy nie może się powtórzyć i dlaczego będzie najlepiej, jeśli przez jakiś czas w ogóle nie będziemy się widywać… — przyznała. Naprawdę sądziła, że Arthur czekał tylko na odpowiedni moment, by zadać jej ostateczny cios. Zaraz jednak skrzywiła się, słysząc jego kolejną insynuację. — Nie. O mój Boże, nie. Nie mógłbyś mi zrobić krzywdy, panie S. Poza tym… to pewnie nie jest najlepszy moment na tę rozmowę, ale nie mam nic przeciwko… ostrzejszym zabawom — mruknęła, czując, jak jej policzki się rozgrzewają. Potrafiła z siebie wydobywać najbardziej wyuzdane prośby, a teraz nagle przy nim się zawstydzała? Nie miała pojęcia, co się z nią działo.
— Pamiętasz, kiedy przestałam do ciebie mówić wujku? — zapytała cicho, spoglądając mu w oczy. — Miałam wtedy piętnaście lat. Zaczęłam sobie uświadamiać, że mnie pociągasz, że jesteś dla mnie kimś więcej niż zwykłym przyjacielem rodziny. Pojawiły się pierwsze fantazje, a kiedy pierwszy raz się masturbowałam, myśląc o tobie, wiedziałam, że nie mogę dłużej nazywać cię wujkiem, bo to było złe na tak wielu poziomach… — To dalej było złe. Wiedziała, że niezależnie od tego, jak go określała, nie zmieniało to ich rzeczywistości, jednak zwyczajnie nie mogła się zmusić do tego, by myśleć o nim jak o swoim członku rodziny, gdy wyobrażała sobie różne scenariusze, w których on również zaczynał w niej dostrzegać młodą kobietę, a później pieprzył w wielu pozycjach do utraty tchu. — Ale nie potrafiłam zwracać się do ciebie twoim imieniem. Wydawało mi się to zbyt intymne, kiedy w mojej głowie powtarzałam twoje imię, dochodząc w twoich ramionach, całując cię… Pomyślałam, że jeśli zacznę to robić, granica zatrze się jeszcze bardziej, a ja będę chciała od ciebie więcej… — Odetchnęła powoli. Wyciągnęła dłoń w jego stronę, przykładając ją do jego policzka, kciukiem powoli gładząc jego skórę. — Wiem, że mogę. Wiem. Po prostu… pójdą za tym kolejne pragnienia, na które nie mogę sobie pozwolić.
Zamilkła. Nie doprecyzowała, o jakich pragnieniach myślała i podejrzewała, że Arthur nie będzie na nią naciskał w tym względzie. Może pokonali dzisiaj fizyczną barierę, lecz to nie oznaczało, że ich relacja miała szansę zmienić się pod jakimkolwiek innym kątem, a on sam dość jasno wypowiedział się na temat tego, że planował z nią spędzić wyłącznie jedną noc. Wiele razy miała jego imię tuż na końcu języka i za każdym razem powstrzymywała się w ostatnim momencie, bo wiedziała, że kiedy raz zacznie, nie będzie w stanie już przestać. Będzie miała ochotę szeptać mu je do ucha o poranku, wybudzając się ze snu u jego boku, wykrzykiwać je z radością, wskakując na niego na środku ulicy i całując go ze śmiechem, przeplatać je z jękami tuż przed osiągnięciem orgazmu w zmiętej pościeli. Odmawiała sobie jego imienia i wraz z nim przyszłości, która nigdy nie będzie do niej należała, ale miała nadzieję, że Arthur nie dostrzegł smutku w jej oczach, gdy o tym wspominała.
Penelope wychyliła się w jego kierunku, dla równowagi opierając dłoń na jego udzie i miękko go pocałowała. To był zupełnie inny pocałunek od ich pierwszego – delikatny, nieśpieszny, słodki.
Usuń— Przyjedź po mnie jutro. Chcę tego, chcę ciebie. Będę na ciebie czekała — szepnęła, składając tym razem krótkiego całusa na jego wargach, , jakby w ten sposób chciała przypieczętować ich obietnicę, zanim wróciła na swoje miejsce z figlarnym uśmiechem, który błąkał się na jej wargach. Kręciło jej się w głowie. Nie mogła uwierzyć, że przez długie lata sobie tego odmawiali, a teraz mogła po prostu go pocałować i nie martwić się, że ją odtrąci.
nowa królowa komunikacji
Penelope musiała mu zaufać i to ją przerażało. Zawsze żyła z dnia na dzień, wychodząc z założenia, że jeśli spotka ją rozczarowanie, poradzi sobie z tym, gdy odpowiedni moment nadejdzie, jednak tym razem jej głowę nieustannie nawiedzały nowe wątpliwości. Czuła się niepewnie, bo po raz pierwszy od dawna szczerze jej na kimś zależało. Co jeśli Arthur mimo wszystko zmieni zdanie? Co jeśli położy się do jednego łóżka z Miriam i wtedy zdecyduje, że nie da rady jej tego zrobić? Od poranka dzieliło ich jeszcze sporo godzin, w trakcie których wiele mogło się zmienić, kiedy jednak ujął jej podbródek, zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy, cały jej strach, napięcie i niepokój ustąpiły. Jego chmurne, wiecznie wzburzone tęczówki przypominały teraz spokojną taflę jeziora, składając jej nęcące obietnice, a Penny wiedziała, że słowo przepraszam padało z jego ust równie rzadko jak z jej własnych. Każde jego słowo zdawało się ściągać z jej ramion część niewidzialnego ciężaru; stopniowo jej oczy odzyskiwały tak charakterystyczny dla niej, figlarny błysk, a kąciki ust uniosły się w szelmowskim uśmiechu. Nie miał pojęcia, jak wiele dla niej znaczyło to, że wreszcie nie było między nimi udawania, krycia się za półsłówkami oraz domysłami; potrzebowała usłyszeć padające z jego ust zapewnienia, że szalał za nią równie mocno jak ona za nim, bo chociaż mieli za sobą długie lata podchodów, jej kokieteryjnych spojrzeń, jego pobudzającego dotyku oraz rozmów wypełnionych podtekstami, nigdy wprost nie nazywali uczuć, jakie w sobie wzbudzali. Świadomość, że Arthur czuł przy niej rzeczy, których nie odczuwał przy nikim innym, wyczyniała dziwne rzeczy z jej sercem, wypełniając jej wnętrze kojącym ciepłem oraz radosną ekscytacją. Nawet jeśli na jego palcu serdecznym błyszczała obrączka, a on sam przyrzekał swoją wierność innej kobiecie, jakaś jego cząstka, nawet mała, już zawsze miała należeć tylko do Penelope. Nawet jeśli Arthur był gotowy zrezygnować ze swoich przekonań oraz wartości dla niej tylko na jedną noc, wciąż była to noc, która na zawsze pozostawi po sobie ślad w jego pamięci i sercu, naznaczając go w sposób, w jaki żadna kobieta przed nią tego nie zrobiła. Być może teraz Penny mogła sobie powtarzać, że to jej wystarczy, ale nigdy nie była osobą, która zadowalała się okruszkami, kiedy mogła zagarnąć dla siebie całość. Zastanawiała się, czy Arthur to rozumiał; czy podświadomie wiedział, że jeśli ulegnie jej raz, Penelope prędzej czy później zmusi go, by zrobił to ponownie, aż nie będzie w stanie jej odmówić. Dla niej półśrodki nie istniały, brała wszystko albo nic, a w przypadku tego jednego mężczyzny chciała wszystkiego. Nie tylko tego, co był w stanie i mógł jej zaoferować; zamierzała zagarniać go dla siebie kawałek po kawałeczku, aż jedyną myślą w jego głowie będzie właśnie ona. Pragnęła sprawić, by po tych dwóch dniach Arthur przestał zadowalać się swoją wypracowaną rutyną, dniami i nocami marząc tylko o niej, o jej jedwabiście gładkiej skórze płonącej pod jego dotykiem, miękkich, czerwonych wargach całujących go z niezachwianą pasją i słodkich jękach wyzwolonych przez jego bliskość.
