
właść. Xander
Killian Bates • ur. 16 marca 1996 roku w Camden • Przez pierwsze dziewiętnaście
lat mieszkał w rodzinnym domu w Farmington Hills • Pomieszkuje między rodzinnym domem, a domem brata w Pinehill Estates • Młodszy syn Bernarda Batesa
i Amandy Bates, właścicieli Bates' Old Mill Meats - rodzinnej wędzarni przekazywanej z pokolenia
na pokolenie • Wyjechał na studia do Kalifornii i spędził tam ostatnie dziesięć
lat • Starszy o trzy lata brat - Nathan - ten idealny i lepszy • Dumny wujek
Lucasa od pięciu lat i Lottie od sześciu miesięcy • Daje młodemu kolorować
tatuaże i domalowywać kolejne • Te które mu się spodobają najbardziej utrwala
na skórze • Wracał do Mariesville na każde większe święta i urodziny bratanka •
Absolwent dietetyki na California State University w Los Angeles • Dietetyk •
Wegetarianin • Fan jednośladowców • Oczy obrysowane czarną kredką, papieros za
uchem lub między ustami, tatuaży już nie liczy • Wolny Duch, bo liczy, że
wrócił tu tylko na chwilę • Jeep Grand Cherokee • Powiązania
Był tym
dzieciakiem, które już w podstawówce obiecało sobie, że stąd wyjedzie. Nie
dlatego, że żywił do miasteczka negatywne uczucia, wręcz przeciwnie. Kochał i
dalej kocha Mariesville - na swój sposób - ale nigdy nie umiał wyobrazić sobie,
że spędza tu całe życie. Chciał czegoś więcej. Chciał odkryć ciekawe miejsca w
Stanach i na świecie, chciał spakować cały swój dobytek w plecak i wyruszyć w
długą podróż, sypiać pod gwiazdami i nie mieć pewności co do tego, gdzie
znajdzie się następnego dnia. W małym stopniu udało mu się te plany zrealizować.
Prędko okazało się, że spanie pod rozgwieżdżonym niebem nie jest dla niego, a
dostęp do bieżącej wody to podstawa, z której nigdy więcej rezygnować nie chce.
Stał się fanem biznes klasy i porządnych hoteli. Takich, gdzie na poduszce
zostawiają miętowe czekoladki.
Zachłysnął się
szybkim życiem w Los Angeles. Rozwinął momentalnie karierę. Od nastolatka,
który nigdy przedtem nie wyściubił nosa poza granice małego Mariesville, stał
się guru dla kalifornijskich (i nie tylko) influencerów, którzy jedzenie i
dietę traktowali jako modny, dobrze sprzedający się dodatek. Lubił pokazywać
się na eventach, na których błyszczał razem z ówczesną partnerką. Lubił mieć
podsunięte pod nos współprace, na które godził się chętnie i często, starając
się, aby były one zgodne z jego przekonaniami. Prędko przyzwyczaił się do tostów
z awokado na śniadanie, joggingów wzdłuż wybrzeża i ciepłych promieni słońca. Nagranie
nowego filmiku na TikToka czy Instagrama stało się częścią codzienności na
równi z konsultacjami z klientami. Żył tym idealnym, pod każdym kątem, życiem,
dopóki nie otrzymał tego jednego telefonu, który zmienił wszystko.
Nathan miał
wypadek. Jest w szpitalu.
Następnego dnia
siedział już w samolocie, który zabrał go do Atlanty. Zamiast do domu pojechał
prosto do szpitala. Po odpowiedzi, których nie udzielono mu przez telefon. Był
niechcianym wsparciem dla bratowej, ale wrodzona upartość nie pozwoliła mu na zostawienie
jej w tej sytuacji samej. Ma dwie lewe ręce do prac domowych, ale stara się jak
może, aby dostosować dom Nathana do jego nowych potrzeb. Niechętnie, ale pomaga
rodzicom w wędzarni, choć obecnie zapach mięsa go odrzuca i miewa momenty,
kiedy żałuje, że w ogóle tutaj wrócił. Dzieli swój dzień między Atlantę, a
Mariesville. Odwiedza brata w szpitalu, chodzi z nim na fizjoterapię i uparcie
powtarza, że wózek to jeszcze nie koniec świata i że przecież wszystko jeszcze
się może zmienić. Wieczorami kłóci się z ojcem. Nieudolnie próbuje przekonać
go, aby zainwestował w nowy sprzęt lub w chociaż dodatkowego pracownika, bo
wtedy być może uniknie kolejnego wypadku. Tyle, że Bernard nie chce o
tym słuchać, bo wie lepiej, a ten wypadek to wina Nathana. Mógł na mnie
zaczekać.
Popołudniami
zabiera Lucasa na okoliczny plac zabaw, bo tylko ten dzieciak ze wszystkich
ludzi na świecie go nie drażni. Zasypuje go dziesiątkami pytań, pokazuje
kolekcje dinozaurów i z przekonaniem mówi, że na polu u starego Jenkinsa
widział kości dinozaura. Planują wspólnie wyprawę na pole, aby pogrzebać w ziemi
w celu odszukania kości. Kiedyś im się to uda, ale póki co Xander stara się
wybić mu ten pomysł z głowy, bo wszyscy wiedzą, że Jenkins ma świra na punkcie
swoich pól i spory zapas broni nad kominkiem.
Tylko czasami, kiedy zagląda w oczy Lottie, zastanawia się, czy należą one do Nathana czy jednak może do niego.
[Czasami jedno zdarzenie może wywrócić człowiekowi życie do góry nogami. Grunt, że Xander nie znienawidził tej małej mieściny, bo może dzięki temu przymusowy powrót na dłużej, niż święta, nie był aż tak ciężki do zniesienia? Nie powiem, zaciekawiły mnie jego relacje z bratową, więc liczę na to, że może uchylisz rąbka tajemnicy w jakimś poście fabularnym 🤔 Tymczasem życzę mnóstwa dobrej zabawy, niech czas dopisuje na równi z weną! 🧡]
OdpowiedzUsuńTanner Gentry
& Rowan Johnson
[Ależ mu zgotowałaś historię!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje karty i to, w jaki sposób kreujesz postaci. Ciekawy z niego człowiek, naprawdę. Tylko te papierowy, a fe! :D
I tak samo, jak moja przedmówczyni, czekam na więcej. Też chcę wiedzieć, co ten Xander tam narozrabiał. I na rozwiązanie zagadki, czyją córeczką jest Lottie. ;>]
Betsy Murray & Clementine Redford
[ WOOOOOW, końcówką karty mnie postrzeliłaś xD Nie spodziewałabym się, że Xander może taki numer wykręcić. Czy Lottie ma jego oczy, czy ich nie ma - na pewno będzie odgrywał w jej życiu wielką rolę, szczególnie teraz, kiedy wrócił.
OdpowiedzUsuńBawcie się dobrze i w razie chęci zapraszamy do nas <3 ]
Cynthia
[ wysłałam @ ]
Usuń[Hej,
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że po wizerunku i pierwszej części karty nie spodziewałam się, że Xander okaże się kimś zdolnym poświęcić swoje dotychczasowe luksusowe życie, by zająć się schorowanym bratem i resztą rodziny. A tu proszę, jaka miła niespodzianka.
