8.05.2025

[KP] Cynthia Rowe

dr CYNTHIA ROWE


ur. 13.05.1992 w Mariesville - córka Andy'ego i Ellie Rowe, pełnoetatowych podróżników, którzy w wieku sześćdziesięciu lat przeżywają drugą młodość gdzieś w Tajlandii - jedynaczka - wnuczka szanowanego i uwielbianego przez mieszkańców Mariesville, Howarda Rowe, emerytowanego lekarza rodzinnego - dyrektorka i lekarz rodzinny w Mariesville Clinic - ukończony Stanford University - pięcioletni staż w Mills-Peninsula Medical Center - mieszka sama w domu rodzinnym w Applewood Grove - jeździ Dodge Ram'em - nałogowo biega w maratonach - ma zbyt mało czasu na sen - cały czas w cieniu dziadka - jedna z czterech, którzy kryją w sobie mroczną tajemnicę sprzed lat - LOKALNA BOHATERKA - powiązania 

Ma trzydzieści trzy lata. Przychodnię po dziadku, którą zna na pamięć. I nazwisko, które w Mariesville nadal częściej kojarzy się z nim niż z nią.

W poniedziałki przyjmuje siedemnastu pacjentów. W środy – zwykle dwudziestu. W inne dni czasem tylu, ilu się da zmieścić między proszę usiąść a proszę się nie martwić. Zawsze ktoś wejdzie bez zapisu. Cynthia mówi, że nie ma już miejsc, ale potem i tak znajduje chwilę. Nie lubi rozczulać się nad sobą. Ma poczucie humoru ostre jak skalpel i cierpliwość wypracowaną latami praktyki. Od roku prowadzi Mariesville Clinic, od trzech jest w niej lekarzem rodzinnym, mimo to nadal słyszy: A pani to kiedy skończy ten staż? Odpowiada: Trzy lata temu. Ale mogę jeszcze raz, jeśli ktoś potrzebuje.

Po studiach w San Francisco i stażu w Mills-Peninsula Medical Center mogła zostać w wielkim mieście. Proponowano jej etat, badania, wyjazdy. Wróżono wielką karierę. Odmówiła bez żalu. Powrót do Mariesville był dla niej oczywisty. Jak oddychanie. Jak odpowiedź na pytanie, które nikt nie zadał, bo wszyscy wiedzieli: Cynthia wróci.

Każdego dnia otwiera drzwi do przychodni dokładnie o 7:45. Nigdy o ósmej – dziadek zawsze mówi, że choroby nie znają zegarka. Leczy ludzi, których zna po imieniu: Ruth, która od lat nie śpi po nocach. Tommy’ego, który udaje, że nie potrzebuje leków, bo prawdziwi faceci nie chorują. Anne, która wciąż przekopuje grządki, choć stawy dają o sobie znać od lat. Rozmawia z nimi. Słucha więcej, niż mówi. Czasem wystarczy, że zapyta: Jak dziś serce, panie Miller? – i wie wszystko. Nie z badań. Z tonu głosu. Z milczenia, które trwa pół sekundy za długo.

Mieszka sama, w domu po rodzicach, w którym półki uginają się od książek. W ogrodzie ma dwa drzewa – jabłoń (jak wszyscy w mieście) i wiśnie. Wieczorami podlewa je z kubkiem po kawie, bo wciąż nie kupiła konewki. W weekendy jeździ na rowerze – tym samym, którym kiedyś dojeżdżała do szkoły. Dziadek mówi, że powinna kupić nowy. Ona mówi, że ten działa. Jak wiele rzeczy w jej życiu – może nie najnowsze, ale sprawne. 

Nie narzeka. Czasem westchnie, przeglądając zdjęcia znajomych z uczelni, którzy robią karierę w większych miastach. Ale potem przypomina sobie, dlaczego wróciła.

Nie dla poklasku. Dla s e n s u.

W każdej rozmowie, w każdej opatrzonej ranie i osłuchanym oddechu, znajduje fragment odpowiedzi na pytanie, które sobie zadaje co rano: czy to ma znaczenie?
I choć nikt nie odpowiada wprost, jabłka zostawione na biurku, dziecięce rysunki i dłoń starszej pacjentki ściskająca jej palce mówią: tak, ma.

