Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pusheenthecat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pusheenthecat. Pokaż wszystkie posty

28.04.2025

[KP] Connor Renshaw

Connor Renshaw
08.11.1997. Rodowity mieszkaniec. Syn właścicieli zamkniętego od czterech lat motelu Apple Grove Inn, który do dzisiaj straszy obdartymi ścianami przy jednej z bocznych ulic Mariesville. Mieszka w rodzinnym domu w Riverside Hollow, na którego utrzymanie go nie stać, pracuje na dwie zmiany jako magazynier w Evans Market. Brat zaginionej Alyssy Renshaw.
Tak się nie da żyć, powtarzała jak w manii jego matka, podczas gdy ojciec rozkładał bezradnie ręce, a telefon siostry milczał na obdrapanym blacie recepcji motelu, zwrócony przez szeryfa dopiero po roku odkąd ostatni raz ją widzieli.

Życie nigdy nie było proste dla Mareen Renshaw — nie w Biloxi, gdzie się urodziła, i na pewno nie w Atlancie, do której trafiła z miłości tylko po to, by z biegiem lat przekonać się, że jest na tyle głupia, że za facetem pobiegnie wszędzie. Nie chciała tego życia. Męża, który wiecznie coś zaczynał, ale niczego nie kończył. Syna, który patrzył na nią z wyrzutem i zaciśniętymi zębami, bo nie potrafiła wziąć się w garść, gdy jej potrzebował. Córki, z którą właściwie zawsze był jakiś problem. Głupia dziewucha.

Odeszła jako pierwsza, choć ostrzegała przez kilka miesięcy, że to zrobi. Że wie, że nie powinna, bo Alyssa może wrócić w każdej chwili, ale jednocześnie wiedziała, że gdyby Alyssa miała wrócić, to nie czekałaby z tym tak długo. Pierdolona idiotka.

Ojciec był następny. Zawsze chciał zobaczyć Kanadę, ale nigdy nie miał okazji. Zaginięcie córki, odejście żony, milczenie syna — to wszystko było dla niego jak pozbycie się balastu, który ciążył mu już od lat. Skurwiel jebany.

Nie mieli tego, czego potrzebowali, nie mieli tego, czego pragnęli. Ciągnęli biznes, który podupadł, gdy z czasem zaczął przyciągać jedynie chorą ciekawość, a plakatów z twarzą Alyssy wisiało w jego oknach więcej, niż miesięcznie pojawiało się gości.

Życie po życiu jest monotonne i wymagające. Jest pracą, którą kończy się po to, żeby zamknąć oczy i po ich otworzeniu znowu być w tym samym miejscu. Jest ciszą, którą zionie z każdego kąta.

Jest dusznymi, niewietrzonymi od tygodni pokojami, zaścielonymi łóżkami, grubą warstwą kurzu i tymi samymi numerami telefonów, które może kiedyś znowu zadzwonią. Wieczorem w lokalnym barze, który zaczyna się jednym piwkiem, a kończy rzyganiem na maskę cudzego samochodu. Woreczkiem koksu, zsuwającym się z okna na piętrze po wąskiej rynnie, białą krechą pod nosem, obietnicą, że to będzie już ten ostatni raz i poczuciem, że na tym się jeszcze, kurwa, nie skończy.

Jest naiwną wiarą, że to nie może się tak skończyć.

Ja jestem pusheen, a to jest Connie. Jesteśmy też tu: smuteksmuteczek11@gmail.com.

29.01.2025

[KP] Clive Bennett

CLIVE BENNETT
10.10.1996. Lokalny bohater, urodzony i wychowany w Mariesville, jedyny syn lekarza Johna Jamesa Bennetta i Ruth Bennett, nauczycielki matematyki. Od września 2024 funkcjonariusz policji w Mariesville Police Department, wcześniej przez cztery lata zatrudniony przez Savannah PD. Wynajmuje mieszkanie w Downtown, ale często nocuje w domu matki w Applewood Grove.

