

Choć jest nowojorczykiem z krwi i kości, uwielbiała spędzać wakacje u dziadków w uroczym miasteczku w samym sercu stanu Georgia. Lipcowe wspomnienia z długich wędrówek po sadach, kąpieli w rzece i wszechobecnego zapachu jabłek wyryły się w jej pamięci złotą nicią. Powracała do nich, gdy zgnilizna i zepsucie moralne otaczającego ją świata pochłaniały ją zbyt mocno. Latami pracując na Bronxie czuła się potrzebna, miała wrażenie, że sprawia różnicę. Pomaganie bezbronnym było jej paliwem napędowym; właśnie to dawało jej spełnienie. Nie zdawała sobie jednak sprawy, jak poczucie odpowiedzialności wyżerało ją od środka, a ciągła styczność z przestępczością i brutalnością pozbawiała energii. Musiała zmienić otoczenie, uciec - musiała znowu poczuć się bezpiecznie. Rozpoczęła karierę akademicką, a po śmierci dziadków zapragnęła ponownie zatopić się w zapachu jabłek.
Ruchu potrzebuje tak samo jak powietrza. Nie potrafi znieść zapachu papierosów ani powolnych, niepewnych siebie ludzi. Nie boi się wyzwań i próbowania nowych rzeczy - chyba, że zawierają truskawki. Im jest starsza, tym bardziej ceni ciszę i zachody słońca; wszystko to, czego zabrakło jej w Nowym Jorku. Rozdarte serce walczy z tym, czego tak naprawdę chce bardziej i gdzie jest jego miejsce.
[Hej, hej,
OdpowiedzUsuńWitamy ponownie. Choć karta z pozoru nie zdradza zbyt wiele, pozwala zaryzykować stwierdzenie, iż Vivienne z pewnością nie należy do osób pozwalających łatwo wejść sobie na głowę. Mam również nadzieję, że jej serce szybko pogodzi się z przeprowadzką.
Tobie natomiast życzę samych porywających wątków i wiecznych porywów weny, a w razie chęci, zapraszam.]
Liberty, Angelo, Delio & Monti
[Hejka! Ciągła styczność z przestępczością może doprowadzić człowieka do zepsucia, w to nie wątpię. I dlatego jestem w stanie zrozumieć, dlaczego potrzebowała uciec i znów zachłysnąć się chociaż maleńką dawką beztroski. Z jednej strony ten beztroski świat, który jest taki kuszący, a z drugiej powołanie, które krzyczy głośno, żeby za nim podążać. Mam nadzieję, że serce Vivienne wreszcie znajdzie swoje miejsce. Raz jeszcze życzę mnóstwa dobrej zabawy na blogu i wielkich zapasów wolnego czasu na pisanie! :)]
OdpowiedzUsuńRowan Johnson
Po raz pierwszy od kilku lat Chris został w Mariesville na dłużej niż dwa tygodnie. Miesiąc wcześniej skończył swoją część artykułu dotyczącego sprzeniewierzenia pieniędzy stanowych przez jednego z dużych deweloperów na Brooklynie i wycofał się w stronę Georgii. Święta minęły bardzo szybko a nowy rok jak zawsze go zaskoczył i choć już skończył się trzeci tydzień stycznia, on wciąż nie mógł się przyzwyczaić do dat na stronach kalendarza. Nigdzie się nie śpieszył i żaden termin go nie gonił. Relaksował się. A przynajmniej próbował, bo ileż można spacerować i oglądać filmy. Powoli, nieśmiało próbował znaleźć sobie nowy temat, nowy projekt, który mógł zająć jego głowę na kilka następnych tygodni lub miesięcy. Jedną z wad rodzinnego miasteczka był brak prywatności, nikt nie był anonimowy. Przez kilka dni zdążył poznać całe drzewa genealogiczne nowoprzybyłych, najgorętsze plotki dotyczące młodych i niezamężnych kobiet oraz historie chorób najstarszych mieszkańców. Nic dziwnego, że któregoś dnia przy porannej kawie przeszli na temat rynku nieruchomości. Nasłuchał się jak to coraz więcej nowobogackich przyjeżdża, chcąc zaznać cichego życia wykupują piękne, stare domy. A jak już im się nudzi wiejska sielanka to te domy, po remontach i nieudanych modernizacjach, trafiają na Airbnb, przyciągając głośnych i niewychowanych małolatów. Kiedy wyraził swoje zdziwienie, że minęło kilka miesięcy a nikt nie zainteresował się bardzo atrakcyjną ofertą domu w Applewood Grove, dowiedział się, że nigdy nie został wystawiony na sprzedaż.
OdpowiedzUsuńLot z Atlanty do Nowego Jorku trwał nieco ponad dwie godziny, ale doliczając do tego dojazdy do i z lotniska, robiła się z tego wyprawa. Harris nie przepadał na lataniem i choć podróż nie była długa, zawsze był nienaturalnie zmęczony i rozdrażniony, kiedy już dotarł do celu. Cały dzień starał się skierować swoją uwagę na cokolwiek byle nie na swoje życie prywatne. Próbował czytać książkę, zapisane artykuły kolegów, słuchać podcastu, a nawet zrobić porządek na swojej skrzynce pocztowej. Bezskutecznie. Dzięki swojej diagnozie wiedział, że jego problemem nie jest brak uwagi a jej niekonsekwencja. Jego koncentracja była ściśle powiązana z jego zainteresowaniem w danej chwili, a żadna z tych aktywności go nie porwała. Więc się poddał i zaczął w głowie sortować przez ich ostatnie rozmowy próbując się upewnić, że to wcale nie on czegoś nie zrozumiał, zapomniał czy zignorował, a to ona skłamała. Chris nie tolerował kłamstwa. Prawdą było, że nie znał motywacji Vivienne i choć mogło to być coś błahego( więc po co kłamać?) to podejrzewał, że cokolwiek stoi za jej decyzją, wybuchnie mu to twarz. Choć zawodowo wywoływał burze, nie lubił, kiedy ktoś inny zmuszał go do konfrontacji z rzeczywistością albo, co gorsza, kazał dokonać wyboru, na który nie był gotowy. Był zbyt uparty a może przestraszony by zdecydować.
Dotarł do mieszkania nieco po szóstej. Gdy tylko przekroczył próg, jego nozdrza napełniły się dobrze znanym zapachem panny Malick wymieszanymi z aromatem ziół i przypraw. Kąciki jego ust mimowolnie się uniosły, czekała na niego. Na moment zapomniał o zmęczeniu i irytacji, która towarzyszyła mu większość drogi. Zamknął za sobą drzwi nogą i wrzucił kluczyki na mały stolik przy wieszaku a skórzaną torbę położył na ziemi.
- Jestem- rzucił, jak gdyby już nie zdążyła go usłyszeć i zobaczyć z niewielkiej kuchni. Zsunął z ramion kurtkę, ściągnął ciężkie buty i przeciągnął się z rękami nad głową, wsuwając na stopy klapki. Blondynka stała na kuchenką i pilnowała sosu na patelni, kiedy ich spojrzenia się spotkały zrobił kilka kroków do przodu, położył jedną dłoń na jej biodrze i ucałował skroń.- Cześć. Pachnie znakomicie- powiedział cicho wtulając twarz w jej szyję tuż za jej uchem. Ciężko stwierdzić czy mówił o jej zdolnościach kulinarnych czy o niej, a może o obu?- Ja za to, śmierdzę drogą. Wskoczę szybko pod prysznic.
Witamy ♥
[Miło Cię widzieć ponownie <3 Przez wiele lat pracowałam w systemie pomocy społecznej, więc doskonale rozumiem z czym musiała się mierzyć, jeśli człowiek nie znajdzie odskoczni, albo nie powie w pewnym momencie dość, może zwariować. Mam nadzieję, że odnajdzie tu więcej spokoju, a przy okazji będzie mogła się spełniać i pokazywać światu swoje dobre serduszko. Życzę dużo weny! Jeśli masz ochotę, zapraszam do któregoś z moich panów, pewnie z każdym można znaleźć jakiś punkt zaczepienia :)]
OdpowiedzUsuńHenry, Damon, Liam
[Ja w sumie nie mam nic mądrego do powiedzenia, ale muszę przyjść wyrazić zachwyt nad Rosamund. Muszę, bo się uduszę, a wiadomo — Rosamund to Rosamund. Nic dodać, nic ująć. ;)
OdpowiedzUsuńBawcie się dobrze z Vivienne, gdyby wam się chciało pisać, to nawet mogę mieć tu jakiś drobny i niebyt szalony pomysł, więc zaproszenie do siebie jeszcze tylko zostawię i już się zmywam. ;D]
Lee Maitland
Chris starał się spędzić więcej czasu z rodzicami, którzy choć byli zdrowi i bardzo aktywni, to martwili go coraz częstszymi momentami seniora. Może to wcale nie było nowością, ale on pierwszy raz od dawna był tam na tyle długo, by zauważyć zmiany. Zaczęło go zżerać poczucie winy, czuł się jak niewdzięczny bachor. Potrafił przez miesiące nie pomyśleć nawet o odwiedzinach rodzinnych stron, to Vivienne go pilnuje, by uwzględnił w kalendarzu coś więcej niż cotygodniowe rozmowy z rodzicami. Sama nie miała najlepszych relacji ze swoimi i podejrzewał, że to był jej sposób na to, by jego nie uległy pogorszeniu. Było wiele takich małych, i dużych, rzeczy w ich codziennym życiu, które pokazywały jak o niego dba.
OdpowiedzUsuńNie mógł sobie przypomnieć czy kiedykolwiek z Malick spędzili tyle czasu osobno, odkąd są razem. Nie martwił się jednak, bo wiedział, że rozumie jego motywacje i gdyby tylko mogła, przyjechałaby do Mariesville. Rozmowy telefoniczne to nie było to samo. Gdy tylko przekroczył próg i poczuł jej obecność, wiedział, że jest w domu i lokalizacja nie miała tutaj znaczenia. Dobrze wiedział, że podczas jego nieobecności i tak większość czasu spędzała w tym mieszkaniu. Jednak nie widział też nic złego w tym, że każde z nich wciąż miało swoje mieszkanie, bo czuł, że oboje wiedzą, gdzie jest ich miejsce- obok siebie. Mimo tego, że był wcześniej żonaty, nie doświadczył takiego poczucia przynależności do drugiej osoby, było to coś zupełnie nowego dla Harrisa. Podobało mu się to, że mieli miejsce, gdzie mogli uciec by odpocząć od siebie, gdy tylko taka potrzeba się pojawiła. W jego oczach było to bardzo rozsądne rozwiązanie, mieli wybór.
Podniósł z ziemi torbę i skierował się do łazienki. Stanął przed lustrem i skrzywił się lekko na widok swojego odbicia, rozciągając obolałe mięśnie, obracając szyję z boku na bok i wsłuchując się w sztywne trzaski. Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Nieco zbyt gorący, pozostawił jego ciało ożywione, a mózg wręcz przeciwnie. Gdyby tylko położył głowę na poduszce, odleciałby w kilka minut. W szarych dresach, czarnej koszulce i mokrych włosach wrócił do blondynki, kiedy ta kończyła nakrywać do stołu.
Instynktownie pochylił się w jej kierunku i delikatnie ułożył dłoń na jej twarzy. Zesztywniał w odpowiedzi na pytanie. Nie miał siły ani ochoty zaczynać rozmowy, która miała potencjał przemienia się w długą dyskusję albo, co gorsze, w kłótnie. Szybko się zreflektował, pochylił się bardziej by skraść jeszcze jeden, szybki pocałunek i przejechał kciukiem po jej policzku.- Jestem zmęczony, wiesz jak źle znoszę podróże…- odparł, po czym usiedli do stołu. Nałożył sobie sporą porcje i przez kilka minut jadł w milczeniu czując na sobie jej spojrzenie- Jak na uczelni? Długo jeszcze będziesz na zastępstwie?- zapytał w końcu podnosząc wzrok na blondynkę.- Mama pytała czy damy radę przylecieć dzień przed przyjęciem i ewentualnie pomóc, pewnie jutro będzie dzwonić.
♥
Odetchnął, kiedy odpuściła, musiała uwierzyć, że to tylko zmęczenie. Kiwał głowę i co jakiś czas mruknął coś pod nosem na znak, że jej słucha, nie chcąc mówić z pełnymi ustami. Jedzenie było wyśmienite, a on nawet nie zdawał sobie sprawy jak był głodny. Mógł przysiąc, że zobaczył iskierkę rozbawienia, gdy dołożył sobie makaronu na talerz.