OdpowiedzUsuńPenny roześmiała się cicho, kiedy bez najmniejszego trudu usadził ją sobie na udach. Zachwycona oparła się wygodnie o jego klatkę piersiową, zadzierając głowę, by wyjść na spotkanie jego spragnionym wargom. To było dla niej tak cholernie ważne; miała wrażenie, że za każdym razem to ona wychodziła z inicjatywą, a teraz Arthur sam po nią sięgnął, czarując ją swoim miękkim pocałunkiem. Zachwycona przeczesywała powoli opuszkami palców jego brodę. Zawsze kręcił ją jego zarost, sprawiał, że w jej oczach Arthur prezentował się jeszcze bardziej seksownie. Odpowiadała równie czule na jego pieszczoty, otaczając ramionami jego szyję i wtulając się w niego ufnie, z całkowitym oddaniem. Nie mogła znieść myśli, że pomiędzy nich miałby się wkraść choćby milimetr niepotrzebnej przestrzeni.
Penelope czuła taką euforię, że miała ochotę tańczyć na środku ulicy, wirować dookoła własnej osi, śmiejąc się głośno, wykrzyczeć na całe gardło, jak bardzo była w tym momencie szczęśliwa. Była tak nabuzowana energią, że była przekonana, iż ona również nie będzie w stanie dzisiaj zasnąć, w myślach odtwarzając każdą ich wspólną chwilę, każdy namiętny pocałunek, każde słodkie wyznanie czy tęskne, pożądliwe spojrzenie rzucone z przeciwległego końca stołu. Arthur okazał się być spełnieniem jej marzeń, wszystkim, czego pragnęła, a nawet kimś więcej; nawet teraz rozbrajał ją swoją czułością, wywołując cichy, dziewczęcy chichot, kiedy cmoknął ją w czubek lekko zadartego ku górze noska. Czuła się jak nastolatka, która przeżywała swoje pierwsze prawdziwe zauroczenie, zachwycona każdym najmniejszym gestem ze strony obiektu swojego zainteresowania, a to, że ukrywali się w samochodzie pod jej kamienicą zupełnie jej tego nie ułatwiało. Zamiast tego przypominała sobie wszystkie te razy, kiedy wykradała się z domu, by po ciemku spotkać się z nowym chłopakiem w jego samochodzie zaparkowanym kilka ulic dalej albo zmuszała swoich ówczesnych partnerów, by wysadzali ją kilka przystanków od jej domu, dzięki czemu Thomas nigdy nie domyślił się, że jego idealna córeczka co kilka tygodni spotykała się z kimś innym, szybko się nudząc i szukając nowych, stymulujących wrażeń. Nigdy jednak nie było jej tak ciężko rozstawać się z nikim, a teraz najchętniej nie wypuszczałaby go ze swoich ramion. Nie musieli nawet uprawiać seksu, mimo że bez wątpienia pożądanie, jakie względem niego odczuwała, nie przygasło; po prostu zależało jej na tym, by wciąż był blisko.
Usuń— To tylko jedna noc. Ostatnia. Czekaliśmy tak długo, że kilka dodatkowych godzin nie powinno robić nam różnicy — przypomniała mu, chociaż rozczarowanie migoczące w jej oczach i wydęte usta w lekko nadąsanej mince wyraźnie sugerowały, że nie wierzyła w ani jedno słowo, które padało z jej ust. Wcale nie chciała czekać dłużej. Westchnęła ciężko i przytuliła się do niego, ukrywając twarz w jego szyi, podczas gdy jej dłoń delikatnie gładziła jego kark. — Kłamałam, tylko udaję dzielną. Mam ochotę zabrać ci kluczyki do samochodu i je schować, żebyś nie mógł odjechać. Zmusić cię, żebyś mnie odprowadził pod same drzwi, a później użyć jakiejś głupiej wymówki, żeby cię zaprosić do środka i żebyś spędził tę noc w moim łóżku. — Przywarła wargami do jego grdyki, mrucząc cicho z zadowoleniem, kiedy poczuła, jak z trudem przełyka ślinę. Przez jakiś czas błądziła ustami po jego szyi, wyczuwając jego szybkie tętno, kiedy przycisnęła koniuszek języka do jego tętnicy. Miała ogromną ochotę zassać jego skórę, zostawić na jego karku ślad w postaci ciemniejącej malinki, oznaczyć go jako swojego, by pamiętał, że należy tylko do niej, nawet jeśli na noc wracał do Miriam, ale zwalczyła tę pokusę w sobie. Niechętnie oderwała się od niego, uznając, że jeśli będzie kontynuować, naprawdę nie uda im się dzisiaj rozejść.
Penelope uśmiechnęła się z rozbawieniem, prostując się nieznacznie, by mogła mu zajrzeć w oczy.
— Jeśli będę śniła o tobie, nie będę mogła zasnąć, a oboje powinniśmy się dzisiaj wyspać, bo jutro nie pozwolę ci zmrużyć oka przez całą noc — szepnęła, ciepłym oddechem drażniąc jego usta, odmawiając im słodyczy kolejnego pocałunku, kiedy tak się z nim droczyła. Chciała, żeby o niej myślał, żeby przez tych kilka godzin, które dzieliły ich od świtu, wyobrażał ją sobie, chętną i rozgrzaną, czekającą na niego w łóżku, powtarzającą jego imię, błagającą go o więcej.
— Nie zamierzasz mi powiedzieć, gdzie mnie zabierasz? Do ostatniej chwili to ma być niespodzianka? — zmieniła temat dość gwałtownie, ale czuła, jak atmosfera zaczyna się robić duszna i ciężka. Coraz mniej sobie ufała, zwłaszcza kiedy siedziała na jego kolanach i bez trudu mogła zacząć go pobudzać, ocierając się o niego przez materiał jeansów, w których szybko zrobiłoby mu się ciasno, a ona jako bardzo uczynna, ofiarna kobieta z chęcią zaproponowałaby, że pomoże mu z jego problemem, natychmiast dobierając się do jego rozporka.
— Powiedz przynajmniej, co powinnam spakować. Bardziej wygodne, sportowe ubrania czy coś eleganckiego? A może powinnam przyprawić cię o zawał serca moją szafą z czasów college’u? — zapytała z rozbawieniem. Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie, jak Arthur widząc ją w wyjątkowo obcisłej, kusej sukience zaciąga ją z powrotem do jej mieszkania, rozrywa jej stringi i wchodzi w nią mocno, niemal brutalnie w przedpokoju, nie mogąc dłużej znieść nieznośnego napięcia między nimi i wymierzając jej karę za to, że ośmieliła się w ogóle wyjść z domu równie roznegliżowana, wystawiając się na widok innych męskich oczu.
Usuń— Jesteś pewny, że nie chcesz odprowadzić mnie na górę? — zapytała cichym, uwodzicielskim tonem, zanim ponownie złączyła ich usta w niezwykle leniwym, zmysłowym pocałunku, zachęcająco napierając na niego swoim drobnym ciałem. Stopniowo nieśpieszna pieszczota zaczęła przeistaczać się w bardziej płomienną, kiedy trawiący ją głód ponownie dał o sobie znać, a jej dłonie rozpoczęły swobodną wędrówkę po jego szerokim torsie, kierując się w dół jego brzucha, by zatrzymać się na wysokości sprzączki. Penelope oderwała się od niego gwałtownie, ciężko dysząc i jęknęła z cichym zawodem, przypominając sobie, że musiała być cierpliwa. Do jutra. Jutro Arthur miał być tylko jej. Nie chciała tego zniszczyć szybkim numerkiem w jego aucie i myślami o czekającej na niego Midge, skoro jutro mogła się w nim pełni delektować, zanurzając się w nieskończonym paśmie rozkoszy.
Penelope wyjątkowo niechętnie zsunęła się z jego kolan i zabrała pojemnik z jedzeniem, który przygotowała dla niej Miriam. Sięgnęła do klamki, walcząc sama ze sobą. Nie była pewna, co powinna zrobić. Jak się z nim pożegnać, kiedy nie mogła znieść myśli, że odchodzi?
— Do jutra, panie S. — szepnęła, nie patrząc w jego kierunku. Bała się, że jeśli to zrobi, nie będzie w stanie zmusić się do tego, by wysiąść i wrócić do siebie. Nie pocałowała go na pożegnanie, nie odwróciła się przez ramię, by zerknąć na niego ostatni raz, zaciskała palce mocno na opakowaniu, powtarzając sobie, że przecież między nimi wszystko miało sprowadzać się do seksu, ale ich czułe, łagodne gesty zdawały się temu przeczyć. Penelope nie mogła się w tym, w nim zatracić… Mimo to uszła zaledwie kilka kroków, zanim odwróciła się na pięcie i wróciła truchtem pod jego samochód. Zapukała w szybę od strony kierowcy, pokazując mu, by opuścił ją w dół, a wtedy pochyliła się i przycisnęła wargi do jego ust w tęsknym, czułym pocałunku.
