I'm sorry for chasing my own tail then biting yours instead
Niebieski był jego kolorem. Pragnął, żeby przesiąkło nim wszystko. Ku zadowoleniu ojca, jak na chłopca przystało. Obserwowanie gwiazd naturalnie nie należało do męskich zajęć, ale to jemu oddawał się po kryjomu z zapartym tchem. Aż do dwudziestego trzeciego września dwa tysiące pierwszego roku. Wtedy tata ulubionymi strukturami i barwami świata zaczął znaczyć ciała jego i mamy.
Dokładnie dziewięć miesięcy i trzynaście minut od uderzenia w północną wieżę World Trade Center otrzymał diagnozę: zespół stresu pourazowego. Jedenastoletni Charles nie znał pełnego znaczenia tych słów, ale intuicja podpowiadała mu, że opinia wystawiona przez pielęgniarkę na ostrym dyżurze po trzecim złamanym żebrze, ułamanym zębie i pogruchotanym nosie była pełniejsza: czyste skurwysyństwo.
To czyste skurwysyństwo zrobić to swojemu dziecku.
Odrętwiała alkoholem, który zdążył na stałe spoić się z jej oddechem, matka nagle poderwała się z krzykiem na ten wstrząśnięty szept. Wspomnienia są zamglone, wyparcie niby drut ortopedyczny wtargnęło w kręgosłup, by umożliwić utrzymanie wyprostowanej postawy. A jednak co do sylaby pamięta bełkotliwy monolog o narodowym bohaterze. Określenie to przez dwadzieścia trzy lata zagościło się już na stałe w jego przełyku, by co jakiś czas wybudzać go w nocy torsjami.
Nie chciał być bohaterem. Kiedy więc skończył osiemnaście lat, nie odpowiedział ogniem na ogień. Uchylił się jedynie, pozwalając pięści pogruchotać gipsową ścianę, zgarnął torbę i zatrzasnął za sobą drzwi z hukiem. Tylko po to, by dwa tygodnie później złożyć podanie o przyjęcie na akademię pożarniczą w Atlancie. Nie było już adrenaliny w oczekiwaniu na kolejną erupcję gniewu. Odnalazł ją więc w eksplozjach gazu, walących się stropach i zapachu zżeranego przez ogień ciała. W sadzy, kurzu, pocie i nieznośnym gorącu. W wysiłku fizycznym ponad miarę i wiecznie wszechobecnym swędzie spalenizny. Zawsze gotowy być nie będąc zbawicielem. W ledwie miernej iluzji wyswobodzenia.
Ponieważ dwieście siedemdziesiąt trzy miesiące, cztery dni, szesnaście godzin i dziewiętnaście minut od uderzenia w północną wieżę World Trade Center ściskając w ramionach rozgrzane stosunkiem ciało wypuścił spomiędzy warg wyznanie, które pozbawiło ich obu gruntu spod nóg. Wbrew logice kochanie mężczyzny nie jest bowiem męskie. Dlatego odczekał, aż cudzy spłycony snem oddech utraci kontrolę nad rzeczywistością i zrobił to, co potrafi najlepiej. Spakował podróżny worek i wsiadł za kierownicę samochodu.
Tak oto pojawia się tutaj. Nadal sparaliżowany lękiem, że pewnego dnia podniesie wzrok znad umywalki i zobaczy w lustrze twarz ojca.
[Próbujemy ponownie. Na wizerunku Tom Hardy, więc musiałam Charlesowi dać pieska. Chłop to gbur, ale każdego wyratuje z opresji, a i romansem z dyskretnym mężczyzną nie pogardzi. Oddam postać kłopotliwego starszego brata oraz ex-partnera. Kontakt: rotted.angel@gmail.com.]
TREŚCI 18+
[Jak miło widzieć, gdy ktoś wraca z postacią! Mam nadzieję, że tym razem uda się na dłużej, a Charlie zbuduje genialne historie!
OdpowiedzUsuńNie pamiętam, czy za pierwszym razem już o tym wspomniałam, ale najwyżej się powtórzę – jego kreacja jest genialna, choć niezwykle ciężka. Oby znalazł swój spokój w sercu.
