26.12.2020

[KP] Vanessa Reynolds


Vanessa Reynolds

Trzydzieści lat. Urodziła się w Mariesville, jednak od piątego roku życia wychowywana była przez matkę w Nowym Jorku. Przeprowadziła się do miasteczka we wrześniu ze względu na pogarszający się stan zdrowia ojca, jednocześnie przyjmując posadę nauczycielki plastyki w Mariesville Hight School. Uwielbia motocykle.

Była niczym żywe dzieło sztuki, które nagle pojawiło się w stonowanej palecie Mariesville. Odważna, pełna kolorów, ale nieskłonna do wyjaśniania swoich wyborów. Była sprzecznością w najczystszej postaci. Subtelna w swoich gestach, ale silna w sposobie, w jaki stawiała czoła światu. Pewna siebie i niezależna, kryła w sobie delikatność i wrażliwość, które ujawniały się w drobnych gestach – cichym uśmiechu, pochylonym spojrzeniu, dłoni delikatnie muskającej fakturę obrazu. Była otwarta i ciepła, przyciągała ludzi swoim szczerym zainteresowaniem ich historiami. Potrafiła słuchać z uwagą, która sprawiała, że każdy czuł się ważny. Ale mimo tego jej oczy skrywały tajemnicę – jakby widziały więcej niż tylko to, co oczywiste. Może to była tęsknota za czymś nieosiągalnym, może cienie wspomnień, o których nigdy nie mówiła. Była jak wiatr, który nagle zmienia kierunek – nieprzewidywalna i odświeżająca. Wprowadzała energię, która poruszała nawet najbardziej stateczne serca, a jednocześnie pozostawiała wrażenie, że nosi w sobie coś, czego nikt nie zdoła posiąść. Była zagadką. Jak obraz, który fascynuje, choć jego prawdziwy sens pozostaje nieuchwytny.


kontakt: thebestdrugseller@gmail.com; FC: Kseniya Rain

2 komentarze:

  1. Wracał właśnie z trudnego spotkania z klientem i jedyne, o czym marzył to gorąca kąpiel i wygodne łóżko w sypialni. Ostatnio znów za dużo pracował i choć starał się o siebie dbać, bywał pracoholikiem i nawet nie wiedział, kiedy, kompletnie zatracał się w papierach i sprawach, które akurat prowadził. Jego ambicja nie pozwalała mu podejść lekceważąco nawet do najmniej wymagającego klienta, co z jednej strony było jego zaletą, ale z drugiej, dawało się we znaki jego przemęczonemu organizmowi.
    - Co do cholery… - mruknął pod nosem, czując przy skręcie szarpnięcie i słysząc huk, charakterystyczny dla sytuacji, w której samochód ma z czymś nieproszony kontakt. No pięknie, tylko tego mu było jeszcze potrzeba, zwłaszcza, że odebrał ten samochód z salonu niecały miesiąc temu i był jego oczkiem w głowie. Nie należał do nerwowych osób, starał się załatwiać wszystko ze spokojem i polubownie, westchnął jedynie ciężko i wysiadł z samochodu, kiedy bezpiecznie zatrzymał się z drugim poszkodowanym na poboczu.
    - To nie jest nasz szczęśliwy dzień – westchnął w kierunku kobiety, która także wyszła na zewnątrz. Mógł się wykłócać o to, że miał pierwszeństwo i że powinna patrzyć, co robi, nie potrzebował jednak publicznej awantury, ani wzywania niepotrzebnie policji. Byli dorosłymi ludźmi, wierzył, więc, że jakoś się dogadają i każde z nich rozejdzie się w swoją stronę.
    - Podpiszemy wszystkie oświadczenia, mam je przy sobie, więc powinniśmy to szybko załatwić. Mam nadzieję, że jest pani ubezpieczona, każdemu zdarzy się rozkojarzyć, ale proszę następnym razem bardziej uważać, szkoda przepychanek z agentem – dodał, wyciągając ze schowka dokumenty dotyczące sprawcy kolizji. Zawsze jeździł przepisowo, nigdy nie był sprawcą ani ofiarą żadnego poważniejszego wypadku, dzisiaj także nie miał sobie nic do zarzucenia, to on miał ewidentne pierwszeństwo i liczył, że kobieta nie będzie szukać jakiś zbędnych wymówek, które jedynie zajmą ich cenny czas, który mogliby poświęcić na odpoczynek czy cokolwiek innego, zdecydowanie bardziej milszego niż stanie w mrozie i wykłócanie o to, kto ma rację.

    oaza spokoju

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rozumiał gwałtownej reakcji kobiety, ale nie dał się jej w żaden sposób sprowokować i nadal zachowywał wręcz kamienną twarz. Bycie prawnikiem nauczyło go opanowania, które w przypadku trudnych spraw było wręcz zbawienne podczas rozpraw sądowych. Nie był niemiły dla ludzi, miejscowi bardzo go szanowali za to, że do wszystkiego podchodził z dystansem, nie prowokując żadnych lokalnych awantur czy niepotrzebnych dramatów. Ludzie zawsze mogli na niego liczyć i nawet, jeśli kogoś nie było stać na usługi ich topowej w okolicy kancelarii, wiele spraw godził się prowadzić charytatywnie, ciesząc się przy tym, że mógł komuś pomóc.
    - Nie musi pani niczego podpisywać, po prostu proszę następnym razem bardziej na siebie uważać – westchnął, odsuwając papiery w jej kierunku. Zatrzymał na moment wzrok przy nazwisku, które widniało na kartce, a które wydawało mu się dziwnie znajome. Nie widział tej kobiety od lat, nie był pewien, czy to w ogóle ona, ale jeśli tak, cieszył się, że pojawiła się w okolicy, za pewne odwiedzając swojego ojca. Nie chciał jej dodatkowo denerwować wspomnieniami z przeszłości, założył, że jeśli jest im pisane się spotkać, los znów jakoś ich połączy.
    - I nie chodzi o szkody, a o pani zdrowie. Jeśli jechałbym szybciej, to nie skończyłoby się dziś dla pani dobrze. Nie potrzebujemy trupów w miasteczku – westchnął, lekko się przy tym uśmiechając. Nie wiedział, czy cokolwiek do niej dociera i czy w ogóle go słucha, a nie miał na tyle odwagi, aby podjąć się próby uspokojenia jej, czy zaproponowania głupiej kawy. Była cała roztrzęsiona, powinna wrócić do domu i napić się jakiejś ziołowej herbaty, ta durna stłuczka ewidentnie wyprowadziła ją z równowagi.
    - Nie będę dochodził swoich roszczeń ani innych spraw, spokojnie. Niech pani po prostu…odpocznie – dodał nieśmiało, nie wiedząc, jak w ogóle odbierze jego słowa i czy jej spanikowany umysł i tego nie odbierze jako atak w kierunku jej osoby. Nie lubił, kiedy ktoś przez niego był smutny, a ta kobieta ewidentnie była na granicy płaczu. Nie sądził, aby jakoś ostro ją potraktował, ale kto wie, może po prostu miała kiepski dzień.
    - Mogę jakoś pani pomóc? – dodał, gryząc się zaraz po tym w język. Miał przestać bawić się w lokalnego bohatera i pozwolić ludziom żyć swoim życiem, zwłaszcza, że ostatnio już nie raz się na tym przejechał i negatywnie się to na nim odbiło. Nic jednak nie poradził na to, że za bardzo przejmował się ludźmi i nie miał serca wypuścić jej teraz do domu w takim stanie.

    superman

    OdpowiedzUsuń