Zawsze fascynowały go wszystkie połączenia, relacje, systemy i mechanizmy. Był tym dzieciakiem, który zadawał 101 pytań na minutę. Dlaczego zegar tyka? Jak działa mikrofalówka? Nieuchronnie w pewnym momencie odpowiedzi przestały zaspokajać jego ciekawość i, ku rozpaczy matki i rozbawieniu ojca, zaczął rozkręcać wszystkie urządzenia w domu. Jak samoloty utrzymują się w powietrzu? Co to aerodynamika? Myśleli, że zostanie inżynierem.
Jak formują się myśli? Jak działa soczewka? Jak oddychamy i dlaczego się pocimy? Spędził wiele godzin nad książkami z anatomii i chemii. Komórki, tkanki, synapsy, neurony, układ krążenia i pokarmowy, próbował wszystko sobie ułożyć w głowie. Onieśmieliła go złożoność ludzkiego organizmu. Lekarzem nie zostanie.
Jak powstał język i pismo? Co to filozofia? Jak powstały religie i tradycje? Zanurzył się w historii i antropologii. Zaczął obserwować ludzi. Nigdy w centrum wydarzeń, zawsze z boku. Kompletnie urzeczony słowami i myślami ludzi, którzy żyli tysiące, setki i dekady przed nim, sam zaczął pisać. Szybko zrozumiał, że łączy nas więcej niż dzieli, ale tak już mamy, że skupiamy się na różnicach. Tylko nie socjologia.
Jak funkcjonuje gospodarka globalna i krajowa? Jak działa giełda? Co to propaganda? Czemu kilku decyduje o losach milionów? Swoją uwagę skierował na politykę i ekonomię. Nauczył się, że wojna jest bardziej opłacalna niż pokój. Nikomu nie jest na rękę by wszystkim było dobrze, by wszyscy byli zdrowi i najedzeni. Okrył najbrzydsze oblicze ludzkiej natury.
Zaczął ekonomię, ale skończył dziennikarstwo na NYU. Zajmuje się dziennikarstwem śledczym i z każdą publikacją zyskuje nowych wrogów. Po nitce do kłębka. Urodzony i wychowany w Mariesville, ale większość czasu spędza w Greenwich Village. ADHD. W wolnej chwili ćwiczy hiszpański i prawy sierpowy. Długość wizyt zależy od tego czy pracuje nad nowym materiałem czy ucieka przed burzą, którą wywołał. Laureat nagrody Pulitzera. Szczęśliwy rozwodnik, który wciąż przyjaźni się z byłą żoną, bo przyjaciół ma niewielu. Dzień zaczyna od czarnej kawy z absurdalną ilością cukru i kończy ze szklaneczką ginu z tonikiem. Hyperfocus. Zarost, bo szkoda mu czasu na stanie przed lustrem, pomięte koszule, bo żelazko parzy. Z wiekiem nabiera pokory, a i żart mu się wyostrza.
8.01.2025
[KP] Christopher Harris
dziennikarz ◌ 42 ◌ śródmieście
chodził mi po głowie, może się przyjmie; szukamy wszystkiego: kejtaczdys@gmail.com; wizerunek: Nikolaj Coster-Waldau
Poniższe wpisy mogą zawierać treści przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
[Dziennikarz śledczy z ostrym żartem brzmi jak doskonałe połączenie, cześć! ;D
OdpowiedzUsuńZawsze byłam zajarana tym rodzajem dziennikarstwa, więc przyznaję się, że trochę zazdroszczę Chrisowi kariery, choć podejrzewam, że nie jest łatwo i bez odpowiedniego podejścia można zwariować od tych, którym zaszło się za skórę. Jestem bardzo ciekawa, co tym razem sprowadza go do Mariesville; coś tworzy, ucieka przed burzą, a może jeszcze coś innego? ;))
Dobrej zabawy, dużo weny, a jeśli jest ochota, to zapraszam! Co prawda nad połączeniem tej dwójki chyba będzie trzeba pogłówkować, ale dla chcącego nic trudnego!]
Nancy Jones
[Z tym apetytem na pytania już byłam pewna, że wskoczy na tory jakiegoś budowniczego, albo wyburzacza wielkich gmachów, albo speca od wysadzania... Albo inżyniera czy coś... Ciekawy obrót :) z tą pokorą, szczęśliwym rozwodem i poczuciem humoru, a szczegolnie nie poświęcaniem czasu na bzdurki jak golenie wydaje się bardzo rzeczywisty. Wyobrażam sobie, że nie lubi marnować swojego czasu i lubi własny porządek. Bardzo fajnie, że tu z nim jesteś! Chętnie porwę do wątku, a może jakieś tarapaty i sierpowy w praktyce nam tu wskoczą? Może niespodziewany ratunek przed chamskim turystą? Myślę, czy udało by się tu skrobnąć coś absurdalnego...?
OdpowiedzUsuńW każdym razie, hej, cześć! Jeśli masz chęć na burze mózgów, to zapraszam do rudej! Życzę pięknej zabawy! :3]
Abigail
[Przyznam się, że kartę podglądałam jeszcze w roboczych i jako osoba z ADHD po przeczytaniu pierwszej połowy w głowie od razu pojawiła mi się myśl: "Jezu, ten facet musi się zdiagnozować, bo neurotypowy to on nie jest".
OdpowiedzUsuńNowy Jork łączy nasze postaci, ale mnie ciekawi, jaką sztukę walki trenuje w wolnym czasie, bo może i Mai by się przydało coś na rozładowanie napięcia. Może zrobimy jakąś burzę mózgów? :)]
Maya
[Wszechstronny z niego człowiek. I może Mariesville nie dostarcza mu tylu wrażeń i bodźców, co Nowy Jork, ale dobrze, że znajduje tutaj swojego rodzaju azyl. Coś czuję, że Chris z łatwością się tu przyjmie, bo czuć w karcie, że to ciekawy facet. ♥
OdpowiedzUsuńJeśli masz chęci na wątek, czy to Chrisem czy Kat, zapraszam na maila, możemy coś sobie ustalić. ;-)]
Betsy Murray
[Życie z ADHD nie wydaje się wcale łatwe, taki troszkę wieczny chaos. :) Ale super, że w przypadku Christophera przełożyło się to na tyle możliwości poznania świata, raz z lepszej strony, raz z gorszej. Oby Mariesville zostało jego przystankiem za dłużej! :) Życzę dobrej zabawy i zapraszam do Giny. :)]
OdpowiedzUsuńGina Swanson
[Ha! W zupełności zgadzam się z Szatanem Borowikiem, bo dosłownie to samo pomyślałam w połowie karty ;) Pomyślałam jeszcze, że to przecież jestem ja! :D Wierzę głęboko, że Chris jest naprawdę dobrym dziennikarzem, jednocześnie jestem pod wrażeniem, bo łatwej pracy nie ma.
OdpowiedzUsuńŻyczę ci mnóstwa udanej zabawy z drugą postać i ciekawych wątków! Zapraszam też na drugi wątek, jeśli nie masz mnie dość i ktoś z mojej gromadki się przyda. :)]
Maddie Green, Jax Moore, Ed Murray & Max Donovan
[Jak ja bym chciała, żeby ktoś mi odpowiedział na te wszystkie pytania, bo lata lecą, a ja chyba nadal tak naprawdę nie wiem, jak działają samoloty. Mam cichą nadzieję, że pan dziennikarz może tym razem wywoła jakąś burzę w tej małej mieścinie; może wyśledzi jakąś korupcję w handlu jabłkami, coby jakiś skandal nam tutaj zapodać.
OdpowiedzUsuńTakie postacie, co chodzą po głowie, są najlepsze. Mam nadzieję, że znajdziecie wszystko. Bawcie się dobrze i miłego pisania!]
Bunny ✿
[Cześć!
OdpowiedzUsuńOd razu jak zobaczyłam Christophera, uznałam, że muszę się tutaj pojawić i pochwalić kartę. Lubię tę melancholię, tę taką szorstkość życia, która bije od tekstu! No i, myślę, że wizerunek dobrany został idealnie. :D
Między naszymi postaciami jest lekka różnica wieku, ale myślę, że mogą się dogadać. Skoro Christopher jest ciekawy świata, jego tajemnic, skoro tyle rzeczy próbował i doświadczał, to może dacie się popchnąć w świat szalonej fizyki? :>
Życzę Ci dużo, dużo weny i samych udanych wątków!]
Murphy Shepard
Przeprowadzka do Mariesville wiązała się z wykonaniem pewnego szczególnego kroku, z jakąś zmianą. A Murphy nie lubiła zmian, bo kojarzyły jej się z pewnym chaosem, pewną niewiadomą i oddaniem wszystkiego temu, co nieznane. Wiedziała, że to przez to, że w jakiś sposób była inna – skłonność do powtarzalnych zachowań, wąskie obszary zainteresowań czy skrajne przywiązanie do szczegółów. Wszystko to sprawiało, że trudno jej było zacząć od nowa, mimo że doskonale rozumiała tę potrzebę.
OdpowiedzUsuńW fizyce istniała pewna zasada, która jasno określała, że wszystko podlega zmianom. Murphy szczególnie lubiła drugą zasadę termodynamiki o zmianach entropii w układach izolowanych. Oznaczało to, że wszystko dąży do nieuporządkowania, co odzwierciedla ewolucję Wszechświata.
Zmiany były i są potrzebne. Materia i energia łączyły się i przepływały – łączyły się w nowe firmy, ale nigdy nie znikały. Kluczowy w tym wszystkim był jednak czas – niektóre transformacje wymagały milionów lub miliardów lat. Jednak ludzie nie żyli tak długo, więc Murphy musiała przyspieszać kluczowe procesy w swoim życiu, zaakceptować ciągłą przemianę i uznać, że przeprowadzka to najlepsze, co jest w stanie zrobić dla siebie i synka.
— Jak było w przedszkolu? — Zerknęła w stronę czterolatka, który z uporem pchał przed siebie mały wózek, unosząc przy tym dumnie swój mały podbródek, zupełnie jakby każdy krok był równy temu, który zrobił człowiek, lądując na Księżycu.
— Dobrze, ale trochę nudno — odpowiedział chłopiec. — Poznajemy literki, ale ja już je umiem, mamo, co w tym trudnego? A to A, a B to B… to chyba nic skomplikowanego, prawda?
Murphy uśmiecha się lekko, słysząc to. Virgil był podobny do niej. Szybko się rozwijał, dużo rozumiał i był ciekawy tego, jak działa świat. Obecnie interesował się dinozaurami i kazał sobie kupić pościel, kubek i talerzyk z motywem tych gadów. Nawet teraz nosił bluzeczkę z paszczą T-rexa i zielony plecak w jego kształcie. Świat małego Virgila kręcił się więc wokół wymarłych zauropsydów. Najbardziej jednak chłopiec uwielbiał Spinozaura i ciągle o nim mówił.
Shelley podejrzewała, że Virgil mógł być w lekkim spektrum autyzmu, choć do tej pory nie zauważyła niczego niepokojącego. Jej syn był raczej ciekawskim dzieciakiem, który zadawał dużo pytań i który rozwijał się nieco szybciej od innych. Nie sprawiało to jednak, że Virgil odbiegał od reszty przedszkolaków – miał swoje humory i potrafił zrobić awanturę o wszystko. Był jej małym cudem po tym, jak straciła już nadzieję, że w ogóle zostanie mamą.
— Czyli nie musimy już kupować książeczek o dinozaurach, bo doskonale znasz alfabet i nie potrzebujesz żadnej pomocy? — Murphy sięgnęła po owoce i wsadziła do swojego koszyka. Raczej rzadko jadła w restauracjach, a to dlatego, że miała wybiórczość pokarmową i było niewiele dań, które jej smakowały. Poza tym lubiła gotować, a najlepsze tezy powstawały podczas zmywania. Woda układała się wtedy w małe fale i wiry – podobnie jak struktury fraktalne. I idąc tym topem, dało się zrozumieć, że czasoprzestrzeń w skali mikroskopowej zachowuje się podobnie – jest nieregularna, ale powtarza swoje wzory.
— Nie potrzebuję pomocy z alfabetem, mamo, ale jeszcze nie wiem wszystkiego o dinozaurach — odpowiedział chłopiec poważnym tonem, a jego mała twarzyczka wyraża dziecięce pobłażanie sugestią mamy.
— Mhm, rozumiem. W takim razie nie mogę cię zawieść i dzisiaj poczytamy o dinozaurach. — Murph z czułością głaszcze ciemne włosy chłopca, co Virgil przyjmuje z szerokim uśmiechem.
Kiedy stają przed regałem z płatkami śniadaniowymi, Virgil wzdycha cicho, przygląda się każdemu opakowaniu i wyciąga rękę, aby wskazać w stronę pudełka z kolorowym dinozaurem i napisem Dinosaur Eggs.
— W środku nie mogą być prawdziwe jaja dinozaurów, no nie, mamo? — Virgil wydął lekko dolną wargę. — Więc jak zrobili takie płatki? Czy dinozaury lubiłyby płatki? Czy jajka dinozaurów mają takie kolory? Jak to możliwe, że niektóre płatki smakują czekoladą?
Murphy Shepard i mały badacz dinozaurów
[hej, posłałam @ ;)]
OdpowiedzUsuńAbi
Abigail rzadko kiedy pokazywała swoją złość, a w rzeczywistości też rzadko kiedy się złościła. Była osobą pogodną, choć nie beztroską. Jej uśmiech ocieplał jej samej każdy dzień, malował codzienność, a i sąsiedzi właśnie to zwykle u niej widzieli i z tym ją kojarzyli - z pogodą ducha, ciepłem i dobrym nastrojem, którym zarażała niestrudzenie wszystkich wokół. Zdradzały ją najczęściej oczy, gdy coś ją irytowało, a myśli kłebiły się i pod czaszką powstawał jakiś cięższy mętlik, wtedy wesołe iskierki na jasnych niebieskich tęczówkach troszkę gasły, ale ostatecznie uśmiech rzadko schodził jej z twarzy. Nie pokazywała słabości, nie mówiła o tym czego się boi, albo co ją trapi, to... to było tylko dla niej. A teraz stała z gniewnie ściągniętymi brwiami, poczerwieniała na twarzy i to wcale nie mróz pomalował jej policzki, choć stała przed podjazdem pensjonatu już dobry kwadrans.
OdpowiedzUsuń- Nie ma możliwości wjazdu do garażu! - powtórzyła już enty raz, podniesionym głosem, wyższym nawet niż zwykle, co zdradzało już nie tylko irytację, co czyste wkurzenie. Zaciskała dłonie na krawędzi niedopietej kurtki, ale buzowało w niej tyle złości, że nie musiała nawet zasuwać zamka pod szyję, bo grzało ją od środka.
Co za imbecyl!
Miała przed sobą dobrze o głowę wyższego faceta, który zabookował pokój na kolejne cztery dni i przyjechał z młodą żoną do pensjonatu, aby skorzystać z ośnieżonych tras (zwykle biegowych) i pojeździć na nartach. Ubrany był w długi wełniany płaszcz narzucony na sweter w ładnymi wzorami, ale nawet starannie wykonane warkocze nie zmiękczyły Abi, któa nieustępliwie stała na podjeźcie przed facetem i jego błyszczącym autem. Abi była prawie zachwycona tym przyjazdem, bo zimowy sezon zwykle jest gorszy od letniego, gdy Mariesville i okolice pachną jabłkowymi sadami, ale... na litość boską, miała zasady i nie przyjmowała tych narzucanych przez przyjezdnych. I nieważne jak bardzo bogaci byli tam, skąd przyjeżdżali! Pensjonat był jak jej drugi dom, każdego ugości, każdego nakarmi, ale... nie będzie się uginać! A teraz po raz pierwszy została naprawdę sama i miała dwa tygodnie zająć się interesem na własną rękę, bo rodzice wyjechali do lekarzy do Atlanty. Nie mogła nawalić!