Życzę powodzenia także z tą postacią i samych porywających wątków, a w razie chęci, zapraszam.]
Monti, Liberty, Delio & Angelo
[Cześć, mnie ostatnie zdanie również niesamowicie zaciekawiło i sprawiło, że zaniemówiłam! Podbijam, też chętnie zagłębiłabym się w tę historię, więc dla nas wszystkich skuś się ten post fabularny! ;D
OdpowiedzUsuńAleż się Xanderowi porobiło w życiu, a było już tak idealnie, do pozazdroszczenia, no litości tutaj nie ma. Ale za to wujek jest z niego wzorowy… Niech mu się wiedzie w Mariesville.
Dużo weny i wciągających wątków! ☺️]
Nancy Jones
Harlow Clarke
[Jak dla mnie to tutaj też przydałby się kot! Ale kociara ze mnie to i z moich panienek musi być, haha ;>>
OdpowiedzUsuńZ bratem u Nancy to jak z testami DNA u Xandera — bez tego byłoby nudno. To może urządzimy sobie mailową burzę mózgów? Tak chyba będzie najwygodniej, a i od razu przyznam się, że jestem nieznośna i podejrzałam panią, którą szykujesz…]
Nancy Jones
Cynthia zaparkowała przed domem Clary i Nathana, jak zawsze, nieco za blisko krawężnika, zostawiając tylko tyle miejsca, by w razie potrzeby można było przejść. Zanim wysiadła z samochodu, przez chwilę siedziała w milczeniu, patrząc na okna, które jeszcze przed kilkoma dniami były pełne życia. Teraz były puste, a na parapetach rośliny, które Clara pielęgnowała z taką troską, zaczynały więdnąć. Jakby coś w tym domu nie tylko przestało funkcjonować, ale straciło swój rytm, swoją harmonię.
OdpowiedzUsuńNie była pewna, co chciała znaleźć, przychodząc tu dzisiaj. Może poczucie, że wciąż coś można zrobić, że w tej małej wspólnocie Mariesville, gdzie wszyscy się znają, ktoś potrzebuje jej obecności, jej wsparcia. Może wreszcie chciała się upewnić, że Clara nie jest sama – w tej ciszy, która zdawała się wypełniać przestrzeń wokół nich.
Weszła na werandę, wpatrując się w uchylone drzwi. Zawsze były takie – otwarte, zapraszające, symbol gościnności i spokoju. To był dom Clary i Nathana, który kiedyś emanował ciepłem, rozmowami przy stole, dziecięcym śmiechem, który odbijał się echem po ścianach. Teraz wszystko zdawało się zamarłe. Zimne, puste okna, w których już nie odbijały się promienie zachodzącego słońca.
Bez wahania, chociaż z pewnym niepokojem, przekroczyła próg. W środku było dziwnie cicho. Zbyt cicho. Dźwięki zewnętrznego świata – odgłos samochodów na głównej ulicy, dzieci bawiące się na podwórkach – zdawały się dochodzić z innego wymiaru. W tej ciszy, w tym zastoju, dom stał się obcy. Nie było zapachu kawy, nie było śmiechu Clary/ Wszystko zdawało się zamilkłe, jakby czas w tym miejscu zamarł, jakby przeszłość wycofała się na zawsze, zostawiając po sobie tylko widma.
Cynthia, z lekkim drżeniem w dłoniach, powoli zamknęła za sobą drzwi. Weszła do salonu, który kiedyś był tętniący życiem. Na stole wciąż leżały zdjęcia, które na zawsze miały być przypomnieniem o ich wspólnych chwilach. Uśmiechnięci, trzymający się za ręce, Lucas, ich syn - biegający wokół – wszystko to teraz wydawało się tak odległe. Czuła, jak te obrazy stają się obce. Mimo że były jej własnymi wspomnieniami, to teraz miały zupełnie inną barwę – niepasującą do tego, co czuła w tej chwili.
Zatrzymała się w połowie pokoju, wpatrując się w porzuconą torbę Clary, która leżała na stole. To mały, codzienny przedmiot, który w innych okolicznościach mógłby przejść niezauważony. Teraz jednak miał w sobie coś, co wywołało w niej nagłą falę smutku. Kobieta, która zawsze była tak uporządkowana, tak kontrolująca, teraz zostawiła wszystko w pośpiechu. To nie był zwykły dzień. To nie była zwykła nieobecność.
Na chwilę poczuła się jak intruz w ich życiu. Jakby sama nie rozumiała, dlaczego przyszła. Może próbowała wypełnić lukę, której nie dało się wypełnić niczym. Może czuła, że musi być tutaj dla przyjaciółki, która właśnie teraz przeżywała jedną z najcięższych chwil swojego życia. Jednak sama nie wiedziała, co miałaby powiedzieć. Co mogłaby zrobić? Przecież nic nie mogła zmienić w tym, co się wydarzyło. Wypadek Nathana był poza jej kontrolą, tak jak wszystko, co dzieje się z życiem.
Wspomnienie uśmiechu Nathana, jego ciepłego głosu, pełnego humoru, powróciło do niej nagle, ostre, jak uderzenie. Wydawało się nierealne, że ten sam mężczyzna, który kiedyś prowadził ją do przedszkola, ścigał na rowerze po okolicznych polach, teraz leży w szpitalu, z uszkodzonym kręgosłupem, z nadzieją, która topnieje z każdą godziną. Czuła się bezsilna, nie wiedziała, co może zrobić, jak pomóc. Wszystko, co potrafiła, to siedzieć cicho i starać się zrozumieć.
Nagle coś w jej wnętrzu pękło. To było uczucie pustki, które zaczęło narastać. Wydawało się, że ten dom trzymał się na resztkach – jakby już od dawna nie było tutaj żywej obecności, jakby wszystko, co tu było, po prostu odeszło. Zatrzymała się w jednym z korytarzy, przymykając oczy, starając się zapanować nad własnymi myślami, nad tym, co czuła w tym momencie. Dziwna mieszanka smutku i złości, ale przede wszystkim bezradności. Poczucie, że przyszła za późno i na darmo.
Wtedy usłyszała za swoimi plecami kroki i cichy płacz dziecka.
