Edith 'Dee' Moore ◌ 25 ◌ Farmington Hills
Całe życie otoczona przez dźwięki i kolory. Zaczęła od krzyku, który jest bordowy. Pierwsze wspomnienie to śpiewana szeptem kołysanka, która była pudrowo różowa. Poranna krzątanina babci przygotowującej śniadanie przy brzęku sztućców, syczeniu oleju na patelni i gwizdku czajnika, zabarwiona była zielenią. Hałasy dochodzące z garażu ojca przybierały neonowe barwy. Przewracane kartki książki i palona fajka dziadka na tarasie były blado żółte. A potem siadała przed pianinem i pod palcami samodzielnie tworzyła palety barw.
Nieskończone studia produkcji muzycznej i realizacji dźwięku. Synestezja dźwiękowa. Długie, piesze wędrówki w towarzystwie Barnaby. Biseksualna. Kelnerka na pół etatu w Under the Apple Tree. Trzy lata w Los Angeles, dwa w drodze. Jedynaczka. Trzy miesiące z powrotem w domu. Kozia farma i umierający ojciec. Rodowita mieszkanka.
-------------------------
Witam ponownie. W karty nie umiem. Zagadajcie, a dowiecie się więcej :)kejtaczdys@gmail.com; wizerunek: Danielle Campbell
Poniższe wpisy mogą zawierać treści przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
[Hej,
OdpowiedzUsuńMiło widzieć cię z powrotem. Mam nadzieję, że zostanie tu z Edith na dłużej, bowiem coś mi mówi że jej historia nie będzie zbyt oczywista, a takie zgłębia się zwykle najciekawiej.
Życzę samych porywających wątków i masy weny, a w razie jakichkolwiek pomysłów i chęci, zapraszam serdecznie.]
Liberty, Delio & Monti
[Hejka:)
OdpowiedzUsuńDee jest przeurocza. Karta króciutka, ale prosta i dość sporo informacji daje czytelnikowi o samej postaci. Miło widzieć powracających autorów i mam nadzieję, ze z Dee zostaniecie tutaj na dłużej!^^
Trochę mi się tu przysnęło, ale urlop powoli dobiega końca i moje wojaże również, wiec w razie chęci zapraszam do kogoś od siebie! A wam dużo dobrej zabawy. 💛]
Beverly Beckett & Xander Bates
Hej ponownie! Muszę przyznać, że synestezja dźwiękowa jest dla mnie tym bardziej zdumiewająca, im więcej o niej czytam. To trochę jak supermoc! :D Ludzie i ich złożoność chyba nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać.
OdpowiedzUsuńPoza tym, osobiście zawsze podziwiałam autorów, którzy są w stanie opisać swoje postacie krótko, a przy tym tak treściwie, że dłużej w zasadzie nie trzeba, bo dużo zostało podane odbiorcy jak na tacy, a reszty przecież można dowiedzieć się w wątkach... I ja właśnie bym chciała dowiedzieć się o Dee nieco więcej; szczególnie o tych dwóch latach w drodze! Może istnieje możliwość, że natknęli się wcześniej na siebie z moim Carterem? 👀
Miło widzieć, że autorzy wracają; mam nadzieję, że tym razem rozgościsz się w Mariesville na stałe. Życzę Wam masy dobrej zabawy na blogu, a w razie chęci zapraszam do siebie. ^^
LUKE CARTER
[Hej :) Bardzo fajny sposób przedstawienia postaci, krótko, zwięźle i na temat, a zarazem na tyle szczegółowo, aby poznać Edith nieco bliżej, choć oczywiście chciałoby się więcej i więcej, bo wciąga :) Jeśli miałabyś ochotę na wątek, zapraszam do Oliego, takie dwie zagubione duszyczki mogłoby się całkiem nieźle dogadać i sobie nawzajem pomóc :)]
OdpowiedzUsuńOlivier & Alice
USO to bardzo fajny pomysł. :D W najbliższym czasie pozwolę sobie skrobnąć do Ciebie maila, żeby dogadać szczegóły!
OdpowiedzUsuńLUKE CARTER
[Hej,
OdpowiedzUsuńDziękuję za powitanie Thei.
PS. Odezwałam się na PW.]
[Uwaga, tekst zawiera przekleństwa. Czytasz na własną odpowiedzialność.]
OdpowiedzUsuńOdkąd została adoptowana przez wujostwo z Mariesville wyjechała jedynie raz, ale gdyby tylko mogła, nie robiłaby tego w cale. Niestety owa miejscowość stanowiąca wyłącznie malutkie ziarnko piasku na tle pozostałych miast USA nie dawała żyjącym w niej ludziom żadnych szans na zdobycie porządnego wykształcenia. Właśnie dlatego w 2014 roku Thea, podobnie jak zresztą duża część mieszkańców będących w jej wieku, pragnąc kiedyś przejąć rodzinny interes i należycie nim gospodarować, musiała udać się na studia do wielkiego miasta. W przeciwieństwie do dużej części z nich Anthea w każde wakacje pojawiała się jednak z powrotem w Georgii. To tu się wychowała i to tu pozostawiła serce. W dodatku w miarę upływu czasu jej opiekunowie potrzebowali coraz większej pomocy przy gospodarstwie, a ich jedyny rodzony syn jakoś niespecjalnie się do tego garnął.
I w tym akurat względzie aż do tej pory nie zmieniło się zbyt wiele. Liam nadal potrafił przepadać bez słowa wyjaśnienia na wiele godzin, a czasem nawet dób. Po prostu wychodził i wracał kiedy mu się żywnie podobało. Chociaż określenie wracał w jego przypadku nadzwyczaj często okazywało się wyjątkowym wyolbrzymieniem. Jeśli już to raczej się przywlekał, już z kilometra cuchnąc niestrawionym alkoholem i jakimś zielskiem. To w lepsze dni, bo często bywało tak, że przyciągał go któryś z sąsiadów, informując że ten ich nieszczęsny obieżyświat znowu uciął sobie drzemkę czy to na należących do nich podwórkach, czy to na ławce w pobliskim parku lub jeszcze jakimś innym publicznie dostępnym miejscu, gdzie siał powszechne zgorszenie wśród nawykłych do świętego spokoju mieszkańców. A gdyby tego wszystkiego było mało, raz na jakiś czas będąc w takim stanie nabroił na tyle mocno, że trafiał do miejscowego aresztu lub, w zależności od cierpliwości szeryfa i jego mających akurat dyżur podwładnych, bywał eskortowany pod drzwi farmy Hendayów. A na pójście na odwyk nie chciał się za nic zgodzić, uparcie powtarzając że jego kuzynka zwyczajnie przesadza, kiedy ta witała go w progu ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami i spojrzeniem ciskającym gromy, wypominając mu że nie tylko niszczy sobie zdrowie, ale także rujnuje reputację całej rodziny i wywala ich ciężko zarobione pieniądze w błoto. Nie to żeby mieli ich jakość szczególnie mało, bo firma przynosiła spora zyski, ale zwyczajnie żal było patrzeć jak facet z dnia na dzień stacza się coraz bardziej. I choć panna Kairi początkowo po każdym takim powrocie wyzywała go od najgorszych, a obecnie, doszedłszy już do kresu własnej wytrzymałości nerwowej, ograniczała się jedynie do wściekłego mruczenia pod nosem i trzaskania tym, co tylko podpadło jej w danej chwili pod rękę, za każdym razem, gdy znowu nie przychodził na kolację, przechadzała się samotnie po okolicy aż do północy, a wróciwszy do domu, modliła się, by i tym razem nic poważnego mu się nie stało. Bo jakaś część jej duszy wciąż naiwnie wierzyła w jego poprawę.
Nie inaczej było i tym razem. Jej drogi kuzynek nie raczył pojawić się na terenie gospodarstwa już przez dobry tydzień, więc uznała że najwidoczniej znowu musiał wyjechać poza granice Mariesville i prawdopodobnie zanocował u jakiegoś znajomego. Obdzwoniła więc po kolei wszystkich jego stałych kompanów od kieliszka, wypytując czy aby ostatnio gdzieś go czasem nie widzieli. I faktycznie, mniej więcej w okolicy dziesiątego telefonu, gdy zaczynała powoli tracić nadzieję na szybkie ustalenie miejsca jego aktualnego pobytu, dowiedziała się że parę godzin wcześniej wyszedł z baru w Atlancie. Tyle, że w tym miejscu trop się urwał, a ona mogła jedynie czekać na szczęśliwy powrót zapewne nieźle wstawionego krewnego. Dzisiaj jednak, gdy kładła się wreszcie do łóżka o pierwszej nad ranem, nie spodziewała się jego rychłego powrotu. Jasne, zdarzało mu się zjawiać w samym środku nocy, lecz z reguły nie trafiał wówczas nawet do drzwi. Jeśli już, to raczej uwalał się pod którymś z drzew otulających farmę, gdzie następnego ranka znajdował go zazwyczaj któryś z psiaków. Nic więc dziwnego, że gdy niespodziewanie głuchą ciszę mroku przerwało dochodzące z zewnątrz szczekanie, początkowo nie zwróciła na nie uwagi, uznając że futrzaki wkrótce stracą zainteresowanie swoim dawno niewidzianym właścicielem lub czymkolwiek, co miało czelność nawiedzić po ciemku ich teren. Kiedy jednak Loco również postanowił opuścić swoje wygodne miejsce na jej łóżku i z głośnym ujadaniem zbiec na parter, wiedziała już że z pewnością nie jest to rutynowy alarm. Odrzuciła więc niechętnie koc, włączyła lampkę nocną i z ociąganiem powlekła się za nim, w duchu przeklinając tego, kto postanowił zakłócić jej odpoczynek. Będąc już przy drzwiach, zarzuciła jeszcze na ramiona ulubiony bladozielony sweter z owczej wełny z nieco przydługimi rękawami, który wiele lat temu uszyła jej świętej pamięci ciotka, po czym otworzyła je na tyle gwałtownie, że te omal nie wypadły z framugi. Naprawdę nie lubiła, gdy ktoś po ciężkim dniu nie pozwalał jej zregenerować sił tak potrzebnych przecież przy prowadzeniu dwóch interesów jednocześnie. Dostrzegłszy jednak stojącą na ganku wyraźnie zasapaną Dee, natychmiast uspokoiła się na tyle, by obdarzyć ją lekkim uśmiechem.
Usuń- Widzę, że przyprowadziłaś do domu naszego pieprzonego podróżnika. – Zauważywszy w pobliżu ledwie przytomnego Liama, nie potrafiła jednak dłużej opanować zdenerwowania. – Pierdolony idiota znowu zlał się w trupa i zapewne trafił pod wasz próg. – Stwierdziła, wymijając biedną dziewczynę i nachylając się nad mężczyzną, by z bliższej odległości móc lepiej ocenić jego stan. – Pomożesz mi go wciągnąć do środka ? – Spytała, odwracając się do brunetki. – Nie chcę niepotrzebnie angażować w to wujka, bo jeszcze znowu gdzieś przy okazji zniknie i będę musiała szukać także jego. – Wyjaśniła, biorąc kuzyna pod pachy.
Zaspana Thea