MARY saint TUCKER
1.01.87' | Garland, Teksas | ogrodnik w Green Thumb Nursery | od trzech lat mieszka z ciotką w starym domu w Farmington Hills | zapali wszystko, co wpadnie jej w ręce | wolny duch
"Jesteś cholernym karaluchem!", usłyszała jeszcze słowa matki, zanim zatrzasnęła za sobą po raz ostatni drzwi rodzinnego domu. Nie wiedziała, czego chce od życia ani kim chce być - jedyna przyszłość, której chciała uniknąć to ta, którą dotychczas widziała w swoich smutnych, czterech ścianach. Przez lata jeździła po Stanach, pukając do drzwi wszystkich swoich krewnych i łapiąc się byle jakiej roboty; w końcu żadna praca nie hańbi. Do Georgii trafiła przypadkiem, zostając najdłużej. Co kilka miesięcy rzuca jakby od niechcenia, że już wyjeżdża, już jest spakowana, tylko po to, żeby rano znowu stawić się punktualnie w centrum ogrodniczym. Zapach jabłek zaczyna przyprawiać ją o mdłości, jednak wbrew swemu wszędobylskiemu usposobieniu musi przyznać, że nigdzie nie czuła się tak dobrze, jak tu. Często zagląda do baru i opróżnia jeden kufel piwa za drugim, obstawia wszelakie mecze i wyścigi w specjalnej aplikacji dla hazardzistów, i mówi z silnym, teksańskim akcentem. Dla rozładowania napięcia rzuca siekierą w drewniane bale, czasem ukradnie jakąś pierdołę, a wieczorami wpatruje się w rozrzucone po niebie gwiazdozbiory. Złoty pierścionek z rubinem, pamiątka po babci, który nosi zawsze na palcu, to jedyna cenna rzecz, jaką kiedykolwiek posiadała i jedyna, której nigdy nie zastawi. Zawsze przedstawia się swoim przezwiskiem, który - notabene - nadała sobie sama jako młoda nastolatka, oczywiście na przekór matce. "Nie masz w sobie nic ze świętości."
Potrzebowałam powiewu świeżości. Twarz Natasha Lyonne.
themostwicked69@gmail.com
[Kolejna panna wywodząca się z jakże milutkiej rodzinki, jak widzę. Naprawdę współczuję Mary tak wymagającej matki. Na całe szczęście z tego, co widać spokój mieszkańców Mariesville pomógł jej wreszcie chyba naprawdę znaleźć swoje miejsce na ziemi (nawet, jeżeli sama nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy).
OdpowiedzUsuńŻyczę wspaniałej zabawy i samych porywających wątków, a w razie chęci na wspólną burzę mózgów, zapraszam.]
Adora, Monti, Liberty & Delio
[Hej! ;D
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać, że z Saint wyszedł niezły powiew świeżości! Konkretna babeczka, której chyba lepiej nie wchodzić w drogę, skoro potrafi rzucać siekierą, haha. Trochę Stanów już zobaczyła, trochę się najeździła, więc fajnie, że wreszcie gdzieś zatrzymała się na dłużej i to w miejscu, które dobrze na nią działa. Niech to trwa, a jej się wiedzie, bo nam z Nancy bardzo się podoba. W dodatku wizerunek pasuje do Mary idealnie. ;))
Bawcie się dobrze!]
Nancy Jones
[Oho, twarda sztuka! Czuje, że lepiej z nią nie zadzierać! Może też trzeba się trochę jej bać, ale kto zadba o nią lepiej, niż ona sama ? :)
OdpowiedzUsuńDobrej zabawy, oby pani została tu troszkę dłużej! Skoro już pojeździła, to może teraz sobie odpocznie, Mariesville się nadaje na przystanek - krótszy albo dłuższy! <3]
Abigail
[Jaka ona jest super! Oby ten powiew świeżości został w Mariesville na dłużej :)]
OdpowiedzUsuńLandon
[Oho! Mary wydaje się być kompletnie różna od Jennifer. Harda z niej babeczka. Mam nadzieję, że się z nią dogadasz i pozwolisz jej na to, aby rozgościła się w Mariesville. ;-)]
OdpowiedzUsuńBetsy Murray
[Ale dziarska z niej babeczka. Nie dziwię się, że trzasnęła drzwiami, a może i dobrze, bo z takim matczynym wsparciem daleko by nie zaszła, a tak to zawsze ma przynajmniej szansę ułożyć sobie życie i żyć prawdziwie – w naszym cudownym Jabłkowie. Samych wciągających historii życzę Wam, baw się dobrze! :)]
OdpowiedzUsuńRowan Johnson
[A bardzo chętnie! Myślę, że Betsy może spotkać Saint nad kuflem piwa, bo sama często wpada do The Rusty Nail, aby zakończyć mijający tydzień. Może Saint uzna, że Murrayównę trzeba rozruszać? Razem zapalą skręta i razem będą wpatrywać się w gwiazdy? ;-)]
OdpowiedzUsuńBetsy Murray
[Kuruj się, nabieraj sił. Ja się nigdzie stąd nie wybieram, więc poczekam! ;-)]
OdpowiedzUsuńBetsy
[Przybywam z spóźnionym powitaniem :) Ależ z niej charakterystyczna babeczka, świetna kreacja postaci. Dobrze, że na przekór wszystkiemu i wszystkim, jest po prostu sobą, małe miasteczko zdecydowanie potrzebuje takich barwnych postaci! <3 Jeśli miałabyś ochotę zgorszyć mojego Henryka czy Liama, ewentualnie zapalić zioło wspólnie z Damonem, zapraszam serdecznie :) Samych wciągających wątków i dużo dobrej zabawy :)]
OdpowiedzUsuńHenry, Damon, Liam
Piątkowe wieczory spora część mieszkańców w przedziale wiekowym od dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu lat spędzała w The Rusty Nail. I Betsy nie była wyjątkiem. Blondynka po krótkiej drzemce po ciężkim tygodniu pracy, skonsumowaniu obiadku podanego jej przez przekochaną mateczkę, wybrała się w miasto. Nie umówiła się z nikim konkretnym, wiedziała przecież, że w barze spotka kogoś, z kim nie tyle, co będzie mogła pogadać, ale też się napić i może nawet zagrać w darta lub bilard.
OdpowiedzUsuńWpadła do The Rusty Nail witana krzykami. Ktoś się cieszył, ktoś zawodził i niemal od razu zgadła, że zakładali się o wynik meczu. Murray nie była fanką sportu, czasami bywała niemal zmuszana do tego, aby obejrzeć jakiś ze swoimi braćmi, jednak nigdy nie angażowała się w to na tyle, aby obstawiać wyniki. Zresztą, może i była lekko nadpobudliwa i lubiła podejmować ryzyko, ale jednak hazard pozostawał jej obcy.
Nie zdążyła nawet ściągnąć jeansowej kurteczki, kiedy Mary objęła ją ramieniem.
— Siemasz, Saint — odparła na powitanie znajomej, obejmując ją przy tym w pasie i poklepując po biodrze. — I ile dzisiaj przegrałaś z tymi dupkami? — zapytała, kierując spojrzenie w stronę okupowanej loży, z której widok na sporej wielkości telewizor wiszący na ścianie był najlepszy.
— Pierwsze na mój koszt, a później musimy znaleźć jakiegoś frajera albo wykraść coś z zaplecza — zaproponowała całkiem poważnie. — Pensja listonosza to kpina w tym mieście — zauważyła, wzdychając ciężko, niemal teatralnie, ale niemal natychmiast na jej twarzy pojawił się szeroki, szczery uśmiech. — No chodź.
No i podeszły do baru, gdzie obsługa doskonale wiedziała, co polać Tucker, a Murray poprosiła o to samo i po chwili obie miały sporej wielkości kufle wypełnione złocistym trunkiem ukraszonym koroną z gęstej, goryczkowej piany. Betsy umoczyła w niej usta, celowo chcąc zadbać o wąs pod nosem.
— Mam dwadzieścia dolców. Możemy je pomnożyć — zagaiła, poza wcześniejszymi propozycjami celując w coś bardziej ryzykownego. Sama nie poszłaby na żadne zakłady, ale mając u boku Saint mogły przecież stworzyć drużynę i wygrać z kimś pijanym w sztok w darta. A to już były proste pieniądze.
Betsy