U Jaxa mam już pełen komplet, ale jeśli u pozostałych postaci znajdziesz jakiś punkt zaczepienia i chęci do napisania coś razem, zapraszam! :)]
Jax Moore, Ed Murray, Max Donovan & Maddie Green
[Myślę, że zmiana zdjęcia w KP totalnie na plus! Tak idealnie współgra z treścią karty, że w tej całej goryczy, aż miło popatrzeć. Postać Charlesa niezwykle ciekawa, choć niełatwy los mu zgotowałaś.
OdpowiedzUsuńAle Mariesville przygarnia wszystkich strudzonych wędrowców, wskazując jakiś, nowy kierunek. Coś o tym wiemy.
Zawitaj na dłużej, w chmurze cudownych wątków. Zapraszam, jeśli ktoś z mojej trójcy przyciągnie twój wzrok.]
Stephanie / Finn / Gustavo
[Super, że wracasz! Baw się tu dobrze i zostań na dłużej ;)]
OdpowiedzUsuńAbi
[mam nadzieje, ze powrót będzie udany i potrwa on długo i wesoło w tej naszej zwariowanej "rodzince" ;) Dużo wątków, powiązań i dobrej zabawy.
OdpowiedzUsuńZapraszamy na coś jeśli chęć jest ;)]
Patricia
Rozgrzewkę ogranicza do kilku niedbałych skłonów, po czym wsuwa do uszu słuchawki, włącza znaną już na pamięć playlistę i truchtem zaczyna pokonywać kolejne metry pomiędzy gęsto rosnącymi drzewami. Skupia się na oddechu, ignoruje zaś całkowicie fakt, że ledwo widzi własne dłonie, licząc na to że przebycie podobnej trasy kilkaset razy umożliwi mu pokonanie jej również i teraz bez wybicia zębów.
OdpowiedzUsuńZ rytmu wybija go specyficzny dźwięk, którego nie słyszał już od dawna, budzi on jednak znaną mieszankę emocji: ekscytację, strach i obrzydzenie. Zwalnia do spaceru, wyciąga z kieszeni telefon i włącza aplikację. Sucha, pozbawiona sentymetów wiadomość daje mu nadzieję, że obędzie się bez zbędnej wymiany uprzejmości, dlatego odpowiada niemalże od razu: włącza mapę, wyszukuje oddaloną o kilka kilometrów od jego obecnej lokalizacji polanę, po czym wysyła ją nim ma okazję się rozmyślić.
Przyspiesza do sprintu, pozwalając by zmęczenie zajęło mu głowę w dużo większym stopniu niż strach. Dociera dzięki temu na miejsce dużo wcześniej niż by tego chciał, co z kolei jest już kwestią problematyczną: natrętne myśli kłębią się jak w zapchanym kominie, bo oto znów staje w sytuacji, gdzie jego dotychczasowe życie może ulec całkowitemu rozkładowi, jeśli tylko trafi na nieodpowiednią osobę. Dyskrecja nie dla wszystkich oznacza to samo.
Wyciera rękawem pot z czoła oraz karku, chowa słuchawki do kieszeni i spogląda na zegarek, by chwilę później usłyszeć kroki na leśnym podszyciu. Ciekawość po raz kolejny wygrywa ze strachem - podnosi głowę, w duchu prosząc jedynie by przypadkiem nie napotkał znajomej twarzy. Ulga zalewa jego ciało, bo ma wrażenie, że nigdy wcześniej nie widział tego mężczyzny, a więc istnieje prawdopodobieństwo, że i ten nie wie z kim ma do czynienia.
Podoba mu się, że nieznajomy zmniejsza odległość między nimi do absolutnego minimum. Czuje jego zapach i ciepło, a chwilę później również i umięśnione ramię, gdy zaciska na nim palce, chcąc upewnić się, że ten nigdzie się nie oddali. Nie pozostawia sobie czasu na wątpliwości, które z pewnością przegnałyby pożądanie w zamian obdarowując go jedynie wstydem: pokonuje ostatnie, dzielące ich milimetry i wpija się w miękkie wargi na tyle łapczywie, że ich smak uderza go mocniej niż alkohol.
Przechodzi mu przez myśl, że może jednak mężczyzna wie z kim ma do czynienia i stąd nagły brak aktywnego udziału w czymś, co zapowiadało się przecież tak dobrze. Już ma się od niego oderwać, zamknąć ten niezwykle krótki rozdział zanim pojawią się niewygodne pytania, kiedy to nieznajomy decyduje się jednak na coś więcej niż bierne przyjmowanie jego języka w swoich ustach.
OdpowiedzUsuńTaki obrót spraw podoba mu się dużo bardziej; o wiele łatwiej uciszyć wyrzuty sumienia i wstyd , kiedy głowa zajęta jest analizowaniem struktury męskich warg, napięcia mięśni. Z przyjemnością oddaje się wędrującym po jego ciele dłoniom, nie ma nic przeciwko brutalnemu przyciśnięciu do drzewa, nawet jeśli to skutkować ma świeżymi siniakami. Warte jest bowiem każdego grzechu; a przynajmniej tak sobie powtarza niczym mantrę, wsuwając palce pod materiał podkoszulka mężczyzny, by przesunąć paznokciami wzdłuż cudzego kręgosłupa.
Instynktownie wypina biodra do przodu, chcąc poczuć go przy sobie tak blisko, jak to możliwe. Sama wizja nadchodzącej przyjemności powoduje wzwód, co komentuje jedynie cichym westchnieniem. Nie ma zamiaru czekać na kolejny ruch nieznajomego, chce się dowiedzieć czy ten jest w podobnym stanie już teraz, dlatego wolną dłoń wsuwa pod materiał dresowych spodni.
Żałuje, że obecna pozycja nie pozwala mu zbadać cudzego ciała dokładniej; zadowolić musi się więc otrzymywanymi pieszczotami, na co przecież narzekać też do końca nie może. Szum w głowie staje się coraz głośniejszy, zagłuszając resztki towarzyszących mu wątpliwości. W tej chwili nie ma bowiem na nie miejsca, nie mieszczą się one w wilgotnym języku ani w napierających na wejście palcach.
OdpowiedzUsuńWygina plecy w łuk, gdy mężczyzna wsuwa się w niego, z wdzięcznością przyjmując fakt, że nieznajomy przygotowany jest do przypadkowego spotkania w środku lasu dużo lepiej od niego. Brakuje mu cudzych warg, ma wrażenie że dostęp do nich został mu odebrany celowo i choć bycie obserwowanym w tym momencie zupełnie mu nie przeszkadza, dużo bardziej ciekawi go jednak odebrany smak, faktura ust, kościstość szczęki.
Zaciska więc palce na karku kochanka i przyciąga go do siebie najmocniej jak potrafi, choć już teraz czuje, że ten jest sporo silniejszy od niego. Ma wrażenie, że wyczuwa pod skórą każde ścięgno, każdy napięty mięsień. Jednocześnie brak miejsca w bieliźnie zaczyna dotkliwie dokuczać, a pieszczoty wprawnych palców są doskonałym preludium do pragnienia, którego nie pozwolił sobie spełnić od zdecydowanie zbyt dawna.
Odnajduje w końcu cudze wargi, ale i na nich nie potrafi się do końca skupić, chce polizać każdy milimetr słonej skóry, zassać grdykę, wyczuć pod językiem tętnicę, zagłębić się w małżowinie usznej, dlatego obdarowuje go wilgotnymi pocałunkami wszędzie, gdzie tylko ma ochotę. Jednocześnie pozwala swoim dłoniom błądzić po apetycznym ciele, na tyle, na ile pozycja przygwożdżonego do drzewa mu na to pozwala. Zahacza opuszkami o sutki, masuje zgrabne półkule pośladków, w końcu jednak sięga po opakowanie prezerwatyw, jedną z nich wyciąga, dając tym samym znać, że gotowy jest na więcej.
Z ogromnym zadowoleniem wsłuchuje się w dźwięki wydobywające się spomiędzy smakowitych warg, rejestrując dokładnie moment, w którym następuje ta nadzwyczaj przyjemna nagroda. Już ma powrócić dłonią do sztywnych sutków, wtedy jednak jakakolwiek wymyślona strategia opuszcza umysł, w zamian wpuszczając falę zmieszanej ze sobą przyjemności i znanego bólu. Wciąga głośno powietrze przez nos dosłownie na sekundę, przymykając powieki, naiwnie wierzy że pomoże mu to w rozluźnieniu mięśni, przyzwyczajeniu się do cudzej obecności. Kilka pierwszych ruchów wiąże się nierozłącznie z dyskomfortem, ten jednak szybko przekształca się w dużo rozkoszniejszą serię emocji.
OdpowiedzUsuńZ powodzeniem ignoruje szorstki, twardy pień drzewa, o który raz po raz się obija, zbyt skupiony na wyrazie twarzy mężczyzny, który z taką łapczywością się do niego dobiera. Porusza się w nadawanym przez niego rytmie, wypychając do przodu biodra, opadając na niego, ściskając mięśnie przy każdym wyjściu jakby nie chciał go z siebie wypuścić.
Spomiędzy rozchylonych warg wyrywają się niekontrolowane, chrapliwe dźwięki; decyduje się więc zając usta czymś, co choć na moment go zagłuszy. Podciąga cudzą koszulkę w górę i szczypie twardy sutek zębami, by chwilę później zassać go, drugi zaś pieszcząc opuszkami palców.
[O nie, komuś też tu piła matka i ktoś też ma na głowie sypiącą się chałupę?! A miałam być taka oryginalna! ;D
OdpowiedzUsuńTo, rzecz jasna, same żarty, ale gruz chętnie wam oddamy, Lee skądś go może wytrzasnąć na potrzeby wątku. Zapraszamy po gruz.]
Lee
Chaos. Tylko tym jednym słowem dało się opisać Tony'ego. Gdziekolwiek się nie pojawiał, wprowadzał zamęt i niszczył stary porządek, czasem nawet bezpowrotnie. Palił za sobą mosty i często zostawiał ludzi z niczym. Zawsze jednak wracał do brata. Niczym bumerang odnajdywał drogę, niezależnie od tego, jak daleko Charles usiłował uciec. Jedyny okres, w którym mógł być pewien, że Tony nie wpadnie do niego z nieoczekiwanymi odwiedzinami zakończył się wraz z końcem pięcioletniej odsiadki za kratami. O Rikers Island mówiło się niemal zawsze w negatywnym kontekście. Brutalne napaści między osadzonymi, ataki na funkcjonariuszy więziennictwa, przemoc seksualna, grypserka… Jeśli wierzyć licznym artykułom, które powstawały przez ostatnie dekady na temat tego miejsca, skazani opuszczali je jeszcze bardziej zdemoralizowani lub z uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym.
OdpowiedzUsuńTym razem poszukiwania brata zajęły Tony’emu dłużej, niż zwykle. Stracił trochę cennego czasu, bezowocnie jeżdżąc po Atlancie, gdzie ślad po Charlesie się urywał. Tylko na pozór, rzecz jasna. Nie był fatamorganą, nie rozpłynął się w powietrzu. Pozacierał po sobie ślady, zmienił numer telefonu, przeprowadził, jednym słowem - odciął się grubą kreską. Tony nie zamierzał jednak porzucać jego tropu tak łatwo. Był zdeterminowany, żeby powiadomić brata o śmierci ich matki, najlepiej osobiście.
Za jego podróżą do stanu Georgii stała też inna, bardziej prozaiczna przyczyna. Miał długi i to niemałe, a ludzie, którym był winien pieniądze zaczęli upominać się o ich spłatę. Jak można się łatwo domyślić, Tony nie był w posiadaniu ćwierci miliona dolarów. Gdyby dysponował taką zawrotną kwotą, z pewnością opłakiwałby śmierć matki ocierając łzy w jakimś ładnym miejscu, nie w Mariesville. To właśnie na stronie internetowej miejscowej remizy strażackiej udało mu się wyszukać dane młodszego brata. Niewielka mieścina na zdjęciach prezentowała się niemal idyllicznie: odrestaurowane budynki, przyciągający tłumy Festiwal Jabłek, uśmiechnięci mieszkańcy spacerujący wzdłuż rzeki, rozległe sady i pola uprawne… Na pierwszy rzut oka wydawało się spokojnym miejscem, idealnym dla rodzin z dziećmi, szukających bezpiecznej przestrzeni dla swoich pociech albo miejsca, w którym można spędzić jesień życia z dala od wielkomiejskiego smogu, hałasu i wysokiego poziomu przestępczości. Tylko czego szukał tu Charles? Jeśli nowego startu, to będzie srogo zawiedziony na jego widok.
Tony dotarł do Mariesville na rezerwie paliwa. Czerwona dioda mrugała ostrzegawczo już w połowie trasy z Atlanty, ale mężczyzna nie wydawał się być tym szczególnie przejęty. Naprawiał tego starego gruchota więcej razy, niż mógł zliczyć. Za każdym razem, gdy udało mu się opanować jedną usterkę, niebawem pojawiała się kolejna. Szczęście w nieszczęściu, że był mechanikiem, bo gdyby ciągle musiał oddawać go do mechanika, to całkiem by zbankrutował. Rzęch dla wielu osób nadawał się wyłącznie do kasacji, ale Tony miał do niego sentyment. Może dlatego że to na nim uczył się metodą prób i błędów, a może dlatego że to było pierwsze auto, które kupił.
Zaparkował zdezelowane auto pod remizą i zajrzał do środka, by zapytać o brata. Jakiś młody, niezbyt rozgarnięty chłopak w zbyt dużym stroju poinformował go o tym, że Charles skończył już na dzisiaj pracę, więc na pewno się minęli i jest już w domu. Tony wykorzystał nadarzającą się okazję i już po chwili wrócił do auta, trzymając w ręku żółtą karteczkę samoprzylepną z odręcznie napisanym adresem.
Kiedy dotarł pod kamienicę mieszczącą się w centrum miasteczka, na dworze pociemniało i temperatura zauważalnie spadła. Tony podniósł kołnierz jeansowej kurtki, od wewnątrz pokrytej białym ociepleniem. Chwilę błądził, szukając numeru mieszkania, aż w końcu trafił pod odpowiedni adres. Wyciągnął rękę z kieszeni i zapukał, nasłuchując szczekania psa i zbliżających się kroków.
— Cześć, Charlie — rzucił na powitanie, jak gdyby nigdy nic, gdy drzwi uchyliły się.
Tony
Mężczyzna zdecydowanie wie, co robi, co tylko potęguje uczucie rozkoszy. Podobają mu się jego silne dłonie, napięte mięśnie i twardość sutków. Obejmuje kochanka szczelniej nogami, zaciskając jednocześnie mięśnie na twardej męskości. Doskonale zdaje sobie sprawę ze zbliżającego się spełnienia, czym brutalniej zostaje potraktowany, tym salwa westchnięć przybiera na częstotliwości. Unosi rytmicznie biodra, a gdy tylko dostaje okazję by ponownie mężczyznę pocałować, nie waha się nawet moment.
OdpowiedzUsuńDochodzi w cudzej dłoni, chrapliwym jękiem częstując miękkie wargi. Mija może kilka sekund i wyraz twarzy nieznajomego informuje go, że i on jest bliski spełnienia. Nie odrywa się od niego nawet na chwilę, smakując i kąsając rozochocone wargi.
Potrzebuje kilku sekund by wyrównać oddech. Rozluźnia uścisk wokół cudzych bioder i ląduje bezpiecznie na ziemi, chociaż zmęczone nogi zdają się chcieć pod nim ugiąć. Przytrzymuje się na moment konara drzewa, posyłając mężczyźnie blady uśmiech.
Podciąga spodnie, nie odrywając wzroku od przystojnej twarzy, po czym przełamuje powstałą pomiędzy nimi odległość i pozwala sobie jeszcze raz go pocałować.
Noel
Najchętniej uniknąłby jakieokolwiek pożegnania, te zawsze wydawały mu się kompromitujące; pocałunek zdaje się być jednak odpowiednią opcją, na którą decyduje się z przyjemnością. I już właściwie ma odejść w kierunku swojego domu, ale wtedy spostrzega ten wzrok przeszywający na wskroś materiał koszulki mężczyzny. Podąża w tym samym kierunku, dostrzega lepką plamę i krzywi się odrobinę na niefortunność tej sytuacji. Zdaje sobie bowiem sprawę, że spotkanie w lesie w środku nocy bez wymiany jakichkolwiek informacji nosi znamię dyskrecji - o i ile mogliby liczyć, że nieznajomy nie spotka nikogo, wie że on nie podjąłby takiego ryzyka. Cmoka z dezaprobatą, drapiąc się po napiętym karku, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się palce mężczyzny, po czym długo się nie zastanawiając schyla się i wciska dłoń w błotniste podłoże. Prostuje się i patrząc kochankowi prosto w oczy wyciera brudną rękę w materiał jego koszulki.
OdpowiedzUsuń- Od razu lepiej - mówi, zadowolony z siebie, posyłając mu przy tym lekko zawadiacki uśmiech.