— Dobranoc, Arthurze — wyrzuciła z siebie bez tchu, niemal nieśmiało, z uroczymi rumieńcami na policzkach, zanim odwróciła się i pobiegła w kierunku kamienicy, zbyt zawstydzona, by sprawdzić jego reakcję. Zatrzymała się jedynie przy wejściu do klatki schodowej, by jeszcze mu pomachać, a szeroki uśmiech nie znikał jej z twarzy, gdy zamykały się za nią ciężkie drzwi.
Przez całą noc nie mogła zasnąć. Za każdym razem, kiedy zamykała oczy, pod powiekami widziała jego twarz. Nieustannie dotykała palcami swoich warg, wciąż czując na ustach smak jego pocałunków – tych namiętnych, od których robiła się wilgotna i tych słodkich, które rozlewały się ciepłem po całym jej ciele. Przypominała sobie, jak pocałował wnętrze jej dłoni, gdy przyłożyła palce do jego policzka albo jak cmoknął ją w czubek nosa i zaczynała piszczeć, skopując z siebie całą kołdrę przynajmniej kilka razy. Ukrywała twarz w dłoniach, chichocząc pod nosem i turlając się po łóżku, kiedy odtwarzała w głowie jego wyznania. Powiedział, że była tego warta, że nigdy nie czuł niczego podobnego przy innej kobiecie, nawet tej, z którą się ożenił… Kiedy Penelope wydała z siebie kolejny wysoki pisk, ktoś zaczął walić trzonkiem miotły o swój sufit, a jej podłogę, najwyraźniej uznając, że powinna się wreszcie wyciszyć o trzeciej nad ranem. Wstała wcześnie, wykonała staranny makijaż, bardziej dziewczęcy i delikatny, tym razem podkreśliła usta pastelowym różem z dodatkowym błyszczykiem o słodkim smaku wiśni, wręcz stworzonym do całowania. Spakowana torba na dwa dni od dawna czekała przy drzwiach, a przed wyjściem Penelope skoczyła jeszcze do pobliskiej piekarni z samego rana, by kupić dla nich świeże, chrupiące i wciąż gorące croissanty oraz dwa kubki kawy na wynos na drogę. Była tak podekscytowana, że nie mogła usiedzieć na miejscu, krążąc po całym mieszkaniu i nerwowo spoglądając na telefon w oczekiwaniu na wiadomość od Arthura, że czekał na nią na dole. Zbiegła po kilka schodów na raz, niemal się wywracając po drodze, a kiedy ujrzała go opartego o maskę samochodu, po prostu wskoczyła na niego, owijając nogi wokół jego bioder i zarzucając mu ręce na szyję.
Usuń— Naprawdę przyjechałeś — szepnęła. Odchyliła się odrobinę tylko po to, by móc spojrzeć mu w twarz i krótko musnęła jego usta. — Cześć — rzuciła z głupkowatym uśmiechem. Pewnie powinna go puścić, ale zamiast tego wciąż na nim wisiała. — Kupiłam nam śniadanie w piekarni. Mam też kawę.
podekscytowana Penny
Penny upajała się jego bliskością, jego męski zapach oraz twardość jego ciała były dla niej odurzające, ale to jego śmiech wyczyniał niesamowite rzeczy z jej sercem. Rozpierała ją duma i najczystsza radość, bo Arthur rzadko się śmiał, a jeszcze rzadziej robił to z taką otwartością; na przestrzeni ostatnich lat mogłaby policzyć na palcach jednej ręki momenty, w których wydawał się być równie beztroski i szczęśliwy jak w tym momencie. Do tej pory czuła się wyjątkowo, gdy obdarzał ją przynajmniej łagodnym uniesieniem kącików tych kuszących ust, zamiast wiecznie ponurą, odstraszającą miną, którą prezentował całej reszcie świata, zyskując niesprawiedliwy przydomek odpychającego gbura, jednak teraz Penelope zdecydowała, że zwykły uśmiech przestanie jej wystarczać. Chciała już zawsze słyszeć jego śmiech, który teraz wibrował w jej klatce piersiowej, gdy wtulała się w niego, zupełnie zapominając o tym, że wciąż znajdowali się w Mariesville, gdzie każdy znał każdego, a wieści rozchodziły się z prędkością światła. Wystarczyło, by ciekawska sąsiadka wystawiła głowę za okno, podlewając kwiaty w doniczkach albo poranny biegacz minął ich na swojej trasie, wracając do domu i w przeciągu godziny Miriam dowiedziałaby się przez sprawnie działającą pocztę pantoflową, że jej mąż obściskiwał się z małolatą w centrum miasta. W tej chwili Penelope jednak nie myślała o tym, że Arthur był żonaty, miał dzieci w jej wieku i był pod każdym względem dla niej zakazany. Zupełnie odcięła się od świadomości, że to, co robili, było niewłaściwe i swoją zdradą oboje zraniliby najbliższe im osoby. Był dla niej po prostu przystojnym, niezwykłym mężczyzną, który zawrócił jej w głowie, który rozpalał ją swoim zaborczym, pewnym dotykiem, czułym spojrzeniem sprawiając, że miała motylki w brzuchu; sam jego widok wywołał u niej tak elektryzującą ekscytację, że nie potrafiła się powstrzymać i wskoczyła na niego, ściśle przylegając do jego wysportowanej sylwetki, którą już wkrótce miała dokładnie poznać, nieśpiesznie zaznajamiając się z każdą krzywizną, blizną czy znamieniem.
OdpowiedzUsuńByło jej głupio, że w niego zwątpiła. Zawsze uważała Arthura za niezwykle słownego człowieka, w przeciwieństwie do własnego ojca. Thomas wielokrotnie obiecywał, że pojawi się na szkolnym przedstawieniu Penelope, w którym grała główną rolę księżniczki czy na tanecznym recitalu albo na rozdaniu dyplomów; nigdy nie dostrzegła go jednak w tłumie, a później na jej gorzkie łzy rozczarowania odpowiadał machnięciem dłoni i stwierdzeniem, że to przecież głupoty i nie zamierzał marnować czasu na podobne bzdury. Sama Penny również powinna zapomnieć o teatrze czy tańcu, skupiając się na nabywaniu bardziej życiowych umiejętności jak pranie, gotowanie czy szycie… Kiedy jednak Arthur obiecywał jej, że coś dla niej zrobi, zawsze dotrzymał danej jej obietnicy. Mówił, że zawsze mogła na niego liczyć i przyjechał po nią do Camden, gdy go potrzebowała; zapewniał ją, że mogła się z nim podzielić wszystkim i to zostanie tylko między nami i nigdy nie zdradził jej ojcu, że prowadziła podwójne życie. Skoro powiedział, że rano będzie nad nią czekał pod kamienicą, Penelope powinna była uwierzyć mu na słowo, bo do tej pory nie zdarzyło się, by kiedykolwiek ją zawiódł, ale nie mogła otrząsnąć się z wrażenia, że po tylu latach wzajemnego nęcenia się, sekretnego dotyku i tęsknych spojrzeń jego obietnica była zbyt nierzeczywista, by miała się spełnić. Tak długo o nim marzyła, tak długo czekała na tę szansę i teraz wreszcie… miała po prostu mieć go dla siebie przez całe dwa dni? Nierealne, niczym najsłodszy sen, a mimo to Arthur był przy niej, ciepły i prawdziwy, czym przekonał ją przy pomocy namiętnego pocałunku, na który odpowiedziała z równą pasją, wzdychając z wyraźnym niezadowoleniem, gdy pieszczota skończyła się zbyt szybko.
— Potrafię być hojna, kiedy mi na tym zależy i ktoś sobie zasłużył na moją wspaniałomyślność — wymamrotała zalotnie Penelope, a ton jej głos nie pozostawiał wątpliwości, że nie mówiła w tej chwili wyłącznie o kawie i śniadaniu. Była wymagającą kochanką, ale szczodrą, o czym Arthur dopiero miał się przekonać. Kręciło jej się głowie na samą myśl, że to się działo naprawdę. Najchętniej nie opuszczałaby jego ramion, ale wciąż mieli spory kawałek drogi do przejechania, zanim będą mogli w pełni skupić się na rozkoszowaniu się swoim towarzystwem, dlatego posłusznie wsiadła do samochodu, pozwalając, by Arthur zajął się torbą, którą upuściła na chodnik, zanim entuzjastycznie wskoczyła w jego objęcia.
UsuńTrasa prowadząca do Blue Ridge była wyjątkowo malownicza, a o tej porze roku zachwycała jeszcze bardziej żywą feerią barw. Mieszanka soczystej pomarańczy, złocistej żółci i ciemnej czerwieni sprawiała, że krajobraz zapierał dech w piersiach, a pogoda wyjątkowo dopisywała jak na drugą połowę października, rozpieszczając ich ciepłymi promieniami słońca. Zamiast jednak podziwiać widoki za szybą, Penelope usiadła bokiem na fotelu, podciągając nogi na siedzisko, by móc swobodnie obserwować Arthura. Uśmiech właściwie nie schodził jej z twarzy, a właściwie poszerzał się za każdym razem, kiedy przyłapywała go na tym, że zerkał w jej kierunku – i za każdym razem w jego oczach dostrzegała ten sam zachwyt połączony z zaskoczeniem, jakby on również nie mógł uwierzyć w to, że była przy nim i oboje nie musieli dłużej udawać.
— Mówisz poważnie? — szepnęła oszołomiona. Do tej pory Penny sądziła, że miała doskonałą pokerową twarz, ale przy Arthurze kompletnie nie panowała nad swoją mimiką; bez wątpienia mógł wychwycić, jak jej usta delikatnie się rozchyliły, a oczy stały się jeszcze większe w wyrazie zaskoczenia. To było tak odmienne od tego, na co się przygotowywała. Jeszcze zanim wspomniał o domku w górach, wyobrażała sobie, że zabierze ją do hotelu, gdzie zamkną się w pokoju na czterdzieści osiem godzin, by uprawiać dziki seks przerywany jedynie chwilami na odpoczynek i zjedzenie zamówionego żarcia, ale Arthur przechodził jej najśmielsze oczekiwania. Ich krótki wypad przestawał być tylko eskapadą nastawioną na ujarzmienie płonącego w nich pożądania, a zaczynał jej przypominać romantyczny wyjazd za miasto z ukochanym. Penelope zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna pozwolić na to, by obudziła się w niej nadzieja na więcej, jednak trudno było jej zdusić uczucie szczęścia, które zdawało się promieniować z każdej komórki jej ciała. Jej oczy rozświetlił wewnętrzny blask, a na jej różowe wargi wypłynął uroczy, odrobinę nieśmiały uśmiech.
— Oczywiście, że pójdę z tobą na randkę, Arthurze — powiedziała cicho, z czułością wypowiadając jego imię. Sądziła, że po tylu latach trudno będzie jej przyzwyczaić się do zwracania się do niego w inny sposób niż panie S., ale jego imię spływało z jej języka niezwykle miękko, naturalnie. Zaskoczył ją, ale to była cudowna niespodzianka. — Kurwa, jestem taka szczęśliwa — wymamrotała pod nosem. Sięgnęła po jego dłoń, którą z taką swobodą opierał na jej udzie i splotła ich palce razem, delektując się tym, jak idealnie ich dłonie do siebie pasowały pomimo kontrastów; jej drobna rączka niemal ginęła w jego dużej, szerokiej ręce, jej skóra była delikatna i gładka, podczas gdy wnętrze jego pokrywały szorstkie odciski.
Odwróciła wzrok, by wyjrzeć za szybę, bo bała się, że jej spojrzenie zdradzi, jak wiele znaczyło dla niej jego zaproszenie i to, że Arthur nie chciał jej ukrywać przed całym światem jak brudnej, wstydliwej tajemnicy, a był gotowy pokazać się z nią w miasteczku u podnóża gór na prawdziwej randce.
Oboje nigdy nie zaprzeczali, że niesamowicie się pociągali i dzielili ze sobą liczne, erotyczne fantazje, ale Arthur właśnie uświadamiał jej, że nie traktował jej wyłącznie jako wyzwalającej, intymnej przygody, w trakcie której chciał skosztować innego, dzikszego seksu. Widział w niej kobietę, która była warta jego zainteresowania, wysiłku oraz starań. Już wczoraj pozwoliłaby mu się przelecieć w samochodzie, spragniona jego i mocnych doznań, jednak pan Spencer na każdym kroku zdawał się udowadniać jej, że zasługiwała na więcej i w ten sposób jedynie coraz mocniej kruszył jej zbroję, to silne postanowienie, by nie żądać od niego rzeczy, których jako mąż innej kobiety nie mógł jej dać.
Usuń— Przespałeś się dzisiaj w nocy chociaż chwilę? — zapytała beztroskim tonem, kiedy odzyskała panowanie nad sobą. Postanowiła, że nie będzie zastanawiała się nad tym, co się z nimi stanie, gdy ten weekend dobiegnie końca; chciała zwyczajnie rozkoszować się każdą chwilą, jaką mieli tylko dla siebie. A nic nie wprawiało jej w równie dobry nastrój jak świadomość, że Arthur był w stanie myśleć tylko o niej.
Sięgnęła po torby z jedzeniem i podała mu kawę.
— Oczywiście twoja ulubiona: czyli tak ciemna i gorzka, że wszystkim innym wykrzywia twarz i wypala język — stwierdziła z rozbawieniem, a sama sięgnęła po swój kubek, upijając łyk o wiele słodszej wersji. — Na jakiego croissanta masz ochotę? Mam opcję z jajkiem i bekonem, z pieczonym kurczakiem, ogórkiem i sosem śmietanowym, z twarożkiem, rzodkiewką i szczypiorkiem oraz mozzarellą, bazylią i pomidorem. Wzięłam też dwa na słodko, ale pewnie ich nie tkniesz. — Poczekała, aż Arthur wybierze swój zestaw, ale zamiast wręczyć mu pieczywo, sama zaczęła go karmić, odłamując malutkie kawałeczki i podsuwając mu jedzenie pod usta. On z kolei postanowił ją torturować, bo wątpiła, że to był przypadek, że niemal za każdym razem starannie zlizywał z jej palców okruszki czy sos, sprawiając, że robiło jej się cholernie gorąco i musiała otworzyć szybę, jeśli nie chciała spłonąć. Ten jego zwinny, mokry język ją dzisiaj wykończy. — Jesteś, kurwa, niereformowalny — mruknęła pod nosem i sama się wychyliła, by zlizać z jego dolnej wargi resztę sosu. Zamruczała przy tym z zadowoleniem i gdyby nie to, że prowadził samochód i musiał skupić się na drodze, pewnie dosiadłaby go w tym momencie, wpijając się w jego usta. Skoro on doprowadzał ją do szału, czuła się w pełni usprawiedliwiona, gdy odpowiadała mu tym samym.
Reszta drogi upłynęła im szybko. Penelope sądziła, że trasa będzie jej się dłużyła, bo oboje pragnęli znaleźć się jak najszybciej na miejscu, by skupić się już tylko na sobie, ale było coś relaksującego w cichym szumie silnika, muzyce w radiu, znajomych widokach za oknem, których nie widziała od lat i jego ciepłej, dużej dłoni, którą opierał na jej udzie. Penny ściągnęła buty i wyciągnęła przed sobą długie nogi, opierając je na desce rozdzielczej, a wpadający przez uchyloną szybę wiatr plątał jej jasne włosy. Kiedy w radiu leciała znana jej piosenka, podkręcała ją na maksa i zaczynała śpiewać, czasami układając do tego małe układy choreograficzne wyjęte prosto z imprezy w stylu disco, głośno się przy tym śmiejąc i szturchając lekko Arthura w bok, zachęcając go do tego, by zaśpiewał refren razem z nią.
Pod domek należący do Spencerów zajechali wciąż w dość wczesnych godzinach popołudniowych. Penn wysiadła z samochodu, przesuwając okulary przeciwsłoneczne na czubek głowy, by rozejrzeć się po okolicy. Powietrze było rześkie, promienie słońca odbijały się od spokojnej tafli jeziora, a otaczające ich góry tworzyły wręcz magiczny widok, sprawiając wrażenie, jakby we dwójkę byli jedynymi ludźmi na świecie.
— Jak dawno mnie tu nie było… Ile lat minęło? Jedenaście, dwanaście? — Rozglądała się z zaciekawieniem, próbując ocenić, jak wiele zmieniło się od jej ostatniej wizyty. Z tym miejscem łączyło ją wiele miłych wspomnień z okresu dzieciństwa i nastoletniego buntu. Spencerowie często zabierali ją ze sobą, jej brata również, przynajmniej do pewnego momentu. Kiedy Aaron zaczął się od niej odsuwać, odsunął się również od Spencerów, rozżalony tym, że nigdy nie interweniowali w sposób, w jaki Thomas wychowywał syna. To było miejsce, które nigdy nie zostało skażone przez obecność Dixona, więc Penelope mogła być tutaj naprawdę sobą i nie zważać na wpajane jej w dzieciństwie nakazy i zakazy. Uwielbiała kąpać się w jeziorze, mimo że woda bywała z reguły lodowata, chodzić na wycieczki górskimi szlakami, brudząc się czy zdzierając sobie kolana, kiedy wywracała się pod wpływem pędu, bo bez śladu strachu skakała między skałami, przesiadywać na drewnianych ławach przy ognisku, które rozpalali, by zajadając się piankami, bawić się w chowanego i podchody czy podziwiać gwiazdy nad ich głowami oraz ośnieżonymi szczytami. A teraz do tych wspomnień miał dołączyć weekend będący jej marzeniem od dekady.