Home / News / LODD News / 2024 / 04 / Georgia / Savannah
Sierżant policji umiera po tym, jak został postrzelony na służbie
Sierżant policji w Savannah w stanie Georgia zmarł po tym, jak on i inny funkcjonariusz zostali postrzeleni w sobotę wieczorem podczas interwencji w sprawie napadu rabunkowego. Georgia Bureau of Investigation poinformowało w niedzielę, że podejrzany o śmiertelne postrzelenie sierżanta Davida Christie również zmarł w wyniku obrażeń odniesionych dzień wcześniej.

Podczas incydentu ranny został także oficer Clive J. Bennett.

Władze zidentyfikowały później podejrzanego jako 50-letniego Joela Bradforda III.

Christie, wieloletni członek Departamentu Policji w Savannah z dziesięcioletnim stażem oraz weteran USMC, zmarł w szpitalu z powodu ran odniesionych po tym, jak wraz z funkcjonariuszem Bennettem zbliżył się do samochodu podejrzanego o udział w napadzie Bradforda.
Odkąd pamiętał, Mariesville miało mu do zaoferowania przede wszystkim jabłka, a on miał półtora roku, gdy rodzice odkryli, że jest na nie uczulony. Rozwiedli się natomiast, gdy poszedł do szkoły i od tamtej pory trwał w przekonaniu, że to wszystko przez te cholerne jabłka. Jeden miesiąc wakacji i co drugi weekend spędzał u ojca w Atlancie, resztę roku z matką w Mariesville. Grał w futbol amerykański, był gwiazdą szkolnej drużyny, a w corocznych kronikach regularnie lądował jako ten, który miał największe szanse na osiągnięcie sukcesu.

Sukcesem dla jego ojca było zostanie lekarzem. Dla matki — żona i gromada dzieci, no, może miło byłoby, gdyby wcisnął gdzieś w to doktorat z matematyki, ale dla wnuków wiele byłaby w stanie wybaczyć. Zlepiony z niespełnionych ambicji rodziców, cholernej alergii na jabłka, i poczucia, że na pewno można zrobić tym życiu coś więcej, zrobił zasadniczo niewiele.

Najpierw był żółtodziobem, potem krawężnikiem. Teraz nie jest nawet panem władzą, tylko gówniarzem Bennettów, któremu wydaje się, że coś mu wolno. Można i tak.

Służba nauczyła go tylko tego, żeby nikomu na tym świecie nie ufać, a już na pewno nie samemu sobie. Oprócz złej sławy ciągnie się jeszcze za nim brak talentu do gry w rzutki, bolące kolano i świadomość, że coś już w tym życiu spierdolił, ale ktoś inny zapłacił za to najwyższą cenę.


Ja jestem pusheen, a to jest Clivey. Jesteśmy też tu: smuteksmuteczek11@gmail.com.

[KP] Clive Bennett

Clive Bennett
10.10.1996. Lokalny bohater, urodzony i wychowany w Mariesville, jedyny syn lekarza Johna Jamesa Bennetta i Ruth Bennett, nauczycielki matematyki. Od września 2024 funkcjonariusz policji w Mariesville Police Department, wcześniej przez cztery lata zatrudniony przez Savannah PD. Wynajmuje mieszkanie w Downtown, ale często nocuje w domu matki w Applewood Grove.

Home / News / LODD News / 2024 / 04 / Georgia / Savannah
Sierżant policji umiera po tym, jak został postrzelony na służbie
Sierżant policji w Savannah w stanie Georgia zmarł po tym, jak on i inny funkcjonariusz zostali postrzeleni w sobotę wieczorem podczas interwencji w sprawie napadu rabunkowego. Georgia Bureau of Investigation poinformowało w niedzielę, że podejrzany o śmiertelne postrzelenie sierżanta Davida Christie również zmarł w wyniku obrażeń odniesionych dzień wcześniej.

Podczas incydentu ranny został także oficer Clive J. Bennett.

Władze zidentyfikowały później podejrzanego jako 50-letniego Joela Bradforda III.

