
Savannah — matka Jacksona i żona Chucka, zginęła krótko po narodzinach syna, w chłodny, bezwietrzny dzień, który od tej pory na zawsze został w Chucku. Przez pewien czas niósł w sobie ciszę tak gęstą, że trudno było przez nią przejść. Ale nie był sam. Rodzina, przyjaciele i całe miasteczko zbudowali wokół niego cichy kokon życzliwości. I wtedy zrobił to, co potrafił najlepiej — wstał. Z synem w ramionach, z żalem w sercu i z przekonaniem, że życie, choć czasem brutalne, wciąż zasługuje na to, by je kochać.
Z czasem wrócił śmiech — donośny, lekko zachrypnięty, zaraźliwy jak dobra piosenka w radiu. Znów zaczął grać na swojej wiecznie rozstrojonej gitarze przy ogniskach, opowiadać historie, przy których dzieci pękały ze śmiechu, a dorośli kiwali głowami, że w tym chłopaku naprawdę coś jest. W weekendy pakują torby i jadą do St. Simons. Tam Chuck staje się jeszcze bardziej sobą. Gotuje bosą stopą na piasku, wiesza zdjęcia, które sam zrobił, śmieje się głośno. Łowi ryby, choć połowa mu ucieka, i gra na gitarze tak, że struny czasem zawodzą, ale śmiech Jacksona rozbrzmiewa jak najczystsza melodia.
Ludzie go kochają. Bo nie da się inaczej. A on kocha ludzi — cierpliwie, serdecznie, bez pośpiechu. Potrafi rozmawiać godzinami o chrupkości chleba, o różnicy między czosnkiem duszonym a smażonym, o tym, jak smak dnia potrafi się zmienić, kiedy podasz zupę z domowej bulionówki. W sklepie zawsze pomoże donieść mleko, zanim zdążysz o to poprosić. W restauracji matki pojawi się nagle, gdy kelnerka płacze na zapleczu. Nie pyta, co się stało, tylko stawia przed nią kawałek sernika i mówi: Głowa do góry, maleńka.
Wie, kiedy milczeć. Wie, kiedy przytulić. Wie, kiedy po prostu zostać — na chwilę dłużej niż trzeba.
Zbiera z Jacksonem muszelki, każdej dopisując historie. Jedna była koroną syreny, druga listem miłosnym, co zamienił się w kamień, trzecia — kawałkiem księżyca, który spadł w czasie sztormu. Jackson słucha z szeroko otwartymi oczami, a Chuck opowiada, wymyślając coraz bardziej absurdalne historie. Chce dać Jacksonowi najlepsze dzieciństwo, by nie pamiętał pustki, tylko pełnię. Nie żałobę, tylko bliskość. Nie ciszę po kimś, ale śmiech z kimś, kto został.
Buduje dom pełen światła. Rano parzy kakao, choć sam woli kawę. Prasuje koszulkę z ulubionym dinozaurem, choć nie zna się na prasowaniu. W drodze do przedszkola opowiada bajki wymyślane na poczekaniu, a kiedy Jackson pyta: Czy mama też by się śmiała?, odpowiada: Oczywiście. Najgłośniej ze wszystkich. Wie, że nie da się wypełnić miejsca po Savannah. I nie próbuje. Zamiast tego daje Jacksonowi wszystko, co zostało — i wszystko, co sam dopiero odkrywa. Daje mu uwagę, spokój, przestrzeń, w której można być dzieckiem bez żadnego ale.
Uczy go, że strata to nie koniec opowieści, tylko punkt zwrotny. Że można być szczęśliwym z kimś, kogo już nie ma, jeśli wystarczająco mocno przytulisz tych, którzy wciąż są...
[Cześć!
OdpowiedzUsuńPod względem nieprzyjemności to te, które Ty zesłałaś na Chucka są nieporównywalnie gorsze niż to, co spotkało Emily! Miło czytać jednak o tym, że znalazł w sobie siłę, by iść dalej, bo prawda jest taka, że wciąż ma dla kogo i cieszę się, że on o tym wie. Przyznaję, że niezwykle uroczy z niego facet. :) A dla Em czasem naprawdę przydałby się ochraniacz. Nie jest niezdarą, ale wyobrażam sobie, że idąc i wgapiając się w najeżdżający samochód, mogłaby przypadkiem wywinąć orła w kałuży, zamoczyć aparat, ważne notatki czy coś... Więc jeśli masz ochotę coś wspólnie napisać, zostawiam e-mail i zapraszam na burze mózgów: exciterdown@gmail.com. I dziękuję bardzo za powitanie, też życzę Tobie dobrej zabawy! :)]
Emily Thompson
[O boziu, Daniel. Moje serducho. 🩷
OdpowiedzUsuńPorządnie dokopałaś Chuckowi i go nie oszczędziłaś, ale cieszę sie, że znalazł w sobie siłę, aby podnieść sie i iść dalej. Świetny przykład daje Jacksonowi, który sie przy okazji wydaje niezwykle uroczy. Pewnie ma to po ojcu. 😉 Trzymam za niego kciuki, aby tylko już łatwiej mial w życiu. I chętnie na jakiś wątek porwę. Gdybyś miała ochotę to zapraszam. Baw sie z nim dobrze!]
Amelia Hawkins & Beverly Beckett
Eaton Grant & Xander Bates
[Jak to jest, że najgorsze rzeczy przydarzają się pięknym, wartościowym ludziom? Współczuję Chuckowi utraty tak bliskiej osoby, bo nie tylko żony, ale i matki syna oraz miłości swojego życia. Ale dostrzegam, że potrafi w tym swoim bólu znaleźć siłę. Oczami wyobraźni widzę, że on i mój Jax mogliby niewątpliwie się dogadać. :)
OdpowiedzUsuńBaw się z nim dobrze. <3 Jak coś, wiesz gdzie mnie szukać. :D]
Maddie Green, Jax Moore, Wes Callahan & Ash Hale
[Alez on jest przemiły, no mega normalnie! Mimo, ze tyle złego go w życiu spotkało, to i tak widać, że Chuck świetnie sobie radzi 🥹
OdpowiedzUsuńGdyby była ochota na wątek, to zapraszam do mojej Olivii, którą muszę wybudzić z tego dziwnego letargu, w który zapadła 😅]
Olivia
[Chyba będziemy się bić o ten tytuł promyczka Mariesville 😅
OdpowiedzUsuńPogodny, ciepły i silny koleś, a jednak nie zabrakło tragedii! Jesteśmy jako autorzy zwyczajnie podli :/ dobrze jednak, że podniósł się i miasteczko oraz jego mieszkańcy mu pomogli! To właśnie urok takich miejsc - domu.
Dobrej zabawy, trzymam mocno kciuki, aby już nic go nie biło po plecach i żeby to życie układało mu się lepiej! Abi chętnie pomoże zajadać to mamine ciasto i z małym też się pobawić, w razie chęci zapraszamy do nas! ]
Abigail
Już dawno nie wychodziła z pracy w takim popłochu, w jakim wyszła dziś, gdy zasiedziała się po godzinach, a w ostatniej chwili przypomniała sobie, że w drodze powrotnej miała wejść jeszcze do sklepu. Zapinała marynarkę w biegu i tylko spoglądała na zegarek, pędząc chodnikiem i mijając znajomych mieszkańców, bo do zamknięcia zostało jeszcze dobre pół godziny, ale nie lubiła być tą, która robi coś na ostatnią chwilę. Teraz to był wyjątek. Tak bardzo skupiła się na pisaniu artykułów do następnego wydania lokalnej gazety, że straciła rachubę czasu. Uwielbiała pisać i to zawsze pochłaniało ją bez reszty, więc wszyscy jej znajomi byli do tego przyzwyczajeni, ale były momenty, w których naprawdę odpływała myślami zbyt daleko. Czasami tak wkręcała się w historie, które opisywała na blogu, że zapominała o swojej własnej rzeczywistości. Na jej szczęście, Evans Market był na tyle blisko, że mogła tam dobiec, nie łapiąc jeszcze zadyszki i nie czuć się jak prawdziwy maratończyk.
OdpowiedzUsuńGdy dotarła do drzwi i weszła do środka, przywitała się w pośpiechu i ruszyła od razu między regały. Nie powinna spędzić tu nawet pięciu minut, bo przyszła po konkretną rzecz, więc nie zamierzała błądzić i szukać nie wiadomo czego. Wystarczy, że weźmie ją z półki, zapłaci za nią przy kasie i już – to prawie tak, jakby wcale jej tutaj nie było. Sytuacja trochę się jednak skomplikowała, bo kiedy dotarła do odpowiedniego regału i namierzyła spojrzeniem słoiczek ulubionego miodu spadziowego na samym szczycie, a potem spróbowała go ściągnąć, okazało się, że jej metr sześćdziesiąt pięć oraz wyciągnięte palce u rąk i stóp to za mało, żeby chociaż musnąć naklejkę. Sapnęła z lekkim podirytowaniem i rozejrzała się na boki w poszukiwaniu czegoś, czym mogłaby wesprzeć się we wspinaczce, ale nie było w pobliżu niczego, na czym mogłaby stanąć, albo o co mogłaby się podeprzeć. Gdyby założyła dziś obcasy, być może nie byłaby zmuszona toczyć tej walki, ale miała na sobie sneakersy i beżowy garniturowy komplet w sportowym stylu. Gdyby założyła obcasy, to pewnie nie dobiegłaby tutaj w jednym kawałku, więc coś za coś.
Spojrzała raz jeszcze w górę, stanęła na palcach, mocno wyciągając rękę w kierunku miodu i w pewnym momencie podskoczyła. Chwyciła palcami słoiczek, ściągając go z półki, ale w tym samym momencie, w którym jej stopy wracały do poprzedniego położenia, torebka zahaczyła niefortunnie o puszki z marmoladą, strącając kilka sztuk na podłogę. Lekki hałas rozniósł się w dziale ze słodkościami, gdy jedna z puszek wgniotła się i przedziurawiła. Marmolada wyleciała na płytki w tej samej chwili, w której z ust Emily wyrwał się dźwięk zaskoczenia.
— Cholera. — Kucnęła przy małym bałaganie i postawiła słoik z miodem obok. Sprawdziła trzy pozostałe puszki, które na jej szczęście się nie uszkodziły i odłożyła je na półkę. Wyciągnęła z torebki paczkę chusteczek, chcąc zetrzeć marmoladę z płytek, ale najpierw wzięła dziurawą puszkę, skubnęła palcem słodki mus z miejsca, w którym wyciekał i wsunęła go do ust. Pachniała tak słodko, że nie mogła się oprzeć, a i tak musi już za nią zapłacić.
— Och nie, naprawdę dobra, jaka szkoda — powiedziała z przejęciem do samej siebie, ponieważ z jej winy zmarnował się bardzo dobry produkt. Podniosła powoli głowę, chcąc wstać, a wtedy doznała szoku.
Zawsze go doznawała, gdy jej wzrok napotykał sylwetkę Chucka, ale teraz dodatkowo uderzyła w nią świadomość, że miała tylko wziąć rzecz i stąd wyjść, nie spędzając tu pięciu minut, a pewnie spędziła już drugie tyle.
UsuńPodniosła się szybko, zakładając włosy za ucho i uciekła onieśmielonym spojrzeniem do małego bałaganu, którego była sprawczynią.
— Przepraszam, nie mogłam sięgnąć miodu, podskoczyłam i trochę nabałaganiłam — zaczęła tłumaczyć szybko, a w międzyczasie pochyliła się po miód, o którym była mowa. Spojrzała na Chucka, gdy znów się wyprostowała. — Zaraz to posprzątam — obiecała, czując, że lekki rumieniec zaczyna wkradać się na jej policzki. Zaskakujące, że Chuck był tutaj o tej porze, ale nie był dyrektorem, który tylko grzeje posadę. Zajmował się wieloma sprawami, a ona nie pomyślała, że może tu być i nawet dobrze nie popatrzyła na ludzi, gdy w pośpiechu wchodziła do środka.
Emily Thompson
Nie dość, że przyszła prawie pod sam koniec, to na dodatek narobiła bałaganu i czuła się tym strasznie zakłopotana. A obecność Chucka wcale niczego nie ułatwiała, mimo że znała go i wiedziała, że on jako pierwszy obróci to zdarzenie w żart. Nie przypominała sobie, by spotkała drugiego tak pozytywnego człowieka, który nie stracił pogody ducha nawet pomimo osobistej tragedii, która kilka lat temu dotknęła całą jego rodzinę. Była naprawdę pełna podziwu, że Chuck dawał sobie z tym wszystkim radę, lecz sama nie potrafiłaby postawić się w jego sytuacji i nigdy nie próbowała. Kiedyś wspierałaby go całym sercem, ponieważ był jej wyjątkowo bliski, ale aktualnie mogła go wspierać jedynie na odległość, życząc mu dobrze, ponieważ zawsze chciała, by jego życie toczyło się pomyślnie i zgodnie z tym czego dla siebie wymarzy. To, że ich znajomość rozpłynęła się, gdy w codzienność Chucka wkroczyła Savvy, nie oznaczało, że do końca życia będzie chowała do niego urazę. Był szczęśliwy i spełniony, a to jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało zawsze będzie liczyć się dla niej najbardziej. Jej życie też toczyło się dalej; spędziła trochę czasu w Kalifornii, gdzie ukończyła studia i poznała wielu różnych, ciekawych ludzi i była w zasadzie zadowolona z tego co osiągnęła, nie licząc jedynie incydentu sprzed dwóch lat, który zachwiał jej pewnością siebie. Pisanie dla lokalnej gazety okazało się jednak tak samo satysfakcjonujące jak dla ProPublica, mimo że tu nie musiała wyciągać na wierzch spraw, które pewni ludzie za wszelką cenę chcieli zatrzymać w ukryciu. Lubiła dziennikarstwo śledcze, bo było jej konikiem, ale na razie wciąż nie czuła się na siłach, by do tego powrócić.