Usuń— Tak się cieszę, że tutaj jestem. Z tobą — szepnęła, podchodząc do Arthura. Objęła go za szyję i zadarła głowę, wspinając się na czubki palców u stóp, by móc sięgnąć jego warg, na których złożyła słodki, a zarazem zmysłowy pocałunek. Byli tylko oni, skryci przed całym światem, pogrążeni we wspólnej namiętności.
wasze słodkości
Penelope nie mogła uwierzyć, jak łatwo przyszło jej się zatracić w tej chwili. Wystarczyło, by opuścili Mariesville, a ona z każdą milą dzielącą ją od miasteczka zdawała się odżywać. Była beztroska, pełna energii i zachwycona intymnością ich wspólnej wyprawy. Wszystko, co ich dzieliło, po prostu zostawili za sobą, zanurzając się w swoim towarzystwie, chociaż na końcu tej drogi czekały na nich prawdopodobnie tylko ból oraz rozczarowanie, bo żadne z nich nie mogło zmienić tego, kim było.
OdpowiedzUsuń— Zasłużyłam sobie na taki komplement, bo kupiłam ci kawę? Gdybym wiedziała, że tak niewiele trzeba, by cię złamać, wykupiłabym ci w kawiarni dożywotnie poranne dostawy kawy — powiedziała ze śmiechem Penelope, chociaż nie potrafiła ukryć szczerej dumy i szczęścia wywołanych jego komentarzem. Słyszała wiele określeń na swój temat, ale nigdy nie spotkała się z podobnym zachwytem, który zdawał się przemawiać wprost do jej duszy, kojąc wieloletnie, zaognione rany. Słyszała już, że była wyuzdana, bezwstydna i bezczelna; słyszała również, że była posłuszna, oddana i bogobojna. Nikt jednak nie spoglądał na nią tak, jak patrzył na nią Arthur, który widział każdy zakamarek jej jestestwa, ze wszystkimi brzydkimi, okropnymi prawdami, a mimo to był nią oczarowany.
— Na szczęście nie mam tego problemu. Ja jestem tylko cholernie nagrzana i wilgotna — odparła niskim tonem Penny, seksownie przegryzając wargę. Nie było sensu tego ukrywać, pragnęła, by Arthur wiedział, jak bardzo na nią wpływał. — A jak myślisz, gdzie uprawiałam seks przez większość swojego nastoletniego życia? Nie mogłam sobie pozwolić na to, by ktokolwiek mnie przyłapał, poza tym mało który gówniarz posiada własne mieszkanie, za to wszyscy dostają samochód na swoje szesnaste urodziny, więc większość moich młodocianych przygód zaliczyłam w autach zaparkowanych gdzieś poza miastem. Z wyjątkami, jak choćby w piwniczce… Ale wtedy chciałam, żebyś mnie zobaczył. Pragnęłam zobaczyć twoją twarz, kiedy będę szczytować, bo moje fantazje przestawały mi wystarczać. — Była z nim szczera. Nie było dłużej sensu utrzymywać wszystkiego w tajemnicy, skoro Arthur dłużej jej nie odpychał. Nie chciała mieć przed nim żadnych sekretów. Było coś niezwykle upajającego w tym, że był jedynym mężczyzną, który znał ją całkowicie, a mimo to wciąż szalał za nią tak samo mocno, nie zważając na jej wady.
Penny zadrżała, gdy poczuła jego miękki pocałunek na karku. Ludzie zbierali różne rzeczy: znaczki, magnesy, figurki. Ona postanowiła, że będzie kolekcjonowała pocałunki Arthura, bo każdy z nich był dla niej unikatowy i zapierający dech w piersiach. Rozpalał ją przy pomocy namiętnych pocałunków w usta i rozczulał słodkimi muśnięciami w nos, skroń, wierzch dłoni czy szyję. Wystarczyło zaledwie subtelne otarcie się jego ust o jej skórę, by Penelope płonęła, trzęsąc się na całym ciele, złakniona dalszych pieszczot.
— Wiesz, czemu nigdy nie skorzystałam z tego zaproszenia? — zapytała cicho, odchylając głowę, by położyć ją na jego ramieniu. — Bo boję się, że kiedy postanowię skryć się tutaj przed światem, już nigdy nie będę chciała wrócić. Do pełni szczęścia brakowałoby mi tylko ciebie. — Ale teraz wreszcie go miała. Był tutaj, z nią, wybrał ją na te dwa dni, nawet jeśli nie był w stanie zaoferować jej więcej. Być może na koniec tego weekendu będzie żałowała, że nie była mądrzejsza i dała się omotać słodyczy jego pocałunków, kiedy Arthur nie był w stanie jej zaoferować całego siebie. Chciała go tylko dla siebie, ale wiedziała, że znalazła się na przegranej pozycji. Mógł dać jej wyznania wyszeptane do ucha, intymność odbierającą im rozum, zrozumienie splatające ich dusze w jedność, ale to wciąż było za mało w obliczu innych zobowiązań, którym się oddał.
Zawsze wybierze Midge, ale czy mogła go winić? Miriam była dla niego bezpieczną opcją, ponieważ mógł darzyć ją przyjaźnią, lecz nigdy nie musiał się w pełni zaangażować, nigdy nie musiał się przed nią odsłonić, nigdy nie dał jej zajrzeć w głąb swojego serca i skrywanych myśli. Była towarzyszką, jednak nie mogła stać się prawdziwą partnerką zdolną do dostrzeżenia, jaka burza tkwiła w jego wnętrzu. Penelope mogła być wszystkim, czego pragnął, lecz to pragnienie przerażało go przez długie lata i chociaż teraz wreszcie poddał się ich przyciąganiu, był gotowy dać jej zaledwie dwa dni. Nie był skłonny do zaryzykowania kolejnych, ponieważ wiedział, że Penny nie uznawała półśrodków. Musiałby się jej oddać w całości, bez wybudowanych dookoła siebie murów, a na to nie był gotowy. Być może nigdy nie będzie.
UsuńMieli jednak teraz i Penn zamierzała go zmusić, by dał jej wszystko w przeciągu tych dwóch dni, nawet jeśli panicznie bał się uczuć, jakie w nim wzbudzała.
Penelope uśmiechnęła się, słysząc jego słowa, które niejako symbolizowały koniec ich trwającej dekadę gry w podchody. Arthur rozszyfrował każdą nęcącą wskazówkę, jaką mu zostawiła, zareagował na każdy ślad czerwonej szminki pozostawionej na jego skórze, podążał za zapachem jej perfum pozostawiającym mgiełkę w powietrzu, kiedy ocierała się o jego ciało w wąskich korytarzach, a wszystkie te uwodzicielskie sugestie ostatecznie doprowadziły ich do domku w Blue Ridge, gdzie ich rozgrywka miała doczekać się kulminacyjnego momentu.
— Wygrałeś, Arthurze. Jestem twoja — szepnęła, odnajdując ponownie jego wargi, które nie przestawały jej kusić swoją miękkością i obietnicą nieskończonej rozkoszy. Penny wciąż obejmowała go za szyję jedną ręką, by drugą na oślep sięgnąć do klamki znajdującej się tuż przy jej biodrze. Kiedy wyczuła pod palcami chłodny metal, nacisnęła w dół i pchnęła, ani na sekundę nie odrywając się od Arthura, który wszedł do środka, wciąż ją niosąc przyciśniętą do jego ciała. Zamknął za sobą drzwi kopniakiem, całkowicie odcinając ich od świata. Byli tylko oni oraz płonąca między nimi namiętność wymieszana z głęboko zakorzenioną czułością.
