10.05.2025

[KP] Colt Whittaker

Colt Whittaker Some roots grow deeper in silence

11.07.1990 │█║▌║▌║ 35% ISTP [„Wirtuoz”], 65% ISFP [„Poszukiwacz Przygód”] ║▌║▌║█│ Farmington Hills, mieszkaniec jednego z rozległych domostw na końcu ulicy o niewidocznym dla przechodniów ogrodzie ● kierowca przerobionego chevroleta camaro z 69' i kampera (dostosowanego do przewozu zwierząt) ● z zawodu weterynarz specjalista w swojej prywatnej klinice z gabinetem w Athens (GA) PawSense Veterinary Clinic i kierownik sklepu zoologicznego w Mariesville Happy Tails Pet Shop ● znacznie wcześniej doktorant Cornell University College of Veterinary Medicine (Ithaca, Nowy Jork) ze specjalizacjami chirurgii, położnictwa oraz behawioru zarówno psów, kotów jak i koni ● odbyte wysokopłatne staże na: Hagyard Equine Medical Institute (Kentucky), Peterson Smith Equine Hospital (Florida), Canine Companions (California), Working Dog Center (University of Pennsylvania) ● właściciel klaczy rasy APH (Tamsy) w boksie Mitchell's Horse Farm ● hodowca i trener psów rasy Owczarek Australijski [kolor: red merle] (suczka Etna), Nova Scotia Duck Tolling Retriever (suczka Mivka) i Border Collie [kolor: blue merle] (suczka Oreo) ● wybredny kawosz słuchający jazzu o bladym świcie w weekendy ● miłośnik codzienności pośród maszyn własnej skromnej siłowni ● pół ogrodu przeznaczone na psiarnię i jej wygłupy, druga część na brudzenie się i podlewanie o różnych porach ● wysoka wrażliwość sensoryczna ● ogromna intuicja ● niektórzy stali klienci nazywają go Doktorem Dolittle

Im bardziej od najmłodszych lat nie zwraca się uwagi na kaligrafię, tym późniejsze podpisy już osoby dorosłej przypominają falowane szlaczki... Wyglądają one tym żałośniej na dokumentach, w tym receptach. Jest jeszcze gorzej, gdy trzeba się podpisać pod aktem rozwodu po wielu kłótniach przeniesionych między mury sądów. Coltowi nie udało się zdobyć praw do wychowywania ich dwójki dzieci; Samantha bowiem perfekcyjnie odegrała wymarzoną rolę empatycznej do granic możliwości matki. Koneksje doprowadziły ją również do znacznie lepiej dobranego adwokata, który tylko przypieczętował losy Finniana i Elliota. Synowie stali się dostępni w ramach odwiedzin maksymalnie dwukrotnie w miesiącu. Wyprowadzka spowodowana nagłym wymuszeniem była więc mocno niezaplanowana; zostało mnóstwo zapomnianych kartonów, staroci czy też rośliny doniczkowe, po które miał kiedyś wpaść przy okazji świąt. Ale od czego tak naprawdę to wszystko się zaczęło? Właściwie to Colt udawał, że wcale nad tym nie rozmyślał pod prysznicem albo podczas przysiadania pomiędzy wykonywaniem codziennej rutyny. Porzucenie świeżo rozwijającej się kariery w Nowym Jorku w ramach ucieczki do czegoś zapyziałego na peryferiach stało się dla niego czymś w rodzaju katharsis; wysoce niepożądanym, aczkolwiek niezbędnym dla dalszego rozwoju. Pomimo tego, co się stało, świat obracał się dalej, drwiąc z przyziemnych problemów. Podobno dało się żyć dalej bez wcześniejszych zobowiązań. Przeżyć restart. Nim doktor Whittaker się obejrzał, zbudował sobie coś znacznie lepszego... I tak naprawdę dopiero teraz żył, nie próbując zadowolić nikogo innego poza samym sobą. Prawdziwy Ikar, który pokochał swój ostateczny upadek. Czy może być coś od tego lepszego? I think I've seen this film before and I didn't like the ending. I'm not your problem anymore. So who am I offending now?

•._.••´¯``•.¸¸.•`ODAUTORSKO`•.¸¸.•´´¯`••._.•

Witam się z moim panem! Na wizerunku jedyny w swoim rodzaju Nicholas Skidmore. Kody z AC + moja wesoła inwencja twórcza. Cytat z exile - Taylor Swift. Obiecuję uzupełnić Dodatki w najbliższym czasie ♡

7 komentarzy:

  1. Hej! I kolejna duszyczka spod Twojego pióra, tym razem w maleńkim Mariesville. Widzę, że wena Ci dopisuje, bardzo fajnie.
    Dużo zrzuciłaś temu panu na barki, muszę przyznać. Z doświadczenia przyjaciół wiem, że zawód weterynarza sam w sobie wymaga ogromnej dedykacji oraz gotowości do poświęceń na polu wolnego czasu czy też snu, a tu jeszcze sklep do zarządzenia i psiaki z przeogromną potrzebą aktywności, zarówno fizycznej, jak i umysłowej czekające na niego w domu. O koniu nie wspominając...
    Mam nadzieję, że Colt daje sobie z tym wszystkim radę, bo szkoda byłoby tych zwierzaków.
    Życzę Wam powodzenia, jak i również samych ambitnych wątków!
    Bawcie się dobrze!