Cynthia
[Hej! My też chcemy wszystkiego i wszystko damy! Znowu pojawiasz się i powalasz! Kurcze mocna końcówka, ale i dałaś mu niełatwe ścieżki do przejścia :( strasznie okrutne i szorstkie to życie. Dużo strat, dużo wyzwań i jakieś to wszystko przytłaczające.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, aby wpadł na niego ktoś, kto go ukocha i pokaże jak cudownie może jeszcze być ;) Bo nie musi się mierzyć z codziennością sam. Jakby co, zapraszamy do pensjonatu po trochę ciepła <3]
Abigail
[Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńTyle tutaj cudownych postaci stworzyłaś, że nie wiedziałam, pod którą zostawić komentarz. Zazdroszczę weny i pomysłowości! :) Padło na kartę Xandera, bo jest najświeższy, ale zauważyłam, że z każdą z Twoich postaci dałoby się Emily połączyć. Dlatego chętnie skorzystam z zaproszenia, ale nim zacznę myśleć, przydałaby się podpowiedź u kogo widziałabyś Emily najbardziej? Z dziewczyn można zrobić przyjaciółki, a jeśli chodzi o panów, to zależy od pomysłu. Ja chętnie wpakuję Emily w różne dylematy. :) Gdybyś wolała ustalenia e-mailowe to zapraszam: exciterdown@gmail.com i dziękuję bardzo za powitanie na blogu! :)]
Emily Thompson
[Wiesz co? Ja też ciągle próbuję rozkminić, czy ten jego tatuaż to ośmiornica, czy jednak kalmar, a może jakiś Cthulhu 🤔 Zagowzdka totalna. I nie ma sprawy! Czasami tak bywa, że kreacja nie wypali, ja to rozumiem, dlatego jeśli tylko będziesz miała ochotę, pamiętaj, że drzwi do nas zawsze stoją otworem! 💛]
OdpowiedzUsuńTanner Gentry
Kiedy usłyszała o pomyśle zorganizowania ogniska dla paczki starych znajomych, zgodziła się od razu i równie szybko zaoferowała swoją pomoc. Przygotowała trochę warzywnych szaszłyków, takich do położenia na ruszt, z papryką, cukinią i bakłażanem, które kupiła na lokalnym targu, a także standardową słodką przekąskę, czyli pianki, bez których żadne ognisko nie mogło się obejść. Zawsze uwielbiała wsuwać je pomiędzy dwa krakersy razem z kostką mlecznej czekolady i cieszyć się słodkim smakiem tej rozpływającej się w ustach kombinacji. Zadbała więc o cały słodki zestaw i zaopatrzyła się jeszcze w cydr, bo ten alkohol ostatnio przypadł jej do gustu, ale nie zamierzała przesadzać. Mogła bawić się świetnie bez procentów, tym bardziej w towarzystwie, z którym kiedyś spędzała mnóstwo czasu i miała jedne z najlepszych wspomnień. Teraz każdy z nich miał już swoje życie – część wyjechała do innego miasta, część do innego stanu, niektórzy mieli już rodziny i listę niekończących się zobowiązań. To naturalne, że nie mogli trzymać się ze sobą tak blisko, jak kiedyś, dlatego wizja spotkania się po latach i spędzenia chociaż odrobiny czasu tak jak za dawnych lat bardzo ją ucieszyła. A z tej okazji dopisała im nawet pogoda, bo wieczór był wyjątkowo ciepły i bezchmurny. I oby tak pozostało, bo o tym, żeby zabrać ze sobą coś cieplejszego Emily pomyślała, będąc już w połowie drogi na miejsce. Zatrzymała się na chwilę i popatrzyła w niebo, robiąc mały obrót wokół własnej osi. Miała na sobie lnianą szmizjerkę w oliwkowym kolorze, która sięgała jej za kolano i krótkie jasne kowbojki, a pod ręką torbę pełną różnych dobroci. Nad rzeką, w strefie rekreacyjnej, było wszystko czego potrzeba do zorganizowania bezpiecznego ogniska. Przy ogniu nie zmarznie, a gdyby się rozpadało, bez trudu znajdą schronienie pod jakimś daszkiem. Zresztą, świat się nie zawali jeśli zmoknie, dlatego ruszyła dalej w kierunku rzeki, nie przejmując się na razie tym, co będzie gdyby.
OdpowiedzUsuńDocierając na miejsce, najpierw zauważyła chłopaków, którzy pilnowali świeżo rozpalonego ognia w palenisku, a po kilku kolejnych krokach słyszała już śmiechy koleżanek i dźwięczące w skrzynkach butelki. Automatycznie przyśpieszyła kroku, za chwilę machając ręką do tych osób, które zwróciły na nią uwagę. Dziewczyny zapiszczały radośnie i wpadły sobie w objęcia, ściskając się tak mocno, jakby mogły tym gestem nadrobić wszystkie dni, podczas których się nie widziały, chociaż nie było to możliwe. Ale to znaczy, że na pewno dobrze wykorzystają ten wieczór, żeby nacieszyć się sobą na następne miesiące rozłąki.
— Hej wam — Emily uśmiechnęła się promiennie, zakładając za uszy kilka pasm włosów, które powędrowały jej do twarzy podczas ściskania się z koleżankami. Przywitała się z każdym po kolei, wymieniając się krótkim uściskiem. Xandera zostawiła sobie na sam koniec, bo jemu chciała się tak zwyczajnie przyjrzeć. Słyszała, że wrócił – całe miasteczko opowiadało o wypadku Nathana, a później o tym, że Xander zdecydował się przyjechać i wspomóc rodzinę w tym trudnym czasie, więc to oczywiste, że i do niej dotarły informacje. Część była na pewno przekręcona, bo plotki mają to do siebie, że bywają oderwane od rzeczywistości, ale chodziło o sam fakt, że przyjechał i to wcale nie na ognisko, jak co niektórzy z ich paczki.
Podziwiała go za to, że zostawił swój kalifornijski świat, nawet jeśli tylko na chwilę, bo wiedziała jak bardzo zmieniło się jego życie, odkąd wyjechał, ale była też w pełni świadoma jego dobrego serca. Nigdy nie zostawiłby bliskich w potrzebie, nie ważne jak bardzo marzył o tym, żeby wyrwać się z tego miejsca i zastąpić go wielkim światem. Lubiła tę jego determinację i poczciwość. Lubiła w nim wiele różnych rzeczy.
UsuńOdłożyła na stolik torbę z przekąskami, bo zaczynała jej ciążyć.
— Jak się masz, Xan? — zapytała, spoglądając na niego z subtelniejszym uśmiechem. Pytała z ciekawości, lecz najbardziej z troski, bo na jego głowę spadło trochę spraw, na które nie był przygotowany. Niby wędzarnia to żadna dla niego nowość, bo jego rodzina miała ją od zawsze, ale teraz każde z domowych obowiązków wymagało od niego większego zaangażowania. Musiał wejść w buty Nathana, albo przynajmniej spróbować zastąpić go w niektórych rolach.
Emily Thompson
– Wyglądasz, jakbyś potrzebował pomocy – powiedziała, uśmiechając się do Xana, zauważając jego zmęczenie i lekki niepokój. Jej słowa miały być nie tylko pocieszeniem, ale i wyrazem gotowości do działania. Zanim Xander zdążył odpowiedzieć, zauważyła Lucasa, który podbiegł do niej, pełen energii, i z ochotą przybił jej piątkę. Cynthia zmierzwiła jego włosy, co wywołało u niego radosny śmiech. To były małe momenty, które przypominały jej, jak bardzo ceniła te dzieci – ich niewinność, ich radość i prostotę w patrzeniu na świat.
OdpowiedzUsuńPatrząc na Xana, zrozumiała, jak bardzo musi czuć się osamotniony. Był młodszy, ale odpowiedzialność teraz spoczywała na nim. W jego oczach dostrzegała niepewność – nie tylko wobec opieki nad dziećmi, ale i całej tej sytuacji, która wywróciła życie ich rodziny do góry nogami. Różniło ich tylko kilka lat, a Xander zawsze był cieniem Cynthii i Nathana, gdy byli nastolatkami, nie odstępując ich na krok.
– Daj mi ją – powiedziała, podchodząc do mężczyzny i wyciągając ręce w stronę małej Lottie, która z cichym płaczem kurczowo trzymała się swojego wujka. – Jak sobie radzicie? – zapytała, choć nie do końca była pewna, czy jest to pytanie na miejscu.
Cynthia delikatnie przyjęła Lottie w ramiona, czując ciężar małego ciała w swoich rękach. Dziecko, z początkowym płaczem, natychmiast uspokoiło się, gdy tylko poczuło bliskość jej ciała. Mała, ledwo kilka miesięcy, była ciepła i miękka, a jej maleńkie dłonie zacisnęły się wokół jej palców, jakby szukały poczucia bezpieczeństwa w tej nowej, nieznanej sytuacji. Cynthia przytuliła ją do siebie, czując, jak jej oddech staje się równy, a ciało rozluźnia się w tej chwili intymności.
Patrzyła na twarzyczkę Lottie, zauważając drobne rysy jej skóry, jeszcze zupełnie bezbronne, jakby czas zatrzymał się w tej chwili. Usta dziecka były wciąż zaciśnięte w cienką kreskę, ale czoło gładkie i spokojne, a małe, jasne oczka zaczęły delikatnie przymykać się, jakby chcąc zasnąć w objęciach tej bezpiecznej przestrzeni.
- Jeżeli będziesz potrzebował pomocy przy Lucasie albo Lottie, wiesz gdzie mnie szukać – usiadła z małą na rękach, na kanapie. Spojrzała przez otwarte drzwi na Lucasa, który biegał po podwórku, krzycząc i wyobrażając sobie, że walczy z niewidzialnymi potworami. Jego świat wciąż był pełen magii i fantazji, nie zważając na dorosłe troski. W tej chwili miał jeszcze prawo być dzieckiem, cieszyć się swoją niewinnością. Czuła, że choć życie wokół nich zmieniało się nieodwracalnie, te dzieci wciąż trzymały w sobie coś, co pozwalało im oddzielić się od ciężaru dorosłych problemów.
Spojrzała na Xandera, który stał przy blacie kuchennym, rozważając coś w myślach. Jego postawa była nieco sztywna, jakby próbował znaleźć równowagę między byciem mężczyzną bez zobowiązań, z beztroskim życiem, o którym tak wiele słyszała od Nathana, a próbą bycia opiekunem dla tych dzieci. Widać było, że jego twarz nosiła ślady zmęczenia – ciemne cienie pod oczami, lekki, ale ciągły grymas na ustach, który zdawał się nie schodzić. W tej chwili wyglądał na kogoś, kto stara się utrzymać porządek, mimo że świat wokół niego rozpadał się na kawałki.
Wiedziała, że to nie było proste. Być może nie musiał mówić wiele, ale w jego oczach czytała nie tylko zmęczenie, ale i niepewność. Mimo że Xander zawsze starał się być silny, teraz zdawał się walczyć z czymś, czego nie dało się kontrolować. Jego życie nagle zostało wywrócone do góry nogami, a odpowiedzialność, która spadła na jego ramiona, była czymś, do czego nie był przygotowany.
- Wyjdzie z tego – mruknęła bardziej do siebie, niż do Xana – jest zbyt uparty by poddać się – a przynajmniej miała taką nadzieję.
Cynthia
Emily też zastanawiała się kiedyś, jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby się nie rozeszli. Rozmyślała o tym wiele razy, najczęściej mimowolnie, gdy skupiała się na codziennych obowiązkach, a jej myśli błądziły po najgłębszych zakamarkach i wertowały wspomnienia, albo kiedy natrafiała w internecie na zdjęcia, które częściowo zdradzały to, jak wygląda aktualne życie Xandera, niepodobne do tego sprzed lat. Mieli ze sobą świetny kontakt w czasach szkolnych, więc całkiem możliwe, że gdyby zostali na miejscu, nadal tworzyliby zgraną parę, ale równie dobrze mogło dojść do sytuacji, po której zostałaby im tylko nienawiść i żal. Przez te lata mogło przydarzyć im się dosłownie wszystko, od głębokiej miłości po burzliwe rozstanie, dlatego Emily starała się niczego nie żałować. Starali się, próbowali ciągnąć to na odległość, ale się nie udało. Tęskniła, ale skupiała się na tym co miała, a miała świetne wspomnienia, multum zdjęć w albumach, stare pamiątki z licealnych balów, a w sercu poczucie, że dzięki Xanderowi spotkało ją kiedyś coś niezwykłego. I za to była mu wdzięczna. Był oparciem w trudnych chwilach, przyjacielem, kochankiem i doskonałym kompanem podczas różnych pierwszych razów. Czy powinna tego żałować? Nigdy nie pomyślała o nim w taki sposób. Cieszyła się, że nie zabrakło mu odwagi i sięgnął po marzenia, mimo że ona sama przestała być ich częścią. Wiódł udane życie w Kalifornii, wyglądając na szczerze spełnionego, a to było dla niej tak samo ważne jak to, że rozeszli się w zgodzie i nie spalili mostów, ponieważ zawsze mogli zacząć od początku choćby jako przyjaciele.
OdpowiedzUsuńRozumiała co miał na myśli, dlatego pokiwała głową na jego odpowiedź i uśmiechnęła się blado. Trochę nie wierzyła w to, że ci, którzy mają zmartwienia, dadzą radę bawić się bez nich, bo pewne sprawy ciążą z tyłu głowy i będą ciążyć przez cały czas, lecz miała nadzieję, że ognisko trochę zresetuje uporczywe myśli. Każdy z nich zasłużył na chwilę wytchnienia w miejscu, w którym spędzali najlepsze lata młodości. Na pewno nie da się wrócić do tamtego klimatu, gdy wszystko było łatwe i błahe, ale można przynajmniej spróbować dobrze się bawić i stworzyć nowe wspomnienia, do których też warto będzie wracać za kilka lat.
— Czasem naprawdę zazdroszczę Deanowi tego beztroskiego podejścia — skomentowała, rzucając ukradkowe spojrzenie na wspomnianego kolegę, który jak zawsze podkręcał imprezową atmosferę. Uśmiechnęła się za moment i sięgnęła do torby, z której zaczęła wyciągać różne przekąski. Najpierw pudełka z warzywnymi szaszłykami, później pianki z zestawem krakersów, czekoladę, a na końcu czteropak cydru.
— Bardzo się polubiłam, Berkeley jest cudowne — odpowiedziała z nieskrywanym entuzjazmem, spoglądając na Xandera. Ciekawiło ją, czy odwiedził kiedykolwiek ten rejon, ale podejrzewała, że tak. Pojawiał się na różnych eventach, więc na pewno nie raz miał okazję bawić się w San Francisco i jego okolicach. — Ale tak, wróciłam tutaj jakiś czas po studiach — zaczęła — z początku miałam zostać tylko na chwilę, może na miesiąc, góra dwa, jednak dostałam dobrą ofertę pracy w Atlancie, więc siłą rzeczy zostałam na stałe — wytłumaczyła.
Zrobiła palcem dziurę w folii czteropaka, rozdarła ją lekko i wyciągnęła puszkę cydru. Teraz po tej dobrej pracy zostały tylko wspomnienia, niekoniecznie dobre, ale zrezygnowała z woli własnej. Zawsze może wrócić do dziennikarstwa śledczego, lecz na ten czas nie czuje się jeszcze na siłach, dlatego z zapałem przykłada się do pisania dla lokalnej gazety.