Ich pocałunki robiły się coraz bardziej gwałtowne, żarliwe, niecierpliwe. Świadomość, że to był wreszcie koniec ich ciągnącej się latami udręki, pobudzała ich oboje do tego stopnia, że przestawali nad sobą panować. Łapczywie wpijała się w jego usta, z coraz większą zapalczywością łącząc ich języki w pożądliwym tańcu, podczas gdy jej dłonie nieustannie błądziły po jego barkach i karku, uciskając jego mięśnie, zanim wsunęła palce w jego włosy i szarpnięciem zmusiła do odchylenia głowy, by ułatwić sobie zadanie. Kiedy niechętnie oderwała się od jego ust, przeniosła się z pocałunkami niżej, sunęła wargami wzdłuż linii jego żuchwy, składając na niej żarliwe muśnięcia, które z czasem przeistoczyły się w bardziej leniwą pieszczotę. Musiała się upominać, że nie musiała brać wszystkiego na raz, że mieli czas, by delektować się sobą, co wciąż trudno było jej pojąć. Do tej pory wszystkie ich intymne chwile były wykradzionymi sekundami, na każdym kroku musieli uważać, upewniać się, że nikt ich nie przyłapie na gorących spojrzeniach czy dwuznacznych gestach, ale teraz miała Arthura tylko dla siebie, a przed nimi wciąż było wiele godzin, w trakcie których będą mogli się starannie odkrywać, badać swoje ciała z całkowitym oddaniem, adorować się przy pomocy spragnionych warg, wilgotnych języków i zręcznych dłoni. Pragnęła poznać każdą z jego grzesznych fantazji, dowiedzieć się, jakie pieszczoty sprawiały mu największą rozkosz.
— Daję ci trzydzieści sekund na wybranie dla nas miejsca. Później nie ręczę za siebie — szepnęła, ciepłym oddechem drażniąc płatek jego ucha, by po chwili przejechać po nim koniuszkiem języka. Chociaż widziała plusy w ich obecnej pozycji, bo miała nieograniczony dostęp do jego ust, w tej chwili bardziej przeszkadzało jej to, że nie była w stanie sięgnąć wszędzie, gdzie chciała, a jego dłonie podtrzymywały ją za pośladki, podczas gdy chciała poczuć je w tak wielu innych miejscach.
Potrzebowała więcej.
Usuń— Postaw mnie na ziemi, Arthurze. Chcę móc swobodnie cię dotykać, wszędzie, chcę, żebyś ty mógł dotykać mnie. Potrzebuję, żebyś mnie dotykał, bo oszaleję, jeśli będę musiała czekać choćby sekundę dłużej.
Całowała go, sięgając pod materiał jego koszulki. Zamruczała z uznaniem, gdy palcami zaczęła badać twarde mięśnie jego brzucha cudownie napinające się pod jej subtelnym dotykiem, ale to wciąż było stanowczo za mało. Szarpnęła za jego luźny T-shirt, słysząc trzask protestujących szwów, jednak nie mogłoby jej to w tej chwili mniej obchodzić. Pomogła mu pozbyć się niepotrzebnego ubrania i cofnęła się o pół kroku, by podziwiać jego ciało spod przymrużonych powiek.
— Jesteś niesamowity — wymamrotała, czując, jak zasycha jej w gardle. Jak ktoś mógł być tak perfekcyjny? Zbliżał się do pięćdziesiątki, ale miał ciało młodego boga, przypominał jej te wszystkie greckie rzeźby o idealnych proporcjach. Jego opalona skóra kusiła złocistym połyskiem, nakłaniając ją do tego, by go skosztowała. Zgrubiałe blizny sprawiały, że w jej oczach był tylko bardziej atrakcyjny, bo świadczyły o jego walce i woli przetrwania. — Zawsze byłam ciekawa, czy masz inne tatuaże, których jeszcze nie widziałam — przyznała z błyskiem w oku. Powoli położyła dłoń na jego klatce piersiowej na wysokości serca, czując pod opuszkami mocne, szybkie uderzenia. Patrząc mu w oczy, zaczęła badać jego tors, sunąc rękoma wzdłuż zarysu obojczyków, by zaraz palcami przeliczyć jego żebra, a za dłońmi stopniowo zaczęły podążać wargi i język, czule, metodycznie zostawiając wilgotne ślady na jego skórze.
Fascynowało ją to, jak bardzo Arthur stał się ekspresyjny w jej objęciach. Nie próbował panować nad własnymi odruchami, pozwalając jej zobaczyć, jak bardzo na niego działała i to nakręcało ją jeszcze bardziej; na co dzień był w końcu tak doskonale stateczny i beznamiętny, a teraz uśmiechał się, poszukiwał jej bliskości, wydając z siebie kolejne pomrukiwania oraz jęki, które rozgrzewały ją niemal tak samo skutecznie jak jego dotyk. Im bardziej się do niej wyrywał, tym więcej mu dawała, czerpiąc nieskończoną przyjemność z tego, że mogła sunąć opuszkami palców po wszystkich zakamarkach jego ciała, poznając również te partie, z którymi wcześniej nie mogła się swobodnie zapoznać. Jej puls szalał, a ona sama nadal częściowo nie dowierzała w to, że miała przed sobą półnagiego Arthura, którego mogła dowolnie pieścić, odkrywając, co sprawiało mu największą rozkosz. Zamierzała wprowadzić go w stan ekstazy, jakiej jeszcze nigdy nie zaznał. Marzyła tylko o tym, by stać się kobietą, która już zawsze będzie nawiedzała jego myśli, wspomnieniem najcudowniejszej rozkoszy, najczulszego dotyku.
wasz narkotyk
Blue Ridge było ich miejscem. Penny nie umiała tego wyjaśnić, ale po prostu czuła, że ten mały, urokliwy zakątek skryty pomiędzy ośnieżonymi szczytami należał tylko do nich. Jeszcze zanim zrozumiała, jak głęboko sięgało jej zauroczenie wujkiem Arthurem, to właśnie tutaj odzyskiwała spokój i równowagę, ale także tutaj spędzała z nim wolne chwile, które ceniła ponad wszystko. Wciąż pamiętała chłodne wieczory, w trakcie których siedzieli na werandzie na bliźniaczych fotelach bujanych owinięci pledami z parującymi kubkami herbaty, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, podczas gdy blask księżyca odbijał się w spokojnej tafli przejrzystego jeziora. Penny kładła swoją drobną dłoń na jego dłoni, głaszcząc opuszkami jego knykcie w milczeniu, czując, jak w jej brzuchu motylki zrywały się do lotu pod wpływem równie niewinnego, słodkiego dotyku. Podczas gdy reszta domowników wylegiwała się w łóżkach, oni wybierali się wspólnie na wyprawy; czasami ruszali wydeptaną ścieżką pomiędzy drzewa, delektując się porannym śpiewem ptaków kryjących się między grubymi konarami, by innym razem skierować się w stronę oddalonej o kilka mil spaceru przystani, gdzie mogli wypożyczyć kajak i wypłynąć nim na sam środek jeziora, skąd podziwiali wschód słońca. Blue Ridge zawsze kojarzyło jej się z bezpieczeństwem, ale również wolnością – i te dwie rzeczy w jej głowie były również nierozerwalnie połączone z Arthurem. Może nie zawsze rozumiała, dlaczego to właśnie on był dorosłym, do którego zwracała się najczęściej ze swoimi wątpliwościami i problemami, ale to właśnie on z czasem stał się jej pierwszym wyborem – i to w każdym możliwym aspekcie. W jej oczach był nie tylko seksownym mężczyzną, który pobudzał jej wyobraźnię, rozpalał jej zmysły i wzniecał gorące pożądanie; był także, pod wieloma względami, jej przyjacielem, z którym uwielbiała spędzać czas, mimo że na przestrzeni ostatnich lat ich wzajemne przyciąganie przyczyniło się do tego, że bardziej się od siebie oddalili, kiedy walczyli, by nie przekroczyć zakazanych granic. Teraz jednak jej wspomnienia związane z Blue Ridge i Arthurem ożywały na nowo, wypełniając ją ciepłem i radością. Była niespokojną duszą złaknioną ekscytujących wrażeń, jednak coś w tym domku w górach sprawiało, że czuła, jakby to było właśnie jej miejsce na Ziemi. Jej i Arthura.
OdpowiedzUsuń— Skoro ja jestem twoja… — wyszeptała ponętnie, sunąć dłońmi w dół jego ramion i przedramion, by chwycić go za obie dłonie. — …ty musisz być mój. Tylko mój. — Przez jej głos przebijała się nieustępliwa zaborczość. Odnalazła opuszkami chłodną obrączkę na jego palcu serdecznym i zsunęła ją z jego dłoni, pozwalając jej upaść z głośnym brzękiem na drewniane panele. Słyszała, jak złoty pierścień odbijał się i toczył jeszcze przez chwilę po mahoniowej podłodze, zanim się zatrzymał. Szczerze? Penelope nie mogłaby być mniej zainteresowana tym, co się stanie z jego pierdoloną obrączką, ale przez cały ich pobyt w Blue Ridge nie chciała jej widzieć na oczy. Nie potrzebowała żadnego jebanego przypomnienia, że gdy ten weekend dobiegnie końca, Arthur będzie musiał wrócić do swojej perfekcyjnej rodziny, a oni oboje będą musieli udawać, że nie poznali smaku swoich pocałunków, że nie uzależnili się od swoich płomiennych pieszczot, że nie pragnęli każdej sekundy już do końca ich życia spędzić na odkrywaniu swoich ciał oraz poranionych dusz w domku otoczonym górami. Nienawidziła myśli, że miała go na tak krótko, dlatego tym bardziej nie chciała, by cokolwiek przypominało im o tym, że ich wspólny czas był ograniczony, a on sam od wielu lat był żonaty i wierny innej kobiecie. Ta obrączka nie przeszkodziła im w sięgnięciu po to, czego skrycie pragnęli od dawna, Penny nie chciała jednak jej widzieć i myśleć o tym, co oznaczała; wolała żyć w ich małym, zamkniętym świecie, w którym istnieli tylko oni i ta spalająca ich, obezwładniająca potrzeba bliskości.
Złapała go za podbródek i nakierowała jego usta na swoje, uniemożliwiając mu śledzenie trajektorii złotego pierścienia. Miał być tylko jej. Zamierzała na nim odcisnąć swoje piętno, którego czas, odległość czy jego inne zobowiązania nie będą w stanie zatrzeć. Całować go tak, jakby świat się kończył, a jutra miało nie być. Pieścić go tak, by dla niej płonął, by był gotowy podpisać nawet cyrograf z diabłem, oddając lata swojego życia w zamian za kilka pięknych minut przyjemności, którą tylko ona mogła mu dać. Zbyt długo na to czekali, by Penelope pozwoliła na to, by jego myśli nie był skupione tylko i wyłącznie na niej.
UsuńNie mogła przestać go dotykać. Syciła się tym, jak reagował nawet na najlżejszy jej dotyk. Była zmęczona długimi latami podchodów, nieustającego przyciągania i odpychania, narastającą frustracją wynikającą ze świadomości, że pomimo istniejącego między nimi magnetyzmu, oboje byli więzieni przez zasady, konwenanse i powinności. Przestawała wierzyć, że ten dzień kiedykolwiek nadejdzie, a teraz miała go przed sobą półnagiego, równie spragnionego bliskości jak ona, pozwalającego jej na wszystko. Mogła zachłannymi palcami badać jego twarde mięśnie, czasami muskając jego brzuch lekko niczym piórko, by zaraz wbić paznokcie w jego boki, kiedy on sam drażnił ją swoimi pocałunkami. Mogła sunąć językiem wzdłuż jego obojczyka, głodnymi wargami przywierać do jego szerokiego torsu ozdobionego symbolami Rangersów, by zaraz wpić się w jego usta, żądając od niego namiętnych pocałunków zdolnych odebrać jej dech. Kręciło jej się w głowie od świadomości, że mogła robić każdą z rzeczy, jaką kiedykolwiek sobie wymarzyła, a Arthur nie odsunie się, nie odtrąci jej, mimo że w przeszłości wielokrotnie odwracał się do niej plecami, odchodząc zanim ich flirt zaszedł za daleko.
— Chciałabym scałować cały ból, jaki kiedykolwiek został ci zadany — szepnęła Penny, opuszkami badając zgrubiałą, poszarpaną linię widoczną tuż pod jego obojczykiem, zanim przycisnęła do nierównej blizny swoje usta, śledząc wargami jej zarys. — Ale nie chciałabym, by te ślady kiedykolwiek zniknęły. Nie mogłabym ich wymazać. Są częścią ciebie, częścią mężczyzny, który tak wiele dla mnie znaczy. Być może, pewnego dnia, poczujesz się gotowy, by opowiedzieć mi historie, które kryją się za tymi bliznami i będę zaszczycona, jeśli obdarzysz mi tym rodzajem zaufania, jednak nie będę zła czy rozczarowana, jeśli nie będziesz w stanie się na to zdobyć. Chciałabym jednak, żebyś wiedział… że chcę cię poznać, Arthurze. Mam wrażenie, że wciąż jest tak wiele rzeczy, których o tobie nie wiem… — Odnalazła kolejną zabliźnioną tkankę, tym razem tuż pod prawym łukiem żebrowym, którą pogładziła swoim kciukiem, opierając drobną dłoń na jego boku. Arthur był obecny w jej życiu od zawsze, przez większą jego część pozostawał bliskim członkiem jej rodziny, jednak wtedy była zaledwie dzieckiem. To oczywiste, że wtedy nie mógł się z nią podzielić tymi najbardziej przerażającymi historiami ze swojej przeszłości, a wiele myśli czy pragnień pozostawało przed nią ukrytych w jego głowie. Nie chciała jednak być dłużej traktowana jak dziecko. Wiedziała, że marzył o jej ciele i bliskości z równą intensywnością, z jaką ona myślała o nim, jednak liczyła na to, że Arthur zrozumie, iż mógł zaufać jej również w innych kwestiach, dając jej dostęp do tych części siebie, które wcześniej były dla niej niedostępne przez wzgląd na jej wiek czy komplikacje wynikające z iskrzenia między nimi. Nie podobała jej się świadomość, że chociaż znała go przez całe swoje życie, tak naprawdę Arthur miał w swojej głowie wiele wspomnień, o których nigdy nie słyszała, rozważań, których niegdyś nie byłaby w stanie zrozumieć, bólu, z którym walczył sam, nie szukając w nikim oparcia. Uwielbiała to, jak się przy niej zatracał, jak odzyskiwał swoją beztroskę i śmiech, ale kiedy spoglądała na to jego piękne, wyrzeźbione w walce na śmierć i życie ciało noszące znaki przeszłości, której nie znała, do Penelope docierało, jak wiele jeszcze musiała się o nim dowiedzieć.
Arthur był w tej chwili spełnieniem jej marzeń, najskrytszych snów, najpiękniejszych fantazji. Chociaż wielokrotnie w swojej głowie odgrywała różne scenariusze, w których tracił nad sobą kontrolę i razem z nią zatracał się w płomiennym pożądaniu, nigdy nie spodziewała się, że będzie temu towarzyszyła tak delikatna czułość i niegasnący zachwyt. Nie pozwolił jej zwątpić choćby na sekundę w to, że ona również była jego marzeniem, jego wyśnionym ideałem. Jego słowa, jego pocałunki, jego dotyk upewniały ją jedynie w tym, że ta chwila znaczyła dla niego równie więcej co dla niej. To był pierwszy raz, gdy zabrnęli tak daleko i wciąż się bała, że Arthur w ostatnim momencie zmieni zdanie, wypowiadając trwożliwie imię Midge, które będzie dla nim niczym kubeł zimnej wody, ale on nie ustawał w zasypywaniu jej ciała chciwymi, a zarazem rozczulającymi pieszczotami. Oddech uwiązł jej w gardle, gdy splótł ich palce razem, całując ją głęboko; to miał być tylko seks, ale Penny nie mogła pozbyć się wrażenia, że to, co się między nimi działo, było czymś o wiele bardziej skomplikowanym, burzliwym i cudownym.
UsuńPenelope nie odrywała się od niego ani na chwilę. Splotła dłonie na jego karku, kiedy podniósł ją do góry, jakby nic nie ważyła i z przyjemnością obsypywała miękkimi pocałunkami jego skroń, policzek, żuchwę i szyję. Chłodna pościel i delikatne podmuchy wiatru wpadające do sypialni przez uchylone okna nie były w stanie przynieść jej rozpalonej skórze ukojenia, mógł to zrobić tylko Arthur. Powietrze między nimi gęstniało, było ciężkie i pełne iskier. Penny drżała i wzdychała w niecierpliwym oczekiwaniu na więcej, wydając z siebie pełen niezadowolenia pomruk, kiedy mężczyzna przesunął językiem po koronce, doprowadzając ją do szału. Chciała poczuć w pełni jego nęcący dotyk i wyraziła swoją dezaprobatę, wbijając paznokcie w jego biceps.
Arthur nie śpieszył się. Był powolny, metodyczny, och tak cudownie dokładny w obdarzaniu jej ciała swoją atencją, jakby nie mógł znieść myśli, że nie naznaczy swoimi pocałunkami każdego milimetra jej gładkiej skóry. Penelope wiła się pod nim w pościeli, balansując gdzieś na granicy między przyjemnością a rozpaczliwą potrzebą, bo wciąż czuła niedosyt. Pragnęła wreszcie poczuć ciężar jego ciała przygniatającego jej drobną sylwetkę do materaca, jego twardą męskość cudownie wypełniającą jej wilgotne, gorące wnętrze, mocne, zdecydowane pchnięcia zespalające ich w jedność. Była zniecierpliwiona i rozdrażniona, kiedy torturował ją jakże leniwie, ale ten chłopięcy uśmiech i zachwyt w jego oczach niemal wynagradzały jej tę udrękę, gdy rozbierał ją z ostatnich warstw delikatnej koronki, robiąc to z nieskończoną czułością, przez co dziwne wzruszenie chwyciło ją za gardło, a ona musiała szybko zamrugać powiekami, by odgonić zaskakującą wilgoć zbierającą się w kącikach jej oczu. Miała wielu partnerów, jednak nigdy nie czuła się równie… adorowana. Arthur wielbił jej ciało przy pomocy swoich miękkich warg i szorstkich palców, sprawiając, że wszelkie jej obawy wyciszały się. Penelope była pewna siebie i swojej kobiecości, jednak Arthur był starszy, bardziej doświadczony i tak cholernie niedostępny. Nie musiała konkurować nawet z innymi kobietami z jego życia, a wieloma latami fantazji. Jak mogła równać się z jego wyobrażeniami? Co gdyby rzeczywistość mu się nie spodobała? Może jej piersi były za małe, nierówne, może wolał bardziej opaloną skórę i ciemniejsze aureole wokół sterczących z podniecenia brodawek? Może jej biodra były zbyt wąskie, pośladki niewystarczająco kształtne? Penny nigdy wcześniej nie czuła się równie niepewnie oglądana przez mężczyznę, bo nigdy żadnego z nich nie pragnęła tak jak pragnęła Arthura, ale każdym słodkim pocałunkiem, każdym nabożnym muśnięciem udowadniał jej, że nie miała powodów do obaw, bo w jego oczach była najpiękniejsza. Właśnie tak się czuła – jak najpiękniejsza kobieta na świecie, gdy rozbierał ją powoli i ostrożnie, wprawiając jej ciało w drżenie, wzbudzając pełne zachwytu dreszcze biegnące wzdłuż jej kręgosłupa, kiedy wyginała się w łuk, uparcie szukając jego dłoni i warg.
— Arthurze… — szepnęła, odnajdując jego spojrzenie, uśmiechając się do niego niewinnie i słodko. Wyciągnęła w jego stronę dłoń, by pogłaskać go po zarośniętym policzku, wzdychając cichutko. — Kiedy mnie dotykasz, czuję się tak, jakbyś był moim pierwszym mężczyzną. Nikt przed tobą nie dotykał mnie w taki sposób. Żaden z poprzednich razów się dla mnie nie liczy, bo to ciebie pragnęłam przez cały ten czas i sprawiasz… sprawiasz, że dla ciebie płonę, że chcę ci dać wszystko to, czym jestem. To jest tak kurewsko nierealne, że wreszcie mogę cię poczuć i każda sekunda uświadamia mi tylko, jak długo żyłam w błędzie, bo moje marzenia nie były w stanie nawet zbliżyć się do rzeczywistości. Jesteś najlepszym, co mnie spotkało, Arthurze.
UsuńPoczątkowo sądziła, że będą czuli się niekomfortowo z tą o wiele odważniejszą intymnością, tymczasem nie zwalniali tempa, napawając się swoimi pieszczotami, a ona zastanawiała się, jak mogli zmarnować tyle lat… Powinna była już dawno temu zakraść się do jego sypialni albo znaleźć inny sposób, by się do niego zbliżyć. Gdyby tylko wiedziała, że pragnął jej równie mocno…
Drgnęła, czując jego pocałunki w zupełnie nowym miejscu, kiedy powoli wspinał się w górę jej uda. Sama dała mu swoje pozwolenie, rozsuwając dla niego swoje szczupłe uda, ale wyglądała na zszokowaną, kiedy leniwie przesunął językiem wzdłuż jej kobiecości, spijając jej wilgoć, jakby nadal nie potrafiła uwierzyć w to, że naprawdę to robili. Arthur Spencer właśnie dotykał najintymniejszej partii jej ciała, przyjaciel jej rodziny, zakazany dla niej wujek, szczęśliwie żonaty mężczyzna z dwójką dzieci znalazł się tak blisko, jak do tej pory pozwalał sobie na to tylko w swoich snach. Gdy z wyczuciem podrażnił łechtaczkę, Penelope wygięła się w łuk, jakby poraził ją prąd i odruchowo szarpnęła biodrami, a spomiędzy jej warg wyrwał się ochrypły okrzyk. Już po pierwszym ruchu jego języka uświadomiła sobie, że nie zamierzał być niepewny czy ostrożny, dotykał jej z wyczuciem, ale przy tym z niezachwianą śmiałością i zdecydowaniem. Cierpliwie gładził jej wejście, podczas gdy ona otwierała się na niego, rozszerzając swoje uda, ułatwiając mu dostęp do pulsującej bolesnym pragnieniem kobiecości. Wiedziała, do czego zmierzali, jednak nic nie było w stanie przygotować jej na intensywność tych wszystkich odczuć. Jęknęła głośno, kiedy przywarł do niej miękkimi wargami, jednocześnie szorstkim zarostem drażniąc wnętrze jej ud, tworząc tak ekscytujący kontrast.
— Arthur — wymruczała. Dyszała ciężko, kiedy niezachwianie doprowadzał ją do białej gorączki swoimi pocałunkami, które stawały się coraz bardziej wygłodniałe. Doskonale kontrolował każdy swój ruch, bezbłędnie odnajdywał punkty, które sprawiały jej najwięcej przyjemności i które nagradzała kolejnymi westchnięciami.
Tak bardzo chciała na niego patrzeć, gdy robił jej dobrze ustami, ale jej powieki nieustannie opadały pod wpływem potęgujących się wrażeń. Zupełnie bezwiednie zaczęła poruszać biodrami w nadawany przez niego rytm, z czasem coraz mocniej nabijała się na jego język, bezwstydnie ujeżdżając jego twarz, gdy pozbawiał ją tchu. Czuła narastające w jej wnętrzu wraz z każdym ruchem napięcie, które powoli zmierzało ku kulminacyjnemu punktowi. Nie próbowała nawet powstrzymywać wyrywających jej się jęków przeplatanych z jego imieniem, był jej pieprzonym bogiem, który spełniał jedną z jej wielu erotycznych fantazji, chociaż wcześniej nawet nie wiedziała, że będzie potrzebowała właśnie jego, właśnie w tym miejscu, właśnie teraz. Zaciskała na nim coraz mocniej swoje drżące uda w rozpaczliwej próbie poczucia więcej, chociaż już teraz miała poczucie, że wybuchnie pod wpływem nadmiaru wrażeń płynących spomiędzy jej nóg i z torturowanej intensywnym ssaniem łechtaczki. Nigdy nie musiała zmagać się z taką ilością przyjemnych bodźców i była przekonana, że nie wytrzyma zbyt długo narzuconego przez niego tempa. Cały świat przestał dla niej istnieć, ograniczył się jedynie do jego języka zaczepnie sunącego po jej kobiecości, dłoniach opartych na jej biodrach, przytrzymujących ją w miejscu, kiedy nieustępliwie doprowadzał ją na skraj rozkoszy. Najważniejsze dla niej jednak było to, że Arthur również zdawał się czerpać z tej chwili przyjemność dla siebie, mimo że to ona oddała się w jego ręce. Wpatrywała się w niego spod ciężkich, przymrużonych z rozkoszy powiek, posyłając mu rozanielony uśmiech, kiedy obserwowała, z jakim zaangażowaniem zanurzał się w jej słodyczy. Już po chwili jednak zakwiliła, kiedy bezlitośnie pieprzył ją językiem, przyspieszając tempo. Była pewna, że oszaleje, to było tak dużo, zbyt dużo… Jej drobnym ciałem wstrząsnęło silne dreszcze, wyrwało jej się przepełnione ulgą i rozkoszą łkanie, gdy potężny, gwałtowny orgazm objął całe jej wnętrze. Nigdy nie przeżyła czegoś podobnego, to była czysta, bezkresna ekstaza, pochłaniała ją, wypełniając ciepłem i spełnieniem.
Usuńgrzeszna rozkosz