    LUKE CARTER wyglądający z wersji roboczych

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! Rzeczywiście Coltowi nie brakuje wielu wymagających zajęć. Praca weterynarza jest z pewnością bardzo satysfakcjonująca, choć domyślam się, że wymaga wiele poświęceń. Oby Colt nigdy nie stracił zapału. :) Zauważyłam też, że Colt zmaga się z wysoką wrażliwością sensoryczną, co również dokucza i mnie. Praca wśród zwierząt musi więc być dla niego ciekawym doświadczeniem. :)
    Natomiast sama utrata praw rodzicielskich jest czymś przykrym, oby Coltowi udało się odzyskać częstszy kontakt z dziećmi. :)

    Tak czy inaczej, miło widzieć cię również tutaj, w Mariesville. Życzę samej udanej zabawy i wielu udanych wątków!]

    Maddie Green, Jax Moore, Wes Callahan & Ashton Hale

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć! Na blogu mnie co prawda nie ma, ale byłam i... Chciałabym spróbować jeszcze raz. Czytając kartę Colta wpadłam na powiązanie. :3 Mogłabyś do mnie napisać?]

    sublime.trepidation@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Uwielbiam za Exile - moja ukochana piosenka Taylor. Ukochuję za owczarki, bo jestem wielką psiarą i choć bez owczarka, a z pudlem średnim, to za owczarkiem australijskim zawsze na ulicy się obejrzę xD

    Coltowi zgotowałaś kawał historii, ale ja uwielbiam Ikarów, którzy spadają z wysokości :) Cynthia chętnie się z nim umówi na tę kawkę na werandzie i wygłaska wszystkie pieski.

    Wpadajcie na maila, dogadamy się :) ]

    Cynthia Rowe

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hej,
    Wpadam z lekko opóźnionym powitaniem, bo koło weterynarza nie mogłam przejść oczywiście obojętnie. Przyznam, że szczerze współczuję Coltowi rozstania z rodziną, choć powszechnie i tak twierdzi się, że to dzieci w takich sytuacjach tracą najwięcej.
    Życzę samych porywających wątków i wiecznego deszczyku weny także w tej niewielkiej miejscowości, a w razie chęci, jak zwykle zapraszam.]

    Monti, Liberty, Angelo & Delio

    OdpowiedzUsuń
  6. Cynthia Rowe usiadła w skórzanym fotelu, który trzeszczał lekko przy każdym ruchu. Niby nowy, zamówiony po objęciu przez nią funkcji dyrektorki Mariesville Clinic, a już przypominał o tym, że nawet wygoda potrafi mieć swoje niedoskonałości. Przeciągnęła palcami po kartotece na ekranie monitora, uważnie czytając notatki z poprzedniej wizyty.
    Zegarek na ścianie wskazywał 7:53. Słońce wstawało powoli nad sennym miasteczkiem, rzucając ciepłe światło na półkę z książkami medycznymi i kilka pamiątek z czasów jej stażu w Mills-Peninsula Medical Center – w tym figurkę przedstawiającą kobietę z laptopem i stetoskopem, którą dostała od kolegów z oddziału ratunkowego.
    Gabinet pachniał czystością – delikatny zapach alkoholu izopropylowego mieszał się z aromatem świeżo zaparzonej kawy, którą przyniosła sobie z kuchni personelu. Cichy szum klimatyzacji, przeplatany odgłosami z zewnątrz – otwierane drzwi apteki, śmiech dziecka mijającego przychodnię, szczeknięcie psa – tworzyły znajome tło.
    Na biurku, obok kubka z logo Stanford University i eleganckiego notatnika z planem dnia, stała srebrna ramka ze zdjęciem. Starszy mężczyzna w ciemnym swetrze w romby, z wyraźnie siwą brodą i łagodnym spojrzeniem – Howard Rowe. Jej dziadek. Lekarz rodzinny z kilkudziesięcioletnim stażem, emerytowany, ale wciąż obecny. Dla mieszkańców – legenda. Dla niej – opoka.
    W Mariesville nie było nikogo, kto by nie znał doktora Rowe’a. Przez czterdzieści lat prowadził tę samą przychodnię, w tym samym budynku, w którym teraz siedziała jego wnuczka. Rodził dzieci, leczył złamane kości, uspokajał zmartwionych rodziców i pocieszał umierających. Ludzie nadal go zatrzymywali na ulicy, choć od trzech lat formalnie nie przyjmował pacjentów.
    – Dziadku, nie możesz przejść do sklepu po chleb bez piętnastominutowej rozmowy o ciśnieniu krwi – zażartowała kiedyś Cynthia.
    – To właśnie jest najlepsza część bycia emerytem. Nikt nie może mnie pośpieszać – odpowiedział z tym swoim błyskiem w oku.