Christie, wieloletni członek Departamentu Policji w Savannah z dziesięcioletnim stażem oraz weteran USMC, zmarł w szpitalu z powodu ran odniesionych po tym, jak wraz z funkcjonariuszem Bennettem zbliżył się do samochodu podejrzanego o udział w napadzie Bradforda.
Odkąd pamiętał, Mariesville miało mu do zaoferowania przede wszystkim jabłka, a on miał półtora roku, gdy rodzice odkryli, że jest na nie uczulony. Rozwiedli się natomiast, gdy poszedł do szkoły i od tamtej pory trwał w przekonaniu, że to wszystko przez te cholerne jabłka. Jeden miesiąc wakacji i co drugi weekend spędzał u ojca w Atlancie, resztę roku z matką w Mariesville. Grał w futbol amerykański, był gwiazdą szkolnej drużyny, a w corocznych kronikach regularnie lądował jako ten, który miał największe szanse na osiągnięcie sukcesu.

Sukcesem dla jego ojca było zostanie lekarzem. Dla matki — żona i gromada dzieci, no, może miło byłoby, gdyby wcisnął gdzieś w to doktorat z matematyki, ale dla wnuków wiele byłaby w stanie wybaczyć. Zlepiony z niespełnionych ambicji rodziców, cholernej alergii na jabłka, i poczucia, że na pewno można zrobić tym życiu coś więcej, zrobił zasadniczo niewiele.

Najpierw był żółtodziobem, potem krawężnikiem. Teraz nie jest nawet panem władzą, tylko gówniarzem Bennettów, któremu wydaje się, że coś mu wolno. Można i tak.

Służba nauczyła go tylko tego, żeby nikomu na tym świecie nie ufać, a już na pewno nie samemu sobie. Oprócz złej sławy ciągnie się jeszcze za nim brak talentu do gry w rzutki, bolące kolano i świadomość, że coś już w tym życiu spierdolił, ale ktoś inny zapłacił za to najwyższą cenę.


Ja jestem pusheen, a to jest Clivey. Jesteśmy też tu: smuteksmuteczek11@gmail.com.

[KP] Clive Bennett

Clive Bennett
10.10.1996. Lokalny bohater, urodzony i wychowany w Mariesville, jedyny syn lekarza Johna Jamesa Bennetta i Ruth Bennett, nauczycielki matematyki. Od września 2024 funkcjonariusz policji w Mariesville Police Department, wcześniej przez cztery lata zatrudniony przez Savannah PD. Wynajmuje mieszkanie w Downtown, ale często nocuje w domu matki w Applewood Grove.

Home / News / LODD News / 2024 / 04 / Georgia / Savannah
Sierżant policji umiera po tym, jak został postrzelony na służbie
Sierżant policji w Savannah w stanie Georgia zmarł po tym, jak on i inny funkcjonariusz zostali postrzeleni w sobotę wieczorem podczas interwencji w sprawie napadu rabunkowego. Georgia Bureau of Investigation poinformowało w niedzielę, że podejrzany o śmiertelne postrzelenie sierżanta Davida Christie również zmarł w wyniku obrażeń odniesionych dzień wcześniej.

Podczas incydentu ranny został także oficer Clive J. Bennett.

Władze zidentyfikowały później podejrzanego jako 50-letniego Joela Bradforda III.

Christie, wieloletni członek Departamentu Policji w Savannah z dziesięcioletnim stażem oraz weteran USMC, zmarł w szpitalu z powodu ran odniesionych po tym, jak wraz z funkcjonariuszem Bennettem zbliżył się do samochodu podejrzanego o udział w napadzie Bradforda.
Odkąd pamiętał, Mariesville miało mu do zaoferowania przede wszystkim jabłka, a on miał półtora roku, gdy rodzice odkryli, że jest na nie uczulony. Rozwiedli się natomiast, gdy poszedł do szkoły i od tamtej pory trwał w przekonaniu, że to wszystko przez te cholerne jabłka. Jeden miesiąc wakacji i co drugi weekend spędzał u ojca w Atlancie, resztę roku z matką w Mariesville. Grał w futbol amerykański, był gwiazdą szkolnej drużyny, a w corocznych kronikach regularnie lądował jako ten, który miał największe szanse na osiągnięcie sukcesu.