OdpowiedzUsuń- Szczerze mówiąc zapytałem wprost, bo absolutnie nic nie przychodziło mi do głowy- odpowiedział, przełykając kolejny kęs.- Na początku kręcili nosem, że jedynie chcą świętować z rodziną i przyjaciółmi, ale potem mama zaczęła coś mówić o wycieczkach, i jak to zawsze mieli pojechać na zachodnie wybrzeże. Chciała zobaczyć to i tamto, odwiedzić jakieś winiarnie i odpocząć, więc tak będzie- podobnie jak Viv, oparł się wygodnie na krześle, kiedy talerz przed nim był już pusty.- Mama nie chce lecieć w środku lata, wiec stawiam na kwiecień, maj, sami mają wybrać dogodny termin. Oczywiście, trzeba będzie wtedy załatwić opiekę nad ich stadem… Zobaczymy jak będzie z praca, albo my coś wykombinujemy albo komuś zapłacę by zajął się domem, zwierzętami i podlał kwiatki- kontynuował i odsunął od siebie talerz. Jak był dzieckiem, w domu zawsze był jakiś kot lub pies, ale kiedy Chris przeprowadził się do Nowego Jorku, coś dziwnego się tam wydarzyło. Teraz w domu w Farmington Hills był prawdziwy zwierzyniec. Cztery koty, dwa psy, koza i papuga. Zdecydowanie za dużo jak na jego gust. Na dodatek, połowa to przybłędy albo biedaki ze schroniska. Obaj z ojcem powiedzieli mamie, że ma zakaz odwiedzania tego miejsca a ona ich ignorowała. Miała za dobre serce.
Przechylił głowę w bok patrząc na blondynkę.- Dziękuję, było pyszne. Ja posprzątam- oznajmił, po czym wstał i zaczął zbierać brudne talerze. Kierując się do kuchni, ucałował czubek jej głowy.
- Jeszcze nic konkretnego… Kilka okruszków tu i tam, ale jeszcze nie zdecydowałem- rzucił zza ramienia, myjąc uważnie patelnie. Dobrze wiedziała, że jeśli niebawem nie znajdzie tematu, zacznie chodzić po ścianach- Jak byłem w Mariesville, ktoś się ze mną skontaktował i mówił o nastolatkach, i młodych kobietach, które nagle znikają. Ponoć ostatnim miejscem jakie odwiedzały był ośrodek dla bezdomnych i uzależnionych. Policja dużo mówi, ale nic nie robi, bo kogo obchodzą bezdomne ćpunki. Nie miałam szans poszperać, ale raczej odpada.- Skończył myć naczynie, wytarł blat i osuszył dłonie w małą ściereczkę. Oparł się tyłem o szafkę i ponownie skupił wzrok na Vivienne.- Co powiesz na kieliszek wina?-Oczywiście, że naleje jej lampkę wina, a sobie zrobi gin z tonikiem.
ktoś jest zdeterminowany, by do niej nie doszło
[Cześć, super widzieć Cię znów! :) Bardzo lubię to, jak zgrabnie przedstawiasz w bohaterce siłę i słabości, subtelnie operując miękką granicą. To niesamowite, jak w kilku zdaniach namalowałaś obraz Viv w mojej głowie i nawet gdyby nie było w karcie zdjęcia wizerunku, wyobrażała bym sobie ją właśnie tak!
OdpowiedzUsuńPięknych wątków! :*]
Abigail
[Przybyłam poinformować, że odezwałam się na maila.]
OdpowiedzUsuńWiedział, że na ten moment nie może zdeklarować czy będzie w stanie pilnować domu rodziców, kto wie co będzie za kilka miesięcy i na czym będzie pracował, więc już nic więcej na ten temat nie powiedział. Coś wymyślą.
OdpowiedzUsuńPosłusznie zrobił drinka, o którego poprosiła. Sam nigdy nie przekonał się do smaku whisky. Kiedyś myślał, że musi do niej dojrzeć, teraz już spisał ją na straty. Był ponad czterdziestoletnim facetem, żył na tyle długo, że mógł przyznać, że czegoś nie lubi. Z dwiema szklankami, w których postukiwały kostki lodu, podszedł do okupowanej przez nią kanapy. Położył drinki na stole, wcześniej podstawiając pod nie korkowe podstawki, po czym podniósł długie nogi blondynki, usiadł i przełożył je przez swoje biodra, kładąc dłoń na jej łydce.