    Choć mogła budować karierę gdziekolwiek – a oferty po pięciu latach stażu w prestiżowym Mills-Peninsula Medical Center miała więcej niż wystarczająco – wróciła. Nie z obowiązku. Z wyboru. Bo wiedziała, że chce być tam, gdzie pacjenci to nie tylko nazwiska, a historie, które zna się od dzieciństwa.
    Telefon zadrżał cicho na biurku. Wiadomość od dziadka.
    Daj znać, jak dziś poszło. Pogoda piękna – to pewnie oznacza, że pani Wexler znowu będzie narzekać na bóle kolan 😉
    Cynthia uśmiechnęła się. Znał swoich dawnych pacjentów lepiej niż system komputerowy, z całym swoim cyfrowym archiwum.
    Pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia.
    — Proszę — powiedziała, poprawiając kołnierzyk białego fartucha i zakładając stetoskop na szyję…

    Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie planowała tak szybkiego powrotu do Mariesville. Owszem, będąc w Irlandii szczerze tęskniła do tutejszego spokoju i czystego powietrza przesiąkniętego zapachem jabłek, lecz chciała także zwiedzić trochę świata jak wcześniej matka. W przeciwieństwie do niej jednak Wendy dawała sobie na to zaledwie dwa lata. Wystarczająco, by się wyszaleć, lecz za mało by całkowicie zapomnieć o tutejszych tradycjach. Tymczasem życie zadecydowało za nią i to w najbardziej brutalny sposób, zabierając brata i nakazując zająć się jego malutkim synkiem. Na początku czuła się tym wszystkim przerażona. O ile bowiem na prowadzeniu gospodarstwa znała się doskonale, to o wychowywaniu kilkuletnich szkrabów nie miała zielonego pojęcia. I prawdę powiedziawszy nie widziała się w roli matki. A już z całą pewnością nie samotnej.
    Teraz natomiast nie wyobrażała sobie życia bez stale kręcącego się pod nogami Lou. Zabierała go niemal wszędzie i z ogromną cierpliwością wysłuchiwała jego szczebiotu, który jeszcze niedawno uznałaby za ogromnie irytujący. Do pracy jednak zabrać go zwykle nie mogła, zwłaszcza gdy jechała akurat do Athens, toteż zawsze w takich sytuacjach pozostawiała go pod opieką najbliższych sąsiadek, raz na jakiś czas podrzucając im w zamian jedną ze swoich osławionych owocowych tart. Dokładnie pamiętała, która z nich jest tą ulubioną Pani Bone, a która Pani Hamilton, czy pozostałych opiekunek i starała się sprostać im wymaganiom, choć czasem okazywały się one wyjątkowo wyszukane, szczególnie jak na tak niewielkie miasteczko. Ale cóż, miały do tego pełne prawo, a gdyby nie one, musiałaby zapewne wynająć prywatną, nikomu nieznaną nianię.
    - Wychodzę do pracy. Proszę się częstować ciastem i dzwonić do mnie, gdy tylko się coś stanie. Postaram się wrócić koło trzeciej. – Rzuciła jeszcze do siedzącej w kuchni Pani Thompson. – A ty masz być grzeczny. – Dodała, całując bratanka na pożegnanie i wychodząc na podjazd, gdzie trochę wcześniej zaparkowała wysłużonego jeepa odziedziczonego jeszcze w spadku po dziadku.
    Odpalając silnik i wyjeżdżając na najbliższą ulicę, instynktownie zaczęła się modlić, by tym razem wóz się nad nią zlitował i nie zastrajkował gdzieś pośrodku kompletnego odludzia. To nie tak, że przerastały ją najprostsze naprawy, czy bała się trochę ubrudzić smarem. Ten samochód miał już po prostu swoje lata i wyraźnie dogorywał. A ani ona teraz, ani Peter wcześniej nie potrafili się go pozbyć z sentymentu dla dziadka.
    - Błagam ty stary gruchocie, dojedź, przynajmniej do najbliższego zjazdu. – Mruknęła wściekle, zaciskając mocniej ręce na kierownicy, gdy z silnika zaczęły dochodzić niepokojące dźwięki świadczące najprawdopodobniej o jakiejś poważniejszej usterce. – Bo cię zezłomuję. – Zagroziła, lecz z marnym skutkiem.
    Zaledwie parę sekund później zmuszona już była wysiąść z ciepłego wnętrza, by umieścić na drodze trójkąt ostrzegawczy. Jeszcze tego by jej brakowało, by ktoś w nią wjechał, gdy będzie czekać na mającego ją zabrać w dalszą podróż Colta, do którego w międzyczasie zadzwoniła, by poinformować go, że będzie później, bo aktualnie stara się wykombinować jakiś alternatywny środek transportu.


    Wendy, dama w opałach

    OdpowiedzUsuń