Jednak nie wszystko w życiu Cynthi daje się ułożyć w prostą codzienność. W głębi serca nosi coś, czego nikt w Mariesville nie podejrzewa — wspomnienie sprzed lat, ciężkie jak kamień i ciche jak modlitwa, którą odmawia się tylko w myślach. Ona i trójka dawnych przyjaciół. Tylko oni wiedzą. Tylko oni pamiętają, co wydarzyło się tamtego letniego wieczoru, gdy jeszcze wierzyli, że świat jest nieskończenie prosty... Dziś już nie rozmawiają ze sobą. Nie piszą. Przechodzą na drugą stronę, gdy czasami zobaczą się gdzieś na ulicach miasteczka. Czasem, gdy w gabinecie Cynthia słyszy imię przypominające przeszłość, albo gdy ktoś przypadkiem wypowie nazwisko jednego z nich — coś w niej drga. Nie lęk. Nie wina. Coś strasznego. Coś, czego nie da się nazwać...



Poniższe wpisy mogą zawierać treści przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.

*

Może to Cynthia zagości tu na dłużej.
fc: Taylor Swift
szukamy wszystkiego, tobec99@gmail.com
do oddania trójka byłych przyjaciół, która skrywa tajemnice sprzed lat
oraz Elias i dużo tajemnic i dram

9 komentarzy:

  1. [Hej, dobry wieczór,

    Witam z kolejną postacią i życzę wspaniałej zabawy. Przyznam, że nieco zaskoczyła mnie ta do dziś nierozwiązana sprawa z kamieniołomem i nagłą burzą w roli głównej. Dopóki bowiem nie przeczytałam historii ukrytej w dodatkach, wydawało mi się, że Cynthia jest po prostu jedną z tych nielicznych osób, które nie najlepiej czują się w wielkich miastach i pod wpływem sentymentu (i czegoś, czego nigdy nie da się do końca określić) wracają do swojego cichego zakątka.
    PS. Jeśli macie chęci na wspólny wątek, chyba coś mi chodzi po głowie.]

    Liberty, Delio, Monti & Angelo

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! Rodzice Cynthii mają super starość. Tylko pozazdrościć im tego wypoczywania w Tajlandii. W końcu kto by nie chciał tak spędzić emerytury? ^^ Piękny też vibe I know what you did last summer. Tak, jak nie przepadam za horrorami tak ten ma jakieś specjalne miejsce w moim serduchu i czekam na nowy z niecierpliwością. Podziwiam życie z takim sekretem. Musi to jednak być dość przytłaczające, a jeszcze ta koperta... Brr. Ciekawi mnie kto ją zostawił i kto jeszcze był świadkiem tego co wydarzyło się nad kamieniołomem. Udanej zabawy z Cynthią i niech przeszłość nie pożre jej w całości.]

    Amelia Hawkins & Eaton Grant

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam! Pozwoliłam sobie znacznie wcześniej przeczytać Twoją [KP] i o jeny, jak ja lubię takie krótkie, zwięzłe, a przede wszystkim klimatyczne opisy bohaterów! Totalnie wczułam się dzięki temu w Cynthię. Mam nadzieję, że zostawisz jej taki vibe też w indywidualnych w przyszłości lub samych odpisach. Zdradziłam się też wcześniej z jedną piosenką pani na wizerunku, z którą się znamy od wielu lat...

    Jeśli jednak doktor Rowe przepada za znajomościami z zoo w domu, to chyba mogę grzecznie zaoferować jakiegoś słonecznego (cudem wolnego dla nich dnia) kubek kawy na zacienionej werandzie po spokojniejszej części ogrodu.

    Tak poza tym wszystkim to oczywiście dużo weny, zostańcie tutaj jak najdłużej!]