Usuń— Pomógłbyś? — poprosiła, podając Xanderowi puszkę cydru. Do dnia dzisiejszego ma problem z otwieraniem puszek, jakby jej palce były pozbawione zdolności podważania aluminiowej zakładki. — A jak tobie żyje się w Los Angeles? — pociągnęła temat, obserwując jak palce Xandera radzą sobie sprytnie z otwarciem.
Emily
Uśmiechnęła się lekko na jego gratulacje, ale nie mogła zaprzeczyć – doceniają ją tutaj odkąd pamięta, czyli gdy zaczęła pisać do szkolnej gazety, a później dostała szansę publikacji swojego artykułu w tutejszym czasopiśmie, które funkcjonuje do dziś i przedstawia życie lokalnej społeczności. Praca dla Mariesville Gazette nie była szczytem jej marzeń. Celowała znacznie wyżej i dostała tę szansę, przez pewien czas nawet dobrze ją wykorzystując, ale komuś zaczęło to niesamowicie przeszkadzać. Im bliżej niekorzystnych informacji była, tym większe ryzyko na siebie ściągała, aż w końcu pewnego wieczoru, w drodze z Atlanty do Mariesville, to ryzyko ją dopadło. Była jednak bardzo wdzięczna naczelnemu lokalnej gazety za danie jej szansy, bo dzięki temu zaczęła wychodzić z dołka, powoli i skutecznie otrząsając się że zdarzeń sprzed dwóch lat. Stawiała coraz pewniejsze kroki w dziennikarskim świecie, zostawiając w tyle traumatyczne przeżycia i na nowo stawiając sobie coraz większe cele.
OdpowiedzUsuń— To chyba zależy z jakiego powodu się wraca. — Spojrzała na Xandera, ponieważ on najbardziej rozumiał to stwierdzenie. Powrót na tygodniowy urlop, gdy w perspektywie było spędzanie świąt w rodzinnym gronie lub zwykły relaks, z pewnością nie było złe, lecz powrót do tego samego miejsca z powodu tragedii to zupełnie inna sprawa. Jej powrót był zwykłą przejażdżką w porównaniu do napięcia, które musiało towarzyszyć Xanderowi, gdy wchodził na pokład samolotu. Nagle został wyrwany z poukładanego życia w LA, na dodatek z wiadomością, która mroziła krew w żyłach. Emily naprawdę współczuła jemu i całej jego rodzinie. Z pewnością wesprze ich, gdy tylko pojawi się taka możliwość, bo zawsze mogli liczyć na nią i jej rodziców.
Odebrała puszkę cydru z podziękowaniem i wzięła łyczek jabłkowego alkoholu. Uwielbiała lokalne produkty i wyjątkowo tęskniła za nimi podczas studiów w Kalifornii.
— A ja się cieszę, że udało ci się osiągnąć tak wiele, Xan. Jestem naprawdę pełna podziwu — przyznała szczerze, patrząc na niego z czymś na kształt dumy. — Dorównałeś najlepszym — pochwaliła, uśmiechając się pogodnie. Nie mówiła niczego na wyrost, ponieważ taka jest prawda: Xander dorównał najlepszym, co udowadnia jego popularność i skuteczność. A jeśli żyje mu się w LA wyśmienicie, to nie mogła cieszyć się bardziej. Zawsze życzyła mu dobrze i to, że powodziło mu się w wielkim świecie, że znalazł w nim swoje miejsce, napawało ją optymizmem.
Spuściła po chwili wzrok, patrząc na swoją puszkę, na której nadrukowano jabłoń z logiem firmy.
— Myślałam o powrocie, ale moje plany trochę się pokrzyżowały, poza tym, może gdybym wróciła do Kalifornii, nie mielibyśmy okazji spotkać się nawet tutaj — powiedziała trochę ciszej, drapiąc paznokciem gładkie logo na puszce. Skoro wcześniej nie złapali się, przebywając w jednym stanie, nie powiedziane, że zrobiliby to kiedykolwiek. Mogli sobie gdybać, ale to prawda, że to trochę zabawne, że pierwsze spotkanie po latach przytrafiło im się w miejscu, w którym zaczęli. Mariesville jest domem, który zawsze będzie ich łączyć, miejscem, w którym mają przynajmniej szansę trafić na siebie przypadkiem raz do roku, albo raz na dekadę.
— Halo, halo, kochani, można kłaść jedzenie na ruszt! — Maggie zawołała zza ogniska. Języki ognia trącały wiszący nad nim przenośny ruszt, który bujał się lekko, gdy Dean układał pierwsze kiełbaski na specjalnej tacce.
UsuńEmily spojrzała na szaszłyki warzywne, które przygotowała i podniosła wzrok na Xandera.
— Skusisz się? — zachęciła, wskazując palcem pojemnik z kolorowymi kompozycjami na patykach. Posłała mu swój ciepły uśmiech i otworzyła wieczko, żeby mógł spojrzeć na nie z bliska. Chyba nie musiała dodawać, że to warzywa z lokalnych zbiorów – zdrowe, soczyste i pięknie pachnące.
Emily
Emily nigdy nie miała w życiu pod górkę. Wywodziła się z szanowanej rodziny i miała kochających rodziców, którzy byli dla niej niesamowitym autorytetem, zawsze wspierającym ją w każdej inicjatywie, której się podjęła. Odziedziczyła po nich ambicje i pracowitość, lecz oni nigdy nie wywierali na niej presji. To otoczenie zawsze wymagało od niej najwięcej. To ludzie patrzyli na każdy jej krok, rozmawiając o tym jak się rozwijała, co osiągała, czy z kim się spotykała. Znali ich rodzinę w większości z opowieści i plotek, które w niektórych przypadkach przyjmowały formę legend, choć byli przekonani, że wiedzą dosłownie wszystko. Na szczęście jej rodzina nigdy nie miała parcia na szkło, nie starali się sprostać oczekiwaniom społeczności, a zwyczajnie żyć swoimi wartościami, które były mocno skierowane w budowanie rodziny i przyjacielskich relacji z otoczeniem. Emily wyniosła z domu bardzo dużo cennych cech, które składają się na jej dzisiejszą osobowość.
OdpowiedzUsuńJej powody dotyczące powrotu były banalnie proste i podszyte zwykłą tęsknotą. Miała przyjechać na chwilę, odwiedzić rodziców, spędzić tutaj wakacje i odpocząć po studiach, ale dostała pracę w Atlancie, więc została. Potem jej świat wywrócił się do góry nogami do takiego stopnia, że nie myślała o opuszczaniu Mariesville już kiedykolwiek, mimo że naprawdę polubiła Kalifornię i widziała siebie i swoje życie w tym rejonie. Nie odrzucała takiej możliwości w przyszłości, ale na razie o tym nie myślała. Pisanie dla tutejszej gazety miało swój urok, opowiadanie anonimowych historii na blogu pełnym ludzkich wzlotów i upadków także, a to mogła robić wszędzie. Lubiła spokój małego miasteczka tak samo, jak chaos dużych metropolii, ale tutaj na nowo odzyskiwała pewność siebie w dążeniu do celów, którą utraciła, gdy została napadnięta, a jej szara codzienność wypełniła się strachem o następne jutro. Natychmiast zrezygnowała ze sprawy, o której pisała i na dobre odcięła się od dziennikarstwa śledczego, które było przecież jej konikiem od nastoletnich lat. Tutaj odzyskiwała poczucie bezpieczeństwa i powoli zaczynała myśleć o powrocie do tego co tak bardzo lubiła, lecz wciąż potrzebowała jeszcze czasu, by złapać pełny oddech i żyć jak wcześniej.