- W śródmieściu Atlanty- odpowiedział, kiedy już się wygodnie ułożył- Znikają to słowo, którego użyły osoby, które je znały, ale nie wiadomo czy rzeczywiście coś się dzieje, czy rzeczywiście coś im się stało czy poszły się bawić gdzie indziej, wyjechały a może nawet zostały czyste i nigdy nie wróciły na ulice- westchnął i przejechał dłonią po zarośniętym policzku.- Odpada, bo dopiero zacząłem szukać tematu i bądźmy szczerzy, takie sprawy wymagają wielu godzin pracy w terenie i raczej nie dla jednej osoby. Po czym zainwestuje tygodnie i zostanę z niczym. Nie ma dowodów, wiarygodnych świadków, żadnych podejrzeń popełnienia przestępstwa przez schronisko ani osoby, które je prowadzą. Czemu miałbym spędzić tygodnie w Georgii dla tematu, który może się okazać żadnym tematem?- powiedział i sięgnął po swój gin z tonikiem. Łyk przeźroczystego drinka sprawił, że rozluźnił się dalej i osunął lekko na poduszce. Zwrócił wzrok na Vivienne i uśmiechnął się delikatnie.- Myślę, że trzy tygodnie rozłąki na jakiś czas na wystarczą, nie uważasz? Zostanę tutaj i będę pracować nad czymś na czym się znam, po prostu jeszcze nic mi w oczy nie wpadło - oznajmił i poklepał lekko jej nogę. Było mu tu dobrze, w końcu był w domu, przy niej.
Chris
[Dzięki śliczne! Wykorzystam twój komentarz jako okazję, żeby jeszcze raz westchnąć nad piękną Rosamund, a na maila wkrótce odpiszę! ;)]
OdpowiedzUsuńClive
Gdy tylko zmieniła pozycję, wiedział, że coś się szykuje. Kąciki jego ust nieco się uniosły na widok jej niepewności, bo na co dzień była jedną z najbardziej pewnych siebie i odważnych kobiet jakie znał. Wezbrała się w nim czułość.
OdpowiedzUsuń- Tak, pamiętam. Dom, w którym razem z tobą oglądałem z agentką nieruchomości- wtrącił.- Wiem od kilku dni, że nigdy nie wystawiłaś go na sprzedaż.- Historia jest bardzo subiektywna. Z jego perspektywy, nie było żadnego może, ani rozważania sprzedaży. Ostatnio, kiedy ten temat poruszyli, miała umówić się z agentką, by zrobić zdjęcia posiadłości w lepszym świetle. Był przekonany, że chciała sprzedać ten dom. Ba!Od miesięcy myślał, że już dawno jest znów na rynku. Zabawne jak zupełnie inaczej pamiętają te wydarzenia. Wciąż jednak miał nadzieję, że nie będzie to wielka sprawa. Nie musi się z tego wywiązać żadna kłótnia, prawda? Poniósł wzrok i napotkał jej błagalne spojrzenie, i wszelkie rozbawienie, rozluźnienie odeszło w zapomnienie. Bała się się jego reakcji a to oznaczało, że za tą decyzją stało więcej niż sam sentyment do miejsca, gdzie spędzała kilka tygodni za dzieciaka. Tego, tak naprawdę, obawiał się od momentu, kiedy się dowiedział. Gdyby nie to, że siedziała tak blisko, jego reakcja mogłaby umknąć jej uwadze. Wyprostował się, mięśnie w ramionach lekko się spięły a szczęka zacisnęła. Dłoń, którą wcześniej swobodnie jeździł po jej udzie, zatrzymała się w miejscu a palce na szklance mocniej się zacisnęły. Wziął głęboki wdech nosem, kiedy skończyła. Normalnie jej bliskość, ciepło jej ciała i zapach, działały na niego kojąco, teraz czuł jakby wpadł w pułapkę.- Zamieszkać?- powtórzył i przekręcił głowę w bok, przyglądając się jej uważnie, wcześniej odstawiając drinka na stół.- Że chcesz… Przenieść się do Georgii?- Tak bardzo nie chciał poruszać tego tematu dzisiaj, a najlepiej nigdy o tym nie wspominać. Bał się co może z tego wyniknąć, ale nie było już odwrotu. Nie chciał kłótni, ale też musieli być ze sobą całkowicie szczerzy. Nie było miejsca na niedomówienia.
scared Chris