OdpowiedzUsuńNa widok Jacksona, Emily uśmiechnęła się pogodnie. Jej zakłopotanie szybko odeszło gdzieś na bok, gdy chłopiec zwrócił się do niej z manierą charakterystyczną również dla Chucka. Natychmiast dostrzegła całą masę podobieństw między nimi, a już na pewno to, że obaj potrafili czarować od najmłodszych lat. Urok Evansów był nieprzemożny i o tym wiedziała większość miejscowych pań starego i młodego pokolenia. Te, które dopiero się narodziły, za kilkanaście lat pewnie też nie będą miały lekko, bo nastoletni Jackson będzie na pewno tak rozbrajający jak jego tata. Tak na dobrą sprawę już taki jest.
Emily pochyliła się do chłopca i uścisnęła jego dłoń, z uśmiechem obrzucając wzrokiem ślady po czekoladzie, które zdobiły jego buzię. Dopiero co po miasteczku krążyła wieść, że na świat przyszedł wnuk państwa Evans, a tu miała już przed sobą czteroletniego Jacksona, towarzyszącego tacie przy codziennych obowiązkach. Domyśliła się, że Chuck był aktualnie w pracy, ponieważ trzymał w dłoni jakieś papiery i na pewno nie znalazł się tutaj przypadkiem.
— Guza? Nie, chyba nie, ale dziękuję, że tak się o mnie troszczysz — odpowiedziała, z bliska przyglądając się Jacksonowi, który oglądał bacznie jej czoło. Na szczęście nic na nią nie spadło, za to spadło na podłogę, z której powinna zetrzeć resztkę marmolady, a później zapłacić za szkodę.
— Widzę, że pomocny z ciebie chłopiec — przyznała — czy to twoja nagroda? — wskazała na paczkę czekoladowych ciastek, którą trzymał. — Powinnam jakoś odwdzięczyć się wam za przyjście mi na ratunek — powiedziała i podniosła spojrzenie na Chucka, posyłając mu wdzięczny uśmiech.
UsuńPoza bałaganem nie stało się nic wielkiego, lecz bardzo doceniała ich gest i zainteresowanie. Chuck przekazywał Jacksonowi najważniejsze wartości i miło było patrzeć na to, że chłopiec mógł mieć w ojcu prawdziwy, godny naśladowania autorytet. Podejrzewała, że to był ten wiek, w którym Jackson zaczyna pytać o mamę, ale nie miała wątpliwości, że Chuck świetnie poradzi sobie ze znalezieniem dobrych odpowiedzi.
Emily T.
Wyprostowała się w plecach, patrząc na młodszą wersję Chucka z wyraźnym zaskoczeniem. Nie spodziewała się, że czteroletnie dziecko będzie w stanie tak ją zagiąć, ale zwyczajnie nie wiedziała, co powinna na to wszystko odpowiedzieć. Zatkało ją. Podejrzewała, że będą podobni i nie mogło być inaczej, skoro mają tą samą krew i geny, ale nie sądziła, że będą dosłownie identyczni. Spojrzała na roześmianego Chucka i zmrużyła lekko oczy, chcąc coś powiedzieć, ale w efekcie uniosła tylko palec, rozchyliła usta i uśmiechnęła się, na koniec opuszczając rękę z powrotem wzdłuż ciała. Wyszła na totalną niezdarę, ale nabałaganiła i nie próbowała naginać faktów, a jedynie próbowała wyjść z tej sytuacji z twarzą. Jackson był uroczo i niewinnie szczery w rzucaniu uwag, a jej udzielał się wesoły nastrój Chucka, który ewidentnie dobrze się teraz bawił, będąc częścią zabawnego dialogu. Od razu złapała się na tym, że strasznie dawno nie słyszała jego śmiechu, nie widziała roześmianych oczu i tańczących w nich żartobliwych iskierek. Odzwyczaiła się od jego obecności, która dawniej była stałą częścią jej dnia. Teraz dopadała ją radość, bo jego dobry humor był zaraźliwy, a z innej strony dotykała ją niezrozumiała tęsknota, a może nawet żal. Minęło tyle lat, odkąd się rozeszli i naturalnie zniknęli ze swoich żyć, że już dawno powinna wyzbyć się wszystkich odczuć z serca, lecz nie miała nad tym żadnej kontroli. Emocje tkwią głęboko w niej i nie chodzi wcale o złość, ponieważ tej nie miała w sobie dużo, a o słabość, która nie zniknęła, mimo że w całości powinna. Młodsza kopia Chucka też zyskała jej natychmiastową sympatię, a to działało na jej niekorzyść w chwili, w której była sama przeciwko dwójce rozbrajających facetów. Czy mogła im nie ulec? Niemożliwe.
OdpowiedzUsuńPołożyła ręce na biodrach, naśladując chłopca i pokiwała głową.
— Dobrze, skoro ty tak mówisz, to niech tak będzie — powiedziała do Jacksona z przekonaniem, oczywiście cały czas gotowa posprzątać swój bałagan, ale dziecięca mądrość urzekała ją tak bardzo, że musiała na to przystać.
I wydawało jej się, że kwestię przewracania puszek mają z głowy, dopóki Chuck nie pociągnął tematu dalej, ubierając go w dodatkowe żarty, ale i w skromne zaproszenie, brzmiące niczym wyzwanie, którego nie mogła nie podjąć. Przewróciła oczami, rzucając pod nosem krótkie ha ha, a w końcu też zaśmiała się cicho, bo obaj od samego początku ją rozśmieszali. I nie przeszkadzało jej to, że się droczyli, ponieważ miała ogromny dystans do siebie. I była beznadziejna w kręgle, nic się nie zmieniło, Kalifornia wcale jej tego nie nauczyła, mimo że okazję miała nie jedną. Ale puszkami też nie trenowała, więc to coś nowego.
— Tak? Jeśli uważasz, że mogę cię pokonać, to może ustalmy jakąś wygarną, co? Przegrany stawia czekoladowe ciastka, czy spełnia jedno małe życzenie? — podsunęła Jacksonowi, znów lekko pochylając się w jego stronę. Rzucanie takiej propozycji nie było dobrym pomysłem w sytuacji, w której była przekonana, że przegra pojedynek z kretesem, lecz wizja udanej zabawy bardzo ją kusiła.
Tyle czasu spędzała ostatnio w biurze wydawnictwa, ślęcząc nad artykułami, że zasłużyła na chwilę relaksu w doborowym towarzystwie. Musiała tylko oswoić się na nowo z obecnością Chucka, ale szło jej naprawdę dobrze. Rumieńce prawie całkowicie znikły z jej policzków.
Usuń— Chętnie wybiorę się z wami na kręgle — odpowiedziała. — To co, umowa stoi? — wyciągnęła dłoń do Jackosna, chcąc wymienić z nim uścisk w ramach dopełnienia umowy, którą zawierali. Mogła sprezentować mu czekoladowe ciastka, spełnić jedno życzenie – cokolwiek. A tak właściwie, mogła sprezentować to im, w końcu zawierała umowę z ich dwójką, a nie jedynie z młodszą kopią Chucka. I tylko trochę się obawiała, że z życzeniami tego starszego Evansa może sobie nie poradzić.
Emily Thompson
Potrząsnęła lekko dłonią Jacksona, gdy wymieniali się uściskiem i spojrzeniami tak poważnymi, jakby ważyły się losy czyjegoś istnienia. Radość w oczach chłopca była tak piękna, że nagle dotknęła ją dziwna potrzeba stania na jej straży i dbania o to, żeby tańczące w nich wesołe iskierki nigdy nie gasły. Nie przemawiało przez nią współczucie, bo tego uczucia pewnie obaj mają ponad stan – Emily zwyczajnie zapragnęła dołożyć do jego dzieciństwa swoją własną pozytywną cegiełkę, nawet gdyby miała pozostać tylko tą zabawną przygodą ze sklepu. Chciała przynieść mu szczęście, nie tylko na torze w kręgielni. Zasługiwał na beztroskie, niewinne dzieciństwo, tak samo jak Chuck zasługiwał na to, by żyć pełną piersią tak szczerze i prawdziwie. I to nie ze względu na to, co go spotkało. Dobrzy ludzie zwyczajnie zasługują na to co najlepsze, a dobrych intencji Evansa nie trzeba udowadniać, nie trzeba ich nawet szukać – wystarczy tylko się rozejrzeć, by zobaczyć go z sercem na dłoni wśród mieszkańców.