    Colt

    OdpowiedzUsuń
  4. [Dziołcha, ale jej życie skomplikowałaś! Widzisz, w tym jednym możemy sobie przybić piątkę. :D Cynthia wydaje się ciepłą, oddaną swojej pracy osobą, jestem przekonana, że całe miasteczko ją ceni i lubi. Nie wiem co jej zaplanowałaś z tą mroczną przeszłością, ale oby wyszła z tego bez szwanku. ;)
    Jeśli Wes albo Ash jakkolwiek wpisują się w ramy wątkowe, wiesz gdzie mnie szukać. :D
    Baw się dobrze. <3]

    Maddie, Jax, Ash & Wes

    OdpowiedzUsuń
  5. [Powiem tak, Xander sam się nie spodziewał, że wywinie bratu taki numer. 😂 Będzie mial teraz sporo czasu na to, aby dojść do prawdy, chociaż tę najchętniej pogrzebalby pod ziemią. XD
    Dostałam zaproszenie to jestem! Masz ochotę wykombinować coś z Xanderem czy z kimś innym z mojej gromadki? ^^]

    Amelia, Eaton & Xander

    OdpowiedzUsuń
  6. [Uprzejmie powiadamiam o przesłanym gmailu <3]

    Colt

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeden telefon skutecznie wywrócił do góry nogami wszystko, co znał do tej pory.
    Nie pamiętał już, co robił, kiedy zadzwoniła do niego matka i było to nieistotne. Przerażające słowa, które padły z jej ust sprawiły, że świat na moment zwolnił, rzeczywistość się zagięła i nic nie było takie, jak przedtem. Nikt nie musiał prosić czy namawiać, aby przyjechał. Nawet nie tyle, co czuł się w obowiązku, a przede wszystkim chciał tu być dla brata. W ostatnich latach może i nie byli w najlepszych stosunkach. Nathan nie rozumiał, dlaczego Xander wolał wyjechać i zostawić za sobą wszystko, na co pracowali całe życie rodzice, a wcześniej ich dziadkowie. Dlaczego tak niewiele chciał mieć wspólnego z rodzinnym dziedzictwem. Ojciec był uparty i nie chciał dopuszczać obcych do biznesu. Od lat twierdził, że radzą sobie bez dodatkowej pomocy. Teraz były tego efekty. I tak, to było nie fair, aby zrzucać odpowiedzialność na Bernarda. Nikt nie mógł przewidzieć, kiedy ani jak dojdzie do wypadku. Przychodząc co rano do wędzarni raczej nie przygotowywali się na tragiczne w skutkach wypadki.
    Ostatni raz w Mariesville był na święta. Spędzali je w domu rodziców. Nathan z Clarą i dzieciakami, on sam i rodzice. Wyjeżdżając wtedy z tego małego miasteczka planował zjawić się dopiero na urodziny Lucasa, które wypadały w czerwcu. Wracał myślami do tych świąt. Lottie miała niecały miesiąc. Śliczna, zawinięta w kocyk była uroczym dodatkiem o rodziny Batesów. Pomijając sprawy między nim, a Clarą, wszystko było w porządku i dokładnie takie, jakie być powinno. Rodzina, trochę rozbita przez jego wyjazd, ale pełna i szczęśliwa. Radosne krzyki Lucasa, kiedy zrywał papier z prezentów w świąteczny poranek, cieple uśmiechy, którymi wymieniali się nawzajem. Scena wyrwana prosto z obrazka. W najgorszych snach nie spodziewał się tego, że kolejna wizyta w tym mieście będzie powiązana z wypadkiem, w którym główną rolę odegra starszy brat.
    Dom, który przedtem tętnił życiem teraz wydawał się być absurdalnie pusty. Mimo, że niewiele się tu zmieniło. Zabawki porozrzucane po kątach, zwinięty koc na fotelu, rozciągający się na parapecie szary kot, bajki lecące w kółko z telewizora. Rzeczy może nie zmieniły swojego położenia, ale atmosfera, która tu panowała była przygniatająca. Nikt nie wiedział, jak rozmawiać z Lucasem, który zdawał wiele pytań, a jedno konkretne czy tata umiera dudniło w głowach wszystkich. Zapewniali, że nie, nie umiera, ale chłopak nie był przekonany. Jeszcze nie pojmował co się wydarzyło i nie rozumiał powagi całe sytuacji. Wiedział o wypadku, że tata teraz potrzebuje dużo opieki od lekarzy, aby wrócić do domu i nieraz proszony był, aby zachowywał się trochę grzeczniej niż zazwyczaj. Xander nie próbował mu zastąpić ojca czy w jakikolwiek sposób naruszać tę strefę. Chciał tylko pomóc.
    Widział jak Clara od rana chodzi niecierpliwie po domu nie mogąc znaleźć sobie zajęcia. Trzy razy przebierała Charlotte, choć ta wcale nie potrzebowała zmiany. W którymś momencie wygnał ją z domu, aby jechała do Nathana i nie przejmowała się z dzieciakami. Były w końcu z Xanderem, co mogło pójść nie tak? Widział zawahanie na jej twarzy i niepewność, czy zostawiać go samego. Dobra, radził sobie z Lucasem, ale to był duży chłopak. Niewiele czasu spędził mimo wszystko z niemowlakiem, ale nie chciał, aby się martwiła. Miał wszystko pod kontrolą, dostęp do internetu i rodziców, do których w razie czego mógłby zadzwonić.
    Było ciężej niż się spodziewał. Pięć minut po wyjściu Clary z domu Lottie rozpłakała się i nie mógł znaleźć sposobu, aby ją uspokoić. Kołysał, śpiewał (koślawo, ale jednak), próbował nakarmić i przebrać, ale żadna z tych rzeczy nie działała. Lucas się denerwował. Siadał na podłodze, a uszy zakrywał dłońmi i dobitnie dawał Xanderowi znać, że sytuacja z siostrą ani trochę mu się nie podoba i aby ją uciszył. Starał się. W pewnym momencie chłopiec uciekł na podwórko. Xander miał na niego widok z dziecięcego pokoju. Chłopiec bawił się w piaskownicy zakopując figurki dinozaurów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lottie zasnęła mu w ramionach, a kiedy już myślał, że może ją odłożyć natychmiast otworzyła oczy, a koncert zaczął się od nowa. Jęknął zdesperowany, znów zaczynając ją kołysać. Był bliski tego, aby zadzwonić po jej matkę i zażądać, aby wracała, ale z kolei obiecał, że sobie poradzi.
      — Nie wiem czego chcesz — jęknął. Miała suchą pieluszkę, odmawiała jedzenia, nie miała gorączki. Clara uprzedzała, że mała ząbkuje, ale sprawdzał jej temperaturę już dwa razy. Nawet w dotyku nie była ciepła. — Wiem, nie jestem mamą.
      Lucas wpadł do domu tylnymi drzwiami. Zatrzasnął je za sobą z hukiem, a na podłogę rzucił wiaderko, w którym jeszcze było trochę piasku.
      — Mamy gościa! — Zawołał na cały dom zdradzając obecność Cynthii, w którą wlepił wzrok.
      Gościa? Jakiego gościa? Jakim cudem nie słyszał, że ktoś wszedł?
      Kurwa.
      Xander wyszedł z pokoju, wciąż z płaczącym dzieckiem na rękach. Odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył znajomą postać. Mariesville było bezpiecznym miejscem, ale nigdy nie wiadomo co komu strzeli do głowy, a był odpowiedzialny tu za dwójkę dzieciaków.
      — Hej — skinął głową w jej stronę — Clary nie ma, a my mamy mały kryzys.
      Mówił krótko. Nie rozczulał się nad ich spotkaniem. Głównie przez Lottie, która w tym momencie była w centrum zainteresowań Xandera.