Sukcesem dla jego ojca było zostanie lekarzem. Dla matki — żona i gromada dzieci, no, może miło byłoby, gdyby wcisnął gdzieś w to doktorat z matematyki, ale dla wnuków wiele byłaby w stanie wybaczyć. Zlepiony z niespełnionych ambicji rodziców, cholernej alergii na jabłka, i poczucia, że na pewno można zrobić tym życiu coś więcej, zrobił zasadniczo niewiele.

Najpierw był żółtodziobem, potem krawężnikiem. Teraz nie jest nawet panem władzą, tylko gówniarzem Bennettów, któremu wydaje się, że coś mu wolno. Można i tak.

Służba nauczyła go tylko tego, żeby nikomu na tym świecie nie ufać, a już na pewno nie samemu sobie. Oprócz złej sławy ciągnie się jeszcze za nim brak talentu do gry w rzutki, bolące kolano i świadomość, że coś już w tym życiu spierdolił, ale ktoś inny zapłacił za to najwyższą cenę.


Ja jestem pusheen, a to jest Clivey. Jesteśmy też tu: smuteksmuteczek11@gmail.com.

18.11.2024

[KP] Lee Maitland

LEE MAITLAND
20.06.1986, Tecumseh, Oklahoma — po raz drugi nowicjusz — remontuje dom po ciotce w Riverside Hollow — kucharz w The Rusty Nail — na życzenie i potrzebę złota rączka od napraw wszelakich



Nie było innej drogi.

Jedyna droga, jaką znał, od zawsze prowadziła naprzód. Oglądanie się za siebie stanowiło luksus, na który nie mógł sobie pozwolić, gdy McVeigh i Nichols wysadzili w powietrze swoją wyładowaną saletrolem ciężarówkę, zabierając ze sobą większość dziewięciopiętrowego budynku, sto sześćdziesiąt sześć osób i jego ojca.

Sto sześćdziesiąt siedem.

Nie rozumiał jeszcze wtedy, co to saletrol, kim był Alfred P. Murrah, ani jakie znaczenie w tym wszystkim miało Waco, ale rozumiał, co znaczy usłyszeć, że pogrzebu z otwartą trumną nie będzie, bo zwłoki nie nadają się do oglądania. Rozumiał też, co znaczą poprzewracane butelki wokół kanapy, na której leży nieprzytomna matka i furia starszego brata, który rok później ląduje w Big Macu, wiedząc, że McAlester nie opuści już nigdy.

Nie można oglądać się za siebie, gdy z pełnej rodziny w przeciągu dwunastu miesięcy znikają dwie osoby, a ta, która pozostała, odsyła cię do jakiegoś jednego wielkiego nigdziebądź w sercu Georgii, gdzie zamiast brzoskwiń, dziwacy uprawiają jabłka.

Nigdziebądź nie jest dla ciebie, Oklahoma City za bardzo boli, więc jedyna droga prowadzi przez śmierdzące rybami, zasypane śniegiem i umilone ostrym chlaniem lata w Gloucester. Massachusetts jednak ciężko wymawia się po pijaku, rozwód w niczym nie pomaga, a miesiąc w szpitalu po żałosnym wypierdoleniu się pod ciężarówkę, bo po wódzie chce się umierać, w niczym nie pomaga.

Co pomaga?

Odwyk i terapia.

Pomaga również spojrzenie prawdzie w oczy i przyznanie, że to nie w Oklahomie leży wina. Nie leży w Waco, nie leży w McAlester, ani nawet w Gloucester.

Nie leży również w Mariesville, które od kilku miesięcy ma być tylko na chwilę, sypiący się dom po ciotce jest we wiecznym remoncie, a posada kucharza w The Rusty Nail to przysługa dla znajomego. Bo czy wspominał, że oprócz obwiniania przypadkowych miast o swoje nieszczęścia i łowienia tuńczyków, całkiem niezły z niego kucharz? Nie? To wpadnij i się przekonaj. Smacznego.


Ja jestem pusheen, a to jest Lee. Złapiecie nas tu: smuteksmuteczek11@gmail.com.

[KP] Lee Maitland

LEE MAITLAND
20.06.1986, Tecumseh, Oklahoma — po raz drugi nowicjusz — remontuje dom po ciotce w Riverside Hollow — kucharz w The Rusty Nail — na życzenie i potrzebę złota rączka od napraw wszelakich



Nie było innej drogi.

Jedyna droga, jaką znał, od zawsze prowadziła naprzód. Oglądanie się za siebie stanowiło luksus, na który nie mógł sobie pozwolić, gdy McVeigh i Nichols wysadzili w powietrze swoją wyładowaną saletrolem ciężarówkę, zabierając ze sobą większość dziewięciopiętrowego budynku, sto sześćdziesiąt sześć osób i jego ojca.

Sto sześćdziesiąt siedem.

Nie rozumiał jeszcze wtedy, co to saletrol, kim był Alfred P. Murrah, ani jakie znaczenie w tym wszystkim miało Waco, ale rozumiał, co znaczy usłyszeć, że pogrzebu z otwartą trumną nie będzie, bo zwłoki nie nadają się do oglądania. Rozumiał też, co znaczą poprzewracane butelki wokół kanapy, na której leży nieprzytomna matka i furia starszego brata, który rok później ląduje w Big Macu, wiedząc, że McAlester nie opuści już nigdy.

Nie można oglądać się za siebie, gdy z pełnej rodziny w przeciągu dwunastu miesięcy znikają dwie osoby, a ta, która pozostała, odsyła cię do jakiegoś jednego wielkiego nigdziebądź w sercu Georgii, gdzie zamiast brzoskwiń, dziwacy uprawiają jabłka.

Nigdziebądź nie jest dla ciebie, Oklahoma City za bardzo boli, więc jedyna droga prowadzi przez śmierdzące rybami, zasypane śniegiem i umilone ostrym chlaniem lata w Gloucester. Massachusetts jednak ciężko wymawia się po pijaku, rozwód w niczym nie pomaga, a miesiąc w szpitalu po żałosnym wypierdoleniu się pod ciężarówkę, bo po wódzie chce się umierać, w niczym nie pomaga.

Co pomaga?

Odwyk i terapia.

Pomaga również spojrzenie prawdzie w oczy i przyznanie, że to nie w Oklahomie leży wina. Nie leży w Waco, nie leży w McAlester, ani nawet w Gloucester.

Nie leży również w Mariesville, które od kilku miesięcy ma być tylko na chwilę, sypiący się dom po ciotce jest we wiecznym remoncie, a posada kucharza w The Rusty Nail to przysługa dla znajomego. Bo czy wspominał, że oprócz obwiniania przypadkowych miast o swoje nieszczęścia i łowienia tuńczyków, całkiem niezły z niego kucharz? Nie? To wpadnij i się przekonaj. Smacznego.


Ja jestem pusheen, a to jest Lee. Złapiecie nas tu: smuteksmuteczek11@gmail.com.

1.04.2021

Postać Miesiąca #7: Wywiad

Postać Miesiąca
Wydanie #7, kwiecień 2025
Między fikcją a codziennością:
Wywiad z twórczynią Lee Maitlanda
W tym miesiącu mamy przyjemność porozmawiać z pusheenthecat, autorką kwietniowej Postaci Miesiąca — niepokornego, szorstkiego, a jednocześnie poruszająco ludzkiego Lee Maitlanda. Autorka zabiera nas za kulisy swojego twórczego świata, opowiadając o tym, jak wygląda życie z Lee w głowie, co najbardziej ceni w pisaniu i dlaczego czasem najlepszą motywacją jest po prostu brak czasu. Gotowi na odrobinę chaosu i szczerego spojrzenia na pisarską codzienność?

Na początek wróćmy do przeszłości. Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?

W 2009 roku na Onecie, na Hogwartach.