— Tak? To świetnie — ucieszyła się, gdy Xander skusił się na szaszłyki. Przełożyła kilka sztuk na papierowy talerzyk, gdyby ktoś jeszcze nabrał ochoty na warzywną przekąskę i spojrzała na Deana, gdy Xander o nim wspomniał. Mógł mieć rację z tym śpiewaniem.
Wzięła puszkę cydru oraz talerzyk z szaszłykami i ruszyła w kierunku ogniska, posyłając Xanderowi zachęcające spojrzenie.
— Dwie dychy to zdecydowanie za mało, żebym zaczęła śpiewać, Xan — powiedziała, podnosząc na Xandera śmiałe spojrzenie. — Taki deal mnie nie urządza, musisz zaproponować coś lepszego — zażartowała, śmiejąc się cicho.
Przy ognisku podała chłopakom szaszłyki, bo to oni rozporządzali tym co znajdowało się na ruszcie, a wszyscy z góry założyli, że byłoby szkoda, gdyby poparzyła sobie te drobne palce u rąk, wiec przekazała robotę im. Sama usiadła na ławeczce przed ogniskiem i trzymając w dłoniach puszkę cydru, popatrzyła na skwierczącą na tacce kiełbasę, która niebawem będzie nadawała się do jedzenia i na którą reszta zacierała już już rączki.
Emily nie mogła się już doczekać, aż przyrządzi na ogniu smaczne pianki, ale z tym chciała poczekać do deseru, bo miała jeszcze na oku sałatkę Clary, do której wszyscy ochoczo się dorwali. Aż spojrzała przez ramię w kierunku półmiska, żeby się przekonać, czy uda jej się wywalczyć chociaż jeden kęs.
Usuń— Co w ogóle u Natahana? — zagaiła jeszcze Xandera, korzystając z okazji, ponieważ nie chciała słuchać plotek, które opowiadają inni gdzieś mimochodem i przesunęła się na ławce w bok, robiąc Xanderowi miejsce, gdyby chciał się przysiąść. Nie chciała bombardować go pytaniami o brata, bo na pewno dostawał ich całe mnóstwo, dlatego tym jednym chciała się tylko upewnić, że stan Nathana rzeczywiście się ustabilizował, tak jak usłyszała ostatnio w sklepie.
Emily
[Cześć!
OdpowiedzUsuńTaylor Momsen to moja nastoletnia miłość i pamiętam czasy, gdzie co i rusz ktoś na blogach używał tego wizerunku, więc, nie ukrywam — spadek jej popularności bardzo mi się przysłużył. :D
Fakt, że życie jednak tworzy najlepsze, najgorsze, najbardzuej pogmatwane scenariusze na świecie to chyba coś, z czym po prostu nie da się polemizować. Nieważne, jak bardzo chciałoby się, żeby było inaczej. Przynajmniej tutaj sami sobie jesteśmy panami i możemy dla równowagi czynić dobro, jeżeli nam się zechce — o ile komukolwiek się kiedyś zechce…
Ta żeneta rzeczywiście strasznie zgrzyta w zębach, jak słowo, w którym po prostu jest błąd, także wcale mnie to nie dziwi. :D
Coś mi chodzi po głowie, przyznam; może zatem przejdziemy na maila? :>]
Malkia Coven
Emily domyślała się, że okoliczni mieszkańcy zasypywali Xandera pytaniami o jego brata, ponieważ każdy był ciekawy co się wydarzyło i jak Nathan radzi sobie w szpitalu, czy będzie w stanie powrócić do takiego życia jakie miał wcześniej, czy może będzie wymagał stałej opieki kogoś bliskiego. Plotkowało o nich całe miasteczko, włączając w to sam fakt, że Xander powrócił, ponieważ to też był gorący temat, o którym każdy miał coś do powiedzenia. Ludzie mówili różne rzeczy, a Emily wcale tego nie słuchała, bo nie polegała na informacjach, które ktoś przekręcił kilka razy. Wolała zapytać u samego źródła, lecz nie miała do tej pory takiej potrzeby. Nie była wścibska, mimo swojego zawodu i nie chciała szukać sensacji. Poczeka aż emocje opadną i cała ich rodzina przyzwyczai się do nowej sytuacji, a dopiero potem, jeżeli naprawdę będzie chciała, porozmawia z Clarą, czy z samym Nathanem i dowie się tego, co ją interesuje.
OdpowiedzUsuńDziś też nie chciała wpływać na nastrój Xandera takimi pytaniami, dlatego pokiwała głową ze zrozumieniem, gdy usłyszała odpowiedź i na tym zakończyła temat. Zawsze sporo ich różniło, jako braci, lecz to, że Nathan był marudny wydawało się zrozumiałe. W jego sytuacji można się spodziewać frustracji i rozdrażnienia, czy przygnębienia, bo jego życie będzie wyglądać teraz zupełnie inaczej. W dodatku został skazany na nową rzeczywistość wbrew temu, czego sam mógłby chcieć. To po prostu do niego przyszło i musi nauczyć się z tym funkcjonować, czy tego chce czy nie. Najważniejsze, że ma wsparcie, a ma go całe mnóstwo, skoro nawet Xander poczuł się zobowiązany bratersko stanąć na wysokości zadania i poświęcić jakąś część własnego życia, żeby być przy nich i im pomagać. Emily była naprawdę pełna podziwu dla Xandera. Jego zachowanie jest szlachetne i niespotykane w obecnych czasach, w których przeważa samolubność.
Spodobało jej się to, że zaczęli się targować jak za dawnych lat. Wciąż potrafili robić to niezwykle swobodnie, jakby nastoletnie nawyki nigdy ich nie opuściły.
— Duet może być — zgodziła się i podniosła palec w górę. — Ale duet może być tylko wtedy, gdy w grę wchodzi jeszcze taniec, więc albo bierzesz wszystko, albo nic — zaznaczyła, niewinnie wzruszając ramionami. Pociągnęła łyk cydru z puszki, za którą schowała swój rozbawiony uśmiech, chociaż wciąż zdradzały ją oczy, które śmiały się razem z jej ustami. — To jak, Xan? — zachęciła i korzystając z tego, że Xander siedział obok, lekko szturchnęła go łokciem w bok. — Wchodzisz w to?
Pewnie sama nie wiedziała, w co się pakowała, zgadzając się na duet i żądając jeszcze tańca, ale chodziło tylko o dobrą zabawę, żeby mieli co wspominać za kolejnych kilka lat. Kiedyś potrafili bawić się w swoim towarzystwie i Emily nie uważała, że to się zmieniło, mimo że każde z nich jest już innym człowiekiem. Teraz znaleźli się w miejscu idealnym do zrelaksowania się i chwilowego zapomnienia o problemach codzienności, wiec mogli z tego odpowiednio skorzystać, albo nadal zaprzątać sobie głowę negatywnymi myślami. To był dobry moment, żeby przypomnieć sobie, jak smakowały tamte beztroskie lata i Emily miała ochotę z tego skorzystać. Jej życie też nie było w ostatnim czasie kolorowe, a w tym spotkaniu po latach znalazła możliwość nazbierania nowych wspomnień, równie dobrych jak te, które zbudowały całe jej nastoletnie lata.
Emily
Nancy podejrzewała, że Mariesville nie było szczytem marzeń dla wielu ludzi, w tym dla niej, bo przeprowadzka tutaj była podyktowana tylko i wyłącznie opieką nad babcią, którą ktoś musiał przejąć, ponieważ problemy z pamięcią miały to do siebie, że ani nie ustępowały, ani magicznie się nie polepszały, co coraz wyraźniej dało się zauważyć w codziennym kontakcie z Cecily, której coraz bardziej mieszały się pewne fakty, ale Nancy wreszcie zrozumiała, że życie w tej mieścinie ma swoje plusy. Co prawda, brakowało jej komfortu bycia anonimową, czasami nieźle wkurzała się na lokalne plotkary albo miała dość, gdy co druga osoba zaczepiała ją lub jej babcię, gdy wychodziły na popołudniowe spacery albo do sklepu, ale z drugiej strony podziwiała to, w jakiej zgodzie i symbiozie żyło ze sobą społeczeństwo, choć wyjątków nie brakowało. Było spokojniej i bezpieczniej niż w Atlancie, powietrze wydawało się zdrowsze, a niebo bardziej błękitne, co miało swój niezaprzeczalny urok. Nie było tak źle, jak Nancy wydawało się, że będzie, a właściwie z biegiem czasu mogła śmiało powiedzieć, że chyba los miał wobec niej pewne plany, skoro sprowadził ją tutaj i połączył jej drogę z kimś, kto nigdy nie był dla niej obojętny. Bała się mówić, że się układa, bo wtedy zawsze coś musiało się spieprzyć, ale zdecydowanie było lepiej niż kiedykolwiek i ta myśl dodawała jej otuchy. Szczególnie, gdy w tym ładnym obrazku pojawiał się Cameron, który z pozoru wydawał się dość neutralnym facetem, niekiedy wręcz bezproblemowym, ale to wrażenie szybko mijało, szczególnie po bliższym spotkaniu. Nancy nie zliczyłaby, ile nocy przez niego nie przespała, ponieważ musiała go ogarniać, szukać, odbierać z komisariatu albo cholera wie, z czego jeszcze i ile razy dostała za to, że chciała mu tylko pomóc, srogi opierdol, często tylko po to, żeby na następny dzień być najlepszą siostrą. Nie zliczyłaby tego, ile razy pożyczała mu kasę albo starała się uregulować jakieś długi, żeby nikt go za nie nie przemielił, choć obiecała sobie, że już tego nie zrobi, a on wreszcie dostanie to, na co zasłużył. Ale nie potrafiła przyglądać się jego krzywdzie, bo był jej bratem, a ona się o niego troszczyła. Może właśnie przez to była taka głupia i naiwna, ale za to Xander nie miał powodów, żeby takim być. Przecież znał Camerona z jego nie najlepszych stron, doskonale wiedział, że był człowiekiem, który wiecznie był w potrzasku i nieustannie potrzebował jakiejś kasy, choć nie brakowało mu dachu nad głową, ani jedzenia, ani nawet nie musiał dokładać się do rachunków, które Nancy próbowała ogarnąć za pomocą swojej wypłaty. Nie brakowało mu pieniędzy na podstawowe potrzeby, a idiotyczne zachcianki podyktowane jego uzależnieniami i autodestrukcyjnymi skłonnościami, więc najprawdopodobniej właśnie dlatego Nancy tak bardzo się wkurzyła, gdy dowiedziała się, że to Xander był odpowiedzialny za ten nagły przypływ gotówki u Camerona, którego on nie zamierzał oddać. Ba, najpierw wyśmiał Nancy, gdy nakazała mu to zrobić, stwierdził, że on do niczego Xana nie namawiał i nie jest odpowiedzialny za czyjąś naiwność lub, jak kto woli, dobre serduszko. Miał, krótko mówiąc, wyjebane, a ona nie, dlatego kolejny raz paskudnie się pokłócili, co skończyło się popisowym wyjściem Cama z trzaskającymi drzwiami w tle i jakimiś słodkimi uprzejmościami w stronę Nancy, która według niego była upierdliwa, wkurwiająca i żałosna.
OdpowiedzUsuńI może to właśnie była ta frustracja, która zapanowała nad Nancy, gdy na gorąco stwierdziła, że skoro Cameron nie odda tych pieniędzy, to ona zrobi to za niego. Podświadomie wiedziała, że nie musi, bo to nie była jej odpowiedzialność, ale równocześnie czuła, że tak było trzeba, że tak wypadało, że te pieniądze, które zostały nieświadomie pożyczone na wiecznie nieoddanie to coś, co powinno wrócić do rąk Xandera. Nie dlatego, że ścigałby ją lub jej brata za tę kasę, ale dlatego, że to były jego pieniądze.
Być może nie powinna być tak bardzo zła na Batesa za to, że chciał pomóc lub po prostu miał totalnie gdzieś, co takiego robi, ale była. Była, bo to zawsze była tylko pomoc i to nigdy nie kończyło się dobrze. Była tak strasznie zła, że nie odpuściła sobie, tylko z odpowiednią ilością gotówki wsiadła do samochodu i postanowiła odwiedzić Xana. Chwilowo nie miało dla niej znaczenia to, ile czasu minęło od ich ostatniego spotkania, ani to, że to dzisiejsze spotkanie powinno wyglądać nieco inaczej, lepiej, bo przecież lubiła go i nie miała powodów, aby się na nim wyżywać.
UsuńNancy wysiadła z samochodu lekko trzaskając drzwiami i delikatnie zmrużyła oczy, w które intensywnie świeciło słońce, próbując z odległości ocenić, czy sylwetka, która trochę nieporadnie kręciła się wokół podjazdu, ewidentnie coś przy nim kombinując, należy do Xandera. Z dłoni utworzyła prowizoryczny daszek, by osłonić twarz przed słońcem, które bezlitośnie zaglądało w jej niebieskie oczy i kiwnęła głową, słysząc jego powitanie. Energicznie ruszyła w jego stronę, z trochę nieodgadnionym wyrazem twarzy, a to dlatego, że trochę czuła, że ta konfrontacja z nim może ją zmiękczyć przez to, ile dobrych wspomnień z nim miała, ale mimo to była zła. Zdecydowanie Xander był najlepszym towarzyszem dziecięcych wspinaczek po drzewach, podczas których zdzierali łokcie oraz kolana i robił najlepszą zupę z trawy w całej okolicy.
— Hej, Xan — odpowiedziała wreszcie, będąc bliżej niego. Nienachalnie mu się przyjrzała, wyłapując zmiany, które zaszły w nim na przestrzeni lat, a których było całkiem sporo. Delikatnie zmarszczyła brwi, przy okazji przyglądając się temu, co wyprawiał. — A może raczej złota rączko? — zasugerowała, nawiązując do tego, co rzucało się jej w oczy i co trochę do niego nie pasowało, co chyba nie było dziwne, skoro w tle leciał jakiś tutorial.
— Myślałam, że jesteś trochę mądrzejszy — wypaliła nagle, jednak nie miała na myśli tego, co się tutaj działo. — Ale chyba się myliłam? — Wymownie uniosła banknoty, które ze sobą przywiozła i westchnęła, przechylając głowę.
— Może nie mam ciasta, ale mam coś twojego — zaznaczyła miękko, lecz stanowczo, jakby mógł jeszcze nie wiedzieć, o co chodzi, a następnie bezpardonowo wcisnęła mu pieniądze, nie chcąc słyszeć słowa sprzeciwu. — Następnym razem, gdy Cameron poprosi cię o pożyczkę, każ mu po prostu spierdalać — skwitowała dość gorzko, utrzymując zdenerwowane spojrzenie na jego oczach. Xander nie miał pojęcia, jak żałośnie czuła się Nancy, robiąc takie rzeczy i jak serdecznie miała dość tej kasy, którą Cam wiecznie od kogoś wyciągał. Miała serdecznie dość ratowania jego dupy, nawet jeśli w tym wypadku była całkowicie bezpieczna, ponieważ Xan nie był takim człowiekiem, żeby pięściami rozwiązywać sprawy.
— I wiesz, to nie jest prośba — dodała zupełnie tak, jakby miała prawo mu rozkazywać. Nie miała, ale liczyła na jego zdrowy rozsądek. — A jeśli nie masz, co robić z kasą, to nie wiem, przelej sobie na pieski albo kotki, zrób nowy tatuaż — wymieniła trochę tak, jakby dawała mu dobrą radę, choć Xander na pewno jej nie potrzebował.
Nancy Jones
[Cześć! :) To prawda, trochę jej się oberwało od życia, ale chyba jeszcze kiedyś będzie dobrze...
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że ona i Xander są z tego samego rocznika, więc na pewno się znają i chodzili razem do szkoły. Może w tamtych czasach trzymaliby się razem, chodzili razem na wagary i imprezy?]
leah
[Wysłałam maila :)]
OdpowiedzUsuńleah
[Hej, bez problemu, ja byłam na wakacjach i nie odczułam poślizgu. :)]
OdpowiedzUsuńZ tego powodu, że Emily starała się przedstawiać w swoich artykułach prawdziwą rzeczywistość i nie opierała się na naciąganych faktach, miała trochę ciężko w dziennikarskim świecie. Gorące sensacje rozchodzą się zawsze najlepiej, a ona nie lubiła zyskiwać na cudzych problemach, dlatego nie bez powodu wybrała właśnie dziennikarstwo śledcze zamiast portalu plotkarskiego, na którym artykuły miałyby dwa, czy trzy razy tyle wyświetleń, ile miały jej reportaże w ProPublica. W lokalnej gazecie też nie musiała kolorować rzeczywistości, czy zmyślać zdarzeń, które nigdy nie miały miejsca. Tutaj mogła przedstawiać ich otoczenie dokładnie takim, jakie jest, a raz było naprawdę piękne i zgrane, innym razem bezlitosne w swoich osądach. Nie zaglądała ludziom do prywatnego życia i nie wyciągała takich spraw na światło dzienne, bo sama też nie życzyłaby sobie takiego zachowania. Plotek słyszała jednak dużo i to każdego dnia, czy to w lokalnym sklepie, czy w parku, czy nawet w przychodni, w której ludzie też plotkowali, bo to było ciekawsze zajęcie niż patrzenie w ścianę i oczekiwanie na wizytę u doktora, a czas szybciej leci, gdy ma się o czym gadać. Różne historie Xandera poznała, oczywiście tylko te z opowieści miejscowych koleżanek, które paplały najwięcej po kilku lampkach wina w tutejszym barze. Czasami zastanawiała się, ile jest w tych opowieściach prawdy, ale nigdy w żadne nie uwierzyła. Wolała czekać na moment, gdy będzie mogła zapytać i o niektórych sprawach przekonać się na własne uszy. Nie byli przecież pokłóceni, a już tym bardziej obcy, żeby nie miała prawa zapytać Xandera o to, jak mu płynie życie w Kalifornii.
Emily zaskoczona nagłym porwaniem przez Xandera, w ostatniej chwili odstawiła na stolik puszkę z cydrem. Byłoby jej niesamowicie głupio, gdyby go oblała, a to całkiem prawdopodobny scenariusz, skoro po chwili obracała się szybko wokół własnej osi i patrzyła pod nogi, kiedy tylko mogła, żeby nie podeptać mu stóp. Nie panowała w tym czasie nad dłońmi, ale te najczęściej układała na jego ramionach, które dawały jej solidną podporę w szalonych ruchach. Lubiła tańczyć, ale nie znała żadnych konkretnych kroków, więc to, że Xander prowadził, okazało się ogromnym ułatwieniem, szczególnie dla niej. Mogła powierzyć mu siebie bez obaw, że wpadną w pobliskie krzak, albo że wybiją sobie zęby na tym kawałku ziemi, który należał teraz do nich. Ich kroki zostawiały na trawie trwałe ślady, a Emily śmiała się i uśmiechała przez cały czas, aż rozbolały ją policzki. To pewne, że świetnie się bawiła i była zadowolona. Inaczej jej głośny, wesoły śmiech nie ściągałby uwagi reszty znajomych, którzy rzucali w ich stronę zaciekawione spojrzenia. Nie robili ze sobą nic nowego, kiedyś śmiali się w swoim towarzystwie bardzo często.
— A czy jeśli powiem, że to najgorszy taniec w moim życiu, to będę mogła liczyć na drugi, albo na spełnienie jakiegoś innego życzenia? — zażartowała śmiało i podniosła na Xandera spojrzenie wesołych oczu. Mógł być przekonany, że była zadowolona. Było to po niej widać z daleka.
Założyła dłonie przy jego karku, ale nie splotła ich. Musiałaby stanąć na palcach, żeby trwać wygodnie w tej pozycji, więc postawiła na swobodne ułożenie rąk w miejscu, które jej pasuje.
— Bawię się świetnie, Xan — zapewniła po chwili. — Mam nadzieję, że ty też. A Dean pewnie troszeczkę mi zazdrości i dlatego tak na nas patrzy. Ale, wiesz, ja myślę, że nie on jeden mi teraz zazdrości — zaśmiała się, nie odwracając jednak głowy w kierunku przyjaciela ani reszty. Patrzyła z dołu na Xandera z rozbawionym uśmiechem i nie przeszkadzało jej, że piosenka, do której tańczyli, już się skończyła.
Widzieli się pierwszy raz od dawna, a bawili się ze sobą tak swobodnie, jakby nigdy nie dzieliła ich wieloletnia przerwa, więc mogli tym wszystkich zaskoczyć. Samych siebie zresztą też.
Usuń— Czy nie zasługujemy na to, żeby dobrze się ze sobą bawić, tylko z tego powodu, bo nie mieliśmy kontaktu przez ostatni czas? Nie sądzę. Czas to tylko tło, liczy się to, co czujemy, czego chcemy... — powiedziała szczerze i podsumowała słowa lekkim wzruszeniem ramion. Te przemyślenia nie były sprawką cydru, a jej podejścia do życia. Zawsze miała w sobie trochę z romantyczki, trochę z artystki i zawsze kierowała się bardziej sercem niż rozumem. To, że nie rozmawiali przez lata, w ogóle jej nie przeszkadzało. To jej nie bolało. Mieli ze sobą mnóstwo dobrych wspomnień i to na nich Emily opierała tą znajomość.
Emily Thompson