- Nie zostawię nowego Cadillaca na ulicy! - facet ryknął na nią i pochylił się nawet nad dziewczyna, wykorzystując przewagę wzrostu.
- W pokoju się nie zmieści! - prychnęła, podpierając się na boki i miała wrażenie, że będą tak stać i się przekrzykiwać, aż wszystkie wścibskie sąsiadki zaczną wychodzić z domu, bo zaglądanie zza firanek to za mało do plotek, gdy niewiele można usłyszeć. Ostatecznie może muz wrócić zaliczkę i nawet gdzieś przez myśl przeszło jej, by to zakończyć i zwrócić wpłaconą kwotę gościowi, gdy ten niespodziewanie chwycił ją za ramię i szarpnął z drogi tak, że wpadła w zaspę przy chodniku. Zdążyła jedynie pisnąć zaskoczona i wystraszona, gdy poczuła jak ląduje w białym puchu!
Ratunku!!!!!!!!!
Nie widzieli się prawie trzy tygodnie. Ona w Nowym Jorku, on – w Mariesville. Gdyby nie musiała przejąć w zastępstwie zajęć z badań w zakresie praktyki pracy socjalnej, mogłaby przylecieć do niego chociaż na kilka dni. Była uwiązana do uniwersytetu jak pies do budy na łańcuchu, ale nie mogła narzekać, bo lubiła swoją pracę. Co prawda bywały momenty, kiedy odczuwała lekkie znużenie powtarzającymi się tematami i rozmowami, ale koniec końców cieszyła się, że dostała możliwość rozwoju kariery akademickiej. Praca z młodymi, otwartymi umysłami była pokrzepiająca. Dodatkowo, krótka rozłąka dobrze wpływała na relacje. Człowiek musiał czasami zatęsknić za swoją drugą połówką, aby odczuć to, jak bardzo potrzebuje jej blisko siebie.
OdpowiedzUsuńŚledziła jego lokalizację na swoim telefonie. Widziała, kiedy wsiadł na pokład samolotu w Atlancie, a kiedy doleciał do celu. Wiedziała, że może zacząć szykować kolację. Pomimo tego, że każde miało swoje własne mieszkanie, Vivienne większość czasu spędzała u niego. Szczególnie, gdy fizycznie nie miała go obok siebie. Lubiła przechadzać się po wszystkich pomieszczeniach bez kapci, zanurzać w pościeli i wtulać twarz w jego poduszkę. Kochała jego zapach.
Zanim włączyła wodę na makaron, wzięła szybki prysznic i posmarowała całe ciało balsamem. Lubiła mieć gładką skórę i wiedziała, że on też to u niej lubił. Spięła jasne włosy w kucyk i przystąpiła do gotowania. W planach miała proste danie z kuchni włoskiej – szybkie, ale smaczne. Gdy zapach sosu wypełnił całe mieszkanie, Viv usłyszała chrobotanie klucza w zamku. Przekręciła głowę, by spojrzeć na drzwi i uśmiechnęła się pod nosem, widząc w progu Chrisa. Wyglądał na umęczonego podróżą, ale przynajmniej już był w domu.
- Cześć! – krzyknęła, mieszając sos na patelni. Przeszedł ją lekki dreszcz, gdy jego dłoń zetknęła się z jej talią, a usta pozostawiły mokry ślad na skroni. Wolną ręką złapała jego udo i ścisnęła nieporadnie, wykręcając kończynę. Jego zarost połaskotał jej delikatną skórę szyi.
– Wiem – odpowiedziała na jego komentarz i uśmiechnęła się zalotnie, choć podejrzewała, że on wcale tego nie widział. Gdy zniknął w łazience, Viv mogła na spokojnie dokończyć kolację i przyszykować stół. Nawet zapaliła świeczkę, aby wprowadzić odpowiedni nastrój. Nuciła pod nosem jakąś zasłyszaną ostatnio melodię i krzątała się po kuchni, czekając na Chrisa. Miskę z gotowym daniem wyłożyła dopiero, gdy ten wyłonił się po kilkunastu minutach z łazienki.
- Nie chciałam, żeby wystygło – powiedziała, kładąc jedzenie na stole. Zanim oboje usiedli, podeszła do niego i złożyła szybki, delikatny pocałunek na jego ustach. Ten krótki moment wystarczył, aby Viv poczuła, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku? – rzuciła, marszcząc lekko brwi.
♥
Jego dotyk działał na nią kojąco. Nawet wtedy, gdy czuła w kościach, że coś jest nie tak. Znała go wystarczająco długo, ale nie chciała naciskać. Nie widzieli się tak długo, a ona nie chciała zepsuć wieczoru. Miała nadzieję na przyjemnie spędzony czas i wiedziała, że tym razem musi odpuścić. Był w końcu cień szansy, że jednak mogła się mylić, ale jej intuicja rzadko zawodziła. Przytaknęła tylko na jego słowa i uśmiechnęła się lekko, siadając za nim do stołu. Nałożyła sporą porcję makaronu na talerz i zaczęła jeść, co jakiś czas zerkając na Chrisa. Liczyła na to, że zachowuje się subtelnie, ale było zupełnie na odwrót.
OdpowiedzUsuń- Do końca tygodnia – odpowiedziała po chwili, przełykając kęs. – Zostały mi chyba trzy zajęcia do przerobienia, ale nie jestem pewna. Musiałabym sprawdzić – dodała, wkładając do buzi kolejny pełny widelec. Bez zastępstwa wcale nie miała wielu godzin do przepracowania na uniwersytecie. W tym semestrze przejęła tylko dwoje z czterech przedmiotów, które prowadziła wcześniej. Zrobiła to z pełną premedytacją, ale był to temat nieporuszany w domu. Jeszcze. Viv odkładała tę rozmowę najdłużej, jak mogła i wiedziała, że dzisiejszego wieczoru również ten temat nie wypłynie na powierzchnię.
- Myślę, że damy radę. Na spokojnie coś załatwimy. Ach, a propos załatwiania – rzuciła nagle, jakby odkryła lek na raka. Uniosła sztuciec i zaczęła wskazywać na mężczyznę. – Co z prezentem?
Zazwyczaj to ona zajmowała się takimi rzeczami, jednak tym razem ustalili, że zrobi to Chris. To jego rodzice, ich okrągła rocznica, a dodatkowo nie musiał aktualnie pracować nad artykułem. Miała nadzieję, że nie zapomniał; ustawiła mu w telefonie cztery przypomnienia.
- Masz już jakąś dobrą historię na nowy temat? – spytała po chwili, wycierając usta serwetką i przechylając się lekko na krześle. Najadła się za wsze czasy. Dziękuję Viv, było przepyszne, pomyślała, kładąc dłonie na brzuchu, jak to mają w zwyczaju robić ciężarne kobiety.
oj chyba czeka ich kłótnia
- Bardzo dobry pomysł – powiedziała. – Przynajmniej dostaną coś, co chcieli i z czego będą mogli skorzystać. Takie prezenty są najlepsze. – Uśmiechnęła się szeroko, zmieniając pozycję na krześle i podwijając jedną nogę pod udo drugiej. – Zwierzętami możemy zająć się sami, szkoda wydawać pieniądze na zatrudnianie dodatkowego człowieka – dorzuciła, mówiąc całkiem szczerze. Zresztą, kiedy zajmie się domem dziadków, będzie w Mariesville dużo częściej, niż teraz. Podrapała się po karku, pozostawiając tę informację dla siebie.
OdpowiedzUsuńUkłoniła lekko głowę w podzięce za słowa Chrisa. Dodatkowo fakt, że zaoferował się posprzątać, ucieszył ją jeszcze bardziej. Co prawda w tej kwestii nie mogła narzekać, ponieważ często zamieniali się obowiązkami domowymi, idealnie się uzupełniali, ale i tak sprawiało jej to przyjemność za każdym razem.
- Znikają? Gdzie dokładnie miało to miejsce? – zapytała, przenosząc się na kanapę w salonie. Noga już zaczynała jej cierpnąć, a krzyż łupać od twardego oparcia krzesła. Cóż, niedługo miała skończyć czterdziestkę, a to do czegoś zobowiązywało. – A dlaczego odpada? Może potrzebujesz jakiejś pomocy?
Zaciekawił ją temat, który podłapał Chris. Za czasów pracy na Bronxie często miała do czynienia z kobietami z niższej klasy społecznej, którymi nikt nie chciał się interesować, bo przecież nie było warto. Tacy ludzie zazwyczaj nie przynoszą zysku, a głównie oto na tym świecie chodzi.
Ściągnęła kapcie i rozłożyła się na kanapie, kładąc głowę na miękkim jaśku. Nagle poczuła, jak bardzo jest zmęczona, choć sama nie była pewna, dlaczego.
- Ostatnio kupiłam nowe whisky, nalej mi tego, proszę. Z lodem!– krzyknęła, układając się wygodniej.
V
Patrzyła, jak idzie w jej stronę z zajętymi obiema dłońmi i kładzie szklanki na stole. Uniosła lekko nogi, chcąc mu pomóc, choć wiedziała, że nie musi. Chris miał wystarczająco dużo siły, aby podnieść ją całą, o samych nogach nie wspominając.
OdpowiedzUsuń- Prawda, tak – odpowiedziała, wysłuchując wszystkich jego słów. Zacięła się na moment, zastanawiając się, czy na pewno chce teraz zaczynać ten temat, jednak doszła do wniosku, że chyba dobrego momentu nie będzie. Tak czy siak wyjdzie to na jaw. Dłużej nie mogła zwlekać.
- Swoją drogą – rzuciła dość niepewnie, poprawiając się lekko na sofie. Usiadła, przysuwając się do niego i oplatając go bardziej nogami. Miała nadzieję, że jej bliskość i zapach sprawią, że niemała bomba, którą zaraz zrzuci, nie zrobi aż takiej szkody. – Pamiętasz dom dziadków w Mariesville, o którym wspominałam w zeszłym roku? Zastanawiałam się nad sprzedażą.
Dziadkowie nie żyli już ponad dwa lata. Dom w Applewood Grove stał niezamieszkany, marniał, a wraz z nim całe obejście. Viv długo rozmyślania nad tym, co z nim zrobić – w końcu została jego prawną właścicielką. Myśli o sprzedaży krążyły po jej głowie, jednak nie potrafiła dokonać ostatecznej decyzji. Z miesiąca na miesiąc zdawała sobie sprawę, że nie chce spędzić całego życia w Nowym Jorku, że zaczyna brakować jej spokoju i tego uczucia, które towarzyszyło jej za dziecka. Domu nie wystawiła, bo nie potrafiła. Nie umiała się z nim pożegnać. Coś ciągnęło ją do tego miejsca, do tego miasta. Chciała go wyremontować i w nim zamieszkać, a może nawet osiąść na stałe w Georgii. Potrzebowała tego.
- Doszłam do wniosku, że jednak nie chcę tego robić. Nie chcę go sprzedawać – wydusiła w końcu z siebie, spoglądając błagalnym wzrokiem w oczy Chrisa. Bała się jego reakcji i tego, że uzna jej pomysł za totalnie głupi i irracjonalny. – Chciałabym go wyremontować. I może w nim zamieszkać – dodała po chwili, czując napływający do jej brzucha lęk przed odrzuceniem. – Nie do końca wiem, jakby to jeszcze miało wyglądać, ale chciałabym więcej czasu spędzać w Mariesville.
poor V