Przekraczając próg płonącego budynku wszystko na moment zamiera. Zanim postawi pierwszy krok, czuje, jak gorąco łaskocze jego skórę, jak dym wdziera się głęboko w płuca, wywołując ból, który niemal znieczula. Świat staje się nagle wąski, ciasny, pełen duszącego gorąca. Otacza go tylko świadoma gotowość. Wie, co ma do zrobienia. Wie, że nie może się cofnąć. Przytłaczający zapach palącego drewna miesza się z zapachem dymu, który wypełnia jego nozdrza i odbiera część zmysłów. Z każdym oddechem ból staje się silniejszy, ale i bardziej znośny, bo Davis wie, że ma cel — uratować tych, którzy nadal mogą mieć szansę. Jest tu po to, by dać im tę możliwość. By ratując uwięzionych w płonącym budynku, na nowo odpokutować dzień, który nałogowo odtwarza w swojej głowie.
Wchodzi dalej, a jego nogi stawiają pewne kroki, jakby nawyk i lata praktyki przejęły kontrolę. To w tej chwili nie jest już decyzja, to zautomatyzowana reakcja, instynkt. Czuje gorąco, czuje duszący dym, ale nie skupia się na tym. Jedynym co zaprząta jego głowę są ludzie, którzy czekają na ratunek - ich twarze, ich spojrzenia.
Każdy krok, każda decyzja przypomina mu o tym, co stracił. Przyjaciela z dzieciństwa, współpracownika, jedyną osobę której ufał bezgranicznie. Nie wchodzi z nim już do pożarów, nie ratuje ludzi, nie klepie go po plecach po udanej akcji. Ale wciąż jest obecny, jak cień, który nigdy nie odchodzi. To nie chwila i miejsce, aby myśleć o stracie, o przeszłości, o pożarze sprzed trzech lat. O tym, czego już nie da się zmienić. Musi działać, musi iść dalej.
W każdym kroku czuje ciężar odpowiedzialności, nie tylko za siebie, ale za wszystkich, którzy jeszcze mogą przeżyć. Kiedy wchodzi głębiej w ciemną otchłań płomieni, świat staje się pełen niepokoju. To nie strach, nie panika. To obawa. Strach przed tym, że znowu nie zdąży, że znowu kogoś zawiedzie, że znowu poczuje pustkę w sercu.
Ale mimo potęgującego się w jego piersi uczucia, kiedy wszystko wokół niego zdaje się trząść, kiedy pływają iskry i grzmoty wybuchających elementów, Philip nie cofa się. W tej chwili nie ma już miejsca na wahanie. Jest tylko tu i teraz, a jego ciało automatycznie reaguje, jakby przez lata pracy na straży wyrobił w sobie rytm, który pozwala przetrwać. Ciało zna już ten ból, zna ten hałas, ten chaos. Ma w sobie mechanizm, który pozwala działać, nawet kiedy serce zadrży z niepokoju.
Codziennie na nowo toczy nieustanną walkę z własnymi uczuciami. Z uczuciem, które, choć zakopane głęboko, przypomina mu o stracie w każdym oddechu, w każdym kroku, w każdym spojrzeniu na ludzi, których ratuje. Przypomina mu o tej pustce, którą nosi w sobie od tamtej chwili. Wszystko to tli się w jego wnętrzu jak węgiel pod popiołem. Ale on idzie dalej. Bez słów, bez zgiełku, tylko z jednym – muszę to zrobić, została mi jedna minuta. Bo w tej chwili, w tym ogniu, jedyne, co może zrobić, to walczyć. Z ogniem, z przeszłością, z samym sobą. Tylko on zna wagę jednej minuty i konsekwencje, które nadchodzą, gdy jej zabraknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz