8.05.2000

One Dark Secret


To był sierpień. Gorący, duszny, z powietrzem ciężkim jak niedopowiedziane zdania. Cynthia miała wtedy dwadzieścia jeden lat, właśnie wróciła na wakacje po drugim roku studiów. Wraz z nią – czwórka bliskich przyjaciół z dzieciństwa: Mason, Claire, Davis i Joel. Byli zżyci od zawsze, nierozłączni. Urodzili się w tym samym miejscu i nigdzie indziej nie czuli się aż tak sobą.

Tego wieczoru wybrali się nad opuszczony kamieniołom, który od lat był zamknięty, otoczony płotem i tabliczkami ostrzegającymi przed osuwiskiem. Zawsze mówiono, że nie wolno tam chodzić. Więc oczywiście poszli.

Zabrali wino, stare radio, latarki. Byli pijani wolnością i własną młodością. To miała być ich noc — ostatnia, zanim wszyscy znów rozjadą się do swoich światów, zapomną na kolejny rok o Mariesville.
Nikt nie spodziewał się burzy. Pojawiła się nagle, z niczego. W ciemności, przy śliskich skałach i błocie, wszystko stało się trudniejsze, niż powinno. Ktoś się poślizgnął.

Najpierw był krzyk. Potem cisza. Nie było ciała. Nie było dowodu. Tylko zagubiona kurtka Joela i ślady, które woda zmyła jeszcze tej samej nocy. Następnego dnia milczeli. Powiedzieli, że się rozdzielili. Że Joel wrócił wcześniej, może do domu. Może złapał stopa. Jego samochód znaleziono po tygodniu, porzucony przy stacji benzynowej trzydzieści mil dalej.

Wszyscy przyjęli wersję: zniknął.
Wszyscy — poza nimi.

Każde z nich wiedziało, że nie zniknął przypadkiem. Że coś się stało. Może wypadek. Może panika. Może coś więcej. Nie wiedzieli wszystkiego. Ale wiedzieli wystarczająco, żeby milczeć. Policja nie miała nic. Sprawę zamknięto jako zaginięcie. Od tamtej nocy nigdy więcej nie byli razem, zawiązując pakt milczenia.

Claire wyjechała do Chicago, Mason do Portland. Davis zaszył się na starym ranczo, a Cynthia wróciła do San Francisco, ale od tej pory nosi w sobie pytanie, które nie pozwala jej zasnąć w nocy.

Co dokładnie wydarzyło się w ciemności?


W poniedziałek rano Cynthia przychodzi do przychodni jak zwykle. Pani Lilian już parzy hibiskus. W poczekalni dwoje pacjentów – kaszel i ból kolana, czyli klasyka. Na biurku leży koperta. Bez znaczka, bez adresu. Po prostu – położona. Musiał ją ktoś zostawić osobiście. Rozdziera ją z ruchem przyzwyczajenia, jednym palcem. W środku kartka, zwykły papier. Drukowany tekst, kilka słów. Bez podpisu. Bez daty.


Nie wszystko zostało zasypane. Pewne rzeczy wciąż oddychają pod ziemią.


Cynthia siedzi przez chwilę bez ruchu.
Wie, że to nie przypadek. Nikt z pacjentów nie napisałby czegoś takiego. To nie metafora. To echo. Kamieniołom. Po dwunastu latach, po raz pierwszy, wybiera numer Masona...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz