Zawsze miał dobry łeb do złych interesów i niewyparzoną gębę pełną siarczystych epitetów, którymi częstował częściej, niż fajkami kupionymi na sztuki pod ladą. Ludzie wzdychali z ulgą, gdy znikał na kilka długich tygodni i wytężali uwagę, gdy wracał na następne trzy, gorsząc starsze sąsiadki nieogoloną twarzą i świeżymi ranami złapanymi na kilka prowizorycznych szwów. Znalazł sobie doskonały patent na dobry zarobek i uzupełnianie zapasów adrenaliny, w dodatku mógł mieć głęboko gdzieś obowiązki moralne, interesy polityczne i bohaterstwo, a to dla kogo strzelał i czyje emblematy nosił, obchodziło go tyle, co zeszłoroczny śnieg. W domu rzucał na stół gruby zwitek banknotów, psuł nerwy dwójce przybranego rodzeństwa i bez słowa szedł do warsztatu lizać egzystencjalne rany, bo tych, które naprawdę bolą, choć ich nie widać, zgromadził wiele więcej. Zwykle wracał zepsuty, czasami bardziej, czasami mniej, ale skutecznie odprawiał z kwitkiem stroskaną matkę, każąc jej zająć się rozliczaniem długów, które ciągną się za nimi jak smród, a nie płakaniem nad jego niedolą, i środkowym palcem żegnał ojca, nawet w dniu, w którym nałóg wreszcie postawił na nim krzyżyk. Nie było mu go szkoda, bo miał ich za nic, odkąd pamięta, tak samo jak swoje bękarty po związku z kochanką, które sprowadził im na głowę. Przejął po nim warsztat i cały śmietnik z problemami, ale źli chłopcy, którzy czekają na kasę, a za ojca błędy gotowi są rozliczyć wszystkich, których znał, to nie jest wcale najgorsza rzecz, z jaką przyszło mu się w życiu mierzyć. Najgorsze to stracić kogoś, w kogo się wierzy i dla kogo warto było przynajmniej próbować stać się lepszym.
Imiona i nazwisko:Tanner Jack Gentry
Data i miejsce urodzenia:31 X 1988 r. Camden, Georgia
Miejsce zamieszkania:Riverside Hollow, Mariesville
Aktualny zawód i miejsce pracy:mechanik, właściciel Jack's Garage
Dodatkowy zawód:kontraktor PMC, Academi Moyock, NC
Grupa:Rodowici Mieszkańcy
Pojazd:Toyota Land Cruiser 80
Hobby:bilard, poker, gitara, muscle cars
Dzieciakiem był niesfornym i trudnym do ujarzmienia – jak wszyscy szli w lewo, to on szedł w prawo, bo robienie zasadom na przekór sprawiało mu dużo frajdy, podobnie jak grzebanie pod maską, ale to się chyba nie zmieniło, a przynajmniej nie tak do końca, bo z kodeksem moralnym wciąż nie jest mu po drodze, tyle tylko, że teraz łamie zasady z głową, bo wie, że grozi mu za to coś gorszego, niż nastoletni szlaban. Do domu zawsze wracał późnymi wieczorami, świadomie igrając z gniewem ojca
JACK GENTRY, 1960-2024, worst deceased father, który pieklił się i sapał, ale bardziej dla zasady, bo w rzeczywistości było mu tak bardzo wszystko jedno, że nie ruszał tyłka z kanapy, na której najczęściej zasypiał z niedopitym piwem w ręku. Matka
GRACE GENTRY, 01.11.1965, always scared mother krzątała się po kuchni, ścierając z mebli kurz, którego wcale tam nie było i udawała, że nie wie, co ojciec wyprawia, jeżdżąc co drugi dzień do Camden przez te wszystkie lata i zaciągając tam kredyty na lafiryndę, która w końcu dała nogę, zgodnie z wszelkimi przewidywaniami. Nie oprzytomniała nawet, gdy przywiózł nie jej dziecko – po prostu przyjęła to do wiadomości, bo to i tak było lepsze, niż odzywanie się i zbieranie batów, a potem staranie się ich zamaskować jakimś tanim pudrem, żeby koleżanki przypadkiem nie gadały, jak to w ich domu dzieje się źle. Doprawdy, jakby nikt nie wiedział. Mając dwadzieścia dwa lata nagle okazał się bratem przyrodnim jakiejś piętnastoletniej siksy
GEMMA GENTRY, 01.04.1995, bittersweet step sister, a dwadzieścia dwa i pół, gdy okazał się jeszcze bratem osiemnastoletniego
TRAVIS GENTRY, 04.02.1992, fuckin' step brother studenta ekonomii, który, na jego szczęście, wyjechał w pizdu do Kalifornii i wcale się tu nie pokazał. Oczywiście, do czasu. Z naprawiania pojazdów, maszyn rolniczych i starych gratów żyć godnie się nie dało, gdy ojciec przewalał kasę na maszynach i bawił się w sponsoring, mimo że przez bardzo długi czas mieli tu monopol, a nielegalne interesy okazały się zbyt ryzykowne, szczególnie, gdy było się już na celowniku stróżów prawa. W tym momencie i tak nie pozostało mu nic innego. Trzeba było szukać innej ścieżki, więc za sprawą dobrych kolegów, którym musiał później odpalić odpowiedni procent, dał się zwerbować do armii – brudnej i trochę innej, niż ta honorowa, znana ludziom z filmów akcji. Wpasował się, bo życie na krawędzi było mu dobrze znane, a wyjazdy na operacje w barwach obcego kraju okazały się tego dopełnieniem. Musiał tylko uważać, żeby nie dać się złapać, bo nie przysługiwały mu żadne żołnierskie prawa i przywileje, ale wizja bycia sądzonym w Afryce za zabójstwo była skuteczną motywacją do tego, by biegać szybko i niespostrzeżenie. Najemnik wojskowy na eksport – nie dobrze było się tym chwalić, ale dobrze było od tego zacząć, żeby otworzyć sobie kolejne drzwi, którymi dostał się do prywatnej organizacji militarnej, i tym sposobem zacząć przeplatać bieganie po Afryce z chronieniem tyłków ważnych osobistości. Pieniądze się zgadzały, a jemu było wszystko jedno w kogo miał się wcielić, dopóki ojciec się nie przekręcił i nie wylało się szambo, o którym przez tyle lat nie miał pojęcia. Ale skoro poradził sobie z życiem w wykolejonej rodzinie, skoro przetrwał pierwsze wrażenie po oddaniu celnego strzału, odejście kobiety
HARLOW CLARKE, 17.05.1991, goodbye my lover , którą kochał, a także pogrzebanie relacji z kobietą
TAMARA EMERSON, 05.06.1992, remarried ex-gentry , którą próbował pokochać, choć nigdy nie zdołał, bo w rzeczywistości nie chciał, to z lewymi interesami ojca też sobie poradzi. Musi. I tylko czas pokaże z jakim skutkiem.
zdaniezlozone@gmail.com
[Dobra, przyznaję się, że brzydko podglądałam, ale i tak: cześć, ależ super niespodzianka! :D
OdpowiedzUsuńFantastycznie widzieć Cię z kolejnym interesującym panem, którego kartę czyta się z przyjemnością, chociaż o przyjemnych rzeczach nie opowiada. Ale zaserwowałaś tutaj kawał historii! Wciągnęłam się i zdecydowanie chcę więcej! Ach ten Tanner, roztrzaskany z niego facet, ale może znajdzie się ktoś, przy kim będzie choć trochę łatwiej i lepiej? Tego mu życzymy <3 Jestem pewna, że zostawiasz go w dobrych rękach, lepiej trafić nie mogliście, haha.
Baw się z nim tutaj tak dobrze jak z Rowanem! ;))
Dużo weny, bo jej efekty są wspaniałe! 💖]
sąsiadka Nancy Jones
[Ja już chyba wspominałam, że Twoje postacie są świetnie dopracowane i w ogóle? I jakoś mnie ujęło, że tym razem to pan mechanik! Z Wynn na pewno by się polubili!
OdpowiedzUsuńTymczasem jeśli Tanner lubi ciastka albo potrzebuje kogoś, kto by go nieco podtuczył xD, to wiecie, gdzie nas znaleźć! :D]
Corinne Whitby
[Nie rozpieszczasz tych panów, dokopujesz im równo 🤯 W domu przesrane, u stróżów przekichane, a w życiu osobistym bagno. Niezły kocioł.
OdpowiedzUsuńJakby wdał się w bójkę, to chyba nikogo to nie zdziwi. Jakby wpadł pod rower Abi i dał się jej z kolei opatrzyć albo i odprowadzić do domu, to wtedy dopiero sąsiadki by miały do gadania!
Standardowo łobuz do ukochania, ale taki co się nie da złapać. Mój ulubiony typ 😏🤩 Dobrej zabawy, jakby co, nie znikamy i wiesz gdzie nas znaleźć]
Abigail
[Mocny, silny charakter, z którym chciałoby się zadrzeć tak z czystej ciekawości, aczkolwiek trzeba liczyć się z tym, że może to być jednorazowa próba, bo Tanner nie wyglada na takiego co kogoś oszczędza. ;D Niesamowita postać, jak wszystkie z Twojego ramienia. Życzę dobrej zabawy i polecam się z Giną! :)]
OdpowiedzUsuńGina Swanson
[O, kolejny Tanner. :D Rozumiem, że to imię prześladuje Cię po nocach i nie daje spać? ;>
OdpowiedzUsuńNiełatwego z niego zrobiłaś chłopa, ale jestem pewna, że dobrze będzie Ci się nim pisać. Ciekawe, czy taki niespokojny duch odnajdzie w końcu swoje miejsce na ziemi. Baw się z nim. ;-)]
Betsy Murray & Clementine Redford
Corinne Whitby nazwałaby siebie słodką cynamonową bułeczką albo pączkiem, ale takim bez nadzienia, posypanym jedynie cukrem pudrem. Była prostą dziewczyną o nieskomplikowanej duszy i niezbyt wygórowanych pragnieniach, a największe z nich dotyczyło swego czasu nowego miksera, który ostatecznie dostała od babci rok temu w święta. Od tamtej pory materialne marzenia były małe, malutkie albo nie było ich wcale, bo po co jej kolejny sweter czy tusz do rzęs, po co jej następna sukienka, spódnica? O wiele bardziej pielęgnowała w sobie miłość do przeżywania. Było tyle do zrobienia! Tyle do posmakowania, tyle do poczucia, do dotknięcia!
OdpowiedzUsuń— A ty znowu coś pieczesz? — Babcia Lily zajrzała jej przez ramię, a Corinne podskoczyła w miejscu, słysząc ciepły głos, którego wcale nie spodziewała się usłyszeć, bo było już późno, a babcia zazwyczaj wcześnie zasypiała, tuż po swojej ulubionej dramie w telewizji, która liczyła z tysiąc odcinków, a główny bohater był jednocześnie mężem, bratem, synem, niedługo się pewnie okaże, że też swoim klonem. Corinne wcale nie zamierzała mówić głośno, że to nie miało sensu, że cały ten serial to koszmarny absurd, a wspólnie z babcią wołała: A to cholernik! A to zdradzający wąż! Umarł, ale pewnie przeżyje!
— Tak, chcę podziękować jakoś Tannerowi za pomoc — odpowiedziała, ignorując, że w babcinych oczach pojawił się błysk.
— No to dodaj więcej cukru! Na czymś muszą rosnąć te jego mięśnie! — Babcia Lily zaśmiała się głośno, a Corinne przewróciła z rozbawieniem oczami. — Możesz mu też podziękować, że ostatnio tutaj wpadł. Furtka trzyma jak ta lala!
— Przekażę, ale babciu… nie możesz prosić Tannera o pomoc z każdą pierdołą… — wymamrotała, ale Lily pacnęła ją w ramię, co sprawiło, że wydała z siebie ciche auć. Czasem zastanawiała się, kiedy Tanner zacznie jej unikać albo uciekać w popłochu, widząc ją gdzieś z daleka, bo może znowu będzie mu suszyć głowę i prosić, i przyglądać się jego twarzy i w ogóle to liczyć się z jego odmową, a przecież spytała grzecznie i ładnie, a on coś tam zazwyczaj mamrotał, a potem się godził. Corinne miała wtedy ochotę upiec mu milion bułeczek cynamonowych albo najlepiej wypełnić tymi bułeczkami jego dom, warsztat, samochód – wszystko!
— Po prostu sprawdzam, czy wciąż mam to coś. — Babcia prychnęła głośno, a potem posmakowała kremu czekoladowego i pokiwała głową.
— Babciu, życie to nie telenowela… — wymamrotała z rozbawieniem i zacisnęła usta w wąską linię, wyobrażając sobie, jak babcia wciela się jedną ze swoich ulubionych bohaterek, która romansuje z młodszymi od siebie mężczyznami, korzystając z życia i popijając kolorowe drineczki nad basenem.
— Może i nie, ale trzeba żyć tak, żeby z tego życia umieć korzystać — stwierdziła i puściła jej oczko. Zaraz potem wyciągnęła dłoń i pogłaskała ciemne włosy swojej wiecznie zabieganej wnuczki. Przez jej pomarszczoną twarz przebiegł zatroskany cień, jakiś wewnętrzny niepokój i strach, a Corinne to zauważyła, dlatego schwyciła babciną dłoń i wtuliła się w jej wnętrze. Babcia Lily była twardą babką, taką, która mówiła prosto z mostu. Kochała ciemne piwo, papierosy i karaoke, uwielbiała krwawego steka, robiła najlepszy gulasz i grochową i była jej najlepszą przyjaciółką.
— Wszystko jest w porządku — odezwała się szeptem, chcąc, aby babcia wiedziała, że wcale nie zamierzała się poddać i że to ona skopie dupsko rakowi. Rokowania były całkiem niezłe, a ona przeszła już przez pierwsze naświetlenia. Teraz wystarczyło trochę poczekać, a potem powtórzyć badania. Gdyby nic się nie zmieniło, została jej jeszcze chemia, mastektomia… Cóż, Corinne wcale nie zamierzała o tym myśleć.
— A czy ja mówię, że nie jest? — Babcia Lily prychnęła. — Jak już zamierzasz tuczyć Tannera, to weź mu gulasz, który zrobiłam. To też w ramach podziękowania.
— Dobrze, babciu. — Corinne uśmiechnęła się lekko pod nosem i pokiwała głową.
Stara Toyota Corolla pachniała słodkim odświeżaczem powietrza i była istnym sanktuarium Corinne. Z tyłu woziła kilka blach, trochę ubrań, gdzieś walały się zapomniane kupony i gumy do żucia, dalej pewnie znalazłoby się kilka książek. Ten artystyczny nieład idealnie odzwierciedlał właścicielkę auta, no, przynajmniej tę chaotyczną część jej natury.
UsuńCorinne zaparkowała swoją Suzy – bo tak pieszczotliwie określała Toyotę – przed warsztatem samochodowym. Samochód zatrzymał się miękko, leciutko. Ostatnio działał bardzo dobrze, szczególnie po ostatnim razie, gdy oddała auto w ręce Tannera, prosząc, aby zajął się Suzy – najpierw jednak spędziła jakieś piętnaście minut, aby wytłumaczyć mu, dlaczego Suzy (imię wzięła od kobiety sprzedającej samochód) i dlaczego on też powinien nazwać swoje auto.
Złapała za siatkę z gulaszem i ciastem, a potem zamknęła auto, pociągając cicho nosem, gdy poczuła powiew zimnego, ale zdecydowanie cieplejszego niż jeszcze tydzień temu wiaterku. Corinne czuła już wiosnę – wyobrażała sobie, jak będzie jeździć do pracy rowerem, że zacznie sprzedawać marchewkowe ciasteczka i że niedługo Wielkanoc, więc znów wpadnie kilkanaście zamówień, a potem wiosna się skończy i zacznie się lato,
— Tanner? — odezwała się, rozglądając po warsztacie. Nie przeszkadzał jej zapach oleju i innych środków, których nazw pewnie by nie wymówiła. Przyglądała się półkom, narzędziom, oglądała ściany i ostrożnie stawiała kolejne kroki w swoich czarnych botkach z dzwoneczkami przy zamkach.
Uśmiechnęła się jasno, gdy dostrzegła znajomą sylwetkę. Tanner pochylał się właśnie nad jednym z aut, ewidentnie coś tam przykręcając albo odkręcając, albo w ogóle robiąc inne magiczne rzeczy znane tylko mechanikom.
— Cześć! Masz chwilkę? — Zbliżyła się jeszcze o kilka kroków, niefortunnie potykając się o jakiś kabel (albo o coś innego), a z jej ust uciekło krótkie CHOLERCIA, ale kiedy jakimś cudem udało jej się złapać równowagę, nie wywalić się, a jej palce mocno ściskały siatkę, odetchnęła, chuchnęła sobie w grzywkę i odchrząknęła.
— Żyję, nic mi nie jest! — odezwała się nieco rozbawionym, nieco spiętym głosem, bardziej przekonując o tym samą siebie niż Tannera, choć było jej nieco głupio, toteż czuła lekkie szczypanie w policzki. Przestała też marszczyć swój nos, który zawsze w takich chwilach musiał żyć własnym życiem, zupełnie jakby próbował uciec z jej twarzy w obawie przed tym, że zaraz spotka się z czymś twardym.
Corinne Whitby☀️ 🍰 🌻
Corinne bywała w warsztacie nie bardzo często, raczej tylko wtedy, gdy coś się popsuło albo kiedy Suzi wydawała z siebie dziwne dźwięki, albo jak naprawdę, naprawdę potrzebowała pomocy. Być może za bardzo przyzwyczaiła się do tego, że Tanner jest nie tylko dobrym mechanikiem, ale też złotą rączką i jak trzeba by było, to pewnie i by statek kosmiczny naprawił.
OdpowiedzUsuńLubiła też te niezobowiązujące rozmowy i zdradzanie Tannerowi swoich zamiarów, komentowanie filmów, które obejrzała, polecanie mu czegoś do obejrzenia, choć tak naprawdę nie sądziła, że się skusił, a wcale nie oglądała romansideł, ba! Ostatnio zrobił się niezły szum wokół nowego Nosferatu, toteż Corinne upiekła kilka czekoladowych, czarnych babeczek i ozdobiła w ciasteczka imitujące skrzydła, dodała też małe, wampirze kły! Dorzuciła jedną z tych babeczek Tannerowi, ale zapomniała zapytać, czy smakował mu wiśniowy krem w środku. Innym razem narzekała, że uśmierca kaktusy albo że książka, którą chciała przeczytać, a więc i kupić, była zbyt droga. Cóż, te wszystkie rozmowy, małe i duże, były przyjemnym początkiem dnia, szczególnie że Tanner pojawiał się w cukierni niemal od razu po niej. Czasem zastanawiała się, o której tak naprawdę wstał, czy w ogóle spał, a może wystarczało mu tylko 5 godzin snu?
Słysząc jego przekleństwo, uśmiechnęła się leciutko. No tak, jak już pierdolić to pierdolić i to tak, żeby każdy wiedział, co się pierdoliło i że to pierdolenie pasuje do okazji. Corinne zacisnęła usta w wąską linię, zerkając po kablu, który wydawał się nieco nędzny. Może następnym razem, jak będzie się chciała odwdzięczyć Tannerowi za pomoc, to mu kupi kabel? Zwykły, ale dobry kabel był chyba idealnym prezentem dla mechanika.
— Okej, milisekundy może nie masz, więc zostają nam jeszcze mikrosekundy i nanosekundy — stwierdziła swobodnie, przyjmując jego wzrok, który pewnie odstraszyłby większość osób, bo był znaczący i wyrażał więcej niż tysiąc słów, a już na pewno sugerował, że NAPRAWDĘ nie miał czasu i żeby sobie poszła, bo tylko mu przeszkadza, ciągnie za kable i w ogóle to jeszcze przez nią wysmyknęło mu się przekleństwo, choć Corinne wiedziała, że pewnie Tanner to i zna więcej przekleństw, i że jeszcze więcej przeklina, co, oczywiście, w żaden sposób jej nie raziło, wręcz przeciwnie. Piekąc, wyznawała zasadę, że nigdy nie powinno chwalić się biszkopta, więc zamiast chwalić, rzucała epitetami, najlepiej działało: rośnij, ty przeklęty chujku, ale tylko jeśli łączyła to z intensywnym gapieniem się w piekarnik.
— Zapamiętałeś! — Zaśmiała się mimowolnie, dość ciepło, a potem ruszyła za Tannerem, który szedł wzdłuż kabla. — Suzi jest zdrowa, po jej ostatniej wizycie u ciebie działa bardzo cichutko i bez żadnych zarzutów. Dziękuję jeszcze raz, uratowałeś mi wtedy życie — dodała, choć wcześniej już mu dziękowała, a potem jeszcze raz dziękowała, gdy odbierała samochód, i później w cukierni, no i jeszcze, gdy się minęli na chodniku. Być może jej dziękuję, Tanner będzie go prześladować do końca życia, ale doceniała jego pomoc i to, że nie kazał jej wyjść i że nie groził jej palcem i że nie zaznaczał nim, że nie ma nawet jednej milisekundy. Tak, za to powinna być mu wdzięczna.
— Pomijając kwestię Suzi i twoich ani jednych milisekund, to przyszłam tutaj po to, żeby podziękować za pomoc w domu. Babcia jest zachwycona, więc przyniosłam coś od niej. Upiekłam też tort… — Posłała Tannerowi znaczące spojrzenie, żeby nie ośmielił się nawet komentować jej zdrowia psychicznego i żeby nie mówił, że torty to się jadło, gdy miało się urodziny, bo skoro Corinne mogła coś pierdolić, to pierdoliła tortowe okazje, bo żeby móc zrobić tort i zjeść, nie potrzebowała urodzin, imienin ani innych świąt.
— Wzięłam też papierowe talerzyki i plastikowe łyżeczki — dodała, nie do końca wiedząc, czy Tanner miał takie cuda w warsztacie. Równie dobrze mógł jeść bułeczki cynamonowe prosto z papierowej torby i nikt by go za to nie winił, bo takie smakowały najlepiej, szczególnie jeśli ta torba jeszcze ociekała parą, bo Corinne starała się, żeby słodkości były jak najbardziej świeże.
UsuńStanęła obok Tannera, który zlokalizował gniazdko, a potem rozejrzała się wokół. Namierzyła wzrokiem jakiś stół, który był nieco brudny, ale to też jej nie przeszkadzało. Jako dziecko dość najadła się lizaków z piachem, więc nie wybrzydzała. Odłożyła reklamówkę, a potem nucąc chwilę zasłyszaną piosenkę Burn, burn, burn, wyciągnęła tort. Zdjęła też górną część opakowania, obnażając ciasto, które miało kształt opony samochodowej. Corinne wycięła kształt, zrobiła dekoracje i całość prezentowała się całkiem nieźle – idealny tort dla fana motoryzacji albo dla właściciela warsztatu samochodowego.
— Poza tym — zaczęła mówić, krojąc ciasto plastikowym nożem — skoro tutaj jestem, to może mogę jakoś pomóc? Całkiem nieźle trzymam śrubokręt! — Zerknęła w stronę Tannera, który wciąż majstrował przy gniazdku. — Nie szukasz czasem pomocy do warsztatu? — spytała niewinnie, zdecydowanie żartując, a potem zbliżyła się do mężczyzny z papierowym talerzykiem i kucnęła, bo gniazdko było nisko, a ona musiała widzieć, czy Tanner bardzo nie miał czasu, czy może tego czasu nie chciał mieć.
— Ciasto jest cynamonowe… — rzuciła wesoło, zupełnie jakby była diabłem, który kusił śmiertelnika czymś wyjątkowo drogocennym.
Corinne Whitby 🧁 🍫 ☀️
[Bo biszkopt nie może być chwalony, wtedy w ogóle nie rośnie… chujek! 😂😂😂]
OdpowiedzUsuńGdyby jej Tanner powiedział, że rozsiewa wokół siebie tęczową aurę cukierkowego szczęścia, pewnie by przytaknęła, a potem naprawdę wyposażyłaby się w brokat i ozdobiła jego brwi, które zazwyczaj były ściągnięte lub wyrażały o wiele więcej, niż ich właściciel chciałby przekazać, bo to nie tak, że Tanner nie dawał jej znaków, że ma dać sobie spokój i że najlepiej by było, gdyby sobie poszła – oczywiście, że dawał! Ale Corinne wcale nie chciała omijać Tannera szerokim łukiem, ba! Pewnie gdyby powiedział, że właśnie kogoś zamordował, pomogłaby mu ukryć ciało, a potem upiekłaby tyle ciasta, że mogliby zwiać z Mariesville i zamieszkać w domu z piernika.
Zacisnęła usta w wąską linię, słysząc, jak wypuszcza powietrze przez nos, a kiedy zobaczyła jego nienaturalny uśmiech, prawie nawet przerażający – powinna kiedyś Tannerowi zasugerować, że pójdą razem zbierać cukierki w trakcie Halloween, bo ewidentnie pasował mu kostium jakiegoś psychopaty z nożem, również się uśmiechnęła, tylko że jej uśmiech był jasny i ciepły, może trochę świadczący o rozbawieniu całą sytuacją. Jej entuzjazm zderzał się z jego irytacją i tak naprawdę powstał pewien impas, bo Corinne wcale nie zamierzała odpuszczać, a i wiedziała, że Tanner też się nie wycofa.
— Hmm? Co moje usta? Jestem od czegoś brudna, podoba ci się mój nowy błyszczyk? — wyrzuciła z siebie kilka pytań, przyglądając się męskiej twarzy. Zaraz potem prychnęła cicho, a potem przewróciła oczami. — Zamykam, i to dość często. Jestem cukiernikiem, dużo jem, więc często zamykam buzię, Tanner. Ludzie zamykają buzię, jak jedzą. Więc jeśli chcesz, żebym się zamknęła, musisz zjeść ze mną ciasto.
Próbowanie tych wszystkich słodkości mogłoby okazać się nieco zgubne, dlatego Corinne dbała nieco o swoją talię, robiąc dziesięć tysięcy kroków dziennie, jadła też owoce i warzywa, piła dużo wody. Może nie była tak szczupła jak wtedy, gdy była nastolatką i na pewno nie miała tak płaskiego brzucha, to i tak wyglądała całkiem nieźle. Dałaby sobie z trzy babeczki na pięć.
Do usranej śmierci było dość zabawnym stwierdzeniem, szczególnie w jej przypadku, bo w końcu walczyła przeciw chorobie, cholerny rak po jednej stronie narożnika, ona po drugiej, podjęła się radioterapii, regularnie odwiedzała lekarzy, ale to wcale nie gwarantowało tego, że dożyje swoich siwych włosów i wypadającej szczęki. Gdyby miała być całkowicie szczera, to tak, zamierza mu dziękować do usranej śmierci i jeszcze dzień dłużej, a może ze trzy dni, żeby mieć pewność, że nie zmartwychwstanie.
— Obiecuję, że jeśli istnieje życie po śmierci, będę ci dziękować jeszcze kilka dni po tym, jak umrę — rzuciła całkiem szczerze, uśmiechając się wesoło. — Lepiej poszukaj numeru do dobrego egzorcysty.
Zerknęła w stronę ciasta, a potem słuchając Tannera, zjadła trochę. Wypiek ewidentnie miał w sobie cynamon, a krem był czekoladowo-orzechowy z kwaskowatą malinową żelką. Wszystko komponowało się całkiem nieźle, a gdyby miała się przyznać, to smakowo tort odzwierciedlał to, jak widziała Tannera. Cynamon pojawił się, bo Gentry kupował od niej bułeczki cynamonowe i kojarzyły jej się z tym, jak przychodził rano, jeszcze przed wszystkimi. Czekoladowo-orzechowy krem był otulający i miły – i choć Tanner może nie grzeszył urokiem słodkiego pieska, a raczej Pitbulla, to doceniała jego pomoc, poświęcenie jej tej milisekundy ze swojego życia. Natomiast kwaśna malinowa żelka zdecydowanie pasowała do jego spojrzeń, które mogły zabijać.
— Weź ją sobie. — Wyciągnęła do niego prawą dłoń, dość drobną, z krótkimi palcami i równie krótkimi paznokciami, które nie były pomalowane lakierem. — Ale najpierw zjedz ciasto. Pewnie nic nie jadłeś od rana, oprócz bułeczek, które dzisiaj kupiłeś. — Oddała mu talerzyk, a potem wyprostowała się i znów rozejrzała po warsztacie.
UsuńWzruszyła lekko ramieniem, gdy Tanner stwierdził, że ma coś z wariatki, a potem uśmiechnęła się mimowolnie, widząc jego uśmiech. Lubiła ten moment, kiedy Gentry okazywał się jednak człowiekiem, a nie cyborgiem z Terminatora, który tylko kopiuje ludzkie zachowania. Wiedziała, a raczej chciała wierzyć, że Tanner Gentry bywał słodką pianką w kakao, robiąc sobie czasem przerwę od bycia gorzką czekoladą.
— Uznam to za komplement, Gentry. Tylko wariaci są coś warci — odparła luźno, dość swobodnie, nieco zaczepnie, marszcząc przy tym swój nos. — Babcia kazała ci jeszcze przekazać porcję jej popisowego gulaszu, też w ramach podziękowania, i na twoim miejscu lepiej bym zjadła wszystko, bo możesz dostać ankietę z pytaniami otwartymi, czy aby na pewno pojadłeś.
Zbliżyła się do stołu, aby złapać za drugi talerzyk z ciastem i pakując sobie wypiek do ust, zaczęła rozglądać się po warsztacie. Tym razem stąpała ostrożniej i z wyczuciem.
— Wiesz, że lubię twój warsztat? — spytała, choć wcale nie oczekiwała, że Tanner jej odpowie. — Każde stanowisko pracy trochę świadczy o pracującym, obnaża przyzwyczajenia i inne drobne rzeczy — dodała, opierając mały plastikowy widelczyk o dolną wargę. — Lubię twój warsztat, bo nawet jeśli tutaj nie pasuję, to zawsze znajduję sobie miejsce, nawet gdy za każdym razem próbujesz mnie stąd wywalić. — Zaśmiała się cicho. — Nad czym teraz pracujesz?
Corinne Whitby 🧚♀️🤲
[Dziękuję za powitanie! Ależ mi go szkoda, ciągle życie daje mu w kość, ale my chyba kochamy robić naszym bohaterom pod górkę, to w końcu daje duże pole do popisu jeśli chodzi o wątki i ubarwia postać. Oby przez te lewe interesy ojca mu włos z głowy nie spadł! Dasz się ukraść z Tannerem na wspólne pisanie? Alice mógłby się zepsuć samochód akurat gdzieś w pobliżu warsztatu i wiedziałaby, gdzie pokierować swoje kroki? Przy okazji mogłaby się wyminąć w przejściu z nieciekawymi panami i jak to ona, będzie chciała od niego wyciągnąć czy wszystko jest aby na pewno w porządku? Obydwoje długo tutaj mieszkają, więc zakładam, że pewnie się znają, choćby z widzenia. Daj znać co myślisz, jestem też otwarta na wszystko inne, a przy okazji życzę dużo weny, bo wątków wciągających i chętnych na pisanie z takimi postaciami jak prowadzisz, to nigdy Ci nie zabraknie :D]
OdpowiedzUsuńAlice
[❤️❤️]
OdpowiedzUsuńPadało, gdy prawie dziesięć lat temu Harlow Clarke opuszczała Mariesville, chcąc zacząć od nowa gdzieś daleko stąd, a ona podskórnie czuła, że to fikcja. Wiedziała, że zostawia w tej mieścinie za dużo wspomnień oraz sentymentów, by móc tak po prostu wyjechać i nie oglądać się za siebie. Nie miała czystej karty, nie miała pozamykanych spraw, czuła niedosyt i była automatycznie pozbawiona szansy na prawdziwy nowy początek, ponieważ zostawiła część siebie komuś w Mariesville. Tak wielką, że przez chwilę łudziła się, że za niedługo wróci, że coś się zmieni, że oboje tak bardzo nie będą potrafili bez siebie żyć, że nie pozwolą na to, żeby tak beznadziejnie się to skończyło. Ale pozwolili, dlatego potem, zaraz po nadziei, złości i rozczarowaniu przyszła rzeczywistość, w której musiała odnaleźć się bez Tannera.
Rzecz jasna, nie ułatwiała sobie tego, interesując się nim i jego życiem, niby mimochodem wypytując o niego wspólnych znajomych, choć większość z nich zgodnie twierdziła, że powinna to zostawić, pozwalając mu zostać dla siebie tylko przeszłością. Gdyby oni tylko, kurwa, wiedzieli, jak bardzo próbowała.
Padało również wczoraj, gdy Harlow wtargała do domu kolejne pudło ze swoimi rzeczami i trzymając go w rękach, próbowała znaleźć mu miejsce w pokoju, w którym roiło się od wszelakich kartonów i pudełek po brzegi wypełnionych ubraniami, talerzami, kubkami, największymi i najróżniejszymi pierdołami. Pod jej nogami kręciły się koty, utrudniając jej przejście kartonowego slalomu, podczas którego włączała każde możliwe światło w domu, by nie przepaść przez ten chaos oraz bałagan. Jej wzrok najpierw spoczął na kawałku wolnej podłogi, który już po chwili nie był wolny, a następnie mimowolnie podniósł się na to okno, które ojciec setki razy chciał zabijać dechami. Cholerne okno, które samo w sobie wywoływało tyle wspomnień, że najlepiej, by było, żeby Harlow się go pozbyła, bo nie dość, że wychodziło na cholerne podwórko Gentrych, to jeszcze było dokładnie naprzeciwko tego drugiego cholernego okna, w którym tyle razy wypatrywała Tannera. Wczoraj nie próbowała tego robić, a jednak tuż po drugiej stronie zupełnie znienacka pojawiło się uosobienie tych wszystkich wspomnień i sentymentów, które Harlow w sobie pielęgnowała. Powoli się wyprostowała, wpatrując się w Tana tak, jakby na czymś ją nakrył, nieco speszona i zawstydzona, mając wrażenie, że on przez chwilę wpatrywał się w nią tak, jakby zobaczył ducha lub kogoś, kogo w tym domu nigdy więcej nie powinien zobaczyć. Uniosła dłoń, chcąc nieformalnie pomachać na to powitanie, które inaczej sobie wyobrażała, ale nie zdążyła, gdyż zasłony opadające na okno były szybsze. Zrobiła więc dokładnie to samo — z ciężkim westchnieniem zasłoniła swoje okno, żeby odsłonięta przestrzeń nie kusiła jej, by znowu zacząć wypatrywać Tannera, a następnie prędko zagoniła się do roboty, mając cały pokój kartonów, które musiała wypakować i jeszcze kilka, które czekały na nią w samochodzie.
Praca zawsze pomagała Harlow mniej myśleć, ale tym razem słabo jej szło. Wyciągała rzeczy z pudeł jak automat, ubrania składała i układała w szafie, ulubione kubki odstawiała na bok, by potem zanieść je do kuchni, a jej myśli wciąż kręciły się wokół tego nieoficjalnego spotkania z Tanem. Wiedziała, że prędzej czy później na siebie wpadną, w końcu byli sąsiadami i to takimi najbliższymi, ale do tej pory inaczej układała to w swojej głowie. Miała przyjść, przywitać się, uczciwie powiedzieć mu o swoim powrocie, a potem… A potem wrócić do siebie, pożyczać od niego cukier, gdy jej zabraknie, witać się, gdy będą mijać się na ulicy lub w sklepie i, przede wszystkim, nigdy więcej nie patrzeć w to okno. Była więc niepocieszona tym, jak to wyszło, dlatego postanowiła, że pójdzie do niego następnego dnia. Nastawiała się na to całą noc, cały dzień, przewidywała, w którą stronę pójdzie to spotkanie, miała przygotowane, co powie, gdy przed nim stanie. Była przygotowana jak do odpowiedzi z jakiegoś cholernie ważnego przedmiotu w szkole.
Rano pojechała do kliniki weterynaryjnej, by donieść ostatnie dokumenty i podpisać umowę, żeby móc zacząć pracę, a następnie wybrała się po ich ciastka, którymi zajadali się jako dzieci, nastolatkowie, dorośli, rozkoszując się ich słodkim smakiem. Musiała coś wybrać, bo nie chciała przychodzić z pustymi rękami, dlatego postawiła na coś, co wiedziała, że Tanner lubi. Wróciła do domu, przeniosła z samochodu ostatnie kartony, wystawiła przed dom te, które udało się jej rozpakować i wzięła się za generalne porządki, bo chociaż jej rodzice zostawili dom w nienagannym stanie, gdyż jej matka zawsze dbała o porządek i detale, zafiksowana na punkcie wystroju wnętrz, a poza tym chcieli go sprzedać, to jednak kilka lat nieobecności zrobiło swoje. Wieczór nadszedł szybko, a wraz z nim decyzja o odwiedzinach. Harlow absolutnie nie chciała nachodzić Tannera Gentry’ego w jego domu, a już tym bardziej nie jego matki, ale podejrzewała, że w ciągu dnia byłby nieosiągalny i pomyślała, że skoro wczoraj spotkali się mniej więcej o podobnej godzinie w oknie, to dzisiaj zastanie go w domu. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo się myli, to nie zapukałaby do tych drzwi, w których zamiast niego pojawiła się Grace. W pierwszym najrozsądniejszym odruchu Harly przeprosiła za najście, chciała się odwrócić i czym prędzej wrócić do siebie, ale Grace jej na to nie pozwoliła, radośnie zapraszając ją do środka tak, jakby były najlepszymi przyjaciółkami, które jedynie zbyt długo się nie widziały. Sama nie miała pojęcia, jak to się stało, że chwilę później obserwowała starszą kobietę, gdy ta przygotowywała dla nich herbatę, jeszcze później zeszła z nią na temat starych czasów, aż wreszcie w palcach trzymała zdjęcia ze szkolnego balu, z urodzin Tanera, z wycieczki do zoo, z tak wielu momentów, w których byli razem. Zdjęcia, na których byli przeuroczymi, beztroskimi dziećmi, a na niektórych zbuntowanymi nastolatkami. Nagle na stole znalazło się tak wiele wspomnień, które wracały do Harlow jak bumerang.
UsuńOglądała je ze starannością i uwagą, nieznacznie się przy tym uśmiechając, równocześnie wsłuchując się w słowa Grace, która do każdego zdjęcia miała do opowiedzenia inną, śmieszną historię. Śmiały się przy tym, spędzając ze sobą czas tak, jakby to było dla nich naturalne. Zawsze się lubiły, to się nie zmieniło, ale obecność Harlow na herbacie w domu Gentrych zupełnie nie była taka normalna. Wiedziała o tym tak samo jak Tanner, który pojawił się nagle i z którego wzrokiem spotkały się jej oczy, gdy akurat się śmiała. Natychmiast nieco spoważniała, odwracając spojrzenie na swoją herbatę i wyprostowała się, słysząc, jak niefortunnie nazwała ją Grace. Nie była ich, wszyscy o tym wiedzieli, choć kiedyś była jego Harrie, a on jej Tannym.
— Cześć, Tan — odpowiedziała, posyłając mu subtelny, trochę niezręczny uśmiech. Nagle miała w głowie pustkę, choć przecież tak świetnie przygotowała się na to spotkanie. Westchnęła, czując jak serce bije jej szybciej i bezwładnie pokiwała głową, gdy Tanner stwierdził, że ma robotę. Spodziewała się, że między nimi nie będzie idealnych relacji, dlatego nie była zaskoczona, chociaż odrobinę rozczarowana. Czuła niedosyt, jednak nie zamierzała go zatrzymywać, tylko najwyżej dorwać w garażu, gdy będzie wracać do swojego domu.
— Poczekam — uśmiechnęła się pogodniej, zwracając się do Grace. Tak naprawdę miała wrażenie, że jednak powinna sobie pójść. Nie chciała nadużywać jej gościnności.
UsuńHarlow odruchowo poprawiła poduszkę, którą miała bliżej siebie i oparła się o nią, starając się utrzymywać wzrok na zdjęciach, udając nimi wielkie zainteresowanie, a nie w Tannerze, który stopniowo pozbywał się swojej garderoby. Nie było to jednak łatwe, dlatego patrzyła na niego kątem oka, odruchowo śledząc spojrzeniem jego ciało. Jego tatuaże i nowe blizny, których się dorobił. Kiedyś nauczyła się jego ciała na pamięć, dlatego dzisiaj z łatwością mogła powiedzieć, co się zmieniło, bo może i niewiele, ale ślady, które nosiła jego skóra, zawsze szczególnie na nią działały i zwracała na nie uwagę.
Harlow posłała Grace uśmiech, gdy ta wróciła z koszulą i przysunęła do siebie filiżankę z herbatą, która mogła być w tej chwili najgorętsza na świecie, a jej to nie obchodziło, bo musiała zrobić cokolwiek, by tak bezczynnie nie obserwować sceny, która działa się na jej oczach. Napiła się, ale w kiepskim momencie, ponieważ słysząc prośbę Grace, prawie się zakrztusiła. Otworzyła szeroko oczy, przez krótką chwilę patrząc się na kobietę tak, jakby się przesłyszała. Albo tak, jakby w salonie była jeszcze jakaś inna Harlow. Powoli przełknęła herbatę i zaskoczona powoli pokiwała głową.
— Ja? No pewnie, że mogę — odpowiedziała szybko, reflektując się. Odstawiła filiżankę, odłożyła zdjęcia na stolik i podniosła się z kanapy, przesuwając dłońmi po zewnętrznej części swoich ud. Harly zamieniła się miejscem z Grace, stając naprzeciwko Tana i zastępując jej dłonie swoimi, które nie dość, że trochę drżały, gdy musiała złapać odpowiednią ilość materiału, to jeszcze były zimne. — Tak jest dobrze? — upewniła się, zerkając na zadowoloną kobietę, która rozglądała się za szpilkami, a kiedy wyszła z salonu, żeby je znaleźć, Harlow z niedowierzaniem pokręciła głową, czując się, jak w ukrytej kamerze.
Skrócony dystans między nią a Tannerem był jeszcze gorszy do zniesienia. Z kanapy miała bezpieczną odległość, natomiast teraz tym bardziej nie wiedziała, gdzie ma patrzeć. Przez chwilę zerkała w podłogę i jego klatkę piersiową, ale kilka niesfornych kosmyków włosów zsunęło się na jej twarz, więc podniosła głowę, delikatnie w nie dmuchając i uniosła spojrzenie wyżej, ponownie zahaczając o jego oczy, co było niebezpieczne, bo w tych oczach, to ona mogła łatwo się zgubić. Zawsze były śliczne, natomiast jasna koszula jeszcze bardziej podkreślała ich kolor. Boże, nie mogła uwierzyć, w jakiej sytuacji się znaleźli.
— Mam cię uszczypnąć? — zagadnęła, chcąc niewinnym żartem rozładować napięcie, które między nimi wisiało i zagęściło atmosferę tak bardzo, że można było ciąć ją nożem. Ona to czuła i on też, jedynie Grace zdawała się to ignorować. Delikatnie się uśmiechnęła, trochę mocniej zaciskając palce na materiale.
— Widziałam cię wczoraj w oknie — zaczęła niepewnie, nawiązując do wczorajszego spotkania. — Wróciłam na stałe do Mariesville — wyznała, patrząc Tanowi w oczy, bo chociaż nie pytał, to chciała się wytłumaczyć. Mogło go to nie interesować, właściwie ciężko powiedzieć, jak teraz między nimi będzie. Harlow próbowała skontaktować się z nim po tym, jak wyjechała, jednak nie było go na miejscu. Potem przestała próbować, aż wreszcie oboje kogoś sobie znaleźli. Tanner wziął ślub, a ona to zaakceptowała, bo chciała jego szczęścia. Dzisiaj nie miał żony i nie wyglądał na szczęśliwego. — A skoro znowu będziemy sąsiadami, to chciałam się tylko przywitać — wyjaśniła swoją obecność w jego domu, delikatnie wzruszając ramionami, jakby to była tylko jakaś drobnostka albo największa oczywistość.
is this what you dreamed about? 🎢😈
Harlow Clarke
Tanner miał rację — Harlow powinna gładko się wywinąć, podziękować i wyjść, nie biorąc udziału w tych przymiarkach, w których nagle zaczęła aktywnie uczestniczyć, trzymając materiał koszuli tak, jakby wszystko od tego zależało. Może nawet nie powinna tutaj przychodzić i korzystać z zaproszenia Grace, która jako jedyna potrafiła odnaleźć się w tej sytuacji, traktując ją jak coś tak naturalnego, jakby ostatnie dziesięć lat nie miało miejsca. Jakby takie herbatki były ich codziennością.
OdpowiedzUsuńTo nie było tak, że Clarke czuła się u Gentrych tak swobodnie, że ten wieczór również dla niej był czymś normalnym. Nastawiała się, że spotka Tannera, chciała się z nim spotkać, ale inaczej to sobie wyobrażała. To nie był sprytny plan, który dwie kobiety uknuły nad herbatą i zdjęciami, to był strasznie popaprany przypadek, którego Harlow uparcie nie chciała udziwniać swoim popisowym wyjściem lub stanowczą odmową pomocy, dlatego poszła w to za Grace i… wylądowała tuż przed Tannerem.
Dopiero wtedy zrobiło się naprawdę dziwnie i niezręcznie, ponieważ stała przed mężczyzną, który był dla niej najważniejszym człowiekiem w jej życiu, jego ogromną częścią. Kimś, z kim świadomie chciała przechodzić przez to bagno, w którym się znalazł, kimś, o kogo się starała, walczyła, próbowała troszczyć i rozumieć, nawet jeśli to nie było takie proste. Kochała go, jednak wreszcie zrozumiała, że miłość nie jest wystarczająca. Że dla niej może być wszystkim, ale ostatecznie, w skali tego wszystkiego, tego całego bałaganu i życia, jest niczym.
Żałowała wielu rzeczy, które się między nimi wydarzyły. Wielu słów, których sobie nie oszczędzili i równocześnie tych, w których akurat zachowali zaskakującą wstrzemięźliwość. Ten żal i ta wielka niewiadoma związana z tym, co by było gdyby, przez cały czas dręczyły Harly, bo nawet jeśli oni nie mieli szansy na wspólną przyszłość i byli z góry skazani na porażkę, to nie tak powinno się skończyć.
— Często takie mam — zauważyła, choć to nie było coś, czego Tanner nie wiedział. Nieraz trzymał jej dłonie w swoich, nieraz je ogrzewał, nieraz to ona szukała w nim ciepła dla swojego ciała. I to dopiero było pokręcone; wreszcie być przy kimś, za kim się tęskniło, kogo znało się przez całe lata, wiedząc o nim wszystko, znać na pamięć tę osobę, ale równocześnie czuć, że dziesięć lat doprowadziło między nimi do takiej przepaści, że trzymali się na dystans jak obcy ludzie. Kiedyś Harlow nie miałaby problemu z tym, żeby dotykać Tana, ba, robiłaby to z wielką przyjemnością, dzisiaj obchodziła się z nim tak delikatnie i ostrożnie, jakby jej dotyk mógł go zranić.
— Nie znajdziesz zmarszczek — stwierdziła żartobliwie, czując na sobie jego wzrok, który nieśpiesznie przesuwał się po jej twarzy i którym ją zawstydzał, choć mógł być tego nieświadomy. Nieznacznie uniosła kąciki ust, delikatnie je zaciskając, gdy zatrzymał się właśnie na nich. Nie oszukiwała się — wiedziała, że trochę się zmieniła. W końcu minęło prawie dziesięć lat i nie stawała się młodsza, a gdy ostatni raz się widzieli, była dużo przed trzydziestką, więc pewnie było w niej coś, czego nie było wcześniej, a co jemu mogło rzucić się w oczy, skoro zapamiętał ją inaczej. Zresztą, Harly robiła dokładnie to samo, przyglądała się Tanowi, wyłapując nawet te najdrobniejsze zmiany i szczegóły, z satysfakcją odkrywając, jak wiele o nim pamięta.
Ponownie zatrzymała spojrzenie na jego oczach i niekontrolowanie zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad jego słowami. Nad tym, o czym konkretnie mówił. Mariesville nie wydawało się aż tak inne, a już na pewno nie gorsze, więc co takie było? On?
— Jest gorzej? — powtórzyła, jakby chcąc się upewnić, że dobrze go zrozumiała, choć w jej głosie przebijała się troska, a oczy zdradzały sentyment. Podejrzewała, że jeśli chodzi o niego, to i tak nie powie jej prawdy. — Słyszałam, że warsztat jest twój — podzieliła się tym, co zdążyła usłyszeć, choć akurat tego można było się domyślić. Tanner przejął warsztat ojca to oczywiste, ale gorzej jeśli także przejął jego interesy i zamierzał je kontynuować.
Usuń— Może być gorzej. Po prostu tęskniłam — wyjaśniła nagle, wzruszając ramionami tak, jakby zupełnie nie przejęła się tym ostrzeżeniem, choć nie sprecyzowała, za czym aż tak tęskniła. Za miasteczkiem czy Tannerem?
Harlow niczego nie chciała mu przewracać. Wróciła, bo miała tutaj dom i czuła się przywiązana do Mariesville. Nie chciała dłużej rozbijać się o Kalifornię, planować życia z kimś, z kim nie widzi przyszłości, bezczynnie wracać do wspomnień. Nie przyjechała, żeby urządzać rewolucję w życiu Tana, nie miała wobec niego oczekiwań. Wiedziała, że na nią nie czeka, zresztą, ona na niego też nie. Oboje musieli ruszyć z miejsca. Była dzisiaj u niego, ponieważ tak, chciała, żeby wiedział, że się przeprowadziła i planuje zostać. Żeby wiedział, że będą na siebie wpadać, spotykać się na ulicy, może czasami w tym oknie. Żeby się z tym oswoił, jeśli tego potrzebował, a jeśli nie, to żeby po prostu miał tę świadomość zupełnie tak, jak ona miała ją, podejmując decyzję o powrocie. Wiedziała, gdzie wraca i koło kogo będzie mieszkać.
Wyprostowała się, słysząc jego kolejne słowa, nostalgiczny uśmiech pojawił się na jej twarzy, a dreszcz gwałtownie przebiegł wzdłuż kręgosłupa, gdy wymawiał jej imię w ten sposób. Nie powinien tego robić. Nie powinien sięgać po coś, co wiązało się z tyloma wspomnieniami. Tylko on tak do niej mówił i nikt więcej.
— Tanner… — westchnęła trochę tak, jakby chciała go za to upomnieć, choć nie zrobił nic złego. Może trochę dotykał tam, gdzie bolało i ruszał w Harlow tym, co ewidentnie było wrażliwe, ale przecież to było tylko zdrobnienie, prawda? Przechyliła głowę, wciąż wpatrując się w jego twarz i zdecydowanie chciała coś dodać, może nawet miała do powiedzenia więcej niż kilka grzecznych formułek, ale nawoływania Grace, której powrót zbliżał się wielkimi krokami, przyciągnęły jej uwagę, dlatego wzrokiem wróciła na swoje dłonie, pilnując, żeby z emocji z jej placów nie wyślizgnął się przyjemny materiał koszuli.
fasten your seat belts. i think it's going to be a little dangerous 🔥🤫
Harlow Clarke
Sęk w tym, że Tanner nigdy nie był dla Harlow nędznym facetem z wioski, a kimś bez kogo nie wyobrażała sobie życia, które może i nie skończyło się, gdy zabrakło w nim jej Tanny'ego, ale radykalnie się zmieniło. Odczuwała pustkę, której niczym nie mogła wypełnić, choć próbowała, starając się trzeźwo i rozsądnie podchodzić do tego, co ich łączyło, a czemu pozwolili się rozpaść. Do tej pory pamiętała, ile złości i gorzkiego żalu się z nich wylało, ile niewypowiedzianych pretensji w sobie zatrzymali, jak bolało gdy Tan zamiast ją przy sobie zatrzymać, pozwalał, a wręcz kazał odejść, przekreślając wszystko, co mieli zupełnie tak, jakby to nigdy nie miało znaczenia.
OdpowiedzUsuńHarly miała odłożone pieniądze, miała ich mało, ale wystarczająco, by wyjechać, gdzieś się zatrzymać i pomyśleć, co dalej. Potrzebowała stabilizacji. Pragnęła zamieszkać z Tannerem, budzić się przy nim każdego ranka, mieć na wyciągnięcie ręki. Musiała wyrwać się ze swojego domu i szponów rodziców, którzy niczego nie rozumieli. Możliwe, że była samolubna oczekując, że on wszystkim rzuci i z nią wyjedzie, ale jednocześnie była gotowa na poświęcenia. Była gotowa żyć wbrew swoim rodzicom, którzy nigdy by jej tego nie wybaczyli i, przede wszystkim, nie zapomniała o Grace. Nie miała gotowego planu, potrzebowała jego pomocy, ale nie skazaliby jego matki na gniew ojca, nie zostawiliby jej samej. Grace była jedyną osobą, która im kibicowała, jedyną, dla której cokolwiek znaczyli, traktowała ją lepiej niż rodzice, Harlow nie była podła, żeby nie chcieć jej pomóc, ale ona musiała tego chcieć. Tanner też musiał tego chcieć. Musiał chcieć wyrwać się z tego bagna, którym były długi i warsztat, musiał chcieć skończyć z wyjazdami, przez które w każdej chwili mógł zostawić matkę samą sobie. Tylko tyle musiał wtedy zrobić — uwierzyć, że jego miejsce jest przy jego Harrie i że ona właśnie tego chce.
Ich burzliwe rozstanie zakwestionowało sporo rzeczy, w które Harly wierzyła. W dodatku nie miała w kimś szukać wsparcia, bo jej rodzice prawie skakali ze szczęścia na tę wiadomość. Nikt jej nie rozumiał, nikt nie próbował. Płakała w poduszkę, nie mogąc uwierzyć w to, że straciła Tana, że jej świat się rozsypał, a oni się cieszyli. Powtarzali, że się nią zabawił, że oni od początku o tym wiedzieli i próbowali chronić. Pozwoliła im wmówić sobie, że jest głupia oraz naiwna i, co gorsze, uwierzyła w to.
I dzisiaj, stojąc przed Tannerem, również czuła się dość głupio, a także naiwnie. Próbowała żartować, jakby to mogło cokolwiek zmienić, gapiła się na niego i z każdą sekundą boleśnie uświadamiała sobie, jak bardzo tęskniła. Trochę szukała punktu zaczepienia, by z nim porozmawiać, ale równocześnie nie chciała wypytywać o jego życie, bo ono nie powinno jej obchodzić. On też nie musiał tego robić; nie musiał interesować się tym, co porabiała, czy była szczęśliwa. Harlow wiedziała, że są to rzeczy, którymi Tan nie zawracał sobie głowy, coś, co śmiało mogło mu być obojętne. To ona żyła tymi sentymentami. To ona tęskniła wbrew rozsądkowi. To ona o nim myślała, martwiła się, chciała jego szczęścia, a jednocześnie gorzko przyjmowała do wiadomości informację, że wziął ślub, a szczęście dawała mu inna kobieta. Słabo to pamiętała, aczkolwiek upiła się wtedy w swoim mieszkaniu tak bardzo, że tylko cudem nie zaspamowała mu skrzynki pijackimi wiadomościami lub telefonami, ponieważ było jej już wszystko jedno, a potem uparcie szukała dla siebie miłości, kogoś, kim wypełni to, co Tanner po sobie zostawił.
Zdawała sobie sprawę z tego, że była między nimi ogromna przepaść i że wymuszony kontakt oraz rozmowa nie sprawią, że zniknie, ale Tanner niczego nie był jej winny. Nie musiał zmuszać się do bycia miłym, bo tak wypadało. Przecież nigdy nie robił tego, co wypadało.
To, jak się do niej zwracał, wywoływało w niej sporo emocji, bo chociaż trochę bolało, natychmiast przywołując na myśl wszystkie wspólne chwile, to z drugiej strony za tym, jak zdrabniał jej imię, również tęskniła. Robił to inaczej niż wszyscy. Lepiej. W dodatku wypowiadał go w wielu intymnych, bliskich i ważnych momentach, które ze sobą dzielili, z taką wyjątkową czułością, że mógłby nie przestawać. Mogłaby tego słuchać w nieskończoność, rozpływając się za każdym razem.
UsuńHarlow zaśmiała się, słysząc słowa Tannera, a przyszło jej to tak naturalnie i swobodnie, że sama siebie zadziwiła tą lekkością. Pokiwała głową ze zrozumieniem, pozbawiona pretensji o to, że wczoraj jej nie odmachał.
— Trzymam cię za słowo — odparła jedynie, choć miała dziwne wrażenie, że oboje będą dążyli do tego, by się w tym oknie raczej nie widywać. Co prawda nie chciała go unikać; od dnia, w którym zdecydowała się wrócić, postanowiła sobie, że nie będzie tego robiła, bo nie są dziećmi, ale dopiero dzisiaj zrozumiała, z czym wiąże się obecność Tana. Nawet jeśli nie chciała, to wracała wspomnieniami do wspólnych chwil.
— Wiesz, dobrze cię widzieć w jednym kawałku, Tanny — w końcu szeptem podzieliła się swoim spostrzeżeniem, uważnie się w niego wpatrując. Oboje wiedzieli, co ma myśli. Harrie zawsze się o niego martwiła i najwyraźniej niewiele się zmieniło. To znaczy była pewna, że on sobie zawsze poradzi, tego był nauczony, ale trochę igrał z losem, narażając swoje życie, a przecież nie wszystko da się przewidzieć.
— Ale nie ma za co — stwierdziła, przenosząc wzrok na Grace, której posłała serdeczny uśmiech, gdy tylko pojawiła się w salonie, subtelnie wzruszając ramionami, bo to nie było wielce trudne zadanie do wykonania, a po prostu stopień skomplikowania wynikał z czegoś innego. Z tego, że musiała przy tym patrzeć w niebieskie oczy Tannera, czuć jego zapach oraz ciepło ciała, na które nie mogła sobie pozwolić, że drażniła go zimnymi palcami, pilnując tego dotyku tak, jakby był zakazany. Poza tym, nic wielkiego. W porównaniu do tego, co kiedyś potrafili ze sobą wyczyniać, z tym, jaką jednością byli, ten kontakt fizyczny był praktycznie zerowy, a jednak wciąż wystarczający. Harlow wydawało się, że już mają go z głowy, ale wtedy ostra szpilka krawiecka nagle sprawiła, że Tan na nią wpadł, natomiast z jej ust wyrwało się ciche och, niespodziewanie odbijając się od jego ciała. Nie straciła równowagi, ponieważ to nie było mocne zderzenie, aczkolwiek jego asekuracja okazała się przydatna, bo w innym wypadku pociągnęłaby go za sobą, gdyż tak mocno złapała się koszuli, którą przymierzał. Czuła nawet, że ściskając w dłoni ten zebrany, delikatny materiał, zahaczyła paznokciami o skórę nad jego drugim biodrem. Posłała mu wymowne spojrzenie, wolną ręką odgarniając z twarzy włosy i kiedy wreszcie mogła puścić koszulę zrobiła to z ulgą, wsuwając dłonie do tylnych kieszeni swoich spodni.
Z subtelnym uśmiechem, którego nie kontrolowała, wsłuchiwała się w wymianę zdań między Tannerem a jego matką, nieco rozbawiona tym, jak bardzo Grace była nieprzejęta faktem, że nadziała go na szpilkę.
— To jest bardzo twarzowa koszula — stwierdziła po chwili Harlow, choć nikt jej o to nie pytał, przesuwając wzrokiem po sylwetce Tana, którą to wcięcie idealnie podkreśliło. Grace wiedziała, co robi, upierając się na ten fason, ale nie dziwiło jej to, była z niej świetna krawcowa. Nieraz ją ratowała.
Cofnęła się, zwiększając między nimi dystans i odruchowo zerknęła na tę kroplę krwi, która wydostała się z maleńkiej rany i leniwie powędrowała niżej. Z tylnej kieszeni spodni wygrzebała paczkę chusteczek z dwoma chusteczkami, którą wyciągnęła w stronę Tannera. Była trochę pognieciona, a on wcale nie krwawił, więc nie miała pojęcia, dlaczego to zrobiła.
Usuń— A nie, poczekaj… — powiedziała nagle, z drugiej kieszeni wyciągając mały plaster. To nie była rana, która tego potrzebowała, jednak jakimś cudem miała go przy sobie, a to przecież było coś, co zawsze mu dawała. Tan rozbijał łokcie i kolana, szarpiąc się z innymi dzieciakami, natomiast Harly za nim biegała, oklejając go różowymi plasterkami. — Są rzeczy, które nigdy się nie zmieniają — podsumowała samą siebie, zostawiając plaster w dłoni Tannera, a on mógł z nim zrobić, co tylko chciał. Nie potrzebował go, to wiedzieli, ale co z tego?
Harlow po raz ostatni obrzuciła Gentry’ego spojrzeniem, zapamiętując nowe ślady na jego skórze; kawałek pleców widziała wcześniej, gdy się rozbierał, natomiast teraz mogła śmiało przyjrzeć się z bliska reszcie. Nie nadużywała jednak tej możliwości, ruszyła w stronę kanapy z zamiarem wypicia herbaty i powrotu do domu.
you are also safe with me 🩹💔
Harlow Clarke
Najwyraźniej coś musiało pójść nie tak, skoro wyjazd, który miał być dla niej szansą i najlepszym, co mogła dla siebie zrobić, zaprowadził ją ponownie do Mariesville. Całkiem samotną. Do tego domu, który jej rodzice na przestrzeni tych wszystkich lat próbowali sprzedać, ale za każdym razem okazywało się, że warsztat samochodowy u sąsiada za płotem nie jest marzeniem ludzi uciekających przed światem do niewielkiej mieściny, a wszechobecny hałas to coś, co przeszkadza. Harlow była do tego miejsca przyzwyczajona i przywiązana, więc dla niej te małe wady nie grały większej roli i nie musiała zastanawiać się wiele nad przeprowadzką. Prawdę mówiąc, wciąż pusty i niesprzedany dom także uznała za znak od losu, który najwyraźniej chciał, żeby się tutaj ponownie znalazła. Jedynie obecność Tannera była czymś, co nieco zmniejszało jej entuzjazm, ale nie dlatego, że nie chciała go widzieć albo żywiła do niego urazę, choć owszem, nigdy nie zrozumiała, dlaczego tak po prostu dał jej odejść, po prostu podejrzewała, że to ona może mu przeszkadzać. Założenia mieli takie, że już nigdy więcej się nie zobaczą, że nie wejdą sobie w drogę, że spróbują zapomnieć. Domyślała się, że raczej nie będzie między nimi normalnie, ponieważ posiadali zbyt wielką wspólną przeszłość, jednak łudziła się, że jakoś przejdą z tym do codzienności. Chciała zachować ich relację na jak najbardziej zwykłym poziomie, jak na sąsiadów, którzy się tolerują, przystało, aczkolwiek gdy znalazła się przy Tannerze, stanęła z nim twarzą w twarz, to zrozumiała, że to nie będzie proste. Że jedynie wydawało się jej, że są rzeczy, z którymi jest pogodzona, a tak naprawdę upchnęła je głęboko w sobie, żeby móc żyć, bo taka była kolej rzeczy — im się nie udało, ale mogło udać się gdzieś i z kimś innym. Tylko kolejne lata pokazywały, że to nie jest takie proste. Cokolwiek mówili ich wspólni znajomi, Harlow nigdy nie była tak szczęśliwa, jak próbowali to przedstawić. Miała dużo dobrych momentów, cieszyły ją takie rzeczy, jak wynajem mieszkania, zdanie egzaminu na studiach albo pierwsza praca w swoim zawodzie, ale bez względu na to, ilu mężczyzn przewijało się przez jej życie w tamtym okresie, chcąc z nią dzielić to szczęście i życie, nigdy nie dali jej tego co Tanner. To było z jej strony cholernie nieuczciwe, bo nawet im na to nie pozwalała, porównując ich wszystkich do jej Tanny’ego, specjalnie doszukując się w nich wad, tego, co jej się nie podobało i nie pasowało, aby nikt nie zastąpił jej byłego. Wszyscy byli niewystarczający, bo ich dwójkę łączyło coś więcej niż miłość i przyjaźń, oni byli częścią swoich żyć i czuła, jak w nią to uderza, stojąc dzisiaj przed nim. Gdyby mogła, bez zastanowienia zamknęłaby go w swoich ramionach i powiedziała, jak bardzo tęskniła, bo to się nie zmieniło, ale zapewne zmieniło się wiele innych spraw, dlatego czuła, że nie mogła i nie powinna.
OdpowiedzUsuńNaprawdę źle to o nich świadczyło, że widząc się, czuli aż tyle emocji i mieli świadomość, że każda z nich była niepoprawna, ponieważ świadczyła wyłącznie o tym, jak po prawie dziesięciu latach rozłąki, wciąż nie potrafili o sobie zapomnieć i dać sobie spokój.
Harlow westchnęła, odprowadzając wzrokiem Grace, która tym razem zostawiła ich samych sobie z pełną premedytacją, a następnie, słysząc słowa Tannera, spojrzenie skupiła właśnie na nim.
— Pytasz, bo chcesz znać odpowiedź? — rzuciła, kręcąc z dezaprobatą głową, ale sama nie wiedziała, czy ona chce ją znać. Zbyt wiele rzeczy się nie zmieniło, choć powinno, biorąc pod uwagę, ile lat temu się rozstali i w jakich beznadziejnych okolicznościach, dlatego jego słowa sprawiły, że poczuła się bardziej niż przejrzana, wręcz odkryta z tego, o czym uparcie nie mówiła.
W normalnym świecie Tan powinien nienawidzić Harlow za to, że go zostawiła, a ona powinna nienawidzić go za to, że pozwolił jej poczuć się kimś mało ważnym i o nich nie zawalczył. Powinni czuć się przez siebie skrzywdzeni i nie móc na siebie patrzeć, a nie, kurwa, tęsknić i czuć po sobie pustkę.
Usuń— Akurat tęsknota i pustka mogą się zmieniać. Mogą być na przykład jeszcze większe. Może mogą całkiem zniknąć. Przecież doskonale wiesz, jak to jest — zauważyła, starając się niczego nie sugerować. Wspomnienia to wszystko, co w obecnej chwili mają i, całe szczęście, że one się nie zmienią, bo Harlow uwielbiała do nich wracać. Uwielbiała wszystkie chwile, które ich łączyły i powroty do nich; to rzeczywiście coś, co jej pomagało w najgorszych momentach, choć były to powroty pełne tęsknoty za tym, co straciła, dlatego przytaknęła, wpatrując się w Tannera z jakimś takim słodko-gorzkim wyrazem twarzy. Była niepocieszona, czując nadciągając kapitulację, chociaż nie sądziła, że akurat dzisiaj wrócą do tego, co było, ale Tan nie wyglądał, jakby miał wychodzić do tej roboty, którą miał w garażu. Zamiast tego, patrzyli na siebie, chyba licząc na to, że wyciągną z siebie coś więcej niż kilka grzecznych formułek. Harrie czuła, że jest na przegranej pozycji, gdyż z niej emocje wychodziły bez problemu, a dzisiaj tak bardzo nie chciała, żeby to się stało. Dalej chciała wszystko w sobie upchnąć i przejść przez to tak, jakby on tylko był jej kolegą, a nie byłym facetem, z którym nie dała sobie spokoju.
— Nie zmienia się to, że możesz na mnie liczyć, Tan — podsumowała ze smutnym uśmiechem, domyślając się, jak to może po tylu latach brzmieć. Ale sęk w tym, że jeśli przez te ostatnie dziesięć lat Tanner choć raz złapałby za telefon i zadzwonił do Harlow, nawet w środku nocy, to ona zaraz byłaby przy nim i próbowałaby wszystko naprawić.
probably not, but what would life be without a little risk? don't you want to try? 🤭🤫
Harrie
Nie potrafili postawić na siebie, zrezygnowali i to w tym wszystkim było najsmutniejsze. Nigdy nie powiedzieli sobie, że się nie kochają, że to definitywny koniec i osobno będzie im lepiej, po prostu pokłócili się i przestali odzywać na długie lata, podczas których mogli jedynie domyślać się, co by było, gdyby ze sobą zostali. Harlow bardzo nie chciała żyć przeszłością, bo to było najgorsze, co mogła samej sobie zrobić, przynajmniej zaraz po tym, jak pozbawiła się miłości życia, ale coś ją ciągle tam trzymało. Ruszyła naprzód na wielu płaszczyznach i w wielu kwestiach, odnalazła się w większym mieście, doskonale poradziła sobie na studiach, była świetnym weterynarzem i naprawdę lubiła to, co robi, a mimo to kogoś jej brakowało. Ten śliczny obrazek był niepełny, czuła się w nim pogubiona i samotna, a gdyby tego było mało, zawzięcie chroniła tę pustkę, którą pozostawił po sobie Tanner, to miejsce w sercu, które należało do niego, by na pewno nikt go nie zajął.
OdpowiedzUsuńWtedy popisowo to spierdolili i nie było się czym chwalić. Harlow wcale nie oczekiwała, że Tan nie będzie samolubny, że się poświęci, będzie szlachetny i da jej odejść, wierząc w jakieś bzdury powtarzane przez ludzi, którzy ich nie znali. Nie mogła być bez niego szczęśliwsza, o czym przekonała się bardzo szybko i bardzo boleśnie. Pierwsze kroki w wielkim świecie, które stawiała na oślep, w dodatku bez wsparcia człowieka, który rozumiał ją bez słów, były straszne. Gdyby mogła cofnąć czas, to pewnie by to zrobiła, ponieważ nawet jeśli musieli się rozejść, bo wspólna przyszłość nie była im pisana, to mogli zrobić to lepiej. Na tyle lepiej, żeby nie zniechęcać się do kontaktu po pierwszym nieodebranym telefonie, nie nakręcać się, że Tanner musiał ją po tym wszystkim znienawidzić, nie rezygnować, bo akurat wtedy, gdy próbowała się z nim skontaktować, był nieosiągalny.
I ona też już niczego od niego nie oczekiwała. Jej powrót do Mariesville nie był podszyty złymi intencjami, właściwie był ich pozbawiony. Nie chciała mieszać mu w życiu, nie chciała krzywdzić go swoją obecnością. Nie oczekiwała, że cokolwiek będą wyjaśniać, że zostawią przeszłość, że nagle znów staną się przyjaciółmi i w geście powitania podszytego tęsknotą rzucą się sobie w ramiona, chociaż kusiło, by to zrobić. Stojąc przed nim, na nic nie liczyła, choć to mogło wyglądać inaczej, skoro była u niego w domu, ale po prostu chciała go zobaczyć. Ostatni raz widzieli się na pogrzebie jego ojca, na którym Harly nie wyobrażała sobie nie być, jednak to dziewięć lat temu rozmawiali ze sobą po raz ostatni. Fantastycznie było słyszeć jego głos, wsłuchiwać się w sposób, w jaki wypowiadał jej imię, patrzeć na niego do woli. Gorzej było z tym wszystkim, co chciałaby z nim zrobić i mu powiedzieć, a czego nie mogła, więc była zmuszona się powstrzymywać.
Jeżeli Tanner tego chciał, mógł jasno wyznaczyć granice i kazać Harlow spadać. Mógł powiedzieć, że ma nie wchodzić mu w drogę, nie zadawać się z Grace, omijać go szerokim łukiem. To z jednej strony było aż takie proste, dać sobie spokój, a z drugiej to ją przerastało.
W jej sercu panował teraz kompletny chaos. Tworzyła się w niej jakaś pełna emocji i uczuć mieszanka wybuchowa, której zrozumienie było tak trudne, że nawet nie próbowała tego w tej chwili robić. Próbowała też się temu nie poddawać, bo jej wybuchy nigdy nie były dobre, a teraz nie było szansy, żeby Tan udobruchał ją tak, jak robił to kiedyś.
Pamiętała, jak się do niej zakradał, jak szeptał czułe słówka, zostawał do świtu, choć to było niebezpieczne i pozwalał jej się sobą nacieszyć, chwilowo przykrywając tęsknotę absolutną bliskością. Pamiętała, jak koleżanki jej tego zazdrościły, ponieważ bycie z nim było jak oswojenie lwa. Tylko jak długo to miało być wystarczające? Byli dorosłymi ludźmi, a Tanner nie mógł przyjść do niej jak normalny człowiek przez drzwi, ponieważ istniało ryzyko, że trafi na jej ojca, z którym by się pozabijali albo na matkę, z którą by się pokłócił, gdyż żadne z nich by mu nie odpuściło. W dodatku tylko i wyłącznie za to, że był Gentrym i zakochał się w ich córce.
UsuńKochali się na przekór wszystkiemu, ale najwyraźniej czegoś brakowało. Harly czuła, że traci Tana. Była z nim od jednego do wyjazdu do drugiego, gdy go nie było, to drżała o jego życie, załamując się przedłużającą się ciszą i nieobecnością, a potem wyżywała się na nim za to, że miał czelność być tak nieodpowiedzialnym. Wiedziała, dlaczego to robi, aczkolwiek nie potrafiła zaakceptować tego, że może go stracić, a im częściej wyjeżdżał, tym trudniej było mu odnaleźć się w tym świecie po powrotach, natomiast ona czuła coraz większą bezsilność, gdyż nie miała pojęcia, jak mu pomóc.
— Napisałeś do mnie list? — powtórzyła zdziwiona, ale nie dlatego, że nie podejrzewałaby go o tak romantyczne gesty, akurat dość dobrze go znała i wiedziała, na co go stać, ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że Tanner nosił w sobie aż tyle tęsknoty, aby złapać za długopis i się tym z nią podzielić. Delikatny uśmiech niewyraźnie zamajaczył na jej ustach, chociaż kryło się w nim coś smutnego, a ona przestąpiła z nogi na nogę, wpatrując się w Tana. Miała usiąść, wrócić do oglądania zdjęć, wypić herbatę i wyjść, a wciąż stała w miejscu. — Co w nim było? Wysłałeś go? Nigdy go nie dostałam — wyjaśniła zaskoczona, marszcząc z niezrozumieniem brwi, bo skoro zadbał nawet o znaczek pocztowy, to co poszło nie tak? Dlaczego nigdy nie otrzymała tego listu? Coś bardzo nieprzyjemnego ukłuło ją prosto w serce, dlatego odruchowo przesunęła dłonią od swojej klatki piersiowej, przez obojczyk, do ramienia.
— Wiesz, też próbowałam się z tobą skontaktować — wyznała, bo sama nie wiedziała, czy się o tym dowiedział albo przynajmniej domyślał. — Ale cię nie było — skwitowała, wzruszając ramionami, bo akurat na to nic nie mogła poradzić. Za to czuła, że powrót do wspomnień jest coraz bardziej bolesny, szczególnie, gdy swoimi słowami podkreślali to, jak bardzo los był przeciwny ich spotkaniu. Harlow była wręcz wkurwiona tym, ile szans mieli zmarnowanych. Przecież gdyby tylko dostała ten pieprzony list albo gdyby tylko Tanner odebrał wtedy telefon, był na miejscu, to nie zmarnowaliby dziewięciu lat. To może, nawet jeśli by do siebie nie wrócili, to przynajmniej postawiliby na przyjaźń i mieliby normalne relacje?
Harrie pokiwała głową, doskonale rozumiejąc, co miał na myśli Tanner i wzięła głębszy oddech, czując, że głos trochę dziwnie uwiązł w jej gardle. Spuściła wzrok na jego dłonie, które już miał schowane w kieszeniach kurtki, która jednak wylądowała na jego ramionach, sygnalizując jego wyjście. Harlow również powinna już sobie pójść, bo jej obecność tutaj niczego nie ułatwiała.
— Wiem, ja to wszystko wiem — przyznała w końcu, choć tak naprawdę trochę kłamała, gdyż nie przyszłoby jej do głowy szukać pomocy w Tannerze i być może to był błąd. Po prostu zawracanie mu głowy sobą i swoimi problemami, to ostatnia rzecz, której chciała. Dobrze było mieć świadomość, że ma się w kimś oparcie, ale Harly nie miała pojęcia, czy w podbramkowej sytuacji znalazłaby odwagę, by tego w nim szukać.
— A tak poza tym, jak się trzymasz, Tan? — zapytała, wręcz wyrzuciła z siebie coś, co cisnęło się jej na język od początku, a przed czym coś innego ją powstrzymywało. Podejrzewała, że jest to pytanie, które Tan nieczęsto słyszy, bo ludzie nie mają odwagi, by zadawać mu tak osobiste pytania, ale nie przejmowała się tym. Musiała się dowiedzieć. Chciała mieć tylko pewność.
UsuńIs it worth it? I don't want to hate you 😇💙
Harrie
— Przeszkadza? Kto? — Spojrzała za siebie, szukając tego kogoś, choć dobrze wiedziała, że mówił o niej i ani trochę jej to nie raniło. Tanner był trochę jak jeż. Miał kolce i raczej nie zachęcał do tego, aby wyciągnąć do niego dłonie, ale Corinne nie przejmowała się pokłutymi dłońmi.
OdpowiedzUsuńWłaściwie mało rzeczy mogło ją tak naprawdę przejąć i nie chodziło o to, że była zbyt głupia, aby zrozumieć daną sytuację, czy może zbyt dziecinna. Po prostu głęboko wierzyła w to, że zawsze istniało jakieś wyjście, jakaś szczelina. Życie przypominało zwiedzanie jaskiń głębinowych – czasem robiło się tak ciasno, że trzeba było wziąć oddech, inaczej się ułożyć i jakoś się przepchnąć, oczywiście, pomijając to, że Corinne miała lekką klaustrofobię.
— Wybacz, że staram się przegonić tę wielką czarną chmurę wokół ciebie, Lordzie Ciemności — odpowiedziała mrukliwie, przyjmując jego znaczące spojrzenie i odwzajemniając mu się podobnym. Lordem Ciemności pierwszy raz nazwała Tannera, gdy ten spojrzał w jej stronę wzrokiem, który mógł zamieniać w kamień. Zażartowała wtedy, że kiedy Tanner pojawia się w okolicy, lampy gasną, a kwiaty więdną.
Corinne w jakiś sposób po prostu była, pojawiała się, materializowała tuż obok. Może każde światło potrzebowało trochę cienia? A każdy cień potrzebował trochę światła? Wierzyła w to, że może dogadać się z Tannerem, że umie rozmawiać z kimś takim jak on, sądząc, że było im to potrzebne. Nie dlatego, że mieli misję, by zbawiać świat i ludzi dookoła siebie, a dlatego, że oboje byli nieco samolubni, przynajmniej tak się jej wydawało.
— To forma podziękowania, nie wygrałyśmy jeszcze z babcią w żadnej loterii, więc oferujemy to, co możemy, no wiesz, żeby w jakiś sposób spłacić swój dług. Wiem, wiem, dla ciebie to nie problem, a może i problem, bo zawsze robisz kamienną minę, gdy proszę cię o pomoc, a kiedy mam wrażenie, że dasz mi popalić, to ty się zgadzasz. Masz w sobie coś z wariata, Gentry — mruknęła, patrząc, jak Tanner odkłada talerzyk po cieście. — Poza tym wszyscy wiedzą, że jesteś dużym chłopcem, Tanner, i że świetnie sobie radzisz, nie mówię, że nie, i pewnie też wiele rzeczy udaje ci się nie spierdolić — Tutaj przeklęła, wyraźnie i bez zawstydzenia – ale pozwól się trochę porozpieszczać.
Uśmiechnęła się lekko pod nosem, rozbawiona własnymi słowami. Przechyliła lekko głowę, gdy Tanner przywołał ją ręką.
— Teraz nie wiem, czy chcę podchodzić. Twoja zachęta brzmi jakbyś co najmniej miał mnie tam zamknąć, obiecując, że nic się nie stanie i że pokażesz mi kilka słodkich kotów — stwierdziła całkiem trafnie, a potem posłusznie się zbliżyła, bo to tylko żart i naprawdę chciała wierzyć, że nie skończy pod maską. Jasne, Gentry mógłby okazać się bezlitosnym mordercą, który urywa się przed wymiarem sprawiedliwości, grając rolę niedostępnego mechanika, bo w każdym z kryminalnych podcastów, które przesłuchała, nikt nie spodziewał się, że zabójcą może być ten konkretny człowiek. To jedynie dowodziło, że ludzie umieją udawać. Corinne też udawała. Udawała, że nie boli, że się nie boi, że nie rozmyśla, że nie napisała testamentu, będąc w naprawdę złym, mrocznym miejscu…
Nie znała Tannera aż tak bardzo, był raczej kimś, kto pojawiał się w cukierni, kimś, kto to po prostu… był. Stał się kolejnym punktem jej osobistego krajobrazu Mariesville, podobnie jak inni mieszkańcy.
Odłożyła swój talerzyk, zawinęła kosmyk włosów za ucho, a potem podeszła do Tannera, również pochylając się nad autem.
— To co mam robić, Lordzie Ciemności? — Przyglądała się przez moment temu, co kryło auto, widząc tylko kilka dziwnych kabelków i sprzętów. Wyciągnęła przed siebie rękę, jakby co najmniej była chirurgiem, a potem poruszyła zabawnie chudymi palcami.
Corinne Whitby 🧚♀️✨
Byli już inni i być może Harlow tak naprawdę nie znała człowieka, który przed nią stał. Może zmieniło się tak wiele, że wszystko, co o nim wiedziała i znała na pamięć, było jedynie zlepkiem najpiękniejszych wspomnień. Może nawet musieliby poznać się na nowo, ale pomimo tego ta chwila była dla niej istotna. Zobaczyć Tannera całego po tylu latach to jedno, wymienić z nim parę zdań, nawet tych najbardziej niezręcznych to drugie, ale było w tym coś więcej. Będąc przed nim w jego czterech ścianach mogła przez chwilę poczuć się tak, jakby cofnęła się w czasie i znów miała dwadzieścia lat. Inaczej na nią patrzył, inaczej się do niej odzywał, nie było w nim tej iskry i, najprawdopodobniej, ani nic nie było takie jak wtedy, ani nic już takie nie będzie, bo utracili przez te wszystkie lata beztroskę i, przede wszystkim, stracili siebie, co wciąż cholernie bolało, jednak to było spotkanie, z którego nie potrafiła zrezygnować. Jej wewnętrzna Harrie, która miała naście lat i najchętniej rzuciłaby się swojemu Tanny’emu na szyję, nie pozwalała jej na obojętność. Ale ona nigdy nie była dobra w ukrywaniu uczuć.
OdpowiedzUsuńWyraźnie oburzona niekontrolowanie zmarszczyła czoło, czując, że jego słowa wywołują w niej nagły przypływ irytacji. To była złość w połączeniu z paskudną bezsilnością, bo nie mogła uwierzyć, jak bardzo była bezradna, gdy o nich chodziło. Była w szoku, że ominęło ją coś tak ważnego, że tracili szanse po szansie, by do siebie wrócić. Nie rozumiała, jakim prawem ktoś bezczelnie podał Tannerowi jej zły adres, w pewnym sensie decydując za nią, czy tego chce. Grono ludzi znających go było wąskie, więc nie musiałaby długo szukać, by dowiedzieć się kto to, ale wystarczyło, że ten ktoś by jej o tym powiedział, pytając, czy życzy sobie, by Tan poznał jej adres. Życzyłaby sobie. Kurwa, jak ona by tego chciała. Nie miał go wyłącznie dlatego, że była przekonana, że nie jest mu potrzebny.
— Nie tylko tobie. Mi też by zależało, Tan — wyznała niekontrolowanie, patrząc na niego z wyraźnym smutkiem, który pochłaniał jej brązowe oczy. Miało nie być płaczu, jednak czuła, że to może być trudniejsze, niż myślała. — Nawet nie wiedziałam, że prosiłeś kogoś o mój adres. Nikt z tym do mnie nie przyszedł, a powinien. Nie rozumiem, jak ktoś mógł podjąć taką decyzję za mnie — skwitowała gorzko, wyraźnie niepogodzona z tym, co się wydarzyło. To była przeszłość i nie mogła cofnąć czasu, ale ten jeden list mógł zmienić wszystko. Miała nie karmić się gdybaniem, a jednak nie mogła się powstrzymać, odrobinę rozbita świadomością, że Tan chciał i próbował się z nią skontaktować, tylko los ewidentnie im nie sprzyjał. On miał zły adres, ona nieaktualny numer telefonu.
Harlow widziała spokój w Tannerze, jakby był z tym wszystkim bezwzględnie pogodzony, dlatego starała się nie dramatyzować i nie przeżywać tych informacji, choć było jej trudno. Najwyżej poużala się nad nimi i sobą w domu, ponieważ w przeciwieństwie do Tana, do tej pory niczego nie zaakceptowała. Wielu spraw, które ich dotyczyły, nie chciała, a chociaż wiedziała, że złość niczego nie zmieni, to najwyraźniej musiała sobie na nią pozwolić.
— Przynajmniej teraz bardzo dobrze znasz mój adres — zauważyła nagle, tak dla pocieszenia, choć nie wiedziała, czy to zadziała, ale również w kontraście do tych przykrych rzeczy, których się dowiedzieli. Na jej twarzy zamajaczył uśmiech, który był ledwo widoczny, ale przez chwilę ją rozjaśnił. To był pstryczek w nos losowi, który najpierw sprawił, że nie potrafili bez siebie żyć, potem rzucał pod ich nogi same kłody, o które się potykali, a wreszcie doprowadził do tego, że znowu byli blisko siebie, ale na zupełnie innych warunkach. — A ja, co prawda, wciąż nie mam twojego nowego numeru, ale chyba wiem, gdzie mogę cię znaleźć — dodała jeszcze, naprawdę chcąc wyciągnąć z tej sytuacji coś dobrego. Znowu wylądowali blisko siebie. — Gdybym chciała pogadać… albo gdybyś ty chciał — westchnęła cicho pod nosem. Albo gdybym cię potrzebowała.
UsuńHarlow nie zamierzała nachodzić Tannera. Prawdę mówiąc, podejrzewała, że to jedna z ich pierwszych i ostatnich interakcji, bo niby po co mieliby szukać kolejnych, aczkolwiek jeśli kiedykolwiek naszłaby go ochota na spotkanie lub chciałby pogadać, to drzwi do jej domu, a także okna, stoją otworem. Listy także mógł wysyłać.
Jakoś trzymam było mało satysfakcjonującą odpowiedzią, ale Harly nie spodziewała się wylewności ze strony Tannera. Liczyła na szczerość i chociaż to było bardzo ogólnie powiedziane, odwzajemniła jego delikatny uśmiech, ciesząc się, że wreszcie zobaczyła go na jego twarzy. Niewyraźny i leciutki, ale jednak.
— Czyli zero zaskoczenia — skomentowała zaczepnie, unosząc kącik ust. — Ale to dobrze — dodała szczerze. Tanner zawsze sobie radził, a ona nie znała drugiego takiego człowieka. Nie poddawał się.
— Ja jakoś też — odpowiedziała przekornie, przechylając głowę na prawą stronę. Nie pytał o szczegóły, więc nie zamierzała wyciągać tutaj prywatnych spraw. Opowiadać, jak beznadziejnie było do tej pory, że jej rodzice nie akceptowali tej przeprowadzki, że ten cudowny facet, o którym ich wspólni znajomi tyle mu nagadali, był tragiczny. — Mam prześliczne współlokatorki; dwie kotki — pochwaliła się z wyraźniejszym uśmiechem, bo to akurat było coś, co ją cieszyło. W dodatku podwójnie, bo koty były dwa, a jej rodzice surowo zabraniali mieć jednego, choć ona zawsze chciała i ich o to błagała. — I jutro zaczynam pracę — dodała i to było wszystko z nowości. Nic wielkiego, nic ciekawego, nic, czym mógłby się interesować. Harlow nie chciała go zanudzać i dłużej zatrzymywać, dlatego zerknęła w stronę wyjścia z salonu, gdzie jakiś czas temu zniknęła Grace. Nie zapowiadało się, żeby miała prędko wrócić, a Harly podejrzewała, że nie będą tak stać w nieskończoność. Nie chciała nadużywać ich gościnności, a w szczególności gościnności Tana, który pewnie poczuje się lepiej we własnym domu, gdy jej w nim nie będzie.
perfectly. now, I guess, it is time for us to get to know each other again 🌻☁️💛
Harly
Najprościej było zrzucić wszystko na przeklęty los, który nie działał na ich korzyść, ale Harlow wiedziała, że nie są bez winy. Czuła się paskudnie winna temu, że im nie wyszło. Że się rozstali, że jeszcze trochę nie poczekała, że tylko raz spróbowała nawiązać kontakt i zraziła się, gdy został bez odpowiedzi. Bo dopiero teraz wiedziała, że Tanner stracił telefon, a wraz z nim wszystkie kontakty, że o jej telefonie dowiedział się znacznie później i nie miał, jak na niego odpowiedzieć. Do tej pory była święcie przekonana, że po prostu nie chciał. Nie chciał oddzwaniać, rozmawiać, nie chciał się z nią kontaktować, do czego miał prawo. Odpuściła więc, rozumiejąc z tego tylko tyle, że chciała jego szczęścia i że nie zamierzała wchodzić mu drogę, jeśli sobie tego nie życzył. Parę niedomówień oraz spraw, których między sobą nie wyjaśnili, zamknęło im do siebie drogę na następne dziewięć lat, przez które Harly uczyła się żyć bez niego. Nie pamiętała, ile razy potrzebowała go przez ten czas, strasznie dużo, bo zbyt często łapała się na tym, że o nim myślała i znowu chciała łapać za telefon, żeby chociaż posłuchać jego głosu. Był z nią prawie przez całe życie, wszystko robili razem i jeszcze tyle rzeczy mieli zaplanowane, dopiero przed sobą, głęboko wierząc, że mieli na to czas, więc rozpad tego naprawdę był wielką stratą.
OdpowiedzUsuńHarlow tak jak Tan wiedziała, co zrobiła źle, rozliczając się z popełnionych błędów, ponieważ nigdy nie uważała, że ich nie było, ale nie pojawiła się tutaj, żeby brać go na swoje smutne oczy i zmuszać do reakcji, o które by się nie posądzali. Jasne, że chciała, aby ją przytulił i oczywiście, że drgnęła, gdy się do niej zbliżył, bezwolnie wstrzymując oddech, chcąc znaleźć się w jego ramionach, a jednak absurdalnie nie zmniejszyła tego dystansu, pozwalając na to, aby te chęci się rozmyły.
— Też tego nie wiem, ale nie chcę do końca życia domyślać się, co w nim napisałeś — wyznała ze szczerością, którą zaskoczyła samą siebie. Nie miała pojęcia, czy Tanner w ogóle ma ten list, w końcu minęło tyle lat, a on mógł pozbyć się rzeczy, które przypominały mu o nich, nie chciała również namawiać go na to, żeby go jej wręczył, to była jego decyzja, ale oboje wiedzieli, że nic nie boli tak, domysły.
Podobno. Zawsze mogą sprawdzić, ile w tym prawdy.
— A co? Wciąż go masz? — zapytała zaintrygowana, bo chociaż sama też nie wiedziała, czy to dobry pomysł, żeby otrzymała go teraz, w tej nowej rzeczywistości, to podejrzewała, że i tak będzie o nim myśleć.
Harlow uśmiechnęła się na słowa Tana, przytakując głową, ponieważ to rzeczywiście było aż tak proste; wystarczyło poprosić o numer. Akurat rozmawiali, więc co stało na przeszkodzie? Niepewność.
— Nie sądziłam, że to będzie aż tak oficjalne, Gentry — zauważyła, starając się utrzymać żartobliwy ton, a że akurat miała przy sobie telefon, bo jak większość ludzi nigdzie nie ruszała się bez niego, zgarnęła go ze stolika, na którym leżał w towarzystwie fotografii i zrobiła krok w stronę Tannera, wyciągając do niego rękę z odblokowanym telefonem. — To jak, dasz mi swój numer? — zagadnęła, unosząc kąciki ust, bo to pytanie brzmiało w ich przypadku absurdalnie.
Uniosła spojrzenie na jego twarz i znowu pokiwała głową na znak, że się z nim zgadza, choć tym razem w tym stwierdzeniu było coś… przykrego. Nigdy o tym nie myślała, ale rzeczywiście lubiła stawiać na swoim. Sprawiało jej to wielką satysfakcję. Zawsze buntowała się rodzicom, zawsze robiła wszystko wbrew ich zasadom, a nawet na przekór każdego człowieka. Liczyła się jedynie z Tannerem, który często towarzyszył jej w tym wszystkim, czym irytowali rodziców. Wyjazdem z Mariesville także, w pewnym sensie, postawiła na swoim i to nie smakowało satysfakcją lub sukcesem. Miało bardzo gorzki, okropny smak.
— Czyli, jak widać, więcej rzeczy się nie zmieniło — podsumowała, nawiązując do ich wcześniejszej rozmowy. Jeśli Tan kiedykolwiek przestanie sobie radzić, to będzie oznaczało koniec świata.
Usuń— Dziękuję — powiedziała, przyglądając się mu ze znacznie weselszym uśmiechem, bo o swoich kotach i pracy mogłaby rozmawiać godzinami, a to zawsze ją cieszyło. — Tak, świetnie, prawda? Możesz mnie polecać klientom — zauważyła żartobliwie, bo po pierwsze wątpiła, że klinika potrzebowała reklamy, raczej każdy, kto potrzebował wyleczyć swojego zwierzaka, szukał tej pomocy jak najszybciej i najbliżej, ale ludzie bywali nieufni. Posada w Mariesville akurat była wolna, dlatego Harlow się na nią załapała i wiedziała, że będzie musiała zapracować na sympatię mieszkańców.
— W zamian za to, ja będę polecać cię swoim pacjentom — zaproponowała, co oczywiście było żartem, bo raczej jej pacjenci nie będą w stanie skorzystać z usług Tannera. No i jego warsztat reklamy nie potrzebował. Ale tymi głupimi żartami próbowała trochę rozluźnić atmosferę, może nawet odciągnąć myśli od przeszłości, która wciąż w nią uderzała.
to me, it looks like a good start ⭐🌼
Harlow Clarke
Corinne po prostu wychodziła z założenia, że warto było rozmawiać, dużo i głęboko, a może nawet czasem płytko, ale dużo. Nie chodziło nawet o rozwiązywanie problemów czy tajemnice duszy – o nie, bardziej o to, że każdy w jakimś sensie potrzebował rozmowy. Rozmowy o pogodzie, o psie, o pączkach, o nowej bluzce, o pieniądzach, o chorobach – być może dlatego ani nie bała się przebywać z Tannerem w jednym pomieszczeniu, mimo że ten miał predyspozycje, aby zostać głównym bohaterem podcastu kryminalnego, ani też nie wciskała się w jego życie aż tak bardzo, choć może Gentry sądził inaczej i w jego oczach była gorsza niż dżuma. Cóż, było pewne, że od takiej dżumy nie umrze, najwyżej zje nadprogramową ilość cukru.
OdpowiedzUsuń— Twoja chmura? Podpisałeś ją? — zapytała, wypychając nieco policzek językiem i przyglądając się Tannerowi z lekkim uśmieszkiem. Uwielbiała, gdy dawał się wciągnąć w te śmieszne rozmowy i wtedy dopiero Corinne widziała, że był po prostu człowiekiem, facetem, który mimo image’u rasowego twardego gościa, który otwiera słoiki głową i je surowe mięso, był dość normalny. Corinne po prostu lubiła myśleć, że Tanner miał warstwy jak cebula, jak ogr.
— Nie myślałeś o tym, żeby czytać pikantne audiobooki? — zagadnęła, a widząc, jak porusza brwiami, roześmiała się głośno, ignorując, że jej twarz zrobiła się trochę cieplejsza. — Masz do tego idealny głos — dodała. — „Podaj mi klucz numer 69… i uklęknij!” — Bardzo starała się zabrzmieć jak rasowy facet, w którego kobiety rzucają i stanikami, i majtkami, ale jej głos przypominał raczej skrzywdzoną ropuchę.
Corinne uwielbiała wyrzucać z siebie każdą irracjonalną myśl i pewnie powinna się powstrzymać, zamknąć się lub najlepiej nie wychodzić z domu, ale sądziła, że wtedy świat byłby nieco nudniejszy. Nie miała też żadnych oczekiwań, niczego nie pragnęła, a przynajmniej nie tego, co materialne, chciała więc żyć w swojej bańce, którą dla siebie stworzyła. Wyrzucała czasem brokat wokół, przyozdabiała ludzkie dusze kolorowymi kwiatuszkami i rozganiała ciemne chmury, nawet jeśli ktoś sugerował, że to jego chmura i że najprawdopodobniej ma zabrać paluchy.
Zamrugała, gdy Tanner złapał ją za nadgarstek, a potem pochyla się nieco, aby spojrzeć mu w twarz. Pierwszy raz był tak blisko niej. Zmrużyła nawet lekko oczy.
— Dobrze sypiasz? — spytała, a raczej wymsknęło jej się, gdy zauważyła lekkie cienie pod jego powiekami, ale być może taka była jego uroda albo Tanner był wcześniej misiem pandą.
— Okej… — Pozwoliła, żeby Tanner pokierował jej ręką, a potem wyciągnęła nieco język, jakby to miało pozwolić jej podwoić skilla w łapaniu i wyciąganiu elektrod, choć robiła to po raz pierwszy i bała się, że auto zaraz wybuchnie, a jej mózg przyozdobi ścianę warsztatu samochodowego.
— Jeśli wyciągnę tę elektrodę, stawiasz mi piwo, Tanner. Zimne, dobre piwo, nie jakieś z sokiem, a gorzkie takie — oznajmiła z całą świadomością tego, że Tanner Gentry może ją zaraz wrzucić pod maskę i ją tam zamknąć, a najlepiej to wywieźć z Mariesville, żeby mu nie męczyła dupy, albo w ogóle wystrzelić w kosmos.
UsuńUśmiechnęła się szeroko, a potem pochyliła bardziej i złapała za patyk. Dobrze, że miała chude palce, inaczej musiałaby się poddać.
— No dalej, obiecaj — dodała jeszcze, wpatrując się w niego swoimi dużymi, brązowymi oczami, stercząc tak, pochylając się nad autem i trzymając w palcach rzekomą elektrodę. Pewnie głupio wyglądała, a do tego jeszcze żądała czegoś od Tannera, Lorda Ciemności, który zawsze wydawał się niezadowolony z tego, że zabierała mu tlen, gdy była obok, albo jeszcze gorzej: że mu tę jego ciemną chmurę odganiała, a to przecież tylko jego chmura.
Corinne zacisnęła usta w wąską linię, czując, że być może nie wyjdzie z tego warsztatu żywa. Może nawet powinna sobie wybrać jakieś wygodne miejsce jako duch i zaakceptować to, że będzie nawiedzać śrubki, jakieś dziwne klucze czy inne ustrojstwa. Jedynym pocieszeniem było to, że wtedy Tanner w ogóle jej się nie pozbędzie, co było nawet całkiem zabawne.
Corinne Whitby 💥🍰
Tanner był po prostu skomplikowany i… miał warstwy. Corinne wiedziała, że jego image wymaga od niego czegoś, choć może to wcale nie tak i tak naprawdę to wszystko, co jej pokazywał, było jakąś częścią jego osoby. I też dobrze, bo ona wcale nie zamierzała oceniać ani stwierdzać, że Tanner będzie smażyć się w piekle, bo najprędzej to on podgotowałby diabła w kotle, ale niezależnie od tego, co Corinne słyszała, akceptowała to. Tak po prostu, zwyczajnie, bez dyskusji.
OdpowiedzUsuń— Powinieneś umieć się dzielić — zauważyła całkiem słusznie, bo przecież był już dużym chłopcem i chyba nie było już to takie trudne, takie dzielenie się. Corinne, oczywiście, nieco sobie żartowała, nieco się droczyła. Ostatecznie zawsze chodziło o to, żeby móc spojrzeć Tannerowi oczy bez przypału. — Niewolnictwo jest zakazane, Tanner. Nie możesz mnie więc mieć, a ja pytam o to, czy dobrze spałeś, bo jestem troskliwą muffinką, Lordzie Ciemności.
Nie przeszkadza jej to, że zwracał się do niej takim określeniem. Właściwie całkiem do niej pasowało. Muffinka i Lord Ciemności – Corinne wiedziała, że gdyby ktoś nakręcił film o tym tytule, przesiedziałaby w kinie wszystkie seanse.
Czuła jego znaczące spojrzenie i próbowała je zignorować, udawać, że Tanner wcale się w nią nie wgapia i że wszystko jest okej. Była pewna, że Tanner próbuje przetworzyć to, co powiedziała, pewnie chcąc odmówić, bo niby po co miał się godzić? Żeby słuchać o chmurach i oberwać brokatem prosto w twarz? Tak po prostu?
— Wybaczasz mi? To miło z twojej strony… — wymamrotała zaczepnie, a potem zerknęła za jego palcem. — Jak niby ja stworzyłam ten problem? — Udawała przez moment, że kompletnie nie wie, co takiego chciał jej powiedzieć, a raczej wytknąć, po czym westchnęła cicho i pokiwała głową. — Okej, może i przyczyniłam się do tego problemu, ale najwidoczniej twoje palce nie są jednak tak zwinne, że wypuszczasz byle elektrodę, gdy ktoś pojawia się obok. Wiesz, że najłatwiej wystraszyć kogoś, kto czuje się za coś winny? Przyznaj się. Obrabowałeś bank czy coś… albo ukradłeś lizaka jakiemuś dziecku.
Spojrzała w stronę Tannera, a dostrzegając jego niepoprawny uśmieszek, również się uśmiechnęła, choć bardzo starała się tego nie robić. Zmrużyła lekko oczy, słysząc jego ton, a widząc ten wzrok, który wydawał się dziwnie wwiercający się w jej duszę, podniosła rękę i bezczelnie zakryła Tannerowi oczy – jej dłoń po prostu zetknęła się z jego twarzą, a palce przywarły do powiek.
— Muszę sprawdzić, czy czegoś nie pomyliłam, piekąc ten tort… może się czymś zatrułeś? — Wciąż trzymała rękę tak samo, nie poruszyła nawet palcem. — Poza tym obietnice trzeba spełniać, Tanner, bo wtedy dzieją się złe rzeczy. Moja babcia uwielbiała mówić, że jeśli coś obiecuję, a potem to się jakoś rozmywa, to jestem odpowiedzialna za śmierć małej gwiazdy. — Babcia Lily uwielbiała gadać takie rzeczy. Była dość kreatywna, strasząc Corinne konsekwencjami jej czynów, w tym kiedyś zasugerowała, że jej nos urośnie, gdy będzie kłamać, więc Corinne nie kłamała, a przynajmniej nie tyle, by zauważyć jakąś różnicę. — Teraz gdy o tym myślę, to chyba nie było to zbyt wychowawcze.
Zaśmiała się mimowolnie, a potem zabrała w końcu tę rękę i wyciągnęła elektrodę.
— No, cała i zdrowa. — Obejrzała ją z każdej strony, zupełnie jakby obcowała z jakąś technologią kosmitów i oddała to ustrojstwo Tannerowi. — Czy to ten moment, gdy dajesz mi jakieś uprawnienia mechanika? Albo chociaż jakiś certyfikat specjalisty ds. wyciągania dziwnych rzeczy z dziwnych miejsc?
Uśmiechnęła się pod nosem, zerkając w stronę auta, które pewnie przyglądało się temu wszystkiemu z lekkim zażenowaniem.
— Więc? Co z tym piwem? — dopytała. — Widzimy się w The Rusty Nail? Chyba że masz jakieś inne ulubione miejsce, gdzie lubisz pić piwo i roztaczać wokół swoje ciemne chmury?
Corinne Whitby 🧚♀️👽
Dla niej Tanner był najsłodszą połówką jabłka, jaką mogła sobie wymarzyć. Dla innych mógł być kwaśny, niedostępny, a niekiedy nawet nieprzyjemny, pozostając w ich oczach tym złym chłopcem Gentrych, wielkim łobuzem i strasznym rozrabiaką, ale dla niej zawsze był kimś więcej. Dał się jej poznać, natomiast ona miała w sobie siłę oraz wytrwałość, aby go odkrywać, a siebie odsłaniać przed nim z tego, co sama ukrywała przed światem. To, co mieli, nie było idealne, choć przyjaźń wychodziła im bezbłędnie i dopiero potem zaczynały się schody, ale było wyjątkowe. Byli przy sobie prawie od zawsze. Razem dorastali, dojrzewali, popełniali podobne błędy i wspólnie się na nich uczyli, każdy etap ich znajomości wychodził sam z siebie, naturalnie, zupełnie tak, jakby był czymś, co musiało nastąpić. Co jeśli rozstanie również było czymś, czego nie dało się uniknąć? Harlow uparcie nie chciała tak myśleć, bo wtedy musiałaby przyznać, że oni od samego początku byli skazani na porażkę, a to przecież nie mogło być prawdą, ale nie rozumiała, dlaczego Tan tak po prostu pozwolił jej odejść.
OdpowiedzUsuńPo tylu latach okazywało się, że tu i teraz, nadal byli tymi samymi połówkami tego samego jabłka, ale już osobno. Dzisiaj Harlow nie mogła ze śmiałością powiedzieć, że zna Tannera jak nikt inny, bo chociaż istniały rzeczy, które się nie zmieniały, to było także mnóstwo takich, które były inne. Ukształtowały ich nowe doświadczenia i przeżycia, a Harly nawet nie za bardzo wiedziała, co działo się u niego przez te wszystkie lata. Wspólni znajomi gadali, ale nie znali go tak jak ona, nie rozmawiali z nim tak, jak by to zrobiła, a w dodatku nie byli rzetelni w przekazywaniu informacji. Pragnęła usłyszeć jego wersję każdej z nich, istniało tyle rzeczy, o które chciała go zapytać, upewnić się, jak jest naprawdę, ale znaleźli się na etapie, na którym zaczynali od początku. Musieli poznać się na nowo, zaczynając od wymiany numerami tak, jakby byli dla siebie obcymi ludźmi. Prawdę mówiąc, te numer Tana najbardziej potrzebny był Harrie w Kalifornii, w której nie miała go za płotem i w której tęskniła nawet za jego głosem, który teraz mogła słyszeć codziennie dobiegający z podwórka, aczkolwiek mimo to miało to ogromne znaczenie. Trochę tak, jakby w ten sposób zburzyli jedną z wielu ścian, które między sobą postawili.
Odbierając od niego swój telefon, posłała mu pogodniejszy uśmiech, który sięgał oczu i zapisała nowy kontakt, a właściwie uaktualniła ten stary, który nieprzerwanie od dziewięciu lat znajdował się na liście kontaktów pod nazwą Tanny. Powinna się go pozbyć lub, przynajmniej, zmienić nazwę, ale z jakiegoś powodu nigdy tego nie zrobiła.
— Trzymam cię za słowo, Tan — zauważyła z nutą rozbawienia na jego obietnice reklamy. — Zawsze we mnie wierzyłeś — dodała z sentymentem po chwili zastanowienia. Wierzyli w siebie ze wzajemnością, a ta wiara wydawała się być obowiązkowym elementem ich relacji, ale jeśli nie oni to kto miał to robić? Może Grace, ale Harlow czegokolwiek by nie zrobiła, to dla jej rodziców, zawsze było źle. Mogłaby zostać prezydentem, a dla nich to i tak byłoby za mało.
Szczerze nie wierzyła w to, że na tym świecie był ktoś, kto kochałby ją lepiej od niego. Do tej pory się z tym nie spotkała, aczkolwiek jej wybory na pewno nie spodobałyby się Tannerowi. Pewnie nie polubiłby żadnego z facetów, z którymi się spotykała, ale to dlatego, że Harlow nie skupiała się na tym, żeby znaleźć sobie męża.
Po prostu randkowała z różnym skutkiem, czasami dobitnie przekonując się o tym, że faceci potrafią być beznadziejni, a innym razem o tym, że wybudowała wokół siebie bardzo gruby mur, za który nikogo nie wpuszczała, bo bała się zranienia, bała się tej straty, którą już raz przeżyła, bo bała się, że kolejny raz odda komuś serce i po wielu latach okaże się, że nic z tego nie będzie. Ten wspaniały facet, o którym Tan słyszał od ich znajomych, może i ją kochał, ale co z tego, skoro chciał zamknąć ją w złotej klatce. Wręcz zbombardował Harlow planami na przyszłość, rozmowami o ślubie i dzieciach, o tych wszystkich rzeczach, które w jej głowie zawsze wiązały się z Tannerem. Zabawne, że życie ich obojga potoczyło się tak, że będąc po trzydziestce i mając tyle wspólnych planów, znaleźli się w miejscu, w którym nic nie było poukładane, a oni stali się dla siebie obcy. Może, gdyby wróciła tu wcześniej, to zdążyłaby chociaż poznać jego żonę; kobietę, która w oczach Harly dostała to, czego ona chciała. Była kurewsko zazdrosna i zła, gdy dowiedziała się o ślubie, bo przecież z nią nie zdecydował się na tak wielki krok, by w ten sposób ustabilizować ich sytuację, ale potem został po tym jedynie smutek.
UsuńSpojrzała w niebieskie oczy Tannera, uważnie słuchając tego, co miał do powiedzenia i pokiwała głową ze zrozumieniem, czując, że jej serce przyjmuje nierówny, przyspieszony rytm. Wiedziała, dlaczego tak się dzieje; ten list wzbudzał w niej aż tyle emocji. Świadomość, że mogła go zobaczyć, przeczytać i zatrzymać, bo należał do niej. Przez chwilę obserwowała Tana, a kiedy wyszedł z pokoju, wróciła spojrzeniem na ekran i krótko zadzwoniła pod numer, który dopiero co dostała.
— To tylko ja, żebyś mógł sobie mnie zapisać — uprzedziła, gdy jego telefon się rozdzwonił, nie chcąc, żeby jej numer, ten sam od zawsze, zginął gdzieś w tłumie nieodebranych połączeń od ludzi, z którymi nie miał ochoty rozmawiać. Nerwowo przestąpiła z nogi na nogę, rozglądając się po salonie, trochę się stresując i denerwując, a kiedy Tan wrócił, odruchowo spojrzała na zamkniętą, oklejoną kopertę, którą trzymał. Odetchnęła cicho, wyciągając rękę w jego stronę, by móc przejąć przesyłkę, która wreszcie została jej dostarczona.
— Porządny z ciebie uczeń — skomentowała rozczulona z delikatnym uśmiechem, bo nie każdy uczył się na swoich błędach, a akurat oni powinni. Harlow obejrzała kopertę z każdej strony, skupiając swój wzrok na błędnym adresie, który od właściwego różnił się jedynie numerami mieszkania i budynku, co było jeszcze bardziej frustrujące. Ale w tamtym czasie mieszkała w okolicy na tyle krótko, że listonosz śmiało mógł jej nie znać.
Kusiło ją, żeby otworzyć kopertę tu i teraz, a następnie dokładnie wczytać się w każde słowo, które zostało tam napisane, by wiedzieć i zrozumieć rzeczy, które od tylu lat nie dawały jej spokoju. Najlepiej byłoby, gdyby tamtego dnia Tanner kazał jej po prostu spierdalać, bo może wtedy znienawidziłaby go na tyle, że dałaby sobie z nim spokój, a zamiast tego przez tyle lat nie mogła pogodzić się z tym odejściem.
— Tanny — szepnęła, co wymsknęło się jej zupełnie niekontrolowanie. Nie było w tym premedytacji, po prostu to była jedyna właściwa rzecz, jaką mogła powiedzieć. — Przytulisz mnie wreszcie? — zapytała całkiem poważnie, choć dość nieśmiało, wpatrując się w niego swoimi wielkimi oczami. Pierwszy kontakt mieli już za sobą, ale nie dało się opisać słowami tego, jak jej brakowało tego elementu. Kiedyś bez wątpienia rzuciliby się sobie w ramiona i nie mogliby oderwać przez resztę wieczoru, dzisiaj zbudowali wokół siebie dystans, którego się trzymali, a który Harlow zaczął męczyć.
but first let's greet each other as we should 🧸🍎❣️
Harrie
Corinne, a jakże, doceniała to, że Tanner był sobą. Nie chciałaby przecież, żeby udawał albo tworzył jakiś dziwny obraz siebie, który koniec końców byłby pusty jak skorupka jajka. Wolała mierzyć się z kimś prawdziwym, nawet jeśli ten ktoś wcale nie chciał być poznawany i raczej odpowiadało mu bycie odludkiem, o którym mówiono wiele, choć niezbyt często dobrze, choć przecież każdy wiedział, gdzie iść, jak auto niedomagało. Wtedy Tanner był mniej straszny.
OdpowiedzUsuńTa relacja, w której oboje się znaleźli, mniej lub bardziej chcąc, Corinne odpowiadała. Było w tym coś zaskakująco elektrycznego i zabawnego, bo jak miałaby określić te słowne zaczepki i przekomarzanie, które już jakoś tak samo wychodziło? Jeśli Tanner akceptował jej brokat albo raczej: nie przeszkadzał mu tak bardzo, a ona całkiem nieźle radziła sobie z jego czarną chmurą, to właśnie tak Corinne określiłaby przyjaźń. Może nie była to relacja, w której robiliby sobie maseczki, jednak gdyby Tanner chciał, to ona chętnie oddałaby mu maskę z tygryskiem, ale Corinne po prostu wiedziała, że może zwrócić się do Gentry’ego, gdyby było bardzo, bardzo źle. Z całą pewnością byłby pierwszą osobą, do której by się udała, gdyby miała zaplanować morderstwo albo pogrozić komuś palcem.
— Z tobą za każdym razem czuję się jak w jakimś filmie akcji — skwitowała z rozbawieniem, bo trochę tak było. — Pasujesz do tego mema z Człowieka z blizną, gdzie Tony Montana siedzi za biurkiem w otoczeniu pączków. I wiesz co? Ja byłabym tymi pączkami — dodaje, spoglądając w stronę Tannera z szerokim uśmiechem, bo zdecydowanie ją ta wizja rozbroiła. Poza tym Corinne nagle odczuła potrzebę zjedzenia naprawdę dobrego pączka z nadzieniem.
Prychnęła cicho, słysząc jego komentarz, a potem pokiwała głową, patrząc, jak Tanner sięga po szczypce. Wyglądały całkiem groźnie.
— Jeszcze? Czyli jak wybuchnie pożar, to mam cię kryć? Jak będziesz potrzebować pieniędzy, to powiedz — mruknęła w jego stronę. Corinne zdecydowanie nie byłaby zbyt dobrym mechanikiem, bo nie rozróżniała śrubek ani dziwnych urządzeń, a jej najlepszą techniką, żeby coś działało, to brak stresu i udawanie, że się nie denerwuje, bo sprzęty to wyczuwały, a jak już wyczuły, to nie dało się tego zatrzymać. Potem najczęściej przychodził płacz i błaganie, następnie uderzenie dłonią i znów kilka błagań, a kiedy to nie działało, Corinne się poddawała i prosiła o pomoc. No chyba że chodziło o piekarnik – z piekarnikami radziła sobie wybitnie dobrze, ba, do swojego pierwszego piekarnika, który kupiła, a który był piekielnie drogi, pamiętała całą instrukcję.
Odsunęła się, żeby Tanner ogarnął elektrodę i żeby mu nie przeszkadzać, a przede wszystkim, żeby nie mógł jej mówić, że to jej wina, jeśli coś poszłoby nie tak. Rozejrzała się po warsztacie, zrobiła kilka kroków.
— Mhm, po prostu boisz się mojej babci — skwitowała zaczepnie, ale zaraz potem roześmiała się mimowolnie. — Przy niej każdy twardziel staje się jakby mniejszy — dodała, potrząsając głowę. — Jasne, The Rusty Nail, o dwudziestej. Gorzkie piwo, Tanner, bez soku.
Zaczęła iść tyłem, żeby się wycofać, i wykonała gest, unosząc dwa palce najpierw do swojej twarzy, a potem w stronę Tannera, jakby pokazywała mu, że go obserwuje. Mimowolnie się zaśmiała i opuściła warsztat, zostawiając Gentry’ego ze swoim brokatem, słodkim zapachem perfum i tortem w kształcie opony.
Corinne czekała w The Rusty Nail od niemal godziny, ale Tanner się nie pojawił. Przez moment chciała nawet iść do domu, przeklinając pod nosem, że Gentry ją wystawił i że w ogóle po co się z nią umawiał, skoro pewnie nawet nie miał zamiaru przyjść, a zgodził się tylko po to, żeby dała mu spokój. Jakoś by sobie poradziła z jego odmową i by nie było problemu. Nie czułaby się tak głupio ani nie malowałaby rzęs czy nie użyłaby błyszczyka, żeby nadać sobie trochę kolorów. Nie ubrałaby nawet tej cholernej sukienki, którą lubiła, a którą rzadko nosiła, bo niezbyt często wychodziła gdzieś, gdzie warto było się ładniej ubrać. Była więc zła i wkurzona.
UsuńByć może dlatego kupiła w pobliskim markecie czteropak ciemnego piwa, dobrego, prosto z lodówki, a jadąc do domu, wcale nie pojechała tam, gdzie trzeba, a skręciła, żeby zahaczyć o Jack's Garage – podejrzewała, że Gentry wciąż pracuje. Wysiadła z auta, chcąc jak najszybciej wyrzucić Tannerowi, że jest okropny i że ma nadzieję, że ta jego chmura to go kompletnie zmoczy, ale gdy pędziła przed siebie, minęła się z kilkoma podejrzanie wyglądającymi typami. Spięła się lekko, kiedy jeden z nich posłał jej długie spojrzenie i uśmiechnął się pod nosem. Spuściła wzrok, nie oglądając się za siebie.
— Tanner? — Przemknęła przez próg i rozejrzała się wokół, a jej spojrzenie wbiło się w sylwetkę mechanika, który krwawił z nosa. Zamrugała kilkakrotnie, a potem zbliża się szybko, nie przejmując się tym, że po drodze ze dwa razy się potknęła. — Ćwiczysz sporty walki beze mnie? Myślałam, że dzisiejszy wieczór spędzamy razem… — mruknęła w jego stronę, chcąc jakoś rozładować powstałe napięcie, które być może tylko ona czuła, a może po prostu próbowała coś powiedzieć, byleby się nie gapić i nie oczekiwać, że Tanner jej cokolwiek odpowie, bo nie musiał nic mówić. Nie zdziwiłaby się nawet, gdyby ją teraz wyrzucił i kazał wracać do domu.
Wypchnęła językiem prawy policzek i sięgnęła po paczkę chusteczek w swoim obszernym swetrze. Wyciągnęła jedną z nich i podała Tannerowi. Przyjrzała się też jego twarzy, jakby miała rentgen w oczach i mogła ocenić, czy miał złamany nos.
Corinne Whitby 🧚♀️ 🍺
Może ślub Tannera wyglądał inaczej, niż Harlow go sobie wyobrażała i może był wszystkim tym, co nie przyszło jej do głowy, ale to nie zmieniało faktu, że miał miejsce i w tamtej chwili, gdy dotarła do niej ta wesoła nowina, poczuła się tak, jakby ktoś urządził jej lodowaty prysznic; przeszywający i gwałtownie orzeźwiający. Nagle poczuła, że straciła go na zawsze, choć od dawna nie byli razem, ani nic nie zapowiadało, że miałoby się to zmienić. Może to naiwne, ale w niej zawsze tliła się nadzieja, że to, co ich połączyło, nie będzie miało końca, a im wreszcie uda się odnaleźć drogę do siebie, bo Harlow miała w sobie coś z niepoprawnej romantyczki, którą Tan uzupełniał swoją przyziemnością. Nadzieje to jednak było jedno, a rzeczywistość, w której funkcjonowali bez siebie, to coś, co zdecydowanie dominowało, dlatego wiedziała, że muszą żyć, bo życie toczy się dalej i nie zatrzymało się w momencie, w którym wyjechała z Mariesville. Z niektórymi faktami trzeba było się pogodzić, do innych przyzwyczaić.
OdpowiedzUsuńNie zmieniało się to, że przez te wszystkie lata chciała dla niego jednego — żeby był szczęśliwy. Nie lubiła się oszukiwać, że tak jest, ale robiła to, ponieważ świadomość tego, z czym Tanner musi mierzyć się sam, ponieważ ona odeszła i go z tym zostawiła, była zbyt ciężka do zniesienia. Bo chociaż wiedziała, że nie chciał wciągać jej w swoje sprawy, to jednak nigdy tego nie zaakceptowała. Chciała być dla niego bez względu na wszystko, nie mógł tego jej tak po prostu zabronić. Wbrew pozorom jego problemy były też jej problemami, rzeczami, które nie dawały spokoju, sprawami, którymi zawracała sobie głowę. Odebrałaby od niego telefon w środku nocy, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i pojawiłaby się tam, gdzie on, gdyż przez te lata rozłąki nie zmieniło się także to, że się o niego martwiła. Wierzyła, że przez wszystko przeszliby razem. Pragnęła tylko, żeby pozwolił jej przy sobie być.
Harlow była świadoma tego, co działa na Tannera... A raczej kiedyś była tego świadoma. Dzisiaj wielu rzeczy nie była pewna i ta niepewność sprawiała, że oboje próbowali trzymać się na dystans. Wydawało się, że tak będzie bezpieczniej. Nie próbowała więc tym cholernym zdrobnieniem burzyć murów, ale niewątpliwie chciała to zrobić. Nie miała pojęcia jak i kiedy, ale musiała, bo nie zniosłaby tych sztywnych ram, w które na siłę próbowali się wcisnąć. Czekała na to, dlatego kiedy znalazła się w objęciach Tana, wtuliła się w niego całą sobą, jedną dłoń, tę, w której nie trzymała listu, naprawdę mocno zaciskając na jego koszulce. Przylgnęła do niego, zamykając oczy i wsłuchała się w bicie jego serca, a także oddech, który z każdą chwilą stawał się spokojniejszy. Może potrzebowali chwili, by przełamać lody, ale Tanner również przytulał jak zawsze. Był kojąco ciepły, tak w kontraście do jej chłodnego ciała, po którym wzdłuż kręgosłupa przebiegły dreszcze, pod wpływem których się wyprostowała, gdy jego usta zbliżyły się do jej głowy w geście, który był jak wyciągnięty z ich przeszłości. Dopiero teraz Harlow poczuła się tak, jakby rzeczywiście wróciła do domu.
— Ale chyba nie narzekasz… — zastanowiła się na głos, żartobliwie się drocząc, choć zupełnie go o to nie podejrzewała. — No chyba, że aż taka z ciebie przyzwoitka — mruknęła rozbawiona, nieco się od niego odrywając, by zadrzeć głowę i spojrzeć mu w oczy. Zaśmiała się, nie mogąc jednak zaprzeczyć, bo faktycznie całkiem sprawnie im to poszło. Ale Harly nie narzekała, tym bardziej, że wreszcie widziała na jego twarzy uśmiech, który był wyraźniejszy i weselszy.
Nie miała ochoty przerywać tej chwili, ale nie ufała sobie na tyle, by stać w objęciach Tannera i nie zapragnąć więcej, dlatego, gdy tylko jego uścisk się rozluźnił, niechętnie zrobiła krok w tył, odsuwając się.
— Myślisz, że Grace o mnie zapomniała? — zażartowała konspiracyjnym tonem, delikatnie marszcząc brwi, jakby naprawdę to rozważała, choć oboje doskonale wiedzieli, że najprawdopodobniej to było celowe zagranie, a ona była cwańsza, niż myśleli. Harlow nie chciała przeszkadzać, co mogło brzmieć idiotycznie, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że sama tutaj przyszła i dała zaprosić się Grace na herbatę, jednak ona już gdzieś zniknęła, a Tan na pewno miał, co robić. Wróciła spojrzeniem na stolik, na którym leżały zdjęcia oraz stały dwie filiżanki z herbatą, która na pewno zdążyła już przestygnąć i złapała za jedną z nich, przysuwając do ust.
Usuń— Przyznaj się, że po prostu bardzo chcesz, żebym została, bo wtedy będziesz mógł pooglądać ze mną zdjęcia i posłuchać, że byłeś najsłodszym dzieckiem na świecie — stwierdziła dumnie, jakby go właśnie przejrzała i ponownie usiadła na kanapie. Kopertę położyła na swoich kolanach, a jej wzrok oraz myśli nieustannie uciekały w stronę listu, którego treść cholernie ją ciekawiła, bo skoro po tylu latach to wreszcie trafiło w jej ręce, to musiał być jakiś znak. Z jednej strony chciała zostać, bo przecież nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek nadarzy się podobna okazja, ale z drugiej przejmowała się, że to może być za dużo emocji jak na jeden wieczór.
— I że miałeś najbardziej stylowe spodenki w miasteczku — dodała, podnosząc spojrzenie na Tana, któremu posłała uśmiech, przesuwając po stoliku zdjęcie, do którego nawiązywała swoim komentarzem, a na którym był małym dzieckiem w przeuroczych spodenkach i z jeszcze bardziej uroczymi, wyciągniętymi skarpetkami. A właściwie jedną z nich.
we have to try very hard and it won't be easy, but it will be worth it 💛🤭
Harlow
Coś się kończy, a coś zaczyna, więc to prawda, że rozstanie przyniosło nowe i sprawiło, że Harlow skupiła się na sobie, poszła na studia i ostatecznie robiła to, co chciała robić, ale wcale nie musiało do niego dojść, żeby to się wydarzyło. Nie musiała wyjeżdżać aż tak daleko, nie musiała robić tego na stałe, nie musieli zrywać kontaktu, by każdemu z nich się udało. Im razem też mogło się udać, ale po prostu to ich przerosło, a problemy rodzinne, które nawarstwiły się u Tannera zwyczajnie nie pozwalały mu jeszcze dodatkowo angażować się w związek, co Harlow doskonale rozumiała. Teraz, bo wtedy miała niespełnione oczekiwania. Trudno przewidzieć, co by było, gdyby się nie rozstali, czy teraz byliby szczęśliwą rodzinką, czy może jeszcze bardziej nieszczęśliwymi ludźmi, którym nic nie wyszło, a może rozstaliby się prędzej czy później, ale bez względu na to, ile czasu dla siebie dostali, to zawsze będzie za mało. Najzabawniejsze, choć w tym smutnym sensie, było to, że Harly miała wrażenie, że Tan był spokojniejszy o nią, gdy jej przy nim nie było.
OdpowiedzUsuń— Bo wiąże z tym dobre wspomnienia, a do nich każdy lubi wracać — podsumowała wymownie, unosząc wzrok i łapiąc spojrzenie Tannera. Może ona nie oglądała namiętnie zdjęć, ale wspomnienia były w niej żywe i do niektórych wracała z przyjemnością. Co więcej, miała tak jak on całe pudełko namacalnych wspomnień, które składały się z najróżniejszych prezentów, prezencików, kartek i walentynek, które od niego dostała. Trzymała wszystko, co jej dał, bezpiecznie schowane, więc w pewnym sensie rozumiała Grace, która chętnie wracała do tego, co było dobre.
Matka Tannera wiedziała, co robi, wycofując się z salonu pod pretekstem poprawek koszuli, bo w ten sposób dała im przestrzeń, której potrzebowali i całkiem nieźle wykorzystali. Co prawda, wciąż mieli sporo do przepracowania, bo byli ludźmi po przejściach, którzy trochę się skrzywdzili, ale była z nich dumna. Udało się im normalnie porozmawiać, wymienić uściskami, a nawet wreszcie dostała list, który powinien dawno trafić w jej ręce. Prędzej czy później musieli się ze sobą skonfrontować i dobrze, że zaczynali małymi kroczkami.
Harlow posiedziała u Gentrych jeszcze chwilę. Dopiła swoją herbatę, trochę podręczyła Tannera tymi zdjęciami, przed oglądaniem których się bronił, a następnie pozbierała je i ułożyła na jednym stosie, nie chcąc zostawiać po sobie bałaganu. Zrobiło się późno i chociaż czuła, że było mnóstwo spraw, o których mogliby jeszcze porozmawiać, nie chciała przesadzać. Wzięła więc list, pożegnała się z Tanem i wróciła do siebie. Do tego domu, którego każdy kąt kojarzył się jej z dzieciństwem i z którym musiała coś zrobić, żeby to zmienić. Jej urocze współlokatorki spały w swoich ulubionych miejscach, a jednym z nich był parapet tego okna, natomiast Harlow nawet dobrze nie zdążyła przekroczyć progu, a już dobierała się do koperty, którą trzymała w swoich dłoniach tak mocno, jakby zaraz miała jej z nich zniknąć, a ona nie zamierzała na to pozwolić. Mocno przycisnęła plecy do drzwi wejściowych, w ten sposób je za sobą zamykając i, opierając się o nie, zawzięcie przedzierała się przez wszystkie znaczki i naklejki, by dostać się do zawartości koperty, która leniwie upadła na podłogę, gdy w jej dłoniach znalazł się list. Odetchnęła powoli, chcąc w ten sposób uspokoić walące serce i mocniej zacisnęła palce na kartce papieru, zaczynając czytać. Nie miała pojęcia, czego może się spodziewać, nie miała też oczekiwań co do tego, co znalazło się na papierze. Pierwsze słowa wywołały na jej twarzy delikatny uśmiech, bo zawsze lubiła, gdy nazywał ją swoją Harrie, jednak pierwsze wyznania, tak głębokie i szczere, sprawiły, że w jej oczach natychmiast zebrały się łzy.
Z zapartym tchem czytała wszystko to, co pragnęła usłyszeć, by go zrozumieć. O jego tęsknocie, nadziei, o tym, ile był w stanie poświęcić dla jej dobra. O wyjazdach, tym wszystkim, co musiał zrobić dla rodziny. O szokującej chorobie Grace, z której do dzisiaj nie zdawała sobie sprawy, o której nie pomyślałaby, siedząc i plotkując z nią przy herbatce. Harlow nie miała pojęcia, w którym momencie tych łez pojawiło się tyle, że nie było dla nich miejsca, ale kilka pierwszych otarła wierzchem dłoni, zaciskając usta, by się nie rozpłakać, aż w pewnej chwili przestała nadążać za ich wycieraniem. Jedna, może dwie spadły na kartkę, na szczęście nie w miejscu, w którym był tusz, a reszta spływała po jej zaskakująco rozgrzanych policzkach. Przetarła oczy, aby nie rozmazywały się jej wyrazy, które próbowała przeczytać, a każde kolejne zdanie wywoływało w niej emocje, których nie potrafiła kontrolować. Tanner nigdy nie zdobył się na takie wyznania, domyślała się więc, ile musiało go to kosztować i co takiego musiał czuć, że to zrobił. List był równocześnie piękny i okrutnie smutny. Harlow nie mogła sobie wybaczyć, jak wielu rzeczy nie była świadoma i że go z nimi zostawiła, a jednocześnie ze zdwojoną siłą dotarło do niej, jak bardzo Tan musiał ją kochać. Był przekonany, że bez niego będzie szczęśliwsza, więc pozwolił jej odejść, ale to nie mogło się wydarzyć. Nikt nigdy nie kochał jej tak jak on. To była miłość absolutnie gotowa do poświęceń, bezinteresowna, taka wyjątkowa. Doskonale wiedziała, co by było, gdyby dostała list wtedy, gdy został wysłany. Wiedziała, co by na niego odpowiedziała, bo tak jak on wierzyła, że prawdziwa miłość nie umiera. Nigdy nie umarła. A w jej sercu zawsze było jego miejsce i bez przerwy o nim myślała.
UsuńMinął szmat czasu od dnia, w którym ten list został napisany, dlatego Harly miała świadomość, że wiele mogło ulec zmianie, ale mimo to nie potrafiła zostawić tego bez odpowiedzi. Nie potrafiła schować go ponownie do koperty i odłożyć w bezpieczne miejsce. To był moment, w którym rozum przegrywał z sercem. Moment, w którym odrzuciła rozsądek i nim się obejrzała, ponownie zmierzała do domu Gentrych.
Chłodne powietrze smagało jej ciepłe i mokre policzki, a ona nieustannie ocierała spływające łzy. Opuszkami placów przesunęła pod oczami, chcąc pozbyć się ewentualnych śladów tuszu, który mógł się rozmazać i nerwowo przełknęła ślinę, szybko i zdecydowanie pokonując schody, które dzieliły ją od drzwi wejściowych.
Złapała za klamkę i wpadła do domu Tannera tak, jakby wchodziła do siebie. Nie zapukała, nie zadzwoniła, nie dała znaku ostrzegawczego, że wchodzi. Zrobiła to tak, jakby się coś stało i, przy okazji, wyglądała tak, jakby się coś stało, ale list, który wciąż ściskała w jednej ręce wiele tłumaczył. Oddychała ciężko, po prostu w milczeniu wpatrując się w Tana, a jej serce biło jeszcze mocniej.
— Przeczytałam — wydusiła z siebie drżącym głosem, choć to było tak oczywiste, że nie musiała tego tłumaczyć. Niewyraźnie i smutno się uśmiechnęła, chyba chcąc w ten sposób przykryć swój stan, jednak łzy znowu gromadziły się w jej zapłakanych oczach, dlatego uniosła spojrzenie i wbiła je w sufit, próbując w ten sposób je powstrzymać. — Tanner — wyszeptała, jakby w ten sposób próbowała powiedzieć: co myśmy narobili?
Pokręciła głową z dezaprobatą wobec samej siebie, wciągając policzki, ale to było od niej silniejsze. Dość gwałtownie ruszyła się z miejsca i paroma krokami zdecydowanie zmniejszyła dystans, który był między nią a Tannerem. Potrzebowała go w tej chwili tak bardzo, że nie potrafiła tego nazwać. Potrzebowała go całą sobą, a ta potrzeba wręcz ją paliła.
Z impetem wpadła w jego ramiona, w których dopiero poczuła się na tyle bezpiecznie, by dać upust emocjom. Rozpłakała się cicho, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi, jedną rękę zarzucając na jego kark i choć tyle rzeczy miała do powiedzenia, chwilowo nic nie było w stanie przejść przez jej ściśnięte gardło. Ale bliskość Tannera, jak zwykle działała na nią kojąco.
let's try even harder 😇💖
Harrie
Grace ani słowem nie wspomniała o Tamarze także przy tej herbatce, którą spontanicznie urządziła sobie z Harlow, wracając pamięcią do wielu wydarzeń, ale akurat nie do tego, którym był ślub jej syna. A ona nie dopytywała, bo nie dało się ukryć, że temat byłej żony Tannera był dla niej zaskakująco... drażliwy. To, że była o niego niepoprawnie zazdrosna, stało się niepodważalnym faktem w momencie, w którym ich wspólna znajoma zadzwoniła z gorącą nowiną, z dziwną ekscytacją w głosie informując o jego ślubie, jakby to było wydarzenie roku, a Harly natychmiast się rozłączyła, nie udzielając komentarza. W jednej chwili stała się taka wściekła, smutna i rozżalona, jakby ktoś najpierw bezczelnie położył ręce na tym, co do niej należało, a potem jej to zabrał, choć Tan od dawna nie był jej. Ta zazdrość wydawała się irracjonalna i zupełnie nie na miejscu, jednak istniała, po tylu latach wciąż będąc żywą. Aż zaskakujące, biorąc pod uwagę, że Harlow rzeczywiście była w gorącej wodzie kąpana, że w tamtym momencie jej nie odbiło i nie wybrała się do Mariesville na wycieczkę, aby zapytać Tannera wprost o to, co, do cholery, wyprawia. Może nawet chciała, jednak w porę się otrząsnęła i zrozumiała, że bardziej niż na pokazywaniu swojej zazdrości, zależy jej na jego szczęściu. Najprościej, choć równocześnie najboleśniej, było uwierzyć, że Tanner przepadł i się zakochał, i że Tamara kocha go w pełni tak, jak na to zasługiwał, natomiast ona jest nikim, żeby stawać mu na drodze.
OdpowiedzUsuńDzisiaj również zdecydowanie powinna dać sobie ochłonąć, zamiast w emocjach, których kontrolowanie przychodziło jej z trudem, wracać do domu Tannera i wpadać do niego tak, jakby miała do tego prawo. Ale zawsze tak miała; Harlow była wręcz brutalnie szczera w pokazywaniu tego, co czuje, ulegając silnym emocjom. Jedynie nie była strachliwa, a stres był czymś, z czym radziła sobie nieźle, dlatego w takich momentach Tanner mógł zawsze na nią liczyć; mógłby z nią nawet wymyślić plan napadu na bank, a jej rzęsa by nie drgnęła, odwracając uwagę ochroniarza, ale w miłości stawała się wulkanem, którego nie dało się zatrzymać. Rzecz jasna, z wyjątkiem jego kojących objęć, w których pozwalała sobie na więcej, ale też zawsze się uspokajała. Tan to znał, bo spędził z nią kawał życia, więc przywykł do tego, w jaki sposób się wścieka lub okazuje radość, jednak to nie oznaczało, że mogła nachodzić go w środku nocy. O żadnej porze nie mogła tego robić. A jednak tu była i tym, jak wpakowała się w ramiona Tannera pokazywała, że ewidentnie szuka tego, co jako jedyne przynosi jej ukojenie.
Rozluźniła się, czując, jak Tanny mocniej ją obejmuje i przytula, kolejny raz tak, jakby w ten sposób mógł schować ją przed całym światem i wszystkim tym, co złe. Wypuściła drżące powietrze z ust, gdy jego dłonie przesunęły się po jej plecach i, chociaż było jej trochę głupio, pozwoliła na to, aby uniósł jej twarz i spojrzał w oczy. Odruchowo zacisnęła palce na jego nadgarstkach i wpatrywała się w niego, nieznacznie przytakując, natomiast nogi mimowolnie uginały się pod nią, gdy zwracał się do niej w ten konkretny sposób, gdy przesuwał kciukami po jej zarumienionych policzkach, dbając o to, by pozbyć się każdej łzy, która na nich wylądowała, gdy tak na nią patrzył i trzymał blisko siebie. Na sekundę zawiesiła wzrok na jego ustach, których smak znała, lecz pragnęła poznać na nowo, jednak zreflektowała się jakie głupie, niepoprawne rzeczy przychodzą jej do głowy, dlatego natychmiast się za nie skarciła i speszona, jakby Tanner potrafił czytać w myślach, wróciła spojrzeniem do jego błękitnych, ślicznych oczu.
Harlow nie wiedziała, czy wszystko jest na swoim miejscu, ale miała nadzieję, że jeśli nie, to zaraz będzie. Mogła zostawić czytanie listu na inny dzień, bo przecież sam powrót do Mariesville i wieczór, który spędziła z Tannerem, był emocjonujący, a tymi wyznaniami jedynie dołożyła sobie przeżyć, ale nie potrafiła się powstrzymać.
UsuńZamknęła oczy, opierając wilgotny policzek na klatce piersiowej Tana, na której również położyła swoją dłoń, subtelnie go gładząc. Wyciszyła się, wsłuchując w jego głos oraz bicie serca, a kąciki ust Harlow nieznacznie się uniosły, wyginając jej usta w delikatnym uśmiechu.
— Nie pozwoliłabym jej na to, przecież wiesz — wyszeptała wreszcie, zadzierając podbródek, aby móc oprzeć czoło o brodę Tannera. Znów leniwie przymknęła ciężkie powieki, ale już nie płakała.
— To nie przez ciebie — zaznaczyła zaraz, całkiem stanowczo, żeby mieli to jasno powiedziane, bo kwestia jej łez nie była jego winą. Nie płakała przez niego, tylko przez siebie. Płakała przez to, co się między nimi wydarzyło, przez świadomość, ile stracili. W pewnym sensie list uruchomił tę lawinę, ale to dlatego, że przez te wszystkie lata Harly próbowała wbrew sobie uwierzyć, że Tanner to zwykły dupek, który w dodatku kazał jej odejść, bo tak mówili o nim jej rodzice, a prawda była taka, że on cierpiał równie mocno, o ile nie mocniej, co ona. Całe szczęście, że nie dała sobie wmówić, że jest inaczej.
— Przepraszam, Tanny — odezwała się ze szczerą skruchą, odsuwając się od Tana na tyle, by zadrzeć głowę jeszcze wyżej i spojrzeć mu prosto w oczy. Ciężko powiedzieć, za co konkretnie przepraszała, bo było tego aż tyle, ale to było szczere. Przepraszała za przeszłość i za teraźniejszość. Za to, jak tu wpadła, mogąc obudzić Grace, a nawet na własne życzenie zarobić kulkę, ponieważ Tanner był człowiekiem, który żył w ciągłej gotowości i wtedy to dopiero by się wszystko pomieszało. Przepraszała go też za to, że wciąż go chciała, że bez przerwy był jej największą słabością. Przepraszała za każdy raz, gdy się za coś przez nią obwiniał, za łzy, których nie powinien widzieć. Za to, że nie potrafiła odnaleźć się w tym ich wspólnym świecie, gdy pojawiły się jego wyjazdy, że nie była dla niego takim wsparciem, jakim być powinna, bo obawa przed tym, że go straci tak bardzo zawładnęła jej życiem, że nawet gdy wracał i był obok, obsesyjnie myślała wyłącznie o tym, że znowu wyjedzie. Przepraszała za każdym raz, gdy jej przy nim nie było. I za ten jasny t-shirt, który miał na sobie, a który ubrudziła swoim płaczem.
— Dotarło do mnie, że chociaż nie wiedziałam o istnieniu tego listu, to czekałam na niego dziewięć lat — wyznała, wciąż patrząc w jego oczy, a place delikatnie położyła w miejscu, w którym zostawiła po sobie wilgotne ślady i potarła je tak, jakby to miało pomóc.
heaven is where you are ⛅💛
Harrie
Jeśli Tanner musiał odświeżyć sobie pamięć, to Harlow służyła pomocą, a przede wszystkim listem, który jej pomógł pozbyć się wątpliwości, całkiem wyraźnie obrazując, dlaczego odpuścił. Bo, najprawdopodobniej, był święcie przekonany, że słusznie postępuje i trzymał się przekonania, że jej jest bez niego lepiej, choć nigdy nie było. Tanner zachował się bardzo szlachetnie i wspaniałomyślnie, dając odejść kobiecie, którą kochał, ponieważ wierzył, że gdzieś w świecie będzie szczęśliwsza. Harly nie rozumiała tylko, dlaczego kiedykolwiek pomyślał, że musi zwracać jej jakąś zabraną wolność. Przecież ona nigdy nie czuła, żeby Tanny w jakikolwiek sposób ją ograniczał, nie uważała, że się przy nim marnuje. Chciała wyjechać z Mariesville, niedojrzale uciec przed problemami, ale chciała tego z nim i była gotowa poczekać, ponieważ miłość, w szczególności taka jak ich, miała dla niej największą wartość. Harlow nie miała pojęcia, skąd wzięły się w nim takie rozterki, ale gdyby wiedziała, to zrobiłaby wszystko, aby w porę się ich pozbyć.
OdpowiedzUsuńCzy to przez jej oczekiwania? Przez to, że chciała zacząć z nim normalnie żyć, jednak on uważał, że normalność nigdy nie była dla niego? Do cholery, mogli o tym porozmawiać. Znali się tyle lat, dorastali przy sobie, więc mogłoby się wydawać, że nie istniały między nimi granice, a jednak mieli na swoim koncie sporo zmarnowanych szans, by szczerze powiedzieć, co leży im na sercach. Okrutne było to, że Harrie nie potrafiła powiedzieć, dlaczego nie umieli się na to zdobyć, dlaczego nie zawalczyli o siebie, skoro im na sobie zależało. Zamiast brutalnego rozstania, pełnego przykrych słów i teatralnego milczenia, którymi potraktowali się jak obcy ludzie, mogli urządzić sobie niewinną przerwę.
I to było coś, z czym Harlow nie potrafiła się pogodzić. Rozstanie było faktem, z którym od dziewięciu lat nie mogła dyskutować, ale to, jak do niego doszło, było bolesne. Nie pogodziła się z tym, że nie przestali się kochać, aczkolwiek od siebie odeszli. Z tym, że stali się dla siebie obcy. Ten list, który dzisiaj do niej dotarł, dobitnie pokazał jej, że to rozstanie było nieprzemyślaną głupotą, z której nie wybrnęli. Może byłoby prościej, gdyby uczucie między nimi po prostu się wypaliło, zgasło z biegiem lat, rozmyło się i stało jedynie wspomnieniem. Pięknym, pełnym sentymentów wspomnieniem. Tymczasem Harlow odchodząc, nawet nie wspomniała Tannerowi, że przecież dalej go kocha i że wszystko wskazuje na to, że już zawsze będzie. A potem tak jak on pielęgnowała w sobie przekonanie, że bez niej jest mu lżej i najlepsze, co może zrobić, to nie wchodzić mu w drogę i pozwolić żyć życiem, w którym dla niej nie było miejsca.
Dzielnie więc nie wchodziła, prowadząc w Kalifornii swoje normalne życie, aż do dzisiaj. Jeden wieczór wystarczył, by wszystko do niej wróciło i emocjonalnie przeorało. Dzisiaj nagle znalazła się w jego ramionach, płacząc nad ich przeszłością. Idiotka.
— Nachodzę cię — zauważyła, bo skoro Tanner nie chciał przeprosin za przeszłość, to nie mógł dyskutować z tym, że Harrie naprawdę go dzisiaj nachodziła, pojawiając się u niego dwa razy pod rząd, w dodatku późną porą. Akurat za to mógł dać się przeprosić, ponieważ jej było niewyobrażalnie wstyd za samą siebie. Za płaczliwą scenkę, którą odstawiła. Za to, że szukała pocieszenia w jego objęciach. Rozkoszowała się jego kojącym głosem, ciepłym oddechem, tym, jak ją przy sobie trzymał, pocieszając i ocierając łzy. I za to też było jej trochę wstyd, ponieważ zależało jej na normalnych relacjach, a jednak w jej zachowaniu było coś niezdrowego. Harlow zwyczajnie nie mogła przekładać tego, co miała nieprzepracowane na Tannera. Przeszłość musiała zostać przeszłością, natomiast to, że coś się spierdoliło było świadomością, która prześladowała także ją.
W tej relacji było ich dwoje, mieli takie same prawa i możliwości, by odezwać się do siebie przez wszystkie lata. Oboje odpuścili, karmiąc się pobudkami, których obecnie nie uważali za słuszne tłumaczenie. Harrie sądziła, że zdecydowanie ma za co przepraszać Tana, ale jednocześnie nie naciskała, nie chcąc rozdrapywaniem ran wyrządzać mu jeszcze większej krzywdy, bo może to było odważne stwierdzenie, ale przez chwilę wydawało się jej, że jemu również nie jest łatwo mierzyć się z przeszłością. Najprzyjemniejsze to to nie było. Znali przyjemniejsze rzeczy.
Usuń— Tanny — westchnęła rozczulona jego gestem, unosząc spojrzenie do jego oczu. Subtelnie się uśmiechnęła, a chociaż mógł to być uśmiech z tych mniej wyraźnych, to nie brakowało w nim szczerości. — Jesteśmy tu i teraz — zgodziła się, choć musiała przyznać, że teraźniejszość nie była najprostsza. Niewątpliwie jednak obecność Tannera sprawiała, że było lepiej. Dobrze było móc się do niego ponownie odezwać, jeszcze lepiej mieć świadomość, że nadal mogła na niego liczyć.
— Chociaż ja powinnam być u siebie w domu — zauważyła nieco żartobliwie, starając się rozgonić chmury, które za jej sprawą pojawiły się nad ich głowami. Kontrolnie zerknęła na ich dłonie, powoli zsuwając palce z jego koszulki.
— Dużo dzisiaj zrozumiałam — wyszeptała wbrew pozorom, ponieważ list wiele jej rozjaśnił i wyjaśnił. Udowodnił jej także to, co zawsze wiedziała; że on ją kochał i nie był bezdusznym dupkiem, który z nią zerwał, bo mu w czymś przeszkadzała. Ale wciąż sporo rozmów przed nimi, o ile w ogóle się na nie zdecydują.
Wtuliła się w niego zupełnie naturalnie, jakby to było coś, co zawsze robiła, a to nawet jeśli nie mijało się z prawdą, bo kiedyś rzeczywiście tak było, to jednak dzisiaj tymi gestami burzyli ściany. Uniosła kącik ust, zadzierając podbródek, a także jeden palec, którym lekko, trochę zaczepnie pstryknęła Tannerowi w nos.
— I już jest dobrze — zapewniła, chcąc uprzedzić pytania i rozwiać wątpliwości. Takie słowa mogły brzmieć podejrzanie z ust kogoś, kto przed chwilą płakał, ale jakkolwiek by to nie wyglądało, naprawdę było lepiej. Harlow się uspokoiła, Tanner dzielnie to zniósł, nie znienawidzili się przez te wszystkie lata, co było pocieszające, a i nie uciekali w dystans, by trzymać się jak najdalej od siebie, choć kto wie, co będzie jutro, gdy emocje opadną i Harly zmierzy się ze świadomością, co zrobiła.
✨then we should stick together 😏💖✨
Harrie
Całe szczęście, że list trafił w ręce Harly wcześniej niż na łożu śmierci, bo po pierwsze to byłaby straszna szkoda i wielka strata, gdyby dostała go tak późno, a po drugie kto wie, czy cokolwiek by z niego w takim momencie zrozumiała. Za to dzisiaj zrozumiała sporo i chociaż ich wspólna przeszłość była czymś, co zostawiło w niej poczucie żalu, wciąż budząc wielki niedosyt, ponieważ to mogło skończyć się inaczej, to równocześnie było porządną lekcją. Taką, która sprawiła, że Harlow wydawało się, że dziś wiedziałaby, co robić. Widziała, w którym miejscu popełnili najwięcej błędów, że brakowało między nimi rozmów i szczerości, a ta bliskość, która niewątpliwie między nimi działała i świetnie im wychodziła, nie zdołała udźwignąć ciężaru reszty, która się sypała. Miłość najwyraźniej też nie była wszystkim, skoro pokonały ją nawarstwiające się problemy. Z trudem nauczyli się bez siebie żyć, ale przy takiej motywacji, którą dla siebie byli, to było do zrobienia. Myśl, że Tanowi było bez niej lepiej, była niczym trucizna, która rozprzestrzeniała się po jej organizmie, skutecznie trzymając Harrie w ryzach. Teraz zrobiłaby wszystko inaczej; przede wszystkim nie byłaby taka bierna i na pewno naciskałaby na Tannera, wręcz oczekując wyjaśnień. W tamtym okresie starała się dać mu przestrzeń, przekonana, że to właśnie tego potrzebuje. Prawdę mówiąc, naiwnie liczyła, że bez niej będzie mu tak bardzo źle, że sam do niej przyjdzie. Że pierwszy zatęskni, odezwie się, że będzie ją chciał z powrotem. Zresztą, Tanner znał Harlow i wiedział, że ona działa pod wpływem emocji, dlatego, gdy stwierdził, że powinna odejść, to odeszła, unosząc się dumą i złamanym sercem. Potem, przez chwilę, chciała udowodnić mu, że świetnie sobie radzi bez niego, ale o ile mogła tak oszukiwać swoich rodziców lub znajomych, może nawet on dałby się na to brać, to siebie nie była w stanie.
OdpowiedzUsuńMimowolnie się uśmiechnęła, instynktownie wtulając twarz w jego klatkę piersiową. To trochę zabawne, jednak w pewnym sensie dom Gentrych rzeczywiście był dla Harrie jej drugim domem. Rzecz jasna w tej chwili nie czuła się tutaj tak swobodnie jak dawniej, zupełnie dzisiaj nie czuła, że miała prawo nazywać to miejsce w ten sposób, ale dawniej spędzała tutaj dużo czasu. Uciekała do nich przed beznadziejną atmosferą w swoim domu i nawet, gdy Tana nie było lub gdy jego ojciec miał dla niego zajęcie w warsztacie, a nie przy jakiejś tam lasce, to Grace była cudowna i niezastąpiona, dotrzymując Harlow towarzystwa. Chyba wtedy tak się do siebie zbliżyły i polubiły. I właśnie dlatego wiadomość o chorobie jego matki tak nią wstrząsnęła. Tyle lat żyła w niewiedzy, chyba nie wybaczyłaby sobie, gdyby do samego końca o tym nie wiedziała, dlatego cieszyła się, że miała okazję spędzić z kobietą chwilę przy herbacie.
Harlow wiedziała, że każde spotkanie z jej Tannym będzie mimowolnie ciągnęło ją w stronę wspomnień, zresztą, samo przebywanie w tym domu wiązało się z powrotem do przeszłości, ale nie była tym przerażona. Ona w przeciwieństwie do niego lubiła i mogła wracać do tych chwil, szczególnie tych pięknych i dobrych, dzięki którym dużo łatwiej było jej przetrwać dorastanie oraz szukanie siebie. Tan mógł nie zdawać sobie sprawy z tego, ile dla niej zrobił, aczkolwiek pomógł jej się ukształtować. Harly wierzyła, że dzisiaj była takim człowiekiem dzięki niemu. Że to on pomógł jej łaskawiej na siebie spojrzeć, zbudować wartość, pewność siebie, nie poddawać się. Była więc pogodzona z faktem, że każde spotkanie z nim będzie wrzucać ją w sam środek podobnych przeżyć, jednak liczyła się z tym, że dla niego mogło to być trudne, bo w końcu nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy, a co dopiero poczuje. Jeśli spędzanie z nią czasu będzie dla Tannera zbyt wymagające i krzywdzące, to mógł jej uczciwie o tym powiedzieć, ponieważ ona wyczuła tę gardę, którą trzymał i nie zamierzała pozbywać się jej wbrew niemu. Dotrze do niego po kawałku i bez pośpiechu, ale tylko wtedy, gdy on jej na to pozwoli.
Drugie rozstanie tego samego dnia było jeszcze dziwniejsze od pierwszego, ale Harlow wróciła do domu spokojniejsza. Wciąż zawstydzona swoją scenką, z lekkim bólem głowy od płaczu, odrobinę mokrymi oczami i listem w tej samej ręce, aczkolwiek miała wrażenie, że jeśli cokolwiek miało się między nimi ułożyć, to właśnie zaczęło. Schowała list do koperty, a kopertę do pudełka, które było bezpiecznie ukryte pod łóżkiem w jej starym pokoju. Trzymała w nim wszystko, co wiązało się z Tannerem i regularnie do tego wracała, z kolei dzisiaj cieszyła się, że po tylu latach mogła coś do tych skarbów dołożyć, tylko tym razem nie musiała już ich ukrywać, więc po prostu zostawiła pudełko na szafce nocnej. A przed samym spaniem i ona spojrzała w okno, by pomachać Tanny’emu na dobranoc. Ten kawałek podwórka i płot to wszystko, co ich od siebie dzieliło. Znowu. Po tylu latach.
UsuńNoc minęła Harlow szybko i chociaż po takich emocjach ciężko być wyspanym, to jednak pierwszy dzień w klinice był na tyle intensywny, że nawet nie wiedziała, kiedy znowu zrobił się wieczór. Miała super pacjentów i czasami zbyt upierdliwych właścicieli owych pacjentów, którzy nieufnie do niej podchodzili, a niektórzy kierowali się jakimiś przestarzałymi i głupimi przekonaniami, które mijały się faktami i nad którymi Harly będzie musiała się napracować, ale nie narzekała, jakoś to leciało. Lubiła mieć zajęcie. Od rozstania z Tannerem lubiła mieć, co robić i głównie poświęcała się pracy, traktując ją jak lekarstwo na wszystko. Tam zawsze się coś działo, zawsze miała na czym się skupić, zawsze mogła na chwilę przekierować myśli w inną stronę. Gdy miała za dużo wolnego czasu, to za dużo myślała, tak po prostu. Najczęściej takie momenty przychodziły wieczorami, więc wtedy też szukała sobie zajęcia; czasami coś gotowała, a innym razem bezmyślnie wpatrywała się w kolejny odcinek jakiegoś serialu.
Tym razem było podobnie — Harlow już dawno powinna spać, jednak zamiast tego siedziała pod kocem w salonie. W tle leciał film lub serial, na który nie zwracała uwagi, na stoliku stał kubek z herbatą, która o dziwo jeszcze była ciepła, a w jej dłoniach spoczywała książka, którą usiłowała czytać. Gdyby nie dźwięk telewizora w tle, wszędzie panowałaby wręcz głucha cisza. W pewnym momencie po całym domu rozległ się huk rozbijającej się figurki kaktusa, która do tej pory stała na parapecie jednego z okien, a teraz została przypadkowo strącona przez nieuważną kotkę. Harly trochę się spięła, w pierwszej chwili przestraszona tym nagłym dźwiękiem, jednak szybko odłożyła książkę na kanapę, zrzucając z siebie koc i podeszła do okna. Przegoniła Pam, winowajczynię zamieszania i pochyliła się, zbierając dwie części rozbitego kaktusa. Mniej więcej to właśnie wtedy jej wzrok niekontrolowanie wylądował na ulicy, a właściwie na schodach domu Gentrych, dostrzegając znajomą sylwetkę pochłoniętą głównie przez nocną ciemność. Zmarszczyła brwi w konsternacji, mrużąc przy tym oczy, jakby chciała się upewnić, że to, co widzi to na pewno Tanner. Nie dziwiło jej to, że dopiero o tej porze wracał do domu, ale dziwiło i wręcz zaniepokoiło to, że zamiast wejść do domu, z trudem rozłożył się na schodach. To sprawiło, że Harlow impulsywnie, absolutnie w swoim stylu, poderwała się do wyjścia, kompletnie ignorując późną porę oraz fakt, że miała na sobie satynowe, czarne spodnie od piżamy i biały top, ponieważ gdzieś podczas przeprowadzki zgubiła pasującą górę. Albo po prostu jeszcze nie wypakowała jej z kartonów. Jedynie kapcie zmieniła na porządniejsze buty, równocześnie zarzucając na siebie rozpinaną bluzę i gdzieś po drodze pozbyła się resztek rozbitej figurki. Niewielką odległość, która dzieliła ją od domu Gentrych pokonała żwawym krokiem, krzyżując ręce na piersi, w ten sposób chroniąc się przed ewentualnym chłodem. Nie skradała się, nie szła cicho, wychodząc z domu, dość głośno zamknęła za sobą drzwi, nie chcąc chować się przed Tanem. Zresztą, nie chciała go wystraszyć.
— To chyba nie jest najlepsze miejsce, żeby urządzać sobie spanie pod gołym niebem — zauważyła spokojnie, powoli zbliżając się do Tannera. Z daleka, w tym marnym świetle nie widziała zbyt wiele, dlatego pozwoliła sobie na żart, chcąc zbadać teren, jednak im bliżej była, tym większy niepokój ją ogarniał. Czuła, że coś jest nie tak.
Usuń— Ja pierdolę — wyrzuciła z siebie cicho zdziwiona, zatrzymując się przed schodami. Wbiła w Tana uważne spojrzenie, dokładnie skanując jego poharataną sylwetkę i z jednej strony ogarnęło ją zmartwienie, a z drugiej coś w stylu wkurwienia, bo jak ktoś mógł mu to zrobić?
— Tanner — szepnęła zmartwiona, robiąc krok w jego stronę. Podejrzliwie rozejrzała się po całej ulicy, a zanim pochyliła się w jego stronę, poprawiła spinkę we włosach, mocniej przytrzymując nią włosy, choć niektóre kosmyki zdążyły luźno opaść przy twarzy. Uklęknęła na stopniu i bardzo delikatnie ujęła jego obitą twarz w dłonie. — Co się stało? Gdzie cię boli? — spytała łagodnie, z wyraźną troską przebijającą się w głosie oraz spojrzeniu. Pytała jak ktoś, kto się o kogoś naprawdę martwi. — Nie dasz rady wejść do domu? — kolejne pytanie, którym chciała odrobinę odciągnąć jego uwagę od tego, że swoim wzrokiem urządzała mu małe oględziny. W głowie analizowała, co się im przyda, żeby coś z tym zrobić, bo chociaż buźka Tana wciąż prezentowała się nieźle, to rana na brzuchu wyglądała boleśnie, a i grymas na jego twarzy wskazywał, że coś daje mu w kość.
— Pomogę ci — zapewniła, odruchowo przesuwając kciukiem po jego czole, zgarniając z niego kilka kosmyków. To jasne, że nie mógł zostać na tych pieprzonych schodach. W dodatku z tą śliczną raną na brzuchu, w stronę której Harly nieustannie kontrolnie zerkała. Póki co to była jedyna większa rana, której się dopatrzyła. — Musimy to opatrzyć — zauważyła stanowczo, choć była pewna, że Tanner zdawał sobie z tego sprawę. Po prostu nie przyjmowała słowa sprzeciwu. — Zajmę się tym, jeśli mi pozwolisz, ale najpierw musimy znaleźć się w środku — dodała opiekuńczo, wpatrując się mu w oczy. Ściągnęła jedną dłoń z jego policzka, rozłożyła ją i odwróciła środkiem do góry, czekając aż Tanner wręczy jej klucze. Nie spędzi tutaj nocy, a jeśli zamierzał zgrywać upartego, to ona spędzi ją z nim tutaj.
don't worry, neighbor, you're in the best hands ever 👩🏻⚕️🩺💙
Harrie
Harlow podejrzewała, że gdyby miała męża i dzieci, i byłaby prawdziwie szczęśliwa, to najprawdopodobniej nie wróciłaby do Mariesville, ponieważ nie szukałaby swojego miejsca. Tymczasem było zgoła inaczej; trafiła do miasteczka, w którym zostawiła kawałek siebie i nie myślała o takich rzeczach. Nie chciała znajdować sobie męża na siłę byleby z kimś być i komuś temu rodzić dzieci, bo tak wypadało, bo ludzie w jej wieku byli ustatkowani, bo ktokolwiek tego od niej oczekiwał. Nie uzależniała swojego szczęścia od tego, czy do końca życia będzie starą panną z kotami, czy idealną żoną, choć kiedyś, spotykając się z Tannerem, posiadała inną wizję swojej przyszłości. Wtedy myślała o takich rzeczach. Marzyła o nich, układając je w swojej głowie w idealną całość. Wtedy chciała ślubu i dzieci, i gromadki wnuków, które będą do nich przyjeżdżać, gdy wylądują gdzieś na przyjemnej emeryturze. Prawdę mówiąc, całe szczęście, że w tym swoim żalu nigdy nie postanowiła pozornie wypełnić pustki, którą Tan po sobie zostawił i nie wpakowała się w nieszczęśliwe małżeństwo z dziećmi w tle.
OdpowiedzUsuńDla Harrie mieszkanie po sąsiedzku z Tannerem w dalszym ciągu było zajebistym układem, chociaż dużo ryzykowniejszym niż dawniej, bo może teraz nie dostanie szlabanu za to, że zamiast się uczyć, snuje się po miasteczku w jego towarzystwie, ani nie była upierdliwą sąsiadką, która przyczepi się o to, że z ich drzewa spadają liście na jej ogród lub w warsztacie jest za głośno, ale mieszkanie tak blisko niego wiązało się z pokusami, którym nie mogła ulegać, choć bardzo chciała. Zresztą, i tak wczoraj nie powstrzymała się przed tym, żeby do niego zajrzeć, natomiast dzisiaj nie mogła przejść obojętnie obok tego, co przypadkiem zobaczyła. A to, co widziała, rodziło kolejne pytania, co poniekąd było problemem, gdyż nie miała prawa, interesować się życiem Tana tak bardzo, żeby je zadawać i drążyć temat. Mogła podejrzewać, co się stało, choć scenariuszy na to było sporo, bo kontakty z szemranymi ludźmi mają to do siebie, że nigdy nie wiadomo, czy można podpaść i jak się to skończy.
— I tak to widziałam — poinformowała, gdy Tanner na próżno zasłonił ranę na brzuchu. Harlow posłała mu spojrzenie pełne politowania, bo może przesadzała, ale to na pewno nie było tylko kilka zadrapań. Była bardzo ostrożna, kiedy mocniej złapała go za żuchwę i delikatnie odwróciła jego twarz w drugą stronę, tym razem uważnie przyglądając się ranie na rozwalonym łuku brwiowym, żałując, że nie wzięła chusteczek. Przy okazji nieco uciekała przed jego wzrokiem, który odrobinę ją peszył, bo chociaż oboje widzieli się w różnych sytuacjach i w dodatku to on był dzisiaj w gorszym stanie, to jednak prezentowała się mu w bardzo domowej wersji. W tej cholernej piżamie, która była wygodna, lecz nie zasłaniała wszystkiego, bez makijażu, pachnąc słońcem, plażą i wakacjami przez tropikalny żel pod prysznic i te wszystkie balsamy, które w siebie wtarła, dosłownie wyrwana spod koca.
— Nie będzie, bo zaraz się tym zajmę — powiedziała pewnie i stanowczo, jakby była prawdziwym fachowcem, ale nie trzeba było nim być, żeby wiedzieć, że rana zagoi się szybciej i ładniej, gdy będzie w odpowiedni sposób zabezpieczona.
Harlow uniosła brwi, odruchowo zerkając na drzwi wejściowe do domu Gentrych, które były słusznie zamknięte i których nie mieli, jak otworzyć. Nie zapowiadało się, że teraz wsiądą w samochód i wybiorą się na poszukiwania kluczy, z kolei pomysł, żeby budzić i stresować Grace nawet nie przeszedł jej przez myśl.
— W środku — powtórzyła, zgadzając się, ale głową kiwnęła w stronę swojego domu. — Tam — wyjaśniła, a to była pierwsza rzecz, na jaką wpadła. Domyślała się, że Tanner mógł nie chcieć tam iść, ale jakie mieli wyjście? Nocowanie na schodach odpadało.
Pytanie Tana rzeczywiście na krótki moment odwróciło uwagę Harlow, która delikatnie puściła jego twarz i nieznacznie się uśmiechnęła, ponownie czując na sobie jego wzrok. Popatrzyła na niego z lekkim niedowierzaniem, bo to, że ona nie śpi było niczym w porównaniu z tym, co mu się stało.
Usuń— Ty też nie śpisz — zauważyła szeptem, unosząc brew. Lekko się droczyła, być może po to, aby tym razem to jego uwagę odwrócić od tego, że z niebywałą śmiałością, ponownie podciągnęła jego koszulkę, odsłaniając ranę. — Nie mogłam zasnąć — wyjaśniła zgodnie z prawdą, aczkolwiek nie łączyła tego z bezsennością i nie uważała, że jest się czym przejmować. Przeprowadziła się, zaczęła nową pracę, wróciła w miejsce, z którym łączyło się mnóstwo wspomnień i przeżyć, dorwała się do listu, więc dużo się działo i wydawało się jej, że to całkiem normalne.
— Dotrzymasz mi towarzystwa — powiedziała, a to nie była ani propozycja, ani prośba. To zostało przez nią postanowione i chociaż brzmiało dwuznacznie, to nie miała wobec Tana niepoprawnych planów. Chyba. Bo akurat przy nim nic nie było pewne. Działał na nią bardziej, niż by sobie tego życzyła, szczególnie gdy znajdował się tak blisko. Cholernie niebezpiecznie było patrzeć mu w oczy.
Harly podniosła się z kolan, niechętnie odsuwając się od Tannera, ale zaraz pochyliła się w jego stronę.
— Tylko najpierw musisz wstać — zauważyła z troską, uważnie na niego patrząc. Harlow wiedziała, że to będzie najgorszy moment, ale nie miała tyle siły, żeby podnieść Tana ze schodów, zarzucić sobie na plecy i przenieść do swojego domu. Graniczyłoby to z cudem pod każdym względem. Nie musiała próbować i przy okazji się wygłupiać, żeby wiedzieć, że w ten sposób narobiłaby więcej szkód niż pożytku. To on musiał wstać, aczkolwiek ona służyła mu wsparciem całą sobą; mógł się jej złapać, podeprzeć, objąć, zrobić tak, aby było mu najwygodniej, bo w tej chwili tylko to się liczyło. A kiedy już dotrą do jej domu, to znowu znajdą dla niego najlepszą pozycję.
— Nie bądź uparty, Tanny… — poprosiła jeszcze, wymownie zawieszając spojrzenie na jego oczach. Jeśli zamierzał być uparty, to w porządku, Harly będzie siedziała z nim na tych schodach tak długo, aż odpuści, a musiał wiedzieć, że nocne, chłodne powietrze bezlitośnie przedzierało się przez cienki materiał piżamy, pod którą nie było bielizny i drażnił skórę, powodując gęsią skórkę. Miała nadzieję, że da sobie pomóc. Jej to nic nie kosztowało, a jemu mogło ulżyć.
what are you looking at? my eyes are higher 🍒🤭
Harlow Clarke
Największy problem polegał na tym, że choć Harlow mogła domyślać się, czym aktualnie zajmuje się Tanner, bo skoro przejął warsztat ojca, to najprawdopodobniej przejął także inne interesy, o których niejednokrotnie rozmawiali, to do tej pory nie wiedziała, o co tak naprawdę chodziło. Coś było na rzeczy, jednak nigdy nie usłyszała wprost co. Podejrzewała, że ludzie, którzy od zawsze kręcili się koło domu Gentrych nie bez powodu wyglądali groźnie i ślisko, sprawiając wrażenie kogoś, komu lepiej zejść z drogi. Harlow była impulsywna i bojowo nastawiona, gdy sytuacja tego wymagała, ale nie była głupia i potrafiła słuchać swojej intuicji, gdy ta podpowiadała jej, że robi się zbyt niebezpiecznie. Nie zamierzała jednak udawać, że czegoś nie widzi. Nie zamierzała ignorować wyraźnych sygnałów lub udawać, że Tan wygląda w ten sposób, bo się z kimś poszarpał. Jeśli tak, to musiał być to ktoś bardzo silny. Oczywiście pamiętała, że nie stronił od bójek, w końcu nie bez powodu Harly od dziecka nosiła przy sobie plastry, którymi go oklejała, ale ta rana na brzuchu była… dziwna. I dziwne było to, że Tanner zgubił klucz gdzieś na trasie do Camden. To niby tam postanowił się z kimś pobić?
OdpowiedzUsuńPytań było sporo, ale Harlow wydawało się, że to nie jest miejsce i czas, aby je zadawać. Po pierwsze wątpiła, że Tan chciał o tym rozmawiać, a jeśli już to na pewno nie chciał robić tego na schodach swojego domu w środku nocy, a po drugie musiała stworzyć bezpieczniejszy grunt, żeby pytać o wrażliwe tematy, bo czy on w ogóle ufał jej na tyle, by cokolwiek powiedzieć? On martwił się o nią, ona niezmiennie o niego, dlatego na pewno nie chciała ściągać sobą na jego głowę dodatkowych problemów, stając się jakąś kartą przetargową. Mimo upływu lat czuła, że nie dałby jej skrzywdzić, ale co mogła poradzić na to, że ona jego też? To był instynkt, który niekontrolowanie się w niej pojawiał, szczególnie w takich sytuacjach jak ta.
— To bądź uparty, ale nie bądź głupi — rzuciła kompromisem, bo właśnie za głupotę uważałaby, gdyby Tanner zdecydował się zostać na tych schodach. W szczególności, gdy zaproponowała mu, żeby tej bezsennej nocy dotrzymał jej towarzystwa, co było bardzo szerokim pojęciem, a ona nie narzucała mu tego, jak powinien to interpretować. Harlow brała ten sens pod uwagę, zupełnie ignorując rozum, który podpowiadał, że najbezpieczniej byłoby, gdyby jednak nie pozwalali sobie na zbyt wiele, skoro dopiero zaczynali, a Tan i tak nie chciał wciągać jej w swój nowy świat. Ale Harly rzadko wybierała bezpieczniejsze opcje.
— Po prostu przyznaj, że spodobała ci się moja propozycja — zagadnęła odważniej, unosząc kąciki ust i układając usta w nieco zaczepniejszym uśmiechu. Wciąż niewinnie się droczyła, a przynajmniej tak zamierzała się przed sobą tłumaczyć. Przy okazji zależało jej na tym, żeby utrzymywać między nimi rozluźnioną atmosferę, bo chociaż ona nie była tak napięta jak podczas pierwszego spotkania, to jednak nadal próbowali zachowywać się bezpiecznie.
Harlow całkiem odruchowo wyprostowała się, gdy Tannerowi udało się podnieść tyłek ze schodów, a gdy jego dłonie znalazły się po obu stronach jej ciała, zatrzymując ją niemal w swoich ramionach, tym razem to ona zadarła głowę, mierząc go wzrokiem. Był tak cholernie blisko, znowu na wyciągnięcie ręki… Delikatnie zacisnęła usta, starając się powstrzymać strasznie głupi uśmiech, który się na nie cisnął i przewróciła oczami, z niedowierzaniem kręcąc głową, gdy tak bezczelnie otaksował ją spojrzeniem.
— Tak ma być, poczekaj, aż zdejmę bluzę — rzuciła, podejrzewając, że gdyby komplet jej się nie pogubił, to w tym całym satynowym podobałaby mu się jeszcze bardziej, ale tego nie powiedziała. Uśmiechnęła się za to wyraźniej, patrząc w jego oczy i z przyjemnością odkryła, że komplementy, które padały z jego ust, sprawiały jej wielką radość. Najprawdopodobniej większą niż powinny, przez co aż nie wiedziała, jak na nie reagować.
Usuń— Ale nie dostałeś za bardzo w głowę? — zapytała z troską, choć pół żartem, mrużąc oczy. Wiedziała, że Tan wie, co mówi i widziała, że jest to szczere, ale nie mogła się powstrzymać. Harlow nie czekała na pochwały z jego strony, jednak nie dało się ukryć, że to na nią działało. Że robiło jej się jakoś tak cieplej na sercu.
— Dziękuję, Tan. Ty też świetnie wyglądasz — odpowiedziała czule, nieco poważniejąc, ale nie tracąc uśmiechu, który rozjaśniał jej twarz. — Nawet taki poobijany — dodała zgodnie z prawdą. Mogłaby tak w nieskończoność stać na tych schodach, patrząc Tannerowi w oczy, w których coraz bardziej się zatracała, czekając na cokolwiek, ale musieli się ruszyć, dlatego nie odrywając od niego swojego spojrzenia, złapała go za dłoń i zsunęła ją z balustrady. Musiała to zrobić, ale nie puściła jej nawet wtedy, gdy zarzuciła ją na siebie, by w drodze do jej domu, mógł w każdej chwili na niej polegać. Drugą ręką ostrożnie objęła go w pasie, uważając na to, co jeszcze mogło być obite i gdy powoli pokonali schody, ruszyli w stronę jej domu. Trasa nie była długa i wymagająca, ale mogła być dla Tana bolesna, choć Harlow próbowała wszystko kontrolować, upewniając się, czy jest okej.
Gdy zatrzymali się pod drzwiami wejściowymi, niechętnie puściła jego dłoń i wygrzebała z kieszeni swojej bluzy klucz, który już po chwili charakterystycznie zabrzęczał w zamku.
— Jeszcze nie zdążyłam się całkiem wypakować, więc mam bałagan — wyznała nagle, jakby to była rzecz, na którą Tan na pewno zwróci uwagę. Wolała uprzedzić, szczególnie, że ledwie dostali się do środka, a pod ich nogami znalazło się pudło, które Harly bez trudu przesunęła im z drogi na bok, prowadząc Tannera na kanapę, ponieważ była najbliżej, a jej zależało na tym, by czym prędzej usiadł i odnalazł najwygodniejszą pozycję. Harlow należała do zmarzluchów, dlatego w środku było bardzo ciepło. W tle wciąż leciał serial, natomiast telewizor i lampka przy kanapie były póki co jedynymi źródłami światła.
— Przyniosę najpotrzebniejsze rzeczy — poinformowała, rozpinając bluzę, której szybko się pozbyła, odrzucając ją na fotel. — A ty możesz zdjąć koszulkę — powiedziała, znowu głupio unosząc kąciki ust, napotykając jego spojrzenie. — No chyba, że wolisz, żebym ja to zrobiła — zauważyła z zaskakującą śmiałością, ale mogła to zrobić, jeśli nie był w stanie albo po prostu tak wolał. Z jednej strony zdejmowanie koszulki mogło wydawać się niepotrzebne, ale z drugiej Harlow wolała dokładnie przyjrzeć się Tannerowi i upewnić, że nie ominęła żadnej rany.
honestly, I fucking love it 🥵❤️
Harlow Clarke
Zapyta — tego mógł się spodziewać, bo zna ją wystarczająco dobrze, żeby nie dać się tym zaskoczyć, ale nie zrobi tego z ciekawości a z troski, gdyż chciała mieć pewność, że Tanner nie wpakował się w jakieś bagno. Słabo to dzisiaj wyglądało, aczkolwiek mogło być wszystkim i Harlow wolała nie wyciągać pochopnych wniosków, którymi uzupełniałaby swoje domysły, bo te, jak już się przekonali, bywały zwodnicze. Od ich rozstania lubiła klarowne sytuacje, które nie pozostawiały miejsca na podejrzenia, dlatego musiała zapytać, ale do Tana należy decyzja, co i ile jej powie. Harlow potrafiła dochować tajemnicy. Okazywanie wsparcia też nieźle jej wychodziło.
OdpowiedzUsuń— A jakie to są za warunki, Tanner? — zaciekawiła się. — Ponegocjujmy. Jesteś moim gościem, chcę, żeby było ci dobrze — wyjaśniła niewinnie, figlarnie się uśmiechając, choć zaraz spojrzała na niego jak na wariata, który naprawdę za mocno dostał w głowę, przez co nie kontroluje tego, co mówi i mimowolnie się roześmiała, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Tan brzmiał bezczelnie, ale najprawdopodobniej był jedyną osobą na świecie, której Harlow na to pozwalała; na takie równocześnie głupie i kuszące zaczepki. Ktoś inny faktycznie mógłby skończyć ze skopanym tyłkiem, jednak przy nim poważnie zastanawiała się, co jeszcze mogła z siebie zdjąć i bez czego chciałby ją zobaczyć.
Bez względu na to, które z nich zaczynało, to zawsze między nimi tak wyglądało; zaczepiali się tak długo, dopóki nie doprowadzili do ostateczności, podczas której ich usta tak bardzo były zajęte czymś innym, że nie byli w stanie dalej rozmawiać. Dzisiaj wracali do tego z niebywałą śmiałością, co z jednej strony nie powinno ich dziwić, ale z drugiej odrobinę zaskakiwało Harly, która nie czuła się zawstydzona lub zakłopotana zachowaniem Tana, tylko pragnęła, jeszcze bardziej pobawić się w to niebezpieczne przeciąganie liny.
To było, kurwa, szalone, ale co mogła poradzić na to, że po prawie dekadzie okazało się, że działają na siebie tak samo? A może nawet bardziej, skoro na tyle lat z siebie zrezygnowali.
Harlow podejrzewała, że w łóżku byłoby Tannerowi najwygodniej, ale kanapę mieli najbliżej, więc najpierw posadziła go tam, a najwyżej potem będą zastanawiać się nad przenosinami, bo już bez względu na to, jak im się ta noc potoczy, Harly nie zamierzała wypuszczać go stąd do samego rana. Nie wiedziała, o której Grace zazwyczaj wstaje, ale tym razem nie musiała wcześnie. Jej dom był do jego dyspozycji, co też było dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że dawniej Tanny dostawał się do niego przede wszystkim za pomocą okna i przesiadywał w pokoju Harlow, ponieważ w innym wypadku istniało ryzyko, że jej rodzice go stąd wyrzucą. Dzisiaj nikt nie zamierzał.
— Tracisz czucie w dłoniach? — powtórzyła po nim, nie powstrzymując rozbawienia. — Szkoda, bo te twoje rączki mogłyby się jeszcze do czegoś przydać — skomentowała z przekorą i uśmiechnęła się, czując, że się jej przygląda. Naprawdę nie powinien tego robić. Nie, jeśli nie był pewien, czy chce, żeby faktycznie pozbywała się dolnej części piżamy. — Poczekaj, zaraz wracam — zaznaczyła zupełnie tak, jakby pod jej nieobecność Tanner mógł się gdzieś wybrać. Harlow najpierw zniknęła w kuchni, potem w łazience i jeszcze zatrzymała się przy nierozpakowanym pudle, a z każdego z tych miejsc wygrzebała najpotrzebniejsze rzeczy, przynosząc cały koszyk dobrodziejstw, które mogły się im przydać. Miała też ze sobą środki przeciwbólowe, gdyby żebra były na tyle nieznośne, że Tan musiałby się nimi poratować i dużą szklankę wody. Tuż za nią przydreptały koty, które z dystansem podchodziły do gościa, obserwując go z bezpiecznej odległości.
Usuń— Chcesz wody? — zapytała z troską, odstawiając wszystkie rzeczy na stolik, który przysunęła bliżej kanapy, żeby łatwiej było jej do nich sięgać. Włączyła większe światło i wdrapała się na kanapę, opierając się na kolanach przy Tannerze, przez co znalazła się odrobinę wyżej. Z niezwykłą delikatnością ponownie ujęła jego twarz w dłonie i pochyliła się, przyglądając się jej w świetle, w którym można było więcej zobaczyć.
— Drugie spotkanie i drugi raz będziesz bez koszulki... — zauważyła po chwili, o parę sekund za długo zatrzymując spojrzenie na jego oczach. Powoli i lekko zaczęła przemywać jego skroń, ścierając z niej krew oraz zabrudzenia, starając się poświęcić tej czynności najwięcej uwagi, choć niewiele mogła poradzić na to, że jej wzrok błądził po twarzy Tana. Miała ochotę go i pocałować, i przytulić, i jeszcze do tego zapewnić, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli tego nie potrzebował. — Zamierzasz tak rozbierać się za każdym razem? — zagadnęła zaczepnie, choć akurat dzisiaj to ona zamierzała go rozebrać. Uśmiechnęła się, puszczając twarz Tannera i dłonie od razu przenosząc na brzegi jego koszulki. Wraz ze wzrokiem, bo patrzenie się w jego oczy z takiego bliska, było bardzo, ale to bardzo ryzykowne. Skupiona zagryzła wargę, ostrożnie, ponieważ miała trochę zimne dłonie, podciągając koszulkę Tana coraz wyżej, stopniowo odsłaniając jego ciało. W pewnej chwili Harlow się zatrzymała, wymownie patrząc na Tannera, gdyż doszli do momentu, w którym musiał trochę jej pomóc.
yes, with pleasure. will you take care of me? 😏👼
Harlow Clarke
Czyli praktycznie stało się wszystko to, czego Harlow się obawiała. Wszystko, przed czym chciała, żeby z nią uciekł. Zawsze chciała dla Tannera lepszego życia i chociaż nie łudziła się, że po śmierci jego ojca, gdy niedokończone sprawy z dnia na dzień bezwzględnie spadły mu na ramiona, będzie lepiej, to naiwnie myślała, że zacznie się układać. A póki co wyglądało na to, że nic nie było poukładane, a to spokojniejsze życie, na które zasługiwał, nie było na wyciągnięcie ręki. Harlow o tym doskonale wiedziała, chociaż dopiero wróciła i chociaż nie zdążyli ze sobą o tym porozmawiać. Nie miała pojęcia, co u niego i jak mają się sprawy z tym przeklętym warsztatem, wraz z którym dostał w spadku same problemy i długi, ale nie musiała być geniuszem, żeby dojść do wniosku, że wyglądało to dość podejrzanie i kiepsko. Nie zakładała od razu, że wygląd Tannera związany jest z tym, co kiedyś wiedziała o interesach jego ojca, przecież od tamtego czasu minęło kilka lat i bardzo wiele mogło się zmienić, ale nie wyglądał tak, jakby poszarpał się z kimś w barze.
OdpowiedzUsuńHarlow nie na żarty martwiła się o Tana, ale ukrywała to wszystko pod płaszczykiem dwuznaczności i zaczepności, którymi się wymieniali. Po pierwsze dlatego, że zależało jej na tym, aby rozluźnić atmosferę, bo po tym pierwszym spotkaniu, a potem płaczu, pod wpływem którego rzuciła się mu w ramiona, mogło być między nimi niezręcznie. Po drugie nie mogła, chociaż strasznie ją kusiło, tak po prostu urządzać mu przesłuchania. Tanner nic nie musiał mówić, a ona nic nie musiała wiedzieć. Za to, gdy między nimi było tak luźno i zaskakująco wesoło, bo okoliczności do wesołych na pewno nie należały, czuła się pewniej. Zresztą, żarty i takie gadki zawsze bezbłędnie im wychodziły, więc nawet po dziewięciu latach byli w tym doskonali.
— Naprawdę? — zdziwiła się uprzejmie Harlow, jakby nie miała pojęcia, o czym Tanner mówi. Nie powstrzymała jednak śmiechu, zdradzającego, że raczej dobrze wiedziała, który wypełnił cały salon, gdy cicho się roześmiała. — Ale ja lubię twoje rączki, Tanny — wypaliła nagle, kręcąc głową z delikatnym niedowierzaniem, choć mówiła prawdę; naprawdę je lubiła.
Jeśli jej tyłek i nogi miały jakiekolwiek lecznicze moce, to Harlow może pozwoli jeszcze Tannerowi w tamtą stronę popatrzeć, jednak póki co chciała się nim zająć i planowała zadbać o te wszystkie rany oraz ranki, które ozdobiły jego przystojną twarz i ciało. Będąc w tej koniecznej odległości, która była niewielka i pozbawiała ich dystansu, mogła przyglądać się mu bez skrupułów, dostrzegając zmiany, które zaszły w nim na przestrzeni lat. Nie były ogromne, niektórych nawet nie zdążyła wczoraj wyłapać, ponieważ Tan na pewno się nie postarzał, a ewentualne zmarszczki zdecydowanie nie odbierały mu uroku. Po prostu zmężniał, a jego ciało nosiło blizny, z którymi Harlow dopiero musiała się zapoznać. O ile w ogóle jej na to pozwoli.
Harly wsparła się na kolanach i z nieocenioną pomocą Tannera, bardzo ostrożnie pozbyła się z niego koszulki. Uśmiechnęła się przy tym, a jej wzrok mimowolnie powędrował na jego ciało, z zainteresowaniem śledząc jego sylwetkę. W dalszym ciągu cholernie jej się podobał, co szczególnie w tej chwili niczego nie ułatwiało.
— W takim razie to nie będzie nam już potrzebne — nawiązała do jego słów, prezentując mu tę koszulkę, którą nieco teatralnie odrzuciła gdzieś na bok, mając przy tym ten swój figlarny błysk w oku.
— Mi się bardzo podoba to, co widzę, Tan — zaczęła zgodnie z prawdą, unosząc spojrzenie do jego błękitnych oczu, które były jej zgubieniem. — Tylko teraz nie licz na to, że ja też zdejmę koszulkę — zaznaczyła niby to stanowczo, ale zostawiła w tym miejsce na negocjacje. Harlow lubiła negocjować.
W jej koszyczku dobroci znalazł się także ręcznik zamoczony w ciepłej wodzie, którym zaczęła dokładnie, ale bardzo delikatnie ścierać ze skóry Tannera wszelkie zabrudzenia, próbując go w ten sposób oczyścić, aczkolwiek oboje wiedzieli, że ma się to nijak do prawdziwej kąpieli, o której ona jednak w pierwszej chwili nawet nie pomyślała, zbyt przejęta jego stanem. Ale jeśli Tan tylko czuł się na siłach i miał ochotę, może skorzystać z łazienki. Pomoże mu.
Usuń— A co z tymi żebrami — zastanowiła się na głos, palcami lekko sunąc po tej obolałej okolicy. — Bardzo cię bolą? — dopytała z troską, choć widziała, że bardzo. Niestety nie miała w oczach rentgena, by móc z całą pewnością stwierdzić, że nie są połamane. Tak jej się wydawało, taką miała nadzieję, bo z tych połamanych żeber mogą być same problemy, aczkolwiek nie dawała gwarancji. Odrobię przechyliła głowę na prawą stronę, z cichym westchnieniem odsuwając ze swojej twarzy niesforne kosmyki włosów i patrzyła na Tannera w absolutnie czuły sposób, rozczulona jego pytaniem. Gorzej, że po obejrzeniu tej rany z bliska, nie miała dla niego satysfakcjonującej odpowiedzi.
— Pewnie będzie — przyznała więc, trochę się przy tym krzywiąc. Takie rzeczy nigdy nie będą przyjemne, ale Harly naprawdę się starała i pozostała ekstremalnie delikatna, chcąc, żeby było to dla niego jak najbardziej komfortowe. Bardzo subtelnie obchodziła się z jego ranami, a ta na brzuchu wyglądała kiepsko, nawet jeśli pocieszające było to, że nie wymagała szycia. Była i będzie bolesna, w dodatku trochę zajmie, zanim się ładnie zagoi. — Najwyżej podmucham — zapewniła pół żartem, utrzymując spojrzenie na jego oczach, choć wychyliła się, by sięgnąć po ten specyfik, który go martwił.
— Opowiesz mi kiedyś, jak to się stało? — zapytała spokojnie, specjalnie nie żądając od niego odpowiedzi w tej chwili. Sam zaczął mówić o pierdolonym drucie, który automatycznie ją zainteresował. Mógł więc opowiedzieć teraz, jeśli chciał, ale jeśli nie miał ochoty, to przecież im to nie ucieknie. Tym bardziej, że Harlow zamierzała doglądać procesu gojenia się ran. — Jak będziesz się mnie słuchał i grzecznie o nią dbał, to może nawet nie zostanie ci blizna — stwierdziła, unosząc na Tannera wzrok znad rany. Celowo gadała do niego, chcąc w ten sposób odwrócić jego uwagę od oczyszczania rany, do którego właśnie się przymierzała.
then we've got a pretty good deal 😈🔥
Harlow Clarke
Naprawdę Harly chciałaby, żeby zdjęcie przez nią koszulki rozprawiło się z bolączkami Tannera; poświęciłaby się wtedy z przyjemnością i bez zastanowienia, bo najbardziej zależało jej na tym, żeby Tan wreszcie miał ten spokój, którego smaku pewnie nie pamiętał, ale wiedziała, że to nie mogło być aż tak proste. Podejrzewała, że bolące żebra, kilka siniaków, zadrapań i ran to na tle reszty problemów nie jest coś, czym mógłby się aż tak przejąć, jednak ona się przejmowała i po tym, co dzisiaj zobaczyła, miała niepodważalne powody, by się o niego martwić. Tanner na pewno tego nie chciał, ani nie potrzebował, biorąc pod uwagę fakt, że zrobił naprawdę wszystko, by Harlow się od niego odcięła, ale znowu byli sąsiadami, znowu byli blisko siebie i pewnych rzeczy nie dało się ignorować.
OdpowiedzUsuń— Tanny — westchnęła teatralnie na jego niezaprzeczalne mądrości, z którymi ciężko było dyskutować, a które tak samo ją rozbawiły, ponieważ nie miała pojęcia, kiedy przemienił się w takiego filozofa. — Na pewno jest wiele innych rzeczy, które podniosą cię na duchu i ukoją twój egzystencjalny ból — stwierdziła pełna przekonania, niewinnie się przy tym uśmiechając, choć to chyba wciąż brzmiało jak otwarta propozycja. Nie chodziło o to, że czar Tannera Gentry’ego na nią nie działał, ponieważ działał jak cholera, a jemu całe to kuszenie wychodziło bezbłędnie nawet w takim wątpliwym stanie, gdy jedyne, o czym powinien myśleć, to czy ma żebra w całości albo ile tabletek przeciwbólowych wziąć, a nie o tym, co Harlow ma pod koszulką, bo tam nie było niczego, czego już by nie widział. Ale może właśnie o to chodziło, że oboje zbyt dobrze pamiętali chwile swojej bliskości, dlatego tak ich do nich ciągnęło.
Jego urok osobisty nie opuszczał go nawet wtedy, gdy śmiał się sam z siebie, a następnie z bólu wykrzywiał usta w grymasie niezadowolenia. Bez przerwy był przy tym takim zaczepny, tak bezczelnie pewny siebie, trochę nonszalancki i patrzył na nią tak, jak patrzeć nie powinien. Nie przeszkadzało jej to, bo zdążyła na nowo odkryć, że kręciło ją, gdy wpatrywał się w nią w ten konkretny sposób, ale równocześnie niebezpiecznie kusiło, żeby zapytać, czy będzie tak tylko się patrzył, czy coś wreszcie zrobi.
— Mam nadzieję, że nie są złamane — przyznała szczerze, podnosząc na Tannera zatroskane spojrzenie. Z jednej strony najchętniej zapakowałaby go do samochodu, żeby zabrać do szpitala w Camden, ale z drugiej domyślała się, że to była ostatnia rzecz, której on chciał. Postanowiła więc działać z tym, co mają i wierzyć, że z żebrami jest wszystko w porządku.
Prawdę mówiąc, nie wyobrażała sobie, że mogłaby go potraktować jak Tamara, pozostawiając go samemu sobie. Bycie czułą, delikatną i troskliwą przychodziło Harlow naturalnie, szczególnie, gdy chodziło o Tana. Dla całego świata był cholernie twardym, bezkompromisowym, upartym, niedostępnym i silnym facetem, który wzbudzał mieszane uczucia, chłodno traktował ludzi oraz nie pozwalał wchodzić sobie w drogę, natomiast dla niej był kimś więcej. Był kimś, o kogo zawsze chciała dbać, choć on doskonale potrafił zadbać sam o siebie. Radził sobie bez względu na wszystko, tylko tu nie o to chodziło. Poznała go od strony, których najprawdopodobniej nie pokazywał wielu osobom i od kiedy pamięta ma chęć, by otaczać go swoim ciepłem. Grace miała podobnie, dlatego bywała o niego nadopiekuńcza, a on się tego od niej nauczył i też taki był. Wobec niej, wobec Harlow. Mieli więcej podobieństw, niż mogło mu się wydawać.
Harly zatrzymała się gwałtownie pod wpływem palców Tannera, które mocno owinął wokół jej nadgarstka, a jeśli siła tego uścisku była proporcjonalna do tego, co czuł, to musiało świadczyć o tym, że pieczenie było ciężkie do zniesienia. Nieznacznie się skrzywiła, spod swoich długich rzęs spoglądając na niego współczująco i przepraszająco, bo mimo wszystko to ona i jej specyfiki były tutaj głównymi sprawcami kolejnego bólu.
— Na początku jest najgorzej, zaraz będzie po wszystkim — zapewniła, chcąc dodać mu otuchy, ponieważ domyślała się, co mógł czuć. Gówniane rany albo zadrapania potrafią niemiłosiernie szczypać, więc co dopiero takie coś, ale byli bliżej niż dalej. Pierwszy kontakt z poszarpaną skórą oraz uszkodzonymi tkankami był najgorszy, ale każdy kolejny powinien być bardziej znośny. Starała się być delikatna, pozwalając Tannerowi trzymać się za nadgarstek i reagować, jednak równocześnie musiała być przy tym dokładna, ponieważ trzeba było porządnie wyczyścić tę ranę.
Usuń— Trzymam, przecież nagle nie zostanę twoim seksownym bodyguardem — zasugerowała pół żartem. — Tylko pytam — zauważyła niewinnie, jakby zupełnie nie miała ukrytej intencji w tym, że interesowała się jego życiem, choć nie kłamała, bo nawet jeśli Tan sprzedałby jej jakieś większe informacje, to co miałaby z nimi zrobić? Nikomu do niczego się nie przyzna, ani nie weźmie broni i nie pójdzie wymierzać sprawiedliwości niedobrym ludziom, nawet jeśli miałaby ochotę też skopać komuś tyłek za to, jak go urządzili. Chciała tylko wiedzieć, na co zwracać uwagę, czego się spodziewać, nie dać się zaskoczyć tym, co zobaczy na jego podwórku, być ubezpieczoną.
— Do czego jesteś im aż tak potrzebny? — westchnęła, bo nie wyobrażała sobie, za co można komuś robić takie rzeczy, z kolei szczere wyznanie Tana sprawiło, że upewniła się, co do swojej intuicji, która jej nie zawiodła. — Jak chcesz to zrobić? — dopytała cicho, choć wspominanie o tym, że trzeba było pozbyć się stąd Grace brzmiało poważnie. To znaczy z jednej strony Harly rozumiała dlaczego i zupełnie nie dziwiła się, że Tan martwi się o matkę, a źli ludzie mogą to wykorzystać, ale z drugiej nie chciała, żeby robił głupoty, gdy poczuje, że nic jej nie grozi. Jemu groziło.
— Grace bardzo cię potrzebuje — zauważyła poważnie, kontrolnie zerkając mu w oczy. Trochę brzmiała tak, jakby chciała go ostrzec przed zrobieniem czegoś, co doprowadziłoby do tego, że matka go straci. Ryzykowanie własnym życiem nie było dobrym pomysłem, ani też rozwiązaniem problemów. — Nawet nie wiesz, jak cię wczoraj chwaliła, Tan. Jest z ciebie taka dumna — wyznała, choć tak naprawdę powtórzyła to, co usłyszała od Grace i, jeszcze dodatkowo biorąc pod uwagę to, że wczoraj dowiedziała się także o jej chorobie, doskonale wiedziała, że kobieta ma rację. Dbał o nią jak nikt inny, nawet jej mąż tak o nią nie dbał. Nie ciężko więc było się domyślić, że gdyby coś stało się Tannerowi, to z Grace byłoby fatalnie.
— Jeśli chcesz, to mogę jej coś zasugerować na temat wyjazdu — zaproponowała, bo chociaż nie chciała namawiać Grace wprost, to sama miała na swoim koncie wyprowadzkę z Mariesville, dlatego mogłaby niby przypadkiem zagadać ją o te wyjazdy do siostry do Cadmen i rzucić, czy nie chciałaby zostać u niej na dłużej. Nie musieli od razu namawiać Grace na stałą wyprowadzkę, na początek wszystko będzie dobre. O ile Tanner miał jakiś rozsądny plan, ponieważ Harrie nie pozwoli mu na głupoty.
Nieznacznie się poruszyła, odstawiając specyfik do odkażania ran na stolik, co oznaczało mniej więcej tyle, że skończyła z torturami na brzuchu, ale zaczęła pytać, a to oznaczało, że jeszcze nie przestała go dręczyć. Złapała spojrzenie Tannera, gdy znowu tak na nią patrzył, że mógłby zrobić znacznie więcej, niż tylko pogładzić jej policzek.
is that what you want? you can take it off me ❣️🤭
Harlow Clarke
Harlow pamiętała, że Tanner potrafi być wręcz nieprawdopodobnie uparty i nieustępliwy, dlatego nie była naiwna i nie zamierzała przekonywać go, że wizyta u lekarza to najlepsza decyzja, choć rzeczywiście byłaby całkiem słuszna. Ale nie jedyna, bo na szczęście nie dolegało mu nic, z czym ona oraz jej apteczka nie potrafiłyby sobie poradzić. Miała specyfiki do odkażania, plastry, bandaże, żele, którymi mogła wysmarować go całego, porządne leki przeciwbólowe i, przede wszystkim, wystarczającą ilość troski, aby o niego zadbać. Harly nie była nadopiekuńcza, aczkolwiek lubiła mieć pewność i nic nie gwarantowało jej takiej pewności jak opieka nad Tanem, którą będzie osobiście sprawować. Tym sposobem nie musiała się martwić, w czyich rękach wylądował, ponieważ znalazł się w tych najlepszych z możliwych i tylko Grace zaufałaby równie mocno, jednak biorąc pod uwagę, że Tannerowi zależało na tym, aby ograniczać matce stres, wątpiła, że by ją do tego angażował. Za to ona bezbłędnie sprawdzała się w roli seksownej pielęgniarki, którą dla niego mogłaby zostać, choć ktoś inny dostałby za ten pomysł po głowie. Harlow raz dwa postawi go na nogi, a potem będzie bezwstydnie i do woli doglądać; czy regularnie zmienia opatrunki i się nie nadwyręża, w co już wątpiła.
OdpowiedzUsuńŻarty były im potrzebne, szczególnie po tej specyficznej atmosferze, która między nimi zapanowała podczas pierwszego spotkania. Poza tym, to dobrze, że humor dopisywał Tannerowi nawet w takich sytuacjach. Co prawda, tymi zaczepkami delikatnie wybiegali i trochę ryzykowali, wystawiając na próbę nie tylko dawną znajomość, ale również wszystkie emocje, które im przy sobie towarzyszyły. Granica żartów się zacierała, a Harly sama nie wiedziała, ile z tego, co kończyło się śmiechem oraz zbyt długimi spojrzeniami, rzeczywiście było żartami, a ile pragnieniami, które przed sobą odsłaniali.
To była tylko pomoc, ale zdecydowanie mogłaby odbyć się bez czułości, po prostu Harlow sporo ich z siebie dawała, gdyż to mogła być jedyna okazja, by to zrobić.
— Tanny — westchnęła, unosząc na niego spojrzenie, w którym przez moment tliła się nadzieja, że to, co właśnie powiedział, to nadal głupie żarty i rozchodzi się, o coś innego, ale ani trochę w ten sposób nie brzmiał. Słabo to wyglądało, szczególnie, mając przed oczami obraz tego, do czego ci faceci są zdolni, dlatego Harlow zrobiło się niepokojąco ciepło. Wyprostowała się, kończąc odkażanie i podsunęła tabletki przeciwbólowe bliżej Tannera, równocześnie wręczając mu szklankę wody. — Nie wierzę, że twój ojciec wziął na siebie coś takiego — mruknęła cicho, naprawdę mając wątpliwości, co do tego, jak w ogóle doszło do momentu, w którym jego ojciec wpakował siebie i przy okazji swoją rodzinę w takie bagno. Wierzyła w jego wątpliwe zdolności, wiedziała, że niekiedy brakowało mu wyobraźni i że dosyć często zachowywał się tak, jakby miał swoich bliskich za nic, ale najwyraźniej nigdy nie przyszło jej do głowy, że to, czym zajmuje się w swoim warsztacie, to, o czym tyle razy z Tanem rozmawiali, to takie gówno.
— Przede wszystkim Grace potrzebuje cię całego — zaznaczyła wymownie, posyłając mu równie jednoznaczne spojrzenie, mając na myśli oczywiście fakt, że nic nie mogło mu się stać. Jeśli w tym całym bałaganie cokolwiek lub ktokolwiek mógł być jego głosem rozsądku, to wierzyła, że jest to właśnie Grace. Harlow mogła więc spróbować namówić ją na dłuższy pobyt u siostry, choć to wcale nie będzie proste, zważywszy na to, że Tan upartość odziedziczył właśnie po niej, ale równocześnie chciała mieć pewność, że zaraz po tym on nie odwali czegoś strasznie głupiego.
— Och, aż tak się o mnie martwisz? — uśmiechnęła się nieznacznie, bezbłędnie wyłapując jego aluzję, na którą niewinnie wzruszyła ramionami. Sięgnęła po kolejne potrzebne przybory i poprawiła się na kanapie, zabierając się za zakładanie opatrunku na ranę na brzuchu. — Niepotrzebnie. Będę udawała, że cię nie znam — zaznaczyła, a choć żartowała, naprawdę nie sądziła, że Tan ma powody do zmartwień.
Mogła trzymać się z daleka, ale już nic nie mogła poradzić na to, że jej okna wychodziły na jego podwórko, że miała uszy i oczy. Nie mogła zagwarantować, że nie zareaguje na jego krzywdę, ale jakby ktoś zapytał się jej, czy widziała tego gościa z warsztatu, który mieszka obok niej, to bez zastanowienia powiedziałaby, że nie, nawet jeśli wciąż siedziałby na tej kanapie w jej domu. — Jeśli chcesz, mogę nawet mówić, że cię nie lubię. Że dziwny z ciebie facet i takie tam, tylko się nie obrażaj — dodała, powstrzymując coraz większy uśmiech, który mimowolnie pchał się na jej usta. Droczyła się. Oboje wiedzieli, że to byłoby niebezpieczne kłamstwo, którym siebie i jego nie zdołałaby oszukać, ale ktoś nieznajomy może mógłby się nabrać.
UsuńSzczerze powiedziawszy, Harly nie była zaskoczona faktem, że w obecnej sytuacji Tanner wypadł mało przekonująco w tych namowach Grace na wyprowadzkę z Mariesville. Ona nawet jeśli nie wiedziała, co konkretnie się dzieje, nie była głupia, żeby nie połączyć ze sobą pewnych faktów. Po prostu nie chciała go zostawiać.
— Załóżmy, Tanny, że moje słowa nadal są święte, a ja skutecznie namawiam Grace na przeprowadzkę do siostry — zaczęła, zastanawiając się na głos, przy czym odrobinę spoważniała. — I co dalej? Co robisz? — zapytała, nie tylko nie kryjąc zainteresowania, lecz równocześnie brzmiała tak, jakby ta wiedza była jej potrzebna do tego, żeby zdecydować się na tę pomoc.
Przez krótką chwilę Harlow udało się być poważną i poważnie brzmieć, ale skończyło się to w momencie, w którym Tanner przypomniał sobie o jej łaskotkach. Wciąż je miała, niezmiennie w tych samych miejscach i wciąż dotyk tam tak samo na nią działał, dlatego całe szczęście, że uporała się z opatrunkiem, bo inaczej musiałaby robić wszystko od nowa. Lekko się wzdrygnęła, zgięła i gwałtownie złapała go za tę dłoń, która była winna całej tej sytuacji. Roześmiała się przy tym, rzucając ostrzegawcze ej i odciągnęła ją od siebie, delikatnie przyciskając do kanapy. W ten sposób miała złudne wrażenie, że panuje nad sytuacją, choć od dawna nad niczym nie panowała, a dotyk Tana działał na nią bardziej niż powinien. Szczególnie w połączeniu z tym, jak się do niej zwracał. Wywoływał przyjemne dreszcze, był elektryzujący, taki, że wcale nie chciała go sobie odmawiać.
— Potrafiła? — powtórzyła oburzona, teatralnie kładąc drugą rękę na klatce piersiowej w miejscu serca, celowo akcentując dwie ostatnie litery. Figlarny uśmiech wkradł się na jej twarz, choć dość blisko było jej do tego, żeby Tanner skutecznie zawstydził ją tymi wspomnieniami. — I tylko w niektórych miejscach szczególnie bardzo? Czy ty właśnie we mnie wątpisz? — mruknęła rozbawiona, choć prawda była taka, że potrafiła łobuzować, bo miała z kim. Odnaleźli się w tym i nie przeszkadzał im nawet fakt, że żeby pozwolić sobie na bliskość, musieli zamykać się w jej pokoju i jeszcze najlepiej pilnować, aby w domu nie było rodziców. A teraz mogliby mieć cały dom dla siebie.
— Wiesz, po pierwsze miałam do tego odpowiednie towarzystwo, a po drugie działałam z tym, co było mi dane — zauważyła, nie odrywając spojrzenia od jego oczu i, o dziwo, nie odsuwając swojej dłoni od jego, choć dawno powinna to zrobić, dlatego delikatnie drgnęła, zerkając kontrolnie w stronę stolika, jakby ten żel, który miał być przeznaczony do tego, aby wysmarować nim żebra Tannera, to była w tej chwili najważniejsza rzecz.
maybe you should rest? 👼💙
Harrie
To prawda — Harrie nie pozwoliłaby na to, żeby Tannerowi działa się krzywda, więc gdyby było z nim gorzej, na pewno nie siedzieliby u niej na kanapie, tylko szukali pomocy, która ma więcej doświadczenia z ludzkimi pacjentami. Na początku, w kiepskim, ulicznym świetle zakrwawiona i rozdarta koszulka oraz poharatana twarz w połączeniu z uporczywym bólem żeber nie wyglądały najlepiej, ale po oczyszczeniu wszystkich ran, nawet tych najdrobniejszych zadrapań, było znacznie lepiej. Harly cieszyła się, że Tan zaufał jej na tyle, by dać sobie pomóc, nie będąc przy tym idiotycznie upartym, żeby móc w spokoju dogorywać na schodach przed swoim domem. Działoby się, gdyby z samego rana to właśnie tam znalazła go Grace, bo wtedy już tak łatwo niczego by przed nią nie ukrył, ale był dorosły, więc z niczego nie musiał się tłumaczyć. Z jednej strony trzymanie przed nią takich rzeczy w sekrecie nie było najuczciwsze, jednak z drugiej najbezpieczniejsze. Do Harlow zaczęło docierać, z czym w obecnej sytuacji wiązało się dla Tannera podejmowanie tych najlepszych decyzji; jak często musiał wybierać między tym co złe a gorsze, z iloma wątpliwościami się mierzył, że nieustannie był postawiony w ciągłej gotowości. Radził sobie i w to nie wątpiła, w końcu przez większość swojego życia widziała to na własne oczy. Tanner był człowiekiem, dla którego nawet te najbardziej podbramkowe i beznadziejne sytuacje nie były czymś, nad czym mógłby bezczynnie rozłożyć ręce. On przyjmował je na klatę, a potem wymyślał plan działania, który konsekwentnie prowadził go do celu, bez względu na to, ile razy po drodze musiał dostosować się do nagłej zmiany sytuacji. Harly wiedziała, że Tan poradzi sobie ze wszystkim i zrobi to na swoich warunkach, bo one były jedynymi, które wchodziły w grę, ale jednocześnie nie chciała, żeby był w tym sam. Zostawiła go, więc to może trochę zabawne, jednak teraz już nigdzie się nie wybierała i przynajmniej tyle chciała dla niego zrobić — bezwarunkowo przy nim być.
OdpowiedzUsuńChciała go całego, ale tak jak on gryzł się w język, by nie mówić o tym głośno, tak ona trzymała to pragnienie głęboko w sobie, nie uważając, że to był dobry moment, żeby zdobywać się na odważne wyznania. Wydawało się jej, że teraz niczego by to nie zmieniło, a jedynie jeszcze bardziej między nimi namieszało, co było ostatnią rzeczą, na której jej zależało, bo przecież i tak pozostawiła po sobie w jego życiu wystarczający bałagan.
— I nie tylko współpraca taka jest — zauważyła śmiało, choć wciąż żartobliwie, posyłając Tannerowi rozbawione spojrzenie. Sama nie wiedziała, po jaką cholerę to robi, pielęgnując między nimi tę figlarną atmosferę i utrzymując ten zaczepny ton głosu, zerkając na niego spod swoich długich rzęs, ale to działo się samo. To było chore rozdarcie między tym, żeby zachowywać zdrowe i porządne granice w ich znajomości, która dopiero co zaczęła się odbudowywać, a jednocześnie przeciągać strunę, sprawdzać, na jak wiele może sobie pozwolić, by znów go mieć, nawet jeśli tylko na chwilę.
Harlow nie lubiła kłamać, ale mogła to robić, więc jeśli jej największym zadaniem miało być to, żeby przewracać oczami za każdym razem, gdy ktoś obcy będzie o niego pytał, a przy okazji coś tam pod nosem na niego popsioczyć, to załatwione; będzie robiła oscarowe występy. I to nie dla swojego dobrego, bo akurat tym się aż tak nie przejmowała, ale dla spokoju Tannera, żeby nie musiał o nią drżeć, ponieważ jest tuż za płotem.
— I zamierzasz zrobić to sam? — upewniła się, delikatnie marszcząc czoło, jakby się nad czym zastanawiała. Doceniała szczerość Tana i jego dyplomatyczne umiejętności, którymi jednak nie mógł aż tak zamydlić jej oczu. Nie po tylu latach znajomości. Co prawda, mogła się jedynie domyślać, co dla niego oznacza wychodzenie im naprzeciw i jeszcze na własnych warunkach, ale podejrzewała, że nic wyjątkowo bezpiecznego. Nic dobrego. Nic, czym mogłaby się nie przejmować. — Jeśli zrobisz coś głupiego, to oni będą twoim ostatnim problemem — ostrzegła dość poważnie i tym razem wcale się nie droczyła, ani nie żartowała, nawet jeśli mogła tak brzmieć. Mówiła jednak spokojnie oraz łagodnie, z tej samej troski, z którą go dotykała. Jeżeli coś stanie się Tannerowi, to Harlow go chyba wtedy rozszarpie.
Usuń— Masz na siebie uważać — poprosiła ciszej, podobnie do tego, jak robiła to dawniej za każdym razem, gdy wyjeżdżał i znikał na nieznośnie długi czas, kiedy każda godzina milczenia była jak wieczność. Tylko i aż tyle od niego chciała; żeby był ostrożny i nie stawiał wszystkiego na jedną kartę, bo chociaż Harlow zasłaniała się Grace, to prawda była taka, że sama nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby coś mu się stało.
Przechyliła głowę, zsuwając wzrok na ich dłonie, co wywołało na jej twarzy kolejny uśmiech i obserwowała, z jaką czułością Tanner jej dotyka, co w połączeniu ze słowami, które wypowiadał, tworzyło ryzykowną mieszankę. Mógłby nie przestawać i mógłby porzucić opanowanie, nie miałaby mu tego za złe. Delikatnie pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy, ponieważ chociaż bardzo samolubnie chciała, żeby Tan miał do niej słabość, to jednak starała się samą siebie przekonać, że tak nie jest, bo wtedy i jej było łatwiej nad sobą panować. Gdyby tylko wiedziała, że Tanner chce jej równie mocno co ona jego, to absolutnie dałaby się temu ponieść.
— Ale tobie to tak świetnie wychodzi, że nie powiedziałabym, że masz jakiekolwiek trudności z opanowaniem — skwitowała niewinnie, bo może i słowami przekroczyli sporo granic, to jednak w czynach pozostawali grzeczni. Pojawił się między nimi dotyk, ale wciąż raczej nieśmiały, choć wyobraźnia podsuwała wiele niepoprawnych myśli. Wiele wizji tego, co mogliby ze sobą zrobić.
I dobrze, że Tanner nie porzucił w tym wszystkim rozsądku, bo miał rację — powinien trochę się umyć, szczególnie, jeśli ma się czymś nasmarować.
— Ach tak, masz rację, jesteś trochę brudny — zaśmiała się, obrzucając kontrolnym spojrzeniem jego odkryty tors, który wcześniej próbowała oczyścić, ale niewiele to dało i na pewno lepiej by mu zrobiło porządniejsze mycie. — Tylko najpierw jeszcze to — zauważyła, wymownie kiwając głową na jego buty, w których go tutaj posadziła, a które były zbędne. Zsunęła się z kanapy, żeby pomóc mu się z nimi uporać, podejrzewając, że schylanie się i siłowanie z butami nie będzie najprostsze oraz najprzyjemniejsze.
— No i teraz możemy iść — stwierdziła ewidentnie zadowolona, prostując się. Tanner znał drogę do łazienki, jednak mimo to Harlow postanowiła dotrzymać mu towarzystwa. Znowu zaoferowała swoją pomoc, aby mógł bez problemu podnieść się z kanapy, która była cholernie wygodna, ale przez to, że cudownie się w nią zapadało, dużo gorzej wstawało. Z kolei kot, który do tej pory dotrzymywał im towarzystwa zza kanapy, słysząc ruch, przestał się tam ukrywać. Pam przeszła obok nich, utrzymując spojrzenie na Tannerze i korzystając ze zwalniającej się kanapy, wskoczyła na nią, układając się blisko poduszek. Za to Ivy spała w swoim ulubionym kartonie, którego Harlow nie wiedziała, jak się teraz pozbędzie.
I will be happy to keep you company 🧸🤗
Harlow Clarke
Wizyty w domu Harlow na pewno należą do tych przyjemniejszych niż w przychodniach lub szpitalach oraz bezpieczniejszych dla portfela albo ubezpieczalni, w końcu ona nie pobiera za nie opłat, choć może z uwagi na swojego wyjątkowego pacjenta, powinna porzucić bezinteresowność i stworzyć specjalny cennik. Tanner mógł więc do woli korzystać z jej umiejętności, o każdej porze dnia i nocy, choć biorąc pod uwagę powód takich odwiedzin, wolałaby, żeby to nie było konieczne. Nic nie wkurzało jej tak, jak bezsilne patrzenie na czyjeś cierpienie, a patrzenie na cierpienie kogoś bliskiego było jeszcze gorsze. Nawet jeśli to krótkotrwałe uprowadzenie i pobicie nie było czymś, co mogło zwalić Tana z nóg, to jednak nie powinno mieć miejsca. To były chore sposoby na załatwianie spraw i Harly się tym martwiła, rozmyślając, do czego jeszcze mogą być zdolni ludzie, którzy uciekają się do takich rzeczy? Którzy próbują siłą zmusić do popełniania przestępstw, działając na ich zasadach, a jeśli to nie przynosi skutków, zaczynają uderzać w bliskich? Nie brzmiało to zbyt optymistycznie, a fakt, że Tanner nie zamierzał uginać się pod naciskiem tych ludzi i działać wbrew sobie, oznaczał tylko tyle, że z tego będą problemy. Właściwie to już są. Trafiła kosa na kamień.
OdpowiedzUsuńŚwiadomość, że był w tym kompletnie sam, także nie była pocieszająca i chociaż Harlow próbowała zachować optymizm, to zwyczajnie martwiła się o Tannera. Nie pokazywała tego aż tak, nie patrzyła na niego zmartwionym wzrokiem, nie drżała, nie błagała, żeby poszedł z tym na policję, gdyż podejrzewała, że to nie wchodziło w grę, ale wyraźnie sugerowała mu, że nie był jej obojętny. Zwyczajnie bała się tych ewentualności, w których coś idzie nie tak i dzieje się najgorsze. To była prawdziwa walka o święty spokój, którego Tanny został pozbawiony przez swojego ojca oraz jego durne pomysły, bo akurat jemu instynktu samozachowawczego ewidentnie brakowało, a Harly mogła tylko się temu przyglądać, w dodatku z bezpiecznej odległości. Nienawidziła tej przejmującej bezczynności, podobnej do tej, która towarzyszyła jej, gdy czekała na niego całymi tygodniami, zmuszona do bycia pogodzoną z tym, co się wydarzy.
— Ja też będę — zaznaczyła, prawie niewidocznie unosząc kąciki ust, spokojniejsza przez jego obietnicę, którą i ona mu składała, a obietnic się dotrzymuje. Mimo tej frustracji i bycia w gorącej wodzie kąpaną, nie zamierzała robić głupot. Chciała czuwać nad Tannerem, mieć go na oku, ale wiedziała, że nie może w tej sytuacji ryzykować, ponieważ narazi nie tylko siebie, ale i jego. Nie zamierzała robić nic, o co Tanner mógłby mieć do niej pretensje, bo ani nie chciała ściągać na jego głowę większych problemów, ani wystawiać się komukolwiek jako ktoś, kogo można by użyć, żeby go szantażować. To jasne, że przejmowała się jego losem i oczywiste, że nie była w stanie myśleć o nim w ten zły sposób. Dawniej próbowała, żeby jakkolwiek przejść przez ich rozstanie, ale nie potrafiła. Nigdy go nie znienawidziła, nigdy nie miała wywalone.
Harlow mocno złapała Tannera za rękę, starając się choć trochę ułatwić mu wstawanie z kanapy, a potem tę samą rękę zarzuciła sobie na ramiona i delikatnie złapała go w pasie, prowadząc w stronę łazienki. Zaśmiała się, rzucając spojrzenie na drzemiące koty, którym niekiedy zazdrościła tego beztroskiego, sielankowego życia i uniosła wzrok na Tana.
— Uważaj, one są bardzo czarujące — zauważyła ostrzegawczym tonem, mając siebie za doskonały przykład tego, jak łatwo można dać się im owinąć wokół tej słodkiej łapki, więc jeśli Tanner obawiał się, że mógłby mieć do całej ich trójki słabość, to rzeczywiście, niech Bóg nad nim czuwa, ponieważ wbrew swojemu rozsądkowi Harlow może być bezlitosna.
— Aż tak się go bałeś? — rzuciła zaczepnie, drocząc się z Tanem na te wspomnienia, które zaczął. Jej ojciec więcej mówił, niż rzeczywiście robił, ale bywał nieprzewidywalny. — Wyprowadzka stąd dobrze mu zrobiła, ale pewnie wciąż byłby do tego zdolny — mruknęła rozbawiona, przypominając sobie, jak jej ojciec wściekał się, gdy w pobliżu kręcił się Tanner albo, co gorsza, był w ich domu. Brakowałoby jej palców, żeby zliczyć, ile razy obiecał, że zabije dechami okno w jej pokoju, jeśli jeszcze raz ich razem zobaczy. Dlatego robili wszystko, żeby nie zobaczył. Do tej pory źle działało na niego nazwisko Gentry, ale to nie za sprawą Tana, tylko jego ojca.
UsuńBędąc blisko łazienki, Harlow delikatnie puściła Tannera i tylko trochę się odsunęła, bo oboje nie zmieściliby się w drzwiach. Zatrzymała się i położyła dłonie na swoich biodrach, nie spuszczając z niego wzroku, który zatrzymał się na jego oczach, które w tym łazienkowym świetle wydawały się jeszcze bardziej niebieskie i patrzyły na nią w ten sposób, któremu się nie odmawia.
— A potrzebujesz mojego wsparcia, Tanny? — zapytała, robiąc krok w jego stronę i przechyliła głowę. Kurwa. A miała tylko znaleźć mu ręcznik. — Chcesz, żebym cię umyła? Pomogła przy rozbieraniu? Jedno i drugie? — dopytała całkiem kusząco, jednoznacznie przesuwając wzrokiem wzdłuż jego sylwetki. Zatrzymała go nieco dłużej na jego spodniach i uniosła brwi, wciąż się przy tym figlarnie uśmiechając.
Skoro to były tylko niewinne żarty, to dlaczego miała aż taką ochotę, by to zrobić?
of course, I won't leave you in your time of need 🥵💦🐟
Harlow Clarke
Skoro Tanner miał nadzieje na ugodowe załatwienie sprawy, to Harlow także powinna ją mieć, przestając przewidywać możliwie najgorsze scenariusze. Nic złego się nie stanie. Będzie lepiej, a on wreszcie dostanie ten upragniony spokój, który się mu należał i wreszcie będzie mógł układać całą resztę po swojej myśli. Naprawdę dziewięć lat temu nie przyszłoby jej do głowy, że gdy znowu się spotkają, to jego życie będzie aż takim chaosem, a i w jej nic nie będzie poukładane. Bez względu na to, w jakiej atmosferze się rozstali i jaką zazdrość czuła za każdym razem, gdy wyobrażała go sobie z kimś innym, Harlow chciała dla Tannera jak najlepiej. Dla niej był cudownym facetem, choć los im nie sprzyjał.
OdpowiedzUsuńDruga rzecz była w tym, że jeśli Harly uda się namówić Grace na ten wyjazd, bo tak poza tymi pobudkami, które ściągnęły go na myśl Tana, to była naprawdę fajna sprawa, która mogłaby przydać się jego matce i dobrze by jej zrobiła, to jeśli przez ten czas coś by się mu stało, to po pierwsze miałaby okropne wyrzuty sumienia, a po drugie Grace by jej też tego nie wybaczyła, tym bardziej, że już dzisiaj Harlow wiedziała, że ona może ją prosić o to, żeby pod jej nieobecność miała go na oku i dawała znać, gdy coś będzie nie tak. Wiadomo, że nie zakłócałaby jej spokoju wiadomościami, ani nie donosiłaby na Tannera, bo to wobec niego zawsze będzie najbardziej lojalna, ale znała Grace. To on był tym, co ją tutaj trzymało, to dla niego tak uparcie chciała tutaj zostać.
Harly znała porywczą stronę Tana i to właśnie ze względu na nią obiecała, że będzie na siebie uważać. Nie chciała doprowadzać do sytuacji, w których będzie zmuszony reagować, bo ktoś będzie ją zaczepiał i ten ktoś dostanie od niego po twarzy. Była w stanie to sobie wyobrazić, jednak takie rzeczy nie miały prawa się wydarzyć, ponieważ nie miały nic wspólnego z unikaniem kłopotów, dlatego bez względu na to, jak będzie to dla niego trudne, musiał nad sobą panować. Musiał najpierw pozwolić jej samej sobie z tym poradzić, bo to przecież nie będzie pierwszy raz, gdy ktoś ją zaczepia i, dopiero gdy ona poniesie porażkę, będzie mógł delikatnie wkroczyć do akcji. Ale tak, żeby wciąż wszyscy wierzyli, że jest mu obojętna, że nawet za nią nie przepada. To będzie trudne tak samo, jak dla niej będzie trudne obserwowanie tych typów koło jego domu, wpadających z odwiedzinami, aczkolwiek jakoś musieli to przetrwać.
— Wiesz, myślę, że on ciebie też — przyznała, choć jej ojciec nie mówił tego na głos. Znała go jednak całe życie i wiedziała, że imponują mu ludzie tak uparci jak Tanner, który walczył z przeciwnościami losu dla Harlow i tej miłości, która ich połączyła. Jej ojciec z jednej strony się wkurzał, ale z drugiej nie mógł wyjść z podziwu, ile on był w stanie zrobić, żeby z nią być. Uśmiechnęła się ciepło, rozczulona stwierdzeniem Tana i przytaknęła, bo rzeczywiście mógłby być dla swojej córki ojcem, którego baliby się wszyscy chłopcy w mieście, a z takimi genami na pewno miałaby wzięcie. Prawdę mówiąc, ze swoimi umiejętnościami na pewno wzbudzałby większy postrach od jej ojca.
No i nie dało się ukryć, że ta wizja Tannera z córką, dla której chciałby wszystkiego co najlepsze, poruszyła w Harly jakieś pełne sentymentu i czułości struny.
To ona pierwsza poczuła się jawnie sprowokowana, dlatego teraz jedynie odpłacała się tym samym, chociaż musiała przyznać, że czerpała z tego wielką przyjemność i brnęła w to nie po to, żeby droczyć się z Tanem, a dlatego, że chciała. Po prostu nie potrafiła się powstrzymać. Chciała go i dotykać, i całować, i rozbierać, i niczego jej nie ułatwiał, kiedy tak sam podstawiał się pod jej ciekawskie dłonie. Harlow się nie widziała, jednak domyślała się, jaką idiotyczną minę musiała zrobić, słysząc jego słowa. Krótkim spojrzeniem obrzuciła łazienkę; żel pod prysznic, szampon i odżywka znajdowały się w kabinie, balsam do smarowania ciała po myciu, pachnący olejek do włosów, krem na noc i jeszcze parę pielęgnacyjnych pierdółek były na blacie niedaleko umywalki, szczoteczki do zębów oraz pasty. Każdą z tych rzeczy Tanner mógł użyć, jeśli czuł taką potrzebę i wątpiła, że potrzebuje instrukcji. Jedynie ręczniki były schowane, ale całe szczęście, że nie miała jednego z nich w rękach, bo dostałby nim po głowie.
Usuń— Głupek — mruknęła cicho, dość krótko kwitując jego żarty, przez które jej policzki oblał nieznaczny rumieniec, ale nie obrażała się, tylko też śmiała. — To za to, że się ze mnie nabijasz — zauważyła, delikatnie uderzając go piąstką w umięśnione ramię, nie chcąc, żeby coś go zabolało i z niedowierzaniem pokręciła głową na to, jak łatwo mu się dawała. Wystarczyło, że patrzył jej w oczy, czarował uśmiechem i kusił, a ona w to brnęła.
Rozchyliła usta, zaskoczona jego ruchem, gwałtownie się do niego zbliżając i znowu na swoje nieszczęście spojrzała mu w oczy, zadzierając głowę wyżej.
— Och, teraz mnie prosisz? — zauważyła, unosząc kąciki ust, bo skoro on był wobec niej bezwzględny, to ona też zamierzała taka być, chociaż nogi jej miękły na samą myśl, że miałaby go rozebrać i bezwstydnie na niego patrzeć. — Podoba mi się, gdy to robisz — wyznała nagle, wsuwając kciuki za materiał jego spodni, za które delikatnie pociągnęła, powoli przesuwając się w głąb łazienki. Zrobiła to ostrożnie, ale na tyle skutecznie, aby Tanner stracił wsparcie dla swoich rąk w postaci framugi i tak samo jak ona nie wiedział, co ma z nimi zrobić. To znaczy ona teoretycznie wiedziała, ale dotykanie go w ten sposób sprawiało, że dłonie bardzo delikatnie jej drżały, a serce biło szybciej.
— O coś jeszcze chcesz mnie poprosić? — zapytała kusząco, dając mu szansę na kolejne prośby. Językiem przesunęła po swoich ustach i wróciła prowokacyjnym spojrzeniem do oczu Tannera. Nie powinna tego robić, powinna unikać takich sytuacji, które między nimi namieszają, ale dzisiaj pozostawała głucha na rozsądek. Miała gdzieś, co powinna, a co wypada. Harlow dotarła do zapięcia jego spodni i sprawnie się z nim uporała, choć zamek rozpinała celowo nieznośnie powoli. Na zbyt długo zawiesiła przy tym spojrzenie na wargach Tana, mając okropną ochotę przywrzeć do nich swoimi ustami, spijać pocałunki, pozwolić na to, żeby to jej wargi tak przygryzał. Na tę myśl westchnęła cichutko, choć niekontrolowanie i zdecydowanym ruchem zsunęła spodnie z bioder Tannera.
darling, any more wishes? 🧚✨❤️
Harlow Clarke
Przede wszystkim chodziło o jego bezpieczeństwo, bo to ono było realnie zagrożone, czego efekty mogli dziś oglądać. Chodziło o niego i Harlow nie chciała, żeby Tanner podejmował decyzje, które mają ogromny wpływ na jego życie, ze względu na to, że na nowo została jego sąsiadką. Tylko sąsiadką i tego powinni oficjalnie się trzymać bez względu na to, ile trudu im to sprawi, natomiast wszystko to, co działo się za zamkniętymi drzwiami, z dala od ciekawskich lub niebezpiecznych spojrzeń, to sprawy, które wyłącznie ich dotyczyły. Całkiem skomplikowane, biorąc pod uwagę to, co się między nimi działo, ale wciąż tylko ich. Harly nic nie groziło, o czym była przekonana i póki co Tan nie musiał zawracać sobie tym głowy, bo miał na niej całe mnóstwo innych spraw. Powinien skupić się na sobie, wreszcie zadbać o siebie, nie robić czegoś ze względu na nią, bo to już przerobili.
OdpowiedzUsuńLudzie nie musieli wierzyć w to, że tym rozstaniem Tanner dawał Harlow szansę na lepsze życie, ale ona o tym wiedziała i nie miała wątpliwości wobec jego szczerych intencji. Trochę się z nimi nie zgadzała, gdzieś głęboko w sobie będąc przekonaną, że to mogło skończyć się inaczej, a najszczęśliwsza byłaby właśnie z nim, jednak byli młodzi, z nawarstwiający się problemami, w sytuacji pozbawionej lepszych perspektyw i Harly rozumiała, dlaczego w tamtym momencie Tanowi wydawało się, że najlepsze, co może dla niej zrobić, to pozwolić odejść, skoro tyle razy mówiła, że powinni wyjechać. To prawda, że zawsze stawiał ją na pierwszym miejscu i ludzie, którzy znali ich trochę lepiej, doskonale zdawali sobie z tego sprawę, w tym jej rodzice, dla których może Tanner nie był wymarzonym facetem dla ich córki, ale przynajmniej takim, który kochał ją nawet w chujowych momentach. Nikt nigdy już jej tak nie pokochał, w nikim nie odnalazła tego co w nim, choć zawzięcie szukała, chcąc czymś wartościowym wypełnić tę pustkę, która po nim została. Nie podobało się jej, że ich znajomi źle o nim gadali, że zasypywali go podkoloryzowanymi informacjami z jej życia, że z taką przyjemnością informowali ją, jak Tanner układa sobie życie, jakby chcieli jej w ten sposób coś udowodnić. Może, że był ktoś lepszy od niej, może, że nie rozpaczał za nią, może jeszcze coś innego, czego nie rozumiała.
Nieprawdopodobne było to, jak przez te wszystkie lata ich znajomość ewoluowała, a oni przeszli chyba przez każdy możliwy etap — od przyjaźni, przez miłość, po moment kompletnej ciszy, podczas którego próbowali sobie o sobie nie przypominać i żyć dalej. Nieprawdopodobne było również to, do czego dzisiaj między nimi dochodziło. To kolejna rzecz, której Harlow nie potrafiła zrozumieć, ale nawet nie chciała, zbyt przejęta tym, że była o krok od bliskość z Tannerem, choć sądziła, że już nigdy nie znajdą się w tej sytuacji, by mieć się na wyciągnięcie ręki. To prawda, że zachowywali się tak, jakby prawie dekada była jedynie krótką chwilą, niewielką rysą na ich znajomości, którą nie musieli się przejmować. Tak, jakby nigdy nie złamali sobie serc, jakby nie było tego paskudnego rozstania, tych wylanych łez. Była za to tęsknota, która wylewała się z Harlow i jeszcze bardziej pchała ją w otwarte ramiona Tana, by dostać wszystko, czego jej brakowało. By mieć jego.
Obserwowała go, gdy jego spodnie niedbale wylądowały pod ścianą, a on prawie niewzruszony stał przed nią w całej okazałości, męski, pewny siebie, z błyskiem w oku, ani nie przejmując się tym, że Harlow mogła dokładnie zobaczyć, jak na niego działa, ani tym, do czego w ten sposób zmierzali.
Jeśli to wciąż były niby niewinne żarty i przekomarzanki, to zdecydowanie weszli nimi na jeszcze większy poziom. Powoli wypuściła niespokojny oddech, taksując spojrzeniem jego odsłoniętą sylwetkę i zupełnie nie dziwiło jej to, że Tanner był po prostu sobą, więc niczego się nie wstydził, bo po pierwsze to był właśnie cały on, a po drugie absolutnie nie miał czego się wstydzić. Był, kurwa, jeszcze bardziej idealny. Harly tym bardziej chciała go dotykać i pieścić, sprawdzając, co jeszcze mogła zrobić, aby dla niej oszalał, czy na pewno pamiętała, w których miejscach najbardziej lubił być dotykany.
UsuńUniosła brew, zaskoczona jego bezpośrednią prośbą, na którą sama mu pozwoliła, a przy której brzmiał tak, jakby właśnie zagwarantował jej tym same najlepsze rzeczy. Nie wątpiła w to, miała doskonałą pamięć i bez trudu potrafiła odtworzyć w głowie to, do czego między nimi dochodziło. Na samą myśl robiło się jej gorąco, a w żołądku czuła ten znajomy uścisk ekscytacji, który nasilał się, bo przy okazji coś podpowiadało jej, że teraz potrafiliby zabawić się ze sobą jeszcze bardziej. Nie wiedziała, co w nią wstąpiło, że postanowiła zamienić się w jakąś wróżkę spełniającą jego życzenia, ale po prostu go pragnęła.
— Ale ja już się myłam, Tanny — uniosła brew, starając się brzmieć tak, jakby wcale jej nie podniecił i jakby nie wiedziała, dlaczego miałaby się rozbierać. Wciąż zastanawiała się, jak powinna zareagować na te słowa, a rozsądek toczył walkę z pragnieniami. Z jednej strony naprawdę chciała zdjąć z siebie tę swoją piżamkę, pod którą nie miała bielizny, co też zaczęło być widoczne, gdyż jej ciało reagowało na niego tak samo zdrowo i nie dało się oszukać przed tym narastającym podnieceniem, a z drugiej oboje wiedzieli, jak to może się skończyć. Wiadomo, co dwoje atrakcyjnych ludzi może ze sobą zrobić, gdy zostaną nago sami ze sobą.
Harlow powędrowała za wzrokiem Tannera na swoje piersi, które zgrabnie rysowały się pod obcisły materiałem, a potem wróciła spojrzeniem na jego twarz, przechylając głowę na jedną stronę. Jej ubranie nie kryło niczego, czego Tan nie widział, jednak minął kawał czasu i liczyła się z tym, że mogła się zmienić, ale i tak najbardziej chodziło to, że zdawała sobie sprawę z tego, że wtedy całkiem pozbędą się granic. Palcami złapała za końce topu, zmysłowo podciągając go tak, jakby zamierzała się go pozbyć, a na jej twarzy wymalował się odrobinę podstępny, prowokujący uśmiech, gdy nagle się zatrzymała, zdecydowanie podkręcając atmosferę między nimi.
— Przecież wiesz, że nie mogę tego zrobić… — wyszeptała, wciąż patrząc prosto w jego oczy. — Ty i tak już ledwo nad sobą panujesz — zauważyła bezczelnie, jednoznacznie nawiązując do jego słów oraz tego, co rzucało się w oczy, gdy pozbyli się jego ubrań. Lubiła się z nim droczyć i prowokować, ale nie była okrutna, dlatego powoli złapała Tannera za dłonie i czule położyła na swojej talii, w miejscu, które zdążyła już odsłonić. W końcu rączki miał sprawne.
baby, I don't know if this is a good idea… 🤭😏
Harlow Clarke
Według niej byli zajebistą parą i ludzie chyba im trochę zazdrościli, a dodatkowo przez tę swoją nieoczywistość, zostali przez to miasteczko zapamiętani. Dla Harlow nigdy nie miało znaczenia to, co inni o nich pomyślą, czy uważają, że się dobrali lub do siebie pasują, czy jedno z nich zasługuje na to drugie, czy szczerze życzyli im szczęścia, czy tylko czekali na ich rozstanie, by potem cieszyć się z czyjegoś nieszczęścia, twierdząc, że tak musiało być. Dopóki miała przy sobie Tannera, zawsze miała to w dupie, a nawet chorą satysfakcję sprawiało jej, że mimo przewidywań byli ze sobą prawdziwie szczęśliwi, z dumą pokazując się w swoim towarzystwie i niejednokrotnie nie szczędząc sobie czułości na oczach tych mniej życzliwych. Nie po to, żeby coś komuś udowadniać, bo tego nie musieli robić i skoro Harlow nie obchodziło zdanie rodziców, to tym bardziej praktycznie obcych ludzi, ale po to, żeby wszyscy dali im święty spokój, zamiast skazywać na porażkę tylko dlatego, że byli z różnych światów, bo poza tym, co ich dzieliło, było mnóstwo rzeczy, które łączyło i sprawiało, że rozumieli się jak nikt inny. Męska część ich otoczenia mogła więc dziwić się, że Harlow wybrała dla siebie Tannera, za to ta żeńska widownia na pewno wiedziała, co takiego w nim zobaczyła i, zresztą, niejednokrotnie próbowała swoich sił, bo tajemniczy i niedostępny facet działał na kobiety jak magnes. Prawdę mówiąc, czasami Harly zastanawiała się, czy ta ich znajomość w ogóle by wypaliła, gdyby nie fakt, że mieszkali obok siebie i już za dzieciaka uczepiła się go, nie chcąc opuścić nawet na krok, czym musiała go nieźle denerwować.
OdpowiedzUsuńGdyby ktoś dzisiaj postanowił wspomnieć przy Harly o Tamarze, to ona z całą pewnością także dostałaby białej gorączki, choć pewnie wcale nie powinna. Nigdy jej nie poznała, a jednak była o nią zazdrosna, bo ten ślub z Tannym, to, że z nim w ogóle była, to smakowało dla niej największą porażką. To była zwykła zazdrość, której wstydziła się tym bardziej, im bardziej przypominała sobie, że chciała dla niego jak najlepiej, ale nie miała na nią wpływu. I w sumie to nie dziwiła się, że Tamara wkurzała się, gdy ktoś wspominał przy niej o jego byłej dziewczynie.
Harlow też nie sądziła, że ma po co wracać do Mariesville, ale znalazła się w takim momencie swojego życia, że z kolei nie miała też po co zostać w Kalifornii. Przez jakiś czas spotykała się z facetem, z którym pracowała w tym samym miejscu i to był najgorszy z możliwych pomysłów, ponieważ ta czułość i troska, którą miała w sobie wobec Tannera, zupełnie nie przelewała się na innych mężczyzn, więc po tym rozstaniu ciężko było jakoś normalnie ze sobą współpracować. Harly nie chciała się tym ograniczać, dlatego się zwolniła, a akurat wolne stanowisko weterynarza w Mariesville, o którym dowiedziała się od koleżanki i ten jej dom rodzinny, który od lat stał pusty, a rodzice bezskutecznie próbowali go sprzedać, skusiły ją wystarczająco mocno, by zdecydować o powrocie. Nie myślała wtedy o tym, jak to będzie, gdy się spotkają. Tak naprawdę nie mogła mieć żadnej pewności, że zastanie Tana na miejscu, że on w ogóle będzie chciał z nią rozmawiać, że nie będą mijać się na ulicy, rzucając sobie jałowe cześć. Liczyła na to, że będą mieć dobre relacje, ale z drugiej strony wszystko mogło się wydarzyć i… wydarzyło się. Ziścił się jeden z tych scenariuszy, o których Harlow nie śmiała myśleć, skoro zastanawiała się, czy będą w stanie wymienić ze sobą więcej niż powitanie. A dzisiaj, w jej łazience, okazywało się, że stać ich na więcej niż rozmowa. Znacznie więcej.
Nietrudno było stwierdzić, że to, co się między nimi działo było nie tylko ryzykowne, ale też nieodpowiedzialne, bo mogli wyrządzić sobie tym krzywdę i gdyby któraś z jej koleżanek opowiedziała jej taką historię, to ona złapałaby się za głowę, ale przy Tannerze nie potrafiła myśleć logicznie. Nie chciała, wypierała konsekwencje i skupiała się tylko na nim. Na tym, że chciała go dotykać, ale równocześnie pragnęła, żeby to on dotykał jej i gdy jego dłonie znalazły się na niej w tym zapraszającym geście, który wykonała, zaczęły po niej błądzić i badać fakturę jej skóry, to tym bardziej przepadła. Odruchowo wstrzymała oddech, wyostrzając zmysły pobudzone przez palce Tana i instynktownie wyprostowała się, wypychając klatkę piersiową w jego stronę zupełnie tak, jakby w ten sposób sama prosiła się o więcej. Przesunęła swoje dłonie na jego przedramiona, a następnie ramiona, zaciskając na nich swoje szczupłe palce.
Usuń— Tanner — westchnęła głośno, jakby prosząco, kiedy dystans między nimi zniknął, ale ciężko było ocenić, czy Harlow prosi o to, żeby przestał, czy wręcz przeciwnie, żeby nawet nie pomyślał o przestawaniu. Och, nawet nie miał pojęcia, jak mokra już zdążyła się zrobić, choć mógł podejrzewać, bo niekontrolowanie zacisnęła uda. Leniwie przymknęła oczy, wciąż rozkoszując się jego dotykiem, który tym razem był bliżej piersi i wywoływał w niej pełne napięcia oraz ekscytacji oczekiwanie na więcej. Czule przesunęła czubkiem nosa po jego szorstkim od zarostu policzku i delikatnie się uśmiechnęła, czując subtelne łaskotki, których sprawcą były jego dłonie wędrujące coraz niżej.
— Tak myślisz? — rzuciła wyzywająco na jego słowa, z ustami blisko jego skóry, którą otulała ciepłym powietrzem, ale jeszcze nie dotykała. Jęknęła cicho, kiedy ich biodra gwałtownie się ze sobą spotkały, przez co niespodziewanie się o niego otarła i poczuła nie tylko, jak mocno na niego działała, ale również dreszcz przyjemności.
— Zwariuję tu przy tobie, przysięgam — szepnęła, przy okazji zdradzając, że niewiele zostało jej z tej kontroli, której Tanner próbował się pozbyć. Im bliżej siebie byli, tym trudniej było nad sobą panować, bo wtedy wydawało się, że nie istnieją między nimi granice. Bardzo delikatnie, gdyż wciąż pamiętała o jego żebrach, zjechała jedną dłonią po jego torsie i brzuchu, na którym zgrabnie ominęła tę nieszczęsną ranę i zatrzymała się dopiero, gdy dotarła do pasa.
— Mhm, jasne — wymruczała, przytakując głową, choć absolutnie nie miała ochoty ruszać się po ręczniki. Uniosła na Tana niewinne spojrzenie, palcem wskazującym zaczepiając o gumkę w jego bokserkach, którą figlarnie strzeliła, robiąc niewielki krok w tył. Uśmiechnęła się, wciąż na niego patrząc, chociaż niechętnie wydostawała się z jego objęć. Kiedy nie była blisko niego, robiło się jej dziwnie, a przecież spędzili ze sobą dopiero chwilę. To, co się między nimi działo, to była jakaś cholerna magia. Coś nieprawdopodobnego. Wyjątkowego.
— Zacznij się już myć — zaproponowała, kiwając głową w stronę kabiny prysznicowej, aczkolwiek sama nie wiedziała, czy w ogóle dojdzie do mycia. Mogła tak sądzić, skoro chwilowo przerwali to, do czego ewidentnie zmierzali, mając czas, by trochę odetchnąć, jednak wciąż czuła pod swoim topem dłonie Tannera i myślała jedynie o tym, gdzie jeszcze chciała być przez niego dotykana. Niewielki dystans do szafki, w której udało się jej poukładać ręczniki, pokonała tyłem, nie spuszczając błyszczącego spojrzenia z Tana, pragnąc rzucić się w jego ramiona, ale to był taki>niepoprawny pomysł, że nieznacznie potrząsnęła głową i odwróciła się, żeby wyjąć dla niego ręcznik.
slowly but effectively and... perhaps a little naughty? 😇💙
Harlow Clarke
Mieli siebie, byli szczęśliwi i niczego więcej nie potrzebowali, więc dość naturalnie nasuwa się pytanie — dlaczego z tego wszystkiego zrezygnowali. Tanner zrobił to dla Harlow, choć chyba nigdy w życiu nie mógłby ujrzeć jej szczęśliwszej niż wtedy, gdy była przy nim i chociaż potem zdarzały się rzeczy, które ją cieszyły, jak choćby ukończenie studiów i zajmowanie się tym, co rzeczywiście lubi, to jednak zawsze brakowało jej kogoś, z kim mogłaby dzielić się tą radością. Byli rodzice, ale oni z reguły kręcili nosem na wybory swojej córki, więc i pod tym zawodowym względem mogła ich zdaniem robić znacznie więcej lepszych rzeczy, a jej życie prywatne to była dla nich totalna katastrofa, byli też znajomi, ale przed nimi Harly często przyjmowała maskę, nie chcąc zdradzać się z prawdziwych trosk i nie było Tana, który szczerze cieszyłby się razem z nią, a może nawet bardziej od niej i wspierał we wszystkim bez wyjątku. Ta zdolność do poświęceń, którą dla niej miał, wiele o nim mówiła i Harlow naprawdę żałowała, że przez tyle lat spróbowała tylko raz się z nim skontaktować, odpuszczając po pierwszej porażce. Ale od tego rozstania wpadli w tak szalony wir nieporozumień, że praktycznie pozwolili na to, żeby ich uczucie każdego dnia konało, jednak przez to, że nie potrafili o sobie zapomnieć, ono nigdy nie umarło.
OdpowiedzUsuńJej też brakowało kogoś, komu mogłaby stuprocentowo ufać, wiedząc, że może na nim polegać, a nowe miejsce i otoczenie wręcz wymagało od niej zawierania nowe znajomości. Harly zawsze była całkiem towarzyska, więc poznawanie ludzi nigdy nie stanowiło dla niej problemu, ale podobnie jak u Tannera, po rozstaniu coś się w niej pozmieniało i już nigdy nie dopuszczała do siebie innych tak blisko jak jego. Prawdopodobnie przez to nie wyszło jej układanie sobie życia w tych uczuciowych aspektach, bo nie dość, że wszystkich kandydatów surowo porównywała do Tana, to z góry wiedziała, że i tak nikt go nie zastąpi, więc nie pasowało jej zadowalanie się jakimiś tam ochłapami miłości.
Absolutnie nic z tego, co się między nimi właśnie działo, nie było wymuszone i to w tym wszystkim było najbardziej wyjątkowe. To jak naturalnie przychodziło im, by się do siebie zbliżać. Trochę tak, jakby chcieli całkowicie pożegnać się z dystansem, którego czas już minął, a oni mieli się na wyciągnięcie ręki i nie zamierzali z tego rezygnować. Nie zamierzali zaprzepaścić szansy, tylko po części ignorowali fakt, że to była niebezpieczna szansa, bo to całkiem oczywiste, że ze względu na ich wspólną przyszłość, bliskość nie będzie dla nich obojętna. Przyciągali się, dlatego wisiało nad nimi to specyficzne, pełne fascynacji napięcie, które aż prosiło się o to, żeby porządnie je rozładować. Po tylu latach tęsknoty, po tym czasie, który spędzili bez siebie, Harlow pragnęła mieć Tannera tylko dla siebie. Fizycznie, psychicznie, samolubnie, pod każdym względem. Chciała tego i nie czuła się wykorzystywana, po prostu strasznie bała się, że to koncertowo spieprzy. Zachowywali się tak, jakby to rzeczywiście była ich codzienności, jakby po każdym dniu wracali do siebie i zatracali się w sobie bez reszty. Cholera, ona naprawdę chciała, żeby tak wyglądała ich rzeczywistość, a nie żeby połączył ich jeden wyskok pod wpływem emocji.
Dziwnie jej było odsuwać się od niego, jakby bycie daleko było czymś nienaturalnym i niedopuszczalnym, ale po pierwsze musiała, żeby znaleźć ręcznik, a po drugie w ten sposób dała im chwilę wytchnienia, którą mogli wykorzystać na poukładanie tego, co działo się w ich głowach. Harly wyjęła z szafki ciemnoszary ręcznik i zawiesiła go na wieszaku blisko kabiny, na którym już wcześniej wisiał jej ręcznik.
Biodrem oparła się o szafkę, z nieskrywaną śmiałością oraz ciekawością obserwując Tannera pod prysznicem, a przez to, że nie używał gorącej wody, na jej szczęście żadna para nie przeszkadzała jej w tych niewinnych obserwacjach, które w połączeniu z całkowitym brakiem ubrań pomagały jej dostrzec zmiany, które nastąpiły w nim przez te dziewięć lat. Pozwalały jej zobaczyć wszystkie blizny, których się dorobił, a które ona miała ochotę czule wycałować, jakby to mogło ukoić ból, który się z nimi związał, tatuaże, których kiedyś nie było, a o które chciała go zapytać, napięte mięśnie, które pracowały pod błyszczącą od wody skórą podczas każdego ruchu, które chciała ponownie dotykać i rozmawiać z nim o wszystkim, co się przez ten czas wydarzyło. Uśmiechnęła się słodko, gdy ich spojrzenia się spotkały i uniosła brwi rozbawiona jego sugestią, na którą miała kurewską ochotę przystać, a im bardziej Tanny pozostawał pewny siebie, okrutnie ją kusząc, tym bardziej miała w dupie rozsądek. Zrobiła krok w jego stronę, nie mogąc powstrzymać się przed tym, że jej wzrok mimowolnie lustrował jego ciało, które może i doskonale znała, i nieraz widziała w całej okazałości, ale nadal bardzo się jej podobało. I w dalszym ciągu chętnie by z tej nagości skorzystała.
Usuń— A jeśli pominęłam? Wtedy będziesz musiał regularnie wpadać na inspekcję — zauważyła sugestywnie, przejmując od niego buteleczkę z żelem. Pojęcia nie miała, jak powinna to rozwiązać, bo ta opcja, w której zrzuca z siebie ubranie i dołącza do Tannera była najbardziej kusząca i najmniej odpowiedzialna, ale przy okazji wtedy mogłaby mu pomóc bez problemu się umyć, o ile to byłoby w takiej konfiguracji możliwe. Bo owszem, niejednokrotnie brali wspólne kąpiele i pamiętała, że potrafiły być one niewyobrażalnie przyjemne, ale czy potrafili myć się razem i do tej przyjemności nie doprowadzać?
— Wiesz, zastanawiam się, w jaką moją piżamę cię wcisnę — przyznała, jednoznacznie i bezwstydnie mierząc go wzrokiem na swoje słowa i uniosła brew, przekraczając próg kabiny prysznicowej, przez co Tan musiał odrobinę się cofnąć, żeby Harlow mogła się tam zmieścić. Wciąż w tym swoim uroczym ubraniu, będąc o krok od tego, by się go pozbyć. — Najwyżej będziesz spał nago — podsumowała z tajemniczym błyskiem w oku i zaśmiała się cicho, przez krótką chwilę mając w głowie wyobrażenie Tannera w topie podobnym do tego, który miała na sobie, dlatego posłała mu rozbawione spojrzenie.
— Odwróć się, Tanny — poprosiła, patrząc mu prosto w oczy. Otworzyła butelkę z kremowym żelem pod prysznic, którym natychmiast zaczęło pachnieć w całej kabinie i wycisnęła na dłoń porządną ilość, uważając przy tym, żeby za bardzo się nie zmoczyć i żeby strumień wody nakierowany był na Tannera. A on musiał się odwrócić, żeby mogła umyć mu plecy.
— Masz tyle tatuaży… — zaczęła, odstawiając buteleczkę na bok, a w dłoniach roztarła żel, który szybko zaczął się pienić i jeszcze bardziej pachnieć. Cóż, dzisiaj Tan będzie pachniał jak Harlow. — A nigdzie nie widzę mojej podobizny — zauważyła, jakby to była oczywista oczywistość, że takie coś powinien mieć, ale to był jedynie żart, na który cicho się roześmiała. Co nie zmienia faktu, że ciekawiło ją, czy te wszystkie rysunki miały jakąś swoją konkretną inspirację, czy może Tanner szedł na żywioł.
yes, I fucking want to, baby, but only if you're in it with me 😈😏
Harlow Clarke
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZabawne — rozeszli się, bo było źle, a teraz, gdy było jeszcze gorzej, znów się spotkali i zachowywali tak, jakby aktualna beznadzieja ich nie ruszała. Jedynie te chwilowe, alarmujące przebłyski rozsądku sprawiały, że zastanawiali się nad tym, co oni właściwie ze sobą próbują zrobić. To nie było złe ani nowe, nie było niczym, czego by nie znali i w czym wcześniej by się ze sobą nie zatracili, lecz w tej rzeczywistości, w której myślenie o sobie poważnie było jeszcze bardziej zakazane niż dawniej, to mogło być zdradliwe. To, co czuli, to, czego pragnęli, to, do czego niezaprzeczalnie z tęsknoty dążyli, żeby jednego wieczoru nadrobić dziewięć lat i by po tym wszystko było jak kiedyś. Może któregoś dnia powinni wybrać się na spacer tymi dawnymi śladami, aby dobitnie zobaczyć, jak wiele może zmienić się przez dziewięć lat, nawet jeśli wydawało się, że nie zmieniło się nic, bo niektóre rzeczy po prostu się temu nie poddawały.
OdpowiedzUsuńHarlow naprawdę chciała, żeby Tanny mógł tak jak w tym liście, który wreszcie do niej dotarł, przytulić ją, wyznać, jak bardzo mu na niej zależy i żeby oboje mogli zagwarantować sobie, że od teraz będzie lepiej. Że teraz rzeczywiście czeka na nich wszystko to, co najlepsze. Że mogą bez obaw pozbyć się dystansu, a każdy ich wieczór może wyglądać w ten sposób. To byłoby cudowne. Byłoby bezsprzecznie, kurwa, wspaniałe i chyba zbyt idealne, żeby stało się ich rzeczywistością. Może kiedyś, bo przecież Harly nie przestała w nich wierzyć i była przekonana, że jeśli nie wyjdzie im w tym życiu, to wyjdzie w każdym kolejnym i zawsze się odnajdą. Ale to z kolei nie oznaczało, że w tym miała z niego rezygnować. Nie zrezygnuje, już taka głupia nie była. Całkiem nieźle wychodziło jej uczenie się na własnych błędach, a ten, którym było odejście od Tannera, należał do największego w jej życiu, będącego bolesną i porządną lekcją.
Harrie nie chciała mieszać mu w życiu, ponieważ Tanny miał w nim już wystarczającą jazdę i nie potrzebował swojej byłej, której bezpieczeństwem nagle musi się przejmować, ale z całą powagą wobec tego, czego się dzisiaj o nim i jego problemach dowiedziała, nie zamierzała się chować i go z tym zostawiać. Znał ją, to, że teraz powie jej, że ma odejść, niczego nie zmieni. Nie odejdzie. Nie wyśle jej do Camden jak Grace.
Ona też chciała się do niego zbliżyć i to, że jeszcze tego tak absolutnie nie zrobiła, to był tylko jakiś cud. Z trudem się kontrolowała, na co dowodem było to, że bezwstydnie kusiła los, jakby licząc na to, że jeszcze chwila, a oni oboje nie będą w stanie nad sobą zapanować i skończy się to w ten oczywisty sposób, który chodził im po głowie. Gdyby była bardziej odpowiedzialna, to nie rozbierałaby Tana, nie obserwowałaby go, nie zbliżała się do niego i nie wchodziłaby do tej cholernej kabiny, żeby pod pretekstem mycia bezkarnie go dotykać, łudząc się przy tym, że ubranie, które na sobie zostawiła, cokolwiek w tej wyjątkowej sytuacji zmieniało, że kawałek materiału był wystarczający, żeby trzymać rączki przy sobie.
— Mam jedną kołdrę — uprzedziła z podstępnym uśmiechem, ale to była prawda, bo kołdrę rzeczywiście ma jedną i chociaż w tym domu znalazłoby się kilka miejsc do spania, była przecież kanapa w salonie, na której Harly mogłaby jednorazowo przenocować albo łóżko w dawnej sypialni jej rodziców, to jednak po pierwsze brakowało jej pościeli, a ozdobne poduszki to nie to samo, co porządna poduszka, tak samo jak koc nie zastąpi kołdry, a po drugie po prostu odpowiadał jej taki układ. Śmiało mogli spać w jednym łóżku. Nawet bardzo chętnie, choć nie wiedziała, jak to będzie bez tej bielizny. Niełatwo. — Może być? W jednym łóżku, nago i pod jedną kołdrą? Poradzisz sobie? — dopytała niby troskliwie, w rzeczywistości niesłychanie się z nim drocząc, w tej samej chwili ułożyła dłonie na jego barkach. Starannie nimi przesunęła, nie tylko wcierając w skórę pachnący żel, ale przy okazji również delikatnie je masując, w kojący sposób rozbijając napięte mięśnie.
Dokładnie i czule sunęła dłońmi po jego ciele; po karku, łopatkach, między nimi, wzdłuż kręgosłupa, znacząc jego linię palcem wskazującym, aż po same lędźwie, na których jej palce ponownie się rozproszyły, wędrując tą samą ścieżką w górę. Czuła, jak jego ciało reaguje na te gesty, znacząco się rozluźniając, dlatego uśmiechała się przy tym, odczuwając ogromną satysfakcję. Przy okazji zauważyła kolejnych kilka drobnych zadrapań, których musiał dorobić się upadając na ten nieszczęsny drut, dlatego i po nich z troską przejechała kciukiem, ale obeszła się z nimi delikatniej niż ze spiętymi mięśniami. Mogłaby tak zajmować się nim bez końca, ba, Harlow miała ochotę zbliżyć się do niego, wtulić się i znacząc jego skórę drobnymi pocałunkami, zająć się nim jeszcze bardziej. Na tę myśl drżący oddech wydostał się spomiędzy jej rozchylonych warg, a cichy śmiech przyjemnie rozniósł się po kabinie na słowa Tannera. Odrobinę zadarła głowę, instynktownie przechylając się na bok, aby móc spotkać się z nim zachwyconym spojrzeniem i posłała mu czuły uśmiech, rozumiejąc dwuznaczność jego wypowiedzi.
Usuń— A bardzo się zmieniłam? — zagadnęła zaciekawiona, niekontrolowanie przesuwając lewą dłoń na lewą pierś Tana, w którą przed chwilą postukał się w rozczulającym geście. Sunęła po niej opuszkami palców, niby po to, żeby przenieść tam spieniony żel i w dalszym ciągu pomagać mu w myciu, ale gdzieś po drodze ewidentnie przestało o to chodzić. Czuła spokojnie bicie jego serca, co jeszcze bardziej pomagało jej rozkoszować się tą chwilą, która wydawała się tak nierealna, jakby była snem. Harly bała się, że zaraz się obudzi, a Tanny jej zniknie.
— Na ciebie też czeka... — szepnęła zgodnie z prawdą, choć cicho, co przez szum wody mogło umknąć, ale czułe gesty, które wykonywała, nie miały prawa pozostać niezauważone. Co prawda, raczej nie zamierzała się tatuować, choć kto wie, ale to miejsce wciąż należało do Tana. Powoli dołożyła drugą rękę do tej, która już spoczywała na jego torsie, nie przejmując się faktem, że przez to musiała się zbliżyć do niego tak bardzo, że praktycznie ocierała się klatką piersiową o jego plecy. To było subtelne i nienachalne, a jej nie przeszkadzało ani to, że trochę się przy tym zmoczyła, ani ta piana, która się do niej kleiła. Była zbyt pochłonięta tą chwilą. Tym, że miała Tana w garści, że mogła poddać się namiętności, zrealizować te wszystkie fantazje, które przy nim nieustannie pojawiały się w jej głowie. Harlow uśmiechnęła się sama do siebie, zdecydowanie nakręcona tym, jak jego ciało na nią działało. Zbliżyła się, subtelnie opierając policzek między jego ciepłymi, mokrymi łopatkami i przymknęła oczy, lewą dłoń zostawiając na jego piersi, a prawą urządzając sobie wycieczkę w dół po śliskiej skórze. Zsuwała ją nieznośnie powoli, jakby w ten sposób chciała sobie wszystko o nim przypomnieć, ale tak naprawdę nigdy nie zapomniała. Pamiętała, jak Tanny lubi być dotykany, choć brała pod uwagę, że przez dziewięć lat to mogło się zmienić. Jeśli tak jest, to chętnie pozna go na nowo, odkrywając z nim rozkosz i przyjemność, jakich nie zaznał. Harlow zatrzymała swoją dłoń nisko, na podbrzuszu Tannera, drażniąc go swoimi niecierpliwymi palcami, a gdy nieznacznie przesunęła swoją sylwetkę na bok, to mogła sięgnąć dłonią jeszcze dalej; najpierw na udo, a następnie w tamto miejsce, w którym reagował na nią najbardziej i w dalszym ciągu niezawodnie.
— Chcesz, żebym umyła ci też włosy, Tanny? — zagadnęła niewinnie, muskając wargami oraz oddechem jego skórę na plecach, a na jej ustach zamajaczył figlarny uśmiech.
what do you think, hon? naughty enough, or do you want more? 🔥😈
Harrie
Nigdy nie było lekko, ale bez względu na ilość piętrzących się problemów, oni nigdy nie musieli odmawiać sobie tego uczucia, które ich połączyło, ponieważ byli ponad nimi. Beztroska mijała wraz z dziecięcymi latami, a gdy Tanner zaczął angażować się w rodzinne problemy, szukając rozwiązań, które miały przynieść efekty, to wtedy zaczęło się im sypać, ale wciąż mogli próbować. Ich związek nie podobał się wielu ludziom, jej rodzice byli mu całkowicie przeciwni, Tanner uważał, że Harlow zasługiwała na więcej, a ona, że powinni zacząć razem w innym miejscu, ale byli ze sobą i nie musieli obawiać się, że narażą się nieodpowiednim ludziom. Musieli uważać, żeby ojciec Harlow ich nie nakrył, jednak wtedy czekała ich co najwyżej wielka afera i szlaban, a to było nic w porównaniu z tym, do czego mogli posunąć się ludzie, którzy dzisiaj stanowili dla Tannera realne zagrożenie. Mogli być razem, coś na nich czekało i dawało nadzieję.
OdpowiedzUsuńObecnie sporo się zmieniło i pod wieloma względami było tylko gorzej, bo chociaż byli dorośli i teoretycznie mogli wszystko, w końcu nikt nie stał nad ich głowami, to jednak mieli już na koncie rozstanie, które mocno ich przeorało, nowe doświadczenia, o których jeszcze sobie nie opowiedzieli i świadomość, że nawet jeśli wciąż wiele ich łączy, to tak po prostu nie mogą znowu wszystkiego na siebie postawić, bo po drodze są przeszkody oraz problemy, z którymi najpierw muszą się uporać. To trochę do Harly nie docierało, choć zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie ignorowała ludzi, którzy ściągali na głowę Tana same kłopoty i potrafili posunąć się do takich rzeczy jak to dzisiejsze pobicie, nie ignorowała jego problemów ani tego, że miał powody, żeby się o nią bać, też się o niego bała, ale jednak brnęła w to, co się między nimi działo, bezmyślnie ożywiając swoje uczucia do niego. Zachowywała się tak, jakby lubiła, kiedy boli, bo przecież prawda była taka, że nawet jeśli dawniej Harlow mogła mieć Tannera, co wcale nie było łatwe i jej się nie udało, to dzisiaj powinien być dla niej nieosiągalny i chyba właśnie taki był, tylko zawzięcie wypierała to z głowy, nie chcąc się z tym pogodzić. Ale jak niby miała to zrobić, skoro doskonale wiedziała, jak na nią patrzy. Kilka razy wzajemnie się na tym złapali, a że znała ten wzrok, to miała świadomość, ile on znaczy. Znaczenie znała także tych niewinnych zaczepek, które miały więcej wspólnego z prawdziwymi pragnieniami, niż głupimi żartami. Z rozsądku nie powinni doprowadzać między sobą do napięcia, które prosiło się o rozładowanie, nie powinni dokręcać tej gorącej atmosfery, nie powinni znaleźć się w sytuacji, gdy jedyne, co ich od siebie dzieli, to mokra w niektórych miejscach, skromna piżama Harlow.
Problem w tym, że mając Tannera tak blisko siebie, nie potrafiła się powstrzymać. I tak musiała go dotykać, żeby pomóc mu w zmyciu resztek tamtych wydarzeń, dlatego nawet nie wiedziała, w którym momencie aż tak się rozpędziła. Ale prawda była taka, że tęsknota ją rozpierała i im bardziej bezwstydnie wodziła dłońmi po jego ciele, tym mocniej go pragnęła. Nie miała w dupie konsekwencji, po prostu o nich nie myślała, bo tak było prościej. Myślała za to o tym, że u niej nic im nie groziło. Że tutaj byli bezpieczni, że byli tylko oni, że naprawdę uważali i że to dało rozegrać się tak, żeby nikt nie dowiedział się, że Tanny u niej był, że spędził noc, że pozwolili sobie na więcej. Nikomu się nie wystawiali, będąc tutaj razem, a to zdecydowanie pomagało w tym, żeby pozbyć się obaw.
Harlow dotykała Tana czule i z pewną dozą nieśmiałości, starając się dokładnie wyłapać reakcje jego ciała na jej gesty, zdając sobie sprawę z tego, że to nie był taki rodzaj dotyku, na jaki można pozostać obojętnym, dlatego kiedy czuła, że Tanner mu ulega, poczuła zdecydowany przypływ śmiałości. Podobało się jej to, że sam zachęcał ją do pewniejszych pieszczot, dlatego wyraźniej zacisnęła na nim swoje drobne palce i zaczęła poruszać ręką dokładniej, trochę mocniej oraz szybciej, czując to, jak na nią reagował.
Wypełniało ją to samo podniecenie, pod wpływem którego on stawał się twardszy, co spotkało się z jej cichym jękiem pełnym aprobaty. Chciała zrobić mu naprawdę dobrze, najlepiej na świecie, żeby oszalał na jej punkcie i pragnął do niej wracać.
UsuńGdy Tanner wymknął się spod jej dotyku, Harlow przez krótką chwilę myślała, że świadomość związana z konsekwencjami była dla niego silniejsza od pokusy, na którą go wystawiła. Wydawało się jej, że to on będzie w stanie się jej oprzeć, bo dla niej było na to zdecydowanie za późno, ale dokładnie w tym samym momencie stało się coś, co jeszcze bardziej poruszyło całym światem i, przy okazji, nogami Harlow, na których próbowała utrzymać równowagę. Cichy pomruk zadowolenia mimowolnie wydostał się z jej gardła, gdy jej usta zderzyły się z ustami Tana, a on całował ją tak, jakby zaraz miała mu stąd zniknąć. Wkładał w to chyba każde z uczuć, które mu towarzyszyło, czym absolutnie odebrał jej rozum i jakąkolwiek zdolność logicznego myślenia, przy okazji uświadamiając jej, co z nim robiła. Złapała go za przedramiona, przytrzymała się i stanęła na palcach, żeby móc z taką samą dokładnością, choć przy okazji wielką zachłannością oddać każdy z pocałunków, nad którymi ciężko było nadążyć. Zrobiło się jej gorąco i miała wrażenie, że wilgotne powietrze nieznośnie przykleja się do ich rozgrzanych ciał. Westchnęła głośno, niechętnie odsuwając się od Tannera, po którym przemknął jej rozbiegany i rozemocjonowany wzrok. Pragnęła go całą sobą, nawet z tym lekkim mętlikiem, który miała w głowie i któremu nie pozwalała dojść do głosu. Przesunęła językiem po swoich wargach, uśmiechając się na słowa Tana, które bardzo jej odpowiadały. Właściwie to pierdolić cały ten prysznic; już był czysty.
Harly zdążyła jedynie kiwnąć głową ze zrozumieniem, a zaraz po tym znowu spijała z jego warg namiętne pocałunki, które strasznie ją rozpaliły. Uwielbiała, gdy ją tak całował, pewnie przy sobie trzymając. Uwielbiała czuć na sobie jego silne i ciężkie dłonie, ciężar jego ciała. Całego go uwielbiała.
Śmiało pogłębiła pocałunek, pozwalając ich językom ścierać się w gorącym tańcu, walcząc o dominację tylko po to, aby po chwili nieco zwolnić, całując Tana mniej zapalczywie, a dokładniej, chcąc się nim po tylu latach nacieszyć. Nie chciał tego robić, jednak to ona delikatnie pociągnęła go w swoją stronę, zmuszając do tego, by zrobił krok w przód. Mocniej przycisnęła do niego swoje usta, czując przyjemny ucisk w podbrzuszu i dreszcze, które ekscytująco rozchodziły się po jej ciele, gdy zębami figlarnie zaczepiła o jego dolną wargę, ponownie przenosząc dłonie na jego męskość.
— Tanny… — wyszeptała, odrywając się na chwilę, aby dać sobie i jemu czas na unormowanie przyśpieszonego oddechu. Jej serce dudniło w piersi, oddech drżał, natomiast jej oczy zawzięcie wpatrywały się w jego oczy, które w tym świetle były niebieskie jak ocean w słoneczny dzień i czuła, że przez niego zwariuje. — W takim razie koniec mycia — postanowiła cicho, nawiązując do jego słów i nie spuszczała z niego uważnego spojrzenia. Znowu zaczęła trochę wyraźniej poruszać dłonią, a ustami musnęła najpierw jego wargi, a następnie żuchwę, pieszcząc jego skórę, na której zostawiła mokry ślad.
— Teraz musimy wrócić na kanapę albo pójść do łóżka — wyszeptała, napawając się chwilą i słodkim zapachem Tannera. W innych warunkach nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby zostać pod prysznicem i tutaj się zapomnieć, ale Harlow mimo namiętności, której uległa, wciąż z troski pamiętała o żebrach Tana i o tym, że na siedząco lub leżąco będzie mu wygodniej. Mogli wrócić na kanapę, mieli bliżej, ale stamtąd i tak będą musieli dotrzeć do łóżka, więc mogą to sobie ułatwić.
take what you want and give me all of you ❣️👩❤️💋👨
Harlow Clarke
Emocjom z łatwością ulegała także Harlow, a o wybuchy przy Tannerze nigdy nie było trudno; to się między nimi po prostu działo i wydarzyło się również dzisiaj. Do tej pory sądziła, że skoro potrafią myśleć o konsekwencjach tego, do czego doprowadzili, to są bardziej rozważni i mają w sobie więcej cierpliwości, ale najwyraźniej zapomniała, że pożądanie przebijało wszystko. Że pragnienie, którego nigdy w sobie nie ugasiła, a które rozpaliło się w niej jeszcze bardziej od kiedy ponownie zobaczyła Tana, było czymś, nad czym mogła nie zapanować. Od momentu, w którym znaleźli się w jej domu i pozwolili sobie na swobodną atmosferę pełną swawolnych żartów, było jasne, że zmierzają w niebezpiecznym kierunku. Potrafili się ze sobą śmiać, więc humor był ich bezpiecznym językiem, ale w rzeczywistości maskowali nim ochotę, z której obnażali się, gdy posyłali sobie zbyt długie spojrzenia i pozwalali na niby niewinny dotyk, przypominając sobie, że tak naprawdę potrafili robić ze sobą wiele różnych rzeczy.
OdpowiedzUsuńHarly nie powinna znów przywiązywać się do Tannera, pozwalając sobie na zbliżenie, jednak prawda była taka, że ona chyba nigdy nie przestała czuć tego wszystkiego. Tanny zawsze był brakującym elementem jej życia, a dzisiaj, gdy ich usta zderzyły się ze sobą po raz pierwszy, a oni gubili swoje oddechy w pocałunkach, uświadomiła sobie, że zrobiłaby to samo bez względu na to, jak wyglądałoby jej życie. Tak bardzo za nim tęskniła. Tak dobrze pamiętała ich wspólne chwile i może właśnie dlatego zapragnęła do nich wrócić. Gdyby znaleźli się w podobnej sytuacji rok, dwa albo nawet pięć lat po rozstaniu, nie miałaby wątpliwości wobec tego, że to da się naprawić i od teraz będzie tylko lepiej, jednak mając z tyłu głowy świadomość tego, co dzieje się w życiu Tannera oraz tego, że praktycznie nie wiedzieli o sobie nic od prawie dziesięciu lat, tym bardziej rozumiała, jakie ryzyko podejmują. Przecież nie chodziło jej jedynie o seks. Nie korzystała z okazji, nie chciała tylko zaciągnąć Tana do łóżka, choć wiedziała, że będzie jej z nim cudownie. Nie była sfrustrowana, to nie była chwila słabości. Harlow chodziło o coś więcej i chociaż trochę obawiała się, jak będzie między nimi po tym, gdy pozbędą się granic, to chwilowo zupełnie się tym nie przejmowała. Nie myślała o tym. Skutecznie wypierała z głowy wszystkie obawy; od tych związanych z nimi i relacją, którą próbowali odbudować, po te, które wiązały się z ich bezpieczeństwem.
Cholernie chciała być jego Harrie, zupełnie tak, jakby to się nigdy nie zmieniło, i z takim samym pragnieniem chciała, żeby on był jej Tannym. Żeby Tanner się jej nauczył, żeby pozwolił Harly nauczyć się siebie, porozmawiał z nią o tych minionych latach, dał im szansę stać się dla siebie tymi ludźmi, którymi kiedyś byli. Nie miała pojęcia, czy los będzie dla nich na tyle łaskawy, wręcz podejrzewała, że wraz z porankiem nieco rozmyje się prostota tego, do czego dzisiaj dążyli, ale teraz pragnęła w tym trwać.
Przeszył ją silny dreszcz pod wpływem jego uzależniającego dotyku. Powietrze między nimi było gęste od pocałunków, gestów, niewypowiedzianych słów i pytania, o to, czy to miało sens, które wisiało nad nimi, ale żadne z nich nie miało odwagi, by się z nim mierzyć. Po co to robić, skoro serce biło jak oszalałe, a Harlow wreszcie czuła bliskość Tannera, mogąc bezgranicznie go dotykać i całować, poddając się namiętności.
UsuńOboje domyślali się, że to nie jest najlepszy pomysł, aczkolwiek Harly za bardzo poddała się temu pragnieniu, a Tan nie potrafił jej odmawiać, co z wielką satysfakcją i z jeszcze większą przyjemnością odkryła, gdy usłyszała jego odpowiedź. Zadrżała, unosząc na niego roziskrzone spojrzenie i uśmiechnęła się. Może nawet przez sekundę miałaby przebłysk jakiejś świadomości, czegoś, co podpowiedziałoby, żeby tego sobie nie robili, ale rozbroił ją, gdy wspomniał o ich przeszłości, ponieważ ona rzeczywiście czuła się przy nim jak za dawnych lat. Czuła się jak tamta Harrie, która ze wzajemnością szaleje na punkcie Tannera, a ze względu na to, ile czasu minęło od ich ostatniej bliskości, czuła się też trochę tak, jak wtedy, gdy przeżywali swój pierwszy raz. Była lekko zdenerwowana, jednocześnie niewyobrażalnie podekscytowana i podniecona, no i dużo bardziej świadoma swoich atutów, które wiedziała, jak bezwzględnie wykorzystać. Wiedziała również jak dotykać Tannera i pod tym względem także zamierzała pozostać bezlitosna.
Harlow drgnęła, gdy drzwi od kabiny przesunęły się z cichym zgrzytem, a jej wilgotne ubranie zderzyło się z rześkim powietrzem, w którym wciąż unosił się zapach żelu pod prysznic. Wydostała się spod prysznica, stając mokrymi stopami na zimnych płytkach i delikatnie przygryzła dolną wargę, wciąż czując na swoich ustach przyjemny ciężar ust Tana. Obserwowała go, gdy próbował się osuszyć, mniej lub bardziej świadomie eksponując przed nią swoje ciało, co bardzo się jej podobało i co było widać w jej intensywnym spojrzeniu, przez które śmiało przedzierało się pragnienie. Nie przejmowała się bałaganem i wodą, która mogła znaleźć się wszędzie; miło było znów mieć w swoim domu jego rzeczy.
— Zapraszam — zachęciła, czując ciepło bijące od jego rozgrzanego ciała, po którym nadal spływały kropelki wody, w szczególności po karku i wzdłuż kręgosłupa. Nieznacznie cofnęła się w stronę drzwi, ale stała na tyle blisko, że mogła swobodnie zahaczyć palcami o jego dłoń i zrobiła to z premedytacją, aczkolwiek delikatnie i leniwie, gdyż nie mogła powstrzymać się przed dotykaniem Tannera.
Znowu lekko pociągnęła go za sobą, robiąc krok w tył i nie spuszczała z niego kuszącego spojrzenia, które wiele zdradzało, choć niewiele mówili. Uśmiechnęła się, otwierając drzwi i skoro pierwszy raz od dawna mogli czuć się w tym domu tak swobodnie, jeszcze krótko musnęła usta Tana, nim odwróciła się. Drogę do jej pokoju oboje znali na pamięć, ale to nie przeszkadzało Harlow; nie puszczała jego dłoni, prowadząc go do siebie, czując się przy tym jak nastolatka, która pod nieobecność rodziców przyprowadziła do domu chłopaka. Tanner wciąż smakował jak zakazany owoc, choć chyba wcale nim aż tak nie był, prawda?
— Jak za dawnych lat — powiedziała, wracając do jego słów, gdy znaleźli się w jej pokoju, który wciąż był praktycznie taki sam jak wtedy, bo Harly nie miała czasu, aby cokolwiek zmieniać w domu rodziców. Miała za to czas, żeby dobierać się do Tana. Ciężko było jednak powiedzieć, do czego nawiązywała tymi słowami, bo kiedy tylko je wypowiedziała, stając przed nim, to gwałtownie złączyła ich usta w kolejnej dawce stęsknionych pocałunków. W sposobie, w jaki go dotykała i całowała kryła się cała ta namiętność, której nie zdołały ugasić lata rozłąki.
— Pamiętasz, jak było wtedy? — wyszeptała wprost w jego wargi, otulając je ciepłym oddechem. Jedną dłoń położyła na jego policzku, drugą niedbale przymknęła za nimi drzwi, ostrożnie napierając na sylwetkę Tannera, nie chcąc sprawić mu bólu, ale chcąc zmusić go do tego, żeby zbliżyli się do krawędzi łóżka. Spijała z jego ust namiętne, dokładne pocałunki i niechętnie oderwała się od niego dopiero, gdy mógł swobodnie usiąść na brzegu łóżka. Zatrzymała się przed nim, ciężko oddychając i rozpuściła włosy, które do tej pory ciasno trzymała spinka, która już po chwili niedbale gdzieś wylądowała.
Usuńwith pleasure, but baby, one night is not enough… 😏🔥
Harlow Clarke
[Ach, zawsze mi się miło robi, kiedy widzę Twoje komentarze pod kartami. 💛 Ślicznie dziękuję za powitanie Xandera. Trochę mu w życiu namieszałam, a od notki fabularnej to chyba nie ucieknę. Coś dużo chętnych się na nią znalazło. :D
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję i korzystając to chciałam przeprosić za porzucenie wątku z Rowanem. Jeszcze po tak ładnym zaczęciu. 🥲 Tannera witać okazji nie miałam, to chociaż teraz mogę mogę nadrobić. Niełatwy charakter, ale patrząc na jego historię to się nawet nie dziwię. Niech mu się dobrze tutaj wiedzie! A odchodząc to nie mogę przestać patrzeć się na tatuaż i tak dumam co to za stworka z mackami ma pod skórą. 😄]
Xander
OdpowiedzUsuń[Hej!
Wow, niezłych mamy w Mariesville przystojniaków! Jeden szeryf, drugi łobuz, lecz obaj bardzo ciekawi, pewni siebie i zachęcający do wielu różnych rzeczy. :) Chętnie skorzystam z zaproszenia, mam nawet pomysł na wątek dla każdego z nich, dlatego przybędę z ustaleniami na e-mail, żeby tutaj nie śmiecić. :) Nie wątpię, że Ty bawisz się dobrze, ale mimo to życzę dalszej dobrej zabawy i dziękuję za powitanie na blogu! :)]
Emily Thompson
Harlow nie miała czasu na to, żeby wprowadzić poprawki w domu, dopasowując go do siebie i swojego stylu, dlatego z wyjątkiem leniwie kręcących się po nim kotów, nie było tu nic nowego. To akurat zabawne, że brakowało jej chwili, aby wziąć się za te kartony i ostatecznie je rozpakować, za to miała go wystarczająco dużo, żeby ze śmiałością rozpakowywać się przed Tannerem ze swoich pragnień. Nie planowała tego, chociaż musiała przyznać, że bardzo chciała, natomiast ponowne rozsmakowanie się w nim było niczym wzięcie mocnego narkotyku przez człowieka, który podobno już miał nie brać. Było uzależniające, cholernie przyjemnie, pomagało zapomnieć o całym świecie i rozsądku, a gdy próbowało się raz, to już nie chciało się przestać i, prawdę mówiąc, właśnie tego Harly najbardziej się obawiała; że nie będzie potrafiła mu odmawiać. Że ten jeden raz, na który się skuszą, sprawi, że nie zapomni i będzie chciała mieć go tak zawsze, wbrew wszelkiej logice. Dla niej to nie był tylko jeden raz, to nie była jakaś chwilowa iskra, przez którą dała ponieść się chwili, w której się zapędziła. To była przeogromna tęsknota wymieszana z tymi wszystkimi uczuciami, które nigdy w niej nie umarły i wielkim pożądaniem. To było jawne, celowe, pozbawione wyobraźni igranie z ogniem, a przecież ono zawsze wiązało się z pewnym ryzkiem. Harlow nie miała tego ryzyka gdzieś, przejmowała się nim, jednak nie pozwalała mu zakorzenić się w głowie, by zrujnować tę chwilę obawami albo wątpliwościami. Dodatkowo zdecydowanie niczego nie ułatwiał fakt, że w jego ramionach było jej po prostu najlepiej, ponieważ ta bliskość sprawiała, że była spokojniejsza. Po tylu latach Tanner działał na nią jeszcze bardziej, znowu będąc tym, co zakazane, choć równocześnie na wyciągnięcie ręki.
OdpowiedzUsuńTo był przełomowy moment, w którym wszystkie nadzieje zderzały się z rzeczywistością, która nie sprzyjała temu, co się między nimi dzieje. Ale Harlow miała to wszystko gdzieś. Pierwszy raz od dawna trzymała blisko siebie to, czego naprawdę pragnie i póki co nie zamierzała wypuszczać tego z rąk. Najchętniej już nigdy by tego nie zrobiła, jednak nie była naiwna, gdzieś z tyłu przedzierała się świadomość, co nadejdzie, gdy nastanie ranek.
Ze wszystkich pomieszczeń w tym domu jej pokój był tym, który szczególnie kojarzył się z chwilami, które ona i Tanny dzielili ze sobą. Z tą absolutną, bezwzględną i przejmującą bliskością, której z pasją się oddawali. Kiedy weszła tu po raz pierwszy, każde wspomnienie, które jej towarzyszyło, uderzyło w nią ze zdwojoną siłą, a teraz, gdy była tutaj z Tannerem, nie mogła uwierzyć, że napiszą nową historię. Szli na żywioł, czuła to w ich niespokojnych gestach, w tych niezwykle krótkich momentach wahania, które konsekwentnie ignorowali, ale się nie zatrzymywali, dając sobie wytchnienie tylko wtedy, gdy musieli znaleźć miejsce na oddech. Miejsce powinni znaleźć także na rozmowę, by powiedzieć sobie wszystko to, czego nie zdążyli i co przez dziewięć lat w nich dojrzało, ale najwyraźniej uznali, że gesty powiedzą im znacznie więcej. I, w pewnym sensie, mówiły sporo, gdyż sposób, w jaki Tanner patrzył na Harlow, jak ją dotykał, jak do niej mówił, to wszystko sprawiało, że nie potrafiła powiedzieć sobie dość. Jej pragnienia nie dało opisać się słowami, ale najmniejszy dotyk był wystarczający, aby wszystko wróciło.
Jej brew lekko się uniosła, a usta powoli rozciągnęły, układając się w drapieżny uśmiech na jego słowa, które potraktowała jako wyzwanie. Harly uwielbiała wyzwania, szczególnie takie, choć coś jej podpowiadało, że Tanny wszystko pamięta. Ona pamiętała, bo pewnych rzeczy po prostu się nie zapomina.
— Masz problemy z pamięcią, Tanny? — zacmokała z udawanym przejęciem, nieznacznie potrząsając głową. Miała wielką ochotę, przywrzeć do niego całym ciałem i zatracić się w tej cudownej jedności, bo doskonale wiedziała, co Tanner miał do zaoferowania, a jednak jeszcze nad sobą panowała. Poruszyła się powoli na jego udach, bez subtelności ocierając się o niego z bezlitosną premedytacją, przez co jej ciało opanował elektryzujący dreszcz. Odetchnęła, czując szybsze bicie serca, gdy łapiąc za jej top, palce Tana zderzyły się z jej skórą. Mimowolnie napięła mięśnie pod wpływem tego dotyku i ujęła jego twarz w dłonie, czule przesuwając kciukami po szorstkich od zarostu policzkach, patrząc mu przy tym w oczy.
Usuń— Daj znać, kiedy zaczniesz sobie przypominać, staruszku — rzuciła z prowokacją, niewinnie się z nim drocząc. Pochyliła się w jego stronę z figlarnym uśmiechem, jej włosy miękko opadły na jego skórę, subtelnie ją łaskocząc, a ona najpierw złożyła krótki pocałunek w kąciku jego ust, a następnie szybko, nim zdążył zareagować, przesunęła się niżej, słodko i czule muskając wargami jego żuchwę. Z wyczuciem poruszyła przy tym biodrami, uważając na bolesne żebra, których dotykanie mogłoby sprawić mu dyskomfort i rozkosznie wzdychała, otulając oddechem mokre ślady na jego szyi. Cholernie podobało się jej to, że wciąż potrafiła go sobą rozbroić. Że wystarczyło im trochę czasu spędzonego we dwoje, a on się przed nią otwierał — z uczuć, z przeżyć, z problemów i skrytych pragnień. Harly pozwalała napięciu rosnąć, usta coraz mocniej przyciskając do jego skóry i wręcz zachęcając do tego, żeby pozbył się z niej tych zbędnych kawałków materiałów, które nie pozwalały im być odpowiednio blisko siebie, choć przebłysk rozsądku związany ze stłuczonymi żebrami Tannera podpowiadał, że nie powinni. On powinien odpoczywać, a ona powinna czym prędzej z niego zejść i pójść po tę maść. Z jakiegoś powodu jednak jej myśli nie współgrały z gestami, a ona zamiast zrobić to co rozważne, niespokojnie, jakby niecierpliwie poruszyła biodrami.
we probably shouldn't, but I want more 🤭💥❤️
Harlow Clarke
Przecież oni zawsze byli ponad schematami, więc nic dziwnego, że za odbudowę znajomości zabrali się od tej strony, od której nie powinni. Taki był ich niepowtarzalny styl, dzięki któremu mogli popełniać głupie błędy, których żałowali i po to nie rozmawiać ze sobą latami, żeby dobierać się do siebie bez opamiętania. To z jednej strony nie wykluczało tego, że wciąż mogli posiedzieć na kanapie i pooglądać głupie filmy albo wybrać się na piknik, o ile kac moralny im na to pozwoli, ale z drugiej strony musieli zastanowić się nad tym, czy chcieli cokolwiek budować ze sobą od nowa. W życiu Tannera nie było miejsca dla Harlow, o czym ona dobitnie przekonała się dziewięć lat temu i o czym przypomniała sobie dzisiaj, gdy rozmawiali o tym, że Grace musi wyjechać do siostry. Tan nie miał czasu na randeczki, wolne tempo i dyskusje o tym, czy dzisiejszego wieczoru obejrzą komedię czy thriller. A Harly doskonale o tym wiedziała i chyba z jej kręgosłupem moralnym też nie wszystko było w porządku, skoro robiła to sobie i Tanny’emu. Miała go nigdy więcej dla siebie nie mieć, ale dzisiaj los chciał inaczej i wolała go mieć o ten jeden raz więcej niż wcale.
OdpowiedzUsuńJej też do wczoraj wydawało się, że ich znajomość będzie wyglądała inaczej. Spodziewała się, że pierwsze spotkanie po latach będzie przypominało to ostatnie w dniu rozstania, że Tanner da jej powody, żeby mogła go znienawidzić i uwolnić się od tych rozdzierających serce uczuć, którymi nieustannie go darzyła, ale zamiast tego wręczył jej list, który sporo jej uświadomił, choć równocześnie wywołał w niej burzę emocji, którym uległa i które poprowadziły ją prosto w jego ramiona. Może był jednym, wielkim chaosem, ale najwyraźniej Harrie nie potrafiła bez tego chaosu żyć, w końcu sama zaprosiła go do siebie.
Wszystko, co się z nim wiązało było wyzwaniem, nawet ta chwila, której magia i wyjątkowość przysłoniły zdrowy rozsądek, jednak ona nigdy nie chciała trzymać się od niego z daleka. Od wczoraj każda chwila spędzona z Tannerem, każdy pocałunek, dotyk, najmniejsze muśnięcie skóry przypominało jej, dlaczego tak właśnie było. Im bardziej brnęli w stronę zbliżenia, tym bardziej tego chciała, odrzucając od siebie wątpliwości, choć dopiero, gdy jej biały top wylądował w bliżej nieokreślonym miejscu, była pewna, że nie ma odwrotu. Zresztą, gdyby był, to nawet by z niego nie skorzystała.
Uniosła kąciki ust, czując oddech Tana na swojej skórze, a kiedy poczuła na niej pocałunki, delikatnie przygryzła dolną wargę. Wsunęła palce w jego włosy, odgarniając do tyłu mokre kosmyki i westchnęła z rozkoszy, wypychając klatkę piersiową w stronę Tannera. Ciche pomrukiwania Harlow zniknęły jednak szybko w namiętnych, długich pocałunkach, w których ścierały się ich usta.
— Mam postarać się bardziej? — wymamrotała, jakby chciała upewnić się, że się nie przesłyszała, a wyzwanie Tana przybierało na intensywności. Uśmiechnęła się, uwielbiając pogrywać z nim w ten sposób; czułymi gestami i delikatnymi muśnięciami, które smakowały jak obietnica czegoś niezapomnianego, ale najpierw próbowała nimi obedrzeć Tannera z cierpliwości. — To mnie do tego zachęć — szepnęła prowokacyjnie, patrząc mu w oczy ze znajomym błyskiem i ponownie złączyła ich usta w pocałunku, który w założeniu miał być długi, kolejny raz pozbawiając ich oddechu, a okazał się nieznośnie krótki. Harlow mruknęła cicho zaskoczona, gdy za sprawą Tannera i niewielkiego przewrotu, zderzyła się z miękkim materacem, a jej włosy rozsypały się po chłodnej pościeli.
Zadrżała z ekscytacji, czując napięcie, które wypełniało ją w całości, a oddech uwiązł jej w gardle, gdy jego dłoń zacisnęła się na jej łydce, sprawiając, że bezwolnie odpowiedziała na jego ruchy. Wszystko działo się tak szybko, tak intensywnie, że nawet nie zdążyła zareagować. Z jej ust mimowolnie wyrwał się krótki, urywany śmiech pełen podniecenia, kiedy Tanner bez trudu przyciągnął ją do krawędzi łóżka, choć pożądliwe spojrzenie, które intensywnie w nią wbijał, skutecznie ją rozbrajało. Klatka piersiowa Harlow unosiła się szybko przez ciężki oddech, z którym ją zostawił. Jego dłonie, między którymi się znalazła, były niczym mur, który odgradzał ją od całego zła. Wsparła się na łokciach, odważnie patrząc w jego oczy, jakby bez słów chciała nakazać, żeby nie przestawał i przechyliła głowę na bok.
Usuń— Mhm, próbuj, Tanny — wymruczała zaczepnie, jakby toczyli bitwę, w której mógł być tylko jeden wygrany, a prawda była taka, że Harly dawno przypomniała sobie całkiem sporo. Momentami chyba nawet za dużo, biorąc pod uwagę, jak emocjonalnie i sentymentalnie podchodziła do tego, co wiązało się z Tanem. — Może pokażesz mi, jak to się robi? — zasugerowała, unosząc brew i celowo, zapraszająco rozchyliła uda. Ponownie opadła na łóżko i nie spuszczając wzroku z Tannera, zaczęła powoli przesuwać dłońmi wzdłuż ciała; najpierw paznokciami figlarnie zahaczyła o swoje spodenki, następnie dotarła do ud, z premedytacją sunąc na ich wewnętrzną stronę. Jej ciało ją zdradzało — drżało i robiło się niecierpliwe tam, gdzie jego palce nie zdążyły zawędrować, dlatego desperacko go zaczepiała, nie mogąc znieść tego przepełnionego napięciem oczekiwania.
Gdyby to od niej zależało, to mógłby nie wypuszczać jej z rąk, bo chociaż wiele nadziei w niej nie zostało, to wiara ciągle w niej była.
it's not about what we should, it's about what we want. life is too short, so yes, let's stop having doubts 😈💖
Harlow Clarke
Emily do samego końca nie była pewna, czy poruszanie niektórych spraw i przychodzenie z nimi tutaj to dobry pomysł. Tylu historii nasłuchała się o lokalnym mechaniku przez całe życie, że chyba wypadało jej spisać testament przed wejściem na teren warsztatu, bo według niektórych opowieści istnieje zagrożenie, że nie wyjdzie stąd o własnych siłach. Nie wierzyła w te plotki. Nie tak do końca. Wiedziała, że z tym człowiekiem lepiej żyć w pokojowych stosunkach, lecz nie uważała, że należy omijać go szerokim łukiem albo wcale nie wchodzić z nim w kontakt. Nie jeden raz pomógł jej z samochodem i kiedyś skutecznie odstraszył kilku pijanych chłopaków na jednym z festiwali, a gdy znalazł jej notatki, które pewnego razu zgubiła, zamiast wyrzucić je do śmieci, przejazdem wrzucił je do skrzynki na listy przy jej domu. Człowiek zły do szpiku kości nie poczuwałby się do takich rzeczy. Była kiedyś świadkiem jego bójki w lokalnym barze, dlatego rozumiała do czego może być zdolny, gdy ktoś zajdzie mu za skórę, lecz nie czuła potrzeby go omijać. Jeszcze. Przyszła do niego ze sprawą, której mógł nie chcieć poruszać, więc okaże się, czy na pewno nie będzie musiała go omijać, jeśli przez przypadek go wkurzy. Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje.
OdpowiedzUsuńWeszła na teren warsztatu i rozglądając się przeszła ostrożnie przez podjazd, na którym stało kilka samochodów. Czuła się tutaj odrobinę jak intruz, bo ani się nie zapowiedziała, ani nie zakomunikowała swojego przybycia. Nie była nawet pewna, czy Tanner jest na miejscu, lecz dźwięki dochodzące z wnętrza warsztatu dawały jej nadzieję i w dużej części motywowały, by nie zawrócić. Chciała z nim porozmawiać, bo uważała, że znają tych samych ludzi. Po tym, gdy została napadnięta, a sprawców nie udało się ustalić, powiedziała samej sobie, że nie będzie więcej do tego wracać. Przeżyła tę sytuację i straciła dużo nerwów, ponieważ doskonale pamiętała twarz swojego napastnika, ale nie było nikogo, kto mógłby wesprzeć ją w zidentyfikowaniu go. Dochodziła trochę na własną rękę, mimo że nie powinna, prosiła o pomoc szeryfa, a kiedy ten podsunął jej po cichu osobę Tannera, postanowiła spróbować. I nie zależało jej wcale na tym, żeby po latach złapać winnego. Chciała dowiedzieć się dla samej siebie, ile wspólnego z jej atakiem mieli ludzie, o których pisała kilka lat temu artykuł. Była to szajka skorumpowanych osobistości, która handlowała samochodami i zbijała niesamowite pieniądze na nielegalnym sprzedawaniu ich na inne kontynenty.
Gdy znalazła się w środku warsztatu, w którym panował nietypowy dla takich miejsc porządek, podniosła zaskoczona brwi i wpatrując się w poukładane narzędzia, lekko rozchyliła usta. Prawdopodobnie panował tu większy porządek, niż w garażu jej ojca, który jest bardzo poukładanym człowiekiem i to ją zaskoczyło. Spodziewała się raczej kluczy pozostawionych na podłodze, rozlanego oleju i porzuconych w kącie szmat. Przeszła tyłem do najbliższych drzwi, wciąż omiatając wzrokiem półki, a gdy zderzyła się z czymś twardym, szybko nabrała powietrza w płuca i odsunęła się kładąc dłoń na swym mostku. Przestraszyła się. Jej wzrok napotkał kamienną minę Tannera, a rumieniec wpełzł na jej policzki, barwiąc je na różowo. Weszła tutaj bez zaproszenia, choć doskonale widziała napis na drzwiach, który zakazywał wstępu osobom nieuprawnionym.
— Przepraszam — powiedziała cicho i obrzuciła mężczyznę spojrzeniem. — Ale przyszłam do ciebie — wypaliła zaraz. — Znaczy się, tak, pomyślałam, że możemy wyskoczyć na kawę — zagryzła wargę i założyła kosmyk włosów za ucho, starając się trochę uspokoić. — Cholera, po prostu mam ci coś ważnego do powiedzenia i myślę, że dobrze by było, gdybyś mnie chociaż wysłuchał — dobrnęła wreszcie do sedna, nie chcąc nawet podnosić spojrzenia do jego oczu, bo domyślała się, że wypadła jak ostatnia idiotka. Dopatrzyła się za to śladów po smarze na jego szerokich ramionach. Tatuaży również i kilku przetarć na zużytych spodniach. Jeśli spróbuje ją wywalić, nie odpuści tak łatwo. Skoro już tu weszła, musiała przynajmniej wykorzystać wszystkie możliwości, a najbardziej tą, którą trzymała w kieszeni bluzy.
UsuńEmily Thompson
Ich rozstanie pokazywało, że nie zawsze potrafili się ze sobą dogadać, ale za to niejednokrotnie próbowali dotrzeć się na różne sposoby, choć ten jeden był najskuteczniejszy. Harlow czasami się wydawało, że gdyby w dniu rozstania postanowili bliskością zwalić ten mur nieporozumień oraz niedopowiedzeń, który między nimi wyrósł, to mało prawdopodobne, że by stąd wyjechała. Seksem potrafili wynagradzać sobie naprawdę wiele beznadziejnych sytuacji, burząc ściany, które z czasem zaczęły się między nimi pojawiać. To pewnie nie było najzdrowsze podejście, ale kochali się i co do tego Harly nie miała wątpliwości, dlatego próbowali, starali się, walczyli o siebie w ten sposób, który najlepiej znali i który im wychodził. Czułością potrafili namieszać w swojej głowie i dzisiaj też to robili. Harlow nie wiedziała, jak bardzo jeszcze działa na Tana, choć to, co się z nim przy niej działo, wskazywało, że bardzo, ale on miał na nią wielki wpływ. Nie sądziła, że tak było, jednak tęsknota, która się w niej skumulowała, znalazła swoje ujście w bliskości, którą mogła z nim dzisiejszej nocy dzielić i którą zamierzała dzielić bez względu na to, jak głupie lub nieodpowiedzialne to było. Wplątując się w ten chaos, który mógł wprowadzić do jej życia Tanner, niczego nie traciła, a istniała szansa, że mogła sporo zyskać.
OdpowiedzUsuńHarly niczego nie chciała od Tana. To znaczy mogłoby się znaleźć kilka rzeczy, ale na pewno nie chciała jego wdzięczności, ani nie potrzebowała, żeby odwdzięczał się jej dlatego, że jej piękna główka, która zdążyła przejąć się jego problemami, jednocześnie rozumiała powagę sytuacji, w której się znalazł. Nie musiała mu pomagać, nie musiała angażować się w negocjacje z Grace, ale chciała, gdyż tak jak on uważała, że przeprowadzka do siostry będzie dla niej najbezpieczniejszą i najlepszą decyzją. Zresztą, dla niego to też było lepsze wyjście, skoro zbierał wpierdol w imię jej bezpieczeństwa, więc Tan będzie mniej poobijany i spokojniejszy o to, że Grace jest bezpieczna i może w spokoju korzystać z uroków Camden, nadrabiając czas z siostrą, natomiast jego matka będzie mniej się martwić ze świadomością, że Harrie miała go na oku. Co prawda obiecała, że będzie na siebie uważać oraz unikać kłopotów, nie narażając się i zamierzała tego się trzymać, ponieważ nie była głupia i domyślała się, jak łatwo jednym, niewłaściwym ruchem uruchomić domino, którego się nie zatrzyma, a którego największym pokrzywdzonym byłby Tanner, ale oboje wiedzieli, że miała doskonały widok na jego podwórko i, jeśli się postara, może dużo zauważyć. Mogła mu obiecać ostrożność, jednak nie obojętność.
Harlow uwielbiała jego grumpy stronę i wiedziała, że nie jest jedyna, bo to jakoś magicznie działało na kobiety, ale jeszcze bardziej uwielbiała, gdy stawał się przy niej taki inny niż przy wszystkich. Gdy zrzucał maskę, wyłaniał się ze skorupy i pozwalał, by jej delikatne dłonie kojąco gładziły jego zbolałą duszę, ukrytą pod twardą skórą. Czy Tanner naprawdę chciał wypuszczać Harlow z rąk? Stał się taki przyzwoity od kiedy kazał jej wyjechać z Mariesville? Czy naprawdę uważał, że to jedyne słuszne wyjście? Bo ona nie. Dla niej istniała masa wyjść, na które mogli się zdecydować, słuchając tego, co było gdzieś głęboko w nich, a nie tego, co nakazywały jakieś niepisane zasady. Skoro jego świat stawał się przy niej piękniejszy, to po co chciał ją z niego wykluczać? Niech po prostu pozwoli temu trwać na swoich zasadach, nawet jeśli jedynie w jej czterech ścianach, nawet jeśli ten jeden raz. Tanny rozpalił w niej ogień, którego nie mógł ugasić zdrowy rozsądek; to było podniecenie, które musiało znaleźć ujście w jego dotyku, w nim, w tym, jak ją sobie weźmie, a konsekwencjami będą martwić się jutro. Może. Kto to wie.
Jeśli nie chciał, żeby zaczęła się dotykać, to musiał coś z nią wreszcie zrobić, a wiadomo, że jej własny dotyk nie równał się z doznaniami, które Tanner jej gwarantował. Prowokowała, rzucała wyzwania i kusiła go, a to wszystko z bezczelnym błyskiem w oku i figlarnym uśmiechem wymalowanym na twarzy, dlatego kiedy nad nią zawisł, palce zaciskając na jej szyi, jej źrenice gwałtownie rozszerzyły się z ekscytacji. Kurwa przebiegło przez jej myśl, gdy dotarło do niej do jakich granic doprowadziła Tana i co on robił z jej ciałem — ono zdawało się błagać go o dotyk. Delikatnie zacisnęła usta, gdy się do nich zbliżył, ale ich nie pocałował, bez skrupułów pozwalając, aby napięcie między nimi stało się nieznośne. Czuła na sobie jego oddech i przeszywające spojrzenie niebieskich oczu, pod którymi z żałosną łatwością mogła się ugiąć, a jednak patrzyła w nie odważnie, ze śmiałością, którą jeszcze w sobie miała. Wstrzymała oddech, spotykając się z jego rozpalonym ciałem i twardą męskość, którą napierał na nią przez cienki materiał spodenek. Ten szczególny ciężar sprawił, że pulsowała z podniecenia, nie mogąc doczekać się jego dotyku. W jej brzuchu coś ścisnęło się z palącego pragnienia, gdy niski, bezlitosny, nieprawdopodobnie spokojny głos Tannera kusząco rozbrzmiewał, wykładając warunki, które brzmiały jak obietnica czegoś niezapomnianego. Przy okazji udowadniał jej, jak wielką kontrolę nad nią posiada, i że ona wciąż ufała mu na tyle, żeby się temu poddać. Nikomu innemu by na to nie pozwoliła, ale Tanner Gentry może z nią robić, na co tylko ma ochotę.
UsuńHarlow westchnęła i przymknęła oczy, gdy Tanner najpierw pocałował jej żuchwę, a następnie językiem zaczepnie musnął płatek ucha, czym wywołał dreszcz roznoszący się po jej karku, pod wpływem którego poruszyła się pod nim niespokojnie.
— Pragnę tego, Tanny — wyznała, otwierając oczy, gdy nagle złapał ją za szczękę i przygryzł wargę, czym wyrwał z jej gardła cichy jęk. Był przy tym tak cholernie seksowny, zuchwały i niegrzeczny, a ona wciąż tak samo bezczelna co nagle bezbronna, zdana na niego, jakby wszystko w tym momencie zależało od jej Tanny'ego. Harly pośpiesznie odwzajemniła jego pocałunek, palce jednej dłoni owijając na nadgarstku tej ręki, którą zaciskał na jej szczęce, a drugiej wplatając w jego wilgotne włosy. Pewnie wdarła się językiem między jego rozchylone wargi, mieszając całą tę czułość i słodycz z czymś delikatnie brutalnym.
— Pragnę cię. Pragnę, żebyś mnie miał, jak tylko zechcesz — wyszeptała dość chaotycznie, ponieważ między namiętnymi pocałunkami, które kradła z ust Tana tak, jakby to był jakiś konkurs, celowo ocierając się o niego swoją odsłoniętą klatką piersiową. — No dalej, zrób ze mną to, na co masz ochotę — zażądała odważnie, pozwalając, żeby przemówił przez nią kompletny brak cierpliwości, ale każdy jego ruch niósł ze sobą paraliżujące pożądanie.
— I lepiej, żebym tego nie żałowała, Tan — rzuciła prowokacyjnie, w odwecie z cichym pomrukiem zaczepiając zębami o jego wargę. To było kolejne wyzwanie. Kolejny bodziec, żeby wyciągnąć z Tannera wszystko, co przez te dziewięć lat się w nim zgromadziło.
are you already a believer? if so let's fuck, let's make love, let's have fun, let's make up for it 🥵💦🐱
Harlow Clarke
Idąc tutaj, przeczuwała, że będzie zmuszona do bezpośredniej konfrontacji z człowiekiem, który nie przebiera w słowach, ale to jej nie raziło. Miała w tych odwiedzinach własny cel, na którym jej zależało, dlatego była zdeterminowana i przygotowana na intensywne starcie. Na studiach uczyła się jak odpowiednio ugryźć temat, żeby uzyskać satysfakcjonujące informacje, ale rozumiała, że teoria nie zawsze równa się praktyce, a Tanner jest inteligentnym facetem i może ją zagiąć w dowolnym momencie. W jego otoczeniu czuła lekkie napięcie, onieśmielał ją bacznym spojrzeniem, śmiałością i bezpośrednim kontaktem, którego ona od jakiegoś czasu unikała. Ale podchwyciła spojrzenie jego oczu, tych jasnych okręgów o przejrzystej barwie, które patrzyły na nią trochę podejrzliwie, trochę zastanawiająco, jakby coś naprawdę jej odbiło. Może trochę tak było? Może naprawdę jej odbiło? Przesunęła zaskoczonym spojrzeniem po jego twarzy, kilkudniowym zaroście i mocnej szczęce. Teraz rozumiała już, dlaczego większość dziewczyn z jej towarzystwa uważała go za pociągającego i seksownego. Tanner ze swoją charyzmą i autentycznym podejściem naprawdę taki jest. Wysoki, dobrze zbudowany, z opaloną skórą, błyszczącą od słońca i oczami koloru morza mógłby zdobić okładkę niejednego czasopisma. Jako pasjonatka fotografii była przekonana, że aparat polubiłby jego całego i wielka szkoda, że nie miała sprzętu przy sobie. Tanner pewnie zabiłby ją, gdyby wycelowała w niego obiektywem, ale to ryzyko wcale by jej nie powstrzymało przed próbą uwiecznienia go na matrycy chociaż jeden raz.
OdpowiedzUsuńZamrugała szybko, gdy zdała sobie sprawę, że wgapia się w niego o kilkanaście sekund za długo i uciekła wzrokiem, czując, że rumieniec zaczyna wkradać się na jej policzki. Spodziewała się bezpośredniości, ale nie aż takiej. Uważał, że mogłoby być fajnie? To było nawet zabawne, bo nie przyszła do niego z niczym fajnym. Całkiem możliwe, że jak się dowie, to zaraz zmieni zdanie i wyrzuci ją za drzwi. I tego trochę się obawiała.
— Znamy tych samych ludzi — zdradziła, starając się brzmiąc pewnie i niezachwianie. — I uważam, że możemy sobie pomóc.
Powątpiewanie w jego twarzy i pobłażliwe spojrzenie nie motywowało, ale nie zamierzała poddać się wątpliwościom, które za sprawą jego postawy próbowały przejąć nad nią kontrolę. Chciała się tylko dowiedzieć, uzyskać kilka informacji o ludziach, którzy mogli być sprawcami napadu. Nie będzie dochodzić sprawiedliwości, bo nie sądziła, że zyskanie jej jest możliwe, ale miała informacje, które mogą przydać się tez jemu. Z tego co wiedziała od szeryfa sytuacja Tannera nie jest najlepsza, ale jej wiedza, zdobyta podczas dziennikarskiego śledztwa, mogła to zmienić. Jeśli nie bardzo, to chociaż trochę. Niech jej tylko zaufa.
Wyciągnęła zdjęcie z kieszeni bluzy i pokazała Tannerowi z odległości, w której od niego stała.
Usuń— Mamy wspólnego wroga — powiedziała, trzymając w palcach zdjęcie własnego autorstwa sprzed kilku lat. Było na nim kilku mężczyzn stojących na zaniedbanym podwórku garażu, znajdującego się na obrzeżach Atlanty. — To dlatego do ciebie przyszłam: bo chcę o nim porozmawiać.
Patrzyła uważnie na Tannera, niepewna tego co może zaraz nastąpić. Czuła szybsze bicie własnego serca i rosnący niepokój, mimo że miała pewność, że on nie zrobi jej krzywdy. Ona też mu jej nie robiła i wcale nie zamierzała. Ale zaskoczyła go nie tylko odwiedzinami, a nie miała pojęcia, czy Tanner lubi być zaskakiwany, a już szczególnie w taki sposób. Brak entuzjazmu po jego stronie był jednak dość wymowny.
Emily
Przede wszystkim w ich wypadku nie istnieje bezstratna opcja tego, co się należy i powinno. Najprawdopodobniej, jeśli zaczęliby robić to, co wypada, choć zupełnie nie zachowywali się tak, jakby mieli zamiar, to mogliby dodać kolejne pozycje strat do swojej już i tak beznadziejnie długiej listy. Tanny już miał okazję zachować się tak, jak wypadało i na co mu to było? Już odmówił sobie Harrie, chociaż niewyobrażalnie mocno jej chciał i ona odpuściła go sobie, choć nie była dnia, żeby jej serce się do niego nie rwało i taplali się w tym swoim własnym bagnie, równocześnie usiłując żyć dalej oraz pozwalając na to, aby uczucia trzymały ich w przeszłości.
OdpowiedzUsuńHarlow, prawdę mówiąc, nie miała pojęcia, co było dla nich w tej pojebanej rzeczywistości najlepsze — znienawidzić się i rzucać w siebie gniewnymi spojrzeniami, czy czuć ten sentyment, który im towarzyszył, ale wiedziała, że w każdej z tych konfiguracji pragnęłaby Tannera. To, jakie uczucia w niej wzbudzał, było nie do powiedzenia. Było przeogromne i niezaprzeczalnie prawdziwe, dlatego ulegała mu jak skończona gówniara, jakby znów była nastolatką, która przepada za swoim chłopakiem. Rzecz w tym, że Tanner nie był jej chłopakiem, chociaż w dalszym ciągu i z wielu różnych powodów wciąż czuła, że jest jej, a ona i tak przez niego wariowała. Jeśli kiedykolwiek zastanawiał się, jak bardzo działa na Harly, to właśnie dostał niepodważalne dowody. W dodatku mógł je nie tylko zobaczyć, lecz przede wszystkim poczuć, gdyż jej ciało błagało o niego bardziej niż kiedyś. Domagała się go, życzyła go sobie, naprawdę potrzebowała.
Nie dla zajebistego seksu, nie po to, żeby mieć do kogo przytulić się wieczorem, ani nawet nie po to, żeby miał jej kto wymienić kran w kuchni; chciała go tak, jak chciała zawsze. Bezwarunkowo i bezgranicznie, choć to nigdy nie było możliwe, ponieważ granice regularnie się między nimi pojawiały i były niełatwe do przesunięcia. Harlow wiedziała, że jeśli skazy pojawiały się już kiedyś, gdy z perspektywy czasu było łatwiej, to w teraźniejszości mieli koncertowo przerąbane, jednak zupełnie jej to nie przerażało. Jedyne, o co się martwiła, to fakt, jak bardzo mogła namieszać Tannerowi w życiu. Sobie robiła to na własne życzenie, doskonale wiedząc, że nie dostanie od niego obietnic lub deklaracji, nawet pół, ale samolubnie go w to wciągała, upierając się przy tym, że mieli jakieś wyjście, które nie kończy się na łóżku. Teoretycznie mieli; mogli się rozstać i nie wchodzić sobie w drogę, mogli zdecydować się na siebie i wspólnie mierzyć z całym tym niebezpieczeństwem, mogli próbować być tylko przyjaciółmi, ale mogli też pozwolić temu trwać, rozwijać się, konfrontować z przeszłością. Gdyby cokolwiek zależało od niej, to niczym nie musieliby się martwić, ale było inaczej, było wbrew wszystkiemu, co sobie wymarzyli i w tym też musieli jakoś się odnaleźć.
I żeby mieli jasność — Tan wciąż nie musiał o nikogo dbać, a już na pewno nie o Harly. Miał schorowaną matkę i problemy na głowie, dlatego to na tym powinien się skupić, a Harlow da sobie radę. Zawsze dawała, choć niejednokrotnie z jego nieocenionym wsparciem, ale dzisiaj niczego nie mogła od niego oczekiwać. Po prostu niech jest i po prostu niech znowu nie wyklucza jej ze swojego życia.
A czy Tanny naiwnie myślał, że Harrie nie była o niego zazdrosna? Była. Nie mogła myśleć o jego ślubie, byłej żonie, potencjalnych partnerkach oraz tych wszystkich kobietach, które lgnęły do niego jak ćmy do światła. Tanner zawsze je do siebie przyciągał, Harlow nie była wyjątkiem, ale on był jak ogień, a ona była dla niego niczym odpowiedni zapalnik, który działał, nawet jeśli niósł ze sobą ryzyko. Przez nich świat mógłby spłonąć. Bez ryzyka nie ma zabawy.
Tylko sęk w tym, że wiele z tego, co się między nimi dzisiaj wydarzyło wychodziło poza ramy zabawy, nawet jeśli dość długo sobie żartowali i się śmiali. Teraz nie było między nimi ani krzty żartów; było za to napięcie, które opanowało ciało, ciężka atmosfera unosząca się w powietrzu, tworząc je tak gęste i mocne, że nie dało się oddychać. Tutaj nie było miejsca na wątpliwości, niknęły zastąpione śmiałymi prowokacjami i figlarnymi, przydługimi spojrzeniami, które rzucali sobie spod przymrużonych oczu, po których rozlewała się przyjemność. Skóra Harlow była gorąca, a jej ciało przyjemnie mrowiło z ekscytacji, która zakotwiczyła się głęboko w jej podbrzuszu i nabrał na sile, kiedy chłodne powietrze gwałtownie zderzyło się z wrażliwą skórą uwolnioną spod materiału. Drgnęła niespokojnie, czując na sobie jego palce, którymi pieścił ją z zaangażowaniem, sprawiając, że stawała się jeszcze bardziej mokra i rozpalona. Tak bardzo, że bez trudu mógł się w niej znaleźć, co odczytał bez problemu z jej niecierpliwych oczu i cichych westchnień, ze sposobu, w jaki wychodziła w jego stronę biodrami, podsuwając mu siebie bardziej. Jej spojrzenie gwałtownie pociemniało z pożądania, ale kryło się w nim coś znacznie więcej: ulga, jakby wreszcie dostała to, na co czekała i za czym cholernie tęskniła oraz nieme pytanie, dlaczego stało się to dopiero teraz.
Usuń— Ja pierdolę — wyrzuciła z siebie, absolutnie nie kontrolując swoich reakcji na to, co Tanner z nią wyprawiał. Otuliła go swoim gorącym, wilgotnym wnętrzem, mocno się zaciskając i jęknęła głośno, dodatkowo cholernie pobudzona jego dłonią, która zaciskała się na jej delikatnej szyi. Poddała się mu, ufnie oddając w jego dłonie, które dotykały nie tylko ciała Harrie. Każdy ruch, każde mocne pchnięcie, westchnienie i głośny oddech wracało echem przez lata ciszy, było zbyt intensywne i znajome. Tanny był w niej tu i teraz, a jednak tak jak kiedyś.
Harlow zacisnęła dłonie na pościeli, mnąc ją w nich tak, jakby coś jej zrobiła, jednak przyjemność rozchodząca się po jej ciele była tak ogromna i gwałtowna, że z trudem nad sobą panowała. Mimo to z dumą spojrzała w oczy Tannera, pozwalając mu się podziwiać, chłonąć to, jak wciąż na nią działał. Nie zawahała się, gdy jego kciuk spoczął na jej ciepłych ustach, wręcz przeciwnie — chętnie przyjęła ten gest. Z błyskiem w oku powoli objęła jego palec wargami i zamruczała rozkosznie, rozsmakowana w tej czułości. Językiem miękko przeciągnęła po jego opuszkach, patrząc mu w oczy tak bezczelnie wyzywająco, jakby z wielką chęcią zamieniła ten kciuk na coś innego. A nie było łatwo skupić na tym geście, zgrywając zmysłową, podczas gdy między jej udami za sprawą Tannera działo się coś nieprawdopodobnego. Czuła go tak głęboko i tak intensywnie, że jej nogi mimowolnie się zaciskały, a biodra mocno wbijały się w miękki materac, jakby w ten sposób mogła przyjąć go jeszcze bardziej. To było zawzięte, dokładne i pełne tęsknoty. Byli sobą nienasyceni i robili wszystko, żeby to zmienić, ale to nie było takie proste.
— Tęskniłeś za tym, co Tanny? — wyszeptała zaczepnie, gdy tylko jego kciuk opuścił jej usta, których kąciki drgnęły w figlarnym uśmiechu. — Widzę, jak bardzo — dodała bezczelnie, ale kiedy złapał ją za włosy, zmuszając do odchylenia głowy, a jego biodra zachłannie spotkały się z jej biodrami, Harrie mocno zacisnęła oczy, nie powstrzymując głośnego jęku, który brutalnie wydostał się z jej gardła.
Kurwa. Kurwa Kurwa.
Jej plecy wygięły się w łuk, jej pośladki były przyciśnięte do łóżka, a Tanner był w niej całym sobą, wypełniając ją tak kurewsko dobrze, że miała mroczki przed oczami, łapiąc urywany oddech. Jego usta rozbiegane po jej szyi wywołały łaskotki, które wraz z dreszczem przyjemnie rozeszły się po kręgosłupie, a ona przycisnęła piersi do jego klatki piersiowej, zachęcająco się o nią ocierając. Jego zmysłowy ton wypełnił ją kolejną dawką przejmującego podniecenia, przez którą Harlow subtelnie zacisnęła szczękę. Miał ją w garści i oboje doskonale o tym wiedzieli.
Mruknęła cicho, trochę niezadowolona z faktu, że ich pocałunek trwał tak nieznośnie krótko, równocześnie będąc chwilą wytchnienia, a dłoń Tana pilnowała, żeby nie wyrwała się do niego, ale zaraz wycelowała spojrzenie prosto w jego błękitne oczy, które w tych okolicznościach nabierały intensywności. Rozchyliła usta, by coś powiedzieć, lekko zwilżając je koniuszkiem języka, ale wtedy Tanny się poruszył, ocierając o najwrażliwsze punkty Harlow. Wyrwał z niej ciche przekleństwo pełne aprobaty, choć gwałtownie poruszyła biodrami, jakby próbując uciec spod tego elektryzującego, wypełniającego rozkoszą dotyku. Znowu lekko zacisnęła uda, nagle przenosząc jedną dłoń z pościeli na jego biodro, w które mocno wbiła paznokcie, przytakując.
Usuń— Chcę — wyznała, obnażając się ze swoich pragnień oraz potrzeb. Nie wstydziła się ich, była w nich bezwzględnie pewna siebie, czując, co robi z Tannerem. — Pokaż mi, jak bardzo ci mnie brakowało — poprosiła, a może rozkazała. Pragnęła go równie mocno, jeśli nie mocniej, niż on ją. — Pokaż, Tanny, co sobie wyobrażałeś, że ze mną zrobisz, gdy znowu się spotkamy — zażądała zmysłowym głosem, intensywnie wpatrując się w jego oczy. Pragnęła go dziko. Oddawała mu całą siebie, ponieważ po pierwsze czuła, że Tanny robi to samo, a po drugie naprawdę wciąż mu ufała.
— No chyba, że to wszystko na co cię stać? — zasugerowała niewinnie, choć oboje wiedzieli, że to nie było wszystko, a Harlow jedynie się z nim droczyła. Chciała, żeby dał jej całego siebie, żeby dał jej wszystko. Poruszyła się, nieco wyrywając się w jego stronę, aby pozwolił jej się pocałować. Czule, z tęsknotą, z żalem, że kiedykolwiek mógł pomyśleć o tym, że ktokolwiek może ją zastąpić.
Nie, to nie był tylko seks. Harlow czuła się tak, jakby właśnie coś odzyskała.
heaven, hell or the space in between — I don't care where we end up, just promise you won't let go 🔥🧡
angelic Harlow Clarke
[omg, speechless… Harlow ma przerąbane 🤭🫠]
OdpowiedzUsuńMiędzy nimi niezwykle ciężko było o obojętność i cokolwiek, co trzymałoby ich relację w zdrowych ryzach. W takich, które pozwoliłyby im nakreślić, o co tak właściwie między nimi chodzi, bo przecież przyjaźń tak nie wyglądała. Nie wyglądało tak koleżeństwo, nie wyglądało nawet najlepsze sąsiedztwo, tak z wielu powodów nie mogła wyglądać znajomość byłych partnerów, którzy nie stali się sobie obojętni. Nie mogła, nie powinna, bo bycie z Tannerem wiązało się z echem wspomnień, które dopadały Harlow z zaskoczenia i zakotwiczały się w jej głowie. Zmuszały do sentymentalnych podróży, do rozczulania się nad tym, jak było kiedyś, do powrotów do tego wszystkiego, co wtedy robili, a dzisiaj z jeszcze większą pasją i doświadczeniem powtarzali.
W pewnym sensie do dzisiaj, do tego momentu, w którym przekroczyli granice, to wszystko, co o nim pamiętała i pielęgnowała, było przeszłością, a teraz przeistoczyło się w rzeczywistość. Harly mogłaby poprosić Tana, żeby ją uszczypnął, jednak jego dotyk, palce, które zaciskały się na szyi i plątały we włosach, rytmicznie dopadające do siebie złaknione biodra, ciepło jego ciała i bliskość, która sprawiała, że równocześnie czuła się cholernie bezbronna i bezpieczna, to wszystko wyraźnie podpowiadało jej, że to nie był sen. To były jej przeżycia, kolejne emocje oraz uczucia, którym pozwalała wyryć się w sobie na dobre. To było coś, czego nie dało się wymazać — coś, co miało zostać w niej już na zawsze jak wszystko, co związane z jej Tannym.
Harlow odnalazła się przy Tannerze tak, jakby te dziesięć lat rozłąki nie istniało, a oni zawsze należeli do siebie. Mogli się ze sobą nie zgadzać, okropnie kłócić i idiotycznie rozstać, aczkolwiek nigdy nie opuścili swoich serc, które podczas dzisiejszego uniesienia zgrały się ze sobą zupełnie tak, jak w idealną jedność zgrywały się ich spragnione ciała. Nigdy nie mogli przestać dla siebie istnieć, więc tym bardziej nie stanie się to żyjąc w tym samym miasteczku, obok siebie, mając widok na swoje podwórko i to, co się w nim dzieje. To, że kiedyś się popsuło, dziś nie miało już większego znaczenia, ponieważ miłość, która ich połączyła, zostawiła w nich ślad i nie jest najważniejsze to, czy będą ze sobą, powtórnie się na siebie decydując, czy jednak z siebie zrezygnują, wmawiając sobie, że to dla jakiegoś wyższego dobra, bo oboje znali prawdę, a prawda była taka, że należeli do siebie.
Harlow nie pozwoli się skrzywdzić, ale nie pozwoli również na to, żeby krzywdzono Tannera i on musiał się z tym liczyć. Była mądra i sprytna, więc wydawało się jej, że wie, jak powinna o siebie zadbać, ale nie dało się ukryć, że troska Tana sprawiała, że miękły jej kolana i chciała więcej. Nikt nie potrafił zaopiekować się nią tak, jak robił to on i przy nikim nie czuła się tak bezpiecznie. Był jej przystanią, którą straciła i do której właśnie powróciła.
W tym układzie, w którym się znaleźli, Harlow musiała korzystać ze swoich uroków, by zawrócić w głowie Tannerowi. Niesłychanie kręciła ją świadomość, że mogła go mieć i że podkręcała go swoim zachowaniem, doprowadzając do szewskiej pasji. Kurwa, jak ona uwielbiała go takiego. To znaczy uwielbiała go w każdej wersji, ale w tej, gdy brał ją sobie z taką pasją, pewnością, tak, jakby była jego własnością, kurewsko ją podniecał. Przez to robiła się jeszcze bardziej mokra i gorąca, a ciche jęki nieustannie umykały z jej rozchylonych warg, którymi łapała ciężkie oddechy, z coraz większym trudem wpatrując się w oczy Tana. Ale mimo to wciąż rzucała mu wyzwania, kusząc go z premedytacją i precyzją, będąc znacznie bardziej świadoma swojego ciała oraz walorów. Była dojrzalsza, bardziej kobieca i seksowna, a do tego z satysfakcją odkrywała, co robiła z Tannerem. Reagował i odpowiadał na jej zaczepki, ba, fundował jej za nie niezły rollercoaster, na którym jazda za niedługo skończy się krzykiem.
Jej chętne i spragnione pocałunków usta gwałtownie przylgnęły do warg Tana, całując go zachłannie, choć czule, lecz niezbyt długo, ponieważ pozbawił jej siebie, co spotkało się z cichym pomrukiem niezadowolenia, które szybko przemieniło się w zaskoczenie, gdy dodatkowo brutalnie odwrócił ją, przycisnął do materaca i prędko znalazł się za nią. Ciche kurwa swobodnie opuściło jej usta, gdy z ekscytacją i pełnym napięcia oczekiwaniem czuła, co Tanny z nią robi. Bezlitośnie drażnił, testował, zmuszał do tego, że się niecierpliwiła, choć równocześnie szalenie ją pobudzał. Wypuściła drżący oddech, jedną dłoń zaciskając na pościeli i jęknęła cicho, z pasją wsłuchując się w jego słowa, bo kiedy mówił do niej tym głosem — niskim, drapieżnym i blisko ucha, wciąż przypominając jej jaki jest twardy, to mogłaby przysiąc, że kręciło się w jej głowie. Na jej twarzy majaczył dumny uśmiech, który delikatnie się powiększył, gdy chwycił ją za włosy i trzymał mocniej, odkrywając się ze swoich pragnień i tęsknot. Przygryzła wargę, mając wrażenie, że może osiągnąć orgazm tylko od tego; od słuchania jego fantazji. A co najlepsze — doskonale wiedziała, że wydarzy się między nimi wszystko, co chcieli ze sobą zrobić.
Usuń— Tanner — jęknęła głośno, wzywając go z aprobatą, gdy wbił się w nią nagle i dokładnie, roznosząc przyjemność po całym pobudzonym wnętrzu. Tak, jak tylko on potrafił i dokładnie tak, jak pamiętała i marzyła, aby zrobił to ponownie, choć nawet w tym, co tak zdążyła z nim poznać, było coś fascynująco nowego. Harlow mocno się na nim zacisnęła, a kolejne jęki miękko opuszczały jej zdarte gardło, gdy ich ciała się zderzyły, natomiast ruchy Tana nabrały na intensywności. I choć było coś brutalnego w tej dominacji, w tym, jak Tanny trzymał ją za włosy i do siebie przyciskał, to Harrie to, kurwa, cholernie kręciło. Tylko on miał na to pozwolenie. Tylko on mógł drażnić się z jej pragnieniami, za pomocą których rozwalał ją na drobne kawałeczki i z czułością składał w całość.
Niekontrolowanie napięła pośladki, czując mocnego, idealnie wymierzonego klapsa, którego dźwięk rozszedł się po całym pokoju jak wystrzał. Delikatna skóra natychmiast zareagowała, pulsując palącym gorącem, które rozlało się po pośladku. Miejsce ozdobione śladem jego dłoni tętniło, jakby błagało o więcej, a w Harly coś drgnęło.
— O tak! Przypomnij mi, czyja jestem — wyrzuciła z siebie głośno, mocno przyciskając swoje ciało do jego ciała. — Jeszcze raz — zażądała, jakby nie znała umiaru, a zaczepny uśmiech przemknął przez jej twarz, na której malowała się błogość. Harlow odrzuciła głowę, opierając ją o Tana, dosięgając szklistym, półprzytomnym spojrzeniem do jego roziskrzonych oczu.
— Powiedz, kurwa, że należę do ciebie, Tanny — rozkazała zaskakująco stanowczo, choć głos jej drżał. Nie musiała tego słyszeć, wszystko, co ze sobą robili oraz to, jak mu się oddała, krzyczało jak bardzo jest jego, ale chciała się w tym zatracać. — Powiedz to wreszcie. I powiedz, że ty jesteś mój — wybłagała, palce jednej dłoni mocno owijając wokół jego przedramienia, podczas gdy drugą dłonią dotknęła swoich piersi. Pobudzała je przez krótką chwilę, a następnie zsunęła dłoń nisko i wypychając pośladki w stronę Tana, mocniej oparła się na swoich kolanach, by móc umiejscowić tę dłoń między swoimi nogami, a konkretnie w miejscu, w którym ich ciała się spotykały, aby pieszczotami dostarczyć im dodatkowych wrażeń. Jej rozpalona skóra coraz bardziej kleiła się do skóry Tannera, podobnie jak wilgotne kosmyki włosów, a dźwięk zachłannie dopadających do siebie bioder roznosił się echem po pokoju, mieszając się z coraz silniejszymi jękami. Sprawiał jej niewyobrażalną rozkosz, którą z każdą chwilą było coraz trudniej znieść, dlatego przechyliła głowę, przebiegając wzrokiem po lustrze, które stało w kącie pokoju, a w którym ich odbicie było nieziemskie i delikatnie przygryzła skórę na ramieniu Tana, tłumiąc w ten sposób coraz głośniejsze, graniczące z krzykiem, jęki. Chciała, żeby nie przestawał. Żeby pieprzył ją tak do rana, gwarantując trudności z chodzeniem i żeby powtarzał to z nią każdego dnia. To nie było możliwe, ale w tej chwili wszystko wydawało się osiągalne.
UsuńI tylko miała nadzieję, że jego żebra nie ucierpią za bardzo, przecież i tak je w końcu nasmarują. Obiecała mu to, a Harlow dotrzymuje obietnic.
back in your heart? perfect. I brought kisses, warmth, care, something naughty and every part of me that never stopped loving you 💐☀️💖
Harlow Clarke
Harly wiedziała, że to nie była droga do budowania nowego początku na solidnych podstawach, a raczej poddanie się tęsknocie za tym, co miało nie wrócić. Pogodzenie się z pewnymi faktami zajęło im prawie dziesięć lat i porzucili to wszystko w przeciągu kilkudziesięciu minut błogiej przyjemności. Tęsknili za sobą tak bardzo, że gdy tylko znaleźli się w bardziej intymnej sytuacji, której ciężkość rozluźniali sprośnymi żartami, to pozwolili na to, aby ich wspólna przeszłość przejęła stery. Nie dlatego, że byli przekonani, że w ten sposób cudownie zaczną i że nic lepszego nie mogli sobie zrobić, ale chyba dlatego, że wciąż tliła się w nich nadzieja na coś. Na coś, czego nie nazywali, jednak to coś między nimi było. Po tym, co ze sobą wyprawiali, musieli przyznać, że naprawdę byli dla siebie stworzeni, tylko to nie zawsze musi oznaczać szczęśliwe zakończenie. Nawet jeśli to było najgłupsze zaczęcie z możliwych, to równocześnie jedno z najpotrzebniejszych, ponieważ dostarczało im wiarę i podsycało w nich to, co po sobie zostawili.
OdpowiedzUsuńWczoraj zachowywali się poprawnie, dzisiaj mogli poprawnie się ze sobą przespać, a że oni zawsze dostarczali sobie silnych emocji i mocnych przeżyć, to dzisiaj nie mogło być inaczej. A jeśli dodatkowo istniał jakiś cień szansy na to, że w tej podłej rzeczywistości odnajdą się tak jak w łóżku, w którym szło im perfekcyjnie mimo upływu lat i zmian, które w nich zaszły, to chyba było warto przynajmniej spróbować. Założeń można mieć mnóstwo; od tych, że przez te dziesięć lat zmienili się nie do poznania, przez co nie wytrzymają ze sobą nawet chwili, po te, że wciąż są tacy sami, ale nie poznają prawdy, dopóki po nią nie sięgną. To, że Tanner nie zamierzał ponownie wpuszczać Harlow do swojego świata, to już trochę inna sprawa, jeszcze bardziej skomplikowana, bo przecież oni byli do siebie przywiązani, o czym się przekonali, a walka z tym im nie wychodziła. Gdyby było inaczej, nie znaleźliby się w takiej sytuacji.
Harrie mocno zacisnęła oczy, nie będąc w stanie wytrzymać tej przejmującej przyjemności, którą wprowadzał w jej ciało Tanny. Zgrywała się z nim idealnie i dopasowywała do jego rytmu, przez co ich biodra mogły płynniej i dokładniej się ze sobą spotykać, a on trafiał w jej najczulsze miejsca, sprawiając, że ciepło rozlewało się po jej podbrzuszu. Chciała go mocniej i bardziej, choć rozsądek podpowiadał, że mocniej i bardziej się nie da. Że oni byli ze sobą już tak połączeni, że prawie nierozerwalni. Każdy gest, którym się wymieniali, każda czułość połączona z brutalnością i dominacją, wszystko, co próbowali sobie dać, to było prawdziwe. Harlow nieznacznie się napięła, ściągając łopatki, gdy poczuła na swojej rozpalonej skórze usta Tannera. Westchnęła z przyjemności, jeszcze bardziej wysuwając biodra w jego stronę, oplatając go ciasno swoim gorącym wnętrzem i chociaż zaciskała usta, próbując w ten sposób się kontrolować, to zupełnie nie mogła zapanować nad mieszanką wulgaryzmów oraz słów pełnych aprobaty, które coraz szybsze i dokładniejsze pchnięcia mimowolnie wyrywały z jej gardła, łącząc je z jego imieniem, po którym wzywała go już któryś raz, powtarzając, jak jej dobrze.
Harly czuła, że im mniej kontroli było w Tanie, tym mocniej zaciskał palce na jej skórze, co wcale jej nie bolało, ponieważ osiągnęła z nim ten etap podniecenia i rozkoszy, że bardziej skupiała się na tym, co działo się między jej nogami, ale mogło zostawić nieznaczne ślady, które jeszcze dobitniej uświadomią jej, czyja chce być. Nie tylko ten jeden raz, nie tylko jako błędny początek lub była dziewczyna, chciała być jego tak jak kiedyś, choć nie mogła, ponieważ los postanowił rzucić im pod nogi jeszcze więcej kłód.
Była tak nakręcona, czując, że to Tanner przez nią pulsuje, że z premedytacją jeszcze ciaśniej go sobą oplatała, choć cichy pomruk niezadowolenia i zaskoczenia wymsknął się z jej rozchylonych ust, gdy z niej wyszedł, zostawiając po sobie niewystarczającą pustkę, zamiast tego ciepła, którym ją wypełniał. Chłodna pościel starła się z jej rozgrzanym ciałem, dlatego na chwilę przyłożyła do niej zarumieniony policzek, próbując ochłonąć, choć w środku płonęła. Łóżko ostrzegawczo skrzypnęło pod naciskiem ich ciał, szczególnie, gdy Harlow znalazła się znów na plecach z dłońmi wciśniętymi w materac. Kontrolnym spojrzeniem obrzuciła jedną i drugą rękę, myśląc sobie, że to sprytne zagranie ze strony Tana, choć równocześnie okrutna tortura dla niej, gdyż nie mogła go dotykać. Zatrzymała spojrzenie na jego twarzy i patrzyła na niego tak, jak patrzy się na coś, co wraca po długiej nieobecności; z drżeniem dudniącego serca, jakby każdy oddech mógł zrujnować tę chwilę, a on mógłby jej stąd zniknąć. Harrie miała wymalowany zachwyt w oczach, który nie był wynikiem tylko tego, co widziała, choć ciało Tana naznaczone tym szczególnym wysiłkiem oraz pożądaniem, robiło na niej ogromne wrażenie. Był równocześnie onieśmielający, cholernie męski, tak uparty, jak go zapamiętała, pozwalający sobie na dzikość, którą jeszcze kontrolował. Harlow pragnęła krok po kroku rozbierać go z tej kontroli. Pozbywać się jej i o niej zapominać.
UsuńByła oszołomiona, ale świadoma słów opuszczających jej usta oraz ich wagi. To prawda, że dała ponieść się emocjom oraz pasji, przez co mogłoby się wydawać, że to, co mówi, jest wynikiem pożądania, ale to było głębsze, większe, istotniejsze. Płynęło z serca, wobec czego nie miała żadnych wątpliwości i jeśli musiała postarać się bardziej, żeby Tanny uwierzył, to tak zrobi.
Pewnie przytaknęła w odpowiedzi na jego pytanie, starając się utrzymać z nim kontakt wzrokowy, choć okrutnie kusiło ją, żeby spojrzeć w dół, tym bardziej, że czuła, jak się na niej opiera, napierając i lekko pobudzając jej kobiecość. Uniosła kąciki ust w figlarnym uśmiechu, nieznacznie odrywając głowę od materaca na tyle, na ile dała radę i czule, zaczepnie przesunęła rozchylonymi wargami po ustach Tana, kusząco się o nie ocierając.
— Chcę, Tanny — szepnęła w jego usta i korzystając z okazji koniuszkiem języka zapraszająco je zwilżyła, po czym grzecznie się od nich odsunęła, niewinnie patrząc w jego oczy. — Jeśli ty też tego chcesz — dodała szczerze, pozwalając na to, aby przez jej twarz przemknął grymas obawy, bo jeśli on tego nie chciał, to wolałaby nigdy się do tego nie przyznawać. W tym samym czasie niekontrolowanie kilka razy poruszyła dłońmi, niespokojnie i instynktownie, chcąc je położyć na jego ciele, aby zbadać zarysowane pod skórą, napięte mięśnie. Chciała do niego należeć, ale tylko wtedy jeśli on tego chciał, gdyż oddawała mu dzisiaj coś więcej niż swoje ciało. Oddawała mu siebie. Pokazywała, że wciąż ma w niej swoje miejsce.
— Boże — wyrzuciła z siebie przeciągle, przewracając oczami z przyjemności, które lekko przymknęła, rozkoszując się czułymi pocałunkami, którymi Tanner obsypywał jej skórę, którą pobudzał, sprawiając, że stawała się wrażliwsza. — To też się nie zmieniło — stwierdziła z rozbrajającą szczerością, mając na myśli to, jak się z nią droczył, zajmował i jak zależało mu na tym, by powtórzyła swoje słowa.
— Pragnę być twoja — zaznaczyła, rozmarzonym spojrzeniem zahaczając o jego oczy. — Tylko twoja. I żebyś ty był mój — wyznała, wciąż dając ponieść się emocjom, które w niej buzowały.
Słysząc jego sugestię uniosła brwi i uśmiechnęła się niewinnie jak aniołek, któremu niezwykle pasowały te zaróżowione policzki, lekko opuchnięte od pocałunków usta i rozrzucone włosy. Wiedziała, że teraz to on z nią pogrywa, rzucając jej w ten sposób wyzwanie, aczkolwiek nie potrafiła się opanować.
— Jestem strasznie niecierpliwa… — jęknęła, popisowo się o niego ocierając, by mógł raz jeszcze przekonać się o tym, że w takich sytuacjach cierpliwość nie była mocną stroną Harlow. — Daj, Tanny — szepnęła zachęcająco, starając się nie spuszczać wzroku z jego oczu. Znowu nieskutecznie poruszyła ręką, jakby na znak, że musi ją puścić, żeby mogła zacząć się wykazywać. — Daj mi coś z tobą zrobić — poprosiła tak w kontraście do tych wszystkich rozkazów, żądań i wyzwań, które mu dumnie rzucała. Teraz wciąż była niesłychanie pewna siebie, ale z nutą niewinności, choć do niewinnych nie należała.
Usuńcome closer, baby. let me take care of you — slowly, as if I've waited a decade to learn you again 🥰❣️
[Podobno wszystko funkcjonuje w zależnościach — zależąc od tego, czy tamtego, faktycznie, mogłoby być weselej, ale zależąc od tego, czy tego, na pewno mogłoby być również gorzej. :D Fakt, nieciekawy początek życia trafił się jej w przydziale, lecz cała jego reszta należy już w pełni do niej; kto wie, może zrobi z nim coś spektakularnego? Widowiskowego? A może cichego i dobrego, bez fajerwerków czy oklasków? Możliwości stoją przed nią (p)otworem, a jeśli macie ochotę się przyłączyć do budowania przyszłości, zapraszamy. :)]
OdpowiedzUsuńMalkia Coven
Ale Tanner nie miał uwierzyć w łaskę ludzi, którzy byli zdolni do wszystkiego i od których nie tylko Harlow powinna trzymać się z daleka; miał uwierzyć w nią i w siebie. W to, że po tylu latach i tej rozłące cokolwiek, co jeszcze ich łączyło miało sens, a to, co się między nimi wydarzyło, nie działo się ze zwykłej potrzeby ciała, nie działo się dlatego, że Tan był zajebisty w łóżku, Harly miała całkiem niezły tyłek i seks był tym, co im wychodziło, a stało się, gdyż dzisiaj na ich nosie zagrały emocje, których mogą się wypierać, ale nie są w stanie z nimi walczyć. To była potrzeba serca, nad którą zapanowała tęsknota, jednak Harlow ze swoim temperamentem nie powinna jej ulegać. Powinna trzymać dystans i nie pozwalać na to, aby przemawiały przez nią uczucia do Tannera, które niewątpliwie w niej były, ponieważ właśnie przez nie częstowała go tymi wyznaniami, które nie mogły pojawiać się między nimi. Do cholery, bardzo dobrze o tym wiedziała, ale najwyraźniej pozwoliła zamroczyć się bliskości Tanny’ego na tyle, że w przeciwieństwie do niego naprawdę odrzuciła to, co rozważne. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie dzisiaj i nie w tych gorących emocjach, ale prędzej czy później dotrze do niej to, co mówiła i w jaki sposób wypowiadała swoje wyznania, deklarując, że jest jego a on jej i jutro dojdzie do niej, że zostawił te ważne, naprawdę płynące z czegoś więcej słowa bez odpowiedzi. Nie usłyszała od niego tego, na co liczyła i nawet jeśli to smakowało rozczarowaniem, to nie mogła być zła. Nie mogła, bo oni naprawdę nie byli swoi. Z wyjątkiem przeszłości i tej jednej, niepoprawnej chwili, która ich połączyła.
OdpowiedzUsuńI która prędzej czy później minie jak prawie wszystko, co się z nimi wiązało, bo Tanner żył w cholernie skomplikowanej rzeczywistości, a do tego z uporem maniaka odmawiał sobie szczęścia, poświęcając wszystko, co miał, natomiast Harlow z zaskakującą naiwnością wierzyła, że ta chujowa rzeczywistość jeszcze się odmieni. Nie była beznadzieją optymistką, właściwie na wiele spraw patrzyła całkiem surowo, ale gdy chodziło o nich, to zawsze coś się w niej przestawiało. Głęboko w niej było coś, co nie pozwalało jej przestać w nich wierzyć, choć dawno powinna, bo ona nie uratuje Tana, nie sprawi, że jego świat magicznie się naprawi, że los wreszcie zacznie im sprzyjać.
Czy oni na pewno byli aż tak zgranym duetem, jak im się wydawało, czy może tylko tak bardzo im na tym zależało, że się tego trzymali? W całym tym syfie, w który coraz bardziej się wciągali, pewne było tylko to, że Harlow z nikim nie było tak dobrze jak z Tannerem i że najprawdopodobniej nikt nie mógł jej zranić tak jak on. A co gorsze — to działało z wzajemnością.
Może, gdy uda im się myśleć trzeźwiej, to pogratulują sobie tej głupoty, za pomocą której komplikowali swoją odnowioną znajomość, ale chwilowo ciężko było skupiać się na myśleniu. Zamiast tego Harlow koncentrowała się na tym, gdzie jeszcze zawędrują usta Tana, a on nie musiał nic mówić, nie musiał jej odpowiadać, skoro w jakikolwiek sposób miałby nie trzymać się tego, co jej wyzna, ale jego gesty, to, jak się nią zajmował, z jaką czułością i pożądaniem na nią patrzył, jak od nowa naznaczał jej skórę i duszę sobą — to znaczyło więcej niż jakiekolwiek słowa.
Harlow słodko się niecierpliwiła, ale to dlatego, że jedynie momenty dzieliły ją od osiągnięcia spełnienia i gdyby nie ta chwila wytchnienia, na którą zdecydował się Tanner, być może już tonęłaby w jego ramionach. Zresztą, wciąż czuła w podbrzuszu to charakterystyczne napięcie, które przyjemnie się po nim rozlewało, gdy z zachwytem w swoim ciemnym spojrzeniu oraz czułością obserwowała, jak uroczo Tanny naznacza jej skórę pocałunkami. Westchnęła rozmarzona, nie kontrolując uśmiechu, który wymalował się na jej twarzy, choć doskonale wiedziała, że się z nią droczy. Z pasją pogłębiła pocałunek, wolnymi dłońmi łapiąc za jego twarz, gładząc kciukami szorstkie i gorące policzki.
Może Tanny nie powiedział Harrie, że jest jej, choć na to liczyła, ale jego zachęcające gesty i słowa sprawiły, że śmiało podparła się na łokciach, mocniej napierając na niego ustami, spijając z jego warg słodkie pocałunki i sprawnie zmieniła rozkład sił, wydostając się spod niego.
UsuńTeraz to Tanner mógł, a raczej został zmuszony do tego, żeby swobodnie rozłożyć się na miękkim materacu i chłodnej pościeli, a Harlow zawisła nad nim, łaskocząc go kosmykami włosów. Wiedziała, że ta kontrola, którą chwilowo oddał jej w ręce, będzie w nich tak długo, dopóki jej na to pozwoli, dlatego zamierzała z przyjemnością ją wykorzystać. I chociaż krótkie, ale intensywne pocałunki, które zostawiała na jego szczęce, szyi oraz obojczykach to jeszcze nie było coś, czym mogła go zaskoczyć, to przecież dopiero się rozkręcała.
Poruszała się na nim leniwie i ostrożnie, ale zmysłowo, intensywnie się o niego ocierając, pilnując przy tym, aby pozostał tak samo twardy i napięty. Językiem znaczyła jego skórę, zostawiając na niej wilgotne ślady. Mruczała przy tym figlarnie, równocześnie dotykając go tak, jakby doskonale znała jego ciało oraz wszystkie jego najczulsze zakamarki i uczyła się go od nowa.
— Wiesz, jak ciebie chcę? — zagadnęła, zatrzymując się i patrząc na niego z dołu. Zaczepny uśmiech zamajaczył na jej twarzy, a paznokcie przesunęły się po jego udzie, drażniąc skórę. — Całkowicie — skwitowała z rozbrajającą szczerością, nie czując potrzeby, aby się z tym kryć. Była szczera, jej potrzeby były szczere i nie zamierzała zadowalać się półśrodkami.
— Ale najpierw chciałabym, Tanny, żebyś poprosił mnie o więcej — wyznała zgodnie z prawdą, wciąż patrząc mu w oczy. Zgrabnie pokręciła biodrami, nieznośnie się z nim drocząc, lecz wiedziała, że to nie wystarczy, żeby wyrwać z jego gardła prośby. Dlatego nagle oderwała od niego biodra, między które gwałtownie wdarł się nieznośny chłód, przestała otulać oddechem oraz ustami jego skórę i podniosła się, schodząc z niego. Najprawdopodobniej najbardziej zaskoczyłaby go, gdyby w tej chwili przerwała i nie pokusiła się o więcej pieszczot, ale była na to zbyt podniecona, dlatego kolejny raz przetasowała ich pozycję i znalazła się całą sobą tuż nad jego twarzą. Wstrzymała oddech, delikatnie przygryzając wargę i obserwowała go uważnie, gdy rozsunęła uda, kolanami celowo nieznacznie opierając się na jego rękach, by w ten sposób je uziemić. Jakoś musiała sobie radzić z tą dominacją, w którą zamierzała się pobawić, zanim weźmie to, czego pragnęła.
— Bądź grzeczny — poprosiła z delikatnym przekąsem, bezczelnie i specjalnie, subtelnie opadając na jego twarz. Uśmiechnęła się przy tym z satysfakcją, ale wcale nie zamierzała pozostać mu dłużna, znał ją, Harlow uwielbiała obsypywać jego ciało czułościami i uwielbiała sprawiać mu przyjemność, dlatego zaczęła najpierw dłonią pieścić jego męskość, a następnie pochyliła się i z zaangażowaniem objęła ją ustami.
this is how I like to learn and I hope you can keep up, baby 🥵💦🌸
Harlow Clarke
Z wielu spraw Harlow może nie zdawać sobie sprawy, bo gdy rozstawali się prawie dziesięć lat temu, mało ze sobą rozmawiali, szczególnie o problemach, a czas, który minął, nie pomagał. Zmieniło się sporo, choć równocześnie wciąż były takie sprawy, które nie zmieniały się wcale, ale przez ten czas Harly nie była na bieżąco z życiem Tannera. To, co do niej docierało, było jedynie skrawkami niepełnych informacji, które rzucali ich wspólni znajomi, by jakoś zaspokoić jej ciekawość; czasami były to po prostu plotki, które ktoś bezwstydnie powtarzał, bo usłyszał coś w sklepie albo od jakiegoś pijaczka w The Rusty Nail. Zresztą, Tan był człowiekiem, który naprawdę dbał o swoją prywatność i nie pozwalał na to, aby ktokolwiek wiedział lub widział więcej, niż on sobie tego życzy, więc to, że ludzie gadali o nim oraz jego szemranych powiązaniach to jedno, ale sęk w tym, że najczęściej niewiele było w tym prawdy. Szczególnie tej najbrutalniejszej.
OdpowiedzUsuńW związku z tym Harlow nie wiedziała dużo, a już na pewno nie wiedziała wszystkiego, tylko tyle, na ile on dzisiaj się przed nią otworzył i tyle, co zdążyła poznać w ich wspólnej przeszłości, gdy cała ta sprawa była owiana jeszcze większą tajemnicą. Harly nie znała ludzi, którzy prześladowali Tannera, dopiero dzisiaj pierwszy raz zobaczyła, do jakich rzeczy są zdolni, choć podejrzewała, że to jedynie początek długiej listy umiejętności, ale nie ignorowała tego zagrożenia, które płynęło z ich strony. Nie chciała narażać siebie, nie chciała narażać Tana, nie chciała dawać tym ludziom narzędzi do działań, jednak równocześnie nie potrafiła z niego zrezygnować. Nie po tym, jak zaczęli na nowo się odnajdować. Nie chodziło o to, że plany Tanny’ego nie obejmowały Harrie, to było całkiem normalne, skoro przez dziesięć lat nie była obecna w jego życiu, ale o to, że on po prostu nie dawał im szansy. Wiedział, co przy niej i do niej czuje, widział, co się z nimi w swoim towarzystwie działo, a i tak był pozbawiony tej wiary, której jej nie brakowało. Dość beznadziejnym uczuciem było to, jak jednocześnie byli sobie bliscy i dalecy.
Harly chciała otworzyć drzwi, które Tanner do siebie zdecydowanie zamknął i chciała przebić się przez mury niedostępności, ale wiedziała, że to będzie cholernie ciężka przeprawa nie tylko dlatego, że on był w sobie aż tak zamknięty, lecz także przez to, że rzeczywistość nie sprzyjała im w rozwijaniu tej relacji na normalnych zasadach. Po pierwsze ze względu na burzliwą przeszłość, po drugie z uwagi na to, jak wyglądała ich codzienność. Harlow nie mogła wpadać z niezapowiedzianymi wizytami do Tana, w jednej ręce trzymając czteropak piwa, a w drugiej jakąś porządną pizzę, którą mogliby się opychać, opowiadając sobie o tym, jak wyglądało ostatnie dziewięć lat życia. Właściwie dopiero teraz docierało do niej, jak bardzo miała ograniczone sposoby, aby dostać się do Tannera. Tak bardzo, że ta bliskość, na którą się pokusili, ta chwila zapomnienia i wspomnień przeplatana tęsknotą, która miała zostać ich tajemnicą, istniejąc tylko między nimi, to znaczyło dużo więcej. Ona nie mogła normalnie go poznawać, normalnie z nim rozmawiać, zaglądać mu do okien przy każdej okazji i liczyć na coś, co się nie wydarzy. Miała go teraz, ale nie będzie miała go jutro, to oczywiste i nawet jeśli Harlow opierała się, żeby spojrzeć tej prawdzie w oczy, to doskonale o tym wiedziała. Ale ona też tęskniła jak nienormalna i też jej na nim zależało, dlatego zamierzała wyciągnąć z tej chwili wszystko; chciała go całego.
— Wystarczy poprosić — zauważyła przekornie, bezczelnie się z nim drocząc, a to było ryzykowne, bo po pierwsze z ich dwójki to ona była bardziej niecierpliwa, a po drugie nawet siedząc na Tannerze, przyciskając do łóżka jego ręce, nie miała z nim szans. Ale chciała wyrwać z niego choć jedno błaganie, choć jedno wyznanie, jak bardzo za nią tęsknił i jak bardzo chce więcej. Nie musiał tego robić, żeby to dostać i ją mieć, już była jego, jednak nie byłaby sobą, gdyby figlarnie nie sprawdzałaby jego granic. Często to robiła, bo zwyczajnie kręciło ją to, że jej ulegał, nawet jeśli nie musiał. Wzajemnie drażnili swoje ego i ambicje, niesłychanie się prowokując, ale to było takie w ich stylu. Cali oni.
Usuń— Założę się, że o tym marzyłeś — zagadnęła, oddechem otulając wrażliwe miejsce, w którym wylądowały jej usta oraz język, pozostawiający po sobie mokre ślady, a jej pytanie było równie bezczelne co poprzednie słowa, biorąc pod uwagę, że ze śmiałością i brakiem wstydu wpakowała się na jego twarz, a tym samym zupełnie nie ułatwiała mu tego, żeby opowiadał o swoich potrzebach. — Tęskniąc za moim smakiem — stwierdziła z niesłychaną pewnością siebie. Zachichotała rozkosznie, słysząc jego zapewnienia, jednak ona nie zamierzała być grzeczna; to on miał taki pozostać, ona jedynie starała się kontrolować, żeby móc odpowiednio długo urządzać mu te słodkie tortury. Mocno wbiła paznokcie w wewnętrzną część jego uda, czując na sobie jego język i nagły przypływ przyjemności, przez którą nieznacznie poruszyła biodrami. Reagowała na niego tak jak on na nią, z każdą chwilą chcąc go bardziej, mocniej i w sobie, a jednak wciąż na przekór tym pragnieniom, pieściła go nieznośnie powoli. Obsypywała jego męskość pocałunkami, drażniła językiem, a jak trzeba było to dopieszczała dłonią, ale nie poszła na całość tak, jak było ją na to stać. Nie dawała mu takiego ukojenia, na jakie mógłby liczyć. Prowokowała go, czerpiąc ogromną satysfakcję z tego, jak na nią reagował, a im bardziej czuła, że chce, aby wzięła go głębiej lub ostrzej, tym bardziej mu tego nie dawała. To nie było łatwe dla Harlow, bo zdążyła zauważyć, że ruchy jego języka dopasowywały się do tego, co wyprawiały z nim jej usta, przez co w pewnym sensie sama skazywała się na tortury, ale mogła przystać na takie poświęcenie.
— To jak chcesz, żebym cię zadowoliła, Tanny? — zapytała miękko i czule, znów rozsypując zaczepne pocałunki i liźnięcia po całej jego długości. Paznokciami sunęła po jego udach, równocześnie opierając się na dłoniach, którymi dociskała jego biodra, by się nimi nie wyrywał, a kolanami mocniej przycisnęła jego dłonie, choć wciąż z wyczuciem. Zaczęła się prostować, brutalnie pozbywając go swoich niegrzecznych ust, które zastąpiła ciekawskimi palcami. Przesuwała je po nim czule i zachęcająco, ale spokojnie, jakby dokładnie badała każdą reakcje jego ciała na ten dotyk. Zaczepnie poruszyła przy tym swoimi biodrami, pozostając w tym nierównym układzie, a za pomocą jednego słowa mogła mu dać jeszcze więcej. — Już wiesz, gdzie chcesz skończyć? — zębami zahaczyła o swoją dolną wargę, wzdychając z rozkoszy, a przecież jeszcze do końca mieli trochę czasu.
of course I do it well. I know exactly how to use my mouth to make you beg for more... 😋🍦🌻💛
Harlow Clarke
Harly nie miała pojęcia, czy to co robią, ma jakikolwiek sens, ale była pewna, że niosło ze sobą ciężar, którego od tak się nie pozbędzie. Nie dlatego, że łudziła się, że ta jedna noc cokolwiek między nimi zmieni, tylko przez to, że to chaotyczne i nagłe zbliżenie miało w sobie coś, czego oboje próbowali się wyprzeć. Z każdą sekundą, którą spędzała w objęciach Tannera w swoim dawnym pokoju w tym domu w Mariesville czuła, że przebija się do niej przeszłość. Przyszłości cholernie się bała, za to teraźniejszość wszystkim przypominała jej to, co już mieli i z wielu powodów było poza ich zasięgiem.
OdpowiedzUsuńSeks z Tanem był ryzykowny, ponieważ był czymś, czego Harlow nie mogła zignorować, lecz równocześnie przynosił ulgę w tym, co czuła. W tych rozgorączkowanych emocjach i tęsknocie, która wisiała także u jej nogi i której próbowała pozbyć się na wszelkie sposoby, jednak każdy z nich zawiódł. Czego by nie zrobiła, przyłapywała się na tym, że myślała o Tannym i za nim tęskniła, ponieważ był w jej życiu kimś, kto kompletnie je odmienił. Kimś, kto nauczył ją kochać i równocześnie udowodnił, że jak już się zacznie, to strasznie ciężko przestać.
To, w jakim tempie się do siebie zbliżyli oraz że zrobili to w tak spektakularny sposób nie miało nic wspólnego z tą zdrową, normalną relacją, na którą liczyła stając wczoraj pod drzwiami jego domu. Miała dobre intencje, dzięki którym mieli postawić z Tannerem na uczciwość i szczerość, natomiast trudno powiedzieć, gdzie one się podziały, gdy postanowiła, że zapakuje się z nim do łóżka. Jeśli cokolwiek mogło być po tylu latach prostsze, bo podobno dorośli i zmądrzeli, to chyba to zjebali, wybierając małe zamieszanie. Mieszali sobie w głowach i, może trochę, w sercach, a już na pewno w tym wszystkim, co sobie do tej pory wyobrażali. Harlow się wydawało, że jej przyjemności z Tanem ograniczą się do uprzejmości, a oni nauczą się żyć obok siebie jak sąsiedzi z przeszłością, jednak dzisiaj przekonała się, że to chyba niemożliwe. Przeszłość goniła ich przez całą rozłąkę, aż wreszcie dopadła.
Tak, Harly kurewsko potrzebowała tej bliskości. Kurewsko potrzebowała Tana i chociaż wiedziała, że to może być tylko ta jedna chwila, ta jedna noc, podczas której się zapomną, bo coś w nich pękło, to nie potrafiła odpuścić. Ba, ona tym bardziej go chciała.
Niezmiennie kręciło ją to, gdy tak dla odmiany to on się jej oddawał i pozwalał na to, by miała swój moment dominacji, bo ta uległość była kwestią zaufania. Oboje wiedzieli, na co mogą sobie pozwolić i że robią to tylko i wyłącznie dlatego, że ta druga osoba im na to pozwala. To było cholernie ważne, a dopóki Tanner nie zarządził zmiany ról, Harlow korzystała z tej satysfakcji, którą odczuwała, mając go pod sobą.
Poza tym, cholernie uwielbiała sprawiać mu przyjemność, więc zajmowanie się nim w każdym tego słowa znaczeniu, stanowiło dla niej jedno z ulubionych zajęć. Uwielbiała, gdy reagował na jej bliskość, gdy poddawał się jej dłoniom, a jego biodra wyrywały się do jej ust, chcąc więcej.
— Tanny — westchnęła cicho, może trochę ostrzegawczo, gdy zaczepił ustami skórę na jej udzie, przez co nieznacznie drgnęła i uśmiechnęła się, bo chociaż oficjalnie nie prosił o więcej, to w swoim niepokornym stylu na to więcej zdecydowanie namawiał.
Usuń— Lubię cię więzić — przyznała bezwstydnie, a ciężko byłoby tego nie lubić, skoro wiązało się to z rozkoszą, która przez jego język konsekwentnie rozlewała się po jej podbrzuszu, a do tego Harly mogła mocniej pobudzać Tannera dłonią i zmysłowo dokładać do tego usta. Zajebiście go się tak więziło, ale o kończeniu w takiej pozycji nie było mowy. Oboje chcieli się jeszcze sobą nacieszyć.
— I bardzo lubię ci się oddawać — wyznała z jękiem, który był wynikiem nasilających się pieszczot, które niechętnie musiała przerwać, ale tylko po to, żeby mogli poczuć się bardziej.
Harlow z tym swoim nieco rozmarzonym uśmiechem jeszcze przez chwilę podroczyła się z Tannerem, testując jego całkiem wytrzymałą cierpliwość, aż wreszcie kolejny raz zmieniła pozycję, tym razem usadawiając się na jego biodrach. Gdy tylko to zrobiła, pochyliła się nad nim, muskając włosami jego twarz i złączyła ich usta w namiętnym pocałunku, jakby już zdążyła zatęsknić za ich smakiem. Dłonie oparła na łóżku, przenosząc na nie ciężar ciała i zahaczyła zębami o dolną wargę Tana, szybko przenosząc się z pocałunkami na szyję, którą muskała, czule pieszcząc.
— I co ty teraz z tym zrobisz… — zastanowiła się, szepcząc w jego skórę, otulając ją ciepłym oddechem, powoli, lecz dokładnie przesuwając biodrami, zaczynając w ten sposób się o niego ocierać. Nieśpiesznie, z wyczuciem, tak, że najpierw oboje mogli poczuć przedsmak tego, co ze sobą robili, aż wreszcie poczuli się w pełni i bezgranicznie, a wtedy ruchy Harlow stały się zdecydowanie bardziej stanowcze i mocniejsze, choć nadal nieznośnie wolne.
is this a promise? I want every damn piece of you ❤️🔥
Harlow Clarke