      Xander

      Usuń
  8. Zapanował chaos, nad którym Xander nie miał żadnej kontroli. Starał się, naprawdę się starał, ale powoli to zaczynało go przerastać. Radził sobie sam na sam z Lucasem, ale ten był już większy i łatwiej mu się z nim komunikowało. Z Lottie sprawa była zupełnie inna. Prawda była taka, że dla dziewczynki był kimś obcym. Od jej narodzin widział ją dwa, może trzy razy i zawsze w towarzystwie Clary i Nathana. Mógł im ją oddać w każdej chwili, kiedy tylko zaczęłaby płakać. Obiecywał jej matce, że sobie poradzi, aby ta w spokoju mogła pojechać do Nathana, a w rzeczywistości załamywał ręce. Zwyczajnie nie wiedział, jak radzić sobie z płaczącymi dziećmi. Tak małymi dziećmi. Starał się nie dobijać ewentualnymi myślami, ale te pojawiały się mimowolnie za każdym razem, kiedy patrzył na dziewczynkę.
    — Aż tak to widać? — mruknął. Bardziej do siebie niż do Cynthii. To zdecydowanie nie był jego dzień. Od samego początku coś się sypało. Miał wrażenie, że to pokuta za wszystkie grzechy z przeszłości i te z przyszłości również.
    Nawet nie protestował, kiedy wyciągnęła po Lottie ręce. Trochę mu ulżyło, a jednocześnie pojawiły się wyrzuty sumienia, że to nie on ją uspokoił. Jego wiedza na dzieciach kończyła się na tym, że są małe i trzeba na nie uważać. Nie był Clarą, nie był Nathanem. Nie pachniał dla małej w znajomy, komfortowy sposób. Denerwował się i może to wyczuwała, a skoro osoba, która ma zadbać o jej bezpieczeństwo się denerwuje to, dlaczego ona miałaby być spokojna, prawda?
    — W miarę — odpowiedział krótko. Nie dlatego, że chciał uniknąć odpowiedzi. Na te konkretne pytanie nie było dobrej. — Clara jest teraz w szpitalu, ja z dzieciakami. Jakoś dajemy radę. Grunt, że on w ogóle żyje.
    Mogło skończyć się o wiele gorzej. Przynajmniej to sobie powtarzał Xander. Wizja spędzenia reszty życia na wózku nie była najmilsza. Wiedział, jak to jest być aktywnym facetem, ale nie wiedział, jak to jest nagle stracić możliwość swobodnego poruszania się. Nathan całe życie pracował fizycznie i do tego był przyzwyczajony, a tu nagle pojawiła się sytuacja, której przewidzieć nikt nie mógł. Starał się go pozytywnie nastawić, ale tu dobre słowa niewiele pomogą, gdy zamykał się na cały świat i nawet nie chciał słyszeć o przyszłości. Ta się dla niego zawaliła i nikt nie mógł mieć pretensji, że Nathan jest w gorszym humorze.
    Powędrował wzrokiem za Lucasem, który jako jedyny w tej sytuacji nie tracił dobrego humoru. Niewiele jeszcze z tego rozumiał. Może to i lepiej. Nie potrzebowali teraz kilkulatka, który traci panowanie nad własnym życiem. Niech zostanie w swoim kolorowym świecie, gdzie walczy na niby z bandytami, ściga się na smokach i ujeżdża dinozaury. Trochę mu zazdrościł tej nieograniczonej wyobraźni.
    — Trochę to nie fair, że przy tobie się uspokoiła tak szybko — rzucił z przekąsem. Wolał to niż aby Lottie dalej zanosiła się płaczem i ledwo łapała oddech. Też potrzebowała odpocząć.
    Niedawno jego życie wyglądało zupełnie inaczej. Poranny bieg, który kończył nad oceanem, długie wieczory i noce spędzane poza mieszkaniem w towarzystwie znajomych, sprawnie rozwijającą się kariera. Miał tam wszystko, czego nie mógł znaleźć w Mariesville. I zostawił to wszystko za sobą bez wahania, bo choć nie pasował do rodziny Bates – już nie – to zrobiłby dla nich wszystko.
    — Też mam taką nadzieję.
    Mówił bez przekonania, zupełnie, jakby stracił wszelką wiarę w to, że faktycznie może być lepiej. Starał się być optymistą, ale miał też świadomość, że czasami z pewnych sytuacji nie ma wyjścia.
    — Chcesz się czegoś napić? Słaby ze mnie gospodarz, wybacz — mruknął. Nie spodziewał się gości. Clara nic nie mówiła, że ktoś może wpaść, ale Cynthia w końcu nie była byle kim, a przyjaciółką rodziny.
    — Mam nadzieję, że u ciebie nie ma żadnych dramatów? — Zagadnął otwierając lodówkę, aby sprawdzić czy znajdzie tu jakiś sensowny napój czy będą jednak zdani na zwykłą wodę lub kawę.

    Xander

    OdpowiedzUsuń