OdpowiedzUsuńPrzyglądała się im z pogodnym uśmiechem, który od dłuższej chwili wcale nie schodził jej z ust. Przyjemnie patrzyło się na ich zażyłą więź, na wszystkie podobieństwa, które ich łączyły i cechy, których ze sobą nie dzielili. Bycie rodzicem to wyzwanie, Emily zdawała sobie z tego sprawę, ale dostrzegała, że Chuck bez cienia wątpliwości spełniał się w tej roli. Pasowało mu to. Duma na jego twarzy wyrażała więcej niż jakiekolwiek słowa, tak samo jak dziecięca radość chłopca, który właśnie demonstrował swój idealny trik, obracając się i zamaszyście wymachując ręką, a na koniec lądując na kolanie.
Emily zaśmiała się cicho i podniosła wzrok do oczu Chucka, zatrzymując go tam trochę dłużej niż powinna, aż uderzyła w nią świadomość, że znów poczuła się w tym towarzystwie niezwykle swobodnie. Wtedy zamrugała szybciej i zsunęła spojrzenie z powrotem na Jacksona, obserwując go z lekko przechyloną głową i czułością w miękkim spojrzeniu. Niewiarygodnie, jak dużo chłopiec miał w sobie energii i pewności siebie, mając zaledwie cztery lata, ale u Evansów śmiałość jest chyba cechą rodzinną. Chuckowi też nigdy nie brakowało rezolutności i charakterystycznej dynamiki w nawiązywaniu kontaktów.
— Hej, liczę na uczciwą grę, okay? Żadnych forów. I żadnego podbierania ciastek po cichu. — Emily zastrzegła zaraz, prostując palec wskazujący dla powagi sytuacji. I tak doskonale wiedziała, że przegrałaby nawet z ich forami, ale liczy się wesoła zabawa, którą na pewno sobie na kręgielni urządzą. Chyba, że jej umiejętności rzucania kulą okażą się tak beznadziejne, że zamiast strącać piony, zrobi dziury w ścianie, a naprawa ich będzie kosztować tyle co jej miesięczna pensja. Nie przewidywała takiego scenariusza, ale i nie wykluczała. Grała w kręgle ze dwa razy i za żadnym z tych razów nie szło jej dobrze, a to prawdopodobnie dlatego, że brała nieodpowiedni zamach. Albo nie miała zwyczajnie talentu.
— Oczywiście, że jestem gotowa — odpowiedziała z entuzjazmem, ponieważ nie raził jej osobisty brak umiejętności. — W takim razie najbliższa sobota? — Popatrzyła to na Chucka, to na Jacksona. Wzięła słoiczek miodu, o który tak zacięcie walczyła, że aż zrzuciła kilka puszek marmolady i uśmiechnęła się ponownie w swój pogodny sposób, który zawsze sięgał jej niebieskich oczu. Cieszyła się na to wspólne wyjście. Odkąd wróciła do Mariesville kilka lat temu i zajęła się pisaniem dla lokalnej gazety, nie miewała takich szczególnych odskoczni od szarej codzienności. Organizowała sobie zajęcia, spotykała się ze znajomymi, ale to nie to samo. Zabawa z Evansami to trochę jak powrót do przeszłości, za którą w głębi skrycie tęskniła i której trochę się obawiała, ponieważ różniły ją lata różnorakich doświadczeń.
UsuńEmily
Pewnie nie było to codziennością, żeby ktoś wspinał się po miód i strącał puszki z półek, a potem był zapraszany na kręgle przez dwoje zwariowanych chłopaków, ale Emily nie mogła żałować, że była sprawczynią tego zamieszania, bo ono niosło ze sobą mnóstwo pozytywnych rzeczy. Dzięki temu spotkała Chucka i poznała jego młodszą kopię, a przed nią rozciągała się jeszcze wizja spędzenia z nimi soboty na kręglach. Uśmiechała się i śmiała, urzeczona Jacksonem, który był rozbrajający w swojej szczerości, a przy okazji nabierała pewności, że ich życie jakoś się poukładało po ciężkiej stracie. Jeżeli tak mogły wyglądać zamieszania, to chciała, żeby takie przydarzały się jej zawsze, zamiast tych, które potrafiły spędzać sen z powiek tygodniami.
OdpowiedzUsuńEmily nie miała wątpliwości, że sobota będzie zwariowanym dniem, pełnym dobrych nastrojów i zabawy. Oczami wyobraźni widziała już Jacksona, który dzielnie demonstruje na torze swoje triki, a potem rzucą kulą, która strąca wszystkie pionki. To było zabawne, bo Emily chyba nie potrafiła nawet dobrze tej kuli trzymać, nie mówiąc o skutecznym rzucie, ale to jej nie przeszkadzało. Zależało jej tylko na tym, żeby spędzić dzień w przyjemnym towarzystwie i odpocząć trochę od codziennych obowiązków, w które ostatnio wkładała całą siebie. Czuła lekki niepokój, bo nie miała stu procentowej pewności, że uda im się z Chuckiem porozumieć tak jak kiedyś, ze swobodą i beztroską, ale nie myślała o tym. Niech będzie co ma być – niezobowiązującego wyjścia na kręgle raczej nic nie powinno zepsuć.
— Dzień dobry panu! — Emily przywitała się z mężczyzną, lekko machając ręką. — Pana też miło widzieć — przyznała szczerze zaskoczona tym, jak starszy mężczyzna dobrze wygląda.
Z uśmiechem obserwowała niekończącą się energię Jacksona, który wyraźnie ucieszył się na widok dziadka, a potem odruchowo dała krok w stronę spadającej paczki płatków śniadaniowych, którą chłopiec strącił przypadkiem. Nie musiała jej łapać, bo Chuck był szybszy, ale zaśmiała się cicho i pokręciła głową. Może Chuck powinien się dobrze zastanowić, czy chce mieć do czynienia w sobotę z twórcami zamieszania w duecie? Jej nie zdarza się to nagminnie, ale są jak widać przypadki, gdy nie ma kontroli nad swoim najbliższym otoczeniem.
Emily odprowadziła ich wzrokiem w kierunku zaplecza i gdy zniknęli przeniosła spojrzenie na Chucka. Jej twarz przyozdobił nieśmiały uśmiech. Zsunęła spojrzenie na słoiczek miodu, który trzymała w dłoniach i pokiwała głową. Też przewidywała, że sobota będzie dobrym dniem, ale mimo to wizja wspólnego spędzania czasu jeszcze do niej nie dotarła. Gdzieś w duchu cieszyła się na to bardzo, ale jakby wciąż nie do końca wierzyła, że naprawdę mieli szansę przypomnieć sobie, jak to było kiedyś urządzać sobie wspólne wypady poza Mariesville. Pewnie dopiero w sobotę w pełni zrozumie wagę tej chwili, gdy zacznie przebierać w szafie w poszukiwaniu odpowiedniego ubrania na ten dzień i nagle nic nie będzie jej pasować.
— Przepraszam za ten bałagan, naprawdę. Gdybym była trochę wyższa, nie musiałabym walczyć o miód, jak o przetrwanie — zażartowała, znów podnosząc roześmiane spojrzenie na Chucka. — To widzimy się już na miejscu? — upewniła się. — Dawno tam nie byłam, ale chyba niewiele się w okolicy zmieniło.
UsuńOstatni raz była tam w czasach nastoletnich, ale powinna dotrzeć bez problemu i na czas. Budynek na pewno stoi w tym samym miejscu, a droga prowadzi do niego jedna. Zgubić się nie powinna, kwestia tylko jej woli, aby była na tyle silna, żeby przetrwać podróż i nie ulegać obawom, które siedzą w jej umyśle od dnia, w którym dwaj mężczyźni zatrzymali ją w drodze z Atlanty.
Emily
[Nie mam słów. Totalnie. Jestem rozłożona na łopatki. Czytałam kartę, a z każdą kolejną linijką tekstu coraz szerzej uśmiechałam się do ekranu — bo jak inaczej? Chuck to złoto, zdecydowanie. Tak ogromna dawka ciepła, empatii i pozytywności musi być widoczna nawet z kosmosu. Gdybym spotkała kogoś z takim vibem w rzeczywistości to od razu byłby to mój człowiek, bez dwóch zdań.
OdpowiedzUsuńLéa przepadnie, jak go pozna. I Jacksona, oczywiście, a przy tym chętnie wysłucha tej opowieści o dinozaurze pragnącym zostać ogórkiem. Także tym bardziej pragnę wątku. Kombinujemy wspólnie? A może masz jakieś swoje marzenie wątkowe, które możemy z Léą spełnić?]
Léa
Emily przerzucała ubrania w szafie, co rusz ciężko wzdychając, bo wszystko, co w niej miała i co naprawdę lubiła nosić, teraz wydawało jej się nieodpowiednie – albo zbyt eleganckie, albo zbyt codzienne i nudne. Z tyłu głowy ciągle trzymała ją myśl, że to tylko kręgle, jedno niezobowiązujące spotkanie, które ma być przyjemnie spędzonym czasem w towarzystwie kogoś, z kim w młodości łączyła ją bliższa więź. Nie ma potrzeby stroić się jak na luksusowy bankiet, gdzie wszyscy trzymają w palcach wąskie kieliszki i rozmawiają na poważne tematy o życiu czy biznesie, bo tu prędzej nabije sobie siniaka na kolanie. To tylko zwykłe wyjście. Szalona gra w kręgle z Chuckiem i jego młodszą kopią.
OdpowiedzUsuńZałożyła więc ołówkową spódnicę w oliwkowym kolorze, która sięgała jej za kolano i prosty, jasny top na krótki rękaw. Do tego białe, sportowe buty, które pewnie nie będą tak samo białe, gdy skończą już grać, ale tym Emily się nie przejmowała. Wypierze je następnego dnia i znów będą jak nowe.
Długo zastanawiała się czy jechać sama, ale obawy, by wsiąść za kierownicę i udać się w wieczorną podróż, jak zwykle ją pokonały, dlatego o podwózkę do kręgielni poprosiła przyjaciółkę. Nie uniknęła przez to dziwnych pytań i wymownych uśmiechów, które zadawała Ava, trzymając kierownicę samochodu i rzucając Emily podejrzliwe spojrzenia w tych momentach, w których nie patrzyła na trasę, ale chyba ostatecznie dała się przekonać, że to tylko zwykłe, niezobowiązujące spotkanie, na które umówili się z Chuckiem trochę z przypadku. Gdyby Emily nie narobiła bałaganu w sklepie Evansów, pewnie kupiłaby miód i pozostała niezauważona, a dzisiejszy wieczór, zamiast w kręgielni, spędzałaby na werandzie z książką i kubkiem herbaty.
Pod kręgielnią nie czekała wcale długo – od chwili, gdy wysiadła z auta, a potem pomachała przyjaciółce na pożegnanie i wywróciła oczami w odpowiedzi na jej rozbawiony wyraz twarzy, minęło może dziesięć minut. Wokół kręcili się ludzie, którzy spędzali tutaj czas. Ktoś palił papierosa gdzieś za rogiem, a ktoś inny komentował wyniki zaciętych rozgrywek, które dobiegły końca. Emily stała nieopodal wejścia, z lekkością obserwując otoczenie i wracając do wspomnień z młodości, gdy spędzała tutaj czas z różnymi znajomymi, a później też z licealną sympatią. Pamiętała te ciepłe wieczory na pace pickupa, zapach lata i beztroską atmosferę, gdy największym problemem było to, u kogo zorganizują następne ognisko i czy wszyscy będą mogli na nim być. Czasami chciałaby móc wrócić do tamtych lat, żeby raz jeszcze poczuć nastoletnie emocje i magię wspólnych chwil.
Gdy nadjechał samochód, który już znała, na ustach Emily pojawił się uśmiech. Podniosła dłoń i pomachała do chłopaków, po chwili kilkoma krokami wychodząc w ich stronę. Poprawiła ramiączko plecaka na materiale kurtki i zaczekała, aż obaj wysiądą z samochodu i zatrzasną za sobą drzwi.
— Hej — przywitała się skromnie i założyła pasmo włosów na ucho, gdy poczuła, że patrzy na Chucka trochę zbyt długo. Przeniosła szybko wzrok na Jacksona i wyciągnęła do niego dłoń żeby przybić z nim powitalną piątkę.
— Gotowi na mecz? — zapytała z uśmiechem. — Bo ja tak. I jestem bardzo ciekawa wszystkich twoich trików — powiedziała do chłopca i podniosła spojrzenie na Chucka, żeby posłać mu wesoły uśmiech. Na torze do kręgli pewnie nie będzie jej do śmiechu, ale przyjechała tutaj, żeby dobrze się bawić, a nie za wszelką cenę wygrać. Mogła przegrać i spełnić obiecane życzenia, świat się przecież nie zawali, nawet jeśli będzie musiała zrobić dla nich coś naprawdę szalonego. A może tym razem jej koślawym rzutom dopisze szczęście? To się okaże, ale zabawa na pewno będzie świetna i co do tego Emily nie miała wątpliwości, mimo że od wielu lat nie bawiła się w towarzystwie Chucka.
Emily Thompson