Stare, dobre Hogwarty… :) To już jednak minęło trochę czasu. Czy pamiętasz, kjak wyglądały Twoje początki w grupowej blogsferze?

Niezręcznie. Miałam 13 lat i zero pojęcia, co robię.

Myślę, że to może brzmieć znajomo dla wielu z nas. ;) Czas jednak płynie dalej, minęło już trochę czasu od blogów na onecie, a teraz jesteś tutaj z nami, w Mariesville. Co zainspirowało Cię do stworzenia postaci Lee? Skąd wzięła się jego historia?

Właściwie to nic. Chciałam wykorzystać wizerunek, dobrze czuję się w małomiasteczkowych klimatach. Zaczęłam pisać i wyszło samo, raczej nie mam tak, że wpadnie mi pomysł na postać. Go with the flow, go for broke, raczej w ten sposób sobie radzę z tworzeniem postaci.



Brzmi jak twórcza wolność w najlepszym wydaniu! Czasem właśnie te postacie, które przychodzą do nas „same”, okazują się najbardziej autentyczne i żywe. A powiedz, jakie wyzwania napotkałaś podczas tworzenia Lee — jeśli w ogóle?

I znowu: właściwie to żadnych. Najbardziej wymagającym zadaniem było spięcie wszystkich dat z zamachem w Oklahoma City, o którym pierwszy raz przeczytałam już lata temu, a teraz wyzwaniem jest pamiętanie, co i kiedy działo się w życiu Lee, bo nigdy niczego nie zapisuję, powtarzając sobie, że na pewno wszystko zapamiętam.

Czyli klasyczne „zapamiętam, nie muszę notować” — znajome aż za bardzo! Ale tak całkiem serio, trzeba przyznać, że taki research i trzymanie się realiów to już porządny level pisarskiego zaangażowania. Zastanawiam się też jakie elementy życia Lee mają największe znaczenie w jego historii?

Mogę powiedzieć, że wszystkie? Nie patrzę na to w ten sposób — nie ważę, co może być od czegoś innego ważniejsze. Piszę tragiczne historie, bo I yearn for the drama, ale wszystko ma w jego życiu jakieś znaczenie. Nic nie dzieje się bez powodu i te klimaty.

Okej, czyli jesteś team „historia pisze się sama”. Ale to brzmi jak czysta frajda z pisania! I jednocześnie wolność twórcza. :) Niemniej jednak, Lee ma bogatą i bolesną przeszłość. Jakie emocje chciałaś w nim ukazać, by były jak najbardziej autentyczne?

Żadne konkretne. Niestety, jestem tym nudnym typem autora, który nie ma wiele ciekawego do powiedzenia o swojej postaci. Właściwie to zwykle tworzę karty, które znowu nie tak wiele mówią o postaci, a reszta wychodzi z wątkach. Nie chce mi się inaczej, nie umiem, nie lubię.

Może to właśnie ten luz i brak nadmiernego planowania sprawia, że Lee jest tak autentyczny, bo rozwija się naturalnie, razem z historią i emocjami, które przynosi każdy nowy wątek. :) A czy jest coś, co najbardziej w nim lubisz? A może ma jakąś cechę, którą warto naśladować?

Wizerunek, lol. :D Ale samego Lee to akurat szczególnie nie polecam naśladować. Do better, kids.

No dobrze, czyli Lee to bardziej przestroga niż wzór do naśladowania — przynajmniej w teorii. ;) Ale muszę przyznać, że z takim bagażem i taką osobowością nie da się przejść obok niego obojętnie. Teraz jednak skupmy się bardziej na Tobie! Czy masz jakąś szczególną metodę pracy przy tworzeniu postaci? Czy może jest to raczej wybuch nagłej weny?

Nie, nic szczególnego.

To może nawet i lepiej… :) Co najbardziej lubisz w pisaniu wątków? A może jest coś, co sprawia Ci największą trudność?

Mam z tego zajęcie. Historię do stworzenia, coś, w co mogę się zaangażować, nad czym muszę pomyśleć i z czego czasem mogę się pośmiać. Piszę za to już tyle lat, że trudności mi to nie sprawia.

Pisanie jako przestrzeń do myślenia, tworzenia i czasem po prostu dobrej zabawy — brzmi jak idealne połączenie. A powiedz, jakie tematy lub motywy są dla Ciebie najważniejsze, gdy piszesz i rozwijasz swoje postaci?

Nie mam konkretnych. Wymyślam na poczekaniu, czasem sobie coś poplanuję, przemyślę z wyprzedzeniem, ale ogółem nie poświęcam na to nie wiadomo ile czasu, bo też aż tyle go nie mam. Nie lubię za dużo myśleć nad takimi sprawami.

Czyli totalna intuicja i spontan — to chyba najlepszy dowód, że czasami nie trzeba rozpisywać całych arkuszy fabularnych, żeby stworzyć wciągającą postać! :) A kiedy jednak dopada cię kryzys, jak wtedy radzisz sobie z brakiem weny?

Uciekam z bloga, zapadam się na kilka miesięcy/tygodni pod ziemię i tworzę coś od nowa.

Widać więc, że na pisaniu widać świat się nie kończy, co więc lubisz robić poza tym?

Jak mam wolny czas, to odpoczywam. Jak nie mam wolnego czasu, to pracuję w pracy, za którą mi płacą i wyrabiam drugi etat nieodpłatnie w domu. Powiem tak: lately, life’s been busy as hell.

Brzmi jak pełen etat życia w trybie turbo — szanuję! A jeśli już byś znalazła chwilę (czysto teoretycznie, oczywiście), i mogła na przykład spędzić dzień z wybranym fikcyjnym bohaterem, kto by to był i dlaczego?

Hahah, nikt. Nie chciałabym zburzyć sobie wyobrażenia spędzaniem dnia z tą osobą.

W Mariesville, gdzie czas płynie powoli, a życie wydaje się być jednocześnie pełne nadziei i nieuniknionych trudności, mieszka Lee Maitland. To właśnie w wywiadzie z nami Lee dzieli się swoimi przemyśleniami. Od najcięższych chwil po codzienne zmagania — jego historia jest pełna sprzeczności, ale też prawdy o tym, jak to jest próbować na nowo odnaleźć siebie w świecie, który nie zawsze jest łaskawy. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Postacią Miesiąca!

Lee, jak wygląda Twój typowy dzień w Mariesville? Co sprawia Ci największą satysfakcję, a co jest wyzwaniem?

Typowy dzień: praca, Betsy Murray, dom.
Największa satysfakcja: Betsy Murray.
Największe wyzwanie: Betsy Murray.


Czyli Betsy potrafi być zarówno źródłem satysfakcji, jak i wyzwaniem — pełen pakiet. ;) Ale wracając do tematu, Twoja przeszłość rzeczywiście jest pełna trudnych momentów. Jak udało Ci się przez nie przejść i znaleźć w sobie siłę do zmian?

Polecam pić przez kilka lat, a potem przestać pić. Dupa do góry i do roboty. Inaczej się nie da.

No cóż, brzmi to jak sposób na życie! Ale przejdźmy do tematu, który znamy z Twojej codzienności... Słyszeliśmy, że masz złote ręce – jakie naprawy czy remonty sprawiają Ci największą przyjemność, a które wręcz Cię irytują?

Przyjemnością jest wszystko poza elektryką.

Zapamiętamy! Lee, w The Rusty Nail masz okazję gotować dla innych. Co najbardziej lubisz przyrządzać i jakie emocje wiążą się z gotowaniem w tym miejscu?

Burgery i tacosy. Robota potrafi być wkurzająca, ale mówi się trudno i żyje się dalej.

Cóż, brzmi jak praktyczna filozofia! A teraz pytanie bardziej życiowe. Z perspektywy doświadczenia, co byś powiedział osobom, które stoją na początku drogi, na której ty już jesteś?

Nic. Nie lubię dawać innym rad, nie mam wiele ciekawego do powiedzenia.